Nr 4/2013 (10) (kwiecień)

Transkrypt

Nr 4/2013 (10) (kwiecień)
BO MYŚMY ZŁU WYDALI BÓJ
Słowo „walka” nie cieszy się dziś
dobrą sławą. Kojarzy się z przemocą, bójką, czymś czego należy się wystrzegać
i unikać. Tymczasem w prawdziwym świecie nie da się od walki uciec. Nie dlatego,
że ona jest powołaniem człowieka, ale
dlatego, że stale jesteśmy atakowani. Każdego dnia, w każdej minucie i sekundzie
na całym świecie trwa walka między dobrem, a złem. Nie ma żadnej trzeciej siły
oprócz tych dwóch, dlatego słusznie napominał nas niedawno Ojciec Święty: „Kto
nie modli się do Boga, ten modli się do
diabła”. Wskazał też w ten sposób na to
jak mamy walczyć.
Modlitwa jest absolutnie najważniejszą czynnością codzienną chrześcijanina. Ale nie rozumiana jako odklepany pacierz, zbiór magicznych formułek chroniący od pokus i nieszczęść. Pismo Święte
naucza, że mamy się modlić nieustannie,
niezależnie od tego co robimy. Taka modlitwa to ciągłe przebywanie w Bożej
Obecności i to jej owocami są uczynki miłosierdzia, niwelowanie wad i wzrost cnót,
czyli praca nad sobą, a w dalszej perspektywie czynienie świata lepszym. Niełatwo
jednak tak się modlić. Aby to osiągnąć nie
można rezygnować z pacierza, wręcz przeciwnie. Dziś modlimy się źle z reguły dlatego, że się nam spieszy. Tymczasem głęboka modlitwa wymaga czasu. Konieczne
jest wygospodarowanie sobie w ciągu
dnia określonej pory na dłuższą modlitwę.
Jeśli tego nie zrobimy nasza rozmowa z Bogiem będzie tylko zdawkowym
„cześć”. Czy gdy tak się modlę rzeczywiście zachowuję się jak człowiek, który wierzy w Boga? On tyle o Sobie opowiedział:
że mnie kocha jak dobry ojciec, że interesuje go wszystko co robię i chce mi w tym
pomagać, o ile mi to nie zaszkodzi, że pomoże mi we wszystkich problemach.
A ja wstaję rano i swoim krótkim
„klepaniem” mówię Mu mniej więcej:
„Cześć, ja lecę!”, a może nie mówię nic.
Nie przyjdzie mi nawet do głowy, by posłuchać co On ma do powiedzenia i nawet
nie zauważam, że przegrałem jakąś walkę
i że jestem na prostej drodze do tego, by
przegrać wiele kolejnych.
Michał Kozanecki
Redaktor Naczelny
MARYJA
Kobieta potrafi... Maryja potrafi!
Aniołowie z Bogiem się dyskutują,
nie kłócą się. Są posłuszni i gorliwi w wykonywaniu każdego zadania. Za to Matka
Najświętsza... Ona potrafi zmienić Boże
plany. Tak jak uczyniła podczas wesela
w Kanie – Jezus pod Jej wpływem rozpoczął działalność, choć wcale nie nadeszła
na to godzina... Maryja potrafi zmienić
Boże plany, ustrzec świat przed zagładą,
łań będzie mógł być dobry. I mam na myśli nasze marzenia, dotyczące ludzi, pasji,
zainteresowań, pracy. Jak najlepsza Matka, chce dla swoich dzieci życia pełnego
pasji, radości i dobra. A Maryja jest Matką
każdego z nas, ponieważ Chrystus dał nam
Ją za matkę. „Kobieto, oto syn Twój... oto
Matka twoja” (J 19, 26b-27a). Słowa te to
zawierzenie całego Kościoła Maryi.
Ludwik Feuerbach (XIX w.) filozofateista w swoim dziele „O istocie chrześcijaństwa” napisał: „Gdzie topnieje wiara
w Matkę Bożą, tam również topnieje wiara w Syna Bożego i w Boga Ojca”. Ona jest
jak Płaszcz Ochronny. Stąd coraz więcej
ludzi przyjmuje przez nabożeństwo szkaplerz – Szatę Maryji. Zobowiązani tylko do
noszenia medalika i codziennej modlitwy „Pod Twoją obronę” są w zamian
strzeżeni przed zasadzkami Złego, rozpalani miłością i wiedzą, że w pierwszą sobotę
po śmierci, wraz z Matką, wejdą do Nieba.
Piękno Maryi – dziewictwo
i niepokalane poczęcie
Papieża przed śmiercią, mimo oddania
śmiertelnego strzału, a młodą parę na weselu przed kompromitacją z powodu braku wina. Ona jest niesamowita. Nie zrobi
nic, co szkodziłoby ludziom, Jej dzieciom.
Ale też jak nikt inny pomoże nam nie tylko
żyć bezpiecznie, ale żyć spełniając swoje
marzenia – jeśli tylko owoc naszych dzia-
Maryja jest piękną kobietą, zachwycającą. Katechizm dla młodych
„YOUCAT” tłumaczy najtrudniejsze kwestie z Nią związane. Czytamy w nim, że
dziewictwo Maryi nie jest przestarzałym
mitologicznym wyobrażeniem, lecz ma
zasadnicze znaczenie dla życia Jezusa.
Urodził się z kobiety, ale nie miał ludzkiego ojca. Jezus Chrystus jest ustanowionym
z góry nowym początkiem świata. Chociaż
kpiono z Kościoła od samego początku
z powodu wiary w dziewictwo Maryi, zawsze wierzył on, że chodzi tu o realne, a nie
jedynie symboliczne dziewictwo.
Kościół wierzy również, że
„najświętsza Maryja Dziewica od pierwszej chwili swego poczęcia przez łaskę
i szczególny przywilej Boga wszechmogącego, na mocy przewidzianych zasług Jezusa Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego, została zachowana czysta od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego” dogmat z 1854 r. Wiara w niepokalane poczęcie Maryi istnieje od początku Kościoła.
Pojęcie jest dzisiaj błędnie rozumiane,.
Nie chodzi tu o poczęcie Jezusa w łonie
Maryi, ale o to, że Bóg zachował Maryję
od grzechu pierworodnego od samego
początku Jej istnienia.
Magdalena Szymańska
Bibliografia:
dr Wincenty Łaszewski w: Miesięcznik
Egzorcysta, marzec 2013, s. 24.
YOUCAT – katechizm kościoła katolickiego
dla młodych, 2011.
ŚWIĘTY JERZY – PATRON SKAUTINGU I HARCERSTWA
"Prepared and alert a Scout follows
the lead
Of our Patron Saint George and his
spirited steed."
Robert Baden-Powell, "Scouting for Boys"
Święty Jerzy to bez wątpienia jeden z najbardziej rozpoznawalnych katolickich świętych. Nie sposób zliczyć odniesień do jego postaci w literaturze i sztuce,
a witraż przedstawiający legendarną walkę ze smokiem można znaleźć w co drugim kościele. Co jednak jest w nim takiego, że został obrany na patrona skautingu? Dlaczego Baden-Powell zdecydował
się akurat na Jerzego, mimo że miał do
wyboru setki innych świętych, bynajmniej
nie ustępujących mu pod względem
wspaniałości czynów, poświęcenia, odwagi? Nie zrobił przecież tak, jak niestety
wielu z nas wybiera sobie patrona do
bierzmowania, siadając przed jakąś listą
i szukając na niej imienia, które najbardziej mu się spodoba. Nie wydaje się
również przekonujący pogląd, że kierował
się (wyłącznie) faktem, że święty ten jest
również patronem Wielkiej Brytanii.
Wybór mógł paść na Jerzego dlatego, że przypisywane mu cechy w sposób szczególny czynią go wzorem do naśladowania dla skautów z całego świata.
Odpowiedzialny, prawdomówny, oddany
Bogu i pomocy bliźnim, odważny, rycerski... Długo można by wymieniać. Nie ma
chyba punktu prawa skautowego, którego by nie przestrzegał (chyba że ktoś
uznałby zabicie smoka za złamanie
6. punktu...), był w końcu rycerzem,
a prawo skautowe powstało w dużej mierze na bazie rycerskiego kodeksu. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że sam
święty Jerzy żył w trzecim wieku naszej
ery, czyli jeszcze przed powstaniem kodeksu i nawet rycerstwa – w powszechnym współczesnym rozumieniu tego słowa, co nie zmienia jednak faktu, że bardzo często przedstawia się go na koniu
w rycerskiej zbroi, a jego postać to według wielu źródeł uosobienie ideału rycerza.
Choć jednak źródła pozwalają
uznawać św. Jerzego za postać historyczną, należy naturalnie zachować rozsądek,
opisując jego postać. W obecnych czasach nie da się obiektywnie ocenić, czy
był on rzeczywiście taki, jak w legendach.
W tym przypadku chodzi bowiem o pewien ideał, do którego mamy dążyć. Niemniej jednak warto, abyśmy choć trochę
mieli pojęcie o tym, kim był nasz patron.
