Otwórz w
Transkrypt
Otwórz w
W numerze: REDAKCJA redakcja REDAKCJA Kultura w sieci..................................................................................................... 4 Archiwum tekstów „Dedala”.............................................................................. 5 Statystyka „Dedala”............................................................................................ 6 Warsztaty literackie. Baza Zbożowa.................................................................... 7 Kameralnie i świątecznie. Opłatek z „Dedalem”................................................ 8 FORUM forum FORUM Cyberkultura........................................................................................................ 9 LITERATURA literatura LITERATURA Cybernetyczna rewolucja.................................................................................. 12 Świętokrzyskie tropy Longina Jana Okonia..................................................... 13 Z księgarskiej witryny........................................................................................ 15 E-book............................................................................................................... 19 MUZYKA muzyka MUZYKA Zasłużony Ankh................................................................................................. 20 Jak balsam. Stylowo i dynamicznie.................................................................. 21 Dyrygent świętokrzyskiej duszy. Karol Anbild................................................... 22 FOTOGRAFIA fotografia FOTOGRAFIA Fotografie i obrazy. Aleksander Salij................................................................. 24 W cieniu kamery. Marian Klusek....................................................................... 27 Przeglądanie Ponidzia........................................................................................ 29 Fotografia ziemi buskiej. Nowy Korczyn........................................................... 35 Dokumentator krajobrazu. Henryk Pieczul....................................................... 36 FILM film FILM „Piotruś i wilk” w Muzeum Zabawek i Zabawy................................................ 41 HISTORIA historia HISTORIA Waldemar Babinicz w Marcu 1968................................................................... 42 Muzeum Historii Kielc – siła tradycji................................................................. 44 TEATR teatr TEATR Szu-hin wzór dla małych i dużych.................................................................... 46 Lightowy zawrót głowy, czyli Polowanie na superwizjorkę............................ 47 Aktorstwo jest moją pasją (Dawid Żłobiński)................................................... 48 PLASTYKA plastyka PLASTYKA Formalistyczna zabawa światłem. Józef Robakowski...................................... 50 Demistyfikacja Demarty. Marta Deskur............................................................ 51 Wideoarty.......................................................................................................... 52 Schwytany w cień ............................................................................................ 54 Geometria ponad bytem. Odautorska konstrukcja świata ........................... 54 S do potęgi G czyli sztuka zwielokrotniona..................................................... 55 Nic bez powodu................................................................................................ 56 Batalia o człowieka............................................................................................ 57 VARIA varia VARIA Cyberstarożytność unowocześniona................................................................ 58 Życie on-line...................................................................................................... 59 Obliczenia rozproszone..................................................................................... 60 Jak piękne bywa życie. Smakowity Jubileusz. W. Szproch............................ 61 Rocznice Regionalne......................................................................................... 62 Świętokrzyski Magazyn Kulturalno-Artystyczny „DEDAL”, ul. Zbożowa 4, 25-416 Kielce, tel. 041/ 344 38 77, http://www.dedal.info.pl, e-mail: [email protected]; Redaktor Naczelny: Tomasz Kosiński, e-mail: [email protected]; Zastępca Redaktora Naczelnego: Aneta Lech, e-mail: [email protected]; Sekretarz Redakcji: Katarzyna Zwierzchowska; DTP: Anna Niziołek; Projekt winiety: Renata Tarapata; Wydawca: Mediateka, tel./fax 041/ 344 63 79, tel. 344 63 80, e-mail: [email protected], www.mediateka.com.pl Na okładce: projekt graficzny Renata Tarapata; Okładka tył: Praca Edyty Bobowiec ISSN 1732-6478; Nakład: 1000 egz. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych, zastrzega sobie prawo do redagowania nadesłanych tekstów, nie odpowiada za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń Zrealizowano ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego z programu „Promocja czytelnictwa”. 3 REDAKCJA redakcja REDAKCJA Kultura w sieci Współczesne czasy przyniosły kulturze nowe formy i kanały przekazu. Sieć internetowa, urządzenia i techniki multimedialne, kanały IRC, portale komunikacyjne, blogi, rozwój technologii cyfrowej, to wszystko sprzyja odejściu od tradycyjnych metod obcowania z kulturą i sztuką w dotychczasowym rozumieniu. Dzisiaj nie trzeba już jechać do Luwru by zobaczyć prace wybitnych artystów, wystarczy wejść do Internetu i przejrzeć obrazy mistrzów w elektronicznej galerii on-line, co więcej wybrane prace można sobie wydrukować na domowej drukarce komputerowej, oprawić i taką kopię powiesić na ścianie w korytarzu. W epoce konsumpcjonizmu galeria kojarzy się coraz większej rzeszy ludzi z galerią handlową, a nie galerią sztuki. Tym bardzie, że tych pierwszych powstaje wciąż coraz więcej, a te drugie ledwo ciągną lub są zamykane, albo ich byt stoi pod znakiem zapytania. Ostatnio chociażby toczył się bój o galerię BWA w Sandomierzu, która cudem przetrwała. Pytanie tylko na jak długo? W Kielcach z kolei toczy się spór o to, czy jest sens rozbudowywać Galerię BWA i tworzyć Centrum Sztuki Współczesnej. Nie ma za to sporów czy mają powstawać nowe galerie handlowe; oprócz Galerii Echo, w najbliższych latach powstanie niedługo Galeria IX Wieków, Plaza Center i kilka innych. Wydaje się, że decydenci odpowiadający za finansowanie kultury skazują tym samym kulturę na wirtualną rzeczywistość. Funkcjonowanie w Internecie jest przecież modne i tanie. Łatwiej jest stworzyć i utrzymać wirtualną galerię niż obiekt w rodzaju KCK czy BWA. Ale czy tylko o pieniądze w tym wszystkim chodzi? 4 Na szczeblu rządowym jest podobnie. Planowana jest likwidacja jeszcze w tym roku większości programów operacyjnych w Ministerstwie Kultury. Mają pozostać tylko trzy duże programy, które obejmą tematycznie wszystkie dotychczasowe. Więc do jednego worka wrzucone zostaną projekty na rozwój czasopism i imprezy patriotyczne. Czym to grozi, wszyscy wiemy. Liczymy się więc z tym, że najprawdopodobniej w przyszłym roku i nasz tytuł przeniesie się do wirtualnego świata mediów. Z jednej strony zmniejszą się na pewno koszty wydawnicze, z drugiej strony, spadnie liczba czytelników, którzy mimo rewolucji cyfrowej, wciąż wybierają tradycyjne metody kontaktu z kulturą. Muszę przyznać, że sam wciąż wolę czytać w fotelu ładnie wydaną książkę, a nie e-booka, czy też przeglądać drukowaną wersję czasopisma, a nie jego plik pdf. Może nie nadążam za rozwojem cyberkultury, choć sporo czasu spędzam w Internecie, ale pewne przyzwyczajenia w tym temacie zostają chyba na tyle długo, dopóki mamy wybór. Niestety wszystko wskazuje na to, że w pewnych kwestiach dostępu do kultury za jakiś czas tego wyboru mieć już nie będziemy. Może dlatego warto przejrzeć dokładnie ten numer „Dedala”, który w pewnym stopniu prezentuje jakże obszerne zjawisko cybelkultury. Ci, którym niektóre kanały i formy kontaktu ze sztuką nie za bardzo jeszcze odpowiadają, niech cieszą się i korzystają z tradycyjnych form, póki jeszcze mają taką okazję. Poznanie wirtualnego świata kultury staje się jednak już dzisiaj nieuniknione, gdyż kosztem formy, coraz więcej kulturalnych treści przynosi nam codziennie Internet, a nie świat tak zwanego realu. ARCHIWUM TEKSTÓW „DEDALA” 2007 O czym pisaliśmy w „Dedalu” przez cały 2007 rok? Dokonując podsumowań roku 2007 opracowaliśmy kronikę ważniejszych artykułów publikowanych na łamach naszego czasopisma. Poniżej przedstawiamy obszerny wykaz tekstów, które stanowią zawartość czterech archiwalnych numerów „Dedala” z 2007 roku. Wybrane artykuły są też publikowane w Internecie na stronie www.dedal.info.pl, gdzie można je przeglądać jako pliki PDF. Kronika artykułów z roku 2006 została opublikowana w numerze 12 „Dedala” (styczeń-marzec 2007). Oznaczenia: 12 – Dedal nr 1 (12) styczeń-marzec 2007, 13 – Dedal nr 2 (13) kwiecień-czerwiec 2007, 14 – Dedal nr 3 (14) lipiec-wrzesień 2007, 15 – Dedal nr 4 (15) październik-grudzień 2007. FORUM 12 – Znaki i symbole (wypowiedzi: Aniela Gronowska-Wójcik, Bogusław Pasternak, Leszek Niciński, Agata Osóbka, Józef Sobczyński). 13 – Kultura regionalna. Regionalizm a globalizm (wypowiedzi: Jan Jadach, Andrzej Metzger, Jerzy Kapuściński, Paweł Pierściński, Andrzej Maćkowski, Jacek Kowalczyk). 14 – Sztuka i reklama (wypowiedzi: Katarzyna Krzykawska, Magdalena Pilch, Barbara Salwa, Jacek Rzodeczko). 15 – Kulturalny mainstream (wypowiedzi: Katarzyna Felinek, Piotr Wiktor Lorkowski). LITERATURA 12– Ars Poetica (Wiersze o Szymanowskim – Jarosław Iwaszkiewicz), Z księgarskiej witryny: Spod (pół)wiecznego pióra (Stanisława Fornala) – Aneta Lech, Tadeusza Konwickiego powroty do doliny (Stanisława Rogali) – Aneta Lech. Zapiski niemal prozatorskie Stanisław Rogala, Stanforyzmy – Stanisław Fornal, Magia językowa – Janek Dzbanek, Sugestywny obraz wrażliwości – Aneta Lech, 13 – Zawdzięczam jej niejedno natchnienie (Jarosław Iwaszkiewicz) – Aneta Lech, Spotkania kieleckich pisarzy z Jarosławem Iwaszkiewiczem – Aneta Lech, Jarosława Iwaszkiewicza wiersze o Sandomierzu, Ars Poetica (Wiersze Anny Nogaj), Ostatnie lata Leopolda Staffa w Skarżysku Kamiennej – Bożena Piasta, Wokół „Wikliny” (Leopold Staff) – Anna Nogaj, Podglądanie zreczańskich (za)światów – Anna Nogaj, Pamiętnik intelektualnych doświadczeń – Ewa Wyjadłowska, Z księgarskiej witryny – Najnowsze pozycje książkowe Świętokrzyskiego Towarzystwa Regionalnego: Almanach świętokrzyskich eskulapów (Macieja A. Zarębskiego), Zielone Jeziora albo przypadki Jana Kapistrana, Z szuflady wspomnień (Wojciecha Kołodzieja) – Anna Nogaj. 14 – Paradoksy tworzenia – Stanisław Nyczaj; Ars Poetica (Wiersze Idy Morzyk); Opowiadania Stanisława Rogali (Marta, Kobieta za oknem, Zając), Powieść nie tylko na wakacje (Kocham cię Greku – prof. Marek Kątny; Z księgarskiej witryny: Legendy i opowieści skarżyskie (Bożeny Piasty) – Stanisław Rogala, Dotknięcie Ameryki (Macieja A. Zarębskiego) – Anna Nogaj, W przededniu zagłady – Aneta Lech, Odległe, pogodzone, bliskie (W. Wojsa) – Agnieszka Dziarmaga. 15 – Liryczno-prozatorskie kreacje Elżbiety Chuchmały – Anna Nogaj, Ars Poetica (Wiersze Elżbiety Chuchmały), Wielki konkurs poetycki im. F. Raka – Aleksandra Klim, Pożegnanie Bożenki (Wiersze Adama A. Zycha), Monografia prozy Marii Kann – dr Stanisław Rogala, Z księgarskiej witryny: Świętokrzyskie kartki z podróży – Tomasz Kosiński, Świętokrzyskie krajobrazy duszy – (O Kielcach i Świętokrzyskiem Wandy Robak) – Aneta Lech, Kielce Miasto Legionów – Anna Nogaj. MUZYKA 12 – Pokrewieństwo duszy i ciała – Aneta Lech; Muzyczny Przystanek Kielce VIII (rhema) – Tomasz Kosiński. 14 – W poszukiwaniu swojej muzyki– Aneta Lech, Produkt globalnie wielokulturowy – Aneta Lech, Muzyka w szponach reklamy – Aneta Lech, Muzyczny Przystanek Kielce IX (Opal). 15 – Niepodległościowo, gitarowo, symfonicznie i… upiornie… - Aneta Lech, Rok Szymanowskiego w kieleckich impresjach – Aneta Lech, Szymanowski jakiego nie znamy – Aneta Lech. HISTORIA 13 – Z dziejów obyczajowości miejskiej w XVII-XIX wieku – dr Jan Główka; 14 – Z dziejów kieleckiego harcerstwa – dr Andrzej Rembalski, Wystawa skautingu w Kielcach – Janina Skotnicka. 15 – 4 Pułk Piechoty Legionów w Kielcach – Małgorzata Zdyb, O KOS-ach, Nobliwych Paniach i CDN-ie, czyli Wspomnień kilka o dziwnych czasach (rozmowa z Andrzejem Karysiem) – Aneta Lech, Opozycja i opór społeczny po świętokrzysku – Aneta Lech, Wojtek Szczepaniak bohater z Baranówka – Anna Nogaj. PLASTYKA 12 – Geniusz…bez talentu?– Małgorzata Gorzelak; Wyspiański dramaturg symboliczno-monumentalny – Sylwia Zacharz; Dzieła Stanisława Wyspiańskiego w zbiorach Muzeum Narodowego w Kielcach – Elżbieta Jeżewska. 13 – Artur Grottger i Napoleon Orda – artyści w podróżach. Co widzieli, a co mieli w sercu – Elżbieta Jeżewska i Joanna Kaczmarczyk, Sztuka kielecka XX wieku a sztuka europejska i światowa – Iwona Rajkowska. 14 – Wyzwolenie wyobraźni (wystawa Waldemara Kozuba) – Olimpia Brola, Pejzaż wielkomiejski. W obronie prawdy (rozmowa z Elizą Podkową) – Olimpia Brola, Twórczość 5 kryształowego sześcianu. Lubię obserwować… i podsłuchiwać życie…(rozmowa z Joanną Biskup) – Aneta Lech, Pytania o „Przedwiośnie” (rozmowa z Marianem Ruminem) – Marta Kowalska. 15 – Świat wewnętrzny. INSIDE (wystawa Dominiki Osman) – Olimpia Brola, Zaułkami ludzkiego żywota. Zachowane na wieczność (wystawa zdjęć Wiesława Turno) – Olimpia Brola, Eksplorując sztukę niepowtarzalną… W drodze do dojrzałości twórczej (wystawa MDK) – Oliwia Hildebrandt-Ryczek, Uniwersum współczesnego artysty. Z prądem czy pod? Czyli… (rozmowa z prof. Małgorzatą Bielecką) – Olimpia Brola. FOTOGRAFIA 12 – Stanisław Sudnik nad Kamienną - Paweł Pierściński; Znaki i symbole– Paweł Pierściński. 13 – Wszystkie dzieci świata – Paweł Pierściński. 14 – Chwytam w kadr emocje (rozmowa z Jackiem Rzodeczką) – Aneta Lech, Hyde Park– Paweł Pierściński, Off Fasion. Cała masa imprez w „Zderzeniach” (fotoreportaż Tomasz Kosiński), Ćwierć wieku z Diastarem – Andrzej Zatorski. 15 – Świętokrzyskie w obiektywie – Paweł Pierściński, Życie jest piękne. Wydarzenie – Paweł Pierściński, ART-EKO SIELPIA 2007. Fotograficzny raport świętokrzyski – Olimpia Brola, Czwarta odsłona 30 garaży – Dorota Kurpios, Gra złudzeń. Pomiędzy – Olimpia Brola. TEATR MOTORYZACJA 14 – Samochody w miniaturze z kolekcji Sławoja Gwiazdowskiego ze zbiorów Muzeum Narodowego w Kielcach – Dioniza Giełżecka-Kita, Dawnych wspomnień czar… – Ryszard Mikurda. VARIA 12 – Symbole i znaki, Symbol i znak (na przykładzie konia) – Stanisław Rogala, Oznakowani – Ksenia Buglewicz, Magiczny świat iluzji (cz. III) – Tomasz Kosiński. 13 – Antyk-Wariackie czytanie nocą – Aneta Lech, Rocznice regionalne 2007 – Beata Piotrkowska. 14 – Kreatywność „sztuka dla sztuki” – Ksenia Buglewicz, Sztuka reklamy a erotyzm – Bogumił Wtorkiewicz; W labiryntach sztuki. 15 – Psychologia mody – Bogumił Wtorkiewicz, Magiczny świat iluzji. Iluzje 3D (cz. IV) – Tomasz Kosiński. ROZRYWKA 12 – Świętokrzyska Krzyżówka Kulturalna nr 7. 13 – Świętokrzyska Krzyżówka Kulturalna nr 8. 14 - Świętokrzyska Krzyżówka Kulturalna nr 9. 15 – Świętokrzyska Krzyżówka Kulturalna nr 10. 14 – Teatr jest światem – Alina Bielawska, XV Plebiscyt „O dziką różę” 2007, Sławomir Mrożek w kieleckim teatrze (rozmowa z Piotrem Szczerskim) – Anna Nogaj. 15 – Kwarta cienia – Olimpia Brola, Teatr jest magią – Alina Bielawska, Rozrachunki z przeszłością lub Wędrówki po cmentarzach – Anna Nogaj, Podwójna dawka teatrów alternatywnych – Dorota Kurpios. TURYSTYKA 13 – Cuda dawnej techniki. Muzeum Zagłębia Staropolskiego w Sielpi – Agnieszka Dziarmaga, Buski „Zamek Dersława” – Leszek Marciniec, W koneckiej rezydencji hrabiny Tarnowskiej – Ewa Michałowska-Walkiewicz, Rejów na pogodę i niepogodę – Bożena Piasta. REGIONALIA 12 – Cztery pokolenia Prendowskich z Mirca – Bożena Piasta, Pożywienie ludności wiejskiej w regionie świętokrzyskim – Edward Traczyński. 13 – Dzieje regionalizmu świętokrzyskiego – Anna Nogaj, O świętokrzyskiej ojczyźnie i bolączkach regionalistów (rozmowa z Jerzym Kapuścińskim) – Aneta Lech, Ten stary regionalizm…? – Jan Jadach, Sandomierska pamięć o Aleksandrze Patkowskim – Zbigniew Władysław Puławski, Dla dobra regionu (Fundacja Regionalis). MUZEALIA 15 – Pasja zbierania – Anna Kwaśnik- Gliwińska, Komedianci – Olimpia Brola. WYDARZENIA 12 – 800 lat Kapituły Kolegiackiej w Opatowie – Andrzej Piskulak. 6 s Z teki Tadeusza Krotosa STATYSTYKA “DEDALA” Rok 2007 Oprac. A. Lech Minął czwarty rok ukazywania się „Dedala” na świętokrzyskim rynku wydawniczym. I. Artykuły: ROK 2007 - 103 artykuły Średnio na numer - 26 artykuły Dedal 12 - 20 Dedal 13 - 23 Dedal 14 - 28 Dedal 15 - 32 II. Wypowiedzi do Forum: ROK 2007 - 17 osób Dedal 12 - 5 osób Dedal 13 - 6 osób Dedal 14 - 4 osoby Dedal 15 - 2 osoby III. Sylwetki artystów, ludzi kultury (prezentacje, życiorysy, wywiady): ROK 2007 - 22 osoby Bielecka Małgorzata, Biskup Joanna, Chuchmała Elżbieta, Grottger Artur, Iwaszkiewicz Jarosław, Kapuściński Jerzy, Orda Napoleon, Patkowski Aleksander, Podkowa Eliza, Prendowska Jadwiga, Prendowski Józef, Prendowska Maria, Prendowski Jan, Prendowska Krystyna, Prendowski Mieczysław, Rzodeczko Jacek, Staff Leopold, Sudnik Stanisław, Szczepaniak Wojtek, Szymanowski Karol, Tkacz Andrzej, Wyspiański Stanisław. IV. Ilustracje: ROK 2007 - 326 ilustracji Średnio na numer - 82 ilustracje Dedal 12- 49 Dedal 13 - 85 Dedal 14 - 95 Dedal 15 - 97 V. Publicyści: ROK 2007 - 38 osób, w tym 22 osoby nowe Bielawska Alina (14, 15) Brola Olimpia (14, 15) Buglewicz Ksenia (12,14) Dzbanek Janek (12) Dziarmaga Agnieszka (13, 14) Felinek Katarzyna (15) Giełżecka-Kita Dioniza (14) Główka Jan (13) Gorzelak Małgorzata (12) Hildebrandt-Ryczek Oliwia (15) Jadach Jan (13) Jeżewska Elżbieta (12, 13) Kaczmarczyk Joanna (13) Kątny Marek (14) Klim Aleksandra (15) Kosiński Tomasz (12, 13, 14, 15) Kowalska Marta (14) Kurpios Dorota (15) Kwaśnik-Gliwińska Anna (15) Lech Aneta (12, 13, 14, 15) Marciniec Leszek (13) Michałowska-Walkiewicz Ewa (13) Mikurda Ryszard (14) Nogaj Anna (13, 14, 15) Nyczaj Stanisław (14) Piasta Bożena (12, 13) Pierściński Paweł (12, 13, 14, 15) Piskulak Andrzej (12) Puławski Zbigniew (13) Rajkowska Iwona (13) Rogala Stanisław (12, 15) Skotnicka Janina (14) Traczyński Edward (12) Wtorkiewicz Bogumił (14, 15) Wyjadłowska Ewa (13) Zacharz Sylwia (12) Zatorski Andrzej (14) Zdyb Małgorzata (15) Poeci publikujący swoje wiersze: 10 osób Chuchmała Elżbieta, Fornal Stanisław, Iwaszkiewicz Jarosław, Morzyk Ida, Nogaj Anna, Rogala Stanisław, Staff Leopold, Szymanowski Karol, Wojsa Witold, Zych Adam A. VI. Designerzy (ilustracje, zdjęcia, grafiki, rysunki, krzyżówki, prace DTP, reprodukcje...) - razem 49 osób (oprócz autorów tekstów), w tym: Fotograficy: 33 osoby Bas Robert, Bednarczuk Wiktor, Boruń M, Borys Marcin, Cichos Romuald, Grabiwoda Olga, Habdas Wojciech, Kaczmarczyk Robert, Kaczmarski, Kaleta Piotr, Kapuściński Jerzy, Klich Joanna, Korkosz Cezary, Król Paweł, Kułaga Przemysław, Lipiec Leszek, Maliszewski M., Mizieliński Daniel, Molenda Marek, Mrozek Sławomir, Mróz Paweł, Myśliwiec A., Nurzyński Eugeniusz, Pachowicz Maciej, Piasta Rajmund, Pierściński Paweł, Rosolak Małgorzata, Ruciński Andrzej, Rzodeczko Jacek, Sachno Sergiusz, Sudnik Stanisław, Szczupak Bogdan, Szkielu, Graficy, rysownicy, szaradziści, operatorzy dtp: 5 osób Dudek Sebastian, Krotos Tadeusz, Salwa Barbara, Sobczak Grzegorz, Tarapata Renata, Plastycy, malarze, artyści, których prace zostały opublikowane:11 osób Bielecka Małgorzata, Grottger Artur, Kowalczyk Bogdan, Morawski Zbigniew, Orda Napoleon, Podkowa Eliza, Ptak Bogdan, Stawecka Anna, Wawro Marek, Witkowski Paweł, Wyspiański Stanisław. 7 Warsztaty literackie „Zostań Poetą” Od dawna uważa się, że poezja może towarzyszyć człowiekowi w każdym wieku jego życia. Ten truizm po raz kolejny stał się pozytywnym faktem (zaprzeczając pojęciu banalnej prawdy) podczas ostatnich ferii zimowych. Fundacja „Regionalis” w „Bazie Zbożowej”, z finansową pomocą Urzędu Miasta Kielce, zaprosiła do udziału w warsztatach poetyckich młodzież piszącą. Przyszło 15 osób, które wiele godzin pod okiem pedagogów-twórców (Agnieszki Kosińskiej, Anety Lech i Anny Nogaj) zmagało się z własnym słowem. Rozpiętość wiekowa uczestników była duża; od 10-latki (Sandry Zychiewicz), do młodzieży w pełni dorosłej. Przeważali mieszkańcy Kielc, ale byli też autorzy z Łącznej, Daleszyc, Nowej Słupi. Ta rozpiętość wieku i doświadczeń „krajobrazowych” (wszak miejsce zamieszkania ma często duży wpływ na osobowość) spowodowały bardzo różnorodny sposób pojmowania świata i techniki jego opisu. Okładka mini tomiku z wierszami uczestników warsztatów wiersz Podróż ze względu na swój minimalizm. Ania Bugaj (uczennica ZSE im. Kopernika w Kielcach) w utworze swoim zdradza wiele niepokoju o przyszłe życie, stawiając bardzo podstawowe pytania… dobrze, że to tylko sen… Paulina Fąfara z Łącznej (uczennica ZSE im. Kopernika w Kielcach) na przemijalność czasu i zdarzeń patrzy poprzez wakacyjne wspomnienie ukonkretnione nadmorską muszelką. Świat jawi się jej radośnie, przeżyte doświadczenie zdaje się być już ostatecznym… Również uczennicą ZSE im. Kopernika w Kielcach jest Karolina Wiecha (czy w szkole tej ktoś celowo gromadzi poetyckie talenty, czy to zasługa polonistów?) – autorka zaskakującego wiersza *** Idę sama. Wiejska droga, spokój, cisza, śpiew ptaków, ćwierkanie konika polnego, zapach jabłek, grusz – wspaniale oddziałują na podmiot, uspakajają, napełniają energią. Czyż to nie cudowne! Mało kto z młodzieży poetyckiej tak dzisiaj pisze, tak ciepło i radośnie, choć i w świecie Karoliny jest „zimna i straszna noc”. Utwory Marty Kos to prawdziwa poezja, zdradzająca dużą świadomość autorki, a myślę, że również spory talent. Jej Modlitwa jest udanym wyznaniem-prośbą o obecność w naszym otoczeniu ludzi, których kochamy. Moje pudełko Najmłodszą uczestniczką była Sandra Zychiewicz, a jej pięciowers jest Recytuje Marta Kos urzekająco piękny, pełen spokoju i zachwytu dla przyrody. Jedna z najmłodszych uczestniczek Warsztatów – Kasia Kosińska – dzieli się z czytelnikiem swoimi młodzieżowymi (dziecięcymi) marzeniami i definiuje je poprzez odwołania do przyrody, do wrażeń najgłębszych dla tego wieku, i wprowadza w nie niewielką dozę dydaktyzmu. Czyni to niebanalną metaforą. Zgrabną pochwałą dzieciństwa jest jej wiersz Dzieckiem być. Jego treść i klasyczna strofa wskazują na niemałe już możliwości Kasi, mimo młodego (dziecięcego) wieku. Uczennicą Gimnazjum w Daleszycach jest Basia Rusak – autorka dwóch tekstów, z których pierwszy jest udaną „prezentacją” oczekiwania na kogoś drugiego… Pozornie banalna treść zostaje odświeżona, pokazana w indywidualnym doświadczeniu, w którym zimno (śnieg i zawsze chłodna szyba), nocne oczekiwanie mogą uchodzić za synonimy… Uczestnicy warsztatów. Trzeci od lewej Stanisław Rogala, za stołem po środku Agnieszka Kosińska, po Natomiast zasmucił mnie prawej Anna Nogaj obok Aneta Lech, stoi Tomasz Kosiński 8 magiczne i O nadziei są utworami dość finezyjnymi, głęboko metaforycznymi, w których autorka ładnie gra wieloznacznością słowa; a pierwszy z utworów dodatkowo pełen jest ironii z zaskakującą puentą. Na kolejne wiersze tej autorki należy czekać. Pełen powagi i szczerości jest Szymon Kukulski (uczeń LO im. S. Żeromskiego). W swoich wierszach Mali ludzie wielkich czasów i List do… rzeczywistość artystyczną autor traktuje bardzo serio i partnerstwem tym stara się ją „oswoić”. Z uwagą należy śledzić dalszą drogę jego rozwoju artystycznego. Uczennicą LO im. S. Żeromskiego jest również Dagmara Minda, autorka trzech dramatycznych tekstów. Ich „rozbita” fraza jest jakby odpowiedzią na współczesne dylematy człowieka (szczególnie młodego), zagrożenia. Dramatyzm potęgowany jest faktem, że nawet pozornie szczęśliwe wspomnienia z dzieciństwa są pełne obsesyjnych obrazów zła. Poezja ta już jest krzykiem, jak rozwinie się dalej?... Pełne niepokoju i poczucia moralnego wyjałowienia są również wiersze Idy Morzyk. Artystycznie są one zaskakująco dobrze przekonywujące, ale można mieć żal do autorki, że świat widzi tylko w czarnych kolorach (mimo młodego wieku), że „pastwi” się nad swoim życiem i ciałem. Świetnym humorem błyska w swoim pierwszym utworze Agnieszka Kosińska. Można tylko gratulować i śmiać się z dysharmonii między „poezjowaniem” a codziennością. W Portrecie autorka nawiązuje do odwiecznych prób – zwykle niespełnionych, niezadowalających, noszących ślady „braku” – oddania istoty człowieka w jego portrecie. To utwór pełen głębokiej refleksji i … ironii. Właśnie sarkazm, którego źródłem może być ironia – dobry znak poetów – leży u podstaw wiersza Sens mojej poezji. Teksty tej autorki zasługują na uwagę. Na warsztatach podejmowano również kreatywne pisanie, którego wynik (ciekawy) może ocenić każdy czytelnik. Warsztaty zakończyły się spotkaniem ze mną – Stanisław Rogalą – jako poetą, twórcą związanym w regionem świętokrzyskim. Przytoczone w tomiku wiersze doskonale świadczą, jak warsztaty te były udane, jak duży sens zawiera się w podejmowaniu takich działań. Jestem głęboko przekonany, że „Warsztaty” to świetny pomysł, tym bardziej, że nawaliła zimowa aura, podczas których ujawniło się kilku poetów. Na ich kolejne efekty pisarskie będziemy oczekiwać z niecierpliwością. dr Stanisław Rogala Kameralnie i świątecznie Opłatek z „Dedalem” Tradycyjnie w grudniu redakcja „Dedala” spotkała się w sali kameralnej Bazy Zbożowej na tzw. opłatku. Choć nie było to wystawne przyjęcie w tłumnym gronie sympatyków pisma, lecz kameralna „wieczerza” ścisłej czołówki piszących, to humory i apetyty dopisywały biesiadnikom. Na stole – opłatek, śledzik, ciasta, przy stole znawcy kultury naszego regionu z red. nacz. pisma Tomaszem Kosińskim i zast. red. nacz. Anetą Lech na czele. Ponad stołem unosił się zapach świątecznego igliwia, a zebranych pobudzał do śpiewu dźwięk kolęd wykonywanych przez zespół „Consonans” z Młodzieżowego Domu Kultury w Kielcach. Zespół „Consonans” w składzie od lewej: Beata Misztal, Stanisław Bętkowski (w środku) i Aneta Lech (po prawej) Uczestnicy spotkania życzyli sobie dalszych numerów, niewyczerpanych tematów, kreatywnych pomysłów i oczywiście weny twórczej. Był też czas na rozmowy o przyszłości pisma, podsumowanie minionego roku, a nawet na luźne pogaduchy grona. Aneta Lech Uczestnicy wigilijnego spotkania Zdjęcia z Archiwum „Dedala” 9 FORUM forum FORUM Cyberkultura Aneta Strzępka – Kierownik Działu Digitalizacji i Zbiorów Cyfrowych Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Kielcach Obserwuję i widzę jak na naszych oczach urzeczywistnia się wizja elektronicznego świata, świata wirtualnych informacji, zakupów, przyjaciół znanych jedynie z komputerowego monitora. Nie da się ukryć, że Internet stał się podstawowym narzędziem do wyszukiwania informacji i codziennej komunikacji międzyludzkiej. Myślę, że powstanie World Wide Web miało zasadnicze znaczenie dla zdynamizowania przeobrażeń w bibliotekach. Z punktu widzenia bibliotekarza uważam, że wzrastająca rola narzędzi elektronicznych oraz ogromna liczba informacji, stawia przed bibliotekarzami nowe zadania. Nowoczesny bibliotekarz to przewodnik po świecie wiedzy, często bywa przez niektórych nazywany komandosem informacji, dlatego uważam, że musi biegle posługiwać się nowymi narzędziami potrzebnymi do ich pozyskiwania. W swojej codziennej pracy bibliotekarza często korzystam z Internetu. Cyberświat pochłonął mnie na tyle, że nie wyobrażam sobie bez niego życia. Często loguję się na różnego rodzaju bibliotekarskich forach, ostatnio z racji pełnionej funkcji jest to forum Bibliotek Cyfrowych, gdzie wraz z innymi bibliotekarzami dyskutuję nad problemami digitalizacji zbiorów cyfrowych, a także korzystam z zamieszczonych tam porad. Biblioteki cyfrowe to specyficzna tematyka, a uczestniczenie w tego rodzaju forum pozwala na wymianę myśli miedzy bibliotekarzami, a w dalszej kolejności może sprzyjać rozwojowi tej dziedziny wiedzy. Ponadto komunikuję się z bibliotekarzami z innych bibliotek (których poznaję przy okazji spotkań, różnych konferencji) za pomocą dostępnego komunikatora np. gg. odwiedzam blogi bibliotekarzy. Myślę, że współczesna biblioteka nastawiona jest na realizację zaspokajania różnorodnych potrzeb czytelnika. I blogi są właśnie taką odpowiedzią na potrzebę wirtualnego spotkania, wirtualnej rozmowy bibliotekarza z czytelnikiem. Pozwalają rozwiązać wiele problemów, a także wyrazić opinie czytelnika na temat biblioteki, organizowanych przez nią imprez, spotkań z pisarzami, wystaw. Odwiedzam strony internetowe bibliotek, na których coraz czyściej spotykam się z blogami prowadzonymi specjalnie dla czytelnika. Jak odnajduję kolejne? Oczywiście za pomocą linków zamieszczonych na stronach. Taka pajęczyna tworzy blogosferę, w której świetnie się odnajduję. Czytam, zostawiam komentarze odnoszące się do treści wpisów. Z doświadczenia wiem, że szczególnie ci bibliotekarze, którzy opracowują dokumenty udostępniane czytelnikowi wyszukują potrzebne opisy bibliograficzne np. za pomocą Karo (Katalog Rozproszonych Bibliotek w Polsce). Karo pozwala na dostęp do informacji o zasobach wielu polskich bibliotek i ułatwia wyszukiwanie interesujących pozycji księgarskich i czasopism. 