Tłumacz i jego działania na tekście - Wydawnictwo UMCS
Transkrypt
Tłumacz i jego działania na tekście - Wydawnictwo UMCS
Jerzy Święch Lublin Tłumacz i jego działania na tekście Czynności tłumacza utworów literackich, a poezji w szczególności, mają charakter kompleksowy, przebiegają równocześnie i obejmują zarówno proste działania na tekstach (streszczenie, parafrazowanie czy interpretacja), jak i bardziej zaawansowane, typowe dla pracy filologa czy edytora. Specyfiką ich jest to, że w trakcie pracy nad tekstem obcojęzycznym, obciążonym własną tradycją, uwikłanym w sferę innych realiów niż w języku wyjściowym itd., wobec potrzeby poszukiwania rozwiązań ekwiwalentnych w stosunku do oryginału, żadna z tych czynności nie może dać w pełni satysfakcjonujących efektów. Z tego powodu są one powtarzane. Chociaż pola zastosowań poszczególnych czynności translatorskich (działań na tekście) bywają różne, to analizując posunięcia tłumaczy, można dojść do wniosku, że trudno je od siebie rozdzielić w praktyce, mają bowiem charakter operacji związanych. Demonstruje to przykład takich działań, jak streszczenie/parafraza, selekcja/transformacja, analiza/interpretacja, kompilacje/substytucje, wreszcie czynności metatekstowe. Tekstologia językoznawcza w dzisiejszym wydaniu odkrywa przed translatologią nowe perspektywy, ale i ta pierwsza może wzbogacić teren swoich poszukiwań przez uwzględnienie w większym stopniu niż to czyni dotąd osobliwości pracy tłumacza nad tekstem. Słowa kluczowe: przekład, działania na tekście, translatologia, tekstologia Co robi tłumacz? Wszystko, co jest potrzebne i niezbędne dla przetransformowania tekstu z jednego języka, wyjściowego, na drugi, docelowy. Przyświeca mu myśl, by jego przekład, jak to jest tylko możliwe w danym języku, odpowiadał oryginałowi pod względem treści i formy. 10 Jerzy Święch Jak powszechnie wiadomo, jest to zadanie szczególnie trudne w przypadku tłumaczenia tekstów poetyckich i dlatego przekłady tego typu stanowią odrębny gatunek wśród innych tłumaczeń, na tyle odrębny, że określenie przekład dla wielu autorów wydaje się mało właściwe1 . Sytuacja, mówią, byłaby jaśniejsza, nie przyczyniałaby się do tylu sporów i kontrowersji, gdyby w ogóle z nazwy przekład zrezygnować dla jakiejś innej, co zresztą się robi, nazywając przekład poezji transpozycją lub wersją oryginału, parafrazą, interpretacją itp. Trudno się doprawdy takim wątpliwościom dziwić, przekład wiersza czy poematu, zwłaszcza powstałego wiele lat temu (a o takich będzie też tu mowa), kiedy gusty i potrzeby publiczności tak bardzo różniły się od naszych, może dać zaledwie mgliste pojęcie o pierwowzorze. Ale to samo da się też powiedzieć o utworach współczesnych. Tłumaczenie poezji, mówi się też dalej, zyskuje na tym, kiedy tłumacz sam jest poetą, bowiem prawdziwy przekład poezji, który by zadowalał krytyków, znawców, miłośników poezji, może stać się takim naprawdę, będąc dziełem samych poetów, ale wtedy, dodają inni, tłumacz wyciska tak silnie swoje piętno na przekładzie, iż łatwiej go w tekście rozpoznać niż samego autora. Dyskusje o przekładzie poezji toną w paradoksach, niczego w tej sprawie nie da się powiedzieć, co by miało walor konstatacji jednoznacznych, wyjaśniało, na czym polega sekret tej