Urodził się w drugiej połowie III wieku,
dozwalał prześladowania chrześcijan, poparty przez jego następcę, cezara Galeriusza. Postawa Jerzego, który jako chrześcijanin sprzeciwiał się prześladowaniom,
rozwścieczyła cezara, który ostatecznie
kazał torturować go i zabić przez ścięcie.
W historii tej brak jednak wzmianek
o tajemniczej bestii pokonanej przez
jak to już zostało wspomniane, jednak
miejsce jego narodzin nie jest pewne –
jedne źródła wskazują na Anglię, inne na
Turcję, skąd pochodził jego ojciec. Gdy
tylko osiągnął pełnoletniość wstąpił do
armii rzymskiej, a że posiadał wiele umiejętności i był bardzo zdolny, szybko awansował z prostego żołnierza na członka
osobistej gwardii cezara Dioklecjana. Ten
jednak w 303 roku wydał edykt, który
świętego. Myślę więc, że w tym momencie warto poświęcić trochę uwagi temu,
z czego Jerzy jest najbardziej znany,
a mianowicie legendzie o walce ze smokiem. Znając kilka innych historii o rycerzach i smokach można się bez większych
problemów domyślić, jak ta będzie wyglądała.
Było to daleko na Wschodzie, wysoko
w górach, w mieście zwanym Silene.
Przydarzyło się pewnego razu, że nieopodal źródła, z którego mieszczanie wodę
zwykli byli czerpać, gniazdo swe uwił gad
wielki, ogniem piekielnym z paszczy zionący i budzący grozę tak wielką, że nawet
najmężniejsi wojownicy nie mogli stawić
mu czoła. Z początka bestyja odwieść się
łatwo od kryjówki dawała, zwabiona jagnięciem tłustym i soczystym, lecz wkrótce stwór rozbestwił się zupełnie i zamiast
owiec, ciał pięknych, młodych dziewic zapragnął. Trudno się było ludziom zgodzić
na to, lecz cóż mieli innego począć, kiedy
smok jedyną drogę do wody zagradzał?
Postanowiono tedy losy rzucać o to, które
dziewczę na pastwę bestyji wydane zostanie. Dni mijały, a smok wciąż pożerał kolejne dziewki, głodu swojego nigdy nie
mogąc nasycić, aż padł w końcu wybór
losu na królewską córkę jedyną, najkraśniejszą i najcnotliwszą pannę w królestwie, niezmiernie przez władcę i poddanych umiłowaną. Rozpacz wielka spadła
zaraz na króla i lud, lecz nie mogli nic
uczynić wobec przeznaczenia i królewna
do gadziego leża posłana prędkoż została.
Przypadek taki się zdarzył, że rycerz mężny i prawy, zwany Jerzym, przez okolicę
ową był natenczas przejeżdżał. Słysząc
krzyki udał się on w stronę smoczego
gniazda, gdzie ujrzał dziewicę oraz bestyję
plugawą, która w jej stronę pełzła. Chwycił tedy Jerzy włócznię i ruszył na smoka,
choć uzbrojony był ubogo, a gad cielsko
miał ogromne i łuskami twardemi okryte.
I choć stwór przewagę miał nad nim wielką, ani myślał Jerzy, by salwować się
ucieczką, lecz bardziej jeszcze zawzięty
i waleczny się stawał. Bronił się zaś nie
tarczą i zbroją, bo ich nie miał na sobie,
a Znakiem Krzyża Świętego Zgładził on po
zaciekłej walce smoka, lud zaś, wprawiony
w Zadziwienie tym czynem niebywałym
i męstwem rycerza ogromnym, pogańskich swoich bożków się wyrzekł i Chrzest
natychmiast przyjął.
Tak to mniej więcej wyglądało,
chociaż znanych jest też wiele odmiennych (bardziej lub mniej znacznie) wersji
tej legendy. Mogłoby się wydawać, że to
zwykła historia o rycerzu i smoku, jakich
wiele na świecie. Możemy jednak wyciągnąć z tej historii pewną naukę, być może
nieco oklepaną, lecz ważną dla nas, jako
harcerzy i nie tylko. Tak Baden-Powell pisał w „Skautingu dla chłopców” o spotkaniu Jerzego ze smokiem: "Kiedy stawał
[Jerzy] na przeciw jakiejś trudności czy
niebezpieczeństwa, jakkolwiek wielkie się
ono wydawało - nawet pod postacią smoka, nie uciekał od niego ani nie wpadał
w przerażenie, lecz próbował je pokonać,
wkładając w to tyle wysiłku, ile tylko był
w stanie wykrzesać z siebie i swojego konia. Pomimo braku odpowiedniego ekwipunku na takie spotkanie, jedynie z włócznią w ręku, zaszarżował i dał z siebie
wszystko, ostatecznie zwyciężając przeszkodę, której nikt inny nie śmiał stawić
czoła. Dokładnie w ten sposób Skaut powinien stawać naprzeciw trudności czy
niebezpieczeństwa, niezależnie od tego,
jak wielkie lub przerażające może mu się
ono wydawać i jak źle wyposażony może
być na tą potyczkę. Powinien pójść na nie
z odwagą i pewnością siebie, używając
całej swojej siły, aby je pokonać, a prawdopodobnie odniesie sukces.” No właśnie,
nie ma rzeczy niemożliwych – o czym już
my sami powinniśmy najlepiej wiedzieć.
mł. Kamil Idzikowski
2 PDW „Turbacz”
RELACJA ZE ZBIÓRKI WYBORCZEJ
WIELKOPOLSKIEJ CHORĄGWI HARCERZY
W dniu 7 kwietnia 2013 r. odbyła
się zbiórka wyborcza Wielkopolskiej Chorągwi Harcerzy im. hm. Floriana Marciniaka HR. Zebrani instruktorzy wybrali na
swojego komendanta phm. Tomasza Ceranka, który będzie pełnił tę służbę już
drugą kadencję.
Instruktorzy Chorągwi zebrali się
w niedzielę o godzinie 10.00 na Wzgórzu
św. Wojciecha. Przed właściwą zbiórką
wyborczą spotkaliśmy się wokół ogniska
w ogrodach kościoła, gdzie odczytany został rozkaz komendanta Chorągwi kończący prace Komisji Instruktorskiej, kapituły
stopnia Harcerza Rzeczypospolitej oraz
referentów i zastępców komendanta.
W kręgu ognia przyznane zostały też oznaki instruktorskie mianowanym ostatnio
przewodnikom oraz podharcmistrzom.
Następnie rozpoczęła się zbiórka
sprawozdawczo-wyborcza, w której
uczestniczyło około 40 instruktorów. Po
wyborze prezydium zbiórki, któremu przewodniczył phm. Leszek Masklak, ustępujący komendant przedstawił sprawozdanie
ze swojej służby w minionym roku. Komisja rewizyjna okręgu, w osobie pwd. Łukasza Wieszczeczyńskiego wnioskowała
o udzielenie absolutorium komendantowi,
co też nastąpiło.
W czasie zbiórki, instruktorzy
z Ostrzeszowskiego Hufca Harcerzy przedstawili swoje plany włączenia się do Dolnośląskiej Chorągwi Harcerzy, której komendantem został wybrany niedawno
phm. Michał Szmaj, były referent wędrowniczy w naszej Chorągwi. Hm. Stanisław Stawski oraz inni instruktorzy ze środowiska ostrzeszowskiego wyjaśniali powody swojej decyzji. Jednocześnie mogli
oni wysłuchać poglądów oraz obaw w tym
zakresie, wyrażanych przez pozostałych
instruktorów Chorągwi.
Po dyskusji na powyższy temat
zgłaszani byli kandydaci na funkcję komendanta chorągwi. Listę kandydatur wyczerpywało jedno zgłoszenie – phm. Tomasza Ceranka. Po zadaniu pytań kandydatowi przystąpiono do tajnego głosowania, w którym instruktorzy zebrani na
zbiórce zdecydowali się powierzyć dotychczasowemu komendantowi dalsze prowadzenie Chorągwi.
W czasie zbiórki zaprezentowane
zostało także sprawozdanie z prac Komisji
Instruktorskiej i wybrano trzech członków
tego organu: hm. Krzysztofa Frąckowiaka,
phm. Szymona Fiedlera oraz phm. Macieja
Martinka.
W zbiórce uczestniczył także naczelnik Organizacji Harcerzy hm. Sebastian
Grochala. Poza wydarzeniem wyborczym,
zbiórka była także okazją do spotkania
instruktorów i rozmów w harcerskim gronie.
phm. Artur Piwowarczyk HR
zastępca Komendanta Wielkopolskiej
Chorągwi Harcerzy
szczepowy Poznańskiego Szczepu Drużyn
Harcerskich ZHR „Hańcza”
BYĆ KOBIETĄ - BYĆ WIELKOPOLANKĄ
czyli relacja z warsztatów metodycznych
Wielkopolskiej Chorągwi Harcerek, które
odbyły się w dniach 12-13.04.2013
w Poznaniu.
Dlaczego motywem przewodnim
spotkania była kobiecość? Myślę, że
przede wszystkim dlatego, iż mimo wielu
różnic, które dzielą harcerki w naszej chorągwi, to jedno bardzo nas łączy i jednoczy - wszystkie jesteśmy kobietami. To
właśnie poszukiwanie i odkrywanie tego,
do czego zostałyśmy stworzone, sprawia
że możemy dzielić się tym z naszymi zuchenkami, harcerkami i wędrowniczkami
licząc, że nasz przykład pomoże im szybciej odnaleźć i zrozumieć swoją dziewczęcość.
