Kurdystan turecki w przededniu wyborów

Transkrypt

Kurdystan turecki w przededniu wyborów
Bojkot, czy cierpliwe poszukiwanie wspólnego języka?
Kurdystan turecki w przededniu wyborów parlamentarnych w 2007 roku
Turcja wraz z falą upałów przeżywa natężenie kampanii wyborczej (wybory w niedzielę,
22 lipca). Telewizja prezentuje wystąpienia kandydatów, reprezentujących różne partie,
którzy z zapałem podróżują po kraju i w ognistych wystąpieniach zapewniają o swoich
najlepszych intencjach i najdoskonalszych planach na przyszłość kraju. W nasyconych
na przemian superlatywami względem siebie i krytyką pod adresem przeciwnika
wypowiedziach zderzają się sprawująca obecnie władzę partia AK i opozycja złożona z
grona pozostałych ugrupowań, z których na czoło wysuwają się partie CHP, czy MHP.
Starcie zaostrzyło się zwłaszcza po wystąpieniu lidera CHP Deniza Baykala, który oskarżył
rządzące ugrupowanie o zawarcie umowy z Amerykanami, w znacznym stopniu
ograniczającej politykę Turcji względem Iraku. Według zaprezentowanego przez Baykala
przed kamerami dokumentu Turcja za cenę kredytu udzielonego przez Amerykanów w 2002
roku, w wysokości 8.5 miliarda dolarów miałaby się zobowiązać do wspólnej z mocarstwem
polityki względem południowego sąsiada. Umowa ta wykluczałaby zatem samowolne
inwazje tureckiej armii na terytorium Iraku, jakich Turcja dokonywała wcześniej, za reżimu
Saddama Husajna. Abdullah Gül turecki minister spraw zagranicznych stanowczo odrzucił
oskarżenia Baykala nazywając je kłamstwem.
Do operacji wojskowej skierowanej przeciwko bazom rebeliantów z PKK nawołuje
uporczywie turecka generalicja, upatrując w niej jedyną skuteczną możliwość rozprawienia
się z partyzantami. Rzeczywiście w ostatnich miesiącach ataki ze strony PKK stały się
bardziej intensywne i częstsze. Turcja oskarża władze Iraku, Regionalnego Rządu Kurdystanu
(o którym w Turcji mówi się Region Północnego Iraku, za wszelką cenę unikając słowa
Kurdystan), a nawet Amerykanów o wspieranie kurdyjskiej partyzantki. Parcie do akcji
zbrojnej w Iraku wydaje się jednak w dużej mierze działaniem skierowanym na cele polityki
wewnętrznej, o czym świadczyć mogą towarzyszące temu ataki na sprawujących władzę
liderów partii AK, którzy wcale nie spieszą się z podjęciem decyzji o ewentualnej inwazji. O
konieczności bezwzględnej rozprawy z terrorystami mówi natomiast CHP. Wydaje się, że i
tym razem armia chce wtrącić swoje trzy grosze do polityki wewnętrznej państwa decydując
o ostatecznym rozdaniu kart władzy. O inwazji ostatecznie zadecydować może parlament, a
ten najprawdopodobniej nie zbierze się już przed wyborami. Decyzja o operacji w Iraku
będzie więc zależała już od nowego parlamentu, a tym samym posrednio od głosów
wyborców.
Na boku wszystkich tych potyczek przedwyborczych pozostaje jeden region kraju, turecki
wschód, lub używając mniej lubianego w Turcji określenia - Kurdystan. Kampania wyborcza
zdaje się tu mniej zauważalna i jakby wyciszona. Pierwszoplanowych aktorów tureckiej sceny
politycznej dociera tu niewielu, w telewizji również nie słychać o kampanii prowadzonej we
wschodnich miastach. Nie znaczy to jednak, że turecki Kurdystan jest tym wydarzeniem nie
zainteresowany. Wprost przeciwnie. Kurdowie chętnie widzieliby jakąś swoją partię w
parlamencie Turcji. Sęk w tym, że zgodnie z zapisami konstytucyjnymi żadna partia nie może
oficjalnie reprezentować kurdyjskich interesów. Poważną przeszkodą jest 10 procentowy próg
wyborczy, wymierzony zdaniem większości kurdyjskich polityków i intelektualistów właśnie
w zamierzenia kurdyjskiej polityki. Partie zdobywające znaczną większość głosów na
wschodzie Turcji (HADEP, dziś pod nazwą DTP) nie mają szans wejść do parlamentu, gdyż
w bilansie ogólnokrajowym nie pokonują 10 procentowej bariery. Odpowiedzią na tą,
zdaniem Kurdów niesprawiedliwość, jest wystawienie w wyborach kandydatów niezależnych,
których 10 procentowy próg wyborczy nie dotyczy.
