Hello December - VI Liceum Ogólnokształcące w Krakowie
Transkrypt
Hello December - VI Liceum Ogólnokształcące w Krakowie
Hello December You're the last one so be the best one. W TYM NUMERZE: • Kulturalny Kraków • Wywiad z poprzednim i obecnym prezydentem VI LO • Oddychamy Internetem • XXI wiek a książki • EDEKA • Recenzja „Listy do M. 2” • 5, 10, 15 zł za kilogram • Świąteczna gorączka • Modeling • Telefon a możliwości, jakie nam daje Redakcja: Aleksandra Nguyen Natalia Rodak Joanna Pityńska Natalia Żmuda Kinga Wieczerzak Julia Bober Alicja Kulesza Jan Pasula Aleksandra Wartalska Wywiad z poprzednim i obecnym prezydentem VI LO Poprzedni Prezydent Piotr Regdos sam mówi o sobie: Chciałbym zostać aktorem. Poza tym lubię języki obce - stąd obecność w klasie hiszpańskiej i dobrą literaturę, chętnie podróżniczą. W najbliższe wakacje mam zamiar przejść Camino de Santiago :) Co udało ci się zrealizować z planów w czasie kadencji? Przede wszystkim muszę powiedzieć, że wszystko, co zostało zrobione za kadencji obecnego Samorządu nie jest zasługą tylko i wyłącznie moją. Ogromne podziękowania należą się moim Zastępcom, czyli Filipowi Fule oraz Mikołajowi Podgórskiemu, bez których wielu rzeczy nie udało by się zrealizować. Długo mógłbym wymieniać pozostałe osoby, które w jakiś sposób mi pomogły, dlatego pozwolę sobie ograniczyć się tylko do specjalnego podziękowania dla Mai Stefańskiej, która służyła mi radą i pomocą; myślę, że w niektórych chwilach mogła nawet stanowić swego rodzaju Szarą Eminencję. Tak więc w czasie naszej kadencji udało nam się przede wszystkim zrealizować najważniejszy dla nas punkt, czyli zmiany w Regulaminie Samorządu Uczniowskiego. I nie chodzi mi tu o przedłużenie naszych kadencji, ale o umożliwienie prowadzenia dłuższej kampanii (bo prawie miesięcznej), o unormowanie kadencji (czyli trwanie od stycznia do grudnia), o rozszerzenie ilości członków Samorządu Uczniowskiego o Ministrów itd. Poza tym wprowadziliśmy Szczęśliwy Numerek, przeprowadziliśmy takie akcje charytatywne jak Szlachetna Paczka, Anioł w Krakowie, braliśmy udział w Szkole Debaty, współtworzyliśmy Turniej K5, stworzyliśmy platformę komunikacji na Facebook'u – czyli znaną wszystkim Tabulę VILO. Myślę, że to są najistotniejsze punkty naszej działalności. Plusy i minusy bycia Prezydentem? Hm. Myślę, że jednocześnie plusem i minusem jest to, że jest się rozpoznawalnym. Z jednej strony jest to mile łechcące dla wszystkich, którzy lubią być w centrum uwagi i zainteresowania, a z drugiej trzeba nieustannie się pilnować, żeby swoim zachowaniem nie dawać złego przykładu. Poza tym na mnie, jako Prezydenta, spada odpowiedzialność za wszystkie działania Samorządu – zarówno te dobre, jak i te złe. Natomiast stanowczym plusem jest to, że działanie dla innych, pro bono publico, daje naprawdę dużo satysfakcji, kiedy widzi się i słyszy o pozytywnym odbiorze efektów pracy. Najgorsze i najśmieszniejsze wspomnienie? Myślę, że do najgorszych wspomnień mogę zaliczyć mój strach przed Dyrektorem. Tak naprawdę z obecnego punktu widzenia, dzisiaj, kiedy już prawie zdaję urząd, wiem, że jest to irracjonalny strach – ale przed pierwszym spotkaniem bałem się okropnie. W efekcie okazało się, że pan Dyrektor nie jest nieprzychylnie do mnie nastawiony, a nawet pokuszę się o stwierdzenie, że uważał mnie za kompetentną osobę i na swój sposób polubił i późniejsza współpraca była bardzo owocna, ale początki dla mnie samego, przed pierwszą debatą były trudne. Najśmieszniejsze... Nie ma jednego konkretnego, w czasie całej naszej pracy było wiele zabawnych momentów, ale nie przychodzi mi na myśl żaden, który można przytoczyć. Bardzo często nie wiedzieliśmy kto zatrzyma karuzelę śmiechu; w wielu momentach śmiechom nie było końca. Czy zachęcasz by inni byli w przyszłości? Rozumiem, że chodzi o to, czy zachęcam by byli Prezydentami? Jak najbardziej. Praca społeczna – bo tak naprawdę tym jest to stanowisko – daje mnóstwo satysfakcji, uczy jak traktować ludzi, jak planować swoje działania, uczy odpowiedzialności, i jest ciekawą przygodą. Jak oceniasz VILO? Cóż, bardzo cenię tę szkołę – trudno, żeby było inaczej, kiedy jestem Prezydentem Samorządu Uczniowskiego. Ma swoje lepsze i gorsze strony, jak każda szkoła. Do plusów można stanowczo zaliczyć tak naprawdę przyjazną atmosferę i wielu przychylnie nastawionych nauczycieli oraz poziom, na którym stoi nauczanie języków