jubileusz 35—lecia
Transkrypt
jubileusz 35—lecia
W STASZOWIE IM. STEFANA NIEWIROWICZA SPZZOZ J U B I L E U S Z O W E W Y D A N I E R O K 2 0 1 0 N U M E R 8 BIU LE T Y N INFO R MAC YJ NY W R Z E S I E Ń • E G Z E M P L A R Z B E Z P Ł A T N Y Z S U E L I B U J 35—LECIA Szpital wczoraj -dziś - jutro... ST R. 2 W numerze: Od Redakcji str. 3 Od Dyrekcji str. 4 Wydaje: SPZZOZ w Staszowie im. Stefana Niewirowicza w nakładzie: 500 egzemplarzy Sylwetka Stefana Niewirowicza - lekarza i patrona staszowskiego szpitala str. 6 Adres ul. 11 Listopada 78 Wspomnienia dr. S. Madeja str. 7 - 8 28-200 Staszów Redakcja Red. Nacz. Agnieszka Noga Z-ca Red. Nacz. Anna Belusiak Ewelina Tarłowska Staszowskie reminiscencje str. 9 - 13 Adres ul. 11 listopada 78 Budynek administracyjny pokój 103 tel. 015 864 85 75 E mail: [email protected] Oni pracowali w staszowskim szpitalu str. 15 - 16 WWW www.szpitalstaszow.pl Św. Gianna Beretta Molla str. 17 – 18 BIULET YN INFORMA CYJN Y ST R. 3 Szanowni Państwo, Drodzy Czytelnicy... W kwietniu 1975 r. został oddany do użytkowania nowy budynek szpitala, a w tym roku mija 35 lat od tamtego wydarzenia. Przez te lata Nasza placówka przeszła wiele koniecznych i nieuchronnych zmian. Wydanie jubileuszowe biuletynu zostało poświęcone przede wszystkim historii szpitala i staszowskiego szpitalnictwa. Znajdziecie w nim Państwo wiele zdjęć z życia staszowskiej lecznicy, artykułów przybliżających sylwetki i życiorysy lekarzy pracujących w Naszym szpitalu, a także wspomnienia naszych pracowników. Chcielibyśmy, aby nasi pacjenci jak również pracownicy dowiedzieli się nieco więcej o jednostce, w której leczą się i pracują, spojrzeli na jej funkcjonowanie przez pryzmat tych 35 lat, dlatego też jubileuszowi 35 – lecia, towarzyszyć będzie hasło: Szpital wczoraj – dziś – jutro… Życzymy przyjemnej lektury Redakcja BIULET YN INFORMA CYJN Y ROK 2010 NUMER 8 ST R. Szanowni Państwo! Drodzy Pracownicy Szpitala! 35 lat w życiu człowieka to długi okres, po którym można spodziewać się już efektów swojego dorosłego życia. Można więc być pewnym dobrej pracy jako wyniku uzyskanego wykształcenia, można liczyć na uznanie, szacunek i poważanie środowiska. Można w końcu podsumować pewien etap życia, nie zapominając jednak o planach na przyszłość. 35 lat funkcjonowania organizacji to również bardzo dobry moment na rozważania gdzie jesteśmy, jak do tego doszliśmy i co chcemy jeszcze osiągnąć. Wiele się działo przez wszystkie lata funkcjonowania Szpitala. Wiele się zmieniało, rozwijało. Było wiele trudnych chwil i lat. Ale można dzisiaj z całą odpowiedzialnością za słowo powiedzieć, że nie mamy się czego wstydzić jako szczególny zakład pracy i jako zespół ludzi o szczególnych zawodach i powołaniu. Pracujemy wszyscy, zmieniamy się, uczymy i rozwijamy po to, aby pomagać ludziom w ich największych nieszczęściach, najtrudniejszych chwilach, w obliczu śmierci. Wszystko to nie jest łatwe i wymaga wyrzeczeń często trudnych do zaakceptowania przez Państwa. Pomimo wielu nakładów, środków zewnętrznych, wsparcia ze strony starostwa powiatowego czego efekty są wyraźnie widoczne w coraz lepszych warunkach pracy, wyposażeniu, w trwającej rozbudowie i remontach jest ciągle wiele do zrobienia. Uzyskaliśmy dwa najważniejsze certyfikaty potwierdzające wysoką jakość udzielanych przez nas świadczeń medycznych, ale to nie koniec. To raczej etap pośredni w dalszych wysiłkach i zmianach. To satysfakcja i spełnienie, a raczej wypełnienie misji i powołania. W dalszym ciągu musimy się rozwijać na wszystkich płaszczyznach, szukać nowych wyzwań i je realizować. I proszę nie traktować tego jako daremnego trudu. To zaprocentuje zarówno w lepszych kontraktach dla Szpitala jak i lepszych Państwa zarobkach. Musimy jednak teraz przygotowywać się do czekających nas wkrótce zmian sposobu funkcjonowania i formy prawnej Zakładu. Ale proszę się tego nie bać. Razem poradzimy sobie ze wszystkim. Mam prawo oceniać ostatnie 3,5 roku, czyli jedynie 10% historii Szpitala. Nie ukrywam, że jestem z tego okresu bardzo zadowolony, zwłaszcza z tego co już udało się nam osiągnąć, lecz nie zapominam o błędach i drobnych porażkach tego okresu. Jestem również dumny z Państwa pracy i chylę czoła za włożony wysiłek i zrozumienie dla wytyczonej drogi zmian i rozwoju. Wierzę, że mogę na Państwu polegać i planować dalsze zmiany. Wszyscy, którym zależy na Szpitalu, razem możemy sprostać wszelkim trudom. Wszyscy są ważni choć każdy ma w Zakładzie swoje własne i różne zadania. W dniu święta jubileuszu Naszego Szpitala proszę przyjąć moje najlepsze, serdeczne i szczere życzenia spełnienia wszystkich marzeń, planów, wszelkich zamierzeń oraz dalszego rozwoju osobistego. Proszę również przekazać wyrazy szacunku dla Państwa rodzin za zrozumienie dla zaangażowania w pracę na rzecz Szpitala. Marek Tombarkiewicz Dyrektor Szpitala w Staszowie. 4 ST R. 5 Zdjęcia archiwum szpitala BIULET YN INFORMA CYJN Y ROK 2010 NUMER 8 ST R. Sylwetka Stefana Niewirowicza lekarza i patrona staszowskiego szpitala Urodził się 11.VIII.1877 roku w Telczyńcach na Wileńszczyźnie z ojca Stefana i matki Jadwigi z Płońskich. W roku 1895 podjął studia na fakultecie medycznym Uniwersytetu w Kijowie, które ukończył w roku 1900. Początkowo pracował w szpitaliku im. Dzieciątka Jezus w Warszawie. Do Staszowa przybył w roku 1903 na zaproszenie dr. Rotha, którego poznał na jednym z zebrań lekarskich w Warszawie. W Staszowie był lekarzem miejskim i szkolnym. W roku 1905 ożenił się z wychowanicą dr. Rotha Marią Zofią Gabryszewską, z którą miał dwoje dzieci - córkę spędził w Domu Starców w Radomiu, a następnie w Kielcach Krystynę i syna Zbigniewa (po śmierci żony w roku 1927 poś- gdzie 10 września 1965 roku zmarł. Pochowany w rodzinnym lubił Felicję Piotrowską). Lata I wojny światowej spędził grobowcu Piotrowskich w Sulisławicach. Pozostawił opinię w Staszowie udzielając pomocy rannym żołnierzom. Tuż po człowieka prawego, sprawnego organizatora służby zdrowia, zakończeniu wojny przystąpił do Zarządu Polskiej Macierzy dobrego medyka i wychowawcy wielu pokoleń lekarzy. Do dziś Szkolnej, z którego to