Dotychczas ukazały się następujące tomy

Transkrypt

Dotychczas ukazały się następujące tomy
PRACE KATEDRY SOCJOLOGII NORM,
DEWIACJI i KONTROLI SPOŁECZNEJ
1
Prace Katedry Socjologii Norm,
Dewiacji i Kontroli Społecznej
IPSIR UW
Tom IX
2
Instytut Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji
Uniwersytetu Warszawskiego
PRACE KATEDRY SOCJOLOGII NORM,
DEWIACJI i KONTROLI SPOŁECZNEJ
pod redakcją naukową
Jerzego Kwaśniewskiego
Warszawa 2008
3
Książka opublikowana dzięki dofinansowaniu z funduszu badań statutowych
Instytutu Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego
Projekt okładki
Anna Kwaśniewska
© [wybór i redakcja] by Jerzy Kwaśniewski, 2008
Monika Abucewicz: Od pozytywizmu do postmodernizmu czyli kilka uwag o stawianiu Hegla z powrotem na
nogach i o krytycznej refleksji nad ideologicznym wymiarem kontroli społecznej © by Monika Abucewicz
2008
Monika Abucewicz: O pożytkach z alienacji czyli o aktualności oraz próbach aktualizacji pojęcia w krytycznej
refleksji nad kulturą © by Monika Abucewicz 2008
Piotr Lipka: Analiza przyczyn redukcji poziomu przestępczości w USA w latach 90. XX wieku na przykładzie
Nowego Yorku © by Piotr Lipka 2008
Ilona Przybyłowska, Aneta Krzewińska: Przemoc w publicznych i niepublicznych liceach ogólnokształcących
© by Ilona Przybyłowska, Aneta Krzewińska 2008
Edyta Prusińska: Kohabitacja – charakterystyka zjawiska © by Edyta Prusińska 2008
Bożena Figiel: „Świat bez pustelników byłby niepełny”. Pustelnictwo - zjawisko społeczne i przedmiot badań ©
by Bożena Figiel 2008
Jerzy Kwaśniewski: Rola norm społecznych w procesach wykluczania i reintegracji społecznej © by Jerzy
Kwaśniewski 2008
ISBN - 978-83-60260-12-8
4
Spis rzeczy
Monika Abucewicz
Od pozytywizmu do postmodernizmu czyli kilka uwag o stawianiu Hegla z
powrotem na nogach i o krytycznej refleksji nad ideologicznym wymiarem
kontroli społecznej ….……………………………………………………………….
Monika Abucewicz
O pożytkach z alienacji czyli o aktualności oraz próbach aktualizacji pojęcia w
krytycznej refleksji nad kulturą ………………………………………..………….
Piotr Lipka
Analiza przyczyn redukcji poziomu przestępczości w USA w latach 90. XX wieku
na przykładzie Nowego Yorku ……………………………………………………..
Ilona Przybyłowska, Aneta Krzewińska
Przemoc w publicznych i niepublicznych liceach ogólnokształcących …………..
Edyta Prusińska
Związki kohabitacyjne – charakterystyka zjawiska
……………………………
Bożena Figiel
„Świat bez pustelników byłby niepełny”. Pustelnictwo - zjawisko społeczne i
przedmiot badań …………………………………………………………………….
Jerzy Kwaśniewski
Rola norm społecznych w procesach wykluczania i reintegracji społecznej …..
5
6
Monika Abucewicz
OD POZYTYWIZMU DO POSTMODERNIZMU CZYLI KILKA UWAG O
STAWIANIU HEGLA Z POWROTEM NA NOGACH I O KRYTYCZNEJ
REFLEKSJI NAD IDEOLOGICZNYM WYMIAREM KONTROLI
SPOŁECZNEJ
Namysł nad teoriami współczesnego społeczeństwa, które Krishan Kumar dzieli
na
trzy
grupy:
społeczeństwa
informatycznego,
marksistowskie
teorie
postfordystyczne oraz teorie postmodernistyczne prowadzi do postawienia kilku
istotnych pytań dotyczących nie tylko kondycji i możliwych dróg rozwoju
współczesnych społeczeństw, ale też zasadności odwoływania się do tzw. projektu
nowoczesności, w tym konstruowania tzw. metanarracji i przyszłości socjologii
rozumianej jako efekt wdrażania projektu pozytywistycznego (K. Kumar 1995).
Refleksja nad tymi ogólnymi pytaniami prowadzi do pytań bardziej szczegółowych, w
tym do pytania o to czy – jak zakłada krytyczna teoria społeczna – ceną rozwoju musi
być nasilenie kontroli społecznej, inaczej – czy zmierzamy w kierunku totalnie
zarządzanego społeczeństwa, w którym ideologia jest jednym z kluczowych
elementów systemu kontroli społecznej. W sumie jest to pytanie o miejsce i znaczenie
ideologii we współczesnych mechanizmach kontroli społecznej. Temat jest niezwykle
obszerny, ograniczę się zatem do zarysowania wybranych, krytycznych ujęć tego
zagadnienia. Zanim jednak do tego przejdę, krótko zaprezentuję teorie, jakie badacze
społeczni proponują w odpowiedzi na pierwsze z wymienionych pytań, ponieważ w
tym kontekście pojawia się kwestia możliwości realizacji idei wolności człowieka.
Innymi słowy, wyłania się pytanie – czy mamy przed sobą perspektywę zniewolenia
czy emancypacji? Z krytycznych ujęć tego problemu wynika, że ideologiczny wymiar
kontroli społecznej jest jednym z czynników decydujących o możliwości realizacji idei
wyzwolenia człowieka.
Pierwsze pytanie jest pytaniem o to, czy współcześnie mamy do czynienia z
jakościowo
odmiennym
porządkiem społecznym
(bądź
jesteśmy świadkami
7
wyłaniania takiego porządku) w porównaniu z tzw. porządkiem nowoczesnym. Inaczej
– czy wkroczyliśmy bądź wkraczamy w kolejną fazę rozwoju społeczeństwa?
Zdaniem krytyków teorii społeczeństwa informatycznego, dyfuzja technologii
informatycznych nie doprowadziła do ukonstytuowania nowych zasad ani nie
wytyczyła nowego kierunku rozwoju społecznego (K. Kumar 1995, ss. 15-35). Praca i
czas wolny pozostają obiektem oddziaływania strategii mechanizacji, rutynizacji i
instrumentalnej racjonalizacji. Sfera publiczna ustępuje sferze administracyjnej
zdominowanej przez techniczne ekspertyzy i wąskie pojęcie instrumentalnej
racjonalności. Rozwój społeczeństwa informatycznego opiera się na zasadach
naukowego zarządzania (tzw. tayloryzmu). Dotychczas dominujące motywy rozwoju –
władza i zysk – nie zostały zastąpione innymi. Z tej perspektywy można powiedzieć,
że eksploatacja pojęcia społeczeństwa informatycznego jest po prostu kolejnym
sposobem na propagandę kapitalizmu, jest jego nową ideologią (K. Kumar 1995, s.
34).
W teoriach postfordystycznych obecna faza rozwoju kapitalizmu bywa
postrzegana jako jego nowy rozdział, aczkolwiek niekoniecznie odmienny jakościowo
od ery fordyzmu (K. Kumar 1995, ss. 39-65). Podobnie jak w innych teoriach
marksistowskich głównym motorem zmian jest rozwój kapitalizmu. Główna różnica
między teoriami postfordyzmu a teoriami społeczeństwa informatycznego polega na
tym, że te pierwsze akcentują stosunki produkcji, te drugie – siły produkcji (K. Kumar
1995, s. 37). W erę postfordyzmu wkraczamy w dużej mierze za sprawą globalizacji i
rozwoju technologii informatycznych. Cechą charakterystyczną obecnej fazy rozwoju
kapitalizmu jest elastyczna specjalizacja (inne cechy to pluralizm, dekartelizacja,
dekoncentracja), jednak nadal jest to kapitalizm napędzany procesem akumulacji, a
więc w erze postfordyzmu mamy do czynienia z umocnieniem, a nie osłabieniem
kapitalizmu (różnice między tzw. fordyzmem i postfordyzmem: zob.: K. Kumar 1995,
s. 52). Sceptycy idei postfordyzmu przekonują, że elastyczność nie jest oznaką nowej
zasady organizacji pracy, ale kontynuacji tradycyjnych wzorów organizacji i
zarządzania, tj. dalszej ekspansji zasad tayloryzmu i fordyzmu (K. Kumar 1995, s. 55).
Innymi słowy, mamy do czynienia nie tyle z elastyczną specjalizacją co z
uelastycznieniem produkcji masowej (flexible mass production). Nie znaczy to
8
oczywiście, że zmiany zachodzące w systemie kapitalistycznym nie doprowadzą
ostatecznie do zmiany systemu, jednak na obecnym etapie rozwoju trudno o tym
przesądzać.
Krótko mówiąc, zdaniem krytyków tezy mówiącej o wyłanianiu się nowego typu
społeczeństwa, obserwowane procesy społeczne, ekonomiczne, polityczne i kulturowe
są kontynuacją procesów związanych z rozwojem kapitalizmu i modernizacji
zapoczątkowanych w 18 wieku, a rozwojem społecznym rządzą te same zasady, jakie
kierowały procesami rozwoju społeczeństwa nowoczesnego (K. Kumar 1995, s. 59).
Z takiego założenia wychodzi Jurgen Habermas, którego teoria działania
komunikacyjnego ma ułatwić dokończenie projektu nowoczesności (J. Habermas 1999
i 2002). Anthony Giddens obecną fazę rozwoju określa jako późną nowoczesność,
inaczej refleksyjną modernizację (A. Giddens 1990). Ulrich Beck postuluje
zmodernizowanie zasad społeczeństwa industrialnego (U. Beck 2004). K. Kumar
pisze, że w opinii Jeffreya C. Alexandra współczesne społeczeństwa wkroczyły w fazę
neomodernizmu, w której zasady nowoczesności są silniejsze niż kiedykolwiek, idee
wolnego rynku i demokracji stanowią cel dążeń praktycznie każdego społeczeństwa.
Alexander twierdzi, że jesteśmy świadkami nie śmierci, a odżycia narracji
nowoczesności na wielką skalę (K. Kumar 1995, s 199). Trudno jednak zgodzić się z
taką bezkonfliktową wizją przyszłego rozwoju, której główną wadą wydaje się być
bezkrytyczne przyjmowanie perspektywy rozwiniętych państw zachodnich. Podobny
zarzut
można
postawić
autorom
wymienionym
wcześniej,
którzy
próbują
zracjonalizować czy urefleksyjnić fazę industrializmu, abstrahując od konfliktów
związanych z industrializacją i demokratyzacją w krajach spoza kręgu kultury
zachodnioeuropejskiej.
W każdym razie, w refleksji nad przemianami współczesnego społeczeństwa nie
znajdziemy zgodnej odpowiedzi na pytanie, czy obecnie mamy do czynienia z
jakościowo nowym etapem rozwoju społecznego czy raczej z jego kontynuacją.
Zdaniem K. Kumara, niektórym badaczom wbrew ich intencji trudno uciec od
wniosków sugerujących jakościowo nową fazę rozwoju (K. Kumar 1995, s. 138).
Frederick Jameson czy Scott Lash i John Urry w swoich opisach postmodernizmu jako
kultury późnego czy zdezorganizowanego kapitalizmu (F. Jameson 1993; S. Lash i J.
9
Urry 1987; zob. też: K. Kumar 1995, ss. 48, 138, i in.) zdają się stawiać Hegla z
powrotem na nogach, tak jak czynią to teorie postmodernistyczne. Innymi słowy,
kultura i ideologia są „nie tyle czymś, co wymaga wyjaśnienia, ile (...) obecnie czymś,
dzięki czemu możliwe są wyjaśnienia” (A. Bergesen 1993, za: J. Turner 2004, s. 645).
Odpowiedź na pytanie, czy współcześnie mamy do czynienia z nowym ładem
społecznym ściśle wiąże się z odpowiedzią na pytanie, czy etap rozwoju, na jakim się
obecnie znajdujemy stwarza więcej szans czy zagrożeń dla emancypacji człowieka.
Innymi słowy, jak i na czyją korzyść interpretować zachodzące zmiany?
Zdaniem propagatorów teorii społeczeństwa informatycznego, jego rozwój
doprowadzi do zwiększenia wolności jednostki, pogłębienia demokracji i usunięcia
troski o byt materialny (zob. K. Kumar 1995, s. 14). Krytycy idei postępu zawartej w
wizji społeczeństwa informatycznego postrzegają technologie informacyjne jako
służące przede wszystkim koordynacji i kontroli siły roboczej, jako technologie które,
jak ujmuje to K. Kumar, przejawiają większy potencjał w proletaryzowaniu niż
profesjonalizacji
siły
roboczej.
Ideę
społeczeństwa
informatycznego
można
potraktować jako mit służący tym, którzy inicjują i zarządzają tzw. informatyczną
rewolucją (elity państwowe, establishment wojskowy, globalne korporacje) (K. Kumar
1995, s. 31).
Ambiwalentny stosunek do potencjału emancypacji zawartego w obecnej fazie
rozwoju kapitalizmu przejawiają teoretycy postfordyzmu. Z jednej strony, ta faza
rozwoju bywa postrzegana jako stwarzająca szanse dla zwiększenia wolności i
kreatywności jednostki (badacze zastanawiają się np., jak interpretować i wykorzystać
procesy indywidualizacji i prywatyzacji dla celów socjalistycznych) (zob.: K. Kumar
1995, s. 163). Z drugiej strony, interpretowanie fazy postfrodyzmu jako
przystosowania kapitalizmu do nowych wyzwań wywołuje wśród badaczy większy
pesymizm. Przyjęcie bowiem założenia, że postfordyzm to po prostu dalsza ekspansja
zasad fordyzmu i tayloryzmu nie daje podstaw do lansowania takiej wizji rozwoju
społecznego, który zbliżałby ludzi do realizacji socjalistycznych ideałów. Zatem, czy
we współczesnych procesach rozwoju kapitalizmu powinniśmy doszukiwać się
zwiastunów nowego porządku społecznego czy raczej porzucić utopijne idee?
10
Za
drugim
wyjściem
postmodernistycznego.
zdają
Przyjęcie
się
opowiadać
perspektywy
teoretycy
społeczeństwa
postmodernistycznej
grozi
popadnięciem w nihilizm i relatywizm. Warto jednak pamiętać o tym, co mówią
niektórzy tzw. postmoderniści, a mianowicie, że nie należy bać się relatywizmu, on
nas uczy tylko tego, że prawdę należy negocjować w procesie komunikacji między
ludźmi (R. H. Brown 1993).
W każdym razie, w tym miejscu dochodzimy do zagadnień związanych z
ideologicznym wymiarem kontroli społecznej. Jak już pisałam wyżej, z krytycznych
ujęć tego problemu wynika, że to właśnie ten aspekt sprawowania kontroli społecznej
jest jednym z czynników decydujących o możliwości emancypacji bądź zniewolenia.
Problem jest złożony i wykracza poza ramy niniejszej pracy, w związku z czym niżej
nakreślę kilka wybranych ujęć ideologicznego wymiaru kontroli społecznej,
abstrahując od tematu emancypacji z perspektywy krytycznej teorii społecznej.
Namysł nad ideologicznymi mechanizmami kontroli społecznej zajmował
szczególne
miejsce
w
krytycznym
nurcie
refleksji
nad
społeczeństwem
kapitalistycznym. Krytyka ideologii zapoczątkowana przez Karola Marksa była
rozwijana w ramach (a może trafniej powiedzieć - jako) krytyki kultury społeczeństw
zachodnich, którą podejmowali tacy badacze jak Antonio Gramsci czy przedstawiciele
szkoły frankfurckiej. Współcześnie problem ten pojawia się (aczkolwiek nie zawsze
w sposób otwarty) m.in. w pracach takich badaczy jak David Harvey, Frederick
Jameson czy Antonio Neghri i Michael Hardt. Jest też poważnym zagadnieniem w
tzw. krytycznych studiach kulturowych, prowadzonych przez Stuarta Halla
czy
Normana Denzina. (Oczywiście nieocenionym źródłem inspiracji dla krytyków
współczesnej kultury był Michel Foucault). Uogólniając można zaryzykować
stwierdzenie, że krytyczna refleksja nad ideologicznym wymiarem kontroli społecznej
przeszła od marksistowskiej krytyki ideologii do krytyki kultury rozumianej szeroko,
jako procesy komunikacji.
Antonio Gramsci został zaliczony przez Jonathana Turnera do grona badaczy,
którzy dokonali zwrotu heglowskiego w teorii krytycznej (J. Turner 2004, s. 644).
Paweł Śpiewak pisze, że „aktywną rolę w procesie historycznym przypisywał Gramsci
zarówno stosunkom produkcji, jak i wytworom świadomości oraz działalności ludzkiej
11
(...). Właściwie nierozstrzygalny jest dla niego spór o to, co stanowi w procesie
historycznym czynnik pierwszy, bardziej pierwotny. Nie można jednoznacznie
rozstrzygnąć
tego
problemu,
nie
można
usilnie
trzymać
się
rozwiązania
monistycznego. Można powiedzieć, że czynnik ekonomiczny „(...) jest tylko jednym z
wielu sposobów przejawiania się głębokiego procesu dziejowego (...)” (A. Gramsci
1961, t. 2, s. 445, za: P. Śpiewak 1977, s. 58). „Nie jest się marksistą, według
Gramsciego, tylko dlatego, że szuka się źródeł zachowań ludzkich wyłącznie w sferze
interesów ekonomicznych (...) Gramsci żądał przede wszystkim spojrzenia
historycznego, analizowania całości procesów społecznych (...)” (P. Śpiewak 1977, s.
58).
„Podłoże ekonomiczne wyznacza najogólniejsze ramy działania (...). Jest,
używając tu niezwykle niejasnego określenia F. Engelsa – elementem decydującym w
ostatniej instancji (...)” (P. Śpiewak 1977, s. 59). „Sfera bazy pojawia się jakby na
dwóch poziomach. Po pierwsze, jako najogólniejsza determinantą rzeczywistości
społecznej, która określa jej kształt niezależnie od tego, czy uświadamiamy ją sobie,
czy też nie. Po drugie, jako siła uświadomiona, rozumiana i analizowana w obrębie
danej filozofii, ideologii, będąca źródłem i podstawą określonych decyzji i działań
praktycznych. Na tym poziomie podłoże ekonomiczne, będąc punktem wyjścia do
działań politycznych, jest jednocześnie punktem wyjścia do jego przekroczenia,
przekroczenia polegającego na częściowym zautonomizowaniu się ideologii wobec
bazy, stworzenia z ideologii siły materialnej, aktywizującej masy, nadającej im
spójność, zwartość i będącej oparciem w działaniu (...)” (P. Śpiewak 1977, s. 59).
Z perspektywy krytyki ideologii najważniejszym pojęciem w teorii A. Gramsci
jest pojęcie hegemonii ideologicznej. Jest to – jak podkreśla Sław Krzemień Ojak pojęcie polityczne. „Próbując określić „kryterium metodologiczne”, wedle którego
należy rozpatrywać kwestię hegemonii, Gramsci pisał: „Supremacja danej grupy
społecznej przejawia się dwojako: jako „panowanie” (domino) i jako „kierowanie”
(direzione) intelektualne i moralne (...) Gramsci (A. Gramsci 1975, s. 2010, 2011, za:
S. Krzemień – Ojak 1983, s. 158). „Obydwie funkcje, panowania i kierowania, grupa
dominująca sprawuje za pośrednictwem instytucji n a d b u d o w y” (S. Krzemień –
Ojak 1983, s. 158). Główne „poziomy” nadbudowy to społeczeństwo obywatelskie
12
(ogół organizmów zwanych potocznie prywatnymi) i polityczne czyli państwo. „(...)
Poziomy te odpowiadają funkcji „hegemonicznej”, jaką grupa panująca sprawuje nad
całością społeczeństwa, oraz „władzy bezpośredniej”, czyli rozkazodawczej,
wyrażającej się w państwie i organizacji prawnej” (A. Gramsci 1975, s. 1518 i A.
Gramsci 1961, t. 1, s. 694, za: S. Krzemień – Ojak 1983, s. 158).
W sumie, „(...) klasa, która pragnie sprawować hegemonię, ma do dyspozycji dwa
systemy instytucji: „społeczeństwo polityczne” (państwo, system praw) oraz
„społeczeństwo obywatelskie (partie, system nadbudów). „Społeczeństwo polityczne”
działa za pomocą siły, sankcji; „społeczeństwo obywatelskie” „działa bez sankcji (...)
niemniej jednak wywiera presję zbiorową i osiąga obiektywne rezultaty w dziedzinie
kształtowania poglądów, sposobów postępowania, moralności itd.” (A. Gramsci 1975,
s. 1566 i A Gramsci 1961, t. 1, s. 610, za: S. Krzemień – Ojak 1983, s. 233).
S. Krzemień - Ojak zaznacza, że nadbudowy (takie jak siatki szkolnictwa,
instytucje religijne, partie polityczne, stowarzyszenia społeczne, wydawnictwa, prasa,
radio) są ważnym instrumentarium, (...) które pozwala klasie dominującej sprawować
pełną, to znaczy nie tylko polityczną, ale także kulturalną hegemonię zapewniając
sobie consensus, czyli „przyzwolenie” mas na typ sprawowanej przez siebie władzy
(S. Krzemień – Ojak 1983, s 235).
W tym miejscu należy podkreślić że, jak stwierdza Stuart Hall, A. Gramsci
odrzucił redukcjonizm klasowy rozwijając pojęcie ideologii. Jego koncepcja polegała
na założeniu, że poszczególne grupy społeczne walczą różnymi sposobami, w tym
ideologicznie, aby narzucić jednomyślność innym grupom i osiągnąć pewien rodzaj
panowania (przewagi) nad myśleniem i praktykami tych grup. Tę formę władzy A.
Gramsci nazwał hegemonią. Nie jest to władza permanentna i nie redukuje się do
interesów ekonomicznych czy prostego, klasowego modelu społeczeństwa. Krótko
mówiąc, pewne formy kultury dominują nad innymi i ten rodzaj
kulturowego
przewodnictwa A. Gramsci nazywał hegemonią (S. Hall 1997, s. 48). S. Hall dodaje,
że hegemonia jest formą władzy opartą na jednoczesnym przywództwie jakiejś grupy
społecznej w wielu dziedzinach aktywności. Panowanie takiej grupy opiera się na
przyzwoleniu podporządkowanych, którym panowanie to wydaje się naturalne i
nieuchronne (S. Hall 1997, s. 259).
13
S. Hall jest jednym z badaczy, którzy w swoich studiach odwołują się do pojęcia
hegemonii ideologicznej A. Gramsci. Zdaniem S. Halla, w pojęciu władzy A. Gramsci
(podobnie zresztą jak Michela Foucault) mieszczą się systemy wiedzy, reprezentacje
kulturowe, idee, panowanie kulturowe, autorytet, ekonomiczne ograniczenia i fizyczna
przemoc. W koncepcji S. Halla szczególną rolę w sprawowaniu władzy i narzucaniu
hegemonii odgrywają reprezentacje kulturowe (S. Hall 1997, ss. 260, 261). Jedną z
praktyk reprezentowania jest fetyszyzm (S. Hall 1997, s. 267).
W sumie można powiedzieć za Normanem K. Denzinem, że S. Hall bada sposoby,
na jakie struktury komunikacyjne kapitalizmu narzucają hegemoniczną kontrolę nad
ideami i ideologiami, które „krążą” w codziennym życiu. Dyskursy reprodukują
określone ideologie i znaczenia dotyczące dominujących wartości kulturowych chodzi zwłaszcza o te dotyczące klasy społecznej, rasy i płci kulturowej. N. Denzin
zaznacza, że dla S. Halla podmiot definiuje dla siebie warunki, w jakich żyje, ale
znaczenia, jakie przypisuje swojej sytuacji są kształtowane przez szersze siły
ideologiczne funkcjonujące w kulturze. Świadomość jest zawsze „nasycona”
elementami ideologicznymi i jakakolwiek analiza społecznych ram rozumienia
powinna brać je pod uwagę (N. K. Denzin 1992, ss. 117, 118).
W koncepcji S. Halla kultura rozumiana jest jako proces, jako system praktyk
dotyczących przede wszystkim produkcji i wymiany znaczeń, inaczej procesów
nadawania i internalizacji znaczeń, jakie zachodzą między grupami społecznymi i
między ich członkami. Kulturowe znaczenia organizują i regulują praktyki społeczne,
wpływają na zachowanie i mają realne, praktyczne skutki. Tak pojęta kultura
zaangażowana jest we wszystkie działania, poprzez które ludzie nadają wartość i
znaczenie obiektom otaczającej ich rzeczywistości. I właśnie znaczenia kulturowe są
tym co, zdaniem S. Halla, chcą strukturyzować i kształtować te jednostki i grupy
społeczne, które dążą do regulowania społecznych i indywidualnych działań. Kwestia
znaczenia dotyczy konstrukcji tożsamości, zaznaczania różnicy, produkcji i
konsumpcji, regulacji zachowań społecznych. Niezwykle ważnym medium nadawania
znaczeń jest język, który oddziaływuje poprzez reprezentacje kulturowe. Znaczenia są
konstruowane społecznie, a reprezentacja rzeczy jest jej konstytutywnym elementem.
W związku z tym kultura jest równie ważnym czynnikiem kształtowania podmiotów
14
społecznych i zdarzeń historycznych, jak procesy ekonomiczne czy podstawy
materialne (S. Hall 1997, ss. 1-11, 13-64).
N. K. Denzin rozumie kulturę podobnie jak S. Hall i kładzie równie silny nacisk
na wagę znaczeń kulturowych (zob. N. K. Denzin 1992, ss. 71-94, też: 95-99). Badacz
rozumie kulturę jako procesy komunikacji. Zdaniem N. K. Denzina, to co personalne i
to co strukturalne mediowane jest poprzez procesy komunikowania. Procesy te wiążą
się z nadawaniem kulturowych znaczeń. Znaczenia te są częściowo definiowane za
pośrednictwem i z wykorzystaniem systemów ideologii i władzy, funkcjonujących w
określonym porządku społecznym. Komunikacja oznacza praktyki, formy, związki
społeczne i technologiczne reprezentacje, za pośrednictwem których konstruowane są
określone definicje rzeczywistości. Wskazane zjawiska interreagują ze sobą i w
efekcie produkują określone ideologiczne, emocjonalne i kulturowe znaczenia, które
„łączą się” z życiowym doświadczeniem jednostek, wpływając na ich świadomość,
tożsamości i zachowania. Aparat kultury, który Louis Althusser nazywa
ideologicznym aparatem państwa, to jednocześnie aparat komunikacji. Na aparat ten
składają się: całość zorganizowanego środowiska, w którym odbywa się praca
artystyczna, intelektualna i naukowa; ekonomia polityczna, która produkuje,
dystrybuuje i urynkawia (markets) towary (dobra) artystyczne itd., włączając w to
informację; instytucje społeczne, w tym szkoły, gazety, laboratoria, muzea, sieć
radiowa, film, literatura popularna, muzyka, wreszcie telewizja, która dystrybuuje i
interpretuje produkty wytwarzane przez wskazane instytucje; wyobrażenia, znaczenia i
slogany, które definiują światy, w jakich żyją ludzie. Wzięty w całości, aparat
kulturowy jest punktem odniesienia, poprzez który ludzie postrzegają i interpretują
otaczający świat (N.K. Denzin 1992, s. 98).
N. K. Denzin podaje, że studia kulturowe skupiają się na badaniu trzech
podstawowych problemów. Jako pierwszy wymienia produkcję znaczeń kulturowych,
które dotyczą kwestii ideologii i ekonomii politycznej (pozostałe dwa to: tekstowa
analiza tych znaczeń oraz analiza doświadczeń życia codziennego, tzn. sposobów,
poprzez które jednostki wiążą doświadczenia życiowe z ich kulturowymi
reprezentacjami) (N. K. Denzin 1992, s. 80-84).
15
Kwestię znaczenia struktur komunikacyjnych w sprawowaniu kontroli
społecznej podejmują też M. Hardt i A. Negri (M. Hardt, A. Negri 2005, ss. 3757). Autorzy podjęli problem przechodzenia współczesnych społeczeństw od
społeczeństwa typu dyscyplinarnego do społeczeństwa kontroli. Przejście to
zostało zasugerowane, jak się wyrazili, w dziele M. Foucault. Badacze próbują
zrekonstruować model współczesnego społeczeństwa kontroli poprzez
porównanie z modelem społeczeństwa dyscyplinarnego, jaki wyłania się z prac M.
Foucault.
W społeczeństwie dyscyplinarnym władza sprawowana jest za pomocą aparatur
produkujących i kontrolujących zwyczaje, obyczaje, praktyki produkcyjne. Za
funkcjonowanie tego typu społeczeństwa i efektywność przestrzegania jego reguł i
mechanizmów odpowiadają określone instytucje dyscyplinarne, takie jak fabryka,
więzienie, szkoła, szpital. Władza dyscyplinująca kontroluje poprzez zalecanie i
sankcjonowanie normalnych i dewiacyjnych zachowań. Społeczeństwo kontroli
pojawiło się, jak piszą M. Hardt i A. Negri, pod koniec ery nowoczesnej i jest otwarte
ku ponowoczesności. Mechanizmy dowodzenia stają się bardziej zdemokratyzowane i
jeszcze bardziej immanentne wobec pola społecznego – są obecne w mózgach i
ciałach obywateli. Zachowania związane ze społeczną integracją i wykluczeniem są w
większym stopniu zinternalizowane przez same podmioty. Władza jest sprawowana za
pośrednictwem maszyn organizujących bezpośrednio umysły (chodzi o systemy
komunikacyjne, sieci informatyczne) i ciała (np. systemy opieki społecznej).
Czynności nadzorowane prowadzą do stanu autonomicznej alienacji wobec sensu
życia i potrzeb twórczych. Społeczeństwo kontroli cechuje wzmożenie i
upowszechnienie normalizujących aparatur dyscyplinarności, które stymulują od
wewnątrz praktyki życia codziennego. W odróżnieniu od dyscypliny kontrola rozciąga
się daleko poza ustrukturalizowane obszary instytucji społecznych.
M. Hardt i A. Negri zwracają uwagę, że dzieło M. Foucault pozwala rozpoznać
biopolityczną naturę nowego paradygmatu władzy. Biowładza reguluje życie
społeczne od wewnątrz. Władza, aby dowodzić skutecznie całym życiem zbiorowości
musi stać się integralną, żywotną funkcją, którą każda jednostka akceptuje i
reaktywuje z własnej woli. W społeczeństwie kontroli władza przenika życie na
16
wskroś, a jej głównym zadaniem jest administrowanie życiem. Istotą władzy staje się
zatem produkcja i reprodukcja samego życia. W społeczeństwie kontroli kontekst
biopolityczny staje się istotnym obszarem odniesienia w rozważaniach nad
współczesnymi mechanizmami kontroli społecznej. Przejście od społeczeństwa
dyscyplinarnego do społeczeństwa kontroli wyznaczane jest przez nowy paradygmat
władzy, zdominowany przez technologie uznające społeczeństwo za domenę
biowładzy W społeczeństwie dyscyplinarnym skutki stosowania technologii
biopolitycznych były ograniczone w tym sensie, że zgodnie z zamkniętą logiką
dyscyplina osadzała jednostki w ramach instytucji, ale nie potrafiła poddać ich
całkowicie rytmowi praktyk produkcyjnych i produkcyjnej socjalizacji, nie doszła do
poziomu pełnego nasycenia nią świadomości i ciał jednostek. Jak przekonują M. Hardt
i A. Negri, w społeczeństwie dyscyplinarnym naporowi władzy odpowiadał opór
jednostek. Kiedy jednak władza zaczyna nabierać w pełni biopolitycznego charakteru,
cały organizm społeczny zostaje włączony w maszynerię sprawowania władzy. W
tego typu społeczeństwie władza wyraża się w kontroli sięgającej do głębi
świadomości i ciał ogółu i ogarnia zarazem całość stosunków społecznych.
Relacja między produkcja społeczną a biowładzą najpełniej wyraża się w
kategoriach nowej natury pracy produkcyjnej (tzw. intelektualność masowa i praca
niematerialna). We współczesnych społeczeństwach siłę roboczą robotników zastępuje
intelektualna, niematerialna i komunikacyjna siła robocza. Mówiąc inaczej, społeczny
i komunikacyjny wymiar tzw. pracy żywej sprowadza się obecnie do problemu
nowych postaci podmiotowości. Współcześnie zaczynają dominować nowe formy sil
produkcyjnych, takie jak praca niematerialna i umasowiona praca intelektualna.
Produkowanie i manipulowanie uczuciami jako jeden z aspektów pracy niematerialnej,
ogniskujący się na produkcyjności tego co cielesne, somatyczne, jest ważnym
elementem we współczesnych sieciach produkcji biopolitycznej.
W sumie, jak przekonują M. Hardt i A. Negri, nie ma żadnego nagiego życia,
żadnego zewnętrznego punktu widzenia, który można by umieścić poza obszarem
przenikniętym przez pieniądz. Wielkie potęgi przemysłowe i finansowe wytwarzają
towary i podmiotowości działające w kontekście biopolitycznym, wytwarzają
potrzeby, stosunki społeczne, ciała i umysły - wytwarzają wytwórców. Jednym z
17
miejsc, gdzie dokonuje się biopolityczna produkcja i reprodukcja porządku
społecznego są wspomniane już niematerialne sieci produkcji języka, komunikacji i
tego co symboliczne czyli sieci rozwijane przez przemysły komunikacyjne.
Koncepcja społeczeństwa kontroli M. Hardta i A. Negri to w zasadzie
przeformułowanie pojęcia totalnie zarządzanego społeczeństwa, wykreowanego przez
szkołę frankfurcką. Już tylko porównując te dwie koncepcje można pokusić się o
stwierdzenie, że krytyczny namysł na ideologicznym wymiarem kontroli społecznej
ewoluował od marksistowskiej krytyki ideologii do krytyki kultury pojętej bardzo
szeroko - jako system produkowania, komunikowania i konsumowania symboli.
Odwołując się do słów J. Turnera można powiedzieć, uogólniając i upraszczając rzecz
jasna to złożone zagadnienie - że w trakcie rozwoju krytycznej refleksji nad ideologią
jako elementem kontroli społecznej postawiono Hegla z powrotem na nogach, to
znaczy – ideologia „została przeniesiona” z obszaru nadbudowy, świadomości do
obszaru praktyk materialnych. Znaczenie pojęcia ideologii zostało „rozmyte” i zaczęło
być interpretowane jako zjawisko immanentne dla procesów produkcji i konsumpcji
(towarów i symboli) oraz komunikacji. (Wydaje się, że klasyczna, marksistowska
krytyka ideologii straciła rację bytu, a jej miejsce zajęła krytyka procesów
komunikowania symboli). W każdym razie, namysł nad ideologicznym wymiarem
kontroli społecznej skłania do pytania, czy we współczesnych, rozwiniętych
społeczeństwach zachodnich dominuje jakaś jedna (bądź kilka) ideologii, inaczej – czy
mamy do czynienia z jakąś hegemonią ideologiczną, czy też – jak chce np. Douglas
Kellenr- mamy raczej do czynienia z wieloma ideologiami, które nieustannie ze sobą
konkurują (D. Kellner 1989).
Z propozycji F. Jamesona czy D. Harveya wynika, że współczesne, zachodnie
społeczeństwa doświadczają raczej pewnego rodzaju hegemonii kulturowej, mającej
swoje źródło w kapitalistycznym sposobie produkcji.
F. Jameson proponuje interpretowanie postmodernizmu jako kulturową logikę
nowego typu społeczeństwa kapitalistycznego. Dzięki temu rozwija, zdaniem D.
Kellnera, wcześniejszy program teorii krytycznej dotyczący rozwoju kategorii
krytycznej teorii społecznej w odpowiedzi na ważne zmiany zachodzące wewnątrz
ówczesnych społeczeństw (D. Kellner 1989). Według F. Jamesona, kapitalizm
18
kolonizuje coraz więcej sfer życia społecznego. Kapitalistyczna wymiana i procesy
utowarowienia wkraczają do obszarów informacji, wiedzy, komputeryzacji,
świadomości ludzi i ich codziennego doświadczenia w stopniu dotąd
nieporównywalnym (D. Kellner 1989; najpełniejsza koncepcja postmodernizmu F.
Jamesona: zob.: F. Jameson 1993).
Podobnie postmodernizm rozumie David Harvey. Jego zdaniem, określonemu
reżimowi produkcji kapitalistycznej odpowiada reżim społeczno – polityczny.
Obecnemu etapowi elastycznej akumulacji odpowiada reżim społeczno – polityczny
oparty na kompresji i zarządzaniu czasem i przestrzenią, wspierany przez ideologie
przedsiębiorczości, neokonserwatyzmu, coraz bardziej współzawodniczącego
indywidualizmu i prywatyzmu (D. Harvey 1990). D. Harvey przekonuje, że jednostki i
grupy społeczne, które definiują materialne praktyki, formy i znaczenia czasu,
pieniądza i przestrzeni narzucają pewne podstawowe „zasady gry”. Innymi słowy,
ideologiczna i polityczna hegemonia w społeczeństwie zależy od zdolności do
kontrolowania materialnego kontekstu osobistego i społecznego doświadczenia. W
związku z tym, znaczenia przypisywane czasowi, przestrzeni i pieniądzom odgrywają
istotną rolę w sprawowaniu władzy politycznej i – chciałoby się dodać - hegemonii
ideologicznej (D. Harvey 1990).
U podłoża zarysowanych ujęć ideologicznego wymiaru kontroli społecznej można
doszukać się pewnych wspólnych założeń teoretycznych. Spróbuję je zrekonstruować
pomijając podstawowe założenia teorii marksistowskiej.
Przede wszystkim, kultura rozumiana jest jako procesy konstruowania znaczeń.
To przede wszystkim te procesy odpowiadają za efektywność kontroli społecznej. Stąd
kultura i komunikacja postrzegana jest jako coraz ważniejsza forma kontroli
społecznej. Tym samym – i to jest następne założenie - procesy komunikacji stają się
instrumentem sprawowania i umacniania tzw. hegemonii ideologicznej (będąc
jednocześnie narzędziami potencjalnej emancypacji).
Nie jest to oczywiście nowy mechanizm kontrolowania społeczeństwa. Nowe są
natomiast formy czy sposoby kontroli, funkcjonujące za pośrednictwem komunikacji i
nowe ideologie, poprzez które członkowie społeczeństwa są kontrolowani, ćwiczeni i
„wdrażani” do określonych zachowań, tożsamości, cech osobowości. Nowe są takie
19
procesy kulturowe czyli takie formy kontroli jak komunikacja masowa, technologie
informatyczne, przemysł kulturowo - komunikacyjny i związane z tym zmiany w
charakterze pracy – rosnąca rola pracy niematerialnej, w tym produkowanie i
manipulowanie uczuciami. Przypomnę że, zdaniem M. Hardta i A. Negri, jest to
ważny element we współczesnych sieciach produkcji biopolitycznej, jeden z aspektów
pracy niematerialnej, skupiający się na produkcyjności tego co cielesne, somatyczne
(M. Hardt, A. Negri 2005).
Ideologie, o jakich piszą interesujący badacze to: konsumpcjonizm (w tym
fetyszyzm towarowy), technologiczna racjonalność, przedsiębiorczość,
indywidualizm, pragmatyzm (bądź neopragmatyzm), behawioryzm (bądź
neobehawioryzm), neopozytywizm, neokonserwatyzm. Za pośrednictwem takich
ideologii jednostki są „wdrażane” do określonych zachowań i tożsamości, spójnych
(zintegrowanych) z aktualnym etapem rozwoju gospodarki kapitalistycznej. Według
D. Harveya jest to etap elastycznej akumulacji, wg S. Lasha i J. Urry –
zdezorganizowanego kapitalizmu, wg M. Hardta i A. Negri jesteśmy „ćwiczeni” do
„imperium”, wreszcie wg S. Halla do panujących struktur klasowych, rasowych i płci
kulturowej. Mówiąc najogólniej, do zachowań i tożsamości umożliwiających zyski w
późnym, monopolistycznym kapitalizmie.
Zgodnie z kolejnym założeniem kultura jest czynnikiem współdeterminującym
procesy społeczne, ekonomiczne i polityczne. Innymi słowy, w zarysowanych
koncepcjach dochodzi do zacierania różnicy między kulturą, ekonomią i polityką.
I wreszcie jeszcze jedno założenie, zgodnie z którym towar jest instrumentem
kapitalistycznej manipulacji. Tu warto dodać, że teoria krytyczna szkoły frankfurckiej
zakładała, że impotencja mas rośnie wraz ze wzrostem dóbr oraz że ceną rozwoju jest
nasilenie kontroli społecznej (zob. np. D. Kellner 1989). Inaczej, że wraz z rozwojem
społecznym nasilają się procesy biurokratyzacji i technologicznej racjonalizacji
społeczeństwa. Takie założenia skłaniają do postawienia pytania o to, do jakiego
stopnia człowiek poddaje się manipulacji i czy faktycznie dążymy do wykreowania
totalitarnego społeczeństwa demokratycznego?
Odpowiedzi negatywnej udzieliliby zapewne M. Hardt i A. Negri. Badacze ci
wskazują bowiem na pewne możliwości emancypacyjne zawarte w procesach
20
zachodzących we współczesnych społeczeństwach i wieszczą rychły upadek
„imperium” (M. Hardt, A. Negri 2005). Przeczącą odpowiedź dałby też pewnie D.
Kellner, który podkreśla, że towary mogą być zarówno instrumentami społecznej
integracji, jak i manipulacji. Badacz proponuje rozróżnienie na konsumpcję rozumianą
jako używanie dóbr i konsumeryzm jako sposób życia (zbliżony do Marksa pojęcia
fetyszyzmu towarowego) i podkreśla, że konsumpcja nie zawsze musi nieść ze sobą
wyłącznie negatywne zjawiska, że sama może być źródłem konfliktu i kontestacji.
Autor dodaje, że kultura popularna zawiera w sobie zarówno elementy ideologii i
dominacji, jak też transcendencji i opozycji (D. Kellner 1989).
Odpowiedzi pozytywnej nie należy raczej szukać wśród badaczy z nurtu
krytycznej teorii społecznej, a wśród tzw. postmodernistów. Jest to jednak odrębny
temat, podobnie jak zagadnienie różnic i podobieństw między teorią krytyczną a
postmodernistyczną. Tu tylko dodam, że w teorii postmodernistycznej - podobnie jak
w nakreślonych wyżej krytycznych ujęciach ideologicznego wymiaru kontroli
społecznej – kładzie się silny nacisk na kulturę jako najważniejszy bądź jeden z
najważniejszych czynników determinujących procesy społeczne.
W tym kontekście warto na zakończenie nawiązać do pytania postawionego przez
teorię postmodernistyczną, a mianowicie do pytania o status socjologii w kontekście
postmodernistycznej dyskredytacji metanarracji. To pytanie skłania do zastanowienia
nad miejscem i rolą socjologii w refleksji nad przemianami współczesnego
społeczeństwa. Odrzucając metanarracje nowoczesności
pozytywistyczny
projekt
socjologii.
Innymi
słowy,
należałoby też porzucić
na
gruncie
założeń
postmodernistycznych socjologia jako nauka oparta na ideach nowoczesności i
pozytywizmu traci rację bytu. W kontekście relatywizmu i negacji istnienia
obiektywnej prawdy uprawianie socjologii pod hasłem poznania i ulepszania
rzeczywistości społecznej traci swój ideologiczny punkt oparcia. W świetle idei
postmodernistycznych słowa Archimedesa: „dajcie mi dźwignię i pokażcie miejsce, w
którym mógłbym stanąć, a poruszę świat” (za: R. J. Michalowski 1993) nabierają
nowego znaczenia, które nie wyraża już wiary w moc rozumu, ale świadomość jego
ułomności i zwątpienie (R. J. Michalowski 1993). Można powiedzieć, oczywiście z
dużą przesadą, że jesteśmy świadkami sekularyzacji kolejnej religii ludzkości, a
21
przynajmniej jej europejskiej części. Można zapytać - co w zamian? Wydawać by się
mogło, że historia zatoczyła koło i oto znowu pojawiły się głosy nawołujące o powrót
do natury (jak kiedyś np. Rousseau). Oczywiście sens tego hasła jest dzisiaj nieco
inny, a i możliwości interpretacji chyba więcej. W każdym razie, zdaje się, że rozwój
ducha absolutnego doprowadził do triumfu relatywizmu i nihilizmu, a chytry rozum
chichocze. Warto jednak pamiętać o ciągle podejmowanych próbach redefinicji i
rekonstrukcji teorii krytycznej z jej ideą emancypacji (zob. np.: S. Best, D. Kellner
1991) czyli o tendencjach negatywnych (nadal mamy co najmniej dwie strony
medalu).
Literatura
1. Beck, U.: Społeczeństwo ryzyka. W drodze do innej nowoczesności, tłum.
Stanisław Cieśla, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2004.
2. Best, S., Kellner D.: Postmodern theory. Critical interrogations, MacMillan 1991.
3. Bergesen, A.: The rise of semiotic marxism, Sociological Perspectives, 1993, 36.
4. Brown, R.H.: Moral mimesis and political power: toward a rhetorical understanding
of deviance, social control and civic discourse, W: J.A. Holstein, G. Miller (ed.):
Reconsidering social constructionism. Debates in social problems theory, Aldine de
Gruyter, New York 1993.
5. Denzin, N.K.: Symbolic interactionism and cultural studies. The politics of
interpretation, Blackwell, Oxford UK, Cambridge USA 1992.
6. Giddens, A.: The consequences of modernity, Cambridge USA 1990.
7. Gramsci, A.: Pisma wybrane, t. 1 i 2, tłum. B. Sieroszewska, M. Brahmer, Książka i
Wiedza, Warszawa 1961.
8. Gramsci, A.: Quderni del carcere. Edizione critica dell‟Instituto Gramsci a cura di
V. Gerratana, Einaudi, Torino 1975.
9. Habermas J.: Teoria działania komunikacyjnego, t. 1 1999, t. 2 2002, tłum. A.M.
Kaniowski, PWN, Warszawa
22
10. Hall, S.: Representation. Cultural representations and signifying practices, Sage
Publications, London, Thousand Oaks, New Delhi 1997.
11. Hardt M., Negri, A.: Imperium, tłum. S. Ślusarski, A. Kołbaniuk, WAB, Warszawa
2005, wyd. 1 2000.
12. Harvey, D.: The condition of postmodernity. An enquiry into origins of cultural
change, Basil Blackwell 1990, wyd. 1 1980.
13. Jameson, F.: Postmodernism, or, the cultural logic of late capitalism, Verso,
London, New York 1993, wyd. 1 1991, wyd. 2 1992.
14. Kellner, D.: Critical theory, marxism and modernity, Polity Press 1989.
15. Krzemień – Ojak, S.: Antonio Gramsci. Filozofia. Teoria kultury. Estetyka, PWN,
Warszawa 1983.
16. Kumar, K.: From post – industrial to post – modern society, Blackwell, Oxford
London, Cambridge USA 1995.
17. Lash, S., Urry, J.: The end of organized capitalism, Polity Press 1987.
18. Michalowski, R.J.: (De) Construction, postmodernism and social problems: facts,
fictions and fantasies at „the end of history”, W: J.A. Holstein, G. Miller (ed):
Reconsidering social constructionism. Debates in social problems theory, Aldine de
Gruyter, New York 1993.
19. Śpiewak, P.: Gramsci, Wiedza Powszechna, Warszawa 1997.
20. Turner, J.: Struktura teorii socjologicznej. Wydanie nowe, PWN, Warszawa 2004.
23
24
Monika Abucewicz
O POŻYTKACH Z ALIENACJI CZYLI O AKTUALNOŚCI ORAZ PRÓBACH
AKTUALIZACJI POJĘCIA W KRYTYCZNEJ REFLEKSJI NAD KULTURĄ
Ogólne uwagi o traktowaniu zjawiska alienacji przez badaczy społecznych (czyli
tzw. wstęp)
W połowie ubiegłego stulecia Erich Fromm zdiagnozował śmierć człowieka (E.
