POBÓR Ochotnicy i nieszczęśnicy
Transkrypt
POBÓR Ochotnicy i nieszczęśnicy
POBÓR Ochotnicy i nieszczęśnicy Wychowany w narodowej tradycji byłem przekonany, że do armii Księstwa Warszawskiego wstepowano z zachwytem, w poczuciu patriotycznego obowiązku, które ogarneło naraz całe społeczeństwo. Jak się okazało w toku moich poszukiwań nie jest to obraz całkiem prawdziwy. Bo też i obraz wojny jako najlepszego powodu by stracić dom, bliskich, dobytek, a najczęściej po prostu zginąć jest obrazem fałszywym i należącym do mitów, które z niejasnych powodów w naszej kulturze pokutują. Euforia wyrwania się spod zaborczego jarzma mogła dotyczyć jedynie tych, którzy nie mieli już innego jarzma nad sobą, czyli bogatej szlachty i magnatów. Dla nich to była faktycznie okazja do zapisania się annałach, a przy okazji mogli czasem zyskać kolejny przedrostek przed nazwiskiem, jeśli tylko ich odwaga została zauważona przez któregoś z cesarzy czy królów. Równocześnie ich służba wojskowa pełna była wizyt w zaprzyjaźnionych dworach Europy, balów i romansów. Listy do rodziny po drugiej stronie frontu „wrodzy” oficerowie wymieniali w przerwach między bitwami. Wojenne peregrynacje były namiastką dawnych podróży edukacyjnych z pewną, czasem większą, czasem mniejszą, domieszką adrenaliny. Niewypłacane żołdy nie miały znaczenia bo wyposażano ich w domu w odpowiednie sumy i listy do znajomych, które zapewniały awaryjne pożyczki w razie kłopotów finansowych. Ale oficerów w 140 osobowej kompanii jest trzech, a reszta żołnierzy jest skazana na łaskę lub niełaskę płatników, umiejętności armijnych lekarzy, uczciwość kolegów, litość wroga... Zwyczajnie, jak na wojnie, jeśli nie jest się akurat dowodzącym. Oficerów wyższych, czyli tych poza szczeblem kompanii, a nawet pułku, nie ma sensu wogóle omawiać, bo ani nie musieli walczyć, ani też nie znajdowali się często na pierwszej linii jeśli nawet już do tego wojska trafili. Niektórzy wstępowali do wojska, które sobie równocześnie sami kupili, dowolnie ubrali, wyposażyli i wysłali tam gdzie zechcieli. Przy czym jako nagrodę otrzymywali w takich razach natychmiastową nominację na pułkowników, po czym mogli wycofać się z życia armii by pobierać wielokrotność żołdu, lub inną gratyfikację poniesionych trudów. Aleksander Fredro pisze: „Byli tacy, których znaczny majątek czynił deklaracją z ich strony wystawienia pułku do prawdy podobnym. Ale dając im epolety pułkownikowskie nie żądano od nich złożenia, a przynajmniej zapewnienia potrzebnych funduszów. Dlatego niejeden z nas pytał się potem, dlaczego ten lub ów bez żadnej zasługi, często bez żadnej zdatności otrzymał od razu tak wysoką rangę. Pytał się i nie mógł innej wydobyć odpowiedzi jak: Bo miał bezczelność jej żądać”. Jest to napewno www.kompaniawoltyzerow.pl jakaś forma pomocy ojczyźnie, ale nie oszukujmy się, mniej kłopotliwa niż prawie pewna śmierć na polu bitwy. Na szczęście byli i tacy, którzy mimo, że nie musieli, to walczyli z pełnym poświęceniem i przymierali głodem razem z podwładnymi. Wśród oficerów niższych, czyli tych, którzy bezpośrednio dowodzili żołnierzami w polu sytuacja była nieco inna. Z pamiętników wynika, że spora ich część marzyła o służbie wojskowej. Oczekiwali przygód, sprawdzenia się i wolności... prawdopodobnie omyłkowo. Ponownie Aleksander Fredro: „(...) kiedy stanałem przed księciem Józefem w trzeciej pozycji, jak do menueta, albo raczej do matlota, (...) Książę przyjął mnie uprzejmie. Rozmawialiśmy „pieknie a niedługo”. Nazajutrz, 8 czerwca, dostałem nominacją na podporucznika.” - miał Fredro wtedy 16 lat, a do wojska starał sie wstapić od miesiąca, nie mając