10 Odrębne miejsce w wirtualnym świecie bibliotekarzy stanowią Biblioteki Cyfrowe. Jako bibliotekarz korzystam również z e-booków, książek elektronicznych, które na stałe zagościły już w cyberświecie. Odwiedzam strony wirtualnych muzeów czy galerii. Ponadto korzystam także z Google book search. Elżbieta Słoń – bibliotekarz w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Kielcach Cyberkultura jest czymś, co na trwałe wpisało się w naszą rzeczywistość. Opanowała wiele dziedzin – rozrywkę, komunikowanie społeczne, szeroko pojęty biznes. Wielu, zwłaszcza młodych, nie wyobraża sobie, że można funkcjonować w innym – „bezinternetowym” świecie. Ja byłam świadkiem, jak cyberkultura narodziła się i wzrastała. Wychowałam się w świecie książek, czasopism oraz listów i widokówek wrzucanych do skrzynki pocztowej. Ktoś może powiedzieć, że to wszystko nadal istnieje. Zgoda, ale obok aktualnie wszechobecnego Internetu. Wtedy zwyczajnie go nie było. Czy teraz jest lepiej? Nie wiem, ale na pewno jest inaczej. Jakie są zalety cyberkultury? Za pomocą komputera mogę w każdej chwili skontaktować się z przyjaciółmi na całym świecie wysyłając e-mail czy korzystając z Gadu-Gadu. Dawniej zajęłoby mi to wiele dni. Poprzez różnego typu wyszukiwarki poszukuję potrzebnych mi informacji. Przedtem skazana byłam wyłącznie na słowniki, encyklopedie i leksykony, a z dostępem do niektórych było bardzo różnie. No i na koniec rozrywka. Internet umożliwia mi dostęp do filmów, muzyki i mojej małej słabości – gier komputerowych. No a co z wadami? Według mnie Internet w pewnym stopniu skazuje nas na samotność. Kontaktuję się za pomocą poczty elektronicznej, więc już nie muszę iść na spotkanie. Obejrzę film na ekranie komputera – nie ma już powodu, by pójść do kina z przyjaciółmi. Niepokojącym zjawiskiem jest też uprawianie cyberseksu, ale daleka jestem od stwierdzenia, że Internet jest powodem – to tylko jedno z wielu narzędzi dla określonej grupy ludzi. Cóż więc generalnie sądzę o cyberkulturze? Ona istnieje i należy ją przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza. Kiedyś wyszliśmy z jaskiń i nie ma powodu, by tam wracać. Korzystajmy z osiągnięć techniki wybierając to, co dla nas najlepsze. Naprawdę warto. Internet jest wielki, ja to powiedziałam? Henryk Królikowski – grafik, pracownik Instytutu Sztuk Pięknych Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego Jana Kochanowskiego w Kielcach Paweł Król – informatyk w Młodzieżowym Domu Kultury w Kielcach Cyberkultura jest to subkultura użytkowników Internetu, która stanowi nowe oblicze kultury masowej. W przeważającej większości nie pomaga ona w wyborze samorealizacji, gdyż poddajemy się jej wpływowi – ujednolicają się nam gusta, wzorce, zainteresowania oraz zacierają różnice kulturowe. Internet na pewno poszerza nasze horyzonty i stwarza wielkie możliwości do bycia kreatywnym, jednakże zachowując odpowiedni umiar w korzystaniu z tego wirtualnego medium, nie narazimy się na jego zgubny wpływ. Co to takiego ta cyberkultura? Czy takie coś w ogóle jest? Z mojego punktu widzenia żyjemy w świecie, w którym jestem zmuszany do używania różnego rodzaju narzędzi takich jak: telefon, komputer czy e-mail. To czasy cywilizacji wynalazków technicznych, bez których nie możemy się obejść, aby w miarę normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Jednak mnie interesuje węższe znaczenie pojęcia dotyczące sztuki, a dokładniej jednej jej dziedziny – grafiki. Obecnie w grafice mamy do czynienia z bezmyślnym zastępowaniem technik tradyPrzemysław Sękowski – mucyjnych drukami cyfrowymi. zyk, gitarzysta w MłodzieżoW historii grafiki momenty zwrotne łączą się wym Domu Kultury w Kielcach z epokowymi wynalazkami człowieka. Czyż wynalazek papieru nie był taką rewolucją w 105 roku jak dla nas internet? Lub czcionki ruchome Gutenberga jak teraz Cyberkulturą jest dla mnie komputery? Kiedy mówimy dziś o nowych mediach, siekultura nasiąknięta dużym stęci, musimy pamiętać, że jest to logiczna konsekwencja żeniem komputeryzacji, meewolucji technologicznej. diów, a także Internetu. Jest Uważam, że błędem jest bezkrytyczne uwielbieona o tyle nieszkodliwa dla nie cyfrowych środków wypowiedzi artystycznej i jednofunkcjonowania społeczeńcześnie zamykanie oczu na tradycję. Należy pamiętać, stwa, o ile będzie obok niej istniała kultura alternatywna. że prace artysty nie staną się lepsze, dlatego że siedział przed komputerem. Wartość „dzieła sztuki” leży w gestii Znaczy to, że człowiek musi mieć wybór jak korzystać z jej samego artysty, a nie narzędzia, choć narzędzie może dóbr, a nie może być uzależniony od współczesnych mu jej trendów. Obecnie mamy do czynienia z powszechną jego wizję urzeczywistnić. Fizyczna dotykalność ręcznie czerpanego papie- komputeryzacją życia – oczywiście technika ułatwia nam ru, jego faktura i mięsistość, a przede wszystkim odcisk funkcjonowanie w wielu dziedzinach, ale nie można domatrycy na papierze to wartości w technikach warszta- puścić do tego, by człowiek nie korzystający z mediów towych, które nie są porównywalne z grafiką „z plujki”. cyfrowych był traktowany przez cyberspołeczeństwo za W technikach tradycyjnych pracuje się nad matrycą, kogoś „zacofanego” i w pewien sposób odcięty od koobraz powstaje w materiale, który nie jest ostatecznie rzystania np. z dóbr kultury. eksponowany. Matryca wyróżnia grafikę spośród innych Oprac.: O. A.Brola, A. Lech, A. Nogaj dziedzin sztuki. Techniki komputerowe gubią tę znaczącą cechę. Tutaj obraz powstaje na ekranie, nie ma żadnej matrycy, nie ma kontaktu z fizycznym materiałem. Grafika komputerowa to dla mnie wciąż raczej technika montowania obrazów (choć z dużymi możliwościami technicznymi), niż prawdziwa technika graficzna. Dynamiczny rozwój technik komputerowych w dziedzinie grafiki w drugiej połowie XX wieku dał znacznie szersze możliwości przetwarzania obrazu. Myślę, że w przyszłości komputer będzie odgrywał coraz większą rolę w tworzeniu obrazu w grafice. Należy jednak podchodzić do tych nowości z umiarem, wykorzystywać zalety, eliminować wady, wtedy technika druku cyfrowego będzie mogła konkurować z drukami mistrzów akwaforty, litoRysunek opracował Paweł Król grafii, czy drzeworytu. 11 LITERATURA literatura LITERATURA (r)ewolucja Pisząc o obecności literatury w internecie należy rozważyć trzy podstawowe kwestie wiążące się z tym tematem. Po pierwsze będzie to sprawa tzw. hipertekstów, po drugie literatury w sieci i literatury sieci, czyli takich form zapisu treści, które nigdy drukiem nie zostały wydane. Zanim przejdziemy do ich omawiania należy nakreślić krótką definicję hipertekstualizmu w ogóle i nowego post medialnego paradygmatu kultury. Hipertekstualizm jest to nic innego jak tendencja w kulturze końca XX wieku i początku XXI wieku. Niektórzy suponują już, iż będzie to kolejny prąd w kulturze obok modernizmu i postmodernizmu, ale jak na razie te futurologiczne dywagacje należy zarzucić na rzecz takiej tezy, iż hipertekstualizm to sposób, a raczej próba stworzenia nowego sposobu opisu kultury, jej stanu i przemian. Kiedy dawne formy komunikacji ulegają zużyciu, schematy i kody wytarciu, kiedy i za ich pomocą nie da się oddać struktury otaczających nas zjawisk, można wtedy mówić o początkach czegoś nowego, a mianowicie zrębach awangardy. Podobną sytuację dostrzegamy dotykając kwestii cybersztuki czy szerzej cyberkultury. Należy dopatrywać się pewnych asocjacji w dążeniach dawnych awangardystów i dzisiejszych cyberartystów. Ci pierwsi, jako „straż przednia” kroczyli odważnie przed innymi kontestując, dekonstruując zastany porządek, obraz sztuki i sposób komunikacji. Obecnie awangarda post medialna nie szokuje i nie chce zwracać na siebie uwagi, natomiast do niej należy m.in. przetwarzanie dorobku poprzedników za pomocą nowych technologii, nowych komputerowych narzędzi. Stąd też obok ewolucji kultury możemy mówić o jej inwolucji. Internet nie wziął się przecież z niczego. Jego początków należy szukać sięgając do socjologiczno-kulturowych uwarunkowań, do rozwoju kultury medialno-obrazkowej, a przede wszystkim do ruchów kulturotwórczych rozwijających się na zachodzie. Właśnie tam miały swoje źródło, m.in. takie zjawiska, jak: poetyka skandalu, idea wolności i demokratyzacji sztuki, które jak wiadomo na dużą skalę zadomowiły się w cyberkulturze, tylko że teraz już nikogo to nie dziwi, a co niektórych najwyżej zatrważa. Jednym słowem nowa awangarda stała się czymś naturalnym, dlatego nie robi się wokół niej większego zamieszania, a zwraca natomiast szczególną uwagę na konstruktywność pracy cyebrartystów, ich zaangażowania w tworzeniu nowego modelu kultury. Spróbujmy teraz nakreślić umowną periodyzację zjawiska cyberkultury. Jeżeli chodzi o literaturę, to Stanisław Lem w Bombie megabitowej jako pierwszy przewidział istnienie sieci i rzeczywistości wirtualnej, którą nazwał fantazmatyką. W połowie lat 80. fantastyka naukowa eksploatowała jeszcze stare schematy, co diametralnie zmienił nowy kierunek stworzony przez grupę buntowników skupionych wokół pisma „Cheap Truth”, nazwany później cyberpunkiem. Początków cyberkultury należy upatrywać już na przełomie lat 80. i 90., kiedy to formowała się społeczność hakerów. Następnie lata 90. przynoszą wchłonięcie tego co offowe, co funkcjonowało poza głównym obiegiem, do mainstreamu. Natomiast datą szczególną, którą można uznać za istotny początek cyberkultury to rok 1989, kiedy Tim Berners Lee stworzył teoretyczne podstawy dla Worl Wide Web. W Polsce jest to rok 1991, kiedy to 17 sierpnia z baraku przed instytutem Fizyki UW w Warszawie został wysłany pierwszy e-mail do Kopenhagi. Internet z roku na rok coraz bardziej się rozwijał. Stał się miejscem do swobodnej wymiany myśli, przyspieszył formę kontaktu między użytkownikami (e-maile, fora itp.), otworzył dostęp do wielu informacji. Cyberprzestrzeń wchłonęła i wchłania coraz większą liczbę sympatyków, co dla grupy konserwatywnych 12 Praca graficzna Edyty Bobowiec Cybernetyczna obrońców wynalazku Gutenberga jest czymś nie do zaakceptowania. Pojawiło się wiele kontrowersyjnych opinii tyczących sfery pogłębiającej się multimedialności, która coraz szybciej infekuje obieg papierowy. Dla wielu zapis bitowy prowadzi do swoistej dehumanizacji, a literatura umieszczana w internecie to nic nie warty chłam. Kwestie sporne dotyczą w dużej mierze głównie literatury, tzw. liternetu. Jak jest naprawdę, co z tą e – literaturą? Wróćmy więc na początek naszych rozważań i zastanówmy się nad istotą hipertekstu, a dokładnie, hipertekstowej powieści. Jest to jedna z odmian e – literatury, której nieodłączną część składową stanowią hipertekstowe odnośniki prowadzące czytelnika przez historię w porządku przez niego ustalonym. Atrakcyjność tego typu czytelniczej przygody polega na zawartości w niej elementów pozajęzykowych – dźwięków, filmów video, itp. Fabułę można zmieniać kilkakrotnie, odkrywając z kolejnym wyborem (kliknięciem w dane hiperłącze) nowe wydarzenia. Dzięki linkom możemy przechodzić do kolejnych leksji (czyli względnie spójnych i niepodzielnych kolejnych jednostek tekstu). Należy pamiętać, że istnieją dwa podstawowe typy powieści hipetrtekstowych - eksploracyjny – którym można nawigować, ale nie przekształcać go i drugi, konstrukcyjny - gdzie czytelnik ma już całkowitą swobodę w dodawaniu własnych leksji czy hiperłączy. Zagłębiając się w hipertekstową lekturę zabawa może być przednia, ale pozostaje obawa o indywidualność twórców, marginalizowanie ich roli na rzecz maksymalnego zmniejszenia dystansu między czytelnikiem a autorem. Dzieło stanowiące pierwotnie zamysł artystyczny autora staje się poniekąd współwłasnością czytającego. Kolejną sprawą naszych rozważań są wszelkie formy literackie zamieszczone w sieci przez potencjalnych poetów i pisarzy. Wiele osób - o czym była juz mowa wcześniej - neguje tę formę ekspresji doszukując się w niej jedynie pseudo literackich prób i chęci zaistnienia za wszelką cenę wśród klasy piszących. Czy tak jest naprawdę? Przeglądając różne literackie witryny rzeczywiście spotykamy się z masą grafomaństwa wyrażającą się w szafowaniu częstochowszczyzną i tekstami nadającymi się jedynie na laurkowe rymowanki. Jednakże można też spośród informacyjnego szumu i morza bezwartościowej treści wyłowić cenne poetyckie perełki. Publikują je ludzie, którzy nie zaistnieli jeszcze w mainstreamie, ci którzy nie mają funduszy na wydanie tomiku w wersji papierowej, jednym słowem poeci przed debiutem szukający swojego miejsca w głównym obiegu. Internet niewątpliwie stanowi dla nich miejsce bardzo ważne, ponieważ za pomocą tego medium po raz pierwszy ich twórczość jest oceniana i przez to w pewien sposób zaczyna „egzystować”. Należy jednak pamiętać, że niewielu wprawnych krytyków czy uznanych poetów komentuje na poetyckich witrynach wiersze nieznanych twórców. Stąd też często poddawane są ocenie osób niekompetentnych i złośliwych. „Społeczność internetowa” promuje też uznanych już Poetów, dla których ogłaszanie swojej twórczości na domowych stronach internetowych czy blogach jest dodatkową i ważną formą promocji. Wymienić tu można choćby stronę Tadeusza Dąbrowskiego – redaktora pisma „Topos”, O. Eligiusza Dymowskiego, Artura Nowaczewskiego, Pawła Lekszyckiego czy Jerzego Sosnowskiego. Wystrój tych witryn jest zazwyczaj ascetyczny, bez zbędnych upiększaczy w postaci avatarow (piór, książek i wszelakich barwnych obrazków), co ułatwia czytanie, wprowadza pewien nastrój powagi i nie razi sztucznością. Na podobnej zasadzie funkcjonują pisma stricte literackie, jak Odra, Akant czy Akcent, które to są przykładem na upowszechnianie literatury w sieci i promowanie swojego wydawnictwa. W dwóch powyższych przypadkach nie można mówić już o e- literaturze, jak miało to miejsce przy autorach przed debiutem książkowym, gdyż wcześniej zawartość tychże witryn internetowych została wydana drukiem. Zamieszczanie jej w sieci świadczy o rozwoju popularności medium jakim jest internet i chęci konsolidacji rożnych środowisk kulturalnych, wymieniania się miedzy sobą cennymi informacjami i poglądami na sztukę. Jest to też sposób na dotarcie do szerszego grona odbiorców, tych czytelników, którzy nie mają z różnych przyczyn dostępu do źródeł drukowanych czy też po prostu nie zaopatrują się w nie. Korzystając z internetu nolens volens stają się często (nie)przypadkowymi czytaczami portali literackich, skłaniając się nawet do prób komentowania artykułów czy poezji i prozy. Kontaktowanie się przez szklany ekran pozwala też im wypowiadać się beż skrępowania na tematy dotyczące interesującej ich kwestii, czego nie uczyniliby często podpisując się imieniem i nazwiskiem w prasie tradycyjnej. I postawmy sobie dwa końcowe pytania: czy książka tradycyjna za kilkanaście lat będzie miała jeszcze jakąś wartość. Czy internetowa demokratyzacja sztuki, tworzenia przejawiająca się w sposobie dystrybucji tekstów, ich upowszechniania nie zniechęci Autorów do starań o uwiecznienie swoich artystycznych dokonań w postaci tradycyjnego druku? Miejmy nadzieję, że nie. Należy pamiętać, iż literatura a szczególnie poezja skierowane są do zindywidualizowanego odbiorcy, a cyfrowe medium to swoista masówka, w której łatwo zatracić swoją indywidualność. Z drugiej strony trzeba też pamiętać, że multimedialny świat rozwija się coraz szybciej, reprezentuje holistyczny model kultury rozbijając skostniałe formy i schematy panujące w nauce. Następuje ciągłe, płynne przechodzenie informacji, dookreślanie miejsc pustych, wymiana myśli – inaczej mówiąc synchronia wypiera diachronię. Niesie to ze sobą wiele dobrego: szybszy dostęp do ważnych informacji, docieranie do źródeł często niedostępnych w miejscu zamieszkania. Nie uda się zatrzymać tej cybernetycznej ewolucji. Coraz więcej w przestrzeni cyfrowej treści stricte naukowych – encyklopedii, słowników, twórczości eseistycznej i literatury pięknej. Miejmy więc nadzieję, że konserwatyści pogodzą się z cyberartystami, zaakceptują, że obok tradycyjnego nośnika informacji jest nośnik nowy i również będą z niego korzystać dzieląc się cenną wiedzą z użytkownikami ”internetowej społeczności”. Oby tylko z dobrodziejstw cyberkultury korzystano umiejętnie i z umiarem. Bibliografia Piotr Marecki, Liternet.pl Anna Nogaj Świętokrzyskie tropy Longina Jana Okonia W grudniu ubiegłego roku przypadły jubileusze 80-lecia życia i 65-lecia pracy artystycznej zacnego twórcy literatury, wychowawcy młodzieży i aktywnego działacza społecznego – Longina Jana Okonia. W jego życiorysie i dokonaniach jest wiele elementów związanych z naszym regionem. Urodził się 20 grudnia 1927 r. w Świerszczowie (powiat chełmski) w rodzinie chłopskiej. Czas nauki w szkole podstawowej, na tajnych kompletach nauczania w okresie wojny, w gimnazjum ogólnokształcącym i Liceum Pedagogicznym, a potem pracy nauczycielskiej spędził w Chełmie lub w jego okolicy. Tu mieszka do dzisiaj (po 15letnim okresie zamieszkiwania w Lublinie). Debiutował jako piętnastolatek wierszami rozklejanymi na murach Chełma w okresie wojny (m.in. Niemcy, pamiętajcie, Nadciąga zemsty grom, Śmierć najeźdźcom). Pierwsze tomy wierszy opublikował w 1949 roku. Były to Łzy serca i Odpryski. Do ostatniego swojego jubileuszu wydał ich ponad 20, m.in. Łowienie świtu, Pamięć śpiewających rzek, Kamień i nadzieja, Niegasnący płomień, Ziemia miłością owocująca (wiersze tłumaczone były na języki: fiński, francuski, angielski, ukraiński, rosyjski…). Drugą pasją artystyczną Okonia jest proza. Opublikował jej 12 tomów, (w tym cykl powieści indiańskich o Tecumsehu, za który otrzymał Order Uśmiechu i szereg nagród, a ich łączny nakładł przekroczył trzy miliony). Niemal kultową książką, wielokrotnie wznawianą, stały się jego Opowieści niedźwiedziego grodu. Pasja społecznikowska tego pisarza ujawniła się nie tylko w różnych inicjatywach społecznych (powoływaniem towarzystw regionalnych, grup poetyckich, czasopism, inicjatyw wydawniczych), ale także w działalności na rzecz Związku Nauczycielstwa Polskiego, Związku Literatów Polskich, ziemi chełmskiej i lubelskiej, koleżeńskiej pomocy materialnej i artystycznej, ale także dziesiątkami opracowań o pisarzach, ludziach oświaty i kultury, z zakresu etnografii i nauczania (tego ogarnąć się nie da, stwierdzam to z całą pewnością jako autor monografii o nim). Kielecczyzna w życiu Longina J. Okonia zajęła ważne miejsce. Pojawiła się w trudnym dla pisarza czasie. Z początkiem lipca 1959 został powołany przez WKR w Lublinie do odbycia wojskowych ćwiczeń poligonowych. Był wtedy studentem drugiego roku polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Mimo starań o zwolnienie, nie uzyskał zgody. Lipiec, sierpień i wrzesień spędził na poligonie w Legionowie. Nie przystąpił do sesji egzaminacyjnej, musiał przerwać studia. Po dwóch latach postanowił jednak wykorzystać trzy zaliczone semestry polonistyki na UW i skończyć Studium Nauczycielskie. Wybrał Kielce. „Chciałem – jak sam przyznaje – bliżej poznać uroczą krainę Żeromskiego”. Trafił na drugi rok studiów. Znowu oddajmy głos pisarzowi. Podczas studiów „w wolnych od nauki chwilach chodziłem po mieście i podziwiałem jego uroki. W którąś sobotę z kolegami poszedłem do teatru na sztukę Brechta „Matka Courage”. Kreacje aktorskie były świetne. Dekoracje oryginalne. Ze wzruszeniem opuszczałem teatr”. Pracę dyplomową, na temat Wersyfikacja Łąki Bolesława Leśmiana, napisał po opieką B. Szlesińskiego. Obronił ją 16 grudnia 1963 roku na ocenę bardzo dobrą. 13 Okoń, prezentując miejsca związane z naszym regionem, udziela czytelnikom podstawowych informacji o nich (historycznych, architektonicznych) i opisuje je bardzo plastycznie, np.: „Wzgórze Malik pokryte bujną zielenią lasu stało w blasku zachodzącego słońca. […] Blask łuczywa ślizgał się po wiszących u sufitu stalaktytach, na ścianach chybotał jak żywe dziwaczne cienie.” L. J. Okoń podczas rozmowy z Wandą Rogalą – prezesem wydawnictwa „Gens” i dr Stanisławem Rogalą w siedzibie oddziału ZLP w Lublinie Ze swoich kieleckich nauczycieli najlepiej wspomina: Z. Żakową, M. Głazek, K. Helis i B. Szlesińskiego. Poświęcił im kolumnę wierszy z cyklu Kroki słoneczne, opublikowaną w „Ziemi Chełmskiej” (1962, s. 16). W opisie pejzażu w wierszach tych możemy dostrzec wiele widoków z Kielecczyzny. Takim jest utwór Zimowy pejzaż. Zacytujmy go: Drzew stupalce ramiona stoją w zgrzebnych koszulach – w szronie Tabuny wron i kawek jak plamy czarne wklejone w mięciutki puch buszują pośród pól – szukają ziarn dających ciepło. Inne związki L. J. Okonia z Kielecczyzną to wielokrotna obecność u nas jako pisarza uczestniczącego z spotkaniach autorskich, imprezach literackich, również jako literaturoznawcy wypowiadającego się o naszych pisarzach. W 1998 roku, nakładem kieleckiego wydawnictwa „STON 2”, ukazała się jego powieść Przekleństwo Inków, a nakładem Wydawnictwa GENS pierwsza monografia jego pisarstwa pt. Longin Jan Okoń (wznowiona w 2002). W świętokrzyskiej prasie publikowane były omówienia jego twórczości. Świętokrzyscy studenci już kilkakrotnie podejmowali jego twórczość za przedmiot prac magisterskich, jedna z nich nawet opublikowała książkę – B. Danielczuk Longin Jan Okoń – pisarz i nauczyciel. Pisarz wielokrotnie obecny był na antenie radia „Kielce”. Z okazji ostatniego jubileuszu Longin J. Okoń otrzymał od świętokrzyskich pisarz listy gratulacyjne, natomiast – w rzadko spotykanej jako hołd dla pisarza od ponad 30 pisarzy-kolegów – antologii dedykowanych mu wierszy, wydanej nakładem lubelskiego oddziału ZLP, pt. Jubilatowi – przyjaciele znalazł się mój tekst poetycki List… Jego publikację poczytuję sobie za szczególny zaszczyt. Gestów wdzięczności od kolegów przy tej okazji otrzymał pisarz wiele. Oprócz wskazanej antologii, jego utwory pojawiły się w nowych publikacjach zbiorowych, takich jak Antologii poezji chełmskiej grupy poetyckiej „Lubelska” 36, Skok po szczęście, wznowiono jego utwór Biały niedźwiedź i zapowiedziano następne wznowienia, w Szwajcarii ukazał się tom wierszy w tłumaczeniu na język francuski. Redakcja „Dedala” przyłącza się do życzeń jubileuszowych. dr Stanisław Rogala Na Kielecczyznę powrócił pisarz w klechdzie Klęska Boruty z tomu Opowieści niedźwiedziego grodu. Popularnego księcia ciemności prowadzi autor od Łęczycy, przez Góry Świętokrzyskie do kredowych krużganków pod Chełmem. Znudzonego samotnością Borutę wyciąga z łęczyckich lochów świętokrzyska wiedźma Jaroma. Obiecuje zaprowadzić go na Łysicę, gdzie odbywa się sabat, pod warunkiem, że pomoże jej przepędzić z Puszczy Jodłowej Smolenia, który psuł jej plany. W nagrodę obiecuje mu pomoc przy porwaniu pięknej Tiny, córki cygańskiego króla Werana. Smoleń zamieszkiwał jaskinię Raj we wzgórzu Malik. Boruta nakazał mu służyć sobie jako stangret powożący karetą, gdy będą uprowadzać Tinę. Podstępny zamysł Jaromy powiódł się. Wywabiła Tinę z cygańskiego obozowiska obietnica złotego prezentu, który niby przysłał jej książę z chęcińskiego zamku, Boruta pochwycił w swe szatańskie ramiona i ze Smoleniem uprowadzili do Chełma. 14 Pisarz w swojej bibliotece z wigwanową fajką pokoju (kalumetem) Mohawków, wrzesień 2002 Z księgarskiej witryny K Kielczanie na dawnych fotografiach ze zbiorów prywatnych Kielczanie. Z albumów rodzinnych, Muzeum Historii Kielc i Wydawnictwo Jedność, Kielce 2007 Pamiętam jak Janusz Buczkowski i Paweł Pierściński zawitali do redakcji „Dedala” informując mnie o pomyśle przygotowania wystawy i albumu o kielczanach na fotografiach ze zbiorów prywatnych. Inicjatywa jakże ciekawa i cenna, jednakże niezmiernie trudna w realizacji, chociażby ze względu na samo pozyskanie materiału fotograficznego, który w większości przypadków stanowi swoiste sacrum dla wielu właścicieli strzegących swoich albumowych pamiątek jak osobistych skarbów. Jednakże wyzwania tego podjął się Janusz Buczkowski, który zgromadził wówczas już znaczny zbiór fotografii z rodzinnych albumów. Pieczołowicie odwiedzał kolejnych darczyńców, przeglądał setki fotografii, przekonywał ich właścicieli do udostępnienia na wystawę, poświęcał mnóstwo swojego czasu na rozmowy i porządkowanie całego materiału fotograficznego. Wszystkie zebrane przez Janusza Buczkowskiego fotografie wymagały jeszcze, co prawda, uzupełnienia, segregracji, opisania i przygotowania do druku oraz wystawy, ale stanowiły już wtedy fundament pewnej całości. Do zrobienia było jednak jeszcze wiele pracy. Przyłączyłem się z entuzjazmem do tej inicjatywy i sam przekazałem zestaw kilkunastu rodzinnych zdjęć z dawnych lat. Zaproszony do współpracy Marek Maciągowski zajął się opisem fotografii oraz pomagał w selekcji materiału. W „Dedalu” ukazał się wtedy apel do kielczan o przekazywanie fotografii, któremu towarzyszyło archiwalne zdjęcie mojego dziadka Władysława Kosińskiego z lat trzydziestych XX wieku, które później znalazło się na wystawie. Dobrze pamiętam jak z czasem uzbierało się tyle zdjęć, że po ich rozłożeniu na podłodze w kieleckiej Galerii Fotografii, nie mieliśmy gdzie stanąć. Konieczne okazało się uporządkowanie, pogrupowanie i wybór zdjęć do planowanej wystawy. Najciekawsze z nich miały znaleźć się w albumie. Zaczęliśmy skanować przekazane fotografie i przygotowaliśmy pierwszą makietę wybrane- go materiału z podziałem na działy tematyczne. Później prace te kontynuowali pracownicy Muzeum Historii Kielc, w którym miała odbyć się wystawa wybranych fotografii. I oto dzisiaj mamy w rękach piękną publikację Kielczanie. Z albumów rodzinnych wydaną przez Muzeum Historii Kielc i Wydawnictwo Jedność pod koniec 2007 roku. To ważne wydawnictwo towarzyszyło wystawie na otwarciu Muzeum Historii Kielc w lutym 2008 roku i jest tam nadal do nabycia. Mrówcza praca tak wielu ludzi przyniosła wspaniały efekt w postaci unikalnej publikacji, a te 53 osoby, które zdecydowały się przekazać swoje rodzinne fotografie na ten cel zapewne mogą czuć się usatysfakcjonowane. Na kartach albumu widzimy sylwetki kielczan i obraz miasta uchwycony na fotografiach z przełomu XIX i XX wieku, bogaty wybór z czasów dwudziestolecia międzywojennego i mniej liczny z lat II wojny światowej i okresu tuż po jej zakończeniu. Sentymentalna wędrówka po dziejach miasta pozwala czytelnikowi poznać przede wszystkim jego mieszkańców, którzy to miasto budowali, w nim pracowali, walczyli, zakładali rodziny, prowadzili życie towarzyskie. Bo czymże jest miasto bez ludzi? Jako jeden z wielu kielczan odwiedziłem wystawę w Muzeum Historii Kielc z całą rodziną i z dumą przyglądaliśmy się naszym dziadkom i innym członkom rodowego drzewa, a także pozostałym postaciom znanych i nieznanych kielczan, niczym strażnikom dawnych czasów, spoglądającym na nas z fotogramów na ścianach Muzeum, zdającym się mówić – Pamiętajcie! Tomasz Kosiński 15 Piękny świat bajek Irena Paździerz Kiedy zwierzęta mówią Kielce 2007 Irena Paździerz, autorka dwóch powieści: Marzeń zielone migdały (2000), Urok tajemnicy (2002) i zbioru legend Biały koń z chęcińskiego zamku i inne opowieści (2002), opublikowała kolejną swoją książkę – Kiedy zwierzęta mówią. Sposób kreowania świata, problematyka utworów i rodzaj bytowy bohaterowie pozwalają najnowszy zbiór zaliczyć do bajek. Bohaterami są zwierzęta, którym tylko towarzyszą ludzie (najczęściej dzieci). W swoim postępowaniu kierują się naiwną wiarą w przewagę dobra nad złem, w możliwość oduczenia ludzi ich złych nawyków, w szczęście, które mogą osiągnąć z pomocą ludzi. Natomiast siłą sprawczą jest, jak niejednokrotnie w bajkach bywa, magia. Zbiór składa się z sześciu utworów. Skrzydła, których bohaterem jest młody lew Ciamajda – prezentują marzenie o lataniu. Pragnienie to ziszcza się. Ciamajdzie wyrastają skrzydła, co jednak wzbudza zazdrość i obawę Najważniejszego (lwa przywódcy stada) i jego zaufanych. By nie dopuścić do ewentualnego „przejęcia władzy”, obcinają maluchowi skrzydła, nie pozwalają mu być innym. Ciamajda, jako członek społeczności, musi podporządkować się wyrokowi. Jednak skrzydła, powieszone na akacji, zostały w stadzie i u niejednego lwa wzbudzały marzenie o lataniu. W pięknym opowiadaniu Zajączek i myśliwy dochodzi do konfrontacji ludzi-myśliwych ze światem zwierząt, pośrednikiem jest ludzka dusza. Człowiek-myśliwy, przeżywszy piękny sen-zabawę z zającem, postanawia zerwać z hobby – myślistwem i do swojego życia wprowadzić więcej zabawy i radości. W kolejnym utworze (Myszka i Dżin) autorka odwołuje się do starego motywu utworów dla dzieci: myszy i kota. Myszka Do (Domicedlla), znudzona beztroskim i wygodnym życiem w norce pod podłogą, postanawia zwiedzić mieszkanie archeologa. Niechcąco strąca butelkę i uwalnia leniwego Dżina Arambaraka, który zamieni spokojne życie Do w koszmar. Od złego ducha uwolni ją kot Miauk, który w ten sposób pierwszy raz zrobił dobry uczynek. Równie zaskakujące są fabularnie następne utwory. W Wilczej naturze pies Szary, w imię marzenia o wolności, podejmuje ucieczkę od dobrego pana do lasu. Mimo bardzo przykrych doświadczeń zostaje zaakceptowany przez watahę wilków i w ten sposób odzyskuje prawdziwą wolność. W Mądrym osiołku autorka podejmuje dyskusję z obiegowymi przekonaniami i wyrażeniami, że osły są uparte i głupie, również głupie są krowy, można „uchlać się jak świnia” i podobne negatywne porzekadła. W ocenie gospodarskich zwierząt świat ludzi jest bardzo niedobry. Zwierzęta postanawiają zmienić go, pracowitością i posłuszeństwem zmienić opinię o sobie, stać się „partnerem ludzi”, wprowadzić „na całej planecie […] powszechną równość”. Nie udaje im się 16 dokonać tego ze starym gospodarzem, dopiero z młodym Piotrkiem. Ich wysiłek nie poszedł na marne. Do przewartościowania starego motywu literatury dla dzieci – o człowieku i rybce – dochodzi w opowieści Rybka i chłopiec. Piotruś zwrócił wolność rybce otrzymanej na swoje urodziny. W nagrodę dostał od niej tajemny kod, z pomocą którego może zawsze łączyć się poprzez komputer ze światem podwodnym. Oglądając jego uroki jest bardzo radosny, podobnie jak jego rybka. Piotruś wie, że gdyby ludzie prawdziwie kochali zwierzęta, cieszyliby się ich wolnością a nie przywłaszczali sobie, biorąc w niewolę. W swoich opowieściach Irena Paździerz, podobnie jak w Marzeń zielone migdały i Uroku tajemnicy, odwołuje się do sytuacji niecodziennych, nietypowych. Pokazuje odmieńców w jakichś szczególny sposób, ich marzenia i sny spełniają się. Więc nie zgadza się tym na sytuacje proste, pozornie łatwo rozwiązywalne. W zbiorze najnowszym czyni to z pomocą bajki, w której realność ma prawo mieszać się z fantastyką; marzenie, tęsknota, pragnienia, poczucie krzywdy przybierać postać fizyczną. W ten sposób zło może stać się dobrem. Wykładnia filozoficzna tych utworów jest zwykle prosta i przekazana w morale, jak to w bajkach bywa. Z fantastycznego świata zwierząt i moralno-filozoficznych odniesień do świata ludzi wypływają morały-wnioski: o potrzebie marzenia (Skrzydła), sens walki o odzyskanie wolności mimo przykrych doświadczeń (Wilcza natura), wytrwałości w zabiegach o dobro, która skutkuje zwycięstwem (Mądry osiołek). Ten piękny świat bajek jest przekonywujący. Zwraca również uwagę język tych utworów. Krótkie, dynamiczne zdania wprowadzają dużą płynność i poprawność wypowiedzi. Argumentacja, choć odnosi się do spraw wielokrotnie w naszym doświadczeniu powtarzanych, niemal ogranych, nie jest naiwna. W połączeniu z lapidarnością języka może przekonywać do wniosków. Wydaje się, że głównym przesłaniem jest myśl, że kiedy mówią zwierzęta, człowiek winien słuchać i uczyć się od nich. Utwory, choć utrzymane są w poetyce bajki, adresowane są do dorosłego czytelnika, tylko czy zechce on przeczytać je, przyznać się do swoich słabości i błędów i poprawić w postępowaniu? Kiedy zwierzęta mówią to niewielka książeczka, ale miejmy nadzieję, że autorka będzie dopisywała kolejne opowiadania, równie ciekawe i zgrabnie skomponowane. dr Stanisław Rogala Ostatni z szesnastu Maciej Andrzej Zarębski, Ostatni z Szesnastu. Okruchy wspomnień w dziesiątą rocznicę śmierci, Zagnańsk 2008, s.144. W marcu 2008 r. nakładem Świętokrzyskiego Towarzystwa Regionalnego i Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Kielcach ukazało się drugie wydanie książki (swą premierę miała w kilka tygodniu po odejściu bohatera w marcu 1998 roku) Macieja Andrzeja Zarębskiego, Ostatni z Szesnastu. Okruchy wspomnień o Adamie Bieniu w dziesiątą rocznicę śmierci. O ile tytuł jest jednoznaczny dla czytelnika – określa zakres tematyczny publikacji, o tyle podtytuł może go wprowadzać w pułapkę interpretacyjną. Tak bowiem „na oko” książka ta – wydaje się być zbiorem osobistych refleksji autora o Adamie Bieniu. Współpracowali bowiem ze sobą na niwie kulturalno-społecznej, a nawet przyjaźnili się, więc tego można było by się spodziewać czytając publikację. Lecz nie jest to całą prawdą. W książce tej, tytułowego Ostatniego z Szesnastu wspominają też inne osoby, dla których był nieodżałowanym autorytetem. I tak: o Ojcu pisze córka Hanna Bielska – „Potrafił, jak nikt na świecie, pokazywać najpiękniejsze zakamarki swej kochanej ziemi.