obcych. Poza tym można tu spotkać ludzi z naprawdę różnorodnymi zainteresowaniami, z różnorodnymi, ciekawymi poglądami i życiorysami. A że czasem trafi się nudniejsza lekcja albo jakaś nieprzyjemna scysja... Cóż, tego w życiu się nie uniknie. Grunt, że dobre wartości przewyższają. Obecny Prezydent Olga Zwada sama o sobie : Dlaczego w ogóle wybrałaś VI LO i jak oceniasz go po pół roku chodzenia ? Wybrałam się do VI LO przede wszystkim z chęci rozwijania swoich zainteresowań językami. Nasza szkoła jako jedyna w Krakowie daje taki wysoki zakres możliwości w tym kierunku, jestem w klasie dwujęzycznej i jestem bardzo zadowolona, że podjęłam decyzję o wybraniu się właśnie do VI LO. Gdybym mogła pojąć ją jeszcze raz, wybrałabym tak samo. Dlaczego zdecydowałaś się kandydować na prezydenta VI LO ? Czy wcześniej już pełniłaś podobną funkcję? Przede wszystkim dlatego, że lubię tego typu działalność. Lubię być dla innych, słuchać innych i im pomagać. Pełniłam podobne funkcje już wcześniej – zarówno w szkole podstawowej jak i w gimnazjum i myślę, że to też miało wpływ na chęć kontynuacji działalności w Samorządzie Szkolnym. Jakie masz plany w najbliższym okresie? Czy podjęłaś już jakąś współpracę z dyrektorem i czy zaczęłaś jakieś projekty? W tym tygodniu odbędzie się oficjalne spotkanie ze Szkolną Radą Uczniowską, a na początku stycznia z Dyrekcją (oczywiście nieoficjalne rozmowy były już prowadzone ;)). Obecnie jesteśmy w trakcie włączania się w akcje „Anioł w Krakowie” i „Gwiazdka dla zwierzaka” oraz w trakcie organizacji turniejów e-sportowych. Natalia Rodak Kulturalny Kraków Grudzień oraz styczeń to czas, w którym mamy dużo wolnego. Poczynając od przerwy świątecznej, kończąc na feriach zimowych. Mamy zatem wiele czasu do zagospodarowania, więc żeby nie spędzić go tylko siedząc biernie przed telewizorem, można wziąć udział w różnych wydarzeniach kulturalnych. Kraków jest dużym miastem, gdzie ciągle się coś dzieje, nie ma weekendu bez jakiegokolwiek eventu. Myślę, że każdy znajdzie coś, co go zaciekawi, oderwie się od rutyny i weźmie w tym udział. Od 18 do 19 grudnia w Rotundzie odbywa się I Edycja Festiwalu im. Jeremiego Przybory. Pierwszego dnia są przesłuchania konkursowe, na które wstęp jest wolny, a poźniejpóźniej koncert "„Herbatka z Przyborą”", gdzie wystąpią Fair Play Crew, Teresa Drozda, Karol Kopiec i inni. Natomiast drugiego dnia jest zaplanowany koncert galowy „"Klinek bez splinek”", a wystąpią tam laureaci Niebywalencji, Magda UberUmer, Artur Andrus oraz chór kameralny Collegium Musicum UW. 24-26 grudnia będzie można uczestniczyć w „"Żywej szopce”" na placu przy ulicy Franciszkańskiej 4, gdzie będzie można poczuć się jak w Betlejem i świętować Boże Narodzenie. Poniżej przedstawiony jest program. 24 XII WIGILIA 22.00 - Jasełka w wykonaniu braci Franciszkanów oraz wspólne kolędowanie. 24.00 - Pasterka w bazylice św. Franciszka z Asyżu 25 XII BOŻE NARODZIENIE 14.00 – Jasełka braci Franciszkanów 15.00 - Jasełka w wykonaniu DRiM 17.00 – Chór PŁOMIEŃ 18.30 – SKALDOWIE 26 XII ŚW. SZCZEPANA 14.00 - Kolędowanie z hiszpańskojęzycznym zespołem z Peru 15.00 - Zespół góralski MAJERANKI 16.00 - Jasełka Z.S. w Poskwitowie 17.00 - Jasełka Ośrodka „San Damiano” 17.30 - TWOJE NIEBO Należy też wspomnieć o Targach Bożonarodzeniowych, które odbywają się w Krakowie już od kilkunastu lat. Można kupić tam różne smakołyki, napić się gorącej czekolady albo grzańca, zjeść pierogi, kiełbaskę lub różne inne pyszne rzeczy. Oprócz tego są tam rzeźby, ubrania, biżuterię, ozdoby na choinkę i inne drobiazgi związane ze świętami. Można znaleźć tam także kupców z Litwy, Ukrainy, Słowacji i Węgier, którzy sprzedają tradycyjne wyroby. Jeśli nie macie konkretnych planów na Sylwestra, możecie go spędzić na krakowskim rynku, gdzie pojawi się wiele znanych artystów takich jak: Ania Wyszkoni, Afromental, Agnieszka Chylińska, Patrycja Markowska, Mrozu, Natalia Kukulska, Maciej Maleńczuk oraz ,Honorata Skarbek. Nie są to może jakieś wielkie gwiazdy, ale każdy zna przynajmniej po jednym kawałku poszczególnego piosenkarza, bądź zespołu. Gwarantuję, że nie zamarzniecie, ponieważ tysiące ludzi wokoło was ogrzeje. Jest również wiele koncertów, które mogą was zainteresować. 18 grudnia w klubie Fabryka na Zabłociu pojawi się polski rockowy zespół „"Luxtorpeda”", następnego dnia w tym samym miejscu wystąpi Nosowska, a gościem specjalnym będzie Zabrocki, a dzień po niej zespoły metalowe: Decapitated, Frontside, Materia oraz Totem. 