pobierz PDF - Bogusław Schaeffer

Transkrypt

pobierz PDF - Bogusław Schaeffer
B
ogu
sław
Schaef f er
SCENARIUSZ DLA TRZECH AKTORÓW
1970
Opracowanie tekstu: M kołaj Grabowski
TRZY EPIZODY DO "SCENARIUSZA DLA TRZECH AKTORÓW"
B. Schaeffera
i
/ Z tekstów "Z o rzy " - t egoż a u to ra /
PIE
/wchodzi/
No i g d zie ż o n i s ą ? Dz ie s ią ta osiem, spóźniłem
s ię wprawdzie osiem minut, a le t y le można je s zc ze zaczekać.
A co ja s i ę nieraz naczekam. . . Ale t e raz nie będę czekał.
Ciekawe ty lk o : czy b y li i p o s z li — c zy : b y li i je s zcze nie
p r z y s z l i . Nie będę c z e k a ł ! I d ę !
DRU/wchodzi/
/wychodzi/
Jeszcze i ch n ie ma . Dz i e s i ą t a d w ad zieścia osiem ,
ś p ie s z y trzy n a ś c i e min u t, to , znaczy że j e s t p ię tn a ś c ie po
d z i e s i ą t e j . Kw adrans ak ad em ick i, p o s ia d a ją . Akademi c y , h a!
Gówniarze n ie akademicy!N i e
p o t r a f ią s i ę a n i umówić, a n i
p r z y j ść ja k n a le ż y. . . Go ja będ ę c z e k a ł, na d ru g i r a z t o
im powi e m, żeby m n ie ... / wyc h o d zi/
CZE
/ wcho d z i/
0 k tóre j s ię umówiliśmy? Zdaje s i ę , że o dziesią-
t e j t r z y d z ie ś c i. Pół godziny zawsze trzeba dodać, powinni
tu
zaraz być . . . pewnie zaraz p rzy jd ą .•• p rze cie ż to im bardzie
zależało na spotkaniu niż mn ie. I le mam czekać? Umówiłem
s i ę na p ół do jed en a stej. 0, ju ż •po je d e n a ste j! Lecę!
/wychodzi/
/PIE i DRU podglądają siebie nawzajem/
PIE
Co pan tu robi?
DRU
bardzo niefortunnie umówi ł e m się na dziesiątą, przyszedłe m
trochę p ó ź n ie j i n ikog0 już nie było. Po drodze spotkałem
te g o . . . a le nie ch cia ł czekać. Id ę , bo umówiłem s i ę na
jedenastą, a już jest dwadzieścia po jed en a stej. /wychodząc
Umówimy się jakoś porządnie. To nie ma sensu, umówimy się
niby dokładnie, a każdy przychodzi o i nnej porze.
PIE
/m ó w i
za o dch odzącym /
nut. Myślałem,
A ja spóźniłem się tylko osiem mi—
że w szyscy s ą ,
a tymczasem nie był o nikogo.
Więc poszedłem. Teraz też idę. Niech pan się z nim umówi!
A ja potem od kogoś z was dowiem s i ę - kiedy. Id ę.
/ale nie i dzie/
/D R U i C ZE w chod zą/
CZE
Przypadkowo spotkaliśmy się, ale musimy już iść.
PIE
Zdaje się, że myśmy się tu umówili na dziesiątą. Wiecie pa—
nowie, która je st teraz godzina? Wkrótce będzie Anioł Pań­
sk i.
CZE
Dobrze, dobrze:
jak przyjdzie — to niech go pan od nas
pozdrowi . Bo my musim
y już i ść. /do DRU/
DRU
Co, zostaje pan?
Musimy się jakoś umówić! Umówcie się, ale dokładnie i niech
mi to który z was potem przekaże. Ja będą na pewno! Dzi —
s ia j byłem, a
że
nikog0 nie było, więc poszedłem. Po co
tracić czas. Ja już idę!
CZE
/wychodzi/
Jo też już id ę! No to co, umówiliśmy s i ę? Niech pan zapi­
sze sobie dokładnie termin . I zawiadomi wszystkich, /wycho­
dząc/ ja nie m
am czas u.
PIE
/wyjmuje notes/
Co mam zapisać? Pod jaką datą? /do CZE
którego już nie ma/
Którego d z isia j jest?
kalendarzu/
godzinie?
/znajduje w
Osiemnasty, piątek. To co — jutro? A o której
/patrzy przed siebie/ Wyszedł. M u s i m y ustalić
stałe pory spotkania, inaczej nic z tego nie wy jd zie.
Ja mogę tylko we czwartki i co trzeci wtorek. Ciekawe,
jak inni mogą. Pewnie
w ie : p o
w inne dnie.
/zadumany/ A wł a ści —
co m
y s i ę mamy s potkać , i tak s i ę często widujemy.
/wychodzi podnosząc jakiś pa p ierek, mruczy "wszędzie brudno" ,
idzie do kąta " o , czyjaś legitymacja, wy leciała komuś i przechodz i do —
ALLEGRO
I:
PIE
A L LEGR0
/sam; mil c z y d ł ugo; nagle /
Ha! Dobrze mu tak! U nas to każdy
dureń — byle s ię popisać! Byle zaim
po nować! Wiel k i malarz!
Zaprosi nieco motłochu c z y li publiczności i zrobi happening!
A kiedy go pytam, co właściwi e zro bi, mówi, że jeszcze nie
wie, że to dopiero w ostatniej chwili mu się wyjaśni.
Wyjaśni! — t e j ciemnocie coś się może wyjaśnić! Powiada:
nie potrzebuję żadnego reżysera, to ale jest teatr. To jest
sytuacja, która się sama wyjaśni. Wyjaśn i! Jemu! /po chw ili,
już uspokojony/
Do każdej najgłupszej rzeczy potrzebny
jest reżyser. Nawet do okazyjnej akademii, do rew ii mód,
do uroczystego pogrzebu! Oczywiście, ja mu się nie napras zam, chcę mu tylko pomóc - wiem, że ta ciemnota nie obej dzie się bez dobrego reżysera. W końcu reżyserowałem j uż
ni ejedno: i operę, i operetkę, oratorium na cześć o fia r ,
a przedtem, r zecz jasna, na cześć zwycięzców, popisy ucz—
niów szkoły muzycznej i naturalnie - klasyków. Nawet napad
na bank musi być wyreżyserowany. Tak, zagrany i wyreżyserowany: każdy ruch, każdy gest. Od tego reżyser je s t.
/nie zauważa, że rymu je, więc powiedział to bez rytmu, na
pograniczu wiersza i zwykłe wypowiedzi/
Nawet napad na
bank! I również obława, prowokacja polityczna, entuzjazm
tłumów, powodzenia spektaklu — wszystko musi si ę wyreżyse­
rować, wszystko, wszystko - i naczej nic z tego nie wyjdzie.
/okropnie podniecony/
Chaos i zamieszanie wyjdzie!
Gówno wyjdzie!
DRU
/wchodzi j eszcze na ostatnie słowa/
wyjdzi e pan ze mną
przejść się? Mam dwie sprawy do załatwiania, króciutkie,
a potem chciałem z panem omówić muzykę do sztuki. Ja uważam,
że do sztuki niepotrzebna jest muzyka, podobnie jak do
-5
muzyki niepotrzebna jest sztuka. P
oro
zmawiamy o tym po
drodze! Wie pan, ja j estem i dealistą - i chciałbym nim po-
zostać! Wiem, ż e kompozytorom daje się czasem zarobić w
teatrze, a le mnie t o poniża.I sztuce najczęściej nie j e s t
to potrzebne! Muzyka do Ibsena« do Wilde'a , do M
o l i e r e 'a . . . j
Daruje pan, a le n
a ogół muzyką popycha s i ę czas , po to ,
by się nie dłużył. A on się i tak dłuży j ak sztuka głupia
czy źle wyreżyserowana - to s ię dłuży. Napijemy s ię czegoś
po drodze?
PIE
/ostro/
Nie chce pan - to niech pan nie pisze, ale niechże
pan nie ro b i z tego problemu.
DRU
Ja nie robię problemów. Ja mówię poważnie. Jak panu na mu-
zyce zależy, dam panu coś gotowego, c o się będę wys i l a ł .
PIE
/w zamyśleniu /
Robi c i e problemy, bo w a s z
a twórczość
przebiega w i z o la c ji, w samotnoś c i. Smaruje pan nuty, tamten kretyn maluje przed s ie bie byle co - i zadowoleni.
A ja muszę dziesiątki l udzi obsługiwać swoim talentem.
Nawet temu, c o przynosi tacę — tłumaczyć muszę jak id io cie ,
po co on j ą przynosi i co z tego wynika dla sztuki. Stolar zowi muszę tłumaczyć filozoficzn e przesłanie autora.