Fromm 1996). Kilkadziesiąt lat później Jean Boudrillard począł w naukach
społecznych „głosić” śmierć podmiotu. Te skądinąd kategoryczne wnioski bywały
istotnym elementem i punktem odniesienia dla rozwijanej w naukach społecznych
dyskusji na temat kondycji człowieka we współczesnym świecie. O ile E. Fromm
rozwijał swoją koncepcję alienacji z perspektywy klasycznego ujęcia tego zjawiska,
jaką proponowali przedstawiciele szkoły frankfurckiej, o tyle J. Boudrillard doszedł w
swojej interpretacji alienacji do pozycji zdecydowanie postmodernistycznej. Krótko
mówiąc, J. Boudrillard jest jednym z tych, którzy podjęli próbę reinterpretacji pojęcia
alienacji zakorzenionego w teorii marksistowskiej i krytycznej. Innymi słowy, należy
do tych współczesnych krytyków kultury, którzy próbują pojęciu alienacji nadać sens
odzwierciedlający określone realia życia we współczesnym, kapitalistycznym
społeczeństwie. (Co warto przy tej okazji zauważyć, to że obydwaj myśliciele doszli
do podobnego wniosku o śmierci tak czy inaczej pojętego człowieka). (Pomijam tu
kwestię wykorzystywania pojęcia alienacji w refleksji należącej do psychologii
zarządzania, psychiatrii czy socjologii polityki (zob. np.: Geyer Felix R., Schweitzer
David R. 1976). Spośród nich można wymienić Henri Lacana, Rolanda Barthesa,
Jacquesa Derrida, Michaela Foucault (zob. np.: opracowanie nt. pojęcia alienacji w ich
teoriach społecznych: Eve Tavor Bannet 1989). Nie wszyscy – wśród nich np. Pierre
Bourdieu, krytyczni lingwiści jak Robert Hodge i Gunther Kress (R. Hodge, G. Kress
25
1993) czy badacze zajmujący się analizą dyskursu z perspektywy narracji (zob. np.
Dennis K. Mumby 1993) - zajmowali się explicite zjawiskiem alienacji we
współczesnym świecie, jednak tak czy inaczej badali związki miedzy władzą i
przemocą symboliczną czyli – jak przekonuje John B. Thompson - ich refleksję można
interpretować jako wkład w studia z zakresu krytycznej teorii ideologii (John B.
Thompson 1985). J. B. Thompson rozumie przez ideologię sposoby, poprzez które
znaczenie (nadawanie sensu) służy podtrzymywaniu relacji dominacji. Badacz dodaje,
że studiowanie zjawiska i procesów ideologicznych jest ściśle związane z językiem,
bowiem poprzez język kreowane są znaczenia, które służą dominacji (J. B. Thompson
1985, s. 35). Jedno z podstawowych założeń współczesnej teorii ideologii – i co za
tym idzie alienacji (alienację można bowiem rozumieć jako drugą stronę dominacji
(zob. np. Peter C. Ludz 1976, s. 13) – powiada, że żaden dyskurs, żadna narracja czy
tekst nie są ideologiczne same w sobie. Ideologiczne stają się wtedy kiedy – jak pisze
J. B. Thompson - służą podtrzymywaniu asymetrycznych stosunków władzy (J. B.
Thompson 1985, s. 5 i in.). To z kolei może prowadzić do wyalienowania człowieka
od samego siebie, a co za tym idzie - od otaczającej rzeczywistości społecznokulturowej (M. Abucewicz 2008). Tu należy dodać że – jak przekonywał już pod
koniec 18. wieku Johann Gottlieb Fichte – twory aktywności człowieka
uprzedmiotawiają się i wyobcowują od niego, tym samym zaczynają ograniczać jego
wolność, mówiąc inaczej wyalienowują człowieka od jego własnych wytworów
kulturowych (zob. Adam Sikora 1999).
O fundamentalnych powiązaniach zróżnicowanych skądinąd sposobów
„obwąchiwania” alienacji czyli o wspólnych problemach badaczy alienacji
Poczynając od teorii materializmu historycznego, pojęcie alienacji było stosunkowo
systematycznie wykorzystywane w społecznej refleksji nad kondycją człowieka. Jak
wspomniałam wyżej, między poszczególnymi dyscyplinami społecznymi, jak też
między badaczami reprezentującymi tę samą gałąź wiedzy istniała i istnieje duża
rozbieżność w sposobie rozumienia i wykorzystywania pojęcia alienacji (zob. np.: J.
B. Thompson 1985, E. T. Bannet 1989, D. K. Mumby 1993, F. R. Geyer i D. R.
Schweitzer 1976, plus… Ta filozoficzna itd. It….). Jednak w zróżnicowanej refleksji
nad zjawiskiem alienacji człowieka we współczesnym świecie można wskazać pewne
26
fundamentalne powiązania. Jednym z nich jest zagadnienie natury ludzkiej. Mówiąc
inaczej, w studiach nad zjawiskiem i procesami alienacji nie sposób uniknąć założeń
na temat natury człowieka (przesłanek mniej lub bardziej określonych,
przyjmowanych implicite bądź explicite), bowiem – jak podkreśla Peter C. Ludz mówienie o alienacji kultury nie ma sensu bez mówienia o alienacji jednostki (P. C.
Ludz 1976). Alienacja człowieka od samego siebie (Adam Schaff określa to zjawisko
terminem alienacji subiektywnej) (A. Schaff 1999) oznacza konieczność przyjęcia
pewnej idealnej miary, podług której można alienację oceniać. A zatem, przyjęcie
określonej definicji natury ludzkiej jest koniecznym warunkiem dyskusji o alienacji
człowieka. (Pomijam w tym miejscu inne powiązania między różnorodnymi
sposobami badania alienacji. Należą do nich m.in. problemy natury
konceptualizacyjnej, epistemologicznej i metodologicznej) (zob. nt. temat: J. M.
Balkin 1998, J. B. Thompson 1985, M. Abucewicz maszynopis). Przy okazji należy
dodać, że chodzi mi o marksowskie ujęcie natury ludzkiej. Marks, jak ujmuje A.
Sikora, przezwyciężył koncepcję uniwersalnej, niezmiennej natury człowieka i
podkreślał, że jest ona wyznaczona przez całokształt historycznie określonych
stosunków społecznych (A. Sikora 1999). Krótko mówiąc, koniecznym warunkiem
badania alienacji jest przyjęcie (implicite bądź explicite) określonych przesłanek na
temat natury człowieka – natury pojmowanej historycystycznie (tu warto dodać, że w
refleksji badaczy alienacji panuje w tym względzie pewien zamęt, tzn. nie zawsze
wiadomo, czy pojmują oni naturę człowieka na sposób marksowski, historycystyczny
czy też zakładają jej uniwersalność i niezmienność).
I tak np. E. Fromm krytykował zjawisko alienacji z perspektywy wizji natury
człowieka, którą zaczerpnął z teorii Marksa. E. Fromm był zdania, że najważniejsze
potrzeby człowieka to potrzeby samorealizacji i wolności od…, z których druga miała
być warunkiem pierwszej. E. Fromm przekonywał – podobnie jak Max Horkheimer i
Theodore Adorno (M. Horkheimer, T. Adorno 1972), że źródła alienacji leżą z jednej
strony w zmierzchu rozumu, z drugiej – w rozwoju inteligencji człowieka, mówiąc
inaczej – w rozwoju technologicznym społeczeństwa (E. Fromm 1996). Z
perspektywy badaczy ze szkoły frankfurckiej historia ludzkości winna być historią
emancypacji człowieka, tymczasem człowiek ten jest świadkiem (najczęściej
27
nieuświadomionym) zmierzchu rozumu (M. Horkheimer, T. Adorno 1972),
pogłębiającej się alienacji obiektywnej i subiektywnej (określ. za: A. Schaff 1999) i
narastającego szaleństwa społecznego (E. Fromm 1996). W tym ujęciu rozwój
społeczny przynosi ludziom więcej szkody niż pożytku, tzn. zamiast do emancypacji i
realizacji oświeceniowych ideałów przyczynia się do pogłębiania zniewolenia
człowieka czyli do jego alienacji. W tym kontekście zasadne staje się pytanie o
możliwości wyzwolenia (zob. np.: D. Kellner 1989, M. Abucewicz 2008). Jednak nie
wszyscy badacze, którzy zajmowali się problematyką alienacji kwestię emancypacji
uważali za nadrzędną.
Dla myślicieli takich jak H. Lacan czy R. Barthes alienacja jest nieodłącznym
elementem kondycji człowieka, dla J. Derridy – warunkiem odczuwania przyjemności
(E. T. Bannet 1989). Jednak wielu badaczy społecznych rozważało i rozważa
zagadnienie ideologicznego wymiaru kontroli społecznej i jego konsekwencji w
formie alienacji w kontekście możliwości wyzwolenia człowieka. Dla E. Fromma i
innych badaczy ze szkoły frankfurckiej, dla Antonio Gramsci (A. Gramsci 1961), dla
M. Foucault (zob. np.: E. T. Bannet 1989), dla Stuarta Halla (zob. np.: S. Hall 1997),
dla Ernesto Laclau i Chantal Mouffe (E Laclau, Ch. Mouffe 1985), czy wreszcie
Michaela Hardta i Antonio Negri (M. Hardt, A. Negri 2005) pogłębiająca się alienacja
jest, najogólniej rzecz biorąc, efektem procesów rozwojowych, jakim podlegają
współczesne społeczeństwa, a więc w zasadzie czymś nabytym, a skoro tak, to można
to jeśli nie zlikwidować, to przynajmniej ograniczyć (tu można dodać, że możliwości
dezalienacji poszukiwali również ci myśliciele, którzy uznawali to zjawisko za
nieodłączny element życia) (zob.: E. T. Bannet 1989, np. r. 1 i 3). Można by
powiedzieć, że w przeciwieństwie do założeń klasycznej krytycznej teorii
frankfurckiej wymienieni badacze podkreślają dialektykę zniewolenia i emancypacji to
znaczy – kładą równie silny nacisk na wykazanie warunków skutkujących
zniewoleniem, co na możliwości przezwyciężenia dominacji ideologicznej. Krótko
mówiąc, z różnicami w poglądach na istotę alienacji i jej przyczyny wiążą się też
czasami różnice w poglądach na temat możliwości wyzwolenia.
I tak np. A. Gramsci, R. Hodge czy S. Hall przekonują o możliwości realizacji idei
emancypacji. Możliwości takich upatrują w zjawisku hegemonii ideologicznej czyli w
28
nieustannej walce o znaczenie (sens) (A. Gramsci 1961, Dick Hebdige 1979, S. Hall i
Tony Jefferson 1977, 1997). Podstawą walki o znaczenie są procesy społecznego
konstruowania porządku symbolicznego (zob. np. M. Abucewicz 2006). E. Laclau i
Ch. Mouffe również są przekonani o szansach wygrania walki o hegemonię. Takie
szanse dostrzegają przede wszystkim w porządku politycznym współczesnych,
zachodnich społeczeństw. (E. Laclau, Ch. Mouffe 1985). Bardziej pesymistyczni w
tym względzie wydają się być myśliciele tacy jak H. Lacan czy M. Foucault ale, jak
wspominałam wyżej, zdaniem E. T. Bannet - badaczki twórczości wymienionych
myślicieli - H. Lacan i M. Foucault nie do końca pogodzili się z nieuchronnością
alienacji i poszukiwali możliwości jej przezwyciężenia (E. T. Bannet 1989).
O „wytartej” ideologii tzw. równych szans
W kontekście namysłu nad zjawiskiem alienacji obok pytania o warunki dezalienacji
pojawia się też inne, istotne pytanie. A mianowicie, czy procesy uprzemysłowienia, a
później tzw. technicyzacji czy informatyzacji życia społecznego przyczyniają się do
niwelowania różnic społecznych. Mowa przede wszystkim o niwelowaniu różnic
klasowych i o przybliżaniu do realizacji idei tzw. równych szans? (o zasadności
analizy klasowej współczesnych społeczeństw w kategoriach wyzysku zob. np.: Erik
O. Wright 1997).
Negatywnej odpowiedzi dostarczyły już badania Roberta S. i Helen M. Lynd w
Middletown w Stanach Zjednoczonych, przeprowadzone w latach 20. i 30. ubiegłego
wieku. Najciekawszym bodaj wnioskiem jest ten, który mówi, że efektem procesów
uprzemysłowienia było stosunkowo znaczne zróżnicowanie struktury klasowej
badanego miasteczka (R. S. Lynd, H. M. Lynd 1929). Również dzisiaj wiele
przemawia za tym, że rozwój społeczny skutkuje raczej pogłębianiem nierówności
społecznych, aniżeli ich niwelowaniem. Mowa przede wszystkim o tzw. procesach
polaryzacji współczesnych, kapitalistycznych społeczeństw. To oddala nas – wbrew
neoliberalnej ideologii - od realizacji idei tzw. równych szans i przyczynia się tym
samym do kształtowania i utrwalania segregacji ekonomiczno – społecznej między
ludźmi, innymi słowy - do tworzenia i utrwalania barier ekonomicznych, społecznych,
kulturowych, politycznych i wreszcie ekologicznych między ludźmi. Tu należy dodać
że, jak pisze Małgorzata Jacyno w kontekście rozważań o efektach globalizacji, dawne
29
dystanse między ludźmi odtwarzają się (również i m.in.: M.A.) w możliwościach
autokonstrukcji, ponieważ ludzie posiadają do nich nierówny dostęp (M. Jacyno
2004). Trudno zgodzić się z twierdzeniem E. T. Bannet, że we współczesnym świecie
zachodnim nie ma już eksploatujących i eksploatowanych w sensie hegemonii
ideologicznej (E. T. Bannet 1989). Takie stwierdzenie tej skądinąd wnikliwej badaczki
czołowych myślicieli współczesnych świadczy chyba raczej o jej naiwności
światopoglądowej, a nie o wnikliwym wejrzeniu w życie społeczne. Należałoby się
chyba raczej zgodzić z dowodzeniem E. O. Wrighta, że kategoria wyzysku nadal jest
jedną z centralnych kategorii, które winny być wykorzystywane w analizie społecznej
(E. O. Wright 1997). Oczywiście nie chodzi mi tu tylko o wyzysk klasowy. Można
powiedzieć, że pojęcie wyzysku zostało poszerzone przez krytyków kultury, którzy
tym samym nadali mu szerszy sens. Badacze krytyczni nie ograniczają już znaczenia
tego pojęcia do wyzysku ekonomicznego. Dominacja (i hegemonia) ideologiczna
(czyli nie tylko ekonomiczna) poprzez utrwalanie asymetrycznych stosunków władzy
(J. B. Thompson 1985) przyczynia się do wyzysku m.in. społeczno – kulturowego.
Innymi słowy, tzw. przemoc symboliczna (P. Bourdieu) (inaczej dominacja
ideologiczna) prowadzi do wyobcowania ludzi z ich własnej przestrzeni symbolicznej
poprzez tzw. sprzężenie zwrotne (zob. J. B. Thompson 2001). Jak wspominałam już
wyżej, zjawisko alienacji można traktować jako drugą stronę dominacji ideologicznej
(P. C. Ludz 1976, s. 13). Krótko mówiąc, wydaje się, że pojęcia wyzyskiwany wyzyskujący analizowane w kategoriach struktury klasowej poszerzyły swój
pierwotny sens i mogą być wykorzystywane w analizach wszelkich asymetrycznych
stosunków władzy (mowa m.in. o relacjach etnicznych, płciowych, wyznaniowych,
zob. też: próby teoretycznego ujęcia i badania społecznych relacji władzy,
podejmowane przez etnometodologów) (zob. np.: S. Hall i T. Jefferson 1977, 1997,
Norman K. Denzin 1992).
We współczesnych społeczeństwach zachodnich mamy do czynienia z jednej strony z
procesami segregacji klasowej, z drugiej – z hegemonią ideologiczną (M. Abucewicz
2008). (Oczywiście oba rodzaje procesów pozostają ze sobą w ścisłym, dialektycznym
związku). Podsumowując powyższe uwagi (i nie tylko) można powiedzieć, że
krytyczny, naukowy namysł nad kulturą odznacza się dużą wnikliwością i
30
zróżnicowaniem. W tym kontekście pojawia się pytanie, dlaczego zatem współczesna
myśl lewicowa przeżywa – jak się wydaje – okres osłabienia swoich wpływów
społeczno – politycznych i dlaczego zacierają się różnice między ideologią lewicową i
prawicową (wskazane procesy można obserwować jeśli nie w większości krajów (zob.
np. sytuacja polityczna w krajach Ameryki Łacińskiej, to przynajmniej w krajach tzw.
Unii Europejskiej)? Mogą o tym świadczyć tzw. centrolewice czy centroprawice
(koalicje rządzących stosunkowo często spotykane w demokracjach zachodnich), idea
tzw. trzeciej drogi itp… W tym miejscu można pokusić się o stwierdzenie, że tzw.
rozwój społeczny przyniósł ze sobą kryzys ideologii i nowy typ społeczeństwa
kastowego. Abstrahując od kwestii czysto ekonomicznych ten nowy typ społeczeństwa
można interpretować m.in. jako produkt procesów dominacji ideologicznej,
alienujących jednostkę, a poprzez to kulturę. Dla kształtującego się na oczach
współczesnego człowieka społeczeństwa kontroli (M. Hardt, A. Negri 2005)
najważniejszymi cechami opisowymi nie są chyba cechy takie jak informatyzacja,
rozwój technologii czy narastające ryzyko. Wydaje się, że z czysto ludzkiego punktu
widzenia najważniejszymi cechami mogą być: narastająca polaryzacja społeczna i
tendencja do kastowości (zob. wyżej).
Wracając do twierdzenia o kryzysie ideologii trzeba dodać, że kryzys ten przejawia się
m.in. w negacji tzw. wielkich narracji (Jean Francois Lyotard 1997), w nośności hasła
„końca ideologii” (ściślej – końca historii, co w sumie wychodzi na jedno wg Francisa
Fukuyamy) (F. Fukuyama 1996), w spektakularności etykietek nalepianych na
współczesne społeczeństwa w rodzaju etykiety „społeczeństwo ryzyka” (U. Beck
2004) (nota bene, wydaje się, że określenie to odwraca uwagę od źródłowych
problemów społecznych ponieważ, jak się wydaje, U. Beck upatruje głównych źródeł
narastającego ryzyka społecznego w procesach rozwoju technologicznego,
informatycznego itp., a gubi po drodze dialektykę procesów - ogólnie rzecz biorąc gospodarczych i społecznych. Krótko mówiąc, w swoich analizach gubi w istocie
realia stosunków międzyludzkich, jakie dominują we współczesnych, tzw.
rozwiniętych społeczeństwach zachodnich) czy wreszcie w zacieraniu różnicy między
myśleniem lewicowym i prawicowym. Słabość współczesnej myśli lewicowej wydaje
się w dużej mierze leżeć w jej niechęci? do dostrzegania narastającej kastowości
31
społeczeństwa, w jej nieumiejętności intelektualnego rozbioru podziałów społecznych,
w jej niechęci (zakorzenionej pewnie m.in. w kompleksach) do analizy społeczeństwa
w terminach klasowych. W tym miejscu można zaryzykować twierdzenie, że o
pozycji człowieka decyduje przede wszystkim czynnik ekonomiczny, a podziały
innego rodzaju – pod względem płci, wyznania czy rasy – bywają bardzo często (a
może najczęściej?) pochodną pozycji materialnej (oczywiście nie jest to żadna nowa
cecha współczesnych społeczeństw zachodnich, która miałaby je odróżniać od
społeczeństw dawniejszych). Rzecz w tym, że jeśli zgodzimy się z powyższym to
zgoda ta będzie przemawiać za twierdzeniem o wyższości analiz Marksa (ich większą
przenikliwością i trafnością) nad analizami Webera. Ten ostatni zapewne trafnie
zróżnicował strukturę społeczną, jednak można chyba powiedzieć, że subtelność jego
analiz nie zmieniła realiów. W związku z tym prace Webera lepiej nadają się do
inspirowania myśli prawicowej, przy czym ideolodzy lewicy winni z nim nieustannie
polemizować.
Krótkie podsumowanie czyli „Oni żyją” (film Johna Carpentera i klasyczna już
interpretacja alienacji ludzi w zachodnich społeczeństwach)
Warunki życia we współczesnych społeczeństwach zachodnich sprawiają, że być
może ludzie posiadają dzisiaj więcej możliwości wyrażania oporu (zob. np. Manuel
Castells 2001) oraz pogłębiania własnej świadomości (w porównaniu ze
społeczeństwami sprzed tzw. rewolucji przemysłowej i tzw. przemysłowymi). Być
może w tym leży jedna z przyczyn, dla których kontrola współczesnych społeczeństw
wymaga już nie tylko strategii i technik dyscyplinarnych (M. Foucault). Współcześnie
nie wystarczy już kontrolować ciała, przede wszystkim trzeba kontrolować umysły
(M. Hardt, A. Negri 2005). Do kontroli umysłów i do manipulowania nimi
wykorzystywane są coraz bardziej subtelne technologie informatyczne, stosowane na
coraz szerszą skalę poprzez wykorzystywanie szeroko pojętej kultury (M. Abucewicz
2008), ponieważ tylko poprzez ideologiczną indoktrynację można – jak się wydaje –
zwiększyć poziom samokontroli jednostek, a to – jak wiadomo – jest
najskuteczniejszym sposobem kontrolowania człowieka. Ideologiczne urabianie
umysłów jest dzisiaj podstawową strategią kontrolowania społeczeństwa, a strategia ta
prowadzi do pogłębiania alienacji człowieka od kultury, od innych ludzi, wreszcie od
32
samego siebie. Prowadzi to do sytuacji, w której to nie człowiek przemawia poprzez
świat, ale to świat przemawia poprzez człowieka, a w związku z tym: ja dla świata,
czy świat dla mnie? (E. T. Bannet 1989, s. 233).
Kontrolowanie społeczeństwa poprzez procesy zachodzące w kulturze daje – jak wiele
może na to wskazywać - wymierne efekty, a mianowicie – uwiąd myśli socjalistycznej
oraz utrzymującą się hegemonię ideologiczną.
Podstawowe konflikty współczesnych zachodnich demokracji zostały przeniesione –
za pośrednictwem rozwoju technologii informatycznych i szeroko pojętej kultury
(nauk społecznych również) – w sferę porządku symbolicznego. Czy to zmienia istotę
tych konfliktów? W myśli społecznej (i oczywiście nie tylko) konflikty społeczne
zostały zsemiotyzowane i nabrały nowego wymiaru, który raczej jednak nie zmienia
ich istoty – obranie poszerzonej optyki nie zmienia problemu, może jedynie
przyczynić się do jego lepszego zrozumienia. Być może najważniejszą lekcją, jaką
możemy wynieść z relatywistycznych pomysłów postmodernistów jest ta, która głosi:
sztandary nauki wolnej od wartościowania - wynieść! Czas na naukę przyznającą
otwarcie, na jakiej opcji teoretycznej - tzn. na jakiej opcji ideologicznej - bazuje.
Wydaje się, że człowieka odpowiedzialnego za słowo winno obligować uznanie
prostej skądinąd prawdy – obiektywność to idea historyczna czyli względna.
Literatura:
Abucewicz M.: Problem narkomanii w Polsce – ujęcie konstruktywistyczne,
Kwaśniewski Jerzy (red.): Badania problemów społecznych. 2, Prace Katedry
Socjologii Norm, Dewiacji i Kontroli Społecznej Tom VIII, IPSiR UW, Warszawa
2006.
Abucewicz M.: Od pozytywizmu do postmodernizmu czyli kilka uwag o stawianiu
Hegla z powrotem na nogach i o ideologicznym wymiarze krytycznej refleksji nad
kulturą, W: Jerzy Kwaśniewski (red.) Prace Katedry Socjologii Norm, Dewiacji i
Kontroli Społecznej Tom IX, IPSiR UW 2008.
Abucewicz M.: Główne problemy teoretyczne związane z wypracowaniem
perspektywy badania zjawiska i procesów alienacji, maszynopis.
Balkin J. M.: Cultural software. A theory of ideology, Yale University Press, New
Haven, London 1998.
33
Bannett E. T.: Structuralism and the logic of dissent. Barthes, Derrida, Foucault,
Lacan, University of Illinois Press, Urbana i Chicago 1989.
Beck U.: Społeczeństwo ryzyka. W drodze do innej nowoczesności, Scholar,
Warszawa 2004, tłum. S. Cieśla.
Casstells M.: The information age. Volumes III, Blackwell Publishers 2001.
Denzin N. K.: Symbolic interactionism and cultural studies. The politics of
interpretation, Blackwell University Press, Oxford UK, Cambridge USA 1992.
Fromm E.: Zdrowe społeczeństwo, PIW, Warszawa 1996, tłum. A. Tanalska - Dulęba.
Fukuyama F.: Koniec historii, Zysk i S-ka, Poznań 1996, tłum. T. Biedroń, M.
Wichrowski.
Geyer R. F., Schweitzer D. R.: Theories of alienation. Critical perspectives in
philosophy and the social sciences, Martinus Nijhoff Social Sciences Division, Leiden
1976.
Gramsci A.: Pisma wybrane, t. 1 i 2, Książka i Wiedza, Warszawa 1961, tłum. B.
Sieroszewska, M. Brahmer.
Hall S., Jefferson T.: Resistance through rituals. ..youth subcultures in post - -war
Britain, Hutchinson of London in association with the Centre for Contemporary
Cultural Studies, University of Birmingham, 1977.
Hall S.: Representation. Cultural representations and signifying practices, Sage
Publications, London, Thousand Oaks, New Delhi 1997.
Hardt M., Negri H.: Imperium, WAB, Warszawa 2005, tłum.: S. Ślusarski, A.
Kołbaniuk.
Hebdige D.: Subculture: the meaning of style, Methuen & Co Ltd, London 1979.
Hodge R., Kress G.: Language as ideology, Routledge, London, New York 1993.
Horkheimer M., Adrono T.: Dialectic of enlightement, Seabury, New York 1972.
Jacyno M.: „Wszystkie globalne problemy zaczynają się na twoim talerzu…”, W: M.
Jacyno, A. Jawłowska, M. Kempny (red.): Kultura w czasach globalizacji, IFiS PAN,
Warszawa 2004.
Kellner D.: Critical theory, marxism and modernity, Polity Press 1989.
Laclau E., Mouffe Ch.: Hegemony and socialist strategy, Verso, London 1985.
34
Ludz P. C.: Alienation as a concept in the social sciences, W: R. F. Geyer, Schwetzer
D. R.: Theories of alienation. Critical perspectives in philosophy and the social
sciences, Martinus Nijhoff Social Sciences Division, Leiden 1976.
Lynd R. S., Lynd H. M.: Middletown. A study in American culture, Brace and
Company, New York, Harcourt, 1929.
Lyotard J. F.: Kondycja ponowoczesna: raport o stanie wiedzy, Fundacja Aletheia,
Warszawa 1997, tłum.: M. Kowalska, J. Migasiński.
Mymby D. K. (ed.): Narrative and social control: critical perspectives, Sage
Publications, Newbury Park, London, New Delhi 1993.
Schaff A.: Alienacja jako zjawisko społeczne, Książka i Wiedza, Warszawa 1999.
Sikora A.: Od Heraklita do Husserla, Open, Warszawa 1999.
Thompson J. B.: Media I nowoczesność. Społeczna teoria mediów, Astrum, Wrosław
2001, tłum. I. Mielnik.
Thompson J. B.: Studies in the theory of ideology, Polity Press, Cambridge 1985.
Wright E. O.: Class counts. Comparative studies in class analysis, Cambridge
University Press, Cambridge 1997.
35
36
Piotr Lipka
ANALIZA PRZYCZYN REDUKCJI POZIOMU PRZESTĘPCZOŚCI W USA
W LATACH 90. XX WIEKU NA PRZYKŁADZIE NOWEGO JORKU
Zadziwiające zjawisko
W ostatniej dekadzie dwudziestego stulecia Ameryka doświadczyła
niespotykanego dotąd spadku poziomu przestępczości. Skala zachowań przestępczych
na terenie Stanów Zjednoczonych zmniejszyła się w ciągu niespełna ośmiu lat o
kilkadziesiąt procent, a niezwykłym wprost fenomenem był spadek liczby zabójstw w
metropoliach takich jak Los Angeles czy Nowy Jork – o 60–70 procent. Zjawisko to
było na tyle zaskakujące i niezrozumiałe, że wielu kryminologów i innych uczonych
postanowiło dociec przyczyn takiego stanu rzeczy. Pojawiło się wiele koncepcji
próbujących wyjaśnić, dlaczego przestępcy prawie zniknęli z ulic amerykańskich
miast. Badano wpływ zmian demograficznych, społecznych i ekonomicznych na
poziom przestępczości. Szukano również wyjaśnienia zaistniałej sytuacji w nowych
strategiach policyjnych wprowadzanych w niektórych amerykańskich miastach.
Ludzie tacy jak burmistrz Nowego Jorku Rudolph Giuliani, czy też Bill Bratton, szef
tamtejszej policji, stali się bohaterami w całym kraju, kiedy media ogłosiły, że
prowadzona przez nich w ramach polityki „zero tolerancji” bezwzględna walka z
gangsterami spowodowała, że można było czuć się bezpiecznie na nowojorskich
ulicach. Ponad 70-procentowy spadek zabójstw uznano za sukces prowadzonych przez
nich działań polegających na reorganizacji policji i walki z najmniejszymi nawet
przejawami dezorganizacji społecznej.
37
Stany Zjednoczone w latach 70. i 80. były w bardzo znaczącym stopniu
zdominowane przez gangsterów i zorganizowane grupy przestępcze. Nowy Jork
przodował w rankingach przestępczości, a przedstawiciele mafii sycylijskiej do dziś
nazywają to miasto swoim domem.
Historia Nowego Jorku pokazuje, że w zasadzie od początku swojego istnienia
był on przesiąknięty korupcją, podejrzanymi układami i przestępczością. Nowojorskie
ulice i metro były zaniedbane oraz pełne włóczęgów, żebraków i narkomanów. Nie
można się więc dziwić, że burmistrz Giuliani i komisarz Bratton zostali wyniesieni na
piedestał przez swoich obywateli, kiedy okazało się, że ich bezwzględna postawa
przyczyniła się do oczyszczenia miasta. Pojawia się jednak pytanie, czy ten
spektakularny spadek przestępczości w Nowym Jorku był rzeczywiście ich zasługą.
Nowe strategie policyjne
Przyjrzyjmy się bliżej kwestii zastosowania nowych strategii policyjnych. Nowe
strategie policyjne zastosowano nie tylko w Nowym Jorku (również np. .w Nowym
Orleanie pod nazwą COPS1), ale to właśnie polityka „zero tolerancji” wprowadzona
przez Williama Brattona i Rudolpha Giulianiego stała się znana na całym świecie.
Została nazwana przez amerykańskie media cudownym lekarstwem na jedną z
największych bolączek Nowego Jorku – rosnącą przestępczość. Rozpoczęto walkę z
korupcją w policji, zastosowano nowoczesne metody prewencyjne, takie jak
Compstat2 pozwalający namierzyć zapalne punkty na przestępczej mapie miasta,
szefów komisariatów obarczono większą odpowiedzialnością za dzielnice i ich
1
COPS – Community Oriented Policing Services, w Nowym Orleanie pod nazwą Community Oriented Policing
Squad. Biuro COPS wchodzi w skład Departamentu Sprawiedliwości, powstało na mocy Violent Crime Control
and Law Enforcement Act z 1994 roku. Zadaniem COPS jest zbliżenie policji do obywateli, prewencyjne
działania zapobiegające zachowaniom przestępczym oraz zwalczanie przejawów dezorganizacji społecznej tzw.
root causes.
2
COMPSTAT – system wprowadzony w Nowym Jorku za czasów komisarza Williama Brattona służący do
dynamicznego i prewencyjnego reagowania na zachowania przestępcze. COMPSTAT opiera się na
wykorzystaniu systemu GIS (Geographic Information System), który gromadzi, przechowuje i analizuje dane
przestrzenne. Dzięki temu policja ma możliwość lokalizowania tzw. „hot spots” (punktów na mapie miasta o
największym nasileniu przestępczości) i podejmowania działań prewencyjnych polegających np. na posyłaniu w
takie rejony miasta większej ilości patroli. W Nowym Jorku w ramach COMPSTAT organizowano
cotygodniowe spotkania, na których szefowie poszczególnych okręgów byli rozliczani z postępów w walce z
przestępczością na swoim terenie.
38
mieszkańców. Koncepcja „zero tolerancji” wywodzi się z tzw. Teorii Wybitych Szyb
Kellinga i Wilsona. Najkrócej mówiąc, chodzi o to, że nawet najmniejszy przejaw
nieporządku czy zachowania niezgodnego z normą prowadzi w istocie do dużo
poważniejszych przestępstw. Dlatego policja nowojorska zaczęła bardzo surowo
ścigać nawet najdrobniejsze wykroczenia. Burmistrz Giuliani i komisarz Bratton
nazywali to „odcinaniem tlenu elementowi przestępczemu”. Wychodzili z założenia,
że ktoś, kto popełnia małe wykroczenia, może niedługo dopuścić się znacznie
poważniejszego złamania prawa.
Wprowadzenie polityki „zero tolerancji” w Nowym Jorku na pewno miało pozytywny
wpływ na samopoczucie obywateli. Nowojorczycy zaczęli odczuwać, że nareszcie
ktoś zajął się przestępstwami i wykroczeniami, które dotyczą zwykłych ludzi. Policja
zajęła się drobnymi sprawami na równi z walką ze strukturami przestępczości
zorganizowanej i to dało zwykłym obywatelom poczucie bezpieczeństwa.
Pozostaje jednak pytanie: czy rzeczywiście mieszkańcy Nowego Jorku zawdzięczali
spadek przestępczości działaniom burmistrza Giulianiego i komisarza Brattona? Czy
wprowadzona przez nich w życie koncepcja miała wpływ na tak znaczącą redukcję
zachowań przestępczych? Autor „Freakonomics”3 Steven Levitt twierdzi, że jedynie
przypadkowa zbieżność pewnych wydarzeń spowodowała, że komisarz Bratton i
burmistrz Giuliani uznani zostali za zbawców Nowego Jorku. Przestępczość w tej
metropolii zaczęła spadać już w roku 1990. Do roku 1993 liczba przestępstw
naruszających własność prywatną, przestępstw z użyciem przemocy oraz zabójstw
spadła o prawie 20 procent. Liczba zabójstw w przeliczeniu na sto tysięcy
mieszkańców zmniejszyła się z 30,7 w 1990 roku do 8,4 w 2000 roku. Nastąpił więc
spadek o ponad 70 procent. Levitt twierdzi, że dokładna analiza sytuacji nasuwa
wniosek, że nowatorskie strategie policyjne miały niewielki wpływ na taki stan rzeczy.
Bratton i Giuliani objęli swoje stanowiska dopiero w roku 1994, kiedy przestępczość
już od jakiegoś czasu zaczęła wykazywać tendencję spadkową. Wprowadzenie zasady
„zero tolerancji” nałożyło się jedynie na już zaawansowany trend spadkowy i mogło
go ewentualnie jedynie wzmocnić. Czy tak się stało? Levitt twierdzi, że tym, co mogło
3
Steven Levitt and Stephen J. Dubner (2005). Freakonomics: A Rogue Economist Explores the Hidden Side of
Everything. William Morrow/HarperCollins, rozdział „Gdzie się podziali wszyscy przestępcy?”.
39
mieć wpływ na redukcję przestępczości, był ogromny wzrost zatrudnienia w
nowojorskiej policji. W latach 1991–2001 liczba policjantów zwiększyła się o 45
procent. W innych amerykańskich miastach przestępczość również spadła. Gdyby
wziąć pod uwagę tak znaczący wzrost sił policyjnych w Nowym Jorku, to miasto to ze
swoją polityką „zero tolerancji” wcale nie przodowałoby w rankingach spadku
przestępczości. Sam fakt wzrostu zatrudnienia w policji nie był kluczowy i owa
przypadkowa zbieżność pewnych zdarzeń, o której pisałem, dotyczy czynników, które
miały według Levitta rzeczywisty wpływ na obraz sytuacji i zbiegły się w czasie z
działaniami władz Nowego Jorku. Zajmę się tym zagadnieniem dalej. Warto dodać, że
tacy specjaliści jak George L. Kelling, William H. Sousa czy też Eli B. Silverman
mają zupełnie inny pogląd na tę sprawę, uważając politykę „zero tolerancji” za
kluczowy czynnik, który miał wpływ na spadek przestępczości w Nowym Jorku. Ten
pogląd skonfrontujemy z teorią Levitta, a na razie chciałbym przejść do analizy
kolejnej kwestii, jaką jest wzrost znaczenia kary więzienia.
Znaczenie kary pozbawienia wolności
W latach 60. ubiegłego stulecia przestępczość w Stanach Zjednoczonych zaczęła
gwałtownie rosnąć. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy była pobłażliwość sądów
wynikająca z generalnego trendu do bardziej liberalnego podejścia do zjawiska
przestępczości. Liczba wyroków zmniejszyła się, prawa osób oskarżonych zostały
znacznie rozszerzone. Rewolucja obyczajowa i silne dążenia do równouprawnienia
rasowego spowodowały, że politycy, aby nie być posądzanymi o rasizm, złagodzili
kurs walki z przestępczością, zdając sobie sprawę z faktu, że większość przestępstw
popełnianych jest przez Afroamerykanów i Latynosów.
Kolejne lata przyniosły zaostrzenie kar, wydłużono wyroki za przestępstwa z
użyciem przemocy, a w latach 1980–2000 liczba osób skazanych na więzienie za
przestępstwa narkotykowe wzrosła 15-krotnie. Wydłużono wyroki za wszelkie
przestępstwa z użyciem przemocy. W 2000 roku w więzieniach odbywało kary 2
miliony osób, niemalże czterokrotnie więcej niż w roku 1972. Połowa tego wzrostu
liczby osadzonych miała miejsce w latach 90. Levitt uważa, że istnieją bardzo silne
40
przesłanki ku temu, by powiązać zaostrzenie kar więzienia ze spadkiem
przestępczości. Ta korelacja wydaje się logiczna, bo surowość kar działa z jednej
strony odstraszająco na potencjalnych przestępców, a z drugiej profilaktycznie na tych,
którzy już odbywają karę. Bardzo duża liczba osadzonych jest poważnym problemem
społecznym w Stanach Zjednoczonych, co nie zmienia według Levitta faktu, że
surowe kary są skutecznym środkiem zapobiegania przestępczości i miały niewątpliwy
wpływ na spadek przestępczości w USA w latach 90. Levitt zarzuca kryminologom,
którzy nie zgadzają się z tą tezą, brak logiki, twierdząc, że korelacja jest oczywista.
Można oczywiście zastanowić się nad następującą kwestią: jeżeli taka forma
zwiększania formalnej kontroli społecznej wydaje się oczywistym bodźcem
wpływającym na przestępczość, dlaczego odrzucać podobny wpływ bardziej
radykalnie i surowo działającej policji? Polityka „zero tolerancji” polegała przecież na
bezwzględnym egzekwowaniu prawa przez policję, a także na działaniach
profilaktycznych, chociażby przy pomocy Compstat. Co więcej, można założyć, że ta
nowa strategia policyjna pozwalała na rzeczywiste wykonanie surowych kar, co Levitt
uważa za istotne, i tym samym miała swój udział w spadku przestępczości. Do tych
rozważań wrócimy podczas analizy innych teorii dotyczących przestępczości w USA i
Nowym Jorku.
Znaczenie kary śmierci
Jaki był z kolei wpływ stosowania kary śmierci na spadek przestępczości? W
związku z faktem, że w latach 90. liczba egzekucji w porównaniu do lat 80. wzrosła w
USA czterokrotnie, przyjęto, że zastosowanie kary śmierci ma wpływ na poziom
przestępczości. Levitt dowodzi, z czym, jak sądzę, należy się zgodzić, że stosowanie
kary śmierci nie wpływa w żaden istotny sposób na przestępczość. Po pierwsze,
dotyczy w zasadzie tylko zabójców, więc jej wpływ na spadek innych przestępstw jest
żaden. Po drugie, egzekucje w USA są wykonywane tak rzadko i z tak dużym
opóźnieniem, że można wątpić w odstraszającą rolę tej kary. Levitt wylicza, że wpływ
stosowania kary śmierci (jeżeli w ogóle jest) na spadek zabójstw to maksymalnie kilka
procent i przytacza słowa sędziego Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych, który
41
w latach 70. głosował za karą śmierci: „Eksperyment z karą śmierci zawiódł... nie
będę więcej majstrował przy machinie śmierci”4.
Nieuchronność kary
Wydawałoby się, że nowojorskie „zero tolerancji” było skuteczne i nie tylko
większa liczba policjantów, ale też rozsądne, zaplanowane i zdecydowane
wykorzystanie zasobów ludzkich miało wpływ na nieuchronność kary, nawet za
drobne wykroczenia. Teoria George'a Kellinga o rozbitych szybach między innymi
tego właśnie dotyczy: kiedy widzisz rozbitą szybę, możesz śmiało rozbić kolejną,
możesz czuć się bezkarnie. Tak więc jeżeli argumentem za nieskutecznością kary
śmierci jest brak nieuchronności, to nieuchronność kary, której sprzyjały działania
nowojorskiej policji powinna być argumentem za skutecznością takiego działania.
Wpływ rynku narkotyków
Przejdźmy teraz do kwestii wpływu rynku cracku i innych narkotyków na poziom
przestępczości. Boom na rynku cracku w latach 80. spowodował znaczny wzrost
przestępczości. Ogromne zyski, jakie przynosiła kokaina w formie cracku,
powodowały zażarte walki pomiędzy gangami i wewnątrz nich. W 1988 roku 25
procent zabójstw było powiązanych z crackiem. Przemoc związana z handlem tym
narkotykiem zaczęła maleć w roku 1991. Crack nie zniknął z rynku i do tej pory 5
procent wszystkich aresztowań w Stanach Zjednoczonych ma związek z kokainą
(podczas boomu w latach 80. było to 6 procent). Spadły natomiast ceny. Spadły tak
bardzo, że nie opłacało się zabijać, żeby przejąć terytorium innego gangu. Nie warto
było też ryzykować życia. W latach 1991–2001 liczba zabójstw wśród młodych
Afroamerykanów, którzy stanowili większość dilerów cracku, spadła o 45 procent.
Dilerzy, zamiast zabijać się nawzajem, strzelali sobie w pośladki, co uważano za
bardzo upokarzające. Koniec boomu na kokainę w formie cracku przyczynił się
według Levitta do 15-procentowego spadku przestępczości w latach 90. Natomiast
4
J.w.
42
boom w latach 80. spowodował znacznie większy wzrost zachowań przestępczych niż
15 procent. Przyczyn spadku przestępczości spowodowanego końcem boomu na rynku
cracku można upatrywać nie tylko w obniżeniu cen, ale również w tym, że boom w
latach 80. oraz wojny gangów spowodowały wyeliminowanie dużej grupy
przestępców.
Posiadanie i dostęp do broni palnej
Kwestia posiadania broni i jej wpływ na przestępczość jest bardzo istotna. Ponad 2/3
zabójstw w Stanach Zjednoczonych jest dokonywanych przy użyciu broni palnej.
Zabójstwa związane z crackiem i działalnością gangów były i są dokonywane przy
użyciu broni. Fakt, że w USA jest więcej broni palnej niż dorosłych obywateli,
niewątpliwie wpływa na przestępczość i liczbę dokonywanych zabójstw. Broń jest
narzędziem, które powoduje, że nawet nieduży konflikt może się skończyć śmiercią.
Badania wykazują, że tak duża liczba zabójstw w USA jest spowodowana łatwością
dostępu do broni. Oczywiście pozostaje pytanie, czy w ogóle możliwe jest
ograniczenie tego dostępu. Wygląda niestety na to, że regulacje na rynku broni palnej
nie wpłynęły znacząco na spadek przestępczości. W Stanach Zjednoczonych istnieje
bardzo prężny czarny rynek handlu bronią. Dlatego regulacje prawne dotyczące
pozwoleń na broń nie mają większego znaczenia. W 1993 roku wprowadzono ustawę
Brady'ego5,
która
narzucała
licencjonowanym
handlarzom
broni
obowiązek
sprawdzenia, czy kupujący był notowany, zakładała również okres oczekiwania na
pozwolenie na posiadanie broni. Jednakże, jak wykazują przytoczone przez Levitta
badania (obejmujące przestępców odbywających karę więzienia), tylko co piąty
przestępca kupił broń u licencjonowanego dilera broni. Okazuje się, że wprowadzenie
zakazu sprzedaży broni, jak miało to miejsce w Waszyngtonie czy w Chicago, nie
wpływa w najmniejszym stopniu na redukcję przestępczości. Zakazy w Waszyngtonie
5
James Brady – sekretarz prezydenta Reagana sparaliżowany w wyniku postrzału podczas zamachu na swojego
szefa w roku 1981. Ustawa Brady‟ego – wprowadzona w 1993 roku, najambitniejsza jak do tej pory próba
zaostrzenia przepisów regulujących dostęp do broni palnej. Akt prawny obejmuje zakaz sprzedaży broni osobom
karanym za poważne przestępstwa oraz minimum pięciodniowy okres oczekiwania na zakupioną broń, co daje
policji możliwość weryfikacji tego, czy nabywca nie ma kryminalnej przeszłości. Od wejścia ustawy w życie
udaremniono ponad 200 tys. prób nielegalnego zakupu broni palnej.
43
i Chicago wprowadzono w latach 80., a oba te miasta w momencie wystąpienia fali
spadków przestępstw były na szarym końcu pod tym względem. Pomysły na wykup
broni były słuszne pod względem mobilizacji zwykłych obywateli do pozbycia się
śmiercionośnego narzędzia, ale nie miały żadnego wpływu na zabójstwa dokonywane
przez gangsterów. A według niektórych teorii mogły nawet pogarszać sytuację.
Niejaki John R. Lott Jr. napisał książkę „More Guns Less Crime” 6, w której twierdzi,
że im więcej broni, tym mniej przestępstw. Teoria jest bardzo prosta. Chodzi o to, że
zwykli obywatele mogą się bronić przed przestępcami. Ten fakt powoduje, że część
przestępców może zrezygnować z zaatakowania potencjalnej ofiary z obawy, że ta
może użyć broni. Oczywiście jest również tak, że próba użycia broni przez ofiarę
może sprowokować przestępcę do sięgnięcia po swoją broń. Gdy bandyta wyrywa
kobiecie na ulicy torebkę, to sprawa może przybrać dużo bardziej dramatyczny obrót,
jeżeli ta kobieta sięgnie po broń. Badania innych naukowców nie potwierdziły teorii
Lotta, że prawo do posiadana broni przyczynia się do spadku przestępczości.
Wzrost zatrudnienia w Policji
Wróćmy do poruszonej już w kontekście polityki „zero tolerancji” kwestii wzrostu
zatrudnienia w policji i wpływu tego zjawiska na przestępczość. Liczba
funkcjonariuszy policji w przeliczeniu na jednego mieszkańca wzrosła w USA w
latach 90. o około 14 procent. Jak pisze Levitt, oczywiste wydaje się to, że większa
liczba policjantów wpływa na zmniejszenie przestępczości. Nie jest to jednak łatwe do
udowodnienia, ponieważ korelacja pomiędzy liczbą policjantów i liczbą przestępstw
jest taka, że im więcej policji, tym więcej przestępstw. Nie oznacza to oczywiście, że
większa liczebność policji wpływa na zwiększenie przestępczości. Taka korelacja
wynika z tego, że zazwyczaj właśnie wtedy, gdy przestępczość rośnie, władze
zwiększają liczbę policjantów. Trzeba by, jak pisze Levitt, zbadać miasta, w których
zwiększono liczbę policjantów ze względów innych niż wzrost przestępczości.
