Sztuka zdobywania władzy

Transkrypt

Sztuka zdobywania władzy
PLUS MINUS 2004-01-10
Sztuka zdobywania władzy
Bogusław Sonik
FIDEL CASTRO RZĄDZI KUBĄ OD 45 LAT
Czterdzieści pięć lat temu, 8 stycznia 1959 roku, Fidel Castro triumfalnie wkroczył do Hawany. Od tamtej
chwili dzierży dyktatorską władzę na Kubie. Jest szefem państwa
i szefem rządu, naczelnym wodzem kubańskich sił zbrojnych i I sekretarzem kubańskiej partii
komunistycznej. Nigdy nie kandydował w żadnych wyborach. Jeszcze w 1996 roku Danielle Mitterrand,
żona prezydenta Francji, twierdziła, że "na Kubie osiągnięto summum tego, co może dokonać socjalizm".
Kim jest Comandante Castro, lider maximo, bohater Trzeciego Świata i intelektualnych elit, mąż stanu
prowadzący działania operacyjne na kilku kontynentach - wojny w Afryce i guerrille w Ameryce Południowej? Kim
jest twórca tropikalnego gułagu, człowiek odpowiedzialny za śmierć tysięcy współobywateli? W ciągu 45 lat
władzy absolutnej doprowadził Kubę do kompletnej ruiny gospodarczej, politycznej i moralnej. Ten sam człowiek
z niebywałą brawurą, niemal w pojedynkę w ciągu zaledwie czterech lat skompromitował i obalił wspierany przez
Stany Zjednoczone reżim Batisty.
Wielbiciele Castro atakują cyframi: średnia wieku na Kubie wynosi 76 lat - to o 10 lat więcej niż w Rosji - a liczba
analfabetów (3,2 proc.) daje statystykę tylko trochę gorszą niż w Polsce. Castro rzeczywiście wprowadził
obowiązek szkolny i darmową opiekę medyczną. Pamiętać jednak warto, że Kuba nigdy nie była typowym krajem
Trzeciego Świata. W 1958 r. Hawana była miastem o największej liczbie samochodów w świecie (!) i mimo
panującej na wsiach nędzy, dochód narodowy w przeliczeniu na mieszkańca był na Kubie dwukrotnie wyższy niż
w Hiszpanii.
Dzisiaj przeciętna kubańska pensja wynosi 11 dolarów, wszystkie podstawowe produkty są racjonowane, brakuje
nawet cukru (jego produkcja spadła z 8 mln ton do 2 mln). Kuba ma najwyższy w Ameryce Łacińskiej procent
samobójstw i przerażającą liczbę aborcji (40 proc.). Udręką codziennej egzystencji są kolejki, fatalna
komunikacja, puste sklepy i apteki, donosy, kłótnie w mieszkaniach, gdzie zakwaterowano po kilka rodzin,
kombinacje na granicy prawa lub poza prawem, by przeżyć, dać jeść dzieciom, przetrwać.
Pojęcie prawa i bezprawia straciło w zasadzie sens, tak samo jak pojęcie obowiązku czy wartości danego słowa.
Chłop, który bez zgody władz zabije krowę, ryzykuje 30 lat więzienia. Więzieniem grozi też "nadużywanie
wolności religii", "nieposłuszeństwo", "wroga propaganda", "sabotaż", "znieważenie głowy państwa", "odmowa
złożenia donosu". W 1959 roku Kuba miała 15 więzień, dziś jest ich 800. Elizardo Sanchez z (nielegalnej)
kubańskiej Komisji Praw Człowieka twierdzi, że co setny Kubańczyk siedzi w więzieniu. Wśród nich 75
dysydentów, skazanych 9 miesięcy temu w sumie na 1454 lata pozbawienia wolności. Kubańczycy szepczą, że w
oficjalnej reżimowej gazecie "Granma" jedyną prawdziwą informacją jest data. Mało komu jednak do śmiechu,
Fidel racjonuje chyba nawet tlen. W 1998 roku chęć wyjazdu do USA zgłosiło 600 tysięcy Kubańczyków (na 11
milionów mieszkańców). Surrealny kubański komunizm opiera się na jednym człowieku.
