Parafia Świętej Trójcy na Solcu w Warszawie
Transkrypt
Parafia Świętej Trójcy na Solcu w Warszawie
Mini-Koniczynka Parafia Św. Trójcy Warszawa 3.XI.2013r. mowę, bądź przez list, rzekomo od nas pochodzący, jakoby już nastawał dzień Pański. EWANGELIA Łk 19,1-10 Trzydziesta pierwsza niedziela zwykła Pierwsze czytanie Mdr 11,22-26 - 12,1-2 Świat cały przy Tobie jak ziarnko na szali, kropla rosy porannej, co spadła na ziemię. Nad wszystkim masz litość, bo wszystko w Twej mocy, i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili. Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił. Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał? Jak by się zachowało, czego byś nie wezwał? Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia! Bo we wszystkim jest Twoje nieśmiertelne tchnienie. Dlatego nieznacznie karzesz upadających i strofujesz, przypominając, w czym grzeszą, by wyzbywszy się złości, w Ciebie, Panie, uwierzyli. PSALM RESPONSORYJNY Ps 145(144), 1-2. 8-9. 10-11. 13cd-14 (R.: 1a) Będę Cię wielbił, Boże mój i Królu. Będę Ciebie wielbił, Boże mój i Królu, * i sławił Twoje imię przez wszystkie wieki. Każdego dnia będę Ciebie błogosławił * i na wieki wysławiał Twoje imię. Pan jest łagodny i miłosierny, * nieskory do gniewu i bardzo łaskawy. Pan jest dobry dla wszystkich, * a Jego miłosierdzie nad wszystkim, co stworzył. Niech Cię wielbią, Panie, wszystkie Twoje dzieła * i niech Cię błogosławią Twoi święci. Niech mówią o chwale Twojego królestwa * i niech głoszą Twoją potęgę. Pan jest wierny we wszystkich swoich słowach * i we wszystkich dziełach swoich święty. Pan podtrzymuje wszystkich, którzy upadają, * i podnosi wszystkich zgnębionych. DRUGIE CZYTANIE 2Tes 1,11-12 - 2,1-2 Dlatego modlimy się zawsze za was, aby Bóg nasz uczynił was godnymi swego wezwania, aby z mocą udoskonalił w was wszelkie pragnienie dobra oraz czyn [płynący z] wiary. Aby w was zostało uwielbione imię Pana naszego Jezusa Chrystusa - a wy w Nim - za łaską Boga naszego i Pana Jezusa Chrystusa. W sprawie przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa i naszego zgromadzenia się wokół Niego, prosimy was, bracia, abyście się nie dali zbyt łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani zastraszyć bądź przez ducha, bądź przez Potem wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A [był tam] pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: "Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu". Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: "Do grzesznika poszedł w gościnę". Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: "Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie". Na to Jezus rzekł do niego: "Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło". ********************************************** Księga Mądrości Warto przytoczyć żydowską historyjkę, którą zanotował Martin Buber. Można w niej wyraźnie ujrzeć dylemat ludzkiego losu. „Pewien oświecony człowiek wielkiej nauki, usłyszawszy o rabbim berdyczowskim, postanowił go odwiedzić, aby - jak to miał w zwyczaju odbyć z nim dysputę i unicestwić wsteczne argumenty, którymi cadyk dowodził słuszności swojej wiary. Kiedy wszedł do izby, ujrzał, że rabbi, z książką w ręku, chodzi po izbie, ogarnięty