1 okładka - Misje Franciszkańskie
Transkrypt
1 okładka - Misje Franciszkańskie
ISSN 1689-9458 numer podwójny 4(19) 2009 - 1(20) 2010 spojrzenia zamyślenia nad Biblią Ja jestem drogą, prawdą i życiem 2 plątanina „Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we mnie wierzcie! W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę”. Odezwał się do Niego Tomasz: „Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?” Odpowiedział mu Jezus: „Ja jestem drogą i prawdą , i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” (J 14, 1-6). Chrześcijaństwa nie można sprowadzić do poziomu systemu etycznego czy kodeksu postępowania. Chrześcijaństwo to doświadczenie spotkania z Trójjedynym Bogiem, który wchodzi w historię ludzkości i człowieka. W chrześcijaństwie chodzi o życie i to o życie wieczne. Jako chrześcijanin idę przez życie z Jezusem, a moim celem jest dom Ojca, w którym „jest mieszkań wiele”. Jezus jest moją prawdą i Nauczycielem Prawdy. To On pokazuje mi, jak mam żyć. On jest jedyną drogą do Ojca. Dzięki relacji z Nim poznaję Ojca. W nim odkrywam prawdziwe Życie. Idąc z Jezusem przez życie, nie chcę być obłudnikiem. Dlatego odkrywam w Jego Ewangelii również kodeks postępowania. Żyjemy w plątaninie. Plątanina myśli, celów, sensów, słów. Trudno w myślach, twierdzeniach, narzucających się lub narzucanych sensach i celach odnaleźć Myśl, Cel, Sens, Słowo. I człowiek nie widząc jednego Sensu, Celu, Słowa odnajduje w plątaninie jakiś element, z którego zrobi sobie namiastkę sensu. „Skoro w życiu nie widzę sensu i celu ponadczasowego, znajdę sobie sens doraźny. Skoro nic nie ma sensu, jedzmy pijmy, używajmy, bo jutro pomrzemy. Skoro nic nie ma sensu, kupię sobie nowy samochód, mieszkanie, laptopa i jeszcze coś tam. Aby tylko czymś wypełnić pustkę”. W ten sposób tracimy coś z naszego człowieczeństwa, przynajmniej o jeden krok cofamy się w ewolucji. Jedynym sposobem wyzwolenia się z plątaniny i namiastek jest chrześcijańska Ewangelia, Dobra Nowina. Ona odkrywa przed człowiekiem sens i sposób istnienia godny człowieka. Ewangelia nie jest pobożną historią, spisaną dla wspomnień. Jest księgą Życia, prawdziwego Życia, które stoi przed nami i zaprasza do wyruszenia w drogę. I do poznania prawdy. O sobie i ludziach, świecie i Bogu. Opuścić namiastkowe sensy nie jest łatwo. Są wygodne i nie zmuszają do myślenia. Wygodniej tkwić w małym „imperium”, które sobie zbudowaliśmy, w plątaninie. Co to znaczy, że jestem człowiekiem? Izajasz Ituriel PAPIESKIE INTENCJE MISYJNE październik 2009 By cały Lud Boży, któremu Chrystus powierzył mandat głoszenia Ewangelii każdemu stworzeniu, gorliwie przyjął misjonarską odpowiedzialność i uważał ja za najwyższą służbę, jaką może wyświadczyć ludzkości listopad By wyznawcy różnych religii, przez świadectwo własnego życia i braterski dialog wyraźnie pokazali, że imię Boga przynosi pokój grudzień By na Boże Narodzenie narody świata rozpoznały we Wcielonym Słowie światło oświecające każdego człowieka i by otworzyły swe drzwi Chrystusowi, Zbawicielowi świata Od Redakcji Nasz Zakon Franciszkanów w ostatnich miesiącach ubiegłego roku obchodził wielki Jubileusz 800-lecia swojego istnienia. Tej tematyce poświęcony był ostatni specjalny numer „Lafii”, który ukazał się pod koniec września 2009 roku. Przybliżyliśmy w nim duchowość misyjną, która wynika z Reguły franciszkańskiej, historię misji franciszkańskich oraz sposoby i obszary ewangelizacji prowadzonej przez franciszkanów we współczesnym świecie. Z niewielkim opóźnieniem oddajemy do rąk Czytelników nowy, podwójny numer naszego kwartalnika. Mamy nadzieję, że spotka się on z życzliwym zainteresowaniem. Spis treści zamyślenia nad Biblią spojrzenia 2 od Redakcji 3 orędzie papieża Benedykta XVI na Światowy Dzień Misyjny 2009 4 inkulturacja - krótkie wprowadzenie 6 M.Uniżycki OFM zapiski afrykańskie (10) wierzenia i obyczaje plemienia Zande 8 P. Iwaszko OFM ku duchowości misyjnej (7) pragnienia duchowe 12 J. Kulpa OFM z archiwum misji w Togo (2) trudne początki 16 B. Kotrys OFM misje w Piśmie Świętym (2) natura posłannictwa i misji 22 E. Urbański OFM religie świata w dialogu (3) Islam 24 P. Kubasiak OFM 2010 misje w obiektywie 26 franciszkańskie aktualności misyjne 28 informacje misyjne w skrócie 29 styczeń Aby każdy wierzący w Chrystusa uświadomił sobie, że jedność wszystkich chrześcijan stanowi konieczny warunek skuteczniejszego głoszenia Ewangelii. luty Aby Kościół, świadomy swojej tożsamości misyjnej, starał się wiernie naśladować Chrystusa i głosić Jego Ewangelię wszystkim narodom. marzec Aby Kościoły w Afryce były znakiem i narzędziem pojednania oraz sprawiedliwości we wszystkich regionach kontynentu. 3 nauczanie Kościoła „W jego świetle będą chodziły narody” (Ap 21, 24) Orędzie papieża Benedykta XVI na Światowy Dzień Misyjny 2009 4 W tę niedzielę poświęconą misjom, zwracam się przede wszystkim do was, bracia w posłudze biskupiej i kapłańskiej, a także do was, bracia i siostry całego Ludu Bożego, by każdego z was zachęcić do odnowienia w sobie świadomości misyjnego przesłania Chrystusa, by za przykładem św. Pawła, Apostoła Narodów, „nauczać wszystkie narody” (Mt 28,19). „W jego świetle będą chodziły narody” (Ap 21, 24). Celem misji Kościoła jest bowiem oświecenie światłem Ewangelii wszystkich narodów w ich historycznej drodze ku Bogu, aby w Nim osiągnęły swe całkowite urzeczywistnienie i wypełnienie. Powinniśmy odczuwać pragnienie i pasję oświecenia wszystkich narodów światłem Chrystusa, jaśniejącym na obliczu Kościoła, aby wszyscy zgromadzili się w jednej rodzinie ludzkiej, której miłującym ojcem jest Bóg. W tej właśnie perspektywie uczniowie Chrystusa, rozproszeni po całym świecie, działają, trudzą się, jęczą pod ciężarem cierpień i oddają życie. Z mocą potwierdzam ponownie to, co wiele razy mówili moi czcigodni poprzednicy: Kościół nie działa, by zwiększyć swoją potęgę czy umocnić swoje panowanie, lecz aby wszystkim zanieść Chrystusa, zbawienie świata. Dążymy jedynie do tego, by służyć całej ludzkości, zwłaszcza najbardziej cierpiącej i zmarginalizowanej, wierzymy bowiem, że „głoszenie Ewangelii ludziom naszych czasów (...) należy uważać bez wątpienia za służbę świadczoną nie tylko społeczności chrześcijan, ale także całej ludzkości” (Evangelii nuntiandi, 1), której „nieobce są wspaniałe osiągnięcia, ale która, jak się wydaje, zatraciła sens spraw ostatecznych i samego istnienia” (Redemptoris missio, 2). 1. Wszystkie narody wezwane do zbawienia W rzeczywistości cała ludzkość jest w sposób radykalny wezwana, by powrócić do swego źródła, którym jest Bóg, gdyż tylko w Nim znajdzie swe wypełnienie przez odnowienie wszystkiego w Chrystusie. Rozproszenie, różnorodność, konflikt i wrogość zostaną przezwyciężone i pojednane przez krew Krzy-ża i doprowadzone na nowo do jedności. Ten nowy początek już nastąpił wraz ze zmartwychwstaniem i wyniesieniem Chrystusa, który wszystkie rzeczy pociąga ku sobie, odnawia je i umożliwia im udział w wiecznej radości Boga. Przyszłość nowego stworzenia jaśnieje już w naszym świecie i nawet pośród sprzeczności i cierpień, rozpala nadzieję na nowe życie. Misją Kościoła jest „zarażenie” nadzieją wszystkich ludów. Dlatego Chrystus powołuje, usprawiedliwia, uświęca i posyła swych uczniów, by głosili Królestwo Boże, aby wszystkie narody stały się Ludem Bożym. Tylko w takiej misji można zrozumieć i uwierzytelnić prawdziwą historyczną drogę ludzkości. Powszechna misja powinna stać się podstawową stałą cechą życia Kościoła. Głoszenie Ewangelii winno być dla nas, tak jak to było dla Apostoła Pawła, niepodważalnym i pierwszoplanowym obowiązkiem. 2. Kościół pielgrzymujący Kościół powszechny, który nie zna granic, czuje się odpowiedzialny za głoszenie Ewangelii wszystkim narodom (por. Evangelii nuntiandi, 53). Będąc zalążkiem nadziei winien kontynuować posługę Chrystusa dla świata. Jego misja i jego posługa są na miarę nie potrzeb materialnych czy nawet duchowych, które wyczerpują się w ramach życia doczesnego, lecz nadprzyrodzonego zbawienia, które realizuje się w Królestwie Bożym (por. Evangelii nuntiandi, 27). Królestwo to, choć ostatecznie eschatologiczne a nie z tego świata (por. J 18, 36), jest także na tym świecie i w jego historii siłą na rzecz sprawiedliwości, pokoju, prawdziwej wolności i poszanowania godności każdego człowieka. Kościół pragnie przekształcać świat przez głoszenie Ewangelii miłości, której światło „zawsze na nowo rozprasza mroki ciemnego świata i daje nam odwagę do życia i działania, żeby w ten sposób sprawić, aby Boże światło dotarło do świata” (Deus caritas est, 39). Do udziału w tej misji i służbie wzywam, instytucje Kościoła. 3. Misja ad gentes Misją Kościoła jest zatem wzywanie wszystkich narodów do zbawienia dokonanego przez Boga przez swego Wcielonego Syna. Toteż konieczne jest ponowne zobowiązanie się do głoszenia Ewangelii, która jest zaczynem wolności i postępu, braterstwa, jedności i pokoju (por. Ad gentes, 8). Chcę „ponownie z naciskiem stwierdzić, że nakaz głoszenia Ewangelii wszystkim ludziom jest pierwszorzędnym i naturalnym posłannictwem Kościoła” (Evangelii nuntinadi, 14), zadaniem i posłannictwem, które rozległe i głębokie przemiany obecnego społeczeństwa czynią jeszcze bardziej palącymi. Poddaje się w wątpliwość zbawienie wieczne osób, cel i samo wypełnienie dziejów ludzkich i wszechświata. Ożywiani i inspirowani przez Apostoła Narodów musimy być świadomi, że Bóg ma liczny lud we wszystkich miastach, przemierzanych także przez apostołów dnia dzisiejszego (por. Dz 18, 10). „Bo dla was jest obietnica i dla dzieci waszych, i dla wszystkich, którzy są daleko, a których powoła Pan Bóg nasz” (Dz 2, 39). Cały Kościół musi się angażować w misję ad gentes, dopóki zbawcze panowanie Chrystusa nie zostanie w pełni urzeczywistnione: "Teraz wszakże nie widzimy jeszcze, aby wszystko było Mu poddane" (Hbr 2, 8). 4. Powołani do ewangelizowania także przez męczeństwo W tym Dniu poświęconym misjom wspominam w modlitwie tych, którzy poświęcili swe życie wyłącznie pracy ewangelizacyjnej. Szczególnie wspominam te Kościoły lokalne oraz tych misjonarzy i misjonarki, którzy znajdują się w sytuacji dawania świadectwa i szerzenia Królestwa Bożego w warunkach prześladowań, z formami ucisku od dyskryminacji społecznej po uwięzienie, tortury i śmierć. Niemało jest tych, którzy obecnie narażeni są na śmierć z powodu Jego "Imienia". Ciągle jeszcze przerażająco aktualne jest to, co napisał mój czcigodny Poprzednik Papież Jan Paweł II: „Ich jubileuszowe wspomnienie pozwoliło nam odkryć zaskakującą rzeczywistość, ukazując, że nasza epoka jest szczególnie bogata w świadków, którzy w taki czy inny sposób potrafili żyć Ewangelią mimo wrogości otoczenia i prześladowań, składając często najwyższe świadectwo krwi" (Novo millennio ineunte, 41). Udział w misji Chrystusa wyróżnia bowiem także życie głosicieli Ewangelii, którym przeznaczony jest ten sam los, co ich Mistrzowi: "Pamiętajcie na słowo, które do was po- wiedziałem: «Sługa nie jest większy od swego pana». Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować" (J 15, 20). Kościół staje na tej sa-mej drodze i dzieli ten sam los, co Chrystus, gdyż nie działa na fundamencie logiki ludzkiej lub licząc na racje siły, lecz idzie drogą Krzyża i staje się w ten sposób, w synowskim posłu-szeństwie Ojcu, świadkiem i towarzyszem drogi tej ludzkości. Kościołom starożytnym, jak i tym powstałym później, przypominam, że Pan postawił je jako sól ziemi i światłość świata, powołane do szerzenia Chrystusa, Światłości Ludów, aż na krańce ziemi. Misja ad gentes winna stanowić priorytet ich planów duszpasterskich. Papieskim Dziełom Misyjnym przekazuję podziękowanie i zachętę do niezbędnej pracy, aby zapewniały animację, formację misyjną i pomoc gospodarczą młodym Kościołom. Za pośrednictwem tych instytucji papieskich dokonuje się w sposób widzialny wspólnota między Kościołami, z wymianą darów, we wzajemnej trosce i we wspólnym planowaniu misyjnym. 