6
John R. Lott, Jr. ( 2000 ). More Guns Less Crime, University Press of Chicago
44
Dobrym przykładem są miasta, gdzie odbyły się niedawno wybory. Politycy
sprawujący władzę przed wyborami zatrudniają dodatkowych policjantów, żeby
wykazać się dbałością o bezpieczeństwo mieszkańców i pozyskać więcej głosów.
Porównanie takich miast z ośrodkami, w których wyborów nie było, pokazuje, że
większa liczba policjantów wpływa na obniżenie poziomu przestępczości. Z kolei
spadek zatrudnienia w policji powoduje wzrost zachowań przestępczych. W latach
1960–1985 liczba policjantów spadła o ponad 50 procent w stosunku do liczby
przestępstw. Ten spadek wynikał z ograniczania kosztów, czasem z bardziej
liberalnego charakteru lat 60.; ówczesne zmniejszenie liczby policjantów połączone z
bardziej pobłażliwym podejściem sądów miało znaczący wpływ na wzrost
przestępczości. W latach 90. trend się odwrócił i w całym kraju zaczęto zatrudniać
nowych funkcjonariuszy. Spowodowało to ok. 10-procentowy spadek przestępczości
w latach 90.
Czynniki ekonomiczne
Jak wpłynęły na obniżenie poziomu przestępczości czynniki ekonomiczne? Czy
silna gospodarka i polepszenie się stopy życiowej miało wpływ na spadek
przestępczości w latach 90.? Mogłoby się wydawać, że lepsze zarobki i mniejsze
bezrobocie pozytywnie wpływa na kwestię przestępczości. Levitt pisze, że mocniejszy
rynek pracy może spowodować, że przestępstwa o bezpośredniej motywacji
finansowej, takie jak kradzież, rabunki i włamania, stają się mniej popularne. Silna
gospodarka nie warunkuje jednak spadku poziomu przestępstw z użyciem przemocy.
Nie wpływa na liczbę zabójstw, gwałtów i rozbojów. Jednakże jej wpływ na spadek
przestępczości bez użycia przemocy w latach 90. był również znikomy. Jak twierdzi
Levitt, badania wykazują, że jeden punkt procentowy spadku bezrobocia przekłada się
na jednoprocentowy spadek przestępstw bez użycia przemocy. W latach 90.
bezrobocie spadło o dwa punkty procentowe, a przestępczość bez użycia przemocy o
40 procent. Oznacza to, że spadek bezrobocia wpłynął w bardzo małym stopniu na
generalny spadek przestępczości. Istotny jest też fakt, że w latach 90. najbardziej
spadła przestępczość z użyciem przemocy. Biorąc pod uwagę brak istotnej korelacji
45
pomiędzy silną gospodarką a liczbą przestępstw z użyciem przemocy, można
stwierdzić, że wzrost gospodarczy nie przyczynił się w żaden widoczny sposób do
obniżenia poziomu przestępczości.
Z drugiej strony istnieje kwestia pośredniego wpływu wzrostu gospodarczego na
przestępczość. Levitt podaje przykład, w którym dobra sytuacja gospodarcza
umożliwia zbudowanie większej liczby więzień i tym samym obniżenie poziomu
przestępczości. Można też podać inny przykład i stwierdzić, że doceniana przez
Levitta w walce z przestępczością większa liczebność policji jest wynikiem silnej
gospodarki; to właśnie dobra koniunktura gospodarcza pozwoliła na zatrudnienie w
Nowym Jorku w ciągu jednej dekady o 45 procent policjantów więcej. Takich
przykładów można podać więcej. Pośredni wpływ gospodarki na poziom
przestępczości nie jest może łatwy do udowodnienia, ale niewątpliwie nie można
odrzucać faktu, że wiele czynników istotnych dla spadku przestępczości nie miałoby
szans zaistnieć bez silnej gospodarki.
Starzenie się ludności
Chciałbym teraz przejść do kwestii starzenia się populacji. Faktem jest, że im
więcej w społeczeństwie ludzi starszych, tym mniej przestępczości. Starzenie się
populacji jest procesem długotrwałym i może w dłuższej perspektywie spowodować
obniżenie poziomu przestępczości. Wyjaśnienie to nie pasuje do sytuacji, która miała
miejsce w latach 90. Spadek przestępczości był tak duży i tak gwałtowny, że wydaje
się niemożliwe, aby proces starzenia się społeczeństwa mógł mieć na to jakikolwiek
wpływ. Niemniej jednak teoria Levitta dotycząca spadku przestępczości jest
powiązana z proporcją pomiędzy starszą i młodszą częścią społeczeństwa.
Gdzie się podziali przestępcy? Nie urodzili się!
Levitt twierdzi, że podstawowym czynnikiem, który przyczynił się do obniżenia
poziomu przestępczości w USA, był po prostu brak „czarnych charakterów”. Chodzi o
spadek
liczby
młodych
mężczyzn
z
niższych
klas
społecznych
(głównie
46
Afroamerykanów i Latynosów),
potencjalnych sprawców przestępstw. Stąd tytuł
rozdziału książki „Freakonomics” – „Gdzie się podziali wszyscy przestępcy?”. No
właśnie, gdzie się podziali...? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba najpierw
przytoczyć historię prawa do aborcji w USA. W Stanach Zjednoczonych historia ta
jest inna niż w Europie. We wczesnej fazie istnienia państwa aborcja była dozwolona
do około 17. tygodnia ciąży, do momentu, kiedy pierwsze ruchy płodu stawały się
wyczuwalne. Jako pierwszy prawo do aborcji ograniczył stan Nowy Jork w 1828 roku.
Od roku 1900 dokonywanie aborcji było już nielegalne na terenie całego kraju. W
wieku XX zabieg aborcji bywał niebezpieczny i zazwyczaj drogi, co utrudniało dostęp
do niego kobietom z nizin społecznych. Miały one mniejszy dostęp do środków
antykoncepcyjnych i zazwyczaj mniejszą świadomość i odpowiedzialność związaną z
płodzeniem potomstwa. Dlatego mniej biednych kobiet dokonywało aborcji. W
związku z tym miały o wiele więcej dzieci.
Pod koniec lat 60. zezwolono na aborcję w wyjątkowych przypadkach, gdy ciąża
była wynikiem gwałtu, kazirodztwa lub w wypadku zagrożenia życia matki. W roku
1970 aborcja była już całkowicie legalna i szeroko dostępna w pięciu stanach: Nowym
Jorku, Kalifornii, Waszyngtonie, Alasce i Hawajach. Decyzją Sądu Najwyższego z
roku 1973 w sprawie Roe przeciw Wade'owi7 aborcja stała się legalna w całym kraju.
Levitt pisze o tym, że Sąd Najwyższy w uzasadnieniu przedstawionym przez sędziego
Harry'ego Blackmuna uznał, że państwo działałoby na szkodę kobiety ciężarnej,
odmawiając jej prawa wyboru.
Decyzja podjęta przez Sąd Najwyższy spowodowała, że zabieg do tej pory
dostępny dla ludzi zamożniejszych był w zasięgu praktycznie każdej kobiety. Już w
pierwszym roku po wydaniu orzeczenia w sprawie Roe przeciw Wade'owi około 750
tysięcy kobiet wykonało zabieg usunięcia ciąży (jedna aborcja przypadała na cztery
żywe urodzenia). Do roku 1980 poziom aborcji osiągnął 1,6 miliona zabiegów rocznie
(jedna na 2,26 żywych urodzeń) i utrzymał się w kolejnych latach. Sytuacja wyglądała
7
Sprawa Roe przeciwko Wade‟owi – legalizacja aborcji w całym okresie trwania (z pewnymi ograniczeniami w
ostatnich trzech miesiącach). Proces z powództwa Normy L. McCorvey występującej pod pseudonimem Jane
Roe. Sprawa rozpoczęta w marcu 1970 roku w Teksasie zakończyła się 22 stycznia 1973 legalizacją prawa do
aborcji. Sąd Najwyższy uznał, że decyzja o urodzeniu dziecka jest konstytucyjnym prawem każdej kobiety.
47
w ten sposób, że ponad półtora miliona Amerykanek, które zachodziły w ciążę, po
prostu nie rodziło dzieci.
Zanim Sąd Najwyższy wydał orzeczenie w sprawie Roe przeciwko Wade'owi, na
zabieg mogły sobie pozwolić kobiety z klasy średniej i wyższej, bo musiały wydać na
nielegalne usunięcie ciąży 500 dolarów. Teraz można było zrobić legalny zabieg za
kwotę poniżej 100 dolarów. Nastoletnie, niezamężne, ubogie kobiety mogły pozwolić
sobie na usunięcie ciąży. Z badań wynika, że dzieci, które nie przyszły na świat w
wyniku aborcji dokonywanych od początku lat 70., miały ponad 50 procent szans na
wychowywanie się w biedzie, tylko z jednym z rodziców. Czynniki takie jak ubóstwo
w dzieciństwie i wychowywanie się tylko z jednym z rodziców są bardzo silnymi
przesłankami ku temu, żeby założyć, że dziecko czeka kryminalna przyszłość.
Przestępczość w USA zaczęła drastycznie spadać na początku lat 90. Levitt twierdzi,
że większość dzieci, które mogły być potencjalnymi przestępcami, po prostu nie
przyszła na świat. Pierwsze aborcje na skalę krajową były dokonywane od roku 1973.
Tak więc w roku 1990 pierwsi nienarodzeni mieliby lat 17. Byliby w wieku rozkwitu
działalności przestępczej u młodych mężczyzn. Wraz z dojrzewaniem tego pokolenia
przestępczość nadal spada. Nakłada się na to fakt, że nie rodzą się również kolejne
pokolenia potencjalnych przestępców. Levitt pisze, że ten drastyczny spadek
przestępczości, którego Stany Zjednoczone doświadczyły w latach 90., nie wynikał z
tego, że policja i władze rozprawiły się z czarnymi charakterami. Nie było po prostu
czarnych charakterów. Na potwierdzenie tej teorii Levitt podaje fakt, że w pięciu
stanach, w których aborcja była legalna już od roku 1970, przestępczość spadła
wcześniej. W stanie Nowy Jork, w Kalifornii, na Alasce, Hawajach i w stanie
Waszyngton spadek przestępczości z użyciem przemocy w latach 1988–1994 wyniósł
o 13 procent więcej niż w reszcie kraju.
Spadek morderstw w latach 1994–1997 był w tych pięciu stanach większy o 23
procent. Kolejnym faktem świadczącym według Levitt‟a o prawdziwości jego teorii
jest fakt, że stany z większą częstotliwością aborcji doświadczyły większego spadku
przestępczości. I tak w stanie Nowy Jork, w którym spadek liczby zabójstw wyniósł
70 procent, wykonywano bardzo dużą liczbę aborcji oraz zalegalizowano ją, zanim
Sąd Najwyższy rozszerzył prawo do niej na resztę kraju. Nawet jeżeli weźmiemy pod
48
uwagę liczebność policji, sytuację ekonomiczną i liczbę wyroków pozbawienia
wolności, to niewątpliwe występuje bardzo silny związek przyczynowo-skutkowy
pomiędzy legalnością aborcji a spadkiem przestępczości. Tak więc nie nowe strategie
policyjne, ale nienarodzenie się przestępców było przyczyną 70-procentowego spadku
liczby zabójstw w Nowym Jorku. Jak pisze Levitt, badania z innych krajów, takich jak
Australia i Kanada, również wykazują bardzo silną korelację pomiędzy liczbą
wykonywanych aborcji i poziomem przestępczości. Oto gdzie podziali się wszyscy
przestępcy. Nigdy się nie urodzili. Levitt przyznaje, że ten niezamierzony skutek
wyroku Sądu Najwyższego w sprawie Roe przeciwko Wade'owi jest niewątpliwe
szokujący. Myślę, że gdyby teoria Levitt‟a okazała się prawdziwa, to rzeczywiście
można by mówić o sytuacji szokującej. Oznaczałoby to, że działania zamierzone,
oparte na wiedzy kryminologicznej i socjologicznej, które pochłaniają czas i masę
środków, są niewiele warte. Oznaczałoby również to, że cała nauka związana z
kontrolą społeczną i jej wykorzystanie w praktyce nie przynosi istotnych rezultatów.
Znaczenie strategii policyjnych
Z tego, co twierdzi Steven Levitt wynika, że teoria Wilsona i Kellinga i oparte na niej
nowe strategie policyjne są niewiele warte.
Jednak Gergoe Kelling również posiada silne argumenty na poparcie swojego
stanowiska. W 2001 roku wraz z Williamem H. Sousą stworzył analizę dotyczącą
wpływu działań policji na przestępczość pt: „Do Police Matter? An Analysis of the
Impact of New York City's Police Reforms”8. Analiza dotyczy reform w policji
opartych na koncepcji „zero tolerancji” i ich wpływu na spadek przestępczości w
Nowym Jorku w latach 90. XX wieku.
Z raportu wynika, że w latach 1990–1998 liczba zabójstw w Nowym Jorku
zmniejszyła się o 70 procent, rozbojów o 60 procent (generalnie przestępstw z
użyciem przemocy o 50 procent), przestępstw naruszających mienie o 60 procent.
Były to największe zarejestrowane spadki poziomu przestępczości w historii.
8
G. Kelling, W. Sousa, Do Police Matter. An Analysis of the Impact of New York City’s Police Reforms, The
Manhattan Institute, Civic Report no 22, Dec. 2001.
49
Jaką rolę w tej całej sprawie odegrało przeprowadzenie reform w nowojorskiej
policji? Z tego, co piszą Kelling i Sousa w swoim raporcie, wynika, że istotne dla tych
reform były trzy kwestie. Pierwszą była koncepcja profesora Hermana Goldsteina 9 z
Uniwersytetu w Wisconsin, który stwierdził, że zadaniem policji jest rozwiązywanie
całościowych problemów, a nie walka z poszczególnymi incydentami. Policja według
niego powinna traktować zjawisko przestępczości całościowo. Goldstein uważał, że
poszczególne zachowania niezgodne z normami, takie jak prostytucja, głośne burdy w
barach, włamania, rozboje itp. wzajemnie z siebie wynikają i tym samym składają się
na jeden ogólny problem, z którym należy walczyć. Nie można poszczególnych
zdarzeń traktować jako zawieszonych w próżni incydentów, które nie mają przyczyn
w przeszłości i pozostają bez wpływu na przyszłość. Tak powstał ukuty przez
Goldsteina termin „problem solving”.
Kolejną kwestią jest już wspomniana „teoria wybitych szyb”. Według Kellinga i
Wilsona w dzielnicach, w których toleruje się drobne wykroczenia, mieszkańcy są
bardziej skłonni do popełniania przestępstw. Graffiti, wybite szyby i różne formy
wandalizmu świadczą o niskim poziomie kontroli społecznej, co zachęca do zachowań
niezgodnych z prawem, a jednocześnie sugeruje brak odpowiedzialności za popełniane
czyny. Kelling i Wilson10 uważają, że zaprowadzanie porządku nie tylko zmniejsza
strach mieszkańców poszczególnych dzielnic, ale także prowadzi do obniżenia
poziomu przestępczości. Dlatego też policja w dużej mierze skupiła się na drobnych
wykroczeniach,
nawiązując
przy
tym
bezpośredni
kontakt
z
lokalnymi
społecznościami.
Istotną zmianą w taktyce działań nowojorskiej policji było wprowadzenie
komputerowego systemu pod nazwą Compstat. Pozwolił na lokalizowanie tzw. hot
spots, czyli miejsc, w których najczęściej dochodziło do popełniania przestępstw.
Umożliwiło to podjęcie działań profilaktycznych, a nie jedynie reagowanie na już
popełnione przestępstwa.
9
Herman Goldstein – profesor prawa karnego z Uniwersytetu w Wisconsin. Był konsultantem wielu instytucji,
m.in. President‟s Commission on Law Enforcement, New York City Knapp Commission czy Administration of
Justice. Współpracował z policją z wielu państw (Wielka Brytania, Holandia, Chile, Izrael). Miał duży wkład w
tworzenie koncepcji policji nastawionej na kontakt z obywatelem i działającej prewencyjnie oraz traktującej
zjawisko przestępczości całościowo (problem solving).
10
G. Kelling, C. Coles, Wybite szyby, przeł. Bolesław Ludwiczak, Poznań 2000, Media Rodzina.
50
Kiedy William Bratton został szefem nowojorskiej policji, wykorzystał przy
reformowaniu tej instytucji teorie Goldsteina, Kellinga i Wilsona. Teorie i
doświadczenia, na których opierał się już podczas prowadzonej przez niego na
początku lat 90. akcji „odbijania” nowojorskiego metra. Również wprowadzenie
systemu Compstat nastąpiło z inicjatywy komendanta Brattona. Bratton zainicjował
decentralizację władzy w policji, przekazując szefom poszczególnych komisariatów
dużo większe uprawnienia. Uczynił ich tym samym bardziej odpowiedzialnymi za
poziom przestępczości w podległych im rejonach. Organizowano cotygodniowe
spotkania szefów komisariatów, na których musieli przedstawić raporty zawierające
diagnozę problemów oraz swoje pomysły na ich rozwiązanie (Compstat był istotnym
narzędziem w tych analizach). Taki mechanizm administracyjny funkcjonowania
policji spowodował skupienie się na problemach społeczności lokalnych bez
angażowania się w zbędną biurokrację.
Kelling pisze11, że wkrótce po wprowadzeniu przez Brattona opisanych wyżej
reform rozpoczął się historyczny spadek poziomu przestępczości. Steven Levitt
twierdził, że ów spadek już trwał w momencie objęcia przez Brattona w 1994 roku
posady głównodowodzącego policji w Nowym Jorku. Wykres przedstawiony w
raporcie George‟a Kellinga i Williama Sousy pokazuje jednak, że zdecydowany
spadek przestępstw z użyciem przemocy nastąpił dopiero w momencie, kiedy Bratton
został szefem policji.
11
G. Kelling, W. Sousa, Do Police Matter. An Analysis of the Impact of New York City’s Police Reforms, The
Manhattan Institute, Civic Report no 22, Dec. 2001.
51
(Wykres 1) Stosunek przestępstw z użyciem przemocy do aresztowań w wyniku
wykroczeń (NYC 1989 – 1998)
George Kelling, William Sousa „Do Police Matter? An Analysis of the Impact of New York City‟s Police Reforms”
Na wykresie widać, że niewielkie spadki nastąpiły już w roku 1990, co mogłoby
częściowo potwierdzać „aborcyjną” teorię Levitta. Ale wykres pokazuje również, że
większe spadki poważniejszych przestępstw nastąpiły w latach 1994–1998, w czasie
ery Giulianiego i Brattona, kiedy zaczęto bardziej restrykcyjnie ścigać nawet
najdrobniejsze wykroczenia . Mogłoby to oznaczać, że skutki polityki „zero tolerancji”
nałożyły się na skutki legalnych aborcji dokonywanych w Nowym Jorku od roku
1970. Oznaczałoby to również, że polityka „zero tolerancji” miała istotny wpływ na
spadek przestępczości w Stanach Zjednoczonych w latach 90.
Podstawowym problemem przedstawionego raportu jest pytanie tytułowe „Do
police matter?” („Czy policja ma znaczenie?”). Według autorów raportu odpowiedź na
to pytanie jest zdecydowanie pozytywna. Jak piszą Kelling i Sousa, polityka
prowadzona z wykorzystaniem „teorii wybitych szyb” znacząco wpłynęła na spadek
przestępczości. Wypadałoby w takim razie dokładniej prześledzić, jak nowe strategie
policyjne wprowadzano w życie. Bardzo istotny przy rozważaniu tej kwestii będzie
również aspekt codziennej pracy policjantów na ulicach Nowego Jorku.
Jak wprowadzano nowe strategie policyjne
William Bratton musiał zreorganizować policję w taki sposób, żeby mogła
efektywnie wypełniać zadania związane z polityką „zero tolerancji”. Zaczęto od walki
52
z korupcją w szeregach policyjnych (tu ma swoją genezę termin „zero tolerancji”),
ponieważ tylko od nieskorumpowanych funkcjonariuszy policji nowy komendant
mógł wymagać lojalności i bezwzględnego ścigania nawet najdrobniejszych
przejawów zachowań nienormatywnych i naruszeń prawa.
Bratton wierzył, że z przestępczością najlepiej jest walczyć na poziomie
lokalnym. Dlatego, jak już wspominałem, obdarzył szefów lokalnych jednostek dużo
większymi kompetencjami i odpowiedzialnością. Jak piszą Kelling i Sousa w swoim
raporcie, bardzo dużą zaletą wprowadzenia systemu Compsat były cotygodniowe
spotkania, na których rozliczano dowódców poszczególnych komisariatów z sytuacji
w ich rejonach. Na tych spotkaniach szefowie departamentów bardzo rygorystycznie
oceniali
swoich
podwładnych,
analizując
ich
skuteczność
w
zwalczaniu
przestępczości. Większe uprawnienia i odpowiedzialność szefów komisariatów
spowodowały, że opierali się oni głównie na policjantach z własnych jednostek,
zamiast zwracać się o pomoc do wyspecjalizowanych jednostek centralnych. Widzieli,
że takie działanie daje lepsze rezultaty, dzięki czemu ich praca była wyżej oceniana na
spotkaniach Compstat. Kelling i Sousa doszli do wniosku, że najistotniejsze materiały
operacyjne były zbierane na poziomie lokalnym. Dane gromadzone za pomocą
systemu Compstat były oczywiście istotne, ale główną zaletą tego systemu było
konsekwentne wymaganie rezultatów w walce z przestępczością. Było to przejawem
skutecznej polityki Brattona w zakresie odpowiedzialności szefów poszczególnych
szczebli za poziom przestępczości na podległych im obszarach.
Kelling i Sousa przeprowadzili badania porównawcze, mierząc zależność
pomiędzy liczbą aresztowań za drobne przestępstwa a poziomem przestępczości w
różnych rejonach Nowego Jorku. Poniższy wykres dotyczy sześćdziesiątego siódmego
okręgu na Brooklynie (Flatbush). Flatbush jest dzielnicą zamieszkaną w większości
przez rodziny robotnicze i przedstawicieli mniejszości narodowych.
53
(Wykres 2) Stosunek przestępstw z użyciem przemocy do aresztowań za
wykroczenia (Flatbush 1989–1998)
George Kelling, William Sousa „Do Police Matter? An Analysis of the Impact of New York City‟s Police Reforms”
Jak widzimy, występuje tu podobna zależność jak na przedstawionym wcześniej
wykresie 1. Mamy tu do czynienia ze wzrostem liczby aresztowań za wykroczenia i
spadkiem poziomu przestępczości z użyciem przemocy.
Dla kontrastu Kelling i Sousa przedstawiają wykres z okręgu szóstego na
Manhattanie (Greenwich Village). Jest to miejsce zamieszkane przez zamożniejszą
społeczność, znane ze swojej liberalnej polityki, przemysłu rozrywkowego i życia
studenckiego. Tu, jak widzimy na wykresie, poziom przestępczości jest znacznie
niższy niż we Flatbush, ale zależność pozostaje taka sama – więcej aresztowań za
drobne przestępstwa, mniej przestępstw z użyciem przemocy.
(Wykres 3) Stosunek przestępstw z użyciem przemocy do aresztowań za
wykroczenia (Greenwich Village 1989–1998)
George Kelling, William Sousa „Do Police Matter? An Analysis of the Impact of New York City‟s Police Reforms”
54
Analiza trendów zachowań przestępczych w okresie 1989–1998 pokazuje znaczne
różnice pomiędzy opisanymi wyżej komisariatami. Społeczność Flatbush była
niszczona przez przemoc i narkotyki (głównie crack) w późnych latach 80. W 1993
roku poziom przestępczości na tym obszarze osiągnął szczyt, a Flatbush przodował w
rankingach i zdecydowanie zawyżał średnią poziomu przestępczości w Nowym Jorku.
Z kolei w Greenwich Village zarówno przestępczość z użyciem przemocy, jak i handel
narkotykami nie były nigdy dużym problemem. 1158 przestępstw z użyciem przemocy
w roku 1993 ulokowało ten rejon na dalekich miejscach rankingów przestępczości.
Pomimo tych różnic w obu rejonach przestępczość zaczęła spadać w momencie
wprowadzenia polityki „wybitych szyb”. Tak samo stało się w całym Nowym Jorku, o
czym świadczy wykres 1. Jak piszą Kelling i Sousa, niezależnie od sytuacji
ekonomicznej, kulturowej czy demograficznej wszystkie komisariaty w mieście
wykazały mniejsze lub większe spadki liczby zachowań przestępczych.
Z badań zamieszczonych w raporcie wynika, że czynniki demograficzne (liczba
młodych mężczyzn w populacji) oraz sytuacja na rynku cracku nie są istotnie
połączone ze skalą zachowań przestępczych. Jak pamiętamy, Steven Levitt uważał, że
jest wręcz odwrotnie. Podstawową przyczyną spadku przestępczości było według
niego znaczne zmniejszenie się liczby młodych mężczyzn w populacji Nowego Jorku,
a z końcem boomu na kokainę w postaci cracku wiązał obniżenie poziomu zachowań
przestępczych o 15 procent. To, co łączy Kellinga z Levittem, to przyznanie, że
wysłanie przez Brattona większej liczby policjantów do służby na ulice miało istotny
wpływ na zwalczanie przestępczości w Nowym Jorku. Istotną kwestią w tym
kontekście jest faktyczne realizowanie przez nowojorskich policjantów polityki opartej
na „teorii wybitych szyb”.
Kelling i Sousa piszą, że „teoria wybitych szyb” to nie tylko większa
intensywność egzekwowania prawa, ale też, co ważniejsze, wyższa jakość działania
policji. Innymi słowy: polityka „zero tolerancji” dała policjantom możliwość ścigania
tych przestępstw, które uważali za szkodliwe dla społeczeństwa. W raporcie Kellinga i
Sousy pojawia się stwierdzenie, że niezależnie od rangi czy jednostki funkcjonariusze
mówili, że polityka ta dla nich oznacza „let us do our job” (pozwólcie nam robić
swoje). Oczywiście bywa też tak, że policjanci ścigają drobne wykroczenia po to, żeby
55
niejako uzasadnić sens swojej pracy (należy pamiętać, że zwiększono liczbę
funkcjonariuszy prawie o połowę).
W podsumowaniu swojego raportu George L. Kelling i William H. Sousa, Jr.
stwierdzają, że na pytanie, dlaczego tak wielu mieszkańców Nowego Jorku przestało
popełniać przestępstwa, nie można odpowiedzieć z naukową pewnością. Niemniej
uważają, że „teoria wybitych szyb” i polityka „zero tolerancji” odegrały bardzo istotną
rolę w walce z przestępczością.
Istnieje teoria mówiąca o tym, że przestępczość wynika ze społecznych
nierówności, biedy i rasizmu (tzw. root causes – przyczyny u podstaw). Zgodnie z nią
z przestępczością
można walczyć tylko poprzez zmianę struktury całego
społeczeństwa, likwidując przyczyny zachowań przestępczych. Wynika z niej, że
działania policji w zwalczaniu przestępczości są jedynie powierzchowne i nie
przynoszą większych rezultatów.
Kelling i Sousa uważają, że pomimo popularności tej teorii wpływ działań policji
jest bardzo istotny. Zaprowadzanie ładu i porządku w Nowym Jorku odniosło
zamierzone skutki. Co więcej, z raportu Citizens Commision of New York City
wynika, że mieszkańcy tej metropolii, odczuwając pozytywne skutki stosowania
„teorii wybitych szyb” polityki „zero tolerancji”, w pełni ją popierają.
George Kelling, William Sousa, James Wilson i Catherine Coles12 przedstawiają
zdecydowany pogląd, że „teoria wybitych szyb” oraz polityka „zero tolerancji” były
kluczowym powodem spadku przestępczości w Nowym Jorku w latach 90. Steven
Levitt odpiera tę teorię, twierdząc, że olbrzymi spadek poziomu zachowań
przestępczych miał miejsce w całych Stanach Zjednoczonych, a miasta, które
korzystały z polityki „zero tolerancji” można policzyć na palcach jednej ręki. Levitt
dowodzi, że to czynniki demograficzne miały kluczowe znaczenie.
Trzecia interpretacja
Warto w tym kontekście przedstawić koncepcję badacza, który stoi po drugiej
stronie barykady w stosunku do zwolenników „teorii wybitych szyb”, ale jednocześnie
12
G. Kelling, C. Coles, Wybite szyby, przeł. Bolesław Ludwiczak, Poznań 2000, Media Rodzina
56
nie jest to ta sama strona, po której stoi ze swoją teorią Steven Levitt. Tym
człowiekiem jest Andrew Karmen, autor książki „New York Murder Mystery – The
True Story behind the Crime Crash of the 1990s”13 zadedykowanej 32 600
nowojorczykom, którzy zostali zamordowani w latach 1978–1998.
Karmen proponuje, żeby bardzo dokładnie prześledzić zbieżność czasową
pomiędzy wprowadzeniem polityki „zero tolerancji” i reform w policji (nazywa je
Compstat Reforms) a nagłym spadkiem przestępczości.
Nowe strategie policyjne zostały wprowadzone w marcu 1994 roku; spotkania w
ramach Compstat zaczęły się w maju tego samego roku. Decyzje, które podjęto „na
górze” mogły faktycznie zacząć funkcjonować w komisariatach i na ulicach Nowego
Jorku nie wcześniej niż w połowie roku 1994. Jeżeli mielibyśmy do czynienia ze
spadkiem przestępczości w każdym miesiącu drugiej połowy 1994 roku w stosunku do
roku 1993, to prawdopodobnie byłby to wynik innowacyjnych strategii policyjnych.
Natomiast w przypadku spadku zachowań przestępczych w pierwszych miesiącach
1994 roku, zanim reformy policji mogły mieć realny wpływ na sytuację, będziemy
musieli poszukać innych przyczyn takiego stanu rzeczy.
Rzeczywiście, począwszy od maja 1994 roku liczba morderstw zaczęła spadać
znacznie poniżej poziomu z roku 1993. Ta tendencja spadkowa, jak pisze Karmen,
mogłaby świadczyć o sukcesie polityki „zero tolerancji”. Jednak liczba przypadków
gwałtów była wyższa w niektórych miesiącach 1994 roku niż w porównywalnym
okresie z roku 1993. Liczba napadów pozostała na tym samym poziomie, a liczba
włamań była niższa w 1994 roku, z wyjątkiem ostatnich miesięcy (czyli wtedy, kiedy
powinny być już odczuwane skutki polityki „zero tolerancji”). Na niekorzyść zasług
komisarza Brattona przemawia również fakt, że liczba zgłaszanych rozbojów i
kradzieży z samochodów spadła znacząco już na początku roku 1994, zanim objął on
funkcję komendanta nowojorskiej policji. Z kolei liczba przypadków kradzieży
samochodów malała już od roku 1990 i wpisywała się w trwający długotrwały trend
spadkowy. Analiza czasowa Karmena pokazuje, że tendencje spadkowe w różnych
13
A. Karmen, New York Murder Mystery. The True Story Behind the Crime Crash of the 1990s, New York
2000, New York State University Press.
57
kategoriach przestępstw objawiły się, zanim burmistrz Giuliani i komisarz Bratton
wypowiedzieli wojnę przestępcom.
Więcej policjantów i policyjnych działań a zabójstwa
Kolejną kwestią, na którą Andrew Karmen szuka odpowiedzi, jest pytanie: „Czy
rozmiar ma znaczenie?”. Stara się dociec, czy rzeczywiście zwiększenie liczebności
szeregów policji nowojorskiej miało wpływ na załamanie się wysokiego poziomu
przestępczości w Nowym Jorku.
Wydawałoby się logiczne, że większa liczba patroli policyjnych musi wpływać
na obraz przestępczości w mieście. Po pierwsze sama obecność funkcjonariuszy na
ulicach działa prewencyjnie, po drugie możliwości ścigania sprawców już
popełnionych przestępstw są znacznie większe. Karmen dokonuje analizy tej sytuacji
na przykładzie spadku liczby zabójstw, który miał miejsce w Nowym Jorku w latach
90. Wskaźnikiem, który według niego powinien świadczyć o skuteczności
zwiększenia obecności policjantów na ulicach, jest liczba zabójstw popełnionych w
widocznych lokacjach (na zewnątrz), takich jak ulice, parkingi, parki itp. Jest to
niemalże oczywiste, że większa liczba patroli w mieście powinna wpłynąć na
częstotliwość popełniania tego typu przestępstw. Przyjrzyjmy się poniższemu
wykresowi, który pokazuje zależność pomiędzy liczbą zabójstw (popełnianych
wewnątrz i na zewnątrz) a średnią dzienną liczebnością patroli mundurowych.
(Wykres 4) Stosunek liczby patroli do liczby zabójstw w widocznych i niewidocznych
2000
9000
1500
8000
1000
7000
500
6000
0
5000
1982 1983 1984 1985 1986 1987 1988 1989 1990 1991 1992 1993 1994 1995 1996 1997 1998
Morderstwa w niewidocznych lokalizacjach
Morderstwa w widocznych lokalizacjach
Średnia dzienna intensywność patroli
58
Częstotliwość patroli
Liczba morderstw
lokalizacjach (NYC 1982–1998)
Zabójstwa – NYPD Complaints and Arrests Reports 1982–1998, Liczba patroli – Mayor‟s Management Report 1982–1999
Lata 1990 i 1991 były najgorsze pod względem liczby morderstw dokonanych na
zewnątrz, na ulicy. W tym okresie liczba patroli mundurowych była stosunkowo
niewysoka. Kiedy w połowie lat 90. zwiększyła się obecność policji patrolującej
miasto, liczba zabójstw popełnionych na ulicach i w parkach zdecydowania zmalała.
W roku 1995 liczebność policji mundurowej znacznie wzrosła, co zgodnie z zakładaną
korelacją wpłynęło na zmniejszenie się liczby morderstw. Jednakże kolejne lata
pokazały, że oczywista zależność pomiędzy liczbą funkcjonariuszy a ilością zabójstw
w otwartej przestrzeni miejskiej nie zawsze jest prawdziwa. W latach 1996 i 1997
zmniejszono liczebność patroli mundurowych (na rzecz wyspecjalizowanych
jednostek, np. do walki z narkotykami), a mimo to liczba morderstw dokonywanych
na ulicach Nowego Jorku wciąż spadała. Fakt ten częściowo przeczy odwrotnej
zależności zarejestrowanej w latach wcześniejszych.
Istotne jest również to, że liczba zabójstw dokonanych „za zamkniętymi
drzwiami” spadła prawie tak samo jak tych popełnionych na ulicy. Karmen zadaje
pytanie, dlaczego częstość trudniejszych do wykrycia morderstw (popełnianych
wewnątrz) spadła w okresie polityki „zero tolerancji” w stopniu porównywalnym z
morderstwami popełnianymi w przestrzeni publicznej (w latach 1993–1998 spadek
odpowiednio o 64 procent i 69 procent). Jeżeli liczebność policji ma znaczenie, to
spadek liczby zabójstw mających miejsce na ulicy, na parkingu czy w parku powinien
być znacznie większy.
Kolejnym argumentem Karmena w odpowiedzi na pytanie: „Czy rozmiar ma
znaczenie?” są przykłady miast, w których nie zatrudniono więcej policjantów, a skala
zabójstw mimo to znacznie się zmniejszyła. Przykładem takiego miasta jest San Diego
w Kalifornii, gdzie statystyki wykazały spadki na poziomie tych, z którymi mieliśmy
do czynienia w Nowym Jorku. W Dallas i Denver z kolei liczba popełnianych
przestępstw również znacznie się zmniejszyła mimo tego, że rozmiar sił policyjnych w
przeliczeniu na jednego mieszkańca uległ zmniejszeniu.
Andrew Karmen mimo wątpliwości przedstawionych powyżej przyznaje, że
nowe strategie policyjne i większa liczba policjantów mogły mieć wpływ na obraz
59
przestępczości w Nowym Jorku. Z tego, co pisze w „New York Murder Mystery”,
wynika, że jego celem jest obalenie teorii, jakoby prawie wszystkie zasługi należały
się Giulianiemu, Brattonowi i reformowanej przez nich nowojorskiej policji.
Wątpliwości, które przedstawia w swojej książce14, powodują, że należałoby się
zastanowić nad alternatywnymi przyczynami spadków przestępczości. Karmen
koncentruje się w dużej mierze na przyczynach ekonomicznych i demograficznych.
Czynniki ekonomiczne
Czy boom gospodarczy był istotnym czynnikiem w spadku przestępczości w
latach 90.? Z tego, co pisze Andrew Karmen, wynika, że biedniejsza część
społeczeństwa, w tym głównie mniejszości etniczne (Afroamerykanie i Latynosi), nie
skorzystała w większym stopniu z poprawy sytuacji amerykańskiej gospodarki. Z
badań przedstawionych w „New York Murder Mystery” można wywnioskować, że
amerykański cud gospodarczy nie wpłynął na zmniejszenie biedy i bezrobocia wśród
jednej czwartej populacji Nowego Jorku. Jeżeli przyjrzeć się poniższym wykresom,
można zauważyć, że poziom biedy i bezrobocia w latach 90. nie ulega większym
zmianom, natomiast krzywa dotycząca morderstw idzie w dół o ponad 70 procent.
(Wykres 5) Zależność pomiędzy liczbą zabójstw a liczbą korzystających z pomocy
społecznej (NYC 1978–1998)
1200000
2500
1000000
2000
800000
1500
600000
1000
400000
Korzystający z pomocy społecznej
1998
1997
1996
1995
1994
1993
1992
1991
1990
1989
1988
1987
1986
1985
1984
1983
1982
1981
1980
1979
500
1978
200000
Morderstwa
Mayor‟s Management Report, NYC Human Resources Administration
14
J.w.
60
Bezrobocie i bieda były poważniejszym problemem dla Nowego Jorku niż dla
innych amerykańskich metropolii. Mimo to właśnie w tym mieście poziom
przestępczości uległ największym spadkom. Wynikałoby z tego, że boom gospodarczy
nie miał znaczącego wpływu na przestępczość, przynajmniej nie poprzez zmniejszenie
poziomu biedy i bezrobocia. Czy gospodarka mogła w inny sposób wpłynąć
pozytywnie na obraz przestępczości?
Statystyki pokazują dużą skalę bezrobocia wśród mniejszości etnicznych. Karmen
sugeruje, że mogą one być niedokładne ze względu na nieuwzględnienie w nich tzw.
szarej strefy. Wielu Latynosów i Afroamerykanów, nie chcąc płacić podatków, mogło
zataić fakt, że pracują jako ogrodnicy, robotnicy budowlani, pomoce domowe itp. W
rzeczywistości skala bezrobocia i biedy w tych społecznościach mogła być zupełnie
inna niż w oficjalnych statystykach. W takim przypadku można by pokusić się o
przypuszczenie, że lepsza sytuacja materialna mniejszości etnicznych przyczyniła się
jednak do spadku przestępczości.
Zmieniający się charakter nowojorskiej gospodarki mógł wpłynąć na poziom
przestępczości jeszcze w dwojaki sposób. Przede wszystkim rosnące zapotrzebowanie
na
wykwalifikowanych
pracowników
spowodowało,
że
wielu
młodych
nowojorczyków zdecydowało się na podjęcie studiów, co mogło według Karmena
skutkować tym, że byli mniej skłonni do popełniania czynów niezgodnych z prawem.
Statystyki mówią, że odsetek Latynosów i Afroamerykanów decydujących się na
kontynuowanie nauki po ukończeniu szkoły średniej był w Nowym Jorku znacznie
wyższy niż w innych dużych miastach.
Charakterystyka nowojorskiego społeczeństwa zmieniła się również ze względu na
znaczący napływ imigrantów w latach 90. Nowy Jork dzięki sukcesowi
gospodarczemu ostatniej dekady XX wieku stał się atrakcyjnym miejscem dla ludzi z
całego świata, którzy szukali możliwości lepszego życia. Byli oni zmuszeni do
zamieszkania w biedniejszych dzielnicach i podejmowania nisko płatnych prac.
Poprzez osiedlanie się w opuszczonych i zaniedbanych rejonach miasta imigranci
spowodowali rewitalizację lokalnych społeczności. Dzięki inwencji i ciężkiej pracy
przywrócili je do życia, jednocześnie powodując redukcję zachowań przestępczych.
61
Stało się tak z kilku powodów. Po pierwsze, większość imigracyjnej fali lat 90.
stanowiły kobiety. Jak ogólnie wiadomo, kobiety popełniają przestępstwa znacznie
rzadziej niż mężczyźni. Po drugie, znaczna część nowych przybyszy była dobrze
wykształcona lub wykształcona lepiej niż większość Latynosów i Afroamerykanów,
co znacznie ułatwiało im podjęcie pracy. Po trzecie, sytuacja była, generalnie rzecz
biorąc, sprzyjająca ze względu na poprawę stanu amerykańskiej gospodarki i rozwój
sektora prywatnego. Czwartym z kolei istotnym elementem było to, że część nowych
imigrantów pracowała nielegalnie, dlatego też nie była skłonna do angażowania się w
działalność przestępczą z obawy przed deportacją. Imigracja lat 80. i 90.
spowodowała, że mieszkańcy Nowego Jorku stanowili w jeszcze większym stopniu
mieszankę kulturową obejmującą ludzi mówiących w 121 językach. Karmen twierdzi,
że ten olbrzymi, niezaplanowany, multikulturowy eksperyment społeczny nie tylko
pomógł powstrzymać falę przestępczości, ale również spowodował jej znaczący zwrot.
Warto w tym momencie zacytować słowa burmistrza Giulianiego, który powiedział:
„Zwracam się do tych nowojorczyków, którzy mówią, że za dużo obcokrajowców
przejeżdża do naszego miasta, za wielu tu ludzi, którzy inaczej mówią i inaczej się
zachowują: pamiętajcie, że ludzie ci byli kluczem do naszego sukcesu”15.
Czynniki demograficzne
Kolejną istotną kwestią poruszaną przez Karmena jest wpływ sytuacji
demograficznej na spadek przestępczości w Nowym Jorku. Jest ona oczywiście w
znacznym stopniu pochodną sytuacji gospodarczej, o czym świadczy powyższa
analiza. Jednakże tutaj chodzi o przeanalizowanie kwestii zmian w populacji młodych
mężczyzn. Jak wiadomo, przestępczość jest właśnie ich domeną.
W latach 90. populacja młodych mężczyzn w wieku 15–29 lat zmniejszyła się
znacząco. Poniższa tabela przedstawia spadek liczebności omawianej grupy społecznej
w określonych przedziałach wiekowych, uwzględnia również pochodzenie etniczne.
15
J.w.
(
str. 215 )
62
(Tabela 1) Zmniejszenie populacji młodych mężczyzn w latach 90. w NYC
Grupa
1990
15 – 19
20 – 24
25 – 29
15 - 29
71,900
103,800
143,500
319,200
15 – 19
20 – 24
25 – 29
15 - 29
71,900
71,100
76,800
219,800
15 – 19
20 – 24
25 – 29
15 - 29
74,300
83,500
88,100
245,900
1998
Biali
62,300
72,900
102,200
237,400
Czarnoskórzy
66,600
56,800
62,700
186,100
Latynosi
80,300
72,600
77,400
230,300
Liczba
Procent
-9,600
-30,900
-41,300
-81,800
-13%
-30%
-29%
-26%
-5,300
-14,300
-14,100
-33,700
-7%
-20%
-18%
-15%
6000
-10,900
-10,700
-15,600
+8%
-13%
-12%
-6%
US Bureau of the Census, NYC Department of City Planning
Jak widać, największy spadek dotyczył populacji białych mężczyzn, których
liczba w latach 1990–1998 spadła o 26 procent. Nie mogło mieć to większego wpływu
na obniżenie poziomu przestępczości w Nowym Jorku. Jednakże społeczność młodych
Afroamerykanów zmniejszyła się w tym czasie o 15 procent, co według Karmena było
istotnym czynnikiem spadku przestępczości. Również kilkunastoprocentowy spadek
liczebności Latynosów w przedziale wiekowym 20–29 lat mógł zaważyć na
statystykach przestępczych. Było kilka przyczyn takiego stanu rzeczy. Wielu
aktywnych przestępców opuściło Nowy Jork. Inni z kolei padli ofiarą kolegów po
fachu, przedawkowania narkotyków, AIDS lub zostali deportowani przez Urząd
Imigracyjny INS.
Wątpliwości interpretacyjne
Teoria Karmena jest w znacznym stopniu zbliżona do tego co głosi Steven Levitt.
Obaj naukowcy uważają, że istotną kwestią dla spadku przestępczości był fakt, że w
latach 90. zmniejszyła się znacząco liczba przestępców. Istnieje jednak zasadnicza
różnica pomiędzy poglądami Karmena i Levitta. Levitt przyznaje, że wojny gangów, a
63
raczej ich brak, miały wpływ na spadek liczby przestępstw. Uważa, że koniec boomu
na rynku cracku spowodował, że przestępcy przestali się nawzajem zabijać, tym
samym obniżając poziom przestępczości. Karmen z kolei uważa, że to właśnie wojny
gangów wyniszczyły społeczność przestępców. Najważniejszą różnicą jest jednak to,
że Levitt założył, że spadek liczebności populacji przestępców wynikał z opisanej już
„teorii aborcyjnej”, natomiast Karmen szuka przyczyn tego stanu zupełnie gdzie
indziej. Dla Levitta kluczowy był początek lat 70. kiedy Sąd Najwyższy zezwolił na
aborcję, dla Karmena istotne było to, co działo się w Nowym Jorku w latach 80. walka o rynek kokainy w cracku, przedawkowania narkotyków i AIDS. Bardzo istotne
w porównaniu obu teorii jest to, że teoria Levitta wyjaśnia spadek przestępczości na
terenie USA, natomiast czynniki demograficzne, które przedstawia Andrew Karmen
dotyczą głównie sytuacji w Nowym Jorku.
Obraz Nowego Jorku jako miasta, którego funkcjonowanie w zasadzie od zawsze
zdominowane było przez działalność przestępczą, uległ zmianie. Pytanie wciąż
pozostaje takie samo. Czy działania Brattona i Giulianiego jedynie pozornie
zwiększyły poczucie bezpieczeństwa nowojorczyków a za spadkiem przestępczości
kryją się zupełnie inne przyczyny niż polityka „zero tolerancji”? Z przeprowadzonej
analizy poszczególnych koncepcji można wysnuć wniosek, że każda do pewnego
stopnia jest prawdziwa. Niewątpliwie sukcesem Giulianiego jest zmiana oblicza
Nowego Jorku, zwiększenie poczucia bezpieczeństwa jego obywateli i wygrana po
części wojna z mafią. Z drugiej strony, jednym z najsilniejszych argumentów
wskazujących na to, że faktyczne obniżenie skali przestępczości nie jest zasługą
polityki „zero tolerancji” są statystyki, które pokazują, że drastyczny spadek
przestępczości w Nowym Jorku zaczął się na kilka lat przed objęciem władzy przez
ekipę burmistrza Giulianiego. Kolejną istotną kwestią jest fakt, że poziom
przestępczości spadł na całym obszarze Stanów Zjednoczonych, nie tylko w miastach,
gdzie stosowano nowe strategie policyjne. Dowodzi to, że przyczyn spadku
przestępczości należy szukać poza polityką „zero tolerancji”, bo przykład Nowego
Jorku nie jest odosobniony. Jednak podjęcie walki z przestępczością przez komisarza
Brattona i burmistrza Giulianiego wiązało się ze znacznym zwiększeniem liczby
policjantów oraz nasileniem patroli na ulicach miasta. Nawet przeciwnicy koncepcji
64
„zero tolerancji”, tacy jak Steven Levitt czy Andrew Karmen, przyznają, że miało to
korzystny wpływ na spadek przestępczości w Nowym Jorku.
Generalnie rzecz biorąc, logiczne wydaje się to, że przyczyny spadku
przestępczości w Nowym Jorku musiały być takie same jak w reszcie kraju. Jeżeli tak
zaawansowany trend spadkowy objął w tym samym czasie w zasadzie całą Amerykę,
to wydaje się niemożliwe, aby w Nowym Jorku przyczyny spadku przestępczości
miały być inne.
Pułapki porównań
Wbrew powszechnemu mniemaniu, Nowy Jork nigdy nie był miastem o
największym natężeniu zabójstw, jeżeli weźmiemy pod uwagę liczbę mieszkańców.
