vol. 24, no 1 (265) january/styczeń 2016

Transkrypt

vol. 24, no 1 (265) january/styczeń 2016
a
n
o
r
a
m
a
P
POLISH
Independent Cultural Magazine
w w w. p a n o r a m a p o l s k a . c a
POLSKA
Niezalezny magazyn kulturalny
V O L . 2 4 , N O 1 ( 2 6 5 ) J A N UA RY / S T Y C Z E Ń 2 0 1 6
Giewont, symbol Zakopanego. Majestatycznie górujący na Zakopanem szczyt Tatr Zachodnich (1894 m n.p.m.)
Fot. Władysław Bachleda
P a n o r a m a
6
Noworoczny bilans
W wieku czterdzieści plus VAT
robi bilans
z dwudziestu lat życia ...
Miała być najważniejsza
w życiowym planie
Znalazła się wśród rzeczy
potrzebnych
jak piąte koło u wozu
dziura w płocie
Zostały jej
jego słowa – środki bez pokrycia.
Genowefa Światłoń
OFERTA PRACY
Towarzystwo Polskich Weteranów zatrudni
JANITORA (Gospodarza Domu Weterana).
Warunki pracy i płacy do uzgodnienia.
Po bliższe informacje prosimy o kontakt
z kierownikiem Domu Weterana
pod numerem tel: (780) 475-9366,
lub resume na adres: 9203-144 Ave
Edmonton, AB T5E-2H7
Małżeństwo mile widziane.
TOWARZYSTWO POLSKICH WETERANÓW
POLISH VETERAN’S SOCIETY
9203- 144 Ave. Edmonton
KLUB WAWEL
17515-127 Str. Edmonton
Tel. 780.475.9366, Fax 780.473.8251
Oferuje usługi w zakresie wynajęcia mieszkań
dla seniorów oraz dwie sale i Klub Wawel
na wesela, bankiety, pikniki,
różnego rodzaju uroczystości i imprezy
P o l s k a
Co dalej, Europo?
Z panią konsul generalną Węgier
- dr Adrienne Körmendy rozmawia
Stanisława Warmbrand
- Nasza rozmowa toczy się w centrum Krakowa,
a więc w dawnej stolicy Polski. Ma to swój urok
i niejakie konotacje współczesne. Polska jest
„świeżo” po diametralnych zmianach w świecie
władzy. Jak Węgry taką sytuację odbierają?
- My, Węgrzy, zawsze chcemy jak najlepiej dla
Polski. Kibicujemy całej Polsce i wszystkim Polakom.
Chcę podkreślić, że najważniejsze jest, aby cały naród
węgierski zachował swój pozytywny stosunek i przyjaźń
dla całego narodu polskiego. Niemniej wszystkie te
zmiany, które zapowiadają pozytywne skutki, nas
cieszą szczególnie. Dla polskiego społeczeństwa,
dla tych, którzy zajmują się trochę polityką, nie jest
zaskoczeniem, że u nas te partie, które rządzą – to
jest Fidesz i Chrześcijańsko-Demokratyczna Partia
Ludowa w Parlamencie Europejskim są w EPP, czyli
Europejskiej Partii Ludowej, w której jest PO a nie
w tej grupie, w której jest PIS. Jednocześnie pewne
elementy, bardzo charakterystyczne dla polityki
naszego rządu, są zbliżone do programu PiS. U nas
zmiana w Polsce jest odbierana pozytywnie, ponieważ
oznacza to zbliżenie. Ostra walka polityczna w Polsce
była w gruncie rzeczy między partiami, które są
bliskie naszej koalicji. Dzisiejsze czasy znamionują
niesłychanie trudne kwestie; rząd węgierski wobec
wyzwań jakimi są ostatnie wydarzenia w Europie
zajmuje jednoznaczne stanowisko. Rząd węgierski
mówi o tym, że Europa musi w pewnym sensie
zmienić własną politykę, bo dotychczasowa polityka
okazała się nieskuteczna. W obecnej sytuacji mamy
nadzieję, że zmiana, jaka nastąpiła w Polsce otwiera
możliwość do naprawdę ścisłej, i jeśli można tak
powiedzieć, strategicznej współpracy. Życzymy jak
najlepiej Polsce!
- Trójkąt Wyszehradzki…
- Węgrzy uważają, że Grupa Wyszehradzka jest
bardzo potrzebna – szczególnie teraz, kiedy stoimy
przed tak trudnymi problemami. Znów mocno
widać, że interesy krajów, współtworzących Grupę,
są bardzo podobne, różniąc się od interesów krajów
leżących od nas bardziej na zachód, i na wschód. Już
w 2010 roku premier Wiktor Orbán podkreślał, że
w przyszłości Europa środkowo – wschodnia będzie
odgrywała bardzo ważną rolę. Sukces tego regionu jest
gwarantem sukcesu całej Europy. Nie możemy być
traktowani jako region peryferyjny. Może gospodarczo
dopiero doganiamy „starą Unię”, ale intelektualnie
jesteśmy w czołówce Europy. Konkludując – nasze
kraje muszą ściśle z sobą współpracować. To ma
kolosalne znaczenie dla przyszłości Europy. Węgry
uważają, że współpraca wyszehradzka jest niezmiernie
potrzebna.
w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a
January / Styczeń 2016
- Często bywam we Lwowie, ale i w sąsiadującym
z Węgrami Użhorodzie. Ukraina… Oba nasze
kraje, choćby poprzez sąsiedztwo, nie unikną tego
problemu. Cień Moskwy…
- Rząd węgierski stoi na stanowisku, że niezależna,
europeizująca się Ukraina, suwerenna Ukraina, jest w
interesie całej Europy. Również w interesie Węgier.
Przede wszystkim zaś w interesie samych obywateli
Ukrainy. Rząd węgierski bardzo ściśle współpracuje ze
swoimi sojusznikami w ramach Sojuszu Atlantyckiego
– NATO. Węgry w kwestiach bezpieczeństwa bardzo
energicznie i w pełnych wymiarach biorą udział w tych
poczynaniach. Z drugiej zaś strony rząd węgierski stoi
na stanowisku, że z politycznego punktu widzenia z
Rosji nie należy robić twardego, śmiertelnego wroga.
Konieczna jest korelacja taktyki politycznej. Rzecz w
skuteczności. Chodzi o taką politykę, iżby Rosja nie
stała się naszym wrogiem, a Ukraina pozostała w pełni
niezależnym, suwerennym państwem.
- Wykonalne?
- Zadanie nie jest łatwe. Potrzebny odpowiedni
klucz do rozwiązania tego problemu. W każdym
razie w tej kwestii stanowisko rządu węgierskiego
w tej chwili bardziej skupione jest na działaniach
dyplomatycznych, mniej kategorycznych niż
stanowisko Polski, wszakże jest zgoda w zasadniczych
kwestiach. Węgrzy, w ramach NATO, udzielają
wsparcia – bez zbędnego rozgłosu.
- Historia… Inaczej to wygląda od polskiej
strony, a zgoła inaczej od węgierskiej…
- Szkoda, że z obu stron: polskiej i węgierskiej
jest tak mało wiedzy. Mało kto wie, że Siedmiogród
był przez tysiąc lat integralną częścią państwa
węgierskiego. Również wielu Węgrów nie wie, co
łączyło Polskę z Ukrainą. Nie wyczuwają, że kwestia
Ukrainy tak mocno dotyczy Polaków, którzy bardzo
emocjonalnie przeżywają to, co dotyka Ukrainę. Dla
Węgrów Ukraina jest za Karpatami, gdzieś bardzo
daleko… a dla Polaków za płotem. Wracając do
polityki w kwestii Ukrainy. W zasadniczych sprawach
między naszymi państwami nie ma różnic. W
odbiorze społecznym różnica jest raczej stylistyczna,
a nie merytoryczna.