Ja już takie h istorie przeżyłem. Mówi ą: młody reżyser —
a czy oni wiedzą , i le ja już przeszedłem.
DRU
P IE
/pojednawczo/
Wszyscy wypruwamy z siebie f la k i .
Spalam się i dealistycznie, chcę robić dobry te a tr.
Wszędzie, w każdej dziedzinie. Idziemy. Albo nie:n
ie
c
h
pan sam i d zie, spotkamy s ię w kawiarni, za pół godziny.
DRU
Żeg /-nam — zjada/
-6PIE
/zostaje sam; grzebie długo w swoich papierach, w to rbie,
w którejm a mnóstwo najró żni e js zych rzeczy; długo coś
przepakowuje/
Kiedyś trzeba w t e j torbie zrobić porządek.
Ale to sam muszę zrobić, a nie mam czasu.
czE
/powinno być TRZE - TRZECI, ale dla ułatwienia autor nazywa i ch PIE, DRU i CZE| wchodzi nerwowo/
Nie robię
happeningu! To znaczy zrobię, ale inacz e . Robi e teatr.
Biera pare lu d zi, paru już mam - fo to g ra f, były s u fle r ,
Waldek-malarz, zna pan i ch - i robie teatr. Intelektualny
kurwa, i metafizyczny. Mam parę pomysłów reżyserskich.
Za dobro, żeby tego nie robić. Nie chce mi s ię malować,
co j a będe ma lował. . .
P IE
Obrazy.
CZE
Jakie obrazy? Ni e . Teatr. Czuję, te mam do tego talent.
Pan m awykształcenie, pana s z k o lili, a ja mam talent.
W moim teatrze nie będzie dekoracji, po co. Dekoracyjni
są sami aktorzy.
P IE
/zaczepnie/
CZE
Moi aktorzy, piętnastu wystarczy. Oko im z b ie le je! Czego
Jacy aktorzy, gdzie pan ma tych aktorów.
takiego jeszcze nie było.
P IE
Z jeszcze nie ma.
CZE
Co nie ma , je s t . Podpisaliśmy już kontrakt na trzy wyja zdy. Nie wi em jeszcze, co będę wystawiać, a le najpewnie j
nie byl e co. D zisiaj s i ę wszystko adaptuje . Kafke nie
Kafk e, poezje, proze , dramat , wszystko. A ja zrobię adaptację horoskopów. Rozumie pan - nikt nie wyjdzie z teatru
póki mu ten baran albo byk nie wyjdzie.
-7PIE
Jaki baran, jaki byk?
CZE
/Przypatruje się długo PIE, teraz on je st inteligentny,
a tamten, pożal się Boże; pogardliwie/
Czeku, bądźże in te -
lygentny. Horoskopy mówię: ryba, b liź n ia k i, to rzeczy —
plus Witkacy i jego księżne. I chorzy faceci. /wies zczy/
Wielka sztuka i ma l i faceci. Kontrast! Wszystko naprardę,
a niby na niby. Niech się pocą.
P IE
Kto ma się pocić?
CZE
Publika. Z wysiłku intelektualnego.
Reżyser mus i
czuwać, be. rozumieć, ce. wiedzieć. Inaczej może
a . przesię pożeg­
nać z zawodem.
P IE
CZE
I wziąć s ię do malarstwa!
Ni e , malować trza mi eć, to jasne. A tak — a propos:
I onesco się już przeżył, co?
P IE
Nie , skądże.
CZE
Ale Szwajcarzy się przeżyli. Fri sch, Durrenmatt — co to
jest?
/dowcipkuje głupio/
.....
Szwajcarzy są już tylko u Ojca
Świętego, w Rzymie. /po chwili/
Co teraz je st właściwie
modne. W Paryża - zupa, nic. Widziałem parę głośnych rzeczy;
nie do zniesienia. Wszyscy s ię kończą. Ale aktorów mają
dobrych, /poprawia się/ niektórych. Ja zacznę od b li ź ni aków,
mój teatr zacznę od bliźniaków, ma j- c zarwi ec . Bliźniaki
są , widzi pan, rozdwojone. Ma ją do wszystkiego talent,
a nie chce im s ię . Waldek-malarz zrobi to dobrze, je mu też
nigdy się nie chce. Świat je st rozdwojony, schiawiraniczny
- jak b liźn ię ta . /natarczywie/
I kontrasty: księżna obiera
rzepę razem z prostą włókniarką albo — le p ie j — ze sprzą­
taczką. Ale obie mają te same problemy. Świat integralny,
a rozdwojony, rozumie pan?
I
PIE
I co?
CZE
/nieco zniechęcony/
Więc nic pan nie rozumie? To może
l ep iej robić zwyczajn y , prosty happening? /ożywia się /
Nie , teatr. |To musi być teatr. W moim teatrze główną ro lę
odegrają kalesony. Każdy aktor w innym kolorze, łatwo z a pamiętać. Mogą przebierać s ię , wymieniać ze sobą.
PIE
Na meczach wymieniają spocone koszulk i.
CZE
Kalesony lepsze, wiem, co mówię. Jasne, ż e mogą być spoc o *
•
ne , mnie to nie przeszkadza. I nie o to chodzi .
P IE
A o co chodzi?
CZE
Pan to jesteś dobra publiczność, bo pan nigdy
nic nie
rozumiesz. A może to i le p ie j. Ja nie jestem za sztuką
wprost, to potrafi byle cham. Wie pan, ja wprowadzę k ilk a
gołych b ab. Szok. Tu wszystko ubrane — a te go łe, p ie rs i
duże, tanieją s ię nieszczerze, pełna koncentracja , chociaż
rozdwojenie trwa. . .
P IE
/wściekle/
Na co panu te gołe baby. W każdym film ie je s t
tego pełno. Tak teatru się nie zrobi.
CZE
Nie zniechęci mnie pan. Nie uda s ię to panu . Ja wiem,
co chcę.
P IE
Czego chcę, dopełniacz.
CZE
/tępo/
P IE
Dopełniacz!
CZE
A, dopełniacz! Rozumiem.
P IE
Co pan rozumie?
CZE
Czekaj pan, a o co panu chodzi - dopełniać!co?
*
*
Co? Jaki dopełniacz?
>
•9»
P IE
/spokojnie, jak nauczyciel/
Dopełniacz c zy li przypadek
c z y li forma rzeczownika cechująca jego użycie jako określona
w związkach rządu, tak zwany przypadek zależny. Dopełniacz
je st drugim przypadkiem.
CZE
/z niedowierzaniem/
Jest pen tego pewien? Czy może pan
to gdzieś wyczytał?
/po chwili/
Wie pan, ja k i ja miałem
przypadek? Ide ja se równo« /zwalnia/ równo, a tn /przyśpiesza/
nagle wpadam.. .
P IE
/wolno/
Więc pan nie chce, żebym panu pomógł?
CZE
Od moich pomysłów najlepszy jestem ja sam. Zresztą ja s ię
może jeszcze do pana zgłoszę.
/po chwili/
Śpieszy się
pan gdzieś?
PIE
Nie. Ale mam ważne spotkanie, do którego muszę s ię jeszcze
przygotować.
CZE
A, chyba że tak. . .
/obaj odchodzą, każdy w i nną stronę/
I.
PIE
/wchodzi/
No i gdzież oni są? Dziesiąta osiem, spóź n i ł e m
się wprawdzie osiem minut, ale tyle można jeszcze zaczekać.
A co ja się nieraz naczekam... Ale teraz nie będę czekał.
Ciekawe tylko: czy b y li i p o szli — czy: b y li i jeszcze
nie p rzy szli. Nie będę czekał ! Id ę ! /Wychodzi/
DRU
/wchodzi/
Jeszcze i ch nie ma. Dziesiąta dwadzieścia osiem,
śpieszy trzynaście minut, to znaczy że je s t piętnaście po
d z ie s ią te j. Kwadrans akademicki, powiadają. Akademicy,ha!
Gówniarze nie akademicy! Nie potrafią się ani umówić,
ani przyjść jak na le ży . . . Co ja będę czekał, na drug i raz
to i m powiem żeby m nie... /wychodzi/
-1 0 -
CZE /w ch o d zi/ 0 k tó rej się u m ó w iliśm y? Z d a je się, że o d ziesią tej trzyd zieści. P ó ł go d zin y zaw sze trzeb a d o d ać, p o w in n i
zaraz tu być... pew nie zaraz przyjdą... przecież to im bar- d ziej
z a le ż a ło n a s p o tk a n iu n iż m n ie . Ile m a m c z e k a ć ? U m ó w iłe m się n a p ó ł d o je d e n a s te j. 0 , ju ż p o je d e n a ste j! L e c ę !
zi
d
o
ych
/w
II.
/ P IE
i D R U
p o d g lą d a ją
s i eP
IEb Co
i e pan
n a tu
w zrobi?
a je m
O tej
/ porze?
