Nadleśnictwo Namysłów utworzono 20 maja 1945 roku. Powstało

Transkrypt

Nadleśnictwo Namysłów utworzono 20 maja 1945 roku. Powstało
Nadleśnictwo Namysłów utworzono 20 maja 1945 roku. Powstało ono z niemieckich lasów
państwowych, miejskich, szpitalnych i prywatnych. Podlegało ono pod Dyrekcję Leśną we Wrocławiu. W
wyniku odejścia leśnictwa Gręboszów i przyłączenia leśnych kompleksów: Głuszyna, Kowalowice,
Smogorzów i Pawłowice oraz, w 1949r. przyłączono do nadleśnictwa 330 ha lasów miejskich Namysłowa, a
w 1955r. 244,06 ha słabych gruntów rolnych przeznaczonych do zalesienia oraz niewielkich kompleksów
leśnych i parcel z PFZ i PGR o łącznej powierzchni 824,79 ha, Nadleśnictwo Namysłów liczyło 5 642 ha.
W roku 2009 nasz kolega Wiesław Moliński (pracujący w Naszym Nadleśnictwie jako szkółkarz) wydał
książkę pt. „Śladami leśnych ścieżek”, gdzie szczegółowo opisał historię Nadleśnictwa Namysłów.
Dzięki uprzejmości Wiesława Molińskiego zamieszczamy fragmenty….
Śląsk Opolski, to specyficzny region wciśnięty pomiędzy Dolny i Górny Śląsk, graniczący z
Wielkopolską i Czechami. Tutaj, na styku kultur, do których dołączyła osobliwa kultura i mentalność ludzi
przypędzonych tu „zza Buga”, tworzyła się po drugiej wojnie historia ludzi i regionalnego leśnictwa.
Dlatego warto, choćby w najmniejszym stopniu, odtworzyć i poznać okres ostatniego stulecia i wgłębić się w
życie „leśnych ludzi” z tamtych, minionych już dawno lat...
Przybliżając ich życie, radości i problemy, sukcesy i porażki, możemy sami lepiej zrozumieć
otaczający nas świat i ludzi, z którymi dane nam było w jakikolwiek sposób współpracować.
Pochylmy czoła przed historią, bo ani się obejrzymy, a sami staniemy się jej małą cząstką.
I. Przełom XIX i XX wieku. Pierwsza wojna światowa i jej zakończenie w 1918 roku na ziemi
namysłowskiej.
W leśnictwie tamtego okresu wszystko szło niejako z rozpędu nabranego jeszcze w drugiej połowie
XIX wieku, kiedy to w Prusach weszły w życie ustawy regulujące na dziesięciolecia funkcjonowanie lasów.
Były to:
- prawo o lasach ochronnych i spółkach leśnych z 1875 r.,
- ustawa o defraudacjach leśnych z 1878 r.,
- ustawa o policji polowej i leśnej oraz o ochronie lasów przed pożarami.
W rejencji wrocławskiej, do której należał powiat namysłowski, własność leśną obejmowały: lasy
prywatne - 73,5 % powierzchni, lasy państwowe - 20,5%, lasy miejskie i gminne - 4,6% i lasy innych
instytucji - 1,4 % (kościelne, wojskowe itp.).
W owym czasie, nadleśnictwo w Namysłowie podlegało dyrekcji leśnej we Wrocławiu (Konigliche
Regierung - Królewski Zarząd), a swoim zasięgiem obejmowało w przybliżeniu ówczesny powiat
namysłowski. Najważniejszą instytucją leśną w państwie pruskim było Ministerstwo Rolnictwa, Domen i
Lasów. Dyrekcją zarządzał Lasomistrz Naczelny, który do pomocy miał radców. Stanowili oni pieczę nad
nadleśnictwami - jeden radca obsługiwał kilka nadleśnictw, a do jego obowiązków należało przede
wszystkim kontrolowanie nadleśnictw od strony gospodarki leśnej i pieniężnej. Poza tym udzielał porad i
wskazówek leśnikom w terenie.
Działalność nadleśniczych opierała się o instrukcję z 1870 roku, która mówiła, że podlega on
lasomistrzowi i jest odpowiedzialnym zarządcą majątku państwowego i prywatnego. Służbowo podlegają
mu leśniczowie, gajowi, strażnicy i pomocnicze służby leśne w terenie.
Poza tym, istniała duża centralizacja w zarządzaniu lasami i leśnym personelem. Często, o
najdrobniejszych nawet sprawach decydował lasomistrz we Wrocławiu.
Oto kilka przykładów w dość swobodnym tłumaczeniu:
Pismo z dnia 3 kwietnia 1888 r. informuje, że Królewska Leśna Kasa zadecydowała, iż panu
leśniczemu Baucke z Bachwitz (Wielołęka), który zgłosił powtórną stratę w stadzie zwierząt domowych
wypłaci jednorazową zapomogę w kwocie 50 marek. Pan Baucke zostanie poinformowany o tym 8 kwietnia
1888 roku, o czym powiadomiono Królewską Leśną Kasę w Namslau (Namysłów).
Możemy się tylko domyślać, że szkodę w stadzie zwierząt domowych wyrządziły leśniczemu wilki,
które jeszcze wtedy w naszych lasach bywały.
Inny dokument mówi: Po dużych opadach śniegu, który jest zmrożony, zaleca się dokarmianie
zwierzyny leśnej i chronienie jej przed zranieniami. Koniecznie należy wyłożyć kostki soli. Proszę Królewski
Zarząd o dopłatę na te cele, tak jak w ubiegłych latach i jak ostatnio, zgodnie z zarządzeniem z 28 I 1896 r.
na kwotę 20 marek.
Nadleśnictwo Namysłów swoim zasięgiem obejmowało lasy królewskie, miejskie i prywatne na
terenie powiatu namysłowskiego. Podlegały mu:
a) leśnictwa skarbu królewskiego:
- Bachwitz (Wielołęka) - leśniczy Paul Zelder,
- Polkowitz lub Ordenstal (Polkowskie),
- Glausche (Głuszyna),
- Schmograu (Smogorzów) - leśniczy Pothe,
- Wind. Marchwitz (Smarchowice Śląskie)- leśniczowie Nestor i Kammer,
- Niefe (Niwki),
- Wallendorf (Włochy) - leśniczy Neumann;
b) leśnictwo lasów miejskich, czyli leśnictwo Podmiejskie,
c) leśnictwo lasów szpitala miejskiego z leśniczówką w Dębniku;
d) leśne urzędy lasów prywatnych w:
- Eckersdorf (Biestrzykowice) w Rogelmühle (Młyńskie Stawy) - leśniczy Scholz,
- Grambschutz (Gręboszów),
- Nassadel (Jastrzębie),
- Simmelwitz (Ziemiełowice),
- Steinersdorf (Siemysłów),
- Sterzendorf (Starościn),
- Minkowsky (Minkowskie),
 Gross Marchwitz (Smarchowice Wielkie).

W leśnictwie Eckersdorf (Biestrzykowice), które było od 1857 roku własnością rodziny von Garnier
wywodzącej się z Turawy pod Opolem, gospodarkę leśną prowadzono wręcz wzorowo. W lasach
dominowała sosna z dużą domieszką świerka, dębów, buka, olszy, jesionu i wiązów. W roku 1858,
wraz z przebudową pałacu w Eckersdorf i plebani przy kościele katolickim, rozpoczęto budowę
nowej leśniczówki w Rogelmühle, tuż obok osiemnastowiecznego młyna wodnego. Stara
leśniczówka znajdowała się na skraju lasu, od strony Nowego Folwarku obok dębu szypułkowego
Hubertus i nazywała się Wolfswinkel (Wilcze Kąty). Po wybudowaniu leśniczówki w Młyńskich
Stawach, starą przeznaczono na dom dla leśnych emerytów. Stary młyn, który zaczął funkcjonować,
kiedy właścicielami dóbr była rodzina Frankenberg, do dziś stoi nad Młyńska Strugą. W tamtych
czasach do napędu koła wykorzystywano wodę spiętrzoną w Rogel Teich (Rogalskim Stawie). Poza
tym, żeby skarmić odpady powstałe po produkcji mąki, w stawie tym hodowano karpie, raki i dziką
rybę. Ponieważ koło podsiębierne wymaga silnego nurtu wody, spiętrzoną wodę puszczano tylko w
czasie pracy młyna. W takich małych młynach na jedno żarno, produkowano głównie gruboziarnistą
i bardzo wydajną mąkę. Pieczywo z takiej mąki było najzdrowsze i najsmaczniejsze, dlatego
młynarze często trudnili się wypiekiem chleba oraz innego pieczywa i najprawdopodobniej od
przezwiska-nazwiska młynarza: Rogal, Rogala - wywodzi się nazwa leśnej osady, którą odnotowano
w 1795 roku.
Rozwój przemysłu i powstawanie młynów na prąd, przyczyniły się do zamknięcia starego młyna po
pierwszej wojnie światowej. W dawnym młynie przerobionym w części na mieszkania, osiedliła się rodzina
gajowego i robotnika leśnego.

