Materiały prasowe Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski
Transkrypt
Materiały prasowe Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski
Materiały prasowe Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski Aleksandra Waliszewska HEROES OF MIGHT AND MAGIC 11.04-3.05.2010 Agata Nowicka ALA MA KOTA A OLA MA POTWORA Lampa 6 (63), Warszawa 2009 - Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale coraz częściej zdarza się, że ktoś konspiracyjnym tonem pyta mnie czy widziałam twoje nowe prace. - Nie, słyszałam tylko, że malarka, która zaproponowała mi wystawę – Ola Urban, dowiedziała się o tym co robię od Laury Paweli, której nie znam. Myślałam, że to jest przypadek. - Prace, które robisz od dwóch lat są zupełnie inne od tradycyjnego malarstwa, które uprawiałaś kiedyś. Skąd taka gwałtowna zmiana? - To nie jest coś nowego tylko raczej powrót do tego, co robiłam jako dziecko. Kiedy wydałam katalog z moimi pracami i zobaczyłam je wszystkie razem, poczułam że ten temat jest dla mnie męczący. Miałam też problem z obrazem, który najpierw malowałam pół roku, a na końcu zamalowałam, bo uznałam że jest słaby. Stwierdziłam, że muszę zacząć inaczej malować, bo to jest jakieś masochistyczne drążenie bez efektów. - Czy było ci trudno rozstać się z poprzednim etapem? - Na pewno było to trochę spuszczenie lejców, ale ja to wszystko traktuje jak pewną drogę, mój rozwój. Nie widzę jasno końca tej drogi, po prostu doszłam do wniosku, że malując obraz pół roku robię gorszą robotę dla siebie niż malując w tym czasie trzysta prac, na których mogę się czegoś nauczyć. To bardziej wybór drogi niż decyzja o rewolucji w swoim życiu. - Skąd dokładnie pojawiło się to, co robisz teraz? - Bardzo mi trudno odpowiedzieć na to pytanie. Podobne rzeczy mnie interesowały jak miałam 7 lat. Malowałam nagie kobiety atakowane przez Marsjan, biegnące gołe rodziny, różne zwierzątka z bronią, jakieś kanibalizmy. - Oczywiście, twoje prace przywodzą na myśl dzieciństwo i każą się nad nim zastanawiać. Czy jest ono czasem potwornym? - O tak. Dla mnie jest, ale to pewnie zależy od indywidualnego doświadczenia, od momentu. Pewnie też od miejsca, Zupełnie inaczej czułam się jak mieszkałam z moim tatą na Powiślu, a inaczej mieszkając w leśniczówce z mamą i jej ówczesnym mężczyzną. Wtedy byłam dość samotna, do szkoły musiałam chodzić 5km a moimi najlepszymi koleżankami były dwie suki. - Ale co takiego się wydarzyło, że zaczęłaś rysować Marsjan i uciekające nagie rodziny? - Ojej, to są bardzo prywatne rzeczy... Zostałam dosyć wcześnie uświadomiona, niechcący – jako siedmioletnia dziewczynka znalazłam gdzieś w domu pornosy. - Biorąc pod uwagę ciekawość jako główną cechę dzieci oraz przeciętną zawartość bibliotek dorosłych, takie sytuacje są raczej nieuniknione... - Tak ale ja wtedy nie umiałam jeszcze czytać, reagowałam tylko na obraz a te pornosy były naprawdę przedziwne, na przykład z obojnakami. - I to cię obudziło jako artystkę? - Pewnie trafiło na jakiś grunt, dziecko się interesuje tym co jest chowane przed nim, nawet jeśli kompletnie nie rozumie, o co w tym chodzi. Ja też nie rozumiałam, myślałam, że oni tańczą. A instynktownie wiedziałam, że to jest rzecz, o którą nie mogę zapytać. - Więc zaczęłaś to rysować. - Nie rysowałam seksu, ale gołe postacie, co pewnie nie było jakieś zaskakujące. - Wcześniej malowałaś poruszając się w stylistyce należącej do przeszłości malarstwa, teraz przeniosłaś się w swoją prywatną przeszłość, czy to była świadoma decyzja? - Na pewno nie do końca, to znaczy zdałam