Na Powiślu
Transkrypt
Na Powiślu
Na Powiślu Kwartalnik Towarzystwa Przyjaciół Warszawy Oddziału Powiśle NR 30 marzec 2014 ISSN 1689-9091 Fot. Grzegorz Kuraszkiewicz Koncert chóru Allegrezza del Canto Na wspólne kolędowe śpiewanie zaprosiliśmy Chór Allegrezza del Canto dn.30 stycznia do Szkoły Podstawowej Nr 43. Chór wykonał kilka utworów z czasów od epoki baroku do współczesności, a następnie zaprosił słuchaczy do wspólnego kolędowania. Oprócz znanych polskich kolęd, na zakończenie koncertu mieliśmy możliwość usłyszeć także oryginalną kolędę afrykańską pt. Halleluya pelotsa rona. Publiczność była zachwycona włączeniem jej do wspólnego śpiewania. Historię chóru, w dużym skrócie przedstawiamy na następnej stronie. ______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ NR 30 • marzec 2014 ______________________________________________________________________________________ Allegrezza del Canto znaczy w języku włoskim „Radość śpiewania”. Wszystko zaczęło się w 2003 roku, kiedy to w piwnicy jednej z warszawskich kamienic zebrało się kilka osób, dla których inspiracją był artykuł zamieszczony w Gazecie Wyborczej na temat „wysypu” amatorskich chórów w Szwecji. Warszawscy zapaleńcy, na wzór zamorskich kolegów, postanowili stworzyć zespół, w którym mogliby śpiewać wszyscy, niezależnie od wykształcenia i umiejętności. Początkowo na własną rękę, nieco po omacku, szukali własnej drogi artystycznej. Na szczęście w odpowiednim momencie znalazł się utalentowany dyrygent, chórmistrz Szymon Wyrzykowski, który zapanował nad zespołem, nadał mu kształt, dobrał repertuar i wprowadził w świat muzyki przez duże M. Dziś repertuar chóru jest obszerny, bardzo zróżnicowany i stale wzbogacany. Obejmuje klasykę chóralną polską i obcą, muzykę sakralną i świecką, utwory patriotyczne, ludowe i etniczne z całego świata. Ważne miejsce w repertuarze zajmują utwory współczesne, niektóre napisane specjalnie dla nich z uwzględnieniem specyfiki i składu zespołu. Śpiewają podczas znaczących dla stolicy uroczystości upamiętniających kolejne rocznice Powstania Warszawskiego i Dni Niepodległości, kolędują w wielu znakomitych miejscach m.in. w Kościele Środowisk Twórczych, Św. Anny, a ostatnio również wyszli z kolędą do podróżujących warszawskim metrem i podróżnych na Członkowie Chóru: Pan Piotr Mikołajewski (tenor) i Pani Danuta Jeute (sopran) Dworcu Centralnym oraz w Złotych Tarasach. Uświetniali wiele charytatywnych imprez m.in. na Uniwersytecie Warszawskim podczas wręczania Orderu Zacności, we Lwowie wystąpili dla tamtejszej Polonii. Zaśpiewali, w oryginale, przed Ambasadorem Argentyny i innymi znakomitymi Gośćmi, kolędy „Navidad Nuestra” A. Ramireza. Zaistnieli także na deskach Filharmonii Narodowej, bowiem do zaśpiewania jednego z utworów zaprosił ich znakomity Chór Akademicki Politechniki Szczecińskiej. Po tych dokonaniach uznali, że mogą już nie określać się jako „chór nieumiejących śpiewać”. Koncertowali w Katedrze Płoc- kiej, na deskach Teatru na Woli w kościołach: w Żdżarach, Łomiankach i Magdalence, Świątyni Opatrzności Bożej w Wilanowie, kościele św. Jakuba na Pl. Narutowicza, kościele Św. Trójcy na warszawskim Powiślu i w wielu innych świątyniach oraz miejscach np. Domach Pomocy Społecznej i Domach Spokojnej Starości. Przy realizacji dużych dzieł współpracują z dwoma innymi zaprzyjaźnionymi chórami Bel Canto, Cantare i Chórem Świątecznym Medicover. Głównym dyrygentem, dojeżdżającym na próby i koncerty chóru aż ze Szczecina, jest maestro Szymon Wyrzykowski, który ma u swego boku znakomite i bardzo zdolne asystentki Małgorzatę Krynicką i Olgę Wądołowską. Tekst przygotował jeden z członków Chóru (nazwisko znane redakcji) Fot. Grzegorz Kuraszkiewicz Pani Małgorzata (Bela) Krynicka i solistka Anna Brzezińska 2 _____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ _______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle Spojrzenie na Warszawę znanego architekta – Pana Jerzego Bogusławskiego – cz. 2 a PRZEWODNIK SUBIEKTYWNY STARA WARSZAWA PO WOJNIE T R A K T K R Ó L E W S K I – część pierwsza KRAKOWSKIE PRZEDMIEŚCIE http://pl.wikipedia.org/wiki/Bernardo_Bellotto Kościół Św. Anny jest częściowo gotycki, z fasadą i dzwonnicą z XIX wieku. Boczna kaplica, przy ołtarzu poświęcona została wojsku, z upamiętnieniem lotników alianckich poległych w lotach nad Warszawę w czasie Powstania 1944 roku. Ten kościół akademicki znany był w czasie wojny i za czasów komuny z odważnych, politycznych grobów budowanych na Wielkanoc. Za kościołem jest dróżka pod murami na skarpie, gdzie wmurowano tablicę, która mówi, że w tym miejscu Imć Pan Onufry Zagłoba, herbu Wczele pojedynkował się z małpami w czasie walk ze Szwedami o Warszawę, co opisał Sienkiewicz w „Potopie”. Obok jest okazały budynek Resursy Obywatelskiej, instytucji towarzysko-społecznej, która Krakowskie Przedmieście od strony Nowego Światu od Powstania Styczniowego 1863 roku, do - Bernardo Bellotto (Canaletto) – 1778 r. wybuchu wojny w roku 1939 koncentrowała życie towarzyskie Stolicy. Znane były wspaniałe bale Naprzeciwko – rokokowy pałac Wessla (XVIII wiek), dawniej siedziba Poczty Saskiej, dziś biura Prokuratury w Resursie Obywatelskiej. Generalnej. Dalej – malownicza, bardzo stroma ulica Bednarska, a u jej wylotu na Krakowskie Przedmieście XVII wieczna figura Matki Boskiej, votum za zwycięstwo pod Wiedniem. Przed pomnikiem – zdjęcie obrazu Canaletto, z perspektywą w kierunku Zamku. Mój ulubiony budynek – Dziekanka, służył ongiś za zajazd. Po wojnie, odbudowany ze składek krakowiaków, był żeńskim akademikiem. Teraz, na wewnętrznym dziedzińcu, pod krużgankiem, odbywają się tu w letnim sezonie koncerty kameralne. Obok – Kościół Karmelitów, gdzie mieści się seminarium duchowne. Zdjęcie na szkle pokazuje obraz Canaletto – widok na ten kościół. Tak było! U zbiegu ulicy Koziej i Krakowskiego Przedmieścia stoi wąska kamieniczka, która w czasie wojny miała słomiany daszek nad wejściem do restauracji „Zur Hütte” - nur für Deutsche, uczęszczanej przez oficerów niemieckich wracających z frontu wschodniego. W tej restauracji kelnerką była Krysia Górecka, koleżanka szkolna mojej siostry Haliny. (Obaj jej bracia – oficerowie walczyli na Zachodzie. Jeden z nich zginął.) Pewnego dnia rano, cały personel został zwołany, zawiadomiono ich, że restauracja zostaje zamknięta i wypłacono 3 miesięczne odszkodowanie. Wieczorem przyjechało Gestapo. Okazało się, że była tam komórka angielskiego wywiadu. Pod stolikami były mikrofony, a na zapleczu agenci angielscy podsłuchiwali rozmowy oficerów i zbierali informacje o froncie wschodnim. _______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 3 NR 30 • marzec 2014 ______________________________________________________________________________________ Na malowniczej uliczce Koziej jest Muzeum Karykatury, z ciekawymi na ogół wystawami. Hotel Bristol, neobarokowy, o secesyjnych wnętrzach zepsutych kilka lat temu przez Anglików – nowych właścicieli, na początku należał do Ignacego Paderewskiego. Przy ulicy Karowej mieści się Dom Spotkań z Historią, gdzie eksponowane są bardzo ciekawe wystawy takie, jak „Dwa totalitaryzmy”, czy „W obiektywie wroga – Warszawa 1939-1945.” Dalej – „ślimak” – zjazd ze skarpy, miejsce rajdów samochodowych przed wojną i dzisiaj. Naprzeciwko Bristolu jest Hotel Europejski wybudowany w XIX wieku, gdzie, w narożnej kawiarni odbywają się „piernikalia”, to jest, cotygodniowe spotkania architektów po osiemdziesiątce. Czasami tam chodzę, choć wolę towarzystwo młodszych ludzi. Przy Placu Saskim, który złośliwi warszawiacy proponowali obdarzyć historycznym zlepkiem nazw: Plac Saskiego Zwycięstwa Adolfa Piłsudskiego, jest należący do wojska „Dom Bez Kantów”. Podobno, przy zatwierdzaniu projektu Marszałek Piłsudski powiedział: „Żeby mi tylko było bez kantów” i tak też ten budynek zaprojektowano. W czasie okupacji była tu niemiecka komenda miasta. Codziennie od Belwederu nową wartę do zmiany prowadziła mała orkiestra wojskowa, z „tamburmajorem”, który dyrygował buńczukiem z niemiecką „gapą” umieszczoną między dwoma końskimi ogonami. Warta stała przed wejściem do Domu Bez Kantów. Przed wojną i dziś, polscy żołnierze trzymają wartę przed Grobem Nieznanego Żołnierza, gdzie pochowano zwłoki nierozpoznanego obrońcy Lwowa. Okaleczona kolumnada jest symbolicznym reliktem wojny i budzi teraz spory, na temat wkomponowania tego miejsca w projektowaną odbudowę pałacu Saskiego. Nie wiem skąd Wacek Eytner wiedział, że Niemcy, burząc metodycznie Warszawę po Powstaniu i wysadzając w powietrze pałac Saski – przedwojenną siedzibę Sztabu Generalnego – postanowili ocalić Grób Nieznanego Żołnierza, gdyż „Soldat ist Soldat!”