Nr 4/2013 (10) (kwiecień)
Transkrypt
Nr 4/2013 (10) (kwiecień)
BO MYŚMY ZŁU WYDALI BÓJ Słowo „walka” nie cieszy się dziś dobrą sławą. Kojarzy się z przemocą, bójką, czymś czego należy się wystrzegać i unikać. Tymczasem w prawdziwym świecie nie da się od walki uciec. Nie dlatego, że ona jest powołaniem człowieka, ale dlatego, że stale jesteśmy atakowani. Każdego dnia, w każdej minucie i sekundzie na całym świecie trwa walka między dobrem, a złem. Nie ma żadnej trzeciej siły oprócz tych dwóch, dlatego słusznie napominał nas niedawno Ojciec Święty: „Kto nie modli się do Boga, ten modli się do diabła”. Wskazał też w ten sposób na to jak mamy walczyć. Modlitwa jest absolutnie najważniejszą czynnością codzienną chrześcijanina. Ale nie rozumiana jako odklepany pacierz, zbiór magicznych formułek chroniący od pokus i nieszczęść. Pismo Święte naucza, że mamy się modlić nieustannie, niezależnie od tego co robimy. Taka modlitwa to ciągłe przebywanie w Bożej Obecności i to jej owocami są uczynki miłosierdzia, niwelowanie wad i wzrost cnót, czyli praca nad sobą, a w dalszej perspektywie czynienie świata lepszym. Niełatwo jednak tak się modlić. Aby to osiągnąć nie można rezygnować z pacierza, wręcz przeciwnie. Dziś modlimy się źle z reguły dlatego, że się nam spieszy. Tymczasem głęboka modlitwa wymaga czasu. Konieczne jest wygospodarowanie sobie w ciągu dnia określonej pory na dłuższą modlitwę. Jeśli tego nie zrobimy nasza rozmowa z Bogiem będzie tylko zdawkowym „cześć”. Czy gdy tak się modlę rzeczywiście zachowuję się jak człowiek, który wierzy w Boga? On tyle o Sobie opowiedział: że mnie kocha jak dobry ojciec, że interesuje go wszystko co robię i chce mi w tym pomagać, o ile mi to nie zaszkodzi, że pomoże mi we wszystkich problemach. A ja wstaję rano i swoim krótkim „klepaniem” mówię Mu mniej więcej: „Cześć, ja lecę!”, a może nie mówię nic. Nie przyjdzie mi nawet do głowy, by posłuchać co On ma do powiedzenia i nawet nie zauważam, że przegrałem jakąś walkę i że jestem na prostej drodze do tego, by przegrać wiele kolejnych. Michał Kozanecki Redaktor Naczelny MARYJA Kobieta potrafi... Maryja potrafi! Aniołowie z Bogiem się dyskutują, nie kłócą się. Są posłuszni i gorliwi w wykonywaniu każdego zadania. Za to Matka Najświętsza... Ona potrafi zmienić Boże plany. Tak jak uczyniła podczas wesela w Kanie – Jezus pod Jej wpływem rozpoczął działalność, choć wcale nie nadeszła na to godzina... Maryja potrafi zmienić Boże plany, ustrzec świat przed zagładą, łań będzie mógł być dobry. I mam na myśli nasze marzenia, dotyczące ludzi, pasji, zainteresowań, pracy. Jak najlepsza Matka, chce dla swoich dzieci życia pełnego pasji, radości i dobra. A Maryja jest Matką każdego z nas, ponieważ Chrystus dał nam Ją za matkę. „Kobieto, oto syn Twój... oto Matka twoja” (J 19, 26b-27a). Słowa te to zawierzenie całego Kościoła Maryi. Ludwik Feuerbach (XIX w.) filozofateista w swoim dziele „O istocie chrześcijaństwa” napisał: „Gdzie topnieje wiara w Matkę Bożą, tam również topnieje wiara w Syna Bożego i w Boga Ojca”. Ona jest jak Płaszcz Ochronny. Stąd coraz więcej ludzi przyjmuje przez nabożeństwo szkaplerz – Szatę Maryji. Zobowiązani tylko do noszenia medalika i codziennej modlitwy „Pod Twoją obronę” są w zamian strzeżeni przed zasadzkami Złego, rozpalani miłością i wiedzą, że w pierwszą sobotę po śmierci, wraz z Matką, wejdą do Nieba. Piękno Maryi – dziewictwo i niepokalane poczęcie Papieża przed śmiercią, mimo oddania śmiertelnego strzału, a młodą parę na weselu przed kompromitacją z powodu braku wina. Ona jest niesamowita. Nie zrobi nic, co szkodziłoby ludziom, Jej dzieciom. Ale też jak nikt inny pomoże nam nie tylko żyć bezpiecznie, ale żyć spełniając swoje marzenia – jeśli tylko owoc naszych dzia- Maryja jest piękną kobietą, zachwycającą. Katechizm dla młodych „YOUCAT” tłumaczy najtrudniejsze kwestie z Nią związane. Czytamy w nim, że dziewictwo Maryi nie jest przestarzałym mitologicznym wyobrażeniem, lecz ma zasadnicze znaczenie dla życia Jezusa. Urodził się z kobiety, ale nie miał ludzkiego ojca. Jezus Chrystus jest ustanowionym z góry nowym początkiem świata. Chociaż kpiono z Kościoła od samego początku z powodu wiary w dziewictwo Maryi, zawsze wierzył on, że chodzi tu o realne, a nie jedynie symboliczne dziewictwo. Kościół wierzy również, że „najświętsza Maryja Dziewica od pierwszej chwili swego poczęcia przez łaskę i szczególny przywilej Boga wszechmogącego, na mocy przewidzianych zasług Jezusa Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego, została zachowana czysta od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego” dogmat z 1854 r. Wiara w niepokalane poczęcie Maryi istnieje od początku Kościoła. Pojęcie jest dzisiaj błędnie rozumiane,. Nie chodzi tu o poczęcie Jezusa w łonie Maryi, ale o to, że Bóg zachował Maryję od grzechu pierworodnego od samego początku Jej istnienia. Magdalena Szymańska Bibliografia: dr Wincenty Łaszewski w: Miesięcznik Egzorcysta, marzec 2013, s. 24. YOUCAT – katechizm kościoła katolickiego dla młodych, 2011. ŚWIĘTY JERZY – PATRON SKAUTINGU I HARCERSTWA "Prepared and alert a Scout follows the lead Of our Patron Saint George and his spirited steed." Robert Baden-Powell, "Scouting for Boys" Święty Jerzy to bez wątpienia jeden z najbardziej rozpoznawalnych katolickich świętych. Nie sposób zliczyć odniesień do jego postaci w literaturze i sztuce, a witraż przedstawiający legendarną walkę ze smokiem można znaleźć w co drugim kościele. Co jednak jest w nim takiego, że został obrany na patrona skautingu? Dlaczego Baden-Powell zdecydował się akurat na Jerzego, mimo że miał do wyboru setki innych świętych, bynajmniej nie ustępujących mu pod względem wspaniałości czynów, poświęcenia, odwagi? Nie zrobił przecież tak, jak niestety wielu z nas wybiera sobie patrona do bierzmowania, siadając przed jakąś listą i szukając na niej imienia, które najbardziej mu się spodoba. Nie wydaje się również przekonujący pogląd, że kierował się (wyłącznie) faktem, że święty ten jest również patronem Wielkiej Brytanii. Wybór mógł paść na Jerzego dlatego, że przypisywane mu cechy w sposób szczególny czynią go wzorem do naśladowania dla skautów z całego świata. Odpowiedzialny, prawdomówny, oddany Bogu i pomocy bliźnim, odważny, rycerski... Długo można by wymieniać. Nie ma chyba punktu prawa skautowego, którego by nie przestrzegał (chyba że ktoś uznałby zabicie smoka za złamanie 6. punktu...), był w końcu rycerzem, a prawo skautowe powstało w dużej mierze na bazie rycerskiego kodeksu. