Parafia Świętej Trójcy na Solcu w Warszawie

Transkrypt

Parafia Świętej Trójcy na Solcu w Warszawie
Mini-Koniczynka
Parafia Św. Trójcy Warszawa
3.XI.2013r.
mowę, bądź przez list, rzekomo od nas pochodzący,
jakoby już nastawał dzień Pański.
EWANGELIA
Łk 19,1-10
Trzydziesta pierwsza
niedziela zwykła
Pierwsze czytanie
Mdr 11,22-26 - 12,1-2
Świat cały przy Tobie jak ziarnko na szali, kropla rosy
porannej, co spadła na ziemię. Nad wszystkim masz
litość, bo wszystko w Twej mocy, i oczy zamykasz na
grzechy ludzi, by się nawrócili. Miłujesz bowiem
wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co
uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś
tego uczynił. Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty tego
nie chciał? Jak by się zachowało, czego byś nie wezwał?
Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie,
miłośniku życia! Bo we wszystkim jest Twoje
nieśmiertelne tchnienie. Dlatego nieznacznie karzesz
upadających i strofujesz, przypominając, w czym
grzeszą, by wyzbywszy się złości, w Ciebie, Panie,
uwierzyli.
PSALM RESPONSORYJNY
Ps 145(144), 1-2. 8-9. 10-11. 13cd-14 (R.: 1a)
Będę Cię wielbił, Boże mój i Królu.
Będę Ciebie wielbił, Boże mój i Królu, *
i sławił Twoje imię przez wszystkie wieki.
Każdego dnia będę Ciebie błogosławił *
i na wieki wysławiał Twoje imię.
Pan jest łagodny i miłosierny, *
nieskory do gniewu i bardzo łaskawy.
Pan jest dobry dla wszystkich, *
a Jego miłosierdzie nad wszystkim, co stworzył.
Niech Cię wielbią, Panie, wszystkie Twoje dzieła *
i niech Cię błogosławią Twoi święci.
Niech mówią o chwale Twojego królestwa *
i niech głoszą Twoją potęgę.
Pan jest wierny we wszystkich swoich słowach *
i we wszystkich dziełach swoich święty.
Pan podtrzymuje wszystkich, którzy upadają, *
i podnosi wszystkich zgnębionych.
DRUGIE CZYTANIE
2Tes 1,11-12 - 2,1-2
Dlatego modlimy się zawsze za was, aby Bóg nasz
uczynił was godnymi swego wezwania, aby z mocą
udoskonalił w was wszelkie pragnienie dobra oraz czyn
[płynący z] wiary. Aby w was zostało uwielbione imię
Pana naszego Jezusa Chrystusa - a wy w Nim - za łaską
Boga naszego i Pana Jezusa Chrystusa. W sprawie
przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa i naszego
zgromadzenia się wokół Niego, prosimy was, bracia,
abyście się nie dali zbyt łatwo zachwiać w waszym
rozumieniu ani zastraszyć bądź przez ducha, bądź przez
Potem wszedł do Jerycha i przechodził przez
miasto. A [był tam] pewien człowiek, imieniem
Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty.
Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest,
ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego
wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na
sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem
miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to
miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego:
"Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę
się zatrzymać w twoim domu". Zeszedł więc z
pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy,
widząc to, szemrali: "Do grzesznika poszedł w
gościnę". Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana:
"Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a
jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam
poczwórnie". Na to Jezus rzekł do niego: "Dziś
zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i
on jest synem Abrahama. Albowiem Syn
Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co
zginęło".
**********************************************
Księga Mądrości
Warto przytoczyć żydowską historyjkę, którą
zanotował Martin Buber. Można w niej wyraźnie ujrzeć
dylemat ludzkiego losu. „Pewien oświecony człowiek
wielkiej nauki, usłyszawszy o rabbim berdyczowskim,
postanowił go odwiedzić, aby - jak to miał w zwyczaju odbyć z nim dysputę i unicestwić wsteczne argumenty,
którymi cadyk dowodził słuszności swojej wiary. Kiedy
wszedł do izby, ujrzał, że rabbi, z książką w ręku, chodzi
po izbie, ogarnięty zachwyceniem i pogrążony w
myślach. Nie zwrócił nawet uwagi na przybyłego.
