Dowiedz się, co słychać w Krakowie!
Transkrypt
Dowiedz się, co słychać w Krakowie!
JESTEŚMY STYCZEŃ 2014 NUMER 1 (2) Biuletyn krakowskiej społeczności żydowskiej Dowiedz się, co słychać w Krakowie! LUDZIE JCC SŁOWO WSTĘPNE – Wróćmy na drogę prawdy........................................................................... 2 JUSTINOWNIK – Co ja robię tu? ........................................................................................................ 3 LUDZIE JCC -- Klub Seniora w każdym wieku............................................................................... 5 CO SŁYCHAĆ? ............................................................................................................................................... 6 RECENZJE ...................................................................................................................................................... 8 OGŁOSZENIA DROBNE ............................................................................................................................ 11 KULINARIA ................................................................................................................................................... 11 OSTATNIA STRONA ................................................................................................................................... 12 JESTEŚMY to miesięcznik wydawany przez Centrum Społeczności Żydowskiej w Krakowie. OWOCNEGO TU BISZWAT! ŻYCZY REDAKCJA Osoby chcące współpracowac z naszym miesięcznikiem prosimy o kontakt z redakcją: [email protected] Redaktor naczelna: Zofia Radzikowska Redakcja: Ishbel Szatrawska, Anna Gulińska, Sebastian Rudol, Katarzyna Zimmerer Opracowanie graficzne: Alicja Beryt Fotografie: JCC 1 SŁOWO WSTĘPNE JUSTINOWNIK Wróćmy na drogę prawdy! Oddajemy naszym Czytelnikom drugi numer Jesteśmy. Miałam zamiar napisać, tytułem wstępu, parę słów na jakiś ważny temat. Jednakże bratni organ „Nasza Gmina” raczył nam poświęcić nieżyczliwą uwagę tekstem Redaktor Naczelnej Krystyny Podgórskiej pt. „Jak Żyd na pustyni”. Tekst ten jest wyrazem ignorancji i złośliwego mijania się z prawdą, że o totalnym wypraniu z poczucia humoru już nie wspomnę. Wymaga to reakcji, a zatem, po kolei. Tytuł „Lepszy rabin bez brody...” jest połową znanego, żartobliwego powiedzenia "lepszy rabin bez brody, niż broda bez rabina” (wielokropek wskazuje, że istnieje jakaś część dalsza). Nawiasem mówiąc, pierwszy raz usłyszałam je od rabina w Koszycach, gdzie wizytowaliśmy słowackie Dzieci Holocaustu. Opowiedział nam, jak raz nie zaakceptowano jego udziału w ślubie żydowskim... z powodu braku brody! Nigdy nie pisaliśmy, że rabin Avi Baumol jest zatrudniony w jakichkolwiek formalnych strukturach gminy bądź ZGWŻ. A jednak Naczelny Rabin Polski może wysłać rabina, którego uważa za odpowiedniego, do jakiejkolwiek społeczności żydowskiej w Polsce, by służył tej społeczności jako jego przedstawiciel i pomagał jej w nauce Tory (jeśli są w tej sprawie jakiejś wątpliwości, radzę porozmawiać z rabinem Michaelem Schudrichem). Rabin Avi Baumol pełni właśnie taką rolę, niezależnie od tego, że formalnie jest wysłannikiem Shavei Israel – której zasługi są nie do przecenienia także dla naszej społeczności. 