twórczości, która mimo ciągłej krytyki ze strony znawców, wciąż (i z pożytkiem!) bywa uprawiana ku zadowoleniu czytelników, nie znających języka obcego. Chcielibyśmy spojrzeć na proceder tłumaczenia poezji od strony mniej tajemniczej, samych czynności tłumacza, jego decyzji, które wpływają na efekt jego pracy. Jego działania w tym zakresie, co może niejednego zdziwić, przypominają pod wieloma względami zwykłe, dobrze nam wszystkim znane, sposoby obchodzenia się z tekstami w ogóle. Skutecznie potrafimy posługiwać się nimi, obracając się na co dzień wśród tekstów i jeśli coś na tym tle tłumacza wyróżnia, to przede wszystkim to, iż czynności jego dotyczą tekstów obcojęzycznych, a te są znane tylko nielicznym. Nie jest to zupełnie nowe podejście do zagadnień przekładu. W badaniach już od dawna uwaga została przesunięta z wytworu na czynności tłumacza, z tekstu przekładu na proces tłumaczenia. Nowego impulsu w tej dziedzinie dostarcza dzisiaj tekstologia oparta na zdobyczach współczesnego językoznawstwa, zainteresowana tekstem jako narzędziem komunikacji społecznej. Stara się ona 1 „Tłumaczenia poezji stanowiły pewnego rodzaju modelowy przykład rozwiązywania problemów przekładu z uwagi na liczne pułapki i przypadki nieprzekładalności” (Hollander 1959: 209). Tłumacz i jego działania na tekście 11 objąć swoim zasięgiem wszelkiego typu działania na tekstach. To, co autorzy podręcznika tekstologii, który w niemałym stopniu służyć nam będzie za podstawę do rozważań na temat przekładów, nazywają „głębszą przeróbką tekstu” odnosi się bezpośrednio do tłumaczeń artystycznych, każdy bowiem przyzna, że w tym typie przekładów chodzi o „ jego [tekstu] szersze rozwinięcie, polegające na modyfikacjach, przeinaczeniach, swobodnym upraszczaniu jego treści przy zastosowaniu środków gramatycznych i leksykalnych różnych od pierwowzoru, przy czym otrzymany tekst jest wyraźnie kojarzony z pierwowzorem” (Bartmiński, Niebrzegowska-Bartmińska 2009: 321). Tekstologia lingwistyczna proponuje precyzyjny opis tekstu jako jednostki semantycznej wyższego rzędu, co, jak zobaczymy, ma duże znaczenie zarówno dla analizy przekładów, jak i ich oceny. Jest to bowiem kryterium, które lepiej niż inne pozwala zestawić ze sobą dwa teksty i na tej podstawie ocenić, jak się ma jeden do drugiego jako całość integralna i zamknięta pod względem znaczenia2 . Wciąż, z niekoniecznie złym skutkiem, posługujemy się pojęciem dzieła, utworu, wiersza, mówimy o intencji autorskiej czy „myśli autora” itp., co jednak odsuwa problematykę przekładu od problematyki tekstu (por. Barthes 1989: 166–172). Czynności tłumacza zostawiają swój trwały ślad w tekście tłumaczenia, ale nigdzie nie jest on tak bardzo widoczny, tak silnie narzucający się uwadze badacza, jak właśnie w przekładach poezji czy, mając na myśli poprzednie zastrzeżenia, co za taki przekład uchodzi. Obserwacja tych czynności musi też prowadzić do wniosku, że obowiązuje tu pewna kolejność, nie można bowiem przeskoczyć pewnych etapów pracy tłumacza bez szkody dla innych. Rozumienie tekstu ma miejsce przed innymi działaniami, nie można interpretować obcego dzieła, nie zdając sobie wpierw sprawy, o czym ono mówi, kto jest podmiotem wypowiedzi, co jest treścią, tematem, ideą dzieła. Ale opisując czynności tłumacza, warto też powiedzieć, iż nie tworzą one bynajmniej jakichś oddzielnych sektorów działań, nie jest tak, by obecność jednych sposobów wykluczała stosowanie innych. Jest zgoła inaczej. Czynności tłumacza są zespołem działań ściśle ze sobą powiązanych, granica między polami ich zastosowań jest płynna i zatarta. Oto pierwszy przykład. 