zachwyceniem i pogrążony w myślach. Nie zwrócił nawet uwagi na przybyłego. Wreszcie przystanął, obrzucił go przelotnym spojrzeniem i rzekł: >>A może to jednak prawda<<. Uczony z trudem się opanował - kolana mu drżały, tak straszliwy był bowiem wygląd cadyka i tak straszliwie brzmiało jego proste powiedzenie. Ale rabbi Lewi Icchak zwrócił się ku niemu i z wolna zaczął mówić: >>Mój synu, uczeni w Piśmie, z którymi wiodłeś spór, na próżno z tobą rozmawiali; odchodząc, śmiałeś się z ich słów. Nie mogli wyłożyć ci na stół Boga i Jego Królestwa i ja też nie mogę tego uczynić. Ale pomyśl, mój synu: może to jednak prawda<<. Oświecony zebrał całą swoją moc, aby odpowiedzieć: ale owo straszliwe >>może<<, które nieustannie brzmiało mu w uszach, złamało jego opór”. Sądzę, że tutaj - przy całej obcości realiów - opisana jest bardzo dokładnie sytuacja człowieka stojącego wobec zagadnienia Boga. Nikt nie może drugiemu wyłożyć na stół Boga i Jego Królestwa; także wierzący nie potrafi tego uczynić dla siebie. Ale chociaż niewierzący mógłby uważać, że go to usprawiedliwia, pozostaje zawsze owa budząca obawę niepewność: „może to jednak prawda”. To słowo „może” jest nieustannym zakwestionowaniem, którego nie da się uniknąć, w którym niewierzący musi doświadczyć, że odrzucając wiarę, nie może jednak całkowicie się od niej uwolnić. Inaczej mówiąc: zarówno wierzący, jak i niewierzący, każdy na swój sposób, doświadczają zwątpienie i wiary, jeśli tylko nie ukrywają się sami przed sobą i przed prawdą swego istnienia. […] Jest to zasadniczą sprawą losu człowieka - móc odnaleźć ostateczny sens swego istnienia nie inaczej, jak tylko w tej nieustannej rywalizacji między zwątpieniem i wiarą, niepewnością i pewnością. [J. Ratzinger, Wprowadzenie w chrześcijaństwo, Wyd. Znak, Kraków 2012, s. 42-43] …prosimy was, bracia, abyście się nie dali zbyt łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani zastraszyć... Jan Paweł II List Apostolski «motu proprio» o ogłoszeniu św. Tomasza Morusa Patronem rządzących i polityków Tomasz Morus zrobił w swoim kraju niezwykłą karierę polityczną. Urodzony w Londynie w 1478 r., wywodził się z powszechnie szanowanej rodziny i już w młodym wieku został oddany na służbę arcybiskupa Canterbury Jana Mortona, kanclerza królestwa. Studiował później prawo w Oxfordzie i Londynie, rozszerzając swoje zainteresowania na rozległe obszary kultury, teologii i literatury klasycznej. Opanował doskonale język grecki oraz nawiązał kontakty i przyjaźnie z wybitnymi twórcami renesansowej kultury, m.in. z Erazmem Dezyderym z Rotterdamu. Wrażliwość religijna skłoniła go do poszukiwania cnoty poprzez praktykę wytrwałej ascezy: utrzymywał przyjazne stosunki z franciszkanami obserwantami z klasztoru w Greenwich i przez pewien czas mieszkał u kartuzów w Londynie. Były to wówczas dwa główne ośrodki gorliwego życia religijnego w kraju. Czując się powołany do małżeństwa, życia rodzinnego i działalności w świecie, poślubił w 1505 r. Joannę Colt, z którą miał czworo dzieci. Gdy Joanna zmarła w 1511 r., ożenił się powtórnie, biorąc za żonę Alicję Middleton, wdowę z córką. Przez całe swoje życie był czułym i wiernym mężem i ojcem, poświęcającym wiele wysiłku religijnemu, moralnemu i intelektualnemu wychowaniu