Gospodarkę leśną przełomu wieków i do końca 1918 roku, prowadzono tworząc tak zwany
„normalny” stan lasu, co wyrażało się przez wprowadzanie do lasu:

- najkorzystniejszych gatunkowo drzew,

- najkorzystniejszego sposobu gospodarowania,

- najkorzystniejszego wieku rębności,
- najkorzystniejszego układu klas wieku i położenia drzewostanu względem siebie z punktu widzenia
następstwa rębności.

Gospodarkę leśną przełomu wieków i do końca 1918 roku, prowadzono tworząc tak zwany
„normalny” stan lasu, co wyrażało się przez wprowadzanie do lasu:

- najkorzystniejszych gatunkowo drzew,

- najkorzystniejszego sposobu gospodarowania,

- najkorzystniejszego wieku rębności,
- najkorzystniejszego układu klas wieku i położenia drzewostanu względem siebie z punktu widzenia
następstwa rębności.
II. Okres międzywojenny i II wojna światowa do końca 1944 roku
Nadleśniczym w Namysłowie w latach 1921-1945 był Fritz Braune. Objął on nadleśnictwo po
nadleśniczym Bocku, który z kolei był następcą Storiga.
Fritz Braune pochodził z zamożnej rodziny, która miała swoje dobra między innymi w Krzykowie,
Smogorzowie i Smarchowicach Śląskich, a jego pełne nazwisko brzmiało Braune-Krikau.
Po siedmiu latach bycia asesorem leśnym w Berlinie 1 I 1920 roku przybył do Namysłowa, żeby w
swoich rodzinnych stronach objąć urząd nadleśniczego. Nadleśniczy Bock był już wtedy ponad
siedemdziesięcioletnim mężczyzną. W tamtym czasie siedzibą nadleśnictwa był dom nadleśniczego, więc
nowy nadleśniczy wystarał się u władz leśnych o pozwolenie na budowę nowej nadleśniczówki. Po
uzyskaniu zgody rozpoczął budowę pomieszczeń nadleśnictwa przy Parkstrasse (dzisiejsza ulica Parkowa),
czyli tam, gdzie znajduje się ono do dziś.
Przez pewien czas F. Braune mieszkał w willi starego nadleśniczego, przy Pietzonka Platz, dziś
zwanego placem Wolności. 5 X 1922 roku ożenił się z Marianną. Miał dwóch synów: Waltera i Fritza. Poza
pracą zawodową nadleśniczy zajmował się rolnictwem.
A oto relacja-wspomnienie Ferdynanda Braune-Krikau, brata nadleśniczego:
Fritz był wówczas już prawie 7 lat asesorem, czyli krótko przed mianowaniem nanadleśniczego.
Leśniczy Block, wtedy w wieku ponad 70 lat, tylko czekał z końcowymi poszukiwaniami następcy, aż Fritz po
wykonaniu swoich ostatnich zadań w Berlinie, będzie gotowy i złoży podanie w nadleśnictwie Namysłów.
Z tego co pamiętam Fritz został przeniesiony do Namysłowa już od 1.01.1920, aby się zaznajomić z
obowiązkami. Potem, po udanym pożegnaniu leśniczego Bocka Fritz, przyjął jego obowiązki i wkrótce został
mianowany na nadleśniczego.
Fritz mieszkał początkowo w willi leśniczego Bocka położonej przy Pietzonkaplatz [obecnie plac
Wolności] na polskich przedmieściach przy szosie do Belmsdorf [Bemowskie - obecnie w granicach
Namysłowa, rejon ul. Makowej i sąsiednich]. Państwowe nadleśnictwo nie istniało. Oceniając po nazwie
(nadleśnictwo wcześniej nazywało się Królewskie Nadleśnictwo Smarchowice Śląskie), siedziba takiego
mogła znajdować się w Smarchowicach Śląskich, wiosce, której rycerskie dobra były własnością króla, o
czym świadczyły pola dla służby położone na tamtejszych gruntach. Królewscy leśnicy, po tym jak królewska
własność Smarchowice Śląskie przeszła w ręce prywatne, przenieśli się do Namysłowa, skąd dzięki
centralnemu położeniu można było, choć z trudem, osiągnąć okoliczne peryferyjne rewiry okręgu Namysłów.
Dla przedstawienia trudności, którym musiał sprostać nadleśniczy pasjonat przed wynalezieniem
samochodu podaję odległości z Namysłowa do różnych rewirów: Smarchowice Śląskie 7-10 km, Niwki 12-15
km, Wielołęka 15-20 km, Polkowskie 15 km, Głuszyna 15-18 km, Smogorzów 13-18 km, Dornberg 15-18 km,
Sadogóra -Zgorzelec 15-20 km, Herzberg 21 km, Mroczeń (okręg Kępno) 25 km, Simmenau (okręg
Kluczbork) 20 km. Z tego właśnie wynikały gospodarcze i zawodowe trudności, które odstraszały innych
kandydatów i Fritz nie musiał się obawiać żadnych konkurentów.
Mieszkający w Namysłowie nadleśniczy mógł wozem konnym przeprowadzać tylko wyrywkowe
kontrole, by sprawdzić, czy jego polecenia w leśnych rewirach są wykonywane. Każda jazda do jednego z
odległych urzędów leśnych (gajówka) przypominała całodniową ekspedycję. Nadleśniczy musiał się
całkowicie zdać na poczucie obowiązków swoich urzędników. Nawet jeśli istniała dobra gwarancja
staropruskiego, wojskowego wychowania gajowych, to nadleśniczy nie miał bezpośredniego wpływu na
realizację swoich życzeń i pomysłów.
Przed oczami mam przykład z rewiru Smogorzów (w bezpośrednim sąsiedztwie Krzykowa). W moim
dzieciństwie istniał w części rewiru Goiske (Gojski las = Laubwald) nadający się do wyrębu 80-100-letni
zagajnik. Tam na cienkich strzelających w niebo sosnach założyły gniazda tysiące kruków
(najprawdopodobniej chodzi o gawrony - przyp. W. M.). Stada kruków były wówczas plagą na zagonach
ojca w Smogorzowie. Żaden z zasiewów nie wzeszedł nieuszkodzony, jeśli nie był stale ochraniany.
Przypominam sobie, że dla zmniejszenia tego zagrożenia urządzano corocznie, jak tylko młode stawały się
zdolne do lotu, w Lesie Gojskim duże strzelanie do kruków jako rodzaj święta ludowego. Każde gniazdo
dostawało ładunek śrutu i tak ginęły setkami także stare kruki, które nie chciały opuścić młodych. Ponadto
podziwiałem chłopców, którzy wspinali się na sosny i zrzucali młode kruki z gniazd, mimo, że nie była to
skuteczna procedura. Za duże i zbyt liczne one były i wiele z nich leżących na zewnętrznych koronach sosen
było dla chłopców nieosiągalne.
Jako dziecko żałowałem, kiedy wówczas w latach 80-tych XIX wieku wyrąbano te stare sosny. Obraz
naszego krajobrazu przybrał nowy kształt na niekorzyść Ojczyzny, tak mi się wydawało. Kruki wprawdzie
wywędrowały na trudno dostępne olchowe zagajniki bagnistego obniżenia rzeki Widawy pomiędzy Juskiem i
Starym Miastem/Młynem. Na wygolonych terenach nie wyrosły jednak żadne nowe nasadzenia. Potężne
chwasty rozrastały się, bowiem gleba była nasączona nawozem kruczym, dziki bez zdusił wszystkie rośliny i
nasiona. Wtedy właśnie widoczny był brak kontrolnego spojrzenia nadleśniczego.
Fritz odbierał te tereny jeszcze 30 lat później jako ugory, na których co jakiś czas wzeszło to, co wiatr
przyniósł. O uporządkowanym zadrzewianiu nie mogło być mowy. Na takich porębach doświadczyłem jak, i
w jaki oczywisty sposób pod wodzą Fritza wyrósł bezbłędny las mieszany. Tak jak tam, było we wszystkich
rewirach mimo dużych odległości. Fritz długo jeszcze nie posiadał auta. Przypominacie sobie może jego
Kitschel (pojazd do polowań dla 2 osób na 2 małe siwe koniki), które przywiózł z Rumunii, powolne nie do
zdarcia, którymi dzień po dniu objeżdżał swoje rewiry, aż potem kupił szybsze, mocniejsze gniadosze i
ostatecznie najpierw przesiadł się do Opelka, a parę lat później do mocnego pojemnego Merca. Ten
transportowy rozwój odzwierciedla równocześnie postępy zawodowe Fritza od ostrożnych i skromnych
początków po latach inflacji (1921-1923) do coraz większej swobody w decyzjach. Był to wynik jego
skromnego, oszczędnego i dalekowzrocznego sposobu życia.
Obok osobistych przyjemności widoczne były służbowe postępy i ułatwienia, które przede wszystkim
wyrażały się w jego obszarze działania. Jego rewiry znajdowały się we wzorowym porządku. Wzorcowa była
nie tylko ochrona lasów i zadrzewień. Nie wiele mniej leżała na sercu mojemu bratu ochrona dzikiej
zwierzyny. W tym względzie jego rozległe rewiry oferowały wszystko co cieszy serce myśliwego. Wiosną
zaczynało się. „Oculi (niedziela marcowa przed Wielkanocą), nadchodzą!” Jakież to sznury kaczek w
zalotnym locie mogłem podziwiać u niego w Smarchowicach Śląskich. Magdalena, która mi towarzyszyła,
cieszyła się pierwszymi przylaszczkami, które wykopywała i sadziła w Krzykowie na naszej wyspie na stawie.
Zaś na moim starym myśliwskim kapeluszu z biegiem czasu pojawiła się znaczna ilość piórek do malowania
(czarnoniebieskie pióro sjki) jako dowód wspaniałego wiosennego wypoczynku. W innych uciechach
myślistwa z powodu braku czasy nigdy nie uczestniczyłem, tak jak mi to serce podpowiadało. Nigdy w maju i
czerwcu kiedy w Krzykowie na polach trwały prace pielęgnacyjne nie znalazłem czasu, by w jego rewirach
wytropić jelenia. A jakież dumne poroża w ciągu lat znalazły miejsce w domu Fritza, dowody na to jak
opłacalna jest systematyczna opieka nad zwierzyną. W ostatnich latach brakowało mi czasu uczestniczyć w
jego polowaniach, które kochałem, bo odznaczały się najwyższą prawdziwą sztuką myślistwa. Te polowania
nie wyróżniały się ilością upolowanej zwierzyny, jak za czasów leśniczego Bocka, gdzie jak sobie
przypominam w Smogorzowie strzelono 400 do 500 zajęcy, bażantów i królików. Zaraza w graniczących z
rewirami polach, uprawa ziemi pługiem i kultywatorem, nawozy sztuczne, ci wrogowie polowań na płowego
zwierza spowodowały znaczący spadek pogłowia dziczyzny. O wiele lepiej ze względu na myśliwskie reguły
miały się leśne polowania u Fritza. Zdyscyplinowana obława utrzymująca porządek, unikająca zbędnych
krzyków i hałasu podczas nagonki, gwarantowała świętą ciszę w lesie. Żelaznej dyscypliny oczekiwano
