Dotychczas ukazały się następujące tomy
Transkrypt
Dotychczas ukazały się następujące tomy
PRACE KATEDRY SOCJOLOGII NORM, DEWIACJI i KONTROLI SPOŁECZNEJ 1 Prace Katedry Socjologii Norm, Dewiacji i Kontroli Społecznej IPSIR UW Tom IX 2 Instytut Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego PRACE KATEDRY SOCJOLOGII NORM, DEWIACJI i KONTROLI SPOŁECZNEJ pod redakcją naukową Jerzego Kwaśniewskiego Warszawa 2008 3 Książka opublikowana dzięki dofinansowaniu z funduszu badań statutowych Instytutu Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego Projekt okładki Anna Kwaśniewska © [wybór i redakcja] by Jerzy Kwaśniewski, 2008 Monika Abucewicz: Od pozytywizmu do postmodernizmu czyli kilka uwag o stawianiu Hegla z powrotem na nogach i o krytycznej refleksji nad ideologicznym wymiarem kontroli społecznej © by Monika Abucewicz 2008 Monika Abucewicz: O pożytkach z alienacji czyli o aktualności oraz próbach aktualizacji pojęcia w krytycznej refleksji nad kulturą © by Monika Abucewicz 2008 Piotr Lipka: Analiza przyczyn redukcji poziomu przestępczości w USA w latach 90. XX wieku na przykładzie Nowego Yorku © by Piotr Lipka 2008 Ilona Przybyłowska, Aneta Krzewińska: Przemoc w publicznych i niepublicznych liceach ogólnokształcących © by Ilona Przybyłowska, Aneta Krzewińska 2008 Edyta Prusińska: Kohabitacja – charakterystyka zjawiska © by Edyta Prusińska 2008 Bożena Figiel: „Świat bez pustelników byłby niepełny”. Pustelnictwo - zjawisko społeczne i przedmiot badań © by Bożena Figiel 2008 Jerzy Kwaśniewski: Rola norm społecznych w procesach wykluczania i reintegracji społecznej © by Jerzy Kwaśniewski 2008 ISBN - 978-83-60260-12-8 4 Spis rzeczy Monika Abucewicz Od pozytywizmu do postmodernizmu czyli kilka uwag o stawianiu Hegla z powrotem na nogach i o krytycznej refleksji nad ideologicznym wymiarem kontroli społecznej ….………………………………………………………………. Monika Abucewicz O pożytkach z alienacji czyli o aktualności oraz próbach aktualizacji pojęcia w krytycznej refleksji nad kulturą ………………………………………..…………. Piotr Lipka Analiza przyczyn redukcji poziomu przestępczości w USA w latach 90. XX wieku na przykładzie Nowego Yorku …………………………………………………….. Ilona Przybyłowska, Aneta Krzewińska Przemoc w publicznych i niepublicznych liceach ogólnokształcących ………….. Edyta Prusińska Związki kohabitacyjne – charakterystyka zjawiska …………………………… Bożena Figiel „Świat bez pustelników byłby niepełny”. Pustelnictwo - zjawisko społeczne i przedmiot badań ……………………………………………………………………. Jerzy Kwaśniewski Rola norm społecznych w procesach wykluczania i reintegracji społecznej ….. 5 6 Monika Abucewicz OD POZYTYWIZMU DO POSTMODERNIZMU CZYLI KILKA UWAG O STAWIANIU HEGLA Z POWROTEM NA NOGACH I O KRYTYCZNEJ REFLEKSJI NAD IDEOLOGICZNYM WYMIAREM KONTROLI SPOŁECZNEJ Namysł nad teoriami współczesnego społeczeństwa, które Krishan Kumar dzieli na trzy grupy: społeczeństwa informatycznego, marksistowskie teorie postfordystyczne oraz teorie postmodernistyczne prowadzi do postawienia kilku istotnych pytań dotyczących nie tylko kondycji i możliwych dróg rozwoju współczesnych społeczeństw, ale też zasadności odwoływania się do tzw. projektu nowoczesności, w tym konstruowania tzw. metanarracji i przyszłości socjologii rozumianej jako efekt wdrażania projektu pozytywistycznego (K. Kumar 1995). Refleksja nad tymi ogólnymi pytaniami prowadzi do pytań bardziej szczegółowych, w tym do pytania o to czy – jak zakłada krytyczna teoria społeczna – ceną rozwoju musi być nasilenie kontroli społecznej, inaczej – czy zmierzamy w kierunku totalnie zarządzanego społeczeństwa, w którym ideologia jest jednym z kluczowych elementów systemu kontroli społecznej. W sumie jest to pytanie o miejsce i znaczenie ideologii we współczesnych mechanizmach kontroli społecznej. Temat jest niezwykle obszerny, ograniczę się zatem do zarysowania wybranych, krytycznych ujęć tego zagadnienia. Zanim jednak do tego przejdę, krótko zaprezentuję teorie, jakie badacze społeczni proponują w odpowiedzi na pierwsze z wymienionych pytań, ponieważ w tym kontekście pojawia się kwestia możliwości realizacji idei wolności człowieka. Innymi słowy, wyłania się pytanie – czy mamy przed sobą perspektywę zniewolenia czy emancypacji? Z krytycznych ujęć tego problemu wynika, że ideologiczny wymiar kontroli społecznej jest jednym z czynników decydujących o możliwości realizacji idei wyzwolenia człowieka. Pierwsze pytanie jest pytaniem o to, czy współcześnie mamy do czynienia z jakościowo odmiennym porządkiem społecznym (bądź jesteśmy świadkami 7 wyłaniania takiego porządku) w porównaniu z tzw. porządkiem nowoczesnym. Inaczej – czy wkroczyliśmy bądź wkraczamy w kolejną fazę rozwoju społeczeństwa? Zdaniem krytyków teorii społeczeństwa informatycznego, dyfuzja technologii informatycznych nie doprowadziła do ukonstytuowania nowych zasad ani nie wytyczyła nowego kierunku rozwoju społecznego (K. Kumar 1995, ss. 15-35). Praca i czas wolny pozostają obiektem oddziaływania strategii mechanizacji, rutynizacji i instrumentalnej racjonalizacji. Sfera publiczna ustępuje sferze administracyjnej zdominowanej przez techniczne ekspertyzy i wąskie pojęcie instrumentalnej racjonalności. Rozwój społeczeństwa informatycznego opiera się na zasadach naukowego zarządzania (tzw. tayloryzmu). Dotychczas dominujące motywy rozwoju – władza i zysk – nie zostały zastąpione innymi. Z tej perspektywy można powiedzieć, że eksploatacja pojęcia społeczeństwa informatycznego jest po prostu kolejnym sposobem na propagandę kapitalizmu, jest jego nową ideologią (K. Kumar 1995, s. 34). W teoriach postfordystycznych obecna faza rozwoju kapitalizmu bywa postrzegana jako jego nowy rozdział, aczkolwiek niekoniecznie odmienny jakościowo od ery fordyzmu (K. Kumar 1995, ss. 39-65). Podobnie jak w innych teoriach marksistowskich głównym motorem zmian jest rozwój kapitalizmu. Główna różnica między teoriami postfordyzmu a teoriami społeczeństwa informatycznego polega na tym, że te pierwsze akcentują stosunki produkcji, te drugie – siły produkcji (K. Kumar 1995, s. 37). W erę postfordyzmu wkraczamy w dużej mierze za sprawą globalizacji i rozwoju technologii informatycznych. Cechą charakterystyczną obecnej fazy rozwoju kapitalizmu jest elastyczna specjalizacja (inne cechy to pluralizm, dekartelizacja, dekoncentracja), jednak nadal jest to kapitalizm napędzany procesem akumulacji, a więc w erze postfordyzmu mamy do czynienia z umocnieniem, a nie osłabieniem kapitalizmu (różnice między tzw. fordyzmem i postfordyzmem: zob.: K. Kumar 1995, s. 52). Sceptycy idei postfordyzmu przekonują, że elastyczność nie jest oznaką nowej zasady organizacji pracy, ale kontynuacji tradycyjnych wzorów organizacji i zarządzania, tj. dalszej ekspansji zasad tayloryzmu i fordyzmu (K. Kumar 1995, s. 55). Innymi słowy, mamy do czynienia nie tyle z elastyczną specjalizacją co z uelastycznieniem produkcji masowej (flexible mass production). Nie znaczy to 8 oczywiście, że zmiany zachodzące w systemie kapitalistycznym nie doprowadzą ostatecznie do zmiany systemu, jednak na obecnym etapie rozwoju trudno o tym przesądzać. Krótko mówiąc, zdaniem krytyków tezy mówiącej o wyłanianiu się nowego typu społeczeństwa, obserwowane procesy społeczne, ekonomiczne, polityczne i kulturowe są kontynuacją procesów związanych z rozwojem kapitalizmu i modernizacji zapoczątkowanych w 18 wieku, a rozwojem społecznym rządzą te same zasady, jakie kierowały procesami rozwoju społeczeństwa nowoczesnego (K. Kumar 1995, s. 59). Z takiego założenia wychodzi Jurgen Habermas, którego teoria działania komunikacyjnego ma ułatwić dokończenie projektu nowoczesności (J. Habermas 1999 i 2002). Anthony Giddens obecną fazę rozwoju określa jako późną nowoczesność, inaczej refleksyjną modernizację (A. Giddens 1990). Ulrich Beck postuluje zmodernizowanie zasad społeczeństwa industrialnego (U. Beck 2004). K. Kumar pisze, że w opinii Jeffreya C. Alexandra współczesne społeczeństwa wkroczyły w fazę neomodernizmu, w której zasady nowoczesności są silniejsze niż kiedykolwiek, idee wolnego rynku i demokracji stanowią cel dążeń praktycznie każdego społeczeństwa. Alexander twierdzi, że jesteśmy świadkami nie śmierci, a odżycia narracji nowoczesności na wielką skalę (K. Kumar 1995, s 199). Trudno jednak zgodzić się z taką bezkonfliktową wizją przyszłego rozwoju, której główną wadą wydaje się być bezkrytyczne przyjmowanie perspektywy rozwiniętych państw zachodnich. Podobny zarzut można postawić autorom wymienionym wcześniej, którzy próbują zracjonalizować czy urefleksyjnić fazę industrializmu, abstrahując od konfliktów związanych z industrializacją i demokratyzacją w krajach spoza kręgu kultury zachodnioeuropejskiej. W każdym razie, w refleksji nad przemianami współczesnego społeczeństwa nie znajdziemy zgodnej odpowiedzi na pytanie, czy obecnie mamy do czynienia z jakościowo nowym etapem rozwoju społecznego czy raczej z jego kontynuacją. Zdaniem K. Kumara, niektórym badaczom wbrew ich intencji trudno uciec od wniosków sugerujących jakościowo nową fazę rozwoju (K. Kumar 1995, s. 138). Frederick Jameson czy Scott Lash i John Urry w swoich opisach postmodernizmu jako kultury późnego czy zdezorganizowanego kapitalizmu (F. Jameson 1993; S. Lash i J. 9 Urry 1987; zob. też: K. Kumar 1995, ss. 48, 138, i in.) zdają się stawiać Hegla z powrotem na nogach, tak jak czynią to teorie postmodernistyczne. Innymi słowy, kultura i ideologia są „nie tyle czymś, co wymaga wyjaśnienia, ile (...) obecnie czymś, dzięki czemu możliwe są wyjaśnienia” (A. Bergesen 1993, za: J. Turner 2004, s. 645). Odpowiedź na pytanie, czy współcześnie mamy do czynienia z nowym ładem społecznym ściśle wiąże się z odpowiedzią na pytanie, czy etap rozwoju, na jakim się obecnie znajdujemy stwarza więcej szans czy zagrożeń dla emancypacji człowieka. Innymi słowy, jak i na czyją korzyść interpretować zachodzące zmiany? Zdaniem propagatorów teorii społeczeństwa informatycznego, jego rozwój doprowadzi do zwiększenia wolności jednostki, pogłębienia demokracji i usunięcia troski o byt materialny (zob. K. Kumar 1995, s. 14). Krytycy idei postępu zawartej w wizji społeczeństwa informatycznego postrzegają technologie informacyjne jako służące przede wszystkim koordynacji i kontroli siły roboczej, jako technologie które, jak ujmuje to K. Kumar, przejawiają większy potencjał w proletaryzowaniu niż profesjonalizacji siły roboczej. Ideę społeczeństwa informatycznego można potraktować jako mit służący tym, którzy inicjują i zarządzają tzw. informatyczną rewolucją (elity państwowe, establishment wojskowy, globalne korporacje) (K. Kumar 1995, s. 31). Ambiwalentny stosunek do potencjału emancypacji zawartego w obecnej fazie rozwoju kapitalizmu przejawiają teoretycy postfordyzmu. Z jednej strony, ta faza rozwoju bywa postrzegana jako stwarzająca szanse dla zwiększenia wolności i kreatywności jednostki (badacze zastanawiają się np., jak interpretować i wykorzystać procesy indywidualizacji i prywatyzacji dla celów socjalistycznych) (zob.: K. Kumar 1995, s. 163). Z drugiej strony, interpretowanie fazy postfrodyzmu jako przystosowania kapitalizmu do nowych wyzwań wywołuje wśród badaczy większy pesymizm. Przyjęcie bowiem założenia, że postfordyzm to po prostu dalsza ekspansja zasad fordyzmu i tayloryzmu nie daje podstaw do lansowania takiej wizji rozwoju społecznego, który zbliżałby ludzi do realizacji socjalistycznych ideałów. Zatem, czy we współczesnych procesach rozwoju kapitalizmu powinniśmy doszukiwać się zwiastunów nowego porządku społecznego czy raczej porzucić utopijne idee? 10 Za drugim wyjściem postmodernistycznego. zdają Przyjęcie się opowiadać perspektywy teoretycy społeczeństwa postmodernistycznej grozi popadnięciem w nihilizm i relatywizm. Warto jednak pamiętać o tym, co mówią niektórzy tzw. postmoderniści, a mianowicie, że nie należy bać się relatywizmu, on nas uczy tylko tego, że prawdę należy negocjować w procesie komunikacji między ludźmi (R. H. Brown 1993). W każdym razie, w tym miejscu dochodzimy do zagadnień związanych z ideologicznym wymiarem kontroli społecznej. Jak już pisałam wyżej, z krytycznych ujęć tego problemu wynika, że to właśnie ten aspekt sprawowania kontroli społecznej jest jednym z czynników decydujących o możliwości emancypacji bądź zniewolenia. Problem jest złożony i wykracza poza ramy niniejszej pracy, w związku z czym niżej nakreślę kilka wybranych ujęć ideologicznego wymiaru kontroli społecznej, abstrahując od tematu emancypacji z perspektywy krytycznej teorii społecznej. Namysł nad ideologicznymi mechanizmami kontroli społecznej zajmował szczególne miejsce w krytycznym nurcie refleksji nad społeczeństwem kapitalistycznym. Krytyka ideologii zapoczątkowana przez Karola Marksa była rozwijana w ramach (a może trafniej powiedzieć - jako) krytyki kultury społeczeństw zachodnich, którą podejmowali tacy badacze jak Antonio Gramsci czy przedstawiciele szkoły frankfurckiej. Współcześnie problem ten pojawia się (aczkolwiek nie zawsze w sposób otwarty) m.in. w pracach takich badaczy jak David Harvey, Frederick Jameson czy Antonio Neghri i Michael Hardt. Jest też poważnym zagadnieniem w tzw. krytycznych studiach kulturowych, prowadzonych przez Stuarta Halla czy Normana Denzina. (Oczywiście nieocenionym źródłem inspiracji dla krytyków współczesnej kultury był Michel Foucault). Uogólniając można zaryzykować stwierdzenie, że krytyczna refleksja nad ideologicznym wymiarem kontroli społecznej przeszła od marksistowskiej krytyki ideologii do krytyki kultury rozumianej szeroko, jako procesy komunikacji. Antonio Gramsci został zaliczony przez Jonathana Turnera do grona badaczy, którzy dokonali zwrotu heglowskiego w teorii krytycznej (J. Turner 2004, s. 644). Paweł Śpiewak pisze, że „aktywną rolę w procesie historycznym przypisywał Gramsci zarówno stosunkom produkcji, jak i wytworom świadomości oraz działalności ludzkiej 11 (...). Właściwie nierozstrzygalny jest dla niego spór o to, co stanowi w procesie historycznym czynnik pierwszy, bardziej pierwotny. Nie można jednoznacznie rozstrzygnąć tego problemu, nie można usilnie trzymać się rozwiązania monistycznego. Można powiedzieć, że czynnik ekonomiczny „(...) jest tylko jednym z wielu sposobów przejawiania się głębokiego procesu dziejowego (...)” (A. Gramsci 1961, t. 2, s. 445, za: P. Śpiewak 1977, s. 58). „Nie jest się marksistą, według Gramsciego, tylko dlatego, że szuka się źródeł zachowań ludzkich wyłącznie w sferze interesów ekonomicznych (...) Gramsci żądał przede wszystkim spojrzenia historycznego, analizowania całości procesów społecznych (...)” (P. Śpiewak 1977, s. 58). „Podłoże ekonomiczne wyznacza najogólniejsze ramy działania (...). Jest, używając tu niezwykle niejasnego określenia F. Engelsa – elementem decydującym w ostatniej instancji (...)” (P. Śpiewak 1977, s. 59). „Sfera bazy pojawia się jakby na dwóch poziomach. Po pierwsze, jako najogólniejsza determinantą rzeczywistości społecznej, która określa jej kształt niezależnie od tego, czy uświadamiamy ją sobie, czy też nie. Po drugie, jako siła uświadomiona, rozumiana i analizowana w obrębie danej filozofii, ideologii, będąca źródłem i podstawą określonych decyzji i działań praktycznych. Na tym poziomie podłoże ekonomiczne, będąc punktem wyjścia do działań politycznych, jest jednocześnie punktem wyjścia do jego przekroczenia, przekroczenia polegającego na częściowym zautonomizowaniu się ideologii wobec bazy, stworzenia z ideologii siły materialnej, aktywizującej masy, nadającej im spójność, zwartość i będącej oparciem w działaniu (...)” (P. Śpiewak 1977, s. 59). Z perspektywy krytyki ideologii najważniejszym pojęciem w teorii A. Gramsci jest pojęcie hegemonii ideologicznej. Jest to – jak podkreśla Sław Krzemień Ojak pojęcie polityczne. „Próbując określić „kryterium metodologiczne”, wedle którego należy rozpatrywać kwestię hegemonii, Gramsci pisał: „Supremacja danej grupy społecznej przejawia się dwojako: jako „panowanie” (domino) i jako „kierowanie” (direzione) intelektualne i moralne (...) Gramsci (A. Gramsci 1975, s. 2010, 2011, za: S. Krzemień – Ojak 1983, s. 158). „Obydwie funkcje, panowania i kierowania, grupa dominująca sprawuje za pośrednictwem instytucji n a d b u d o w y” (S. Krzemień – Ojak 1983, s. 158). Główne „poziomy” nadbudowy to społeczeństwo obywatelskie 12 (ogół organizmów zwanych potocznie prywatnymi) i polityczne czyli państwo. „(...) Poziomy te odpowiadają funkcji „hegemonicznej”, jaką grupa panująca sprawuje nad całością społeczeństwa, oraz „władzy bezpośredniej”, czyli rozkazodawczej, wyrażającej się w państwie i organizacji prawnej” (A. Gramsci 1975, s. 1518 i A. Gramsci 1961, t. 1, s. 694, za: S. Krzemień – Ojak 1983, s. 158). W sumie, „(...) klasa, która pragnie sprawować hegemonię, ma do dyspozycji dwa systemy instytucji: „społeczeństwo polityczne” (państwo, system praw) oraz „społeczeństwo obywatelskie (partie, system nadbudów). „Społeczeństwo polityczne” działa za pomocą siły, sankcji; „społeczeństwo obywatelskie” „działa bez sankcji (...) niemniej jednak wywiera presję zbiorową i osiąga obiektywne rezultaty w dziedzinie kształtowania poglądów, sposobów postępowania, moralności itd.” (A. Gramsci 1975, s. 1566 i A Gramsci 1961, t. 1, s. 610, za: S. Krzemień – Ojak 1983, s. 233). S. Krzemień - Ojak zaznacza, że nadbudowy (takie jak siatki szkolnictwa, instytucje religijne, partie polityczne, stowarzyszenia społeczne, wydawnictwa, prasa, radio) są ważnym instrumentarium, (...) które pozwala klasie dominującej sprawować pełną, to znaczy nie tylko polityczną, ale także kulturalną hegemonię zapewniając sobie consensus, czyli „przyzwolenie” mas na typ sprawowanej przez siebie władzy (S. Krzemień – Ojak 1983, s 235). W tym miejscu należy podkreślić że, jak stwierdza Stuart Hall, A. Gramsci odrzucił redukcjonizm klasowy rozwijając pojęcie ideologii. Jego koncepcja polegała na założeniu, że poszczególne grupy społeczne walczą różnymi sposobami, w tym ideologicznie, aby narzucić jednomyślność innym grupom i osiągnąć pewien rodzaj panowania (przewagi) nad myśleniem i praktykami tych grup. Tę formę władzy A. Gramsci nazwał hegemonią. Nie jest to władza permanentna i nie redukuje się do interesów ekonomicznych czy prostego, klasowego modelu społeczeństwa. Krótko mówiąc, pewne formy kultury dominują nad innymi i ten rodzaj kulturowego przewodnictwa A. Gramsci nazywał hegemonią (S. Hall 1997, s. 48). S. Hall dodaje, że hegemonia jest formą władzy opartą na jednoczesnym przywództwie jakiejś grupy społecznej w wielu dziedzinach aktywności. Panowanie takiej grupy opiera się na przyzwoleniu podporządkowanych, którym panowanie to wydaje się naturalne i nieuchronne (S. Hall 1997, s. 259). 13 S. Hall jest jednym z badaczy, którzy w swoich studiach odwołują się do pojęcia hegemonii ideologicznej A. Gramsci. Zdaniem S. Halla, w pojęciu władzy A. Gramsci (podobnie zresztą jak Michela Foucault) mieszczą się systemy wiedzy, reprezentacje kulturowe, idee, panowanie kulturowe, autorytet, ekonomiczne ograniczenia i fizyczna przemoc. W koncepcji S. Halla szczególną rolę w sprawowaniu władzy i narzucaniu hegemonii odgrywają reprezentacje kulturowe (S. Hall 1997, ss. 260, 261). Jedną z praktyk reprezentowania jest fetyszyzm (S. Hall 1997, s. 267). W sumie można powiedzieć za Normanem K. Denzinem, że S. Hall bada sposoby, na jakie struktury komunikacyjne kapitalizmu narzucają hegemoniczną kontrolę nad ideami i ideologiami, które „krążą” w codziennym życiu. Dyskursy reprodukują określone ideologie i znaczenia dotyczące dominujących wartości kulturowych chodzi zwłaszcza o te dotyczące klasy społecznej, rasy i płci kulturowej. N. Denzin zaznacza, że dla S. Halla podmiot definiuje dla siebie warunki, w jakich żyje, ale znaczenia, jakie przypisuje swojej sytuacji są kształtowane przez szersze siły ideologiczne funkcjonujące w kulturze. Świadomość jest zawsze „nasycona” elementami ideologicznymi i jakakolwiek analiza społecznych ram rozumienia powinna brać je pod uwagę (N. K. Denzin 1992, ss. 117, 118). W koncepcji S. Halla kultura rozumiana jest jako proces, jako system praktyk dotyczących przede wszystkim produkcji i wymiany znaczeń, inaczej procesów nadawania i internalizacji znaczeń, jakie zachodzą między grupami społecznymi i między ich członkami. Kulturowe znaczenia organizują i regulują praktyki społeczne, wpływają na zachowanie i mają realne, praktyczne skutki. Tak pojęta kultura zaangażowana jest we wszystkie działania, poprzez które ludzie nadają wartość i znaczenie obiektom otaczającej ich rzeczywistości. I właśnie znaczenia kulturowe są tym co, zdaniem S. Halla, chcą strukturyzować i kształtować te jednostki i grupy społeczne, które dążą do regulowania społecznych i indywidualnych działań. Kwestia znaczenia dotyczy konstrukcji tożsamości, zaznaczania różnicy, produkcji i konsumpcji, regulacji zachowań społecznych. Niezwykle ważnym medium nadawania znaczeń jest język, który oddziaływuje poprzez reprezentacje kulturowe. Znaczenia są konstruowane społecznie, a reprezentacja rzeczy jest jej konstytutywnym elementem. W związku z tym kultura jest równie ważnym czynnikiem kształtowania podmiotów 14 społecznych i zdarzeń historycznych, jak procesy ekonomiczne czy podstawy materialne (S. Hall 1997, ss. 1-11, 13-64). N. K. Denzin rozumie kulturę podobnie jak S. Hall i kładzie równie silny nacisk na wagę znaczeń kulturowych (zob. N. K. Denzin 1992, ss. 71-94, też: 95-99). Badacz rozumie kulturę jako procesy komunikacji. Zdaniem N. K. Denzina, to co personalne i to co strukturalne mediowane jest poprzez procesy komunikowania. Procesy te wiążą się z nadawaniem kulturowych znaczeń. Znaczenia te są częściowo definiowane za pośrednictwem i z wykorzystaniem systemów ideologii i władzy, funkcjonujących w określonym porządku społecznym. Komunikacja oznacza praktyki, formy, związki społeczne i technologiczne reprezentacje, za pośrednictwem których konstruowane są określone definicje rzeczywistości. Wskazane zjawiska interreagują ze sobą i w efekcie produkują określone ideologiczne, emocjonalne i kulturowe znaczenia, które „łączą się” z życiowym doświadczeniem jednostek, wpływając na ich świadomość, tożsamości i zachowania. Aparat kultury, który Louis Althusser nazywa ideologicznym aparatem państwa, to jednocześnie aparat komunikacji. Na aparat ten składają się: całość zorganizowanego środowiska, w którym odbywa się praca artystyczna, intelektualna i naukowa; ekonomia polityczna, która produkuje, dystrybuuje i urynkawia (markets) towary (dobra) artystyczne itd., włączając w to informację; instytucje społeczne, w tym szkoły, gazety, laboratoria, muzea, sieć radiowa, film, literatura popularna, muzyka, wreszcie telewizja, która dystrybuuje i interpretuje produkty wytwarzane przez wskazane instytucje; wyobrażenia, znaczenia i slogany, które definiują światy, w jakich żyją ludzie. Wzięty w całości, aparat kulturowy jest punktem odniesienia, poprzez który ludzie postrzegają i interpretują otaczający świat (N.K. Denzin 1992, s. 98). N. K. Denzin podaje, że studia kulturowe skupiają się na badaniu trzech podstawowych problemów. Jako pierwszy wymienia produkcję znaczeń kulturowych, które dotyczą kwestii ideologii i ekonomii politycznej (pozostałe dwa to: tekstowa analiza tych znaczeń oraz analiza doświadczeń życia codziennego, tzn. sposobów, poprzez które jednostki wiążą doświadczenia życiowe z ich kulturowymi reprezentacjami) (N. K. Denzin 1992, s. 80-84). 15 Kwestię znaczenia struktur komunikacyjnych w sprawowaniu kontroli społecznej podejmują też M. Hardt i A. Negri (M. Hardt, A. Negri 2005, ss. 3757). Autorzy podjęli problem przechodzenia współczesnych społeczeństw od społeczeństwa typu dyscyplinarnego do społeczeństwa kontroli. Przejście to zostało zasugerowane, jak się wyrazili, w dziele M. Foucault. Badacze próbują zrekonstruować model współczesnego społeczeństwa kontroli poprzez porównanie z modelem społeczeństwa dyscyplinarnego, jaki wyłania się z prac M. Foucault. W społeczeństwie dyscyplinarnym władza sprawowana jest za pomocą aparatur produkujących i kontrolujących zwyczaje, obyczaje, praktyki produkcyjne. Za funkcjonowanie tego typu społeczeństwa i efektywność przestrzegania jego reguł i mechanizmów odpowiadają określone instytucje dyscyplinarne, takie jak fabryka, więzienie, szkoła, szpital. Władza dyscyplinująca kontroluje poprzez zalecanie i sankcjonowanie normalnych i dewiacyjnych zachowań. Społeczeństwo kontroli pojawiło się, jak piszą M. Hardt i A. Negri, pod koniec ery nowoczesnej i jest otwarte ku ponowoczesności. Mechanizmy dowodzenia stają się bardziej zdemokratyzowane i jeszcze bardziej immanentne wobec pola społecznego – są obecne w mózgach i ciałach obywateli. Zachowania związane ze społeczną integracją i wykluczeniem są w większym stopniu zinternalizowane przez same podmioty. Władza jest sprawowana za pośrednictwem maszyn organizujących bezpośrednio umysły (chodzi o systemy komunikacyjne, sieci informatyczne) i ciała (np. systemy opieki społecznej). Czynności nadzorowane prowadzą do stanu autonomicznej alienacji wobec sensu życia i potrzeb twórczych. Społeczeństwo kontroli cechuje wzmożenie i upowszechnienie normalizujących aparatur dyscyplinarności, które stymulują od wewnątrz praktyki życia codziennego. W odróżnieniu od dyscypliny kontrola rozciąga się daleko poza ustrukturalizowane obszary instytucji społecznych. M. Hardt i A. Negri zwracają uwagę, że dzieło M. Foucault pozwala rozpoznać biopolityczną naturę nowego paradygmatu władzy. Biowładza reguluje życie społeczne od wewnątrz. Władza, aby dowodzić skutecznie całym życiem zbiorowości musi stać się integralną, żywotną funkcją, którą każda jednostka akceptuje i reaktywuje z własnej woli. W społeczeństwie kontroli władza przenika życie na 16 wskroś, a jej głównym zadaniem jest administrowanie życiem. Istotą władzy staje się zatem produkcja i reprodukcja samego życia. W społeczeństwie kontroli kontekst biopolityczny staje się istotnym obszarem odniesienia w rozważaniach nad współczesnymi mechanizmami kontroli społecznej. Przejście od społeczeństwa dyscyplinarnego do społeczeństwa kontroli wyznaczane jest przez nowy paradygmat władzy, zdominowany przez technologie uznające społeczeństwo za domenę biowładzy W społeczeństwie dyscyplinarnym skutki stosowania technologii biopolitycznych były ograniczone w tym sensie, że zgodnie z zamkniętą logiką dyscyplina osadzała jednostki w ramach instytucji, ale nie potrafiła poddać ich całkowicie rytmowi praktyk produkcyjnych i produkcyjnej socjalizacji, nie doszła do poziomu pełnego nasycenia nią świadomości i ciał jednostek. Jak przekonują M. Hardt i A. Negri, w społeczeństwie dyscyplinarnym naporowi władzy odpowiadał opór jednostek. Kiedy jednak władza zaczyna nabierać w pełni biopolitycznego charakteru, cały organizm społeczny zostaje włączony w maszynerię sprawowania władzy. W tego typu społeczeństwie władza wyraża się w kontroli sięgającej do głębi świadomości i ciał ogółu i ogarnia zarazem całość stosunków społecznych. Relacja między produkcja społeczną a biowładzą najpełniej wyraża się w kategoriach nowej natury pracy produkcyjnej (tzw. intelektualność masowa i praca niematerialna). We współczesnych społeczeństwach siłę roboczą robotników zastępuje intelektualna, niematerialna i komunikacyjna siła robocza. Mówiąc inaczej, społeczny i komunikacyjny wymiar tzw. pracy żywej sprowadza się obecnie do problemu nowych postaci podmiotowości. Współcześnie zaczynają dominować nowe formy sil produkcyjnych, takie jak praca niematerialna i umasowiona praca intelektualna. Produkowanie i manipulowanie uczuciami jako jeden z aspektów pracy niematerialnej, ogniskujący się na produkcyjności tego co cielesne, somatyczne, jest ważnym elementem we współczesnych sieciach produkcji biopolitycznej. W sumie, jak przekonują M. Hardt i A. Negri, nie ma żadnego nagiego życia, żadnego zewnętrznego punktu widzenia, który można by umieścić poza obszarem przenikniętym przez pieniądz. Wielkie potęgi przemysłowe i finansowe wytwarzają towary i podmiotowości działające w kontekście biopolitycznym, wytwarzają potrzeby, stosunki społeczne, ciała i umysły - wytwarzają wytwórców. Jednym z 17 miejsc, gdzie dokonuje się biopolityczna produkcja i reprodukcja porządku społecznego są wspomniane już niematerialne sieci produkcji języka, komunikacji i tego co symboliczne czyli sieci rozwijane przez przemysły komunikacyjne. Koncepcja społeczeństwa kontroli M. Hardta i A. Negri to w zasadzie przeformułowanie pojęcia totalnie zarządzanego społeczeństwa, wykreowanego przez szkołę frankfurcką. Już tylko porównując te dwie koncepcje można pokusić się o stwierdzenie, że krytyczny namysł na ideologicznym wymiarem kontroli społecznej ewoluował od marksistowskiej krytyki ideologii do krytyki kultury pojętej bardzo szeroko - jako system produkowania, komunikowania i konsumowania symboli. Odwołując się do słów J. Turnera można powiedzieć, uogólniając i upraszczając rzecz jasna to złożone zagadnienie - że w trakcie rozwoju krytycznej refleksji nad ideologią jako elementem kontroli społecznej postawiono Hegla z powrotem na nogach, to znaczy – ideologia „została przeniesiona” z obszaru nadbudowy, świadomości do obszaru praktyk materialnych. Znaczenie pojęcia ideologii zostało „rozmyte” i zaczęło być interpretowane jako zjawisko immanentne dla procesów produkcji i konsumpcji (towarów i symboli) oraz komunikacji. (Wydaje się, że klasyczna, marksistowska krytyka ideologii straciła rację bytu, a jej miejsce zajęła krytyka procesów komunikowania symboli). W każdym razie, namysł nad ideologicznym wymiarem kontroli społecznej skłania do pytania, czy we współczesnych, rozwiniętych społeczeństwach zachodnich dominuje jakaś jedna (bądź kilka) ideologii, inaczej – czy mamy do czynienia z jakąś hegemonią ideologiczną, czy też – jak chce np. Douglas Kellenr- mamy raczej do czynienia z wieloma ideologiami, które nieustannie ze sobą konkurują (D. Kellner 1989). Z propozycji F. Jamesona czy D. Harveya wynika, że współczesne, zachodnie społeczeństwa doświadczają raczej pewnego rodzaju hegemonii kulturowej, mającej swoje źródło w kapitalistycznym sposobie produkcji. F. Jameson proponuje interpretowanie postmodernizmu jako kulturową logikę nowego typu społeczeństwa kapitalistycznego. Dzięki temu rozwija, zdaniem D. Kellnera, wcześniejszy program teorii krytycznej dotyczący rozwoju kategorii krytycznej teorii społecznej w odpowiedzi na ważne zmiany zachodzące wewnątrz ówczesnych społeczeństw (D. Kellner 1989). Według F. Jamesona, kapitalizm 18 kolonizuje coraz więcej sfer życia społecznego. Kapitalistyczna wymiana i procesy utowarowienia wkraczają do obszarów informacji, wiedzy, komputeryzacji, świadomości ludzi i ich codziennego doświadczenia w stopniu dotąd nieporównywalnym (D. Kellner 1989; najpełniejsza koncepcja postmodernizmu F. Jamesona: zob.: F. Jameson 1993). Podobnie postmodernizm rozumie David Harvey. Jego zdaniem, określonemu reżimowi produkcji kapitalistycznej odpowiada reżim społeczno – polityczny. Obecnemu etapowi elastycznej akumulacji odpowiada reżim społeczno – polityczny oparty na kompresji i zarządzaniu czasem i przestrzenią, wspierany przez ideologie przedsiębiorczości, neokonserwatyzmu, coraz bardziej współzawodniczącego indywidualizmu i prywatyzmu (D. Harvey 1990). D. Harvey przekonuje, że jednostki i grupy społeczne, które definiują materialne praktyki, formy i znaczenia czasu, pieniądza i przestrzeni narzucają pewne podstawowe „zasady gry”. Innymi słowy, ideologiczna i polityczna hegemonia w społeczeństwie zależy od zdolności do kontrolowania materialnego kontekstu osobistego i społecznego doświadczenia. W związku z tym, znaczenia przypisywane czasowi, przestrzeni i pieniądzom odgrywają istotną rolę w sprawowaniu władzy politycznej i – chciałoby się dodać - hegemonii ideologicznej (D. Harvey 1990). U podłoża zarysowanych ujęć ideologicznego wymiaru kontroli społecznej można doszukać się pewnych wspólnych założeń teoretycznych. Spróbuję je zrekonstruować pomijając podstawowe założenia teorii marksistowskiej. Przede wszystkim, kultura rozumiana jest jako procesy konstruowania znaczeń. To przede wszystkim te procesy odpowiadają za efektywność kontroli społecznej. Stąd kultura i komunikacja postrzegana jest jako coraz ważniejsza forma kontroli społecznej. Tym samym – i to jest następne założenie - procesy komunikacji stają się instrumentem sprawowania i umacniania tzw. hegemonii ideologicznej (będąc jednocześnie narzędziami potencjalnej emancypacji). Nie jest to oczywiście nowy mechanizm kontrolowania społeczeństwa. Nowe są natomiast formy czy sposoby kontroli, funkcjonujące za pośrednictwem komunikacji i nowe ideologie, poprzez które członkowie społeczeństwa są kontrolowani, ćwiczeni i „wdrażani” do określonych zachowań, tożsamości, cech osobowości. Nowe są takie 19 procesy kulturowe czyli takie formy kontroli jak komunikacja masowa, technologie informatyczne, przemysł kulturowo - komunikacyjny i związane z tym zmiany w charakterze pracy – rosnąca rola pracy niematerialnej, w tym produkowanie i manipulowanie uczuciami. Przypomnę że, zdaniem M. Hardta i A. Negri, jest to ważny element we współczesnych sieciach produkcji biopolitycznej, jeden z aspektów pracy niematerialnej, skupiający się na produkcyjności tego co cielesne, somatyczne (M. Hardt, A. Negri 2005). Ideologie, o jakich piszą interesujący badacze to: konsumpcjonizm (w tym fetyszyzm towarowy), technologiczna racjonalność, przedsiębiorczość, indywidualizm, pragmatyzm (bądź neopragmatyzm), behawioryzm (bądź neobehawioryzm), neopozytywizm, neokonserwatyzm. Za pośrednictwem takich ideologii jednostki są „wdrażane” do określonych zachowań i tożsamości, spójnych (zintegrowanych) z aktualnym etapem rozwoju gospodarki kapitalistycznej. Według D. Harveya jest to etap elastycznej akumulacji, wg S. Lasha i J. Urry – zdezorganizowanego kapitalizmu, wg M. Hardta i A. Negri jesteśmy „ćwiczeni” do „imperium”, wreszcie wg S. Halla do panujących struktur klasowych, rasowych i płci kulturowej. Mówiąc najogólniej, do zachowań i tożsamości umożliwiających zyski w późnym, monopolistycznym kapitalizmie. Zgodnie z kolejnym założeniem kultura jest czynnikiem współdeterminującym procesy społeczne, ekonomiczne i polityczne. Innymi słowy, w zarysowanych koncepcjach dochodzi do zacierania różnicy między kulturą, ekonomią i polityką. I wreszcie jeszcze jedno założenie, zgodnie z którym towar jest instrumentem kapitalistycznej manipulacji. Tu warto dodać, że teoria krytyczna szkoły frankfurckiej zakładała, że impotencja mas rośnie wraz ze wzrostem dóbr oraz że ceną rozwoju jest nasilenie kontroli społecznej (zob. np. D. Kellner 1989). Inaczej, że wraz z rozwojem społecznym nasilają się procesy biurokratyzacji i technologicznej racjonalizacji społeczeństwa. Takie założenia skłaniają do postawienia pytania o to, do jakiego stopnia człowiek poddaje się manipulacji i czy faktycznie dążymy do wykreowania totalitarnego społeczeństwa demokratycznego? Odpowiedzi negatywnej udzieliliby zapewne M. Hardt i A. Negri. Badacze ci wskazują bowiem na pewne możliwości emancypacyjne zawarte w procesach 20 zachodzących we współczesnych społeczeństwach i wieszczą rychły upadek „imperium” (M. Hardt, A. Negri 2005). Przeczącą odpowiedź dałby też pewnie D. Kellner, który podkreśla, że towary mogą być zarówno instrumentami społecznej integracji, jak i manipulacji. Badacz proponuje rozróżnienie na konsumpcję rozumianą jako używanie dóbr i konsumeryzm jako sposób życia (zbliżony do Marksa pojęcia fetyszyzmu towarowego) i podkreśla, że konsumpcja nie zawsze musi nieść ze sobą wyłącznie negatywne zjawiska, że sama może być źródłem konfliktu i kontestacji. Autor dodaje, że kultura popularna zawiera w sobie zarówno elementy ideologii i dominacji, jak też transcendencji i opozycji (D. Kellner 1989). Odpowiedzi pozytywnej nie należy raczej szukać wśród badaczy z nurtu krytycznej teorii społecznej, a wśród tzw. postmodernistów. Jest to jednak odrębny temat, podobnie jak zagadnienie różnic i podobieństw między teorią krytyczną a postmodernistyczną. Tu tylko dodam, że w teorii postmodernistycznej - podobnie jak w nakreślonych wyżej krytycznych ujęciach ideologicznego wymiaru kontroli społecznej – kładzie się silny nacisk na kulturę jako najważniejszy bądź jeden z najważniejszych czynników determinujących procesy społeczne. W tym kontekście warto na zakończenie nawiązać do pytania postawionego przez teorię postmodernistyczną, a mianowicie do pytania o status socjologii w kontekście postmodernistycznej dyskredytacji metanarracji. To pytanie skłania do zastanowienia nad miejscem i rolą socjologii w refleksji nad przemianami współczesnego społeczeństwa. Odrzucając metanarracje nowoczesności pozytywistyczny projekt socjologii. Innymi słowy, należałoby też porzucić na gruncie założeń postmodernistycznych socjologia jako nauka oparta na ideach nowoczesności i pozytywizmu traci rację bytu. W kontekście relatywizmu i negacji istnienia obiektywnej prawdy uprawianie socjologii pod hasłem poznania i ulepszania rzeczywistości społecznej traci swój ideologiczny punkt oparcia. W świetle idei postmodernistycznych słowa Archimedesa: „dajcie mi dźwignię i pokażcie miejsce, w którym mógłbym stanąć, a poruszę świat” (za: R. J. Michalowski 1993) nabierają nowego znaczenia, które nie wyraża już wiary w moc rozumu, ale świadomość jego ułomności i zwątpienie (R. J. Michalowski 1993). Można powiedzieć, oczywiście z dużą przesadą, że jesteśmy świadkami sekularyzacji kolejnej religii ludzkości, a 21 przynajmniej jej europejskiej części. Można zapytać - co w zamian? Wydawać by się mogło, że historia zatoczyła koło i oto znowu pojawiły się głosy nawołujące o powrót do natury (jak kiedyś np. Rousseau). Oczywiście sens tego hasła jest dzisiaj nieco inny, a i możliwości interpretacji chyba więcej. W każdym razie, zdaje się, że rozwój ducha absolutnego doprowadził do triumfu relatywizmu i nihilizmu, a chytry rozum chichocze. Warto jednak pamiętać o ciągle podejmowanych próbach redefinicji i rekonstrukcji teorii krytycznej z jej ideą emancypacji (zob. np.: S. Best, D. Kellner 1991) czyli o tendencjach negatywnych (nadal mamy co najmniej dwie strony medalu). Literatura 1. Beck, U.: Społeczeństwo ryzyka. W drodze do innej nowoczesności, tłum. Stanisław Cieśla, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2004. 2. Best, S., Kellner D.: Postmodern theory. Critical interrogations, MacMillan 1991. 3. Bergesen, A.: The rise of semiotic marxism, Sociological Perspectives, 1993, 36. 4. Brown, R.H.: Moral mimesis and political power: toward a rhetorical understanding of deviance, social control and civic discourse, W: J.A. Holstein, G. Miller (ed.): Reconsidering social constructionism. Debates in social problems theory, Aldine de Gruyter, New York 1993. 5. Denzin, N.K.: Symbolic interactionism and cultural studies. The politics of interpretation, Blackwell, Oxford UK, Cambridge USA 1992. 6. Giddens, A.: The consequences of modernity, Cambridge USA 1990. 7. Gramsci, A.: Pisma wybrane, t. 1 i 2, tłum. B. Sieroszewska, M. Brahmer, Książka i Wiedza, Warszawa 1961. 8. Gramsci, A.: Quderni del carcere. Edizione critica dell‟Instituto Gramsci a cura di V. Gerratana, Einaudi, Torino 1975. 9. Habermas J.: Teoria działania komunikacyjnego, t. 1 1999, t. 2 2002, tłum. A.M. Kaniowski, PWN, Warszawa 22 10. Hall, S.: Representation. Cultural representations and signifying practices, Sage Publications, London, Thousand Oaks, New Delhi 1997. 11. Hardt M., Negri, A.: Imperium, tłum. S. Ślusarski, A. Kołbaniuk, WAB, Warszawa 2005, wyd. 1 2000. 12. Harvey, D.: The condition of postmodernity. An enquiry into origins of cultural change, Basil Blackwell 1990, wyd. 1 1980. 13. Jameson, F.: Postmodernism, or, the cultural logic of late capitalism, Verso, London, New York 1993, wyd. 1 1991, wyd. 2 1992. 14. Kellner, D.: Critical theory, marxism and modernity, Polity Press 1989. 15. Krzemień – Ojak, S.: Antonio Gramsci. Filozofia. Teoria kultury. Estetyka, PWN, Warszawa 1983. 16. Kumar, K.: From post – industrial to post – modern society, Blackwell, Oxford London, Cambridge USA 1995. 17. Lash, S., Urry, J.: The end of organized capitalism, Polity Press 1987. 18. Michalowski, R.J.: (De) Construction, postmodernism and social problems: facts, fictions and fantasies at „the end of history”, W: J.A. Holstein, G. Miller (ed): Reconsidering social constructionism. Debates in social problems theory, Aldine de Gruyter, New York 1993. 19. Śpiewak, P.: Gramsci, Wiedza Powszechna, Warszawa 1997. 20. Turner, J.: Struktura teorii socjologicznej. Wydanie nowe, PWN, Warszawa 2004. 