vol. 24, no 1 (265) january/styczeń 2016
Transkrypt
vol. 24, no 1 (265) january/styczeń 2016
a n o r a m a P POLISH Independent Cultural Magazine w w w. p a n o r a m a p o l s k a . c a POLSKA Niezalezny magazyn kulturalny V O L . 2 4 , N O 1 ( 2 6 5 ) J A N UA RY / S T Y C Z E Ń 2 0 1 6 Giewont, symbol Zakopanego. Majestatycznie górujący na Zakopanem szczyt Tatr Zachodnich (1894 m n.p.m.) Fot. Władysław Bachleda P a n o r a m a 6 Noworoczny bilans W wieku czterdzieści plus VAT robi bilans z dwudziestu lat życia ... Miała być najważniejsza w życiowym planie Znalazła się wśród rzeczy potrzebnych jak piąte koło u wozu dziura w płocie Zostały jej jego słowa – środki bez pokrycia. Genowefa Światłoń OFERTA PRACY Towarzystwo Polskich Weteranów zatrudni JANITORA (Gospodarza Domu Weterana). Warunki pracy i płacy do uzgodnienia. Po bliższe informacje prosimy o kontakt z kierownikiem Domu Weterana pod numerem tel: (780) 475-9366, lub resume na adres: 9203-144 Ave Edmonton, AB T5E-2H7 Małżeństwo mile widziane. TOWARZYSTWO POLSKICH WETERANÓW POLISH VETERAN’S SOCIETY 9203- 144 Ave. Edmonton KLUB WAWEL 17515-127 Str. Edmonton Tel. 780.475.9366, Fax 780.473.8251 Oferuje usługi w zakresie wynajęcia mieszkań dla seniorów oraz dwie sale i Klub Wawel na wesela, bankiety, pikniki, różnego rodzaju uroczystości i imprezy P o l s k a Co dalej, Europo? Z panią konsul generalną Węgier - dr Adrienne Körmendy rozmawia Stanisława Warmbrand - Nasza rozmowa toczy się w centrum Krakowa, a więc w dawnej stolicy Polski. Ma to swój urok i niejakie konotacje współczesne. Polska jest „świeżo” po diametralnych zmianach w świecie władzy. Jak Węgry taką sytuację odbierają? - My, Węgrzy, zawsze chcemy jak najlepiej dla Polski. Kibicujemy całej Polsce i wszystkim Polakom. Chcę podkreślić, że najważniejsze jest, aby cały naród węgierski zachował swój pozytywny stosunek i przyjaźń dla całego narodu polskiego. Niemniej wszystkie te zmiany, które zapowiadają pozytywne skutki, nas cieszą szczególnie. Dla polskiego społeczeństwa, dla tych, którzy zajmują się trochę polityką, nie jest zaskoczeniem, że u nas te partie, które rządzą – to jest Fidesz i Chrześcijańsko-Demokratyczna Partia Ludowa w Parlamencie Europejskim są w EPP, czyli Europejskiej Partii Ludowej, w której jest PO a nie w tej grupie, w której jest PIS. Jednocześnie pewne elementy, bardzo charakterystyczne dla polityki naszego rządu, są zbliżone do programu PiS. U nas zmiana w Polsce jest odbierana pozytywnie, ponieważ oznacza to zbliżenie. Ostra walka polityczna w Polsce była w gruncie rzeczy między partiami, które są bliskie naszej koalicji. Dzisiejsze czasy znamionują niesłychanie trudne kwestie; rząd węgierski wobec wyzwań jakimi są ostatnie wydarzenia w Europie zajmuje jednoznaczne stanowisko. Rząd węgierski mówi o tym, że Europa musi w pewnym sensie zmienić własną politykę, bo dotychczasowa polityka okazała się nieskuteczna. W obecnej sytuacji mamy nadzieję, że zmiana, jaka nastąpiła w Polsce otwiera możliwość do naprawdę ścisłej, i jeśli można tak powiedzieć, strategicznej współpracy. Życzymy jak najlepiej Polsce! - Trójkąt Wyszehradzki… - Węgrzy uważają, że Grupa Wyszehradzka jest bardzo potrzebna – szczególnie teraz, kiedy stoimy przed tak trudnymi problemami. Znów mocno widać, że interesy krajów, współtworzących Grupę, są bardzo podobne, różniąc się od interesów krajów leżących od nas bardziej na zachód, i na wschód. Już w 2010 roku premier Wiktor Orbán podkreślał, że w przyszłości Europa środkowo – wschodnia będzie odgrywała bardzo ważną rolę. Sukces tego regionu jest gwarantem sukcesu całej Europy. Nie możemy być traktowani jako region peryferyjny. Może gospodarczo dopiero doganiamy „starą Unię”, ale intelektualnie jesteśmy w czołówce Europy. Konkludując – nasze kraje muszą ściśle z sobą współpracować. To ma kolosalne znaczenie dla przyszłości Europy. Węgry uważają, że współpraca wyszehradzka jest niezmiernie potrzebna. w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a January / Styczeń 2016 - Często bywam we Lwowie, ale i w sąsiadującym z Węgrami Użhorodzie. Ukraina… Oba nasze kraje, choćby poprzez sąsiedztwo, nie unikną tego problemu. Cień Moskwy… - Rząd węgierski stoi na stanowisku, że niezależna, europeizująca się Ukraina, suwerenna Ukraina, jest w interesie całej Europy. Również w interesie Węgier. Przede wszystkim zaś w interesie samych obywateli Ukrainy. Rząd węgierski bardzo ściśle współpracuje ze swoimi sojusznikami w ramach Sojuszu Atlantyckiego – NATO. Węgry w kwestiach bezpieczeństwa bardzo energicznie i w pełnych wymiarach biorą udział w tych poczynaniach. Z drugiej zaś strony rząd węgierski stoi na stanowisku, że z politycznego punktu widzenia z Rosji nie należy robić twardego, śmiertelnego wroga. Konieczna jest korelacja taktyki politycznej. Rzecz w skuteczności. Chodzi o taką politykę, iżby Rosja nie stała się naszym wrogiem, a Ukraina pozostała w pełni niezależnym, suwerennym państwem. - Wykonalne? - Zadanie nie jest łatwe. Potrzebny odpowiedni klucz do rozwiązania tego problemu. W każdym razie w tej kwestii stanowisko rządu węgierskiego w tej chwili bardziej skupione jest na działaniach dyplomatycznych, mniej kategorycznych niż stanowisko Polski, wszakże jest zgoda w zasadniczych kwestiach. Węgrzy, w ramach NATO, udzielają wsparcia – bez zbędnego rozgłosu. - Historia… Inaczej to wygląda od polskiej strony, a zgoła inaczej od węgierskiej… - Szkoda, że z obu stron: polskiej i węgierskiej jest tak mało wiedzy. Mało kto wie, że Siedmiogród był przez tysiąc lat integralną częścią państwa węgierskiego. Również wielu Węgrów nie wie, co łączyło Polskę z Ukrainą. Nie wyczuwają, że kwestia Ukrainy tak mocno dotyczy Polaków, którzy bardzo emocjonalnie przeżywają to, co dotyka Ukrainę. Dla Węgrów Ukraina jest za Karpatami, gdzieś bardzo daleko… a dla Polaków za płotem. Wracając do polityki w kwestii Ukrainy. W zasadniczych sprawach między naszymi państwami nie ma różnic. W odbiorze społecznym różnica jest raczej stylistyczna, a nie merytoryczna. - Światem mocno ostatnio trzęsie… Syntetyzując – islam mamy u wrót. I znów – Tatarzy – osadnicy, świetni żołnierze, u boku Władysława Jagiełły, walczyli w bitwie pod Grunwaldem, Tatarzy wraz z Janem III Sobieskim walczyli przeciw Turkom w odsieczy wiedeńskiej. Tatarska jazda walczyła w obronie Polski w 1939 roku. Islam w północnej Polsce, za sprawą tatarskiego osadnictwa był „od zawsze”, a za sprawą zmiany granic po II wojnie światowej, Tatarzy mieszkają również w Katowicach czy we Wrocławiu. Nasz, rodzimy islam, trwał i trwa, ale nigdy nie był ekspansywny. Setki lat trwała symbioza i tolerancja. Polska w granicach Rzeczypospolitej Obojga Narodów to najazdy tureckie; bitwa pod Chocimiem, to