żadnego doświadczenia ani przeszkolenia. Był natomiast polskim szlachcicem i miał starszych braci w wojsku. W następnym akapicie, dowcipnie stwierdza: „Jedynie zapewne przez grzeczność nie pytacie mi się, szanowne państwo, za co zostałem oficerem.” Dalej przyszły kapitan i adiutant w sztabie Napoleona próbuje jakoś tłumaczyć łatwość awansów szlacheckich, ale widać, że sam czuł i po trosze ganił dwuznaczność tej sytuacji. Z czasem zasłużył na swój pierwszy awans, później na następne, ale ilu młodych szlachciców poprzestało tylko na łatwych awansach, nie zaznając trudów i poświęceń? Marcin Smarzewski, syn właścicieli ziemskich z okolic Sanoka, wstapił do wojska ochotniczo po zajęciu Lwowa przez armię Księstwa. Poruszony narodową euforią, w wieku 21 lat zaniechał studiów prawniczych, by wstapić do wojska. Po ojcowskim błogosławieństwie otrzymał na drogę: „klacz wierzchową, parę pistoletów i kilkadziesiąt reńskich, (...) polecające pismo do swojego (czyli ojca pamiętnikarza) dawnego znajomego jenerała Biegańskiego, zostającego na teraz w głównym sztabie księcia Józefa Poniatowskiego”. Do tego ojciec „ wsadził na drugą kobyłę starego wąsala Petra, aby mnie (Marcina Smarzewskiego) odprowadził do Lwowa”. Ze Lwowa do Zamościa, a tam 21 czerwca 1809 zaciągnął się do 8go pułku piechoty, „życząc sobie należeć do kompanii wyborczej, (...), naparliśmy się do grenadierów”. Po 8 dniach nauki szkoły żołnierza i szkoły plutonu, 29 czerwca awansował, z pominięciem kapralstwa na sierżanta. Dalsze awanse nadchodziły stopniowo, podporucznikiem został 9 listopada tego samego roku. Wielkim atutem Smarzewskiego były studia prawnicze, co z pewnością wspomagało jego karierę wojskową, niemniej jak wynika z kolei służby i on z czasem spełnił pokładane w nim zaufanie i był dzielnym żołnierzem i dowódcą kompanii. Antonii Białkowski w zasadzie chciał bardzo wstąpić do wojska pruskiego. Tyle, że ono właśnie topniało w zastraszającym tempie, bo był rok 1806. www.kompaniawoltyzerow.pl Pochodził z bogatej rodziny mieszczańskiej i zamierzał zrobić karierę: „Robiłem sobie nadzieję, że zasłużę na względy moich przełożonych i w czasie wojny prędzej dosłużę się wyższego stopnia”. Stało się w końcu tak, że mając 18 lat wstąpił do formowanego właśnie w Poznaniu 4 pułku piechoty Księstwa Warszawskiego. Mimo dogodnej pozycji społecznej wstapił do wojska jako szeregowy 15 listopada 1806. Po szkoleniu, 21 listopada awansował na kaprala, później 2 grudnia na starszego sierżanta, a 4 stycznia był już oficerem w stopniu podporucznika. Jego szkolny kolega Adam Wedelstaedt pobił jednak wszelkie rekordy w szybkości awansu. Wedle relacji Białkowskiego generał Dąbrowski, po krótkiej rozmowie z matką Adama rzekł: „W nagrodę zasług ojca, którego byłem przyjacielem, mianuję syna tego walecznego oficerem, z zastrzeżeniem, że zostanie umieszczonym w tym pułku, który sobie wybierze”. Niemniej Adam okazał się człowiekiem honoru i po kilku męczących rozmowach z resztą oficerów w swoim pułku, poprosił „aby się mógł od żołnierza dosługiwać”. Co zresztą mu złamało karierę, bo w 1812 roku był jeszcze podoficerem, a służbę zakończył w stopniu zaledwie porucznika, czyli „o oczko wyżej” niż w pierwszym dniu służby, podczas gdy jego koledzy mieli już znacznie wyższe stopnie. Henryk Brandt w 1806 miał 17 lat i właśnie rozpoczynał studia. Podekscytowany zbliżającą się wojną w listopadzie na ochotnika zgłosił się do armii, także pruskiej. Został chorążym i przeszedł porządne szkolenie. Byłby walczył jako Prusak, ale posiadłości jego ojca znalazły się właśnie w granicach nowoutworzonego Księstwa Warszawskiego i sytuacja stała