Materiały prasowe Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski

Transkrypt

Materiały prasowe Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski
Materiały prasowe Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski
Aleksandra Waliszewska
HEROES OF MIGHT AND MAGIC
11.04-3.05.2010
Agata Nowicka
ALA MA KOTA A OLA MA POTWORA
Lampa 6 (63), Warszawa 2009
- Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale coraz częściej zdarza się, że ktoś konspiracyjnym
tonem pyta mnie czy widziałam twoje nowe prace.
- Nie, słyszałam tylko, że malarka, która zaproponowała mi wystawę – Ola Urban, dowiedziała się o
tym co robię od Laury Paweli, której nie znam. Myślałam, że to jest przypadek.
- Prace, które robisz od dwóch lat są zupełnie inne od tradycyjnego malarstwa, które
uprawiałaś kiedyś. Skąd taka gwałtowna zmiana?
- To nie jest coś nowego tylko raczej powrót do tego, co robiłam jako dziecko. Kiedy wydałam katalog
z moimi pracami i zobaczyłam je wszystkie razem, poczułam że ten temat jest dla mnie męczący.
Miałam też problem z obrazem, który najpierw malowałam pół roku, a na końcu zamalowałam, bo
uznałam że jest słaby. Stwierdziłam, że muszę zacząć inaczej malować, bo to jest jakieś
masochistyczne drążenie bez efektów.
- Czy było ci trudno rozstać się z poprzednim etapem?
- Na pewno było to trochę spuszczenie lejców, ale ja to wszystko traktuje jak pewną drogę, mój
rozwój. Nie widzę jasno końca tej drogi, po prostu doszłam do wniosku, że malując obraz pół roku
robię gorszą robotę dla siebie niż malując w tym czasie trzysta prac, na których mogę się czegoś
nauczyć. To bardziej wybór drogi niż decyzja o rewolucji w swoim życiu.
- Skąd dokładnie pojawiło się to, co robisz teraz?
- Bardzo mi trudno odpowiedzieć na to pytanie. Podobne rzeczy mnie interesowały jak miałam 7 lat.
Malowałam nagie kobiety atakowane przez Marsjan, biegnące gołe rodziny, różne zwierzątka z
bronią, jakieś kanibalizmy.
- Oczywiście, twoje prace przywodzą na myśl dzieciństwo i każą się nad nim zastanawiać. Czy
jest ono czasem potwornym?
- O tak. Dla mnie jest, ale to pewnie zależy od indywidualnego doświadczenia, od momentu. Pewnie
też od miejsca, Zupełnie inaczej czułam się jak mieszkałam z moim tatą na Powiślu, a inaczej
mieszkając w leśniczówce z mamą i jej ówczesnym mężczyzną. Wtedy byłam dość samotna, do
szkoły musiałam chodzić 5km a moimi najlepszymi koleżankami były dwie suki.
- Ale co takiego się wydarzyło, że zaczęłaś rysować Marsjan i uciekające nagie rodziny?
- Ojej, to są bardzo prywatne rzeczy... Zostałam dosyć wcześnie uświadomiona, niechcący – jako
siedmioletnia dziewczynka znalazłam gdzieś w domu pornosy.
- Biorąc pod uwagę ciekawość jako główną cechę dzieci oraz przeciętną zawartość bibliotek
dorosłych, takie sytuacje są raczej nieuniknione...
- Tak ale ja wtedy nie umiałam jeszcze czytać, reagowałam tylko na obraz a te pornosy były
naprawdę przedziwne, na przykład z obojnakami.
- I to cię obudziło jako artystkę?
- Pewnie trafiło na jakiś grunt, dziecko się interesuje tym co jest chowane przed nim, nawet jeśli
kompletnie nie rozumie, o co w tym chodzi. Ja też nie rozumiałam, myślałam, że oni tańczą. A
instynktownie wiedziałam, że to jest rzecz, o którą nie mogę zapytać.
- Więc zaczęłaś to rysować.
- Nie rysowałam seksu, ale gołe postacie, co pewnie nie było jakieś zaskakujące.
- Wcześniej malowałaś poruszając się w stylistyce należącej do przeszłości malarstwa, teraz
przeniosłaś się w swoją prywatną przeszłość, czy to była świadoma decyzja?