Na wezwanie
Fidel Alejandro Castro Ruz urodził się 13 sierpnia 1926. Ojciec był Hiszpanem, który wzbogacił się na Kubie i miał
siedmioro dzieci z niepiśmienną służącą, z którą w końcu się ożenił. Fidel jest nieślubnym dzieckiem. W jezuickim
gimnazjum nauczył się m.in. sztuki wypowiedzi. Potem w Hawanie zdobył popularność właśnie dzięki talentowi
oratorskiemu: żadnych zapisków, przytaczany z głowy imponujący strumień cyfr, wizjonerstwo, łatwa riposta... To
jeden z jego głównych atutów. Potrafi bez notatek przemawiać nawet siedem godzin: w roku 1998 dziennikarze
hiszpańscy przyznali mu złoty mikrofon.
W Hawanie Castro studiuje prawo i działa politycznie - najchętniej animuje własne, niezależne grupy. Fidel nigdy
nie pracuje na cudzą chwałę. W 1948 roku żeni się z Maritą Diaz, studentką filozofii, tzw. panną z dobrego domu,
która zażąda rozwodu, gdy Fidel będzie w więzieniu. Wcześniej urodzi mu syna nazwanego Fidelito, czyli mały
Fidel. Castro żyje z pieniędzy przysyłanych przez ojca - nawet wtedy, gdy kończy studia i będzie doktorem praw i
adwokatem. Udziela bowiem głównie darmowych porad - chce kandydować do parlamentu. Plany kariery
parlamentarnej legną jednak w gruzach, gdy okaże się, że wyborów nie będzie, ponieważ w marcu 1952 przejął
władzę generał Fulgencio Batista, który ogłosił się "dyktatorem demokratycznym". Nie przekonuje to doktora
Castro, który natychmiast składa w Sądzie Najwyższym skargę na nielegalność zamachu stanu. Jeździ też po
kraju i gromadzi zwolenników, przygotowuje spektakularną akcję.
Castro wybierze 127 ludzi: 44 robotników, 33 sprzedawców i urzędników, 11 robotników rolnych, 25 inteligentów.
Cel - koszary w Santiago, mieście, które Fidel zna od dzieciństwa. Jednak nie sentymenty decydują o wyborze
miejsca akcji. Castro docenia potęgę symboli, a w prowincji Oriente, której stolicą jest Santiago, rozpoczęły się
dwie kubańskie wojny o niepodległość (1868 i 1895). To nic, że koszary w Santiago mają znikome znaczenie
militarne - chodzi o znak, sygnał, protest. Spiskowcy nie mają pojęcia, po co Fidel ich wezwał: zjeżdżają się
autobusami, koleją i jak kto może. Gdy Fidel każe nałożyć mundury - ich zdumienie nie ma granic. Jednak tylko
czterech odmówi udziału w planowanym ataku na koszary Moncada. - Z wyjątkiem Fidela, który umiał posługiwać
się bronią, byliśmy nowicjuszami - opowiada uczestnik ataku, dzisiaj opozycjonista Gustavo Arcos.
O świcie 26 lipca 1953 roku miało w koszarach nie być warty, ale była. Gdy w ciągu kilkunastu minut walki po
stronie atakujących padło 10 ludzi, a spośród obrońców zginął tylko dowódca patrolu, Fidel ogłosił odwrót.
Rozwścieczeni żołnierze traktowali buntowników jak zwierzynę łowną, polowanie trwało trzy dni. Spośród 60
partyzantów Fidela, których znaleźli ludzie płk. Chaviano del Rio, żaden nie przeżył. Ci zaś, którzy wpadli w łapy
bezpieki, zginęli na torturach. Dopiero interwencja arcybiskupa Pereza Serantesa (który kiedyś umieścił małego
Fidela w jezuickim gimnazjum) położyła kres rzezi. Prałat chodził po Gran Pietra i przez megafon nawoływał tych,
którzy jeszcze żyli, do poddania się: ocalił od śmierci 30 spiskowców.