również od zaproszonych myśliwych i gości polowania. Nie wszyscy z nich byli odpowiednio wychowani
(śląskie głośne wysławianie się), ale wszyscy bez wyjątku za przykładem i pod przywództwem Fritza uczyli
się przestrzegać tych reguł i chętnie się do nich stosowali. Tym sposobem zimowy dzień w lesie przy dźwięku
rogów aż do halali (sygnału końca polowania), w znikającym blasku wystrzałów był wspaniałą rozrywką,
podobnie jak płynące z serca podziękowania myśliwych za tusze dzielone przez mistrza polowania, który
nigdy nie pozwalał sobie odebrać przyjemności zakończenia polowania przez osobiste odtrąbienie sygnału.
Jednak apogeum myśliwskiej rozkoszy oferowały w zimie ciche obławy z niewielką ilością naganiaczy na
wytropioną rogaciznę podczas mocnego mrozu bladym świtem. Wtedy panowała w lesie uroczysta cisza
pałacowa Nie mógł paść żaden strzał chyba, że na wytropionego knura lub wybraną do odstrzału łanię ze
stada rogacizny. W rewirze Simmenau łanie były rzadkimi gośćmi, oprócz często zmieniających się dzików z
sąsiedniego Reinersdorfu. Jak tylko padł pierwszy strzał na takich obławach, jako znak, że wytropione
zwierzę weszło na cel, wolno było również strzelać lisy. W tym momencie nie mogę zapomnieć o rykowiskach
jeleni. Rozwinęły się one do niezwykłych rozmiarów. Jeśli za czasów leśniczego Bocka rogacizna była stałym
widokiem tylko w rewirze Zofjówka, to po I wojnie światowej tak się rozmnożyła i rozprzestrzeniła, że
ostatnio we wszystkich rewirach można było mówić o rogaciźnie jako stałym obrazie (zwierzęta, które
stacjonują, nie wędrują). Fritz położył w rewirze Głuszyna swojego potężnego byka z 16 rogowym porożem.
Jego poroże otrzymało na wystawie myśliwskiej we Wrocławiu drugą nagrodę, tylko dlatego, że prawa oczna
poprzeczka, prawdopodobnie wskutek walki na rykowisku została złamana. Inaczej byłoby to trofeum
wyróżnione złotym medalem. Nawet w rewirze Smogorzów pojawiała się rogacizna przez całą zimę, także w
części rewiru Goiske (Las Gojski) nastąpiła zmiana i co jakiś czas spotykano ją na polach krzykowskich.
Zimą 1943/44, uzbrojony tylko w laskę, spotkałem stado 10 rogaczy, wśród nich 2 jelenie z potężną koroną,
dumnie ciągnące przez moje pola w kierunku sąsiada Ulricha Scholz- Rautenschtraucha, który po moim
telefonie podziwiał ten wspaniały widok bezpośrednio na łąkach za swoim parkiem. Podczas lat wojny 19391945 te rewiry, które w 1921 roku przyłączono do Polski zostały jeszcze raz zjednoczone z nadleśnictwem
Fritza. Wtedy po raz ostatni na wysokiej ambonie w rewirze Schadegur [Sadogóra] nasłuchiwałem rykowiska,
wpadłem wówczas także na potężnego jelenia z 12-rogowym porożem, który ciągnął jak po sznurku prosto
na moje siedzisko i z 20 kroków - broń nie wypaliła. I było to równocześnie halali moich uciech myśliwskich.
Jednak wrócę jeszcze do momentu wprowadzenia mojego brata do jego rewiru. Leśniczy Bock nie polubił
mieszkania czynszowego w Namysłowie, jak jego poprzednik leśniczy Storig. Kupił on już wspomnianą
działkę przy Pietzonkaplatz i zbudował sobie elegancką willę. Było w niej dosyć pomieszczeń, by dać
schronienie dla asesora i następcy jako kawalera. Kiedy Fritz niedługo potem, 5.10.1922 r., zmienił stan
cywilny, znalazło się nawet potrzebne pomieszczenie dla młodych małżonków. Naturalnie willa Bocka nie
okazała się właściwym rozwiązaniem na dłuższą metę. Było to ciasne prowizorium i nie obyło się bez
tymczasowych napięć w ciągłym kontakcie z właścicielami domu, mimo ojcowskiej przyjaźni i dobroci
starego leśniczego Bocka. Dlatego też Fritz złożył podanie o budowę własnego nadleśnictwa i dopiął swego.
Na podkreślenie zasługuje fakt, że nowy obiekt powstał bardziej jako prawdziwe wiejskie nadleśnictwo ze
stajniami, stodołą, budynkami gospodarczymi, pięknym warzywniakiem i sadem, zorganizowanymi na mały
rolniczy zakład, a nie, wbrew dobrym radom przełożonych i przyjaciół, w stylu eleganckiej willi obliczonej
na mieszkanie i biuro. Poruszyło mnie nieopisanie, gdy obserwowałem, jak rolnicze zainteresowania Fritza
przejawiało się w zapobiegliwości dla jego małego gospodarstwa. Jak bez wysiłku pokonywał 15 km aż do
swoich gruntów i łąk w Smarchowieach Śląskich na granicy rewiru Niwki, jak wydzierżawił parę mórg ziemi
w bezpośredniej bliskości nadleśnictwa, do tego przejął ziemię służbową swojego leśnictwa Smogorzów,
której nie chciał uprawiać gajowy rewiru, jak siał, żniwował, orał, często osobiście. Fritz kierował swoją
pracę i miłość nie do urodzajnej ziemi. Wszystkie jego działki były lekkiej gleby, na której udawała się
pszenica, kartofle, owies i od czasu do czasu musiał ją na nowo wzbogacać roślinami motylkowymi (łubinem
lub saradelą). Jego łąki w lasach były podupadłe, nie miały żadnego żyznego podłoża i jak tylko brakowało
deszczu, co się u nas co parę lat zdarzało, nie dawały plonu. I mimo takich rozczarowań, jak sadzę, była to
dla niego ostatecznie trudna decyzja - zaniechać tej pożerającej czas gospodarki i zgodnie z duchem czasu
zamienić wóz konny na auto osobowe. Ja mogłem go tylko w tym wspierać. Znacie już tę działkę pięknie
położoną przy miejskim parku przy ulicy Parkowej, na której przeminęło nam ponad 20 lat w niezakłóconej
domowej harmonii i pracy, aż 19 stycznia 1945 straciliście tam i w Krzykowie naszą wspólną Ojczyznę. Nie
czuję się uprawniony opowiadać Wam, Mariannie i Waltherowi o tych 20 latach. Dodajcie sami na pustych
kartkach, które każę dopiąć, co Wam zostało w pamięci z tego szczęśliwego czasu, (który Wam się jawił
rajem) najbardziej wartościowego, jeśli chodzi o szczęście domowe, sukcesy zawodowe, wzorową
współpracę z przełożonymi i podwładnymi (to ostatnie podkreślam szczególnie), o przyjaźnie w okręgu
Namysłów, dokąd Was sympatie i znajomości prowadziły, gościnnie we własnym domu i wszędzie tam, gdzie
byliście witani jako goście. Niech będzie to piękny kapitał wartości, które synowi i następnym pokoleniom
pozostaną. Niech Bóg ma ich w swojej opiece.
Na koniec chcę tylko jeszcze podkreślić, że Fritz ze swoją wiernością Ojczyźnie postawił sobie w moim
i moich bliskich sercu pomnik, wykonując swój zawód na przekór tym wszystkim przeciwnościom, obok
założenia i prowadzenia swojego własnego ogniska domowego. Ta wierność Ojczyźnie, po tym jak po sześciu
latach wojny zdecydował się na likwidację, doprowadziła go tam, skąd jego dzieciństwo czerpało siłę i
pożywienie. To nas braci złączyło nierozerwalnie w niezłomnym uczuciu od Namysłowa po Krzyków.
Nazwisko Krikau pozostało nam dzisiaj na wygnaniu.
Osterode, w maju 1951 r.
Do ochrony przyrody leśnicy zawsze przykładali dużą wagę. W leśnictwie państwowym Niefe (Niwki),
na mapce z 1926 r. zaznaczono stanowiska chronionych roślin: - w ówczesnym oddz. 129 b, w podszycie
lasu sosnowego rósł Widłak spłaszczony (Lycopodium complonatum) - w oddziale 135 c, w podszycie
mieszanego lasu sosnowego zaznaczono stanowisko krzewinki z zimotrwałymi listkami, czyli Zimoziołu
północnego (Linnaea Borealis).
Bardzo istotną rolę w pracy każdego leśnika pełni hodowla lasu i połączenie teorii naukowej z
praktyką w terenie. Właśnie we wspomnianym już leśnictwie od lat istniała powierzchnia próbna
niemieckiego leśnika naukowca - profesora Adama Schwappacha (1851-1932). Posadzone tam przy jego
kontroli drzewa (jodły, modrzewie i daglezje), są otoczone szczególną opieką przez pracowników służby
leśnej do dziś.
W lasach państwowych przeciętne nadleśnictwo miało 6.120 ha lasów, a leśnictwo 920 ha. Zatrudniano
jednego leśnika z wykształceniem wyższym na 2.000 ha lasu. Stosunek inżynierów do personelu
technicznego i pomocniczego wynosił 1:4. W lasach prywatnych proporcje były trochę inne, bo jeden
inżynier leśnik przypadał na 3.300 ha, a stosunek do personelu średniego i niższego wynosił 1:5. Przeciętnie
na tysiąc hektarów zatrudniano 40 robotników fizycznych, z czego około 40% stanowili robotnicy
zatrudnieni przy ścince i wyróbce drewna. Pozostali robotnicy zajmowali się ochroną lasu, hodowlą, pracami
w szkółkach leśnych, melioracjami wodnymi, dozorowaniem dróg i gospodarką łowiecką. Ogólnie w
pracach leśnych w leśnictwie z całego zatrudnienia ponad 50% stanowiły kobiety. Na 1.000 ha lasu
przypadało 2,2 mieszkania służbowego dla personelu leśnego i robotników. Za wykonaną pracę płacono w
lasach regularnie i dobrze, zwłaszcza leśnikom.
Stan leśnictw państwowych przedstawiał się następująco (1927 rok):
- Bachwitz (Wielołęka) oddz. 1-28, pow. 761 ha lasu, leśniczówka w oddz. 26 i,
- Polkowitz (Polkowskie) 29-37, 186 ha, - 34 b,
- Glausche (Głuszyna) 96-107, 295 ha, - 103 b,
- Schmograu (Smogorzów) 108-116, 321 ha, - 115 i,
- Wind. Marchwitz (Smarchowice Śl.) 117-126 i 136-142, 496 ha - 125 r,
- Niefe (Niwki) 127-135, 277 ha, - 135 b.
Stan leśnictw lasów prywatnych i miejskich przedstawiał się, jak niżej:
- Rogelmuhle (Młyńskie Stawy) oddz. 1-24, pow. 718 ha, leśniczówka - oddz. 9 c,
- Minkowsky (Minkowskie) 1-31, 599 ha, - 11 c,
- Nassadel (Jastrzębie),
- Simmelwitz (Ziemiełowice),
- Gross Marchwitz (Smarchowice Wielkie),
- Sterzendorf (Starościn),
- Steinersdorf (Siemysłów),
- Grambschutz (Gręboszów) pow. 2.833 ha i,