- Na pewno nie do końca, to znaczy zdałam sobie sprawę z tego, że to jest podobne ale to nie było
tak, że postanowiłam sobie: teraz będę czerpać z mojej młodości. To przyszło naturalnie. Także
dzięki zmianie techniki, bo zaczęłam malować gwaszem jak wiesz, a to jest metoda, która wymaga
szybkich decyzji; nie tak jak olej, który możesz męczyć latami. Jeśli malujesz dwa dni gwasz, to robią
się dziury w papierze – trzeba zmienić sposób pracy, myślenia. Ja w ogóle dostrzegam teraz, że olej
nie jest techniką dla mnie, głównie przez to, że mam nabożny szacunek do płótna. Wydaje mi się, że
jak mam przed sobą płótno to muszę zrobić obraz, który będzie dopracowany, poświęcę mu
odpowiednio dużo czasu. Do gwaszu mam lżejszy, zdrowszy stosunek.
- Malując olejami zaczynałaś pewnie od studium postaci, autoportretu, a teraz?
- Nadal sobie pozuję jak potrzebuję czegoś, ale na ogół rysuję z wyobraźni. Przez pewien czas
malowanie ze zdjęcia było dla mnie gwałtem na sobie. Moja mama jest rzeźbiarką i zawsze
powtarzała: „nigdy nie maluj ze zdjęcia”. Pamiętam jak się kiedyś z nią pokłóciłam i zrobiłam superrealistyczny portret ołówkiem ze zdjęcia Roberta Smitha, żeby się zemścić. Miałam ze 13 lat i to było
aktem zniewagi, choć oczywiście moja mama nigdy tego nie zobaczyła. Na początku, jak zaczęłam
malować gwasze zrobiłam parę prac ze zdjęć i myślałam sobie: „co za rewolucja!” ale już od tego
odeszłam. Malowanie ze zdjęć nie do końca jest mi bliskie.
- Dlaczego?
- Wydaje mi się, że malowanie ze zdjęcia wychodzi sztywno. To taki rysunek odtwórczy, choć
niektórzy sobie świetnie z tym radzą, nie zatracają przy tym lekkości albo wręcz chodzi im o
toporność. Mi to przeszkadza, zdjęcie narzuca mi kompozycję i wydaje mi się, że robię takie puzzle:
to jest zdjęcie a to moje tło. Poza tym lubię mieć kontrolę nad wszystkim, poczucie że wszystko jest
moje a kiedy korzystam z fotografii mam wrażenie, że jej autor ma na mnie wpływ.
- Rozumiem kłopot z odtwórczością, też mam problem kiedy patrzę na obraz ręki powiedzmy,
przerysowanej ze zdjęcia i podejrzewam, że autor nie jest w stanie narysować tej ręki...
- ...jeśli nie rzuci jej rzutnikiem (śmiech).
- Trochę mi to przeszkadza, być może to jakiś etos akademicki. Ty studiowałaś anatomię, była
istotna w procesie twojej nauki.
- No tak, tylko zastanawiam się ile mi to dało? Jeśli malujesz po raz sto pięćdziesiąty akt często tej
samej modelki bo one się powtarzają na akademii, to nie wiem czy się uczysz czy raczej powtarzasz
te same błędy. Być może bardziej się skupiając i robiąc dziesięć dobrze przemyślanych prac
nauczyłabyś się więcej? Ja zrobiłam masę obrazków, żeby ćwiczyć rękę, ale czy one mnie naprawdę
czegoś uczyły to nie wiem.
- Czy umiejętność przedstawiania swojej wizji bez wspomagania, redukując narzędzia do
minimum i opierając się na swojej wyobraźni i pamięci jest dla ciebie istotna?
- Jeżeli podoba mi się efekt, nie ma to większego znaczenia, czy z czegoś dodatkowego korzystam.
Chociaż na pewno jestem bardziej zadowolona, jeśli wszystko jest moje. Inaczej mam wrażenie, że ta
ręka zostaje mi podana przez zdjęcie, że posiłkuję się kimś i jednak zostaje mi po tym niesmak.
- Mam wrażenie, że zawsze bardzo dużo pracowałaś, narzucałaś sobie ogromny rygor.
- No bo myślę, że to podstawa. Mówiłam to wielokrotnie, że głównym problemem współczesnej sztuki
jest mit artysty jako kogoś niezwykłego. Dla mnie artysta powinien być rzemieślnikiem i im bardziej
jest rzemieślnikiem, tym bardziej jest artystą, paradoksalnie. Praca jest najważniejsza. Człowiek nie
powinien czuć się kimś fajnym, tylko dlatego, że mieni się artystą, tylko skupić się na pracy. Kiedyś,
kiedy pozycja artysty była niższa w hierarchii społecznej, bliżej szewca, sztuka jednak była na
wyższym poziomie.
