Mamy wiele do nadrobienia

Transkrypt

Mamy wiele do nadrobienia
Szybkie pociągi,
wolne tory
Bankowość mobilna
- jeszcze prostsze wydawanie
NUMER 5 (36) MAJ 2014
NAUKA / TECHNOLOGIE / GOSPODARKA / CZŁOWIEK
Mamy wiele do nadrobienia
rozmowa z profesorem Andrzejem Jajszczykiem,
dyrektorem Narodowego Centrum Nauki
Spis treści:
4
NA CZASIE
6
NA CZASIE
8
NA CZASIE
9
KREATYWNI
11
KREATYWNI
12
NA CZASIE
17
NA CZASIE
19
20 NAUKOWO
NA OKŁADCE
24
BIZNES
32
BIZNES
43
PREZENTACJE
53
EDYTORIAL
Co z polską nauką jest nie tak?
Największy projekt biomedyczny
w Europie Środkowo-Wschodniej
Pomogą zwalczyć nowotwory
Dron, czyli latający bat
Barobot, czyli robot-barman
Pirx: Magicy z mnóstwem
szalonych pomysłów
Bitcoin z bankomatu
Grafen z zastrzykiem finansowym
Grafen w służbie energetyki
Mamy wiele do nadrobienia
I biegu przyspiesza?
i gna coraz prędzej...?
Bankowość mobilna
- jeszcze prostsze wydawanie
Dostarczą paliwo dla
polskiej atomówki?
Wydawca:
Fundacja dla Akademii Górniczo-Hutniczej
im. Stanisława Staszica w Krakowie
Jerzy KICKI
Prezes Fundacji dla AGH
Artur DYCZKO
Dyrektor działu wydawniczo-kongresowego Fundacji dla
AGH
Dyrektor Zarządzający Projektu Teberia
Jacek SROKOWSKI
Redaktor naczelny
[email protected]
Biuro reklamy: [email protected] Studio graficzne:
Tomasz CHAMIGA
[email protected]
Adres redakcji:
Fundacja dla Akademii Górniczo-Hutniczej
im. Stanisława Staszica w Krakowie, pawilon C1 p. 322 A
Al. Mickiewicza 30, 30-059 Kraków
tel. (012) 617 46 04,
fax. (012) 617 46 05
e-mail: [email protected],
www.teberia.pl
[email protected], www.fundacja.agh.edu.pl
NIP: 677-228-96-47, REGON: 120471040, KRS: 0000280790
Konto Fundacji:
Bank PEKAO SA, ul. Kazimierza Wielkiego 75,
30-474 Kraków,
nr rachunku: 02 1240 4575 1111 0000 5461 5391
SWIFT: PKO PPLPWIBAN; PL
02 1240 4575 1111 0000 5461 5391
Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń.
© Copyright Fundacja dla AGH
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment niniejszego wydania nie może
być wykorzystywany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
EDYTORIAL
Co z polską
nauką jest
nie tak?
O
d dłuższego czasu trwa w Polsce publiczna dyskusja na temat kondycji polskiej nauki.
Z dyskursu tegoż nie płyną jednoznaczne, obiektywne odpowiedzi na temat
kondycji naszej nauki. Bo niby czym je
mierzyć? Wskaźnikiem Hirscha, który
odwołuje się do liczby cytowań publikacji naukowych, pozycją na liście filadelfijskiej lub innym wskaźnikiem
naukometrycznym? Trudno to ocenić,
a jednak większość z nas ma przekonanie, że coś z polską nauką jest nie tak.
Może problem tkwi w samym środowisku naukowym? Jak twierdzi jeden
z uczonych zdolni naukowcy, którzy chcą
prowadzić badania w Polsce, trafiają na
dyktaturę ludzi przeciętnych i przerost
biurokracji.
Tą obserwację zdaje się potwierdzać,
szef Narodowego Centrum Nauki, prof.
Andrzej Jajszczyk, który zauważył na
łamach Gazety Wyborczej: „Profesorowie-celebryci wypowiadają się często
i chętnie na wiele tematów, ale brak im
rygoru intelektualnego, by trafnie wskazywać zagrożenia i jednocześnie praktycznie się im przeciwstawiać. Swobodnie poruszają się po modnych tematach,
mając o nich nikłe pojęcie.
Zamiast pracowicie studiować źródła
i stawić śmiałe hipotezy, konfrontując
je z najtęższymi umysłami świata, swoje
kariery budują na publikowaniu felietonów bądź pisaniu po polsku książek,
które mało kto czyta. Są skrajnymi indywidualistami, rzadko potrafią działać razem czy sensownie się odnosić do
głębszych prac swoich koleżanek i kolegów. („Polski inteligent tęskni za utopią”,
Magazyn Świąteczny Gazety Wyborczej,
15-16 lutego 2014r.).