Miejscem naszego spotkania było
przedszkole na Szczepankowie. W piątek
zjechały się instruktorki, drużynowe
i przyboczne z całej Wielkopolski. Ten wieczór miał charakter odpoczynku po całym
tygodniu nauki i pracy, a upłynął na rozmowach w kawiarence przygotowanej
przez starsze siostry z GOHA (Gotowa Odnowić Harcerską Aktywność), warsztatach
z podstaw makijażu oraz na grach karcianych i nie tylko. Sobota rozpoczęła się od
apelu, a następnie ruszyłyśmy z warsztatami. Zajęcia odbywały się na trzech poziomach metodycznych - każda mogła
znaleźć coś dla siebie (m. in. podstawy
komunikacji, jak zaplanować swój czas,
plan pracy, akcja zarobkowa i nabór, cyklowe inspiracje, historia ruchu wędrowniczego), a ich celem było dokształcanie
i poszerzanie naszych horyzontów. I tak
dzień upłynął nam bardzo intensywnie.
Prawdziwą „kropką nad i” był natomiast
wieczór. Wówczas odbył się kominek
z obecną i byłymi komendantkami chorągwi. Każda z komendantek wybrała sobie
z pośród instruktorek swój zespół i razem
z jego pomocą w przerwach między piosenkami, wykonywały prawdziwie kobiece
wyzwania. Kominek zakończył się gawędą,
którą powiedziały lub napisały do nas prawie wszystkie wcześniejsze komendantki
chorągwi, a były to bardzo osobiste przemyślenia. W ten sposób jeszcze przed wyborami i trudnymi decyzjami, mogłyśmy
poczuć moc i siłę naszej chorągwi.
Za
letą tych warsztatów była ich
wspaniała atmosfera. Chyba każda z nas
zapamięta rozmowy, nocne gotowanie czy
każdy otrzymany uśmiech.
Osobiście to spotkanie dało mi
przeświadczenie, że chorągwią jesteśmy
My, a nie One. I tego należy się trzymać.
pwd. Natalia Pawlak wędr.
Drużynowa 15 PDH „Dzikie Gęsi”
im. Jadwigi Falkowskiej
PRZEWRÓT MAJOWY - LEK NA POLSKI CHAOS?
W maju obchodzimy rocznice
dwóch wydarzeń: uchwalenia konstytucji
3 maja i przewrotu majowego. To pierwsze dało nadzieję na budowę nowej,
prawdziwej demokracji i uzdrowienia
państwa, drugie pokazało jak złudne były
te nadzieje albo jak zostały zaprzepaszczone w latach zaborów. 12 maja 1926 r.
to bez wątpienia najczarniejszy dzień
w historii II Rzeczypospolitej. Marszałek
Józef Piłsudski siłą sięgnął po władzę.
Teoretycznie – aby ukrócić chaos panujący w parlamencie i dokonać sanacji, czyli
uzdrowienia życia publicznego, lecz
w praktyce był to akt bezprawia, co nie
dewaluuje jednak szczytnego celu. Może
położenie Polski rzeczywiście było na tyle
tragiczne, że potrzeba było jakiejkolwiek
zmiany?
Po odzyskaniu niepodległości i zwycięskiej wojnie bolszewickiej sytuacja
w Polsce zaczęła się normalizować,
uchwalono konstytucję i wprowadzono
demokrację parlamentarną, znacznie
ograniczając kompetencje władzy wykonawczej. Było to wielkie wyzwanie dla
młodej polskiej demokracji – system parlamentarny wymagał wysokiej kultury politycznej i świadomości obywatelskiej,
cech – zdawać by się mogło – niemal wykorzenionych przez lata zaborów. Okazało
się, że Piłsudski miał słuszność potępiając
tę konstytucję. Parlament szybko pogrążył
się w skandalach i kryzysach, rządy upadały jeden po drugim, a stronnictwa polityczne nie umiały porozumieć się w najprostszych sprawach. W 1923 r. marszałek
oficjalnie wycofał się z polityki, ale pota-
jemnie zaczął przygotowanie do spisku.
W maju 1926 r. zebrał wierne sobie oddziały i pomaszerował na ich czele na
Warszawę. Zażądał odwołania nowego
rządu Wincentego Witosa oraz licznych
uprawnień dla siebie jako marszałka.
Oprócz armii poparła go również znaczna
część społeczeństwa. Po kilku dniach walk
rząd podał się do dymisji, a prezydent
ustąpił, zrezygnowany bezcelowością dalszego oporu, który łatwo mógł przerodzić
się w krwawą wojnę domową. Piłsudski
szybko przejął kontrolę i zyskał władzę
niemal dyktatorską. Nie rządził jednak
osobiście, tylko poprzez wiernych sobie
ludzi, samemu oficjalnie nie pełniąc żadnej ważnej funkcji.
Przewrót dokonany przez Piłsudskiego, obojętnie od tego jakie były jego
motywy, był bezprawiem, buntem w stylu
szlacheckich konfederacji, zamachem na
legalną władzę i demokrację. Ale sztywne
trzymanie się prawa nieraz utrudnić może
wprowadzanie zmian, także pozytywnych,
a sama demokracja także nie była wówczas idealnym ustrojem, którego należałoby bronić za wszelką cenę. Już Niccolo
Machiavelli, na podstawie licznych doświadczeń, wykazał jak skuteczne są rządy
autorytarne w stosunku do słabej(!) demokracji. W Polsce po przewrocie na pewno udało się ukrócić kłótnie w parlamencie i idący za nimi chaos w państwie. Być
może autorytarne rządy Piłsudskiego,
opierające się na bezprawiu, ale skuteczne, były potrzebne. Jest to niewątpliwie
przykre dla zagorzałych demokratów, ale
należy się zastanowić, czy demokracja
parlamentarna nie prowadziła kraju do
upadku. Jak mogły sprawnie funkcjonować rządy, którym rzadko udawało się
przetrwać chociaż rok? Faktem jest, że
była w tym także duża zasługa Piłsudskiego, który regularnie krytykował władze
i podburzał do tego innych. Wydaje mi się,
że po prostu przyspieszył on nieuchronny
proces, aby szybciej móc zastosować skuteczne lekarstwo. Odległą perspektywą
dalszego funkcjonowania starego porządku (lub raczej nieporządku) mogła być nawet prawdziwa wojna domowa,
a w związku z nią jeszcze szybszy rozbiór
Polski przez ZSRR i Niemcy. Trzeba wiedzieć, że podziały polityczne były tak wielkie, że przy nich obecne spory wydają się
błahostką. Przecież to przez nie kilka lat
wcześniej zamordowano prezydenta Gabriela Narutowicza! Była to rzecz bez precedensu w całej historii współczesnej Polski – zabójstwo głowy państwa. A wszystko z powodu wątpliwych racji i szalonych
poglądów. Bez wątpienia ukrócenie tego,
co działo się w sejmie, zaprowadzenie porządku (często zbyt brutalne) było zdecydowaną korzyścią przewrotu.
Można zarzucać wiele zła Piłsudskiemu, ale zrobił on to, co trzeba było
zrobić, w typowy dla siebie sposób – szyb-
ki i zdecydowany. To, co zrobił później:
sądy, więzienia i w końcu Bereza Kartuska,
było już nadużyciem i położyło się cieniem
nad dokonaniami Piłsudskiego. Sama idea
przewrotu i sanacji była jednak, mimo
pozornego bezprawia, słuszna. Niestety
Piłsudski nie wykorzystał dobrze owoców
zamachu, a jego dalsze rządy spowodowały, że można się zastanawiać, czy rzeczywiście to dobro państwa było dla niego
najwyższym celem, a nie może jednak
władza sama w sobie. Chociaż patrząc na
inne podobne rządy w tym czasie w Europie (Salazara w Portugalii, Franco w Hiszpanii, Mussoliniego we Włoszech, Horthyego na Węgrzech czy Hitlera w Niemczech), Piłsudski zachował się wyjątkowo
rozsądnie, powściągnął osobiste ambicje
i nie wykorzystał pełni władzy, a swoimi
autorytarnymi rządami wspierał tylko kulejącą demokrację zamiast ją zniszczyć.
Przewrót majowy pokazuje, jak zgubne
mogą być skutki parlamentarnego chaosu
i braku porozumienia. Zawsze powinno się
szukać porozumienia, bo nagle może się
okazać, że jedynym rozwiązaniem będzie
użycie siły.
mł. Stanisław Knapowski
TE STRASZNE KRUCJATY - CZY BYŁY KONIECZNE?
Jakie korzyści mogli uzyskać ci,
którzy posłuchali papieża Urbana II, porzucili swoje rodziny i wybrali się na niebezpieczne i ryzykowne wyprawy, jakimi
były krucjaty?
Korzyści te można podzielić na
dwie kategorie. Pierwszą są korzyści duchowe, czyli szansa na odkupienie grzechów - oczywiście tych, które delikwent
popełnił do czasu wyruszenia na krucjatę.