- Światem mocno ostatnio trzęsie… Syntetyzując
– islam mamy u wrót. I znów – Tatarzy – osadnicy,
świetni żołnierze, u boku Władysława Jagiełły,
walczyli w bitwie pod Grunwaldem, Tatarzy wraz
z Janem III Sobieskim walczyli przeciw Turkom
w odsieczy wiedeńskiej. Tatarska jazda walczyła
w obronie Polski w 1939 roku. Islam w północnej
Polsce, za sprawą tatarskiego osadnictwa był „od
zawsze”, a za sprawą zmiany granic po II wojnie
światowej, Tatarzy mieszkają również w Katowicach
czy we Wrocławiu. Nasz, rodzimy islam, trwał
i trwa, ale nigdy nie był ekspansywny. Setki lat
trwała symbioza i tolerancja. Polska w granicach
Rzeczypospolitej Obojga Narodów to najazdy
tureckie; bitwa pod Chocimiem, to Kamieniec
Podolski, to Okopy Świętej Trójcy, to Czortków i
January / Styczeń 2016
podczortkowski Bazar… A w Krakowie, w którym
rozmawiamy przy kawie, do dziś uprawia harce
lajkonik, czyli tatarski jeździec! Taka jest historia
Polski. Ale… mamy islam u wrót Europy z zupełnie
innych przyczyn i z innego regionu świata. Idzie,
bez przerwy, fala uchodźców. Tysiące, tysiące
ludzi… Czy istnieje jakieś humanitarne i zarazem
racjonalne rozwiązanie tego problemu? Na Europę,
od zarania dziejów, parły z Azji, zza Karpat, znad
Dniepru prężne, wojownicze narody. I osiadały,
współtworząc europejską kulturę. Czy w XXI
wieku mamy do czynienia z powtórką historii? A
może z początkiem końca cywilizacji europejskiej?
- Stanowisko rządu węgierskiego bardzo jasno
formułuje premier Wiktor Orbán. Brzmi ono
następująco: Obecna sytuacja wykracza poza kwestie
humanitarne. Na Węgry, od wczesnych lat 90., z
powodu wojny na Bałkanach, przybyły ogromne ilości
uciekinierów; to grupy liczące po kilkadziesiąt tysięcy
osób. Ta problematyka była u nas znacznie bardziej
odczuwalna, niż na przykład w Polsce. Węgrzy zawsze
mieli otwarte granice dla uchodźców. Mało – uchodźcy
z Bałkanów zaopatrzeni zostali we wszystkie potrzebne
środki. Otrzymali wszelkie warunki do godnego
życia. Oczywiście na miarę możliwości naszego kraju.
W obozach jest odpowiednia opieka lekarska. Tak
było przez wiele lat. Teraz, w ocenie rządu, mamy do
czynienia z innym zjawiskiem. Ma pani rację – to jest
proces historyczny. To zjawisko, które może zmienić
historię. Naszym zdaniem trzeba oddzielić sprawy
humanitarne od decyzji politycznej. Potrzebne są
decyzje, przewidujące konsekwencje na kilkadziesiąt
albo kilkaset lat. Dla naszego kraju, i dla Europy. Pyta
pani o moje zdanie? Historia, jeśli na nią spojrzeć, nie
jest zbiorem przypadkowych wydarzeń. Nie jest to
zbiór anegdot. Historia, jeśli poddamy ją analizie, jest
obrazem pewnych trendów, pewnych procesów. To,
co jest dzisiaj, jest skutkiem wydarzeń z przeszłości.
I wcześniejszych decyzji. Zatem decyzje dzisiejsze
będą skutkowały w przyszłości. Jeżeli przybędzie
do Europy taka masa ludzi, wnosząc nieeuropejską
kulturę, taką kulturę, która jest nieprzystawalna do
kultury europejskiej, to skutek jest przewidywalny;
albo Europa przestanie istnieć, albo przestanie być
Europą. Decyzje? Albo poddajemy się i przyjmujemy
wszystkich, co oznacza, że za pięćdziesiąt, może sto lat
Europa będzie muzułmańska. Nasze prawnuki będą
muzułmanami. Albo, jak w Syrii, wśród większości
muzułmańskiej
staniemy się małą wspólnotą,
próbującą zachować swoje chrześcijaństwo. To
musimy sobie uświadomić. I podjąć decyzję.
- Historia Węgier też ocierała się o islam…
- Węgry, od końca XIV wieku, były narażone
na ekspansywną politykę imperium osmańskiego i
walczyli aż do początków XVI wieku, kiedy oparli
się tureckiemu naporowi. Po tragicznej dla Węgrów
bitwie pod Mohaczem w 1526 roku przez 150 lat jedna
trzecia ówczesnych Węgier (większość terytorium
dzisiejszych Węgier) była włączona do Imperium
P a n o r a m a
37
P o l s k a
Osmańskiego. Przez 150 lat toczyły się nieustanne
walki, aby powstrzymać dalszą turecką ekspansję – do
Wiednia, i do Krakowa! Wszak z terenu Węgier było
blisko…! Węgrzy, mimo 150 lat tureckiego zaboru,
zachowali chrześcijaństwo. Zachowali swoją strukturę
społeczną, swoją kulturę. Tereny okupowane i te, na
których toczyła się nieustanna walka były zamieszkałe
prawie wyłącznie przez
etnicznych Węgrów.
Madziarzy, jako narodowość w XV i na początku
XVI wieku, stanowili 70 – 80% całej ludności doliny
karpackiej. Pod koniec XVII wieku po 150 latach
walk, narodowość węgierska w dolinie karpackiej
zeszła do zaledwie 40-45 %. W jakimś sensie
skutkiem tego było to też, że po pierwszej wojnie
światowej Węgry historyczne przestały istnieć, a 1/3
etnicznych Węgrów pozostała poza granicami kraju.
Jak pani widzi, to bardzo głębokie i bardzo bolesne
doświadczenie narodu, który nie poddał się i zachował
swoją tożsamość. To nasza świadomość, nasza
literatura… Doświadczenie historyczne uświadamia
nam, że być może mamy do czynienia z kolejnym
zagrożeniem – fala przybyszów może doprowadzić do
tego, że zostaniemy w absolutnej mniejszości. … Pyta
pani o wybór? Mamy świadomość, że musimy wybrać
przyszłość. Trzeba podkreślić, że mimo różnych mniej
lub bardziej uzasadnionych obaw, w praktyce Węgrzy
zawsze pomagali uchodźcom, zawsze udzielali w
pełnym wymiarze pomocy humanitarnej. Jest wszakże
podstawowy warunek – uchodźca, po przekroczeniu
węgierskiej granicy, musi respektować prawo naszego
kraju. My wiemy, co to jest wojna. Ludzie mają prawo
do życia, do szukania ratunku. Uważamy, że mają
prawo żyć godnie tam, gdzie jest ich ojczyzna. Tam
trzeba skierować pomoc. Do miejscowych obozów
uchodźczych. I trzeba wszelkimi sposobami dążyć do
pokoju. Pieniądze, które tutaj wyda Europa, należy
skierować tam – tworząc takie warunki, żeby ci ludzie
mogli normalnie i godnie żyć. To jest rozwiązanie
na dłuższą metę. Jeżeli dzisiaj Europa przyjmie
na przykład 10 milionów imigrantów, to za kilka
lat przybędzie jeszcze więcej. To nie sprawa wiary,
czy niewiary. Musimy sobie zdać sprawę, jeśli nie
zmienimy polityki, dzisiejsi Europejczycy, będziemy
w mniejszości. Jaką cywilizację wtedy zbudujemy?
- My, chrześcijanie…
- Ależ tak. Mamy obowiązek pomagać. Premier
Wiktor Orbán podkreśla, że bardzo ciężko jest
podjąć, nam chrześcijanom, decyzję. Jest obowiązek
miłosierdzia. Ale jako mąż stanu musi patrzeć na
dobro kraju, a także na dobro tych przybyszów. Bo
to też jest nieodpowiedzialne mówić: przyjdźcie, a
potem zrobimy z nich quasi niewolników. Przyjmiemy
ich tylko z tego powodu, że będą tanią siłą roboczą.
Zasiłki? To też nie jest przyszłość. To rodzi frustracje…
- Przyszłość Europy. Co zostanie? Popiół, czy
diament?
Dziękuję Pani za rozmowę.
w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a
Sikoreczki w
ogródeczku
Przed oknami rośnie śliwa
Na gałązce jej się kiwa
Misa – karmnik dla sikorek,
Które jakoś dobrze widzą, kiedy u nas się najedzą.
Skąd to wiedzą, kiedy przybyć, kiedy sfrunąć.
Czy pod chmurką posługują się komórką?
Czy e-maile ślą do siebie
I zwołują się na drzewie?
Więc opowiem to, co wiem:
Najpierw przylatują dwie.
Przysiadają na gałązce i ostrożnie zaglądają do
karmnika.
Potem ładnie coś zakwilą
A po chwili gałązeczki aż się chylą, bo sikorek cała
chmara
Przylatuje i przysiada na konarach.
Zwiadowczynie dają znak, że jeść pora.
Więc siadają wkoło misy, dziobią pilnie po ziarenku,
Aż zobaczą w misie denko.
Wtedy znowu robią fruuuu.
I siadają na jabłoni.
Zaćwierkają wesolutko; jakby rzekły dobre było,
Nasyp takich ziarnek jutro!