Uniewinni mnie historia
Jak doszło do takiej masakry? Czy megalomania Fidela nie pozwoliła mu dostrzec możliwości porażki, czy też
zaryzykował zgodnie z zasadą, że cel uświęca środki? Bo przecież cel został osiągnięty. 27-letni, nikomu
nieznany adwokat stał się postacią z pierwszych stron gazet, a kilka lat później dzień 26 lipca będzie już świętem
narodowym castryzmu. Historycy mówią, że kubański 26 Lipca odpowiada francuskiemu 14 Lipca - zburzeniu
pustej Bastylii: fakt pozornie bez znaczenia stał się kamieniem węgielnym, aktem założycielskim. Nikt więc nigdy
nie ośmielił się rozliczyć Comandante z ofiar. Nikt nie mówił o absurdalności ataku, o braku planów odwrotuÉ
Castro ma niebywałe szczęście. Uszedł z życiem i jeszcze wiele razy ocaleje wbrew spodziewanej logice
wydarzeń. (Z kilku zamachów, przygotowanych przez amerykańską Centralną Agencję Wywiadowczą, nie
powiódł się żaden.) Gdy po 4 dniach poszukiwań wojskowy patrol wpada do szałasu, gdzie ukrywa się Fidel,
następuje reakcja typowa dla Castro - mistrza psychologii: - Żołnierzu tyrana - mówi - jeśli mnie zabijesz,
dostaniesz awans! - Nie zabija się idei - odpowiada czarnoskóry por. Sarria, słuchacz wieczorowych kursów
uniwersyteckich.
W więzieniu w Santiago płk Chaviano proponuje Fidelowi Castro wypowiedź dla radia. - Wyobraźcie sobie
debilizm tych ludzi! - skomentuje po latach Comandante - W chwili, w której dotknąłem mikrofonu, zaczął się drugi
etap rewolucji. Fidel nie potrzebuje lekcji kształtowania wizerunku. Ma tę umiejętność we krwi - i to jest jego
kolejny atut.
Podczas procesu broni się sam. Z mowy obrończej uczyni mowę oskarżycielską - "grupą docelową" nie są
sędziowie, lecz opinia publiczna. Castro mówi o wspaniale przygotowanym ataku, który nie powiódł się na skutek
wyjątkowego pecha. Operuje cyframi: występuje "w imieniu 600 tysięcy Kubańczyków bez pracy, 500 tysięcy
żyjących w nędzy robotników rolnych, 100 tysięcy chłopów dzierżawiących spłachetki ziemi, 30 tysięcy
nauczycieli, którzy z oddaniem poświęcają się dla przyszłych pokoleń, 20 tysięcy małych sklepikarzy
przygniecionych ciężarem długów, zrujnowanych kryzysem, 10 tysięcy wykształconej młodzieży - lekarzy,
inżynierów adwokatów, weterynarzy, dentystów, farmaceutów, pedagogów, malarzy, rzeźbiarzy, których wypełnia
nadzieja walkiÉ" Castro przemawia 2 godziny i kończy słynnym zdaniem: - Możecie wydać wyrok skazujący, mnie
uniewinni historia! Zostaje skazany na 15 lat.
Ani prawda, ani fałsz
Kuba pod rządami Batisty z pewnością nie jest rajem, lecz dyktator nie knebluje prasy. Ukazują się relacje z
procesu, a mowa obrończa Fidela jest rozpowszechniana w postaci broszury. W więzieniu Castro przygotowuje
kolejne posunięcia. Chce stworzyć ruch "obywatelsko-polityczny" o "wystarczającej sile, by przejąć władzę
metodami pokojowymi lub rewolucyjnymi". Wydaje instrukcje współpracownikom: "Uśmiechaj się do wszystkich i
broń naszych poglądów, nie robiąc sobie wrogów. (...) Będzie jeszcze czas na wybicie karaluchów. (...) Akceptuj
każdą pomoc, ale nikomu nie ufaj." Wielki manipulator najpierw wykorzystuje "karaluchy", eliminuje je dopiero
potem. W ten sposób potrafi skutecznie pozbyć się ewentualnych konkurentów.
