Konsumpcja jak narkotyk po

Transkrypt

Konsumpcja jak narkotyk po
Konsumpcja jak narkotyk
Pierwsze kontakty
Dostępność różnorodnych dóbr, które zapełniają sklepowe półki, przyzywa i kusi,
sprzyjając wręcz zostaniu porwanym przez „huragan konsumpcji”. Konsumenci kupują, piją,
jedzą, używają, zbierają nie zawsze dla realizacji potrzeb, ale też dla samego miłego
doznania towarzyszącego konsumowaniu. Angażowanie się w zakupy, a następnie
konsumowanie zakupionych towarów niewątpliwie może, z jednej strony - być źródłem
emocji pozytywnych, z drugiej - uwalniać od emocji negatywnych. Zarówno wstęp do
konsumowania – zakupy, jak i następnie samo konsumowanie odwraca uwagę od
problemów, zmniejsza napięcie, daje odczucie ulgi, w łatwy sposób dostarcza przyjemności
i satysfakcji. Sprzyja to dążeniu do zwiększania ilości czasu i pieniędzy przeznaczanych na
konsumpcję, kosztem rezygnacji z innych, bardziej wymagających źródeł satysfakcji oraz
unikaniu głębszego wglądu we własne trudności. W tym układzie, konsument może nie
zauważyć, że przekracza punkt, w jakim z bycia panem sytuacji staje się niewolnikiem
konsumpcji. Jego zakupami i konsumowaniem nie kieruje już dążenie do zaspokojenia
swoich potrzeb, ale przymus kupowania i konsumowania. Chroniczne, powtarzające się
zakupy, konsumowanie nadmiarowe, wręcz szkodliwe i przysparzające problemów stają się
podstawową reakcją na negatywne wydarzenia i uczucia, podstawowym sposobem
dostarczenia sobie przyjemnych doznań. Człowiek się uzależnia. Kupowanie i
konsumowanie staje się koniecznością, zachowaniem przymusowym, jest podejmowane nie
tyle w celu nabycia określonych rzeczy, ale przede wszystkim w celu usunięcia dyskomfortu
spowodowanego psychicznym napięciem.
Uzależniony od konsumpcji człowiek, podobnie jak narkoman zwiększa dawki środka
tzn. jest skłonny coraz więcej kupować i konsumować, lekceważąc szkodliwe następstwa
fizyczne, psychiczne, społeczne i środowiskowe. Doświadcza niemożności, poddania swojej
konsumpcji racjonalnym ograniczeniom i trudności z dostosowaniem jej do poziomu swoich
potrzeb, a często i możliwości. Doświadczanie złego samopoczucia skłania go do sięgnięcia
po konsumpcję, jako remedium na przeżywany nieprzyjemny stan, w miejsce poszukiwania
rozwiązania własnych trudności. Po zakupieniu i skonsumowaniu czegoś doświadcza nagłej
zmiany samopoczucia (efekt nagrody), jednakże bywa, że później następuje smutek
i poczucie winy, na co dobrym lekarstwem może się znów okazać konsumpcja.
Analizując, z punktu widzenia psychologicznego, podatność na uroki
konsumpcjonizmu, możemy rozpatrywać ją, jako zewnętrzną manifestację właściwego
ludzkiej naturze dążenia do przyjemności i unikania przykrości. Całe bogactwo naszego
życia emocjonalnego można sprowadzić do tych dwóch bazowych prostych tendencji:
przykrość – unikanie, przyjemność - dążenie do. W miarę jak rozwija się emocjonalność
i myślenie sprawa się komplikuje. Przewidując większą przyjemność w przyszłości, ludzie
potrafią narazić się na nieprzyjemność w teraźniejszości. Uczucia rozwijają się i wzbogacają,
a prosta przyjemność przekształca się w wieloaspektowe i bardziej skomplikowane doznanie
satysfakcji, której mogą dostarczać bardzo nieraz wysubtelnione rodzaje gratyfikacji. Jednak
to właśnie bazowe dążenie do przyjemności i unikanie przykrości napędza mechanizm
nadmiarowej konsumpcji. Spróbujmy przyjrzeć mu się głębiej.
1
Odurzenie
Łasy na szybką przyjemność zbiór struktur mózgowych, nazywany układem nagrody
lub ośrodkiem przyjemności, jest starym ewolucyjnie pomysłem na motywację i kontrolę.
Dzięki niemu staramy się robić coś, co zostanie nagrodzone doznaniem przyjemności, ale
także unikamy działań, za które moglibyśmy zostać ukarani doznaniem przykrości.
Odpowiedzialne za to struktury w naszym ludzkim mózgu są podobne do występujących
u naczelnych, a prawdopodobnie też u filogenetycznie niższych zwierząt. Aktywują się
w sytuacjach zaspokajania popędów (pożywienie, zachowania seksualne), a także w trakcie
wykonywania innych, niepopędowych czynności, ocenianych jako korzystne. Mechanizm ten
wykształcił się, aby wzmacniać niektóre zachowania, potencjalnie korzystne dla organizmu.
Z punktu widzenia dążenia do przyjemności, nadmierna konsumpcja stanowi więc
przejaw pewnej zachłanności, rozwijającej się bazie nieustannego pragnienia powtarzania na
nowo miłych doznań, skłaniającego do pogoni za często ulotnymi, ale łatwo dostępnymi
i zmieniającymi się źródłami przyjemności. Zachłanność tą odziedziczyliśmy po naszych
dalekich przodkach, których działanie było sterowane bardziej emocjami jak myśleniem,
żyjących w o wiele większej niepewności, skłonnych brać to, co dało się dzisiaj, bo jutro
mogło już tego nie być, mogło to uciec lub być zjedzone przez kogoś innego. A poza tym,
jutra łatwo można było nie dożyć. Nie szukając daleko, w naszym kraju, całkiem jeszcze nie
tak dawno doświadczaliśmy szeregu braków. Jak się nie kupiło dziś czegoś, co było
dostępne, choć może dziś niepotrzebne, jutro mogło tego nie być, a mogło być potrzebne.