By spokojnie mogły jeść, inne muszą pilnie strzec,
Aby jakiś kocur bury, który ostre ma pazury,
Nie wydrapał się do góry
I nie złapał jednej z nich.
Więc na śliwie, która stoi w ogródeczku,
Dwie dyżurne jedzą jeszcze, co zostało im w miseczce.
Potem wszystkie się zbierają i ze śpiewem odfruwają!
Genowefa Światłoń
OGŁOSZENIE
Pani z Krakowa zaopiekuje się grobami.
Warunki do uzgodnienia. Numer kontaktowy:
Celina tel. 780.250.1571
P a n o r a m a
4
P o l s k a
Pośrodku – siedząca Liwia jako Ceres (w ręce trzyma bukiet makówek i kłosów zboża)
Obok – Tyberiusz wsparty na berle, kolana okryte egidą Jowisza
Ponad nimi – w koronie z promieni albo August albo Juliusz Cezar (obaj ubóstwieni oficjalnie decyzją Senatu)
Rzymskie rozważania
Rzym, ciągle jeszcze centrum chrześcijańskiego
świata, długo był pogański. Kiedy nad maleńkim
miasteczkiem Betlejem w odległej Judei zabłysła
Gwiazda i rodził się Chrystus, potęga Cesarstwa
Rzymskiego nie osiągnęła wprawdzie jeszcze
szczytu, ale podkute gwoździami sandały rzymskich
żołnierzy wydeptywały już od dawna drogi na
wschód aż po Eufrat i na zachód po Atlantyk, a
na północ po Szkocję. Opierały im się tylko bagna
i gęste puszcze germańskie, w których, bywało,
ginęły całe legiony. Ciągle nietknięta była obecna
Rumunia, na którą rzymska nawałnica miała spaść
dopiero za grubo ponad sto lat, za cesarza Trajana.
Trwał okres ekspansji i zdobyczy, budowania
symetrycznych obozów wojskowych, które z czasem
stawały się miastami takimi jak Lyon czy Londyn,
ubijania dróg i wykuwania tuneli w skałach,
wznoszenia akweduktów, świątyń i zaprowadzania
prawa rzymskiego. Wszystko to działo się już nie za
sprawą decyzji Senatu, ale jednego tylko człowieka
– cesarza. Z Palatynu wybiegali posłańcy niosąc jego
rozkazy – i docierały one do najdalszych krańców
„oikumene” – zamieszkałego świata. Rozkaz
bowiem wydawał władca, któremu oddawano cześć
boską czyli składano ofiary bezkrwawe i krwawe,
budowano świątynie i stawiano ołtarze. Kapłani
wybierani i z najwyższych i najniższych klas
odprawiali modły, palili kadzidła przed posągami
panującego cesarza rzymskiego i rodziny cesarskiej.
Wykute
w
najszlachetniejszych
gatunkach
w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a
January / Styczeń 2016
marmuru, często znacznej wielkości posągi te stały
w świątyniach, na placach miejskich, w teatrach,
gdziekolwiek zwykle oddawano cześć bogom. W
ich dłoniach i na głowach, lśniły złotem atrybuty
tradycyjnych bogów Grecji i Rzymu – Jowisza,
Ceres, Wenus. Nawet małe kamee, kunsztownie
wyrzynane w półszlachetnych kamieniach, nosiły
wizerunki zmarłego, a nieśmiertelnego już Augusta
w koronie z promieni słonecznych, bądź Tyberiusza
z egidą Jupitera, Liwii z bukietem makówek i
pszenicznymi kłosami w dłoni - jako Ceres.
Tradycja oficjalnego ogłaszania cesarza bogiem
zaczęła się zaraz po śmierci Augusta w 14 roku po
narodzeniu Chrystusa, ale nieoficjalnie czczono
Augusta jako boga znacznie wcześniej i to zarówno
w prowincjach wschodnich, gdzie tradycje kultu
królewskiego wprowadził Aleksander Wielki
(wzorujący się na egipskim kulcie faraonów) i
właściwie wszędzie, poza Italią. Najwięksi poeci
Rzymu: Wergiliusz, Horacy i Owidiusz zupełnie
otwarcie przypisywali Augustowi cechy boskie,
boskie pochodzenie i wszechmoc. Wierzono
najwyraźniej, że był on zapowiadanym w księgach
proroczych Żydów, a także tajemniczych zwojach
Sybilli, Księciem Pokoju, który wprowadzi świat w
Złoty Wiek.
Książe Pokoju, Zbawiciel… my Go znamy,
ale jakim cudem pojawiło się nawet samo pojęcie
o Nim w świecie pogańskim? Przed narodzeniem
Chrystusa?
Zapowiedź nadejścia Mesjasza i Jego
Królestwa, jak wiadomo, pojawia się już w Starym
Testamencie… dlatego śpiewamy w kolędzie „na
Ciebie, króle, prorocy czekali, a Tyś tej nocy, nam
się objawił”.
Kiedy tak trochę w starożytności głębiej
pogrzebać, okazuje się, że króle i prorocy rzeczywiście
czekali na zbawcę ludzkości. Co ciekawsze, czekali
na swój sposób też i greccy filozofowie, którym
miłość do mądrości, philosophia, nie pozwalała
uwierzyć w istnienie bogów homeryckich pełnych wad, choć potężnych, bogów uwodzących
śmiertelniczki, zdradzających się nawzajem,
okrutnych i interesownych. Filozofowie wcześniejsi,
jak Pitagoras, sięgali po mądrość żydowskich i
egipskich kapłanów – zwyczajnie do nich jechali
i spędzali miesiące na rozmowach, na szukaniu.
Późniejsi, jak Sokrates i Platon, sięgali do pism tych
wcześniejszych – i nadal szukali. I ciągle wychodziło
im z tego równania to samo – że istnieje Nieznany,
Doskonały, Stwórca, Pierwsza Przyczyna. Ale nie
było to Objawienie, tylko ludzkie szukanie, w które
wplatały się najrozmaitsze wątki, też i mitologiczne,
jako że rozróżnienie między mitologią, a historią
czy rzeczywistością było mętne i niejasne.
Zainteresowanie więc pismami Żydów – jedynych
konsekwentnych wyznawców Jedynego Boga,
było ogromne choć często ukryte. Odstraszały
jednak bardzo rygorystycznie przestrzegane prawa,
January / Styczeń 2016
P a n o r a m a
P o l s k a
rządzące wspólnotą żydowską i
nieznajomość języka Pism.
Przełom,
wydaje
się,
nastąpił w trzecim wieku przed
Chrystusem. Tak jakby Bóg
zaczął przygotowywać pogański
świat na przyjście Syna.
W egipskiej Aleksandrii
pojawia się w tym okresie
pierwsze tłumaczenie kilku ksiąg
Starego Testamentu na grecki.
Starożytni autorzy, m.in.
Józef Flawiusz, czy Euzebiusz
zgodnie twierdzą, że tłumaczenia
dokonało jednocześnie 70 bądź
72 rabinów zaproszonych przez
króla Ptolemeusza II Filadelfosa
do Aleksandrii i umieszczonych
w odrębnych pomieszczeniach z
jednym tylko nakazem – „napisz
mi swoje święte księgi po grecku”.
Król kolekcjonował bowiem
rzadkie słynne teksty i składał je
w Bibliotece Aleksandryjskiej.
Niewątpliwie
każdy
z
rabinów był ściśle pilnowany w
czasie pracy i współpraca była
wykluczona. Wyraźnie król chciał
mieć możliwie najdoskonalszą,
jednolitą pod każdym względem
wersję tekstu.
Efekt końcowy – tekst
„Septuaginty”
w
wydaniu
każdego z owych 70 mędrców nie
różnił się podobno ani słowem.
Hebrajski został bezbłędnie
przetłumaczony na grecki dialekt
„koine”, język wspólny Grekom
tamtych czasów. Chrystus znał
ten właśnie tekst, choć w języku
rodzimym.
Naturalnie
w
naszym
zarozumiałym 21-szym wieku
podaje się tę historię jako
„legendę”– pomimo, że wierzyli
w jej prawdziwość wszyscy
antyczni historycy, znacznie bliżsi
czasom Ptolemeuszy. Dlaczego
oni wierzyli, a my nie? Bo mało
kto teraz wie, jak fenomenalna,
świetnie wyćwiczoną pamięć
mieli starożytni uczeni, zwłaszcza
żydowscy. Nauka w szkole,
nawet tej wiejskiej, najmniejszej,
polegała
na
pamięciowym
opanowaniu całych fragmentów,
a potem całych świętych tekstów.