Wreszcie przystanął, obrzucił go przelotnym spojrzeniem
i rzekł: >>A może to jednak prawda<<. Uczony z trudem
się opanował - kolana mu drżały, tak straszliwy był
bowiem wygląd cadyka i tak straszliwie brzmiało jego
proste powiedzenie. Ale rabbi Lewi Icchak zwrócił się ku
niemu i z wolna zaczął mówić: >>Mój synu, uczeni w
Piśmie, z którymi wiodłeś spór, na próżno z tobą
rozmawiali; odchodząc, śmiałeś się z ich słów. Nie mogli
wyłożyć ci na stół Boga i Jego Królestwa i ja też nie
mogę tego uczynić. Ale pomyśl, mój synu: może to
jednak prawda<<. Oświecony zebrał całą swoją moc, aby
odpowiedzieć: ale owo straszliwe >>może<<, które
nieustannie brzmiało mu w uszach, złamało jego opór”.
Sądzę, że tutaj - przy całej obcości realiów - opisana
jest bardzo dokładnie sytuacja człowieka stojącego
wobec zagadnienia Boga. Nikt nie może drugiemu
wyłożyć na stół Boga i Jego Królestwa; także wierzący
nie potrafi tego uczynić dla siebie. Ale chociaż
niewierzący mógłby uważać, że go to usprawiedliwia,
pozostaje zawsze owa budząca obawę niepewność:
„może to jednak prawda”. To słowo „może” jest
nieustannym zakwestionowaniem, którego nie da się
uniknąć, w którym niewierzący musi doświadczyć, że
odrzucając wiarę, nie może jednak całkowicie się od niej
uwolnić. Inaczej mówiąc: zarówno wierzący, jak i
niewierzący, każdy na swój sposób, doświadczają
zwątpienie i wiary, jeśli tylko nie ukrywają się sami przed
sobą i przed prawdą swego istnienia. […] Jest to
zasadniczą sprawą losu człowieka - móc odnaleźć
ostateczny sens swego istnienia nie inaczej, jak tylko w
tej nieustannej rywalizacji między zwątpieniem i wiarą,
niepewnością i pewnością. [J. Ratzinger, Wprowadzenie
w chrześcijaństwo, Wyd. Znak, Kraków 2012, s. 42-43]
…prosimy was, bracia, abyście się nie dali zbyt
łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani
zastraszyć...
Jan Paweł II List Apostolski «motu proprio» o ogłoszeniu
św. Tomasza Morusa Patronem rządzących i polityków
Tomasz Morus zrobił w swoim kraju niezwykłą
karierę polityczną. Urodzony w Londynie w 1478 r.,
wywodził się z powszechnie szanowanej rodziny i już w
młodym wieku został oddany na służbę arcybiskupa
Canterbury Jana Mortona, kanclerza królestwa.
Studiował później prawo w Oxfordzie i Londynie,
rozszerzając swoje zainteresowania na rozległe obszary
kultury, teologii i literatury klasycznej. Opanował
doskonale język grecki oraz nawiązał kontakty i
przyjaźnie z wybitnymi twórcami renesansowej kultury,
m.in. z Erazmem Dezyderym z Rotterdamu.
Wrażliwość religijna skłoniła go do poszukiwania
cnoty poprzez praktykę wytrwałej ascezy: utrzymywał
przyjazne stosunki z franciszkanami obserwantami z
klasztoru w Greenwich i przez pewien czas mieszkał u
kartuzów w Londynie. Były to wówczas dwa główne
ośrodki gorliwego życia religijnego w kraju. Czując się
powołany do małżeństwa, życia rodzinnego i działalności
w świecie, poślubił w 1505 r. Joannę Colt, z którą miał
czworo dzieci. Gdy Joanna zmarła w 1511 r., ożenił się
powtórnie, biorąc za żonę Alicję Middleton, wdowę z
córką. Przez całe swoje życie był czułym i wiernym
mężem i ojcem, poświęcającym wiele wysiłku
religijnemu, moralnemu i intelektualnemu wychowaniu
dzieci. W swoim domu przyjmował zięciów, synowe i
wnuki,
gościł
też
wielu
młodych
przyjaciół,
poszukujących prawdy i swego powołania. W życiu
rodzinnym wiele czasu poświęcano modlitwie i lectio
divina, nie brakło też miejsca na godziwe i zdrowe formy
wspólnego wypoczynku. Każdego dnia Tomasz
uczestniczył w Mszy św. w kościele parafialnym, ale jego
surowe praktyki pokutne znane były tylko najbliższym
członkom rodziny.
