Nasi partnerzy:

Transkrypt

Nasi partnerzy:
1/2008
Wydawca:
Wydawnictwo „Wędkarski Świat”
Prezes Wydawnictwa:
Piotr Piotrowski, tel. (0) 22 652 23 71,
[email protected]
Dyrektor generalny:
Jacek Kolendowicz, tel. (0) 22 652 23 71
[email protected]
Redaktor naczelny: Jacek Kolendowicz
Zastępca redaktora naczelnego: Marek Szymański
[email protected]
Redakcja: Adam Niemiec, tel. (0) 22 652 19 21
[email protected]
Roman Pietrzak, [email protected]
Tadeusz Zalewski, [email protected]
Prowadzący wydanie: Piotr Motyka
Promocja i reklama: Zbigniew J. Stępień
tel. (0) 22 654 72 94, (0) 501 227 228
[email protected]
Kolportaż: Marek Banaś, tel. (0) 22 654 72 94
[email protected]
Internet: Marcin Niwicz, [email protected]
Artur Piotrowski, tel. (0) 22 652 19 21
[email protected]
Księgowość: Renata Grzęda, tel. (0) 22 652 23 70
[email protected]
Sekretariat: Ewarysta Ślany, tel. (0) 22 652 23 71
[email protected]
Zagraniczni korespondenci:
Krzysztof Cieśla – Kanada (Kolumbia Brytyjska)
Jacek Pawlikowski – Kanada (Ontario)
Józef Kołodziej – Stany Zjednoczone
Marek Gryglewski – Szwecja
Współpracownicy:
A. Bombola, Z. Biernacki, P. Daniec, G. Dobiecki, A. Dobrzyński,
D. Dusza, J. Dutkiewicz, A. Furdyna, M. Garnek, E. Gutkiewicz,
M. Hassa, M. Jagiełło, M. Kaczówka, W. Łakomiak, D. Kopciński,
A. Lipiński, P. Lorenc, P. Majda, D. Małysz, P. Motyka, L. Niewiński,
A. Pałgan, R. Paulin, M. Rogowiecki, L. Rutecki, A. Sikora,
P. Stępniak, D. Wegner, J. Zawada, A. Zdun, G. Zegadło
Sklepik WŚ: Mariusz Sosnowski, tel. (0) 22 654 87 50
fax (0) 22 652 15 15
[email protected]
Adres Wydawnictwa i redakcji:
00-835 Warszawa, ul. Miedziana 11
Wydawnictwo: tel. (0) 22 652 23 71,
fax (0) 22 652 15 15,
[email protected]
Redakcja: tel. (0) 22 652 19 21, fax (0) 22 652 15 15,
[email protected]
www.wedkarskiswiat.pl
Korekta: Barbara Redzyńska
Rysunki: Piotr Sobkowiak, Dariusz Panas
Fotoskład: ABC info Marcin Jeżak
Druk: Zakłady Graficzne „Dom Słowa Polskiego” S.A.,
Warszawa, ul. Miedziana 11, tel. (0) 22 620 02 81
Redakcja nie zwraca niezamówionych materiałów, zastrzega
sobie prawo dokonywania skrótów i zmian w tekstach oraz
nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam i ogłoszeń.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żaden materiał nie może być w całości lub w części
publikowany bez zgody redakcji.
Redakcja WŚ zastrzega sobie prawo do swobodnego, wielokrotnego wykorzystywania na
wszelkich polach eksploatacji wszelkich niezamówionych specjalną umową materiałów
(tekstów, fotografii, rysunków, map itp.) nadesłanych na adres Wydawnictwa „Wędkarski
Świat” Sp. z o.o., nawet jeśli nie będą one zawierać wyraźnego, pisemnego zezwolenia
ich autora lub osoby przedstawionej na zdjęciu.
Sprzedaż bez umowy z Wydawcą aktualnych i archiwalnych numerów „Wędkarskiego
Świata” po cenie innej niż wydrukowana na okładce jest nielegalna i skutkuje
odpowiedzialnością sądową.
Nasi partnerzy:
J
est środek zimy. Za oknem mroźno, szarzyzna... Czy lubicie
czasem usiąść w ciepłym, miękkim fotelu i pomarzyć, czekając na wędkarską wiosnę? Jeśli tak, to dajmy się wspólnie
nieść falom fantazji.
Łowisko... czysta, szmaragdowa woda, ciemniejąca w osłoniętym krzewami zwężeniu krętej, wartkiej rzeki. Na brzegu nie
ma śmieci. Ani dopitej w krzakach flaszki, ani kartonika po obrotce.
Ani nawet zaślinionego peta!
Nie widać też innych wędkarzy, choć to początek weekendu. Może dlatego, że wszyscy
rozeszli się po dziesiątkach kilometrów dorzecza. Przecież pstrągi są tu wszędzie, siedzą
nawet w małych ciurkach i czekają, gotowe zaatakować każdego intruza, który wtargnie
na ich teren. A dlaczego miałoby ich tu nie być? Przecież nikt ich stąd nie wyławia – ani
prądem, ani siatkami. Nikomu kłusowanie nie wyszłoby na dobre. Turyści to dobry biznes,
więc potokowce mnożą się i rosną. I biorą!
Idę w górę rzeki. Jestem naprawdę sam w leśnej głuszy! Chłonę rześkie powietrze majowego poranka. Rozkosz! Niedługo skręcę i pójdę wzdłuż małego dopływu, gdzie wczoraj
wygrałem trzy pojedynki z tłustymi pięćdziesiątakami. Pewnie wróciły do swych dziur,
ale na długo zapamiętają lekcję! Dziś pójdę kilka kilometrów wyżej... Tam też mieszkają
duże!
Postanawiam, że skończę po jednej rybie (tak sobie obiecałem), potem przejdę jeszcze ze
2 km lasem, na skróty. Odpocznę w leśnej bazie, coś zjem i przenocuję. Nawet na początku
sezonu, w maju, jest tam zawsze kilka wolnych miejsc dla wędkarzy. Dokupię też kilka
obrotówek, bo rzeka ma mnóstwo zwalisk. I jutro od nowa. Może trafi się troć... Wiele
lat temu zburzyli zaporę (tę z przepławką-samołówką). Po jakimś czasie niektóre pstrągi
dziwnie się „wysrebrzyły” i latem często rwą żyłki...
Obraz gaśnie, ale za moment znów się pojawia. Płynę... aluminiową łodzią... z silnikiem... Słyszę jego cichy szmer – to mocny czterosuw. Za kilka minut będę przy trzcinowej
wysepce... tej, która za chwilę ukaże się we mgle. Tydzień temu kłębiły się przy niej liny,
a dookoła kręciły się leszcze. Ale jakie – wielkie! Pewnie liny tarły się w trzcinowisku, a
leszcze przypłynęły sobie pojeść. Pojawię się tu za miesiąc ze spławikówką. Rok temu liny
i leszcze brały nawet bez nęcenia, tyle ich tu jest. Małych nie było widać, chyba przez te
szczupaki.
Koryguję tor łodzi według GPS-u. Na ekranie echosondy dno jedzie w górę i czerwienieje
– jestem na miejscu. Rzucam w kierunku trzcin gumą, dużą gumą. Łagodny stok, płytko,
a guma jakoś długo opada... za długo... Zacinam. Wir na wodzie... Jest! Znów metrówa! To
już trzecia w tym tygodniu. A ile było przy tym osiemdziesiątaków! Mam cichą nadzieję na
poprawę życiówki. W końcu 115 cm to żaden powód do chwały. Na razie jednak przerzucę
się na inne jezioro, bo inaczej wpadnę w rutynę. Znam takie jedno, 20 km obok. Tam są
same sandacze. Dalej nie chce mi się jechać, bo wszędzie jest podobnie. Problem w tym,
jak odcedzić te wściekłe dwukilówki, aby zaliczyć choć czwórkę...
A może pojadę dalej? Przecież mam licencję na cały kraj, więc mogę wybierać! Podjadę
do najbliższej informacji turystycznej, tam mi powiedzą, gdzie są noclegi, łodzie i wolne
miejsca w promieniu 100 km. A o sandacze zapytam na miejscu. Na stacji benzynowej na
pewno mają kontakt z miejscowym przewodnikiem. Odkąd wody przejęło ministerstwo turystyki (oj dawno, dawno temu), sieci poszły do regionalnych muzeów etnograficznych jako
eksponaty. Stoją tam też woskowe figury rybaków, jest i ichtiolog (też z wosku, raczej nie
mumia) z woskowym operatem rybackim. Tak dla pamięci. I pewnie ku przestrodze...
Stop. Koniec marzeń. Przebudzenie w szarej rzeczywistości. Czar prysł. Czy to był tylko
sen? Czy mózg ludzki może sam z siebie wytworzyć tak cudowne obrazy? Nie! Świat z
wędkarskiego snu naprawdę istnieje, ba, znajduje się całkiem blisko. Taki wspaniały świat
przedstawiamy w pierwszym numerze nowego wędkarskiego pisma „Wędkarski Świat
Plus”, w skrócie WŚ+, który jest specjalnym, dodatkowym wydaniem miesięcznika „Wędkarski Świat”. Oddajemy w Wasze ręce pierwsze, historyczne wydanie WŚ+ pod tytułem
„Najlepsze łowiska Europy” z dołączonym filmem DVD. Mamy nadzieję, że pomoże Wam
ono zrealizować najskrytsze wędkarskie marzenia.
Nasza okładka
Wędkarskie wyprawy
Szwedzkie szkiery
Gdzie w Europie najłatwiej o metrowego
szczupaka? Oczywiście w bałtyckich szkierach. Wszystko o łowisku oraz o skutecznych
przynętach i sprzęcie na rekordowe szczupaki
i okonie
Dorsz
Fot. Piotr Motyka
W NUMERZE
WĘDKARSKIE WYPRAWY
5
SONDA WŚ+
12 Wędkarski urlop
SZWEDZKIE SZKIERY
16 Bałtyckie super łowisko
Str. 16 – 27
Czym są dla nas?
Dokąd wiodą?
Co nam dają?
Bałtyckie wyspy
Bornholm i Gotlandia – perły Bałtyku.
Latem kipią od turystów, ale na przełomie
zimy i wiosny są znakomitym, kameralnym
łowiskiem wspaniałych srebrnych troci.
Str. 28 – 33
OD VÄSTERVIK DO ŚWIĘTEJ ANNY
18 Szczupakowy zawrót głowy
SZWEDZKIE SZKIERY
22 Szkierowy gajd
26 Kraina głodnych szczupaków
BORNHOLM
28 Na bałtycką troć
30 Bałtycka wyspa słońca
31 Magia troci
GOTLANDIA
32 Trocie ze szwedzkiego raju
Norweskie fiordy
Raj na ziemi. Tam spełniają się wszystkie marzenia wędkarskie. Przepiękne widoki, nieprzyzwoicie obfite łowiska, wielkie
ryby oraz profesjonalnie przygotowane
wędkarskie bazy. Przed wyjazdem warto
jednak dowiedzieć się czegoś więcej o
łowiskach, rybach oraz o metodach ich
połowu.
Str. 36 – 50
32 Dumni ze swojej odrębności
36 Inny wymiar wędkarstwa
NORWESKIE FIORDY
42 Oceaniczna wędka
NORWEGIA – VESTFJORDEN
44 Dary Golfsztromu
48 Na wielkie czarniaki
NORWEGIA
50 Sposób na niepogodę
BEZPIECZEŃSTWO NA MORZU
52 Z wodą nie ma żartów
Na alpejskie
pstrągi
Europejski Region Sportowy w okolicach
Kaprun i Zell am See w Austrii to doskonałe miejsce do uprawiania wielu rodzajów
sportów, także wędkarstwa. Dzikie górskie
strumienie płynące w bajkowej scenerii austriackich Alp są pełne pstrągów.
Str. 56
SZWECJA
54 30 metrów szczupaków
ALPY
56 Na alpejskie pstrągi
HISZPANIA
58 Olbrzymy z Rio-Ebro
RYBY MAŁO ZNANE
64 Kveite – król północy
KUCHNIA
66 Co jeść w Skandynawii
4
WŚ+ 1/2008
Olbrzymy
z Rio Ebro
W słynnej hiszpańskiej rzece Ebro oraz w
utworzonych na niej zbiornikach zaporowych
żyją olbrzymie sumy, które dobrze biorą na
spinning, trolling a także na grunt. Ebro to
także raj dla łowców karpi i sandaczy.
Str. 58
Fot. Marcin Jeżak
NA RYBY DO NORWEGII
Wyprawa. To magiczne słowo od dziecka rozpala wyobraźnię każdego faceta. Jest zapowiedzią niewiarygodnych przygód, bliskości natury, nocy spędzonych pod gwieździstym niebem, smaku konserwy podgrzewanej
na ognisku i zimnej wody czerpanej wprost ze strumienia. Jest synonimem przyjemnego trudu, wolności
i szczęśliwych chwil, które pamięta się do końca życia. Niekiedy również niebezpieczeństw, pokonywanych
wspólnie z grupą sprawdzonych przyjaciół. Świadomość czekającej nas wyprawy wprawia nas w podekscytowanie trudne do porównania z czymkolwiek innym. Często myślimy o niej przez wiele poprzedzających
ją miesięcy. Nie możemy spać po nocach, gdyż wyobrażamy sobie nowe, niezwykłe przeżycia, zmagania
z dziką przyrodą, szalone emocje i sukcesy w pokonywaniu własnych słabości. Potem przychodzi sama
wyprawa, prawie zawsze inna od naszych wyobrażeń (co nie znaczy, że gorsza!). Życie robi bowiem ciągłe niespodzianki, co jest jednym z jego największych atutów. Po powrocie z wyprawy wspominamy ją
z wielką tęsknotą, doskwierającą tak bardzo, że ukojeniem jest dopiero zaplanowanie kolejnych wojaży.
Tak powstaje ten cudowny i nieszkodliwy nałóg, swoista „wyprawomania”.
WŚ+ 1/2008
5
WĘDKARSKIE WYPRAWY
9 ważnych kroków
koralowej lub szczątkami zatopionych
przez piratów karawel. Amatorzy surfingu
marzą o podróży nad Pacyfik, zwolennicy
samochodów terenowych – o pustynnym
safari. Żeglarze planują opłynięcie najsłynniejszych przylądków, a alpiniści śnią
o wyprawie w Himalaje.
Plan wyprawy
Fot. Marek Szymański
O czym marzymy my – wędkarze?
Na pewno niejeden z nas odpowie: o
wędkarskim „Rajskim Ogrodzie”, w którym wielkie ryby biorą w każdym niemal
rzucie, a my pozostajemy 24 godziny
na dobę w niekończącym się łowieckim
amoku. Ale mówiąc poważnie, w zupełności wystarczy nam woda pełna ryb, w
której branie jest kwestią znalezienia ich
stanowisk i podania właściwej przynęty.
Nasze rodzime, zdewastowane akweny,
nie wyłączając cudownych niegdyś
Mazur (będących w czasach mojego
dzieciństwa synonimem rybności), spełniają ten warunek w znikomym stopniu.
Kilkudniowe „biczowanie” martwej wody
owocuje zazwyczaj kilkoma niewymiarowymi szczupaczkami i rachitycznymi
okonkami, a złowienie ryby 3–4-kilogramowej jest wydarzeniem, o którym
opowiada się przez kilka sezonów. Jako
tako jest jeszcze z rybą spokojnego żeru,
ale rasowy wodny drapieżnik jest w Polsce „na wymarciu”. O tym stanie rzeczy
zadecydowało kilka czynników – od
minionego podłego ustroju począwszy,
który jest winny demoralizacji całych po-
W zależności od rodzaju uprawianego
hobby ludzie podejmują różne wyprawy.
Podróżowanie jest bowiem nieodłącznym
elementem naszego życia. Istotą podróżowania jest poznawanie nowych miejsc,
ludzi, kultur i zjawisk. Jak powiedział jeden z filozofów, to właśnie podróżowanie
cofa nas w szczęśliwe czasy dzieciństwa,
kiedy niemal wszystko dokoła było nieznane i niezbadane, a natłok codziennych wrażeń wprost oszałamiał.
Miłośnicy historii podróżują więc
do antycznych świątyń, znanych im
ze szkolnych podręczników, sportowi
kibice chcą zobaczyć najpiękniejsze
na świecie stadiony i poczuć ich magię,
gdy pulsują życiem w trakcie rozgrywania wielkich zawodów. Nurkowie zechcą
poznać otchłanie mórz południowych,
których dno pokryte jest feerią barw rafy
6
WŚ+ 1/2008
Norwegia – najrybniejsze łowisko
Europy
Przyrządzanie złowionych ryb to
istotny element każdej wyprawy
koleń, a skończywszy na degrengoladzie
ostatnich kilkunastu lat, kiedy mówiąc
brutalnie, „olano” poszanowanie prawa,
zasady moralne oraz zdrowy rozsądek,
co w przełożeniu na nasz wędkarski
język oznacza, że nie wypracowano
właściwych metod radzenia sobie z dewastowaniem przyrody, kłusownictwem
i bezmyślnymi odłowami sieciowymi.
Zabrakło wyobraźni, a zatryumfowała
filozofia streszczona w powiedzeniu „Po
nas choćby potop”. Musimy więc uzbroić
się w cierpliwość i czekać, aż ludzie źli
odejdą, a głupi zmądrzeją. Może wtedy
nasze dzieci i wnuki przywrócą dawny
blask polskim łowiskom (choć odbudowa
podstawowych stad dzikich ryb jest już w
wielu wypadkach niemożliwa).
Jednak nie załamujmy rąk. Mamy
dziś inną szansę na realizację naszych
marzeń. To podróże na ryby za granicę,
gdzie dzięki mądrym przepisom i propagowaniu proekologicznej świadomości
udało się zachować wspaniałe łowiska w
takim stanie, w jakim były przed kilkuset
laty. Dzięki temu wiele krajów coraz szerzej otwiera swe podwoje dla miłośników
turystyki wędkarskiej, wabiąc ich swymi
prawdziwymi „klejnotami”, które mienią
się jak współczesne perły w królewskim
diademie – dorodnymi pstrągami, łososiami, trociami, lipieniami, szczupakami
czy sandaczami.
Europejskie
wędkarskie eldorado
Wystarczy
skok przez Bałtyk...
Fot. Marek Szymański
Podróż w świat dzieciństwa
Fot. Piotr Motyka
Uciec do normalności
Na szczęście aby dobrze połowić,
nie musimy pokonywać wielu tysięcy kilometrów – wystarczy choćby skok „za
miedzę”, do Szwecji, w której bogactwo
ryb, mimo gorszych niż w Polsce warunków przyrodniczych dla ich rozwoju
(zimniejsza i uboższa w pokarm woda),
jest nadal wielkie. Szczególnie odnosi
4.
5.
6.
7.
8.
9.
1. Zastanów się, jakie ryby lubisz łowić najbardziej i jakie techniki preferujesz. Według tego dobierz sobie kierunek przyszłej wyprawy oraz
jej przybliżony termin i czas trwania (patrz str. 10).
2. Spróbuj namówić na wyjazd grupę swoich kolegów – równie zapalonych wędkarzy – lub przyłącz się do grupki znajomych, o których
wiesz, że już systematycznie jeżdżą na wyprawy. Najkorzystniejsze
jest podróżowanie w grupie trzy- lub czteroosobowej. Jeśli będziesz
chciał lub musiał jechać sam, koszty znacznie wzrosną (koszt benzyny, promu, wynajmu domku nie rozłoży się na kilku uczestników
– wszystkie wydatki będziesz musiał pokryć sam). Jeśli nie uda Ci
się dogadać ze znajomymi, zawsze pozostaje jeszcze możliwość
przyłączenia się do grupowego wyjazdu, organizowanego przez
wędkarskie biuro podróży.
3. Kolejny krok to zorganizowanie sobie pobytu w konkretnym miejscu.
Najprostsze jest udanie się do biura turystyki wędkarskiej, które
zajmuje się profesjonalną organizacją wypraw na ryby. Tam przygotują Ci ofertę według upodobań, oczekiwań i możliwości finansowych
Twojej grupy. Ważnym atutem biura jest to, że organizuje wyjazdy w
sprawdzone miejsca oraz służy swym klientom doradztwem w każdej
kwestii związanej z wyprawą. Wiemy też, do kogo zwrócić się z ewentualnymi reklamacjami, a nad wszystkim czuwa polskie prawo. Korzystne jest
to, że biuro załatwi Ci wszystko w pakiecie – a więc nie tylko pobyt na miejscu,
łódkę i licencje, ale również bilety promowe bądź lotnicze. I to wszystko przez
telefon lub Internet. To duża oszczędność czasu. Można też jechać bez pośrednictwa biura. Niekiedy wychodzi taniej, ale nie zawsze. Oferty znajdziemy
w Internecie lub polecą nam je znajomi. Dobrze jest pojechać tam, gdzie był
już ktoś z naszych kolegów i wrócił zadowolony. Opisy ciekawych miejsc oraz
kontakt z gospodarzem znajdziemy często w prasie wędkarskiej. Możemy też
jechać „w ciemno” w zupełnie nowe miejsce. Wtedy jednak musimy zaryzykować i zaufać obietnicom nieznajomego gospodarza, nie wiemy też, do kogo
zwrócić się z ewentualnymi reklamacjami. Jesteśmy trochę zdani na łaskę losu
na obcej ziemi. A czasem zdarza się, że łódka czy warunki zakwaterowania
nie do końca odpowiadają temu, co nam obiecywano.
Po zarezerwowaniu urlopu i dokonaniu wpłat zaliczek musimy spotkać się w
grupie i zaplanować podróż. Najważniejsze jest ustalenie, czyim samochodem jedziemy (w przypadku wyjazdów do Skandynawii to najpopularniejszy
środek lokomocji). Ważne jest, aby samochód miał odpowiednio dużą przestrzeń bagażową, gdyż zawsze na wyprawę zabiera się mnóstwo rzeczy.
Uzgadniamy też, jakie produkty żywnościowe trzeba zabrać (patrz str. 9) i
jak podzielić się zakupami przed podróżą oraz innymi obowiązkami. Należy
również ustalić godzinę wyjazdu (uwaga – w porcie trzeba się zameldować
co najmniej godzinę przed odpłynięciem promu, zdarzają się też korki i inne
nieprzewidziane kłopoty, np. złapanie gumy na szosie, konieczny jest więc
bezpieczny zapas czasu) oraz trasę przejazdu przez miasto, tak aby płynnie
zabierać po drodze kolejnych uczestników wyprawy.
Kolejny krok to niezbędne zakupy sprzętowe (plecionki, przynęty, niekiedy
wędki i kołowrotki, a także ubrania czy drobne akcesoria wędkarskie). Jeśli
jedziemy przez biuro podróży, jego pracownik doradzi nam, co należy kupić
i gdzie to zrobić. Jeżeli jedziemy na własną rękę, możemy poradzić się w
sklepie wędkarskim lub na forum internetowym.
W wypadku wypraw z własnym wyżywieniem, a takie są najczęstsze, zakupy
żywnościowe najlepiej zrobić w przeddzień wyjazdu, aby produkty były możliwie najświeższe.
Bagaże i sprzęt trzeba przygotować w przeddzień wyjazdu i nie zostawiać
niczego na ostatnią chwilę, gdyż w pośpiechu łatwo zapomnieć o czymś
bardzo istotnym.
Przy pakowaniu musisz pamiętać, że na promie potrzebna Ci będzie piżama,
kosmetyki, kapcie i bielizna osobista na zmianę. Czasem również okulary czy
leki, których stale zażywasz. Pamiętaj o tym i spakuj to wszystko do jednej
małej torby, aby uniknąć rozpakowywania walizek i długiego szukania wszystkich tych rzeczy na pokładzie samochodowym po wjeździe na prom.
Już w czasie jazdy samochodem, kiedy mamy sporo czasu na rozmowę,
dobrze jest zaplanować niektóre sprawy organizacyjne, takie jak podział
obowiązków w trakcie wspólnego mieszkania, zasady przygotowywania
posiłków, utrzymywania porządku w domku, dobór dwójek do wspólnego
pływania łodziami, bezpieczeństwo na wodzie czy wreszcie sprawy związane
z taktyką łowienia ryb.
WŚ+ 1/2008
7
WĘDKARSKIE WYPRAWY
północny jest w ostatnich latach obierany
przez nas coraz częściej.
Nie wszyscy jednak lubią skandynawskie, rześkie powietrze. Wielu wędkarzy
pragnie spędzić swój urlop w słońcu,
gdy jedynym ubraniem niezbędnym
do wędkowania są kąpielówki. Dla nich
swe podwoje otwiera Hiszpania, w której
od kilku lat nad słynną rzeką Ebro jak
grzyby po deszczu powstają komfortowe ośrodki wędkarskie. Możemy w
nich beztrosko wypocząć, pokosztować
znakomitych win i specjałów śródziemnomorskiej kuchni, a przede wszystkim
połowić okazowych ryb, takich jak dwu- i
trzycyfrowe sumy, potężne dzikie karpie,
waleczne bassy i smakowite sandacze.
Wędkarski sezon trwa tam praktycznie
cały rok.
Na podbój Nowego Świata
Skandynawia czy Hiszpania jest dla
wielu wędkarzy idealnym celem wyjazdów na ryby, ale dla niektórych (nie
oszukujmy się – tych zamożniejszych) jedynie przystankiem, wstępem do bardziej
egzotycznych wypraw. Jeśli ktoś pragnie
Co nas tak kręci
w wyprawach?
Choć celem wędkarskiego trudu jest
złowienie ryby, nie tylko nędza polskich
łowisk stanowi główny czynnik, ciągnąFot. Maciej Rogowiecki
się to do pospolitych niegdyś u nas ryb
drapieżnych, których łowienie jest ulubionym hobby tysięcy polskich wędkarzy
– a więc szczupaków, okoni, sandaczy
czy pstrągów potokowych. Jeszcze
lepszym „typem” na wędkarski urlop
jest Norwegia – bodaj najbogatszy w
ryby kraj świata. Ojczyzna wikingów jest
obecnie celem numer jeden wędkarskich
wypraw Europejczyków. W poszukiwaniu
rekordowych łososi, dorszy, czarniaków i
molw przybywają tu rokrocznie dziesiątki
tysięcy turystów, głównie Niemców, Czechów, Holendrów, Szwedów, Duńczyków
i Polaków. Mimo to, ze względu na ogrom
tego kraju i długość linii brzegowej, a
także bardzo małą gęstość zaludnienia,
niemal nigdy nie odczujemy tu tłoku nad
wodą.
Poza Szwecją i Norwegią znajdziemy
również inne wspaniałe łowiska, choćby
w pachnącej świerkami Finlandii, na
Wyspach Alandzkich czy na słonecznym,
duńskim Bornholmie. My, Polacy, jesteśmy szczególnie uprzywilejowani w gronie europejskiej wędkarskiej braci – dla
nas wyprawa do tych pięknych miejsc to
tylko skok przez Bałtyk. Dlatego kierunek
Fot. Archiwum Eventur Fishing
cy nas na zamorskie wyprawy. Taki urlop
składa się bowiem z wielu elementów,
które same w sobie są wielką atrakcją.
Już to, że jedziemy w gronie dobranych
kolegów (często nawet przyjaciół), jest
źródłem wielkiej frajdy. Na co dzień, zagonieni i umęczeni pracą, nie mamy zbyt
wielu szans na towarzyskie spotkania i
typowo męskie przyjemności: wspólne
żarty, wymianę poglądów na aktualne
tematy, partyjkę kart, kufel piwa czy
szklaneczkę dobrej whisky... Tutaj jest
na to cały tydzień, a wspólnie przegadanych godzin nikt nam nie limituje! Bardzo
istotne są przygotowania do imprezy
– stanowią jej przedsmak. Planując ją,
spotykamy się kilka razy w koleżeńskim
gronie, odświeżamy wspomnienia i rysujemy w wyobraźni nowe, wspaniałe
przygody. Potem uzupełnianie sprzętu,
lektura książek i artykułów w prasie wędkarskiej, zakupy, pakowanie. Dziesiątki
rozmów o tym, co nas czeka, porady
tych, którzy już tam byli, codzienne rozmyślania w każdej wolnej sekundzie,
narastający dreszcz emocji...
Bardzo ważny element wyprawy to
podróż promowa (to w przypadku najpopularniejszych wypraw do Skandynawii,
które stanowią ponad 90% ogólnej liczby
wędkarskich wojaży Polaków). Luksusowe jednostki bałtyckich przewoźników
dają szansę na miłe spędzenie czasu w
barach, sklepach wolnocłowych, kasynie
gry, restauracjach, kinie czy dyskotece. To
znakomite odprężenie i świetny początek
urlopu. Prom jest też miejscem wymiany
poglądów między podróżującymi wędkarzami (w sezonie zawsze spotkamy od
kilku do kilkunastu grupek) i zawierania
nowych wędkarskich znajomości. Kolejna sprawa to samo oddalenie od kraju.
To, że dzieli nas morze (to nic, że dość
krótki morski odcinek, zawsze to „wielka
woda”), jest czynnikiem wykluczającym
łatwe ściągnięcie nas z powrotem do
domu czy pracy. A ileż to razy musieliśmy
przerywać wędkarski urlop spędzany w
Polsce, bo ktoś uznał, że jesteśmy niezastąpieni i musimy wrócić w nagłej sprawie
nieco wcześniej. W Skandynawii czujemy
się trochę jak na końcu świata – jesteśmy
bezpieczni i spokojnie delektujemy się
wędkowaniem.
Wreszcie sam pobyt na zagranicznym
łowisku. Ileż wrażeń, ileż przyjemności!