23 24 Monika Abucewicz O POŻYTKACH Z ALIENACJI CZYLI O AKTUALNOŚCI ORAZ PRÓBACH AKTUALIZACJI POJĘCIA W KRYTYCZNEJ REFLEKSJI NAD KULTURĄ Ogólne uwagi o traktowaniu zjawiska alienacji przez badaczy społecznych (czyli tzw. wstęp) W połowie ubiegłego stulecia Erich Fromm zdiagnozował śmierć człowieka (E. Fromm 1996). Kilkadziesiąt lat później Jean Boudrillard począł w naukach społecznych „głosić” śmierć podmiotu. Te skądinąd kategoryczne wnioski bywały istotnym elementem i punktem odniesienia dla rozwijanej w naukach społecznych dyskusji na temat kondycji człowieka we współczesnym świecie. O ile E. Fromm rozwijał swoją koncepcję alienacji z perspektywy klasycznego ujęcia tego zjawiska, jaką proponowali przedstawiciele szkoły frankfurckiej, o tyle J. Boudrillard doszedł w swojej interpretacji alienacji do pozycji zdecydowanie postmodernistycznej. Krótko mówiąc, J. Boudrillard jest jednym z tych, którzy podjęli próbę reinterpretacji pojęcia alienacji zakorzenionego w teorii marksistowskiej i krytycznej. Innymi słowy, należy do tych współczesnych krytyków kultury, którzy próbują pojęciu alienacji nadać sens odzwierciedlający określone realia życia we współczesnym, kapitalistycznym społeczeństwie. (Co warto przy tej okazji zauważyć, to że obydwaj myśliciele doszli do podobnego wniosku o śmierci tak czy inaczej pojętego człowieka). (Pomijam tu kwestię wykorzystywania pojęcia alienacji w refleksji należącej do psychologii zarządzania, psychiatrii czy socjologii polityki (zob. np.: Geyer Felix R., Schweitzer David R. 1976). Spośród nich można wymienić Henri Lacana, Rolanda Barthesa, Jacquesa Derrida, Michaela Foucault (zob. np.: opracowanie nt. pojęcia alienacji w ich teoriach społecznych: Eve Tavor Bannet 1989). Nie wszyscy – wśród nich np. Pierre Bourdieu, krytyczni lingwiści jak Robert Hodge i Gunther Kress (R. Hodge, G. Kress 25 1993) czy badacze zajmujący się analizą dyskursu z perspektywy narracji (zob. np. Dennis K. Mumby 1993) - zajmowali się explicite zjawiskiem alienacji we współczesnym świecie, jednak tak czy inaczej badali związki miedzy władzą i przemocą symboliczną czyli – jak przekonuje John B. Thompson - ich refleksję można interpretować jako wkład w studia z zakresu krytycznej teorii ideologii (John B. Thompson 1985). J. B. Thompson rozumie przez ideologię sposoby, poprzez które znaczenie (nadawanie sensu) służy podtrzymywaniu relacji dominacji. Badacz dodaje, że studiowanie zjawiska i procesów ideologicznych jest ściśle związane z językiem, bowiem poprzez język kreowane są znaczenia, które służą dominacji (J. B. Thompson 1985, s. 35). Jedno z podstawowych założeń współczesnej teorii ideologii – i co za tym idzie alienacji (alienację można bowiem rozumieć jako drugą stronę dominacji (zob. np. Peter C. Ludz 1976, s. 13) – powiada, że żaden dyskurs, żadna narracja czy tekst nie są ideologiczne same w sobie. Ideologiczne stają się wtedy kiedy – jak pisze J. B. Thompson - służą podtrzymywaniu asymetrycznych stosunków władzy (J. B. Thompson 1985, s. 5 i in.). To z kolei może prowadzić do wyalienowania człowieka od samego siebie, a co za tym idzie - od otaczającej rzeczywistości społecznokulturowej (M. Abucewicz 2008). Tu należy dodać że – jak przekonywał już pod koniec 18. wieku Johann Gottlieb Fichte – twory aktywności człowieka uprzedmiotawiają się i wyobcowują od niego, tym samym zaczynają ograniczać jego wolność, mówiąc inaczej wyalienowują człowieka od jego własnych wytworów kulturowych (zob. Adam Sikora 1999). O fundamentalnych powiązaniach zróżnicowanych skądinąd sposobów „obwąchiwania” alienacji czyli o wspólnych problemach badaczy alienacji Poczynając od teorii materializmu historycznego, pojęcie alienacji było stosunkowo systematycznie wykorzystywane w społecznej refleksji nad kondycją człowieka. Jak wspomniałam wyżej, między poszczególnymi dyscyplinami społecznymi, jak też między badaczami reprezentującymi tę samą gałąź wiedzy istniała i istnieje duża rozbieżność w sposobie rozumienia i wykorzystywania pojęcia alienacji (zob. np.: J. B. Thompson 1985, E. T. Bannet 1989, D. K. Mumby 1993, F. R. Geyer i D. R. Schweitzer 1976, plus… Ta filozoficzna itd. It….). Jednak w zróżnicowanej refleksji nad zjawiskiem alienacji człowieka we współczesnym świecie można wskazać pewne 26 fundamentalne powiązania. Jednym z nich jest zagadnienie natury ludzkiej. Mówiąc inaczej, w studiach nad zjawiskiem i procesami alienacji nie sposób uniknąć założeń na temat natury człowieka (przesłanek mniej lub bardziej określonych, przyjmowanych implicite bądź explicite), bowiem – jak podkreśla Peter C. Ludz mówienie o alienacji kultury nie ma sensu bez mówienia o alienacji jednostki (P. C. Ludz 1976). Alienacja człowieka od samego siebie (Adam Schaff określa to zjawisko terminem alienacji subiektywnej) (A. Schaff 1999) oznacza konieczność przyjęcia pewnej idealnej miary, podług której można alienację oceniać. A zatem, przyjęcie określonej definicji natury ludzkiej jest koniecznym warunkiem dyskusji o alienacji człowieka. (Pomijam w tym miejscu inne powiązania między różnorodnymi sposobami badania alienacji. Należą do nich m.in. problemy natury konceptualizacyjnej, epistemologicznej i metodologicznej) (zob. nt. temat: J. M. Balkin 1998, J. B. Thompson 1985, M. Abucewicz maszynopis). Przy okazji należy dodać, że chodzi mi o marksowskie ujęcie natury ludzkiej. Marks, jak ujmuje A. Sikora, przezwyciężył koncepcję uniwersalnej, niezmiennej natury człowieka i podkreślał, że jest ona wyznaczona przez całokształt historycznie określonych stosunków społecznych (A. Sikora 1999). Krótko mówiąc, koniecznym warunkiem badania alienacji jest przyjęcie (implicite bądź explicite) określonych przesłanek na temat natury człowieka – natury pojmowanej historycystycznie (tu warto dodać, że w refleksji badaczy alienacji panuje w tym względzie pewien zamęt, tzn. nie zawsze wiadomo, czy pojmują oni naturę człowieka na sposób marksowski, historycystyczny czy też zakładają jej uniwersalność i niezmienność). I tak np. E. Fromm krytykował zjawisko alienacji z perspektywy wizji natury człowieka, którą zaczerpnął z teorii Marksa. E. Fromm był zdania, że najważniejsze potrzeby człowieka to potrzeby samorealizacji i wolności od…, z których druga miała być warunkiem pierwszej. E. Fromm przekonywał – podobnie jak Max Horkheimer i Theodore Adorno (M. Horkheimer, T. Adorno 1972), że źródła alienacji leżą z jednej strony w zmierzchu rozumu, z drugiej – w rozwoju inteligencji człowieka, mówiąc inaczej – w rozwoju technologicznym społeczeństwa (E. Fromm 1996). Z perspektywy badaczy ze szkoły frankfurckiej historia ludzkości winna być historią emancypacji człowieka, tymczasem człowiek ten jest świadkiem (najczęściej 27 nieuświadomionym) zmierzchu rozumu (M. Horkheimer, T. Adorno 1972), pogłębiającej się alienacji obiektywnej i subiektywnej (określ. za: A. Schaff 1999) i narastającego szaleństwa społecznego (E. Fromm 1996). W tym ujęciu rozwój społeczny przynosi ludziom więcej szkody niż pożytku, tzn. zamiast do emancypacji i realizacji oświeceniowych ideałów przyczynia się do pogłębiania zniewolenia człowieka czyli do jego alienacji. W tym kontekście zasadne staje się pytanie o możliwości wyzwolenia (zob. np.: D. Kellner 1989, M. Abucewicz 2008). Jednak nie wszyscy badacze, którzy zajmowali się problematyką alienacji kwestię emancypacji uważali za nadrzędną. Dla myślicieli takich jak H. Lacan czy R. Barthes alienacja jest nieodłącznym elementem kondycji człowieka, dla J. Derridy – warunkiem odczuwania przyjemności (E. T. Bannet 1989). Jednak wielu badaczy społecznych rozważało i rozważa zagadnienie ideologicznego wymiaru kontroli społecznej i jego konsekwencji w formie alienacji w kontekście możliwości wyzwolenia człowieka. Dla E. Fromma i innych badaczy ze szkoły frankfurckiej, dla Antonio Gramsci (A. Gramsci 1961), dla M. Foucault (zob. np.: E. T. Bannet 1989), dla Stuarta Halla (zob. np.: S. Hall 1997), dla Ernesto Laclau i Chantal Mouffe (E Laclau, Ch. Mouffe 1985), czy wreszcie Michaela Hardta i Antonio Negri (M. Hardt, A. Negri 2005) pogłębiająca się alienacja jest, najogólniej rzecz biorąc, efektem procesów rozwojowych, jakim podlegają współczesne społeczeństwa, a więc w zasadzie czymś nabytym, a skoro tak, to można to jeśli nie zlikwidować, to przynajmniej ograniczyć (tu można dodać, że możliwości dezalienacji poszukiwali również ci myśliciele, którzy uznawali to zjawisko za nieodłączny element życia) (zob.: E. T. Bannet 1989, np. r. 1 i 3). Można by powiedzieć, że w przeciwieństwie do założeń klasycznej krytycznej teorii frankfurckiej wymienieni badacze podkreślają dialektykę zniewolenia i emancypacji to znaczy – kładą równie silny nacisk na wykazanie warunków skutkujących zniewoleniem, co na możliwości przezwyciężenia dominacji ideologicznej. Krótko mówiąc, z różnicami w poglądach na istotę alienacji i jej przyczyny wiążą się też czasami różnice w poglądach na temat możliwości wyzwolenia. I tak np. A. Gramsci, R. Hodge czy S. Hall przekonują o możliwości realizacji idei emancypacji. Możliwości takich upatrują w zjawisku hegemonii ideologicznej czyli w 28 nieustannej walce o znaczenie (sens) (A. Gramsci 1961, Dick Hebdige 1979, S. Hall i Tony Jefferson 1977, 1997). Podstawą walki o znaczenie są procesy społecznego konstruowania porządku symbolicznego (zob. np. M. Abucewicz 2006). E. Laclau i Ch. Mouffe również są przekonani o szansach wygrania walki o hegemonię. Takie szanse dostrzegają przede wszystkim w porządku politycznym współczesnych, zachodnich społeczeństw. (E. Laclau, Ch. Mouffe 1985). Bardziej pesymistyczni w tym względzie wydają się być myśliciele tacy jak H. Lacan czy M. Foucault ale, jak wspominałam wyżej, zdaniem E. T. Bannet - badaczki twórczości wymienionych myślicieli - H. Lacan i M. Foucault nie do końca pogodzili się z nieuchronnością alienacji i poszukiwali możliwości jej przezwyciężenia (E. T. Bannet 1989). O „wytartej” ideologii tzw. równych szans W kontekście namysłu nad zjawiskiem alienacji obok pytania o warunki dezalienacji pojawia się też inne, istotne pytanie. A mianowicie, czy procesy uprzemysłowienia, a później tzw. technicyzacji czy informatyzacji życia społecznego przyczyniają się do niwelowania różnic społecznych. Mowa przede wszystkim o niwelowaniu różnic klasowych i o przybliżaniu do realizacji idei tzw. równych szans? (o zasadności analizy klasowej współczesnych społeczeństw w kategoriach wyzysku zob. np.: Erik O. Wright 1997). Negatywnej odpowiedzi dostarczyły już badania Roberta S. i Helen M. Lynd w Middletown w Stanach Zjednoczonych, przeprowadzone w latach 20. i 30. ubiegłego wieku. Najciekawszym bodaj wnioskiem jest ten, który mówi, że efektem procesów uprzemysłowienia było stosunkowo znaczne zróżnicowanie struktury klasowej badanego miasteczka (R. S. Lynd, H. M. Lynd 1929). Również dzisiaj wiele przemawia za tym, że rozwój społeczny skutkuje raczej pogłębianiem nierówności społecznych, aniżeli ich niwelowaniem. Mowa przede wszystkim o tzw. procesach polaryzacji współczesnych, kapitalistycznych społeczeństw. To oddala nas – wbrew neoliberalnej ideologii - od realizacji idei tzw. równych szans i przyczynia się tym samym do kształtowania i utrwalania segregacji ekonomiczno – społecznej między ludźmi, innymi słowy - do tworzenia i utrwalania barier ekonomicznych, społecznych, kulturowych, politycznych i wreszcie ekologicznych między ludźmi. Tu należy dodać że, jak pisze Małgorzata Jacyno w kontekście rozważań o efektach globalizacji, dawne 29 dystanse między ludźmi odtwarzają się (również i m.in.: M.A.) w możliwościach autokonstrukcji, ponieważ ludzie posiadają do nich nierówny dostęp (M. Jacyno 2004). Trudno zgodzić się z twierdzeniem E. T. Bannet, że we współczesnym świecie zachodnim nie ma już eksploatujących i eksploatowanych w sensie hegemonii ideologicznej (E. T. Bannet 1989). Takie stwierdzenie tej skądinąd wnikliwej badaczki czołowych myślicieli współczesnych świadczy chyba raczej o jej naiwności światopoglądowej, a nie o wnikliwym wejrzeniu w życie społeczne. Należałoby się chyba raczej zgodzić z dowodzeniem E. O. Wrighta, że kategoria wyzysku nadal jest jedną z centralnych kategorii, które winny być wykorzystywane w analizie społecznej (E. O. Wright 1997). Oczywiście nie chodzi mi tu tylko o wyzysk klasowy. Można powiedzieć, że pojęcie wyzysku zostało poszerzone przez krytyków kultury, którzy tym samym nadali mu szerszy sens. Badacze krytyczni nie ograniczają już znaczenia tego pojęcia do wyzysku ekonomicznego. Dominacja (i hegemonia) ideologiczna (czyli nie tylko ekonomiczna) poprzez utrwalanie asymetrycznych stosunków władzy (J. B. Thompson 1985) przyczynia się do wyzysku m.in. społeczno – kulturowego. Innymi słowy, tzw. przemoc symboliczna (P. Bourdieu) (inaczej dominacja ideologiczna) prowadzi do wyobcowania ludzi z ich własnej przestrzeni symbolicznej poprzez tzw. sprzężenie zwrotne (zob. J. B. Thompson 2001). Jak wspominałam już wyżej, zjawisko alienacji można traktować jako drugą stronę dominacji ideologicznej (P. C. Ludz 1976, s. 13). Krótko mówiąc, wydaje się, że pojęcia wyzyskiwany wyzyskujący analizowane w kategoriach struktury klasowej poszerzyły swój pierwotny sens i mogą być wykorzystywane w analizach wszelkich asymetrycznych stosunków władzy (mowa m.in. o relacjach etnicznych, płciowych, wyznaniowych, zob. też: próby teoretycznego ujęcia i badania społecznych relacji władzy, podejmowane przez etnometodologów) (zob. np.: S. Hall i T. Jefferson 1977, 1997, Norman K. Denzin 1992). We współczesnych społeczeństwach zachodnich mamy do czynienia z jednej strony z procesami segregacji klasowej, z drugiej – z hegemonią ideologiczną (M. Abucewicz 2008). (Oczywiście oba rodzaje procesów pozostają ze sobą w ścisłym, dialektycznym związku). Podsumowując powyższe uwagi (i nie tylko) można powiedzieć, że krytyczny, naukowy namysł nad kulturą odznacza się dużą wnikliwością i 30 zróżnicowaniem. W tym kontekście pojawia się pytanie, dlaczego zatem współczesna myśl lewicowa przeżywa – jak się wydaje – okres osłabienia swoich wpływów społeczno – politycznych i dlaczego zacierają się różnice między ideologią lewicową i prawicową (wskazane procesy można obserwować jeśli nie w większości krajów (zob. np. sytuacja polityczna w krajach Ameryki Łacińskiej, to przynajmniej w krajach tzw. Unii Europejskiej)? Mogą o tym świadczyć tzw. centrolewice czy centroprawice (koalicje rządzących stosunkowo często spotykane w demokracjach zachodnich), idea tzw. trzeciej drogi itp… W tym miejscu można pokusić się o stwierdzenie, że tzw. rozwój społeczny przyniósł ze sobą kryzys ideologii i nowy typ społeczeństwa kastowego. Abstrahując od kwestii czysto ekonomicznych ten nowy typ społeczeństwa można interpretować m.in. jako produkt procesów dominacji ideologicznej, alienujących jednostkę, a poprzez to kulturę. Dla kształtującego się na oczach współczesnego człowieka społeczeństwa kontroli (M. Hardt, A. Negri 2005) najważniejszymi cechami opisowymi nie są chyba cechy takie jak informatyzacja, rozwój technologii czy narastające ryzyko. Wydaje się, że z czysto ludzkiego punktu widzenia najważniejszymi cechami mogą być: narastająca polaryzacja społeczna i tendencja do kastowości (zob. wyżej). Wracając do twierdzenia o kryzysie ideologii trzeba dodać, że kryzys ten przejawia się m.in. w negacji tzw. wielkich narracji (Jean Francois Lyotard 1997), w nośności hasła „końca ideologii” (ściślej – końca historii, co w sumie wychodzi na jedno wg Francisa Fukuyamy) (F. Fukuyama 1996), w spektakularności etykietek nalepianych na współczesne społeczeństwa w rodzaju etykiety „społeczeństwo ryzyka” (U. Beck 2004) (nota bene, wydaje się, że określenie to odwraca uwagę od źródłowych problemów społecznych ponieważ, jak się wydaje, U. Beck upatruje głównych źródeł narastającego ryzyka społecznego w procesach rozwoju technologicznego, informatycznego itp., a gubi po drodze dialektykę procesów - ogólnie rzecz biorąc gospodarczych i społecznych. Krótko mówiąc, w swoich analizach gubi w istocie realia stosunków międzyludzkich, jakie dominują we współczesnych, tzw. rozwiniętych społeczeństwach zachodnich) czy wreszcie w zacieraniu różnicy między myśleniem lewicowym i prawicowym. Słabość współczesnej myśli lewicowej wydaje się w dużej mierze leżeć w jej niechęci? do dostrzegania narastającej kastowości 31 społeczeństwa, w jej nieumiejętności intelektualnego rozbioru podziałów społecznych, w jej niechęci (zakorzenionej pewnie m.in. w kompleksach) do analizy społeczeństwa w terminach klasowych. W tym miejscu można zaryzykować twierdzenie, że o pozycji człowieka decyduje przede wszystkim czynnik ekonomiczny, a podziały innego rodzaju – pod względem płci, wyznania czy rasy – bywają bardzo często (a może najczęściej?) pochodną pozycji materialnej (oczywiście nie jest to żadna nowa cecha współczesnych społeczeństw zachodnich, która miałaby je odróżniać od społeczeństw dawniejszych). Rzecz w tym, że jeśli zgodzimy się z powyższym to zgoda ta będzie przemawiać za twierdzeniem o wyższości analiz Marksa (ich większą przenikliwością i trafnością) nad analizami Webera. Ten ostatni zapewne trafnie zróżnicował strukturę społeczną, jednak można chyba powiedzieć, że subtelność jego analiz nie zmieniła realiów. W związku z tym prace Webera lepiej nadają się do inspirowania myśli prawicowej, przy czym ideolodzy lewicy winni z nim nieustannie polemizować. Krótkie podsumowanie czyli „Oni żyją” (film Johna Carpentera i klasyczna już interpretacja alienacji ludzi w zachodnich społeczeństwach) Warunki życia we współczesnych społeczeństwach zachodnich sprawiają, że być może ludzie posiadają dzisiaj więcej możliwości wyrażania oporu (zob. np. Manuel Castells 2001) oraz pogłębiania własnej świadomości (w porównaniu ze społeczeństwami sprzed tzw. rewolucji przemysłowej i tzw. przemysłowymi). Być może w tym leży jedna z przyczyn, dla których kontrola współczesnych społeczeństw wymaga już nie tylko strategii i technik dyscyplinarnych (M. Foucault). Współcześnie nie wystarczy już kontrolować ciała, przede wszystkim trzeba kontrolować umysły (M. Hardt, A. Negri 2005). Do kontroli umysłów i do manipulowania nimi wykorzystywane są coraz bardziej subtelne technologie informatyczne, stosowane na coraz szerszą skalę poprzez wykorzystywanie szeroko pojętej kultury (M. Abucewicz 2008), ponieważ tylko poprzez ideologiczną indoktrynację można – jak się wydaje – zwiększyć poziom samokontroli jednostek, a to – jak wiadomo – jest najskuteczniejszym sposobem kontrolowania człowieka. Ideologiczne urabianie umysłów jest dzisiaj podstawową strategią kontrolowania społeczeństwa, a strategia ta prowadzi do pogłębiania alienacji człowieka od kultury, od innych ludzi, wreszcie od 32 samego siebie. Prowadzi to do sytuacji, w której to nie człowiek przemawia poprzez świat, ale to świat przemawia poprzez człowieka, a w związku z tym: ja dla świata, czy świat dla mnie? (E. T. Bannet 1989, s. 233). Kontrolowanie społeczeństwa poprzez procesy zachodzące w kulturze daje – jak wiele może na to wskazywać - wymierne efekty, a mianowicie – uwiąd myśli socjalistycznej oraz utrzymującą się hegemonię ideologiczną. Podstawowe konflikty współczesnych zachodnich demokracji zostały przeniesione – za pośrednictwem rozwoju technologii informatycznych i szeroko pojętej kultury (nauk społecznych również) – w sferę porządku symbolicznego. Czy to zmienia istotę tych konfliktów? W myśli społecznej (i oczywiście nie tylko) konflikty społeczne zostały zsemiotyzowane i nabrały nowego wymiaru, który raczej jednak nie zmienia ich istoty – obranie poszerzonej optyki nie zmienia problemu, może jedynie przyczynić się do jego lepszego zrozumienia. Być może najważniejszą lekcją, jaką możemy wynieść z relatywistycznych pomysłów postmodernistów jest ta, która głosi: sztandary nauki wolnej od wartościowania - wynieść! Czas na naukę przyznającą otwarcie, na jakiej opcji teoretycznej - tzn. na jakiej opcji ideologicznej - bazuje. Wydaje się, że człowieka odpowiedzialnego za słowo winno obligować uznanie prostej skądinąd prawdy – obiektywność to idea historyczna czyli względna. Literatura: Abucewicz M.: Problem narkomanii w Polsce – ujęcie konstruktywistyczne, Kwaśniewski Jerzy (red.): Badania problemów społecznych. 2, Prace Katedry Socjologii Norm, Dewiacji i Kontroli Społecznej Tom VIII, IPSiR UW, Warszawa 2006. Abucewicz M.: Od pozytywizmu do postmodernizmu czyli kilka uwag o stawianiu Hegla z powrotem na nogach i o ideologicznym wymiarze krytycznej refleksji nad kulturą, W: Jerzy Kwaśniewski (red.) Prace Katedry Socjologii Norm, Dewiacji i Kontroli Społecznej Tom IX, IPSiR UW 2008. Abucewicz M.: Główne problemy teoretyczne związane z wypracowaniem perspektywy badania zjawiska i procesów alienacji, maszynopis. Balkin J. M.: Cultural software. A theory of ideology, Yale University Press, New Haven, London 1998. 33 Bannett E. T.: Structuralism and the logic of dissent. Barthes, Derrida, Foucault, Lacan, University of Illinois Press, Urbana i Chicago 1989. Beck U.: Społeczeństwo ryzyka. W drodze do innej nowoczesności, Scholar, Warszawa 2004, tłum. S. Cieśla. Casstells M.: The information age. Volumes III, Blackwell Publishers 2001. Denzin N. K.: Symbolic interactionism and cultural studies. The politics of interpretation, Blackwell University Press, Oxford UK, Cambridge USA 1992. Fromm E.: Zdrowe społeczeństwo, PIW, Warszawa 1996, tłum. A. Tanalska - Dulęba. Fukuyama F.: Koniec historii, Zysk i S-ka, Poznań 1996, tłum. T. Biedroń, M. Wichrowski. Geyer R. F., Schweitzer D. R.: Theories of alienation. Critical perspectives in philosophy and the social sciences, Martinus Nijhoff Social Sciences Division, Leiden 1976. Gramsci A.: Pisma wybrane, t. 1 i 2, Książka i Wiedza, Warszawa 1961, tłum. B. Sieroszewska, M. Brahmer. Hall S., Jefferson T.: Resistance through rituals. ..youth subcultures in post - -war Britain, Hutchinson of London in association with the Centre for Contemporary Cultural Studies, University of Birmingham, 1977. Hall S.: Representation. Cultural representations and signifying practices, Sage Publications, London, Thousand Oaks, New Delhi 1997. Hardt M., Negri H.: Imperium, WAB, Warszawa 2005, tłum.: S. Ślusarski, A. Kołbaniuk. Hebdige D.: Subculture: the meaning of style, Methuen & Co Ltd, London 1979. Hodge R., Kress G.: Language as ideology, Routledge, London, New York 1993. Horkheimer M., Adrono T.: Dialectic of enlightement, Seabury, New York 1972. Jacyno M.: „Wszystkie globalne problemy zaczynają się na twoim talerzu…”, W: M. Jacyno, A. Jawłowska, M. Kempny (red.): Kultura w czasach globalizacji, IFiS PAN, Warszawa 2004. Kellner D.: Critical theory, marxism and modernity, Polity Press 1989. Laclau E., Mouffe Ch.: Hegemony and socialist strategy, Verso, London 1985. 34 Ludz P. C.: Alienation as a concept in the social sciences, W: R. F. Geyer, Schwetzer D. R.: Theories of alienation. Critical perspectives in philosophy and the social sciences, Martinus Nijhoff Social Sciences Division, Leiden 1976. Lynd R. S., Lynd H. M.: Middletown. A study in American culture, Brace and Company, New York, Harcourt, 1929. Lyotard J. F.: Kondycja ponowoczesna: raport o stanie wiedzy, Fundacja Aletheia, Warszawa 1997, tłum.: M. Kowalska, J. Migasiński. Mymby D. K. (ed.): Narrative and social control: critical perspectives, Sage Publications, Newbury Park, London, New Delhi 1993. Schaff A.: Alienacja jako zjawisko społeczne, Książka i Wiedza, Warszawa 1999. Sikora A.: Od Heraklita do Husserla, Open, Warszawa 1999. Thompson J. B.: Media I nowoczesność. Społeczna teoria mediów, Astrum, Wrosław 2001, tłum. I. Mielnik. Thompson J. B.: Studies in the theory of ideology, Polity Press, Cambridge 1985. Wright E. O.: Class counts. Comparative studies in class analysis, Cambridge University Press, Cambridge 1997. 35 36 Piotr Lipka ANALIZA PRZYCZYN REDUKCJI POZIOMU PRZESTĘPCZOŚCI W USA W LATACH 90. XX WIEKU NA PRZYKŁADZIE NOWEGO JORKU Zadziwiające zjawisko W ostatniej dekadzie dwudziestego stulecia Ameryka doświadczyła niespotykanego dotąd spadku poziomu przestępczości. Skala zachowań przestępczych na terenie Stanów Zjednoczonych zmniejszyła się w ciągu niespełna ośmiu lat o kilkadziesiąt procent, a niezwykłym wprost fenomenem był spadek liczby zabójstw w metropoliach takich jak Los Angeles czy Nowy Jork – o 60–70 procent. Zjawisko to było na tyle zaskakujące i niezrozumiałe, że wielu kryminologów i innych uczonych postanowiło dociec przyczyn takiego stanu rzeczy. Pojawiło się wiele koncepcji próbujących wyjaśnić, dlaczego przestępcy prawie zniknęli z ulic amerykańskich miast. Badano wpływ zmian demograficznych, społecznych i ekonomicznych na poziom przestępczości. Szukano również wyjaśnienia zaistniałej sytuacji w nowych strategiach policyjnych wprowadzanych w niektórych amerykańskich miastach. Ludzie tacy jak burmistrz Nowego Jorku Rudolph Giuliani, czy też Bill Bratton, szef tamtejszej policji, stali się bohaterami w całym kraju, kiedy media ogłosiły, że prowadzona przez nich w ramach polityki „zero tolerancji” bezwzględna walka z gangsterami spowodowała, że można było czuć się bezpiecznie na nowojorskich ulicach. Ponad 70-procentowy spadek zabójstw uznano za sukces prowadzonych przez nich działań polegających na reorganizacji policji i walki z najmniejszymi nawet przejawami dezorganizacji społecznej. 37 Stany Zjednoczone w latach 70. i 80. były w bardzo znaczącym stopniu zdominowane przez gangsterów i zorganizowane grupy przestępcze. Nowy Jork przodował w rankingach przestępczości, a przedstawiciele mafii sycylijskiej do dziś nazywają to miasto swoim domem. Historia Nowego Jorku pokazuje, że w zasadzie od początku swojego istnienia był on przesiąknięty korupcją, podejrzanymi układami i przestępczością. Nowojorskie ulice i metro były zaniedbane oraz pełne włóczęgów, żebraków i narkomanów. Nie można się więc dziwić, że burmistrz Giuliani i komisarz Bratton zostali wyniesieni na piedestał przez swoich obywateli, kiedy okazało się, że ich bezwzględna postawa przyczyniła się do oczyszczenia miasta. Pojawia się jednak pytanie, czy ten spektakularny spadek przestępczości w Nowym Jorku był rzeczywiście ich zasługą. Nowe strategie policyjne Przyjrzyjmy się bliżej kwestii zastosowania nowych strategii policyjnych. Nowe strategie policyjne zastosowano nie tylko w Nowym Jorku (również np. .w Nowym Orleanie pod nazwą COPS1), ale to właśnie polityka „zero tolerancji” wprowadzona przez Williama Brattona i Rudolpha Giulianiego stała się znana na całym świecie. Została nazwana przez amerykańskie media cudownym lekarstwem na jedną z największych bolączek Nowego Jorku – rosnącą przestępczość. Rozpoczęto walkę z korupcją w policji, zastosowano nowoczesne metody prewencyjne, takie jak Compstat2 pozwalający namierzyć zapalne punkty na przestępczej mapie miasta, szefów komisariatów obarczono większą odpowiedzialnością za dzielnice i ich 1 COPS – Community Oriented Policing Services, w Nowym Orleanie pod nazwą Community Oriented Policing Squad. Biuro COPS wchodzi w skład Departamentu Sprawiedliwości, powstało na mocy Violent Crime Control and Law Enforcement Act z 1994 roku. Zadaniem COPS jest zbliżenie policji do obywateli, prewencyjne działania zapobiegające zachowaniom przestępczym oraz zwalczanie przejawów dezorganizacji społecznej tzw. root causes. 2 COMPSTAT – system wprowadzony w Nowym Jorku za czasów komisarza Williama Brattona służący do dynamicznego i prewencyjnego reagowania na zachowania przestępcze. COMPSTAT opiera się na wykorzystaniu systemu GIS (Geographic Information System), który gromadzi, przechowuje i analizuje dane przestrzenne. Dzięki temu policja ma możliwość lokalizowania tzw. „hot spots” (punktów na mapie miasta o największym nasileniu przestępczości) i podejmowania działań prewencyjnych polegających np. na posyłaniu w takie rejony miasta większej ilości patroli. W Nowym Jorku w ramach COMPSTAT organizowano cotygodniowe spotkania, na których szefowie poszczególnych okręgów byli rozliczani z postępów w walce z przestępczością na swoim terenie. 38 mieszkańców. Koncepcja „zero tolerancji” wywodzi się z tzw. Teorii Wybitych Szyb Kellinga i Wilsona. Najkrócej mówiąc, chodzi o to, że nawet najmniejszy przejaw nieporządku czy zachowania niezgodnego z normą prowadzi w istocie do dużo poważniejszych przestępstw. Dlatego policja nowojorska zaczęła bardzo surowo ścigać nawet najdrobniejsze wykroczenia. Burmistrz Giuliani i komisarz Bratton nazywali to „odcinaniem tlenu elementowi przestępczemu”. Wychodzili z założenia, że ktoś, kto popełnia małe wykroczenia, może niedługo dopuścić się znacznie poważniejszego złamania prawa. Wprowadzenie polityki „zero tolerancji” w Nowym Jorku na pewno miało pozytywny wpływ na samopoczucie obywateli. Nowojorczycy zaczęli odczuwać, że nareszcie ktoś zajął się przestępstwami i wykroczeniami, które dotyczą zwykłych ludzi. Policja zajęła się drobnymi sprawami na równi z walką ze strukturami przestępczości zorganizowanej i to dało zwykłym obywatelom poczucie bezpieczeństwa. Pozostaje jednak pytanie: czy rzeczywiście mieszkańcy Nowego Jorku zawdzięczali spadek przestępczości działaniom burmistrza Giulianiego i komisarza Brattona? Czy wprowadzona przez nich w życie koncepcja miała wpływ na tak znaczącą redukcję zachowań przestępczych? Autor „Freakonomics”3 Steven Levitt twierdzi, że jedynie przypadkowa zbieżność pewnych wydarzeń spowodowała, że komisarz Bratton i burmistrz Giuliani uznani zostali za zbawców Nowego Jorku. Przestępczość w tej metropolii zaczęła spadać już w roku 1990. Do roku 1993 liczba przestępstw naruszających własność prywatną, przestępstw z użyciem przemocy oraz zabójstw spadła o prawie 20 procent. Liczba zabójstw w przeliczeniu na sto tysięcy mieszkańców zmniejszyła się z 30,7 w 1990 roku do 8,4 w 2000 roku. Nastąpił więc spadek o ponad 70 procent. Levitt twierdzi, że dokładna analiza sytuacji nasuwa wniosek, że nowatorskie strategie policyjne miały niewielki wpływ na taki stan rzeczy. Bratton i Giuliani objęli swoje stanowiska dopiero w roku 1994, kiedy przestępczość już od jakiegoś czasu zaczęła wykazywać tendencję spadkową. Wprowadzenie zasady „zero tolerancji” nałożyło się jedynie na już zaawansowany trend spadkowy i mogło go ewentualnie jedynie wzmocnić. Czy tak się stało? Levitt twierdzi, że tym, co mogło 3 Steven Levitt and Stephen J. Dubner (2005). Freakonomics: A Rogue Economist Explores the Hidden Side of Everything. William Morrow/HarperCollins, rozdział „Gdzie się podziali wszyscy przestępcy?”. 39 mieć wpływ na redukcję przestępczości, był ogromny wzrost zatrudnienia w nowojorskiej policji. W latach 1991–2001 liczba policjantów zwiększyła się o 45 procent. W innych amerykańskich miastach przestępczość również spadła. Gdyby wziąć pod uwagę tak znaczący wzrost sił policyjnych w Nowym Jorku, to miasto to ze swoją polityką „zero tolerancji” wcale nie przodowałoby w rankingach spadku przestępczości. Sam fakt wzrostu zatrudnienia w policji nie był kluczowy i owa przypadkowa zbieżność pewnych zdarzeń, o której pisałem, dotyczy czynników, które miały według Levitta rzeczywisty wpływ na obraz sytuacji i zbiegły się w czasie z działaniami władz Nowego Jorku. Zajmę się tym zagadnieniem dalej. Warto dodać, że tacy specjaliści jak George L. Kelling, William H. Sousa czy też Eli B. Silverman mają zupełnie inny pogląd na tę sprawę, uważając politykę „zero tolerancji” za kluczowy czynnik, który miał wpływ na spadek przestępczości w Nowym Jorku. Ten pogląd skonfrontujemy z teorią Levitta, a na razie chciałbym przejść do analizy kolejnej kwestii, jaką jest wzrost znaczenia kary więzienia. Znaczenie kary pozbawienia wolności W latach 60. ubiegłego stulecia przestępczość w Stanach Zjednoczonych zaczęła gwałtownie rosnąć. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy była pobłażliwość sądów wynikająca z generalnego trendu do bardziej liberalnego podejścia do zjawiska przestępczości. Liczba wyroków zmniejszyła się, prawa osób oskarżonych zostały znacznie rozszerzone. Rewolucja obyczajowa i silne dążenia do równouprawnienia rasowego spowodowały, że politycy, aby nie być posądzanymi o rasizm, złagodzili kurs walki z przestępczością, zdając sobie sprawę z faktu, że większość przestępstw popełnianych jest przez Afroamerykanów i Latynosów. Kolejne lata przyniosły zaostrzenie kar, wydłużono wyroki za przestępstwa z użyciem przemocy, a w latach 1980–2000 liczba osób skazanych na więzienie za przestępstwa narkotykowe wzrosła 15-krotnie. Wydłużono wyroki za wszelkie przestępstwa z użyciem przemocy. W 2000 roku w więzieniach odbywało kary 2 miliony osób, niemalże czterokrotnie więcej niż w roku 1972. Połowa tego wzrostu liczby osadzonych miała miejsce w latach 90. Levitt uważa, że istnieją bardzo silne 40 przesłanki ku temu, by powiązać zaostrzenie kar więzienia ze spadkiem przestępczości. Ta korelacja wydaje się logiczna, bo surowość kar działa z jednej strony odstraszająco na potencjalnych przestępców, a z drugiej profilaktycznie na tych, którzy już odbywają karę. Bardzo duża liczba osadzonych jest poważnym problemem społecznym w Stanach Zjednoczonych, co nie zmienia według Levitta faktu, że surowe kary są skutecznym środkiem zapobiegania przestępczości i miały niewątpliwy wpływ na spadek przestępczości w USA w latach 90. Levitt zarzuca kryminologom, którzy nie zgadzają się z tą tezą, brak logiki, twierdząc, że korelacja jest oczywista. Można oczywiście zastanowić się nad następującą kwestią: jeżeli taka forma zwiększania formalnej kontroli społecznej wydaje się oczywistym bodźcem wpływającym na przestępczość, dlaczego odrzucać podobny wpływ bardziej radykalnie i surowo działającej policji? Polityka „zero tolerancji” polegała przecież na bezwzględnym egzekwowaniu prawa przez policję, a także na działaniach profilaktycznych, chociażby przy pomocy Compstat. Co więcej, można założyć, że ta nowa strategia policyjna pozwalała na rzeczywiste wykonanie surowych kar, co Levitt uważa za istotne, i tym samym miała swój udział w spadku przestępczości. Do tych rozważań wrócimy podczas analizy innych teorii dotyczących przestępczości w USA i Nowym Jorku. Znaczenie kary śmierci Jaki był z kolei wpływ stosowania kary śmierci na spadek przestępczości? W związku z faktem, że w latach 90. liczba egzekucji w porównaniu do lat 80. wzrosła w USA czterokrotnie, przyjęto, że zastosowanie kary śmierci ma wpływ na poziom przestępczości. Levitt dowodzi, z czym, jak sądzę, należy się zgodzić, że stosowanie kary śmierci nie wpływa w żaden istotny sposób na przestępczość. Po pierwsze, dotyczy w zasadzie tylko zabójców, więc jej wpływ na spadek innych przestępstw jest żaden. Po drugie, egzekucje w USA są wykonywane tak rzadko i z tak dużym opóźnieniem, że można wątpić w odstraszającą rolę tej kary. Levitt wylicza, że wpływ stosowania kary śmierci (jeżeli w ogóle jest) na spadek zabójstw to maksymalnie kilka procent i przytacza słowa sędziego Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych, który 41 w latach 70. głosował za karą śmierci: „Eksperyment z karą śmierci zawiódł... nie będę więcej majstrował przy machinie śmierci”4. Nieuchronność kary Wydawałoby się, że nowojorskie „zero tolerancji” było skuteczne i nie tylko większa liczba policjantów, ale też rozsądne, zaplanowane i zdecydowane wykorzystanie zasobów ludzkich miało wpływ na nieuchronność kary, nawet za drobne wykroczenia. Teoria George'a Kellinga o rozbitych szybach między innymi tego właśnie dotyczy: kiedy widzisz rozbitą szybę, możesz śmiało rozbić kolejną, możesz czuć się bezkarnie. Tak więc jeżeli argumentem za nieskutecznością kary śmierci jest brak nieuchronności, to nieuchronność kary, której sprzyjały działania nowojorskiej policji powinna być argumentem za skutecznością takiego działania. Wpływ rynku narkotyków Przejdźmy teraz do kwestii wpływu rynku cracku i innych narkotyków na poziom przestępczości. Boom na rynku cracku w latach 80. spowodował znaczny wzrost przestępczości. Ogromne zyski, jakie przynosiła kokaina w formie cracku, powodowały zażarte walki pomiędzy gangami i wewnątrz nich. W 1988 roku 25 procent zabójstw było powiązanych z crackiem. Przemoc związana z handlem tym narkotykiem zaczęła maleć w roku 1991. Crack nie zniknął z rynku i do tej pory 5 procent wszystkich aresztowań w Stanach Zjednoczonych ma związek z kokainą (podczas boomu w latach 80. było to 6 procent). Spadły natomiast ceny. Spadły tak bardzo, że nie opłacało się zabijać, żeby przejąć terytorium innego gangu. Nie warto było też ryzykować życia. W latach 1991–2001 liczba zabójstw wśród młodych Afroamerykanów, którzy stanowili większość dilerów cracku, spadła o 45 procent. Dilerzy, zamiast zabijać się nawzajem, strzelali sobie w pośladki, co uważano za bardzo upokarzające. Koniec boomu na kokainę w formie cracku przyczynił się według Levitta do 15-procentowego spadku przestępczości w latach 90. Natomiast 4 J.w. 42 boom w latach 80. spowodował znacznie większy wzrost zachowań przestępczych niż 15 procent. Przyczyn spadku przestępczości spowodowanego końcem boomu na rynku cracku można upatrywać nie tylko w obniżeniu cen, ale również w tym, że boom w latach 80. oraz wojny gangów spowodowały wyeliminowanie dużej grupy przestępców. Posiadanie i dostęp do broni palnej Kwestia posiadania broni i jej wpływ na przestępczość jest bardzo istotna. Ponad 2/3 zabójstw w Stanach Zjednoczonych jest dokonywanych przy użyciu broni palnej. Zabójstwa związane z crackiem i działalnością gangów były i są dokonywane przy użyciu broni. Fakt, że w USA jest więcej broni palnej niż dorosłych obywateli, niewątpliwie wpływa na przestępczość i liczbę dokonywanych zabójstw. Broń jest narzędziem, które powoduje, że nawet nieduży konflikt może się skończyć śmiercią. Badania wykazują, że tak duża liczba zabójstw w USA jest spowodowana łatwością dostępu do broni. Oczywiście pozostaje pytanie, czy w ogóle możliwe jest ograniczenie tego dostępu. Wygląda niestety na to, że regulacje na rynku broni palnej nie wpłynęły znacząco na spadek przestępczości. W Stanach Zjednoczonych istnieje bardzo prężny czarny rynek handlu bronią. Dlatego regulacje prawne dotyczące pozwoleń na broń nie mają większego znaczenia. W 1993 roku wprowadzono ustawę Brady'ego5, która narzucała licencjonowanym handlarzom broni obowiązek sprawdzenia, czy kupujący był notowany, zakładała również okres oczekiwania na pozwolenie na posiadanie broni. Jednakże, jak wykazują przytoczone przez Levitta badania (obejmujące przestępców odbywających karę więzienia), tylko co piąty przestępca kupił broń u licencjonowanego dilera broni. Okazuje się, że wprowadzenie zakazu sprzedaży broni, jak miało to miejsce w Waszyngtonie czy w Chicago, nie wpływa w najmniejszym stopniu na redukcję przestępczości. Zakazy w Waszyngtonie 5 James Brady – sekretarz prezydenta Reagana sparaliżowany w wyniku postrzału podczas zamachu na swojego szefa w roku 1981. Ustawa Brady‟ego – wprowadzona w 1993 roku, najambitniejsza jak do tej pory próba zaostrzenia przepisów regulujących dostęp do broni palnej. Akt prawny obejmuje zakaz sprzedaży broni osobom karanym za poważne przestępstwa oraz minimum pięciodniowy okres oczekiwania na zakupioną broń, co daje policji możliwość weryfikacji tego, czy nabywca nie ma kryminalnej przeszłości. Od wejścia ustawy w życie udaremniono ponad 200 tys. prób nielegalnego zakupu broni palnej. 43 i Chicago wprowadzono w latach 80., a oba te miasta w momencie wystąpienia fali spadków przestępstw były na szarym końcu pod tym względem. Pomysły na wykup broni były słuszne pod względem mobilizacji zwykłych obywateli do pozbycia się śmiercionośnego narzędzia, ale nie miały żadnego wpływu na zabójstwa dokonywane przez gangsterów. A według niektórych teorii mogły nawet pogarszać sytuację. Niejaki John R. Lott Jr. napisał książkę „More Guns Less Crime” 6, w której twierdzi, że im więcej broni, tym mniej przestępstw. Teoria jest bardzo prosta. Chodzi o to, że zwykli obywatele mogą się bronić przed przestępcami. Ten fakt powoduje, że część przestępców może zrezygnować z zaatakowania potencjalnej ofiary z obawy, że ta może użyć broni. Oczywiście jest również tak, że próba użycia broni przez ofiarę może sprowokować przestępcę do sięgnięcia po swoją broń. Gdy bandyta wyrywa kobiecie na ulicy torebkę, to sprawa może przybrać dużo bardziej dramatyczny obrót, jeżeli ta kobieta sięgnie po broń. Badania innych naukowców nie potwierdziły teorii Lotta, że prawo do posiadana broni przyczynia się do spadku przestępczości. Wzrost zatrudnienia w Policji Wróćmy do poruszonej już w kontekście polityki „zero tolerancji” kwestii wzrostu zatrudnienia w policji i wpływu tego zjawiska na przestępczość. Liczba funkcjonariuszy policji w przeliczeniu na jednego mieszkańca wzrosła w USA w latach 90. o około 14 procent. Jak pisze Levitt, oczywiste wydaje się to, że większa liczba policjantów wpływa na zmniejszenie przestępczości. Nie jest to jednak łatwe do udowodnienia, ponieważ korelacja pomiędzy liczbą policjantów i liczbą przestępstw jest taka, że im więcej policji, tym więcej przestępstw. Nie oznacza to oczywiście, że większa liczebność policji wpływa na zwiększenie przestępczości. Taka korelacja wynika z tego, że zazwyczaj właśnie wtedy, gdy przestępczość rośnie, władze zwiększają liczbę policjantów. Trzeba by, jak pisze Levitt, zbadać miasta, w których zwiększono liczbę policjantów ze względów innych niż wzrost przestępczości. 