W 1504 r., za panowania Henryka VII, został po raz
pierwszy wybrany do parlamentu. Henryk VIII odnowił
jego mandat w 1510 r., mianując go zarazem
przedstawicielem korony w stolicy, przez co otworzył mu
drogę do błyskotliwej kariery w administracji publicznej.
W następnym dziesięcioleciu król wysyłał go wielokrotnie
z misjami dyplomatycznymi i handlowymi do Flandrii i na
terytorium dzisiejszej Francji. Mianowany członkiem
Rady Królewskiej, sędzią-przewodniczącym jednego z
głównych trybunałów i wiceskarbnikiem, wyróżniony
tytułem szlacheckim, w 1523 r. został przewodniczącym
Izby Gmin.
Powszechnie ceniony za nieskazitelną postawę
moralną, błyskotliwą inteligencję, otwarte i pogodne
usposobienie oraz niezwykłą erudycję, został mianowany
przez króla w 1529 r. - gdy kraj przeżywał kryzys
polityczny i gospodarczy - kanclerzem królestwa. Tomasz
był pierwszym człowiekiem świeckim na tym stanowisku
i piastował je w niezwykle trudnym okresie, starając się
służyć królowi i krajowi. Wierny swoim zasadom,
troszczył się o sprawiedliwość i próbował ograniczyć
szkodliwe wpływy tych, którzy dbali jedynie o własne
interesy kosztem słabszych. W 1532 r., nie chcąc
udzielić poparcia zamiarom Henryka VIII, który pragnął
przejąć kontrolę nad Kościołem w Anglii, podał się do
dymisji. Wycofał się z życia publicznego, godząc się z
ubóstwem, jakie przyszło mu znosić wraz z całą rodziną,
opuszczony przez wielu fałszywych przyjaciół, którzy w
chwili próby odwrócili się od niego.
Gdy król przekonał się, że Tomasz, wierny swemu
sumieniu, kategorycznie odrzuca wszelkie kompromisy,
w 1534 r. polecił go wtrącić do londyńskiego więzienia
Tower, gdzie poddawano go różnorakim naciskom
psychologicznym. Tomasz Morus nie uległ presji i
odmówił złożenia przysięgi, jakiej od niego żądano, gdyż
oznaczałoby to akceptację systemu politycznego i
kościelnego, który przygotowywał teren dla despotyzmu
wolnego od wszelkiej kontroli. W trakcie procesu, jaki
mu wytoczono, wygłosił płomienną mowę w obronie
swych
przekonań
na
temat
nierozerwalności
małżeństwa,
poszanowania
tradycji
prawnej
inspirowanej wartościami chrześcijańskimi, wolności
Kościoła wobec państwa. Skazany przez sąd, został
ścięty.
Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa
Przypadek Zacheusza świadczy o tym, że nawet
najbardziej uwikłany w swoją historię, uwarunkowania i
grzechy człowiek może zmienić siebie, swoje życie i
swoją przyszłość
A trudno o bardziej uwikłanego i skompromitowanego
człowieka niż Zacheusz. Jako zwierzchnik poborców
podatkowych był kolaborantem i wysługiwał się
okupantom, dlatego spotykał się z zasłużoną pogardą i
niechęcią, a nawet bojkotem ze strony Żydów. W
dodatku musiał być skorumpowany i nieuczciwy. Być
może duże pieniądze miały mu zrekompensować brak
szacunku i osamotnienie. A jeszcze na dodatek był
niskiego
wzrostu,
co
prawdopodobnie
musiało
przysparzać mu kompleksów i poczucia śmieszności. W
odpowiedzi ludzie nim gardzili, oskarżali go o
wzbogacanie się ich kosztem i wykorzystywali każdą
okazję, aby dotkliwie dać mu to odczuć. Ta beznadziejna
sytuacja - uprzedzenia ze strony ludzi, utrwalona zła
opinia - to wszystko musiało odbierać mu wiarę w
możliwość jakiejkolwiek zmiany.