się niewygodna dla rodziny. Jak wspomina: „Skutkiem tych nieprzyjemnych okoliczności otrzymałem od ojca rozkaz podania się do dymisyi i powrotu do domu. Uczyniłem to niechętnie, ale musiałem być posłusznym”. Później by nie obciążać domu rodziców Brandt wyjechał, a jako że „nabrał już zamiłowania do służby wojskowej”. Ponownie próbował wstąpić do armii pruskiej ale dwukrotnie mu odmówiono. Wrócił więc w rodzinne okolice, gdzie znajomy wyjednał mu, że zaliczono go do jednego z pułków, prawdopodobnie francuskich, jako odkomenderowanego feldfebla, „nie obowiazanego do pobytu w pułku”. Tak przetrwał jakiś czas, a 27 kwietnia 1808 przyjęto go do Legii Nadwiślańskiej w stopniu podporucznika. Później bezsprzecznie Brandt okazał się dobrym dowódcą i żołnierzem, jednak jak widać na jego przykładzie trudno mówić o uczuciach patriotycznych przy wstepowaniu do polsko-francuskiego wojska. W jego wypadku to było raczej „zamiłowanie do służby”. Była to postawa dość powszechna, a tacy żołnierze bardziej identyfikowali się ze „stanem” żołnierskim niż z określoną narodowością. www.kompaniawoltyzerow.pl Ogólne wyobrażenie o euforycznym i ochotniczym formowaniu wojsk Księstwa Warszawskiego po Kampanii 1809 roku potwierdzają wspomnienia Kazimierza Brodzińskiego: „Przypadkiem zasłyszałem o jednym uczniu, Niemierzycu, o 4 lata młodszym ode mnie, który miał zamiar do Polaków się udać. Jeden wieczór rozmowy ustalił nasze postanowienie, przedsięwzieliśmy nazajutrz wyruszyć. Pomógł do tego oficer polski przebrany, który przepisał nam drogę i przyrzekł pomoc obywatelów.” Następnego dnia niespełna 18-to letni Brodziński i 14-to letni Niemierzyc opuścili okolice tarnowa i ruszyli do Krakowa. W drodze schwytani przez patrol austriacki wykupili się pieniędzmi jakie dostali z domu. W końcu jednak dotarli do celu i wstapili do kompani artylerii dowodzonej przez kolegę brata autora. Cały opis promieniuje młodzieńczą radością i oczekiwaniem przygody. Zatem, ogólnie można powiedzieć, że byli to żołnierze z wyboru nie z poboru. Do tego momentu moje wyobrażenie o tamtych czasach przynajmniej w zarysie zgadzało się z rzeczywistością. Sytuacja szeregowych z poboru mogła wyglądać innaczej. Andrzej Daleki, żołnierz 1 (później 9) pułku piechoty wspomina: „Była to jesień - roku nie pamiętam - noc ciemna, wicher szumiał, gdy nagle drzwi się otwierają i słyszę głos: - Jędrzeju wstawaj i chodź! - Dokąd? O północy? Wtem chwyta mnie trzech mężczyzn.” Poszedł z nimi, modląc się przestraszony. „Wtem wprowadzają mnie do karczmy. Wchodzę a tu siedzi za stołem znajomy mój, Giełdek, parobek jak drąg, i płacze. Śmiech mnie porwał na widok tego zucha płaczącego. - Cóż ty płaczesz? - zapytałem go z wielkim zadziwieniem i na pół ze śmiechem. - O płaczę i ubolewam sobie, bo nie wiem, czy kiedy przed śmiercią zobaczę swoich. Biorą mnie bowiem do wojska i mam iść na jakąś wielką wojnę. Poznałem teraz, co się ze mną dzieje, że i mnie zabrali do wojska”. Później, podczas transportu próbowali jeszcze uciec, ale w końcu zaniechali tego zniechęceni perspektywą nieuniknionej pogoni. Ten opis prawdopodobnie obrazuje wiekszość przygód poborowych, którzy nie byli posiadaczami ziemskimi lub bogatymi mieszczanami. Prawdopodobnie nie wiedzieli co to za wojna i nie rozumieli dlaczego muszą na nią iść. Niestety owi najliczniejsi uczestnicy wojny przeważnie nie pozostawili pamiętników, bo tak jak nie mieli większych szans by stać się oficerami, tak też nie mieli możliwości, by się nauczyć pisać. www.kompaniawoltyzerow.pl Sprawdźmy więc jak sprawy poboru miały się według pism oficjalnych. Akt powstania województwa Sieradzkiego z 