Przy przyjęciu kryterium liczby zabójstw na sto tysięcy mieszkańców zajmował w
roku 1990 dziesiąte miejsce za Waszyngtonem, Nowym Orleanem, Detroit, Dallas,
Baltimore, Houston, Cleveland, Memphis i Filadelfią. Osiem lat później współczynnik
zabójstw wynosił w Nowym Jorku pięciokrotnie mniej niż w Nowym Orleanie,
Waszyngtonie czy Detroit.
Z drugiej strony, ogromne spadki przestępczości w latach 90. wcale nie
spowodowały, że Nowy Jork stał się najbezpieczniejszym dla życia z dużych
amerykańskich miast. Współczynnik zabójstw w roku 1998 był tam ponad dwa razy
gorszy niż w San Diego, i nie tak niski jak w San Antonio czy Bostonie. W
metropoliach takich jak Los Angeles, Houston czy Dallas skala spadków była również
bardzo znacząca oscylując w okolicach 60 procent. Boston i San Diego są stosunkowo
niewielkie, dlatego trudno porównywać te miasta z Nowym Jorkiem. Los Angeles
stanowi jednak niezłe porównanie. W latach 1992–1998 liczba zabójstw w Mieście
Aniołów zmniejszyła się o 61 procent. Jak pisze w „New York Murder Mystery”
Andrew Karmen, spadki na taką skalę były zjawiskiem ogólnokrajowym.
Ciekawie wypada przedstawione przez Karmena porównanie zabójstw w Nowym
Jorku z resztą kraju. Poziom liczby zabójstw obniżył się w Stanach Zjednoczonych o
34 procent (od najgorszego roku 1991 do 1998). W Nowym Jorku spadek był ponad
dwa razy większy i wyniósł 72 procent od roku 1991, w którym ofiar śmiertelnych
65
było najwięcej, do roku 1998. Jeżeli spojrzymy na wykres, to zobaczymy, że w roku
1990 nowojorczyk miał trzykrotnie większą szansę, aby stać się ofiarą zabójstwa, niż
przeciętny Amerykanin. W roku 1998 te proporcje wyglądały już zupełnie inaczej, bo
szansa ta zmniejszyła się o ponad 50 procent. Nowojorczycy wciąż musieli stawiać
czoła większemu ryzyku, ale pod koniec XX stulecia Nowy Jork nie był już na tle
Ameryki tak niebezpiecznym miejscem do życia.
(Wykres 6) Porównanie NYC z resztą USA (1960–1998)
1960 – 1998 NYPD Annual Complaints and Arrest Statistical Report, FBI‟s Uniform Crime Report
Oczywiście, w kontekście badania wpływu nowych strategii policyjnych na
poziom przestępczości porównanie zabójstw w Nowym Jorku z resztą kraju wiele nie
wnosi. Liczba zabójstw na terenie USA jest średnią, w której bierze się pod uwagę
miasta, gdzie spadki były stosunkowo niewielkie, oraz miasta, gdzie poziom zabójstw
obniżył się porównywalnie do Nowego Jorku. A to podaje w wątpliwość skuteczność
polityki „zero tolerancji”.
Tym co wyróżnia Nowy Jork jest to, że spadek liczby zabójstw rozpoczął się tam
wcześniej niż w reszcie kraju. W roku 1993, kiedy miasto doświadczyło już znacznej
ulgi w tym kontekście, Ameryka przeżywała swój najbardziej krwawy czas z prawie
25 tysiącami ofiar śmiertelnych (wykres 6). Można by uznać, że taki stan rzeczy
potwierdza aborcyjną teorię Stevena Levitta. Aborcja w Nowym Jorku była legalna już
od roku 1970, w reszcie kraju stała się zgodna z prawem za sprawą decyzji Sądu
Najwyższego trzy lata później, w roku 1973. Jak łatwo zauważyć, te trzy lata różnią
66
Nowy Jork, gdzie spadki w liczbie zabójstw rozpoczęły się w roku 1990, od reszty
kraju, który doświadczył podobnej sytuacji dopiero od roku 1993. Tym, co może
podważyć takie rozumowanie, jest fakt, że jeszcze cztery inne stany zezwoliły na
przerywanie ciąży w roku 1970. Były to Hawaje, Alaska, Kalifornia i Waszyngton. I
tak, w Los Angeles w Kalifornii liczba zabójstw zaczyna spadać dopiero w roku 1992,
a w Filadelfii położonej w Pensylwanii, gdzie legalna aborcja pojawiła się w 1973
roku, punkt kulminacyjny liczby popełnionych zabójstw przypada na rok 1990.
Podobnie wygląda sytuacja w Bostonie położonym w stanie Massachusetts. Okazuje
się, że Nowy Jork nie jest jedynym miastem, które wyprzedziło resztę Stanów
Zjednoczonych w spadku liczby zabójstw. Co ciekawe, Boston wykazuje wiele cech
wspólnych z Nowym Jorkiem. W obu miastach trend spadkowy rozpoczął się w roku
1990 i w ciągu ośmiu lat przekroczył 70 punktów procentowych. Boston i Nowy Jork
były jedynymi miastami amerykańskimi, które doświadczyły nieprzerwanych spadków
przez cały okres lat 1990–1998. W większości dużych miast liczba zabójstw zaczęła
spadać w pierwszej połowie lat 90., ale w części z nich (Filadelfia, Houston, Dallas,
Phoenix, Detroit i Waszyngton) ponownie rosła w latach późniejszych.
Możemy porównywać Nowy Jork z Bostonem i wysnuć wniosek, że
podobieństwa świadczą o lukach w teorii aborcyjnej Levitta. Skoro oba miasta
zachowują się prawie tak samo w kwestii spadku liczby zabójstw, ale różnią się
czasem zalegalizowania aborcji, to może to oznaczać, że teoria nie do końca jest
zgodna z faktami. Z drugiej strony populacja Bostonu stanowi około 6 procent
populacji
Nowego
Jorku,
a
liczby
popełnianych
przestępstw
różnią
się
kilkunastokrotnie. W Nowym Jorku w 1990 roku popełniono 2245 zabójstw, ponad
dwa razy więcej niż w Los Angeles i prawie 16 razy tyle co w Bostonie. Dlatego
trudno wysnuwać wnioski z tego typu porównań. Czym innym jest, biorąc pod uwagę
skalę zjawiska i jego znaczenie, spadek z 2245 zabójstw rocznie do 633 (Nowy Jork),
a czym innym jest ponad 70 procentowy spadek ze 143 zabójstw do 34 (Boston). W
1998 roku w Nowym Jorku liczba ofiar śmiertelnych była niższa niż w Chicago,
mimo, że populacja tego drugiego jest o ponad połowę mniejsza. Jest to pewien
ewenement, że miasto o tak dużej liczbie mieszkańców, o tak złożonej strukturze
społecznej, zdominowane latami przez gangi przoduje w rankingach obniżenia
67
poziomu przestępczości. Nasuwa się przypuszczenie, że tak znaczące zmiany (biorąc
pod uwagę ogrom i skomplikowanie miasta) nie mogły się dokonać za jedną tylko
przyczyną. Można przypuszczać, że przyczyny tkwią nie w jednej ale we wszystkich
przedstawionych w tej pracy teoriach.
Próba sformułowania wniosków
Pora na wyciągnięcie wniosków z analizy przedstawionych koncepcji. Jakie były
przyczyny spadku przestępczości w USA w latach 90.? Jakie były przyczyny
drastycznego spadku liczby zabójstw w Nowym Jorku w tym czasie? Znaczące
obniżenie się poziomu przestępczości objęło w latach 90. cały obszar Stanów
Zjednoczonych. Poszczególne części kraju różniły się pod względem natężenia tych
spadków oraz pod względem ich występowania w czasie. Nie zmienia to faktu, że
różnice te nie były bardzo znaczące i tak naprawdę można powiedzieć, że w ostatniej
dekadzie XX stulecia cała Ameryka doświadczyła bardzo pozytywnych zmian w skali
zachowań przestępczych. Niewątpliwie spadek liczby zabójstw w amerykańskich
miastach, nie wyłączając Nowego Jorku, był związany z ogólnoamerykańskim
trendem i wynikał z tych samych przyczyn. Powody omawianego w tej pracy
drastycznego obniżenia poziomu przestępczości w USA musiały mieć charakter
ogólnokrajowy. Dlatego nietrafna wydaje się teoria zwolenników koncepcji „wybitych
szyb”, że wprowadzenie polityki „zero tolerancji” w latach 90. przez władze Nowego
Jorku spowodowało tak duży spadek liczby zachowań przestępczych i fenomenalny
wręcz spadek liczby zabójstw. W tym samym czasie trend spadkowy ogarnął cały
obszar USA, więc wydaje się niemożliwe, aby akurat w Nowym Jorku przyczyny tego
stanu rzeczy miały zupełnie inne podłoże. W tej sytuacji należałoby skoncentrować się
na koncepcjach, które szukają podłoża zjawiska w tendencjach ogólnokrajowych.
Teoria aborcyjna Stevena Levitta jawi się jako bardzo interesująca. Ograniczenie
liczby przestępców w latach 90. w wyniku masowych aborcji dokonywanych wśród
biednej części społeczeństwa w latach 70. wydaje się racjonalną przyczyną obniżenia
poziomu przestępczości. Zresztą Andrew Karmen w „New York Murder Mystery”
68
również jako jedną z przyczyn spadku przestępczości w Nowym Jorku podaje
zmniejszenie się liczby przestępców na ulicach miasta. Różnica polega na tym, że
Levitt taki stan rzeczy łączy z legalnością i dostępnością aborcji, natomiast Karmen
przypisuje go żniwom, które w latach 80. zebrały wojny gangów, epidemia AIDS i
narkotyki.
Również skrytykowane przez Levitta założenie Andrew Karmena dotyczące
wpływu boomu gospodarczego na zachowania nienormatywne może być słuszne.
Statystyki pokazują bardzo silną korelację pomiędzy ubóstwem a przestępczością.
Można by powiedzieć, że zarówno bardzo silny wzrost gospodarczy w Stanach
Zjednoczonych w ostatnim dziesięcioleciu ubiegłego wieku, jak i wprowadzenie
legalnej aborcji w latach 70. i samodestrukcja środowisk przestępczych w latach 80.
doprowadziły do zjawiska „zniknięcia czarnych charakterów”. W konsekwencji
aborcji jedni nigdy się nie narodzili, a wojny gangów, epidemia AIDS i narkotyki
pozbawiły życia innych, natomiast boom gospodarczy lat 90. spowodował, że
potencjalni przestępcy znaleźli uczciwą pracę, a młodzież uzyskała możliwości
lepszego kształcenia.
Istotną i często poruszaną w USA kwestią jest dostępność broni palnej.
Oczywiście dyskusje dotyczącego tego tematu są najczęściej wywoływane poprzez
spektakularne zbrodnie dokonywane przez nastolatków, którzy strzelają do uczniów i
nauczycieli w szkole, lub przez inne medialne wydarzenia, takie jak zabójstwa
znanych osób. Z danych statystycznych wynika, że tego typu wydarzenia nie mają
wpływu na ogólny obraz zabójstw, natomiast nie zmienia to faktu, że zabójstwa przy
użyciu broni palnej stanowią zdecydowaną większość. Znaczny spadek ich liczby był
istotnym czynnikiem wpływającym na fenomen spadku zabójstw, z którym mieliśmy
do czynienia w Nowym Jorku. Oczywiście może być też tak, że ograniczenie użycia
broni palnej było jedynie wynikiem ogólnego spadku przestępczości.
Czy polityka burmistrza Rudolpha Giulianiego i komisarza Williama Brattona
przyniosła mimo wszystko pozytywne skutki? Jak już pisałem, przyczyny spadku
przestępczości w Nowym Jorku musiały być tożsame z tymi, które spowodowały
ogólny trend spadkowy w USA. Można się jednak zastanawiać, czy polityka „zero
tolerancji” nie wspomogła tendencji spadkowych, które miały miejsce. Znaczący
69
spadek liczby zabójstw przy użyciu broni palnej rozpoczął się dopiero w momencie,
kiedy Bratton został szefem NYPD. Nie ma jednoznacznych dowodów na to, że walka
z przestępczością podjęta przez nowego komisarza policji była przyczyną takiego
stanu rzeczy. Z drugiej strony możemy jednak założyć, że wprowadzenie programu
Compstat i lokalizacja najbardziej zapalnych punktów w mieście oraz znaczne
zwiększenie liczby policjantów spowodowały ograniczenie walk ulicznych gangów i
tym samym przynajmniej częściowe zmniejszenie liczby zabójstw przy użyciu broni
palnej. Nawet przeciwnicy twierdzenia, że spadek przestępczości był owocem
prowadzonej przez Giulianiego i Brattona polityki przyznają, że pojawienie się na
ulicach Nowego Jorku dużo większej liczby patroli miało istotny wpływ na
ograniczenie skali działań przestępczych.
Niewątpliwą zasługą nowych władz Nowego Jorku było zwiększenie poczucia
bezpieczeństwa nowojorczyków. Można by w tym momencie pokusić się o pewną
psychologiczną analogię. Boom gospodarczy nie tylko spowodował, że biedniejsze
warstwy Nowego Jorku zyskały lepsze warunki finansowe, ale spowodował również,
że młode pokolenie lat 90., widząc szanse na lepsze życie, nie było już tak skore do
wikłania się w konflikty z prawem. Zwiększenie poczucia bezpieczeństwa, zmiany w
wyglądzie i funkcjonowaniu poszczególnych dzielnic, bezpośredni kontakt stróżów
prawa z mieszkańcami i przysłowiowe „wstawianie wybitych szyb” mogło
uświadomić młodym nowojorczykom, że nie trzeba wychodzić z pistoletem na ulicę,
żeby móc funkcjonować we własnej dzielnicy.
Trudno jednoznacznie
ocenić, które z
czynników
przedstawionych w
poszczególnych koncepcjach miały największy wpływ na spadek poziomu
przestępczości w Nowym Jorku w ostatniej dekadzie dwudziestego stulecia. Myślę, że
przeprowadzona przeze mnie analiza prowadzi do dwóch generalnych konkluzji. Po
pierwsze, przyczyny ograniczenia poziomu przestępczości w Nowym Jorku musiały
być takie same jak przyczyny spadków na terenie całego kraju. Po drugie, należy
przyjąć, że każda z przedstawionych koncepcji jest częściowo słuszna. W każdej z
nich przedstawione są racjonalne argumenty, potwierdzające przynajmniej część tez,
na których owe koncepcje się opierają. Innymi słowy: powyższa analiza skłania do
stwierdzenia, że spadek przestępczości w Nowym Jorku wynikał zarówno z przyczyn
70
przedstawionych przez Stevena Levitta i Andrew Karmena, jak i z godnej podziwu
postawy władz i stróżów prawa tego miasta.
BIBLIOGRAFIA
Steven Levitt and Stephen J. Dubner (2005). Freakonomics: A Rogue Economist
Explores the Hidden Side of Everything. William Morrow/HarperCollins
A. Karmen, New York Murder Mystery. The True Story Behind the Crime Crash of the
1990s, New York 2000, New York State University Press.
Crime and Justice in New York City, A. Karmen (red.), New York 2001, John Jay
College of Criminal Justice.
E. B. Silverman, NYPD Battles Crime. Innovative Strategies in Policing, Boston 1999,
Northeastern University Press.
W. Bratton, Peter Knobler, Przełom. Jak szef Policji Nowojorskiej powstrzymał
epidemię przestępczości, przeł. Andrzej Polkowski, Poznań 2000, Media Rodzina.
G. Kelling, W. Sousa, Do Police Matter. An Analysis of the Impact of New York City’s
Police Reforms, The Manhattan Institute, Civic Report no 22, Dec. 2001.
G. Kelling, C. Coles, Wybite szyby, przeł. Bolesław Ludwiczak, Poznań 2000, Media
Rodzina.
Raporty FBI – www.fbi.gov
United States Department of Justice – www.usdoj.gov
71
72
Ilona Przybyłowska
Aneta Krzewińska
Przemoc w publicznych i niepublicznych liceach ogólnokształcących
Przedmiot tego artykułu stanowi przemoc w szkole – interesuje nas, czy wśród
liceów ogólnokształcących istnieją placówki wolne od przemocy w kontaktach między
uczniami, a także w relacjach między młodzieżą a nauczycielami. Chcemy też
odpowiedzieć na pytanie, jaki splot czynników leżących po stronie uczniów,
nauczycieli, kultury życia szkolnego, sprzyja eliminowaniu agresji i przemocy.
Na wstępie trzeba poczynić kilka ustaleń terminologicznych, wśród rozmaitych
form przemocy, o których wspomina się w literaturze, należy wymienić przemoc
symboliczną, strukturalną, a także przemoc fizyczną i psychiczną. Przemoc
strukturalna – rozumiana jako wymuszenie podporządkowania się, ograniczenie
swobody jednostek, grup, wynikająca z nierówności pozycji społecznej, której celem
jest podtrzymanie określonego układu społecznego [Kwieciński 1992, s. 122] – jest w
naszym mniemaniu nieodłącznym atrybutem systemu szkolnego. Jej istnienie wydaje
się w szkole niezbędne, a za niepożądane i negatywnie wartościowane uważane jest
dopiero nadużycie władzy. [Kwieciński 1992, s. 122] Wydaje nam się też, że szkoła
nie może być wolna od przemocy symbolicznej, czyli najkrócej mówiąc „narzucania
znaczeń i interpretacji symboli danej kultury”. [Kwieciński 1992, s. 122] Tymi
aspektami zjawiska przemocy szkolnej będziemy się w artykule zajmowały w bardzo
ograniczonym zakresie, natomiast interesować nas będzie głównie przemoc fizyczna i
psychiczna.
Przez przemoc fizyczną rozumiemy agresywne zachowania skierowane
przeciwko ciału ofiary, nierzadko prowadzące do fizycznych obrażeń (np.
73
poszturchiwanie, popychanie, szarpanie, kopanie, bicie itp.). [Hołyst 1997, s. 13]
Analogiczne zachowania wobec przedmiotów a nie osób, nazywane będą
wandalizmem. Z kolei, zadawanie dotkliwych, niewidocznych gołym okiem ran
psychicznych, wywołujących w ofierze strach i poczucie bezsilności poprzez jej
poniżanie, zastraszania, prześladowanie, szydzenie, kpienie, wyśmiewanie się z niej
itp., nazywać będziemy przemocą psychiczną. Najczęściej jest to przemoc werbalna,
choć może być to też agresja bez użycia słów, np. wrogie gesty, miny, unikanie
kontaktów itp. [Hołyst 1997, s. 20]
Przemoc szkolna była w Polsce w ostatnich latach częstym przedmiotem badań
naukowych, ich wyniki zaprezentowano w interesujących publikacjach [Kawula,
Machel 1994, Karkowska, Czarnecka 1994, Dąbrowska-Bąk 1995, Krężel 1997,
Bańska, Szymańska 1998, Kuźma, Szarota 1998, Papież, Płukis 1998, Kmiecik-Baran
2000, Surzykiewicz 2000, Ostrowska, Surzykiewicz 2005]. Wśród tych opracowań
przeważały prace oparte na jednym typie materiałów – ankietach lub wywiadach
kwestionariuszowych, a więc prowadzące do ilościowych ujęć zjawiska przemocy.
Wyniki badań, które chcemy tu przedstawić, reprezentują inny styl badawczy, są to
mianowicie studia pojedynczych przypadków dwudziestu dziewięciu liceów
ogólnokształcących zlokalizowanych w jednym z największych polskich miast. W
roku szkolnym 2000/2001 badaniami objęto wszystkie licea niepubliczne 16 (14 szkół)
z wyłączeniem szkół katolickich, a w roku 2001/2002 piętnaście liceów publicznych 17,
a więc około jednej trzeciej ogółu takich szkół. W trakcie wielokrotnych wizyt w tych
placówkach przeprowadzono wywiady swobodne z dyrektorami, nauczycielami i
pedagogami szkolnymi, rozmawiano też z uczniami, którzy niezależnie od tego
wypełniali ankiety. Ważne informacje udało się zdobyć w drodze obserwacji
codziennego życia szkoły i w wyniku analizy dokumentów. W oparciu o te materiały
16
Materiały zebrano dzięki pomocy studentów socjologii – uczestników Seminarium prac badawczych: Agaty
Banach, Pawła Ciołkiewicza, Justyny Dębowskiej, Kamili Góreckiej, Agaty Juraś, Katarzyny Koper, Małgorzaty
Leszczuk, Aleksandry Mikina, Patrycji Odyniec, Tomasza Podwysockiego, Dagmary Sikorskiej, Alicji
Stańczyk, Piotra Sztabińskiego, Roberta Wnuka, Joanny Turowicz.
17
W tej fazie badań materiały zbierali studenci socjologii kolejnego rocznika uczestniczący w Seminarium prac
badawczych: Agata Boryna, Ewa Brodata, Kamila Dzbanuszek, Karol Franczak, Katarzyna Frankowicz,
Katarzyna Gajzler, Kamila Jakubczak, Dorota Jaroszewska, Mateusz Jastrzębski, Ewa Kułacka, Monika Leśna,
Konrad Magdziarz, Marta Najbert, Anna Rajska, Piotr Sztabiński, Ewa Tomala, Wojciech Woźniak.
74
sporządzono opisy poszczególnych szkół (case study). W artykule prezentujemy
rezultaty porównawczej analizy tych case‟ów.
Kryteria typologicznego podziału liceów
Objęte badaniami licea różnią się między sobą pod wieloma względami, pojawiła się
w związku z tym konieczność dokonania ich typologicznego podziału.
Tworząc typologię publicznych i niepublicznych liceów brałyśmy pod uwagę dziesięć
wymiarów:
1. Zaplecze lokalowe
2. Organizację wewnątrzszkolnej przestrzeni
3. Regulamin – jego znajomość i rola w codziennym życiu szkoły
4. Ofertę programową
5. Postępowanie rekrutacyjne
6. Powody ewentualnego relegowania ze szkoły
7. Relacje uczeń – nauczyciel
8. Postawę nauczycieli wobec pracy
9. Identyfikacje uczniów ze szkołą jako ważnym miejscem życia
10. Aspiracje edukacyjne uczniów.
Niżej przedstawiamy szczegółowe omówienie każdego z tych wymiarów.
Ad. 1) Niektóre szkoły dysponują budynkami odpowiednio dostosowanymi do potrzeb
uczniów i nauczycieli, inne działają w budynkach nie spełniających takich wymagań.
Wyremontowane, funkcjonalne i estetyczne pomieszczenia, szczególnie, gdy
uczniowie mają wpływ na ich wystrój sprzyjają budowaniu dobrej atmosfery. Młodzi
ludzie przebywający w budynkach niedostosowanych do ich potrzeb czują się w nich
obco, co przenosi się na ich relacje z kolegami i nauczycielami. Czynnikiem
różnicującym badane szkoły jest też fakt samodzielnego zajmowania budynku lub
dzielenia go z innymi placówkami (w jednym budynku może obok siebie
funkcjonować np. szkoła i dom kultury, szkoła i kilka biur).
75
Ad. 2) Ważnym wymiarem różnicującym sytuację badanych placówek jest organizacja
przestrzeni wewnątrzszkolnej, rozumiana jako przenikanie się lub rozdzielenie strefy
przeznaczonej tylko dla nauczycieli od strefy uczniowskiej. I tak, były szkoły, w
których przestrzeń dla uczniów została wyraźnie oddzielona od przestrzeni dla
nauczycieli i uczniowie rzadko mieli możliwość przekraczania ustanowionej granicy –
pokój nauczycielski był dla nich niedostępny, kontakt z wychowawcami utrudniały np.
zamknięte od wewnątrz drzwi, brak klamki w drzwiach. Zdarzało się też, że drzwi do
pokoju nauczycielskiego były wprawdzie zamknięte, czasami wywieszano nawet
kartkę z prośbą o niewchodzenie, ale gdy pojawiała się potrzeba kontaktu z
nauczycielami, był on możliwy (sytuacja taka została określona hasłem: „dostęp
ograniczony”). W innych przypadkach, pomimo oddzielenia tych stref, drzwi do
pokoju nauczycielskiego były zawsze otwarte, nauczycielom zapewniało to kontrolę
nad tym, co dzieje się w szkole, a uczniom dawało łatwy dostęp do wychowawców.
Czasami nie było wyraźnie oddzielnego pokoju dla nauczycieli, uczniowie mogli w
każdej chwili kontaktować się z nimi, kontynuować dyskusje z lekcji, prosić o radę itp.
Innym aspektem opisu wewnątrzszkolnej przestrzeni, który musi być tu uwzględniony,
jest fakt istnienia bądź nie, takich miejsc w budynku szkoły, które były pozostawione
do wyłącznej dyspozycji uczniów (odrębne sale, fragmenty korytarzy). Mogli oni
decydować o ich wystroju i dowolnie je zagospodarowywać (np. wywieszać zdjęcia,
plakaty, malować graffiti itp.).
Ad. 3) Wszystkie badane licea posiadają regulamin szkoły. Świadomość jego
istnienia, a tym bardziej znajomość zawartych w nim zapisów nie musi być wśród
uczniów powszechna. Są szkoły, w których dokument ten jest omawiany na lekcjach
wychowawczych, zamieszczany na stronach internetowych, uczniowie dobrze go
znają i odwołują się do niego w rozmaitych spornych czy konfliktowych sytuacjach.
Można więc uznać, że pełni on tam funkcję ważnego regulatora codziennego życia
szkoły. W innych placówka, choć uczniowie zdają sobie sprawę, że szkoła taki
76
dokument posiada, nigdy nie mieli go w ręku, nie znają jego zawartości. Są też takie
licea, w których uczniowie poddawali w wątpliwość fakt jego istnienia.
Ad. 4) Wśród zbadanych przez nas szkół znalazły się takie, które mają bogatą ofertę
programową znacznie wykraczającą poza określony przez ministerstwo standard.
Proponują swoim uczniom większą liczbę godzin w pracowni informatycznej,
intensywną naukę języków obcych, naukę wybranych przedmiotów w obcym języku,
atrakcyjne lekcje wychowania fizycznego (tenis, basen, jazdę konną) itp. Zajęcia
często prowadzone są w oparciu o nowoczesne, autorskie programy, młodzież zachęca
się do pracy w kołach zainteresowań, przygotowuje do startu w olimpiadach
przedmiotowych i rozmaitych konkursach. Są też szkoły, których program niewiele
różni się od obowiązującego ministerialnego minimum (nie ma żadnych dodatkowych
przedmiotów czy większej liczby godzin języka obcego). W badanej grupie liceów
znalazły się i takie, których ofertę można by nazwać „zubożoną” ze względu na
znaczne obniżenie poziomu wymagań stawianych uczniom.
Ad. 5) Możemy wyróżnić cztery sposoby rekrutowania kandydatów do szkół
publicznych i niepublicznych:
1. bez egzaminów wstępnych, czyli przyjmowanie wszystkich zgłaszających się i
gotowych zapłacić czesne;
2. przeprowadzanie egzaminów, ale traktowanie ich jako zwykłej formalności,
ponieważ wynik nie jest ważny – przyjmuje się wszystkich, którzy uiszczą
czesne;
3. przyjmowanie wszystkich osób, które zdały egzamin wstępny;
4. organizowanie
konkursowych
egzaminów,
a
więc
selekcjonowanie
kandydatów.
77
Ad. 6) Badane licea różnią się też powodami relegowania uczniów ze szkół. W
niektórych szkołach usuwano uczniów za niewłaściwe zachowanie (np. niszczenie
sprzętów, picie alkoholu i narkotyzowanie się). W innych, nawet bycie lokalnym
szkolnym dealerem nie było wystarczającym powodem do wykreślenia z listy
uczniów. Poza tym, relegowano za niską frekwencję lub brak postępów w nauce. W
szkołach niepublicznych można było być usuniętym za niepłacenie czesnego.
Ad. 7) Relacje łączące uczniów i nauczycieli w badanych liceach miały różny
charakter. Nauczyciel mógł być przez ucznia postrzegany jako mistrz, autorytet
naukowy, gwarant jego intelektualnego rozwoju, ale już niekoniecznie jako przyjaciel
czy doradca w innych sprawach życiowych. Jeśli nauczyciela młody człowiek
traktował przede wszystkim jako opiekuna i przewodnika życiowego, mieliśmy do
czynienia z relacją „wychowawca – uczeń”, gdy jego oczekiwania wobec pedagoga
sprowadzały się do formuły „płace i wymagam” to relacja ta przypominała układ
„klient – sprzedawca” (szkoły niepubliczne) lub „petent – urzędnik” (szkoły
publiczne).
Ad. 8) Zatrudnieni w badanych szkołach nauczyciele reprezentowali różne postawy
wobec pracy. Niektórzy „wpadali” do szkoły na określoną liczbę godzin i po zajęciach
natychmiast ją opuszczali, ograniczając swoje obowiązki do przeprowadzenia lekcji.
W innym czasie byli dla uczniów niedostępni, wręcz ich unikali. Można powiedzieć,
że nie realizowali żadnej misji dydaktycznej czy wychowawczej – „przychodzili do
pracy”. Ich przeciwieństwem byli nauczyciele spełniający się w roli dydaktyków lub
wychowawców.
Ambicją
pierwszych
było
efektywne
kierowanie
rozwojem
intelektualnym uczniów – prowadzili lekcje według autorskich programów, nie licząc
czasu przygotowywali uczniów do startu w olimpiadach przedmiotowych, chodzili z
nimi do muzeów, na wystawy itp. Drudzy, pracując z trudną młodzieżą, poświęcali jej
też dużo czasu, ale ponad nauczanie przedkładali efekty wychowawcze. Starali się
78
zdobyć zaufanie uczniów, poznać ich osobiste problemy, pomóc w wychodzeniu z
uzależnień i rozwiązywaniu konfliktów z otoczeniem w szkole i poza nią.
Ad. 9) Rozpatrując zagadnienie identyfikacji uczniów ze szkołą jako ważnym
miejscem życia dostrzegłyśmy pięć możliwości:
1. Brak identyfikacji ze szkołą. Uczniowie nie traktują jej jako ważnego miejsca w
ich życiu – szkoła jest ona dla nich „poczekalnią”, do której „wpada się na
chwilę”, bywa „przelotem”, a „prawdziwe życie” toczy się poza jej murami,
tam ma się bliskie osoby, przyjaciół, tam załatwia się istotne życiowo sprawy.
2. Częściowa identyfikacja ze szkołą jako miejscem nauki. Uczniowie traktują
szkołę jako miejsce zdobywania wiedzy, poszerzania zainteresowań, rozwijania
talentów. Spędzają w niej wiele godzin, uczestniczą we wszystkich zajęciach
poza lekcyjnych, które mogą zapewnić rozwój intelektualny, natomiast nie
szukają w szkole znajomych, przyjaciół, rozrywek czy zabawy.
3. Częściowa identyfikacja ze szkołą jako miejscem, w którym można uzyskać
pomoc. Uczniowie spędzają czas ze swoimi wychowawcami, znajdują w nich
oparcie, od nich otrzymują pomoc w rozwiązywaniu często poważnych
kłopotów życiowych, nie mają w szkole bliskich znajomych i przyjaciół.
4. Częściowa identyfikacja ze szkołą jako miejscem kontaktów towarzyskich.
Uczniowie chętnie chodzą do szkoły, ponieważ mają w niej znajomych i
przyjaciół i mogą z nimi na terenie szkoły interesująco spędzać czas.
5. Pełna identyfikacja ze szkołą jako miejscem nauki, życiowego wsparcia oraz
kontaktów towarzyskich.
Ad. 10) Uczniowie różnie widzą swoją przyszłość po ukończeniu szkoły średniej.
Niektórzy mają wyraźnie sprecyzowane i ambitne plany dalszego kształcenia, a nauka
w wybranym liceum jest działaniem podjętym dla zapewnienia ich owocnej realizacji.
Rozpoczynając naukę w tej szkole, liczyli na to, iż dzięki zdobytej w niej wiedzy, bez
korepetycji dostaną się na prestiżowe kierunki studiów. Inni podejmując edukację w
konkretnej szkole mieli nadzieję, że umożliwi im to przebrnięcie przez egzaminy na
79
mniej oblegane kierunki studiów, bez ponoszenia kosztów dodatkowych lekcji. Byli
też licealiści świadomi tego, że dostanie się na bezpłatne studia w uczelniach
państwowych, będzie wymagało uczęszczania na korepetycje, względnie będą musieli
zdecydować się na kontynuowanie nauki za pieniądze na uczelniach, w których nie ma
żadnej konkurencji przy naborze. Dla niektórych osób szczytem marzeń była matura i
uzyskanie pełnego wykształcenia średniego.
Typologia badanych liceów
W poniższej tabeli przedstawiamy taki podział badanych liceów, który pokazuje
różnicę między tymi szkołami na wszystkich wymiarach łącznie. Ma on charakter
typologiczny, a więc nie należy oczekiwać, że rzeczywistość empiryczna jest z nim
zgodna w każdym szczególe. Chcemy zaznaczyć, że nazwy przyjęte na oznaczenie
poszczególnych typów szkół nie odzwierciedlają w pełni wszystkich cech obiektów
zaliczonych do danego typu i mają charakter czysto umowny18.
18
W dwóch przypadkach wykorzystujemy słownictwo używane przez naszych respondentów w wywiadach
(przechowalnie, szkoły elitarne).
80
Typologia liceów
Niepubliczne
Wymiary
Typ 1
„zwykłe przechowalnie”
Typ 2 „przechowalnie z
troskliwą opieką”
Publiczne
Typ 3
„elitarne”
Typ 4
„mało specyficzne”
Typ 5
„bardzo dobre”
Typ 7
„słabe”
Typ 6 „standardowe”
Budynek dzielony z
innymi instytucjami,
niedostosowany do
potrzeb uczniów i
nauczycieli
Istnieje pokój
nauczycielski, uczniowie
mają utrudniony dostęp do
tego pomieszczenia. Brak
wydzielonego miejsca
tylko dla uczniów
Budynek samodzielny,
dostosowany do potrzeb
uczniów i nauczycieli
Budynek samodzielny
dostosowany do potrzeb
uczniów i nauczycieli
Sytuacja zróżnicowana
Budynek samodzielny,
dostosowany do
potrzeb uczniów i
nauczycieli
Budynek samodzielny,
dostosowany do potrzeb
uczniów i nauczycieli
Budynek samodzielny,
dostosowany do
potrzeb uczniów i
nauczycieli
Istnieje pokój
nauczycielski, uczniowie
maja do niego pełny
dostęp. Brak
wydzielonego miejsca
tylko dla uczniów
Nie ma pokoju
nauczycielskiego. Brak
wydzielonego miejsca tylko
dla uczniów
Sytuacja zróżnicowana.
Brak wydzielonego
miejsca tylko dla uczniów
Istnieje pokój
nauczycielski, uczniowie
mają do niego
ograniczony dostęp.
Brak wydzielonego
miejsca tylko dla uczniów
Uczniowie wiedzą, że taki
dokument istnieje, ale nie
znają go w szczegółach
Standardowa
Brak egzaminu wstępnego
Uczniowie nie wiedzą o
jego istnieniu
Uczniowie dobrze znają
regulamin
Uczniowie dobrze znają
regulamin
Istnieje pokój
nauczycielski,
uczniowie mają do
niego ograniczony
dostęp.
Istnieje wydzielone
miejsce tylko dla
uczniów
Uczniowie dobrze
znają regulamin
Istnieje pokój
nauczycielski,
uczniowie mają do
niego ograniczony
dostęp.
Brak wydzielonego
miejsca tylko dla
uczniów
Uczniowie dobrze
znają regulamin
Zubożona
Brak egzaminu wstępnego
Bogata
Egzaminy konkursowe
Bogata
Egzaminy konkursowe
Standardowa
Egzaminy konkursowe
Standardowa
Przyjmowanie
wszystkich, którzy
zdali egzamin wstępny
Powody relegowania
uczniów ze szkoły
Niezapłacenie czesnego
Niezapłacenie czesnego
Niewłaściwe zachowanie,
słabe postępy w nauce,
niezapłacenie czesnego
Standardowa
Jest przeprowadzony
egzamin wstępny, ale
przyjmuje się wszystkich
bez względu na jego
wynik
Niewłaściwe zachowanie,
niezapłacenie czynszu
Słabe postępy w nauce,
niska
frekwencja,
niewłaściwe zachowanie
Niska
frekwencja,
niewłaściwe
zachowanie
Relacje nauczyciel uczeń
„Sprzedawca – klient”
„Wychowawca – uczeń”
„Mistrz – uczeń”
Sytuacja zróżnicowana
Słabe postępy w nauce,
niska
frekwencja,
niewłaściwe
zachowanie
„Mistrz – uczeń
„wychowawca –
uczeń””
Sytuacja zróżnicowana
Sytuacja zróżnicowana
Postawa nauczycieli wobec
pracy
Nie realizują żadnej misji,
„przychodzą do pracy”
Spełniają się w roli
wychowawców
Spełniają się w roli
dydaktyków
Sytuacja zróżnicowana
Spełniają się w roli
dydaktyków
Sytuacja zróżnicowana
Sytuacja zróżnicowana
Identyfikacja uczniów ze
szkołą
Brak identyfikacji
Częściowa identyfikacja
ze szkołą jako miejscem,
w którym można uzyskać
pomoc
Częściowa identyfikacja ze
szkołą jako miejscem nauki
Częściowa identyfikacja
ze szkołą jako miejscem
kontaktów towarzyskich
Pełna identyfikacja
Częściowa identyfikacja
ze szkołą jako miejscem
kontaktów towarzyskich
Brak identyfikacji
Zaplecze lokalowe
Organizacja
wewnątrzszkolnej
przestrzeni
Szkolny regulamin
Oferta programowa
Postępowanie rekrutacyjne
Uczniowie dobrze znają
regulamin
81
Aspiracje edukacyjne
uczniów
Zdać maturę
Zdać maturę
Dostać się na prestiżowy
kierunek studiów bez
korepetycji
Dostać się na jakiekolwiek
studia płatne
Dostać się na
prestiżowy kierunek
studiów bez korepetycji
Dostać się na mniej
oblegany kierunek
studiów bez korepetycji
Dostać się na
bezpłatne studia dzięki
korepetycjom lub
podjąć naukę w
prywatnej uczelni
82
Typ 1 – „zwykłe przechowalnie”
Szkoły zaliczone do tego typu najczęściej mieszczą się w wynajętych
budynkach, często niesamodzielnych i niedostosowanych do potrzeb uczniów i
nauczycieli. Na ogół nie ma w nich miejsc do wyłącznej dyspozycji uczniów. W
przypadku, gdy sale dydaktyczne mieszczą się w dużym kompleksie różnorodnych
biur, granica między szkołą a pozostałymi instytucjami nie jest wyraźnie wyznaczona,
nauczycielom jest bardzo trudno kontrolować, co uczniowie robią w trakcie przerw i z
kim się kontaktują. Zresztą nie mamy pewności, czy ich to interesuje. Strefy
nauczycielska i uczniowska są w tych szkołach wyraźnie od siebie oddzielone –
istnieje pokój nauczycielski. Tylko tu zdarza się, że uczniowie mają utrudniony dostęp
do tego pomieszczenia (np. drzwi nie posiadają klamki, można je otworzyć tylko
kluczem, którego uczniom się nie udostępnia). Można odnieść wrażenie, że pedagodzy
„kryją się” w nim w czasie przerw i celowo unikają kontaktów z wychowankami.
Uczniowie na ogół wiedzą, że istnieje regulamin, ale raczej nie znają jego
treści. Nie natrafiłyśmy na żadne przypadki odwoływania się do tego dokumentu w
codziennym funkcjonowaniu liceów zaliczanych do omawianego tu typu. Z takich
szkół bardzo trudno ucznia usunąć z innego powodu niż niezapłacenie czesnego.
Nawet rażąco naganne zachowania (np. branie narkotyków, picie alkoholu,
wandalizm) nie oprowadzą do wydalenia ze szkoły. „Przechowalnie” są szkołami
ostatniej szansy, ich uczniowie byli wcześniej usuwani z innych placówek i właściwie
nie ma dla nich innego miejsca. Można zaryzykować twierdzenie, że funkcja tych
placówek polega na ochronie trudnej młodzieży przed wypadnięciem z systemu
edukacyjnego.
Do takich szkół nie organizuje się żadnych egzaminów wstępnych, przyjmuje
się wszystkich, którzy są w stanie opłacić czesne, wiele osób podejmuje też naukę w
trakcie roku szkolnego. Wydaje się, że oferta programowa nie wykracza poza
ministerialny
standard
obowiązujący
w
państwowych
liceach.
Wprawdzie
spotkałyśmy się z sytuacją, iż atrakcyjne, dodatkowe zajęcia były umieszczane w
materiałach
reklamowych
liceum,
przedstawiciele
szkoły
deklarowali
ich
83
prowadzenie, ale uczniowie tego nie potwierdzali. Nie możemy więc wykluczyć, że
były to tylko działania służące dobrej prezentacji szkoły na zewnątrz.
Nauczyciele w omawianym tu typie liceów nie mają poczucia misji
dydaktycznej czy wychowawczej. Przychodzą do szkoły na określoną liczbę godzin,
niechętnie podejmują jakieś dodatkowe obowiązki i słabo identyfikują się ze szkołą.
Młodzi ludzie też nie traktują szkoły jako ważnego miejsca w ich obecnym
życiu, nie nawiązują w niej bliższych relacji z rówieśnikami i nauczycielami, wiedzą,
że muszą tu „przesiedzieć jak w poczekalni” kilka godzin dziennie, „dotrwać” do
matury. Poziom nauczania jest niski, łatwo jest uzyskać oceny promujące do następnej
klasy, więc ta sytuacja nie mobilizuje uczniów do nauki. W szkołach tych realizuje się
model „płacę, więc wymagam”, czyli oczekuje się, że systematyczne uiszczanie
czesnego w miarę regularne bywanie na lekcjach powinno zapewnić ukończenie
szkoły i zdanie matury. O dalszej nauce raczej się nie myśli.
Typ 2 – „przechowalnie z troskliwa opieką”
Szkoły reprezentujące ten typ pod wieloma względami podobne są do
„zwykłych przechowalni”. Tak samo jak one gromadzą najsłabszych uczniów, którzy
ze względu na brak postępów nauce lub/i niewłaściwe zachowanie byli wielokrotnie
usuwani z innych placówek. Nie organizuje się tu żadnych egzaminów wstępnych, a
jedynym kryterium naboru jest możliwość płacenia czesnego, często uczniowie
przyjmowani są w trakcie roku szkolnego. Ich poziom intelektualny jest bardzo niski i
tylko dzięki dużemu wysiłkowi nauczycieli i obniżeniu wymagań, udaje im się
uzyskać maturę. Jak powiedział jeden z nauczycieli realizuje się tu „minimum z
minimum programowego”, a uczniowie uzyskują promocję z klasy do klasy tylko
dlatego, że – przy ich niewielkiej liczbie – nauczyciel może wielokrotnie wyjaśniać i
tłumaczyć te same zagadnienia. Tempo nauczania jest dostosowywane do możliwości
uczniów, którzy zazwyczaj otrzymują promocję przy stosunkowo niewielkim
nakładzie własnej pracy. W takich szkołach nie prowadzi się żadnych dodatkowych
zajęć, czy bardziej intensywnej nauki języków obcych, ponieważ uczniowie i tak nie
84
radzą sobie z podstawowymi wymaganiami programowymi. Ich aspiracje edukacyjne
są niskie, marzą o uzyskaniu matury.
Tym, co najwyraźniej odróżnia omawiany tu typ szkół od „zwykłych
przechowalni” jest postawa nauczycieli wobec pracy. Pedagodzy mają silne poczucie
misji wychowawczej, wierzą, że są w stanie pomóc młodym ludziom mającym
poważne problemy z alkoholem czy narkotykami, żyją w przekonaniu, że są jedynymi
osobami, do których uczniowie mogą się zwrócić o pomoc.
Szkoły, o których tu piszemy funkcjonują w wynajętych, ale samodzielnych
budynkach nieźle dostosowanych do codziennych potrzeb uczniów i nauczycieli.
Mimo podziału wewnątrz szkolnej przestrzeni na strefę dla nauczycieli i strefę dla
uczniów, młodzież ma w trakcie przerw, przed i po zajęciach pełny dostęp do
nauczycieli, którzy nie kryją się przed wychowankami w zamkniętych pokojach
nauczycielskich. Dzięki i częstym i ciepłym relacjom z nauczycielami uczniowie – w
przeciwieństwie do osób uczęszczających do „zwykłych przechowalni” – przynajmniej
częściowo identyfikują się ze szkołą jako miejscem, w którym mogą uzyskać wsparcie
w rozwiązywaniu własnych życiowych problemów. Mający własne kłopoty uczniowie
nawiązują lepsze kontakty z nauczycielami niż ze szkolnymi kolegami, na ogół nie
poszukują w szkole przyjaciół, a życie towarzyskie prowadzą na zewnątrz szkoły. Nie
dążą do tego, by szkoły te udostępniały im jakąś przestrzeń do samodzielnego
zagospodarowania, wspólnego spędzania czasu poza lekcjami.
W trakcie badania ani wychowawcy, ani uczniowie nie wspominali o istnieniu
regulaminu szkoły. Nauczyciele dostosowują swoje zachowanie do każdego
wychowanka osobno, raczej korzystają z własnego pedagogicznego doświadczenia,
niż sięgają do spisanych zasad funkcjonowania szkoły.
Typ 3 – „licea elitarne”
Ten typu szkoły wybierają uczniowie posiadający silną motywację do nauki i
wysokie aspiracje edukacyjne, myślą o studiowaniu na prestiżowych kierunkach, np.
prawo, medycyna.
85
Liczba chętnych przekracza zawsze liczbę miejsc, więc szkoły organizują konkursowe
egzaminy. Wysoki poziom wymagań wobec kandydatów pozwala odsiać osoby
niewystarczająco przygotowane, nie dość zdolne. Szkoły te szczycą się wysokim
poziomem nauczania, z czym często idzie w parze stosunkowo wysokie czesne. W
ramach tych opłat uczniowie otrzymują bardzo bogatą ofertę dodatkowych zajęć.
Pracujący tam nauczyciele to wysokiej klasy profesjonaliści posiadający wiedzę
merytoryczną i dydaktyczną, potrafiący nauczyć i zainteresować przedmiotem. Są
bardzo starannie wybierani i odpowiednio do tych kwalifikacji wynagradzani.
Realizują programy autorskie, przygotowują młodzież do startu w konkursach i
olimpiadach, nie szczędzą swojego czasu poza lekcjami, prowadzą koła zainteresowań
i udzielają indywidualnych konsultacji. Każdemu uczniowi starają się zapewnić
maksymalny rozwój intelektualny, można powiedzieć, że nauczyciele spełniają się w
roli dydaktyków. Pozostaje to w zgodzie z oczekiwaniami uczniów, którzy chcą
otrzymać wiedzę na jak najwyższym poziomie, a swoich nauczycieli traktują jak
„mistrzów”, którzy zdolni są ją przekazać. Identyfikacja uczniów ze szkołą ma więc
charakter częściowy. Uczniowie nie liczę na to, że szkoła zorganizują im czas wolny, a
pobyt w niej przyczyni się do rozszerzenia ich kręgów towarzyskich, przyjaciół i
znajomych najczęściej mają poza szkołą.
Regulamin szkoły pełni istotną funkcję w jej codziennym życiu. Uczniowie są z
nim zapoznawani na początku edukacji, dobrze znają swoje prawa i obowiązki i
wiedzą jakie zachowania nie będą tolerowane. Oczekują też, że inne, nie przewidziane
regulaminem sytuacje konfliktowe będą rozwiązywane na drodze negocjacji i
dyskusji. Z placówki tej można zostać usuniętym za brak postępów w nauce, wulgarne
zachowanie, picie alkoholu, nie mówiąc już o braniu narkotyków.
