Artykuł w PDF TUTAJ

Transkrypt

Artykuł w PDF TUTAJ
- niedojrzałość rodziców do przyjęcia nowego, dorosłego
dziecka,
- nieakceptacja powołania do małżeństwa swego dziecka,
- nieakceptacja wybranka serca swego dziecka, niezgod­
nego z oczekiwanym ideałem,
- próby nieuprawnionej ingerencji w życie młodych (często
w najlepszej wierze).
Umowność roboczo przyjętej klasyfikacji
Powyższa próba usystematyzowania problemu jest jedynie
propozycją klasyfikacji źródeł trudności na linii młodzi-teściowie. Nie roszczę sobie żadnych pretensji, by powyższy podział
traktować jako jedynie słuszny”. Podział ten jest siłą rzeczy
niedoskonały, bowiem poszczególne wymienione wyżej ele­
menty nie są rozłączne, zazębiają się o siebie, wynikają jedne
z drugich czy napędzają się wzajemnie.
Każdy przykład zaczerpnięty z życia (podam ich wiele dla
ilustracji) będzie wynikał z kilku naraz spośród wymienionych
elementów. Zdecydowałem się na dokonanie tego wstępnego
podziału ze względów czysto praktycznych, by móc po kolei
omówić różne aspekty tej samej sprawy. Sprawy, jak się okazu­
je w praktyce, niezwykle ważnej dla szczęścia małżeńskiego
i rodzinnego.
W kolejnych rozdziałach będę poruszał wymienione aspek­
ty „problemu teściów”, ilustrując je przykładami z życia. Nie­
zależnie od analizy przyczyn trudności, warto zastanowić się
nad konkretnymi sytuacjami życiowymi, które - jak pokazuje
doświadczenie - generują problemy na linii młodzi-teściowie.
Sytuacją taką jest z pewnością wspólne mieszkanie, pozosta­
wanie młodych po ślubie na utrzymaniu rodziców czy odda­
wanie dziadkom dzieci na wychowanie. Te i podobne sytuacje
będziemy analizować bardziej szczegółowo w późniejszych roz­
ważaniach. Zapraszam do lektury.
Lekceważenie „problemu teściów”
przez młodych
(„Żenię się z dziewczyną,
nie obchodzi mnie je j matka”)
Niedaleko pada jabłko...
Stare porzekadło głosi: „Spójrz na matkę i bierz córkę”.
Mądrość ta, ponoć rodem ze starożytnego Wschodu, jest dziś
zupełnie zapomniana, lekceważona, a nawet jawnie negowa­
na. I mimo że wszyscy znają rodzime: „Niedaleko pada jabłko
od jabłoni”, co więcej zgadzają się z tym i sami używają jako
argumentu „obciążającego” w przeróżnych ocenach osób i sy­
tuacji życiowych, to w przypadku wybranka swego serca jakby
o tym zapominają. Przecież jest dziecinną naiwnością twier­
dzenie, że przysłowie „działa” we wszystkich sytuacjach z wy­
jątkiem tej, w której ja sobie tego nie życzę. A nie życzę sobie,
ponieważ w przyszłej teściowej widzę - delikatnie mówiąc niedoskonałości, których nie chciałbym oglądać w swojej przy­
szłej żonie. Więc wypieram możliwość dziedziczenia złych cech
i... nie przyjmuję tego do wiadomości.
Jabłko oddala się...
Życie jest jednak bogatsze od wszelkich nakreślonych sche­
matów. Znane są przypadki wielkiego oddalenia się od rodzi­
ny, z której się wyszło. Tak więc trzeba dla poprawności wywodu
zauważyć, że zdarzają się sytuacje, gdy jabłko od jabłoni odtoczy się daleko. To oddalenie może pójść zarówno w kierunku
dobra, jak i - niestety - zła.
...w stronę zła
Wszyscy znamy sytuacje zaskakujące: taka porządna rodzi­
na, a dziecko poszło na manowce, zmarnowało się. Dzieje się
tak zazwyczaj wtedy, gdy dziecko wpadnie w złe środowisko
rówieśnicze i nierzadko związane z tym uzależnienia, a nawet
przestępczość. Czasem przyczyną zła i zagubienia jest ogląda­
nie filmów pornograficznych, epatujących brutalnością czy
horrorów. Bywa, że młody pada ofiarą zorganizowanego perfek­
cyjnie i planowo przeprowadzonego uwiedzenia przez którąś
z licznych, bez przeszkód rozwijających się i działających sekt.