Prof. Jajszczyk wypowiedzią tą zirytował sporą część rodzimego środowiska naukowego, zwłaszcza związanego
z naukami humanistycznymi. Postanowiliśmy zatem pociągnąć temat i zapytaliśmy dyrektora NCN w czym upatruje problemów polskiej nauki, gdzie
dostrzega jej potencjał i w jaki sposób
kierowana przez niego instytucja może
pomóc naszym naukowcom. Zapraszam
do lektury wywiadu oraz innych ciekawych publikacji w tym numerze.
Teberia 5/2014
Jacek Srokowski
4
Teberia 5/2014
5
TECHNOLOGIE
NA CZASIE
Największy projekt biomedyczny
w Europie Środkowo-Wschodniej
Centrum Badań Przedklinicznych Warszawskiego
Uniwersytetu Medycznego to największy projekt
biomedyczny i biotechnologiczny realizowany
w Europie Środkowo-Wschodniej – podkreślono
podczas uroczystego otwarcia placówki.
C
BP jest kluczową inwestycją
jeszcze większego przedsięwzięcia, jakim jest Centrum
Badań Przedklinicznych i Technologii
(CePT). Tworze je 10 nowocześnie wyposażonych laboratoriów naukowych,
stanowiących konsorcjum CePT, które
ma służyć prawie tysiącu polskich oraz
zagranicznych naukowców reprezentujących różne dziedziny medycyny.
Rektor WUM prof. Marek Krawczyk powiedział, że CBP WUM rozszerza zakres
działalności Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, które będzie zajmować
się również opracowywaniem nowych leków i metod badawczych.
Przedsięwzięcie to
ma jednak ogromne znacznie również
dla polskiej nauki, ponieważ nasz kraj
będzie obecny w światowej lidze naukowej.
„Centrum będzie się zajmować zarówno
badaniami podstawowymi, jak również
ich zastosowaniem” – podkreślił sekretarz stanu ministerstwa nauki i szkolnictwa wyższego, prof. Marek Ratajczak.
Prezes Polskiej Akademii Nauk, Michał
Kleiber dodał, że w konsorcjum CePT
poza WUM, Politechniką Warszawską
i Uniwersytetem Warszawski tworzy także 7 instytutów Polskiej Akademii Nauk.
Teberia 5/2014
6
NA CZASIE
„CePT jest ogromnym krokiem w przyszłość, dzięki niemu staliśmy się partnerem dla najlepszych instytutów badawczych w Polsce i w Europie – powiedział
prorektor WUM prof. Sławomir Majewski. Wartość tego projektu przekracza
380 mln zł, z tego 90 mln złotych przeznaczono na CBP WUM. 85 proc. środków pozyskano z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego,
a 15 proc. z budżetu państwa.
Najwięcej z tego, bo aż 75 proc.
tych środków przeznaczono
na zakup najnowocześniejszej
aparatury badawczej, takiej jak
np. mikroskopy konfokalne czy
sekwenatory DNA nowej generacji. W przypadku CBP WUM połowa
wydatków związana jest z zakupem specjalistycznej aparatury naukowo-badawczej oraz nowoczesnego wyposażenia.
Prof. Majewski zapewnia, że zakupiony sprzęt pozwala na realizację o wiele
bardziej zaawansowanych badań, niż
dotychczas było to możliwe w Polsce.
Wymaga on również ścisłej współpracy
wielu ośrodków reprezentujących różne
dziedziny nauki, ponieważ zakupiona
aparatura się nie dubluje, jest komplementarna.
Dodał, że taka synergia czołowych instytucji naukowo-badawczych w Polsce jest przykładem zmiany mentalności w środowisku naukowym naszego
kraju. „Możemy oferować współpracę
i wykorzystanie naszej infrastruktury
badawczej naukowcom z całego świata
lub realizować badania na potrzeby firm”
– powiedział specjalista.
W planach CePT na najbliższe 10 lat
przewiduje się 100 zgłoszeń patento-
wych i 70 innowacyjnych osiągnięć
wprowadzonych w przedsiębiorstwach.
Przykładem jest opracowany w zakładzie
farmakodynamiki WUM nowy, znacznie
silniejszy od już istniejących lek przeciwbólowy, który opatentowano i wprowadzono do badań klinicznych.
Prowadzone są również badania kliniczne nad nowej generacji lekiem na białaczkę, zawierającym przeciwciało. „Takie prace nad lekiem,
które uda się doprowadzić do
I i II fazy badań klinicznych,
dają największe efekty komercyjne. Mamy nadzieję, że takich
przedsięwzięć będzie w CePT
znacznie więcej” – podkreślił
prof. Majewski.