Musimy postawić się na miejscu człowieka średniowiecza, chociażby było to trudne - dla niego sfera duchowa, papież, religia były czymś specyficznym, zupełnie
inaczej niż dzisiaj. Obietnica papieża, że
wszystkie grzechy będą zmazane naprawdę działała, naprawdę przyciągała nie tylko rzesze chłopów, ale również rycerzy.
Jeśli chodzi o wymierne korzyści, zgodnie
z prawem wszelkie łupy jakie wojownik
zdobył w czasie krucjaty należały do niego,
a więc można było się wzbogacić. Powstałe w wyniku I wyprawy krzyżowej Królestwo Jerozolimy było najlepszym przykładem państwa feudalnego - należący do
stanu rycerskiego mogli liczyć na stopniowy awans. Niektórzy mieli też nadzieję na
nadanie im lenna, terenów ziemskich na
obszarze Azji Mniejszej.
Współczesny człowiek, oglądając
chociażby „Królestwo niebieskie”, bądź
czytając popularne książki o krucjatach,
może sobie wyrobić obraz krzyżowca jako człowieka brutalnie i bezlitośnie mordującego innowierców, niszczącego rozwiniętą i bogatą kulturę Wschodu, natomiast muzułmanie ze swoim przywódcą
Saladynem na czele, pokazywani są jako
ludzie mądrzy i tolerancyjni. Czy współcześni twórcy kultury działają zgodnie
z historyczną prawdą?
Najpierw należy zrozumieć, kim
jest innowierca. Dla muzułmanów innowiercami byli wyznawcy religii chrześcijańskiej, ponieważ wierzyli w innego Boga.
Dla wyznawców chrześcijaństwa to muzułmanie byli innowiercami. Tu należy pamiętać o jednym - Arabowie, którzy zajmowali tereny Ziemi Świętej przed podbojem przez Turków (którzy przyszli z Azji
Środkowo-Wschodniej), wykazywali pewną tolerancję w stosunku do tzw. Ludów
Księgi - chrześcijan, Żydów i muzułmanów.
Turcy Seldżuccy charakteryzowali się
znacznie mniejszą tolerancją, ograniczając
pątnikom dostęp do Jerozolimy i miejsc,
gdzie nauczał Jezus w całej Palestynie.
Lansowany w telewizji obraz krzyżowca,
rycerza, który dba przede wszystkim
o swoją korzyść, zysk duchowy stawiając
na drugim miejscu, wiąże się z odwiecznym pytaniem „kto zaczął pierwszy?”. Nie
byłoby krucjat, gdyby nie podboje Arabów - od VII wieku podporządkowują sobie kolejne obszary Afryki Północnej, opanowują Hiszpanię, a w VIII wieku dochodzą aż do Poitiers (środkowa Francja). Czy
krucjaty były reakcją na to, co nastąpiło
parę wieków wcześniej? Zapewne tak,
choć tamtego podboju dokonali bardziej
tolerancyjni Arabowie, a nie Turcy.
Śmiem stwierdzić, iż Saladyn może
być przykładem mądrego, szlachetnego
władcy, dyplomaty, polityka i w końcu wojownika. Po jednej i drugiej stronie byli
dowódcy, którzy najpierw stosowali dyplomację, a potem sięgali po broń. Dzisiaj
łatwo jest osądzać, ale wtedy podział na
dobrych i złych oparty był na nieco innych
fundamentach.
Mamy relacje z oblężenia Jerozolimy: krzyżowcy po trzydniowym poście
zdobywają Stolicę, zaczynają mordować
Saracenów „aż cała Świątynia Salomona
słynęła krwią”, po czym kończą rzeź
dziękczynieniem w Świątyni Grobu Pańskiego. Jak to wytłumaczyć?
Wobec kronik, źródeł historycznych, należy wykazać wielką pokorę i czytać je bardzo uważnie, często między
wierszami. Historycy są zgodni, że ta relacja jest nieco przesadzona. Napisane jest
tam, że krzyżowcy dokonali rzezi, w której
wybili wszystkich mieszkańców - kto
w takim razie w Jerozolimie został? Porównując siły obu stron, stwierdzamy, że
fizycznie krzyżowcy nie byliby w stanie
dokonać tego w ciągu kilku dni. Niezwłocz-
ne przystąpienie do dziękczynienia po masakrze też wydaje się mało prawdopodobne; być może kronikarz chciał za wszelką
cenę ukazać pobożność krzyżowców, którzy dziękują Panu za zwycięstwo.
Niektórzy historycy oraz zwolennicy tzw. otwartego Kościoła twierdzą, że
krucjaty były największym błędem średniowiecza. Jak wyglądałby świat, gdyby
ludzie nie posłuchaliby apelu Urbana II?
Historia na pewno potoczyłaby się
inaczej. Wydaje mi się jednak, że krucjat
nie można było uniknąć, jedynie bardziej
lub mniej przesunąć w czasie. Prędzej czy
później nastąpiłaby reakcja Europy. Cesarstwo bizantyjskie nie gwarantowało już
bezpieczeństwa, więc zwróciło się o pomoc do Zachodu, który zrozumiał ją jako
wsparcie militarne. Bizancjum chciało, by
wszystkie siły były pod dowództwem cesarza, jednak siły zachodnie pozostały pod
dowództwem panów feudalnych, zapominając o prośbach Aleksego I.
Bez wypraw krzyżowych nie wzbogaciłyby się miasta włoskie - Genua, Wenecja - czerpiące zyski z transportu krzyżowców i ich zaopatrzenia, co oznaczałoby też opóźnione nadejście renesansu.
Bizancjum cofałoby się dalej pod wpływem kolejnych podbojów wojsk tureckich, może mielibyśmy wcześniejsze o paręset lat zdobycie Konstantynopola, co
i tak skłoniłoby Zachód do reakcji.
Po złupieniu Konstantynopola
w czasie IV krucjaty (1204r.) rozpoczęło
się zeświecczenie wypraw krzyżowych ich cele stały się głównie ekonomiczne,
a chrześcijanie zaczęli walczyć ze sobą
nawzajem.
Rozpoczęła się ogólna sekularyzacja etosu rycerskiego. IV krucjata jest czarną plamą w historii wypraw krzyżowych to wtedy zachodnie chrześcijaństwo wystąpiło przeciwko wschodniemu, a złupienie Bizancjum odbyło się przy olbrzymim
rozlewie krwi. Ta wyprawa różniła się od
pozostałych - skierowana była do Egiptu,
o którego bogactwach traktowały mityczne dzieła, jednak z powodów komunikacyjnych nie dotarła do niego, dlatego sfrustrowani rycerze udali się po obiecane
łupy do bliższego Konstantynopola. Można tylko ubolewać, że pierwsi, jeszcze
przed Turkami, zdobyli to miasto krzyżowcy - chrześcijanie.
Czy można uznać, że krucjaty były
jedną z przyczyn kolonializmu, którego
rozkwit nastąpił kilka wieków później?
Są badacze, którzy przyczyn
XVI-, XVII-wiecznego kolonializmu doszukują się w średniowieczu. Nawiązują oni
do stworzonych na terenie Azji Mniejszej
księstw Edessy czy Antiochii, jednak były
to normalnie funkcjonujące organizmy,
które w systemie feudalnym podlegały
Królestwu Jerozolimskiemu. Napływała do
nich ludność z całej Europy, ale esencję
stanowiła ludność tam zamieszkała, z której rekrutowano do wojska. Występowała
tam raczej pokojowa symbioza, niż sytuacja panująca na ziemiach podbitych
przez Corteza czy Pizarra po eksterminacji
ludności autochtonicznej.
Fundamentem islamu jest święta
wojna, nadal wcielana w życie przez muzułmanów. Ale czy chrześcijanie nie powinni czasem dziś siedzieć cicho, traktując to jako wyrównanie starych rachun-
ków z wyznawcami islamu?
Sama idea dżihadu, wojny przeciwko niewiernym, prowadzonej m.in. przez
Turków, została, zwłaszcza po 11 września, trochę wypaczona. To trudne pytanie - czy organizacje terrorystyczne, wyrównujące poprzez zamachy rachunki,
chcą dziś uderzyć w wiarę czy organizację
państwową? Cel krzyżowców - odzyskanie
Grobu Pańskiego i całej Ziemi Świętej - był
w średniowieczu bardzo nośny, choć i za
tym stały partykularne interesy.
To Arabowie zaczęli podbój ziem zachodnich. Odpowiedzią na niego była rekonkwista, odzyskiwanie terenów zagarniętych przez muzułmanów, następnym krokiem - krucjaty. Było to zatem wzajemne
odbijanie piłeczki. Wielu historyków popełnia błąd, próbując oceniać wydarzenia
sprzed paruset lat w kontekście XXI wieku.
To były inne realia.
Jeśli dobrzy ludzie nic nie robią, zło
zawsze triumfuje. Nie można nie przeciwstawiać się terroryzmowi, uzasadniając to
wyrównywaniem rachunków.
Prześladowania chrześcijan są coraz częstsze - już nie tylko w krajach
arabskich, ale także w Europie. Czy istnieje szansa na zawiązanie kolejnej,
współczesnej krucjaty?
