Numer 12 - Numer 1 z 2016

Transkrypt

Numer 12 - Numer 1 z 2016
Prawda jest tym, co upraszcza świat, nie tym, co tworzy chaos – Antoine de Saint-Exupéry
Iran otwiera się
na współpracę
dla powiatów ostrowieckiego, opatowskiego, sandomierskiego, skarżyskiego, starachowickiego i staszowskiego
Nr 1 (12) styczeń 2016
Iran bardzo poważnie traktuje
współpracę z polskim sektorem
biznesowym i wie, że Polacy mają
ogromny potencjał gospodarczy,
a przy tym są dość konkurencyjni
w stosunku do Zachodu. Już parę
dużych firm prowadzi negocjacje
z partnerami irańskimi. Mogę
doradzić polskim przedsiębiorcom, nie tylko z regionu świętokrzyskiego, ale z całej Polski,
żeby zgłosili się do naszej Izby
z prezentacją swoich firm w celu
poszukiwania ewentualnych partnerów biznesowych w Iranie
– mówi Vahid Tahery, szef PolskoIrańskiej Izby Przemysłowo-Handlowej w rozmowie z Grzegorzem
Szaginianem.
Czytaj na stronie 3.
miesięcznik
świętokrzyski
EGZEMPLARZ BEZPŁATNY
Zagrały miliony serc
Banki spółdzielcze
mają zaufanie
klientów
Grupa kwestujących przed kościołem w Stykowie
Największymi plusami banków
spółdzielczych jest to, że działają
lokalnie, w okolicy i są zazwyczaj
silnie z nią związane. Negocjacje
warunków, głównie przy kredytach
na inwestycje, są znacznie ułatwione. W bankach spółdzielczych nie
odczuwa się tak silnego podejścia
korporacyjnego, jak w przypadku
banków komercyjnych. Jeszcze
w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku zarzucano im przestarzałą technologię. Jednak wchodząc
w XXI wiek banki spółdzielcze z nawiązką nadrobiły niedociągnięcia.
O bankowości spółdzielczej
mówi w rozmowie Miesięcznika
świętokrzyskiego AKSON Antoni
Szczygieł, prezes Zarządu Banku
Spółdzielczego w Lipsku.
Czytaj na stronie 6.
Tegoroczny 24. Finał Wielkiej
Orkiestry Świątecznej Pomocy już
za nami. W regionie świętokrzyskim tegoroczny finał przyniósł
wspaniały rezultat. Do puszek
trafiło prawie 1,6 miliona złotych
– najwięcej w historii dotychczasowych zbiórek Orkiestry. To
świadectwo naszego zaangażowania we wspólny cel i dowód
na to, że razem możemy osiągnąć
sukces. W zbiórkę zaangażowali
się także wolontariusze z naszego
regionu.
Fotorelacja na stronie 16.
Tradycyjne znaczy dobre
Regionalnych specjałów jest coraz więcej. Nie
wszystkie produkty mogą być nazwane regionalnymi. Żeby producent mógł używać tej nazwy,
jego produkt powinien znaleźć się na specjalnej
Liście Produktów Tradycyjnych, prowadzonej
przez Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi
i wcześniej być poddany określonym procedurom
certyfikacyjnym. Opisane muszą zostać surowce
i metoda produkcji oraz przedstawione wiarygodne informacje dotyczące tradycji, pochodzenia
oraz historii produktu, które powinien być wytwarzany od co najmniej 25 lat.
Na ministerialnej liście jest już kilkadziesiąt
produktów z województwa świętokrzyskiego.
Wyróżniają się one jakością i cieszą się uznaniem
klientów. W niektórych małych piekarniach stoją
kolejki po chleb, po salceson czy kiełbasę jadą
klienci po kilkadziesiąt kilometrów, a na świąteczną
wędzoną szynkę trzeba się zapisać.
Czytaj na stronie 5.
2
AKSON Miesięcznik Świętokrzyski
Czerwona Góra – niewielka wioska w województwie świętokrzyskim w pobliżu Opatowa, której nazwa pochodzi od
rdzawej gleby o barwie czerwonej, widocznej na zboczu tutejszego wzniesienia. Kiedyś zamieszkiwana przez 300 osób,
dziś zaledwie przez 80. W całej wsi jest tylko troje małych
dzieci, wszystkie w jednym gospodarstwie.
To jednak miejsce wyjątkowe, które się kocha, jedyne takie
na Ziemi. Tak mówią przedstawiciele trzech pokoleń rodziny
państwa Stempniewskich, którzy
mieszkają w jednym domu. Babcia
– pani Helena, ma 88 lat i mieszka
tu od dziewiętnastego roku życia,
wraz z synem Andrzejem z żoną
Marysią oraz wnukiem Grzegorzem. Łączy ich jedno: nie wyobrażają sobie życia gdzie indziej.
Andrzej mówi, że został, bo
bardzo lubi pracę na wsi.
– Mój ojciec tu pracował i ja
teraz pracuję. Zostałem w moim rodzinnym domu. Cieszę się, że mój
syn również podjął taką decyzję.
Andrzej po skończeniu szkoły
podstawowej od razu jako uczeń
pracował w Państwowym Ośrodku
Maszynowym. Poszedł do wojska, do pracy: w centrali mięsnej,
w Transbudzie jako kierowca –
mechanik. Zdecydował jednak, że
zostanie na gospodarstwie.
– W tym czasie nie było to zbyt
duże gospodarstwo: 20 świń, 2-3
krowy, uprawialiśmy zboża, mleko
oddawaliśmy do mleczarni i z tego
właśnie rodzice się utrzymywali.
W latach siedemdziesiątych rozbudowywaliśmy gospodarstwo.
Ożeniłem się, żona pracowała
jako sklepowa, ale w wolnych
chwilach także pomagała w gospodarstwie. Mamy dwoje dzieci
się koniem. Dziś mamy znacznie
więcej pola, ale są ciągniki i nowoczesne maszyny rolnicze – mówi
Grzegorz.
Nie zmienia to faktu, że musimy
wstawać wcześnie rano i do godziny ósmej robić obrządek. Zimowa
pora również nas nie rozpieszcza,
gdyż trzeba wykonywać prace, na
które latem nie mamy czasu (prace
przy maszynach, czynności konserwatorskie).
W gospodarstwie każdy wie co
ma robić. Nikt sobie w drogę nie
wchodzi. Babcia Helena jeszcze
dwa lata temu pracowała na roli,
lubiła też gotować i rąbać drzewo.
Teraz wszystkie prace w polu wykonuje Grzesiek. Na wiosnę jest
uprawa pod siew, sianie nawozów,
opryski, wywożenie obornika i sianie zboża. Nie pytam skąd wie jak
to się robi...
– Ta wiedza przechodzi z pokolenia na pokolenie. Jak byłem
uczelni widzi w wiejskim życiu?
– Wieś ma swoje klimaty. Zauważamy wschód słońca za stodołą,
słyszymy pianie koguta, widzimy
biały, nierozjeżdżony przez samochody śnieg. Uczymy się dbać
o siebie wzajemnie. Nie mówię tu
tylko o ludziach, dbamy również
Można pracować cały dzień i nie
odczuwa się takiego zmęczenia.
Dzięki temu mogliśmy zwiększyć
areał pola, gdyż zakupiony sprzęt
pozwala mi obrobić wszystko
znacznie szybciej.
Skąd rolnik wie, gdzie znaleźć
unijne pieniądze?
Wieś to dobre
miejsce do życia
Grzegorz Stempniewski z ojcem
– Edytę i Grześka. Moim marzeniem było, żeby pokończyli
wyższe studia i żeby mieli szansę
dokonać wyboru miejsca pracy
i miejsca do życia - mówi Andrzej.
Dzieci uczyły się dobrze. Edyta
skończyła Politechnikę Łódzką
i wyjechała do miasta a Grzegorz Politechnikę Świętokrzyską. Studiował mechanikę
i budowę maszyn, potem na
Uniwersytecie Przyrodniczym
w Lublinie, skończył rolnictwo.
Jednak wybrał pracę w gospodarstwie i kontynuuje rodzinną tradycję. Jest rolnikiem. Dziś porównuje
wieś kiedyś i wieś dziś.
– To nie taka sama praca. Kiedyś było mało ziemi i pracowało
Rodzinny dom trzech pokoleń rolników z Czerwonej Góry
Helena Stempniewska podziwia gospodarowanie wnuka
mały, bardzo chętnie pomagałem
tacie i dziadkowi, wiele się nauczyłem. Ciągnęło mnie do tego
i zawsze sprawiało mi przyjemność
i łatwość. To, że lubię tę pracę
sprawiło, że zostałem w rodzinnym domu przyszłość związałem
z pracą na roli – na ziemi mojego
ojca i dziadka. Gdy studiowałem,
koledzy ciągnęli do miasta. Namawiali twierdząc, że życie na wsi
jest niemodne, że tylko w mieście
można osiągnąć sukces, że nie po
to kończę studia aby robić przy świniach. Ale ja nie wyobrażam sobie
innego miejsca do życia dla mojej
rodziny, kiedyś – dzieci.
To ważne pytanie. Co takiego
młody człowiek, absolwent dwóch
o zwierzęta. Jest to swojego rodzaju poświęcenie. Nie możemy
tak jak w mieście wyjechać na
urlop. Zamknąć dom i oderwać
się od rzeczywistości – odpocząć.
Zwierzęta to żywe stworzenia,
które codziennie wymagają opieki.
Moją radością i wielką dumą jest
to, że mogę kontynuować tradycje
rodzinne.
Każde pokolenie miało wyznaczony inny cel. Ja postanowiłem zrobić gospodarstwo na
miarę XXI wieku. Dzięki dotacji
z UE unowocześniłem już park
maszynowy. W ten sposób, to
co mój tato robił np. 3 godziny
mnie zajmuje 30 minut. Praca
na roli jest dziś dużo łatwiejsza.
– Rolnik nie jest sam. Ogromną
pomoc ma z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.
Warto korzystać z takiej pomocy,
aby się rozwijać. Doradcy pomogli
nam w całej „papierologii”. „Ojcem chrzestnym” rozwoju naszego
gospodarstwa jest właśnie doradca
Mirosław Dulny. Serdecznie mu
za to dziękuję – mówi Grzegorz
Stempniewski.
– Dziś uprawiamy i sprzedajemy
pszenicę, jęczmień, groch i proso.
Mamy także mleko i tuczniki.
Mamy 12 sztuk świń i 8 krów.
Sprzedajemy 150–200 litrów mleka
co drugi dzień. Krowy doimy przy
pomocy dojarki konwiowej, co
znacznie skraca czas pracy. Dziś
jedną krowę doi się 7 minut, ręcznie
trwało to 20 minut.
Stempniewscy mają 25 hektarów
ziemi. Starają się, by nic nie stało
ugorem. Dzięki temu mogą godnie
żyć. Nie narzekają. Grzegorz jednak podkreśla:
– Bez takich podstaw jakie miałem ja, ciężko utrzymać się na wsi.
Ratują nas dopłaty bezpośrednie.
Produkcja rolna jest jednak bardzo
mało opłacalna i bez sprzętu, który
pozwala dużo wydajniej i szybko
pracować, byłyby bardzo nikłe
szanse na utrzymanie się na wsi.
Grzegorz podkreśla, że bardzo
lubi pracę w polu. Dla niego to
duża satysfakcja móc patrzeć, jak
wszystko rodzi się z ziemi. Jest to
wspaniałe uczucie, które motywuje
do pracy.
– Dobrze się czuję na gospodarstwie i to daje radość. Chciałbym
aby kiedyś moje dzieci pokochały
to miejsce jak ja – mówi Grzegorz.
Helena Stempniewska z podziwem patrzy na gospodarowanie
wnuka. Ze zrozumieniem i radością
patrzy na zachodzące zmiany. Jednak dzisiejsza wieś jest już inna,
bardziej poważna. Młodych mało,
może przez to smutniej. Trochę
szkoda.
– Od dwóch lat odpoczywam.
Wcześniej robiłam na roli wszystko, nawet zaprzęgałam konia
i pracowałam w polu. Teraz wieś
jest zmechanizowana i nie widać tej
biedy co kiedyś. Pamiętam czasy
jak jedliśmy chleb z cukrem. Życie
było inne. Wieś tętniła życiem, były
potańcówki, młodzież się łączyła
i szanowała. Dziś młodzieży nie
ma, nie ma dzieci. Młodzi ludzie
nie chcą mieszkać i pracować na
wsi. To niedobrze. Wieś to dobre
miejsce do życia, do założenia
rodziny. Jeszcze się o tym młodzi
przekonają. Nie ma pędu za pieniądzem, walki o swoje. Wiecznych
telefonów i komputerów. Jest świeże powietrze i natura. To wydaje się
może proste, ale wieś uczy miłości
i szacunku do drugiego człowieka
i do pracy.
– Nigdy nie zmieniłabym mojego
miejsca do życia – mówi pani Helena. Cieszę się, że zbudowaliśmy
tu swoje miejsce na ziemi, że połączyliśmy pokolenia, że jesteśmy
razem – jesteśmy rodziną.
Małgorzata Chrzanowska
AKSON Miesięcznik Świętokrzyski
3
Iran otwiera się na współpracę
Z Vahidem Tahery – szefem Polsko-Irańskiej Izby Przemysłowo-Handlowej rozmawia Grzegorz Szaginian
AKSON: – Od połowy stycznia 2016 r. USA i Unia Europejska zniosły (choć niektóre źródła
mówią jedynie o zawieszeniu)
sankcje ekonomiczne i finansowe nałożone na Iran w związku
z jego programem atomowym.
Innymi słowy, Iran już może
eksportować ropę m.in. do UE,
odzyska dostęp do międzynarodowych rynków finansowych itd.
Szwajcaria, na przykład, już całkiem zniosła sankcje. Jednak jak
donosi „The Wall Street Journal”,
administracja prezydenta USA
Baraka Obamy przygotowuje…
sankcje wobec prawie dziesięciu
spółek i osób prywatnych w Iranie, Hongkongu itd. za pomoc
w rozwoju irańskiego programu
rakietowego. Zatem, jak mamy
rozumieć tę sprzeczność: czy
w przyszłości ponownie będą te
sankcje, czy ich już nie?
Vahid Tahery: – Nie jestem
politykiem, a to pytanie dość
polityczne, na które nie ma
jednoznacznej odpowiedzi, bo
tak naprawdę tego nikt nie może
przewidzieć. Natomiast z mojego
punktu widzenia powrót do tak
drastycznych sankcji wobec Iranu nie wchodzi w rachubę z kilku
przyczyn.
Po pierwsze – świat potrzebuje
współpracy z Iranem z dwóch
powodów: – ze względu na walkę
z grupą terrorystyczną Daesh,
a tu bardzo istotną rolę na dzień
dzisiejszy odgrywa w tym rejonie
Iran; jest to poważny problem
świata, który nie może z tym
sobie poradzić oraz – ze względu
na stabilność w rejonie Zatoki
Perskiej.
Po drugie – świat potrzebuje
nowych rynków do inwestycji,
a Iran mając olbrzymie zasoby
ropy i gazu, jest idealnym miej-
scem do tego celu. Na dodatek
Zachód zna ten rynek i doskonale
wie, jak bezpiecznie można tu
inwestować. Nawet po sankcjach
Iran wykonał wszelkie swoje
zobowiązania finansowe.
Po trzecie – wejście ropy na
rynki światowe powoduje na
jakiś czas obniżkę ceny tego
surowca, co uderza w sposób
pośredni na gospodarkę Rosji,
która w dużej mierze jest oparta
na tym surowcu.
Z tych powodów i wielu innych, pozakulisowych, nie sądzę
że świat zgodzi się na powrót
sankcji w takiej skali, jak to
miało miejsce.
AKSON: – Można odnieść
wrażenie, że USA i UE łagodzą
swoje stanowisko, jeśli można
tak powiedzieć, na złość Rosji:
Iran może swoimi zapasami
ropy, przez lata kumulowanymi
z powodu sankcji, „uderzyć”
w rosyjskie ceny tego surowca.
Niedawno nawet rosyjski dziennik „Kommiersant” pisał, że
zniesienie sankcji wobec Iranu to
wyzwanie dla Rosji. Czy wynika
z tego, że wygrana Iranu będzie
przegraną Rosji, która i tak już
sporo straciła z powodu stosunkowo niskich cen ropy i gazu?
Vahid Tahery: – Tak jak wspomniałem na początku jedną
z przyczyn zniesienia sankcji
mogło być osłabienie miejsca
Rosji na rynku ropy i gazu, a na
pewno powrót Iranu na rynki
światowe jest zagrożeniem finansowym nie tylko dla Rosji, ale
również dla Arabii Saudyjskiej.
AKSON: – Porozumienie zawarte w połowie lipca zeszłego
roku przez Iran oraz sześć mocarstw (Wielka Brytania, USA,
Francja, Chiny i Rosja oraz Niemcy) przewiduje, iż Teheran zre-
Vahid Tahery
zygnuje z dążenia do uzyskania
broni nuklearnej w zamian za
zniesienie międzynarodowych
sankcji. Jak ta, bądź co bądź,
ekonomiczno-polityczna zmiana
wpłynie na dalszy rozwój gospodarczy Iranu? Czy Teheran nie boi
się, że po pierwszej fali zysków,
spadające ceny ropy pogorszą
sytuację gospodarczą kraju?