6 John R. Lott, Jr. ( 2000 ). More Guns Less Crime, University Press of Chicago 44 Dobrym przykładem są miasta, gdzie odbyły się niedawno wybory. Politycy sprawujący władzę przed wyborami zatrudniają dodatkowych policjantów, żeby wykazać się dbałością o bezpieczeństwo mieszkańców i pozyskać więcej głosów. Porównanie takich miast z ośrodkami, w których wyborów nie było, pokazuje, że większa liczba policjantów wpływa na obniżenie poziomu przestępczości. Z kolei spadek zatrudnienia w policji powoduje wzrost zachowań przestępczych. W latach 1960–1985 liczba policjantów spadła o ponad 50 procent w stosunku do liczby przestępstw. Ten spadek wynikał z ograniczania kosztów, czasem z bardziej liberalnego charakteru lat 60.; ówczesne zmniejszenie liczby policjantów połączone z bardziej pobłażliwym podejściem sądów miało znaczący wpływ na wzrost przestępczości. W latach 90. trend się odwrócił i w całym kraju zaczęto zatrudniać nowych funkcjonariuszy. Spowodowało to ok. 10-procentowy spadek przestępczości w latach 90. Czynniki ekonomiczne Jak wpłynęły na obniżenie poziomu przestępczości czynniki ekonomiczne? Czy silna gospodarka i polepszenie się stopy życiowej miało wpływ na spadek przestępczości w latach 90.? Mogłoby się wydawać, że lepsze zarobki i mniejsze bezrobocie pozytywnie wpływa na kwestię przestępczości. Levitt pisze, że mocniejszy rynek pracy może spowodować, że przestępstwa o bezpośredniej motywacji finansowej, takie jak kradzież, rabunki i włamania, stają się mniej popularne. Silna gospodarka nie warunkuje jednak spadku poziomu przestępstw z użyciem przemocy. Nie wpływa na liczbę zabójstw, gwałtów i rozbojów. Jednakże jej wpływ na spadek przestępczości bez użycia przemocy w latach 90. był również znikomy. Jak twierdzi Levitt, badania wykazują, że jeden punkt procentowy spadku bezrobocia przekłada się na jednoprocentowy spadek przestępstw bez użycia przemocy. W latach 90. bezrobocie spadło o dwa punkty procentowe, a przestępczość bez użycia przemocy o 40 procent. Oznacza to, że spadek bezrobocia wpłynął w bardzo małym stopniu na generalny spadek przestępczości. Istotny jest też fakt, że w latach 90. najbardziej spadła przestępczość z użyciem przemocy. Biorąc pod uwagę brak istotnej korelacji 45 pomiędzy silną gospodarką a liczbą przestępstw z użyciem przemocy, można stwierdzić, że wzrost gospodarczy nie przyczynił się w żaden widoczny sposób do obniżenia poziomu przestępczości. Z drugiej strony istnieje kwestia pośredniego wpływu wzrostu gospodarczego na przestępczość. Levitt podaje przykład, w którym dobra sytuacja gospodarcza umożliwia zbudowanie większej liczby więzień i tym samym obniżenie poziomu przestępczości. Można też podać inny przykład i stwierdzić, że doceniana przez Levitta w walce z przestępczością większa liczebność policji jest wynikiem silnej gospodarki; to właśnie dobra koniunktura gospodarcza pozwoliła na zatrudnienie w Nowym Jorku w ciągu jednej dekady o 45 procent policjantów więcej. Takich przykładów można podać więcej. Pośredni wpływ gospodarki na poziom przestępczości nie jest może łatwy do udowodnienia, ale niewątpliwie nie można odrzucać faktu, że wiele czynników istotnych dla spadku przestępczości nie miałoby szans zaistnieć bez silnej gospodarki. Starzenie się ludności Chciałbym teraz przejść do kwestii starzenia się populacji. Faktem jest, że im więcej w społeczeństwie ludzi starszych, tym mniej przestępczości. Starzenie się populacji jest procesem długotrwałym i może w dłuższej perspektywie spowodować obniżenie poziomu przestępczości. Wyjaśnienie to nie pasuje do sytuacji, która miała miejsce w latach 90. Spadek przestępczości był tak duży i tak gwałtowny, że wydaje się niemożliwe, aby proces starzenia się społeczeństwa mógł mieć na to jakikolwiek wpływ. Niemniej jednak teoria Levitta dotycząca spadku przestępczości jest powiązana z proporcją pomiędzy starszą i młodszą częścią społeczeństwa. Gdzie się podziali przestępcy? Nie urodzili się! Levitt twierdzi, że podstawowym czynnikiem, który przyczynił się do obniżenia poziomu przestępczości w USA, był po prostu brak „czarnych charakterów”. Chodzi o spadek liczby młodych mężczyzn z niższych klas społecznych (głównie 46 Afroamerykanów i Latynosów), potencjalnych sprawców przestępstw. Stąd tytuł rozdziału książki „Freakonomics” – „Gdzie się podziali wszyscy przestępcy?”. No właśnie, gdzie się podziali...? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba najpierw przytoczyć historię prawa do aborcji w USA. W Stanach Zjednoczonych historia ta jest inna niż w Europie. We wczesnej fazie istnienia państwa aborcja była dozwolona do około 17. tygodnia ciąży, do momentu, kiedy pierwsze ruchy płodu stawały się wyczuwalne. Jako pierwszy prawo do aborcji ograniczył stan Nowy Jork w 1828 roku. Od roku 1900 dokonywanie aborcji było już nielegalne na terenie całego kraju. W wieku XX zabieg aborcji bywał niebezpieczny i zazwyczaj drogi, co utrudniało dostęp do niego kobietom z nizin społecznych. Miały one mniejszy dostęp do środków antykoncepcyjnych i zazwyczaj mniejszą świadomość i odpowiedzialność związaną z płodzeniem potomstwa. Dlatego mniej biednych kobiet dokonywało aborcji. W związku z tym miały o wiele więcej dzieci. Pod koniec lat 60. zezwolono na aborcję w wyjątkowych przypadkach, gdy ciąża była wynikiem gwałtu, kazirodztwa lub w wypadku zagrożenia życia matki. W roku 1970 aborcja była już całkowicie legalna i szeroko dostępna w pięciu stanach: Nowym Jorku, Kalifornii, Waszyngtonie, Alasce i Hawajach. Decyzją Sądu Najwyższego z roku 1973 w sprawie Roe przeciw Wade'owi7 aborcja stała się legalna w całym kraju. Levitt pisze o tym, że Sąd Najwyższy w uzasadnieniu przedstawionym przez sędziego Harry'ego Blackmuna uznał, że państwo działałoby na szkodę kobiety ciężarnej, odmawiając jej prawa wyboru. Decyzja podjęta przez Sąd Najwyższy spowodowała, że zabieg do tej pory dostępny dla ludzi zamożniejszych był w zasięgu praktycznie każdej kobiety. Już w pierwszym roku po wydaniu orzeczenia w sprawie Roe przeciw Wade'owi około 750 tysięcy kobiet wykonało zabieg usunięcia ciąży (jedna aborcja przypadała na cztery żywe urodzenia). Do roku 1980 poziom aborcji osiągnął 1,6 miliona zabiegów rocznie (jedna na 2,26 żywych urodzeń) i utrzymał się w kolejnych latach. Sytuacja wyglądała 7 Sprawa Roe przeciwko Wade‟owi – legalizacja aborcji w całym okresie trwania (z pewnymi ograniczeniami w ostatnich trzech miesiącach). Proces z powództwa Normy L. McCorvey występującej pod pseudonimem Jane Roe. Sprawa rozpoczęta w marcu 1970 roku w Teksasie zakończyła się 22 stycznia 1973 legalizacją prawa do aborcji. Sąd Najwyższy uznał, że decyzja o urodzeniu dziecka jest konstytucyjnym prawem każdej kobiety. 47 w ten sposób, że ponad półtora miliona Amerykanek, które zachodziły w ciążę, po prostu nie rodziło dzieci. Zanim Sąd Najwyższy wydał orzeczenie w sprawie Roe przeciwko Wade'owi, na zabieg mogły sobie pozwolić kobiety z klasy średniej i wyższej, bo musiały wydać na nielegalne usunięcie ciąży 500 dolarów. Teraz można było zrobić legalny zabieg za kwotę poniżej 100 dolarów. Nastoletnie, niezamężne, ubogie kobiety mogły pozwolić sobie na usunięcie ciąży. Z badań wynika, że dzieci, które nie przyszły na świat w wyniku aborcji dokonywanych od początku lat 70., miały ponad 50 procent szans na wychowywanie się w biedzie, tylko z jednym z rodziców. Czynniki takie jak ubóstwo w dzieciństwie i wychowywanie się tylko z jednym z rodziców są bardzo silnymi przesłankami ku temu, żeby założyć, że dziecko czeka kryminalna przyszłość. Przestępczość w USA zaczęła drastycznie spadać na początku lat 90. Levitt twierdzi, że większość dzieci, które mogły być potencjalnymi przestępcami, po prostu nie przyszła na świat. Pierwsze aborcje na skalę krajową były dokonywane od roku 1973. Tak więc w roku 1990 pierwsi nienarodzeni mieliby lat 17. Byliby w wieku rozkwitu działalności przestępczej u młodych mężczyzn. Wraz z dojrzewaniem tego pokolenia przestępczość nadal spada. Nakłada się na to fakt, że nie rodzą się również kolejne pokolenia potencjalnych przestępców. Levitt pisze, że ten drastyczny spadek przestępczości, którego Stany Zjednoczone doświadczyły w latach 90., nie wynikał z tego, że policja i władze rozprawiły się z czarnymi charakterami. Nie było po prostu czarnych charakterów. Na potwierdzenie tej teorii Levitt podaje fakt, że w pięciu stanach, w których aborcja była legalna już od roku 1970, przestępczość spadła wcześniej. W stanie Nowy Jork, w Kalifornii, na Alasce, Hawajach i w stanie Waszyngton spadek przestępczości z użyciem przemocy w latach 1988–1994 wyniósł o 13 procent więcej niż w reszcie kraju. Spadek morderstw w latach 1994–1997 był w tych pięciu stanach większy o 23 procent. Kolejnym faktem świadczącym według Levitt‟a o prawdziwości jego teorii jest fakt, że stany z większą częstotliwością aborcji doświadczyły większego spadku przestępczości. I tak w stanie Nowy Jork, w którym spadek liczby zabójstw wyniósł 70 procent, wykonywano bardzo dużą liczbę aborcji oraz zalegalizowano ją, zanim Sąd Najwyższy rozszerzył prawo do niej na resztę kraju. Nawet jeżeli weźmiemy pod 48 uwagę liczebność policji, sytuację ekonomiczną i liczbę wyroków pozbawienia wolności, to niewątpliwe występuje bardzo silny związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy legalnością aborcji a spadkiem przestępczości. Tak więc nie nowe strategie policyjne, ale nienarodzenie się przestępców było przyczyną 70-procentowego spadku liczby zabójstw w Nowym Jorku. Jak pisze Levitt, badania z innych krajów, takich jak Australia i Kanada, również wykazują bardzo silną korelację pomiędzy liczbą wykonywanych aborcji i poziomem przestępczości. Oto gdzie podziali się wszyscy przestępcy. Nigdy się nie urodzili. Levitt przyznaje, że ten niezamierzony skutek wyroku Sądu Najwyższego w sprawie Roe przeciwko Wade'owi jest niewątpliwe szokujący. Myślę, że gdyby teoria Levitt‟a okazała się prawdziwa, to rzeczywiście można by mówić o sytuacji szokującej. Oznaczałoby to, że działania zamierzone, oparte na wiedzy kryminologicznej i socjologicznej, które pochłaniają czas i masę środków, są niewiele warte. Oznaczałoby również to, że cała nauka związana z kontrolą społeczną i jej wykorzystanie w praktyce nie przynosi istotnych rezultatów. Znaczenie strategii policyjnych Z tego, co twierdzi Steven Levitt wynika, że teoria Wilsona i Kellinga i oparte na niej nowe strategie policyjne są niewiele warte. Jednak Gergoe Kelling również posiada silne argumenty na poparcie swojego stanowiska. W 2001 roku wraz z Williamem H. Sousą stworzył analizę dotyczącą wpływu działań policji na przestępczość pt: „Do Police Matter? An Analysis of the Impact of New York City's Police Reforms”8. Analiza dotyczy reform w policji opartych na koncepcji „zero tolerancji” i ich wpływu na spadek przestępczości w Nowym Jorku w latach 90. XX wieku. Z raportu wynika, że w latach 1990–1998 liczba zabójstw w Nowym Jorku zmniejszyła się o 70 procent, rozbojów o 60 procent (generalnie przestępstw z użyciem przemocy o 50 procent), przestępstw naruszających mienie o 60 procent. Były to największe zarejestrowane spadki poziomu przestępczości w historii. 8 G. Kelling, W. Sousa, Do Police Matter. An Analysis of the Impact of New York City’s Police Reforms, The Manhattan Institute, Civic Report no 22, Dec. 2001. 49 Jaką rolę w tej całej sprawie odegrało przeprowadzenie reform w nowojorskiej policji? Z tego, co piszą Kelling i Sousa w swoim raporcie, wynika, że istotne dla tych reform były trzy kwestie. Pierwszą była koncepcja profesora Hermana Goldsteina 9 z Uniwersytetu w Wisconsin, który stwierdził, że zadaniem policji jest rozwiązywanie całościowych problemów, a nie walka z poszczególnymi incydentami. Policja według niego powinna traktować zjawisko przestępczości całościowo. Goldstein uważał, że poszczególne zachowania niezgodne z normami, takie jak prostytucja, głośne burdy w barach, włamania, rozboje itp. wzajemnie z siebie wynikają i tym samym składają się na jeden ogólny problem, z którym należy walczyć. Nie można poszczególnych zdarzeń traktować jako zawieszonych w próżni incydentów, które nie mają przyczyn w przeszłości i pozostają bez wpływu na przyszłość. Tak powstał ukuty przez Goldsteina termin „problem solving”. Kolejną kwestią jest już wspomniana „teoria wybitych szyb”. Według Kellinga i Wilsona w dzielnicach, w których toleruje się drobne wykroczenia, mieszkańcy są bardziej skłonni do popełniania przestępstw. Graffiti, wybite szyby i różne formy wandalizmu świadczą o niskim poziomie kontroli społecznej, co zachęca do zachowań niezgodnych z prawem, a jednocześnie sugeruje brak odpowiedzialności za popełniane czyny. Kelling i Wilson10 uważają, że zaprowadzanie porządku nie tylko zmniejsza strach mieszkańców poszczególnych dzielnic, ale także prowadzi do obniżenia poziomu przestępczości. Dlatego też policja w dużej mierze skupiła się na drobnych wykroczeniach, nawiązując przy tym bezpośredni kontakt z lokalnymi społecznościami. Istotną zmianą w taktyce działań nowojorskiej policji było wprowadzenie komputerowego systemu pod nazwą Compstat. Pozwolił na lokalizowanie tzw. hot spots, czyli miejsc, w których najczęściej dochodziło do popełniania przestępstw. Umożliwiło to podjęcie działań profilaktycznych, a nie jedynie reagowanie na już popełnione przestępstwa. 9 Herman Goldstein – profesor prawa karnego z Uniwersytetu w Wisconsin. Był konsultantem wielu instytucji, m.in. President‟s Commission on Law Enforcement, New York City Knapp Commission czy Administration of Justice. Współpracował z policją z wielu państw (Wielka Brytania, Holandia, Chile, Izrael). Miał duży wkład w tworzenie koncepcji policji nastawionej na kontakt z obywatelem i działającej prewencyjnie oraz traktującej zjawisko przestępczości całościowo (problem solving). 10 G. Kelling, C. Coles, Wybite szyby, przeł. Bolesław Ludwiczak, Poznań 2000, Media Rodzina. 50 Kiedy William Bratton został szefem nowojorskiej policji, wykorzystał przy reformowaniu tej instytucji teorie Goldsteina, Kellinga i Wilsona. Teorie i doświadczenia, na których opierał się już podczas prowadzonej przez niego na początku lat 90. akcji „odbijania” nowojorskiego metra. Również wprowadzenie systemu Compstat nastąpiło z inicjatywy komendanta Brattona. Bratton zainicjował decentralizację władzy w policji, przekazując szefom poszczególnych komisariatów dużo większe uprawnienia. Uczynił ich tym samym bardziej odpowiedzialnymi za poziom przestępczości w podległych im rejonach. Organizowano cotygodniowe spotkania szefów komisariatów, na których musieli przedstawić raporty zawierające diagnozę problemów oraz swoje pomysły na ich rozwiązanie (Compstat był istotnym narzędziem w tych analizach). Taki mechanizm administracyjny funkcjonowania policji spowodował skupienie się na problemach społeczności lokalnych bez angażowania się w zbędną biurokrację. Kelling pisze11, że wkrótce po wprowadzeniu przez Brattona opisanych wyżej reform rozpoczął się historyczny spadek poziomu przestępczości. Steven Levitt twierdził, że ów spadek już trwał w momencie objęcia przez Brattona w 1994 roku posady głównodowodzącego policji w Nowym Jorku. Wykres przedstawiony w raporcie George‟a Kellinga i Williama Sousy pokazuje jednak, że zdecydowany spadek przestępstw z użyciem przemocy nastąpił dopiero w momencie, kiedy Bratton został szefem policji. 11 G. Kelling, W. Sousa, Do Police Matter. An Analysis of the Impact of New York City’s Police Reforms, The Manhattan Institute, Civic Report no 22, Dec. 2001. 51 (Wykres 1) Stosunek przestępstw z użyciem przemocy do aresztowań w wyniku wykroczeń (NYC 1989 – 1998) George Kelling, William Sousa „Do Police Matter? An Analysis of the Impact of New York City‟s Police Reforms” Na wykresie widać, że niewielkie spadki nastąpiły już w roku 1990, co mogłoby częściowo potwierdzać „aborcyjną” teorię Levitta. Ale wykres pokazuje również, że większe spadki poważniejszych przestępstw nastąpiły w latach 1994–1998, w czasie ery Giulianiego i Brattona, kiedy zaczęto bardziej restrykcyjnie ścigać nawet najdrobniejsze wykroczenia . Mogłoby to oznaczać, że skutki polityki „zero tolerancji” nałożyły się na skutki legalnych aborcji dokonywanych w Nowym Jorku od roku 1970. Oznaczałoby to również, że polityka „zero tolerancji” miała istotny wpływ na spadek przestępczości w Stanach Zjednoczonych w latach 90. Podstawowym problemem przedstawionego raportu jest pytanie tytułowe „Do police matter?” („Czy policja ma znaczenie?”). Według autorów raportu odpowiedź na to pytanie jest zdecydowanie pozytywna. Jak piszą Kelling i Sousa, polityka prowadzona z wykorzystaniem „teorii wybitych szyb” znacząco wpłynęła na spadek przestępczości. Wypadałoby w takim razie dokładniej prześledzić, jak nowe strategie policyjne wprowadzano w życie. Bardzo istotny przy rozważaniu tej kwestii będzie również aspekt codziennej pracy policjantów na ulicach Nowego Jorku. Jak wprowadzano nowe strategie policyjne William Bratton musiał zreorganizować policję w taki sposób, żeby mogła efektywnie wypełniać zadania związane z polityką „zero tolerancji”. Zaczęto od walki 52 z korupcją w szeregach policyjnych (tu ma swoją genezę termin „zero tolerancji”), ponieważ tylko od nieskorumpowanych funkcjonariuszy policji nowy komendant mógł wymagać lojalności i bezwzględnego ścigania nawet najdrobniejszych przejawów zachowań nienormatywnych i naruszeń prawa. Bratton wierzył, że z przestępczością najlepiej jest walczyć na poziomie lokalnym. Dlatego, jak już wspominałem, obdarzył szefów lokalnych jednostek dużo większymi kompetencjami i odpowiedzialnością. Jak piszą Kelling i Sousa w swoim raporcie, bardzo dużą zaletą wprowadzenia systemu Compsat były cotygodniowe spotkania, na których rozliczano dowódców poszczególnych komisariatów z sytuacji w ich rejonach. Na tych spotkaniach szefowie departamentów bardzo rygorystycznie oceniali swoich podwładnych, analizując ich skuteczność w zwalczaniu przestępczości. Większe uprawnienia i odpowiedzialność szefów komisariatów spowodowały, że opierali się oni głównie na policjantach z własnych jednostek, zamiast zwracać się o pomoc do wyspecjalizowanych jednostek centralnych. Widzieli, że takie działanie daje lepsze rezultaty, dzięki czemu ich praca była wyżej oceniana na spotkaniach Compstat. Kelling i Sousa doszli do wniosku, że najistotniejsze materiały operacyjne były zbierane na poziomie lokalnym. Dane gromadzone za pomocą systemu Compstat były oczywiście istotne, ale główną zaletą tego systemu było konsekwentne wymaganie rezultatów w walce z przestępczością. Było to przejawem skutecznej polityki Brattona w zakresie odpowiedzialności szefów poszczególnych szczebli za poziom przestępczości na podległych im obszarach. Kelling i Sousa przeprowadzili badania porównawcze, mierząc zależność pomiędzy liczbą aresztowań za drobne przestępstwa a poziomem przestępczości w różnych rejonach Nowego Jorku. Poniższy wykres dotyczy sześćdziesiątego siódmego okręgu na Brooklynie (Flatbush). Flatbush jest dzielnicą zamieszkaną w większości przez rodziny robotnicze i przedstawicieli mniejszości narodowych. 53 (Wykres 2) Stosunek przestępstw z użyciem przemocy do aresztowań za wykroczenia (Flatbush 1989–1998) George Kelling, William Sousa „Do Police Matter? An Analysis of the Impact of New York City‟s Police Reforms” Jak widzimy, występuje tu podobna zależność jak na przedstawionym wcześniej wykresie 1. Mamy tu do czynienia ze wzrostem liczby aresztowań za wykroczenia i spadkiem poziomu przestępczości z użyciem przemocy. Dla kontrastu Kelling i Sousa przedstawiają wykres z okręgu szóstego na Manhattanie (Greenwich Village). Jest to miejsce zamieszkane przez zamożniejszą społeczność, znane ze swojej liberalnej polityki, przemysłu rozrywkowego i życia studenckiego. Tu, jak widzimy na wykresie, poziom przestępczości jest znacznie niższy niż we Flatbush, ale zależność pozostaje taka sama – więcej aresztowań za drobne przestępstwa, mniej przestępstw z użyciem przemocy. (Wykres 3) Stosunek przestępstw z użyciem przemocy do aresztowań za wykroczenia (Greenwich Village 1989–1998) George Kelling, William Sousa „Do Police Matter? An Analysis of the Impact of New York City‟s Police Reforms” 54 Analiza trendów zachowań przestępczych w okresie 1989–1998 pokazuje znaczne różnice pomiędzy opisanymi wyżej komisariatami. Społeczność Flatbush była niszczona przez przemoc i narkotyki (głównie crack) w późnych latach 80. W 1993 roku poziom przestępczości na tym obszarze osiągnął szczyt, a Flatbush przodował w rankingach i zdecydowanie zawyżał średnią poziomu przestępczości w Nowym Jorku. Z kolei w Greenwich Village zarówno przestępczość z użyciem przemocy, jak i handel narkotykami nie były nigdy dużym problemem. 1158 przestępstw z użyciem przemocy w roku 1993 ulokowało ten rejon na dalekich miejscach rankingów przestępczości. Pomimo tych różnic w obu rejonach przestępczość zaczęła spadać w momencie wprowadzenia polityki „wybitych szyb”. Tak samo stało się w całym Nowym Jorku, o czym świadczy wykres 1. Jak piszą Kelling i Sousa, niezależnie od sytuacji ekonomicznej, kulturowej czy demograficznej wszystkie komisariaty w mieście wykazały mniejsze lub większe spadki liczby zachowań przestępczych. Z badań zamieszczonych w raporcie wynika, że czynniki demograficzne (liczba młodych mężczyzn w populacji) oraz sytuacja na rynku cracku nie są istotnie połączone ze skalą zachowań przestępczych. Jak pamiętamy, Steven Levitt uważał, że jest wręcz odwrotnie. Podstawową przyczyną spadku przestępczości było według niego znaczne zmniejszenie się liczby młodych mężczyzn w populacji Nowego Jorku, a z końcem boomu na kokainę w postaci cracku wiązał obniżenie poziomu zachowań przestępczych o 15 procent. To, co łączy Kellinga z Levittem, to przyznanie, że wysłanie przez Brattona większej liczby policjantów do służby na ulice miało istotny wpływ na zwalczanie przestępczości w Nowym Jorku. Istotną kwestią w tym kontekście jest faktyczne realizowanie przez nowojorskich policjantów polityki opartej na „teorii wybitych szyb”. Kelling i Sousa piszą, że „teoria wybitych szyb” to nie tylko większa intensywność egzekwowania prawa, ale też, co ważniejsze, wyższa jakość działania policji. Innymi słowy: polityka „zero tolerancji” dała policjantom możliwość ścigania tych przestępstw, które uważali za szkodliwe dla społeczeństwa. W raporcie Kellinga i Sousy pojawia się stwierdzenie, że niezależnie od rangi czy jednostki funkcjonariusze mówili, że polityka ta dla nich oznacza „let us do our job” (pozwólcie nam robić swoje). Oczywiście bywa też tak, że policjanci ścigają drobne wykroczenia po to, żeby 55 niejako uzasadnić sens swojej pracy (należy pamiętać, że zwiększono liczbę funkcjonariuszy prawie o połowę). W podsumowaniu swojego raportu George L. Kelling i William H. Sousa, Jr. stwierdzają, że na pytanie, dlaczego tak wielu mieszkańców Nowego Jorku przestało popełniać przestępstwa, nie można odpowiedzieć z naukową pewnością. Niemniej uważają, że „teoria wybitych szyb” i polityka „zero tolerancji” odegrały bardzo istotną rolę w walce z przestępczością. Istnieje teoria mówiąca o tym, że przestępczość wynika ze społecznych nierówności, biedy i rasizmu (tzw. root causes – przyczyny u podstaw). Zgodnie z nią z przestępczością można walczyć tylko poprzez zmianę struktury całego społeczeństwa, likwidując przyczyny zachowań przestępczych. Wynika z niej, że działania policji w zwalczaniu przestępczości są jedynie powierzchowne i nie przynoszą większych rezultatów. Kelling i Sousa uważają, że pomimo popularności tej teorii wpływ działań policji jest bardzo istotny. Zaprowadzanie ładu i porządku w Nowym Jorku odniosło zamierzone skutki. Co więcej, z raportu Citizens Commision of New York City wynika, że mieszkańcy tej metropolii, odczuwając pozytywne skutki stosowania „teorii wybitych szyb” polityki „zero tolerancji”, w pełni ją popierają. George Kelling, William Sousa, James Wilson i Catherine Coles12 przedstawiają zdecydowany pogląd, że „teoria wybitych szyb” oraz polityka „zero tolerancji” były kluczowym powodem spadku przestępczości w Nowym Jorku w latach 90. Steven Levitt odpiera tę teorię, twierdząc, że olbrzymi spadek poziomu zachowań przestępczych miał miejsce w całych Stanach Zjednoczonych, a miasta, które korzystały z polityki „zero tolerancji” można policzyć na palcach jednej ręki. Levitt dowodzi, że to czynniki demograficzne miały kluczowe znaczenie. Trzecia interpretacja Warto w tym kontekście przedstawić koncepcję badacza, który stoi po drugiej stronie barykady w stosunku do zwolenników „teorii wybitych szyb”, ale jednocześnie 12 G. Kelling, C. Coles, Wybite szyby, przeł. Bolesław Ludwiczak, Poznań 2000, Media Rodzina 56 nie jest to ta sama strona, po której stoi ze swoją teorią Steven Levitt. Tym człowiekiem jest Andrew Karmen, autor książki „New York Murder Mystery – The True Story behind the Crime Crash of the 1990s”13 zadedykowanej 32 600 nowojorczykom, którzy zostali zamordowani w latach 1978–1998. Karmen proponuje, żeby bardzo dokładnie prześledzić zbieżność czasową pomiędzy wprowadzeniem polityki „zero tolerancji” i reform w policji (nazywa je Compstat Reforms) a nagłym spadkiem przestępczości. Nowe strategie policyjne zostały wprowadzone w marcu 1994 roku; spotkania w ramach Compstat zaczęły się w maju tego samego roku. Decyzje, które podjęto „na górze” mogły faktycznie zacząć funkcjonować w komisariatach i na ulicach Nowego Jorku nie wcześniej niż w połowie roku 1994. Jeżeli mielibyśmy do czynienia ze spadkiem przestępczości w każdym miesiącu drugiej połowy 1994 roku w stosunku do roku 1993, to prawdopodobnie byłby to wynik innowacyjnych strategii policyjnych. Natomiast w przypadku spadku zachowań przestępczych w pierwszych miesiącach 1994 roku, zanim reformy policji mogły mieć realny wpływ na sytuację, będziemy musieli poszukać innych przyczyn takiego stanu rzeczy. Rzeczywiście, począwszy od maja 1994 roku liczba morderstw zaczęła spadać znacznie poniżej poziomu z roku 1993. Ta tendencja spadkowa, jak pisze Karmen, mogłaby świadczyć o sukcesie polityki „zero tolerancji”. Jednak liczba przypadków gwałtów była wyższa w niektórych miesiącach 1994 roku niż w porównywalnym okresie z roku 1993. Liczba napadów pozostała na tym samym poziomie, a liczba włamań była niższa w 1994 roku, z wyjątkiem ostatnich miesięcy (czyli wtedy, kiedy powinny być już odczuwane skutki polityki „zero tolerancji”). Na niekorzyść zasług komisarza Brattona przemawia również fakt, że liczba zgłaszanych rozbojów i kradzieży z samochodów spadła znacząco już na początku roku 1994, zanim objął on funkcję komendanta nowojorskiej policji. Z kolei liczba przypadków kradzieży samochodów malała już od roku 1990 i wpisywała się w trwający długotrwały trend spadkowy. Analiza czasowa Karmena pokazuje, że tendencje spadkowe w różnych 13 A. Karmen, New York Murder Mystery. The True Story Behind the Crime Crash of the 1990s, New York 2000, New York State University Press. 57 kategoriach przestępstw objawiły się, zanim burmistrz Giuliani i komisarz Bratton wypowiedzieli wojnę przestępcom. Więcej policjantów i policyjnych działań a zabójstwa Kolejną kwestią, na którą Andrew Karmen szuka odpowiedzi, jest pytanie: „Czy rozmiar ma znaczenie?”. Stara się dociec, czy rzeczywiście zwiększenie liczebności szeregów policji nowojorskiej miało wpływ na załamanie się wysokiego poziomu przestępczości w Nowym Jorku. Wydawałoby się logiczne, że większa liczba patroli policyjnych musi wpływać na obraz przestępczości w mieście. Po pierwsze sama obecność funkcjonariuszy na ulicach działa prewencyjnie, po drugie możliwości ścigania sprawców już popełnionych przestępstw są znacznie większe. Karmen dokonuje analizy tej sytuacji na przykładzie spadku liczby zabójstw, który miał miejsce w Nowym Jorku w latach 90. Wskaźnikiem, który według niego powinien świadczyć o skuteczności zwiększenia obecności policjantów na ulicach, jest liczba zabójstw popełnionych w widocznych lokacjach (na zewnątrz), takich jak ulice, parkingi, parki itp. Jest to niemalże oczywiste, że większa liczba patroli w mieście powinna wpłynąć na częstotliwość popełniania tego typu przestępstw. Przyjrzyjmy się poniższemu wykresowi, który pokazuje zależność pomiędzy liczbą zabójstw (popełnianych wewnątrz i na zewnątrz) a średnią dzienną liczebnością patroli mundurowych. (Wykres 4) Stosunek liczby patroli do liczby zabójstw w widocznych i niewidocznych 2000 9000 1500 8000 1000 7000 500 6000 0 5000 1982 1983 1984 1985 1986 1987 1988 1989 1990 1991 1992 1993 1994 1995 1996 1997 1998 Morderstwa w niewidocznych lokalizacjach Morderstwa w widocznych lokalizacjach Średnia dzienna intensywność patroli 58 Częstotliwość patroli Liczba morderstw lokalizacjach (NYC 1982–1998) Zabójstwa – NYPD Complaints and Arrests Reports 1982–1998, Liczba patroli – Mayor‟s Management Report 1982–1999 Lata 1990 i 1991 były najgorsze pod względem liczby morderstw dokonanych na zewnątrz, na ulicy. W tym okresie liczba patroli mundurowych była stosunkowo niewysoka. Kiedy w połowie lat 90. zwiększyła się obecność policji patrolującej miasto, liczba zabójstw popełnionych na ulicach i w parkach zdecydowania zmalała. W roku 1995 liczebność policji mundurowej znacznie wzrosła, co zgodnie z zakładaną korelacją wpłynęło na zmniejszenie się liczby morderstw. Jednakże kolejne lata pokazały, że oczywista zależność pomiędzy liczbą funkcjonariuszy a ilością zabójstw w otwartej przestrzeni miejskiej nie zawsze jest prawdziwa. W latach 1996 i 1997 zmniejszono liczebność patroli mundurowych (na rzecz wyspecjalizowanych jednostek, np. do walki z narkotykami), a mimo to liczba morderstw dokonywanych na ulicach Nowego Jorku wciąż spadała. Fakt ten częściowo przeczy odwrotnej zależności zarejestrowanej w latach wcześniejszych. Istotne jest również to, że liczba zabójstw dokonanych „za zamkniętymi drzwiami” spadła prawie tak samo jak tych popełnionych na ulicy. Karmen zadaje pytanie, dlaczego częstość trudniejszych do wykrycia morderstw (popełnianych wewnątrz) spadła w okresie polityki „zero tolerancji” w stopniu porównywalnym z morderstwami popełnianymi w przestrzeni publicznej (w latach 1993–1998 spadek odpowiednio o 64 procent i 69 procent). Jeżeli liczebność policji ma znaczenie, to spadek liczby zabójstw mających miejsce na ulicy, na parkingu czy w parku powinien być znacznie większy. Kolejnym argumentem Karmena w odpowiedzi na pytanie: „Czy rozmiar ma znaczenie?” są przykłady miast, w których nie zatrudniono więcej policjantów, a skala zabójstw mimo to znacznie się zmniejszyła. Przykładem takiego miasta jest San Diego w Kalifornii, gdzie statystyki wykazały spadki na poziomie tych, z którymi mieliśmy do czynienia w Nowym Jorku. W Dallas i Denver z kolei liczba popełnianych przestępstw również znacznie się zmniejszyła mimo tego, że rozmiar sił policyjnych w przeliczeniu na jednego mieszkańca uległ zmniejszeniu. Andrew Karmen mimo wątpliwości przedstawionych powyżej przyznaje, że nowe strategie policyjne i większa liczba policjantów mogły mieć wpływ na obraz 59 przestępczości w Nowym Jorku. Z tego, co pisze w „New York Murder Mystery”, wynika, że jego celem jest obalenie teorii, jakoby prawie wszystkie zasługi należały się Giulianiemu, Brattonowi i reformowanej przez nich nowojorskiej policji. Wątpliwości, które przedstawia w swojej książce14, powodują, że należałoby się zastanowić nad alternatywnymi przyczynami spadków przestępczości. Karmen koncentruje się w dużej mierze na przyczynach ekonomicznych i demograficznych. Czynniki ekonomiczne Czy boom gospodarczy był istotnym czynnikiem w spadku przestępczości w latach 90.? Z tego, co pisze Andrew Karmen, wynika, że biedniejsza część społeczeństwa, w tym głównie mniejszości etniczne (Afroamerykanie i Latynosi), nie skorzystała w większym stopniu z poprawy sytuacji amerykańskiej gospodarki. Z badań przedstawionych w „New York Murder Mystery” można wywnioskować, że amerykański cud gospodarczy nie wpłynął na zmniejszenie biedy i bezrobocia wśród jednej czwartej populacji Nowego Jorku. Jeżeli przyjrzeć się poniższym wykresom, można zauważyć, że poziom biedy i bezrobocia w latach 90. nie ulega większym zmianom, natomiast krzywa dotycząca morderstw idzie w dół o ponad 70 procent. (Wykres 5) Zależność pomiędzy liczbą zabójstw a liczbą korzystających z pomocy społecznej (NYC 1978–1998) 1200000 2500 1000000 2000 800000 1500 600000 1000 400000 Korzystający z pomocy społecznej 1998 1997 1996 1995 1994 1993 1992 1991 1990 1989 1988 1987 1986 1985 1984 1983 1982 1981 1980 1979 500 1978 200000 Morderstwa Mayor‟s Management Report, NYC Human Resources Administration 14 J.w. 60 Bezrobocie i bieda były poważniejszym problemem dla Nowego Jorku niż dla innych amerykańskich metropolii. Mimo to właśnie w tym mieście poziom przestępczości uległ największym spadkom. Wynikałoby z tego, że boom gospodarczy nie miał znaczącego wpływu na przestępczość, przynajmniej nie poprzez zmniejszenie poziomu biedy i bezrobocia. Czy gospodarka mogła w inny sposób wpłynąć pozytywnie na obraz przestępczości? Statystyki pokazują dużą skalę bezrobocia wśród mniejszości etnicznych. Karmen sugeruje, że mogą one być niedokładne ze względu na nieuwzględnienie w nich tzw. szarej strefy. Wielu Latynosów i Afroamerykanów, nie chcąc płacić podatków, mogło zataić fakt, że pracują jako ogrodnicy, robotnicy budowlani, pomoce domowe itp. W rzeczywistości skala bezrobocia i biedy w tych społecznościach mogła być zupełnie inna niż w oficjalnych statystykach. W takim przypadku można by pokusić się o przypuszczenie, że lepsza sytuacja materialna mniejszości etnicznych przyczyniła się jednak do spadku przestępczości. Zmieniający się charakter nowojorskiej gospodarki mógł wpłynąć na poziom przestępczości jeszcze w dwojaki sposób. Przede wszystkim rosnące zapotrzebowanie na wykwalifikowanych pracowników spowodowało, że wielu młodych nowojorczyków zdecydowało się na podjęcie studiów, co mogło według Karmena skutkować tym, że byli mniej skłonni do popełniania czynów niezgodnych z prawem. Statystyki mówią, że odsetek Latynosów i Afroamerykanów decydujących się na kontynuowanie nauki po ukończeniu szkoły średniej był w Nowym Jorku znacznie wyższy niż w innych dużych miastach. Charakterystyka nowojorskiego społeczeństwa zmieniła się również ze względu na znaczący napływ imigrantów w latach 90. Nowy Jork dzięki sukcesowi gospodarczemu ostatniej dekady XX wieku stał się atrakcyjnym miejscem dla ludzi z całego świata, którzy szukali możliwości lepszego życia. Byli oni zmuszeni do zamieszkania w biedniejszych dzielnicach i podejmowania nisko płatnych prac. Poprzez osiedlanie się w opuszczonych i zaniedbanych rejonach miasta imigranci spowodowali rewitalizację lokalnych społeczności. Dzięki inwencji i ciężkiej pracy przywrócili je do życia, jednocześnie powodując redukcję zachowań przestępczych. 61 Stało się tak z kilku powodów. Po pierwsze, większość imigracyjnej fali lat 90. stanowiły kobiety. Jak ogólnie wiadomo, kobiety popełniają przestępstwa znacznie rzadziej niż mężczyźni. Po drugie, znaczna część nowych przybyszy była dobrze wykształcona lub wykształcona lepiej niż większość Latynosów i Afroamerykanów, co znacznie ułatwiało im podjęcie pracy. Po trzecie, sytuacja była, generalnie rzecz biorąc, sprzyjająca ze względu na poprawę stanu amerykańskiej gospodarki i rozwój sektora prywatnego. Czwartym z kolei istotnym elementem było to, że część nowych imigrantów pracowała nielegalnie, dlatego też nie była skłonna do angażowania się w działalność przestępczą z obawy przed deportacją. Imigracja lat 80. i 90. spowodowała, że mieszkańcy Nowego Jorku stanowili w jeszcze większym stopniu mieszankę kulturową obejmującą ludzi mówiących w 121 językach. Karmen twierdzi, że ten olbrzymi, niezaplanowany, multikulturowy eksperyment społeczny nie tylko pomógł powstrzymać falę przestępczości, ale również spowodował jej znaczący zwrot. Warto w tym momencie zacytować słowa burmistrza Giulianiego, który powiedział: „Zwracam się do tych nowojorczyków, którzy mówią, że za dużo obcokrajowców przejeżdża do naszego miasta, za wielu tu ludzi, którzy inaczej mówią i inaczej się zachowują: pamiętajcie, że ludzie ci byli kluczem do naszego sukcesu”15. Czynniki demograficzne Kolejną istotną kwestią poruszaną przez Karmena jest wpływ sytuacji demograficznej na spadek przestępczości w Nowym Jorku. Jest ona oczywiście w znacznym stopniu pochodną sytuacji gospodarczej, o czym świadczy powyższa analiza. Jednakże tutaj chodzi o przeanalizowanie kwestii zmian w populacji młodych mężczyzn. Jak wiadomo, przestępczość jest właśnie ich domeną. W latach 90. populacja młodych mężczyzn w wieku 15–29 lat zmniejszyła się znacząco. Poniższa tabela przedstawia spadek liczebności omawianej grupy społecznej w określonych przedziałach wiekowych, uwzględnia również pochodzenie etniczne. 