5. Zakończenie Rozmach misyjny jest zawsze znakiem żywotności naszych Kościołów (por. Redemptoris missio, 2) Należy jednak jeszcze raz mocno potwierdzić, że ewangelizacja jest dziełem Ducha i że zanim jeszcze stanie się działaniem, jest świadectwem i promieniowaniem światła Chrystusa (por. Redemptoris missio, 26) przez Kościół lokalny, który wysyła swych misjonarzy i misjonarki, aby przekraczali własne granice. Proszę więc wszystkich katolików o modlitwę do Ducha Świętego, aby umacniał w Kościele zamiłowanie do misji szerzenia Królestwa Bożego oraz wspierania misjonarzy, misjonarek i wspólnot chrześcijańskich zaangażowanych na pierwszej linii w tej misji, niekiedy w środowiskach wrogich i w prześladowaniach. Jednocześnie zapraszam wszystkich do dawania widzialnego znaku wspólnoty między Kościołami przez pomoc ekonomiczną, zwłaszcza w okresie kryzysu, jaki przeżywa ludzkość, aby młode Kościoły lokalne były w stanie oświecać ludy Ewangelią miłości. Niech prowadzi nas w naszym działaniu misyjnym Maryja Panna, Gwiazda Nowej Ewangelizacji, która dała światu Chrystusa, danego jako światło narodów, aby zaniósł zbawienie "aż po krańce ziemi" (Dz 13, 37). Udzielam wszystkim swego błogosławieństwa. Watykan, 29 czerwca 2009 r. 5 Inkulturacja krótkie wprowadzenie o. Mariusz Uniżycki OFM 6 Inkulturację pojmować można z jednej strony jako metodę, z drugiej zaś jako zasadę teologiczną. Głównym zadaniem niniejszego artykułu jest ogólne wprowadzenie w zagadnienie inkulturacji z uwzględnieniem jej teologicznych korzeni. W popularnym „Leksykonie teologii fundamentalnej” czytamy, że w podstawowym sensie termin „inkulturacja” oznacza „zakorzenienie się chrześcijańskiego orędzia w konkretnej kulturze w ten sposób, iż respektuje ono zdrowe elementy tej kultury, wszczepia w nią wartości chrześcijańskie, co z czasem prowadzi do pełnego uformowania się życia chrześcijańskiego; oznacza też wewnętrzną transformację autentycznych wartości kulturowych przez ich zintegrowanie z chrześcijaństwem oraz jego wszczepienie w różne kultury ludzkie”. Definicja ta, zauważmy, eksponuje funkcjonalny aspekt inkulturacji, która rozumiana jest tu jako metoda ewangelizacji. Metoda inkulturacyjna zakładałaby więc przede wszystkim taki sposób uprawiania przez Kościół misji wśród pogan (czyli innych kultur), który nie niszczyłby kultury danego narodu, lecz przeciwnie wszczepiałby w te kultury Ewangelię. Chodziłoby tu również zaniechanie „eksportu” kultury zachodniej (czy jakiejkolwiek innej) wraz z głoszoną Ewangelią. Samo pojęcie inkulturacji jest terminem stosunkowo młodym, zostało ukute w XX wieku. Nie oznacza to jednak, że sama idea inkulturacji fot. Piotr Rzucidło OFM fot. Piotr Rzucidło OFM narodziła się dopiero w tym czasie. Śledząc historię Kościoła zwłaszcza w aspekcie misji, znajdujemy próby inkulturowania chrześcijaństwa w kultury niechrześcijańskie. Pierwszą taką próbą było bez wątpienia wystąpienie św. Pawła na greckim Areopagu, gdzie Paweł dostrzega możliwość wszczepienia Ewangelii w grecki sposób myślenia. Wraz z rozwojem Kościoła i w pewnym sensie „upaństwowieniem” chrześcijaństwa po edykcie konstantyńskim, jak się wydaje, kwestia inkulturacyjnego głoszenia Ewangelii została nieco zarzucona, gdyż jako religia „państwowa” chrześcijaństwo miało ułatwioną drogę do rozszerzania się wśród narodów pogańskich. I jak uczy nas historia, narody przyjmujące chrześcijaństwo w obszarze wpływów Kościoła zachodniego, przyjmowały „łacińską” kulturę i sposób myślenia, natomiast te, które ewangelizowane były przez wschodnie płuco Kościoła, stawały się „greckie” w myśleniu i liturgii, nawet jeśli była ona celebrowana w rodzimych językach. Konieczność metody inkulturacyjnej została na nowo „odkryta” wraz z nowożytnym rozwojem misji w Kościele zachodnim. Oczywiście, sama inkulturacja jest wynikiem długiego procesu rozwoju samej idei. Jak zauważa ks. prof. J. Różański, „faktyczne spotkanie różnorodnych kultur z Dobrą Nowiną interpretowane było z perspektywy historycznej – i niekiedy współczesnej – w wielu termi- fot. Piotr Rzucidło OFM nach. Największą popularność zdobyły określenia (…) adaptacja i akomodacja. Adaptacja to określenie wywodzące się z języka łacińskiego i oznaczające dostosowanie, przystosowanie się do czegoś nowego. Termin ten używany jest w biologii, naukach społecznych i pedagogice. W tych dyscyplinach akomodacja uważana jest za jeden z etapów procesu adaptacji i jej element konstytutywny, w teologii jednak proces akomodacji polega na dostosowaniu formy przepowiadania Ewangelii oraz naukowej systematyzacji treści Objawienia do mentalności odbiorcy w zależności od rozwoju i zmienności prądów umysłowych w różnych czasach i kulturach. Akomodacja dokonywała się już w czasach apostolskich. Jako akomodacja misyjna termin ten pojawił się w związku z nowożytnymi odkryciami geograficznymi i zderzeniem chrześcijaństwa powiązanego z kulturą Zachodu z nowymi religiami i kulturami Wschodu. W tym znaczeniu akomodacja oznaczała przystosowanie sposobów przepowiadania Słowa Bożego, form liturgii i struktur kościelnych do kultury spotkanych narodów i ludów”. Pojęcie inkulturacji jest używane od lat trzydziestych dwudziestego wieku. Pojawiło się ono jako synonim enkulturacji. Z czasem zadomowiło się w misjologii. W dokumentach papieskich termin ten pojawił się po raz pierwszy w adhortacji Jana Pawła II „Catechesi tradendae” z 1979 roku. Fundamentem właściwego, teologicznego spojrzenia na inkulturację i to zarówno w jej aspekcie teoretycznym jak i praktycznym jest powiązanie jej z tajemnicą Objawienia się Boga, której ukoronowaniem było Wcielenie Syna Bożego. Patrząc ze współczesnej perspektywy teologicznej, pojęcie i koncepcja inkulturacji jest głęboko zakorzenione w historii zbawienia, którego konstytutywnym elementem i podstawą jest proces objawienia się Boga czło- wiekowi, ludzkości. Bóg dokonał inkulturacji Słowa Bożego w ludzką historię, w ludzką rzeczywistość. Jeśli objawienie Boże rozumiemy jako wkroczenie Boga w dzieje ludzkości w historii Izraela i osiągające swą pełnię w Jezusie Chrystusie, to owo wkroczenie jest niczym innym jak wejściem Boga w najszerzej rozumianą kulturę człowieka, którą stworzył on jako wypełnienie zadania czynienia sobie ziemi poddaną. Bóg mówi do człowieka jego językiem. Mowa Boga jest dostosowana do możliwości recepcyjnych człowieka. To nie człowiek uczy się Bożego języka, ale Bóg mówi językiem człowieka i na poziomie jego możliwości poznawczych. Takie rozumienie Bożego Objawienia jest obecne od zawsze. Zauważmy na marginesie, że chrześcijańska apologetyka, nawet w dobie najzacieklejszych ataków kontestatorów zapisu Objawienia zawartego w Biblii, a dotyczących głównie danych na temat stworzenia świata czy człowieka, takim właśnie argumentem, o dostosowaniu przez Boga sposobu objawienia do możliwości poznawczych człowieka, broniła wiarygodności tradycji biblijnej. Teza o inkulturacji przez Boga słowa jest bezdyskusyjna. Jest ona zwłaszcza widoczna w koncepcji transcedentalno-antropologicznej Objawienia Bożego, która zakłada, że ze względu na człowieka, który jest adresatem Objawienia, otrzymało ono ściśle określoną postać, bowiem realizowało się poprzez ludzką naturę i ludzki język. Pogłębione rozumienie inkulturacji musi więc wychodzić od twierdzenia, że Objawienie Boże nie jest jedynie sumą gotowych nauk, jakie Bóg w przeszłości objawił człowiekowi, aby strzegł ich przez wieki jako kosztowny materiał archiwalny, lecz jest raczej dialogicznym wydarzeniem pomiędzy Bogiem a człowiekiem. autor korzystał z książki ks. J. Różańskiego Wokół koncepcji inkulturacji Warszawa 2008. fot. Piotr Rzucidło OFM 7 zapiski afrykańskie (10) wierzenia i obyczaje plemienia Zande w Republice Środkowoafrykańskiej o. Pacyfik Iwaszko OFM 8 1. Misja katolicka Zemio Dzieląc się moimi wrażeniami pracy misyjnej w Republice Środkowoafrykańskiej, chciałbym opowiedzieć o jednym z najbiedniejszych krajów świata, w którym żyją inni ludzie, mający swoją godność i odrębną kulturę. Świat ten przyciąga naszą uwagę tylko ze względu na swoje problemy. Afryka jest wciąż mało znana. Zrozumienie jej z pewnością pomoże nam zrozumieć nasz świat. Pozwoli nam odkryć na nowo to, co zatraciliśmy. Przede wszystkim wzajemną solidarność, której często miałem okazję doświadczyć będąc w drodze i składając wizyty w wioskach. Codziennie można było uczyć się od nich pogodnego spojrzenia na życie, które wcale nie jest łatwe. W życiu nie zawsze odnosimy sukcesy. Bywają również porażki i cierpienie. O cierpieniach na kontynencie afrykańskim na skutek chorób i wojen mówił Ojciec Święty Jan Paweł II w dokumencie ogłoszonym w 1995 r. na zakończenie zgromadzenia biskupów afrykańskich w Kamerunie. Dokument ukazuje bogactwo duchowe Kościoła w Afryce, jego żywotność i dynamizm, choć katolicy stanowią tu zaledwie czternaście procent ludności. Podkreśla, że Afryka może też z pewnością odegrać ważną rolę w dialogu z muzułmanami. W ostatnich dziesięcioleciach liczne kraje afrykańskie obchodziły setną rocznicę ewangelizacji. Dopiero pod koniec dziewiętnastego wieku, wraz z rozwojem motoryzacji, Ewangelia dotarła do miejsc najbardziej niedostępnych. Szczególnie wiek XX stał się dla Kościoła czasem intensywnej działalności misyjnej. Sobór Watykański II uznał głoszenie Ewangelii za rzecz tak ważną, że wydał w tej sprawie specjalny dokument „Dekret o działalności misyjnej Kościoła”, aby jeszcze bardziej pobudzić nas do aktywności misyjnej. Również Papież Jan Paweł II, idąc śladem soborowych idei, wydał Encyklikę „Redemptoris missio”, w której podkreślił potrzebę głoszenia orędzia zbawienia. Odpowiedzią na ten apel jest obecność misjonarzy w krajach gdzie młody Kościół stawia swoje pierwsze kroki. Na przykład moja misja Zemio, leżąca w samym środku Afryki, zakładana była dopiero w latach trzydziestych przez Holendrów. To oni pierwsi zaczęli ewangelizować nieufnie nastawione plemię Zande. Do dziś jeszcze żyje pierwszy ochrzczony, już jako osiemdziesięcioletni starzec, który dobrze pamięta początki chrześcijaństwa w Zemio. Opowiedziałby nam całą historię w szczegółach o fot. Rufin Razowski OFM misjonarzach, którzy tam pracowali, o palmach na misjach, które on zasadzał oraz o problemach miej-scowych chrześcijan. Pochwaliłby się tym, z czego jest tak bardzo dumny: to jego kuzyn, który kilka lat temu został wyświęcony na kapłana. Nasze misje leżą w samym sercu Afryki. Dojazd tam wcale nie jest łatwy. Trzeba pamiętać, że ten kraj jest prawie dwa razy większy od Polski a liczy zaledwie trzy i pół miliona mieszkańców. Wszędzie daleko... Wyjeżdżając ze stolicy, trzeba przejechać tysiąc sto kilometrów, aby dojechać do Zemio. To miejsce znajduje się przy wschodniej granicy Republiki Środkowoafrykańskiej, pomiędzy Zairem a Sudanem. Ze względu na stan drogi, potrzeba aż trzy dni na taką podróż. Kiedy szczęście nie dopisze, to i więcej. Bywają czasami różne niespodzianki na drodze. Egzotyka kraju przyciągnęłaby wielu turystów. Są tam jeszcze miejsca niezamieszkane przez człowieka, gdzie dotrzeć można tylko rzeką. Ale kłusownicy wytępili doszczętnie wszystkie słonie, które stanowiły główne bogactwo naturalne Republiki Środkowoafrykańskiej. Turyści wolą raczej jechać do innych państw w Afryce, gdzie będą czuli się bezpiecznie, gdzie będą mogli zobaczyć to, co jeszcze ocalało w parkach narodowych. Afryka jest bowiem bardzo zróżnicowana ekonomicznie i kulturalnie. Są państwa, które nieźle sobie radzą, innym zaś brakuje perspektyw na rozwój. Nie mają zapewnionego bezpieczeństwa i stabilizacji. Często pomoc zagranicznych państw trafia prosto do kieszeni rządzących. W takim państwie przyszło nam żyć i pracować dzieląc los z tamtymi ludźmi. Zemio to takie małe powiatowe miasteczko, w którym znajduje się nasza misja. Mamy rzucanych na obszarze naszego województwa. Naj-dalej oddalona wioska znajduje się sto dwadzieścia siedem kilometrów od centrum. Sam dojazd czasa-mi bywa uciążliwy. Są wioski gdzie można doje-chać tylko w porze suchej. Trzeba usuwać zwalone drzewa i robić objazdy, aby jakoś dotrzeć na miej-sce. Taka wizyta jest dla mieszkańców wielkim świętem. Przez parę dni mają okazję być na mszy i się wyspowiadać. Wtedy wszyscy zostają w wiosce. Nikt nie idzie na pole. Nasi chrześcijanie mają wtedy okazję nas zobaczyć, trochę porozmawiać oraz nabyć trochę soli i lekarstw, które zazwyczaj zabieramy ze sobą na takie wyjazdy. Dużo czasu spędzamy na rozmowach z ludźmi. Mówią nam często o swoich troskach i kłopotach. Jednym z poważnych problemów jest tam szkolnictwo. Nauczyciele od kilku lat nie są opłacani przez państwo. Dlatego też szkoły nie funkcjonują tak jak trzeba. Stąd naszym pragnieniem jest znaleźć środki na utworzenie szkół katolickich. Taka szkoła zaczęła już funkcjonować w sąsiedniej misji w Rafai. Widzi się tu doskonały sposób na formowanie młodego pokolenia przyjmującego świadomie zasady wiary. Dwie godziny tygodniowo katechezy przygotowującej do chrztu, to jednak stanowczo za mało. Zwłaszcza dla tych, którzy nie potrafią czytać i pisać. Należy dać im solidną formację. Inaczej staną się pożywką dla sekt, bo nie wszyscy są na tyle mocni, aby pozostać przy tym, co wybrali na chrzcie. 