Możliwość przebywania w specjalistycznym wędkarskim ośrodku (tzw.
fiskecampie), gdzie wszystko „kręci”
się wokół wędkarzy i wszystko jest
urządzone z myślą o nich. Mamy tam
do dyspozycji wygodne domki (stugi) z
pełnym wyposażeniem, a niekiedy nawet
sauną, położone zazwyczaj malowniczo
w lesie, a ponadto bezpieczne i komfortowe łodzie wędkarskie z najwyższej
klasy silnikami, zacumowane w cichych,
kameralnych przystaniach, specjalne
miejsca do sprawiania ryb, chłodnie
Po taką rybę
warto się wybrać na koniec świata
8
WŚ+ 1/2008
Co zabrać na wędkarski urlop
Radzi Maciek Rogowiecki
(Eventur Fishing)
Trudno wskazać jeden uniwersalny zestaw na wszystkie
wyprawy, niemniej w przypadku
najpopularniejszych wyjazdów
do Skandynawii własnym samochodem mogę pokusić się
o sporządzenie listy najpotrzebniejszych rzeczy. Oto ona:
1. Dokumenty (niby prozaiczne, a czasem ich zapominamy), bilety, niezbędne
numery telefonów (np.
ośrodka, do którego jedziemy).
2. Odpowiedni sprzęt wędkarski (w zależności od
celu i kierunku wyprawy,
a także planowanego
sposobu wędkowania).
3. Linka do kotwicy (w razie
potrzeby zawsze znajdziemy odpowiedni kamień) oraz dryfkotwa.
4. Odzież dopasowana do warunków pogodowych, jakie mogą panować na
miejscu pobytu (od lekkiej, letniej, po ubrania nieprzemakalne, termiczne czy
kombinezony).
5. Środki czystości i kosmetyki osobiste, w tym kremy z filtrem UV (minimum 20).
6. Kalosze – są zawsze wygodne, umożliwiają wejście do płytkiej wody, łatwo
dają się umyć (nawet gdy się ubrudzą od ryb leżących na dnie łódki).
7. Lekarstwa, środki przeciwbólowe (mogą być trudno dostępne bez recepty),
plastry.
8. Środki przeciw ukąszeniom komarów i innych owadów, a także łagodzące
skutki tych ukąszeń.
9. Własna pościel (poszewki i prześcieradło) oraz ręcznik – w Skandynawii
często nie ma ich na wyposażeniu domku.
10. Ściereczki kuchenne (rzadko są na wyposażeniu domku, a w kuchni nie da
się bez nich żyć) i płyn do mycia naczyń.
11. Zestaw noży do sprawiania ryb.
12. Obcążki (zawsze się mogą przydać, np. do przyginania zadziorów) i nożyczki.
13. W wypadku imprez z własnym wyżywieniem – produkty spożywcze. Przykładowo ja zabieram na wyprawę:
– produkty niezbędne do przyrządzania potraw z ryb (przyprawy, olej, mąkę,
bułkę tartą itp.),
– konserwy (np. gotowe dania – fasolka, flaki), lecz nie za dużo,
– zupy w proszku,
– makaron,
– paczkowany ser żółty,
– trochę paczkowanej wędliny (np. parówki) oraz suchych kabanosów,
– czekolady i inne słodycze (są przydatne na łodzi, gdy doskwiera zimno),
– kwaśną śmietanę (trudno ją kupić w Skandynawii),
– sól, pieprz, cukier.
Fot. Piotr Motyka
Czasem sam dojazd na ryby jest wspaniałą przygodą
przeżyć prawdziwą Wędkarską Przygodę
Życia, najczęściej jego wybór padnie na
dziewiczą północną Kanadę lub Alaskę,
gdzie można do woli nałowić się ryb, w
tym legendarnych pacyficznych łososi,
wielkich jeziorowych pstrągów i arktycznych lipieni, a także olbrzymich jesiotrów
i halibutów. Oprócz ryb znajdziemy tam
bajkowe krajobrazy i wspaniałą przyrodę,
znaną nam choćby z książek Arkadego
Fiedlera, której symbolem jest potężny
niedźwiedź grizzly. Chyba nie ma wędkarza, który nie marzyłby w swym życiu
o realizacji przynajmniej jednej takiej
podróży (oczywiście pod warunkiem,
że „finanse pozwolą”). Dlatego liczba
turystów z wędką podążających w te
rejony stale rośnie.
Popularność zyskują też inne miejsca
świata. Coraz modniejsze są wyprawy
na trocie do argentyńskiej Patagonii, na
olbrzymie pstrągi do Nowej Zelandii, na
pięknie ubarwione arktyczne palie na
Grenlandię, na przedziwne i tajemnicze
arapaimy do amazońskiej dżungli, potężne tajmienie do Mongolii czy wreszcie na
morskie Big Game na Kubę, do Meksyku,
na Maderę, Wyspy Kanaryjskie, do Gambii, na Seszele... Wszędzie tam powstaje
przyzwoita infrastruktura dla wędkarzy
(oczywiście umiejętnie wkomponowana w dzikie otoczenie) i szeroka gama
usług związanych z turystyką wędkarską,
takich jak przewodnictwo, wypożyczanie
i sprzedaż sprzętu czy przynęt bądź
wreszcie przygotowywanie do spożycia
lub transportu do Europy złowionych ryb
(tam, gdzie zabieranie ryb jest dozwolone). Świat staje się coraz bardziej otwarty
dla wędkarzy – turystów mile widzianych
i szanowanych.
Produkty ciężkie (jak woda mineralna, soki, warzywa i owoce), trudne w
transporcie (jak jajka), względnie szybko tracące świeżość (jak pieczywo
czy wędliny) lepiej nabyć na miejscu. W Szwecji ich ceny nie odbiegają już
wyraźnie od tych, jakie mamy w Polsce. Nie ma sensu zabierać wszystkiego
z kraju. Lepiej mieć w samochodzie więcej miejsca na sprzęt wędkarski.
14. Zapałki, latarka, race (np. na wypadek awarii silnika do łodzi).
15. Dokładny atlas drogowy (GPS też może nawalić).
16. Telefon komórkowy z ładowarką (bezwzględnie – bezpieczeństwo na wodzie!).
17. Aparat fotograficzny lub kamera wideo.
18. Dobrze jest mieć też własną echosondę i GPS, jeśli nie ma ich na wyposażeniu
łodzi.
19. Termos.
20. Budzik.
WŚ+ 1/2008
9
WĘDKARSKIE WYPRAWY
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
W profesjonalnym ośrodku
wszystko jest znakomicie
przygotowane
na przyjęcie wędkarzy
Fot. Maciej Rogowiecki
do ich przechowywania (Norwegia),
informację wędkarską, mapy łowisk itp.
Dokoła nas wszystko funkcjonuje tak, jak
powinno: śmieci zabierane są ze sobą i
wyrzucane do pojemników, a nie pozostawiane nad wodą, specjalne miejsca do
biwakowania czekają tylko, aż zechce-
my upichcić coś na obiad przy ognisku,
przyroda jest piękna, dzika, nieskażona,
lasy pełne grzybów i jagód, nad wodą nie
widać kłusowników, widać za to często
strażników, karzących bezwzględnie i
surowo za łamanie prawa. Ludzie są dla
siebie mili i uśmiechnięci, a w ogóle jest
ich mało, tak że znalezienie spokoju nie
nastręcza problemu. Słowem żyć, nie
umierać.
No i najważniejsze: przez tydzień robimy wyłącznie to, co chcemy. Możemy się
golić, lub nie, spać sześć lub dwanaście
godzin na dobę, łowić ryby przez cały
czas lub z przerwami na grę w karty czy
lekturę książek. Możemy jeść świeżą
rybę, kiedy tylko dusza zapragnie (z
wyjątkiem rzadkich momentów, gdy nie
biorą). Nikt nas do niczego nie zmusza,
oprócz przestrzegania miejscowego
prawa.
Tak smakuje wolność!
Piotr Motyka
Gdzie i kiedy jechać na ryby
Ryby i metody łowienia
Szczupaki na spinning
Rejony świata
Miesiące
Szwecja, Finlandia, Alandy, Irlandia, Niemcy, Norwegia, Holandia
od kwietnia do listopada
Szwecja, Finlandia, Alandy
od czerwca do listopada
Hiszpania, Holandia, Szwecja, Finlandia, delta Wołgi, Rumunia
od maja do listopada
Sumy na spinning i na grunt
Hiszpania, Włochy, Francja, delta Wołgi, Kazachstan, Węgry, Rumunia
od kwietnia do października
Pstrągi na muchę bądź spinning
Szwecja, Finlandia, Norwegia, Islandia, Austria, Czechy i Słowacja,
Słowenia, Bośnia, Czarnogóra, Irlandia, Hiszpania, Kanada, Grenlandia
od kwietnia do września
Tasmania, Nowa Zelandia, Argentyna
od listopada do marca
Głowacice na spinning
Austria, Niemcy, Słowacja
od listopada do marca
Ryby morskie północne
Norwegia, Dania z Bornholmem, Islandia, Irlandia, Belgia, Holandia,
Francja, Alaska, Wyspy Owcze
od marca do października
Ryby morskie – Big Game (marlin,
tuńczyk, barakuda, miecznik itp.)
Chorwacja, Wyspy Kanaryjskie, Madera, Karaiby, Emiraty Arabskie,
Jemen, Seszele, Kostaryka, Meksyk, Australia, USA, Kenia, Afryka
Zachodnia, Tajlandia
cały rok
Okonie na spinning
Sandacze na spinning i na żywca
Bornholm, Szwecja, Norwegia
od października do maja
Patagonia
od czerwca do października
Łososie atlantyckie na spinning,
muchę, trolling, harling
Norwegia, Szwecja, Finlandia, Alandy, Irlandia, Islandia, Szkocja
od października do sierpnia
Łososie pacyficzne na spinning
i muchę
Kanada, Alaska, Rosja (Syberia)
od lipca do listopada
Hiszpania, Francja, Węgry, Czechy, Rumunia (Raduta, delta Dunaju)
od lutego do listopada
Mongolia, Rosja
od czerwca do września
Trocie wędrowne na spinning
lub muchę
Karpie na grunt
Tajmienie i lenoki na spinning
Okonie nilowe na spinning
Arapaima, dorado, tucanare na spinning
Ryby spokojnego żeru na grunt,
spławik, feeder itp.
Sieje na toniową choinkę lub spod lodu
Szczupaki i okonie spod lodu
Pstrągi i palie spod lodu
Śledzie na choinkę
Jesiotry na grunt
10
WŚ+ 1/2008
Egipt, Tanzania, Uganda
cały rok
Amazonia
od grudnia do kwietnia
Szwecja, Finlandia, Austria, Czechy, Niemcy, Francja
od marca do listopada
Austria, Szwajcaria, Norwegia, Szwecja, Finlandia
od października do kwietnia
Szwecja, Finlandia
od grudnia do kwietnia
Szwecja, Finlandia, Norwegia, Szwajcaria
od grudnia do kwietnia
Szwecja, Norwegia, Dania, Holandia
maj i czerwiec,
na północy nawet do końca lata
Kanada
od maja do listopada
FISHING CENTER POLECA
Wyjazdy na skandynawskie łowiska wymagają od wędkarza niezawodnego, perfekcyjnie pracującego sprzętu. Znakomita część wędkarzy
łowi na tych łowiskach „życiowe okazy”. W tej sytuacji nie do pomyślenia jest awaria sprzętu. Żeby tego uniknąć, należy zabrać ze sobą
wędziska najwyższej klasy. Taki sprzęt jest nie tylko bezawaryjny, ale
także daje przyjemność z łowienia i poczucie komfortu.
Na podstawie wieloletnich doświadczeń mogę polecić „żelazne pozycje”
wędzisk, które znakomicie sprawdzają
się na skandynawskich łowiskach. Aby
pomóc w wyborze odpowiednich wędek,
podzielę je pod względem najczęściej
poławianych gatunków ryb.
Łosoś
Połów łososi wymaga mocnej wędki.
Proponuję wędziska na blankach Batsona ISA1086F i ISA1266F. Blanki zostały
specjalnie zaprojektowane do budowy
takich wędzisk. Mocne, grubościenne,
znoszące ogromne przeciążenia blanki
sprostają największym okazom tej ryby.
Doskonale sprawdzają się również Talony 9’0”HXF2 oraz 10’0”MHXF2 z grafitów
Explorer i VI+. Najbardziej wymagającym
proponuję wędkę na blanku Composite
Developments BLSJM2118H.
Pstrąg
Wędka na pstrągi musi być odporna
na urazy, a zarazem czuła. Musi dobrze
pracować z lekkimi przynętami i doskonale trzymać rybę – również holowaną
w sposób siłowy, gdyż często narzucają
to warunki pstrągowych łowisk. Takie
wymagania spełni wędka zmontowana
na blanku Batsona IST1024F lub jej odpowiednik w Talonie 8’6”MF2.
Szczupak
Gatunkiem najczęściej łowionym na
zagranicznych wyprawach jest szczupak.
W zależności od stosowanej przynęty
należy wyposażyć się w odpowiednie
wędki. Do woblerów i gum najlepsze
będą Batsonowskie Hot Shoty HS1021,
1023 i 1025. Doskonałą, uniwersalną
szczupakówką będzie z pewnością wędka na blanku Talona 9’0”MHXF2. Bardzo
popularną przynętą jest wobler typu jerk.
Najlepsza do jerkowania będzie wędka
montowana na blanku Batsona IMB785.
Jest na tyle sztywna, by prawidłowo
prowadzić jerka, i na tyle ugina się, aby
prawidłowo holować dużego szczupaka.
Tę wędkę montujemy zarówno pod multiplikator, jak i pod kołowrotek ze stałą
szpulą.
Okoń
Na kapitalne okonie polecam wędkę
na blanku IST993F i IP963F. Wędki te
pozwalają na łowienie na woblery, obrotówki oraz na gumy.
Morze
Skandynawskie połowy można organizować nie tylko na rzekach i jeziorach.
Trzeba wziąć pod uwagę również połowy morskie. Na dorsze i czarniaki warto
wyposażyć się w wędki kompozytowe.
Montujemy znakomite morskie wędki
na blankach Batsona RCLB70XL i RCLB70L. Jeżeli mamy zamiar polować na
halibuty, potrzebne będą znacznie mocniejsze wędki na blankach RCLB70ML
lub SWB70H.
Omawiane wędziska są najczęściej
kupowane w związku z zagranicznymi
wyjazdami. To pozycje sprawdzone,
niezawodne, spełniające wszystkie
stawiane im warunki. Zapraszam do
Pracowni Fishing Center. Nie tylko zmontujemy odpowiednie wędzisko, ale także
dopasujemy je do wymagań i upodobań
każdego wędkarza.
FISHING CENTER
Ireneusz Matuszewski
ul. Wawelska 19/4
02-034 Warszawa
tel.: (0) 22 823 63 29
tel. kom.: (0) 603 203 490
www.fishingcenter.com.pl
Duże morskie ryby nie wybaczają
kompromisów w doborze sprzętu czarniak wyholowany
jednoczęściowym Batsonem
zmontowanym
w Firmie Fishing Center
WŚ+ 1/2008
11
SONDA WŚ+
Wędkarski urlop
(aktor, muzyk)
Andrzej Renes
Fot. Jacek Kolendowicz
Fot. Jacek Kolendowicz
Fot. Marek Szymański
Sławomir Szczęśniak
Fot. Piotr Motyka
Andrzej Grabarczyk
Popularny aktor filmowy i teatralny, absolwent warszawskiej PWST. Ma na swym koncie role w znanych
polskich filmach, takich jak: „Grzeszny żywot Franciszka Buły”, „Był jazz” „Umarłem, aby żyć”, „Zabij
mnie, glino”, „Lawa”. Pan Jerzy z telenoweli „Klan”.
Obecnie gra w teatrze „Kwadrat”.
Andrzeju, czym jest dla Ciebie wędkarski urlop?
Jest ziszczeniem moich wędkarskich marzeń z całego roku.
Tylko na urlopie mogę zapakować wszystkie wędki, jakie mam,
i wyjechać na ryby na dłużej.
Gdzie zazwyczaj spędzasz taki urlop?
W mojej ulubionej Skandynawii. Sam jadę tylko wtedy, gdy
żona nie może. Z reguły jednak wyjeżdżam rodzinnie. Ryby
trzeba wtedy trochę „przefiltrować”, aby był czas i na wędkowanie, i dla rodziny. Często nastawiam się na obcowanie z dziką
przyrodą, a wtedy ryby stają się tylko miłym dodatkiem.
Jakie ryby tam łowisz i jakimi metodami?
Wszystko zależy od miejsca. Jeśli jestem w Norwegii na Hitrze, to łowię ryby morskie, wiadomo jakie. W północnej Karelii
staram się łowić pstrągi na muchę, natomiast w południowej
Szwecji – szczupaki i okonie na spinning.
A jakieś ciekawe wspomnienie z tych wypraw?
Pojechałem kiedyś do Finlandii na pstrągi – niestety w lipcu,
bo nie mogłem wcześniej. Na skutek długotrwałych upałów
rzeka prawie wyschła. Ale i tak w niej połowiłem – szczupaków
i okoni.
12
WŚ+ 1/2008
Znany i ceniony artysta rzeźbiarz, absolwent Akademii
Sztuk Pięknych w Warszawie i Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Brukseli. Autor popularnych
warszawskich pomników, m.in. kardynała Stefana
Wyszyńskiego i prezydenta Stefana Starzyńskiego.
Twórca Nagrody Kisiela, Czempionów i telewizyjnych
Wiktorów.
Andrzeju, czym jest dla Ciebie wędkarski urlop?
To przede wszystkim przygoda, odkrywanie nowych horyzontów, a najważniejsze to poznawanie nowych łowisk i nowych gatunków ryb. Na przykład w Norwegii poznałem rekiny
– kolenie. Łowiłem je w fiordzie o głębokości 1400 m. Pływały
oczywiście płycej. Dnem była dla nich pionowa ściana skalna
wchodząca do fiordu. Fascynujący był moment podbierania
rekina, zwłaszcza gołą ręką. To są wspaniałe przeżycia.
Czy wędkowałeś w innych ciekawych miejscach?
Bardzo ciekawym miejscem jest delta Dunaju, gdzie przepłynąłem ponad 200 km wąskimi kanałami w ogromnych, nieprzebytych trzcinowiskach. W jeziorach ukrytych w tych trzcinowiskach polowałem na szczupaki, które mają tam przepiękne,
nasycone barwy. Widziałem też wspaniałe, dzikie, dunajskie
karpie – sazany. Łowiłem również sandacze. Miałem możliwość
obserwowania z bliska, jak wielkie stada pelikanów polują na
ryby. To wspaniały spektakl. Kilkaset ptaków jednocześnie ląduje na płytkiej wodzie, tworzy krąg i powoli go zacieśnia, a potem
szybkimi ruchami potężnych dziobów wyłapuje stłoczone w nim
ryby. Powstające przy tym fontanny wody skrzą się w słońcu
wszystkimi kolorami tęczy. To niezapomniany widok.
Jakie ryby chciałbyś jeszcze dodać do swoich zagranicznych trofeów?
Wiadomo – oczywiście jesiotry. Mam w planie właśnie wyprawę na jesiotry. Chcę to połączyć z wyjazdem artystycznym. Być
może zrobię wystawę swoich prac w Kanadzie, a przy okazji
będę łowił. Łowienie tych monstrualnych ryb jest z pewnością
wielkim przeżyciem, jakim kiedyś było łowienie w Wiśle wielkich
sumów, których obecnie jest, niestety, bardzo mało.
Czym jest dla Ciebie wędkarski urlop?
Wędkarski urlop jest dla mnie pretekstem do zagranicznej
eskapady. To możliwość poznania ciekawego kraju i jego pięknej przyrody. Wędkarski urlop to także ludzie, bo cóż byłyby
warte najwspanialsze okazy bez przyjaciół, którzy są świadkami
tych sukcesów.
Gdzie zazwyczaj go spędzasz?
Spędzam go tam, gdzie zabiorą mnie ludzie, którzy się na
tym znają. W pewnych dziedzinach ufam fachowcom i jeszcze
się nie zawiodłem.
Jakie ryby najchętniej łowisz?
Tylko drapieżniki na spinning (twistery i woblery).
Zenon Grabowski
(księgarz)
Fot. Piotr Motyka
Jarosław Niewodzki
(właściciel firmy reklamowej)
Czym jest dla Ciebie wędkarski urlop?
Wędkarski urlop to dla mnie najlepsza forma relaksu, odreagowanie po stresach, wspaniała przygoda, możliwość spędzenia wolnego czasu z fajnymi ludźmi. To całe dnie na łonie
natury, wspólne kolacje, dyskusje o rybach (po trzech dniach
już nie tylko o rybach).
Gdzie zazwyczaj go spędzasz?
Z reguły dwa razy do roku w Skandynawii i jeden raz jest to
tzw. wyprawa życia, np. Kanada z zawodowcami: Kolendowiczem, Motyką, Rogowieckim...
Jakie ryby najchętniej łowisz?
Tylko drapieżne metodą spinningową. Najchętniej sandacze, szczupaki, okonie. Raz się nawet trafił łosoś królewski
– 14,50 kg. Preferuję blachy wahadłowe, ale gumki też nie są
mi obce.
Czym jest dla Ciebie wędkarski urlop?
Znakomitą okazją do odkrywania świata. Możliwością poznania czegoś nowego, przeżycia wielkich emocji, a także
aktywnego wypoczynku.
Gdzie zazwyczaj go spędzasz?
Nie licząc krótkich wypadów na Piaseczno lub Słupię, jeżdżę
tylko za granicę: do Skandynawii, Kanady, nad Ebro czy do Irlandii. Dzięki temu łowię nieprzebrane ilości ryb, mam też szansę
podziwiania nieskażonej przyrody i fantastycznych krajobrazów.
W czasie wędkarskiego urlopu lubię też na jeden dzień odpocząć od ryb i coś pozwiedzać, poznać nowe miasto lub ciekawy,
malowniczy zakątek świata, napić się piwa w miejscowym pubie,
skosztować lokalnych specjałów w restauracji.
Jakie ryby najchętniej łowisz?
Pstrągi potokowe, trocie, łososie i sandacze. Preferuję
spinning i grunt.
Fot. Piotr Motyka
WŚ+ 1/2008
13
SONDA WŚ+
Michał Pszczoła
Fot. Piotr Motyka
(członek zarządu spółki giełdowej)
Fot. Piotr Motyka
Krzysztof Wytrykowski
(inwestor giełdowy, biznesmen)
Czym jest dla Ciebie wędkarski urlop?
Wędkarski urlop marzeń to czas, który pozwala mi oderwać
się od codzienności, bez narażania się na stres związany z
wieczornym wracaniem do domu o kiju.
Gdzie zazwyczaj go spędzasz?
Od dobrych 10 lat jeżdżę, przynajmniej raz w roku, do
Szwecji lub Finlandii. Łowiska są tam doskonale przygotowane, o rybę nietrudno, a przy tym łatwo znaleźć urokliwe,
ciche miejsce oddalone od cywilizacji. To wszystko zapewnia
doskonały relaks.
Jakie ryby najchętniej łowisz?
Najchętniej oczywiście lubię łowić duże ryby. A tak poważnie
to łowię tylko drapieżniki: szczupaki, okonie, sandacze. Ulubiona metoda to spinning z przynętą dostosowaną do specyfiki
łowiska, a czasem, dla relaksu, aktywny trolling, z poszukiwaniem ciekawych miejsc i wspomnianej, dużej ryby.
Fot. Piotr Motyka
Czym jest dla Ciebie wędkarski urlop?
Ważną częścią życia. Łowieniem „do oporu” w towarzystwie
dobrze dobranych ludzi.
Gdzie zazwyczaj go spędzasz?
Nieważne gdzie, ważne z kim... No dobrze, jeśli już koniecznie muszę wymienić miejsca: w Polsce praktycznie łowię tylko
na Piasecznie. Za granicą lubię u Tomka Krysiaka w Szwecji,
a ponadto w Finlandii, Kanadzie, północnej Norwegii czy na
Bornholmie. Ale pojadę wszędzie, gdzie zabiorą mnie koledzy.
Mam do nich zaufanie. Generalnie muszę mieć wyjazd dobrze
zorganizowany i pewność, że połowię. Szkoda czasu i życia
na eksperymenty.
Jakie ryby najchętniej łowisz?
Te największe. Na spinning.
14
WŚ+ 1/2008
WŚ+ 1/2008
15
SZWEDZKIE SZKIERY
S Z
W E
C J
A
Informacje
POLSKA
Na szkierach można łowić bez licencji. Wyjątkiem jest trolling,
na który na wybranych terenach (np. Roslagen) trzeba wykupić
specjalne zezwolenie. W wielu miejscach trolling jest w ogóle
zabroniony. Najważniejsze wymiary ochronne (przykład z Syrsan): szczupak – 40 cm, sandacz – 40 cm, troć – 50 cm, łosoś
– 60 cm. Obowiązuje zakaz połowu węgorza. W innych rejonach
Szwecji wymiary mogą być nieco inne. Poszczególne ośrodki
wędkarskie mogą też ustanawiać własne wymiary, np. 60–80 cm
na szczupaka, lub obejmować poszczególne gatunki metodą
„złów i wypuść”. Limity: w Szwecji panuje obyczaj, że z łowiska
zabiera się tyle ryb, ile potrzeba do spożycia w bieżącym dniu.
Jeśli chodzi o ryby łososiowate, przepisy są bardziej surowe i
pozwalają na zabranie od jednej do dwóch ryb na osobę dziennie (w zależności od rejonu). Sezon wędkarski na szkierach
trwa od kwietnia do końca listopada, ale najlepsze wyniki np. w
połowach szczupaka osiąga się w maju, czerwcu, październiku
i listopadzie, a troci – w marcu i w kwietniu.
tych drapieżników, lansując
wędkarstwo czysto sportowe
i metodę „złów i wypuść”.
Od Karlshamn
po Haparandę
Bałtyckie superłowisko
Gdzie w Europie najłatwiej o metrowego szczupaka? Odpowiedź jest prosta:
w szwedzkich szkierach. Gdy dodamy do tego wielkie bogactwo innych ryb,
takich jak sandacze, okonie, leszcze, liny, jazie, śledzie, a także trocie czy łososie, wyłania się obraz łowiska idealnego na wymarzone wędkarskie wakacje.
To doskonała wiadomość dla polskich wędkarzy. Wszak oni mają do szkierów
wyjątkowo blisko. Wystarczy pokonać Bałtyk i... do roboty!
Ni to morze, ni jezioro
Szkiery, zwane również
bałtyckim archipelagiem, to
jedyny w swoim rodzaju typ
wędkarskiego łowiska. Charakteryzują się wielką liczbą
wysp, wysepek, a nawet
wystających z wody pojedynczych skał, a ponadto
niezmiernie urozmaiconą linią
brzegową, pełną zatok, cypli,
cieśnin i półwyspów. Brzegi
są zazwyczaj skaliste, ale
miejscami porośnięte trzciną. Sprawia to, że szkierowe
wybrzeże bardziej przypomina jezioro niż morze. Bardzo
dużo w szkierach roślinności
podwodnej, i to zarówno o
charakterze morskim (rozmaite glony czy morszczyn), jak
i typowo jeziorowej (rogatek,
rdestnica, moczarka czy grążele). Dno jest urozmaicone
– raz piaszczyste, raz kamieniste, innym razem miękkie i
16
WŚ+ 1/2008
nieco muliste. Woda w szkierach jest zwykle przejrzysta i
ma bardzo niskie zasolenie.
Opisane czynniki sprawiają, że szkiery to wymarzone
środowisko do rozrodu,
rozwoju i bytowania różnych
gatunków ryb. Szczególnie
dużo tu tak cenionych przez
wędkarzy drapieżników,
głównie szczupaków, okoni
czy sandaczy, a także troci i
łososi. Mają one pod dostatkiem pożywienia, jakim są olbrzymie ławice śledzi, a także
stada uklei, płoci i leszczy.
Król Esox lucius
Wyjątkowo dobrze czują się
w szkierach szczupaki, które
znalazły tu optymalne warunki
do szybkiego wzrostu. Można
powiedzieć, że szczupak jest
„herbową rybą szkierów”.
Metrowe egzemplarze nie są
tutaj niczym nadzwyczajnym
(choć zrozumiałe, że nie łowi
się ich na zawołanie). Szczupaków 1–3-kilogramowych
jest w szkierach taka obfitość,
że żaden wędkarz przybywający tu na urlop, oczywiście
w dobrym okresie roku, nie
powinien wrócić do domu
zawiedziony.
Szkierowe szczupaki różnią się nieco od tych znanych
nam z Polski. Są wyjątkowo
silne i krępe, mają też nieco
krótsze pyski. Szczupaki
nie stanowią głównego celu
szwedzkich wędkarzy. Ci koncentrują się raczej na szkierowych trociach i łososiach,
a także sandaczach. Ale
jeśli nawet miejscowi złowią
szczupaka, prawie nigdy go
nie zabijają. Nie uważają tej
ryby za konsumpcyjną, lecz
za wybitnie sportową. Pogłowie szkierowego szczupaka
Piękny pas szkierów ciągnie się w Szwecji wzdłuż
południowego i wschodniego
wybrzeża. Rozpoczyna się w
okolicy Karlshamn, gdzie w
słynnej zatoce Pukaviken
można łowić wspaniałe okazy
szczupaka, a także dorsze, jazie i trocie oraz łososie (poza
strefą ochronną ujścia rzeki
Mörrum). Idąc dalej w kierun-
Przepiękny
krajobraz szkierów
jest więc od wielu dziesięcioleci niezmiennie bardzo wysokie, dzięki czemu w ostatnim
czasie drapieżnik ten stał się
celem coraz liczniejszych
pielgrzymek nad szwedzki
Bałtyk wędkarzy z Niemiec,
Polski, Czech czy Holandii
– narodów zakochanych w
„zębatym”, stawiających go
bardzo wysoko w hierarchii
wędkarskich trofeów.