2 Kto ma jakiekolwiek pojęcie o tym, czym jest Tora, czym jest modlitwa, czym bejt-ha kneset i bejt-ha midrasz wie, że Tory można uczyć nie tylko w sali wykładowej. A do tego, żeby I co ja robię tu? zobaczenia młodych ludzi uczących się z książek, które pomogłem zakupić, była wspaniałym uczuciem. prowadzić modlitwę, żeby być szalijach cibur, nie musi się być koniecznie rabinem, wystarczy być halachicznym Żydem, który ukończył 13 lat i umie to robić. Dlatego wywody na temat, że rabin Avi Baumol może tylko uczyć, a nie prowadzić nabożeństwo w synagodze, są nie na miejscu. Do tego nie jest potrzebna żadna urzędowa funkcja. Przed wojną, jak wszyscy wiemy, nie było żadnej rozwiniętej społeczności żydowskiej, w której wszyscy chodziliby do jednej synagogi, czy domu modlitwy. Chodzili do różnych i to właśnie było normalne. Sytuacja, gdy garstka ocalonych spotyka się w jednej zdatnej do użytku synagodze była wynikiem zbrodni Hitlera. Dlatego współcześnie niektórzy dodają do naszych 613 przykazań, jeszcze jedno przykazanie 614: „nie będziesz przyznawał Hitlerowi pośmiertnych zwycięstw”. Dziś odradzająca się społeczność żydowska może iść nie tylko do jednej synagogi, może wybierać gdzie i z kim pójdzie się modlić, i mimo to pozostać jedną społecznością. Gdy ktoś sugeruje, że powinno się nas tego prawa pozbawić ten powinien się dobrze nad sobą zastanowić! P.S. Dziękujemy jednak za reklamę JCC i (po wielu miesiącach całkowitego przemilczania) przypomnienie niektórych wydarzeń listopada. Zofia Radzikowska Redaktor naczelna Pewnie mieliście już szansę spotkać Amerykanina włóczącego się po korytarzach JCC Krakow i zastanawialiście się kim jest i co tutaj robi. Wbrew podejrzeniom, nie jest to młodszy brat dyrektora Jonathana Ornsteina. Justin Kadis pracuje w JCC Krakow realizując roczny program American Jewish Joint Distribution Committee znany jako JDC Entwine Global Jewish Service Corps. Mamy dla Was trochę więcej informacji o Justinie i o tym, co robi w Krakowie. Dorastałem w Cleveland w stanie Ohio i chociaż miałem bar micwę, uczęszczałem do szkoły hebrajskiej, Szkółki Szabatowej oraz Niedzielnej, to jednak zawsze bardziej niż religijne tradycje, interesowała mnie żydowska filantropia. Moi rodzice wpoili we mnie ideę Tikkun Olam już kiedy byłem młody i dzięki temu od zawsze czułem potrzebę pomagania społeczności w każdy możliwy sposób. Przez lata pomoc społecznościom lokalnym i tym za granicą przybierała różne formy i miała różne znaczenie. Na moją Bar Micwę poprosiłem gości o dotację na akcję charytatywną zamiast wydawania pieniędzy na prezenty dla mnie. Dotację wykorzystałem na kupienie w lokalnej księgarni setek książek, które zostały wysłane do szkoły w Beit Sze'an w Izraelu. Wiele lat później, razem z moją rodziną, odwiedziliśmy to miejsce i w szkolnej bibliotece zobaczyłem książki, które kupiłem. Możliwość Przenieśmy się teraz w czasy nieco bardziej współczesne – mieszkałem już w Nowym Jorku, po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Bostońskim na kierunku Marketing, pracowałem w marketingu sportowym. Po pięciu latach pracy w firmach zajmujących się konsultingiem sportowym, chciałem zdobyć pracę w świecie technologii. Znalazłem firmę zajmującą się mailingiem oraz portalami społecznościowymi związanymi ze światem muzyki. Zostałem wynajęty do założenia i prowadzenia ich działu sportowego. Swój wolny czas wykorzystywałem na wolontariat dla dwóch organizacji: PresenTense, żydowskiej organizacji przedsiębiorczej i Friends of the Israel Defense Forces. Od mojego brata Alexa dowiedziałem się o innej organizacji. American Jewish Joint Distribution Committee (JDC) jest jedną z największych żydowskich organizacji humanitarnych na świecie, wpływającą na życie milionów osób w ponad 70 krajach. Kiedy mój brat zasugerował, żebyśmy aplikowali na staż JDC na Kubie, pomyślałem, że to świetny pomysł! Była to okazja do wzmocnienia relacji z moim bratem w czasie odkrywania państwa, które dla większości Amerykanów jest zupełnie nieznane (z powodu embargo), a wszystko to podczas poznawania żydowskiej społeczności. Okazało się, że program ten dał mi więcej niż oczekiwałem. Mimo