A przecież Zacheusz był normalnym człowiekiem,
spragnionym ludzkich uczuć, szacunku, zrozumienia,
przyjaźni. Chciał tego, ale po ludzku było to
niedostępne. Dopiero pogłoska o Jezusie, który miał
odwagę spotykać się z celnikami, a nawet przyjmował
ich zaproszenie do stołu, zrodziła w nim jakąś nadzieję.
Zapragnął spotkać Jezusa za wszelką cenę. Był gotów
zaryzykować wszystko, by wyłamać się z trybów
machiny społecznego potępienia.
Symbolem tego pragnienia było wdrapanie się na
drzewo, czyli przełamanie wszelkich schematów i
ograniczeń. Na pewno naraziło go to na publiczne
ośmieszenie i pozbawiło resztek autorytetu, a raczej
respektu, opartego na strachu wobec władzy. Zacheusz
utracił bezpowrotnie swoją pozycję i możliwości, ale
osiągnął to, co chciał. Chrystus dostrzegł go i docenił
jego gotowość zmian i nawrócenia. Na kredyt udzielił mu
zaufania i zaszczycił swoją obecnością przy stole. To
aprioryczne, bezwarunkowe zaufanie rozbudziło w
Zacheuszu nie tylko nadzieję, ale także poczucie własnej
nie-godności i pragnienie pokuty i zadośćuczynienia.
Stąd jego odważna decyzja poczwórnej restytucji i
hojnej ponad miarę jałmużny.
Prawdopodobnie Zacheusz utracił tego dnia wszystko,
na czym dotąd budował swoje życie i wątpliwe poczucie
wartości: prestiż poborcy i majątek. Ale za tę cenę
uzyskał coś, czego nie da się kupić za żadne pieniądze i
nie da się osiągnąć na żadnym stanowisku: szacunek dla
samego siebie i poczucie własnej godności. Sam
Chrystus upomniał się o jego prawa i obdarzył go łaską
nowego życia i zbawienia. A Zacheusz zdobył się na
odwagę, by tę szansę i dar przyjąć. [ ks. Mariusz Pohl,
Trudny dar nowego życia, www. opoka.org.pl]
A TY znalazłeś już swoją sykomorę???
*******************************************
Pomyślmy
Papież na cmentarzu: pomyślmy o naszej śmierci i
zapytajmy się, gdzie jest zakotwiczone nasze serce.
Idąc za przykładem Jana Pawła II, Papież Franciszek
odprawił Mszę na głównym rzymskim cmentarzu Campo
Verano. W homilii powiedział, że dzisiejszy dzień jest
świętem nadziei. Myślimy o naszej przyszłości,
rozważając wizję nieba, którą daje nam Apokalipsa.
Widzimy w niej rzesze ludzi, którzy zostali odkupieni nie
dzięki własnym uczynkom, lecz mocą krwi Chrystusa. Ta
krew – zaznaczył Franciszek – jest naszą nadzieją, która
nigdy nie zawodzi.
Pierwsi chrześcijanie malowali nadzieję w postaci
kotwicy, tak jakby życie było zakotwiczone na drugim
brzegu. A my wszyscy idziemy na przód trzymając się tej
liny. To piękny obraz nadziei! Mieć serce zakotwiczone
tam, gdzie są nasi bliscy, nasi przodkowie, gdzie są
święci, gdzie jest Jezus, Bóg. Na tym polega nadzieja.
Ta nadzieja nie zawodzi. Kiedy przychodzą trudne chwile
w życiu, dzięki nadziei można iść na przód. Iść na przód,
wpatrując się w to, co nas czeka. Na każdego z nas
przyjdzie koniec. Jak o tym myślę? Pomyślmy o odejściu
tak wielu naszych braci i sióstr, którzy nas poprzedzili. I
pomyślmy o naszym odejściu, kiedy przyjdzie na nas
czas. Pomyślmy o naszym sercu i zapytajmy się: gdzie
jest zakotwiczone moje serce? A jeśli nie jest dobrze
zakotwiczone, to zarzućmy kotwicę na tamtym brzegu,
pamiętając, że ta nadzieja nie zawodzi, bo nie zawodzi
Pan Jezus.