Większość badań zostanie jednak zakończonych na etapie przedklinicznym,
ograniczającym się do eksperymentów
na zwierzętach. Cala działalność Centrum będzie ściśle rozliczna z uzyskiwanych efektów. „Można powiedzieć, że
najtrudniejsze jest dopiero przed nami,
ponieważ będzie musieli się wykazać,
jak wykorzystujemy uzyskany potencjał
badawczy” – podkreślił.
Podczas otwarcia Centrum podkreślono, że instytucje tworzące konsorcjum
CePT należą do awangardy jednostek
naukowych i naukowo-dydaktycznych
w Polsce i są w dużej mierze współodpowiedzialne za kształtowanie obrazu
i roli całej polskiej nauki.
źródło: PAP - Nauka w Polsce /
www.naukawpolsce.pap.pl
Teberia 5/2014
7
NA CZASIE
Pomogą zwalczyć
nowotwory
Prof. Marcin Drąg wraz z zespołem z Politechniki Wrocławskiej
stworzył narzędzia chemiczne,
które mogą nas uchronić przed
powstawaniem nowotworów.
P
rofesor Drąg, mgr. inż. Marcin
Poręba i mgr inż. Paulina Kasperkiewicz, korzystając z opracowanej przez siebie nowatorskiej technologii, zaprojektowali i otrzymali nowe,
specyficzne związki chemiczne do badania enzymów proteolitycznych (kaspaz). Regulują one proces nazywany
programowaną śmiercią komórki, dzięki
któremu z naszego organizmu usuwane
są stare lub uszkodzone komórki, tak
by na ich miejsce mogły powstać nowe.
Deregulacja tego procesu bardzo często
prowadzi do rozwoju chorób cywilizacyjnych, w szczególności nowotworów
i chorób neurodegeneracyjnych.
Odkrycie naukowców z Politechniki
Wrocławskiej może pomóc w stworzeniu testów umożliwiających szybsze monitorowanie przebiegu programowanej
śmierci komórki.
– Na szczęście istnieje cała grupa białek, które są odpowiedzialne za sprawne
przeprowadzenie tego procesu. Wśród
nich centralną rolę odgrywają kaspazy. Dzięki naszym narzędziom będzie
można monitorować aktywność każdego
enzymu osobno i w porę wykryć nieprawidłowości w organizmie. Do tej pory
nie było to możliwe - tłumaczy prof.
Marcin Drąg, kierownik projektu.
Największe koncerny chemiczne i farmaceutyczne poszukują specyficznych
związków chemicznych dla tej grupy
białek od ponad 20 lat. Nasi naukowcy
odkryli je jako pierwsi na świecie po 4
latach badań. – Kluczem do rozwiązania
tego problemu okazały się nienaturalne
aminokwasy. Dzięki ich wykorzystaniu
udało nam się znaleźć bardzo specyficzne cząsteczki chemiczne dla każdego z badanych enzymów i w ten sposób
rozróżnić je od siebie – wyjaśnia mgr
inż. Marcin Poręba, główny wykonawca
projektu. Specyficzność otrzymanych
związków została potwierdzona badaniami biologicznymi przeprowadzonymi w laboratorium prof. Guya Salvesena
z Sanford Burnham Medical Research
Institute w USA.
Prace były finansowane przez Narodowe
Centrum Nauki, a wyniki opublikowało
prestiżowe Cell Death & Differentiation,
czasopismo należące do platformy Nature.
Politechnika Wrocławska
Fot.: Mateusz Augustyn/Pryzmat
Teberia 5/2014
8
NA CZASIE
Dron, czyli latający bat
D
o tej pory służyły głównie wojsku i firmom, które lubią filmować coś bardziej efektownie,
niż konkurencja – czyli z wysokości
i dynamicznie. Mowa o dronach. Teraz
latające maszyny wyposażone w kamery
mają zacząć służyć ...magistratowi w Dąbrowie Górniczej oraz tutejszej policji.
Ma to być ich latający bat na szalejących
na quadach i offroadowców.
Ryjące Pustynię Błędowską quady czy
rozjeżdżające zielone tereny i lasy wokół
Pogorii samochody terenowe.
To widok nie rzadki. I dla policji oznaczający zazwyczaj bezradność.
Bo zanim stróże prawa z Dąbrowy Górniczej o takich bezmyślnych zabawach
dostaną informację i zjawią się na miejscu, po offroadowcach nie ma już śladu.
Teraz ma być – filmowy. Nad jeziorami
Pogoria oraz Pustynią Błędowską ma
latać dron. Na pomysł jego zakupu dla
miasta i policji wpadł jeden z dąbrowskich radnych.
