jubileusz 35—lecia

Transkrypt

jubileusz 35—lecia
W STASZOWIE
IM. STEFANA NIEWIROWICZA
SPZZOZ
J U B I L E U S Z O W E
W Y D A N I E
R O K
2 0 1 0
N U M E R
8
BIU LE T Y N
INFO R MAC YJ NY
W R Z E S I E Ń
•
E G Z E M P L A R Z
B E Z P Ł A T N Y
Z
S
U
E
L
I
B
U
J
35—LECIA
Szpital
wczoraj -dziś
- jutro...
ST R.
2
W numerze:
Od Redakcji str. 3
Od Dyrekcji str. 4
Wydaje:
SPZZOZ w Staszowie
im. Stefana Niewirowicza
w nakładzie:
500 egzemplarzy
Sylwetka
Stefana Niewirowicza - lekarza i patrona
staszowskiego szpitala
str. 6
Adres
ul. 11 Listopada 78
Wspomnienia dr. S. Madeja
str. 7 - 8
28-200 Staszów
Redakcja
Red. Nacz. Agnieszka Noga
Z-ca Red. Nacz. Anna Belusiak
Ewelina Tarłowska
Staszowskie reminiscencje
str. 9 - 13
Adres
ul. 11 listopada 78
Budynek administracyjny pokój 103
tel. 015 864 85 75
E mail:
[email protected]
Oni pracowali w staszowskim szpitalu
str. 15 - 16
WWW
www.szpitalstaszow.pl
Św. Gianna Beretta Molla
str. 17 – 18
BIULET YN
INFORMA CYJN Y
ST R.
3
Szanowni Państwo, Drodzy Czytelnicy...
W kwietniu 1975 r. został oddany do użytkowania nowy budynek szpitala, a w tym roku mija 35 lat od tamtego wydarzenia. Przez te lata Nasza placówka
przeszła wiele koniecznych i nieuchronnych zmian.
Wydanie jubileuszowe biuletynu zostało poświęcone przede wszystkim
historii szpitala i staszowskiego szpitalnictwa. Znajdziecie w nim Państwo wiele
zdjęć z życia staszowskiej lecznicy, artykułów przybliżających sylwetki i życiorysy
lekarzy pracujących w Naszym szpitalu, a także wspomnienia naszych pracowników.
Chcielibyśmy, aby nasi pacjenci jak również pracownicy dowiedzieli się
nieco więcej o jednostce, w której leczą się i pracują, spojrzeli na jej funkcjonowanie
przez
pryzmat
tych
35
lat,
dlatego
też
jubileuszowi
35 – lecia, towarzyszyć będzie hasło:
Szpital wczoraj – dziś – jutro…
Życzymy przyjemnej lektury
Redakcja
BIULET YN
INFORMA CYJN Y
ROK
2010
NUMER
8
ST R.
Szanowni Państwo!
Drodzy Pracownicy Szpitala!
35 lat w życiu człowieka to długi okres, po którym można spodziewać się już efektów swojego dorosłego życia. Można więc być pewnym dobrej pracy jako wyniku uzyskanego wykształcenia, można liczyć
na uznanie, szacunek i poważanie środowiska. Można w końcu podsumować pewien etap życia, nie zapominając jednak o planach na przyszłość.
35 lat funkcjonowania organizacji to również bardzo dobry
moment na rozważania gdzie jesteśmy, jak do tego doszliśmy i co chcemy jeszcze osiągnąć. Wiele się działo przez wszystkie lata funkcjonowania Szpitala. Wiele się zmieniało, rozwijało. Było wiele trudnych chwil
i lat. Ale można dzisiaj z całą odpowiedzialnością za słowo powiedzieć,
że nie mamy się czego wstydzić jako szczególny zakład pracy i jako
zespół ludzi o szczególnych zawodach i powołaniu. Pracujemy wszyscy,
zmieniamy się, uczymy i rozwijamy po to, aby pomagać ludziom w ich
największych nieszczęściach, najtrudniejszych chwilach, w obliczu
śmierci. Wszystko to nie jest łatwe i wymaga wyrzeczeń często trudnych
do zaakceptowania przez Państwa. Pomimo wielu nakładów, środków zewnętrznych, wsparcia ze strony starostwa powiatowego czego
efekty są wyraźnie widoczne w coraz lepszych warunkach pracy, wyposażeniu, w trwającej rozbudowie i remontach jest ciągle wiele do
zrobienia. Uzyskaliśmy dwa najważniejsze certyfikaty potwierdzające wysoką jakość udzielanych przez nas świadczeń medycznych, ale
to nie koniec. To raczej etap pośredni w dalszych wysiłkach i zmianach. To satysfakcja i spełnienie, a raczej wypełnienie misji i powołania.
W dalszym ciągu musimy się rozwijać na wszystkich płaszczyznach, szukać nowych wyzwań i je realizować. I proszę nie traktować tego jako daremnego trudu. To zaprocentuje zarówno w lepszych kontraktach dla Szpitala jak i lepszych Państwa zarobkach.
Musimy jednak teraz przygotowywać się do czekających nas wkrótce zmian sposobu funkcjonowania i formy prawnej Zakładu. Ale proszę się tego nie bać. Razem poradzimy sobie ze wszystkim.
Mam prawo oceniać ostatnie 3,5 roku, czyli jedynie 10% historii Szpitala. Nie ukrywam, że jestem z tego okresu bardzo zadowolony, zwłaszcza z tego co już udało się nam osiągnąć, lecz nie zapominam o błędach i drobnych porażkach tego okresu. Jestem również dumny z Państwa pracy i chylę czoła za włożony wysiłek i zrozumienie dla wytyczonej drogi zmian i rozwoju. Wierzę, że mogę na
Państwu polegać i planować dalsze zmiany. Wszyscy, którym zależy na Szpitalu, razem możemy sprostać wszelkim trudom. Wszyscy
są ważni choć każdy ma w Zakładzie swoje własne i różne zadania.
W dniu święta jubileuszu Naszego Szpitala proszę przyjąć moje najlepsze, serdeczne i szczere życzenia spełnienia wszystkich
marzeń, planów, wszelkich zamierzeń oraz dalszego rozwoju osobistego. Proszę również przekazać wyrazy szacunku dla Państwa rodzin za zrozumienie dla zaangażowania w pracę na rzecz Szpitala.
Marek Tombarkiewicz
Dyrektor Szpitala w Staszowie.
4
ST R.
5
Zdjęcia archiwum szpitala
BIULET YN
INFORMA CYJN Y
ROK
2010
NUMER
8
ST R.
Sylwetka
Stefana Niewirowicza lekarza i patrona
staszowskiego szpitala
Urodził się 11.VIII.1877 roku w Telczyńcach na Wileńszczyźnie
z
ojca
Stefana
i
matki
Jadwigi
z Płońskich. W roku 1895 podjął studia na fakultecie medycznym Uniwersytetu w Kijowie, które ukończył w roku 1900.