2 „Zasadnicza jedność tekstu leży w płaszczyźnie semantycznej” (Wierzbicka 1968: 168). 12 Jerzy Święch Streszczenie/parafraza Streszczenie/parafraza występują obok siebie, przeto łatwo je ze sobą pomylić, wszak streszczając tekst, tłumacz go jednocześnie parafrazuje. Spytajmy jednak wpierw, co się dzieje, kiedy zamierza streścić utwór poetycki, na czym w ogóle ta czynność powszechnie praktykowana na tekstach, ale w tym przypadku jednak wyraźnie odmienna – polega? Czy w ogóle można streścić utwór poezji ? Czy ma on temat? A jeśli ma, to wtedy czym byłaby treść? Proste odpowiedzi na pytania tego typu tu najwyraźniej zawodzą. W poezji temat jest ukryty, nie ma on w tekście jasnych wyznaczników, takich, które mogłyby czytelnikowi jednoznacznie powiedzieć, że o to właśnie chodzi w danym wierszu, o to, czego się od początku domyślamy. Poezja zwana nowoczesną wręcz chlubi się tym, że udało się jej wygnać temat z poezji, jest on bowiem zawsze do odgadnięcia, szukamy go, ale bez jakichkolwiek gwarancji, które mogłyby potwierdzić trafność naszych domysłów. Co jest w ogóle przedmiotem streszczenia, gdy chodzi o przekład wiersza? Oryginalny tekst obcojęzyczny, odpowiemy bez wahań, myląc w ten sposób streszczenie z rozumieniem. Drugie bowiem wymaga kompetencji językowych, przekroczenia bariery własnego języka, dlatego oryginał staje się przedmiotem streszczenia dopiero wtedy, gdy ten pierwszy „przekład”, jakim jest rozumienie, da tłumaczowi do ręki tekst w postaci już odpowiednio przyswojonej i gotowej do dalszych czynności3 . Jeśli bliżej przyjrzeć się dalszej pracy tłumacza nad tekstem, to właściwie streszcza on ów produkt rozumienia, ciągle zmieniając temat. Jest to czynność, która domaga się jakby ciągłej autokorekty ze strony tłumacza, niezadowolonego z raz osiągniętych wyników. Wszak to, co dotąd był gotów uznawać za temat wiersza, może się przy kolejnej lekturze okazać punktem wyjścia do następnych streszczeń, kolejną hipotezą, której użyteczność należy od nowa sprawdzić. Coś, co z początku wydawało się mało istotne dla tematu wiersza, w dalszym postępowaniu może wywrócić cały porządek lektury i kazać zaczynać sprawę od początku. Każda nowa wersja przekładowa tego samego utworu nie jest przecież tylko jakąś lokalną zmianą, dodaniem czegoś do tego, co już jest, przysłowiowym „szukaniem dziury w całym”, lecz zupełnie inną propozycją ogarnięcia przez temat całości znaczącej, jaką jest tekst, w sytuacji, gdy temat ustawicznie się tłuma3 „Tłumacz nie pragnie zawłaszczyć i udomowić tekstu. Pragnie zamiast tego pozostać «wewnątrz» źródła. Swoje działanie postrzega jedynie w kategoriach transkrypcji” (Steiner 2000: 423). Tłumacz i jego działania na tekście 13 czowi wymyka4 . Jest próbą wychodzącą od całkowicie nowych hipotez, które kwestionują poprzednie jako zbyt pospieszne, źle uzasadnione lub tendencyjne. Po to się w końcu tłumaczy jeden i ten sam wiersz, który intryguje