– Ludzie, widzisz (…) szumnie mówią: Ojczyzna, Ojczyzna, a to przecież nic innego, jak właśnie ten bliski sercu krajobraz, po obu stronach bardzo znajomej drogi. Twojej i mojej drogi do domu…, o Teściu zięć Stanisław Bielski: Dziękuję losowi, że Adam Bień był w moim życiu obecny i jakże często wolałem się z nim nawet ostro nie zgadzać, niż z innymi zgadzać, o Starszym Koledze – adwokaci: Zygmunt Kukomski z Poznania: Często wspominam Adama Bienia jako wielkiego patriotę i przyjaciela. Wtedy ogarnia mnie głębokie wzruszenie i ból serdeczny. Czy zdążę odwiedzić jego grób w Niekrasowie i jeszcze raz nisko mu się pokłonić? i Michała Skorupskiego ze Staszowa: Był bardzo komunikatywny.(…)O czasach wcześniejszych mówił początkowo niezbyt chętnie. Ale w miarę wspólnej pracy znikła nieufność, coraz więcej było okazji do szczerych rozmów i wspomnień, a o Ministrze II RP i „bohaterze” Procesu Szesnastu – powołany na świadka w owym procesie Czesław Łotarewicz: Dziwnym zrządzeniem losu 54 lata temu dane nam było znaleźć się, nie z własnej woli, w tym samym miejscu i czasie – w kazamatach Łubianki i na procesie przywódców Polski Podziemnej przed najwyższym sowieckim trybunałem. Przypadek sprawił też, że kilka lat temu w Ossali ponownie spotkaliśmy się, jako jedyni z żyjących uczestników tych wydarzeń. Złączyła nas nie tylko przeszłość i wspomnienia, ale także głęboka sympatia. Pokochałem miłością synowską Ministra, jak również Jego najbliższą Rodzinę. O Adamie Bieniu głos też zabierają znajomi z Przasnysza. Autor Ostatniego z Szesnastu Maciej A. Zarębski nie tylko opowiada o swych wzajemnych kontaktach przyjacielsko-towarzyskich, ale też w sposób ściśle dokumentacyjny przedstawia czytelnikom wydarzenia społecznokulturalne z udziałem Adama Bienia. Z racji „pracoholicznospołecznikowskiego” zamiłowania bohatera publikacji, pan Maciej miał trudne zadanie, i nawet jemu sprostał. Oj, tak… Sprostał aż zanadto… Tylko czemu tak szczegółowo? Sprawozdawczy tok narracji gmatwa jej przejrzystość i sprawia monotonię lektury. Czego nie można powiedzieć, a właściwie napisać - o niezmiernie interesujących, czysto wspomnieniowych „okruchach” książki. Te sprawiają, że osoba Adama Bienia na moment ożywa, mimo już dziesięcioletniej Jego wśród nas nieobecności. Adam Bień (1899–1998) w marcu 1943 r. został z ramienia ludowców mianowany ministrem (kierował departamentem sprawiedliwości, oświaty, wschodnią komisją koordynacji ustawodawczej oraz komisją mniejszości narodowościowych) w Delegaturze Rządu na Kraj, a w dwa miesiące później I Zastępcą Delegata Rządu. W dwa lata później – też w marcu (1945) wraz z piętnastoosobową grupą polskich polityków został zwabiony do Pruszkowa, a następnie wywieziony do Moskwy i skazany w tzw. Procesie Szesnastu. Przez wiele lat był jedynym żyjącym uczestnikiem tamtych wydarzeń. Trzeciego maja 1994 r. w Belwederze z rąk prezydenta Lecha Wałęsy otrzymał Order Orła Białego. Aneta Lech Nocny krzyk S. Rogala Nocny krzyk Kielce 2007, s.157 Ostatnia książka Stanisława Rogali, to wydawnictwo dość nietypowe w dorobku literackim pisarza. Jest to bowiem zbiór trzech utworów, z których każdy prezentuje odmienny gatunek wypowiedzi twórczej (celowo nie piszę wypowiedzi literackiej). Pierwszy – to opowiadanie, drugi – to reportaż, a trzeci – dramat. Nocny krzyk (pierwotnie drukowany w „Egerii” 2006, nr 1, s. 13-14) – tytułowy utwór zbioru, to niepierwsze w dorobku pisarza opowiadanie, ale pierwsze tak głęboko – „świadomo–podświadome”. Na kartach krótkiego, sześciostronicowego tekstu, autor kreuje świat z pozoru jasny i klarowny. Z jednej strony bowiem życie wykładowcy „czerwonego miasta o aspiracjach uniwersytetu”, studencka sesja egzaminacyjna, afekt na linii egzaminator – zdająca, z drugiej konstrukcja czasoprzestrzenna „gmatwająca” czytelność opowieści. Nie jest to oczywiście wynik warsztatowej ignorancji pisarza, a celowy jego zabieg twórczy. Trudno bowiem jest sprecyzować czasowo losy bohatera, a jednocześnie narratora opowiadania. Może się czytelnikom wydawać, że to zarówno świat realny, jak i doznań wewnętrznych, a także przykład snucia wizji sennej. Wspomniane płaszczyzny są równie prawdopodobne jako funkcjonujące odrębnie, co współobecne ze sobą w utworze. To sprawia, że okoliczność ta daje czytelnikom duże możliwości interpretacyjne zarówno przy jednorazowym przeczytaniu utworu, jak i przy jego wielokrotnej lekturze. Spotkałem Sławę to reportaż (drukowany wcześniej w „Świętokrzyskim Kwartalniku Literackim” 1998, nr 2, s. 46 – 63), który otrzymał pierwszą nagrodę w dziale prozy pierwszej edycji międzynarodowego konkursu literackiego im. Zygmunta Wójcika oraz Puchar Ambasadora Republiki Słowacji w Polsce – dra Mariana Servatko. A reportaż to niezwykły – łączy w sobie umiejętność dziennikarskiego „notowania” przebiegu podróży po Słowacji z literacką fabularną kreacją pary bohaterów: narratora – polskiego pisarza, uczestnika wojażu oraz młodej Słowaczki o imieniu Sława – jednej z organizatorek pobytu Polaków. Niezależność obu płaszczyzn sprawia, że czytelnik może z łatwością podążać 17 śladami słowackiej kultury oraz śledzić miłosne perypetie bohaterów bez obawy, że jakiś ważny szczegół opowieści opuści. Ostatnim utworem Nocnego krzyku jest dramat Dom. Choć napisany został dużo wcześniej od obu pozostałych utworów zamieszczonych w książce, bo na początku lat 80., a nawet nagrodzony trzecią nagrodą w konkursie na utwór dramatyczny o tematyce wiejskiej (ogłoszony przez Zarząd Główny Towarzystwa Kultury Teatralnej, Ministerstwo Kultury i Sztuki, Ludową Spółdzielnię Wydawniczą, Klub Kultury Chłopskiej i miesięcznik „Scena”) w 1985 r. (przewodniczącym jury był Wiesław Myśliwski), to ze względów cenzuralnych nigdy nie był wystawiany. Cóż zatem zamieścił autor w powyższym dramacie, co nie spodobało się urzędnikom? Zapewne podjęta tematyka i konwencja utworu. A o czymże jest Dom? Opowieścią o powojennej historii Polski (prawdziwej i zakłamanej) i o ludziach determinowanych przez nią. W sensie gatunkowo-formalnym dramat Rogali nawiązuje do Wesela Stanisława Wyspiańskiego. Główny bohater Gospodarz buduje wielki dom dla siebie i swojej rodziny: brata Walentego (przebywającego na emigracji), syna Kazika (akowca, który ostatecznie nie wraca z więzienia) i młodszego syna Jacka (wychowanka ZMP). Jest jedyną osobą we wsi, która pamięta to, co powinno być „zapomniane”, a o czym powinno się pamiętać (m.in. kultywuje pamięć o akowcach, o Rzeczpospolitej „koronnej”). Ta rzeczywistość „doskwiera” Gospodarzowi. Męczy go naiwność mieszkańców, „pokazowość” władzy, brak akceptacji ze strony środowiska i najbliższej rodziny, a przede wszystkim bezradność wobec zakłamaniom świata teraźniejszego i powojennego. Rozumiany tylko przez „głupiego” Jaśka - sierotę którego przygarnia pod swój dach, tworzy Muzeum Chleba. Jak dalej toczą się losy Gospodarza?, co mieści w sobie Muzeum? – na te pytania znajdą Państwo odpowiedzi czytając tę frapującą lekturę do końca. Nocny krzyk jest na świętokrzyskim rynku wydawnictwem interesującym. Różnorodność tematyczna i gatunkowa stanowią ogromny walor publikacji, dlatego też zarówno miłośnicy książek Stanisława Rogali, jak i wszyscy wielbiciele dobrych lektur znajdą w niej coś dla siebie. Aneta Lech Dla zdeklarowanych pasjonatów Jerzy KoreyKrzeczowski Barwy młodości Otwarty Rozdział Rzeszów 2007, s. 266 18 Autor umysł ciekawy, postać długodystansowa, osobowość ważka, energiczna, z sukcesami na wielu polach, światowiec i bywalec, niewygasający wulkan przedsiębiorczości wprowadza nas w świat mirażowy, wykreowany totalnie świat arkadyjskich Kielc roku 1939, czym ustawia się niejako na kontrze identycznie czasowo usytuowanych i bardziej realistycznych i udanych powieści np. autora – Okolicy starszego kolegi. Czym chce nas uwieść Korey-Krzeczowski? A więc dumna i chmurna postżeromszczyzna, różowidzenie powszechne, banał akcji, namolne wątki koleżeństwa- kalki wprost z Kiplinga, i Gomulickiego oczywiście w skali, siłą rzeczy, że tak powiem kieszonkowej, wata językowa. Warstwa narracyjna poprawna – wykształcenie zaważyło powiedziałbym zadziałało usztywniająco, co nie jest bynajmniej najwyższej klasy pochwałą. Śp. Jerzy Lisowski w takich przypadkach zwykł mawiać- rzecz jest ładna, aż tylko ładna. Powieść Korey-Krzeczowskiego jest przykładem dobrze zakonserwowanej pamięci, swego rodzaju zabiegiem autoterapeutycznym, i jednak testamentem zbyt daleko posuniętej dobrej woli. Nie można odmówić sukcesów autorowi jako nauczycielowi akademickiemu, ekspertowi, naukowcowi, darczyńcy wielu pożytecznych działań na rzecz rodzimej kultury poza krajem, wytrwałości wreszcie. Gdyż autor pierwszą wersję tej powieści z kluczem napisał jeszcze w roku 1939, wersję obecną z pamięci i tęsknot skompilował poniekąd już u schyłku swego życia w odległej Kanadzie. Powieść Barwy młodości sytuuje się jako manifest podkoloryzowanej, dziś byśmy powiedzieli cepeliowskiej nostalgii za czymś, czego nie było. Dobre chęci, anegdoty, skojarzenia, autocytaty, liryczne wstawki, puszczanie oka do czytelnika – aha jak pięknie było – pewna pobieżnie barokowa gawęda przy totalnym braku dystansu i oryginalności języka to zdecydowanie za mało. Można kochać swoje miejsce urodzenia, więcej trzeba to czynić, tęsknoty też należy pielęgnować, ale należy również mieć świadomość proporcji, i dostateczne zasoby pokory, że ktoś znacznie wcześniej coś znacznie lepszego na ten temat napisał. Otóż Kielce w Barwach Młodości, jawią się jako swego roku mały Dorpat nad Silnicą, miejsce wyjątkowo urokliwe, ba, bardzo cywilizowane, jest to obraz wybitnie podkoloryzowany. Na przykład żaden z bohaterów – a mamy ich całą plejadę, stąd bardzo powierzchowne ich charakterystyki- podczas rytualnych spacerów- nie wdepnie w końskie łajno, nie zamoczy butów w rynsztoku itp., a pamiętajmy, że jeszcze w latach 60-tych w radzie miasta rynsztoki u wielu ówczesnych rajców cieszyły się wyjątkową estymą. O czym wspominał swego czasu Krzesimir Dębski w „Przekroju”, a przecież w czasie równoległych do akcji powieści KoreyKrzeczowskiego Witkacy ogłosił słynny i mocny wiersz Do Przyjaciół Gówniarzy Tym samym powieść Barwy Młodości znajdzie swych admiratorów pośród zdeklarowanych miłośników miasta, i czujnych badaczy przedmiotu, niestety jako dzieło literackie nie wyróżnia się niczym, co by zapowiadało, iż mówiąc obrazowo „wypłynie kiedykolwiek na szerokie wody oceanu prawdziwej literatury” Tadeusz Zubiński E-book – książka przyszłości czy zniszczenie prawdziwej kultury? E-booki to książki doby XXI wieku. Jak wskazuje nazwa są to elektroniczne publikacje – można je kupić w wirtualnych sklepach lub ściągnąć, niekoniecznie legalnie, z sieci. Ich tematyka jest przeróżna – znajdziemy książki specjalistyczne, poradniki, ale także literaturę piękną. Zaletą tego typu wydawnictw jest ich aktualność. Zawsze najnowsze dane, technologie i fakty. Tak współczesna forma nie przeszkadza jednak w istnieniu klasyki literatury w elektronicznym wydaniu. Najwięcej jednak roi się od poradników, które pomagają praktycznie we wszystkim: w założeniu własnej firmy, zrobieniu makijażu, zarabianiu pieniędzy, budowaniu własnego wizerunku czy skutecznym podrywaniu… Wybór jest ogromny – jednak żadnej pewności co do zawartości. Większość z nich to zapewne pseudo-poradniki, których zadaniem jest wyłącznie przynoszenie zysku. Tu pojawia się wyższość tradycyjnej książki, do której przed kupieniem możemy zajrzeć sprawdzając jej stronę merytoryczną. Niestety to, co często oddala od kupna w prawdziwej księgarni to cena. Przeciętna kwota jaką musimy wydać za książkę to jakieś 30 złotych – tyle co nowa bluzka, rata kredytu, podwójny bilet do kina, obiad w knajpie czy karta do telefonu. E-booki natomiast możemy ściągnąć bezpłatnie, czy kupić za sms-a. Oczywiście znajdziemy też takie za niebotyczne kwoty dochodzące do kilkuset złotych, ale to rzadkość. Cena i dostępność są więc najbardziej przemawiającymi zaletami wydawnictw elektronicznych. Żeby nabyć książkę nowej generacji, nie trzeba wychodzić z domu, ani nawet ruszać się z pokoju. Otwieramy pierwszą lepszą stronę z darmowymi e-bookami i ściągamy. Zwykle nie trwa to długo, więc już za moment możemy rozkoszować się najnowszym nabytkiem, który nie zakurzy się, nie zżółknie ani nie zajmie miejsca na półce. Odpada jednak czytanie w parku, pociągu czy na nudnych zajęciach. No chyba, że mamy laptopa, ale jest on zdecydowanie mniej dyskretny od książki. W e-bookach łatwo możemy znaleźć pożądaną frazę jednak nie zagniemy kartki ani nie naszkicujemy obrazka, który potem wspomnimy – z sentymentem oglądam stronice starych książek, na których będąc dzieckiem uwieczniłam swój wygasły talent malarski. Poza tym takie papierowe cudo można wziąć do ręki poczuć zapach nowości, lub minionych lat. Można zagrzebać się w kocu z kubkiem gorącej herbaty, odpocząć od komputera – właśnie z książką w ręku. A brzeg okładki widniejący na półce, która do tego właśnie służy, ozdobi i intelektualnie wzbogaci właściciela pokój. Czy w takim razie e-booki to przyszłość książki czy może jej degradacja? Właściciel antykwariatu Andrzej Metzger nie widzi nic złego w istnieniu e-booków: „Ja na pewno z tego nie skorzystam – uwielbiam „czuć” książkę, więc nie pociąga mnie coś takiego. Myślę jednak, że może to zachęcić ludzi do czytania”. Bierzmy więc w ręce prawdziwe książki, ale nie zapominajmy o istnieniu e-booków, które mogą być bardzo pomocne w wielu sytuacjach. Olga Adamus 19 MUZYKA muzyka MUZYKA ZASŁUŻONY Ankh Dnia 27 lutego 2008 kielecki zespół Ankh otrzymał nagrodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – „Zasłużony dla kultury polskiej”. Wyróżnienie to przyznane zostało za promowanie polskiej muzyki poza granicami kraju. Nagrodę – odznakę i list gratulacyjny, wręczyła wojewoda świętokrzyski Bożentyna Pałka-Koruba liderowi grupy Piotrowi Krzemińskiemu. Podziękowanie wyrażało się w słowach: „Działalność Panów jest trudna do przecenienia. Podbija ona serca publiczności ekspresją, zachwyca pasją i entuzjazmem. W swojej twórczości przybliżacie Panowie polską tradycję i kulturę, a podczas koncertów rozwijacie zainteresowanie muzyką „Ankh” – koncert w Radiu Kielce Fot. Krzysztof Pęczalski i napełniacie serca Polaków na obczyźnie nadzieją i optymizmem. To najlepsza forma Debiutancka płyta pojawiła się już w kolejnym przybliżania bogactwa świętokrzyskiej kultury roku. Następnie zespół grał wiele koncertów i uczestniczył i jej różnorodności” w licznych festiwalach. Jednymi z ważniejszych były między innymi: koncert w berlińskim teatrze Volksbuehne (rok Jest wiele aspektów składających się na całokształt 1999), Rio Art Rock Festival ’99 w Brazylii, gdzie Ankh został reprezentowania Polski na arenie międzynarodowej przez uznany za najlepszy zespół imprezy, festiwal Baja Prog V zespół Ankh. Pomimo licznych występów zagranicznych w Mexicali (2001) oraz koncerty w Nowym Jorku i Chicago teksty w dużej mierze powstają w ojczystym języku. Nie (2002). Zespół ma już w swoim dorobku 7 płyt. Ostatnia (nie licząc dwóch kolejnych – koncertowych) to Expect Unexpected wydana przez brazylijską wytwórnię Rock Symphony. Na krążku tym usłyszymy wiele muzycznych eksperymentów, odnajdziemy elementy nowoczesnej muzyki, ale także klimatu Ankhu sprzed ponad 10 lat. Wojewoda Świętokrzyski Bożentyna Pałka-Koruba wręcza Piotrowi Krzemińskiemu odznaczenie „Zasłużony dla kultury polskiej” dość tego znajduje się w nich wiele odwołań do polskiej kultury. Piosenki oparte są na wierszach Baczyńskiego, a muzyka – na twórczości polskich kompozytorów, czego dowodem może być chociażby utwór Dudziarz, który jest rockową wersja kompozycji Henryka Wieniawskiego. Ankh powstał w 1993 roku w Kielcach i już wtedy zdobył nagrodę publiczności na rodzimym Rock Festiwalu. W niedługim czasie później na Festiwalu Muzyki Rockowej w Jarocinie muzycy otrzymali bardzo liczne wyróżnienia: II nagrodę jury, nagrodę dziennikarzy, nagrodę głównego sponsora, nagrodę wytwórni Mega Czad, którą był kontrakt na nagranie płyty oraz kolejną nagrodę publiczności. 20 Uhonorowany zespół Bo pomimo, że jest to zespół głównie rockowy krzywdą byłoby zaszufladkowanie tej muzyki wyłącznie do tego jednego typu. Pojawia się tu bowiem wiele przeróżnych dźwięków – nie brak klasycznych skrzypiec, folku, punku czy nawet transowej elektroniki. Olga Adamus Pozostałe zdjęcia Marek Tomalik, www.australia-przygoda.com Jak balsam… stylowo i dynamicznie Czy można skojarzyć serial „Klan” ze skandynawskimi trendami?, co mają wspólnego Kielce z balsamem erotycznym i muzyką? i czy z Magellanem można odkrywać tajemne światy snu? – to tylko kilka pytań, na które znajdą Państwo odpowiedź czytając niniejszy artykuł i słuchając płyty warszawianki z autorskokieleckim rodowodem. Mowa tu o debiutanckim wydawnictwie fonograficznym Dorota Lanton. Jak balsam, które pojawiło się na rynku muzycznym na początku 2008 roku. A kim jest artystka? Aktorką znaną z ról filmowych (m.in. seriali: Klan, Adam i Ewa, Na dobre i na złe), teatralnych ( m.in. warszawski teatr „Kwadrat”) i musicalowych (Teatr Muzyczny „Roma”), a prywatnie żoną pochodzącego z Kielc prezesa ZAKRu (Związku Autorów i Kompozytorów Rozrywkowych) Bogusława Nowickiego. Nie bez przyczyny o tym piszę, bowiem stał się on poniekąd siłą sprawczą wspomnianego krążka. Spod jego pióra wyszły wszystkie teksty piosenek, do których muzykę –oprócz jednej napisanej wspólnie przez państwa Nowickich– skomponowali też kielczanie Zdzisław Zioło i Tomasz Bracichowicz z zespołu „MAFIA”. Wziąwszy pod uwagę liryzm ballad Nowickiego i rockowy charakter warstwy melodycznej (nawiązujący do najnowszych, brytyjskich i skandynawskich trendów), powstały piosenki zdecydowanie oryginalne, z pogranicza obu gatunków, coś na kształt bardzo subtelnych, kobiecych w sferze przekazu ballad poprockowych. Każda z dwunastu zamieszczonych na płycie, to konkretny choć poetycki obrazek z życia młodej, wrażliwej kobiety, w którym liryka, a nawet erotyzm – jak czytamy w jednej z internetowych recenzji – przeplatają się z żartobliwym sarkazmem w ocenie tzw. otaczającej rzeczywistości. I tak: w piosence Dookoła śnieżna zamieć odkrywa tajemne światy marzeń sennych z samym Magellanem, w Koralikach nut rozkoszuje się miłosną bliskością ciał, w Balsamie i Moim miejscu ucieka przed pogonią codzienności, a w Negocjacjach żartobliwie rozmawia ze swoimi myślami. Ale wśród utworów o zabarwieniu optymistycznym są też i bardziej melancholijne. Chociażby w Castingu – bohaterka tęskni za filmowym iluzorycznie doskonałym życiem we dwoje, w Niepotrzebnym dniu – rozstaje się z zawiedzioną miłością, w piosence Pusto – zmaga się z samotnością, a w Kwadracie – z małżeńską zdradą. Filozoficznie odmienne od pozostałych są dwie końcowe piosenki – pierwsza Palec z przesłaniem: „Choćbyś sam był sam jak palec/Ty nie ugnij się/Ale palec zegnij gdy/Chcesz pokazać coś/ Ty masz zawsze prostym być/ Choćby i na złość” – i druga Brama – z takim morałem Fot. ArtBONO „W końcu wszyscy staną pod jedną bramą/ I powiedzą, że walczyli o to samo”. Ostatnim utworem krążka jest dancowy remix piosenki Palec, który już stał się przebojem wielu dyskotek. Warto dodać, że zanim płyta Dorota Lanton. Jak balsam ujrzała światło dzienne, Polacy i Łotysze mogli podziwiać piosenki krążące po mediach (np. w rozgłośniach radiowych, stacjach telewizyjnych, a nawet Internecie) w formie chociażby słuchanej (jako piosenka – hicior na „plejlistach” – Dookoła śnieżna zamieć i Palec) czy wizyjnej (teledysk – Dookoła śnieżna zamieć). Piszę, że też Łotysze wcale nie bez powodu – choć właściwie dzisiaj powinnam raczej napisać, że mieszkańcy Polski i świata (doba globalnego dostępnego Internetu) – bo dzięki zaangażowaniu tamtejszego środowiska fonograficznego, krążek CD Doroty Lanton fizycznie powstał. A stało się tak za sprawą jednego z najlepszych łotewskich kreatorów dźwięku i brzmienia, Marisa Priede – producenta kultowej – wywodzącej się z Łotwy – grupy „DOUBLE FACED EELS”, podbijającej rynek skandynawski, występującej często razem z wizytówką łotewskiej sceny poprockowej zespołem „BRAINSTORM”. Obecnie polski rynek fonograficzny przeżywa prawdziwe oblężenie. Co rusz pojawiają się nowe projekty, które tak naprawdę do polskiej muzyki rozrywkowej nie wnoszą nic nowego. Bo czymże są dzisiejsze modne piosenki? Zbieraniną oklepanych rytmów, skomplikowanych nie do powtórzenia melodyjek, nic nie wyrażających tekstów. I aż serce rośnie, gdy ukaże się prawdziwa stylowa perełka ze skłaniającymi do refleksji tekstami oraz dynamiczną, aczkolwiek przejrzystą muzyką. Taki właśnie jest krążek Doroty Lanton Jak balsam. W nagraniach wzięli udział: Dorota Lanton – śpiew, Anna Polansky – chórki, Maris Priede – bębny, gitara basowa, instrumenty klawiszowe, Arturs Palkevics – gitary, instrumenty klawiszowe, chórki, Bogusław Nowicki – harfa elektryczna, akordeon. Aranżacja i produkcja utworów: Maris Priede i Arturs Palkevics. Nagrania dokonano w „CodeX” Studio w Rydze na Łotwie. Wydała Agencja Artystyczna „ArtBONO” z Warszawy. Aneta Lech 21 Dyrygent Karol Anbild świętokrzyskiej duszy Pierwszego dnia marca bieżącego roku zmarł w Kielcach Karol Anbild. Był nie tylko dyrygentem, ale także cenionym kompozytorem i wieloletnim dyrektorem Filharmonii Świętokrzyskiej. W pamięci kielczan pozostanie m.in. twórcą Symfonii świętokrzyskiej, inicjatorem corocznych Świętokrzyskich Dni Muzyki, a także założycielem chóru kieleckiej filharmonii. Szczęśliwe polskie dzieciństwo… Urodził się 16 lutego 1925 roku w Katowicach w rodzinie o tradycjach patriotycznych. Zarówno ojciec Karola Anbilda, jak i dziadek byli uczestnikami wszystkich trzech powstań śląskich. Muzyka też nie była czymś w jego życiu wyjątkowym. Rozbrzmiewała w domu za sprawą ojca, który amatorsko grywał w kopalnianych orkiestrach dętych, a w wolnych chwilach uczył małego synka. I warto dodać, że był jego pierwszym nauczycielem. Jeszcze przed wojną pan Karol skończył polską podstawówkę i jako czternastolatek nie umiał słowa po niemiecku. Zapragnął wtedy uczyć się w szkole muzycznej, ale egzamin wyznaczono na wrzesień i wtedy wybuchła wojna. I jak to bywa w takich warunkach, jego marzenia o kierunkowej edukacji musiały pójść na jakiś czas w zapomnienie. Ale nie na długo. Jeszcze w trakcie trwania zawieruchy wojennej dane mu było zamierzenia realizować. A było to tak. Młodość i brutalna wojenna oczywistość… Jak cały Śląsk, rodzina Karola Anbilda – mimo wielokrotnej zmiany mieszkania – musiała podpisać volkslistę podłej III kategorii z klauzulą „na odwołanie”. Nikt nie pytał ich czy chcą czy nie – byli Ślązakami, więc po prostu obowiązywał ich ten niechlubny przymus. Takie były czasy. W pierwszych tygodniach wojny Niemcy zabrali go na przymusowe roboty do Schweidnitz, Świdnika, z których po dwóch miesiącach uciekł z kolegą. Powrócili do Katowic, gdzie postanowił zapisać się do niemieckiej szkoły muzycznej. Z wiadomych przyczyn polskiej nie było. Ale szczęście nie opuszczało pana Karola. Trafił na dyrektora, który był opolaninem mówiącym po polsku i został przyjęty. Prawdziwa nauka nie trwała jednak długo. W 1943 roku wszyscy uczniowie zostali skierowani do przymusowej roboty dwanaście godzin na dobę, a pod jego koniec Niemcy umundurowali ich i „zaopatrzyli” w łopaty. Tak, nimi w ramach Służby Robotniczej ćwiczyli strzelanie. Na początku 1944 roku wraz z innymi uczniami został przeniesiony do Wrocławia, wcielony do niemieckiego wojska i skierowany na front we Francji. Amerykański epizod, polska orkiestra… W 1944 roku podczas inwazji aliantów uciekł do amerykańskiej niewoli, a stamtąd trafił do II Korpusu generała Maczka. I zaczął czynne muzykowanie. – Nie pamiętam komu mówiłem, że gram, że chcę być muzykiem. W każdym razie po paru dniach pobytu w Szkocji 22 Karol Anbild wezwał mnie dowódca. Dostałem 50 funtów, żeby w magazynie, w Glasgow kupić odpowiednie instrumenty i zorganizować orkiestrę. Zrobiłem to – tak wspominał trzynaście lat temu Karol Anbild w rozmowie z Jadwigą Karolczak*. I w ten oto sposób dziesięcioosobowa orkiestra zaczęła grać na podwieczorkach tanecznych, akademiach dla wojska w całej Anglii i Szkocji, często w zaimprowizowanych na salę koncertową hangarach lotniczych dla kilku tysięcy żołnierzy. Repertuar mieli rozrywkowy – przeważały boogi, bo taki akurat wydawał się najwłaściwszy w tamtych pełnych tęsknoty za normalnością szarych czasach. I grali tak do końca wojny, a nawet po jej zakończeniu. Na polskim gruncie… W 1947 roku, gdy przed zespołem zaistniała szansa wyjechania na tournee po Brazylii, pan Karol zapragnął wrócić do Polski. Przyjechał w czerwcu z grupą polskich żołnierzy, po czym na dwa dni utknął z nimi za drutami kolczastymi. Cóż, nowa władza w ten sposób przyjmowała walczących po stronie aliantów Polaków. Po przyjeździe do kraju zniknął na jakiś czas Karol Anbild, a pojawił się Karol Strzępa vel Strzempa. Kiedy dokładnie pan Karol zmienił nazwisko trudno powiedzieć. Źródła podają rozbieżne informacje. Według Jadwigi Karolczak (artykuł pt. Dyrygent w Magazynie „Słowa Ludu” z 1995 r.) pod nazwiskiem rodowym matki zdawał egzamin do konserwatorium. Irena Szypułowa natomiast w publikacji pt. Kultura muzyczna Kielc 1945-1990 podaje, że przyjął je już w trakcie nauki w konserwatorium po namowie jednego z pedagogów sugerujących niemieckie brzmienie właściwego nazwiska. Ale nie to jest ważne. Karol Anbild nigdy nie czuł potrzeby jego zamiany – było niderlandzkiego pochodzenia, i kiedy nadarzyła się sposobność zmiany dokumentów, powrócił do właściwego. Egzamin do konserwatorium katowickiego zdawał przed profesorem Różyckim i zaczął studia na wydziale instrumentalnym (w ciągu roku zrobił program szkoły średniej na kontrabasie). Ukończył też dyrygenturę oraz kompozycję. W trakcie studiów, od 1948 r. równolegle prowadził chór „Echo” w Łaziskach Górnych, współpracował z Rozgłośnią Polskiego Radia w Katowicach współtworząc audycje muzyczne pn. „Przy sobocie po robocie” (na potrzeby tych audycji napisał osiemset pieśni śląskich) i z Filharmonią Śląską (jako kontrabasista), a po ich zakończeniu przez rok był asystentem dyrygenta tejże instytucji. Dyrygent świętokrzyskiej duszy W 1954 roku nakazem pracy został wysłany do Kielc i objął w naszym mieście funkcję II dyrygenta Wojewódzkiej Orkiestry Symfonicznej i założył chór „Echo” (rozwiązany przed 1970 r.). Pierwszym, i zarazem ówczesnym dyrektorem, a