Kamieniec Podolski, to Okopy Świętej Trójcy, to Czortków i January / Styczeń 2016 podczortkowski Bazar… A w Krakowie, w którym rozmawiamy przy kawie, do dziś uprawia harce lajkonik, czyli tatarski jeździec! Taka jest historia Polski. Ale… mamy islam u wrót Europy z zupełnie innych przyczyn i z innego regionu świata. Idzie, bez przerwy, fala uchodźców. Tysiące, tysiące ludzi… Czy istnieje jakieś humanitarne i zarazem racjonalne rozwiązanie tego problemu? Na Europę, od zarania dziejów, parły z Azji, zza Karpat, znad Dniepru prężne, wojownicze narody. I osiadały, współtworząc europejską kulturę. Czy w XXI wieku mamy do czynienia z powtórką historii? A może z początkiem końca cywilizacji europejskiej? - Stanowisko rządu węgierskiego bardzo jasno formułuje premier Wiktor Orbán. Brzmi ono następująco: Obecna sytuacja wykracza poza kwestie humanitarne. Na Węgry, od wczesnych lat 90., z powodu wojny na Bałkanach, przybyły ogromne ilości uciekinierów; to grupy liczące po kilkadziesiąt tysięcy osób. Ta problematyka była u nas znacznie bardziej odczuwalna, niż na przykład w Polsce. Węgrzy zawsze mieli otwarte granice dla uchodźców. Mało – uchodźcy z Bałkanów zaopatrzeni zostali we wszystkie potrzebne środki. Otrzymali wszelkie warunki do godnego życia. Oczywiście na miarę możliwości naszego kraju. W obozach jest odpowiednia opieka lekarska. Tak było przez wiele lat. Teraz, w ocenie rządu, mamy do czynienia z innym zjawiskiem. Ma pani rację – to jest proces historyczny. To zjawisko, które może zmienić historię. Naszym zdaniem trzeba oddzielić sprawy humanitarne od decyzji politycznej. Potrzebne są decyzje, przewidujące konsekwencje na kilkadziesiąt albo kilkaset lat. Dla naszego kraju, i dla Europy. Pyta pani o moje zdanie? Historia, jeśli na nią spojrzeć, nie jest zbiorem przypadkowych wydarzeń. Nie jest to zbiór anegdot. Historia, jeśli poddamy ją analizie, jest obrazem pewnych trendów, pewnych procesów. To, co jest dzisiaj, jest skutkiem wydarzeń z przeszłości. I wcześniejszych decyzji. Zatem decyzje dzisiejsze będą skutkowały w przyszłości. Jeżeli przybędzie do Europy taka masa ludzi, wnosząc nieeuropejską kulturę, taką kulturę, która jest nieprzystawalna do kultury europejskiej, to skutek jest przewidywalny; albo Europa przestanie istnieć, albo przestanie być Europą. Decyzje? Albo poddajemy się i przyjmujemy wszystkich, co oznacza, że za pięćdziesiąt, może sto lat Europa będzie muzułmańska. Nasze prawnuki będą muzułmanami. Albo, jak w Syrii, wśród większości muzułmańskiej staniemy się małą wspólnotą, próbującą zachować swoje chrześcijaństwo. To musimy sobie uświadomić. I podjąć decyzję. - Historia Węgier też ocierała się o islam… - Węgry, od końca XIV wieku, były narażone na ekspansywną politykę imperium osmańskiego i walczyli aż do początków XVI wieku, kiedy oparli się tureckiemu naporowi. Po tragicznej dla Węgrów bitwie pod Mohaczem w 1526 roku przez 150 lat jedna trzecia ówczesnych Węgier (większość terytorium dzisiejszych Węgier) była włączona do Imperium P a n o r a m a 37 P o l s k a Osmańskiego. Przez 150 lat toczyły się nieustanne walki, aby powstrzymać dalszą turecką ekspansję – do Wiednia, i do Krakowa! Wszak z terenu Węgier było blisko…! Węgrzy, mimo 150 lat tureckiego zaboru, zachowali chrześcijaństwo. Zachowali swoją strukturę społeczną, swoją kulturę. Tereny okupowane i te, na których toczyła się nieustanna walka były zamieszkałe prawie wyłącznie przez etnicznych Węgrów. Madziarzy, jako narodowość w XV i na początku XVI wieku, stanowili 70 – 80% całej ludności doliny karpackiej. Pod koniec XVII wieku po 150 latach walk, narodowość węgierska w dolinie karpackiej zeszła do zaledwie 40-45 %. W jakimś sensie skutkiem tego było to też, że po pierwszej wojnie światowej Węgry historyczne przestały istnieć, a 1/3 etnicznych Węgrów pozostała poza granicami kraju. Jak pani widzi, to bardzo głębokie i bardzo bolesne doświadczenie narodu, który nie poddał się i zachował swoją tożsamość. To nasza świadomość, nasza literatura… Doświadczenie historyczne uświadamia nam, że być może mamy do czynienia z kolejnym zagrożeniem – fala przybyszów może doprowadzić do tego, że zostaniemy w absolutnej mniejszości. … Pyta pani o wybór? Mamy świadomość, że musimy wybrać przyszłość. Trzeba podkreślić, że mimo różnych mniej lub bardziej uzasadnionych obaw, w praktyce Węgrzy zawsze pomagali uchodźcom, zawsze udzielali w pełnym wymiarze pomocy humanitarnej. Jest wszakże podstawowy warunek – uchodźca, po przekroczeniu węgierskiej granicy, musi respektować prawo naszego kraju. My wiemy, co to jest wojna. Ludzie mają prawo do życia, do szukania ratunku. Uważamy, że mają prawo żyć godnie tam, gdzie jest ich ojczyzna. Tam trzeba skierować pomoc. Do miejscowych obozów uchodźczych. I trzeba wszelkimi sposobami dążyć do pokoju. Pieniądze, które tutaj wyda Europa, należy skierować tam – tworząc takie warunki, żeby ci ludzie mogli normalnie i godnie żyć. To jest rozwiązanie na dłuższą metę. Jeżeli dzisiaj Europa przyjmie na przykład 10 milionów imigrantów, to za kilka lat przybędzie jeszcze więcej. To nie sprawa wiary, czy niewiary. Musimy sobie zdać sprawę, jeśli nie zmienimy polityki, dzisiejsi Europejczycy, będziemy w mniejszości. Jaką cywilizację wtedy zbudujemy? - My, chrześcijanie… - Ależ tak. Mamy obowiązek pomagać. Premier Wiktor Orbán podkreśla, że bardzo ciężko jest podjąć, nam chrześcijanom, decyzję. Jest obowiązek miłosierdzia. Ale jako mąż stanu musi patrzeć na dobro kraju, a także na dobro tych przybyszów. Bo to też jest nieodpowiedzialne mówić: przyjdźcie, a potem zrobimy z nich quasi niewolników. Przyjmiemy ich tylko z tego powodu, że będą tanią siłą roboczą. Zasiłki? To też nie jest przyszłość. To rodzi frustracje… - Przyszłość Europy. Co zostanie? Popiół, czy diament? Dziękuję Pani za rozmowę. w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a Sikoreczki w ogródeczku Przed oknami rośnie śliwa Na gałązce jej się kiwa Misa – karmnik dla sikorek, Które jakoś dobrze widzą, kiedy u nas się najedzą. Skąd to wiedzą, kiedy przybyć, kiedy sfrunąć. Czy pod chmurką posługują się komórką? Czy e-maile ślą do siebie I zwołują się na drzewie? Więc opowiem to, co wiem: Najpierw przylatują dwie. Przysiadają na gałązce i ostrożnie zaglądają do karmnika. Potem ładnie coś zakwilą A po chwili gałązeczki aż się chylą, bo sikorek cała chmara Przylatuje i przysiada na konarach. Zwiadowczynie dają znak, że jeść pora. Więc siadają wkoło misy, dziobią pilnie po ziarenku, Aż zobaczą w misie denko. Wtedy znowu robią fruuuu. I siadają na jabłoni. Zaćwierkają wesolutko; jakby rzekły dobre było, Nasyp takich ziarnek jutro! By spokojnie mogły jeść, inne muszą pilnie strzec, Aby jakiś kocur bury, który ostre ma pazury, Nie