sobie sprawę z tego, że to jest podobne ale to nie było tak, że postanowiłam sobie: teraz będę czerpać z mojej młodości. To przyszło naturalnie. Także dzięki zmianie techniki, bo zaczęłam malować gwaszem jak wiesz, a to jest metoda, która wymaga szybkich decyzji; nie tak jak olej, który możesz męczyć latami. Jeśli malujesz dwa dni gwasz, to robią się dziury w papierze – trzeba zmienić sposób pracy, myślenia. Ja w ogóle dostrzegam teraz, że olej nie jest techniką dla mnie, głównie przez to, że mam nabożny szacunek do płótna. Wydaje mi się, że jak mam przed sobą płótno to muszę zrobić obraz, który będzie dopracowany, poświęcę mu odpowiednio dużo czasu. Do gwaszu mam lżejszy, zdrowszy stosunek. - Malując olejami zaczynałaś pewnie od studium postaci, autoportretu, a teraz? - Nadal sobie pozuję jak potrzebuję czegoś, ale na ogół rysuję z wyobraźni. Przez pewien czas malowanie ze zdjęcia było dla mnie gwałtem na sobie. Moja mama jest rzeźbiarką i zawsze powtarzała: „nigdy nie maluj ze zdjęcia”. Pamiętam jak się kiedyś z nią pokłóciłam i zrobiłam superrealistyczny portret ołówkiem ze zdjęcia Roberta Smitha, żeby się zemścić. Miałam ze 13 lat i to było aktem zniewagi, choć oczywiście moja mama nigdy tego nie zobaczyła. Na początku, jak zaczęłam malować gwasze zrobiłam parę prac ze zdjęć i myślałam sobie: „co za rewolucja!” ale już od tego odeszłam. Malowanie ze zdjęć nie do końca jest mi bliskie. - Dlaczego? - Wydaje mi się, że malowanie ze zdjęcia wychodzi sztywno. To taki rysunek odtwórczy, choć niektórzy sobie świetnie z tym radzą, nie zatracają przy tym lekkości albo wręcz chodzi im o toporność. Mi to przeszkadza, zdjęcie narzuca mi kompozycję i wydaje mi się, że robię takie puzzle: to jest zdjęcie a to moje tło. Poza tym lubię mieć kontrolę nad wszystkim, poczucie że wszystko jest moje a kiedy korzystam z fotografii mam wrażenie, że jej autor ma na mnie wpływ. - Rozumiem kłopot z odtwórczością, też mam problem kiedy patrzę na obraz ręki powiedzmy, przerysowanej ze zdjęcia i podejrzewam, że autor nie jest w stanie narysować tej ręki... - ...jeśli nie rzuci jej rzutnikiem (śmiech). - Trochę mi to przeszkadza, być może to jakiś etos akademicki. Ty studiowałaś anatomię, była istotna w procesie twojej nauki. - No tak, tylko zastanawiam się ile mi to dało? Jeśli malujesz po raz sto pięćdziesiąty akt często tej samej modelki bo one się powtarzają na akademii, to nie wiem czy się uczysz czy raczej powtarzasz te same błędy. Być może bardziej się skupiając i robiąc dziesięć dobrze przemyślanych prac nauczyłabyś się więcej? Ja zrobiłam masę obrazków, żeby ćwiczyć rękę, ale czy one mnie naprawdę czegoś uczyły to nie wiem. - Czy umiejętność przedstawiania swojej wizji bez wspomagania, redukując narzędzia do minimum i opierając się na swojej wyobraźni i pamięci jest dla ciebie istotna? - Jeżeli podoba mi się efekt, nie ma to większego znaczenia, czy z czegoś dodatkowego korzystam. Chociaż na pewno jestem bardziej zadowolona, jeśli wszystko jest moje. Inaczej mam wrażenie, że ta ręka zostaje mi podana przez zdjęcie, że posiłkuję się kimś i jednak zostaje mi po tym niesmak. - Mam wrażenie, że zawsze bardzo dużo pracowałaś, narzucałaś sobie ogromny rygor. - No bo myślę, że to podstawa. Mówiłam to wielokrotnie, że głównym problemem współczesnej sztuki jest mit artysty jako kogoś niezwykłego. Dla mnie artysta powinien być rzemieślnikiem i im bardziej jest rzemieślnikiem, tym bardziej jest artystą, paradoksalnie. Praca jest najważniejsza. Człowiek nie powinien czuć się kimś fajnym, tylko dlatego, że