Przyjaciele robią wszystko - od zamachów bombowych po kampanię w prasie - by więźniów ataku na koszary
objęła amnestia. 15 maja 1955 r. Fidel odzyskuje wolność. Siedem tygodni, jakie dzielą go od wyjazdu do
Meksyku, poświęci na spotkania z przeciwnikami Batisty. Dziennikarzom oświadcza, że nie ma zamiaru tworzyć
partii. "Jak zwykle u Castro, to zdanie nie jest ani prawdziwe, ani fałszywe" - pisze jego biograf J. P. Clerc. Wszak
"ruch" nie jest partią. Doktor Fidel potrafi żonglować słowami.
W Meksyku pozna hiszpańskiego generała na emeryturze Alberto Bayo: - Proszę mi przyrzec, że zostanie pan
instruktorem moich przyszłych żołnierzy! - i wbrew wszelkiej logice Bayo przyrzeka. W tym samym czasie Fidel
poznaje też Che Guevarę. Nie rozstaną się przez najbliższe 10 lat. Che Guevara stanie się zresztą w przyszłości
jednym z asów atutowych Fidela - męczennikiem i ikoną rewolucji - na razie wspólnie planują desant na Kubie.
Przygotowania idą pełną parą. Ochotnicy ćwiczą w górach pod wodzą Bayo. Gdy jeden odmawia dalszego
marszu, Fidel zażąda kary śmierci za "gangrenę niesubordynacji". (Do egzekucji nie dojdzie.)
Kubańska prasa analizuje wpływ Castro na przyszłe losy wyspy i dochodzi do wniosku, że "cień Fidela staje się
ogromny", a przenikliwy publicysta "Bohemii" przestrzega, że "Castro u władzy stanie się rozdawcą wszystkich
łask: politycznych, moralnych i duchowych; Bóg i Cezar w jednej osobie".
Ojciec chrzestny
25 listopada stary jacht "Granma" wypływa w stronę Kuby z 82 spiskowcami na pokładzie. Dwudziestu zrejteruje,
następnych dwudziestu wpadnie w ręce wroga, inni zginą wkrótce po wylądowaniu, reszcie uda się dotrzeć w
góry Sierra Maestra, w prowincji Oriente. Pierwsza bitwa zakończy się rozproszeniem malutkiego oddziału. Gdy
16 grudnia odnajduje się wraz z kilkoma ludźmi Raul Castro (młodszy brat), następuje słynna wymiana zdań: - Ile
masz strzelb? - pyta Fidel. - Pięć - pada odpowiedź. - Czyli razem z moimi - siedem! Wygramy tę wojnę! Nawet w
najtrudniejszych sytuacjach Fidel wykazuje niewzruszoną pewność siebie. W Sierra Maestra ukrywa się 23
rewolucjonistów. Ale, jak już było powiedziane, Castro zna wagę symboli: po zwycięstwie (8 stycznia 1959 r.)
ogłosi, że było ich dwunastu! Wszak cyfra 12 kojarzy się z dwunastoma apostołami.
Mistrz propagandy wyznacza spotkanie reporterowi z "New York Timesa" na długiej polanie, gdzie w oddali
dostrzec można maszerujące partyzanckie patrole. Naiwnemu dziennikarzowi nawet nie przyjdzie do głowy, że
ogląda ciągle tych samych kilku ludzi niezmordowanie imitujących mnogość sił. Zafascynowany młodym dowódcą
pisze: "Co za potężna osobowość! Nic dziwnego, że ludzie go uwielbiają." Złośliwi twierdzą, że Fidela wylansował
"New York Times", lecz trudno się z tym zgodzić. Z podziwu godną biegłością Fidel wylansował się sam.
Natomiast zainteresowanie amerykańskich mediów przyspieszyło reakcję władz. Batista nie mógł dłużej
ignorować partyzantów, nawet jeśli ich siły były żałośnie małe. Od tej chwili chłopów pomagających powstańcom
spotkają bestialskie represje. Castro wie, że artykuł prasowy potrafi być bronią skuteczniejszą od karabinów. Gdy
pojawia się telewizja CBS, cały oddział rusza na spotkanie kamer.