DRU Bardzo niefortunnie umówiłem się na dziesiątą, przyszedłem
trochę, później i nikogo już nie było. P drodze spotkałem
te g o ... a le n ie c h c ia ł c z e k a ć .
Id ę, bo u m ów iłem się n a jed en a s t ą , a j u ż j e s t d w a d z i /w
e ś ychodząc/
c ia p o je U
dm
e nó aw sim
t eyj się
.
ja k o ś p o r z ą d n ie . T o n ie m as e n s u , u m a w ia m y s ię
niby dokładnie, a każdy przychodzi o innej
porze /znika/. PIE /mówi za odchodzącym/ A ja spóźniłem się tylko osiem minut,
dzisiaj tylko osiem. Myślałem, że wszyscy są, a tymczasem
nie było nikogo, więc poszedłem. Teraz też idę. Niech pan się z nimi
umówi! A ja potem od kogoś z was się dowiem- kiedy. Idę. /ale nie
/
e
izd
III.
C Z E
w c h o d z ą /
/DRU i
C
ZEPrzypadkow
ospotkaliśm
ysię,alem
u
sim
yju
żiść.PIEZdajesię,żem
yśm
ysiętuu
m
ów
ilin
adziesiątą.W
ieciepa—
n
ow
ie,którajestterazgodzin
a?W
krótcebędzieA
n
iołPań
ski.C
ZED
obrze,dobrze:jakprzyjdzie—
ton
iechgopanodn
aspoz-drow
i.B
om
ym
u
sim
yju
żiść./doD
R
U
/C
o,zostaje
p
an
?
•1 1 DRU Musimy się jakoś umówić! Umówcie się, ale dokładnie i
n
t
i
e
o
c
k
t
p o t e m
J
h
ó
r
m
y
i
z
w
a
s
p r z e k a ż e .
a
b
ę
d
ą
n
a
pewno!
D z is ia j b y łe m ,
a
ż
e
b
p
n
y
o
t
i
ł
s
o
z
r
e
s ię
c z ę s to
o
g
,
ł
e
co
i
m
i
ę
.
A
i
ć
c
z
o
h
y
w
!/
ę
id
ż
ju
.J
s
a
te
E
Z
C
n
p
?
lś
ó
,m
N
łrIą
k
b
ć
P
s
z
d
K
/
ia
ż
ju
o
g
w
-le
.T
k
,p
ty
m
rO
n
c
—
ó
A
?
łM
W
b
ić
d
w
jg
z
o
a
s
C
ę
J
e
,k
.P
ą
m
n
w ła ś c iw ie :
e
c
P
o
ja k iś
p o
c o
s p o t k a ć , i t a k
w id u je m y .
"w s z ę d z ie
n
c
m a m y
p o d n o s i
o
w
d
a
/ z a d u m a n y /
m y
k
s ię
/ w y c h o d z ą c
p a p ie r e k , m r u c z y
b r u d n o " ,
k ą t a "o , c z y ja ś le g it y m a c ja ,
w y le c ia ła k o m u ś , je s z c z e
c ie p ła "....doi przechodzi
id z ie
d o
-1 2 II M E N U E T
DRU
/deliberuje samotnie/
Izolacja i indyferencja - oto, co nas stale prześladuje.
Wyczerpany mój umysł jak zniesie to wszystko? W pewnym
momencie ludziom zaczęło s ię wydawać, że nie nic prostsze go, jak żyć. Ot: żyje się - i już, a problemy m
a j ą tylko
ci , którzy chcą je mieć. Jest wszakże inaczej : prędzej czy
później życie dogoni c ię , da c i potężnego haka, ty wywa li s
się jak długi i pomyślisz, co ja robię w tym błocie, przecięż buty mam czyste, ręce też — zawsze.
A
teraz zabłocony
brudny. . .
CZE
/wchodzi, wesół czemuś, ale sam w nie najlepszej form ie/
Wszawo pan dziś wygląda. Co? Niewyspany — czy też może
w grę wchodzi jak ieś i nne /ziewa/. . . ja ństwo, . . . róbstwo
l ub . . .ęczeni e , /ziewa koszmarnie/
Dziwię się panu.
Chce s ię panu? Bo mn
i e nie. Mnie s ię nic nie chce. J e ś li
pan chce wiedzieć. . .
DRU
Nie chce wiedzieć, żeby pan wiedział jak mnie się czasem
nie chce.
CZE
/niedbale/
Takich jak my je s t więcej, możemy założyć mię-
dzynarodówkę, masy mamy za nam i... A ideę przed nami.
I jazda!
DRU
/zamyślony/
Co — jazda. /po swojemu/
życie jest grotesko-
wym snem. Wie pan, co mi powiedział pewien filo zo f?
CZE
Który? Ten z brodą? Co on wie? Żona go zdradza, a teny
-w
kłada o wierności ideałom. Fanatyk, ty le że oczytany.
DRU
Ona go nie zdradza. Ona się po prosto puszcza, a po t e m
to wszystko opowiada. Oni chcą jak m
a łż e ństwo Sartrów —
niby że to ten sam poziom; trzymamy się razem, a le
-1 3 -
«0
f olguj emy sobie osobno - taki egzystencjalny wymysł.
Ten babsztyl od Sartra ma zresztą f i o ł a , bo ona to wszystko
opisuje, gdyby z faktycznie miała coś z tego, zachowałaby
coś dla s ie b ie , ciesząc się swoim powodzeniem j ak i diotka,
a ta - k ro w a - analizuje to i jeszcze forsę za to bierze.
CZE
Grosz dobrze zapracowany. Nie t o , co pan; bach-beah i do
kasy. Czy wie r zy pan w życie pozagrobowe — czy tylko w w to
nasze pieprzone? Co? Nie patrz w d a l, wal po szmal. . .
Zresztą nie wiem, czy tam potrafią zrobić takie pierożk i
jak moja c io c ia . Paluszki liz a ć , talerz liz a ć , nawet w s p o mnienie liz a ć ! Notabebe ona nie daje nawet dużo sera, a j aki
smak! W końcu człowiek ma obsesję: cieszy się na pieroż k i
żyje dla pierożków!
DRU
Ja nie lubię pierożków, chyba że z mięsem. Ale i to nie
za bardzo.
CZE
Z serem lepsze. Ale muszą być popieprzone,
/po chwi l i /
A teraz parę przysiadów /robi je/. To mówi pan, ż
e
ta
Sartrowa to zwykła kurwa. A mnie się zdawało...
DRU
Zdawało się panu, ma pan rac j ę.
CZE
/cicho/
Niech pan mi powie w zaufaniu, dlaczego pi eprzon e
pierożki są dobre, a pieprzone życie już nie ta k ie , co?
Aforysta z pana.
CZE
I co z tego; nikt mnie nie rozumie. A mo je j sztuki — m a ł o
kto.
DRU
Sztuka mus i być niewyraźna. Im bardziej niewyraźne — tym
%
l epsza .
CZE
Tak jak to, co próbujemy. Lubię te partie zwłaszcza, które
do końca
niepojmuję. /poważnie/ Jesttam wiele myśli traf-
nych, a nawet głębokich.
I form ! Coza
pom
y s ł , żeby dramat
-1 4 rozgrywał się przy
uż y c i u
imion od A do ZET, w ten sposób
nawet naj większy idiota o rientuje się po jakimś czasie,
jak to wszystko przebiega, a nawet może przewidzieć konie c
DRU
0 przewidywaniu końca p isał już - i to obszernie — Martin
Heidegger, w życiu wszystko może się zdarzyć, ale nic nie
jest pewne. Pewna jest tylko śmierć.
CZE
Upraszcza pan nieco Heideggera, ale w skrócie tak to wy—
•V
gląda, Wie pan: pana uproszczenie ma właściwie cechy ide al nego aforyzmu.
DRU
Po co mi s i ę pan podlizuje* ja to zd an ie wypowiadałem
już sześćset razy - jak mówi nasz wspólny znajomy,
t
CZE
Czy musimy go obmawiać?
DRU
/znudzony/
Kiedyż on wreszcie przyjdzie* reżyser a spa ź -
nia s i ę.
CZE
/poprawia rozmówcę/ S p ó ź n ia s ię .
D
R
U
N
a jedno wychodzi, On
tak mówi, Ja s i ę wyłanczam, mówi,
Zresztą niech mówi jak chce* byle przyszedł - przecież
w ten sposób nigdy teg o nie*, zrobimy , a jeszcze osobne
próby z wiol onczeslis t ą , . ,
PIE
/nadchodzący ochoczy, wesoły, uśmiechnięty, ale i natchniony trochę/
No do pracy! Do pracy!
DRU
Mówi się » dzień dobry, To się najpierw mówi
PIE
/patrzy na DRU długo/
usiłuje
Dzień dobry* Pan to mnie zawsze
z g a s ić od razu* od pierwszego momentu. Nie lubi
mnie pan, co?