2. Krótka historia Zande Przez całe wieki drogi prowadzące do środka kontynentu były bardzo trudne do przebycia, możliwe tylko rzeką. Ekspedycje z Egiptu pokonywały Nil jak najdalej o ile to było możliwe na południe w poszukiwaniu kości słoniowej. Do roku 1820 dał się bowiem odczuć wpływ Egiptu na wysokości południowej granicy dzisiejszego Sudanu. W Chartumie, rezydencji władcy Sudanu, handlarze kości słoniowej zrobili swoją bazę składową surowca. W miarę jak kość słoniowa wyczerpywała się w okolicach Chartumu, handlarze arabscy wchodzili dalej w głąb kontynentu. Ze względu na znaczne odległości, do każdej wyprawy potrzebne było jej zabezpieczenie. Taka karawana posiadała oddział uzbrojonych ludzi i tragarzy do noszenia kości słoniowej. fot. Rufin Razowski OFM fot. Rufin Razowski OFM dnie dzisiejszego Sudanu, handlarze natrafili na wo-jowniczo nastawione plemię. Było to królestwo Zande. Jakie znaczenie miało Zande w tamtej epo-ce? Pierwszą pisaną wzmiankę o tym plemieniu zro-bił angielski podróżnik Brown. Pisał on o wojowni-czym plemieniu pogańskim noszącym broń. W re-gionie wschodnim Republiki Środkowoafrykań-skiej, oddzielonej rzeką Chinko, rządził niegdyś Gura, wódz Zande. Około 1780 roku jego dwaj sy-nowie Mabenge i Tombo podzielili królestwo swo-jego ojca między sobą, które obejmowało południo-we tereny dzisiejszego Sudanu, północny Zair i wschodnią Republikę Środkowoafrykańską. Byli to najstarsi znani wodzowie Zande, plemienia zalicza-nego w tamtym czasie do groźnych ludożerców. Około roku 1840 zapiski mówią o królestwie plemienia Niam Niam. Pierwsi podróżnicy dodawali w swoich opisach dużo fantazji. Często umieszczali to, co mówili inni, plemiona sąsiednie. To właśnie oni skarżyli się na Zande, sąsiadów z południa, którzy często napadali na ich wioski, niszcząc pola i uprowadzając młodzież do niewoli. Dopiero w 1863 roku włoski podróżnik Piagia, organizując ekspedycję botaniczną, dotarł do plemienia Zande. Dostał się do części plemienia należącej do wodza Tombo, zostając tam dwadzieścia sześć miesięcy. Razem z podróżnikami docierały tam karawany handlarzy arabskich. W tym jednak przypadku spotkali się z zorganizowanym królestwem Zande, które nie pozwalało na bezprawne zachowywanie się Arabów na ich terenach. Branie kobiet i młodzieży w niewolę oraz kradzież żywności miało miejsce tylko w innych plemionach, mniej zorganizowanych. Zande napadali nawet na karawany arabskie, mordując tych, którzy ośmielili się wejść w ich tereny. Pierwsze zapiski o Zemio zrobili poszukiwacze kości słoniowej. Włoch Gessi przybył do kraju Zande w roku 1879. Rok później pisze sprawozdanie z pobytu. Pojawiają się tam wzmianki o Zemio, które w tych czasach jest całkowicie arabskie. Gessi przybywa tam z dobrze uzbrojonym oddziałem. Sam zostawia w Zemio sto karabinów, gdzie znajduje się już dobrze wyszkolona ochrona handlarzy arabskich. Wzmacnia w ten sposób od dawna wyszkolonych ludzi w utrzymywaniu broni palnej. W zamian za to Gessi wymaga szukania koś- 9 10 relacji handlowych z Arabami, wódz Zemio mówi biegle po arabsku. Stąd Gessi ma ułatwioną drogę do osiągnięcia porozumienia. Van Kerkhoven, w randze inspektora rządu egipskiego wybiera się na ekspedycję wzdłuż Nilu, ażeby otrzymać akta poddania poszczególnych książąt leżących na terenie prowincji. Przybywa na tereny księstw plemienia Zande w roku 1891. Na bazie lektury podróżników, przebywających na tych terenach, dowiaduje się o wodzu Zemio, który był tam dobrze znany. Co więcej, dowiedział się, że Zemio dysponuje silną armią. Stąd zależało mu na otrzymaniu wsparcia z jego strony. To był punkt pierwszy wyprawy Kerckhoven'a. Jego oficer Milz został wysłany do Zemio. Wódz Zemio wyszedł go powitać. Na jego widok Milz był bardzo zaskoczony. Nie spodziewał się takiego przyjęcia. Zemio przyjął go w domu zbudowanym z cegły, w pokoju bogato umeblowanym. Na dodatek Zemio ofiarował mu na powitanie kieliszek araku na srebrnej tacy. Zemio zgodził się natychmiast na założenie bazy rządu egipskiego na jego terenach. Ponadto udzielił wsparcia ekspedycji, przecierając drogi na jego terytorium. Okazał się być dobrym organizatorem, trzymając dobrze w ręce swoich wojowników. Miał podzieloną armię na pięćdziesięcioosobowe oddziały dowodzone przez jednego oficera. Każdy oddział miał swój sztandar i odróżniał się dźwiękiem dzwonków. Wielu dowódców pochodziło z rodziny wodza, zaś większość żołnierzy nie należało do Zande, lecz byli to tubylcy z niedawno podbitych terenów. Część kobiet i młodych niewolników towarzyszyło wojownikom. Kiedy zaś przekraczano granicę nieprzyjaciela, wyprawa formowała się w trzy kolumny. Kobiety i tragarze w centrum, strzeżone z przodu i z tyłu przez wojowników uzbrojonych we włócznie albo strzelby. Zgoda Wielkiej Brytanii i Francji, zatwierdzona 9 maja 1906 roku, podzieliła terytorium Zande na trzy części, bez liczenia się z granicami plemiennymi. W ciągu upływu lat, władza wodzów Zande praktycznie znikła. Zande wprowadzili do okresu kolonialnego ich własną historię. Przemyt niewolników zniknął całkowicie. Zniszczono do końca eksploatację kości słoniowej. W czasach obecnych słoni praktycznie nie można zobaczyć na dziko. 3. Wierzenia Zande Miejscowi chrześcijanie zostali nawróceni z pierwotnych wierzeń plemienia Zande, których duchowy świat jest bardzo bogaty. Ich życie wewnętrzne przenika głęboka religijność. W swoich wierzeniach uznają jedynego Boga jako stwórcę. Zarówno dla nich, jak i w ogóle dla Afrykańczyków jest rzeczą oczywistą, że Bóg jako Istota Najwyższa kieruje światem na trzech różnych poziomach: w królestwie duchów, w świecie przodków i na ziemi. On sam stoi ponad wszystkim i jest wszędzie obecny. Wie, co robi i stanowi dla ludzi odrębną tajemnicę. Pierwszą płaszczyznę stanowi namacalna i widoczna ludzkim okiem rzeczywistość. Zaliczyć fot. Rufin Razowski OFM można do niej to co nas otacza. Są to ludzie, zwie-rzęta i rośliny, jak również przedmioty martwe: zie-mia, woda i powietrze. Świat przodków, którzy zmarli przed nami, stanowi drugi poziom realnie istniejącego świata. Tak naprawdę, to wcale nie odeszli od nas. Istnieją nadal w sensie metafizycznym i nawet potrafią brać udział w naszym życiu. Mają na nas jakiś wpływ. Stąd też każdy stara się o utrzymanie dobrych stosunków z przodkami. Jest to warunek pomyślnego życia. Z kolei trzeci poziom to przebogaty świat duchów. Istnieją niezależnie od siebie, ale mogą zamieszkiwać każdy byt, każdą rzecz, wszystko, co widzialne i niewidzialne. Jedne są złośliwe, inne łagodne. Dla ludzi nie są ani dobre, ani złe. Lecz bezpośredni z nimi kontakt może być czasami niebezpieczny. Dlatego też Afrykańczyk z bojaźnią wymienia ich imiona, albo w ogóle nie chce o nich mówić. Zawieszony w takiej przestrzeni ma specyficzne pojęcie odbierania świata. Spróbujmy zanurzyć się w ich sposób odbierania czasu. W przekonaniu białego człowieka, czas istnieje niejako na zewnątrz i ma właściwości linearne. Taką kulturę przejęliśmy po Grekach. Europejczyk często czuje się sługą czasu i jest od niego zależny. Żeby normalnie funkcjonować musi przestrzegać terminów, dat i godzin - jego nienaruszalnych praw. Inaczej pojmują czas miejscowi. Dla nich czas jest dużo bardziej elastyczny. Istnienie czasu wyraża się poprzez wydarzenia. Pojawia się w wyniku działania, a znika, kiedy go się zaniecha. Dla Afrykańczyków czas jest jakością bierną i przy tym zależną od człowieka. Stąd też mają fantastyczną zdolność czekania. Nie da się tego nie zauważyć przejeżdżając samochodem przez wioski. Całymi rodzinami siedzą przed payotami. Nie reagują na bezlitośnie prażące słońce. Często milczą, siedząc na zrobionych przez siebie krzesłach o czymś rozmyślają, jakby oczekiwali innej rzeczywistości. Warto wspomnieć, że znajduje się w pobliżu świątynia boga Zande, która konstrukcją przypomina naszą kaplicę. Jest on dla tego plemienia najwyższą istotą, która przenika wszystkie poziomy istniejącego świata. Miejsce to stanowi coś w rodzaju sanktuarium dla jego wyznawców. Naczelne miejsce zajmuje tam urząd proroka. W tej chwili jest nim starsza kobieta, która dawne wierzenia ple- mienia Zande wymieszała z chrześcijaństwem. Wprowadzono także chrzest i Ewangelię do liturgii. Zaś Chrystusa zesłał im ich bóg, którego od wie-ków czcili przodkowie plemienia Zande. Prorokini natomiast utożsamia się z instytucją proroków Sta-rego Testamentu. Tak narodziła się sekta zwana Nzapa ti Zande, która usiłuje pogodzić i zjednoczyć wszystkie wyznania i religie. Bardzo dobrze to pasuje do mentalności Afrykańczyków. Przypisują, bowiem bardzo wielkie znaczenie więzom rodzinnym. Wyraźnym dowodem braterstwa i przynależności do jednej rodziny są afrykańskie pogrzeby, na które wszyscy przychodzą w komplecie. Rodzina znaczy dla nich o wiele więcej niż różnice, które mogą powstać na skutek odrębnych wyznań. Można było to zauważyć uczestnicząc w obrzędach pogrzebowych u Zande. Jeśli ktoś z nich umrze, nabożeństwo odbywa się w kościele, do którego należał nieboszczyk. W zależności od tego, czy to był katolik, czy protestant, czy wyznawca religii tradycyjnych. Na pogrzeb schodzi się cała rodzina modląc się za zmarłego. Dokładnie tak bywa również i w naszym kościele. Wtedy schodzi się cała rodzina. Przychodzą protestanci, katolicy, wyznawcy Nzapa Zande, Świadkowie Jehowy i Muzułmanie. Wtedy odprawia się nabożeństwo. Może trochę inaczej niż to się praktykuje w Polsce. Ze śpiewem na ustach i w tańcu przynoszą ciało do kościoła. Inaczej również wygląda trumna. Bywa to zwykłe afrykańskie łóżko zrobione z łodyg bambusowych, wyścielone kolorowym płótnem. Po zakończonym nabożeństwie w kościele, wszyscy odprowadzają zmarłego na cmentarz. Rytmiczne śpiewy i uderzenia w tam tamy zazwyczaj towarzyszą takiej procesji. 