Castro zachęca lekarza Che Guevarę, by ten udzielał chłopom darmowych porad. Korzysta też z okazji, że (za
zgodą biskupa) dołączył do nich ksiądz Sardinas: ksiądz chrzci chłopskie dzieci, a Fidel zostaje ojcem
chrzestnym. To tworzy więź z całymi wsiami. W międzyczasie ruch nazwany teraz M-26.7 (Ruch 26 Lipca - data
ataku na koszary w Santiago) zdobywa zwolenników w innych regionach. Codziennie dochodzi do zamachów
bombowych. Dumni z sukcesów współpracownicy (Pais i Hart) proponują (7 kwietnia 1957 r.), by utworzyć jakąś
kolegialną strukturę rządzącą. Castro nie ma jednak zamiaru dzielić się ani władzą, ani sławą. Pisze więc
"Manifest", w którym proponuje utworzenie tymczasowego rządu, którego skład zostałby ustalony przez
organizacje niepolityczne, neutralne: na przykład izby lekarskie. "Manifest" przecina dyskusję na temat jakiejś
zbiorowej, demokratycznej władzy rewolucyjnej. Zresztą Pais - ambitny koordynator ruchu M-26.7 w prowincji
Oriente - ginie zabity przez policję.
Castro symbolizuje wprawdzie opór przeciw reżimowi Batisty, lecz w gruncie rzeczy ma nikłe zaplecze. Nawet
Partia Komunistyczna (PSP), która też nie ma wielkich wpływów, woli ostrożnie obserwować rozwój sytuacji.
Zresztą wśród zwolenników Fidela jest sporo zdecydowanych antykomunistów.
Porwanie ostatniej szansy
Fidel ma imponującą intuicję polityczną, znakomicie wyczuwa reakcje tłumu. To, że dni Batisty są policzone, nie
ulega dlań wątpliwości. Rewolucja castrowska określa się jako "humanistyczna, patriotyczna i demokratyczna", a
zatem trzeba będzie rozpisać wybory. Castro nie ma zamiaru kandydować. Jego gra toczy się o lata, o dziesiątki
lat, nie o miesiące czy tygodnie władzy z wyboru. Chce oddać władzę tak, by w każdej chwili móc ją odebrać.
Przeprowadza więc klasyczną roszadę - ogłasza, że po zwycięstwie nad Batistą tymczasowym prezydentem
będzie Manuel Urrutia - sędzia z prowincji Oriente, który z własnej inicjatywy złożył pozew przeciw zbirom, którzy
po ataku na koszary Moncada zakatowali wziętych do niewoli towarzyszy Fidela. Urrutia jest idealnym
kandydatem: mądry, ale nie błyskotliwy, pozbawiony ambicji politycznych, za grosz sprytu, bez zaplecza.
Z początkiem roku 1958 "armia" Fidela liczy niemal 200 ludzi, dobrze uzbrojonych i wyćwiczonych. Kontrolują
dwa tysiące hektarów w górach Oriente. Napływają nowi kandydaci. Prasa kubańska i amerykańska stale pisze o
Fidelu, najczęściej przychylnie. Batista wydaje się żałosny wobec energii tego młodego, inteligentnego obrońcy
demokracji, który skutecznie stawia czoło całej kubańskiej armii.
Wśród zwolenników Fidela są teraz tacy ludzie, jak potężny szef produkcji rumu Bacardi - Bosch lub "król cukru"
Julio Lobos. Płacą skrzętnie podatek rewolucyjny, podobnie jak liczni inteligenci, a nawet biedacy. Ci pierwsi
zapewne "na wszelki wypadek", drudzy z przekonania, a ci ostatni - z rozpaczy. Nic dziwnego, że Fidel czuje się
panem sytuacji. Z właściwą sobie pewnością zapowiada na 5 kwietnia początek "wojny totalnej", "krwawą
Wielkanoc". Francuski "Le Monde" wysyła nawet z tej racji specjalnego korespondenta na Kubę. Tymczasem nie
dzieje się nic. Lud nie tylko nie podjął walki, ale nawet - z nielicznymi wyjątkami - strajku. To klęska Fidela.