Początkowo pracował w szpitaliku im. Dzieciątka Jezus
w Warszawie. Do Staszowa przybył w roku 1903 na
zaproszenie dr. Rotha, którego poznał na jednym z zebrań
lekarskich w Warszawie. W Staszowie był lekarzem miejskim
i szkolnym. W roku 1905 ożenił się z wychowanicą dr. Rotha
Marią Zofią Gabryszewską, z którą miał dwoje dzieci - córkę
spędził w Domu Starców w Radomiu, a następnie w Kielcach
Krystynę i syna Zbigniewa (po śmierci żony w roku 1927 poś-
gdzie 10 września 1965 roku zmarł. Pochowany w rodzinnym
lubił Felicję Piotrowską). Lata I wojny światowej spędził
grobowcu Piotrowskich w Sulisławicach. Pozostawił opinię
w Staszowie udzielając pomocy rannym żołnierzom. Tuż po
człowieka prawego, sprawnego organizatora służby zdrowia,
zakończeniu wojny przystąpił do Zarządu Polskiej Macierzy
dobrego medyka i wychowawcy wielu pokoleń lekarzy. Do dziś
Szkolnej, z którego to inicjatywy powstało w Staszowie
krążą barwne opowieści o tym niezwykłym człowieku: zmien-
Koedukacyjne Prywatne Gimnazjum. Od roku 1922 kierował
nym w nastrojach polskim szlagonie, z fantazją powożącym po
staszowską Kasą Chorych. W roku 1929, po śmierci dr. Kar-
mieście czterokonną bryczką. Był prawdziwym lekarzem do-
bownickiego został Dyrektorem staszowskiego szpitala im.
mowym, stale podnoszącym swą wiedzę medyczną, filan-
św. Adama. Na tym stanowisku pracował do roku 1950. Po-
tropem i społecznikiem. Jego dom przy ul. Krakowskiej nad
tem przez cztery lata pracował jeszcze na pół etatu w przy-
Czarną był często miejscem spotkań kolegów lekarzy
chodni. W roku 1954 przeszedł na emeryturę. Nadal żywo
wymieniających swą wiedzę i doświadczenie, a także kolegów
interesował się pracą służby zdrowia. Był postacią niezwykle
z Ochotniczej Straży Pożarnej, gdzie przez wiele lat udzielał
szanowaną. Przyjął się w Staszowie zwyczaj prezentowania
się społecznie.
każdego rozpoczynającego pracę lekarza sędziwemu eskulapowi. W roku 1961 dr Niewirowicz wstąpił, w wieku 84 lat, do
Związku Zawodowego Pracowników Służby Zdrowia. Rok
później jako pierwszemu pracownikowi staszowskiej służby
zdrowia wręczono mu Krzyż Kawalerski OOP za długoletnią
pracę oraz wielkie zasługi położone dla staszowskiego szpitalnictwa, w tym szczególnie w okresie II wojny światowej
(szybka akcja ewakuacji szpitala do Łoniowa i z powrotem na
początku 1945 roku). Ostatnie lata życia dr Niewirowicz
Przedruk
Zaczęło się od przytułku...
Maciej Zarębski
6
ROK
2010
NUMER
8
ST R.
7
Wspomnienia dr S. Madeja
Wyniki naszych
badań zostały
Jubileusz 35-lecia Staszowskiego Szpitala upoważnia
do przedstawienia osiągnięć laryngologii w Staszowie.
01.06.1975 r w nowym Szpitalu ordynatorem oddziału został
Stanisław Madej, który zorganizował od podstaw Oddział
z własną salą operacyjną, dobrze wyposażony w sprzęt diagnostyczno - operacyjny. W 1981r Oddział uzyskał rangę Oddziału Wojewódzkiego w ówczesnym województwie tarnobrzeskim a dr n. med. Stanisław Madej został Konsultantem Wojewódzkim w dziedzinie Otolaryngologii. Oddział stał się ośrodkiem szkoleń laryngologów z terenu województwa i miejscem
zdawania egzaminów lekarzy na I stopień z Otolaryngologii.
Wyposażenie oddziału dzięki sponsorom w sprzęt diagnostyczny słuchu oraz uzyskanie specjalizacji z audiologii przez
lek. laryngolog Grażynę Ogonowską spowodował, że oddział
jako jeden z 13 w kraju uczestniczył w latach 1996-1998 w
„Opracowaniu ujednoliconego programu badań przesiewowych noworodków pod kątem wykrywania wad słuchu", który
realizowany był na zlecenie Ministra Zdrowia i opieki Społecznej pod kierunkiem profesora dr. hab. medycyny Henryka
Skarżyńskiego Dyrektora Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu
w Warszawie.
Wyniki naszych badań i własne doświadczenia w wykrywaniu wczesnych wad słuchu u noworodków i niemowląt
oraz u małych dzieci dr n. med. Stanisław Madej i lek. Grażyna
Ogonowska
prezentowali
wspólnie
z
profesorem
dr. hab. med. Henrykiem Skarżyńskim i docentem Krzysztofem Kochankiem z Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu
w Warszawie na Sympozjum Polsko - Amerykańskim V Międzynarodowej Konferencji Naukowo - Szkoleniowej w Warszawie 13-16 września 1997r., wygłaszając pracę „Badania przesiewowe słuchu u noworodków metodą ABR w ZZOZ Staszów", oraz na II Sympozjum Polsko-Amerykańskim w Warszawie w kwietniu 1998r., prezentując „Porównanie efektywności dwóch modeli badań przesiewowych słuchu u noworodków
realizowanych metodą ABR na oddziałach fizjologii noworodka
(modelu powszechnego i grupy ryzyka)". Na XIII Sympozjum
Audiologicznym w 2002r w Kazimierzu Dolnym przedstawiliśmy „Sześcioletnie doświadczenia w realizacji programu przesiewowych badań słuchu u noworodków i niemowląt".
W listopadzie 1997r. na zlecenie prof. dr.
hab. Henryka Skarżyńskiego Realizatora Programu
Opieki nad Osobami z Uszkodzeniem Słuchu w Polsce dr n. med. Stanisław Madej opracował model
wojewódzkiej placówki diagnostyczno - leczniczo rehabilitacyjnej.
zaprezentowane na
Sympozjum Polsko Amerykańskim
V Międzynarodowej
Konferencji Naukowo
Model ten jako pierwszy w kraju został wdrożony
- Szkoleniowej
w Staszowie, obejmuje diagnostykę laryngologiczną,
w Warszawie
audiologiczną, foniatryczną, leczenie oraz rehabilitację słuchu i mowy. Powstała Poradnia Foniatryczna 13-16 września 1997r.
z nowoczesną diagnostyką videostroboskopową prowadzona przez specjalistę foniatrii lek. med. Marię Modrzewską, która uczestniczyła w realizacji Ogólnopolskiego Programu zaburzeń głosu u nauczycieli prowadzonym przez Instytut
Medycyny Pracy w Łodzi. Poradnia Rehabilitacji Słuchu i Mowy z nowoczesną aparaturą prowadzona poprzednio przez
mgr Izabelę Karbarz - Piksa, obecnie mgr Małgorzatę Nowicką
pedagog logopedę. Poradnia Audiologiczna kierowana przez
specjalistę audiologii Grażynę Ogonowską zajmująca się doborem aparatów słuchowych dla dzieci i dorosłych. Dzięki
temu cały proces diagnostyki słuchu, aparatowania, leczenia,
rehabilitacji odbywa się w jednym Ośrodku w Staszowie. Za
szczególne osiągnięcia w dziedzinie ochrony zdrowia
11.11.1998r. dr n. med. Stanisław Madej otrzymał nagrodę
I stopnia Ministra Zdrowia. Braliśmy udział w Systemie Powszechnych Badań Słuchu „Słyszę"- badań przesiewowych
komputerowych u dzieci i młodzieży w 2001r. W 2008r. prowadziliśmy badania przesiewowe słuchu i głosu u dzieci w wieku
7 lat z terenów wiejskich i małych miast województw Polski
wschodniej w ramach programu Instytutu Fizjologii i Patologii
Słuchu oraz KRUS. W 1999r. uczestniczyliśmy w Programie
Ogólnopolskim diagnostyki szumów usznych.
Od 2002r. jesteśmy Ośrodkiem II poziomu referencyjnego Programu Powszechnych Przesiewowych Badań Słuchu
u Noworodków Fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Doświadczenia i uwarunkowania przeprowadzonych badań
dr n. med. Stanisław Madej i lek. Grażyna Ogonowska prezentowali na I Międzynarodowej Konferencji „Wczesne Wykrywanie i Rehabilitacja Zaburzeń Słuchu u Dzieci" w Warszawie w
2005r. Od czerwca br. uczestniczymy w „Programie Rozwoju
Ogólnopolskiej Sieci Ośrodków Telerehabilitacji Słuchowej"
ROK
2010
NUMER
8
kierowanym przez Instytut Fizjologii i Patologii Słuchu w Warszawie
polegającym na ustawianiu procesorów implantów ślimakowych.
