Untitled - Zielona Sowa

Transkrypt

Untitled - Zielona Sowa
Fragment darmowy udostępniony przez Wydawnictwo
w celach promocyjnych.
EGZEMPLARZ NIE DO SPRZEDAŻY!
Wszelkie prawa należą do:
Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o.
Warszawa 2016
www.zielonasowa.pl
tekst do fragmentow.indd 1
3/21/16 8:50 AM
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 1
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/7/16 11:05 AM Strona 2
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/7/16 11:05 AM Strona 3
Charles Dickens
przełożył
Michał Filipczuk
ilustracje
Agata Łuksza
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 4
Tytuł oryginału: A Christmas Carol
Przekład: Michał Filipczuk
Tekst: Charles Dickens
Ilustracje i projekt okładki: Agata Łuksza Pracownia Bobra
Redaktor prowadzący: Natalia Galuchowska
Korekta: Urszula Malewicka
DTP: Bernard Ptaszyński
Wszystkie przypisy pochodzą od redakcji.
© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o.,
Warszawa 2016
All rights reserved
Wydanie I
ISBN 978-83-8073-037-3
Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o.
00-807 Warszawa, Al. Jerozolimskie 96
tel. 22 576 25 50, fax 22 576 25 51
[email protected]
www.zielonasowa.pl
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 5
Rozdział 1
Duch Marleya
P
rzede wszystkim powiedzieć trzeba, że Marley
zmarł. Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Akt zgonu podpisany był przez pastora, kancelistę1,
a także przez wspólnika zmarłego – Scrooge’a. Podpis tego
ostatniego był najpewniejszą gwarancją.
Stary Marley zmarł na amen; był martwy jak gwóźdź
w drzwiach. Zwróćcie uwagę, iż nie chcę przez to powiedzieć, że wiem – z mego własnego doświadczenia – co jest
takiego szczególnego w martwocie gwoździa w drzwiach.
1
Kancelista – pracownik kancelarii.
5
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 6
Osobiście za najbardziej martwy z wyrobów żelaznych dostępnych w handlu skłonny byłbym raczej uznać gwóźdź
w trumnie. Jednak w porównaniu tym tkwi mądrość naszych
przodków i moje bezbożne ręce nie będą go zmieniać. Pozwólcie więc powtórzyć z naciskiem, że Marley był martwy
jak gwóźdź w drzwiach. Czy Scrooge wiedział o tym? Oczywiście, że tak. Jakże mogło być inaczej? Scrooge i Marley byli
wspólnikami – sam nie wiem, od jak wielu lat. Scrooge był
jedynym wykonawcą jego testamentu, jedynym zarządcą jego
majątku, jedynym dziedzicem, jedynym zapisobiorcą reszty
spadkowej, jedynym przyjacielem i jedynym żałobnikiem. Ale
właściwie nawet Scrooge nie był aż tak bardzo przybity tym
smutnym wydarzeniem, aby nie okazać się prawdziwym człowiekiem interesów w samym dniu pogrzebu, który zresztą
uczcił bezsprzecznie korzystną transakcją.
Wzmianka o pogrzebie Marleya cofa mnie do miejsca,
w którym zacząłem. Nie istnieje cień wątpliwości co do
tego, że Marley był martwy. Należy to w pełni zrozumieć,
gdyż w przeciwnym razie nic niezwykłego nie wyniknie
z historii, którą mam zamiar opowiedzieć. Gdybyśmy nie
byli absolutnie pewni tego, że ojciec Hamleta zmarł przed
rozpoczęciem sztuki, wówczas w tym, że wybrał się na
nocną przechadzkę przy wschodnim wietrze po wałach
swego zamczyska, nie tkwiłoby nic bardziej niezwykłego,
niż gdyby odbył ją w jakimś wietrznym miejscu – na przy6
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 7
kład na cmentarzu kościoła św. Pawła – po to, aby przestraszyć swego nadwrażliwego syna.
Scrooge nigdy nie zamalował nazwiska starego Marleya, tak więc jeszcze po latach nad drzwiami domu towarowego widniał napis: „Scrooge i Marley”. Firma znana
była jako „Scrooge & Marley”. Nowicjusze w interesach
czasem nazywali Scrooge’a Scrooge’em, a czasem Marleyem, on zaś akceptował oba nazwiska. Było mu wszystko
jedno.
Ależ kutwa był z tego Scrooge’a! I jak innych umiał
przycisnąć, wyżąć, przydusić, chwycić za gardło, oskubać
– stary, chciwy grzesznik! Twardy i ostry jak krzemień,
z którego żadna stal nie skrzesała nigdy szczodrobliwego
ognia. Skryty, samowystarczalny i samotny jak ostryga.
Wewnętrzny chłód zamroził rysy twarzy Scrooge’a, uwydatnił ostrość jego nosa, pomarszczył policzki, usztywnił
chód; sprawił, że oczy były zaczerwienione, wąskie wargi
sine, głos zaś zgrzytliwy i ostry. Szron przysypał mu głowę,
brwi i szczeciniastą brodę. Tę niską temperaturę swego
wnętrza zawsze zabierał Scrooge ze sobą. Dzięki niej chłodził własne biuro podczas kanikuły2 i nie podnosił jej ani
o jeden stopień na Boże Narodzenie. Upały i ziąb otoczenia miały niewielki wpływ na Scrooge’a, żaden skwar nie
2
Kanikuła – okres letnich upałów.
7
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/7/16 11:06 AM Strona 8
mógłby go ogrzać ani żaden mróz oziębić. Żaden z dmących
wichrów nie był sroższy niż on sam, żadna śnieżyca nie była
bardziej bezlitosna ani żadna ulewa bardziej nieubłagana.
Najpodlejsza aura nie wiedziała, jak go dopaść. Największe
deszcze, zamiecie i gradobicia mogły się chełpić przewagą
nad nim tylko pod jednym względem – często były obfite,
Scrooge zaś nigdy nie był hojny. Nikt nigdy nie zatrzymał
go na ulicy, by spojrzeć nań wesoło i powiedzieć: „Jak się
masz, drogi Scrooge?! Kiedy przyjdziesz do mnie z wizytą?”. Żaden żebrak nie poprosił go o miedziaka, żadne
dziecko nie spytało o godzinę, żaden mężczyzna czy kobieta
ani raz w całym życiu Scrooge’a nie zapytali go o drogę.