inicjatywy powstało w Staszowie krążą barwne opowieści o tym niezwykłym człowieku: zmien- Koedukacyjne Prywatne Gimnazjum. Od roku 1922 kierował nym w nastrojach polskim szlagonie, z fantazją powożącym po staszowską Kasą Chorych. W roku 1929, po śmierci dr. Kar- mieście czterokonną bryczką. Był prawdziwym lekarzem do- bownickiego został Dyrektorem staszowskiego szpitala im. mowym, stale podnoszącym swą wiedzę medyczną, filan- św. Adama. Na tym stanowisku pracował do roku 1950. Po- tropem i społecznikiem. Jego dom przy ul. Krakowskiej nad tem przez cztery lata pracował jeszcze na pół etatu w przy- Czarną był często miejscem spotkań kolegów lekarzy chodni. W roku 1954 przeszedł na emeryturę. Nadal żywo wymieniających swą wiedzę i doświadczenie, a także kolegów interesował się pracą służby zdrowia. Był postacią niezwykle z Ochotniczej Straży Pożarnej, gdzie przez wiele lat udzielał szanowaną. Przyjął się w Staszowie zwyczaj prezentowania się społecznie. każdego rozpoczynającego pracę lekarza sędziwemu eskulapowi. W roku 1961 dr Niewirowicz wstąpił, w wieku 84 lat, do Związku Zawodowego Pracowników Służby Zdrowia. Rok później jako pierwszemu pracownikowi staszowskiej służby zdrowia wręczono mu Krzyż Kawalerski OOP za długoletnią pracę oraz wielkie zasługi położone dla staszowskiego szpitalnictwa, w tym szczególnie w okresie II wojny światowej (szybka akcja ewakuacji szpitala do Łoniowa i z powrotem na początku 1945 roku). Ostatnie lata życia dr Niewirowicz Przedruk Zaczęło się od przytułku... Maciej Zarębski 6 ROK 2010 NUMER 8 ST R. 7 Wspomnienia dr S. Madeja Wyniki naszych badań zostały Jubileusz 35-lecia Staszowskiego Szpitala upoważnia do przedstawienia osiągnięć laryngologii w Staszowie. 01.06.1975 r w nowym Szpitalu ordynatorem oddziału został Stanisław Madej, który zorganizował od podstaw Oddział z własną salą operacyjną, dobrze wyposażony w sprzęt diagnostyczno - operacyjny. W 1981r Oddział uzyskał rangę Oddziału Wojewódzkiego w ówczesnym województwie tarnobrzeskim a dr n. med. Stanisław Madej został Konsultantem Wojewódzkim w dziedzinie Otolaryngologii. Oddział stał się ośrodkiem szkoleń laryngologów z terenu województwa i miejscem zdawania egzaminów lekarzy na I stopień z Otolaryngologii. Wyposażenie oddziału dzięki sponsorom w sprzęt diagnostyczny słuchu oraz uzyskanie specjalizacji z audiologii przez lek. laryngolog Grażynę Ogonowską spowodował, że oddział jako jeden z 13 w kraju uczestniczył w latach 1996-1998 w „Opracowaniu ujednoliconego programu badań przesiewowych noworodków pod kątem wykrywania wad słuchu", który realizowany był na zlecenie Ministra Zdrowia i opieki Społecznej pod kierunkiem profesora dr. hab. medycyny Henryka Skarżyńskiego Dyrektora Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu w Warszawie. Wyniki naszych badań i własne doświadczenia w wykrywaniu wczesnych wad słuchu u noworodków i niemowląt oraz u małych dzieci dr n. med. Stanisław Madej i lek. Grażyna Ogonowska prezentowali wspólnie z profesorem dr. hab. med. Henrykiem Skarżyńskim i docentem Krzysztofem Kochankiem z Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu w Warszawie na Sympozjum Polsko - Amerykańskim V Międzynarodowej Konferencji Naukowo - Szkoleniowej w Warszawie 13-16 września 1997r., wygłaszając pracę „Badania przesiewowe słuchu u noworodków metodą ABR w ZZOZ Staszów", oraz na II Sympozjum Polsko-Amerykańskim w Warszawie w kwietniu 1998r., prezentując „Porównanie efektywności dwóch modeli badań przesiewowych słuchu u noworodków realizowanych metodą ABR na oddziałach fizjologii noworodka (modelu powszechnego i grupy ryzyka)". Na XIII Sympozjum Audiologicznym w 2002r w Kazimierzu Dolnym przedstawiliśmy „Sześcioletnie doświadczenia w realizacji programu przesiewowych badań słuchu u noworodków i niemowląt". W listopadzie 1997r. na zlecenie prof. dr. hab. Henryka Skarżyńskiego Realizatora Programu Opieki nad Osobami z Uszkodzeniem Słuchu w Polsce dr n. med. Stanisław Madej opracował model wojewódzkiej placówki diagnostyczno - leczniczo rehabilitacyjnej. zaprezentowane na Sympozjum Polsko Amerykańskim V Międzynarodowej Konferencji Naukowo Model ten jako pierwszy w kraju został wdrożony - Szkoleniowej w Staszowie, obejmuje diagnostykę laryngologiczną, w Warszawie audiologiczną, foniatryczną, leczenie oraz rehabilitację słuchu i mowy. Powstała Poradnia Foniatryczna 13-16 września 1997r. z nowoczesną diagnostyką videostroboskopową prowadzona przez specjalistę foniatrii lek. med. Marię Modrzewską, która uczestniczyła w realizacji Ogólnopolskiego Programu zaburzeń głosu u nauczycieli prowadzonym przez Instytut Medycyny Pracy w Łodzi. Poradnia Rehabilitacji Słuchu i Mowy z nowoczesną aparaturą prowadzona poprzednio przez mgr Izabelę Karbarz - Piksa, obecnie mgr Małgorzatę Nowicką pedagog logopedę. Poradnia Audiologiczna kierowana przez specjalistę audiologii Grażynę Ogonowską zajmująca się doborem aparatów słuchowych dla dzieci i dorosłych. Dzięki temu cały proces diagnostyki słuchu, aparatowania, leczenia, rehabilitacji odbywa się w jednym Ośrodku w Staszowie. Za szczególne osiągnięcia w dziedzinie ochrony zdrowia 11.11.1998r. dr n. med. Stanisław Madej otrzymał nagrodę I stopnia Ministra Zdrowia. Braliśmy udział w Systemie Powszechnych Badań Słuchu „Słyszę"- badań przesiewowych komputerowych u dzieci i młodzieży w 2001r. W 2008r. prowadziliśmy badania przesiewowe słuchu i głosu u dzieci w wieku 7 lat z terenów wiejskich i małych miast województw Polski wschodniej w ramach programu Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu oraz KRUS. W 1999r. uczestniczyliśmy w Programie Ogólnopolskim diagnostyki szumów usznych. Od 2002r. jesteśmy Ośrodkiem II poziomu referencyjnego Programu Powszechnych Przesiewowych Badań Słuchu u Noworodków Fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Doświadczenia i uwarunkowania przeprowadzonych badań dr n. med. Stanisław Madej i lek. Grażyna Ogonowska prezentowali na I Międzynarodowej Konferencji „Wczesne Wykrywanie i Rehabilitacja Zaburzeń Słuchu u Dzieci" w Warszawie w 2005r. Od czerwca br. uczestniczymy w „Programie Rozwoju