- Teraz z kolei jest tak, że technologia, dostępność narzędzi sprawia, że każdy może być
artystą i wielu próbuje nimi być. Jak patrzysz na współczesną sztukę?
- Nie interesuję się nią tak bardzo. Mimo tego, że to co robię tak bardzo się zmieniło, dalej mam
podobne fascynacje i uważam, że ze sztuką im później, tym było gorzej. Kiedyś, na przykład w
2
Holandii za czasów Vermeera też było wielu artystów, bo było duże zapotrzebowanie na obrazy. Czas
pozostawił paru, których nazwiska znamy – historia zawsze odsiewa, choć może nie zawsze
sprawiedliwie.
- To co robisz wpisuje się jednak we współczesny nurt nekrofilno-pedofilnej, nieprzyjemnej
sztuki, pełnej nabrzmiałych gałek ocznych, wybroczyn, odchodów.
- Oglądam te same horrory, co wszyscy więc pewnie przesiąkam.
- Możesz wymienić jakichś artystów, którzy cię fascynowali, poza Balthusem?
- Balthusem się wcale tak nie inspirowałam, bardziej tymi, którymi on sam się inspirował: Masacciem,
Piero della Francesca. Niektóre jego rzeczy cenię, niektóre nie. Skoro mnie do niego porównują to
jestem pokorna, ale bez przesady.
- Ludzie porównują też twoje nowe prace do Dargera. Czy on jest ważną inspiracją?
- Bardzo lubię Dargera.
- Koszmar małych dziewczynek?
- Wiem, to jest okropne, podoba mi się wszystko, co jest związane z małymi dziewczynkami. Nawet
jak widzę jakieś złe rzeczy z małymi dziewczynkami to od razu mi się podobają. Nie wiem na czym to
polega. Mam na przykład duży problem z malowaniem mężczyzn, nawet jak się staram – rzadko mi
wychodzą. Chodzi o formę. Nie mogę powiedzieć, że maluję małe dziewczynki bo sama jestem małą
dziewczynką, która sobie pozuje. Jest jednak w nich coś co czyni je dla mnie doskonałą formą
człowieka, najciekawszą. Tak jak Bacon dobrze się czuł malując mężczyzn, a jego kobiety zawsze
miały o piersi za dużo, o biodra za dużo, ja się dobrze czuję malując małe dziewczynki. Jest to
pewnie jakaś słabość i pewnie powinnam umieć namalować wszystko, cały zwierzyniec ale mam
największą frajdę z malowania małych dziewczynek.
- Nie masz obowiązku poświęcania w swojej twórczości równie dużo miejsca zwierzętom, co
małym dziewczynkom, ale to jest jakiś rodzaj seksizmu, auto-pedofilii wręcz. Mam wrażenie jak
patrzę na to, co robisz, że masz masę niezałatwionych spraw z dzieciństwa, do których
wracasz i je przerabiasz. Jest w tym też jakaś tęsknota.
- Tak, to pewnie fascynacja czasami, które były dzikie. Dzieci są strasznie dzikie w porównaniu do
dorosłych. Często zapominamy o tym, że są okrutne, myślimy o nich „słodkie, biedne” a one są
bardzo blisko zwierząt.
- Nawet pediatrzy żartują, że są blisko weterynarzy. A ty byłaś okrutnym dzieckiem?
- Moja mama mi opowiada jakąś historię, której zupełnie nie pamiętam, jak kręciłam kotka za ogon.
Jest to możliwe, bo pamiętam straszną historię o tym jak innemu małemu kotkowi odgryzłam ogon.
- Zrobiłaś to z miłości?
- Nie wiem, ale byłam raczej świadoma, że to jest coś złego.
- Tak jak potwory na twoich rysunkach, bardzo kochają małe dziewczynki i odgryzają im
głowy.
- Jesteś pierwszą osoba której to mówię, to było straszne, byłam maciupeńka ale zostało mi to w
pamięci.
- Dzieci sa dzikie, mają jakieś niepojmowalne niewytłumaczalne przez dorosłych zachowania,
cały czas staramy się je zrozumieć ale nie jesteśmy w stanie.
- Są jak żywioły, jak pogoda.
- I uwielbiają męczyć zwierzęta.
- Ale ja jestem wielką miłośniczką kotów i byłam bardzo zestresowana tym, że odgryzłam mu ogon.