CZE
Precz spory i animozje! Do pracy!
PIE
Właśnie mówię do pracy! /znów ożywiony/ Tę scenę, którą
r o b iliśmy ostatnio trzeba ująć o wiele ostrzej ! To nie m a
być dialog — to ma być w ielk i, szlachetny, maniacki spór
o pryncypia.
Gdzie pan widzi te pryncypia — to zwykły bełkot, tyle że
CZE
napisany przez niezwykle in te lig e n tn e g o autora.
D
R
U
A
j a
m
y
ś
l ę
. . . .
PIE
Niech pan gr a , a nie m yśli.
DRU
Przepraszam, wolno mi chyba m yśleć. Żyjemy w wolnym kraju ,
może
PIE
pan to zauważył — w ięc m yślę.
Niech pan gra , nie myśl i . Ale porządnie grać - nie ch lapać.
«•
DRU
/spokojnie/
A ja myślę, że tekst j est inteligentny, nato-
miast autor - m
n ie j. To się często zdarza: sztuka przerasta
jej twórcę. Dlatego się potem d z iwi my. Robimy , o , takie
oczy.
PIE
/pokazuje jakie/
Co robimy, ja k ie o c z y , n ie roz umi e m Proszę się skupić i
zagrać tę scenę je szcze raz — tek samo jak ostatnio —
ty lk o zupełnie in a c z e j. Czy to ja sne?
CZE
Ni e .
PIE
Nie jasne?
CZE
Jasne.
PIE
A więc ja sne!
CZE
Nie jasne.
PIE
/dociekliw ie/
CZE
Mó wiłem . jasne, że n ieja sn e, bo pan s i ę p y ta ł, czy nie jasne
A le p rze c ie ż pan mó w ił, że jasne.
więc odruchowo , ale i prawidłowo powie d z ia łem ja sn e, mając
na m yśli: ja s n e , ż e n ie ja s n e .
PIE
P a n c o ś tu k rę c i. S k u p ić s ię , p o w ia d a m , i - za g ra ć ; ta k
-1 6 - '
samo — tylko zupełnie inaczaj. /do obu/ Jasne?
DRU
/och oczo/
Jasne.
PIE
/do CZE/
0, widzi pan. Tak trzeba!
CZE
/oburzony/
Co - " tak trzeba"? Trzeba s i ę panu podlizywać.
o to panu chodzi? W
tedy się panu dobrze pracuje, co?
A m
nie chodzi o sztukę. Przez duże eS . Przez średnie eS ,
przynajmniej.
DRU
/wtrąca się do pojedynku P IE z CZE/
Nie ma żadnego śre d -
niego es . Jest albo duże , albo małe. Jak piwo:
duże a lb o
małe.
PIE
/do DRU/ W ie pan co, coś panu pow i e m /odczekuje/ Albo
nie . Lepiej zagraj my t ę scenę o H
e id e ggerze.
CZE
Mnie tan wszystko jedno« może być o Heideg
gerze.
PIE
/pieniąc s i ę/
*
/oburzony/
%»
Nie rozumiem, jak to: wszystko jedno.
Pan wi e , co pan mówi? Czy panu jest wszystko
jedno, kto jest u władzy na przykład?
DRU
/ Z n ó w w tr ą c a
s i ę do napiętej rozmowy PIE z CZE/
Mów iąc:w szystko mi jedno, mamy na my ś li « i ż nie mamy na
nic wpływu. Na przykład nie mam wpływu ani na to, kto
zostanie kierownikiem operetki w naszym mieście « ani też
kto — rektorem Akademii Medycznej w Olsztynie. I wtedy
posiadamy: wszystko mi jedno.
P IE
P an ma kogoś w Olsztynie? To bardzo ładne miasto zresztą.
A lekarzy kształcą bardzo dobrych jak słyszałem.
DRU
Kształcą dobrych, ale ma ją złych.
PIE
Nie rozumiem.
DRU
/do CZE/
CZE
Ja - tak.
A pan to p o jął.
D R U /do PIE/
PIE
CZE
No, widzi pan*
Nic nie wid z ę .G
.
y
jm
ra
/g r a; z "Fragmentu" /
Nikodemie , czyt a ł em "Metafizykę" Hei­
deggera i nic nie zrozumiałem.
DRU
Czytałeś ją uważnie?
CZE
Tak. Ale mimo to nic nie zrozumia łe m.
PIE
/przerywa/ Źl e , źl e ! To znaczy dobrze — ale ź le . /do
CZE/.
Pa
on musi dać jasno do zrozumienia, że pan nic nie zrozum ia ł
rozumie pan?
CZE
Rozumiem.
PIE
Co pan rozumie? * /po dłuższej chw ili/
CZE
Nikodemie , czytałem "Metafizykę"...
DRU
M etafizykę...
PIE
Czemu pan przerywa?
DRU
Poprawiam tylko. Metafizykę , nie metf izykę. Trzeba
Jeszcze raz .
porząd-
nie mówić, tego wymaga autor, kultura i kilka podobnych
i nsta n c ji.
P IE
/ironicznie/
Co pan mówi, faktycznie tak należy to sło wo
wymawiać? Na pewno?
DRU
Na pewno.C
Z
E
Tu przychodzi solo wiolonczelowe, mówimy na jego końcówce.
czy to ważne, j ak s i ę akcentuje słowo? Treść jes t ważna.
DRUCopan, co pan?
CZE
/odkrywczo/
Na początku było s ł owo.
W ‘’Księdze” , ale nie w życiu. Pierwszy człowiek, który jeszcze jako małpa międ l i ł nieartykułowane dźwięki, j uż coś
przekazywał, ,już to mia ło jakąś t r e ść. /szybko/ .
Chodź tu, chodź tu! albo: niebezpieczeństwo, znowu lew,
skurwiel, uciekajmy, uciekajmy! albo: com c ię , małpo
jedna, teraz c i ę nie puszczę, jesteś moja! I ryp, ryp,
ryp, ryp, ryp. A potem znów s i ę przyczajam. /dal e j podniecony własną pomysłowością/ Chowam się za krzaki i złośl i wie - bo małpy zawsze są złośliwe - ładuję koleżance pomarańczą w łe b , ona wściekła ryczy z niezadowolenia, a. ja
znowu w krzaki i znowu. . .
PIE
Niech pan już wyjdzie z tych krzaków i powie nam, o co
panu chodzi, przecież nie może pan na próbie nowego utworu
urządzać sobie jakieś występy. 0 co panu chodzi?
C
Z
E
C
h
o dzi mi o to, że treść wyprzedzała formę, to znaczy ję zyk. Nie było jeszcze j ęzyka, a już przekazywano sobie
treś c i, o to mi chodziło.
PIE
To nie może pan tego powiedzieć po ludzku?
DRU
Mnie się to nawet podobało. /przedrzeźnia CZE/
Chodź tu ,
chodź tu : I ryp, ryp, ryp, ryp — i w krzaki. . . i pomrańczą w ł eb koleżankę — dobre!
PIE
No , do pracy! Jeszcze r a z .
C
ZE
P
o co . Już wszystko wiem, po co mamy
kółko powtarzać
teksty, zresztą my je przeważnie czytamy - więc po co.
PIE
Po co, po co!
W sztuce się pracuje, ciężko się pracuje,
żeby osiągnąć faktyczny, istotny rezultat artystyczny —
trzeba pracować! Pan myśli, że ja bym nie wolał w adm inistracj i na przykład, papierki prze rzucać, tam s ię cz ło wiek niczym nie przejmuje, coś tam ras na tydzień pchnie
d alej i cześć, a jeszcze potem spokojna starość, róże
hodować, wnukom głodne kawałki opowiadać . A reżyser —
-1 9 jak się zesta rzeje, to ktoś najwyżej powiie , że się skończy
ktoś inny doda : on zawsze udawał wie lk i e go artystę , napi­
szą, że od dawna już nic ciekąweg0 nie r o b ił. Ruina i dno;
sodoma i gomora. A powiesić s i ę człowiek nawet nie ma s i ły
bo to już nie te la ta i nie ta sprawność. I co. . .
/nikt nic nie mówi , trwa to dość długo/
DRU
I oto nas ta ła kompromitująca c is z a . Nikt nic nie ma do
powiedzenia. Proponuję , żebyśmy coś raź nie zaśpiew ali.
CZE
A jak — chórem czy unisono?
DRU
I chórem, i unisono: na wszystkie sposoby.
PIE
Ja nie śpiewam.
•»
DRU
Czemu?
PIE
Ktoś musi nie śpiewać.
CZE
N ie śpiewam, by mógł śpiewać ktoś. Szekspir.
P IE
N ie, nie d latego. Ten śpiewa, a ów nie — i wtedy jest
dobrze. Jest prawidłowo.