Ich rozumienie i interpretacja
to był następny etap. Każde
5
Liwia, żona Augusta jako Ceres, bogini urodzaju i zbóż
w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a
6
P a n o r a m a
P o l s k a
January / Styczeń 2016
Ara Pacis – żywe rośliny
zdanie, scena, imię i słowo było rozpatrywane,
przemyśliwane, smakowane jak najsłodszy
owoc. Nikt wówczas uczonych nie poganiał, nie
przyspieszał, nie rozliczał z publikacji, z pomysłów,
z odkryć. Nie gonili za sławą, świadomi jej
kruchości. Żyli bardzo prosto, żeby nie powiedzieć –
ubogo. Sycili się wyłuskiwaną z natchnionych słów
mądrością we własnym tempie, dzieląc się nią tylko
ze swoimi uczniami, a i to nie zawsze, bo „nie rzuca
się pereł przed wieprze”. Z czasem słowa Bożego
przesłania do Narodu Wybranego utrwalały się w
pamięci tak mocno, że nic nie mogło go stamtąd
wyrwać.
Jestem w stanie sobie wyobrazić owych 70ciu mężczyzn dyktujących niewolnikowi – skrybie
słowa przekładu płynnie i sprawnie, bez spoglądania
na hebrajski oryginał, który mieli zapisany w
pamięci. Byli w sposób doskonały dwujęzyczni.
Hebrajski był dla nich świętym językiem Pisma,
językiem duszy i wieczności, zaś greką posługiwali
się na codzień i zapewne studiując też filozofów
greckich, bo świat wielkich miast, bibliotek, nauki
- i świat królów był wówczas grecki. Z pewnością
świat diaspory żydowskiej w Aleksandrii był mocno
zhellenizowany, pomimo wielkiej odrębności
kulturowej.
I tak oto proroctwa o obietnicy przyjścia
Mesjasza wydostały się na szeroki, pogański świat
grecko-rzymski i zaczęły żyć własnym życiem,
półpogańskim. Mesjasz stał się Władcą Złotego
Wieku, najdoskonalszego z przeszłości ludzkości.
Złoty Wiek opisywany był już przecież w „Teogonii”
poety greckiego, Hezjoda. Czas miał charakter
obracającego się koła i po wypełnieniu się wieków,
po tragicznym Wieku Żelaza miał nadejść znowu
błogosławiony Wiek Złoty. Im gorsze, wojenne były
czasy, tym bardziej wypatrywno powrotu Złotego
Wieku i jego Władcy, który miał go wprowadzić.
Trochę bardziej wnikliwe studia nad sztuką
grecko-rzymską pomiędzy trzecim wiekiem przed
Chrystusem, a mniej więcej połowa pierwszego
wieku po Chrystusie wskazują na pojawienie się
w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a
i kontynuacje wielu ikonograficznych motywów
związanych z globalnym oczekiwaniem i nadzieją
na przyjście Złotego Wieku. Są to niezwykle bujne
kwietno-owocowe girlandy, rogi obfitości, roślinne
motywy o niezwykłej finezji wykonania, bujne
liście akantu tworzące kapitele kolumn, wijące się
winorośle. Na ścianach rzymskich willi, takich jak
Prima Porta cesarzowej Liwii, kwitną i owocują całe
magiczne ogrody. Wszystko niezwykle żywe, pełne
ekspresji i nieschematyczne. Iście rajska sceneria.
Innym przykładem tej niezwykle wyrafinowanej,
pełnej życia sztuki jest Ołtarz Pokoju z 9-tego roku
przed Chrystusem. Zwany już w starożytności
Ara Pacis, ozdobiony, między innymi, dużymi
płaskorzeźbami rodziny Augusta i kapłanów
zdążających procesyjnie ku ołtarzowi. Dolna
część każdego panelu procesyjnego ozdobiona
jest motywami roślinnymi tak realistycznie
wyobrażonymi, że tylko czeka się, żeby wiatr powiał
i poruszył wijące się łodygi… a pod liśćmi ukrywają
się żabki, robaczki, ptaszki – pełno życia…
January / Styczeń 2016
P a n o r a m a
P o l s k a
August jako Jupiter, 41-54 AD
7
Im bardziej zagłębiam się w sztukę tego okresu,
tym bardziej wyczuwam, że świat pogański –
nieświadomy zbliżającej się tajemnicy Wcielenia
Boga – czekał. Czekaliśmy – my poganie – na
Boga, jak czeka pies na swojego pana, który daleko
wyjechał, ale ma wrócić. Co każe psu czekać? Nie
wiemy. Co nam kazało mieć tę dziwną nadzieję
na przyjście Chrystusa, nawet kiedy nie byliśmy
Ludem Wybranym? Chyba tylko Miłosierdzie.
A potem dzieje się coś dziwnego.
Nieco przed połową pierwszego wieku po
Chrystusie, kiedy, jak wierzymy – „wypełniły
się wieki” i świat został zbawiony na Krzyżu, ta
niezwykła świeżość i autentyzm sztuki greckorzymskiej w dziwny sposób zamiera, tak jakby
coś się dokonało i oczekiwanie zanikło. Motywy
pozostają, girlandy i rogi obfitości przetrwają, ale
ducha oczekiwania, antycypacji czegoś, co ma
przyjść - już nie ma.
„Słowo stało się Ciałem i mieszkało między
nami”.
Jedni za tym Słowem pobiegli, a nawet życie za
nie oddali – w cyrku Nerona, jak święty Piotr, jak
święta Agnieszka, którą odwiedzam wiernie na Via
Nomentana i Piazza Nawona, jak święta Cecylia
spoczywająca na Trastevere, jak papieże pierwszych
wieków i bezimienni niewolnicy – chrześcijanie,
zabici pracą ponad siły przy ogromnych Łaźniach
Dioklecjana.
Inni wzruszyli ramionami i żyli dalej, czasem
tylko zastanawiając się dlaczego nic tak do końca
nie jest ich w stanie ucieszyć…
Zupełnie jak my.
Maria Kozakiewicz
ZEGARMISTRZ
EUROPA WATCH & JEWELLERY
2474 West Edmonton Mall, Entrance 1,
Phase 3, Europa Bd 8882-170 St.
Edmonton, AB, T8T 4M2
Tel. 780.444.3025 lub 780.907.3530
Pon. – piątek 10:00 – 21:00
Sobota 10:00 – 18:00
Połączenie różnych atrybutów bóstw
Korona w kształcie murów miejskich – Cybele
Wieniec ze zboża – Ceres
Popiersie Augusta w koronie z promieni słonecznych – po ubóstwieniu w 14 AD
w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a
Posiadamy ponad 1000 zegarków.
Specjalizujemy się w naprawianiu zegarków
Rolex, Omega, Breitling i innych
P a n o r a m a
8
P o l s k a
January / Styczeń 2016
Pałac Dożów od strony morza (na prawo od dzwonnicy)
Weneckie oblicza władzy
Historycznie rozwijała się ta osobliwa władza
na bagnach. Wokół było morze a nawet jest nadal.
Władza była szczególna. Już jej nie ma. Była to władza
dożów, czyli wybieranych najwyższych urzędników
przez gremium. Nigdy, czyli od 802 roku aż do
ostatniego doży, nikt nie zmienił tej formuły władzy.
Wokół, czyli w Europie powstawały cesarstwa,
królestwa, księstwa, księstewka – a tu była republika!
Ostatni doża, Ludovico Manin, zaczął
panować parę miesięcy przed wybuchem Rewolucji
Francuskiej, w marcu 1789. To go wtedy mało
obchodziło. Ale wyrosły na fundamencie rewolucji
cesarz Napoleon Bonaparte (o korsykańsko włoskim
nazwisku...) zmusił potem dożę Manina w 1797
roku do abdykacji. To koniec definitywny dożów.
Dogoniła ich rewolucja. „Serenissima“, czyli
Najjaśniejsza Republika przetrwała 995 lat. Do
okrągłego jubileuszu zabrakło pięć lat.
Stoję przed ich pałacem (il Palazzo Ducale).
Zwiedzanie go należy do rytuału każdego turysty
przebywającego w Wenecji. Trudno nie zauważyć jego
dwu fasad. Turysta widzi wspaniałe mury, przeplatane
kolorystycznie na biało i łososiowo, chyba dla
podkreślenia bliskości ryb i Morza Adriatyckiego. Jest
w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a
tuż, tuż. Na nim chyboczą się ciągle w naturalnym
tańcu brzucha gondole. Z zewnątrz widać trzecią
fasadę, ale trzeba się pofatygować w kierunku Ponte
dei Sospiri, czyli „Mostu Westchnień“. A właściwie
kwadratu, jakim jest podstawa Pałacu Dożów.