Pamiętam zresztą dzieje tego miotu, jeden z tych kotków został potem przypadkiem zabity drzwiami,
nie przeze mnie. Bardzo po nim płakałam i chciałam go pochować. Wybrałam nienajlepsze miejsce, w
przejściu gdzie biegały konie, które hodował mój tata i zaczęłam kopać grób jakąś łyżeczką. Kopałam
wytrwale, aż mama to zobaczyła i powiedziała, że źle kopię. Zabrała zwłoki kotka i rzuciła je w
pokrzywy, to było straszne, płakałam po nim długo. Ale ten ogonek jednak został wcześniej
odgryziony. Przepraszam wszystkie kotki.
- Chciałabyś mieć dzieci?
- Tak, planujemy jakieś (śmiech)
3
- Skąd się biorą motywy wojenne w twoich pracach?
- Czołg namalowałam ze zdjęcia Jacka, które zrobił mu jego tata. Lubię batalistykę, ale chyba
częściej pojawiają się u mnie sceny z polowań. Chociaż pewnie ustawki kibiców, które rysuję
świadczą o moim zainteresowaniu nią. Pamiętam taką malowniczą scenę, grupa biegnących przez
park skinów przeganiających ludzi od darmowego jedzenia hari kriszna, na Flickrze jest praca
inspirowana tym zdarzeniem.
- Właśnie, jakiś czas temu zaczęłaś zamieszczać swoje prace na www.flickr.com, masz bloga,
w jaki sposób internet pomaga ci w promocji swojej pracy?
- Nie potrafię pójść do jakiejś galerii i powiedzieć: „mam fajne nowe prace, zróbcie mi wystawę”.
Nawet na Flickrze najpierw publikowałam anonimowo ale Jacek mi powiedział, że to bez sensu, więc
zaczęłam je umieszczać pod nazwiskiem. Odwiedzający są głównie z zagranicy, Polacy zaczęli się
tam pojawiać dosyć późno. To coś pomiędzy promocją artysty, który chce za wszelką cenę zrobić
dobrą wystawę w galerii i sprzedawać, a robieniem tylko do szuflady. Mogę pokazywać, ale nie
narzucać.
- Masz całkiem sporo odwiedzających, komentarzy, co z tego wynika?
- Miałam jakieś propozycje, głównie publikacji, w albumach i zinach z całego świata, z Ameryki,
Meksyku. Zostałam zaproszona do udziału w wystawie francuskiej grupy Frederic Magazine, w
Paryżu. Wydali bardzo fajny katalog, to jest teraz objazdowa wystawa. Dostałam po niej następne
propozycje publikacji we Francji.
- Czyli trochę się wypięłaś na lokalny świat sztuki i zamiast w nim promujesz swoje prace w
internecie?
- To jest zdrowsze, bo to naturalna selekcja. Zabawne, że umieszczając anonimowo nowe prace na
polskich portalach miałam pełno negatywnych opinii, że nie umiem malować, że pięcioletnie dzieci
robią to lepiej, że jestem zboczona i nienormalna. Na Flickr mam praktycznie same pozytywne opinie.
- Czy masz poczucie, że polskie środowisko nie jest gotowe na twoje prace? Zawsze byłaś
outsiderką.
- Nie wiem, ja świetnie sprzedawałam obrazy.
- Ale to były inne prace.
- Dostałam niedawno propozycję od grupy Miligram, żeby sprzedawać reprodukcje. Nie lubię
sprzedawać oryginałów. Ludzie wolą zresztą kupować moje starsze prace. Nie myślę o tym za dużo,
nie sprzedałam w zeszłym roku żadnej pracy i nie jest to na razie dla mnie problemem. Jak zacznę
dramatycznie nie mieć pieniędzy to pewnie będę sprzedawać jakieś prace, ale na razie nie ma presji.
- Twoje malarstwo tradycyjne się aż tak dobrze sprzedawało?
- Kupiłam za nie mieszkanie.
- Czujesz, że tamten rozdział jest już zamknięty?
- Nie traktuję tego tak, nie umieram jeszcze więc nic nie jest ostateczne, staram się teraz podchodzić
do sztuki dosyć intuicyjnie. Kiedyś bardziej planowałam – w liceum założyłam sobie, że między drugą
a piątą klasą będę się skupiać na rysunku i anatomii a potem wprowadzę kolor i między piątą klasą a
drugim rokiem wprowadzałam kolor. Teraz chcę, żeby to się zmienialo, prace które robię teraz są
dosyć różnorodne, mam problem z malowaniem czegoś podobnego drugi raz.