Ogólnopolskiej Sieci Ośrodków Telerehabilitacji Słuchowej" ROK 2010 NUMER 8 kierowanym przez Instytut Fizjologii i Patologii Słuchu w Warszawie polegającym na ustawianiu procesorów implantów ślimakowych. W Oddziale Otolaryngologicznym leczone są przypadki odbiorczych i przewodzeniowych zaburzeń słuchu, szumów usznych, oraz wykonywany szeroki zakres operacji. Na oddziale i w poradniach pracują: specjalista otolaryngologii lek. Urszula Szpak - Kędziora ordynator oddziału od 2008r., specjalista laryngologii i alergologii lek. Alicja Najmowicz, dr n. med. Stanisław Madej, specjalizującą się w otolaryngologii lek. Tatiana Fijałkowska, specjalista audiologii laryngolog lek. Grażyna Ogonowska i specjalista foniatrii laryngolog lek. Maria Modrzewska. Do lipca 2007r. pracował specjalista otolaryngolog lek. Andrzej Zygmunt, który przez 1,5 roku pełnił obowiązki ordynatora. W skład zespołu zajmującego się badaniem słuchu, aparatowaniem wchodzą pielęgniarka Wioletta Strzyż, pielęgniarka Barbara Matuszewska, technicy audiologii: Zofia Patrzałek, Małgorzata Zawada. Ośrodek nasz wizytowali i zapoznali się z pracą profesorowie i naukowcy z licznych klinik otolaryngologicznych, wymienieni w porządku alfabetycznym: profesor dr hab. med. Stanisław Bień - Kielce, profesor dr hab. med. Wiesław Gołąbek - Lublin, doc. dr hab. inż. Krzysztof Kochanek- Warszawa, profesor dr hab. med. Andrzej Kukwa - Warszawa, profesor dr hab. med. Andrzej Obrębowski - Poznań, profesor dr hab. med. Eugeniusz Olszewski - Kraków, profesor dr hab. med., dr h.c. Antoni Pruszewicz- Poznań, profesor dr hab. med. Henryk Skarżyński- Warszawa, profesor dr hab. med. Jacek Składzień - Kraków, profesor dr hab. Mariola Śliwińska - Łódź. Reasumując należy podkreślić, że ewenementem w skali kraju jest, że w mieście powiatowym Staszów funkcjonuje ośrodek otolaryngologiczny, audiologiczny, foniatryczny, rehabilitacji słuchu i mowy. Stanisław Madej Zdjęcia udostępnił S. Madej ST R. 8 ROK 2010 NUMER 8 ST R. Staszowskie reminiscencje Rok 1975 przynosi duże zmiany w naszym życiu. Podejmujemy decyzję o opuszczeniu Białegostoku. Decyzja trochę zaskakująca, podyktowana względami emocjonalnymi, ale już zapadła. Przyznaję, mam mieszane uczucia. Dostałam właśnie etat w Pracowni EKG Szpitala Wojewódzkiego, skończyły się męczące codzienne dojazdy do Szpitala w Choroszczy, kontynuuję specjalizację II0 z chorób wewnętrznych na jednym z lepszych oddziałów, pracuję w sympatycznym koleżeńskim zespole, działam społecznie w osiedlowej służbie zdrowia (pomoc medycznopielęgniarska dla samotnych starszych ludzi), cieszę się sympatią moich podopiecznych, zupełnie niedawno urządziliśmy nasze pierwsze własne mieszkanie i teraz to wszystko ma się zmienić. Kiedy patrzę na to z perspektywy czasu, podziwiam naszą odwagę i determinację. No, ale wtedy mieliśmy o ponad trzydzieści lat mniej i nie było dla nas rzeczy trudnych i niemożliwych. Ponadto w naturze człowieka tkwi coś takiego, że każda zmiana kojarzy się ze zmianą na lepsze. A zatem postanowione. Mąż studiuje mapę Polski, siada w samochód i rusza na poszukiwanie pracy. Codziennie dzwoni z trasy i przekazuje mi informacje. Jest oferta z Bielska-Białej. Możemy również dostać pracę i mieszkanie w Płocku. Płock piękne miasto, z szansami rozwoju dzięki Petrochemii, no i niedaleko od mojego rodzinnego Przasnysza. Nie byłoby to złe rozwiązanie. Ale mój mąż jedzie stamtąd w swoje rodzinne strony, do dawnej Galicji. Już następnego dnia mam wiadomość, że czeka na nas praca i klucze od M4 w Stalowej Woli. W międzyczasie spotyka kolegę – Janusza Omastę, który buduje właśnie nowy szpital w Staszowie. Wizja lokalna, rozmowa z Dyrektorem dr. Stefanem Grosickim i ostatecznie wybór pada na Staszów. Do rodzinnych Kielc męża tylko 67 kilometrów, szpital nowy, spod igły, zespół lekarski dopiero się kompletuje, miesz- kanie trzypokojowe w nowo budowanych obok szpitala blokach. Jedyny „mankament” to to, że w wyniku reformy terytorialnej kraju Staszów znalazł się poza województwem kieleckim. Mąż rozpoczyna pracę w Staszowie pierwszego kwietnia, uczestniczy w adaptacji pomieszczeń i wyposażaniu Działu Diagnostycznego, którego zostaje kierownikiem. Ja z córkami siedzę jeszcze na walizkach w Białymstoku. Gorący okres przeprowadzki i zamykania wszelkich spraw związanych z naszym okresem białostockim. Mój szef i kierownik specjalizacji doc. Wojciech Pędich w ramach „wywianowania” proponuje mi otwarcie przewodu doktorskiego. Temat doktoratu kliniczny, będę więc musiała co jakiś czas przyjeżdżać na konsultacje i rozstanie z Białymstokiem nie będzie takie bolesne. Bądź co bądź, spędziłam w tym mieście ponad dwanaście lat. 1 lipca 1975 roku rozpoczynam pracę na Oddziale Wewnętrznym ZOZ w Staszowie jako asystent. Funkcję ordynatora pełni dr Stefan Olszowiec – mądry i doświadczony lekarz, bezkonfliktowy człowiek, świetnie zorganizowany. Pracował jako lekarz wojskowy, co pewnie nie pozostało bez wpływu na jego styl pracy, wyjątkową odpowiedzialność, punktualność i sumienność. Codzienna wizyta na oddziale, który liczy około 70 łóżek przebiega niezwykle sprawnie, potem zlecone na wizycie zabiegi, badania i konsultacje. Od godziny 12.00 pozostaje czas na „papiery”. Każdy ma jeszcze jakieś dodatkowe zajęcia typu przychodnia, czy konsultacje. Zespół lekarski na Oddziale Wewnętrznym nietypowy, bo jestem, póki co, jedyną kobietą i korzystam ze specjalnych praw, tzn. koledzy parzą mi np. kawę czy herbatę. Pracują razem ze mną dr Janusz Janik, specjalista interny pełniący funkcję z-cy ordynatora oraz młodsi koledzy Andrzej Sidorów ( nazywany często przez chorych, z racji nazwiska, „ruskim doktorem”), dr Stanisław Siatka oraz mój mąż – Maciej Zarębski, który w ra- 9 ROK 2010 NUMER 8 mach dwugodzinnego oddelegowania z laboratorium robi specjalizację z chorób wewnętrznych. Atmosfera jest sympatyczna, koleżeńska. Andrzej Sidorów jest znanym kawalarzem i wnosi do pracy elementy humorystyczne. W czasie wizyty ordynatorskiej, przy łóżku chorego z miażdżycą zarostową tętnic kończyn dolnych z poważną miną komentuje – „W tym przypadku pomógłby tylko