. Myślę, że kierowali się względami politycznymi, a nie sentymentem do poległych żołnierzy. W Grobie spoczywają zwłoki obrońcy Lwowa, który zginął w walkach z Ukraińcami, a na tablicach wymienione były głównie bitwy z wojny bolszewickiej 1919/1920 roku. Nota bene z wojny ocalał również pomnik Sapera (na skrzyżowaniu Alei Niepodległości i 6 Sierpnia-Nowowiejskiej). Pomnik ten poświęcony był saperom poległym w walce z bolszewikami, a zniszczony został dopiero przez władze komunistyczne w czasach PRL tak, jak i przedwojenne tablice z napisami na Grobie Nieznanego Żołnierza. Pałac Brühla, obok pałacu Saskiego był siedzibą Józefa Becka, ministra spraw zagranicznych. W czasie oblężenia Warszawy, w 1939 roku była tu kwatera IV zmotoryzowanej Baterii Haubic kpt. Todta, który ewakuował swoją baterię po bitwie nad Bzurą. Zastępcą dowódcy do spraw technicznych został w Warszawie mój ojciec, którego odwiedzałem w pałacu, a na dziedzińcu zasłanym odłamkami 4 artyleryjskimi uczyłem się jazdy na motocyklu Sokół 125. Bateria miała stanowiska ogniowe przy straży pożarnej, na Potockiej. Miałem być łącznikiem baterii, ale w ostatnich dniach września, pod nawałą artyleryjskiego ognia, ojciec mnie „zdemilitaryzował” i kazał mamie zamknąć w piwnicy, (miałem wtedy 14 lat). Po Powstaniu Warszawskim Niemcy wysadzili w powietrze pałac, którego żelbetowy dach spoczął na ziemi. Przewidziana jest odbudowa pałacu Brühla. Pomiędzy Hotelem Europejskim, a Domem Bez Kantów, przed postojem samochodów, ustawiono w roku 1995 pomnik Marszałka Józefa Piłsudskiego, który warszawiacy nazwali Dziadkiem Parkingowym. Autor - Tadeusz Łodziana, z którym Ewa i Michał współpracowali przy kilku konkursach rzeźbiarskich, bezskutecznie protestował przeciwko tej lokalizacji. Plac Saski ograniczony jest od południa hotelem Victoria, który powstał na miejscu pięknego, pseudobarokowego pałacu Kronenberga, ongiś warszawskiego potentata finansowego. Cała, wspaniała elewacja, która organizowała narożnik placu ocalała z Powstania. Ambasada Francuska zaproponowała odbudowę pałacu na siedzibę ambasady. Wówczas generał Witecki - „Gazrurka”, szef Głównego Zarządu Politycznego LWP, który zajmował Dom Bez Kantów stwierdził, że z tego miejsca zachodni szpiedzy będą mogli kontrolować (podglądać i podsłuchiwać), GZP. Polecił jednej nocy ściągnąć czołg i zburzyć mury pałacu. W ten sposób rozwiązano problem odbudowy pałacu Kronenberga. Od północy plac Saski jest ograniczony budynkiem zaprojektowanym, przez światowej sławy architekta Fostera. Ten projekt wzbudzał dyskusje wśród zazdrosnych architektów polskich, którzy usiłowali go dostosować do własnych gustów. Teraz przewiduje się budowę dwóch kondycji podziemnego parkingu pod placem Saskim. Za skwerem przy Karowej stoi późnobarokowy kościół Wizytek, miejsce ślubów eleganckiej i snobistycznej społeczności Warszawy. Przed kościołem – pomnik kardynała Wyszyńskiego, dyplomowa praca rzeźbiarza Renesa, wykonana pod kierunkiem promotora, profesora Jerzego Jarnuszkiewicza. Za Królewską jest „Kopnięty Dom”, zaprojektowany po wojnie przez profesora Bohdana Pniewskiego. Przy wytyczaniu budynku okazało się, że narożnik ulic nie ma kąta prostego. Żeby nie przerabiać gotowego projektu, Pniewski dał słowo, że będzie dobrze. Uwierzono mu, ale wcale nie jest dobrze. Dalej – Pałac Radziwiłłowski, obecnie siedziba prezydenta RP, z pomnikiem księcia Józefa Poniatowskiego, dłuta Thorvaldsena. Pomnik ten został przeniesiony z Placu Saskiego, sprzed Grobu Nieznanego Żołnierza, gdzie ustawiono go przed wojną, a po wojnie przez pewien czas stał w Łazienkach, przed Pomarańczarnią. Zniszczony w czasie Powstania, został odtworzony z modelu znajdującego się w muzeum w Kopenhadze i ofiarowany przez rząd Danii Warszawie. _____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ _______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle Rozległy kompleks Uniwersytetu Warszawskiego był wznoszony od początków XIX wieku – obecnie rozbudowa prowadzona jest nad Wisłą (Biblioteka Uniwersytecka w płaszczu z zieleni, z ogrodem na dachu). Naprzeciwko – Pałac Czapskich, z XIX wieczną kopią pomnika sławnego, weneckiego kondotiera Colleoniego (oryginał jest z XVI wieku, dłuta Verocchio). Ten pomnik, to dar Włochów dla odbudowującej się Warszawy. Ustawiono go na dziedzińcu, przed siedzibą Akademii Sztuk Pięknych. Komunistyczne władze Warszawy nie chciały, ze względów ideologicznych stawiać tego pomnika w bardziej eksponowanym miejscu. Wobec przywrócenia prawa własności spadkobiercom Czapskich, nieznana jest przyszła lokalizacja Akademii. Kościół Św. Krzyża z figurą Chrystusa pod krzyżem. Pierwotnie była to figura z piaskowca, którą X. Lubomirski zastąpił odlewem z brązu, zabierając oryginał do kościoła przy swoim pałacu w Kruszynie, pod Częstochową. Figura z brązu została zwalona w czasie Powstania i po restauracji ustawiona na nowo. W podziemiach, w tak zwanym dolnym kościele, urządzane są różne wystawy. W nawie głównej wmurowana jest w jeden z filarów urna z sercem Chopina. Historię tej urny udostępnił mi mój szkolny kolega, który w czasie Powstania walczył w batalionie „Gustaw” i został tu ranny. SERCE CHOPINA (wg relacji Kazika Radwańskiego, autoryzowanej przez ks. A. Niedzielę) W 1943 roku syn powstańca śląskiego Alojzy Niedziela otrzymał w Krakowie święcenia i został skierowany do kościoła Świętego Krzyża w Warszawie. Na skutek donosu do Gestapo wszyscy księża i bracia misjonarze z tego kościoła zostali aresztowani. W wyniku interwencji arcybiskupa warszawskiego bezpośrednio w Berlinie, miano zwolnić Ślązaków i tych, o niemieckich nazwiskach, a reszta miała być wywieziona do obozu koncentracyjnego w Gross-Rosen. W czasie kąpieli w więziennej łaźni, pewien Żyd, wiedząc, że zostanie nazajutrz rozstrzelany, poprosił księdza, żeby go ochrzcił. Ksiądz Niedziela zaczerpnął ręką wodę z prysznica i ukradkiem dokonał aktu chrztu. Więzienny szpicel doniósł o tym. W rezultacie – ksiądz został skazany na śmierć. Prowadzony na rozstrzelanie, powiedział oficerowi, że trzech jego braci służyło w Wehrmachcie, z których jeden zginął pod Charkowem. Egzekucja została wstrzymana, a po przesłuchaniu w Gestapo, na Schucha, ksiądz został zwolniony. (NB obaj żyjący bracia zdezerterowali i dołączyli do Wojska Polskiego na Zachodzie). W dzień wybuchu Powstania Warszawskiego ksiądz Niedziela został zaprzysiężony, jako kapelan Armii Krajowej i otrzymał pseudonim ks. „Alek”. Po kilku dniach pojawił się na plebanii oficer niemiecki i przedstawił się, jako kapelan Wehrmachtu nazwiskiem Schultze. Mówił, że jest miłośnikiem muzyki Chopina i wie, że w filarze nawy głównej kościoła jest wmurowana urna z sercem Fryderyka Chopina. Przestrzegał, że w rejonie kościoła dojdzie niewątpliwie do walk i ta relikwia Polaków może ulec zniszczeniu. Spytał, czy może wyjąć urnę. Zobowiązał się przekazać ją arcybiskupowi warszawskiemu księdzu Antoniemu Szlagowskiemu, przebywającemu w Milanówku. Po kilku dniach Schultze przybył z kilkoma żołnierzami, a wyjętą urnę zabrał do sztabu niemieckiego w „Domu Bez Kantów”, gdzie Niemcy przekazali ją arcybiskupowi Szlagowskiemu, którego z Milanówka przywieźli do Warszawy samochodem. Schultze, wykorzystując swój status oficera niemieckiego, pomagał również mieszkańcom Warszawy. Zginął w czasie sowieckiej ofensywy zimowej. (Odmienne wersje uratowania urny z sercem Chopina były preparowane po wojnie, kiedy niepotrzebny był przyzwoity Niemiec). Ks. „Alek”, ranny w czasie walk o kościół, po upadku Powstania organizował ewakuację do obozu w Pruszkowie grupy ok. 100 osób, w tym sióstr zakonnych, kilku księży i 40 dziewcząt z zakładu na Ordynackiej, zapewniając im, nawet czasem pod przymusem z udziałem miejscowego AK, rozlokowanie w okolicznych wsiach i miejscowościach. Później udał się do Domu Księży Misjonarzy w Krakowie, który musiał wkrótce opuścić, gdyż przełożony bał się obecności w Domu ludzi z Warszawy. Przypadkowo trafił do Domu Szarytek w Przytkowicach. Już w lutym 1945 powrócił do Warszawy i pracował przy odbudowie kościoła Św. Krzyża, gdzie wygłaszał mocne kazania, skrzętnie nagrywane przez UB. W 1953 roku został aresztowany, oskarżony o szpiegostwo i włączony do montowanego przeciw Prymasowi procesu, opartemu na prowokacyjnych informacjach jednego z zaufanych sekretarzy Prymasa. Ksiądz Niedziela odmówił udziału w tej prowokacji i został skazany na 10 lat więzienia. W 1955 roku został warunkowo zwolniony, ze względu na zły stan zdrowia. Później został objęty amnestią. W kościele Św. Krzyża byłem chrzczony i tu otrzymałem, w bocznej kaplicy, komunię wraz z moją klasą szkoły powszechnej Jadwigi Puchaczewskiej. Pomnik Kopernika. Już na początku okupacji, Niemcy umieścili na cokole brązową tablicę z napisem: „Nicolaus Copernicus - der grosser Deutsche Astronom”, zasłaniając polski napis: „Mikołajowi Kopernikowi – rodacy”. Harcerze Małego Sabotażu zdjęli i ukryli tę tablicę. Niemcy musieli powiesić nową. Usunięcie tablicy było szczególnie trudne i niebezpieczne, bo działo się to bezpośrednio przed komendą podporządkowanej Niemcom policji granatowej (Krakowskie Przedmieście nr 1). Pałac Towarzystwa Przyjaciół Nauk, zwany Pałacem Staszica, (na jego tle stoi pomnik Kopernika), otrzymał w czasach zaborów ohydną, ruską, przeładowaną elewację. Po odzyskaniu niepodległości, przywrócono mu dawną, klasycystyczną architekturę, z początku XIX wieku. Jerzy Bogusławski _______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 5 NR 30 • marzec 