19 grudnia w sobotę wna Kraków Arenie odbędzie się koncert "„Oprócz błekitnegobłękitnego nieba - Tribute to Marek Jackowski”," by uczcić pamięć założyciela zespołu Maanam. Na scenie pojawią się tacy artyści jak Bianka Jackowska, Ania Wyszkoni, Krzysztof oraz Piotr Cugowscy, Małgorzata Ostrowska, Maciej Maleńczuk, Muniek Staszczyk, Marek Raduli i Janusz Yanina Iwański. Dla ludzi preferujących muzykę klasyczną także znajdzie się coś ciekawego. 6 stycznia w ICE Congress Centre odbędzięodbędzie się Koncert Noworoczny Sinfonietty Cracovii, gdzie zagrają Filharmonicy Wiedeńscy znani na cały świat. 16 Stycznia w Audytorium Maximum Uniwersytetu Jagiellońskiego zagra Andrzej Piaseczny. Myślę, że ta informacja bardziej ucieszy waszych rodziców, niż was samych, choć może znajdzie się jakiś fan, bądź fanka. W tym samym miejscu 24 stycznia odbędzie się koncert kultowego zespołu „"Dżem”". Powszechnie znany i zaliczany do najważniejszych zespołów w historii polskiej muzyki rockowo-bluesowej. Mam nadzieję, że wykorzystacie to, że mieszkacie w wielkim mieście i pójdziecie na przynajmniej jedno wydarzenie, które przypadło wam do gustu. Kraków ma wiele do zaoferowania, dlatego myślę, że warto korzystać, bo niektórzy są w stanie przejechać parę godzin, aby brać w tym udział, a wy macie to pod nosem. Warto też wspomnieć, że branie udziału w takich różnych przedsięwzięciach rozwija. Aleksandra Nguyen Oddychamy Internetem Święta Bożego Narodzenia to idealny czas na obdarowywanie… ale nie „lajkami”. Odłóżmy na chwilę nasze telefony, tablety czy laptopy i zajmijmy się bliskimi. Nie musimy robić zdjęcia każdej ładnej rzeczy, jaką zobaczymy na mieście czy w domu. Zróbmy prawdziwą rodzinną fotografię, nie „selfie”, które później wrzucimy do internetu. Kiedy byliśmy małymi dziećmi, adwent był wyzwaniem, ponieważ kojarzył się nam z postanowieniami adwentowymi, które miały uczynić nas lepszymi. Chcieliśmy być grzeczniejsi dla rodziców, więcej się uczyć, odmawialiśmy sobie słodyczy czy też… komputera, który był wówczas równoznaczny z internetem. Mając 10 lat, to nie było wielkie wyrzeczenie. Używaliśmy go głównie do zabawy. Mając 17 lat, nie wiem czy wytrzymałabym 24 dni bez kontaktu ze światem wirtualnym. Cyberprzestrzeń zawładnęła naszym nastoletnim życiem. Powoli przestajemy panować nad tym, co i gdzie udostępniamy. Facebook, Instagram, Snapchat – aplikacji/stron internetowych tego typu jest coraz więcej i więcej. Tylko po co? Każda z nich jest inna. Zacznijmy od najpopularniejszej, czyli Facebooka. Powstał on w celu umożliwienia szybkiej komunikacji. Do czego jest używany teraz? Na szczęście wyszliśmy już z gimnazjalnego udostępniania dziwnych, niekoniecznie sensownych postów i jesteśmy w takim wieku, kiedy zaczyna interesować nas, co się dzieje na świecie. I dobrze, bo warto wiedzieć takie rzeczy. Ale czy warto „brać udział” w akcjach typu „Jestem za odebraniem praw wyborczych emigrantom” lub „Jestem za wystąpieniem Polski z Unii Europejskiej”? Co to zmieni na świecie, że na Facebooku tysiąc osób „weźmie udział” w czymś takim? Tak wiele, jak kilka tygodni temu, zmiana wielu zdjęć profilowych na takie z flagą Francji. Patrząc na te zdjęcia, zastanawiałam się, czy ludzie robiący coś takiego, pomyśleli, że trochę śmiesznie wygląda symbol narodowy Francji połączony z ich radosnym „selfie”. Chyba nie do końca o taki efekt chodziło. Kolejny fenomen – Instagram. Myślę, że to właśnie tam najbardziej udoskonalamy swoje życie. Pokazujemy, jakie ładne jemy śniadanie, w jakich artystycznych miejscach bywamy, jacy jesteśmy piękni i szczęśliwi. Robimy zdjęcie, przycinamy je, przesiewamy przez filtry, dodajemy „hashtagi” i udostępniamy całemu światu. Tak, całemu światu, ponieważ jak do naszego Facebooka mogą mieć dostęp tylko osoby, które przyjmiemy do grona znajomych, tak dostęp do naszego Instagrama mają wszyscy. Należy o tym pamiętać. Kogo tak naprawdę interesuje co jemy na śniadanie? Odpowiedź jest niby prosta – nikogo. Czyżby? Gdyby nikogo nie interesowało, nikt by nie „lajkował”. Gdyby nikt nie „lajkował”, nikt nie wyrzucałby takich zdjęć. A jest ich cała masa. Więc jednak kogoś to interesuje. Albo i nie. Gdy zrobimy ładne zdjęcie, które dostanie dużo serduszek, czujemy się dowartościowani, lepsi. Dlatego też, chcąc się komuś odwdzięczyć lub po