CZE
Ja nie muszę śpiewać. Mogę zat ańczyć. /tańczy , bez muzyki
ale pomrukuje i markuje rytmy/
DRU
/przypatruje się dość d ługo ewolucjom, które przypominają
mu Freda Asta ire ' a/ Ja już ten t a niec gdzieś widziałem.
W k in ie .
CZE
Ja w kinie j eszcze nie tańczyłem.
DRU
Wiem, po co mi pan to mówi. /zamyśla s ię , gdy tamten wykonuje da le j jak ieś ewolucje/
CZE
/tańcząc/
I nie jest pan oryginalny.
Oryginalność tańca nie polega
na je go niezwy -
kłośc i , lecz na trafnośc i układu. /pokazuje :/ Muzyka i
ruch muszą współgrać. U mnie współgrają.
DRU
Współg r a ją , owszem ale to nie jest orygina l ne.Oryginalne,
je st tango. /śpiewa głośno i porusza s i ę w takt/
-г о *
PIE
Panowie, panowie, c is z e j, sąsiedzi. Na górze je s t nagranie
muszą się skupić.
DRU
Mnie to nie przeszkadza. Niech s ię skupiają. A oryginalne
je s t tango!
P IE
/facho
wo/
Tango je st argentyńskie. Oryginalny j est walc
/tańczy i śpiewa walca. Chwilę tańczą i śpiewają każdy
swój taniec/
CZE
Mazurek!
P IE
Со mazurek?
CZE
Pazurek.
DRU
Mazurek!
PIE
A! Mazurek.
/wszyscy tańczą, śpiewając mazura. Każdy osobno. sam ze sobą.
IMPROWIZUJĄ taniec dość długo — aż wreszcie — pojawia s i ę muzyka
poloneza i aktorzy tańczą zgodnie, razem — j uż przy muzyce! obróceni jednak do publiczności jak dziewczęta z kankana/
DRU
/po końcu poloneza/
Ten taniec był bardzo wymowny. T r o -
pem Gombrowicza, naszego ukochanego. I niech mi nikt nie
wmawi a , że ktoś nami mani pul uj e , że ktoś nas specj a l nie
odemigrował. Samo wyszło.
CZE
Wróćmy do tekstu, do aktorstwa.
DRU
/zwraca s l ę do
P IE/
Wie pan , od l a t chciałem zagrać
wi eeelkąr o l ę , taką, żeby przy m
n i e wszyscy p o zo stali
ma l i
/pokazuje jacy/.
PIE
Tacy ma li?
/pokazuje/
DRU
Tak, tacy zupe ł nie m ali.
P IE
Czy może jeszcze mn ie js i ? /pokazuje o i l e /
DRU
Ni e . /pokazuje/
P IE
/niby to w olśnieniu/
Tacy m a li to by mi wystarczyło.
I wtedy pan byłby lepszy od nich !
.-21*
DRU
Tak, wtedy byłbym zupełnie spokojny.
PIE
A inni? Też byliby spokojni? Przecież oni by pana...
DRU
Wie pan, co oni by wtedy m
o g l i ? Wielkiemu nikt nic nie
zrobi.
PIE
To prawda, ale — zawiść.. .
DRU
A c 0 to wielkiego obchodzi!
/cisza , muzyka/
III. A N D A N T E
DRU
HA! /głośniej/ Ha! /c iszej/ Ha! /bardzo cichutko/ Ha!
/czeka ca reakcję publiczności; może j e j nie być, nie
szkodzi/
Niedawno ktoś we
mnie wpierał , że o mnie nic
już się nie mówi. N ie pisze s ię o panu, powiada, a prze—
c ież tyle było szumu wokół tego, co pan wyczyniał. Co s ię
sta ło? - pytał ów gość, udający zatroskanie, a ja je mu
na to, że czas pokaże i że zresztą to niczego nie dowodzi.
W zaufaniu powie m państwu, /głośny szept/ że to nie prawda!
Pisze się wiele! Mam t u taką najnowszą gazetę, g d z ie ...
— zresztą przeczytam.
/wyjmuje z kieszeni plik recenzji o sobie samym i czyta
publiczności, poszczególnym grupkom, jednej osobie it d .
z kolei taki s a mp lik recenzji wy jmuje CZE i też czyta
ludziom wybierając fragmenty naj l e p ie j o nim ś w i adczące.
Po chwili to samo robi P IE — czyta ta k ż e recenzje l ub listy
gratulacyjne , pochwalne itd . "Targowisko" to t r wa dobrą
chwilę - pierwszy wraca do " normy" PIE/
P IE
/jakby przepraszając publiczność za powstały " jarmark" /
Johann Go ttfrie d Herder, f i l o zof i teolog, powiedział kiedyś, że Is tn ie ją na świecie dwaj tyran i: przypadek i czas !
Przypadek z rz ą d z ił, że mam do czynienia z dwoma aktorami,
którym chce się wszystko — tylko nie: grać, a czasu mamy
mało. /r a ź no/
Do roboty! Wracamy do samego początku ,
do pierwszej sceny. Nic się nie d z ie je , atmosfera
-2 2 oczekiwania, wi o lo n c z e lista gra jut dość długo, dwaj akto­
rzy nawiązują ze sobą rozmowę. W wydaniu panów aktorów je st
to słabiutkie.
/przedrzeźnia obu/
"Łanzylmje . . . Co, Łapo-
l inary? Nic , n ic, Chciałeś coś pusjedzić, drogi Łapolinary
Tego nie można spokojnie słuchać. Żadnej atmosfe ry , tajem
n
i-
cy! Przecież to powinno być jak mi st e r ium. Anzelmie. . . —
cicho, ale przejmująco, jakoś ciekawie, odkrywany tu nowy
świat związków, który łączy l udzi, po to , byw końcu ich
d z ie lić . Pomyślmy! Dlaczego Apolinary odzywa się w ogó le ,
czemu nie milczy wzorem niemowy, czemu nie słucha gry wio­
lonczelisty, nie poprawi spodni. . . Czemu?
CZE
No właśnie, czemu?
PIE
To ja się pytam - czemu.
CZE
Czemu pan pyta, a nie powie sam. Jeżeli pan wie,
•
%
to niech
_
pan powie!
PIE
Odzywa się , bo nie może milc z e ć .
DRU
Anzelmi e . . .
CZE
Co, Apolinary?
DRU
Nic, nic.
/Aktorzy IMPROWIZUJĄ na temat prób - przedstawienia — dlaczego
nie mogą się zebrać, dlaczego nie ma w nich zapału, dlaczego próby
nie wychodzą. Jeden zruca winę na drugiego, aktorzy na reżysera,
reżyser na aktorów, kłócą s ię - wreszcie rozchodzą postanawiając
nigdy nie wracać do prób, które do niczego nie prowadzą. Wszytko
to odbywa się w atmosferze wzajemnej nieufności, zawiści, z ło śc i.
Całkowit e zerwanie więzów łączących ich dotychczas! /
-23PIE
/wchodzi/
No i gdzież oni są? Dziesiąta osiem, spóźniłem
się wprawdzie osiem minut, ale tyle można jeszcze zaczekać.
A co ja się nieraz naczekam... Ale teraz nie będę czekał.
Ciekawe tylko: czy byli i poszli — czy: byli i jeszcze
nie przyszli. Nie będę czekał! Idę! /wychodzi/
DRU
/ w c h o d z i/ J e s z c z e ic h n ie m a . D z ie s ią ta
dwadzieścia osiem, śpieszy trzynaście minut, to, znaczy że
jest piętnaście po dziesiątej. Kwadrans akademicki, powiadają.
Akademicy, ha! Gówniarze nie akademicy! Nie potrafią się ani
umówić, ani przyj- ść jak należy... Co ja będę czekał, na drugi
raz to im po- wiem, żeby mnie...
/wychodzi/
/wchodzi/ O której
te
jtrz
y
d
z
ie
śc
i.P
ó
łg
o
d
z
in
y
z
a
w
sz
etrz
e
b
ad
się
o
d
a
ć
,p
o
w
in
iz
a
rztu
b
y
ć
.p
e
w
n
iumówiliśmy?
ez
a
ra
zp
rz
y
jd
ą
.p
rz
e
c
ie
żtoim
b
a
rd
z
ie
jz
a
le
ż
a
ło
n
asp
o
tk
a
n
iu
n
iżm
n
ie
.Ilem
a
m
c
z
e
k
a
ć
?U
m
ó
w
iłe
m
sięn
ap
ó
łd
o
je
d
e
n
a
ste
j.0
,ju
żp
o
je
d
e
n
a
Zdaje
ste
j!le
c
ę
!/
w
y
c
h
o
d
z
i//
P
IE
iD
R
U
p
o
d
g
lą
d
a
jąsie
b
ien
a
w
z
a
je
m
się,
/P
IE
C
o
p
a
n
tu
ro
b
i?