Na tej zasadzie jeden z moich znajomych kupił odpowiednią dla dorosłej osoby
meblościankę swojemu kilkumiesięcznemu synowi.
Istotną cechą układu nagrody jest to, że umożliwia on indywidualnemu organizmowi
orientację w tym, co jest dla niego dobre, z uwzględnieniem jego specyficznej budowy
i potrzeb. To, co dobre dla jednego organizmu, nie musi być dobre dla innego, a więc
sygnały te są mocno zabarwione subiektywizmem. Za jego pomocą można też ocenić
jedynie to, co jest korzystne tu i teraz. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że skoro jest
korzystne teraz będzie korzystne w przyszłości, ale niekoniecznie, ponieważ potrzeby
organizmu zmieniają się. Spodziewając się korzyści, doświadczonych w przeszłości podczas
konsumpcji czegoś, można zdecydować się na ponowny zakup, już nieadekwatny do
aktualnych potrzeb, albo konsumować więcej niż się potrzebuje (w przypadku zaspokajania
potrzeb więcej nie zawsze znaczy lepiej). Można też zasugerować się płynącą z zewnątrz,
np. z reklam sugestią możliwych korzyści. Specyficzna sugestia zawiera się też w nalepce
„Nowy, lepszy produkt”. Może to zostać odczytane jako „lepiej zaspokajający” daną potrzebę,
bez dociekania, czy właśnie w tym momencie, właśnie to jest właśnie tej osobie potrzebne.
Przemysł potrafi też oszukiwać konsumenckie „czujniki” różnymi dodatkami, sugerującymi
występowanie w produkcie czegoś, czego w nim nie ma, a czego zwiastunem jest dla ludzi
określony smak lub kolor. W efekcie, np., po zjedzeniu czegoś człowiek dalej pozostaje
głodny, bo mimo zapowiedzi potrzeba nie została zaspokojona. Może stąd łatwo wyciągnąć
błędny wniosek, że zjadł za mało.
Zachowania człowieka nie są jednak kierowane tylko aktywnością ośrodka
przyjemności. W miarę jak rozwija się zdolność racjonalnego myślenia, abstrahowania od
aktualnej sytuacji i przewidywania, ludzie potrafią zrezygnować z natychmiastowej
gratyfikacji, dla bardzo nieraz odległych celów, a nawet narazić się świadomie na przykrość
w celu uzyskania gratyfikacji odroczonej w czasie i nieraz bardzo wysublimowanej, takiej jak
np. poczucie dobrze spełnionego obowiązku, świadomość przysłużenia się dobru innych czy
pozytywnego zapisania w pamięci potomnych. Ludzie potrafią narażać się na ból i cierpienie
w imię wierności własnym ideałom i przekonaniom, nie mając żadnej pewności otrzymania
jakiejkolwiek gratyfikacji poza poczuciem wierności sobie, czy ocalenia cennej dla siebie
wartości, nawet jeśli zdają sobie sprawę, że mogą stracić życie, a z nim kontakt z tą
wartością. Wystarcza im nadzieja, że uchronią od zniszczenia coś cennego dla siebie.
2
Wymaga to jednak zapanowania nad ukształtowanymi ewolucyjnie przez wieki
mechanizmami, przejścia na inny poziom funkcjonowania. Miedzy innymi to właśnie
zdolność zapanowania nad prostym poszukiwaniem przyjemności i unikaniem przykrości
odróżnia ludzi od zwierząt. To samo myślenie jednak może też skłaniać do nadmiarowych
zakupów lub konsumpcji, np. dzięki przewidywaniu, że jak nie teraz, to w przyszłości coś się
przyda, że jak nie nam to bliskim nam osobom. Potrafimy też wyobrażać sobie przyjemność
możliwą do doświadczenia w przyszłości w trakcie konsumpcji, a ponieważ mózg reaguje na
te wyobrażenia jak na rzeczywistość, samo wyobrażanie sobie konsumpcji może być bardzo
przyjemne. Skłania to do myślenia, że jeśli samo wyobrażenie jest przyjemne, to co dopiero
konsumowanie. Spodziewanie się przyjemności, sprzyja jej pojawieniu się, nawet jeśli
w zasadzie nie jest to potwierdzeniem realizacji rzeczywistej potrzeby. Nasz umysł ulega
iluzjom i nie zawsze odróżnia sygnał płynący z wyobraźni od sygnału płynącego
z faktycznego fizycznego doświadczenia.
Z funkcjonowaniem układu nagrody związana jest pewna pułapka - możliwość
popadnięcia w uzależnienie. Subiektywne odczuwanie przyjemności, powoduje chęć
powtarzania danego zachowania w celu ponownego doznania tego wspaniałego stanu.
Niestety, po jakimś czasie mniej ważny staje się fakt zaspokojenia potrzeby, a bardziej
ważne samo doznanie przyjemności. Przyjemność nie jest już sygnałem zrobienia czegoś
korzystnego dla organizmu, ale robi się coś, co było przyjemne kiedyś, w nadziei na
powtórne doznanie przyjemności, nawet jeśli w danej sytuacji nie jest to już dla organizmu
korzystne, a wręcz na dłuższą metę mu szkodzi. Sygnał świadczący o realizacji celu, staje
się celem samym w sobie. Mechanizm ten wykryto całkiem przypadkowo, przez pomyłkę.