prostu sprawić mu przyjemność, jego zdjęcie również obdarowujemy serduszkami. Transakcja wiązana. Najciekawszą aplikacją jest jednak, moim zdaniem, Snapchat. Na początku kompletnie go nie rozumiałam, ale z czasem znajomi mnie do niego przekonali i zaczęłam go używać bardzo często. Chodzi w nim przede wszystkim o to, że dzielimy się ze znajomymi konkretnymi chwilami z naszego życia i to dzielenie się trwa zaledwie kilka sekund. Snapchat jest najsurowszy, ponieważ w zdjęciu lub filmiku, który zrobimy, niewiele można zmienić. Mamy do wyboru tylko trzy stałe filtry i dodatkowe, okolicznościowe bądź związane z miejscem, gdzie aktualnie przebywamy, z napisami. Oprócz tego, niedawno pojawiły się też aktualizacje, dzięki którym można się trochę bardziej zabawić, jednak wciąż nie zmieniając swojego własnego obrazu. Sam pomysł na aplikację jest według mnie ciekawy, ale uważam, że bardzo jej nadużywamy. Na koncertach, w muzeach, oglądając telewizję, czytając książkę, ucząc się, jedząc, gotując, idąc do szkoły, w szkole, w łóżku – ciągle „robimy snapy”. Ja również je robię, chociaż po głębszym zastanowieniu, naprawdę nie wiem, jaki mam w tym cel, więc staram się to ograniczać. Zamiast spotkać się ze znajomymi i porozmawiać, coraz częściej piszemy do nich na Facebooku czy po prostu wysyłamy sobie nawzajem „snapy”, żeby wiedzieć, co się aktualnie dzieje u drugiej osoby. Spotykając się, ciągle sprawdzamy telefon. Przestajemy czytać książki, bo przecież Facebook sam się nie sprawdzi. Nicholas Carr, autor publikacji „Płytki umysł. Jak internet wpływa na nasz mózg”, stwierdza: „Doświadczamy właśnie odwrócenia intelektualnej ewolucji naszego gatunku. Z czcicieli wiedzy i mądrości jako przymiotów ściśle związanych z osobowością znów stajemy się myśliwymi i zbieraczami, tym razem w elektronicznym lesie pełnym informacji”. Myślę, że po prostu głupiejemy. Dlatego w te święta zatrzymajmy się na chwilę i pomyślmy, czy lepiej zrobić piętnaste zdjęcie choince i udostępnić je, gdzie się da, czy usiąść z bliskimi i zwyczajnie porozmawiać. Joanna Pityńska XXI wiek a książki W naszych czasach trwa doba Internetu oraz urządzeń elektronicznych i nic nie wskazuje na to, że miałoby to ulec zmianie. Co więc można z tym zrobić? Dlaczego tak jest? Czy już będzie tak do końca? Otóż, wszystko zależy od nas. Tak, dokładnie tylko i wyłącznie od nas. Zapraszam więc do lektury. Laptopy, komputery, smartfony, tablety. Cała ta elektronika doprowadziła do tego, że już nie tylko młodzież ale i coraz częściej dorośli wolą czytać książki na czytnikach. To aż brzmi śmiesznie „KSIĄŻKI na CZYTNIKACH”. Bo to wygodne, bo nie zajmuje miejsca, bo nie ciąży. Moim zdaniem każda książka ma charakter, jest oryginalna i niepowtarzalna i chociażby to powinno zaważyć o jej wyższości nad jej elektronicznymi zamiennikami. Teraz coraz rzadziej staramy się czytać. Bo to wymaga czegoś od nas, jakiejś refleksji, przemyślenia i przede wszystkim MYŚLENIA. Książki nie da się „przelecieć” - ją trzeba rozumieć. Oczywiście, że nie każda ma nas wciągnąć bądź zainteresować. O gustach się przecież nie dyskutuje. Chodzi dokładnie o to. żeby znaleźć to, co nam się podoba, co nas ciekawi, w czym czujemy się swobodnie i dobrze. Bezczynne i bezsensowne przeglądanie stron internetowych nie wnosi nic do naszego życia, ale jest to proste. Nie musimy podczas tej czynności za bardzo wytężać naszego umysłu. bo nie jest to za bardzo skomplikowane. Ostatnio natrafiłam na pewien obrazek. na którym narysowana była para drzwi. Nad jednymi było napisane „DARMOWE WIFI” natomiast nad drugimi widniał napis „DARMOWE KSIĄŻKI”. Nie trudno chyba się domyślić, gdzie ustawiła się większa kolejka. Zatrzymajmy się na chwilę i pomyślmy, gdzie ja bym się ustawił, gdzie ja bym się ustawiła? Rozmawiając kiedyś z moją przyjaciółką opowiadałam jej jak spędzałam wakacje z rodzicami nad morzem. Powiedziałam jej, że leżąc na plaży czytałam „Igrzyska Śmierci”(tak, film który niedawno pojawił się w kinach jest na podstawie trylogii). Ona zdziwiona zapytała „Czytałaś? A po co? Nie miałaś nic innego do roboty?” Owszem, miałam. Mogłam przecież leżeć i patrzeć w ekran telefonu albo grać w piłkę. Ale nie chciałam, bo stwierdziłam, że istnieją również bardziej wartościowe rzeczy niż te wymienione powyżej. Innym problemem jest też problem filmów powstałych na podstawie książek. Nie wiem ile w tym jest prawdy, ale podobno