Zdaniem Naci Kutlaya, Kurda, niezależnego kandydata do tureckiego parlamentu z rejonu
Ağrı, do parlamentu ma szansę dostać się w ten sposób około 30-40 kurdyjskich posłów.
- Trudno oczywiście liczyć by taka ilość głosów mogła wywrzeć jakiś znaczący wpływ na
turecką politykę względem wschodnich prowincji – mówi – niemniej będzie to zawsze szansa
na podnoszenie sprzeciwu wobec antykurdyjskich projektów, nawiązywanie dialogu i
ożywianie niechcianego tematu pt. problem kurdyjski w Turcji.
Zdaniem Kutlaya, z wykształcenia lekarza, autora kilku książek poświęconych kurdyjskiej
tożsamości i historii, kurdyjski problem może zostać rozwiązany na drodze postępującego w
całym kraju procesu demokratyzacji:
- Kurdowie są Turcji potrzebni, bo otwierają jej drogę do rozumienia prawdziwego znaczenia
demokracji i praw człowieka. Dlatego też większość Kurdów popiera starania Turcji o
członkostwo w Unii Europejskiej.
Jednakże demokratyzacja oznaczać może w Turcji bardzo wiele rzeczy, nie zawsze
tożsamych z pojęciem demokracji w Europie, dlatego słychać też głosy bardzo sceptyczne
wobec udziału Kurdów w wyborach do parlamentu. Ismail Beşikçi – turecki socjolog, od lat z
poświęceniem zajmujący się problemami Kurdów twierdzi, że turecki parlament nie jest
miejscem, w którym Kurdowie mogliby coś uzyskać, znacznie łatwiej mogą tam zostać
kolejny raz oszukani. Na łamach czasopisma Roja Kurd, Beşikçi apeluje o zwiększony i
aktywny udział w polityce regionalnej, dbanie o rozwój kurdyjskich organizacji na terenie
Kurdystanu, wprowadzenie kurdyjskiego, jako języka powszechnych kontaktów, również w
urzędach i miejscach publicznych. Podobnego zdania jest kurdyjski intelektualista z Vanu,
Ibrahim Gültepe. Sam zamierza całkowicie zbojkotować wybory, nie oddając głosu na rzecz
żadnego kandydata. Jego zdaniem rozwiązanie problemu kurdyjskiego tkwi w nowych
uregulowaniach prawnych, zmianie konstytucji Republiki Tureckiej, która poważnie
dyskryminuje mniejszości narodowe, zwłaszcza Kurdów. Na moje pytanie, jak można
zmienić konstytucję, jeśli Kurdowie całkowicie zbojkotują parlament, w którym takie zmiany
mogłyby zostać wprowadzone, Gültepe odpowiada, że rozwiązanie tego problemu nie leży w
Turcji, lecz poza nią, zwłaszcza w Europie, która może wywrzeć nacisk na sprawujących
władzę polityków, poprzez odpowiednie pertraktacje dotyczące członkostwa kraju w UE.
- Świat stał się na tyle mały, że żaden kraj nie jest w stanie prowadzić dziś całkowicie
niezależnej polityki, dlatego tego rodzaju oddziaływanie jest dziś możliwe – twierdzi
Gültepe. - Kurdowie nie powinni trwonić swojej energii w tureckim parlamencie, lecz
próbować organizować się w Kurdystanie tworząc organizacje pozarządowe, wpływając na
rozwój społeczeństwa obywatelskiego i poprawę sytuacji zwłaszcza w sferze wykształcenia.
Kolejna podróż po Kurdystanie tureckim uświadamia mi, że choć najważniejsze problemy
Kurdów nadal pozostają do rozwiązania w ramach niezbędnych nowych uregulowań
prawnych i konstytucyjnych, to rzeczywistość stopniowo otwiera się na co raz to nowe
możliwości samodzielnego i pomysłowego działania.