także współtwórcą kieleckiego zespołu był Marian Stroiński. Ale nie nabył się nim długo. Rok później w 1955 roku otrzymał propozycję równorzędnego stanowiska w Lublinie i tam też został wkrótce kierownikiem artystycznym orkiestry symfonicznej. A zadania do realizacji miał trudne. Zaczął od organizacji pełnego składu orkiestry i instrumentów. Brakowało też budynku dla filharmonii, kiedy orkiestra ją już została, mieszkań dla muzyków, ogólnie mówiąc – wszystkiego. Aby braki pouzupełniać, o każdą rzecz musiał walczyć. I robił to umiejętnie. Z roku na rok instytucja prężniała i zyskiwała coraz wyższy poziom wykonawczy i uznanie koncertujących z nią artystów. W Kielcach po raz pierwszy poza Krakowem koncertowała Kaja Danczowska, a Krystian Zimerman po raz pierwszy wykonał koncert fortepianowy Brahmsa. Sam jej szef – dyrektor Karol Anbild nie skupiał się też specjalnie wyłącznie na działalności kierowniczej. Równolegle dyrygował orkiestrami niemieckimi, duńskimi, francuskimi, prowadził koncerty w Warszawie, Katowicach, Krakowie i innych ośrodkach muzycznych w kraju oraz za granicą – w Bułgarii, NRD, Czechosłowacji, Rumunii, Francji, we Włoszech. Prowadził też działalność pedagogiczną w szkołach muzycznych i kieleckiej WSP. Świętokrzyską duszą opisane… Dorobek twórczy Karola Anbilda stanowią różnorodne formy muzyczne. Pisał tańce i pieśni śląskie, muzykę do 13 filmów dla Wytwórni Filmów Animowanych w Bielsku – Białej. Ale największą część jego twórczości stanowią utwory wyrosłe z zachwytu nad Ziemią Świętokrzyską i oparte na jej folklorze. To nie tylko pieśni oraz utwory instrumentalne na potrzeby Zespołów Pieśni i Tańca w Kielcach, Starachowicach i Ostrowcu Świętokrzyskim, ale także obszerniejsze kompozycje. Do ważniejszych należą: poemat symfoniczny Puszcza Jodłowa, Impresje świętokrzyskie, Kantata kielecka, Leśna ballada, Civitas Kielcensis ze słowami Ryszarda Miernika, Ballada kielecka, Rapsod żołnierski, Liryka górska i Symfonia świętokrzyska. W 1996 roku Karol Anbild wygrał konkurs zorganizowany przez Zarząd Miasta na „Hejnał Miasta Kielce”. Premiera utworu odbyła się 14 września tegoż roku w Kieleckim Centrum Kultury podczas uroczystego koncertu inaugurującego obchodzone po raz pierwszy Święto Kielc. Od tamtej chwili melodię hejnału można usłyszeć codziennie z ratuszowego zegara w samo południe, a w przypadku kolejnych jubileuszy świętokrzyskiego grodu czy też wręczenia Nagród oraz Nadziei Kielc okazjonalnie. Utwór ten jest czterogłosową kompozycją rozpisaną na dwie trąbki i dwa puzony, i dzięki takiej właśnie instrumentacji posiada dość oryginalne brzmienie. Kolorytu lokalnego dodaje wpleciony w linię melodyczną motyw świętokrzyskiej pieśni ludowej Da moja Łysico. Zasługi… Karol Anbild za działalność artystyczną otrzymał wiele odznaczeń i nagród, m.in. Złotą odznakę Związku Kompozytorów Polskich za popularyzację muzyki polskiej w kraju i za granicą, nagrody miasta Kielc, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. W kwietniu 2005 roku Filharmonia Świętokrzyska podczas inauguracji XIII edycji Festiwalu Świętokrzyskie Dni Muzyki uroczyście nadała mu tytuł Honorowego Dyrektora. Na Świętokrzyskiej ziemi… Przygoda z Kielcami i Ziemią Świętokrzyską zaczęła się w 1957 roku, kiedy to grupa kieleckich muzyków – pracowników orkiestry przybyła do Lublina z prośbą do Karola Anbilda, aby objął stanowisko dyrektora przyszłej filharmonii. Po latach wspominał: „Nie wahałem się długo, ponieważ coś mnie do tego miasta ciągnęło”. Aneta Lech Bilbiografia: Karolczak J., Dyrygent, „Słowo Ludu”, Magazyn 1995 Szypułowa J., Kultura muzyczna Kielc 1945-1990, Kielce 1990 Fot. z Archiwum Filharmonii Świętokrzyskiej 23 FOTOGRAFIA fotografia FOTOGRAFIA Fotografie i obrazy ALEKSANDER Aleksander Salij urodził się 4. kwietnia 1942 r. w Kuropatnikach (powiat Bursztyn, województwo Stanisławowskie). Ukończył szkołę podstawową w 1957 r. w Bursztynie, a po ukończeniu szkoły średniej w Czarnkowie odbywał zasadniczą służbę wojskową w Szczecinie, gdzie podjął pracę etatową w Sztabie Wojskowym. Następnie zatrudnił się w Wydziale spraw Wewnętrznych w Wałbrzychu. W latach 1967–1972 pracował w Spółdzielni Reklamowej, a od 1972 r. jako fotograf w Hucie w Ostrowcu Świętokrzyskim. W roku 1979 został przyjęty do Związku Polskich Artystów Fotografików. W latach 1970–1977 odbył studia na Wydziale Historii Sztuki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Obecnie emeryt. Zajmuje się malarstwem, fotografią oraz teorią sztuki. W fotografii jest samoukiem. Zadebiutował w 1957 roku. Pozostawał pod silnym wpływem twórczości Zbigniewa Dłubaka, Jerzego Olka, Edwarda Hartwiga oraz Kieleckiej Szkoły Krajobrazu, lecz zrealizował indywidualną drogę rozwoju artystycznego. Aleksander Salij związał się z twórczością fotograficzną, której poświęcił pięćdziesiąt lat pracy. W jego fotografii można wyodrębnić okres zainteresowania tematami klasycznymi (portret, reportaż, krajobraz), następnie fotografię analityczną i subiektywną, a wreszcie rekapitulację dotychczasowej drogi twórczej i powrót do fotografii portretowej, znaczącej najważniejsze osiągnięcia twórcze ostrowieckiego fotografika. Swoje osiągnięcia twórcze Aleksander Salij przedstawiał do oceny publicznej; uczestniczył w ogromnej ilości wystaw i konkursów fotograficznych (regionalnych, ogólnopolskich i międzynarodowych), osiągnął liczne sukcesy (medale, nagrody, wyróżnienia, dyplomy). Twórca zorganizował także liczne wystawy indywidualne, w których przedstawiał kolejne etapy twórczych fascynacji. Zwracają uwagę tematy „klasyczne”, od których rozpoczynał swoją przygodę fotograficzną, podsumowane wystawami: Fotografika (Galeria Fotografii, Kielce 1978 oraz Muzeum Regionalne, Ostrowiec Świętokrzyski 1980). W połowie lat 80-tych artysta rozpoczął poszukiwania nowych obszarów wypowiedzi. Zaprezentował wystawę pn. Poszukiwania w fotografii (Galeria Sztuki Współczesnej, Kielce 1989), a następne eksperymenty twórcze zgromadził na wystawie pn. Fotografia analityczna (Kielce 1992 oraz Galeria Ratusz, Zamość 1994), Struktury czerni i barwy (Galeria BWA Ostrowiec Św. 1997), Ślady (Mała Galeria ZPAF – CSW, Warszawa 1998), Syn Grzegorz 24 SALIJ Atoportret 1958 Ślady i figury (Galeria Fotografii, Kielce 1998), Struktury (Galeria Fotografii, Przemyśl 1999), Ślady i figury (Galeria FF, Łódź 1999). W roku 2005 rozpoczął się okres rozliczeniowy w fotografii artysty. Do głosu doszły wartości wypracowane w ciągu całej drogi twórczej, zaś na plan pierwszy wysunął się portret oraz całokształt humanistycznych wartości sztuki Aleksandra Salija. Stworzone w tych obszarach tematycznych dzieła zasługują na odrębne omówienie. Artysta został przyjęty do Okręgu Świętokrzyskiego ZPAF w Kielcach w okresie powstawania serii ekspozycji poświęconych życiu, pracy i odpoczynku rodzin robotniczych. Aleksander Salij włączył się do wielkiej akcji dokumentacyjnej, uczestniczył w większości manifestacji artystycznych (między innymi w wystawach pn. Rodzina Robotnicza – Kielce 1982, Huta – Dom – Rodzina – Kielce, Ostrowiec Św., Gorzów Wielkopolski - 1979). W tym samym czasie przystąpił do realizacji własnych projektów, z czego zakończył fotografowanie i przygotował własne wystawy: Rodzina Górczyńskich (Kielce 1982), Odlewnia Żeliwa (Ostrowiec Świętokrzyski 1984) oraz Huta – Człowiek – Przemiany (Galeria Zakładowego Domu Kultury w Ostrowcu Świętokrzyskim 1986). W fotografiach z tego okresu artysta poszukuje pogłębionych cech psychologicznych swoich bohaterów – zwykłych ludzi oraz egzotyki miejsca pracy. Niewątpliwym ułatwieniem w pracy fotografa było zatrudnienie go na stanowisku fotografa w Ostrowieckiej Hucie. Przez wiele lat Aleksander Salij, razem z kieleckimi fotografami, uczestniczy w procesie dokumentowania krajobrazów Ziemi Kieleckiej. Obligowała go do tego przynależność do Okręgu Świętokrzyskiego ZPAF w Kielcach. Artysta uczestniczył w wystawach i konkursach organizowanych w środowisku (wystawy doroczne, ogólnopolskie Biennale Krajobrazu Polskiego oraz liczne wystawy promujące działalność Kieleckiej Szkoły Krajobrazu w kraju i zagranicą). Obok dokumentacji krajobrazu, artysta poszukuje i wyodrębnia z natury Macierzyństwo 2 pejzaże nasycone klimatem romantycznej nastrojowości. Odpowiadały one stanowi wrażliwości autora, często też były wykorzystywane w procesie tworzenia fotomontaży (cykl Ślady i figury). Ważnym elementem, wielokrotnie eksploatowanym w sztuce fotograficznej Aleksandra Salija, są ręce. Pełnią one różne funkcje: od dekoracyjnych ozdobników do symbolicznych odniesień; raz są elementami kompozycji surrealistycznej (na przykład pięść w miejscu głowy), niekiedy służą do drobiazgowej analizy struktury skóry, a w innych przypadkach są „śladem” linii papilarnych odciśniętych bezpośrednio na materiale światłoczułym. Niekiedy fragmenty lub części dłoni są poddane daleko posuniętej obróbce chemicznej, która sprawia, że ręce służą jako znak lub symbol. Zawsze jednak, nawet przy najdalej idącej, mechaniczno – fizyko – chemicznej obróbce, fragment dłoni ludzkiej wnosi do dzieła posłanie humanistyczne. W licznych przypadkach dłonie (lub ich fragmenty) zestawione są z okruchami materii, (jak na przykład fragmenty liści, główka kapusty, czy kromka chleba). Częstym motywem pojawiającym się na fotografiach Aleksandra Salija jest cień „ewokujący” światło. We wszystkich okresach swojej twórczości fotograficznej Aleksander Salij zachował odrębność własnej sztuki, która była zwykle selekcjonowana przez swoisty filtr przeżyć i przemyśleń osobistych. Podobnie w malarstwie, które artysta uprawia od 1965 roku. Czynnie uczestniczy w wielu wystawach plastycznych na terenie województwa i kraju, wielokrotny uczestnik Jesiennych Salonów Sztuki (w Ostrowcu Świętokrzyskim). Obrazy towarzyszą również wielkim, przeglądowym wystawom twórczości fotograficznej, jak na przykład Fotografia – Malarstwo (BWA Kielce, BWA Ostrowiec Świętokrzyski 2005), czy Fotografia 1957–2007 (Galeria BWA Ostro- wiec Świętokrzyski 2007). Obrazy malarskie spotykają się z uznaniem krytyków sztuki, były między innymi z powodzeniem prezentowane na dorocznych wystawach Przedwiośnie w Kielcach. Również w środowiskach plastycznych artysta włącza się do społecznych prac organizacyjnych. Był współtwórcą i członkiem interdyscyplinarnej „Grupy 10” w Ostrowcu Świętokrzyskim (przez dwie kadencje pełnił funkcję wiceprezesa). Jest członkiem Stowarzyszenia Pastelistów Polskich, w ramach tej specjalizacji przedstawił indywidualną wystawę malarstwa w Galerii Promocji SPP (Nowy Sącz 2001). Zarówno predyspozycje (rozwijane w procesie samokształcenia), jak również wykształcenie (Wydział Historii Sztuki KUL w Lublinie) sprawiły, że Aleksander Salij włącza się w nurt krytyki artystycznej. Między innymi jest autorem licznych tekstów publicystycznych i krytycznych z zakresu malarstwa i fotografii (kilkadziesiąt pozycji bibliograficznych). Od powstania Biura Wystaw Artystycznych w Ostrowcu Świętokrzyskim, Aleksander Salij jest aktywnym członkiem Rady Programowej GALERII SZTUKI w rodzinnym mieście. Fotografia była dla Aleksandra Salija wstępem i drogą do twórczości; z biegiem czasu została ona uzupełniona malarstwem, dokonaniami z zakresu krytyki i teorii fotografii oraz doświadczeniami organizacyjnymi (praca w środowiskach twórczych). Dopiero całokształt tych dokonań kreśli biografię znakomitego artysty, wszechstronnie zasłużonego dla kultury swojego miasta Ostrowca Świętokrzyskiego oraz dla regionu świętokrzyskiego. Aleksander Salij był członkiem grup artystycznych: interdyscyplinarnej „Grupy 10” w Ostrowcu Świętokrzyskim (przez trzy kadencje pełnił funkcję wiceprezesa) oraz fotograficznej „Grupy V” w Ostrowcu Świętokrzyskim. Po wstąpieniu do Okręgu Świętokrzyskiego ZPAF stał się aktywnym jego działaczem. Przez trzy kadencje Reportaż dzieciństwo 25 Samo życie – targowica piastował funkcję członka Okręgowej Komisji Kwalifikacyjnej przy OŚ ZPAF w Kielcach oraz pełnił obowiązki Członka Zarządu Okręgu. Po przejściu na emeryturę aktywność społeczna osłabła. Jednakże nadal Aleksander Salij czynnie uczestniczy w życiu środowiska fotograficznego w Ostrowcu Świętokrzyskim oraz w kraju. Odwiedza i współpracuje z wieloma galeriami fotografii, ogląda ważne wystawy historyczne, problemowe i eksperymentalne. Często formułuje osobiste sądy o wydarzeniach kształtujących polską współczesną sztukę fotograficzną. W wielu przypadkach są to oceny ostre, a nawet kontrowersyjne; wypowiadane z pasją i wewnętrznym przekonaniem, lecz przy tym dotykające istoty problemów; prawdziwe. Za swą pracę twórczą i społeczną działalność organizacyjną Aleksander Salij był wielokrotnie nagradzany i odznaczany, między innymi otrzymał Odznakę „Za Zasługi dla Kielecczyzny” (1980), Odznakę „Zasłużony działacz Kultury” (1980), Medal Okręgu Świętokrzyskiego ZPAF (1982 i 1983), Medal „150-lecia Fotografii” (1989). Prace fotograficzne artysty znajdują się w zbiorach: Francuskie Muzeum Fotografii w Bievres koło Paryża, Muzeum Narodowe – Kielce, BWA – Kielce, BWA – Ostrowiec Świętokrzyski, Biblioteka Narodowa – Warszawa, Płowdiw – Bułgaria, Związek Polskich Artystów Fotografików – Warszawa. Dane biograficzne Aleksandra Salija zawarte są w licznych pozycjach bibliograficznych, między innymi: Sztuka Ziemi Kieleckiej – Fotografia (Kielce 1997), Kielecka Szkoła Krajobrazu (Kielce 2002) oraz w katalogach indywidualnych i zbiorowych wystaw fotograficznych. Paweł Pierściński Krajobraz metaforyczny, noc 26 Fot. Aleksander Salij W cieniu kamery Marian Klusek Fotografia jako dziedzina sztuki niesie ze sobą wiele zagadek. Ich rozwiązywanie może sprawiać niesamowitą przyjemność. Marian Klusek fotografią zajmuje się od dawna. Od czterdziestu, a może i więcej lat. Nieistotne. Ważnym jest, że czerpie z jej uprawiania olbrzymią satysfakcję, ładuje życiowe akumulatory. Skromne początki Fotografia polowała na Mariana Kluska od dawna. Nęciła, kusiła. I tak się złożyło, że w Liceum Pedagogicznym w Bliżynie, gdzie był uczniem, nadarzyła się okazja, żeby tajemnicę odkryć. Z kolegą sprzedali na złom stary piec centralnego ogrzewania, który akurat wymontowano ze szkolnej kotłowni. Dyrektorowi Mieczysławowi Kołodziejskiemu tak spodobała się inicjatywa uczniów, że dołożył pieniędzy i kupili kamerę filmową, 8 mm – kwarc. Dał też dwa swoje aparaty fotograficzne. I tak narodziło się szaleństwo Mariana Kluska, patrzenia na wszystko z drugiej strony obiektywów aparatów: fotograficznego i filmowego. Spełniały się marzenia, a fotografia zaczynała dominować nad innymi zainteresowaniami, by w efekcie stać się najważniejszą muzą. Ważne wydarzenia szkolne były fotografowane, filmowane. Ślady tego, co działo się w murach szkoły, pozostawały. Pewnie gdyby poszperał w archiwum obecnego Liceum Ogólnokształcącego w Bliżynie, znalazłby celuloidowe taśmy, na których żyją ludzie, których już na tym świecie nie ma. I to jest magia filmu, czar fotografii według Mariana Kluska. Już profesjonalnie Jedno zdjęcie potrafi wyrazić więcej niż słowo pisane. Tym bardziej teraz, gdy króluje kultura obrazkowa, telewizji, fotografii w gazetach. Sztuką jest zrobić reportaż pokazując wydarzenie na jednej fotografii. Można opisać historię na dwóch, trzech zdjęciach, albo kilkunastu niczym komiks. Niewielu odważy się fotografować w ekstremalnych sytuacjach. Albo nawet pokazać proste zdarzenia w ciekawym ujęciu. Ileż to potrzeba byłoby słów, żeby opisać błahą, lecz sfotografowaną scenkę – podkreśla Marian Klusek. W życiu tak mu się poukładało, że połączył dwie swoje największe pasje, fotografię i dziennikarstwo. Oczy- Piękna ziemia świętokrzyska, jedyna w swoim rodzaju wiście okupione ciężką pracą, wyrzeczeniami. Ciułaniem groszy na aparat fotograficzny, doskonaleniem warsztatu, „ostrzeniem” pióra. Wiele lat temu pierwszą maszyną do zdejmowania był ami. Bardzo prosty aparat fotograficzny z obiektywem wyposażonym w jedną soczewkę. Potem przyszła wyższa szkoła jazdy – aparat fenix, kupiony za składkowe pieniądze: rodziców i dziadków. Służył mi bardzo dobrze wiele lat. Aż na obozie filmowym w Uniejowie utopił się w Warcie, gdy spadł z kajaka – opowiada Marian Klusek. – Ciągle jednak marzyłem o lepszym sprzęcie. Była lustrzanka dwuobiektywowa szerokoformatowa start. I taki kupiłem sobie dopiero, gdy pracowałem w „Słowie”. Wcześniejszy zenit, potem olimpus, czy właśnie wymarzony nikon robił takie zdjęcia, jakie zakomponowałem na matówce. Ale aparat był najnowszej generacji – wyjaśnia. Prawdziwa sztuka fotografowania nie ogranicza się tylko do pstrykania zdjęć, a niesie ze sobą coś więcej. Mowa tu o kompozycji, kadrowaniu, odpowiednim oświetleniu. Dzisiaj nie jest trudno uzyskać dobre efekty techniczne. Cyfrowy sprzęt fotograficzny z olbrzymią pamięcią pozwala na zrobienie setek zdjęć. Często bezmyślne pstrykanie, aby sprzęt był w użyciu. Potem szybka obróbka przy pomocy odpowiednich programów komputerowych. I już jest odbitka. Często u początkujących fotografów zupełnie coś innego niż „zdejmowali”. Szok. W rzeczywistości było ładne, teraz paskudne. Niemniej elektronika bardzo ułatwia zadanie. A zdjęcia nadal robi ten, który jest za kamerą. Przy okazji jednak odbierają przyjemność, jaką 27 jest podglądanie, pstrykanie, a następnie wywoływanie ich w ciemni. Tradycyjna fotografia uczyła pokory. Trzeba komponować ujęcie. Bo szkoda było zmarnować choćby klatkę filmu. Wielu fotografów z generacji, gdy nikt o cyfrówkach nie słyszał, przyznaje się do tego, że praca z odczynnikami i prawdziwe wywoływanie filmów w chemii, w ciemni, przy czerwonym oświetleniu, są im zupełnie obce. Trudno się dziwić. Komputery i nowoczesna technika pozwalają zaoszczędzić czas i zmniejszyć wysiłek fotografa. Z prawdziwą przygodą ma to jednak mało wspólnego. Tego specyficznego zapachu utrwalacza, którym pachniały ręce, gdy nimi kąpało się duże powiększenia, nie da się niczym zastąpić. Fotoreporter Marian Klusek od wielu znany jest w kręgu dziennikarskim bardzo dobrze. Współpracował z wieloma gazetami i pismami województwa świętokrzyskiego. Jego teksty ukazywały się (w latach osiemdziesiątych XX wieku) w miesięczniku kieleckim „Przemiany”, w ówczesnym „Echu dnia”, w miesięczniku kulturalnym „Ikar”, a także w „TYGODNIKU RADOMSKIM”. Aż do momentu, gdy został dziennikarzem, fotoreporterem „Słowa ludu”, bo z tej racji musiał pozostać wierny swojej firmie. Teksty i fotografie przedrukowywały i zamawiały gazety centralne, jak choćby tygodnik „Angora” o międzynarodowym zasięgu. Do swoich tekstów załączał zdjęcia. Na fotografiach są ludzie, miejsca, jest jakiś nastrój, jakaś atmosfera, na twarzach ludzi malują się emocje. Słowami czasami niezwykle trudno to opisać. Zawsze podkreśla – nie ma materiału prasowego, nie ma gazety bez fotografii. Bez zdjęć są klepsydrami, nekrologami. Nawet ludzie takich czarnych, w dodatku samych liter, nie chcą kupować. Umiejętność obserwacji, podpatrywania, wychwytywania z otoczenia tego, co inne, piękne bądź brzydkie, ale zawsze warte uwiecznienia, to kilka najważniejszych cech dobrego fotografa. Mariana Kluska rzadko można spotkać bez aparatu. Fotografuje wszystko, co wydaje mu się ciekawe. Zdjęcia mówią same za siebie. Pokazywane na licznych wystawach nie potrzebują komentarzy. Marian Klusek specjalizuje się nie tylko w fotoreportażu. Jego zdjęcia trafiały na liczne wystawy. Swoje prace prezentował między innymi na wystawach: „Art-Eko” w Muzeum Techniki w Pałacu Kultury w Warszawie, w Muzeum Techniki w Sielpii, czy też ostatnio na wystawie „Świętokrzyskie w obiektywie” w Kielcach. Bardziej znany jest w Polsce, niż w Końskich. Nie sposób wyliczyć wszystkich miejsc, gdzie pokazywał swoje fotogramy, bo już w tym artykule więcej o nim nie dałoby się napisać. Wiedza dla innych Swoją wiedzą i umiejętnościami chętnie dzieli się z innymi. Fotografii nie można nauczyć się z podręczników. Sztuka jest tą dziedziną, gdzie teoria tylko przypomina o pewnych kanonach pracy. Warsztat fotograficzny najlepiej oczywiście budować w oparciu o dobrą znajomość zasad kompozycji. Ale tak jak człowiekowi najcenniejszych lekcji udziela samo życie, tak adept tego rodzaju sztuki uczy się fotografii po trosze podpatrując mistrzów, po trosze według ich podpowiedzi. Ostatnio grupa młodzieży z Końskich i ich przewodników – fotografów często ruszała do Starej Kuźnicy, do Sielpii, ale też na Święty Krzyż. Był wśród nich również Marian Klusek. Góry Świętokrzyskie są ciekawym krajobrazowo regionem. O każdej porze dnia i roku góry prezentują się inaczej. – Fotograf musi być cierpliwy – mówi Marian Klusek. – Czasami trzeba długo czekać na odpowiedni moment. Niekiedy słońce nie chce wyjść zza chmur, a bez tego zdjęcie będzie nijakie. Przeszkadzać może wszystko: słońce, brak słońca, deszcz, brak deszczu. Bardzo trudne do sfotografowania są drzewa. Podczas wakacyjnego pleneru w Puszczy Jodłowej Marian Klusek opowiadał uczestnikom, że drzewa najlepiej fotografować w deszczu, albo bezpośrednio po nim. Nauczyciel i artysta W ramach programu „Młodzież” ze środków Komisji Unii Europejskiej od stycznia do października organizowane są zajęcia dla młodzieży z Końskich i okolic. Klub Osiedlowy „Kaesemek” Koneckiej Spółdzielni Mieszkaniowej udostępnił pomieszczenia. O samej idei i pomysłodawcach TYGODNIK informował już czytelników kilkakrotnie. Pod okiem znakomitych artystów młodzi ludzie mają szansę rozwijać swoje zainteresowania i umiejętności. Zajęcia odbywają się w soboty i prowadzone są w czterech grupach. Każda liczy po 15 osób. Reporterską grupą fotograficzną zajmuje się Marian Klusek. Jego podopieczni przechodzą potem do pracowni rzeźby, rysunku, a następnie gumy – techniki fotografii szlachetnej, której naucza Wiesław Turno. Młodzież chętnie bierze udział w plenerach. – Z młodymi zapaleńcami fotografii byliśmy już w Starej Kuźnicy, Skarżysku, Starachowicach, Wąchocku, Chlewiskach, Borkowicach niedaleko Przysuchy. A ostatnio w Sielpii – informuje M. Klusek. Z każdej takiej wycieczki gimnazjaliści, uczniowie szkół średnich, ale także studenci przywożą zdjęcia, o których potem rozmawiają z mistrzem, artystą fotografikiem, panem Marianem, jak go nazywają. Wspólnie dyskutują o tym, co jest dobre, a co trzeba poprawić, nad czym warto jeszcze popracować. Uczestnicy lekcji w terenie takie wypady traktują jako jedną z lepszych metod nauki fotografii. Z aparatem jak członkiem rodziny Marian Klusek jest wszędzie tam, gdzie coś się dzieje. Zawsze z aparatem fotograficznym. Oby nie brakło mu sił na dokumentowanie nie tylko zresztą powiatu koneckiego, miasta, wsi i ludzi, bez których zdjęcia są bardziej obrazkami dokumentalnymi, niż pokazującymi epokę. Marian Klusek ma znakomitą, niepowtarzalną, bo jedyną żonę Jadwigę, trzech znakomitych synów: Konrada, Kamila i Kacpra, mądrą wnuczkę Zosię i wspaniałą synową Ewelinę. A co najważniejsze ma ukochaną mamę, Mariannę. Pierwszego krytyka pierwszych fotografii i pierwszego sponsora. A kolejnym członkiem rodziny jest aparat fotograficzny, bez którego nigdzie ruszyć się nie sposób. Plener w Sielpii 28 Fot. Marian Klusek Katarzyna Płóciennik PRZEGLĄDA NIE „PONID ZIA” Jak co roku w Busku Zdroju odbył się kolejny Ogólnopolski Przegląd Fotograficzny „Ponidzie”. Jego XI edycja pod patronatem medialnym redakcji „Dedala” była nader bogata w niezwykłe fotograficzne ujęcia przygotowane zarówno przez fotografów amatorów, jak też profesjonalistów ze ZPAF i ZPAP z całej Polski. Andrzej Łada, Ostrowiec Św. Otwarta formuła Przeglądu, w którym nie ma jurorów i nagród ma charakter konfrontacji twórczej i jak widać sprawdza się, bo z roku na rok podnosi się ogólny poziom artystyczny całej wystawy. Wieloletnie zaangażowanie jej organizatora Piotra Kalety w propagowanie fotografii nie tylko na Ziemi Buskiej przynosi wspaniałe efekty w postaci bogatego zbioru fotogramów prezentowanych podczas dorocznego przeglądu, któremu – na co warto zwrócić uwagę zawsze towarzyszy solidnie wydany katalog prezentujący po jednej, wybranej fotografii każdego z uczestników wystawy. Przeglądając prace prezentowane na „Ponidziu 2007”, widać kilka głównych tematów zainteresowań ponad 100 fotografików biorących udział w tej edycji, a mianowicie są to pejzaże, fotoreportaż, makrofotografia, portret oraz kilka prac z kręgu artystycznych poszukiwań. Wojciech Domagała, Kielce Grzegorz Gruszka, Kielce Tradycyjnie bogaty jest zbiór krajobrazów, pokazujących urodę zarówno Ziemi Świętokrzyskiej, jak też innych regionów kraju. Wśród pejzaży zwraca uwagę zdjęcie, którego autorem jest Jarosław Bachrij z Buska Zdroju, zachwyt wzbudza zwłaszcza ten niesamowity ponidziański horyzont z całą swoją tajemniczą ezoteryką. Ciekawy koloryt natury uchwycili w swoich pracach kielczanie, Jerzy Bielecki skadrował fragment nadbrzeżnej faktury, a Łukasz Max Kania przedstawił również motyw wodny, jednak w bardziej chłodnym, miejskim klimacie. Swoim ciepłem przyciąga natomiast fotografia Zygmunta Strzeleckiego z Jeleniej Góry, a tych co wolą półmrok zapewne zainteresują zdjęcia wykonane przez Jerzego Wojtysia z Buska Zdroju i Janusza Pytla z Jeleniej Góry. Ciekawe prace reportażowe przygotował Andrzej Łada z Ostrowca Świętokrzyskiego, który zimową porą uwiecznił spotkanie konia, furmana i świętego z przydrożnej kapliczki oraz Rafał Łagowski z Kielc portretujący strudzoną kobietę z kogutem w ręku. Wojciech Domagała z Kielc z kolei uchwycił w kadrze zapewne jedną z ostatnich babć w zapasce naprzeciw kieleckiej dorożki na czarno-białej fotografii w stylu z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, a Grzegorz Gruszka z Kielc zaprezentował podobny, jednak bardziej prowincjonalny obraz z furą, koniem i babcią – niestety bez zapaski. Natomiast niegdysiejszy lider grupy CKF, Bartosz Bogucki z Kielc podczas przygody z wyspami brytyjskimi, jak widać nie rozstaje się z aparatem i ze swojej charakterystycznej perspektywy pokazuje nam panoramę miejskiego city. 29 Bartosz Szydłowski, Pińczów Na wystawie uwagę zwracają też fotografie detali, zwłaszcza reflektor-oko pomarańczowego auta, który zaprezentował Tadeusz Biłozor z Jeleniej Góry oraz sugestywne zbliżenie człowieka i rzeźby utrwalone przez Matyldę Ptak z Warszawy. Pobudza do rozmyślań, nie tylko artystycznych, sfotografowana przez Jerzego Winklendta z Jeleniej Góry tablica reklamowa z hasłem „Bóg jest!”