ukrytym tematem, by dostarczyć następcom nowych dowodów na słuszność własnego stanowiska, że przynajmniej w tym jednym, streszczeniu, jest się lepszym od poprzedników, lepiej od nich przeniknęło się treść lub temat wiersza. Cechą tłumaczeń poezji, ich „ontologią”, powiada Balcerzan, jest, że istnieją w serii, że mają swoje miejsce w szeregu już istniejących tłumaczeń, otwierając zarazem pole i szanse dla następnych (Balcerzan 2013: 103–118). Warto dodać, że istnienie w serii jest podsycane przez niezgodę na rozwiązania wcześniejsze, przez konflikt interesów, jaki zwykle nie łączy, lecz dzieli tłumaczy, że jest inspirowane przez ukrytą walkę, jaką ze sobą toczą. Otóż przekład poetycki jak żaden inny rodzaj tłumaczenia nosi ślady tych wyczerpujących, wciąż ponawianych zmagań z oporem materii, tematem wiersza, można by rzec, że wszelkie, tak chętnie zarzucane tłumaczom, „odstępstwa” od oryginału w postaci opuszczeń, dodatków, amplifikacji lub skrótów, są jakby produktem ubocznym streszczania, odpadem czynności, które mają zagwarantować dziełu zachowanie tożsamości, mimo że pod względem tematu jest to tożsamość płynna, jakby w ciągłym ruchu. Akt streszczenia jest przeto zawsze interpretacją. Analiza tłumaczeń, przynajmniej ta, z jaką najczęściej mamy do czynienia, obiera pewien idealny punkt odniesienia, badacz najchętniej zastanawia się nad tym, co zrobiłby tłumacz (gdyby w ogóle taki kiedykolwiek istniał!), który w każdej sytuacji postępowałby właściwie, z góry wiedział, co powinien w danym przypadku zrobić, bez trudu pokonywał przeszkody, wybierając rozwiązania najlepsze itd. Otóż zwrócenie uwagi na konkretne czynności tłumacza, a streszczenie jest tylko jednym z nich, pozwala lepiej zdać sobie sprawę z faktycznych trudności, jakie ma on do rozwiązania. Tylko taką drogą można bowiem pokazać, że sztuka tłumaczenia wierszy jest sztuką opartą nie na rozwiązaniach idealnych, ale ciągłych kompromisach, na rachubie prób i błędów, na stałej korekcie poprzednich wyników. Tekstologia, która zwraca uwagę na konkretny wymiar tekstu, na to, co czyni go podatnym na wszelkiego typu działania, których wyniku nie da się z góry zaprogramować, wedle jakiejś idealnej miary, może wzbogacić refleksję na temat tłumaczeń, uczynić ją 4 „«Ta sama treść» może być «tą samą» tylko pod pewnym względem, a nie całościowo” (Bartmiński, Niebrzegowska-Bartmińska 2009: 312). 14 Jerzy Święch bardziej precyzyjną i w ten sposób osłabić znaczenie przekładu idealnego jako konstruktu teoretycznego. Należy też zweryfikować przekonanie wciąż jeszcze obecne, że czynność tłumaczenia zakłada bezpośredni kontakt tłumacza z oryginałem, przekonanie obecne wśród samych tłumaczy. Między język oryginału a przekładu wciska się bowiem język trzeci, nazywany językiem-pośrednikiem, „międzyjęzykiem” (Toury 1980: 71–78), a jest on nader ważnym narzędziem w pracy tłumacza. Zestawiając ze sobą i porównując dwa języki, stara się ustalić na tej podstawie, jaka – wedle jego wiedzy na ten temat – zachodzi między nimi zależność, w czym obydwa są do siebie podobne, a w czym różne i co należy robić, by przez takie porównania osiągnąć jak najlepszy wynik. Co w konkretnym przypadku mogłoby uchodzić za dopuszczalny ekwiwalent oryginału, coś co nie raziłoby