wycior”. Po wizycie chory przychodzi do gabinetu lekarskiego, żeby powiedzieć, że sprawę przemyślał i jest zdecydowany „na wycior”. Znany był też patent Andrzeja na uciążliwych hipochondrycznych pacjentów, którzy odwiedzali przychodnię przez sześć dni w tygodniu. Zapisywał im mieszanki ziołowe, których przygotowywanie zgodnie z załączoną „instrukcją obsługi” zajmowało parę godzin dziennie i chory zamiast naprzykrzać się lekarzowi zajmował się parzeniem ziółek. Pamiętam jedno kłopotliwe wydarzenie, z którego wybawił mnie właśnie dr Sidorów. Otóż, wdzięczność któregoś z wyleczonych pacjentów objawiła się w postaci żywego koguta, którym zostałam obdarowana w gabinecie lekarskim. Trzeba było widzieć moją minę. Nigdy w życiu nie zabiłam żadnego stworzenia. Wracać ze szpitala z kogutem na sznurku też nijako. Co tu robić? Kolega Andrzej chwycił żywy prezent pod pachę, zrobił „kęsim” w oddziałowej kuchence i wręczył mi już gotowy półfabrykat. Na pomoc kolegów mogłam liczyć i w innych sytuacjach. Kiedyś w czasie mojego dyżuru trafił na Izbę Przyjęć pacjent z odmą opłucnową. Teoretycznie wiedziałam co robić, ale nie miałam żadnego doświadczenia w tej dziedzinie. W Szpitalu Wojewódzkim w Białymstoku takie przypadki prowadzili torakochirurdzy a nie interniści. Choremu nasilała się duszność i trzeba było działać. Na szczęście kolega Stasiu Siatka, który w czasie stażu „ordynował” na pobliskim Oddziale Ftyzjatrycznym w Rytwianach, widział i leczył niejedną odmę, mógł więc wesprzeć swoim doświadczeniem starszą wiekiem i stażem koleżankę. Muszę powiedzieć, że specyfika pracy na oddziale wewnętrznym w szpitalu rejonowym różni się zdecydowanie od pracy w wyżej wyspecjalizowanych ośrodkach. Tu jest cały przekrój medycyny – interna, neurologia, choroby infekcyjne, dermatologia. Zdobywa się rzeczywiście solidne szlify zawodowe. Szpital w Staszowie jest, jak na ówczesne czasy, nowoczesny i dobrze wyposażony. Cztery podstawowe Oddziały – Interna, Chirurgia, Ginekologia z Położnictwem, Pediatria, a ponadto Ortopedia, Urologia, Laryngologia, Noworodki, Apteka, Punkt krwiodawstwa, Pracownia Rentgenowska i Laboratorium czynne całą dobę. Obok Izby Przyjęć z dwułóżkową salką obserwacyjną, Pogotowie Ratunkowe. Poza oddziałami mieszczą się tu jeszcze poradnie specjalistyczne, Pracownia EKG. Nad tą ostatnią mam nadzór merytoryczny opisując szpitalne i ambulatoryjne elektrokardiogramy. Do moich obowiązków należą konsultacje na Oddziale Laryngologii i Ortopedii. Chodzę na nie z przyjemnością. Po jakimś czasie dochodzą mi jeszcze obowiązki lekarza zakładowego. W szpitalu panuje jakaś szczególna atmosfera. Nie jest nas ST R. lekarzy zbyt dużo, wszyscy się znają, większość mieszka w dwóch blokach przyszpitalnych. Czujemy się jak jedna wielka rodzina. Rano wszyscy się spotykają na półgodzinnym raporcie w szpitalnej stołówce. Lekarze dyżurni informują o tym, co się wydarzyło w szpitalu w czasie dyżuru, dyrekcja zapoznaje z nowymi zarządzeniami, kierownicy działów pomocniczych przedstawiają istniejące problemy. Raz w tygodniu jest spotkanie ordynatorów i kierowników z dyrekcją. Zapewnia to prawidłowe funkcjonowanie całego szpitalnego organizmu. Wśród kolegów lekarzy, szczególnie tych starszych, są prawdziwe osobowości. Doktor Ryszard Żelazowski – wieloletni ordynator Oddziału Chirurgii (jeszcze w starym szpitalu) – niezwykle kulturalny, dystyngowany starszy pan, z którym rozmowa i dyskusja o pacjentach jest prawdziwą przyjemnością. Doktor Stefan Olszowiec, ordynator Oddziału Wewnętrznego, o którym pisałam już wcześniej. Imponuje kondycją i samodyscypliną – dwa razy dziennie pokonuje drogę dom – szpital (dobre dwa kilometry w jedną stronę) pieszo. Doktor Wiesław Łukasiewicz – ordynator Oddziału GinekologicznoPołożniczego – przez wiele lat jedyny ginekolog w Staszowie, pozostający pod telefonem przez 24 godziny na dobę. Krążą o nim różne opowieści, ale jedno jest pewne – to wspaniały operator. Moja koleżanka, anestezjolog ze Szpitala Bielańskiego w Warszawie, towarzyszyła kiedyś dr. Łukasiewiczowi w czasie zabiegu ginekologicznego. Potem skomentowała, że widziała wielu zabiegowców w akcji, ale tak zdolny manualnie operator trafia się bardzo rzadko. Doktor Kazimierz Machowski – ordynator Oddziału Ortopedii, który przybył do Staszowa z wiodącego ośrodka ortopedycznego w Piekarach Śląskich. Doświadczony specjalista w swojej dziedzinie, tworzy wiodący w województwie Oddział. Ma młody, ambitny zespół, dla którego jest niekłamanym autorytetem. No i doktor Stanisław Madej, wspaniały laryngolog, sympatyczny, uczynny i skromny, a przy tym niezwykle skuteczny w działaniu człowiek. Staszowski Oddział Laryngologii pod jego kierownictwem zyskuje wkrótce rangę Oddziału Wojewódzkiego. Przyjeżdżają się tu nawet leczyć pacjenci z ościennych województw. Sympatyczną niewątpliwie postacią jest pani doktor Halina Kleszcz - dyrektor do spraw lecznictwa, specjalista pediatra. Z nieodłącznym papierosem w dłoni, starająca się pogodzić ambicje i dążenia prężnie rozwijającego się zespołu lekarskiego ze skromnymi możliwościami budżetowymi szpitala. Nazywana przez nas po prostu „Małgośką”. Dyżury w szpitalu są pracowite, ale lubię je. Wszyscy dyżurni spotykają się w dyspozytorni Pogotowia. Dyspozytorki – pani Ala Dudek, pani Danusia Bąk i pani Danusia Gozdek pamiętają czasy starego szpitala i starego pogotowia, barwnym opowieściom nie ma końca. A to o doktorze Wrześniaku, którego w damskim przebraniu, z brzuchem wypchanym poduszką wieziono na sygnale na porodówkę, a to o sanitariuszu, który słysząc, że u rodzącej lekarz stwierdził wypadniętą rączkę, szukał jej wokół karetki, a to 10 Zdjęcia archiwum szpitala ROK 2010 NUMER 8 o psikusach jakie sobie nawzajem urządzali kierowcy i sanitariusze w siedzibie dawnego pogotowia. Pijemy wspólną kawę czy herbatę, na bieżąco jesteśmy przez radiotelefon informowani, czy karetka wiezie chorego do szpitala i w jakim stanie. Jeżeli jest jakiś szczególnie trudny, czy ciężki przypadek zespół dyżurnych czeka na Izbie Przyjęć gotowy do udzielenia pomocy. Odczuwa się wyraźnie potrzebę i chęć pracy