wydrapał się do góry I nie złapał jednej z nich. Więc na śliwie, która stoi w ogródeczku, Dwie dyżurne jedzą jeszcze, co zostało im w miseczce. Potem wszystkie się zbierają i ze śpiewem odfruwają! Genowefa Światłoń OGŁOSZENIE Pani z Krakowa zaopiekuje się grobami. Warunki do uzgodnienia. Numer kontaktowy: Celina tel. 780.250.1571 P a n o r a m a 4 P o l s k a Pośrodku – siedząca Liwia jako Ceres (w ręce trzyma bukiet makówek i kłosów zboża) Obok – Tyberiusz wsparty na berle, kolana okryte egidą Jowisza Ponad nimi – w koronie z promieni albo August albo Juliusz Cezar (obaj ubóstwieni oficjalnie decyzją Senatu) Rzymskie rozważania Rzym, ciągle jeszcze centrum chrześcijańskiego świata, długo był pogański. Kiedy nad maleńkim miasteczkiem Betlejem w odległej Judei zabłysła Gwiazda i rodził się Chrystus, potęga Cesarstwa Rzymskiego nie osiągnęła wprawdzie jeszcze szczytu, ale podkute gwoździami sandały rzymskich żołnierzy wydeptywały już od dawna drogi na wschód aż po Eufrat i na zachód po Atlantyk, a na północ po Szkocję. Opierały im się tylko bagna i gęste puszcze germańskie, w których, bywało, ginęły całe legiony. Ciągle nietknięta była obecna Rumunia, na którą rzymska nawałnica miała spaść dopiero za grubo ponad sto lat, za cesarza Trajana. Trwał okres ekspansji i zdobyczy, budowania symetrycznych obozów wojskowych, które z czasem stawały się miastami takimi jak Lyon czy Londyn, ubijania dróg i wykuwania tuneli w skałach, wznoszenia akweduktów, świątyń i zaprowadzania prawa rzymskiego. Wszystko to działo się już nie za sprawą decyzji Senatu, ale jednego tylko człowieka – cesarza. Z Palatynu wybiegali posłańcy niosąc jego rozkazy – i docierały one do najdalszych krańców „oikumene” – zamieszkałego świata. Rozkaz bowiem wydawał władca, któremu oddawano cześć boską czyli składano ofiary bezkrwawe i krwawe, budowano świątynie i stawiano ołtarze. Kapłani wybierani i z najwyższych i najniższych klas odprawiali modły, palili kadzidła przed posągami panującego cesarza rzymskiego i rodziny cesarskiej. Wykute w najszlachetniejszych gatunkach w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a January / Styczeń 2016 marmuru, często znacznej wielkości posągi te stały w świątyniach, na placach miejskich, w teatrach, gdziekolwiek zwykle oddawano cześć bogom. W ich dłoniach i na głowach, lśniły złotem atrybuty tradycyjnych bogów Grecji i Rzymu – Jowisza, Ceres, Wenus. Nawet małe kamee, kunsztownie wyrzynane w półszlachetnych kamieniach, nosiły wizerunki zmarłego, a nieśmiertelnego już Augusta w koronie z promieni słonecznych, bądź Tyberiusza z egidą Jupitera, Liwii z bukietem makówek i pszenicznymi kłosami w dłoni - jako Ceres. Tradycja oficjalnego ogłaszania cesarza bogiem zaczęła się zaraz po śmierci Augusta w 14 roku po narodzeniu Chrystusa, ale nieoficjalnie czczono Augusta jako boga znacznie wcześniej i to zarówno w prowincjach wschodnich, gdzie tradycje kultu królewskiego wprowadził Aleksander Wielki (wzorujący się na egipskim kulcie faraonów) i właściwie wszędzie, poza Italią. Najwięksi poeci Rzymu: Wergiliusz, Horacy i Owidiusz zupełnie otwarcie przypisywali Augustowi cechy boskie, boskie pochodzenie i wszechmoc. Wierzono najwyraźniej, że był on zapowiadanym w księgach proroczych Żydów, a także tajemniczych zwojach Sybilli, Księciem Pokoju, który wprowadzi świat w Złoty Wiek. Książe Pokoju, Zbawiciel… my Go znamy, ale jakim cudem pojawiło się nawet samo pojęcie o Nim w świecie pogańskim? Przed narodzeniem Chrystusa? Zapowiedź nadejścia Mesjasza i Jego Królestwa, jak wiadomo, pojawia się już w Starym Testamencie… dlatego śpiewamy w kolędzie „na Ciebie, króle, prorocy czekali, a Tyś tej nocy, nam się objawił”. Kiedy tak trochę w starożytności głębiej pogrzebać, okazuje się, że króle i prorocy rzeczywiście czekali na zbawcę ludzkości. Co ciekawsze, czekali na swój sposób też i greccy filozofowie, którym miłość do mądrości, philosophia, nie pozwalała uwierzyć w istnienie bogów homeryckich pełnych wad, choć potężnych, bogów uwodzących śmiertelniczki, zdradzających się nawzajem, okrutnych i interesownych. Filozofowie wcześniejsi, jak Pitagoras, sięgali po mądrość żydowskich i egipskich kapłanów – zwyczajnie do nich jechali i spędzali miesiące na rozmowach, na szukaniu. Późniejsi, jak Sokrates i Platon, sięgali do pism tych wcześniejszych – i nadal szukali. I ciągle wychodziło im z tego równania to samo – że istnieje Nieznany, Doskonały, Stwórca, Pierwsza Przyczyna. Ale nie było to Objawienie, tylko ludzkie szukanie, w które wplatały się najrozmaitsze wątki, też i mitologiczne, jako że rozróżnienie między mitologią, a historią czy rzeczywistością było mętne i niejasne. Zainteresowanie więc pismami Żydów – jedynych konsekwentnych wyznawców Jedynego Boga, było ogromne choć często ukryte. Odstraszały jednak bardzo rygorystycznie przestrzegane prawa, January / Styczeń 2016 P a n o r a m a P o l s k a rządzące wspólnotą żydowską i nieznajomość języka Pism. Przełom, wydaje się, nastąpił w trzecim wieku przed Chrystusem. Tak jakby Bóg zaczął przygotowywać pogański świat na przyjście Syna. W egipskiej Aleksandrii pojawia się w tym okresie pierwsze tłumaczenie kilku ksiąg Starego Testamentu na grecki. Starożytni autorzy, m.in. Józef Flawiusz, czy Euzebiusz zgodnie twierdzą, że tłumaczenia dokonało jednocześnie 70 bądź 72 rabinów zaproszonych przez króla Ptolemeusza II Filadelfosa do Aleksandrii i umieszczonych w odrębnych pomieszczeniach z jednym tylko nakazem – „napisz mi swoje święte księgi po grecku”. Król kolekcjonował bowiem rzadkie słynne teksty i składał je w Bibliotece Aleksandryjskiej. Niewątpliwie każdy z rabinów był ściśle pilnowany w czasie pracy i współpraca była wykluczona. Wyraźnie król chciał mieć możliwie najdoskonalszą, jednolitą pod każdym względem wersję tekstu. Efekt końcowy – tekst „Septuaginty” w wydaniu każdego z owych 70 mędrców nie różnił się podobno ani słowem. Hebrajski został bezbłędnie przetłumaczony na grecki dialekt „koine”, język wspólny Grekom tamtych czasów. Chrystus znał ten właśnie tekst, choć w języku rodzimym. Naturalnie w naszym zarozumiałym 21-szym wieku podaje się tę historię jako „legendę”– pomimo, że wierzyli w jej prawdziwość wszyscy antyczni historycy, znacznie bliżsi czasom Ptolemeuszy. Dlaczego oni wierzyli, a my nie? Bo mało kto teraz wie, jak fenomenalna, świetnie wyćwiczoną pamięć mieli starożytni uczeni, zwłaszcza żydowscy. Nauka w szkole, nawet tej wiejskiej, najmniejszej, polegała na pamięciowym opanowaniu całych fragmentów, a potem całych świętych tekstów. Ich rozumienie i interpretacja to był następny etap. Każde 5 Liwia, żona Augusta jako Ceres, bogini urodzaju i zbóż w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a 6 P a n o r a m a