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że sam święty Jerzy żył w trzecim wieku naszej ery, czyli jeszcze przed powstaniem kodeksu i nawet rycerstwa – w powszechnym współczesnym rozumieniu tego słowa, co nie zmienia jednak faktu, że bardzo często przedstawia się go na koniu w rycerskiej zbroi, a jego postać to według wielu źródeł uosobienie ideału rycerza. Choć jednak źródła pozwalają uznawać św. Jerzego za postać historyczną, należy naturalnie zachować rozsądek, opisując jego postać. W obecnych czasach nie da się obiektywnie ocenić, czy był on rzeczywiście taki, jak w legendach. W tym przypadku chodzi bowiem o pewien ideał, do którego mamy dążyć. Niemniej jednak warto, abyśmy choć trochę mieli pojęcie o tym, kim był nasz patron. Urodził się w drugiej połowie III wieku, dozwalał prześladowania chrześcijan, poparty przez jego następcę, cezara Galeriusza. Postawa Jerzego, który jako chrześcijanin sprzeciwiał się prześladowaniom, rozwścieczyła cezara, który ostatecznie kazał torturować go i zabić przez ścięcie. W historii tej brak jednak wzmianek o tajemniczej bestii pokonanej przez jak to już zostało wspomniane, jednak miejsce jego narodzin nie jest pewne – jedne źródła wskazują na Anglię, inne na Turcję, skąd pochodził jego ojciec. Gdy tylko osiągnął pełnoletniość wstąpił do armii rzymskiej, a że posiadał wiele umiejętności i był bardzo zdolny, szybko awansował z prostego żołnierza na członka osobistej gwardii cezara Dioklecjana. Ten jednak w 303 roku wydał edykt, który świętego. Myślę więc, że w tym momencie warto poświęcić trochę uwagi temu, z czego Jerzy jest najbardziej znany, a mianowicie legendzie o walce ze smokiem. Znając kilka innych historii o rycerzach i smokach można się bez większych problemów domyślić, jak ta będzie wyglądała. Było to daleko na Wschodzie, wysoko w górach, w mieście zwanym Silene. Przydarzyło się pewnego razu, że nieopodal źródła, z którego mieszczanie wodę zwykli byli czerpać, gniazdo swe uwił gad wielki, ogniem piekielnym z paszczy zionący i budzący grozę tak wielką, że nawet najmężniejsi wojownicy nie mogli stawić mu czoła. Z początka bestyja odwieść się łatwo od kryjówki dawała, zwabiona jagnięciem tłustym i soczystym, lecz wkrótce stwór rozbestwił się zupełnie i zamiast owiec, ciał pięknych, młodych dziewic zapragnął. Trudno się było ludziom zgodzić na to, lecz cóż mieli innego począć, kiedy smok jedyną drogę do wody zagradzał? Postanowiono tedy losy rzucać o to, które dziewczę na pastwę bestyji wydane zostanie. Dni mijały, a smok wciąż pożerał kolejne dziewki, głodu swojego nigdy nie mogąc nasycić, aż padł w końcu wybór losu na królewską córkę jedyną, najkraśniejszą i najcnotliwszą pannę w królestwie, niezmiernie przez władcę i poddanych umiłowaną. Rozpacz wielka spadła zaraz na króla i lud, lecz nie mogli nic uczynić wobec przeznaczenia i królewna do gadziego leża posłana prędkoż została. Przypadek taki się zdarzył, że rycerz mężny i prawy, zwany Jerzym, przez okolicę ową był natenczas przejeżdżał. Słysząc krzyki udał się on w stronę smoczego gniazda, gdzie ujrzał dziewicę oraz bestyję plugawą, która w jej stronę pełzła. Chwycił tedy Jerzy włócznię i ruszył na smoka, choć uzbrojony był ubogo, a gad cielsko miał ogromne i łuskami twardemi okryte. I choć stwór przewagę miał nad nim wielką, ani myślał Jerzy, by salwować się ucieczką, lecz bardziej jeszcze zawzięty i waleczny się stawał. Bronił się zaś nie tarczą i zbroją, bo ich nie miał na sobie, a Znakiem Krzyża Świętego Zgładził on po zaciekłej walce smoka, lud zaś, wprawiony w Zadziwienie tym czynem niebywałym i męstwem rycerza ogromnym, pogańskich swoich bożków się wyrzekł i Chrzest natychmiast przyjął. Tak to mniej więcej wyglądało, chociaż znanych jest też wiele odmiennych (bardziej lub mniej znacznie) wersji tej legendy. Mogłoby się wydawać, że to zwykła historia o rycerzu i smoku, jakich wiele na świecie. Możemy jednak wyciągnąć z tej historii pewną naukę, być może nieco oklepaną, lecz ważną dla nas, jako harcerzy i nie tylko. Tak Baden-Powell pisał w „Skautingu dla chłopców” o spotkaniu Jerzego ze smokiem: "Kiedy stawał [Jerzy] na przeciw jakiejś trudności czy niebezpieczeństwa, jakkolwiek wielkie się ono wydawało - nawet pod postacią smoka, nie uciekał od niego ani nie wpadał w przerażenie, lecz próbował je pokonać, wkładając w to tyle wysiłku, ile tylko był w stanie wykrzesać z siebie i swojego konia. Pomimo braku odpowiedniego ekwipunku na takie spotkanie, jedynie z włócznią w ręku, zaszarżował i dał z siebie wszystko, ostatecznie zwyciężając przeszkodę, której nikt inny nie śmiał stawić czoła. Dokładnie w ten sposób Skaut powinien stawać naprzeciw trudności czy niebezpieczeństwa, niezależnie od tego, jak wielkie lub przerażające może mu się ono wydawać i jak źle wyposażony może być na tą potyczkę. Powinien pójść na nie z odwagą i pewnością siebie, używając całej swojej siły, aby je pokonać, a prawdopodobnie odniesie sukces.” No właśnie, nie ma rzeczy niemożliwych – o czym już my sami powinniśmy najlepiej wiedzieć. mł. Kamil Idzikowski 2 PDW „Turbacz” RELACJA ZE ZBIÓRKI WYBORCZEJ WIELKOPOLSKIEJ CHORĄGWI HARCERZY W dniu 7 kwietnia 2013 r. odbyła się zbiórka wyborcza Wielkopolskiej Chorągwi Harcerzy im. hm. Floriana Marciniaka HR. Zebrani instruktorzy wybrali na swojego komendanta phm. Tomasza Ceranka, który będzie pełnił tę służbę już drugą kadencję. Instruktorzy Chorągwi zebrali się w niedzielę o godzinie 10.00 na Wzgórzu św. Wojciecha. Przed właściwą zbiórką wyborczą spotkaliśmy się wokół ogniska w ogrodach kościoła, gdzie odczytany został rozkaz komendanta Chorągwi kończący prace Komisji Instruktorskiej, kapituły stopnia Harcerza Rzeczypospolitej oraz referentów i zastępców komendanta. W kręgu ognia przyznane zostały też oznaki instruktorskie mianowanym ostatnio przewodnikom oraz podharcmistrzom. Następnie rozpoczęła się zbiórka sprawozdawczo-wyborcza, w której uczestniczyło około 40 instruktorów. Po wyborze prezydium zbiórki, któremu przewodniczył phm. Leszek Masklak, ustępujący komendant przedstawił sprawozdanie ze swojej służby w minionym roku. Komisja rewizyjna okręgu, w osobie pwd. Łukasza Wieszczeczyńskiego wnioskowała o udzielenie absolutorium komendantowi, co też nastąpiło. W czasie zbiórki, instruktorzy z Ostrzeszowskiego Hufca Harcerzy przedstawili swoje plany włączenia się do Dolnośląskiej Chorągwi Harcerzy, której komendantem został wybrany niedawno phm. Michał Szmaj, były referent wędrowniczy w naszej Chorągwi. Hm. Stanisław Stawski oraz inni instruktorzy ze środowiska ostrzeszowskiego wyjaśniali powody swojej decyzji. Jednocześnie mogli oni wysłuchać poglądów oraz obaw w tym zakresie, wyrażanych przez pozostałych instruktorów Chorągwi. Po dyskusji na powyższy temat zgłaszani byli kandydaci na funkcję komendanta chorągwi. Listę kandydatur wyczerpywało jedno zgłoszenie – phm. Tomasza Ceranka. Po zadaniu pytań kandydatowi przystąpiono do tajnego głosowania, w którym instruktorzy zebrani na zbiórce zdecydowali się powierzyć dotychczasowemu komendantowi dalsze prowadzenie Chorągwi. W czasie zbiórki zaprezentowane zostało także sprawozdanie z prac Komisji Instruktorskiej i wybrano trzech członków tego organu: hm. Krzysztofa Frąckowiaka, phm. Szymona Fiedlera oraz phm. Macieja Martinka. W zbiórce uczestniczył także naczelnik Organizacji Harcerzy hm. Sebastian Grochala. Poza wydarzeniem wyborczym, zbiórka była także okazją do spotkania instruktorów i rozmów w harcerskim gronie. phm. Artur Piwowarczyk HR zastępca Komendanta Wielkopolskiej Chorągwi Harcerzy szczepowy Poznańskiego Szczepu Drużyn Harcerskich ZHR „Hańcza” BYĆ KOBIETĄ - BYĆ WIELKOPOLANKĄ czyli relacja z warsztatów metodycznych Wielkopolskiej Chorągwi Harcerek, które odbyły się w dniach 12-13.04.2013 w Poznaniu. Dlaczego motywem przewodnim spotkania była kobiecość? Myślę, że przede wszystkim dlatego, iż mimo wielu różnic, które dzielą harcerki w naszej chorągwi, to jedno bardzo nas łączy i jednoczy - wszystkie jesteśmy kobietami. To właśnie poszukiwanie i odkrywanie tego, do czego zostałyśmy stworzone, sprawia że możemy dzielić się tym z naszymi zuchenkami, harcerkami i