W średniowieczu autorytet papieża
miał inną wagę. W Clermont wystarczył
jedna mowa papieża, by pociągnąć za sobą tysiące ludzi. Nie było SMS-ów, Internetu, a jednak już niecały rok później wyruszyła pierwsza krucjata chłopska. Mimo
tego wydaje się, że dzisiaj nie byłoby możliwe, aby głowy państw, tak jak kiedyś królowie, zjednoczyły się pod sztandarem
Kościoła. Współczesne interesy państw
europejskich wymagają współpracy z krajami arabskimi (walka o ropę), niekiedy są
sobie przeciwstawne (wojna w Iraku). Sieć
powiązań międzynarodowych jest zbyt
gęsta, by można było zawiązać koalicję
państw chrześcijańskich.
mgr Rafał Kamprowski, historyk,
doktorant na Wydziale Nauk Politycznych i
Dziennikarstwa UAM
ZHR A POLITYKA HISTORYCZNA
„Naród, który nie szanuje swej
przeszłości
nie zasługuje na szacunek teraźniejszości
i nie ma prawa do przyszłości”
Józef Piłsudski
“A taka w niej powaga
Dawno zaschniętej krwi
Że czuję jak wymaga
I każe rosnąć mi”
J. Kaczmarski, Zbroja
“Czytajcie przypisy na bieżąco.
To pomaga”
Autor
„Nasze państwo nie prowadzi polityki historycznej. Kropka.” Do takiego
wniosku można dojść porównując siły
i środki zaangażowane w kreowanie własnej, narodowej polityki historycznej po
stronie polskiej i - wzorcowej w tym przypadku - niemieckiej. Podczas gdy Niemcy
do tego stopnia świadomie kształtują
świadomość historyczną swoich obywa-
teli, że powoli osiągają wydawałoby się na
pozór niedosiężny cel przewartościowania
wartości i wymazania z umysłów poczucia
odpowiedzialności za piekło II wojny światowej, my zdajemy się w ogóle kreowaniem myśli narodowej nie przejmować.
I byłby to wniosek absolutnie
uprawniony, gdyby nie fakt, że jest znacznie gorzej. Można odnieść wrażenie, że
polskie władze nie tylko nie dbają o budowanie realnej polityki historycznej Rzeczypospolitej, ale też systemowo i z pełną
premedytacją starają się zdusić jakiekolwiek próby kształtowania takiego wizerunku naszej historii, jaki odpowiadałby
rzeczywistości. Ochoczo zastępują go zaś
jakąś kalką wyobrażenia, które naszym
politycznym adwersarzom na arenie międzynarodowej jest wygodne. I ot - znika ze
szkół nauczanie historii Polski, znika historia najnowsza, znika umiejętność budowania ciągów przyczynowo-skutkowych, pojawiają się zaś w przestrzeni publicznej
geje z Kamieni na Szaniec ( 1 ) ,
nie ma zaś w niej miejsca na pomnik
wdzięczności za wolność Ojczyzny w centrum Poznania(2).
Gdzie w tym wszystkim miejsce
ZHR-u? Nie może on wszak służyć jako
narzędzie destrukcji naszej polityki historycznej z przyczyn wychowawczych. Trwać
w bezczynności w tej sytuacji też nie może, z tych samych względów. Poprzeć środowiska forsujące potrzebę kształtowania
polityki historycznej nie może, bo zgodnie
z Uchwałą Rady Naczelnej ZHR nr 106/7
z dnia 11 czerwca 2011 roku “ZHR, jako
stowarzyszenie, nie opowiada się za żadnym z istniejących programów politycznych(3) i nie usiłuje narzucać znajdującej
się w jego szeregach młodzieży, żadnych
z góry określonych poglądów politycznych. Wszyscy członkowie ZHR mają pełne
prawo opowiedzenia się za takimi rozwiązaniami politycznymi, które sami uważają
za najbardziej korzystne dla Polski(4).”
W takim wypadku nie pozostaje nam nic
innego jak prowadzić własną politykę historyczną.
Musimy w harcerstwie kształtować
w naszych podopiecznych pewną świadomość historyczną. Swego rodzaju wrażliwość narodową. W przeciwnym wypadku
dopuścimy do realizacji Złego. Do czego
prowadzi brak wspomnianych wartości świadomości i wrażliwości? Do braku zdolności do refleksji historycznej, budowania
ciągów przyczynowo-skutkowych w kategoriach absolutnie najważniejszych - jak
prawda, suwerenność, niepodległość, stan
wojny i pokoju. To z kolei skutkuje zachwianiem kręgosłupa moralnego i podatnością na idee szkodliwe - jak tak zwany
„nowoczesny patriotyzm” - ograniczający
się do płacenia podatków, sprzątania
psich ekskrementów i chodzenia do teatru - najlepiej na sztuki o ekskrementach,
w miarę możliwości psich. I do oszczędności, koniecznie trzeba oszczędzać - krany
zakręcać i takie tam.(5) Rezultat zaaplikowania młodzieży tego typu wzorców,
w połączeniu z absolutnym upadkiem polskiego systemu edukacji mogliśmy obserwować w okresie szczególnie dla Polaków
trudnym, gdy po tragicznej śmierci niemal
stu osób, utracie wszystkich dowódców
wojskowych najwyższego szczebla oraz
najważniejszych osób w państwie, tłumy
poświęcające się modlitwie na Krakowskim Przedmieściu, zostały potraktowane
przez młodzież(6) - uciekającą się do rękoczynów w stosunku do osób starszych -
z najgłębszą pogardą. To wszystko oczywiście za przyzwoleniem jedynych słusznych mediów i dominujących ośrodków
politycznych. To samo przyzwolenie doprowadziło do ostrzelania przez policję
kobiet i dzieci - uczestników Marszu Niepodległości. A każdy, kto, zgodnie z zasadą wysłuchiwania obu stron, zapozna się
choćby z przedstawionymi materiałami
dowodowymi i spróbuje uważać, że
chłopcy od Macierewicza mogą mieć rację, jest oszołomem i moherem. I ciemnogrodem. Co więcej, brak wrażliwości
historyczno-narodowej wpływa na zaniedbanie polskiej racji stanu. Po co wszak
trudzić się budową silnej Polski, skoro
Polska nie jest istotną wartością?
Naród, który nie zna swoich korzeni i nie szanuje ich, pozostaje w próżni.
Łatwo go zmanipulować, narzucić mu
swoją wolę. Jeśli pozbawi się człowieka
tożsamości, można z nim zrobić wszystko
(7)
. Czeka go marny koniec, wieńczący
bezwolny żywot. Ten proces w Rzeczypospolitej postępuje, ponieważ coraz mniej
mamy strażników pamięci, a coraz więcej
jednostek do cna wypranych z dumy
z Rzeczpospolitej. Z pamięci o chwalebnych zwycięstwach, o krwią okupionej
niepodległości, o trudnej walce z zaborcą,
o niedokończonej batalii z komuną. Z naszego wspólnego, narodowego „My”,
z samej istoty polskości, z naszej zbroi
i naszego serca.
Czy wolno nam się na to godzić?
Nie mamy sił ani środków, ba, nie taki
jest nasz (ZHR-u) cel, by odpowiedzialni
za ten stan rzeczy ponieśli konsekwencje.
Ale niewykształcenie wśród młodzieży
świadomości narodowej prowadzi do marazmu z gatunku „co-z-tego-że-podobno-
jest-źle to-nie-moja-sprawa” w sytuacji,
w której za jakiś czas z kraju „nie będzie
już czego zbierać”, a dalej do tego, że
młodzież będzie dopuszczać nie tylko Złe,
ale też Coraz Gorsze. Oczywiście nie możemy uformować wszystkich. Ale w myśl
zasady, że to elity kształtują rzeczywistość, możemy się skupić na wychowaniu
elit. Tych elit, które kiedyś, podążając za
przyświecającym nam imperatywem
„Harcerz służy Bogu i Polsce”, będą dzierżyć trudne brzemię odbudowy naszej Ojczyzny, pozostającej w tej chwili na kolanach.
Tak wiele jest pól na których możemy wprowadzać w życie postulat wychowania patriotyczno-historycznego.
Tymczasem jest to służba, którą lekceważymy. Ba, niekiedy uciekamy od niej i jest
to ucieczka nosząca znamiona panicznej.
Powstała specjalna sprawność, Czas Patriotów, jako odznaka dla tych wszystkich, którzy zaangażowali się w służbę po
pamiętnym 10 IV, ale jak dotąd spotkałem tylko jednego człowieka, który by ją
nosił.
Do realizowania własnej polityki
historycznej mamy nie tylko odpowiednie
środki, ale też odpowiednie zaplecze ideowe (które jest absolutnie niezbędne).
Powinniśmy uczyć historii naszych podopiecznych, realizując odpowiednie wychowawcze założenia w pracy z drużyną.
Powinniśmy zabierać młodych na obchody patriotyczne. Zjednoczyć się pod jednym sztandarem i obecnością harcerskiego munduru na uroczystościach akcentować społeczeństwu najważniejsze. Ono
(społeczeństwo) naprawdę tego potrzebuje. Pokażmy swoim wychowankom
piękno naszego kraju, pozwólmy ostatnim Żołnierzom Wyklętym przekazać im
wilczą wolę, własnym przykładem zaszczepmy im niezgodę na deprecjację
wartości takich jak patriotyzm czy Ojczyzna.