dzieci. W swoim domu przyjmował zięciów, synowe i wnuki, gościł też wielu młodych przyjaciół, poszukujących prawdy i swego powołania. W życiu rodzinnym wiele czasu poświęcano modlitwie i lectio divina, nie brakło też miejsca na godziwe i zdrowe formy wspólnego wypoczynku. Każdego dnia Tomasz uczestniczył w Mszy św. w kościele parafialnym, ale jego surowe praktyki pokutne znane były tylko najbliższym członkom rodziny. W 1504 r., za panowania Henryka VII, został po raz pierwszy wybrany do parlamentu. Henryk VIII odnowił jego mandat w 1510 r., mianując go zarazem przedstawicielem korony w stolicy, przez co otworzył mu drogę do błyskotliwej kariery w administracji publicznej. W następnym dziesięcioleciu król wysyłał go wielokrotnie z misjami dyplomatycznymi i handlowymi do Flandrii i na terytorium dzisiejszej Francji. Mianowany członkiem Rady Królewskiej, sędzią-przewodniczącym jednego z głównych trybunałów i wiceskarbnikiem, wyróżniony tytułem szlacheckim, w 1523 r. został przewodniczącym Izby Gmin. Powszechnie ceniony za nieskazitelną postawę moralną, błyskotliwą inteligencję, otwarte i pogodne usposobienie oraz niezwykłą erudycję, został mianowany przez króla w 1529 r. - gdy kraj przeżywał kryzys polityczny i gospodarczy - kanclerzem królestwa. Tomasz był pierwszym człowiekiem świeckim na tym stanowisku i piastował je w niezwykle trudnym okresie, starając się służyć królowi i krajowi. Wierny swoim zasadom, troszczył się o sprawiedliwość i próbował ograniczyć szkodliwe wpływy tych, którzy dbali jedynie o własne interesy kosztem słabszych. W 1532 r., nie chcąc udzielić poparcia zamiarom Henryka VIII, który pragnął przejąć kontrolę nad Kościołem w Anglii, podał się do dymisji. Wycofał się z życia publicznego, godząc się z ubóstwem, jakie przyszło mu znosić wraz z całą rodziną, opuszczony przez wielu fałszywych przyjaciół, którzy w chwili próby odwrócili się od niego. Gdy król przekonał się, że Tomasz, wierny swemu sumieniu, kategorycznie odrzuca wszelkie kompromisy, w 1534 r. polecił go wtrącić do londyńskiego więzienia Tower, gdzie poddawano go różnorakim naciskom psychologicznym. Tomasz Morus nie uległ presji i odmówił złożenia przysięgi, jakiej od niego żądano, gdyż oznaczałoby to akceptację systemu politycznego i kościelnego, który przygotowywał teren dla despotyzmu wolnego od wszelkiej kontroli. W trakcie procesu, jaki mu wytoczono, wygłosił płomienną mowę w obronie swych przekonań na temat nierozerwalności małżeństwa, poszanowania tradycji prawnej inspirowanej wartościami chrześcijańskimi, wolności Kościoła wobec państwa. Skazany przez sąd, został ścięty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa Przypadek Zacheusza świadczy o tym, że nawet najbardziej uwikłany w swoją historię, uwarunkowania i grzechy człowiek może zmienić siebie, swoje życie i swoją przyszłość A trudno o bardziej uwikłanego i skompromitowanego człowieka niż Zacheusz. Jako zwierzchnik poborców podatkowych był kolaborantem i wysługiwał się okupantom, dlatego spotykał się z zasłużoną pogardą i niechęcią, a nawet bojkotem ze strony Żydów. W dodatku musiał być skorumpowany i nieuczciwy. Być może duże pieniądze miały mu zrekompensować brak szacunku i osamotnienie. A jeszcze na dodatek był niskiego wzrostu, co