4. Polscy franciszkanie wśród Zande W połowie dziewiętnastego wieku papież Grzegorz XVI ustanowił wikariat Afryki Środkowej, największy na kontynencie. Misja ta została powierzona misjonarzom pochodzącym z cesarstwa austro-węgierskiego i instytutu Mazza z Verony, do którego należał Daniel Komboni, założyciel Misjonarzy Kombonianów, których charyzmatem jest ewangelizowanie Afryki. Wcześniej byli tam franciszkanie, którzy od pięciu lat opiekowali się powierzoną misją. Franciszkanie musieli walczyć z handlem niewolników, prowadzonym przez muzułmańskich kupców, a także stawić czoła innym pro- fot. Rufin Razowski OFM blemom, stworzonym przez kolonizatorów. Po-przez wieki byli wierni ideom swojego założyciela, świętego Franciszka, który odkrył w Ewangelii wy-miar misyjny swojego zakonu. Widoczne są już owoce pracy misyjnej franciszkanów, którzy przejęli misje po włoskich Kombonianach. Tego roku odbyły się święcenia kapłańskie w Zemio, skąd pochodził nowo wyświęcony. Mamy już pierwsze powołania, ale jeszcze niewystarczająco dość, aby sprostać miejscowym potrzebom. Stąd konieczność obecności misjonarzy, którzy zajmują zazwyczaj miejsca najbardziej oddalone, gdzie dojazd i warunki pracy są trudniejsze. Pomimo przybywających powołań, nasza Diecezja ciągle odczuwa braki. Istnieje nawet problem opuszczenia niektórych misji z powodu braków personalnych i środków na ich utrzymanie. Nastały czasy przełomowe. Pierwsi misjonarze już powymierali. Inni musieli opuścić misje ze względu na zdrowie albo podeszły wiek. Idea misji św. Franciszka była bardzo mocno zakotwiczona w Zakonie. Ważne słowa, które Franciszek usłyszał w kościółku San Damiano: „Idź odbuduj mój dom”, mocno zaległy w sercach wielu braci. Przed laty bowiem Kościół Środkowoafrykański zwrócił się do różnych zgromadzeń i zakonów z prośbą o podjęcie pracy w opuszczonych misjach. Przełożeni naszego Zakonu odczytali to jako wezwanie, aby odbudować Kościół w tych miejscach. Odpowiedzią na apel naszego biskupa jest obecność polskich misjonarzy w trudnych warunkach afrykańskich. Na terenie Republiki Środkowoafrykańskiej pracują franciszkanie z polskich prowincji: M. B. Anielskiej z Krakowa i Wniebowzięcia N. M. P. z Katowic-Panewnik. Obo, Zemio i Rafai, to trzy misje, w których od 1989 roku rozpoczęli pracę: o. Zbigniew Kusy, o. Barnaba Dziekan, o. Kordian Merta i o. Jeremiasz Szewczyński. Kilka lat później dojechali: o. Bertrand Sosnitza, br. Bronisław Zając, o. Pacyfik Iwaszko oraz o. Zenobiusz Kozłowski. Misje te znajdują się wśród plemienia Zande. Powyższe trzy misje obejmują południowo-zachodnie tereny dawnego królestwa plemienia Zande. o. Pacyfik Iwaszko OFM pracował w Republice Środkowoafrykańskiej fot. Rufin Razowski OFM 11 ku duchowości misyjnej (7) Pragnienia duchowe o. Jerzy Kulpa OFM 12 Każdy człowiek funkcjonuje w obrębie potrzeb i pragnień. Są to pewne właściwości, których niezaspokojenie powoduje stres, napięcie i brak równowagi fizycznej i psychicznej. Potrzeba bezpieczeństwa, uznania, przyjaźni i nowych doświad- czeń, idzie w parze z potrzebą pożywienia, snu, odpoczynku, zachowania życia. Potrzeby są więc czymś naturalnym i służą rozwojowi człowieka. Na płaszczyźnie życia duchowego mówi się nie tyle o potrzebach, ile o pragnieniach. I chociaż życie duchowe jest wpisane w sferę ludzkich potrzeb, to istotną rolę w jego kształcie odgrywają pragnienia duchowe. Biblijna symbolika naturę pragnień duchowych widzi w obrazie wody. Naród Izraelski już na wstępnym etapie swej wędrówki do Ziemi obiecanej odczuwa brak orzeźwiającej wody. Zachwyt Bogiem, po spektakularnym wyjściu z Egiptu, nagle zderza się z niemożnością zaspokojenia podstawowych potrzeb, chleba i wody. Z tej konfrontacji rodzi się bunt, narzekanie i zniechęcenie: „I kłócił się lud z Mojżeszem mówiąc: Daj nam wody do picia!” (Wj 17,2). Bóg nie pozostał obojętny wobec tego doświadczenia i ocalił spragnionych izraelitów poprzez niezwykły znak. Nakazał Mojżeszowi wykorzystać laskę, którą czynił cuda przed faraonem: „Weź w rękę laskę, którą uderzyłeś Nil, i idź. Oto Ja stanę przed tobą na skale, na Horebie. Uderzysz w skałę, a wypłynie z niej woda, i lud zaspokoi swe pragnienie” (Wj 17, 5-6). Orygenes zauważa, że to zdarzenie na pustyni nie jest przypadkowe, gdyż obrazuje, iż człowiek na początku swej drogi duchowej, jesz- cze bardzo silnie koncentruje się na potrzebach ziemskich. Jeżeli potrafi tutaj rozróżnić dobro i zło oraz wydaje słuszne sądy, staje się godny chwały. Ewangelia uzmysławia, jak bardzo naturalny jest to etap. Szereg wypowiedzi Jezusa, a zwłaszcza epizod przy samarytańskiej studni dobrze to ilustruje. Proste sformułowanie Chrystusa - „Daj mi pić” ( J 4, 7 ) rozpoczyna długi dialog z kobietą, która powoli poznaje, że oprócz fizycznego pragnienia wody, istnieje też w człowieku pragnienie duchowe, możliwe do zaspokojenia tylko przez Boga. W ten sposób rozpoczyna się w niej wewnętrzny proces pragnienia czegoś głębszego. Role się zmieniają i nagle to ona zaczyna prosić Jezusa o wodę: „Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać” (J 4, 15), a chwilę potem, kiedy przekonuje się o Jego mesjańskim charakterze, idzie oznajmić to mieszkańcom swego miasta. Misyjna wymowa tego gestu nakreśla drogę wiary. Samarytanka uosabia człowieka nawróconego, który oczyszcza się z dotychczasowego myślenia i całym sobą zwraca się ku nowym źródłom. Wspomniany Ory-genes twierdzi, że szemranie izraelitów przeciw Mojżeszowi to alegoria pewnej niechęci do starego Prawa i jego potrzeb, a uderzanie drewnianą laską w skałę to obraz cierpienia Chrystusa na krzyżu, które przynosi ukojenie ludziom prowadzonym przez Niego. Z kolei wypłynięcie wody ze skały ma za-chęcić wszystkich, by wyzwalając się z tego, co da-wne, zwrócili się do Zbawiciela. On jest skałą, która daje wodę żywą, bowiem „jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie – niech przyjdzie do Mnie i pije! Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza” (J 7, 37-38). nie pogłębić swoją więź z Bogiem i stawać przed Nim jako ten, kto pragnie Jego wody. Symbolika ta ma swoje miejsce w pismach mistyków. Św. Teresa z Avila porównuje rozwój duchowy człowieka do nawadniania ogrodu. Początek tej pracy jest bardzo trudny i wyczerpujący, i przypomina ciągnięcie wody ze studni. Człowiek musi stawiać czoło zmysłom, trudzić się o chwile skupienia, mierzyć się ze zniechęceniem i pustką, bo „nieraz mu się zdarzy, że od zmęczenia już rąk podnieść nie zdoła ani się zdobyć na myśl pobożną”. Wobec tych wysiłków należy zachować ufność, że ta praca podoba się Bogu, a pragnienie przebywania z Nim i porzucenie dla Niego swojej woli jest tu czymś najważniejszym. „Istoto duchowa mówi mistyczka - nie masz się czego smucić, gdy już stoisz na tak wysokim stopniu, jakim jest pragnienie obcowania z Bogiem samym (…), uczyniłaś już, co było najtrudniejszego”. Pragnienie duchowe jest zatem wewnętrznym poruszeniem woli, a jego cel to osiągniecie nieznanego dotąd dobra. Stąd ma ono charakter nadprzyrodzony w motywacji i w źródle. Jest przede wszystkim darem Boga. Wymagając ponawiania opiera się na realiach, czyli rzeczywistych możliwościach człowieka. Chrześcijanin, którego serce zostało zdobyte przez Chrystusa, tak, jak w przypadku Samarytanki, odkrywa misyjny charakter wiary. Spieszy, by dzielić się otrzymanym dobrem z drugim człowiekiem. Jeśli więc pragnienie duchowe jest głębokie i szczere, wówczas pogłębianie komunii z Bogiem nie zachodzi w oderwaniu od reszty życia. Całe zachowanie człowieka ulega zmianie w miarę, jak pragnienie duchowe w nim się ugruntowuje. Dlatego prawdziwe życie wiary nie jest tylko pobożnym zajęciem, odbywanym w kaplicy czy kościele. Jego siła ujawnia się w prozaicznych szczegółach życia codziennego, w byciu misjonarzem swego otoczenia, rodziny, środowiska pracy. Ten nierozerwalny związek pokazuje historia z życia Ojców pustyni, zapisana w Pierwszej Księdze Starców: „Abba Longin radził się abba Lucju- sza co do trzech myśli. I mówił: Pragnę odejść na obczyznę. Starzec mu odpowiedział: Jeśli nie będziesz panował nad językiem, nigdzie nie będziesz obcy, dokądkolwiek byś poszedł; dlatego zapanuj nad językiem tutaj, a będziesz na obczyźnie. On rzekł znowu: Pragnę pościć. Starzec odpowiedział: Mówi Izajasz prorok: Jeśli kark zakrzywisz jak obręcz, i to także nie będzie postem miłym Bogu: ale raczej opanuj złe myśli. I jeszcze trzecią rzecz mu powiedział: Chcę unikać ludzi. A starzec mu odrzekł: Jeśli się najpierw nie nauczysz żyć dobrze wśród ludzi, to i w samotności nie będziesz umiał żyć dobrze”. Pragnienia duchowe mogą być więc wielkoduszne, ale w prawdziwym życiu duchowym nie chodzi o wielkoduszność, lecz o uległość Duchowi Świętemu. Jest bowiem różnica między pragnieniami wypływającymi z ludzkiego intelektu, a tymi, które pochodzą z impulsu Bożego. A wedle słów św. Augustyna, Bóg pragnie, aby człowiek pragnął Boga. Dlatego przeanalizowanie wiary pod kątem duchowych pragnień nie tylko ją oczyści od zbędnych ludzkich potrzeb, ale też pozwoli jej na nowo odnaleźć „wodę życia”, by we współczesnym kontekście kulturowym i społecznym chrześcijanin był rzetelnym ewangelizatorem. o. Jerzy Kulpa OFM wykładowca teologii duchowości w WSD Franciszkanów w Krakowie 13 14 Św. Franciszek z Asyżu był pierwszym w historii zakonodawcą, który w Regule umieścił rozdział o misjach. Poprzednie zakony opierały się głównie na obrazie pierwotnych wspólnot chrześcijańskich. Zakon św. Franciszka stał się zaś odpowiedzią na wezwanie Jezusa Chrystusa: Idźcie i nauczajcie wszystkie narody. Słowo „misje” Franciszek rozumiał jednak szerzej – nie tylko jako „nawracanie” saracenów i innych niewiernych, ale przede wszystkim jako apostolstwo życia pomiędzy ludźmi, których spotykał na co dzień. Nasz Zakon nosi nazwę „Zakon Braci Mniejszych”. Czemu „mniejsi”? – często słyszymy to pytanie. Za czasów Franciszka społeczeństwo dzieliło się na dwie warstwy maiores (więksi) – ludzie bogaci, zajmujący ważne funkcje w społeczeństwie oraz minores (mniejsi) – ludzie biedni, wyrzucani poza margines. To właśnie w człowieku trędowatym Franciszek rozpoznał Chrystusa i zdał sobie sprawę, że właśnie takim ludziom chce poświęcić swoje życie. Franciszkowi bracia mają jednak nie tylko służyć ludziom wyrzuconym poza margines społeczeństwa, ale sami mają stawać się mniejszymi. Franciszkanie pracują duszpastersko w prowadzonych przez siebie parafiach. Posługujemy również chorym w domach, szpitalach i zakładach opieki. Pracujemy wśród narkomanów. Jesteśmy obecni w krajach misyjnych na kontynencie afrykańskim i w Papui Nowej Gwinei. Chcemy siać miłość, tam gdzie panuje nienawiść. Nieść nadzieję tam, gdzie panuje rozpacz. I radość, tam gdzie panuje smutek. Jeśli chcesz nas poznać bliżej – zapraszamy Cię na rekolekcje powołaniowe, franciszkańskie rekolekcje formacyjne oraz na jedyne w swoim rodzaju rekolekcje w Asyżu – mieście św. Franciszka! Bliższe informacje znajdziesz na www.braciamniejsi.pl. Franciszkański Ośrodek Rekolekcyjno-Powołaniowy ul. Brata Alojzego Kosiby 31 32-020 Wieliczka tel. (012) 278 21 72 wew. 233 e-mail: [email protected] 15 z archiwum misji w Togo (2) Trudne początki o. Bonifacy Kotrys OFM 16 Dlaczego postanowiłem pisać… Kiedy w 1993 roku wyjeżdżałem z Togo, widziałem jaka jest sytuacja polityczna w kraju i jak z roku na rok komplikuje się sytuacja gospodarcza. Nie ma tu wielkich bogactw naturalnych i dla większości ludzi źródłem mizernego dochodu są produkty rolne i to, co wyhodowali. W rodzinach panowała bieda, ale jeszcze można było żyć. Powróciłem tam jeszcze w latach 1999 i w 2004 roku. Zauważyłem jeszcze większą biedę i pewnego rodzaju poczucie beznadziejności. W rozmowach z ludźmi słyszało się narzekanie na to, że władze państwowe o nich zapomniały. Prosili o wsparcie, bo nie mieli co jeść, a choroby zmuszały ich do sprzedawania handlarzom za bezcen reszty tego, co mieli. Ponadto nowa choroba coraz częściej dawała o sobie znać. Tą tajemniczą chorobą, często przekazywaną w przychodniach zdrowia, był AIDS. Przypominają mi się słowa jednego ze staruszków, który pełnił rolę kapłana w czasie ceremonii dziękczynnych przy końcu zbiorów: ”Zrób zdjęcia tych naszych rytów i zapamiętaj je, bo za parę lat nasze wnuki nie tylko nie będą ich celebrowały, ale nie będą nawet wiedziały, jak to czynić”. Teraz widziałem, że jego słowa się spełniły. To właśnie skłania mnie do przypomnienia tego co widziałem i co miało tak wielką wartość dla tego narodu. Nasza europejska cywilizacja wciska się do ich kultury i jest wielkim uproszczeniem w ich życiu, ale jest też tym, co burzy jedność i zrywa łączność z bogactwem