Czwartej ściany nie widzę, gdyż jest ona schowana
i oparta o katedrę św. Marka, wszechobecnego
(sztandary, herby, napisy, płaskorzeźby...) patrona
tego niesamowitego miasta. Fasada jest niesiona
lekko na ramionach kolumn. One dźwigają od plus
minus 1348 roku ten przybytek władzy. Przedtem też
był inny tu pałac, ale spłonął. Fasada jest podwójna
January / Styczeń 2016
optycznie dla turystów i prezentuje się z każdego
kąta wspaniale. Kto chce oglądać ją z dystansu,
musi popłynąć vaporetto naprzeciw, na wysepkę San
Giorgio Maggiore, wejść do kościoła, przejść przez
nawę, dojść do windy, zapłacić za nią. Wjeżdżam
szybko na górę. Z kościelnego dachu przepyszny
widok na Wenecję, zatokę, zakręty Canal Grande
oraz na Alpy widoczne na północy.
Wracam do byłej siedziby dożów. Oczywiście
należy zapłacić za wstęp. A potem jest luksus wizyty
P a n o r a m a
P o l s k a
wewnątrz. Na podwórcu dominują wspaniałe (szerokie
jak potęga władzy i pachnące nią) marmurowe schody,
zwieńczone gigantami. Są to wielkie rzeźby Marsa i
Neptuna (dzieło Jacopo Sansovino, obcego tu wtedy
Toskańczyka), symbolizujące wenecką władzę –
przebrzmiałą z naszego aktualnego punktu widzenia
– na ziemi i morzu. Posiadłości Wenecji to wiele wysp
na Morzu Śródziemnym oraz w niedalekiej Azji. Na
tych schodach zaczynał się urząd dożów. Tu wkładano
mu na głowę il corno ducale, czyli specjalne nakrycie
9
głowy z czubem z tyłu. A potem musiał garściami,
trochę z własnej kieszeni, rzucać w tłum złote dukaty.
Oblicze władzy w pałacu jest klarowne dla turysty,
tak jak kiedyś dla ambasadorów. Rządzi tu niebywały
przepych. Idę przez kolejne sale. Jedna bardziej kapie
od złota od poprzedniej. Człowiek czuje się mały
wobec luksusu i wspaniałych obrazów, wypełniających
ściany lub wmontowanych w sufity. Sal jest mnóstwo,
obrazów i rzeźb jest też zatrzęsienie. W sumie 120
dożów zadbało o wymowę władzy... Do dziś czuję się
Fasada Pałacu Dożów
w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a
10
P a n o r a m a
P o l s k a
January / Styczeń 2016
Więzienie – korytarz i cele
mały wobec rozmiarów tamtej polityki i jej sukcesów.
W Sala del Coleggio, czyli w Sali Rady Państwa, gdzie
mieściło się 480 członków, dookoła dominują obrazy
Tintoretto. Od niego trudno „uciec“, jeśli się jest w
Wenecji. Jego arcydzieła, czyli 56 wielkich obrazów,
podziwiałem wczoraj niedaleko w Scuola Grande di
San Rocco. W Pałacu Dożów, ciągle chyląc czoło oraz
zadzierając głowę przed majestatem byłej weneckiej
potęgi, podziwiam w Sali Senatu (Sala del Senato)
obraz na suficie „Wenecja jako pani mórz“. A propos
słowo „Wenecja“. Jest ten wyraz rodzaju żeńskiego
zarówno po włosku (Venezia) jak i po polsku.
Toteż „Wenecja“ jest panią mórz, a nie „panem“. Tę
żeńską gramatycznie personifikację dostrzegam na
obrazie Veronese (1528-88, też obcy, „z Werony“,
jak poprzedni Toskańczyk, zrobił tu nad morzem
karierę) „Wenecja otrzymuje od Juno (żony samego
szefa niebios, Zeusa) nakrycie głowy dla dożów“.
A zatem dożowie też podkreślali, iż swe panowanie
otrzymali, „z łaski boskiej“, od struktur niebiańskich,
lepszych od padołu ziemskiego... Wenecja, pulchna
dama, patrzy na obrazie w górę i przechwytuje nie
tylko wspomniane już tradycyjne corno ducale, ale
również inne atrybuty utrzymania władzy: złotą
koronę, wieniec laurowy, berło oraz garściami
monety, alias złote dukaty... „Duca“ to „książę“
po włosku. Głowa boli od patrzenia w górę ciągle.
Biorę specjalne lustro i patrząc w dół, dialektycznie
widzę sufit. Ale i tak głowa boli od przepychu i
luksusu minionych epok w Europie. „Sala Wielkiej
w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a
Rady“ na przykład to hala o powierzchni 1350
m² (sic!), trzymająca się konstrukcyjnie genialnie,
zbudowana przed wiekami – bez komputerów,
symulacji graficznych i słupów nośnych oraz innych
pomocy współczesnych architektów... Ta „Sala del
Maggior Consiglio“ mieściła w latach republiki 1800
członków! Z innymi turystami stoję w tej sali przed
największym olejnym obrazem świata. Namalował
go Tintoretto i przedstawia „Raj“. Wersja jego jest
optymistycznie spora! W raju jest miejsce dla wielu...
Obraz ma wymiary 22 x 7 m, czyli ma 154 m²!
Zupełnie diametralnie różny obraz władzy
czeka na mnie po wyjściu z pałacu, ale jeszcze nie
zakończywszy wizyty. Do wyjścia na plac św. Marka
daleko... Strzałki prowadzą mnie do więzienia. Trzeba
P a n o r a m a
January / Styczeń 2016
P o l s k a
Podwórzec więzienny za „Mostem Westchnień”
wyjść z Pałacu Dożów, wejść na „Most Westchnień”.
Widziałem go wiele razy z zewnątrz. Teraz jestem w
nim przez chwilę. Pode mną widzę przez malutkie
okna – już zaczyna się syndrom więzień – jeden z
kanałów. Tu, pod Ponte dei Sospiri, nazywa on się Rio
Canonica. Kontrast jest olbrzymi! Tam były kapiące
złotem sale, tu w budynku więzienia zaczynają się cele
i celki, okropne, pozbawione światła, słońca. Czerń i
dreszcze. Dookoła tylko zimne kamienie. Podziwiam
kunszt zamków na drzwiach, potężne kłódki, grube jak
ramię kraty na oknach. Aby je sforsować, należałoby
mieć siłę słonia. Wąskie korytarze przypominają o
klaustrofobii. Wyślizgane zimne płyty pod nogami
lśniłyby, gdyby tu kiedykolwiek zawędrował promyk
słońca. O, sole mio... Władza dożów widocznie nie
każdemu przypadała do gustu. Lądował tu każdy,
kto podniósł rękę na republikańską potęgę. Władza
topiła tych, którzy nie płynęli z jej prądem. Adriatyk
jest nadal blisko, czekając na krnąbrnych ze swą słoną
wodą...
Wiesław PIECHOCKI
Wenecja, listopad 2015
Biblioteka Parafialna
im. świętego Jana Pawła II
mieści się w dolnej sali kościoła Różańca Św.
(11485-106 Str. Edmonton)
Czynna w każdą środę od 18:00 do 20:00
oraz w każdą niedziele od 10:00 do 14:00
Posiadamu najnowsze wydania książkowe,
CD, DVD, MP3 w następujących działach:
religijnym, poświęcony JPII, dział dla dzieci,
rozrywkowy oraz historyczny. Mamy też sekcje
anglo- jezyczną.
w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a
11
Słynne schody (Mars i Neptun) na podwórcu Pałacu Dożów
OBOK SKLEPU BAŁTYK
MÓWIĘ PO POLSKU
BALTYK
MEAT PRODUCTS & DELI LTD.
Sklep czynny:
poniedziałek 9-18, wt.- pt. 9-19, sobota 9-16
KINGSWAY MEWS SHOPPING CENTRE
10559 KINGSWAY AVE. EDMONTON
Tel./Fax 780.428.1621
Duży bezpłatny parking
P a n o r a m a
12
P o l s k a
…szkło bolesne, obraz dni…
Z doktor Jolantą Grabowską - Markowską, prezesem Społecznego
Towarzystwa Hospicjum Cordis rozmawia Stanisława Warmbrand
- Przychodzimy, zbieramy doświadczenia życia
według danego nam czasu, i… odejście. Mówimy
– odejść z tego świata. I zaraz dodam coś, co
jest moim własnym doświadczeniem; pobyty w
klinice, na OIOM-ie. Po bokach kotary, a przede
mną ściana. Ile czasu? Ile razy? I balansowanie
na krawędzi. Będzie jakieś jutro? Jakaś następna
godzina? Minuta? Ile to jest chwila? Obok mnie
ludzie odchodzą. Po prostu – w czasie pogaduszki o
tym, co w domu, co dalej, co jutro… Zostaje ściana.