Naukowcy (Ols, Miler, 1954)1 eksperymentalnie badali, jak uczą się szczury. W mózgach
gryzoni umieszczono elektrody. Ku zdziwieniu badaczy, zwierzęta zaczęły zachowywać się
tak, jakby impulsy prądu sprawiały im przyjemność. Okazało się, że elektrody przypadkowo
zaimplantowano w innych rejonach mózgu, niż planowano, właśnie w ośrodkach związanych
z odczuwaniem przyjemności. Naukowcy zmodyfikowali eksperyment. Zbudowali specjalne
urządzenie, w którym szczury, naciskając dźwignię, mogły same decydować o stymulacji
prądem. Naciskały ją, oczywiście, prawie non stop, całkowicie niestety zaniedbując
zaspokajanie ważnych potrzeb, takich jak odżywianie.
Z badań wynika, że konsumpcja wywołująca przyjemne uczucia, uruchamia podobne
reakcje w części mózgu generującej poczucie nagrody, stopniowo rozwijając się w przymus
konsumpcji, co w efekcie prowadzi do konsumpcji nadmiarowej. Człowiek nie konsumuje już,
aby zaspokoić swoje potrzeby, ale aby doznać stanu przyjemności. Więcej, okazuje się, że
wcale nie musi niczego konsumować, żeby neurony w jego mózgu zaczęły wydzielać
dopaminę, która jest nośnikiem informacji o nagrodzie. Reagują one już na sygnały
zwiastujące przyjemność. Dzięki temu można uzyskać przyjemność dwa razy; raz
w momencie wyobrażania sobie konsumowania czegoś, co można zakupić, doświadczając
tzw. pierwszej fazy przyjemności – oczekiwania czy podniecenia, drugi raz - faktycznie
konsumując zakup. Niestety skłania to do zakupów nadmiarowych, w myśl zasady „więcej
zakupów – więcej przyjemności”. Potem, skoro już coś zostało zakupione, to trzeba coś
z tym zrobić, jakoś to zagospodarować: zjeść, zużyć, zmagazynować na przyszłość, dać
komuś, ewentualnie wyrzucić. A skoro już to zostało zagospodarowane, jest powód aby iść
na zakupy, aby uzupełnić to, co było zużyte, albo coś nabyć okazyjnie do zmagazynowania
na przyszłość, a może odkryć nowe możliwości zaspokojenia potrzeb. Wybranie się na
zakupy stwarza warunki do wyobrażania sobie przyjemności płynącej z konsumowania, co
samo w sobie jest przyjemne. A tu tyle okazji! Kupienie czegoś okazyjnie jest dodatkowo
przyjemne, bo oznacza więcej pieniędzy na inne przyjemności. A pewnego dnia może się
zdarzyć, że człowiek zaczyna czuć się źle, kiedy nie idzie na zakupy, albo nie ma
1
Bogdan Sadowski Biologiczne Mechanizmy zachowania się ludzi i zwierząt PWN, Warszawa 2005
3
w perspektywie niczego do skonsumowania, nawet gdy aktualnie jego potrzeby są
zaspokojone w wystarczającym stopniu. Stał się uzależniony.
Według naukowców, których ustalenia publikuje „Nature Neuroscience”, od np.
wysokokalorycznej, lecz posiadającej niskie właściwości odżywcze, taniej żywności tzw.
„junk food” można się uzależnić tak samo, jak od nikotyny i kokainy. Ten sam proces
zaobserwował autor badań dr Paul Kenny z Instytutu Badawczego Scripps na Florydzie,
badając niemożność powstrzymania się od konsumpcji hamburgerów, parówek, solonych
paluszków, słonych plasterkowanych frytek, ciastek itp., mimo iż prowadzi do otyłości.2
Ludzie nie jedzą tego, bo to jest zdrowe, ale bo jedzenie tego jest przyjemne. Przyjemność
okazuje się być ważniejsza niż zdrowie, bo ewolucyjnie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że
jest ona sygnałem czegoś, co należy robić. A zdrowie? No cóż, jak pamiętamy ze szkoły „Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz.” Aby zepsuć
zdrowie często potrzeba czasu, a wtedy ludzie nie zawsze potrafią połączyć aktualne
negatywne emocje z wielokrotnie w przeszłości podejmowanymi błędnymi decyzjami
konsumpcyjnymi. A poza tym, często bywa, że człowiek przedkłada doznanie przyjemności
nad zdrowie. Jest to wzmacniane przez reklamy, które starają się przekonać ludzi, że nie
muszą rezygnować z przyjemności zjedzenia czegoś, co im następnie szkodzi, bo wystarczy
zażyć odpowiednią tabletkę i po kłopocie.
Pod względem neurobiologicznych i psychologicznych mechanizmów nie ma żadnej
zasadniczej różnicy między uzależnieniem od substancji, które nazywamy narkotykami,
a rzeczy takich jak hamburgery, czekoladki, kawa, paluszki, ciasteczka, alkohol, sex,
telewizja czy gry komputerowe. Osoby nałogowo, konsumujące coś, nie tyle dla
zrealizowania określonej potrzeby, co dla samego doznania przyjemności, jak i osoby
uzależnione od nałogu narkotycznego, podlegają oddziaływaniu tych samych molekularnych
zjawisk w mózgu. Przy tym, można się uzależnić nie tylko od tego, co się konsumuje, ale od
samego robienia zakupów, które przecież są przyjemne, jako zwiastun przyjemności
konsumpcji.
Emocje pozytywne mają też pewną kłopotliwą cechę. Otóż, w miarę trwania
oddziaływania przyjemnego bodźca stopniowo zanikają, stąd wymagają stałego
pozyskiwania nowych bodźców. Z tego punktu widzenia, konsumpcja daje ciekawe
możliwości. W chwili konsumowania doznaje się przyjemności, która jest dość krótkotrwała,
ale można ją dość szybko powtórzyć przez kolejny akt konsumpcji, a ponieważ bodziec nie
działa stale, a także ulega zmianom, nie zachodzi adaptowanie się do niego. Dodatkowo jest
to wzmacniane sztucznym rozbudzaniem wciąż nowych potrzeb przez reklamy.