Nawiązując do czytania z Apokalipsy, Franciszek
zwrócił też uwagę na inny obraz, pieczęć Boga, którą
noszą na sobie zbawieni. Świadczy ona o ich pełnej
przynależności do Boga. Pieczęć tę otrzymujemy na
chrzcie, a całe nasze życie ma być z nią zgodne. Kto
chce żyć w ten sposób, dochować wierności Ewangelii,
musi się zdobyć na odważne decyzje, kosztem
wyszydzenia, niezrozumienia i zepchnięcia na margines.
Czy mamy w sobie odwagę do takiego życia? – pytał
Franciszek.
Tekst pochodzi ze strony http://pl.radiovaticana.va/
**********************************************
Za pobożne odwiedzenie cmentarza w dniach od 1 do 8
listopada i jednoczesną modlitwę za zmarłych można
uzyskać odpust zupełny. Odpust ten można ofiarować
jedynie za dusze w czyśćcu cierpiące.
Warunki uzyskania odpustu zupełnego:
• Brak jakiegokolwiek przywiązania do grzechu, nawet
powszedniego (jeżeli jest brak całkowitej dyspozycji zyskuje się odpust cząstkowy)
• Stan łaski uświęcającej (brak nieodpuszczonego
grzechu ciężkiego) lub spowiedź sakramentalna
• Przyjęcie Komunii świętej
• Odmówienie modlitwy (np. "Ojcze nasz" i "Zdrowaś
Maryjo") w intencjach Ojca Świętego (nie w intencji
samego papieża, ale objąć te intencje, w których modli
się każdego dnia papież).
Modlitwa za zmarłych krewnych
Panie Jezu Chryste, Ty nas zapewniasz, że prawdziwa
miłość nie kończy się z chwilą śmierci kochanej osoby,
że więzy miłości między bliskimi są od niej silniejsze.
Przebacz nam nasze zaniedbania w miłowaniu tych,
których już odwołałeś.
Prosimy, wprowadź do niebieskiej ojczyzny wszystkich
naszych bliskich zmarłych. Niech oni, osiągnąwszy niebo
wstawiają się za nami, borykającymi się jeszcze z
trudnościami życia doczesnego.
Maryjo, Królowo Wszystkich Świętych i Wspomożenie
Wiernych, módl się za nami. Amen.
[W sklepiku są do nabycia modlitewniki z różnymi
modlitwami za zmarłych - może na te odpustowe dni,
warto je przejrzeć].
**********************************************
By nie bać się śmierci
To chyba najtrudniejszy moment, kiedy trzeba
pożegnać kogoś bliskiego ze świadomością, że nie
usłyszymy już jego głosu, nie spojrzymy w oczy ani się
nie uśmiechniemy, reagując na spotkanie z nim.
Rzeczywistość odchodzenia z tego świata wciąż
pozostaje wielką tajemnicą mieszającą się z ogromnym
bólem.
Czym byłoby ludzkie życie, gdyby nie perspektywa
szczęśliwej wieczności nakreślona przez Jezusa
Chrystusa? Gdyby ostatecznym momentem ludzkiej
egzystencji miała być chwila, w której kończy się praca
mózgu i przestaje bić serce, to właściwie nie warto się
wcale urodzić. Bez rzeczywistości nieba oczekiwanie na
moment śmierci łączyłoby się z ogromnym lękiem
i poczuciem wielkiej tragedii, która prędzej czy później
musi nadejść. […]
Błogosławiony Jan Paweł II mówił: święci
i błogosławieni stanowią żywy argument na rzecz tej
drogi, która wiedzie do królestwa niebieskiego. Są to
ludzie — tacy jak każdy z nas — którzy tą drogą szli
w ciągu swego ziemskiego życia i którzy doszli. Ludzie,
którzy życie swoje budowali na skale (...). Do świętości
powołani jesteśmy wszyscy. Powołuje do niej sam Bóg:
(...) w całym postępowaniu stańcie się wy również
świętymi, na wzór Świętego, który was powołał, gdyż
jest napisane: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty (1
P 1, 15—16). Okazuje się, że każdy bez wyjątku musi
wejść na tę drogę, która prowadzi do nieba. Wszyscy
jesteśmy zaproszeni do tego, by przez ciągłą pracę nad
sobą i przez zaangażowanie w swoje nawrócenie coraz
bardziej upodabniać się do Chrystusa. Wszystko po to,
by po drugiej stronie życia wejść w tę rzeczywistość,
w którą teraz wierzymy, i doświadczyć nieprzemijającego
szczęścia obcowania świętych.