Ten najazd jest pewnym
zagrożeniem dla przyszłości
szwedzkiego szczupaka, ale
mądrzy gospodarze oraz
organizatorzy turystyki już
teraz, kiedy ryb jest jeszcze
pod dostatkiem, podejmują
środki zapobiegawcze. W
wielu ośrodkach wędkarskich wprowadzono limity,
zakaz zabierania okazowych
egzemplarzy, a na kilku łowiskach wprowadzono nawet
całkowity zakaz zabijania
ku wschodnim – doskonałe są
rejony rezerwatu Eriksberg,
a także okolice Ronneby i
Karlskrony. Na wschodnim
wybrzeżu świetne łowiska zaczynają się w pobliżu Kalmaru
i ciągną nieprzerwanie przez
setki kilometrów. Jednak
mimo szansy łowienia ryb
na całej długości wybrzeża,
znajdziemy miejsca wyjątkowe, słynące ze szczególnej
obfitości szczupaków oraz
innych drapieżników. Są
to: port Västervik z zatoką
Gamlebyviken, zatoka Syrsan, zatoka Valdemarsviken,
archipelag Gryt, Archipelag
Świętej Anny, okolice Nynäshamn, gigantyczne szkierowisko wokół Sztokholmu, a
także położone na północ od
stolicy Szwecji fantastyczne
szkiery Roslagen.
Dalej, już w Zatoce Botnickiej, polecamy łowienie
w okolicy Norrsundet, przy
ujściu rzeki Ljusnan, a następnie niedaleko miast
Hudiksvall, Sundsvall, przy
ujściu rzeki Angermanälven,
w najpiękniejszym rejonie
szwedzkiego wybrzeża – tzw.
Höga Kusten (czyli „wysokie wybrzeże”) koło Örnsköldsvik, gdzie występują
jedyne na Bałtyku fiordy, a
także w okolicy miast Umeå,
Skellefteå i Luleå, aż po graniczne miasto Haparanda.
Wszędzie tam mamy szansę
na wspaniały wędkarski urlop:
doskonałe połowy, spokój, ciszę i możliwość kontemplacji
uroczej, choć nieco surowej,
skandynawskiej przyrody.
Tekst i fot.
Piotr Motyka
Do Skandynawii jeździ się
po takie szczupaki
WŚ+ 1/2008
17
OD VÄSTERVIK DO ŚWIĘTEJ ANNY
S Z
W E
C J
A
Szczupakowy
zawrót głowy
Rozległy pas szkierów, ciągnących
się od miasta Västervik po zatokę
Braviken, to jeden z najlepszych
rejonów wędkarskich w Szwecji.
Mimo że co roku przybywają tu tysiące wędkarzy, wiele jest jeszcze
miejsc dziewiczych, gdzie ryby nie
zetknęły się dotąd ze spinningową
przynętą. To właśnie w tej okolicy odbywają się cyklicznie najbardziej prestiżowe na świecie
zawody w połowie szczupaków.
Chyba nie ma na naszej planecie
miejsca bardziej bogatego w ten
ulubiony przez wędkarzy gatunek
ryb. Piękno dziewiczej natury, cisza i spokój to dodatkowe atuty,
które czynią ten rejon wprost
wymarzonym miejscem na wędkarską wyprawę.
POLSKA
Grubas z zatoki Gryt
18
WŚ+ 1/2008
Valdemarsviken
– woda dziewicza
– atlantyckiego łososia (Salmo salar)
oraz troć wędrowną (Salmo trutta trutta).
Ryby te zazwyczaj biorą bliżej otwartego
morza, a trocie, szczególnie wiosną,
również w cichych, osłoniętych od wiatru
zatoczkach.
Jeśli znajdziemy się w okolicy
Västervik, mamy do dyspozycji nie
tylko „Starą Zatokę”. Małym kanałem
możemy przedostać się w kierunku
północnym na całkiem nowe łowiska,
położone już w zupełnie innej zatoce,
o nazwie Gudingen, wokół takich wysp,
jak Malmö, Hasselö czy Björko (w bezpośredniej okolicy tej wyspy łowiska są
dostępne tylko dla gości mieszkających
w miejscowym ośrodku wędkarskim).
Wszędzie w wodzie szczupaki, szczupaki, szczupaki...
Dżerk bywa wiosną
niezastąpiony...
Fot. Robert Kłos
Fot. Piotr Motyka
Naszą podróż po najbardziej rybnych
szwedzkich szkierach rozpoczynamy od
południa, od miejscowości Västervik.
Jest to niewielki port morski położony
w zatoce Gamlebyviken, około 220 km
od portu promowego w Karlskronie. Ma
silne związki z Polską, gdyż w miejscowej
drużynie żużlowej występował całkiem
niedawno nasz mistrz – Tomasz Gollob,
a w położonym na obrzeżach miasta
ośrodku wypoczynkowym ulokował
swą bazę inny Tomek – Krysiak, jeden
z najlepszych w Szwecji przewodników
wędkarskich.
Doskonałe łowiska wędkarskie
znajdziemy już blisko miasta, lecz to
oczywiste, że każdy woli łowić z dala od
miejskiego zgiełku (choć w przypadku
wyjątkowo cichej Szwecji takie określenie
wydaje się mocno nietrafione). Po przepłynięciu łodzią kilku kilometrów możemy
znaleźć się w okolicy spokojnej i niemal
odludnej, wśród wystających z wody pionowych skał bądź porośniętych trzcinami
brzegów małych zatoczek. I choć wokół
dostrzeżemy sporo domków letniskowych, wiele z nich zaludnia się tylko
przez kilka weekendów w roku, a na
dodatek gospodarze tak „wtapiają się”
w ciche otoczenie, że niemal nie można
ich zauważyć ani usłyszeć.
Zatoka Gamlebyviken, zwana przez
miejscowych wędkarzy „Old Bay” (czyli
„Stara Zatoka”), wrzyna się w ląd na
długości niemal 20 km. Doskonałe
szczupakowe miejscówki znajdziemy na
całej jej długości, gdyż ryby migrują, stale
poszukując pożywienia. W zależności od
pory roku żerują raz płycej, raz głębiej,
raz bliżej końca zatoki, kiedy indziej blisko
otwartego morza, raz wśród głazów i podwodnej roślinności, innym razem w toni. W
wielu miejscach możemy też łowić piękne
okonie, sandacze oraz ryby łososiowate
Fot. Maciej Rogowiecki
Old Bay i okolice
ka Loftahammar i archipelagu Tjust, docieramy nad zatokę Syrsan, co po szwedzku
oznacza „Zatoka Świerszczy”. To kolejne
wspaniałe miejsce, o którym Jacek Kolendowicz powiedział w ubiegłym roku,
że „nie łowił nigdy w Szwecji na lepszym
szczupakowym łowisku”.
Stanowiska drapieżników możemy znaleźć już w okolicy wspomnianego mostu,
ale im dalej w głąb zatoki, tym lepiej.
Wspaniałymi, często ponadmetrowymi
okazami szczupaków mogą obdarzyć
nas okolice podwodnych górek, rozległe blaty porośnięte roślinnością denną,
trzcinowe zatoczki, ostre stoki, gdzie
płytsza woda sąsiaduje z kilkumetrową
głębią, a nawet okolice pionowych ścian
skalnych. Szczególnie dobrym okresem
jest maj, kiedy ryby żerują na śledziu oraz
na trącej się płoci, a także październik.
W innych porach roku również możemy
liczyć na świetne wyniki, choć ryby żerują
wówczas z przerwami.
Poza szczupakami w Syrsan można z
powodzeniem łowić grube okonie. Najważniejsze jest, jak zwykle w przypadku
okoni, zlokalizowanie stada i uparte eksperymentowanie z przynętami. W Syrsan
zdarzają się dni, kiedy na wędce meldują
się seryjnie ponadkilogramowe garbusy!
Miłośnicy białej ryby znajdą tutaj wielkie
zagęszczenie dużych linów i leszczy, które po uprzednim konsekwentnym nęceniu
łowiska niechybnie skuszą się na podaną
przynętę. Rozległość zatoki Syrsan daje
szansę na to, o czym marzą wszyscy wędkarze – łowienie w całkowitym spokoju i
intymności. Tym bardziej, że miejscowych
wędkarzy tu jak na lekarstwo, a turyści
mają do dyspozycji tylko jeden ośrodek
położony na wyspie.
Zatoka Świerszczy
Po minięciu Gudingen oraz przesmyku, nad którym wybudowano nowoczesny
most, dający szansę przedostania się z
międzynarodowej drogi E-22 do miastecz-
Ale wróćmy z zatoki bliżej otwartego morza. Poruszając się w kierunku
północnym, będziemy płynąć przez
rozległe tereny mało odkrytego jeszcze
pod względem wędkarskim archipelagu
Tjust, którego północną granicę wyznacza wąska zatoka Valdemarsviken, nieco
przypominająca norweski fiord. Jej długość wynosi 18 km, a na samym końcu
położony jest malowniczy, cichy port
Valdemarsvik. Brzegi zatoki są dość
wysokie, miejscami skaliste, miejscami porośnięte lasem. Sporo jest trzcin.
Im bliżej otwartego morza, tym więcej
na niej małych szkierowych wysepek
i mniejszych, bocznych zatoczek, a
dno bogato porośnięte jest rdestnicą.
Choć głębokość zatoki dochodzi nawet do 32 m, wiele jest miejsc typowo
wiosennych, z bogatą roślinnością
podwodną, trzcinowiskami i płytką,
szybką nagrzewającą się wodą.
Valdemarsviken jest prawdziwie
dziewiczym terenem dla wędkarzy. Nie
łowi tu praktycznie nikt, a bogactwo
ryb, szczególnie szczupaków, przekracza wyobrażenie polskiego wędkarza.
WŚ+ 1/2008
19
Fot. Archiwum Marka Szymańskiego
W Syrsan od 2008 roku wszystkie szczupaki trzeba wypuszczać
Jeżeli ryby żerują, spinningowe przynęty
są atakowane natychmiast po wrzuceniu
do wody. Przeciętnie łowione są ryby o
masie 3–4 kg (80–90 cm), a metrowiec,
jak zawsze w Szwecji, jest tylko kwestią
czasu i odrobiny szczęścia. Szczupaki
biorą najczęściej na stokach, gdzie trzcinowe płycizny graniczą z kilkumetrową
głębią. W dobrym dniu można złowić w
pojedynkę nawet kilkadziesiąt dorodnych, silnych ryb. Takie są szkiery...
Gryt szczupakiem stoi
tym jednego metrowca, trzy dziewięćdziesiątki i cztery sztuki przekraczające
3 kg. Pozostałe ryby miały w większości
masę między 2 a 3 kg, a kilogramowych
„pistoletów” były tylko trzy sztuki. Tydzień przed nami w tym samym miejscu
wędkarz z Niemiec złowił kolosa o masie
15 kg. Ryba została wypuszczona i być
może w przyszłości trafi na wędkę któregoś z Szanownych Czytelników. Zresztą
podobnych okazów są w Grycie na
pewno setki. Problem polega na tym, że
przy takiej liczbie szczupaków znacznie
łatwiej złowić mniejsze sztuki, z reguły
aktywniejsze i mniej ostrożne.
Fot. Archiwum Sebastian
W maju 2007 roku miałem okazję łowić szczupaki w wielkiej szkierowej zatoce
Morza Bałtyckiego, zwanej Syrsan. Moim
zdaniem jest to bardzo ciekawe łowisko,
ponieważ zatoka jest mocno zróżnicowana pod względem miejscówek. Można tu
łowić na zarośniętych płyciznach i blatach,
a także na górkach podwodnych czy głębokich spadach znajdujących się w okolicach
wysp i przybrzeżnych skał. Łowisko nie
należy do najłatwiejszych, ale jeżeli wędkarz znajdzie miejsca przebywania ryb, to
czerwiec) pełno jest tu bałtyckich śledzi,
wpływających do zatoki na tarło. Szwedzi tradycyjnie poławiają je wówczas na
„choinkę”. To niemal „sport narodowy”,
coś jak u nas jesienne grzybobranie.
Śledzie są tłuste i bardzo smaczne
(najlepsze smażone!). Poławiane na
wędkę z zastosowaniem wspomnianych „choinek” (gołe haczyki na długim
przyponie, zazwyczaj pięć na jednym
zestawie) mogą dostarczyć sporej wędkarskiej frajdy. Holując ryby, czujemy, jak
na haczykach wieszają się nowe śledzie
i opór rośnie bądź spadają z nich i opór
maleje. Nierzadko udaje się wyciągnąć
komplet, czyli pięć śledzi, które stawiają
opór porównywalny z oporem kilogramowego szczupaka czy leszcza.
Nie śledzie są jednak największą
atrakcją Świętej Anny (przynajmniej
dla nas), lecz oczywiście szczupaki.
Wokół Świętej Anny
Ostatnim fragmentem niezwykłego
„Szczupakowego Wybrzeża”, które pragnę Państwu przybliżyć, jest Archipelag
Świętej Anny. Swą nazwę zawdzięcza
starej osadzie z zabytkowym kościołem,
którego patronką jest właśnie Święta
Anna. W okolicy znajdziemy również ruiny starej świątyni, pochodzącej z okresu
średniowiecza.
Szkiery Świętej Anny są bardzo spokojnym miejscem, położonym jakby z
dala od cywilizacji. Bardzo mało tu ludzi,
choć w weekendy i wakacje jak zwykle
„ożywają” położone często na maleńkich
wysepkach domki letniskowe. Przybywający tu na wypoczynek Szwedzi chętnie
spędzają czas na wodzie, uprawiając
głównie żeglarstwo, kajakarstwo bądź
pływając rekreacyjnie motorówkami.
Jednak ogrom wody okalającej ląd i
liczne wysepki sprawiają, że niełatwo
spotkać na niej towarzystwo.
Łowiska wokół Świętej Anny są bardzo
bogate w szczupaki, okonie, sandacze
i białą rybę. Oczywiście jak to w szkierach, można złowić też troć wędrowną
czy łososia. W okresie wiosennym (maj,
Kuszące zatoczki Świętej Anny
Opisane w tym krótkim artykule
łowiska to doskonałe miejsca na wędkarski urlop – szczególnie dla polskich
wędkarzy, tak rozkochanych w zębatych drapieżnikach. Wszystkie znajdują
Maciej Rogowiecki
�������������������������
od
od
od
od
399 zł
680 zł
489 zł
270 zł
Pontony, wędki, kołowrotki,
przynęty, zanęty, odzież,
obuwie, żyłki i akcesoria.
WŚ+ 1/2008
W każdej chwili
szansa na rekord
się stosunkowo niedaleko od portów
w Karlskronie czy Nynäshamn, a także
lotniska w Skavsta (tanie przeloty). Nad
wodą można znaleźć się zatem szybko,
a łowienie dostarcza tam niezapomnianych wrażeń sportowych i estetycznych.
Oczywiście ryby nie będą brały przez cały
czas jak szalone – zdarzą się też gorsze
dni, ale w okresach dobrego żerowania
możemy liczyć na prawdziwe „żniwa”,
czyli od kilku do kilkunastu, a nawet
kilkudziesięciu ryb na głowę dziennie.
A do tego dochodzi świadomość, że
w każdej sekundzie naszą wędką może
targnąć branie ryby życia. Doprawdy,
trudno o lepszą zachętę dla wędkarza.
Takie właśnie są szkiery!
�����������������������������������������������������������
�����������������������
Echosondy
Silniki
GPS-y
Kombinezony
20
Podobnie jak we wcześniej wspomnianych archipelagach i tutaj jest ich,
mówiąc wędkarską gwarą, „na gęsto”.
Wiosną szukamy szczupaków głównie
na rozległych, płytkich blatach, pełnych
podwodnej roślinności, trzcinowisk i
kamiennych raf. Bardzo dobre miejsca
to np. okolice wyspy Risö czy kilkusethektarowa zatoka Sandfjärden. Jesienią
ryb trzeba szukać na głębszej wodzie, w
okolicach podwodnych górek czy przy
ostrych spadkach dna.
może liczyć na niesamowite efekty. Zatokę
Syrsan szczególnie upodobały sobie okazowe szczupaki, które można tu łowić od
wiosny aż do późnej jesieni. Bardzo ciekawym rozwiązaniem jest wprowadzenie
zasady „złów i wypuść”, która obowiązuje
podczas wszystkich wypraw na Syrsan
organizowanych przez Eventur Fishing.
Dzięki temu będziemy mogli łowić tam
szczupaki przez wiele kolejnych lat. Będę
wracał na to łowisko, aby uwiecznić na
zdjęciach kolejne piękne „zębacze”.
Sebastian Kalkowski
��������������������������������������
Fot. Piotr Motyka
Kolejnym archipelagiem na północ
od Valdemarsvik jest Gryt. To niezwykle
urokliwy pas wybrzeża, pełen lasów, łąk,
trzcinowych zatok i skalistych wysepek.
Cicho tu i spokojnie, niemal sielankowo.
W Gryt jest sporo domków letniskowych,
w których wakacje spędzają mieszkańcy okolicznych dużych miast, takich jak
Norrköping czy Linköping. Uprawiają
oni żeglarstwo, kajakarstwo, lubią też
jogging, leśne spacery i rowerowe
przejażdżki. Archipelag Gryt to kolejne
szczupakowe eldorado. Podobnie jak w
Valdemarsviken niewiele jest tu miejsc
spenetrowanych kiedykolwiek przez
wędkarzy. Ryby nie są więc wypłoszone
i ochoczo atakują sztuczne przynęty. Po
znalezieniu spokojnej zatoczki, których
jest tu bez liku, możemy seryjnie wyjmować pięknie ubarwione i niezwykle
silne szczupaki, często okraszające
hol wysokimi wyskokami w powietrze.
Kryształowo czysta woda umożliwia obserwowanie holowanej ryby. To doprawy
niezapomniane przeżycia.
W ubiegłym roku wraz z kolegą odwiedziłem archipelag Gryt – dosłownie
na kilka godzin. Ze względu na brak
czasu pływaliśmy tylko blisko przystani.
Złowiliśmy łącznie 16 szczupaków, w
a Kalkowskiego
Łowiłem w Syrsan
��������������
�����������������
����������������������
���������������������
������������������������������������������������
�������������������������������������������
�������������������������������������������
������������������������������
WŚ+ 1/2008 21
���������������������������������������������������������������������������������������������������������������������������
SZWEDZKIE SZKIERY
Rozmowa z Tomkiem Krysiakiem
– jednym z najlepszych w Szwecji szkierowych przewodników wędkarskich.
dobrzy wędkarze, którzy chcą poznać
trochę dobrych miejscówek. Coraz większą grupę stanowią goście zagraniczni,
którzy przyjeżdżają praktycznie z całej
Europy, np. z Holandii, Francji, Włoch,
Hiszpanii, Niemiec, Czech, Węgier czy
Rosji. Oczywiście stale rośnie też liczba
naszych rodaków.
Jakich klientów lubisz najbardziej?
Czy wolisz mężczyzn, czy kobiety?
Kocham łowić z dziewczynami, bo nigdy nie ma z nimi problemów typu: przecież ja to wszystko wiem, a ryby łowię
od dziecka. Chętnie się uczą, słuchają
dobrych rad i starają się z nich korzystać.
Panowie z reguły wszystko wiedzą lepiej i
zawsze trzeba im udowadniać, że nie do
końca tak jest!
Co sprawia Ci na gajdingu największą radość? A co najbardziej
denerwuje?
Im lepiej goście połowią, tym większa
radość dla przewodnika, ale bezdyskusyjnie największą radość sprawia „poranny amator”, który po gajdingu zostaje
wędkarzem, co zdarza się zadziwiająco
często. Niepolitycznie jest mówić, co
mnie denerwuje, niemniej chyba są
to goście, którzy nie respektują zasad
bezpieczeństwa na łodzi w stosunku do
swoich kolegów, np. nie patrząc za siebie
przy rzutach. Przedziwne są też sytuacje,
gdy ludzie, którzy swoją wędkarską karierę spędzali na 3–4-metrowych łódkach,
nagle narzekają na ciasnotę na łodzi,
która ma długość 6 m, co też zdarza się
nadzwyczaj często.
Szkierowy gajd
W krajach dysponujących znakomitymi łowiskami, takich jak Szwecja,
Kanada czy Nowa Zelandia, coraz
więcej osób zajmuje się profesjonalnym przewodnictwem wędkarskim.
Po co wędkarzowi przewodnik na tak
rybnych łowiskach?
Każdy doświadczony wędkarz wie,
że woda wodzie nierówna i każde łowisko ma swoją specyfikę. Szczególnie w
wypadku szkierów znalezienie dobrych
miejscówek jest rzeczą trudną, i to z wielu powodów. Wymienię choćby takie, jak
porażający ogrom i różnorodność wody,
ciągła migracja ryb, ciągłe zmiany warunków atmosferycznych itd. Szwedzi
mówią, że 100% ryb znajduje się w 10%
wody, i to chyba najtrafniej określa, jak
trudne może być ich znalezienie. Przewodnik spędza praktycznie całe swoje
życie na wodzie i w związku z tym jest
22
WŚ+ 1/2008
„na bieżąco” ze swoim łowiskiem. Wie,
a przynajmniej powinien wiedzieć, co się
na nim obecnie dzieje. Drugim powodem,
by wynająć przewodnika, jest możliwość
wykorzystania jego doświadczenia w doborze przynęt i technice łowienia. Mimo
faktu, że często łowię z doświadczonymi
wędkarzami, rzadko się zdarza, by któryś
z nich spędzał około 200 dni w roku na
wodzie, tak jak ja. Trzeci powód to po
prostu czysta wygoda. Inaczej łowi się z
dużej, komfortowej i bezpiecznej łodzi,
którą można się szybko przemieścić z
łowiska na łowisko, nawet biorąc pod
uwagę wiatr i wysoką falę. Myślę, że nie
bez znaczenia jest też fakt, iż nie trzeba
się martwić o sprzęt i przynęty, bo w to
wszystko zaopatruje przewodnik.
Usługi gajdingowe (przewodnickie)
są drogie. To prawda czy mit? Jeśli tak,
to dlaczego ceny są tak wysokie?
To trudne pytanie. Kiedyś mądry człowiek powiedział mi, że to nie jest kwestia
zbyt wysokiej ceny, tylko tego, że za mało
zarabiamy! Chyba coś w tym jest. A tak
na poważnie, biorąc pod uwagę koszty
związane z prowadzeniem tego typu
działalności (łódź, elektronika, sprzęt, paliwo, ubezpieczenia, serwisowanie itd.),
nie uważam moich cen za wygórowane.
Brutalna prawda jest taka, że jednak jest
to dość ekskluzywny serwis i, niestety, nie
każdy może sobie na niego pozwolić.
Z jakich krajów pochodzą Twoi
klienci. Kim są?
W wypadku Szwedów większość
naszych klientów stanowią firmy, które
organizują tzw. imprezy integracyjne dla
swoich gości, kooperantów, klientów czy
personelu. Goście prywatni to z reguły
Czy gajding to ciężka praca, czy
wymaga długiej nauki? Czy w Szwecji
są jakieś szkoły, certyfikaty?
Świat jest tak wymyślony, że wszyscy
musimy gdzieś pracować, więc uważam
to za wielki przywilej, że pracuję, robiąc
to, co najbardziej kocham! Niemniej
faktem jest, że to bardzo ciężka praca,
wyczerpująca zarówno fizycznie, jak i
psychicznie. Nie wiem, czy jest to zawód,
którego można się „nauczyć”, niewątpliwie jednak na nabranie odpowiedniego
doświadczenia potrzeba tysięcy godzin spędzonych na wodzie... i to nie tylko z wędką w
dłoni. W Szwecji istnieją szkoły
typu Akademia Wędkarska na
poziomie gimnazjalnym i wyższym, które przygotowują do
tego zawodu, a ich uczniowie
praktykują między innymi u nas
w Västervik. Aby pracować jako
przewodnik, trzeba mieć uprawnienia, i to niemałe (zgodnie z
prawem unijnym).
Bardzo lubię dżerkować,
ale przynętą nr 1
jest dla mnie guma
Ile lat zajmujesz się już gajdingiem?
Na jakich wodach to robisz? Czy to
Twój zawód, czy hobby?
Jako przewodnik pracuję już 10 sezon, nieomal wyłącznie na szkierach. Nie
sądzę, żeby mi się kiedykolwiek znudziły.
Moje wędkarstwo dawno przestało być
hobby. Stało się pasją, a teraz to już
chyba jakaś patologiczna przypadłość,
którą może należałoby zacząć leczyć?!
Ale gajdowanie to bezdyskusyjnie praca,
którą bardzo kocham.
Czy łowiąc ryby na gajdingu, nie
zapominasz się czasem i walczysz o
lepszy wynik od klienta? Czy gajd musi
być zawsze lepszy? Czy łatwo znosisz
sytuację, gdy „zielony” wędkarsko
klient złowi większą rybę?
Każdy sukces odniesiony przez klienta jest poniekąd sukcesem przewodnika,
dlatego nigdy nie „idę w zawody” z moimi
gośćmi. Zdarza się jednak, że rzucają mi
wyzwanie typu: „No to pokaż nam, że tu
są ryby!”... No to im pokazuję!
Co zapewniasz klientowi w cenie?
W cenę gajdingu wchodzę ja z łódką,
kombinezony wypornościowe, pełny
sprzęt plus przynęty, na życzenie organizujemy lunch na wodzie. Trochę tak,
jak u krawca: wszystko jest „szyte na
miarę”.
Jakie techniki preferujesz? Wolisz
dżerki czy gumy? A może inne przynęty?
Jestem bezdyskusyjnie spinningistą.
Ulubiona technika to opad, co daje też
odpowiedź na drugą część pytania. Tak,
wolę gumy. Bardzo lubię dżerkować,
uważam jednak tę technikę za dość
ograniczającą. Na bezludnej wyspie
wolałbym mieć gumę. Ostatnio wracają
do łask blachy. Uważam, że trochę niezasłużenie poszły nieco w zapomnienie
(przynajmniej w Szwecji).
Dlaczego w szkierach, poza nielicznymi wyjątkami, nie wolno trollingować
na szczupaka?
Skomplikowana odpowiedź, ale
spróbujmy: przywilej królewski pozwala
na bezlicencyjne wędkowanie w szkierach przy użyciu sprzętu „ręcznego”. W
trollingu to łódka ciągnie przynętę, więc
wychodzi to poza regułę. Wiem, że brzmi
to dziwnie, ale tak jest. Są na szkierach
wyznaczone wody, gdzie trolling jest dozwolony, wymaga to jednak specjalnej
licencji. Przy okazji chciałbym przestrzec
przed nielegalnym trollingiem, bo to jest
ścigane, a karą może być, oprócz grzywny, utrata łódki i sprzętu.
Jakie są cechy dobrego gajda?
Czym klient ma się kierować przy wyborze, o co pytać?
Oczywiście odpowiedź powinna
brzmieć: No, taki, co ma duże doświadczenie, zna wodę i łowi dużo ryb, ale są
to rzeczy, których przeciętny klient nie
jest w stanie sprawdzić, bo niby jak?
Z doświadczenia wiem, że najwięcej
nowych klientów dają ci starzy, którzy
rekomendują przewodnika, z którym
pływali i było fajnie. Uważam, że dobry
gajd to taki, który potrafi się dostosować
do umiejętności klientów, czyli odpowiednio dobrać technikę i przynęty, zapewnić
dobrą atmosferę na łodzi, nawet wtedy,
kiedy ryby nie biorą (bo przecież tak też
bywa). Ponadto umie przekazać swoją
wiedzę i doświadczenie w taki sposób,
że nawet jeżeli tym razem nie było tej
upragnionej „życiówki”, gość schodzi z
łódki z przekonaniem, że nie stracił czasu
czy pieniędzy, bo np. czegoś nowego się
nauczył!
Powiedz, dlaczego polecasz polskim wędkarzom Szwecję, a szczególnie łowiska szkierowe?
Cóż, olbrzymi kraj, w którym mieszka
9 mln ludzi potrafiących dbać o swoją
naturę. Szkiery są chyba ewenementem
na skalę światową. Bodaj nigdzie na
świecie lodowiec nie „narozrabiał” tak
jak tutaj! Ryb jest dużo i są duże, ale
dla mnie szkiery to taka bajka, w której
mam szczęście sobie żyć. Pokaż mi kogoś, kto ma ładniejsze biuro? Szwecję
polecam także ze względu na jej
niepowtarzalne piękno i bogactwo
przyrody. Daje też szansę na zastanowienie się: jeżeli Szwed potrafi,
to może warto i u nas przynajmniej
spróbować.
Dlaczego zdecydowałeś się
na Västervik? Czy to jakieś wyjątkowe miejsce?
Västervik jest niewątpliwie
jednym z najlepszych szczupakowych łowisk w Europie.
Ryb jest pod dostatkiem, w tym
sporo sztuk okazowych. Nie jest
to łowisko łatwe, ale ja lubię wyzwania. Szczególność Västerviku polega przede wszystkim na
rygorystycznie przestrzeganej
zasadzie „złów i wypuść” w wypadku szczupaka, co, po pierwsze, przemawia do większości
WŚ+ 1/2008
23
SZWEDZKIE SZKIERY
naszych gości (wielu z nich przyjeżdża
niemal wyłącznie z tego powodu), a po
drugie – daje realną szansę na to, że takie
łowisko przeżyje! Nie bez znaczenia jest
stosunkowo niewielka presja wędkarska.
Nie lubię łowić w tłoku.
Czy szkierowy szczupak różni się od
jeziorowego, znanego nam z Polski?
Zdecydowanie tak. Przede wszystkim
różni się tym, że w ogóle jest, w przeciwieństwie do polskiego, który jeżeli
gdzieś jeszcze występuje, to jest przez
cały czas skutecznie tępiony! Poza tym
jest trochę inaczej ubarwiony (bardziej
srebrny), chyba bardziej „napakowany”
i wydaje mi się, że ze względu na ogrom
wody więcej migruje. Uważam też, że jest
waleczniejszy.
Jakie gatunki ryb łowisz prywatnie?
Jakimi technikami? Czy lubisz współzawodnictwo, czy raczej samotność w
poszukiwaniu wielkiej ryby?
Ulubioną rybą jest niewątpliwie troć.