Vahid Tahery: – Po pierwsze
gospodarka Iranu mimo sankcji
ma się dobrze. Jesteśmy bardzo
rozwiniętym pod względem gospodarczym krajem. Na pewno
zniesienie sankcji spowoduje
bardzo szybki wzrost gospodarczy Iranu poprzez wprowadzenie
nowych technologii oraz dopływ
świeżej gotówki do inwestycji.
Dziś w branży ropy i gazu Iran
ma do realizacji projekt na poziomie 189 mld USD.
REKLAMA
AKSON: – Około pół roku
temu w polskich kręgach biznesowych i politycznych mówiono
o przyszłej współpracy z Iranem
z perspektywy polskiej oferty
w sektorach rolno-spożywczym,
transportowym, infrastrukturalnym, budowlanym, farmaceutycznym, czystych technologii
i energii. A nawet była mowa
o oczyszczalniach ścieków,
uzdatnianiu wody itd. Jak Pan
ocenia taką perspektywę? Czy
taka współpraca jest realna?
Vahid Tahery: – Jak najbardziej,
gdyż osobiście jestem bezpośrednio zaangażowany w nawiązanie
współpracy pomiędzy Poską i Iranem, jestem współorganizatorem
większości misji gospodarczych
pomiędzy dwoma krajami. Odbyły się dwie duże delegacje do
Iranu jeszcze przed zniesieniem
sankcji, pierwsza w maju z panią
minister Kasperczyk z grupą 100
przedsiębiorców polskich, i druga
delegacja, bardzo udana, z premierem Piechocińskim z grupa
150 przedsiębiorców, gdzie w obu
delegacjach byłem aktywnym
uczestnikiem oficjalnych spotkań.
Owocem delegacji pana premiera
Piechocińskiego było podpisanie
umowy współpracy gospodarczej
pomiędzy dwoma krajami, co daje
prawne zabezpieczenie inwestycji
w Iranie, a wkrótce zacznie działać
komisja obustronna rządowa między dwoma krajami. Iran bardzo
poważnie traktuje współpracę
z polskim sektorem biznesowym
i wie, że Polacy mają ogromny potencjał gospodarczy, a przy tym są
dość konkurencyjni w stosunku do
zachodu. Przykładem był przyjazd
w dniu zniesienia sankcji dużej
delegacji z prowincji Khorasan
(40 osób) na zaproszenie Krajowej
Izby Gospodarczej wraz z Polsko-Irańską Izbą Gospodarczą.
Wymienione przez pana kierunki
współpracy są jak najbardziej
otwarte dla polskich przedsiebiorców. Mogę poinformować, że już
parę dużych firm prowadzi negocjacje z partnerami irańskimi.
AKSON. – Jak Pan widzi
ewentualny rozwój polsko-irańskiej współpracy z perspektywy
naszego regionu?
Vahid Tahery: – Niestety, nie
mam dobrego rozeznania na temat
firm z waszego regionu. Mogę
doradzić polskim przedsiębiorcom, nie tylko z regionu świętokrzyskiego, ale z całej Polski,
żeby zgłosili się do naszej Izby
z prezentacją swoich firm w celu
poszukiwania ewentualnych partnerów biznesowych w Iranie.
Kontakt:
katarzyna.karczewska@dentons.
com
[email protected]
4
AKSON Miesięcznik Świętokrzyski
Przedszkolaki jedzą zdrowo
Prawidłowe odżywianie ma
ogromny wpływ na zdrowie
i rozwój dzieci, których organizm intensywnie się rozwija.
Kształtowanie właściwych nawyków żywieniowych i spożywanie pełnowartościowych
posiłków jest niezwykle ważne od najmłodszych lat.
Z dyrektorami dwóch ostrowieckich przedszkoli – Kingą Wnuk
z Niepublicznego Przedszkola Smyk
i Anetą Stachurską z Publicznego
Przedszkola nr 19, rozmawialiśmy
o tym jak wygląda żywienie dzieci
w przedszkolach. Obie placówki
zapewniają dzieciom cztery posiłki
dziennie: śniadanie w formie pozwalającej dzieciom na dowolne
komponowanie posiłku, drugie
śniadanie, obiad złożony z dwóch
dań i podwieczorek.
– Zawsze dbamy o to, aby posiłki
były zdrowe i zbilansowane. Równie wysoką wagę przykładamy do
wyglądu i sposobu ich podawania,
aby zachęcić do jedzenia nawet
„niejadka”. Chcemy dać dzieciom
możliwość poznania różnorodności
smaków, dlatego staramy się, aby
kuchnia przedszkolna była urozmaicona i zaspokajała zapotrzebowanie
organizmu pod względem energetycznym i składników odżywczych
– mówi Aneta Stachurska.
– Bardzo ważna jest dla nas jakość
kupowanych produktów, jak również
sposób przyrządzania posiłków tak,
żeby były świeże, smaczne i zdrowe.
Nasza kuchnia jest wyposażona m.in.
w piec konwekcyjno-parowy, który
pozwala na beztłuszczowe gotowanie, a ponadto dzięki krótkiemu
czasowi przyrządzania posiłku, na
zachowanie w potrawach wszystkich
wartości odżywczych – dodaje Kinga
Wnuk.
Nad przestrzeganiem zaleceń
i układaniem jadłospisów w PP 19
czuwa dyrektor i intendent, a w Smyku dyrektor i szef kuchni. Serwowane posiłki zawierają składniki
budulcowe (białko, sole mineralne),
składniki energetyczne (węglowodany, tłuszcze i częściowo białka)
i składniki regulujące (witaminy, sole
mineralne). Bardzo ważne jest to,
że posiłki gotowane są na miejscu.
Przedszkole nr 19 – dzieci przygotowują zdrowe posiłki
W przedszkolu SMYK dzieci poznają zasady zdrowego odżywiania
Dyrektorzy mają bezpośredni nadzór
nad tym w jakich warunkach i z czego
są przygotowywane. Zatrudnione
w placówkach kucharki dbają o to,
żeby jedzenie było smaczne i domowe. I faktycznie w porze obiadowej
pachnie tutaj jak w domu.
Posiłki serwowane są na salach
zajęć. W Smyku zwraca uwagę
kolorowa porcelana, która zawiera
elementy logo placówki i dodatkowo
zachęca do jedzenia.
– Ostatnio jedna z absolwentek
naszego przedszkola, która dzisiaj
jest już w gimnazjum wspominała
jak panie zawsze jej mówiły, że
zupę trzeba zjeść do końca, bo na
dnie talerza uśmiecha się słoneczko.
Niesamowite i bardzo miłe jest to, że
po tylu latach dzieci pamiętają takie
rzeczy – mówi Kinga Wnuk.
Kształtowaniu prawidłowych
nawyków żywieniowych w obu
przedszkolach służą również zajęcia
edukacyjne oraz udział placówek
w różnorodnych programach jak
np. „Akademia Zdrowego Przedszkolaka”, „Kubusiowi Przyjaciele
Natury”, „Mamo, Tato wolę wodę”.
Dodatkową formą zachęcającą dzieci
do zdrowego odżywiania są zajęcia
kulinarne, w czasie których maluchy
same przygotowują surówki, sałatki
owocowe, uczą się jak robić soki,
a nawet pieką ciasta. W przedszkolu
Smyk, w ramach akcji „Mały Podróżnik”, jak i przy okazji pobytu w placówce gości z zagranicy w związku
z realizacją projektu „International
Kindergarten”, dzieci mają także
możliwość poznawać kuchnie z różnych stron świata.
Dbałość o jakość posiłków i ich
różnorodność, jak również działania edukacyjne podejmowane
przez obie placówki sprawiają, że
przedszkolaki ze Smyka i PP 19
nie tylko zdrowo się odżywiają, ale
również same wiedzą co jest zdrowe, a to niewątpliwie zaprocentuje
w przyszłości.
A jak jest w innych przedszkolach? Czy tam też przedszkolaki
jedzą zdrowo, czy może kupuje im
się produkty konserwowane albo
żywność przetworzoną? Czy zdrowe,
tradycyjne żywienie przedszkolaków
jest rzeczywiście droższe niż to,
w którym wykorzystuje się półfabrykaty? Czekamy na maile od rodziców
oraz personelu przedszkoli: redakcja.
[email protected]
Małgorzata Chrzanowska
ten zgadnie co trzyma w ręku, odda
mu klacz za darmo. Gospodarz, zły
jak cholera, nie dawał się namówić
na taką zabawę, ale gdy Proszkowski
nalegał, odpowiedział: – Gówno.
Wtedy Proszkowski otworzył dłoń,
jaskółka rozpostarła skrzydła, ale zanim odleciała zdążyła narobić mu na
rękę. I teraz dopiero zaczęły się spory.
Każdy z nich chciał mieć rację, gdyż
o grubą stawkę chodziło.
Afera o jaskółczą kupę takie
przybrała rozmiary, że musiano
powołać sąd honorowy. Ponieważ
świadkowie tego wydarzenia już
dawno nie żyją, nie wiadomo jak
ta sprawa się zakończyła. Dziś nie
ma już kogo o to zapytać. A Wy jak
sądzicie drodzy czytelnicy, który
z nich miał rację?
Barbara Sederowska,
Krzysztof Dyk
opowieści starego koniarza
Niezwykła transakcja
W
przedwojennej Polsce
każdy prawdziwy mężczyzna znał się na koniach, kobietach i trunkach. I o takich
mężczyznach będzie ta historia.
W tamtych pięknych czasach dziedzicem Byszewa w powiecie sandomierskim był pan Bronikowski. W całej okolicy słynął on z najlepszych
koni cugowych. Wszyscy z zazdrością
i jednocześnie z podziwem patrzyli
na parę siwków Bronikowskiego
zaprzęgniętych do bryczki. Och, co
to był za widok! Oba konie, piękne
i zadbane, były do siebie podobne
jak dwie krople wody. Nie wiadomo z jakiego powodu jeden z koni
ciężko zachorował. Sprowadzony
weterynarz podejrzewał kolkę. Jednak okoliczni chłopi wiedzieli swoje
i twierdzili, że koń padł dlatego, że
ktoś na niego rzucił urok. Dziedzic
Bronikowski ciężko przeżył stratę
konia. Po jakimś czasie postanowił
zakupić identycznego rumaka, który
pasowałby do zaprzęgu. Jeździł po
jarmarkach, spędach, ale nigdzie nie
mógł takowego znaleźć. Aż pewnego
dnia zawitał do Byszowa Tadek Proszkowski. Był to człowiek wesoły, towarzyski, z niesamowitą werwą grający
na fortepianie, ale nie lubił siedzieć
w domu i gospodarować. Większość
życia przejeździł po jarmarkach
końskich i znajomych dworach. Jego
wielką pasją był handel końmi. A jak
się zdarzyło, że kogoś mógł oszukać
na tym handlu, to sprawiało mu to
największą radość. Chodził zawsze
w ciemnoszarych pumpach, czarnych
skarpetkach i takich samych półbutach. Ponieważ przeważnie był poza
domem, w skarpetkach na piętach
robiły się duże dziury. Nie zmieniał
skarpetek, a czyszcząc buty, czarną
pastą zasmarowywał te dziury. Będąc
w Byszowie dowiedział się, że jego
przyjaciel Bronikowski poszukuje
pary do bryczki. Ponieważ oko i pamięć miał wyśmienite, pojechał pod
Radom i kupił tam identyczną klacz.
Wiedząc jak dziedzicowi zależy na
kupnie, cenę postawił kilkakrotnie
wyższą niż klacz była warta. Bronikowski był skąpy, więc nie chciał
przepłacać. Sprawa ciągnęła się
bardzo długo. Po jakimś czasie Proszkowski chcąc zakończyć transakcję
wybrał się do Byszowa. Wchodząc na
ganek przez wąskie wejście w dzikim
winie ręką złapał jaskółkę. Gdy dziedzic wyszedł go powitać, a tego dnia
był w wyjątkowo kiepskim humorze,
Proszkowski złożył mu niespotykaną
ofertę. Jako znany dowcipniś zaproponował Bronikowskiemu, że jeśli
AKSON Miesięcznik Świętokrzyski
Na
świecie rozpowszechniła się dobra
moda na kupowanie
produktów lokalnych, wytwarzanych
najlepiej we własnym regionie,
w najbliższej okolicy. Coraz więcej
zwolenników ma ruch slow food
– żywności zdrowej, jak najmniej
przetworzonej, produkowanej tradycyjnie, starymi, sprawdzonymi
metodami, bez użycia chemicznych
środków konserwujących i polepszających wygląd i smak potrawy. Także
w Polsce coraz więcej osób zwraca
uwagę nie tylko na cenę, ale także
jakość kupowanej żywności i wybiera produkty znanych wytwórców.
Narasta przekonanie, że od żywności
kupowanej w supermarketach o niebo
lepsze, choć droższe, są specjały
regionalne, mające określone pochodzenie i wytarzane tradycyjnie.
Regionalnych specjałów jest coraz
więcej. Nie wszystkie produkty mogą
być nazwane regionalnymi. Żeby
producent mógł używać tej nazwy,
jego produkt powinien znaleźć się
na specjalnej Liście Produktów Tradycyjnych, prowadzonej przez Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi
i wcześniej być poddany określonym
procedurom certyfikacyjnym. Opisane muszą zostać surowce i metoda
produkcji oraz przedstawiona wiarygodne informacja dotycząca tradycji,
pochodzenia oraz historii produktu,
które powinien być wytwarzany od
co najmniej 25 lat.
Na ministerialnej liście jest już
kilkadziesiąt produktów z województwa świętokrzyskiego. Niektóre
są powszechnie znane, o innych nie
wszyscy słyszeli. Warto przedstawić
choćby kilka z nich. Nie tylko dlatego, że są produkowane w regionie,
ale dlatego, że wyróżniają się jakością i cieszą się uznaniem klientów
konsumentów. To właśnie dlatego
w niektórych małych piekarniach stoją kolejki po chleb, po salceson czy
kiełbasę jadą klienci po kilkadziesiąt
kilometrów, a na świąteczną wędzoną
szynkę trzeba się zapisać.
Przedstawiamy kilka produktów
wytwarzane w najbliższej okolicy.
Warto po nie sięgnąć, spróbować
i przekonać się, czy nie są lepsze od
produktów z supermarketu. Wszak
znający się na rzeczy mówią, że nasz
tłoczony na zimno olej rzepakowy lepszy jest od śródziemnomorskiej oliwy
z oliwek, a konfitury siostry Małgorzaty Chmielewskiej biją na głowę
francuskie frykasy z fig i mango.
rzalny, pikantny, słodkawo-gorzkawy
smak. W regionie świętokrzyskim,
jarzębinie przypisuje się właściwości
magiczne i lecznicze. Sposób produkcji konfitur z Zochcina według
receptury przekazywanej od wielu
dziesięcioleci powoduje, że są one
niezwykle smacznym, oryginalnym
i niezwykle efektownym produktem
spożywczym, podobnie zresztą jak ser
jabłeczny, który otrzymuje się przez
długie smażenie przecieru jabłkowego
z miodem lub cukrem. Można go kroić
w plastry lub w kostkę.
Placek spod kamienia
Pieką go od dawna gospodynie
dawnej parafii Wąchock. To ciasto
proste, ale wykwintne. Placek spod
kamienia był tradycyjnym świątecznym przysmakiem wypiekanym
również z okazji innych większych
uroczystości. Można go zrobić samemu według dostępnego przepisu,
ale lepiej przyjechać na jakąś uroczystość lub festyn w okolicy i popytać,
czy gdzieś nie mają tego ciasta gospodynie z Grzybowej Góry.
Salceson kurozwęcki
Wytwarzany jest, jak nazwa wskazuje, w Kurozwękach w gminie
Staszów oraz w pobliskich miejscowościach. Receptura oparta jest
na bardzo dobrej jakości surowcu
wieprzowym pochodzącym z własnego chowu świń i produkowanym
bez dodatku krwi. Niektórzy spośród
okolicznych mieszkańców mówią
na niego „palcliż” co znaczy, że jest
on tak dobry, że chce się palce lizać.
Salceson kurozwęcki wyróżnia się
spośród innych tego typu produktów,
przede wszystkim smakiem i tym,
że sporo w nim ozorków. Niektórzy
podkreślają, że równie dobry, a może
nawet lepszy jest salceson ozorkowy
z Wąchocka.
Dębniacki susz owocowy
Doskonały susz z owoców robią od
lat mieszkańcy wsi Dębniak, z gminy
Nowa Słupia. Owoce suszone są na
starych, tradycyjnych suszarniach
ziemnych metodą cieplno – dymną.
Przy każdym gospodarstwie stała
dawniej jedna lub kilka takich suszarni, nad którymi przez całą jesień
unosił się dym i zapach suszonych
owoców. Owoce na susz pochodziły
najczęściej z własnych sadów. Każde
gospodarstwo otoczone było licznymi drzewami owocowymi, głównie
jabłoniami, gruszami i śliwami. To
z tego suszu robiono najczęściej
w okolicy kompot wigilijny, zwany
„wodą gruszkową”, ale susz owocowy stanowił też podstawę wielu
potraw, w tym m.in. słynnego owocowego garusa.