P o l s k a January / Styczeń 2016 Ara Pacis – żywe rośliny zdanie, scena, imię i słowo było rozpatrywane, przemyśliwane, smakowane jak najsłodszy owoc. Nikt wówczas uczonych nie poganiał, nie przyspieszał, nie rozliczał z publikacji, z pomysłów, z odkryć. Nie gonili za sławą, świadomi jej kruchości. Żyli bardzo prosto, żeby nie powiedzieć – ubogo. Sycili się wyłuskiwaną z natchnionych słów mądrością we własnym tempie, dzieląc się nią tylko ze swoimi uczniami, a i to nie zawsze, bo „nie rzuca się pereł przed wieprze”. Z czasem słowa Bożego przesłania do Narodu Wybranego utrwalały się w pamięci tak mocno, że nic nie mogło go stamtąd wyrwać. Jestem w stanie sobie wyobrazić owych 70ciu mężczyzn dyktujących niewolnikowi – skrybie słowa przekładu płynnie i sprawnie, bez spoglądania na hebrajski oryginał, który mieli zapisany w pamięci. Byli w sposób doskonały dwujęzyczni. Hebrajski był dla nich świętym językiem Pisma, językiem duszy i wieczności, zaś greką posługiwali się na codzień i zapewne studiując też filozofów greckich, bo świat wielkich miast, bibliotek, nauki - i świat królów był wówczas grecki. Z pewnością świat diaspory żydowskiej w Aleksandrii był mocno zhellenizowany, pomimo wielkiej odrębności kulturowej. I tak oto proroctwa o obietnicy przyjścia Mesjasza wydostały się na szeroki, pogański świat grecko-rzymski i zaczęły żyć własnym życiem, półpogańskim. Mesjasz stał się Władcą Złotego Wieku, najdoskonalszego z przeszłości ludzkości. Złoty Wiek opisywany był już przecież w „Teogonii” poety greckiego, Hezjoda. Czas miał charakter obracającego się koła i po wypełnieniu się wieków, po tragicznym Wieku Żelaza miał nadejść znowu błogosławiony Wiek Złoty. Im gorsze, wojenne były czasy, tym bardziej wypatrywno powrotu Złotego Wieku i jego Władcy, który miał go wprowadzić. Trochę bardziej wnikliwe studia nad sztuką grecko-rzymską pomiędzy trzecim wiekiem przed Chrystusem, a mniej więcej połowa pierwszego wieku po Chrystusie wskazują na pojawienie się w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a i kontynuacje wielu ikonograficznych motywów związanych z globalnym oczekiwaniem i nadzieją na przyjście Złotego Wieku. Są to niezwykle bujne kwietno-owocowe girlandy, rogi obfitości, roślinne motywy o niezwykłej finezji wykonania, bujne liście akantu tworzące kapitele kolumn, wijące się winorośle. Na ścianach rzymskich willi, takich jak Prima Porta cesarzowej Liwii, kwitną i owocują całe magiczne ogrody. Wszystko niezwykle żywe, pełne ekspresji i nieschematyczne. Iście rajska sceneria. Innym przykładem tej niezwykle wyrafinowanej, pełnej życia sztuki jest Ołtarz Pokoju z 9-tego roku przed Chrystusem. Zwany już w starożytności Ara Pacis, ozdobiony, między innymi, dużymi płaskorzeźbami rodziny Augusta i kapłanów zdążających procesyjnie ku ołtarzowi. Dolna część każdego panelu procesyjnego ozdobiona jest motywami roślinnymi tak realistycznie wyobrażonymi, że tylko czeka się, żeby wiatr powiał i poruszył wijące się łodygi… a pod liśćmi ukrywają się żabki, robaczki, ptaszki – pełno życia… January / Styczeń 2016 P a n o r a m a P o l s k a August jako Jupiter, 41-54 AD 7 Im bardziej zagłębiam się w sztukę tego okresu, tym bardziej wyczuwam, że świat pogański – nieświadomy zbliżającej się tajemnicy Wcielenia Boga – czekał. Czekaliśmy – my poganie – na Boga, jak czeka pies na swojego pana, który daleko wyjechał, ale ma wrócić. Co każe psu czekać? Nie wiemy. Co nam kazało mieć tę dziwną nadzieję na przyjście Chrystusa, nawet kiedy nie byliśmy Ludem Wybranym? Chyba tylko Miłosierdzie. A potem dzieje się coś dziwnego. Nieco przed połową pierwszego wieku po Chrystusie, kiedy, jak wierzymy – „wypełniły się wieki” i świat został zbawiony na Krzyżu, ta niezwykła świeżość i autentyzm sztuki greckorzymskiej w dziwny sposób zamiera, tak jakby coś się dokonało i oczekiwanie zanikło. Motywy pozostają, girlandy i rogi obfitości przetrwają, ale ducha oczekiwania, antycypacji czegoś, co ma przyjść - już nie ma. „Słowo stało się Ciałem i mieszkało między nami”. Jedni za tym Słowem pobiegli, a nawet życie za nie oddali – w cyrku Nerona, jak święty Piotr, jak święta Agnieszka, którą odwiedzam wiernie na Via Nomentana i Piazza Nawona, jak święta Cecylia spoczywająca na Trastevere, jak papieże pierwszych wieków i bezimienni niewolnicy – chrześcijanie, zabici pracą ponad siły przy ogromnych Łaźniach Dioklecjana. Inni wzruszyli ramionami i żyli dalej, czasem tylko zastanawiając się dlaczego nic tak do końca nie jest ich w stanie ucieszyć… Zupełnie jak my. Maria Kozakiewicz ZEGARMISTRZ EUROPA WATCH & JEWELLERY 2474 West Edmonton Mall, Entrance 1, Phase 3, Europa Bd 8882-170 St. Edmonton, AB, T8T 4M2 Tel. 780.444.3025 lub 780.907.3530 Pon. – piątek 10:00 – 21:00 Sobota 10:00 – 18:00 Połączenie różnych atrybutów bóstw Korona w kształcie murów miejskich – Cybele Wieniec ze zboża – Ceres Popiersie Augusta w koronie z promieni słonecznych – po ubóstwieniu w 14 AD w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a Posiadamy ponad 1000 zegarków. Specjalizujemy się w naprawianiu zegarków Rolex, Omega, Breitling i innych P a n o r a m a 8 P o l s k a January / Styczeń 2016 Pałac Dożów od strony morza (na prawo od dzwonnicy) Weneckie oblicza władzy Historycznie rozwijała się ta osobliwa władza na bagnach. Wokół było morze a nawet jest nadal. Władza była szczególna. Już jej nie ma. Była to władza dożów, czyli wybieranych najwyższych urzędników przez gremium. Nigdy, czyli od 802 roku aż do ostatniego doży, nikt nie zmienił tej formuły władzy. Wokół, czyli w Europie powstawały cesarstwa, królestwa, księstwa, księstewka – a tu była republika! Ostatni doża, Ludovico Manin, zaczął panować parę miesięcy przed wybuchem Rewolucji Francuskiej, w marcu 1789. To go wtedy mało obchodziło. Ale wyrosły na fundamencie rewolucji cesarz Napoleon Bonaparte (o korsykańsko włoskim nazwisku...) zmusił potem dożę Manina w 1797 roku do abdykacji. To koniec definitywny dożów. Dogoniła ich rewolucja. „Serenissima“, czyli Najjaśniejsza Republika przetrwała 995 lat. Do okrągłego jubileuszu zabrakło pięć lat. Stoję przed ich pałacem (il Palazzo Ducale). Zwiedzanie go należy do rytuału każdego turysty przebywającego w Wenecji. Trudno nie zauważyć jego dwu fasad. Turysta widzi wspaniałe mury, przeplatane kolorystycznie na biało i łososiowo, chyba dla podkreślenia bliskości ryb i Morza Adriatyckiego. Jest w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a tuż, tuż. Na nim chyboczą się ciągle w naturalnym tańcu brzucha gondole. Z zewnątrz widać trzecią fasadę, ale trzeba się pofatygować w kierunku Ponte dei Sospiri, czyli „Mostu Westchnień“. A właściwie kwadratu, jakim jest podstawa Pałacu Dożów. Czwartej ściany nie widzę, gdyż jest ona