W Oddziale Otolaryngologicznym leczone są przypadki odbiorczych
i przewodzeniowych zaburzeń słuchu, szumów usznych, oraz wykonywany szeroki zakres operacji. Na oddziale i w poradniach pracują: specjalista otolaryngologii lek. Urszula Szpak - Kędziora ordynator oddziału od 2008r., specjalista laryngologii i alergologii lek. Alicja
Najmowicz, dr n. med. Stanisław Madej, specjalizującą się w otolaryngologii lek. Tatiana Fijałkowska, specjalista audiologii laryngolog
lek. Grażyna Ogonowska i specjalista foniatrii laryngolog lek. Maria
Modrzewska. Do lipca 2007r. pracował specjalista otolaryngolog
lek. Andrzej Zygmunt, który przez 1,5 roku pełnił obowiązki ordynatora. W skład zespołu zajmującego się badaniem słuchu, aparatowaniem wchodzą pielęgniarka Wioletta Strzyż, pielęgniarka Barbara
Matuszewska, technicy audiologii: Zofia Patrzałek, Małgorzata Zawada.
Ośrodek nasz wizytowali i zapoznali się z pracą
profesorowie i naukowcy z licznych klinik otolaryngologicznych, wymienieni w porządku alfabetycznym: profesor dr hab. med. Stanisław Bień - Kielce, profesor
dr hab. med. Wiesław Gołąbek - Lublin, doc. dr hab.
inż. Krzysztof Kochanek- Warszawa, profesor dr hab.
med. Andrzej Kukwa - Warszawa, profesor dr hab.
med.
Andrzej Obrębowski - Poznań, profesor dr hab. med.
Eugeniusz Olszewski - Kraków, profesor dr hab. med.,
dr h.c. Antoni Pruszewicz- Poznań, profesor dr hab.
med. Henryk Skarżyński- Warszawa, profesor dr hab. med. Jacek
Składzień - Kraków, profesor dr hab. Mariola Śliwińska - Łódź.
Reasumując należy podkreślić, że ewenementem w skali
kraju jest, że w mieście powiatowym Staszów funkcjonuje ośrodek
otolaryngologiczny, audiologiczny,
foniatryczny, rehabilitacji słuchu
i mowy.
Stanisław Madej
Zdjęcia udostępnił
S. Madej
ST R.
8
ROK
2010
NUMER
8
ST R.
Staszowskie
reminiscencje
Rok 1975 przynosi duże zmiany w naszym życiu. Podejmujemy decyzję o opuszczeniu Białegostoku. Decyzja trochę zaskakująca, podyktowana względami emocjonalnymi, ale już zapadła.
Przyznaję, mam mieszane uczucia. Dostałam właśnie etat
w Pracowni EKG Szpitala Wojewódzkiego, skończyły się męczące codzienne dojazdy do Szpitala w Choroszczy, kontynuuję
specjalizację II0 z chorób wewnętrznych na jednym z lepszych
oddziałów, pracuję w sympatycznym koleżeńskim zespole, działam społecznie w osiedlowej służbie zdrowia (pomoc medycznopielęgniarska dla samotnych starszych ludzi), cieszę się sympatią
moich podopiecznych, zupełnie niedawno urządziliśmy nasze
pierwsze własne mieszkanie i teraz to wszystko ma się zmienić.
Kiedy patrzę na to z perspektywy czasu, podziwiam naszą odwagę i determinację. No, ale wtedy mieliśmy o ponad trzydzieści lat
mniej i nie było dla nas rzeczy trudnych i niemożliwych. Ponadto
w naturze człowieka tkwi coś takiego, że każda zmiana kojarzy
się ze zmianą na lepsze. A zatem postanowione. Mąż studiuje
mapę Polski, siada w samochód i rusza na poszukiwanie pracy.
Codziennie dzwoni z trasy i przekazuje mi informacje. Jest oferta
z Bielska-Białej. Możemy również dostać pracę i mieszkanie
w Płocku. Płock piękne miasto, z szansami rozwoju dzięki Petrochemii, no i niedaleko od mojego rodzinnego Przasnysza. Nie
byłoby to złe rozwiązanie. Ale mój mąż jedzie stamtąd w swoje
rodzinne strony, do dawnej Galicji. Już następnego dnia mam
wiadomość, że czeka na nas praca i klucze od M4 w Stalowej
Woli. W międzyczasie spotyka kolegę – Janusza Omastę, który
buduje właśnie nowy szpital w Staszowie. Wizja lokalna, rozmowa
z Dyrektorem dr. Stefanem Grosickim i ostatecznie wybór pada
na Staszów. Do rodzinnych Kielc męża tylko 67 kilometrów, szpital nowy, spod igły, zespół lekarski dopiero się kompletuje, miesz-
kanie trzypokojowe w nowo budowanych obok szpitala blokach.
Jedyny „mankament” to to, że w wyniku reformy terytorialnej kraju
Staszów znalazł się poza województwem kieleckim. Mąż rozpoczyna pracę w Staszowie pierwszego kwietnia, uczestniczy
w adaptacji pomieszczeń i wyposażaniu Działu Diagnostycznego,
którego zostaje kierownikiem. Ja z córkami siedzę jeszcze na
walizkach w Białymstoku. Gorący okres przeprowadzki i zamykania wszelkich spraw związanych z naszym okresem białostockim.
Mój szef i kierownik specjalizacji doc. Wojciech Pędich w ramach
„wywianowania” proponuje mi otwarcie przewodu doktorskiego.
Temat doktoratu kliniczny, będę więc musiała co jakiś czas przyjeżdżać na konsultacje i rozstanie z Białymstokiem nie będzie
takie bolesne. Bądź co bądź, spędziłam w tym mieście ponad
dwanaście lat.
1 lipca 1975 roku rozpoczynam pracę na Oddziale Wewnętrznym ZOZ w Staszowie jako asystent. Funkcję ordynatora pełni
dr Stefan Olszowiec – mądry i doświadczony lekarz, bezkonfliktowy człowiek, świetnie zorganizowany. Pracował jako lekarz wojskowy, co pewnie nie pozostało bez wpływu na jego styl pracy,
wyjątkową odpowiedzialność, punktualność i sumienność. Codzienna wizyta na oddziale, który liczy około 70 łóżek przebiega
niezwykle sprawnie, potem zlecone na wizycie zabiegi, badania i
konsultacje. Od godziny 12.00 pozostaje czas na „papiery”. Każdy
ma jeszcze jakieś dodatkowe zajęcia typu przychodnia, czy konsultacje. Zespół lekarski na Oddziale Wewnętrznym nietypowy, bo
jestem, póki co, jedyną kobietą i korzystam ze specjalnych praw,
tzn. koledzy parzą mi np. kawę czy herbatę. Pracują razem ze
mną dr Janusz Janik, specjalista interny pełniący funkcję z-cy
ordynatora oraz młodsi koledzy Andrzej Sidorów ( nazywany
często przez chorych, z racji nazwiska, „ruskim doktorem”),
dr Stanisław Siatka oraz mój mąż – Maciej Zarębski, który w ra-
9
ROK
2010
NUMER
8
mach dwugodzinnego oddelegowania z laboratorium robi specjalizację z chorób wewnętrznych. Atmosfera jest sympatyczna, koleżeńska. Andrzej Sidorów jest znanym kawalarzem i wnosi do
pracy elementy humorystyczne. W czasie wizyty ordynatorskiej,
przy łóżku chorego z miażdżycą zarostową tętnic kończyn dolnych z poważną miną komentuje – „W tym przypadku pomógłby
tylko wycior”. Po wizycie chory przychodzi do gabinetu lekarskiego, żeby powiedzieć, że sprawę przemyślał i jest zdecydowany
„na wycior”. Znany był też patent Andrzeja na uciążliwych hipochondrycznych pacjentów, którzy odwiedzali przychodnię przez
sześć dni w tygodniu. Zapisywał im mieszanki ziołowe, których
przygotowywanie zgodnie z załączoną „instrukcją obsługi” zajmowało parę godzin dziennie i chory zamiast naprzykrzać się lekarzowi zajmował się parzeniem ziółek. Pamiętam jedno kłopotliwe
wydarzenie, z którego wybawił mnie właśnie dr Sidorów. Otóż,
wdzięczność któregoś z wyleczonych pacjentów objawiła się
w postaci żywego koguta, którym zostałam obdarowana w gabinecie lekarskim. Trzeba było widzieć moją minę. Nigdy w życiu
nie zabiłam żadnego stworzenia. Wracać ze szpitala z kogutem
na sznurku też nijako. Co tu robić? Kolega Andrzej chwycił żywy
prezent pod pachę, zrobił „kęsim” w oddziałowej kuchence i wręczył mi już gotowy półfabrykat. Na pomoc kolegów mogłam liczyć
i w innych sytuacjach. Kiedyś w czasie mojego dyżuru trafił na
Izbę Przyjęć pacjent z odmą opłucnową. Teoretycznie wiedziałam
co robić, ale nie miałam żadnego doświadczenia w tej dziedzinie.