Ktoś powie, że to stwierdzenie jest dość ryzykowne.
Myślę jednak, że świat pełen jest ludzi świętych.
Wystarczy się rozejrzeć, by ich dostrzec. Zapewne wiele
jest świętych ojców i matek, babć i dziadków, dzieci. Tak
wielu przecież zachwyca nauczanie Jezusa Chrystusa
i życie ideałami Ewangelii, a w ich życiu realizuje się
przykazanie miłości Boga i bliźniego. Tęsknią za tym, by
we wszystkim naśladować Jezusa Chrystusa.
Początek listopada to czas, kiedy częściej niż w ciągu
roku nawiedzamy cmentarze. Na nich też zapewne
znajdują się groby ludzi, którzy już są świętymi. Warto
pomyśleć o świętości. Dzięki temu nasze wizyty na
cmentarzu nie ograniczą się tylko do zapalenia znicza
i złożenia kolejnej wiązanki kwiatów. Dzięki modlitwie
i refleksji nie zrobimy z wizyty na cmentarzu „akcji
znicz”. Przebywanie w tym miejscu to dobry moment na
refleksję na temat przemijania ludzkiego życia. Chwila
zastanowienia nad tym, jak w moim życiu dążę do
świętości. Nie bójmy się też pytania, co by się stało,
gdyby Pan Bóg przyszedł po mnie właśnie dzisiaj. Stojąc
nad grobami naszych ukochanych zmarłych, warto
przypomnieć sobie, że śmierć przychodzi jak złodziej
w nocy, a Pan Bóg prosi, byśmy zawsze byli gotowi na
spotkanie z nim. Patrząc na groby i płonące znicze,
przypomnijmy sobie ten fragment Ewangelii, gdzie
Chrystus prosi, by przepasane były nasze biodra
i zapalone pochodnie, a my podobni mamy być do sługi
oczekującego na powrót pana. On zaprasza nas do
ciągłej gotowości na spotkanie z Nim. I jeszcze jedno.
Pamiętajmy, że świętość jest osiągalna. Gdyby nie była,
Jezus by do niej nie zapraszał. Bądźmy świętymi.
[Ks. Przemysław Węgrzyn, www.opoka.org.pl]
Ogłoszenia parafialne
1. Modlitwa wypominkowa za zmarłych będzie
odprawiana przez cały rok w niedziele o godz. 8.30
oraz w każdy pierwszy poniedziałek miesiąca o godz.
17.30. Po niej, o godz. 18.00 w intencji zmarłych
polecanych
w
wypominkach
rocznych,
będzie
sprawowana Msza Święta. W zakrystii i kancelarii
parafialnej przyjmujemy wypominki za naszych
zmarłych, których polecamy modlitwie Kościoła.
2. W kalendarzu liturgicznym obchodzimy w
poniedziałek wspomnienie św. Karola Boromeusza, a w
sobotę święto rocznicy poświęcenia Bazyliki Laterańskiej.
3. W piątek 8 listopada odwiedzimy chorych.
Prosimy o zgloszenia w kancelarii parafialnej.
4. Zachęcamy do lektury prasy katolickiej i naszej
gazetki parafialnej „Mini-Koniczynka”.
5. Spotkanie kandydatów do bierzmowania
(grupa przygotowująca się drugi rok) odbędzie się w
piątek – 8 listopada – o godz. 17.00.

Podobne dokumenty