Zdawało się, że nawet psy ślepców go znają i kiedy widziały,
że nadchodzi, ciągnęły swych właścicieli do bram i w zaułki,
merdając ogonami, jakby mówiły: „Lepiej wcale nie mieć
oczu, niż mieć oko złe, mój niewidomy panie”. Ale czy
Scrooge’a to obchodziło? To właśnie lubił! Przemykać chyłkiem w tłumie kroczącym po ścieżkach życia, ostrzegając
każdą ludzką istotę przed jakimkolwiek zbliżeniem – to było
dla niego coś, co znawcy przedmiotu nazywają „frykasem”.
Pewnego razu, w najpiękniejszy spośród wszystkich dni
w roku, w Wigilię, stary Scrooge siedział zajęty w swym
biurze. Było ponuro, zimno i szczypał mróz, a na dodatek
była mgła. Scrooge słyszał jak na podwórzu ludzie chodzą
tam i z powrotem, posapując, uderzając rękami w piersi
8
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/7/16 11:06 AM Strona 9
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 10
i przytupując na bruku, żeby rozgrzać stopy. Zegary miejskie wybiły zaledwie trzecią, ale było już całkiem ciemno
(przez cały dzień nie było słońca) i świece w oknach
sąsiednich biur płonęły niczym czerwone plamy w namacalnej czerni wieczoru. Mgła przesączała się przez każdą
dziurkę i szczelinę, a na zewnątrz była tak gęsta, że chociaż dziedziniec podwórza należał do najwęższych, domy
po przeciwnej stronie były niczym zjawy. Widząc, jak
mętna chmura opada coraz niżej, spowijając wszystko
wokół, można było pomyśleć, że natura mieszka gdzieś
niedaleko i robi napar z mgły na wielką skalę. Drzwi biura
Scrooge’a były otwarte, żeby ten mógł mieć oko na swego
kancelistę, który w posępnej, ciasnej, przypominającej cysternę komórce przepisywał listy. U Scrooge’a palił się
bardzo mały ogień, ale ogień w komórce kancelisty był tak
maleńki, że wyglądał jak jeden rozżarzony węgielek. Jednakże ten nie mógł go podsycić, bo Scrooge trzymał pudło
z węglem w swoim pokoju. Było oczywiste, że gdy nieszczęśnik chwyci za szuflę, jego zwierzchnik oświadczy
mu, że będą zmuszeni się rozstać. Toteż kancelista otulił
się białym szalikiem i próbował się ogrzać przy świecy. Ponieważ nie był człowiekiem z wielką wyobraźnią, przedsięwzięcie to zupełnie się nie powiodło.
– Wesołych Świąt, wuju! Bóg z tobą! – zawołał jakiś
młody głos. Należał on do siostrzeńca Scrooge’a, który po10
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 11
jawił się tak niespodziewanie, że Scrooge uświadomił to
sobie, dopiero gdy usłyszał ów głos.
– Ha! – rzekł Scrooge. – Brednie!
Siostrzeniec tak bardzo się rozgrzał, idąc szybko we
mgle i mrozie, że aż miał wypieki; jego twarz była rumiana
i przystojna, oczy mu lśniły, oddech wzbijał kłęby pary.
– Boże Narodzenie to nonsens, wuju? – zapytał siostrzeniec Scrooge’a. – Jestem pewien, że tak nie myślisz!
– A właśnie, że tak – rzekł Scrooge. – Wesołych Świąt?!
Jakie masz prawo do wesołości? Nie jesteś dość biedny?
– A więc – odparł wesoło siostrzeniec – jakie masz
prawo, żeby być ponurym? Nie jesteś dość bogaty?
Scrooge, nie mając w zanadrzu żadnej lepszej odpowiedzi, rzekł:
– Ha! – I powtórzył: – Brednie!
– Nie bądź zły, wuju – powiedział siostrzeniec.
– A jaki mam być – odrzekł wuj – kiedy żyję w świecie
pełnym głupców? Wesołych Świąt! Do diabła ze Świętami!
Czym są dla ciebie Święta, jeśli nie okresem płacenia rachunków nie na twoją kieszeń; okresem, w którym stwierdzasz, żeś o rok starszy, lecz ani o godzinę bogatszy;
okresem bilansowania ksiąg, kiedy odkrywasz, że każda
pozycja w nich zawarta w przeciągu okrągłych dwunastu
miesięcy jest wyzwaniem dla zdrowego rozsądku. Gdyby
to zależało ode mnie – mówił z wściekłością Scrooge
11
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 12
– wówczas każdy idiota afiszujący się swoim: „Wesołych
Świąt”, zostałby ugotowany we własnym puddingu i pochowany z sercem przebitym kołkiem ostrokrzewu. O, tak!
– Wuju! – zawołał siostrzeniec. – Świętuj Boże Narodzenie!
– Siostrzeńcze – rzekł surowo wuj – świętuj Boże Narodzenie po swojemu, a mnie pozwól świętować, jak mi
się podoba.
– Świętować! – powtórzył siostrzeniec Scrooge’a. – Ależ
ty wcale nie świętujesz!
– A więc pozwól, że nie będą mnie te Święta obchodzić
– rzekł Scrooge. – Wiele dobrego mogą ci one przynieść.
Wiele dobrego przyniosły ci kiedykolwiek...
– Śmiem twierdzić, że jest wiele rzeczy, z których mogłem czerpać dobro, nie odnosząc przy tym żadnych korzyści – rzekł siostrzeniec. – A Boże Narodzenie jest jedną
z nich. Choć jestem pewien, że zawsze, gdy nadchodziło
Boże Narodzenie, myślałem o nim jako o pięknych, radosnych chwilach; jako o czasie przebaczenia i łaski, jedynym
znanym mi okresie w całym długim roku, kiedy mężczyźni
i kobiety jakby za ogólną zgodą otwierają swe zamknięte
serca i zaczynają myśleć o ludziach z niższych sfer, jakby
to byli naprawdę ich towarzysze w drodze do grobu, a nie
jakaś inna rasa istot zmierzających do innych miejsc przeznaczenia. I dlatego, wuju, choć moja kieszeń nie zyskała
12
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 13
w Święta ani odrobiny złota czy srebra, wierzę, że przyniosły mi one wiele dobrego i że przyniosą znowu.
A zatem: Niech Bóg je błogosławi!
Kancelista w swej komórce mimowolnie zaczął bić
brawo, lecz natychmiast uświadomiwszy sobie niestosowność swego zachowania, zaczął grzebać w palenisku i zgasił ostatnią iskierkę.
– Niech jeszcze raz usłyszę, że wydajesz jakiś dźwięk – rzekł
Scrooge – to będziesz świętował Boże Narodzenie utratą posady.