Szkoły zaliczane do tego typu z reguły działają w dobrych warunkach
lokalowych. Mieszczą się w budynkach samodzielnych, stanowiących ich własność,
tak zaprojektowanych lub zmodernizowanych, by zaspokajały potrzeby uczniów i
nauczycieli. Nie ma w nich ani pokoju nauczycielskiego, ani miejsc wydzielonych
tylko do dyspozycji uczniów, wszyscy korzystają z tych samych pomieszczeń,
urządzeń sanitarnych, sprzętów i naczyń.
86
Typ 4 – „licea mało specyficzne”
Uczniowie tych szkół z reguły rekrutują się spośród osób, które nie dostały się
do państwowych liceów. Mimo, iż obowiązuje w nich egzamin wstępny, to nie pełni
on funkcji selekcyjnej. Przyjmuje się wszystkich bez względu na jego wynik, jeśli
czemuś służy to tylko podziałowi uczniów na grupy ze względu na poziom znajomości
języków obcych. Oferta programowa nie odbiega od ministerialnego standardu
nauczania. Tylko pojedyncze osoby są zainteresowane własnym rozwojem
intelektualnym, więc na ogół nie są organizowane dodatkowe zajęcia. Mało liczne
klasy umożliwiają zindywidualizowane podejście do uczniów, nie zawsze jednak ma
to miejsce, gdyż poziom zaangażowania i postawa nauczycieli nie są jednolite. Są
wśród nich tacy, którzy nie realizują żadnej misji, inni ograniczają się tylko do
przekazywania wiedzy, a jeszcze inni angażują się w wychowanie młodzieży. Stosunki
między uczniami a nauczycielami mogą być zbliżone do każdej z wcześniej
omówionych modelowych relacji: „sprzedawca – klient”, „mistrz – uczeń”,
„wychowawca – uczeń”. Kontakty między nauczycielami i uczniami do pewnego
stopnia warunkuje organizacja wewnątrzszkolnej przestrzeni. W umawianym tu typie
liceów zawsze istnieje pokój nauczycielski, w niektórych placówkach podczas przerw,
przed i po lekcjach młodzież ma do nauczycieli nieograniczony dostęp, w innych jest
on utrudniony lub wręcz niemożliwy. Na ogół też nie wydziela się jakichś specjalnych
pomieszczeń tylko do użytku uczniów.
Regulamin w tym typie szkół jest wśród uczniów powszechnie znany i na ogół
przestrzegany. Ze szkoły można być usuniętym za naganne zachowanie (np. picie
alkoholu, branie narkotyków, niszczenie sprzętów) i niezapłacenie czesnego.
Charakterystyczne jest to, że uczniowie częściowo identyfikują się ze szkołą
jako miejscem kontaktów towarzyskich. Tutaj mają bliskich kolegów i przyjaciół, z
którymi lubią spędzać swój wolny czas organizując w szkole rozmaite imprezy
kulturalne, dyskoteki itp. Ta rozrywkowo-towarzyska strona życia bardziej ich pociąga
niż ślęczenie nad książkami. Realistycznie oceniając własne możliwości, chcą dostać
się na jakiekolwiek studia, nie jest ważne na jakim to będzie kierunku, w jakiej
uczelni, czy trzeba będzie za te studia płacić, czy nie.
87
Szkoły omawianego tu typu funkcjonują w bardzo zróżnicowanych warunkach
lokalowych – zarówno w budynkach własnych, jak i wynajmowanych, samodzielnych,
jak i dzielonych z innymi instytucjami, dobrze lub tylko częściowo dostosowanych do
potrzeb uczniów i nauczycieli.
Typ 5 – „bardzo dobre licea”
Szkoły zaliczane do typu 5 charakteryzują się wysokim poziomem nauczania,
szczycą się tym, że ich uczniowie są laureatami krajowych i międzynarodowych
olimpiad i konkursów. Przyciągają młodzież o wysokich aspiracjach edukacyjnych i
silnej motywacji do nauki. Rodzice, nierzadko absolwenci tych szkół, zabiegają o
umieszczenie w nich własnych dzieci, wiedząc o tym, jak pozytywną rolę licea te
odegrały w ich życiu, otwierając im drogę na prestiżowe kierunki studiów.
Kandydatów nie zraża, ani fakt konkursowych egzaminów wstępnych (duża liczba
osób na jedno miejsce), ani ostrych wymagań dotyczących wyglądu i sposobu
zachowania, jakie stawia się uczniom tych szkół.
Program w tych liceach znacznie wykracza poza obowiązujący standard
dydaktyczny, proponuje się uczniom: naukę według autorskich programów,
zwiększoną liczbę godzin języka obcego i/lub informatyki, wykładanie w obcym
języku niektórych przedmiotów („klasach dwujęzyczne”). Część zajęć np. z fizyki,
chemii przeprowadzana jest w specjalistycznych laboratoriach wyższych uczelni.
Licea te utrzymują szerokie kontakty międzynarodowe ze szkołami partnerskimi w
takich krajach, jak: Belgia, Holandia, Francja, Niemcy, Hiszpania, Włochy.
Umożliwia to polskim uczniom poznanie kultury i problemów tych krajów,
nawiązanie rówieśniczych relacji i stanowi silną motywację do doskonalenia się w
znajomości języków obcych.
Licea te posiadają kompetentnych nauczycieli pracujących bez ograniczeń
czasowych z młodzieżą w przedmiotowych kołach zainteresowań. O wysokiej
efektywności tej pracy świadczą nagrody zdobywane przez uczniów w krajowych i
międzynarodowych olimpiadach i konkursach. Nauczyciele cieszą się uznaniem
młodzieży nie tylko z racji ich wysokiego poziomu wiedzy i umiejętności jej
88
przekazania,
szczególnie
cenią
ich
za
pobudzanie,
rozwijanie
naukowych
zainteresowań i pasji poznawczych. Takie relacje między nauczycielami a uczniami
nie mogą być sprowadzone wyłącznie do formuły „mistrz – uczeń”, ponieważ
nauczyciele są postrzegani przez uczniów nie tylko jako autorytety naukowe, ale
również jako wychowawcy, przewodnicy, osoby, do których zwracamy się nie tylko
po wiedzę, lecz także po wskazówki życiowe.
Ten typ liceów publicznych, jeśli idzie o poziom nauczania i osiągane wyniki,
dorównuje, a w niektórych przypadkach przewyższa „elitarne” szkoły niepubliczne.
Może to być związane z faktem, iż w omawianym tu typie szkół nie wymaga się od
uczniów jednakowo wysokich ocen ze wszystkich przedmiotów. Wybitnie uzdolniony
w kierunku matematyczno-fizycznym uczeń, nie będzie zmuszany do uzyskania
najwyższych not z przedmiotów humanistycznych, nauczyciele będą go dopingować i
pomagać mu zdobywać wiedzę przede wszystkim z zakresu jego zainteresowań,
indywidualnych uzdolnień i predyspozycji.
Uczniowie, którzy mają kłopoty z nauką i nie mogą sprostać wymaganiom
stawianym przez szkołę, są z niej dyskretnie usuwani, daje się im promocję do
następnej klasy, ale pod warunkiem przeniesienia się do innego liceum.
Bezdyskusyjnym zaś powodem relegowania jest nadużywanie alkoholu lub
narkotyków. W liceach tych stawia się uczniom wymagania dotyczące stroju,
makijażu, fryzury itp., młodzi ludzie znają je jeszcze przed przyjęciem do szkoły i
akceptują jako niepodlegające dyskusji zalecenia regulaminu.
Faktem wartym podkreślenia jest duma z bycia uczniem tej szkoły, znajomość
jej historii, szacunek dla jej tradycji, co sprzyja pełnej identyfikacji uczniów ze szkołą
jako ważnym miejscem nauki, życia towarzyskiego, spędzania czasu wolnego.
Rywalizacja o wyniki w nauce nie niszczy, jak to miało miejsce w liceach
„elitarnych” relacji koleżeńskich, większość przyjaciół to uczniowie z tej szkoły.
Młodzi ludzie spędzają razem czas po lekcjach działając w kołach hobbystycznych
(np. koło sportowe, turystyczne, kulinarne, teatralne), redagując gazetki szkolne,
pracując w szkolnych radiowęzłach, zakładając i grając w zespołach muzycznych.
Szkoła stwarza im możliwości rozwijania takiej aktywności udostępniając salę
gimnastyczną, bibliotekę, pracownię komputerową itp., a nauczyciele sprzyjają takim
89
inicjatywom oferując opiekę i pomoc. Jest ona szczególnie potrzebna, gdy
zaspakajanie tych zainteresowań wymaga wyjścia poza teren szkoły, nawiązania
współpracy z miejskimi ośrodkami lub innymi placówkami kultury, np. teatrami.
Młodzież z tych liceów uczestniczy też w rozmaitych przedsięwzięciach i
programach edukacyjnych mających na celu kształtowanie tożsamości europejskiej
oraz w działaniach na rzecz środowiska lokalnego. Udziela też pomocy ludziom
starszym, niepełnosprawnym dzieciom i innym osobom wymagającym wsparcia.
Szkoły te dysponują samodzielnymi budynkami, nie dzielą ich z innymi
placówkami dydaktycznymi. Warunki lokalowe można na ogół określić jako dobre, a
co szczególnie zwraca uwagę to fakt wyodrębnienia w nich miejsc (sal, fragmentów
korytarzy), w których poza lekcjami mogą przebywać uczniowie i spotykać się z
kolegami. Aranżacja tej przestrzeni i jej wystrój (graffiti, rysunki, zdjęcia) zależy od
inwencji młodych ludzi i nauczyciele w to nie ingerują. W szkołach tych istnieje pokój
nauczycielski, do którego zgodnie z omawianą wcześniej kategoryzacją, uczniowie
mają ograniczony dostęp.
Typ 6 – „standardowe licea”
Szkoły należące do typu 6 biorąc pod uwagę poziom nauczania i osiągane
rezultaty można określić jako przeciętne. Aspirujący do tych szkół młodzi ludzie nie
muszą na egzaminach wstępnych uzyskiwać najwyższych ocen, ponieważ konkurencja
nie jest tak duża, jak w przypadku liceów typu 3 („elitarne”) i 5 („bardzo dobre”). W
ofercie programowej znaleźć można klasy profilowane, znacznie rzadziej przedmioty
prowadzone w oparciu o programy autorskie czy zwiększoną liczbę godzin języka
obcego. Przedmiotowe i hobbystyczne koła zainteresowań, jeśli w ogóle istnieją, to
działają mało prężnie i skupiają niewielu uczniów. Młodzież rzadziej pracuje w
szkolnym radiowęźle, czy zajmuje się redagowaniem gazetki szkolnej. Mimo braku
dodatkowych zajęć i słabszej presji ze strony nauczycieli na osiąganie przez uczniów
wybitnych rezultatów w nauce, absolwenci tych szkół bez problemów dostają się
studia, choć na kierunki mniej oblegane. Wydaje się, że w liceach tych dobrze
realizowany jest przez nauczycieli ministerialny standard programowy, bez
90
znajomości którego trudno jest przebrnąć barierę egzaminu wstępnego na uczelnię
wyższą.
Szkoły te z całą pewnością nie grupują tak wybitnych i silnie umotywowanych
do pracy nauczycieli, jak zatrudnieni w typach 3 i 5. Zdarzają się wśród nich też
pasjonaci swojego zawodu, ale rzadko. Częściej spotkać tam można nauczycieli,
którzy przychodzą do pracy na określoną liczbę godzin, wykonują ją na przyzwoitym
poziomie, ale nie są chętni do poświęcania swojego prywatnego czasu i energii na
dodatkowe zajęcia pozalekcyjne. Zwykle w takich szkołach uczniowie z problemami
życiowymi, osobistymi znajdą jakiegoś przyjaznego nauczyciela-wychowawcę, od
którego mogą uzyskać pomoc.
Istotnym problemem, z jakim borykają się te szkoły jest niska frekwencja i brak
postępów w nauce niektórych uczniów. W trosce o utrzymanie należytego poziomu
wymagań, podobnie jak w typie 5, wymusza się na takich uczniach opuszczenie tej
szkoły (zjawisko nazwane w wywiadach „promocja za zmianę szkoły”). Nie są także
akceptowane na terenie tego typu liceów takie zachowania, jak picie alkoholu i
zażywanie narkotyków, natomiast istnieje tolerancja, jeśli idzie o wygląd uczniów –
ubiór, fryzurę, makijaż, biżuterię, w tym przypadku szkoła niczego nie wymaga i
niczego nie narzuca, te kwestie są pominięte w regulaminie szkolnym. Uczniowie
wiedzą, że taki dokument istnieje, dobrze go znają i odwołują się do niego w różnych
codziennych sytuacjach.
Młodzież tylko częściowo identyfikuje się ze szkołą jako miejscem kontaktów
towarzyskich, podtrzymywania wcześniejszych znajomości i zawierania nowych.
Większość osób, uczniów tych szkół wybrała ją z tego powodu, iż chcieli się w niej
uczyć lub uczyli się już, ich przyjaciele. Te dobre stosunki koleżeńskie są podczas
nauki w liceum kontynuowane, choć czas po lekcjach spędzany jest nie na terenie
szkoły – jak to było w przypadku uczniów szkół zaliczonych do typu 5 – ale poza nią,
np. w kinach, pubach, czy na imprezach. Może to być związane z tym, że w tych
szkołach brak jest wydzielonych miejsc, w których młodzież poza lekcjami mogłaby
przebywać. Licea typu 6 mieszczą się na ogół w samodzielnych budynkach, tylko
incydentalnie dzielą budynek z innymi placówkami dydaktycznymi (gimnazjum,
91
podstawówka). Analogicznie jak w szkołach zaliczonych do typu 5 istnieje pokój
nauczycielski, do którego młodzież ma ograniczony dostęp.
Typ 7 – „publiczne słabe licea”
Szkoły typu 7 prowadzą nabór kandydatów na podstawie egzaminów
wstępnych, ale zazwyczaj mają mniej chętnych do podjęcia nauki, niż liczba
oferowanych miejsc. Limit przyjęć wypełniany jest przez osoby, które choć zdały
egzamin wstępny, nie dostały się do innych liceów z powodu uzyskania słabszych
ocen. Zatem młodzież trafiających do tych szkół należą do kategorii do uczniów
słabszych. Licea te proponują naukę głównie w klasach o profilu ogólnym, tzw. klasy
profilowane występują i w opinii uczniów – naszych respondentów, są takimi tylko z
nazwy. Szkoły te tylko sporadycznie organizują jakieś przedmiotowe czy
hobbystyczne koła zainteresowań, zresztą inicjatywy ich tworzenia nie trafiają na
podatny grunt – tylko nieliczni uczniowie są nimi zainteresowani. Poziom nauczania
nie jest wysoki, a osoby mający ambicję studiowania, aby pokonać barierę egzaminu
na wyższą uczelnię, zmuszone są do pobierania korepetycji.
Bardzo słabi uczniowie nie są ze szkoły relegowani, nie proponuje im się
przejścia do innych szkół – jak to miało miejsce w przypadku liceów typu 5 i 6 – mają
szansę szkołę ukończyć pod warunkiem systematycznego uczęszczania na lekcje,
odrabiania prac domowych i podejmowania prób nauczenia się czegoś, nawet jeśli nie
daje to zadowalających rezultatów. Powodem usunięcia ze szkoły są natomiast
permanentne wagary, używanie narkotyków, picie w szkole alkoholu, a więc
przekroczenie podstawowych wymagań regulaminu szkolnego, który uczniowie
dobrze znają.
Nauczyciele na ogół traktują swoje obowiązki powierzchownie, nie przykładają
się do pracy, nie starają się zainteresować uczniów wykładanym przedmiotem,
prowadzone przez nich lekcje są nudne, a oni sami przychodzą do „szkoły jak do
biura”. Zachowują się zatem podobnie jak nauczyciele w niepublicznych liceach
nazwanych przez nas „przechowalniami” i szkołami „mało specyficznymi”.
92
Uczniowie w ogóle nie identyfikują się ze szkołą, w większości przypadków nie
jest to szkoła z wyboru, a więc taka, do której trafili z braku innych możliwości.
Mieszkają w różnych częściach miasta, jak sami o sobie mówią są „zbieraniną” dotąd
nie znających się ludzi. Wobec braku dodatkowych zajęć takich, jak koła
zainteresowań, wspólne wycieczki itp., pobyt w szkole w ogóle ich nie integruje, a z
kolegami z klasy po lekcjach z reguły nie utrzymują kontaktów. Dodać też trzeba, że
w tych szkołach młodzież do pokoju nauczycielskiego ma ograniczony dostęp, nie ma
takich miejsc, w których mogłaby wspólnie przebywać i w ciekawy sposób spędzać
czas. Podobnie, jak w przypadku typu 6, licea te najczęściej samodzielnie zajmują
budynek, rzadko dzielą go z innymi szkołami.
Przemoc w różnych typach liceów ogólnokształcących
W dalszej części artykułu zajmiemy się problemem przemocy w opisanych
wcześniej typach szkół niepublicznych i publicznych. Omówimy kolejno to
zagadnienie w stosunku do „klasycznych przechowalni” (typ 1), „słabych liceów
publicznych” (typu 7), „szkół mało specyficznych” (typ 4) i „standardowych liceów
publicznych” (typ 6), a więc tych szkół, w których przemoc jest obecna.
W „klasycznych przechowalniach” można spotkać się z przemocą:
 pomiędzy uczniami i to zarówno tą, która występuje na początku każdego roku
szkolnego (zjawisko fali), jak i w trakcie jego trwania;
 uczniów w stosunku do nauczycieli, oraz
 nauczycieli w stosunku do uczniów.
W objętych badaniem placówkach typu 1 fala występuje w stosunkowo
łagodnej postaci rozumianej jako skrywane przed nauczycielami psychiczne gnębienie
nowo przyjętych uczniów. Pierwszoklasiści zgodnie z panującymi tam zasadami
powinni być „na usługach” starszych roczników i stawiać się na każde wezwanie
niemal przez cały rok szkolny. Mają być tymi, którzy zaopatrują ich w papierosy, a w
sytuacji gdy nie mogą tego zrobić, muszą dać pieniądze. Nie spotkałyśmy się z
przypadkami drastycznego upokarzania czy fizycznego znęcania się nad młodszymi
kolegami.
93
Przemoc pomiędzy uczniami występuje też w trakcie roku szkolnego. Ofiarą
przemocy na ogół staje się osoba nieatrakcyjna fizycznie i zdecydowanie odróżniająca
się od kolegów z klasy. W przechowalniach liczy się „styl i swoisty szyk” – odważna
fryzura, makijaż, modne, markowe ciuchy, elektroniczne gadżety – ktoś, kto nie
sprosta temu stylowi życia traci pozycję w klasie i staje się „kozłem ofiarnym”. Jest
często wyśmiewany, wyzywany, potrącany, popychany. Z tej roli ofiary można wyjść
zmieniając swoje zachowanie i upodabniając się do kolegów.
W omawianym tu typie szkół przemoc uczniów wobec nauczycieli przybiera
bardziej zróżnicowane i drastyczne formy niż w stosunku do rówieśników. Na
porządku dziennym jest lekceważenie poleceń nauczycieli, wulgarne odzywki często o
zabarwieniu seksualnym, podnoszenie głosu, ośmieszające komentarze na temat ich
wyglądu fizycznego, stroju, dochodów itp. Uczniowie kierowali wobec nauczycieli
groźby agresji fizycznej („jak nie odwołasz kartkówki, spotka Cię coś przykrego
podczas samotnego powrotu do domu”). Nie kończyło się na groźbach, takie
przypadki jak: potrącanie, popychanie, nieustępowanie miejsca w przejściu,
smarowanie krzesła czy klamki klejem, przebijanie opon w samochodach,
przestawianie aut nauczycieli, dość często miały miejsce.
Zebrane materiały wskazują na to, iż także nauczyciele zachowują się
agresywnie w stosunku do uczniów. Nie była to, co prawda, przemoc fizyczna, czy
groźba jej użycia lecz agresja słowna i psychiczne dręczenie – np. kpienie i
ośmieszanie uczniów w obecności kolegów, ciągłe odpytywanie. Nawet w trakcie
badania mówiąc o swoich uczniach niektórzy nauczyciele nie byli w stanie
powstrzymać się przed używaniem takich określeń, jak „idioci” i „nieodpowiedzialni
gówniarze”.
Wyjaśniając obecność przemocy w szkołach nazwanych tutaj zwykłymi
przechowalniami należy zwrócić uwagę na braki w kulturze osobistej uczniów będące
skutkiem zaniedbań wychowawczych rodziców na ogół dobrze sytuowanych
materialnie, ale bardzo zajętych pracą. Młodzież ucząca się w tych szkołach w małym
stopniu jest zainteresowana zdobywaniem wiedzy, bardziej zależy jej na rozrywce i
zabawie. Inicjacyjne rytuały i inne formy agresji w stosunku do kolegów i nauczycieli
są przejawem takiej postawy, mają, wobec konieczności przebywania tu przez kilka
94
godzin dziennie, urozmaicić życie szkolne, przerwać jego monotonię. Nauczyciele
słabo lub prawie w ogóle nie reagują na takie zachowania uczniów, co wiąże się z ich
postawą wobec pracy („przychodzą do szkoły jak do biura”), mało interesują się tym,
co uczniowie robią w trakcie przerw, często „kryją się” przed nimi w pokoju
nauczycielskim. Nie można wykluczyć, że pedagodzy po prostu boją się swoich
uczniów, którzy zachowują się wobec nich dość agresywnie. Jedyną odpowiedzią na
uczniowską przemoc, jest agresja nauczycieli będąca najprostszym sposobem
odreagowania frustracji i nieskuteczną próbą zapanowania nad młodzieżą. Młodzi
ludzie czują się kompletnie bezkarni, ignorują fakt istnienia regulaminu szkoły,
ponieważ w praktyce nie ma on żadnego znaczenia. Nawet takie zachowania na
terenie szkoły, jak: palenie papierosów, picie alkoholu, sprzedawanie innym uczniom
narkotyków, ich branie, nie prowadzą do wydalenia z placówki. Trzeba dodać, że
specyficzne warunki lokalowe, w jakich większość z tych szkół funkcjonuje – budynki
są dzielone z innymi instytucjami – sprzyjają opisanym zachowaniom i utrudniają
ewentualną kontrolę ze strony kadry pedagogicznej.
W liceach publicznych typu 7 („słabe”) zjawisko fali nie występuje i jak
wynika ze zgromadzonych przez nas materiałów jest to efekt systematycznie
prowadzonych na terenie szkół działań profilaktycznych. Rozmaite łagodne
zachowania przemocowe dają się zaobserwować w kontaktach pomiędzy uczniami,
polegają one na: wyśmiewaniu się, kpieniu z kolegów, ukrywaniu przedmiotów
potrzebnych im w danym momencie. Takie przykre niespodzianki mogą spotkać: tzw.
dobrych uczniów, a szczególnie tych, którzy zabiegają o względy nauczycieli i
donoszą na kolegów, osoby nieśmiałe, o nieatrakcyjnym wyglądzie i wszystkie słabo
zintegrowane, żyjące na marginesie klasy. Bójki, czy inne formy przemocy fizycznej
zdarzają się tylko incydentalnie i w tych szkołach nie stanowią żadnego problemu
wychowawczego.
Bardziej drastyczne zachowania widoczne są w relacjach pomiędzy uczniami i
nauczycielami. Uczniowie wobec nauczycieli stosują przemoc słowną i psychiczną –
ostentacyjnie okazują brak zainteresowania wykładanym przedmiotem, lekceważą
polecenia pedagogów, wulgarnie odzywają się na lekcjach, umieszczają na murach
szkoły i pobliskich budynków napisy uwłaczające godności nauczycieli, a także
95
kierują pod ich adresem rozmaite groźby (np. „lepiej niech pani nie przyjeżdża do
szkoły samochodem”). Standardową odpowiedzią na te agresywne zachowania jest
zaostrzenie dyscypliny, czyli wyznaczanie dodatkowych prac domowych, karne
odpytywanie i robienie kartkówek. Nauczycielom trudno jest też opanować agresję
słowną – nierzadko krzyczą, obrażają uczniów i ośmieszają ich na forum klasy. Tylko
wyjątkowo, zdarzają się zachowania mające znamiona agresji fizycznej: popychanie,
szarpanie czy bicie.
Trzeba w tym miejscu przypomnieć, że młodzież uczęszczająca do szkół
publicznych typu 7 „w swej masie” ma braki w kulturze osobistej i jest mało
zainteresowana nauką. W tych liceach poziom nauczania jest niski, a większość
nauczycieli traktuje swoje obowiązki powierzchownie i niezbyt przykłada się do
pracy. Pedagodzy, którzy stawiają uczniom wyższe wymagania i u których nie można
uzyskać promujących ocen tylko za obecność na lekcjach, spotykają się z agresją ze
strony uczniów. Niektórzy z nich, niestety, tym samym młodzieży odpłacają.
W szkołach niepublicznych zaliczonych do typu 4 („mało specyficznych”)
zjawisko fali, choć obecne w życiu kolejnych roczników, nie przybiera drastycznych
form i ma charakter krótkotrwałych obrzędów inicjacyjno-zabawowych. We
wzajemnych dalszych kontaktach między uczniami zachowania agresywne występują
incydentalnie, jak pisałyśmy wcześniej, wiele osób ma w szkole bliskich kolegów i
przyjaciół, szkoła jest miejsce, w którym spędzają także czas po lekcjach, dobrze się w
niej czują. Zachowania agresywne takie, jak: kpiny, lekceważenie poleceń, arogancja,
wulgarne odzywki, pojawiają się natomiast w stosunku do nauczycieli. Wydaje się, że
są po części sprowokowane przez nich samych, wówczas gdy wyraźnie przekraczają
granice równego traktowania uczniów: szykanują kogoś tylko dlatego, że
ekstrawagancko się ubiera, pochodzi z zamożnej rodziny, przewodzi grupie
rówieśniczej. Trzeba zaznaczyć, że nie zdarza się to często.
W szkołach należących do typu 6 („standardowe licea”), analogicznie jak we
wszystkich opisywanych w tym artykule placówkach publicznych, fala nie występuje.
Wzajemne relacje między uczniami są wolne od agresji psychicznej i fizycznej, jest to
efekt wcześniejszych przyjaźni, koleżeństwa, zamieszkiwania w bliskim sąsiedztwie i
wspólnego spędzania czasu poza szkołą. Stosunki między nauczycielami a uczniami
96
układają się dość poprawnie, nauczyciele wprawdzie pilnują obecności i stawiają
wymagania, których spełnienie daje duże szanse na dostanie się na studia bez
pobierania korepetycji, ale tylko z rzadka prowadzi to do poważniejszych konfliktów.
W tych sporadycznie występujących przypadkach młodzież reaguje niewybrednymi
żartami, chamskimi odzywkami, a więc ogranicza się do przemocy słownej. Podobne
formy przemocy stosują nauczyciele – ośmieszają, a niekiedy obrażają uczniów.
W trzech pozostałych typach szkół przemoc prawie w ogóle nie występuje.
Mimo, iż w liceach określonych jako przechowalnie z troskliwą opieką jest dużo
uczniów problemowych, mających braki w kulturze osobistej, uzależnionych od
alkoholu czy narkotyków, to fala i inne zachowania agresywne wobec kolegów nie
pojawiają się. Zjawisko fali nie jest obecne, ponieważ rola „nowego” nie jest trwale
przypisana do uczniów pierwszej klasy, lecz może być też przynależna osobom z
wyższych roczników podejmujących naukę podczas roku szkolnego. W szkołach tego
typu uczniowie z reguły nie nawiązują między sobą bliskich relacji, nie tworzą
zwartych grup koleżeńskich i nie walczą o prestiż. Osobiste problemy, na rozwiązaniu
których uczniowie się koncentrują, wykluczają obecność obrzędowo-rozrywkowej, a
zarazem tajnej strony życia szkolnego. Nauczyciele są osobami, od których
spodziewają się uzyskać pomoc, im powierzają swoje tajemnice i problemy, więc
muszą być wobec nich otwarci, nie mogą ich oszukiwać, zachowywać się wobec nich
agresywnie. Nauczyciele zatrudnieni w tych szkołach są nastawieni na baczne
obserwowanie tego, co się w nich dzieje. Indywidualne traktowanie uczniów, duże
doświadczenie pedagogiczne, poczucie misji wychowawczej, zmiana priorytetu z
„nauczania jak najwięcej” na „wychowanie i dostarczenie minimum wiedzy” i
wreszcie sumienne traktowanie obowiązków, to jak się wydaje, czynniki skutecznie
przeciwdziałające przemocy.
W liceach elitarnych (typ 3) z kolei, uczniowie wyraźnie nastawieni są na
zdobywanie wiedzy, własny rozwój intelektualny, nie tracą zatem czasu i energii na te
inicjacyjne obrzędy. Dobre wychowanie wyniesione z domu – w większości
przypadków są to osoby, którym rodzice poświęcają dużo czasu i uwagi – każe im
powstrzymywać się od agresji w kontaktach z kolegami i nauczycielami. Charakter
relacji między uczniami a nauczycielami („mistrz – uczeń”) zakłada szacunek,
97
poważanie, respekt w stosunku do pedagogów, co raczej wyklucza agresywne
zachowania wobec nich. Osoby uczęszczające do szkół elitarnych mają pełną
świadomość, iż wszelkie przejawy przemocy będą tam surowo karane, włącznie z
relegowaniem z placówki. Zainteresowanie rodziców sprawami szkoły i częste
kontakty z nią z kolei sprzyjają eliminowaniu aktów przemocy ze strony nauczycieli.
Osoba dopuszczająca się takich czynów byłaby, pod presją płacących wysokie czesne
rodziców, zwolniona z pracy.
Podobnie jak w niepublicznych szkołach elitarnych, publiczne licea typu 5
(„bardzo dobre”) gromadzą młodzież ambitną, chcącą się uczyć, pochodzącą z rodzin
troszczących się o wykształcenie dzieci. Są to osoby dobrze wychowane, którym
wpojono w domu normy kulturalnego zachowania, a więc bez trudu panujące nad
swoim postępowaniem, potrafiące powstrzymać się od agresji zarówno w relacjach z
nauczycielami, jak i kolegami. W omawianych tu liceach, młodzież ma możliwość
ciekawego spędzenia czasu po lekcjach, rozwijania swoich zainteresowań w kołach
hobbystycznych czy grupowego realizowania różnych prac prospołecznych, co sprzyja
kształtowaniu się dobrych stosunków koleżeńskich. Trzeba dodać, że nie odbywa się
to wszystko bez nadzoru nauczycieli, każda impreza organizowana w szkole, czy jakaś
podejmowana na zewnątrz szkoły inicjatywa, muszą mieć przemyślany, spisany i
zatwierdzony
przez
wychowawców
„scenariusz”.
Dzięki
temu
unika
się
nieprzewidzianych, trudnych sytuacji, w których może pojawić się agresja. Brak
przemocy w „bardzo dobrych” liceach publicznych (typ 5) wiążemy, ponad to, z
podejmowaniem przez kadrę dydaktyczną rozmaitych działań o charakterze
profilaktycznym mających na celu przeciwdziałanie zachowaniom agresywnym i
szkodzącym zdrowiu (picie alkoholu, branie narkotyków). Są one systematycznie
prowadzone dla kolejnych roczników, a więc nie są jednorazową reakcją na
niepokojące zachowania uczniów.
W szkołach tych funkcjonują też – warte
naśladowania – sposoby rozwiązywania konfliktów, jakie mogą się pojawić pomiędzy
uczniami, oraz między uczniami a nauczycielami. Przykład mogą tu stanowić
„komisje mediacyjne” złożone z przedstawicieli uczniów, nauczycieli i pedagoga
szkolnego, które wysłuchują racji obu stron konfliktu i pomagają zawrzeć
porozumienie w postaci „kontraktu ugodowego”. Kontrakt taki podpisują nie tylko
98
uczniowie, ale też nauczyciele, o ile są oni stroną sporu, a wypełnianie jego zaleceń –
nadzorowane przez komisję – na ogół prowadzi do wygaszenia tego konfliktu.
Młodzież ze wszystkich badanych liceów spotyka się z przemocą w bliskim
otoczeniu szkoły – np. wychodzącym po lekcjach uczniom nieznajome osoby przy
użyciu gróźb lub siły fizycznej zabierają pieniądze, telefony komórkowe, cenne części
garderoby itp. Ten proceder jest bardzo trudny do opanowania, nauczyciele próbują
pomóc uczniom nadzorując opuszczanie przez nich szkoły, odprowadzając ich do
przystanków
autobusowych,
tramwajowych,
oraz
wzywając
policję.
Jego
występowanie nie zależy od typu szkoły, lecz związane jest z rejonem miasta, w
którym się ona znajduje i ze stopniem jego zagrożenia przestępczością.
Uwagi końcowe
Przemoc szkolna w publikacjach i przekazach medialnych traktowana jest jako
niezwykle poważny problem społeczny. Nagłaśnianie pojedynczych spektakularnych
szkolnych aktów agresji stwarza wrażenie, że przemoc w polskiej szkole jest
wszechobecna. Tymczasem wyniki badań naukowych pokazują, że zakres tego
zjawiska jest ograniczony i wyraźnie zróżnicowany – przemoc między uczniami,
uczniami a nauczycielami częściej występuje w zasadniczych szkołach zawodowych i
technikach niż w liceach zawodowych i liceach ogólnokształcących [Dąbrowska-Bąk
1995, Krężel 1996, Urban 2000, Przybyłowska, Krzewińska 2005].
W tym artykule skupiłyśmy swoją uwagę na liceach ogólnokształcących, a więc
na szkołach, o których na wstępie wiedziałyśmy, że natężenie badanego zjawiska nie
będzie zbyt duże, a formy stosowanej przemocy zbyt drastyczne. Szczególnie
interesowało nas wyjaśnienie, dlaczego w jednych szkołach funkcjonujących w tym
samym środowisku wielkomiejskim przemoc się pojawia, a drugie są od niej wolne.
Podział liceów według kryterium: publiczne – niepubliczne, kwestii tej nie
wyjaśnia. Zarówno w pierwszej, jak i w drugiej grupie szkół, znaleźć można takie
placówki, w których przemoc i agresja występują bądź nie. Twórcy szkół
niepublicznych mieli wobec nich duże oczekiwania, zakładali, iż będą to szkoły lepsze
od publicznych, jeśli idzie o poziom nauczania, bardziej wydolne wychowawczo,
99
skutecznie ograniczające agresywne zachowania młodych ludzi wobec kolegów i
pedagogów, systematycznie podejmujące działania z zakresu profilaktyki uzależnień
[Sawiński 1994, Wiłkomirska 2004, Przybyłowska, Krzewińska 2006] i niektóre z
nich w istocie takie są. Jednak, jak wynika z naszych analiz, spośród wszystkich
badanych typów liceów, najbardziej obciążone są przemocą szkoły niepubliczne
zaliczone do typu 1 – „zwykłe przechowalnie”.
Chciałyśmy wyraźnie stwierdzić, iż naszym zdaniem, dla funkcjonowania
szkoły jako instytucji wychowawczej niezbędny jest pewien, choćby niski poziom
przymusu. Ażeby zrealizować program nauczania, trzeba wymusić ciszę i spokój na
trwających czterdzieści pięć minut lekcjach, zapewnić obecność uczniów w szkole.
Nie można też zrezygnować z oceniania postępów w nauce poprzez wystawianie
stopni. [Karkowska, Czarnecka 1994] Nie wydaje się jednak konieczne obowiązkowe
„umundurowanie” uczniów. Jak wynika z naszych analiz, fakt występowania bądź nie
jednolitego stroju, nie ma wpływu na zachowania uczniów.
Jest kilka czynników leżących po stronie uczniów, nauczycieli, kultury życia
szkolnego, sprzyjających eliminowaniu przemocy fizycznej i psychicznej. I tak, jeśli w
szkole przeważa młodzież posiadająca wysokie aspiracje i motywacje do nauki, której
wdrożono w procesie socjalizacji normy kulturalnego zachowania się i mediacyjne
sposoby rozwiązywania konfliktów, to wzrasta prawdopodobieństwo, że placówka ta
będzie wolna od przemocy.
W tym samym kierunku działa oferta programowa dostosowana do oczekiwań i
możliwości intelektualnych uczniów oraz ich indywidualne traktowanie. Stawianie
„wyśrubowanych” wymagań osobom mniej uzdolnionym, ale ambitnym, może
zaowocować agresją, szczególnie wobec nauczycieli.
Innym czynnikiem hamującym występowanie przemocy, jest ustalenie
czytelnych reguł w kontaktach między nauczycielami a uczniami. Najlepiej jest, gdy
zasady te przedstawione są w regulaminie szkolnym, który uczniowie powinni nie
tylko znać, ale i akceptować. Podobnie, jego ustalenia nie mogą być lekceważone
przez grono pedagogiczne. W kwestiach, których on nie reguluje, konflikty i spory
powinno się rozwiązywać na drodze mediacji.
100
Ważne są też wysokie kwalifikacje, pozytywna postawa nauczycieli wobec
pracy i ich przyjazny stosunek do uczniów. Muszą oni posiadać nie tylko kompetencje
merytoryczne, ale także pedagogiczne, wśród których szczególnie ważna jest
konsekwencja w działaniu, obiektywizm i sprawiedliwość przy ocenianiu uczniów.
Samokontrola i krytyczna postawa wobec własnych zachowań, umiejętność
przyznania się do błędu, to cechy pedagogów szczególnie cenione przez młodych
ludzi. Nauczyciele powinni być też osobami otwartymi na dylematy współczesnej
młodzieży, gotowymi do podejmowania z uczniami dyskusji i nie narzucającymi im
„jedynej słusznej” wizji świata, a nade wszystko oddanymi pracy, mającymi poczucie
misji wychowawcami.
Takie cechy i zachowania nauczyciela niezbędne są dla zyskania przez niego
osobistego autorytetu opartego na poważaniu i szacunku uczniów. Autorytet
wynikający tylko z nierówności pozycji społecznej, nie stanowi, według naszej opinii,
żadnej bariery dla agresywnych zachowań młodzieży wobec pedagogów.
Przedstawiona tu lista czynników nie jest z całą pewnością wyczerpująca, choć
właśnie one, w świetle zaprezentowanych w tym artykule rezultatów badań, wydają
się najważniejsze. Trzeba też dodać, iż o występowaniu bądź braku przemocy w
szkołach nigdy nie decyduje jeden czynnik, jej pojawienie się uwarunkowane jest
zawsze splotem kilku okoliczności, np. obecność w szkole problemowej młodzieży,
jeśli trafi ona na nauczycieli z poczuciem misji realizujących się w roli wychowawców
nie generuje zachowań agresywnych (porównaj typ 2).
Bibliografia:
Agresja i przemoc we współczesnym świecie. Agresja i przemoc w instytucjach
wychowawczych [1998], Bańska Z., Szymańska M., (red.), Kraków, Oficyna
Wydawnicza TexT
Agresja i przemoc we współczesnym świecie. Agresja i przemoc wśród dzieci i
młodzieży oraz w instytucjach społeczno-opiekuńczych [1998], Kuźma J., Szarota Z.
(red.), Kraków, Oficyna Wydawnicza TexT
Dąbrowska-Bąk M. [1995], Przemoc w szkole, Poznań, Ośrodek Wydawnictw
Naukowych
101
Karkowska A., Czarnecka M. [1994], Przemoc w szkole, Kraków, Oficyna
Wydawnicza Impuls
Kmiecik-Baran K. [2000], Młodzież i przemoc. Mechanizmy psychologicznosocjologiczne, Warszawa, PWN
Krężel M. [1997], Wybrane przejawy zachowań agresywnych wśród młodzieży
szkolnej. [w:] Agresja wśród dzieci i młodzieży. Perspektywa psychoedukacyjna,
Frączek A., Pufal-Struzik I., (red.) Kielce, Wydawnictwo Pedagogiczne ZNP
Kwieciński K. [1992], Socjopatologia edukacji, Warszawa, Edytor
Młodzież a współczesne dewiacje i patologie społeczne. Diagnoza. Profilaktyka.
Resocjalizacja., [1994], Kawula S., Machel H. (red.), Toruń, Wydawnictwo Adam
Marszałek
Przemoc dzieci i młodzieży w perspektywie polskiej transformacji ustrojowej, [1998],
Papież J., Płukis A. (red.), Toruń, Wydawnictwo Adam Marszałek
Przemoc w życiu codziennym, [1997], Hołyst B. (red.), Warszawa, Agencja
Wydawnicza CB
Przybyłowska I., Krzewińska A. [2005], Przemoc w szkole w opiniach uczniów,
nauczycieli i pedagogów, [w:] Normatywność współczesnej Polski, Kwaśniewski J.
(red.), Warszawa, Prace Katedry Socjologii Norm, Dewiacji i Kontroli Społecznej,
IPSiR UW, T. VII
Przybyłowska I., Krzewińska A. [2006], Przemoc w różnych typach szkół
niepublicznych, [w:] Badania problemów społecznych. 2, Kwaśniewski J. (red.),
Warszawa, Prace Katedry Socjologii Norm, Dewiacji i Kontroli Społecznej, IPSiR
UW, T. VIII
Ostrowska K., Surzykiewicz J. [2005], Zachowania agresywne w szkole. Badania
porównawcze 1997 i 2003. Warszawa, Centrum Metodyczne Pomocy PsychologicznoPedagogicznej
Sawiński Z. [1994], Kto posyła dzieci do szkół niepaństwowych?, Kwartalnik
Pedagogiczny, nr 1-2
Surzykiewicz J. [2000], Agresja i przemoc w szkole. Uwarunkowania
socjoekologiczne, Warszawa, Oficyna Wydawnicza Politechniki Warszawskiej
Urban B. [2000], Zaburzenia w zachowaniu i przestępczość młodzieży, Kraków,
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Wiłkomirska A. [2004], Problemy wychowawcze w szkole, [w:] E. Putkiewicz, A.
Wiłkomirska, Szkoły publiczne i niepubliczne. Porównanie środowisk edukacyjnych,
Warszawa, Instytut Spraw Publicznych
102
Edyta Prusińska
ZWIĄZKI KOHABITACYJNE – CHARAKTERYSTYKA ZJAWISKA
Definicja i historia
Zjawisko kohabitacji w społeczeństwie jest obecne od wieków, natomiast samo
pojęcie jest stosunkowo nowe. Długo na określenie związków nieformalnych używano
terminu konkubinat (łac. con cubare – „spać ze sobą”) (I. Janicka, 2006). Ma on
jednak pejoratywne znaczenie i często jest kojarzony z patologicznymi rodzinami.
Kohabitacja zaś najprościej określana jest jako życie razem bez formalnego
powiązania (K. Slany, 2002). Pochodzi ona od łacińskiego słowa cohabitare –
współmieszkać (I. Janicka, 2006 za: Slany, 1995).
Nie istnieje jedna definicja zjawiska kohabitacji. Problemy z ustaleniem
długości trwania związku czy częstości zamieszkiwania partnerów nie pozwalają na jej
precyzyjne sformułowanie. Mimo to, w prawie wszystkich próbach wyjaśnienia tego
zjawiska widać kilka cech wspólnych. Autorzy często podkreślają, że aby mówić o
związku kohabitacyjnym, ważne jest, aby były to dwie heteroseksualne osoby żyjące
razem bez legalizacji. (A. Kwak, 2005)
Zdaniem Jana Trosta (1977, za I. Janicka, 2006) „związek kohabitacyjny tworzą
dwie osoby płci przeciwnej, wspólnie zamieszkujące przez dłuższy okres, prowadzące
wspólne gospodarstwo domowe i utrzymujące stosunki seksualne. Partnerzy takiego
związku funkcjonują podobnie jak małżeństwo, które nie posiada charakteru
zinstytucjonalizowanego.”
103
Zjawisko kohabitacji ma długą historię. W najdawniejszych czasach kobiety,
które utrzymywały stosunki seksualne z żonatym mężczyzną były nazywane „paelex”,
co oznaczało „nierządnice”. Kobiety te były praktycznie zdane tylko na siebie,
bowiem zostały pozbawione opieki prawnej i religijnej ze strony państwa. Z czasem
stosunek do konkubin zmienił się. W starożytnych Chinach i starożytnym Izraelu
konkubinat miał swoje praktyczne zastosowanie. W przypadku, gdy żona nie mogła
dać mężowi potomka-dziedzica, zastępowała ją właśnie konkubina. Za czasów
Oktawiana Augusta, czyli w I wieku p.n.e. uznano, że konkubinat to „trwały związek
dwojga
wolnych
ludzi
nawiązany
i
utrzymywany
celowo
jako
związek
pozamałżeński” (W. Ćwiek, 2002, str. 21)
Mimo że zjawisko w tamtych czasach było dość częste, to osoby żyjące razem
bez ślubu nie podlegały karze, w przeciwieństwie do osób dopuszczających się
cudzołóstwa i zdrady. Opinia społeczna nie uważała posiadania jednej albo nawet
więcej konkubin za hańbiące, było to na porządku dziennym. W owych czasach
małżeństwa były często zawierane ze względów politycznych, materialnych czy też
majątkowych, toteż konkubinat był jedynym sposobem, aby żyć z ukochaną osobą (A.
Kwak, 1995). Jednak taka kobieta oraz jej dzieci były pozbawione przywilejów, jakie
miała legalna żona. Konkubina nie mogła zasiadać u boku partnera, a ich potomstwo
nie dziedziczyło po ojcu i dzieliło stan społeczny matki (L. Winniczuk, 1983).
Pozycja społeczna nie wpływała na różnice w liczbie związków nieformalnych.
Można było spotkać zarówno tych z nizin społecznych, których nie było stać na ślub,
poprzez ludzi, którzy byli już w związku małżeńskim, a nawet proboszczów, którzy
mieli możliwość utrzymania rodziny, ale śluby kapłańskie im tego zabraniały. Byli
tam też ludzie zamożni, którzy wybierali sobie partnerki o niższej pozycji społecznej.
W tym wypadku mniejszym skandalem było życie w konkubinacie niż poślubienie
takiej kobiety.
Od 326 roku obwiązywała zasada niedopuszczalności konkubinatu obok
istniejącego małżeństwa wprowadzona przez Konstantyna Wielkiego (A. Kwak,
1995). Później, Justynian (527-565) uznał konkubinat za małżeństwo niższej rangi.
Obowiązywało to aż do końca IX wieku w Cesarstwie Wschodnim oraz do XII wieku
w Cesarstwie Zachodnim (L. Winniczuk, 1983).
104
Kościół dopiero w XVI wieku ostro potępił kohabitację, zarówno duchowną,
jak i świecką (J. L. Flandrin, 1998). Rozpoczęto wówczas politykę zmierzającą do
ograniczenia związków nieformalnych między innymi poprzez udogodnienia
w przekształcaniu konkubinatu w małżeństwo oraz piętnowanie z ambon i
ekskomunikowanie (J. L. Flandrin, 1998 str. 219) „Konkubina staje się kochanką, a jej
dzieci bękartami.” (A. Kwak, 1995 za: Goody, 1983 str. 12).
Wiek XVII to praktycznie koniec tego zjawiska, jedynie nieliczni królowie
i zamożni mieszczanie wychowują swoje nieślubne dzieci pochodzące ze związków
nieformalnych. Jednak jak zauważa Goody (1983 za: A. Kwak, 1995, str. 13)
konkubinat w mniejszym lub większym stopniu „istniał zawsze, niezależnie od
nacisków religijnych czy sankcji prawnych”. I tak w XIX i XX wieku związki
konkubenckie odżywają na nowo i przeżywają swój renesans (W. Ćwiek, 2002). Do
tej pory kohabitacja występowała zazwyczaj tam, gdzie małżeństwo nie mogło, gdzie
względy ekonomiczne, prawne, społeczne nie zezwalały na legalizację związku. Od tej
pory kohabitacja nabiera innego znaczenia, staje się alternatywą dla małżeństwa bądź
też formą „sprawdzenia się” przed ślubem.
W latach 70. XX wieku na skutek zmniejszenia się liczby zawieranych
małżeństw i wzrostu rozwodów zwiększa się grupa ludzi wolnych, poszukujących
alternatywnych form wspólnego życia. Kohabitacja wydaje się im odpowiednia (K.
Slany, 2002). Od tego momentu kohabitacja staje się popularna, z różnym nasileniem,
przyjmując różne formy, na całym kontynencie europejskim, a także poza nim.