Drugi biegun dążenia do jak największej ilości doznań pozytywnych stanowi dążenie
do unikania przykrości, przejawiające się często jako niska tolerancja na doznania
nieprzyjemne i silny nacisk na ich szybkie pozbycie się. Doznawane negatywne emocje
mogą być rozpatrywane nie jako sygnał problemów, wskazujący na potrzebę zmian, ale jako
niewygoda, której należy się pozbyć jak najszybciej. W tym układzie, człowiek stara się
jednak pozbyć sygnału, a nie jego źródła. Przypomina to próbę pozbycia się problemu
z samochodem, w którym irytująco coś świeci czy wydaje dźwięk, przez odcięcie dopływu
prądu do systemu kontrolnego informującego o braku benzyny.
Emocje o negatywnym zabarwieniu są silniejsze od pozytywnych i w przypadku gdy
nie radzimy sobie z ich źródłem bardziej długotrwałe. Jest to również zrozumiale ewolucyjnie,
gdyż dla przetrwania organizmu unikanie zagrożeń jest istotniejsze niż doznawanie
przyjemności. Gdyby przyjemność wynikająca np. ze zjedzenia czegoś była większa niż lek
przed tygrysem, konsumujący mógłby nie dożyć zakończenia swojej uczty. Gdyby można
było łatwo przyzwyczaić się do bólu złamanej nogi, można by zbyt szybko podejmować
2
http://styl-zycia.ekologia.pl/zdrowa-zywnosc/Junk-food-uzaleznia-jak-narkotyk,12170.html
4
próby chodzenia nadmiernie ją obciążając i utrudniając lub wręcz uniemożliwiając jej
wyleczenie.
Emocje negatywne mają też inną nieprzyjemną cechę, otóż nie znikają, jeśli problem
nie zostanie rozwiązany. Ponieważ bywa, że człowiek problemu rozwiązać nie potrafi, a stałe
doznawanie dyskomfortu jest czymś destrukcyjnym i utrudnia funkcjonowanie, gatunek ludzki
rozwinął w sobie bogate spektrum mechanizmów obronnych, które nie dopuszczają ich do
świadomości. Zepchnięte w nieświadomość, negatywne emocje tworzą podświadomą
warstwę, stałego dyskomfortu, która ujawnia się, kiedy człowiek np. pozwoli sobie na chwilę
bezczynności i wyciszenia, albo gdy coś wywoła je na powierzchnię. Dokładne omawianie
działania mechanizmów obronnych nie stanowi przedmiotu tych rozważań.
Zainteresowanych odsyłam do bogatej literatury. Mechanizmy te z jednej strony odcinają
świadomość od bagażu przykrych emocji, z drugiej - od kontaktu z potencjałem dobrostanu
właściwego naturze głębokiego ja. Pozwala to stworzyć powierzchowną warstwę dobrego
samopoczucia, pod którą jednak kryje się wszystko to, co nie zostało psychicznie
zasymilowane i wyparte jako zbyt negatywne.
W tym układzie, głębsze wnikniecie w umysł nieuchronnie odkrywa ukryte pod
powierzchownymi pozytywnymi doznaniami egzystencjalne cierpienie; pamięć bólu,
bezradności i braków, doświadczanych w przeszłości. Wszystkim nam czegoś brakowało,
przeżyliśmy jakiś trudności i problemy, których rozwiązania nie znaleźliśmy. Te doznania nie
znikają, wciąż są w nas, domagają się jakiegoś rozwiązania, ale z reguły ludzie nie chcą ich
czuć i nie chcą się z nimi zmagać, tym bardziej, że kiedyś już doświadczyli porażki. W tym
układzie, koncentracja na powierzchownych przyjemnościach pomaga uniknąć bolesnej
konfrontacji z bólem, mrokiem i cieniem w sobie, bezradnością wobec życiowo ważnych
pytań, niemożnością zatrzymania na zawsze kruchego, bo powierzchownego dobrostanu.
Utrzymanie wewnętrznego stabilnego dobrostanu bez zewnętrznej stymulacji,
czucie się szczęśliwymi bez powodu jest niełatwą sztuką, wymaga pracy i wysiłku,
przepracowania bagażu bolesnej przeszłości, a dla wielu ludzi jest wręcz nierealną fantazją.
Przyjemności, doświadczane z racji cielesnej egzystencji nieuchronnie się kończą, a jak
trwają dłużej trącą swój blask. W tle czai się zawsze możliwość doświadczenia bólu
i przykrości oraz wizja ostatecznej utraty wszystkiego. Pomimo oszałamiających osiągnięć,
jakie zapewnił nam rozwój nauki, tak samo jak nasi przodkowie skazani jesteśmy na ulotność
i niepewność własnej egzystencji; jesteśmy dziś, jutro może nas nie być. Dając szereg
nowych źródeł przyjemności, chroniąc przed licznymi przykrościami, dominująca cywilizacja
stworzyła równocześnie nowe zagrożenia i źródła stresu. Skłania to przewartościowanie
przekonań i źródeł lęku. Kiedyś ludzie mogli obawiać się lokalnej wojny, nieurodzaju czy
ataku żywiołu, ale nie posiadali mocy zdolnej zniszczyć wielokrotnie całą Ziemię,
wyprodukować śmiercionośnego wirusa, zmienionej genetycznie rośliny lub zwierzęcia,
których oddziaływanie na łańcuch pokarmowy może się okazać destrukcyjne w skutkach w
dalekiej przyszłości. Jednym z prostych sposobów poradzenia sobie z lękiem przed tymi
zagrożeniami, jest o nich w ogóle nie myśleć, nie interesować się tym. Ich skala jest
niewspółmierna do możliwości jednostki.