– I zwracając się do siostrzeńca, rzekł: – Świetny z ciebie
mówca, mój panie. Dziwię się, że nie zasiadasz w parlamencie.
– Nie gniewaj się, wuju! Zjedz lepiej jutro z nami obiad.
Scrooge odparł na to, że wolałby raczej zobaczyć go
w piekle. Tak, naprawdę tak powiedział! Pozwolił sobie na
takie właśnie stwierdzenie.
– Ale dlaczego? – zapytał siostrzeniec Scrooge’a. – Dlaczego?
– A dlaczego się ożeniłeś? – zapytał Scrooge.
– Bo się zakochałem.
– Bo się zakochałeś – warknął Scrooge, jakby to była jedyna rzecz na świecie śmieszniejsza nawet od Świąt Bożego Narodzenia. – Do widzenia!
– Ależ, wuju, nigdy do mnie nie przychodziłeś, zanim
się ożeniłem, dlaczego więc ma to być powód, byś nie odwiedził mnie teraz?
13
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 14
– Do widzenia – powtórzył Scrooge.
– Niczego od ciebie nie chcę. O nic cię nie proszę. Dlaczego nie możemy być przyjaciółmi?
– Do widzenia – rzekł jeszcze raz Scrooge.
– Z całego serca żałuję, że tak postanowiłeś. Nigdy nie
kłóciliśmy się ze sobą, ty i ja. Wszystko to powiedziałem,
by złożyć hołd Bożemu Narodzeniu, więc wytrwam
w świątecznym nastroju do końca. Wesołego Bożego Narodzenia, wuju!
– Do widzenia!
– I szczęśliwego Nowego Roku!
– Do widzenia – powiedział po raz ostatni Scrooge.
Nie zważając na to wszystko, siostrzeniec opuścił pokój bez
złego słowa. Przystanął w drzwiach wejściowych, żeby złożyć
życzenia kanceliście, który – choć zziębnięty – był przecież
serdeczniejszy od Scrooge’a i odwzajemnił grzeczność.
– Jeszcze jeden... – mruknął Scrooge, który to dosłyszał. – Mój kancelista, z piętnastoma szylingami tygodniowo, z żoną i dziećmi... I jeszcze mu w głowie:
„Wesołych Świąt!”. Ja chyba trafię do domu wariatów.
Tymczasem kancelista-szaleniec, odprowadziwszy do
wyjścia siostrzeńca Scrooge’a, wprowadził do biura dwie
inne osoby. Byli to dostojni jegomoście, mili z wyglądu.
Zdjąwszy kapelusze, stali w biurze Scrooge’a. W rękach
trzymali księgi i papiery. Powitali go ukłonem.
14
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 15
– Firma „Scrooge & Marley”, jak sądzę – rzekł jeden
z jegomościów, spoglądając na listę. – Czy mam przyjemność rozmawiać z panem Scrooge’em czy z panem Marleyem?
– Pan Marley nie żyje – odparł Scrooge. – Zmarł siedem
lat temu w noc przed Wigilią.
– Nie wątpimy w to, że jego hojność będzie kontynuowana przez jego wspólnika – rzekł pierwszy jegomość,
wręczając Scrooge’owi listy uwierzytelniające.
Na złowieszcze słowo: „hojność” Scrooge zmarszczył
brwi, pokręcił głową i oddał rozmówcy wszystkie listy.
– W ten świąteczny czas, panie Scrooge – rzekł jegomość, biorąc do ręki pióro – bardziej niż zazwyczaj pożądane jest, abyśmy udzielili niewielkiego wsparcia ubogim
i potrzebującym, których obecne położenie jest nader
ciężkie. Wiele tysięcy ludzi pozbawionych jest podstawowych środków do życia, setki tysięcy pozbawiono podstawowych wygód...
– Czyż nie istnieją więzienia? – zapytał Scrooge.
– Jest mnóstwo więzień – rzekł jegomość, znów odkładając pióro.
– A przytułki? – wypytywał Scrooge. – Czy przytułki
nadal istnieją?
– Owszem. Nadal – odrzekł jegomość – choć chciałbym
móc powiedzieć, że jest inaczej.
15
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 16
– A więc ustawy o opiece nad ubogimi oraz sierotami
przeżywają swe złote dni – stwierdził Scrooge.
– Zdecydowanie tak, sir.
– Wnioskując z tego, co mówił pan na początku, obawiałem się, że wydarzyło się coś, co uniemożliwia ich skuteczne funkcjonowanie – rzekł Scrooge. – Więc bardzo mi
miło, że jest inaczej.
– Odnosząc wszelako wrażenie, że nie napełniają one
serc i umysłów chrześcijańską otuchą – odparł jegomość
– niektórzy spośród nas czynią starania, by zebrać fundusze
na zakup żywności i opału dla ubogich. Ten właśnie dzień
wybieramy, dlatego że spośród wszystkich innych potrzeba
odczuwana jest wtedy najpilniej, a zamożność bywa najhojniejsza. Jaką kwotę mam podpisać pod pańską deklaracją?
– Żadną – odparł Scrooge.
– Życzy pan sobie anonimowość?
– Życzę sobie, żeby zostawiono mnie w spokoju – rzekł
Scrooge. – Ponieważ pytacie mnie, panowie, czego sobie
życzę, tak brzmi moja odpowiedź. Ja sam nie świętuję Bożego Narodzenia i nie mogę sobie pozwolić na dostarczanie powodów do wesołości próżniakom. Staram się
wspierać instytucje, o których wspomniałem. Są wystarczająco drogie, a ci, którym się źle wiedzie, muszą tam
powędrować.
– Wielu nie może, wielu wolałoby raczej umrzeć.
16
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 17
– Skoro wolą umrzeć – rzekł Scrooge – to lepiej, żeby
umarli i zmniejszyli nadmiar ludności. Poza tym, panowie
wybaczą, zupełnie mnie to nie interesuje.
– A mogłoby – zauważył jegomość.
– To nie moja sprawa – odparował Scrooge. – W zupełności wystarczy, gdy człowiek zajmuje się swoimi sprawami i nie wtrąca się do spraw innych. Moje pochłaniają
mnie bez reszty. Żegnam panów.
Widząc jasno bezcelowość dalszych indagacji3, jegomoście odeszli, Scrooge zaś powrócił do pracy, a jego uznanie
dla samego siebie znacznie wzrosło. Zaczął mu też dopisywać humor o wiele lepszy niż zwykle.