leśnictwo lasów miejskich w Podmiejskim 1-20 - oddz. 19.
Wraz z rozpoczęciem II wojny światowej leśnicy borykali się z problemami, jakie niosła ze sobą wojna.
Nadleśniczy F. Braune pisze do Straży Granicznej Regimentu 14: W związku z rozwiązaniem Straży
Granicznej proszę o pozostawienie na stanowisku gajowych trzech osób i nie wysyłanie ich do wojska...

Mimo trwającej na dobre wojny, która powoli kończyła się dla Niemców sromotną klęską, wśród
leśników panuje wciąż wzorowy, przysłowiowy już niemiecki porządek. Nadleśniczy Fritz Braune
pismem z 4 V 1944 r. powiadamia leśniczych lasów państwowych i prywatnych oraz starostę
powiatowego, że w czasie od 7-17 V 1944 r. będzie przebywał na urlopie. W tym czasie będzie go
zastępował zarządca leśny ze Starościna, Leo Kaczmarczyk.

Nadleśniczy, przed odejściem na urlop pamiętał jeszcze o takim drobiazgu jak konie. Informuje więc
leśniczego zarządu leśnego w Biestrzykowicach, Eberharda Schonera z Młyńskich Stawów i
wszystkich pozostałych leśniczych nadleśnictwa Namysłów: Żeby wszystkie konie nie zostały
zabrane do wojska musicie mieć potwierdzenie, że część koni musi pracować w lesie lub przy
wywozie drewna. Proszę spisać nazwiska robotników pracujących przy koniach z dokładnym opisem
konia (wiek, płeć, wygląd). Do 25.V 44 r. należy to podać, późniejsze prośby nie będą uwzględniane.

Jak już wiemy, w latach 1921-45 nadleśniczym w Namysłowie był Fritz Braune, sekretarzami
nadleśnictwa byli: Packe i Stellter, a leśniczymi, gajowymi i robotnikami leśnymi (informacje z
leśnictw niepełne):

--leśnictwa państwowe:

- Bachwitz (Wielołęka) - leśniczy Hennig - 1935-38 rok, - leśniczy Scheurich - 1939 rok,

- Schmograu (Smogorzów) - leśniczy Alfred Joppich - 1939 rok,

- Glausche (Głuszyna) - leśniczy Otto Richter - 1938 i 1939 r.,

-Wind. Marchwitz (Smarch. Śl.) - leśniczy Mendel - 1925-28 r. - leśniczy Otto Hentschel - 1929-39
r.,

- Polkowitz (Polkowskie) - leśniczy Zoeke -1924-37 - leśniczy Engle - 1940,

- Niefe (Niwki) - leśniczy Mark Neumann - 1939 r., robotnikiem leśnym był Franz Mikolan.

--leśnictwa prywatne

- Nassadel (Jastrzębie) - leśniczy Karl Mallok - w czasie II wojny

- Rogelmuhle (Młyńskie Stawy) - leśniczy Heinrich - 1932 do 1938 - leśniczy Gerhard Birkenhofer 1938 do 1941, gajowym był Karl Sandmann (do 1945r.), a robotnikiem leśnym Gotllieb Stannek
(wszyscy mieszkali w Rogelmühle) - leśniczy Eberhard Schoner - 1941 do 1945, wozakiem był
Hatscjer (Rogelmuhle),

- Sterzendorf (Starościn) - leśniczy Leo Kaczmarczyk - w czasie II wojny,

- Grambschutz (Gręboszów) - gajowym w 1939 r. był August Weiss, a robotnikami leśnymi Paul
Jankowski i Johann Schlesinger,

- Gross Marchwitz (Smarchowice Wielkie) - w Gruneiche (Zielony Dąb) mieszkał emerytowany
leśniczy Albert Schroder,

- Simmelwitz (Ziemiełowice) - leśniczy w 1939 r.- Engelbert Hartmann a strażnikiem od drzew był
Paul Knetsch,

- Steinersdorf (Siemysłów) - leśniczy Wilhelm Bobyt - 1939 r.,
- Minkowsky - leśniczowie w 1939 r. to Paul Klose i Hugo Treptow, robotnikiem leśnym był Kurt Marke.
Ostatnimi liczącymi się pod względem obszaru właścicielami i dzierżawcami dóbr leśnych były niżej
wymienione rody i osoby:

- Smarchowice Wielkie z leśniczówką Młynek, należały do księcia von Rodestock,

- lasami Minkowskie z leśniczówką w przysiółku Minkowskie, zarządzał Schneider,

- właścicielem lasów biestrzykowickich z leśniczówką w Młyńskich Stawach, był von Garnier,

- lasy jastrzębskie należały do rodziny von Heidebrand,

- dobra ziemiełowickie z leśniczówką w Ziemiełowicach, należały do rodziny von Roden,

- największym właścicielem lasów w powiecie był graf Henkel von Donnersmark z Gręboszowa,