że wycieczka była krótka, jej program był na tyle intensywny, że udało mi się poznać wielu wspaniałych ludzi oraz zwiedzić wiele wyjątkowych miejsc. Mogłem też na własne oczy przekonać się o wpływie jaki JDC, poprzez swój program kolacji Szabatowych oraz apteki dla społeczności, wywiera na życie lokalnych Żydów 3 JUSTINOWNIK oraz reszty społeczności Hawany. Po powrocie do Nowego Jorku współorganizowałem prezentację dotyczącą mojej wycieczki na Kubę. Poświęciłem temu wydarzeniu swój czas oraz energię, ponieważ chciałem podzielić się wspaniałymi doświadczeniami, jakie zdobyłem w czasie wyprawy z innymi ludźmi. Dzięki temu zaangażowałem się mocniej w działania humanitarne JDC w Nowym Jorku i dowiedziałem się o Jewish Service Corps. Zdecydowałem się na udział w programie JDC Entwine Global Jewish Service Corps i roczny wyjazd do pracy ze społecznością w celu stworzenia czegoś znaczącego –uznałem że jest to coś, co chciałbym w życiu robić. Wysłałem swoje zgłoszenie i wziąłem udział w kilkuetapowym procesie rekrutacyjnym. Po wyjeździe z JDC do Chin i spotkaniu się z Ralphem Goldmanem, który odbył staż w Etiopii, przekonałem się że wyjazd z JDC był dla mnie ogromną szansą. Moi przełożeni z JDC, przekonani o tym, że wyjazd do Krakowa będzie dla mnie idealnym rozwiązaniem, poprosiła mnie o rozmowę z dwoma osobami z Polski – Kariną Sokołowską, Dyrektorem JDC Polska z Warszawy oraz dyrektorem JCC Krakow, Jonathanem Ornsteinem. Oboje roztoczyli przede mną wizję bezpiecznego i spokojnego miejsca, gdzie dobrze jest być Żydem, które jednocześnie zlokalizowane jest blisko Auschwitz. Perspektywa połączenia mojego doświadczenia w biznesie z możliwością odbudowywania społeczności żydowskiej doświadczonej Holokaustem oraz komunizmem była dla mnie okazją, której nie mogłem zaprzepaścić. Przybyłem do Krakowa 1 września. Nie byłem tutaj nigdy wcześniej ani nie znałem nikogo z Polski. W pierwszym tygodniu byłem nieco zestresowany – zastanawiałem się, jacy będą moi współpracownicy, jak będzie wyglądała praca, jak smakować będzie jedzenie i czy spodoba mi się miasto. Jednak to, co tu zastałem, przekroczyło moje oczekiwania! Moi współpracownicy są 4 LUDZIE JCC niesamowici – przyjaźni, pomocni, zmotywowani oraz w pełni poświęcenia w czynieniu z JCC miejsca otwartego i przyjaznego dla wszystkich członków oraz gości. Moja praca jest bardzo złożona – zajmuję się głównie marketingiem, grantami i funduszami, pomagam w relacjach z darczyńcami – większość naszych darczyńców to obcokrajowcy i utrzymanie z nimi trwałych więzów jest dla nas bardzo ważne. Zajmuję się także mediami i portalami społecznościowymi, tworzeniem anglojęzycznych treści na stronę internetową JCC oraz bloga, korektą tekstów, które przetłumaczone zostały na angielski oraz spotkaniach z grupami anglojęzycznymi. Są także zadania, które pojawiają się niespodziewanie tu i tam – pomagałem w budowaniu sukki, nadzorowałem sadzenie żonkili w ogródku JCC, które symbolizować będą ocalonych z Holokaustu oraz ich dzieci i wnuki, oraz zjadłem więcej chałki niż przez ostatnie 20 lat mojego życia. To ostatnie może nie brzmi jak praca, ale uczestniczyłem w każdej kolacji Szabatowej od mojego przyjazdu! To wspaniałe uczucie zobaczyć 60-80 członków JCC, którzy przychodzą co tydzień, żeby zjeść pyszny posiłek, posłuchać Dwar Tory i spotkać się z gośćmi z całego świata. Zacząłem nawet uczyć się polskiego, by móc porozmawiać z członkami Klubu Seniora JCC! Pierwsze cztery miesiące mojego pobytu wywarły na mnie ogromne wrażenie i już cieszę się na kolejnych osiem. Lub „co najmniej osiem”, jak to mówi Jonathan! Justin Kadis Klub Seniora w każdym wieku Od przeszło pięciu lat w JCC działa Klub Seniora. Niemalże