Gryska z Bliżyna
Jabłka sandomierskie
To coś pomiędzy chlebem żytnim,
bułką, a plackiem drożdżowym.
Jedni na gryskę mówili „bułka”,
inni „placek trzonowy”, a niektórzy
dziś mówią o niej „swojski chleb”.
Sama nazwa produktu wywodzi się
od głównego składnika, czyli mąki
tzw. gryśnej (mąki trzeciego gatunku). Mąka ta była gruboziarnista
i ciemniejsza. Początkowo gryska
pieczona była tylko w gminie Bliżyn, z czasem rozpowszechniła się
na szeroką skalę w sąsiadujących
ze sobą obecnych powiatach, tj.
koneckim, iłżeckim, szydłowieckim, przysuskim i częściowo skarżyskim.
Karp z Rytwian
Konfitury z jarzębiny
i ser jabłeczny
Produkuje je Fundacja Domy
Wspólnoty Chleb Życia s. Małgorzaty Chmielewskiej w Zochcinie.
Konfitury z jarzębiny są pysznym
i wyrafinowanym dodatkiem do różnych dań mięsnych. Mają niepowta-
Tradycyjny karp z Rytwian
miejsc w kraju. Tradycja przetrwała
i do dziś karp z Rytwian jest królem
wigilijnych stołów.
Krówka opatowska
Tak, tak. Popularna krówka z Opatowa to też produkt regionalny. Produkuje ją Okręgowa Spółdzielnia
Tradycyjne znaczy dobre
Sandomierski
olej rzepakowy
Od kilkudziesięciu lat tłoczony jest w rodzinnych olejarniach
w powiecie sandomierskim, m.in.
we wsiach: Węgrce, Piekary, Malice.
Rzepak do produkcji oleju pochodzi
z upraw w małych gospodarstwach
na terenie Wyżyny Sandomierskiej.
Zachowała się tu ponad stuletnia
tradycja maszczenia olejem rzepakowym tradycyjnych wigilijnych
potraw: groch z kapustą, groch
z kapustą i kaszą gryczaną, zupy
grzybowej, barszcz z uszkami. Olej
rzepakowy jest smaczny, a przede
wszystkim zdrowy.
5
Bochny chleba z domowego wypieku
Wyróżnia się smakiem i jakością.
Ryby hodowali tu jeszcze zakonnicy.
Także ostatni właściciele wsi – Radziwiłłowie założyli stawy hodowlane o powierzchni około 2 kilometrów
kwadratowych. W okresie międzywojennym woj. kieleckie w rybactwie zajmowało jedno z czołowych
Mleczarska. Jak dawniej – prostą
metodą, gdzie większość czynności
wykonywało się ręcznie. Jedyne urządzenia mechaniczne użyte w procesie
powstawania krówki opatowskiej to
specjalne mieszalniki, wyparki i sonda. Do produkcji krówek używane są
surowce najwyższej jakości.
Jabłka sandomierskie
Na Ziemi Sandomierskiej jako
pierwsi założyli sady owocowe pod
koniec XII wieku o. cystersi przy
klasztorze w Koprzywnicy. W Sandomierzu w XIII w. ogród klasztorny
z jabłoniami mieli dominikanie przy
kościele św. Jakuba oraz siostry
klaryski w Zawichoście. Historycy
opisujący miasto Sandomierz z okresu XVII wieku określają go jako
skąpane w ogrodach – każdy niemal
mieszczanin sandomierski uprawiał
ogrody i posiadał sady jabłoniowe.
W XIX wieku niemal przy każdym
sandomierskim dworze, zamku czy
zaścianku, okoliczna szlachta, magnaci i chłopi zakładali ogrody i sadzili
drzewa owocowe, również drzewa
jabłoniowe. Dziś sady sandomierskie
są nowoczesnymi, wysokowydajnymi
plantacjami nowych odmian. Wśród
drzew owocowych zdecydowanie
dominują jabłonie, zajmujące powierzchnię ponad 11 tys.hektarów.
A sandomierskie jabłka – są doskonałe
i podbijają zagraniczne rynki.
To tylko kilka z długiej listy
produktów lokalnych. Warto po nie
sięgnąć. Nie tylko po to by ich spróbować, przekonać się o ich jakości
czy wesprzeć działalność lokalnych
producentów. Także po to, by móc
powiedzieć: nasze, świętokrzyskie
też jest wartościowe i dobre. Nie
mamy się czego wstydzić.
Wiktor Arski
6
AKSON Miesięcznik Świętokrzyski
Na pytania miesięcznika AKSON odpowiada Antoni Szczygieł, prezes Zarządu Banku
Spółdzielczego w Lipsku
Co to znaczy, że bank jest spółdzielczy?
– Przez bank spółdzielczy rozumie
się bank będący spółdzielnią, do którego w zakresie nieuregulowanym w
ustawie o funkcjonowaniu banków
spółdzielczych, ich zrzeszaniu się
i bankach zrzeszających oraz w
ustawie Prawo bankowe, mają zastosowanie przepisy ustawy Prawo
spółdzielcze.
Jaka jest tradycja bankowości
spółdzielczej?
– Bankowość spółdzielcza
w Polsce i na całym świecie była
pierwowzorem obecnego modelu
bankowości. Pierwsze wzmianki
o tego typu organizacjach znajdziemy
już w średniowieczu.
Pierwsze polskie spółdzielnie
oszczędnościowo-pożyczkowe powstały w czasie zaborów. Pomimo
różnorodności form i zasad organizacyjnych wynikających z sytuacji
politycznej i społeczno-gospodarczej
oraz otoczenia prawnego, łączył je
główny cel – walka z lichwą i działanie na rzecz rozwoju polskiego
społeczeństwa. Wykształcona forma
spółdzielczości kredytowej pojawiła
się dopiero w XIX w. Tworzone
stowarzyszenia nie miały na celu
osiągania zysków. Sprawiało to, że
udzielane kredyty były nisko oprocentowane, a otrzymane odsetki
przeznaczano na opłacanie kosztów
administracyjnych i tworzenie rezerw
finansowych.
Pomijając różne koleje rozwoju
bankowości spółdzielczej w okresie
po odzyskaniu niepodległości, w
latach międzywojennych i podczas
wojen oraz PRL – nadszedł rok 1989.
Rok radykalnych przemian kraju.
Banki spółdzielcze weszły w nowe
uwarunkowania prawie bez funduszy
własnych, osłabione bankructwami
dotychczasowych klientów, brakowało kadr, narzędzi i pieniędzy.
Bankami spółdzielczymi, jako podmiotami samodzielnymi, zajęli się
politycy. Podejmowane działania
wymusiły procesy łączeniowe. Z
ponad 1600 banków dziś pozostało
około 560.
W czym bankowość spółdzielcza dla klientów jest lepsza od
innych?
– Największymi plusami banków
spółdzielczych jest to, że działają
lokalnie, w okolicy i są zazwyczaj
silnie z nią związane. Negocjacje warunków (głównie przy kredytach na
inwestycje), są znacznie ułatwione.
W bankach spółdzielczych panuje
przyjazna atmosfera. Nie odczuwa
się tak silnego podejścia korporacyjnego, jak w przypadku banków
komercyjnych.
Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku zarzucano im
przestarzałą technologię, a właściwie
jej brak. Jednak wchodząc w XXI
wiek banki spółdzielcze z nawiązką
nadrobiły niedociągnięcia. Obecnie
oferta banków spółdzielczych nie
odbiega od tego co oferują banki
komercyjne. A największe banki
spółdzielcze technologicznie je
wyprzedzają.
Jakie korzyści ma klient i członek banku spółdzielczego?
– W statutach banków spółdzielczych jednym z pierwszych zapisów
jest zdanie: „Bank Spółdzielczy, działając w interesie swoich członków,
Prezes Zarządu Banku Spółdzielczego w Lipsku Antoni Szczygieł
Komisji Nadzoru Finansowego na
wykonywanie czynności bankowych,
których katalog zawiera ustawa Prawo bankowe.
Szczegółowy zakres wykonywanych przez bank czynności banko-
słabszych, o niższej rentowności
i niższych wskaźnikach adekwatności kapitałowej. Opodatkowanie
aktywów, a nie wyniku finansowego
może, w przypadku tych ostatnich,
spowodować powstanie strat.
Banki spółdzielcze
mają zaufanie klientów
prowadzi działalność bankową na
rzecz osób fizycznych, osób prawnych oraz jednostek organizacyjnych nieposiadających osobowości
prawnej, jeżeli posiadają zdolność
prawną.”
Jednak każdy klient, niezależnie od
tego czy jest udziałowcem czy nie,
może skorzystać z oferty produktowej banku. Zakres oferty zależy od
uzyskanego przez bank zezwolenia
Nowa siedziba lipskiego Banku Spółdzielczego
wych określa jego statut. Członkowie
banków spółdzielczych nie mają
żadnych innych korzyści. Natomiast
posiadają oni prawa wynikające z
Prawa spółdzielczego i statutu.
Jak ocenia Pan stan polskiego
sektora bankowego? Czy Pana placówka wzmocniła ostatnio swoją
pozycję i rolę czy też nie?
– Dziś banki spółdzielcze odnotowują wzrost zaufania, często
proponują lepszą ofertę, są bliżej
klienta, są bardziej przyjazne i stale
się doskonalą.
Niestety uwarunkowania zewnętrzne, ale i wewnętrzne powodują odejście od idei współpracy i
solidarności spółdzielczej. Myślę tu
między innymi o wewnętrznej konkurencji, wzajemnym podgryzaniu
rynku czy podbieraniu klientów.
Takie zachowania osłabiają sektor
jako całość, tworzą podziały i niszczą
wspólnotę. Brak jest instytucji, która
w całości reprezentuje sektor bankowości spółdzielczej. Problemem stała
się też utrata wartości i brak szacunku
do siebie nawzajem.
Jak Pan ocenia zmiany związane z wprowadzeniem podatku
bankowego?
– Wprowadzenie projektowanego
podatku bankowego może mieć
negatywny wpływ na efektywność
polityki pieniężnej, a długim okresie może dojść do niekorzystnych
zmian w strukturze akcji kredytowej
banków.
Wpływ wprowadzenia podatku
będzie inny dla różnych grup banków. Oprócz banków charakteryzujących się dobrą sytuacją finansową
i wysoką odpornością na spadki
zyskowności, istnieje grupa banków
To z kolei prowadzić może do
dalszego pogorszenia się sytuacji
banków, które obecnie znajdują się
w słabszej sytuacji finansowej.
Jakie widzi Pan korzyści,
a jakie zagrożenia wprowadzenia
podatku bankowego z punktu
widzenia klienta indywidualnego,
klientów biznesowych oraz samych
banków?
– Korzyści mogą wystąpić tylko
dla budżetu państwa. Ale per saldo
może ich nie być.
Wrowadzenie podatku będzie
prawdopodobnie skutkować wzrostem marż i kosztów kredytów,
w szczególności w przypadku kredytów charakteryzujących się dotychczas niskimi marżami i niską
rentownością, takich jak kredyty
mieszkaniowe. Można spodziewać
się spadku podaży wysoko kwotowych i nisko rentownych kredytów
hipotecznych. W to miejsce może pojawić się akcja kredytowa finansująca
przede wszystkim bieżącą konsumpcję gospodarstw domowych.
Planowane zmiany związane
z wprowadzeniem podatku bankowego dotyczyć mają głównie dużych
banków. Czy to oznacza, że mniejsze
banki w szczególności banki spółdzielcze będą wzmacniały swoją pozycję rynkową, tzn. ich oferta będzie
bardziej konkurencyjna niż dużych
zagranicznych banków?
Wydaje się, że nowa sytuacja nie
będzie miała większego wpływu
na „układ sił” w systemie bankowym. Banki spółdzielcze od wielu
lat konkurują na rynku z różnymi
podmiotami finansowymi i znajdują
dla siebie miejsce. Rośnie ich rola
w systemie bankowym.
Klienci banków coraz częściej
przywiązują większą uwagę do trwałości wzajemnych relacji oraz faktu,
że bank przez wiele lat nie zawiódł
ich zaufania. Klientów przekonuje,
że jesteśmy bankiem z polskim
kapitałem, dostosowujemy ofertę
do ich oczekiwań i potrzeb. Banki
spółdzielcze starają się być blisko
wspólnoty jaką stanowi gmina czy
powiat. Wspomagają finansowo i
organizacyjnie lokalne inicjatywy.
Jak wyglądają plany rozwojowe
Pana banku?
– W sytuacji dynamicznych zmian
mających miejsce w kraju trudno
snuć plany rozwojowe małego Banku
Spółdzielczego.
Miniony rok był bardzo ważny
w historii Banku Spółdzielczego
w Lipsku liczącej prawie 100 lat.
Udało się sfinalizować oddanie do
użytku nowej siedziby. Dzięki temu
Bank może klientom zaoferować
przyjazne warunki korzystania z
bogatej oferty produktowej. Pod każdym względem Bank Spółdzielczy w
Lipsku jest bankiem bezpiecznym i
nowoczesnym. W roku 2015 Bank
przystąpił do tworzenia Systemu
Ochrony Instytucjonalnej wzmacniając bezpieczeństwo prowadzonej
działalności.
Podejmowane będą działania zmierzające do stworzenia instytucji finansowej stabilnej i bezpiecznej, która
zapewni klientom możliwość z jednej
strony bezpiecznego deponowania
środków pieniężnych, a z drugiej spełni oczekiwania wsparcia finansowego
przedsiębiorców, pomoże spełniać
marzenia klientów indywidualnych,
wesprze samorządy, instytucje kultury
i oświaty, a także wszelką działalność
społecznikowską.
Jakie widzi Pan możliwości
a jakie bariery realizacji tych
planów?
– Jak wspomniałem rozwój instytucji finansowych takich jak banki
wymaga spokoju i umiaru w ich otoczeniu. Niezbędne jest dobre prawo.
Obecnie daje się zauważyć przeregulowanie sektora bankowego.
Marzy mi się powrót do początków
spółdzielczości bankowej. Banki
spółdzielcze powinny oferować
produkty niezbędne lokalnej społeczności. Rozwój banków spółdzielczych powinien być zrównoważony.
To oznacza, że banki te powinny
wypracowywać zyski, ale nie za
wszelką cenę.
AKSON Miesięcznik Świętokrzyski
7
W styczniu wybuchło powstanie…
22
stycznia 1863 roku
wybuchło Powstanie Styczniowe –
największe polskie powstanie
narodowe, skierowane przeciwko
carskiej Rosji. Przez dwa lata polskie oddziały toczyły partyzancką
walkę z wojskami wroga, a rząd
narodowy starał się kierować życiem kraju. Intensywne działania
powstańcze toczyły się także na
ziemi świętokrzyskiej. Do dziś
trwa o nich pamięć, a ich śladem
są mogiły, pomniki, pamiątkowe
tablice i uroczystości, odbywające
się w dziesiątkach miejscowości
rocznicę powstańczych wydarzeń.
Powstanie wybuchło po kilku
latach przygotowań. Liczono, że
carska Rosja, osłabiona po klęsce
w wojnie krymskiej i przeżywająca wewnętrzny kryzys nie
będzie w stanie przeciwstawić
się Polakom, których politycznie
poprze Francja. Już 1861 roku
nasiliły się antyrosyjskie manifestacje w Królestwie Polskim.
Organizowały się polskie struktury
konspiracyjne stronnictwa „Czerwonych”, nawołujących do walki
czynnej i „Białych”, nastawionych
bardziej ugodowo. Do poważnych
zaburzeń doszło w Warszawie. 21
lutego 1861 r. wojsko otworzyło
ogień do manifestującego tłumu.
Padli zabici, a wówczas fala buntu
i protestu objęła cały kraj. Manifestacje patriotyczne organizowano
najpierw w Kielcach i Radomiu,
w kościołach odbywały się nabożeństwa za ojczyznę, do miejsc
kultu ruszyły pielgrzymki.
W regionie Gór Świętokrzyskich
miejscem, które miało szczególne
znaczenie był Święty Krzyż. Na
odpust 14 września przychodziły
tu tysiące ludzi z bliższej i dalszej
okolicy. Patriotycznie nastawieni
księża z Bodzentyna, Opatowa,
Kunowa, którzy głosili w swoich
kościołach patriotyczne kazania, a także ks. Kacper Kotkowski, proboszcz Ćmielowa, który
bardzo mocno zaangażował się
w budowanie struktur polskiego
podziemnego rządu narodowego
w województwie sandomierskim,
wykorzystali odpust 1861 r. do
pobudzenia świadomości narodowej i uczuć patriotycznych.
Na odpust na św. Krzyż przybyło
wtedy około 30 tys. ludzi z całego
Królestwa Polskiego. Pierwsze
płomienne kazanie wygłosił ks.
Ignacy Zakrzewski z Opatowa,
a nabożeństwo odprawił biskup
sandomierski ks. Józef Juszyński.
W czasie ceremonii zagrano „Jeszcze Polska nie zginęła”.
Nastroje polityczne wkrótce
stały się tak groźne, że na terenie
Królestwa wprowadzono jesienią
1861 r. stan wojenny. Praca konspiracyjna jednak nie ustała i przygotowania do powstania trwały.