- lasy siemysłowskie i starościńskie należały do rodziny von Saurma,

- lasy obok wiosek Żaba, Miodary, Gola, Wężowice i Bąkowice były w części własnością owych
wsi, ale przede wszystkim księcia von Wirttemberg i należały do prywatnego nadleśnictwa w Pokoju.
W Saabe, w 1939 roku leśniczym był Willi Hilgendorf, strażnikiem leśnym z Schonbrunn (Świty) - Karl Gsuk,
leśnym dróżnikiem Karl Ruch, łowczym z Hessenstein (Krzemieniec) - Hermann Kreder, a robotnikami
leśnymi z Klein Saabe (Żaba Mała) byli: Alfred Achter i Robert Koschig. W Gulchen (Gola) w 1939 roku
mieszkał gajowy Wiktor Appolloni, w Charlotenau (Karolinów) leśniczym był Furmann, robotnikiem leśnym
Albert Szuppa, a w Grünwald (Zielony Las) - gajowym Fritz Simossek i robotnikiem leśnym Herman Wenzel.
Z relacji Gustawa Wajdzika, emerytowanego leśniczego leśnictwa Żaba-Świty z dnia 5 I 1995 rok (77 lat): W
czasie wojny byłem tutaj na robotach. Pracowałem u leśniczego Schonera. Wszyscy Polacy, robotnicy leśni,
mieszkali w Nowym Folwarku, a do pracy w lesie chodziliśmy pieszo. Tylko, kiedy leśniczy wysyłał nas do
ładowania drewna na wagony kolejowe, jechaliśmy bez dozoru rowerami do Jastrzębia albo Rogalic. Na
lewej ręce musieliśmy wtedy mieć obowiązkowo opaski z literą „P”. Niemcy bardzo szanowali las i
zwierzynę. Leśniczy strzelał tylko zwierzęta chore i słabe. W lasach było bardzo dużo jeleni, w których oni
byli chyba zakochani. Nie brakowało saren, bażantów i zajęcy. Tylko dziki były tępione, bo robiły szkody na
polach. Pamiętam, jak jednego razu, a było to w zimie, z Berlina przyjechał właściciel von Garnier - wtedy
mężczyzna w wieku około 50 lat - i miał zapolować na dziki. Zasiadł na ambonie w oddz. 15 na Borsuczych
Bukach koło obecnej szkółki i czekał na naganiaczy. Gajowy Sandmann z synem tropili te dziki i napędzali w
stronę Garniera. Leśniczy, a my robotnicy leśni razem z nim, obstawiliśmy miot tak, żeby dziki skierować w
stronę właściciela. Wataha rzeczywiście była i poszła na ambonę. Garnier ustrzelił dwa dziki, a pozostałe
przepadły w jastrzębskim Czarnym Lesie. W lesie dużo było paśników, karmideł i stodół z karmą.
Przechowywano w nich siano, liściarkę, marchew, buraki a nawet jabłka.
Wojna przemieszczała się przez ziemię namysłowską niosąc radość wolności Polakom, strach i poniewierkę
Niemcom oraz słodki smak zwycięstwa Rosjanom. Radość przybywających tu Polaków szybko zamieniła się
w troskę o przetrwanie na obcej ziemi i przeżycie na wciąż okupowanych przez wojska sowieckie terenach.
Wprawdzie próbowano zagospodarowywać zdobyte przez front ziemie, ale wojna wciąż trwała, a twierdza
Breslau padła dopiero 6 V 1945 roku. Zresztą, sytuacja tych ziem przez kilka miesięcy nie była jasna i nikt
do końca nie wiedział, jak będzie przebiegać nowa granica Polski..Do tego czasu Namysłów był zapleczem
dla wojsk sowieckich, które szykowały się do ostatniego uderzenia na Wrocław. Cierpienia powracających z
tułaczki Niemców i Ślązaków, dopiero miały nabrać realnego kształtu przed zbliżającym się ostatecznym
wygnaniem ich za Nysę i Odrę. Leśnicy, jako jedna z pierwszych grup zawodowych, przystąpili do
organizowania prac w pozostawionych samopas lasach. Trzeba było tworzyć nadleśnictwo i zasiedlać
porozrzucane po lasach i pustkowiach leśniczówki i gajówki. Musimy przy tym pamiętać, że po lasach
włóczyły się wtedy różne grupy niemieckiego wehrwolfu, maruderzy wojenni, polskie podziemie
poakowskie przemieszczające się za frontem na zachód w obawie przed NKWD i UBP oraz zwykli
szabrownicy i bandyci, szukający schronienia i łatwego wzbogacenia się. Do tego dochodzili żołnierze
sowieccy, którzy urządzali sobie zbiorowe polowania w poniemieckich lasach i traktowali polskie służby
leśne jak intruzów, a nie jak gospodarzy.

III. Nadleśnictwa na ziemi namysłowskiej



1. Nadleśnictwo Wołczyn 1945-73
Po zakończeniu działań wojennych w 1945 roku utworzono nadleśnictwo Wołczyn z siedzibą w
Wierzbicy Górnej (później była tam do 2008 r. leśniczówka leśnictwa Wierzbica). Zaraz
opracowano dla tych lasów prowizoryczną tabelę klas wieku, na podstawie której ustalono sposoby
zagospodarowania na najbliższe trzy lata. Pierwsze powojenne prowizoryczne urządzanie lasów
miało miejsce w 1947 roku. Wtedy to opracowano na najbliższe dziesięć lat, prowizoryczny plan
gospodarczy nadleśnictwa. W skład nowego nadleśnictwa wchodziły między innymi lasy zwane
Puszczą Komorzańską, których właścicielem był von Patschoski i kompleks leśny należący od 1903
roku do czeskiej rodziny Frencel z Duczowa Małego. Kompleks leśny w okolicy Komorzna, można
uznać za swego rodzaju osobliwość przyrodniczą, którą tworzą piękne drzewostany mieszane z
dębami, bukiem, sosną, jodłą, świerkiem i modrzewiem w swoim składzie, najprawdopodobniej
naturalnego pochodzenia. Mogą one służyć jako wzór godny do naśladowania przy prowadzeniu
gospodarki leśnej. Już niemieccy leśnicy, poza zrębami zupełnymi, stosowali rębnię częściową
gniazdową i częściową typową, gdzie występują udane odnowienia jodły.



Leśnictwa i tartaki
W roku 1946 siedzibę nadleśnictwa przeniesiono do Wołczyna. Składało się ono z niżej
przedstawionych leśnictw:

- Wierzbica - leśniczym był Aleksander Chuchrowski, gajowymi: Jan Żelichowski i Król,

- Komorzno - leśniczym był Jan Gabryś,

- Miechowa - leśniczym był Romuald Rogacz, gajowym Zygmunt Łacina,

- Biertołcice - leśniczym był Witold Perenos,
- Wielołęka - leśniczym p.o. był Antoni Poturalski, lasy tego leśnictwa „przeszły” z nadleśnictwa Namysłów,
ale z końcem lat czterdziestych (1947) przekazano je do nadleśnictwa Gręboszyce.
Nadleśniczym do 1951 roku był inż. Marian Podkoński, który nie należał do PZPR, więc nie mógł być w
czasach stalinowskich nadleśniczym i odszedł podobno zupełnie z Lasów Państwowych. W okresie
międzywojennym był nadleśniczym w nadleśnictwie Olkusz. W biurze nadleśnictwa rachmistrzem był wtedy
Władysław Rzeźnik, a sekretarzem Marian Rydzyk, zastąpiony później przez Bolesława Wyjadłowskiego.
Kancelistą był Jan Chrupała (ze swoim słynnym zwrotem - „Proszę Pana”), który od 1 I 1947 r. został
sekretarzem, zwanym również leśniczym administracyjnym. W 1948 roku leśniczym w Miechowej został Leon
Słupianek, a w leśnictwie Brzezinki - Zbigniew Gerula.
Po odejściu nadleśniczego Podkońskiego, obowiązki te pełnił Joachim Zaprzalski, a później Kazimierz
Młyniec. Nadleśnictwo Wołczyn funkcjonowało w ramach Rejonu Lasów Państwowych w Kluczborku. W
protokole z narady gospodarczej z 8 maja 1952 r. czytamy: Naradzie przewodniczył: Dyrektor Rejonu L.P.
inż. Mozolewski Józef. Protokółowali: Ob. Ob. Rzeszowski Gustaw i Bobka Józef. Na naradzie obecni byli z
ramienia Woj. Kom. PZPR tow. Ditrich, Okręgu L.P. - inż. Kaczmarek, Ekspoz. Paged - ob. Wielopolski,
Bazy Paged - ob. Białkowski i Rej. P.L. K-k -ob. Grodzki. (...) Przedstawiciel Woj. Kom. PZPR - tow. Ditrich:
Wielka ilość pożarów lasu spowodowana była przede wszystkim nietrzeźwym stanem personelu leśnego, gdyż
nie mógł taki nietrzeźwy bacznie uważać co się dzieje w jego terenie. Na każdym kroku wyczuwa się robotę
wroga, dlatego sekcja kadr musi bardzo dokładnie przeanalizować każdego leśnika w terenie. Wszystkie
pożary np. w czasie specjalnie chronionym świadczą o tym, że wróg działa. Że czujność musi być nastawiona
na wyświetlanie sytuacji w terenie. Leśnicy powinni wziąć udział w terenie w pracach nad przebudową wsi i
we wszelkich akcjach społecznych. Leśnik nie może się zaślepić w swojej pracy zawodowej, on musi
obowiązkowo interesować się pracą społeczną i musi być zawsze przychylnie i aktywnie ustosunkowany do
zamierzeń, planów i zarządzeń władz zwierzchnich. Dobry leśnik społecznik i dobry fachowiec. Nadleśnictwa
Gręboszyce i Namysłów winny dążyć do najszybszego zorganizowania P.O.P. przy nadleśnictwie, gdyż brak
tych organizacji odbija się ujemnie na całości prac...”.