duży procent młodzieży po oglądnięciu „Kamieni na szaniec” chciałaby, aby powstała książka pod tym samym tytułem. Co według mnie jest przerażając. I nie chodzi tu o nie posiadanie wiedzy, tu chodzi o nieświadomość, w jakim świecie się żyje, o nieświadomość tego, ile historii i dobra zawartych jest w książkach. Kończąc chciałabym odwołać się do początku mojego artykułu, gdzie napisałam, że istotna rola książki jest zależna tylko od nas. Czytajmy więcej! Sięgnijmy po lekturę. Zacznijmy od czegoś lekkiego, może biografii ulubionego piłkarza lub historii zespołu, który lubimy. Zachęcajmy do czytania książek również innych. Nie dajmy się do końca wciągnąć w świat Internetu czy telewizji. Czytanie też daje radość! Aleksandra Wartalska Edeka Ostatnio przez przypadek trafiłam w internecie na reklamę niemieckiej sieci supermarketów Edeka z okazji Świąt Bożego Narodzenia. (Reklama do obejrzenia na stronie www.youtube.com) Reklama przedstawia nam historię starszego pana, który od lat spędza święta samotnie, spławiany rok w rok przez rodzinę. W końcu postanawia to zmienić i wymyśla sposób na ściągnięcie rodziny do siebie. Pozoruje swój pogrzeb, na który przyjeżdżają wszyscy najbliżsi. Bliscy są bardzo wzruszeni, gdy wchodząc do mieszkania, widzą nakryty stół. Zaraz zza ściany wychodzi starszy pan, mówiąc, że powinni razem spędzić święta. Cała rodzina niesamowicie się cieszy, po czym zasiadają razem do stołu. Reklama jest bardzo wzruszająca i przejmująca, jednak według mnie jest to tzw wyciskacz łez. Autorzy, jak sami zresztą twierdzą, chcieli zagrać ludziom na emocjach. Uważam, że bardzo dobrze im się to udało, są jednak ludzie, którzy krytykują ten sposób reklamowania czegokolwiek. Spot chcąc nie chcąc zwraca uwagę na poważny problem samotności starszych ludzi. Jak wielu z nas ma babcie czy dziadków, których nie widział od lat? Czy w ogóle wiemy co u nich słychać? Czy są zdrowi? Może potrzebują w czymś pomocy? A może zwyczajnie brakuje im towarzystwa? Często zapominamy o osobach, których nie widzimy na co dzień, uważamy, ze przebywanie ze starszymi ludźmi jest nudne, że powinien zająć się nimi ktoś inny. Nie interesuje nas, co mają do powiedzenia, jesteśmy znudzeni opowieściami naszych babć, a czasem są to naprawdę ciekawe historie o nas, o naszych rodzicach, o tym jak było kiedyś. Myślę, że warto rozmawiać ze starszymi osobami. Nawet jeżeli jest to przypadkowy człowiek na przystanku. Tacy ludzie często nas zagadują i równie często ich ignorujemy. Może robią to właśnie dlatego, że nie mają się do kogo odezwać? Okres przedświąteczny jest czasem, kiedy powinniśmy szczególnie zwrócić uwagę na ten problem. Zastanówmy się, czy w naszej rodzinie nie ma kogoś, kto tylko czeka na zainteresowanie. Czy nie mamy wśród nas kogoś samotnego, opuszczonego przez innych. Może zostało mu już niewiele życia, może później będziemy żałować, że nie zainteresowaliśmy się nim wcześniej. A przecież może być już za późno… Nikt z nas nie chce iść na prawdziwy pogrzeb, żałować jak bohaterowie reklamy. Zastanówmy się czy nie mamy kogoś, kto powinien zasiąść razem z nami przy świątecznym stole. Natalia Żmuda Recenzja „Listy do M. 2” Pierwsza część „Listów do M.” zdobyła ogromną popularność. Widzowie zakochali się w świątecznym klimacie, w jaki jesteśmy wprowadzani od pierwszych minut filmu. Od 2011 roku fani z niecierpliwością czekali na kontynuację. Premiera „Listów do M. 2” odbyła się 13 listopada tego roku i przyciągnęła do kin rzesze ludzi. Bilety rozeszły się jak ciepłe bułeczki, kolejki w kinach ciągnęły się kilometrami, a spóźnialscy musieli zrezygnować z seansu w dniu premiery i uzbroić się w cierpliwość. Reklamy trwały niemiłosiernie długo, każdy nie mógł się już doczekać rozpoczęcia filmu. „Listy do M. 2” są kontynuacją pierwszej części, jednak poznajemy też całkiem nowych bohaterów. Role obsadzone są przez największe gwiazdy polskiego kina m. in. Tomasza Karolaka, Agnieszkę Dygant, Małgorzatę Kożuchowską, Piotra Adamczyka, Martę Żmudę-Trzebiatowską, Macieja Zakościelnego oraz Macieja Stuhra. Sam fakt, iż w filmie grają tak znakomici aktorzy sprawia, że wszystko zapowiada się cudownie. Oczekujemy od filmu najwyższej jakości gry aktorskiej oraz wzruszenia i rozbawienia. Moim zdaniem, „Listy do M. 2” spełniają te oczekiwania w 100%. Są momenty, kiedy brzuchy bolą nas od śmiechu, inne natomiast budzą zadumę, jeszcze inne wzruszają