Tymczasem mgła i ciemność zgęstniały tak bardzo, że
tu i tam biegali chłopcy z płonącymi pochodniami, proponując, że będą podążać przed końmi ciągnącymi powozy
i wskazywać im drogę. Starożytna wieża kościoła, w której
potężny stary dzwon zawsze zdawał się chytrze zerkać na
Scrooge’a przez gotyckie okna, była teraz niewidoczna.
I tylko dzwon wybijał godziny i kwadranse pośród mgły,
w powietrzu rozedrganym, wibrującym po każdym uderzeniu, jakby tam w górze dzwoniły zęby zmarzniętej
wieży. Panował przenikliwy ziąb. Na głównej ulicy, na
skraju podwórza, kilku robotników naprawiało rury gazowe
3
Indagacje – wypytywanie kogoś.
17
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 18
i rozpaliło wielki ogień, wokół którego zgromadziła się
grupa odzianych w łachmany mężczyzn i wyrostków ogrzewających dłonie w cieple płomieni i mrużących oczy z zadowolenia. Ponieważ zapomniano o kranie, wypływająca
zeń woda natychmiast zamarzała, stając się obojętnym
lodem. Jasność bijąca z witryn sklepowych, na których gałązki ostrokrzewu z jagodami błyszczały w żarze lamp, zabarwiała czerwienią blade twarze przechodniów. Stoiska
z drobiem i artykułami spożywczymi sprawiały wrażenie
pysznego żartu: były niczym wspaniałe widowisko i prawie
nie sposób było uwierzyć, że mogą mieć cokolwiek wspólnego z czymś tak nudnym, jak zasady popytu i podaży.
Lord Mayor4 w fortecy swego potężnego Mansion House
wydał swym pięćdziesięciu kucharzom i rzeźnikom rozkaz
przygotowania Świąt na miarę domu Lorda Mayora.
I nawet drobny krawiec, którego karał grzywną pięciu szylingów za pijaństwo i uliczną awanturę, mieszał na swym
poddaszu jutrzejszy pudding, podczas gdy jego chuda
żona z dzieckiem na ręku poszła kupić baraninę.
Mgła coraz gęstsza i coraz zimniej! Przeszywający,
przenikliwy i gryzący ziąb. Gdyby tylko św. Dunstan
szczypnął Złego Ducha w nos takim mrozem jak ten dzisiejszy, ów zapewne gromko by wrzasnął. Młody właściciel
4
Lord Mayor – burmistrz.
18
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 19
chudego przemarzniętego nosa pochylił się przy dziurce
od klucza u drzwi Scrooge’a, by uraczyć go kolędą, ale po
pierwszych słowach: „Niech Bóg ci błogosławi, miły panie,
i oby lęk nie gościł w twoim sercu”, Scrooge chwycił za liniał5 z taką werwą, że śpiewak czmychnął przerażony,
dziurkę od klucza pozostawiając mgle i mrozowi – gościom
milej tu widzianym.
W końcu nadeszła pora zamknięcia biura. Scrooge niechętnie wstał z krzesła i w milczeniu dał znak oczekującemu
w swym pomieszczeniu kanceliście, który natychmiast
zdmuchnął swoją świecę i włożył kapelusz.
– Cały jutrzejszy dzień chcesz pan zapewne mieć wolny
– rzekł Scrooge.
– Jeśli to panu odpowiada, sir.
– Ani trochę – rzekł Scrooge – to nie w porządku. Gdybym tak potrącił panu za to pół korony, uznałby pan się
za pokrzywdzonego, jak sądzę?
Kancelista słabo się uśmiechnął.
– A jednak mnie pan za skrzywdzonego nie uważa,
kiedy płacę panu dzienną stawkę, choć pan nie pracuje.
Kancelista zauważył, że było tak tylko raz do roku.
– Marny to pretekst do wybebeszania cudzej kieszeni
każdego 25 grudnia – rzekł Scrooge, zapinając płaszcz
5
Liniał – listwa służąca do kreślenia linii.
19
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 20
aż po samą brodę. – No cóż, jednak musisz pan mieć cały
dzień wolny. Za to następnego dnia przyjdź pan jak najwcześniej.
Kancelista obiecał, że przyjdzie, a Scrooge wyszedł na
ulicę, pomrukując. Biuro zamknięto w mgnieniu oka
i kancelista z końcami białego szalika dyndającego mu poniżej pasa (nie mógł się chlubić posiadaniem płaszcza),
ustawiwszy się na końcu szpaleru chłopców, zjechał – na
cześć Wigilii Bożego Narodzenia – dwadzieścia razy po ślizgawce na Cornhill, następnie zaś ile sił w nogach pobiegł do
domu na Camden Town, żeby zdążyć na grę w ciuciubabkę.
Scrooge jak zwykle zjadł posępny obiad w posępnej gospodzie, a przeczytawszy wszystkie gazety i resztę wieczoru
spędziwszy nad księgą z finansami, poszedł do domu.
Mieszkał w apartamencie niegdyś należącym do jego
zmarłego wspólnika. Było to ponure mieszkanie w niskim
gmachu znajdującym się w głębi dziedzińca. Gmach ten
nie pasował tam do tego stopnia, iż nie sposób było oprzeć
się wrażeniu, że będąc jeszcze młodym domkiem i bawiąc
się w chowanego z innymi domami, pobiegł tam, a potem
zapomniał drogi powrotnej. Budynek ten był teraz stary
i ponury. Nie mieszkał w nim nikt poza Scrooge’em,
a wszystkie pozostałe pokoje służyły za biura. Na dziedzińcu było tak ciemno, że nawet Scrooge, który znał tam
każdy kamień, musiał szukać drogi po omacku. Skutą
20
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 21
mrozem starą czarną bramę wejściową domostwa mgła
spowiła tak gęsto, że zdawało się, iż Geniusz Pogody przysiadł w posępnej zadumie na progu domostwa.
W każdym razie faktem jest, że w kołatce u drzwi nie było
niczego nadzwyczajnego, poza tym, że była to bardzo duża
kołatka. Jest również faktem, że Scrooge widywał ją w nocy
i o poranku – cały czas, odkąd tutaj mieszkał. Faktem jest
i to, że tym, co zwie się fantazją, Scrooge obdarzony był
w stopniu mniejszym nawet, niż pierwszy lepszy mieszkaniec Londynu, nie wyłączając – jest to śmiałe porównanie –
władz i radnych miejskich czy przedsiębiorców. Miejmy na
uwadze również i to, że Scrooge, od czasu gdy wspomniał o
swym zmarłym przed siedmiu laty wspólniku, nie poświęcił
mu owego popołudnia ani jednej myśli. A teraz niech mi
ktoś wyjaśni – jeśli potrafi – jak to się stało, że obracając
klucz w zamku, Scrooge ujrzał zamiast kołatki (choć nie
uległa ona żadnej stopniowej przemianie)... twarz Marleya.