13 listopada 1806 informuje między innymi jak formowane będzie wojsko piesze. Z każdych 20 dymów („rachując wogół wszystkie kominy naszych powiatów”) pobierano jednego człowieka. Wybierano go losowo lub stawiał się „własną ochotą”. Dziedzic wsi miał go umundurować, a żołd miesięczny i inne sumy dostarczyć do kasy. Właściciele wsi z folwarkiem musieli umundurować i opłacić żołd dla tylu strzelców pieszych ile takich wsi posiadali. Miasta miały także dostarczyć po jednym pieszym z każdych 20 dymów, dać mu mundur i opłacić żołd. W województwie Kaliskim pobór obejmował jednego rekruta z każdych 10 dymów, w Warszawskim było podobnie. Zgodnie z dokumentem z 15 grudnia 1806 rekrut powinien być „ zdatny do służby jakiegokolwiekbądź wzrostu, ale zdrowy i czerstwy, lat między 18 i 25 mający”. Nie mógł być „gospodarzem osiadłym”. Rekruci mieli być przez wystawiający dwór ubrani, bądź wyposażeni w pieniądze na mundur, które dostarczyć należało do Rady gospodarczej pułku. Uzupełnić szeregi mieli równierz zbiegli poborowi i żołnierze pruscy, o ile byli Polakami, a także dawni żołnierze polscy, nawet jeśli przekroczyli wiek poborowy. komisje powiatowe miały dołożyć starań by z każdego powiatu było kilku umiejących czytać i pisać. Tych przeznaczono na furierów i podoficerów. Dawni oficerowie polscy mieli pomagać przy formowaniu pułków, braniu rekrutów i prowadzeniu ich do pułków. Służba miała trwać 8 lat, poczym żołnierz mógł do domu powrócić. Niezależnie od urodzenia, w miarę zasług można było być oficerem. Koszt munduru szacowano na 81 zł. polskich, do tego rekrut miał dostać 2 koszule nowe lub 12 łokci płótna lnianego, 4 łokcie lnianego płótna na czechczery, 13 łokci płótna szarego na podszewki oraz trzewiki. W roku 1808, 9 maja ukazał się dekret królewski o poborze. Jak pisze Bronisław Gembarzewski: „Ulegli temu poborowi bez względu na urodzenie, stan, dostojeństwo, sposób życia i wyznanie, wszyscy mieszkańcy kraju, mający od 21 do 28 lat wieku; wyłączeni byli od poboru urzędnicy, duchowni, nauczyciele i rabini. Sześć lat służby dawało prawo żądania zwolnienia.” Poborowy wylosowany do służby mógł wyręczyć się zastępcą. Wszystkich odpowiadających wymaganiom poboru nazywano popisowymi. O każdym z nich należało poinformować podprefekta. Kary za utajenie popisowego były wysokie; grzywna 1000 zł. i utajony popisowy bez losowania natychmiast szedł do wojska. Minimalny wzrost rekrutów miał być określony tak by wystarczał do nabijania broni. Losowanie rekrutów miało odbywać się za pomocą „doskonale równych” blaszek lakierowanych na biało lub czarno. Poborowi wyciagali je ze www.kompaniawoltyzerow.pl specjalnej skórzanej torby, którą dostarczał wraz blaszkami podprefekt. Czarna blaszka oznaczała powrót do domu, biała przeznaczała do wojska. Reguły przeprowadzania poboru w Księstwie Warszawskim oparto, jak większość zasad organizacji państwa, na wzorcach francuskich. Kilka dość zabawnych spostrzeżeń na temat poboru we Francji przekazał nam Elzear Blaze. Drwi on z obaw młodych żołnierzy: „Rekruci, odrywani od pługa, przekonani byli, że teraz, w koszarach poznają całą marność ludzkiego żywota. - Będziesz przymierał głodem. - mówiono im setki razy. Byli zaskoczeni znajdując na swym talerzu solidną porcję wołowiny flankowanej przez dobre w smaku ziemniaki, a ich codzienne posiłki były daleko lepsze od tych jakie mogli dostać w rodzinnym domu w niedzielę. Ich chleb był dobry, bielszy od tego jaki jedzono w 3/4 francuskich wsi”. Jak widać dla części żołnierzy wojsko stawało się lepszym domem. Kolejna intrygująca informacja to ogólne wyliczenie „wydajności” poboru. „Co Napoleon