schowana i oparta o katedrę św. Marka, wszechobecnego (sztandary, herby, napisy, płaskorzeźby...) patrona tego niesamowitego miasta. Fasada jest niesiona lekko na ramionach kolumn. One dźwigają od plus minus 1348 roku ten przybytek władzy. Przedtem też był inny tu pałac, ale spłonął. Fasada jest podwójna January / Styczeń 2016 optycznie dla turystów i prezentuje się z każdego kąta wspaniale. Kto chce oglądać ją z dystansu, musi popłynąć vaporetto naprzeciw, na wysepkę San Giorgio Maggiore, wejść do kościoła, przejść przez nawę, dojść do windy, zapłacić za nią. Wjeżdżam szybko na górę. Z kościelnego dachu przepyszny widok na Wenecję, zatokę, zakręty Canal Grande oraz na Alpy widoczne na północy. Wracam do byłej siedziby dożów. Oczywiście należy zapłacić za wstęp. A potem jest luksus wizyty P a n o r a m a P o l s k a wewnątrz. Na podwórcu dominują wspaniałe (szerokie jak potęga władzy i pachnące nią) marmurowe schody, zwieńczone gigantami. Są to wielkie rzeźby Marsa i Neptuna (dzieło Jacopo Sansovino, obcego tu wtedy Toskańczyka), symbolizujące wenecką władzę – przebrzmiałą z naszego aktualnego punktu widzenia – na ziemi i morzu. Posiadłości Wenecji to wiele wysp na Morzu Śródziemnym oraz w niedalekiej Azji. Na tych schodach zaczynał się urząd dożów. Tu wkładano mu na głowę il corno ducale, czyli specjalne nakrycie 9 głowy z czubem z tyłu. A potem musiał garściami, trochę z własnej kieszeni, rzucać w tłum złote dukaty. Oblicze władzy w pałacu jest klarowne dla turysty, tak jak kiedyś dla ambasadorów. Rządzi tu niebywały przepych. Idę przez kolejne sale. Jedna bardziej kapie od złota od poprzedniej. Człowiek czuje się mały wobec luksusu i wspaniałych obrazów, wypełniających ściany lub wmontowanych w sufity. Sal jest mnóstwo, obrazów i rzeźb jest też zatrzęsienie. W sumie 120 dożów zadbało o wymowę władzy... Do dziś czuję się Fasada Pałacu Dożów w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a 10 P a n o r a m a P o l s k a January / Styczeń 2016 Więzienie – korytarz i cele mały wobec rozmiarów tamtej polityki i jej sukcesów. W Sala del Coleggio, czyli w Sali Rady Państwa, gdzie mieściło się 480 członków, dookoła dominują obrazy Tintoretto. Od niego trudno „uciec“, jeśli się jest w Wenecji. Jego arcydzieła, czyli 56 wielkich obrazów, podziwiałem wczoraj niedaleko w Scuola Grande di San Rocco. W Pałacu Dożów, ciągle chyląc czoło oraz zadzierając głowę przed majestatem byłej weneckiej potęgi, podziwiam w Sali Senatu (Sala del Senato) obraz na suficie „Wenecja jako pani mórz“. A propos słowo „Wenecja“. Jest ten wyraz rodzaju żeńskiego zarówno po włosku (Venezia) jak i po polsku. Toteż „Wenecja“ jest panią mórz, a nie „panem“. Tę żeńską gramatycznie personifikację dostrzegam na obrazie Veronese (1528-88, też obcy, „z Werony“, jak poprzedni Toskańczyk, zrobił tu nad morzem karierę) „Wenecja otrzymuje od Juno (żony samego szefa niebios, Zeusa) nakrycie głowy dla dożów“. A zatem dożowie też podkreślali, iż swe panowanie otrzymali, „z łaski boskiej“, od struktur niebiańskich, lepszych od padołu ziemskiego... Wenecja, pulchna dama, patrzy na obrazie w górę i przechwytuje nie tylko wspomniane już tradycyjne corno ducale, ale również inne atrybuty utrzymania władzy: złotą koronę, wieniec laurowy, berło oraz garściami monety, alias złote dukaty... „Duca“ to „książę“ po włosku. Głowa boli od patrzenia w górę ciągle. Biorę specjalne lustro i patrząc w dół, dialektycznie widzę sufit. Ale i tak głowa boli od przepychu i luksusu minionych epok w Europie. „Sala Wielkiej w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a Rady“ na przykład to hala o powierzchni 1350 m² (sic!), trzymająca się konstrukcyjnie genialnie, zbudowana przed wiekami – bez komputerów, symulacji graficznych i słupów nośnych oraz innych pomocy współczesnych architektów... Ta „Sala del Maggior Consiglio“ mieściła w latach republiki 1800 członków! Z innymi turystami stoję w tej sali przed największym olejnym obrazem świata. Namalował go Tintoretto i przedstawia „Raj“. Wersja jego jest optymistycznie spora! W raju jest miejsce dla wielu... Obraz ma wymiary 22 x 7 m, czyli ma 154 m²! Zupełnie diametralnie różny obraz władzy czeka na mnie po wyjściu z pałacu, ale jeszcze nie zakończywszy wizyty. Do wyjścia na plac św. Marka daleko... Strzałki prowadzą mnie do więzienia. Trzeba P a n o r a m a January / Styczeń 2016 P o l s k a Podwórzec więzienny za „Mostem Westchnień” wyjść z Pałacu Dożów, wejść na „Most Westchnień”. Widziałem go wiele razy z zewnątrz. Teraz jestem w nim przez chwilę. Pode mną widzę przez malutkie okna – już zaczyna się syndrom więzień – jeden z kanałów. Tu, pod Ponte dei Sospiri, nazywa on się Rio Canonica. Kontrast jest olbrzymi! Tam były kapiące złotem sale, tu w budynku więzienia zaczynają się cele i celki, okropne, pozbawione światła, słońca. Czerń i dreszcze. Dookoła tylko zimne kamienie. Podziwiam kunszt zamków na drzwiach, potężne kłódki, grube jak ramię kraty na oknach. Aby je sforsować, należałoby mieć siłę słonia. Wąskie korytarze przypominają o klaustrofobii. Wyślizgane zimne płyty pod nogami lśniłyby, gdyby tu kiedykolwiek zawędrował promyk słońca. O, sole mio... Władza dożów widocznie nie każdemu przypadała do gustu. Lądował tu każdy, kto podniósł rękę na republikańską potęgę. Władza topiła tych, którzy nie płynęli z jej prądem. Adriatyk jest nadal blisko, czekając na krnąbrnych ze swą słoną wodą... Wiesław PIECHOCKI Wenecja, listopad 2015 Biblioteka Parafialna im. świętego Jana Pawła II mieści się w dolnej sali kościoła Różańca Św. (11485-106 Str. Edmonton) Czynna w każdą środę od 18:00 do 20:00 oraz w każdą niedziele od 10:00 do 14:00 Posiadamu najnowsze wydania książkowe, CD, DVD, MP3 w następujących działach: religijnym, poświęcony JPII, dział dla dzieci, rozrywkowy oraz historyczny. Mamy też sekcje anglo- jezyczną. w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a 11 Słynne schody (Mars i Neptun) na podwórcu Pałacu Dożów OBOK SKLEPU BAŁTYK MÓWIĘ PO POLSKU BALTYK MEAT PRODUCTS & DELI LTD. Sklep czynny: poniedziałek 9-18, wt.