Od paru lat wariuję na punkcie „gumowania” sandaczy (to zasługa Marka
Szymańskiego, który mnie tak wkurzył,
że musiałem się tego nauczyć). Bardzo
lubię okonie za ich waleczność, no
i oczywiście szczupaki. W ubiegłym
roku wybrałem się na północ Szwecji
na łososie i szczerze mówiąc trochę się
martwię, bo mi się spodobało, a już i tak
nigdy mnie nie ma w domu. Nie jestem
samotnikiem, ale na „prywatne” ryby
chętnie pływam sam, chociaż rzadko
mam taką okazję.
24
WŚ+ 1/2008
Czy startujesz w zawodach wędkarskich? Jakie masz rekordy na
koncie?
Nie lubię się „ścigać” na rybach, więc
zawody traktuję bardziej towarzysko. Mam
kilka wybranych imprez, w których startuję
i nawet parę razy udało mi się to i owo wygrać. Rekordy? Hm, jak dotąd życiówki to:
łosoś 17,2 kg, troć 11,1 kg, szczupak 15
kg, okoń 2,2 kg, sandacz 7,4 kg.
Co sądzisz o coraz bardziej lansowanej metodzie „złów i wypuść”?
Podpisuję się pod nią obiema rękami.
Jeżeli nie stanie się ona standardem w
niedalekiej przyszłości, czeka nas „superfajne” łowienie w stawach hodowlanych albo akwariach. Jeżeli chcemy
dalej łowić ryby dzikie w ich naturalnym
środowisku, musimy edukować wędkarzy w kierunku „złów i wypuść” wszelkimi
dostępnymi metodami. Chcę zaznaczyć,
że nie jestem kompletnym ortodoksem i
sam lubię zjeść rybkę, ale „mięsiarstwo”
mnie brzydzi. Niestety, doświadczenie
uczy, że jest ono jeszcze bardzo rozpowszechnione, między innymi wśród naszych rodaków. Ciekawy jest fakt, że na
takie stwierdzenia najbardziej oburzają
się właśnie „mięsiarze”, którzy wywożą
tylko „parę filecików dla żony” (najwyżej
pół bagażnika, bo więcej nie weszło...).
Czy znasz innych skandynawskich
gajdów? Tworzycie jakieś zawodowe
lobby?
Mniej lub bardziej znamy się prawie
wszyscy, a przynajmniej o sobie wiemy.
W większości wypadków jest to bardziej
współpraca niż konkurencja, jak na razie
wody i ryb jest tyle, że nie ma się o co
kłócić.
Czy wyjeżdżasz na ryby poza granice Szwecji, czy korzystasz wtedy z
usług przewodnika?
Rzadko mam na to czas, ale jeżeli
już mi się uda, to zawsze od tego zaczynam.
Jaka jest według Ciebie przyszłość
wędkarstwa i turystyki wędkarskiej?
Nie boisz się, że dzikie łowiska zostaną wyrybione?
Myślę, że przyszłość turystyki wędkarskiej w dużym stopniu zależy od ludzi
takich jak ty i ja, czyli od tych, którzy z
niej żyją. Jeżeli będziemy myśleli tylko
o dniu dzisiejszym, to może się kiedyś
okazać, że jutra już nie będzie. Tak jak
w każdym biznesie: żeby wyjąć, trzeba
najpierw włożyć. Nasza inwestycja to
np. edukacja wędkarzy w kwestiach
takich, jak wspomniana zasada „złów i
wypuść”. Wówczas nawet gdy początkowo coś tam stracimy, to w przyszłości
zyskamy wielokrotnie więcej! W końcu
nie jesteśmy tylko przewodnikami czy
organizatorami, ale przede wszystkim
wędkarzami, dla których łowienie ryb to
pasja, bez której nie da się żyć.
Rozmawiał Piotr Motyka
Fot. Archiwum Tomka Krysiaka
i Marka Szymańskiego
WŚ+ 1/2008
25
Kraina głodnych szczupaków
Gdzie szczupaki są wiecznie głodne? Tam, gdzie jest ich bardzo dużo,
czyli w krainie tysięcy malowniczych wysp i wysepek, przesmyków,
kanałów, zatok i rozległych trzcinowisk, skalistych podwodnych raf
z głębokimi rozpadlinami i głazami, widocznymi w przezroczystej, zielonkawej wodzie. Szkierowe wybrzeże Skandynawii, bo o nim mowa,
jest ze względu na tę różnorodność wspaniałym poligonem doświadczalnym dla łowców szczupaków.
Gdy ryby dobrze biorą, można skutecznie wędkować każdym rodzajem
sprzętu, ale z moich doświadczeń
wynika, że zbyt lekki zestaw nie jest
tutaj przydatny. Po pierwsze dlatego,
że w szkierach łowi się na ogół dużymi
przynętami, po drugie, szansa zacięcia
metrowej ryby jest tu znacznie większa
niż w jakimkolwiek polskim łowisku.
Proponuję, by zabierać ze sobą na
łódź dwa zestawy spinningowe: średni
– do typowych przynęt, oraz ciężki – do
wielkich gum. Zestaw średni składa się z
wędziska o masie rzutowej do 40 g, koło-
26
WŚ+ 1/2008
wrotka klasy 4000 z plecionką 0,17–0,20
lub z żyłką 0,25–0,30. Zestaw ciężki to
wędzisko do 100 g z kołowrotkiem klasy 6000 z plecionką 0,23–0,25 lub żyłką
0,35. Wędziska do plecionki muszą być
bardziej elastyczne niż kije do żyłki, aby
nie tracić ryb podczas holu.
Szczupak zaatakuje każdą przynętę,
pod warunkiem że mu ją odpowiednio zaprezentujemy. Rodzaj przynęty i sposób
prezentacji zależą od miejsca, w którym
gromadzą się szczupaki. Warto tu zaznaczyć, że szczupaki grupują się w różnych
miejscach – wyspowo, zależnie od pory
Rapali, czyli wolnotonącą „łyżeczką”
z tworzywa, uzbrojoną w pojedynczy
hak osłonięty sprężystym, stalowym
wąsem.
W czerwcu szczupaki biorą na rozległych podwodnych łąkach na głębokości 3–4 m, ale nie wszędzie, więc trzeba
poświęcić trochę czasu, aby znaleźć ich
zgrupowanie. W takim łowisku łowię na
duże, lekkie wahadłówki i największe
obrotówki, ale zawsze w końcu wracam
do największych, 15–25-centymetrowych
ripperów, bo duże szczupaki biorą na nie
najlepiej.
Latem szkierowe szczupaki schodzą
głębiej w poszukiwaniu chłodnej wody i
wielkich ławic śledzi, w których żerują. W
tym czasie łowię głównie na duże gumy i
woblery pracujące na głębokości 6–10 m,
ale letnie wyniki wędkowania są zwykle
znacznie gorsze od wiosennych.
Jesienią szczupaki znów są bardzo
głodne. Zazwyczaj żerują głębiej niż
wiosną. Największe ryby łowię wtedy na
stokach, na głębokości 5–8 m. Używam
dużych ripperów – najczęściej 15-centymetrowych – bardziej obciążonych
niż wiosną. Nie jest już tajemnicą, że
piorunujące efekty daje łowienie z opadu, zwłaszcza gdy uda się dopasować
szczupakom odpowiedni kolor przynęty.
Ale na to nie ma gotowej recepty, więc
pozostają eksperymenty i szybkie wyciąganie wniosków na łowisku.
Jacek Kolendowicz
Fot. Sławek Szczęśniak
SZWEDZKIE SZKIERY
Guma niezbyt duża, ale szczupak całkiem spory
Fot. Sławek Szczęśniak
roku i temperatury wody. Pierwsze zgrupowanie – tarłowe, ma miejsce wiosną, w
chłodnym skandynawskim kwietniu.
Polowanie na płytkich, zarośniętych
tarliskach na obrzmiałe ikrą szczupaki
jest rażąco nieetyczne. Każdy szanujący się spinningista nie zarzuci w takich
miejscach przynęty, zwłaszcza że w tym
czasie może się z powodzeniem zająć
łowieniem troci, które jeszcze dobrze
biorą na kamienistych płyciznach przy
szkierowych wysepkach.
W dwa tygodnie po tarle szczupaki
zaczynają znakomicie żerować na płyciznach 0,5–2 m. Doskonałym łowiskiem
są rzadkie, niskie trzcinowiska, które
podczas tarła płoci, w maju, aż chodzą,
poruszane ogonami dużych szczupaków.
W trzcinowiskach zawsze łowię przynętami bezzaczepowymi, głównie spoonem
WŚ+ 1/2008
27
BORNHOLM
Na bałtyckie trocie
Przed wyprawą
Fot. Archiwum Marka Szymańskiego
Troci w Bałtyku jest mnóstwo. Dla bałtyckich rybaków
wpuszcza się w ujściach rzek co roku tony smoltów. Jednak w sprzyjających warunkach również wędkarze mogą
skorzystać z tego dobrodziejstwa.
Specyficzne i – przyznajmy szczerze
– arcytrudne warunki morskiego łowienia
wymagają starannego przygotowania się
do wyprawy. Skandynawia ma co prawda
to do siebie, że można pojechać na ryby
w garniturze i we wszystko zaopatrzyć się
na miejscu, niemniej jednak są to kraje
cywilizowane, w których w weekendy
sklepy są zamknięte, a ludzie odpoczywają. Jeżeli więc na miejsce przybywamy w piątek wieczorem, to podstawowy
sprzęt musimy mieć ze sobą, tym bardziej że nie ma tego dużo.
Na morskie trocie trzeba zabrać
spodniobuty, najlepiej neoprenowe lub
oddychające, koniecznie podbite filcem,
kamizelkę asekuracyjną zakładaną pod
krótką kurtkę do brodzenia, kij do brodzenia, podbierak z gumową smyczą i
magnesem do powieszenia na plecach,
wędzisko 270 o masie wyrzutowej 25–30
g, dobrej klasy kołowrotek 2500 z nawiniętą bardzo cienką plecionką 0,08 lub
0,10 mm i kilkanaście błystek trociowych,
które zmieszczą się w pudełeczku wielkości mydelniczki.
Tak ubrani i usprzętowieni możemy
bezpiecznie hasać na falach, mając
dużą szansę na srebrną troć. Tylko srebrne trocie są zabierane przez morskich
trociarzy. Trocie ciemne – potarłowe,
zwyczajowo są wypuszczane.
Ile fabryka dała
Podstawą skutecznego łowienia jest
jak najdalszy rzut przed siebie, czemu
sprzyja cienka plecionka. Łowiska są
płytkie, zwykle od 1 do 3 m. Błystkę
trzeba prowadzić możliwie jak najwolniej
– tak, by jak najdłużej baraszkowała na
fali przyboju, ale też tak, by nie zaczepiała o dno. Sprawdza się prowadzenie
z przerwami, w którym co kilka szybkich
obrotów korbki przerywamy skręcanie
na 3–4 sekundy i pozwalamy błystce
nieco opaść i być niesioną przez falę.
Rzut przed siebie to może zbytnie uproszenie. Warto rzucać w miejsca, gdzie
coś się dzieje – gdzie widać łamiącą się
falę na większym kamieniu lub gdzie
różnice w kolorze wody świadczą o
zmianie głębokości lub charakteru dna.
Brak brań najczęściej świadczy o braku
ryb w łowisku, gdyż troć nie jest zbyt wybredną rybą i raczej bez oporów atakuje
każdą dobrą błystkę. Jednak może to się
zmienić w każdej chwili, gdyż trocie prze-
szukują znaczny obszar brzegu, chodząc
w niewielkich stadkach, i po dłuższym
bezrybiu możemy mieć kilka brań w kilku
kolejnych rzutach.
Podstawową przynętą jest smukła
około 20-gramowa błystka wahadłowa.
Znakomite błystki kupimy na miejscu, ale
nikt chyba nie wymyślił lepszej trociowej
błystki od polspingowskiej makreli. Najskuteczniejsze są błysteczki srebrzyste i
czarne, ale warto mieć również wściekłe
seledyny i pomarańcze.
Do podbieraka
Zaciętą rybę holujemy uniesionym
wędziskiem, spokojnie, nie spiesząc się.
Troć nie ma tendencji do wchodzenia w
zaczepy, a trzeba pamiętać o bardzo
cienkiej plecionce. Jednak hol powinien
być konsekwentny, bez przerw, podczas
których może dojść do poluzowania linki i wypięcia ryby, czemu sprzyja zwykle
stępiona na kamieniach kotwiczka. Gdy
ryba znajdzie się pod naszymi nogami,
bezzwłocznie podbieramy ją podbierakiem. Ze srebrnej robimy tatar, a czarną
wypuszczamy. Ot, cała tajemnica bałtyckiego trociowania.
Marek Szymański
Przeciętna zdobycz
Troć, jak zdecydowana większość drapieżników, lubi polować na płyciznach.
Im płycej, tym bujniejsze życie, a co za
tym idzie – lepsze warunki do rozwoju
dla narybku będącego pożywieniem
troci. Im bardziej urozmaicona płycizna,
tym tego pożywienia więcej i lepsze
warunki do polowania. Toteż żerujące
trocie najłatwiej znaleźć przy brzegach,
gdzie oprócz piasku na dnie znajdziemy
obrośnięte morszczynem skałki i kamienie. Leopardzie dno, czyli ciemne
plamy kamieni na piasku, to miejsca,
które morskich wędkarzy mobilizują do
ciężkiej trociowej orki.
Przed nami są trocie
morski sport skałkowy dla wielu jest wspaniałym sportem, przy którym łowienie
schodzi na drugi plan. Nie wszędzie jest
tak trudno jak na Bornholmie. Wybrzeża
Gotlandii i Olandii są bardziej przyjazne
wędkarzowi. Mniej tam ostrych skał, a więcej otoczaków i piasku. Duński Bornholm
i szwedzkie duże wyspy to najlepsze łowi-
ska. W sprzyjających warunkach wędkarz
zawsze znajdzie dający szansę na dobry
połów brzeg nawietrzny, a podczas sztormu może schować się na brzegu zawietrznym. Poza tym wyspy zawsze sąsiadują z
otwartym morzem, gdzie szansa na troć
jest dużo większa niż np. w wewnętrznych
szwedzkich szkierach.
Przynęty, które trocie lubią
Trociowe wyspy
Bo nie jest lekkie to wędkowanie. Jałowe, wielogodzinne biczowanie wody
może zniechęcić każdego, ale nagrodą
jest kilka, czasem kilkanaście brań w
krótkim czasie, gdy trafimy na żerujące
stadko troci. Zwykle jest tak, że to trocie
znajdują naszą przynętę, a nie odwrotnie, choć aktywność wędkarza i możliwie
częsta zmiana miejsc przynoszą dobre
rezultaty. Trzeba jednak mieć świadomość, że na wielu łowiskach, zwłaszcza
bornholmskich, zmiana miejsca to strata
wielu cennych minut, gdyż dojście do dobrej miejscówki po nieprawdopodobnie
śliskich skałach zajmuje mnóstwo czasu
i kosztuje sporo wysiłku. Z drugiej strony
28
WŚ+ 1/2008
Fot. Archiwum Marka Szymańskiego
WŚ+ 1/2008
29
BORNHOLM
Bałtycka wyspa słońca
niż w nieodległej przecież Kopenhadze. Zdumiewający jest fakt, że rosną
tu nawet figi i uprawia się winorośl! Te
wszystkie czynniki predestynują Bornholm do roli centrum turystycznego o
wyjątkowych walorach.
Wędkarstwo
dla prawdziwych mężczyzn
Poza głównym sezonem turystycznym Bornholm biorą we władanie wędkarze. Oblewające wyspę wody Bałtyku
są zasobne w ryby, szczególnie w tak
cenione przez wędkarzy gatunki, jak
troć wędrowna, łosoś, dorsz i belona.
Choć wielu amatorów mają trollingowe wyprawy na łososia, jednak
większość wędkarzy nastawia się na
piękną srebrzystą trotkę, prawdziwą
arystokratkę i królową bornholmskich
plaż. Łowienie troci w morzu tu jedna
z najdynamiczniej rozwijających się
odmian współczesnego wędkarstwa. Z
pozoru może się wydawać, że brodzenie po śliskich głazach w dość zimnej
wodzie w czasie zimowo-wiosennych
słot to przygoda ryzykowna i mało
atrakcyjna. Nic bardziej błędnego! Łowienie troci z morskiego brzegu przyciąga właśnie swym ekstremalnym charakterem – to wędkarstwo dla twardych
ludzi, zdeterminowanych w dążeniu do
upragnionego celu i niebaczących na
związane z tym niedogodności. Myśl
o upragnionej nagrodzie – czyli braniu
oraz walce z silnym, przebiegłym i co tu
dużo mówić – niezwykle pięknym rybim
przeciwnikiem, jest tak podniecająca,
że każdy, kto choć raz zasmakuje
trociowej przygody, będzie na zawsze
zainfekowany tym swoistym wirusem.
Skuteczne spinning i mucha
Pomiędzy Polską a Szwecją, niemal na środku zachodniego
Bałtyku, leży wyspa Bornholm. Ten kawałek lądu nie należy
jednak do żadnego ze wspomnianych państw, lecz jest najdalej wysuniętym na wschód fragmentem terytorium... Danii!
Wyspa słynie z wędzonego śledzia, łagodnego klimatu i słonecznej pogody, która ściąga na nią tysiące turystów. Oprócz
plażowania popularna jest tu turystyka aktywna – głównie
rowerowa oraz piesza, a także wędkarstwo. Bornholm należy
bowiem do najlepszych w Europie łowisk troci wędrownej
i łososia.
Stworzona dla wypoczynku
Krajobraz Bornholmu jest niezwykle
urozmaicony. Na wyspie znajdziemy
liczne pagórki, skałki, malownicze wąwozy, jeziorka, rozległe równiny, piaszczyste nadmorskie wydmy czy strome,
urwiste klify. Część wyspy porastają
lasy. Wiele tu też atrakcji historycznych
i miejsc o specyficznym, niepowtarzalnym, miejscowym klimacie, takich jak
średniowieczne ruiny, ciche rybackie
porciki czy tradycyjne wędzarnie ryb. Ze
względu na budowę geologiczną wyspy
i jej położenie średnia liczba dni pogodnych w roku jest tu dwukrotnie wyższa
30
WŚ+ 1/2008
Piękna
srebrna troć
z wyspy słońca
BORNHOLM
P O L S K A
Trocie biorą bardzo dobrze na
spinning z użyciem różnego rodzaju
wąskich błystek wahadłowych, a także
na sztuczne muchy podawane tradycyjnie sznurem bądź na systemie „spidolino”. Łowiąc z brzegu na Bornholmie,
mamy wielką szansę na złowienie w
dobrych okresach roku (np. wczesna
wiosna) od kilku do kilkunastu troci w
trakcie tygodniowego pobytu, co dla
polskich trociarzy, przemierzających
nieraz przez kilka miesięcy pomorskie
rzeki w poszukiwaniu jednego choćby
brania, może się wydać niewiarygodne.
Ale tak jest naprawdę, choć zdarzają się
i gorsze tygodnie, kiedy ryby z różnych
przyczyn nie biorą. Takie „turnusy” należą jednak do rzadkości. Bardzo ważne jest również to, że szanse na udane
połowy mają nie tylko „stare trociowe
wygi”, ale również początkujący adepci
wędkarstwa trociowego. Muszą jednak
udać się na dobre miejscówki i posłuchać porad przewodnika bądź bardziej
doświadczonych kolegów.
Tekst i fot. Piotr Motyka
Fot. Archiwum Torbena Petersena
Magia
troci
Rozmowa z Torbenem
Petersenem – jednym z
najlepszych bornholmskich przewodników wędkarskich i emerytowanym
majorem duńskiej armii.
Dlaczego wędkarze przyjeżdżają na Bornholm?
Ponieważ wyspa ta ma
bardzo liczną i stabilną populację troci wędrownej. Bardzo
się staramy dbać o nasze
łowiska i je chronić. Ważnym
czynnikiem decydującym o
atrakcyjności Bornholmu jest
to, że wędkować to można
prawie zawsze, bez względu
na pogodę. Poza tym jest tu
bardzo pięknie.
Torben Petersen – znawca Bornholmu i troci
Czy łatwo jest złowić troć na Bornholmie?
Nie można powiedzieć, że łatwo, ale
też nie jest to bardzo trudne. Ważne, aby
mieć przewodnika podczas pierwszej wizyty. Inaczej może być ciężko. Nie chodzi
tylko o pokazanie klientom potencjalnych
miejscówek, ale także o wiele uwag na
temat bezpieczeństwa, odpowiednich
przynęt itp.
Czy zupełnie początkujący także
mają szansę?
Oczywiście, ale muszą mieć przynajmniej odpowiedni sprzęt i powinni
wiedzieć, jak się rzuca...
Czy masz jakieś swoje tajemne
miejsca, w których łowisz, i jakieś
specjalne przynęty?
Oczywiście. Na Bornholmie jest masa
dobrych miejscówek. Wiele z nich jest
szeroko znanych, ale są też takie, o których nie wie prawie nikt. Co do przynęt
– to temat rzeka. Wszystko zależy od pory
roku, dnia, wiatru, nasłonecznienia itp.
Jak wygląda typowy dzień z Tobą
jako przewodnikiem?
Kiedy klienci zarezerwują moje usługi,
podaję im wstępne informacje dotyczące
łowienia, czyli gdzie będziemy łowić i jaką
metodą. Przed przyjazdem informuję ich
także o potrzebnym ubiorze i sprzęcie
wędkarskim. Pierwszego dnia po przyjeździe, kiedy się spotykamy, planujemy
cały pobyt klientów, dopieszczamy
wspólnie sprzęt, rozdajemy mapy z zaznaczonymi miejscami, gdzie będziemy
łowić przez następne dni. Zaraz potem
zabieramy się do praktyki, czyli ruszamy
nad wodę!
Co jest najważniejsze w pracy
przewodnika?
Żeby być uczciwym, rzetelnym i profesjonalnym. Służyć klientom całą swoją
wiedzą i doświadczeniem, aby maksymalizować ich szanse na złowienie ryby.
Opowiadać także o historii Bornholmu
i zwracać uwagę klientów na piękno
przyrody.
Jaka jest Twoja największa troć?
Srebrniak 8,6 kg i 89 cm. Złowiony
200 m od domu.
Dlaczego aż tak pasjonuje Cię właśnie łowienie troci?
Jest coś szczególnego w tej rybie. Nie
da się ukryć, że to trudny, wymagający
przeciwnik. Czasem trzeba oddać dziesiątki rzutów i przemierzyć brzegiem kilka kilometrów, aby doczekać się brania.
Jednak każdy, kto raz poczuł srebrniaka
na kiju, wie, że trud się opłaca. Cenię
troć za jej piękno, siłę, waleczność i
nieprzewidywalność. Próbowałem już
wielu rodzajów wędkarstwa, ale morskie
łowienie troci jest dla mnie magiczne.
Poza tym Bornholm jest taki piękny…
Otoczenie, w którym łowię, ma dla mnie
duże znaczenie.
Jak Twoje usługi mogą zarezerwować wędkarze z Polski?
Najprościej będzie skontaktować się
z polskim biurem turystyki wędkarskiej
Eventur Fishing. Jego przedstawiciele
byli u mnie w marcu 2007 roku. Mimo
że ryby brały średnio, udało nam się
przechytrzyć kilka ładnych sztuk.
Zanotował Piotr Motyka
WŚ+ 1/2008
31
GOTLANDIA
Trocie ze szwedzkiego raju
Wyspa wikingów
i Pippi Langstrumpf
Jeśli spytamy Szwedów o najciekawsze miejsce w ich kraju, dziewięciu na dziesięciu
wskaże na Gotlandię i natychmiast zacznie zachwalać ją jako prawdziwy raj na ziemi.
Faktycznie, to niezwykła wyspa o baśniowej atmosferze, pełna średniowiecznych pamiątek i niezwykłych dzieł przyrody. Tutejsze plaże uchodzą za najpiękniejsze w całej
Skandynawii i latem przyciągają na Gotlandię tysiące turystów spragnionych słońca.
W pozostałych porach roku wyspa jest cicha, a plaże puste. To czas dla wędkarzy, gdyż
łowienie troci na Gotlandii to przygoda jedyna w swoim rodzaju.
Jednak Gotlandia to nie tylko wspaniała historia, ale również cudowna przyroda. Znajdziemy tu świerkowo-sosnowe
lasy i przepiękne plaże z niezwykłymi
formacjami skalnymi. Wyspę wyróżnia
łagodny klimat i duże nasłonecznienie.
Między innymi ze względu na te walory
na wyspie mieszkał przez wiele lat najsłynniejszy szwedzki reżyser – Ingmar
Bergman. Tu również kręcono filmy o
małej Pippi Langstrumpf, a jej niezwykły
domek można zwiedzać do dzisiaj.
Niektóre miejsca charakteryzują się
wręcz bajkowym pięknem. Na Gotlandii
spotkamy fragmenty wybrzeża z malowniczymi tarasami skalnymi, inne przypominają wybrzeża mórz południowych.
Przy dobrej pogodzie, brodząc w kryształowo czystej i przejrzystej wodzie, której
powierzchni nie mąci najmniejsza fala,
udaje się wyjść w morze kilkaset metrów
od brzegu i łowić tam srebrzyste torpedy,
które nierzadko po braniu wykonują kilka
dynamicznych wyskoków w powietrze.
Wówczas można się poczuć jak przy
łowieniu tarponów na Karaibach...
Fot. Zenon Grabowski
Gotlandia jest największą wyspą
Szwecji i jedną z jej największych turystycznych atrakcji. Ma 170 km długości
i 50 km szerokości. Historia wyspy byłą
bardzo burzliwa – upodobali ją sobie wikingowie, ustanawiając tu już w VI wieku
ważny punkt szlaku handlowego z Bizancjum i zachodniej Azji. Później Gotlandię
najeżdżali Duńczycy i Niemcy z Lubeki, a
liczne dawne wojny mają dziś odbicie we
wspaniałych turniejach rycerskich, organizowanych tu co roku w sierpniu. Perłą
wyspy jest jej stolica Visby – niegdyś jeden z głównych ośrodków handlowych
Hanzy, miasto równie potężne jak Paryż
czy Londyn. Do dziś możemy podziwiać
wspaniałe mury obronne okalające miasto i liczne średniowieczne kamieniczki
oraz kościoły.
ludne miejsca, gdzie w ciszy będziemy
mogli zażywać aktywnego wypoczynku
i łowić piękne ryby..
Troć na spinning
ing
Fot. Archiwum Eventur Fish
Per Skoglund Jobs
– znany gotlandzki przewodnik
Fot. Maciej Rogowiecki
SZ
WE
CJ
A
Jak tarpony na Karaibach
P O L S K A
Dumni ze swojej odrębności
Rozmowa z Perem Skoglundem Jobsem – wędkarskim przewodnikiem
z Gotlandii.
Czym Gotlandia wyróżnia się od
reszty Szwecji?
Myślę, że głównie przyrodą i krajobrazami. Warto także powiedzieć, że nie
ma nigdzie indziej w Szwecji miejsca z
tak ciekawą budową geologiczną oraz
średniowieczną architekturą. Moim
zdaniem sami mieszkańcy wyspy różnią
się także znacząco od reszty Szwedów.
Od pokoleń odseparowani są od reszty
społeczeństwa, co sprawia, że są bardzo
dumni ze swojej odrębności. Mają duże
poczucie wewnętrznej wolności. Zawsze
uprzejmi i bardzo pomocni.
32
WŚ+ 1/2008
Jakie ryby można łowić na Gotlandii?
Przede wszystkim trocie wędrowne.
Czasem polując na trocie, można także
złowić z brzegu łososia, ale łódź trollingowa znacząco zwiększa szanse na
udany połów. Poza tym możemy liczyć
na spotkanie z dorszem, szczupakiem,
okoniem oraz pstrągiem tęczowym.
Ostatnio pracuję nad stworzeniem dobrego łowiska karpiowego.
Kiedy najlepiej przyjechać na trocie
i łososie?
Zdarzyło mi się łowić trocie w czerwcu
i sierpniu, ale to wyjątki. Szczyt sezonu
przypada na miesiące od października
do maja.
Jak wygląda typowe łowisko trociowe na Gotlandii?
Rodzajów dobrych łowisk jest wiele i
trudno je tu szeroko omówić. Myślę, że
ważniejsze niż rodzaj łowiska są wiatr i
fale. W miejscu, gdzie fale się załamują,
czyli na granicy płycizny, zbierają się niewielkie rybki, krewetki i inne morskie żyjątka. To przyciąga trocie. Dobrze, kiedy morze jest sfalowane. Łatwiej wtedy podejść
ryby. Na dnie szukam przede wszystkim
kamiennych raf i skupisk roślinności. Dobre jest tzw. leopardzie dno.
Niestety, nie mamy bezpośredniego
połączenia polskich portów z Gotlandią.
Dotrzemy tam jednak bez problemu z
portów szwedzkich – promy kursują z
Nynäshamn i Oskarshamn. Rejs luksusową jednostką trwa około 3 godzin.
Najlepsza forma zakwaterowania to tradycyjne szwedzkie domki z wszystkimi
wygodami, których jest tu sporo.
Maciej Rogowiecki
Gotlandia ma też coś dla wędkarzy. I
to coś zupełnie niepospolitego. Długie
i piękne wybrzeże wyspy jest jednym
z najlepszych na Bałtyku łowisk troci
wędrownej. Łowione tu ryby charakteryzuje nieco większa masa niż tych, które
trafiają na wędkę w innych rejonach Bałtyku. Często zdarzają się egzemplarze
okazowe. Trocie łowi się z plaży, brodząc
w wodzie lub chodząc po malowniczych
skałkach. Wielkim walorem wyspy jest to,
że wędkarzy jest tu jeszcze bardzo mało,
więc bez trudu znajdziemy zupełnie od-
Czy łowienie na Gotlandii z brzegu
jest bezpieczne? Czy dobry jest dostęp
do najlepszych łowisk?
