Kamerun - Wierni czekaj¹ na misjonarza
Transkrypt
Kamerun - Wierni czekaj¹ na misjonarza
Wierni czekają na misjonarza Batouri, 28.02.1988 Kamerun Mija juŜ kolejny miesiąc mojego pobytu w Kamerunie. PrzeŜyłem pierwsze BoŜe Narodzenie z dala od domu, rodziny i przyjaciół. Przyzwyczajam się do klimatu i nowego otoczenia. Czuję się dobrze. DuŜo czasu poświęcam nauce języka „ewando”. Nauczyłem się juŜ na pamięć najwaŜniejszych tekstów mszalnych, aby móc odprawiać Mszę św. w tym języku. Innego tu nie znają. Codziennie spotykam sporo młodzieŜy i dzieci, które gromadnie przychodzą na naszą misję. Budując proste zdania juŜ zaczynam z nimi rozmawiać. Wychodzi mi to całkiem nieźle. Trudność w nauce tego języka polega na tym, Ŝe wysokość tonu zmienia zupełnie sens słowa. Mówiąc ewondo trzeba prawie śpiewać. Jestem w Batouri, w diecezji Bertoua, niedaleko granicy z Republiką Środkowoafrykańską. Są tu juŜ dwie parafie. Pracuję w parafii Matki BoŜej. NaleŜą do niej jeszcze wioski w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. W niedzielę odprawiam trzy Msze św. Dwie na miejscu a jedną w buszu. Praca w buszu, pomimo Ŝe jest trudniejsza, zwłaszcza ze względu na dojazdy po kiepskich drogach, daje o wiele więcej zadowolenia. Wierni czekają na misjonarza. Nie zapomnę jak mnie przywitali pierwszy raz, gdy ze względu na defekt mojego starego samochodu spóźniłem się o całą godzinę. Cała kaplica wprost zadrŜała od przeraźliwego wybuchu radości. A potem Msza św. w rytmie tam-tamów i balafonów, śpiew, taniec - i te dziesiątki, setki czarnych głów - niemalŜe jednakowych - to robi niesamowite wraŜenie. Msza św. trwała przynajmniej dwie godziny. W takich momentach człowiek się mimo woli wzrusza i cieszy się, Ŝe spełniły się jego plany i zamierzenia, by kiedyś pracować na dalekich misjach, wśród biednych i opuszczonych. Czuje się, Ŝe jest się potrzebnym, Ŝe ludzie tu czekają na misjonarza. JuŜ często siadałem z moimi wiernymi w buszu do wspólnego posiłku. Ich posiłki nie są złe, ale nasze Ŝołądki nie zawsze akceptują wszystkie ich smakołyki. Podstawowym poŜywieniem tutejszej ludności jest maniok. Z korzeni tego „drzewa” przygotowuje się mąkę, z której następnie gotuje się papkę przypominającą ziemniaki purre - ale bardzo gęste. Tak przyrządzony maniok je się ręką. Macza się go w bardzo ostrym, pikantnym sosie. Są równieŜ kawałki mięsa, ale zwykle tak twarde, Ŝe trudno sobie z nimi poradzić. Ale wszystko to podane jest z tak wielkim sercem, Ŝe nie sposób gościny odmówić. 1 lutego pojechałem do stolicy Jaunde, aby odebrać z lotniska moich dwóch nowo przybyłych współbraci ze Zgromadzenia Misjonarzy Ducha Świętego: o. Edwarda Jabłońskiego i o. Władysława Pelczara. Przyjechali w dobrym humorze i są pełni optymizmu. Po krótkim pobycie w Bertoua, udali się juŜ na swoje placówki: o. Edward do Messamena a o. Władysław do Essiengbot. Nasza polska grupa misjonarzy we wschodnim Kamerunie wciąŜ rośnie - a to cieszy. Z utęsknieniem czekamy na kaŜdy nowy numer „Misyjnych Dróg”. Podajemy go sobie od misji do misji, aby zaczerpnąć trochę powietrza z Polski i oderwać się choć na chwilę od naszych obcojęzycznych potykań - francuskich, ewando czy baja. Z serdecznymi pozdrowieniami i zapewnieniem o pamięci w modlitwie. Sum Ryszard CSSp