mieni się artystą, tylko skupić się na pracy. Kiedyś, kiedy pozycja artysty była niższa w hierarchii społecznej, bliżej szewca, sztuka jednak była na wyższym poziomie. - Teraz z kolei jest tak, że technologia, dostępność narzędzi sprawia, że każdy może być artystą i wielu próbuje nimi być. Jak patrzysz na współczesną sztukę? - Nie interesuję się nią tak bardzo. Mimo tego, że to co robię tak bardzo się zmieniło, dalej mam podobne fascynacje i uważam, że ze sztuką im później, tym było gorzej. Kiedyś, na przykład w 2 Holandii za czasów Vermeera też było wielu artystów, bo było duże zapotrzebowanie na obrazy. Czas pozostawił paru, których nazwiska znamy – historia zawsze odsiewa, choć może nie zawsze sprawiedliwie. - To co robisz wpisuje się jednak we współczesny nurt nekrofilno-pedofilnej, nieprzyjemnej sztuki, pełnej nabrzmiałych gałek ocznych, wybroczyn, odchodów. - Oglądam te same horrory, co wszyscy więc pewnie przesiąkam. - Możesz wymienić jakichś artystów, którzy cię fascynowali, poza Balthusem? - Balthusem się wcale tak nie inspirowałam, bardziej tymi, którymi on sam się inspirował: Masacciem, Piero della Francesca. Niektóre jego rzeczy cenię, niektóre nie. Skoro mnie do niego porównują to jestem pokorna, ale bez przesady. - Ludzie porównują też twoje nowe prace do Dargera. Czy on jest ważną inspiracją? - Bardzo lubię Dargera. - Koszmar małych dziewczynek? - Wiem, to jest okropne, podoba mi się wszystko, co jest związane z małymi dziewczynkami. Nawet jak widzę jakieś złe rzeczy z małymi dziewczynkami to od razu mi się podobają. Nie wiem na czym to polega. Mam na przykład duży problem z malowaniem mężczyzn, nawet jak się staram – rzadko mi wychodzą. Chodzi o formę. Nie mogę powiedzieć, że maluję małe dziewczynki bo sama jestem małą dziewczynką, która sobie pozuje. Jest jednak w nich coś co czyni je dla mnie doskonałą formą człowieka, najciekawszą. Tak jak Bacon dobrze się czuł malując mężczyzn, a jego kobiety zawsze miały o piersi za dużo, o biodra za dużo, ja się dobrze czuję malując małe dziewczynki. Jest to pewnie jakaś słabość i pewnie powinnam umieć namalować wszystko, cały zwierzyniec ale mam największą frajdę z malowania małych dziewczynek. - Nie masz obowiązku poświęcania w swojej twórczości równie dużo miejsca zwierzętom, co małym dziewczynkom, ale to jest jakiś rodzaj seksizmu, auto-pedofilii wręcz. Mam wrażenie jak patrzę na to, co robisz, że masz masę niezałatwionych spraw z dzieciństwa, do których wracasz i je przerabiasz. Jest w tym też jakaś tęsknota. - Tak, to pewnie fascynacja czasami, które były dzikie. Dzieci są strasznie dzikie w porównaniu do dorosłych. Często zapominamy o tym, że są okrutne, myślimy o nich „słodkie, biedne” a one są bardzo blisko zwierząt. - Nawet pediatrzy żartują, że są blisko weterynarzy. A ty byłaś okrutnym dzieckiem? - Moja mama mi opowiada jakąś historię, której zupełnie nie pamiętam, jak kręciłam kotka za ogon. Jest to możliwe, bo pamiętam straszną historię o tym jak innemu małemu kotkowi odgryzłam ogon. - Zrobiłaś to z miłości? - Nie wiem, ale byłam raczej świadoma, że to jest coś złego. - Tak jak potwory na twoich rysunkach, bardzo kochają małe dziewczynki i odgryzają im głowy. - Jesteś pierwszą osoba której to mówię, to było straszne, byłam maciupeńka ale zostało mi to w pamięci. - Dzieci sa dzikie, mają jakieś niepojmowalne niewytłumaczalne przez dorosłych zachowania, cały czas staramy się je zrozumieć ale nie jesteśmy w stanie. - Są jak żywioły, jak pogoda. - I uwielbiają męczyć zwierzęta. - Ale ja jestem wielką miłośniczką