Czyniąc codzienne życie łatwiejszym, nauka odebrała równocześnie wielu ludziom
prostą wiarę w istnienie Siły, która zna sens życia, określa zasady i tak jak troszczy się
o nich na tym świecie, jak i będzie się troszczyła po śmierci. Nauka zanegowała wręcz
istnienie jakiegoś „po śmierci”, sprowadzając duchowe życie do efektu działania fizycznego
mózgu, odrzucając istnienie wszystkiego, czego nie udaje się zmierzyć, zbadać i racjonalnie
uzasadnić. W świetle dominujących w niej poglądów3 ludzkie istnienie, jawi się jako
pozbawiony kosmicznego znaczenia efekt gry przypadkowych sił, który nieuchronnie
3
Istnieją naukowcy, zdecydowanie jednak pozostający w mniejszości, którzy uważają, że cała materia jest aspektem
i manifestacją świadomości. Ich poglądy są jednak mało znane i rzadko popularyzowane.
5
rozpłynie się w nicości. Do tego, w przeciwieństwie do prostych systemów dawnych wierzeń,
teorie naukowe są często bardzo trudne do zrozumienia dla przeciętnego laika, a przez to
w niewielkim stopniu użyteczne w odniesieniu do organizowania sobie codziennego życia.
Brak wiary w istnienie czegoś poza tym życiem, może manifestować się
w różnorodnych postawach, gdzie na jednym krańcu mam dążenie do etycznego życia dla
samej wartości dobra,, a na drugim krańcu w postawach typu: „Hulaj dusza, piekła nie ma”,
co sprzyja czerpaniu z życia pełnymi garściami nie licząc się z nikim ani z niczym.
Pozbawiony nadrzędnych, jasnych i autorytarnych wytycznych nie każdy odnajduje
od razu swój własny sens i swoją rolę w życiu. Znalezienie satysfakcjonującego działania
wymaga od człowieka aktywności, konsekwencji i dużej odporności. Praca zawodowa
z pozamaterialną motywacją, hobby, chęć niesienia pomocy innym, przyjemność płynąca
z doskonalenia swoich umiejętności, rozwój wewnętrzny - wszystko to daje poczucie sensu
i satysfakcji, ale nie jest łatwe ani szybkie. Poczucie niespełnienia, czy to w wymiarze
osobistym, czy zawodowym, może powodować frustrację, którą ludzie starają się zagłuszyć
w różny sposób. Jedni szukają ucieczki w alkohol, drudzy w narkotyki, jeszcze inni żeby
poczuć się lepiej kupują zupełnie niepotrzebne rzeczy, jedzą więcej niż potrzebują, nałogowo
oglądają telewizję czy grają w gry komputerowe. Często prościej jest ulec pozornym
receptom na szczęście oferowanym przez współczesny świat, niż odnaleźć to, czego tak
bardzo człowiekowi potrzeba – swoje miejsce na ziemi, swój własny głęboki, pozamaterialny
sens życia, swoje własne szczęście.
U podłoża neurotycznej pogoni za przyjemnościami, komfortem i bezpieczeństwem,
szczególnie u bardziej refleksyjnych jednostek, może leżeć dążenie do ochronienia się przed
rozpaczą i poczuciem bezsensu, wątpliwościami i bólem cielesnej egzystencji, unikanie
stanięcia twarzą w twarz z samym sobą i zadania sobie podstawowych pytań: Kim jestem?
Po co jestem? Czego chcę? Konfrontacja z tymi pytaniami może odsłaniać głębokie lęki
i trudności z udzieleniem satysfakcjonującej odpowiedzi. Nie wszyscy ludzie są w stanie
przyjąć na wiarę i zadowolić się bardziej lub mniej prostymi odpowiedziami, jakie podsuwają
inni, a odrzucając je nie zawsze potrafią wypracować własne. Ponadto, przyjęcie czegoś na
wiarę, z drugiej ręki, stale jest zagrożone przez wątpliwości. Dostęp do informacji, jakiego nie
mieli ludzie przed rozwojem Internetu powoduje, że łatwo jest zagubić się w wielości
informacji, z których każda rości sobie prawo do bycia równie właściwą. Tymczasem
konsumpcjonizm oferuje rozwiązanie jakże proste; nie myśleć, cieszyć się dostępnością
dóbr, łatwością sprawienia sobie przyjemności. Jak człowiekowi jest źle, o każdej porze dnia
i nocy może udać się do hipermarketu i kupić sobie chwilę zapomnienia o nurtujących go
pytaniach czy wątpliwościach, włączyć telewizor i przestać myśleć o nierozwiązywalnych
dylematach. Swoje obawy o los świata może ukoić patrząc jak filmowy bohater sam jeden
w ostatniej chwili ratuje świat. Mój dziadek zwykł był mawiać, że jak człowiek ma zły nastrój
i chce mu się płakać, wystarczy, że sobie kupi chustkę do nosa, aby nastrój mu się poprawił.
Po co, w takim układzie, w ogóle konfrontować się z nieprzyjemnymi stanami,
własnymi lękami czy bólem? Otóż unikanie konfrontacji z nimi może spowodować, iż
pewnego dnia okaże się, że „przystawialiśmy drabinę do niewłaściwej ściany” - jak ujął to
jeden z najwybitniejszych mitografów XX wieku Joseph Campbell. Zagłuszane
powierzchowną przyjemnością lęki i problemy nie znikają. Stanowią one sygnał czegoś
głębszego w nas. Są bólem naszej zaniedbanej duszy, domagającej się czegoś więcej niż
tylko budzenia się rano i zasypiania wieczorem, a w międzyczasie konsumowania jak
najwięcej przyjemności. Pokazują, że być może nie jesteśmy na tym świecie tylko po to, aby
doświadczać przyjemności i unikać przykrości, że być może nasze istnienie ma głębszy
sens.