zespołowej. Zdarza się, że dyżurny internista trzyma haki operującemu na ostro chirurgowi lub sam wykonuje drobne zabiegi chirurgiczne, jeżeli specjalista jest akurat zajęty. Poza tym, ponieważ większość lekarzy mieszka tuż obok szpitala, zawsze można kogoś ściągnąć do pomocy. Coraz bardziej zaczynam wrastać w środowisko. Mówię i myślę – mój oddział, mój szpital. Praca doktorska wolno, ale postępuje do przodu. Zajmuję się badaniem zachowania się zastawki aortalnej w migotaniu przedsionków w obrazie echokardiograficznym. Pierwsze badania robiłam w Białymstoku korzystając z prototypowego echokardiografu dwupłaszczyznowego będącego na wyposażeniu Pracowni Polikardiografii Szpitala Wojewódzkiego. Dyrekcja szpitala w Staszowie wyraziła zgodę na moje oddelegowanie do Białegostoku na dwa dni w miesiącu. W tym tempie nie skończę za dziesięć lat. Pomaga, jak to zwykle w życiu bywa, przypadek. Okazuje się, że dyrektor zakładu produkującego ówczesne echokardiografy jest znajomym męża. Udaje się zamówić i zakupić taki aparat dla szpitala w Staszowie. Teraz tylko mobilizacja, popołudnia na badaniach pacjentów w szpitalu, kilkakrotne wyprawy do Głównej Biblioteki Lekarskiej do Warszawy i opracowywanie uzyskanych wyników. Jak sobie porównam, jakie możliwości techniczne, jeżeli chodzi o pracę naukową, mają koledzy obecnie, to widzę, że miałam strasznie pod górkę. Równocześnie należało finalizować specjalizację II0 z interny. Zakwalifikowano mnie na kurs atestacyjny w Centrum Kształcenia Podyplomowego w Warszawie w terminie styczeń – marzec 1980 r. I to był ten komfort, którego brakuje lekarzom dzisiaj. Pełna izolacja od problemów codziennych, trzy miesiące tylko na naukę, z pełną refundacją wszelkich kosztów. Wykorzystałam ten czas dobrze, co zaowocowało pomyślnie zdanym egzaminem. Teraz można było się skupić na doktoracie. Otworzyłam również podspecjalizację z kardiologii. Mam świadomość, że cierpi na tym wszystkim życie rodzinne. Córki w wieku wczesnoszkolnym i przedszkolnym są często podrzucane babciom. Buntują się, a przy okazji świąt składają mi życzenia, żebym nie musiała dyżurować... Gdyby się tak dało! Jedyne co możemy dla nich zrobić, to zmienić mieszkanie. Przenosimy się z bloku przyszpitalnego do wyremontowanego budynku starego szpitala. Stąd jest o wiele bliżej do szkoły i do przedszkola. Jest też stary ogród przyszpitalny, za domem rzeka. Dzieciom się tu podoba. My mamy tylko dalej do pracy, ale dojeżdżamy samochodem. Dowiadujemy się, że sporo naszych kolegów z Białegostoku wybiera się na kontrakt medyczny do Libii. Mają zabezpieczać obsadę szpitala w miejscowości Zliten. Zaczynamy rozważać taką ST R. możliwość. Składamy wstępną wizytę informacyjną w Polservice w Warszawie. Dowiadujemy się, że możemy złożyć ofertę, ale z wyjazdem nie jest łatwo i należy czekać na wiadomość. Składamy zatem akces i zapominamy na razie o całej sprawie. Szpital i środowisko lekarskie wkomponowało się już w pejzaż Staszowa. Młodzi lekarze zakładają rodziny, inwestują w mieszkania spółdzielcze, a nawet we własne domy. Bum siarkowy, otwarcie Zakładów Dwusiarczku, budowa Elektrowni w Połańcu powoduje rozwój miasta, napływ ludności, konieczność uruchomienia przemysłowej służby zdrowia. Do Połańca jest przyjmowanych dziennie po kilkaset osób, w tym do pracy na wysokości. Wszyscy muszą mieć badania lekarskie, których przeprowadzenie nie jest w tych warunkach łatwe. Lekarz neurolog sprawdza np. próbę Romberga u kilkunastu delikwentów równocześnie, ustawiając ich w szeregu, jeden obok drugiego. Nawet gdyby któryś z nich miał zaburzenie równowagi, to się nie zachwieje i nie upadnie, bo nie ma technicznie takiej możliwości. Szpital działa pełną parą. Część lekarzy, którzy rozpoczynali razem z nami pracę, odeszło, na ich miejsce przychodzą nowi. Nie ma już takiej familiarnej atmosfery jak na początku, zdarzają się jakieś drobne walki podjazdowe, ale w sumie pracuje się nieźle. Koledzy z terenu ZOZ-u robią specjalizacje, nawet doktoraty (dr Jan Stradowski i dr Janusz Gil). Działa prężnie Koło Polskiego Towarzystwa Lekarskiego. Na jego zaproszenie goszczą sławy polskiej medycyny. Organizowane są ogólnopolskie sympozja, spotkania integracyjne. Mamy do dyspozycji ośrodek wypoczynkowy w pobliskim Golejowie z bazą noclegową i zapleczem kulinarnym. Na Oddziale Wewnętrznym nie jestem już jedyną kobietą - lekarzem. Do zespołu dołączyły koleżanki – Krysia Dworak i w ramach specjalizacji Irena Brzozowska, która równocześnie pracuje w Poradni Przemysłowej w Połańcu. Odszedł do Przemyśla Andrzej Sidorów, Stasiu Siatka po zrobieniu specjalizacji przeszedł do przychodni w Spółdzielni Inwalidów. Zespół oddziałowy wzmocnili młodzi koledzy – Krzysztof Kalinowski, Ireneusz Kędziora, Witold Kanios i Marian Sierant. Są pełni entuzjazmu i zapału do pracy. Na pewno będą kiedyś dobrymi lekarzami. Na oddziale zostaje zorganizowana czterołóżkowa sala intensywnego nadzoru kardiologicznego z monitoringiem i osobnym stanowiskiem pielęgniarskim. Wykonujemy zabiegi kardiowersji, stymulacji przezprzełykowej, zabezpieczania elektrodą wewnątrzsercową. Jak na szpital rejonowy to niemało. Uruchamiamy pracownię endoskopową. Oddajemy kilka sal dla chorych neurologicznych, których prowadzi dr Zdzisław Paciura. Są to sale dwuosobowe z pełnym węzłem sanitarnym, gdzie można prowadzić zabiegi typu s.p.a. Jest też wydzielone pomieszczenie na rehabilitację. Przybyła też na oddziale... kaplica, o którą stoczona została prawdziwa batalia. W momencie, kiedy powstawały plany szpitala nie było jeszcze przyzwolenia na pomieszczenia kultu religijnego w tego typu obiektach. Potem czasy się zaczęły zmieniać, nastą- 12 ROK 2010 NUMER 8 ST R. piła odwilż i społeczeństwo zaczęło się domagać kaplicy w nowym szpitalu. Kler dzielnie sekundował tym żądaniom, a dyrekcja była między tzw. młotem i kowadłem. Z jednej strony naciski społeczne, z drugiej wytyczne z KW. Próbowano sprawę odwlekać w czasie, ale naród zaczynał się niecierpliwić. Któregoś dnia ksiądz proboszcz przyniósł uroczyście monstrancję do szpitala i pozostawił ją, aby stała się zalążkiem przyszłej kaplicy. Dyrekcja poleciła odnieść monstrancję z powrotem do kościoła, wywołując tym świętą wojnę. Następnego dnia po tym zdarzeniu wkroczył do szpitala tłum wiernych ze sztandarami i pieśnią „My chcemy Boga...” na ustach. Dyrekcja w obawie przed zlinczowaniem salwowała się ucieczką tylnym wyjściem. Naród wojnę wygrał. Zaczęto pospiesznie poszukiwać odpowiedniego pomieszczenia na sanktuarium. Padło na gabinet zabiegowy na Oddziale Wewnętrznym i słowo ciałem się stało. Przychodzi sierpień 1980 roku. Zachłystujemy się wolnością. Puste półki w sklepach, kolejki, ale oddycha się swobodniej. 