W latach 1955-67 nadleśniczym był Zdzisław Parypa, który dojeżdżał do pracy pociągiem z
Wierzbicy i zawsze o godzinie trzynastej odjeżdżał do domu. Swojemu sekretarzowi polecił: „Naucz
się pan mojego podpisu”. W związku z likwidacją Rejonów Lasów Państwowych, nadleśnictwo
Wołczyn z dniem 1 IV 1959 r. przeszło na wewnętrzny pełny rozrachunek gospodarczy. W tamtym
okresie istniały leśnictwa z obsadą leśniczych:

- Komorzno - Mieczysław Maras, potem Pierzchała Kazimierz,

- Miechowa - Piotr Wawrzyniak i później Roman Barczyk (Ciecierzyn),

- Wierzbica - Jan Lubczyński, potem Jan Żelichowski,

- Wołczyn - Stanisław Dudek, potem J. Maj i Ginter Lipp,

- Unieszów - Piotr Laska, a później Stanisław Soboń,
- Krzywiczyny - Jan Matysiak, potem M. Maras.

W 1967 roku nadleśniczym zostaje Zbigniew Soberko. W tym czasie następuje seria zmian na
stanowiskach w biurze. Głównego księgowego E. Świecha, zastępuje warunkowo na rok, tj. do
przejścia na emeryturę w 1968 roku B. Wyjadłowski. Kierownika biura G. Kowola od 25 IV 1970 r.
nie chce zastąpić starsza księgowa, J. Słodkowska. Dlatego z nadleśnictwa Zębowice na pół etatu
przychodzi J. Sieracki. Odchodzący nadleśniczy Parypa nie pilnował należycie pracy w biurze i
terenie. Analiza finansowa kont wypadła negatywnie. Straty nadleśnictwa za rok 1966 wynosiły
ponad 32 tysiące złotych. Kwota ta prawie w całości uległa prekluzji, a były nadleśniczy musiał
zwrócić tylko 1.100 złotych. Różnych nadużyć dopatrzono się u leśniczego, podleśniczego,
gajowego i robotnika leśnego. W protokole zdawczo-odbiorczym z 1968 r. czytamy: „Pełna nazwa i
adres jednostki: Nadleśnictwo Wołczyn w Wołczynie, pow. Kluczbork, ul. Drzymały Nr 5”.
„Przedmiotem działalności jednostki jest prowadzenie gospodarstwa leśnego w zakresie
zagospodarowania lasu, pozyskania drewna i użytków niedrzewnych oraz prowadzenie działalności
pomocniczej w zakresie transportu gospodarstwa mechanicznego i konnego”. Nadleśniczy miał
wtedy do dyspozycji sześć leśnictw z leśniczymi: - Ciecierzyn - leśniczy P. Wawrzyniak Komorzno - K. Pokojowczyk - Krzywiczyny - M. Maras - Unieszów - D. Mazurek - Wierzbica - St.
Dwornik - Wołczyn - G. Lipp Poza tym, w nadleśnictwie funkcjonował warsztat pił mechanicznych
z jednym mechanikiem i ciągnik z operatorem. W leśnictwie Ciecierzyn i Komorzno pracowało po
parze koni skarbowych. W biurze nadleśnictwa, poza nadleśniczym i adiunktem T. Brodą pracowali
wtedy: - kierownik biura - vacat - starszy księgowy - B. Wyjadłowski - leśniczy administracyjny - J.
Chrupała - kasjer - M. Gołębiowska - rachmistrz - St. Warczak - magazynier - T. Paluchowska Z
zachowanych dokumentów można zauważyć, jak z końcem lat sześćdziesiątych i na początku
siedemdziesiątych stopniowo wzrastało zatrudnienie, gdyż rósł zakres zadań. Jednocześnie wciąż
brakowało myśli technicznej i pieniędzy na sprzęt. W nadleśnictwie ubyła wprawdzie para koni ale
w ich miejsce nie kupiono ciągnika, lecz samochód dostawczy dla administracji. W leśnictwie
Ciecierzyn leśniczego Wawrzyniaka zastąpił (1969) Stanisław Warzecha, a do Komorzna w miejsce
Pokojowczyka przyszedł Cezary Tarnogórski.

Przeczytajmy fragment z książki służbowej leśniczego St. Warzechy z 1971 r.:

„Październik 71

1 Piątek: 7-9. Sporządzanie WOD. 9-15. Pobyt w N-ctwie.

2 Sobota: 7-15. Inwentaryzacja w L-ctwie Wierzbica

4 Poniedziałek: 7-11. Inwentaryzacja w L-ctwie Ciecierzyn. 11-15. Sporządzanie listy płac.

5 Wtorek: 8-15. Zdawanie listy płac.

6 Środa: 8-15. Prace kancelaryjne.

7 Czwartek: 7-15. Pobyt na zrębie oddz. 32.

8-10 Konsultacje I R. WZ WSR Kraków.

11 Poniedziałek: Badanie lekarskie w IO Gliwice.

12 Wtorek: 7-12. Pobyt na zrębie oddz. 32 12-15. Oddz. 9 - trzebież.

13 Środa: 7-12. Pobyt na zrębie oddz. 32. 12-15. Prace kancelaryjne.

14 Czwartek: 7-15. Zebranie w N-ctwie.

15 Piątek: 7-12. Wydawanie drewna z lasu. 12-15. PDO w Tartaku Byczyna.

16 Sobota: 7-13. Szkolenie brakarskie oddz. 32.

18 Poniedziałek: 7-15. Dozór przy wykonaniu trzebieży oddz. 9.

19 Wtorek: 7-15. Dozór na zrębie oddz. 32.

20 Środa: 7-17. Praca kancelaryjna i zebranie w Komorznie.

21 Czwartek: 7-15. Dozór przy wykonywaniu poprawek oddz. 26.

22 Piątek: 7-15. Wydawanie drewna z lasu.

23 Sobota: 7-15. Dozór na zrębie oddz. 32.

25 Poniedziałek: 7-14. Odbiórka surowca tartacznego oddz. 32. 14-16. Prace kancelaryjne.

26 Wtorek: 7-15. Odbiórka oddz. 32.

27 Środa: 7-15. Prace kancelaryjne.