przeszłości. Niech te wspomnienia będą przyczynkiem do ich historii i hołdem dla piękna i mądrości, które giną. PODJĘCIE DECYZJI I WYJAZD W 1969 roku, niedługo po moich święceniach kapłańskich, przybyli do naszej Prowincji misjonarze, szukający pomocy w pracy misyjnej w Togo i Zairze. Powodem ich przyjazdu był brak powołań tak we Francji, jak i w Belgii. Przybyli do nas, bo jesteśmy z tego samego Zakonu Braci Mniejszych. Po ich powitaniu, gdy O. Prowincjał dowiedział się o celu ich przyjazdu, zaczął się usprawiedliwiać, że z naszej Prowincji już od 150 lat nikt nie wyjechał na Misje, i że nie ma odpowiednich braci do tej pracy. Z pewnością cały plan byłby upadł, gdyby nie mój upór i poparcie Ojców z Zarządu Prowincji: O. Janusza, O. Augustyna, O. Konrada i O. Grzegorza. Zaczęli oni nalegać na Ojca Prowincjała Czesława i otwarcie poparli tę ideę. W dniu poprzedzającym wyjazd z Polski O. Benoit Bruna, czekaliśmy na O. Czesława aż do północy, by jeszcze raz go prosić, bo ja wyraziłem chęć wyjazdu do Togo. Wtedy to O. Prowincjał, chcąc zadowolić i Francuza, i Belgów obiecał, że dwóch Braci pojedzie do tych dwóch krajów. Tym,który miał jechać do Togo, byłem ja, a do Zairu miał udać się O. Wiesław Szymczyk. Teraz trzeba było rozpocząć starania o wizy do Francji i Belgii oraz choć trochę poduczyć się języka francuskiego, by sobie poradzić na początku. Problemem było jeszcze uzyskanie paszportu. W naszym kochanym kraju w tamtych czasach nie było to takie proste i pewne. Przy składaniu prośby o ten dokument zapewniano mnie jednak, że dla tak zaszczytnych celów zwykle się nie odmawia. Dotrzymano słowa, bo po miesiącu otrzymałem zawiadomienie, że przyznano mi paszport i w tej sprawie mam się zgłosić na komendzie milicji obywatelskiej. Nigdy tam nie byłem, ale dla tak wielkiego celu trzeba się poświęcić. Przywitano mnie urzędowo: sprawdzono dowód osobisty i meldunek, następnie zaprowadzono do pokoju, gdzie czekał na mnie jakiś pan. Przywitał mnie i zaczął mnie pouczać o wielkości i godności misjonarza na obczyźnie. Potem opowiadał o życiu w klasztorze i wyciągnął kilka konfliktów i kar, które otrzymałem. Skąd on to wiedział? Miałem wrażenie, że ktoś musiał ich informować. Myślałem, z od ręki dadzą mi paszport, ale tak się nie stało, bo zaproszono mnie na jeszcze jedno spotkanie, tym razem przed komendą. Gdy przyszedłem, czekał na mnie ten sam człowiek. Zaprosił mnie na Rynek koło Sukiennic i tam przy herbacie zaczął się żalić, jakie to mamy czasy i jacy niedobrzy są ludzie. Na dowód tego wyciągnął plik zdjęć, niektóre dość pikantne, które skonfiskował jakiemuś młodemu człowiekowi. Znowu zaczął mnie upominać, by szanować obywateli naszego kraju i nasze władze, które pragną propagować szczęśliwe życie i rozwijać nasz kraj. Odprowadził mnie przed furtę klasztoru, podziękował i zaprosił na następne spotkanie, tym razem w budynku komendy milicji. Obiecał mi, że dostanę paszport i jakoś to uczcimy. Tak jak ów człowiek obiecał, tak też się stało. Po przybyciu na komendę milicji, kazano mi zaczekać na tego człowieka. Przybył uśmiechnięty i zaraz przeszedł do rzeczy. Musiałem podpisać odbiór paszportu i oddać mój dowód osobisty i książeczkę wojskową. Teraz zaprosił mnie na kawę i ciastko do kawiarni literackiej. Co do oddanych dokumentów pouczył mnie, że będę mógł odebrać, gdy wrócę do Polski na stałe. Kazał mi być ostrożnym w kontaktach z osobami, których nie znam. Teraz pozostało mi załatwić wizę francuską i ustalić datę odjazdu do Paryża. Będę jechał pociągiem, bo to jest taniej, a i formalności na granicy są łatwiejsze. Do wyjazdu miałem sporo roboty, bo jeszcze Pierwsza Komunia z dziećmi, które przygotowałem i uzgodnienie daty zakończenia roku szkolnego. W zorganizowaniu ceremonii pierwszokomunijnych dużo mi pomógł Gwardian, O. Leonard Tatara. Było sporo dzieci, bo aż dwadzieścia osiem. Po ceremoniach i małym posiłku, dzieci rozeszły się do domów, a ja musiałem jeszcze odwiedzić te rodziny, które mieszkały w pobli- żu naszego klasztoru. Rok szkolny skończymy wcześniej, bo ustaliliśmy datę odjazdu z Polski na 8 czerwca. Pozostały mi jeszcze ostatnie zakupy i uroczyste pożegnanie z wręczeniami krzyży misyjnych we Włocławku. Wyjeżdżamy we dwóch, O. Wiesław Szymczyk do Zairu i ja do Togo. Na kurs języka francuskiego o. Wiesław jedzie do Brukseli, a ja do Paryża. Pożegnanie było bardzo uroczyste, a po nim odbył się obiad. O. Mieczysław Kierzkowski był bardzo zadowolony i wraz z O. Prowincjałem Czesławem przez cały czas towarzyszyli O. Wiesławowi. Ja pozostawałem w towarzystwie Mamy i O. Cyryla Plisa, który wtedy mieszkał we Włocławku, a przecież jest moim krajanem, bo pochodzi z Wilkowa i tylko Wisła nas dzieli. Nawet zadbał o to, abym miał trochę pieniędzy na podróż powrotną. Mama bardzo to przeżywała, ale jakiś idealizm i radość mną zawładnęły, że myślałem tylko o tym, że wreszcie spełniają się moje marzenia. Pozałatwiałem wszystkie formalności i pozostało mi oczekiwanie na dzień odjazdu. Po odwiedzinach w rodzinnych stronach i pożegnaniu z Rodzicami przyjechałem do naszego klasztoru w Krakowie. Dnia 8 czerwca 1971 roku o godzinie jedenastej udałem się na dworzec w Krakowie. Towarzyszyli mi współbracia, Ojcowie i klerycy, którzy tak jak ja marzyli o wyjeździe na misje. Na dworcu byli też uczniowie ze Szkoły Muzycznej. Wreszcie po pożegnaniu pociąg ruszył... Jechałem w nieznane przez Wrocław, Eisenach, Frankfurt... Po paru minutach ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu zobaczyłem w drzwiach 17 18 przedziału uczennicę Basię Chytroś i jej mamę. Postanowiły jechać ze mną do Wrocławia. Byłem wdzięczny im za ich obecność, bo był moment, gdy poczułem się bardzo samotny. Gdy byliśmy już w Niemczech, wsiadł do mojego przedziału jakiś Chorwat, który wracał z urlopu w kraju do Niemiec, gdzie pracował. Wieczorem wyciągnął pieczoną kurę, wiejski chleb i butelkę śliwowicy i zaprosił mnie do posiłku. Dobrze, że był tak zaopatrzony w wiktuały, bo ja miałem tylko trzy kanapki i dwie oranżady. Zaraz po przekroczeniu granicy Niemiec Demokratycznych wysiadł, a ja znów pozostałem sam. Na granicy Niemiec Federalnych poproszono o paszport i po sprawdzeniu życzono mi szczęśliwej podróży. Staliśmy jakiś czas na granicy francuskiej, bo koleje w tym kraju strajkowały. Wreszcie Paryż - cały z żelaza Gare de Lyon. Tu wysiadłem i taksówką dojechałem na ulicę Marie-Rose. Tu rozpoczął się nowy rozdział mojego życia. Przywitali mnie Bracia, ale po francusku... Jakże źle czuje się człowiek, gdy nie rozumie co do niego mówią! Wszyscy byli bardzo mili, ale cóż z tego, gdy język migowy byłby dla mnie bardziej zrozumiały, niż ten tak mile brzmiący język francuski. Miałem stary podręcznik tego języka, więc od razu zabrałem się do pracy. Zacząłem układać i spisywać zdania, które były mi najbardziej niezbędne. Po tygodniu aklimatyzacji O. Paul de Leon zaprowadził mnie do szkoły języków obcych Interlangues, gdzie miałem się uczyć na kursie intensywnym - sześć godzin dziennie i sześć dni w tygodniu. Istne nabijanie głowy... Nic dziwnego, że po dwóch tygodniach nauki, już nawiązywałem kontakty z miejscowymi braćmi. Po zakupy jeszcze chodziłem z kartką, bo nie znałem nazw produktów, ale jaka radość, gdy jest się zrozumianym. Po miesiącu przerzuco- no trzech z naszej grupy na wyższy kurs, bo inni nie nadążali za nami. Tymi wybrańcami byli: meksykański pilot Ramon, Ali z Indonezji i ja. Drugi stopień ukończyliśmy po trzech tygodniach i rozpoczęliśmy trzeci, który kończył kurs. Widząc, że mówię już dość poprawnie, zapisałem się na kurs ortografii i gramatyki na Aliance Francaise. Tu dopiero nauczyłem się pisać. Ojciec odpowiedzialny za moje postępy w języku po skończonym kursie zaproponował mi trzytygodniowy wyjazd do Rzymu, bym mógł uczestniczyć w beatyfikacji O. Maksymiliana Kolbego. Była to wielka radość, bo w Rzymie spotkałem O. Zenona Stysia, który wiele mi pomógł w poruszaniu się w mieście i jego zwiedzaniu. Gdy po trzech tygodniach wróciłem do Paryża, poinformowali mnie o dacie mojego odlotu do Togo. Miało to nastąpić 18 listopada o godzinie 02.30 z lotniska Orly. Na lotnisko odwieźli mnie O. Ludovic Chaix i Br. Jerome Blanc. Tu wypiliśmy pożegnalną kawę i rozstaliśmy się. Lecieliśmy dużym samolotem DC-8. Po siedmiu godzinach lotu widać już było Afrykę. Międzylądowanie w Niamey i po godzinie lotu lą- dowaliśmy w Lome, w Togo. Na dachu małego budynku portu lotniczego dostrzegłem trzy szare habity franciszkańskie - czekali na mnie! Bracia, którzy na mnie czekali to: O. Charles-Andre, Yema Assogba i Jean-Loup Duhaimau. Tak byłem uradowany, że zacząłem mówić po polsku. Dopiero słowa Charles-Andre przywróciły mnie do rzeczywistości - powiedział: Powiedz to po francusku, bo nic nie rozumiemy. Po przyjeździe na misję Hanoukope wskazali mi mieszkanie w budynku starej misji. Teraz tam na dole są tylko biura parafialne, a na górze znajdują się cztery mieszkania dla gości. Otrzymałem dość duże mieszkanie i to z prysznicem. Po rozpakowaniu bagaży, chciałem się umyć, ale okazało się, że nie ma wody. Na szczęście było wiadro wody i garnuszek, więc wykorzystałem to by się odświeżyć. Nie dziwmy się temu, bo odlatując z Paryża mieliśmy temperaturę 4 stopnie, a przylatując do Lome mieliśmy aż 32 stopnie i wilgotność bliską 100%. Po kąpieli było o wiele lepiej. Zjedliśmy obiad i współbracia mocno mnie zachęcali do zrobienia sjesty. PaulRobert wprost powiedział: W Afryce trzeba dobrze spać i dobrze jeść, bo inaczej Afryka cię zje. Poszedłem więc spać. Wydawałoby się: po czym tu odpoczywać? A jednak było po czym, bo zbudzili mnie dopiero na kolację. Przez dwa dni pobytu w stolicy, nie miałem zbyt wielu okazji do zwiedzania. Zresztą co tu zwiedzać? Zaprosili mnie do wizyt u kilku przyjaciół, ale oni rozmawiali w języku Eve, a dla mnie tłumaczyli o czym mówią. Było to raczej męczące i w duchu pragnąłem jak najszybciej udać się na północ, w okolice, gdzie miałem pracować. Trzeciego dnia o świcie wsiedliśmy do Peugeota 404 i ruszyliśmy w drogę. Jak mi wytłumaczył Jean-Loup, do Dapango mamy jeszcze ponad siedemset kilometrów, a droga jest bardzo zniszczona. Droga zniszczona, to mało powiedziane. Na drodze z bitej czerwonej ziemi tworzą się w poprzek rowki głębokie do 20 cm, a czasem są one jeszcze głębsze. Jak mi wytłumaczył mój kierowca, trzeba tu jechać osiemdziesiąt kilometrów na godzinę, to jest minimum, bo inaczej samochód staje w poprzek i wypadek gotowy. Nie wolno też hamować, bo efekt jest podobny. Przed miasteczkiem Sokode pękło nam pióro resorów tylnych. Dojechaliśmy do jakiegoś mechanika przy drodze. Poczekaliśmy godzinę czasu i samochód był na nowo sprawny. Tu kolega, którego biskup przysłał do Lome, by mnie przewieść do misji w Dapango, zaprosił mnie na mały obiad na targu. Jako danie był ryż z sosem pomidorowym i kawałek koziego mięsa. On się zajadał, a ja nie mogłem tego przełknąć, bo było strasznie pikantne, a mięso przypominało zelówkę od buta. Mięso wyrzuciłem za siebie i jakiś piesek zjadł je ze smakiem, a ryż starałem się zjeść. To wywołało takie pieczenie w ustach, że nie czułem żadnego smaku. Nawet piwo było po tym bez smaku, a pieczenie było jeszcze większe. Dopiero dziewczyna z baru, która nas obsługiwała, dała mi do ssania połowę cytryny i to mi pomogło. Po tym obiedzie wyruszyliśmy w dalszą drogę. Potem było miasteczko Kande, gdzie zatrzymaliśmy się na szklankę wody i zaraz ruszyliśmy w drogę. Przejeżdżaliśmy jeszcze przez małe i zaniedbane miasteczko Mango. Tu pracował O. Jean-Loup, ale chciał jak najwcześniej dojechać do Dapango i nie zatrzymaliśmy się w jego misji. Do Dapango przyjechaliśmy już wieczorem. Tu czekali na nas współbracia misjonarze i nawet nie jedli, chcąc zjeść razem z nami. W mieszkaniu, gdzie miałem zamieszkać była szafa, stół, krzesło i żelazne łóżko. Najważniejsze, że był prysznic i była 19 20 woda, choć jak mówili, często