prawdopodobnie musiało przysparzać mu kompleksów i poczucia śmieszności. W odpowiedzi ludzie nim gardzili, oskarżali go o wzbogacanie się ich kosztem i wykorzystywali każdą okazję, aby dotkliwie dać mu to odczuć. Ta beznadziejna sytuacja - uprzedzenia ze strony ludzi, utrwalona zła opinia - to wszystko musiało odbierać mu wiarę w możliwość jakiejkolwiek zmiany. A przecież Zacheusz był normalnym człowiekiem, spragnionym ludzkich uczuć, szacunku, zrozumienia, przyjaźni. Chciał tego, ale po ludzku było to niedostępne. Dopiero pogłoska o Jezusie, który miał odwagę spotykać się z celnikami, a nawet przyjmował ich zaproszenie do stołu, zrodziła w nim jakąś nadzieję. Zapragnął spotkać Jezusa za wszelką cenę. Był gotów zaryzykować wszystko, by wyłamać się z trybów machiny społecznego potępienia. Symbolem tego pragnienia było wdrapanie się na drzewo, czyli przełamanie wszelkich schematów i ograniczeń. Na pewno naraziło go to na publiczne ośmieszenie i pozbawiło resztek autorytetu, a raczej respektu, opartego na strachu wobec władzy. Zacheusz utracił bezpowrotnie swoją pozycję i możliwości, ale osiągnął to, co chciał. Chrystus dostrzegł go i docenił jego gotowość zmian i nawrócenia. Na kredyt udzielił mu zaufania i zaszczycił swoją obecnością przy stole. To aprioryczne, bezwarunkowe zaufanie rozbudziło w Zacheuszu nie tylko nadzieję, ale także poczucie własnej nie-godności i pragnienie pokuty i zadośćuczynienia. Stąd jego odważna decyzja poczwórnej restytucji i hojnej ponad miarę jałmużny. Prawdopodobnie Zacheusz utracił tego dnia wszystko, na czym dotąd budował swoje życie i wątpliwe poczucie wartości: prestiż poborcy i majątek. Ale za tę cenę uzyskał coś, czego nie da się kupić za żadne pieniądze i nie da się osiągnąć na żadnym stanowisku: szacunek dla samego siebie i poczucie własnej godności. Sam Chrystus upomniał się o jego prawa i obdarzył go łaską nowego życia i zbawienia. A Zacheusz zdobył się na odwagę, by tę szansę i dar przyjąć. [ ks. Mariusz Pohl, Trudny dar nowego życia, www. opoka.org.pl] A TY znalazłeś już swoją sykomorę??? ******************************************* Pomyślmy Papież na cmentarzu: pomyślmy o naszej śmierci i zapytajmy się, gdzie jest zakotwiczone nasze serce. Idąc za przykładem Jana Pawła II, Papież Franciszek odprawił Mszę na głównym rzymskim cmentarzu Campo Verano. W homilii powiedział, że dzisiejszy dzień jest świętem nadziei. Myślimy o naszej przyszłości, rozważając wizję nieba, którą daje nam Apokalipsa. Widzimy w niej rzesze ludzi, którzy zostali odkupieni nie dzięki własnym uczynkom, lecz mocą krwi Chrystusa. Ta krew – zaznaczył Franciszek – jest naszą nadzieją, która nigdy nie zawodzi. Pierwsi chrześcijanie malowali nadzieję w postaci kotwicy, tak jakby życie było zakotwiczone na drugim brzegu. A my wszyscy idziemy na przód trzymając się tej liny. To piękny obraz nadziei! Mieć serce zakotwiczone tam, gdzie są nasi bliscy, nasi przodkowie, gdzie są święci, gdzie jest Jezus, Bóg. Na tym polega nadzieja. Ta nadzieja nie zawodzi. Kiedy przychodzą trudne chwile w życiu, dzięki nadziei można iść na przód. Iść na przód, wpatrując się w to, co nas czeka. Na każdego z nas przyjdzie koniec. Jak o tym myślę? Pomyślmy o odejściu tak wielu naszych braci i sióstr, którzy