Skala i rozpowszechnienie zjawiska kohabitacji
We współczesnym świecie, gdzie granice nie stanowią już problemu, wzrósł
przepływ ludzi między państwami. Iwona Janicka uważa, że sprzyja to powstaniu tzw.
społeczeństwa kosmopolitycznego, w którym występuje rozluźnienie stosunków
między ludźmi oraz przeobrażenia rodziny. Większość członków współczesnego
społeczeństwa nastawionych jest na indywidualizm i niezależność, a to ma wpływ na
formę małżeństwa (I. Janicka, 2006).
105
Obecnie coraz częściej kohabitacja poprzedza małżeństwo lub jest formą związku,
którą ludzie wybierają na stałe. Na kontynencie europejskim widać jednak znaczącą
różnicę między północą, gdzie więcej par wybiera kohabitację, a południem i
wschodem, gdzie wciąż dominującą formą łączenia się ludzi jest tradycyjne
małżeństwo.
Związki partnerskie, we współcześnie rozumianej formie, pojawiły się w latach
60. w Skandynawii, głównie w Szwecji. Z czasem rozszerzyły się na resztę
kontynentu, przyjmując różne formy w poszczególnych krajach (F. Prioux, 2006).
Jednak kohabitacja występuje nie tylko na kontynencie europejskim, rozszerza się
niemal na cały świat. W Stanach Zjednoczonych od początku lat 60. i do połowy lat
70. wzrost par żyjących w związkach nieformalnych sięgnął 80%. W roku 1977 było
już 2 miliony takich par, co stanowi 2% wszystkich związków (E. Rosset, 1986).
We wszystkich państwach istnieją pewne cechy wspólne kohabitacji. Większość
z tych par po ok. 5 latach wspólnego życia przekształca swój związek – albo się
pobierają albo rozstają. Wyjątkiem jest Szwecja, gdzie kohabitacja często przybiera
formę długotrwałego związku. Przeciętnie 1 na 2 takie pary decyduje się na
zalegalizowanie swojego związku. Jedynie w Szwecji 1 na 3 pary pobiera się przed 5
rocznicą ich wspólnego życia. Jednak nie wszystkie związki kończą się ich
sformalizowaniem, część z nich rozpada się. W większości państw 1 na 3 pary rozstaje
się w ciągu 5 lat od rozpoczęcia kohabitacji. W Stanach Zjednoczonych kohabitacja
jest mniej stabilna. Istnieje tam większa tendencja do przekształcania związków
nieformalnych w małżeństwa lub ich rozpadu niż w krajach Europy (A.. M. Ambert,
Ph. D., 2005 za: Milan, 2000).
Inną charakterystyczną cechą państw Europy jest forma kohabitacji. W latach
90. w państwach na południu Europy związki partnerskie były traktowane jako wstęp,
próba dla przyszłych małżeństw, natomiast północ i zachód zaczyna zastępować
małżeństwa parami kohabitującymi (K. Kiernan, 2003).
W większości krajów kohabitacja jest rozpowszechniona wśród ludzi młodych,
bowiem najczęściej pobierają się osoby po 30 roku życia. Dotyczy to również krajów
skandynawskich, gdzie są bardzo wysokie wskaźniki tej formy związków (A. Kwak,
106
2005). Natomiast w krajach Europy Środkowej i Wschodniej kohabitacja jest
popularniejsza u osób w wieku podeszłym. (D. Fhilipov, 2006)
Widoczna jest zależność między kohabitacją a rozwodem. W krajach, gdzie to
zjawisko jest bardzo popularne jest też wyższy wskaźnik rozwodów. Może to wynikać
stąd, że osoby po nieudanym związku, w obawie przed kolejnym rozczarowaniem
decydują się na wspólne życie z drugim człowiekiem bez zobowiązań (Lesthaeghe,
1995 za: K. Kasearu, 2007).
Jak podaje Piotr Szukalski (2001, str. 69-71) istnieje kilka czynników, które
mają wpływ na rozprzestrzenianie się kohabitacji, należą do nich:
„- zmniejszenie się zaufania pokładanego w instytucji małżeństwa wraz ze
zwiększającą się liczbą i częstością rozwodów
- zanik obawy przed niechcianym, nieślubnym dzieckiem wraz z dyfuzją
nowoczesnych, skutecznych środków antykoncepcyjnych
-
osłabienie
poziomu
religijności,
religia
bowiem
tamowała
rozwój
przedmałżeńskich stosunków seksualnych
- sytuacja ekonomiczna utrudniająca młodym ludziom rozpoczęcie w pełni
samodzielnego życia, a jednocześnie motywująca – poprzez różnorodne korzyści
socjalne i podatkowe – do niezalegalizowania istniejącego związku (Lelong, 1998 za:
P. Szukalski, 2001)
- wzrost społecznej akceptacji kohabitacji wskutek ewolucji norm, postaw
i zachowań w kierunku większego liberalizmu i indywidualizmu
- łatwość przekształcania typu związku w zalegalizowane małżeństwo
w przypadku potrzeby”
Kohabitacja jest zjawiskiem dynamicznym, dlatego można wskazać pewne
zmiany w jej rozmiarach, cechach partnerów czy występowaniu pewnych zależności.
Mimo że kohabitacja jest charakterystyczna szczególnie dla ludzi młodych, to
w ostatnim dziesięcioleciu można zauważyć obniżenie się wieku osób decydujących
się na tę formę związku. Warto dodać, że zwiększyła się również górna granica wieku
kohabitantów (A. Kwak, 2005). Może to być spowodowane dwoma czynnikami. Po
pierwsze osoby, które jako pierwszy związek wybrały kohabitację mogą preferować tę
formę przez całe życie, zwiększając odsetek osób starszych w kohabitacji oraz tym, że
107
najczęściej osoby owdowiałe, po rozwodzie decydujące się na kohabitację nie są już
młode (K. Kasearu, 2007).
Od lat 90. na wspólne życie bez ślubu decydują się coraz częściej ludzie stanu
wolnego. Do tej pory największą grupę stanowiły osoby owdowiałe i rozwiedzione.
Coraz więcej par żyjących w związkach nieformalnych decyduje się na dzieci,
pojawienie się potomstwa niekoniecznie wiąże się z małżeństwem. Ponadto,
kohabitacja przestaje być jedynie formą związku przed małżeństwem, dziś równie
często występuje po rozwodzie lub też pomiędzy małżeństwami. (A. Kwak, 2005).
Wielu badaczy (I. Janicka, 2006, za: Bertram za: Hill, Kopp, 2002) uważa, że
wpływ na rozwój kohabitacji ma również zmiana roli kobiet w społeczeństwie, wzrost
ich niezależności, głównie ekonomicznej. Równie powszechnym czynnikiem
warunkującym kohabitację jest przeobrażenie w sposobie postrzegania rodziny oraz w
funkcjach, jakie powinna ona pełnić. Badacze są zdania, iż współcześnie ludzie nie
przykładają dużej wagi do tradycji, są głównie nastawieni na indywidualizm
i niezależność, przez co również dzieci schodzą na dalszy plan. Zauważa się osłabienie
relacji między małżonkami.
Badając zjawisko kohabitacji można wyróżnić trzy grupy państw, ze względu
na natężenie takich związków.
Pierwsza grupa, gdzie kohabitacja jest bardzo popularna, to Dania, Szwecja i
Finlandia, a także Francja. Druga grupa, obejmująca takie państwa, jak kraje
Beneluksu (Belgia, Luksemburg, Holandia), Wielka Brytania, Wschodnie i Zachodnie
Niemcy i Austria ma średni poziom kohabitacji. Amerykańskie badania pokazują, że
Stany Zjednoczone również można umieścić w tej grupie. Ostatnia grupa to kraje
Europy Południowej oraz Irlandia, gdzie zjawisko kohabitacji jest zdecydowanie mniej
powszechne (K. Kasearu, 2007).
Skala zjawiska w Polsce
Istnieje niewiele źródeł pokazujących skalę zjawiska kohabitacji w Polsce.
Dane na ten temat pochodzą głównie z Powszechnych Spisów Ludności. W 2002 roku
w Narodowym Spisie Ludności rodzinę określono „jako dwie lub większa liczba osób,
108
które są związane jako mąż i żona, wspólnie żyjący partnerzy (kohabitanci) – osoby
płci przeciwnej lub jako rodzic i dziecko. Tak więc, rodzina obejmuje parę bez dzieci
lub parę z jednym lub większą liczbą dzieci, albo też samotnego rodzica z jednym
bądź większą liczbą dzieci” (Gospodarstwa domowe i rodziny 2003:19 za: K. Slany,
K. Kluzowa, 1994).
Spis Powszechny z roku 1978r. wykazywał, że 198 tys. osób (1% wśród
wszystkich małżeństw) (P. Szukalski, 2004) żyło w związkach nieformalnych, a ze
spisu z 1988r. wynikało, że było ich już 250 tys. (K. Slany, 2001) co stanowiło 1,2%
wszystkich małżeństw (P. Szukalski, 2004). Jak wynika z danych z Mikrospisu z 1995
roku takich osób jest coraz więcej, bowiem ok. 310 tys., co stanowi 1,7% ogółu
małżeństw (wieś 1,1%, miasto 2%). W 2002r. było 396 tys. kohabitujących osób, (P.
Szukalski, 2004) tj. 1,9% wszystkich małżeństw (miasto 2,3%, wieś 1,3%). (K. Slany,
K. Kluzowa, 2004) W powyższych danych wyraźnie widać tendencję wzrostową.
Można zatem przyjąć, że prawdopodobnie coraz więcej ludzi będzie decydowało się
na życie w związkach partnerskich.
Narodowy Spis Powszechnych w roku 2002 jako pierwszy wyróżnił kategorię
partnerów, dlatego dokładne dane o tym zjawisku pochodzą głównie z tego roku.
Otóż, w 2002 roku zdecydowanie więcej kohabitantów było w mieście niż na
wsi, stanowili oni tam 74,9% ogółu związków partnerskich. Ma to swoje socjologiczne
uzasadnienie, bowiem miasto jest miejscem gdzie jest większa anonimowość i
heterogeniczność. Mimo, iż na wsi kontrola społeczna jest silniejsza, to zmiany
społeczne, jakie mają obecnie miejsce, czyli osiedlanie się na tych terenach elit, często
żyjących w związkach nieformalnych, propagowanie nowej kultury przez mass media
oraz emigracje zagraniczne mogą sprzyjać większemu przyzwoleniu na pary
kohabitujące. (K. Slany, 2002, P. Szukalski, 2004).
W 2002 roku młodzi kohabitanci z dziećmi stanowili 25% ogółu partnerów
(w miastach 24,4%, a na wsi 27%). Najczęściej taką formę związku wybierają młodzi
ludzie. Piotr Szukalski (2004) proponuje dwa sposoby interpretacji tego faktu. Po
pierwsze kohabitacja stała się bardziej atrakcyjna dla ludzi młodych, a po drugie coraz
częściej jest ona akceptowana i uznawana za dobry sposób na „sprawdzenie się” przed
ślubem. Poza tym, jest więcej ludzi młodych kohabitujących niż wstępujących w
109
związek małżeński. Współcześnie bowiem małżeństwo odkładane jest na później.
Wraz z wiekiem coraz mniej par decyduje się na związek partnerski. Wyraźny wzrost
jest jedynie wśród czterdziestolatków zamieszkujących na wsi.
Wśród ludzi żyjących w związku nieformalnym największą grupę stanowią
osoby nie pozostaje w związku małżeńskim, kolejna grupa to rozwiedzieni, następnie
są to osoby mające zobowiązania małżeńskie, a najmniej jest osób owdowiałych.
(P. Szukalski, 2004)
Ważne jest też
nakreślenie
sytuacji rodzinnej i społeczno-zawodowej
kohabitantów. W 2002 roku było 56,1% związków partnerskich posiadających
potomstwo. 58,2% par w mieście miało dzieci, zaś na wsi aż 66%. Kohabitantów,
którzy posiadali na swoim utrzymaniu dzieci do 24 roku życia było aż 89,5%, w ten
sposób pełnią jedną z funkcji przypisanych rodzinie. Wśród wszystkich grup
posiadających dzieci partnerzy są na pierwszym miejscu pod względem liczby dzieci
na utrzymaniu. Wyprzedzają nawet pary małżeńskie. Średnia liczba dzieci będących
na utrzymaniu rodziny wynosi 1,78, w związkach partnerskich sytuacja wygląda
porównywalnie (K. Slany, K. Kluzowa, 2004).
Sytuacja społeczno-zawodowa osób żyjących w takich związkach jest ciężka.
W Narodowym Spisie Ludności w 2002 roku podział partnerów ze względu na źródło
dochodu wygląda następująco: najwięcej kohabitantów utrzymuje się z zarobków
tylko jednego partnera (38,9%), 26,6% z pracy, „dalej mieszane źródło (19,7%) oraz
niezarobkowe źródło dla obojga partnerów (10,8%)” (K. Slany, K. Kluzowa, 2004, str.
20). Niepokojące jest to, że spory odsetek par utrzymuje się ze źródeł
niezarobkowych, tym samym stają się gospodarstwem socjalnym (K. Slany, 2002).
Z informacji o źródłach utrzymania oraz sytuacji mieszkaniowej wynika, że
sytuacja par żyjących w związkach niezalegalizowanych jest niekorzystna. Aż dla
10% głównym źródłem dochodów jest pomoc socjalna, co powoduje, że zostają oni
zepchnięci na margines i są kojarzeni z patologicznymi rodzinami (P. Szukalski,
2004).
Typy i typologie kohabitacji
110
Współcześnie kohabitacja może występować przed, pomiędzy, po małżeństwie,
a nawet zamiast niego. Staje się ona coraz popularniejsza w naszym społeczeństwie.
Najczęściej rozróżnia się dwa podstawowe podejścia do kohabitacji. Jedno z nich
uznaje związek partnerski za alternatywę dla małżeństwa, drugie zaś za wstęp do
sformalizowanej formy związku. W tym drugim podejściu kohabitacja jest
sprawdzaniem się partnerów, krokiem na drodze do małżeństwa, czymś więcej niż
okres narzeczeństwa. Wiele par chce w ten sposób, przed ślubem, sprawdzić czy
pasują do siebie (K. Musik, 2007).
Anna Kwak (2005) proponuje nieco rozszerzony podział typów kohabitacji, uważa,
że można ją rozumieć jako:
 formę poprzedzającą małżeństwo, będącą przedłużeniem chodzenia ze sobą
 przedmałżeńską fazę, przygotowującą do zawarcia związku formalnego, bez
odpowiedzialności wynikających z małżeństwa i posiadania dzieci
 alternatywę dla małżeństwa
 formę stałego, wolnego związku.
Dwa pierwsze podejścia do związków nieformalnych koncentrują się głównie na
okresie przed ślubem, co podkreśla ich tymczasowość. Kohabitację rozumie się jako
wstęp do małżeństwa, fazę sprawdzenia się i dopasowania. (A. Kwak, 2005).
Anna Kwak (2005) jest zdania, że te pary, które wybierają kohabitację jako
alternatywę dla małżeństwa nie są skłonne do posiadania jednego partnera przez całe
życie. Dla tych osób małżeństwo nie jest wartością, bardziej sobie cenią wolność
i niezależność.
Gdy związek nieformalny przybiera formę stałego, wolnego związku to rozumie
się go jako „alternatywę do życia w stanie wolnym” oraz jako „stopniowo postępujący
proces wchodzenia w związek”. Początkowo para nie ma zamiaru formalizować
swojego związku, ale z czasem, gdy kohabitacja wejdzie w kolejną fazę, para ta może
zdecydować się na małżeństwo (A. Kwak, 2005, str. 114).
Warto też dodać, że w przypadku, gdy kohabitację uznaje się jako wstęp do
małżeństwa, wówczas nie łączy się z tym zjawiskiem spadek liczby zawieranych
małżeństw, jedynie jego opóźnienia, gdy jednak jest ona rozumiana jako alternatywa
111
wtedy uważa się, że ma wpływ na spadek zawieranych małżeństw (A. Kwak, 2005, za:
D. Manting, 1994).
I. Théry (1998, za: C. Martin, I. Théry 2001, za: Kwak, 2005) dzieli kohabitację
na:
 tymczasową, występującą głównie wśród ludzi młodych lub dorosłych
będących po rozwodzie, w trakcie separacji bądź owdowiałych niemających
planów matrymonialnych
 długoterminową, przypominającą pod względem wartości i oczekiwań
małżeństwo, pary chcą stworzyć trwały związek, często też decydują się na
dzieci.
Warto zastanowić się, co charakteryzuje kohabitanta. Anne-Marie Ambert (2003,
str. 8) podaje, że:
 kohabitanci to najczęściej ludzie młodzi, chociaż coraz więcej starszych ludzi
również wybiera tę formę związku
 wśród starszych kohabitantów przeważają osoby rozwiedzione
 mężczyźni ze związków nieformalnych częściej zarabiają mniej niż żonaci
mężczyźni
 partnerzy w związkach partnerskich są mniej religijni niż w związkach
zalegalizowanych
 partnerzy zazwyczaj nie należą do tradycjonalistów w przeciwieństwie do
małżonków i szukają osób podobnych do siebie
 kobiety, które żyją w związku nieformalnym, częściej od mężatek mają dziecko
z partnerem, z którym już nie mieszkają razem.
Warto też się zastanowić nad tym, dlaczego ludzie wybierają kohabitację.
Istnieje szereg przyczyn, które na to wpływają, między innymi: prawne, ekonomiczne,
ideologiczne.
Przyglądając się przyczynom prawnym możemy wyróżnić dwa przypadki,
kiedy partnerzy decydują się na kohabitację. Pierwszy, gdy osoby te nie akceptują
przepisów prawa rodzinnego i obawiają się trudności związanych z rozwodem. Drugi
ma miejsce, gdy jeden z partnerów żyje już w legalnym związku i właśnie z przyczyn
112
prawnych nie może zawrzeć drugiego. Wtedy kohabitacja współwystępuje z
małżeństwem jednego z partnerów.
Przyczyna ekonomiczna jest jedną z najczęściej wymienianych wśród
kohabitantów. Do tej grupy można zaliczyć ludzi, którzy obawiają się utraty
niezależności finansowej czy tez zgromadzonego majątku, utraty renty lub innych
świadczeń socjalnych Często też zdarza się tak, że nie decydują się na małżeństwo,
ponieważ nie stać ich na ślub, utrzymanie rodziny i wspólnego domu. Deklarują oni
jednak, iż w przypadku zniknięcia przeszkód ekonomicznych zdecydują się na
małżeństwo i tak się zazwyczaj dzieje. Ten rodzaj motywu jest charakterystyczny dla
kohabitacji, która jest wstępem do małżeństwa, a nie jego alternatywą.
Inna grupa ludzi wybiera kohabitację ze względów ideologicznych. Uważają
oni, że nie potrzebna jest legalizacja, aby związek był trwały, a partnerzy kochali się i
byli razem szczęśliwi. Dla nich bardzo ważna jest wolność, niezależność i odrzucają
wszelkie formy, które im to odbierają. Małżeństwo traktują jak przestarzałą formę,
zupełnie niedostosowaną do realiów współczesnego świata.
Motywy wyboru tych związków nieformalnych zależą też często od wieku, płci
czy wykształcenia. U ludzi młodych częściej spotyka się motywację ideologiczną,
ponieważ cenią sobie bardzo niezależność. Decydują się na taki związek, ponieważ nie
są jeszcze gotowi na trwałe zobowiązanie, traktują go jako „małżeństwo na próbę” (I.
Janicka, 2006).
Zupełnie inne i bardziej złożone motywy wyboru kohabitacji występują u ludzi
starszych. Takie osoby zazwyczaj mają już za sobą jakieś doświadczenia. Kiedy są one
negatywne, to odczuwają strach przed kolejnym nieudanym małżeństwem. Zdarza się
również, że ich wybór związku partnerskiego motywowany jest obawą przed brakiem
akceptacji ze strony rodziny, czy też społeczeństwa, dla ich małżeństwa w późnym
wieku. Ludzie starsi często też decydują się na kohabitację ze względów
ekonomicznych, nie chcąc utracić emerytury po zmarłym małżonku bądź chcąc
uniknąć kosztów rozwodu (I. Janicka, 2006). Badania pokazują, że kohabitacja ludzi
starszych jest trwalsza, uzasadnia się to tym, że osoby takie „obawiają się samotności
oraz, że mają mniejsze oczekiwania wobec partnera niż osoby młode.” (I. Janicka,
2006, str. 24 za: W. Chechliński, 1978, A. Kwak, 1994)
113
Małżeństwo kontra kohabitacja
Badając kohabitację często porównuje się ją z małżeństwem. Można to zrobić
na dwa sposoby, traktując te dwa związki jako równe sobie albo uznając wyższość
małżeństwa, jednocześnie obniżając wartość kohabitacji.
Małżeństwo można definiować jako związek emocjonalny, ekonomiczny
i seksualny pomiędzy kobietą a mężczyzną uznany za legalny przez państwo
i społeczeństwo.
W definicjach kohabitacji podkreśla się głównie związek emocjonalny
i seksualny, dwóch osób zamieszkujących razem, który jest pozbawiony formalizacji.
Charakterystyczna dla tego związku jest niezależność partnerów. Kohabitacja jest
mniej zinstytucjonalizowana, łatwej ją rozpocząć, nie jest do tego potrzebna specjalna
ceremonia, a także zakończyć, bowiem omija się formalności rozwodowe (A.M.
Ambert, Ph.D., 2005).
Obie formy związków są do siebie podobne pod następującymi względami:
 zarówno dla jednych jak i dla drugich podstawowymi wartościami są: seks,
wierność, niezależność, potrzeby własne i partnera (I. Janicka, 2006 za:
U. Beck i E. Beck Gernsheim, 1990)
 w obu związkach niezwykle ważna jest wzajemna atrakcyjność fizyczna
partnerów, jednak nie może być ona zbyt wysoka, gdyż może to zagrażać
trwałości związku, zbyt atrakcyjny partner „zmniejsza własny wskaźnik bycia
szczęśliwym”, jest atrakcyjny także dla innych, co rodzi zagrożenie. (I. Janicka,
2006 za: Tucker, O'Grady, 1991)
 partnerzy i małżonkowie zamieszkują wspólnie
 związki nieformalne i sformalizowane są w stanie stworzyć warunki możliwe
do posiadania i wychowywania potomstwa
 na kohabitację i małżeństwo pary mogą się decydować przez całe dorosłe życie,
bez względu na wiek
 „heteroseksualność partnerów”
 podobne „oczekiwania wynikające z intymności związku”
114
 w obu związkach, wraz z długością jego trwania zmniejsza się ilość czasu
poświęcanego wyłącznie partnerowi
 „obie grupy doświadczają z upływem czasu obniżenia poczucia szczęścia,
chociaż jest ono wyraźnie wyższe wśród par małżeńskich niż kohabitujących”
(A. Kwak, 2005, str. 168)
 część badaczy uważa, że kohabitacja z zamiarem formalizacji i małżeństwo to
równe sobie związki (I. Janicka, 2006 za: Burkart za: Lenz, 1999)
Mimo że kohabitacja ma wiele wspólnego z małżeństwem i wraz ze wzrostem jej
popularności różnice między tymi związkami zacierają się, to jednak wciąż istnieją
pewne rozbieżności między nimi. Należą do nich:
 wiek; kohabitację wybierają częściej ludzie młodsi, niż osoby decydujące się na
małżeństwo
 płodność – osoby pozostające w związku nieformalnym rzadziej decydują się
na dziecko niż osoby, które sformalizowały swój związek
 stabilność – związki partnerskie trwają krócej w porównaniu z małżeństwem;
jak już wspominałam, pary takie mniej więcej po upływie 5 lat albo formalizują
swój związek albo rozstają się (Marriage and Family Encyclopedia), im dłużej
wspólnie zamieszkują tym większa jest niestabilność ich związku (A. Kwak,
2005)
 akceptacja społeczna – mimo tak dużej popularności oraz coraz szerszego
zasięgu, ta forma wspólnego życia nie jest akceptowana przez społeczeństwo na
równi ze związkami małżeńskimi. Często jest tak, że związki te są tolerowane,
gdyż uważa się je za wstęp do małżeństwa.
 stan prawny – nie we wszystkich państwach pary konkubenckie mają takie
same prawa jak małżeństwa. Nawet, gdy mają podobne to i tak są jakieś
utrudnienia pod względem prawnym, rzadko mają takie same prawa, jak
związek legalny. Pary te, nie będąc związanymi formalnościami; nie mają
prawnych
trudności
w
momencie
rozstania.
(Marriage
and
Family
Encyclopedia)
 kwestie ekonomiczne – często się zdarza, że pary kohabitujące nie prowadzą
wspólnie finansów (A. Kwak, 2005)
115
 relacje – w małżeństwie częściej spotyka się relacje oparte na zasadzie
darowizny, co przejawia się między innymi w trosce o potrzeby małżonka,
natomiast w związkach nieformalnych relacje te przypominają wymianę,
partnerzy mają tyle samo wnosić i tyle samo zyskiwać w takim związku.
Powoduje to, że kohabitanci „inwestują w siebie, małżonkowie natomiast w
związek – rodzinę, nie licząc kosztów z tym związanych” (I. Janicka, 2006)
Można również wymienić czynniki, które w porównaniu z małżeństwem ukazują
wady związków nieformalnych, zaliczyć do nich można:
 wykształcenie – różnica w wykształceniu kohabitantów wpływa negatywnie na
ich relacje, nie ma to miejsca w małżeństwie
 dochód - kohabitacja nastawiona jest na indywidualizm, dlatego ważne jest by
każdy z partnerów wnosił tyle samo do związku. Gdy jest dysproporcja w
zarobkach może to prowadzić do destabilizacji związku. W małżeństwie
wygląda to odwrotnie, nierówne dochody mogą się nawet przyczynić do
stabilizacji związku, ponieważ jest ono nastawione na wspólne dobro. Ponadto,
jak wynika z badań żonaci mężczyźni zarabiają więcej niż partnerzy w
związkach nieformalnych.
 majątek
partnerów
-
jest
wyraźny
rozdział
rzeczy
należących
do
poszczególnych członków danego związku, nie ma wspólnoty. Takie sytuacje
rzadko zdarzają się w małżeństwach.
 wsparcie ze strony rodziny - wiąże się to ze wsparciem finansowym,
psychologicznym
oraz
z
akceptacją.
Parom
żyjącym
w
związkach
nieformalnych rodzina nie udziela takiej pomocy jak parom małżeńskim. (I.
Janicka, 2006)
 terytorialność, czyli podział miejsca zamieszkania - partnerzy w związkach
nieformalnych najczęściej wyznaczają sobie miejsca, gdzie mogą pobyć sami,
zrelaksować się. Natomiast w związkach zalegalizowanych odpoczywa się
zazwyczaj w towarzystwie małżonka. (I. Janicka, 2006 za: P.C. Rosenblatt i L.
O. Budd, 1975).
 uzależnienia - kohabitanci wyróżniają się częstym nadużywaniem alkoholu.
Przewyższają pod tym względem małżonków, a nawet osoby samotne.
116
„Problem alkoholowy dotyczy 8,9% stałych małżeństw, 15% - nigdy
niepoślubionych i niekohabitujacych, 16,2% - jeden raz rozwiedzionych lub po
jednej separacji, 24,2% - partnerów, którzy mieli za sobą więcej niż jeden
rozwód lub separację, i aż 29,2% - tylko kohabitujących.” (I. Janicka, 2006, str.
42 za: Robins, Regier 1991) Partnerzy są bardziej tolerancyjni od małżonków
w takich kwestiach jak picie alkoholu, palenie papierosów czy tez narkomania.
Częściej zapadają na depresję. Małżonkowie częściej akceptują i przestrzegają
normy społeczne, charakteryzują się mniejszą liczbą zachowań dewiacyjnych
(I. Janicka, 2006).
 wierność - na podstawie badań The National Sex Survey stwierdzono, że
mężczyźni kohabitanci zdradzają cztery razy częściej niż mężowie, natomiast
kobiety – kohabitantki aż 7 razy częściej są niewierne swoim partnerom niż
mężatki (J. Shaw Crouse, Ph.D., 2005)
Kohabitacja ma również pozytywne strony. „Lepiej zaspokaja instrumentalne
i emocjonalne potrzeby partnerów” (I. Janicka, 2006, str. 31). Ponieważ jest to
związek pozbawiony formalnych zobowiązań, pary takie muszą włożyć więcej energii
i starań, aby ich związek był trwały. Humink (1995) uważa, że kohabitanci dużo
swobody i niezależności czerpią z tego, iż nie są silnie związani z rodzinami i nie są
mocno uzależnieni od tradycji rodzinnych (za: Janicka, 2006). Inny badacz Jan Trost
także wymienia korzystne cechy kohabitacji; sprzyja osobistemu rozwojowi
partnerów, pozycja kobiety jest bardziej autonomiczna, przyczynia się do większego
zadowolenia ze związku małżeńskiego, rodzi mniejsze problemy w przypadku
rozstania. (za: K. Slany, 1990, za: I. Janicka, 2006).
Około 50% osób żyjących w związkach nieformalnych decyduje się na
małżeństwo (S. L. Brown, 1996 za: Bumpass & Lu, 2000). Część z nich decyduje się
na ślub, sądząc, że to poprawi ich sytuację finansową, bądź też rozwiąże ich problemy
z
partnerem.
Małżeństwa
takie
charakteryzują
się
większą
stabilnością,
zaangażowaniem i przywiązaniem do siebie małżonków niż to ma miejsce
w przypadku kohabitacji. Jeśli partnerzy poczują, że kohabitacja im nie wystarcza, że
potrzebują większej stabilności i pewności, odczuwają większe zaangażowanie i wtedy
decydują się na sformalizowanie związku. Inni uważają, że małżeństwo jest docelową
117
formą związku, w jakim chcą być, czasowo, z różnych przyczyn decydują się na
kohabitację, ale gdy już „dojrzeją”, chcą sformalizowanego związku. Inni decydują się
na ślub z powodu presji otoczenia, rodziny, czy też w wyniku pojawienia się dziecka.
Zdarza się też tak, że niektórzy dzięki małżeństwu chcą jasno określić, jaka jest rola
i obowiązki męża oraz żony oraz wspólny majątek i wydatki (S. L. Brown, 1996).
„Efekt kohabitacji”
Kohabitacja może być wstępem bądź alternatywą dla małżeństwa. Z badań
wynika, że ⅓ osób, które żyją w związkach partnerskich nie zamierza się pobrać
(I. Janicka, 2006, za: Trost, 1977). Pozostali kohabitację traktują jako etap przed
małżeństwem, etap sprawdzenia się, wypróbowania. Badania pokazują, że nawet
krótki
okres
kohabitacji
może
nieść
negatywne
skutki
dla
przyszłego
zalegalizowanego związku, takie jak na przykład mniejsza trwałość związku.
Nazywane jest to „efektem kohabitacji”. Istnieje wiele badań, które potwierdzają tę
tezę. (I. Janicka, 2006)
E. Thomson, U. Colella (1992, za: B. Jankowiak, 2007, str. 18) uważają, że
przedmałżeńska kohabitacja powoduje u małżonków nieufność wobec małżeństwa,
większe prawdopodobieństwo rozpadu oraz „niższą jakość związku”. Im dłuższa
kohabitacja przedmałżeńska tym większe prawdopodobieństwo, że te niekorzystne
skutki będą miały miejsce.
Partnerzy, którzy przed ślubem ze sobą mieszkali i przeszli wówczas tzw.
„okres miesiąca miodowego”, po ślubie szybciej osiągają stan kryzysu małżeńskiego,
który jest nieuniknionym etapem każdego związku (I. Janicka, 2006).
Według H. Bee (2004 za: B. Jankowiak, 2007) wpływ na osłabienie jakości
związku mają cechy osobowości partnerów. Kohabitację przedmałżeńską wybierają
osoby, które mają mniejsze przywiązanie do tradycji, są mniej religijne. Osoby takie
nie dążą do odgrywania ról przypisanych ich płci, są pod tym względem bardziej
elastyczne, ich zdaniem nie należy „na siłę”, „mimo wszystko” żyć razem do końca
życia.
118
Istnieje grupa badaczy uważających, iż przedmałżeńska kohabitacja nie ma
destrukcyjnego wpływu na późniejsze małżeństwo. A. DeMaris i W. MacDonald
(1993 za: B. Jankowiak, 2007) uważają, że jedynie „seryjna kohabitacja” prowadzi do
osłabienia jakości małżeństwa.
Kohabitacja a dzieci
Z rozpowszechnieniem zjawiska kohabitacji wiąże się wzrost urodzeń dzieci
pozamałżeńskich. Co
prawda
wciąż
więcej
dzieci
rodzi
się w związkach
sformalizowanych, jednak widoczny jest również wzrost narodzin potomstwa
kohabitacyjnego. W latach 80. jedynie 5% dzieci rodziło się poza małżeństwem,
natomiast w 2000 roku stanowią one już 12,1% wszystkich dzieci (J. Szymańczak,
2002). Większość kohabitantów, bowiem 55, 9% wychowuje swoje potomstwo. (P.
Szukalski, 2004) W krajach, gdzie kohabitacja jest rozpowszechniona i akceptowana
przez większość społeczeństwa rodzi się więcej dzieci pozamałżeńskich. (I. Janicka,
2006)
Niestety dziecko zrodzone w kohabitacji nie jest gwarantem stabilności tego
związku. Obecnie ok. 20% dzieci rodzi się poza małżeństwem, jedynie ⅓ z nich jest
wychowywana przez cały czas przez swoich biologicznych rodziców, bowiem
większość z tych par rozstaje się. (P. Morgan, 2000)
Sytuacja w rodzinie dziecka wychowującego się w związku partnerskim jest
nieco inna niż w małżeństwie. Ma ona pewne konsekwencje dla rozwoju i życia tego
młodego człowieka.
Mówiąc o dzieciach w związkach nieformalnych możemy się spotkać z dwoma
rodzajami sytuacji: pierwsza, gdy tylko jeden z rodziców jest biologiczny, a drugi to
jedynie partner rodzica. Druga sytuacja - gdy oboje są biologicznymi rodzicami.
Wcześniej zostały omówione ekonomiczne warunki kohabitantów. Są one
gorsze w takich rodzinach, co ma negatywny wpływ na rozwój dziecka (I. Janicka,
2006). Podobnie, brak stabilności związków nieformalnych oraz częstsze zdrady
partnerów (J. Shaw Crouse, Ph.D., 2005). Te czynniki mogą przyczynić się do
119
problemów emocjonalnych u tych dzieci, a co za tym idzie gorszych wyników w
szkole i trudności w nawiązywaniu kontaktów z rówieśnikami (J. Q. Wilson, 2005).
Często zdarza się, że pary, aby uchronić dziecko przed dyskryminacją
ukrywają, iż żyją w takim związku. Dziecko otrzymuje komunikat, że nie jest to
akceptowana forma wspólnego życia i należy się jej wstydzić. O związkach
nieformalnych często mówi się używając pejoratywnych określeń i utożsamia się je z
patologią. Dzieci przez to mogą czuć, że ich rodzina nie jest akceptowana społecznie,
a to może prowadzić do osłabienia ich pewności siebie i niechęci mówienia o swojej
rodzinie, a w konsekwencji do izolacji (A. Kaim, A. Gugniewicz, 2007).
Równie niekorzystne dla dziecka jest, gdy tylko jeden z parterów z tego
związku jest biologicznym rodzicem. Może dochodzić do sytuacji, że nie biologiczny
partner niesprawiedliwie traktuje nie swoje dziecko. (J. Q. Wilson, 2001) Badania
pokazują, że dzieci z takich rodzin mogą częściej sprawiać problemy niż ich
rówieśnicy z pełnych małżeństw. (D. Popenoe, B. Dafoe Whitehead, 2002)
Jednak dzieci mogą mieć także pozytywny wpływ na stabilność związku
kohabitacyjnego. Jak pokazują badania, pary z dzieckiem żyją współnie dłużej niż
takie same pary bez dzieci. (J.Pryor, J. Roberts, 2005 za: Wu and Balakrishnan 1995)
Prawne aspekty kohabitacji
W polskim prawie dla określenia osób pozostających w związku bez legalizacji
prawnej używa się pojęcia konkubinat. W świetle prawa te osoby są dla siebie obce i
nie przysługują im specjalne prawa.
Definicja, która najlepiej wyjaśnia, czym jest kohabitacja jest zawarta
w wyroku Sądu Najwyższego z 31 marca 1988 r., według którego „konkubinat to
wspólne pożycie analogiczne do małżeńskiego, tyle że pozbawione legalnego węzła.
Oznacza ono istnienie ogniska domowego charakteryzującego się duchową, fizyczną i
ekonomiczną więzią, łączącą kobietę i mężczyznę.” (I. Łaba – Waszczykowska,
2004). Z prawnego punktu widzenia konkubinat nie jest rodziną, nawet w przypadku,
gdy partnerzy wspólnie wychowują swoje dzieci (J. Ignatowicz, 2002).
120
W Polsce osoby, które zdecydowały się na życie w kohabitacji, napotykają
pewne problemy, bowiem nie ma praktycznie żadnych dokumentów, które regulują
prawa i obowiązki partnerów z wolnych związków, istnieją jedynie nieliczne przepisy,
które mogą uporządkować sprawy takich osób. Nie można stosować przepisów
analogicznych do małżeństwa, prawo zajmuje się konkubinatem jedynie w przypadku,
gdy osoby żyjące w niezalegalizowanym związku życzą sobie tego i gdy istnieje taka
konieczność (A. Kwak, 2005 za W. Ćwiek, 2002).
Do praw partnerów należy prawo odmowy składania zeznań, jest to
zdefiniowane przez art.115 § 11 k.k.. Prawo to przysługuje osobom najbliższym, do
których zaliczane są osoby pozostające we wspólnym pożyciu. (M. Jachimowicz,
2007).
W przypadku dzieci, które pochodzą z konkubinatu nie zachodzi domniemanie,
że ojcem jest partner matki, jak to się dzieje w przypadku małżeństwa. Ustalenie
ojcostwa dokonuje się przez oświadczenie ojca bądź na drodze sądowej. Gdy jest
określone pochodzenie zarówno matki jak i ojca, wówczas dzieci te podlegają władzy
rodzicielskiej tak samo jak dzieci ze związku małżeńskiego, a ich rodzice mają takie
same prawa i obowiązki jak rodzice ze związku zalegalizowanego. Dzieciom z
konkubinatu należą się na takich samych prawach jak w małżeństwie alimenty, a także
mają prawo dziedziczyć po rodzicach, przysługuje im też renta po zmarłym rodzicu
oraz prawo do nazwiska. W momencie pominięcia takiego dziecka w testamencie, ma
ono prawo domagać się zachowka (I. Łaba – Waszczykowska, 2004).
Konkubenci nie mogą wspólnie adoptować dziecka, ani „wspólnie pełnić
funkcji opiekuna” (art.146 k.r.o.) nawet, jeśli mają za sobą bardzo długi okres
wspólnego pożycia, natomiast każde oddzielnie może przysposobić dziecko, o ile
wykaże przed sądem, że ma ku temu warunki (J. Ignatowicz, 2002).
Wspólne rozliczanie się konkubentów jest niemożliwe, bowiem prawo
podatkowe na to nie zezwala. Istnieje jednak możliwość rozliczenia się wspólnie z
dzieckiem, jako osoba samotnie wychowująca dzieci, mimo że dziecko jest pod opieką
dwojga konkubentów - rodziców. (I. Łaba – Waszczykowska, 2004).
Istnieją dwa sposoby dziedziczenia spadku po zmarłym: na mocy testamentu
bądź z ustawy. Konkubenci mogą dziedziczyć po sobie jedynie na podstawie
121
sporządzonego testamentu. Jeśli partner nie sporządził takowego, to nie mają oni
prawa dziedziczenia z ustawy, bowiem w ten sposób może dziedziczyć jedynie
rodzina w sensie prawnym. Nawet jeśli konkubent dziedziczy coś na mocy testamentu
musi pamiętać, że najbliższym członkom rodziny zmarłego należy się zachowek, czyli
roszczenie majątkowe, w przypadku gdy zmarły pominął członka rodziny w
testamencie. Konkubenci nie dostają renty rodzinnej po śmierci partnera (K. Kulesza,
2006).
Jak dużym problemem jest brak odpowiednich przepisów regulujących sytuację
osób żyjących w związkach niezalegalizowanych dowiadują się konkubenci
najczęściej w momencie, gdy decydują się na rozstanie. Podział majątku, często
gromadzonego wspólnie przez wiele lat jest utrudniony. Nie istnieje prawo, które by
ten problem rozwiązało. Najczęściej ich wspólny majątek nie jest dzielony po połowie,
jak to się dzieje w przypadku rozwodu małżonków. Jeśli jednak nie uzgodnią tego
między sobą, sprawę tę rozstrzyga sąd. W takiej sytuacji każdy z nich musi udowodnić
co należało do niego. W przypadku, gdy nie da się podzielić majątku, sąd może
przekazać majątek jednej osobie, na rzecz drugiej zasądzić pieniądze. Konkubentom
po rozstaniu nie przysługują też alimenty, tak jak to ma miejsce w przypadku
małżeństwa, nawet jeśli to nie z jego winy doszło do rozstania. Aby uniknąć takich
sytuacji dobrze jest zawrzeć umowy konkubenckie. W przypadku, gdy partnerzy
„wspólnie prowadzą gospodarstwo lub przedsiębiorstwo, do ich działalności stosuje
się przepisy o spółce (art. 860 k.c.).” (J. Ignatowicz, 2002).
Jeśli chodzi o mieszkanie, to po śmierci konkubenta – właściciela mieszkania,
jego partner ma prawo najmu na równi z rodziną. „Takie uprawnienia do lokalu ma
osoba, która pozostawała w faktycznym pożyciu z najemcą i stale mieszkała z nim aż
do jego śmierci.” W przypadku, gdy nie ma możliwości najmu, konkubent ma 3
miesiące na znalezienie sobie nowego mieszkania (I. Łaba – Waszczykowska, 2004,
str. 13).
Kościół wobec kohabitacji
122
Do XII wieku Kościół nie zabraniał zawierania związków nieformalnych,
warunkiem była jedynie ich monogamiczność. Z czasem jednak stanowisko Kościoła
uległo zmianie. Rozpoczęto wówczas walkę z konkubinatem, potępiano grzeszników z
ambony, grożąc im nawet ekskomuniką (www.konkubinat.pl).
Przed drugą wojną światową osoby pozostające w związkach niesakramentalnych,
nie tylko nie mogły uczestniczyć w sakramentach i były pozbawione niektórych
funkcji w Kościele, jak np. bycie chrzestnym, ale towarzyszyła im również bardzo
widoczna stygmatyzacja. Takie osoby spotykały się z pogardą w kancelarii parafialnej,
ich dzieciom odmawiano chrztu oraz komunii świętej, nie przychodzili do nich kapłani
z wizytą duszpasterską. Powodowało to niechęć do całej instytucji Kościoła. Dopiero
po drugiej wojnie światowej część kapłanów zdała sobie sprawę, że takie
postępowanie może prowadzić do odsunięcia się od religii coraz większej liczby
wiernych. Prawdziwym przełomem było ukazanie się w 1980r. apostolskiej adhortacji
„Familiaris consortio”. Od tego momentu rozpoczęto przeprowadzanie rekolekcji
skierowanych wyłącznie do osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Miały
one na celu przybliżenie takich osób do Kościoła, danie im poczucia, że nie są
odłączeni od niego i umożliwienie uczestnictwa w jego życiu. W ten sposób, nie
pochwalając takich związków, ani ich nie potępiając, kapłani chcieli dać im
możliwość nawrócenia się (M. Paciuszkiewicz, 1999).
Kościół jednak nadal nie akceptuje par, które decydują się na życie razem bez
ślubu. Bowiem według wiary chrześcijańskiej małżeństwo jest sakramentem, poprzez
który związek dwojga ludzi staje się „uświęcony i święty” (T. i D. Finn, 2000, str. 35).
Tylko w małżeństwie są możliwe takie relacje między partnerami, które oddają
prawdziwą miłość. To nie jest możliwe w przypadku par kohabitujących, one nie
ślubowały sobie „miłości bezwarunkowej, otwartej na nowe życie” w obliczu Boga i
wspólnoty wiernych (T. i D. Finn, 2000, str. 36). Dobro związku nie jest najważniejsze
dla takich par, nie decydują się z pełną odpowiedzialnością na wspólne życie „na
dobre i na złe”. „Kohabitacja sprzeciwia się katolickiej moralności, ponieważ nie
stanowi trwałego i nieodwołalnego zaangażowania małżeńskich partnerów. Przede
wszystkim sprzeciwia się naturze związku małżeńskiego, nie stanowiąc żadnej
gwarancji sukcesu formalnego związku” (ks. G. Pyźlak, 2005, str. 74).
123
Jan Paweł II w Adhortacji o zadaniach rodziny chrześcijańskiej w świecie
współczesnym „Familiaris consortio” uznał, że kohabitacja jest „eksperymentem na
osobach ludzkich” (za: T. i D. Finn, 2000). Uważa, że w ten sposób pary sprawdzają
„czy druga osoba posiada cechy odpowiadające jego własnym życzeniom. Tego
rodzaju testy nie zachęcają do pokładania w kimś głębszego zaufania” i „nie
przyczyniają się do zawiązania miłości, która byłaby oddaniem siebie bez ograniczeń”
(T. i D. Finn, 2000, str. 42-43).
Sondaż poglądów na temat kohabitacji
Celem badań ankietowych, których wyniki niżej przedstawię było poznanie, w jaki
sposób współcześnie postrzegane są związki kohabitacyjne. Badaniami zostali objęci
mieszkańcy Warszawy. Była to grupa 102 osób dobranych w sposób celowo-kwotowy
(ze względu na płeć i wiek tak, aby struktura tych zmiennych wśród badanych była
podobna, jak wśród dorosłych mieszkańców Warszawy). Badania przeprowadziłam
w listopadzie 2007 roku. Badana zbiorowość została podzielona na 3 części ze
względu na wiek: poniżej 25 roku życia; od 26 do 45 roku życia; powyżej 45 roku
życia. Każda podgrupa składa się z 34 osób (17 kobiet i 17 mężczyzn). 93% badanych
miało wykształcenie powyżej średniego, a tylko 7% poniżej średniego. 1 osoba
odmówiła udzielenia odpowiedzi na to pytanie. Tak wysokie wykształcenie badanych
jest związane z miejscem przeprowadzonych badań. Warszawę charakteryzuje dwa
razy częstsze wyższe wykształcenie i trzy razy rzadsze wykształcenie w porównaniu z
ogólnopolską próbą porównawczą (www.um.warszawa.pl/v_syrenka). 71% badanych
pracuje zawodowo, z pozostałych 29% - 67% to studenci, 24% to emeryci lub renciści
oraz bezrobotni i gospodynie domowe (9%). 75% badanych uważa się za wierzących,
w tym 4% za głęboko wierzących. 6% ankietowanych określa się jako niewierzący, 1
badany uważa się za przeciwnika religii, 7% badanych nie chciało udzielić odpowiedzi
na to pytanie. Natomiast 11% respondentów trudno było określić swój stosunek do
religii. Stosunkowo niższy wskaźnik religijności jest także charakterystyczną cechą
mieszkańców Warszawy i nie odzwierciedla sytuacji, jaka jest w całym kraju
(środowiskowa.psychologia.pl/pm/d10.pdf).
Status
materialny
osób
badanych
124
przedstawia się następująco: 34% uważa, że ma taki sam poziom życia materialnego
jak przeciętna rodzina w Polsce, 34%, że nieco wyższy, raczej wyższy 12%,
a zdecydowanie niższy 4%. Niewielka liczba respondentów uważa, że ich stan
materialny jest niższy: 7% z nich uważa, że jest nieco niższy, a jedynie 2% sądzi, że
jest raczej niższy. Nikt nie ocenił swojej sytuacji finansowej jako zdecydowanie
niższej, natomiast 8% badanych nie umiało określić swojego materialnego poziomu
życia.