2014 ______________________________________________________________________________________ Patroni naszych ulic Cecylia Śniegocka Są wśród patronów stołecznych ulic i tacy, których życiorysy i dokonania okrył już mrok historii. Wiele nazwisk ludzi ongiś znanych, zasłużonych – dziś kojarzymy właściwie wyłącznie z tego właśnie, że patronują ulicy lub któremuś z warszawskich placów. Nie pamiętamy kim byli, nie łączymy ich nazwisk z żadną konkretną epoką historyczną. Do tego grona należy także Cecylia Śniegocka. Warto więc przypomnieć dokonania tej jakże zasłużonej warszawianki. Ulica imienia naszej bohaterki położona jest w południowej części Powiśla. Łączy ulicę Rozbrat, od której odchodzi jako przecznica pomiędzy ulicami Szarą i Dmochowskiego, z ulicą Czerniakowską do której dochodzi na wysokości Parku im. Zgrupowania AK Kryska. Nie jest długa, można ją wręcz określić jako jedną z krótszych ulic w Warszawie. Widok ulicy Cecylii Śniegockiej od strony ul. Rozbrat Jej patronka, Cecylia Śniegocka była nauczycielką. Urodziła się w Warszawie w 1862 roku, dokładnej daty urodzin współczesne źródła historyczne nie podają. W tamtych czasach uprawianie zawodu nauczycielki wyglądało zupełnie inaczej, niż dziś i oznaczało ciężką pracę wśród dzieci rodziców nie umiejących czytać ani pisać, ponadto w warunkach konspiracji, w ukryciu przed funkcjonariuszami państw zaborczych. Taką właśnie ciężką pracę wykonywała Cecylia Śniegocka. Była 6 działaczką Kobiecego Koła Oświaty Ludowej, zaś w 1894 roku założyła Towarzystwo Tajnego Nauczania, które objęło swoją działalnością Stare Miasto oraz ówczesne dzielnice robotnicze, takie jak Wola i Powiśle. To właśnie ta działalność na terenie naszej dzielnicy sprawiła, że Śniegocka doczekała się ulicy swojego imienia właśnie tutaj. Zwłaszcza, że działalność Towarzystwa była nielegalna, gdyż nauczano w nim zakazanego przez Rosjan języka polskiego, oraz historii Polski. Z nauki prowadzonej pod kierownictwem Cecylii Śniegockiej skorzystało około dwóch tysięcy dzieci. Prowadzone przez nią lekcje odbywały się w placówkach usytuowanych w prywatnych mieszkaniach. Założone przez Śniegocką szkoły zostały w 1906 przejęte przez Polską Macierz Szkolną. Była to organizacja kulturalnooświatowa założona na terenie Królestwa Polskiego na mocy reskryptu carskiego z 14 października 1905 r. zezwalającego na zakładanie prywatnych szkół z polskim językiem wykładowym, działająca przez cały okres Drugiej Rzeczypospolitej, zlikwidowana decyzją hitlerowskich władz okupacyjnych 1 sierpnia 1940 roku. Poza Polską Macierzą Szkolną współpracowała Śniegocka także z Towarzystwem Wychowania Przedszkolnego i innymi instytucjami oświatowymi. Choć zasługi Cecylii Śniegockiej dla edukacji są niepodważalne, mało kto dziś wie, kim była patronka niewielkiej ulicy na Powiślu. Cecylia Śniegocka zmarła w Warszawie, 12 listopada 1934 roku. Pochowana została w rodzinnym grobowcu na Powązkach. Rafał Dajbor Fot.. autora _____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ _______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle Z historii Oddziału Powiśle TPW Jak Oddział Powiśle TPW włączył się w akcję odbudowy Zamku Królewskiego W tym roku mija 115 rocznica urodzin prof. Stanisława Lorentza – historyka sztuki, muzeologa wielce zasłużonego w akcji ratowania dóbr kultury polskiej w okresie okupacji niemieckiej, i głównego założyciela Towarzystwa Przyjaciół Warszawy. Oprócz wielu zasług dla kultury polskiej był on szczególnie zaangażowany w sprawę odbudowy Zamku Królewskiego w Warszawie i z jego inicjatywy pojawiła się akcja zbierania pieniędzy na ten cel. Członkowie Towarzystwa Przyjaciół Warszawy zbierali datki do specjalnie przygotowanych puszek. Pani Zofia Wóycicka - Prezes Oddziału Powiśle włączyła się w tę akcję osobiście, zbierając pieniądze w holu Muzeum Narodowego. Jedną z takich puszek być może tę do której zbierali członkowie Oddziału Powiśle – otrzymaliśmy na pamiątkę od ZG TPW z okazji naszego Jubileuszu (pisaliśmy o tym w poprzednim numerze kwartalnika). Dziś, dla przypomnienia tamtych czasów, zamieszczamy pismo okolicznościowe, zredagowane przez ówczesną Prezes Oddziału Powiśle Panią Zofię Wóycicką, które było rozsyłane do różnych instytucji. _______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 7 NR 30 • marzec 2014 ______________________________________________________________________________________ ================================================================= Wspomnienia o Zofii Wóycickiej ============================== ================================================================= Panią Zofie Wóycicką poznałam w 1968 r. tuż przed wypadkami marcowymi. Przeżywałyśmy tamten okres w podobnym nastroju, traktując owe zajścia jako bunt przeciwko istniejącej władzy - co przyjmowałyśmy z pewnym zadowoleniem i nadzieją. Ja podjęłam już wtedy pierwszą pracę po skończeniu studiów i moje kontakty z uczelnią były niewielkie. Natomiast Pani Zofia przeżywała to bardziej osobiście, gdyż Jej wnuk był wtedy studentem Uniwersytetu Warszawskiego. Ten rok był bardzo ważny w życiu Pani Zofii także z innego powodu - otóż jesienią 1968 r. Jej starania o utworzenie Oddziału Powiśle Towarzystwa Przyjaciół Warszawy zostały uwieńczone powodzeniem. Pani Zofia była niewątpliwie bardzo interesującą osobą i wspaniałym człowiekiem. Pochodząca z zacnej rodziny - przed wojną żona profesora Politechniki Warszawskiej prof. Kazimierza Wóycickiego – znalazła się po 1945 r. w zupełnie innej rzeczywistości. Nigdy jednak nie słyszałam z Jej ust słowa skargi i użalania się nad sobą, pomimo, że straciła bardzo wiele. Nową sytuację polityczną przyjęła z godnością i próbowała się do niej przystosować. W niedużym mieszkaniu, które zajmowała na Powiślu panował specyficzny klimat i można było znaleźć ślady dawnej świetności. Na ścianach wisiały liczne obrazy, głównie z okresu międzywojennego oraz malowane już po wojnie obrazy malarzy związanych z Kazimierzem Dolnym, gdzie często jeździła. W dużym pokoju, w centralnym miejscu wisiał portret męża Pani Zofii – prof. Kazimierza Wóycickiego, pędzla zaprzyjaźnionego z nią od dzieciństwa malarza Jana Zamoyskiego, a na sąsiedniej ścianie - obraz przedstawiający Panią Zofię w ciemnoczerwonej sukni. Zapamiętałam także obrazy Morycińskiego, Kmity, a także rysunek tuszem Uniechowskiego, przedstawiający pary tańczące na balu. W jednej, częściowo oszklonej szafie było wiele ciekawych książek oraz różne „skarby” i dokumenty. Wśród nich była niewielka książeczka, wydana na początku lat 30-tych XX wieku, zawierająca nowelkę napisaną przez Jej małoletniego syna. Była bardzo dumna z tego, że twórczość jego została doceniona. W serwantce, stojącej przy przeciwległej ścianie znajdowało się trochę zabytkowej porcelany, m.in. kilka stylowych filiżanek – Pani Zofia najbardziej lubiła filiżankę jasnozieloną ze złotym, wypukłym obramowaniem w kształcie palmowych liści. Niestety, gdy była już w bardzo podeszłym wieku została okradziona, zarówno z pięknej porcelany, jak też ze sreber, które udało Jej się ocalić przed zniszczeniem w czasie wojny. Z innych, ciekawych rzeczy zapamiętałam zachowane przez Nią gazety z końca sierpnia 1939 r. z tytułami artykułów „Wojny nie będzie”. 8 Fot: archiwum Oddziału Powiśle TPW Powiślańska Dama Pani Zofia Wóycicka z psem Atosem – ok. 1980 r. Pani Zofia Wóycicka lubiła literaturę, ale miała też zainteresowania historyczne, głównie dotyczące Polski. Szczególną atencją darzyła okres Powstania Styczniowego, ponieważ jeden z Jej braci był historykiem, specjalistą od tego okresu. Była częstym bywalcem spotkań i prelekcji prowadzonych w Towarzystwie Historycznym. Opowiadała później z wielkim zaangażowaniem o dyskusjach i sporach historyków, jakie się tam toczyły, o motywacjach ich wypowiedzi i poglądach na niektóre sprawy, przedstawiane często w dość zawoalowany (ze względu na sytuację polityczną w tamtym okresie) sposób. Ciekawe były m.in. wypowiedzi historyków toczące się po każdym polskim filmie historycznym. Duże wrażenie wywarła na niej dyskusja historyków po wyemitowanym filmie „Lotna”, gdy wytknięto twórcom szereg błędów i nieścisłości, którym nadawano nawet miano antypatriotycznych. Wyjeżdżała często do Kazimierza nad Wisłą, gdzie w pensjonacie „Arkadia”, który przed wojną był własnością Jej rodziny, miała mały pokoik. Z tą miejscowością związana była uczuciowo już od dzieciństwa. Znała każdy kamień, każdą kamieniczkę, różne historie i życiorysy mieszkańców. W dniu imienin w domu Pani Zofii bywały zaprzyjaźnione z Nią osoby, głównie związane z kulturą. Ja miałam przyjemność poznać m.in. malarza Jana Zamoyskiego (na którego wernisażu byłam też w tamtym czasie w Zachęcie), Władysława Bartoszewicza (malarza i autora książki „Buda na Powiślu”), a także aktora Mieczysława Mileckiego, znanego Pani Zofii z obozu jenieckiego, w którym znalazła się po Powstaniu Warszawskim. Tego dnia goście pili herbatę z zabytkowych, porcelanowych filiżanek, a Jej pokój dosłownie tonął w kwiatach. W domu Pani Zofii poznałam też śpiewaka Stanisława Kliczkowskiego, mojego