. Joanna Klich, Kielce Nie można obojętnie przejść obok fotografii Joanny Klich z Kielc, która od pewnego czasu konsekwentnie zmaga się z siłami natury i pięknem kobiecego ciała, efekty jej działań są nad wyraz subtelne. Intrygujące odczucia towarzyszą, zwłaszcza mężczyznom, spoglądającym na smukłe nogi tajemniczej kobiety na szpilkach w ujęciu Leszka Kowalskiego z Jędrzejowa. Natomiast panią ze zdjęcia Jacka Rzodeczko z Kielc chyba już wszyscy miłośnicy świętokrzyskiej fotografii znają, tym razem fotograf zestawia sterczące haki i piersi nagiej modelki. Nie jestem pewien czy wszystkim odbiorcom czy tylko mnie uwidacznia się ta dziwna relacja? Ciekawie kombinuje też Bartosz Szydłowski z Pińczowa, przypala negatyw, stosuje montaże, dzięki czemu i tak dość wyrazisty portret szczerzącego się pana nabiera dodatkowo artystycznego wyrazu. Warto zwrócić szczególną uwagę na prace Edyty Bobowiec z Buska Zdroju, która w niezwykle plastycznej grafice komputerowej w stylu fotoart zajmuje się mową ciała, a szczególnie – tak ważnych, zwłaszcza dla kobiet - dłoni i oczu, po których można przecież poznać człowieka. Zielono w głowie się robi patrząc na zdjęcie Arnolda Kalety z Oleśnicy Śląskiej, którego piesek zdaje się być zbyt blisko pana-fotografa, przez co w kadrze widać jedynie jego frapujący zad z pędzelkowatym ogonem. Leszek Kowalski, Jędrzejów Nie wiem dokąd jedzie Woytek Kowalczyk z Buska Zdroju, ale na pewno fotografowanie podczas jazdy samochodem to sport ekstremalny, chyba że to tylko strona startowa symulatora dla kierowców. Podobny zabieg zastosował też Krzysztof Wołoszynowski z Buska Zdroju, który z kolei fotografuje podczas polowania, a jego kadr przypomina ekran rodem z gry komputerowej Doom. Świętokrzyska fotografia w ponidziańskim wydaniu jak widać ma się dobrze, a tzw. grupa buska jest wciąż bardzo aktywna i twórcza. Duża w tym zasługa Piotra Kalety, który, oprócz rozwijania swojej kariery artystycznej, wziął na siebie ciężar organizacji, mobilizacji i konsolidacji regionalnego środowiska fotograficznego, co jest w dzisiejszych czasach nie lada wyzwaniem. Gratulacje Panie Piotrze! Tomasz Kosiński 30 Jacek Rzodeczko, Kielce PRZEGLĄDANIE „PONIDZIA” Woytek Kowalczyk Jerzy Bielecki Edyta Bobowiec Tadeusz Biłozor 31 second 32 life 33 Obrazy – ALEKSANDSER SALIJ Fotografia Ziemi Buskiej – Nowy Korczyn 34 Alicja Mazurek Wiesław Turno Fotografia Ziemi Buskiej – Nowy Korczyn Cykl fotograficzny „Ziemia Buska” to plenery fotograficzne i wystawy poplenerowe, których celem jest dokumentacja artystyczna gmin powiatu buskiego. Wystawa „Miasto królewskie – Nowy Korczyn 2008” ma szczególny charakter, mianowicie odbywa się w 750-lecie nadania praw miejskich Nowemu Korczynowi i jest pierwszą fotograficzną ekspozycją prezentowaną w nowej galerii „U źródeł” w rozbudowanym i zmodernizowanym Buskim Samorządowym Centrum Kultury. Wojciech Bałabański, Busko Na wystawie prezentuje się 54 fotografików z całego kraju, wśród których większość stanowi liczna grupa pasjonatów Ponidzia uczestnicząca w całym cyklu od samego początku jego powstania z inicjatywy Piotra Kalety. Zdjęcia samego pomysłodawcy tej cennej inicjatywy fotograficznej stanowią mocny punkt całości ekspozycji, a zdjęcie zakoli Nidy w okolicach Czarkowy powinno znaleźć się w każdym albumie o cudach Polski. Chyba tylko na Ponidziu można znaleźć praktycznie całkowicie zarośnięty pnączami dom jak z bajki o śpiącej królewnie, a fotograf Adam Poniatowski z Buska Zdroju zdaje się być księciem, który obiektywem aparatu przedziera się przez zarastające to domostwo chaszcze, by odczarować jego gospodarzy. Czas się chyba zatrzymał w tej krainie, co pokazują fotografie Ewy Banach ze Stopnicy, Bartosza Radziwolskie- Adam Poniatowski, Busko Jerzy Bednarski, Kielce go i Wojciecha Bałabańskiego z Buska Zdroju. Zarówno zielony zakład fryzjerski, jak i przydrożna budka „Raj” oraz sklep z amerykańską odzieżą pamiętają zapewne odległe lata z ubiegłego wieku. Wspomnienia przywołuje w swojej pracy także Alicja Mazurek z Pińczowa, która w osobistym montażu wraca pamięcią do postaci polskiego oficera, zapewne z bliskiej rodziny, powracającego jako odbicie w oknie. Być może za kimś bliskim wypatruje też starsza kobieta z fotografii Jerzego Bednarskiego z Kielc. Zachwyca praca Wiesława Turno z Końskich, nie tylko ze względu na technikę gumy, która stała się specjalnością tego artysty, ale także dzięki klimatowi samej fotografii będącej swoistym zaproszeniem do poznania nowokorczyńskiego sacrum. Tajemnicę papieskiego cienia na ścianie kościoła oraz figurę Matki Bożej na pierwszym planie zgrabnie ujął w kadrze Jan Zych z Krakowa. Czekamy na kolejne fotograficzne akcje z cyklu „Ziemia Buska” Tomasz Kosiński 35 Dokumentator krajobrazu kulturowego Henryk Pieczul Całe swoje twórcze życie związał z fotografią. Znakomity dokumentator krajobrazu kulturowego Ziemi Świętokrzyskiej. Przez wiele lat pracował dla Muzeum Narodowego w Kielcach i w Krakowie oraz współpracował z innymi muzeami w Polsce. Opublikował rekordową ilość fotografii w katalogach oraz w wydawnictwach popularno – naukowych (w kraju i zagranicą). Obok zawodowego perfekcjonizmu i obiektywizmu w odwzorowaniu przedmiotów, w twórczości fotograficznej stosuje kreację autorską, wynikającą z osobistego przeżycia oraz refleksję nad urodą natury i degradacją środowiska naturalnego przez człowieka. Henryk PIECZUL urodził się 17. grudnia 1941 r. w Wilnie, gdzie spędził dzieciństwo. Wraz z rodzicami odwiedzał dziadka mieszkającego w podwileńskiej wsi Pustelniki. Od 1945 r. mieszka i pracuje w Kielcach. Uzyskał wykształcenie średnie ogólnokształcące, a nieco wcześniej ukończył Zasadniczą Szkołę Zawodową w zakresie fotografii (w Kielcach) oraz Technikum Fotograficzne (8 semestrów) w Warszawie. Dyplom czeladnika w zawodzie fotograficznym uzyskał w 1960. Uzupełniając wykształcenie, ukończył kursy fotograficzne wyższego stopnia: w Poznaniu (1960), kurs fotoreporterski (1965) oraz kurs kinematograficzny (1965). Specjalizował się w fotografii zawodowej i technicznej: wykonywał fotografię naukową, zdjęcia konserwatorskie dzieł sztuki, fotografię w podczerwieni, w ultrafiolecie, w świetle sodowym, świetle analitycznym, fotografię lotniczą, zdjęcia tkanin, obrazów, porcelany, szkła, monet, srebra (i innych metali), architektury. Jego fotografię cechuje zawodowy perfekcjonizm i obiektywizm w wiernym oddaniu charakteru przedmiotów. Fotografuje (z wieloletnim doświadczeniem) na materiałach czarno białych, odwracalnych oraz barwnych (negatyw – pozytyw). Pracę fotografa rozpoczął od stanowiska ucznia i laboranta w Zakładzie Fotograficznym znanego kieleckiego fotografa Zygmunta Hamerskiego (1957–1960), następnie objął funkcję fotografa w Państwowych Zakładach Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” w Kielcach (1960 – 1963), kolejno pełnił funkcję instruktora fotografii w Wojewódzkiej Spółdzielni Mleczarskiej w Kielcach (1977 – 1980). Najważniejszą życiową decyzją było objęcie funkcji kierownika pracowni fotograficznej w Muzeum Narodowym w Kielcach (1964 – 1988), fotografa (na 1/2 etatu) w Pracowni Konserwacji Zabytków w Kielcach (1971–1973) oraz fotografa w Muzeum Narodowym w Krakowie (umowa – zlecenie w latach 1988–2005). Przez te wszystkie lata aktywnie współpracuje z muzeami w całej Polsce, między innymi 36 z: Muzeum Wsi Kieleckiej w Kielcach, Muzeum Ludowych Instrumentów Muzycznych w Szydłowcu. Obecnie jest emerytem. W pracy zawodowej osiągnął znakomite rezultaty. Wykonał dokumentację obiektów muzealnych do archiwum Muzeum Narodowego w Kielcach oraz w Krakowie. Wykonał fotograficzne elementy wyposażenia muzeów: Muzeum Lat Szkolnych Stefana Żeromskiego w Kielcach, Muzeum Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku, Muzeum Oskara Kolberga w Przysusze, Muzeum Regionalnego w Ostrowcu Świętokrzyskim, Muzeum Walk Partyzanckich w Radoszycach, Izby Pamięci w Michniowie (i do wielu innych obiektów). Pełnił funkcję fotografa ekspedycji naukowych organizowanych na terenie Gór Świętokrzyskich, obsługiwał między innymi: badania archeologiczne (Kolegiata w Opatowie, Żmigród w Opatowie, Zamek w Bodzentynie, Bazylika katedralna w Kielcach, Gród Rycerski w Dębnie, Góra Zamkowa w Widełkach i inne); badania etnograficzne: teren dawnej Puszczy Kozienickiej (1966 – 1968), województwo kieleckie (z Instytutem Sztuki Polskiej Akademii Nauk w Krakowie (1969 – 1970), badania regionu świętokrzyskiego dla Muzeum Wsi Kieleckiej (6 lat). Jego zdjęcia dokumentalne są publikowane w dziesiątkach, a nawet setkach wydawnictw popularno–naukowych w kraju i za granicą (roczniki muzealne, katalogi zbiorów i wystaw, przewodniki po muzeach, opracowania monograficzne i problemowe, foldery, plakaty, kalendarze, pocztówki). Łącznie opublikował drukiem ponad 45 tysięcy zdjęć autorskich. Wśród wyróżniających się wydawnictw znajdują się Roczniki Muzeum Narodowego w Kielcach oraz katalogi wystaw (Malecki, Jackowski, Szermentowski, Malczewski, Malarstwo Polskie i inne). Henryk Pieczul współpracował z licznymi naukowcami i z wieloma artystami. Między innymi towarzyszył przez siedem lat profesorowi Reinfussowi w wyprawach poznawczych odbywanych na teren Gór Świętokrzyskich. Fotografował przykłady ludowego budownictwa drewnianego, stroje ludowe (na żywych modelach oraz na neutralnych tłach), wnętrza zagród chłopskich i zabudowania gospodarcze, a także obrzędy ludu wiejskiego. W wyniku tych wspólnych działań powstały szczegółowe projekty utworzenia skansenu budownictwa ludowego w Tokarni koło Kielc. Więzy przyjaźni łączyły Henryka Pieczula z kieleckimi artystami malarzami. Często fotografował ich obrazy (zdjęcia czarno białe oraz diapozytywy barwne). Niekiedy użyczał swoich fotografii artystom (na przykład Zbigniewowi Kurkowskiemu), którzy czerpali z nich twórcze inspiracje; zdjęcia służyły jako materiał wyjściowy do opracowania obrazów (najczęściej abstrakcyjnych krajobrazów). Znacznie głębsze więzy łączyły Henryka Pieczula ze znakomitym artystą malarzem Krzysztofem Jackowskim. Obydwaj twórcy pasjonowali się hodowlą psów rasowych. Krzysztof – bulten terierami, a Henryk – basetami. Bardzo często psie piękności pozowały do fotografii oraz stawały się bohaterami obrazów, jak np. namalowany przez Krzysztofa Jackowskiego portret podwójny, przedstawiający Henryka Pieczula z jego basetem. Na (innym) portrecie - trumiennym widnieje twarz Henryka zmieniona przez cierpienia „ostatnich lat życia”, a podpis na obrazie głosi: „Stojąc w miejscu, cofasz się…”. Miłe usposobienie i liczne towarzyskie przymioty zjednywały Henrykowi wielu przyjaciół artystów. Otrzymywał od nich w podarunku dzieła malarskie lub rzeźbiarskie, które mogą wyposażyć niewielkie muzeum. Również ode mnie przyjął jeden z moich krajobrazów (z cyklu: Portret Ziemi Kieleckiej). Bodaj największy prezent otrzymał Henryk Pieczul od wspomnianego powyżej przyjaciela, znanego i cenionego na gruncie kieleckim artysty malarza Krzysztofa Jackowskiego, który opracował koncepcję oraz projekt plastyczny zagospodarowania posiadłości Państwa Pieczulów w Marzyszu-Młynach. Między innymi znakomity artysta plastyk namalował wizję siedziby z unikalnym systemem ogrodów – tarasów zabezpieczonych kamiennymi skarpami. Pomysł narodził się w trakcie towarzyskich „posiadów” grupy kieleckich przyjaciół artystów w mieszkaniu Henryka (gdzie często miłym gościem był również znakomity architekt mgr inż. Andrzej Grabiwoda) i dojrzewał po zakupieniu przez niego działki nad brzegami Czarnej Nidy. Projekt techniczny i realizacyjny powierzono wybitnemu architektowi Edmundowi Modrzejewskiemu (m.in. projektował budynek kieleckiego Dworca PKS). Dom zbudowano z miejscowego kamienia wapiennego, wykuto piwniczkę (w formie jaskini) w skałach wapiennych, zaprojektowano ogrzewanie pomieszczeń (nowoczesny system kanałów połączonych z centralnie usytuowanym kominkiem). Już po zaawansowaniu budowy w Marzyszu–Młynach spotykali się przyjaciele, obowiązkowo ze swoimi „pupilami”: Krzysztof Jackowski (z bulten terierem), Andrzej Grabiwoda (z jamnikiem), Henryk Pieczul (z basetem). Odbywali wspólne spacery po lesie oraz prowadzili niekończące się dyskusje twórcze. Miłość do Dom artysty psów przetrwała. Obecnie Henryk regularnie rano i przed wieczorem wyprowadza pieska (wielorasowego) na godzinny spacer po leśnych ostępach. W młodości Henryk Pieczul przejawiał zamiłowania sportowe. Między innymi uczestniczył w harcerskich mistrzostwach Polski w narciarstwie alpejskim (Wisła 1955), uzyskał stopień żeglarza w Klubie Sportowym „Mewa” w Kielcach (1956) oraz był zawodnikiem Świętokrzyskiego Klubu Narciarskiego (1956), zawodnikiem Klubu Sportowego „Start” w kolarstwie (1957), zawodnikiem Klubu „Budowlanych” w Kielcach w narciarstwie klasycznym (1958), sędzią w narciarstwie klasycznym (1961), instruktorem narciarstwa wyczynowego (1965) oraz instruktorem Szkółki Narciarskiej w Klubie „Budowlanych” w Kielcach (1970). Zamiłowania pozostały. W ostatnich latach Henryk Pieczul w każdym roku odpoczywa na jeziorach (Mazury lub Ziemia Lubuska), gdzie oddaje się ulubionemu zajęciu: łowi ryby z łodzi żaglowej. Wspomnianą działkę – nieużytek rolny, położoną na skarpie nadrzecznej w dolinie rzeki Czarnej Nidy, w miejscowości Marzysz – Młyny zakupił Henryk Pieczul w latach siedemdziesiątych. Jest ona wyposażona we własne źródło (nie zamarza w zimie), którego woda posiada właściwości lecznicze. Ze sprzyjających warunków – z dobrodziejstw „swojej” natury korzysta artysta: w wodzie źródlanej dokonuje zanurzeń i kąpiółek według wskazań doktora Knaipa. Na własnej działce Henryk wybudował dom – pałac, nazwany przez właściciela Domem Pracy Twórczej. Kamienna posiadłość to urokliwe uroczysko: dom, schody, przybudówki, a także tarasowo ułożone ogrody chronione skarpami. Prace budowlane Henryk wykonał sam, niekiedy tylko korzystał z pomocy fachowców (ciężkie prace budowlane, specjalistyczne ogrzewanie wnętrza domu kanałami przewodzącymi spaliny od kominka usytuowanego w centralnym pomieszczeniu na parterze budynku). Z biegiem lat jego siedziba rozrastała się tak, że właściciel zakupił też szeroki 37 pas lasu położonego nad urwiskiem (gdzie powstał ogród warzywny) oraz teren zalewowy na łąkach otaczających działkę. Wielką osobliwością i atrakcją działki jest własna jaskinia wydrążona w skale wapiennej nadrzecznej skarpy, o długości ponad 12 metrów. Jest ona wytworem natury; właściciel nie planuje w niej żadnych zmian (powiększenia otworu lub wydłużenia jej wymiarów). Jednakże istnienie tej naturalnej formy geologicznej nasunęło pomysł wydrążenia podobnego tworu. Powstała piwnica wykuta w skale, posiadająca wejście z domowej spiżarni. W otrzymanym pomieszczeniu utrzymuje się przez cały rok niezmienna temperatura 4 °C, doskonała do przechowywania przetworów (kiszona kapusta, kiszone ogórki, własne, ekologiczne warzywa oraz własnoręcznie przyrządzone nalewki, w których Henryk Pieczul Polskie wierzby jest mistrzem!). Na skarpie, bezpośrednio nad wejściem do jaskini zasadzony został „Dąb Prezesa Pierścińskiego” (6.04.1988). Drzewko rośnie do dziś na litej skale wapiennej (przetrwało, jako jedyne z równocześnie posadzonych sadzonek w trzech miejscowościach Gór Świętokrzyskich). W jaskini gospodarz organizuje wystawy własnych fotografii, podziwianych przez licznie przybywających, zaproszonych przyjaciół – fotografów z Kielc, z innych miast, a także z zagranicy. Henryk Pieczul wprowadził też formę uczczenia pamięci zmarłych kolegów, która stała się tradycją. W Dzień Zaduszny (każdego roku), zapala lampki na półce skalnej przed wejściem do jaskini. Atrakcyjne położenie i funkcjonowanie obiektu przyciąga gości, a gospodarz sam zaprasza do odwiedzin. Częstymi bywalcami gościnnego domu bywają najbliżsi koledzy z Okręgu Świętokrzyskiego ZPAF: Janusz Buczkowski i Paweł Pierściński. Odwiedzał go też często Jan Spałwan, który zmarł w 2004 roku. Niekiedy skład zaproszonych gości bywa obszerniejszy, w siedzibie pojawiali się goście szczególni, delegaci stowarzyszeń fotograficznych z różnych krajów. Warto odnotować pobyt oficjalnej delegacji fotografów z Chińskiego Towarzystwa Fotograficznego z Pekinu. Goście byli oczarowani obiektem i przyjęciem; z Polski wywieźli miłe wspomnienia. Fotografowano pobliskie, pełne uroku okolice rzeki Czarnej Nidy. Chińczycy nie mogli uwierzyć, że na łąkach pasą się krowy… przez nikogo nie pilnowane. Jeden z delegatów, zajęty fotografowaniem, pozostawił w polu drogi obiektyw do aparatu fotograficznego. O fakcie przypomniał sobie po upływie kilku godzin. W trakcie rozpoczętego zbiorowego poszukiwania zgubę odnaleziono i… nastąpiło kolejne zdumienie: nikt nie zabrał drogiego sprzętu. Największą atrakcją był poczęstunek, przygotowany osobiście przez gospodarza: bitki wołowe w sosie oraz kasza gryczana (skojarzona przez gości z „czarnym ryżem”). W trakcie przyjęcia goście zauważyli psa gospodarza i żywo zareagowali na jego obecność. Obecna na spotkaniu tłumaczka odmówiła informacji. Dopiero następnego dnia powiedziała, że goście byli zafascynowani dobrze utuczonym czworonogiem i spierali się, ile porcji można otrzymać po jego… zabiciu. 38 Pamiętna była również wizyta „pierwszej damy polskiej fotografii”. Goszczona przez Henryka Pieczula, Zofia Rydet wykonała serię zdjęć dokumentujących obiekt, a następnie przeprowadziła kilkudniowe penetracje regionu świętokrzyskiego. Skorzystała z uprzejmości i pomocy gospodarza, który posiadł dogłębną wiedzę o regionie (nabytą w trakcie muzealnych badań etnograficznych). Samochodem prywatnym Henryka objechali trasę ludowego budownictwa drewnianego. Zofia Rydet wykonała obszerną dokumentację wnętrz bytowania rodzin chłopskich. Była zachwycona wynikami i wielokrotnie podkreślała, że „takiej nędzy jeszcze nie widziała”. (Należy zauważyć, że w wielu izbach zachowały się jeszcze podłogi w formie polepy glinianej). „Zameczek” nad rzeką Czarną Nidą zapamiętał też wizytę innego Gościa Honorowego – mistrza polskiej fotografii artystycznej Edwarda Hartwiga. Podczas jednego z licznych odwiedzin w Okręgu Świętokrzyskim ZPAF, Mistrz przyjął zaproszenie Henryka Pieczula, po czym odwiedził jego dom, a także odbył samochodową wędrówkę samochodem po okolicy w rejon Gór Domowych Stefana Żeromskiego. Edward Hartwig miło (i często) wspominał odwiedziny, pytał co słychać u Państwa Pieczulów i przesyłał pozdrowienia. Henryk w pełni docenia walory swojej siedziby. Na emeryturze osiadł na stałe w Marzyszu – Młynach, przebywa wśród dzikiej przyrody, sosnowych lasów i rozlewisk Czarnej Nidy. Ze swojej „twierdzy” obserwuje otaczający świat. Co kilka dni wyjeżdża do Kielc, uzupełnia zaopatrzenie, opłaca rachunki. A niekiedy również fotografuje. Nigdy nie porzucił fotografii. Henryk Pieczul, równolegle do pracy zawodowej (fotograf - dokumentator w Muzeum Narodowym w Kielcach) zajmuje się twórczością fotograficzną. W odróżnieniu od fotografii dokumentalnej, którą cechuje zawodowy perfekcjonizm i obiektywizm podporządkowany wiernemu odwzorowaniu przedmiotów, zdjęcia artystyczne Henryka Pieczula stanowią autorski przekaz o otaczającym go świecie, co wynika na równi z głębokiego, osobistego, a nieraz intymnego przeżycia oraz z refleksji nad urodą natury i degradacją jej zasobów w wyniku rabunkowej gospodarki człowieka. A niekiedy nawet są to fotografie o charakterze kreacji artystycznej. Głównym tematem twórczych poszukiwań artysty są: krajobrazy, architektura, portret, dziecko, reportaż, kwiaty. Twórca porusza się w kręgu tematów przynależących do odwiecznych, klasycznych, a dzięki temu wielkich i nieprzemijających wartości w sztuce fotografowania. Artysta zadebiutował w 1957 roku; nieco później wstąpił do Świętokrzyskiego Towarzystwa Fotograficznego w Kielcach oraz do „Fotoklubu Kontrast” przy Wojewódzkim Domu Kultury w Kielcach (od 1976). Członek Związku Autorów i Kompozytorów Sztuki w Warszawie (1977– 1994). Członek artystycznej „Grupy 10 x 10” przy Kieleckiej Delegaturze ZPAF (1976 –1978). Członek Sekcji Fotografii Naukowej przy ZPAF (od 1977). Członek Rzeczywisty ZPAF (od 1979). Działacz społeczny i organizator ruchu fotograficznego, między innymi: Członek Zarządu Okręgu Świętokrzyskiego ZPAF, Członek Okręgowej Komisji Kwalifikacyjnej w Kielcach (dwie kadencje), Członek Wspierający działalność plenerową Okręgu Świętokrzyskiego (mecenas) oraz Członek Donator Francuskiego Muzeum Fotografii w Bievres koło Paryża (1982). Wstąpienie Henryka Pieczula do Świętokrzyskiego Towarzystwa Fotograficznego w Kielcach zmieniło jego stosunek do rzeczywistości i do fotografii. Zetknięcie z wykrystalizowaną wizją polskiego krajobrazu rolniczego wywarło wpływ na całą drogę twórczą młodego fotografa. Rozpoczął fotografowanie świętokrzyskiego krajobrazu i już wkrótce osiągnął efekty artystyczne. Jego fotografie bywały przyjmowane na wystawach regionalnych i ogólnopolskich, a nawet na międzynarodowych ekspozycjach sztuki fotograficznej. Z czasem jego fotografie zostały włączone do zestawów Kieleckiej Szkoły Krajobrazu; były eksponowane między innymi na wystawie „Piękno Polskiego Krajobrazu” (Francuskie Muzeum Fotografii, Bievres k /Paryża 1982). Logicznym następstwem było zaprezentowanie sylwetki artystycznej (biogram oraz fotografie) w prestiżowym albumie fotograficznym „Kieleckie Krajobrazy” (Kraków 1983) oraz udział w albumie „Sztuka Ziemi Kieleckiej – Fotografia” (Kielce 1997). Równie owocne dla rozwoju artysty było jego przystąpienie do „Fotoklubu Kontrast” przy WDK w Kielcach (1977– 1994). Liczne szkolenia, wykłady, pokazy i plenery, a nade wszystko bezpośredni kontakt z fotografami– rówieśnikami, wpłynęły w sposób znaczący na poszerzenie kręgu zainteresowań twórczych. Henryk Pieczul zrozumiał potrzebę prowadzenia prób i doświadczeń artystycznych, a w jego warsztacie twórczym pojawiły się fotomontaże i przetworzenia (techniki tonorozdzielUroki Czarnej Nidy cze). Okres poszukiwań formalnych oraz poszerzanie tematyki twórca kontynuował w „Grupie 10x10” przy Kieleckiej Delegaturze ZPAF. Uczestniczył we wszystkich manifestacjach artystycznych Grupy, a po zakończeniu jej pracy zdał egzamin i został przyjęty do Związku Polskich Artystów Fotografików – do Okręgu Świętokrzyskiego w Kielcach. Pracą dyplomową do ZPAF był zestaw fotografii dokumentujących typową wieś świętokrzyską „Kakonin”. Artysta skorzystał z wiedzy zdobytej w trakcie pracy w naukowych ekspedycjach folklorystycznych. Ukazał charakterystyczne typy chałup drewnianych, stosowane połączenia bali drewnianych, wyposażenia wnętrza, życie ludzi, a nawet szczegóły technicznego wyposażenia wspólnoty wiejskiej (np. drewniane rynny rozprowadzające wodę pitną). Przy budowaniu ekspozycji Henryk Pieczul sięgnął po formę poliobrazu krajoznawczego; dzięki zestawieniu wielu fotografii (na jednej planszy ekspozycyjnej) autor uzyskał możliwość szczegółowego przedstawienia wybranego problemu. Wystawa cieszyła się uznaniem i zainteresowaniem. Po ekspozycji w Galerii Fotografii ZPAF w Kielcach (1979), została powtórzona w Muzeum Regionalnym w Pińczowie, w Galerii Fotografii w Wałbrzychu oraz w innych ośrodkach fotograficznych w kraju. Wystawę analizował Paweł Pierściński (wstęp do katalogu wystawy H. Pieczula pn. „Kakonin” – Galerii Fotografii ZPAF, Kielce 1979) oraz zrecenzował znany kielecki pisarz i publicysta Stanisław Mijas („Uroki Kakonina” – Słowo Ludu, Kielce 25.01.1979). Henryk Pieczul zorganizował wiele wystaw indywidualnych, między innymi: „Zabytki Ziemi Kieleckiej” (Klub PAX, Kielce 1967), „Opieka nad zabytkami” (Kielce, Szydłowiec 1974), „Zabytki architektury Kielecczyzny” (Uniwersytet Jagielloński, Kraków 1974), „Folklor Ziemi Radomskiej” (Szydłowiec 1976), „Kielce na starych pocztówkach ze zbioru Henryka Pieczula” (KMPiK Kielce 1978), „Zamek w Niedzicy” (Galeria Fotografii Kielce 1980), „Kwiaty łąk polskich” (Sanatorium Pielgrzymowice 1995). Znaczny sukces osiągnęła ekspozycja „Wspomnienia z przeszłości” (Instytut Polski, Bruksela 1996). O tej wystawie, przedstawionej w Radzie Europy, recenzję napisał doktor Jerzy Krzewicki (Echo Dnia, Kielce 13.04.1994). Również o innych wystawach autorskich Henryka Pieczula pisano wielokrotnie. Recenzenci podkreślali urodę oraz techniczne walory zdjęć. Na przykład: Agata Niebudek „Etna w 30 odsłonach” (Gazeta Kielecka, Kielce 25.05.1994), Jerzy Daniel „Kwitnąca Etna” 39 (Słowo Ludu, Kielce 31. 05. 1994) oraz tenże „Pożegnanie z zamkiem” (Słowo Ludu – Magazyn, Kielce 24.02.1989), Stanisław Nyczaj „Czułym na ważne sprawy obiektywem” (Echo Dnia, Kielce 5–7.04.1980). Na odrębne omówienie zasługują dwie wystawy dokumentujące podróże artystyczne Henryka Pieczula. Pierwszą odbył do Wilna i okolic (Litwa 1986). Artysta odwiedził miejsce urodzenia oraz wieś podwileńską Pustelniki, w której bywał w dzieciństwie. Wystawę „Wilno i okolice” zaprezentował między innymi w Kielcach, Toruniu, Radomiu, Skarżysku Kamiennej i w innych miastach. Ekspozycja cieszyła się znacznym zainteresowaniem zwiedzających, co znalazło między innymi wyraz w Księdze pamiątkowej: „Wiem, czym była dla Pieczulów wieś Pustelniki – i cały ten sentyment widać na zdjęciu pn. „Miejsce po wsi Pustelniki” – O. Kulikowski lub: Najlepsze: „Miejsce po wsi Pustelniki”– Wojciech Stanny, a także: „Wystawa mi się bardzo podobaKwiat gerber ła…” – Marcelina, lat 7 (10. 02. 1996). Plon licznych (corocznych) wyjazdów na Sycylię artysta przedstawił na licznych wystawach: „Uroki i barwy kwiatów” (Kraków 1990), „Wulkan Etna” (Galeria Fotografii, Kielce, a następnie Skarżysko Kamienna, Lublin, Ostrowiec Świętokrzyski – 1994). Tu również kreacja autorska, wynika z pogłębionej refleksji nad urodą natury i jej degradacją rękoma człowieka. Bardzo ciekawym i pamiętnym doświadczeniem twórczym dla Henryka Pieczula stała się wizyta Papieża – Polaka, Jana Pawła II. Jako jedyny z kieleckich fotografów otrzymał akredytację – prawo fotografowania Ojca Świętego na prywatnej audiencji w Muzeum Narodowym w Kielcach. W czasie tej niezaplanowanej wizyty, fotografowali: jego osobisty fotograf Arturo Mari oraz nasz kielecki artysta. Zdjęcia wykonane przez włoskiego fotografa nie były publikowane - wizyta odbywała się poza protokołem. Te wartościowe dla naszego miasta fotografie Henryka Pieczula też nie – są na razie starannie przechowywane i czekają na prezentację – w myśl pragnienia autora – po ogłoszeniu naszego Papieża ŚWIĘTYM. Przez wiele lat Henryk przedstawiał swoje fotografie na wystawach zbiorowych; ilość manifestacji artystycznych przekroczyła 160 ekspozycji. Między innymi, artysta uczestniczył w wystawach organizowanych w ramach pracy „Fotoklubu Kontrast” w Kielcach oraz „Grupy 10 x 10” przy Kieleckiej Delegaturze ZPAF. Wielokrotnie jego fotografie były włączane do kolekcji „Kieleckiej Szkoły Krajobrazu” (w kraju i zagranicą). Do najciekawszych należy udział kieleckiego twórcy w wielkiej wystawie „Piękno krajobrazu polskiego” we Francuskim Muzeum Fotografii (Bievres koło Paryża 1982). H. Pieczul uczestniczył w ogólnopolskiej wystawie fotografii pn. „Biennale Krajobrazu Polskiego” w Kielcach, wielokrotnie otrzymywał nagrody i wyróżnienia, a na „VII Biennale” otrzymał I Nagrodę i Złoty Medal Federacji Amatorskich Stowarzyszeń Fotograficznych w Polsce oraz Medal VII BKP. Twórca przedstawił swoje prace na wystawie pn. „Polska Współczesna Fotografia Artystyczna” (Galeria 40 Zachęta, Warszawa 1985) oraz na problemowej wystawie pn. „Krajobrazy świata w fotografii polskich podróżników”(Galeria Zachęta, Warszawa 1987). Ponadto fotografie Henryka Pieczula uczestniczyły w licznych międzynarodowych salonach fotograficznych, między innymi: Indie (1974), Szkocja, Singapoore, Brazylia, Hong Kong (1975), Magdeburg NRD (1976), Bruksela, Belgia (1994), Grodno, Białoruś (1997). Największą uwagę artysta przywiązuje do drukowania fotografii. Łącznie opublikował ponad 45 000 zdjęć (czarno białe i barwne) w wydawnictwach kulturalnych polskich i zagranicznych, w prasie codziennej, w tygodnikach i miesięcznikach. Ponadto w folderach, wydawnictwach naukowych i popularnonaukowych, a także w katalogach wystaw i zbiorów Muzeum Narodowego w Kielcach, w „Rocznikach MN Kielce”, w Muzeum Diecezjalnym w Sandomierzu, w Muzeach w Berlinie, Szwajcarii, Niemczech, Włoszech, Francji. Ilustrował liczne foldery i przewodniki turystyczne, wydawał pocztówki, plakaty (ponad 60) i kalendarze (ponad 15). Wydał, lub współpracował przy opracowaniu wielu zbiorowych albumów fotograficznych w Polsce i w innych krajach. Między innymi: „Ostrowiec Świętokrzyski”, „Przysucha”, „Szydłowiec”, „Malarstwo Polskie”, „Kraina Żeromskiego”, „Krajobraz Świętokrzyski” oraz inne. Informacje o artyście zostały zamieszczone między innymi w albumie „Kieleckie Krajobrazy” (Kraków 1983), „Sztuka Ziemi Kieleckiej – Fotografia” (Kielce 1997), „Who is Who w Polsce” (Warszawa 2006). Za swą pracę twórczą oraz za społeczną działalność organizacyjną Henryk Pieczul otrzymał liczne dowody uznania, nagrody i odznaczenia, między innymi: Dyplom Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków (Kielce 1974), Odznakę „Zasłużony Działacz Kultury” (1975), Dyplom Kieleckiej Delegatury ZPAF (Kielce 1977), Brązowy Krzyż Zasługi (1978), Srebrną Odznakę „Zasłużony Działacz Związkowy” (1978), Medal „Za Opiekę nad Zabytkami” (1978), Medal Muzeum Narodowego (Kielce 1978), Odznakę „Za Zasługi dla Kielecczyzny” (1979), Medal Muzeum Narodowego (Kielce 1987), Medal Okręgu Świętokrzyskiego ZPAF „Za Zasługi dla Rozwoju Fotografii” (1983), Medal „XXX Lecia Muzeum im. H. Sienkiewicza” (Oblęgorek 1988), Złota Odznaka Towarzystwa Fotograficznego w Chinach (1989), Medal „150 Lecia Fotografii” (1989), Medal Towarzystwa Fotograficznego – Grodno (Białoruś 1997), Medal „100 Lecia Oskara Kolberga” (Przysucha 1991), Odznakę „Za Zasługi dla Muzeum Narodowego” (Kielce 2004). Fotografie Henryka Pieczula znajdują się między innymi w zbiorach Muzeum Narodowego – Kielce, Muzeum Narodowego– Kraków, Federacji Amatorskich Stowarzyszeń Fotograficznych w Polsce –Warszawa, Centrum Fotografii Krajoznawczej – Łódź, Biuro Wystaw Artystycznych – Kielce, Francuskie Muzeum Fotografii – Bievres koło Paryża, Muzeum Historii Fotografii – Kraków oraz w zbiorach prywatnych w kraju i zagranicą. Fot. Henryk Pieczul Paweł Pierściński FILM film FILM „Piotruś i wilk” w Muzeum Zabawek Nie tak dawno mieliśmy okazję, by w Muzeum Zabawek i Zabawy zobaczyć scenografię do nagrodzonego Oscarem filmu „Piotruś i wilk”. Najlepszy krótkometrażowy film animowany powstał przy współpracy Studia Filmowego Se-Ma-For oraz brytyjskiego studia BreakThru Films. Zdjęcia powstały w Łodzi. Reżyserią filmu zajęła się Suzie Templeton, ilustrując w ten sposób balet Sergiusza Prokofiewa. Ekspozycja prezentowana była w ramach wystawy „Modelarstwo – zabawa nie tylko dla dzieci”. Pośród zgromadzonych w kilku salach modeli Titanica, F-16, Boeinga, modeli samochodów, kolejek i łodzi w wykonaniu wielokrotnych mistrzów Europy i świata, znalazło się podwórko, na którym tytułowy Piotruś zmagał się z przeciwnościami losu. Autorem scenografii jest Marek Skrobecki, który pracował między innymi przy „Liście Schindlera” S. Spielberga. Rekwizyty z filmu „Piotruś i wilk” to przede wszystkim graty, jakie można spotkać na zaniedbanych podwórkach. Stare samochody i pojazdy rolnicze, rozpadająca się kategorii pokonał wszystkich nominowanych konkurentów, a dzięki uprzejmości dyrekcji Se-Ma-Fora wystawę można było oglądać jeszcze przez kilka tygodni. *** W planach Muzeum Zabawek i Zabawy na najbliższy czas wystawa „Lalki świata – strojnisie, ikony, fetysze”. Zaprezentowane będą lale ze wszystkich stron świata, spełniające różne funkcje. Lalki zostaną przedstawione w szerokim kontekście kulturowym. Zebrane eksponaty będą pretekstem do pokazania tradycji, wierzeń i zwyczajów różnych narodów. Wystawa będzie miała charakter edukacyjno-poglądowy. Otwarcie planowane jest na 1 czerwca. brama, drabina, na którą strach wejść oraz dziurawe beczki, w komplecie z wysoką kamienicą i księżycem w pełni tworzyły nietypową ekspozycję. Jednocześnie, jako fragment modelarskiej wystawy w Muzeum Zabawek i Zabawy stanowiły swoisty czarowny świat. Scenografia do Muzeum trafiła poniekąd przez przypadek. Model starej łady w łódzkiej wytwórni filmów Se-Ma-For zauważył jeden z pracowników kieleckiego muzeum. Kiedy okazało się, że podobne elementy stanowią scenografię do filmu animowanego, postanowiono wypożyczyć ekspozycję do Kielc. W umowie zastrzeżono warunek, że jeśli film dostanie Oscara, rekwizyty natychmiast wrócą do Łodzi. Faktycznie „Piotruś i wilk” w swojej W dniach 26-29 czerwca Muzeum Zabawek i Zabawy planuje II Europejską Olimpiadę Zabaw Dawnych i Zapomnianych pod hasłem „Pokój w Europie – integrujmy się w zabawie!”