wędrowniczkami licząc, że nasz przykład pomoże im szybciej odnaleźć i zrozumieć swoją dziewczęcość. Miejscem naszego spotkania było przedszkole na Szczepankowie. W piątek zjechały się instruktorki, drużynowe i przyboczne z całej Wielkopolski. Ten wieczór miał charakter odpoczynku po całym tygodniu nauki i pracy, a upłynął na rozmowach w kawiarence przygotowanej przez starsze siostry z GOHA (Gotowa Odnowić Harcerską Aktywność), warsztatach z podstaw makijażu oraz na grach karcianych i nie tylko. Sobota rozpoczęła się od apelu, a następnie ruszyłyśmy z warsztatami. Zajęcia odbywały się na trzech poziomach metodycznych - każda mogła znaleźć coś dla siebie (m. in. podstawy komunikacji, jak zaplanować swój czas, plan pracy, akcja zarobkowa i nabór, cyklowe inspiracje, historia ruchu wędrowniczego), a ich celem było dokształcanie i poszerzanie naszych horyzontów. I tak dzień upłynął nam bardzo intensywnie. Prawdziwą „kropką nad i” był natomiast wieczór. Wówczas odbył się kominek z obecną i byłymi komendantkami chorągwi. Każda z komendantek wybrała sobie z pośród instruktorek swój zespół i razem z jego pomocą w przerwach między piosenkami, wykonywały prawdziwie kobiece wyzwania. Kominek zakończył się gawędą, którą powiedziały lub napisały do nas prawie wszystkie wcześniejsze komendantki chorągwi, a były to bardzo osobiste przemyślenia. W ten sposób jeszcze przed wyborami i trudnymi decyzjami, mogłyśmy poczuć moc i siłę naszej chorągwi. Za letą tych warsztatów była ich wspaniała atmosfera. Chyba każda z nas zapamięta rozmowy, nocne gotowanie czy każdy otrzymany uśmiech. Osobiście to spotkanie dało mi przeświadczenie, że chorągwią jesteśmy My, a nie One. I tego należy się trzymać. pwd. Natalia Pawlak wędr. Drużynowa 15 PDH „Dzikie Gęsi” im. Jadwigi Falkowskiej PRZEWRÓT MAJOWY - LEK NA POLSKI CHAOS? W maju obchodzimy rocznice dwóch wydarzeń: uchwalenia konstytucji 3 maja i przewrotu majowego. To pierwsze dało nadzieję na budowę nowej, prawdziwej demokracji i uzdrowienia państwa, drugie pokazało jak złudne były te nadzieje albo jak zostały zaprzepaszczone w latach zaborów. 12 maja 1926 r. to bez wątpienia najczarniejszy dzień w historii II Rzeczypospolitej. Marszałek Józef Piłsudski siłą sięgnął po władzę. Teoretycznie – aby ukrócić chaos panujący w parlamencie i dokonać sanacji, czyli uzdrowienia życia publicznego, lecz w praktyce był to akt bezprawia, co nie dewaluuje jednak szczytnego celu. Może położenie Polski rzeczywiście było na tyle tragiczne, że potrzeba było jakiejkolwiek zmiany? Po odzyskaniu niepodległości i zwycięskiej wojnie bolszewickiej sytuacja w Polsce zaczęła się normalizować, uchwalono konstytucję i wprowadzono demokrację parlamentarną, znacznie ograniczając kompetencje władzy wykonawczej. Było to wielkie wyzwanie dla młodej polskiej demokracji – system parlamentarny wymagał wysokiej kultury politycznej i świadomości obywatelskiej, cech – zdawać by się mogło – niemal wykorzenionych przez lata zaborów. Okazało się, że Piłsudski miał słuszność potępiając tę konstytucję. Parlament szybko pogrążył się w skandalach i kryzysach, rządy upadały jeden po drugim, a stronnictwa polityczne nie umiały porozumieć się w najprostszych sprawach. W 1923 r. marszałek oficjalnie wycofał się z polityki, ale pota- jemnie zaczął przygotowanie do spisku. W maju 1926 r. zebrał wierne sobie oddziały i pomaszerował na ich czele na Warszawę. Zażądał odwołania nowego rządu Wincentego Witosa oraz licznych uprawnień dla siebie jako marszałka. Oprócz armii poparła go również znaczna część społeczeństwa. Po kilku dniach walk rząd podał się do dymisji, a prezydent ustąpił, zrezygnowany bezcelowością dalszego oporu, który łatwo mógł przerodzić się w krwawą wojnę domową. Piłsudski szybko przejął kontrolę i zyskał władzę niemal dyktatorską. Nie rządził jednak osobiście, tylko poprzez wiernych sobie ludzi, samemu oficjalnie nie pełniąc żadnej ważnej funkcji. Przewrót dokonany przez Piłsudskiego, obojętnie od tego jakie były jego motywy, był bezprawiem, buntem w stylu szlacheckich konfederacji, zamachem na legalną władzę i demokrację. Ale sztywne trzymanie się prawa nieraz utrudnić może wprowadzanie zmian, także pozytywnych, a sama demokracja także nie była wówczas idealnym ustrojem, którego należałoby bronić za wszelką cenę. Już Niccolo Machiavelli, na podstawie licznych doświadczeń, wykazał jak skuteczne są rządy autorytarne w stosunku do słabej(!) demokracji. W Polsce po przewrocie na pewno udało się ukrócić kłótnie w parlamencie i idący za nimi chaos w państwie. Być może autorytarne rządy Piłsudskiego, opierające się na bezprawiu, ale skuteczne, były potrzebne. Jest to niewątpliwie przykre dla zagorzałych demokratów, ale należy się zastanowić, czy demokracja parlamentarna nie prowadziła kraju do upadku. Jak mogły sprawnie funkcjonować rządy, którym rzadko udawało się przetrwać chociaż rok? Faktem jest, że była w tym także duża zasługa Piłsudskiego, który regularnie krytykował władze i podburzał do tego innych. Wydaje mi się, że po prostu przyspieszył on nieuchronny proces, aby szybciej móc zastosować skuteczne lekarstwo. Odległą perspektywą dalszego funkcjonowania starego porządku (lub raczej nieporządku) mogła być nawet prawdziwa wojna domowa, a w związku z nią jeszcze szybszy rozbiór Polski przez ZSRR i Niemcy. Trzeba wiedzieć, że podziały polityczne były tak wielkie, że przy nich obecne spory wydają się błahostką. Przecież to przez nie kilka lat wcześniej zamordowano prezydenta Gabriela Narutowicza! Była to rzecz bez precedensu w całej historii współczesnej Polski – zabójstwo głowy państwa. A wszystko z powodu wątpliwych racji i szalonych poglądów. Bez wątpienia ukrócenie tego, co działo się w sejmie, zaprowadzenie porządku (często zbyt brutalne) było zdecydowaną korzyścią przewrotu. Można zarzucać wiele zła Piłsudskiemu, ale zrobił on to, co trzeba było zrobić, w typowy dla siebie sposób – szyb- ki i zdecydowany. To, co zrobił później: sądy, więzienia i w końcu Bereza Kartuska, było już nadużyciem i położyło się cieniem nad dokonaniami Piłsudskiego. Sama idea przewrotu i sanacji była jednak, mimo pozornego bezprawia, słuszna. Niestety Piłsudski nie wykorzystał dobrze owoców zamachu, a jego dalsze rządy spowodowały, że można się zastanawiać, czy rzeczywiście to dobro państwa było dla niego najwyższym celem, a nie może jednak władza sama w sobie. Chociaż patrząc na inne podobne rządy w tym czasie w Europie (Salazara w Portugalii, Franco w Hiszpanii, Mussoliniego we Włoszech, Horthyego na Węgrzech czy Hitlera w Niemczech), Piłsudski zachował się wyjątkowo rozsądnie, powściągnął osobiste ambicje i nie wykorzystał pełni władzy, a swoimi autorytarnymi rządami wspierał tylko kulejącą demokrację zamiast ją zniszczyć. Przewrót majowy pokazuje, jak zgubne mogą być skutki parlamentarnego chaosu i braku porozumienia. Zawsze powinno się szukać porozumienia, bo nagle może się okazać, że jedynym rozwiązaniem będzie użycie siły. mł. Stanisław Knapowski TE STRASZNE KRUCJATY - CZY BYŁY KONIECZNE? Jakie korzyści mogli uzyskać ci, którzy posłuchali papieża Urbana II, porzucili swoje rodziny i wybrali się na niebezpieczne i ryzykowne wyprawy, jakimi były krucjaty? Korzyści te można podzielić na dwie kategorie. Pierwszą są korzyści duchowe, czyli szansa na odkupienie grzechów - oczywiście tych, które