Brodzenie i łowienie z brzegu jest
bezpieczne, dopóki wędkarz zachowuje
zdrowy rozsądek i zbytnio nie szarżuje.
Gotlandia ma bardzo długą linię brzegową i bez trudu znajdziemy tam łatwo
dostępne łowiska. Oczywiście można też
znaleźć trudne do brodzenia, śliskie rafy,
które są świetnymi miejscami. Tylko po
co, skoro trocie da się łowić w bezpiecznych miejscach.
Jakie techniki wędkarskie są najskuteczniejsze na trocie?
Łowimy zarówno na spinning, jak i na
muchę. W moim przypadku o wyborze
metody decydują warunki pogodowe.
Kiedy jest wietrznie lub zimno, decyduję
się na spinning, ponieważ posługiwanie się sprzętem muchowym w takich
warunkach jest bardzo utrudnione. Ale
zaręczam, że metoda muchowa może
być równie skuteczna co spinning.
W jakim okresie roku najlepiej przyjechać na trocie na Gotlandię?
Polecałbym przede wszystkim grudzień na srebrniaki oraz marzec i kwiecień, kiedy łowi się najwięcej ryb.
Jaka jest przeciętna masa ryb łowionych na Gotlandii? Jaka jest Twoja
rekordowa troć?
Przeciętnie łowimy ryby o masie około
2,5 kg. Moja największa troć to srebrniak
złowiony w grudniu 2006 roku, tuż obok
Visby. Miał 8,6 kg.
Łowisz więcej keltów czy srebrniaków?
Powiedziałbym, że pół na pół. Ale
jeśli łowisz np. wiosną w pobliżu uchodzących do morza strumieni, kelt będzie
główną zdobyczą. Po odbytym tarle ryby
zawsze pozostają przez kilka tygodni w
pobliżu ujścia rzeki czy strumienia.
Zanotował Maciej Rogowiecki
WŚ+ 1/2008
33
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
Własna echosonda
Wędkarze wybierający się na zagraniczne łowiska, zarówno słodkowodne, jak i morskie, często pytają mnie, czy warto zabrać ze sobą
własną echosondę i GPS, a jeśli tak, to jaki model. Odpowiem krótko:
warto, bo dzięki temu można zaoszczędzić czas i pieniądze, a przede
wszystkim złowić dużo więcej ryb. W wyborze najlepszego modelu
może pomóc ten artykuł.
Wszystkie echosondy Humminbird oferowane przez polskiego dystrybutora
jako jedyne na naszym rynku mają menu
w języku polskim
Po co wędkarzowi
echosonda z GPS-em
Echosondy jeziorowe
Echosondy morskie
Dostępne u polskiego dystrybutora
echosondy Humminbird wyposażone w
odbiornik GPS przedstawiłem w tabeli.
Wersje oznaczone słowem Combo mają
GPS w standardzie, pozostałe zaś można
kupić jako opcję na zamówienie. Warto
zwrócić uwagę, że każda z nich ma menu
w języku polskim, w przeciwieństwie do
echosond innych marek obecnych na
polskim rynku.
Wybór typu echosondy zależy od
łowiska. Jeśli zamierzamy wędkować
wyłącznie w dość płytkich wodach,
np. w jeziorach w Skandynawii albo w
jezioropodobnych bałtyckich szkierach,
to do precyzyjnego spenetrowania łowiska wystarczą nam atrakcyjne cenowo
echosondy Humminbird z serii 700 z
czarno-białym ekranem o przekątnej 5”
(12,7 cm). Najprostsza z nich echosonda
Humminbird 717 ma na tyle dużą rozdzielczość ekranu, że wyświetla bardzo
wyraźny i czytelny obraz dna i toni wodnej.
Zamiast modelu 717 można kupić nieco
droższy model Humminbird 727, który
emituje ultradźwięki o większej mocy
i ma dwukrotnie lepszą
rozdzielczość, w efekcie
wykrywa więcej obiektów
i wyświetla jeszcze lepszy
obraz. Bardziej zaawansowana technologicznie jest
echosonda Humminbird
737, która oprócz dwóch
standardowych stożków
ultradźwiękowych 20° i
60° wysyła dwa dodatko21XG
we boczne stożki po 45°,
co znacznie poszerza pole
penetracji dna oraz zwiększa dokładność odczytów
echosondy. Każdy z trzech
wymienionych modeli
może być wyposażony w
moduł GPS, ale tylko jako
specjalnie zamówiona
opcja. Echosonda z tym
modułem może rejestrować i zapamiętywać ślad
toru łodzi oraz zaznaczone
przez wędkarza miejscówki (do 750 miejsc). Model
737 ma tę przewagę nad
717 i 727, że może również współpracować z mapami batymetrycznymi
Navionics.
Echosondy nadające się do wykorzystania na głębokich łowiskach morskich
różnią się od „jeziorowych” przede
wszystkim znacznie większą skuteczną mocą wyjściową RMS (do 1000 W)
umożliwiającą w praktyce zaglądanie
pod wodę na głębokość do 300 m. Miłośnikom bałtyckich głębin i norweskich
fiordów polecam szczególnie trzy modele Humminbird: 767 Combo, 797c2 SI
Combo oraz 997c SI Combo. Są one
wyposażone w bazową mapę świata HB
Unimaps ze średnio dokładnym zarysem
mórz i wód śródlądowych, dużymi i małymi miastami oraz siecią głównych dróg.
Mogą też współpracować z niezwykle dokładnymi mapami batymetrycznymi Navionics (tylko z oryginalnymi na kartach
SD!), które obejmują swoim zasięgiem
większość atrakcyjnych wędkarsko wód
na całym świecie, zarówno morskich (np.
Morze Norweskie), jak i śródlądowych
(np. fińskie jeziora). Mapy Navionics
dzielą się na kilka kategorii, ze względu
na wielkość obszaru, który przedstawiają, oraz stopień szczegółowości.
Największe, a jednocześnie niezwykle
szczegółowe są mapy Navionics Gold,
na których oznaczone są nawet ukryte
tuż pod powierzchnią wody głazy o średnicy 3 m (!). Mapy Navionics Platinum
zawierają jeszcze więcej informacji (np.
dotyczących portów), a nawet fotografie
satelitarne wybranych rejonów, są jednak
znacznie droższe niż mapy typu Gold.
Aby podłączyć mapę Navionics do
echosondy, wystarczy włożyć kartę SD
z tą mapą do odpowiedniego gniazda na
pulpicie, a urządzenie samo ją zainstaluje
i przygotuje do pracy. Po włączeniu echosondy na jej ekranie pojawi się fragment
mapy obszaru, w którym właśnie znajduje się echosonda. Posługując się przyciskiem ZOOM na pulpicie i kursorem,
można dokładnie obejrzeć w dowolnie
wybranym miejscu na mapie ukształtowanie dna łowiska w bardzo dużym
zbliżeniu (1 cm = 3 m) albo stopniowo
w coraz większej skali (aż do 1 cm = 500
km). Potem jednym kliknięciem można
wrócić do swej aktualnej pozycji.
Echosonda i odbiornik nawigacji satelitarnej GPS to urządzenia niezbędne
podczas wędkowania na morzu oraz
na dużych jeziorach i rzekach. Echosonda umożliwia znalezienie miejsc
do wędkowania dobrych ze względu
na odpowiedni charakter dna (górki,
spadki dna, rafy, przykosy, skupiska
roślin) i ławic ryb, a nawet namierzenie
pojedynczych okazów. Urządzenie do
nawigacji satelitarnej GPS, zwłaszcza
współpracujące z elektroniczną mapą
batymetryczną, zapewnia wędkarzowi
bezpieczną żeglugę w trudnych warunkach terenowych (rafy, mielizny, labirynt
wysepek), atmosferycznych (silne opady,
mgła) oraz po zmroku.
Poruszanie się po rozległych morskich
łowiskach, takich jak szwedzkie szkiery
lub norweskie fiordy, bez odpowiedniej
echosondy z odbiornikiem GPS wyposażonym w dokładną mapę batymetryczną
jest niebezpieczne i grozi zniszczeniem
łodzi lub nawet utratą życia.
Odbiornik GPS umożliwia również
zapamiętanie najlepszych miejscówek
z dokładnością dochodzącą nawet do
3 m (!) oraz bezpieczne dotarcie do nich
po wyznaczonym, sprawdzonym torze
– jak po sznurku. Dokładne współrzędne
tych miejscówek, zapisane w pamięci
urządzenia, wędkarze mogą sobie nawzajem łatwo przekazywać, bez potrzeby
„prowadzenia kolegi za rączkę” na dobre
łowisko. Najwygodniej, jeśli echosonda ma wbudowany odbiornik GPS, co
umożliwia jednoczesne wyświetlenie na
ekranie obrazu spod wody oraz mapy z
zaznaczoną trasą łodzi i miejscówkami.
Oczywiście można nie interesować
się elektroniką i wynająć miejscowego
przewodnika, ale zawsze jest to rozwiązanie bardzo kosztowne, a i satysfakcja
z dobrego połowu jest w takim wypadku
znacznie mniejsza.
różnych typów, a tylko nieliczni, wyłącznie bardzo doświadczeni wędkarze, potrafią poradzić sobie z obsługą każdego
z nich. Żadne z tych urządzeń nie ma
menu w języku polskim, co dla polskojęzycznego wędkarza, który nie miał
z taką echosondą do czynienia, jest
dużym utrudnieniem, a czasem nawet
barierą nie do pokonania.
Poza tym spora część „miejscowych”
echosond ma parametry niewystarczające do penetracji głębokiego morskiego
łowiska (np. za mała moc). Zdarza się, że
dostajemy do dyspozycji GPS bez elektronicznej mapy, a w niektórych ośrodkach jedynie echosondę – bez GPS-u.
W jednym z norweskich ośrodków na
dalekiej północy zamiast urządzenia
GPS zaoferowano mi... papierową mapę.
Życie i zdrowie jest dla mnie cenniejsze
niż nawet największe wędkarskie emocje, więc oczywiście zrezygnowałem z
wypłynięcia na ocean. Straciłem trzy
dni na poszukiwanie lepiej wyposażonej
bazy. Odtąd wybierając się nawet do
najlepszych ośrodków wędkarskich, zawsze mam ze sobą własną echosondę
z GPS-em.
29XG
22XG
24XG
Własne lepsze niż cudze
Wiele baz wędkarskich w Norwegii,
a także w Szwecji, zapewnia łodzie
wyposażone w echosondę z GPS-em.
Problem w tym, że są to echosondy
różnych marek i co najmniej kilkunastu
34
WŚ+ 1/2008
Pokrycie map batymetrycznych
Navionics Gold obejmujących
Bałtyk, Półwysep Skandynawski
i fińskie jeziora
Obrazy z bocznych wiązek są tak
precyzyjne i wyraźne jak fotografie
Atrakcyjna cenowo i bardzo przydatna na jeziorowych łowiskach jest
również echosonda Humminbird
383c Combo. Co prawda ma ona
ekran nieco mniejszy niż siedemsetki (przekątna 3,5”, czyli około
9 cm), ale za to kolorowy. Oprócz
tego jest bardziej zaawansowanym
technicznie urządzeniem, ponieważ
w wersji standardowej wyposażono
ją w moduł GPS i bazową mapę
świata HB Unimaps. Można na niej
zaznaczyć aż 3000 miejscówek i 50
różnych tras.
Szybkie rozpoznanie łowiska
Odwiedziłem większość znanych europejskich łowisk, ale w żadnej z węd-
Echosonda Humminbird 797c2 SI
Combo penetruje toń i dno łowiska w pasie o szerokości do 150 m
karskich baz nie zaoferowano mi łodzi
z echosondą, która potrafiłaby oglądać
łowisko nie tylko pod łodzią, ale również
z boku – w prawo i w lewo od łodzi. A
takie echosondy są dostępne na polskim rynku. Mam na myśli echosondy
z funkcją obrazów bocznych SI czyli
Side Imaging, np. modele Humminbird
797c2 SI Combo oraz 997c HDSI Com-
bo. Echosondy te, oprócz typowych
dwóch stożkowych wiązek 20° i 60°
emitowanych pionowo w kierunku
dna łowiska, wysyłają dodatkowo dwie
płaskie wiązki o kącie 89° w lewo i w
prawo – prostopadle do kierunku ruchu łodzi. Te płaskie wiązki mają zasięg
po 75 m w poziomie i 50 m w pionie.
Echosonda z funkcją SI lub HDSI
(High Definition SI) penetruje więc
bardzo dokładnie całą toń wodną i dno
łowiska w pasie o szerokości aż do 150
m. Dzięki temu w bardzo krótkim czasie
można poznać duży obszar dna łowiska i
znaleźć na nim uskoki, górki podwodne,
kępy roślin na dnie, kamienne rafy – czyli
miejsca, gdzie zwykle kryją się ryby
drapieżne. Oprócz tego wykorzystanie
funkcji obrazów bocznych SI znacznie
skraca czas wyszukiwania ławic ryb
przemieszczających się w toni, np. okoni, sielaw lub śledzi, i podążających za
takimi ławicami dużych ryb drapieżnych:
szczupaków, łososi i troci.
Echosondy z funkcją SI wyposażone
w odbiornik GPS są więc obecnie najnowocześniejszymi na naszym rynku
urządzeniami, niezastąpionymi podczas
wędkowania na jeziorach, w bałtyckich
szkierach, a także w głębokich fiordowych łowiskach Morza Norweskiego.
Rick Hunter
Echosondy Humminbird z modułem GPS dostępne u polskiego dystrybutora
Echosonda
Parametry, funkcje,
wyposażenie
Polskie menu
Przekątna ekranu
997cSI
Combo
797c2SI
Combo
767
Combo
737
727
717
383c
Combo
●
●
●
●
●
●
●
8”
5”
5”
5”
5”
5”
31⁄2”
Rozdzielczość ekranu (pion
x poziom)
480x800
kolor
640x480
kolor
640x320
cz-b
640x320
cz-b
640x320
cz-b
320x320
cz-b
320x240
kolor
Moc skuteczna wyjściowa
RMS (W)
1000
500
500
500
500
300
300
Stożki wiązek
20°, 60°
20°, 60°
20°, 60°
20°, 60°,
2 x 35°
20°, 60°
20°, 60°
20°, 60°
Płaskie wiązki boczne
(Side Imaging)
2 x 86°
2 x 86°
–
–
–
–
–
Moduł GPS
●
●
●
0
0
0
●
Wyświetlanie tras
●
●
●
0
0
0
●
Wyświetlanie map
●
●
●
0
–
–
●
3000
50
50
20 000
3000
50
50
20 000
700
50
10
2 000
750
0
10
2 000
750
0
10
2 000
750
0
10
2 000
3000
50
50
20 000
Bazowa mapa świata
HB Unimaps
●
●
●
–
–
–
●
Mapy batymetryczne Navionics Gold
0
0
0
0
–
–
–
Mapy batymetryczne Navionics Platinum
0
0
0
–
–
–
–
Zapis danych nawigacyjnych na karcie SD/MMC
●
●
●
●
–
–
–
Waypointy
Trasy
Ślady
Punkty
● w standardzie
0 jako opcja
– brak
echosondy „morskie”.
WŚ+ 1/2008
35
NA RYBY DO NORWEGII
Inny wymiar wędkarstwa
NO
RW
EG
IA
Ojczyzna wikingów, jak często bywa nazywana Norwegia, to bez wątpienia jeden
z najpiękniejszych zakątków naszej planety. Szmaragdowe fiordy, turkusowe lodowce,
ośnieżone górskie turnie, wyrastające wprost z fal oceanu, pełne reniferów tundrowe
zagajniki, grzmiące wodospady czy urwiste klify Przylądka Północnego – turystycznych atrakcji jest tu bez liku. Dzikość krajobrazu i dziewiczy niemal stan natury czynią
Norwegię idealnym miejscem na aktywny urlop, natomiast nadmorskie położenie oraz
wielka liczba polodowcowych rzek i jezior sprawiają, że jest prawdziwym rajem dla turystów z wędką. Miejsca o podobnych walorach wędkarskich próżno szukać w innych
zakątkach Europy, a nawet świata.
POLSKA
Oceaniczna rzeka życia
Norwegia jest europejskim krajem
średniej wielkości – jej powierzchnia wynosi 323 759 km2, co sytuuje ją w kontynentalnej hierarchii nieco wyżej od Polski.
Jednak pod względem długości morskiej
linii brzegowej Norwegia to prawdziwy
gigant. Duża równoleżnikowa rozpiętość
tego kraju, a także urozmaicenie linii
brzegowej – mnóstwo zatok, półwyspów i
wysp – sprawiają, że wybrzeże ciągnie się
36
WŚ+ 1/2008
Fot. Archiwum Eventur Fishing
na długości ponad 20 000 km! Patrząc od
południa w kierunku północnym, Norwegię
oblewają wody mórz: Północnego, Norweskiego i Barentsa. Akweny te są częściami
oceanów – Atlantyckiego i Lodowatego.
Klimat Norwegii nie jest tak surowy,
jak mogłoby sugerować jej północne
położenie. Wszystko za sprawą życiodajnego prądu oceanicznego, zwanego
Golfsztromem lub Prądem Zatokowym.
Masy nagrzanej wody, płynące wartką
Piękny czarniak
rzeką przez Atlantyk od Zatoki Meksykańskiej po Nordkapp, oblewając po drodze
znaczną część norweskiego wybrzeża,
nie tylko ocieplają klimat Europy, ale
także niosą ze sobą olbrzymie bogactwo
życia. Wielka ilość drobnych organizmów
morskich, intensywnie rozmnażających
się i szybko rosnących w ciepłej wodzie
Golfsztromu, stanowi doskonałe poży-
Dane geograficzne
stolica: Oslo
język urzędowy: norweski, w niektórych okręgach północnych
również lapoński
waluta: korona norweska, 1 NOK = 100 øre
ustrój: monarchia konstytucyjna
powierzchnia: 323 759 km2
liczba ludności: 4 mln 575 tys.
zaludnienie: 14,1 os./km2
czas obowiązujący: taki sam jak w Polsce (GMT + 01.00)
ważniejsze porty lotnicze: Oslo, Bergen, Trondheim, Namsos,
Bodø, Narvik, Tromsø, Alta
pasażerskie porty morskie: Oslo, Drammen, Tonsberg, Stavanger, Trondheim, Bodø, Narvik, Tromsø, Bergen
Ważnym działem gospodarki Norwegii jest rybołówstwo,
chociaż rzeczywista ilość poławianych ryb systematycznie się
zmniejsza: 1980 – 2409 tys. t, 1985 – 2119 tys. t, 1989 – 1909
tys. t, 1991 – 2096 tys. t. W przeliczeniu na jednego mieszkańca
– 488 kg (2000), co daje Norwegii 2 miejsce w świecie po Islandii. W Norwegii łowi się głównie śledzie, makrele i dorsze (do
1987 roku również wieloryby). Największymi portami rybackimi
są Bergen i Stavanger.
Powyższe informacje na podstawie portalu www.norwegia.pl, strony ambasady
norweskiej w Polsce oraz przewodnika „Norwegia” Pascala.
WŚ+ 1/2008
37
NA RYBY DO NORWEGII
Fot. Jacek Kolendowicz
Licencje wędkarskie
Łowienie w morzu nie podlega żadnym opłatom. Bezpłatne jest także łowienie w wielu jeziorach i nizinnych rzekach,
ale przed rozpoczęciem łowienia zawsze
trzeba się o to zapytać w lokalnym biurze
informacji turystycznej lub na najbliższej
stacji benzynowej.
Licencje obowiązują na niemal wszystkich rzekach łososiowych. Z reguły dzień
łowienia kosztuje 150–250 NOK/osobę,
ale na najlepszych rzekach, takich jak
Alta, Namsen czy Gaula, opłaty mogą
być znacznie wyższe – nawet 1000–2000
NOK za dzień w pierwszych dniach sezonu.
Limity, wymiary ochronne
– 60 cm
– 30 cm
(na południe od 64O N)
lub 47 cm (na północ od 64O N)
– 27 cm
plamiak
(na południe od 64O N)
lub 44 cm (na północ od 64O N)
– 30 cm
makrela
– 35 cm
czarniak
– 35 cm
rdzawiec
troć wędrowna – 35 cm
– 30 cm
łosoś
Fot. Maciej Rogowiecki
halibut
dorsz
Duży rdzawiec
Fot. Archiwum Eventur Fishing
Fot. Archiwum Eventur Fishing
Łowienie w fiordzie
wienie dla ryb. Dlatego w okolicy prądu
gromadzą się ich gigantyczne ławice. W
efekcie Norwegia jest jednym z krajów
najbardziej zasobnych w ryby morskie
oraz jednym z potentatów rybactwa
oceanicznego.
W tej chwili z Norwegii można wywieźć
15 kg filetów na osobę, co jest grubą
przesadą. Według nas 5 kg w zupełności wystarczy.
Dar lodowca
i malownicze fiordy
ryby morskie – ogólnie od kwietnia do
połowy września
szczupak, okoń, sandacz – od maja do
października (Norwegia południowa)
łosoś i troć wędrowna – czerwiec–sierpień. W czerwcu i lipcu łowi się z reguły
mniej ryb, ale łatwiej o dużą sztukę
dorsz – o rekordowe okazy najłatwiej w
okresie marzec–kwiecień, kiedy ryby
te przystępują do tarła w spokojnych,
fiordowych zatokach. Pozostała część
roku także jest dobra, ale ryby nie są
już tak zgrupowane. Polecamy szczególnie miesiące od maja do czerwca
oraz sierpień
czarniak – najlepszy okres to lipiec–wrzesień
halibut – maj–wrzesień
łosoś – czerwiec–sierpień. W czerwcu i
lipcu łowi się z reguły mniej łososi, ale
łatwiej o dużą sztukę
Jakby tego wszystkiego było mało,
terytorium Norwegii należy również do
obszarów najbogatszych w zasoby wody
słodkiej. Jezior i wartkich górskich rzek
jest tak wiele, że jadąc przez Norwegię,
praktycznie przez cały czas mamy kontakt wzrokowy z błękitem wody. To efekt
oddziaływania lodowca, obecnego na
całym Półwyspie Skandynawskim jeszcze kilkanaście tysięcy lat temu.
Jednak mimo swego niewątpliwego
uroku to nie jeziora uważane są za największy skarb Norwegii, lecz inny cud
natury – fiordy. Te niezwykłe morskie
zatoki wrzynają się w głąb lądu na wiele
dziesiątków kilometrów, tworząc niepowtarzalną, nieco groźną, ale i cudownie
piękną scenerię. Wysoko ponad lustro
wody wznoszą się pionowe ściany skalne i strzeliste szczyty górskie, niekiedy
nawet latem ośnieżone. Woda głębokich
nawet na 1000 m fiordów ma przepiękną – raz zieloną, raz niebieską – barwę
i w przeciwieństwie do otwartego morza
jest niemal zawsze spokojna. Fiordy są
rzadkim tworem natury. Poza Norwegią
występują tylko w nielicznych miejscach
naszego globu, np. w Nowej Zelandii.
Kilkunastokilogramowe dorsze
trafiają się bardzo często
38
WŚ+ 1/2008
Sezon
Wielki karmazyn
Rybi kalejdoskop
Bogactwo ryb w Norwegii jest trudne
do wyobrażenia dla przybyszów z innych
zakątków Europy. Wody morskie – zarówno otwarte, jak i fiordy (w zależności od
sezonu) – obfitują przede wszystkim w
dorsze, żyjące w wielkich stadach i osiągające ponad 30 kg masy. Najlepsze ich
łowiska zlokalizowane są w okolicach Vestfjorden, na Lofotach i na Dalekiej Półno-
Rekordowe ryby Norwegii
(niektóre gatunki)
żabnica
dorsz
halibut
czarniak
rdzawiec
zębacz
łosoś
51,70 kg
33,80 kg
172,50 kg
21,12 kg
11,55 kg
15,87 kg
29,51 kg
cy. Rokrocznie rybackie kutry odławiają
tam miliony ton, a wędkarze biją swoje
życiowe rekordy. Północ to także królestwo czarniaka – innej ryby dorszowatej,
imponującej walecznością, szybkością i
siłą. Z kolei na południu Norwegii spotkamy wspaniałe rdzawce, które można
łowić na klasyczny sportowy spinning,
wielkie głębinowe molwy, silne choć nieduże rekiny – kolenie, a także torpedokształtne makrele, cudownie ubarwione
karmazyny i rozmaite odmiany płastug.
Natomiast w niemal każdej części Norwegii możemy łowić miętusy morskie, czyli
brosmy, plamiaki, zwane też łupaczami,
których mięso stanowi po wysuszeniu
prawdziwy rarytas, groźnie wyglądające
zębacze, jak również witlinki, wargacze,
węgorze, śledzie oraz królewskie halibuty
– gigantyczne flądry, dorastające do kilkuset kilogramów masy.
Wody słodkie Norwegii są pełne ryb
łososiowatych. W jeziorach natrafimy na
Cena tygodniowego pobytu na dobrym norweskim łowisku kształtuje się w
przedziale od około 1000 do 1600 zł na
osobę (cena zależy od liczby osób biorących udział w wyprawie). W tej cenie jest
zwykle zagwarantowane komfortowe zakwaterowanie nad brzegiem fiordu, duża
łódź z mocnym silnikiem, echosondą i
GPS-em oraz ubezpieczenie turystyczne. Do kosztów trzeba doliczyć wybrany
środek transportu. Konkretne propozycje
najłatwiej znaleźć w ofertach sprawdzonych biur turystyki wędkarskiej.
WŚ+ 1/2008
39
NA RYBY DO NORWEGII
Fot. Archiwum Eventur Fishing
Fot. Jacek Kolendowicz
Allemansretten
nieprawdopodobne bogactwo pięknie
ubarwionych pstrągów potokowych i
palii. Choć trzeba uczciwie powiedzieć,
że przeważają sztuki małe i średnie – od
trzydziestu do czterdziestu paru centymetrów długości, to niekiedy na wędkę
trafiają okazy kilkukilogramowe. Ponadto położone na południu kraju jeziora są
licznie zasiedlone przez szczupaki, okonie, węgorze i sieje. Z kolei rzeki należą
do najlepszych na świecie łowisk łososi
atlantyckich, dorastających do ponad
metra długości. W okresach ciągowych
seryjne łowienie na spinning czy sztuczną muchę pięknych egzemplarzy Salmo
salar nie jest niczym nadzwyczajnym.
Poza łososiami w rzekach żyją pstrągi,
lipienie, a także szczupaki i węgorze.
(Prawo Każdego Człowieka)
W Norwegii obowiązuje niepisane,
ale niezwykle ważne Prawo Każdego
Człowieka, kultywowane od pokoleń.
Ten nieformalny zbiór postanowień pozwala każdemu na dowolne użytkowanie
i wykorzystywanie zasobów środowiska
naturalnego (np. rozbijanie „na dziko”
namiotów, zbieranie runa leśnego itp.),
ale w taki sposób, aby nie wyrządzać
żadnych szkód temu środowisku oraz nie
zakłócać spokoju i prywatności innych
obywateli. Nie istnieją żadne oficjalne
przepisy określające, co wolno, a czego
nie. Każdy sam powinien dowiedzieć się,
jakie zachowania obowiązują na danym
obszarze. Trzeba pamiętać, że narody
skandynawskie bardzo poważnie traktują
problematykę ochrony środowiska.
Zielone światło dla wędkarzy
Fot. Archiwum Eventur Fishing
Molwa – na południu Norwegii
często przekracza 1,5 m
Brosmy,
czyli
miętusy morskie
Fot. Archiwum WŚ
W ostatnich latach Norwegia stała się
prawdziwą mekką wędkarstwa sportowego. Przybywa tu coraz więcej turystów
z innych krajów europejskich, również z
Polski, co nas bardzo cieszy. Odkrywają
oni zupełnie inny wymiar wędkarstwa.
Tutaj, w najlepszych okresach sezonu,
można złowić nawet kilkaset kilogramów ryb morskich w ciągu jednego
dnia. Życiowe rekordy padają wówczas
seryjnie, a ryby dwucyfrowe, o jakie w
Polsce niezmiernie trudno, są zdobyczą dość powszechną. Warunkiem jest
znalezienie ławicy ryb i zastosowanie
właściwych technik wędkarskich. Ryby
kilkukilogramowe nie robią tu na nikim
specjalnego wrażenia.
Miejscowi doskonale wyczuli koniunkturę, dlatego baza turystyczna
dla wędkarzy jest w szybkim tempie
rozbudowywana. Przybysze mogą liczyć na wygodne domki, położone w
bezpośrednim sąsiedztwie wody, nazywane tu rorbu lub sjøhus. Są to często
odremontowane dawne rybackie chaty.
Dziś mają wszystkie wygody – elektryczność, ciepłą wodę, łazienki, toalety, w
pełni wyposażone kuchnie, salony z TV
i sypialnie. Norwegowie budują też nowe
domki, często na specjalnych pomostach
z bali, na samym brzegu fiordów czy zatok otwartego morza. Taki kompleks,
zlokalizowany w sąsiedztwie małego
portu, jest nazywany brygge. W okolicy
domków przygotowane są specjalne
miejsca do sprawiania ryb, z bieżącą
wodą i wygodnymi stołami. Łodzie wędkarskie są zazwyczaj obszerne, wygodne
i przystosowane do uprawiania wędkarstwa sportowego w morzu. Wyposażone
w echosondę, GPS i odpowiednio mocne
silniki spalinowe umożliwiają wędkarzom
nie tylko komfortowe łowienie ryb, ale i
bezpieczne pływanie w poszukiwaniu
najlepszych miejscówek.