codziennie, oczywiście z wyjątkiem sobót, wita wszystkich miłych gości i zaprasza na małe „co nieco”. Moc trunków i poczęstunku zawsze jest z nami, jednak gdy czegoś zabraknie to „się wyciągnie” z szafy lub lodówki. Wszyscy, którzy przybywają do nas przywitać dzień pełen radości, a jak powszechnie dookoła wiadomo, inne u nas się nie zdarzają, spotykają tętniące humorem i radością grono „staruszków”. Lecz są to „staruszkowie” niezwykli, zarówno w formie jak i treści. Mamy paru „staruszków” zaraz po maturze, choć oczywiście wszyscy jesteśmy duchowo świeżo po egzaminie dojrzałości, a wielu z nas nawet tuż przed. Bywa, że wpadają na kawkę znienacka „staruszkowie” z małymi dziećmi, bo w Klubie Seniora naprawdę cuda się zdarzają. Nasi „staruszkowie” mieszczą się w przedziale wieku od zera do nieskończoności. Czasem, jak zamykam oczy wsłuchując się w tematy rozmów to nie wiem, kto jest bliżej zera a kto nieskończoności. Tylko tembr i brzmienie głosu wydaje się wskazywać wiek i autora słów. Jednakże biorąc pod uwagę tematykę i dozę poczucia humoru tych rozmów, to tylko „wydaje się”. Klub Seniora ma swoich stałych, „żelaznych” bywalców, bez których „nie zaglądam do lodówki”, nie kroję ciasta i nie uruchamiam ekspresu do kawy. Bywają jednak dni, kiedy otwieram Klub w samotności. Patrzę wtedy z nostalgią na powieszone na ścianach zdjęcia i ogarnia mnie uczucie smutku i niepewności. W takich sytuacjach, lejącą się brunatnym niepokojem ciszę, przerywa radosny dzwonek mojego telefonu, w którym zniecierpliwiony głos informuje mnie: - Gosiu już jadę, straszne dzisiaj korki! lub - Kolejka u lekarza, już jadę. Nie denerwuj się. W JCC jest gwarno i wesoło. Wiedzą o tym wszyscy nasi członkowie, jak również nasi goście. Lecz jeśli jakimś dziwnym zrządzeniem losu jest jeszcze ktoś, kto do nas nie dotarł, to niech natychmiast przyjdzie i sam się przekona. Dowie się, że to w Klubie Seniora zawsze jest najgłośniej. I to jest powodem do dumy! Szanowni Państwo, Żydzi to tak mają, że stopień natężenia decybeli jest wprost proporcjonalny do współczynnika dobrej zabawy. Niekiedy nie da się nawet rozmawiać, bo rozgorączkowane dyskusje na tematy ważne i jeszcze ważniejsze wywołują ogromne emocje. Wtedy musimy krzyczeć. A czasem to trzeba nawet śpiewać… Jak już wspomniałam, w Klubie nie stawiamy ramy wiekowej. Liczy się chęć, poczucie humoru i życzliwy stosunek do ludzi. Wszyscy jesteśmy oczywiście młodzi duchem, niezmiennie piękni i ogromnie bogaci. Tylko z tym bogactwem to niestety różnie bywa, gdyż przejawia się ono głównie w sferze duchowej. W obliczu tak sprzyjających okoliczności pozostaje nam tylko zająć się szampańską zabawą i zapomnieć o wszystkich dolegliwościach, które już po trzydziestce zaczynają dokuczać. Rozmowy o figlach z młodości przywracają chęć do życia. Nawiązują się nowe przyjaźnie, a ludzie wzajemnie sobie pomagają. Znamy swoje choroby oraz lekarstwa, swoich bliskich, dzieci i wnuki. Niewielkie kłótnie oczyszczają od czasu do czasu atmosferę i powodują, że adrenalina wzrasta dając pretekst do następnej rozmowy. Z problemami, które jednak czasem nas dotykają, jedziemy na „górę” - do biura. Tam odnajdujemy spokój ducha, ukojenie starganych nerwów. Jednym słowem otrzymujemy lekarstwo na całe zło otaczającego nas świata. Zmartwienia łagodzą ciastka i zakąski, likierek albo wódeczka, która jest pita oczywiście tylko w celach zdrowotnych. Zajęcia z rehabilitacji, które prowadzi przystojny pan Paweł, poprawiają kondycję, a niektórym nawet wzmagają krążenie. W związku z tym cieszą się one ogromnym zainteresowaniem, zwłaszcza u pań. Jak ktoś nie darzy sympatią wyczerpujących ćwiczeń fizycznych, może „rozerwać się” podczas zajęć z tańca lub zbliżyć się ku nirwanie na jodze. 