Test Infiniti Q50
Transkrypt
Test Infiniti Q50
Dziś w naszym teście coś naprawdę pięknego, coś co przyciąga uwagę, coś co sprawia, że czujemy się wyjątkowo, i coś przy czym pracował sam Sebastian Vettel. Czyli infiniti Q50. To duża limuzyna, wyglądająca groźnie, pięknie i bardzo elegancko. Marka Infiniti jest japońska i produkuje samochody dla ludzi, którzy wymagają od samochodu czegoś więcej. To nie jest tylko pusty slogan reklamowy, który słyszymy po wejściu do salonu. W tym naprawdę coś jest. Samochody tego typu są, owszem, piękne, smukłe, znakomicie zaprojektowane ale często pozbawione są „tego czegoś”. Widząc limuzynę na ulicy często myślimy, że w środku siedzi nudny, snobistyczny prezes dużej korporacji. W przypadku tego auta jest inaczej. Bardzo drapieżne kształty, sportowa stylistyka, dynamiczne linie nadwozia - to wszystko sprawia, że ten samochód na pewno nie ma kompleksów w stosunku np. do swoich niemieckich rywali. Bardzo podoba nam się przednia maska, jest płaska. Spokojnie moglibyśmy przyjść rano do garażu rozłożyć na niej obrus i zasiąść do śniadania, a potem jednym ruchem zerwać wszystko i z piskiem opon ruszyć do pracy. Z przodu mamy groźnie wyglądające światła w technologii LED do tego chromowany przedni „grill” z dużym znaczkiem infiniti na środku, zderzak trochę przywołujący charakterystyczny japoński tuning, ale co ważnie - nie wyglądający tandetnie. Pod maską silnik diesla 2.2 o mocy 170 KM. To niby nie dużo, ale moment obrotowy jest na poziomie 400 Nm. Do wyboru mamy jeszcze bardzo nowoczesną jednostkę o pojemności 3.5 l. To hybryda składająca się z silnika elektrycznego mającego 67 KM i benzynowego V6 łączna moc to 364 KM. Bok tego auta to płynna linia niczym fala rozchodząca się od przodu samochodu aż po koniec kufra. Wygląda dynamicznie i zadziornie. Tył to oczywiście kufer i bagażnik, dość pojemny bo jest tu 500l, niestety podłoga jest na końcu uniesiona do góry co nie pozwoli wepchnąć walizek do końca a i dość mocno i wyraźnie wchodzą tutaj nadkola. Wnętrzne to coś, co projektanci Infiniti dopracowali w każdym calu. To na co od razu zwracamy uwagę, to fotele, bo podobno są to „fotele nie z tego świata”. Tzn. konstruktorzy infiniti zdali się na badania NASA i dzięki ich wynikom można było zaprojektować fotele tak, aby ciało układało się w nich idealnie, podobnie, jak w stanie nieważkości. I podobno nasz obieg krwi w organizmie będzie teraz „idealny”. Mamy tu dwa duże ekrany dotykowe. Jeden na górze tu wyświetla się nam mapa i trasa i na dole tutaj z kolei mamy aplikacje, możemy korzystać z internetu, zażądamy multimediami, naszym telefonem, pocztą, kalendarzem, Facebookiem czy Twitterem. Miejsca z tyłu też jest dużo, chociaż nisko opadająca linia dachu może sprawiać że wysoki prezes będzie ocierał głową o dach albo będzie zmuszony do zsunięcia się trochę z fotela. Ale bardzo fajna jest ta głęboka kanapa z bardzo długim siedziskiem, pełen komfort. Materiały są, jak na te klasę samochodu przystało, na wysokim poziomie, nie ma tu udawanego aluminium czy tandetnej skóry. Wszystko jest bardzo przyjemne w dotyku i wykończone ze smakiem. Jest też kilka funkcjonalnych schowków, po stronie pasażera, który jest dość mały. W podłokietniku, też nie powala rozmiarami, ale kryje w sobie dwa gniazda 12 V, i dwa wejścia USB i nawet wejście S-video. Do tego bardzo wyraźne i eleganckie zegary i dość prosty ale dający najpotrzebniejsze informacje komputer pokładowy pomiędzy nimi obsługiwany z koła kierownicy, na którym cała masa przycisków. Przyznam, że cały czas myślę o tej 364-konnej hybrydzie, ale nie ma co marudzić, bo nasze 170 KM też daje radę i czuć to już od pierwszego momentu. Dosłownie, bo moment obrotowy to 400 Nm. Auto rozpędza się od 0 do 100 km/h w 8,7 sekundy, a wskazówka prędkościomierza zatrzyma się dopiero przy 231km/h. Diesel na postoju daje o sobie znać. Słychać ten silnik, a skoro to limuzyna bardzo elegancka, to troszkę to przeszkadza. Podczas jazdy jest zdecydowanie lepiej chyba, że przekroczymy np. 140km/h wtedy w kabinie robi się głośno. Na szczęście mamy znakomity zestaw audio, który dostosowuje się do natężenia głośności w samochodzie i sprawia, że nie będzie nam ono przeszkadzało. Na pokładzie znajduje się aż 14 głośników, a cały zestaw sygnowany jest marką BOSE. Możliwości ustawienia dźwięku nie powalają, ale zapewniam, że nie ma takiej potrzeby. Gra świetnie! Zarówno, gdy siedzimy z przodu jak i z tyłu. W naszej wersji mamy system który nas zaskoczył, czyli aktywny tempomat, choć testowaliśmy już auta z tą technologią to ciekawostką jest to że w infiniti nie trzeba uruchamiać tempomatu aby on działał. Podjeżdżając do poprzedzającego nas samochodu nasze Q50 samo zacznie zwalniać aż do zatrzymania, potem przypomni nam sygnałem dźwiękowym, że to my kierujemy i musimy sami nacisnąć pedał hamulca. To teraz słowo o spalaniu. Pamiętajmy, że to prawie 5 metrowe auto, kawał samochodu więc i spalanie powinno być wysokie ale nie jest! Producent zapowiada że będzie ono na poziomie 5 w cyklu mieszanym. I da się osiągnąć ten wynik ale trzeba nad tym pracować i jeździć spokojnie. Mój rekord to 6 l na 100 km na trasie a w mieście 7 l, a przypominam, że auto waży prawie 1700 kg. To bardzo ciekawa propozycja dla ludzi ceniących sobie indywidualizm lubiących się wyróżniać. Dla tych którzy szukają czegoś więcej niż tylko limuzyny która przenosi z punktu a do b. I co ciekawe na pokładzie Q50 mamy masę bajerów i funkcjonalnych technologii i wydawać by się mogło że zapłacimy za to fortunę a jak na auto tej klasy to uważam że to rozsądne pieniądze. Bo nasz egzemplarz testowy kosztuje ok. 164 tyś. złotych.