Tak, twarz Marleya. Nie pogrążała się ona w nieprzeniknionych ciemnościach, tak jak inne przedmioty na dziedzińcu,
lecz wydzielała posępną poświatę. Nie było na niej gniewu
czy srogości. Wpatrywała się w Scrooge’a, jak zwykł nań patrzeć Marley – z upiornymi okularami nasuniętymi na
upiorne czoło. Włosy widma dziwacznie falowały, jak gdyby
pod wpływem oddechu czy powiewu. I choć oczy były szeroko otwarte, ich spojrzenie było całkiem nieruchome.
21
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 22
Wszystko to – oraz jej bladość – czyniło twarz straszną, choć
zdawało się, że wrażenia tego nie tłumaczy sama twarz i jej
wyraz, lecz coś wobec niej zewnętrznego i będącego poza
jej kontrolą. I gdy Scrooge utkwił wzrok w owym zjawisku,
ponownie ujrzał kołatkę. Nieprawdą byłoby stwierdzenie, że
nie ogarnęło go przerażenie albo że nie zmroził mu krwi
w żyłach strach, doznanie obce mu od dzieciństwa. A jednak położył dłoń na kluczu, który wcześniej wypuścił z ręki,
przekręcił go śmiało w zamku, wszedł do środka i zapalił
świecę. Przez chwilę stał w bezruchu, nim zamknął drzwi.
Najpierw ostrożnie za nie zajrzał, zupełnie jakby się spodziewał, że zobaczy sterczący z nich od strony korytarza harcap6 Marleya. Ale po drugiej stronie drzwi nie było niczego,
z wyjątkiem śrub i gwintów, na których zamocowana była
kołatka, dlatego Scrooge rzekł tylko:
– Też coś! – i zatrzasnął je z hukiem.
Huk ten rozległ się w całym domu niczym grzmot.
Każdy pokój na piętrze i każda beczułka w piwnicy handlarza win zdawały się rozbrzmiewać własnym echem.
Scrooge nie był człowiekiem, którego mogłyby wystraszyć
echa. Zaryglował drzwi, przeszedł przez korytarz i ruszył
po schodach na górę. Szedł wolno, a idąc, oświetlał sobie
drogę świecą. Możecie sobie wyobrazić schody tak sze6
Harcap – warkocz noszony przez mężczyzn w XVIII wieku.
22
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 23
rokie, że mógłby nimi przejechać wóz z szóstką koni albo
karawan i jeszcze zostałoby miejsca. Może to był powód,
dla którego Scrooge’owi wydało się, że właśnie widzi poruszający się karawan, który w ciemnościach jedzie
przed nim w górę. Pół tuzina ulicznych lamp gazowych
nie zdołałoby wystarczająco oświetlić tego korytarza,
toteż możecie sobie wyobrazić, że pomimo świeczki
Scrooge’a było tam zupełnie ciemno. Scrooge szedł na
górę, zupełnie się tym wszystkim nie przejmując. Ciemności są tanie i Scrooge je lubił. Zanim jednak zamknął
za sobą ciężkie drzwi, przeszedł przez pokoje, by sprawdzić, czy wszystko jest w należytym porządku. Wspomnienie ujrzanej twarzy było na tyle wyraźne, że czuł taką
potrzebę. Salon, sypialnia, rupieciarnia. Nikogo pod stołem, nikogo na sofie; niewielki ogień paleniska, łyżka
i miska przygotowane do posiłku, mały rondel z owsianką
(Scrooge był przeziębiony) w schowku kominka. Nikogo
pod łóżkiem, nikogo w gabinecie, nikogo w szlafroku,
który podejrzanie przekrzywiony wisiał na ścianie.
W graciarni też wszystko w porządku. Stare kraty
ochronne przed ogniskiem, dwa kosze na ryby, trójnogi
mebel na miednicę z dzbanem, pogrzebacz. Zupełnie
uspokojony Scrooge zamknął drzwi do pokoju i przekręcił klucz w zamku – przekręcił go dwa razy, czego
nie miał w zwyczaju. Tak zabezpieczywszy się przed
23
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 24
niespodziankami, zdjął fular7, założył szlafrok, pantofle
i szlafmycę8 i zasiadł przy ogniu do swojej owsianki.
W istocie był to bardzo mały ogień jak na taką mroźną
noc. Scrooge musiał usiąść blisko płomienia i pochylić
się nad nim, zanim słabo poczuł ciepło promieniujące
z tej garstki węgli. Kominek był stary; przed laty zbudował
go pewien holenderski kupiec i wyłożył oryginalnymi malowanymi kaflami przedstawiającymi sceny biblijne. Byli
tam Kainowie i Ablowie, córki faraonów, królowe Saby,
anielscy posłańcy zstępujący z nieba na chmurach jak
piernaty, Abrahamowie, Baltazarowie, Apostołowie wyruszający w morze w łódkach mających kształt sosjerek;
były tam setki figur, postaci mogących pochłonąć myśli
Scrooge’a; a jednak twarz Marleya martwego od siedmiu
lat powracała do niego niczym laska starożytnego proroka
i przesłaniała całą resztę. Gdyby każdy gładki kafelek był
od nowości pusty i gdyby mógł pokryć się obrazkami zaczerpniętymi z oderwanych strzępów myśli Scrooge’a –
na każdym z kafli widniałaby podobizna głowy Marleya.
– Brednie – rzekł Scrooge i przeszedł przez pokój, a uczyniwszy to kilka razy, ponownie usiadł na krześle. Kiedy tak
siedząc, odwrócił głowę, jego spojrzenie spoczęło przypadkiem na dzwonku, nieużywanym już dzwonku, który wisiał
7
8
Fular – męska jedwabna chustka na szyję.
Szlafmyca – miękka męska czapka noszona do spania.