Połowa badanych ma pozytywny stosunek do par kohabitacyjnych, jedynie
nieliczni (4%) są do nich nastawieni w sposób negatywny. Dużą część (45%) stanowią
też osoby, dla których związki nieformalne są obojętne. To ogólnie pozytywne
nastawienie zostało potwierdzone w przypadku pytań o różne formy kohabitacji.
Respondenci w większości deklarowali swój akceptujący stosunek do życia razem bez
ślubu. Zdaniem respondentów również ogół społeczeństwa nie jest negatywnie
nastawiony wobec takich par. Potwierdzeniem tych deklaracji może być duży odsetek
respondentów (57%) wyrażających zgodę na to, aby ich dziecko żyło w takim
związku. Zatem można przyjąć, że społeczeństwo w sposób liberalny podchodzi do
osób decydujących się na życie bez ślubu. Potwierdzają to również wcześniejsze
badania. (D. Duch-Krzysztoszek, 1998, CBOS, 2002, K. Slany, 2002, A. Kwak, 2005).
Badani rzadko deklarują swoje zdecydowanie negatywne nastawienie do związków
nieformalnych. Wpływ na to może mieć zmiana w traktowaniu takich par przez
Kościół, co prawda jest ona niewielka i nie zakłada akceptacji kohabitacji, ale osoby
żyjące w kohabitacji nie są już piętnowane. Nauka Kościoła nie odrzuca i nie
wyklucza już takich ludzi. Jak pokazują badania (OBOP, 2003) w Polce wciąż
przeważają ludzie wierzący (98%), dlatego stanowisko Kościoła może mieć wpływ na
ich postawy.
Pozytywny stosunek respondentów do kohabitantów może być spowodowany
także brakiem znajomości negatywnych skutków życia w takim związku. Można to
stwierdzić na podstawie pytania o częstość zdrad oraz stabilność tego związku. Z
badań przedstawionych w części teoretycznej wynika, że osoby żyjące w kohabitacji
zdradzają znacznie częściej, jednak badani przeze mnie (49%) w większości są zdanie,
że nie jest to prawdą. Podobnie w odpowiedzi na pytanie o to, dlaczego związek
125
nieformalny jest gorszy od małżeństwa niewiele z ankietowanych osób wskazało na
jego nietrwałość. Jedynie 10% ankietowanych upatruje słabości związku partnerskiego
w jego niestabilności. Większość respondentów jest też zdania, że kohabitacja nie ma
negatywnego wpływu na dzieci zrodzone w takim związku, co nie jest niestety
prawdą.
Badania miały również na celu pokazanie różnic w spostrzeganiu związków
nieformalnych, które wynikają z cech respondentów.
Wiek różnił ankietowanych istotnie statystycznie w ich stosunku do kohabitacji.
Ludzie młodsi częściej pozytywnie oceniali takie pary. Poza tym osoby z najmłodszej
grupy wiekowej (poniżej 25 lat) częściej wskazywały, że gdyby sytuacja prawna
w naszym kraju uległa zmianie zdecydowaliby się na życie w związku nieformalnym.
Nie była to jednak różnica istotna statystycznie.
Zarówno osoby wierzące, jak i niewierzące mają podobny stosunek do
kohabitacji. Jednak osoby niewierzące częściej są zdania, że małżeństwo jest lepszą
formą związku niż kohabitacja. Wpływ na to może mieć fakt, że ludzie wierzący są
dość tolerancyjni, a przy tym norma związku małżeńskiego przestała być dla nich już
tak ważna jak to było w przeszłości i osoby te nie czują się już zobowiązane do
bronienia jej, tak jak to było kiedyś. Osoby niewierzące nieco częściej niż wierzące
deklarowały, że zgodziłyby się, aby ich dziecko wybrało życie z partnerem bez ślubu.
Okazuje się, że w nielicznych przypadkach występują istotne statystycznie
różnice wskazujące na to, że mężczyźni są bardziej skłonni popierać związki
partnerskie.
Wykształcenie praktycznie w ogóle nie różnicowało respondentów; zarówno
osoby z wyższym jak i niższym wykształceniem miały podobny stosunek do
kohabitacji – pozytywny. Jednak różnice pojawiły się w deklaracjach wyboru życia w
związku niesformalizowanym w przypadku zmian w przepisach prawnych. Osoby z
wykształceniem powyżej średniego częściej wskazywały, że gdyby sytuacja prawna
była korzystniejsza dla takich par, wybrałyby taką formę związku.
Fakt, że respondenci bez względu na płeć i wykształcenie w podobny sposób
spostrzegają związki nieformalne może mieć związek z tym, że akurat w tej kwestii
poglądy społeczne uległy homogenizacji. Wpływ na to mają też zapewne mass media,
126
które kreują obraz współczesnej rodziny, pokazując, że życie bez ślubu nie jest niczym
złym, a nawet wręcz przeciwnie - jest dobre, bo pozwala „sprawdzić się” przed
sformalizowaniem związku.
Większość ankietowanych dobrze oszacowało liczbę par żyjących bez ślubu w
Polsce. Może to wynikać z tego, że aż 71% badanych zna kogoś, kto żyje w takim
związku. Znajomość takich par może być dodatkowym czynnikiem pozytywnego
stosunku wobec kohabitacji.
Par żyjących w kohabitacji jest coraz więcej, a przedstawione wyniki badań
dowodzą, że związki nieformalne są szeroko akceptowane społecznie. Można
przypuszczać,
że skala tego zjawiska w najbliższych latach wciąż będzie się
zwiększać, a poparcie społeczne dla kohabitacji utrzymywać będzie się na wysokim
poziomie.
Mimo że respondenci deklarują pozytywny stosunek wobec par kohabitujących
to ich zdaniem wciąż lepszą formą związku jest małżeństwo. Dlatego można przyjąć,
że prawdopodobnie kohabitacja jest akceptowana jako „próbne” małżeństwo, a nie
jako alternatywa dla niego. Potwierdzeniem tego jest to, że aż 63% ankietowanych
uważa, iż kohabitacja jest jedynie formą „sprawdzenia się” przed ślubem.
Piśmiennictwo:
Ambert A. M., Cohabitation and Marriage: How Are They Related? Contemporary
Family Trends The Vanier Institute of the Family, Ottawa, 2005
Brown, Susan L., Does Marriage Improve a Cohabiting Relationship?, artykuł
wydany z okazji 8 rocznicy Związku Amerykańskich Socjologów, New York,
Center for family and demography research. 1996.
Crouse Shaw J, Ph.D., Cohabitation: Consequences for Mothers and Children.
Artykuł wydany z okazji obchodów 10 rocznicy Międzynarodowego Roku
Rodziny, Malaysia, 2004
Ćwiek W. Konkubinat. Wydawnictwo C. H. Beck, Warszawa 2002
Duch-Krzysztoszek D., Małżeństwo, seks, prokreacja. Analiza socjologiczna.
Wydawnictwo IFiS PAN, Warszawa 1998
Filipow D., Zmieniająca się struktura rodziny w Europie. Portret rodziny w Europie.
[w] (red.) E. Frątczak, E. Orzełek, Rządowa Rada Ludnościowa, Biuletyn 50,
Warszawa 2006, s. 54-88
Finn T. i D., Miłość, seks i Kościół katolicki. Wydawnictwo, WAM, Kraków 2001
Flandrin J.L., Historia rodziny. Oficyna Wydawnicza VOLUMEN, Warszawa 1998
127
Ignatowicz J., Prawo rodzinne. Wydawnictwa Prawnicze PWN, Warszawa 2000
Jachimowicz M., Prawo do odmowy składania zeznań przez osobę najbliższą.
„Prokurator”, 2007, nr 1, s. 69 -78
Janicka I., Kohabitacja a małżeństwo w perspektywie psychologicznej: studium
porównawcze. Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2006
Jankowiak B., Problematyka jakości i trwałości w relacjach partnerskich w teoriach
i badaniach. „Przegląd terapeutyczny”, 2007, nr 3
Jan Paweł II, Adhortacja apostolska „Familiaris consortio”, 1980
Kaim A., Gugniewicz A., Edukacja bez wykluczenia – ABC wsparcia dla dzieci
z rodzin zagrożonych wykluczeniem społecznym. (red.) B. Maciejewska,
Fundacja Przestrzenie Dialogu, Gdańsk 2007
Kasearu K., The case of unmarried cohabitation in Western and Eastern Europe.
materiał pokonferencyjny European Network on Divorce “Comparative and
Gendered Perspectives on Family Structure”, 2007
Kiernan K., Cohabitation and divorce across nations and generations. Centre for
Analysis of Social Exclusion, Case paper, No 65, 2003
Konkubinat par heteroseksualnych i homoseksualnych. CBOS, Warszawa 2002
[www.cbos.pl]
Kulesza K., Kryzys w rodzinie a prawo. Instytut Psychologii Zdrowia PTP
Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”,
Warszawa 2006
Kwak A., Konkubinat-kohabitacja w świadomości społecznej. „Problemy Rodziny”
1995a, 5, s. 11-13
Kwak A., Rodzina w dobie przemian. Małżeństwo i kohabitacja. Wydawnictwo
Akademickie Żak, Warszawa 2005
Łaba-Waszczykowska I., Konkubinat... i co dalej? (red.) J. Korpal, Centrum Praw
Kobiet. Warszawa, 2004
Marriage and Family Encyclopedia
Morgan P., Marriage-Lite: The Rise of Cohabitation and its Consequences, Institute
for the Study of Civil Society, London, 2002
Musick K., Cohabitation, nonmarital childbearing, and the marriage process.
„Demographic research”, 2007,v. 16, p. 249-286
Opinie Polaków o Kościele pod koniec a.d. 2003. OBOP, Warszawa 2003
[http://www.tns-global.pl/]
Paciuszkiewicz M., Drogi powrotu: o ludziach żyjących w związkach
niesakramentalnych, w separacji i rozwiedzionych samotnych. Apostolicum,
Ząbki, 1999
Popenoe D., Dafoe Whitehead B., Should We Live Together?. National Marriage
Project, New Jersey, 2002
Prioux F., Cohabitation, marriage and separation: contrasts in Europe. „Population
& societies”, 2006, v. 422, s.1-4
Pryor J., Roberts J., What is commitment? How married and cohabiting parents talk
About their relationships. „Family Matters” , 2005 v. 71, p. 24-31
ks. Pyźlak G., Kohabitacja jako wyzwanie duszpasterskie. „Roczniki Teologiczne”,
2005, nr 52, s. 67-77
Rosset E., Rozwody. Państwowe Wydawnictwo Ekonomiczne, Warszawa 1986.
128
Slany K., Alternatywne formy życia małżeńsko-rodzinnego w ponowoczesnym świecie.
Zakład Wydawniczy „Nomos”, Kraków 2002
Slany K., Kluzowa K., Rodzina polska w świetle wyników NSP 2002. „Studia
Socjologiczne” 2004, nr 1, s. 47-63
Szukalski P., Kohabitacja w Polsce. [w] W. Warzywoda-Kruszyńska, P. Szukalski
(red.), Rodzina w zmieniającym się społeczeństwie polskim. Wydawnictwo
Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2004
Szukalski P., Związki kohabitacyjne w krajach rozwiniętych. „Wiadomości
Statystyczne”, 2001 nr 1, s. 64-73
Szymańczak J., Tendencje demograficzne w Polsce w latach 90. Biuro Studiów
i Ekspertyz, 2002
Wilson J. Q., Why Not Just Live Together ?, 2001
www.americanexperiment.org/uploaded/files/aeqv4n2wilson.pdf
Winniczuk L., Ludzie, zwyczaje i obyczaje starożytnej Grecji i Rzymu. PWN,
Warszawa 1983
www.konkubinat.pl
129
130
Monika Figiel
„ŚWIAT BEZ PUSTELNIKÓW BYŁBY NIEPEŁNY”19
PUSTELNICTWO; ZJAWISKO SPOŁECZNE I PRZEDMIOT
BADAŃ
Wstęp
To chyba niemożliwe! Na początku było zdziwienie – są dzisiaj na świecie pustelnicy?
Są w Polsce? W masowym, zurbanizowanym, pełnym hałasu i pośpiechu świecie? W
społeczeństwie, dla którego ważne są: aktywność, kreatywność, produktywność,
efektywność? Wielość informacji, słów, obrazów, dźwięków. Gdzie liczy się
atrakcyjność i nieograniczone możliwości? Gdzie życie codzienne niemożliwe jest bez
używania skomplikowanych urządzeń technicznych? Szybkość życia, dążenie do
wygody i przyjemności, kolekcjonowanie wrażeń i doznań stają się głównymi
życiowymi celami.
W takim świecie, obok niego żyją pustelnicy? Tacy, którzy w sposób radykalny nie
biorą udziału, świadomie schodzą na margines tego, co określamy życiem
społecznym? Którzy wybierają ciszę, samotność, kontemplację? Właśnie – co oni
właściwie wybierają? Jak i gdzie żyją? Po co to robią? Co robią?
I pojawiły się proste opowieści, zaczęły ożywać historie, schematy, stereotypy: może
żyją gdzieś na końcu świata, na odludziu, w zupełnej samotności, bez kontaktu z
ludźmi, w zupełnym milczeniu? Może gdzieś w Bieszczadach? Pewnie są dziwni?
Pewnie nie da się ich spotkać i z nimi porozmawiać? A tak słyszałem, znajomy mi
19
Tytuł pochodzi z wywiadu jakiego udzielił Przeor Kamedułów na krakowskich Bielanach o. Marek Szeliga
Tygodnikowi Powszechnemu 5/2008 z 3 lutego 2008
131
opowiadał, że spotkał kogoś takiego na końcu świata, podczas wakacyjnej podróży.
Ktoś inny odwiedził takie miejsce, które jest nazywane pustelnią – bardzo piękne i
zabytkowe podobno.
Jak to możliwe dzisiaj? Na te pierwsze zdziwienia zaczęły nakładać się przypadkowe
spotkania i rozmowy. Pustelnie i pustelnicy zaczęli wyłaniać się z niebytu, z
zamierzchłych archaicznych historii, starych, zapomnianych tekstów i z całkiem
współczesnych stereotypów. Pustelnie nabrały realnych kształtów, pustelnicy przybrali
konkretne imiona, pustelnictwo zaczęło wyłaniać się jako bogaty, różnorodny,
niejednoznaczny fenomen społeczny wart badania i opisania.
Ten tekst to próba namysłu nad własnym zdziwieniem tym, że dziś w Polsce żyją
ludzie nazywani a czasem sami nazywający się pustelnikami, że są miejsca, które od
bardzo dawna lub od całkiem niedawna określane są jako pustelnie, że są ludzie dla
których te pojęcia są oczywiste i dostępne w bezpośrednim (także jako sąsiadów)
doświadczeniu.
Ten tekst to także próba przyjrzenia się czy można, po co i w jaki sposób za pomocą
metod naukowych, zbadać i opisać fenomen współczesnego pustelnictwa w Polsce. To
także próba poszukiwania języka do opisu tego zjawiska i dotknięcia granic, gdzie
język zatrzymuje się przed Niemożliwym do nazwania i opisania, przed Tajemnicą
doświadczenia konkretnych ludzi.
Może jest nawet tak, jak sugerują niektórzy, że istota zjawiska pustelnictwa nie jest
możliwa do zbadania za pomocą naukowych metod i naukowego języka, może
posługując się takimi narzędziami można dotknąć jedynie zewnętrznych aspektów
zjawiska? I nawet, jeśli w efekcie będzie to tylko tyle – to może jednak warto
próbować?
Odwagę i możliwości podejmowania takich prób dały mi liczne podróże jakie w latach
2004 – 2007 odbyłam do pustelni w Polsce. W trakcie rekonesansów odwiedziłam
(zawsze z jeszcze jedną osobą) ok. 100 miejsc w większym lub mniejszym stopniu
zbliżonych do pojęcia pustelnia. Odwiedziliśmy też i rozmawialiśmy z kilkunastoma
osobami, które mieszkają w pustelniach, są nazywane lub same siebie nazywają
pustelnikami.
132
Te podróże i rozmowy pokazały, że pustelnictwo w Polsce to żywe społeczne
zjawisko, któremu w sposób całościowy, systematyczny, uporządkowany czy
naukowy nikt współcześnie się nie przygląda. A chyba warto to zrobić.
Podstawowe terminy. Ustalenia definicyjne. Istota zjawiska pustelnictwa.
Punkt wyjścia do przyglądania się jakiemukolwiek zjawisku społecznemu stanowią
zwykle ustalenia definicyjne, określenie granic i istoty zjawiska.
W przypadku pustelnictwa sprawa z pozoru wydaje się prosta. Wystarczy przywołać
encyklopedyczne źródła. Pustelnia według Autorów hasła w Nowej Encyklopedii
Powszechnej PWN to pojęcie, które może być używane zamiennie ze słowami erem,
eremitorium, samotnia. Oznacza domek pustelnika leżący daleko od siedzib ludzkich
lub pustelnię w formie małych domków z własnym ogródkiem charakterystyczną dla
budownictwa zakonów eremickich takich jak kameduli i kartuzi. Niekiedy określenie
pustelnia oznacza pawilon parkowy położony zwykle na uboczu, wznoszony w
ogrodach w XVII-XIX w. (NEP 1996, t.5, s. 409).
Władysław Kopaliński (1987, s. 950) określa pustelnię bardzo podobnie. Podkreśla z
jednej strony dużą odległość od ludzkich siedzib, z drugiej strony, w przypadku
pustelniczych wspólnot zakonnych, uznaje za podstawowe istnienie reguł zakonnych,
które kładą nacisk na
odosobnienia w przeciwieństwie do tych, które akcentują
znaczenie życia wspólnotowego (cenobici). Tyle encyklopedyczne ustalenia.
Zaskakujące jest, że żadne z nich nie odnosi się do pobrzmiewającego w tym
określeniu tego co „puste”. Co to puste miejsce, pusty ktoś miałyby oznaczać?
Ponieważ języku polskim pojęcia pustelnik, pustelnia, pustelnictwo używane mogą
być zamiennie z kilkoma innymi pojęciami pochodzącymi z języka greckiego może
warto przyjrzeć się etymologii poszczególnych pojęć. Być może taka analiza pozwoli
dostrzec nieobecne w polskim brzmieniu znaczenia.
Tak więc termin pustelnik może być zamiennie używany z pojęciami eremita,
anachoreta rzadziej: mnich czy rekluz.
Pojęcie eremita pochodzi od greckiego eremia oznaczającego pustynię. Eremici to
osoby żyjące w samotności (stale lub okresowo; pojedynczo lub zbiorowo) i
praktykujące ubóstwo (łącznie z postulatem pracy), pokutę i modlitwę w celu
133
ściślejszego zjednoczenia się z Bogiem i osiągnięcia zbawienia (Encyklopedia
Katolicka, t. 4, s.1069). Na chrześcijańskim Wschodzie eremityzm uważano za
wyższy stopień życia zakonnego (NEP 1995, t.2, s. 260). W języku polskim bardzo
rzadko używa się określenia pustynnik oddającego lepiej ten eremicki akcent od
terminu pustelnik.
Anachoreta, ten termin pochodzi od greckiego oddalić się, usunąć się na ubocze.
Anachoreci to pustelnicy – asceci żyjący z dala od ludzi i oddający się modlitwie,
umartwieniu i pracy. W starożytnym Egipcie anachoretą nazywano chłopa, który
porzucił swoje gospodarstwo i uciekł aby nie odpowiadać za podatki, których nie był
w stanie pokryć. W starożytności chrześcijańskiej anachoretami określano mężczyzn,
rzadziej kobiety, którzy udawali się na miejsca pustynne w przekonaniu, że porzucenie
świata stanowi ideał chrześcijańskiego życia i jest jedyną drogą do osiągnięcia
zbawienia (Encyklopedia Katolicka, t. 1, s.475).
Ryszard Przybylski (1994, s.35) analizując teksty Ojców Pustyni pisze o anachorezie
tak: W czasach Ojców odejście od świata określano słowem ‘anachoresis’. Wyraz ten
znaczył odpływ, schronienie lub powrót. Czasownikiem ‘anachoreo’ oznaczano takie
czynności, jak taktyczne opuszczenie pola walki, powrót do domu lub wycofanie się z
życia publicznego. W słowie anachoreza brzmi więc zarówno trąbka odwrotu, jak i
radosny okrzyk powracającego z podróży wędrowca, którego zmęczył ‘natłok trosk’.
„Każdy dzień wschodzi – pisał św. Bazyli (329-379) do swego przyjaciela św.
Grzegorza z Nazjanzu w roku 357 z pustelni w Annisach – niosąc duszy mrok swoisty,
a noce, przejmując na siebie troski dnia, zwodzą umysł tymi samymi urojeniami. Jest
przecież wyjście z tego, mianowicie całkowite zerwanie ze światem. Odejście zaś od
świata nie na tym polega, żeby cieleśnie znaleźć się poza nim, ale na oderwaniu duszy
od wspólnych doznań z ciałem i staniu się człowiekiem bez ojczyzny, bez domu, nie
szukającym swego, nie goniącym za przyjaciółmi, człowiekiem bez dobytku, bez
środków do życia, bez pracy najemnej, bez znajomości, niepodatnym na pouczenia
ludzkie, gotowym natomiast na rozumowe przyjęcie wskazań, jakie wywodzą się z nauk
Bożych.” Pustelnicy wierzyli tedy, pisze dalej Ryszard Przybylski, że anachoreza to
wejście do przedsionka domu Pana. Niektórzy badacze uważają, iż to uwolnienie się
od zwykłej egzystencji dawało im możliwość ‘doświadczenia już w doczesności
134
przedsmaku życia wiecznego’. Wydawało im się, że ze swego odosobnienia, z pustyni,
dzięki ascezie i modlitwie, dojrzą choćby rąbek rzeczywistości zbawionej. Opuszczając
cywilizację, eremita żywił więc przekonanie, że rozpoczyna najbardziej szaloną grę,
jaką może podjąć człowiek: grę o wieczność poza czasem.
Anachoretyzm zapoczątkowany w drugiej połowie III wieku na pustyniach
wschodniego Egiptu, uznawany jest za najwcześniejszą fazę monastycyzmu w
chrześcijaństwie na bazie której rozwinęły się zorganizowane formy życia mnichów
we wspólnotach (cenobityzm) . Za ojca anachoretyzmu uchodzi według tradycji św.
Antoni Wielki zwany Pustelnikiem (Św. Atanazy, 1987).
Jerzy Kłoczowski (2003, s. 47) charakteryzując przemiany jeszcze jednego zbliżonego
do poprzednich znaczeniowo pojęcia, pisze, że pojęcie mnich wywodzi się z
greckiego monachos co oznacza samotnika. W IV wieku, obok pojęcia mnicha jako
człowieka żyjącego w samotności tylko z Bogiem, pojawia się inne rozumienie tego
wyrazu gdzie akcent położony jest nie na odosobnienie zewnętrzne ale na jego jedność
wewnętrzną jako człowieka żyjącego wyłącznie dla Boga, nierozdartego wewnętrznie
między troską o Boga i świat. Oba te określenia życia mniszego: absolutna samotność
eremity i jedność wspólnoty mniszej, współistnieją w chrześcijaństwie od IV wieku,
prowadząc w praktyce do bardzo szerokiego rozumienia tego terminu. Tak więc
określenie „mnisi‟ objęło już od IV i V wieku przejawy życia chrześcijańskiego bardzo
różnorodne genetycznie i socjologicznie.
Warto chwilę poświęcić niezwykle ciekawemu zjawisku jakim było i jest pustelnictwo
kobiet. Historia Kościoła pierwszych wieków zawiera krótkie wzmianki o kobietach
zamieszkujących pustynię, żyjących samotnie w mieście lub mieszkających w pobliżu
wspólnot monastycznych. Palladiusz (Palladiusz, 1996) w dziele zatytułowanym
Opowiadania dla Lausosa szacował, że kobiet prowadzących pustelniczy tryb życia
było dwukrotnie więcej niż mężczyzn, ale to właśnie historie tych ostatnich były
zachowywane i przekazywane dalej (Swan L., 2005, s. 9).
Jednak historycy i większość współczesnych obserwatorów zjawiska pustelnictwa
zauważa, że w przypadku kobiet dominujące znaczenie miało i ma przestrzeganie
zasad bezpieczeństwa. W miejscach pustynnych czy odosobnionych pustelnice, w
większym stopniu niż pustelnicy, narażone były i są na trudności i niebezpieczeństwo,
135
zarówno ze strony natury jak i ludzi. Stąd zjawisko rekluzji. Zaczęło się ono rozwijać
jeszcze w starożytności, było blisko związane z eremityzmem. Rekluzja oznacza
zamknięcie na stałe w specjalnym pomieszczeniu ale w obrębie osady ludzkiej, miasta,
często w obrębie zabudowań kościelnych. Zdaniem Jerzego Kłoczowskiego (2003,
s.219) począwszy od XI wieku rekluzja to w sposób wyraźny żeński odpowiednik
męskiego eremityzmu. J. Kłoczowski podaje, że w Rzymie ok. 1320 roku było 400
mniszek i aż 260 rekluz! Taka liczba kobiet w rekluzji stała się problemem dla
średniowiecznych prawników, dążących do porządkowania grup i społeczności –
mających w tym przypadku dylematy związane z tym, czy zaliczyć je do grona
świeckich, laikatu czy zakonnych. Kontynuacją tej formy eremityzmu jest rozwijający
się ruch żeńskich wspólnot pustelniczych (klauzurowych, kontemplacyjnych).
Analiza podstawowych terminów związanych ze zjawiskiem pustelnictwa pozwala na
wstępne zakreślenie granic zjawiska. Wydaje się, że kiedy mówimy pustelnia, mamy
na myśli odosobnione miejsce, z daleka od ludzkich siedzib, najczęściej w postaci
domku (zdrobniała forma wskazuje na jego niewielkie rozmiary) lub domku z
ogródkiem (podobnie niewielkim). Rzadko i tylko w romantycznych realizacjach
pustelnia przyjmuje postać pawilonu parkowego służącego realizacji marzeń o ciszy i
samotności. Definicje przyjmują też możliwość określenia terminem pustelnia kolonii
kilku-kilkunastu pojedynczych domków pustelniczych zbudowanych w niewielkiej
odległości od siebie.
Dla odizolowanego, zamkniętego (niekiedy zamurowanego) pomieszczenia w obrębie
większych zabudowań (miejskich, sakralnych) nie stosuje się już nazwy pustelnia.
Najczęściej jest to cela rekluzy – rekluza.
Podstawowe definicje, poza oddaleniem, odizolowaniem, nie określają dodatkowych
atrybutów miejsca, konkretnych wymagań ani tego, czemu te miejsca mają służyć.
Trudno je więc nazywać definicjami. Przecież pustelnią nie jest każde miejsce/domek
odizolowane, oddalone od siedzib ludzkich. Wspomniane określenia wskazują jednak
wyraźnie, że w miejscach/obiektach określanych jako pustelnie napięcie pomiędzy
odosobnieniem (oddaleniem, izolacją) a bliskością (zbliżeniem, integracją) może być
ważną płaszczyzną do przeanalizowania. Określenia, ale też stereotypy, jakimi
posługujemy się opisując pustelnię wskazują na odosobnienie/odizolowanie, jako jego
136
istotę. Czy tak jest w rzeczywistości? Czy odosobnienie jest istotą miejsc nazywanych
pustelniami? Czy jest warunkiem wystarczającym dla zaistnienia pustelni? Czy może
jednak to odosobnienie (jego stopień) jest ważne ze względu na czynności, praktykę,
które w takich miejscach mają się odbywać? Odosobnienie nie byłoby wtedy istotą
pustelni ale środkiem, który służy innym celom. Czy odosobnione miejsca nazywane
pustelniami mają jakieś cele? Po co są pustelnie?
Być może analiza znaczenia terminów pustelnik – eremita – anachoreta pozwoli na
przybliżenie tego co jest istotą pustelnictwa? Wydaje się, na podstawie dotychczas
przywołanych określeń, że kiedy mówimy: pustelnik, mamy na myśli częściej
mężczyznę niż kobietę. Zarówno starożytne teksty jak i współczesne obserwacje
zjawiska zdają się na to wskazywać, choć oczywiście można mieć wątpliwości czy tak
było i jest w istocie. Tak więc pustelnik to zazwyczaj mężczyzna mieszkający w
odosobnionym miejscu, fizycznie oddalonym od siedzib ludzkich, przebywający w
samotności. Ta samotność ma radykalny wymiar polegający na zerwaniu więzi ze
światem, otoczeniem, bliskimi. To zerwanie może być ucieczką ale częściej
traktowane jest jako wybór. Radykalizmu zerwania ze światem nie zmienia nawet fakt
bliskości innych pustelników, jak to miało miejsce w koloniach pustelników w
starożytności czy w zakonach pustelniczych współcześnie (kartuzi, kameduli). Jednak
oddalenie od ludzi, samotność nie są jedynymi atrybutami pustelnika. W
przywoływanych określeniach wyraźny akcent położony jest na praktykę (działanie –
niedziałanie) którą podejmuje pustelnik. W tej praktyce najczęściej wymieniane są
trzy rodzaje aktywności: asceza, modlitwa, praca. Przez ascezę najczęściej rozumie się
ubóstwo, posty, czystość, samotność, milczenie. W modlitwie podkreślana jest
zarówno ilość czasu na nią przeznaczanego, różnorodność praktyk modlitewnych, jak i
wymiar, który można nazwać jakościowym, gdzie kontemplacja jako trwanie w
Obecności, wydaje się być jej najwyższym stopniem. Praca rozumiana najczęściej jako
prosta praca ręczna, z jednej strony jest elementem koniecznym w pustelniczej
samotnej codzienności, ale może być też pokusą niekoniecznej aktywności,
oderwaniem, ucieczką od modlitwy i ascezy.
Podejmowane w pustelni praktyki zależą od pory dnia, miesiąca, roku, mają swój rytm
i dynamikę zapisaną zwykle w postaci reguły życia.
137
W definiowaniu pustelnika, samotność i charakterystyczna praktyka łącząca elementy
ascezy, modlitwy i pracy, wydają się być najważniejsze. Czy jednak wystarcza to by
odróżniać pustelników od „zwykłych” samotników czy mnichów żyjących we
wspólnotach? Wydaje się, że nie. W przywoływanych określeniach ważny jest
radykalizm wyborów na drodze samotności, ascezy, modlitwy, pracy i konsekwentne,
wytrwałe trwanie na drodze tych wyborów. Ważne jest także zachowanie proporcji,
równowagi, harmonii poszczególnych elementów pustelniczego życia tak by nie
przekroczyć granicy. Ta granica niekiedy bardzo bliska bywa przestrzeni szaleństwa.
Historyczne początki i napięcia związane z pustelnictwem
Historia pustelnictwa związana jest zwykle z analizami procesów rozwoju różnych
religii i w ich obrębie różnych ruchów w poszczególnych okresach historycznych lub
na tle toczonych debat teologicznych czy religijnych, w których i pustelnicy czasami
brali udział. Nie znalazłam żadnych systematycznych, uporządkowanych opracowań
na temat pustelnictwa jako specyficznego zjawiska społecznego.
Z oczywistych powodów najbliższa jest mi tradycja pustelnictwa europejskiego,
chrześcijańskiego z uwzględnieniem jego egipskich, syryjskich źródeł a także tradycje
hinduistyczne i buddyjskie z racji obecności dzisiaj w Polsce ludzi, którzy
praktykowali długoletnie odosobnienia w tradycjach dalekowschodnich.
Z przyczyn zasadniczych nie pokuszę się o przeprowadzenie w tym tekście analizy
historycznej zjawiska pustelnictwa w Polsce, Europie, na świecie. Na tle wybranych
przykładów historycznych i współczesnych chciałabym zarysować możliwe napięcia,
wybrane problemy społeczne, które towarzyszyły zjawisku pustelnictwa od początku a
współcześnie także możemy obserwować ich kolejne postacie.
Pierwszy problem jaki się pojawia to możliwości poznania życia eremickiego i w
przeszłości i obecnie. Umożliwiają to poznanie dwa rodzaje tekstów. W jednej grupie
znajdują się teksty opisujące doświadczenia i życie pustelników, anachoretów,
eremitów, mnichów, sadu. Były i są pisane przez samych pustelników, częściej jednak
przez osoby, które z nimi się zetknęły lub czasowo uczestniczyły w ich życiu. Pośród
tekstów hagiograficznych, opisujących życie poszczególnych eremitów i najbardziej
znanych mnichów dwa są najbardziej charakterystyczne. Jeden to żywot mnicha –
138
eremity św. Antoniego (ok. 250-356 r. ) napisany po grecku przez biskupa Aleksandrii
św. Atanazego (Św. Atanazy, 1987). Drugi tekst to żywot pustelnika egipskiego św.
Pawła
z
Teb,
napisany
przez
św.
Hieronima
w
latach
374-378
(www.skalka.paulini.pl). Hieronim przedstawia Pawła jako pierwszego pustelnika już
ok. 250 roku a więc w okresie kiedy urodził się św. Antoni. Jerzy Kłoczowski zwraca
jednak uwagę (2003, s.65) że to właśnie chłop koptyjski, św. Antoni spopularyzowany
przez greckiego intelektualistę, biskupa Atanazego uznany został we wszystkich
nurtach monastycyzmu, różnorodnych narodowościowo, kulturalnie a nawet religijnie,
za prawdziwego ojca życia mniszego. Dziś także pustelnicy rzadko sami opisują swoje
doświadczenia, częściej mamy możliwość przeczytania świadectw osób, które
zetknęły się z pustelnikami lub czasowo na pustelni przebywały jako goście. Bardzo
ciekawym źródłem wiedzy bywają księgi pamiątkowe udostępniane gościom na
zakończenie pobytu w pustelni.
Drugi rodzaj tekstów umożliwiających poznanie życia pustelniczego to spisane reguły
– ustalające zasady i normy życia i współżycia na pustyni czy w pustelni. Autorem
jednej z pierwszych reguł życia wspólnotowego był Pachomiusz (ok. 292-346 r.)
najbardziej znane późniejsze reguły to Reguła św. Bazylego czy św. Benedykta. Dziś
każda wspólnota zakonna opiera się na spisanej regule. Podobnie dzieje się w
pustelniach. W większości z tych, które odwiedziłam istnieją spisane reguły oparte
zwykle o którąś z tradycyjnych reguł i uzupełnione, zmodyfikowane czy
zinterpretowane zgodnie z praktyką wypracowaną w danej pustelni.
Wymienione dwa rodzaje tekstów historycznych i współczesnych stanowią znakomity
materiał
badawczy
umożliwiający
rekonstrukcje
różnorodnych
doświadczeń
pustelniczych.
Jerzy Kłoczowski (2003) podkreśla, że podstawowe wartości mniszego życia, takie
jak: oderwanie od świata, asceza, kontemplacja, występują z różnym natężeniem we
wszystkich prawie religiach i cywilizacjach, stanowiąc główne czynniki postawy
ideologicznej nie tylko jednostek ale licznych grup i egzystujących w ich obrębie
ruchów. Wyjaśnienie genezy i charakteru życia monastycznego i pustelniczego w
pierwszych wiekach jego istnienia jest zadaniem trudnym. Był to ruch bardzo złożony
i różnorodny. Już podczas wprowadzania pojęcia mnicha pewien fragment tej
139
złożoności został zarysowany poprzez pokazanie przeciwieństwa, które zawiera się w
tym pojęciu. Z jednej strony bowiem oznacza ono jedyność - pojedynczość absolutnie
samotnego eremity a jednocześnie jedność (monos) wspólnoty mniszej. Także w
sensie socjokulturowym u początków swego istnienia ruch monastyczny jest
niezwykle zróżnicowany. Z jednej strony tworzą go chrześcijańscy intelektualiści
(głównie języka greckiego i kultury hellenistycznej) jak np. Orygenes czy Ewagriusz
(Ewagriusz z Pontu, 2005) a z drugiej, mający zdecydowaną przewagę liczbową,
miejscowi chłopi języka koptyjskiego dla których wyjście na pustynię, obok wyboru
natury religijnej, stanowi szansę wyrwania się z bardzo trudnych warunków
codziennego życia.
To społeczne zróżnicowanie widoczne jest także i dziś. W pustelniach mieszkają
zarówno eremici wykształceni na europejskich uniwersytetach, z tytułami naukowymi,
znający języki, mający doświadczenia z licznych, wcześniejszych podróży po świecie
a także głęboką znajomość zagadnień teologicznych związanych z życiem
pustelniczym jak i prości ludzie z wykształceniem zaledwie podstawowym niekiedy,
którzy wytrwale i pokornie oddają się przyjętej praktyce życia.
To zróżnicowanie ma także postać z jednej strony nadającą intelektualny, czasem
wręcz elitarny charakter doświadczenia pustelniczego, a niekiedy wręcz odwrotnie charakter który nazwać by można ludowym, czasem dość ekscentrycznym w formie,
bliskim rosyjskiego jurodstwa, niekiedy skrajnie ascetyczny.
Zawsze w tych sytuacjach rodzą się pytania o motywacje wyboru życia pustelniczego.
Jak pisze J. Kłoczowski (2003,s. 46) już w III wieku chrześcijanie udawali się
indywidualnie na pustkowia, by poza zasięgiem ludzkich siedzib praktykować życie
chrześcijańskie. W okresach prześladowań u niektórych z nich była to po prostu, na co
mamy dowody, forma ucieczki, powszechna wówczas, niezależnie od motywów
praktykowana. To napięcie między świadomym wyborem, powołaniem do życia
pustelniczego a chęcią ucieczki przed trudnymi warunkami codziennego życia czy też
trudnymi związkami z innymi ludźmi, jest obecne w kolejnych okresach istnienia
fenomenu pustelnictwa. Współcześnie także słyszymy (pośrednio lub bezpośrednio)
historie o ucieczkach „ze świata” do pustelni a czasem w odwrotną stronę. Powstają
pytania o to, w jaki sposób pierwotne inspiracje, leżące u początków wyboru drogi
140
pustelniczej wpływają na jakość życia pustelniczego i na czas przebywania w pustelni
a także o to, czy, jak i kto takie motywacje miałby rozpoznawać.
Ruch monastyczny, pustelniczy od II-IV wieku ma, zdaniem Jerzego Kłoczowskiego,
bardzo ważne znaczenie zarówno dla elit jak i najszerszych kręgów społecznych.
Elementem charakterystycznym tego ruchu są jego wyraźne oddolne źródła, motywy,
nie kierowane z góry, nie formalne ale oparte na indywidualnych wyborach decyzje
pojedynczych ludzi. To nadało temu ruchowi ogromną dynamikę, pozwoliło szybko
się zmieniać, iść w bardzo różnych (czasami dość ekscentrycznych, np. słupnicy,
dendryci) kierunkach.
Zmarginalizowani i marginalizujący się z zasady pustelnicy wielokrotnie w historii
prezentowali krytyczny stosunek do wielkich, uporządkowanych instytucji życia
religijnego i podtrzymujących je sformalizowanych hierarchii. Charakterystyczny dla
pustelników autentyzm indywidualnego doświadczenia stawał się niekiedy źródłem
reform kostniejących czy degenerujących się instytucji kościelnych. Z drugiej strony
te dobrze zorganizowane i uporządkowane instytucje z pewnym dystansem odnosiły
się do indywidualnych eremitów widząc wiele niebezpieczeństw związanych z tą
formą życia – od możliwości egoistycznego realizowania własnych potrzeb do
zepsucia
czy
nawet
szaleństwa.
To
napięcie
pomiędzy
indywidualnym
doświadczeniem pustelników i ryzykiem na jakie są nieustannie narażeni a
ustabilizowanym, zorganizowanym życiem zakonnym, klasztornym, wspólnotowym
jest intensywnie obecne i dziś.
Inny rodzaj napięcia tkwi pomiędzy eremickim dążeniem do ciszy, samotności,
milczenia i radykalnego oddalenia się od spraw „tego świata” a potrzebami z jakimi
często zwracają się ludzie z zewnątrz. Okazuje się, że pustelnicy pełnili istotne funkcje
społeczne. Ich izolacja, odosobnienie były zawsze zakłócane przez ludzi
domagających się uzdrowienia, porady, pomocy. Te „zakłócenia” były często owocem
rozwoju duchowego jaki stawał się udziałem pustelnika w czasie przebywania w
pustelni. I dziś także wobec pustelników kierowane są oczekiwania by dzielili się
swoim doświadczeniem czy to poprzez indywidualne rozmowy, towarzyszenie czy
przewodnictwo duchowe, głoszenie rekolekcji czy inne rodzaje posług.
141
To były tylko nieliczne przykłady problemów i napięć tkwiących w historycznych i
współczesnych doświadczeniach pustelniczych.
Pustelnictwo we współczesnej Polsce
Docieranie do konkretnych miejsc nazywanych pustelniami i konkretnych osób
nazywanych pustelnikami jest trudne. Nie ma żadnych systematycznych opracowań
historycznych, geograficznych, architektonicznych ani teologicznych na temat pustelni
w Polsce. Są pojedyncze, monograficzne opracowania o najbardziej znanych i
mających długą tradycję pustelniach.
Internet jest przestrzenią, w której można znaleźć wiele haseł „pustelniczych”
(najczęściej związanych z postacią Piotra Pustelnika – znanego himalaisty) i główny
problem polega na jakościowej selekcji zamieszczonych pod tymi hasłami informacji.
Jednak co jakiś czas przeprowadzam taką internetową kwerendę odnajdując czasem
ciekawe teksty, wspomnienia, informacje, które niekiedy okazują się przydatne dla
odsłonięcia kolejnego oblicza zjawiska pustelnictwa.
Najlepszym jednak sposobem docierania do pustelni i pustelników są podróże i
bezpośrednie spotkania z osobami mieszkającymi w pustelniach czy wokół nich. To
najbardziej efektywny choć niezwykle czasochłonny i wymagający cierpliwości
sposób docierania do źródeł. Tym bardziej, że większość pustelni spełnia definicyjne
wymagania i znajduje się w miejscach oddalonych, trudno dostępnych, gdzieś „na
końcu świata”.
Wysiłki związane z poszukiwaniem informacji i podróżami do pustelni nie pozwalają
jednak na przedstawienie jasnych i jednoznacznych ustaleń, choćby statystycznych.
Na liście miejsc, które odwiedziłam znajduje się około 90 obiektów, około 10
pozostało jeszcze do sprawdzenia. Kilka pustelni odwiedziłam wielokrotnie.
Wszystkie te obiekty w mniejszym lub większym stopniu wypełniają znaczenie jakie
terminowi pustelnia nadano na początku tego tekstu. W części tych miejsc mieszkają
lub mieszkali (czasowo lub na stałe) osoby określane lub określające się jako
pustelnicy. Jeśli więc ktoś zmusza mnie do podania liczby pustelni w Polsce
wymieniam (z dużymi zastrzeżeniami) że jest ich około 100. Jeszcze trudniej jest
udzielić odpowiedzi na pytania o liczbę pustelników/pustelnic w Polsce. Zmuszona,
142
odpowiadam, że jest to około 60 osób. Te trudności z odpowiedziami na pytania o
statystyczne dane pustelnicze rozjaśni może wstępna kategoryzacja pustelni, poprzez
którą odsłoni się nieco różnorodność tego zjawiska.
Otóż o obecności pustelni w Polsce można mówić analizując przede wszystkim trzy
tradycje religijne: katolicką, prawosławną i od niedawna obecną – buddyjską. O ile
wiadomo ani ewangelicy ani muzułmanie nie praktykują życia religijnego w
pustelniczej formie. W Polsce żadna pustelnia związana z którąś z tych dwu tradycji
nie jest obecna.
Z przyczyn dość oczywistych najwięcej miejsc i osób w Polsce praktykujących
pustelniczy styl życia jest powiązanych z tradycją katolicką.
Po pierwsze mamy więc do czynienia z zakonami nazywanymi (słusznie bądź nie)
pustelniczymi. Są to kameduli, kartuzi i trapiści.
Kameduli to zgromadzenie założone przez św. Romualda w XI wieku we Włoszech w
oparciu o zaostrzoną Regułę św. Benedykta (Reguła św. Benedykta, 2006). W Polsce
Kameduli są obecni od 1604 roku, kiedy został ufundowany na Bielanach krakowskich
pierwszy erem zwany Eremem Srebrnej Góry. Klasztor istnieje do dziś, mieszka w
nim 8 mnichów. Drugi „żywy” do dziś klasztor kamedułów został ufundowany w
Bieniszewie w 1666 roku (Erem Pięciu Braci Męczenników). Mieszka w nim 6
mnichów. Poza wymienionymi istniały jeszcze eremy kamedulskie na Bielanach w
Warszawie, w Pożajściu na Litwie, na Wigrach, w Szańcu, w Milatynie koło Lwowa
oraz w Rytwianach. W Polsce obecne jest także od 1948 roku Zgromadzenie Mniszek
Kamedułek, dziś w dwóch klasztorach – w Złoczewie i Tyszowcach. Siostry w
przeciwieństwie do mnichów nie mieszkają w eremach (osobnych domkach
pustelniczych).
Założycielem kartuzów - innego zgromadzenia pustelniczego był św. Brunon z
Kolonii (1032-1101). Kartuzi byli obecni na dawnych ziemiach polskich od XIV do
XIX wieku w kilku miejscach: Kartuzy, Darłowo, Świdwin, Szczecin, Legnica,
Lechnica, Gidle, Bereza. Kilku Polaków żyje dziś w klasztorach kartuskich w
Europie.20
20
ostatnio duże zainteresowanie wzbudził film dokumentalny o życiu Kartuzów Wielka cisza (2005)
zrealizowany przez Philipa Groninga (po wielu latach starań!) w Wielkiej Kartuzji koło Grenoble
143
Na podstawie reguły kartuskiej św. Brunona powstała w 1950 roku we Francji rodzina
monastyczna Mniszek od Betlejem od Wniebowstąpienia Najświętszej Dziewicy i od
św. Brunona. W Polsce Betlejemitki są obecne od 1998 roku. Monaster został
zbudowany w Grabowcu koło Szemuda. Mieszka w nim około 20 sióstr.
Zwykle jako trzeci zakon pustelniczy wymienia się trapistów. Zgromadzenie zostało
założone w 1664 roku, ma korzenie cysterskie (początki cystersów sięgają 1098 roku)
i oparcie w Regule św. Benedykta. Trapiści to jednak w dużym stopniu cenobici, ich
reguła zezwala na pustelnie. Jednym z najbardziej znanych XX-wiecznych
pustelników był Tomasz Merton (1915-1968) piszący, amerykański trapista. W Polsce
nigdy nie było klasztoru trapistów choć kilku Polaków żyje we wspólnotach trapistów
na świecie.
Druga forma obecności pustelników w tradycji katolickiej to pustelnie założone w
zakonach nie pustelniczych, takich jak: karmelici bosi, benedyktyni, franciszkanie,
kapucyni, bernardyni, albertyni, małe siostry i mali bracia Jezusa.
Przykładem może być karmelitańska pustelnia – dom o charakterze ściśle
kontemplacyjnym, erygowana w Drzewinie w 1995 roku. Mieszka w nim 3
zakonników. Na terenie tego klasztoru, w sporej odległości od domu głównego,
znajduje się pustelnia, w której za zgodą Ojców Karmelitów goście (przede wszystkim
księża i zakonnicy) mogą odbywać indywidualne kilkutygodniowe rekolekcje.
Karmelitanki Bose to zakon o ścisłej (papieskiej) klauzurze (Verbi Sponsa, 1999) w
Polsce jest ponad 400 sióstr, które mieszkają w 28 klasztorach. W wielu z nich
znajduje się osobne miejsce zwane pustelnią, do którego siostry udają się na
kilkudniowe osobiste rekolekcje. Pośród karmelitanek bosych są pojedyncze siostry,
które złożyły ślub rekluzji.
Osobne domy lub domki w obrębie klasztoru nazywane pustelniami, eremami czy
domami kontemplacyjnymi posiadają także inne zakony i zgromadzenia nie
pustelnicze: Benedyktyni w Biskupowie; Franciszkanie (którym św. Franciszek
napisał specjalną Regułę dla pustelni) w Jaworzynce, Wiśle i na Górze Polanowskiej;
Kapucyni w Zagórzu i Serpelicach; Bernardyni – historyczne pustelnie św. Heleny w
Kalwarii Zebrzydowskiej i św. Jana w Dukli; Albertyni i Albertynki na Kalatówkach i
kilka historycznych na Roztoczu.