15 J.w. ( str. 215 ) 62 (Tabela 1) Zmniejszenie populacji młodych mężczyzn w latach 90. w NYC Grupa 1990 15 – 19 20 – 24 25 – 29 15 - 29 71,900 103,800 143,500 319,200 15 – 19 20 – 24 25 – 29 15 - 29 71,900 71,100 76,800 219,800 15 – 19 20 – 24 25 – 29 15 - 29 74,300 83,500 88,100 245,900 1998 Biali 62,300 72,900 102,200 237,400 Czarnoskórzy 66,600 56,800 62,700 186,100 Latynosi 80,300 72,600 77,400 230,300 Liczba Procent -9,600 -30,900 -41,300 -81,800 -13% -30% -29% -26% -5,300 -14,300 -14,100 -33,700 -7% -20% -18% -15% 6000 -10,900 -10,700 -15,600 +8% -13% -12% -6% US Bureau of the Census, NYC Department of City Planning Jak widać, największy spadek dotyczył populacji białych mężczyzn, których liczba w latach 1990–1998 spadła o 26 procent. Nie mogło mieć to większego wpływu na obniżenie poziomu przestępczości w Nowym Jorku. Jednakże społeczność młodych Afroamerykanów zmniejszyła się w tym czasie o 15 procent, co według Karmena było istotnym czynnikiem spadku przestępczości. Również kilkunastoprocentowy spadek liczebności Latynosów w przedziale wiekowym 20–29 lat mógł zaważyć na statystykach przestępczych. Było kilka przyczyn takiego stanu rzeczy. Wielu aktywnych przestępców opuściło Nowy Jork. Inni z kolei padli ofiarą kolegów po fachu, przedawkowania narkotyków, AIDS lub zostali deportowani przez Urząd Imigracyjny INS. Wątpliwości interpretacyjne Teoria Karmena jest w znacznym stopniu zbliżona do tego co głosi Steven Levitt. Obaj naukowcy uważają, że istotną kwestią dla spadku przestępczości był fakt, że w latach 90. zmniejszyła się znacząco liczba przestępców. Istnieje jednak zasadnicza różnica pomiędzy poglądami Karmena i Levitta. Levitt przyznaje, że wojny gangów, a 63 raczej ich brak, miały wpływ na spadek liczby przestępstw. Uważa, że koniec boomu na rynku cracku spowodował, że przestępcy przestali się nawzajem zabijać, tym samym obniżając poziom przestępczości. Karmen z kolei uważa, że to właśnie wojny gangów wyniszczyły społeczność przestępców. Najważniejszą różnicą jest jednak to, że Levitt założył, że spadek liczebności populacji przestępców wynikał z opisanej już „teorii aborcyjnej”, natomiast Karmen szuka przyczyn tego stanu zupełnie gdzie indziej. Dla Levitta kluczowy był początek lat 70. kiedy Sąd Najwyższy zezwolił na aborcję, dla Karmena istotne było to, co działo się w Nowym Jorku w latach 80. walka o rynek kokainy w cracku, przedawkowania narkotyków i AIDS. Bardzo istotne w porównaniu obu teorii jest to, że teoria Levitta wyjaśnia spadek przestępczości na terenie USA, natomiast czynniki demograficzne, które przedstawia Andrew Karmen dotyczą głównie sytuacji w Nowym Jorku. Obraz Nowego Jorku jako miasta, którego funkcjonowanie w zasadzie od zawsze zdominowane było przez działalność przestępczą, uległ zmianie. Pytanie wciąż pozostaje takie samo. Czy działania Brattona i Giulianiego jedynie pozornie zwiększyły poczucie bezpieczeństwa nowojorczyków a za spadkiem przestępczości kryją się zupełnie inne przyczyny niż polityka „zero tolerancji”? Z przeprowadzonej analizy poszczególnych koncepcji można wysnuć wniosek, że każda do pewnego stopnia jest prawdziwa. Niewątpliwie sukcesem Giulianiego jest zmiana oblicza Nowego Jorku, zwiększenie poczucia bezpieczeństwa jego obywateli i wygrana po części wojna z mafią. Z drugiej strony, jednym z najsilniejszych argumentów wskazujących na to, że faktyczne obniżenie skali przestępczości nie jest zasługą polityki „zero tolerancji” są statystyki, które pokazują, że drastyczny spadek przestępczości w Nowym Jorku zaczął się na kilka lat przed objęciem władzy przez ekipę burmistrza Giulianiego. Kolejną istotną kwestią jest fakt, że poziom przestępczości spadł na całym obszarze Stanów Zjednoczonych, nie tylko w miastach, gdzie stosowano nowe strategie policyjne. Dowodzi to, że przyczyn spadku przestępczości należy szukać poza polityką „zero tolerancji”, bo przykład Nowego Jorku nie jest odosobniony. Jednak podjęcie walki z przestępczością przez komisarza Brattona i burmistrza Giulianiego wiązało się ze znacznym zwiększeniem liczby policjantów oraz nasileniem patroli na ulicach miasta. Nawet przeciwnicy koncepcji 64 „zero tolerancji”, tacy jak Steven Levitt czy Andrew Karmen, przyznają, że miało to korzystny wpływ na spadek przestępczości w Nowym Jorku. Generalnie rzecz biorąc, logiczne wydaje się to, że przyczyny spadku przestępczości w Nowym Jorku musiały być takie same jak w reszcie kraju. Jeżeli tak zaawansowany trend spadkowy objął w tym samym czasie w zasadzie całą Amerykę, to wydaje się niemożliwe, aby w Nowym Jorku przyczyny spadku przestępczości miały być inne. Pułapki porównań Wbrew powszechnemu mniemaniu, Nowy Jork nigdy nie był miastem o największym natężeniu zabójstw, jeżeli weźmiemy pod uwagę liczbę mieszkańców. Przy przyjęciu kryterium liczby zabójstw na sto tysięcy mieszkańców zajmował w roku 1990 dziesiąte miejsce za Waszyngtonem, Nowym Orleanem, Detroit, Dallas, Baltimore, Houston, Cleveland, Memphis i Filadelfią. Osiem lat później współczynnik zabójstw wynosił w Nowym Jorku pięciokrotnie mniej niż w Nowym Orleanie, Waszyngtonie czy Detroit. Z drugiej strony, ogromne spadki przestępczości w latach 90. wcale nie spowodowały, że Nowy Jork stał się najbezpieczniejszym dla życia z dużych amerykańskich miast. Współczynnik zabójstw w roku 1998 był tam ponad dwa razy gorszy niż w San Diego, i nie tak niski jak w San Antonio czy Bostonie. W metropoliach takich jak Los Angeles, Houston czy Dallas skala spadków była również bardzo znacząca oscylując w okolicach 60 procent. Boston i San Diego są stosunkowo niewielkie, dlatego trudno porównywać te miasta z Nowym Jorkiem. Los Angeles stanowi jednak niezłe porównanie. W latach 1992–1998 liczba zabójstw w Mieście Aniołów zmniejszyła się o 61 procent. Jak pisze w „New York Murder Mystery” Andrew Karmen, spadki na taką skalę były zjawiskiem ogólnokrajowym. Ciekawie wypada przedstawione przez Karmena porównanie zabójstw w Nowym Jorku z resztą kraju. Poziom liczby zabójstw obniżył się w Stanach Zjednoczonych o 34 procent (od najgorszego roku 1991 do 1998). W Nowym Jorku spadek był ponad dwa razy większy i wyniósł 72 procent od roku 1991, w którym ofiar śmiertelnych 65 było najwięcej, do roku 1998. Jeżeli spojrzymy na wykres, to zobaczymy, że w roku 1990 nowojorczyk miał trzykrotnie większą szansę, aby stać się ofiarą zabójstwa, niż przeciętny Amerykanin. W roku 1998 te proporcje wyglądały już zupełnie inaczej, bo szansa ta zmniejszyła się o ponad 50 procent. Nowojorczycy wciąż musieli stawiać czoła większemu ryzyku, ale pod koniec XX stulecia Nowy Jork nie był już na tle Ameryki tak niebezpiecznym miejscem do życia. (Wykres 6) Porównanie NYC z resztą USA (1960–1998) 1960 – 1998 NYPD Annual Complaints and Arrest Statistical Report, FBI‟s Uniform Crime Report Oczywiście, w kontekście badania wpływu nowych strategii policyjnych na poziom przestępczości porównanie zabójstw w Nowym Jorku z resztą kraju wiele nie wnosi. Liczba zabójstw na terenie USA jest średnią, w której bierze się pod uwagę miasta, gdzie spadki były stosunkowo niewielkie, oraz miasta, gdzie poziom zabójstw obniżył się porównywalnie do Nowego Jorku. A to podaje w wątpliwość skuteczność polityki „zero tolerancji”. Tym co wyróżnia Nowy Jork jest to, że spadek liczby zabójstw rozpoczął się tam wcześniej niż w reszcie kraju. W roku 1993, kiedy miasto doświadczyło już znacznej ulgi w tym kontekście, Ameryka przeżywała swój najbardziej krwawy czas z prawie 25 tysiącami ofiar śmiertelnych (wykres 6). Można by uznać, że taki stan rzeczy potwierdza aborcyjną teorię Stevena Levitta. Aborcja w Nowym Jorku była legalna już od roku 1970, w reszcie kraju stała się zgodna z prawem za sprawą decyzji Sądu Najwyższego trzy lata później, w roku 1973. Jak łatwo zauważyć, te trzy lata różnią 66 Nowy Jork, gdzie spadki w liczbie zabójstw rozpoczęły się w roku 1990, od reszty kraju, który doświadczył podobnej sytuacji dopiero od roku 1993. Tym, co może podważyć takie rozumowanie, jest fakt, że jeszcze cztery inne stany zezwoliły na przerywanie ciąży w roku 1970. Były to Hawaje, Alaska, Kalifornia i Waszyngton. I tak, w Los Angeles w Kalifornii liczba zabójstw zaczyna spadać dopiero w roku 1992, a w Filadelfii położonej w Pensylwanii, gdzie legalna aborcja pojawiła się w 1973 roku, punkt kulminacyjny liczby popełnionych zabójstw przypada na rok 1990. Podobnie wygląda sytuacja w Bostonie położonym w stanie Massachusetts. Okazuje się, że Nowy Jork nie jest jedynym miastem, które wyprzedziło resztę Stanów Zjednoczonych w spadku liczby zabójstw. Co ciekawe, Boston wykazuje wiele cech wspólnych z Nowym Jorkiem. W obu miastach trend spadkowy rozpoczął się w roku 1990 i w ciągu ośmiu lat przekroczył 70 punktów procentowych. Boston i Nowy Jork były jedynymi miastami amerykańskimi, które doświadczyły nieprzerwanych spadków przez cały okres lat 1990–1998. W większości dużych miast liczba zabójstw zaczęła spadać w pierwszej połowie lat 90., ale w części z nich (Filadelfia, Houston, Dallas, Phoenix, Detroit i Waszyngton) ponownie rosła w latach późniejszych. Możemy porównywać Nowy Jork z Bostonem i wysnuć wniosek, że podobieństwa świadczą o lukach w teorii aborcyjnej Levitta. Skoro oba miasta zachowują się prawie tak samo w kwestii spadku liczby zabójstw, ale różnią się czasem zalegalizowania aborcji, to może to oznaczać, że teoria nie do końca jest zgodna z faktami. Z drugiej strony populacja Bostonu stanowi około 6 procent populacji Nowego Jorku, a liczby popełnianych przestępstw różnią się kilkunastokrotnie. W Nowym Jorku w 1990 roku popełniono 2245 zabójstw, ponad dwa razy więcej niż w Los Angeles i prawie 16 razy tyle co w Bostonie. Dlatego trudno wysnuwać wnioski z tego typu porównań. Czym innym jest, biorąc pod uwagę skalę zjawiska i jego znaczenie, spadek z 2245 zabójstw rocznie do 633 (Nowy Jork), a czym innym jest ponad 70 procentowy spadek ze 143 zabójstw do 34 (Boston). W 1998 roku w Nowym Jorku liczba ofiar śmiertelnych była niższa niż w Chicago, mimo, że populacja tego drugiego jest o ponad połowę mniejsza. Jest to pewien ewenement, że miasto o tak dużej liczbie mieszkańców, o tak złożonej strukturze społecznej, zdominowane latami przez gangi przoduje w rankingach obniżenia 67 poziomu przestępczości. Nasuwa się przypuszczenie, że tak znaczące zmiany (biorąc pod uwagę ogrom i skomplikowanie miasta) nie mogły się dokonać za jedną tylko przyczyną. Można przypuszczać, że przyczyny tkwią nie w jednej ale we wszystkich przedstawionych w tej pracy teoriach. Próba sformułowania wniosków Pora na wyciągnięcie wniosków z analizy przedstawionych koncepcji. Jakie były przyczyny spadku przestępczości w USA w latach 90.? Jakie były przyczyny drastycznego spadku liczby zabójstw w Nowym Jorku w tym czasie? Znaczące obniżenie się poziomu przestępczości objęło w latach 90. cały obszar Stanów Zjednoczonych. Poszczególne części kraju różniły się pod względem natężenia tych spadków oraz pod względem ich występowania w czasie. Nie zmienia to faktu, że różnice te nie były bardzo znaczące i tak naprawdę można powiedzieć, że w ostatniej dekadzie XX stulecia cała Ameryka doświadczyła bardzo pozytywnych zmian w skali zachowań przestępczych. Niewątpliwie spadek liczby zabójstw w amerykańskich miastach, nie wyłączając Nowego Jorku, był związany z ogólnoamerykańskim trendem i wynikał z tych samych przyczyn. Powody omawianego w tej pracy drastycznego obniżenia poziomu przestępczości w USA musiały mieć charakter ogólnokrajowy. Dlatego nietrafna wydaje się teoria zwolenników koncepcji „wybitych szyb”, że wprowadzenie polityki „zero tolerancji” w latach 90. przez władze Nowego Jorku spowodowało tak duży spadek liczby zachowań przestępczych i fenomenalny wręcz spadek liczby zabójstw. W tym samym czasie trend spadkowy ogarnął cały obszar USA, więc wydaje się niemożliwe, aby akurat w Nowym Jorku przyczyny tego stanu rzeczy miały zupełnie inne podłoże. W tej sytuacji należałoby skoncentrować się na koncepcjach, które szukają podłoża zjawiska w tendencjach ogólnokrajowych. Teoria aborcyjna Stevena Levitta jawi się jako bardzo interesująca. Ograniczenie liczby przestępców w latach 90. w wyniku masowych aborcji dokonywanych wśród biednej części społeczeństwa w latach 70. wydaje się racjonalną przyczyną obniżenia poziomu przestępczości. Zresztą Andrew Karmen w „New York Murder Mystery” 68 również jako jedną z przyczyn spadku przestępczości w Nowym Jorku podaje zmniejszenie się liczby przestępców na ulicach miasta. Różnica polega na tym, że Levitt taki stan rzeczy łączy z legalnością i dostępnością aborcji, natomiast Karmen przypisuje go żniwom, które w latach 80. zebrały wojny gangów, epidemia AIDS i narkotyki. Również skrytykowane przez Levitta założenie Andrew Karmena dotyczące wpływu boomu gospodarczego na zachowania nienormatywne może być słuszne. Statystyki pokazują bardzo silną korelację pomiędzy ubóstwem a przestępczością. Można by powiedzieć, że zarówno bardzo silny wzrost gospodarczy w Stanach Zjednoczonych w ostatnim dziesięcioleciu ubiegłego wieku, jak i wprowadzenie legalnej aborcji w latach 70. i samodestrukcja środowisk przestępczych w latach 80. doprowadziły do zjawiska „zniknięcia czarnych charakterów”. W konsekwencji aborcji jedni nigdy się nie narodzili, a wojny gangów, epidemia AIDS i narkotyki pozbawiły życia innych, natomiast boom gospodarczy lat 90. spowodował, że potencjalni przestępcy znaleźli uczciwą pracę, a młodzież uzyskała możliwości lepszego kształcenia. Istotną i często poruszaną w USA kwestią jest dostępność broni palnej. Oczywiście dyskusje dotyczącego tego tematu są najczęściej wywoływane poprzez spektakularne zbrodnie dokonywane przez nastolatków, którzy strzelają do uczniów i nauczycieli w szkole, lub przez inne medialne wydarzenia, takie jak zabójstwa znanych osób. Z danych statystycznych wynika, że tego typu wydarzenia nie mają wpływu na ogólny obraz zabójstw, natomiast nie zmienia to faktu, że zabójstwa przy użyciu broni palnej stanowią zdecydowaną większość. Znaczny spadek ich liczby był istotnym czynnikiem wpływającym na fenomen spadku zabójstw, z którym mieliśmy do czynienia w Nowym Jorku. Oczywiście może być też tak, że ograniczenie użycia broni palnej było jedynie wynikiem ogólnego spadku przestępczości. Czy polityka burmistrza Rudolpha Giulianiego i komisarza Williama Brattona przyniosła mimo wszystko pozytywne skutki? Jak już pisałem, przyczyny spadku przestępczości w Nowym Jorku musiały być tożsame z tymi, które spowodowały ogólny trend spadkowy w USA. Można się jednak zastanawiać, czy polityka „zero tolerancji” nie wspomogła tendencji spadkowych, które miały miejsce. Znaczący 69 spadek liczby zabójstw przy użyciu broni palnej rozpoczął się dopiero w momencie, kiedy Bratton został szefem NYPD. Nie ma jednoznacznych dowodów na to, że walka z przestępczością podjęta przez nowego komisarza policji była przyczyną takiego stanu rzeczy. Z drugiej strony możemy jednak założyć, że wprowadzenie programu Compstat i lokalizacja najbardziej zapalnych punktów w mieście oraz znaczne zwiększenie liczby policjantów spowodowały ograniczenie walk ulicznych gangów i tym samym przynajmniej częściowe zmniejszenie liczby zabójstw przy użyciu broni palnej. Nawet przeciwnicy twierdzenia, że spadek przestępczości był owocem prowadzonej przez Giulianiego i Brattona polityki przyznają, że pojawienie się na ulicach Nowego Jorku dużo większej liczby patroli miało istotny wpływ na ograniczenie skali działań przestępczych. Niewątpliwą zasługą nowych władz Nowego Jorku było zwiększenie poczucia bezpieczeństwa nowojorczyków. Można by w tym momencie pokusić się o pewną psychologiczną analogię. Boom gospodarczy nie tylko spowodował, że biedniejsze warstwy Nowego Jorku zyskały lepsze warunki finansowe, ale spowodował również, że młode pokolenie lat 90., widząc szanse na lepsze życie, nie było już tak skore do wikłania się w konflikty z prawem. Zwiększenie poczucia bezpieczeństwa, zmiany w wyglądzie i funkcjonowaniu poszczególnych dzielnic, bezpośredni kontakt stróżów prawa z mieszkańcami i przysłowiowe „wstawianie wybitych szyb” mogło uświadomić młodym nowojorczykom, że nie trzeba wychodzić z pistoletem na ulicę, żeby móc funkcjonować we własnej dzielnicy. Trudno jednoznacznie ocenić, które z czynników przedstawionych w poszczególnych koncepcjach miały największy wpływ na spadek poziomu przestępczości w Nowym Jorku w ostatniej dekadzie dwudziestego stulecia. Myślę, że przeprowadzona przeze mnie analiza prowadzi do dwóch generalnych konkluzji. Po pierwsze, przyczyny ograniczenia poziomu przestępczości w Nowym Jorku musiały być takie same jak przyczyny spadków na terenie całego kraju. Po drugie, należy przyjąć, że każda z przedstawionych koncepcji jest częściowo słuszna. W każdej z nich przedstawione są racjonalne argumenty, potwierdzające przynajmniej część tez, na których owe koncepcje się opierają. Innymi słowy: powyższa analiza skłania do stwierdzenia, że spadek przestępczości w Nowym Jorku wynikał zarówno z przyczyn 70 przedstawionych przez Stevena Levitta i Andrew Karmena, jak i z godnej podziwu postawy władz i stróżów prawa tego miasta. BIBLIOGRAFIA Steven Levitt and Stephen J. Dubner (2005). Freakonomics: A Rogue Economist Explores the Hidden Side of Everything. William Morrow/HarperCollins A. Karmen, New York Murder Mystery. The True Story Behind the Crime Crash of the 1990s, New York 2000, New York State University Press. Crime and Justice in New York City, A. Karmen (red.), New York 2001, John Jay College of Criminal Justice. E. B. Silverman, NYPD Battles Crime. Innovative Strategies in Policing, Boston 1999, Northeastern University Press. W. Bratton, Peter Knobler, Przełom. Jak szef Policji Nowojorskiej powstrzymał epidemię przestępczości, przeł. Andrzej Polkowski, Poznań 2000, Media Rodzina. G. Kelling, W. Sousa, Do Police Matter. An Analysis of the Impact of New York City’s Police Reforms, The Manhattan Institute, Civic Report no 22, Dec. 2001. G. Kelling, C. Coles, Wybite szyby, przeł. Bolesław Ludwiczak, Poznań 2000, Media Rodzina. Raporty FBI – www.fbi.gov United States Department of Justice – www.usdoj.gov 71 72 Ilona Przybyłowska Aneta Krzewińska Przemoc w publicznych i niepublicznych liceach ogólnokształcących Przedmiot tego artykułu stanowi przemoc w szkole – interesuje nas, czy wśród liceów ogólnokształcących istnieją placówki wolne od przemocy w kontaktach między uczniami, a także w relacjach między młodzieżą a nauczycielami. Chcemy też odpowiedzieć na pytanie, jaki splot czynników leżących po stronie uczniów, nauczycieli, kultury życia szkolnego, sprzyja eliminowaniu agresji i przemocy. Na wstępie trzeba poczynić kilka ustaleń terminologicznych, wśród rozmaitych form przemocy, o których wspomina się w literaturze, należy wymienić przemoc symboliczną, strukturalną, a także przemoc fizyczną i psychiczną. Przemoc strukturalna – rozumiana jako wymuszenie podporządkowania się, ograniczenie swobody jednostek, grup, wynikająca z nierówności pozycji społecznej, której celem jest podtrzymanie określonego układu społecznego [Kwieciński 1992, s. 122] – jest w naszym mniemaniu nieodłącznym atrybutem systemu szkolnego. Jej istnienie wydaje się w szkole niezbędne, a za niepożądane i negatywnie wartościowane uważane jest dopiero nadużycie władzy. [Kwieciński 1992, s. 122] Wydaje nam się też, że szkoła nie może być wolna od przemocy symbolicznej, czyli najkrócej mówiąc „narzucania znaczeń i interpretacji symboli danej kultury”. [Kwieciński 1992, s. 122] Tymi aspektami zjawiska przemocy szkolnej będziemy się w artykule zajmowały w bardzo ograniczonym zakresie, natomiast interesować nas będzie głównie przemoc fizyczna i psychiczna. Przez przemoc fizyczną rozumiemy agresywne zachowania skierowane przeciwko ciału ofiary, nierzadko prowadzące do fizycznych obrażeń (np. 73 poszturchiwanie, popychanie, szarpanie, kopanie, bicie itp.). [Hołyst 1997, s. 13] Analogiczne zachowania wobec przedmiotów a nie osób, nazywane będą wandalizmem. Z kolei, zadawanie dotkliwych, niewidocznych gołym okiem ran psychicznych, wywołujących w ofierze strach i poczucie bezsilności poprzez jej poniżanie, zastraszania, prześladowanie, szydzenie, kpienie, wyśmiewanie się z niej itp., nazywać będziemy przemocą psychiczną. Najczęściej jest to przemoc werbalna, choć może być to też agresja bez użycia słów, np. wrogie gesty, miny, unikanie kontaktów itp. [Hołyst 1997, s. 20] Przemoc szkolna była w Polsce w ostatnich latach częstym przedmiotem badań naukowych, ich wyniki zaprezentowano w interesujących publikacjach [Kawula, Machel 1994, Karkowska, Czarnecka 1994, Dąbrowska-Bąk 1995, Krężel 1997, Bańska, Szymańska 1998, Kuźma, Szarota 1998, Papież, Płukis 1998, Kmiecik-Baran 2000, Surzykiewicz 2000, Ostrowska, Surzykiewicz 2005]. Wśród tych opracowań przeważały prace oparte na jednym typie materiałów – ankietach lub wywiadach kwestionariuszowych, a więc prowadzące do ilościowych ujęć zjawiska przemocy. Wyniki badań, które chcemy tu przedstawić, reprezentują inny styl badawczy, są to mianowicie studia pojedynczych przypadków dwudziestu dziewięciu liceów ogólnokształcących zlokalizowanych w jednym z największych polskich miast. W roku szkolnym 2000/2001 badaniami objęto wszystkie licea niepubliczne 16 (14 szkół) z wyłączeniem szkół katolickich, a w roku 2001/2002 piętnaście liceów publicznych 17, a więc około jednej trzeciej ogółu takich szkół. W trakcie wielokrotnych wizyt w tych placówkach przeprowadzono wywiady swobodne z dyrektorami, nauczycielami i pedagogami szkolnymi, rozmawiano też z uczniami, którzy niezależnie od tego wypełniali ankiety. Ważne informacje udało się zdobyć w drodze obserwacji codziennego życia szkoły i w wyniku analizy dokumentów. W oparciu o te materiały 16 Materiały zebrano dzięki pomocy studentów socjologii – uczestników Seminarium prac badawczych: Agaty Banach, Pawła Ciołkiewicza, Justyny Dębowskiej, Kamili Góreckiej, Agaty Juraś, Katarzyny Koper, Małgorzaty Leszczuk, Aleksandry Mikina, Patrycji Odyniec, Tomasza Podwysockiego, Dagmary Sikorskiej, Alicji Stańczyk, Piotra Sztabińskiego, Roberta Wnuka, Joanny Turowicz. 17 W tej fazie badań materiały zbierali studenci socjologii kolejnego rocznika uczestniczący w Seminarium prac badawczych: Agata Boryna, Ewa Brodata, Kamila Dzbanuszek, Karol Franczak, Katarzyna Frankowicz, Katarzyna Gajzler, Kamila Jakubczak, Dorota Jaroszewska, Mateusz Jastrzębski, Ewa Kułacka, Monika Leśna, Konrad Magdziarz, Marta Najbert, Anna Rajska, Piotr Sztabiński, Ewa Tomala, Wojciech Woźniak. 74 sporządzono opisy poszczególnych szkół (case study). W artykule prezentujemy rezultaty porównawczej analizy tych case‟ów. Kryteria typologicznego podziału liceów Objęte badaniami licea różnią się między sobą pod wieloma względami, pojawiła się w związku z tym konieczność dokonania ich typologicznego podziału. Tworząc typologię publicznych i niepublicznych liceów brałyśmy pod uwagę dziesięć wymiarów: 1. Zaplecze lokalowe 2. Organizację wewnątrzszkolnej przestrzeni 3. Regulamin – jego znajomość i rola w codziennym życiu szkoły 4. Ofertę programową 5. Postępowanie rekrutacyjne 6. Powody ewentualnego relegowania ze szkoły 7. Relacje uczeń – nauczyciel 8. Postawę nauczycieli wobec pracy 9. Identyfikacje uczniów ze szkołą jako ważnym miejscem życia 10. Aspiracje edukacyjne uczniów. Niżej przedstawiamy szczegółowe omówienie każdego z tych wymiarów. Ad. 1) Niektóre szkoły dysponują budynkami odpowiednio dostosowanymi do potrzeb uczniów i nauczycieli, inne działają w budynkach nie spełniających takich wymagań. Wyremontowane, funkcjonalne i estetyczne pomieszczenia, szczególnie, gdy uczniowie mają wpływ na ich wystrój sprzyjają budowaniu dobrej atmosfery. Młodzi ludzie przebywający w budynkach niedostosowanych do ich potrzeb czują się w nich obco, co przenosi się na ich relacje z kolegami i nauczycielami. Czynnikiem różnicującym badane szkoły jest też fakt samodzielnego zajmowania budynku lub dzielenia go z innymi placówkami (w jednym budynku może obok siebie funkcjonować np. szkoła i dom kultury, szkoła i kilka biur). 75 Ad. 2) Ważnym wymiarem różnicującym sytuację badanych placówek jest organizacja przestrzeni wewnątrzszkolnej, rozumiana jako przenikanie się lub rozdzielenie strefy przeznaczonej tylko dla nauczycieli od strefy uczniowskiej. I tak, były szkoły, w których przestrzeń dla uczniów została wyraźnie oddzielona od przestrzeni dla nauczycieli i uczniowie rzadko mieli możliwość przekraczania ustanowionej granicy – pokój nauczycielski był dla nich niedostępny, kontakt z wychowawcami utrudniały np. zamknięte od wewnątrz drzwi, brak klamki w drzwiach. Zdarzało się też, że drzwi do pokoju nauczycielskiego były wprawdzie zamknięte, czasami wywieszano nawet kartkę z prośbą o niewchodzenie, ale gdy pojawiała się potrzeba kontaktu z nauczycielami, był on możliwy (sytuacja taka została określona hasłem: „dostęp ograniczony”). W innych przypadkach, pomimo oddzielenia tych stref, drzwi do pokoju nauczycielskiego były zawsze otwarte, nauczycielom zapewniało to kontrolę nad tym, co dzieje się w szkole, a uczniom dawało łatwy dostęp do wychowawców. Czasami nie było wyraźnie oddzielnego pokoju dla nauczycieli, uczniowie mogli w każdej chwili kontaktować się z nimi, kontynuować dyskusje z lekcji, prosić o radę itp. Innym aspektem opisu wewnątrzszkolnej przestrzeni, który musi być tu uwzględniony, jest fakt istnienia bądź nie, takich miejsc w budynku szkoły, które były pozostawione do wyłącznej dyspozycji uczniów (odrębne sale, fragmenty korytarzy). Mogli oni decydować o ich wystroju i dowolnie je zagospodarowywać (np. wywieszać zdjęcia, plakaty, malować graffiti itp.). Ad. 3) Wszystkie badane licea posiadają regulamin szkoły. Świadomość jego istnienia, a tym bardziej znajomość zawartych w nim zapisów nie musi być wśród uczniów powszechna. Są szkoły, w których dokument ten jest omawiany na lekcjach wychowawczych, zamieszczany na stronach internetowych, uczniowie dobrze go znają i odwołują się do niego w rozmaitych spornych czy konfliktowych sytuacjach. Można więc uznać, że pełni on tam funkcję ważnego regulatora codziennego życia szkoły. W innych placówka, choć uczniowie zdają sobie sprawę, że szkoła taki 76 dokument posiada, nigdy nie mieli go w ręku, nie znają jego zawartości. Są też takie licea, w których uczniowie poddawali w wątpliwość fakt jego istnienia. Ad. 4) Wśród zbadanych przez nas szkół znalazły się takie, które mają bogatą ofertę programową znacznie wykraczającą poza określony przez ministerstwo standard. Proponują swoim uczniom większą liczbę godzin w pracowni informatycznej, intensywną naukę języków obcych, naukę wybranych przedmiotów w obcym języku, atrakcyjne lekcje wychowania fizycznego (tenis, basen, jazdę konną) itp. Zajęcia często prowadzone są w oparciu o nowoczesne, autorskie programy, młodzież zachęca się do pracy w kołach zainteresowań, przygotowuje do startu w olimpiadach przedmiotowych i rozmaitych konkursach. Są też szkoły, których program niewiele różni się od obowiązującego ministerialnego minimum (nie ma żadnych dodatkowych przedmiotów czy większej liczby godzin języka obcego). W badanej grupie liceów znalazły się i takie, których ofertę można by nazwać „zubożoną” ze względu na znaczne obniżenie poziomu wymagań stawianych uczniom. Ad. 5) Możemy wyróżnić cztery sposoby rekrutowania kandydatów do szkół publicznych i niepublicznych: 1. bez egzaminów wstępnych, czyli przyjmowanie wszystkich zgłaszających się i gotowych zapłacić czesne; 2. przeprowadzanie egzaminów, ale traktowanie ich jako zwykłej formalności, ponieważ wynik nie jest ważny – przyjmuje się wszystkich, którzy uiszczą czesne; 3. przyjmowanie wszystkich osób, które zdały egzamin wstępny; 4. organizowanie konkursowych egzaminów, a więc selekcjonowanie kandydatów. 77 Ad. 6) Badane licea różnią się też powodami relegowania uczniów ze szkół. W niektórych szkołach usuwano uczniów za niewłaściwe zachowanie (np. niszczenie sprzętów, picie alkoholu i narkotyzowanie się). W innych, nawet bycie lokalnym szkolnym dealerem nie było wystarczającym powodem do wykreślenia z listy uczniów. Poza tym, relegowano za niską frekwencję lub brak postępów w nauce. W szkołach niepublicznych można było być usuniętym za niepłacenie czesnego. Ad. 7) Relacje łączące uczniów i nauczycieli w badanych liceach miały różny charakter. Nauczyciel mógł być przez ucznia postrzegany jako mistrz, autorytet naukowy, gwarant jego intelektualnego rozwoju, ale już niekoniecznie jako przyjaciel czy doradca w innych sprawach życiowych. Jeśli nauczyciela młody człowiek traktował przede wszystkim jako opiekuna i przewodnika życiowego, mieliśmy do czynienia z relacją „wychowawca – uczeń”, gdy jego oczekiwania wobec pedagoga sprowadzały się do formuły „płace i wymagam” to relacja ta przypominała układ „klient – sprzedawca” (szkoły niepubliczne) lub „petent – urzędnik” (szkoły publiczne). Ad. 8) Zatrudnieni w badanych szkołach nauczyciele reprezentowali różne postawy wobec pracy. Niektórzy „wpadali” do szkoły na określoną liczbę godzin i po zajęciach natychmiast ją opuszczali, ograniczając swoje obowiązki do przeprowadzenia lekcji. W innym czasie byli dla uczniów niedostępni, wręcz ich unikali. Można powiedzieć, że nie realizowali żadnej misji dydaktycznej czy wychowawczej – „przychodzili do pracy”. Ich przeciwieństwem byli nauczyciele spełniający się w roli dydaktyków lub wychowawców. Ambicją pierwszych było efektywne kierowanie rozwojem intelektualnym uczniów – prowadzili lekcje według autorskich programów, nie licząc czasu przygotowywali uczniów do startu w olimpiadach przedmiotowych, chodzili z nimi do muzeów, na wystawy itp. Drudzy, pracując z trudną młodzieżą, poświęcali jej też dużo czasu, ale ponad nauczanie przedkładali efekty wychowawcze. Starali się 78 zdobyć zaufanie uczniów, poznać ich osobiste problemy, pomóc w wychodzeniu z uzależnień i rozwiązywaniu konfliktów z otoczeniem w szkole i poza nią. Ad. 9) Rozpatrując zagadnienie identyfikacji uczniów ze szkołą jako ważnym miejscem życia dostrzegłyśmy pięć możliwości: 1. Brak identyfikacji ze szkołą. Uczniowie nie traktują jej jako ważnego miejsca w ich życiu – szkoła jest ona dla nich „poczekalnią”, do której „wpada się na chwilę”, bywa „przelotem”, a „prawdziwe życie” toczy się poza jej murami, tam ma się bliskie osoby, przyjaciół, tam załatwia się istotne życiowo sprawy. 2. Częściowa identyfikacja ze szkołą jako miejscem nauki. Uczniowie traktują szkołę jako miejsce zdobywania wiedzy, poszerzania zainteresowań, rozwijania talentów. Spędzają w niej wiele godzin, uczestniczą we wszystkich zajęciach poza lekcyjnych, które mogą zapewnić rozwój intelektualny, natomiast nie szukają w szkole znajomych, przyjaciół, rozrywek czy zabawy. 3. Częściowa identyfikacja ze szkołą jako miejscem, w którym można uzyskać pomoc. Uczniowie spędzają czas ze swoimi wychowawcami, znajdują w nich oparcie, od nich otrzymują pomoc w rozwiązywaniu często poważnych kłopotów życiowych, nie mają w szkole bliskich znajomych i przyjaciół. 4. Częściowa identyfikacja ze szkołą jako miejscem kontaktów towarzyskich. Uczniowie chętnie chodzą do szkoły, ponieważ mają w niej znajomych i przyjaciół i mogą z nimi na terenie szkoły interesująco spędzać czas. 5. Pełna identyfikacja ze szkołą jako miejscem nauki, życiowego wsparcia oraz kontaktów towarzyskich. Ad. 10) Uczniowie różnie widzą swoją przyszłość po ukończeniu szkoły średniej. Niektórzy mają wyraźnie sprecyzowane i ambitne plany dalszego kształcenia, a nauka w wybranym liceum jest działaniem podjętym dla zapewnienia ich owocnej realizacji. Rozpoczynając naukę w tej szkole, liczyli na to, iż dzięki zdobytej w niej wiedzy, bez korepetycji dostaną się na prestiżowe kierunki studiów. Inni podejmując edukację w konkretnej szkole mieli nadzieję, że umożliwi im to przebrnięcie przez egzaminy na 79 mniej oblegane kierunki studiów, bez ponoszenia kosztów dodatkowych lekcji. Byli też licealiści świadomi tego, że dostanie się na bezpłatne studia w uczelniach państwowych, będzie wymagało uczęszczania na korepetycje, względnie będą musieli zdecydować się na kontynuowanie nauki za pieniądze na uczelniach, w których nie ma żadnej konkurencji przy naborze. Dla niektórych osób szczytem marzeń była matura i uzyskanie pełnego wykształcenia średniego. Typologia badanych liceów W poniższej tabeli przedstawiamy taki podział badanych liceów, który pokazuje różnicę między tymi szkołami na wszystkich wymiarach łącznie. Ma on charakter typologiczny, a więc nie należy oczekiwać, że rzeczywistość empiryczna jest z nim zgodna w każdym szczególe. Chcemy zaznaczyć, że nazwy przyjęte na oznaczenie poszczególnych typów szkół nie odzwierciedlają w pełni wszystkich cech obiektów zaliczonych do danego typu i mają charakter czysto umowny18. 18 W dwóch przypadkach wykorzystujemy słownictwo używane przez naszych respondentów w wywiadach (przechowalnie, szkoły elitarne). 80 Typologia liceów Niepubliczne Wymiary Typ 1 „zwykłe przechowalnie” Typ 2 „przechowalnie z troskliwą opieką” Publiczne Typ 3 „elitarne” Typ 4 „mało specyficzne” Typ 5 „bardzo dobre” Typ 7 „słabe” Typ 6 „standardowe” Budynek dzielony z innymi instytucjami, niedostosowany do potrzeb uczniów i nauczycieli Istnieje pokój nauczycielski, uczniowie mają utrudniony dostęp do tego pomieszczenia. Brak wydzielonego miejsca tylko dla uczniów Budynek samodzielny, dostosowany do potrzeb uczniów i nauczycieli Budynek samodzielny dostosowany do potrzeb uczniów i nauczycieli Sytuacja zróżnicowana Budynek samodzielny, dostosowany do potrzeb uczniów i nauczycieli Budynek samodzielny, dostosowany do potrzeb uczniów i nauczycieli Budynek samodzielny, dostosowany do potrzeb uczniów i nauczycieli Istnieje pokój nauczycielski, uczniowie maja do niego pełny dostęp. Brak wydzielonego miejsca tylko dla uczniów Nie ma pokoju nauczycielskiego. Brak wydzielonego miejsca tylko dla uczniów Sytuacja zróżnicowana. Brak wydzielonego miejsca tylko dla uczniów Istnieje pokój nauczycielski, uczniowie mają do niego ograniczony dostęp. Brak wydzielonego miejsca tylko dla uczniów Uczniowie wiedzą, że taki dokument istnieje, ale nie znają go w szczegółach Standardowa Brak egzaminu wstępnego Uczniowie nie wiedzą o jego istnieniu Uczniowie dobrze znają regulamin Uczniowie dobrze znają regulamin Istnieje pokój nauczycielski, uczniowie mają do niego ograniczony dostęp. Istnieje wydzielone miejsce tylko dla uczniów Uczniowie dobrze znają regulamin Istnieje pokój nauczycielski, uczniowie mają do niego ograniczony dostęp. Brak wydzielonego miejsca tylko dla uczniów Uczniowie dobrze znają regulamin Zubożona Brak egzaminu wstępnego Bogata Egzaminy konkursowe Bogata Egzaminy konkursowe Standardowa Egzaminy konkursowe Standardowa Przyjmowanie wszystkich, którzy zdali egzamin wstępny Powody relegowania uczniów ze szkoły Niezapłacenie czesnego Niezapłacenie czesnego Niewłaściwe zachowanie, słabe postępy w nauce, niezapłacenie czesnego Standardowa Jest przeprowadzony egzamin wstępny, ale przyjmuje się wszystkich bez względu na jego wynik Niewłaściwe zachowanie, niezapłacenie czynszu Słabe postępy w nauce, niska frekwencja, niewłaściwe zachowanie Niska frekwencja, niewłaściwe zachowanie Relacje nauczyciel uczeń „Sprzedawca – klient” „Wychowawca – uczeń” „Mistrz – uczeń” Sytuacja zróżnicowana Słabe postępy w nauce, niska frekwencja, niewłaściwe zachowanie „Mistrz – uczeń „wychowawca – uczeń”” Sytuacja zróżnicowana Sytuacja zróżnicowana Postawa nauczycieli wobec pracy Nie realizują żadnej misji, „przychodzą do pracy” Spełniają się w roli wychowawców Spełniają się w roli dydaktyków Sytuacja zróżnicowana Spełniają się w roli dydaktyków Sytuacja zróżnicowana Sytuacja zróżnicowana Identyfikacja uczniów ze szkołą Brak identyfikacji Częściowa identyfikacja ze szkołą jako miejscem, w którym można uzyskać pomoc Częściowa identyfikacja ze szkołą jako miejscem nauki Częściowa identyfikacja ze szkołą jako miejscem kontaktów towarzyskich Pełna identyfikacja Częściowa identyfikacja ze szkołą jako miejscem kontaktów towarzyskich Brak identyfikacji Zaplecze lokalowe Organizacja wewnątrzszkolnej przestrzeni Szkolny regulamin Oferta programowa Postępowanie rekrutacyjne Uczniowie dobrze znają regulamin 81 Aspiracje edukacyjne uczniów Zdać maturę Zdać maturę Dostać się na prestiżowy kierunek studiów bez korepetycji Dostać się na jakiekolwiek studia płatne Dostać się na prestiżowy kierunek studiów bez korepetycji Dostać się na mniej oblegany kierunek studiów bez korepetycji Dostać się na bezpłatne studia dzięki korepetycjom lub podjąć naukę w prywatnej uczelni 82 Typ 1 – „zwykłe przechowalnie” Szkoły zaliczone do tego typu najczęściej mieszczą się w wynajętych budynkach, często niesamodzielnych i niedostosowanych do potrzeb uczniów i nauczycieli. Na ogół nie ma w nich miejsc do wyłącznej dyspozycji uczniów. W przypadku, gdy sale dydaktyczne mieszczą się w dużym kompleksie różnorodnych biur, granica między szkołą a pozostałymi instytucjami nie jest wyraźnie wyznaczona, nauczycielom jest bardzo trudno kontrolować, co uczniowie robią w trakcie przerw i z kim się kontaktują. Zresztą nie mamy pewności, czy ich to interesuje. Strefy nauczycielska i uczniowska są w tych szkołach wyraźnie od siebie oddzielone – istnieje pokój nauczycielski. Tylko tu zdarza się, że uczniowie mają utrudniony dostęp do tego pomieszczenia (np. drzwi nie posiadają klamki, można je otworzyć tylko kluczem, którego uczniom się nie udostępnia). Można odnieść wrażenie, że pedagodzy „kryją się” w nim w czasie przerw i celowo unikają kontaktów z wychowankami. Uczniowie na ogół wiedzą, że istnieje regulamin, ale raczej nie znają jego treści. Nie natrafiłyśmy na żadne przypadki odwoływania się do tego dokumentu w codziennym funkcjonowaniu liceów zaliczanych do omawianego tu typu. Z takich szkół bardzo trudno ucznia usunąć z innego powodu niż niezapłacenie czesnego. Nawet rażąco naganne zachowania (np. branie narkotyków, picie alkoholu, wandalizm) nie oprowadzą do wydalenia ze szkoły. „Przechowalnie” są szkołami ostatniej szansy, ich uczniowie byli wcześniej usuwani z innych placówek i właściwie nie ma dla nich innego miejsca. Można zaryzykować twierdzenie, że funkcja tych placówek polega na ochronie trudnej młodzieży przed wypadnięciem z systemu edukacyjnego. Do takich szkół nie organizuje się żadnych egzaminów wstępnych, przyjmuje się wszystkich, którzy są w stanie opłacić czesne, wiele osób podejmuje też naukę w trakcie roku szkolnego. Wydaje się, że oferta programowa nie wykracza poza ministerialny standard obowiązujący w państwowych liceach. Wprawdzie spotkałyśmy się z sytuacją, iż atrakcyjne, dodatkowe zajęcia były umieszczane w materiałach reklamowych liceum, przedstawiciele szkoły deklarowali ich 83 prowadzenie, ale uczniowie tego nie potwierdzali. Nie możemy więc wykluczyć, że były to tylko działania służące dobrej prezentacji szkoły na zewnątrz. Nauczyciele w omawianym tu typie liceów nie mają poczucia misji dydaktycznej czy wychowawczej. Przychodzą do szkoły na określoną liczbę godzin, niechętnie podejmują jakieś dodatkowe obowiązki i słabo identyfikują się ze szkołą. Młodzi ludzie też nie traktują szkoły jako ważnego miejsca w ich obecnym życiu, nie nawiązują w niej bliższych relacji z rówieśnikami i nauczycielami, wiedzą, że muszą tu „przesiedzieć jak w poczekalni” kilka godzin dziennie, „dotrwać” do matury. Poziom nauczania jest niski, łatwo jest uzyskać oceny promujące do następnej klasy, więc ta sytuacja nie mobilizuje uczniów do nauki. W szkołach tych realizuje się model „płacę, więc wymagam”, czyli oczekuje się, że systematyczne uiszczanie czesnego w miarę regularne bywanie na lekcjach powinno zapewnić ukończenie szkoły i zdanie matury. O dalszej nauce raczej się nie myśli. Typ 2 – „przechowalnie z troskliwa opieką” Szkoły reprezentujące ten typ pod wieloma względami podobne są do „zwykłych przechowalni”. Tak samo jak one gromadzą najsłabszych uczniów, którzy ze względu na brak postępów nauce lub/i niewłaściwe zachowanie byli wielokrotnie usuwani z innych placówek. Nie organizuje się tu żadnych egzaminów wstępnych, a jedynym kryterium naboru jest możliwość płacenia czesnego, często uczniowie przyjmowani są w trakcie roku szkolnego. Ich poziom intelektualny jest bardzo niski i tylko dzięki dużemu wysiłkowi nauczycieli i obniżeniu wymagań, udaje im się uzyskać maturę. Jak powiedział jeden z nauczycieli realizuje się tu „minimum z minimum programowego”, a uczniowie uzyskują promocję z klasy do klasy tylko dlatego, że – przy ich niewielkiej liczbie – nauczyciel może wielokrotnie wyjaśniać i tłumaczyć te same zagadnienia. Tempo nauczania jest dostosowywane do możliwości uczniów, którzy zazwyczaj otrzymują promocję przy stosunkowo niewielkim nakładzie własnej pracy. W takich szkołach nie prowadzi się żadnych dodatkowych zajęć, czy bardziej intensywnej nauki języków obcych, ponieważ uczniowie i tak nie 84 radzą sobie z podstawowymi wymaganiami programowymi. Ich aspiracje edukacyjne są niskie, marzą o uzyskaniu matury. Tym, co najwyraźniej odróżnia omawiany tu typ szkół od „zwykłych przechowalni” jest postawa nauczycieli wobec pracy. Pedagodzy mają silne poczucie misji wychowawczej, wierzą, że są w stanie pomóc młodym ludziom mającym poważne problemy z alkoholem czy narkotykami, żyją w przekonaniu, że są jedynymi osobami, do których uczniowie mogą się zwrócić o pomoc. Szkoły, o których tu piszemy funkcjonują w wynajętych, ale samodzielnych budynkach nieźle dostosowanych do codziennych potrzeb uczniów i nauczycieli. Mimo podziału wewnątrz szkolnej przestrzeni na strefę dla nauczycieli i strefę dla uczniów, młodzież ma w trakcie przerw, przed i po zajęciach pełny dostęp do nauczycieli, którzy nie kryją się przed wychowankami w zamkniętych pokojach nauczycielskich. Dzięki i częstym i ciepłym relacjom z nauczycielami uczniowie – w przeciwieństwie do osób uczęszczających do „zwykłych przechowalni” – przynajmniej częściowo identyfikują się ze szkołą jako miejscem, w którym mogą uzyskać wsparcie w rozwiązywaniu własnych życiowych problemów. Mający własne kłopoty uczniowie nawiązują lepsze kontakty z nauczycielami niż ze szkolnymi kolegami, na ogół nie poszukują w szkole przyjaciół, a życie towarzyskie prowadzą na zewnątrz szkoły. Nie dążą do tego, by szkoły te udostępniały im jakąś przestrzeń do samodzielnego zagospodarowania, wspólnego spędzania czasu poza lekcjami. W trakcie badania ani wychowawcy, ani uczniowie nie wspominali o istnieniu regulaminu szkoły. Nauczyciele dostosowują swoje zachowanie do każdego wychowanka osobno, raczej korzystają z własnego pedagogicznego doświadczenia, niż sięgają do spisanych zasad funkcjonowania szkoły. Typ 3 – „licea elitarne” Ten typu szkoły wybierają uczniowie posiadający silną motywację do nauki i wysokie aspiracje edukacyjne, myślą o studiowaniu na prestiżowych kierunkach, np. prawo, medycyna. 85 Liczba chętnych przekracza zawsze liczbę miejsc, więc szkoły organizują konkursowe egzaminy. Wysoki poziom wymagań wobec kandydatów pozwala odsiać osoby niewystarczająco przygotowane, nie dość zdolne. Szkoły te szczycą się wysokim poziomem nauczania, z czym często idzie w parze stosunkowo wysokie czesne. W ramach tych opłat uczniowie otrzymują bardzo bogatą ofertę dodatkowych zajęć. Pracujący tam nauczyciele to wysokiej klasy profesjonaliści posiadający wiedzę merytoryczną i dydaktyczną, potrafiący nauczyć i zainteresować przedmiotem. Są bardzo starannie wybierani i odpowiednio do tych kwalifikacji wynagradzani. Realizują programy autorskie, przygotowują młodzież do startu w konkursach i olimpiadach, nie szczędzą swojego czasu poza lekcjami, prowadzą koła zainteresowań i udzielają indywidualnych konsultacji. Każdemu uczniowi starają się zapewnić maksymalny rozwój intelektualny, można powiedzieć, że nauczyciele spełniają się w roli dydaktyków. Pozostaje to w zgodzie z oczekiwaniami uczniów, którzy chcą otrzymać wiedzę na jak najwyższym poziomie, a swoich nauczycieli traktują jak „mistrzów”, którzy zdolni są ją przekazać. Identyfikacja uczniów ze szkołą ma więc charakter częściowy. Uczniowie nie liczę na to, że szkoła zorganizują im czas wolny, a pobyt w niej przyczyni się do rozszerzenia ich kręgów towarzyskich, przyjaciół i znajomych najczęściej mają poza szkołą. Regulamin szkoły pełni istotną funkcję w jej codziennym życiu. Uczniowie są z nim zapoznawani na początku edukacji, dobrze znają swoje prawa i obowiązki i wiedzą jakie zachowania nie będą tolerowane. Oczekują też, że inne, nie przewidziane regulaminem sytuacje konfliktowe będą rozwiązywane na drodze negocjacji i dyskusji. Z placówki tej można zostać usuniętym za brak postępów w nauce, wulgarne zachowanie, picie alkoholu, nie mówiąc już o braniu narkotyków. Szkoły zaliczane do tego typu z reguły działają w dobrych warunkach lokalowych. Mieszczą się w budynkach samodzielnych, stanowiących ich własność, tak zaprojektowanych lub zmodernizowanych, by zaspokajały potrzeby uczniów i nauczycieli. Nie ma w nich ani pokoju nauczycielskiego, ani miejsc wydzielonych tylko do dyspozycji uczniów, wszyscy korzystają z tych samych pomieszczeń, urządzeń sanitarnych, sprzętów i naczyń. 