„Czerwoni” powołali Komitet
Centralny Narodowy i stworzyli
jednolitą organizację spiskową.
Naczelnikiem wojskowym woje-
DIONIZY CZACHOWSKI
(1810-1863)
Urodził się w Niedabylu niedaleko Białobrzegów. Prawdopodobnie walczył w Powstaniu
Listopadowym. Gospodarował
majątkiem na Ukrainie, a od
1860 r. w Jankowicach w okolicach Radomia. Stąd ruszył
z dwoma synami do powstania.
Mianowany majorem i dowódcą batalionu przeszedł z Marianem Langiewiczem cały szlak
bojowy zawsze na pierwszej
linii ognia. Po aresztowaniu
Langiewicza został pułkownikiem i naczelnikiem wojennym
województwa sandomierskiego. Rozgromił wojska rosyjskie
pod Stefankowem 22 kwietnia
1863 r. Zginął w bitwie pod
Jaworem Soleckim.
JÓZEF HAUKE-BOSAK
(1834-1871)
Urodzony w 1834 roku w Warszawie, pułkownik armii rosyjskiej. Wystąpił z armii w 1862 r.
W powstaniu awansowany na
generała, od 29 września 1863
r. był naczelnikiem wojskowym
województw krakowskiego
i sandomierskiego. W Górach
świętokrzyskich podporządkował sobie wszystkie oddziały
m.in. Z. Chmieleńskiego, K. Kality- Rębajły, J. Rudowskiego, D.
Czachowskiego. Po pierwszej
przegranej bitwie pod Jeziorkiem
29 X 1863 r. zwyciężał w bitwach
1863/1864 r. W lasach cisowskich
zorganizował korpus powstańczy
w sile około 5 tys. żołnierzy. Korpus został rozbity w bitwie pod
Opatowem 21 lutego 1864 r. Po
powstaniu wyemigrował, walczył
w wojnie francusko-pruskiej,
poległ w bitwie pod Dijon 21
stycznia 1871 roku.
KAROL KALITA-RĘBAJŁO
(1830-1919)
Urodził się w Komarnie k.
Samborca. Po szkole kadetów
rozpoczął służbę wojskową
w armii austriackiej. Doszedł
stopnia pułkownika. Po wybuchu powstania zgłosił dymisję
i z oddziałem powstańczym
płk. Tetera przeszedł do Królestwa. Odniósł kilka zwycięstw
m.in. pod Mierzwinem, Hutą
Szczeceńską i Iłżą. Awansowany na stopień pułkownika. Po
upadku powstania na emigracji
pracował jako inżynier przy budowie kolei i mostów. W 1871
r. wrócił do Lwowa, pracował
jako urzędnik.
MARIAN LANGIEWICZ
(1827-1887)
Najpopularniejszy bohater powstania styczniowego,
uczestnik powstania 1848 r.,
oficer pruski. 18 stycznia 1863
r. przebywał w Kielcach, gdzie
otrzymał rozkaz z terminem
wybuchu powstania. W 1863
r. początkowo naczelnik sił
zbrojnych w województwie
sandomierskim w randze pułkownika, potem generał i dyktator powstania. Jego szlak
bojowy liczył 450 km, trwał od
22 stycznia do 22 marca 1863
r. i znaczony był zwycięstwami
i klęskami. Po ciężkiej bitwie
pod Grochowiskami (18 III 1863
r.) po przekroczeniu Wisły został aresztowany przez Austriaków w marcu 1863 r. Dwa lata
spędził w więzieniu, następnie
przebywał w Szwajcarii i Turcji,
gdzie zmarł w 1887 r.
wództwa sandomierskiego został
Marian Langiewicz, zaś województwa krakowskiego Apolinary
Kurowski. Powstanie narodowe
miało rozszerzyć się na cały kraj
właśnie z regionu Gór Świętokrzyskich, leżących na styku zaborów
pruskiego i austriackiego, skąd
powstańcy spodziewali się pomocy. Teren Staropolskiego Okręgu
Przemysłowego miał stanowić
bazę produkcji broni. Powstańcy
zakładali zdobycie w dniu wybuchu powstania wszystkich miast
okręgu.
Powstanie wybuchło 22 stycznia
1863 r. Powstańcy zaatakowali
jednak tylko trzy miasta: Szydłowiec, Jedlnię i Bodzentyn.
Atakiem na Szydłowiec dowodził
Marian Langiewicz. Miasto zdobyto, ale zaraz powstańcy musieli
je opuścić. Podobnie połowicznie
udało się zdobyć Bodzentyn. Jedynie w Jedlni powstańcy odnieśli
sukces.
Punktem zbornym do ataku
na Kielce miał być klasztor na
Karczówce. Naczelnik wojenny
miasta wojenny płk Czengiery
przygotował jednak Kielce do
obrony, zapobiegł atakowi na
miasto i rozpoczął prześladowania mieszkańców. Więzienie na
Zamkowej zapełniło się podejrzanymi o działalność spiskową.
Do powstania ruszyło jednak
z miasta ponad 330 ochotników,
w tym wielu uczniów kieleckiego
gimnazjum.
W pierwszym okresie od stycznia do marca 1863 r. działały
głównie powstańcze zgrupowania
Mariana Langiewicza i Apolinarego Kurowskiego. Pułkownik
Marian Langiewicz zgromadził
w tym czasie około 1400 powstańców w rejonie Suchedniowa,
Wąchocka i Bodzentyna. Rosjanie
obawiając się ataku na Kielce
atakowali powstańców, oblegając
ich m.in. w klasztorze na Świętym
Krzyżu i ścigając oddziały przez
Staszów, Raków Pierzchnice,
Morawicę i Małogoszcz, gdzie 24
lutego 1863 r. rozegrała się jedna
z największych i najkrwawszych
bitew Powstania Styczniowego.
Zginęło w niej około 300 powstańców. 18 marca wielka bitwa
z Rosjanami, zakończona zwycięstwem Polaków rozegrała się pod
Grochowiskami.
Po Marianie Langiewiczu powstańcami w regionie dowodził
płk Dionizy Czachowski, operujący w okolicy Końskich, Radoszyc
i Stąporkowa.
W rejonie Gór Świętokrzyskich,
w lasach Cisowskich, które stały
się naturalną bazą powstańców,
działał oddział Zygmunta Chmieleńskiego, w pobliskiej Trzemosnej
obóz powstańczy założył płk Karol
Kalita ps. Rębajło, w Daleszycach
uroczyście poświęcono w kościele
parafialnym broń powstańców. Na
ziemi świętokrzyskiej przez cały
1863 rok oddziały powstańcze
toczyły potyczki z tropiącymi ich
Rosjanami. Polacy kilkakrotnie
zwyciężyli, m.in. w bitwach pod
Rembowem i Hutą Szczeceńską.
Operujący na Kielecczyźnie gen.
Józef Hauke-Bosak, który przybył
tu z Krakowa, w grudniu 1863 roku
w Lasach Cisowskich rozpoczął
tworzenie II Korpusu Powstańczego, liczącego już w początku 1864
roku około 5 tys. powstańców. Najwięcej z nich pochodziło z powiatów kieleckiego i opatowskiego.
22 stycznia 1864 r. w Bodzentynie
gen. Hauke-Bosak zorganizował
uroczystość rocznicy wybuchu
powstania narodowego, odbyła się
defilada ośmiu batalionów piechoty
i sześciu szwadronów jazdy oraz
przyjęcie w której uczestniczyli
patriotycznie nastawieni księża,
szlachta i przedstawiciele wszystkich stanów.
Powstanie jednak dogasało
i ostatecznie upadło w lutym
1864 r. Ogarnęło cały kraj i miało
charakter wojny partyzanckiej,
w której stoczono około 1200
bitew i potyczek. 21 lutego 1864
roku Rosjanom udało się rozbić
oddziały z Gór Świętokrzyskich
w bitwie pod Opatowem.
Po upadku powstania kraj pogrążył się w żałobie narodowej.
Pamięć o powstaniu jednak trwała. Była szczególnie silna wśród
legionistów 1914 r. Dziś miejsca
pamięci narodowej przypominają
o dziesiątkach bitew i powstańczych potyczek, a na każdym
niemal cmentarzu są mogiły tych,
którzy polegli w bitwach i otaczanych szacunkiem w międzywojennej Polsce weteranów Powstania
1863 r. Pamięć o Powstaniu Styczniowym trwa. W rocznicę powstania w miejscach tych niemal
w każdej miejscowości naszego
regionu odbywają się organizowane staraniem lokalnych działaczy
uroczystości patriotyczne.
Marek Maciągowski
Ośrodek Myśli Patriotycznej
i Obywatelskiej
Kielce
8
AKSON Miesięcznik Świętokrzyski
Rękodzieło. Z miłości do piękna
Rękodzieło przeżywa w ostatnich latach swoisty renesans.
Rzemiosło artystyczne, zyskuje coraz szersze uznanie wśród
osób, których nie satysfakcjonuje asortyment powstały
w ramach produkcji masowej. To czym wyróżniają się twórcy autorskich dzieł to przede wszystkim nieszablonowość,
kreatywność i umiłowanie swej pasji, która niejednokrotnie
staje się sposobem na życie.
Pani Alicja Aleksandrowicz to
osoba wierna swej pasji. Gobeliny
tka od ponad 30 lat. Galeria przy
ul. Sokolnickiego 18 w Sandomierzu, która posiada niepowtarzalny
klimat, wypełniona jest miłością do
tkactwa. Pani Ewa Woźny z Klimontowa tworzy dzieła różnorodne
zarówno pod względem wzorów
jaki i technik, którymi się posługuje. Poza tworzeniem prowadzi
również rękodzielniczy blog (domowerobotki.blogspot.com).
Jak rozpoczęłą się Pani pasja?
A. Aleksandrowicz: – Malowałam
i rysowałam od dziecka. Te predyspozycje skłoniły mnie do pójścia do
Liceum Plastycznego w Kielcach.
Tam ukończyłam klasę tkactwa.
Zaraz po szkole dużo malowałam
ale po jakimś czasie zaczęłam tkać.
To mi najbardziej odpowiadało. To
jest moja pasja, którą uwielbiam.
Fascynuje mnie cały proces twórczy
– sama rysuję, projektuję, farbuję
wełnę a wszystkie gobeliny dostępne
w galerii są mojego autorstwa.
E. Woźny: – Zdolności plastyczne wykazywałam już od dziecka:
rysowałam, malowałam, lepiłam
z plasteliny, szkicowałam. Rękodzieło natomiast zainteresowało
mnie około 4 lat temu, zupełnie
przez przypadek. Chciałam kupić
białe koszyki do łazienki i znalazłam takie w internecie – jednak kiedy zobaczyłam, że są one
zrobione z papieru zapomniałam
o planach zakupowych i zaczęłam
czytać o technice, w której zostały
wykonane. Po przeczytaniu wszyst-
Prace Ewy Woźny
kiego co znalazłam o papierowej
wiklinie postanowiłam spróbować
swoich sił w tym temacie.
Zainteresowanie gobelinami
jest duże?
A. Aleksandrowicz: – Mam
klientów z całej Polski, były też
zamówienia z Niemiec, Chicago,
Sydney... Nie tylko Polacy ale też
turyści zamawiają bądź kupują
moje prace. Obecnie skupiam się na
drobnych formatach, których tematy są różne – kwiaty, architektura,
owady. Mam propozycję wystawy
w Sztokholmie w Szwecji, ale
obecnie skupiam się na pracy tutaj
w Sandomierzu. Wystawy gobelinów są rzadkie – aby pokazać
swoje prace, w ramach wystawy
autorskiej nie mogę ich sprzedawać
ale zbierać przez 5-6 lat. Miałam
około 10 indywidualnych i 30 zbiorowych wystaw. Mieliśmy także
wystawę w Emmendingen (miasto
partnerskie Sandomierza).
Która technika jest Pani ulubioną?
E. Woźny: – Zdecydowanie „papierowa wiklina”. Choć decoupage
interesowałam się już wcześniej to
jednak dopiero po roku samokształcenia w papierowej wiklinie postanowiłam spróbować działać w tej
technice. Jeśli chodzi o szydełko to
zaczęło się w szkole podstawowej.
Potem szkoliłam się pod czujnym
okiem mamy, która szydełkuje do
tej pory. Rękodzieło jest dla mnie
miłością, pasją, odskocznią od
codzienności, „hobby” to za słabe
określenie. To coś co kocham i co
mnie uszczęśliwia.
Prace Alicji Aleksandrowicz
Jaka była największa praca,
którą Pani wykonała?
A. Aleksandrowicz: – Największy gobelin (2 m 30 cm na 3 m)
jaki zrobiłam, powstał dla Polskiej
Akademii Nauk
w Paryżu i znajduje
się w sali Marii Curie-Skłodowskiej.
Byłam tam również
zaproszona przez
dyrektora instytutu, więc przy okazji miałam okazję
zwiedzenia Paryża.
Czuję satysfakcję,
że realizowałam
takie zamówienia.
Najważniejsze jednak dla mnie dzieło,
które tkałam trzy
miesiące powstało
dla Papieża w 1999
roku i zostało mu
wręczone. W ramach podziękowania dostałam z Watykanu list z błogosławieństwem Ojca
Świętego.
E. Woźny: – Z dużych prac zrobiłam
kilka stołów, 1 pled
i 1 parawan. Ale
jeśli by się nad tym
głębiej zastanowić
to chyba parawan z papierowej
wikliny.
Jak dużo dziennie czasu poświęca Pani swej pasji? Czy
proces tworzenia gobelinów test
pracochłonny?
A. Aleksandrowicz: – Bardzo
różnie. Czasem 3-4 godziny, czasami zdarzało się 8-9. Wykonanie
gobelinu o wymiarach “metr na
metr” zajmuje mi około miesiąca. Natomiast gobelin, który jest
w Paryżu robiłam 9 miesięcy. Jest
to bardzo czasochłonne.
Czy miejsce zamieszkania
wpływa na Pani twórczość?
A. Aleksandrowicz: – Urodziłam
się w Sandomierzu i jest to moje
ukochane miasto, dlatego często
podejmuję tematy związane z tym
miejscem. Ucho igielne, Brama
Opatowska, Zamek... ale częstym
tematem jest też panorama miasta.
E. Woźny: – Mam tu wspaniałe
koleżanki „rękodzielniczki”. Czerpiemy inspiracje jedna od drugiej.
Mamy tu małą grupę rękodzieła,
która jest wspaniała. Za każdym
razem ktoś uczy się czegoś od kogoś innego. Moim zdaniem to coś
wspaniałego.
Czy twórczośc autroska ma
większą wartość od tego co nazywamy produkcją masową?
A. Aleksandrowicz: – Produkcja
masowa jest nastawiona przede
wszystkim na zysk, zarobek. To
co ja robię jest moją miłością. Nie
wyobrażam sobie abym mogła
tworzyć w nerwach czy stresie.
Trzeba mieć odpowiedni nastrój
i tę pozytywną energię przekazać
w swoich pracach.
E. Woźny: – Oczywiście, że tak.
„Chińszczyzna” jest produkowana
tanim kosztem i na masową skalę.
Nie ma w sobie nic osobistego
i oryginalnego. Tworzenia z pasją
natomiast nie da się z niczym
porównać. Jest to praca wykonywana przede wszystkim ludzkimi
rękami, praca z pasji, poświęcenia,
z zaangażowania i cierpliwości.
Niepowtarzalna i unikalna, coś
czego nie da się podrobić.
Jakie jest Pani zawodowe
marzenie?
E. Woźny: – Posiadać własną
galerię rękodzieła artystycznego,
w którejś pomijając wyroby rękodzielnicze mogłyby się odbywać
kursy rękodzieła.
A. Aleksnadrowicz: – Uważam,
że ten najpiękniejszy gobelin jest
jeszcze przede mną. Mam dużo pomysłów, tematów, które chciałabym
zrealizować. Jestem usatysfakcjonowana tym co robię i tym, że ludziom
się to podoba. Mogę powiedzieć, że
się realizuję, mam szczęście że robię
to co lubię. Jestem spełniona.
Kaja Mrozowska
AKSON Miesięcznik Świętokrzyski
Krzemień
pasiasty
– przygoda
życia
Jeśli robię biżuterię na zamówienie to staram się, aby
była ona uzupełnieniem tej
osoby. Jeśli jest to człowiek
anonimowy, który przyjdzie
i coś zakupi – to jest to mój
list do jego wrażliwości –
mówi Cezary Łutowicz – artysta, który przywrócił krzemień pasiasty do życia.
Biżuteria
Ludzie często kojarzą pojęcie
biżuterii ze złotnictwem, które
jest tylko jej fragmentem. To
także skóra, szkło, tkanina i inne
elementy, które dopuszczamy do
własnego wizerunku.
Należy mieć pewną świadomość – to złoto, które nosimy
składa się ze złota rożnych innych ludzi. Krąży ono cały czas
z cywilizacją człowieka i jest
ustawicznie przetapianie. Każdy
z tych przedmiotów złotych czy
srebrnych jest nośnikiem pewnych relacji międzyludzkich.
Ten przedmiot po latach ulega
destrukcji i wtedy trafia do mojego tygla. Złoto podstawowe,
które stopiłem ma w sobie relacje
jakiegoś człowieka. Są to nośniki
emocji dobrych – ciepłego stosunku człowieka do człowieka,
westchnieniem... ale także tych
złych np. chęci posiadania.