późniejszego męża. _____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ _______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle Pani Zofia była osobą energiczną, nie znosiła bezczynności i obdarzona była dużym poczuciem humoru. Często barwnie opowiadała ciekawe historie ze swojego życia lub przekazane Jej przez inne osoby. Potrafiła przedstawić je zawsze w dowcipny i pełen humoru sposób, wykorzystując przy tym swoje zdolności aktorskie, które posiadała. Bardzo też dbała o czystość języka polskiego i zdarzało się często, że w delikatny sposób poprawiała swoich rozmówców. Nie zawsze jednak osiągała cel. Pamiętam jak opowiadała, że kiedyś, będąc na spacerze z psem, wysłuchiwała skarg spotkanej przypadkowo osoby, która skarżyła się, że na jej prośby urzędnik „zupełnie nie regałował”. Ach tak nie reagował – poprawiła ją, lecz ona mówiła dalej: „tak, tak nie regałował”. Na ulicach Powiśla pojawiała się często prowadząc na smyczy psa. Pierwszy – Gapcio - był mieszańcem biało-rudym z czarnym grzbietem. Drugi – Atos – przybłąkał się tuż po stracie pierwszego, był nieco większy, ciemniejszy i miał „wilkowaty” wygląd. Oba psy były do Niej bardzo przywiązane uczuciowo, a Ona rozmawiała z nimi w dość charakterystyczny, żartobliwy sposób. Bardzo łatwo nawiązywała kontakt z ludźmi. Poznawała w ten sposób wiele spraw mieszkańców, zarówno osobistych jak też i tych, które związane były ze środowiskiem. Wielu ludziom doradzała jak mają rozwiązać swoje problemy, a bywało też, że - w miarę swoich możliwości - pomagała. Zdarzały się też dość zabawne sytuacje. Odwiedziła np. kiedyś ramiarza, człowieka w bardzo podeszłym wieku, mającego swój zakład przy ul. Solec. Zapytała troskliwie jak mu się wiedzie w tych niewątpliwie trudnych czasach i czy dzieci mu pomagają finansowo. Usłyszała zadziwiającą odpowiedź – „ależ skąd, moje dzieci są na emeryturze i to ja im pomagam”. Działała też w Zarządzie Spółdzielni Mieszkaniowej, dbając zawsze o estetykę otoczenia. To ona później, jako Prezes Oddziału Powiśle TPW, wprowadziła konkursy na najpiękniej ukwiecone balkony i skwery oraz najładniej udekorowane wystawy sklepowe na Powiślu. Gdy w 1968 roku postanowiła założyć na Powiślu Oddział Towarzystwa Przyjaciół Warszawy dość szybko znalazła osoby chętne do pomocy. Oddział powstał w listopadzie i prawie od początku rozpoczął działalność. Początki zawsze bywają trudne, ale Pani Zofia, używając swojego niebywałego wdzięku oraz wykorzystując swoje zdolności aktorskie, potrafiła namówić zarówno prelegentów jak i artystów do honorowych lub symbolicznie płatnych imprez słowno-muzycznych. Takie koncerty lub prelekcje odbywały się niemal każdego miesiąca w różnych salach na terenie Powiśla. Kilka razy w roku także Towarzystwo im. F Chopina, mieszczące się w Zamku Ostrogskich, udostępniało, za symboliczna opłatą swoją salę. Stało się to po rozmowie Pani Zofii z prezesem Towarzystwa Panem Wiktorem Weinbaumem. Jakiego czaru musiała użyć, aby przekonać Pana Weinbauma, niechętnego zazwyczaj do wypożyczania sali innym instytucjom na imprezy – nie wiemy. Znając jednak Panią Zofię, Jej niespotykany wdzięk i dar przekonywania, nie byliśmy tym bardzo zdziwieni. Patrząc jednak wstecz trzeba przyznać, że były to zdecydowanie inne czasy, nastawione mniej komercyjnie niż obecne i inne były możliwości działania. Zespół ludzi chętnych do pomocy Pani Zofii – czyli Zarząd Oddziału - nieco zmieniał się po kolejnych wyborach. Prezesem pozostawała jednak nadal Pani Zofia Wóycicka. Zapamiętałam z tamtych wczesnych lat skarbnika i sekretarza technicznego w jednej osobie – Panią Bocheńską, która cały czas mówiła nam, że nie podoła obowiązkom i już rezygnuje z pracy - jednakże przepracowała wiele lat. Zapamiętałam Panią Skoczyńską, wielkiej klasy osobę, która była sędzią w okresie międzywojennym i tuż po wojnie – nam natomiast pomagała zredagować pisma urzędowe. Pamiętam też energiczną Panią Szczygielską, wielce pomocną przy załatwianiu różnych spraw. W Zarządzie była także wicedyrektor Szkoły Muzycznej, mieszczącej się przy ul Bednarskiej – Pani Halina Dzierżanowska, która pomagała przy organizacji imprez. Wśród działających osób pojawił się też pan - wyglądający jak francuski aktor Jean Gabin – chętny do prowadzenia Komisji Historycznej. Wkrótce „pocztą pantoflową” dowiedzieliśmy się o jego niechlubnej przeszłości jako prokuratora w powojennych procesach polskich patriotów. Do dziś jednak nie wiemy czy działał w naszym Towarzystwie z własnej chęci, czy był informatorem. Należy też wymienić Pana Jerzego Janiszowskiego, który przez wiele lat z pedantyczną wręcz dokładnością zajmował się „Konkursem Warszawa w kwiatach”. Zebrania Zarządu odbywały się początkowo w biurze, a później w mieszkaniu Pani Zofii. Mieszkanie to każdej jesieni zamieniało się w mały magazyn – duży pokój zastawiony był licznymi, często pięknie wydanymi książkami, które stanowiły nagrody w konkursie „Warszawa w kwiatach”. Nagród takich rozdawano ok. 200. Do każdej książki dołączony był dyplom – pięknie, kaligraficznie wypisany przez Pana Bohdana Wasilewskiego albo przez członka Zarządu, a w niektórych kadencjach wiceprezesa – Pana Stanisława Kozieła. Czasy tamte jednak już minęły. Weszliśmy w erę komputerów i praca obecnie wygląda nieco inaczej. Zawsze jednak potrzebni są ludzie tacy jak Pani Zofia Wóycicka, którzy są spirytus movens jakiejś doniosłej sprawy. Pani Zofia Wóycicka była niewątpliwie fenomenem. Energii życiowej starczyło jej niemal do końca życia – a przeżyła blisko 100 lat. Prawie do ostatnich swoich dni była działającym Prezesem Oddziału Powiśle TPW. W ostatnich latach zebrania Zarządu Oddziału odbywały się w Jej mieszkaniu. Miała już wtedy kłopoty ze wzrokiem i nie czytała dokumentów, ale wszystkie je znała na pamięć. Byłam świadkiem, jak wymieniała z pamięci daty wszystkich imprez wraz z nazwiskami występujących artystów, które były organizowane przez Oddział Powiśle TPW na przestrzeni ostatnich lat, a nadmienić trzeba, że rocznie tych imprez było ok. 10. Odeszła od nas w grudniu 1999 r. Została pochowana w grobie rodzinnym na Cmentarzu Powązkowskim. Anna Kliczkowska _______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 9 NR 30 • marzec 2014 ______________________________________________________________________________________ W y w i a d y Warszawianka z Łucka Danuta Nagórna Urodzona 17 stycznia 1932 roku w Łucku. Aktorka, absolwentka warszawskiej PWST. Członek Towarzystwa Przyjaciół Warszawy Oddział Powiśle od początku jego istnienia. Laureatka wielu odznaczeń za działalność dla w każdą rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej recytuje poezję poświęconą obronie Warszawy przy symbolicznym grobie Stefana Starzyńskiego. Z Danutą Nagórną rozmawia Rafał Dajbor Tytuł naszej rozmowy, czyli „Warszawianka z Łucka” został mi zaproponowany przez Panią. To wciąż bliskie Pani, rodzinne miasto? Bardzo bliskie, tam się przecież urodziłam. Na tę stronę Bugu przejechałam wraz z rodziną w 1945 roku. Osiedliliśmy się wówczas w Lublinie, gdzie mieszkałam do matury. Kim byli Pani rodzice? Mój ojciec był z zawodu był inżynierem, po Politechnice Lwowskiej. Brał udział w obronie Lwowa jako tzw. „Lwowskie Orlę”. Był pochodzenia żydowskiego, co sprawiło, że żydowska kultura jest mi bardzo bliska aż do dziś. Mama natomiast była po prostu panią inżynierową, wtedy to się mówiło, że była „przy mężu”. Czy od samego początku, od dziecka, marzyła Pani, by zostać aktorką? Moim pierwszym marzeniem była architektura na politechnice, ale wskutek wielu różnych spraw nie zostałam dopuszczona do egzaminu, co zresztą ogromnie przeżyłam. Zapisałam się wówczas na KUL, gdzie skończyłam pierwszy stopień polonistyki i równocześnie dwa lata studiowałam historię sztuki. Czułam jednak, że to 10 wszystko nie jest moje powołanie. Szukając swojego miejsca postanowiłam w 1953 roku zdawać do szkoły teatralnej w Warszawie. Nakłamałam rodzicom, że jadę na obóz harcerski i w PWST zjawiłam się w trampkach, harcerskiej spódnicy i bluzce, podczas gdy wszystkie inne kandydatki na aktorki były od stóp do głów wystrojone. Egzaminujący mnie – m.in. Aleksander Bardini i Kazimierz Rudzki – pękali ze śmiechu na ten widok. Początkowo chciałam zdawać na reżyserię, uważając, że jako ta „mała i brzydka” nie mam w aktorstwie szans. Bardini kazał mi jednak coś powiedzieć, coś zaśpiewać i zapisał mnie na kurs przygotowawczy… I tak za pierwszym podejściem zdałam na wydział aktorski warszawskiej szkoły teatralnej. W końcu trzeba się było przyznać rodzicom… Mama, gdy dowiedziała się gdzie będę studiować, podeszła małymi kroczkami do brzegu tapczanu, padła na niego na plecy i wyszeptała: „moja córka zostanie prostytutką!”