86 Typ 4 – „licea mało specyficzne” Uczniowie tych szkół z reguły rekrutują się spośród osób, które nie dostały się do państwowych liceów. Mimo, iż obowiązuje w nich egzamin wstępny, to nie pełni on funkcji selekcyjnej. Przyjmuje się wszystkich bez względu na jego wynik, jeśli czemuś służy to tylko podziałowi uczniów na grupy ze względu na poziom znajomości języków obcych. Oferta programowa nie odbiega od ministerialnego standardu nauczania. Tylko pojedyncze osoby są zainteresowane własnym rozwojem intelektualnym, więc na ogół nie są organizowane dodatkowe zajęcia. Mało liczne klasy umożliwiają zindywidualizowane podejście do uczniów, nie zawsze jednak ma to miejsce, gdyż poziom zaangażowania i postawa nauczycieli nie są jednolite. Są wśród nich tacy, którzy nie realizują żadnej misji, inni ograniczają się tylko do przekazywania wiedzy, a jeszcze inni angażują się w wychowanie młodzieży. Stosunki między uczniami a nauczycielami mogą być zbliżone do każdej z wcześniej omówionych modelowych relacji: „sprzedawca – klient”, „mistrz – uczeń”, „wychowawca – uczeń”. Kontakty między nauczycielami i uczniami do pewnego stopnia warunkuje organizacja wewnątrzszkolnej przestrzeni. W umawianym tu typie liceów zawsze istnieje pokój nauczycielski, w niektórych placówkach podczas przerw, przed i po lekcjach młodzież ma do nauczycieli nieograniczony dostęp, w innych jest on utrudniony lub wręcz niemożliwy. Na ogół też nie wydziela się jakichś specjalnych pomieszczeń tylko do użytku uczniów. Regulamin w tym typie szkół jest wśród uczniów powszechnie znany i na ogół przestrzegany. Ze szkoły można być usuniętym za naganne zachowanie (np. picie alkoholu, branie narkotyków, niszczenie sprzętów) i niezapłacenie czesnego. Charakterystyczne jest to, że uczniowie częściowo identyfikują się ze szkołą jako miejscem kontaktów towarzyskich. Tutaj mają bliskich kolegów i przyjaciół, z którymi lubią spędzać swój wolny czas organizując w szkole rozmaite imprezy kulturalne, dyskoteki itp. Ta rozrywkowo-towarzyska strona życia bardziej ich pociąga niż ślęczenie nad książkami. Realistycznie oceniając własne możliwości, chcą dostać się na jakiekolwiek studia, nie jest ważne na jakim to będzie kierunku, w jakiej uczelni, czy trzeba będzie za te studia płacić, czy nie. 87 Szkoły omawianego tu typu funkcjonują w bardzo zróżnicowanych warunkach lokalowych – zarówno w budynkach własnych, jak i wynajmowanych, samodzielnych, jak i dzielonych z innymi instytucjami, dobrze lub tylko częściowo dostosowanych do potrzeb uczniów i nauczycieli. Typ 5 – „bardzo dobre licea” Szkoły zaliczane do typu 5 charakteryzują się wysokim poziomem nauczania, szczycą się tym, że ich uczniowie są laureatami krajowych i międzynarodowych olimpiad i konkursów. Przyciągają młodzież o wysokich aspiracjach edukacyjnych i silnej motywacji do nauki. Rodzice, nierzadko absolwenci tych szkół, zabiegają o umieszczenie w nich własnych dzieci, wiedząc o tym, jak pozytywną rolę licea te odegrały w ich życiu, otwierając im drogę na prestiżowe kierunki studiów. Kandydatów nie zraża, ani fakt konkursowych egzaminów wstępnych (duża liczba osób na jedno miejsce), ani ostrych wymagań dotyczących wyglądu i sposobu zachowania, jakie stawia się uczniom tych szkół. Program w tych liceach znacznie wykracza poza obowiązujący standard dydaktyczny, proponuje się uczniom: naukę według autorskich programów, zwiększoną liczbę godzin języka obcego i/lub informatyki, wykładanie w obcym języku niektórych przedmiotów („klasach dwujęzyczne”). Część zajęć np. z fizyki, chemii przeprowadzana jest w specjalistycznych laboratoriach wyższych uczelni. Licea te utrzymują szerokie kontakty międzynarodowe ze szkołami partnerskimi w takich krajach, jak: Belgia, Holandia, Francja, Niemcy, Hiszpania, Włochy. Umożliwia to polskim uczniom poznanie kultury i problemów tych krajów, nawiązanie rówieśniczych relacji i stanowi silną motywację do doskonalenia się w znajomości języków obcych. Licea te posiadają kompetentnych nauczycieli pracujących bez ograniczeń czasowych z młodzieżą w przedmiotowych kołach zainteresowań. O wysokiej efektywności tej pracy świadczą nagrody zdobywane przez uczniów w krajowych i międzynarodowych olimpiadach i konkursach. Nauczyciele cieszą się uznaniem młodzieży nie tylko z racji ich wysokiego poziomu wiedzy i umiejętności jej 88 przekazania, szczególnie cenią ich za pobudzanie, rozwijanie naukowych zainteresowań i pasji poznawczych. Takie relacje między nauczycielami a uczniami nie mogą być sprowadzone wyłącznie do formuły „mistrz – uczeń”, ponieważ nauczyciele są postrzegani przez uczniów nie tylko jako autorytety naukowe, ale również jako wychowawcy, przewodnicy, osoby, do których zwracamy się nie tylko po wiedzę, lecz także po wskazówki życiowe. Ten typ liceów publicznych, jeśli idzie o poziom nauczania i osiągane wyniki, dorównuje, a w niektórych przypadkach przewyższa „elitarne” szkoły niepubliczne. Może to być związane z faktem, iż w omawianym tu typie szkół nie wymaga się od uczniów jednakowo wysokich ocen ze wszystkich przedmiotów. Wybitnie uzdolniony w kierunku matematyczno-fizycznym uczeń, nie będzie zmuszany do uzyskania najwyższych not z przedmiotów humanistycznych, nauczyciele będą go dopingować i pomagać mu zdobywać wiedzę przede wszystkim z zakresu jego zainteresowań, indywidualnych uzdolnień i predyspozycji. Uczniowie, którzy mają kłopoty z nauką i nie mogą sprostać wymaganiom stawianym przez szkołę, są z niej dyskretnie usuwani, daje się im promocję do następnej klasy, ale pod warunkiem przeniesienia się do innego liceum. Bezdyskusyjnym zaś powodem relegowania jest nadużywanie alkoholu lub narkotyków. W liceach tych stawia się uczniom wymagania dotyczące stroju, makijażu, fryzury itp., młodzi ludzie znają je jeszcze przed przyjęciem do szkoły i akceptują jako niepodlegające dyskusji zalecenia regulaminu. Faktem wartym podkreślenia jest duma z bycia uczniem tej szkoły, znajomość jej historii, szacunek dla jej tradycji, co sprzyja pełnej identyfikacji uczniów ze szkołą jako ważnym miejscem nauki, życia towarzyskiego, spędzania czasu wolnego. Rywalizacja o wyniki w nauce nie niszczy, jak to miało miejsce w liceach „elitarnych” relacji koleżeńskich, większość przyjaciół to uczniowie z tej szkoły. Młodzi ludzie spędzają razem czas po lekcjach działając w kołach hobbystycznych (np. koło sportowe, turystyczne, kulinarne, teatralne), redagując gazetki szkolne, pracując w szkolnych radiowęzłach, zakładając i grając w zespołach muzycznych. Szkoła stwarza im możliwości rozwijania takiej aktywności udostępniając salę gimnastyczną, bibliotekę, pracownię komputerową itp., a nauczyciele sprzyjają takim 89 inicjatywom oferując opiekę i pomoc. Jest ona szczególnie potrzebna, gdy zaspakajanie tych zainteresowań wymaga wyjścia poza teren szkoły, nawiązania współpracy z miejskimi ośrodkami lub innymi placówkami kultury, np. teatrami. Młodzież z tych liceów uczestniczy też w rozmaitych przedsięwzięciach i programach edukacyjnych mających na celu kształtowanie tożsamości europejskiej oraz w działaniach na rzecz środowiska lokalnego. Udziela też pomocy ludziom starszym, niepełnosprawnym dzieciom i innym osobom wymagającym wsparcia. Szkoły te dysponują samodzielnymi budynkami, nie dzielą ich z innymi placówkami dydaktycznymi. Warunki lokalowe można na ogół określić jako dobre, a co szczególnie zwraca uwagę to fakt wyodrębnienia w nich miejsc (sal, fragmentów korytarzy), w których poza lekcjami mogą przebywać uczniowie i spotykać się z kolegami. Aranżacja tej przestrzeni i jej wystrój (graffiti, rysunki, zdjęcia) zależy od inwencji młodych ludzi i nauczyciele w to nie ingerują. W szkołach tych istnieje pokój nauczycielski, do którego zgodnie z omawianą wcześniej kategoryzacją, uczniowie mają ograniczony dostęp. Typ 6 – „standardowe licea” Szkoły należące do typu 6 biorąc pod uwagę poziom nauczania i osiągane rezultaty można określić jako przeciętne. Aspirujący do tych szkół młodzi ludzie nie muszą na egzaminach wstępnych uzyskiwać najwyższych ocen, ponieważ konkurencja nie jest tak duża, jak w przypadku liceów typu 3 („elitarne”) i 5 („bardzo dobre”). W ofercie programowej znaleźć można klasy profilowane, znacznie rzadziej przedmioty prowadzone w oparciu o programy autorskie czy zwiększoną liczbę godzin języka obcego. Przedmiotowe i hobbystyczne koła zainteresowań, jeśli w ogóle istnieją, to działają mało prężnie i skupiają niewielu uczniów. Młodzież rzadziej pracuje w szkolnym radiowęźle, czy zajmuje się redagowaniem gazetki szkolnej. Mimo braku dodatkowych zajęć i słabszej presji ze strony nauczycieli na osiąganie przez uczniów wybitnych rezultatów w nauce, absolwenci tych szkół bez problemów dostają się studia, choć na kierunki mniej oblegane. Wydaje się, że w liceach tych dobrze realizowany jest przez nauczycieli ministerialny standard programowy, bez 90 znajomości którego trudno jest przebrnąć barierę egzaminu wstępnego na uczelnię wyższą. Szkoły te z całą pewnością nie grupują tak wybitnych i silnie umotywowanych do pracy nauczycieli, jak zatrudnieni w typach 3 i 5. Zdarzają się wśród nich też pasjonaci swojego zawodu, ale rzadko. Częściej spotkać tam można nauczycieli, którzy przychodzą do pracy na określoną liczbę godzin, wykonują ją na przyzwoitym poziomie, ale nie są chętni do poświęcania swojego prywatnego czasu i energii na dodatkowe zajęcia pozalekcyjne. Zwykle w takich szkołach uczniowie z problemami życiowymi, osobistymi znajdą jakiegoś przyjaznego nauczyciela-wychowawcę, od którego mogą uzyskać pomoc. Istotnym problemem, z jakim borykają się te szkoły jest niska frekwencja i brak postępów w nauce niektórych uczniów. W trosce o utrzymanie należytego poziomu wymagań, podobnie jak w typie 5, wymusza się na takich uczniach opuszczenie tej szkoły (zjawisko nazwane w wywiadach „promocja za zmianę szkoły”). Nie są także akceptowane na terenie tego typu liceów takie zachowania, jak picie alkoholu i zażywanie narkotyków, natomiast istnieje tolerancja, jeśli idzie o wygląd uczniów – ubiór, fryzurę, makijaż, biżuterię, w tym przypadku szkoła niczego nie wymaga i niczego nie narzuca, te kwestie są pominięte w regulaminie szkolnym. Uczniowie wiedzą, że taki dokument istnieje, dobrze go znają i odwołują się do niego w różnych codziennych sytuacjach. Młodzież tylko częściowo identyfikuje się ze szkołą jako miejscem kontaktów towarzyskich, podtrzymywania wcześniejszych znajomości i zawierania nowych. Większość osób, uczniów tych szkół wybrała ją z tego powodu, iż chcieli się w niej uczyć lub uczyli się już, ich przyjaciele. Te dobre stosunki koleżeńskie są podczas nauki w liceum kontynuowane, choć czas po lekcjach spędzany jest nie na terenie szkoły – jak to było w przypadku uczniów szkół zaliczonych do typu 5 – ale poza nią, np. w kinach, pubach, czy na imprezach. Może to być związane z tym, że w tych szkołach brak jest wydzielonych miejsc, w których młodzież poza lekcjami mogłaby przebywać. Licea typu 6 mieszczą się na ogół w samodzielnych budynkach, tylko incydentalnie dzielą budynek z innymi placówkami dydaktycznymi (gimnazjum, 91 podstawówka). Analogicznie jak w szkołach zaliczonych do typu 5 istnieje pokój nauczycielski, do którego młodzież ma ograniczony dostęp. Typ 7 – „publiczne słabe licea” Szkoły typu 7 prowadzą nabór kandydatów na podstawie egzaminów wstępnych, ale zazwyczaj mają mniej chętnych do podjęcia nauki, niż liczba oferowanych miejsc. Limit przyjęć wypełniany jest przez osoby, które choć zdały egzamin wstępny, nie dostały się do innych liceów z powodu uzyskania słabszych ocen. Zatem młodzież trafiających do tych szkół należą do kategorii do uczniów słabszych. Licea te proponują naukę głównie w klasach o profilu ogólnym, tzw. klasy profilowane występują i w opinii uczniów – naszych respondentów, są takimi tylko z nazwy. Szkoły te tylko sporadycznie organizują jakieś przedmiotowe czy hobbystyczne koła zainteresowań, zresztą inicjatywy ich tworzenia nie trafiają na podatny grunt – tylko nieliczni uczniowie są nimi zainteresowani. Poziom nauczania nie jest wysoki, a osoby mający ambicję studiowania, aby pokonać barierę egzaminu na wyższą uczelnię, zmuszone są do pobierania korepetycji. Bardzo słabi uczniowie nie są ze szkoły relegowani, nie proponuje im się przejścia do innych szkół – jak to miało miejsce w przypadku liceów typu 5 i 6 – mają szansę szkołę ukończyć pod warunkiem systematycznego uczęszczania na lekcje, odrabiania prac domowych i podejmowania prób nauczenia się czegoś, nawet jeśli nie daje to zadowalających rezultatów. Powodem usunięcia ze szkoły są natomiast permanentne wagary, używanie narkotyków, picie w szkole alkoholu, a więc przekroczenie podstawowych wymagań regulaminu szkolnego, który uczniowie dobrze znają. Nauczyciele na ogół traktują swoje obowiązki powierzchownie, nie przykładają się do pracy, nie starają się zainteresować uczniów wykładanym przedmiotem, prowadzone przez nich lekcje są nudne, a oni sami przychodzą do „szkoły jak do biura”. Zachowują się zatem podobnie jak nauczyciele w niepublicznych liceach nazwanych przez nas „przechowalniami” i szkołami „mało specyficznymi”. 92 Uczniowie w ogóle nie identyfikują się ze szkołą, w większości przypadków nie jest to szkoła z wyboru, a więc taka, do której trafili z braku innych możliwości. Mieszkają w różnych częściach miasta, jak sami o sobie mówią są „zbieraniną” dotąd nie znających się ludzi. Wobec braku dodatkowych zajęć takich, jak koła zainteresowań, wspólne wycieczki itp., pobyt w szkole w ogóle ich nie integruje, a z kolegami z klasy po lekcjach z reguły nie utrzymują kontaktów. Dodać też trzeba, że w tych szkołach młodzież do pokoju nauczycielskiego ma ograniczony dostęp, nie ma takich miejsc, w których mogłaby wspólnie przebywać i w ciekawy sposób spędzać czas. Podobnie, jak w przypadku typu 6, licea te najczęściej samodzielnie zajmują budynek, rzadko dzielą go z innymi szkołami. Przemoc w różnych typach liceów ogólnokształcących W dalszej części artykułu zajmiemy się problemem przemocy w opisanych wcześniej typach szkół niepublicznych i publicznych. Omówimy kolejno to zagadnienie w stosunku do „klasycznych przechowalni” (typ 1), „słabych liceów publicznych” (typu 7), „szkół mało specyficznych” (typ 4) i „standardowych liceów publicznych” (typ 6), a więc tych szkół, w których przemoc jest obecna. W „klasycznych przechowalniach” można spotkać się z przemocą: pomiędzy uczniami i to zarówno tą, która występuje na początku każdego roku szkolnego (zjawisko fali), jak i w trakcie jego trwania; uczniów w stosunku do nauczycieli, oraz nauczycieli w stosunku do uczniów. W objętych badaniem placówkach typu 1 fala występuje w stosunkowo łagodnej postaci rozumianej jako skrywane przed nauczycielami psychiczne gnębienie nowo przyjętych uczniów. Pierwszoklasiści zgodnie z panującymi tam zasadami powinni być „na usługach” starszych roczników i stawiać się na każde wezwanie niemal przez cały rok szkolny. Mają być tymi, którzy zaopatrują ich w papierosy, a w sytuacji gdy nie mogą tego zrobić, muszą dać pieniądze. Nie spotkałyśmy się z przypadkami drastycznego upokarzania czy fizycznego znęcania się nad młodszymi kolegami. 93 Przemoc pomiędzy uczniami występuje też w trakcie roku szkolnego. Ofiarą przemocy na ogół staje się osoba nieatrakcyjna fizycznie i zdecydowanie odróżniająca się od kolegów z klasy. W przechowalniach liczy się „styl i swoisty szyk” – odważna fryzura, makijaż, modne, markowe ciuchy, elektroniczne gadżety – ktoś, kto nie sprosta temu stylowi życia traci pozycję w klasie i staje się „kozłem ofiarnym”. Jest często wyśmiewany, wyzywany, potrącany, popychany. Z tej roli ofiary można wyjść zmieniając swoje zachowanie i upodabniając się do kolegów. W omawianym tu typie szkół przemoc uczniów wobec nauczycieli przybiera bardziej zróżnicowane i drastyczne formy niż w stosunku do rówieśników. Na porządku dziennym jest lekceważenie poleceń nauczycieli, wulgarne odzywki często o zabarwieniu seksualnym, podnoszenie głosu, ośmieszające komentarze na temat ich wyglądu fizycznego, stroju, dochodów itp. Uczniowie kierowali wobec nauczycieli groźby agresji fizycznej („jak nie odwołasz kartkówki, spotka Cię coś przykrego podczas samotnego powrotu do domu”). Nie kończyło się na groźbach, takie przypadki jak: potrącanie, popychanie, nieustępowanie miejsca w przejściu, smarowanie krzesła czy klamki klejem, przebijanie opon w samochodach, przestawianie aut nauczycieli, dość często miały miejsce. Zebrane materiały wskazują na to, iż także nauczyciele zachowują się agresywnie w stosunku do uczniów. Nie była to, co prawda, przemoc fizyczna, czy groźba jej użycia lecz agresja słowna i psychiczne dręczenie – np. kpienie i ośmieszanie uczniów w obecności kolegów, ciągłe odpytywanie. Nawet w trakcie badania mówiąc o swoich uczniach niektórzy nauczyciele nie byli w stanie powstrzymać się przed używaniem takich określeń, jak „idioci” i „nieodpowiedzialni gówniarze”. Wyjaśniając obecność przemocy w szkołach nazwanych tutaj zwykłymi przechowalniami należy zwrócić uwagę na braki w kulturze osobistej uczniów będące skutkiem zaniedbań wychowawczych rodziców na ogół dobrze sytuowanych materialnie, ale bardzo zajętych pracą. Młodzież ucząca się w tych szkołach w małym stopniu jest zainteresowana zdobywaniem wiedzy, bardziej zależy jej na rozrywce i zabawie. Inicjacyjne rytuały i inne formy agresji w stosunku do kolegów i nauczycieli są przejawem takiej postawy, mają, wobec konieczności przebywania tu przez kilka 94 godzin dziennie, urozmaicić życie szkolne, przerwać jego monotonię. Nauczyciele słabo lub prawie w ogóle nie reagują na takie zachowania uczniów, co wiąże się z ich postawą wobec pracy („przychodzą do szkoły jak do biura”), mało interesują się tym, co uczniowie robią w trakcie przerw, często „kryją się” przed nimi w pokoju nauczycielskim. Nie można wykluczyć, że pedagodzy po prostu boją się swoich uczniów, którzy zachowują się wobec nich dość agresywnie. Jedyną odpowiedzią na uczniowską przemoc, jest agresja nauczycieli będąca najprostszym sposobem odreagowania frustracji i nieskuteczną próbą zapanowania nad młodzieżą. Młodzi ludzie czują się kompletnie bezkarni, ignorują fakt istnienia regulaminu szkoły, ponieważ w praktyce nie ma on żadnego znaczenia. Nawet takie zachowania na terenie szkoły, jak: palenie papierosów, picie alkoholu, sprzedawanie innym uczniom narkotyków, ich branie, nie prowadzą do wydalenia z placówki. Trzeba dodać, że specyficzne warunki lokalowe, w jakich większość z tych szkół funkcjonuje – budynki są dzielone z innymi instytucjami – sprzyjają opisanym zachowaniom i utrudniają ewentualną kontrolę ze strony kadry pedagogicznej. W liceach publicznych typu 7 („słabe”) zjawisko fali nie występuje i jak wynika ze zgromadzonych przez nas materiałów jest to efekt systematycznie prowadzonych na terenie szkół działań profilaktycznych. Rozmaite łagodne zachowania przemocowe dają się zaobserwować w kontaktach pomiędzy uczniami, polegają one na: wyśmiewaniu się, kpieniu z kolegów, ukrywaniu przedmiotów potrzebnych im w danym momencie. Takie przykre niespodzianki mogą spotkać: tzw. dobrych uczniów, a szczególnie tych, którzy zabiegają o względy nauczycieli i donoszą na kolegów, osoby nieśmiałe, o nieatrakcyjnym wyglądzie i wszystkie słabo zintegrowane, żyjące na marginesie klasy. Bójki, czy inne formy przemocy fizycznej zdarzają się tylko incydentalnie i w tych szkołach nie stanowią żadnego problemu wychowawczego. Bardziej drastyczne zachowania widoczne są w relacjach pomiędzy uczniami i nauczycielami. Uczniowie wobec nauczycieli stosują przemoc słowną i psychiczną – ostentacyjnie okazują brak zainteresowania wykładanym przedmiotem, lekceważą polecenia pedagogów, wulgarnie odzywają się na lekcjach, umieszczają na murach szkoły i pobliskich budynków napisy uwłaczające godności nauczycieli, a także 95 kierują pod ich adresem rozmaite groźby (np. „lepiej niech pani nie przyjeżdża do szkoły samochodem”). Standardową odpowiedzią na te agresywne zachowania jest zaostrzenie dyscypliny, czyli wyznaczanie dodatkowych prac domowych, karne odpytywanie i robienie kartkówek. Nauczycielom trudno jest też opanować agresję słowną – nierzadko krzyczą, obrażają uczniów i ośmieszają ich na forum klasy. Tylko wyjątkowo, zdarzają się zachowania mające znamiona agresji fizycznej: popychanie, szarpanie czy bicie. Trzeba w tym miejscu przypomnieć, że młodzież uczęszczająca do szkół publicznych typu 7 „w swej masie” ma braki w kulturze osobistej i jest mało zainteresowana nauką. W tych liceach poziom nauczania jest niski, a większość nauczycieli traktuje swoje obowiązki powierzchownie i niezbyt przykłada się do pracy. Pedagodzy, którzy stawiają uczniom wyższe wymagania i u których nie można uzyskać promujących ocen tylko za obecność na lekcjach, spotykają się z agresją ze strony uczniów. Niektórzy z nich, niestety, tym samym młodzieży odpłacają. W szkołach niepublicznych zaliczonych do typu 4 („mało specyficznych”) zjawisko fali, choć obecne w życiu kolejnych roczników, nie przybiera drastycznych form i ma charakter krótkotrwałych obrzędów inicjacyjno-zabawowych. We wzajemnych dalszych kontaktach między uczniami zachowania agresywne występują incydentalnie, jak pisałyśmy wcześniej, wiele osób ma w szkole bliskich kolegów i przyjaciół, szkoła jest miejsce, w którym spędzają także czas po lekcjach, dobrze się w niej czują. Zachowania agresywne takie, jak: kpiny, lekceważenie poleceń, arogancja, wulgarne odzywki, pojawiają się natomiast w stosunku do nauczycieli. Wydaje się, że są po części sprowokowane przez nich samych, wówczas gdy wyraźnie przekraczają granice równego traktowania uczniów: szykanują kogoś tylko dlatego, że ekstrawagancko się ubiera, pochodzi z zamożnej rodziny, przewodzi grupie rówieśniczej. Trzeba zaznaczyć, że nie zdarza się to często. W szkołach należących do typu 6 („standardowe licea”), analogicznie jak we wszystkich opisywanych w tym artykule placówkach publicznych, fala nie występuje. Wzajemne relacje między uczniami są wolne od agresji psychicznej i fizycznej, jest to efekt wcześniejszych przyjaźni, koleżeństwa, zamieszkiwania w bliskim sąsiedztwie i wspólnego spędzania czasu poza szkołą. Stosunki między nauczycielami a uczniami 96 układają się dość poprawnie, nauczyciele wprawdzie pilnują obecności i stawiają wymagania, których spełnienie daje duże szanse na dostanie się na studia bez pobierania korepetycji, ale tylko z rzadka prowadzi to do poważniejszych konfliktów. W tych sporadycznie występujących przypadkach młodzież reaguje niewybrednymi żartami, chamskimi odzywkami, a więc ogranicza się do przemocy słownej. Podobne formy przemocy stosują nauczyciele – ośmieszają, a niekiedy obrażają uczniów. W trzech pozostałych typach szkół przemoc prawie w ogóle nie występuje. Mimo, iż w liceach określonych jako przechowalnie z troskliwą opieką jest dużo uczniów problemowych, mających braki w kulturze osobistej, uzależnionych od alkoholu czy narkotyków, to fala i inne zachowania agresywne wobec kolegów nie pojawiają się. Zjawisko fali nie jest obecne, ponieważ rola „nowego” nie jest trwale przypisana do uczniów pierwszej klasy, lecz może być też przynależna osobom z wyższych roczników podejmujących naukę podczas roku szkolnego. W szkołach tego typu uczniowie z reguły nie nawiązują między sobą bliskich relacji, nie tworzą zwartych grup koleżeńskich i nie walczą o prestiż. Osobiste problemy, na rozwiązaniu których uczniowie się koncentrują, wykluczają obecność obrzędowo-rozrywkowej, a zarazem tajnej strony życia szkolnego. Nauczyciele są osobami, od których spodziewają się uzyskać pomoc, im powierzają swoje tajemnice i problemy, więc muszą być wobec nich otwarci, nie mogą ich oszukiwać, zachowywać się wobec nich agresywnie. Nauczyciele zatrudnieni w tych szkołach są nastawieni na baczne obserwowanie tego, co się w nich dzieje. Indywidualne traktowanie uczniów, duże doświadczenie pedagogiczne, poczucie misji wychowawczej, zmiana priorytetu z „nauczania jak najwięcej” na „wychowanie i dostarczenie minimum wiedzy” i wreszcie sumienne traktowanie obowiązków, to jak się wydaje, czynniki skutecznie przeciwdziałające przemocy. W liceach elitarnych (typ 3) z kolei, uczniowie wyraźnie nastawieni są na zdobywanie wiedzy, własny rozwój intelektualny, nie tracą zatem czasu i energii na te inicjacyjne obrzędy. Dobre wychowanie wyniesione z domu – w większości przypadków są to osoby, którym rodzice poświęcają dużo czasu i uwagi – każe im powstrzymywać się od agresji w kontaktach z kolegami i nauczycielami. Charakter relacji między uczniami a nauczycielami („mistrz – uczeń”) zakłada szacunek, 97 poważanie, respekt w stosunku do pedagogów, co raczej wyklucza agresywne zachowania wobec nich. Osoby uczęszczające do szkół elitarnych mają pełną świadomość, iż wszelkie przejawy przemocy będą tam surowo karane, włącznie z relegowaniem z placówki. Zainteresowanie rodziców sprawami szkoły i częste kontakty z nią z kolei sprzyjają eliminowaniu aktów przemocy ze strony nauczycieli. Osoba dopuszczająca się takich czynów byłaby, pod presją płacących wysokie czesne rodziców, zwolniona z pracy. Podobnie jak w niepublicznych szkołach elitarnych, publiczne licea typu 5 („bardzo dobre”) gromadzą młodzież ambitną, chcącą się uczyć, pochodzącą z rodzin troszczących się o wykształcenie dzieci. Są to osoby dobrze wychowane, którym wpojono w domu normy kulturalnego zachowania, a więc bez trudu panujące nad swoim postępowaniem, potrafiące powstrzymać się od agresji zarówno w relacjach z nauczycielami, jak i kolegami. W omawianych tu liceach, młodzież ma możliwość ciekawego spędzenia czasu po lekcjach, rozwijania swoich zainteresowań w kołach hobbystycznych czy grupowego realizowania różnych prac prospołecznych, co sprzyja kształtowaniu się dobrych stosunków koleżeńskich. Trzeba dodać, że nie odbywa się to wszystko bez nadzoru nauczycieli, każda impreza organizowana w szkole, czy jakaś podejmowana na zewnątrz szkoły inicjatywa, muszą mieć przemyślany, spisany i zatwierdzony przez wychowawców „scenariusz”. Dzięki temu unika się nieprzewidzianych, trudnych sytuacji, w których może pojawić się agresja. Brak przemocy w „bardzo dobrych” liceach publicznych (typ 5) wiążemy, ponad to, z podejmowaniem przez kadrę dydaktyczną rozmaitych działań o charakterze profilaktycznym mających na celu przeciwdziałanie zachowaniom agresywnym i szkodzącym zdrowiu (picie alkoholu, branie narkotyków). Są one systematycznie prowadzone dla kolejnych roczników, a więc nie są jednorazową reakcją na niepokojące zachowania uczniów. W szkołach tych funkcjonują też – warte naśladowania – sposoby rozwiązywania konfliktów, jakie mogą się pojawić pomiędzy uczniami, oraz między uczniami a nauczycielami. Przykład mogą tu stanowić „komisje mediacyjne” złożone z przedstawicieli uczniów, nauczycieli i pedagoga szkolnego, które wysłuchują racji obu stron konfliktu i pomagają zawrzeć porozumienie w postaci „kontraktu ugodowego”. Kontrakt taki podpisują nie tylko 98 uczniowie, ale też nauczyciele, o ile są oni stroną sporu, a wypełnianie jego zaleceń – nadzorowane przez komisję – na ogół prowadzi do wygaszenia tego konfliktu. Młodzież ze wszystkich badanych liceów spotyka się z przemocą w bliskim otoczeniu szkoły – np. wychodzącym po lekcjach uczniom nieznajome osoby przy użyciu gróźb lub siły fizycznej zabierają pieniądze, telefony komórkowe, cenne części garderoby itp. Ten proceder jest bardzo trudny do opanowania, nauczyciele próbują pomóc uczniom nadzorując opuszczanie przez nich szkoły, odprowadzając ich do przystanków autobusowych, tramwajowych, oraz wzywając policję. Jego występowanie nie zależy od typu szkoły, lecz związane jest z rejonem miasta, w którym się ona znajduje i ze stopniem jego zagrożenia przestępczością. Uwagi końcowe Przemoc szkolna w publikacjach i przekazach medialnych traktowana jest jako niezwykle poważny problem społeczny. Nagłaśnianie pojedynczych spektakularnych szkolnych aktów agresji stwarza wrażenie, że przemoc w polskiej szkole jest wszechobecna. Tymczasem wyniki badań naukowych pokazują, że zakres tego zjawiska jest ograniczony i wyraźnie zróżnicowany – przemoc między uczniami, uczniami a nauczycielami częściej występuje w zasadniczych szkołach zawodowych i technikach niż w liceach zawodowych i liceach ogólnokształcących [Dąbrowska-Bąk 1995, Krężel 1996, Urban 2000, Przybyłowska, Krzewińska 2005]. W tym artykule skupiłyśmy swoją uwagę na liceach ogólnokształcących, a więc na szkołach, o których na wstępie wiedziałyśmy, że natężenie badanego zjawiska nie będzie zbyt duże, a formy stosowanej przemocy zbyt drastyczne. Szczególnie interesowało nas wyjaśnienie, dlaczego w jednych szkołach funkcjonujących w tym samym środowisku wielkomiejskim przemoc się pojawia, a drugie są od niej wolne. Podział liceów według kryterium: publiczne – niepubliczne, kwestii tej nie wyjaśnia. Zarówno w pierwszej, jak i w drugiej grupie szkół, znaleźć można takie placówki, w których przemoc i agresja występują bądź nie. Twórcy szkół niepublicznych mieli wobec nich duże oczekiwania, zakładali, iż będą to szkoły lepsze od publicznych, jeśli idzie o poziom nauczania, bardziej wydolne wychowawczo, 99 skutecznie ograniczające agresywne zachowania młodych ludzi wobec kolegów i pedagogów, systematycznie podejmujące działania z zakresu profilaktyki uzależnień [Sawiński 1994, Wiłkomirska 2004, Przybyłowska, Krzewińska 2006] i niektóre z nich w istocie takie są. Jednak, jak wynika z naszych analiz, spośród wszystkich badanych typów liceów, najbardziej obciążone są przemocą szkoły niepubliczne zaliczone do typu 1 – „zwykłe przechowalnie”. Chciałyśmy wyraźnie stwierdzić, iż naszym zdaniem, dla funkcjonowania szkoły jako instytucji wychowawczej niezbędny jest pewien, choćby niski poziom przymusu. Ażeby zrealizować program nauczania, trzeba wymusić ciszę i spokój na trwających czterdzieści pięć minut lekcjach, zapewnić obecność uczniów w szkole. Nie można też zrezygnować z oceniania postępów w nauce poprzez wystawianie stopni. [Karkowska, Czarnecka 1994] Nie wydaje się jednak konieczne obowiązkowe „umundurowanie” uczniów. Jak wynika z naszych analiz, fakt występowania bądź nie jednolitego stroju, nie ma wpływu na zachowania uczniów. Jest kilka czynników leżących po stronie uczniów, nauczycieli, kultury życia szkolnego, sprzyjających eliminowaniu przemocy fizycznej i psychicznej. I tak, jeśli w szkole przeważa młodzież posiadająca wysokie aspiracje i motywacje do nauki, której wdrożono w procesie socjalizacji normy kulturalnego zachowania się i mediacyjne sposoby rozwiązywania konfliktów, to wzrasta prawdopodobieństwo, że placówka ta będzie wolna od przemocy. W tym samym kierunku działa oferta programowa dostosowana do oczekiwań i możliwości intelektualnych uczniów oraz ich indywidualne traktowanie. Stawianie „wyśrubowanych” wymagań osobom mniej uzdolnionym, ale ambitnym, może zaowocować agresją, szczególnie wobec nauczycieli. Innym czynnikiem hamującym występowanie przemocy, jest ustalenie czytelnych reguł w kontaktach między nauczycielami a uczniami. Najlepiej jest, gdy zasady te przedstawione są w regulaminie szkolnym, który uczniowie powinni nie tylko znać, ale i akceptować. Podobnie, jego ustalenia nie mogą być lekceważone przez grono pedagogiczne. W kwestiach, których on nie reguluje, konflikty i spory powinno się rozwiązywać na drodze mediacji. 100 Ważne są też wysokie kwalifikacje, pozytywna postawa nauczycieli wobec pracy i ich przyjazny stosunek do uczniów. Muszą oni posiadać nie tylko kompetencje merytoryczne, ale także pedagogiczne, wśród których szczególnie ważna jest konsekwencja w działaniu, obiektywizm i sprawiedliwość przy ocenianiu uczniów. Samokontrola i krytyczna postawa wobec własnych zachowań, umiejętność przyznania się do błędu, to cechy pedagogów szczególnie cenione przez młodych ludzi. Nauczyciele powinni być też osobami otwartymi na dylematy współczesnej młodzieży, gotowymi do podejmowania z uczniami dyskusji i nie narzucającymi im „jedynej słusznej” wizji świata, a nade wszystko oddanymi pracy, mającymi poczucie misji wychowawcami. Takie cechy i zachowania nauczyciela niezbędne są dla zyskania przez niego osobistego autorytetu opartego na poważaniu i szacunku uczniów. Autorytet wynikający tylko z nierówności pozycji społecznej, nie stanowi, według naszej opinii, żadnej bariery dla agresywnych zachowań młodzieży wobec pedagogów. Przedstawiona tu lista czynników nie jest z całą pewnością wyczerpująca, choć właśnie one, w świetle zaprezentowanych w tym artykule rezultatów badań, wydają się najważniejsze. Trzeba też dodać, iż o występowaniu bądź braku przemocy w szkołach nigdy nie decyduje jeden czynnik, jej pojawienie się uwarunkowane jest zawsze splotem kilku okoliczności, np. obecność w szkole problemowej młodzieży, jeśli trafi ona na nauczycieli z poczuciem misji realizujących się w roli wychowawców nie generuje zachowań agresywnych (porównaj typ 2). Bibliografia: Agresja i przemoc we współczesnym świecie. Agresja i przemoc w instytucjach wychowawczych [1998], Bańska Z., Szymańska M., (red.), Kraków, Oficyna Wydawnicza TexT Agresja i przemoc we współczesnym świecie. Agresja i przemoc wśród dzieci i młodzieży oraz w instytucjach społeczno-opiekuńczych [1998], Kuźma J., Szarota Z. (red.), Kraków, Oficyna Wydawnicza TexT Dąbrowska-Bąk M. [1995], Przemoc w szkole, Poznań, Ośrodek Wydawnictw Naukowych 101 Karkowska A., Czarnecka M. [1994], Przemoc w szkole, Kraków, Oficyna Wydawnicza Impuls Kmiecik-Baran K. [2000], Młodzież i przemoc. Mechanizmy psychologicznosocjologiczne, Warszawa, PWN Krężel M. [1997], Wybrane przejawy zachowań agresywnych wśród młodzieży szkolnej. [w:] Agresja wśród dzieci i młodzieży. Perspektywa psychoedukacyjna, Frączek A., Pufal-Struzik I., (red.) Kielce, Wydawnictwo Pedagogiczne ZNP Kwieciński K. [1992], Socjopatologia edukacji, Warszawa, Edytor Młodzież a współczesne dewiacje i patologie społeczne. Diagnoza. Profilaktyka. Resocjalizacja., [1994], Kawula S., Machel H. (red.), Toruń, Wydawnictwo Adam Marszałek Przemoc dzieci i młodzieży w perspektywie polskiej transformacji ustrojowej, [1998], Papież J., Płukis A. (red.), Toruń, Wydawnictwo Adam Marszałek Przemoc w życiu codziennym, [1997], Hołyst B. (red.), Warszawa, Agencja Wydawnicza CB Przybyłowska I., Krzewińska A. [2005], Przemoc w szkole w opiniach uczniów, nauczycieli i pedagogów, [w:] Normatywność współczesnej Polski, Kwaśniewski J. (red.), Warszawa, Prace Katedry Socjologii Norm, Dewiacji i Kontroli Społecznej, IPSiR UW, T. VII Przybyłowska I., Krzewińska A. [2006], Przemoc w różnych typach szkół niepublicznych, [w:] Badania problemów społecznych. 2, Kwaśniewski J. (red.), Warszawa, Prace Katedry Socjologii Norm, Dewiacji i Kontroli Społecznej, IPSiR UW, T. VIII Ostrowska K., Surzykiewicz J. [2005], Zachowania agresywne w szkole. Badania porównawcze 1997 i 2003. Warszawa, Centrum Metodyczne Pomocy PsychologicznoPedagogicznej Sawiński Z. [1994], Kto posyła dzieci do szkół niepaństwowych?, Kwartalnik Pedagogiczny, nr 1-2 Surzykiewicz J. [2000], Agresja i przemoc w szkole. Uwarunkowania socjoekologiczne, Warszawa, Oficyna Wydawnicza Politechniki Warszawskiej Urban B. [2000], Zaburzenia w zachowaniu i przestępczość młodzieży, Kraków, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Wiłkomirska A. [2004], Problemy wychowawcze w szkole, [w:] E. Putkiewicz, A. Wiłkomirska, Szkoły publiczne i niepubliczne. Porównanie środowisk edukacyjnych, Warszawa, Instytut Spraw Publicznych 102 Edyta Prusińska ZWIĄZKI KOHABITACYJNE – CHARAKTERYSTYKA ZJAWISKA Definicja i historia Zjawisko kohabitacji w społeczeństwie jest obecne od wieków, natomiast samo pojęcie jest stosunkowo nowe. Długo na określenie związków nieformalnych używano terminu konkubinat (łac. con cubare – „spać ze sobą”) (I. Janicka, 2006). Ma on jednak pejoratywne znaczenie i często jest kojarzony z patologicznymi rodzinami. Kohabitacja zaś najprościej określana jest jako życie razem bez formalnego powiązania (K. Slany, 2002). Pochodzi ona od łacińskiego słowa cohabitare – współmieszkać (I. Janicka, 2006 za: Slany, 1995). Nie istnieje jedna definicja zjawiska kohabitacji. Problemy z ustaleniem długości trwania związku czy częstości zamieszkiwania partnerów nie pozwalają na jej precyzyjne sformułowanie. Mimo to, w prawie wszystkich próbach wyjaśnienia tego zjawiska widać kilka cech wspólnych. Autorzy często podkreślają, że aby mówić o związku kohabitacyjnym, ważne jest, aby były to dwie heteroseksualne osoby żyjące razem bez legalizacji. (A. Kwak, 2005) Zdaniem Jana Trosta (1977, za I. Janicka, 2006) „związek kohabitacyjny tworzą dwie osoby płci przeciwnej, wspólnie zamieszkujące przez dłuższy okres, prowadzące wspólne gospodarstwo domowe i utrzymujące stosunki seksualne. Partnerzy takiego związku funkcjonują podobnie jak małżeństwo, które nie posiada charakteru zinstytucjonalizowanego.” 103 Zjawisko kohabitacji ma długą historię. W najdawniejszych czasach kobiety, które utrzymywały stosunki seksualne z żonatym mężczyzną były nazywane „paelex”, co oznaczało „nierządnice”. Kobiety te były praktycznie zdane tylko na siebie, bowiem zostały pozbawione opieki prawnej i religijnej ze strony państwa. Z czasem stosunek do konkubin zmienił się. W starożytnych Chinach i starożytnym Izraelu konkubinat miał swoje praktyczne zastosowanie. W przypadku, gdy żona nie mogła dać mężowi potomka-dziedzica, zastępowała ją właśnie konkubina. Za czasów Oktawiana Augusta, czyli w I wieku p.n.e. uznano, że konkubinat to „trwały związek dwojga wolnych ludzi nawiązany i utrzymywany celowo jako związek pozamałżeński” (W. Ćwiek, 2002, str. 21) Mimo że zjawisko w tamtych czasach było dość częste, to osoby żyjące razem bez ślubu nie podlegały karze, w przeciwieństwie do osób dopuszczających się cudzołóstwa i zdrady. Opinia społeczna nie uważała posiadania jednej albo nawet więcej konkubin za hańbiące, było to na porządku dziennym. W owych czasach małżeństwa były często zawierane ze względów politycznych, materialnych czy też majątkowych, toteż konkubinat był jedynym sposobem, aby żyć z ukochaną osobą (A. Kwak, 1995). Jednak taka kobieta oraz jej dzieci były pozbawione przywilejów, jakie miała legalna żona. Konkubina nie mogła zasiadać u boku partnera, a ich potomstwo nie dziedziczyło po ojcu i dzieliło stan społeczny matki (L. Winniczuk, 1983). Pozycja społeczna nie wpływała na różnice w liczbie związków nieformalnych. Można było spotkać zarówno tych z nizin społecznych, których nie było stać na ślub, poprzez ludzi, którzy byli już w związku małżeńskim, a nawet proboszczów, którzy mieli możliwość utrzymania rodziny, ale śluby kapłańskie im tego zabraniały. Byli tam też ludzie zamożni, którzy wybierali sobie partnerki o niższej pozycji społecznej. W tym wypadku mniejszym skandalem było życie w konkubinacie niż poślubienie takiej kobiety. Od 326 roku obwiązywała zasada niedopuszczalności konkubinatu obok istniejącego małżeństwa wprowadzona przez Konstantyna Wielkiego (A. Kwak, 1995). Później, Justynian (527-565) uznał konkubinat za małżeństwo niższej rangi. Obowiązywało to aż do końca IX wieku w Cesarstwie Wschodnim oraz do XII wieku w Cesarstwie Zachodnim (L. Winniczuk, 1983). 104 Kościół dopiero w XVI wieku ostro potępił kohabitację, zarówno duchowną, jak i świecką (J. L. Flandrin, 1998). Rozpoczęto wówczas politykę zmierzającą do ograniczenia związków nieformalnych między innymi poprzez udogodnienia w przekształcaniu konkubinatu w małżeństwo oraz piętnowanie z ambon i ekskomunikowanie (J. L. Flandrin, 1998 str. 219) „Konkubina staje się kochanką, a jej dzieci bękartami.” (A. Kwak, 1995 za: Goody, 1983 str. 12). Wiek XVII to praktycznie koniec tego zjawiska, jedynie nieliczni królowie i zamożni mieszczanie wychowują swoje nieślubne dzieci pochodzące ze związków nieformalnych. Jednak jak zauważa Goody (1983 za: A. Kwak, 1995, str. 13) konkubinat w mniejszym lub większym stopniu „istniał zawsze, niezależnie od nacisków religijnych czy sankcji prawnych”. I tak w XIX i XX wieku związki konkubenckie odżywają na nowo i przeżywają swój renesans (W. Ćwiek, 2002). Do tej pory kohabitacja występowała zazwyczaj tam, gdzie małżeństwo nie mogło, gdzie względy ekonomiczne, prawne, społeczne nie zezwalały na legalizację związku. Od tej pory kohabitacja nabiera innego znaczenia, staje się alternatywą dla małżeństwa bądź też formą „sprawdzenia się” przed ślubem. W latach 70. XX wieku na skutek zmniejszenia się liczby zawieranych małżeństw i wzrostu rozwodów zwiększa się grupa ludzi wolnych, poszukujących alternatywnych form wspólnego życia. Kohabitacja wydaje się im odpowiednia (K. Slany, 2002). Od tego momentu kohabitacja staje się popularna, z różnym nasileniem, przyjmując różne formy, na całym kontynencie europejskim, a także poza nim. Skala i rozpowszechnienie zjawiska kohabitacji We współczesnym świecie, gdzie granice nie stanowią już problemu, wzrósł przepływ ludzi między państwami. Iwona Janicka uważa, że sprzyja to powstaniu tzw. społeczeństwa kosmopolitycznego, w którym występuje rozluźnienie stosunków między ludźmi oraz przeobrażenia rodziny. Większość członków współczesnego społeczeństwa nastawionych jest na indywidualizm i niezależność, a to ma wpływ na formę małżeństwa (I. Janicka, 2006). 