kotów i byłam bardzo zestresowana tym, że odgryzłam mu ogon. Pamiętam zresztą dzieje tego miotu, jeden z tych kotków został potem przypadkiem zabity drzwiami, nie przeze mnie. Bardzo po nim płakałam i chciałam go pochować. Wybrałam nienajlepsze miejsce, w przejściu gdzie biegały konie, które hodował mój tata i zaczęłam kopać grób jakąś łyżeczką. Kopałam wytrwale, aż mama to zobaczyła i powiedziała, że źle kopię. Zabrała zwłoki kotka i rzuciła je w pokrzywy, to było straszne, płakałam po nim długo. Ale ten ogonek jednak został wcześniej odgryziony. Przepraszam wszystkie kotki. - Chciałabyś mieć dzieci? - Tak, planujemy jakieś (śmiech) 3 - Skąd się biorą motywy wojenne w twoich pracach? - Czołg namalowałam ze zdjęcia Jacka, które zrobił mu jego tata. Lubię batalistykę, ale chyba częściej pojawiają się u mnie sceny z polowań. Chociaż pewnie ustawki kibiców, które rysuję świadczą o moim zainteresowaniu nią. Pamiętam taką malowniczą scenę, grupa biegnących przez park skinów przeganiających ludzi od darmowego jedzenia hari kriszna, na Flickrze jest praca inspirowana tym zdarzeniem. - Właśnie, jakiś czas temu zaczęłaś zamieszczać swoje prace na www.flickr.com, masz bloga, w jaki sposób internet pomaga ci w promocji swojej pracy? - Nie potrafię pójść do jakiejś galerii i powiedzieć: „mam fajne nowe prace, zróbcie mi wystawę”. Nawet na Flickrze najpierw publikowałam anonimowo ale Jacek mi powiedział, że to bez sensu, więc zaczęłam je umieszczać pod nazwiskiem. Odwiedzający są głównie z zagranicy, Polacy zaczęli się tam pojawiać dosyć późno. To coś pomiędzy promocją artysty, który chce za wszelką cenę zrobić dobrą wystawę w galerii i sprzedawać, a robieniem tylko do szuflady. Mogę pokazywać, ale nie narzucać. - Masz całkiem sporo odwiedzających, komentarzy, co z tego wynika? - Miałam jakieś propozycje, głównie publikacji, w albumach i zinach z całego świata, z Ameryki, Meksyku. Zostałam zaproszona do udziału w wystawie francuskiej grupy Frederic Magazine, w Paryżu. Wydali bardzo fajny katalog, to jest teraz objazdowa wystawa. Dostałam po niej następne propozycje publikacji we Francji. - Czyli trochę się wypięłaś na lokalny świat sztuki i zamiast w nim promujesz swoje prace w internecie? - To jest zdrowsze, bo to naturalna selekcja. Zabawne, że umieszczając anonimowo nowe prace na polskich portalach miałam pełno negatywnych opinii, że nie umiem malować, że pięcioletnie dzieci robią to lepiej, że jestem zboczona i nienormalna. Na Flickr mam praktycznie same pozytywne opinie. - Czy masz poczucie, że polskie środowisko nie jest gotowe na twoje prace? Zawsze byłaś outsiderką. - Nie wiem, ja świetnie sprzedawałam obrazy. - Ale to były inne prace. - Dostałam niedawno propozycję od grupy Miligram, żeby sprzedawać reprodukcje. Nie lubię sprzedawać oryginałów. Ludzie wolą zresztą kupować moje starsze prace. Nie myślę o tym za dużo, nie sprzedałam w zeszłym roku żadnej pracy i nie jest to na razie dla mnie problemem. Jak zacznę dramatycznie nie mieć pieniędzy to pewnie będę sprzedawać jakieś prace, ale na razie nie ma presji. - Twoje malarstwo tradycyjne się aż tak dobrze sprzedawało? - Kupiłam za nie mieszkanie. - Czujesz, że tamten rozdział jest już zamknięty? - Nie traktuję tego tak, nie umieram jeszcze więc nic nie jest ostateczne, staram się teraz podchodzić do sztuki dosyć intuicyjnie. Kiedyś bardziej planowałam – w liceum założyłam sobie, że między drugą a piątą klasą będę się skupiać na rysunku i anatomii a potem wprowadzę kolor i między piątą klasą a drugim rokiem wprowadzałam