30 maja 1981 roku bronię pracę doktorską w Akademii Medycznej w Białymstoku, a dwa tygodnie później rodzę syna. Mam już doktorat, specjalizację, postanawiam trochę oderwać się od pracy zawodowej i więcej czasu poświęcić rodzinie. Biorę urlop wychowawczy, wyjeżdżam do Białegostoku z kilkumiesięcznym synem i młodszą córką, aby ratować mieszkanie spółdzielcze, które tam pozostawiliśmy. Takie to były czasy. Jest ciężko. Podejmuję dorywczą pracę w Komisji do Spraw Orzecznictwa. Dziećmi opiekuje się wtedy sąsiadka. Dalsze plany i zamierzenia koryguje życie. 13 grudnia zostaje ogłoszony stan wojenny. W takiej sytuacji rodzina powinna być razem. Mąż nie zważając na brak przepustki, z niewielkim zapasem benzyny, jedzie razem z teściem po nas do Białegostoku. Pakujemy się w ciągu godziny i wyjeżdżamy. Mróz i śnieg, a my z malutkim dzieckiem, wózkiem, wanienką innymi klamotami, z pięciolitrowym kanistrem benzyny przemieszczamy się z jednego końca Polski na drugi. Po drodze patrole wojska, pod Ursusem czołgi, stacje benzynowe dostępne tylko dla wojska. Modliłam się, żebyśmy szczęśliwie dojechali. Benzyny zabrakło na szczęście dopiero w Kielcach, dwieście metrów od domu szwagrów. Jeden telefon do kuzyna i dostaliśmy tyle paliwa, że spokojnie dojechaliśmy do Staszowa. Gdzieś na jesieni roku 1982 otrzymaliśmy wezwanie na rozmowę, związaną z wyjazdem na kontrakt w Libii. W ferworze tylu różnych wydarzeń zupełnie o tej sprawie zapomnieliśmy. Rozmowy kwalifikacyjne odbywały się w Novotelu we Wrocławiu. Zostaliśmy zakwalifikowani do wyjazdu z zespołem wrocławskim do Syrte, ale znowu nie padł żaden konkretny termin, mieliśmy być w kontakcie ze Szpitalem Wojewódzkim we Wrocławiu. Zaczęły się narady i dyskusje rodzinne. Kiedy przymierzaliśmy się do tego wyjazdu, nie było jeszcze w planach naszej najmłodszej latorośli. Teraz sytuacja się skomplikowała. Próbowałam namówić męża, żeby pojechał sam, ale nie chciał nawet słuchać. W końcu rodzice i teściowie zadeklarowali daleko idącą pomoc i przekonali nas na tak. Starsza córka, która zaczęła właśnie naukę w liceum, miała zostać u moich rodziców w Przasnyszu, opieki nad półtorarocznym synem podjęli się rodzice męża, a młodsza córka (piąta klasa szkoły podstawowej) miała pojechać z nami. Kolejne miesiące mijają w oczekiwaniu wyjazdu. Gdzieś w październiku dowiadujemy się, że z Wydziału Zdrowia w Tarnobrzegu wpłynęło do Szpitala Wojewódzkiego we Wrocławiu pismo, że w związku z deficytem lekarzy nie ma zgody na nasz wyjazd. Sprawa dziwna, bo kilka miesięcy wcześniej była sytuacja odwrotna, tzn. była zgoda, a nie było żadnego deficytu. Ktoś coś pokręcił i to chyba celowo. Na szczęście udało się wszystko dosyć szybko wyjaśnić z pozytywnym dla nas skutkiem. W dwa miesiące później otrzymaliśmy wiadomość, że 30 grudnia 1982 roku wylatujemy na trzyletni kontrakt medyczny do Sirte w środkowo-północnej Libii. Wróciliśmy do Staszowa w lutym 1986 roku. Po powrocie pracowałam w staszowskim szpitalu jeszcze dwa lata, a potem swoją drogę zawodową związałam z Kielcami. Okres staszowski to okres mojej największej aktywności zawodowej, wspominam go niezwykle ciepło i sympatycznie, i chętnie wracam do niego pamięcią. Ludomira Zarębska Zdjęcia udostępnił Maciej Zarębski 13 Zdjęcia archiwum szpitala ROK 2010 NUMER 8 ST R. 15 Oni pracowali w staszowskim szpitalu… Dr Stefan Olszowiec (1918 - 2010) Urodził się 18 maja 1918 roku na rubieżach wschodnich odradzającej się Polski. Ukończył AM w Gdańsku w roku 1948 jako jeden z pierwszych absolwentów tej uczelni. Po ukończeniu studiów przez kilka lat pracował na uczelni początkowo w Klinice Chorób Zakażnych u prof. Bincera, a potem w latach 1950-52 w Klinice Chorób Wewnętrznych prof. Pensona, gdzie zdobył I stopień specjalizacji w tej dziedzinie. W latach 1952-57 pracował jako przymusowy ochotnik w Wojskowym Szpitalu w Koszalinie, gdzie pod kierunkiem prof. Kędry uzyskał uznaniową specjalizację II stopnia oczywiście z interny. Na początku 1957 roku kiedy pojawiła się możliwość rezygnacji z pracy w wojsku wyjeżdża na południe na teren ziemi świętokrzyskiej. Przez dwa lata pracuje w szpitalu powiatowym we Włoszczowie, by z dniem 1 sierpnia 1959 roku objąć ordynaturę Oddziału Chorób Wewnętrznych Szpitala Powiatowego w Staszowie. Stanowisko to przejął po dr. Zygmuncie Białku, który wyjechał do Szczawnicy. Funkcję ordynatora staszowskiego szpitala sprawował nieprzerwanie przez blisko 30 lat, dokładnie do 30 czerwca 1986 roku. Przez kolejne lata, do 1998 roku dr Olszowiec już jako emeryt pracował w lecznictwie otwartym m.in. w Spółdzielni Inwalidów „Jedność”, w Ośrodku Zdrowia w Koniemłotach oraz w Przychodni Rejonowej w Staszowie. W ostatnich latach życia korzystał w pełni z przywilejów wieku emerytalnego, wiele czasu przeznaczając na lekturę książek głównie historycznych, spacery, podróże oraz życie rodzinne. Poza pracą zawodową, dr Olszowiec dużo czasu poświęcał działalności na rzecz naszej korporacji, będąc działaczem Polskiego Towarzystwa Lekarskiego oraz związkowym. W roku 1976 był współzałożycielem Staszowskiego Koła PTL, pełniąc w latach latach 1976 - 82 funkcję przewodniczącego; działał przez lata w Zarządzie Oddziału Wojewódzkiego PTL w Stalowej Woli. Wspólnie z autorem tych wspomnień zorganizował we wrześniu 1978 roku Ogólnopolskie Sympozjum Gerontofarmakologii z udziałem wielu sław medycznych, w tym prof. Piotra Kubikowskiego, prof. Zofię Kuratowską, prof. Wojciecha Pędicha oraz prof. Andrzeja Da- nysza. Pod jego kierunkiem kilkunastu lekarzy (w tym niżej podpisany) uzyskało pierwszy, a kilku drugi stopień specjalizacji z chorób wewnętrznych. Jako lekarz, dr Olszowiec bardzo sumiennie i rzetelnie zajmował się pacjentami zawsze starając się doprowadzić do ich wyleczenia w miarę optymalnymi środkami; jako działacz korporacyjny i związkowiec bezkonfliktowo starał się pomagać młodszym kolegom, którzy zawsze mogli liczyć na jego pobłażliwość i pomoc. Dla wszystkich był wzorem dyscypliny wewnętrznej oraz utrzymania do końca dobrej formy fizycznej, dzięki uprawianym forsownym spacerom i stosowanej diecie. W ostatnich latach życia cierpiał na chorobę nowotworową, z którą zmagał się do końca. Przed dwoma laty, gdy obchodzono jubileusz 90 lecia Jego urodzin, wydawało się, iż pokonał chorobę… Niestety stało się inaczej. Zmarł 3 stycznia 2010 roku. Pochowany został na Cmentarzu Rakowickiem w Krakowie. Maciej A. Zarębski Dr Wiesław Łukasiewicz (1934 - 2009) Doskonały operator, Był niezwykle barwną i szanowaną postacią grodu nad Czarną, z którym związany był od 1959 roku. Organizował od podstaw Oddział Położniczo - Ginekologiczny staszowskiego szpitala. Doskonały operator, uczynny kolega, wyrozumiały szef… Odszedł do lepszego ze światów po długotrwałej, ciężkiej chorobie 12 lutego 2009 roku. W ostatniej drodze, lubianego i popularnego doktora żegnało kilka pokoleń staszowian, którym w olbrzymiej większości towarzyszył, gdy przychodziła na świat. O jego ofiarności, zrozumieniu i oddaniu dla swych pacjentek, którym nigdy nie szczędził sił i wiedzy; koleżeńskości wobec współpracowników, a także fachowości i zdolności do przeprowadzania skomplikowanych nieraz operacji mówił w słowie pożegnalnym na cmentarzu w Staszowie wzruszony dr Tadeusz Lech, jego uczeń i następca. Szczególnie mocno zabrzmiały uczynny kolega, wyrozumiały szef… ROK 2010 NUMER 8 w jego ustach słowa nawiązujące do tradycji przekazu pokoleniowego, który w Staszowie odbył się w sposób godny i odpowiedzialny. Kol. Lech nawiązując do momentu objęcia po dr. Łukasiewiczu ordynatury oddziału w roku 2001 przypomniał wypowiedziane wówczas przez niego słowa: poznasz życie zabiegowca jak zostaniesz szefem! Trzeba przyznać, iż życie nie rozpieszczało dr Wiesława. W znacznej części było wypełnione pracą i służbie bliźnim, którzy niestety nie zawsze odpłacali tym samym... Urodził się 18 lipca 1934 roku na Sandomierszczyźnie w miejscowości Góry Niskie. Tam też oraz w powiecie opatowskim spędził wczesne dzieciństwo i młodość. Różne koleje losu sprawiły, że jako kilkunastoletni chłopiec mieszkał wraz z rodzicami na Śląsku i tam w miejscowości Gorzów Śląski uzyskał w roku 1951 maturę. W tym samym roku został przyjęty na 1 rok studiów Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej w Łodzi, które ukończył w roku 1957, w październiku tego roku uzyskując dyplom lekarza medycyny. Przez dwa lata pracował jako młodszy asystent w oddziale chirurgicznym szpitala w Kluczborku. We wrześniu 1959 roku rozpoczął pracę w Oddziale ChirurgicznoGinekologicznym Szpitala Powiatowego w Staszowie, w którym przepracował ponad 40 lat. Od roku 1963 był już kierownikiem samodzielnego oddziału ginekologicznopołożniczego, a od roku 1970, tj. zaraz po zdaniu egzaminu specjalizacyjnego II stopnia z wykonywanej specjalności objął stanowisko ordynatora Oddziału GinekologicznoPołożniczego po wygraniu konkursu na to stanowisko. Funkcję tę pełnił do roku 2001 tj. do czasu przejścia na emeryturę. Poza pracą zawodową i szkoleniem w zawodzie oraz kierowaniem specjalizacją młodszych kolegów, dr Łukasiewicz działał w staszowskim Kole Polskiego Towarzystwa Lekarskie- ST R. go, gdzie nierzadko wygłaszał naukowe referaty ze swojej specjalności. W swoich wystąpieniach zawsze podkreślał, że praca lekarza to nie tylko praca ale i sztuka. Należy przy tym ciągle się uczyć, dokształcać i uzupełniać wiedze fachową, pamiętając o pracy nad sobą. Wyrażał opinię, że każdy lekarz powinien być przy tym dobrym humanistą. Korporacja lekarska winna przede wszystkim dbać o godność swego zawodu oraz właściwą jego pozycję w społeczeństwie. Oprócz pracy zawodowej należy mieć jakieś hobby jako odskocznię od codzienności. W jego przypadku było nim myślistwo oraz lektura dobrej historycznej książki. Dr Łukasiewicz udzielał się także społecznie. Był długoletnim prezesem staszowskiego oddziału Towarzystwa Wiedzy Powszechnej, Należał m.in. do SKP, PCK oraz od roku 1981 do Staszowskiego Towarzystwa Kulturalnego, był wiernym czytelnikiem wydawanego w Staszowie w latach 1990-2003 pisma o nazwie Goniec staszowski, jednym ze sponsorów funkcjonującego od roku 1991 Muzeum Ziemi Staszowskiej. W roku 1990 startował w wyborach do Rady Miejskiej w Staszowie z listy Porozumienia na rzecz demokracji. W ostatnich latach życia ciężko chorował na serce. Mimo coraz gorszego stanu zdrowia odwiedzał swój oddział żywo interesując się jego rozwojem. I tak było do końca jego dni. Z pewnością będzie go brakować staszowskiej społeczności. A ja szczycę się tym, że nie tylko go znałem ale darzył mnie swą przyjaźnią… Maciej A. Zarębski 16 „Mimo coraz gorszego stanu zdrowia odwiedzał swój oddział żywo interesując się jego rozwojem.” Zdjęcia archiwum szpitala ROK 2010 NUMER 8 ST R. 18 Św. Gianna Beretta Molla "Każde powołanie jest powołaniem do macierzyństwa, fizycznego, duchowego, moralnego. Bóg złożył w nas instynkt życia. Kapłan jest ojcem, siostry zakonne są matkami, matkami dusz. Biada tym młodym ludziom, którzy nie przyjmują powołania do rodzicielstwa. Każdy musi przygotować się do własnego powołania: przygotować się aby być dawcą życia przez poświęcenie jakiego wymaga formacja intelektualna; wiedzieć, czym jest małżeństwo "sacramentum magnum"; poznać inne drogi; kształtować i poznawać własny charakter" Św. Gianna Beretta Molla Joanna Beretta Molla, a właściwie Gianna Beretta Molla to włoska lekarka, święta Kościoła katolickiego. Urodziła się 4 października 1922 w Magencie, niedaleko Mediolanu, była dziesiątym z trzynaściorga dzieci z ojca Alberta i matki Marii de Micheli. Wiele zaczerpnęła ze stylu życia rodziców, ich przykładu, ich wychowania. W szczególny