W Szpitalu Wojewódzkim w Białymstoku takie przypadki prowadzili torakochirurdzy a nie interniści. Choremu nasilała się duszność i trzeba było działać. Na szczęście kolega Stasiu Siatka,
który w czasie stażu „ordynował” na pobliskim Oddziale Ftyzjatrycznym w Rytwianach, widział i leczył niejedną odmę, mógł więc
wesprzeć swoim doświadczeniem starszą wiekiem i stażem koleżankę. Muszę powiedzieć, że specyfika pracy na oddziale wewnętrznym w szpitalu rejonowym różni się zdecydowanie od pracy w wyżej wyspecjalizowanych ośrodkach. Tu jest cały przekrój
medycyny – interna, neurologia, choroby infekcyjne, dermatologia. Zdobywa się rzeczywiście solidne szlify zawodowe.
Szpital w Staszowie jest, jak na ówczesne czasy, nowoczesny i dobrze wyposażony. Cztery podstawowe Oddziały – Interna,
Chirurgia, Ginekologia z Położnictwem, Pediatria, a ponadto Ortopedia, Urologia, Laryngologia, Noworodki, Apteka, Punkt krwiodawstwa, Pracownia Rentgenowska i Laboratorium czynne całą
dobę. Obok Izby Przyjęć z dwułóżkową salką obserwacyjną, Pogotowie Ratunkowe. Poza oddziałami mieszczą się tu jeszcze
poradnie specjalistyczne, Pracownia EKG. Nad tą ostatnią mam
nadzór merytoryczny opisując szpitalne i ambulatoryjne elektrokardiogramy. Do moich obowiązków należą konsultacje na Oddziale Laryngologii i Ortopedii. Chodzę na nie z przyjemnością.
Po jakimś czasie dochodzą mi jeszcze obowiązki lekarza zakładowego. W szpitalu panuje jakaś szczególna atmosfera. Nie jest nas
ST R.
lekarzy zbyt dużo, wszyscy się znają, większość mieszka
w dwóch blokach przyszpitalnych. Czujemy się jak jedna wielka
rodzina. Rano wszyscy się spotykają na półgodzinnym raporcie
w szpitalnej stołówce. Lekarze dyżurni informują o tym, co się
wydarzyło w szpitalu w czasie dyżuru, dyrekcja zapoznaje z nowymi zarządzeniami, kierownicy działów pomocniczych przedstawiają istniejące problemy. Raz w tygodniu jest spotkanie ordynatorów i kierowników z dyrekcją. Zapewnia to prawidłowe funkcjonowanie całego szpitalnego organizmu. Wśród kolegów lekarzy,
szczególnie tych starszych, są prawdziwe osobowości. Doktor
Ryszard Żelazowski – wieloletni ordynator Oddziału Chirurgii
(jeszcze w starym szpitalu) – niezwykle kulturalny, dystyngowany
starszy pan, z którym rozmowa i dyskusja o pacjentach jest prawdziwą przyjemnością. Doktor Stefan Olszowiec, ordynator Oddziału Wewnętrznego, o którym pisałam już wcześniej. Imponuje
kondycją i samodyscypliną – dwa razy dziennie pokonuje drogę
dom – szpital (dobre dwa kilometry w jedną stronę) pieszo. Doktor
Wiesław Łukasiewicz – ordynator Oddziału GinekologicznoPołożniczego – przez wiele lat jedyny ginekolog w Staszowie,
pozostający pod telefonem przez 24 godziny na dobę. Krążą
o nim różne opowieści, ale jedno jest pewne – to wspaniały operator. Moja koleżanka, anestezjolog ze Szpitala Bielańskiego
w Warszawie, towarzyszyła kiedyś dr. Łukasiewiczowi w czasie
zabiegu ginekologicznego. Potem skomentowała, że widziała
wielu zabiegowców w akcji, ale tak zdolny manualnie operator
trafia się bardzo rzadko. Doktor Kazimierz Machowski – ordynator
Oddziału Ortopedii, który przybył do Staszowa z wiodącego
ośrodka ortopedycznego w Piekarach Śląskich. Doświadczony
specjalista w swojej dziedzinie, tworzy wiodący w województwie
Oddział. Ma młody, ambitny zespół, dla którego jest niekłamanym
autorytetem. No i doktor Stanisław Madej, wspaniały laryngolog,
sympatyczny, uczynny i skromny, a przy tym niezwykle skuteczny
w działaniu człowiek. Staszowski Oddział Laryngologii pod jego
kierownictwem zyskuje wkrótce rangę Oddziału Wojewódzkiego.
Przyjeżdżają się tu nawet leczyć pacjenci z ościennych województw. Sympatyczną niewątpliwie postacią jest pani doktor Halina Kleszcz - dyrektor do spraw lecznictwa, specjalista pediatra.
Z nieodłącznym papierosem w dłoni, starająca się pogodzić ambicje i dążenia prężnie rozwijającego się zespołu lekarskiego ze
skromnymi możliwościami budżetowymi szpitala. Nazywana
przez nas po prostu „Małgośką”.
Dyżury w szpitalu są pracowite, ale lubię je. Wszyscy dyżurni
spotykają się w dyspozytorni Pogotowia. Dyspozytorki – pani Ala
Dudek, pani Danusia Bąk i pani Danusia Gozdek pamiętają czasy
starego szpitala i starego pogotowia, barwnym opowieściom nie
ma końca. A to o doktorze Wrześniaku, którego w damskim przebraniu, z brzuchem wypchanym poduszką wieziono na sygnale
na porodówkę, a to o sanitariuszu, który słysząc, że u rodzącej
lekarz stwierdził wypadniętą rączkę, szukał jej wokół karetki, a to
10
Zdjęcia archiwum szpitala
ROK
2010
NUMER
8
o psikusach jakie sobie nawzajem urządzali kierowcy i sanitariusze w siedzibie dawnego pogotowia. Pijemy wspólną kawę czy
herbatę, na bieżąco jesteśmy przez radiotelefon informowani, czy
karetka wiezie chorego do szpitala i w jakim stanie. Jeżeli jest
jakiś szczególnie trudny, czy ciężki przypadek zespół dyżurnych
czeka na Izbie Przyjęć gotowy do udzielenia pomocy. Odczuwa
się wyraźnie potrzebę i chęć pracy zespołowej. Zdarza się, że
dyżurny internista trzyma haki operującemu na ostro chirurgowi
lub sam wykonuje drobne zabiegi chirurgiczne, jeżeli specjalista
jest akurat zajęty. Poza tym, ponieważ większość lekarzy mieszka
tuż obok szpitala, zawsze można kogoś ściągnąć do pomocy.