kolor. Teraz chcę, żeby to się zmienialo, prace które robię teraz są dosyć różnorodne, mam problem z malowaniem czegoś podobnego drugi raz. - Bardzo surowo się traktujesz, nie pozwalając sobie na eksplorowanie tych samych motywów. - Czasem jest tak, że namalujesz coś i czujesz, że możesz to dalej poprowadzić, czasem zrobisz coś i wiesz, że powiedziałaś na ten temat wszystko. Jeśli chodzi o moje rysunki z dzieciństwa, to pewnie to we mnie cały czas siedziało skoro teraz wróciło. - A masz je? - No właśnie, tu jest problem, bo większość moich rysunków z dzieciństwa miał Andrzej Samson i teraz ich pewnie nie odzyskam. On był w ogóle pierwszym fanem moich rysunków, miał dwie ściany prac swoich pacjentów, jedną z rysunkami innych dzieci a drugą całą z moimi. Bardzo lubiłam dla niego rysować, w ogóle bardzo go lubiłam. 4 - Dlaczego do niego trafiłaś? - Twierdziłam, że chcę zostać chłopcem, ale wynikało to raczej bardziej z chęci przyciągnięcia uwagi mojej mamy. - Przeszło ci. - Nadal uważam, że wygodniej jest być facetem. Wolałabym z dziećmi chodzić na ryby zamiast je rodzić. - Jakie miałaś relacje ze swoją mamą? - Jako małe dziecko chciałam ją sobą zainteresować, potem w wieku nastoletnim byłam w opozycji do niej, chciałam się wyprowadzać z domu, nienawidziłam wszystkich, nosiłam czarne ubrania i słuchałam The Cure. - Co mama mówi na twoje nowe prace? - Że maluję teraz tak jak wszyscy. Mama siedzi w internecie, ogląda wszystko i tak twierdzi. - A jaka jest twoja babcia? - Która? Bo jedna babcia była rzeźbiarką a druga aniołem, najwspanialszą babcią na świecie, która piekła pyszne ciasto, mieszkała na wsi i byłam dla niej pępkiem świata. - Opowiedz o babci rzeźbiarce. - Wyjechała do Ameryki jak miałam 5 lat, wróciła kiedy robiłam maturę. Babcia (Anna Dębska, rzeźbiarka – przyp. red.) zawsze była dość niesamowitą postacią, wydała zresztą pięciotomową biografię „Samo życie” i album ze swoimi rzeźbami, który w całości zaprojektowała. Hodowała konie, jej ukochanym był Leonid Teliga, który opłynął samotnie świat dookoła, był jej ostatnią miłością. Umarł na raka zanim się urodziłam. Wcześniej babcia złamała kręgosłup w wypadku samochodowym, spowodowanym przez jej dużo młodszego męża Artura, który lubił szybko jeździć. Wszyscy mówili, że nie będzie mogła chodzić a ona teraz jeszcze ujeżdża konie. Ola przynosi album z rzeźbami babki, oglądamy zdjęcia rzeźby przedstawiającej demoniczne gepardy. - Gepardy są świetne, widziałam je jako bardzo małe dziecko. Xawery Dunikowski twierdził, że ona i Alina Szapocznikow były najlepszymi artystkami w tamtych czasach. Babcia miała mnóstwo książek ze sztuką plemienną, ze zwierzętami, niesamowicie przepięknych. Niektórych się bałam, bo były w nich jakieś pająki, ale pamiętam też pięknie wydane niemieckie książki, na przykład z końmi Lipizzanerami, w Austrii je ujeżdżają panowie w perukach i strojach z epoki. Jako dziecko oglądałam te zdjęcia z zawodów jeździeckich i bardzo mi się podobały. Babcia miała też tendencję, żeby rzeźbić zwierzątka umarłe, na przykład kiedyś uformowała i wyrzeźbiła źrebaczka, który się urodził martwy. - Dlaczego wyjechała? - Nie wiem, nigdy nie zadałam jej tego pytania. Myślę, że Ameryka interesowała ją jako coś, czego jeszcze nie dotknęła. - A ty chciałabyś gdzieś wyjechać? - Nigdy nie fascynowałam się podróżowaniem. Podróże odrywają od malowania. Mam w domu dobre warunki do pracy, więc po co je zmieniać? - Jacek wspominał mi, że odezwał się do ciebie VICE! Magazine (nowojorski magazyn znany z kontrowersyjnych treści i ironicznego podejścia do popkultury i zagadnień społecznych – przyp. red.). - Zaproponowali mi jakąś współpracę. Na razie jesteśmy w kontakcie, głównie na Facebooku. - Właśnie, lubisz Facebooka, jesteś mistrzynią quizów! - Tak, i fanką Pet Society. Zawsze miałam słabość to psychotestów. Jestem uzależniona od gier i współzawodnictwa. - To jest zaskakujące, bo miałam wrażenie, że lubisz samotność i że racjonujesz światu kontakty ze sobą. - Ale ja jestem fanką wszystkich gier, lubię grać i nie potrafię przegrywać. 