Nad łowiskami śródlądowymi baza
Żabnica,
czyli wędkarz głębinowy
40
WŚ+ 1/2008
Podróż
Król Norwegii – halibut, rekordowy okaz
turystyczna jest również bardzo przyzwoita. Sporo tu domków letniskowych i
górskich chat, chętnie wynajmowanych
turystom, a także specjalistycznych
ośrodków wypoczynkowych i wędkarskich. Najpopularniejsze rzeki łososiowe
podzielono na sektory, aby wędkarze nie
musieli łowić w tłoku. Do ich usług są
przewodnicy ze specjalnymi łodziami
wiosłowymi, oferujący tzw. harling, czyli
norweską odmianę łososiowego trollingu. Mniej znane, choć często nie mniej
rybne rzeki dają szansę na łowienie w
całkowitym odosobnieniu.
Najlepsze łowiska
Wód obfitujących w ryby jest w Norwegii tyle, że jeszcze przez długie lata kraj
ten będzie dawał szansę na fantastyczne
połowy w spokoju, ciszy i intymności. I to
nawet biorąc pod uwagę stale rosnącą
liczbę zagranicznych turystów, gdyż możemy być pewni, że co roku będą odkrywane nowe wspaniałe łowiska i budowane nowe ośrodki. Gdybym miał wskazać
najlepsze obecnie tereny wędkarskie, to
w wędkarstwie morskim na pewno wymieniłbym północ Norwegii, czyli fiordy
oraz odcinki wybrzeża położone powyżej
koła podbiegunowego. Znajdziemy tam
takie legendarne już łowiska, jak ośrodek
Polarsirkelen, obfitująca w okazy cieśnina
Saltstraumen, pełna dorszy i czarniaków
gigantyczna zatoka Vestfjorden z ośrodkami w Helnessund czy Steigen, Lofoty
z maleńkim archipelagiem Røst, ośrodki
Foldvik i Andørja, wyspa Senja, okolice
rozległego Lyngenfiordu i wyspy Arnøy,
Torsvag, Seiland, słynące z halibutów
wyspy Sørøya i Rolvsøya, a także fiord
Porsanger i tereny wokół Przylądka Północnego. W Norwegii środkowej godne
uwagi są wyspy Hitra, Frøya i Sula,
a także archipelag Vikna, natomiast
w południowej za doskonałe miejsca
uchodzą: wyspa Bremanger, największy fiord Norwegii Sognefjord, a także
okolice Bergen i Kristiansundu. Proszę
jednak nie sugerować się, że tylko w tych
miejscach możemy spędzić wędkarski
urlop marzeń. W Norwegii są jeszcze
tysiące innych, mniej znanych łowisk,
na których co roku padają fantastyczne
okazy dorszy, czarniaków, rdzawców czy
halibutów.
Jeśli chodzi o wędkarstwo słodkowodne, za najlepsze rzeki łososiowe
uchodzą Namsen, Gaula, Orkla, Driva
oraz położona daleko na północy Alta.
Znakomitym łowiskiem ryb łososiowatych, a także wielkich szczupaków, jest
największa rzeka Norwegii – Glomma.
Doskonałych jezior pstrągowych są w
Norwegii tysiące, ale z największych
okazów słynie region Trysil oraz długie
i wąskie jezioro Mjosa. Z kolei położone
na samym południu Norwegii pojezierze
Haldenvassdraget obfituje w metrowe
szczupaki, a także pstrągi potokowe,
okonie i sieje. Gigantyczne zębate drapieżniki znajdziemy też w położonych
niedaleko Oslo fiordopodobnych jeziorach Tyrifjord i Steinsfjord.
Promem i samochodem
Promy z Polski kursują do szwedzkich portów: Karlskrony, Ystad lub
Nynäshamn. Jeśli jedziemy na urlop
w okolice Stavanger lub Bergen (południowa Norwegia), najkorzystniej będzie
popłynąć do Ystad lub Karlskrony. Po zjechaniu z promu ruszamy w drogę, która
liczy z reguły od 1000 do 1200 km. Jeżeli
naszym celem są łowiska środkowej lub
północnej Norwegii, najlepiej wsiąść na
prom do Nynäshamn. Po 18-godzinnym
rejsie z Gdańska czeka nas trasa od
1400 (okolice Bodø) nawet do 1800 km
(okolice Tromsø i Alta).
Samolotem
Gwałtowny w ostatnich latach rozwój
tanich linii lotniczych stawia przed polskimi wędkarzami zupełnie nowe możliwości. Wszyscy ci, którym zależy na krótkim
czasie podróżowania i wygodzie, mogą
w tej chwili skorzystać z bogatej oferty
tanich przewoźników powietrznych. Jeśli
zdecydujemy się na wczesną rezerwację
biletów, mamy zagwarantowane bardzo
atrakcyjne ceny (np. 800–1000 zł za
przelot do Bodø w Norwegii). Z Polski
można dolecieć do niemal wszystkich
ważniejszych portów lotniczych w Norwegii. Wędkarzy najbardziej powinny
zainteresować loty do Bergen, Stavanger, Trondheim, Bodø i Tromsø. Prawie
zawsze będą to połączenia z przesiadką
w Oslo.
Gorąco zapraszamy do odwiedzenia
tych fantastycznych łowisk. Kto raz zasmakuje Norwegii, będzie tu wracał bez
końca!
Piotr Motyka
WŚ+ 1/2008
41
NORWESKIE FIORDY
Oceaniczne wędki
Oceaniczna wędka
Norweskie fiordy i przybrzeżne wody Morza Norweskiego są niespotykaną w innych rejonach świata mieszanką różnych typów łowisk,
w których można zapolować na kilkanaście gatunków sportowych ryb.
Trzeba jednak wyposażyć się w odpowiednie wędki, przystosowane do
specyficznych warunków łowienia w oceanie.
Proponuję skompletowanie trzech
podstawowych zestawów wędkowych:
lekkiego, średniego i ciężkiego.
Zestaw lekki
Jest to wędka „trociowa”: wędzisko
2,70–3,00 m o ciężarze wyrzutu (c.w.)
do 40 g, z kołowrotkiem ze stałą szpulą
wielkości 4000, z żyłką 0,35–0,40 mm
długości 100–200 m. Przeznaczeniem tej
wędki jest łowienie w powierzchniowych
warstwach wody na spinning i trolling,
głównie na lekkie przynęty, troci, łososi,
makreli, śledzi i ryb na przynętę, np.
małych czarniaków.
Trocie łowi się zestawem lekkim na
spinning i na trolling, na małe płytkochodzące woblery i obrotówki, z reguły
na przybrzeżnych płyciznach, a latem
szczególnie przy ujściach rzek i strumieni, do których wchodzą na tarło. Na
wędkę biorą ryby znacznie mniejsze od
troci bałtyckich – najczęściej ważące
0,5–2 kg.
Doskonałą rozrywką, zwłaszcza dla
najmłodszych wędkarzy morskich, jest
42
WŚ+ 1/2008
łowienie zestawem lekkim śledzi i makreli. Ryby te biorą w toni na głębokości
zwykle nie większej niż kilkanaście metrów. Śledzie najlepiej łowi się na pięciohaczykową choinkę, a makrele – raczej
na małe srebrzyste pilkery (bo na choinkę
jest za łatwo, a więc mało ciekawie). Oba
gatunki masowo pojawiają się w fiordach
zwykle dopiero w lipcu lub w sierpniu.
Zestaw średni
Składa się z: wędziska 2,70 m o ciężarze wyrzutu (c.w.) do 100 g, dużego
kołowrotka ze szpulą stałą wielkości
6000–10 000, z plecionką 0,25–0,28
mm w jednym odcinku 150–200 m. Jest
przeznaczony do spinningowania bardzo
ciężkimi przynętami na małych głębokościach (do 30 m), do trollingu oraz do
łowienia na przynęty naturalne
Ten zestaw jest podstawowym narzę-
Rdzawiec złowiony na spinning
(zestaw średni)
przy skalnej ścianie fiordu
dziem spinningisty w Norwegii. Służy
przede wszystkim do łowienia najbardziej sportowych ryb Morza Norweskiego: czarniaków i rdzawców, oraz małych
atlantyckich rekinów – koleni. Najlepsze
łowiska rdzawców znajdują się w fiordach
południowej Norwegii. Rdzawce łowi się
na spinning, na 4-calowe twistery uzbrojone w główkę dżigową o masie 30–40
g, najlepiej z opadu. Klasyczne łowiska
tych ryb to okolice skalnych ścian schodzących do głębokości co najmniej 30 m
albo górki podwodne nie głębsze niż 20
m na szczycie, ale ze stokami opadającymi co najmniej do kilkudziesięciu metrów. Charakterystyczną cechą dobrego
rdzawcowego łowiska, w którym można
się spodziewać brań ryb 4–7-kilogramowych, jest obfitość wielkich oceanicznych roślin – brunatnic. W podobnych
miejscach łowi się na spinning kolenie,
które można wabić ciężkim twisterem lub
kawałkiem rybiego mięsa na haku.
Na czarniaki lepiej pojechać do północnej Norwegii, za Krąg Polarny. Można je łowić zestawem średnim na duże
gumy – na 15-centymetrowe rippery lub
twistery uzbrojone główką 40–100 g,
albo na 80–100-gramowe pilkery. Najskuteczniejszym sposobem prowokacji
jest gwałtowne przyspieszanie ruchu
przynęty na przemian z jej zatrzymywaniem i opadaniem. Czarniaki każdej
wielkości żerują ławicami w toni, zwykle
w okolicach podwodnych górek. Trzeba
jednak przed zarzuceniem przynęty namierzyć taką ławicę echosondą, a potem
sprawdzić wędką, czy są to ryby wystarczająco duże. Jeśli znajdują się nie głębiej niż 30 m, można je łowić na spinning,
a nawet na trolling. Ryby żerujące głębiej
też można łowić zestawem średnim, ale
opuszczając przynętę pionowo, bez rzucania. Tym samym sprzętem i na te same
przynęty łowi się też dorsze tuż obok ławic niewielkich czarniaków, ale zwykle są
to ryby zaledwie kilkukilogramowe. Do
głębinowych połowów dużych dorszy i
dennych ryb służy zestaw ciężki.
Hol czarniaka zestawem średnim
Zestaw ciężki
Zbudowany jest z wędziska pilkerowego, najlepiej krótkiego (1,60–1,80 m)
i bardzo mocnego (o mocy 50 lbs lub
c.w. 800 g), uzbrojonego w duży, mocny
multiplikator (może być elektryczny) ze
skalowaną plecionką 0,28–0,35 mm długości 300–500 m. Tym zestawem można
łowić bardzo ciężkimi pilkerami (od 300
do 1000 g) oraz na przynęty naturalne na
głębokości do 300 m.
Wędka musi być krótka, ponieważ
już samo operowanie kilkusetgramową
przynętą jest sporym wysiłkiem. Zestawem ciężkim wygodnie podnosi się duże
ryby ze znacznej głębokości, pod warunkiem że mamy na sobie specjalny pas z
gimbalem, czyli ruchomym gniazdem, w
które wkładamy końcówkę dolnika wędki
podczas holu ryby.
Zestaw ciężki przeznaczony jest do
łowienia na pilkery i kilkusetgramowe
gumy dużych dorszy oraz innych ryb
żerujących przy morskim dnie, takich
jak molwy, brosmy, zębacze, plamiaki
i żabnice. Wielka wytrzymałość tego
zestawu nie jest przesadą, biorąc pod
uwagę fakt, że zarówno w południowej
Norwegii, jak i w północnej zdarzają się
brania ryb znacznie większych, których
masa przekracza czasem 100 kg. Myślę
Do łowienia dwucyfrowych dorszy
z dużej głębokości trzeba używać zestawu ciężkiego
oczywiście o halibutach, które mogą żerować w toni przy ławicach czarniaków, a
także na kilkunastometrowej głębokości
piaszczystych blatach. Branie wielkiej
ryby może więc nastąpić w każdym
łowisku i zdarza się zwykle w najmniej
spodziewanym momencie.
Nie wszyscy wiedzą, że zęby halibuta
są niezwykle ostre i mogą przeciąć na-
wet grubą plecionkę. Warto więc uzbroić
zestaw ciężki w metrowy przypon ze stalowej linki o średnicy 0,8 mm lub z żyłki o
średnicy 1,5–2 mm . Lżejszym zestawem
łowimy bez stalowego przyponu, bo szansa pokonania takim sprzętem monstrualnej płastugi jest i tak bliska zeru.
Jacek Kolendowicz
Fot. Archiwum Jacka Kolendowicza
WŚ+ 1/2008
43
Fot. Piotr Motyka
NORWEGIA – VESTFJORDEN
EG
IA
Norwegia to kraj bezwstydnie rybny. Szczególnie w porównaniu z zindustrializowanymi
regionami Europy Zachodniej, o zdewastowanych wodach w Polsce nie wspominając. Jednak i tutaj są rejony lepsze, gwarantujące przy dobrej pogodzie „wędkarski zawrót głowy”,
i gorsze, ale też dające nam szansę na całkiem przyzwoite połowy. Jest jednak jedno miejsce
szczególne, gdzie obfitość ryb przechodzi wyobrażenie każdego przyjezdnego wędkarza.
To zatoka Vestfjorden, wciskająca się między wybrzeże Norwegii i malowniczy archipelag
Lofotów. Jej toń pełna jest gigantycznych dorszy i czarniaków, potężnych halibutów, a także
karmazynów, brosm, plamiaków i wielu innych gatunków ryb.
Fot. Piotr Motyka
NO
RW
Dary Golfsztromu
POLSKA
Fot. Piotr Motyka
Dorsze z Helnessund
Piękne czarniaki z Røst
Wielki Prąd Zatokowy,
zwany również Golfsztromem, rozpoczyna swoją
wędrówkę przez Atlantyk w
rejonie Zatoki Meksykańskiej. Podąża stamtąd na
północ, w kierunku Arktyki.
Niesie ze sobą ogrom wody
– mniej więcej 30 razy tyle,
co wszystkie rzeki świata.
Jego ciepłe wody sprawiają, że średnia temperatura
w Europie jest znacznie
wyższa niż chociażby na tej
samej szerokości geograficznej w Ameryce Północnej. Ale
Golfsztrom oprócz ciepła niesie również wielkie bogactwo
44
WŚ+ 1/2008
życia – olbrzymie ilości planktonu i drobnych organizmów
morskich, stanowiących
znakomite pożywienie dla
ryb. Prąd opływa długi pas
norweskiego wybrzeża. Im
dalej na północ, tym jest
chłodniejszy i zwiększa zasolenie na skutek intensywnego
parowania wody. Na wysokości arktycznego archipelagu
Svalbard Golfsztrom ma
wodę już tak zimną i gęstą
(w stosunku do otaczających
go wód zasilanych rzekami i
topniejącymi lodowcami), że
ta oceaniczna rzeka zmienia
kierunek na pionowy – opada
na głębokość kilku kilome-
trów, a następnie zawraca
na południe.
Zatoka Vestfjorden jest
miejscem, gdzie dociera
znaczna część życiodajnych
wód Golfsztromu. Dzięki temu
jej rejon należy do najbardziej
rybnych na świecie. To tutaj
spływają się każdej zimy tysiące kutrów rybackich z całej
Norwegii, aby odbyć jedyne w
swoim rodzaju dorszowe żniwa. Znakomite łowiska znajdziemy praktycznie na całej
zatoce – zarówno na stałym
lądzie, jak i przy licznych okalających ją wyspach. Poniżej
pragnę zaprezentować cztery
wybrane miejsca.
Saltstraumen – słona
rzeka pełna ryb
Niedaleko miasta Bodø,
leżącego na południowym
krańcu zatoki Vestfjorden,
znajduje się jedno z najbardziej niezwykłych miejsc w
Norwegii. To Saltstraumen
– wąska cieśnina pomiędzy
Saltfjorden i Skjerstadfjorden.
Ma zaledwie 150 m szerokości. Przez cieśninę przelewają się kilka razy dziennie
tony wody niesione prądami
przypływu i odpływu. Takie
miejsca w Norwegii nazywają
się „straumen” i należą do najlepszych łowisk wędkarskich.
Dzieje się tak dlatego, że pły-
wy niosą ze sobą masy drobnego pożywienia, za którym
podążają ławice niewielkich
ryb, a te z kolei wabią za sobą
drapieżniki. Saltstraumen różni się od innych podobnych
cieśnin intensywnością przepływu. Przy każdym przypływie, względnie odpływie,
przelewa się tu 400 milionów
metrów sześciennych wody, a
prędkość nurtu dochodzi do
35 km/h! Do tych imponują-
Fot. Maciej Rogowiecki
Tu dociera Golfsztrom
Zatoka Vestfjorden, przez niektóre źródła uznawana też za
cieśninę oddzielającą Lofoty od stałego lądu, jest częścią Morza Norweskiego. Jej długość wynosi 203 km, szerokość od
11 do 74 km, a maksymalna głębokość dochodzi do 627 m.
Najważniejsze porty położone nad zatoką to Narwik, Bodø
i stolica Lofotów Svolvær.
Lądowanie dużego
czarniaka w Steigen
WŚ+ 1/2008
45
Czarniak 15 kg
cych zjawisk przyrodniczych
dopasowały się też ryby, osiągające w Saltstraumen rzadko
spotykane gdzie indziej rozmiary. Dość powiedzieć, że
czarniaki i zębacze łowione
z brzegu często przekraczają
10 kg masy, rdzawce dochodzą do 9 kg, a halibuty do 15
kg. Stąd pochodzą dwa norweskie rekordy: w listopadzie
1995 roku złowiony został
największy czarniak o masie
22,7 kg, a w maju 2000 roku
największy zębacz o masie
ponad 17 kg. Z łodzi można złowić również znacznie
większe czarniaki i halibuty, a
także piękne dorsze – niemal
codziennie padają tu okazy
o masie 10 kg, a rekordowy
wątłusz przekroczył 30 kg!
Podczas pływania łodzią
trzeba bardzo uważać, gdyż
wiry Saltstraumen są niebezpieczne i pochłonęły już
niejednego śmiałka.
Helnessund
– góry i morze
Kilkadziesiąt kilometrów
dalej na północ, na samym
końcu górzystego półwyspu,
leży maleńka osada Helnessund. Miejsce jest urokliwe: z
jednej strony możemy podziwiać otwarte wody Vestfjordu
z groźnie poszarpanymi
wierzchołkami Lofotów na
horyzoncie, a z drugiej ośnieżone szczyty i ściany skalne,
spadające w niektórych
miejscach niemal pionowo
do turkusowego morza. W
cichych zatoczkach zachwycą nas miniaturowe plaże z
cudownie miałkim, złocistym
piaskiem. Helnessund należy
do najciekawszych miejsc na
wędkarskiej mapie Norwegii.
Co roku tutejsze łowiska
46
WŚ+ 1/2008
odwiedzają wędkarze z Niemiec, Czech, Francji, a nawet
z sąsiedniej Szwecji, słynącej
z obfitości ryb! Mimo to miejsce zachowało swój pierwotny, kameralny charakter starej
rybackiej wioski z niewielkim
portem i przetwórnią ryb.
W Helnessund możemy liczyć na znakomite połowy,
szczególnie latem i jesienią.
Nie trzeba tu daleko pływać łodzią, gdyż znakomite
miejsca na dorsze, rdzawce
i okazałe czarniaki znajdują
się nie dalej niż 15 minut od
miejscowego portu. Helnessund odwiedziłem wraz z kolegami w czerwcu 2005 roku.
Pobyt tam zaliczam do najwspanialszych wędkarskich
przygód mojego życia. Na
pilkery łowiliśmy grube dorsze
(12–16 kg), trafił się niewielki
halibut, okazałe brosmy oraz
zębacze. Kiedy braliśmy do
ręki spinning, łowiliśmy
przy urwistych, skalnych ścianach piękne
rdzawce (do 7 kg!), a
także czarniaki, które
dosłownie atakowały
każdą przynętę. Przez
8 godzin łowienia każdy
z nas miał na rozkładzie
około 100–150 kg ryb!
Dzięki białym nocom
można było łowić przez
całą dobę, a gdy ryby
brały w każdym rzucie
(tak, to nie przesada),
wpadaliśmy w amok i
żadna siła nie mogła nas
zmusić do opuszczenia
łowiska. Widzieliśmy
wielotysięczne stada
makreli oraz kilkanaście
wielkich łososi atlantyckich, które ze stoickim
spokojem przepłynęły
kilka metrów od dziobu
naszej aluminiowej łodzi
(woda jest tutaj przejrzysta jak
kryształ). Podczas wyprawy
z szyprem na otwarte morze
natknęliśmy się na stado
fok oraz orły morskie, które
karmiliśmy odpadkami ze
sprawianych ryb. A wszystko
to działo się w bajkowej scenerii, której obraz na zawsze
zapada w pamięć...
Steigen – woda nie do
przełowienia
Okolice Steigen i wyspy
Engeløya to kolejne miejsce
słynące z fantastycznych
terenów wędkarskich. Wysokie na ponad 1000 m granie
skalne górują tu nad wodami
zatoki Vestfjorden, której kolor
przypomina raczej Karaiby niż
zimną Norwegię. Z łatwością
można obserwować także dziko żyjące i piękne zwierzęta:
orły morskie, foki czy morświ-
ny, a przy odrobinie szczęścia
nawet ogromne wieloryby i
drapieżne orki. Pod względem wędkarskim łowisko jest
bardzo zróżnicowane – każdy
znajdzie tu dla siebie kawałek
odpowiedniej wody. Płytkie,
piaszczyste blaty w osłoniętym od wiatru Flaggsundet to
doskonałe łowiska halibuta. Z
reguły łowi się ryby w granicach 10–50 kg, choć równie
dobrze możemy spodziewać
się brania 100-kilogramowego olbrzyma. Poza halibutem
w niemal wszystkich fiordach
otaczających Engeløyę połowimy średnich dorszy, czarniaków oraz karmazynów.
Bardzo dużo jest także brosm
i zębaczy, które dorastają w
Steigen do imponujących rozmiarów. Prawdziwym jednak
atutem tych okolic są dość
płytkie górki podwodne, zlokalizowane już na otwartym
morzu. Miejscówki takie jak
Breisundet, Bobbakan czy
Lindegrunnen dają gwarancję
udanych połowów. Przez cały
niemal rok możemy liczyć tam
na bardzo grube dorsze, halibuty oraz czarniaki. Czarniaki
przypływają masowo do Vestfjorden w czerwcu, a szczyt
sezonu przypada na miesiące lipiec–wrzesień. Ryby
w rozmiarach 14–18 kg nie
należą wtedy do rzadkości,
choć czasem potrzeba nieco
czasu, by zlokalizować je na
otwartej wodzie. Mocną stroną rejonu jest także świetna
infrastruktura dla wędkarzy.
Znajdują się tu co najmniej
dwa godne polecenia ośrodki wypoczynkowe, które bez
trudu zaspokoją wymagania nawet najbardziej
wymagających wędkarzy. Dysponują one
komfortowymi domkami, a przede wszystkim
dużymi i bezpiecznymi
łodziami, zaopatrzonymi w nowoczesną wędkarską elektronikę.
Perła Lofotów
Ostatni przystanek
naszej podróży wokół
Vestfjorden to Lofoty.
To miejsce wyjątkowe,
z pewnością należące
do największych turystycznych atrakcji
Skandynawii. Strzeliste
szczyty górskie wyra-
Halibucik
Fot. Piotr Motyka
stają tu wprost ze szmaragdowych wód oceanu, a ciche
rybackie wioski zachwycają
swym pięknem i przypominają o odwiecznej walce
człowieka z żywiołami. Lofoty
składają się z czterech dużych
wysp: Austvågøy, Vestvågøy,
Flakstadøy i Moskenesøy,
oraz dwóch małych: Væroy
i miniarchipelagu Røst. To
ostatnie miejsce zasługuje na
miano wędkarskiego raju.
Røst jest najbardziej wysuniętym w ocean fragmentem
Lofotów. Wyznacza również
południowo-zachodni kraniec
zatoki Vestfjorden. Połączenie
z resztą Norwegii zapewniają
promy, pływające tu z Bodø i
Moskenes. Jest też niewielkie
lotnisko. Największa wysepka
archipelagu nosi właśnie nazwę Røst i charakteryzuje się
wyjątkowo (jak na Lofoty)
płaską powierzchnią. Pozostałe, bardziej górzyste wysepki są znacznie mniejsze
i poza zimowym okresem
połowu dorszy praktycznie
niezamieszkane. Wędkarskie
tereny wewnątrz archipelagu
są znakomitym łowiskiem
halibutów. Jest tu stosunkowo płytko (10–20 m), a dno
Fot. Maciej Rogowiecki
Fot. Maciej Rogowiecki
NORWEGIA – VESTFJORDEN
pokrywa jasnozłoty piasek.
Ryby najlepiej biorą w miejscach, gdzie prąd przypływu
i odpływu jest najsilniejszy.
Najbardziej skuteczną techniką jest trolling na wielkie
gumy, podczas którego przynęta jest często opuszczana
na dno i podrywana do góry.
Najczęściej łowi się halibuty o
masie do 50 kg, ale czasem
można trafić znacznie większy
okaz. Otwarte wody Vestfjorden pomiędzy wyspami Røst
i Væroy to z kolei fantastyczne łowiska dorszy (najlepiej
bierze wiosną) i czarniaków.
Sprawdź aktualne p
Jeśli tylko pogoda pozwala
wypłynąć na najlepsze miejscówki, które oddalone są o
około 30 minut rejsu od portu,
niemal gwarantowane są trofea grubo przekraczające 10
kg masy. Brania czarniaków
w toni dosłownie wyrywają
kij z ręki, a zacięta ryba potrafi wysnuć w błyskawicznym
tempie kilkadziesiąt metrów
plecionki! Gdy ryby zaczną
żerować, wszystkie wędki
momentalnie wyginają się w
pałąk i dostarczają łowiącym
niezapomnianych emocji.
Dorsze dorastają na Røst na-
wet do 30 kg. Ponadto często
trafiają się grube brosmy, plamiaki i karmazyny.
Zatoka Vestfjorden to
łowisko ze znakiem jakości,
należące do najlepszych na
świecie. Jest oddalona od
Polski zaledwie o cztery i
pół godziny lotu samolotem
(z przesiadką w Oslo) lub o
dwa dni jazdy samochodem.
Gorąco namawiam do jej odwiedzenia. Mocne wrażenia
gwarantowane!
Maciej Rogowiecki
romocje!
Tu kupisz swoją Hondę:
������������������
���������
ekologiczne czterosuwowe silniki od 2,3KM do 225 KM
pontony składane od 2 m do 4 m
pontony hybrydowe od 3,8 do 6,5 m
��������������������������
���������������������������
���������������������������������������������
������������������������������������������������������
�������������������������������������������������������������
���������������������������������������������������
����������������������������������������������������������
���������������������������������������������
����������������������������������������������������������
����������������������������������������������
����������������������������������������������
����������������������������������������������
��������������������������������������������������
�������������������������������������������
����������������������������������������������������
����������������������������������������
���������������������������������������
���������������������������������������������
���������������������������������������
��������������������������������������
����������������������������������������
����������������������������������
������������������������������������������������
����������������������������������������������������������
���������������������������������������������������
�������������������������������������������������
���������������������������������������������������
��������������������������������������������
����������������������������������������������
�����������������������������������������������������
�������������������������������������������
���������������������������������������������������
��������������������������������������������������
�������������������������������������������������
���������������������������������������������������������
������������������������������������������������������������������������������
��������������������������������������������������
����������������������������������������������������
������������������������������������������
����������������������������������������������������������
��������������������������������������������������
������������������������������������������������
���������������������������������
������������������������������������������
�����������������������������������������������������
y
we sklep
no1/2008
47
WŚ+
Zapraszamy
NORWEGIA – VESTFJORDEN
Na wielkie czarniaki
Rozmowa z Andrzejem Zdunem, przewodnikiem wędkarskim łowiącym od wielu lat na Lofotach,
głównie na wodach zatoki Vestfjorden.
pilkerów o masie od 100 do 150 g. Ich
kształt i kolor nie mają według mnie prawie w ogóle znaczenia. Plecionka 0,20
wydaje się optymalna. Ważne, aby było
jej na szpuli co najmniej 200 m.
Czy duże czarniaki można łowić też
na lżejszy spinning, np. na twistery czy
rippery?
Oczywiście że można, szczególnie w
słoneczne dni, bez wiatru, najczęściej na
początku lipca, w środku lata. Kiedy nie
ma dryfu, można próbować łowić dalekimi rzutami na gumki uzbrojone 40–60-gramowymi główkami, ale taką metodą
łowi się najczęściej „średniaki”. Jest
jednak problem, gdy na lżejszy zestaw
zapnie się czarniak powyżej 10 kg. Trudno taką rybę wyholować, a czasem zrywa
ona zestaw już w pierwszym ataku.
Jakie wędki najlepiej służą do połowu czarniaków? Jakie kołowrotki?
Do łowienia czarniaków wystarczy
szybka morska wędka od 2,40 do 2,70
m, o ciężarze wyrzutu 200–250 g, do
tego kołowrotek – najlepiej multiplikator
klasy Ambasadora 7000. Łowimy z opadu, w toni. Musimy wiedzieć, na jakiej
głębokości znajduje się przynęta i często
zacinamy rybę w momencie opadania pilkera. Kołowrotek kabłąkowy ogranicza te
możliwości.
Gdzie szukać czarniaków – w toni
czy przy dnie?
Zawsze szukamy dużych czarniaków
w toni. Często nawet nie ma sensu
opuszczanie pilkera na dno.
Od ilu lat łowisz ryby w Norwegii?
Na ryby do Norwegii jeżdżę od 1997
roku.
Czy kraj ten faktycznie jest takim
„wędkarskim rajem”, jak się o nim
często mówi?
Rzeczywiście, śmiało można powiedzieć – Norwegia to wędkarski raj.
Dlaczego wybrałeś Lofoty i właśnie
tu zapraszasz na ryby swoich klientów?