Coraz bardziej zaczynam wrastać w środowisko. Mówię
i myślę – mój oddział, mój szpital. Praca doktorska wolno, ale
postępuje do przodu. Zajmuję się badaniem zachowania się zastawki aortalnej w migotaniu przedsionków w obrazie echokardiograficznym. Pierwsze badania robiłam w Białymstoku korzystając
z prototypowego echokardiografu dwupłaszczyznowego będącego na wyposażeniu Pracowni Polikardiografii Szpitala Wojewódzkiego. Dyrekcja szpitala w Staszowie wyraziła zgodę na moje
oddelegowanie do Białegostoku na dwa dni w miesiącu. W tym
tempie nie skończę za dziesięć lat. Pomaga, jak to zwykle w życiu
bywa, przypadek. Okazuje się, że dyrektor zakładu produkującego ówczesne echokardiografy jest znajomym męża. Udaje się
zamówić i zakupić taki aparat dla szpitala w Staszowie. Teraz
tylko mobilizacja, popołudnia na badaniach pacjentów w szpitalu,
kilkakrotne wyprawy do Głównej Biblioteki Lekarskiej do Warszawy i opracowywanie uzyskanych wyników. Jak sobie porównam,
jakie możliwości techniczne, jeżeli chodzi o pracę naukową, mają
koledzy obecnie, to widzę, że miałam strasznie pod górkę. Równocześnie należało finalizować specjalizację II0 z interny. Zakwalifikowano mnie na kurs atestacyjny w Centrum Kształcenia Podyplomowego w Warszawie w terminie styczeń – marzec 1980 r.
I to był ten komfort, którego brakuje lekarzom dzisiaj. Pełna izolacja od problemów codziennych, trzy miesiące tylko na naukę,
z pełną refundacją wszelkich kosztów. Wykorzystałam ten czas
dobrze, co zaowocowało pomyślnie zdanym egzaminem. Teraz
można było się skupić na doktoracie. Otworzyłam również podspecjalizację z kardiologii. Mam świadomość, że cierpi na tym
wszystkim życie rodzinne. Córki w wieku wczesnoszkolnym
i przedszkolnym są często podrzucane babciom. Buntują się,
a przy okazji świąt składają mi życzenia, żebym nie musiała dyżurować... Gdyby się tak dało! Jedyne co możemy dla nich zrobić, to
zmienić mieszkanie. Przenosimy się z bloku przyszpitalnego do
wyremontowanego budynku starego szpitala. Stąd jest o wiele
bliżej do szkoły i do przedszkola. Jest też stary ogród przyszpitalny, za domem rzeka. Dzieciom się tu podoba. My mamy tylko
dalej do pracy, ale dojeżdżamy samochodem.
Dowiadujemy się, że sporo naszych kolegów z Białegostoku
wybiera się na kontrakt medyczny do Libii. Mają zabezpieczać
obsadę szpitala w miejscowości Zliten. Zaczynamy rozważać taką
ST R.
możliwość. Składamy wstępną wizytę informacyjną w Polservice
w Warszawie. Dowiadujemy się, że możemy złożyć ofertę, ale
z wyjazdem nie jest łatwo i należy czekać na wiadomość. Składamy zatem akces i zapominamy na razie o całej sprawie.
Szpital i środowisko lekarskie wkomponowało się już w pejzaż Staszowa. Młodzi lekarze zakładają rodziny, inwestują
w mieszkania spółdzielcze, a nawet we własne domy.
Bum siarkowy, otwarcie Zakładów Dwusiarczku, budowa Elektrowni w Połańcu powoduje rozwój miasta, napływ ludności, konieczność uruchomienia przemysłowej służby zdrowia.
Do Połańca jest przyjmowanych dziennie po kilkaset osób, w tym
do pracy na wysokości. Wszyscy muszą mieć badania lekarskie,
których przeprowadzenie nie jest w tych warunkach łatwe. Lekarz
neurolog sprawdza np. próbę Romberga u kilkunastu delikwentów równocześnie, ustawiając ich w szeregu, jeden obok drugiego. Nawet gdyby któryś z nich miał zaburzenie równowagi, to się
nie zachwieje i nie upadnie, bo nie ma technicznie takiej możliwości.
Szpital działa pełną parą. Część lekarzy, którzy rozpoczynali
razem z nami pracę, odeszło, na ich miejsce przychodzą nowi.
Nie ma już takiej familiarnej atmosfery jak na początku, zdarzają
się jakieś drobne walki podjazdowe, ale w sumie pracuje się nieźle. Koledzy z terenu ZOZ-u robią specjalizacje, nawet doktoraty
(dr Jan Stradowski i dr Janusz Gil). Działa prężnie Koło Polskiego
Towarzystwa Lekarskiego. Na jego zaproszenie goszczą sławy
polskiej medycyny. Organizowane są ogólnopolskie sympozja,
spotkania integracyjne. Mamy do dyspozycji ośrodek wypoczynkowy w pobliskim Golejowie z bazą noclegową i zapleczem kulinarnym. Na Oddziale Wewnętrznym nie jestem już jedyną kobietą
- lekarzem. Do zespołu dołączyły koleżanki – Krysia Dworak
i w ramach specjalizacji Irena Brzozowska, która równocześnie
pracuje w Poradni Przemysłowej w Połańcu. Odszedł do Przemyśla Andrzej Sidorów, Stasiu Siatka po zrobieniu specjalizacji przeszedł do przychodni w Spółdzielni Inwalidów. Zespół oddziałowy
wzmocnili młodzi koledzy – Krzysztof Kalinowski, Ireneusz Kędziora, Witold Kanios i Marian Sierant. Są pełni entuzjazmu
i zapału do pracy. Na pewno będą kiedyś dobrymi lekarzami. Na
oddziale zostaje zorganizowana czterołóżkowa sala intensywnego nadzoru kardiologicznego z monitoringiem i osobnym stanowiskiem pielęgniarskim. Wykonujemy zabiegi kardiowersji, stymulacji przezprzełykowej, zabezpieczania elektrodą wewnątrzsercową.
Jak na szpital rejonowy to niemało. Uruchamiamy pracownię
endoskopową. Oddajemy kilka sal dla chorych neurologicznych,
których prowadzi dr Zdzisław Paciura. Są to sale dwuosobowe
z pełnym węzłem sanitarnym, gdzie można prowadzić zabiegi
typu s.p.a. Jest też wydzielone pomieszczenie na rehabilitację.
Przybyła też na oddziale... kaplica, o którą stoczona została prawdziwa batalia. W momencie, kiedy powstawały plany szpitala nie
było jeszcze przyzwolenia na pomieszczenia kultu religijnego
w tego typu obiektach. Potem czasy się zaczęły zmieniać, nastą-
12
ROK
2010
NUMER
8
ST R.
piła odwilż i społeczeństwo zaczęło się domagać kaplicy
w nowym szpitalu. Kler dzielnie sekundował tym żądaniom,
a dyrekcja była między tzw. młotem i kowadłem.
Z jednej strony naciski społeczne, z drugiej wytyczne z KW.