Doğubayazıt to małe miasteczko leżące tuż przed granicą z Iranem, u stóp imponującego
masywu Araratu. Piękna przyroda sąsiaduje z zapylonymi i raczej brzydkimi zabudowaniami.
Perełką okolicy są wspaniałe pozostałości zamku Ishaka Paşi. Obok niego w latach 90 - tych
wzniesiono mauzoleum wielkiego kurdyjskiego poety Ehmede Hani (1651-1707). Tu bowiem
prawdopodobnie Hani się urodził i tu zmarł, zyskując wcześniej szerokie wykształcenie w
wielu miastach Bliskiego Wschodu. Dwa i pół roku temu w Doğubayazıt założono
Towarzystwo Ehmede Hani (Ahmede Hani Derneği). Jest to organizacja oparta o zapał i wolę
kilku ludzi, gdyż władze wciąż przypatrują się takim inicjatywom z podejrzliwością, nie
mówiąc już o ewentualnym wsparciu finansowym, którego nie udzielają. Siedziba
towarzystwa składa się więc z betonowych ścian, kilku krzeseł, stołu, komputera i kilku
podobizn poety zawieszonych na ścianie. W jednym miejscu uduchowione oblicze Hani
sąsiaduje pokojowo z oświetloną nie mniejszym blaskiem twarzą ojca wszystkich Turków,
dumną i zwycięską. Konieczność narzucona przez sytuację polityczną, czy siła pokoju i
cierpliwości - zdaje się zapytywać to nieproste zestawienie.
Towarzystwo Ehmede Hani dowodzi, że cierpliwość i wytrwałość mogą mieć sens. Tu,
bardziej niż gdzie indziej chodzi o stworzenie czegoś z małej ilości środków materialnych i
wielkiej siły woli.
- Chcemy sami decydować o własnej kulturze, nadawać jej nasz sens i czynić ją bliską
zarówno mieszkającym tu ludziom, jak i przybyszom – mówi, jeden z założycieli, Nihat
Güntekin. Osiągnięciem Towarzystwa jest rozbudowana strona internetowa poświęcona
Ehmede Hani (www.xani-der.com, na razie jedynie w języku tureckim) i tegoroczny
Festiwal poświęcony jego pamięci.
- To, czego w pierwszej kolejności potrzebujemy od Europy to zainteresowanie, chęć
poznawania naszej kultury – dodaje.
Kolejna organizacja, z której przedstawicielami, a właściwie przedstawicielkami się spotykam
to VAKAD (Organizacja Kobiet w Van – Van Kadın Derneği, www.vakad.org). Celem
działalności tej pozarządowej organizacji jest poprawa sytuacji kobiet, zwłaszcza we
wschodnich prowincjach, gdzie koncentruje się ich działalność. Jednym z najważniejszych
problemów jest przeciwdziałanie przemocy w rodzinie. Z danych zebranych przez VAKAD w
prowincji Van wynika, że przynajmniej połowa kobiet doświadcza różnego rodzaju aktów
przemocy.
Najczęściej pozostają z tym problemem zupełnie same, gdyż do tej pory nie było żadnego
miejsca, do którego mogłyby się zwrócić. Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że większość
kobiet na prowincji nie zna języka tureckiego, co uniemożliwia komunikację z
przedstawicielami władzy, czy lekarzami. Władza zresztą najczęściej lekceważy prośby o
pomoc, nie chcąc wkraczać w niepewny teren kurdyjskich związków rodowych i
plemiennych. Wiele kobiet nie posiada nawet dowodów tożsamości, gdyż ich urodzenie nigdy
nie było nigdzie zgłoszone. W ten sposób oficjalnie po prostu ich nie ma i w przypadku
śmierci, czy zabójstwa faktu tego nawet nie trzeba nigdzie zgłaszać.
Kobiety z VAKAD pomagają Kurdyjkom w kontaktach ze światem zewnętrznym. Służą jako
tłumacze, namawiają do zgłaszania aktów przemocy, organizują różnego rodzaju szkolenia na
temat praw kobiet, zdrowia i tego jak reagować na przemoc. Prowadzą także badania
dotyczące sytuacji kobiet w regionie i nawiązują współpracę z innymi organizacjami
kobiecymi w Turcji i na świecie.
Może więc wiara w demokrację i obywatelskie ideały na Wschodzie nie jest taka całkiem
czcza i powierzchowna?
Joanna Bocheńska, Doğubayazıt, lipiec 2007