mógłby zrobić z partią rekrutów liczącą 100 000 ludzi? Przypuśćmy, że zostali by we Francji; najwyżej 80 000 trafiło by do armii; z tego połowa, jak zwykle, w ciągu tygodnia trafiła by do szpitali; jedynie 40 000 stanęło by w końcu w linii, a to jedynie błahostka, w czasie gdy ludzkie życie jest tak rozrzutnie marnotrawione. To rzadko wystarczało by zaspokoić potrzeby pojedynczej bitwy: niejedna, jak pamiętam pochłonęła daleko więcej.” Wcześniej Blaze pisze, że Napoleon chcąc pozyskać 100 000 żołnierzy musiał zażądać poboru w wysokości 300 000 ludzi. Co pokazuje jakim kosztem społecznym były ciągłe wojny, a przecież Blaze nie pisze o ofiarach bitew, a jedynie o ludziach, którzy musieli opuścić dom, bliskich pracę, itd... Równocześnie te 60% rekrutów, którzy trafili do wojska lecz zachorowali, lub z innego powodu nie znaleźli się na froncie trzeba było ubrać i wykarmić. Możemy sobie zatem, w przybliżeniu wyobrazić przekrój wiekowy tej nowopowstającej armii. Moje szacunki są oczywiście bardzo ogólne z uwagi na brak danych szczegółowych, ale jeśli przepisy o poborze były przestrzegane, a pamiętniki zawierają cząstkę prawdy, to armia składała się z trzech warstw wiekowych, równocześnie będących dość wyraźnym odzwierciedleniem stosunków społecznych w dawnej Polsce. Przeciętny żołnierz lub podoficer miał od 21 do 36 lat i pochodził przeważnie z rodziny chłopskiej albo uboższych mieszczan. Jako, że jeśli ktoś na dzień przed poborem nie ukończył przepisowych 28 lat szedł jednak do wojska to założyłem, że taki nieszczęśnik mógł pozostać w wojsku 8 lat, czyli do 36 roku życia. Później mógł zostać na własne życzenie, o ile i armia go potrzebowała. www.kompaniawoltyzerow.pl Z kolei warstwa oficerów młodszych, czyli podporuczników, poruczników i kapitanów, pochodząca z bogatszych rodzin szlacheckich i mieszczańskich była o dziwo chyba najmłodszą grupą. Jako, że byli ochotnikami nie obowiązywały ich rygorystycznie limity wiekowe określone w przepisach poborowych. Z pamiętników z epoki wynika, że byli młodsi od swoich podwładnych, prostych żołnierzy. Z polskich oficerów pamiętnikarzy znamy wiek kilku: Aleksander Fredro - 16 lat, Antonii Białkowski - 18 lat, Henryk Brandt - 17 lat, Józef Grabowski - 20 lat, Marcin Smarzewski - 21 lat. Najwyższa warstwa ówczesnego wojska to starsi oficerowie i generalicja. Część z nich dowodziła jeszcze w wojsku koronnym, czy w insurekcji. Wielu miało za sobą służbę w innych europejskich armiach, krótko mówiąc byli to w wiekszości rzeczywiście „starsi oficerowie”. Mogli wywodzić się głównie z bogatych rodzin szlacheckich czy nawet magnackich. Jednymi z najstarszych byli Walenty Kwaśniewski i Romuald Giedroyć (57 lat w 1807 roku), Józef Zajączek (55 lat), Henryk Dąbrowski (52 lata). I tak oto mamy wojsko młodych mężczyzn, nie zawsze szczęśliwych z powodu udziału w wydarzeniach historycznych, nad nimi stali nastolatkowie pełni dobrych chęci i marzący o karierze oraz ciekawym życiu, a nad tym wszystkim rada starszych, którzy często bardziej martwili się o zakup odpowiednich „souvenirów” z wojaży niż o losy tych wszystkich „pod nimi”. Czyli normalnie, jak w życiu. Nie przesądzam jednak wyjątków od każdej z reguł jaki moim zdaniem wtedy dominowały. Wręcz przeciwnie, sam mógłbym podać kilka przykładów odmiennych losów żołnierzy tego okresu jednak z ogółu znanych mi informacji samoistnie narzucają się takie właśnie wnioski. Mam też wrażenie, że podobnie wygląda sytuacja w każdym okresie historycznym, więc tym bardziej skłaniam się ku takiej wizji. Trzeba pamiętać też o tym, że pobór nie był jedyną drogą pozyskania żołnierzy. Był to czas kiedy