24
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 25
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 26
w pokoju i z przyczyn teraz zapomnianych łączył pokój
Scrooge’a z pokojem na najwyższym piętrze budynku. Toteż
patrząc na niego z wielkim zdumieniem i z osobliwym, niezrozumiałym strachem, Scrooge stwierdził, że dzwonek zaczyna się poruszać. Z początku poruszał się tak nieznacznie,
że prawie nie wydawał dźwięku, wkrótce jednak rozdzwonił
się głośno – i to przy wtórze wszystkich innych dzwonków
w domu. Mogło to trwać pół minuty czy minutę, ale zdawało
się, że mija godzina. Dzwonki zamilkły tak samo, jak rozbrzmiały – równocześnie. Rozległ się teraz dobiegający
z głębi domu taki dźwięk, jakby ktoś wlókł ciężki brzęczący
łańcuch po beczułkach w piwnicy handlarza win. Scrooge
przypomniał sobie wtedy opisy, wedle których duchy w nawiedzanych domach ciągnęły łańcuchy właśnie... Drzwi
piwnicy otwarły się z wielkim hukiem, po czym Scrooge
usłyszał, jak dźwięk, znacznie teraz głośniejszy, dobiega
z niższych pięter budynku, narasta od strony schodów
i wreszcie zbliża się wprost ku drzwiom jego pokoju.
– Brednie – rzekł Scrooge – nie zamierzam w to uwierzyć, ani mi się śni w to uwierzyć.
A jednak krew odpłynęła mu z twarzy, gdy zjawa bez
chwili wahania przeniknęła przez ciężkie drzwi, weszła
do pokoju i stanęła przed Scrooge’em. Zaledwie się pojawiła, zanikający płomień paleniska wystrzelił, jakby wołał:
„Znam go! To duch Marleya!”, po czym znowu przygasł.
26
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 27
Ta sama twarz, ten sam głos. Marley ze swoim harcapem,
w tej co zwykle kamizelce, spodniach i butach; ozdoby przy
tych ostatnich najeżone były jak włosy w harcapie; poły surduta lekko falowały. Marley skuty był w pasie łańcuchem,
który wlókł za sobą. Ten długi, przymocowany z tyłu tułowia,
łańcuch tworzyły (Scrooge uważnie przyjrzał mu się
z bliska) skrzynki na pieniądze, klucze, kłódki, rejestry
handlowe, akty prawne i ciężkie kabzy9 pełne monet. Ciało
upiora było przeźroczyste, tak że Scrooge, wpatrując się
weń, mógł przeniknąć wzrokiem jego kamizelkę i ujrzeć
dwa guziki palta. Scrooge często słyszał, jak mówiono, że
Marley nie ma kiszek (bo wypruwa je sobie przy pracy),
nigdy jednak – aż do chwili obecnej – w to nie wierzył.
A i teraz w to nie dawał wiary. Choć jego wzrok przenikał
zjawę na wskroś, choć widział ją tuż przed sobą, chociaż
czuł na sobie lodowate spojrzenie jej martwych oczu, choć
widział każde włókno chustki owiniętej wokół głowy i podbródka zjawy (chustki tej nie spostrzegł wcześniej) – nadal
nie dowierzał świadectwu swych zmysłów.
– O co tu chodzi? – zapytał Scrooge swym zwykłym głosem, gderliwym i zimnym. – Czego ode mnie chcesz?
– Bardzo wiele – odparł głos Marleya – co do tego nie
ma wątpliwości.
9
Kabzy – woreczki na monety.
27
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 28
– Kim jesteś?
– Zapytaj raczej, kim byłem.
– A więc: kim byłeś? – zapytał Scrooge, podnosząc głos.
– Jesteś dość drobiazgowy jak na widmo – miał zamiar powiedzieć: „skrupulatny”, ale wybrał pierwszą wersję, bo
wydała mu się właściwsza.
– Za życia byłem twoim wspólnikiem, Jakubem Marleyem.
– Czy mógłbyś... czy mógłbyś usiąść? – spytał Scrooge,
patrząc z powątpiewaniem na swego rozmówcę.
– Owszem.
– A więc zrób to.
Scrooge zadał to pytanie, ponieważ nie wiedział, czy
duch tak przeźroczysty jest w stanie usiąść na krześle
i czuł, że w przeciwnym wypadku zaistnieje konieczność
udzielania kłopotliwych wyjaśnień. Ale duch usiadł po
drugiej stronie kominka, jakby robił to bardzo często.
– Nie wierzysz we mnie – stwierdził duch.
– Nie wierzę – rzekł Scrooge.
– Jakiego żądasz dowodu mojej realności, poza świadectwem własnych zmysłów?
– Nie wiem – odparł Scrooge.
– Dlaczego nie wierzysz swoim zmysłom?
– Ponieważ – mówił Scrooge – byle drobiazg ma na nie
wpływ. Lekki rozstrój żołądka sprawia, że zaczynają oszu28
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 29
kiwać. Możesz być niestrawionym kawałkiem wołowiny,
odrobiną musztardy, sera czy niedopieczonego ziemniaka.
Kimkolwiek jesteś, pochodzisz raczej z kuchni niż z grobu.
Scrooge nie miał w zwyczaju sypać żartami, bynajmniej
nie czuł też w głębi serca cienia wesołości. Prawdę mówiąc, usiłował być dowcipny, aby odwrócić swą uwagę od
zjawy i opanować własne przerażenie. Głos widma zmroził
go mianowicie do szpiku kości. Scrooge czuł, że oszaleje,
jeśli jeszcze przez chwilę będzie tak siedział i wpatrywał
się w milczeniu w te szkliste, nieruchome oczy. Coś przerażającego, coś budzącego grozę tkwiło również w piekielnej atmosferze, jaką widmo roztaczało wokół siebie. Sam
Scrooge co prawda jej nie czuł, ale była ona niewątpliwa,
bo choć duch trwał w zupełnym bezruchu, jego włosy,
poły palta, ozdobne chwasty wciąż poruszały się, jakby
owiane gorącym podmuchem buchającym z pieca.
– Widzisz tę wykałaczkę? – spytał Scrooge, wznawiając
swój atak ze wspomnianej właśnie przyczyny, jak również
chcąc choćby na sekundę odwrócić od siebie lodowate
spojrzenie upiora.
– Widzę – odparł duch.
– Nie patrzysz na nią – rzekł Scrooge.
– Ale ją widzę mimo wszystko.
– Pięknie – odrzekł Scrooge. – Wystarczy, że ją połknę,
a przez resztę życia będzie mnie prześladować legion
29
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 30
chochlików i wszystkie będą moim urojeniem. Brednie!
Mówię ci, brednie.
Na te słowa duch wzniósł straszliwy i przeszywający
okrzyk i potrząsnął swym łańcuchem, wydając dźwięk tak
posępny, że Scrooge przywarł do krzesła, żeby nie zasłabnąć i nie spaść na ziemię. O ileż jednak większe było jego
przerażenie, gdy widmo zdjęło z głowy bandaż – jak gdyby
było zbyt gorąco, by nosić go w domu – i dolna szczęka
opadła mu na pierś! Scrooge padł na kolana i złożył ręce
w błagalnym geście.
