170 (12-01.2008-9) - Forum Kobiet Polskich

Transkrypt

170 (12-01.2008-9) - Forum Kobiet Polskich
Królewskie ślady na śniegu 3
NASZA WIARA, NASZ KOŚCIÓŁ
Kilka słów o świętowaniu 4
Mówić różaniec życiem 5
Ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę 6
La santa Negrita. Siostra Teresa od św. Dominika 7
Święta Rodzina naszym wzorem. O Centrum Formacji Świętorodzinnej 8
Dzieje figurki Dzieciątka Jezus 12
Gwiazdka w Hiszpanii 13
KOBIETA, RODZINA
Kobieta współczesna w Kościele 14
Niezwykłe świadectwo 15
Życzenia od pelplińskich alumnów 16
POSZUKUJĄC DRÓG
Word Prayer for Life. Modlitwą ratujemy życie. Wywiad z dr. inż. Antonim Ziębą 18
KOBIECE INICJATYWY
Szopka w Ogrodzie Biblijnym 20
Szkoła Super Babci 23
KULTURA I SZTUKA
Zaręczyny – ślub – wesele. Rady praktyczne w formie pytań i odpowiedzi 24
Setna rocznica urodzin „Ani z Zielonego Wzgórza” 25
Krzysztofa Kamila Baczyńskiego „Ballada o Trzech Królach” 26
Nadzieja według Pasierba 31
Witraż 32
Historia pewnej ikony 33
SYLWETKA
Malarka z Montmartre 28
Służebnica Boża Gwen Cecilia Conikier 30
CON AMORE
Kto poszedł górą (5) 34
EKOLOGIA
Pochwała spaceru 36
Wodniczka 37
ZDROWIE
Relacje z kongresu kardiolog w Nowym Orleanie 38
Zwykły, niezwykły pszczeli wosk 39
POMAGAJMY
Jak się rodzi dobro. O Fundacji św. Mikołaja 41
Moje serce powędruje daleko…42
LISTY I TEKSTY NASZYCH CZYTELNIKÓW
Jak je wychowywać 44
Opowiadać dzieciom Biblię 45
NIE TYLKO O MODZIE
Nowoczesna czy tradycyjna?
Tort z brzuszkiem i inne kłopoty 47
COŚ DOBREGO
Przepisy przyjaciół „Listu do Pani” 48
KRZYŻÓWKA 50
Zapamiętajcie, przypominamy 51
MALARKA Z MONTMARTRE
Bożena Piasta
Od czasów Picassa paryskie wzgórze Montmartre stało się miejscem, w którym malarze spotykają
się, tworzą, sprzedają swoje dzieła. Polka – Maria Naruszewicz-Ouintuic tutaj mieszka. Co dzień
ustawia sztalugi na placu Tetre i prezentuje swoje okienka z kwiatami.
Wzgórze o obszarze kilku hektarów, z bazyliką Sacré Coeur na szczycie jest niezwykłe. Bazylikę
wybudowali wersalczycy dla upamiętnienia pokonanych komunardów. Na cmentarzu pochowano
kilku sławnych Polaków, m.in. Juliusza Słowackiego, Bogdana Zaleskiego, i innych. Przez wzgórze
przepływają
rzesze
turystów.
Mają
co
podziwiać.
Świątynia
błyszczy
bielą
granitu
samooczyszczającego się atmosferą. Jest cackiem i dziwem architektury, mówią o niej
„achitektoniczny tort”. Kiedyś to miejsce stanowiło sielski obraz wsi, przeciętej wznoszącymi się
stromo uliczkami, z placem zadrzewionym na szczycie. Wejście tutaj bywało karkołomne,
szczególnie gdy ulice zmieniała gołoledź. Mieszkańcami Montmartu byli głównie węglarze,
szewcy, mieściły się tu pralnie, jak pokazują to obrazy Degasa, który mieszkał u podnóża. Dziś na
wzgórze wiodą tarasy stromych schodów, linia kolejki linowej, busy. Do literackiego kabaretu
Lapin-Agile ustawia się kolejka. Liczne bary, kawiarenki, bistra z kolorowymi ogródkami mają
powodzenie i są wymarzonym miejscem na miłosne schadzki. Jak dawniej mieszają się tu wonie
drzew, krzewów i kwiatów. Zaś panorama Paryża spowitego w niebieskiej mgle przyprawia o bicie
serca. Montmartre wciąż tętni gwarem i zachwyca widokiem malowniczych postaci, kolorami
sztalug.