Próbowano sprawę odwlekać w czasie, ale naród zaczynał
się niecierpliwić. Któregoś dnia ksiądz proboszcz przyniósł
uroczyście monstrancję do szpitala i pozostawił ją, aby stała
się zalążkiem przyszłej kaplicy. Dyrekcja poleciła odnieść
monstrancję z powrotem do kościoła, wywołując tym świętą
wojnę. Następnego dnia po tym zdarzeniu wkroczył do
szpitala tłum wiernych ze sztandarami i pieśnią „My chcemy
Boga...” na ustach. Dyrekcja w obawie przed zlinczowaniem
salwowała się ucieczką tylnym wyjściem. Naród wojnę wygrał. Zaczęto pospiesznie poszukiwać odpowiedniego pomieszczenia na sanktuarium. Padło na gabinet zabiegowy
na Oddziale Wewnętrznym i słowo ciałem się stało.
Przychodzi sierpień 1980 roku. Zachłystujemy się wolnością. Puste półki w sklepach, kolejki, ale oddycha się swobodniej.
30 maja 1981 roku bronię pracę doktorską w Akademii Medycznej
w Białymstoku, a dwa tygodnie później rodzę syna. Mam już doktorat, specjalizację, postanawiam trochę oderwać się od pracy
zawodowej i więcej czasu poświęcić rodzinie. Biorę urlop wychowawczy, wyjeżdżam do Białegostoku z kilkumiesięcznym synem
i młodszą córką, aby ratować mieszkanie spółdzielcze, które tam
pozostawiliśmy. Takie to były czasy. Jest ciężko. Podejmuję dorywczą pracę w Komisji do Spraw Orzecznictwa. Dziećmi opiekuje się wtedy sąsiadka. Dalsze plany i zamierzenia koryguje życie.
13 grudnia zostaje ogłoszony stan wojenny. W takiej sytuacji
rodzina powinna być razem. Mąż nie zważając na brak przepustki, z niewielkim zapasem benzyny, jedzie razem z teściem po nas
do Białegostoku. Pakujemy się w ciągu godziny i wyjeżdżamy.
Mróz i śnieg, a my z malutkim dzieckiem, wózkiem, wanienką
innymi klamotami, z pięciolitrowym kanistrem benzyny przemieszczamy się z jednego końca Polski na drugi. Po drodze patrole wojska, pod Ursusem czołgi, stacje benzynowe dostępne
tylko dla wojska. Modliłam się, żebyśmy szczęśliwie dojechali.
Benzyny zabrakło na szczęście dopiero w Kielcach, dwieście
metrów od domu szwagrów. Jeden telefon do kuzyna i dostaliśmy
tyle paliwa, że spokojnie dojechaliśmy do Staszowa.
Gdzieś na jesieni roku 1982 otrzymaliśmy wezwanie na rozmowę,
związaną z wyjazdem na kontrakt w Libii. W ferworze tylu różnych
wydarzeń zupełnie o tej sprawie zapomnieliśmy.
Rozmowy kwalifikacyjne odbywały się w Novotelu we Wrocławiu.
Zostaliśmy zakwalifikowani do wyjazdu z zespołem wrocławskim
do Syrte, ale znowu nie padł żaden konkretny termin, mieliśmy
być w kontakcie ze Szpitalem Wojewódzkim we Wrocławiu. Zaczęły się narady i dyskusje rodzinne. Kiedy przymierzaliśmy się
do tego wyjazdu, nie było jeszcze w planach naszej najmłodszej
latorośli. Teraz sytuacja się skomplikowała. Próbowałam namówić
męża, żeby pojechał sam, ale nie chciał nawet słuchać. W końcu
rodzice i teściowie zadeklarowali daleko idącą pomoc i przekonali
nas na tak. Starsza córka, która zaczęła właśnie naukę w liceum,
miała zostać u moich rodziców w Przasnyszu, opieki nad półtorarocznym synem podjęli się rodzice męża, a młodsza córka (piąta
klasa szkoły podstawowej) miała pojechać z nami. Kolejne miesiące mijają w oczekiwaniu wyjazdu. Gdzieś w październiku dowiadujemy się, że z Wydziału Zdrowia w Tarnobrzegu wpłynęło
do Szpitala Wojewódzkiego we Wrocławiu pismo, że w związku
z deficytem lekarzy nie ma zgody na nasz wyjazd. Sprawa dziwna, bo kilka miesięcy wcześniej była sytuacja odwrotna, tzn. była
zgoda, a nie było żadnego deficytu. Ktoś coś pokręcił i to chyba
celowo. Na szczęście udało się wszystko dosyć szybko wyjaśnić
z pozytywnym dla nas skutkiem.
W dwa miesiące później otrzymaliśmy wiadomość, że 30 grudnia
1982 roku wylatujemy na trzyletni kontrakt medyczny do Sirte
w środkowo-północnej Libii. Wróciliśmy do Staszowa w lutym
1986 roku. Po powrocie pracowałam w staszowskim szpitalu
jeszcze dwa lata, a potem swoją drogę zawodową związałam
z Kielcami.
Okres staszowski to okres mojej największej aktywności zawodowej, wspominam go niezwykle ciepło i sympatycznie, i chętnie
wracam do niego pamięcią.
Ludomira Zarębska
Zdjęcia udostępnił Maciej Zarębski
13
Zdjęcia archiwum szpitala
ROK
2010
NUMER
8
ST R.
15
Oni pracowali w staszowskim szpitalu…
Dr Stefan Olszowiec (1918 - 2010)
Urodził się 18 maja 1918 roku na
rubieżach wschodnich odradzającej się Polski. Ukończył AM w Gdańsku w roku 1948
jako jeden z pierwszych absolwentów tej
uczelni. Po ukończeniu studiów przez kilka
lat pracował na uczelni początkowo w Klinice
Chorób Zakażnych u prof. Bincera, a potem
w latach 1950-52 w Klinice Chorób Wewnętrznych prof. Pensona, gdzie zdobył
I stopień specjalizacji w tej dziedzinie.
W latach 1952-57 pracował jako przymusowy ochotnik w Wojskowym Szpitalu w Koszalinie, gdzie pod kierunkiem prof. Kędry
uzyskał uznaniową specjalizację II stopnia
oczywiście z interny.
Na początku 1957 roku kiedy pojawiła się
możliwość rezygnacji z pracy w wojsku wyjeżdża na południe na teren ziemi świętokrzyskiej. Przez dwa lata pracuje w szpitalu
powiatowym we Włoszczowie, by z dniem
1 sierpnia 1959 roku objąć ordynaturę Oddziału Chorób Wewnętrznych Szpitala Powiatowego w Staszowie. Stanowisko to przejął po dr. Zygmuncie Białku, który wyjechał
do Szczawnicy. Funkcję ordynatora staszowskiego szpitala sprawował nieprzerwanie
przez blisko 30 lat, dokładnie do 30 czerwca
1986 roku. Przez kolejne lata, do 1998 roku
dr Olszowiec już jako emeryt pracował
w lecznictwie otwartym m.in. w Spółdzielni
Inwalidów „Jedność”, w Ośrodku Zdrowia
w Koniemłotach oraz w Przychodni Rejonowej w Staszowie. W ostatnich latach życia
korzystał w pełni z przywilejów wieku emerytalnego, wiele czasu przeznaczając na lekturę książek głównie historycznych, spacery,
podróże oraz życie rodzinne.
Poza pracą zawodową, dr Olszowiec dużo
czasu poświęcał działalności na rzecz naszej
korporacji, będąc działaczem Polskiego Towarzystwa Lekarskiego oraz związkowym.
W roku 1976 był współzałożycielem Staszowskiego Koła PTL, pełniąc w latach latach 1976 - 82 funkcję przewodniczącego;
działał przez lata w Zarządzie Oddziału Wojewódzkiego PTL w Stalowej Woli. Wspólnie
z autorem tych wspomnień zorganizował we
wrześniu 1978 roku Ogólnopolskie Sympozjum Gerontofarmakologii z udziałem wielu
sław medycznych, w tym prof. Piotra Kubikowskiego, prof. Zofię Kuratowską, prof.