Powstają przedmioty nowe,
które... zastanówmy się – czy są
one obciążone dobrymi i złymi
emocjami zgromadzonymi na
przestrzeni lat? Czy oczyszczająca jest tu rola ognia?
Zapomniany kamień
W cywilizacji ludzkiej występują trzy mocno zaznaczające
się etapy: czas kamienia, kiedy
był to podstawowy materiał do
wyrobu przede wszystkim narzędzi. Potem wymyśliliśmy brąz,
następnie żelazo. Metale wyparły
więc kamień. W tej chwili metale
wypierane są przez plastik.
Musimy wiedzieć, że krzemień pasiasty w postaci siekier
w okresie neolitu (przynajmniej
5 tysięcy lat temu), spotykamy
na terenie obecnej Francji. Mówimy o czasach kiedy nie było
telefonów, dróg, komunikacji...
Spotykamy te siekiery z krzemienia pasiastego na tle siekier
z krzemienia czekoladowego
(który jest bardzo popularnym
kamieniem, występuje na całym
świecie). Powstaje więc pytanie:
dlaczego mając krzemień czekoladowy – sięgamy po krzemień
pasiasty znajdujący się setki kilometrów od nas i wykonujemy
z niego siekiery?
Co jest bardzo istotne, badania
wykazały, że nie pełniły one
funkcji użytkowej. Wszystko
wskazuje na to, że były to przedmioty szczególne, związane z obrzędowością, dowartościowaniem
osoby, która je posiadała.
Kamień ten przypomina żywioł
wody, a uderzony jeden o drugi
daje nam iskrę – dwa przeciwstawne żywioły. Wyobrażenie
siekiery w najstarszej symbolice uosabia grom, czyli kolejny
żywioł – powietrze. Człowiek
neolitu potrafił więc odczytać, że
dana osoba ma te trzy żywioły
ze sobą.
Biżuteria ma bardzo podobne
działanie. Początek biżuterii to
strój męski, który był komunikatem dla otoczenia. Bez względu
na rozwój cywilizacji, biżuteria
jest cały czas potrzebna.
Biżuteria, którą wykonuję jest
na tyle indywidualna, że nie ma
sensu jej kopiować, ponieważ
odbiorców jest stosunkowo niewielu.
Klient, odbiorca, grono osób,
które coś kupują, to piramida. Jej
podstawą jest szeroki odbiorca,
najmniej przygotowany do odbioru estetyki przedmiotów, mający
mniejsze wymagania, kupujący
rzeczy stosunkowo tanie. Tych
osób jest bardzo dużo. Piramida
ta zwęża się ku górze a najwyżej
znajdują się odbiorcy, którzy mają
coraz bardziej wyostrzony zmysł
estetyczny, większe wymagania,
inaczej się ubierają, bywają w innych sytuacjach. Potrzebują oni
innej biżuterii, bardzo osobistej.
Takie wyroby trudno jest kopiować bo są to dość małe ilości,
dodatkowo taka biżuteria, jej
autor – są rozpoznawalni.
9
zapełniona, telefon wciąż dzwonił, przybywały tłumy ludzi. Było
to coś niesamowitego. To etap
– może nie mody, ale wielkiego
głodu na krzemień pasiasty.
Teraz jest spokojniej, krzemień
jest kamieniem uznanym.
Nie bez znaczenia pozostaje
także fakt, że został on przez
kobiety nazywany „kamieniem
optymizmu”.
Tylko dotknąć...
W galerii zawsze stoi kosz wypełniony krzemieniem. Bywa, że
ludzie przychodzą nie po to aby
coś kupić ale zanurzyć w nim
ręce. To się zdarza dosyć często,
jednak mnie równie często zdarza
się wyjeżdżać z wystawami za
granicę (ostatnio był to Polski
Pawilon na Expo w Mediolanie).
Aby nie zawieść ludzi, jeden ładny
krzemień oprawiłem i umieściłem
w skale wapiennej. W momencie
wydobywania wapna dla celów
budowlanych, krzemień zostawał odrzucany jako uzupełnienie
kolein.
Przyjechałem tu z wybrzeża,
mając świeże spojrzenie i nie
byłem „skażony” tutejszą tradycją. Wiele rzeczy zobaczyłem tu
po raz pierwszy. Okazało się, że
ten kamień występuje w jednym
miejscu na kuli ziemskiej i spełnia
warunki kamienia jubilerskiego
tj. rzadkość występowania, dekoracyjność i twardość (6,5-7
w 10-stopniowej skali Mosha).
W czasach kiedy zacząłem wykorzystywać go przy tworzeniu
biżuterii, tzw. biżuterii autorskiej
praktycznie nie było. To kamień
bardzo szczególny.
Obecnie jest kamieniem polskiej dyplomacji, a Sandomierz
Światową Stolicą Krzemienia
Cezary Łutowicz
Rzemieślnik a artysta
Rzemieślnik jest człowiekiem,
który doskonale zna rzemiosło
i świetnie się w tej przestrzeni
porusza. Może być bardzo dobry
jako odtwórca, ale nie przenosi
tej sfery duchowej, procesu myślowego, który jest nieodłącznym
elementem procesu twórczego.
Twórcy, projektanci to ludzie,
których dzieła – na każdym kroku, w każdej dziedzinie, są sumą
doświadczeń, wiedzy i świadomości. Tu produkt finalny opiera
się na głębokim obyciu ze sztuką
– oglądaniu, przeżywaniu, odbiorze. Występuje nić porozumienia,
relacja na linii twórca – użytkownik.
Kopiowanie biżuterii
Takie zjawiska mają miejsce.
Moi koledzy spotykają się z podobnymi praktykami. To wszystko zależy od tego do jakiego
odbiorcy adresujemy swoją twórczość. Jeśli ma być to przedmiot
powszechnie używany – dla tzw.
szerokiego odbiorcy to ludzie
widzą sens robienia kopii dobrej
biżuterii designerskiej, szczególnie tej, która się sprzedaje.
Naszyjnik i perścień
Łańcuch ceremonialny burmistrza Sandomierza
Na tych niższych poziomach
zdarza się kopiowanie, ale obecnie z takiego powodu wszczynane
są procesy.
na zewnątrz, więc jest dostępny
24 godziny na dobę.
Modny krzemień
To jest przygoda mojego życia.
Chwile były bardzo różne i bardzo
trudne, bo w 1972 roku, kiedy
zainteresowałem się tym kamieniem, on od wielu lat wyrzucany
był na polne drogi. Ludzie z kręgu tego kamienia w taki sposób
go traktowali. To była dla nich
oczywiste, normalne.
Krzemień pasiasty występuje jako „rodzynki w cieście”
Był taki czas, kiedy przeżyłem
coś niewyobrażalnego. Po wystawie w Toruniu napisano, że moją
biżuterię nosi Victoria Beckham
i Robbie Williams. Następnego
dnia przed drzwiami mojej pracowni znalazło się dziewięć ekip
filmowych (japońskich, niemieckich, angielskich, włoskich i polskich). Skrzynka mailowa była
Relacja
z krzemieniem pasiastym
Pasiastego. W gronie światowych
celebrytów noszących ten kamień znalazła się królowa Belgii
księżna Matylda, której komplet
biżuterii wykonywałem w roku
2014.
W przypadku krzemienia można powiedzieć, że czekał na
mnie 150 mln lat, ale ja jestem
tylko epizodem w życiu tego
kamienia.
Refleksje Cezarego Łutowicza
o krzemieniu pasiastym
zanotowała
Kaja Mrozowska
10
AKSON Miesięcznik Świętokrzyski
Otyłość – choroba cywilizacyjna XXI wieku
Problem otyłości dotyka coraz więcej osób. Nie tylko
dorośli ale także dzieci borykają się z przypadłością, którą rozpatrywać powinniśmy
nie tylko w kategorii estetyki.
Pani Weronika Domoradzka
– dietetyk Poradni Dietetycznej w Sandomierzu, wyjaśnia czym jest otyłość i jakie
zagrożenia niesie ze sobą ta
choroba.
Czym jest otyłość?
– Otyłość jest zaliczana do chorób – charakteryzuje się nadmierną
masą ciała, określaną według pewnych parametrów (jak np. BM).
Pozwalają one ocenić czy mamy
nadwagę, czy już otyłość. Ta ostatnia powodowana jest nadmierną
kalorycznością, czyli nadwyżką
energii, którą przyjmujemy w stosunku do zapotrzebowania na nią.
Trzeba wziąć pod uwagę, że nie
tylko kwestia jedzenia wysokiej
ilości węglowodanów czy tłuszczów – oczywiście jeśli zwiększymy
ilość tych elementów, to pojawi się
otyłość, ale jest to kwestia ogólnej
nadwyżki wszystkich spożywanych
kalorii. Nawet jeśli dieta jest zróżnicowana ale spożywamy zbyt dużą
ilość kalorii, to wtedy także może
dojść do otyłości czy nadwagi.
Mówi się o epidemii otyłości.
Dlaczego coraz więcej osób zaczyna mieć taki problem?
– Podaje się różne czynniki.
Przede wszystkim jesteśmy społeczeństwem, które większość
czasu spędza siedząc – w pracy,
przy komputerze, w biurze czy
samochodzie. Nie mamy więc tak
naprawdę wielu okazji do ruchu.
Jest to również kwestia gotowej,
przetworzonej żywności, która
jest niezdrowa, ma dużo kalorii i wysoką zawartość soli. Nie
przygotowujemy sobie posiłków
z różnych produktów, nie urozmaicamy diety tylko jemy to, co jest
dostępne „na szybko”. Jeśli coś
jest gotowe i można łatwo się tym
najeść to zazwyczaj nie są to potra-
wy zróżnicowane, ale źródło dużej
ilości węglowodanów prostych
czy tłuszczów. Myślę, że to także
skutek rozwoju cywilizacyjnego
ponieważ przestaliśmy jeść rzeczy,
które jadało się kiedyś np. kasze.
Często kiedy ludzie wstają rano,
nie mają czasu na śniadanie, potem
w pracy nie mają zbyt długiej przerwy i odgrzewają coś gotowego,
lub nie jedzą nic i przekładają czas
posiłków na wieczór. Ponieważ nie
jedli w ciągu dnia, w późniejszych
porach mają większy apetyt. Tak
zaczyna się nadmierne wieczorne
objadanie. Nie celebrujemy posiłków, bo nie mamy na to czasu
i przyzwyczajamy się do tego.
Dlaczego warto korzystać z porad dietetyka?
– Przede wszystkim dlatego,
że jest bardzo dużo informacji na
temat żywienia np. w gazetach
czy internecie i większość osób
uważa, ze zna się na żywieniu.
Tymczasem, tak naprawdę nie do
końca wiemy, co robimy dobrze
a co źle. Nie jesteśmy w stanie być
obiektywni w stosunku do siebie
i ocenić tego, jak się odżywiamy.
Wiele osób przychodząc do dietetyka, twierdzi, że zdrowo się
odżywia, po czym okazuje się, że
nie do końca wszystko jest tak jak
powinno. To też sprawa chorób –
można sobie tym co przeczytamy
na jakimś portalu zaszkodzić, bo
nie wiemy czy można taki czy inny
produkt stosować.
Do czego może prowadzić
otyłość?
– Może prowadzić do cukrzycy
typu II, czyli tej nabytej. Ponadto
do chorób układu krążenia – nadciśnienia, choroby wieńcowej.
Jeśli jest to otyłość typu brzusznego, to tłuszcz otłuszcza narządy
wewnętrzne. Mogą pojawiać się
problemy z drogami żółciowymi,
wątrobą, pojawiają się kamienie
w pęcherzyku żółciowym, a także
choroby nowotworowe jak np.
rak jelita grubego, czy u kobiet
nowotwory narządów żeńskich.
Otyłość może powodować choroby
ale może też być powikłaniem chorobowym, bo nie zawsze wynika
z samego przyjmowania za dużej
ilości kalorii.
A co z genetyką? Jeśli rodzice,
dziadkowie byli otyli – czy zwiększa to ryzyko otyłości u dziecka?
Na ile to wina genów a na ile
przenoszenia niezdrowych nawyków żywieniowych z pokolenia na
pokolenie?
– Częściej jest to ta druga kwestia. Jeśli jest to sprawa genów to
predyspozycje do tycia są oczywiście większe, ale nawet wtedy nie
musi dojść do otyłości. Genetycy
mówią o przypadkach w liczbie kilku procent, a bardziej o warunkach
środowiskowych, czyli stylu życia,
prowadzeniu aktywności fizycznej,
pracy i tym co jemy. Mówi się, że
jeśli rodzice, dziadkowie byli otyli
to także dziecko będzie miało z tym
problem, ale to najczęściej sprawa
złych nawyków żywieniowych.
W przypadku gdy dziecko cierpi
na otyłość, rodzina kontaktując się
z dietetykiem, zaznacza, że tylko
ono powinno zniwelować wagę i nie
dotyczy to innych, reszta rodziny nie
chce zmienić sposobu żywienia nie
będzie to możliwe. Jeśli chodzi o genetykę i predyspozycje do otyłości
z uwagi na choroby - jeśli dziecko
je dziedziczy może to wpłynąć na kłopoty z wagą.
Otyłość wśród dzieci
– czy to coraz częstszy
problem?
– Niestety, ten problem
wzrasta – jedno na troje
dzieci ma problemy z masą
ciała. Jakiś czas temu było
to co piąte dziecko, więc
statystki się zmieniają.
Wśród nastolatków jest
trochę inaczej, bo zaczynają one zwracać uwagę
na swój wygląd. Otyłość
czy nadwaga pojawia się
znaczenie częściej u osób
około 10 roku życia niż
u 15-16 latków. U tych drugich warto spojrzeć na inne
problemy, jak np. anoreksja
czy bulimia. Jeśli u takiej
osoby pojawia się nagłe
zainteresowanie kuchnią,
jedzenie w samotności to
należy zwrócić na to uwagę. Ważne
jest to, że o ile chorzy na anoreksję są bardzo szczupli, to ludzie
z bulimią mogą mieć nadwagę lub
cierpieć na otyłość ze względu na
to, że nie mają kontroli nad masą
ciała.
„Zajadanie” stresów jest trochę jak nałóg. Czy osoby, którym
udało się schudnąć wracają do
poprzednich nawyków, a co za
tym idzie – tyją znowu?
– Są tacy ludzie, ale są też ci,
którym udało się utrzymać efekty diety. Jeśli po pomoc zgłasza
się osoba, która chce zrzucić np.
5 kg, to raczej wszystko będzie
w porządku a zasady diety będą
przestrzegane. Są też tacy, którzy
cierpią na otyłość ale udaje im się
ją zniwelować i zachować nową
wagę. Najgorzej jest w sytuacji jeśli
ktoś ma duży problem, ale nagle
przestaje się zgłaszać na wizyty,
nie ma z nim kontaktu – to sygnał,
że prawdopodobnie całkowicie
odstawił dietę. Wtedy efekt jojo
z pewnością się pojawi.
Co jest największym wrogiem
walki o nową sylwetkę? Czy ludzie oczekują natychmiastowych
efektów?
– Często wrogiem nie jest brak
motywacji, która na początku
jest obecna, ale brak silnej woli,
aby dietę utrzymać. Zdarza się,
że ludzie są zniechęceni, bo korzystali już z pomocy dietetyka
albo stosowali jakąś dietę. Jeśli
u kogoś musi nastąpić drastyczna
zmiana żywienia, a wcześniej
odżywiał się niezdrowo, to kiedy
nie będzie szybko widać efektów,
motywacja spadnie. Mogą tu mieć
znaczenie też sprawy finansowe,
bo nowy sposób odżywiania może
być trochę droższy. Ważne jest też
wsparcie otoczenia. W przypadku
dzieci – cała rodzina musi współpracować i zmienić jadłospis.
Czy można stosować diety
znalezione w internecie czy czasopiśmie?
– Nie wszystkie diety czy porady,
dostępne w internecie i pismach są
złe. Często wypowiadają się w nich
dietetycy, ale na pewno nie można
wierzyć w „diety cud” albo picie
samych ziół. Przede wszystkim aby
schudnąć, powinno się jeść, a nie
głodzić. Trzeba też wziąć pod uwagę, że nie istnieje taki produkt, który
dostarczy organizmowi wszystkich
składników odżywczych. Dlatego
też dieta – nawet ta odchudzająca,
powinna być urozmaicona i wszystkie rodzaje produktów, powinny się
w niej pojawiać.
Jak jest w przypadku osób,
które były aktywne fizycznie ale
z jakichś przyczyn musiały z tej
aktywności zrezygnować?
– Problemem jest to, że przy
zwiększonej aktywności fizycznej
możemy jeść więcej, bo zapotrzebowanie jest zwiększone. Mamy
przez to większy apetyt, ale w momencie, kiedy przestajemy być
aktywni lub częstotliwość ćwiczeń
ulega zmniejszeniu, chęć najedzenia się nie znika. Nie ograniczamy
wtedy jednak ilości spożywanych
kalorii. Myślę, że warto zgłosić się
do dietetyka, aby nie tylko ocenić
to jak się odżywiamy, ale też ustalić
kaloryczność i ilość produktów,
jaką powinniśmy spożywać.