jej brak. Po prysznicu czułem się znacznie lepiej. Jak widziałem, woda i mydło spływające ze mnie były czerwone. To od kurzu na drodze przybraliśmy indiańskich kolorów. Na kolacji byli starzy misjonarze: znajomy O. Benoit Brun, O. Pierre-Marie Carros, O. Antoon Rosen, który dwa dni wcześniej wrócił ze szpitala. Na koniec kolacji przybył też O. Bartłomiej Hanrion, biskup-franciszkanin. Po kolacji wypiliśmy herbatę ziołową i poszliśmy spać. To co mnie wzruszyło, to mały bukiet z dzikich polnych kwiatów w puszce po konserwie. Może to nic, ale to była pora sucha i kwiatki te nie rosły w ogródku. Gdy rozstawaliśmy się, Biskup powiedział do mnie słowa, które pokazywały moją rolę w diecezji i za- ufanie jakim mnie obdarzano. Te słowa zaproszenia brzmiały: Bracie! Witaj na statku, dalej płyniemy razem. W DAPANGO Dapango - miasteczko zamieszkane przez 12 000 ludzi z różnych szczepów, gdzie większość stanowią Moba. Jak każde miasteczko w Afryce są tu dwa duże sklepy, szpital, policja, więzienie i Misja, na czele której stoi miejscowy biskup- franciszkanin, Bartłomiej Hanrion. Nie widać tu znaków przepychu, czy bogactwa. Nawet katedra jest tylko większym kościołem w kształcie afrykańskiego bębna (tam-tamu), który może pomieścić ponad tysiąc wiernych. Wszystko to jest pełne prostoty. O tej porze roku wszystko jest pokryte warstwą kurzu. Powoduje to wiatr wiejący od Sahary niosący ze sobą drobne cząsteczki piasku pustyni, które pokrywają wszystko - rzeczy i ludzi. Widać to na biegających dzieciakach, które mają tylko buzie brązowe, a reszta ciała jest szara, taka jak kurz. Są dni, że nawet w południe nie widać słońca. Ponadto w tej porze roku wilgotność spada do 10%. Jest to uciążliwe dla miejscowej ludności, a co dopiero dla nas białych. Bardzo często w tych miesiącach wybucha epidemia zapalenia opon mózgowych. Krótko mówiąc jest to pora, choć chłodna, ale bardzo nieprzyjemna. Dla mnie osobiście wielką trudnością jest kolejna adaptacja. Nawet znając język francuski, ciągle się jest obcym, bo ludzie mówią swoim językiem, jakże różnym od języków europejskich. Z jednej strony chciałoby się uczyć tego języka, a z drugiej wracają wspomnienia, które do tego zniechęcają. Przypominam sobie jak to uczyliśmy się modlitw przy ubieraniu szat liturgicznych w języku łacińskim. Także cała liturgia Mszy świętej, wydawała się taka bliska i znana, a tu przed święceniami otrzymujemy polecenie od Ojca Prowincjała, by nauczyć się tego wszystkiego w języku ojczystym. Rok później we Francji uczę się tego samego po francusku, a teraz znowu w języku moba... Nie jest to zbyt zachęcające! Innym problemem jest to, że nie mam prawa jazdy na samochód, a tu trzeba się przemieszczać z wioski do wioski. Znów nauka przede mną! Przepisy i teoria nie są problemem, bo uczyłem się tego jeszcze w Polsce, ale trzeba nauczyć się prowadzić samochód i zdać egzamin. Z pomocą przyszedł mi nasz Biskup, który zaproponował mi swojego kierowcę jako instruktora. Zaraz zaczęliśmy, bo przecież czas goni. Charles jest strasznie wymagający i nie jest to przyjemne, ale przecież trzeba! Ćwiczenia na boisku i na wiejskich drogach przez dwie godziny każdego dnia przynosiły owoc i jak sam Charles mi powiedział, jestem gotowy do egzaminu. Za kilka dni powiadomili mnie, że egzamin odbędzie się za dwa tygodnie. Udałem się na ten egzamin z przeświadczeniem, że nic z tego nie będzie. Egzaminował mnie kapitan armii togolijskiej i jakże byłem zdziwiony, gdy na końcu oświadczył mi, że zdałem egzamin i to bardzo dobrze. Bogu niech będą dzięki! Zaraz wróciłem do biskupa i ten kazał mi wziąć starego Renault 4, aby móc się przemieszczać do wiosek i dalej się wprawiać w tej sztuce. Byłem już raz w buszu z O. Pierre-Marie Carros. Odwiedziliśmy wioski Tidont, Bugu i Ubytenlug. Byłem zachwycony tym, z jaką łatwością nawiązywał kontakt z ludźmi i z jaką radością wszędzie na niego oczeki- wali. Opisałem to w jednym z listów do rodziców: Tu robimy co możemy, ale przy takich upałach nie wiele można zdziałać. Pewnego razu wracałem z kolegą (O. Pierre-Marie) z odległej wioski. Zatrzymaliśmy się pod drzewem, w cieniu, by trochę odpocząć. Byliśmy zakurzeni i brudni. Kolega patrzy na swoje nogi w sandałach: Popatrz jak piękne są stopy tych co głoszą Ewangelię! Roześmialiśmy się, ale trochę później w samochodzie kolega powiedział mi, że przyjeżdżając do Togo miał 88 kilogramów wagi, a teraz bez żadnej kuracji ma już 62 kilogramy. W tym roku pojedzie na urlop. Pytałem go, czy wróci. Odpowiedział: Oczywiście, jak mógłbym zawieść zaufanie ludzi! Tacy są misjonarze! (List z 14 marca 1972 roku). Te wydarzenia i fakty z życia codziennego kolegów i mojego nie zniechęcały mnie, bo widziałem potrzeby i oczekiwania ludzi. Chrystus powiedział: Żniwo jest wielkie, ale robotników mało. Czy w tej sytuacji można się zniechęcić? o. Bonifacy Kotrys OFM wieloletni misjonarz w Togo Cdn. zapraszamy na stronę internetową Sekretariatu Misyjnego: www.misjefranciszkanskie.pl Można znaleźć na niej bieżące wiadomości ze świata misyjnego, ciekawe artykuły, informacje o zakresie działalności Sekretariatu i możliwościach włączenia się w pomoc misjom. Można również pobrać wszystkie formularze związane z akcjami Sekretariatu. 21 misje w Piśmie Świętym (2) Natura posłannictwa i misji czyli Bóg wybiera i posyła o. Edmund Urbański OFM 22 Rzeczywistość posłannictwa - misji jest bardzo złożona. Aby zaistniało posłannictwo - misja, wpierw musi zaistnieć powołanie. Posłannictwo - misja jest częścią składową dość długiego i złożonego procesu: wybór - powołanie - posłannictwo - misja. Z reguły w Biblii dzieje się tak, że ten, kto wybiera, również powołuje i posyła z misją. Ze względu na polecenie, pomiędzy posyłającym a posłanym zawiązuje się szczególna więź. Pokrótce przyjrzyjmy się terminologii i elementom składowych tego zagadnienia. Terminologia Terminologia używana w Biblii na określenie i opisanie misji i posłannictwa, jest bardzo szeroka i zróżnicowana. Podstawowymi czasownikami są „wysłać kogoś”, „posłać kogoś z czymś” lub „w jakiejś sprawie”, „odsyłać”, „odprawić”. Bardzo często przy tych określeniach akcent nie tyle pada na osobę, która jest posyłana, ale na tę, która posyła. To posyłający nadaje autorytet posłannictwu. Posłany schodzi jakby na drugi plan (por. Iz 6, 8). Posłany działa zawsze w imieniu posyłającego (por. Mk 9, 9, 38-40; Mt 28, 19). Niektóre sformułowania i określenia wprost dobitnie uwypuklają moment posyłania: osoba posyłana w momencie otrzymania tzw. „mandatu misyjnego” znajduje się blisko osoby posyłającej (Dz 12, 11; Łk 24, 49). Takim typowym przykładem jest tekst z Ga 4, 4-6: „Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał (dosł. wysłał) Bóg Syna swego” a później „Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze”. Bóg Ojciec jest praprzyczyną wszelkiego posłannictwa. Za- równo posłanie Syna jak i Zesłanie Ducha Świętego dzieją się w bliskiej obecności Boga Ojca. Bez wątpienia najważniejszym terminem w tej dziedzinie jest rzeczownik „apostoł” czyli „posłaniec” i „wysłannik”, któremu jest powierzona określona misja (np. religijna, wojskowa, polityczna, negocjacyjna). W NT terminem „apostoł” może być określony Jezus jako wysłannik Ojca (Hbr 3, 1), wspólnota Dwunastu (Mt 10, 2; Mk 3, 14; Łk 6, 13), działalność misyjna Pawła (Rz 1, 1; 1 Kor 1, 1) lub destrukcyjna działalność tzw. „fałszywych apostołów” (2 Kor 11, 5. 13). Elementy składowe posłannictwa Z analizy przypadków, które mówią o „posłaniu” lub „wysłaniu” kogoś z odpowiednią misją, wynika, że idea posłannictwa w Biblii jest rzeczywistością ukierunkowującą powołanego zarówno na Boga jak i na ludzi. Mówiąc o posłannictwie - misji trzeba pamiętać o osobach, które w tym procesie pojawiają się: posyłający (Bóg, Jezus Chrystus), posłany (Duch Św., anioł, apostoł) i ten lub ci do których się posyła (Izrael, naród, osoba). Niekiedy posyłający może być reprezentowany przez drugą osobę, np. Anioł Gabriel w scenie Zwiastowania (Łk 1, 26-38) jest przedstawicielm i rzecznikiem (posyłającego) Boga. W posłannictwie tym to Bóg jest Osobą, od której wszystko bierze swój początek. Posługując się swoim „wysłannikiem” ingeruje w historię rodzaju ludzkiego, odwołuje się do swojego przymierza (Łk 1, 72), dając tym samym początek nowemu i wiecznemu przymierzu (por. Jr 31, 31-34). Anioł nie tylko zwiastuje narodzenie Jezusa, ale jest pośrednikiem zwiastującym nowe przymierze. Ważnym elementem, kto wie czy nie najważniejszym, jest cel posłannictwa (misji). Np. cel misji Chrystusa jest tak określony w Ewangeliach: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski od Pana” (Łk 4, 18-19; Iz 61, 1-2). To Duch Święty, który zstąpił na Jezusa (Łk 3, 21) sprawia, że Jezus jest „pełen Jego mocy” (4, 1. 14). Działalność Jezusa posiada wie-le cech posłannictwa prorockiego i uniwer-salnego, albowiem Jezus naucza „w imię Boga” i do wszystkich. Jego posłannictwo to czas radości i wesela, albowiem w Nim nadeszły czasy mesjańskie i przybliżyło się królestwo niebieskie (Mk 1, 15). Innym przykładem może być cel posłannictwa jaki został nakreślony Pawłowi pod Damaszkiem: „Idź ... bo Ja (Jezus Chrystus) cię poślę daleko do pogan” (Dz 22, 21) ... „obronię cię przed ludem i przed poganami, do których cię posyłam, abyś otworzył im oczy i odwrócił od ciemności do światła, od władzy szatana do Boga. Aby przez wiarę we Mnie (Jezusa Chrystusa) otrzymali odpuszczenie grzechów i dziedzictwo ze świętymi” (26, 17-18). Paweł w głównej mierze jest apostołem pogan. Jego posłannictwo jest natury prorockiej, ale także i uniwersalnej. Inwestytura misyjna, o której mowa w Dz 26, 17-18 jest zbudowana w oparciu o cytaty z Izajasza i Jeremiasza. Paweł jest „posłany” (Iz 6, 8-9; Jr 1, 10) „do ludu” (Izraela) (Iz 6, 8-9) i „do pogan” (Jr 1, 10). Bóg, który posyła jest również i tym, który będzie ochraniał od niebezpieczeństw. Misja Pawła jest w swoim opisie zbliżona do misji Sługi Bożego: „otworzyć oczy” (Iz 42, 7) i „odwrócić od ciemności do światła” (42, 16). Celem posłannictwa Pawłowego jest głoszenie „odpuszczenia grzechów” (por. Dz 10, 43) w sakramencie chrztu św., aby ludzie odwrócili się „od Złego” i ukierunkowali swoje postępowanie na Boga (14, 15). Posłannictwo - misja w Starym Testamencie Z analizy tematów biblijnych, które posługują się schematem wybór powołanie - posłannictwo - misja wynika, że człowiek jest wybrany i powołany do realizowania planu Bożego na poziomie indywidualnym jak i wspólnotowym (zbiorowym). A zatem posłannictwo ewangelizacyjne i misyjne może być zbiorowe i indywidualne. To pierwsze, w głównej mierze będzie dotyczyć Narodu Wybranego (Wj 6, 7; Pwt 27, 9), a potem na gruncie Nowego Testamentu, Kościoła (Ga 6, 16; Hbr 8, 6-10). To drugie, głównie dotyczy patriarchów Izraela: Abra-hama, Jakuba (por. Wj 6, 2-3), Mojżesza, proroków i Sługi Bożego, a w NT Jezusa, Ducha Świętego, poszczególnych aposto-łów, a w szczególności Apostoła Pawła. Posłannictwo indywidualne nie jest rzeczą odrębną samą w sobie. Ono jest ukierunkowane na działanie na rzecz i w łonie Narodu Wybranego i Kościoła. To w łonie Ludu Bożego posłannictwo indywidualne znajduje swoją rację bytu i pełnię w swojej realizacji. Najbardziej wyrazistą spójnię między posłannictwem wspólnotowym i indywidualnym znajdujemy w posłannictwie Abrahama. Z jednej strony jako patriarcha realizuje on misję indywidualną, a z drugiej - jako protoplasta - realizuje posłannictwo wspólnotowe, dając podwaliny do misji Narodu wybranego. Posłannictwo Abrahama jest częścią składową misji Izraela, zaś misja Izraela ma swój początek i podstawę bycia w posłannictwie Abrahama. W naszej analizie odnośnie posłannictwa w ST zatrzymamy się bliżej nad niektórymi aspektami i osobami ze ST. Skupimy się głównie na: Abrahamie, Mojżeszu, Narodzie Wybranym, Słudze Bożym i posłannictwie proroków. To w konsekwencji pozwoli nam dać wystarczającą