Nie wolno więc zaryzykować twierdzenia, że wystarczy, by
chłopak (dziewczyna) był z dobrej rodziny, a wszystko ułoży się
dobrze i małżeństwo z nim (nią) będzie udane. Jak widać,
w dzisiejszym świecie pełnym pułapek i profesjonalnie zorga­
nizowanych negatywnych oddziaływań sama tzw. dobra rodzi­
na już nie wystarczy. „Jabłko” nie upilnowane może się łatwo
stoczyć w stronę zła.
...w stronę dobra
Zdarza się również - i jest to ogromnie optymistyczne - że
dziecko wyrasta ponad środowisko rodzinne, w którym się
wychowało. Zwykle impulsem do wzrostu jest pozytywne środo­
wisko rówieśnicze lub poznanie jakiejś osoby, pociągającego
autorytetu, któremu dziecko chce dorównać albo przynajmniej
do niego się zbliżyć. Czasem taką rolę może spełniać poznany
fascynujący chłopak czy dziewczyna. Zakochanie się może
uruchomić potężne siły i motywacje do pracy nad sobą. Nieste­
ty, często te możliwości wzrostu w dobrym są całkowicie mar­
nowane. W przypadku zakochania zmiany na lepsze mogą być
bardzo szybkie, lecz grozi im nietrwałość po osłabnięciu siły
pierwszej fascynacji. Znam przypadek, gdy chłopak oddalony
od Kościoła zaczął dla dziewczyny uczęszczać regularnie na
mszę św. Zawarli sakramentalne małżeństwo w Kościele ka­
tolickim. Była to jego ostatnia msza św. Zaraz po ślubie oświad­
czył, że to już go nie interesuje i przestał chodzić do kościoła.
Nie chcę szerzej komentować tego faktu, niech pozostanie on
jednak ostrzeżeniem. Zatem, by uchronić się przed naiwno­
ścią - przed ostateczną decyzją o małżeństwie - należy rady­
kalne zmiany osoby i jej zachowania, w tym nawrócenie,
poddać próbie czasu, by mogły się utrwalić i uwiarygodnić.
Wysiłek ,Jabłka”
Aby ,jabłko” mogło wspiąć się w stronę dobra, konieczny
jest trud, wysiłek samego Jabłka”. Nie stanie się to samo. Nie
stanie się to przez przypadek. (Są oczywiście przypadki szcze­
gólne, wyjątki - jak olśnienie św. Pawła - lecz ludzką mocą nie
mogą się one dokonać). Droga w stronę dobra jest zawsze „pod
górę”. Jest trudna, wymaga osobistego wysiłku, planowego
podjęcia trudu własnego rozwoju.
Chętnie rozwinąłbym temat pracy nad charakterem, wysił­
ku samowychowania, „uprawiania” siebie, lecz zbyt daleko
odbiegałoby to od rozważanego „problemu teściów”. Poprze­
stańmy może na opisie zdarzenia pokazującego, że wyrośnię­
cie ponad własną rodzinę, tę, z której się wyszło, jest możliwe.
Pozytywny przykład
Chłopak wzrastał w domu dziecka, bez żadnego kontaktu ze
swymi rodzicami, którzy, niestety, byli głęboko patologiczni.
Pod koniec szkoły podstawowej chłopak „przypadkowo” poznał
katechetę-kapłana, gdy z ciekawości, a może trochę dla wygłu­
pu zaczął uczęszczać na katechezę. Kapłan, pełen dobroci i mą­
drości, okazał się jednocześnie silną osobowością. Długo trwały
zmagania, które z początkowej relacji walki przerodziły się
w końcu w przyjaźń. Chłopak zaczął tęsknić do Chrystusa.
Przyjął chrzest, komunię św., bierzmowanie. Kapłan stał się
jego przewodnikiem duchowym. Po wyjściu z domu dziecka
chłopak - już młody mężczyzna - zaczął studiować teologię, by
uzupełnić braki wiedzy religijnej. Następnie skończył Studium
Rodziny, by - jak sam mówił - odrobić choć w części zaległości
wynikłe z braku domu rodzinnego. Założył własną rodzinę.