Dziękuję za rozmowę.
Kaja Mrozowska
1% Twojego podatku zamienimy na 100% dobra
Przekaż Fundacji Domy Wspólnoty Chleb Życia
1% podatku dochodowego.
W polu „Numer KRS” wpisz 0000132424.
Fundacja Domy Wspólnoty Chleb Życia
Jankowice 38, 27-530 Ożarów
tel. 15 839-30-60
kom. 504-198-837
www.skarbyprababuni.org.pl
www.chlebzycia.org.pl
AKSON Miesięcznik Świętokrzyski
11
Gdy uczucia sterują ciałem
N
iniejszy tekst chciałbym
poświęcić na przybliżenie problemu zdrowotnego, jakim są tzw. zaburzenia psychosomatyczne. Zapewne
w Państwa najbliższym otoczeniu,
może ktoś z rodziny, albo ze znajomych, cierpi od dłuższego czasu
na różne dolegliwości natury cielesnej, których jednoznacznie wyjaśnić się nie da. Wielokrotne wizyty
u lekarza rodzinnego, internisty,
kardiologa czy gastrologa i wykonane liczne badania laboratoryjne,
jak i obrazowe dalej nie pokazują
co stanowi zarzewie problemu. Co
więcej, nawet kilka różnych kuracji
nakierowanych na prezentowane
skargi nie rozwiązują problemu.
Taka sytuacja może silnie sugerować, że cały problem ma swój
początek w psychice chorego
i właśnie zajęcie się człowiekiem
od tej strony mogłoby ukrócić jego
cierpienie.
Cechą charakterystyczną tej
grupy zaburzeń jest wysuwanie się
na pierwszy plan lub jednoznaczna
dominacja dolegliwości natury
cielesnej. Owe objawy sugerują
poważną chorobę fizyczną, przy
braku zaburzeń, które by te skargi
usprawiedliwiały. Weźmy przykład
kliniczny: pacjentka w średnim
wieku, od kilku lat cierpiąca na
wzdęcia, wędrujące bóle brzucha,
reagująca biegunkami na ewidentnie stresowe sytuacje, wiele razy
odwiedzała lekarza rodzinnego,
który nie widząc rozwiązania jej
problemów skierował ją do gastroenterologa. Pacjentka przeszła
kolonoskopię, gastroskopię, wykonano testy alergiczne na pokarmy,
na obecność bakterii helicobakter
pylorii... wszystkie badania nic
nie wniosły do procesu diagnostycznego. W końcu przy kolejnej
wizycie w POZ pacjentce zalecono
konsultację u lekarza psychiatry.
Chora zareagowała na to bardzo
sceptycznie, lecz ostatecznie skorzystała z tej porady. Psychiatra
(notabene nieco starszej daty) zdiagnozował u tej pani tzw. nerwicę
żołądka, zapisał jej odpowiednie
leczenie farmakologiczne i zalecił
podjęcie psychoterapii. Już po
kilku tygodniach objawy znacznie
się zmniejszyły i pacjentka była
zadowolona z lepszej jakości życia,
a kontynuowana psychoterapia
pozwoliła jej rozwiązać wiele
problemów „duchowych”’, z jakimi kobieta zmagała się w życiu
osobistym.
Doszliśmy teraz do sedna problemu, czyli czynników psychologicznych i konfliktów – tutaj
można zauważyć, że w związku
z pojawieniem się takich spraw, czy
ich zaostrzaniem lub długotrwałym
utrzymywaniem się, dolegliwości
cielesne wyraźnie nasilają się.
Takimi kwestiami, o jakich mowa,
mogą być np. nieporozumienia
małżeńskie, frustracje w życiu
zawodowym, niemożność zrealizowania swych marzeń, chociażby
budowy domu czy posiadania
dziecka. Sprawy, które wywołują
u nas niepokój są w pewien sposób
przeinaczane przez naszą podświadomość do objawów takich, jak:
napadowe kołatania serca, ucisk
w klatce piersiowej, bóle brzucha,
wzdęcia, problemy z wypróżnieniami itp. Ważne jest, aby dany konflikt
rozpoznać i wdrożyć odpowiednie
oddziaływanie terapeutyczne.
Inną ważną cechą tych schorzeń
jest zupełny brak kontroli nad objawami somatycznymi – pacjent nie
ma żadnego świadomego wpływu
na obecność dolegliwości, mimo,
że „de facto” rodzą się one w jego
głowie. Przy tym koncentruje się
on wyłącznie na sprawach swojego
zdrowia. Problemy natury psychologicznej są tutaj zupełnie zasło-
Młodzi ludzie w obecnych czasach nie myślą przyszłościowo.
Brak im pomysłu na siebie i na to,
czym mogliby się kiedyś trudnić.
Jest to spowodowane strachem
przed tym, co może się stać, jeśli
źle wybiorą np. kierunek studiów,
brakiem świadomości, że niedługo
zaczną samodzielne życie. Ten problem narasta. Większość naszych
znajomych w klasie maturalnej
nie wie, co chce robić po liceum,
a przecież wybór drogi zawodowej
to jedna z najważniejszych decyzji
w naszym życiu.
W podjęciu decyzji o wyborze
drogi swojego kształcenia ma pomóc projekt „Weź się za siebie”.
Jest to projekt społeczny realizowany przez uczniów trzech ostrowieckich szkół: Filipa Sobczyka,
Jakuba Pobiegę, Norberta Górę,
Patryka Piwnika i Miłosza Olszańskiego (na zdjęciu obok). Jest on
częścią ogólnopolskiej olimpiady
„Zwolnieni z teorii”. To pierwsza
praktyczna olimpiada dla uczniów
szkół ponad gimnazjalnych oraz studentów. Jej celem jest rozwój prak-
Weź się za siebie
tycznych umiejętności uczestników
z zakresu zarządzania projektami
społecznymi. To gra zespołowa,
w której robisz prawdziwy projekt
społeczny. Przez realizację projektu
prowadzi Cię krok po kroku interaktywny portal. Każdy, kto dotrze do
końca, wygrywa i otrzymuje Certyfikat PMI R.E.P., a najlepsi dostają
renomowane tytuły i dyplomy.
Celem projektu „Weź się za
siebie” jest zachęcenie osób wkraczających w dorosłość do realizowania swoich pasji oraz podejmowania świadomych decyzji na
drodze swojego kształcenia. Aby
go osiągnąć, zamierzamy zorganizować serię czterech spotkań
o tematyce kolejno: wyboru studiów, wyboru konkretnej specjalizacji zawodowej, prowadzenia
własnej działalności gospodarczej
i motywacji - mówią uczestnicy
projektu.
nięte przez skargi fizyczne, czego
chory prawie nigdy nie dostrzega
i nie zdaje sobie z tego sprawy.
Dzisiejsza wiedza medyczna
wskazuje jednoznacznie, że czynniki psychologiczne nie są jedynymi
przyczynami występowania tych
schorzeń, lecz swoją rolę też mają
uwarunkowania biologiczne. Wykazano bowiem u osób dotkniętych
tymi problemami m.in. dysfunkcje
procesów uwagi, nieprawidłowości
związane z działaniem ośrodków
somatosensorycznych w centralnym układzie nerwowym czy nadwrażliwość układu limbicznego.
Według dzisiejszych klasyfikacji psychiatrycznych do tej grupy
schorzeń włącza się:
1) Zaburzenia somatyzacyjne
(z somatyzacją) – obraz kliniczny
pokazuje nawracające, różnorodne
(nie tylko z jednego narządu np.
serce, żołądek), zmienne objawy
somatyczne utrzymujące się przynajmniej od 2 lat, z historią licznych
badań czy zabiegów diagnostycz-
nych oraz przewlekłym i niejednolitym przebiegiem,
którym towarzyszy
znaczne upośledzenie funkcjonowania
w wielu wymiarach
życia;
2) Zaburzenie
hipochondryczne –
tutaj pacjent zgłasza
utrwalone skargi somatyczne, ciągle
podejrzewa u siebie występowanie
ciężkiej, najczęściej
śmiertelnej choroby, której poszukiwanie staje się bardzo ważną częścią
aktywności. Takie
osoby zupełnie nie
przyjmują zapewnień o dobrym stanie ogólnym zdrowia i nie akceptują powiązania swych dolegliwości
z kondycją psychiczną;
3) Zaburzenia wegetatywne występujące pod postacią somatyczną – kiedyś nazywane nerwicami
narządowymi, skargi dotyczą jednego układu mającego unerwienie
autonomiczne – pokarmowego,
krążenia czy oddechowego, mogą
mieć postać albo np. przyspieszonej akcji serca, potliwości, drżenia,
zaczerwienienia – co świadczy
pobudzeniu układu współczulnego lub zmiennych nieswoistych
skarg – wędrujące bóle, wzdęcia,
ściskania itp.;
4) Uporczywe bóle psychogenne – bóle, których przyczyny nie
można wyjaśnić procesami fizjologicznymi czy chorobami fizycznymi, ale występują w związku
z konfliktami psychospołecznymi
czy emocjonalnymi.
Właściwie, przeczytawszy powyższe akapity, można się domyślać, jakie są elementy leczenia
połączonego z zachowaniem osoby
dotkniętej zaburzeniami psychosomatycznymi. Absolutną podstawą
jest prawidłowy kontakt terapeutyczny z lekarzem POZ, który
będzie stanowił bazę do szybkiego
wdrożenia postępowania diagnostycznego, w tym wykluczenia
realnych problemów fizykalnych,
jak i odpowiednie nakierowanie
pacjenta na pomoc osób wykwalifikowanych. Najważniejszą częścią pomocy jest psychoterapia
(oczywiście prowadzoną przez
licencjonowanego psychoterapeutę) – obecnie najwięcej mówi się
o skuteczności metod poznawczobehawioralnych, ale terapie wg
innych szkół też mogą stanowić dla
pacjenta wsparcie, jak np. terapia
psychodynamiczna, psychoanalityczna czy systemowa. W wielu
przypadkach niezbędna staje się
rola lekarza psychiatry, gdy stopień
nasilenia objawów jest znaczny
i w sposób istotny dezorganizuje
egzystencję pacjenta. Wtedy można
skorzystać z leczniczego działania leków przeciwdepresyjnych,
uspokajających czy nawet przeciw
psychotycznych.
Mam nadzieję, że przeczytany
tekst zachęci Państwa do refleksji
albo przynajmniej zwróci uwagę
na zagadnienie chorób psychosomatycznych. Warto w tym
momencie zdać sobie sprawę,
jak powszechny i jednocześnie
niedoszacowany jest to problem,
bowiem jak pokazują statystyki –
odsetek chorych, przychodzących
po pomoc do lekarzy ogólnych
z powodów psychologicznych,
choć z dolegliwościami natury
fizycznej, stanowi aż 30% (sic!).
Osobiście, ta liczba mnie przeraża... lecz wiem, że im wszystkim
można pomóc!
Piotr Broda
Lekarz medycyny, psychiatra
Miesięcznik „AKSON” jest
patronem medialnym projektu
12
AKSON Miesięcznik Świętokrzyski
Przekaż 1 procent
– to nic nie kosztuje
1 stycznia 2004 r. weszła
w życie ustawa o działalności pożytku publicznego
i o wolontariacie (Dz. U. 2003
nr 96 poz. 873). Na jej mocy
podatnik płacący podatek
dochodowy od osób fizycznych może przekazać 1%
swojego należnego podatku
na rzecz wybranej przez siebie organizacji pożytku publicznego, znajdującej się na
oficjalnej liście tego rodzaju
organizacji.
Przed 1 stycznia 2007 r. podatnik był obowiązany osobiście dokonać przelewu na
rzecz wybranej przez siebie organizacji pożytku publicznego,
a następnie odliczyć tę kwotę
w swoim rozliczeniu rocznym.
Obecnie na wniosek podatnika
wyrażony w zeznaniu rocznym
zrobi to za nas naczelnik urzędu
skarbowego do którego trafi nasze zeznanie podatkowe.
Prawo do przekazania części
podatku dochodowego przysługuje osobom opodatkowanym:
1. Na zasadach ogólnych,
a więc na podstawie skali podatkowej (niezależnie od źródła:
np. umowa o pracę, umowa
zlecenie, świadczenie osób
bezrobotnych).
2. Podatkiem liniowym 19%
- z tytułu prowadzenia działalności gospodarczej.
3. Ryczałtu od przychodów
ewidencjonowanych z tytułu
prowadzenia działalności gospodarczej lub najmu prywatnego.
Ponadto z przekazania 1%
podatku dochodowego mogą
skorzystać również podatnicy
rozliczający przychody ryczałtowe wykazane w ustawie
o podatku dochodowym od osób
fizycznych (np: zbycie nieruchomości, kapitały pieniężne,
prawa majątkowe).
Aby przekazać 1% podatku
na rzecz dowolnej organizacji,
należy w ustawowym terminie
złożyć odpowiednią deklarację
roczną. Do dnia 30 kwietnia
Magdalena Kowalska
tego obowiązku muszą dopełnić osoby rozliczające się
na drukach PIT-36; PIT-36L,
PIT-37 oraz PIT-38 i PIT-39,
natomiast dla osób korzystających z formularza PIT-28
(ryczałt ewidencjonowany)
termin upływa już 31 stycznia
2016 r.
Każda deklaracja zawiera
pole, w którym należy wpisać
dane organizacji PP oraz numer
KRS a także kwotę, którą chcemy ofiarować. Maksymalnie
możemy oddać kwotę równą 1%
podatku wynikającego z zeznania rocznego.
W sytuacji gdy podatnik zobowiązany jest złożyć dwa różne
zeznania np. PIT-37 z dochodów
według skali podatkowej (np.
umowa o pracę) oraz PIT-28
z dochodów z tytułu najmu
prywatnego, ma prawo do odliczenia 1% podatku w każdym
z nich. Jeden procent podatku
należy zaokrąglić do pełnych
dziesiątek groszy w dół.
Przekazanie 1% podatku nie
wiąże sie z żadnym dodatko-
REKLAMA
wym obowiązkiem po stronie
osoby przekazującej (podatnika).
Należy tylko poprawnie wypełnić deklarację
podatkową, czyli
jeden z formularzy, który wymieniłam powyżej,
podać aktualny
i dokładny numer
KRS organizacji,
której chcemy
przekazać swój
1% oraz opłacić
podatek wynikający z deklaracji.
Podatek przez
nas opłacony
trafia na konto
urzędu skarbowego i zazwyczaj zasila budżet
państwa. Warto
więc zrobić coś
pożytecznego dla
innych i zdecydować się na przekazanie 1%
potrzebującym. Wtedy budżet
państwa otrzyma ten 1% mniej,
a naczelnik urzędu skarbowego przekaże wyliczoną kwotę
(odpowiadającą1%) na rzecz
organizacji przez nas wybranej.
Przyczynimy się w ten sposób
do pomocy osobom chorym,
niepełnosprawnym, poszkodowanym przez los. Wesprzeć
możemy również schroniska dla
zwierząt lub gatunki zwierząt
zagrożonych wyginięciem.
Możliwości jest bardzo wiele.
Z naszej kieszeni nie ubywa
nawet jeden przysłowiowy
"grosz", a możemy pomóc.
Pamiętać należy, iż przekazane kwoty nie wymagają
udokumentowania w żaden
sposób. Jeśli nie wiesz komu
przekazać swój 1% podatku,
listy instytucji, które uprawnione są do otrzymania 1% podatku możesz znaleźć na stronie
Ministerstwa Pracy i Polityki
Społecznej.
Magdalena Kowalska
Lista dystrybucji miesięcznika AKSON
POWIAT OSTROWIEC ŚWIĘTOKRZYSKI
1. Urząd Miasta, ul. J. Głogowskiego 3/5, Ostrowiec Św.
2. Starostwo Powiatowe, Iłżecka 37, Ostrowiec Św.
3. III Liceum Ogólnokształcące, ul. Sienkiewicza 67, Ostrowcu Św.
4. Delikatesy Sezam, ul. Jana Pawła II 3, Ostrowiec Św.
5. Zakład fryzjerski, ul. Reja11, Ostrowiec Św.
6. Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji, ul. Świętokrzyska 11, Ostrowiec Św.