. Dzieci z różnych krajów zmagać się będą w wielu konkurencjach sportowych i artystycznych. Będzie to impreza quasi-sportowa, której towarzyszyć będą konkursy, wystawy oraz warsztaty. Podczas olimpiady zostaną zaprezentowane zabawy niemieckie, m.in.: dwa ognie, bieg z jajkiem, dmuchanie kłębuszka waty, toczenie obręczy, kręgle, przeciąganie liny, wyścigi w workach, bieg gąsienic, wyścigi taczek, kółko, wyścigi na szczudłach i skoki nad skakanką. Grzegorz Świercz Kadry pochodzą z oficjalnej strony wytwórni Se-Ma-For: http://www.se-me-for.com 41 HISTORIA historia HISTORIA „Nareszcie wydało się całkowicie, że to jest Żyd...” – Waldemar Babinicz w Marcu 1968 roku Po burzliwych wystąpieniach studenckich w 1968 roku, na Kielecczyźnie (tak jak na terenie całego kraju) ruszyła propagandowa machina uruchomiona przez władze. Szybko okazało się, że odpowiedzialnością za wydarzenia obarczono Żydów i osoby o żydowskim pochodzeniu. „Antysyjonistyczne” (bo odcinano się wtedy od antysemityzmu m.in. poprzez nie używanie słowa „Żyd” czy „żydowski” czy też lansowanie hasła „Antysemityzm – nie! AntysyjoWaldemar Babinicz nizm – tak!”) treści zaczęły pojawiać się na licznie organizowanych masówkach w zakładach pracy, szkołach czy instytucjach w całej Polsce. Tematyka ta poruszana była również przez ówczesne media. Przeprowadzona wtedy kampania antysemicka sprawiła, że osoby pochodzenia żydowskiego usuwano z PZPR, a także ze stanowisk w administracji państwowej i gospodarczej. W wielu wypadkach usunięcie z szeregów partii lub ze sprawowanej funkcji odbywało się w atmosferze nagonki, w trakcie wielogodzinnych zebrań, podczas których padały prawdziwe i fałszywe zarzuty. Według danych, gromadzonych zarówno na potrzeby Służby Bezpieczeństwa jak i władz partyjnych, na terenie województwa kieleckiego mieszkało około 80 osób pochodzenia żydowskiego1. Na posiedzeniu Egzekutywy KW PZPR w Kielcach sytuację tę oceniano następująco: Nie stanowi to więc jakiegoś problemu, ale większość z tych ludzi zajęła stanowisko proizraelskie2. Marian Skarbek, redaktor naczelny „Słowa Ludu”, poddawał nawet w wątpliwość sens inicjowania kampanii antysyjonistycznej twierdząc: Nie mamy rozeznania środowisk wrogich, bo też nie mamy skąd uzyskać takiego rozeznania. Podpowiadano mi Rozenfelda i Edelbauma. Chyba to jednak nie są przeciwnicy godni organu KW, bo w ten sposób zrobilibyśmy z nich jakieś postacie ważne, którymi w istocie nie są. Nie można z pionków robić bohaterów3. Wypowiedzi takie mogłyby wskazywać, że władze lokalne nie były zainteresowane uczestniczeniem w nagonce na Żydów. Świadczyć o tym mogą także wspomnienia Aleksandra Rozenfelda: Wieczorem do moich drzwi zastukał Franciszek Wachowicz [I sekretarz KW PZPR w Kielcach – E.K.] przeprosił mnie i powiedział, że w Kielcach pamiętających swoją złą sławę z 1946 r. nie będzie antysemickich hec4. Zapewnienia te dalekie były jednak od prawdy, a sztandarowym przykładem czystki, związanej z Marcem 1968 roku, było odsunięcie Waldemara Babinicza od sprawowania funkcji dyrektora Uniwersytetu Ludowego w Rożnicy. Babinicz był założycielem Uniwersytetu Ludowego oraz pisarzem (członkiem Związku Literatów Polskich) i dziennikarzem, działaczem kulturalno – oświatowym. Niewątpliwie osobą zasłużoną dla powojennego życia kulturalnego regionu, o bardzo barwnym, lecz niełatwym do precyzyjnego ustalenia życiorysie5. Już w czasie II wojny światowej zorganizował Uniwersytet Ludowy, który od marca 1945 roku na stałe działał w Pawłowicach. Babinicz organizował tam dla swoich uczniów wycieczki krajoznawcze, turnusy uniwersyteckie, a także seanse filmowe i wieczory muzyczne dla mieszkańców wsi. UL odwiedzali wybitni ludzie nauki i kultury 42 – Stanisław Pigoń, Józef Feldman, Franciszek Bujak, Stefan Żółkowski i Julian Przyboś. W roku 1952 Uniwersytet w Pawłowicach został uznany za „szkodliwy relikt agraryzmu” i zlikwidowany, a rok później Babinicz założył w sąsiedniej wsi Rożnica Liceum Kulturalno – Oświatowe, w którym kontynuował swą działalność. W kwietniu 1958 roku oficjalnie reaktywowano w Rożnicy Uniwersytet Ludowy Ziemi Kieleckiej im. Stefana Żeromskiego. Śmiało można stwierdzić, że w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych było to oświatowo – kulturalne centrum regionu. Odbywały się tam koncerty muzyków z Filharmonii Narodowej, występowały teatry, a znani plastycy wystawiali swe dzieła. Również wychowankowie UL występowali z programami artystycznymi w całym kraju. Mieli także niepowtarzalną okazję spotkania ze znanymi literatami, m. in.: Jarosławem Iwaszkiewiczem, Marią Dąbrowską, Zofią Nałkowską, Igorem Newerlym i wielu innymi6. Oprócz kierowania UL Babinicz zajmował się także publicystyką. Pisał artykuły (przeważnie na temat społeczno – obyczajowych przemian kieleckiej prowincji) dla kilkudziesięciu pism. Był redaktorem naczelnym miesięcznika „Ziemia Kielecka”, chciał w Kielcach stworzyć ośrodek literacki (sam był autorem kilkunastu książek). Opiekował się i gościł w Rożnicy młodych poetów z grup literackich: Krakowska Grupa Młodych i „Ponidzie”7. W wyniku „wydarzeń marcowych” osobą Waldemara Babinicza zainteresowano się jednak szczególnie dokładnie. Wysunięto wobec niego szereg zarzutów, po części prawdziwych, ale i takich, których w żaden sposób nie można było zweryfikować. Niezaprzeczalnie Babinicz był pochodzenia żydowskiego (naprawdę nazywał się Leon Wajnman) i w bliżej nieznanych okolicznościach zmienił nazwisko, a w 1920 roku przyjął chrzest. Nie ma również wątpliwości, że zawarł w 1945 roku małżeństwo z Heleną Mackiewicz, nie rozwiązując poprzedniego związku. Bardzo prawdopodobne jest, że nie posiadał wyższego wykształcenia, a możliwe że również matury, chociaż podawał się za magistra romanistyki. Babinicz starał się tych faktów nie ujawniać. Zarzucano mu także, że w latach 1945 – 1947 był ściśle powiązany z ideologią b. Mikołajczykowskiego PSL, utrzymywał indywidualne kontakty z samym Mikołajczykiem. Miał być również w kontakcie z przedstawicielami dyplomatycznymi USA, Anglii i Szwecji, którzy odwiedzali Uniwersytet Ludowy w Pawłowicach, gdzie sprawował funkcję dyrektora8. Były to jednak sprawy bardzo dobrze władzom znane już od początku lat 60. Ujawniono je w trakcie sprawy operacyjnej prowadzonej przez Służbę Bezpieczeństwa, przy pomocy której kontrolowano dyrektora UL. Wobec Babinicza nie wyciągnięto wtedy żadnych konsekwencji, ponieważ brał dość aktywny udział w życiu kulturalnym i naukowym, wydał kilka pozycji literackich, które zostały dość pozytywnie ocenione przez komisje. (…) W związku z tym, że (…) nie może obecnie odpowiadać za swoje czyny i to, że jego postawa wskazuje na pozytywną pracę, którą wykonuje na odcinku kulturalnym i literackim, dlatego brak jest podstaw do prowadzenia niniejszej sprawy i w związku z tym złożona została w archiwum9. Najpoważniejsze zarzuty wobec Waldemara Babinicza (oraz jego żony, która była wykładowczynią UL), pojawiły się 11 kwietnia 1968 roku. Prezydium Zarządu Wojewódzkiego Związku Młodzieży Wiejskiej wystąpiło bowiem do Zarządu Głównego ZMW o odwołanie Babinicza z funkcji dyrektora Uniwersytetu w Rożnicy za złą postawę. W 1967 roku, w czasie konfliktu izraelsko-arabskiego, Helena Babinicz miała wyrażać oburzenie z powodu popierania przez Polskę „bandy arabskiej”. Szkoła miała także służyć jako przystań dla politycznych przyjaciół dyrekcji (pochodzenia żydowskiego), którzy prowadzili tam wykłady. Natomiast w czasie „wydarzeń marcowych” dyrekcja nie zajęła wobec nich stanowiska, a raczej zajęła stanowisko (…) wrogie i solidaryzujące się z wichrzycielami i grupami syjonistycznymi. Ponadto Waldemar Babinicz sprzeciwił się podjęciu przez młodzież z UL rezolucji potępiającej zajścia w Warszawie. Nawet dwie rozmowy jakie przeprowadził z nim przedstawiciel Zarządu Wojewódzkiego ZMW nie skłoniły go do zmiany stanowiska. Dodatkowo w trakcie jednego ze spotkań autorskich ocenił twórczość krytykowanych w tym czasie pisarzy jako świetną. Kilka dni później zarzuty stawiane dyrektorowi UL przedstawione zostały opinii publicznej na łamach „Słowa Ludu”10. Babinicz czekał na oficjalne stanowisko KW PZPR w swojej sprawie. Spodziewał się nawet, że zostanie poproszony na rozmowę do Kielc. Uważał, że jeśli Komitet Wojewódzki nie wypowie się oficjalnie, to znaczy, że popiera decyzje (…) w sprawie jego odwołania i on złoży rezygnację z tego stanowiska. Opublikowanym artykułem był zresztą bardzo załamany. Tymczasem na naradzie w Komitecie Miejskim PZPR dyrektor „Domu Książki” zażądał oficjalnego stanowiska w sprawie książek Babinicza, których w kieleckich księgarniach było wtedy około 6,5 tysiąca. Oczekiwano także, że w sprawie twórczości pisarza wypowie się „jakiś krytyk ze szczebla centralnego”11. Dnia 18 kwietnia 1968 roku zastrzeżono Babiniczowi możliwość wyjazdu za granicę, zarówno do państw kapitalistycznych jak i socjalistycznych. W uzasadnieniu napisano: Z materiałów operacyjnych wynika, że był on związany z Oddziałem II Sztabu Generalnego, był rezydentem wywiadu angielskiego, agentem gestapo, posługiwał się pięcioma nazwiskami, popełnił bigamię, posiada podejrzane kontakty (Żółkiewski i Stanisław Wygocki), zajmuje postawę proizraelską12. Trudno byłoby chyba znaleźć coś więcej na jednego człowieka… Po zbadaniu sprawy przez sekretariat Zarządu Głównego ZMW nie potwierdzono zarzutów o niewłaściwą postawę ideową i polityczną Heleny i Waldemara Babiniczów. Uznano jednak, że w pierwszym okresie „wydarzeń marcowych” zachowali się oni powściągliwie i z rezerwą. Negatywnie oceniono natomiast częste zmiany wykładowców. Uniwersytet Ludowy miał także według tej oceny nie spełniać swego podstawowego obowiązku – ścisłego związku z najbliższym środowiskiem. Po takim postawieniu sprawy Babinicz złożył rezygnację z pełnionej funkcji, która oczywiście została przez ZG ZMW przyjęta. Nagłośnienie sprawy Babinicza sprawiło, że w Rożnicy i okolicznych miejscowościach pojawiły się plotki, że wyjechał on do Rumunii (w czym towarzyszyć mu miała eskorta dwóch samochodów milicyjnych) lub że wyjedzie do Szwecji i nie będzie miał tam Budynek Uniwersytetu Ludowego w Rożnicy (stan obecny) Budynek Uniwersytetu Ludowego w Rożnicy (stan obecny) źle. Padały także wypowiedzi w rodzaju: Wszyscy mieszkańcy z naszych okolic mówią, że nareszcie wydało się całkowicie, że to jest Żyd13. uż po odsunięciu Waldemara Babinicza od sprawowanych funkcji rozpoczęto jego ponowną kontrolę operacyjną. Powodem wszczęcia sprawy o kryptonimie „Literat” było podejrzenie o prowadzenie negatywnej działalności politycznej w bardzo wyrafinowany sposób14. Jesienią 1968 roku Babinicz wraz z żoną przeprowadził się do Nałęczowa, gdzie zmarł na atak serca 21 kwietnia następnego roku. Edyta Krężołek IPN Kielce (Footnotes) 1 Archiwum Państwowe w Kielcach (APK), KW PZPR, sygn. 322, k. 130, Protokół z posiedzenia Egzekutywy z 12 IV 1968 r. 2 Cyt. za: A. Jachimczyk, Życie kulturalne Kielc 1945–1975, Kielce 2002, s. 206. 3 Ibidem. 4 Cyt. za: K. Urbański, Leksykon dziejów ludności żydowskiej Kielc 1789 – 2000, Kraków 2002, s. 138. 5 Patrz: J. Kędracki, Babinicza prawo wyboru, w: „Świętokrzyski Kwartalnik Literacki”, nr 1(1) 1997. 6 Ibidem, s. 14 – 16. 7 Ibidem, s. 18. 8 Archiwum IPN w Lublinie (IPN Lu) 010/102, t. 1, k. 66, Analiza posiadanych informacji dot. figuranta sprawy operacyjnej obserwacji nr 300 – Babinicz Waldemara z 23 V 1962 r. 9 Ibidem, k. 95-95v., Notatka służbowa z 6 V 1967 r. 10 Por.: „Słowo Ludu” z 19 IV 1968 r. 11 Ibidem, k. 152, Notatka służbowa z przeprowadzonej rozmowy z kp „Mier” w dniu 24 IV 1968 r. 12 Ibidem, k. 137, Postanowienie o zastrzeżeniu wyjazdu za granicę z 18 IV 1968 r. 13 Ibidem, k. 155, Wyciąg z doniesienia tw ps. „Antek” z dnia 3 V 1968 r. przyjętego przez por. Wł. Stańczyka. 14 Ibidem, k. 6 – 6v., Wniosek o wszczęcie sprawy operacyjnej z 25 VII 1968 r. Fot. Waldemara Babinicza ze zbiorów Archiwum IPN w Kielcach 43 M Muzeum Historii Kielc – siła tradycji. Historia Kielc po raz pierwszy znalazła swoje odzwierciedlenie na wystawach i w zbiorach utworzonego w Kielcach w 1908 roku Muzeum Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego. Nawiązano wówczas do najstarszych w dziejach Kielc kolekcji o charakterze muzealnym tworzonych w XIX wieku w Akademii Górniczej i Szkole Wojewódzkiej. Muzeum PTK, kierowane w latach 19081933 przez Tadeusza Szymona Włoszka, weterana powstania styczniowego, gromadziło eksponaty przyrodnicze, geologiczne, archeologiczne i historyczne, zgodnie z zasadami powstającego w Królestwie Polskim ruchu regionalistycznego. Przed II wojną światową kilkakrotnie podejmowano próby zorganizowania w Kielcach Muzeum Historii Kielc, Muzeum Ziemi Kieleckiej czy Muzeum Regionalnego. Historię miasta i regionu pokazano na Wystawie Świętokrzyskiej w kieleckim Muzeum PTK w 1936 roku. W 1938 roku w kieleckim pałacu biskupów krakowskich zorganizowano Sanktuarium Marszałka Józefa Piłsudskiego nawiązujące tematyką do lat I wojny światowej. W 1939 r. Rada Miejska w Kielcach podjęła niezrealizowaną uchwałę o przekazaniu placu pod budowę gmachu muzealnego. W czasie II wojny światowej zbiory Muzeum Świętokrzyskiego PTK uległy częściowemu rozproszeniu. Po wojnie działalność rozpoczęło Muzeum Świętokrzyskie, przekształcone w 1975 r. w Muzeum Narodowe, a tematyką dziejów miasta zajmował się Dział Historii. W 2006 r. Rada Miasta Kielce podjęła uchwałę o powstaniu Muzeum Historii Kielc, które mieści się w XIX-wiecznej kamienicy przy ul. Św. Leonarda 4 (w latach 1913-1939 siedziba Muzeum Świętokrzyskiego PTK). W bardzo krótkim czasie zdołano zagospodarować wyremontowany budynek należący w II poł. XIX w. do Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego. Zgodnie z wykonanymi wcześniej pracami studialnymi i scenariuszem ekspozycji oraz projektem aranżacji plastycznej stałej wystawy historycznej, stworzono placówkę łączącą w sobie cechy dawnego muzealnictwa charakteryzującego się zastosowaniem autentycznych przedmiotów z epoki, dbałością o eksponat, rzetelnością przekazu i elementy nowatorskie w postaci pokazów multimedialnych, punktów odsłuchowych, ekranów i monitorów, które stały się dopełnieniem całości. Prace nad otwarciem muzeum trwały od 2004 r., gdy rozpoczęto realizację koncepcji Muzeum Historii Kielc według Ul. Leonarda 4 – gmach Muzeum scenariusza, który przewidywał wykorzystanie muzealiów wypożyczanych m.in. z Muzeum Narodowego w Kielcach (Dział Historii), przedmiotów własnych pozyskanych w wyniku ofiarności mieszkańców Kielc, archiwaliów, ikonografii pozyskanych w wyniku kwerendy prowadzonej w muzeach, archiwach i bibliotekach w całej Polsce. Wypożyczono eksponaty, pozyskano kopie cyfrowe, zgromadzono dokumentację naukową. Pracownicy muzeum zgromadzili zasób muzealiów pozwalający na otwarcie wystawy stałej, której tematem zasadniczym jest historia miasta od średniowiecza po czasy współczesne. Jednocześnie zajmowano się przygotowywaniem procedur związanych z ogłoszeniem przetargów na zakup sprzętu wystawienniczego. Należało dokładne określić i opisać rodzaj gablot, ekranów, oświetlenia i innych elementów wyposażenia. W ramach tzw. programów operacyjnych Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego pozyskano fundusze, które zużyto na aranżację stałej wystawy historycznej. Wraz z otwarciem muzeum pierwszego lutego 2008 r. udostępniono zwiedzającym wystawę czasową „Kielczanie. Z albumów rodzinnych”, na której zaprezentowano unikalne zdjęcia dokumentujące dzieje miasta od XIX w. do lat 50-tych XX w. Poznaliśmy kieleckich mieszczan i ich życie codzienne. Można było przekonać się jak wyglądał mundur urzędnika, jak ubierali się eleganccy panowie, czy piękne kielczanki chodziły w kapeluszach, czy mundurki szkolne były strojem obowiązującym? Co znaczyły dla Kielc nazwiska takie jak Rachalewski, Massalski, Łęski, Burak i Rutczyński? Gdzie spotykali się kieleccy piekarze i cukiernicy na uroczystych spotkaniach cechowych? Pierwsza wystawa czasowa przekazała zwiedzającym także obraz miasta. Mogliśmy zaobserwować ulice, wille mieszczańskie, wnętrza kamienic, warsztatów rzemieślniczych, pomieszczenia atelier fotograficznego. Sięgając pamięcią do podręczników historii, kart zapisanych przez Otwarcie pierwszej wystawy czasowej „Kielczanie. Z albumów rodzinnych” 44 kronikarzy, wspomnień naszych przodków, opisów w miejscowej prasie, można było wyobrazić sobie jak wyglądały miejsca, które jeszcze nie tak dawno tętniły życiem, pełne kobiet, mężczyzn i dzieci tworzących naszą, kielecką codzienność. Stała wystawa historyczna Z dziejów Kielc, na piętrze budynku pokazuje osadę średniowieczną, Kielce należące do biskupów krakowskich (do końca XVIII w.) oraz stolicę regionu w XIX i XX stuleciu. Warto zobaczyć odtworzoną chatę pierwszych mieszkańców, księgę Rady Miejskiej z XVIII w., najstarszą pieczęć miejską, akcesoria Ochotniczej Straży Ogniowej, mundury oficerów stacjonujących w Kielcach pułków, stare malowidła Nobliwa „SHL-ka” – jeden z eksponatów w Muzeum pr z e d s t aw i aj ą c e w i d o k i Udostępniono również zwiedzającym bibliotekę regionalmiasta, pamiątki rodzinne, archiwalia, plany, stare fotografie oraz ną, której podstawowy zasób liczący 4000 tomów pozyskano dzięki pokazy multimedialne, które pozwalają zwiedzającym poznać atpodpisaniu umowy z Kieleckim Towarzystwem Naukowym. mosferę starego miasta, stanąć choćby na chwilę na „kocich łbach” Muzeum nawiązało współpracę z Instytutem Historii ulicy Wesołej, zobaczyć ważne uroczystości patriotyczne, zmierzyć Uniwersytetu Jana Kochanowskiego Kielcach, Kieleckim Towasię z tragedią kieleckiego getta w czasie II wojny światowej. rzystwem Naukowym, Instytutem Pamięci Narodowej. W ramach Muzeum Historii Kielc od początku swojego istnienia wspólnych projektów przygotowywana jest obecnie konferencja zajęło się pozyskiwaniem i opracowywaniem zbiorów. Magazyny naukowa „Początki Kielc”, związana z prowadzonymi na terenie muzealne od chwili otwarcia wzbogaciły się o ponad 1000 ekspomiasta badaniami archeologicznymi. natów związanych z dziejami miasta. Ratowano niejednokrotnie Pomimo skromnej obsady personalnej Muzeum Historii Tadeusz Szymon Włoszek – Kustosz Muzeum PTK przedmioty i archiwalia, które mogłyby ulec zniszczeniu. Eksponaty są odpowiednio dokumentowane i wpisywane do komputerowej bazy danych, co przyczynia się do poszerzenia bazy źródłowej związanej z dziejami Kielc. Muzeum współpracuje z mieszkańcami miasta, wspomagane jest pamiątkami rodzinnymi i osobistymi. Muzeum Historii Kielc zainicjowało planowe gromadzenie źródeł historycznych pisanych dotyczących Kielc od średniowiecza po czasy najnowsze, stworzenie kolekcji źródeł ikonograficznych oraz rozwój kolekcji źródeł multimedialnych związanej z dziejami Kielc Kielc stało się prężną placówką oświatową w mieście. Prowadzi lekcje muzealne, cykliczne spotkania „Sobota muzealna” oraz Muzealny Klub Historyczny. Koncerty muzyki klasycznej cieszą się powodzeniem wśród Kielczan. Liczba zwiedzających w pierwszym okresie po otwarciu placówki, do końca kwietnia 2008 r. wyniosła prawie 6 tysięcy osób. W ramach umowy popisanej z Instytutem Historii Uniwersytetu Jana Kochanowskiego muzeum zatrudnia praktykantów – studentów historii. Zaktywizowano również środowisko młodzieży szkolnej angażując do prac pomocniczych wolontariuszy. Podkreślić należy, że kieleckie muzeum historyczne powstało po 100 latach od rozpoczęcia działalności Muzeum Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego w Kielcach. W miejscu dawnego mieszkania kustosza Tadeusza Włoszka oraz magazynów i sal wystawowych zapełnionych eksponatami już w 1913 r. (wcześniej Muzeum PTK miało swoje siedziby przy ul. Mickiewicza i Śniadeckich), na parterze budynku kamienicy przy ul. Św. Leonarda, kieleccy muzealnicy udostępniają zwiedzającym wystawy czasowe. Dotychczasowa działalność Muzeum Historii Kielc daje pewność, że wysiłek muzealników został dobrze spożytkowany, a nowa placówka kulturalna już znalazła swoje stałe miejsce w panoramie instytucji kultury w naszym mieście. Muzeum Historii Kielc gromadzi, przechowuje, opracowuje naukowo i udostępnia muzealia związane z dziejami miasta od wczesnego średniowiecza po czasy najnowsze. Dr Jan Główka Muzeum Historii Kielc Fot. z Archiwum Muzeum Historii Kielc 45 TEATR teatr TEATR Szu-Hin – wzór dla małych i dużych Na zakończenie 2007 roku Teatr Lalki i Aktora »Kubuś« w Kielcach przygotował dla dzieci i dla dorosłych wyjątkową niespodziankę – premierę autorskiego spektaklu pt. Don Juan Antona Anderle – jednego z najbardziej znanych nie tylko na Słowacji i w Europie – lalkarza, który specjalnie wykonał repliki XIX-wiecznych lalek do tej sztuki w Kielcach. Trójka aktorów: Małgorzata Oracz, Michał Olszewski i Błażej Wawszczyk znakomicie opanowała trudny, XIX-wieczny mechanizm poruszania niezwykłych marionetek, spośród których szczególnie zachwycał pełen wdzięku Kaszparek (Błażej Wawszczyk). Po spektaklu św. Mikołaj i Śnieżynki zaprosili do wspólnej zabawy, którą – dwojąc się i trojąc – poprowadziła, ku uciesze pełnej wi- Zdjęcie z przedstawienia „Tygrys tańczy dla Szu-Hin” z Archiwum Teatru Lalki i Aktora downi, Małgorzata Oracz. Wielkie brawa! „Kubuś” Równie dobrze i pożytecznie widzowie spędzili czas na styczniowej premierze. i pokonywane, ale także na podkreślaniu innych walorów Tygrys tańczy dla Szu-Hin Anny Świrszczyńskiej gościł już postępowania, takich jak: mądrość, miłość, odwaga, upór, dwukrotnie na scenie Teatru Lalki i Aktora »Kubuś« w Kielwytrwałość. Tytułowa bohaterka Szu-Hin wykazuje takie cach: w sezonie 1960/61 i 1975/76. właśnie cechy. Jest w swoim działaniu uzdrowienia chorego Obejrzałam tę sztukę w reżyserii Krzysztofa Niesiobraciszka konsekwentna, cierpliwa, uparta, mądra, sprytna, łowskiego, w scenografii Joanny Braun i z muzyką Jerzego niezwykle odważna, pełna miłości. Stachurskiego 13 stycznia 2008 r. i jestem przekonana, że Nie cofa się przed piętrzącymi się trudnościami, warto ją wystawiać i oglądać. Posiada zupełnie wyjątkowe nie zniechęca, nie upada na duchu. Jest dobrym duchem wartości poznawcze dzięki przekazywanym treściom i przeswojej rodziny: pociesza matkę, wspiera chorego braciszka, słaniom. Dziecięcy widz jest szczególnie chłonny i wrażliwy, spełniając wszystkie jego – najbardziej nieprawdopodobne niezwykle żywo reaguje na bodźce wizualne, a sztuka teatru – zachcianki. Walczy tym samym ze złym duchem – duchem dostarcza ich najwięcej. Teatralny obraz ma ogromną moc choroby, który nie opuszcza skromnego, chińskiego domu oddziaływania na wyobraźnię dziecka, na jej pobudzanie i i rodziny Szu-Hin, a małych widzów każdorazowo przeraża, wyostrzenie, na jej animację, co w teatrze od razu jest wigdy pojawia się na scenie. Wszystko oczywiście kończy doczne. Jest też bardzo ważne dla rozwoju sfery emocjonalsię dobrze, bo bohaterka – dzięki ujmującej odwadze i mąno-ekspresywnej dziecka. drości, także sprytowi i cierpliwości – pokonuje wszystkie Spontaniczność reakcji to istotny sygnał, że naprzeszkody, sprowadzając do domu nawet ogromnego, stępuje zatarcie granicy między iluzją, jaką niesie teatr, zionącego ogniem smoka (prawdziwe to dzieło plastyki tea rzeczywistością. Stanowi istotę teatru, tworzy jego magię, atralnej!), który zwycięża ducha choroby. Braciszek dzielnej tajemnicę i niepowtarzalny urok. Na wyobraźnię dziecka Szu-Hin zostaje uratowany. W domu zapanowuje radość działa cała plastyka teatralna, znakomicie kształtująca smak i szczęście! i gust od najwcześniejszych lat, co zaobserwować można A przesłania: odwaga, miłość, wytrwałość zwycięszczególnie w teatrze lalkowym, gdzie tworzywo scenograżają ducha choroby oraz: upór, spryt, mądrość – to wrota do ficzne jest niezwykle różnorodne, wzbogacone jeszcze przez zwycięstwa są hasłami do zapamiętania. I z nimi maluchy lalki, kukły, marionetki i nadmarionety, pacynki cudownie – wraz z dorosłymi – opuszczają miły przybytek Melpomeny, ożywione dzięki kunsztowi i maestrii aktorów lalkarzy – artya raczej Talii. stów do drugiej potęgi. Ten rodzaj teatru dlatego jest tak bliski dzieciom, bo przedłuża ich przywiązanie do zabawy i do Do kolejnego pięknego spotkania w »Kubusiu«! lalki, wzbogaca ich wyobraźnię, a przede wszystkim skłania do dużej aktywności i kreatywności. To, co teatr przekazuje winno opierać się na zdrowych zasadach moralnych. I nie tylko na odwiecznym kaAlina Bielawska nonie walki dobra ze złem, gdzie zło jest słusznie wytykane Fot. M. Pawlik 46 Lightowy zawrót głowy – czyli polowanie na superwajzorkę Zabić superwajzora jak czternaście tysięcy kurczaków to sztuka bardzo na czasie. Dobrze, że taki dramat został w końcu napisany, dobrze, że wystawiono go na kieleckiej scenie, i dobrze, że co niektórych wprowadził w stan lekkiego osłupienia czy nawet większego szoku. Bo podejmuje się w nim tematykę delikatną w swej materii, ale często odsuwaną gdzieś na margines, jakby bano się spojrzeć prawdzie w oczy i nazwać rzeczy po imieniu. I mimo to, że w wielu momentach podczas trwania spektaklu dotykamy sfery brutalności czy trywialności to tak naprawdę pod tą maską degrengolady kryje się słaby człowiek niesłychanie samotny, trawiony głodem miłości. Młody autor Łukasz Ripper przedstawił smutne koleje życia polskich emigrantów wyjeżdżających za chlebem, w poszukiwaniu szczęścia i dobrobytu. Rzeczywistość okazuje się jednak nieprzystawalna do wyobrażonej wizji. Wymarzona kraina miodem i mlekiem płynąca to tylko mrzonka, a szczytne cele i nadzieje na lepsze czymś po prostu nieosiągalnym. Wykształceni, zdolni ludzie pracują często w okropnych warunkach, traktowani jak tania siła robocza, a pracodawca zaciera tylko ręce i uśmiecha się pod nosem, bo wie, że podejmą się każdej pracy, aby zapewnić sobie godziwy start w dorosłe życie. Z takimi problemami przyszło zmierzyć się bohaterom sztuki Rippera – Cherlawemu, Wodzie i Julii. Ich marzenia w konfrontacji z gorzkimi realiami upadają bardzo szybko, upadają więc i oni. Rzuceni przez los daleko od domu pracują ciężko w ubojni drobiu, zabijając codziennie po czternaście tysięcy kurczaków. Ale nie tylko rodzaj wykonywanego zajęcia przyprawia ich o zimne dreszcze. Jest jeszcze coś, a raczej ktoś: kobieta tyran, sroga superwajzorka, która nie oszczędza swoich podwładnych, ba, poniża ich i obsypuje wulgaryzmami. Jej przerażający głos raz po raz płynie z głośnika dławiąc się w piskach wywołanych przez sprzężenia, co wzmaga dramaturgię akcji. Pracownicy zamknięci w małym obskurnym pomieszczeniu znoszą jednak dzielnie wszelkie niewygody emigranckiego życia. Ale do czasu. Cherlawy marzyciel i wrażliwiec broni się w najlepszym stylu, wierzy w lepsze jutro, ma swoje ideały i wartości. Jest pewny, że prawdziwa miłość istnieje, a nadzieja zawieść nie może. Pięknym uczuciem obdarza swoją współpracowniczkę Julię, kobietę nb. zagadkową i nieobliczalną. Woda, natomiast, pije na umór, ogląda pornosy i dba o tężyznę fizyczną. Jeżeli kobiety, to tylko te na jedną noc, ot tak, dla rozrywki, bo miłość przecież i tak nie istnieje. Bierze życie takim jakie jest i nie popada w sentymentalizm czy rozpacz. Głosi zasadę – płyń z prądem – i dzięki niej w swoim mniemaniu całkiem dobrze mu się egzystuje, a co najważniejsze, bezstresowo i lightowo. Oprócz warstwy realistycznej sztuki jest jeszcze strona symboliczna, dzięki czemu nie wiemy do końca, czy dana sytuacja dzieje się naprawdę, czy może jest tylko imaginacyjną ułudą. Bardzo mocna i sugestywna scena rozgrywa się w trakcie a l kohol owe j libacji; Julia staje się Ewą, wodzi na po- kuszenie mężczyzn, odprawia z nimi miłosne orgie, a później w jej rękach błyska nóż, który ma stać się narzędziem zbrodni. Kobieta nabiera cech demonicznych, jej podszepty kuszą i rodzą nienawiść. Zabójstwo dokonane na superwajzorce obserwujemy na ekranie, światła błyskają ze stroboskopu, fruwa pierze, a mocne muzyczne rytmy dop ełniaj ą nie zw y kłej wymowy tej sceny. Piekielna atmosfera, Zdjęcia z premiery niczym na balu u szatana. Po wybudzeniu z alkoholowego upojenia czy narkotycznego transu nasi emigranci pogrążają się w rozpaczy, bo oprócz potwornego kaca pojawia się problem, czy superwajzorka żyje, czy też faktycznie ją uśmiercili. Na zgrabną i efektowną całość składa się dobra gra aktorów ze szczególnym wyróżnieniem roli Dawida Żłobińskiego. Umiejętnie oddał osobowość wrażliwca, a zarazem rodzącego się w nim buntownika. W jednym z ostatnich akordów sztuki w sposób mistrzowski wypowiada dramatyczny monolog, będący istną erupcją uczuć – strachu, beznadziei i zarazem nieogarnionego gniewu. To bardzo dobra rola. Oczywiście należy też chylić czoła za udany efekt reżyserski, jakby nie patrzeć, to pierwszy krok Dawida Żłobińskiego w tym kierunku, a już zdecydowany. Kolejne brawa należą się dla scenarzysty Łukasza Błażejewskiego. Celnym rozwiązaniem było wystawienie dramatu na małej scenie w pokoju Becketta, co sprzyjało skupieniu uwagi i oddawało nastrój panujący w miejscu pracy bohaterów sztuki. Ascetyczny wystrój wnętrza: metalowe szpitalne łóżko, kran i miednica z wodą, przybrudzone kafelki, lustro, przygnębiające niebieskawe światła sprawia, że grę aktorów odczuwa się bardzo mocno. Łukaszowi Ripperowi „napisało się” dobrą sztukę, choć nie obyło się bez kilku mankamentów i niedociągnięć. Mimo, iż język dramatu powinien być prosty a czasem dosadny, aby odzwierciedlić trudy życia polskich emigrantów, to jednak czasami należałoby powściągnąć cugle rozpasanym wersom. W niektórych miejscach warto by go podszlifować, tudzież wyrównać wszystkie partie tekstu. Nowoczesność tego spektaklu owszem, na duże tak, ale refleksja ukazana jedynie w stylu pop artowym momentami domaga się innej formy ekspresji. Choć na tle bardzo udanej całości to żaden większy defekt. Dramat ten warty jest głębszej uwagi, przyjemnie