- pt. 9-19, sobota 9-16 KINGSWAY MEWS SHOPPING CENTRE 10559 KINGSWAY AVE. EDMONTON Tel./Fax 780.428.1621 Duży bezpłatny parking P a n o r a m a 12 P o l s k a …szkło bolesne, obraz dni… Z doktor Jolantą Grabowską - Markowską, prezesem Społecznego Towarzystwa Hospicjum Cordis rozmawia Stanisława Warmbrand - Przychodzimy, zbieramy doświadczenia życia według danego nam czasu, i… odejście. Mówimy – odejść z tego świata. I zaraz dodam coś, co jest moim własnym doświadczeniem; pobyty w klinice, na OIOM-ie. Po bokach kotary, a przede mną ściana. Ile czasu? Ile razy? I balansowanie na krawędzi. Będzie jakieś jutro? Jakaś następna godzina? Minuta? Ile to jest chwila? Obok mnie ludzie odchodzą. Po prostu – w czasie pogaduszki o tym, co w domu, co dalej, co jutro… Zostaje ściana. Bezlitosna. I rozmyślanie, jakie to szczęście miał Boryna, kiedy w chwili zbliżającej się ostateczności wyszedł w pole, w noc, i siał ziarno. Odchodził ze swojego świata. A my? Skazani na ścianę jako widok ostateczny tego, co za sobą zostawiamy… - To, co mówisz, jest mi bardzo bliskie… Od początku, kiedy się zajmuję opieką hospicyjną, dla mnie ogromne znaczenie ma architektura wnętrza. Kiedy remontowaliśmy budynek, w którym jest nasze Hospicjum, założeniem najważniejszym było, iżby jedna ze ścian była oknem – żeby to były okna do samego dołu. Gdybym ten dom budowała od początku, to z każdej strony byłby prześwietlony, aż do przesady. Jak wyglądał remont budynku? Byłam przeszczęśliwa, kiedy wyburzyliśmy wewnątrz prawie wszystko – i decyzja; po jednej stronie będą pokoje, a po drugiej otwarta przestrzeń. Okna po prawej stronie budynku wychodzą na familoki – może to porażka, ale, niestety, nie byliśmy w stanie niczego w tej materii zmienić. Zrobiłam wszystko – żeby wyburzyć chociaż po jednej ścianie ze wszystkich pomieszczeń. Wiesz, idzie o to, żeby chory nie musiał wstawać z łóżka, żeby być „na zewnątrz” – w ogrodzie, czy wśród naszych, śląskich familoków. I to mało – szklane ściany są skonstruowane tak, żeby można było wyjść, albo wyjechać wózkiem, albo łóżkiem na taras. I windy, którymi wózkiem, łóżkiem można wyjechać do ogrodu. Nie ma takiego pomieszczenia, z którego by się nie dało wyjść czy wyjechać na dwór. - Drzwi…? - Projektowaliśmy je z założeniem, że nie tylko się przez nie przechodzi, ale że musi swobodnie wyjechać chory na łóżku. - Rozmawiamy w przestrzeni otwartej na cztery świata strony – szklana ściana przez którą gałęzie sosny wzywają mnie na spacer, buzuje ogień w kominku, ze ściany, która obiecuje następną przestrzeń, patrzą na mnie z ikon święci Pańscy. Półki z książkami też niosą zapowiedź przestrzeni następnej, innej, może kameralnej, może otwartej na kolejną przestrzeń... - Tak to pomyśleliśmy; tu odbywają się spotkania religijne, konferencje, koncerty… Założenie otwartej przestrzeni – z góry do dołu, było założeniem wiodącym. - Wybory estetyczne? - I szpitalne, i estetyczne. Dopowiem – nie znoszę gołych żarówek. Jestem w stanie utożsamić się z miejscem, w którym chory leży. To takie proste; to co widzi leżący, chory człowiek – sufit. Zamawiałam artystów, którzy malowali plafony wokół lamp. Może czasem brakowało pieniędzy, może był natłok wydatków, ale na plafon na suficie musiały być fundusze. I to plafony malowane ręcznie; wokół January / Styczeń 2016 żyrandola. I nie goła żarówka, tylko plafoniera. Albo ładny żyrandol, zamknięty od dołu. Żeby chory nie czuł się jak na przesłuchaniu. Wiesz… mojego ojca przesłuchiwano na gestapo. - Mały świat nad głową…? - Wiele dekoracji zawieszamy od góry. I każdy pokój ma swoją dekorację tak pomyślaną, żeby chory dostrzegał elementy, które są wokół niego. To kwestia zobaczenia siebie w pozycji tego, który leży na szpitalnym łóżku. - Kontrolowanie sytuacji? - Tak. Człowiek ma do tego prawo. Tak to widzę. I tłumaczę swoim współpracownikom, żeby się utożsamili z miejscem, w którym chcieliby leżeć. I żeby z pozycji tego miejsca zobaczyli wszystko, co się w tym pokoju dzieje. Także obrazy na ścianach – żeby były malowane ludzką ręką, żeby można z nich było odczytać świadomość innego człowieka. - Idea tego domu? - Miłość. A wobec tego niemożliwe jest, żeby ludzi nie otaczały piękne rzeczy. Ale najpiękniejszy witraż to widok przez szklaną ścianę – ogród. Drzewa, które tu były. I są. I będą. Natura wokół i w tym domu jest wszędzie. - Powiem tak; zatrzymałam się kiedyś u was na parterze, z komórką przy uchu, obok akwarium z żółwikami, z rybkami... O czym rozmawiałam? O tym, że niespodziewanie umarła mi sroczka; znajda, która – ledwo opierzona, pyskowała do mnie od rana do wieczora. Jakoś tak niepostrzeżenie stanął obok mnie mały, czarniawy chłopczyk – wasz pacjent. Wiesz, co mi powiedział? Że będzie się za mnie, i moją sroczkę modlił. Nie sądzę, żebym tak niebywale piękne zdanie usłyszała gdziekolwiek indziej. Może to wnętrze, architektura sprawia, że ludzie modlą się tu inaczej? Jakby byli z głębi, z zapomnianego epicentrum naszego świata… Przepraszam, że i o to zapytam – można wyczarować wszystko. Nie wyczarujesz pieniędzy… - Nie zaprzeczam, że zawsze „przednówek” jest trudny. Że pieniądze, że brakuje… Ale właśnie dlatego musi być u nas tak; bo człowiek, który ciężko choruje, ma prawo do oglądania rzeczy najpiękniejszych. Estetyka jest równie ważna jak opieka lekarsko – pielęgniarska. Liczy się wszystko. Proszę pamiętać, że pokój, w którym przebywa nasz pacjent, to jego cały świat. Więc tworzenia tego świata nigdy nie odpuszczę. - Pieniądze? - 70 procent daje Narodowy Fundusz Zdrowia… - A reszta? - Darowizny, kwestowanie gdzie się da – jak trzeba, to i na cmentarzach. Dla mnie nie ma słowa Nie. Nie mam. Nie mogę. Nie ma takiej opcji. Dziękuję za rozmowę. w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a P a n o r a m a January / Styczeń 2016 ŚPIEW I MUZYKOWANIE Mirosław Bliwert P o l s k a Tradycje mysłowickich ewangelików Rozmawiając ze środowiskiem mysłowickich ewangelików, a także przeglądając różne publikacje o nich, w tym internetowe, trudno nie zauważyć, że wspólnota ta wydała spośród siebie człowieka nietuzinkowego, który swoją działalnością nie tylko ubogacił życie artystyczne naszego miasta, ale także całego regionu. Można śmiało powiedzieć, że należał on do jednych z ciekawszych ewangelików żyjących w całym naszym regionie w dziedzinie muzyki w okresie powojennym. To Mirosław Bliwert. Jego pasje muzyczne wypływały z traktowania przez ewangelików muzyki jako bardzo ważnego przejawu ich życia religijnego oraz elementu tożsamości. Dlatego przywiązywali do niej dużą wagę. Urodził się 25 czerwca 1927 roku w Mysłowicach, w rodzinie Edmunda Karola Bliwerta i jego żony Zofii. Rodzina ojca pochodziła spod Łodzi, matka z kolei z okolic Siewierza, choć pochodziła z rodziny o korzeniach rosyjskich. Była z wyznania prawosławną. Zatem na rozwój małego Mirka miało wpływ wiele czynników kulturowych. Zarówno religijnych jak i tradycji - wszak wychowywał się w domu wielokulturowym oraz w środowisku mysłowickim. Z domu wyniósł język polski oraz w mowie rosyjski, gdyż miał opiekunkę Rosjankę. W szkole opanował jeszcze język niemiecki i francuski. Znajomość czterech języków umożliwiła mu i ułatwiła w życiu dorosłym kontakty z zagranicą. Muzyka fascynowała go od najmłodszych lat. Dlatego rodzice dbali o jego wykształcenie muzyczne. Uczył się grać na fortepianie od szóstego roku życia. Marzyła mu się w życiu kariera muzyka