D
R
U
B
a
rd
z
o
n
ie
fo
że
rtu
n
ieu
m
ó
w
iłe
m
sięn
ad
z
ie
o
sią
tą
,p
rz
y
sz
e
d
łe
m
dziesiątro
c
h
ęp
ó
ź
n
ie
jin
ik
o
g
o
ju
żn
ieb
y
ło
.P
o
d
ro
d
z
esp
o
tk
a
łe
m
te
g
o
.a
len
iec
h
c
ia
łc
z
e
k
a
ć
.
CZE
Idę, bo umówiłem się na je- denastą, a już jest dwadzieścia po
jedenastej. /wychodząc Umówimy się jakoś porządnie. To
nie ma sensu, umawiamy się niby dokładnie, a każdy przychodzi
o innej porze. /znika/ PIE /mówi za odchodzącym/ A ja
spóźniłem się tylko
osiem
mi nut, dzisiaj tylko osiem. Myślałem,
tm
,a
ą
c
y
z
s
w
e
ż
rN
T
d
p
ę
.W
g
k
ło
ib
n
h
!A
ó
u
jte
m
k o g o ś
z
w a s
o d
d
o
s
-
w
i
i
k
i
e
ę
e
Id ę . / a le n ie id z ie /
/
m
d
y
.
• 24-
/D R U i C ZE w ch odzą/
C
s
Z
E
P
p
r
o
j
z
t
u
y
k
ż
p
a
d
k
o
w
o
a
l i ś
m
s ię , a le m u s im y
ś
ć
.
P
I
Z d a je
i
y
E
się, że
m
y
s
d
ś
i ę
t u
z
i
W
i e
k
t
u
e
c
ó
m
m
s
ó
i
i e
r
y
i l i
ą
p
a
w
a
j e
t
n
s
a
ą
o
w
t
n
t
.
i e
e
r
,
a
z
g o d z in a ? W k r ó tc e b ę d z ie
A
y
:jp
,d
rze
b
D
E
Z
.C
k
s
ń
a
łP
io
n
tc
—
g
h
-w
U
R
/
ć
żś
u
m
B
?
ę
M
!lJ
ó
ą
iC
o
E
Z
j
te
i
d
ę
N
o
!
t
o
c
o
,
u m ó w iliś m y s ię ?
N
i
p
s
a
c
n
o
t e
e
b
z
a
i e
r m
d
i n
.
h
p
o
I
i
k
z
-
s
ł a
a
w
d
i a
z
n
d
e
i e
o
m
i
,/
h
ic
tk
zy
s
w
-o
m
e
n
ja
ą
d
u
.P
?Z
ć
p
C
IE
żK
rg
ó
w
k
a
-le
o
.T
ą
,p
ty
im
s
O
/
zu
d
n
c
—
A
j?
łM
W
b
ć
rg
J
a
zi.C
c
e
w
lk
ty
ę
o
m
,jn
A
u
/
d
P
ą
łś:p
ć
a
s
e
m
y
.w
r"ę
zik
o
h
c
d
lg
tjś
,ą
n
u
b
łs
a
p
p
r
z
e
c
h
o
d
-P IM A L E
z
i
d
o
-
IV
PIE
25—
F IN A L E
Nie wie pan, gdzie jest nasz kochany kolegą? Stal e czekamy
na niego. Punktualność nie jest jego zaletą. Zresztą, czy
on m a w ogóle jakieś zalety poza pewnością siebie /po
chwili/
DRU
P IE
Nie wie pan, gdzie on może teraz być?
Nie wiem.
/zamyślony/
Nie wie pan. Tak. Со my w ogóle wiemy. Bardzo
mało. /ożywia się/
Na przykład nie mamy pojęcia jak wy-
glądał Chopin. N a jedynym dagerotypowym zdj ęciu spogląda
na nas ponuro jakiś facet, bardzo poważnie chory i zda się
mówić: no, widzicie, takie mam życie. Zasrane. A potem
uma r ł. Sfotografowano go tak dokładnie - j ak gdyby spodzie
-
wano się dojrzeć w nim coś szczególnego, rzeczywiście:
można go oglądać bardzo długo, kiedyś patrzyłem na tę jago
postać chyba z godzinę. W końcu znamy ten j ego dagerotypowy łeb dokładnie, ale o nim da le j nic nie wiemy.
DRU
A co chc iałby pan wiedzie?
P IE
Jak mu się żyło.
DRU
Z tą Sand? Czy ja wiem — pisała
cały czas. Czytanoj ą na—
miętnie, bo to ona pisała, a ona pisała — bo to j ą właśnie
chętnie czyt ano. Circulus v iti oaus — czyli błędne koło,
w sztuce jest to na porządku dziennym.
PIE
B
Nie! Jak m
u się w ogóle ży ło . Chodzi mi o to — j ak mu
szło.
DRU
PIE
DRU
A Jak panu idzie.
/robi paskudną minę/
A. zwyczajnie. . .
No to je mu też, tylko on nie robiłby przy tym ta k iej
miny /pokazuje j akie j/ . Szczery był, dlatego m
i a ł przy­
ja c ió ł.
26
РIS
/ niezadowolony/
Со pan mówi!
/odkrywczо/
To zn aczy,
według pana, wystarczy być szczerym, żeby mieć przyjaciela.
Będę szczery. Pen je s t menda, nie aktor! Przy byle mocniejszej kwestii ś lin i się pan, a nawet zapluwa, często nie
dopina pan spodni , а w obmawianiu z ludzi j e st pan w pi e r wszej d ziesią tce. /po chwili/
c i ółmi?
DRU
No co - zostaliśmy przyja -
/chce DRU po przyjacielsk u objąć/
/wymyka s i ę z obrzydzeniem/
Spodnie dopinam. To j uż jest
kalumnia, koszulę — owszem, zdarza mi s i ę, ale s podnie nigdy. Musi mnie pan mylić z kimś innym.
PIE
Nie mylę pana z k imś innym. W pana spodniach tkwi pan.
Co mi pan to
opowiada, pan - to pan, wiem, co mówię.
A obmawi ać - obmawia pan ludzi na
pewno, przecież
teraz pan tu tw ierdzi, że pana mylę z kimś innym. Czy to
nie jest ohydne? A co pan mówi роzа moimi plecami, h o!
DRU
coś
Myśli pan, że o panu się mówi - i że właśnie ja o panu
mówię. 0 panu już dawno nic s i ę nie mówi. Skończył s i ę ,
zero - tyle się co najwyżej powie i to mimochodem.
PIE
/ spokojnie/
Unosi się pan, a t u, panie, posiały doś ć sUkB
/pokazuje, że może uderzyć się w głowę/ - i po co to
panu . . .
t
DRU
/patrzy machinalnie w górę; w oderwaniu od polemiki z PIE /
Сzasem śni mi s i ę , że s i ę unoszę wysoko, wysoko, tak a s
obie fruwam, fruwam, nie wymachuję rękami jak bylededal,
tylko tak spokojnie, ludzie z dołu się patrzą, wyczuwam
ich spojrzenia, ich podziw, a ja sobie tak f ruwam, fruwam,
rzucam cień dość duży na pola i łany, czasem się оbniżam,
ale wtedy mam świadomość, że za chwilę, jak zechcę,p
o
szbuję wartko w górę, a tam jeszc ze c ie p le j, je szc ze ładniej.
Сzasem ktoś z naprzeciwka p od leci, ale widzę, jak s ię ,
sukinsyn, męczy, jak mu to nie wychodzi; i myślę sobie:
zaraz wyląduje n
a brzuch, choć tego nie chce, a ja d a lej
sobie fruwam, fruwam. Jestem skromny,
w ię c rozważam,
że może jestem lepszy od innych, choć ta myśl nachodzi
m n i e niekiedy i nie daje spokoju , ale ja sobie mówię: osta
tecznie — z pewnością j est to kwestia osobowośc i , innym by
to
n ie
nagle/
PIE
wyszło, a mnie - wychodzi. /zbudzony ze snu jakby,
Co? która godzina , zagadałem się.
/teraz już nie zwraca uwagi na DRU; do CZE/ Mówiliśmy o
Chopinie. 0 tym zdjęciu. Wygląda na nim jak rasowy gruźl i k
a w końca muzykę pisał całymi dniami. — i to jaką!
CZE
A mnie się wydawało, że mowa był a o fruwaniu.
PIE
A jakim f ruwani u, co, gdzie. Nie; o Chopinie: j akie życie
miał.
CZE
Fajne! /po chwili//
Nie żył w naszych czasach.
PIE
Ale teraz by go wyleczono. Teraz wszyscy z tego wychodzą.
Jak z kina, przyjacielu.
DRU
/wciąż jaszcze jakby rozmażony, ale i trzeźwy// Przyjaźń,
I pan śmie mówić o przyjaźni. W oczy mnie oczernia i mówi
o przyja ź n i. /do CZE/
CZE
Panwie, co on mi powiedział?