sposób nauczyła się rozumienia sensu ofiary podejmowanej z miłości. Mała Joasia od matki i starszej siostry Amalii nauczyła się gry na fortepianie i lubiła malować. Po ukończeniu szkoły powszechnej, uczyła się w gimnazjum Paolo Sarpi w Bergamo. W 1937 r. cała rodzina Berretów przeniosła się do Genui, gdzie Joanna kontynuowała naukę w szkole prowadzonej przez siostry św. Doroty. Już w wieku 16 lat myślała o pracy misyjnej, gdzieś daleko w tropikalnych krajach. Zapisała wówczas w notatniku: Jezu, przyrzekam Tobie, poddać się wszystkiemu, co pozwolisz, aby mi się przydarzyło. Spraw, abym tylko poznała Twoją wolę. A potem wypisała jedenaście życiowych dewiz. Między innymi, że do kina pójdzie dopiero wtedy, gdy dowie się, że film nie jest gorszący, że będzie unikać wszystkiego, co może okaleczyć duszę, że codziennie odmówi Zdrowaś Maryjo w intencji dobrej śmierci, że będzie się modlić na kolanach, tak w kościele, jak i wieczorem przy łóżku, że będzie prosić Pana Jezusa, aby nie była potępiona w piekle. W młodości działała w Akcji Katolickiej, prowadząc grupę najmłodszych dziewcząt oraz Stowarzyszeniu Wincentego à Paulo. Po uzyskaniu dyplomu z medycyny i chirurgii na Uniwersytecie w Pavia w 1949, otworzyła klinikę medyczną w Mesero. W 1952 roku zrobiła specjalizację z pediatrii na Uniwersytecie w Mediolanie, gdzie później kontynuowała swoją praktykę lekarską. Równolegle z karierą zawodową aktywnie działała w Akcji Katolickiej. 24 września 1955 wzięła ślub z Piotrem Mollą, inżynierem mechanikiem, dyrektorem wielkiej fabryki zatrudniającej trzy tysiące robotników. Otrzymawszy od rodziców przykład chrześcijańskiej pobożności, młoda małżonka zdecydowała się na naśladowanie ich życia rodzinnego. Wniosła w małżeństwo radość i spontaniczne pragnienie urodzenia wielu dzieci. Realizowała wskazówki spowiednika z Lourdes, iż tak bardzo potrzeba dobrych matek. Była matką czwórki dzieci: syna Pierluigiego, córki Marioline, Laurette i Gianny Emanuela. Podczas ostatniej ciąży, we wrześniu 1961, pod koniec drugiego miesiąca, w jej macicy rozwinął się włókniak. Mimo tzw. wskazań medycznych do przerwania ciąży, zdecydowała się donosić ją do końca. 21 kwietnia 1962, urodziła się trzecia córka Gianna Emanuela. Pomimo starań lekarzy rankiem 28 kwietnia Molla zmarła w wieku 39 lat. Bezpośrednią przyczyną śmierci było zapalenie otrzewnej. Pochowano ją na cmentarzu w Mesero (4 km od Magenty). Mąż po jej śmierci powiedział: „(...)Aby zrozumieć jej decyzję, trzeba pamiętać o jej głębokim przeświadczeniu – jako matki i jako lekarza – że dziecko, które w sobie nosiła było istotą, która miała takie same prawa, jak pozostałe dzieci, chociaż od jego poczęcia upłynęły zaledwie dwa miesiące. Na co dzień będąc lekarzem, żoną i matką wcieliła w życie hasło, które przyswoiła sobie jako dziewczynka. Trzy słowa streszczające program życia wskazywany przez Akcję Katolicką jako kierunek zaangażowania na całe życie: modlitwa, działanie, poświęcenie. ROK 2010 NUMER 8 ST R. Modlitwa określana jako "dusza wszelkiego apostolatu" oznaczała życie wewnętrzne, życie w zjednoczeniu z Bogiem i życie dla Boga. Modlitwa osobista i wspólnotowa: medytacja, nawiedzenie Najświętszego Sakramentu, częsta spowiedź, codzienna Komunia św., rekolekcje, spotkania, nauka katechizmu. Działanie, apostolat to pełne poświęcenie się innym, szczególnie dalekim od Boga. Wszystko musi być czynione dla Królestwa Bożego, "aby Jezus królował". Akcja Katolicka nie czyniła rozróżnienia między formacją osobistą i apostolatem: formacja była w służbie działania, apostolatu, zaś działanie podejmowane dla Jezusa, dla Jego Królestwa było szkołą autentycznej formacji. Apostolat świecki w miejscu pracy, w domu: nie będący marginesem życia, lecz całkowicie je ogarniający. Nie ma takich chwil, kiedy się "jest w Akcji Katolickiej" i takich kiedy się "nie jest". Codziennie w swoim środowisku, życiu społecznym, w rodzinie i pracy zawodowej, zawsze pracuje dla Królestwa Bożego. Poświęcenie - modlitwa i działanie powinny być czynione bez podwójnych celów, nie dla uzyskania korzyści czy pochwały, lecz by stać się jak Jezus całkowitym darem dla innych, kosztem wyrzeczeń i cierpień, na drodze wielkodusznego współzawodnictwa miłości, która dąży do poświęcenia własnego życia dla tych, których kocha. Świadkami procesu beatyfikacyjnego był mąż Piotr i córka Emanuela. Cud potrzebny do beatyfikacji wydarzył się w szpitalu założonym przez o. Alberta Beretta w Brazylii. Poprzez wstawiennictwo Joanny została uzdrowiona Łucja Sylwia Cirilo z ciężkiej infekcji, jakiej nabawiła się po cesarskim cięciu w czasie porodu martwego dziecka. Uroczystość beatyfikacyjna odbyła się w Rzymie na Placu św. Piotra w dniu 24 kwietnia 1994 r. Z tej okazji w Mediolanie wybito medal pamiątkowy z napisem: "Cudowna kobieta, kochająca życie, matka, lekarka, wzór profesjonalisty, ofiarowała swojer życie, aby nie pogwałcić tajemnicy godności życia ludzkiego. Joanna Beretta-Molla została beatyfikowana 24 kwietnia 1994 roku i kanonizowana 16 maja 2004 roku przez papieża Jana Pawła II.. W czasie homilii podczas uroczystości beatyfikacyjnej papież określił świętą jako "kobietę heroicznej miłości", "przykładną żonę i matkę", której „uwieńczeniem życia … stało się złożenie ofiary z siebie, by mogło żyć dziecko, które nosiła w łonie ”. W Wiecznym Mieście na tle bazyliki św. Piotra został odsłonięty gobelin z wizerunkiem Świętej, która dała świadectwo chrześcijańskiej matki, oddającej swoje życie za życie dziecka. Trzeba się modlić, aby Bóg podarował nam dar życia drugiego człowieka Św. Joanna Beretta Molla Źródło: http://mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl/gianna_molla/15lat.htm http://www.meczennicy.pl 19 Staraniem kapelana naszej placówki, Edwarda Zielińskiego, relikwie świętej Joanny Beretty Molli zostaną w dniu 05.10.2010r. przywiezione do szpitala. Uświetnią uroczystości jubileuszowe naszej placówki. Zdjęcia: archiwum szpitala, archiwum Maciej Zarębski Zdjęcia: archiwum szpitala, archiwum Maciej Zarębski Zdjęcia archiwum szpitala, archiwum Maciej Zarębski Zdjęcia archiwum szpitala