- Bardzo surowo się traktujesz, nie pozwalając sobie na eksplorowanie tych samych motywów.
- Czasem jest tak, że namalujesz coś i czujesz, że możesz to dalej poprowadzić, czasem zrobisz coś
i wiesz, że powiedziałaś na ten temat wszystko. Jeśli chodzi o moje rysunki z dzieciństwa, to pewnie
to we mnie cały czas siedziało skoro teraz wróciło.
- A masz je?
- No właśnie, tu jest problem, bo większość moich rysunków z dzieciństwa miał Andrzej Samson i
teraz ich pewnie nie odzyskam. On był w ogóle pierwszym fanem moich rysunków, miał dwie ściany
prac swoich pacjentów, jedną z rysunkami innych dzieci a drugą całą z moimi. Bardzo lubiłam dla
niego rysować, w ogóle bardzo go lubiłam.
4
- Dlaczego do niego trafiłaś?
- Twierdziłam, że chcę zostać chłopcem, ale wynikało to raczej bardziej z chęci przyciągnięcia uwagi
mojej mamy.
- Przeszło ci.
- Nadal uważam, że wygodniej jest być facetem. Wolałabym z dziećmi chodzić na ryby zamiast je
rodzić.
- Jakie miałaś relacje ze swoją mamą?
- Jako małe dziecko chciałam ją sobą zainteresować, potem w wieku nastoletnim byłam w opozycji do
niej, chciałam się wyprowadzać z domu, nienawidziłam wszystkich, nosiłam czarne ubrania i
słuchałam The Cure.
- Co mama mówi na twoje nowe prace?
- Że maluję teraz tak jak wszyscy. Mama siedzi w internecie, ogląda wszystko i tak twierdzi.
- A jaka jest twoja babcia?
- Która? Bo jedna babcia była rzeźbiarką a druga aniołem, najwspanialszą babcią na świecie, która
piekła pyszne ciasto, mieszkała na wsi i byłam dla niej pępkiem świata.
- Opowiedz o babci rzeźbiarce.
- Wyjechała do Ameryki jak miałam 5 lat, wróciła kiedy robiłam maturę. Babcia (Anna Dębska,
rzeźbiarka – przyp. red.) zawsze była dość niesamowitą postacią, wydała zresztą pięciotomową
biografię „Samo życie” i album ze swoimi rzeźbami, który w całości zaprojektowała. Hodowała konie,
jej ukochanym był Leonid Teliga, który opłynął samotnie świat dookoła, był jej ostatnią miłością. Umarł
na raka zanim się urodziłam. Wcześniej babcia złamała kręgosłup w wypadku samochodowym,
spowodowanym przez jej dużo młodszego męża Artura, który lubił szybko jeździć. Wszyscy mówili,
że nie będzie mogła chodzić a ona teraz jeszcze ujeżdża konie.
Ola przynosi album z rzeźbami babki, oglądamy zdjęcia rzeźby przedstawiającej demoniczne
gepardy.
- Gepardy są świetne, widziałam je jako bardzo małe dziecko. Xawery Dunikowski twierdził, że ona i
Alina Szapocznikow były najlepszymi artystkami w tamtych czasach. Babcia miała mnóstwo książek
ze sztuką plemienną, ze zwierzętami, niesamowicie przepięknych. Niektórych się bałam, bo były w
nich jakieś pająki, ale pamiętam też pięknie wydane niemieckie książki, na przykład z końmi
Lipizzanerami, w Austrii je ujeżdżają panowie w perukach i strojach z epoki. Jako dziecko oglądałam
te zdjęcia z zawodów jeździeckich i bardzo mi się podobały. Babcia miała też tendencję, żeby rzeźbić
zwierzątka umarłe, na przykład kiedyś uformowała i wyrzeźbiła źrebaczka, który się urodził martwy.
- Dlaczego wyjechała?
- Nie wiem, nigdy nie zadałam jej tego pytania. Myślę, że Ameryka interesowała ją jako coś, czego
jeszcze nie dotknęła.
- A ty chciałabyś gdzieś wyjechać?
- Nigdy nie fascynowałam się podróżowaniem. Podróże odrywają od malowania. Mam w domu dobre
warunki do pracy, więc po co je zmieniać?
- Jacek wspominał mi, że odezwał się do ciebie VICE! Magazine (nowojorski magazyn znany z
kontrowersyjnych treści i ironicznego podejścia do popkultury i zagadnień społecznych –
przyp. red.).