ucha czytelnika obcością, spełniając wymagania stale kierowane pod adresem przekładu poezji, by tłumaczony wiersz był odbierany nie jako przekład, lecz utwór oryginalny? Otóż im większą kompetencję w tym przedmiocie posiada tłumacz, im sprawniej posługuje się tym „ językiem”, tym łatwiej można przewidzieć, jakie będą wyniki jego pracy. Ale mówiąc o kompetencjach tłumacza, wypada powiedzieć rzecz oczywistą, że nie jest on językoznawcą ani filologiem i to, co robi, nie może podlegać ścisłym kwalifikacjom, wymaganym od wyników pracy tamtych. Jeśli przeto w opisie czynności tłumacza posługiwać się będziemy terminologią tekstologiczną, biorąc pod uwagę aktualny stan tej dziedziny, to służyć nam ona będzie do bardziej precyzyjnego opisu tych czynności, których skutków sam tłumacz sobie nie uświadamia. Intuicja, praktyka poetycka podsuwają mu rozwiązania, które w danym przypadku uznaje za optymalne, ale wymagają one dalszej weryfikacji opartej na kryteriach bardziej ścisłych od tych, jakie sam stosuje. Przekład poezji jest sztuką parafrazy, jest nią do tego stopnia, że obydwa terminy bywają wciąż używane zamiennie. W żadnym innym typie tłumaczenia czynność ta nie odgrywa tak ważnej roli, jak właśnie tutaj5 . Na ogół wiemy, co ona oznacza, kiedy przychodzi nam powtórzyć swoimi słowami cudzą wypowiedź możliwie dokładnie pod względem treści, ale mając też na uwadze czyjś sposób mówienia, co w przypadku utworów literackich często czyni z parafrazy trawestację, parodię czy pastisz. Za każdym razem nasycamy cudzy przekaz własną treścią. Stajemy w innym niż pierwotnie punkcie widzenia, stosujemy inną perspektywę. Parafrazując tekst poetycki, tłumacz postępuje w gruncie rzeczy podobnie, wszak 5 O tym, jakie są możliwe formy i postacie parafrazy, zob. Majkiewicz 2008: 53–70. Tłumacz i jego działania na tekście 15 stara się oddać cudzy tekst w pełni jego znaczeń i – jak to tylko jest możliwe – w podobnej do niego formie. Jedna z najbardziej wpływowych szkół literaturoznawczych w XX wieku, Nowa Krytyka, uznała parafrazowanie tekstu poetyckiego za działanie niegodne poezji. Parafrazowanie wiersza jest herezją, czymś absolutnie niedopuszczalnym, jeśli nie chce się utracić kontaktu z tym, co dla poezji istotne, a to zawiera się w gęstej, nieprzepuszczającej światła siatce znaczeń, dwuznacznościach (ambiguity), paradoksie, ironii. Tylko poeta jest w tej sztuce biegły, tylko on potrafi zrobić właściwy użytek z języka, a i krytykowi pozostaje trzymać się jak najbliżej tekstu i opisywać go za pomocą własnych dla poezji terminów, takich jak paradoks, ironia, dwuznaczność (ambiguity), ton, głos, dykcja itp. Jest to metoda opisu czynności krytyka zwana close reading, która mimo wielostronnej krytyki na trwałe weszła do podręczników poetyki (zob. Brooks 1975: 192–214). Podobnie jak wychodząca z zupełnie innych założeń metoda explication du texte 6 . Każda z tych szkół ma coś innego do zaoferowania teorii i krytyce przekładu, ale obydwie przestrzegają przed zbyt daleko idącą parafrazą tekstu poetyckiego. Jak dalece są to obawy słuszne? Oto na poczatek słowa otwierające jeden z poèmes en prose Rimbauda z Sezonu w piekle: Jadis, si je souviens bien, ma vie était un festin où s’ouvraient tous les coeurs, où tous les vins