5 CO SŁYCHAĆ? 6 To jednak nie wszystko, co można robić w Klubie Seniora. Jeśli Państwo myślą, że my tylko jemy i ćwiczymy to grubo się mylicie. Aktywnie uczestniczymy w lekcjach hebrajskiego, angielskiego i niemieckiego. Niekontrolowana wymiana prasy i literatury (nie zawsze pięknej), a co za tym idzie również myśli, poszerza nam, i tak już przecież ogromne, horyzonty. Po dyskusjach na tematy zwłaszcza polityczne potrzebne są niekiedy krople uspokajające. W każdy piątek spotykamy się na kolacji szabatowej. Jeszcze przed modlitwą seniorzy zajmują sobie miejsca, żeby świętować piątek w miłym towarzystwie. Po kolacji kierujemy się ponownie do Klubu na gorącą herbatę i dyskusje. Urodziny członków i przyjaciół Klubu na stałe weszły do naszego kalendarza imprez. Przeważnie są huczne oraz pełne poczucia humoru. Cały budynek słyszy (jakby to była u nas nowość) śpiewane solenizantowi gromkie „120 lat”. Wolontariusze zawsze chętnie pomagają, za co im serdecznie dziękujemy. Brakuje czasu na wspólne wyjścia poza JCC, gdyż oferowany jest nam tak szeroki wachlarz zajęć, iż trudno znaleźć „lukę”. Jest w czym wybrać. Mamy wykłady, pokazy filmowe, panele dyskusyjne, wernisaże, na co dzień działa biblioteka. Nowa kuchnia kusi i połyskuje ładnymi kafelkami, piekarnik zaprasza do pieczenia. Wspierająca nas kulinarnie Maria, będąca „maestro gotowania”, wprowadza seniorów w nieokiełznany świat rozkoszy podniebienia. W takich okoliczność stwierdzenie, że jesteśmy uzależnieni od Klubu jest jak najbardziej na miejscu. Mądrzy podobno powiadają, że starość nie radość, młodość nie sztuka. Ja się z tym nie zgadzam, ponieważ w Klubie Seniora jest sama radość i niekończąca się sielanka. Jednak każdemu z nas coś doskwiera, raz boli, znowuż gniecie i musimy sobie z tym radzić. Wspólnie rozmawiamy jak ustrzec się rożnych dolegliwości. Choroby są głównie wynikiem upływającego czasu, lecz nie tylko. Pojawiają się również na tle nerwowym, wynikającym z prowadzonego trybu życia. Z drugiej strony, Klub jest dla wielu z nas miejscem gdzie zmartwienia odchodzą na dalszy plan. Wielu z odwiedzających Klub to CO SŁYCHAĆ? świadkowie tragicznej historii narodu żydowskiego. Chcemy, aby byli pośród nas jak najdłużej ciesząc się dobrą kondycją psychiczną i fizyczną. Chcemy, aby uczestniczyli w budowaniu lepszego świata, życzliwego ludziom wszelkich nacji i przekonań. wydarzeniach, konferencja była doskonałą okazją na spotkanie się ze znajomymi z innych części Polski. W niedzielne popołudnie, zmęczeni trzema dniami intensywnej konferencji, wróciliśmy do Krakowa. My już nie możemy doczekać się na kolejną edycję, a Wy? Małgorzata Zajda JCC chciałoby jeszcze raz życzyć jemu oraz rodzicom wszystkiego, co najlepsze. Promocja Kalendarza JCC 2014 – Przyjaźń 17 grudnia dokonaliśmy oficjalnej prezentacji czwartej edycji kalendarza JCC Kraków. Tematem tegorocznego kalendarza jest przyjaźń, dlatego też, prócz samej prezentacji, uczestnicy mieli okazję posłuchać wykładu Rabina Aviego o żydowskim spojrzeniu na przyjaźń. W wydarzeniu wzięli udział niemal wszyscy spośród 24 bohaterów kalendarza – opowiadali historie i ciekawostki dotyczące ich przyjaciół. Każda para przedstawiona w kalendarzu otrzymała wydrukowaną pamiątkową fotografię z kalendarza, a wszyscy zebrani mogli po wykładzie otrzymać swoją własną kopię tegorocznej edycji. Czy macie już swoje ulubione zdjęcie? Grudzień w JCC W JCC prócz cotygodniowych kolacji szabatowych, zajęć prowadzonych przez Rabina Aviego oraz licznych lekcji języków obcych, działo się wiele. Spośród kilkudziesięciu wydarzeń, jakie odbyły się w zeszłym miesiącu, wybraliśmy dla Was cztery, które warto sobie