Lofoty są wyjątkowe. Tu nie uprawia
się wędkarstwa „fiordowego”. Łowi się
tu oceaniczne ryby na oceanie, jednak
blisko brzegu. Pogoda na Lofotach jest
stabilna, zwykle umożliwia wypływanie
nawet na niewielkich łodziach. Położenie
za Kołem Polarnym daje możliwość wędkowania całą dobę przez większą część
sezonu. Lofoty są niezwykłe również pod
względem turystycznym . W przerwach w
wędkowaniu na pewno nie można się tu
nudzić. Klimat też jest wyjątkowy, bardzo
dla nas przyjazny.
48
WŚ+ 1/2008
Jakie ryby łowisz najchętniej na
Lofotach? Kiedy najlepiej się tam
wybrać?
Mamy możliwość łowienia kilkunastu
gatunków ryb. Jednak przyjeżdżamy
na Lofoty głównie po duże czarniaki.
Jeśli chodzi o termin wyprawy, najlepiej
wybrać się na Lofoty od czerwca do
końca sierpnia. Wydaje mi się, że to
optymalny okres. Bywamy tu i w marcu,
warto bowiem zobaczyć zimę na dalekiej
północy.
sea lax – morski łosoś. Zasłużył sobie w
pełni na tę nazwę. Jest zaciekle walczącą
i bardzo silną rybą. Poza tym czarniaki
łowi się inaczej niż dorsze. Nie ma to nic
wspólnego z głębinowym pukaniem o
dno ciężkim pilkerem ani „dorszowym”
szarpaniem wędką o akcji „kija od szczotki”. Łowimy średnią morską wędką, a po
braniu i skutecznym zacięciu nagroda
murowana – dynamiczny „odjazd” z
gwizdem hamulca. Hol dużego czarniaka
może trwać nawet kilkadziesiąt minut.
Czy pogoda bardzo przeszkadza w
wędkowaniu?
Stabilność pogody pod względem
możliwości wędkowania to jedna z zalet
tego miejsca. W całym letnim trzymiesięcznym sezonie jest dosłownie kilka
dni, kiedy nie można wypłynąć.
Jakiego czarniaka można określić
mianem „duży”?
Dla mnie duży czarniak to ryba powyżej 10 kg. Powyżej 15 kg to już okaz.
Doskonale walczą również czarniaki
ponad 5 kg, jednak dopiero przekroczenie magicznych 10 kg daje pełną
satysfakcję.
W jaki sposób zarekomendowałbyś
czarniaki polskim wędkarzom? Co jest
szczególnego w tej rybie?
Potocznie w międzynarodowym żargonie wędkarskim na czarniaka mówi się
Na jakie przynęty łowi się duże
czarniaki?
Czarniaki łowi się głównie na niezbyt
ciężkie pilkery. Ja używam najczęściej
Czy dobre czarniakowe miejsca
można znaleźć już niedaleko brzegu?
Czy jest ich dużo?
Z tym bywa różnie. Na Lofotach zależy
to od Golfsztromu, Prądu Zatokowego.
Trafiamy duże czarniaki blisko brzegu, a
czasem trzeba popłynąć trochę dalej. Na
Lofotach nie pływamy jednak dalej niż 10
km od brzegu.
Czy czarniaki można wypuszczać?
Czy przeżywają? Chodzi o formułę
„złów i wypuść”.
Można wypuścić dużego czarniaka
nawet po długim holu z głębokiej wody.
Ryba ta rzadko się dekompresuje, raczej
bardzo się osłabia długą i zaciętą walką.
Po takim wyczerpującym holu często
wygląda naprawdę kiepsko, jeśli jednak
poleży trochę na wodzie przy łodzi, po
kilku, a czasem kilkunastu minutach
dzielnie wraca na dół. Dobrze, gdy jest
mały dryf, bo w przeciwnym razie drapieżne mewy mogą jej zrobić, delikatnie
mówiąc, krzywdę. Małe czarniaki, takie
do 5 kg, prawie zawsze wracają do wody
i bez problemów odpływają.
Jakie są Twoje rekordowe czarniaki?
Czarniak powyżej 15 kg to już okaz.
Mój rekordowy ważył 18,50 kg. Największego widziałem w tym roku – kolega z
mojej łodzi złowił potwora 19 kg.
A dorsze i inne gatunki ryb norweskich?
To temat rzeka. Łowimy dorsze
o masie ponad 20 kg, oprócz tego
molwy, brosmy, rdzawce (największy
8,50 kg) i inne ryby. W przerwach w
polowaniu na czarniaki zakładamy
specjalne zestawy głębinowe i łowimy karmazyny, witlinki oraz inne
ryby głębokich wód. Wytrwali mają
możliwość złowienia halibuta (największy, którego złowiliśmy, ważył
29 kg), a nawet rekina.
Czy nie sądzisz, że wędkarze
zabierają za dużo ryb z norweskich łowisk i że z czasem łowiska te mogą ulec degradacji?
Jakie jest na to lekarstwo Twoim
zdaniem?
Bez paniki. Po pierwsze: na
Lofoty nie jest łatwo dotrzeć. Podobnie powrót – czas, wysokie
koszty. Wielu wędkarzy przylatuje samolotem, a to ogranicza
bagaż. Po drugie: Norwegowie
chyba od trzech lat wprowadzili
dla wędkarzy i turystów limit
wywozu z ich kraju filetów do 15
kg na osobę. Limit ten dotyczy
całej Norwegii. Oczywiście wielokrotnie widziałem bezmyślne
zabijanie „wszystkiego, co się
rusza” i przerabianie tego na
filety. Po takich wyjazdach wędkarze
chwalą się nie okazami, ale kilogramami
przywiezionego do domu mięsa. Dotyczy
to nie tylko Polaków, ale również Niemców, Czechów, Holendrów i in. Norweskie prawo jest jednak przestrzegane
bezwzględnie. Nie życzyłbym nikomu,
by został przyłapany przez policję z
przekroczonym limitem przewożonych
filetów. Bardzo wysoka kara na pewno
zaskoczy i wyleczy każdego. Tak że spokojnie – norweskie władze dadzą sobie
z tym radę. No bo jaka jest inna metoda
na szkodliwą bezmyślność? Dużą odpowiedzialność za „mięsiarstwo” ponoszą
także gospodarze ośrodków. Na przykład
wymiar ochronny dorsza dla wędkarzy
wynosi w Norwegii 47 cm. Wielokrotnie
widywałem w bazach wędkarskich zabite mniejsze ryby. Rzadko ktoś tym, za
przeproszeniem, „wędkarzom” zwraca
uwagę. U mnie na łodzi coś takiego jest
niemożliwe.
Czy łowienie na morzu, z dala od
brzegu, jest bezpieczne?
Oczywiście, że jest bezpieczne.
Należy tylko przestrzegać kilku zasad.
Przede wszystkim nigdy nie wsiadamy
na łódkę bez kamizelki lub kombinezonu wypornościowego. Oglądam polskie
filmy wędkarskie, przeglądam zdjęcia w
niektórych gazetach wędkarskich i jestem oburzony – nikt tam nie występuje
w kamizelce, rzadko w kombinezonie
wypornościowym, a młodzi wędkarze
patrzą. Skąd mają brać dobry przykład?
Poza tym na nowym łowisku koniecznie
trzeba mieć mapę. Niezbędny jest też
GPS i echosonda. Bez tych „zabawek” i
umiejętności posługiwania się nimi lepiej
zostać na brzegu. Telefon komórkowy
chyba ma każdy. Oczywiście musimy
mieć numer telefonu do kogoś w bazie
i do innej łodzi. Tych zasad jest jeszcze
parę. One, a także zdrowy rozsądek, są
receptą na bezpieczeństwo.
Jak sobie radzić z chorobą morską?
Nie wiem. Mam szczęście, bo ona
mnie nie rusza. Pływam prawie wyłącznie
na motorówkach, a one się nie bujają tak
jak kutry z balastem. Na pewno nie należy wypływać bezpośrednio po obfitych
posiłkach. Najlepiej nie bać się choroby
morskiej i o niej nie myśleć. Trzeba się
zająć wędkowaniem.
Na co szczególnie uczuliłbyś wędkarzy udających się do Norwegii po
raz pierwszy?
Podstawą jest przestrzeganie zasad
i przepisów. Jadąc samochodem, bezwzględnie przestrzegamy przepisów
ruchu drogowego, a szczególnie dozwolonych prędkości. Mandaty są w Norwegii kosmicznie wysokie i nieuchronne.
Przebywając w bazie, przestrzegamy
zasad ustalonych przez gospodarza lub
organizatora wyprawy. Jeśli raz stracą
do nas zaufanie, to w następnym roku
nie będzie dla nas miejsca. Pozornie
w całej Skandynawii nie widać prawie
żadnego życia, jednak miejscowi widzą
wszystko.
Rozmawiał Jacek Kolendowicz
WŚ+ 1/2008
49
NORWEGIA
Żyłki Siglon od wielu lat cieszą się wśród wędkarzy doskonałą opinią. Na wyjątkową uwagę zasługują dwie linie:
Siglon Premium - to żyłka o umiarkowanej rozciągliwości i bardzo dużej odporności na ścieranie, przeznaczona głównie do spinningu,
Magic Soft - miękka żyłka z minimalną pamięcią odkształceń do wszystkich metod wymagających naturalnej prezentacji przynęty.
Siglon V - najwyższej klasy żyłka dla najbardziej wymagających wędkarzy, idealny materiał na przypony, ceniony przez wyczynowców.
Wspólną cechą żyłek Siglon jest bardzo duża wytrzymałość na zrywanie. Jeżeli jeszcze nie łowiłeś na żyłki SIGLON to spróbuj,
a zostaniesz z nimi na zawsze!!!
Jeziorka pstrągowe w Norwegii
Sposób na niepogodę
Do Norwegii jeździmy przede wszystkim na wielkie ryby morskie:
dorsze, czarniaki, molwy, halibuty... Co jednak robić, gdy pogoda
któregoś dnia okaże się niełaskawa i nie pozwoli nam wypłynąć na
morze? Odpowiedź jest prosta – można wybrać się na pstrągi. Małych
jeziorek, dających szansę na obfite połowy „kropkowanych”, jest tutaj
bez liku!
Pogodowy kalejdoskop
Szukajmy jeziorek
Wybierając się do Norwegii, trzeba
mieć świadomość, że pogoda jest w
tym kraju wyjątkowo zmienna i kapryśna. Zdarzają się dni słoneczne, kiedy
ocean mieni się turkusem niemal jak
morza południowe, ale zdarzają się też
deszczowe dni, kiedy na dworze jest wyjątkowo brzydko, szaro i ponuro. Jednak
to nie deszcz czy słoneczna spiekota są
największym problemem wędkarzy. Jest
nim wiatr. Właśnie od jego natężenia
zależy, czy wędkarze mają możliwość
łowienia ryb na otwartym morzu. W trakcie wędkarskiego urlopu, trwającego zazwyczaj około tygodnia, niemal zawsze
zdarzy się, że przez jeden czy dwa dni
wędkarze nie będą mogli wypłynąć zbyt
daleko od portu – tam, gdzie znajdują się
najlepsze łowiska poszukiwanych przez
nich ryb. Pozostaje wówczas łowienie
mniejszych ryb w okolicy przystani lub
wewnątrz fiordu – w miejscach osłoniętych od wiatru.
Jednak jest i inna recepta na ten kłopot. Oprócz sprzętu morskiego wystarczy zabrać ze sobą z kraju lekki zestaw
pstrągowy: kij o długości około 2–2,4 m,
niewielki kołowrotek z żyłką 0,18 mm lub
plecionką 0,10 mm oraz pudełeczko z
przynętami – małymi, ale dość ciężkimi
błystkami wahadłowymi i obrotowymi,
twisterami lub ripperami w kilku najpopularniejszych kolorach, a także kilkoma
cięższymi (dalsze rzuty!) i głębiej nurkującymi woblerkami. W razie złej, wietrznej
pogody możemy udać się z takim zestawem na połów pstrągów potokowych,
żyjących na obszarze całej Norwegii nie
tylko w pięknych, górskich rzekach, ale
także w jeziorach i niewielkich oczkach
wodnych. Taki akwen można znaleźć niemal wszędzie, nawet w odległości kilku
kilometrów od morskiego wybrzeża. Na
niektórych są wymagane licencje, na innych nie. Warto o to zapytać zawczasu
organizatora naszego pobytu.
50
WŚ+ 1/2008
W Norwegii warto jechać w takie
miejsce, gdzie pstrągowa woda
znajduje się blisko
bazowego morskiego ośrodka
Emocje (prawie zawsze)
gwarantowane
Niewielkie jeziorka potrafią chojnie
obdarzyć fantastycznymi pstrągami
potokowymi. Większy kłopot jest ze złowieniem ryb okazowych. Otóż te wody są
przeważnie oligotroficzne. Woda w nich
jest zimna i czysta, a pokarmu mało.
Pstrągi są często jedynym gatunkiem
ryb żyjącym w danym akwenie. Wielka
konkurencja pokarmowa sprawia, że nie
dorastają one do zbyt imponujących rozmiarów. Średnio łowi się sztuki w granicach 30 cm, a czterdziestak jest już miłym
akcentem dnia. Większe sztuki trafiają
się zdecydowanie rzadziej. Wędkarska
zabawa jest jednak przednia, gdyż w
okresie dobrych brań możemy w ciągu
kilku godzin złowić kilkanaście pięknie
ubarwionych potokowców. O tym, że nie
da się w Polsce osiągnąć takiego wyniku,
wiedzą wszyscy, którzy kochają kropkowane drapieżniki i potrafią w poszukiwaniu choćby jednego brania przemierzać
z mozołem wiele kilometrów.
Tekst i fot. Piotr Motyka
WŚ+ 1/2008
51
BEZPIECZEŃSTWO NA MORZU
Z wodą
nie ma żartów
8. Echosonda i GPS – nasi nieodzowni
sprzymierzeńcy
W Norwegii łodzie wędkarskie bezwzględnie powinny być
wyposażone w echosondę (uwaga na podwodne rafy!). Zaleca
się też używanie GPS-u, ze względu na możliwość zabłądzenia
wśród licznych wysepek, na otwartym morzu lub w gęstej mgle.
W Norwegii urządzenia te często są na wyposażeniu łodzi, niekiedy jednak trzeba je zabrać ze sobą z kraju. Zawsze trzeba zasięgnąć informacji na ten temat u organizatora wyjazdu. Oczywiście
obowiązkowo trzeba mieć na łodzi również zwykłą, papierową
mapę (koniecznie foliowaną), bo elektronika może odmówić
posłuszeństwa w najmniej spodziewanym momencie.
9. Co jeszcze na łodzi?
W razie awarii silnika przydatne mogą być wiosła (wyda je gospodarz) i dryfkotwa, która ustawia łódź dziobem do fali. Dryfkotwę
najlepiej zabrać z kraju (jest dostępna w sklepach wędkarskich),
gdyż nie wszystkie ośrodki dysponują takim sprzętem. Jeżeli planujemy pływanie nocą, łódź musi mieć odpowiednie oświetlenie.
Oprócz tego każda łódź powinna być wyposażona w zestaw pierwszej pomocy (apteczka) oraz środki alarmowe (np. rakietnica).
10. Uważajmy na duże jednostki
W ostatnich latach obserwujemy prawdziwy boom na morskie wędkowanie w Norwegii. Obfitość występujących tam ryb gwarantuje wielkie wędkarskie emocje. Ale w pogoni za rekordową sztuką nie można
zapominać, że z wielką wodą nie ma żartów. Aby nie popaść w tarapaty, zawsze trzeba przestrzegać ściśle
określonych reguł. Oto kilka najważniejszych.
1. Nie wypływać w pojedynkę
Nigdy nie należy wypływać samemu na wodę. Obecność
drugiej osoby na łódce jest niezbędna, aby pomóc koledze np.
w razie wypadnięcia za burtę łodzi. Zaleca się również wypływanie na otwarte morze co najmniej w dwie łódki i przebywanie
na łowisku niedaleko od siebie. Ma to szczególne znaczenie
w razie awarii silnika jednej z łodzi. Koledzy z drugiej mogą ją
wówczas doholować do portu.
2. Zawsze z telefonem
Wędkarze wypływający na morze zawsze muszą mieć przy
sobie telefon komórkowy, z dobrze naładowaną baterią i zapisanym w pamięci numerem telefonu gospodarza wynajmującego nam łódź. Telefon powinien być dobrze zabezpieczony
przez przemoknięciem, najlepiej schowany w szczelnej torebce
foliowej. Telefon może uratować nam życie, np. w razie awarii
silnika przy pogarszającej się pogodzie. Przypominamy, że w
ostateczności zawsze można zatelefonować pod numer alarmowy 112 i wezwać służby ratunkowe.
3. Używamy kamizelek lub kombinezonów
Turyści w żadnym wypadku nie powinni wypływać na wodę
bez sprawnych kamizelek ratunkowych (lub pływających). Pamiętajmy, aby kamizelki były dopasowane do masy ciała ich
użytkowników. W Norwegii jeszcze lepsze od kamizelek będą
kombinezony pływające. Dobrze chronią w czasie wędkowania
przed zimnem, a w razie wypadnięcia za burtę łodzi pozwalają
się utrzymać na powierzchni wody i zapobiegają szybkiemu
wychłodzeniu organizmu.
52
WŚ+ 1/2008
Druga łódka musi być zawsze w zasięgu wzroku
Pamiętajmy, że na morzu czy jeziorze zawsze pierwszeństwo
mają większe statki. Jednostki największe, pełnomorskie, nie
są w stanie wyhamować ani zmienić kierunku rejsu na odcinku
krótszym niż kilka kilometrów! W razie awarii silnika na torze
wodnym, szczególnie przy bezwietrznej pogodzie, należy natychmiast wezwać pomoc lub oddalić się w bezpieczne miejsce
przy użyciu wioseł.
Tekst i fot. Maciej Rogowiecki
4. Coś na rozgrzewkę?
Tak, ale po powrocie z wędkowania
Pływając łodzią, nie należy pić alkoholu. Szczególnie dotyczy
to osób prowadzących łódź. Prowadzenie łodzi pod wpływem
alkoholu lub narkotyków jest w Norwegii zabronione i grozi
poważnymi konsekwencjami karnymi.
5. Zabezpiecz paliwo na cały dzień wędkowania
Wypływając na wodę, trzeba sprawdzić zapas paliwa w
baku oraz zabrać mały kanister zapasowy. Planując wędkarski
dzień, należy wziąć pod uwagę ilość paliwa, jaką dysponujemy, lub ewentualnie uzupełnić zbiornik. Nie powinno się
wypływać zbyt daleko, aby nie mieć problemów z powrotem
do macierzystej przystani.
6. Przy niepogodzie nie wypływamy daleko
W złą, wietrzną pogodę lepiej nie wypływać na otwarte
morze. Zaleca się wówczas łowienie na spokojnych, osłoniętych miejscach niedaleko przystani lub wewnątrz fiordu, nawet
kosztem gorszych brań.
7. Sprawdzamy prognozę pogody
Przed wypłynięciem na wodę należy zasięgnąć u gospodarzy
informacji na temat prognozy pogody. W Norwegii prognozy dla
rybaków są dokładne i sprawdzają się niemal w 100%. Jednak
nie zwalnia nas to z obowiązku obserwowania przyrody i wyciągania wniosków. Jeśli zauważymy zbliżające się ciemne chmury, nadchodzącą burzę czy wzmagający się wiatr, powinniśmy
natychmiast zawrócić do portu. Również nagła cisza (flauta)
jest często zwiastunem niekorzystnej zmiany pogody.
WŚ+ 1/2008
53
SZWECJA
Nasz krótki kwietniowy wypad do Szwecji
dobiega powoli końca.
Przez cztery ostatnie dni
łowiliśmy ryby w bałtyckich szkierach oraz na
zawsze świetnej pstrągowej rzece Alsterån.
Teraz podążamy na
północny-zachód przez
gęste i wiecznie zielone
lasy Smalandii. Naszym
celem jest niedawno
odkryte gospodarstwo
agroturystyczne nad
jeziorem o wdzięcznej
nazwie Fiolen, które
pozostawiliśmy sobie
niejako na deser. Choć
połowiliśmy nieźle, brakuje kropki nad i, czyli...
metrowego szczupaka.
Liczyliśmy na niego w
Blekinge, ale się nie powiodło. Może więc tutaj?
Gdzie diabeł
mówi dobranoc...
Do miejsca przeznaczenia docieramy pod wieczór.
Gospodarstwo mieści się w
małej wiosce, położonej na
kompletnym odludziu. Ostatnie kilka kilometrów musieliśmy przemierzać wąskimi
leśnymi drogami, na których
z trudem mijają się dwa samochody. Wioska składa się zaledwie z kilku domostw – coś,
jak w znanej nam z młodości
książce „Dzieci z Bullerbyn”.
Wokół pola uprawne, łąki i
las. A w dole błękit pięknego
jeziora, jednego z tysięcy
polodowcowych akwenów,
którymi natura obdarzyła południową Szwecję. To właśnie
Fiolen – stuhektarowy, kameralny zbiornik o regularnym,
owalnym kształcie, mało
urozmaiconej linii brzegowej,
z zaledwie jedną wyspą. Czy
okaże się wędkarskim hitem
czy wielkim rozczarowaniem? Szwedzkie jeziora są
pod tym względem bardzo
zróżnicowane. Niektóre z
nich posiadają przeciętny
rybostan ze względu na małą
ilość pokarmu i oligotroficzny
charakter. Inne, pomimo niezłej żyzności, są tak rozległe,
że trudno w nich zlokalizować
skupiska ryb. Przy braku znajomości łowiska potrzeba na
to zawsze trochę czasu. Ale
są i prawdziwe perełki, w których ryb jest dużo powyżej
średniej, a sztuki okazowe
54
WŚ+ 1/2008
kończyć, gdyż o 19.00 mamy
prom z Karlskrony.
Jezioro metrowców
W kilka tygodni po powrocie przeglądam stronę internetową jednego ze szwedzkich
czasopism wędkarskich. W
oko wpada mi ranking „Meter
Ligan”, czyli liga metrowych
szczupaków. Zasady rankingu są następujące: przez
cały rok wędkarze zgłaszają
do redakcji złowione szczupaki, które przekraczają metr
długości. Zwycięża ten, kto
przez cały sezon 2007 wykaże
się największą łączną długością złowionych metrowych
szczupaków. Na prowadzeniu
znajduje się Ronnie Isacsson,
który złowił do tej pory 29 metrowych szczupaków o łącznej długości przekraczającej
30 m! Największy szczupak
miał 122 cm. Następni w
klasyfikacji daleko w tyle. Patrzę, gdzie szczupaki zostały
złowione? Ze zdumienia przecieram oczy – 28 z nich padło
na Fiolen!
A więc Ronnie Isacsson to
nasz sympatyczny przyjaciel
z conoe, a mój „oligotrof”
to prawdopodobnie najlepsze jezioro Szwecji. Niezła
historia.
Piotr Motyka
30 metrów
szczupaków
Pięknie wybarwiony
szczupak 122 cm
Fot. Robert Kłos
Fot. Piotr Motyka
łowi się niemal z marszu. Liczymy, że właśnie tak będzie
tutaj. Mamy w sumie mało
czasu – tylko półtora dnia.
Oligotrof?
Gospodyni wita nas serdecznie i prowadzi do domku.
Położony jest cudownie – nad
samym brzegiem jeziora
To stara, stuletnia, wiejska
chatka, całkiem niedawno
odremontowana. W domku
mogą mieszkać maksymalnie
trzy osoby. Jest wyposażony
w kuchnię, toaletę i prysznic.
Obok, w małym ogródku, tradycyjna skandynawska sauna. Przy pomoście widzimy
zacumowaną aluminiową łódź
Linder. To wygodna jednostka, znana nam z wielu innych
łowisk. Jest napędzana silni-
kiem elektrycznym, ale łowisko nie jest rozległe, a więc to
nie problem. Zmęczeni jemy
kolację i kładziemy się spać.
Wstajemy zbyt późno, aby
liczyć na poranne brania.
Słońce już wysoko nad horyzontem, woda prześwietlona
na wylot. Jemy więc spokojnie śniadanie i wyruszamy
na pierwszy rekonesans. Na
początek spróbujemy z lewej
strony od przystani, gdzie
widzimy wystające z wody
twarde łodygi roślin. Jest
upalnie, a nasz zapał słabnie
z każdą minutą. Rzuty dżerkami, gumami i błystkami nie
przynoszą żadnych rezultatów. W kryształowo czystej
wodzie nie widać żadnych
oznak życia. To oligotrof
– mówię do Roberta – powinni go zarybić tęczakami.
Lepiej wracajmy odpocząć.
Postanawiamy więc odespać
zaległości z ostatnich kilku
dni i wracamy do naszego
przytulnego domku.
Piorunujące uderzenie
Budzimy się koło 15.00.
Postanawiamy spróbować
jeszcze raz. Robert grzebie
się, szukając okularów, więc
zniecierpliwiony wykonuję
rzut z pomostu. Za chwilę
drugi. Po kilku szarpnięciach
dżerkiem czuję potężny opór.
Wobler schodzi maksimum
pół metra pod powierzchnię,
więc to niechybnie ryba. Za
chwilę szczupak prezentuje
się nam w pełnej krasie, rozbryzgując ogonem fontanny
wody. Już wiem, że marzenia
o metrowcu się spełniły. Hol
trwa około 10 minut. Robert
pewnie podbiera rybę chwytakiem i ważymy ją. Ma równe
12 kg! To nie tylko piękny akcent na koniec wyjazdu, ale
również mój życiowy rekord
szczupaka. Ładny oligotrof
– przedrzeźnia mnie Robert.
Mógł być tylko jeden duży w
całym jeziorze – odpowiadam
drżącym jeszcze głosem – tak
zwykle bywa w oligotrofach.
To, co dzieje się później,
jest całkowitym zaprzeczeniem mojej żartobliwej tezy.
Powiem wprost: nigdy nie
miałem w Szwecji podobnego wędkowania na jeziorach.
W ciągu trzech godzin łowię
jeszcze jednego metrowca o
masie 8 kg, kilka ryb powyżej
90 cm (w granicach 4 kg) oraz
kilka osiemdziesiątaków. Do
tego kilogramowego okonia,
który bierze na duży wobler.
Robert ma nieco mniej szczęścia, ale dwie czwórki też
wyciąga. Rano powtórka z
rozrywki: kilka dużych szczupaków oraz znowu kilogramowy okoń! Oprócz nas na jeziorze łowi tylko jeden wędkarz,
poruszający się śmiesznym
aluminiowym canoe. To miejscowy. Jest niezwykle sympatyczny i otwarty. W krótkiej
pogawędce opowiada nam o
wyjątkowej rybności jeziora i
jego zasobności w okazowe
szczupaki. Powodem jest
obfitość pokarmu i niezwykle
urozmaicone ukształtowanie
dna, które zresztą widzieliśmy
na ekranie echosondy. Wszędzie garby, uskoki, zatopione
głazy... Faktycznie, niezły oligotrof – myślę gorączkowo.
Cóż, około południa musimy
Okoń z jeziora Fiolen
WŚ+ 1/2008
55
ALPY
Raj dla aktywnych
Na alpejskie
pstrągi
POLSKA
AUSTRIA
Austria kojarzy się głównie z uprawianiem narciarstwa na doskonałych alpejskich trasach. Jednak narty to
nie jedyna możliwość aktywnego urlopu w kraju Mozarta. Jest ich znacznie więcej – a jedną z nich nasze
ukochane wędkarstwo. W Austrii znajdziemy bowiem wiele doskonałych łowisk gwarantujących prawdziwą
wędkarską przygodę, dodatkowo uprzyjemnioną widokami szumiących wodospadów, zielonych łąk i ośnieżonych trzytysięczników. Dziś prezentujemy Europejski Region Sportowy, położony u podnóża olbrzymiego
lodowca. Wędkarze są tam zawsze mile widziani.
56
WŚ+ 1/2008
Miejscowości Kaprun i Zell am See,
położone między Salzburgiem a Innsbruckiem (około 1100 km z Polski), od
lat pretendują do miana najpopularniejszych centrów turystyki aktywnej w
Europie. Okolicę określa się zresztą oficjalnie mianem Europejskiego Regionu
Sportowego. Tutejsze trasy narciarskie
należą do czołowych w Austrii, a dzięki
położeniu w okolicy lodowca Kitzsteinhorn dają możliwość uprawiania „białego
szaleństwa” przez okrągły rok. Wiosną,
latem i jesienią w okolicznych górach
i dolinach można uprawiać znacznie
więcej sportów, m.in. paralotniarstwo,
wspinaczkę, kolarstwo górskie, jazdę
na rolkach, a także popularną turystykę
rekreacyjną, jak spacery czy rowerowe
wycieczki. W samych wspomnianych
kurortach jest wiele kręgielni, basenów
kąpielowych, są korty tenisowe, a w
pobliżu duże pole golfowe. Położenie w
bezpośrednim sąsiedztwie sporego górskiego jeziora Zeller See (powierzchnia
4,55 km2) daje dodatkowo szansę na
uprawianie kajakarstwa, żeglarstwa,
windsurfingu i innych sportów wodnych.
Słowem: do wyboru, do koloru. Nie można się tu nudzić, a po aktywnym dniu
pełnym emocji i przyjemnego wysiłku
można się zrelaksować w jednej z licznych regionalnych restauracji, delektując
się chrupiącym sznyclem po wiedeńsku i
popijając wyśmienite austriackie piwo.
Salzach
– rzeka pełna pstrągów
Wszystkim turystom udającym się do
Europejskiego Regionu Sportowego, a
lubiącym od czasu do czasu powędkować, polecam tutejsze łowiska jaką miłą
odskocznię od szaleństw na stokach
bądź uzupełnienie oferowanych możliwości aktywnego spędzenia czasu.
Przede wszystkim zachęcam do tego
miłośników połowu pstrąga, którego
jest tutaj naprawdę w bród.
Najlepszym jego łowiskiem jest rzeka
Salzach, płynąca szeroką doliną między
Kaprun a Zell am See. Rzeka jest niestety uregulowana kamiennymi opaskami,
więc nie ma tak dzikiego charakteru jak
wiele polskich rzek, ale obfituje w piękne okazy dzikich ryb prądolubnych, jak
pstrąg potokowy, lipień, kleń czy brzana.