do łez. Oglądając ten film, miałam w sobie mieszankę emocji, które zmieniały się diametralnie wraz z kolejnymi scenami. Zakochałam się w produkcji od pierwszych minut. Bardzo spodobał mi się świąteczny klimat, w jaki nas wprowadza, w połowie listopada poczułam się, jakby święta były tuż tuż. Zadziwiający jest również fakt, że film był kręcony w marcu, a oglądając go, odczuwamy jakby był środek zimy, na dodatek całkiem srogiej. Wiedząc o tym, podziwiałam aktorów, którzy wiosną wytrzymywali w tak ciepłych ubraniach. Muzyka była dobrana idealnie w większości scen, jednak gdy usłyszałam „Say something” Christiny Aguilery, załamałam się. Był to jedyny, według mnie, moment, który całkowicie nie pasował do reszty filmu. Mimo to, jeden nietrafny moment na tle całego filmu, który był cudowny, niknął i wraz z następną sceną został zapomniany. Film bardzo mnie zaskoczył, gdyż nie lubię polskiego kina i byłam, prawdę powiedziawszy, do niego uprzedzona. Jednak „Listy do M. 2” udowodniły mi, że Polacy też mogą zrobić dobry, wzruszający i przede wszystkim śmieszny film. Polecam „Listy do M. 2” wszystkim, którzy uwielbiają świąteczny klimat. Jest to idealna produkcja na zimowe wieczory. Natalia Żmuda 5, 10, 15 złotych za kilogram Lumpeks - miejsce mało zachęcające do zakupów, ale jednak przyciąga wiele ludzi, szczególnie kobiety. Co jest w tym miejscu, że kolejki przed otwarciem sięgają czasem kilkudziesięciu metrów? Że ludzie biją się o ubrania? Second hand, popularnie lumpeks, to sklep z używaną odzieżą. Miejsce, w którym za grosze możesz znaleźć świetnej jakości rzeczy, czasem nawet nieużywane. Jest to królestwo dla osób, które lubią rzeczy wyjątkowe i bardzo oryginalne. W lumpeksie jest wszystko od ubrań przez buty, aż po pościel i firanki. Pierwszy raz, gdy weszłam do takiego sklepu byłam w szoku. Dziewczyny wręcz rzucały się na ubrania. Worki z butami były rozrywane w powietrzu, żeby zdobyć trampki Converse za 9 zł. Powiedziałam „spróbuję” i okazało się , ze jestem w tym niezła. Worek ciuchów, w których do tej pory chodzę, kupiłam za 50 zł. Pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy, to że za cenę tych wszystkich rzeczy, miałabym jedna bluzkę kupioną w sklepie. Jednak początkowo byłam bardzo sceptycznie do tego nastawiona, wstydziłam się, że posiadam ciuchy z drugiej reki. Teraz kupowanie w takich sklepach sprawia mi przyjemność i zawsze cieszę się, gdy znajdę jakaś perełkę. Pierwsza zasada - trzeba umieć szukać. Nie każdy ma ten dar i znam wiele osób, które nie potrafią tego robić, ale nie wolno poddawać się od razu. Początki są zawsze trudne, z czasem nauczysz się odnajdywać rzeczy, które cię interesują. Dzień dostawy to dzień, w którym kolejki są najdłuższe, a ceny najwyższe. Jest to również dzień, kiedy znajdziesz najlepsze rzeczy. Ubrania zazwyczaj są wycenione, rzadziej na wagę. Przez kolejne dni ceny maleją i ostatniego dnia wszystkie rzeczy są za parę złotych. Nie jest prawdą, że ostatniego dnia znajdzie się tylko zniszczone rzeczy, ale na pewno trudniej znaleźć te lepszej jakości. W lumpeksie albo jesteś zdecydowana coś kupić, albo „odrzucasz” ubranie i raczej już go nie znajdziesz. Nie raz zdarzyło mi się odrzucić jakąś rzecz i później tego żałować. Lumpeks pomimo plusów, ma też wiele minusów. Według mnie, najgorszą rzeczą jest charakterystyczny zapach. Nie raz jest tak intensywny, że nie da się wytrzymać i zdarza się również, że nie da się sprać tego zapachu z ubrań. Często ubrania są poplamione lub zmechacone i nie są warte nawet kilku złotych. Z doświadczenia wiem, że później te rzeczy leżą w szafie i nigdy się ich nie ubierze. Kolejnym problemem są ludzie, którzy zachowują się jak zwierzęta. Szarpanie, wyrywanie rzeczy z rąk czy bitwy o buty są absurdalne. Ci ludzie zazwyczaj kupują ciuchy tylko po to, aby sprzedać je na bazarze lub w internecie. Nie raz rezygnowałam z zakupów, widząc, że panie skaczą sobie do gardeł, bo jedna zabrała drugiej bluzkę. W Krakowie jest wiele słynnych lumpeksów, w których ceny za jedną sztukę sięgają nawet kilkudziesięciu złotych lub miejsca, w których, aby cokolwiek znaleźć, trzeba stać w kolejkach jeszcze długo przed otwarciem. Warto zaglądać do mało znanych, szarych i nieciekawych z zewnątrz sklepików. W środku można znaleźć pełno skarbów, jednocześnie nie wydając góry pieniędzy! W dzisiejszych czasach panuje trend wśród „blogerek modowych” na