przypomnieć. JCC Kraków na Limudzie Grudzień rozpoczęliśmy od wyjazdu do Warszawy na kolejną edycję Limudu, w tym roku organizowanego pod hasłem „Przyszłość”. W piątkowy poranek dwa autobusy pełne członków JCC (niemal 90 osób!) wyruszyły w kilkugodzinną podróż, w czasie której odbył się tradycyjny konkurs na najlepszą nalewkę. Po dotarciu na miejsce i zakwaterowaniu w swoich pokojach, uczestnicy wzięli udział w wielkiej kolacji szabatowej organizowanej dla ponad 800 osób! Jak co roku, każdy dzień Limudu pełen był interesujących wykładów, prezentacji, spotkań autorskich oraz projekcji filmowych – wielu z prowadzących jest członkami JCC Krakow. Prócz możliwości udziału we wspomnianych Brit Mila w JCC 12 grudnia mieliśmy wyjątkową okazję świętować ceremonię brit mila syna Anny oraz Jasona. Rodzice wraz rodziną oraz znajomymi z JCC zebrali się w Sali na Miodowej wczesnym popołudniem, by wspólnie uczestniczyć w wydarzeniu prowadzonym przez Rabina Aviego Baumola. Po krótkiej ceremonii oraz modlitwie wszyscy zebrani wzięli udział w tradycyjnym poczęstunku, a następnie zatańczyli wokół szczęśliwych rodziców. Uroczystość zgromadziła niemal 30 osób, dla wielu była to pierwsza szansa na uczestniczenie w brit mila. Syn Jasona oraz Ani otrzymał imię Szomer Jonatan Icchak (i w czasie całego wydarzenia nie zapłakał ani razu!) – całe Sylwester w Klubie Seniora 31 grudnia w Klubie Seniora odbyła się coroczna impreza sylwestrowa. Oj, się działo! Wieczoru było mało! Szum atłasów, koronek, błysk smokingów, wirujące pary na parkiecie, serpentyny, kula dyskotekowa i pełne stoły sprawiały, że sylwester 2014 w Klubie Seniora był udany. Spotkamy się w przyszłym roku w jeszcze większym towarzystwie! 7 RECENZJE RECENZJE W ukryciu – dwugłos W ukryciu (2013) Reżyseria: Jan Kidawa-Błoński Najnowszy film Jana Kidawy-Błońskiego miał być filmem szokującym, łączącym coraz bardziej popularną w polskim kinie tematykę LGBT z coraz bardziej ograną tematykę II wojny światowej. Obraz „W ukryciu” miał nieść przełomowy przekaz oraz wprowadzić nową jakość do polskiego kina. Ambicje reżysera związane z jego własnym dziełem sięgały bardzo wysoko, niestety upadek z takiej wysokości musiał niezwykle boleć. Sielankowy krajobraz polskich lasów przecina szarą smugą dymu pędzący pociąg, II wojna światowa dobiega końca, a główna bohaterka filmu, Janina (w tej roli Magdalena 8 Boczarska) wraca do rodzinnego Radomia. Tam w pięknym, zaskakująco, jak na panujące warunki, czystym domu czeka na nią ojciec, ale też – jak szybko się przekonujemy – ukrywana przez niego młoda Żydówka, Ester (Julia Pogrebińska). Zszokowana postępowaniem ojca Janina początkowo opiera się i nie chce zaakceptować tej sytuacji, jednak zaczyna spędzać z Ester coraz więcej czasu, nawiązuje się między nimi coraz głębsza więź i… chyba tutaj właśnie miała wybuchnąć pełna namiętności miłość dwóch kobiet, które są niejako na siebie skazane. Niestety nic takiego się nie dzieje. Dwugodzinny film Jana Kidawy-Błońskiego nie wnosi niestety do polskiego kina niczego nowego. Jak wiele poprzednich filmów poruszających tematykę homoseksualną, nie chce być zbyt dosłowny, dlatego nie mówi się tutaj o miłości, jedynie o fascynacji, nie mówi się o seksie, ale o relacji, nie mówi się o wojnie, ale o ciężkich czasach i nie mówi się o zabijaniu, ale o popełnianiu grzechu. Nie można dlatego również mówić o dobrym filmie, ale o fatalnej pomyłce. Akcja filmu toczy się w leniwym tempie i nawet sceny morderstw przechodzą bez większego echa. Wątki poboczne, takie jak związek Janiny z miejscowym muzykiem, czy opowieści Estery o jej przedwojennym życiu i fascynacji komunizmem, istnieją tylko po to, by widz nie znudził się patrzeniem na piękne