fortepianowego. Wszystko przerwał rok 1939, gdy Mirosław miał 12 lat. Najpierw zmarł mu ojciec, więc wychowywała go matka, ale ta nie miała środków na dodatkową, muzyczną edukację syna. Potem wybucha wojna, która jeszcze bardziej wszystko poplątała, całkowicie uniemożliwiając mu edukację muzyczną. W czasie wojny był na robotach w Niemczech, gdzie pracował jako robotnik, potem wcielili go Niemcy do swojej armii do obsługi lotniska, ale to już w samym końcu wojny. W końcu wojny nie nasłużył się za dużo, ale za to on, delikatny artysta, nabawił się nerwicy. W końcu uciekł do Amerykanów, gdzie przebywał krótko w niewoli. Po roku wrócił do domu. Do szkoły powszechnej chodził w Mysłowicach, a po wojnie był uczniem Śląskich Technicznych Zakładów Naukowych w Katowicach i studiował na Wydziale Teorii, Kompozycji i Dyrygentury Wyższej Szkoły Muzycznej, to dzisiejsza Akademia Muzyczna. Jak wspomina jego wieloletni przyjaciel, Adam Korfanty, Mirosław Bliwert w 1947 roku zaczął grę na organach niejako z konieczności. W kościele ewangelickim w Mysłowicach nie było po wojnie organisty i ksiądz Leopold Raabe przyjeżdżający odprawiać nabożeństwa zaproponował Mirosławowi Bliwertowi funkcję organisty. Postanowił przyuczyć się gry na tym instrumencie. Organy w mysłowickim kościele były wtedy w opłakanym stanie, gdyż zniszczenia czasu wojny były w tym kościele znaczne - wybite szyby powodowały zawilgocenie instrumentu, uszkodzone były liczne piszczałki i mechanizmy. Wiele uszkodzeń naprawiał z kolegami młody organista, gdyż organy fałszowały niemiłosiernie. Sukcesywnie jednak poprawiał stan techniczny instrumentu. Sam także rozwijał swoje umiejętności gry na tym instrumencie tak, że z biegiem czasu stał się bardzo dobrym organistą. Grał na organach także w Hołdunowie, a z biegiem czasu w Sosnowcu i w Szopienicach. W 1950 roku do szopienickiego kościoła przybył na zastępstwo znany muzyk, ewangelicki proboszcz z Katowic, ksiądz Adam Hławiczka. Gdy usłyszał jak Mirosław Bliwert gra, dostrzegł jego potencjał. Zaprosił go do swojego kościoła, gdzie był o wiele lepszy instrument i poprosił by na nim zagrał. Chyba wtedy Mirosław Bliwert odkrył swoje zdolności do improwizowania. Odtąd też grywał przy okazji różnych świąt w tym kościele. Ksiądz Hławiczka skontaktował się z innym ewangelikiem, Janem Gawlasem, który był nauczycielem w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Katowicach (w późniejszym czasie był jej rektorem). Dzięki odpowiedniemu ukierunkowaniu tych dwóch ludzi, Mirosław Bliwert mógł ukończyć swoją edukację Bek Denture Clinic 13 muzyczną, choć na spełnienie swojego marzenia, by być wirtuozem fortepianowym było niestety z pewnych przyczyn za późno. Niemniej te dwie osobowości zadbały, by z chłopaka, który był mechanikiem uczynić artystę. Nie takiego, który występuje, ale artystę praktyka, który podczas swojej gry potrafi niesamowicie improwizować. Ten talent do improwizacji powodował, że gra, zwłaszcza na organach była dla słuchającego niesamowitym przeżyciem. Dzięki rozwojowi talentu gry na organach Mirosław Bliwert grał we wszystkich kościołach Szopienickiego Ośrodka Duszpasterskiego (w Szopienicach, Mysłowicach, Hołdunowie i Sosnowcu). Jak wspomina jego żona Krystyna Bliwert, nieraz musieli długo czekać z wieczerzą wigilijną, aż skończą się nabożeństwa w kościele i dotrze z nich mąż. A ponieważ samochodu nie było, komunikacja miejska kończyła pracę w tym dniu wcześnie, więc było to bardzo utrudnione - gdy nabożeństwo było w Sosnowcu lub Hołdunowie (do Hołdunowa dojeżdżało się pociągiem do Kosztów a potem 3 kilometry przez las szło się piechotą - tak wspomina Mirosław Bliwert swoje wyprawy do Hołdunowa). Niemniej działalność organisty dawała Mirosławowi Bliwertowi wiele satysfakcji. Od początku istnienia chóru „Jubilate Deo” w mysłowickiej parafii czyli od 1953 roku, z nim współpracował. Akompaniował chórowi na organach, komponował dla chóru wiele pieśni - a było ich około 30, często uzupełniał koncerty chóru koncertami organowymi, wzbogacając bardzo mocno wystepy „Jubilate Deo”. Także był organistą w ewangelickiej katedrze w Katowicach. Tomasz Wrona CAMELOT TRAVEL TOURS INC. e-mail: [email protected] 10120 - 118 Ave Edmonton, AB T5G 0P6 Tel (780) 430-8747 księgarnia Tel. (780) 477-8747 Toll Free 1 888-430 8747 Fax (780) 430-0571 18 Spiller Rd. SE Calgary, AB Tel. (403) 272-6595 Fax (403) 272-4725 Cell (403) 617-6274 SOLIDNIE - FACHOWO PO PRZYSTĘPNYCH CENACH ZRÓB REZERWACJĘ NA NASZEJ STRONIE PO PRZYSTĘPNYCH CENACH www.camelotedmonton.com S O L I D N I E - FA C H O W O [email protected] w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a P a n o r a m a 14 P o l s k a January / Styczeń 2016 Sztuka rozmowy W życiu codziennym nie zwracamy uwagi na to, że jednym z największych darów, jakie człowiek otrzymał od Stwórcy, jest dar wymowy. Potrzebujemy obecności ludzi, by móc podzielić się swoimi spostrzeżeniami, radościami i smutkami. Gdybyśmy byli jedynymi na świecie istotami, nie pragnęlibyśmy osiągać sukcesów, bo nie mielibyśmy z kim podzielić się swoją radością. Seneka w swoich listach moralnych do Lucyliusza pisał: . ..Żadna rzecz, choćby była bardzo wyborna i zbawienna, nie sprawi mi przyjemności - jeśli mam poznać ją sam jeden. Gdyby ofiarowano mi mądrość pod warunkiem, bym trzymał ją zamkniętą w sobie i nikomu jej nie udzielał, odrzuciłbym ten dar. Nie jest miłe posiadanie żadnego dobra bez współtowarzysza... Niewątpliwie, nie żylibyśmy w cywilizowanym świecie, ponieważ jej rozwój zależy przede wszystkim od komunikacji, czyli od umiejętności rozmowy. Od tego jak rozmawiamy, zależy jakość naszego życia społecznego, a szczególnie – rodzinnego, bowiem wymiana zdań, zaspokaja wewnętrzną potrzebę wyrażenia siebie, swojego stosunku do świata zewnętrznego. Nie zawsze wystarczy do tego odpowiedni zasób słów. Słowa są tu w pewnym sensie - rusztowaniem, a ludzki wymiar wyrażenia budują emocje. To one pomagają albo utrudniają komunikację. Spośród tych, które utrudniają, najbardziej brzemienna w skutki jest nieśmiałość, czyli brak wiary w siebie, wynoszona najczęściej z domu na skutek błędów rodzicielskich. W wielu domach rodzinnych nie ma zwyczaju prowadzenia rozmów. Rodzice, najczęściej ojcowie, ograniczają się do zdawkowych pytań, albo onieśmielają dziecko swoją kompetencją niemal w każdej sytuacji. W rezultacie, tak wychowywany dorosły człowiek uważa, że on nie ma nic wartościowego do powiedzenia. Nieśmiałość może stworzyć takie bariery, że obalenie ich staje się praktycznie niemożliwe i skazuje człowieka na izolację, zatem - troską rodziców powinno być to, aby do tego nie doszło. Dziecku trzeba stworzyć odpowiednią atmosferę, w której chętnie będzie rozmawiać z dorosłymi. Najpierw