Wojciecha Pędicha oraz prof. Andrzeja Da-
nysza. Pod jego kierunkiem kilkunastu lekarzy (w tym niżej podpisany) uzyskało pierwszy, a kilku drugi stopień specjalizacji z chorób wewnętrznych. Jako lekarz, dr Olszowiec
bardzo sumiennie i rzetelnie zajmował się
pacjentami zawsze starając się doprowadzić
do ich wyleczenia w miarę optymalnymi
środkami; jako działacz korporacyjny
i związkowiec bezkonfliktowo starał się pomagać młodszym kolegom, którzy zawsze
mogli liczyć na jego pobłażliwość
i pomoc. Dla wszystkich był wzorem dyscypliny wewnętrznej oraz utrzymania do końca
dobrej formy fizycznej, dzięki uprawianym
forsownym spacerom i stosowanej diecie.
W ostatnich latach życia cierpiał na chorobę
nowotworową, z którą zmagał się do końca.
Przed dwoma laty, gdy obchodzono jubileusz 90 lecia Jego urodzin, wydawało się, iż
pokonał chorobę… Niestety stało się inaczej.
Zmarł 3 stycznia 2010 roku. Pochowany
został na Cmentarzu Rakowickiem w Krakowie.
Maciej A. Zarębski
Dr Wiesław Łukasiewicz
(1934 - 2009)
Doskonały
operator,
Był niezwykle barwną i szanowaną
postacią grodu nad Czarną,
z którym związany był od 1959
roku. Organizował od podstaw
Oddział Położniczo - Ginekologiczny staszowskiego szpitala.
Doskonały operator, uczynny kolega, wyrozumiały szef…
Odszedł do lepszego ze światów
po długotrwałej, ciężkiej chorobie
12 lutego 2009 roku. W ostatniej
drodze, lubianego i popularnego
doktora żegnało kilka pokoleń
staszowian, którym w olbrzymiej
większości towarzyszył, gdy przychodziła na świat. O jego ofiarności, zrozumieniu i oddaniu dla
swych pacjentek, którym nigdy nie
szczędził sił i wiedzy; koleżeńskości wobec współpracowników,
a także fachowości i zdolności do
przeprowadzania skomplikowanych nieraz operacji mówił w słowie pożegnalnym na cmentarzu
w Staszowie wzruszony dr Tadeusz Lech, jego uczeń i następca.
Szczególnie mocno zabrzmiały
uczynny
kolega,
wyrozumiały
szef…
ROK
2010
NUMER
8
w jego ustach słowa nawiązujące do tradycji
przekazu pokoleniowego, który w Staszowie
odbył się w sposób godny i odpowiedzialny.
Kol. Lech nawiązując do momentu objęcia po
dr. Łukasiewiczu ordynatury oddziału w roku
2001 przypomniał wypowiedziane wówczas
przez niego słowa: poznasz życie zabiegowca jak zostaniesz szefem!
Trzeba przyznać, iż życie nie rozpieszczało
dr Wiesława. W znacznej części było wypełnione pracą i służbie bliźnim, którzy niestety
nie zawsze odpłacali tym samym...
Urodził się 18 lipca 1934 roku na Sandomierszczyźnie w miejscowości Góry Niskie.
Tam też oraz w powiecie opatowskim spędził
wczesne dzieciństwo i młodość. Różne koleje
losu sprawiły, że jako kilkunastoletni chłopiec
mieszkał wraz z rodzicami na Śląsku i tam
w miejscowości Gorzów Śląski uzyskał
w roku 1951 maturę. W tym samym roku
został przyjęty na 1 rok studiów Wydziału
Lekarskiego Akademii Medycznej w Łodzi,
które ukończył w roku 1957, w październiku
tego roku uzyskując dyplom lekarza medycyny. Przez dwa lata pracował jako młodszy
asystent w oddziale chirurgicznym szpitala
w Kluczborku. We wrześniu 1959 roku rozpoczął pracę w Oddziale ChirurgicznoGinekologicznym Szpitala Powiatowego
w Staszowie, w którym przepracował ponad
40 lat. Od roku 1963 był już kierownikiem
samodzielnego oddziału ginekologicznopołożniczego, a od roku 1970, tj. zaraz po
zdaniu egzaminu specjalizacyjnego II stopnia
z wykonywanej specjalności objął stanowisko
ordynatora Oddziału GinekologicznoPołożniczego po wygraniu konkursu na
to stanowisko. Funkcję tę pełnił do roku 2001
tj. do czasu przejścia na emeryturę. Poza
pracą zawodową i szkoleniem w zawodzie
oraz kierowaniem specjalizacją młodszych
kolegów, dr Łukasiewicz działał w staszowskim Kole Polskiego Towarzystwa Lekarskie-
ST R.
go, gdzie nierzadko wygłaszał naukowe referaty
ze swojej specjalności. W swoich wystąpieniach
zawsze podkreślał, że praca lekarza to nie tylko
praca ale i sztuka. Należy przy tym ciągle się
uczyć, dokształcać i uzupełniać wiedze fachową,
pamiętając o pracy nad sobą. Wyrażał opinię, że
każdy lekarz powinien być przy tym dobrym
humanistą. Korporacja lekarska winna przede
wszystkim dbać o godność swego zawodu oraz
właściwą jego pozycję w społeczeństwie.
Oprócz pracy zawodowej należy mieć jakieś
hobby jako odskocznię od codzienności. W jego
przypadku było nim myślistwo oraz lektura dobrej historycznej książki. Dr Łukasiewicz udzielał
się także społecznie. Był długoletnim prezesem
staszowskiego oddziału Towarzystwa Wiedzy
Powszechnej, Należał m.in. do SKP, PCK oraz
od roku 1981 do Staszowskiego Towarzystwa
Kulturalnego, był wiernym czytelnikiem wydawanego w Staszowie w latach 1990-2003 pisma
o nazwie Goniec staszowski, jednym ze sponsorów funkcjonującego od roku 1991 Muzeum
Ziemi Staszowskiej. W roku 1990 startował
w wyborach do Rady Miejskiej w Staszowie
z listy Porozumienia na rzecz demokracji.
W ostatnich latach życia ciężko chorował na
serce. Mimo coraz gorszego stanu zdrowia
odwiedzał swój oddział żywo interesując się jego
rozwojem. I tak było do końca jego dni. Z pewnością będzie go brakować staszowskiej społeczności. A ja szczycę się tym, że nie tylko go
znałem ale darzył mnie swą przyjaźnią…
Maciej A. Zarębski
16
„Mimo coraz
gorszego stanu
zdrowia
odwiedzał swój
oddział żywo
interesując się
jego rozwojem.”
Zdjęcia archiwum szpitala
ROK
2010
NUMER
8
ST R.
18
Św. Gianna Beretta Molla
"Każde powołanie jest powołaniem do macierzyństwa, fizycznego, duchowego, moralnego. Bóg złożył w nas instynkt życia. Kapłan jest ojcem, siostry zakonne są matkami, matkami dusz. Biada tym młodym ludziom, którzy
nie przyjmują powołania do rodzicielstwa. Każdy musi przygotować się do
własnego powołania: przygotować się aby być dawcą życia przez poświęcenie jakiego wymaga formacja intelektualna; wiedzieć, czym jest małżeństwo "sacramentum magnum"; poznać inne drogi; kształtować i poznawać
własny charakter"
Św. Gianna Beretta Molla
Joanna Beretta Molla, a właściwie Gianna Beretta Molla
to włoska lekarka, święta Kościoła katolickiego. Urodziła się 4 października 1922 w Magencie, niedaleko Mediolanu, była dziesiątym
z trzynaściorga dzieci z ojca Alberta i matki Marii de Micheli. Wiele
zaczerpnęła ze stylu życia rodziców, ich przykładu, ich wychowania.