105 Obecnie coraz częściej kohabitacja poprzedza małżeństwo lub jest formą związku, którą ludzie wybierają na stałe. Na kontynencie europejskim widać jednak znaczącą różnicę między północą, gdzie więcej par wybiera kohabitację, a południem i wschodem, gdzie wciąż dominującą formą łączenia się ludzi jest tradycyjne małżeństwo. Związki partnerskie, we współcześnie rozumianej formie, pojawiły się w latach 60. w Skandynawii, głównie w Szwecji. Z czasem rozszerzyły się na resztę kontynentu, przyjmując różne formy w poszczególnych krajach (F. Prioux, 2006). Jednak kohabitacja występuje nie tylko na kontynencie europejskim, rozszerza się niemal na cały świat. W Stanach Zjednoczonych od początku lat 60. i do połowy lat 70. wzrost par żyjących w związkach nieformalnych sięgnął 80%. W roku 1977 było już 2 miliony takich par, co stanowi 2% wszystkich związków (E. Rosset, 1986). We wszystkich państwach istnieją pewne cechy wspólne kohabitacji. Większość z tych par po ok. 5 latach wspólnego życia przekształca swój związek – albo się pobierają albo rozstają. Wyjątkiem jest Szwecja, gdzie kohabitacja często przybiera formę długotrwałego związku. Przeciętnie 1 na 2 takie pary decyduje się na zalegalizowanie swojego związku. Jedynie w Szwecji 1 na 3 pary pobiera się przed 5 rocznicą ich wspólnego życia. Jednak nie wszystkie związki kończą się ich sformalizowaniem, część z nich rozpada się. W większości państw 1 na 3 pary rozstaje się w ciągu 5 lat od rozpoczęcia kohabitacji. W Stanach Zjednoczonych kohabitacja jest mniej stabilna. Istnieje tam większa tendencja do przekształcania związków nieformalnych w małżeństwa lub ich rozpadu niż w krajach Europy (A.. M. Ambert, Ph. D., 2005 za: Milan, 2000). Inną charakterystyczną cechą państw Europy jest forma kohabitacji. W latach 90. w państwach na południu Europy związki partnerskie były traktowane jako wstęp, próba dla przyszłych małżeństw, natomiast północ i zachód zaczyna zastępować małżeństwa parami kohabitującymi (K. Kiernan, 2003). W większości krajów kohabitacja jest rozpowszechniona wśród ludzi młodych, bowiem najczęściej pobierają się osoby po 30 roku życia. Dotyczy to również krajów skandynawskich, gdzie są bardzo wysokie wskaźniki tej formy związków (A. Kwak, 106 2005). Natomiast w krajach Europy Środkowej i Wschodniej kohabitacja jest popularniejsza u osób w wieku podeszłym. (D. Fhilipov, 2006) Widoczna jest zależność między kohabitacją a rozwodem. W krajach, gdzie to zjawisko jest bardzo popularne jest też wyższy wskaźnik rozwodów. Może to wynikać stąd, że osoby po nieudanym związku, w obawie przed kolejnym rozczarowaniem decydują się na wspólne życie z drugim człowiekiem bez zobowiązań (Lesthaeghe, 1995 za: K. Kasearu, 2007). Jak podaje Piotr Szukalski (2001, str. 69-71) istnieje kilka czynników, które mają wpływ na rozprzestrzenianie się kohabitacji, należą do nich: „- zmniejszenie się zaufania pokładanego w instytucji małżeństwa wraz ze zwiększającą się liczbą i częstością rozwodów - zanik obawy przed niechcianym, nieślubnym dzieckiem wraz z dyfuzją nowoczesnych, skutecznych środków antykoncepcyjnych - osłabienie poziomu religijności, religia bowiem tamowała rozwój przedmałżeńskich stosunków seksualnych - sytuacja ekonomiczna utrudniająca młodym ludziom rozpoczęcie w pełni samodzielnego życia, a jednocześnie motywująca – poprzez różnorodne korzyści socjalne i podatkowe – do niezalegalizowania istniejącego związku (Lelong, 1998 za: P. Szukalski, 2001) - wzrost społecznej akceptacji kohabitacji wskutek ewolucji norm, postaw i zachowań w kierunku większego liberalizmu i indywidualizmu - łatwość przekształcania typu związku w zalegalizowane małżeństwo w przypadku potrzeby” Kohabitacja jest zjawiskiem dynamicznym, dlatego można wskazać pewne zmiany w jej rozmiarach, cechach partnerów czy występowaniu pewnych zależności. Mimo że kohabitacja jest charakterystyczna szczególnie dla ludzi młodych, to w ostatnim dziesięcioleciu można zauważyć obniżenie się wieku osób decydujących się na tę formę związku. Warto dodać, że zwiększyła się również górna granica wieku kohabitantów (A. Kwak, 2005). Może to być spowodowane dwoma czynnikami. Po pierwsze osoby, które jako pierwszy związek wybrały kohabitację mogą preferować tę formę przez całe życie, zwiększając odsetek osób starszych w kohabitacji oraz tym, że 107 najczęściej osoby owdowiałe, po rozwodzie decydujące się na kohabitację nie są już młode (K. Kasearu, 2007). Od lat 90. na wspólne życie bez ślubu decydują się coraz częściej ludzie stanu wolnego. Do tej pory największą grupę stanowiły osoby owdowiałe i rozwiedzione. Coraz więcej par żyjących w związkach nieformalnych decyduje się na dzieci, pojawienie się potomstwa niekoniecznie wiąże się z małżeństwem. Ponadto, kohabitacja przestaje być jedynie formą związku przed małżeństwem, dziś równie często występuje po rozwodzie lub też pomiędzy małżeństwami. (A. Kwak, 2005). Wielu badaczy (I. Janicka, 2006, za: Bertram za: Hill, Kopp, 2002) uważa, że wpływ na rozwój kohabitacji ma również zmiana roli kobiet w społeczeństwie, wzrost ich niezależności, głównie ekonomicznej. Równie powszechnym czynnikiem warunkującym kohabitację jest przeobrażenie w sposobie postrzegania rodziny oraz w funkcjach, jakie powinna ona pełnić. Badacze są zdania, iż współcześnie ludzie nie przykładają dużej wagi do tradycji, są głównie nastawieni na indywidualizm i niezależność, przez co również dzieci schodzą na dalszy plan. Zauważa się osłabienie relacji między małżonkami. Badając zjawisko kohabitacji można wyróżnić trzy grupy państw, ze względu na natężenie takich związków. Pierwsza grupa, gdzie kohabitacja jest bardzo popularna, to Dania, Szwecja i Finlandia, a także Francja. Druga grupa, obejmująca takie państwa, jak kraje Beneluksu (Belgia, Luksemburg, Holandia), Wielka Brytania, Wschodnie i Zachodnie Niemcy i Austria ma średni poziom kohabitacji. Amerykańskie badania pokazują, że Stany Zjednoczone również można umieścić w tej grupie. Ostatnia grupa to kraje Europy Południowej oraz Irlandia, gdzie zjawisko kohabitacji jest zdecydowanie mniej powszechne (K. Kasearu, 2007). Skala zjawiska w Polsce Istnieje niewiele źródeł pokazujących skalę zjawiska kohabitacji w Polsce. Dane na ten temat pochodzą głównie z Powszechnych Spisów Ludności. W 2002 roku w Narodowym Spisie Ludności rodzinę określono „jako dwie lub większa liczba osób, 108 które są związane jako mąż i żona, wspólnie żyjący partnerzy (kohabitanci) – osoby płci przeciwnej lub jako rodzic i dziecko. Tak więc, rodzina obejmuje parę bez dzieci lub parę z jednym lub większą liczbą dzieci, albo też samotnego rodzica z jednym bądź większą liczbą dzieci” (Gospodarstwa domowe i rodziny 2003:19 za: K. Slany, K. Kluzowa, 1994). Spis Powszechny z roku 1978r. wykazywał, że 198 tys. osób (1% wśród wszystkich małżeństw) (P. Szukalski, 2004) żyło w związkach nieformalnych, a ze spisu z 1988r. wynikało, że było ich już 250 tys. (K. Slany, 2001) co stanowiło 1,2% wszystkich małżeństw (P. Szukalski, 2004). Jak wynika z danych z Mikrospisu z 1995 roku takich osób jest coraz więcej, bowiem ok. 310 tys., co stanowi 1,7% ogółu małżeństw (wieś 1,1%, miasto 2%). W 2002r. było 396 tys. kohabitujących osób, (P. Szukalski, 2004) tj. 1,9% wszystkich małżeństw (miasto 2,3%, wieś 1,3%). (K. Slany, K. Kluzowa, 2004) W powyższych danych wyraźnie widać tendencję wzrostową. Można zatem przyjąć, że prawdopodobnie coraz więcej ludzi będzie decydowało się na życie w związkach partnerskich. Narodowy Spis Powszechnych w roku 2002 jako pierwszy wyróżnił kategorię partnerów, dlatego dokładne dane o tym zjawisku pochodzą głównie z tego roku. Otóż, w 2002 roku zdecydowanie więcej kohabitantów było w mieście niż na wsi, stanowili oni tam 74,9% ogółu związków partnerskich. Ma to swoje socjologiczne uzasadnienie, bowiem miasto jest miejscem gdzie jest większa anonimowość i heterogeniczność. Mimo, iż na wsi kontrola społeczna jest silniejsza, to zmiany społeczne, jakie mają obecnie miejsce, czyli osiedlanie się na tych terenach elit, często żyjących w związkach nieformalnych, propagowanie nowej kultury przez mass media oraz emigracje zagraniczne mogą sprzyjać większemu przyzwoleniu na pary kohabitujące. (K. Slany, 2002, P. Szukalski, 2004). W 2002 roku młodzi kohabitanci z dziećmi stanowili 25% ogółu partnerów (w miastach 24,4%, a na wsi 27%). Najczęściej taką formę związku wybierają młodzi ludzie. Piotr Szukalski (2004) proponuje dwa sposoby interpretacji tego faktu. Po pierwsze kohabitacja stała się bardziej atrakcyjna dla ludzi młodych, a po drugie coraz częściej jest ona akceptowana i uznawana za dobry sposób na „sprawdzenie się” przed ślubem. Poza tym, jest więcej ludzi młodych kohabitujących niż wstępujących w 109 związek małżeński. Współcześnie bowiem małżeństwo odkładane jest na później. Wraz z wiekiem coraz mniej par decyduje się na związek partnerski. Wyraźny wzrost jest jedynie wśród czterdziestolatków zamieszkujących na wsi. Wśród ludzi żyjących w związku nieformalnym największą grupę stanowią osoby nie pozostaje w związku małżeńskim, kolejna grupa to rozwiedzieni, następnie są to osoby mające zobowiązania małżeńskie, a najmniej jest osób owdowiałych. (P. Szukalski, 2004) Ważne jest też nakreślenie sytuacji rodzinnej i społeczno-zawodowej kohabitantów. W 2002 roku było 56,1% związków partnerskich posiadających potomstwo. 58,2% par w mieście miało dzieci, zaś na wsi aż 66%. Kohabitantów, którzy posiadali na swoim utrzymaniu dzieci do 24 roku życia było aż 89,5%, w ten sposób pełnią jedną z funkcji przypisanych rodzinie. Wśród wszystkich grup posiadających dzieci partnerzy są na pierwszym miejscu pod względem liczby dzieci na utrzymaniu. Wyprzedzają nawet pary małżeńskie. Średnia liczba dzieci będących na utrzymaniu rodziny wynosi 1,78, w związkach partnerskich sytuacja wygląda porównywalnie (K. Slany, K. Kluzowa, 2004). Sytuacja społeczno-zawodowa osób żyjących w takich związkach jest ciężka. W Narodowym Spisie Ludności w 2002 roku podział partnerów ze względu na źródło dochodu wygląda następująco: najwięcej kohabitantów utrzymuje się z zarobków tylko jednego partnera (38,9%), 26,6% z pracy, „dalej mieszane źródło (19,7%) oraz niezarobkowe źródło dla obojga partnerów (10,8%)” (K. Slany, K. Kluzowa, 2004, str. 20). Niepokojące jest to, że spory odsetek par utrzymuje się ze źródeł niezarobkowych, tym samym stają się gospodarstwem socjalnym (K. Slany, 2002). Z informacji o źródłach utrzymania oraz sytuacji mieszkaniowej wynika, że sytuacja par żyjących w związkach niezalegalizowanych jest niekorzystna. Aż dla 10% głównym źródłem dochodów jest pomoc socjalna, co powoduje, że zostają oni zepchnięci na margines i są kojarzeni z patologicznymi rodzinami (P. Szukalski, 2004). Typy i typologie kohabitacji 110 Współcześnie kohabitacja może występować przed, pomiędzy, po małżeństwie, a nawet zamiast niego. Staje się ona coraz popularniejsza w naszym społeczeństwie. Najczęściej rozróżnia się dwa podstawowe podejścia do kohabitacji. Jedno z nich uznaje związek partnerski za alternatywę dla małżeństwa, drugie zaś za wstęp do sformalizowanej formy związku. W tym drugim podejściu kohabitacja jest sprawdzaniem się partnerów, krokiem na drodze do małżeństwa, czymś więcej niż okres narzeczeństwa. Wiele par chce w ten sposób, przed ślubem, sprawdzić czy pasują do siebie (K. Musik, 2007). Anna Kwak (2005) proponuje nieco rozszerzony podział typów kohabitacji, uważa, że można ją rozumieć jako: formę poprzedzającą małżeństwo, będącą przedłużeniem chodzenia ze sobą przedmałżeńską fazę, przygotowującą do zawarcia związku formalnego, bez odpowiedzialności wynikających z małżeństwa i posiadania dzieci alternatywę dla małżeństwa formę stałego, wolnego związku. Dwa pierwsze podejścia do związków nieformalnych koncentrują się głównie na okresie przed ślubem, co podkreśla ich tymczasowość. Kohabitację rozumie się jako wstęp do małżeństwa, fazę sprawdzenia się i dopasowania. (A. Kwak, 2005). Anna Kwak (2005) jest zdania, że te pary, które wybierają kohabitację jako alternatywę dla małżeństwa nie są skłonne do posiadania jednego partnera przez całe życie. Dla tych osób małżeństwo nie jest wartością, bardziej sobie cenią wolność i niezależność. Gdy związek nieformalny przybiera formę stałego, wolnego związku to rozumie się go jako „alternatywę do życia w stanie wolnym” oraz jako „stopniowo postępujący proces wchodzenia w związek”. Początkowo para nie ma zamiaru formalizować swojego związku, ale z czasem, gdy kohabitacja wejdzie w kolejną fazę, para ta może zdecydować się na małżeństwo (A. Kwak, 2005, str. 114). Warto też dodać, że w przypadku, gdy kohabitację uznaje się jako wstęp do małżeństwa, wówczas nie łączy się z tym zjawiskiem spadek liczby zawieranych małżeństw, jedynie jego opóźnienia, gdy jednak jest ona rozumiana jako alternatywa 111 wtedy uważa się, że ma wpływ na spadek zawieranych małżeństw (A. Kwak, 2005, za: D. Manting, 1994). I. Théry (1998, za: C. Martin, I. Théry 2001, za: Kwak, 2005) dzieli kohabitację na: tymczasową, występującą głównie wśród ludzi młodych lub dorosłych będących po rozwodzie, w trakcie separacji bądź owdowiałych niemających planów matrymonialnych długoterminową, przypominającą pod względem wartości i oczekiwań małżeństwo, pary chcą stworzyć trwały związek, często też decydują się na dzieci. Warto zastanowić się, co charakteryzuje kohabitanta. Anne-Marie Ambert (2003, str. 8) podaje, że: kohabitanci to najczęściej ludzie młodzi, chociaż coraz więcej starszych ludzi również wybiera tę formę związku wśród starszych kohabitantów przeważają osoby rozwiedzione mężczyźni ze związków nieformalnych częściej zarabiają mniej niż żonaci mężczyźni partnerzy w związkach partnerskich są mniej religijni niż w związkach zalegalizowanych partnerzy zazwyczaj nie należą do tradycjonalistów w przeciwieństwie do małżonków i szukają osób podobnych do siebie kobiety, które żyją w związku nieformalnym, częściej od mężatek mają dziecko z partnerem, z którym już nie mieszkają razem. Warto też się zastanowić nad tym, dlaczego ludzie wybierają kohabitację. Istnieje szereg przyczyn, które na to wpływają, między innymi: prawne, ekonomiczne, ideologiczne. Przyglądając się przyczynom prawnym możemy wyróżnić dwa przypadki, kiedy partnerzy decydują się na kohabitację. Pierwszy, gdy osoby te nie akceptują przepisów prawa rodzinnego i obawiają się trudności związanych z rozwodem. Drugi ma miejsce, gdy jeden z partnerów żyje już w legalnym związku i właśnie z przyczyn 112 prawnych nie może zawrzeć drugiego. Wtedy kohabitacja współwystępuje z małżeństwem jednego z partnerów. Przyczyna ekonomiczna jest jedną z najczęściej wymienianych wśród kohabitantów. Do tej grupy można zaliczyć ludzi, którzy obawiają się utraty niezależności finansowej czy tez zgromadzonego majątku, utraty renty lub innych świadczeń socjalnych Często też zdarza się tak, że nie decydują się na małżeństwo, ponieważ nie stać ich na ślub, utrzymanie rodziny i wspólnego domu. Deklarują oni jednak, iż w przypadku zniknięcia przeszkód ekonomicznych zdecydują się na małżeństwo i tak się zazwyczaj dzieje. Ten rodzaj motywu jest charakterystyczny dla kohabitacji, która jest wstępem do małżeństwa, a nie jego alternatywą. Inna grupa ludzi wybiera kohabitację ze względów ideologicznych. Uważają oni, że nie potrzebna jest legalizacja, aby związek był trwały, a partnerzy kochali się i byli razem szczęśliwi. Dla nich bardzo ważna jest wolność, niezależność i odrzucają wszelkie formy, które im to odbierają. Małżeństwo traktują jak przestarzałą formę, zupełnie niedostosowaną do realiów współczesnego świata. Motywy wyboru tych związków nieformalnych zależą też często od wieku, płci czy wykształcenia. U ludzi młodych częściej spotyka się motywację ideologiczną, ponieważ cenią sobie bardzo niezależność. Decydują się na taki związek, ponieważ nie są jeszcze gotowi na trwałe zobowiązanie, traktują go jako „małżeństwo na próbę” (I. Janicka, 2006). Zupełnie inne i bardziej złożone motywy wyboru kohabitacji występują u ludzi starszych. Takie osoby zazwyczaj mają już za sobą jakieś doświadczenia. Kiedy są one negatywne, to odczuwają strach przed kolejnym nieudanym małżeństwem. Zdarza się również, że ich wybór związku partnerskiego motywowany jest obawą przed brakiem akceptacji ze strony rodziny, czy też społeczeństwa, dla ich małżeństwa w późnym wieku. Ludzie starsi często też decydują się na kohabitację ze względów ekonomicznych, nie chcąc utracić emerytury po zmarłym małżonku bądź chcąc uniknąć kosztów rozwodu (I. Janicka, 2006). Badania pokazują, że kohabitacja ludzi starszych jest trwalsza, uzasadnia się to tym, że osoby takie „obawiają się samotności oraz, że mają mniejsze oczekiwania wobec partnera niż osoby młode.” (I. Janicka, 2006, str. 24 za: W. Chechliński, 1978, A. Kwak, 1994) 113 Małżeństwo kontra kohabitacja Badając kohabitację często porównuje się ją z małżeństwem. Można to zrobić na dwa sposoby, traktując te dwa związki jako równe sobie albo uznając wyższość małżeństwa, jednocześnie obniżając wartość kohabitacji. Małżeństwo można definiować jako związek emocjonalny, ekonomiczny i seksualny pomiędzy kobietą a mężczyzną uznany za legalny przez państwo i społeczeństwo. W definicjach kohabitacji podkreśla się głównie związek emocjonalny i seksualny, dwóch osób zamieszkujących razem, który jest pozbawiony formalizacji. Charakterystyczna dla tego związku jest niezależność partnerów. Kohabitacja jest mniej zinstytucjonalizowana, łatwej ją rozpocząć, nie jest do tego potrzebna specjalna ceremonia, a także zakończyć, bowiem omija się formalności rozwodowe (A.M. Ambert, Ph.D., 2005). Obie formy związków są do siebie podobne pod następującymi względami: zarówno dla jednych jak i dla drugich podstawowymi wartościami są: seks, wierność, niezależność, potrzeby własne i partnera (I. Janicka, 2006 za: U. Beck i E. Beck Gernsheim, 1990) w obu związkach niezwykle ważna jest wzajemna atrakcyjność fizyczna partnerów, jednak nie może być ona zbyt wysoka, gdyż może to zagrażać trwałości związku, zbyt atrakcyjny partner „zmniejsza własny wskaźnik bycia szczęśliwym”, jest atrakcyjny także dla innych, co rodzi zagrożenie. (I. Janicka, 2006 za: Tucker, O'Grady, 1991) partnerzy i małżonkowie zamieszkują wspólnie związki nieformalne i sformalizowane są w stanie stworzyć warunki możliwe do posiadania i wychowywania potomstwa na kohabitację i małżeństwo pary mogą się decydować przez całe dorosłe życie, bez względu na wiek „heteroseksualność partnerów” podobne „oczekiwania wynikające z intymności związku” 114 w obu związkach, wraz z długością jego trwania zmniejsza się ilość czasu poświęcanego wyłącznie partnerowi „obie grupy doświadczają z upływem czasu obniżenia poczucia szczęścia, chociaż jest ono wyraźnie wyższe wśród par małżeńskich niż kohabitujących” (A. Kwak, 2005, str. 168) część badaczy uważa, że kohabitacja z zamiarem formalizacji i małżeństwo to równe sobie związki (I. Janicka, 2006 za: Burkart za: Lenz, 1999) Mimo że kohabitacja ma wiele wspólnego z małżeństwem i wraz ze wzrostem jej popularności różnice między tymi związkami zacierają się, to jednak wciąż istnieją pewne rozbieżności między nimi. Należą do nich: wiek; kohabitację wybierają częściej ludzie młodsi, niż osoby decydujące się na małżeństwo płodność – osoby pozostające w związku nieformalnym rzadziej decydują się na dziecko niż osoby, które sformalizowały swój związek stabilność – związki partnerskie trwają krócej w porównaniu z małżeństwem; jak już wspominałam, pary takie mniej więcej po upływie 5 lat albo formalizują swój związek albo rozstają się (Marriage and Family Encyclopedia), im dłużej wspólnie zamieszkują tym większa jest niestabilność ich związku (A. Kwak, 2005) akceptacja społeczna – mimo tak dużej popularności oraz coraz szerszego zasięgu, ta forma wspólnego życia nie jest akceptowana przez społeczeństwo na równi ze związkami małżeńskimi. Często jest tak, że związki te są tolerowane, gdyż uważa się je za wstęp do małżeństwa. stan prawny – nie we wszystkich państwach pary konkubenckie mają takie same prawa jak małżeństwa. Nawet, gdy mają podobne to i tak są jakieś utrudnienia pod względem prawnym, rzadko mają takie same prawa, jak związek legalny. Pary te, nie będąc związanymi formalnościami; nie mają prawnych trudności w momencie rozstania. (Marriage and Family Encyclopedia) kwestie ekonomiczne – często się zdarza, że pary kohabitujące nie prowadzą wspólnie finansów (A. Kwak, 2005) 115 relacje – w małżeństwie częściej spotyka się relacje oparte na zasadzie darowizny, co przejawia się między innymi w trosce o potrzeby małżonka, natomiast w związkach nieformalnych relacje te przypominają wymianę, partnerzy mają tyle samo wnosić i tyle samo zyskiwać w takim związku. Powoduje to, że kohabitanci „inwestują w siebie, małżonkowie natomiast w związek – rodzinę, nie licząc kosztów z tym związanych” (I. Janicka, 2006) Można również wymienić czynniki, które w porównaniu z małżeństwem ukazują wady związków nieformalnych, zaliczyć do nich można: wykształcenie – różnica w wykształceniu kohabitantów wpływa negatywnie na ich relacje, nie ma to miejsca w małżeństwie dochód - kohabitacja nastawiona jest na indywidualizm, dlatego ważne jest by każdy z partnerów wnosił tyle samo do związku. Gdy jest dysproporcja w zarobkach może to prowadzić do destabilizacji związku. W małżeństwie wygląda to odwrotnie, nierówne dochody mogą się nawet przyczynić do stabilizacji związku, ponieważ jest ono nastawione na wspólne dobro. Ponadto, jak wynika z badań żonaci mężczyźni zarabiają więcej niż partnerzy w związkach nieformalnych. majątek partnerów - jest wyraźny rozdział rzeczy należących do poszczególnych członków danego związku, nie ma wspólnoty. Takie sytuacje rzadko zdarzają się w małżeństwach. wsparcie ze strony rodziny - wiąże się to ze wsparciem finansowym, psychologicznym oraz z akceptacją. Parom żyjącym w związkach nieformalnych rodzina nie udziela takiej pomocy jak parom małżeńskim. (I. Janicka, 2006) terytorialność, czyli podział miejsca zamieszkania - partnerzy w związkach nieformalnych najczęściej wyznaczają sobie miejsca, gdzie mogą pobyć sami, zrelaksować się. Natomiast w związkach zalegalizowanych odpoczywa się zazwyczaj w towarzystwie małżonka. (I. Janicka, 2006 za: P.C. Rosenblatt i L. O. Budd, 1975). uzależnienia - kohabitanci wyróżniają się częstym nadużywaniem alkoholu. Przewyższają pod tym względem małżonków, a nawet osoby samotne. 116 „Problem alkoholowy dotyczy 8,9% stałych małżeństw, 15% - nigdy niepoślubionych i niekohabitujacych, 16,2% - jeden raz rozwiedzionych lub po jednej separacji, 24,2% - partnerów, którzy mieli za sobą więcej niż jeden rozwód lub separację, i aż 29,2% - tylko kohabitujących.” (I. Janicka, 2006, str. 42 za: Robins, Regier 1991) Partnerzy są bardziej tolerancyjni od małżonków w takich kwestiach jak picie alkoholu, palenie papierosów czy tez narkomania. Częściej zapadają na depresję. Małżonkowie częściej akceptują i przestrzegają normy społeczne, charakteryzują się mniejszą liczbą zachowań dewiacyjnych (I. Janicka, 2006). wierność - na podstawie badań The National Sex Survey stwierdzono, że mężczyźni kohabitanci zdradzają cztery razy częściej niż mężowie, natomiast kobiety – kohabitantki aż 7 razy częściej są niewierne swoim partnerom niż mężatki (J. Shaw Crouse, Ph.D., 2005) Kohabitacja ma również pozytywne strony. „Lepiej zaspokaja instrumentalne i emocjonalne potrzeby partnerów” (I. Janicka, 2006, str. 31). Ponieważ jest to związek pozbawiony formalnych zobowiązań, pary takie muszą włożyć więcej energii i starań, aby ich związek był trwały. Humink (1995) uważa, że kohabitanci dużo swobody i niezależności czerpią z tego, iż nie są silnie związani z rodzinami i nie są mocno uzależnieni od tradycji rodzinnych (za: Janicka, 2006). Inny badacz Jan Trost także wymienia korzystne cechy kohabitacji; sprzyja osobistemu rozwojowi partnerów, pozycja kobiety jest bardziej autonomiczna, przyczynia się do większego zadowolenia ze związku małżeńskiego, rodzi mniejsze problemy w przypadku rozstania. (za: K. Slany, 1990, za: I. Janicka, 2006). Około 50% osób żyjących w związkach nieformalnych decyduje się na małżeństwo (S. L. Brown, 1996 za: Bumpass & Lu, 2000). Część z nich decyduje się na ślub, sądząc, że to poprawi ich sytuację finansową, bądź też rozwiąże ich problemy z partnerem. Małżeństwa takie charakteryzują się większą stabilnością, zaangażowaniem i przywiązaniem do siebie małżonków niż to ma miejsce w przypadku kohabitacji. Jeśli partnerzy poczują, że kohabitacja im nie wystarcza, że potrzebują większej stabilności i pewności, odczuwają większe zaangażowanie i wtedy decydują się na sformalizowanie związku. Inni uważają, że małżeństwo jest docelową 117 formą związku, w jakim chcą być, czasowo, z różnych przyczyn decydują się na kohabitację, ale gdy już „dojrzeją”, chcą sformalizowanego związku. Inni decydują się na ślub z powodu presji otoczenia, rodziny, czy też w wyniku pojawienia się dziecka. Zdarza się też tak, że niektórzy dzięki małżeństwu chcą jasno określić, jaka jest rola i obowiązki męża oraz żony oraz wspólny majątek i wydatki (S. L. Brown, 1996). „Efekt kohabitacji” Kohabitacja może być wstępem bądź alternatywą dla małżeństwa. Z badań wynika, że ⅓ osób, które żyją w związkach partnerskich nie zamierza się pobrać (I. Janicka, 2006, za: Trost, 1977). Pozostali kohabitację traktują jako etap przed małżeństwem, etap sprawdzenia się, wypróbowania. Badania pokazują, że nawet krótki okres kohabitacji może nieść negatywne skutki dla przyszłego zalegalizowanego związku, takie jak na przykład mniejsza trwałość związku. Nazywane jest to „efektem kohabitacji”. Istnieje wiele badań, które potwierdzają tę tezę. (I. Janicka, 2006) E. Thomson, U. Colella (1992, za: B. Jankowiak, 2007, str. 18) uważają, że przedmałżeńska kohabitacja powoduje u małżonków nieufność wobec małżeństwa, większe prawdopodobieństwo rozpadu oraz „niższą jakość związku”. Im dłuższa kohabitacja przedmałżeńska tym większe prawdopodobieństwo, że te niekorzystne skutki będą miały miejsce. Partnerzy, którzy przed ślubem ze sobą mieszkali i przeszli wówczas tzw. „okres miesiąca miodowego”, po ślubie szybciej osiągają stan kryzysu małżeńskiego, który jest nieuniknionym etapem każdego związku (I. Janicka, 2006). Według H. Bee (2004 za: B. Jankowiak, 2007) wpływ na osłabienie jakości związku mają cechy osobowości partnerów. Kohabitację przedmałżeńską wybierają osoby, które mają mniejsze przywiązanie do tradycji, są mniej religijne. Osoby takie nie dążą do odgrywania ról przypisanych ich płci, są pod tym względem bardziej elastyczne, ich zdaniem nie należy „na siłę”, „mimo wszystko” żyć razem do końca życia. 118 Istnieje grupa badaczy uważających, iż przedmałżeńska kohabitacja nie ma destrukcyjnego wpływu na późniejsze małżeństwo. A. DeMaris i W. MacDonald (1993 za: B. Jankowiak, 2007) uważają, że jedynie „seryjna kohabitacja” prowadzi do osłabienia jakości małżeństwa. Kohabitacja a dzieci Z rozpowszechnieniem zjawiska kohabitacji wiąże się wzrost urodzeń dzieci pozamałżeńskich. Co prawda wciąż więcej dzieci rodzi się w związkach sformalizowanych, jednak widoczny jest również wzrost narodzin potomstwa kohabitacyjnego. W latach 80. jedynie 5% dzieci rodziło się poza małżeństwem, natomiast w 2000 roku stanowią one już 12,1% wszystkich dzieci (J. Szymańczak, 2002). Większość kohabitantów, bowiem 55, 9% wychowuje swoje potomstwo. (P. Szukalski, 2004) W krajach, gdzie kohabitacja jest rozpowszechniona i akceptowana przez większość społeczeństwa rodzi się więcej dzieci pozamałżeńskich. (I. Janicka, 2006) Niestety dziecko zrodzone w kohabitacji nie jest gwarantem stabilności tego związku. Obecnie ok. 20% dzieci rodzi się poza małżeństwem, jedynie ⅓ z nich jest wychowywana przez cały czas przez swoich biologicznych rodziców, bowiem większość z tych par rozstaje się. (P. Morgan, 2000) Sytuacja w rodzinie dziecka wychowującego się w związku partnerskim jest nieco inna niż w małżeństwie. Ma ona pewne konsekwencje dla rozwoju i życia tego młodego człowieka. Mówiąc o dzieciach w związkach nieformalnych możemy się spotkać z dwoma rodzajami sytuacji: pierwsza, gdy tylko jeden z rodziców jest biologiczny, a drugi to jedynie partner rodzica. Druga sytuacja - gdy oboje są biologicznymi rodzicami. Wcześniej zostały omówione ekonomiczne warunki kohabitantów. Są one gorsze w takich rodzinach, co ma negatywny wpływ na rozwój dziecka (I. Janicka, 2006). Podobnie, brak stabilności związków nieformalnych oraz częstsze zdrady partnerów (J. Shaw Crouse, Ph.D., 2005). Te czynniki mogą przyczynić się do 119 problemów emocjonalnych u tych dzieci, a co za tym idzie gorszych wyników w szkole i trudności w nawiązywaniu kontaktów z rówieśnikami (J. Q. Wilson, 2005). Często zdarza się, że pary, aby uchronić dziecko przed dyskryminacją ukrywają, iż żyją w takim związku. Dziecko otrzymuje komunikat, że nie jest to akceptowana forma wspólnego życia i należy się jej wstydzić. O związkach nieformalnych często mówi się używając pejoratywnych określeń i utożsamia się je z patologią. Dzieci przez to mogą czuć, że ich rodzina nie jest akceptowana społecznie, a to może prowadzić do osłabienia ich pewności siebie i niechęci mówienia o swojej rodzinie, a w konsekwencji do izolacji (A. Kaim, A. Gugniewicz, 2007). Równie niekorzystne dla dziecka jest, gdy tylko jeden z parterów z tego związku jest biologicznym rodzicem. Może dochodzić do sytuacji, że nie biologiczny partner niesprawiedliwie traktuje nie swoje dziecko. (J. Q. Wilson, 2001) Badania pokazują, że dzieci z takich rodzin mogą częściej sprawiać problemy niż ich rówieśnicy z pełnych małżeństw. (D. Popenoe, B. Dafoe Whitehead, 2002) Jednak dzieci mogą mieć także pozytywny wpływ na stabilność związku kohabitacyjnego. Jak pokazują badania, pary z dzieckiem żyją współnie dłużej niż takie same pary bez dzieci. (J.Pryor, J. Roberts, 2005 za: Wu and Balakrishnan 1995) Prawne aspekty kohabitacji W polskim prawie dla określenia osób pozostających w związku bez legalizacji prawnej używa się pojęcia konkubinat. W świetle prawa te osoby są dla siebie obce i nie przysługują im specjalne prawa. Definicja, która najlepiej wyjaśnia, czym jest kohabitacja jest zawarta w wyroku Sądu Najwyższego z 31 marca 1988 r., według którego „konkubinat to wspólne pożycie analogiczne do małżeńskiego, tyle że pozbawione legalnego węzła. Oznacza ono istnienie ogniska domowego charakteryzującego się duchową, fizyczną i ekonomiczną więzią, łączącą kobietę i mężczyznę.” (I. Łaba – Waszczykowska, 2004). Z prawnego punktu widzenia konkubinat nie jest rodziną, nawet w przypadku, gdy partnerzy wspólnie wychowują swoje dzieci (J. Ignatowicz, 2002). 120 W Polsce osoby, które zdecydowały się na życie w kohabitacji, napotykają pewne problemy, bowiem nie ma praktycznie żadnych dokumentów, które regulują prawa i obowiązki partnerów z wolnych związków, istnieją jedynie nieliczne przepisy, które mogą uporządkować sprawy takich osób. Nie można stosować przepisów analogicznych do małżeństwa, prawo zajmuje się konkubinatem jedynie w przypadku, gdy osoby żyjące w niezalegalizowanym związku życzą sobie tego i gdy istnieje taka konieczność (A. Kwak, 2005 za W. Ćwiek, 2002). Do praw partnerów należy prawo odmowy składania zeznań, jest to zdefiniowane przez art.115 § 11 k.k.. Prawo to przysługuje osobom najbliższym, do których zaliczane są osoby pozostające we wspólnym pożyciu. (M. Jachimowicz, 2007). W przypadku dzieci, które pochodzą z konkubinatu nie zachodzi domniemanie, że ojcem jest partner matki, jak to się dzieje w przypadku małżeństwa. Ustalenie ojcostwa dokonuje się przez oświadczenie ojca bądź na drodze sądowej. Gdy jest określone pochodzenie zarówno matki jak i ojca, wówczas dzieci te podlegają władzy rodzicielskiej tak samo jak dzieci ze związku małżeńskiego, a ich rodzice mają takie same prawa i obowiązki jak rodzice ze związku zalegalizowanego. Dzieciom z konkubinatu należą się na takich samych prawach jak w małżeństwie alimenty, a także mają prawo dziedziczyć po rodzicach, przysługuje im też renta po zmarłym rodzicu oraz prawo do nazwiska. W momencie pominięcia takiego dziecka w testamencie, ma ono prawo domagać się zachowka (I. Łaba – Waszczykowska, 2004). Konkubenci nie mogą wspólnie adoptować dziecka, ani „wspólnie pełnić funkcji opiekuna” (art.146 k.r.o.) nawet, jeśli mają za sobą bardzo długi okres wspólnego pożycia, natomiast każde oddzielnie może przysposobić dziecko, o ile wykaże przed sądem, że ma ku temu warunki (J. Ignatowicz, 2002). Wspólne rozliczanie się konkubentów jest niemożliwe, bowiem prawo podatkowe na to nie zezwala. Istnieje jednak możliwość rozliczenia się wspólnie z dzieckiem, jako osoba samotnie wychowująca dzieci, mimo że dziecko jest pod opieką dwojga konkubentów - rodziców. (I. Łaba – Waszczykowska, 2004). Istnieją dwa sposoby dziedziczenia spadku po zmarłym: na mocy testamentu bądź z ustawy. Konkubenci mogą dziedziczyć po sobie jedynie na podstawie 121 sporządzonego testamentu. Jeśli partner nie sporządził takowego, to nie mają oni prawa dziedziczenia z ustawy, bowiem w ten sposób może dziedziczyć jedynie rodzina w sensie prawnym. Nawet jeśli konkubent dziedziczy coś na mocy testamentu musi pamiętać, że najbliższym członkom rodziny zmarłego należy się zachowek, czyli roszczenie majątkowe, w przypadku gdy zmarły pominął członka rodziny w testamencie. Konkubenci nie dostają renty rodzinnej po śmierci partnera (K. Kulesza, 2006). Jak dużym problemem jest brak odpowiednich przepisów regulujących sytuację osób żyjących w związkach niezalegalizowanych dowiadują się konkubenci najczęściej w momencie, gdy decydują się na rozstanie. Podział majątku, często gromadzonego wspólnie przez wiele lat jest utrudniony. Nie istnieje prawo, które by ten problem rozwiązało. Najczęściej ich wspólny majątek nie jest dzielony po połowie, jak to się dzieje w przypadku rozwodu małżonków. Jeśli jednak nie uzgodnią tego między sobą, sprawę tę rozstrzyga sąd. W takiej sytuacji każdy z nich musi udowodnić co należało do niego. W przypadku, gdy nie da się podzielić majątku, sąd może przekazać majątek jednej osobie, na rzecz drugiej zasądzić pieniądze. Konkubentom po rozstaniu nie przysługują też alimenty, tak jak to ma miejsce w przypadku małżeństwa, nawet jeśli to nie z jego winy doszło do rozstania. Aby uniknąć takich sytuacji dobrze jest zawrzeć umowy konkubenckie. W przypadku, gdy partnerzy „wspólnie prowadzą gospodarstwo lub przedsiębiorstwo, do ich działalności stosuje się przepisy o spółce (art. 860 k.c.).” (J. Ignatowicz, 2002). Jeśli chodzi o mieszkanie, to po śmierci konkubenta – właściciela mieszkania, jego partner ma prawo najmu na równi z rodziną. „Takie uprawnienia do lokalu ma osoba, która pozostawała w faktycznym pożyciu z najemcą i stale mieszkała z nim aż do jego śmierci.” W przypadku, gdy nie ma możliwości najmu, konkubent ma 3 miesiące na znalezienie sobie nowego mieszkania (I. Łaba – Waszczykowska, 2004, str. 13). Kościół wobec kohabitacji 122 Do XII wieku Kościół nie zabraniał zawierania związków nieformalnych, warunkiem była jedynie ich monogamiczność. Z czasem jednak stanowisko Kościoła uległo zmianie. Rozpoczęto wówczas walkę z konkubinatem, potępiano grzeszników z ambony, grożąc im nawet ekskomuniką (www.konkubinat.pl). Przed drugą wojną światową osoby pozostające w związkach niesakramentalnych, nie tylko nie mogły uczestniczyć w sakramentach i były pozbawione niektórych funkcji w Kościele, jak np. bycie chrzestnym, ale towarzyszyła im również bardzo widoczna stygmatyzacja. Takie osoby spotykały się z pogardą w kancelarii parafialnej, ich dzieciom odmawiano chrztu oraz komunii świętej, nie przychodzili do nich kapłani z wizytą duszpasterską. Powodowało to niechęć do całej instytucji Kościoła. Dopiero po drugiej wojnie światowej część kapłanów zdała sobie sprawę, że takie postępowanie może prowadzić do odsunięcia się od religii coraz większej liczby wiernych. Prawdziwym przełomem było ukazanie się w 1980r. apostolskiej adhortacji „Familiaris consortio”. Od tego momentu rozpoczęto przeprowadzanie rekolekcji skierowanych wyłącznie do osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Miały one na celu przybliżenie takich osób do Kościoła, danie im poczucia, że nie są odłączeni od niego i umożliwienie uczestnictwa w jego życiu. W ten sposób, nie pochwalając takich związków, ani ich nie potępiając, kapłani chcieli dać im możliwość nawrócenia się (M. Paciuszkiewicz, 1999). Kościół jednak nadal nie akceptuje par, które decydują się na życie razem bez ślubu. Bowiem według wiary chrześcijańskiej małżeństwo jest sakramentem, poprzez który związek dwojga ludzi staje się „uświęcony i święty” (T. i D. Finn, 2000, str. 35). Tylko w małżeństwie są możliwe takie relacje między partnerami, które oddają prawdziwą miłość. To nie jest możliwe w przypadku par kohabitujących, one nie ślubowały sobie „miłości bezwarunkowej, otwartej na nowe życie” w obliczu Boga i wspólnoty wiernych (T. i D. Finn, 2000, str. 36). Dobro związku nie jest najważniejsze dla takich par, nie decydują się z pełną odpowiedzialnością na wspólne życie „na dobre i na złe”. „Kohabitacja sprzeciwia się katolickiej moralności, ponieważ nie stanowi trwałego i nieodwołalnego zaangażowania małżeńskich partnerów. Przede wszystkim sprzeciwia się naturze związku małżeńskiego, nie stanowiąc żadnej gwarancji sukcesu formalnego związku” (ks. G. Pyźlak, 2005, str. 74). 123 Jan Paweł II w Adhortacji o zadaniach rodziny chrześcijańskiej w świecie współczesnym „Familiaris consortio” uznał, że kohabitacja jest „eksperymentem na osobach ludzkich” (za: T. i D. Finn, 2000). Uważa, że w ten sposób pary sprawdzają „czy druga osoba posiada cechy odpowiadające jego własnym życzeniom. Tego rodzaju testy nie zachęcają do pokładania w kimś głębszego zaufania” i „nie przyczyniają się do zawiązania miłości, która byłaby oddaniem siebie bez ograniczeń” (T. i D. Finn, 2000, str. 42-43). Sondaż poglądów na temat kohabitacji Celem badań ankietowych, których wyniki niżej przedstawię było poznanie, w jaki sposób współcześnie postrzegane są związki kohabitacyjne. Badaniami zostali objęci mieszkańcy Warszawy. Była to grupa 102 osób dobranych w sposób celowo-kwotowy (ze względu na płeć i wiek tak, aby struktura tych zmiennych wśród badanych była podobna, jak wśród dorosłych mieszkańców Warszawy). Badania przeprowadziłam w listopadzie 2007 roku. Badana zbiorowość została podzielona na 3 części ze względu na wiek: poniżej 25 roku życia; od 26 do 45 roku życia; powyżej 45 roku życia. Każda podgrupa składa się z 34 osób (17 kobiet i 17 mężczyzn). 93% badanych miało wykształcenie powyżej średniego, a tylko 7% poniżej średniego. 1 osoba odmówiła udzielenia odpowiedzi na to pytanie. Tak wysokie wykształcenie badanych jest związane z miejscem przeprowadzonych badań. Warszawę charakteryzuje dwa razy częstsze wyższe wykształcenie i trzy razy rzadsze wykształcenie w porównaniu z ogólnopolską próbą porównawczą (www.um.warszawa.pl/v_syrenka). 71% badanych pracuje zawodowo, z pozostałych 29% - 67% to studenci, 24% to emeryci lub renciści oraz bezrobotni i gospodynie domowe (9%). 75% badanych uważa się za wierzących, w tym 4% za głęboko wierzących. 