coulaient, potraktujmy je jako zaproszenie do parafrazy. Jest powszechną praktyką stosowaną w analizie (i ocenie) tłumaczeń poezji, że bierzemy pod lupę jakiś wyjątek, fragment, akapit, w przypadku Rimbauda mówi się w takich przypadkach o „paragrafach”, często nie zdając sobie sprawy, że grozi nam wykroczenie przeciw rygorystycznym zaleceniom tekstologii, gdyż analizować poprawnie można tylko coś, co odpowiada charakterystyce tekstu, coś, co ma swój temat (i remat), podmiot, ramę modalną, mechanizm, który zapewnia mu wewnętrzną koherencję, bowiem „tekst nie stanowi łańcucha (ciągu) zdań, lecz łańcuch wypowiedzi” (Sgall 1976: 9). Obierając za przedmiot obserwacji fragment z Rimbauda, zakładamy więc, że formalnie będąc zdaniem, spełnia jednocześnie warunki wymagane od tekstu7 . Parafrazując ów tekst metodą „swoimi słowami”, można zwracać uwagę za każdym razem na jakieś inne aspekty, na przykład wprowadza6 Por. zwięzły zarys metody eksplikacji tekstu w przewodniku dla studiujących literaturę francuską (stąd często nosi nazwę francuskiej) w Bouvier, Jourda 1960: 41–53. 7 Przykład Rimbauda może być dla tekstologa interesujący, gdyż w jego poematach prozą działają równocześnie jakby dwie siły tekstotwórcze. Każdy złożony jest z fragmentów, które formalnie będąc zdaniami, pretendują jednocześnie do semantycznej 16 Jerzy Święch jąc motywację wydarzeń tam, gdzie dostrzegamy jej brak, uzupełniając ciągi, które wydają się nam nie dość logiczne, zmieniając jedne słowa na drugie dla uzyskania większej przejrzystości tekstu, ale każdy, kto bodaj przelotnie zetknął się z utworami tego poety, uzna, że jest to postępowanie sprzeczne z jego zamiarami. Chcielibyśmy za wszelką cenę wiedzieć, kim jest podmiot, z tekstu wiedząc tylko tyle, że obecnie czuje się kimś innym od tego, jakim był kiedyś, w dzieciństwie, gdy wszystko, co o sobie mówi, sprowadza się do konstatacji, iż nie ma jakiegoś trwałego fundamentu, substratu „ ja”, że mamy do czynienia ze świadomością zdezintegrowaną, z grą, którą na ten temat prowadzi z nami autor, każąc wierzyć, że podmiot, będąc kimś rozpoznawalnym na podstawie tego, co mówi, może być jednocześnie kimś innym. Ja to ktoś inny, brzmią słynne słowa z „listu jasnowidza”. Niepostrzeżenie, zauważmy, że starając się zrozumieć fragment, parafrazujemy go tak, jakbyśmy wiedzieli o nim więcej, niżby to wynikało z samego tekstu, uwzględniamy wiadomości o autorze czerpane z innych źródeł, oczywiście, jeśli je znamy, dopowiadamy coś, czego w tekście nie ma. Parafraza staje się zastępczą formą analizy i interpretacji, wyjaśnianiem ciemnych i trudnych stron tekstu, opowiadając go „swoimi słowami”, jednocześnie go komentujemy, przerabiamy tak, by uczynić go bardziej zrozumiałym dla siebie i dla innych. Wyrażamy własny stosunek do tego, o czym mowa, nie zadowala nas utwór tak, jak został napisany i choć brakuje nam podstaw, by konkurować w tej grze z autorem, niechcący wchodzimy w jego buty, tak jak tłumacz poezji często wchodzi w buty krytyka. Tym właśnie bywa parafraza tekstu poetyckiego, jego powtórzeniem, ale wtedy jest bezładną mieszaniną wielu czynności naraz: streszczania, komentowania, wyjaśniania, dopowiadania „swoimi słowami” tego, czego w tekście nie ma, transformacją, która bywa wtrętem w