28 Czwartek: 7-15. Pobyt w N-ctwie.

29 Piątek: 7-11. Dozór orki oddz. 29. 11-15. Odbiórka drobnicy oddz. 32.
30 Sobota: 7-13. Wyjazd i pobyt w N-ctwie.”
15 V 1971 r. nadleśniczy Zbigniew Soberko popełnia samobójstwo. Pogrzeb odbył się na koszt nadleśnictwa.
Nadleśniczym zostaje mgr inż. Teodor Broda, a jego adiunktem mgr inż. Kazimierz Kędzia. Całe
nadleśnictwo powoli szykowało się do połączenia z nadleśnictwem Namysłów, co nastąpiło 31 XII1972 roku.
Nadleśnictwo z dniem 1 stycznia 1973 r. przekazywał już nadleśniczy K. Kędzia wraz z Janem Chrupałą i
strażnikiem leśnym Karolem Szurmanem.
2. Nadleśnictwo Gręboszyce 1945-1972
Nazwa i adres nadleśnictwa brzmiały: Nadleśnictwo Państwowe Gręboszyce w Starościnie (Dąbrówka
Dolna) poczta Siemysłów.
Przez prawie trzydzieści lat działalności nadleśnictwa, nadleśniczymi byli:
- Gustaw Borski: 1945-50 (absolwent Wydziału Lasowego Politechniki Lwowskiej z 1935 r., żołnierz AK,
1958-75 naczelnik w OZLP Opole), miał swoje charakterystyczne powiedzenie: „Bracie Polaku”,
- Władysław Łukowiak: 1950-51,
- Stanisław Czaja: 1951-52,
- Rudolf Witalis: 1952,
- Józef Dylong: 1952-53,
- Zdzisław Parypa: 1953-54,
- Ryszard Borowski: 1954-58,
- Włodzimierz Syweńki: 1958-59,
- Rudolf Witalis: 1959-65,
- Bolesław Bogdaszewski: 1965-66,
- Józef Skowron: 1966-72.
Nadleśnictwo podzielono na pięć leśnictw, które z kolei składały się z 1-2 obchodów dla gajowych.
Lasy nadzorowane, czyli niepaństwowe, były mocno zdewastowane.
Leśnictwa i leśniczowie zatrudnieni w tych latach w nadleśnictwie to:
- Polkowskie: Bednarz Stanisław, należał do PZPR, ukończył kurs dla leśniczych w 1946 r., pracę w
nadleśnictwie jako leśniczy rozpoczął w roku 1948,
- Gręboszów: leśniczy Edward Ordon, potem Lubczyński, następnie w latach 50-tych - Stanisław NegryczBerezowski, a po nim Bogusław Niemiec od 1 sierpnia 1959 r., który należał do PZPR i był
absolwentem Liceum Leśnego w Białokrynicy koło Krzemieńca na Wołyniu,
- Jastrzębie: leśniczy Stępień Wawrzyniec, który w czasie okupacji był robotnikiem leśnym i podlegał pod
leśniczego z Rogelmühle Schonera, a po nim Czesław Szymański, PZPR, Technikum Leśne w
Tułowicach, 1 czerwiec 1959 r. (oficer, po demobilizacji z LWP),
- Siemysłów: Patelski Bolesław, PZPR, kurs dla leśniczych w Złotym Stoku, 1 czerwiec 1948 r.,
- Wielołęka: Zadora Stanisław, PZPR, kurs dla leśniczych, 1948 r. (kadrowy, po demobilizacji z MO). Jego
kolega szkolny spod Wadowic Aleksander Dyrcz, w czasie okupacji walczył w Armii Krajowej, a zaraz
po wojnie w 1945 r. został leśniczym w leśnictwie Zawoja w nadleśnictwie Sucha. Nie ujawnił się i
nadal działał, organizując zbrojne podziemie w górskich lasach. Kiedy Zadora po wojnie powrócił w
rodzinne strony, już jako aktywny członek partii, został schwytany przez partyzantów. Dopiero
wstawiennictwo A. Dyrcza uratowało mu życie. Rozebrano go do naga i kazano więcej się nie
pokazywać w tych stronach, bo następnym razem straci życie. Leśniczy A. Dyrcz został później
aresztowany przez UB i był więźniem politycznym w PRL.
Widać, że upolitycznienie kadry zarządzającej lasami w terenie było stuprocentowe. Każdy leśniczy
(poza leśniczym z Jastrzębia) należący do partii, posiadał broń służbową. Co ciekawe, nadleśniczy Rudolf
Witalis był w owym czasie bezpartyjny.
Gajowymi w tamtych latach byli między innymi: Król, Kotarski, Dymowski, Wojtyszyn, Jakubik,
Jelonek, Kulka, Horwat...
Tak zapamiętała przyjazd w te strony z utraconej wschodniej Polski Maria Illich, z domu Wojtyszyn, ze
Starościna (13 I 2008): W Lisowcach, gdzie się urodziłam banderowcy wciąż nas nachodzili. Ojciec walczył
już na froncie w I Armii WP. Musieliśmy opuścić nasz nowo wybudowany dom i przenieść się z całą rodziną
do Tłustego, gdzie mieszkaliśmy kątem u znajomych. Kiedy do mamy dotarła wiadomość, że ojciec nie żyje,
to pierwszym możliwym transportem, dzięki pomocy Ukraińca, który był znajomym taty, udaliśmy się do
nowej Polski. Tam, na Lubelszczyźnie, przez PCK dowiedzieliśmy się, że ojciec jednak nie zginął i żyje. W
sierpniu 1945 roku przyjechaliśmy pociągiem do Namysłowa, a stamtąd udaliśmy się do Siemysłowa.
Mieszkało tam wtedy może z pięć niemieckich rodzin. Wszystkim nam żyło się bardzo biednie. Ojciec, jako
osadnik wojskowy, otrzymał przydział ziemi z marnym gospodarstwem. Zaczął pracować w nadleśnictwie
Gręboszyce, jako gajowy w leśnictwie Siemysłów. Przed wojną, podobnie jak jego dziadek i ojciec, też był
gajowym w nadleśnictwie Głęboczek, gdzie nadleśniczym był wtedy inżynier Stanisław Załanowski.
Brak po wojnie mężczyzn oraz ogólna tendencja socjalistycznego ustroju do zatrudniania kobiet na
stanowiskach pracy dotychczas typowo męskich, były powodem utworzenia w pałacu w Starościnie od 1953
roku Państwowego Żeńskiego Technikum Leśnego. W pałacu tym do 1953 roku organizowano
trzymiesięczne kursy dla leśniczych.
W otoczeniu nadleśnictwa w kolejnych okresach działały różne instytucje, których obecność wynikała
z inicjatyw ambitnych leśników pracujących w opolskiej dyrekcji Lasów Państwowych.
Po rozwiązaniu w 1956 roku Technikum Leśnego, w jego miejsce szybko utworzono Ośrodek
Nasiennictwa i Szkółkarstwa, który podlegał dyrekcji w Opolu. Założycielem Ośrodka był inżynier Halama.
Przy Ośrodku powstała Szkółka Zadrzewieniowa, co było dowodem nowoczesnego podejścia do
problematyki leśnej. Kierownikami szkółki byli: inż. Jan Skiba, inż. Jan Krzysik, mgr inż. Tadeusz Podkówka
i inż. Radecki.
Od 1963 roku w pomieszczeniach pałacu rozpoczęła działalność Zasadnicza Leśna Szkoła Zawodowa
dla Pracujących. Uczyli się w niej na gajowych i robotników leśnych pracownicy leśni z najbliższej okolicy.
Dla uczniów z dalszych rejonów utworzono przyszkolny internat. Założycielem i pierwszym dyrektorem
szkoły był Bronisław Przybyś. Szkoła funkcjonowała do 1975 roku. Przy szkole i nadleśnictwie działał
warsztat mechaniczny, którym przez długie lata kierował Kazimierz Illich. Ostatnim dyrektorem był mgr inż.
Józef Skowron, który po połączeniu nadleśnictwa Gręboszyce z nadleśnictwem Namysłów w 1972 roku
przeszedł do pracy w leśnej szkole.
Od 1963 roku w pomieszczeniach pałacu rozpoczęła działalność Zasadnicza Leśna Szkoła Zawodowa
dla Pracujących. Uczyli się w niej na gajowych i robotników leśnych pracownicy leśni z najbliższej okolicy.
Dla uczniów z dalszych rejonów utworzono przyszkolny internat. Założycielem i pierwszym dyrektorem
szkoły był Bronisław Przybyś. Szkoła funkcjonowała do 1975 roku. Przy szkole i nadleśnictwie działał
warsztat mechaniczny, którym przez długie lata kierował Kazimierz Illich. Ostatnim dyrektorem był mgr inż.
Józef Skowron, który po połączeniu nadleśnictwa Gręboszyce z nadleśnictwem Namysłów w 1972 roku
przeszedł do pracy w leśnej szkole.
W roku 1972 w biurze nadleśnictwa i w leśnictwach byli zatrudnieni:
nadleśniczy - Józef Skowron,
adiunkt - Zdzisław Siewiera,
leśniczy administracyjny - Adam Wojnarski,
główny księgowy - Marian Śnieżek,
księgowe - Maria Illich i Barbara Marcinkowska,
rachmistrz - Michał Cieślak,
kasjer - Olimpia Siewiera,
kadry - Janina Bednarczuk,
magazynier - Zenobiusz Wójcik,
kierownik warsztatu - Kazimierz Illich,
leśniczowie:
- Wielołęka (1.081 ha) - Teodor Choloszczyński,
- Siemysłów (1.329 ha) - Bolesław Patelski,
- Gręboszów (909 ha) - Franciszek Kiełtyka,
- Jastrzębie (929 ha) - Czesław Szymański,
- Polkowskie (684 ha) - Stanisław Zadora.
Z dniem 1 VII 1972 roku nastąpiło oficjalne połączenie nadleśnictw Gręboszyce i Namysłów w jedno
nadleśnictwo Namysłów. Pracownicy przeszli do pracy w nowej jednostce. Sam proces łączenia trwał
jeszcze do końca 1972 r.
3. Nadleśnictwo Namysłów 1945-1972
Człowiekiem zajmującym się organizacją siedziby nadleśnictwa w Namysłowie, był inż. Ludwik
Konarski, leśnik z kieleckiego. Urodzony 23.08.1895 r., studiował na Politechnice Lwowskiej na chemii i
inżynierii lasowej, walczył też w wojnie bolszewickiej. W latach międzywojennych pracował w dyrekcji LP
w Siedlcach i Białowieży w Biurze Urządzania Lasu. Brał udział w wojnie obronnej 1939 roku.
Aresztowany przez NKWD na ziemiach wschodnich został zesłany na Syberię na osiem lat łagru. W 1945
roku powrócił do kraju. Na emeryturę odszedł w 1961 roku z dyrekcji LP we Wrocławiu. Jako emeryt Lasów
Państwowych zmarł 2 grudnia 2001 r. mając 106 lat!
Niżej, relacja L. Konarskiego z książki J. Brody „Wśród śniegów i bagien Tajgi”: „Dyrektor Tomaka,
mimo że znał mnie jeszcze z czasów przedwojennych, okazał się dla mnie niewyrozumiałym człowiekiem,
małej kultury. W sposób ultymatywny zmusił mnie do wyjazdu w teren w celu typowania osad przyszłych
nadleśnictw.
W Namysłowie trafiłem na zgrupowanie wojsk sowieckich. W poniemieckiej nadleśniczówce mieścił się
polowy szpital. Instalacje wodociągowe i ubikacje były nieczynne. Dwa pokoje nadleśniczówki były
wypełnione kałem chorych, gdyż ekskrementy wylewano do pokoi przez wejściowe drzwi, szczelnie zabite
deskami do wysokości 1,20 m. Po przeniesieniu szpitala nadleśniczówkę należało oczyścić. Na własnych
plecach z wyludnionego miasta znosiłem szafy i krzesła dla umeblowania biura nadleśnictwa. Po
wyniesieniu kilkuset wiader kału wyznaczone do tej pracy Niemki rozchorowały się i ja również.
Chorowałem kolejno na azjatycką malarię i tyfus. Opieka mojej rodziny w Kieleckiem uratowała mi życie”.
Nadleśnictwo Namysłów terytorialnie podlegało pod dyrekcję leśną we Wrocławiu, której dyrektorem
został przedwojenny wicedyrektor DLP w Wilnie, Jan Tomaka. Po odejściu z Namysłowa inż. L. Konarskiego,
nadleśniczym mianowano Augustyna Myślickiego, przedwojennego inżyniera leśnictwa, po studiach we
Lwowie.
Przez omawiany okres nadleśniczymi byli:
- Ludwik Konarski (1945),
- Augustyn Myślicki (1945-50),
- Marian Frydel (1950-51),
- Władysław Łukowiak (1951-53),
- Józef Dylong (1953-54),
- Jan Sołtysik (1954-59),
- Bolesław Konieczny (1959-67),
- Jan Kolarczyk (1967-2003).
Kiedy 1 lipca 1950 roku utworzono województwo opolskie, powołano do życia nową dyrekcję Lasów
Państwowych w Opolu z 39 nadleśnictwami, wśród których znalazło się nadleśnictwo Namysłów.
Nadleśnictwo w początkowej fazie kształtowania tworzyły trzy leśnictwa:
a) Gręboszów - z leśniczym Edwardem Ordonem,
b) Młyńskie Stawy - z leśniczym Stanisławem Turskim,
c) Podmiejskie - z leśniczym Eugeniuszem Szczepańskim.
W 1949 roku przyłączono dawne lasy miejskie miasta Namysłowa o powierzchni 330 ha. Wtedy
nadleśnictwo liczyło 5.642 ha.
Leśnictwo Młyńskie Stawy za miesiąc marzec 1946 roku otrzymało z nadleśnictwa rozdzielnik na
artykuły żywnościowe z unry. Zwróćmy uwagę na drobiazgowe rozliczenie wagi tych artykułów, co
wynikało z przeliczenia funtów na kilogramy. Teraz kilka przykładów - z trzydziestu trzech - przydzielonych
artykułów:
- Turski Stanisław (leśniczy): cukier - 0,75 kg, mąka żytnia - 14,48, mąka pszenna - 3,44, kasza - 3,41, kawa
- 0,04; do zapłacenia należało przeznaczyć 119 złotych,
- Wajdzik Gustaw (gajowy): cukier - 0,50 kg, mąka żytnia - 10,16, mąka pszenna - 2,46, kasza - 2,46, kawa 0,04; do zapłaty - 90 złotych
- Zając Stanisław (robotnik): cukier - 1,25 kg, mąka żytnia - 13,12, mąka pszenna - 5,40, kasza - 5,89, kawa 0,04; do zapłaty - 177 zł,