. Obecna przy tym ciotka powiedziała tylko „zabiłaś swoją matkę”. Ojciec zmartwił się raczej ze względów – nazwijmy to – praktycznych: „taż zobacz jak ty wyglądasz, mała, piegowata, z okropnym biustem, co ty by robiła w teatrze?” – zapytał mnie ze swoim lwowskim akcentem. Nie zmieniło to jednak moich planów i wyjechałam do Warszawy. _________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ ____________ Fot: Rafał Dajbor Warszawy. Angażuje się w liczne działania społeczne, m.in. _______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle Z kim Pani była na roku? Nie chcę o tym mówić, te informacje są przecież w Internecie, wiszą na tablicy w szkole teatralnej… Wielu moich kolegów z roku już nie żyje, a wielu innych nie utrzymało się na scenie i zmieniło zawód. Powiem tylko, że strasznie przeżyłam dwa samobójstwa moich koleżanek z roku – Teresy Iżewskiej i Jadzi Wejcman. Obie były przepiękne, bardzo zdolne i bardzo nieszczęśliwe. Gdzie zaangażowała się Pani po dyplomie? Dodam tylko, że był to dyplom z wyróżnieniem. Zaangażowałam się do Teatru Polskiego, gdzie profesor Bohdan Korzeniewski dał mi rolę Elwiry w Don Juanie, oczywiście w dublurze. Don Juanów było aż trzech: mój przyszły dyrektor Mariusz Dmochowski, Stanisław Jasiukiewicz i Czesław Wołłejko. Był to mój duży sukces, ale już wkrótce okazało się, że nowe szefostwo teatru nie zamierza pozwalać, by taka debiutantka jak ja robiła tu „za gwiazdę”. Gdy zeszłam do bufetu i pożaliłam się na to, podszedł do mnie przystojny brunet i powiedział, że nazywa się Jerzy Torończyk, jest dyrektorem Teatru im. Osterwy w Lublinie i chciałby mnie w takim razie zaangażować. Ponieważ miałam wówczas męża pracującego w Lublinie na KUL-u, propozycja Torończyka bardzo mi odpowiadała. Do 1962 roku, do chwili przedwczesnej śmierci mojego męża byłam więc aktorką lubelską. Czy to właśnie rodzinna tragedia, jaką była śmierć małżonka sprawiła, że wróciła Pani do Warszawy? Tak. Nie byłam po tym wszystkim w stanie wytrzymać w Lublinie. Propozycję złożył mi wówczas Jerzy Rakowiecki kierujący Praskim Teatrem Ludowym na Szwedzkiej. Zagrałam u niego Marię Stuart w dramacie Słowackiego. Potem grałam w Teatrze Ludowym przy Puławskiej, który w 1974 roku zmienił nazwę na Teatr Nowy. A potem przyszedł rok 1978, kiedy to do mojego dyrektora Mariusza Dmochowskiego zatelefonował Tadeusz Łomnicki i powiedział, że Stasia Celińska odmówiła mu grania roli Michasiowej w Pannie Maliczewskiej Zapolskiej, twierdząc, że jest do niej za młoda i zwrócił się do Mariusza, by ten „odstąpił” mnie do tej roli do Teatru Na Woli. Zagrałam Michasiową i już zostałam w Teatrze Na Woli i Teatrze Narodowym, do którego z czasem Teatr Na Woli został przyłączony. Grałam tam do 1991 roku. Rok 1991 nie przerwał jednak Pani pracy aktorskiej. Zajęłam się wówczas swoim własnym projektem teatralnym o nazwie Teatr Niewielki, który stworzyłam z moimi przyjaciółmi – Małgosią Kaczmarską i Andrzejem Ferencem oraz z flecistką, Kasią Dudek-Kostrzewą, która umiała zawsze doskonale łagodzić mój raptowny, wybuchowy charakter. Graliśmy utwory z polskiej klasyki – Fredrę, Słowackiego, Norwida – po całej Europie. Byliśmy w Wilnie, we Lwowie, w Paryżu, w Mediolanie, w Turynie, w Genui, w Budapeszcie – a w wielu z tych miast graliśmy więcej niż jeden raz. Zagrała Pani dużą rolę w filmie Huberta Drapelli Historia jednego myśliwca z 1958 roku i na tym właściwie Pani kontakt z filmem się urwał. Dlaczego? Z powodu choroby i śmierci mojego męża oraz ciąży i narodzin mojej córki Kasi odrzucałam wówczas wszystkie przychodzące do mnie propozycje filmowe. Wydzwaniał do mnie Drapella, raz nawet zatelefonował mój partner z Historii jednego myśliwca, czyli Bogusz Bilewski i krzyczał, co ja, do cholery, robię, że odrzucam role, ale wówczas czułam, że tak właśnie powinnam. Ostatecznie faktycznie kariery w filmie nie zrobiłam. Nigdy tego jednak nie odbierałam jako jakąś moją rezygnację, nie patrzę na to w kategoriach jakiejkolwiek straty. To się tak ułożyło w naturalny sposób. Kiedy zamieszkała Pani na Powiślu? Zameldowanie w Warszawie załatwił na niedługo przed swoją śmiercią mój mąż. Gdy to załatwialiśmy, mówiłam mu, że ja muszę mieszkać nad rzeką, bo wciąż żyje w mojej pamięci Łuck i Styr. I tak w 1962 roku, zamieszkałam w budynku na rogu Tamki i Dobrej. W jaki sposób poznała Pani wtedy Zofię Wóycicką? W mieszkaniu na Powiślu zamieszkałam już po śmierci mojego męża, z córeczką Kasią i dużym psem rasy collie. Zofia Wóycicka także miała psa i tak poznałyśmy się, po prostu jako sąsiadki wspólnie wyprowadzające swoje pieski. Ja nie wiedziałam wówczas, że ona jest tak znaną działaczką społeczną, a ona nie znała mnie jako aktorki. Dużo jednak rozmawialiśmy na tematy kulturalne i literackie, bo ja od zawsze wręcz połykałam książki, kochałam je. Od dziecka uwielbiałam się uczyć. Gdy dziś słucham, jakie to dzieci są biedne, że chce się je posłać do szkół w wieku sześciu lat, to śmiać mi się chce. Jako matka trojga dzieci, babka sześciorga wnucząt i prababka dwojga prawnuków uważam, że dzieci powinny iść do szkół jako sześciolatki. Ale to dygresja. _______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 11 NR 30 • marzec 2014 ______________________________________________________________________________________ A więc wspólna miłość do literatury i – szerzej – kultury sprawiła, że miała Pani o czym z Wóycicką porozmawiać na tych spacerach z pieskami? W końcu pani Zofia zapytała mnie, kim jestem, czym się zajmuję. Gdy już wiedziała, że jestem aktorką, niebawem zwróciła się do mnie z prośbą, czy mogłabym nauczyć się wiersza i powiedzieć go na koncercie. Wymawiałam się, zasłaniałam brakiem czasu z powodu prób, ale pani Wóycicka umiała postawić na swoim. Pierwszy mój występ odbył się w Domu Nauczyciela na Smulikowskiego, która wtedy nazywała się Spasowskiego. Pani Danuta Nagórna w 2013 r. otrzymała Medal „Pro Memoria” I choć jak mówiłam, na początku, próbowałam się z tego wykręcić, to z czasem niezwykle polubiłam Do kiedy była Pani mieszkanką Powiśla? te koncerty. Zwłaszcza na Zamku Ostrogskich, który jako Trudno to wszystko zapamiętać, konkretne daty zacierają miejsce koncertów powiślańskiego oddziału TPW się. Mieszkanie na Kinowej załatwiła mi zresztą pani załatwiła osobiście pani Wóycicka. To wspaniale, że gdy Wóycicka. To musiał być rok 1975. Z tym, że nigdy możliwość koncertowania na Zamku skończyła się, pani w moich myślach i uczuciach nie porzuciłam Powiśla, Krystyna Sawicka, ówczesna dyrektor Szkoły a fakt, że mieszkam na Grochowie nic w tym nie zmienia. Podstawowej przy Kruczkowskiego przyjęła nas tak Zawsze czuję się członkiem Oddziału Powiśle – chętnie. Dodam jeszcze, że często w tych występach brał najbardziej aktywnego i prężnego oddziału w całej udział świetny aktor Ryszard Baciarelli, zresztą mój Warszawie, prowadzonego dziś przez pełną energii panią sceniczny partner z Marii Stuart. Elżbietę Wolffgram. Dopowiem, że wyprowadziłam się Zaprzyjaźniła się pani z Zofią Wóycicką? z Powiśla tylko ze względu na metraż mieszkania. Mieszkanie na rogu Tamki i Dobrej miało jedynie dwa Nie wiem, czy użyłabym słowa przyjaźń, ale z biegiem lat pokoje, a tymczasem wkrótce pojawili się na świecie moi często bywałam u niej w domu. Muszę powiedzieć, że dwaj hiszpańscy synowie (mój drugi mąż, też już nasze spotkania nigdy nie były czymś, co określa się jako nieżyjący, był Hiszpanem) – Manuel i Miguel. Wtedy plotki, czy pogaduszki. Zawsze rozmawiałyśmy na temat zresztą hiszpański stał się drugim „ojczystym” językiem kultury, na temat Warszawy, na temat planów kolejnych w naszej całej rodzinie. koncertów. Zofia Wóycicka była osobą bez reszty pochłoniętą ideą, której z całych sił służyła. Bardzo to A jak z perspektywy lat patrzy Pani na dzisiejsze w niej ceniłam i podziwiałam. Imponowała mi jej Powiśle? dyscyplina umysłowa. Bardzo też dbała o to, jak wyglądać W porównaniu z moimi czasami na Powiślu jest dziś będzie wystrój koncertu, a nawet sprawdzała, co zamieolbrzymi ruch. Pełno tam samochodów i ludzi. Tamką rzam na siebie założyć na występ. Uważała, że koncert ma pędzą ciężarówki, aż domy się trzęsą. Bardzo mi też brak być nie tylko sztuką słowa, ale i sztuką obrazu. przepięknych nadwiślańskich bulwarów. Szerokich, Chciałabym, by podkreślić, że moja znajomość z Zofią znakomitych do spacerowania. Mam nadzieję, że te Wóycicką miała podłoże intelektualno-artystyczne. Tak bulwary zostaną odnowione i znów będzie nad Wisłą tak, było akurat ze mną, bo wiem, że z innymi kobietami pani jak kiedyś. Zofia potrafiła umawiać się także na klasyczne „babskie” pogaduszki. Po odejściu pani Zofii Wóycickiej moją Proszę opowiedzieć, co obecnie Pani robi? Wciąż jest przewodniczką została natomiast pani Marzena GrochowPani przecież czynną zawodowo aktorką. W Pani ska, całym życiem oddana Warszawie i warszawskiej filmografii, obok Historii jednego myśliwca i przedmłodzieży. Gdyby chciało się zrealizować choćby połowę stawień Teatru Telewizji pojawiło się ostatnio kilka filmów studenckich. jej pomysłów i inicjatyw – i tak nie starczyłoby czasu. 