delikwent popełnił do czasu wyruszenia na krucjatę. Musimy postawić się na miejscu człowieka średniowiecza, chociażby było to trudne - dla niego sfera duchowa, papież, religia były czymś specyficznym, zupełnie inaczej niż dzisiaj. Obietnica papieża, że wszystkie grzechy będą zmazane naprawdę działała, naprawdę przyciągała nie tylko rzesze chłopów, ale również rycerzy. Jeśli chodzi o wymierne korzyści, zgodnie z prawem wszelkie łupy jakie wojownik zdobył w czasie krucjaty należały do niego, a więc można było się wzbogacić. Powstałe w wyniku I wyprawy krzyżowej Królestwo Jerozolimy było najlepszym przykładem państwa feudalnego - należący do stanu rycerskiego mogli liczyć na stopniowy awans. Niektórzy mieli też nadzieję na nadanie im lenna, terenów ziemskich na obszarze Azji Mniejszej. Współczesny człowiek, oglądając chociażby „Królestwo niebieskie”, bądź czytając popularne książki o krucjatach, może sobie wyrobić obraz krzyżowca jako człowieka brutalnie i bezlitośnie mordującego innowierców, niszczącego rozwiniętą i bogatą kulturę Wschodu, natomiast muzułmanie ze swoim przywódcą Saladynem na czele, pokazywani są jako ludzie mądrzy i tolerancyjni. Czy współcześni twórcy kultury działają zgodnie z historyczną prawdą? Najpierw należy zrozumieć, kim jest innowierca. Dla muzułmanów innowiercami byli wyznawcy religii chrześcijańskiej, ponieważ wierzyli w innego Boga. Dla wyznawców chrześcijaństwa to muzułmanie byli innowiercami. Tu należy pamiętać o jednym - Arabowie, którzy zajmowali tereny Ziemi Świętej przed podbojem przez Turków (którzy przyszli z Azji Środkowo-Wschodniej), wykazywali pewną tolerancję w stosunku do tzw. Ludów Księgi - chrześcijan, Żydów i muzułmanów. Turcy Seldżuccy charakteryzowali się znacznie mniejszą tolerancją, ograniczając pątnikom dostęp do Jerozolimy i miejsc, gdzie nauczał Jezus w całej Palestynie. Lansowany w telewizji obraz krzyżowca, rycerza, który dba przede wszystkim o swoją korzyść, zysk duchowy stawiając na drugim miejscu, wiąże się z odwiecznym pytaniem „kto zaczął pierwszy?”. Nie byłoby krucjat, gdyby nie podboje Arabów - od VII wieku podporządkowują sobie kolejne obszary Afryki Północnej, opanowują Hiszpanię, a w VIII wieku dochodzą aż do Poitiers (środkowa Francja). Czy krucjaty były reakcją na to, co nastąpiło parę wieków wcześniej? Zapewne tak, choć tamtego podboju dokonali bardziej tolerancyjni Arabowie, a nie Turcy. Śmiem stwierdzić, iż Saladyn może być przykładem mądrego, szlachetnego władcy, dyplomaty, polityka i w końcu wojownika. Po jednej i drugiej stronie byli dowódcy, którzy najpierw stosowali dyplomację, a potem sięgali po broń. Dzisiaj łatwo jest osądzać, ale wtedy podział na dobrych i złych oparty był na nieco innych fundamentach. Mamy relacje z oblężenia Jerozolimy: krzyżowcy po trzydniowym poście zdobywają Stolicę, zaczynają mordować Saracenów „aż cała Świątynia Salomona słynęła krwią”, po czym kończą rzeź dziękczynieniem w Świątyni Grobu Pańskiego. Jak to wytłumaczyć? Wobec kronik, źródeł historycznych, należy wykazać wielką pokorę i czytać je bardzo uważnie, często między wierszami. Historycy są zgodni, że ta relacja jest nieco przesadzona. Napisane jest tam, że krzyżowcy dokonali rzezi, w której wybili wszystkich mieszkańców - kto w takim razie w Jerozolimie został? Porównując siły obu stron, stwierdzamy, że fizycznie krzyżowcy nie byliby w stanie dokonać tego w ciągu kilku dni. Niezwłocz- ne przystąpienie do dziękczynienia po masakrze też wydaje się mało prawdopodobne; być może kronikarz chciał za wszelką cenę ukazać pobożność krzyżowców, którzy dziękują Panu za zwycięstwo. Niektórzy historycy oraz zwolennicy tzw. otwartego Kościoła twierdzą, że krucjaty były największym błędem średniowiecza. Jak wyglądałby świat, gdyby ludzie nie posłuchaliby apelu Urbana II? Historia na pewno potoczyłaby się inaczej. Wydaje mi się jednak, że krucjat nie można było uniknąć, jedynie bardziej lub mniej przesunąć w czasie. Prędzej czy później nastąpiłaby reakcja Europy. Cesarstwo bizantyjskie nie gwarantowało już bezpieczeństwa, więc zwróciło się o pomoc do Zachodu, który zrozumiał ją jako wsparcie militarne. Bizancjum chciało, by wszystkie siły były pod dowództwem cesarza, jednak siły zachodnie pozostały pod dowództwem panów feudalnych, zapominając o prośbach Aleksego I. Bez wypraw krzyżowych nie wzbogaciłyby się miasta włoskie - Genua, Wenecja - czerpiące zyski z transportu krzyżowców i ich zaopatrzenia, co oznaczałoby też opóźnione nadejście renesansu. Bizancjum cofałoby się dalej pod wpływem kolejnych podbojów wojsk tureckich, może mielibyśmy wcześniejsze o paręset lat zdobycie Konstantynopola, co i tak skłoniłoby Zachód do reakcji. Po złupieniu Konstantynopola w czasie IV krucjaty (1204r.) rozpoczęło się zeświecczenie wypraw krzyżowych ich cele stały się głównie ekonomiczne, a chrześcijanie zaczęli walczyć ze sobą nawzajem. Rozpoczęła się ogólna sekularyzacja etosu rycerskiego. IV krucjata jest czarną plamą w historii wypraw krzyżowych to wtedy zachodnie chrześcijaństwo wystąpiło przeciwko wschodniemu, a złupienie Bizancjum odbyło się przy olbrzymim rozlewie krwi. Ta wyprawa różniła się od pozostałych - skierowana była do Egiptu, o którego bogactwach traktowały mityczne dzieła, jednak z powodów komunikacyjnych nie dotarła do niego, dlatego sfrustrowani rycerze udali się po obiecane łupy do bliższego Konstantynopola. Można tylko ubolewać, że pierwsi, jeszcze przed Turkami, zdobyli to miasto krzyżowcy - chrześcijanie. Czy można uznać, że krucjaty były jedną z przyczyn kolonializmu, którego rozkwit nastąpił kilka wieków później? Są badacze, którzy przyczyn XVI-, XVII-wiecznego kolonializmu doszukują się w średniowieczu. Nawiązują oni do stworzonych na terenie Azji Mniejszej księstw Edessy czy Antiochii, jednak były to normalnie funkcjonujące organizmy, które w systemie feudalnym podlegały Królestwu Jerozolimskiemu. Napływała do nich ludność z całej Europy, ale esencję stanowiła ludność tam zamieszkała, z której rekrutowano do wojska. Występowała tam raczej pokojowa symbioza, niż sytuacja panująca na ziemiach podbitych przez Corteza czy Pizarra po eksterminacji ludności autochtonicznej. Fundamentem islamu jest święta wojna, nadal wcielana w życie przez muzułmanów. Ale czy chrześcijanie nie powinni czasem dziś siedzieć cicho, traktując to jako wyrównanie starych rachun- ków z wyznawcami islamu? Sama idea dżihadu, wojny przeciwko niewiernym, prowadzonej m.in. przez Turków, została, zwłaszcza po 11 września, trochę wypaczona. To trudne pytanie - czy organizacje terrorystyczne, wyrównujące poprzez zamachy rachunki, chcą dziś uderzyć w wiarę czy organizację państwową? Cel krzyżowców - odzyskanie Grobu Pańskiego i całej Ziemi Świętej - był w średniowieczu bardzo nośny, choć i za tym stały partykularne interesy. To Arabowie zaczęli podbój ziem zachodnich. Odpowiedzią na niego była rekonkwista, odzyskiwanie terenów zagarniętych przez muzułmanów, następnym krokiem - krucjaty. Było to zatem wzajemne odbijanie piłeczki. Wielu historyków popełnia błąd, próbując oceniać wydarzenia sprzed paruset lat w kontekście XXI wieku. To były inne realia. Jeśli dobrzy ludzie nic nie robią, zło zawsze triumfuje. Nie można nie przeciwstawiać się terroryzmowi, uzasadniając to wyrównywaniem rachunków. Prześladowania chrześcijan są coraz częstsze - już nie tylko w krajach arabskich, ale także w Europie. Czy istnieje szansa na zawiązanie kolejnej, współczesnej krucjaty? W średniowieczu autorytet papieża miał inną wagę. W Clermont wystarczył jedna mowa papieża, by pociągnąć za sobą tysiące ludzi. Nie było SMS-ów, Internetu, a jednak już niecały rok później wyruszyła pierwsza krucjata chłopska. Mimo tego wydaje się, że dzisiaj nie byłoby możliwe, aby głowy państw, tak jak kiedyś królowie, zjednoczyły się pod sztandarem Kościoła. Współczesne interesy państw europejskich wymagają współpracy z krajami arabskimi (walka o ropę), niekiedy są sobie przeciwstawne (wojna w Iraku). Sieć powiązań międzynarodowych jest zbyt gęsta, by można było zawiązać koalicję państw chrześcijańskich. mgr Rafał Kamprowski, historyk, doktorant na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM ZHR A POLITYKA HISTORYCZNA „Naród, który nie szanuje swej przeszłości nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości” Józef Piłsudski “A taka w niej powaga Dawno zaschniętej krwi Że czuję jak wymaga I każe rosnąć mi” J. Kaczmarski, Zbroja “Czytajcie przypisy na bieżąco. To pomaga” Autor „Nasze państwo nie prowadzi polityki historycznej. Kropka.” Do takiego wniosku można dojść porównując siły i środki zaangażowane w kreowanie własnej, narodowej polityki historycznej po stronie polskiej i - wzorcowej w tym przypadku - niemieckiej. Podczas gdy Niemcy do tego stopnia świadomie kształtują świadomość historyczną swoich obywa- teli, że powoli osiągają wydawałoby się na pozór niedosiężny cel przewartościowania wartości i wymazania z umysłów poczucia odpowiedzialności za piekło II wojny światowej, my zdajemy się w ogóle kreowaniem myśli narodowej nie przejmować. I byłby to wniosek absolutnie uprawniony, gdyby nie fakt, że jest znacznie gorzej. Można odnieść wrażenie, że polskie władze nie tylko nie dbają o budowanie realnej polityki historycznej Rzeczypospolitej, ale też systemowo i z pełną premedytacją starają się zdusić jakiekolwiek próby kształtowania takiego wizerunku naszej historii, jaki odpowiadałby rzeczywistości. Ochoczo zastępują go zaś jakąś kalką wyobrażenia, które naszym politycznym adwersarzom na arenie międzynarodowej jest wygodne. I ot - znika ze szkół nauczanie historii Polski, znika historia najnowsza, znika umiejętność budowania ciągów przyczynowo-skutkowych, pojawiają się zaś w przestrzeni publicznej geje z Kamieni na Szaniec ( 1 ) , nie ma zaś w niej miejsca na pomnik wdzięczności za wolność Ojczyzny w centrum Poznania(2). Gdzie w tym wszystkim miejsce ZHR-u? Nie może on wszak służyć jako narzędzie destrukcji naszej polityki historycznej z przyczyn wychowawczych. Trwać w bezczynności w tej sytuacji też nie może, z tych samych względów. Poprzeć środowiska forsujące potrzebę kształtowania polityki historycznej nie może, bo zgodnie z Uchwałą Rady Naczelnej ZHR nr 106/7 z dnia 11 czerwca 2011 roku “ZHR, jako stowarzyszenie, nie opowiada się za żadnym z istniejących programów politycznych(3) i nie usiłuje narzucać znajdującej się w jego szeregach młodzieży, żadnych z góry określonych poglądów politycznych. Wszyscy członkowie ZHR mają pełne prawo opowiedzenia się za takimi rozwiązaniami politycznymi, które sami uważają za najbardziej korzystne dla Polski(4).” W takim wypadku nie pozostaje nam nic innego jak prowadzić własną politykę historyczną. Musimy w harcerstwie kształtować w naszych podopiecznych pewną świadomość historyczną. Swego rodzaju wrażliwość narodową. W przeciwnym wypadku dopuścimy do realizacji Złego. Do czego prowadzi brak wspomnianych wartości świadomości i wrażliwości? Do braku zdolności do refleksji historycznej, budowania ciągów przyczynowo-skutkowych w kategoriach absolutnie najważniejszych - jak prawda, suwerenność, niepodległość, stan wojny i pokoju. To z kolei skutkuje zachwianiem kręgosłupa moralnego i podatnością na idee szkodliwe - jak tak zwany „nowoczesny patriotyzm” - ograniczający się do płacenia podatków, sprzątania psich ekskrementów i chodzenia do teatru - najlepiej na sztuki o ekskrementach, w miarę możliwości psich. I do oszczędności, koniecznie trzeba oszczędzać - krany zakręcać i takie tam.(5) Rezultat zaaplikowania młodzieży tego typu wzorców, w połączeniu z absolutnym upadkiem polskiego systemu edukacji mogliśmy obserwować w okresie szczególnie dla Polaków trudnym, gdy po tragicznej śmierci niemal stu osób, utracie wszystkich dowódców wojskowych najwyższego szczebla oraz najważniejszych osób w państwie, tłumy poświęcające się modlitwie na Krakowskim Przedmieściu, zostały potraktowane przez młodzież(6) - uciekającą się do rękoczynów w stosunku do osób starszych - z najgłębszą pogardą. To wszystko oczywiście za przyzwoleniem jedynych słusznych mediów i dominujących ośrodków politycznych. To samo przyzwolenie doprowadziło do ostrzelania przez policję kobiet i dzieci - uczestników Marszu Niepodległości. A każdy, kto, zgodnie z zasadą wysłuchiwania obu stron, zapozna się choćby z przedstawionymi materiałami dowodowymi i spróbuje uważać, że chłopcy od Macierewicza mogą mieć rację, jest oszołomem i moherem. I ciemnogrodem. Co więcej, brak wrażliwości historyczno-narodowej wpływa na zaniedbanie polskiej racji stanu. Po co wszak trudzić się budową silnej Polski, skoro Polska nie jest istotną wartością? Naród, który nie zna swoich korzeni i nie szanuje ich, pozostaje w próżni. Łatwo go zmanipulować, narzucić mu swoją wolę. Jeśli pozbawi się człowieka tożsamości, można z nim zrobić wszystko (7) . Czeka go marny koniec, wieńczący bezwolny żywot. Ten proces w Rzeczypospolitej postępuje, ponieważ coraz mniej mamy strażników pamięci, a coraz więcej jednostek do cna wypranych z dumy z Rzeczpospolitej. Z pamięci o chwalebnych zwycięstwach, o krwią okupionej niepodległości, o trudnej walce z zaborcą, o niedokończonej batalii z komuną. Z naszego wspólnego, narodowego „My”, z samej istoty polskości, z naszej zbroi i naszego serca. Czy wolno nam się na to godzić? Nie mamy sił ani środków, ba, nie taki jest nasz (ZHR-u) cel, by odpowiedzialni za ten stan rzeczy ponieśli konsekwencje. Ale niewykształcenie wśród młodzieży świadomości narodowej prowadzi do marazmu z gatunku „co-z-tego-że-podobno- jest-źle to-nie-moja-sprawa” w sytuacji, w której za jakiś czas z kraju „nie będzie już czego zbierać”, a dalej do tego, że młodzież będzie dopuszczać nie tylko Złe, ale też Coraz Gorsze. Oczywiście nie możemy uformować wszystkich. Ale w myśl zasady, że to elity kształtują rzeczywistość, możemy się skupić na wychowaniu elit. Tych elit, które kiedyś, podążając za przyświecającym nam imperatywem „Harcerz służy Bogu i Polsce”, będą dzierżyć trudne brzemię odbudowy naszej Ojczyzny, pozostającej w tej chwili na kolanach. Tak wiele jest pól na których możemy wprowadzać w życie postulat wychowania patriotyczno-historycznego. Tymczasem jest to służba, którą lekceważymy. Ba, niekiedy uciekamy od niej i jest to ucieczka nosząca znamiona panicznej. Powstała specjalna sprawność, Czas Patriotów, jako odznaka dla tych wszystkich, którzy zaangażowali się w służbę po pamiętnym 10 IV, ale jak dotąd spotkałem tylko jednego człowieka, który by ją nosił. Do realizowania własnej polityki historycznej mamy nie tylko odpowiednie środki, ale też odpowiednie zaplecze ideowe (które jest absolutnie niezbędne). Powinniśmy uczyć historii naszych podopiecznych, realizując odpowiednie wychowawcze założenia w pracy z drużyną. Powinniśmy zabierać młodych na obchody patriotyczne. Zjednoczyć się pod jednym sztandarem i obecnością harcerskiego munduru na uroczystościach akcentować społeczeństwu najważniejsze. Ono (społeczeństwo) naprawdę tego potrzebuje. Pokażmy swoim wychowankom piękno naszego kraju, pozwólmy ostatnim Żołnierzom Wyklętym przekazać im wilczą wolę, własnym przykładem zaszczepmy im niezgodę na deprecjację wartości takich jak patriotyzm czy Ojczyzna. Wojciech „Gofer” Bielecki przyboczny 8 PDW „Zawrat” 1) To nie tak, że do czegoś zachęcam, ale za czasów działalności dzielnych chłopców z AK pani Janicka za rozgłaszanie wiadomych tez zostałaby ogolona na łyso. 2) Centrum handlowe, o, centrum handlowe – to tak! Jak ta pokraczna „beza z kosmosu” (określenie nie moje) nowo wybudowana przy św. Marcinie. O, to to. Pomnik, notabene, po ciężkich walkach zostanie odbudowany (z datków), ale nie w miejscu reprezentacyjnym, w centrum, tylko nad Jeziorem Maltańskim. 