Jest szczęśliwym, kochającym mężem i ojcem trójki dzieci.
Znam go dobrze i wiem, jakim ogromnym trudem to opłacił.
Wiem, jak to, co u innych w relacjach rodzinnych jest natural­
ne i oczywiste, u niego musiało być wyuczone, zaplanowane
i nieraz z zaciśniętymi zębami upilnowane, zrealizowane. Po­
dziwiam jego niespotykany reżim narzucony sobie samemu,
wynikający z ogromnej determinacji, by założyć dobrą rodzinę,
której przecież z własnego dzieciństwa nie znał.
Przykłady mówiące o tym, że dziecko oddaliło się od swojej
rodziny, schodząc na złą drogę, lub przeciwnie - przemienia­
jąc się pozytywnie, nie zmieniają jednak faktu, że poznając
rodzinę przyszłej żony (męża), dowiadujemy się ogromnie dużo
o nim samym.
Mylące uczucia
Skąd zatem niechęć młodych do poznania w prawdzie przy­
szłych teściów? Przyczyną jej są dochodzące do głosu między
zakochanymi silne, intensywne uczucia przesłaniające realną
rzeczywistość. Uczucia te są wszechogarniające, piękne, buja­
jące w obłokach i nie chcą być sprowadzane na ziemię przez
brutalną, konkretną, nierzadko przykrą rzeczywistość. Co praw­
da uczucia w życiu są ważne i należy o ich dobrostan dbać,
lecz nadmiernie rozpędzone i całkowicie wyjęte spod kontroli
rozumu i władzy woli, stają się złym doradcą i mogą prowadzić
do destrukcji życia. To właśnie na fali niekontrolowanych,
negatywnych uczuć człowiek potrafi nawet targnąć się na swe
życie, popełniając samobójstwo, albo na fali przyjemnych uczuć
popełnić inne głupstwo. Przykładowo: nierzadko bywa, że dziew­
czyna zgadza się na współżycie płciowe z dopiero co poznanym
chłopakiem, który na dyskotece zawrócił jej w głowie.
Wydaje się więc, że obserwowana częsta niechęć do pozna­
nia przyszłych teściów bierze się (przynajmniej częściowo)
z podświadomie odczuwanego lęku, by nie zepsuć sobie pięk­
nej wizji idealnej narzeczonej czy narzeczonego. Wizji osoby
ez skazy, przywar, wad i jakichkolwiek cech ujemnych. Nie
trzeba dodawać, że dotrwanie w takim stanie do ślubu musi po
krótkim czasie prawdziwego poznania zaowocować odczuciem
zawodu i zamienić się w pretensje o oszustwo z premedytacją.
Zwykle ten, który czuje się oszukany, nie ma świadomości, że
to on sam siebie najbardziej oszukał.
Dlaczego poznanie teściów jest tak ważne?
Są przynajmniej dwa ważne powody, dla których bezwzględ­
nie warto poznać przyszłych teściów.
Po pierwsze, jest to ważny element poznania w prawdzie
wybranka swego serca. Poznania go w szerszym kontekście,
niejako „z korzeniami”, a więc z dziedzictwem wyniesionym
z domu rodzinnego wraz z pewnymi ukrytymi, lecz mogącymi
się ujawnić cechami, które być może dojdą do głosu dopiero po
latach małżeństwa.
Po drugie, poznanie teściów jest zadaniem dla siebie same­
go. Pokochanie własnych teściów jest zadaniem nieraz trud­
nym. Trzeba będzie jednak dla dobra własnego małżeństwa
pokochać ich nawet wtedy, gdy nie da się ich polubić. Poko­
chać nawet wbrew złym uczuciom, które wywołuje trudny do
zaakceptowania (albo wręcz nie do zaakceptowania) styl ich
życia, poglądy polityczne czy świat wartości, za którym się
opowiadają.
Słowem, niechęć poznania przyszłych teściów nie jest tylko
niewinnym chowaniem głowy w piasek, lecz może spowodo­
wać wejście w małżeństwo z ogromnym ryzykiem jego rozpadu.
To mówi doświadczenie życiowe, a tego nigdy rozsądny czło­
wiek nie powinien lekceważyć.

Podobne dokumenty