pokaźną część każdej armii stanowili jeńcy lub weterani z armii które pokonano. Tak było i w Polsce. Po przegranej bitwie żołnierze mieli czasem wybór, oczywiście jeśli nie byli ranni i poddali się w odpowiednim momencie; mogli zostać jeńcami wojennymi albo wstąpić do zwycięskiej armii. Zważywszy na to, że ówczesne państwa często nie miały określonego charakteru narodowościowego, czego najlepszym przykładem była Austria, to ten wybór prawdopodobnie nie był nawet szczególnie bolesny dla szeregowego, który i tak skazany był na łaskę i niełaskę przełożonych, w jakiejkolwiek armii się nie znalazł. W wojnie polsko austriackiej 1809 roku obie strony starały się podbierać sobie żołnierzy. U Białkowskiego czytamy, że kiedy po przegranej potyczce żołnierze polscy znaleźli się w niewoli Austriacy: „przynieśli razu pewnego w nocy śledzi i chleba, niby to, co dostarczyć naprędce mogli. Następnego www.kompaniawoltyzerow.pl dnia nie dali wody, aby tem więcej pragnieniem dokuczyć. Gdy się to więcej wzmagało, dopiero przybyli werbownicy z muzyką, a zastawiwszy stoły piwem zachęcali ochotników, aby się zbliżyli i odebrali tak nazwaną nagrodę „Handgeld” i przystali do hułanów, korpusu freikurów z czterech pułków składającego się. Wymieniono mi tych żołnierzy naszych, którzy zmuszeni pragnieniem do freikurów przystali. Z wymienionych nazwisk przekonałem się, że to byli Niemcy z Holendrów nadwiślańskich spod Torunia”. Pokaźnym rezerwuarem takich poborowych dla Francji były armie Austrii i Prus, bo też sporo tam było ludzi wogóle nie identyfikujących się ze sztandarami pod którymi zmuszono ich do służby. Z dwojga złego wybierali armię, w której nieco mniej bito i była szansa awansu. Z takich między innymi żołnierzy polskiego pochodzenia stworzono kolejne polskie legie na służbie Francji, a one z kolei dały część swych żołnierzy młodej armii Księstwa. To właśnie byli owi mityczni wiarusi, wąsale, starcy którzy walczyli jeszcze w obronie Rzeczypospolitej, potem w Legionach, na San Domingo, w Egipcie, w Legii Naddunajskiej, a potem Nadwiślańskiej... to nic, że w ich mglistych sylwetkach łączą się losy kilku pokoleń. Takie postaci były potrzebne, nawet jeżeli nie wszystkie istniały. Jednak kilku takich gerontów europejskie armie miały. We Francji najsłynniejszy był chyba Jean eurel, który odsłużył jako fizylier 72 lata. Urodził się podobno w 1699 roku, a zmarł w 1807. W wojsku był od 17 roku życia. Na portrecie namalowanym przez Antoine`a Vestier w roku 1788 ma już trzy odznaczenia za długoletnią służbę (Ustanowione przez Ludwika XV 16 kwietnia 1771. Były przyznawane za „co najmniej” 24 lata służby. Nazywano je Medalem Weteranów bądź Medalem Dwu Szpad), a jeszcze po 1804 udekorowano eurel`a Legią Honorową. Zważywszy na to, że statystyczna długość życia na przełomie XVIII i XIX wieku w Europie to około 30 lat, to fizylier eurel przeżył prawie cztery „statystyczne” pokolenia. © Nipi Bibliografia: „Trzy po trzy” Aleksander Fredro „Wspomnienia starego żołnierza” Antoni Białkowski „Pamietnik 1809-1831” Marcin Smarzewski „Moja służba w Legii Nadwiślańskiej” Henryk Brandt „Pamiętniki wojskowe 1812-1814” Józef Grabowski „Wspomnienia mojej młodości i inne pisma autobiograficzne” Kazimierz Brodziński „La Vie Militaire Sous le Premier Empire” Elzear Blaze „Captain Blaze” Elzear Blaze „Encyklopedia wojen napoleońskich” Robert Bielecki Akt powstania województwa Sieradzkiego z 13 listopada 1806 „Wojsko Polskie 1807-1814” Bronisław Gembarzewski „Dał nam przykład Bonaparte” Robert Bielecki i Andrzej Tyszka „Napoleon et les Troupes Polonaises 1797-1815” Alain Pigeard www.kompaniawoltyzerow.pl