Wojciech „Gofer” Bielecki
przyboczny 8 PDW „Zawrat”
1)
To nie tak, że do czegoś zachęcam, ale
za czasów działalności dzielnych chłopców z AK pani Janicka za rozgłaszanie
wiadomych tez zostałaby ogolona na
łyso.
2)
Centrum handlowe, o, centrum handlowe – to tak! Jak ta pokraczna „beza
z kosmosu” (określenie nie moje) nowo wybudowana przy św. Marcinie.
O, to to. Pomnik, notabene, po ciężkich walkach zostanie odbudowany
(z datków), ale nie w miejscu reprezentacyjnym, w centrum, tylko nad Jeziorem Maltańskim.
3)
Co nie znaczy, że jako członek tej organizacji nie mogę nazwać kłamstwa
kłamstwem, a gejów gejami.
4)
Szczególnie podkreślam ten fragment,
bo często jest to kryterium oceny pewnych zachowań i działań, które akurat
jest absolutnie pomijane. Jeśli jest to
niejasne, proponuję się zastanowić
jaką korzyść Rzeczypospolitej może
przynieść działalność faceta, którego
sztandarową zasługą w walce o nową
jakość w Polskiej przestrzeni publicznej
jest to, że wprowadził do sejmu posłankę... Posła... No, coś tam.
5)
Ale już na pewno nie zredukować absurdalne wydatki najwyższych dostojników państwowych na podróże do
pracy.
6)
Tu autor chciał użyć słowa „hołota”. Ale
się powstrzymał.
7)
Polecam porównać z procesem mankurtyzacji. Pojęcie „mankurt” pochodzi
z kultury tureckiej, oznacza człowieka,
który został poddany bolesnemu procesowi pozbawienia pamięci, co czyniło z niego perfekcyjnego niewolnika.
BŁĘDNI IDEALIŚCI, OSTATNI RYCERZE?
Harcerz dąży do doskonałości. Nigdy jej, oczywiście, nie osiągnie, ale stara
się do niej zbliżyć tak bardzo, jak to możliwe. Na zasadzie asymptoty. I swoją postawą, poniekąd, wybija się zdecydowanie
ponad przeciętnych członków społeczeństwa. Nie chciałbym, oczywiście, choćby
otrzeć się tutaj o mrożkowskie „jestem
lepszy od wszystkich ludzi”(1), ale myślę, że
całkiem odpowiedzialnie możemy przyjąć,
że żyjąc w myśl wyższych ideałów
harcerze sytuują się w ogóle jednostek jako ci bardziej odpowiedzialni, lepiej wychowani, solidniejsi i w ogóle jacyś tacy bardziej... No, bardziej. Takie założenie, oczywiście może nie mieć
żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości, jeśli jako próbę weźmiemy niewłaściwą grupę skautów, ale wiadomo, lord Robert
Baden-Powell spojrzał i wiedział,
że było dobre.
Poważniej. Harcerz służy Bogu
i Polsce, postępuje po rycersku, jest pożyteczny, oszczędny, ofiarny i jeszcze do tego w każdym widzi biblijnego bliźniego. To
tylko część z ideałów, którymi kierują się
harcerze w swoim życiu. Ale czy kierują się
nimi dla samych siebie? Czy może raczej
służą innym, żyjąc i postępując według
zasad, pokazując ludziom ścieżkę, którą
warto podążać? Drogowskazy, za którymi
podążają harcerze, prowadzą na trakt
trudny, stromy i wyboisty. Ale jednocześnie po drodze na szczyt dobrze widać zeń
wszystkie ślepe skróty i niebezpieczne pułapki, w które mogą wpaść podążający
innymi dróżkami. A misją harcerzy nie jest
ochocze bieganie harcerskim szlakiem
w górę i w dół, ale sprowadzanie nań innych wędrujących.
Dlatego nie wolno nam przyjąć, że
próbując rozpropagować harcerską postawę walczymy z wiatrakami. W dniu, w którym to uczynimy, z rycerzy pokroju strażnika Aragorna(2), walczących na pierwszej
linii frontu, w brudzie i w pyle, zawsze blisko ludzi, przeistoczymy się w blaszane
puszki. W lśniących zbrojach, ale
tylko puszki, które łatwo otworzyć
byle glewią i przekonać się, że w
środku mają zwykłe mięso i trochę
krwi.
Podsumowując: czy postawa harcerska ma szansę rozprzestrzenić
się w społeczeństwie XXI wieku,
czy pozostajemy już tylko romantycznymi niedobitkami? Najlepsi
socjologowie nie wiedzą co przyniesie przyszłość, ale tak długo jak
my sami utożsamiamy harcerstwo
ze stylem życia, tak długo ma ono sens.
W tym bowiem tkwi jego siła i potencjał
rozwoju: jest żywe.
Wojciech „Gofer” Bielecki
przyboczny 8 PDW „Zawrat”
1)
“Po pierwsze, jak już powiedziałem, jestem lepszy od wszystkich ludzi. Bardzo
możliwe, że znajdą się tacy, co temu
zaprzeczą, bo powiedzą, że to oni są
najlepsi. Ale ich argumenty nie mają
żadnego znaczenia, bo oni nie są mną,
to skąd mogą wiedzieć, jaki ja jestem
dobry?” z: “Podanie”, Sławomir Mrożek
2)
A jak!
WYMAGAJĄCY
Zewsząd jesteśmy otoczeni rozmaitymi wymaganiami – na uczelni, w pracy,
w domu. Musimy napisać pracę semestralną, przygotować prezentację na spotkanie, posprzątać w łazience. Dotyczą
one rozmaitych spraw dnia codziennego.
Warto jednak zadać sobie pytanie, czy
poza takimi sprawami stawiane są przed
nami wymagania w zakresie własnego
rozwoju – jako człowieka. I drugie pytanie – jeszcze ważniejsze – czy takie wymagania sami sobie stawiamy?
Jak powiedział bł. Karol de Foucauld: „Każdy dzień naszego życia winien
ukazywać postęp w mądrości i łasce”. Aby
tak się stało, należy uświadomić sobie potrzebę pracy nad sobą. We współczesnym
świecie nikt nie zastąpi nas samych w tym,
aby zatroszczyć się o nasz wzrost duchowy
i osobisty. Oczywiście są środowiska, które to ułatwiają – duszpasterstwa czy harcerstwo, w którym każdy przełożony powinien dbać o rozwój powierzonych sobie
osób. Drużynowy czy hufcowy podejmując
realną pracę ze swoimi podopiecznymi
może wpływać na kształtowanie ich postaw i oprócz przekazania wiedzy harcerskiej, ważne powinno być dla niego również stawianie konkretnych zadań i wymagań, które pozwalają na pracę nad wadami czy umacnianie zalet wychowanka.
W żadnym jednak wypadku nie wystarczy
zdać się na osoby wokół nas w zakresie
własnego wzrastania. Już od etapu wę-
drowniczego w sposób szczególny akcentować powinno się potrzebę podjęcia
przemyślanego samowychowania. Warto
zaznaczyć, że przypomina o tym naramiennik wędrowniczy, w którym jednym
z polan jest praca nad sobą. Uważam, że
w naramienniku ten właśnie element jest
fundamentem dla wszystkich innych
spraw w nim symbolizowanych. Przecież
praca nad sobą zmierza w kierunku rozwoju trzech sił przedstawionych przez płomienie ogniska i musi poprzedzać dwa
pozostałe polana – szukanie miejsca
w społeczeństwie oraz służbę.
Bardzo dobitnie konieczność pracy
nad sobą i wzrostu duchowego w obliczu
braku wymagań ze strony świata wyraził
bł. Jan Paweł II, który do zgromadzonej
młodzieży mówił, że należy od siebie wymagać, choćby inni od nas nie wymagali.
Papież przypominał również, że każdy
z nas ma swoje Westerplatte, którego musi bronić do końca – nie poddać się i nie
zrezygnować. Tym Westerplatte dla każdego chrześcijanina jest obrona wartości,
które niesie za sobą wiara. Oczywiście do
takiej bohaterskiej obrony każdy z nas
musi dorastać każdego dnia coraz bardziej. Świat współcześnie pokazuje wiele
modeli życia, które gwarantować mają
szczęście, przyjemność, łatwość. Prawdziwość w wyznawaniu wiary wymaga poświęcenia, konfrontacji z tymi modelami,
rezygnacji z pewnych decyzji, sposobów
działania na rzecz prawdziwego Dobra. W
tym przejawia się także rycerstwo harcerzy. Obronę Westerplatte podejmujemy
każdego dnia, bo codziennie podejmujemy decyzje – wybieramy sposób naszego
działania. Czy uklęknąć do modlitwy wieczorem, czy pościć w piątek, czy skłamać,
by wymigać się od wykonania dodatkowej
pracy, czy kupić bezdomnemu herbatę,
czy ustąpić miejsca w autobusie? Podejmujemy na co dzień wiele decyzji i jedynie
część z nich jest moralnie obojętna.