Gzuk Karol (robotnik-„Niemiec”): mąka żytnia - 3,68 kg, mąka pszenna - 0,98 i kasza - 0,80, za co
musiał zapłacić 42 zł.

Pierwszymi gajowymi byli:

- Pastuszko Józef - od 1 V 1945 r., zamieszkał na Młyńskich Stawach, odszedł do leśnictwa
Gręboszów, gdzie zaangażował się w działalność partyjną pierwszego Komitetu Powiatowego PPR
w Namysłowie i był nawet członkiem egzekutywy,

- Wyrwa Andrzej - od 24 V 1945 r., zamieszkał w Żabie Małej, później był gajowym w leśnictwie
Świty-Żaba i przeprowadził się na Świty, kiedy Ślązak Karol Gzuk 1947 roku, szykanowany przez
UB z Namysłowa (nachodzono go w domu, przewracano płoty i niszczono ule z pszczołami),
porzucił pracę leśnego stróża i dróżnika (nadleśniczy Myślicki nazywał go również gajowym) i
wyjechał do Niemiec Zachodnich. Po utworzeniu leśnictwa Świty, zamieszkał tam leśniczy Doliński,
po nim leśniczy Bocian i później gajowy Wyrwa. Świty nadal jednak były pechowe dla ludzi lasu,
gdyż ktoś doniósł, że gajowy A. Wyrwa posiada nielegalnie broń myśliwską i poluje. Urząd
Bezpieczeństwa zadziałał szybko, zrobiono rewizję, zabrano dubeltówkę, a gajowego wzięto na
przesłuchanie do siedziby UB w Namysłowie (obecnie gimnazjum nr 2 przy ulicy St. Reymonta).
Skończyło się karą 1,5 roku więzienia we Wrocławiu,

- Stanisław Chałupka - od 4 VI 1945 r., zamieszkał w Zielonym Lesie. Do 1947 roku był gajowym w
leśnictwie Młyńskie Stawy, a potem w nowym leśnictwie Świty. Później, po dołączeniu leśnictwa
Gola (Karolinów i Skorce) z nadleśnictwa Rogalice do Namysłowa, został gajowym w tym
leśnictwie,

- Władysław Skwara - najpierw był robotnikiem leśnym, potem został gajowym i leśniczym

- Wajdzik Gustaw - od 1 VII 1945 r., zamieszkał w Żabie Dużej. Zaraz po wojnie wyjechał na
krótko w rodzinne strony do Tarnowej Góry koło Wadowic, ale po pewnym czasie powrócił na stałe
na Opolszczyznę. Nie podjął jednak pracy w lasach, lecz dał się namówić na zatrudnienie w gorzelni
w Miodarach (relacja G.Wajdzika z 18 I 1995 r.): Jak przyszli Ruscy, to zakwaterowali się w
Jastrzębiu (jednostka wojskowa) i w Miodarach w gorzelni. W Miodarach dowodził nimi major
Byczuk. W gorzelni pracowali jak niewolnicy, Niemcy i Ślązacy z Fałkowic. Magazynierem był
młody Ukrainiec Żorko, który nie znosił Ruskich. Kręcił się przy córce leśniczego Turskiego Wandzie,
która w tym czasie miała znajomego Francuza. Podobno Żorko w 1948 roku wyjechał na Zachód. A
może Ruscy go przejrzeli i wysłali za Ural? W Miodarach za gorzelnią stał drewniany ewangelicki
kościół, a za nim znajdował się cmentarz, na którym w 1944 roku pochowano ojca leśniczego
Schonera. Major Byczuk często po wypiciu wódki grał w tym kościele na organach. W latach 194653 Polacy, głównie ze Spółdzielni Produkcyjnej, kościół rozebrali, a resztę spalili.

Pierwszymi robotnikami zatrudnionymi na stałe w leśnictwach byli:

- Młyńskie Stawy: Ignacy Owczarek - od 2 I 1948 r., Andrzej Kołodziej i Jan Cebula od 1 III 1948 i
Stanisław Nowakowski od 1 IX 1948 r., który później nigdzie w żadnych dokumentach nie figuruje,
więc należy sądzić, że szybko zmienił pracę,

- Podmiejskie: Stefan Lepka - 1 XII 1945 r., Anastazy Piaskowski - 1 VI 1946, Kazimierz Lasoń - 15
XII 1947, Jan Mieszała - 1 IV 1948 i Leon Mieszała - 2 V 1948,

- Świty: Stanisław Sieradzki - 28 IV 1947 r., Jan Gaździak - 1 XI 1947, Kazimierz Kraus - 14 II
1948,

- Karolinów (Gola): Antoni Kałmuk - 1 IV 1948 r., Antoni Polak - 10 X 1948,

- Smogorzów: Herman Górzyński - 2 V 1948 r., Władysław Kopczyk - 1 IX 1950.
Na początku 1946 roku leśniczy Turski poleca swoim podwładnym wykonanie niżej podanych
prac: ...gajowy Skwara Władysław zetnie w tych dniach drzewa wyznaczone na pułapki cetyńca (dniówkowo)
i przystąpi do wyrobienia remanentu poniemieckiego - nieodebranego: zdrowe w materjał, zmurszałe w opał.
Pamiętać należy o wywózce drewna tartacznego. Roboty eksploatacji pędzić w dalszym ciągu, zbieranie
nasion sosny, świerka i modrzewia jak najwięcej (...). Za zaniedbanie powyższych robót grozi bezpośrednio
ukaranie.

...gajowemu Wyrwa Andrzej, w związku z zwalczaniem korników świerkowych, leśnictwo poleca:

1. Ściąć i okorować posusz świerkowy w lesie, korę i gałęzie spalić

2. Okorować drewno świerkowe znajdujące się w lesie po Niemcach

3. Szczapy opałowe należy łupać
4. Założyć pułapki - w starodrzewiu 2 sztuki na hektar, w młodnikach 5 sztuk!
Nadleśniczy 15 kwietnia 1947 roku prosi o podanie pracowników fizycznych stałych, którzy należą do partji
politycznych i jakich: Należy podać:

1) imię i nazwisko

2) imię ojca

3) datę urodzenia i miejsce

4) wykonywany zawód

5) do jakiej partji należy

6) miejsce zamieszkania
Termin powyższy do dnia 21 kwietnia br.

Podobne dokumenty