Dopiero Batista zatroszczy się o przywrócenie glorii buntownikom z Sierra Maestra. Dyktator, uspokojony brakiem
reakcji na apel Fidela, chce szybko rozprawić się z wrogiem. Ogłasza letnią ofensywę z udziałem 10 tysięcy
żołnierzy wspieranych przez bombowce i helikoptery. Akcja jest zakrojona na ogromną skalę, rujnuje gospodarkę,
dezorganizuje życie na sporych terenach kraju. Partyzanci bronią się, choć wkrótce zostanie im zaledwie
kilkanaście hektarów ostatniego przyczółka. Wydaje się, że wszystko stracone, gdy po dwu tygodniach walk
sytuacja odwraca się. Wojsko rządowe nie zna terenu, jest źle aprowizjonowane, walczy bez przekonania. Wtedy
Raul Castro (młodszy brat Fidela i dowódca jednego z oddziałów) bierze zakładników amerykańskich - głównie
żołnierzy z Guantanamo, którzy wybrali się na piknik. Oczywiście porwanie zajmuje czołówki gazet. Fidel żąda, by
USA wstrzymały sprzedaż broni reżimowi Batisty. Naprawdę jednak bezpośrednią przyczyną porwania była
dramatyczna sytuacja oddziału Raula. Zgodnie z przewidywaniami Batista wstrzymał bombardowania z lęku o
życie Amerykanów. A ci - po uwolnieniu - wdzięczni będą porywaczom, których opisują w samych superlatywach.
Jak pod wpływem czarodziejskiej różdżki po pierwszym zwycięstwie żołnierzy Fidela przychodzą następne. W
walce zdobywają nowoczesną broń. Wkrótce można wyekwipować 1000 ludzi.
Triumfalny marsz
20 lipca w Caracas podpisano porozumienie między ośmioma grupami opozycyjnymi i przedstawicielami M-26.7.
Fidel już nie jest samozwańcem, lecz wodzem naczelnym sił zbrojnych Rewolucyjnego Frontu Demokratycznego.
Teraz już może wezwać żołnierzy armii rządowej do buntu. Może też przejść do ataku - od zlekceważonego przez
Kubańczyków kwietniowego apelu minęło kilka miesięcy. Che Guevara, który nie stanowi dla Fidela konkurencji
(jest cudzoziemcem - Argentyńczykiem) dostanie 120 ludzi i zadanie opanowania prowincji Las Villas; Camilo
Cienfuegos (który kilkanaście miesięcy później zaginie w tajemniczych okolicznościach) poprowadzi 80 ludzi w
stronę Hawany. W przeddzień wymarszu usłyszy z ust Fidela napomnienie: - Pamiętaj, że sława i sukcesy psują
ludziom charakter!
Sytuacja ewoluuje szybko; pojawia się partyzantka niezależna od castrystów. W październiku Che
podporządkowuje sobie te grupy - m.in. oddział 65 komunistów. W triumfalnym marszu zajmują coraz to nowe
wsie i miasteczka, potem miasta. To koniec dotychczasowego reżimu.
W sylwestrową noc roku 1958 z Hawany wystartują dwa samoloty: jeden - z Batistą na pokładzie - poleci w stronę
Dominikany, drugim uciekają na Florydę prezydent, przewodniczący Senatu i burmistrz Hawany. Zgodnie z
konstytucją funkcję prezydenta przejmuje sędzia Sądu Najwyższego - Piedra. Fidela czeka więc jeszcze jedna
rozgrywka. "Zgodnie z życzeniem prezydenta Piedry" nowy szef sztabu, generał Cantillo, ogłasza zawieszenie
broni, próbując w ten sposób odebrać Fidelowi wpływ na sytuację polityczną. Nie doceniono jednak przeciwnika.
Riposta następuje natychmiast: przez radio Castro zwraca się do narodu z apelem "Pod żadnym pozorem nie
wolno zaprzestać walki! Upadek dyktatury nie oznacza zwycięstwa rewolucji. Nie chcemy namiastki zwycięstwa!