Wszystkie pozostałe prowadzą nas do
wzrostu ku dobru lub spadku ku złu. Wym a g a n i e
o d
s i e b i e
i samowychowanie ma nas tak kształtować, abyśmy umieli w każdej sytuacji wybrać dobro, a zło odrzucić – za cel ma więc
osiągnięcie wolności i świętości. Oczywiście nie jest to do końca możliwe, staje się
więc modelem, do którego dążymy. Oznacza to jednocześnie, że nasze zadanie pra-
cy nad sobą w tym życiu nigdy się nie
skończy. Co więcej, tyle wiemy o sobie, na
ile nas sprawdzono. Wiele razy staniemy
przed koniecznością podjęcia decyzji, której nigdy nie mieliśmy przed sobą, a którą
trzeba podjąć od razu. Nie wiemy jak się
zachowamy, bo nie możemy mieć z góry
odpowiedzi na pytania, których sobie nawet nie wyobrazimy. Ale im intensywniej
pracujemy nad sobą, tym większa nadzieja na to, że nasz wybór będzie dobry.
Praca nad sobą – podobnie jak praca z harcerkami i harcerzami w drużynie –
wymaga po pierwsze znajomości siebie,
po drugie świadomości celu i po trzecie –
doboru odpowiednich środków, które pozwalają na jego osiągnięcie oraz ich konsekwentne oraz systematyczne realizowanie. Praca nad sobą jest warunkiem tego,
aby przez życie przejść odpowiedzialnie
i mądrze. Nie możemy pozostać duchowo
na poziomie pierwszej Komunii świętej
czy bierzmowania. Podobnie jak szukamy
różnych szkoleń, kursów, trenujemy
i uczymy się – tak samo musimy również
dbać o nasz rozwój religijny i moralny.
Moim zdaniem więcej dobrego niż z ukończonych fakultetów, przyjdzie nam z tego,
że będziemy umieli podejmować takie
decyzje, aby nie niszczyć siebie i nie ranić
osób wokół nas. A mimo to cały czas więcej uwagi poświęcamy na fakultety.
phm. Artur Piwowarczyk HR
zastępca komendanta chorągwi
szczepowy Poznańskiego Szczepu Drużyn
PIRAMIDA „HARCU” / ZHR MOICH MARZEŃ I WSPOMNIEŃ
(NIEPOTRZEBNE SKREŚLIĆ)
Zamierzałem opublikować tutaj
tekst o sprawach, które wydają mi się niezwykle ważne. Kiedy zacząłem obmyślać,
formułować wnioski i szukać źródeł, z tych
prawie 25 lat ZHR, znalazłem na twardym
dysku archiwalne numery „Starszego Poznańczyka”. Był to kilkunumerowy epizod
w chwili pewnego wewnętrznego buntu.
Po lekturze tekstów stwierdziłem,
że myśli tam zawarte pokrywają się
z obecnymi, zatem po co pisać.
STARSZY POZNAŃCZYK
Nr 0, 11 listopada 1996
PYTANIA
W tym miejscu miała być gawęda.
Tak, gawęda, która będzie skierowana do
nas. Od wielu lat brakuje mi gawędy,
która mogłaby mi pomóc rozwiązywać
swoje harcerskie problemy. W pewnym
momencie wkroczyłem w świat “polityki”
instruktorskiej i pewien dotychczasowy
czar prysł. Dobrze by było, gdyby
Co prawda był to (szok!) rok 1996
i mimo różnicy wielu lat niektóre sprawy
pozostały aktualne. W pierwszej chwili
poczułem się trochę młodszy, jednak po
chwili doszedłem do wniosku, że starym
hramolem* jestem.
Miłej lektury.
Przemo Stawicki
* czytaj: harcerskim ramolem
w każdym numerze znalazło się kilka zdań,
które można przeczytać ze spokojem
i nieco zaczerpnąć., zastanowić się, na
chwilę zatrzymać i pomarzyć.
Niestety nie dotarła. Miała
poruszać ważny temat: ja instruktor a ZHR, tu w Poznaniu. Nie jestem w stanie
zastąpić osoby, która miała ją napisać.
Spróbuję jednak przekazać moje
przemyślenia w tej sprawie. Może
poniższe słowa staną się motorem
wymiany zdań na łamach, chyba już
naszego pisma.
Był przełom roku 1988/89, zima,
wiosna, olbrzymie nadzieje związane
z rozwojem wydarzeń w kraju. Pamiętam
entuzjazm - jest !, jest wreszcie nasza
wy marzon a, dłu go oczekiwan a
organizacja - Związek Harcerstwa
Rzeczypospolitej. Tyle lat musieliśmy
kombinować, ryzykować, grać na dwoje
skrzypiec, a teraz mamy swoją
organizację - zupełnie niezależną od...
Zakasujemy rękawy i ruszamy ostro do
pracy. I nagle buch - zimny kubeł wody na
głowę - to nie wszyscy razem możemy
decydować o tym, jak będzie wyglądał
ZHR w Poznaniu. Dlaczego?
Coś pękło i mimo wielu prób do
dzisiaj nie udało się tego skleić. Burza, co
prawda, dawno przeszła, ale straty
zostały.
Dlaczego tak wielu wspaniałych
instruktorów się wycofało, jak to mówił
“Bibi”: zakopało swój mundur?
Dlaczego powstała “dziura
instruktorska” i jest tak mało dojrzałych
instruktorów? Gdzie zgubiliśmy ciągłość
w
przekazywaniu
insygniów
instruktorskich?
Dlaczego w Poznaniu na dzisiaj nie
ma żadnego kręgu instruktorskiego, który
animowałby pracę twórczą? Przecież
gdzie indziej jest zupełnie inaczej. U nas
nawet trudno mówić o środowisku
instruktorskim.
Dlaczego zostało tak strasznie
zaniedbane
duszpasterstwo
instruktorów?
Jesteśmy
samowystarczalni?
Dlaczego zamiast przybywać
drużyn zuchowych i harcerskich - one
znikają? Podobnie hufce?
Dlaczego symulujemy pracę
instruktorów, wymyślając funkcje tym,
którzy od dawna nic nie robią? Czy tylko
po to, by statystyki tak gwałtownie nie
malały?
Dlaczego instruktorzy zamykają się
w swoich środowiskach i nie chcą ich
otworzyć?
Dlaczego tyle gadamy, marnujemy
tyle godzin, a także pieniędzy i nic z tego
nie wychodzi? Gdzie nasze konkretne
podejście do życia?
Dlaczego wzajemnie marnujemy
swoją pracę i czas? Chyba nie mamy ich
zbyt wiele?
Dlaczego podczas pełnienia
różnych służb pojawia się ta sama garstka
instruktorów?
Dlaczego nie ma wśród nas
autorytetów, o zasięgu trochę większym
niż mikrolokalny?
Dlaczego się tak rozmyliśmy?
Gdzie jest nasza twarz - twarz
instruktorów Związku Harcerstwa
Rzeczypospolitej?
Nie chcę, by te słowa brzmiały jak
zrzędzenie starego dziadka, one cały czas
we mnie tkwią i nie potrafię znaleźć
jasnych odpowiedzi. A przecież ZHR jest
także moją organizacją.
Może wreszcie się obudzimy,
zrobimy ze sobą i wokół siebie porządek?
Czy ktoś z Was odczuwa to
podobnie? Może wystarczy tylko
otwarcie i uczciwie pogadać i wzajemnie
się szanować.
Przemo Stawicki
P.S. Kończąc gawędę usłyszałem w tle
słowa, ostatnio popularnej,
piosenki: “Wszystko się może
zdarzyć, gdy głowa pełna marzeń,
gdy serce pełne wiary, gdy tylko
czegoś pragniesz i bardzo chcesz.”
* * *
SZTARSZY POZNAŃCZYK
Nr 1, 8 grudnia 1996
ODPOWIEDZI (cz. I)
W poprzednim numerze zadałem
kilka pytań. Oczywiście nie chcę ich
zostawić bez odpowiedzi, więc dzisiaj
biorę się za pierwsze.
Dlaczego tak wielu wspaniałych
instruktorów się wycofało?
Problem ten można było
zaobserwować już kilka lat temu. Widzę
między innymi takie przyczyny:
- brak wzajemnego poznania,
- przez co brak zrozumienia i tolerancji,
- brak wzajemnego szacunku,
- brak karności, a z drugiej strony
opiekuńczości,
- brak konkretnego (może lokalnego)
celu,
- brak prawdziwego “przywódcy”,
- przesadna instytucjonalizacja naszych
struktur,
- zbyt wiele niejasności i kombinowania,
a może wręcz elementarnej uczciwości
i jednoznaczności,
- brak samokrytyki,
- brak wspólnej modlitwy,
- i może najważniejsze i chyba
najtrudniejsze do pokonania - brak
wspólnych “korzeni”, tzn. świadomości
i odczuwania tych “korzeni”.
Jak temu zaradzić?
Na początek może takie
spostrzeżenie: powoli mija czas burzy
rozpoczętej w 1989 roku. Czekają nas
następne i przypuszczam, że rzadko
zagości spokój. Burza dotknęła nas,
instruktorów, tak samo, jak innych
Polaków. Nadchodzi czas refleksji
i szukania celu - sposobu na przyszłość.