ubrania z drugiej ręki, wręcz promują tego typu zakupy. Nie sztuką jest ubrać się ładnie w markowym sklepie za duże pieniądze, a ubrać się oryginalnie i tanio. Nie wszyscy ludzie mają pieniądze, aby kupować rzeczy na jeden sezon, a w second handzie można dać się ponieść wyobraźni i wyglądać przy tym jak milion dolarów. Mam nadzieję, że po przeczytaniu mojego artykułu, skusisz się na odkrywanie tego typu miejsc. Kinga Wieczerzak Źródło zdjęć: http://wrzesnia.powiat.pl/aktualnosci/second-hand-instynkt-zdobywcy.html http://wroclaw.naszemiasto.pl/artykul/lumpeksy-wroclaw-gdzie-jest-najtaniej-kiedydostawa,2265442,art,t,id,tm.html http://m-ortycja.blogspot.com/2013/02/100-lumpeksow-roban.html Świąteczna gorączka I już kolejny miesiąc - grudzień, a co za tym idzie? Chyba wszyscy doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. W pierwszej kolejności dla nas - uczniów, okres wystawiania proponowanych ocen z przedmiotów. Bieganie do nauczycieli, proszenie, wkuwanie po nocach na poprawy chyba nikomu nie jest obce. Swoim „działaniem na ostatnią chwilę” oczywiście przysparzamy dodatkowej pracy nauczycielom. To oni po nocach wymyślają dla nas (niedźwiadków, które dla odmiany budzą się właśnie na zimę i przypominają sobie o sytuacji z matematyki, czy też historii) kolejne wersje sprawdzianów. Ale tuż po wystawianiu (dla niektórych nieszczęsnych) ocen, wielkimi krokami zbliża się długo wyczekiwana przez całą społeczność szkolną przerwa świąteczna. Będzie czas na chwile wytchnienia, odpoczynku i przemyśleń. Wielu z nas na co dzień nie ma możliwości spotkania bliskich. Jak wiemy, święta to właśnie czas zadumy i spotkań. Myślę, że dla większości ludzi to bardzo zabiegany okres. Spieszymy się cały czas. Możemy zauważyć to np. po korkach, jakie występują na drogach, czy też kilometrowych kolejkach w każdym sklepie. Kiedy jednak dzielnie przebrniemy przez te zakręcone kilka dni(w porywach do tygodnia) wreszcie wygodnie usiądziemy przy wigilijnym stole. Pamiętajmy także o naszych babciach i dziadkach, którzy być może są już samotni i nie mają z kim podzielić się opłatkiem i śpiewać kolęd w tę noc. Zaprośmy ich do wspólnego spędzenia świąt, wspólnej wigilii, wspólnego wyczekiwania na pierwszą gwiazdkę, wspólnej pasterki… WSPÓLNIE to właśnie słowo klucz tego wątku. Jak już odpłyniemy z głosem melancholijnych kolęd, których dźwięki będą wybrzmiewać z naszych odbiorników radiowych może komuś przyjdzie ochota na film. Oczywiście każdy z nas głośno mówi, że jak święta Bożego Narodzenia to i KEVIN. Jednak to nie jedyny tytuł, który wielu z nas wybiera właśnie wtedy. Warto przycupnąć także przy np. 1.„Zły Mikołaj” 2.„Żółty szalik” 3.„Wiedźmikołaj 4.„Jingle all the way” 5.„Jack Frost” 6.„Cztery Gwiazdki” 7.„Prezent pod choinkę” 8.„Wigilijny show” Wielu z nas zapewne odwiedziła kino w ostatnim czasie, kiedy to właśnie na ekranach ukazał się nastrojowo już świąteczny film, a w zasadzie jego druga część „Listy do M 2”, który wszystkim bardzo serdecznie polecam. Spora część naszego społeczeństwa zapomniała już co to takiego kartki świąteczne. Od czasu do czasu zdarzy się nam wysłać pozdrowienia z wakacji, chociaż w większości przypadków mimo wszystko zastąpiły je i tak MMS’y ze zdjęciami. Jednak bardzo zachęcam do podtrzymywania tradycji pisania i wysyłania kartek czy to świątecznych, czy właśnie z wakacji. Jest to jednak namacalna rzecz, której raczej nie zgubimy, czy nikt nam nie ukradnie (w przeciwieństwie do telefonu). Z własnego doświadczenia wiem, że niezmiernie miło wraca się po latach do starych listów, czy też właśnie pocztówek. TUTAJ APEL! Pamiętajcie, żeby wciąż podtrzymywać tradycję ciągnącą się już dłuuugie lata, a jednak wciąż tak samo miłą i poruszającą. Reasumując, wszystkim Wam życzę przede wszystkim zdrowych i spokojnych świąt Bożego Narodzenia, spędzonych właśnie w gronie rodzinnym, w pełnym składzie, otrzymania miliona kartek świątecznych! Kevina jak co roku, ale też innych polecanych i nastrojowych filmów! Góry prezentów, cierpliwości na drogach i w supermarketach oraz zwykłego, ludzkiego szczęścia! Julia Bober Modeling 21 listopada 2015 roku w krakowskiej kawiarni Metaforma odbyło się spotkanie z modelką, byłą uczestniczką pierwszej edycji programu Top Model - Katarzyną Smolińską. Katarzyna opowiedziała nam swoją historię „Od zera do bohatera” w bardzo ciekawy sposób. Dziewczyny, które zadawały jej