Bezlitosna. I rozmyślanie, jakie to szczęście miał
Boryna, kiedy w chwili zbliżającej się ostateczności
wyszedł w pole, w noc, i siał ziarno. Odchodził
ze swojego świata. A my? Skazani na ścianę jako
widok ostateczny tego, co za sobą zostawiamy…
- To, co mówisz, jest mi bardzo bliskie… Od
początku, kiedy się zajmuję opieką hospicyjną, dla
mnie ogromne znaczenie ma architektura wnętrza.
Kiedy remontowaliśmy budynek, w którym jest
nasze Hospicjum, założeniem najważniejszym było,
iżby jedna ze ścian była oknem – żeby to były okna
do samego dołu. Gdybym ten dom budowała od
początku, to z każdej strony byłby prześwietlony, aż
do przesady. Jak wyglądał remont budynku? Byłam
przeszczęśliwa, kiedy wyburzyliśmy wewnątrz prawie
wszystko – i decyzja; po jednej stronie będą pokoje,
a po drugiej otwarta przestrzeń. Okna po prawej
stronie budynku wychodzą na familoki – może to
porażka, ale, niestety, nie byliśmy w stanie niczego
w tej materii zmienić. Zrobiłam wszystko – żeby
wyburzyć chociaż po jednej ścianie ze wszystkich
pomieszczeń. Wiesz, idzie o to, żeby chory nie musiał
wstawać z łóżka, żeby być „na zewnątrz” – w ogrodzie,
czy wśród naszych, śląskich familoków. I to mało –
szklane ściany są skonstruowane tak, żeby można było
wyjść, albo wyjechać wózkiem, albo łóżkiem na taras.
I windy, którymi wózkiem, łóżkiem można wyjechać
do ogrodu. Nie ma takiego pomieszczenia, z którego
by się nie dało wyjść czy wyjechać na dwór.
- Drzwi…?
- Projektowaliśmy je z założeniem, że nie tylko się
przez nie przechodzi, ale że musi swobodnie wyjechać
chory na łóżku.
- Rozmawiamy w przestrzeni otwartej na cztery
świata strony – szklana ściana przez którą gałęzie
sosny wzywają mnie na spacer, buzuje ogień w
kominku, ze ściany, która obiecuje następną
przestrzeń, patrzą na mnie z ikon święci Pańscy.
Półki z książkami też niosą zapowiedź przestrzeni
następnej, innej, może kameralnej, może otwartej
na kolejną przestrzeń...
- Tak to pomyśleliśmy; tu odbywają się spotkania
religijne, konferencje, koncerty… Założenie otwartej
przestrzeni – z góry do dołu, było założeniem
wiodącym.
- Wybory estetyczne?
- I szpitalne, i estetyczne. Dopowiem – nie znoszę
gołych żarówek. Jestem w stanie utożsamić się z
miejscem, w którym chory leży. To takie proste; to
co widzi leżący, chory człowiek – sufit. Zamawiałam
artystów, którzy malowali plafony wokół lamp.
Może czasem brakowało pieniędzy, może był natłok
wydatków, ale na plafon na suficie musiały być
fundusze. I to plafony malowane ręcznie; wokół
January / Styczeń 2016
żyrandola. I nie goła żarówka, tylko plafoniera. Albo
ładny żyrandol, zamknięty od dołu. Żeby chory nie
czuł się jak na przesłuchaniu. Wiesz… mojego ojca
przesłuchiwano na gestapo.
- Mały świat nad głową…?
- Wiele dekoracji zawieszamy od góry. I każdy
pokój ma swoją dekorację tak pomyślaną, żeby
chory dostrzegał elementy, które są wokół niego. To
kwestia zobaczenia siebie w pozycji tego, który leży
na szpitalnym łóżku.
- Kontrolowanie sytuacji?
- Tak. Człowiek ma do tego prawo. Tak to widzę.
I tłumaczę swoim współpracownikom, żeby się
utożsamili z miejscem, w którym chcieliby leżeć. I
żeby z pozycji tego miejsca zobaczyli wszystko, co się
w tym pokoju dzieje. Także obrazy na ścianach – żeby
były malowane ludzką ręką, żeby można z nich było
odczytać świadomość innego człowieka.
- Idea tego domu?
- Miłość. A wobec tego niemożliwe jest, żeby ludzi
nie otaczały piękne rzeczy. Ale najpiękniejszy witraż
to widok przez szklaną ścianę – ogród. Drzewa, które
tu były. I są. I będą. Natura wokół i w tym domu jest
wszędzie.
- Powiem tak; zatrzymałam się kiedyś u was na
parterze, z komórką przy uchu, obok akwarium z
żółwikami, z rybkami... O czym rozmawiałam? O
tym, że niespodziewanie umarła mi sroczka; znajda,
która – ledwo opierzona, pyskowała do mnie od
rana do wieczora. Jakoś tak niepostrzeżenie stanął
obok mnie mały, czarniawy chłopczyk – wasz
pacjent. Wiesz, co mi powiedział? Że będzie się za
mnie, i moją sroczkę modlił. Nie sądzę, żebym tak
niebywale piękne zdanie usłyszała gdziekolwiek
indziej. Może to wnętrze, architektura sprawia,
że ludzie modlą się tu inaczej? Jakby byli z głębi,
z zapomnianego epicentrum naszego świata…
Przepraszam, że i o to zapytam – można wyczarować
wszystko. Nie wyczarujesz pieniędzy…
- Nie zaprzeczam, że zawsze „przednówek” jest
trudny. Że pieniądze, że brakuje… Ale właśnie dlatego
musi być u nas tak; bo człowiek, który ciężko choruje,
ma prawo do oglądania rzeczy najpiękniejszych.
Estetyka jest równie ważna jak opieka lekarsko –
pielęgniarska. Liczy się wszystko. Proszę pamiętać,
że pokój, w którym przebywa nasz pacjent, to jego
cały świat. Więc tworzenia tego świata nigdy nie
odpuszczę.
- Pieniądze?
- 70 procent daje Narodowy Fundusz Zdrowia…
- A reszta?
- Darowizny, kwestowanie gdzie się da – jak
trzeba, to i na cmentarzach. Dla mnie nie ma słowa Nie. Nie mam. Nie mogę. Nie ma takiej opcji.
Dziękuję za rozmowę.
w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a
P a n o r a m a
January / Styczeń 2016
ŚPIEW I MUZYKOWANIE
Mirosław Bliwert
P o l s k a
Tradycje mysłowickich ewangelików
Rozmawiając ze środowiskiem mysłowickich
ewangelików, a także przeglądając różne publikacje
o nich, w tym internetowe, trudno nie zauważyć,
że wspólnota ta wydała spośród siebie człowieka
nietuzinkowego, który swoją działalnością nie tylko
ubogacił życie artystyczne naszego miasta, ale także
całego regionu. Można śmiało powiedzieć, że należał
on do jednych z ciekawszych ewangelików żyjących w
całym naszym regionie w dziedzinie muzyki w okresie
powojennym. To Mirosław Bliwert. Jego pasje muzyczne
wypływały z traktowania przez ewangelików muzyki
jako bardzo ważnego przejawu ich życia religijnego
oraz elementu tożsamości. Dlatego przywiązywali do
niej dużą wagę.
Urodził się 25 czerwca 1927 roku w Mysłowicach,
w rodzinie Edmunda Karola Bliwerta i jego żony Zofii.
Rodzina ojca pochodziła spod Łodzi, matka z kolei z
okolic Siewierza, choć pochodziła z rodziny o korzeniach
rosyjskich. Była z wyznania prawosławną. Zatem na
rozwój małego Mirka miało wpływ wiele czynników
kulturowych. Zarówno religijnych jak i tradycji - wszak
wychowywał się w domu wielokulturowym oraz w
środowisku mysłowickim. Z domu wyniósł język polski
oraz w mowie rosyjski, gdyż miał opiekunkę Rosjankę.
W szkole opanował jeszcze język niemiecki i francuski.
Znajomość czterech języków umożliwiła mu i ułatwiła
w życiu dorosłym kontakty z zagranicą.
Muzyka fascynowała go od najmłodszych lat.
Dlatego rodzice dbali o jego wykształcenie muzyczne.
Uczył się grać na fortepianie od szóstego roku życia.
Marzyła mu się w życiu kariera muzyka fortepianowego.