Myślę, że aby zmienić obecną
sytuację powinniśmy zaczerpnąć z pracy
naszych zastępów i drużyn.
Po pierwsze - powinniśmy
wybierać takie osoby do pełnienia
obowiązków przełożonych, które będą
chciały je pełnić, będą reprezentowały
odpowiedni poziom, tak pod względem
wyrobienia
harcerskiego,
jak
i doświadczenia życiowego. Osoby
systematyczne
i
wewnętrznie
uporządkowane,
obowiązkowe
i konsekwentne.
Po drugie - w odpowiedni sposób
i w odpowiedniej kolejności prowadzić
prace planowania i podejmowania
jakichkolwiek zadań. Wybierać cele
możliwe do zrealizowania, a jednocześnie
podnoszące poprzeczkę.
Po trzecie - być uczciwymi
i konsekwentnymi, wymagać od siebie,
podwładnych i przełożonych, być wobec
jednych i drugich , pełnić wobec siebie
służbę. Nie przechodzić obok czegoś
niewłaściwego obojętnie.
Po czwarte - powinniśmy
uporządkować własne struktury
i zadania, które powinny spełniać. Przyjąć
jasny sposób rozliczania się
z podejmowanych zadań. Tak przełożeni,
jak i podwładni.
Po piąte - nie możemy się bać
rozmawiać o sprawach trudnych. Przecież
bez rozmów nie znajdziemy rozwiązania.
Po szóste - powinniśmy zrobić
wszystko co można, by spotkać się przy
źródle naszego życia i służby harcerskiej.
Po siódme - musimy się wzajemnie
szanować, mamy wystarczająco wielu
wrogów.
Po ósme - powinniśmy wspólnie,
w oparciu o wiarę i modlitwę, budować
się wewnętrznie.
Mówiąc najogólniej - zostańmy na
powrót harcerkami i harcerzami spójrzmy na Rotę Przyrzeczenia i Prawo
Harcerskie, postawmy się w miejscu
młodego człowieka, który niebawem chce
złożyć swoje Przyrzeczenie.
Czuwaj!
Przemo Stawicki
* * *
SZTARSZY POZNAŃCZYK
Nr 2, 16 lutego 1996
SŁÓWKO
Minęły dwa miesiące od
poprzedniego numeru “Starszego
Poznańczyka”. W tym czasie miało miejsce
kilka ważnych wydarzeń, które nie
p owin n y u jść n aszej u wad ze.
W niniejszym numerze nie wszystkie będą
wspomniane, ale na pewno niebawem
wrócimy do nich.
Moim zdaniem najważniejszym
w y d a rz e n i e m b y ł a u r o c zy s t o ś ć
Zawierzenia Matce Bożej Wielkopolskiego
ZHR-u. Już dawno nie widziałem, a może
raczej, nie spotkaliśmy się w tak licznym
gronie na Mszy św. i do tego w kościele
OO.Karmelitów Bosych. W kościele,
z którym związanych jest tak wiele spraw
nas dotyczących, nie tylko kiedyś, lecz
także dziś. Można mieć tylko nadzieję, iż
Zawierzenie jeszcze w nas się tli, bo jeśli
nie, to... kiepsko. Samo Zawierzenie było
dużym osiągnięciem, tak uważam. I nie
wiem, czy można powiedzieć, że mogło
wyglądać znacznie, znacznie lepiej - tak
sama Msza św., jak i wszystko co działo się
wokół niej. Chyba stać było nas tylko na
tyle, a może aż na tyle! W każdym razie
smutny to widok leżących w siedzibie
Okręgu Aktów Zawierzenia byle jak na
parapecie, czekających na lepsze czasy.
Zaangażowanie się w Zawierzenie
instruktorów i środowisk każdy może
ocenić sam.
Jakby kontynuacją powyższego
wydarzenia jest zawiązanie Sztabu Białej
Służby w Poznaniu. Odbyło się kilka
spotkań, z których wyłania się obraz
naszej najbliższej pracy w ramach
przygotowań do spotkania z Ojcem
Świętym w czerwcu br. Zapewne ten
temat będzie wiódł prym w następnych
numerach “SP”.
Kolejna ważna sprawa to wybory
delegatów na Walny Zjazd naszego
Związku i z nią właśnie związana będzie
kolejna część.
ODPOWIEDZI (cz. II)
N a s p o tk an i u w y b o rc zy m
(wybieraliśmy delegatów na Zjazd Walny)
poruszony został bardzo istotny problem:
czy instruktorzy w stopniu przewodnika
mogą brać udział w Zjeździe Walnym
i posiadać bierne i czynne prawa
wyborcze. Nie będę się rozpisywał o co
chodzi, gdyż wynika to z listu
zamieszczonego poniżej.
Dlaczego list ten znalazł się
w “Odpowiedziach”?
Dokładnie w nocy z 1 na 2 stycznia br.
Odbyłem długą rozmowę z gdańskim
instruktorem (w Gdańsku oczywiście)
o tym, co i jak piszczy w trawie ZHR-u,
oczywiście u nich w Trójmieście i u nas
w Poznaniu. Wiele problemów jest
wspólnych. Z kolei te problemy poruszone
zostały przeze mnie w “Pytaniach”.
Prawdziwym i jednocześnie
smutnym wnioskiem było to, że nasza
Organizacja stała się nieco skostniała, że
ludzie - czytaj instruktorzy - ze świeżymi,
często niekonwencjonalnymi, pomysłami
nie mogą się przebić przez mur zbyt
mocno zakorzenionych instruktorów. Zbyt
mocno zakorzenionych znaczy: zbyt
zaawansowanych wiekiem, zbyt zajętych
sprawami rodzinnymi, zbyt zajętych pracą
zawodową, zbyt zmęczonych pracą
instruktorską, zbyt szablonowych,
posiadających zbyt wysokie mniemanie
o sobie, zbyt zatwardziałych w swoim
myśleniu, a także nieodpowiedzialnych za
swoje słowa i czyny itp.
Stan Organizacji zależy od
kondycji środowiska instruktorskiego,
które an imuje pracę zarówno
w drużynach, jak i poza nimi. Chyba
zgodzicie się ze mną, że kondycja
środowiska instruktorskiego nie jest
dobra, że drużynowymi często są
“nieinstruktorzy”, że brakuje ludzi do
obsadzenia wszystkich koniecznych dla
życia Związku funkcji (nie mówię tu
o przypadkowości), że brakuje ludzi
oddanych z głową nie od parady. Przez
kilka lat ZHR-u nie udało się nam zapewnić
ciągłości instruktorskiej.
Podsumowując: uważam, że zbyt
wiele spraw dotyczy instruktorów
w stopniu przewodnika, by rezygnować
z ich udziału w Zjeździe Walnym, na nich
przecież powinna być oparta główna
praca Organizacji w drużynach
i gromadach. Może kiedyś dorobimy się
silnych
lokalnych
środowisk
instruktorskich i przewodnikom wystarczy
zjazd lokalny, ale na razie brzmi to jak
bajka. Ale mimo wszystko rękawy w górę i
do roboty.
Przemo Stawicki
DHiH GP - OGŁOSZENIA
3 maja (piątek)
Prosimy - pamiętajcie o rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja, dzień ten przynosił
wielu pokoleniom Polaków nadzieję i radość , dzisiaj przypomina nam o potrzebie
dbałości o odzyskaną wolność i poczucie
własnej wartości.
26 maja (niedziela)
Na następną Mszę świętą zapraszamy
26 maja tradycyjnie na godz. 16.00 tu
na św. Wojciechu.
1 czerwca (sobota)
Nad jez. Lednickim odbędzie się kolejne
XVII spotkanie młodych pod
hasłem „W imię Ojca”. Musimy tam być.
23 czerwca (niedziela)
Zapraszamy na kolejną Mszę św. harcerską, będzie to ostatnia msza przed wakacjami, na której szczególnie będziemy się
modlić za szczęśliwy przebieg obozów,
kolonii i wędrówek oraz o siły i błogosławieństwo dla wszystkich komendantów
tychże.
28 czerwca (piątek)
57 rocznica Powstania Poznańskiego
Czerwca 1956 roku, powinniśmy pamiętać
i oczcić poznaniaków, którzy stanęli przeciwko ówczesnej, komunistycznej władzy,
w obronie wolności, chleba i Boga.
100-LECIE HARCERSTWA WIELKOPOLSKIEGO
ZAPRASZAMY
WWW.STOHARC.POZNAN.PL
Kolejnych części książki sir Roberta Baden-Powella "Gry skautowe" w tłumaczeniu phm. Pauliny Skorupskiej HR szukajcie w następnych numerach.
Pismo Duszpasterstwa Harcerek
i Harcerzy Grodu Przemysława
Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej
Redaktor Naczelny: Michał Kozanecki
Wydawca: Przemysław Stawicki
Korekta: Paulina Skorupska
Skład: Przemo Stawicki
Redaguje zespół:
dział WIARA - Magdalena Szymańska
dział HISTORIA - Monika Wojtkowiak
dział WYDARZENIA - Natalia Pawlak
dział SŁUŻBA - Wojciech Bielecki
ilustracje: Aleksandra Włodarczyk
Kontakt: [email protected]

Podobne dokumenty