12 _____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ _______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle Wciąż też gra Pani w teatrze. Przedstawienie to stworzyli moi dawni przyjaciele z Teatru Niewielkiego, czyli Andrzej Ferenc i Małgosia Kaczmarska, której udział w tym przedstawieniu wiąże się z otwarciem jej przewodu doktorskiego. Gdy Małgosia przyniosła mi tekst – zachwyciłam się wręcz, bo tekst tej sztuki poruszył mnie do głębi. Dotyka ona tematów, których prezentowanie na scenie uważam za sens mojego bycia aktorką. Byłam tylko przerażona rozmiarem tekstu – kwestie granej przeze mnie postaci zajmują 32 minuty! Było to dla mnie ogromne przedsięwzięcie, bo nawet największe role, które w życiu grałam, nie miały aż tyle tekstu do pamięciowego opanowania. Na szczęście jakoś mi się udaje skupić na tekście na tyle, by suflerka, która nam stale towarzyszy, nie była mi specjalnie potrzebna. Łuck, Lublin, Warszawa… Aktorka trzech miast? Każdy ma swoje miasto. Miłosz zawsze był poetą z Wilna. Herbert – poetą ze Lwowa. Ja jestem z Łucka. Byłam niedawno w tym mieście. Graliśmy tam Aporię. Bardzo się zmieniło. Nie byłam w stanie poznać dawnych kątów. I choć bliski jest mi Lublin, choć kocham z całego serca Warszawę, zwłaszcza Powiśle, to byłam, jestem i będę człowiekiem z Łucka i aktorką z Łucka. Dziękuję za rozmowę Pamiątkowe zdjęcie ofiarowane Danucie Nagórnej przez Aleksandra Zelwerowicza Ogromnie cenię sobie współpracę z Teatrem In Vitro z Lublina – jak widać Lublin wciąż pojawia się w moim życiu – który założył Łukasz Witt-Michałowski. Pierwszym moim przedstawieniem na tej scenie było Pool (No water) Marka Ravenhilla wystawione w 2008 roku. W październiku 2012 roku odbyła się natomiast na scenie Teatru In Vitro premiera sztuki Artura Pałygi Aporia 43/47 z moim udziałem. W Warszawie zaś związana jestem z Teatrem Laboratorium Dramatu Tadeusza Słobodzianka, którego ogromnie cenię za Naszą klasę, i którego uważam za najwybitniejszego żyjącego polskiego dramaturga. W jego teatrze gram w sztuce Sex Machine, gdzie jestem w chórze i występuję w sukni ślubnej, co mnie cieszy, bo choć wzięłam w życiu dwa śluby, to podczas żadnego z nich nie byłam w prawdziwej, ślubnej sukni. A Cyjanek o piątej Pavla Kohouta, Pani najnowsza premiera? Ta sztuka grana jest jako przedstawienie impresaryjne. – wraz z dedykacją na odwrocie Lubię współpracę z młodzieżą i nigdy nie odmawiam zagrania w takich filmach, jeśli tylko mam siły i czas i jeśli mam poczucie, że to jest rola zgodna z moim wiekiem, bo ja nie mam w zwyczaju się odmładzać; uważam, że na ekranie powinno być widać moje życie, a nie kwotę, którą zostawiłam u kosmetyczki. Te występy dają wiele satysfakcji, bo przecież nie pieniędzy. U takich młodych ludzi grywa się albo za darmo, albo za stawkę, którą ja – jako wciąż jeżdżący kierowca – nazywam „na parkometr”. Jestem też cały czas w agencji aktorskiej JMC Studio i… czekam na propozycje. _______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 13 NR 30 • marzec 2014 ______________________________________________________________________________________ Dla Ani – trochę rodzinnych wspomnień Jest rok 1939… Na drugim piętrze kamienicy przy ulicy Solec 20 mieszka dwupokoleniowa rodzina. To moi pradziadkowie i dziadkowie. Aleksander i Jadwiga Ostrowscy dzielą lokal ze swoją córką Cecylią i zięciem Zygmuntem Gniewosz. We wrześniu roku 1940 do mojej rodziny uśmiecha się szczęście, przychodzi na świat Jadwiga Gniewosz, moja mama. Jadwiga Ostrowska – prababka autorki Wojna wpisuje się pomiędzy karty historii naszej rodziny. Na początku maja roku 1944 zabiera syna moich pradziadków, a brata mojej babci, Zbigniewa. Ginie on śmiertelnie postrzelony podczas akcji wywożenia broni z gazowni. Samochód ze Zbyszkiem na platformie nie zatrzymuje się do kontroli na bramie. Niemcy otwierają ogień… Śmierć Zbigniewa opłakuje żona Marysia i dziewięcioletni syn Heniuś mieszkający przy ulicy Topiel. Rodzinę Ostrowskich w niedługim czasie spotyka kolejna tragedia. Marysia zostaje wywieziona na roboty do Niemiec. Heniuś zostaje sam… Jego wychowaniem zajmuje się moja prababcia Jadwiga i babcia Cecylia. Tuż przed powstaniem dziadek Zygmunt postanawia, wraz z sąsiadem, wyruszyć na wieś w poszukiwaniu prowiantu. 1 sierpnia 1944 r. wybucha Powstanie. Pewnego dnia 14 Niemcy wkraczają do kamienicy na Solcu, wyprowadzają mieszkańców i prowadzą wszystkich na most Poniatowskiego. Życie Polaków jest w rękach spierających się ze sobą Niemców. Pierwszy z nich chce bez skrupułów rozstrzelać ludzi, a ciała wrzucić do Wisły. Na szczęście drugi, wyższy rangą, przeciwstawił się tej brutalności… Mieszkańcy kamienicy zostają przeprowadzani na praską stronę, na Dworzec praski do pociągów, które wywożą ich do Niemiec. Ciężko określić czy to odwaga, chęć życia… a może cud sprawił, że mojej rodzinie udaje się zbiec z transportu na Rondzie Waszyngtona. Niemcy strzelają do uciekinierów, ale zdeterminowana rodzina Ostrowskich nie poddaje się. Akcja kończy się powodzeniem, Niemcy rezygnują z pościgu. Moim bliskim udaje się znaleźć schronienie gdzieś w okolicy ulicy Francuskiej. Znajduje się tam piwnica, a właściwie fundamenty budującej się willi. Przerażeni spędzają tam dwa dni… nie mają nic do jedzenia i picia. Mała Jadzia i Heniuś liżą kamienie, by zaspokoić pragnienie… Nie potrafię odnaleźć słów opisujących uczucia wypełniające moje serce w chwili, kiedy próbuje wyobrazić sobie ten moment… Po trzech dniach ukrywania się, udaje im się przedostać na ulicę Krybską, do rodziny pradziadka Aleksandra. Niestety miejsce okazuje się zbyt małe by mogło pomieścić tak dużo osób… Jedyne rozwiązanie stanowi piwnica. Staje się ona upragnionym, choć uwłaczającym człowieczeństwu schronieniem. Spędzają tu długie dni zdani jedynie na siebie i spleśniałe suchary. W tym czasie Rosjanie wkraczają na Pragę. Babcia przez przypadek dowiaduje się, że przy ulicy Otwockiej są wolne mieszkania. Postanawiają wykorzystać szansę daną przez los i przenieść się tam. Heniuś Ostrowski i Jadzia Gniewosz (wujek i matka autorki) Jest zima roku 1944, bardzo mroźna zima. Wykorzystując zamarzniętą Wisłę babcia z Heniusiem postanawiają przedostać się na Solec. Nadzieja i tęsknota prowadzą ich do domu. Niestety okazuje się, że kamienica została spalona. Babcia i Henio nie poddają się jednak i próbują odgruzować rzeczy ukryte w piwnicy. Wyprawa kończy się sukcesem, Cecylia Gniewosz – babka autorki (1937 r.) ____________________________________________________________________________________________________________________________________________ _________________________________ _______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle babcia wraca na Otwocką ciągnąc za sobą sanki, na których znajdują się odzyskane z piwnicy ubrania dla całej rodziny w tym piękne futerko dla mojej mamy. Marysia Ostrowska (żona Zbigniewa) z matką autorki (1943 r.) Dziadkowi Zygmuntowi udaje się odnaleźć rodzinę na Pradze. Wojna kończy się pojawieniem się na świecie kolejnego członka rodziny, w kwietniu 1945 roku moja babcia rodzi kolejną córkę Jolę. Wojenne losy rodziny Gniewosz i Ostrowskich są dramatyczne. Wszyscy, którzy przeżyli cieszyli się jednak z tego, że udało im się przeżyć, odnaleźć, a ich miłość przetrwała wbrew wszystkiemu. W roku 1960 przyszłam na świat ja… Bardzo żałuję, że tylko dwa lata było mi dane cieszyć się miłością mojej prababci Jadwigi. Kiedy zamykam oczy widzę jednak jej szlafrok, długie włosy upięte szpilkami w kok. Być może nie pamiętam Jej głosu, a Jej życie znam tylko dzięki, pełnym szacunku i przywiązania do tradycji, słowom mojej mamy… Potrafię jednak w swoim sercu odnaleźć uczucie przekonujące mnie do tego, że była to kobieta nie tylko dzielna i odważna, ale przede wszystkim najukochańsza na ziemi. Pomimo tylu smutnych i tragicznych doświadczeń potrafiła wyrozumiale patrzeć na świat, obdarowywać go dobrocią i emanować ciepłem. Wiem, że bardzo mnie kochała. Pradziadka Aleksandra nie poznałam, zmarł przed moimi narodzinami zaraz po wojnie w 1946 r. Kiedy miałam 14 lat odszedł mój dziadek Zygmunt… Z babcią Cecylią dane mi było spędzić 35 lat mojego życia. Bardzo kochałam rodziców mojej mamy… byłam z Nimi niezwykle związana. Często Ich wspominam… myślę o Nich… oglądam stare zdjęcia i ścieram łzy spływające po moich policzkach. Każdy dzień mojego życia uzmysławia mi tę miłość coraz bardziej i bardziej… Nabiera ona jednak nowego znaczenia, staje się dojrzalsza a jej wartość stanowi podstawę do budowania w moim sercu szacunku do historii, którą chciałabym przekazać dalej… bo historia zatoczyła koło. Teraz ja mieszkam na Powiślu i sama jestem mamą wspaniałej, wyjątkowej córki Ani i babcią. Patrzę na uśmiechniętą buzię mojej wnusi Oliwki i z radością myślę o szczęściu odbijającym się w Jej oczach. Czekam jednak na moment, w którym będę mogła zabrać Ją na niezwykły spacer po ukochanym Powiślu w poszukiwaniu cienia historii naszej rodziny… historii niezwykłej… pięknej i co najważniejsze, dzięki moim przodkom, wciąż podążającej ku przyszłości… Joanna Bogdańska Cecylia i Zygmunt z córką Jadzią (1943 r.) (u góry); Zbyszek Ostrowski z Marysią na Nowym Świecie przy kiosku z papierosami (1932 r. – przed ślubem) – (po lewej) oraz Zbyszek Ostrowski na zdjęciu wykonanym w 1937 r. w Zakładzie Fotograficznym przy ul. Tamka 46 _______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 15 NR 30 • marzec 2014 ______________________________________________________________________________________ Dobra współpraca na warszawskim Powiślu W dniu 03.01.2014r. w parafii pod wezwaniem „ Matki Boskiej Częstochowskiej” przy ul. Zagórnej – na Powiślu odbyło się spotkanie Zarządu SBM „Torwar” – Prezesa Ryszarda Mikołajczyka, V-ce Prezes Barbary Molendy, przedstawicieli Rady Nadzorczej – Anny Jankowskiej i Czesławy Olszewskiej wraz z zaproszonymi osobami. W tym roku gościliśmy panią Elżbietę Wolffgram – Prezesa Towarzystwa Przyjaciół Warszawy Oddział Powiśle, a także naszego wieloletniego przyjaciela – radnego Dzielnicy Warszawa Śródmieście pana Daniela Łagę i członków naszej Spółdzielni tj. osoby starsze, samotne, opuszczone i schorowane zaproszone indywidualnie. Spotkania takie, stały się już w Spółdzielni wieloletnią tradycją, a odbywają się dwukrotnie w ciągu roku – tzn. z okazji Świąt Bożego Narodzenia i Świąt Wielkanocnych, dzieje się to dzięki przychylności i dobrego serca naszego Proboszcza – księdza Włodzimierza Artyszuka. Uroczystość tegoroczna rozpoczęła się jak zwykle o godz. 1100 Mszą Św. celebrowaną przez ks. Proboszcza, w intencji Spółdzielni Budowlano-Mieszkaniowej „Torwar” – Zarządu, pracowników, Rady Nadzorczej oraz jej wszystkich członków i parafian. Mowę intencyjną wygłosił członek – senior pan Henryk Łapiński, a Julia Karlova z klubu „Panorama” swoim cudownym śpiewem w czasie Mszy Św. dostarczyła wszystkim wielu wzruszających chwil. Następnie zebrani udali się na dalszą część uroczystości do dolnego kościoła, gdzie czekał poczęstunek dla ponad 120 osób przygotowany przez członkinie Komisji Społeczno – Kulturalnej – panie: Danielę Wiśniewską, Teresę Mędrzycką, Janinę Zielke, Alicję Krysiak, Annę Rodzyń, Julię Karlovą, Cecylię Melnik i Czesławę Olszewską. II część spotkania otworzył ks. Proboszcz błogosławiąc obecnych i składając wszystkim życzenia świąteczno – noworoczne, następnie Prezes Ryszard Mikołajczyk przekazał życzenia od Zarządu i pracowników Spółdzielni, w imieniu Rady Nadzorczej życzenia złożyła Anna Jankowska, radny Dzielnicy – Daniel Łaga, a także Elżbieta Wolffgram 16 - wskazując na istniejące więzy przyjaźni pomiędzy Parafią a Spółdzielnią, po czym życzenia i dzielenie się opłatkiem było już indywidualne i mniej oficjalne. Dla uświetnienia uroczystości zaproszono grupę wokalną „Nowogródzkie Orły” z Warszawy, która śpiewając kolędy i pieśni patriotyczne skutecznie zachęciła członków do wspólnego śpiewu. W czasie trwania tego spotkania panowała serdeczna, bezpośrednia atmosfera, podczas rozmów odnawiały się kontakty sąsiedzkie i towarzyskie, na koniec każdy otrzymał słodki upominek, a wszystko sprawiła perfekcyjna w działaniu i podejmowaniu decyzji kierownik klubu „Panorama” – Cecylia Melnik, za co należą się wielkie słowa uznania, tym bardziej, że przygotowanie i przeprowadzenie takiego przedsięwzięcia, dla tak wielu osób jest niesłychanie trudne. W imieniu członków SBM „Torwar” składam serdeczne podziękowania wszystkim osobom, które sprawiły, że długo będziemy mieć w pamięci ten niezwykły, radosny dzień. Fot. Julia Karlova Czesława Olszewska _____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ _______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle Wernisaż Pani Basi 10 lutego w Klubie osiedlowym „Panorama” przy ul. Górnośląskiej 1 odbyło się otwarcie wystawy pt. Malarstwo i kompozycje roślinne - autorstwa Barbary Jaszczyńskiej. Szczególnym zainteresowaniem cieszyły się prace wykonane z suszonych kwiatów i roślin. Ich kompozycje były ciekawie dobrane i misternie ułożone co stwarzało interesujące obrazy. Gratulujemy naszej koleżance tej wystawy. Wystawę otworzyła i przywitała przybyłych gości Pani Cecylia Melnik – kierownik Klubu Panorama (po lewej) – przedstawiła też (stojącą obok niej) autorkę wystawy – Panią Barbarę Jaszczyńską Fot.Julia Karlova _______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 17 NR 30 • marzec 2014 ______________________________________________________________________________________ Co słychać w Aninie? Codziennik Oddziału Anin Towarzystwa Przyjaciół Warszawy sobota, 23 listopada 2013 Laurka dla Powiśla To była uroczystość starannie przygotowana przez ludzi, którzy cenią tradycję, pielęgnują korzenie. 6 listopada 2013 roku Oddział Powiśle Towarzystwa Przyjaciół Warszawy świętował jubileusz 45-lecia swojej działalności. Zaproszenia do Anina zostały wysłane trzy tygodnie przed imprezą tak w formie elektronicznej, jak papierowej. Szczegółowe informacje dotyczące miejsca i scenariusza uroczystości ozdobiono fotografią Syreny Warszawskiej z twarzą Krystyny Krahelskiej w klimatycznym nadwiślańskim krajobrazie. To zdjęcie wykonane przez Elżbietę Wolffgram - prezes Oddziału Powiśle umieszczono również na okładce publikacji Pod znakiem Syreny (str. 137) stanowiącej kompendium bogatej działalności Oddziału w okresie 1968-2013. Autorkami monografii są pani prezes Wolffgram oraz Anna Kliczkowska, które na co dzień współpracują przy redagowaniu kwartalnika Na Powiślu wydawanego regularnie od 2008 roku. Jubileuszowa monografia stanowi rzeczowe źródło informacji o bardzo szerokim gronie ludzi kultury i sztuki mieszkających tak w Warszawie jak poza nią, angażujących się w powiślańskie imprezy: koncerty, wystawy, festiwale uliczne, spotkania w terenie Pod chmurką z udziałem licencjonowanych przewodnikówochotników i mieszkańców. Nadano szereg nazw placom, skwerom i ulicom upamiętniając m.in. Bohdana Grzymałę-Siedleckiego, Janinę Porazińską oraz Zofię Wójcicką, założycielkę Oddziału Powiśle, która kierowała z sukcesem jego pracami ponad 30 lat. Nawiązując do idei prezydenta Stefana Starzyńskiego zainicjowała konkurs Warszawa w kwiatach na Powiślu już w 1971 roku. Tej ciekawej postaci nazwanej przez varsavianistę J.W.Gomulickiego Królową Powiśla poświęcono drugą publikację wydaną z racji jubileuszu. Nosi ona tytuł: Zofia Wójcicka. Szkic do portretu. Autorką tekstu jest Barbara Petrozolin-Skowrońska. Ta praca została wydana jako ósmy zeszyt w serii O Powiślu trochę więcej. W jubileuszowej uroczystości 45- lecia Oddziału brało udział tak wiele osób, że trudno mieściliśmy się w sali gimnastycznej szkoły im. Stanisława Dubois. Zebranych powitała Elżbieta Wolffgram i sprawnie poprowadziła imprezę zgodnie ze scenariuszem. Jako prezes Oddziału od 2004 roku niejednokrotnie uczestniczyła w naszych anińskich wydarzeniach. Jej zaangażowanie i pracowitość budzą szacunek, poszanowanie powiślańskich tradycji - podziw. Wśród zabierających głos gości było wielu animatorów kultury, przedstawiciele Zarządu Głównego TPW, prezesi Oddziałów Towarzystwa, przyjaciele. Była obecna młodzież, dyrekcje szkół i przedszkoli współpracujących z Powiślem, Poczty sztandarowe szkoły-gospodarza (im. S.Dubois) oraz liceum im. Marii Skłodowskiej-Curie (Praga Południe). Były podziękowania, przemówienia, odznaczenia, dyplomy i jubileuszowy tort. Zarząd Oddziału Anin reprezentowały: Jadwiga Wołoszka, Barbara Mildner i Maria Chodorek. Maria Chodorek 18 _____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ _______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle Do Pani Prezes Oddziału Powiśle TPW Bardzo dziękuję za przesłanie mi Waszych ciekawych Powiślańskich wydawnictw, które są m.in. swego rodzaju KORONĄ PRACY ODDZIAŁU. Pozwala mi to być na bieżąco i wiedzieć co aktualnie dzieje się w mojej Organizacji, której członkiem jestem trzydzieści kilka lat. Założyłam sobie nawet osobną teczkę w której gromadzę to co otrzymuję – żałując ogromnie, że nie na wszystkich spotkaniach mogę być osobiście. Zaproszenie na 45-lecie Oddziału Powiśle bardzo ciekawe graficznie – brawo dla autorki ! Organizacja i przebieg Waszej tak ważnej uroczystości – JEDNOGŁOŚNIE oceniona została przez uczestników – jako ZNAKOMITA ! Znając Pani perfekcjonizm ani przez chwilę nie wątpiłam by mogło być inaczej. Z przyjemnością przeczytałam esej biograficzny o pani Zofii Wóycickiej – napisany przez Barbarę Petrozolin Skowrońską z wielką sympatią do Założycielki i długoletniej Prezeski Oddziału Powiśle. Z wielką uwagą prześledziłam prezentacje i wyczerpujące omówienia wielorakich, ciekawych form pracy Oddziału i jego kontaktów z innymi organizacjami i instytucjami. Moja opinia jest jednoznaczna – Oddział Powiśle zyskał w osobie Pani Prezes Elżbiety Wolffgram – znakomitą i godną kontynuatorkę tradycji Oddziału. Cechuje ją wielkie oddanie sprawom ODDZIAŁU i DZIELNICY POWIŚLE, energia i niebywała umiejętność różnorodnego merytorycznie doboru programu. Prowadzony przez Nią Oddział wyróżnia się w Towarzystwie Przyjaciół Warszawy wysokim poziomem zarówno merytorycznym jak i organizacyjnym. Pani Elżuniu – najszczersze gratulacje za CAŁOKSZTAŁT i życzenia aby trwało tak bardzo długo! Aby w nadchodzącym czasie raczyła nas Pani następnymi, równie wspaniałymi dokonaniami! Teresa Doryna Wawerowa Honorowy Członek TPW Warszawa grudzień 2013 r. _______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 19 NR 30 • marzec 2014 ______________________________________________________________________________________ List od Pani Prezydent Warszawy Z dużą przyjemnością i satysfakcją przeczytaliśmy list od Pani Prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, skierowany na ręce Pani Elżbiety Wolffgram, Prezes Oddziału Powiśle TPW Cieszy nas ,że nasza praca dla Warszawy została zauważona i doceniona. 