nas poprzedzili. I pomyślmy o naszym odejściu, kiedy przyjdzie na nas czas. Pomyślmy o naszym sercu i zapytajmy się: gdzie jest zakotwiczone moje serce? A jeśli nie jest dobrze zakotwiczone, to zarzućmy kotwicę na tamtym brzegu, pamiętając, że ta nadzieja nie zawodzi, bo nie zawodzi Pan Jezus. Nawiązując do czytania z Apokalipsy, Franciszek zwrócił też uwagę na inny obraz, pieczęć Boga, którą noszą na sobie zbawieni. Świadczy ona o ich pełnej przynależności do Boga. Pieczęć tę otrzymujemy na chrzcie, a całe nasze życie ma być z nią zgodne. Kto chce żyć w ten sposób, dochować wierności Ewangelii, musi się zdobyć na odważne decyzje, kosztem wyszydzenia, niezrozumienia i zepchnięcia na margines. Czy mamy w sobie odwagę do takiego życia? – pytał Franciszek. Tekst pochodzi ze strony http://pl.radiovaticana.va/ ********************************************** Za pobożne odwiedzenie cmentarza w dniach od 1 do 8 listopada i jednoczesną modlitwę za zmarłych można uzyskać odpust zupełny. Odpust ten można ofiarować jedynie za dusze w czyśćcu cierpiące. Warunki uzyskania odpustu zupełnego: • Brak jakiegokolwiek przywiązania do grzechu, nawet powszedniego (jeżeli jest brak całkowitej dyspozycji zyskuje się odpust cząstkowy) • Stan łaski uświęcającej (brak nieodpuszczonego grzechu ciężkiego) lub spowiedź sakramentalna • Przyjęcie Komunii świętej • Odmówienie modlitwy (np. "Ojcze nasz" i "Zdrowaś Maryjo") w intencjach Ojca Świętego (nie w intencji samego papieża, ale objąć te intencje, w których modli się każdego dnia papież). Modlitwa za zmarłych krewnych Panie Jezu Chryste, Ty nas zapewniasz, że prawdziwa miłość nie kończy się z chwilą śmierci kochanej osoby, że więzy miłości między bliskimi są od niej silniejsze. Przebacz nam nasze zaniedbania w miłowaniu tych, których już odwołałeś. Prosimy, wprowadź do niebieskiej ojczyzny wszystkich naszych bliskich zmarłych. Niech oni, osiągnąwszy niebo wstawiają się za nami, borykającymi się jeszcze z trudnościami życia doczesnego. Maryjo, Królowo Wszystkich Świętych i Wspomożenie Wiernych, módl się za nami. Amen. [W sklepiku są do nabycia modlitewniki z różnymi modlitwami za zmarłych - może na te odpustowe dni, warto je przejrzeć]. ********************************************** By nie bać się śmierci To chyba najtrudniejszy moment, kiedy trzeba pożegnać kogoś bliskiego ze świadomością, że nie usłyszymy już jego głosu, nie spojrzymy w oczy ani się nie uśmiechniemy, reagując na spotkanie z nim. Rzeczywistość odchodzenia z tego świata wciąż pozostaje wielką tajemnicą mieszającą się z ogromnym bólem. Czym byłoby ludzkie życie, gdyby nie perspektywa szczęśliwej wieczności nakreślona przez Jezusa Chrystusa? Gdyby ostatecznym momentem ludzkiej egzystencji miała być chwila, w której kończy się praca mózgu i przestaje bić serce, to właściwie nie warto się wcale urodzić. Bez rzeczywistości nieba oczekiwanie na moment śmierci łączyłoby się z ogromnym lękiem i poczuciem wielkiej tragedii, która prędzej czy później musi nadejść. […] Błogosławiony Jan Paweł II mówił: święci i błogosławieni stanowią żywy argument na rzecz tej drogi, która wiedzie do królestwa niebieskiego. Są to ludzie — tacy jak każdy z nas — którzy tą drogą szli w ciągu swego ziemskiego życia i