W zaciszu mieszkania pani Marii dochodzi do zwierzeń. Opowiada swoje życie. Czy Monmartre to
jej miejsce na ziemi, a może rodzinny Drohobycz, Sopot, czy Warszawa? Trudno odpowiedzieć
sobie samej, tyle działo się, a historia nałożyła na siebie przeżycia. Maria woli mówić o bliskich,
znanych artystach, o których los jakby zapomina. O bracie Tadeuszu Borońskim – malarzu –
portreciście „Tade”, który na południu Francji miał galerię. Był uważany za jednego z najlepszych
twórców w swoim regionie. W 1999 r. zmarł nagle, kiedy skradziono mu wszystkie dzieła. O
pierwszym mężu – Mieczysławie Naruszewiczu, który był znanym niegdyś rzeźbiarzem, a dziś
powracają na rynek jego stylizowane figurki zwierząt, sprzedawane jako precjoza przez Zakład
Porcelany w Ćmielowie. Obdarowany nimi został również Jan Paweł II i Benedykt XVI, George
Bush otrzymał jedną w darze od prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Są w cenie. O ich autorze –
projektancie nie pamięta się.
Mieczysław Naruszewicz ur. w 1923 r. wywodził się w prostej linii z arystokratycznego rodu
Naruszewiczów, z którego pochodził też biskup Adam – historyk, literat, autor satyr. Na synu
Mieczysława, Witoldzie, zakończył się ten ród w linii męskiej. Na jego grobie w Warszawie ojciec
wyrzeźbił symboliczny złamany miecz. Witold był lekarzem, zmarł w Anglii, nie ukończywszy 30
lat. Był pięknym młodzieńcem – mówi Maria – podobnie jak jego ojciec. Z Mieczysławem
poznaliśmy się po wojnie, w Krakowie, gdzie odbywałam praktykę artystyczną. On studiował w
Akademii, pod kierunkiem Ksawerego Dunikowskiego. To była miłość od pierwszego wejrzenia,
wzięliśmy ślub i zamieszkaliśmy w Warszawie. Mieczysław był zdolny i pracowity, otrzymywał
różne zamówienia. Między innymi restaurował warszawską Starówkę, pomnik Chopina w
Łazienkach, pomnik na pl. Wilsona. Utalentowany, już podczas praktyki projektował te stylizowane
figurki zwierzęce, których produkcja przynosiła niemałe dochody. Odnosił też sukcesy w dziedzinie
techniki. Podobał się wielu kobietom. Rozstaliśmy się. Mimo że i mnie urody nie brakowało, nie
wytrzymałam ciągłych nagabywań męża, licznych telefonów, spojrzeń, za którymi nie wiadomo co
kryło się, uśmiechów i uśmieszków, życia w niepewności. W kraju też nie dzieło się najlepiej. Po
rozwodzie w 1965 r. wyjechałam do Paryża, gdzie sprowadziłam nasze córki.
Pochodzę z Drohobycza... Tak, tego samego, skąd słynny autor „Sklepów cynamonowych”.