pytania były widoczne onieśmielone, nie tyle wysokim wzrostem naszej bohaterki jak i niezwykle bujną historią życiową. Kasia swoją przygodę z modelingiem zaczęła w naszym mieście – Krakowie. Niewielu wie, ze uczęszczała do 1 Liceum Ogólnokształcącego im Bartłomieja Nowodworka. Wspominała dobrą atmosferę liceum oraz znajomości na całe życie , które udało jej się tam zawrzeć. W wieku 16 lat zaczęła chodzić na castingi i interesować się tematem modelingu, miedzy innymi dzięki jej znajomym, którzy od początku doceniali i zauważali jej potencjał w tej dziedzinie. Do Top Model jak sama wspomina trafiła przypadkiem : „Byłam w Warszawie przejazdem, zadzwoniła moja przyjaciółka żebyśmy się spotkały. Zgodziłam się, przyjechałam na podany adres i trochę się zdziwiłam, bo zamiast jakiejś warszawskiej kawiarenki trafiłam wprost na casting do 1 edycji Top Model. No cóż, nie było odwrotu”. Swój udział w Top Model wspomina dość pozytywnie, pomijając przykre incydenty, które spotykały ją przez ekipę telewizyjną która dla skłócenia modelek i wywołania sensacji, np. chowała im buty. Narzekała też na fakt, że dla twórców programu bardziej liczyła się sensacja i kłótnie niż faktyczny cel Top Model. Mimo wszystko jednak, stwierdziła, że program ten otworzył jej drzwi do kariery, a propozycje posypały się bardzo szybko. Kasia jednak, jak można było zresztą zauważyć, nie jest typem „celebrytki” i większość propozycji czy zaproszeń na tak zwany czerwony dywan odrzucała. Dłuższa część spotkania poświęcona była jej życiu prywatnemu jak i zawodowemu. Wspominała o wielu podróżach, m. in. do Japonii, swoich okładkach w prestiżowych magazynach czy o wyczerpującym 20 godzinnym dniu racy w Chinach. Katarzyna ma narzeczonego, z którym na co dzień mieszka w Warszawie, gdzie studiuje tez prawo. Zdecydowała się na prawo po tym, jak zawiodły ją studia dziennikarskie, a tydzień spędzony na pracy w TVN okazał się bardziej efektywny niż rok na studiach. Zapytana czy tęskni za Krakowem odpowiada, że zawsze tu wraca i wracać będzie, bo to tu się wszystko zaczęło, ponadto ma tu swoich znajomych i cudowne wspomnienia. Katarzyna Smolińska wywarła na mnie ogromne wrażenie. Bardzo szanuje ją za odwagę, determinację i jak sama powiedziała „jak czegoś bardzo chcesz , to przy odrobinie pracy będzie to twoje”. Pokazuje nam jak żyć i cieszyć się tym życiem oraz że nie wolno marnować żadnych okazji i należy iść za głosem serca mimo wszystko. „No risk, no fun!”. Alicja Kulesza Telefon a możliwości, jakie nam daje Zastanawiałem się ostatnio nad pewnym problemem. Chodzi mianowicie o rzekome uzależnienie młodzieży od telefonów komórkowych. Czy na pewno jesteśmy uzależnieni od tego urządzenia, czy raczej od możliwości, które nam stwarza… Wydaje mi się, że obecne czasy wręcz determinują nas do tego, żeby spędzać dużo czasu przy korzystaniu z komórek. Niemal wszystkie informacje, dotyczące różnych dziedzin naszego życia dostępne są najszybciej właśnie poprzez urządzenia elektroniczne. Często zdarza się, że już samo założenie osoby, która chce nam przekazać daną informację, jest takie, że nasz telefon właśnie znajduje się w naszej dłoni i czeka, aby wyświetlić swojemu właścicielami nowe wieści. To wszystko zaszło zbyt daleko, by ludziom udało się teraz z tego wycofać. Obecnie liczy się prędkość, w jakim informacja zostanie dostarczona, a ciężko o szybszy sposób niż wykorzystanie możliwości potomków wynalazku Rudy'ego Kroloppa. Znakiem czasu jest to, że już na dźwięk samego słowa "telefon", mało kto wyobraża sobie telefon stacjonarny, co jeszcze kilka lat temu uznane byłoby za co najmniej dziwne. Wspaniałe urządzenie, które posiada dziś już niemal każdy, w przeciągu kilku lat będzie w stanie całkowicie wyprzeć swoich konkurentów w walce o serce konsumenta, jest już nieodzownym towarzyszem każdego z nas. Nieważne, czy szkoła, czy łazienka, czy klub wszyscy potrzebują mieć telefon przy sobie. Jednak dzieje się to nie ze względu na przywiązanie do urządzenia samego w sobie, a konieczność utrzymywania możliwości kontaktu z innymi. Po pierwsze jest to dobre ze względów bezpieczeństwa, po drugie zapewnia nam komfort psychiczny. Wiemy, że w razie jakichkolwiek problemów, możemy kogoś o nich powiadomić. Czas poszedł do przodu, realia są takie, że, aby móc normalnie funkcjonować w społeczeństwie, musimy być niemal cały czas dostępni przy telefonie komórkowym. Jan Pasula