się go ogląda i wywołuje duże emocje. Jest też bardzo ważnym głosem młodego debiutującego dramaturga, który ma w sobie duży potencjał i należy bacznie obserwować jego dalsze twórcze poczynania. Fot. Jerzy Borkiewicz Anna Nogaj Zabić superwajzora jak czternaście tysięcy kurczaków, reżyseria Dawid Żłobiński, scenografia Łukasz Błażejewski, prapremiera marzec 2008 47 Aktorstwo jest moją pasją… Z Dawidem Żłobińskim o teatrze, „Superwajzorze…” i cyberkulturze rozmawia Aneta Lech •W Teatrze im. S. Żeromskiego jest Pan od niedawna, wcześniej był tarnowski Teatr im. L. Solskiego. Co spowodowało przeprowadzkę do Kielc? – Jak już Pani wspomniała, przed Kielcami pracowałem jakiś czas w Tarnowie. Trafiłem tam jeszcze na studiach. A było to tak: kiedy grałem spektakl dyplomowy krakowskiej szkoły teatralnej, podszedł do mnie dyrektor Jan Borek i zaproponował natychmiastowy angaż. Trudno mu było odmówić, bo czyż odmawia się, gdy ktoś wyrazi żądanie w taki sposób: „Panie Dawidzie, nie wiem, jak pan to zrobi, ale ja pana chcę mieć od zaraz w teatrze”, więc zgodziłem się. Tak trafiłem do „Solskiego”. Z Kielcami oczywiście było inaczej. Po pewnym czasie pracy w Tarnowie, uznałem, że trzeba zmienić środowisko, aby otworzyć się na doświadczenia całkiem nowe. Wtedy przyjechałem do dyrektora Szczerskiego i dostałem jedną z ról w przedstawieniu „Iwona księżniczka Burgunda” Witolda Gombrowicza, którą grałem gościnnie. Po niej otrzymałem już wiążący mnie z „Żeromskim” Zdjęcia z premiery: po prawej Dawid Żłobiński angaż… •Który trwa już czwarty sezon artystyczny? Ile to już ról? Którą darzy Pan szczególnym sentymentem? A która jest tą wymarzoną? – Tak, dokładnie, czwarty… Szybko zleciało… A ról około 19. Trudno powiedzieć ile dokładnie. Gramy dużo sztuk, nie kiedy w jednej gra się po kilka ról i trudno jest je wszystkie przeliczyć. Co do tej zapamiętanej szczególnie, to znakomicie wspominam pracę nad sztuką Czekając na Godota Becketta w reżyserii Stanisława Świdra, ale to jeszcze z czasów Teatru Solskiego. Tam pierwszy raz w historii tego przedstawienia grałem dwie bardzo zróżnicowane postaci: Lakiego i Chłopca. Satysfakcję czułem ogromną, bo udało mi się w pełni tą odmienność uzyskać. Bardzo lubię w ogóle Becketta, dlatego też jego jednoaktówki wystawiane w Teatrze Żeromskie- go, są mi bliskie. Co do wymarzonej, to takiej nie mam. Wiele jest takich sztuk, w których chciałbym zagrać, ale nie szukam na siłę możliwości w nich zagrania. Trzeba się skupić na tym, w czym aktualnie się gra. •„Zabić superwajzora jak 14 tysięcy kurczaków”, też myślę jest dla Pana wyjątkowym przedstawieniem? W końcu debiuty się pamięta… – To prawda. Po raz pierwszy byłem nie tylko aktorem w spektaklu (grałem jedną z głównych ról), ale i jego reżyserem… •Otóż to. Co spowodowało, że zabrał się Pan za reżyserię? – Wielokrotnie byłem asystentem reżysera i myślę, że to poniekąd ośmieliło mnie do tego kroku. W pewnym momencie człowiek dochodzi do wniosku, że może mi się to uda. Przecież mam pomysły, znam psychikę aktorów, więc dlaczego nie spróbować? •Ale bycie aktorem i jednocześnie w tej samej sztuce reżyserem, to chyba spore wyzwanie. Nie bał się Pan tego swoistego rozdwojenia jaźni? – Oczywiście brałem pod uwagę pewne trudności z tego wynikające, ale funkcja, jaką sobie narzuciłem obligowała do poszukiwań bezbolesnej metody. I chyba ją znalazłem. Aby uzyskać prawdę bijącą ze sztuki, szukałem sposobów jej ukazania na tzw. ucho, aby z kolei potrafiło ono wyłapywać to, co potrzebne, musiałem nauczyć się patrzenia z perspektywy aktorsko-reżyserskiej. I dopiero ta umiejętność pozwoliła mi w pierwszym rzędzie skupić się na grze mojego koleżeństwa, a później dopiero na swojej. Oczywiście zanim doszło do prób, obmyślałem koncepcję przedstawienia rozrysowując każdą scenę, by już w ich trakcie moja wizja ułożenia 48 scenicznego elementów, czy też gry aktorskiej mogła być realizowana. Wtedy też powstał pomysł na zastosowanie w przedstawieniu technik multimedialnych… •W celu wzbogacenia środków przekazu, czy może przybliżenia sztuki młodym odbiorcom? – Oczywiście poniekąd tak, ale miałem na myśli jeszcze coś innego. A mianowicie zsynchronizowane szybkim tempem: urywany kadrowany film, pulsujące białe światło wzmacniane laserami, a także mroczna muzyka wyzwalają negatywne emocje młodych bohaterów, które kłębią się w ich mózgach, a uzewnętrzniają na „ekranach” luster. Ale scena wydaje się też i realistyczna. I o to nam chodziło – o pokazanie wieloznaczności tej sytuacji. A widz sam ma podjąć próbę odpowiedzi na to, czy scena orgii dzieje się realnie, czy też nie. Podobnie z postacią Superwajzorki –nie wiadomo, czy istnieje naprawdę: przez całą sztukę słyszymy jej głos z głośników, nawet w pewnym momencie pojawiają się jej oczy – kontroluje przestrzeń bohaterów czy jest kreacją ich wyobrażeń? I jeszcze jej odbicia w lustrze – wszystko potęguję dualizm tej postaci. Wspominałem o lustrach – są bardzo ważnym elementem scenografii: duplikują bohaterów, wywołują subiektywne postrzeganie świata sztuki, a także skupiają w sobie „poczynania” multimediów. uzależnieni od posiadania telefonu komórkowego, komputera czy Internetu. Jak sama nazwa wskazuje, cyberkultura to też wirtualne korzystanie z wytworów sztuki i dobrodziejstw kultury. Ale być może to kolejny krok cywilizacyjny? Z pewnością miłośników cyberteatru nie brakuje, ale z drugiej strony bardzo dużo młodych ludzi kocha naszą instytucję – można to wyczytać choćby z internetowych blogów – i nie wyobraża sobie jej w sposób wirtualny. Myślę, że teraz już tak będzie. Najważniejsze to mieć wybór. •Powróćmy jeszcze raz do „Superwajzora”, czyli właściwie do sztuki p.t. „Zabić superwajzora jak 14 tysięcy kurczaków”. Brała udział w konkursie młodych talentów dramatycznych i z 230 przedstawień przeszła do drugiego etapu i znalazła się w gronie 30 najlepszych. To o niej i oczywiście o jej twórcach dobrze świadczy. Ale w planach jest chyba coś jeszcze? – Oczywiście. Będziemy grać ją w Krakowie. Z tego co wiem, została zgłoszona też do udziału w jednym z ogólnopolskich festiwali i być może w odleglejszej przyszłości odwiedzimy z nią Szkocję i Irlandię. •Czyli techniki multimedialne pomagają w wyrażaniu tego, czego tradycyjnymi środkami się nie da? Jaka w takim razie jest przyszłość teatru? – W Superwajzorze tę zamierzoną nierzeczywistość byłoby niezmiernie trudno uzyskać w sposób tradycyjny, a udało się to z wykorzystaniem najnowszych technik. Bo mają taką funkcję i duże możliwości kreacyjne. I teatr nie może zamykać się na multimedialne novum, ale musi korzystać z niego z umiarem i świadomie. Według znanej maksymy, właśnie umiar czyni sztukę, choć skądinąd szaleństwo też jest czasem dobre. Wszystko oczywiście zależy od koncepcji reżysera. •Od multimediów mały krok do cyberkultury. Co rozumie Pan pod tym pojęciem? – To szeroko pojęte korzystanie z komputerów, Internetu i innych środków elektronicznego przekazu w sposób powszechny. Z jednej strony, to okno na świat (chociażby możliwości dzielenia się doświadczeniami z milionami ludzi), z drugiej zagrożenia wynikające z życia w cyberprzestrzeni. Bo nawet nie dostrzegamy, że jesteśmy •Rozmawialiśmy już o aktorstwie, teatrze, „Superwajzorze”, a nawet cyberkulturze, a teraz zapytam Pana o coś bardziej osobistego. Czym dla Pana była „Dzika róża” zdobyta w zeszłym sezonie artystycznym? – Bardzo ważną nagrodą. Cenię ją za to, że dostałem ją od dziennikarzy – od ludzi, którzy tak wiele od aktorów i teatru wymagają). I poza tym jest wyjątkowa w skali kraju. Kielce potrafią doceniać swoich aktorów i organizują konkurs jako jedyni w Polsce. •I na koniec jeszcze jedno pytanie: czym jest dla Pana aktorstwo? – Jestem szczęśliwym człowiekiem, bo nie jestem zmuszony by chodzić do pracy, by robić w życiu coś co mnie nie interesuje, by wykonywać coś bez przekonania. Nawet kiedy nie gram, to w teatrze jestem - tam mieszkam. Bo aktorstwo i teatr, to moja pasja. •Dziękuję za rozmowę Fot. Jerzy Borkiewicz 49 PLASTYKA plastyka PLASTYKA J R „Obrazy energetycznie. Zapisy bio-mechaniczne 1970-2005” F Tym, co ujmuje w Robakowskim najbardziej, to jego twórcza filozofia. Opiera się ona na systemie refleksyjnych pytań i odpowiedzi. „Czym są nowe media? Multimedialnym załatwianiem sprawy sztuki”; Sztuka wideo jest swoistą operacją na mentalności i szukaniem nowego środku artystycznego wyrazu. Może pomieścić w nim wszystkie możliwe działania; „Czym jest kino? Kino jest światłem. Materią kina jest światło.” Czas również jest materią. Akcentowanie jego powolnego upływu, kontemplacja monotonii ma charakter kontekstualny. Znajduje się w postawie antagonistycznej do współczesnej sytuacji społecznej – wyścigu szczurów, życia w ciągłym pośpiechu, braku refleksji Józef Robakowski na spotkaniu w Kielcach Fot. Dominika Adamus-Osman nad zastaną sytuacją. Czas jest energią wychodzącą w krzywym zwierciadle, parodiuje kolegów po fachu – performez zewnątrz. rów, przesadnie wysilających się, aby zrobić szokujące wrażenie „Istotą projekcji jest zrozumienie jej jako formalistycznej na odbiorcy. Z uśmiechem komentuje: Można ukazać bezboleśnie zabawy i abstrakcyjnej skrajności”. To zdanie jest werbalnym odmocne rzeczy przez dobranie odpowiednich środków wyrazu. daniem sensu jednego z pierwszych filmów – Test I to arytmiczne Projekty O moich palcach (przedstawienie palców jak i powtarzające się uderzenia białego koła na czarnym tle. Energia zwartej społeczności), Rozmyślania przy lizaniu są potwierdzeniem wychodzi z zewnątrz. Uderza z zewnątrz i wraca. tego, że w sztuce wideo narracja może ulec marginalizacji aż do Uwaga – światło! (Józef Robakowski, Wiesław Michalak; poziomu absolutnego banału. Ważna jest redefinicja formy i ma2004). Film poświęcony jest pamięci Paula Sharits’a. Sekwencja terii. Właśnie wspomniana przeze mnie pozorna banalność staje ośmiu czystych barw odpowiada tonom grającego w tle Chopisię środkiem do „oczyszczenia” przekazu. Oddanie sztuki ludziom, nowskiego mazurka. a nie jej kamuflowanie i sprzedawanie, jest prawdziwą wartością. Trzyminutowym zapisem stanu emocji jest Wejście na Robakowski wywinął się szponom komercji – jego filmy można wieżę (znane także pod tytułem Idę/I’m going). Razem z operatorem zobaczyć nieodpłatnie na jego stronie (www.robakowski.net). wchodzimy na szczyt wieży spadochronowej. Kamera utożsamia W myśl modernistycznej sentencji L’art pour l’art. oddaje sztukę się z ludzką percepcją na tyle ściśle, że dochodzi, jak określił to nam wszystkim, bez hierarchizowania i segregacji ludzi z i spoza autor„do fuzji biologii i technologii”. branży. Sam twierdzi, iż Te chwile (ujęte na taśmach lub płytach Hommage a Brezniew (1982-88) jest jedną z najbardziej dvd) są moje, ale potem stają się własnością innych ludzi. skrajnych prac. Chłodna, przerażająca esencja czasów stanu wojennego, powstała z wyświetlanej w przyspieszonym tempie relacji Dosłownie, te chwile były własnością nas wszystkich. z pogrzebu radzieckiego dyktatora. Przesiąknięty grozą totalitaPubliczność żywo reagowała. Spontanicznie nawiązywany kontakt ryzmu nastrój podkreśla industrialny utwór słoweńskiej formacji z artystą podkreślała kameralność Galerii XS. Nadrzędną wartość Laibach. zyskało samo istnienie w tym miejscu, w tym czasie, przesiąknięW wideoinstalacjach Józefa Robakowskiego dostrzegamy tym na wskroś „energią światła”. także dwa interesujące motywy – pozorną banalność podjętego Katarzyna Macios tematu i autoironię. W Moich wideomasochizmach ukazuje On 50 DEMISTYFIKACJE DEMARTY „Ja nie podglądam. Ja oglądam”. Marta Deskur Fenomenem – pozwolę sobie odnieść się do takich projektów Marty Deskur jak „Fanshon II” czy cykl fotografii, przydających krakowskim artystom tożsamość biblijnych apostołów – jest bezbolesne i nie inwazyjne wkraczanie w sferę sacrum. Dotykając duchowego spektrum widza nie narzuca mu z góry określonej drogi egzegezy. Sama artystka przyznaje się, że bardzo bliskie są jej elementarne wartości chrześcijańskie – miłość do bliźniego i szacunek wobec życia. Marta Deskur nie moralizuje, nie karmi odbiorców na siłę cząstkami własnych przekonań. Także losy jej siostrzeńców – Pico i Klary – nie narzucają się nachalnie do receptorów zmysłowych. To, że zatrzymujemy się i przysiadamy na parkiecie przed narracją wizualną, rozgrywających się na trzech kołach, jest wynikiem ciekawości. Chcemy zbadać podaną nam sytuację, zanalizować ją, by na końcu wydać osąd i ustosunkować się emocjonalnie do tego, co zobaczyliśmy. Czy nie jest to pułapką, zastawioną świadomie przez artystkę? Czy nie chce Ona przypadkiem obnażyć tkwiących w kimś uprzedzeń i hipokryzji? Wyświetlane w trakcie projekcji zachowania Pico i Klary nie są symulowanymi pozami, podyktowanymi sztywnym scenariuszem. Stykamy się z esencją naturalności. Dwójka nastolatków, dorastających razem, zbliża się do siebie i oddala. Kłócą się i całują. Dają upust emocjom, jaskrawo objawiającym się w wieku dojrzewania. Pozorowane klapsy, które dają sobie w czasie „policzkowania” się, są dodatkowo zaakcentowane dźwiękami sugerującymi uderzenia. Dźwięki te zdają się być ironicznie przerysowane, nieproporcjonalne do świata obiektywnego. Dzięki użytym w ten sposób środkom, Marta Deskur demistyfikuje postawy osób dorosłych, które doświadczyły różnych wariantów nie pozorowanych „klapsów”, a ich reakcją było markowanie, iż tak naprawdę nic nie miało miejsca. Na zdjęciu: Marta Deskur Pico i Klara dopełniają się nie tylko na poziomie bratsiostra, ale również animują się do relacji mężczyzna-kobieta. Ich „pocałunek judasza” jest zdradą?... Wydaje mi się, że w tej konkretnej chwili zdradzamy się my sami. Osądzamy i ustosunkowujemy się. Mimowolnie stajemy się nieodłącznymi ingrediencjami artystycznego przekazu Marty Deskur. To my we własnej świadomości znajdujemy Marta Deskur „Pocałunek Judasza” odniesienia, wytyczne, dzięki którym możemy skatalogować nacechowany efemerycznością erotyzm w zachowaniu rodzeństwa. Warto również zwrócić uwagę na ambiwalentny wydźwięk słowa „Judasz”. W encyklopedycznej definicji znajduje się nie tylko jeden z dwunastu apostołów, który zdradził Jezusa za 30 srebrników, ale również otwór w drzwiach, dzięki któremu możliwe jest podglądanie sytuacji, dziejącej się po drugiej stronie. Walorem wideoinstalacji jest oparcie się na szczerym i prostym przekazie. Odbiorca niekoniecznie musi wykazać się intelektualnym bagażem i znawstwem tendencji, obowiązujących we współczesnej sztuce. Narracja, osnuta na swobodnych zachowaniach Pico i Klary, jest wizualizacją najbardziej podstawowych ludzkich działań. Wizualizacją, wobec której nie możemy przejść obojętnie i bez, chociażby, zarysu komentarza. (Galeria XS, Instytut Sztuk Pięknych Uniwersytet Humanistyczno-Przyrodniczy w Kielcach) Katarzyna Macios Errata do tekstu „Kielce – Miasto Legionów” (Dedal nr 4 (15) 2007) Przepraszamy autorów albumu „Kielce – Miasto Legionów” za błędy, które pojawiły się w artykule A. Nogaj i które umknęły korekcie. Najważniejsze z nich to: Zniszczony po II wojnie światowej został odbudowany w 1922/ powinno być 1992 Uroczyste odsłonięcie miało miejsce 2 października 1928/ powinno być 1938 Stanisław Karski/ powinno być Stefan Karski akapit od słów: Wyrazy głębokiej wdzięczności okazano... s.17/ powinno być Wyrazem głębokiej wdzięczności dla marszałka Józefa Piłsudskiego było wybudowanie Domu Przysposobienia Wojskowego i Wychowania Fizycznego Jego imienia... 51 VIDEO ART w pigułce Początek dwudziestego wieku stał się punktem zwrotnym w sztuce. Szybko rozwijające się w tym czasie nurty związane z fotografią, stały się kanwą dzisiejszych szeroko rozumianych multimediów, a wpływu jaki na nie wywarła nie sposób przecenić. formance.* Pionierem tej dziedziny jest Koreańczyk Nam June Paik, do dziś uważany za najważniejszego i najbardziej wpływowego artystę v. a. Powszechnie uważa się, że wynalezienie fotografii uwolniło malarstwo od konieczności naśladowania rzeczywistości. Tym samym odziedziczyła ona popularne w wieku dziewiętnastym gatunki plastyczne i wniosła wkład do rozwoju modernizmu. Fotografia, szczególnie jej nurt konceptualny dwudziestego wieku, zapoczątkowała rozwój sztuk „ruchomego obrazu”, jak film eksperymentalny i sztukę nowych mediów. – jednokanałowe przeznaczone do oglądania na jednym ekranie, jak tradycyjne programy telewizyjne; Istnieją różne typy realizacji video art : – interaktywne, w których widz może czynnie uczestniczyć; – instalacje oraz performance z użyciem dwóch i więcej monitorów lub projektorów i ewentualnie kamer. Ryszard Pawłowski, „Kineformy” Wraz z rozwojem techniki nastąpiło połączenie obrazu i dźwięku w sztuce filmowej, a w kolejnych latach spadkobiercą wszelkich ”ruchomych obrazów” stał się video art. VIDEO ART VIDEO ART [ang.] albo SZTUKA VIDEO lub po prostu VIDEO (w odróżnieniu od spolszczonego > WIDEO, oznacza najczęściej samo medium), czyli sztuka realizowana za pomocą sprzętu wideo, powstała wraz z wprowadzeniem na rynek tanich, ogólnodostępnych magnetowidów i kamer w końcu lat 60., a rozwinęła w latach 70. Sama sztuka video, to gatunek, który wywodzi się z prób rejestracji wydarzeń artystycznych, a więc ze sztuk plastycznych i naturalnym dla niej kontekstem jest nie tyle kino i inne sztuki narracyjne, jak literatura – ile malarstwo, rzeźba, sztuka instalacji, per- 52 Z ideologicznego i estetycznego punktu widzenia, video artyści kontestują telewizję jako domenę komercji, proponując w zamian użycie medium, które służyłoby nawiązaniu bardziej bezpośredniego kontaktu z widzem i penetrowaniu nowych obszarów wrażliwości, niedostępnych innym dyscyplinom artystycznym i środkom przekazu. Genetycznie video art jest także spokrewniona z FILMEM EKSPERYMENTALNYM i KONCEPTUALIZMEM, często też wchodzi w związki ze SZTUKĄ FEMINISTYCZNĄ. Do pionierów v.a. należą obok Paika, Beryl Korot (autorka przejmującej realizacji „Dachau 1974”), Douglas Davis (twórca pierwszych dzieł zachęcających widza do aktywnego udziału) i Peter Campus (autor pierwszych interaktywnych instalacji z projekcjami w czasie rzeczywistym). Współcześni najgłośniejsi video-artyści to: Bill Viola, Gary Hill, Tony Oursler i Shirin Neshat, oraz przed- Nam June Paik, „Video Flag” stawiciele SWISS VIDEO. Polskimi pionierami tej sztuki są Józef Robakowski, Wojciech Bruszewski i inni członkowie Warsztatu Formy Filmowej (FILM EKSPERYMENTALNY), do których z czasem dołączyli m.in. Zbigniew Libera, Artur Żmijewski i Katarzyna Kozyra. Wcześniej inspiratorami dla twórców kilku pokoleń stali się min. dwaj wybitni polscy artyści: Karol Hiller i Andrzej Pawłowski pierwszy dzięki eksperymentom z własną techniką fotograficzna – HELIOGRAFIKĄ (lata 30.), drugi stał się znany natomiast w latach 50. dzięki KINEFORMOM – ruchomym, improwizowanym obrazom świetlnym (później sfilmowanym). Efektem poszukiwań artystycznych i praktyczną realizacją różnych idei i działań wyżej wymienionych twórców (i innych) było wiele prac i projektów wykonanych w różnych technikach multimedialnych. Co ciekawe, w aspekcie historycznym, dziedzina ta wywarła ogromny wpływ na popularne dziś sztuki multimedialne, szczególnie zaś na video art , który stał się nową syntezą obrazu i dźwięku. Andrzej Pawłowski (1925-86) był artystą wszechstronnym. Malarz, rzeźbiarz, fotografik, autor filmów eksperymentalnych, teoretyk i pedagog, projektant form przemysłowych, autor aranżacji wystawienniczych, profesor krakowskiej ASP, współtwórca Wydziału Form Przemysłowych. Był członkiem – założycielem Grupy Krakowskiej, a także Stowarzyszenia Projektantów Form Przemysłowych. Należał do ZPAP i ZPAF, uczestniczył w Międzynarodowej Radzie Stowarzyszeń Wzornictwa Przemysłowego (ICSID). Twórczość artysty rysuje nam postać poszukiwacza, uważnego obserwatora, odkrywcy, eksperymentatora. Pierwsze zachowane prace – rzeźba i rysunki pochodzą jeszcze z lat czterdziestych i początku lat pięćdziesiątych. W połowie lat pięćdziesiątych Pawłowski stał się sławny dzięki Kineformom, ruchomym, rzutowym na ekran projekcjom świetlnym, które zostały sfilmowane. Fotomedia – tak chętnie wykorzystywane przez Pawłowskiego – w największym stopniu mogły być uważane za czynnik sprzyjający podtrzymywaniu postawy awangardowej, chociażby z uwagi na stałe techniczne udoskonalenia w tym obszarze, skutkujące stwarzaniem nowych możliwości estetycznych. Obecnie proces taki zauważyć można w obszarze elektronicznych środków obrazowania i przekazu, m.in. video art. Andrzej Pawłowski – poprzez swoje wnikliwe poszukiwania w dziedzinie fotografii oraz eksperymentu z ruchomymi obrazami świetlnymi – pozostawił dzieło wyjątkowe i na tyle uniwersalne, że jego przesłanie pozostaje aktualne do dzisiaj. Nowatorstwo jego przemyśleń na temat ruchomych obrazów świetlnych, pozwala zaliczać go do światowej czołówki artystów, jako prekursora filmu eksperymentalnego oraz sztuk multimedialnych (w tym video art). * Performance - (z angielskiego: przedstawienie, wykonanie), uważany jest za żywą sztukę rozumianą dwojako: z jednej strony jako osobisty, personalny pokaz artysty przed publicznością, bezpośredni z nią kontakt, z drugiej- jako sprzeciw wobec wszystkiego, co stare i skostniałe, skonwencjonalizowane. Sztuka performance jest więc sztuką którą stanowi zachowanie osoby (lub grupy osób) w określonym miejscu, o określonym czasie. Bibliografia: – Marcin Giżycki, SŁOWNIK KIERUNKÓW, RUCHÓW I KLUCZOWYCH POJĘĆ SZTUKI DRUGIEJ POŁOWY XX WIEKU, Wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2002. – „ Andrzej Pawłowski 1925-1986”, Jan Trzupek , „Wprowadzenie”, Adam Sobota: OBRAZOWANIE ŚWIATLEM,; Galeria Sztuki Wspólczesnej w Katowicach, Muzeum Narodowe we Wrosławiu, Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki w Krakowie, Katowice 2002. – MAŁA HISTORIA FOTOGRAFII, Boris von Brauchitsch, Przedmowa, Przekład – Jan Koźbiał i Barbara Tarnas,Wyd. Cyklady, Warszawa 2004. – http://pl.wikipedia.org Artur Ptak 53 Odautorska konstrukcja świata GEOMETRIA PONAD BYTEM Świadomość granic każdego zaistniałego bytu i zdarzenia przyświeca twórczości Zbigniewa Porębskiego. Poprzez zgeometryzowanie zaobserwowanej przez autora rzeczywistości, uzmysławia on swoim odbiorcom, że to co ma miejsce tu i teraz mieści się w określonych ramach. Jednocześnie ukazuje świat rozczłonkowany, niemożliwy do przedstawienia w trójwymiarowej rzeczywistości, abstrakcyjny. Obiekty prezentowane są z różnych stron, niekiedy są one ponakładane na siebie, tak jakby świat został pocięty przez „szalone nożyczki”. Sam malarz mówi, że jego malarstwo zainspirowane zostało polifonicznymi utworami muzycznymi, w których każdy dźwięk jest samodzielny i równouprawniony. To równouprawnienie elementów tłumaczy zupełny brak zasad, czy to perspektywy, czy światłocienia. Istotne zaś stały się linie graniczne pomiędzy równieistotnymi elementami i doskonała kompozycja kolorystyczna. To co wysuwa się na plan pierwszy w pracach Zbigniewa Porębskiego to niezwykła, prawie że komputerowa dbałość o wzajemne relacje między elementami oraz konsekwentna analiza każdego kształtu i barwy. Odnosi się wrażenie, że twórca jest niezwykle zdyscyplinowany w pra- cy nad własnym kodem. Praca ta, to nie poszukiwanie tematów, bo te są zaczerpnięte prosto z życia, ale właściwego konstruktu barwnych płaszczyzn o miękkich przejściach. Jak zauważyła - Anna Porębska - plamy i linie łączą się jak nuty. Obrazy Zbigniewa Porębskiego można było oglądać w Galerii „Na piętrze” Biura Wystaw Artystycznych w Kielcach. – Starałem się, by wystawa była zwarta, a prace zbliżone w formie i wynikały jedne z drugich – wyjaśnił autor. ZBIGNIEW PORĘBSKI – pracownik kieleckiego BWA, absolwent Studium Reklamy w Warszawie i Instytutu Sztuk Pięknych UJK w Kielcach, gdzie uzyskał dyplom z malarstwa. Tworzy w dziedzinie malarstwa sztalugowego i rysunku. Tytuły obrazów (technika olej/ akryl): Pianista, Park zdrojowy, Szklane domy, Rekonstrukcja, Miasto nocą, Żuraw, Przestrzeń wolności, Pomarańczowa alternatywa, Przesunięcie ku czerwieni, Bioiluminacja, Ogród wyobraźni, Kaktus, Tokarnia, Dwa stawy, Stare żelazko, Obrazki z wystawy, Więcej znaków… Olimpia Anna Brola Igraszki ze światłem SCHWYTANY W CIEŃ „Życie jest tylko wędrującym cieniem” (Makbet 5,5) W Zespole Państwowych Szkół Plastycznych im. Józefa Szermentowskiego w Kielcach można było zobaczyć grafiki Kazimierza Witolda Kieliana. Ekspozycja ta, to m.in. kontynuacja wernisażu wystawy„Autoreinkarnacje” prezentowanego w Galerii Sztuki Współczesnej „Winda” Kieleckiego Centrum Kultury. Kielecki „Plastyk” zaprasza chętnych do odwiedzania wystaw organizowanych w budynku szkoły. Kazimierz Witold Kielian w swoich grafikach wykorzystuje możliwości jakie daje współczesna technika. Jego prace bazują na fotografii cyfrowej, którą to plastyk przetwarza przy użyciu komputera. Głównym tematem kompozycji jest cień artysty przechodzący ciągłą metamorfozę. Ta ulotność, nietrwałość i zmienność zdaje się fascynować autora grafik, a jednocze- 54 śnie przypomina o marności ludzkiej egzystencji. We własną sylwetkę wpisuje napotykane miejsca, kreśląc nie tylko ślad swego istnienia, ale tworząc coś w rodzaju kroniki dziejów. Kielian wieszczy samotność współczesnego człowieka, którego nieodłącznym towarzyszem jest jego wierny cień. Cień jako azyl, ucieczka przed światem, towarzysz doli i niedoli zgłębiający każdy rodzaj materii, tak jak myśl współczesnej nauki i techniki. Zmierzenie się z własnym cieniem jest jednocześnie aktem odwagi. Cień zawsze niepokoił, budził lęk przed czymś nieuchwytnym, pozamaterialnym z pogranicza życia i śmierci. Artysta używa prostego symbolu, aby z godnością zaprezentować swoje poglądy i twórczą dojrzałość. Tak, jakby chciał ogłosić światu zgodę na to, co przynosi życie. Dla człowieka ważne jest świadectwo własnego istnienia. Cóż lepiej zaświadczy o życiu jak nie własny cień? Olimpia Anna Brola Bez języka, co zaśmieca sztukę… S DO POTĘGI G …czyli sztuka zwielokrotniona Wspólnym mianownikiem prac – prezentowanych na wystawie „Poliptyk graficzny” w Galerii „Piwnice” kieleckiego BWA – była miłość do natury. Na wernisażu pokazano dorobek Instytutu Sztuk Pięknych Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach w dziedzinie grafiki. Można było zobaczyć dzieła takich artystów jak: Sylwia Morys, Magdalena Szplit, Teresa Ślusarek, Janusz Baran, Waldemar Kozub, Henryk Królikowski. Graficy prezentując swoje „wieloobrazy” skoncentrowali się na osobistych poszukiwaniach wyłamując się z kanonu klasycznej grafiki warsztatowej. Marian Rumin na otwarciu wystawy – grafikę przyrównał do „sztuki platońskiej jaskini”. Praca bowiem skupia się nad matrycą, gdzie powstaje odwrócony obraz, przez co ostateczny efekt może być pełen niespodzianek. Oporna materia z jaką zmaga się twórca wyczerpuje nagromadzone przez niego Na wernisażu emocje, związane z tematem, wpływając na pozostawiany na odbitkach ślad. Na przykład ujawnia pasje, tak jak w przypadku barwnych linorytów Teresy Ślusarek. Od lat jeżdżę w góry i fotografuję pejzaż, zwłaszcza skał na Polesiu, który jest punktem wyjścia dla rozważań nad przyszłą grafiką – wyjaśniła autorka. – Fascynują mnie dwa żywioły – skała, najtrwalszy materiał ziemski, oraz woda. Poszukuję między nimi kontaktu, spójności. Każda odbitka jest jednostkowa, ponieważ linoryt barwny powstaje przez nakładanie kolejnych warstw kolorów. W technice linorytu pracuje również Henryk Królikowski: Moje kompozycje inspirowane są naturą, są one mniej lub bardziej abstrakcyjne, czasami odnoszą się do postaci ludzkiej. Dyptyk „Ich sny niespokojne” dra Janusza Barana O samotności i tęsknocie opowiadają z kolei prace Sylwii Morys: Pojawiając się, Rzucając cień, Pomiędzy, Szukając, Odchodząc. – Pracuję w technice druku cyfrowego – zdradziła graficzka. – Prace wypływają z mojego wnętrza, a punktem wyjścia dla nich są fotografie, które następnie opracowuję na komputerze. Na bogactwo struktur spotykanych w naturze zwróciła uwagę, w swych czarno – białych linorytach, Magdalena Szplit. Dla tej autorki każda z grafik jest następstwem poprzedniej, a prace nad nimi były rozciągnięte w czasie. Techniki metalowe takie jak: akwaforta, akwatinta oraz wklęsłego rzeźbienia – intaglio zastosował w swoich pracach Janusz Baran. Twórca zaprezentował dyptyk Ich sny niespokojne I, II, 2004 przedstawiający postaci ludzkie nękane problemami oraz tryptyk włoski – wspomnienie z podróży do Włoch. – Moje prace wynikają z zainteresowania cywilizacją, człowiekiem i psychologią – objaśnił Janusz Baran. – Grafiki są zatrzymaniem się nad minionym czasem, zaproszeniem na wycieczkę prowadzącą do samopoznania. Do opracowania swoich malarskich szkiców należących do dwóch cykli: Wyobrażenia z natury i Alfabet natury. Waldemar Kozub posłużył się grafiką komputerową. Tworzę w programie Photo Shop już od kilku lat, ale zawsze zaczynam od notatek z natury. Punktem wyjścia jest dla mnie struktura mikroświata. Szukam relacji przestrzeni: małe – wielkie. Na wystawie prezentuję 10 prac z cyklu Alfabet natury – Gametomorfy. Tekst i zdjęcia: Olimpia Anna Brola 55 Nic bez powodu z głębi... Indywidualistyczny opis świata Aleksandy Zuby– Benn, przełożony na język malarstwa i tkaniny, można było oglądać na wystawie w galerii Sztuki Współczesnej w Pałacu T. Zielińskiego w Kielcach. „Najważniejsze są niedomówienia, Urok wierszy kryje się między słowami, Urok malarstwa między farbami. Muzyka jest czymś poza dźwiękiem” /ks. Twardowski/ W tkaninie dla Aleksandry Zuby – Benn istotny jest kolor i materiał. Artystka używa włókien naturalnych, takich jak len pod różną postacią: nici, słoma lniana, pakuły lniane Aleksandra