Wszystko przerwał rok 1939, gdy Mirosław miał 12
lat. Najpierw zmarł mu ojciec, więc wychowywała
go matka, ale ta nie miała środków na dodatkową,
muzyczną edukację syna. Potem wybucha wojna,
która jeszcze bardziej wszystko poplątała, całkowicie
uniemożliwiając mu edukację muzyczną. W czasie
wojny był na robotach w Niemczech, gdzie pracował
jako robotnik, potem wcielili go Niemcy do swojej
armii do obsługi lotniska, ale to już w samym końcu
wojny. W końcu wojny nie nasłużył się za dużo, ale za
to on, delikatny artysta, nabawił się nerwicy. W końcu
uciekł do Amerykanów, gdzie przebywał krótko w
niewoli. Po roku wrócił do domu.
Do szkoły powszechnej chodził w Mysłowicach,
a po wojnie był uczniem Śląskich Technicznych
Zakładów Naukowych w Katowicach i studiował
na Wydziale Teorii, Kompozycji i Dyrygentury
Wyższej Szkoły Muzycznej, to dzisiejsza Akademia
Muzyczna. Jak wspomina jego wieloletni przyjaciel,
Adam Korfanty, Mirosław Bliwert w 1947 roku zaczął
grę na organach niejako z konieczności. W kościele
ewangelickim w Mysłowicach nie było po wojnie
organisty i ksiądz Leopold Raabe przyjeżdżający
odprawiać nabożeństwa zaproponował Mirosławowi
Bliwertowi funkcję organisty. Postanowił przyuczyć
się gry na tym instrumencie. Organy w mysłowickim
kościele były wtedy w opłakanym stanie, gdyż
zniszczenia czasu wojny były w tym kościele znaczne
- wybite szyby powodowały zawilgocenie instrumentu,
uszkodzone były liczne piszczałki i mechanizmy. Wiele
uszkodzeń naprawiał z kolegami młody organista, gdyż
organy fałszowały niemiłosiernie. Sukcesywnie jednak
poprawiał stan techniczny instrumentu. Sam także
rozwijał swoje umiejętności gry na tym instrumencie
tak, że z biegiem czasu stał się bardzo dobrym
organistą. Grał na organach także w Hołdunowie, a z
biegiem czasu w Sosnowcu i w Szopienicach. W 1950
roku do szopienickiego kościoła przybył na zastępstwo
znany muzyk, ewangelicki proboszcz z Katowic,
ksiądz Adam Hławiczka. Gdy usłyszał jak Mirosław
Bliwert gra, dostrzegł jego potencjał. Zaprosił go do
swojego kościoła, gdzie był o wiele lepszy instrument
i poprosił by na nim zagrał. Chyba wtedy Mirosław
Bliwert odkrył swoje zdolności do improwizowania.
Odtąd też grywał przy okazji różnych świąt w
tym kościele. Ksiądz Hławiczka skontaktował się z
innym ewangelikiem, Janem Gawlasem, który był
nauczycielem w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej
w Katowicach (w późniejszym czasie był jej rektorem).
Dzięki odpowiedniemu ukierunkowaniu tych dwóch
ludzi, Mirosław Bliwert mógł ukończyć swoją edukację
Bek Denture Clinic
13
muzyczną, choć na spełnienie swojego marzenia, by
być wirtuozem fortepianowym było niestety z pewnych
przyczyn za późno. Niemniej te dwie osobowości
zadbały, by z chłopaka, który był mechanikiem uczynić
artystę. Nie takiego, który występuje, ale artystę
praktyka, który podczas swojej gry potrafi niesamowicie
improwizować. Ten talent do improwizacji powodował,
że gra, zwłaszcza na organach była dla słuchającego
niesamowitym przeżyciem.
Dzięki rozwojowi talentu gry na organach Mirosław
Bliwert grał we wszystkich kościołach Szopienickiego
Ośrodka
Duszpasterskiego
(w
Szopienicach,
Mysłowicach, Hołdunowie i Sosnowcu). Jak wspomina
jego żona Krystyna Bliwert, nieraz musieli długo czekać
z wieczerzą wigilijną, aż skończą się nabożeństwa w
kościele i dotrze z nich mąż. A ponieważ samochodu
nie było, komunikacja miejska kończyła pracę w tym
dniu wcześnie, więc było to bardzo utrudnione - gdy
nabożeństwo było w Sosnowcu lub Hołdunowie (do
Hołdunowa dojeżdżało się pociągiem do Kosztów
a potem 3 kilometry przez las szło się piechotą - tak
wspomina Mirosław Bliwert swoje wyprawy do
Hołdunowa). Niemniej działalność organisty dawała
Mirosławowi Bliwertowi wiele satysfakcji. Od początku
istnienia chóru „Jubilate Deo” w mysłowickiej
parafii czyli od 1953 roku, z nim współpracował.
Akompaniował chórowi na organach, komponował
dla chóru wiele pieśni - a było ich około 30, często
uzupełniał koncerty chóru koncertami organowymi,
wzbogacając bardzo mocno wystepy „Jubilate Deo”.
Także był organistą w ewangelickiej katedrze w
Katowicach.
Tomasz Wrona
CAMELOT
TRAVEL TOURS INC.
e-mail: [email protected]
10120 - 118 Ave
Edmonton, AB T5G 0P6
Tel (780) 430-8747
księgarnia
Tel. (780) 477-8747
Toll Free 1 888-430 8747
Fax (780) 430-0571
18 Spiller Rd. SE
Calgary, AB
Tel. (403) 272-6595
Fax (403) 272-4725
Cell (403) 617-6274
SOLIDNIE - FACHOWO
PO PRZYSTĘPNYCH CENACH
ZRÓB
REZERWACJĘ NA NASZEJ
STRONIE
PO PRZYSTĘPNYCH
CENACH
www.camelotedmonton.com
S O L I D N I E - FA C H O W O
[email protected]
w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a
P a n o r a m a
14
P o l s k a
January / Styczeń 2016
Sztuka rozmowy
W życiu codziennym nie zwracamy uwagi na
to, że jednym z największych darów, jakie człowiek
otrzymał od Stwórcy, jest dar wymowy. Potrzebujemy
obecności ludzi, by móc podzielić się swoimi
spostrzeżeniami, radościami i smutkami.
Gdybyśmy byli jedynymi na świecie istotami, nie
pragnęlibyśmy osiągać sukcesów, bo nie mielibyśmy
z kim podzielić się swoją radością. Seneka w swoich
listach moralnych do Lucyliusza pisał: .
..Żadna rzecz, choćby była bardzo wyborna i
zbawienna, nie sprawi mi przyjemności - jeśli mam
poznać ją sam jeden. Gdyby ofiarowano mi mądrość
pod warunkiem, bym trzymał ją zamkniętą w sobie i
nikomu jej nie udzielał, odrzuciłbym ten dar. Nie jest
miłe posiadanie żadnego dobra bez współtowarzysza...
Niewątpliwie, nie żylibyśmy w cywilizowanym
świecie, ponieważ jej rozwój zależy przede wszystkim
od komunikacji, czyli od umiejętności rozmowy.
Od tego jak rozmawiamy, zależy jakość naszego
życia społecznego, a szczególnie – rodzinnego,
bowiem wymiana zdań, zaspokaja wewnętrzną
potrzebę wyrażenia siebie, swojego stosunku do
świata zewnętrznego. Nie zawsze wystarczy do tego
odpowiedni zasób słów.
Słowa są tu w pewnym sensie - rusztowaniem,
a ludzki wymiar wyrażenia budują emocje. To one
pomagają albo utrudniają komunikację. Spośród
tych, które utrudniają, najbardziej brzemienna w
skutki jest nieśmiałość, czyli brak wiary w siebie,
wynoszona najczęściej z domu na skutek błędów
rodzicielskich.
W wielu domach rodzinnych nie ma zwyczaju
prowadzenia rozmów. Rodzice, najczęściej ojcowie,
ograniczają się do zdawkowych pytań, albo
onieśmielają dziecko swoją kompetencją niemal w
każdej sytuacji. W rezultacie, tak wychowywany
dorosły człowiek uważa, że on nie ma nic
wartościowego do powiedzenia.
Nieśmiałość może stworzyć takie bariery, że
obalenie ich staje się praktycznie niemożliwe i
skazuje człowieka na izolację, zatem - troską rodziców
powinno być to, aby do tego nie doszło. Dziecku
trzeba stworzyć odpowiednią atmosferę, w której
chętnie będzie rozmawiać z dorosłymi. Najpierw
Serenity Funeral Service
10129 Princess Elizabeth Avenue NW
Edmonton, AB T5G 0X9
Tel. 780 477 7500‎ Fax 780 477 0110
www.serenity.ca
YOUR COMMUNITY OWNED
NOT-FOR-PROFIT SOCIETY
jednak - my musimy nauczyć się słuchać!