7. Miejskie Centrum Kultury, ul. Siennieńska 54, Ostrowiec Św.
8. Szpital Ostrowiec, Kiosk przy wejściu głównym, Szymanowskiego 11
9. NSZOZ GOMED, ul. Polna 9, Ostrowiec Św.
10. MHSI, ul. Żabia 40, Dw. PKS, Ostrowiec Św.
11. MHSI, ul. Siennieńska 214, Ostrowiec Św.
12. MHSI, ul. Traugutta 46, Ostrowiec Św.
13. MHSI, ul. Iłżecka 148, Ostrowiec Św.
14. MHSI, ul. Kopernika 27/1P, Ostrowiec Św.
15. MHSI, ul. Kopernika 36/1P, Ostrowiec Św.
16. MHSI, ul. Bałtowska 276, Ostrowiec Św.
17. MHSI, Kol. Robotnicza 66A, Ostrowiec Św.
18. MHSI, os. Ogrody 6A, Ostrowiec Św.
19. MHSI (kiosk), ul. Piaski 2/1P, Ostrowiec Św.
20. Top Market, ul. Iłżecka 60, Ostrowiec Św.
21. Top Market, ul. J. Kilińskiego 6, Ostrowiec Św.
22. Top Market, ul. Sandomierska 4, Ostrowiec Św.
23. Top Market, ul. Iłżecka 175A, Ostrowiec Św.
24. Top Market, ul. Polna 84, Ostrowiec Św.
25. Top Market, os. Ogrody 28, Ostrowiec Św.
26. Top Market, os. Pułanki 19, Ostrowiec Św.
27. Top Market, os. Słoneczne 14, Ostrowiec Św.
28. Top Market, ul. Iłżecka 26, Ostrowiec Św.
29. Top Market, ul. Świętokrzyska 1, Ostrowiec Św.
30. U masarza, os. Ogrody 37 lok 14U, Ostrowiec Św.
31. U masarza, Rynek 33, Ostrowiec Św.
32. U masarza, ul. Grabowiecka 3B, Ostrowiec Św.
33. U masarza, os. Ogrody 10A, Ostrowiec Św.
34. Sklep spożywczy, Henryka Chmielowiec, ul. Rudzka 11, Ostrowiec Św.
35. Wiesława Kopała, os. Patronackie, Pawilon nr 5, Ostrowiec Św.
36. PPHU Wiolmar, W. Gołdon, Al. J.Pawła II 83 G, Ostrowiec Św.
37. PPHU Wiolmar, W. Gołdon, Mini-Delikatesy, os. Stawki przy bloku 77, Ostrowiec Św.
38. Urząd Miasta i Gminy, ul. Warszawska 45 B, Kunów
39. Urząd Miasta i Gminy, ul. Ostrowiecka 40, Ćmielów
40. Sklep Robert, Plac Rynek, Ćmielów
41. Delikaresy Sezam, ul. Sandomierska 243, Ćmielów
42. Top Market, ul. Sandomierska 237, Ćmielów
43. Delikatesy Centrum, Rynek 35, Ćmielów
44. Sklep Smakuś, Grójec 9B, Grójec
45. Sklep spożywczy, Piaski Brzóstowskie 1
POWIAT STASZÓW
46. Starostwo Powiatowe, J. Piłsudskiego 7, Staszów
47. Sklep owoce, warzywa, prasa, Rynek 16, Staszów
48. Miejsko-Gminny SPZOZ, ul. Wschodnia 23, Staszów
49. Zakład fotograficzny Adam Nagórka, ul. Szpitalna 6,Staszów
50. Urząd Miasta i Gminy, ul. Rynek 1, Osiek
51. Urząd Miasta i Gminy, ul. Staszowska 15, Rytwiany
52. Sklep Spożywczy, Rynek 16, Bogoria
53. CPN, Rynek 6, Bogoria
POWIAT STARACHOWICE
Urząd Miasta, ul. Radomska 45, Starachowice
54. Galeria Skałka, Pawilon 11 i 12, ul. Armii Krajowej 28, Starachowice
55. PUH „Żak”, ul. Żeromskiego 8,Starachowice
56. Urząd Miasta i Gminy, ul. Wielkowiejska 1, Wąchock
57. Miejsko-Gminna Biblioteka Publiczna, ul. Kościelna 7, Wąchock
58. Urząd Gminy, ul. Staszica 3, Brody
POWIAT OPATÓW
59. Starostwo Powiatowe, ul. Sienkiewicza 17, Opatów
60. Alchem, ul. Kopernika 6, Opatów
61. Twój Salon Urody, ul. Partyzantów 2, Opatów
62. Lewiatan, ul. Partyzantów 2, Opatów
63. Sklep spożywczo-przemysłowy, Krystyna Żądło, Bidziny 124A
64. Delikatesy Centrum, Marzena Sałapa, Czekarzewska1, Tarłów
65. Urząd Gminy, Baćkowice 84, Baćkowice
66. Urząd Gminy, Wojciechowice 50, Wojciechowice
67. Urząd Gminy, Sadowie 86, Sadowie
68. Sklep Barbara Bielecka, Kujawy 35, gm. Iwaniska
69. Reczka Danuta, Gryzikamień 30, gm. Iwaniska
70. Sklep spożywczo-przemysłowy, Ujazd 9A, gm. Iwaniska
71. Sklep spożywczo-przemysłowy, Radwan 4B, gm. Iwaniska
72. Sklep, ul. Długa 5, Ożarów
73. Sklep, os. Wzgórze 28, Ożarów
74. Groszek, os. Wzgórze 27A, Ożarów
75. Groszek, ul. Kolejowa 46, Ożarów
POWIAT SKARŻYSKO-KAMIENNA
76. Urząd Miasta, ul. Sikorskiego 18, Skarżysko-Kamienna
77. Starostwo Powiatowe, ul. Konarskiego 20, Skarżysko-Kamienna
78. Sklep spożywczo-monopolowy, ul. Grottgera 10, Skarżysko-Kamienna
79. Sklep spożywczo- monopolowy, ul. Pułaskiego 10, Skarżysko-Kamienna
80. Sklep spożywczo-monopolowy, ul. Norwida 9, Skarżysko-Kamienna
81. Sklep spożywczo- monopolowy, ul. Sokola 26, Skarżysko-Kamienna
82. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, ul. Sikorskiego 19, Skarżysko-Kamienna
83. Urząd Gminy, ul. Kościuszki 79A, Bliżyn
84. NZOZ, ul. Emilii Peck 9A, Suchedniów
85. Bank Spółdzielczy, ul. Mickiewicza 8, Suchedniów
86. Sklep Spożywczy, ul. Handlowa, Suchedniów
POWIAT SANDOMIERZ
87. Urząd Miasta, ul. Poniatowskiego 3, Sandomierz
88. Spar, ul. Armii Krajowej 1, Sandomierz
89. MOSiR, ul. Koseły 3A, Sandomierz
90. Delikatesy Centrum, Gierlachów 188A, Sandomierz
91. NZOZ, Wilczyce 173, Wilczyce
92. MIG-MED sp. z o.o., Podmiot Leczniczy „Zdrowie” w Świniarach Starych
93. NZOZ Centrum Medyczne „Rokitek”, Sportowa 7, Koprzywnica
94. Sklep Przemysłowy Teresa Jurek, ul. 3-go maja 1, Koprzywnica
95. Apteka Zielona, ul. Spółdzielcza 7, Dwikozy
96. Eskulap pt. apteczny, Świątniki 147, Obrazów
97. Sklep, Samborzec 89, Samborzec
99. Sklep, ul. Sandomierska 35, Klimontów
AKSON Miesięcznik Świętokrzyski
Nie sztuką jest mieć problem,
sztuką jest dać sobie pomóc
PSYCHOSALOON
13
W Walentynki
w Sandomierzu
weekend za pół ceny
Wciąż zastanawiasz się co przyniesie jutrzejszy dzień? Wciąż
myślisz jak rozwiązać trudny dla Ciebie problem, który ma
istotny wpływ na Twoją przyszłość? Wystarczy, że napiszesz
do nas o swoim problemie, a my udzielimy Ci odpowiedzi na
nurtujące Cię pytanie.
Współuzależnienie
Droga redakcjo. Mam na imię
Agnieszka i mam 20 lat. Odkąd
tylko pamiętam w moim domu był
alkohol, kłótnie i awantury rodziców. Sytuacja trochę się zmieniła,
kiedy zmarł mój ojciec. Miałam
wtedy 12 lat. W sumie powinnam
napisać, że zapił się na śmierć, bo
tak rzeczywiście było. Zostałyśmy
same z mamą i nie było już awantur,
ale wciąż był alkohol. Moja mama
pije inaczej niż ojciec. Po cichu,
bez awantur, ale pije. Nie muszę
chyba mówić, że to odbija się na
mnie. Czuję się odpowiedzialna
za nią tak jakbym to ja była jej rodzicem, a nie odwrotnie. Niejeden
raz musiałam ją ratować, w przenośni i dosłownie. Jestem już tym
wszystkim zmęczona i po prostu załamana. Mój chłopak i jego rodzice
namawiają mnie do wyprowadzki
z domu, usamodzielnienia się i rozpoczęcia nowego życia. Ale ja boję
się zostawić mamę samą, bo wiem,
że beze mnie sobie nie poradzi. Co
powinnam zrobić?
Agnieszka, lat 20
Droga Agnieszko. Wiele wskazuje na to, że jesteś współuzależniona. Życie z osobą, która przewlekle
spożywa alkohol, to ciągły stres
i oczekiwanie na to co się wydarzy. Stałe napięcie i przeciążenie
emocjonalne powoduje poważne
konsekwencje dla zdrowia psychicznego członka rodziny, który
nie pije. Poza tym, tak jak piszesz,
czujesz się odpowiedzialna za swoją mamę, która przecież jest osobą
samodzielną i dorosłą. Łagodzisz
konsekwencje jej picia i przejmujesz odpowiedzialność i kontrolę
za jej funkcjonowanie. Ty sama nie
jesteś w stanie sprawić, aby Twoja
mama przestała pić, ale na pewno
masz prawo do własnego, spokojnego życia. Najpierw powinnaś
pomóc samej sobie i nauczyć się
jakie skuteczne działania możesz
podjąć w przypadku swojej mamy,
aby zdecydowała się na terapię
uzależnienia. Myślę, że przede
wszystkim powinnaś się udać po
profesjonalną pomoc do terapeuty
uzależnień. Życzę powodzenia!
Już po raz trzeci, tym razem
w dniach 13-14 lutego Sandomierz organizuje akcję
„100% Sandomierza za 50%,
czyli Weekend za pół ceny”.
Żyję w lęku
Dzień dobry. Długo zastanawiałam się, czy napisać, ale w końcu
się przełamałam, bo kompletnie sobie nie radzę ze swoim problemem,
a właściwie z samą sobą. Chodzi
o to, że jestem bardzo zakompleksiona i nienawidzę samej siebie, za
to jaka jestem beznadziejna. Nic mi
w życiu nie wychodzi. Jestem byle
jaką żoną, matką i chyba też pracownikiem. Nie wspomnę już o tym,
jak wyglądam. Żyję w ciągłym lęku,
że stracę rodzinę, pracę, bo kto na
dłużej chciałby być z kimś takim jak
ja. Moi bliscy nie potrafią mi pomóc i mam wrażenie, że ich męczę
swoją osobą. Ich komentarze, że
powinnam się wziąć w garść i, że
inni mają większe problemy kompletnie mi nie pomagają - wręcz
przeciwnie. Proszę mi jakoś pomóc,
bo odechciewa mi się żyć.
Iza, lat 31
Pani Izo, poruszyła Pani problem
niskiego poczucia własnej wartości, które tak naprawdę rzutuje na
całe życie człowieka, jego pracę
i życie prywatne. Z tego co widzę, w Pani przypadku odbija się
wyraźnie na Pani samopoczuciu
psychicznym, pogarszając je i odbierając Pani radość życia. Dziś nie
będę się skupiać na przyczynach
niskiej samooceny, bo jest ich
wiele, ale na tym jak sobie z tym
radzić. Przede wszystkim proszę
przyjrzeć się osobom, które Panią
otaczają i podzielić ich na trzy
grupy: ludzi, którzy mają na Panią
pozytywny wpływ, negatywny
i neutralny. Kolejnym krokiem
byłoby ograniczenie lub zerwanie
kontaktów z osobami „negatywnymi”, które najprawdopodobniej
jeszcze zaniżają Pani samoocenę.
Z kolei z ludźmi „pozytywnymi”
warto spędzać jak najwięcej czasu, czerpiąc radość z tych spotkań
i wzory do naśladowania jeśli
chodzi o ich odbiór samych siebie.
Ważną rzeczą jest też nauczenie
się przyjmowania pochwał i komplementów, bez doszukiwania się
tzw. drugiego dna i negowania
swojej wartości. Dobrym sposobem
na podniesienie samooceny jest
powiedzenie sobie do lustra każdego dnia czegoś dobrego o sobie,
nawet jeśli początkowo będzie to
trudne oraz znalezienie jakiegoś
hobby, czegoś co będzie sprawiało
przyjemność i pozwoli na poznanie nowych osób, które być może
pomogą Pani odkryć się na nowo.
I wreszcie dobrze byłoby poszerzyć
swój plan dnia o systematyczne
ćwiczenia fizyczne, które działają
antydepresyjnie. Jeśli po miesiącu lub dwóch nie zauważy Pani
pozytywnych zmian, proponuję
wizytę u psychologa lub terapeuty.
Trzymam kciuki i zachęcam do
podjęcia działań!
Wiesia Pacholec-Maślak
W tych dniach turyści i mieszkańcy mogą skorzystać z wielu
produktów i usług (w tym hotelowych i gastronomicznych) za 50
procent ich ceny.
Ponadto w weekend Święta
Zakochanych na Rynku Starego
Miasta w Sandomierzu odbędzie
się Jarmark Walentynkowy połączony z wieloma atrakcjami.
Jarmark będzie wydarzeniem towarzyszącym Walentynkom – m.in.
Sandomierskie niebo ozdobią walentynkowe balony. Organizatorzy
zapraszają wystawców, których
asortyment nawiązuje do Święta
Zakochanych. Mile widziane wyroby rękodzielnicze, serca w różnej postaci oraz inne okazjonalne
przedmioty: poduszki, koszulki,
kubeczki a także inne propozycje
związane z Walentynkami. W tym
dniu panuje także zwyczaj obdarowywania słodkościami swoich
wybranków serca, dlatego zapraszamy wszystkich wystawców,
którzy mogą zaprezentować się
ze stoiskiem z łakociami. Udział
w Jarmarku Walentynkowym jest
bezpłatny. Informacje można uzyskać w Urzędzie Miasta w Sandomierzu.
Wydarzenie jest elementem
promującym miasto Sandomierz,
mającym na celu wydłużenie sezonu turystycznego w mieście, zintegrowanie społeczności lokalnej,
jak również prezentację towarów
i usług.
14
AKSON Miesięcznik Świętokrzyski
lekarz weterynarii radzi
Zachowanie kota
K
ot domowy składa się
z samych sprzeczności.
Żadne inne zwierzę udomowione przez człowieka nie żyje
z nim w tak poufałych stosunkach,
ciesząc się równocześnie tak wielką
swobodą. Nawet pies, ten najlepszy
przyjaciel człowieka, rzadko może
samodzielnie wybrać się tam, gdzie
chce - o nie, pies jest wyprowadzany na spacer! Kot natomiast jest
niezależny i chodzi własnymi drogami. Prawie każdy prowadzi podwójne życie. Z jednej strony żyje
z człowiekiem w bardzo poufałych
stosunkach, a z drugiej zachowuje
wyjątkową niezależność. Można
się o tym przekonać, obserwując
swojego pupila uczestniczącego w kocim życiu towarzyskim.
Kot są indywidualistami. Dzikie
koty są niezależne i niezbyt towarzyskie. Koty domowe niewiele się
od nich różnią. Jak w przypadku
wszystkich zwierząt domowych,
ich byt zależy od tego, czy zostaną
nakarmione, czy sprzątnie im się
kuwetę itd, mimo wszystko pozostają niezależne.
Człowiek to dla kota osobnik
należący do stada. Zajmuje jednak
w hierarchii wyższe stanowisko.
Kot ma do człowieka zaufanie
i szczególnego rodzaju stosunek,
Z pamiętnika
belfra kreatywnego
Drodzy czytelnicy, zdaję sobie
sprawę, że czasy nudnego spokoju
i równowagi w oświacie minęły
bezpowrotnie. Machina zmian
ruszyła i w żaden sposób nie chce
się zatrzymać. Dopiero zaczęłam
się oswajać z reformą wprowadzającą sześciolatki do szkoły
i znów wehikuł czasu cofa mnie
do przeszłości. Zastanawiacie się
pewnie co ja – stary belfer – o tym
kolejnym zamieszaniu myślę.
Gdy rozpoczęto wprowadzanie
obowiązku szkolnego dla sześciolatków, martwiło mnie nie
to, że dzieci są zbyt małe, że nie
dojrzały do nauki w szkole, że
skraca się im dzieciństwo. Martwił
mnie fakt, że szkoły nie są właściwie przygotowane do przyjęcia
naszych milusińskich. Nie tak
dawno usłyszałam w programie
telewizyjnym rozmowę na temat
&
sześciolatków w szkole i jeden
z rozmówców powiedział, że to
nie dzieci sześcioletnie powinny
radzić sobie w szkole, tylko nauczyciel powinien poradzić sobie
z sześciolatkami, zapewniając im
właściwe warunki nauki i rozwoju.
Wypowiedź godna mędrca.
A teraz wyobraźmy sobie szkołę,
w której nie ma sal odpowiedniej
wielkości, aby stworzyć tak zwane miejsce zabaw, wyposażenie
w pomoce jest niewystarczające,
organu prowadzącego nie stać na
zatrudnienie nauczyciela wspomagającego, a do klasy w okresie
przejściowym trafiają jednocześnie
sześciolatki i siedmiolatki o bardzo
zróżnicowanych możliwościach
intelektualnych i zróżnicowanej
dojrzałości szkolnej, w dodatku
nowe podręczniki wymagają dopracowania. Aby stosować daleko
który nie jest porównywalny z więzią z innymi kotami. Często szuka
bliskości człowieka i porozumiewa
się z nim ruchami, mimiką i swoją
mową. Koty mogą przywiązać się
do człowieka silniej niż do swego
terytorium. Stosunek ten oznacza
wyższy stopień rozwoju, który
ulega przyspieszeniu w obecności
człowieka. To tłumaczy też smutek,
który kot potrafi objawiać w razie
utraty swego opiekuna.