144
Trzecią formą obecności pustelników w kościele katolickim są pojedyncze osoby,
niezwiązane formalnie z żadną wspólnotą zakonną, uczestniczące w praktykach
religijnych w najbliższej parafii a mieszkające w miejscach zwanych pustelniami,
nazywające siebie lub nazywane przez innych pustelnikami. Takie pustelnie
zamieszkane prze pustelników (z etykietą!) znajdują się np. w Beszowej, Czatachowej,
Grodzisku k. Skały, Nowym Skoszynie, Prądniku Korzkiewskim, Melsztynie,
Radochowie, w Zielonce i w Krakowie. Drewniana pustelnia zamieszkana niekiedy
przez pustelnika istniała także w Szczucinie ale w 2007 roku została spalona przez
nieznanych sprawców.
W niektórych z tych pustelni pustelnicy przebywają czasowo, w innych na stałe. Dwie
pustelnice złożyły śluby pustelnicze na ręce miejscowego biskupa. Możliwość
składania ślubów pustelniczych pojawiła się w Kodeksie Prawa Kanonicznego w 1983
roku w wyniku oddolnych nacisków wymagających regulacji nowych form życia
religijnego jakie pojawiły się głównie w Europie i Ameryce w XX wieku. I tak Kanon
603 reguluje „legalne” życie pustelnicze w sposób następujący: &1. Oprócz instytutów
życia konsekrowanego, uznaje Kościół życie pustelnicze, czyli anachoretyczne, w
którym wierni przez surowsze odsunięcie od świata, milczenie, odosobnienia, gorliwą
modlitwą i pokutą poświęcają swoje życie na chwałę Boga i zbawienie świata. &2.
Prawnie uznaje się za pustelnika osobę poświęconą Bogu w życiu konsekrowanym,
jeśli poprzez ślub albo inne święte więzy zobowiązuje się publicznie wobec biskupa
diecezjalnego do praktykowania trzech rad ewangelicznych i pod jego kierownictwem
zachowuje właściwy tryb życia.
Czwarta (i ostatnia tymczasem) forma obecności życia pustelniczego w tradycji
katolickiej związana jest bezpośrednio z miejscami, w których w przeszłości żyli
pustelnicy. W wielu tych miejscach pamięć i tradycja pustelnicza bywa intensywnie
obecna choć już w nieco innej formie.
I tak, pamięć o pustelniczych korzeniach miejsc, w postaci obchodzonych świąt,
pielgrzymek i tym podobnych istnieje np. w Tropiu (Sanktuarium Świętych
Pustelników Świerada i Benedykta z XI wieku) w Dobrowie koło Koła gdzie w
XII/XIII wieku mieszkał biskup i pustelnik bł. Bogumił czy w Bielczynach koło
Chełmży gdzie wedle tradycji w XII wieku stała pustelnia bł. Juty.
145
Inny (dość specyficzny!) rodzaj promieniowania pustelnictwa można zaobserwować w
starym kamedulskim klasztorze w Rytwianach (Pustelnia Złotego Lasu) gdzie od 2003
roku trwają bardzo intensywne prace remontowe w dużej mierze współfinansowane ze
środków Unii Europejskiej. Ich celem jest rewitalizacja pustelni tak by stała się ona
ośrodkiem odnowy fizycznej i duchowej dla osób pragnących odpocząć od szybkiego
tempa współczesnego życia, wszystko pod hasłem Wiedza, terapia, kontemplacja –
rytwiańskie
dziedzictwo
narodowe
kamedułów
źródłem
odnowy
duchowej
Europejczyków. W 2008 roku w ofercie internetowej znajduje się m. in. terapia SpeS
(solus per silentium), zdrowie przez ciszę, w ramach której przewiduje się
psychoterapię, terapię zajęciową, terapię duchową, odnowę biologiczną (siłownia,
sauna, sala masażu). Turnus 7 dniowy w cenie 1750 zł!
Osobny, współczesny rodzaj nawiązania do tradycji pustelniczej stanowią zakładane w
górach ośrodki nazywane pustelniami studenckimi. Przykładem mogą być m. in.
pustelnie studenckie w Jamnej i na Potrójnej Górze koło Andrychowa.
Tyle jeśli idzie o różne formy życia pustelniczego w tradycji katolickiej.
W tradycji prawosławnej życia mnisze, w tym życie pustelnicze, anachoreckie jako
jedna z jego możliwych form stanowi wzór, ideał życia chrześcijańskiego. W Polsce
istnieje kilka klasztorów prawosławnych (męskich i żeńskich): w Jabłecznej, Sakach,
Supraślu, Ujkowicach, Kostomłotach, Wojnowie, Dojlidach i na Grabarce. Tradycja
pustelnicza jest w nich obecna poprzez teksty pustelników i o pustelnikach, poprzez
kontakty ze Starcami i przewodnikami duchowymi, którzy mają doświadczenie
pustelnicze, a mieszkają w krajach gdzie wyznawcy prawosławia stanowią większość
(Grecja, Rosja, Rumunia), czy wreszcie przez podróże do miejsc, gdzie znajdują się
pustelnie (np. na Górę Atos). Mnisi z Jabłecznej wspominają, że przed wojną po
drugiej stronie Bugu była ich klasztorna pustelnia. Powojenny układ granic pozbawił
ich tego miejsca. Obecnie żaden z klasztorów nie posiada pustelni. Nie ma też w
Polsce mnicha czy mniszki prawosławnej, którzy posiadaliby doświadczenie
pustelnicze. W dwóch klasztorach zamierza się do tę tradycję przywrócić
(www.cerkiew.pl).
Różne ścieżki buddyjskie są w Polsce obecne od kilkudziesięciu lat. Powstają liczne
ośrodki, w których praktykuje się modlitwę i medytację, studiuje nauki buddyjskie.
146
Dominują praktyki odbywane wspólnie. Doświadczenie odosobnienia (bliskie
pustelniczemu) jest obecne szczególnie intensywnie w buddyzmie tybetańskim.
Poszczególne szkoły proponują różne okresy odosobnień od kilkudniowych po
kilkumiesięczne. Klasyczną postać stanowi odosobnienie trzyletnie (+ 1,5 miesiąca).
Kilku polskich buddystów odbyło tę praktykę w krajach buddyjskich, od niedawna
taka możliwość pojawiła się również w Polsce. Od 1999 roku Związek Buddyjski
Karma Kagyu posiada niewielki Ośrodek Medytacyjny i Odosobnieniowy w Ropkach.
W sierpniu 2005 roku Związek Buddyjski Tradycji Karma Kamtzag ogłosił budowę w
Grabniku ośrodka trzyletnich odosobnień (drubkang). Ten projekt jest ściśle
personalnie i formalnie powiązany z nepalskim centrum odosobnień Benchen. W
ośrodku w Grabniku będzie możliwość jednoczesnego przebywania 16 osób. Miejsce
pod budowę ośrodka zostało poświęcone w czerwcu 2006 roku. W zimie 2008 roku
został położony dach (www.benchen.org.pl).
Na zakończenie tej części analizy nasuwa się pytanie, czy możliwi są pustelnicy bez
oparcia w jakiejś tradycji religijnej? Podczas podróży słyszałam opowieści o takich
osobach. Nie udało mi się jeszcze takiej osoby spotkać osobiście. To nie znaczy, że ich
nie ma, może etykiety, zewnętrzne znaki rozpoznawcze są słabo widoczne albo po
prostu badaczka jest mało spostrzegawcza?
Te bardzo podstawowe dane o różnych formach życia pustelniczego pokazują
wyraźnie jak bardzo złożone i niejednorodne jest to zjawisko, jak trudno ustalić
choćby podstawowe statystyczne dane i jakie trudności wiążą się ze zbieraniem
materiałów badawczych.
Pustelnictwo i pustelnicy jako przedmiot badań socjologicznych
Pustelnictwo jest trudnym przedmiotem badań, co wynika już z przyczyn
przedstawionych powyżej oraz kilku dodatkowych. Brak jest systematycznych badań i
całościowych
opracowań
historycznych,
architektonicznych,
teologicznych,
psychologicznych czy socjologicznych, o czym już wspominałam. Jedyne naukowe
opracowanie pochodzi z Indii gdzie badacz przyglądał się stylowi życia pustelników z
regionu Rishikesh (Keemattam A., 1997).
147
Kolejny problem jest związany z istotą zjawiska pustelnictwa. Pustelnicy nie po to
„oddalają się od świata” by odpowiadać na pytania dziennikarzy czy stać się
przedmiotem badań naukowców. To zresztą dość charakterystyczny moment podczas
prób nawiązania kontaktu z pustelnikami – po co pani tu przyjechała? Jeśli okaże się,
że dla zaspokojenia ciekawości, to zwykle dalsza rozmowa nie jest możliwa.
Pustelnicy (oczywiście są wyjątki) nie są zainteresowani dzieleniem się informacjami
o swoim życiu. Z natury rzeczy to życie ma pozostać ukryte. Sens ich bycia na
pustelni zwykle polega na wyzbywaniu się ja a nie na jego pielęgnowaniu. Czasami
także w pustelni wyraźnie formułowane jest życzenie by nie podawać nazwy pustelni,
nie podawać imienia pustelnika i nie fotografować go. Ja tu nie jestem ważny!
Jeśli idzie o wybór koncepcji interpretacyjnej przydatnej w badaniach fenomenu
pustelnictwa, najbliższa wydaje mi się koncepcja światów społecznych Tomastsu
Shibutaniego rozwinięta przez Anselma Staussa i Howarda Beckera (Kacperczyk,
2005). W tej koncepcji rzeczywistość rozumiana jest jako konstruowana zbiorowo i
zapośredniczona przez symbole. Szczególnie interesujące wydaje się w niej
zogniskowanie analizy wokół podstawowego działania w danym świecie społecznym
a także wokół znaczenia jakie temu działaniu nadają uczestnicy – aktorzy społecznego
świata. Podejmowanie prób „poznania” społecznego świata oznacza próby
zrozumienia jakie działanie, po co, z jaką motywacją, z jakimi uzasadnieniami, wokół
jakich wartości podejmują jego uczestnicy. Jakie sub-światy postrzegają? Jak
porządkują wewnętrzne i zewnętrzne procesy? Według jakich zasad? W jakich
sporach, konfliktach biorą udział? Jak postrzegają granice „swojego” świata?
Ta koncepcja powiązana jest z jakościowymi metodami badania. Początkowo
wydawało mi się, że możliwe do zastosowania będą wywiady biograficzne bliskie tych
jakie zaproponował Fritz Schutze (np. Rokuszewska - Pawełek, 2002, s. 45-70). Po
pierwszych niepowodzeniach, o których wspomniałam wyżej, wydaje się, że są one
niemożliwe do zastosowania w przypadku eremitów. Nie rezygnowałabym jednak z
wywiadów narracyjnych czy swobodnych, w przypadku tych pustelników, którzy
wyrażą na nie zgodę. Poza tym możliwe są: obserwacja, opisy działań, rekonstrukcja
działań na podstawie zastanych materiałów, a szczególnie przydatne wydają się:
analiza historyczna i rekonstruowanie przeszłych światów na podstawie tekstów,
148
dyskursów prasowych, dokumentów archiwalnych i innych danych zastanych.
Możliwe są trzy główne płaszczyzny zbierania i analizy materiałów. Pierwsza dotyczy
postaci pustelnicy – pustelnika. Kim jest, kiedy i jak narodził (a) się dla pustelni, co to
znaczy być pustelnikiem, jakie są działania – niedziałania pustelnika, styl życia, rytm
dnia, miesiąca, roku; obecność w jego (jej) życiu takich elementów jak: odosobnienie,
asceza, czystość, posłuszeństwo, ubóstwo; praktyki modlitewne i ich znaczenie; formy
pracy i uzasadnienie; samotność i relacje z ludźmi; przewodnictwo, towarzyszenie
duchowe; umieranie.
Druga płaszczyzna dotyczy miejsca – tego czym jest pustelnia? Granice, znaczenie
oddalenia, izolacji, możliwości przenikania, ciszy – hałasu, relacje sfery sacrum i sfery
profanum w obrębie pustelni; znaczenie różnych elementów wyposażenia pustelni,
architektoniczne i estetyczne uwarunkowania; narodziny – trwanie – umieranie
pustelni.
Trzecia płaszczyzna zbierania i analizy materiałów badawczych dotyczy otoczenia
pustelni, relacji pomiędzy pustelnią a jej otoczeniem w sensie społecznym i
materialnym, przenikanie, oddziaływanie, interwencje obustronne (wielostronne?)
kontrola społeczna zjawiska.
Pustelnictwo w Polsce to żywe społeczne zjawisko, któremu warto się przyglądać. Ma
rację Ojciec Marek przeor kamedułów na krakowskich Bielanach świat bez
pustelników byłby niepełny i być może przyglądanie się pustelniczemu fragmentowi
świata stwarza nadzieję na przybliżanie się do Pełni?
Bibliografia
Apoftegmaty Ojców Pustyni (1994) t. 1 Gerontikon (Księga Starców) Tyniec, Wyd.
Benedyktynów, Kraków
Apoftegmaty Ojców Pustyni (1995) t. 2 Kolekcja systematyczna, Tyniec, Wyd.
Benedyktynów, Kraków
Encyklopedia Katolicka (1973-2006) t. I-XI, TN KUL, Lublin
Ewagriusz z Pontu (1999) Pisma ascetyczne, tom 1, Tyniec, Wyd. Benedyktynów,
Kraków
Ewagriusz z Pontu (2005) Pisma ascetyczne, tom 1, Tyniec, Wyd. Benedyktynów,
Kraków
Jackowski A., (1998) Pielgrzymowanie, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław
149
Jan Kasjan (2002) Rozmowy z Ojcami, Tyniec, Wyd. Benedyktynów, Kraków
Kacperczyk A., (2005) Zastosowanie koncepcji społecznych światów w badaniach
empirycznych, (w:) Hałas E., Konecki K. T., (red.) Konstruowanie jaźni i
społeczeństwa. Europejskie warianty interakcjonizmu symbolicznego, Wydawnictwo
Naukowe Scholar, PTS
The Hermits of Rishikesh. A Sociological Study, Intercultural Publications, New Delhi
Kłoczowski J., (1987) Od pustelni do wspólnoty. Grupy zakonne w wielkich religiach
świata, Czytelnik Warszawa
Kłoczowski J., (2003) Wspólnoty chrześcijańskie w tworzącej się Europie, W drodze,
Poznań
Kopaliński Wł., (1987) Słownik mitów i tradycji kultury, PIW, Warszawa
Nowa Encyklopedia Powszechna PWN (1995-2000) tomy 1-7, Warszawa
Ojciec Pustelnik (Śmiarowski H.,) (2005) Pustelnik w kościele rzymskokatolickim,
Wydawnictwo Diecezjalne Sandomierz, Prawdziska
Palladiusz (1996) Opowiadania dla Lausosa, Tyniec, Wyd. Benedyktynów, Kraków
Przybylski R., (1994) Pustelnicy i demony, Znak, Kraków
Reguła św. Benedykta (2006) Tyniec, Wyd. Benedyktynów, Kraków
Swan L., (2005) Zapomniane Matki Pustyni. Pisma, życie i historia, WAM Kraków
Św. Antoni Pustelnik (1987) Pisma, PAX, Warszawa
Św. Atanazy Aleksandryjski (1987) Żywot Świętego Antoniego, PAX, Warszawa
Verbi Sponsa (1999) Instrukcja o życiu kontemplacyjnym i klauzurze mniszek.
Kongregacja Instytutów życia konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego.
Libreria Editrice Vaticana, Watykan
150
Jerzy Kwaśniewski
ROLA NORM SPOŁECZNYCH W PROCESACH WYKLUCZANIA
I REINTEGRACJI SPOŁECZNEJ
Rola norm społecznych w procesach wyłączania i włączania społecznego,
uwzględniona będzie w naszych rozważaniach w ograniczonym zakresie; chodzić
będzie przede wszystkim o określenie normatywnych przekonań członków
społeczeństwa polskiego w odniesieniu do norm (powinności) sprzyjających
wykluczeniu lub sprzyjających integracji (reintegracji) społecznej rozmaitych osób i
kategorii społecznych.
Otóż, istotą procesów wyłączania i włączania społecznego jest przemieszczanie
się członków społeczeństwa i zbiorowości w strukturze społecznej, a także w
rozmaitych hierarchiach stopnia udziału ludzi w dostępie do rozmaitych dóbr i
możliwości dostępu do instytucji zaspakajania potrzeb w ramach oficjalnego porządku
społecznego.
Wiele koncepcji teoretycznych stara się opisać i wyjaśnić te procesy. Teorie
dewiantyzacji (w tym: naznaczania społecznego - F. Tannenbaum, H. Becker, T. J.
Scheff, czy degradacji statusu - H. Garfinkel), teorie dezintegracji, dezorganizacji i
reorganizacji społecznej (F. Znaniecki), teorie marginalizacji społecznej (G. Germani,
K. Frieske) czy wreszcie współczesne koncepcje wykluczenia społecznego (F. Mahler,
R. Szarfenberg) zakładają, stosując różną terminologię, wspomniane przemieszczanie
się członków społeczeństwa i zbiorowości w strukturze społecznej, a także w ramach
rozmaitych hierarchii stopnia udziału w dostępie do rozmaitych dóbr oraz instytucji
oficjalnego porządku społecznego, oraz wskazują na występowanie rozmaitych
151
mechanizmów,
zwłaszcza
osobowościowych,
społecznych
i
strukturalnych,
generujących lub wpływających na te procesy.
Owe liczne koncepcje nie ułatwiają nam dostatecznie poznania roli norm
społecznych w procesach wyłączania i włączania społecznego.
Stosunkowo rzadko
uwzględniane są w nich prawne mechanizmy i czynniki procesów ekskluzji oraz
inkluzji społecznej, rola prawa w ich generowaniu i wpływaniu na ich przebieg.
Niemniej, odnotujmy, że wykluczająca rola norm społecznych, w tym: norm
prawnych, uwzględniona została obszernie w Durkheima teorii rozwoju społecznego
od społeczeństwa opartego na solidarności mechanicznej do społeczeństwa opartego
na solidarności organicznej. To pierwsze opiera się w swym funkcjonowaniu na
prawie represyjnym, to drugie na prawie restytucyjnym. W tym pierwszym przeważają
mechanizmy wykluczania społecznego, w tym drugim - podział pracy w
społeczeństwie zapewnia jego integrację i harmonijne funkcjonowanie. Rola prawa
uwzględniana jest także w koncepcjach marksistowskich dotyczących genezy
klasowych nierówności społecznych, w koncepcjach socjologiczno prawnych Maxa
Webera czy też w teoriach naznaczania społecznego.21
W teoriach naznaczania społecznego wykluczająca rola norm społecznych
uwzględniona jest chyba w sposób najpełniejszy. Podkreśla to jedno z podstawowych
21
Rolę prawa w procesach wykluczania społecznego uwzględnia się także w szerokim zakresie w niektórych
najnowszych koncepcjach polityki społecznej zajmującej się zjawiskami wykluczenia i włączania społecznego.
Autorzy takich koncepcji posługują się wówczas pojęciem: "prawa społeczne". Na przykład Ryszard
Szarfenberg w swoich wykładach (http://www.ips.uw.edu.pl/rszarf/wykluczenie/) zwraca uwagę na to, że
prawa społeczne czyni się kluczowymi dla zdefiniowania wykluczenia społecznego w następujących
koncepcjach:
• „Definiujemy wykluczenie społeczne przede wszystkim w związku z prawami społecznymi. Badamy jakie
prawa społeczne mają obywatele w kontekście zatrudnienia, mieszkania, ochrony zdrowia; jak skutecznie
krajowe polityki umożliwiają obywatelom zabezpieczenie tych praw; jakie są przeszkody wykluczające ludzi z
tych praw” (I raport Obserwatorium Krajowych Polityk Przeciwdziałania Wykluczeniu Społecznemu)
• „Wykluczenie społeczne to odmowa podstawowych praw socjalnych, zapewniających obywatelom pozytywną
wolność do uczestnictwa w życiu społecznym i ekonomicznym i przez to nadających znaczenie ich
podstawowym wolnościom negatywnym” (Badania IILS i UNDP).
• „Wykluczenie społeczne to proces erozji uznania i szacunku dla praw obywatelskich, od których zależą środki
do życia i jego poziom. Związane jest to z konfliktami i negocjacjami społecznymi, w których atakuje się i broni
określonych uprawnień” (Badania IILS i UNDP).
Prawa społeczne rozważane są tutaj, podkreśla Ryszard Szarfenberg "nie w sensie ustaw i rozporządzeń,
ale praw o charakterze moralnym, które mogą być zapisane bezpośrednio w aktach prawa międzynarodowego, w
konstytucji, ale też w ustawach, np. prawo do zabezpieczenia społecznego, prawo do godziwej płacy, prawo do
bezpiecznych i higienicznych warunków pracy, prawo do ochrony zdrowia (mówi się w tym kontekście o
prawach człowieka i prawach obywatelskich). Prawa społeczne obok praw osobistych i politycznych należą do
kanonu praw człowieka."
Najpełniejszy katalog praw społecznych znajduje się, zdaniem R. Szarfenberga "w Zrewidowanej Europejskiej
Karcie Społecznej Rady Europy z 1996, gdzie bezpośrednio w artykule 30 zostało zapisane, że każdy ma prawo
do ochrony przed ubóstwem i wykluczeniem społecznym.
152
założeń koncepcji dewiacji H. Beckera głoszące, że samo ustanawianie reguł w
zbiorowościach społecznych
dewiantyzuje określone rodzaje zachowań i ich
sprawców przez umożliwienie odróżniania zachowań zgodnych od niezgodnych z
normami, a następnie - przez uruchamianie interakcyjnych procesów prowadzących do
pogorszenia statusu naznaczanych jednostek czy zbiorowości, zmiany na gorszą ich
tożsamości czy ograniczenie uczestnictwa w oficjalnym porządku społecznym.
Istotnie, owo różnicowanie normatywne jest punktem wyjścia
chyba wszystkich
procesów marginalizacji, wykluczania, dewiantyzacji czy degradacji społecznej.
Można także uznać, że na wartościującym różnicowaniu polega podstawowa funkcja
każdej normy. Każda norma przyczynia się w jakimś stopniu do zmiany,
odgraniczenia, pogorszenia lub poprawienia sytuacji społecznej danej jednostki, w
tym: uczestnictwa i dostępu do rozmaitych instytucji służących zaspakajaniu potrzeb.
Teza o istotnej roli norm prawnych i moralnych w procesach wykluczania czy
włączania społecznego nie wymaga właściwie specjalnych dowodów; ta rola jest
oczywista i ukazana w znacznym stopniu w świetle wyników dotychczasowych badań.
I tak, oprócz wspomnianego studium Durkheima22 przypomnijmy badania Williama
Chamblissa23, pokazujące jak w Anglii w okresie wczesnego uprzemysłowienia (1560
- 1640), naznaczano prawnie i marginalizowano przy pomocy specjalnych ustaw: Law
of Vagrancy, a następnie przekształcano w tanią siłę roboczą żebraków, włóczęgów,
prostytutki i innych ludzi pozbawianych dotychczasowego statusu i źródeł
utrzymania. Nieco podobną rolę odegrała swego czasu w Polsce ustawa o zwalczaniu
pasożytnictwa społecznego, wprowadzona w okresie stanu wojennego przez
Wojciecha Jaruzelskiego w 1982r. W 1960 r. Witold Świda opublikował analizę
wpływu czynników prawno - ustrojowych na przestępczość24. Podobnej analizy
dokonał w latach 90.ch XX wieku Andrzej Siemaszko25. Natomiast Adam Podgórecki
pokazał, jak pewien przepis prawa (art. 39. ust. 2 kodeksu karnego z 1932r.) posłużył
przed II Wojną Światową do politycznego, społecznego i fizycznego izolowania i
22
E. Durkheim, 1999, O podziale pracy społecznej, PWN, Warszawa
W. J. Chambliss, 1973, The Law of Vagrancy, Warner Modular Publications, „Module”
24
W. Świda, 1960, Wpływ zmiany ustroju na przestępczość. T. 1, Ossolineum
25
A. Siemaszko, 1994, Atlas przestępczości, Oficyna Naukowa, Warszawa
23
153
marginalizowania komunistów, a po II WŚ posłużył komunistom do izolacji,
degradacji społecznej i eksterminacji opozycji i wszystkich uznanych przez
komunistów za wrogów wprowadzonego przez komunistów ustroju26.
W latach 70. Capelletti oraz Earl Johnson27 przeprowadzili w wielu krajach szerokie
porównawcze badania nad dostępem do prawa, do pomocy prawnej; wkład w to
przedsięwzięcie badawcze mieli także polscy socjologowie: Kazimierz Frieske i Jacek
Kurczewski. Kazimierz Frieske także obecnie bada dyskryminacje w dostępie do
prawa, do sądów oraz marginalizujące funkcje wybranych przepisów prawa pracy.
Z kolei Andrzej Kojder w latach 70.ch zajmował się rolą prawa w przeciwdziałaniu
patologii społecznej, pokazując rozmaite strategie i sposoby przeciwdziałania patologii
przy pomocy przepisów prawa, spośród których wiele ma charakter wykluczający i
degradujący społecznie. Współcześnie, przedmiotem znacznego zainteresowania
badaczy są prawne uwarunkowania i zróżnicowanie dostępu ludzi do tzw. praw
socjalnych w rozmaitych społeczeństwach UE. Chodzi o zapewnienie, jak to określa
Ryszard Szarfenberg28, realizacji na odpowiednim poziomie praw, które zapewniają
każdemu dostęp do szeroko rozumianych zasobów (materialnych i niematerialnych),
co umożliwia uczestnictwo w ważnych instytucjach społecznych, a także chroni ludzi
przed ubóstwem oraz wielowymiarową deprywacją. Realizacja praw socjalnych (i
szerzej: obywatelskich) jest kluczem do zasobów, które z kolei są kluczem do
uczestnictwa społecznego, które jest zasadnicze dla zabezpieczenia się przed
ubóstwem". Obszerne wyniki badań na ten temat zawiera raport przygotowany przez
Mary Daly (Queen's University, Belfast) pt.: "Dostęp do praw społecznych w Europie"
przyjęty w 2002r. przez Europejski Komitet Integracji Społecznej. Stwierdzono min.,
że następujące czynniki i mechanizmy prawne ograniczają bądź uniemożliwiają dostęp
ludzi do przysługujących im socjalnych praw: brak precyzji w określeniu prawa lub
uprawnienia socjalnego, ograniczenie praw socjalnych do poszczególnej grup ludności
oraz tylko do konkretnych sytuacji, luki w systemie przepisów dotyczących ochrony
socjalnej, brak określenia w przepisach minimalnych wymogów lub standardów,
26
A. Podgórecki, 1998, Socjologiczna teoria prawa, Interart-Tal, Warszawa
Mauro Cappelletti, Earl Johnson Jr. (1977) Toward Equal Justice Revisited: Two Responses to a Review Law
& Social Inquiry 2 (4), 943–969
28
W swoich wykładach na stronie internetowej: http://www.ips.uw.edu.pl/rszarf/wykluczenie/
27
154
zróżnicowane traktowanie i/lub dyskryminacja, przeszkody administracyjne i
proceduralne, skomplikowanie procedur.
Badanie roli norm społecznych powinno obejmować próby opisania różnych
funkcji norm oraz wybranych instytucji prawnych zarówno w procesach dezintegracji,
jak i reintegracji społecznej czy awansu społecznego. W procesach społecznych normy
prawne i moralne mogą pełnić różne funkcje. Po pierwsze - wśród innych - pełnią
funkcję integrowania tych, którzy owe normy akceptują, z instytucjami oficjalnego
porządku społecznego. Po drugie, funkcję mechanizmów sprzyjających - mówiąc
ogólnie - dezintegracji jednostek czy zbiorowości nonkonformistów, wykluczonych,
zmarginalizowanych. Po trzecie, funkcję czynników wpływających na przebieg
procesów
reintegracji
zmarginalizowanych
czy
społecznej
też
osób
dewiantów,
i
zbiorowości
którzy
chcieliby
wykluczonych,
odzyskać
status
normalności, status ludzi włączonych czy pełnoprawnych uczestników oficjalnego
porządku społecznego. Trudno jest ściśle rozdzielić różne funkcje norm społecznych,
trudno jest także wskazać jednoznaczne manifestacje realizacji poszczególnych
funkcji.
Przedmiotem takich badań powinny być przekonania normatywne członków
społeczeństwa dotyczące takich norm, jak: wybrane normy prawa karnego i
postępowania karnego, normy dotyczące funkcjonowania rejestru skazanych, komisji
nagród, wyróżnień i odznaczeń, wybrane normy dotyczące pomocy społecznej oraz
stosunków pracy. Uwaga powinna być skupiona na tych normach, które, ogólnie rzecz
ujmując, ograniczają możliwość reintegracji społecznej osobom wykluczanym bądź
powstrzymują wykluczenie członków społeczeństwa, zagrożonych marginalizacją czy
degradacją społeczną. Czyli, innymi słowy, na takich normach które utrwalają,
wzmacniają
wykluczenie społeczne bądź umacniają, podtrzymują integrację
społeczną rozmaitych osób czy zbiorowości.
Można, jak się wydaje, sformułować tezę, ze w systemie normatywnym każdego
społeczeństwa normy ograniczające wykluczenie społeczne są rzadsze i odgrywają
mniejszą rolę niż normy ograniczające możliwość włączenia czy reintegracji
społecznej osób wcześniej wykluczonych. Łatwiej jest „stoczyć się”, zostać społecznie
zdegradowanym, niż odzyskać utraconą pozycję społeczną. Innymi słowy, można
155
stwierdzić, że kontrola społeczna, także ta oparta na środkach oraz instytucjach
prawnych, zorganizowana jest i działa "niesymetrycznie". Jak zauważa Jan Turowski,
wszystkie zbiorowości, grupy społeczne bardziej rozbudowują system kar niż system
nagród29. Przejawem silniejszego nacisku na karne, niż integrujące czy normalizujące
funkcje kontroli społecznej jest np. fakt, że są kodeksy karne, natomiast nie ma
kodeksów nagradzania czy gratyfikowania. Większość ludzi utożsamia sankcje z
karami; z trudnością przychodzi zaakceptowanie poglądu, że wśród sankcji, jako
środków kontroli społecznej
można wyróżnić nie tylko sankcje negatywne ale i
pozytywne. Z trudnością i rzadko uświadamiamy sobie, że w życiu zbiorowym
występuje zarówno
instytucjonalny karny wymiar sprawiedliwości, jak i
zinstytucjonalizowany gratyfikacyjny, nagradzający wymiar sprawiedliwości. 30
Nawiązując do Durkheima teorii rozwoju społecznego można by powiedzieć, że w
organizacji naszego życia zbiorowego jest ciągle więcej cech społeczeństwa opartego
na tzw. solidarności mechanicznej niż organicznej. Szersze zastosowanie w
rozwiązywaniu problemów społecznych mają normy prawa karnego niż cywilnego,
sankcje represyjne niż sankcje restytucyjne, sankcje sprzyjające wykluczeniu
społecznemu niż społecznemu włączaniu ludzi do podziału pracy w ramach
oficjalnego porządku społecznego.
Przez normy społeczne rozumiemy tutaj, za Wacławem Makowskim oraz
Marią Ossowską, sądy o powinności. Przedmiotem naszego zainteresowania są
szczególnie sądy o powinności wyrażane przez ludzi w postaci względnie trwałych
przekonań normatywnych. Chodzi o przekonania ludzi co do powinnego sposobu
traktowania członków społeczeństwa w sytuacjach sprzyjających wykluczeniu bądź
29
J. Turowski, 1993, Socjologia. Małe struktury społeczne. TN KUL, s. 139
(Sądownictwo karne, kolegia do spraw wykroczeń czy komisje dyscyplinarne to przykłady pierwszego typu
instytucji wymiaru sprawiedliwości. (Wszelkie komisje czy urzędy zajmujące się przyznawaniem oficjalnych
nagród, przywilejów, odznaczeń czy wyróżnień, a także komisje zajmujące się przyznawaniem awansów
pracowniczych mogą służyć jako egzemplifikacje instytucji gratyfikacyjnego wymiaru sprawiedliwości). O ile
działalność instytucji karnego wymiaru sprawiedliwości jest tradycyjnie przedmiotem znacznego
zainteresowania badaczy, o tyle działalność instytucji zajmujących się wymiarem gratyfikacji pozostaje
właściwie nieznana i praktycznie nie jest poddawana szerszym badaniom. W rocznikach statystycznych, w
dziale: "wymiar sprawiedliwości" nie znajdziemy danych o liczbie i rodzajach odznaczeń, medali i wyróżnień ze
wskazaniem powodów, za które zostały one przyznane. Znaczne trudności napotkać można także starając się
uzyskać tego rodzaju dane z innych źródeł. W związku z tym, na temat instytucjonalnej gratyfikacyjnej reakcji
społecznej powiedzieć można niewiele (wyniki jednych z nielicznych badań na ten temat przedstawione zostały
w pracy: J. Kwaśniewski, 1980, Odważni i ofiarni. Próba socjologicznej charakterystyki, Studia Socjologiczne
Nr 3)
30
156
włączeniu społecznemu; treścią takich przekonań jest zgoda lub odmowa przyznania
jakiejś osobie czy zbiorowości ludzi uprawnień czy możliwości, wyznaczających
poziom dostępu do instytucji oficjalnego porządku społecznego, poziom włączenia lub
wykluczenia społecznego, poziom możliwości korzystania z
poszczególnych lub
ogółu "praw społecznych", jak to ujmują niektóre współczesne koncepcje wykluczenia
społecznego31. Chodzi także o sprawdzenie, czy jest zgodność czy też niezgodność
między przekonaniami normatywnymi ludzi a treścią i stosowaniem norm prawnych w
tym zakresie.
Przykładem przekonań normatywnych tego rodzaju może być przekonanie
dotyczące tego, czy były więzień, który po zakończeniu kary pozbawienia wolności
uratował życie tonących dzieci, powinien mieć prawo do medalu za ofiarność i
odwagę (oraz innych gratyfikacji, wyróżnień i awansów) czy też nie powinien.
Obowiązujące przepisy uzależniają przyznanie wspomnianego medalu od karalności;
osobom karanym odmawia się z reguły jego przyznania, podobnie jak i innych
odznaczeń i wyróżnień państwowych. Wydaje się, że jest rzeczą interesującą
rozpoznanie, jakie są normatywne przekonania ludzi w odniesieniu do tego rodzaju
przepisów, bardzo licznych w polskim prawie, stanowiących swego rodzaju prawną
barierę dla bardzo licznych kategorii osób wykluczonych społecznie, próbujących
powrócić do "normalnego" życia społecznego, odzyskać status "normalnego" członka
społeczeństwa, określonego środowiska zawodowego, rodzinnego itd.
Jednocześnie warto sprawdzić, czy i jak licznie występują odpowiednio podobne
przepisy, których funkcją jest z kolei ograniczanie możliwości dewiantyzacji czy
degradacji społecznej różnych kategorii osób w sytuacji zagrożenia np. skazaniem czy
degradacją
lub udaremnieniem awansu
społecznego
czy np. zawodowego,
materialnego itp. Przykładem tego rodzaju przepisów mogłyby być chociażby przepisy
określające rozmaite okoliczności łagodzące odpowiedzialność karną.
31
Ograniczone znaczenie wydają się mieć przekonania normatywne manifestowane potępieniem czy aprobatą
wobec rozmaitych osób lub ich zachowań. Wydaje się, że np. rygoryzm czy punitywność manifestowane wobec
sprawców przestępstw czy innych zachowań dewiacyjnych, które mogą przyczyniać się, oczywiście, do
dewiantyzacji czy degradacji społecznej potępianych, są przede wszystkim środkiem, wbrew pozorom,
zwiększania integracji społecznej, podtrzymywania porządku społecznego, podtrzymywania akceptacji ludzi
formułujących takie oceny, dla obowiązującego systemu normatywnego.
157
Wydaje się, że rozmaite prawnie określone okoliczności łagodzące odpowiedzialność
karną, w mniejszym stopniu odgrywają rolę czynników przeciwdziałających
degradacji społecznej, wiążącej się ze skazaniem, niż wspomniane wcześniej przepisy
uzależniające nagradzanie, awans czy np. zatrudnienie, od prawnego wymogu
niekaralności; te ostatnie bardzo skutecznie utrudniają karanym rehabilitację czy
reintegrację społeczną.
Byłoby to pośrednim potwierdzeniem wspomnianej wcześniej niewspółmierności
(niesymetryczności) zakresu i siły oddziaływania prawnych środków wykluczających
i - z drugiej strony - włączających ponownie w życie społeczne.
Jest Rejestr Skazanych nie ma Rejestru Nagrodzonych. Np. Prezydent musi
sprawdzać karalność kandydatów do orderów i medali i np. w latach 80. wśród
nagrodzonych Medalem za Ofiarność i Odwagę nie znalazł się nikt, kto był wcześniej
karany. Ustawowy wymóg sprawdzania karalności kandydatów do odznaczeń
skutkował w praktyce nieprzyznawaniem odznaczeń osobom wcześniej karanym.
Warto sprawdzić, czy taka praktyka jest kontynuowana i czy dotyczy kandydatów do
wszystkich orderów i odznaczeń, czy tylko niektórych.
Natomiast - zauważmy - sąd karny nie jest zmuszony żadnymi przepisami do
ustalania, czy oskarżony był np. kiedyś nagradzany, odznaczany, wyróżniany. Nie
miałby zresztą gdzie tego sprawdzić. Jeśli sąd się o takim zdarzeniu
dowie, to
ewentualnie może to uwzględnić jako okoliczność łagodzącą. W każdym razie nie do
pomyślenia jest przyjęcie zasady, że bycie odznaczonym uwalnia od kary. Mamy w
naszym systemie prawnym przypadki, że od kary uwalnia pełnienie funkcji
państwowych, natomiast posiadanie orderów - nie. Będąc karanym za malwersacje
można być np. marszałkiem polskiego sejmu, nie można natomiast być kasjerem w
markecie.
Można przypuszczać, że mniej rozpowszechnione są przekonania ludzi
wspierające reintegrację niż przekonania sprzyjające wykluczaniu czy degradacji
społecznej.
I tak np. można oczekiwać, że bardziej rozpowszechnione będą
przekonania
wyrażające
poparcie
dla
rozmaitych,
konkretnych
przepisów
marginalizujących, niż poparcie badanych dla ich uchylania czy ignorowania w celu
158
zwiększenia reintegracyjnych szans danej jednostki, szans na powrót do "normalnego"
życia, szans na uzyskanie pomocy społecznej, możliwość powrotu do zawodu, czy w
ogóle do jakiejkolwiek pracy zarobkowej. .
Przekonania
normatywne
sprzyjające
marginalizacji,
jak
i
przekonania
sprzyjające reintegracji są zapewne związane z punitywnością badanych, innymi
cechami osobowościowymi i światopoglądowymi oraz z ich cechami demograficzno
społecznymi.
Powyższe przypuszczenia znajdują wsparcie w wynikach wcześniejszych badań; otóż
okazuje się32, że w społeczeństwie polskim przeważa poparcie dla wykluczającej
społecznie funkcji
więzienia określonej, jako: “uwolnienie społeczeństwa od
przestępców, izolowanie ich” (24,8) w porównaniu z funkcją włączającą, określoną,
jako: “przywracanie przestępcy do normalnego życia” (17,2). Przy czym najwięcej
zwolenników ma funkcja kary pozbawienia wolności formułowana jako: “ukaranie
przestępcy” (33,1), wskazująca na odpłatę, jako główny cel tej kary.
Więzienie ludzi w celu “odstraszania innych od popełniania przestępstw” ma 22,9%
zwolenników.
Jednocześnie z tych samych badań wynika, że preferowanie
izolacyjnej funkcji kary pozbawienia wolności
wykluczającej,
(“uwolnienie społeczeństwa od
przestępców, izolowanie ich” ) współwystępuje z posiadaniem przez respondentów
relatywnie wyższego wykształcenia, a także z ocenianiem
materialnego poziomu
życia swojej rodziny jako równego lub wyższego w stosunku do przeciętnej rodziny
w Polsce. Zarazem
omawiana postawa współwystępuje z punitywnością, z
przekonaniem ludzi, że dobroczynność demoralizuje, a także z niższym poparciem dla
integracyjnych strategii reagowania na problemy społeczne33.
32
J. Kwaśniewski, 1997, Postrzeganie marginalizacji oraz strategii i środków kontroli społecznej (W:) J.
Kwaśniewski (red.) Kontrola społeczna procesów marginalizacji. Prace Zakładu Socjologii Norm, Dewiacji i
Kontroli Społecznej IPSIR UW. INTERART-TAL, Warszawa
33
Przeszło trzydzieści lat wcześniejsze wyniki badań A. Podgóreckiego nad prestiżem prawa
(Podgórecki,1966), a także wyniki badań H. Wantuły z 1976r. (Wantuła, 1981) wskazywały na dominację w
świadomości społecznej resocjalizacyjnej funkcji kary pozbawienia wolności; zarówno w porównaniu z funkcją
izolacyjną, jak i wobec wszelkich innych funkcji przypisywanych tej karze. Wydaje się, że jest to przejawem
zwiększania się punitywności społeczeństwa polskiego w ostatnich latach, co potwierdzają wyniki licznych
badań sondażowych.
159
Kolejna teza głosi, że częstsze ogólnie przekonania popierające marginalizację
rozmaitych kategorii wykluczonych prawnie dewiantów zmieniają się na bardziej
przychylne czy akceptujące wtedy, gdy poniosą oni konsekwencje swego
postępowania i starają się następnie powrócić do normalnego życia. Wcześniejsze
badania
34
wskazują na to, że wobec osób, które np. porzuciły nałóg czy też
odcierpiały już karę za popełnione przestępstwo,
silne przekonania kontrolno-
represyjne,
pomocno
wykluczające
ustępują
nastawieniom
-
akceptującym,
integracyjnym, włączającym byłych dewiantów do życia społecznego. Znajduje to np.
wyraz w poniższym rozkładzie odpowiedzi na pytanie:
“Jak powinno zachowywać się otoczenie wobec narkomana, który porzucił nałóg ?”
1. należy go wspomagać aby mógł wrócić do normalnego życia
56,0
2. powinno się takiego człowieka traktować jak każdego innego
29,2
3. należy go obserwować nie dając mu tego poznać
8,6
4. nie można mu ufać, należy go tak traktować, aby czuł, że jest bacznie
obserwowany
4,6
5. inne, trudno powiedzieć i brak danych
1,6
Zwolennicy postawy kontrolnej i nieufnej wobec byłych narkomanów stanowią
w sumie około 13%.
Znacznie wyższy niż w przypadku narkomanów jest odsetek rzeczników postawy
kontrolnej i nieufnej w stosunku otoczenia wobec byłego więźnia, chociaż i w tym
przypadku nastawienia inkluzyjne dominują wśród badanych:
“Jak powinno zachowywać się otoczenie wobec człowieka, który wyszedł z więzienia po odbyciu
kary ?”
1. należy go wspomagać aby mógł wrócić do normalnego życia
38,6
2. powinno się takiego człowieka traktować jak każdego innego
36,5
3. należy go obserwować nie dając mu tego poznać
15,9
4. nie można mu ufać, należy go tak traktować, aby czuł, że jest bacznie
obserwowany
6,5
5. inne, trudno powiedzieć i brak danych
2,5
Blisko co czwarty Polak deklaruje potrzebę podejrzliwości, nieufności i nadzoru
wobec tego rodzaju osób. Mniej powszechne jest także przekonanie, że byłego więźnia
34
J. Kwaśniewski, 1997, Postrzeganie marginalizacji oraz strategii i środków kontroli społecznej (W:) J.
Kwaśniewski (red.) Kontrola społeczna procesów marginalizacji. Prace Zakładu Socjologii Norm, Dewiacji i
Kontroli Społecznej IPSIR UW. INTERART-TAL, Warszawa
160
należy wspomagać aby mógł wrócić do normalnego życia. Zarazem nieco częściej niż
wobec byłych narkomanów gotowi jesteśmy uważać, że byłych więźniów powinno się
traktować na równi z innymi.
Postawy społeczeństwa polskiego wobec byłych więźniów były także
przedmiotem ogólnopolskich badań w 1976r.35 W poglądach na temat tego, jak
powinno zachowywać się otoczenie wobec przestępcy po jego wyjściu z więzienia,
rzadsza niż w powyższych badaniach była opinia (wyrażało ją 34,4% respondentów),
że "powinno się takiego człowieka traktować jak każdego innego, nie pamiętając, że
był karany", oraz opinia, że "należy mu pomagać, aby wrócił do normalnego życia"
(27,9%). Znacznie wyższy odsetek respondentów uważał wówczas (31,1%), że
"należy go obserwować, nie dając mu tego poznać", a 4,7% było za tym, że "należy go
tak traktować, aby czuł, że jest bacznie obserwowany". Ogólnie biorąc, wyniki
późniejszych badań z lat dziewięćdziesiątych wskazują na zwiększenie się w
społeczeństwie postawy “integracyjnej”, inkluzyjnej wobec byłych więźniów oraz
zmniejszenie się wobec nich zakresu nastawień kontrolno - represyjnych.
Niemniej, wydaje się, że bardziej rozpowszechnione i skuteczniejsze są
postawy i mechanizmy wykluczające społecznie. Podyktowane często motywacją
podtrzymywania obowiązujących reguł postępowania zgodnego z normami
prawnymi i moralnymi, przyczyniają się, poprzez towarzyszące im naznaczenia, do
skutecznego wyłączania rozmaitych kategorii osób poza oficjalny nurt życia
zbiorowego.
Zdecydowana
większość
takich
osób,
odcierpiawszy
karę
za
swój
nonkonformistyczny czyn, postawę czy sposób życia, podejmuje próbę
rehabilitacji. To wtedy stają się oni często ofiarami rozmaitych restrykcji i
przeszkód, zawartych w rozmaitych przepisach, skutecznie utrudniających im
pozbycie się piętna, którym zostali naznaczeni, stanowiących coś w rodzaju
"urządzeń
zabezpieczających"
społeczeństwo
przed
powrotem
"synów
marnotrawnych".
35
H. Wantuła, 1981, Społeczeństwo polskie wobec osób ukaranych pozbawieniem wolności (W:) Dewiacja i
Kontrola Społeczna. Prace Sekcji Socjologii Dewiacji i Kontroli Społecznej Polskiego Towarzystwa
Socjologicznego, Polskie Towarzystwo Socjologiczne
161
Przykładem tego rodzaju "urządzenia zabezpieczającego", podporządkowanego
funkcji marginalizowania ludzi jest Rejestr Skazanych, który obecnie nazywa się:
Krajowym Rejestrem Karnym.. Rejestr ten wykorzystywany jest w ogromnej liczbie
przypadków,
gdy
przepisy
dotyczące
zatrudniania
pracowników
wymagają
niekaralności kandydata w ogóle, czy niekaralności za niektóre kategorie czynów, gdy
chodzi o ustalenie, czy dana osoba korzysta z pełni praw publicznych, gdy
niekaralność jest wymagana prawnie dla zajęcia określonego stanowiska, awansu, dla
wykonywania określonego zawodu
lub
prowadzenia
określonej działalności
gospodarczej, a także dla otrzymania orderu, odznaczenia czy wyróżnienia.
Warto sprawdzić, jak ta instytucja funkcjonuje współcześnie36 i jaka jest jej rola w
procesach wykluczania i włączania społecznego.
36
Instytucja ta badana była w latach 90. zob. Krystyna Pierzynowska, 1997, Naznaczające funkcje Centralnego
Rejestru Skazanych (W:) J. Kwaśniewski (red.) Kontrola społeczna procesów marginalizacji, Prace Katedry
Socjologii Norm, Dewiacji i Kontroli Społecznej. INTERART, Warszawa
162

Podobne dokumenty