Rozumiem jego wizje, w Drohobyczu działy się różne dziwne rzeczy. Pamiętam, jak ojciec, który
był kierownikiem działu bednarskiego w rafinerii POLMIN, przybiegł z pracy, wołając: – Chodźcie
do mnie coś zobaczyć! – był bardzo poruszony. Z mamą i rodzeństwem pobiegliśmy. Była zima,
panował mróz, trzeszczał śnieg, zbliżał się front i armia radziecka. Wtedy nie zdawałam sobie
sprawy z tego co widziałam. Dziś zastanawiam się nad tymi znakami Boga. Przez dyżurkę i bramę
dostaliśmy się do zakładu. Tu już zebrał się tłum. Na podwyższeniu stał facet z ręką wyciągniętą ku
górze, jak Lenin. Nie ruszał się. Stał jak posąg, odebrało mu ruchy i mowę. Poruszały się tylko jego
oczy. Dwudziestu mężczyzn próbowało go stamtąd ściągnąć lub choćby opuścić jego rękę. Nie
mogli, jakby ważył wiele ton. Tak skamieniał, gdy krzyczał: „Boga nie ma! Idzie nowe!”. To była
propaganda i publiczne wystąpienie i stało się coś niespotykanego. Ludzie przyjeżdżali ze Stryja i
innych miejscowości, ze wszystkich stron, żeby go zobaczyć. Stał tak przez trzy dni. Po tym czasie
jakby zmartwychwstał, zszedł z postumentu. Myślę, że doświadczywszy nadprzyrodzonej mocy,
rozpoczął już inną ideologię. Potem przyjechali komuniści i zabrali go do szpitala, tam otruli,
niepotrzebny był im taki świadek. To był Ukrainiec, sąsiad. Nazywał się Nałysnyk, miał
jedenaścioro dzieci. Był ateistą. Może Bóg posłużył się nim, by ostrzec ludzi...
Uciekliśmy stamtąd. Ojciec bał się bombardowania rafinerii przez aliantów. Znajomy załatwił mu
pracę w tartaku, skąd miał wyjechać pociąg z meblami i Niemcami uciekającymi do Rzeszy, bo
żeby przejechać przez Polskę, Niemcy doczepiali wagony z Polakami. Lecz bombardowanie odbyło
się w przeddzień odjazdu. Jakoś ocaleliśmy po raz drugi. I drugi raz. Gdy wysiedliśmy w Kielcach,
maszynista tego transportu krzyczał, że mieliśmy szczęście, bo pociąg miał być wysadzony. Tory
były zaminowane przez „Jędrusiów”. Na wiadomość o Polakach, w ostatniej chwili partyzanci tor
rozminowali. Po wielu latach u koleżanki z Kielc spotkałam mężczyznę, który zapytał, kiedy to
było. – To było 15 sierpnia, dużo modliliśmy się. – A ja byłem szefem tej akcji – powiedział – i
rozmontowywałem tory. Zapamiętałem datę, bo to święto Matki Boskiej Zielnej. Nad znakami
Opatrzności tak mało zastanawiamy się... Z Kielc wyjechaliśmy do Sopot. Ojciec tu dostał pracę,
znał niemiecki, my uczyliśmy się. Zdałam maturę, rozpoczęłam studia – grafika artystyczna,
malarstwo. Ślub. W Warszawie kończyłam studia. Dzieci. Rozwód. Paryż. Mieszkam na
Montmartrze już 40 lat.... Po arystokratycznym rodzie Naruszewiczów z tej linii (innej nie znam)
zostały tylko moje córki. Ida Naruszewicz-Rodger, która mieszka w Londynie, zna prawo, pięć
języków i 160 krajów – taką ma pracę i hobby. Teraz jest na Kajmanach. – Maria spogląda na mapę
zawieszoną na ścianie. Bierze na kolana kota Miśka i mówi do niego po francusku.
– Jak zostanie tu sam, niech rozumie mowę nowych opiekunów. Ja chyba tutaj na zawsze..., mam
już osiemdziesiąt lat. Ale ciągnie do Polski. W Sopocie leżą rodzice. W Polsce mieszka teraz druga
córka, Ida Naruszewicz-Mokwa, architekt wnętrz, uzdolniona akwarelistka. Czy Montmartre to
moje miejsce szczęśliwe? To ponad połowa mojej biografii... Ta mansarda z pracownią, plac Tetre,
ostatnia przystań...
Maria Ouintuic spogląda przez okno. Mienią się za nim dachy i daszki, kwiaty w skrzynkach i
donicach, wieże Sacré Coeur i kościoła św. Piotra, najstarszego w Paryżu. W drugim pokoju obrazy,
których strzeże tłusty kocur. Czas zabrać sztalugi i udać się na plac. W jego różnojęzycznym
gwarze, przy pracy, oddalają się wszystkie nostalgie.
Paryż, maj 2008

Podobne dokumenty