Spróbujmy przyjrzeć się głębokim ludzkim strachom i lękom i zobaczyć, co nam
mówią o byciu człowiekiem, a także w jaki sposób konsumpcjonizm może od nich wybawić.
6
Choć strach i lek mają to samo źródło nie są tym samym. Strach, w przeciwieństwie do leku,
ma określony przedmiot, który można zobaczyć, dotknąć, zaatakować i zniszczyć, albo od
niego uciec, rozwiązując problem. Lęk nie ma konkretnego przedmiotu, jego źródłem jest
negacja, np., bojąc się fizycznej śmieci boimy się czegoś konkretnego, co umiemy sobie
wyobrazić, ale bojąc się niebytu boimy się czegoś, co stanowi negację bytu, a więc czegoś
niewyobrażalnego, nieznanego, abstrakcyjnego, z czym nie da się realnie walczyć. Czyni to
lęk niezwykle trudnym do pokonania.
Ciekawe podejście do problemu ludzkiego lęku przedstawił, moim zdaniem, Paul
Tillich4, filozof i teolog, profesor amerykańskich uniwersytetów. Analizując różne formy lęku
stwierdził on, że wszystkie wywodzą się z jednego źródła - lęku przed niebytem.
Zaproponował też rozróżnienie trzech typów lęku w zależności od tego, jakiemu obszarowi
naszej samoafirmacji5 niebyt zagraża. Niebyt zagraża samoafirmacji naszego istnienia –
w sposób względny jako los, a w sposób bezwzględny - jako śmierć. Zagraża naszej
duchowej samoafirmacji - w sposób względny jako pustka, a w sposób bezwzględny - jako
bezsens. Zagraża naszej moralnej samoafirmacji - w sposób względny jako wina,
a w sposób bezwzględny - jako potępienie. Nie do końca zgadzam się ze sposobem, a w jaki
Paul Tillich6 opisuje te lęki, niemniej uważam ten podział za ciekawy i stał się on dla mnie
inspiracją do poniższych rozważań. Doświadczanie opisanych dalej lęków nie jest też
prawdopodobnie powszechne. Większość ludzi odwiedzających hipermarkety nie poddaje
własnej ludzkiej kondycji tak głębokiej introspekcji, aby stało się to przyczyną
egzystencjalnych problemów. Konsumpcjonizm wręcz chroni przed taką możliwością.
Oczarowany różnorodnymi towarami w zasięgu ręki, szybkim przepływem informacji
i obrazów człowiek mniej jest skłonny do głębokiej autorefleksji.
Głębokie wnikniecie we własną ludzką kondycję oznacza konfrontację z faktem, że
„nie znamy dnia, ani godziny”, w każdej chwili biologiczne ja może ulec zagładzie. Życie
może zakończyć się w przypadkowym momencie, a po drodze w przypadkowym momencie
może człowieka spotkać ból i cierpienie. W materialnym świecie, który nas otacza nie ma nic
trwałego, niezmiennego, na czym można by się oprzeć. Wszystko się zmienia i często tych
zmian nie potrafimy zrozumieć, ani przewidzieć. Los wydaje się czasami zupełnie
irracjonalny, nie potrafimy odkryć przyczyny wielu nieprzyjemnych wydarzeń, jakie nas
dotykają w życiu. A jeśli zadajemy sobie trud, aby je odkrywać, odkrycia te potrafią być
nieprzyjemne. Psycholodzy uważają, że ludzie często tych odkryć się boją, bo może się
okazać, że sami zgotowali sobie zły los.
Jakkolwiek jest, nie da się zmienić przeszłości. Po co więc się nią zadręczać?
W końcu bywa też odwrotnie, los się czasem jednak uśmiecha i przynosi miłe doznania. Czy
nie lepiej więc używać przyjemności, kiedy tylko są dostępne, nie martwiąc się wizjami
przykrości, które mogą nie nadejść? Ludzie, którzy doświadczyli kruchości życia na własnej
skórze bywają skłonni czerpać radość z każdego dnia, każdej drobnej rzeczy. Mogą
odwoływać się do znanej zasady „Carpe diem!” - "Chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie
dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie..."7 Wpośród wszystkich dostępnych małych
przyjemności można znaleźć zachwyt nad rozkwitającym kwiatem, spotkaniem
z przyjaciółmi, spacerem z psem, ale i spacer wśród pełnych półek w hipermakecie czy
pójście na hamburgera lub schrupanie chipsów może dostarczyć podobnych przeżyć.
W żadnej z nich nie ma nic destrukcyjnego, dopóki nie stają się formą ucieczki od trawiącego
człowieka w głębi egzystencjalnego niepokoju. Cieszenie się drobiazgami może stanowić
afirmację istnienia, mimo jego kruchości, lub ucieczkę od świadomości tejże kruchości.
W przeciwieństwie do bólu i cierpienia, przeżywanie przyjemności mniej motywuje do
4
Paul Tillich Męstwo bycia Edisions du Dialogue, Paris 1983
Samoafirmacja to dążenie do potwierdzania samego siebie, zachowywania siebie, uznania siebie.
6
Paul Tillich jest teologiem protestanckim i jego interpretacja jest podyktowana wiarą chrześcijańską,
a ja w swoich analizach staram się unikać odwoływania do określonych dogmatów religijnych.
7
Horacy Pieśni (1, 11, 8)
5
7
myślenia czy analizy własnej kondycji. Pozwala zapomnieć o tym, że istnieją rzeczy
nieprzyjemne, które mogą się przydarzyć. Przyjemność sprawia, że człowiekowi chce się żyć
i mniej potrzebuje dla swojego życia głębszych uzasadnień.
