Policja 997 Postrach Podhala

Transkrypt

Policja 997 Postrach Podhala
Policja 997
Źródło: http://gazeta.policja.pl/997/archiwum-1/2007/numer-32-112007/28603,Postrach-Podhala.html
Wygenerowano: Czwartek, 2 marca 2017, 05:19
Postrach Podhala
Andrzej Szczerba-Bazaliński, Cygan ze wsi Sromowce Wyżne koło Szczawnicy, kreował się w latach 30. ubiegłego wieku na
legendarnego Janosika. Był jednak pospolitym bandytą.
Drogę znaczył krwią
Trudno dostępne górskie tereny sprzyjały bandytom z Podhala
Żądny pieniędzy, dla ich zdobycia nie cofał się przed niczym. Okrzyknięto go "postrachem Podhala".
Rozpoczynał od drobnych kradzieży i rozbojów. Już jako nastolatek kradł sąsiadom kury, rówieśnikom zabierał papierosy
i drobne monety, opornych przymuszał biciem.
ZŁODZIEJ Z ZAMIŁOWANIA
Kiedy nieco podrósł, skrzyknął kilku kumpli i wspólnie stworzyli złodziejską szajkę, grasującą od Nowego Targu
po Szczawnicę. Kradli góralom konie, bydło i owce, które szmuglowali przez granicę do Czech.
(...)
Po kilku miesiącach grabieży został namierzony i osaczony przez policję. W głównej mierze dzięki pomocy podhalańskich
górali, którzy mieli już dosyć terroru cygańskiego watażki.
"Postrach Podhala" i jego kompani: Andrzej Szczerba-Bazaliński, Stanisław Mirga, Andrzej Mirga i Jan Janczy
Przewieziony do więzienia w Nowym Sączu Bazaliński nie załamuje rąk. Zdaje sobie sprawę, że recydywa może go drogo
kosztować. Perspektywa spędzenia kilkunastu lat za kratami mobilizuje go do działania, postanawia uciec. Okazję dostrzega
w mocno skruszałym murze. Żelaznymi prętami, wyłamanymi z łóżka, pracowicie wydłubuje cegły. Po tygodniu wydostaje się
na wolność. Wraz z nim z nowosądeckiego więzienia ucieka kilku innych przestępców. Razem wracają w góry.
Zbójecka natura znów bierze górę nad zdrowym rozsądkiem. Bazaliński organizuje kolejną bandę, uzbraja ją, planuje napady.
Grasuje po obu stronach granicy, wymykając się ciągle czeskim i polskim policjantom i pogranicznikom. O niektórych jego
ucieczkach krążą legendy. Jak choćby ta z września 1931 r., kiedy osaczony w Pieninach, u szczytu Sokolnicy, skoczył
w przepaść. Sądzono, że zginął, ale nie znaleziono jego ciała. Już wkrótce kolejnym napadem potwierdził, że żyje i ma się
dobrze.
Innym razem, okrążony przez czeskich żandarmów, zastrzelił trzech z nich, po czym zniknął w górskim lesie.
MORD W ZOŃKÓWCE
Jeśli ktoś miałby cień wątpliwości, czy Szczerba-Bazaliński był pospolitym bandytą, czy kontynuatorem legendy Janosika, to
po zbrodni w podzakopiańskiej Zońkówce z pewnością pozbył się złudzeń. Doszło do niej w nocy z 22 na 23 listopada 1930 r.
Do góralskiej drewnianej gazdówki Reginy Chycowej-Mulik - jak ustalono - Bazaliński włamał się sam. Z siekierą w ręku.
Góralka uchodziła za osobę majętną, przypuszczał więc, że nieźle się obłowi.
Zbudzona hałasem wyważanego okna gospodyni w blasku zapalonej świecy rozpoznała groźnego Cygana. "Bazaliński, czego
ty chcesz?" - zapytała wystraszona. "Dawaj pieniądze! Szybko, bo zabiję!" - odpowiedział. Nie pomogły tłumaczenia, że ma
tylko kilkanaście złotych i parę pierścionków. Chciał więcej. Nie dostał. Z całej siły uderzył siekierą. Ostrze roztrzaskało głowę.
(...)
Jerzy Paciorkowski
reprodukcje z "Tajnego Detektywa"
Czekamy na listy, artykuły, wypowiedzi ([email protected]). Najciekawsze z nich zamieścimy na naszych łamach.
Artykuł w pełnej wersji przeczytacie w tradycyjnym - papierowym wydaniu miesięcznika POLICJA 997.
Ocena: 0/5 (0)