W szczególny sposób nauczyła się rozumienia sensu ofiary podejmowanej z miłości. Mała Joasia od matki i starszej siostry Amalii
nauczyła się gry na fortepianie i lubiła malować. Po ukończeniu
szkoły powszechnej, uczyła się w gimnazjum Paolo Sarpi w Bergamo. W 1937 r. cała rodzina Berretów przeniosła się do Genui, gdzie
Joanna kontynuowała naukę w szkole prowadzonej przez siostry
św. Doroty. Już w wieku 16 lat myślała o pracy misyjnej, gdzieś
daleko w tropikalnych krajach. Zapisała wówczas w notatniku: Jezu,
przyrzekam Tobie, poddać się wszystkiemu, co pozwolisz, aby mi
się przydarzyło. Spraw, abym tylko poznała Twoją wolę. A potem
wypisała jedenaście życiowych dewiz. Między innymi, że do kina
pójdzie dopiero wtedy, gdy dowie się, że film nie jest gorszący, że
będzie unikać wszystkiego, co może okaleczyć duszę, że codziennie odmówi Zdrowaś Maryjo w intencji dobrej śmierci, że będzie się
modlić na kolanach, tak w kościele, jak i wieczorem przy łóżku, że
będzie prosić Pana Jezusa, aby nie była potępiona w piekle.
W młodości działała w Akcji Katolickiej, prowadząc grupę najmłodszych dziewcząt oraz Stowarzyszeniu Wincentego à Paulo.
Po uzyskaniu dyplomu z medycyny i chirurgii na Uniwersytecie
w Pavia w 1949, otworzyła klinikę medyczną w Mesero. W 1952
roku zrobiła specjalizację z pediatrii na Uniwersytecie w Mediolanie,
gdzie później kontynuowała swoją praktykę lekarską. Równolegle
z karierą zawodową aktywnie działała w Akcji Katolickiej.
24 września 1955 wzięła ślub z Piotrem Mollą, inżynierem mechanikiem, dyrektorem wielkiej fabryki zatrudniającej trzy tysiące robotników. Otrzymawszy od rodziców przykład chrześcijańskiej pobożności, młoda małżonka zdecydowała się na naśladowanie ich życia
rodzinnego. Wniosła w małżeństwo radość i spontaniczne pragnienie urodzenia wielu dzieci. Realizowała wskazówki spowiednika
z Lourdes, iż tak bardzo potrzeba dobrych matek. Była matką
czwórki dzieci: syna Pierluigiego, córki Marioline, Laurette i Gianny
Emanuela.
Podczas ostatniej ciąży, we wrześniu 1961, pod koniec drugiego
miesiąca, w jej macicy rozwinął się włókniak. Mimo tzw. wskazań
medycznych do przerwania ciąży, zdecydowała się donosić ją do
końca. 21 kwietnia 1962, urodziła się trzecia córka Gianna Emanuela. Pomimo starań lekarzy rankiem 28 kwietnia Molla zmarła
w wieku 39 lat. Bezpośrednią przyczyną śmierci było zapalenie
otrzewnej. Pochowano ją na cmentarzu w Mesero (4 km od Magenty). Mąż po jej śmierci powiedział:
„(...)Aby zrozumieć jej decyzję, trzeba pamiętać o jej głębokim przeświadczeniu – jako matki i jako lekarza – że dziecko, które w sobie
nosiła było istotą, która miała takie same prawa, jak pozostałe dzieci, chociaż od jego poczęcia upłynęły zaledwie dwa miesiące.
Na co dzień będąc lekarzem, żoną i matką wcieliła w życie hasło,
które przyswoiła sobie jako dziewczynka. Trzy słowa streszczające
program życia wskazywany przez Akcję Katolicką jako kierunek
zaangażowania na całe życie: modlitwa, działanie, poświęcenie.
ROK
2010
NUMER
8
ST R.
Modlitwa określana jako "dusza wszelkiego apostolatu" oznaczała
życie wewnętrzne, życie w zjednoczeniu z Bogiem i życie dla Boga.
Modlitwa osobista i wspólnotowa: medytacja, nawiedzenie Najświętszego Sakramentu, częsta spowiedź, codzienna Komunia św., rekolekcje, spotkania, nauka katechizmu.
Działanie, apostolat to pełne poświęcenie się innym, szczególnie
dalekim od Boga. Wszystko musi być czynione dla Królestwa Bożego, "aby Jezus królował". Akcja Katolicka nie czyniła rozróżnienia
między formacją osobistą i apostolatem: formacja była w służbie
działania, apostolatu, zaś działanie podejmowane dla Jezusa, dla
Jego Królestwa było szkołą autentycznej formacji. Apostolat świecki
w miejscu pracy, w domu: nie będący marginesem życia, lecz całkowicie je ogarniający. Nie ma takich chwil, kiedy się "jest w Akcji
Katolickiej" i takich kiedy się "nie jest". Codziennie w swoim środowisku, życiu społecznym, w rodzinie i pracy zawodowej, zawsze
pracuje dla Królestwa Bożego.
Poświęcenie - modlitwa i działanie powinny być czynione bez podwójnych celów, nie dla uzyskania korzyści czy pochwały, lecz by
stać się jak Jezus całkowitym darem dla innych, kosztem wyrzeczeń i cierpień, na drodze wielkodusznego współzawodnictwa miłości, która dąży do poświęcenia własnego życia dla tych, których
kocha.
Świadkami procesu beatyfikacyjnego był mąż Piotr i córka Emanuela. Cud potrzebny do beatyfikacji wydarzył się w szpitalu założonym przez o. Alberta Beretta w Brazylii. Poprzez wstawiennictwo
Joanny została uzdrowiona Łucja Sylwia Cirilo z ciężkiej infekcji,
jakiej nabawiła się po cesarskim cięciu w czasie porodu martwego
dziecka. Uroczystość beatyfikacyjna odbyła się w Rzymie na Placu
św. Piotra w dniu 24 kwietnia 1994 r. Z tej okazji w Mediolanie wybito medal pamiątkowy z napisem: "Cudowna kobieta, kochająca
życie, matka, lekarka, wzór profesjonalisty, ofiarowała swojer życie,
aby nie pogwałcić tajemnicy godności życia ludzkiego. Joanna Beretta-Molla została beatyfikowana 24 kwietnia 1994 roku i kanonizowana 16 maja 2004 roku przez papieża Jana Pawła II.. W czasie
homilii podczas uroczystości beatyfikacyjnej papież określił świętą
jako "kobietę heroicznej miłości", "przykładną żonę i matkę", której
„uwieńczeniem życia … stało się złożenie ofiary z siebie, by mogło
żyć dziecko, które nosiła w łonie ”. W Wiecznym Mieście na tle bazyliki św. Piotra został odsłonięty gobelin z wizerunkiem Świętej,
która dała świadectwo chrześcijańskiej matki, oddającej swoje życie
za życie dziecka.
Trzeba się modlić, aby Bóg podarował nam dar
życia drugiego człowieka
Św. Joanna Beretta Molla
Źródło:
http://mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl/gianna_molla/15lat.htm
http://www.meczennicy.pl
19
Staraniem kapelana naszej placówki, Edwarda Zielińskiego, relikwie świętej Joanny Beretty Molli zostaną w dniu
05.10.2010r. przywiezione do szpitala. Uświetnią uroczystości jubileuszowe naszej placówki.
Zdjęcia: archiwum szpitala,
archiwum Maciej Zarębski
Zdjęcia: archiwum szpitala,
archiwum Maciej Zarębski
Zdjęcia archiwum szpitala,
archiwum Maciej Zarębski
Zdjęcia archiwum szpitala

Podobne dokumenty