Człowiek może też odkryć, że konsumpcja łatwo wyzwala go od bólu niepewności
własnej egzystencji i losu dzięki temu, że stanowi działanie przewidywalne, możliwe do
skontrolowania, kiedy wkłada się kolejny produkt do koszyczka8. Może być nie tylko
powtarzalnym sposobem uzyskania przyjemności, ale i formą samoafirmacji. Konsumowanie
umożliwia proste potwierdzanie siebie. Przewrotna transwestacja znanej maksymy
Kartezjusza mówi: „Konsumuję, więc jestem.”
Fakt, że jesteśmy fizycznie śmiertelni może skonfrontować nas z lękiem przed pustką.
Boimy się, że tam w głębi naszej fizycznej skorupy nic znaczącego nie ma, że kiedy utracimy
swoją fizyczną egzystencję czeka nas jedynie pustka. Lęk przed pustką ciągnie umysł ku
otchłani bezsensu. Bo jaki sens ma to wszystko, skoro nie ma nic trwałego i wszystko,
łącznie z samym sobą, na koniec tak czy inaczej się traci. A to, czego nie traci się dosłownie,
w końcu zaczyna tracić znaczenie. Człowiek próbuje wszystkiego i ostatecznie nic go nie
zadowala, wszystko w końcu staje się nudne i nieinteresujące. Znają ten stan ludzie bardzo
bogaci, którzy mogą mieć wszystko, a jednak w niczym nie znajdują zadowolenia. Nic nie ma
sensu, wszystko wydaje się puste. Jednym ze sposobów na to jest szybka zmiana „źródła
przyjemności, aby nie dopuścić do powstania pytania: I po co to wszystko? Jaki to wszystko
ma sens?, bo odpowiedź może brzmieć: To nie ma sensu. Kolejnym pytaniem jest: To co ma
sens?, co implikuje wyruszenie na poszukiwania nie gawarantujace sukcesu, nieraz bardzo
frustrujące.
Jednak i na to w świecie konsumpcji jest prosta rada. Tu nie jest ważne czy to ma
sens, ważne, że jest fajnie. Reklamy hipnotyzują obietnicami łatwego spełnienia. Pokazują
ludzi szczęśliwych, zadowolonych, spełnionych z powodu konsumowania tego czy innego
produktu. Zalew przekazów z mass mediów mami odbiorców, przekonując ich, że odpowiedź
na pytanie o sens życia jest prosta. Oto jesteśmy dla tej chwili przyjemności, jaką
odczuwamy w momencie zakupu i konsumpcji. Chwila ta nie trwa długo, ale można ją
przedłużać w nieskończoność, dokonując kolejnego zakupu i kolejnego. Coraz trudniej jest
jednak zagłuszyć wewnętrzną pustkę i poczucie bezsensu, zdziwienie, że to ma być już
wszystko. Ale i na to jest rada ukryta w nalepce „Nowość”, która sugeruje, że oto jest jeszcze
coś, czego nie spróbowaliśmy, a co może okazać się lepsze od tego, co próbowaliśmy
dotąd, dać nam choćby przez chwilę poczuć sens. Dla spróbowania tego warto żyć. Niestety
stopniowo, jak to bywa w przypadku narkotyku, to co było fajne już nie cieszy, ale brak tego
wywołuje napięcie Zakupy przestają bawić, a kolejne nowości wydawać się atrakcyjne,
jednak człowiek odczuwa wewnętrzny dyskomfort, który może ukoić wizyta w hipermatkecie
lub konsumpcja np. kolejnej paczki słonych paluszków „o nowym, lepszym smaku”.
Lęk przed potępieniem wynika ze świadomości odpowiedzialności. Człowiek, który
pragnie być wolny, robić to, na co ma ochotę, szybko odkrywa, że wolność jest stale
ograniczana przez odpowiedzialność. Wszystkie działania przenika oscylacja pomiędzy
dobrem i złem. Każdy czyn ma skutki zarówno dobre jak i złe. Można wciąż poszukiwać
czegoś, co byłoby jednoznacznie dobre, ale wciąż jak cień za dobrem podąża zło. Wybiera
się coś w nadziei, że będzie to dobre, a efekty okazują się zarówno dobre jak i złe.
Stopniowo prowadzi to do odkrycia, że dobro i zło to dwie połówki tego samego zatrutego
owocu. W tym układzie, wybory są wciąż zagrożone poczuciem winy. Człowiek nigdy nie jest
dość dobry, zawsze można mu udowodnić winę. Może stać się to źródłem moralnej
rozpaczy. Dostarczanie sobie jednak codziennych drobnych przyjemności nie wydaje się być
takie złe, szczególnie jeśli udaje się uniknąć konfrontacji z wiedzą o negatywnych skutkach
8
O tym, ze jest to iluzja przekonał się niejeden konsument przy kasie lub wypakowując zakupy w domu.
8
pozyskiwania tego, co jest jej źródłem (degradacji przyrody, niewolniczej, nieuczciwie
opłacanej pracy czy pracy dzieci).
Reklamy przekonują, że nie ma nic złego w zrobieniu sobie przyjemności, pokazują
przyjemność czystą, nieskażoną moralnymi dylematami ani informacjami o możliwych
kosztach, nie wymagającą wysiłku. „Jesteś tego warta”. Konsumpcyjny raj łudzi mirażem
wolności od odpowiedzialności. Jedyna odpowiedzialność, jaką trzeba ponieść, to wydanie
pieniędzy. Jeśli ktoś zapłacił co do grosza, nic nie jest winny, nikt nie ma go prawa potępiać.