6% ankietowanych określa się jako niewierzący, 1 badany uważa się za przeciwnika religii, 7% badanych nie chciało udzielić odpowiedzi na to pytanie. Natomiast 11% respondentów trudno było określić swój stosunek do religii. Stosunkowo niższy wskaźnik religijności jest także charakterystyczną cechą mieszkańców Warszawy i nie odzwierciedla sytuacji, jaka jest w całym kraju (środowiskowa.psychologia.pl/pm/d10.pdf). Status materialny osób badanych 124 przedstawia się następująco: 34% uważa, że ma taki sam poziom życia materialnego jak przeciętna rodzina w Polsce, 34%, że nieco wyższy, raczej wyższy 12%, a zdecydowanie niższy 4%. Niewielka liczba respondentów uważa, że ich stan materialny jest niższy: 7% z nich uważa, że jest nieco niższy, a jedynie 2% sądzi, że jest raczej niższy. Nikt nie ocenił swojej sytuacji finansowej jako zdecydowanie niższej, natomiast 8% badanych nie umiało określić swojego materialnego poziomu życia. Połowa badanych ma pozytywny stosunek do par kohabitacyjnych, jedynie nieliczni (4%) są do nich nastawieni w sposób negatywny. Dużą część (45%) stanowią też osoby, dla których związki nieformalne są obojętne. To ogólnie pozytywne nastawienie zostało potwierdzone w przypadku pytań o różne formy kohabitacji. Respondenci w większości deklarowali swój akceptujący stosunek do życia razem bez ślubu. Zdaniem respondentów również ogół społeczeństwa nie jest negatywnie nastawiony wobec takich par. Potwierdzeniem tych deklaracji może być duży odsetek respondentów (57%) wyrażających zgodę na to, aby ich dziecko żyło w takim związku. Zatem można przyjąć, że społeczeństwo w sposób liberalny podchodzi do osób decydujących się na życie bez ślubu. Potwierdzają to również wcześniejsze badania. (D. Duch-Krzysztoszek, 1998, CBOS, 2002, K. Slany, 2002, A. Kwak, 2005). Badani rzadko deklarują swoje zdecydowanie negatywne nastawienie do związków nieformalnych. Wpływ na to może mieć zmiana w traktowaniu takich par przez Kościół, co prawda jest ona niewielka i nie zakłada akceptacji kohabitacji, ale osoby żyjące w kohabitacji nie są już piętnowane. Nauka Kościoła nie odrzuca i nie wyklucza już takich ludzi. Jak pokazują badania (OBOP, 2003) w Polce wciąż przeważają ludzie wierzący (98%), dlatego stanowisko Kościoła może mieć wpływ na ich postawy. Pozytywny stosunek respondentów do kohabitantów może być spowodowany także brakiem znajomości negatywnych skutków życia w takim związku. Można to stwierdzić na podstawie pytania o częstość zdrad oraz stabilność tego związku. Z badań przedstawionych w części teoretycznej wynika, że osoby żyjące w kohabitacji zdradzają znacznie częściej, jednak badani przeze mnie (49%) w większości są zdanie, że nie jest to prawdą. Podobnie w odpowiedzi na pytanie o to, dlaczego związek 125 nieformalny jest gorszy od małżeństwa niewiele z ankietowanych osób wskazało na jego nietrwałość. Jedynie 10% ankietowanych upatruje słabości związku partnerskiego w jego niestabilności. Większość respondentów jest też zdania, że kohabitacja nie ma negatywnego wpływu na dzieci zrodzone w takim związku, co nie jest niestety prawdą. Badania miały również na celu pokazanie różnic w spostrzeganiu związków nieformalnych, które wynikają z cech respondentów. Wiek różnił ankietowanych istotnie statystycznie w ich stosunku do kohabitacji. Ludzie młodsi częściej pozytywnie oceniali takie pary. Poza tym osoby z najmłodszej grupy wiekowej (poniżej 25 lat) częściej wskazywały, że gdyby sytuacja prawna w naszym kraju uległa zmianie zdecydowaliby się na życie w związku nieformalnym. Nie była to jednak różnica istotna statystycznie. Zarówno osoby wierzące, jak i niewierzące mają podobny stosunek do kohabitacji. Jednak osoby niewierzące częściej są zdania, że małżeństwo jest lepszą formą związku niż kohabitacja. Wpływ na to może mieć fakt, że ludzie wierzący są dość tolerancyjni, a przy tym norma związku małżeńskiego przestała być dla nich już tak ważna jak to było w przeszłości i osoby te nie czują się już zobowiązane do bronienia jej, tak jak to było kiedyś. Osoby niewierzące nieco częściej niż wierzące deklarowały, że zgodziłyby się, aby ich dziecko wybrało życie z partnerem bez ślubu. Okazuje się, że w nielicznych przypadkach występują istotne statystycznie różnice wskazujące na to, że mężczyźni są bardziej skłonni popierać związki partnerskie. Wykształcenie praktycznie w ogóle nie różnicowało respondentów; zarówno osoby z wyższym jak i niższym wykształceniem miały podobny stosunek do kohabitacji – pozytywny. Jednak różnice pojawiły się w deklaracjach wyboru życia w związku niesformalizowanym w przypadku zmian w przepisach prawnych. Osoby z wykształceniem powyżej średniego częściej wskazywały, że gdyby sytuacja prawna była korzystniejsza dla takich par, wybrałyby taką formę związku. Fakt, że respondenci bez względu na płeć i wykształcenie w podobny sposób spostrzegają związki nieformalne może mieć związek z tym, że akurat w tej kwestii poglądy społeczne uległy homogenizacji. Wpływ na to mają też zapewne mass media, 126 które kreują obraz współczesnej rodziny, pokazując, że życie bez ślubu nie jest niczym złym, a nawet wręcz przeciwnie - jest dobre, bo pozwala „sprawdzić się” przed sformalizowaniem związku. Większość ankietowanych dobrze oszacowało liczbę par żyjących bez ślubu w Polsce. Może to wynikać z tego, że aż 71% badanych zna kogoś, kto żyje w takim związku. Znajomość takich par może być dodatkowym czynnikiem pozytywnego stosunku wobec kohabitacji. Par żyjących w kohabitacji jest coraz więcej, a przedstawione wyniki badań dowodzą, że związki nieformalne są szeroko akceptowane społecznie. Można przypuszczać, że skala tego zjawiska w najbliższych latach wciąż będzie się zwiększać, a poparcie społeczne dla kohabitacji utrzymywać będzie się na wysokim poziomie. Mimo że respondenci deklarują pozytywny stosunek wobec par kohabitujących to ich zdaniem wciąż lepszą formą związku jest małżeństwo. Dlatego można przyjąć, że prawdopodobnie kohabitacja jest akceptowana jako „próbne” małżeństwo, a nie jako alternatywa dla niego. Potwierdzeniem tego jest to, że aż 63% ankietowanych uważa, iż kohabitacja jest jedynie formą „sprawdzenia się” przed ślubem. Piśmiennictwo: Ambert A. M., Cohabitation and Marriage: How Are They Related? Contemporary Family Trends The Vanier Institute of the Family, Ottawa, 2005 Brown, Susan L., Does Marriage Improve a Cohabiting Relationship?, artykuł wydany z okazji 8 rocznicy Związku Amerykańskich Socjologów, New York, Center for family and demography research. 1996. Crouse Shaw J, Ph.D., Cohabitation: Consequences for Mothers and Children. Artykuł wydany z okazji obchodów 10 rocznicy Międzynarodowego Roku Rodziny, Malaysia, 2004 Ćwiek W. Konkubinat. Wydawnictwo C. H. Beck, Warszawa 2002 Duch-Krzysztoszek D., Małżeństwo, seks, prokreacja. Analiza socjologiczna. Wydawnictwo IFiS PAN, Warszawa 1998 Filipow D., Zmieniająca się struktura rodziny w Europie. Portret rodziny w Europie. [w] (red.) E. Frątczak, E. Orzełek, Rządowa Rada Ludnościowa, Biuletyn 50, Warszawa 2006, s. 54-88 Finn T. i D., Miłość, seks i Kościół katolicki. Wydawnictwo, WAM, Kraków 2001 Flandrin J.L., Historia rodziny. Oficyna Wydawnicza VOLUMEN, Warszawa 1998 127 Ignatowicz J., Prawo rodzinne. Wydawnictwa Prawnicze PWN, Warszawa 2000 Jachimowicz M., Prawo do odmowy składania zeznań przez osobę najbliższą. „Prokurator”, 2007, nr 1, s. 69 -78 Janicka I., Kohabitacja a małżeństwo w perspektywie psychologicznej: studium porównawcze. Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2006 Jankowiak B., Problematyka jakości i trwałości w relacjach partnerskich w teoriach i badaniach. „Przegląd terapeutyczny”, 2007, nr 3 Jan Paweł II, Adhortacja apostolska „Familiaris consortio”, 1980 Kaim A., Gugniewicz A., Edukacja bez wykluczenia – ABC wsparcia dla dzieci z rodzin zagrożonych wykluczeniem społecznym. (red.) B. Maciejewska, Fundacja Przestrzenie Dialogu, Gdańsk 2007 Kasearu K., The case of unmarried cohabitation in Western and Eastern Europe. materiał pokonferencyjny European Network on Divorce “Comparative and Gendered Perspectives on Family Structure”, 2007 Kiernan K., Cohabitation and divorce across nations and generations. Centre for Analysis of Social Exclusion, Case paper, No 65, 2003 Konkubinat par heteroseksualnych i homoseksualnych. CBOS, Warszawa 2002 [www.cbos.pl] Kulesza K., Kryzys w rodzinie a prawo. Instytut Psychologii Zdrowia PTP Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”, Warszawa 2006 Kwak A., Konkubinat-kohabitacja w świadomości społecznej. „Problemy Rodziny” 1995a, 5, s. 11-13 Kwak A., Rodzina w dobie przemian. Małżeństwo i kohabitacja. Wydawnictwo Akademickie Żak, Warszawa 2005 Łaba-Waszczykowska I., Konkubinat... i co dalej? (red.) J. Korpal, Centrum Praw Kobiet. Warszawa, 2004 Marriage and Family Encyclopedia Morgan P., Marriage-Lite: The Rise of Cohabitation and its Consequences, Institute for the Study of Civil Society, London, 2002 Musick K., Cohabitation, nonmarital childbearing, and the marriage process. „Demographic research”, 2007,v. 16, p. 249-286 Opinie Polaków o Kościele pod koniec a.d. 2003. OBOP, Warszawa 2003 [http://www.tns-global.pl/] Paciuszkiewicz M., Drogi powrotu: o ludziach żyjących w związkach niesakramentalnych, w separacji i rozwiedzionych samotnych. Apostolicum, Ząbki, 1999 Popenoe D., Dafoe Whitehead B., Should We Live Together?. National Marriage Project, New Jersey, 2002 Prioux F., Cohabitation, marriage and separation: contrasts in Europe. „Population & societies”, 2006, v. 422, s.1-4 Pryor J., Roberts J., What is commitment? How married and cohabiting parents talk About their relationships. „Family Matters” , 2005 v. 71, p. 24-31 ks. Pyźlak G., Kohabitacja jako wyzwanie duszpasterskie. „Roczniki Teologiczne”, 2005, nr 52, s. 67-77 Rosset E., Rozwody. Państwowe Wydawnictwo Ekonomiczne, Warszawa 1986. 128 Slany K., Alternatywne formy życia małżeńsko-rodzinnego w ponowoczesnym świecie. Zakład Wydawniczy „Nomos”, Kraków 2002 Slany K., Kluzowa K., Rodzina polska w świetle wyników NSP 2002. „Studia Socjologiczne” 2004, nr 1, s. 47-63 Szukalski P., Kohabitacja w Polsce. [w] W. Warzywoda-Kruszyńska, P. Szukalski (red.), Rodzina w zmieniającym się społeczeństwie polskim. Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2004 Szukalski P., Związki kohabitacyjne w krajach rozwiniętych. „Wiadomości Statystyczne”, 2001 nr 1, s. 64-73 Szymańczak J., Tendencje demograficzne w Polsce w latach 90. Biuro Studiów i Ekspertyz, 2002 Wilson J. Q., Why Not Just Live Together ?, 2001 www.americanexperiment.org/uploaded/files/aeqv4n2wilson.pdf Winniczuk L., Ludzie, zwyczaje i obyczaje starożytnej Grecji i Rzymu. PWN, Warszawa 1983 www.konkubinat.pl 129 130 Monika Figiel „ŚWIAT BEZ PUSTELNIKÓW BYŁBY NIEPEŁNY”19 PUSTELNICTWO; ZJAWISKO SPOŁECZNE I PRZEDMIOT BADAŃ Wstęp To chyba niemożliwe! Na początku było zdziwienie – są dzisiaj na świecie pustelnicy? Są w Polsce? W masowym, zurbanizowanym, pełnym hałasu i pośpiechu świecie? W społeczeństwie, dla którego ważne są: aktywność, kreatywność, produktywność, efektywność? Wielość informacji, słów, obrazów, dźwięków. Gdzie liczy się atrakcyjność i nieograniczone możliwości? Gdzie życie codzienne niemożliwe jest bez używania skomplikowanych urządzeń technicznych? Szybkość życia, dążenie do wygody i przyjemności, kolekcjonowanie wrażeń i doznań stają się głównymi życiowymi celami. W takim świecie, obok niego żyją pustelnicy? Tacy, którzy w sposób radykalny nie biorą udziału, świadomie schodzą na margines tego, co określamy życiem społecznym? Którzy wybierają ciszę, samotność, kontemplację? Właśnie – co oni właściwie wybierają? Jak i gdzie żyją? Po co to robią? Co robią? I pojawiły się proste opowieści, zaczęły ożywać historie, schematy, stereotypy: może żyją gdzieś na końcu świata, na odludziu, w zupełnej samotności, bez kontaktu z ludźmi, w zupełnym milczeniu? Może gdzieś w Bieszczadach? Pewnie są dziwni? Pewnie nie da się ich spotkać i z nimi porozmawiać? A tak słyszałem, znajomy mi 19 Tytuł pochodzi z wywiadu jakiego udzielił Przeor Kamedułów na krakowskich Bielanach o. Marek Szeliga Tygodnikowi Powszechnemu 5/2008 z 3 lutego 2008 131 opowiadał, że spotkał kogoś takiego na końcu świata, podczas wakacyjnej podróży. Ktoś inny odwiedził takie miejsce, które jest nazywane pustelnią – bardzo piękne i zabytkowe podobno. Jak to możliwe dzisiaj? Na te pierwsze zdziwienia zaczęły nakładać się przypadkowe spotkania i rozmowy. Pustelnie i pustelnicy zaczęli wyłaniać się z niebytu, z zamierzchłych archaicznych historii, starych, zapomnianych tekstów i z całkiem współczesnych stereotypów. Pustelnie nabrały realnych kształtów, pustelnicy przybrali konkretne imiona, pustelnictwo zaczęło wyłaniać się jako bogaty, różnorodny, niejednoznaczny fenomen społeczny wart badania i opisania. Ten tekst to próba namysłu nad własnym zdziwieniem tym, że dziś w Polsce żyją ludzie nazywani a czasem sami nazywający się pustelnikami, że są miejsca, które od bardzo dawna lub od całkiem niedawna określane są jako pustelnie, że są ludzie dla których te pojęcia są oczywiste i dostępne w bezpośrednim (także jako sąsiadów) doświadczeniu. Ten tekst to także próba przyjrzenia się czy można, po co i w jaki sposób za pomocą metod naukowych, zbadać i opisać fenomen współczesnego pustelnictwa w Polsce. To także próba poszukiwania języka do opisu tego zjawiska i dotknięcia granic, gdzie język zatrzymuje się przed Niemożliwym do nazwania i opisania, przed Tajemnicą doświadczenia konkretnych ludzi. Może jest nawet tak, jak sugerują niektórzy, że istota zjawiska pustelnictwa nie jest możliwa do zbadania za pomocą naukowych metod i naukowego języka, może posługując się takimi narzędziami można dotknąć jedynie zewnętrznych aspektów zjawiska? I nawet, jeśli w efekcie będzie to tylko tyle – to może jednak warto próbować? Odwagę i możliwości podejmowania takich prób dały mi liczne podróże jakie w latach 2004 – 2007 odbyłam do pustelni w Polsce. W trakcie rekonesansów odwiedziłam (zawsze z jeszcze jedną osobą) ok. 100 miejsc w większym lub mniejszym stopniu zbliżonych do pojęcia pustelnia. Odwiedziliśmy też i rozmawialiśmy z kilkunastoma osobami, które mieszkają w pustelniach, są nazywane lub same siebie nazywają pustelnikami. 132 Te podróże i rozmowy pokazały, że pustelnictwo w Polsce to żywe społeczne zjawisko, któremu w sposób całościowy, systematyczny, uporządkowany czy naukowy nikt współcześnie się nie przygląda. A chyba warto to zrobić. Podstawowe terminy. Ustalenia definicyjne. Istota zjawiska pustelnictwa. Punkt wyjścia do przyglądania się jakiemukolwiek zjawisku społecznemu stanowią zwykle ustalenia definicyjne, określenie granic i istoty zjawiska. W przypadku pustelnictwa sprawa z pozoru wydaje się prosta. Wystarczy przywołać encyklopedyczne źródła. Pustelnia według Autorów hasła w Nowej Encyklopedii Powszechnej PWN to pojęcie, które może być używane zamiennie ze słowami erem, eremitorium, samotnia. Oznacza domek pustelnika leżący daleko od siedzib ludzkich lub pustelnię w formie małych domków z własnym ogródkiem charakterystyczną dla budownictwa zakonów eremickich takich jak kameduli i kartuzi. Niekiedy określenie pustelnia oznacza pawilon parkowy położony zwykle na uboczu, wznoszony w ogrodach w XVII-XIX w. (NEP 1996, t.5, s. 409). Władysław Kopaliński (1987, s. 950) określa pustelnię bardzo podobnie. Podkreśla z jednej strony dużą odległość od ludzkich siedzib, z drugiej strony, w przypadku pustelniczych wspólnot zakonnych, uznaje za podstawowe istnienie reguł zakonnych, które kładą nacisk na odosobnienia w przeciwieństwie do tych, które akcentują znaczenie życia wspólnotowego (cenobici). Tyle encyklopedyczne ustalenia. Zaskakujące jest, że żadne z nich nie odnosi się do pobrzmiewającego w tym określeniu tego co „puste”. Co to puste miejsce, pusty ktoś miałyby oznaczać? Ponieważ języku polskim pojęcia pustelnik, pustelnia, pustelnictwo używane mogą być zamiennie z kilkoma innymi pojęciami pochodzącymi z języka greckiego może warto przyjrzeć się etymologii poszczególnych pojęć. Być może taka analiza pozwoli dostrzec nieobecne w polskim brzmieniu znaczenia. Tak więc termin pustelnik może być zamiennie używany z pojęciami eremita, anachoreta rzadziej: mnich czy rekluz. Pojęcie eremita pochodzi od greckiego eremia oznaczającego pustynię. Eremici to osoby żyjące w samotności (stale lub okresowo; pojedynczo lub zbiorowo) i praktykujące ubóstwo (łącznie z postulatem pracy), pokutę i modlitwę w celu 133 ściślejszego zjednoczenia się z Bogiem i osiągnięcia zbawienia (Encyklopedia Katolicka, t. 4, s.1069). Na chrześcijańskim Wschodzie eremityzm uważano za wyższy stopień życia zakonnego (NEP 1995, t.2, s. 260). W języku polskim bardzo rzadko używa się określenia pustynnik oddającego lepiej ten eremicki akcent od terminu pustelnik. Anachoreta, ten termin pochodzi od greckiego oddalić się, usunąć się na ubocze. Anachoreci to pustelnicy – asceci żyjący z dala od ludzi i oddający się modlitwie, umartwieniu i pracy. W starożytnym Egipcie anachoretą nazywano chłopa, który porzucił swoje gospodarstwo i uciekł aby nie odpowiadać za podatki, których nie był w stanie pokryć. W starożytności chrześcijańskiej anachoretami określano mężczyzn, rzadziej kobiety, którzy udawali się na miejsca pustynne w przekonaniu, że porzucenie świata stanowi ideał chrześcijańskiego życia i jest jedyną drogą do osiągnięcia zbawienia (Encyklopedia Katolicka, t. 1, s.475). Ryszard Przybylski (1994, s.35) analizując teksty Ojców Pustyni pisze o anachorezie tak: W czasach Ojców odejście od świata określano słowem ‘anachoresis’. Wyraz ten znaczył odpływ, schronienie lub powrót. Czasownikiem ‘anachoreo’ oznaczano takie czynności, jak taktyczne opuszczenie pola walki, powrót do domu lub wycofanie się z życia publicznego. W słowie anachoreza brzmi więc zarówno trąbka odwrotu, jak i radosny okrzyk powracającego z podróży wędrowca, którego zmęczył ‘natłok trosk’. „Każdy dzień wschodzi – pisał św. Bazyli (329-379) do swego przyjaciela św. Grzegorza z Nazjanzu w roku 357 z pustelni w Annisach – niosąc duszy mrok swoisty, a noce, przejmując na siebie troski dnia, zwodzą umysł tymi samymi urojeniami. Jest przecież wyjście z tego, mianowicie całkowite zerwanie ze światem. Odejście zaś od świata nie na tym polega, żeby cieleśnie znaleźć się poza nim, ale na oderwaniu duszy od wspólnych doznań z ciałem i staniu się człowiekiem bez ojczyzny, bez domu, nie szukającym swego, nie goniącym za przyjaciółmi, człowiekiem bez dobytku, bez środków do życia, bez pracy najemnej, bez znajomości, niepodatnym na pouczenia ludzkie, gotowym natomiast na rozumowe przyjęcie wskazań, jakie wywodzą się z nauk Bożych.” Pustelnicy wierzyli tedy, pisze dalej Ryszard Przybylski, że anachoreza to wejście do przedsionka domu Pana. Niektórzy badacze uważają, iż to uwolnienie się od zwykłej egzystencji dawało im możliwość ‘doświadczenia już w doczesności 134 przedsmaku życia wiecznego’. Wydawało im się, że ze swego odosobnienia, z pustyni, dzięki ascezie i modlitwie, dojrzą choćby rąbek rzeczywistości zbawionej. Opuszczając cywilizację, eremita żywił więc przekonanie, że rozpoczyna najbardziej szaloną grę, jaką może podjąć człowiek: grę o wieczność poza czasem. Anachoretyzm zapoczątkowany w drugiej połowie III wieku na pustyniach wschodniego Egiptu, uznawany jest za najwcześniejszą fazę monastycyzmu w chrześcijaństwie na bazie której rozwinęły się zorganizowane formy życia mnichów we wspólnotach (cenobityzm) . Za ojca anachoretyzmu uchodzi według tradycji św. Antoni Wielki zwany Pustelnikiem (Św. Atanazy, 1987). Jerzy Kłoczowski (2003, s. 47) charakteryzując przemiany jeszcze jednego zbliżonego do poprzednich znaczeniowo pojęcia, pisze, że pojęcie mnich wywodzi się z greckiego monachos co oznacza samotnika. W IV wieku, obok pojęcia mnicha jako człowieka żyjącego w samotności tylko z Bogiem, pojawia się inne rozumienie tego wyrazu gdzie akcent położony jest nie na odosobnienie zewnętrzne ale na jego jedność wewnętrzną jako człowieka żyjącego wyłącznie dla Boga, nierozdartego wewnętrznie między troską o Boga i świat. Oba te określenia życia mniszego: absolutna samotność eremity i jedność wspólnoty mniszej, współistnieją w chrześcijaństwie od IV wieku, prowadząc w praktyce do bardzo szerokiego rozumienia tego terminu. Tak więc określenie „mnisi‟ objęło już od IV i V wieku przejawy życia chrześcijańskiego bardzo różnorodne genetycznie i socjologicznie. Warto chwilę poświęcić niezwykle ciekawemu zjawisku jakim było i jest pustelnictwo kobiet. Historia Kościoła pierwszych wieków zawiera krótkie wzmianki o kobietach zamieszkujących pustynię, żyjących samotnie w mieście lub mieszkających w pobliżu wspólnot monastycznych. Palladiusz (Palladiusz, 1996) w dziele zatytułowanym Opowiadania dla Lausosa szacował, że kobiet prowadzących pustelniczy tryb życia było dwukrotnie więcej niż mężczyzn, ale to właśnie historie tych ostatnich były zachowywane i przekazywane dalej (Swan L., 2005, s. 9). Jednak historycy i większość współczesnych obserwatorów zjawiska pustelnictwa zauważa, że w przypadku kobiet dominujące znaczenie miało i ma przestrzeganie zasad bezpieczeństwa. W miejscach pustynnych czy odosobnionych pustelnice, w większym stopniu niż pustelnicy, narażone były i są na trudności i niebezpieczeństwo, 135 zarówno ze strony natury jak i ludzi. Stąd zjawisko rekluzji. Zaczęło się ono rozwijać jeszcze w starożytności, było blisko związane z eremityzmem. Rekluzja oznacza zamknięcie na stałe w specjalnym pomieszczeniu ale w obrębie osady ludzkiej, miasta, często w obrębie zabudowań kościelnych. Zdaniem Jerzego Kłoczowskiego (2003, s.219) począwszy od XI wieku rekluzja to w sposób wyraźny żeński odpowiednik męskiego eremityzmu. J. Kłoczowski podaje, że w Rzymie ok. 1320 roku było 400 mniszek i aż 260 rekluz! Taka liczba kobiet w rekluzji stała się problemem dla średniowiecznych prawników, dążących do porządkowania grup i społeczności – mających w tym przypadku dylematy związane z tym, czy zaliczyć je do grona świeckich, laikatu czy zakonnych. Kontynuacją tej formy eremityzmu jest rozwijający się ruch żeńskich wspólnot pustelniczych (klauzurowych, kontemplacyjnych). Analiza podstawowych terminów związanych ze zjawiskiem pustelnictwa pozwala na wstępne zakreślenie granic zjawiska. Wydaje się, że kiedy mówimy pustelnia, mamy na myśli odosobnione miejsce, z daleka od ludzkich siedzib, najczęściej w postaci domku (zdrobniała forma wskazuje na jego niewielkie rozmiary) lub domku z ogródkiem (podobnie niewielkim). Rzadko i tylko w romantycznych realizacjach pustelnia przyjmuje postać pawilonu parkowego służącego realizacji marzeń o ciszy i samotności. Definicje przyjmują też możliwość określenia terminem pustelnia kolonii kilku-kilkunastu pojedynczych domków pustelniczych zbudowanych w niewielkiej odległości od siebie. Dla odizolowanego, zamkniętego (niekiedy zamurowanego) pomieszczenia w obrębie większych zabudowań (miejskich, sakralnych) nie stosuje się już nazwy pustelnia. Najczęściej jest to cela rekluzy – rekluza. Podstawowe definicje, poza oddaleniem, odizolowaniem, nie określają dodatkowych atrybutów miejsca, konkretnych wymagań ani tego, czemu te miejsca mają służyć. Trudno je więc nazywać definicjami. Przecież pustelnią nie jest każde miejsce/domek odizolowane, oddalone od siedzib ludzkich. Wspomniane określenia wskazują jednak wyraźnie, że w miejscach/obiektach określanych jako pustelnie napięcie pomiędzy odosobnieniem (oddaleniem, izolacją) a bliskością (zbliżeniem, integracją) może być ważną płaszczyzną do przeanalizowania. Określenia, ale też stereotypy, jakimi posługujemy się opisując pustelnię wskazują na odosobnienie/odizolowanie, jako jego 136 istotę. Czy tak jest w rzeczywistości? Czy odosobnienie jest istotą miejsc nazywanych pustelniami? Czy jest warunkiem wystarczającym dla zaistnienia pustelni? Czy może jednak to odosobnienie (jego stopień) jest ważne ze względu na czynności, praktykę, które w takich miejscach mają się odbywać? Odosobnienie nie byłoby wtedy istotą pustelni ale środkiem, który służy innym celom. Czy odosobnione miejsca nazywane pustelniami mają jakieś cele? Po co są pustelnie? Być może analiza znaczenia terminów pustelnik – eremita – anachoreta pozwoli na przybliżenie tego co jest istotą pustelnictwa? Wydaje się, na podstawie dotychczas przywołanych określeń, że kiedy mówimy: pustelnik, mamy na myśli częściej mężczyznę niż kobietę. Zarówno starożytne teksty jak i współczesne obserwacje zjawiska zdają się na to wskazywać, choć oczywiście można mieć wątpliwości czy tak było i jest w istocie. Tak więc pustelnik to zazwyczaj mężczyzna mieszkający w odosobnionym miejscu, fizycznie oddalonym od siedzib ludzkich, przebywający w samotności. Ta samotność ma radykalny wymiar polegający na zerwaniu więzi ze światem, otoczeniem, bliskimi. To zerwanie może być ucieczką ale częściej traktowane jest jako wybór. Radykalizmu zerwania ze światem nie zmienia nawet fakt bliskości innych pustelników, jak to miało miejsce w koloniach pustelników w starożytności czy w zakonach pustelniczych współcześnie (kartuzi, kameduli). Jednak oddalenie od ludzi, samotność nie są jedynymi atrybutami pustelnika. W przywoływanych określeniach wyraźny akcent położony jest na praktykę (działanie – niedziałanie) którą podejmuje pustelnik. W tej praktyce najczęściej wymieniane są trzy rodzaje aktywności: asceza, modlitwa, praca. Przez ascezę najczęściej rozumie się ubóstwo, posty, czystość, samotność, milczenie. W modlitwie podkreślana jest zarówno ilość czasu na nią przeznaczanego, różnorodność praktyk modlitewnych, jak i wymiar, który można nazwać jakościowym, gdzie kontemplacja jako trwanie w Obecności, wydaje się być jej najwyższym stopniem. Praca rozumiana najczęściej jako prosta praca ręczna, z jednej strony jest elementem koniecznym w pustelniczej samotnej codzienności, ale może być też pokusą niekoniecznej aktywności, oderwaniem, ucieczką od modlitwy i ascezy. Podejmowane w pustelni praktyki zależą od pory dnia, miesiąca, roku, mają swój rytm i dynamikę zapisaną zwykle w postaci reguły życia. 137 W definiowaniu pustelnika, samotność i charakterystyczna praktyka łącząca elementy ascezy, modlitwy i pracy, wydają się być najważniejsze. Czy jednak wystarcza to by odróżniać pustelników od „zwykłych” samotników czy mnichów żyjących we wspólnotach? Wydaje się, że nie. W przywoływanych określeniach ważny jest radykalizm wyborów na drodze samotności, ascezy, modlitwy, pracy i konsekwentne, wytrwałe trwanie na drodze tych wyborów. Ważne jest także zachowanie proporcji, równowagi, harmonii poszczególnych elementów pustelniczego życia tak by nie przekroczyć granicy. Ta granica niekiedy bardzo bliska bywa przestrzeni szaleństwa. Historyczne początki i napięcia związane z pustelnictwem Historia pustelnictwa związana jest zwykle z analizami procesów rozwoju różnych religii i w ich obrębie różnych ruchów w poszczególnych okresach historycznych lub na tle toczonych debat teologicznych czy religijnych, w których i pustelnicy czasami brali udział. Nie znalazłam żadnych systematycznych, uporządkowanych opracowań na temat pustelnictwa jako specyficznego zjawiska społecznego. Z oczywistych powodów najbliższa jest mi tradycja pustelnictwa europejskiego, chrześcijańskiego z uwzględnieniem jego egipskich, syryjskich źródeł a także tradycje hinduistyczne i buddyjskie z racji obecności dzisiaj w Polsce ludzi, którzy praktykowali długoletnie odosobnienia w tradycjach dalekowschodnich. Z przyczyn zasadniczych nie pokuszę się o przeprowadzenie w tym tekście analizy historycznej zjawiska pustelnictwa w Polsce, Europie, na świecie. Na tle wybranych przykładów historycznych i współczesnych chciałabym zarysować możliwe napięcia, wybrane problemy społeczne, które towarzyszyły zjawisku pustelnictwa od początku a współcześnie także możemy obserwować ich kolejne postacie. Pierwszy problem jaki się pojawia to możliwości poznania życia eremickiego i w przeszłości i obecnie. Umożliwiają to poznanie dwa rodzaje tekstów. W jednej grupie znajdują się teksty opisujące doświadczenia i życie pustelników, anachoretów, eremitów, mnichów, sadu. Były i są pisane przez samych pustelników, częściej jednak przez osoby, które z nimi się zetknęły lub czasowo uczestniczyły w ich życiu. Pośród tekstów hagiograficznych, opisujących życie poszczególnych eremitów i najbardziej znanych mnichów dwa są najbardziej charakterystyczne. Jeden to żywot mnicha – 138 eremity św. Antoniego (ok. 250-356 r. ) napisany po grecku przez biskupa Aleksandrii św. Atanazego (Św. Atanazy, 1987). Drugi tekst to żywot pustelnika egipskiego św. Pawła z Teb, napisany przez św. Hieronima w latach 374-378 (www.skalka.paulini.pl). Hieronim przedstawia Pawła jako pierwszego pustelnika już ok. 250 roku a więc w okresie kiedy urodził się św. Antoni. Jerzy Kłoczowski zwraca jednak uwagę (2003, s.65) że to właśnie chłop koptyjski, św. Antoni spopularyzowany przez greckiego intelektualistę, biskupa Atanazego uznany został we wszystkich nurtach monastycyzmu, różnorodnych narodowościowo, kulturalnie a nawet religijnie, za prawdziwego ojca życia mniszego. Dziś także pustelnicy rzadko sami opisują swoje doświadczenia, częściej mamy możliwość przeczytania świadectw osób, które zetknęły się z pustelnikami lub czasowo na pustelni przebywały jako goście. Bardzo ciekawym źródłem wiedzy bywają księgi pamiątkowe udostępniane gościom na zakończenie pobytu w pustelni. Drugi rodzaj tekstów umożliwiających poznanie życia pustelniczego to spisane reguły – ustalające zasady i normy życia i współżycia na pustyni czy w pustelni. Autorem jednej z pierwszych reguł życia wspólnotowego był Pachomiusz (ok. 292-346 r.) najbardziej znane późniejsze reguły to Reguła św. Bazylego czy św. Benedykta. Dziś każda wspólnota zakonna opiera się na spisanej regule. Podobnie dzieje się w pustelniach. W większości z tych, które odwiedziłam istnieją spisane reguły oparte zwykle o którąś z tradycyjnych reguł i uzupełnione, zmodyfikowane czy zinterpretowane zgodnie z praktyką wypracowaną w danej pustelni. Wymienione dwa rodzaje tekstów historycznych i współczesnych stanowią znakomity materiał badawczy umożliwiający rekonstrukcje różnorodnych doświadczeń pustelniczych. Jerzy Kłoczowski (2003) podkreśla, że podstawowe wartości mniszego życia, takie jak: oderwanie od świata, asceza, kontemplacja, występują z różnym natężeniem we wszystkich prawie religiach i cywilizacjach, stanowiąc główne czynniki postawy ideologicznej nie tylko jednostek ale licznych grup i egzystujących w ich obrębie ruchów. Wyjaśnienie genezy i charakteru życia monastycznego i pustelniczego w pierwszych wiekach jego istnienia jest zadaniem trudnym. Był to ruch bardzo złożony i różnorodny. Już podczas wprowadzania pojęcia mnicha pewien fragment tej 139 złożoności został zarysowany poprzez pokazanie przeciwieństwa, które zawiera się w tym pojęciu. Z jednej strony bowiem oznacza ono jedyność - pojedynczość absolutnie samotnego eremity a jednocześnie jedność (monos) wspólnoty mniszej. Także w sensie socjokulturowym u początków swego istnienia ruch monastyczny jest niezwykle zróżnicowany. Z jednej strony tworzą go chrześcijańscy intelektualiści (głównie języka greckiego i kultury hellenistycznej) jak np. Orygenes czy Ewagriusz (Ewagriusz z Pontu, 2005) a z drugiej, mający zdecydowaną przewagę liczbową, miejscowi chłopi języka koptyjskiego dla których wyjście na pustynię, obok wyboru natury religijnej, stanowi szansę wyrwania się z bardzo trudnych warunków codziennego życia. To społeczne zróżnicowanie widoczne jest także i dziś. W pustelniach mieszkają zarówno eremici wykształceni na europejskich uniwersytetach, z tytułami naukowymi, znający języki, mający doświadczenia z licznych, wcześniejszych podróży po świecie a także głęboką znajomość zagadnień teologicznych związanych z życiem pustelniczym jak i prości ludzie z wykształceniem zaledwie podstawowym niekiedy, którzy wytrwale i pokornie oddają się przyjętej praktyce życia. To zróżnicowanie ma także postać z jednej strony nadającą intelektualny, czasem wręcz elitarny charakter doświadczenia pustelniczego, a niekiedy wręcz odwrotnie charakter który nazwać by można ludowym, czasem dość ekscentrycznym w formie, bliskim rosyjskiego jurodstwa, niekiedy skrajnie ascetyczny. Zawsze w tych sytuacjach rodzą się pytania o motywacje wyboru życia pustelniczego. Jak pisze J. Kłoczowski (2003,s. 46) już w III wieku chrześcijanie udawali się indywidualnie na pustkowia, by poza zasięgiem ludzkich siedzib praktykować życie chrześcijańskie. W okresach prześladowań u niektórych z nich była to po prostu, na co mamy dowody, forma ucieczki, powszechna wówczas, niezależnie od motywów praktykowana. To napięcie między świadomym wyborem, powołaniem do życia pustelniczego a chęcią ucieczki przed trudnymi warunkami codziennego życia czy też trudnymi związkami z innymi ludźmi, jest obecne w kolejnych okresach istnienia fenomenu pustelnictwa. Współcześnie także słyszymy (pośrednio lub bezpośrednio) historie o ucieczkach „ze świata” do pustelni a czasem w odwrotną stronę. Powstają pytania o to, w jaki sposób pierwotne inspiracje, leżące u początków wyboru drogi 140 pustelniczej wpływają na jakość życia pustelniczego i na czas przebywania w pustelni a także o to, czy, jak i kto takie motywacje miałby rozpoznawać. Ruch monastyczny, pustelniczy od II-IV wieku ma, zdaniem Jerzego Kłoczowskiego, bardzo ważne znaczenie zarówno dla elit jak i najszerszych kręgów społecznych. Elementem charakterystycznym tego ruchu są jego wyraźne oddolne źródła, motywy, nie kierowane z góry, nie formalne ale oparte na indywidualnych wyborach decyzje pojedynczych ludzi. To nadało temu ruchowi ogromną dynamikę, pozwoliło szybko się zmieniać, iść w bardzo różnych (czasami dość ekscentrycznych, np. słupnicy, dendryci) kierunkach. Zmarginalizowani i marginalizujący się z zasady pustelnicy wielokrotnie w historii prezentowali krytyczny stosunek do wielkich, uporządkowanych instytucji życia religijnego i podtrzymujących je sformalizowanych hierarchii. Charakterystyczny dla pustelników autentyzm indywidualnego doświadczenia stawał się niekiedy źródłem reform kostniejących czy degenerujących się instytucji kościelnych. Z drugiej strony te dobrze zorganizowane i uporządkowane instytucje z pewnym dystansem odnosiły się do indywidualnych eremitów widząc wiele niebezpieczeństw związanych z tą formą życia – od możliwości egoistycznego realizowania własnych potrzeb do zepsucia czy nawet szaleństwa. To napięcie pomiędzy indywidualnym doświadczeniem pustelników i ryzykiem na jakie są nieustannie narażeni a ustabilizowanym, zorganizowanym życiem zakonnym, klasztornym, wspólnotowym jest intensywnie obecne i dziś. Inny rodzaj napięcia tkwi pomiędzy eremickim dążeniem do ciszy, samotności, milczenia i radykalnego oddalenia się od spraw „tego świata” a potrzebami z jakimi często zwracają się ludzie z zewnątrz. Okazuje się, że pustelnicy pełnili istotne funkcje społeczne. Ich izolacja, odosobnienie były zawsze zakłócane przez ludzi domagających się uzdrowienia, porady, pomocy. Te „zakłócenia” były często owocem rozwoju duchowego jaki stawał się udziałem pustelnika w czasie przebywania w pustelni. I dziś także wobec pustelników kierowane są oczekiwania by dzielili się swoim doświadczeniem czy to poprzez indywidualne rozmowy, towarzyszenie czy przewodnictwo duchowe, głoszenie rekolekcji czy inne rodzaje posług. 141 To były tylko nieliczne przykłady problemów i napięć tkwiących w historycznych i współczesnych doświadczeniach pustelniczych. Pustelnictwo we współczesnej Polsce Docieranie do konkretnych miejsc nazywanych pustelniami i konkretnych osób nazywanych pustelnikami jest trudne. Nie ma żadnych systematycznych opracowań historycznych, geograficznych, architektonicznych ani teologicznych na temat pustelni w Polsce. Są pojedyncze, monograficzne opracowania o najbardziej znanych i mających długą tradycję pustelniach. Internet jest przestrzenią, w której można znaleźć wiele haseł „pustelniczych” (najczęściej związanych z postacią Piotra Pustelnika – znanego himalaisty) i główny problem polega na jakościowej selekcji zamieszczonych pod tymi hasłami informacji. Jednak co jakiś czas przeprowadzam taką internetową kwerendę odnajdując czasem ciekawe teksty, wspomnienia, informacje, które niekiedy okazują się przydatne dla odsłonięcia kolejnego oblicza zjawiska pustelnictwa. Najlepszym jednak sposobem docierania do pustelni i pustelników są podróże i bezpośrednie spotkania z osobami mieszkającymi w pustelniach czy wokół nich. To najbardziej efektywny choć niezwykle czasochłonny i wymagający cierpliwości sposób docierania do źródeł. Tym bardziej, że większość pustelni spełnia definicyjne wymagania i znajduje się w miejscach oddalonych, trudno dostępnych, gdzieś „na końcu świata”. Wysiłki związane z poszukiwaniem informacji i podróżami do pustelni nie pozwalają jednak na przedstawienie jasnych i jednoznacznych ustaleń, choćby statystycznych. Na liście miejsc, które odwiedziłam znajduje się około 90 obiektów, około 10 pozostało jeszcze do sprawdzenia. Kilka pustelni odwiedziłam wielokrotnie. Wszystkie te obiekty w mniejszym lub większym stopniu wypełniają znaczenie jakie terminowi pustelnia nadano na początku tego tekstu. W części tych miejsc mieszkają lub mieszkali (czasowo lub na stałe) osoby określane lub określające się jako pustelnicy. Jeśli więc ktoś zmusza mnie do podania liczby pustelni w Polsce wymieniam (z dużymi zastrzeżeniami) że jest ich około 100. Jeszcze trudniej jest udzielić odpowiedzi na pytania o liczbę pustelników/pustelnic w Polsce. Zmuszona, 142 odpowiadam, że jest to około 60 osób. Te trudności z odpowiedziami na pytania o statystyczne dane pustelnicze rozjaśni może wstępna kategoryzacja pustelni, poprzez którą odsłoni się nieco różnorodność tego zjawiska. Otóż o obecności pustelni w Polsce można mówić analizując przede wszystkim trzy tradycje religijne: katolicką, prawosławną i od niedawna obecną – buddyjską. O ile wiadomo ani ewangelicy ani muzułmanie nie praktykują życia religijnego w pustelniczej formie. W Polsce żadna pustelnia związana z którąś z tych dwu tradycji nie jest obecna. Z przyczyn dość oczywistych najwięcej miejsc i osób w Polsce praktykujących pustelniczy styl życia jest powiązanych z tradycją katolicką. Po pierwsze mamy więc do czynienia z zakonami nazywanymi (słusznie bądź nie) pustelniczymi. Są to kameduli, kartuzi i trapiści. Kameduli to zgromadzenie założone przez św. Romualda w XI wieku we Włoszech w oparciu o zaostrzoną Regułę św. Benedykta (Reguła św. Benedykta, 2006). W Polsce Kameduli są obecni od 1604 roku, kiedy został ufundowany na Bielanach krakowskich pierwszy erem zwany Eremem Srebrnej Góry. Klasztor istnieje do dziś, mieszka w nim 8 mnichów. Drugi „żywy” do dziś klasztor kamedułów został ufundowany w Bieniszewie w 1666 roku (Erem Pięciu Braci Męczenników). Mieszka w nim 6 mnichów. Poza wymienionymi istniały jeszcze eremy kamedulskie na Bielanach w Warszawie, w Pożajściu na Litwie, na Wigrach, w Szańcu, w Milatynie koło Lwowa oraz w Rytwianach. W Polsce obecne jest także od 1948 roku Zgromadzenie Mniszek Kamedułek, dziś w dwóch klasztorach – w Złoczewie i Tyszowcach. Siostry w przeciwieństwie do mnichów nie mieszkają w eremach (osobnych domkach pustelniczych). Założycielem kartuzów - innego zgromadzenia pustelniczego był św. Brunon z Kolonii (1032-1101). Kartuzi byli obecni na dawnych ziemiach polskich od XIV do XIX wieku w kilku miejscach: Kartuzy, Darłowo, Świdwin, Szczecin, Legnica, Lechnica, Gidle, Bereza. Kilku Polaków żyje dziś w klasztorach kartuskich w Europie.20 20 ostatnio duże zainteresowanie wzbudził film dokumentalny o życiu Kartuzów Wielka cisza (2005) zrealizowany przez Philipa Groninga (po wielu latach starań!) w Wielkiej Kartuzji koło Grenoble 143 Na podstawie reguły kartuskiej św. Brunona powstała w 1950 roku we Francji rodzina monastyczna Mniszek od Betlejem od Wniebowstąpienia Najświętszej Dziewicy i od św. Brunona. W Polsce Betlejemitki są obecne od 1998 roku. Monaster został zbudowany w Grabowcu koło Szemuda. Mieszka w nim około 20 sióstr. Zwykle jako trzeci zakon pustelniczy wymienia się trapistów. Zgromadzenie zostało założone w 1664 roku, ma korzenie cysterskie (początki cystersów sięgają 1098 roku) i oparcie w Regule św. Benedykta. Trapiści to jednak w dużym stopniu cenobici, ich reguła zezwala na pustelnie. Jednym z najbardziej znanych XX-wiecznych pustelników był Tomasz Merton (1915-1968) piszący, amerykański trapista. W Polsce nigdy nie było klasztoru trapistów choć kilku Polaków żyje we wspólnotach trapistów na świecie. Druga forma obecności pustelników w tradycji katolickiej to pustelnie założone w zakonach nie pustelniczych, takich jak: karmelici bosi, benedyktyni, franciszkanie, kapucyni, bernardyni, albertyni, małe siostry i mali bracia Jezusa. Przykładem może być karmelitańska pustelnia – dom o charakterze ściśle kontemplacyjnym, erygowana w Drzewinie w 1995 roku. Mieszka w nim 3 zakonników. Na terenie tego klasztoru, w sporej odległości od domu głównego, znajduje się pustelnia, w której za zgodą Ojców Karmelitów goście (przede wszystkim księża i zakonnicy) mogą odbywać indywidualne kilkutygodniowe rekolekcje. Karmelitanki Bose to zakon o ścisłej (papieskiej) klauzurze (Verbi Sponsa, 1999) w Polsce jest ponad 400 sióstr, które mieszkają w 28 klasztorach. W wielu z nich znajduje się osobne miejsce zwane pustelnią, do którego siostry udają się na kilkudniowe osobiste rekolekcje. Pośród karmelitanek bosych są pojedyncze siostry, które złożyły ślub rekluzji. Osobne domy lub domki w obrębie klasztoru nazywane pustelniami, eremami czy domami kontemplacyjnymi posiadają także inne zakony i zgromadzenia nie pustelnicze: Benedyktyni w Biskupowie; Franciszkanie (którym św. Franciszek napisał specjalną Regułę dla pustelni) w Jaworzynce, Wiśle i na Górze Polanowskiej; Kapucyni w Zagórzu i Serpelicach; Bernardyni – historyczne pustelnie św. Heleny w Kalwarii Zebrzydowskiej i św. Jana w Dukli; Albertyni i Albertynki na Kalatówkach i kilka historycznych na Roztoczu. 