Przepraszam, przepraszam bardzo, ja nie chcę wtrącać się
do cudzych spraw, nawet do ważnych sporów. W ten sposób
utraciłem przyjaźń kilku drogich mi przadtem osób.
PIE
Gdzie pan tu widzi drogie p a n
u osoby. Chce pan coś powiedzieć, to wa l pan, ale szczerze. Ja sie nie boję . Ja jestem
ł
czysty.
CZE
Czy chce pan powiedzieć, że obaj jesteśmy brudni?
-2 8 PIS
Pan jest przede wszystkim niepunktualny!
CZE
I co mi pan j eszcze powie? /ро chwili/ A wie pan, сzemu
to jestem taki niepunktualny, jak pan to obrzydliwie podkreśla , /gło śn iej/
Bo ja mam tysiące naprawdę ważnych
spraw oprócz spotkania . A pan nie. I t u s ię różnimy. /роd ni econy, а nawet wściekły/
Nawet bardzo, je śl i to pana
interesuje .
DRU
/nawiązuje do przedrzeźniania, które zapamięta ł z poprzed—
niej sceny; cała następna kwestia je st wyraźnie skierowana
przeciwko P IE; wtajemniczony doskonale w sprawy C Z E rozmawia z nim tylko/
Łanzylmj e !
C Z E /nie zważa t eraz na P IE, który "jak Głupi" przysłuchuje s i ę
rozmowie DRU z CZE/
Co, Lapolinary?
/PIE nic z tego wszystkiego , co tu j est mówione nie rozumie; DRU
i CZE mówią tylko ze sobą, mi j a j ą PIE, zatrzymują na chwilę rękę
na jego ramieniu np. , jak gdyby był to przedmiot; obaj oddani są
wyłącznie swojej; rozmowie, która — poza teks tem — winna być je szcze nasycona różnymi stanami ducha, emocjami, afektacją, śmiechem
sło wem: tym wszystkim, co na le ży do bardzo oży wionej rozmowy,
obaj zna ją dobrze ten swó j j ęzyk, nie m
a j ą żadnych
problemów
ani z wyróżnianiem się nim , ani z tym , co je st nim przekazyw an
e/
DRU
Ławą łatwo przejść!
CZE
/intymnie ale wyraźnie/
Łazi za łapówką, łajdak, a
- łazęga.
D
/ jak gdyby mówił/ patrzy na nas, a nic z
U
R
mie/
tego nie roz u -
Męża łapie, a ży j e na kocią ła pę.
CZE
Ładniała łajdacko łan ia, lecz na rogu była tania!
DRU
/jak gdyby mówił : Ten, to się nam ud a ł, co?/
Łakomy
łazarz łatwo łapie łazanki.
СZЕ
Łańcuch łajdackich łapówek ł amie każdą łamagowatą ł a j z ę .
DRU
Łajdaczy się łatwo łania, ala w końcu ła pie dranie.
1! >
* i
iln Лп -* raavT4 ^
шЛп ■
— »<Л i
-2 9 -
DRU Łaknie, łaknie, ale beknie.
CZE
/jak gdyby mówił: taki niby mądry, a pat r z jak zupełnie
zg ł up iał/
Ł ajał s ię , ł a j a ł , a le się przyczajał,
łapserdak
łaskotliw y.
DRU
CZE
A ja k i łatw iutki, łaskawca!
I ja k i łatwopalny! Łata , ła ta , a wciąż szmata!
D
R
U
Ł
am, a le bez ła sk i, mówię, a on łakomi ładną sumkę, ł achudra
CZE
Niecne łajdactwo?
Takie ptactwo!
DRU
Tu: co ła ska , a tu-r aska.
CZE
Łajno śmi erdzi fajn o!
DRU
iMów — ładnie, nie: ł a jno. Kuchenna łacinaintelekt przycina.
C ZĘ
A jaka t ego może być przic zina?
DRU
/nie krępując s i ę , o PIE/
Patrz, jakże je mu zrz
e d ł a wredna
mina.
/długa chw ila konsternacji/
PIE
/powoli, spokojnie/
Wytrzebiony z wszelkiej ochoty,
j a , kan
gur metafizyczny z pełnym workiem pustych id ei cóż pocznę?
Czu ję , że we mnie ześrodkowały s i ę w sz
ystkie s iły kosmosu.
Ja wiem, co się stanie
ze
światem! Świat nie zniszczeje,
trwać będzie wi eczni e , zginą tylko ludzie, a cóż mi po nich
kiedy i ta k j estem samotny. /patetycznie/
Moje cerce wciąż
jeszcze krwawi, widzicie? J estem sam, ale potrzebuję teatr
bo komuż pokażę moją samotność! Więc patrzcie, /do pub lic z ności/ oto jestem!
/klęka z hukiem, rozdziera na pi ersi ach
koszulę: patos niesamowity/ pozostaję wierny sobie i ideom
a wy wszyscy /zwraca się do nie is t n ie jących m
as l u d z k ic h
na scenie/
za mną podążcie!
Za m n
ą w ięc , za mną,
ja wam przyszłość ws każę,
nie spocznę, nigdy , póki nie wymażę
-3 0 *
brudu
z
narodu, co z byle powodu
w ła jn ie s i ę chlap ie . Ach, ja dr ż ę , ja sapię!
/drży i sapie faktycznie - o siąga szczytowe napięcie romantycznego wyimagin owanego teatru. j ak — o tym autor nie ma pojęcia —
ale z całą s i ł ą , to pewne /
Klnę się na zbrodnię lub świętość me j m atki:
do rewolucji potrzebne są jatk i!
S t r z e la j. okręcie! twórzcie barykady!
zostawcie mecze. niecne darmozjady!
Cel wam wytyczę . zdusić przemoc trzeba
jakże inaczej wejdziecie do nieba?
Со z was wyroś n ie , młodzieży wszeteczna
piwem s i ę tuczyć? gra to niebezpieczna!
Prędze j czy później zrobią z was kapłony.
Ja wam to mówię, dobrze urodzony.
Ja przewiduje, że zmarnieć wam przyjdzie,
j e ś l i do boju stąd hufie c nie wyjdzie
i nie zawoła: ’’precz, albo przepadniem!"
Myśmy duchowo i tak już są na dnie!
/sapi e . dyszy, z hukiem upada/
DRU
/sceptycznie/
Dobra , dobra, ale mówi s ie : "M y jesteśm y".
nie: ”Myśmy są".
PIE
/nie może mówić/
Tekst można poprawić; Detale nie s ą
ważne, liczy się m y ś l ! M y ś l !
DRU
I forma, drogi pa n ie , forma też , a jakże! I poprawność
językowa takoż!
РIE
Nie c ie rp ię przygotowanego wyrafinowania słow
n
e g o. Wszystko musi wyraztać z s zoku danej chwili. Co, co? /trzyma
się k urczowo krze s ła czy czegoś podobnego, j ęcząc przerażony/
D
R
U
To może być z a w
a ł.
/ zn ie c ie r p liw io n y / T o c o ? N ie próbujemy?
'
-
51-
»
PIE
Próbujemy, a w ł a ś c i w i e
CZE
/gra/
DRU
Co, Wilhelmie.
CZE
N i c , n i c /do P I E/
już j akby gramy.
Waldema r z e .. .
Tu s ię panu podczas popisu koszula
ro z p ię ła . . .
PIE
/nie zważając na to , co o koszuli powiedział CZE/
To "n ic , nic" nie j est u pana zby t głębokie. Tak nie można.
CZE
Można.
P IE
Ni e , nie można. Na pewno nie
CZE
Można. J eżeli j a to z robię - i bez trudu, to znaczy, że
można.
m ożna.
P IE
Pan mnie nie rozumie.
DRU
Zaraz, może ja to panu wytłumaczę.
P IE
Od tłumaczenia jestem j a . /do DRU/ Aha, ja k i pan ma tekst?
DRU
" Co , Wilhelmie".
P IE
Tak pan tego nie może zostawić, W tym "Co, Wilhelmie" ma
być i rozpacz i czułość.
DaU
C zułość nie j e st tu na m ie jsc u .
P IS
Źle s i ę wyraz i ł em, c hciałem powi e d z i e ć : m ię k k o ś ć , s e n ty ment
DRU
Nie jestem sentymenta l ny .
PI3
/polemicznie/
Ależ pan tego nie robi pods ie b ie ,
tylk o pod
postać.
CZE
On zawsze robi pod siebie. Jak piesek.
P IE
/do CZE/
Chwileczkę: na polemik i przyjdzie czas, te r a z gra-
my. Pan mówi: Waldema rze - i w tym musi być niepokój.
-5 2 tragizm egzystencji, ohyda świata i tak d a le j.
CZE
A
PIE
/nie zważając na słowa CZE/
CZE
A może tak: ła l-d e -mła że! ! To taki rozm
a młany sposób, ale
gdyby tak powiedzieć perfidnie: ”Wal! Demarze! ” CO?