ciało Pogrebińskiej. Nie można pozbyć się wrażenia, że reżyser stara się szybko przepchnąć widza przez pierwszą połowę filmu, by w drugiej móc już pokazać to, co chciał. Opętana uczuciem Janina nie mówi Esterze o końcu wojny, zabija deskami okna i zawiesza na dachu flagę III Rzeszy Niemieckiej. W międzyczasie mamy jeszcze morderstwo, spowiedź i uprowadzenie ojca Janiny, kwestie nie tak istotne jednak, jak wspólny prysznic dwóch ubrudzonych krwią młodych dziewcząt. Anna Maria Baryła Film „W ukryciu” jest więc zbieraniną niedokończonych, niedopowiedzianych wątków próbuje się tutaj pokazać romans, zabarwić go wątkiem historycznym, nadać mu pozory thrillera i dramatu psychologicznego. W efekcie otrzymujemy jednak mieszankę płytkich i tendencyjnych dialogów, przeinaczoną wojenną rzeczywistość (piękna i zadbana Estera biega frywolnie po domu Janiny w koronkowej haleczce) i zupełnie bezbarwny wątek żydowski, opierający się na kilkukrotnym powtórzeniu w filmie słowa „Juden” i na pokazaniu stojących na straganie siedmioramiennych świeczników. Ocena: „W ukryciu” to najnowszy film Jana Kidawy-Błońskiego, osadzony w realiach II wojny światowej thriller opowiadający historię Janiny (Magdalena Boczarska), która wracając do rodzinnego Radomia pod koniec wojny spotyka Ester (Julia Pogrebińska), młodą żydówkę, którą ojciec Janiny ukrywa w schowku pod swoim mieszkaniem. Osią filmu jest próba przedstawienia ewolucji relacji bohaterek zamkniętych w niewielkiej przestrzeni domu – od niechęci i braku zaufania Janiny wobec Ester, poprzez wzajemną akceptację, następnie przyjaźń aż do czegoś, co w zamyśle reżysera miało być romansem, czy wręcz chorą fascynacją. Niestety sposób, w jaki przedstawiona została miłość pomiędzy bohaterkami, wątek hucznie reklamowany przez materiały promujące film, jest jego główną wadą. Głębokość ukazanych emocji nie odbiega poziomem od filmów erotycznych wyświetlanych w telewizji po godzinie 23.00, obydwu bohaterkom brakuje jakiejkolwiek głębi psychologicznej, która mogłaby tłumaczyć, jak narodziło się uczucie. Co więcej, obydwie przedstawione zostały w filmie bardzo stereotypowo – mamy delikatną, zawsze piękną i zadbaną (mimo faktu, że większość czasu przebywa w ciemnej i zimnej dziurze wykopanej pod podłogą domu) Ester oraz twardą, surową i zimną Janinę, po której wyraźnie widać trudy życia w czasie II wojny światowej. I tutaj poruszyć muszę kolejny wielki problem filmu – widz traktowany jest przez reżysera jako osoba, której każdy jeden temat należy opisać dosłownie i w jak najprostszy sposób. Jeżeli widz nie domyśla się, że w danej scenie (w której Janina szuka dawnego ukochanego Ester – Dawida) znajdujemy się w dzielnicy żydowskiej, nagle w tle pojawiają się postacie krzyczące „tu jest synagoga”. Jeżeli przypadkiem nie domyślimy się, że właśnie skończyła się wojna, reżyser przedstawi nam radzieckiego żołnierza, który tryumfalnie zrywa nazistowską flagę z dachu. Obraz przedstawiony w filmie jest bardzo sterylny – nawet wtedy, gdy wędrujemy po ulicach zniszczonego miasta, ciężko oprzeć się wrażeniu, że to co widzimy jest nienaturalnie uporządkowane i czyste. Muzyka (przede wszystkim motyw przewodni powtarzający się w ważniejszych scenach) absolutnie nie odbiega od setek innych poważnych i smutnych utworów towarzyszących filmom osadzonym w realiach II wojny światowej. Mimo, iż w filmie ukazane są wydarzenia, które powinny szokować widzów – morderstwa, intrygi polityczne oraz chora fascynacja drugą osobą, w dodatku w relacji homoseksualnej, to W ukryciu pozostaje do samego końca filmem nudnym. To natomiast niedopuszczalne, jeżeli film pretenduje do bycia thrillerem. Ocena: Sebastian Rudol 9 spaceru na ulicę