syntezę teologii posłannictwa w ST. Ale o tym to w następnym odcinku naszych rozważań. o. dr Edmund Urbański OFM wykładowca Pisma Świętego i teologii biblijnej w WSD Franciszkanów w Krakowie i Instytucie Teologicznym w Bielsku-Białej 23 religie świata w dialogu (3) Islam oprac. br. Piotr Kubasiak OFM 24 „Nie ma Boga prócz Allaha a Mahomet jest jego prorokiem” Gdy tylko do naszych uszu wpadnie słowo islam, muzułmanin bądź Allah odczuwamy nagły strach a przed oczyma pojawiają się walące wierze WTC w Nowym Jorku, bądź widok madryckiego metra po samobójczym zamachu. Kim są ci ludzie, którzy pięć razy dziennie o określonej porze, bez względu na to, w jakim miejscu się znajdują schylają głowy do ziemi by wielbić Boga i te kobiety z twarzami okrytymi chustą? Słowo islam znaczy „poddanie się Bogu”. Nazwę swoją zawdzięcza samemu jej założycielowi - Mahometowi. Jej wyznawcy nazywają ją moslem (muslim), w języku perskim musulman – stąd polska nazwa muzułmanie lub mahometanie. Wszystko zaczęło się w małym miasteczku północnej Arabii – Mekce, gdzie przeważała kultura koczowniczych beduinów, uważanych za potomków biblijnego Izmaela, syna Abrahama i niewolnicy Hagar, o którym mówi Pismo św.: „A będzie to człowiek dziki jak onager (tzn. dziko żyjący osioł): będzie walczył przeciwko wszystkim i wszyscy – przeciwko niemu; będzie on utrapieniem swych pobratymców” (Rdz 16,12). Najważniejszym i powszechnie czczonym tam bóstwem był Allah mieszkający w niebie i zsyłający deszcz, władca życia i śmierci, gwarant przysiąg i układów, sędzia najwyższy. Znajdowało się tam sanktuarium Kaaba (sześcian): czworokątny budynek w którym w jednej ze ścian wmurowany był czczony kamień meteorytu a wewnątrz święta studnia. Było to jedno z miejsc pielgrzymkowych, gdzie przybywały tłumu. Gdy w 580 roku narodził się Mahomet stara religia była na wymarciu. Mając 40 lat odkrywa w sobie powołanie na proroka swego narodu. Czuje, że głoszone słowa nie pochodzą od niego. Najwcześniejsze objawienia mówią o Stwórcy, który karze i nagradza za czyny, o bliskości dnia sądu. Mahomet napomina ludzi, zachęca do wdzięczności wobec Boga i gani ich beztroskość, co wywołuje wrogie nastawienie ludności i zmusza Mahometa do ucieczki wraz z grupą zwolenników do sąsiedniego miasta, Medyny w 622 roku. Zakłada tam nową społeczność religijną, a wraz z przyłączaniem się nowych plemion podbija Mekkę i wnet staje się praktycznie władcą niemal całego Półwyspu Arabskiego. Mahomet prawdopodobnie nie potrafił czytać. Nie pozostawił po sobie żadnych tekstów, głosił jedynie ustne nauki. Po pewnym czasie od jego śmierci wykorzystano przekazy ustne oraz te, które były już spisane by objawienia założyciela zgromadzić w jednej księdze. Tak powstał Koran tzn. powtórzenie, recytacja. Zawiera 144 rozdziały, czyli sury. Uporządkowane są w ten sposób, że najdłuższe sury umieszczone są na początku, a najkrótsze na końcu. Pisane są rymowaną prozą, czasem zwięzłe, czasem bardziej rozwlekłe. Treść Koranu jest wielce zróżnicowana. Znajdują się w nim modlitwy wielbiące Allaha, jego przymioty (szczególnie jedność, wielkość i miłosierdzie), żywe opisy sądu ostatecznego, piękność raju, groza piekła. Wiele miejsca jest też poświęcone sprawom kultu, życia społecznego, obyczajów, osoby założyciela. Koran jest ważnym, choć nie jedynym źródłem islamu. Drugim źródłem wskazań dla życia społecznego i kultu jest sunna tzn. zwyczaj, tradycja. Sunna zawiera słowa i czyny Mahometa oraz jego pierwszych zwolenników. Znajdujemy w niej podobnie jak w Koranie wiele treści korespondujących z nauką chrześcijan i żydów np. „Jaki jest najlepszy muzułmanin? Na to odpowiedział Prorok: Najlepszym muzułmaninem będziesz, gdy nakarmisz głodnych i pokój będziesz głosił znajomym i nieznajomym, to jest całemu światu” lub „Każda rzecz ma swój klucz; kluczem do raju jest miłość dla maluczkich i biednych”. Istotą islamu jest wiara w jednego, osobowego Boga stwórcę, najwyższego sędziego. Bóg jest wszechmocny, niejako bezpośrednio kieruje światem a nie za pomocą praw natury. Właściwa postawa wobec Allaha polega na całkowitym poddaniu się Jego woli. Przede wszystkim trzeba ufać Jego miłosierdziu, ponieważ po zmartwychwstaniu umarłych przygotowuje wieczne szczęście swym wiernym. Raj to rozkoszny ogród pełen dobrego jadła i napoju, natomiast piekło jest wieczną męczarnią w płomieniach ognia. Muzułmanie ponadto wierzą w istnienie Aniołów różnych kategorii, a na ich czele znajdują się Gabriel (który był pośrednikiem objawienia danego Mahometowi), Michał i Rafał. Ważną rolę odgrywa w życiu również wiele duchów (dżinnów) zarówno dobrych jak i złych. Później powstała również świadomość orędowników ludzi (np. bogowie pogańscy, pobożni muzułmanie, święci chrześcijańscy). Większość prawd poznano dzięki prorokom, z których największy jest Mahomet, a kolejni to Abraham, Mojżesz i Jezus. Mahometanie dzielą świat na dwie części: sferę islamu i sferę wojny. Nazwa ostatnia pochodzi stąd, że sfera ta ma być zwalczana świętą wojną dopóty, dopóki poganie i inni wyznawcy nie nawrócą się na ich religię. Oczywiście pojęcie „świętej wojny” może nasuwać błędne interpretacje. Nie chodzi tutaj o wojnę w dosłownym znaczeniu tego słowa. Jako walkę zbrojną z „niewiernymi” rozumie to pojęcie tylko nieliczna grupa skrajnych fundamentalistów. W właściwym sensie to słowo oznacza po prostu potrzebę i wyzwanie misyjne do głoszenia islamu wśród ludów całego świata. Istnieje pięć filarów islamu, które wyrażają obowiązki każdego wyznawcy: wyznanie wiary, modlitwa, jałmużna, post i obowiązek odbycia pielgrzymki do Mekki. Wyznanie wiary (shahada) brzmi: „Nie ma Boga prócz Allaha, a Mahomet jest jego prorokiem”. Pierwsza część przytoczonej formuły sprowadza Islam do rzędu religii monoteistycznych, z kolei część druga podkreśla wyjątkowe stanowisko Mahometa. Modlitwa (salat) powinna być odmawiana pięć razy dziennie: o wschodzie słońca, w południe, po południu, o zachodzie słońca i dwie godziny po nim. Modlitwę poprzedza rytualne obmycie rąk i nóg (do kostek) wodą lub na pustyni piaskiem. Następnie należy wypowiedzieć przepisane słowa, czyniąc pokłony w stronę Mekki z padaniem na twarz. Trzeba pomodlić się tam, gdzie człowiek w czasie przepisanym na modlitwę się znajduje. Godziny modlitw są ogłaszane z minaretu przez muezzina, który na cztery strony świata woła „Bóg jest wielki! Świadczę, że nie ma Boga prócz Allaha i że Mahomet jest wysłannikiem Boga. Módlcie się!”. W piątek w południe modlitwy odbywają się w meczecie i są połączone z kazaniem (nauką). Meczet nie jest miejscem kultu w ścisłym znaczeniu tego słowa. W meczetach nie ma żadnych obrazów, istnieje jedynie bogaty wystrój ornamentowy. Na podłodze rozesłane są dywany, które ułatwiają odbywanie modlitw w sposób rytualny, wnęka zwana mihrab, wskazuje kierunek Mekki a wzniesienie w typie chrześcijańskiej ambony jest miejscem wygłaszania pouczeń religijnych przez osoby świeckie, ponieważ islam nie ma stanu kapłańskiego. Kierowanie nabożeństwem należy do jednego z członków gminy, cenionego i poważanego bądź ustanowionego i opłacanego immama (przewodnika). Islam nie zna powstrzymywania się od zajęć w piątek, a obecność na wspólnej modlitwie w meczecie jest jedynym znamieniem dnia świątecznego. Najważniejszym świętem islamu jest święto ofiary: zabija się wtedy jagnię wielbłąda lub wołu, a mięso przekazuje na dobre cele. Kolejnym elementem jest jałmużna (zakat). Jest to rodzaj dziesięciny (czterdziesta część dochodu) i jest przeznaczona dla osób biednych i potrzebujących. Czwarty filar, post (saum) polega na zachowywaniu od wschodu do zachodu słońca przez jeden miesiąc w roku – ramadan – całkowitego powstrzymania się od jedzenia, picia, palenia tytoniu oraz stosunków płciowych. Po zachodzie słońca przestaje obowiązywać. Noc w miesiącu ramadan jest rodzajem festynu, nawet kobiety cieszą się wtedy większą swobodą niż w innych miesiącach roku. Ostatnim filarem islamu jest obowiązek odbycia przynajmniej raz w życiu pielgrzymki do Mekki z zachowaniem odpowiedniego rytuału. Raz w roku w wyznaczonym czasie muzułmanie z całego świata pielgrzymują do Mekki, by siedmiokrotnie w procesji obejść Kaab, złożyć na nim pocałunek oraz obmyć się w cudownym źródle. Do charakterystycznych obyczajów islamu należą również: wielożeństwo (muzułmanin ma prawo posiadania czterech żon oraz licznych niewolnic – nałożnic, których może się pozbyć przez zwykłe wyrażenie swojej woli), w wielu krajach kobieta może się pokazać publicznie tylko z zakrytą twarzą. Całe życie polityczne i społeczne jest pod wpływem przepisów prawa. Prawo religijne wyróżnia podobnie jak w judaizmie rzeczy czyste i nieczyste. Nieczystymi są np. wieprzowina, wino. Przestrzega się również obrzezania. Obowiązki moralne są bardzo ogólne: należy czynić dobrze, być uczciwym, miłować prawdę, być gotowym do pojednania, przebaczać i dzielić się z innymi jałmużną. Islam dzieli się na dwa odłamy: większościowy, ortodoksyjny kierunek sunnitów (od przekonania, że całe objawienie zostało zawarte w Koranie i sunnie Proroka) oraz szyitów, którzy po śmierci Mahometa opowiedzieli się po stronie jego kuzyna Alego, dopuszczając możliwość dalszego objawienia. Pod względem kierownika religijnego szyici dzielą się na dwie frakcje: jedni uważają, że przywódca powinien pochodzić z rodu Mahometa, inni, że powinien to być imam mahdi, czyli przywódca duchowy prowadzony przez Boga i obdarzony przez Niego szczególnym poznaniem. Wiara w imama jest dla szyitów jakby szóstym filarem islamu i główną różnicą w stosunku do sunnitów. Uważa się, że w widzialnym immamie zamieszkuje bóstwo, przez co zna prawdę i ma pod sobą całą hierarchię głosicieli prawdy, którzy głoszą ją wiernym. Ponadto imamowie są właściwie różnymi wcieleniami jednego transcendentnego imama. Dzisiaj na świecie żyje ok. 500 mln wyznawców Allaha, zamieszkujących szczególnie licznie tereny Afryki zachodniej oraz Indonezję, Pakistan, Indie i Turcję. Powszechnie uważa się, że inspiracją religii Mahometa był zarówno Stary Testament jak i chrześcijaństwo. Łączy nas wiara w jednego Boga, w zmartwychwstanie umarłych, sąd ostateczny, życie przyszłe. Brak natomiast w islamie nauki o Bożym ojcostwie i synowskim oddaniu (kontakt z Allahem ogranicza się do składania mu hołdów podczas modlitwy). Islam natomiast nie zna nauki o odkupieniu Bożym i Odkupicielu, dlatego Jezus jest dla nich tylko jednym z Proroków a nie Synem Bożym i Zbawicielem świata. Koran ze czcią odnosi się do Matki Jezusa: „Bóg wybrał Maryję i uchronił ją od wszelkiej zmazy, wyróżnił Ją spośród wszystkich niewiast na świecie”. W różnych potrzebach muzułmanie często wzywają ze czcią Maryję. Dialog z islamem jest jednak bardzo trudny, między innymi dlatego że np. grupa fanatycznych szyitów irańskich jest wrogo nastawiona do jakiejkolwiek religii i daleka jest od dialogu z kimkolwiek. O szacunku dla mahometan wspomina Sobór Watykański II w Deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich. Wyraża tam szacunek dla muzułmanów oraz wylicza punkty styczne naszych religii. Wzywa również chrześcijan do dialogu. Jest to znamienne, ponieważ po raz pierwszy oficjalnie w dziejach Kościoła nawołuje się do współpracy i wzajemnego zrozumienia. Sobór uczy: „Jeżeli więc w ciągu wieków wiele powstawało sporów i wrogości między chrześcijanami i mahometanami, święty Sobór wzywa wszystkich, aby wymazując z pamięci przeszłość szczerze pracowali nad zrozumieniem wzajemnym i w interesie całej ludzkości wspólnie strzegli i rozwijali sprawiedliwość społeczną, dobra moralne oraz pokój i wolność”. Ojciec święty Jan Paweł II przy różnych okazjach a zwłaszcza podczas pielgrzymek apostolskich (m.in. do Turcji, Maroka, Indii) nieustannie potwierdzał ciągłość tej soborowej linii Kościoła, któremu nic, co prawdziwe i wartościowe w innych religiach, nie jest obojętne. Ważnym gestem ze strony mahometan była prośba jednego z przywódców islamu, króla Maroka Hassana II (uważanego za 35 potomka Mahometa), o spotkanie papieża z muzułmańską młodzieżą tego kraju. Po pielgrzymce, będąc już w Rzymie 21 sierpnia 1985 roku Jan Paweł II stwierdził: „Wydarzenie to zasługuje na szczególną uwagę, jako forma realizacji tego dialogu z religiami pozachrześcijańskimi, którą postulował Sobór Watykański II. Braciom muzułmanom z Maroka, ich królowi, wyrażam szczególne podziękowanie. Sposób, w jaki zostałem przez nich przyjęty, był wyrazem ich wielkiej otwartości, a entuzjazm młodzieży był dowodem dużej wrażliwości na wartości religijne”. Na zakończenie niech zachętą będą dla nas właśnie słowa papieża wypowiedziane w Maroku: „Wierzę, że Bóg nas dziś zachęca do zmiany dawnych nawyków. Mamy się szanować, a także pobudzać się wzajemnie do dobrych dzieł na drodze Bożej” oprac. na podst.: ks. Kazimierz Bukowski, Religie świata a chrześcijaństwo, Poznań 1988. 