5 - Jesteś w grze „polska sztuka współczesna”? - Nie, bo tu nie ma takich wyników, nie wystarczy, że skoczę na skakance 100 razy i dostaję 150 punktów (śmiech). Net to jest dla mnie świat resetu, odprężam się tu. Jacek mnie krytykuje, że za dużo tam siedzę. - Nie masz poczucia, że to czas stracony? - Ja i tak nie mogę malować dłużej niż 5 godzin dziennie. Staram się jednak, żeby te 5 godzin pracy było codziennie i próbuję niwelować wszystkie rzeczy, które mnie od malowania odciągają. Nawet do lekarza biorę ze sobą szkicownik, żeby rysować w poczekalni. Nie ma dnia bez kreski. Szkiców nie liczę, ale tych nowych prac mam ze dwa tysiące, całą szafę. W internecie umieszczam tylko wybrane, nie mam obsesji publikowania wszystkiego. - To dość narcystyczne – publikować każdą kiełkującą ideę. - Ja jestem narcystyczna, ale promowanie wszystkiego jest dla mnie stratą czasu. Zamiast być we właściwym miejscu w odpowiednim czasie wolę ten czas spędzić na graniu, malowaniu, słuchaniu Opowieści niesamowitych Grabińskiego, które ostatnio czyta mi Jacek. Nie lubię też mieć kontaktu z klientami. Kiedy ktoś do mnie pisze, że chciałby kupić jakieś moje prace, nawet mu nie odpisuję, bo czuję się wtedy jakbym się prostytuowała. Klienci często traktują cię dość protekcjonalnie – jesteś fajna artystka i mogę się z tobą zakolegować. - Czyli nie robisz portretów na zamówienie? - Kiedyś bardzo lubiłam je malować, w szkole robiłam je wszystkim, na wszystkich lekcjach łącznie z matematyką. Moja babcia po powrocie ze Stanów chciała, żebym zrobiła portrety ludziom, którzy zamówili u niej jakieś rzeźby. Chciała pewnie, żebym zaczęła zarabiać, więc zrobiłam je i od tamtej pory przestałam, zupełnie mnie to zniechęciło. - Gdzie leży granica, miedzy tym co możesz a czego nie chcesz robić? - Jak wspomniałam nie lubię sprzedawać oryginałów, w ogóle ze sprzedażą prac mam problem i wolę, jeśli galerie zdejmują ze mnie konieczność dokonywania transakcji. Zrobienie portretu na zamówienie było dla mnie przekroczeniem granic, choć na przykład uważam, że od klienta o wiele gorszym, negatywnie kształtującym stymulatorem artysty może być krytyk. To nie jest tak, że jestem delikatnym konikiem arabskim, że jestem taka fajna bo jestem wrażliwa, to jest raczej mój defekt. Wolałabym nie mieć z tym problemu. - A nie jest tak, że gdybyś nie chciała mieć z tym problemu, to byś go nie miała? - To po prostu nie jest w mojej hierarchii zbyt wysoko: robić coś, z czego ktoś będzie zadowolony. - Czytałam tamten pseudo-rap Doroty Jareckiej w WO, w którym zarzuca ci zagrzebanie w przeszłości. Czy to może być zarzutem wobec artysty, że się zajmuje przeszłością? Jakbyś to odparowała? - Nie odparowywałabym tego, każdy ma prawo do swoich sądów. To co dzieje się teraz w sztuce to jest salon, symbioza krytyków, artystów i galerii zupełnie jak w XIX wieku, kiedy artyści tworzyli dla krytyków, kiedy krytyka wytwarzała zapotrzebowanie na jakąś sztukę, a artysta na nie odpowiadał. Dla mnie zawsze ciekawsze było to, co działo się na obrzeżach salonów. 6