3) Co nie znaczy, że jako członek tej organizacji nie mogę nazwać kłamstwa kłamstwem, a gejów gejami. 4) Szczególnie podkreślam ten fragment, bo często jest to kryterium oceny pewnych zachowań i działań, które akurat jest absolutnie pomijane. Jeśli jest to niejasne, proponuję się zastanowić jaką korzyść Rzeczypospolitej może przynieść działalność faceta, którego sztandarową zasługą w walce o nową jakość w Polskiej przestrzeni publicznej jest to, że wprowadził do sejmu posłankę... Posła... No, coś tam. 5) Ale już na pewno nie zredukować absurdalne wydatki najwyższych dostojników państwowych na podróże do pracy. 6) Tu autor chciał użyć słowa „hołota”. Ale się powstrzymał. 7) Polecam porównać z procesem mankurtyzacji. Pojęcie „mankurt” pochodzi z kultury tureckiej, oznacza człowieka, który został poddany bolesnemu procesowi pozbawienia pamięci, co czyniło z niego perfekcyjnego niewolnika. BŁĘDNI IDEALIŚCI, OSTATNI RYCERZE? Harcerz dąży do doskonałości. Nigdy jej, oczywiście, nie osiągnie, ale stara się do niej zbliżyć tak bardzo, jak to możliwe. Na zasadzie asymptoty. I swoją postawą, poniekąd, wybija się zdecydowanie ponad przeciętnych członków społeczeństwa. Nie chciałbym, oczywiście, choćby otrzeć się tutaj o mrożkowskie „jestem lepszy od wszystkich ludzi”(1), ale myślę, że całkiem odpowiedzialnie możemy przyjąć, że żyjąc w myśl wyższych ideałów harcerze sytuują się w ogóle jednostek jako ci bardziej odpowiedzialni, lepiej wychowani, solidniejsi i w ogóle jacyś tacy bardziej... No, bardziej. Takie założenie, oczywiście może nie mieć żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości, jeśli jako próbę weźmiemy niewłaściwą grupę skautów, ale wiadomo, lord Robert Baden-Powell spojrzał i wiedział, że było dobre. Poważniej. Harcerz służy Bogu i Polsce, postępuje po rycersku, jest pożyteczny, oszczędny, ofiarny i jeszcze do tego w każdym widzi biblijnego bliźniego. To tylko część z ideałów, którymi kierują się harcerze w swoim życiu. Ale czy kierują się nimi dla samych siebie? Czy może raczej służą innym, żyjąc i postępując według zasad, pokazując ludziom ścieżkę, którą warto podążać? Drogowskazy, za którymi podążają harcerze, prowadzą na trakt trudny, stromy i wyboisty. Ale jednocześnie po drodze na szczyt dobrze widać zeń wszystkie ślepe skróty i niebezpieczne pułapki, w które mogą wpaść podążający innymi dróżkami. A misją harcerzy nie jest ochocze bieganie harcerskim szlakiem w górę i w dół, ale sprowadzanie nań innych wędrujących. Dlatego nie wolno nam przyjąć, że próbując rozpropagować harcerską postawę walczymy z wiatrakami. W dniu, w którym to uczynimy, z rycerzy pokroju strażnika Aragorna(2), walczących na pierwszej linii frontu, w brudzie i w pyle, zawsze blisko ludzi, przeistoczymy się w blaszane puszki. W lśniących zbrojach, ale tylko puszki, które łatwo otworzyć byle glewią i przekonać się, że w środku mają zwykłe mięso i trochę krwi. Podsumowując: czy postawa harcerska ma szansę rozprzestrzenić się w społeczeństwie XXI wieku, czy pozostajemy już tylko romantycznymi niedobitkami? Najlepsi socjologowie nie wiedzą co przyniesie przyszłość, ale tak długo jak my sami utożsamiamy harcerstwo ze stylem życia, tak długo ma ono sens. W tym bowiem tkwi jego siła i potencjał rozwoju: jest żywe. Wojciech „Gofer” Bielecki przyboczny 8 PDW „Zawrat” 1) “Po pierwsze, jak już powiedziałem, jestem lepszy od wszystkich ludzi. Bardzo możliwe, że znajdą się tacy, co temu zaprzeczą, bo powiedzą, że to oni są najlepsi. Ale ich argumenty nie mają żadnego znaczenia, bo oni nie są mną, to skąd mogą wiedzieć, jaki ja jestem dobry?” z: “Podanie”, Sławomir Mrożek 2) A jak! WYMAGAJĄCY Zewsząd jesteśmy otoczeni rozmaitymi wymaganiami – na uczelni, w pracy, w domu. Musimy napisać pracę semestralną, przygotować prezentację na spotkanie, posprzątać w łazience. Dotyczą one rozmaitych spraw dnia codziennego. Warto jednak zadać sobie pytanie, czy poza takimi sprawami stawiane są przed nami wymagania w zakresie własnego rozwoju – jako człowieka. I drugie pytanie – jeszcze ważniejsze – czy takie wymagania sami sobie stawiamy? Jak powiedział bł. Karol de Foucauld: „Każdy dzień naszego życia winien ukazywać postęp w mądrości i łasce”. Aby tak się stało, należy uświadomić sobie potrzebę pracy nad sobą. We współczesnym świecie nikt nie zastąpi nas samych w tym, aby zatroszczyć się o nasz wzrost duchowy i osobisty. Oczywiście są środowiska, które to ułatwiają – duszpasterstwa czy harcerstwo, w którym każdy przełożony powinien dbać o rozwój powierzonych sobie osób. Drużynowy czy hufcowy podejmując realną pracę ze swoimi podopiecznymi może wpływać na kształtowanie ich postaw i oprócz przekazania wiedzy harcerskiej, ważne powinno być dla niego również stawianie konkretnych zadań i wymagań, które pozwalają na pracę nad wadami czy umacnianie zalet wychowanka. W żadnym jednak wypadku nie wystarczy zdać się na osoby wokół nas w zakresie własnego wzrastania. Już od etapu wę- drowniczego w sposób szczególny akcentować powinno się potrzebę podjęcia przemyślanego samowychowania. Warto zaznaczyć, że przypomina o tym naramiennik wędrowniczy, w którym jednym z polan jest praca nad sobą. Uważam, że w naramienniku ten właśnie element jest fundamentem dla wszystkich innych spraw w nim symbolizowanych. Przecież praca nad sobą zmierza w kierunku rozwoju trzech sił przedstawionych przez płomienie ogniska i musi poprzedzać dwa pozostałe polana – szukanie miejsca w społeczeństwie oraz służbę. Bardzo dobitnie konieczność pracy nad sobą i wzrostu duchowego w obliczu braku wymagań ze strony świata wyraził bł. Jan Paweł II, który do zgromadzonej młodzieży mówił, że należy od siebie wymagać, choćby inni od nas nie wymagali. Papież przypominał również, że każdy z nas ma swoje Westerplatte, którego musi bronić do końca – nie poddać się i nie zrezygnować. Tym Westerplatte dla każdego chrześcijanina jest obrona wartości, które niesie za sobą wiara. Oczywiście do takiej bohaterskiej obrony każdy z nas musi dorastać każdego dnia coraz bardziej. Świat współcześnie pokazuje wiele modeli życia, które gwarantować mają szczęście, przyjemność, łatwość. Prawdziwość w wyznawaniu wiary wymaga poświęcenia, konfrontacji z tymi modelami, rezygnacji z pewnych decyzji, sposobów działania na rzecz prawdziwego