Uważne słuchanie - to próba spojrzenia oczami
dziecka na otoczenie. Wtedy możemy dostrzec jego
lęki i pragnienia, a jak wiemy – dziecko przede
wszystkim chce być starsze aniżeli jest. Zatem pragnie
to nam wykazać w rozmowie, a my powinniśmy to
ułatwić, okazując szacunek i powagę. Tylko wtedy
zdobędziemy zaufanie, które przyda nam się w
czasie dojrzewania w wieku młodzieńczego buntu.
Wtedy poszukiwanie tak zwanego sensu życia nie
będzie skutkowało poszukiwaniem zewnętrznych
autorytetów, ucieczką z domu, zażywaniem używek.
Dziecko, które doświadczyło takiej interakcji z
rodzicami, przeniesie swoje doświadczenia do
późniejszej swojej rodziny, a w swoich obecnych
problemach nie będzie musiało ukrywać ich przed
rodzicami. W ten sposób buduje się autorytet niekoniecznie dlatego, że ojciec, czy matka, są
mądrymi i posiadają wiedzę, ale dlatego, że chcą
zrozumieć, słuchają uważnie i aktywnie, i nie stronią
od dyskusji. Udział w dyskusji czyni partnerem każdą
ze stron, zatem udział w takiej rozmowie dyskusyjnej
świadczy o szacunku dla rozmówcy.
Z resztą – dyskusja uczy i rozwija intelekt, a jak
pisał Paulo Coelho: „Dyskusja to doskonały sposób,
by przekonać samego siebie o słuszności tego, co się
mówi”.
Dr. Margaret Pokroy
Dr. Mila Lutsky
Pleasantview Professional Bldg.
Suite 300, 11044 - 51 Avenue
Edmonton, Alberta T6H 5B4
Fax: (780) 432 - 1427
(780) 430 - 9053
We speak English, Polish, and Russian
Dariusz Spanialski
Felietony „Sztuka
Kochania” Dariusza
Spanialskiego teraz w
książce e-book!
„Sztuka kochania” jest zbiorem
felietonów radiowych o tematyce
związanej z wychowaniem dzieci
i relacjami w rodzinie. Teksty
publikowane były w Polskim
Radio Edmonton oraz w
„Panoramie Polskiej”.
Jak głosi recenzja Wydawnictwa
„Nowy Świat”- autor stara się
pisać językiem prostym.
Nie osądza, ale wskazuje na generalne przyczyny
kłopotów z jakimi borykają się rodzice; nie podaje
gotowych rozwiązań, ale prowokuje do przemyśleń.
Adres wydawnictwa:
www.nowyswiat/spanialski
www.poczytaj.to/spanialski
w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a
415, 10115-100A Str.
Edmonton, AB T5J 2W2
FAMILY DENTISTS
January / Styczeń 2016
P a n o r a m a
P o l s k a
15
PA N O R A M A P O L S K A
T H E P O L I S H PA N O R A M A
Editorial Board – Zespół Readakcyjny:
Executive Editor- Redaktor Naczelny
Polski Program Dwujęzyczny SW. Jan Paweł II
ST. BASIL
ELEMENTARY/JUNIOR HIGH SCHOOL
10210 - 115 Ave. • 780 477-3584 • www.stbasil.ecsd.net
AUSTIN O’BRIEN
HIGH SCHOOL
6110 - 95 Ave. • 780 466-3161 • www.austinobrien.ecsd.net
GOALS OF THE POLISH BILINGUAL PROGRAM
• To deliver a quality English-Polish bilingual education which promotes
high academic standards
• To develop Polish language proficiency
• To explore many facets of Polish culture
• To foster cultural and educational relations with schools and other
educational institutions in Poland
• To teach the values of multi-cultural education
Marek Stepczyński
Edward Możejko
Piotr Węcław
Conrtibutors – Współpraca:
Maria Kozakiewicz
Tomasz Kornecki
Wiesław Piechocki
Internet Edition – Wydanie Internetowe:
Marcin Janiszewski
Desktop Publishing – Skład komputerowy:
Jan Janiszewski
Advertising – Dział Reklam:
e-mail: [email protected]
Tel. 780-434-2665
Reklamy i ogłoszenia oraz życzenia można
zamawiać nadsyłając ich treść wraz z
odpowiednią opłatą na adres redakcji:
Suite 1240, 5328 Calgary Trail S.
Edmonton, Alberta T6H 4J8, Canada
A Kindergarten to Grade 9 program is offered at St. Basil School.
The program continues at Austin O’Brien High School for Grades 10-12.
Czeki lub przekazy pienieżne należy wystawiać
na Panoramę Polską. Redakcja nie odpowiada
za treść, ani za formę zamieszczonych ogłoszeń,
jak również za poglądy autorów publikowanych
tekstów, z którymi często się nie zgadzamy.
CELE DWUJĘZYCZNEGO ANGIELSKOPOLSKIEGO PROGRAMU
Advertising Deadlines: advertizing space must
be reserved no later than on the 15th of the
month preceding publication date (e.g. January
15 for February edition).
• Przekazywać wiedzę w dwóch językach, w angielskim i polskim w
sposób, który pomoże osiągnąć wysoki poziom nauczania
• Doskonalić znajomość języka polskiego
• Zdobywać wiedzę o kulturze polskiej
• Rozwjać relacje naszych szkół w zakresie kultury i nauki ze szkołami i
ośrodkami nauczania w Polsce
• Kształtować wartości edukacji wielokulturowej
Szkoła St.Basil oferuje klasy 0-9 . W budynku mieści się również świetlica
szkolna . Klasy licealne od 10-12 są kontynuowane w szkole Austin
O’Brien.
w w w . p a n o r a m a p o l s k a . c a
Advertising discounts: 6 inserts – 10% off,
12 inserts – 20% off.
Make your cheque or money order payable to
Panorama Polska.
Please send letters to the editor to:
[email protected]
Include address and telephone number.
We reserve the right to edit all letters.
Przyjmujemy do druku tylko teksty nadesłane
pocztą elektroniczną (MS Word z polskimi
znakami). Zastrzegamy sobie prawo skracania
i adjustacji tekstów oraz zmiany tytułów.
Redakcja nie zwraca nadesłanych materiałów.
WIESŁAW GÓRECKI, M.Sc.
Niezależny konsultant ubezpieczeniowy.
Sprzedaje ubezpieczenia:
:::::::::::(life & mortgage)
))))))))))))))))))))))))))
))(disability)
))critical illness
ssssssssssssssssssssssssss
::s)s))s:)::):::)s:�
sssss
::)):):��:)�s):::a:):s:)::
::s�����s�
as):ssa:::)�:))s::::�a:)):::):::::sa:s:):a::::as:)::s)s:::::::)):a)))a
:::::s:)a):):a:)::a::::):))::):aaa:�)a:))::a:aa:::a:s:�:::))::�
Jeśli chcesz zaoszczędzić na składkach
Nie zwlekaj!
Zadzwoń dzisiaj!
Otrzymasz najlepsze stawki dostępne na rynku.
�):s::a:s:�::)::::::)a:::s):)::)�:):)::ss)a::�a:)):::):::::::::::::�:�s):
::a:::s):::::)::a�a:)):):::saa:)a::�a:)):::):::::�:)a:aa:)):::::):)a:::a
ARTISTIC BAKE SHOP LTD
wiek
30
35
40
45
50
55
60
6820 - 104 St.
EDMONTON
Tel. 780.434.8686
EDMONTON’S PREMIER
CREATIVE EUROPEAN BAKERY
FAMILY OWNED AND OPERATED SINCE 1966
$100,000
M
K
$250,000
M
K
$500,000
M
K
$82
$104
$135
$175
$210
$280
$89
$107
$145
$177
$215
$280
$109
$173
$182
$217
$255
$360
$134
$199
$232
$315
$370
$545
$177
$237
$340
$462
$580
$840
$283
$362
$565
$780
$940 $1455
$436
$605
$945 $1340 $1760 $2495
K - kobieta, M - mężczyzna
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
OPEN
Tues - Fri 8:30 - 5:30
Sat. 7:30 - 3:00
Europejska piekarnia otwarta:
od wtorku do piątku 8:30 - 5:30
w soboty 7:30 - 3:00
CLOSED SUNDAY & MONDAY
Zamknięta w niedziele i poniedziałki
www.artisticbakeshop.com
Z dumą wspieramy
edmontońską Polonię
Kontakt w języku polskim
Kathy 780.638.7177
servuscu.ca

Podobne dokumenty