Dużą atrakcją są alpejske palie (saibling)
– pięknie ubarwione ryby łososiowate, a
dodatkowo woda zarybiana jest pstrągiem tęczowym.
Pstrągów najlepiej szukać między
głazami kamiennych opasek, w głębokich miejscach o wolnym nurcie, a także
wszędzie tam, gdzie do Salzach wpadają
dopływy, czyli rwące górskie potoki. Ryby
są najaktywniejsze wczesnym rankiem
oraz na dwie godziny przed zachodem
słońca. Najlepsze przynęty spinningowe
to woblery, niezłe są też obrotówki oraz
małe twisterki, prowadzone przy kamieniach. Pstrągi biorą często pod nogami
Licencja na łowienie ryb w rzece
Salzach w rejonie Kaprun i Zell am
See (przynęty sztuczne) kosztuje około
30 euro za jeden dzień wędkowania
(2007). Dzienny limit połowu to cztery
pstrągi przekraczające 28 cm długości.
Sezon: pstrąg potokowy – 1.04–15.09,
lipień – 1.06–31.10, pstrąg tęczowy
– 1.01–31.12. Do końca kwietnia wolno
łowić jedynie na pojedyncze, bezzadziorowe haki. Więcej informacji: [email protected]; rezerwacja miejsc
w hotelach: www.zellamsee.at.
wędkarza, co u każdego miłośnika salmonidów wywołuje zawsze prawdziwy
zachwyt.
Każdy znajdzie coś dla siebie
Będąc w Europejskim Regionie
Sportowym, nie musimy ograniczać się
do Salzach. Jest tu bowiem wiele innych
możliwości. Choćby samo jezioro Zeller
See. Amatorzy wędkowania z łódki mogą
liczyć na złowienie w nim pięknych troci
jeziorowych dorastających do imponujących rozmiarów, a także okazałych
szczupaków, okoni i sandaczy, pięknych
płoci, grubych karpi, potężnych sumów,
a nawet bardzo cenionych siei, które
poławia się tutaj na tzw. choinkę (siejowy zestaw można kupić w miejscowym
sklepie wędkarskim).
Alpejski pstrąg
Z kolei miłośnicy wędkarstwa muchowego znajdą prawdziwy raj w położonym
około 20 km od Kaprun (miejscowość
Mittersill) wędkarskim ośrodku Bräurup.
Jest to hotel, który ma w posiadaniu 130
km wód płynących – przede wszystkim
górskich potoków z wodą o klasie „pitnej”
i bogatą populacją pstrąga potokowego,
a także kilka jezior górskich – naturalnych
i zaporowych, obfitujących w autochtoniczne stado pstrąga potokowego i palii
oraz zarybianych dodatkowo pstrągami
tęczowymi, które po oswojeniu się z dziką
wodą stają się trudne do złowienia. Hotel Bräurup ma długą tradycję, gdyż jako
doskonałe miejsce na spędzenie wędkarskiego urlopu był rekomendowany
już w roku 1866. Ciekawostką jest to, że
dysponuje również własnym browarem,
gdzie można napić się wybornego, dobrze schłodzonego lokalnego „weissa”
lub „pilsa”. Całość uzupełnia doskonale
wyposażony sklepik wędkarski.
Austria zaprasza zatem na ryby.
Tekst i fot. Piotr Motyka
Materiał powstał dzięki uprzejmości
WŚ+ 1/2008
57
HISZPANIA
Fot. Archiwum Eventur Fishing
mysł podróży samolotem. W
dobie olbrzymiej konkurencji
wśród przewoźników do Barcelony można polecieć już za
600 zł w obie strony. Transfer
z lotniska na łowisko zapewni
nam organizator wyprawy lub
gospodarz ośrodka.
Olbrzymy
z Rio Ebro
Fot. Archiwum Eventur Fishing
Złów i wypuść
Hiszpańscy wędkarze są w czepku urodzeni. Nie
dość, że przez 10 miesięcy w roku mają lato, to
jeszcze pozostała część wędkarskiej Europy piekielnie zazdrości im wspaniałych, rybnych łowisk.
A najbardziej jednego, które swoją zasłużoną sławą dorównuje konkurencji z Włoch czy odległego
Kazachstanu. Mowa oczywiście o cudownej rzece
Ebro i jej licznych dopływach, przecinających surowe, półpustynne krajobrazy Aragonii i Katalonii.
W wodach tych rzek, a także w zlokalizowanych na
ich szlaku sztucznych jeziorach zaporowych mieszkają prawdziwe wąsate potwory. Co więcej, dają się
regularnie łowić na wędkę!
Hol
dwumetrowego
suma
Fot. Archiwum Eventur Fishing
58
WŚ+ 1/2008
Fot. Archiwum Eventur Fishing
Długa jest droga
do raju…
Długa na 910 km rzeka
Ebro bierze swój początek
w Górach Kantabryjskich, po
czym płynie przez północno-wschodnią część kraju w kierunku Morza Śródziemnego.
Jest drugą co do wielkości
rzeką Hiszpanii. Dla wędkarzy nastawionych na łowienie
olbrzymich sumów, a także
karpi i sandaczy, najciekawsze będą jej dolne odcinki,
położone między 600 a 800
kilometrem, a więc przede
wszystkim zbiornik zaporowy Caspe, okolice miasteczka
Mequinenza, a także obszar
Riba Roja d’Ebre.
Niestety, nad Ebro jest z
Polski daleko. Podróż samochodem przez Niemcy i
Francję zajmuje z Warszawy
niemal dwie doby, a koszty
opłat za autostrady i zużytego paliwa są dość wysokie.
Dlatego warto rozważyć po-
W tej chwili rzeka i leżące w jej biegu zbiorniki
zaporowe zaliczane są do
najlepszych łowisk sumów
w Europie, a może nawet na
świecie. Dość powiedzieć,
że w samym tylko zalewie
Caspe mamy w tej chwili
prawdziwą eksplozję tego
gatunku. Populację wąsatych
drapieżników szacuje się tam
na ponad 5 000 000 sztuk. A
to i tak nic w porównaniu z
karpiami, których w Caspe
żyje sześć razy tyle! Co
więcej, liczebność sumów
systematycznie wzrasta, ponieważ nikt nawet nie myśli tu
o gospodarczych odłowach,
a wędkarze wypuszczają niemal wszystkie złowione ryby.
Zasługę za tę mądrą politykę
należy przypisać miejscowym ośrodkom wędkarskim,
Taka ryba to radość dla całego zespołu
które po prostu nie życzą sobie klientów zapełniających
zamrażarki rybim mięsem.
Taka niepisana umowa została zawarta przez wszystkich
organizatorów wędkowania
na Ebro. Tworzone są nawet
„czarne listy” gości, którzy
zostali przyłapani na zabiciu
dużego suma. Dla nich wstęp
do sumowych „campów” jest
już na zawsze wykluczony.
Rozwiązanie proste i jakże
skuteczne.
Sport siłowy
Wędkarskie sukcesy są
więc na Ebro bardzo prawdopodobne. W dobrym sumowym miejscu przy sprzyjających warunkach (przede
Legenda
ca...
powra
Wędz
i
skadonabyci
aw skl
epi
ei
nt
er
net
owym
www.
exi
de.
adn.
pl
Wyłączny dystrybutor na terenie Polski:
ADDER GROUP
Sp z o.o., ul.KomunaLna
3, 15-197 Białystok
tel: (085) 745-15-84 fax: (085)
.pl
653-90-04, e-mail: biuro@adder
WŚ+ 1/2008
59
HISZPANIA
Fot. Piotr Motyka
Sandaczowcy mogą tu wyłowić się do woli
Fot. Archiwum Macieja Rogowieckieg
o
często dochodzi do tego w
kwietniu, kiedy drapieżniki
szykują się do tarła.
Jakich ryb możemy spodziewać się po przybyciu
nad Ebro? Szczerze mówiąc,
każdej wielkości. Z reguły łowi
się osobniki pomiędzy 10 a
60 kg, ale właściwie kwestią
czasu i wędkarskiego „farta”
jest spotkanie z rybą znacznie
większą. Tylko w okolicach
Mequinenzy, gdzie Rio Segre
uchodzi do Ebro, w sezonie
2006 złowiono kilkaset sumów przekraczających 65 kg
masy, a największe ważyły
odpowiednio 102 oraz 100
kg! Łowić można z brzegu,
jednak łódka daje znacznie
większe możliwości. Dobrych
miejscówek, do których zaliczamy głębokie rynny, powalone do wody drzewa czy
zatopione gaje oliwne, jest
na rzece naprawdę dużo.
Aktywni wędkarze na pewno
nie będą mieli większego
problemu z odszukaniem
ciekawego, mało uczęszczanego łowiska.
Na pellet
lub tradycyjnie
Warto nastawić się na piękne karpie
nie. Zdarzają się też okresy
wybitnie dobrego żerowania,
kiedy sumy wpadają w prawdziwy łowiecki amok. Dość
Fot. Piotr Motyka
wszystkim odpowiedni stan
wody i jej temperatura) możemy liczyć na co najmniej
kilka kontaktów z rybą dzien-
Najpopularniejszą metodą
łowienia sumów w Ebro jest
ostatnio typowa gruntówka
denna, znana niemal wszystkim wędkarzom znad wielkich
polskich rzek, takich jak Wisła czy Narew. Jako przynętę
stosuje się podobny do kulek
proteinowych pellet o dość
przykrym zapachu mączki
FRANCJA
H I S Z P A N I A
rybnej. Samo wędkowanie
sprowadza się do obfitego
zanęcenia potencjalnej sumowej miejscówki, a następnie
oczekiwania na branie, które
zasygnalizuje dzwoneczek
zawieszony przy szczytowej
przelotce. Wczesną wiosną
zamiast pelletu często używa
się rozmrożonych kalmarów,
które swoją intensywną wonią
dobrze wabią drapieżniki.
Sumy łowi się też na żywca, którym jest zazwyczaj
niewielki karp. Najlepsze są
sztuki 35–40-centymetrowe,
ale lokalne władze wprowadziły ostatnio zakaz używania
tak małego żywca, a poza
tym i tak niemal nie sposób
złowić karpia tej wielkości.
Zazwyczaj biorą ryby dużo
większe. Najciekawszą, ale
chyba najtrudniejszą metodą
łowienia sumów na Ebro jest
spinning. Wymaga dużej mobilności, cierpliwości i przede
wszystkim fizycznej tężyzny.
Rzucanie przez kilka godzin i
prowadzanie sumowego woblera w wartkim nurcie rzeki to
naprawdę wyczerpujące zajęcie, ale warto zacisnąć zęby i
wytrwale orać wodę. Potężne
uderzenie dwumetrowej ryby
i jej hol na spinningowym zestawie to spełnienie wszystkich wędkarskich pragnień.
Oprócz spinningu skuteczny
może być także trolling, ale
trzeba być świadomym, że
na niektórych odcinkach rzeki
jest on niedozwolony. Dlatego
przed łowieniem warto zasięgnąć języka u miejscowych
wędkarzy bądź gospodarzy
ośrodków.
Kiedy na wyprawę?
Polecam przede wszystkim
dwa okresy: kwiecień–maj
oraz końcówkę września i
cały październik. Sumy, sandacze i karpie żerują wtedy na
całego i jeśli nie przytrafi nam
się jakaś pogodowa anomalia (np. drastycznie niski lub
bardzo wysoki poziom wody
w rzece), to o wyniki można być raczej spokojnym.
Zresztą ryby biorą nawet w
środku hiszpańskiego lata,
ale łowienie jest wtedy mało
przyjemne. Temperatury są
tak wysokie, że nawet miejscowi przewodnicy łowią z
klientami tylko wczesnym rankiem (6.00–8.00) lub późnym
wieczorem (19.00–24.00).
Maciej Rogowiecki
60
WŚ+ 1/2008
�
DRAGON
WŚ+ 1/2008
61
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
Seatrout
Niektóre nazwy przynęt są początkowo trudne do wymówienia. Jednak z czasem zaczynają brzmieć przyjaźnie i swojsko. Myślę, że tak
będzie z nazwą Sølvkroken, gdyż przynęty tej firmy w pełni zasługują
na przyjaźń spinningistów.
Sølvkroken są prawie tak stare jak mercedes i podobnie jak ta szacowna marka
stały się w ciągu blisko 100 lat istnienia
synonimem jakości. Historia Sølvkrokena
zaczęła się w latach 20. ubiegłego wieku, kiedy to Norweg Bjarne Zachariassen
wynalazł małą wahadłóweczkę z czerwonymi kropkami. W ten sposób rozpoczęła się kariera błystki Special nr 40, która
trwa do dziś. Ktoś mógłby powiedzieć,
że 80 lat temu w norweskich rzekach
skuteczny był nawet kapsel od piwa.
I pewnie tak było, ale zasobne wody
pozwalają uniknąć przypadkowości w
opracowywaniu przynęt, gdyż o ile nie
można określić skuteczności wabika na
podstawie jednego brania dziennie – jak
to jest na większości naszych wód, to jeśli
w ciągu miesiąca na jedną błystkę łowi
się 1000 pstrągów, a na inną 400, to ta
pierwsza musi być lepsza. A właśnie na
podstawie testów przeprowadzonych w
takich bezwstydnie rybnych, norweskich
wodach powstawały wszystkie modele
Sølvkroken.
Na zdjęciach nie widać jednak różnic
pomiędzy Sølvkroken a podobnymi
błystkami innych wytwórców. Tę błystkę
trzeba wziąć w rękę, by poczuć te 80 lat
tradycji, poczuć, że to jest przynęta stworzona przez prawdziwych, a nie wylansowanych na potrzeby rynku fachowców,
przynęta na duże ryby. Błystki są pięknie i
głęboko wytłoczone – to pozwala na użycie ich we wszelkich warunkach, zarówno
w bystrych, srebrniakowych rynnach, jak
i na prostkach z muldami ze spokojnie
płynącą wodą. Standardem jest masa
30 gramów – w sam raz, by precyzyjnie
rzucić trociowym sprzętem i poprowadzić
przy dnie tam, gdzie spokojniej i gdzie
można spodziewać się trudnego do sprowokowania zasiedziałego srebrniaka, lub
w środkowych warstwach ściśniętego,
szybkiego nurtu na wyjściu z zakrętu,
gdzie lubi zatrzymać się zły srebrniak,
który jeszcze wczoraj pływał w morzu.
Są wzorcowo wygięte, tak by nie wpadały
w ruch wirowy, ale by praca była ostra i
prowokująca dla łososia.
Powłoki galwaniczne to osobny
rozdział w całej ofercie Sølvkrokena.
Najwyższa jakość połączona tu jest ze
szlachetną elegancją, a kolory są lubiane nie tylko przez wędkarzy, ale również
przez ryby. To znów efekt testowania w
najlepszych norweskich wodach.
Pozostałe
Sølvkroken to nie tylko wabiki na ryby
łososiowate. A nawet jeśli któryś z nich
przeznaczony jest na łososie, to często
świetnie sprawdzi się też podczas połowu innych drapieżników. Tak jest choćby
z łyżkowatym błystkami Tronderskjela i
Pirat, które bez problemu zauważą i docenią nasze szczupaki. Swoje przynęty
znajdą tu również amatorzy połowu dorszy, bo przecież Norwegia to królestwo
wielkich wątłuszy.
Paweł Majda
Pstrąg
No i wreszcie pstrąg. A jeśli pstrąg, to
również jaź, kleń i okoń, gdyż błystki w
zestawach na te cztery gatunki różnią się
tylko nieznacznie. Tu obok wspomnianej,
historycznej już wahadłóweczki najciekawsze są garbatki Panther Martin. Te
świetnie wykonane błystki z nietypowym
skrzydełkiem pracują we wszelkich warunkach i na każdej wodzie – z prądem,
pod prąd i we wstecznych nurtach, z
czym mają kłopoty wszystkie garbatki,
dla których Panther Martin jest, jak się
okazuje, niedoścignionym wzorem.
To jedna z niewielu przynęt, o których
mówi się, że same chodzą. Są ciężkie,
a więc idealne do obławiania głębszych
Ta krótka, ale jakże szlachetna nazwa
łososia jest sztandarem, pod którym
powstało większość przynęt Sølvkroken.
Podstawowe łososiowe serie to: Salamander, Busch i Storlaxen, Vikingsilda.
Wystarczy spojrzeć na fotografie tych
przynęt, by uznać je za wzór łososiowej
wahadłówki imitującej naturalny pokarm
łososi w morzu – śledzie i szproty. Chyba
tylko niedostępność błystek Sølvkroken
w Polsce była przyczyną tego, że w
naszych rzekach dopiero kilkanaście lat
temu „odkryto” niezwykłą skuteczność
smukłej wahadłówki na srebrniaki troci i
łososi - kształtu, który w Norwegii używany jest od dziesięcioleci. Obecnie
- zwłaszcza nad Regą - coraz trudniej
spotkać wędkarza z klasyczną
Trzebiatówką lub Karlinką. Te
stare modele nawet jeśli jeszcze
są używane, to w wersji rozciągniętej, przypominającej właśnie
Sølvkroken.
dołków i wlewów, ale uniesieniem wędziska można każdą z nich - bez względu
na rozmiar, poprowadzić nawet tuż pod
powierzchnią wody. Garbatka Panther
Martin ma grubą, wyraźnie wyczuwalną
rotację. Czuje się każdy obrót skrzydełka, a więc i każde zakłócenie pracy. Aby
ocenić wykonanie, znów trzeba Martina
wziąć w rękę. Wówczas okazuje się, że
ciężko go odłożyć z powrotem, gdyż
już chciałoby się łowić. Obok srebra i
złota mamy tu różne wariacje lubianych
przez drapieżniki zestawień typu Black
Fury. Nie zabrakło ciekawych pokryć holograficznych, ale nie jest to ordynarna
folia, ale trwała i efektowna powłoka galwaniczna. Pstrągarze znajdą też wersje z
różnorodnymi chwostami.
Bałtyckie pilkery
z atlantyckim rodowodem
Pstrągowe
wahadełka
rocznik 1920
Błystki imitujące śledzie i szproty
- są skuteczne na całym Świecie
WŚ+ 1/2008
Na łososie i szczupaki
Trociowe błystki morskie
- dobre również na belony i bolenie
Lax
62
przecież wspaniałe blachy na belonę, a
przede wszystkim na lubiane i cenione
przez naszych spinningistów bolenie.
Patrząc na Stingsildę, znów przypominają mi się polskie produkcje sprzed 30
lat – ubogie w kolorach, ale kształtem
przypominające norweskie arcydziełka.
Na takie błystki złowiłem największe
bolenie, były one protoplastami siermiężnych, ale skutecznych ołowianek,
a zasięgiem rzutu ustępowały jedynie
kuli karabinowej.
Mocną pozycją w ofercie firmy są
błystki do połowu morskich troci. U
nas to jeszcze mało popularny sport,
ale są wędkarze, którzy w okolicach
Orzechowa koło Ustki, czy też Wisełki
na Wolinie mają wyniki porównywalne
do osiąganych na Bornholmie. Ale
spójrzmy na te błystki. Jensen Seatrout,
Jensen Coast Stingsilda, Rogerdraget,
Salamander Allroud, Morild Seatrout,
czy mniejsze modele Buch Salmon to
Phanter Martin
- niedościgniony pierwowzór garbatki
WŚ+ 1/2008
63
RYBY MAŁO ZNANE
Prezentujemy halibuta
Kveite – król północy
Niewielu z nas miało na kiju halibuta. Ci, którzy przeżyli tę niezwykłą przygodę, wiedzą, jak potężną siłą dysponuje i jakich wrażeń potrafi dostarczyć wędkarzom.
64
WŚ+ 1/2008
niakiem. Należy pamiętać, że
halibut ma ostre zęby, dlatego
zestaw najlepiej uzupełnić o
przypon ze stali lub bardzo
grubej żyłki (halibuty jej nie
przegryzają).
Rekordowy halibut został
złowiony na wędkę w roku
2004 i ważył 172,5 kg. Miejscem połowu była wyspa Vannoya na północy Norwegii.
Ostatnio (18 czerwca 2007)
na Islandii złowiona została
sztuka o masie 175 kg, co jest
drugim wynikiem w historii
wędkarstwa sportowego.
Tomasz Wieczorek
Fot. Archiwum Eventur Fishing
Norwegowie nazywają go
„kveite”, a Szwedzi „hälleflundra” czy „święta flądra”.
Halibut (Hippoglossus hippoglossus) jest rybą z rodziny
płastugowatych, tej samej, do
której należą: turbot, gładzica,
stornia czy sola. Jest jednak
od nich znacznie większy.
Żyje w chłodnych rejonach
północnego Atlantyku, preferuje wodę o wysokim zasoleniu i temperaturze do 9°C.
Halibut trzyma się raczej płytkich rejonów przybrzeżnych o
głębokości od 10 do 200 m.
Samice dorastają do 300 kg
masy i długości około 4 m.
Choć tak duże egzemplarze
łowione są niekiedy w sieci
przez rybaków, można uznać,
że każdy halibut powyżej 2 m
długości jest już okazem.
Przeciętna długość tych ryb
wynosi od 1 m do 1,40 m.
Takie sztuki mają około 10 lat
i ważą 15–30 kg.
Halibuty, jak wszystkie
płastugi, spędzają większość
życia przy samym dnie. Jednak okresowo żerują w toni.
Wtedy pływają nawet blisko
powierzchni morza. Najczęściej żywią się rybami.
Halibut atlantycki jest pożądanym obiektem morskich
wypraw. Ryby te można znaleźć we wszystkich rejonach
wybrzeża Norwegii (choć
za najlepsze jego łowiska
uchodzą tereny na dalekiej
północy), a także na Islandii,
w Irlandii, Szkocji, na Wyspach Owczych i w okolicach
Grenlandii. Najskuteczniejszą
metodą połowu jest ostatnio
spinning i trolling połączony
z dżigowaniem. Dobrą przynętą jest duża guma
uzbrojona 300-gramową główką.
Ryb poszukuje się na
piaszczystych
wypłaceniach,
szczególnie tam,
gdzie prąd przypływów i
odpływów jest wyjątkowo
silny. Ponadto halibuty można skutecznie poławiać na
pilkery, a także na system z
martwym dorszem lub czar-
Halibut atlantycki
Halibut atlantycki ma krewniaka – halibuta czarnego (Reinhardtius
hippoglossus), który żyje w arktycznych wodach Morza Beringa i Oceanu
Lodowatego, a także w okolicy wybrzeży północnej Kanady i Alaski. Jest
jednak znacznie mniejszy od ryby znanej nam z łowisk norweskich, gdyż
maksymalnie dorasta do 1,20 m, osiągając przy tym masę 45 kg.
WŚ+ 1/2008
65
KUCHNIA
Co jeść w Skandynawii
Od wielu lat jeżdżę na ryby do Skandynawii. W życiu lubię różnorodność,
więc każdy wyjazd jest inny. Uwielbiam
tani i emocjonujący survival w Finlandii
– biwakowanie w bezkresnych lasach
nad brzegami przepięknych rzek, beznadziejną walkę z komarami i gotowanie
na ognisku. Lubię też łowienie w morzu
za Kręgiem Polarnym, wygodne kwatery
z dobrze wyposażoną kuchnią i dużą jadalnią. Miłośnicy wędkowania znajdą w
Skandynawii wszystko to, o czym tylko
mogą marzyć, ale smakosze wrócą z niej
zawiedzeni, jeśli sami nie postarają się
zaspokoić swoich upodobań. Nie będę
się rozpisywał o skandynawskich restauracjach, bo są drogie, a zresztą jeśli
lubimy łączyć turystykę i wędkarstwo z
chodzeniem po knajpach, to znam lepsze
kierunki geograficzne. W sklepach spożywczych, zwłaszcza na Dalekiej Północy, nic nie rzuca na kolana. Warto może
skosztować piekielnie drogich wędlin z
renifera, ciekawego słodko-słonego brązowego sera i suszonego dorsza, który
świetnie smakuje z piwem, ale polskim,
bo miejscowe jest słabe pod każdym
względem, z wyjątkiem ceny.
To nie znaczy, że moje wyprawy w te
regiony były nieciekawe pod względem
kulinarnym. Wręcz przeciwnie: okazały
się rewelacyjne, gdyż skandynawska
przyroda nawet niewprawnemu kucharzowi oferuje surowce, dzięki którym
może bez trudu przygotować niezapomniane uczty.
Norweskie fiordy obfitują w ryby: dorsze, rdzawce, plamiaki, molwy, flądry,
makrele, śledzie, łososie… Wystarczy
wyciągnąć rękę, by podczas
odpływu zebrać całe wiadra
pysznych omułków. W Finlandii
rzeki gotują się od tłustych tęczaków, dzikich potokowców i
wspaniałych lipieni. Jeziora
to królestwo niewybrednych
szczupaków, choć te, które
łowiłem u wybrzeży Szwecji,
były większe i smaczniejsze,
bo tuczone na śledziach.
Jedzenia złowionych przeze mnie ryb nie uważam za
mięsiarstwo czy sprzeniewierzenie się zasadzie „złów i wypuść”, o ile ogranicza się do
zostawienia jednej lub dwóch
sztuk na kolację. Stanowczo
odradzam robienie zapasów,
na przykład w formie weków.
Jesteśmy wędkarzami, a nie
przetwórcami. „Rybka na
kolację” to miły dodatek do
wędkarskiej przygody, a nie
jej cel.
Oto kilka sprawdzonych
przepisów z moich skandynawskich wypraw.
66
WŚ+ 1/2008
Pstrąg na surowo
W ten sposób przyrządzam duże
fińskie potokowce, których mięso jest
znacznie chudsze od mięsa tęczaków.
Zdejmij z pstrąga filety, a potem usuń
z nich skórę. Pokrój na cienkie plasterki.
Rozłóż je na talerzu, popieprz, posól,
skrop sokiem z cytryny i polej obficie
oliwą z oliwek. Podaj natychmiast.
Równie prosty jest tatar z pstrąga.
Mięso zeskrob ze skóry, dodaj siekanej
cebuli, soli, pieprzu, soku z cytryny i dobrze wymieszaj.
Lipień z rusztu
Wypatrosz lipienie, posól i połóż na
rozgrzanym ruszcie. Pieczone w całości
pstrągi i lipienie zadzierają ogon, kiedy
już są dobrze upieczone z jednej strony. Wtedy trzeba je obrócić na drugą.
Upieczoną rybę wyłóż na talerz i skrop
cytryną.
Jeszcze lepsze są lipienie pieczone w
folii aluminiowej. Każdego wypatroszonego lipienia połóż na folii, posól w środku i
na zewnątrz, obłóż kawałeczkami masła,
cieniutkimi plasterkami cytryny i liśćmi
dzikiej mięty. Zawiń w folię i połóż na
gorącym ruszcie. Piecz około 15 minut.
Smażone szczupaki
Szczupaki często przyrządzam tak,
jak mnie tego nauczył słynny wędkarz
i organizator wypraw do Skandynawii
– Andrzej Zdun.
Pokrój sprawionego szczupaka
na dzwonka grubości 1,5 cm. Włóż
je do miski, posyp przyprawą curry i odrobiną mąki. Wymieszaj. Dzwonka smaż na
oleju z obu stron na złoty kolor.
Nie wszyscy lubią curry. Tę przyprawę
można zastąpić każdą inną. Najważniejsza jest zasada krojenia szczupaka na
cienkie dzwonka. Wtedy smażysz je
krócej, dzięki czemu mięso jest chrupkie z wierzchu, a soczyste w środku, i
nie musisz się obawiać, że pozostanie
surowe przy kręgosłupie.
Omułki
Zbierz wiadro omułków (inaczej
zwanych mulami) podczas odpływu.
Umyj je, oczyść i odetnij zwisające z
nich zielone frędzle. Wlej do garnka litr
wody, włóż dwie warzywne kostki rosołowe, wlej szklankę białego wina, wciśnij
jedną cytrynę i całość zagotuj. Wrzuć do
wrzątku omułki, garnek przykryj i gotuj
na dużym ogniu przez około 10 minut.
Wszystkie małże powinny się otworzyć.
Zamkniętych na wszelki wypadek lepiej
nie jeść. Równie pyszny jak same małże
jest wywar, w którym się gotowały.
Gravlax
Kuchnia skandynawska odzwierciedla
surowy klimat półwyspu i ascetyzm jego
mieszkańców, ale nie jest pozbawiona
kilku świetnych dań i przysmaków.
Należą do nich niewątpliwie śledzie po
szwedzku i norweski sposób na łososia,
czyli gravlax.
Weź 2 surowe płaty łososia norweskiego, 2 łyżki soli, 2 łyżki cukru, 1/2
łyżki grubo zmielonego czarnego pieprzu, 1 łyżkę aromatycznej wódki (np.
orzechówki lub żołądkowej-gorzkiej), 1
pęczek koperku. Następnie sól zmieszaj
z cukrem i pieprzem.
Łososia (ze skórą) polej wódką, a
następnie posyp przygotowaną mieszanką soli, cukru i
pieprzu. Posiekaj koperek i
połową posyp płaty łososia.
Złóż oba płaty i zawiń w folię.
Następnie włóż je do lodówki na 24 godziny, obciążając
całość czymś ciężkim (tak
aby puściły sok).
Po upływie doby wyjmij
potrawę z folii, zbierz nożem
koperek, a mięso pokrój na
plastry.
Gdy pasja wędkarska rzuci Cię na skaliste wybrzeże
Norwegii, w fińskie bory lub
lapońską tundrę, nie trać czasu
na robienie zakupów lub szukanie restauracji. Zabierz z Polski
mąkę, sól, cukier, oliwę, przyprawy, suszoną włoszczyznę,
cytryny, cebulę, czosnek… i
radź sobie sam, a będziesz
miał frajdę i satysfakcję nie
tylko z łowienia.
Daniel Wegner

Podobne dokumenty