Wspólne życie z ludźmi rozbudza zdolności kota i pozwala
na osiągnięcia, które świadczą
o wysokim stopniu rozwoju jego
inteligencji. Koty dopasowują się
do zwyczajów i cech ludzi w swoim
otoczeniu. Pociąg do zaspakajania
ciekawości i wyostrzony zmysł
obserwacji pozwalają nie przegapić
korzystnych dla nich okazji.
Z uporem i przebiegłością dążą
one do osiągnięcia swoich celów
i potrafią wykorzystać dla siebie
ludzkie słabości.
Nierzadko uczą się naśladować
czynności człowieka. Znane tego
przykłady to otwieranie drzwi
przez naciśnięcie klamki, czy też
używanie umywalki lub WC do
załatwiania własnych potrzeb.
Pamięć kota, w połączeniu z jego
doskonałym orientowaniem się
w czasie i przestrzeni, umożliwia
mu zadziwiające osiągnięcia. Koty
zapamiętują stale powtarzające się
wydarzenia.
Nawet w najbardziej łagodnym
kocie tkwi dziki kocur, od którego
pochcodzi. Stale poluje – nie tylko
na zwierzęcy łup, ale także na
nowe, podniecające doświadczenia.
To poszukiwanie nowości sprawia,
że kot jest wiecznie młody i czujny.
Oczywiście zdarza się, że cecha ta
powoduje, iż popada w kłopotliwe,
niebezpieczne sytuacje.
Osobowość.
Właściwie nie da się sformułować żadnych przekonujących
uogólnień o kocich osobowościach. Niewątpliwie zwierzęta
te są stworzeniami bardzo niezależnymi. Choć nie zawsze muszą
to okazywać, gdyż nie walczą
o swoją niepodległość, dopóki to
nie jest konieczne. Ale potrafią
i zawsze będą dawać sobie radę.
Inną cechą kotów jest zmienność
nastrojów. Wszystkie koty mają
wyrazistą osobowość. Impulsywne przy podejmowaniu decyzji,
równie gotowe uwielbiać coś,
jak znienawidzić to samo dzień
później, zdolne do poświęceń
i gotowe osiągnąć to, co chcą,
w jakikolwiek uczciwy czy nie
sposób.
Koty są zdolne do silnych uczuć.
Często dają ciepło i przyjaźń, bez
wyrzutów i pytań. Korzystaj z ich
towarzystwa, opiekuj się nimi
dobrze, a przekonasz się, jaką
przyjemnością jest mieć jednego
z nich w domu.
Tomasz Rzepka
Specjalista chorób psów i kotów
Przychodnia Weterynaryjna
Puma,
ul. 11 listopada 3/10,
Ostrowiec Św.
Tel. 553 944 666
Dla kogo zabrzmi pierwszy dzwonek
w roku szkolnym 2016/2017?
idącą indywidualizację nauczania i zadbać o właściwy rozwój
dziecka, nauczyciel powinien się
(wybaczcie kolokwializm) sklonować. Sześciolatki i siedmiolatki
w szkole, to nie jest problem,
pod warunkiem, że każda szkoła
w kraju jest do tego należycie przygotowana. Takie przygotowania
wymagają czasu i, niestety, sporych
nakładów finansowych. Zbyt pośpieszne i pochopne podejmowanie
decyzji w tak ważnej kwestii jak
edukacja naszych dzieci jest nie
do przyjęcia.
Co czeka naszych milusińskich
w roku szkolnym 2016/2017?
Otóż, obowiązek szkolny będzie
obejmował dzieci siedmioletnie,
ale sześciolatki również będą mogły iść do szkoły, pod warunkiem
uczęszczania w poprzednim roku
szkolnym do zerówki. Jeśli dziec-
ko sześcioletnie nie uczęszczało
do zerówki również może iść do
pierwszej klasy po uzyskaniu
opinii z poradni psychologicznopedagogicznej o możliwości podjęcia nauki w szkole podstawowej.
Dzieci urodzone w 2009 r., które
poszły do szkoły w roku szkolnym
2014/2015, na wniosek rodziców,
złożony do 31 marca 2016 r. ,
będą mogły kontynuować naukę
w pierwszej klasie szkoły podstawowej w roku szkolnym 2016/2017.
Natomiast dzieci urodzone w I połowie 2008 r., które w roku szkolnym 2015/2016 chodzą do klasy II
szkoły podstawowej, na wniosek
rodziców, złożony do 31 marca
2016 r., będą mogły – w roku
szkolnym 2016/2017 kontynuować
naukę w klasie II. Uczniowie ci,
w bieżącym roku szkolnym nie
będą klasyfikowani, co oznacza,
że w ich arkuszach ocen nie pojawi się informacja o powtarzaniu
klasy. Rodzice tych uczniów będą
mieli twardy orzech do zgryzienia.
Jeśli skorzystają z możliwości powtórzenia klasy, to mogą narazić
dziecko na przykrą sytuację związaną z rozstaniem z dotychczasową
grupą rówieśniczą i wychowawcą. Jeśli odrzucą tę możliwość
mimo widocznych trudności w nauce, to konsekwencją tej decyzji
mogą być niepowodzenia szkolne.
Z całą pewnością wychowawcy
zrobią wszystko, aby wesprzeć
uczniów i ich rodziców w każdej
sytuacji.
Oby żadne dziecko nie odczuło
negatywnych skutków kolejnych
zmian w oświacie.
Ciągle jeszcze kocham
swoją pracę.
Kreatywna
AKSON Miesięcznik Świętokrzyski
Doktor Grzegorz radzi:
PIĘCIORNIK
B
olące stawy – to już chyba choroba cywilizacji.
Siedząca praca, noszenie siatek z zakupami, wielogodzinne stanie przy kuchni czy
żelazku, ciągła jazda samochodem,
no cóż …..to nasze codzienne życie. Taki niewłaściwy tryb życia
oraz naturalne starzenie się tkanki
chrzęstnej, a także często nadwaga,
powodują zwyrodnienia, a co za
tym idzie ból stawów. Najczęściej
bolą stawy kolanowe, ale także
biodrowe i inne.
To kolejne dla mnie wyzwanie,
któremu postaram się zaradzić .
Chciałbym przedstawić Państwu
wręcz „magiczną” moc żelu, który
zawiera m.in. ekstrakt z pięciornika, wyciąg z arniki, wyciąg
z pokrzywy, olejek jałowcowy,
olejek eukaliptusowy, olejek tymiankowy.
Pięciornik (Siedmiopalecznik błotny) dzięki zawartości
związków czynnych( flawonoidy,
olejki eteryczne, żywice, kwasy
organiczne, garbniki) wykazuje działanie przeciwbakteryjne,
przeciwzapalne, przeciwbólowe,
przeciwkrwotoczne oraz regeneracyjne. Pomocny w dolegliwościach
reumatycznych i artretycznych,
w nerwobólach oraz zapaleniu mięśni i stawów. Dzięki pięciornikowi
organizm w sposób naturalny tworzy i utrzymuje strukturę chrząstki
stawowej, zapewnia jej wytrzymałość i elastyczność, odnawia
skład płynu stawowego, zmniejsza
stany zapalne i reakcje autoimmunologiczne. Pomaga przywrócić
podstawowe funkcje stawów.
Arnika w lecznictwie stosowana
jest zewnętrznie jako płynne wyciągi z kwiatów arniki, zawierające
jako główne składniki biologicznie
czynne laktony seskwiterpenowe
typu gwajanu – arnikolidy, a także
helenalinę oraz jej estry. Ponadto
w substancji występują flawonoidy, kwasy fenolowe, olejek
eteryczny, sterole i triterpeny oraz
karotenoidy.
Substancje czynne łatwo wchłaniają się przez naskórek, docierając
do naczyń włosowatych, na które
działają wzmacniająco, a także
sprzyjają resorpcji płynu wysiękowego w przypadku uszkodzenia
ich ścianek. Przetwory z arniką
są to najczęściej nalewki, płukanki, maści i kremy używane
zewnętrznie. Wskazaniami do ich
stosowania są pourazowe obrzęki,
stłuczenia, owrzodzenia żylakowe
podudzi, zapalenia żył, oparzenia
I i II stopnia, stany zapalne jamy
ustnej i dziąseł.
Spytacie Państwo, czy warto go
stosować, czy to nie jest kolejna
tylko reklama?
Otóż decyzja należy do Państwa.
Ja tylko mogę uświadomić Państwa, jak bardzo pięciornik, czyli
ten kosmetyczny żel jest pomocny
w dolegliwościach reumatycznych,
nerwobólach, rwach kulszowych,
barkowych oraz zapaleniach mięśni
i stawów. Może być też stosowany
do masażu.
Jeśli się zdecydujecie, pamiętajcie Państwo, aby stosować go
regularnie, nanosząc niewielką
ilość balsamu na skórę w okolicach stawów i wetrzeć ruchem
masującym, aż do całkowitego
wchłonięcia. Stosować przez jakiś
czas dwa razy dziennie.
Rekomendowany przeze mnie
żel produkowany jest przez znaną
rosyjską firmę Twins Tec.
Okłady na stawy
Ból stawów, niezależnie od koniecznej konsultacji z lekarzem
i prowadzonej przez niego terapii, możemy próbować łagodzić
domowymi starymi sposobami
czyli za pomocą okładów. Jaki
zastosujemy okład zależy od
przyczyny bólu.
W bólu spowodowanym urazem lub wskutek zaostrzenia
choroby zwyrodnieniowej możemy zastosować miejscowe
leczenie zimnem, czyli zimny
okład. Naczynia krwionośne
skurczą się a po chwili rozszerzą
i nastąpi korzystne przekrwienie
tkanek.
Leczenie ciepłym okładem
możemy zastosować w bólu przewlekłym. Podwyższenie temperatury tkanek zwiększy przepływ
krwi, co podziała uśmierzająco
na ból. Na bolący staw wystarczy położyć ręcznik zmoczony
w gorącej wodzie albo termofor.
Okład należy powtarzać rano
i wieczorem przez 10 minut.
Ciepłych okładów nie wolno
stosować w przypadku ostrych
stanów zapalnych.
P
rzychodzi blondynka do
salonu samochodowego
i kupuje nowiutki Porsche…. Za tydzień przyjeżdża
do serwisu i mówi:
– Wie pan, jak jadę sama
wszystko gra, jeśli z kimś – to
zawsze coś śmierdzi.
Fachowiec dokłdnie obejrzał
samochód, zajrzał pod maskę i
mówi:
– Wygląda na to, że jest wszystko w porządku, ale na wszelki
wypadek przejadę się z panią
i sprawdzimy.
Wyruszyli, blondynka pędzi
200 na godzinę, po chodnikach,
na czerwonych światłach, wyprzedza wszystkich, nagle zatrzymuje się i mówi:
– No i co, czuje Pan?
– Ja nie tylko czuję, ja w tym
siedzę.
***
Mąż wraca do domu pijany,
cały w szmince, na ubraniu długie
rude włosy…
15
uśmiechnij się
Żona do niego: – No i co, co
dzisiaj wymyślisz?
– Nie uwierzysz kochanie,
pobiłem się z klaunem!
***
Rozmawiają trzy koleżanki:
– Poprzedniego Sylwestra spędziłam na Hawajach….
– A ja na dnie oceanu, było tak
fajnie….
– A ja z wami w kuchni, tylko
ja nic nie paliłam…
***
– Gdzie ty pracujesz?
– Nigdzie.
– A co robisz?
– Nic
– Ale fajne masz zajęcie…
– Tak, ale wiesz jaka jest konkurencja?
***
– Synu, jak się ożenisz, dopiero
poznasz co to jest prawdziwe
szczęście!
– Tak?
– Tak, tylko będzie już za
późno….
***
– Przecież powiedziałam ci
wyraźnie: Będę za pięć minut!
Po co dzwonisz do mnie co pół
godziny?!
***
W barze smutny klient zamawia
kieliszek za kieliszkiem. W końcu
kelner nie wytrzymuje i pyta:
– Czy coś się stało?
– Tak, pokłóciłem się z żoną.
Ona obiecała, że nie będzie
ze mną rozmawiać przez cały
miesiąc.
– Ooo, jak przykro..
– Nawet nie mów, dzisiaj jest
ostatni dzień!
Przepisy z Bałtowskiego Zapiecka
Ciasto marchewkowe bezglutenowe
SKŁADNIKI:
- 350g mąki (ekstra uniwersalnego koncentratu mąki bezglutenowej)
- 4 jajka
- 250g cukru
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia bezglutenowego
- 1 łyżeczka sody oczyszczonej
- 1/2 szklanki oleju
- 1 łyżeczka cynamonu
- 2 szklanki startej marchewki
Mąkę wymieszaj z sodą,
proszkiem do pieczenia i cynamonem. Marchew jeśli trzeba
odciśnij z nadmiaru soku. Jajka
utrzyj z cukrem na puszystą
masę ciągle ucierając dodaj olej,
marchew (łyżeczkę marchewki
odłóż do dekoracji), następnie
dodawaj partiami wymieszaną
z proszkiem mąkę. Wszystko
wymieszaj.
Ciasto przełóż do prostokątnej formy wyłożonej
papierem do pieczenia, posyp resztą marchewkowych
wiórek i wstaw do piekarnika nagrzanego do 180 stopni
i piecz około 40 minut.
16
AKSON Miesięcznik Świętokrzyski
Zagrały miliony serc
Tegoroczny 24. Finał Wielkiej
Orkiestry Świątecznej Pomocy już za nami. Pieniądze,
które wspomogą ratowanie
zdrowia i życia najmłodszych
i starszych zbierało w Polsce
ponad sto dwadzieścia tysięcy wolontariuszy.
Miliony Polaków wrzucały pieniądze do ich puszek. W regionie
świętokrzyskim tegoroczny finał
przyniósł wspaniały rezultat. Do
puszek trafiło prawie 1,6 miliona
złotych – najwięcej w historii dotychczasowych zbiórek Orkiestry.
To świadectwo naszego zaangażowania we wspólny cel i dowód na to,
że razem możemy osiągnąć sukces.
W grę orkiestry zaangażowały się także aktywnie wszystkie
sztaby działające w naszym regionie. W powiecie ostrowieckim
wolontariusze zebrali 104 970
złotych. Zbiórka w powiecie starachowickim przyniosła 101 170 zł,
a skarżyskim – 94 500 zł. Powiat
opatowski zasilił orkiestrę kwotą
56 460, a powiat sandomierski
86 900 zł. Mieszkańcy powiatu
staszowskiego do puszek wolontariuszy wrzucili 11 350 zł. Są to dane
przybliżone, ale te liczby świadczą,
że mieszkańcy regionu doskonale
rozumieją społeczny cel WOŚP.
Czerwone serduszko jest dla nich
symbolem wspólnego działania dla
dobro ogółu. Dlatego razem coraz
więcej osób gra w tej wspaniałej
orkiestrze.
Zdjęcia wielkiego finału z naszego regionu otrzymaliśmy od organizatorów sztabów, wolontariuszy
orkiestry. Serdecznie dziękujemy.
Licytacja przedmiotów na rzecz WOŚP w Sandomierzu
Licytacja podczas finału WOŚP w Ćmielowie
W czasie kwesty w Ostrowcu Świętokrzyskim
Podczas licytacji 3 kompletów gadżetów promocyjnych przekazanych na
aukcję przez Starostwo Powiatowe w Staszowie
AKSON – Adres redakcji:
ul. Górzysta 6, 27-400 Ostrowiec Św. Kontakt: 660080164;
e-mail: [email protected]
Dyżury w redakcji: w każdy
czwartek w godz. od 10 do 15.
Brody – w czasie rozliczenia w Sztabie. Organizatorem Sztabu
WOŚP było Centrum Kultury i Aktywności Lokalnej w Brodach.
Występ dzieci z grupy PARADOX działającej przy Sandomierskim Centrum
Kultury
Uczestnicy licytacji dla WOŚP w Staszowskim Ośrodku Kultury
W Sadowiu nie zabrakło występów artystycznych, na scenie grupa taneczna z GOKiS w Sadowiu
Redakcja zastrzega sobie prawo
niewykorzystania materiałów nie
zamówionych, a także prawo do
skracania i adiustacji tekstów oraz
opatrywania własnymi tytułami.
Wyrażane opinie są poglądami autorów i nie zawsze odzwierciedlają
stanowisko redakcji oraz wydawcy.
Redakcja zastrzega sobie także
prawo odmowy przyjęcia reklamy
lub ogłoszenia. Za treść reklam,
ogłoszeń oraz listów redakcja i wydawca nie odpowiadają. Ponadto
autorzy tekstów, zdjęć i fotografii
(również innych form fotografiki)
oświadczają, że nadesłane przez
nich materiały w żaden sposób
nie naruszają praw autorskich
osób trzecich i są uprawnieni do
rozporządzania nimi.