Serenity Funeral Service 10129 Princess Elizabeth Avenue NW Edmonton, AB T5G 0X9 Tel. 780 477 7500 Fax 780 477 0110 www.serenity.ca YOUR COMMUNITY OWNED NOT-FOR-PROFIT SOCIETY jednak - my musimy nauczyć się słuchać! Uważne słuchanie - to próba spojrzenia oczami dziecka na otoczenie. Wtedy możemy dostrzec jego lęki i pragnienia, a jak wiemy – dziecko przede wszystkim chce być starsze aniżeli jest. Zatem pragnie to nam wykazać w rozmowie, a my powinniśmy to ułatwić, okazując szacunek i powagę. Tylko wtedy zdobędziemy zaufanie, które przyda nam się w czasie dojrzewania w wieku młodzieńczego buntu. Wtedy poszukiwanie tak zwanego sensu życia nie będzie skutkowało poszukiwaniem zewnętrznych autorytetów, ucieczką z domu, zażywaniem używek. Dziecko, które doświadczyło takiej interakcji z rodzicami, przeniesie swoje doświadczenia do późniejszej swojej rodziny, a w swoich obecnych problemach nie będzie musiało ukrywać ich przed rodzicami. W ten sposób buduje się autorytet niekoniecznie dlatego, że ojciec, czy matka, są mądrymi i posiadają wiedzę, ale dlatego, że chcą zrozumieć, słuchają uważnie i aktywnie, i nie stronią od dyskusji. Udział w dyskusji czyni partnerem każdą ze stron, zatem udział w takiej rozmowie dyskusyjnej świadczy o szacunku dla rozmówcy. Z resztą – dyskusja uczy i rozwija intelekt, a jak pisał Paulo Coelho: „Dyskusja to doskonały sposób, by przekonać samego siebie o słuszności tego, co się mówi”. Dr. Margaret Pokroy Dr. Mila Lutsky Pleasantview Professional Bldg. Suite 300, 11044 - 51 Avenue Edmonton, Alberta T6H 5B4 Fax: (780) 432 - 1427 (780) 430 - 9053 We speak English, Polish, and Russian Dariusz Spanialski Felietony „Sztuka Kochania” Dariusza Spanialskiego teraz w książce e-book! „Sztuka kochania” jest zbiorem felietonów radiowych o tematyce związanej z wychowaniem dzieci i relacjami w rodzinie. Teksty publikowane były w Polskim Radio Edmonton oraz w „Panoramie Polskiej”. Jak głosi recenzja Wydawnictwa „Nowy Świat”- autor stara się pisać językiem prostym. Nie osądza, ale wskazuje na generalne przyczyny kłopotów z jakimi borykają się rodzice; nie podaje gotowych rozwiązań, ale prowokuje do przemyśleń. Adres wydawnictwa: www.nowyswiat/spanialski www.poczytaj.to/spanialski w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a 415, 10115-100A Str. Edmonton, AB T5J 2W2 FAMILY DENTISTS January / Styczeń 2016 P a n o r a m a P o l s k a 15 PA N O R A M A P O L S K A T H E P O L I S H PA N O R A M A Editorial Board – Zespół Readakcyjny: Executive Editor- Redaktor Naczelny Polski Program Dwujęzyczny SW. Jan Paweł II ST. BASIL ELEMENTARY/JUNIOR HIGH SCHOOL 10210 - 115 Ave. • 780 477-3584 • www.stbasil.ecsd.net AUSTIN O’BRIEN HIGH SCHOOL 6110 - 95 Ave. • 780 466-3161 • www.austinobrien.ecsd.net GOALS OF THE POLISH BILINGUAL PROGRAM • To deliver a quality English-Polish bilingual education which promotes high academic standards • To develop Polish language proficiency • To explore many facets of Polish culture • To foster cultural and educational relations with schools and other educational institutions in Poland • To teach the values of multi-cultural education Marek Stepczyński Edward Możejko Piotr Węcław Conrtibutors – Współpraca: Maria Kozakiewicz Tomasz Kornecki Wiesław Piechocki Internet Edition – Wydanie Internetowe: Marcin Janiszewski Desktop Publishing – Skład komputerowy: Jan Janiszewski Advertising – Dział Reklam: e-mail: [email protected] Tel. 780-434-2665 Reklamy i ogłoszenia oraz życzenia można zamawiać nadsyłając ich treść wraz z odpowiednią opłatą na adres redakcji: Suite 1240, 5328 Calgary Trail S. Edmonton, Alberta T6H 4J8, Canada A Kindergarten to Grade 9 program is offered at St. Basil School. The program continues at Austin O’Brien High School for Grades 10-12. Czeki lub przekazy pienieżne należy wystawiać na Panoramę Polską. Redakcja nie odpowiada za treść, ani za formę zamieszczonych ogłoszeń, jak również za poglądy autorów publikowanych tekstów, z którymi często się nie zgadzamy. CELE DWUJĘZYCZNEGO ANGIELSKOPOLSKIEGO PROGRAMU Advertising Deadlines: advertizing space must be reserved no later than on the 15th of the month preceding publication date (e.g. January 15 for February edition). • Przekazywać wiedzę w dwóch językach, w angielskim i polskim w sposób, który pomoże osiągnąć wysoki poziom nauczania • Doskonalić znajomość języka polskiego • Zdobywać wiedzę o kulturze polskiej • Rozwjać relacje naszych szkół w zakresie kultury i nauki ze szkołami i ośrodkami nauczania w Polsce • Kształtować wartości edukacji wielokulturowej Szkoła St.Basil oferuje klasy 0-9 . W budynku mieści się również świetlica szkolna . Klasy licealne od 10-12 są kontynuowane w szkole Austin O’Brien. w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a Advertising discounts: 6 inserts – 10% off, 12 inserts – 20% off. Make your cheque or money order payable to Panorama Polska. Please send letters to the editor to: [email protected] Include address and telephone number. We reserve the right to edit all letters. Przyjmujemy do druku tylko teksty nadesłane pocztą elektroniczną (MS Word z polskimi znakami). Zastrzegamy sobie prawo skracania i adjustacji tekstów oraz zmiany tytułów. Redakcja nie zwraca nadesłanych materiałów. WIESŁAW GÓRECKI, M.Sc. Niezależny konsultant ubezpieczeniowy. Sprzedaje ubezpieczenia: :::::::::::(life & mortgage) )))))))))))))))))))))))))) ))(disability) ))critical illness ssssssssssssssssssssssssss ::s)s))s:)::):::)s:� sssss ::)):):��:)�s):::a:):s:):: ::s�����s� as):ssa:::)�:))s::::�a:)):::):::::sa:s:):a::::as:)::s)s:::::::)):a)))a :::::s:)a):):a:)::a::::):))::):aaa:�)a:))::a:aa:::a:s:�:::))::� Jeśli chcesz zaoszczędzić na składkach Nie zwlekaj! Zadzwoń dzisiaj! Otrzymasz najlepsze stawki dostępne na rynku. �):s::a:s:�::)::::::)a:::s):)::)�:):)::ss)a::�a:)):::):::::::::::::�:�s): ::a:::s):::::)::a�a:)):):::saa:)a::�a:)):::):::::�:)a:aa:)):::::):)a:::a ARTISTIC BAKE SHOP LTD wiek 30 35 40 45 50 55 60 6820 - 104 St. EDMONTON Tel. 780.434.8686 EDMONTON’S PREMIER CREATIVE EUROPEAN BAKERY FAMILY OWNED AND OPERATED SINCE 1966 $100,000 M K $250,000 M K $500,000 M K $82 $104 $135 $175 $210 $280 $89 $107 $145 $177 $215 $280 $109 $173 $182 $217 $255 $360 $134 $199 $232 $315 $370 $545 $177 $237 $340 $462 $580 $840 $283 $362 $565 $780 $940 $1455 $436 $605 $945 $1340 $1760 $2495 K - kobieta, M - mężczyzna aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa OPEN Tues - Fri 8:30 - 5:30 Sat. 7:30 - 3:00 Europejska piekarnia otwarta: od wtorku do piątku 8:30 - 5:30 w soboty 7:30 - 3:00 CLOSED SUNDAY & MONDAY Zamknięta w niedziele i poniedziałki www.artisticbakeshop.com Z dumą wspieramy edmontońską Polonię Kontakt w języku polskim Kathy 780.638.7177 servuscu.ca