Zuba–Benn, tworzy w zakresie tkaniny unikatowej i malarstwa. Pedagog w Zespole Szkół Plastycznych w Tarnowie oraz w Instytucie Sztuk Pięknych Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. Laureatka licznych nagród. Ma w dorobku 14 wystaw indywidualnych oraz udział w wystawach zbiorowych, plenerach i sympozjach o sztuce. Dla Aleksandry Zuby–Benn bardzo ważny jest powód, dla którego powstaje dzieło. Praca pozbawiona wewnętrznej perspektywy nie posiada mistycznego wymiaru. Jak opowiada – tkanina i malarstwo to dwie dziedziny, które odgrywają w jej życiu bardzo ważną rolę. Na płótnach rzadko pojawia się postać człowieka, ale tematy których dotyka malarka są z nim związane. Autorkę prac interesują przedmioty towarzyszące ludziom w ich codziennej egzystencji, na tyle zwyczajne, że przestają być zauważa- Fot. Autorka prac (w środku) wraz z uczestnikami wystawy ne, np. krzesło. Przez to jednak, że są jak również wikliny, trzciny, papieru ręcznie czerpanego, one bliskim towarzyszem istoty ludzkiej stają się nośnikiem papieru pakowego – giętego, skręcanego a następnie łączowartości pozamaterialnych. Prezentowane na wystawie nego z wikliną. – Fascynacja tkaniną, urodą włókna skłania obrazy wykonane zostały w technice olej na płótnie, format mnie do poszukiwań, eksperymentowania z naturalnymi 120 x 90cm. Wynikają one z przemyśleń na temat przemijamateriałami i korzystania z nowych jakości – wyjaśnia pani nia, a jednocześnie są wyrazem afirmacji życia. Ola. Sięgając po nowatorskie rozwiązania wykorzystuje także różne gatunki folii, które następnie splata wikliną. W powstałych w ten sposób dziełach tkackich dużą rolę odgrywa przenikanie światła poprzez formę. Zarówno obrazy jak i tkaniny Aleksandry Zuby – Benn pozostawiają odbiorcy wolność jeśli chodzi o interpretację. Są one pokojem zabaw dla myśli, choć ich twórczyni zawarła w nich emocjonalny przekaz, zrozumiały zależnie od stopnia wrażliwości. Prace pokazane w Kielcach zaprezentowane zostały również w Galerii „Atut” w Klubie Osiedlowym KAESEMEK w Końskich. Tekst i zdjęcia: Olimpia Anna Brola Z wystawy 56 Duchem wolnym w rzeźbiarskiej materii odkrytym… BATALIA O CZŁOWIEKA W kieleckiej Galerii BWA „Na Piętrze” formy przestrzenne rzeźbiarsko obrobione zaprezentował kielecki artysta – Piotr Suliga. Piotr Suliga – Absolwent Liceum Plastycznego w Kielcach i Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Dyplom z rzeźby obronił w pracowni prof. Józefa Szczypki. Pracuje jako pracownik dydaktyczny w Instytucie Sztuk Pięknych Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. Laureat konkursu na popiersie Igora Strawińskiego do alei artystów XX w. w Kielcach i konkursu na statuetkę „Lokalne Centrum Aktywności Ekologicznej” dla Fundacji „Partnerstwo dla środowiska”. Członek zarządu Związku Polskich Artystów Rzeźbiarzy Okręgu Kieleckiego. „Jestem człowiekiem, bo tworzę, jestem człowiekiem, bo niszczę, bo cały świat wierzeń, pojęć odbudowałem na zgliszczach, bo cały gmach kłamstw, pozorów i złudzeń, we mnie, zburzyłem, jestem człowiekiem, bo kocham, bo kocham i nienawidzę”. /Recitativo, J. B. Roszkowski/ Tematem przewodnim prezentowanych prac była – natura człowieka, to kim jesteśmy i jacy jesteśmy. – Poszukuję formy która mogłaby odpowiedzieć mi na pytanie czym jest człowieczeństwo – wyjaśnił rzeźbiarz. – Przetwarzam klasykę przeskakując pułap realistycznego postrzegania postaci ludzkiej, dzięki koncentrowaniu się na tym, co mnie rzeczywiście interesuje. Z każdej zaś pracy wyciągam wnioski. Dokładne odwzorowanie natury nie jest wielką trudnością. Moje poszukiwania człowieczeństwa znajdują ujście w rozwiązywanych przeze mnie problemach rzeźbiarskich. Szukam formy trójwymiarowej oddalając się od realizmu, bo człowieczeństwa nie można wyrazić przez odwzorowanie. Zdaję sobie sprawę, że przede mną jest jeszcze bardzo dużo pracy ale myślę, że uda mi się je zdefiniować. Za środek wyrazu obrałem język rzeźby. Niedoścignionym dla mnie wzorem jest Michał Anioł. Łącznikiem między nim a mną jest „non finito” – czyli nie dokańczanie dzieł. Inspiracją zaś jest gipsowe bozzetto mistrza – wstępne szkice do rzeźby – wyjawił Piotr Suliga. Artysta lubuje się w kontrastach gładkiej powierzchni ciała z surową fakturą bryły. To zróżnicowanie struktury wywołuje nastrój dramatyzmu. W napiętych mięśniach pośladków, czy podkurczonych nóg (Bliźnięta) kryje się siła godna tytana – panowanie nad zmysłami i popędem. Przy czym prace te nie są wulgarne, a pełne godności i prostej, szczerej poezji silnie związanej z ludzką egzystencją. Podobnie dwie wersje rzeźby Libido (drewno i patynowany gips) to wyraz ochrony ludzkiej cielesności (męska dłoń osłania kobiece łono) będącej jedną z podstawowych ziemskich wartości. Postaci Kapłanów (cykl, na który składają się cztery prace) wykonane ręką Piotra Suligi, są próbą zdefiniowania ludzkiego wnętrza poprzez wyrażenie stanów emocjonalnych. Zaznaczenie rozpadu bryły wydaje się ukazywać na ile silny jest eter przenikający każdą materię, który przyczynia się do dezintegracji wszystkiego, co próbuje przetrwać w fizycznej postaci. Sylwetki Kapłanów przypominają o marności ludzkiego żywota, które tyle jest jeno cenne ile w nim siły ducha i odwagi, by z własnej egzystencji uczynić wartość. Portrety: Dawida, Tamary Łempickiej, Jimy’ego Hendrixa, Jamesa Joyce’a, Ignacego Paderewskiego to z kolei wyzwanie podjęte przez Piotra Suligę, by za pomocą przestrzennej formy odzwierciedlić charakter, życiową postawę, sposób bycia każdej z wymienionych postaci. Od portretu realistycznego artysta przeszedł w stronę abstrakcyjnego widzenia twarzy ludzkiej – cykl Kieleckie Głowy – będącego syntezą fizjonomii wizerunku człowieka. Zestawienie form geometrycznych tworzy estetyczną, opartą na łączeniu przeciwieństw całość – ostre zadry kontra gładka, ciemna bryła kuli wywołują u odbiorcy poczucie zagrożenia nie pozostawiając go obojętnym. Twórczość Piotra Suligi charakteryzuje się nieprzeciętną wnikliwością obserwacji natury ludzkiej, przy czym spostrzeżenia, które później prezentuje w swych rzeźbiarskich dziełach są pełne szacunku wobec człowieka i jego istnienia jako uduchowionej cielesności. Olimpia Anna Brola Fot. prac z archiwum Piotra Suligi 57 VARIA varia VARIA Cyberstarożyność unowocześniona… czyli O cyberkulturze na wesoło Myli się ten kto myśli, że kultura tzw. cyberprzestrzennowirtualna to wymysł świata współczesnego. Owszem, tak się może wydawać przeciętnemu mieszkańcowi Ziemi – sporo przesłanek na to wskazuje. Ale… spójrzmy na to z innej strony…i prześledźmy historię ludzkości. Kopalnie wirtualnie… Już w najdawniejszych erach kopalnych istniało „wirtualne” życie. Plemiona ludzi pierwotnych „komunikowały” się wzajemnie za pomocą blasków pochodni czy też ognisk. Czasem nie było nawet wiadome, kto i jak sygnał odbierze – mógł odpowiedzieć na przykład mamut, a nie przyjaciel i wtedy następował splot nieoczekiwanych zdarzeń. Zupełnie jak w dzisiejszym Internecie. Poza tym, ówcześni mistrzowie grafik naskalnych zostawiali na ścianach jaskiń i innych grot ogólnodostępne dzieła. Nie wierzę też w to, że fama o nich nie przechodziła w sposób przestrzenny. Podobnie ze sztuką gwizdów, skowytów, krzyków, dzisiaj nazywanych muzyką. www.zapoznanie.old Kiedy już cywilizacyjnie „zmądrzeliśmy” nieco, w średniowieczu i epokach ciut bliższych nam modne były tzw. wirtualne śluby. Na czym one polegały? Łatwo się domyśleć… na pobieraniu się na odległość. Często następcy tronu „zaufani” dyplomaci przywozili z zamorskich i jeszcze bardziej odległych zakątków ziemskich podobizny księżniczek lub szlacheckich matron. Czasem też arystokratkom radzono intratne ożenki z ważnymi personami płci męskiej. I cóż się wtedy okazywało? Że Internet minionych wieków działał bez zarzutu. Bo gładkie lica przyszłych żon i mężów wcale aż tak gładkimi nie były, nie mówiąc już, że młodymi także nie. Czy dziś mamy pewność kogo przez Internet poznajemy? Maile z gwintem… Poza nowożytnie – starożytnym swoistym portalem www.zapoznanie.old dla arystokratycznie urodzonych, istniał „program pocztowy” www.listwbutelce.org. Była to krążąca w odmętach wód oceanicznych i mórz korespondencja. Maile 58 butelkowe były środkiem komunikacyjnym dużo wartościowszym niż dzisiejsze. Nie dość, że nie miały SPAMU – no może tylko śladowe jego ilości w postaci organicznych części planktonu, tylko bogate załączniki – jakieś spinki czy drogie kamienie, to jeszcze trafiały do przedstawicieli przyszłych pokoleń i niekoniecznie nawet nadawców. Taka była ich potęga.! Blogi… z budowli? Jakby się przyjrzeć bliżej popularnym dziś blogom, to też czymś nowym nie są. Inaczej się tylko nazywają. W starożytności żeby zaistnieć w pamięci potomnych, co niektórzy spisywali swe dzieje na ścianach świątyń, piramid czy też innych budowli. I nikt dzisiaj nie nazywa ich grafficiarzami! Toż to były przecież ówczesne blogi. Dziś stanowczo chwalebniejszą formą są te internetowe niż naściennochuligańskie. A czy w pewnym momencie historii – w stuleciu bodajże XIX nie były nimi książki, szczególnie te wspomnieniowe? Oczywiście, że tak. Nosiły wtedy miano sztambuchów, a ich prowadzenie świadczyło o byciu trendy. Łańcuchowe gadu-gadu… Komunikatory internetowe, takie jak na przykład gadugadu też miały swoje prototypy w minionych wiekach. Od dawien dawna istniała bowiem potrzeba kontaktowania się uwięzionych ze światem zewnętrznym. A taką to funkcję pełniła chociażby metoda klikania kamieniami, czy też metalowymi łyżkami o ścianę celi. Siedział taki bidulek samotnie w surowej „komnacie” za „zwinięcie” z szynku połcia słoniny i stukał. Długie, długie, długie, krótkie itd., aż wykukał… powiedzmy uniewinnienie. Niech mi nikt nie powie, że to nie moc prawdziwego GG. I to w czasach sromotnej ciemnoty… Przykłady można by było mnożyć. Tak, to nie fikcja. Cyberkultura nie jest wymysłem XXI wieku! Tylko kto w to uwierzy… Aneta Lech ŻYCIE on-line Cyberświat budzi we mnie skrajne emocje – lęk i fascynację. Stworzono świat alternatywny, w którym nie ma granic, nie wiemy gdzie się zaczyna a gdzie kończy. Cechuje go olbrzymia pojemność, elastyczność, szybkość i brak ograniczeń związany z umieszczaniem treści oraz swoboda w formach prezentacji (tekst, zdjęcia, wideo, dźwięk, aplikacje). Możliwość łatwego komunikowania się, szybkiego przepływu informacji to największa zaleta cyberświata. Jednak zbliżając się do siebie poprzez setki i tysiące kilometrów oddalamy się i zatracamy kontakt w najbliższym otoczeniu. Coraz częściej rozmawiamy ze sobą nie odrywając się od komputera, przesyłamy cyberkartki świąteczne, cyberkwiaty, Polski Second Life – Second Kraków (www. secondlife.com) odwiedzamy cybercmentarze i zapalamy cyberświeczki. W tym wirtualnym świecie jesteśmy tylko strumieniami danych. Czy bezcielesność oznacza, że nie mamy potrzeb materialnych, a więc jesteśmy wolni od przymusów biologicznych, społecznych i nie potrzebne nam są żadne formy władzy? Cyberprzestrzeń zapewnia nam wolność i anonimowość, przez co chętnie oddajemy się podróżom w wirtualnym świecie. Największym zagrożeniem jest rozmycie granic miedzy cyberprzestrzenią a światem realnym – takowe miało miejsce u osób uczestniczących w programie (grze) Second Life (www.secondlife.com), w którym przebywali więcej czasu niż w „realu”. W tym alternatywnym świecie, możemy mieć żonę, dzieci, pracę, nawet walutę, która jest wymienialna na realne dolary. Jednostką monetarną jest Linden Dollar (L$). System ekonomiczny też jest zbliżony do rzeczywistego, bazuje na popycie i podaży, przelicznik amerykańskich dolarów na Linden Dollar jest zmienny i kształtuje się w relacji ok. 270 L$ za 1 USD. Przeciętnie w ciągu dnia dokonywane są transakcje na sumę rzędu 400 – 500 tysięcy dolarów amerykańskich! Realne banki otwierają swoje przedstawicielstwa w świecie Second Life. Można sobie kupić wirtualny dom, hotel, wyspę, zrobić zakupy w sklepie, iść do baru lub do kina. W ten szybko rozwijający się cyberświat wkraczają realne firmy, mają tam swoje przedstawicielstwa, Reuters otworzył tu swoje biuro, stacje telewizyjne MTV i NBC mają studia, Adidas, Reebok, Dior, Dell, Microsoft, IBM, Mercedes, Nissan i Toyota uruchomiły sklepy. W cyberżyciu mamy conajmniej takie same potrzeby jak w rzeczywistości, musimy się ubrać, urządzić mieszkanie czy kupić samochód. Ciekawe czy urzędy skarbowe zaczną opodatkowywać realne pieniądze w nierealnej gospodarce? Politycy prowadzą w SE kampanie wyborcze – tu rywalizowali kandydaci na prezydenta Francji, Ségolene Royal i Nicolas Sarkozy. Kraje otwierają placówki dyplomatyczne – zrobiły to już Malediwy i Szwecja. Second Life to już duża populacja, ponad 9 milionów wirtualnych postaci (aktywnie cyberżyjących 1,5 mln). Wiele uniwersytetów, nawet tak znanych jak Harvard i Oxford, używa platformy Second Life do celów edukacyjnych i treningowych. W roku 2007 platformę Second Life wykorzystano do nauczania języków obcych, a już wkrótce setki tysięcy użytkowników będą mogły rozmawiać między sobą na głos, a nie jak dotychczas w czatach. Polska również rozwija się w Second Life, mamy m. in. Second Kraków – a raczej wierną kopię zabytkowego rynku przeniesioną w cyberświat. Tam nawet wirtualną siedzibę otworzyła redakcja Tygodnika Powszechnego. Z czasem, gdy przybędzie więcej miejsc w Second Poland, mam wielką nadzieję, że system uniemożliwi wywożenie cyberśmieci do cyberlasu. Dlaczego ludzie tak chętnie uczestniczą w tym programie (grze)? Powodów jest na pewno wiele (i zależą od kreatywności uczestnika), od edukacyjnych (nauka języków), ciekawości, zabawy, niezobowiązujących kontaktów z innymi uczestnikami po sprawdzenie się i realizację swoich ambicji i marzeń, których w „realu” nie byliby w stanie zrealizować. Jest to niewątpliwie raj dla architektów i grafików, którzy mogą zaprezentować swoje abstrakcyjne projekty. Oddziaływanie marketingowe Second Life jest imponujące, dlatego rozwija się bardzo szybko. Podobnym powodzeniem cieszą się gry online, w której króluje World of Warcraft. Ogromna siła przyciągania cyberświata powoduje, że brniemy w niego bez opamiętania – myślę, że rozwija się on zbyt szybko, jak na nasze możliwości percepcyjne. Stąd łatwość uzależnienia się i utraty równowagi między życiem online i offline. „Nasza klasa” pokazała jak w zwykłym internetowym projekcie można ugrzęznąć kilka godzin dziennie. Technika rozwija się dynamicznie, wkrótce zacznie oferować nam w cyberświecie inne doznania np. zapachy ... a wtedy biada nam. Ja pozostanę jednak offline, w „realu” jest jeszcze tyle do poznania. Paweł Król 59 Obliczenia rozproszone Komputery zdominowały nasze życie, podłączone do sieci internetowej wykorzystujemy je na co dzień w pracy i w domu. Większość użytkowników nie wyłącza komputera podczas krótkich przerw, a niektórzy z nas pozostawiają maszyny włączone przez noc, aby pobierać z sieci aplikacje i różne pliki multimedialne. Gdy nie pracujemy w danej chwili, a komputer jest włączony jego zasoby i moc obliczeniowa procesora jest marnowana. Zazwyczaj uruchamia się wygaszacz ekranu, procesor wchodzi w stan jałowy i poza zużyciem ok. 2 % mocy na obsługę podstawowych procesów nic on nie robi. Gdybyśmy zsumowali czasy bezczynności prywatnych komputerów na świecie, okazałoby się, że marnujemy gigantyczną moc obliczeniową procesorów. Dlatego też od wielu lat działają programy naukowei badawcze umożliwiające współdzielenie zasobów obliczeniowych, dzięki czemu każdy może brać w nich udział (oczywiście mając komputer i dostęp do Internetu). Dzięki pracy setek tysięcy (a nawet milionów) komputerów stworzony zostaje jakby wieloprocesorowy superkomputer. Działa to w ten sposób, że użytkownik instaluje oprogramowanie (zazwyczaj jest to wygaszacz ekranu), który pobiera dane poprzez Internet z serwera w celu ich przetworzenia. Po przetworzeniu pobranych danych nasz wygaszacz ekranu przesyła serwerowi wyniki przeprowadzonych obliczeń, a następnie pobiera od serwera kolejne dane do przetworzenia. W chwili, gdy nie używamy komputera włącza się wygaszacz ekranu – czyli nasza aplikacja, która wykonuje obliczenia (wykorzystywana jest wtedy każda chwila przestoju w pracy do analizy danych). Przetwarzanie jednej „paczki” danych trwa różnie i zależy od wielu czynników (szybkości maszyny, algorytmu obliczeniowego, ilość przerw w pracy – aby mógł zadziałać wygaszacz, itp.), mogą to być dni, tygodnie, miesiące. W Internecie jest olbrzymia liczba programów badawczych, wykorzystujących obliczenia rozproszone. Głównymi ich dostawcami są uniwersytety i instytuty naukowe. Seti@home – był największym (trwającym 7 lat) i najbardziej znanym projektem opartym na obliczeniach rozproszonych, mającym za zadanie rozstrzygnąć możliwość istnienia inteligentnej formy życia poza Ziemią. Zbierane dane z radioteleskopu w Arecibo zostały rozdzielane na małe fragmenty, a następnie analizowane na komputerach użytkowników. W projekcie brało udział ponad 5 mln komputerów. Powstały zorganizowane grupy użytkowników, rywalizując między z sobą, która z nich przetworzy najwięcej danych – były rankingi, statystyki i nagrody dla najlepszych. Mimo braku konkretnego wyniku, Wygaszacz ekranu projektu Seti@home 60 Radioteleskop Arecibo w Portoryko Seti@home spełnił ważne zadanie – zainteresował zwykłych ludzi udziałem w specjalistycznych badaniach i przyczynił się do rozwoju koncepcji rozproszonego przetwarzania danych przez prywatne komputery. Obecnie jest wiele dostępnych projektów z różnych dziedzin nauki: fizyki, astronomii, matematyki, meteorologii, biologii i medycyny. Dostępne są m. in.: Einstein@home mający na celu badanie fal grawitacyjnych, LHC@home służący dokładnej kalibracji akceleratora cząstek elementarnych budowanego przez CERN w Genewie, ABC@home badanie jednego z ważniejszych otwartych problemów matematyki – hipotezy ABC. Do najważniejszych jednak należy zaliczyć projekty z dziedziny medycyny i biologii, które mogą rozwiązać nasze ziemskie problemy. Pomagamy w walce z chorobami których dziś jeszcze nie potrafimy skutecznie leczyć – chorobą Alzheimera, BSE, Creutzfeldta-Jakoba, AIDS, Huntingtona i Parkinsona, różnymi odmianami nowotworów. Dołączając do zespołów poszukujących odpowiednie struktury białek, czy zajmujących się badaniami ludzkiego genomu, można mieć swój udział w rozwiązywaniu globalnych problemów ludzkości. Warto więc brać udział w projektach, chociaż niektórzy będą zastanawiać się co tak naprawdę obliczamy, może nasz wygaszacz ekranu łamie kody, szyfry bankowe a może symuluje wybuchy bomby atomowej? Faktem jest, że wykorzystując metodę brute force „brutalna siła” możemy łamać kody czy rozkładać klucze szyfrujące na czynniki pierwsze. Metoda opiera się na sukcesywnym sprawdzeniu wszystkich możliwych kombinacji w poszukiwaniu rozwiązania problemu. Jest ona zwykle nieoptymalna, ale najprostsza i najbardziej skuteczna – teoretycznie pozwala ona złamać każde hasło – praktycznie może to potrwać nawet tysiące i miliony lat. Już niebawem, będzie można zarabiać za pomocą przetwarzania rozproszonego, wspomagając firmy komercyjne... a wtedy to, już niektórzy nie będą się zastanawiać czy łamiemy kody bankowe czy symulujemy wybuchy nuklearne. Aby zachęcić jak najwięcej osób do udziału w danym projekcie, już teraz niektóre firmy wprowadzają nagrody pieniężne dla osoby, która odnajdzie najlepsze rozwiązanie danego problemu. Fot. Internet Paweł Król Jak piękne bywa życie… SMAKOWITY JUBILEUSZ Kieleckie Centrum Kultury, Związek Literatów Polskich i Towarzystwo Przyjaciół Sztuk Pięknych w Kielcach przygotowało artystce – Władysławie Szproch - „Lekkostrawną ucztę poetycką”. Uroczystość z okazji 25-lecia twórczości literackiej i 30-lecia twórczości plastycznej, znanej na Ziemi Świętokrzyskiej poetki i malarki, odbyła się w październiku 2007r. na Małej Scenie KCK. „Urodziłam się pomiędzy latem, a zimą nie wybierałam miejsca, chętnie bym się urodziła w trawie - trawy rosną wszędzie”. W. Szproch Tymi słowami Szanowna Jubilatka powitała zgromadzonych gości. Opowiedziała troszkę o swojej młodości pełnej zachwytów nad światem oraz o trudzie zmagania się z poważnymi problemami jakie spotyka na swojej drodze człowiek. Dzięki dewizie: „Życie jest diabła warte, jeśli nie jest uparte” nie zmogła jej żadna przeciwność losu, a zaszczepiona w niej miłość do sztuki i swoich korzeni pozwoliła przemienić istnienie twórczyni w „owocujące drzewo”. Dla Władysławy Szproch ważne stało się: „Zatrzymać w słowie, obrazie, kresce, rzeźbiarskiej formie – czas. Przedłużyć pamięć poprzez ich trwanie, uczynić drugiego człowieka szczęśliwym, bogatszym o piękno doznań…” Władysława Szproch – animator kultury, twórca wszechstronny - uprawia malarstwo (olej pastel, akryl, akwarelę, temperę, collage, rysunek i rzeźbę w drewnie); poetka, ale pisuje też humoreski i recenzje tomików poetyckich; członek Związku Literatów Polskich i wiceprezes Stowarzyszenia Artystów Plastyków Świętokrzyskich. Za krzewienie kultury i sztuki w Regionie Świętokrzyskim otrzymała: Brązowy Medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis; Brązowy Krzyż Zasługi; Srebrny Krzyż Zasługi i odznaczenie Zasłużony Działacz Kultury. 25-lecie twórczości literackiej i 30-lecie twórczości plastycznej artystki przebiegło w bardzo przyjaznej atmosferze. Zadbali o to zarówno organizatorzy jak i sama Jubilatka. Władysława Szproch z otwartym sercem przyjęła wszystkie dowody sympatii i uznania w postaci „sutej kolacji”. Ta wystawna biesiada to: „danie główne”, czyli uczta intelektualna – wystąpienie prof. dr hab. Mirosława Wójcika; „przystawki i desery”, czyli poezja dobrze przyprawiona - tu Małgorzata Biesaga odśpiewała przy akompaniamencie gitary „Wiersz o Władce” własnego autorstwa, a wraz z publicznością „Hymn artystów”. Piosenką zachwyciła również młoda wokalistka – Ewa Łucka, a młodzież ze Szkolnej Sceny „ATU” XI LO w Kielcach, których przygotowaniem i reżyserią zajęła się prowadząca całą uroczystość mgr Jolanta Markiewicz, zainscenizowała kilka fraszek Jubilatki. Ku uciesze biesiadników artystka dostała prezent w postaci dobrze wyrośniętej pszczółki – ucznia Łukasza. W ramach rewanżu Władysława Szproch zabawiła gości kilkoma słownymi igraszkami „Fraszkodziejami i Myślochwilami”. Gdy skończyła posypały się życzenia, kwiaty, upominki i listy gratulacyjne od znamienitości Regionu Świętokrzyskiego, zaprzyjaźnionych artystów i życzliwych twórczyni znajomych. Znalazł się czas na chwilę tańca, po czym goście udali się na ucztę dla oczu (wystawę malarstwa artystki) i ciała (zakosztować rozmaitych pyszności). Były też „Dania na wynos”, czyli możliwość zakupu tomików i obrazów Jubilatki. Olimpia Anna Brola Redakcja „Dedala” składa Władysławie Szproch życzenia wielu sukcesów artystycznych. Fot. O. A. Brola 61 ROCZNICE REGIONALNE STYCZEŃ (110)2 I 1898 – ur. Józef Kłodawski, działacz harcerski i społeczny, członek-założyciel Kieleckiego Towarzystwa Naukowego i Koła Miłośników Kielc, przewodnik świętokrzyski, jeden z inicjatorów i wykonawców krzyża powstańczego na Bruszni; pochowany na Cmentarzu Starym w Kielcach (zm. 21 XII 1967) (40)30 I 1968 – zm. w Krakowie Mieczysław Radwan, pracownik naukowy krakowskiej AGH, profesor, badacz przemysłu (hutnictwa) na Ziemi Kieleckiej, twórca Muzeum Starożytnego Hutnictwa Świętokrzyskiego w Nowej Słupi (ur. 5 IV 1889 w Żarnowie) LUTY (145)21 II 1863 – zm. Henryk Marconi, architekt pochodzący z włoskiej rodziny, zaprojektował m.in. łazienki w Busku-Zdroju (ok.1835) oraz pałac w Chrobrzu (1850); był autorem przebudowy pałacu dla Dobieckiego w Łopusznie (ur. 7 I 1792) (580)24 II 1428 – Pińczów otrzymał prawa miejskie magdeburskie nadane przez Władysława Jagiełło MARZEC (10)4 III 1998 – zm. Adam Bień, działacz ruchu ludowego, prawnik, sądzony w moskiewskim procesie szesnastu, aresztowany i osadzony w Łubiance; w 1999 roku w Ossali otwarto Dom Pamięci Adama Bienia (ur. 14 XII 1899 w Ossali, gm. Osiek) (30)5 III 1978 – zm. w Kielcach Edmund Padechowicz, wybitny działacz PTK i PTTK w Kielcach, członek Towarzystwa Przyjaciół Szpitalika Dziecięcego w Kielcach, działacz Komitetu Odbudowy Zespołu Pobenedyktyńskiego na Świętym Krzyżu; Jego imieniem nazwano szlak turystyczny: Chęciny-Bukówka-Daleszyce-Łagów (ur. w 1890 roku) (205)13 III 1803 – ur. w Sędziejowicach, Aleksander Wielopolski, margrabia Gonzaga Myszkowski, działacz polityczny i reformator szkolnictwa, twórca znanej biblioteki magnackiej w Chrobrzu (zm. 30 XII 1877) (50)23 III 1958 – pierwsze walne zgromadzenie Kieleckiego Towarzystwa Naukowego, wpisanego do rejestru stowarzyszeń 27 grudnia 1957 roku KWIECIEŃ (600)4 IV 1408 – król Władysław Jagiełło nadał Małogoszczowi przywilej stanowiący o powtórnej lokacji miasta na prawie średzkim MAJ (55)24 V 1953 – odsłonięcie pomnika Stefana Żeromskiego w Parku Miejskim w Kielcach (105)25 V 1903 – ur. w Borowcu k. Krasocina Feliks Rak, poeta i pisarz ludowy, społecznik (zm. 17 VII 1992) (20)31 V 1988 – rozpoczęcie budowy Sanktuarium Matki Bożej Ostrobramskiej w Skarżysku-Kamiennej CZERWIEC (105)2 VI 1903 – zm. Franciszek Ksawery Kowalski, architekt, autor wielu projektów gmachów reprezentacyjnych w Kielcach, m.in. hotelu i teatru „Ludwika ” w 1877 roku (obecny Teatr im. S. Żeromskiego), browaru Stumpfa (na terenie późniejszej posesji Karscha); pochowany został na Cmentarzu Starym w Kielcach (ur. 2 II 1827) (160)4 VI 1848 – ur. Antoni Gustaw Bem, pseud. Adam Niemir, literat, historyk literatury; nauczyciel w kieleckim gimnazjum (w latach 1879-1888), nauczyciel Stefana Żeromskiego i recenzent jego pierwszych utworów (zm. 15 IV 1902) (20)12 VI 1988 – złożenie prochów majora Jana Piwnika „Ponurego” w krużgankach Klasztoru Cystersów w Wąchocku (150)18 VI 1858 – zm. Tomasz Zieliński, kolekcjoner zbiorów sztuki i mecenas kultury, naczelnik powiatu kieleckiego w l.1846-1858 (ur. 28 III 1802) LIPIEC (20)4 VII 1988 – zm. Wincenty Burek, pisarz urodzony w Ocinku k. Sandomierza, dyrektor (od 1951 r.) Państwowego Ośrodka Kultury Plastycznej, a następnie Ogniska Muzycznego w Sandomierzu, redaktor miesięcznika „Ziemia Kielecka ” (ur. 14 X 1905) (35)10 VII 1973 – założono Klub Kolporter-Korona SSA Kielce (65)12-13 VII 1943 – pacyfikacja Michniowa 62 (100)19 VII 1908 – ur. Wojciech Borzobohaty, podpułkownik, uczestnik II wojny światowej, zastępca komendanta okręgu radomsko-kieleckiego AK, autor książki „Jodła: okręg radomsko-kielecki ZWZ AK ” (zm. 10 I 1991) (170)26 VII 1838 – ur. Henryka Pustowójtówna, adiutantka generała Mariana Langiewicza w powstaniu styczniowym (zm. 2 maja 1881) (10)26 VII 1998 – zm. Wiesław Stefan Jażdżyński, powieściopisarz, publicysta, ur. w Kielcach (ur. 9 IX 1920 ) (110)29 VII 1898 – ur. książę Krzysztof Mikołaj Radziwiłł, arystokrata polski, ziemianin, właściciel części dóbr staszowskich i Sichowa Dużego, więzień obozu koncentracyjnego w czasie II wojny światowej; poślubił Marię Popiel z Kurozwęk (zm. 24 III 1986) (220)30 VII 1788 – zm. (w Kielcach) Kajetan Ignacy Sołtyk, biskup krakowski, ur. w pińczowskich Chwałowicach; z jego inicjatywy przy kościele św. Leonarda w Kielcach rozpoczęto budowę szpitala i Klasztoru Sióstr Miłosierdzia (ur. 12 VI 1715 ) (75)29 VII 1933 – ur. Zbigniew Nosal, długoletni redaktor Słowa Ludu i miesięcznika Przemiany, poeta, autor wielu reportaży o tematyce regionalnej (zm. 10 X 1997) SIERPIEŃ (125)9 VIII 1883 – zm. Antoni Andrzejowski, pierwszy maturzysta polski, w 1833 roku objął służbę lekarza górniczego w Miedzianej Górze, gdzie zorganizował szpital, lekarz powiatu kieleckiego od 1844 roku, a od 1867 r. inspektor lekarski guberni kieleckiej i lekarz miasta Kielce, przyjaciel Andrzeja Towiańskiego, którego idee przeniósł na grunt kielecki; pochowany został na Cmentarzu Starym w Kielcach (ur. 13 IX 1807) WRZESIEŃ (15)wrzesień – ukazał się pierwszy numer miesięcznika kulturalno-artystycznego „Ikar ” (50)6-7 IX 1958 – uroczystości związane z koronacją cudownej figury Matki Bożej Loretańskiej w Sanktuarium w Piotrkowicach (gm. Chmielnik) (25)12 IX 1983 – odsłonięcie pomnika generała Władysława Sikorskiego w Skarżysku-Kamiennej, za sprawą którego Skarżysko otrzymało 1 stycznia 1923 roku prawa miejskie (120)14 IX 1888 – ur. w Szewnej k. Ostrowca Świętokrzyskiego, Jan Samsonowicz, wybitny geolog, profesor uniwersytetów we Lwowie i Warszawie, badacz historii górnictwa regionu świętokrzyskiego, odkrywca kopalni krzemieni w Krzemionkach Opatowskich (zm. 3 XI 1959 w Warszawie) (55)14 IX-21 IX 1953 – proces biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka przed sądem wojskowym (105)18 IX 1903 – oddanie do użytku kieleckiej synagogi PAŹDZIERNIK (190)1 X 1818 – Jan Nepomucen Wodziczko założył pierwszą w dziejach Kielc drukarnię (105)11 X 1903 – ur. Edward Wincenty Wołoszyn, działacz harcerski, społecznik z Kielc, pochowany na kieleckim Cmentarzu Nowym; w 1983 roku turystyczny szlak niebieski z Cedzyny do Wąchocka otrzymał jego imię (zm. 19 V 1977) (60)25 X 1948 – zm. Zygmunt Wasilewski, publicysta, krytyk literacki, redaktor i wydawca pism oraz książek, urodzony w Siekiernie k. Bodzentyna; kolega Stefana Żeromskiego z okresu nauki w kieleckim gimnazjum (ur. 29 IV 1865 ) LISTOPAD (350)7 XI 1658 – erygowanie kościoła parafialnego w Ćmińsku przez biskupa krakowskiego Piotra Gembickiego (130)14 XI 1878 – ur. Leopold Staff, poeta, dramatopisarz, tłumacz. Od 1953 roku corocznie pędzał urlopy w Skarżysku, gdzie powstała część wierszy z tomu Wiklina (zm. 31 V 1957 r. w Skarżysku) GRUDZIEŃ (75)7 XII 1933 – założono pierwszy w regionie Klub Narciarski w Kielcach (260)30 XII 1748 – król August II Sas podpisał przywilej lokacyjny Końskich