Rzadko kiedy konsumenci są świadomi całego łańcucha oddziaływań, w jakim przez swój
zakup biorą udział i jaki wspierają swoimi pieniędzmi. To nie ich sprawa. A jednak, czy
konsument jest tego świadomy czy nie przez swoje konsumenckie decyzje ma udział
w nieetycznych działaniach, jakie podejmują firmy, aby wyprodukować jak najwięcej jak
najmniejszym kosztem. W istocie, przy dzisiejszych metodach produkcji, żaden przemysłowo
wytwarzany produkt nie jest np. całkowicie ekologiczny. Każdy proces produkcyjny wywiera
na jakimś etapie niekorzystny wpływ na środowisko.9
Jednym z łatwo dostępnych sposobów aby nie doświadczać dyskomfortu
wynikającego z czających się w głębi bólów, lęków i dylematów, jest żyć powierzchownie, nie
analizując i nie dociekając. Ludzie zapatrzeni w miraże szczęścia prezentowane przez
reklamy, przeżywający problemy postaci filmowych unikają filozoficznej zadumy nad własną
kondycją, losem, sensem czy odpowiedzialnością, które mogą ich doprowadzić do
nieprzyjemnych wniosków. Ukryte w głębi egzystencjalne lęki pokazują jednak coś bardzo
istotnego; pokazują, że ludzie w większości utracili kontakt z własną duchową istotą, tak
definitywnie, że wielu nawet już nie wierzy w jej istnienie, a przez to utracili świadomość
tego, kim są i po co są. Ich ciało nie jest już mieszkaniem duchowego, nie podlegającego
śmierci bytu, którego obecność nadaje wszystkiemu głębszy, pozamaterialny sens i który
sam w sobie jest szczęśliwością. Prawie całkiem zagubiona została umiejętność docierania
do własnego źródła, czerpania stamtąd poczucia sensu, znaczenia i radości, zgubione
zostało poczucie głębokiej jedności z otaczającym światem, pozwalające żyć w harmonii
z naturą.
W jednym ze swoich listów Albert Einstein napisał; „Ludzki byt jest częścią całości,
zwanej przez nas „Wszechświatem”, częścią ograniczoną w czasie i przestrzeni.
Doświadczmy więc niewłaściwie samych siebie, naszych myśli i uczuć jako czegoś
oddzielonego od reszty. Jest to pewnego rodzaju złudzenie optyczne świadomości.
Złudzenie to jest dla nas pewnym rodzajem więzienia ograniczającego nas tylko do
osobistych spraw, a w uczuciach do naszych najbliższych. Zadaniem ludzkim powinno być
uwalnianie się od tych ograniczeń, aby objąć wszystkie żywe stworzenia i całą naturę w jej
harmonii i pięknie.”10
Dając ludziom z jednej strony, łatwy dostęp do przyjemności, z drugiej wybawiając od
konfrontacji z głębokimi lękami, konsumpcjonizm, zniechęca równocześnie do wyruszenia
w drogę do takich odkryć, skazując ludzi na miałkie, powierzchowne życie w krainie łatwo
spełnianych obietnic. Odurzeni iluzją łatwego zaspokojenia, często nie dostrzegają własnego
szaleństwa, którego koszty zaczyna ponosić cały świat. Wydaje im się, że świat zyskali,
znaleźli łatwy sposób, aby uczynić życie przyjemnym, ale stracili sami siebie, popadli
w uzależnienie, które napędza gospodarkę, ale odbiera szansę odkrycia głębszych
wymiarów ludzkiego życia.
9
Daniel Goleman, Inteligencja ekologiczna, Rebis, Poznań 2009
za: Shimano E.T., Douglas S.B., On Rescarch in Zen Am. J. Psychiatry 132:12, December 1975
10
9
***
Sygnały, jakie mogą budzić niepokój i wskazywać na uzależnienie:
•
Silna potrzeba lub wręcz poczucie przymusu dokonywania zakupów, stałe myślenie
o konsumowaniu czegoś (np. hamburgerów, filmów, gier komputerowych, nowych
ciuchów), spędzanie coraz większej ilości czasu na zakupach w celu uzyskania
zadowolenia, coraz częstsze konsumowanie czegoś bez rozpoznawalnej potrzeby,
pomimo sygnałów o nadmiarze.
•
Zauważenie mniejszej możliwości kontrolowania zachowań związanych z zakupami
i konsumpcją, tj. upośledzenie kontroli nad powstrzymywaniem się oraz nad
długością i częstotliwością czasu poświęcanego na zakupy lub konsumpcję.
•
Zauważenie, że do osiągnięcia dobrego samopoczucia potrzeba coraz więcej
kupować lub konsumować oraz jest ono osiągane po coraz dłuższym czasie.
•
Postępujące
zaniedbywanie
alternatywnych
źródeł
dotychczasowych zainteresowań, a także relacji z ludźmi.
•
Kontynuowanie działań pomimo szkodliwych następstw (fizycznych, psychicznych
i społecznych), o których wiadomo, że mają związek z zakupami lub konsumpcją.
•
Uświadomienie sobie, że to, co dotąd dawało przyjemność już jej nie daje, ale kiedy
nie podejmuje się działania, to jest nie idzie się na zakupy czy nie ma niczego
w perspektywie do skonsumowania (np. filmu do obejrzenia, paczki paluszków czy
najnowszego, modnego ciuszka) doświadcza się dyskomfortu.
•
Występowanie przy próbach wprowadzenia jakichś ograniczeń niepokoju,
rozdrażnienia czy gorszego samopoczucia oraz ustępowanie tych stanów z chwilą
powrócenia do poprzednich zachowań, np. pójścia na zakupy czy skonsumowania
czegoś mimo braku aktualnej potrzeby.
przyjemności
lub
Krystyna Kozikowska-Koppel, 2010
10

Podobne dokumenty