Mus i być w tym niepokój.
tu chyba dobry.
DRU
Ja bym powiedział: wal-diemarzy, tak cich0 , spokojnie, a
niepokojąco.
P IE
/zdecydowany ostatecznie/
j
Nie . Mówi my norma ln ie , po ludzku,
ak ludzie, jak zwyczajni, prości ludzie.
CZE
Waldemar, kurwa, słuchaj , co c i powiem. .
DRU
Panie Waldeczku, sz e fie , coś panu powiem. . .
CZE
Waldek, nastaw ucho, coś c i powiem...
DRU
Ty, Waldek, chono tu. . . / w sensie! chodź no tu ! - i odpowied z i, ale dość brzydki gest/
PIE
/zamyślony, nie brał udziału w ostatnich kwestiach DRU i CZE
‘
Sztuka nie może być stenogramem naszych uprzedzeń,nawet
s owych. Jak byśm
y
kl a-
wiata nie pojmowali, świat pozostanie
ś
dla nas zagadką, i to nieodgadnioną, Kosmopolityczne niewol nictwo ducha /mówi PIE ni stąd
ni zowąd/ — oto co nam
z a g r a ż a ...
CZE
/dalej swoje/
Wa l , Demarze, id z iem w parze. . .
DRU
Czuję, że sięnam coś zdarza.
Ty, Waldemar schowaj ry ja,
bo może być straszna chryja.
CZE
wIESZ, że lewa to dintojra. . .
drU
Waldek Nie bądź taki chojrak. . .
-3 3 PIE
/dalej zamyślony/
Ach, wrócić do świata rokoko. . . złudzeni
w teatrze, ale jakie piękne! wciąż maskarada — ale l i a
w
n iej ducha, ktoś nazwał tę epokę — epoką teatrokracj i . . .
Wszędzie teatry: na dworze i we wioskach, na uniwersytetach
i na zamkach książąt - i wszyscy g r a li znakomicie. A cel?
Odsłonić własną duszę, obnażyć si ę . . .
DRU
/j ak mamusia/
Waldziu, jeste ś j eszcze goły,
Znowu spóźnisz cię do szkoły:
CZE
Waldemarze, Bóg cię skaże...
DRU
Tańcz mazura w pierwszej parze!
CZE
Wa ld i! Kochaj mnie namiętnie. . .
DRU
A ly ż
proszy pani - chentnie.
/po chwili/
CZE
Wa ld i ! kochaj mnie zawzięcie!
Proszę pani, ni mam chęci.
/po chwili/
Waldi! Kocha j mnie, a śmia ło !
DRU
Pani to wciunż m
PIE
/ jak wyżej/
a ło ...
Magicz na s i ł a działania teatru nie polega na
jego powierzchownej przebieran c e, lecz na jego g łę b i, na tym
co może on odsłonić. Odsłaniam
y czł owieka?
CZE
Och, Waldeczku, jak Bóg m
iły ,
puść mnie, bo już nie mam s iły .
DRU
/ z boku/
Waldek, puś pan te kobity,
je źl i nie chcesz lec tu zbity.
*
PIE
Marzę o teatrze czwartego wymiaru. Ba! Teatr bez etykiety,
którą tak lubi publiczność. Ekspresjonizm! Ach, wiemy, wiemy
Nic nie w iecie! Nazywaj mnie jak chces z, ale spokojny stąd
nie w yjdziesz! Będziesz m
y ś la ł jeszcze po wyjściu z teatru.
normalnie c i się to nie zdarza, wychodzisz i zapominasz.
Jak z klozetu! Teatr nie jest klozetem, zapamiętaj to sobie
widzu, który we wszystkim maczasz swoje
DRU
/przerywając/
We wszystkim swe palce macza!
Waldek,
CZE
pal. . .
wpuść i n a s do sracza.
Czekaj, tylko zapnę spodnie,
niedopiętym niewygodnie!
PLE
Ekskomunikować wszystkich, którzy nie miłują teatru! Jesteś
my lunatykami prawdy. Lunatykami, powiadam. K s ię ż y c ...
CZE
Wa ld i, księżyc znów wychodzi.
DRU
Niech wychodzi, co to szkodzi,
Jak ktoś żyje,, to se
smr o d z i ...
Grunt, że my są duchem młodzi!
P IE
Nie chcę
widzieć codziennego życia, to cena jaką płaci
duch. za swoj
aw
o lność. Bo duch j eet wolny! W teatrze. . .
CZE
W alde marze. . . "
/ i n ic /
P IE
/do CZE/
CZE
/ z ażenowany , nie wie co powiedz ieć/
P IE
Pan c i się podoba; ale ta scena m usi m ieć więcej wyraz u ,
Pan
a mi się p o d o b
a.
A ...
przy pana talencie nie jest to chyba t r u dne; a talent pan
z a ...
«
DRU
PIE
Ja też mam
talent!
Nie wiem , nie wiem , na pana miejscu nie byłbym tego taki
pewny.
DRU
/ sięga do wewnętrznej kieszeni marynarki/
Mogę panu poka­
zać recenzje; wie pan, j ak o mnie piszą?
P IE
Nie wiem i nie chcę wiedzieć. M usi pan skupić s i ę i zagrać
to, co pan ma do zagrania z nerwem. z ikrą. . .
-2 5 DRU
Nie jestem rybą. Nie mam ikry.
PIE
To przenośnia. Czy trzeba panu wszystko tłumaczyć?
DRU
/chętnie/
Tak. Proszę mi wszystko tłumaczyć, ja chętnie
posłucham, Jestem idealnym słuchaczem. Pana k o le g a , re ż y s e r,
wie pan o k im myślę - zawsze nam wszystko t ł u m a c z y ł .
A myśmy go s łu c h a li,
PIE -
A leż ja panu tłumaczę. Ma pan zagrać z nerwem. Tajemniczo
i bu lw ersu jąco; tak, żeby widz pana odebrał. Na pewno po­
t r a f i pan tak zagrać , możliwośc i ma pan przec i e ż du ż e ...
CZE
No c o , gramy czy te ż może kokietujemy si ę nawzajem. R óbmy
t e a t r , ja k Boga kocham. . .
PIE
Jeszcze r az: spokojnie, a le nerwowo, w skupieniu i ro zma—
rzen iu zarazem,
DRU i CZE
/razem/
jasne?
Jasne.
CZE
Jakie
będą kostiumy?
PIE
Jakie
kostiumy ?
CZE
T o m y się pana pytamy: /CZE i DRU odchodzą p ow oli, a le j e s z cze dyskutują z P IE , ty le od niechcenia ju ż i powierzchownie.
PIE
Nie będzie kostiumów. Normaln ie. Frak, mus zka.
DRU
Frak, muszka — to nie jest normalnie. N orm aln ie - to brudny
sw eter, bo wszędzie jest brudno.
P IE
W swetrze pa n tego n ie zag ra. Będ zie niew iarygodnie, I n i e t e a tr a l n i e .
CZ E
/proponuje z d a leka/
Eleganckie ubrani e i kape lusz .
P IE
I będzie pan wyglądał jak gan gster.
0
DRU
G an gster też człowiek.
CZE Człowiek żyje, potem zgnije.
DRU Dlatego mówię : myj szyję: /CZE i DRU oddalają się/
CZE
Myłbym, ale głupi byłbym.
p o c h w ili/ Swetr ochrania, swetr zasłania.
DRU
Z pana - to je s t kawał drania!
PIE
Czy musicie s ię wygłu p i a ć wierszykami? My tego nigdy porządnie nie zrobimy. A t r zebaw
szystko
gruntownie przemyśleć,
bezmyślna sztuka — to okropność , to kres sztuki!
CZE
Trzeba było od razu nam to powiedzieć. Nie marnowalibyśmy
czasu.
PIE
Frak, muszka, la k ierki.. Ta k zwany dobry wygląd. Panu radzi ł bym nie wycierać r ąk z a d , j a k p a n t o z w y k l e c z y n i , w e fra­
ku s i ę tego nie robi, w o g ó l e s ię t e g o n ie r o b i, a j uż
w e
f r a ku na pewno ni e . T o m ają być dw aj dżen telm en i, nie muszą
być specjalnie wytworni, ale fason m ieć powinni. Inaczej
będzie to mętne.
CZE
Tak pan myśli?
' / m ó w i ju ż z d a le k a /
PIE
Jestem tego pewien. /d o s i e b i e , g d y o b a j o d e s z l i / .
Je s t e m t e g o p e w ie n . In n y c h r z e c z y - n ie , a le t e g o je s t e m
pewien.
/ o d c h o d z i z a n im i im p r o w iz u ją c - c z e g o n ie je s t p e w ie n w
życiu, bo że "w e fraku i m uszce" - tego jest pew ien absolutnie/
K O N IE C

Podobne dokumenty