- Zaproponowali mi jakąś współpracę. Na razie jesteśmy w kontakcie, głównie na Facebooku.
- Właśnie, lubisz Facebooka, jesteś mistrzynią quizów!
- Tak, i fanką Pet Society. Zawsze miałam słabość to psychotestów. Jestem uzależniona od gier i
współzawodnictwa.
- To jest zaskakujące, bo miałam wrażenie, że lubisz samotność i że racjonujesz światu
kontakty ze sobą.
- Ale ja jestem fanką wszystkich gier, lubię grać i nie potrafię przegrywać.
5
- Jesteś w grze „polska sztuka współczesna”?
- Nie, bo tu nie ma takich wyników, nie wystarczy, że skoczę na skakance 100 razy i dostaję 150
punktów (śmiech). Net to jest dla mnie świat resetu, odprężam się tu. Jacek mnie krytykuje, że za
dużo tam siedzę.
- Nie masz poczucia, że to czas stracony?
- Ja i tak nie mogę malować dłużej niż 5 godzin dziennie. Staram się jednak, żeby te 5 godzin pracy
było codziennie i próbuję niwelować wszystkie rzeczy, które mnie od malowania odciągają. Nawet do
lekarza biorę ze sobą szkicownik, żeby rysować w poczekalni. Nie ma dnia bez kreski. Szkiców nie
liczę, ale tych nowych prac mam ze dwa tysiące, całą szafę. W internecie umieszczam tylko wybrane,
nie mam obsesji publikowania wszystkiego.
- To dość narcystyczne – publikować każdą kiełkującą ideę.
- Ja jestem narcystyczna, ale promowanie wszystkiego jest dla mnie stratą czasu. Zamiast być we
właściwym miejscu w odpowiednim czasie wolę ten czas spędzić na graniu, malowaniu, słuchaniu
Opowieści niesamowitych Grabińskiego, które ostatnio czyta mi Jacek. Nie lubię też mieć kontaktu z
klientami. Kiedy ktoś do mnie pisze, że chciałby kupić jakieś moje prace, nawet mu nie odpisuję, bo
czuję się wtedy jakbym się prostytuowała. Klienci często traktują cię dość protekcjonalnie – jesteś
fajna artystka i mogę się z tobą zakolegować.
- Czyli nie robisz portretów na zamówienie?
- Kiedyś bardzo lubiłam je malować, w szkole robiłam je wszystkim, na wszystkich lekcjach łącznie z
matematyką. Moja babcia po powrocie ze Stanów chciała, żebym zrobiła portrety ludziom, którzy
zamówili u niej jakieś rzeźby. Chciała pewnie, żebym zaczęła zarabiać, więc zrobiłam je i od tamtej
pory przestałam, zupełnie mnie to zniechęciło.
- Gdzie leży granica, miedzy tym co możesz a czego nie chcesz robić?
- Jak wspomniałam nie lubię sprzedawać oryginałów, w ogóle ze sprzedażą prac mam problem i
wolę, jeśli galerie zdejmują ze mnie konieczność dokonywania transakcji. Zrobienie portretu na
zamówienie było dla mnie przekroczeniem granic, choć na przykład uważam, że od klienta o wiele
gorszym, negatywnie kształtującym stymulatorem artysty może być krytyk. To nie jest tak, że jestem
delikatnym konikiem arabskim, że jestem taka fajna bo jestem wrażliwa, to jest raczej mój defekt.
Wolałabym nie mieć z tym problemu.
- A nie jest tak, że gdybyś nie chciała mieć z tym problemu, to byś go nie miała?
- To po prostu nie jest w mojej hierarchii zbyt wysoko: robić coś, z czego ktoś będzie zadowolony.
- Czytałam tamten pseudo-rap Doroty Jareckiej w WO, w którym zarzuca ci zagrzebanie w
przeszłości. Czy to może być zarzutem wobec artysty, że się zajmuje przeszłością? Jakbyś to
odparowała?
- Nie odparowywałabym tego, każdy ma prawo do swoich sądów. To co dzieje się teraz w sztuce to
jest salon, symbioza krytyków, artystów i galerii zupełnie jak w XIX wieku, kiedy artyści tworzyli dla
krytyków, kiedy krytyka wytwarzała zapotrzebowanie na jakąś sztukę, a artysta na nie odpowiadał.
Dla mnie zawsze ciekawsze było to, co działo się na obrzeżach salonów.
6

Podobne dokumenty