Ludzie pracy, przygotujcie się do strajku generalnego." Castro wie, że musi zdobyć stolicę. Ciefuegos otrzymuje
więc rozkaz natychmiastowego wymarszu w stronę Hawany. Już wcześniej Che Guevara (pod wodzą którego
służą różne grupy) dostał precyzyjne instrukcje: "do Hawany mają wejść wyłącznie oddziały ruchu 26 Lipca!"
Tym razem na apel Fidela o strajk odpowiedział cały naród. Już po 24 godzinach bezradny generał Cantillo
depeszował do garnizonu Moncada w Santiago (podobnie jak 26 lipca 1953 r. oddział Fidela nie zdobył koszar):
"Proszę zawiadomić doktora Castro, że czekamy, aby wyznaczył głowę państwa."
Zdobyta Kuba
Fidel ma Santiago u stóp: "Viva Fidel! Viva rewolucja!" W magistracie czekają notable (za kilka dni paru z nich
zostanie rozstrzelanych), a Castro wygłasza z balkonu mowę do zebranego tłumu i ogłasza Santiago siedzibą
rządu. Roztropny doktor Castro nie zapomina o ostrożności. Na wypadek, gdyby w Hawanie sprawy się
komplikowały, Santiago pozostanie siedzibą jego rządu. O świcie z czołgami i helikopterem jest już w drodze do
stolicy. Na szyi Comandante łańcuszek z krzyżykiem utwierdza w przekonaniu, że jego rewolucja nie jest
antykościelna (choć wkrótce ogłosi Kubę państwem ateistycznym, pozbawi Kościół i ludzi wierzących wszelkich
praw, a nawet zlikwiduje święto Bożego Narodzenia). Reporterowi "Chicago Tribune" powie: - Nie jestem i nigdy
nie byłem komunistą, a na pytanie o ewentualność nacjonalizacji padnie odpowiedź: - Jest głupotą podejrzewać
naszą rewolucję o podobne zamiary.
5 stycznia 1959 r. kończy się strajk generalny, a przywieziony helikopterem z Santiago prezydent Urrutia ogłosi
skład rządu. Połowa gabinetu to "profesjonaliści", druga połowa to castryści z M-26.7.
8 stycznia Fidel stoi u wrót Hawany. Bierze do swego jeepa 10-letniego syna Fidelita, któremu na tę okazję
uszyto mundur podobny do tego, jaki ma ojciec. Milionowe miasto składa hołd doktorowi Castro: widok Fidelita
rozczula i uspokaja, widok karabinu na ramieniu Fidela ostrzega. Wyją syreny, dzwonią dzwony, Fidel zaprasza
wszystkich do słynnej bazy wojskowej, gdzie mówić będzie m.in. o końcu epoki kultu jednostki. Przy okazji
atakuje jeszcze grupkę potencjalnych konkurentów, którzy weszli do Hawany 1 stycznia (Che Guevara nie
dopilnował) i teraz domagają się swojego kawałka tortu dla zwycięzców. - Mają broń - ostrzega Castro - po co?
Epoka pistoletów jest zakończona. I tłum skanduje: "Nie chcemy broni!"
Castro zdobył Kubę i już jej nie odda.
BOGUSŁAW SONIK
Przy pisaniu artykułu korzystałem z opracowań: Juan Vives: "Les Maitres de Cuba" (1981); Denis
Rousseau i Corinne Cumerlato: "L'ile du docteur Castro ou la transition confisquee" (2000); Jean
Francois Fogel i Bertrand Rosenthal: "Fin de siecle a la Havane" (1993); Tad Szulc: "Fidel Castro, Trente
ans de pouvoir absolu" (tłum. z ameryk., 1987) .
Autor (1953) był członkiem opozycji demokratycznej w czasach PRL. Od 1983 roku przebywał na
emigracji we Francji. W latach 1990 - 1996 dyrektor Instytutu Polskiego w Paryżu, później dyrektor
Festiwalu Kraków 2000. Przewodniczący klubu Platformy Obywatelskiej w Małopolskim Sejmiku
Wojewódzkim

Podobne dokumenty