20 _____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ _______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle Z życia TPW Z życia TPW Z życia TPW Biblioteka Towarzystwa Przyjaciół Warszawy wzbogaciła się o dwie publikacje. Pani Wacława Borkowska – wieloletni skarbnik Zarządu Głównego TPW - na podstawie dawnych dokumentów odtworzyła historię konkursu „Warszawa w kwiatach”, natomiast dzięki Prezes Oddziału Białołęka – Pani Marioli Rabczon – mamy możliwość poznać historię okolic o bogatej przeszłości, które dopiero od niedawna nabrały charakteru dużego miasta. Czytelnicy piszą ... Szanowna Pani Prezes, Chciałam złożyć na Pani ręce serdeczne podziękowanie za przyznanie mi Honorowej Złotej Odznaki za pracę społeczną i zasługi dla Warszawy. Uhonorowanie mnie tym odznaczeniem jest wielkim wyróżnieniem, ale i zobowiązaniem do sprostania wysokiej ocenie mojej osoby przez tak zasłużoną instytucję dla m. st. Warszawy jaką jest Towarzystwo Przyjaciół Warszawy. Otrzymanie tej odznaki jest nobilitacją, jednakże w moim odczuciu niezasłużoną w odniesieniu do naprawdę skromnych dokonań. Jednocześnie chciałam przekazać iż jest mi niezmiernie przykro, że ze względu na obowiązki służbowe nie mogłam osobiście odebrać nadanego mi odznaczenia. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie będzie mi dane wykazać się postawą godną osoby wyróżnionej w tak szczególny sposób. Z wyrazami szacunku Karolina Adamczyk Zbliża się wiosna. Miś Mioduś zaczął się już kręcić w swoim łóżeczku - chyba usłyszał przez sen brzęczenie pierwszych wiosennych pszczółek. Pora go obudzić! Żeby to zrobić, spotkajmy się w niedzielę 6. IV. 2014 o godz. 12.00 w Parku Janiny Porazińskiej u zbiegu alei Psotki i Śmieszki z alejką Ele-Mele. Ciekawe, jaką niespodziankę Miś nam przygotuje? Co nam ciekawego opowie o Warszawie? Przecież jest tu tyle pięknych miejsc! A może wyruszymy razem na poszukiwanie skarbów? Przyjdźcie koniecznie! _______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 21 NR 30 • marzec 2014 ______________________________________________________________________________________ Pozostaną w naszej pamięci Z wielkim żalem pożegnaliśmy, zmarłego 13 lutego 2014 r. Mieszkańca Powiśla ZBIGNIEWA ROMASZEWSKIEGO Działacza opozycji w okresie PRL, wicemarszałka Senatu i wieloletniego Senatora Pozostanie w naszej pamięci jako legenda i autorytet polskiej opozycji demokratycznej Pokój Jego duszy Zarząd i Członkowie Towarzystwa Przyjaciół Warszawy Oddziału Powiśle Siostra Blanka „Staram się uwrażliwić dzieci na dobrą literaturę, poezję, muzykę; … uwrażliwić je na piękno, rozsmakować w działaniach wymagających wysiłku… Dzieci pokochały ten trud”. Siostra Paweł Blanka od Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża odeszła od nas dn. 7 lutego 2014 r. w wieku 92 lat. Całe swoje długie życie poświeciła ludziom, muzyce, pracy i służbie Bożej. Przed wstąpieniem do Zgromadzenia – jako Hanna Wąsalanka – ukończyła studia muzyczne i prowadziła wszechstronną działalność pedagogiczną, artystyczną i publicystyczną. Była asystentką w konserwatorium, gdzie prowadziła ćwiczenia, wykłady i seminaria, współpracowała z Polskim Radiem, jako prelegent i śpiewaczka jeździła z audycjami umuzykalniającymi do szkół oraz pisywała recenzje i artykuły do wydawnictw muzycznych. Swoją wiedzę w zakresie muzyki i kultury kościelnej oraz bogate doświadczenie połączone z pasją tworzenia wykorzystała w pracy wychowawczo - dydaktycznej z młodymi wychowankami Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych im. Róży Czackiej w Laskach, gdzie zamieszkała po wstąpieniu do Zgromadzenia. Była tam organizatorką życia kulturalnego. Dzięki Niej utworzono szkolę muzyczną. Przygotowywała uzdolnioną młodzież do studiów muzycznych, m.in. Janusza Kowalskiego i Jolantę Kaufman – śpiewaków, którzy występowali na naszych powiślańskich koncertach. Utworzyła i prowadziła chóry Cantus Gaudi, a później Leśne Ptaki, z którymi koncertowała w Polsce, a także w Austrii, Wielkiej Brytanii, na zamku u Księżnej Lichtensteinu, w Australii oraz wielokrotnie w Niemczech. Ostatni wyjazd chóru był w 2004 r. do Włoch, gdzie śpiewano Papieżowi Janowi Pawłowi II. Także komponowała i aranżowała utwory chóralne oraz muzykę do obrazów scenicznych wykonywanych przez wychowanków z Lasek. Często wraz z młodzieżą występowali tam też znani aktorzy muzycy, pisarze i uczeni. Współpracowała też ze Szkołą Muzyczną przy ul. Bednarskiej – orkiestra szkolna występowała w Laskach dla wychowanków oraz wraz z nimi, a zawiązane tam przyjaźnie między muzykami i wychowankami Ośrodka trwają nadal. Siostra Blanka została pochowana na cmentarzu w Laskach. 22 _____________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ _______________________________________________________________ NA POWIŚLU • Kwartalnik TPW Oddział Powiśle Zabudowa powiślańskich skwerów Oddział Powiśle Towarzystwa Przyjaciół Warszawy, który powstał 45 lat temu, zawsze prowadził działalność dla dobra Warszawy i jej mieszkańców. Jedną ze sfer tej działalności było dbanie o estetykę i zieleń Powiśla. To tutaj został wznowiony przedwojenny konkurs „Warszawa w kwiatach" - trwa on od 1971 r. na Powiślu, a dopiero dziesięć lat później ogarnął całą Warszawę. Tutaj też były prowadzone konkursy na najlepszego gospodarza domu i na najładniej udekorowaną wystawę sklepową. Z inicjatywy Oddziału Powiśle utworzony został, z myślą o dzieciach, Park Janiny Porazińskiej. W trosce o dbałość i zieleń wysyłaliśmy szereg interwencji do władz miasta np. w sprawie wycinania drzew, zagospodarowania i ukwiecenia ulic i skwerów (m.in. Pl. Zofii Wóycickiej). Naszym zdaniem Powiśle jest szczególną częścią Warszawy ze względu na swoje położenie i sąsiedztwo Wisły, co stwarza niepowtarzalny charakter tego miejsca. Atut ten należy wykorzystać i dążyć do tego, aby Powiśle mogło być miejscem spacerowym, reprezentacyjnym i stanowiło zieloną oazę wśród murów miasta. Niestety spotykamy się coraz częściej z sytuacją, w której kolejne części skwerów i posesji zostają zabudowywane. Powiśle zatraca swoisty klimat. Powoli zielone jeszcze do niedawna "płuca miasta" stają się kamienną pustynią na której dominują betonowe monumenty. Zdajemy sobie sprawę z atrakcyjności tych terenów dla developerów i korzyści dla miasta ze sprzedaży gruntów. Zwracamy jednak uwagę, że sprzedać można tylko raz, a pozbycie się tych miejsc grozi tym, że przez dziesiątki czy setki lat będziemy przebywać w miejscu zatłoczonym, o zwartej zabudowie, bez swoistego charakteru. Jedną z takich inwestycji przeprowadzono w samym centrum Powiśla na skwerze przy skrzyżowaniu ulic Tamki i Kruczkowskiego. Wycinkę drzew i krzewów na skwerze rozpoczęto w sobotę, bardzo wczesnym rankiem. Po kilku godzinach plac był uprzątnięty i jeszcze w grudniu 2013 r. rozpoczęto głębokie wykopy pod zabudowę. Na ten temat szerzej napiszemy w kolejnym numerze naszego kwartalnika. Fot. E. Wolffgram _______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ 23 _______________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ Święty Grzegorz Na świętego Grzegorza idzie zima do morza Źle Wisełce gdy zima, Zwiastowanie mróz w niewoli ją trzyma. Najświętszej Więc się modli w pokorze: „Ratuj święty Grzegorzu! Niech lodowe me pęta zerwie ręka twa święta !” Marii Panny Na zwiastowanie przybywaj bocianie I marcowa raz nocą przyszedł święty z pomocą. Z gwiaździstego tonu „Na wiosenkę już pora. słychać już wołanie: Zimo, fora ze dwora!” „Na me Zwiastowanie Wnet wiślaną głębiną przybywaj bocianie! niby tratwy kry płyną. Jak mnie anioł Gabriel Zbiera zima manatki, zwiastował nowinę, śniegu, lodu ostatki, że Bóg ześle wkrótce i dosiada kry dużej, na świat Swego Syna: i – szczęśliwej podróży! tak ty zwiastuj ludziom, Odpłynęła do morza że się ziemia budzi, w dzień świętego że się chleb urodzi – Grzegorza. zapomną o głodzie!” Fot. Anna Kliczkowska Hej, już leci bociek: „Śpieszę na Twe słowo, Królowo aniołów i ptaków Królowo!” Wiosenne wierszyki pochodzą ze zbiorku „Święty roczek w przysłowiach” autorstwa Hanny Kadzińskiej i Wandy Kaczyńskiej, wydanego w 1947 r. przez Wydawnictwo S. Arcta w Warszawie. Redakcja: Elżbieta Wolffgram, Anna Kliczkowska Współpracują: Mariola Bujak, Wiesława Dłubak-Bełdycka, Jadwiga Kowejsza, Rafał Dajbor, Małgorzata Krakowiak-Owczarek, Karolina Adamczyk, Karolina Półtorak Korespondencję należy kierować na adresy: [email protected] lub TPW Oddział Powiśle, ul. Św. Franciszka Salezego 4 m. 20 00-392 Warszawa Poprzednie numery umieszczone są pod adresem: www.srodmiescie.warszawa.pl/cms/prt/view/glos-powisla.html Redakcja zastrzega sobie prawo do dokonywania selekcji oraz niewielkich zmian w nadesłanych materiałach Wydrukowano w: Copy Right ul. Okólnik 2, 00-368 Warszawa tel. 22/8277241 w. 293; www.crdruk.pl 23