– Litości! Straszliwe widziadło, dlaczego mnie dręczysz?!
– Człeku przyziemny – odparł duch z godnością – wierzysz we mnie czy nie?
– Wierzę! – wykrzyknął Scrooge. – Muszę! Ale dlaczego
duchy wędrują po świecie i dlaczego mnie nachodzą?!
– Duch każdego człowieka – odparło widmo – ma obowiązek przebywać wśród swoich towarzyszy oraz wspierać
ich w trosce i jeśli z obowiązku tego nie wywiąże się za
życia, musi uczynić to po śmierci. Pisane mu jest błąkać
się po świecie – o biada mi! – i być świadkiem tego, czego
nie może dzielić z innymi, a co dzielić mógł za życia, ku
szczęściu swych współbraci!
Widmo znów wzniosło okrzyk, potrząsnęło łańcuchem
i załamało swe upiorne ręce.
30
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 31
– Jesteś skuty – rzekł Scrooge, drżąc. – Powiedz, dlaczego?
– Dźwigam łańcuch, który wykułem sobie za życia – odparł duch. – Wykułem każde jego ogniwo, każdy jard.
Opasałem się nim z własnej, nieprzymuszonej woli,
z własnej też woli go noszę. Czy jego wzór jest ci obcy?
Scrooge drżał coraz bardziej.
– Albo czy znasz – ciągnął duch – ciężar i długość łańcucha, który sam dźwigasz? W Wigilię przed siedmiu laty
był on tak ciężki i długi jak ten tutaj. Od tamtego czasu
znacznie go wydłużyłeś. To bardzo ciężki łańcuch.
Scrooge rozejrzał się po podłodze, spodziewając się ujrzeć wokół siebie pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt sążni żelaznych okowów, niczego jednak nie zauważył.
– Jakubie! – rzekł błagalnym tonem. – Stary Jakubie
Marleyu, powiedz mi coś więcej! Dodaj mi otuchy!
– Nie mam żadnych słów otuchy – odpowiedział duch.
– Otucha płynie z innych sfer, Ebenezerze, i przynoszą ją
inni posłańcy innym niż ty ludziom. Nie mogę ci też powiedzieć tego wszystkiego, co bym chciał. Niewiele więcej
wolno mi rzec. Nie mogę nigdzie spocząć, nigdzie zatrzymać się na dłużej. Moja dusza nigdy nie opuszczała naszego kantoru. Spójrz na mnie! Za życia dusza moja nigdy
nie wychynęła z naszej dorobkiewiczowskiej nory, a teraz –
jakże nużące przede mną podróże!
31
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 32
Scrooge miał w zwyczaju, ilekroć się zamyślił, wkładać
ręce do kieszeni spodni. Rozmyślając nad słowami ducha,
uczynił tak również i teraz, ale nie podniósł oczu ani nie
wstał z klęczek.
– Musi to długo trwać, Jakubie – zauważył rzeczowo,
choć z pokorą i szacunkiem.
– Długo! – powtórzył duch.
– Od siedmiu lat martwy... – zadumał się Scrooge.
– I przez cały ten czas w drodze?
– Przez cały czas – rzekł duch – bez chwili odpoczynku, bez wytchnienia. Bezustanna tortura wyrzutów
sumienia.
– Szybko podróżujesz? – spytał Scrooge.
– Na skrzydłach wiatru – powiedział duch.
– Musiałeś przewędrować kawał drogi w ciągu tych
siedmiu lat – stwierdził Scrooge.
Na te słowa duch wzniósł kolejny okrzyk i brzęknął łańcuchem, wydając wśród grobowego milczenia nocy dźwięk
tak szkaradny, że strażnik miejski miałby prawo ukarać go
za naruszenie porządku publicznego.
– Ach! Jakimże niewolnikiem jestem! – zawołał.
– Niewolnikiem spętanym podwójnym łańcuchem jest
ten, kto nie wie, że stulecia bezustannej pracy istot nieśmiertelnych na rzecz tego świata muszą przemienić się
w wieczność, zanim rozwiną się wszystkie tkwiące w nim
32
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/7/16 11:06 AM Strona 33
zarodki dobra! Jakże zniewolony jest ten, kto nie wie, że
każda chrześcijańska dusza pracująca sumiennie na
swym małym poletku, cokolwiek to jest, musi się rychło
przekonać, że życie jej cielesnej powłoki jest zbyt krótkie,
by urzeczywistnić cały jej dobroczynny potencjał! Jakim
niewolnikiem jest ten, kto nie wie, że żaden żal nie może
wynagrodzić zaprzepaszczonych sposobności, jakie niesie życie! A przecież taki właśnie byłem ja sam! Taki
byłem!
– Ależ, Jakubie, byłeś zawsze człowiekiem... interesów –
drżącym głosem rzekł Scrooge, który zaczął słowa te odnosić do samego siebie.
– Interesy! – wykrzyknął duch, znów załamując ręce.
– Ludzkość była moim prawdziwym interesem, dobro
ogółu, działalność charytatywna, miłosierdzie, cierpliwość, życzliwość dla innych – to wszystko był mój prawdziwy interes. Moje stosunki handlowe były tylko jedynie
kroplą wody w niezmierzonym oceanie mych prawdziwych interesów! – Duch wyciągnął ręce i trzymał łańcuch przed sobą, jakby to była przyczyna jego daremnego
żalu, po czym znów cisnął nim o podłogę. – O tej porze
każdego roku – rzekł – moje cierpienia są najdotkliwsze.
Dlaczego szedłem w tłumie takich jak ja istot ze wzrokiem wbitym w ziemię i nigdy nie podniosłem oczu, by ujrzeć błogosławioną Gwiazdę, która zaprowadziła Mędrców
33
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/7/16 11:06 AM Strona 34
do przybytku ubóstwa? Czyż nie istniały domy biedaków, do
których przywiodłoby mnie jej światło?
Słysząc, że widmo przemawia coraz żarliwiej, Scrooge
bardzo się przeraził i zaczął okropnie dygotać.
– Wysłuchaj mnie – jęknął duch. – Mój czas się kończy.
– Wysłucham – odparł Scrooge. – Ale nie bądź dla mnie
srogi, Jakubie! Porzuć ten kwiecisty styl! Błagam!