materię obcą, dygresją rozsadzającą tok opowieści. Tekstolog wszystko to starannie rozgranicza, tłumacz sprowadza do wielu czynności naraz. Tłumacz pracuje na tekście, który musiał sobie wpierw stworzyć; wolno sądzić, że produkt, który powstał ze zrozumienia tekstu w najbardziej elementarnym znaczeniu tego słowa, ów jego pierwszy „przekład”, o jakim była już mowa, w pierwszej kolejności przybrał postać tłumaczenia dosłownego, które też może mieć wiele wersji możliwych. Tak jak przywołany cytat z Rimbauda: Niegdyś (kiedyś, dawnymi czasy), o ile tylko dobrze sobie przypominam, życie moje było ruchomym świętem odrębności, a równocześnie podporządkowują się całości, do jakiej należą (Rimbaud 1985: 7–15). Tłumacz i jego działania na tekście 17 (ciągłym festynem, jedną wielką ucztą), kiedy otwierały się (dla mnie) wszystkie serca (serca wszystkich ludzi), z beczek płynęły (dla mnie) wszelkie możliwe wina. Można by rzec, że pierwszy przekład jakiego dokonuje tłumacz, jest wyborem spośród wielu narzucających się alternatyw w jego własnym języku, a więc że jest to przekład wewnątrzjęzykowy8 . Dopiero na tej podstawie można mówić, że stara się poszukiwać odpowiednich ekwiwalentów dla tekstu obcojęzycznego przy pomocy owego „międzyjęzyka”, gdy sam oryginał nie jest mu już potrzebny. Powtórzmy, że podsuwa mu on rozwiązania dopuszczalne w języku docelowym, takie, jakie byłyby akceptowalne dla odbiorcy, oswojone na tyle, by nie razić jego ucha, epatować czymś, co uchodziłoby za dziwaczną kalkę obcego języka lub budziło żywiołowy protest jako konstrukcja gramatycznie, a w danym kontekście też i stylistycznie niedopuszczalna i niepoprawna. Popatrzmy teraz na przekład tego fragmentu (autorem jest Artur Międzyrzecki): Moje życie, jeśli mnie pamięć nie zawodzi, było niegdyś ucztą, na której otwierały się wszystkie serca, płynęły wszystkie wina. Kogoś bardziej kompetentnego w przedmiocie musi już na oko uderzyć parę rzeczy. Forma czasownika passé simple została zastąpiona przez czas przeszły niedokonany, gdyż w polszczyźnie innego wyjścia nie ma, ale należy pamiętać, że we francuskim ma ona zastosowanie ograniczone do tekstów pisemnych, uchodzi za formę nacechowaną literacko. Jakakolwiek inna parafraza tego czasu na polski nie byłaby więc w stanie przywrócić przekładowi konotacji, jakie ma w oryginale. Fragment zaczyna się od słowa Jadis, a ma ono we francuskim znaczenie słownikowe, łatwe do przeniesienia na drugi język: ongiś, kiedyś, dawnymi czasy, w one dni itp., ale w tekście słowo pełni rolę swoistą. Konwencja opowieści o wydarzeniach dziejących się w odległej przeszłości, niemal mitycznych, ma tu zastosowanie, gdyż jadis nadaje słowu funkcję początku, dzięki czemu tekst zyskuje na spoistości, niegdyś przeniesione w inne miejsce funkcję taką traci. Z konieczności na tym prostym przykładzie przyjdzie nam zamknąć sprawę parafrazy, czynności, której terenem występowania są praktycznie wszystkie poziomy tekstu, ale już na tym przykładzie widać, dlaczego w przypadku tłumaczeń poezji parafraza, cokolwiek miałoby to słowo znaczyć, jest czynnością uprzywilejowaną w znacznie większym stopniu niż inne. 8 Jeden z trzech typów przekładu (poza nim jest zewnątrzjęzykowy i semiotyczny) według Romana Jakobsona (1959: 232–239).