Dobra. W tym przejawia się także rycerstwo harcerzy. Obronę Westerplatte podejmujemy każdego dnia, bo codziennie podejmujemy decyzje – wybieramy sposób naszego działania. Czy uklęknąć do modlitwy wieczorem, czy pościć w piątek, czy skłamać, by wymigać się od wykonania dodatkowej pracy, czy kupić bezdomnemu herbatę, czy ustąpić miejsca w autobusie? Podejmujemy na co dzień wiele decyzji i jedynie część z nich jest moralnie obojętna. Wszystkie pozostałe prowadzą nas do wzrostu ku dobru lub spadku ku złu. Wym a g a n i e o d s i e b i e i samowychowanie ma nas tak kształtować, abyśmy umieli w każdej sytuacji wybrać dobro, a zło odrzucić – za cel ma więc osiągnięcie wolności i świętości. Oczywiście nie jest to do końca możliwe, staje się więc modelem, do którego dążymy. Oznacza to jednocześnie, że nasze zadanie pra- cy nad sobą w tym życiu nigdy się nie skończy. Co więcej, tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono. Wiele razy staniemy przed koniecznością podjęcia decyzji, której nigdy nie mieliśmy przed sobą, a którą trzeba podjąć od razu. Nie wiemy jak się zachowamy, bo nie możemy mieć z góry odpowiedzi na pytania, których sobie nawet nie wyobrazimy. Ale im intensywniej pracujemy nad sobą, tym większa nadzieja na to, że nasz wybór będzie dobry. Praca nad sobą – podobnie jak praca z harcerkami i harcerzami w drużynie – wymaga po pierwsze znajomości siebie, po drugie świadomości celu i po trzecie – doboru odpowiednich środków, które pozwalają na jego osiągnięcie oraz ich konsekwentne oraz systematyczne realizowanie. Praca nad sobą jest warunkiem tego, aby przez życie przejść odpowiedzialnie i mądrze. Nie możemy pozostać duchowo na poziomie pierwszej Komunii świętej czy bierzmowania. Podobnie jak szukamy różnych szkoleń, kursów, trenujemy i uczymy się – tak samo musimy również dbać o nasz rozwój religijny i moralny. Moim zdaniem więcej dobrego niż z ukończonych fakultetów, przyjdzie nam z tego, że będziemy umieli podejmować takie decyzje, aby nie niszczyć siebie i nie ranić osób wokół nas. A mimo to cały czas więcej uwagi poświęcamy na fakultety. phm. Artur Piwowarczyk HR zastępca komendanta chorągwi szczepowy Poznańskiego Szczepu Drużyn PIRAMIDA „HARCU” / ZHR MOICH MARZEŃ I WSPOMNIEŃ (NIEPOTRZEBNE SKREŚLIĆ) Zamierzałem opublikować tutaj tekst o sprawach, które wydają mi się niezwykle ważne. Kiedy zacząłem obmyślać, formułować wnioski i szukać źródeł, z tych prawie 25 lat ZHR, znalazłem na twardym dysku archiwalne numery „Starszego Poznańczyka”. Był to kilkunumerowy epizod w chwili pewnego wewnętrznego buntu. Po lekturze tekstów stwierdziłem, że myśli tam zawarte pokrywają się z obecnymi, zatem po co pisać. STARSZY POZNAŃCZYK Nr 0, 11 listopada 1996 PYTANIA W tym miejscu miała być gawęda. Tak, gawęda, która będzie skierowana do nas. Od wielu lat brakuje mi gawędy, która mogłaby mi pomóc rozwiązywać swoje harcerskie problemy. W pewnym momencie wkroczyłem w świat “polityki” instruktorskiej i pewien dotychczasowy czar prysł. Dobrze by było, gdyby Co prawda był to (szok!) rok 1996 i mimo różnicy wielu lat niektóre sprawy pozostały aktualne. W pierwszej chwili poczułem się trochę młodszy, jednak po chwili doszedłem do wniosku, że starym hramolem* jestem. Miłej lektury. Przemo Stawicki * czytaj: harcerskim ramolem w każdym numerze znalazło się kilka zdań, które można przeczytać ze spokojem i nieco zaczerpnąć., zastanowić się, na chwilę zatrzymać i pomarzyć. Niestety nie dotarła. Miała poruszać ważny temat: ja instruktor a ZHR, tu w Poznaniu. Nie jestem w stanie zastąpić osoby, która miała ją napisać. Spróbuję jednak przekazać moje przemyślenia w tej sprawie. Może poniższe słowa staną się motorem wymiany zdań na łamach, chyba już naszego pisma. Był przełom roku 1988/89, zima, wiosna, olbrzymie nadzieje związane z rozwojem wydarzeń w kraju. Pamiętam entuzjazm - jest !, jest wreszcie nasza wy marzon a, dłu go oczekiwan a organizacja - Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej. Tyle lat musieliśmy kombinować, ryzykować, grać na dwoje skrzypiec, a teraz mamy swoją organizację - zupełnie niezależną od... Zakasujemy rękawy i ruszamy ostro do pracy. I nagle buch - zimny kubeł wody na głowę - to nie wszyscy razem możemy decydować o tym, jak będzie wyglądał ZHR w Poznaniu. Dlaczego? Coś pękło i mimo wielu prób do dzisiaj nie udało się tego skleić. Burza, co prawda, dawno przeszła, ale straty zostały. Dlaczego tak wielu wspaniałych instruktorów się wycofało, jak to mówił “Bibi”: zakopało swój mundur? Dlaczego powstała “dziura instruktorska” i jest tak mało dojrzałych instruktorów? Gdzie zgubiliśmy ciągłość w przekazywaniu insygniów instruktorskich? Dlaczego w Poznaniu na dzisiaj nie ma żadnego kręgu instruktorskiego, który animowałby pracę twórczą? Przecież gdzie indziej jest zupełnie inaczej. U nas nawet trudno mówić o środowisku instruktorskim. Dlaczego zostało tak strasznie zaniedbane duszpasterstwo instruktorów? Jesteśmy samowystarczalni? Dlaczego zamiast przybywać drużyn zuchowych i harcerskich - one znikają? Podobnie hufce? Dlaczego symulujemy pracę instruktorów, wymyślając funkcje tym, którzy od dawna nic nie robią? Czy tylko po to, by statystyki tak gwałtownie nie malały? Dlaczego instruktorzy zamykają się w swoich środowiskach i nie chcą ich otworzyć? Dlaczego tyle gadamy, marnujemy tyle godzin, a także pieniędzy i nic z tego nie wychodzi? Gdzie nasze konkretne podejście do życia? Dlaczego wzajemnie marnujemy swoją pracę i czas? Chyba nie mamy ich zbyt wiele? Dlaczego podczas pełnienia różnych służb pojawia się ta sama garstka instruktorów? Dlaczego nie ma wśród nas autorytetów, o zasięgu trochę większym niż mikrolokalny? Dlaczego się tak rozmyliśmy? Gdzie jest nasza twarz - twarz instruktorów Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej? Nie chcę, by te słowa brzmiały jak zrzędzenie starego dziadka, one cały czas we mnie tkwią i nie potrafię znaleźć jasnych odpowiedzi. A przecież ZHR jest także moją organizacją. Może wreszcie się obudzimy, zrobimy ze sobą i wokół siebie porządek? Czy ktoś z Was odczuwa to podobnie? Może wystarczy tylko otwarcie i uczciwie pogadać i wzajemnie się szanować. Przemo Stawicki P.S. Kończąc gawędę usłyszałem w tle słowa, ostatnio popularnej, piosenki: “Wszystko się może zdarzyć, gdy głowa pełna marzeń, gdy serce pełne wiary, gdy tylko czegoś pragniesz i bardzo chcesz.” * * * SZTARSZY POZNAŃCZYK Nr 1, 8 grudnia 1996 ODPOWIEDZI (cz. I) W poprzednim numerze zadałem kilka pytań. Oczywiście nie chcę ich zostawić bez odpowiedzi, więc dzisiaj biorę się za pierwsze. Dlaczego tak wielu wspaniałych instruktorów się wycofało? Problem ten można było zaobserwować już kilka lat temu. Widzę między innymi takie przyczyny: - brak wzajemnego poznania, - przez co brak zrozumienia i tolerancji, - brak wzajemnego szacunku, - brak karności, a z drugiej strony opiekuńczości, - brak konkretnego (może lokalnego) celu, - brak prawdziwego “przywódcy”, - przesadna instytucjonalizacja naszych struktur, - zbyt wiele niejasności i kombinowania, a może wręcz elementarnej uczciwości i jednoznaczności, - brak samokrytyki, - brak wspólnej modlitwy, - i może najważniejsze i chyba najtrudniejsze do pokonania - brak wspólnych “korzeni”, tzn. świadomości i odczuwania tych “korzeni”. Jak temu zaradzić? Na początek może takie spostrzeżenie: powoli mija czas burzy rozpoczętej w 1989 roku. Czekają nas następne i przypuszczam, że rzadko zagości spokój. Burza dotknęła nas, instruktorów, tak samo, jak innych Polaków. Nadchodzi czas refleksji i szukania celu - sposobu na przyszłość. Myślę, że aby zmienić obecną sytuację powinniśmy zaczerpnąć z pracy naszych zastępów i drużyn. Po pierwsze - powinniśmy wybierać takie osoby do pełnienia obowiązków przełożonych, które będą chciały je pełnić, będą reprezentowały odpowiedni poziom, tak pod względem wyrobienia harcerskiego, jak i doświadczenia życiowego. Osoby systematyczne i wewnętrznie uporządkowane, obowiązkowe i konsekwentne. Po drugie - w odpowiedni sposób i w odpowiedniej kolejności prowadzić prace planowania i podejmowania jakichkolwiek zadań. Wybierać cele możliwe do zrealizowania, a jednocześnie podnoszące poprzeczkę. Po trzecie - być uczciwymi i konsekwentnymi, wymagać od siebie, podwładnych i przełożonych, być wobec jednych i drugich , pełnić wobec siebie służbę. Nie przechodzić obok czegoś niewłaściwego obojętnie. Po czwarte - powinniśmy uporządkować własne struktury i zadania, które powinny spełniać. Przyjąć jasny sposób rozliczania się z podejmowanych zadań. Tak przełożeni, jak i podwładni. Po piąte - nie możemy się bać rozmawiać o sprawach trudnych. Przecież bez rozmów nie znajdziemy rozwiązania. Po szóste - powinniśmy zrobić wszystko co można, by spotkać się przy źródle naszego życia i służby harcerskiej. Po siódme - musimy się wzajemnie szanować, mamy wystarczająco wielu wrogów. Po ósme - powinniśmy wspólnie, w oparciu o wiarę i modlitwę, budować się wewnętrznie. Mówiąc najogólniej - zostańmy na powrót harcerkami i harcerzami spójrzmy na Rotę Przyrzeczenia i Prawo Harcerskie, postawmy się w miejscu młodego człowieka, który niebawem chce złożyć swoje Przyrzeczenie. Czuwaj! Przemo Stawicki * * * SZTARSZY POZNAŃCZYK Nr 2, 16 lutego 1996 SŁÓWKO Minęły dwa miesiące od poprzedniego numeru “Starszego Poznańczyka”. W tym czasie miało miejsce kilka ważnych wydarzeń, które nie p owin n y u jść n aszej u wad ze. W niniejszym numerze nie wszystkie będą wspomniane, ale na pewno niebawem wrócimy do nich. Moim zdaniem najważniejszym w y d a rz e n i e m b y ł a u r o c zy s t o ś ć Zawierzenia Matce Bożej Wielkopolskiego ZHR-u. Już dawno nie widziałem, a może raczej, nie spotkaliśmy się w tak licznym gronie na Mszy św. i do tego w kościele OO.Karmelitów Bosych. W kościele, z którym związanych jest tak wiele spraw nas dotyczących, nie tylko kiedyś, lecz także dziś. Można mieć tylko nadzieję, iż Zawierzenie jeszcze w nas się tli, bo jeśli nie, to... kiepsko. Samo Zawierzenie było dużym osiągnięciem, tak uważam. I nie wiem, czy można powiedzieć, że mogło wyglądać znacznie, znacznie lepiej - tak sama Msza św., jak i wszystko co działo się wokół niej. Chyba stać było nas tylko na tyle, a może aż na tyle! W każdym razie smutny to widok leżących w siedzibie Okręgu Aktów Zawierzenia byle jak na parapecie, czekających na lepsze czasy. Zaangażowanie się w Zawierzenie instruktorów i środowisk każdy może ocenić sam. Jakby kontynuacją powyższego wydarzenia jest zawiązanie Sztabu Białej Służby w Poznaniu. Odbyło się kilka spotkań, z których wyłania się obraz naszej najbliższej pracy w ramach przygotowań do spotkania z Ojcem Świętym w czerwcu br. Zapewne ten temat będzie wiódł prym w następnych numerach “SP”. Kolejna ważna sprawa to wybory delegatów na Walny Zjazd naszego Związku i z nią właśnie związana będzie kolejna część. ODPOWIEDZI (cz. II) N a s p o tk an i u w y b o rc zy m (wybieraliśmy delegatów na Zjazd Walny) poruszony został bardzo istotny problem: czy instruktorzy w stopniu przewodnika mogą brać udział w Zjeździe Walnym i posiadać bierne i czynne prawa wyborcze. Nie będę się rozpisywał o co chodzi, gdyż wynika to z listu zamieszczonego poniżej. Dlaczego list ten znalazł się w “Odpowiedziach”? Dokładnie w nocy z 1 na 2 stycznia br. Odbyłem długą rozmowę z gdańskim instruktorem (w Gdańsku oczywiście) o tym, co i jak piszczy w trawie ZHR-u, oczywiście u nich w Trójmieście i u nas w Poznaniu. Wiele problemów jest wspólnych. Z kolei te problemy poruszone zostały przeze mnie w “Pytaniach”. Prawdziwym i jednocześnie smutnym wnioskiem było to, że nasza Organizacja stała się nieco skostniała, że ludzie - czytaj instruktorzy - ze świeżymi, często niekonwencjonalnymi, pomysłami nie mogą się przebić przez mur zbyt mocno zakorzenionych instruktorów. Zbyt mocno zakorzenionych znaczy: zbyt zaawansowanych wiekiem, zbyt zajętych sprawami rodzinnymi, zbyt zajętych pracą zawodową, zbyt zmęczonych pracą instruktorską, zbyt szablonowych, posiadających zbyt wysokie mniemanie o sobie, zbyt zatwardziałych w swoim myśleniu, a także nieodpowiedzialnych za swoje słowa i czyny itp. Stan Organizacji zależy od kondycji środowiska instruktorskiego, które an imuje pracę zarówno w drużynach, jak i poza nimi. Chyba zgodzicie się ze mną, że kondycja środowiska instruktorskiego nie jest dobra, że drużynowymi często są “nieinstruktorzy”, że brakuje ludzi do obsadzenia wszystkich koniecznych dla życia Związku funkcji (nie mówię tu o przypadkowości), że brakuje ludzi oddanych z głową nie od parady. Przez kilka lat ZHR-u nie udało się nam zapewnić ciągłości instruktorskiej. Podsumowując: uważam, że zbyt wiele spraw dotyczy instruktorów w stopniu przewodnika, by rezygnować z ich udziału w Zjeździe Walnym, na nich przecież powinna być oparta główna praca Organizacji w drużynach i gromadach. Może kiedyś dorobimy się silnych lokalnych środowisk instruktorskich i przewodnikom wystarczy zjazd lokalny, ale na razie brzmi to jak bajka. Ale mimo wszystko rękawy w górę i do roboty. Przemo Stawicki DHiH GP - OGŁOSZENIA 3 maja (piątek) Prosimy - pamiętajcie o rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja, dzień ten przynosił wielu pokoleniom Polaków nadzieję i radość , dzisiaj przypomina nam o potrzebie dbałości o odzyskaną wolność i poczucie własnej wartości. 26 maja (niedziela) Na następną Mszę świętą zapraszamy 26 maja tradycyjnie na godz. 16.00 tu na św. Wojciechu. 1 czerwca (sobota) Nad jez. Lednickim odbędzie się kolejne XVII spotkanie młodych pod hasłem „W imię Ojca”. Musimy tam być. 23 czerwca (niedziela) Zapraszamy na kolejną Mszę św. harcerską, będzie to ostatnia msza przed wakacjami, na której szczególnie będziemy się modlić za szczęśliwy przebieg obozów, kolonii i wędrówek oraz o siły i błogosławieństwo dla wszystkich komendantów tychże. 28 czerwca (piątek) 57 rocznica Powstania Poznańskiego Czerwca 1956 roku, powinniśmy pamiętać i oczcić poznaniaków, którzy stanęli przeciwko ówczesnej, komunistycznej władzy, w obronie wolności, chleba i Boga. 100-LECIE HARCERSTWA WIELKOPOLSKIEGO ZAPRASZAMY WWW.STOHARC.POZNAN.PL Kolejnych części książki sir Roberta Baden-Powella "Gry skautowe" w tłumaczeniu phm. Pauliny Skorupskiej HR szukajcie w następnych numerach. Pismo Duszpasterstwa Harcerek i Harcerzy Grodu Przemysława Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej Redaktor Naczelny: Michał Kozanecki Wydawca: Przemysław Stawicki Korekta: Paulina Skorupska Skład: Przemo Stawicki Redaguje zespół: dział WIARA - Magdalena Szymańska dział HISTORIA - Monika Wojtkowiak dział WYDARZENIA - Natalia Pawlak dział SŁUŻBA - Wojciech Bielecki ilustracje: Aleksandra Włodarczyk Kontakt: [email protected]