Grodzką, wstąpienia do tzw. Składu Tanich Książek i zakupienia „Rosyjskiego romansu” Meira Shaleva. A jeszcze lepiej, gdybyście zechcieli zmierzyć się z moim zamiarem jak najszybciej, z powodów zupełnie technicznych – zwyczajnie ktoś inny może Was ubiec. A „Rosyjski romans” jest powieścią wyborną! Wzruszającą, skomplikowaną i wnikliwą pod każdym względem, choć opowiedzianą z dziecięcą prostotą. Rosyjski Romans Meir Shalev Muza, 2010 Meir Shalev, w Polsce znany również z innych książek (ostatnio „Moja babcia z Rosji i odkurzacz z Ameryki”), przedstawia dzieje pierwszych osadników, ich nadzieje i bolączki. A robi to po mistrzowsku, „na miarę Marqueza” - jak powiedziała w jednym z wywiadów prasowych Hanna Krall. Robi to tak, że widzimy starego Jakuba, odważną Fejgę Lewin i dziadka Mirkina, a nie pompatyczne sztandary i zupełnie anonimowych w tej pompatyczności osadników, pionierów, wojowników. „Rosyjski romans” jest jedną z moich ulubionych książek, często do niego wracam. Czasem płaczę, czasem śmieję się przy nim w głos. Znowu, polecam zmierzyć się z moim zamiarem i czym prędzej podreptać na Grodzką. Ocena: „Biada tym, którzy głęboko ukrywają przed Panem swój zamysł”, jak mawia za Księgą Izajasza, stary Jakub Pines, nauczyciel z pionierskiej osady rolniczej w Palestynie. Za jego dobrą radą, postanowiłem na samym początku szczerze wytłumaczyć się ze wszystkich moich zamiarów. Zdaje się nawet, że z zamiarów lekko kolidujących z prawem (lokowanie produktu, itd.), ale liczę w tym względzie na Waszą lojalność! 10 Mianowicie, moim pierwszym (i jedynym!) zamiarem jest skłonienie Was do KULINARIA OGŁOSZENIA DROBNE RECENZJE Patryk Pufelski Zamienię lub odsprzedam kolekcję kart telefonicznych. Więcej informacji pod numerem: 505 265 900 ZAGINĘŁA czarna koszula męska marki Diesel. Znaki rozpoznawcze: krótki rękaw, w drobne różowe kwiatki. Materiał: przewiewny. Koszula zaginęła w JCC. Uczciwego znalazcę prosimy o kontakt z biurem. Koszerna sałatka śledziowa Składniki: - 6 filetów śledziowych matias (500g) - 4 łyżki oleju Kujawskiego tłoczonego na zimno - kilka kropli octu spirytusowego - ogórki konserwowe - koper świeży - cebula Wykonanie: Oddam w dobre ręce FOTEL BUJANY. Jest to typowy fotel bujany o klasycznym i ponadczasowym dizajnie. Powyżej fotografia. Fotel jest za darmo, tylko trzeba go odebrać z Osiedla Oficerskiego. Proszę o kontakt: Gulinka, [email protected] Ponawiam propozycję oddania całego pakietu gier Sims 2. Są to gry oryginalne podstawa gry i dodatki. Chętnie odsprzedam albo oddam za coś miłego (dobre wino albo czekoladę). Isza - [email protected] Filety śledziowe namaczamy w wodzie przez godzinę, a potem osuszamy. Następnie kroimy śledzie na kawałeczki (około 3-4 cm). Ogórki kroimy w bardzo drobną kostkę, cebulę w piórka i zalewamy wrzątkiem. Zostawiamy wszystko na kilka minut a nastepnie odcedzamy. Koper szatkujemy bardzo drobno. Wszystkie składniki mieszamy. Sałatka śledziowa najlepsza jest po około godzinie, gdy wszystko się pięknie przegryzie. Smacznego! Kasia Leonardi 11 OSTATNIA STRONA Justin razem ze swoją rodziną niedawno odwiedził Maroko oraz Lizbonę. Oprócz wycieczki na wielbłądach wgłąb Sahary, rodzina Kadisów spotkała się także z pracownikami Jointu w Casablance, obejrzała synagogę w Fezie, i uczestniczyła w obchodach Szabatu w Marakeszu. Zaś po żydowskich zakątkach Lizbony zostali oprowadzeni przez przewodniczącego tamtejszej społeczności. JCC chce towarzyszyć Wam w podróżach! Weź ze sobą gadżet JCC, zrób ciekawe zdjęcie i przyślij je wraz z opisem na adres: [email protected] Jewish Community Centre Miodowa 24 | 31-055 Kraków | tel.: + 48 12 370 57 70 12 [email protected] | www.jcckrakow.org | FB/jcckrakow.org