– Jak to się dzieje, że zjawiam się przed tobą w widzialnej postaci, tego nie mogę ci powiedzieć. Wiele dni siadywałem przy tobie, a tyś mnie nie widział... przy tobie...
niewidzialny dla twego oka...
Myśl ta nie zachwyciła Scrooge’a, który zadrżał i otarł
pot z czoła.
– Nielekka to część mej pokuty – ciągnął duch – przybywam dziś do ciebie, aby cię ostrzec, że masz jeszcze
szansę i okazję uniknięcia mego losu. Szansę i okazję, których dostarczę ci ja, Ebenezerze!
– Zawsze byłeś dobrym przyjacielem – rzekł Scrooge.
– Dziękuję... dziękuję.
– Nawiedzą cię trzy duchy.
Na te słowa Scrooge’owi szczęka opadła prawie tak
nisko jak duchowi.
– Czy to jest ta szansa i okazja, o których wspomniałeś,
Jakubie? – zapytał roztrzęsionym głosem.
– Tak.
34
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 35
– Myślę, że wolałbym nie... – zaczął Scrooge.
– Bez ich odwiedzin – rzekł duch – nie ma nadziei, byś
uniknął drogi, którą kroczyłem ja sam. Pierwszego Ducha
spodziewaj się jutro, gdy wybije pierwsza.
– A czy nie mógłbym przyjąć ich wszystkich naraz
i mieć to za sobą, Jakubie? – zasugerował Scrooge.
– Drugiego ducha oczekuj następnej nocy o tej samej
porze, trzeciego spodziewaj się kolejnej nocy, gdy tylko wybrzmi ostatnie z dwunastu uderzeń zegara. Nie spodziewaj
się, że kiedykolwiek ponownie mnie ujrzysz. I dopilnuj, byś
dla swego własnego dobra nie zapomniał o tym, co wydarzyło się dzisiaj.
Po tych słowach widmo wzięło ze stołu chustkę i – tak
samo jak wcześniej – obwiązało nią sobie głowę. Scrooge
domyślił się tego, słysząc, jak trzasnęły zęby, gdy dzięki
chustce szczęki ducha zwarły się ponownie. Zdobył się na
odwagę, podniósł wzrok i stwierdził, że jego gość z zaświatów stoi przed nim wyprostowany, z łańcuchem owiniętym
wokół ramienia. Następnie widmo zaczęło się cofać,
a przy każdym jego kroku okno w pokoju otwierało się
coraz szerzej, tak że gdy zjawa znalazła się przy nim, okno
było otwarte na oścież. Duch dał Scrooge’owi znak, by się
doń zbliżył, co ten skwapliwie uczynił. Gdy dzielił ich dystans dwóch kroków, duch Marleya podniósł rękę na znak,
by Scrooge dalej już nie podchodził. Scrooge przystanął.
35
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 36
Postąpił tak nie tyle przez posłuszeństwo, ile z powodu
zdumienia i strachu, bo gdy duch podniósł rękę, Scrooge
nagle usłyszał wypełniający powietrze chaos dźwięków –
zawodzenia i jęki, lament pełny niewymownego żalu,
smutku i wyrzutu. Widmo słuchało przez chwilę owych
głosów, po czym przyłączyło się do posępnej pieśni i uleciało w lodowatą czerń nocy.
Scrooge podszedł do okna i nie mogąc zapanować nad
ciekawością, wyjrzał na zewnątrz. Niebo roiło się od zjaw,
które zawodząc, mknęły we wszystkich kierunkach z nieopisanym pośpiechem, a każda z nich, podobnie jak duch
Marleya, wlokła za sobą łańcuch. Niektóre widma (mogli
to być członkowie przekupnych rządów) skute były razem,
żadne jednak nie było wolne od brzemienia. Wiele spośród
zjaw, jeszcze za ich życia, znał Scrooge osobiście. Był mu
na przykład znany pewien stary duch w białej kamizelce,
przykuty w kostce do potwornego żelaznego sejfu. Łkał on
wniebogłosy, że nie potrafi pomóc ubogiej kobiecie z niemowlęciem, którą widział siedzącą na schodach domostwa. Oczywistym utrapieniem wszystkich duchów było
to, że usiłując pomóc ludziom w ich niedolach, na zawsze
utraciły niezbędną do tego moc.
Czy istoty owe rozpłynęły się we mgle, czy może mgła
je pochłonęła – tego Scrooge powiedzieć nie umiał. Wraz
z ich zniknięciem zamilkły też ich głosy i znów była zwy36
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:44 AM Strona 37
czajna noc – jak wtedy, gdy Scrooge wracał do domu.
Teraz zatrzasnął okno i obejrzał drzwi, przez które wszedł
duch. Były zaryglowane na podwójną zasuwę – tak jak je
zamknął własnymi rękami: oba rygle nietknięte. Próbował
powiedzieć: „Brednie”, ale zamilkł przy pierwszej sylabie.
A ponieważ – czy to pod wpływem emocji, którym uległ,
czy może trudów dnia, a może przeniknięcia za zasłonę
Niewidzialnego Świata i nużącej rozmowy z duchem – poczuł nagle nieprzepartą potrzebę snu, nie rozbierając się
nawet, udał się wprost do łóżka i natychmiast zasnął.
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/1/16 10:45 AM Strona 149
Spis treści:
Rozdział 1 – Duch Marleya ........................................ 5
Rozdział 2 – Duch pierwszy ..................................... 39
Rozdział 3 – Duch drugi ........................................... 69
Rozdział 4 – Ostatni z duchów ............................... 109
Rozdział 5 – Koniec tej opowieści ........................... 135
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/7/16 11:08 AM Strona 150
Seria Literatura Klasyczna
Zbiór najpiękniejszych dzieł światowej literatury
dla dzieci i młodzieży. Piękne, nowoczesne wydanie
sprawia, że czytelnicy w każdym wieku
z przyjemnością sięgną po lekturę, a piękne ilustracje
umilą czytanie i pomogą wyobraźni przenieść się
do świata fascynujących historii.
opowiesc_wigilijna_srodek_klasyka 7/7/16 11:08 AM Strona 151
Już wkrótce kolejne tytuły.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej
przez Wydawnictwo Zielona Sowa.
Zabronione są jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji
bez pisemnej zgody Wydawnictwa Zielona Sowa.
Serdecznie dziękujemy za pobranie fragmentu książki!
Mamy nadzieję, iż przypadł Państwu do gustu!
Już dziś zapraszamy do zakupu książki w naszym sklepie
www.zielonasowa.pl
tekst do fragmentow.indd 2
3/21/16 8:51 AM

Podobne dokumenty