którzy doszli. Ludzie, którzy życie swoje budowali na skale (...). Do świętości powołani jesteśmy wszyscy. Powołuje do niej sam Bóg: (...) w całym postępowaniu stańcie się wy również świętymi, na wzór Świętego, który was powołał, gdyż jest napisane: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty (1 P 1, 15—16). Okazuje się, że każdy bez wyjątku musi wejść na tę drogę, która prowadzi do nieba. Wszyscy jesteśmy zaproszeni do tego, by przez ciągłą pracę nad sobą i przez zaangażowanie w swoje nawrócenie coraz bardziej upodabniać się do Chrystusa. Wszystko po to, by po drugiej stronie życia wejść w tę rzeczywistość, w którą teraz wierzymy, i doświadczyć nieprzemijającego szczęścia obcowania świętych. Ktoś powie, że to stwierdzenie jest dość ryzykowne. Myślę jednak, że świat pełen jest ludzi świętych. Wystarczy się rozejrzeć, by ich dostrzec. Zapewne wiele jest świętych ojców i matek, babć i dziadków, dzieci. Tak wielu przecież zachwyca nauczanie Jezusa Chrystusa i życie ideałami Ewangelii, a w ich życiu realizuje się przykazanie miłości Boga i bliźniego. Tęsknią za tym, by we wszystkim naśladować Jezusa Chrystusa. Początek listopada to czas, kiedy częściej niż w ciągu roku nawiedzamy cmentarze. Na nich też zapewne znajdują się groby ludzi, którzy już są świętymi. Warto pomyśleć o świętości. Dzięki temu nasze wizyty na cmentarzu nie ograniczą się tylko do zapalenia znicza i złożenia kolejnej wiązanki kwiatów. Dzięki modlitwie i refleksji nie zrobimy z wizyty na cmentarzu „akcji znicz”. Przebywanie w tym miejscu to dobry moment na refleksję na temat przemijania ludzkiego życia. Chwila zastanowienia nad tym, jak w moim życiu dążę do świętości. Nie bójmy się też pytania, co by się stało, gdyby Pan Bóg przyszedł po mnie właśnie dzisiaj. Stojąc nad grobami naszych ukochanych zmarłych, warto przypomnieć sobie, że śmierć przychodzi jak złodziej w nocy, a Pan Bóg prosi, byśmy zawsze byli gotowi na spotkanie z nim. Patrząc na groby i płonące znicze, przypomnijmy sobie ten fragment Ewangelii, gdzie Chrystus prosi, by przepasane były nasze biodra i zapalone pochodnie, a my podobni mamy być do sługi oczekującego na powrót pana. On zaprasza nas do ciągłej gotowości na spotkanie z Nim. I jeszcze jedno. Pamiętajmy, że świętość jest osiągalna. Gdyby nie była, Jezus by do niej nie zapraszał. Bądźmy świętymi. [Ks. Przemysław Węgrzyn, www.opoka.org.pl] Ogłoszenia parafialne 1. Modlitwa wypominkowa za zmarłych będzie odprawiana przez cały rok w niedziele o godz. 8.30 oraz w każdy pierwszy poniedziałek miesiąca o godz. 17.30. Po niej, o godz. 18.00 w intencji zmarłych polecanych w wypominkach rocznych, będzie sprawowana Msza Święta. W zakrystii i kancelarii parafialnej przyjmujemy wypominki za naszych zmarłych, których polecamy modlitwie Kościoła. 2. W kalendarzu liturgicznym obchodzimy w poniedziałek wspomnienie św. Karola Boromeusza, a w sobotę święto rocznicy poświęcenia Bazyliki Laterańskiej. 3. W piątek 8 listopada odwiedzimy chorych. Prosimy o zgloszenia w kancelarii parafialnej. 4. Zachęcamy do lektury prasy katolickiej i naszej gazetki parafialnej „Mini-Koniczynka”. 5. Spotkanie kandydatów do bierzmowania (grupa przygotowująca się drugi rok) odbędzie się w piątek – 8 listopada – o godz. 17.00.