144 Trzecią formą obecności pustelników w kościele katolickim są pojedyncze osoby, niezwiązane formalnie z żadną wspólnotą zakonną, uczestniczące w praktykach religijnych w najbliższej parafii a mieszkające w miejscach zwanych pustelniami, nazywające siebie lub nazywane przez innych pustelnikami. Takie pustelnie zamieszkane prze pustelników (z etykietą!) znajdują się np. w Beszowej, Czatachowej, Grodzisku k. Skały, Nowym Skoszynie, Prądniku Korzkiewskim, Melsztynie, Radochowie, w Zielonce i w Krakowie. Drewniana pustelnia zamieszkana niekiedy przez pustelnika istniała także w Szczucinie ale w 2007 roku została spalona przez nieznanych sprawców. W niektórych z tych pustelni pustelnicy przebywają czasowo, w innych na stałe. Dwie pustelnice złożyły śluby pustelnicze na ręce miejscowego biskupa. Możliwość składania ślubów pustelniczych pojawiła się w Kodeksie Prawa Kanonicznego w 1983 roku w wyniku oddolnych nacisków wymagających regulacji nowych form życia religijnego jakie pojawiły się głównie w Europie i Ameryce w XX wieku. I tak Kanon 603 reguluje „legalne” życie pustelnicze w sposób następujący: &1. Oprócz instytutów życia konsekrowanego, uznaje Kościół życie pustelnicze, czyli anachoretyczne, w którym wierni przez surowsze odsunięcie od świata, milczenie, odosobnienia, gorliwą modlitwą i pokutą poświęcają swoje życie na chwałę Boga i zbawienie świata. &2. Prawnie uznaje się za pustelnika osobę poświęconą Bogu w życiu konsekrowanym, jeśli poprzez ślub albo inne święte więzy zobowiązuje się publicznie wobec biskupa diecezjalnego do praktykowania trzech rad ewangelicznych i pod jego kierownictwem zachowuje właściwy tryb życia. Czwarta (i ostatnia tymczasem) forma obecności życia pustelniczego w tradycji katolickiej związana jest bezpośrednio z miejscami, w których w przeszłości żyli pustelnicy. W wielu tych miejscach pamięć i tradycja pustelnicza bywa intensywnie obecna choć już w nieco innej formie. I tak, pamięć o pustelniczych korzeniach miejsc, w postaci obchodzonych świąt, pielgrzymek i tym podobnych istnieje np. w Tropiu (Sanktuarium Świętych Pustelników Świerada i Benedykta z XI wieku) w Dobrowie koło Koła gdzie w XII/XIII wieku mieszkał biskup i pustelnik bł. Bogumił czy w Bielczynach koło Chełmży gdzie wedle tradycji w XII wieku stała pustelnia bł. Juty. 145 Inny (dość specyficzny!) rodzaj promieniowania pustelnictwa można zaobserwować w starym kamedulskim klasztorze w Rytwianach (Pustelnia Złotego Lasu) gdzie od 2003 roku trwają bardzo intensywne prace remontowe w dużej mierze współfinansowane ze środków Unii Europejskiej. Ich celem jest rewitalizacja pustelni tak by stała się ona ośrodkiem odnowy fizycznej i duchowej dla osób pragnących odpocząć od szybkiego tempa współczesnego życia, wszystko pod hasłem Wiedza, terapia, kontemplacja – rytwiańskie dziedzictwo narodowe kamedułów źródłem odnowy duchowej Europejczyków. W 2008 roku w ofercie internetowej znajduje się m. in. terapia SpeS (solus per silentium), zdrowie przez ciszę, w ramach której przewiduje się psychoterapię, terapię zajęciową, terapię duchową, odnowę biologiczną (siłownia, sauna, sala masażu). Turnus 7 dniowy w cenie 1750 zł! Osobny, współczesny rodzaj nawiązania do tradycji pustelniczej stanowią zakładane w górach ośrodki nazywane pustelniami studenckimi. Przykładem mogą być m. in. pustelnie studenckie w Jamnej i na Potrójnej Górze koło Andrychowa. Tyle jeśli idzie o różne formy życia pustelniczego w tradycji katolickiej. W tradycji prawosławnej życia mnisze, w tym życie pustelnicze, anachoreckie jako jedna z jego możliwych form stanowi wzór, ideał życia chrześcijańskiego. W Polsce istnieje kilka klasztorów prawosławnych (męskich i żeńskich): w Jabłecznej, Sakach, Supraślu, Ujkowicach, Kostomłotach, Wojnowie, Dojlidach i na Grabarce. Tradycja pustelnicza jest w nich obecna poprzez teksty pustelników i o pustelnikach, poprzez kontakty ze Starcami i przewodnikami duchowymi, którzy mają doświadczenie pustelnicze, a mieszkają w krajach gdzie wyznawcy prawosławia stanowią większość (Grecja, Rosja, Rumunia), czy wreszcie przez podróże do miejsc, gdzie znajdują się pustelnie (np. na Górę Atos). Mnisi z Jabłecznej wspominają, że przed wojną po drugiej stronie Bugu była ich klasztorna pustelnia. Powojenny układ granic pozbawił ich tego miejsca. Obecnie żaden z klasztorów nie posiada pustelni. Nie ma też w Polsce mnicha czy mniszki prawosławnej, którzy posiadaliby doświadczenie pustelnicze. W dwóch klasztorach zamierza się do tę tradycję przywrócić (www.cerkiew.pl). Różne ścieżki buddyjskie są w Polsce obecne od kilkudziesięciu lat. Powstają liczne ośrodki, w których praktykuje się modlitwę i medytację, studiuje nauki buddyjskie. 146 Dominują praktyki odbywane wspólnie. Doświadczenie odosobnienia (bliskie pustelniczemu) jest obecne szczególnie intensywnie w buddyzmie tybetańskim. Poszczególne szkoły proponują różne okresy odosobnień od kilkudniowych po kilkumiesięczne. Klasyczną postać stanowi odosobnienie trzyletnie (+ 1,5 miesiąca). Kilku polskich buddystów odbyło tę praktykę w krajach buddyjskich, od niedawna taka możliwość pojawiła się również w Polsce. Od 1999 roku Związek Buddyjski Karma Kagyu posiada niewielki Ośrodek Medytacyjny i Odosobnieniowy w Ropkach. W sierpniu 2005 roku Związek Buddyjski Tradycji Karma Kamtzag ogłosił budowę w Grabniku ośrodka trzyletnich odosobnień (drubkang). Ten projekt jest ściśle personalnie i formalnie powiązany z nepalskim centrum odosobnień Benchen. W ośrodku w Grabniku będzie możliwość jednoczesnego przebywania 16 osób. Miejsce pod budowę ośrodka zostało poświęcone w czerwcu 2006 roku. W zimie 2008 roku został położony dach (www.benchen.org.pl). Na zakończenie tej części analizy nasuwa się pytanie, czy możliwi są pustelnicy bez oparcia w jakiejś tradycji religijnej? Podczas podróży słyszałam opowieści o takich osobach. Nie udało mi się jeszcze takiej osoby spotkać osobiście. To nie znaczy, że ich nie ma, może etykiety, zewnętrzne znaki rozpoznawcze są słabo widoczne albo po prostu badaczka jest mało spostrzegawcza? Te bardzo podstawowe dane o różnych formach życia pustelniczego pokazują wyraźnie jak bardzo złożone i niejednorodne jest to zjawisko, jak trudno ustalić choćby podstawowe statystyczne dane i jakie trudności wiążą się ze zbieraniem materiałów badawczych. Pustelnictwo i pustelnicy jako przedmiot badań socjologicznych Pustelnictwo jest trudnym przedmiotem badań, co wynika już z przyczyn przedstawionych powyżej oraz kilku dodatkowych. Brak jest systematycznych badań i całościowych opracowań historycznych, architektonicznych, teologicznych, psychologicznych czy socjologicznych, o czym już wspominałam. Jedyne naukowe opracowanie pochodzi z Indii gdzie badacz przyglądał się stylowi życia pustelników z regionu Rishikesh (Keemattam A., 1997). 147 Kolejny problem jest związany z istotą zjawiska pustelnictwa. Pustelnicy nie po to „oddalają się od świata” by odpowiadać na pytania dziennikarzy czy stać się przedmiotem badań naukowców. To zresztą dość charakterystyczny moment podczas prób nawiązania kontaktu z pustelnikami – po co pani tu przyjechała? Jeśli okaże się, że dla zaspokojenia ciekawości, to zwykle dalsza rozmowa nie jest możliwa. Pustelnicy (oczywiście są wyjątki) nie są zainteresowani dzieleniem się informacjami o swoim życiu. Z natury rzeczy to życie ma pozostać ukryte. Sens ich bycia na pustelni zwykle polega na wyzbywaniu się ja a nie na jego pielęgnowaniu. Czasami także w pustelni wyraźnie formułowane jest życzenie by nie podawać nazwy pustelni, nie podawać imienia pustelnika i nie fotografować go. Ja tu nie jestem ważny! Jeśli idzie o wybór koncepcji interpretacyjnej przydatnej w badaniach fenomenu pustelnictwa, najbliższa wydaje mi się koncepcja światów społecznych Tomastsu Shibutaniego rozwinięta przez Anselma Staussa i Howarda Beckera (Kacperczyk, 2005). W tej koncepcji rzeczywistość rozumiana jest jako konstruowana zbiorowo i zapośredniczona przez symbole. Szczególnie interesujące wydaje się w niej zogniskowanie analizy wokół podstawowego działania w danym świecie społecznym a także wokół znaczenia jakie temu działaniu nadają uczestnicy – aktorzy społecznego świata. Podejmowanie prób „poznania” społecznego świata oznacza próby zrozumienia jakie działanie, po co, z jaką motywacją, z jakimi uzasadnieniami, wokół jakich wartości podejmują jego uczestnicy. Jakie sub-światy postrzegają? Jak porządkują wewnętrzne i zewnętrzne procesy? Według jakich zasad? W jakich sporach, konfliktach biorą udział? Jak postrzegają granice „swojego” świata? Ta koncepcja powiązana jest z jakościowymi metodami badania. Początkowo wydawało mi się, że możliwe do zastosowania będą wywiady biograficzne bliskie tych jakie zaproponował Fritz Schutze (np. Rokuszewska - Pawełek, 2002, s. 45-70). Po pierwszych niepowodzeniach, o których wspomniałam wyżej, wydaje się, że są one niemożliwe do zastosowania w przypadku eremitów. Nie rezygnowałabym jednak z wywiadów narracyjnych czy swobodnych, w przypadku tych pustelników, którzy wyrażą na nie zgodę. Poza tym możliwe są: obserwacja, opisy działań, rekonstrukcja działań na podstawie zastanych materiałów, a szczególnie przydatne wydają się: analiza historyczna i rekonstruowanie przeszłych światów na podstawie tekstów, 148 dyskursów prasowych, dokumentów archiwalnych i innych danych zastanych. Możliwe są trzy główne płaszczyzny zbierania i analizy materiałów. Pierwsza dotyczy postaci pustelnicy – pustelnika. Kim jest, kiedy i jak narodził (a) się dla pustelni, co to znaczy być pustelnikiem, jakie są działania – niedziałania pustelnika, styl życia, rytm dnia, miesiąca, roku; obecność w jego (jej) życiu takich elementów jak: odosobnienie, asceza, czystość, posłuszeństwo, ubóstwo; praktyki modlitewne i ich znaczenie; formy pracy i uzasadnienie; samotność i relacje z ludźmi; przewodnictwo, towarzyszenie duchowe; umieranie. Druga płaszczyzna dotyczy miejsca – tego czym jest pustelnia? Granice, znaczenie oddalenia, izolacji, możliwości przenikania, ciszy – hałasu, relacje sfery sacrum i sfery profanum w obrębie pustelni; znaczenie różnych elementów wyposażenia pustelni, architektoniczne i estetyczne uwarunkowania; narodziny – trwanie – umieranie pustelni. Trzecia płaszczyzna zbierania i analizy materiałów badawczych dotyczy otoczenia pustelni, relacji pomiędzy pustelnią a jej otoczeniem w sensie społecznym i materialnym, przenikanie, oddziaływanie, interwencje obustronne (wielostronne?) kontrola społeczna zjawiska. Pustelnictwo w Polsce to żywe społeczne zjawisko, któremu warto się przyglądać. Ma rację Ojciec Marek przeor kamedułów na krakowskich Bielanach świat bez pustelników byłby niepełny i być może przyglądanie się pustelniczemu fragmentowi świata stwarza nadzieję na przybliżanie się do Pełni? Bibliografia Apoftegmaty Ojców Pustyni (1994) t. 1 Gerontikon (Księga Starców) Tyniec, Wyd. Benedyktynów, Kraków Apoftegmaty Ojców Pustyni (1995) t. 2 Kolekcja systematyczna, Tyniec, Wyd. Benedyktynów, Kraków Encyklopedia Katolicka (1973-2006) t. I-XI, TN KUL, Lublin Ewagriusz z Pontu (1999) Pisma ascetyczne, tom 1, Tyniec, Wyd. Benedyktynów, Kraków Ewagriusz z Pontu (2005) Pisma ascetyczne, tom 1, Tyniec, Wyd. Benedyktynów, Kraków Jackowski A., (1998) Pielgrzymowanie, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 149 Jan Kasjan (2002) Rozmowy z Ojcami, Tyniec, Wyd. Benedyktynów, Kraków Kacperczyk A., (2005) Zastosowanie koncepcji społecznych światów w badaniach empirycznych, (w:) Hałas E., Konecki K. T., (red.) Konstruowanie jaźni i społeczeństwa. Europejskie warianty interakcjonizmu symbolicznego, Wydawnictwo Naukowe Scholar, PTS The Hermits of Rishikesh. A Sociological Study, Intercultural Publications, New Delhi Kłoczowski J., (1987) Od pustelni do wspólnoty. Grupy zakonne w wielkich religiach świata, Czytelnik Warszawa Kłoczowski J., (2003) Wspólnoty chrześcijańskie w tworzącej się Europie, W drodze, Poznań Kopaliński Wł., (1987) Słownik mitów i tradycji kultury, PIW, Warszawa Nowa Encyklopedia Powszechna PWN (1995-2000) tomy 1-7, Warszawa Ojciec Pustelnik (Śmiarowski H.,) (2005) Pustelnik w kościele rzymskokatolickim, Wydawnictwo Diecezjalne Sandomierz, Prawdziska Palladiusz (1996) Opowiadania dla Lausosa, Tyniec, Wyd. Benedyktynów, Kraków Przybylski R., (1994) Pustelnicy i demony, Znak, Kraków Reguła św. Benedykta (2006) Tyniec, Wyd. Benedyktynów, Kraków Swan L., (2005) Zapomniane Matki Pustyni. Pisma, życie i historia, WAM Kraków Św. Antoni Pustelnik (1987) Pisma, PAX, Warszawa Św. Atanazy Aleksandryjski (1987) Żywot Świętego Antoniego, PAX, Warszawa Verbi Sponsa (1999) Instrukcja o życiu kontemplacyjnym i klauzurze mniszek. Kongregacja Instytutów życia konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego. Libreria Editrice Vaticana, Watykan 150 Jerzy Kwaśniewski ROLA NORM SPOŁECZNYCH W PROCESACH WYKLUCZANIA I REINTEGRACJI SPOŁECZNEJ Rola norm społecznych w procesach wyłączania i włączania społecznego, uwzględniona będzie w naszych rozważaniach w ograniczonym zakresie; chodzić będzie przede wszystkim o określenie normatywnych przekonań członków społeczeństwa polskiego w odniesieniu do norm (powinności) sprzyjających wykluczeniu lub sprzyjających integracji (reintegracji) społecznej rozmaitych osób i kategorii społecznych. Otóż, istotą procesów wyłączania i włączania społecznego jest przemieszczanie się członków społeczeństwa i zbiorowości w strukturze społecznej, a także w rozmaitych hierarchiach stopnia udziału ludzi w dostępie do rozmaitych dóbr i możliwości dostępu do instytucji zaspakajania potrzeb w ramach oficjalnego porządku społecznego. Wiele koncepcji teoretycznych stara się opisać i wyjaśnić te procesy. Teorie dewiantyzacji (w tym: naznaczania społecznego - F. Tannenbaum, H. Becker, T. J. Scheff, czy degradacji statusu - H. Garfinkel), teorie dezintegracji, dezorganizacji i reorganizacji społecznej (F. Znaniecki), teorie marginalizacji społecznej (G. Germani, K. Frieske) czy wreszcie współczesne koncepcje wykluczenia społecznego (F. Mahler, R. Szarfenberg) zakładają, stosując różną terminologię, wspomniane przemieszczanie się członków społeczeństwa i zbiorowości w strukturze społecznej, a także w ramach rozmaitych hierarchii stopnia udziału w dostępie do rozmaitych dóbr oraz instytucji oficjalnego porządku społecznego, oraz wskazują na występowanie rozmaitych 151 mechanizmów, zwłaszcza osobowościowych, społecznych i strukturalnych, generujących lub wpływających na te procesy. Owe liczne koncepcje nie ułatwiają nam dostatecznie poznania roli norm społecznych w procesach wyłączania i włączania społecznego. Stosunkowo rzadko uwzględniane są w nich prawne mechanizmy i czynniki procesów ekskluzji oraz inkluzji społecznej, rola prawa w ich generowaniu i wpływaniu na ich przebieg. Niemniej, odnotujmy, że wykluczająca rola norm społecznych, w tym: norm prawnych, uwzględniona została obszernie w Durkheima teorii rozwoju społecznego od społeczeństwa opartego na solidarności mechanicznej do społeczeństwa opartego na solidarności organicznej. To pierwsze opiera się w swym funkcjonowaniu na prawie represyjnym, to drugie na prawie restytucyjnym. W tym pierwszym przeważają mechanizmy wykluczania społecznego, w tym drugim - podział pracy w społeczeństwie zapewnia jego integrację i harmonijne funkcjonowanie. Rola prawa uwzględniana jest także w koncepcjach marksistowskich dotyczących genezy klasowych nierówności społecznych, w koncepcjach socjologiczno prawnych Maxa Webera czy też w teoriach naznaczania społecznego.21 W teoriach naznaczania społecznego wykluczająca rola norm społecznych uwzględniona jest chyba w sposób najpełniejszy. Podkreśla to jedno z podstawowych 21 Rolę prawa w procesach wykluczania społecznego uwzględnia się także w szerokim zakresie w niektórych najnowszych koncepcjach polityki społecznej zajmującej się zjawiskami wykluczenia i włączania społecznego. Autorzy takich koncepcji posługują się wówczas pojęciem: "prawa społeczne". Na przykład Ryszard Szarfenberg w swoich wykładach (http://www.ips.uw.edu.pl/rszarf/wykluczenie/) zwraca uwagę na to, że prawa społeczne czyni się kluczowymi dla zdefiniowania wykluczenia społecznego w następujących koncepcjach: • „Definiujemy wykluczenie społeczne przede wszystkim w związku z prawami społecznymi. Badamy jakie prawa społeczne mają obywatele w kontekście zatrudnienia, mieszkania, ochrony zdrowia; jak skutecznie krajowe polityki umożliwiają obywatelom zabezpieczenie tych praw; jakie są przeszkody wykluczające ludzi z tych praw” (I raport Obserwatorium Krajowych Polityk Przeciwdziałania Wykluczeniu Społecznemu) • „Wykluczenie społeczne to odmowa podstawowych praw socjalnych, zapewniających obywatelom pozytywną wolność do uczestnictwa w życiu społecznym i ekonomicznym i przez to nadających znaczenie ich podstawowym wolnościom negatywnym” (Badania IILS i UNDP). • „Wykluczenie społeczne to proces erozji uznania i szacunku dla praw obywatelskich, od których zależą środki do życia i jego poziom. Związane jest to z konfliktami i negocjacjami społecznymi, w których atakuje się i broni określonych uprawnień” (Badania IILS i UNDP). Prawa społeczne rozważane są tutaj, podkreśla Ryszard Szarfenberg "nie w sensie ustaw i rozporządzeń, ale praw o charakterze moralnym, które mogą być zapisane bezpośrednio w aktach prawa międzynarodowego, w konstytucji, ale też w ustawach, np. prawo do zabezpieczenia społecznego, prawo do godziwej płacy, prawo do bezpiecznych i higienicznych warunków pracy, prawo do ochrony zdrowia (mówi się w tym kontekście o prawach człowieka i prawach obywatelskich). Prawa społeczne obok praw osobistych i politycznych należą do kanonu praw człowieka." Najpełniejszy katalog praw społecznych znajduje się, zdaniem R. Szarfenberga "w Zrewidowanej Europejskiej Karcie Społecznej Rady Europy z 1996, gdzie bezpośrednio w artykule 30 zostało zapisane, że każdy ma prawo do ochrony przed ubóstwem i wykluczeniem społecznym. 152 założeń koncepcji dewiacji H. Beckera głoszące, że samo ustanawianie reguł w zbiorowościach społecznych dewiantyzuje określone rodzaje zachowań i ich sprawców przez umożliwienie odróżniania zachowań zgodnych od niezgodnych z normami, a następnie - przez uruchamianie interakcyjnych procesów prowadzących do pogorszenia statusu naznaczanych jednostek czy zbiorowości, zmiany na gorszą ich tożsamości czy ograniczenie uczestnictwa w oficjalnym porządku społecznym. Istotnie, owo różnicowanie normatywne jest punktem wyjścia chyba wszystkich procesów marginalizacji, wykluczania, dewiantyzacji czy degradacji społecznej. Można także uznać, że na wartościującym różnicowaniu polega podstawowa funkcja każdej normy. Każda norma przyczynia się w jakimś stopniu do zmiany, odgraniczenia, pogorszenia lub poprawienia sytuacji społecznej danej jednostki, w tym: uczestnictwa i dostępu do rozmaitych instytucji służących zaspakajaniu potrzeb. Teza o istotnej roli norm prawnych i moralnych w procesach wykluczania czy włączania społecznego nie wymaga właściwie specjalnych dowodów; ta rola jest oczywista i ukazana w znacznym stopniu w świetle wyników dotychczasowych badań. I tak, oprócz wspomnianego studium Durkheima22 przypomnijmy badania Williama Chamblissa23, pokazujące jak w Anglii w okresie wczesnego uprzemysłowienia (1560 - 1640), naznaczano prawnie i marginalizowano przy pomocy specjalnych ustaw: Law of Vagrancy, a następnie przekształcano w tanią siłę roboczą żebraków, włóczęgów, prostytutki i innych ludzi pozbawianych dotychczasowego statusu i źródeł utrzymania. Nieco podobną rolę odegrała swego czasu w Polsce ustawa o zwalczaniu pasożytnictwa społecznego, wprowadzona w okresie stanu wojennego przez Wojciecha Jaruzelskiego w 1982r. W 1960 r. Witold Świda opublikował analizę wpływu czynników prawno - ustrojowych na przestępczość24. Podobnej analizy dokonał w latach 90.ch XX wieku Andrzej Siemaszko25. Natomiast Adam Podgórecki pokazał, jak pewien przepis prawa (art. 39. ust. 2 kodeksu karnego z 1932r.) posłużył przed II Wojną Światową do politycznego, społecznego i fizycznego izolowania i 22 E. Durkheim, 1999, O podziale pracy społecznej, PWN, Warszawa W. J. Chambliss, 1973, The Law of Vagrancy, Warner Modular Publications, „Module” 24 W. Świda, 1960, Wpływ zmiany ustroju na przestępczość. T. 1, Ossolineum 25 A. Siemaszko, 1994, Atlas przestępczości, Oficyna Naukowa, Warszawa 23 153 marginalizowania komunistów, a po II WŚ posłużył komunistom do izolacji, degradacji społecznej i eksterminacji opozycji i wszystkich uznanych przez komunistów za wrogów wprowadzonego przez komunistów ustroju26. W latach 70. Capelletti oraz Earl Johnson27 przeprowadzili w wielu krajach szerokie porównawcze badania nad dostępem do prawa, do pomocy prawnej; wkład w to przedsięwzięcie badawcze mieli także polscy socjologowie: Kazimierz Frieske i Jacek Kurczewski. Kazimierz Frieske także obecnie bada dyskryminacje w dostępie do prawa, do sądów oraz marginalizujące funkcje wybranych przepisów prawa pracy. Z kolei Andrzej Kojder w latach 70.ch zajmował się rolą prawa w przeciwdziałaniu patologii społecznej, pokazując rozmaite strategie i sposoby przeciwdziałania patologii przy pomocy przepisów prawa, spośród których wiele ma charakter wykluczający i degradujący społecznie. Współcześnie, przedmiotem znacznego zainteresowania badaczy są prawne uwarunkowania i zróżnicowanie dostępu ludzi do tzw. praw socjalnych w rozmaitych społeczeństwach UE. Chodzi o zapewnienie, jak to określa Ryszard Szarfenberg28, realizacji na odpowiednim poziomie praw, które zapewniają każdemu dostęp do szeroko rozumianych zasobów (materialnych i niematerialnych), co umożliwia uczestnictwo w ważnych instytucjach społecznych, a także chroni ludzi przed ubóstwem oraz wielowymiarową deprywacją. Realizacja praw socjalnych (i szerzej: obywatelskich) jest kluczem do zasobów, które z kolei są kluczem do uczestnictwa społecznego, które jest zasadnicze dla zabezpieczenia się przed ubóstwem". Obszerne wyniki badań na ten temat zawiera raport przygotowany przez Mary Daly (Queen's University, Belfast) pt.: "Dostęp do praw społecznych w Europie" przyjęty w 2002r. przez Europejski Komitet Integracji Społecznej. Stwierdzono min., że następujące czynniki i mechanizmy prawne ograniczają bądź uniemożliwiają dostęp ludzi do przysługujących im socjalnych praw: brak precyzji w określeniu prawa lub uprawnienia socjalnego, ograniczenie praw socjalnych do poszczególnej grup ludności oraz tylko do konkretnych sytuacji, luki w systemie przepisów dotyczących ochrony socjalnej, brak określenia w przepisach minimalnych wymogów lub standardów, 26 A. Podgórecki, 1998, Socjologiczna teoria prawa, Interart-Tal, Warszawa Mauro Cappelletti, Earl Johnson Jr. (1977) Toward Equal Justice Revisited: Two Responses to a Review Law & Social Inquiry 2 (4), 943–969 28 W swoich wykładach na stronie internetowej: http://www.ips.uw.edu.pl/rszarf/wykluczenie/ 27 154 zróżnicowane traktowanie i/lub dyskryminacja, przeszkody administracyjne i proceduralne, skomplikowanie procedur. Badanie roli norm społecznych powinno obejmować próby opisania różnych funkcji norm oraz wybranych instytucji prawnych zarówno w procesach dezintegracji, jak i reintegracji społecznej czy awansu społecznego. W procesach społecznych normy prawne i moralne mogą pełnić różne funkcje. Po pierwsze - wśród innych - pełnią funkcję integrowania tych, którzy owe normy akceptują, z instytucjami oficjalnego porządku społecznego. Po drugie, funkcję mechanizmów sprzyjających - mówiąc ogólnie - dezintegracji jednostek czy zbiorowości nonkonformistów, wykluczonych, zmarginalizowanych. Po trzecie, funkcję czynników wpływających na przebieg procesów reintegracji zmarginalizowanych czy społecznej też osób dewiantów, i zbiorowości którzy chcieliby wykluczonych, odzyskać status normalności, status ludzi włączonych czy pełnoprawnych uczestników oficjalnego porządku społecznego. Trudno jest ściśle rozdzielić różne funkcje norm społecznych, trudno jest także wskazać jednoznaczne manifestacje realizacji poszczególnych funkcji. Przedmiotem takich badań powinny być przekonania normatywne członków społeczeństwa dotyczące takich norm, jak: wybrane normy prawa karnego i postępowania karnego, normy dotyczące funkcjonowania rejestru skazanych, komisji nagród, wyróżnień i odznaczeń, wybrane normy dotyczące pomocy społecznej oraz stosunków pracy. Uwaga powinna być skupiona na tych normach, które, ogólnie rzecz ujmując, ograniczają możliwość reintegracji społecznej osobom wykluczanym bądź powstrzymują wykluczenie członków społeczeństwa, zagrożonych marginalizacją czy degradacją społeczną. Czyli, innymi słowy, na takich normach które utrwalają, wzmacniają wykluczenie społeczne bądź umacniają, podtrzymują integrację społeczną rozmaitych osób czy zbiorowości. Można, jak się wydaje, sformułować tezę, ze w systemie normatywnym każdego społeczeństwa normy ograniczające wykluczenie społeczne są rzadsze i odgrywają mniejszą rolę niż normy ograniczające możliwość włączenia czy reintegracji społecznej osób wcześniej wykluczonych. Łatwiej jest „stoczyć się”, zostać społecznie zdegradowanym, niż odzyskać utraconą pozycję społeczną. Innymi słowy, można 155 stwierdzić, że kontrola społeczna, także ta oparta na środkach oraz instytucjach prawnych, zorganizowana jest i działa "niesymetrycznie". Jak zauważa Jan Turowski, wszystkie zbiorowości, grupy społeczne bardziej rozbudowują system kar niż system nagród29. Przejawem silniejszego nacisku na karne, niż integrujące czy normalizujące funkcje kontroli społecznej jest np. fakt, że są kodeksy karne, natomiast nie ma kodeksów nagradzania czy gratyfikowania. Większość ludzi utożsamia sankcje z karami; z trudnością przychodzi zaakceptowanie poglądu, że wśród sankcji, jako środków kontroli społecznej można wyróżnić nie tylko sankcje negatywne ale i pozytywne. Z trudnością i rzadko uświadamiamy sobie, że w życiu zbiorowym występuje zarówno instytucjonalny karny wymiar sprawiedliwości, jak i zinstytucjonalizowany gratyfikacyjny, nagradzający wymiar sprawiedliwości. 30 Nawiązując do Durkheima teorii rozwoju społecznego można by powiedzieć, że w organizacji naszego życia zbiorowego jest ciągle więcej cech społeczeństwa opartego na tzw. solidarności mechanicznej niż organicznej. Szersze zastosowanie w rozwiązywaniu problemów społecznych mają normy prawa karnego niż cywilnego, sankcje represyjne niż sankcje restytucyjne, sankcje sprzyjające wykluczeniu społecznemu niż społecznemu włączaniu ludzi do podziału pracy w ramach oficjalnego porządku społecznego. Przez normy społeczne rozumiemy tutaj, za Wacławem Makowskim oraz Marią Ossowską, sądy o powinności. Przedmiotem naszego zainteresowania są szczególnie sądy o powinności wyrażane przez ludzi w postaci względnie trwałych przekonań normatywnych. Chodzi o przekonania ludzi co do powinnego sposobu traktowania członków społeczeństwa w sytuacjach sprzyjających wykluczeniu bądź 29 J. Turowski, 1993, Socjologia. Małe struktury społeczne. TN KUL, s. 139 (Sądownictwo karne, kolegia do spraw wykroczeń czy komisje dyscyplinarne to przykłady pierwszego typu instytucji wymiaru sprawiedliwości. (Wszelkie komisje czy urzędy zajmujące się przyznawaniem oficjalnych nagród, przywilejów, odznaczeń czy wyróżnień, a także komisje zajmujące się przyznawaniem awansów pracowniczych mogą służyć jako egzemplifikacje instytucji gratyfikacyjnego wymiaru sprawiedliwości). O ile działalność instytucji karnego wymiaru sprawiedliwości jest tradycyjnie przedmiotem znacznego zainteresowania badaczy, o tyle działalność instytucji zajmujących się wymiarem gratyfikacji pozostaje właściwie nieznana i praktycznie nie jest poddawana szerszym badaniom. W rocznikach statystycznych, w dziale: "wymiar sprawiedliwości" nie znajdziemy danych o liczbie i rodzajach odznaczeń, medali i wyróżnień ze wskazaniem powodów, za które zostały one przyznane. Znaczne trudności napotkać można także starając się uzyskać tego rodzaju dane z innych źródeł. W związku z tym, na temat instytucjonalnej gratyfikacyjnej reakcji społecznej powiedzieć można niewiele (wyniki jednych z nielicznych badań na ten temat przedstawione zostały w pracy: J. Kwaśniewski, 1980, Odważni i ofiarni. Próba socjologicznej charakterystyki, Studia Socjologiczne Nr 3) 30 156 włączeniu społecznemu; treścią takich przekonań jest zgoda lub odmowa przyznania jakiejś osobie czy zbiorowości ludzi uprawnień czy możliwości, wyznaczających poziom dostępu do instytucji oficjalnego porządku społecznego, poziom włączenia lub wykluczenia społecznego, poziom możliwości korzystania z poszczególnych lub ogółu "praw społecznych", jak to ujmują niektóre współczesne koncepcje wykluczenia społecznego31. Chodzi także o sprawdzenie, czy jest zgodność czy też niezgodność między przekonaniami normatywnymi ludzi a treścią i stosowaniem norm prawnych w tym zakresie. Przykładem przekonań normatywnych tego rodzaju może być przekonanie dotyczące tego, czy były więzień, który po zakończeniu kary pozbawienia wolności uratował życie tonących dzieci, powinien mieć prawo do medalu za ofiarność i odwagę (oraz innych gratyfikacji, wyróżnień i awansów) czy też nie powinien. Obowiązujące przepisy uzależniają przyznanie wspomnianego medalu od karalności; osobom karanym odmawia się z reguły jego przyznania, podobnie jak i innych odznaczeń i wyróżnień państwowych. Wydaje się, że jest rzeczą interesującą rozpoznanie, jakie są normatywne przekonania ludzi w odniesieniu do tego rodzaju przepisów, bardzo licznych w polskim prawie, stanowiących swego rodzaju prawną barierę dla bardzo licznych kategorii osób wykluczonych społecznie, próbujących powrócić do "normalnego" życia społecznego, odzyskać status "normalnego" członka społeczeństwa, określonego środowiska zawodowego, rodzinnego itd. Jednocześnie warto sprawdzić, czy i jak licznie występują odpowiednio podobne przepisy, których funkcją jest z kolei ograniczanie możliwości dewiantyzacji czy degradacji społecznej różnych kategorii osób w sytuacji zagrożenia np. skazaniem czy degradacją lub udaremnieniem awansu społecznego czy np. zawodowego, materialnego itp. Przykładem tego rodzaju przepisów mogłyby być chociażby przepisy określające rozmaite okoliczności łagodzące odpowiedzialność karną. 31 Ograniczone znaczenie wydają się mieć przekonania normatywne manifestowane potępieniem czy aprobatą wobec rozmaitych osób lub ich zachowań. Wydaje się, że np. rygoryzm czy punitywność manifestowane wobec sprawców przestępstw czy innych zachowań dewiacyjnych, które mogą przyczyniać się, oczywiście, do dewiantyzacji czy degradacji społecznej potępianych, są przede wszystkim środkiem, wbrew pozorom, zwiększania integracji społecznej, podtrzymywania porządku społecznego, podtrzymywania akceptacji ludzi formułujących takie oceny, dla obowiązującego systemu normatywnego. 157 Wydaje się, że rozmaite prawnie określone okoliczności łagodzące odpowiedzialność karną, w mniejszym stopniu odgrywają rolę czynników przeciwdziałających degradacji społecznej, wiążącej się ze skazaniem, niż wspomniane wcześniej przepisy uzależniające nagradzanie, awans czy np. zatrudnienie, od prawnego wymogu niekaralności; te ostatnie bardzo skutecznie utrudniają karanym rehabilitację czy reintegrację społeczną. Byłoby to pośrednim potwierdzeniem wspomnianej wcześniej niewspółmierności (niesymetryczności) zakresu i siły oddziaływania prawnych środków wykluczających i - z drugiej strony - włączających ponownie w życie społeczne. Jest Rejestr Skazanych nie ma Rejestru Nagrodzonych. Np. Prezydent musi sprawdzać karalność kandydatów do orderów i medali i np. w latach 80. wśród nagrodzonych Medalem za Ofiarność i Odwagę nie znalazł się nikt, kto był wcześniej karany. Ustawowy wymóg sprawdzania karalności kandydatów do odznaczeń skutkował w praktyce nieprzyznawaniem odznaczeń osobom wcześniej karanym. Warto sprawdzić, czy taka praktyka jest kontynuowana i czy dotyczy kandydatów do wszystkich orderów i odznaczeń, czy tylko niektórych. Natomiast - zauważmy - sąd karny nie jest zmuszony żadnymi przepisami do ustalania, czy oskarżony był np. kiedyś nagradzany, odznaczany, wyróżniany. Nie miałby zresztą gdzie tego sprawdzić. Jeśli sąd się o takim zdarzeniu dowie, to ewentualnie może to uwzględnić jako okoliczność łagodzącą. W każdym razie nie do pomyślenia jest przyjęcie zasady, że bycie odznaczonym uwalnia od kary. Mamy w naszym systemie prawnym przypadki, że od kary uwalnia pełnienie funkcji państwowych, natomiast posiadanie orderów - nie. Będąc karanym za malwersacje można być np. marszałkiem polskiego sejmu, nie można natomiast być kasjerem w markecie. Można przypuszczać, że mniej rozpowszechnione są przekonania ludzi wspierające reintegrację niż przekonania sprzyjające wykluczaniu czy degradacji społecznej. I tak np. można oczekiwać, że bardziej rozpowszechnione będą przekonania wyrażające poparcie dla rozmaitych, konkretnych przepisów marginalizujących, niż poparcie badanych dla ich uchylania czy ignorowania w celu 158 zwiększenia reintegracyjnych szans danej jednostki, szans na powrót do "normalnego" życia, szans na uzyskanie pomocy społecznej, możliwość powrotu do zawodu, czy w ogóle do jakiejkolwiek pracy zarobkowej. . Przekonania normatywne sprzyjające marginalizacji, jak i przekonania sprzyjające reintegracji są zapewne związane z punitywnością badanych, innymi cechami osobowościowymi i światopoglądowymi oraz z ich cechami demograficzno społecznymi. Powyższe przypuszczenia znajdują wsparcie w wynikach wcześniejszych badań; otóż okazuje się32, że w społeczeństwie polskim przeważa poparcie dla wykluczającej społecznie funkcji więzienia określonej, jako: “uwolnienie społeczeństwa od przestępców, izolowanie ich” (24,8) w porównaniu z funkcją włączającą, określoną, jako: “przywracanie przestępcy do normalnego życia” (17,2). Przy czym najwięcej zwolenników ma funkcja kary pozbawienia wolności formułowana jako: “ukaranie przestępcy” (33,1), wskazująca na odpłatę, jako główny cel tej kary. Więzienie ludzi w celu “odstraszania innych od popełniania przestępstw” ma 22,9% zwolenników. Jednocześnie z tych samych badań wynika, że preferowanie izolacyjnej funkcji kary pozbawienia wolności wykluczającej, (“uwolnienie społeczeństwa od przestępców, izolowanie ich” ) współwystępuje z posiadaniem przez respondentów relatywnie wyższego wykształcenia, a także z ocenianiem materialnego poziomu życia swojej rodziny jako równego lub wyższego w stosunku do przeciętnej rodziny w Polsce. Zarazem omawiana postawa współwystępuje z punitywnością, z przekonaniem ludzi, że dobroczynność demoralizuje, a także z niższym poparciem dla integracyjnych strategii reagowania na problemy społeczne33. 32 J. Kwaśniewski, 1997, Postrzeganie marginalizacji oraz strategii i środków kontroli społecznej (W:) J. Kwaśniewski (red.) Kontrola społeczna procesów marginalizacji. Prace Zakładu Socjologii Norm, Dewiacji i Kontroli Społecznej IPSIR UW. INTERART-TAL, Warszawa 33 Przeszło trzydzieści lat wcześniejsze wyniki badań A. Podgóreckiego nad prestiżem prawa (Podgórecki,1966), a także wyniki badań H. Wantuły z 1976r. (Wantuła, 1981) wskazywały na dominację w świadomości społecznej resocjalizacyjnej funkcji kary pozbawienia wolności; zarówno w porównaniu z funkcją izolacyjną, jak i wobec wszelkich innych funkcji przypisywanych tej karze. Wydaje się, że jest to przejawem zwiększania się punitywności społeczeństwa polskiego w ostatnich latach, co potwierdzają wyniki licznych badań sondażowych. 159 Kolejna teza głosi, że częstsze ogólnie przekonania popierające marginalizację rozmaitych kategorii wykluczonych prawnie dewiantów zmieniają się na bardziej przychylne czy akceptujące wtedy, gdy poniosą oni konsekwencje swego postępowania i starają się następnie powrócić do normalnego życia. Wcześniejsze badania 34 wskazują na to, że wobec osób, które np. porzuciły nałóg czy też odcierpiały już karę za popełnione przestępstwo, silne przekonania kontrolno- represyjne, pomocno wykluczające ustępują nastawieniom - akceptującym, integracyjnym, włączającym byłych dewiantów do życia społecznego. Znajduje to np. wyraz w poniższym rozkładzie odpowiedzi na pytanie: “Jak powinno zachowywać się otoczenie wobec narkomana, który porzucił nałóg ?” 1. należy go wspomagać aby mógł wrócić do normalnego życia 56,0 2. powinno się takiego człowieka traktować jak każdego innego 29,2 3. należy go obserwować nie dając mu tego poznać 8,6 4. nie można mu ufać, należy go tak traktować, aby czuł, że jest bacznie obserwowany 4,6 5. inne, trudno powiedzieć i brak danych 1,6 Zwolennicy postawy kontrolnej i nieufnej wobec byłych narkomanów stanowią w sumie około 13%. Znacznie wyższy niż w przypadku narkomanów jest odsetek rzeczników postawy kontrolnej i nieufnej w stosunku otoczenia wobec byłego więźnia, chociaż i w tym przypadku nastawienia inkluzyjne dominują wśród badanych: “Jak powinno zachowywać się otoczenie wobec człowieka, który wyszedł z więzienia po odbyciu kary ?” 1. należy go wspomagać aby mógł wrócić do normalnego życia 38,6 2. powinno się takiego człowieka traktować jak każdego innego 36,5 3. należy go obserwować nie dając mu tego poznać 15,9 4. nie można mu ufać, należy go tak traktować, aby czuł, że jest bacznie obserwowany 6,5 5. inne, trudno powiedzieć i brak danych 2,5 Blisko co czwarty Polak deklaruje potrzebę podejrzliwości, nieufności i nadzoru wobec tego rodzaju osób. Mniej powszechne jest także przekonanie, że byłego więźnia 34 J. Kwaśniewski, 1997, Postrzeganie marginalizacji oraz strategii i środków kontroli społecznej (W:) J. Kwaśniewski (red.) Kontrola społeczna procesów marginalizacji. Prace Zakładu Socjologii Norm, Dewiacji i Kontroli Społecznej IPSIR UW. INTERART-TAL, Warszawa 160 należy wspomagać aby mógł wrócić do normalnego życia. Zarazem nieco częściej niż wobec byłych narkomanów gotowi jesteśmy uważać, że byłych więźniów powinno się traktować na równi z innymi. Postawy społeczeństwa polskiego wobec byłych więźniów były także przedmiotem ogólnopolskich badań w 1976r.35 W poglądach na temat tego, jak powinno zachowywać się otoczenie wobec przestępcy po jego wyjściu z więzienia, rzadsza niż w powyższych badaniach była opinia (wyrażało ją 34,4% respondentów), że "powinno się takiego człowieka traktować jak każdego innego, nie pamiętając, że był karany", oraz opinia, że "należy mu pomagać, aby wrócił do normalnego życia" (27,9%). Znacznie wyższy odsetek respondentów uważał wówczas (31,1%), że "należy go obserwować, nie dając mu tego poznać", a 4,7% było za tym, że "należy go tak traktować, aby czuł, że jest bacznie obserwowany". Ogólnie biorąc, wyniki późniejszych badań z lat dziewięćdziesiątych wskazują na zwiększenie się w społeczeństwie postawy “integracyjnej”, inkluzyjnej wobec byłych więźniów oraz zmniejszenie się wobec nich zakresu nastawień kontrolno - represyjnych. Niemniej, wydaje się, że bardziej rozpowszechnione i skuteczniejsze są postawy i mechanizmy wykluczające społecznie. Podyktowane często motywacją podtrzymywania obowiązujących reguł postępowania zgodnego z normami prawnymi i moralnymi, przyczyniają się, poprzez towarzyszące im naznaczenia, do skutecznego wyłączania rozmaitych kategorii osób poza oficjalny nurt życia zbiorowego. Zdecydowana większość takich osób, odcierpiawszy karę za swój nonkonformistyczny czyn, postawę czy sposób życia, podejmuje próbę rehabilitacji. To wtedy stają się oni często ofiarami rozmaitych restrykcji i przeszkód, zawartych w rozmaitych przepisach, skutecznie utrudniających im pozbycie się piętna, którym zostali naznaczeni, stanowiących coś w rodzaju "urządzeń zabezpieczających" społeczeństwo przed powrotem "synów marnotrawnych". 35 H. Wantuła, 1981, Społeczeństwo polskie wobec osób ukaranych pozbawieniem wolności (W:) Dewiacja i Kontrola Społeczna. Prace Sekcji Socjologii Dewiacji i Kontroli Społecznej Polskiego Towarzystwa Socjologicznego, Polskie Towarzystwo Socjologiczne 161 Przykładem tego rodzaju "urządzenia zabezpieczającego", podporządkowanego funkcji marginalizowania ludzi jest Rejestr Skazanych, który obecnie nazywa się: Krajowym Rejestrem Karnym.. Rejestr ten wykorzystywany jest w ogromnej liczbie przypadków, gdy przepisy dotyczące zatrudniania pracowników wymagają niekaralności kandydata w ogóle, czy niekaralności za niektóre kategorie czynów, gdy chodzi o ustalenie, czy dana osoba korzysta z pełni praw publicznych, gdy niekaralność jest wymagana prawnie dla zajęcia określonego stanowiska, awansu, dla wykonywania określonego zawodu lub prowadzenia określonej działalności gospodarczej, a także dla otrzymania orderu, odznaczenia czy wyróżnienia. Warto sprawdzić, jak ta instytucja funkcjonuje współcześnie36 i jaka jest jej rola w procesach wykluczania i włączania społecznego. 36 Instytucja ta badana była w latach 90. zob. Krystyna Pierzynowska, 1997, Naznaczające funkcje Centralnego Rejestru Skazanych (W:) J. Kwaśniewski (red.) Kontrola społeczna procesów marginalizacji, Prace Katedry Socjologii Norm, Dewiacji i Kontroli Społecznej. INTERART, Warszawa 162