25 fot. o. Rufin Razowski OFM 26 27 franciszkańskie aktualności misyjne 28 Watykan 1 września 2009 r. Benedykt XVI mianował Fr. Adela Zaky, franciszkanina (Prowincja św. Rodziny w Egipcie), Wikariuszem Apostolskim Aleksandrii w Egipcie. Fr. Adel Zaky urodził się 1 grudnia 1947 w Luksor. W 1959 zapisał się do Kolegium Serafickiego w Assiut; w 1963 wstąpił do Seminarium Braci Mniejszych w Guizeh. Po uzyskaniu bakalaureatu z teologii, 10 września 1972 złożył śluby wieczyste. 24 września 1972 otrzymał święcenia kapłańskie w Kairze. W 1975 uzyskał licencjat z teologii dogmatycznej. Od 1975 do 1989 pełnił posługę w parafiach Assiut i ElTawirat; w Nag-Hammadi prowadził duszpasterstwo młodzieży i był dyrektorem szkoły. Od 1989 do 1998 był Ministrem prowincjalnym. Od 1998 był proboszczem w Boulacco (Kair). Pełnił także funkcję Sekretarza Zgromadzenia Biskupów Katolickich w Egipcie. Belgia Koordynatorzy formacji misyjnej spotkali się w Brukseli od 25 do 29 sierpnia 2009 w celu ustalenia zadań i zakończenia przygotowanego programu. Larry Webber to kapucyn z USA, formator misyjny w Ameryce Środkowej; Vicente Imhof to franciszkanin konwentualny z Niemiec, misjonarz w Peru; JeanFrançois Nguyen, Wietnamczyk, misjonarz w Birmie; Damien Isabell z USA jest misjonarzem w Republice Demokratycznej Konga. Tegoroczny program w języku angielskim przerabiało czterech braci konwentualnych: dwóch z Indii (mających udać się do Sri Lanki), jeden ze Słowacji (przeznaczony do Albanii), jeden z Zambii (przeznaczony do Malawi). Podczas pierwszego tygodnia bracia skupili się na biblijnych przykładach misji w kulturowym kontekście Nowego Testamentu. Drugi tydzień był poświęcony technikom relacji międzykulturowych, użytecznym do tworzenia wspólnot wielokulturowych i dla małych wspólnot chrześcijańskich. Trzeci i czwarty tydzień były przeznaczone na poznawanie kultur i religii Afryki i Azji, przygotowujące braci do ewangelizacji, inkulturacji i dialogu między religiami i do wspólnot wielokulturowych w tych regionach kulturowych. Dzięki naszej współpracy z Missions Etrangères z Paryża, będziemy mogli skonkretyzować formację azjatycką braci . Panama Franciszkanie z parafii Naszej Pani de la Candelaria w La Pintada wyrazili swój niepokój z powodu wyzysku i zniszczeń środowiska naturalnego Ameryki Środkowej ze strony niektórych przedsiębiorstw przemysłowych. Teoretycznie powinien być to teren chroniony przed zniszczeniem. Jednak kopalnie i przedsiębiorstwa przemysłu górniczego otrzymały prawo do korzystania z zasobów naturalnych regionu, co w konsekwencji prowadzi do nieodwracalnych zniszczeń lasów i „zanieczyszczenia matki ziemi”. Franciszkanie wyrazili sprzeciw wobec „projektu rozwoju, w którym popiera się nieuczciwy zysk oraz zaniepokojenie wobec niewymiernych strat, jakie powstają na skutek niszczycielskiego wykorzystywania bogactw naturalnych”. „Są takie wartości, które nie podlegają negocjacjom” - mówią Bracia, a wśród nich „respektowanie konstytucji naszego kraju, która jako fundament przyjmuje umowę o ustawicznym rozwoju i sprawiedliwym dysponowaniu bogactwami naturalnymi”. Franciszkanie zwracają się do odpowiednich władz, aby zagwarantowały ochronę wielkich naturalnych bogactw, jakie Panama posiada Watykan Minister Generalny Zakonu Franciszknanów został członkiem Kongregacji do spraw Ewangelizacji Narodów i Krzewienia Wiary. Poprzez Sekretarza Stanu, Kard. Tarcisio Bertone, Ojciec Święty Benedykt XVI mianował na następne 5 lat Ministra Generalnego, Fr. Jose Rodriguez Carballo, członkiem Kongregacji do spraw Ewangelizacji Narodów i Krzewienia Wiary. 11 listopada 2009 r. Ojciec Święty Benedykt XVI mianował Fr. Irineu Andreassa biskupem diecezji Lages (z Kustodii p.w. Najświętszego Serca w Brazylii). Diecezję Lages zamieszkuje 357.000 mieszkańców, z czego 305.000 jest katolikami. Na terenie diecezji pracuje 54 kapłanów i 194 osoby konsekrowane). Biskup Andreassa urodził się w 1949 roku w Iacri, w Brazylii. Profesję zakonną złożył w 1977 roku, a w 1978 przyjął święcenia kapłańskie. Dotąd był proboszczem parafii p.w. Św. Anny i Naszej Pani z Aparecida w diecezji Marilia. Peru Z okazji Jubileuszu 800-lecia założenia Zakonu Braci Mniejszych, Prezydent Kongresu Peru, Luis Alva Castro, odznaczył Franciszkanów Honorowym Medalem Republiki. To zaszczytne odznaczenie odebrał w imieniu Współbraci Minister Prowincjalny Prowincji Dwunastu Apostołów - Fr. Emilio Carpio Ponce. W swoim wystąpieniu Prezydent przedstawił św. Franciszka jako Apostoła Pokoju, podkreślając nadzwyczajny wkład Zakonu dla całego kraju. Fr. Emilio Carpio stwierdził w odpowiedzi, że otrzymane odznaczenie jest wyzwaniem dla Zakonu pracującego w Peru i wezwaniem do kontynuowania dzieła ewangelizacji i kultury w minionych wiekach. Franciszkanie są obecni w Peru od 1531 roku, czyli od 478 lat. informacje misyjne w skrócie Brazylia W ciągu ostatniego półrocza w Brazylii zostało zabitych kilku księży. Ks. Ruggero Ruvoletto, 52-letni włoski misjonarz, zginął od strzału w głowę 19 września 2009 r. w swojej parafii Sagrado Corazon de Maria na obrzeżach Manaus w Brazylii. Martwe ciało klęczącego ks. Ruggero znaleziono na plebanii. Z zeznań wynika, że około 50 Real (prawie 19 euro) zostało skradzionych, w pokoju pozostało jednak znacznie więcej pieniędzy. Ks. Ruggero Rivoletto 23 marca 1957 r. urodził się w Galta di Vigonovo, niedaleko Wenecji. Święcenia kapłańskie przyjął w 1982 r. z rąk biskupa Filipa Hernandeza, którego był później sekretarzem (1982-1988). Po studiach z eklezjologii w Rzymie, powrócił do diecezji w 1994 r., gdzie pracował prawie rok w duszpasterstwie i opiece społecznej. Następnie, w latach 1995-2003, był dyrektorem Diecezjalnego Centrum Misyjnego. W dniu 6 lipca 2003 r. wyjechał do Brazylii jako misjonarz do diecezji Itaguai w Mangaratiba. W następnym roku wziął udział w projekcie misyjnym na obrzeżach Manaus, wspieranym przez lokalne diecezje. Jest to obszar, na granicy miasta i lasu, w którym przestępczość jest szczególnie intensywna. Ks. Ruggero niedawno wziął także udział w demonstracji domagającej się większego bezpieczeństwa. Ks. Hidalberto Henrique Guimaraes był proboszczem parafii Matki Boskiej Łaskawej we wspólnocie Murici na peryferiach miasta Maceió. Ciało kapłana znaleziono w sobotę, 7 listopada, w dwa dni po jego zniknięciu. Jego nieobecność podczas Mszy św. w jednej ze wspólnot parafialnych zaniepokoiła wiernych, którzy go odnaleźli nieżywego z licznymi ranami na całym ciele w jego mieszkaniu. Pogrzeb kapłana odbył się 8 listopada w jego parafii oddalonej 54 km od Maceió. Watykan Msza św. w Bazylice Watykańskiej pod przewodnictwem Benedykta XVI otworzyła 4 października 2010 przed południem II Zgromadzenie Specjalne Synodu Biskupów dla Afryki. Wraz z papieżem liturgię koncelebrowało 239 ojców synodalnych i 55 uczestniczących w jego pracach kapłanów. W ciągu ostatnich 30 lat nastąpił trzykrotny wzrost liczby katolików na tym kontynencie, od ok. 55 mln w 1978 r., na początku pontyfikatu Jana Pawła II, do blisko 165 mln. Obecnie stanowią oni 17,5 proc. z liczącej 943,7 mln mieszkańców Czarnego Lądu. Przez ostatnich 15 lat, jakie upłynęły od pierwszego Zgromadzenia Specjalnego Synodu Biskupów dla Afryki, Kościół rozwijał się tam bardzo dynamicznie. Liczba księży wzrosła w tym czasie o 49 proc., czyli do ok. 35 tys., oraz misjonarzy świeckich, których liczba zwiększyła się dwukrotnie - do 3 590. Tematem obecnego zgromadzenia specjalnego Synodu jest "Kościół w Afryce w służbie pojednania, sprawiedliwości i pokoju". Benedykt XVI wymienił niektóre aspekty, które będą przedmiotem obrad Synodu: "prymat Boga, Stwórcy i Pana; małżeństwo; dzieci". W pracach Synodu biskupi pragną ukazać przejście od ewangelizacji i Kościoła jako rodziny Bożej, na czym skupiono się podczas pierwszego synodu afrykańskiego i przy wprowadzaniu go w życie, do aktualnej misji, jaką mają katolicy na rozdartym konfliktami kontynencie. Uczestnicy Synodu zastanawiali się nad sposobami, w jaki sposób należy tę misję pełnić, jak wychodząc od świadectwa dawanego Chrystusowi, chrześcijanie mają stawać się "solą ziemi" i "światłem świata". Zgromadzenie Specjalne Synodu Biskupów dla Afryki trwało do 25 października. W obradach wzięło udział 244 ojców synodalnych, w tym pięciu Polaków. Sudan Biskup jednej z diecezji w Sudanie prosi wspólnotę międzynarodową o interwencję w celu ochrony ludności przed atakami grup partyzanckich, wywodzących się z Armii Bożego Oporu (Lord's Resistance Army). Biskup Eduardo Hiiboro Kussala z diecezji TamburaYambio podkreślił, że ataki na niewinnych cywilów, kobiety z dziećmi, osoby starsze, nie zostaną powstrzymane bez jednoznacznej interwencji spoza Sudanu. Biskup wezwał pomoc po tym, jak duży oddział z LRA wdarł się do kościoła w jego diecezji i dokonał profanacji oraz uprowadził 17 osób, w większości młodych ludzi. Krótko po ataku na kościół Maryi Królowej Pokoju w mieście Ezo, odnaleziono przywiązane do drzewa okaleczone ciała porwanych mężczyzn. W odpowiedzi na ataki w Ezo i sąsiedniej wiosce Nzara bp Hiiboro zorganizował trzydniowe modlitwy dla wszystkich wyznań chrześcijańskich z sudańskiego stanu ogarniętego konfliktem. Ich punktem kulminacyjnym był bosy marsz 20 tysięcy ludzi ubranych w płócienne worki w milczącym proteście przeciwko bezczynności władz w dziedzinie podnoszenia poziomu bezpieczeństwa w tym regionie. W modlitwach tych brali również udział członkowie władz lokalnych, którzy zobowiązali się do zwiększenia obecności policji w tym regionie. Indie W stanie Karnataka w Południowo-Zachodnich Indiach zniszczono kolejny kościół. Rozbito tabernakulum a hostie porozrzucano po ziemi. Splądrowano szafki i skradziono naczynia liturgiczne. "Rząd stanowy był poinformowany o ataku i mimo obietnic policja nie uczyniła nic, aby szukać sprawców" – powiedział arcybiskup Bangalore Bernard Moras, którego słowa cytuje szwajcarska agencja APIC. Wśród mieszkańców stanu Karnataka chrześcijanie stanowią jedynie 2 proc. W ostatnich miesiącach był to kolejny atak na świątynie i obiekty chrześcijańskie w tym regionie. Franciszkańskie aktualności misyjne i Informacje misyjne w skrócie oprac. J. P. Szumiec OFM na podst.: Fraternitas, www.fides.org, Tygodnik Powszechny, AsiaNews, Radio Watykańskie, Więź, www.opoka.org.pl, www.misjefranciszkanskie.pl 29 pomoc misjom intencje dla misjonarzy Za pośrednictwem Sekretariatu Misyjnego można zamawiać Msze św. (pojedyncze, nowennowe oraz gregoriańskie), które będą odprawione przez naszych misjonarzy. Intencje należy przesłać na adres Sekretariatu pocztą (zwykłą lub elektroniczną), natomiast ofiarę wpłacić na konto bankowe Sekretariatu z zaznaczeniem w tytule wpłaty: „intencje dla misjonarzy”. Sekretariat przesyła intencje wraz z ofiarami misjonarzowi, natomiast Ofiarodawcy wysyła potwierdzenie. Sekretariat Misyjny - OO. Franciszkanie 31-344 Kraków, ul. Ojcowska 1 numer konta bankowego: 04 1020 2892 0000 5102 0016 8435