Na pomysł zakupu przez miasto latającego nad dąbrowskimi jeziorami Pogoria,
lasami i czy Pustynią Błędowską drona
wpadł radny Tomasz Osuszek. – Quadowcy to spory problem, znany u nas
od dawna.
Teberia 5/2014
9
NA CZASIE
Tak więc myślę, że zakup takiego właśnie
sprzętu mógłby znacząco pomóc w jego
rozwiązaniu – zadeklarował dąbrowski
radny.
Okazuje się, że taka propozycja to małe
zaskoczenie dla dąbrowskich policjantów, ale z chęcią skorzystaliby z takiej
formy wsparcia. – Drony to sprzęt precyzyjny, wymagający odpowiedniej obsługi, ale jesteśmy otwarci na wszystkie
formy współpracy z miastem – mówi
Mariusz Miszczyk, rzecznik prasowy dąbrowskiej policji. – Jeśli taki sprzęt by
się u nas pojawił, to rzeczywiście byłby
przydatny. W śledzeniu tego, co dzieje się
na terenach rekreacyjnych, a więc także
tych, które upodobali sobie quadowcy.
Po podłączeniu kamery termowizyjnej moglibyśmy szukać w ten sposób
osób zaginionych w lasach, najczęściej
grzybiarzy. Taki dron mógłby też zostać
wykorzystywany przy zabezpieczaniu
imprez masowych. A jeśli nie dron, to
przydałby się nam także quad. Wszystko
wymaga jednak oczywiście konsultacji
i wzajemnych ustaleń – dodaje.
Cena drona, jaki miałaby kupić Dąbrowa
Górnicza to duża rozpiętość – od kilku
do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Ale
nie cena jest na razie zaporą w podjęciu decyzji. Urząd Miasta w Dąbrowie
Górniczej na razie takiego wynalazku
jak dron kupować nie zamierzają. Ale
zakupu także nie wykluczają. Wszystko
uzależnione jest ...od rozwoju technologii. Miasto chciałoby bowiem gwarancji, że zakupiony sprzęt będzie w 100%
bezpieczny – czyli nie będzie np. tracił
zasięgu. Tak jak dron, którego niedawno
zgubiła polska armia.
– Pomysł z dronem, nie ukrywam jest
oryginalny, ale z podjęciem decyzji
o kupnie raczej wstrzymamy się do czasu, kiedy producenci będą w stanie dać
gwarancję, że ich drony nie będą się wyrywać na niepodległość i nie będą uciekać ich operatorom – komentuje sprawę
Bartosz Matylewicz, rzecznik prasowy
dąbrowskiego Urzędu Miejskiego, nawiązując do drona zgubionego niedawno
przez polską armię. – Nie wykluczamy
jednak żadnej z form współpracy, także
tej związanej z zakupem i przekazaniem
quada, ale to wszystko wymaga przemyśleń i dokładnych ustaleń – dodaje.
Teberia 5/2014
źródło: Dziennik Zachodni
10
Jm
KREATYWNI
Barobot, czyli robot-barman
Na Kickstarterze wystartowała zbiórka na Barobota, robota barmańskiego stworzonego przez start-up z Gdyni.
B
arobot, bo tak nazywa się domowy robot-barman, miksuje
koktajle z 12 butelek, zna 1000
receptur drinków i może stać się dodatkowym oświetleniem, dzięki ponad
100 wielobarwnym LED-om, dostosowującym się do charakteru wydarzenia.
Dedykowana aplikacja na tablet i smartfon pozwala prosto i szybko wybrać
ulubionego drinka lub stworzyć własną
kompozycję. Stacja na szklankę posiada
sensory mierzące wagę mikstur. System
wyczuje także końcówki zawartości butelek. Sprzęt wyposażono w elektronikę
Arduion, w tym 14 microporecosorów
i motorków. Pomysłodawcy sugerują
rozwój w kierunku wsparcia chipów
RFID. Model miałby rozpoznawać gości
i zawsze oferować im ulubione propozycje. Robot barman powstaje jako open
source’owy projekt, co otwiera drzwi do
dalszych modyfikacji i rozwijania pierwotnego pomysłu.
Twórcom Barobota przyświecała idea
wyciągnięcia ludzi ze świata wirtualnego
i sprawienie aby więcej czasu spędzali
w gronie znajomych. W końcu co łączy
ludzi bardziej niż wspólne spotkania
przy drinku?
Jak zdobyć własnego robota-barmana?
Obecnie projekt finansowany jest poprzez portal Kickstarter, gdzie można
wesprzeć konstruktorów i stać się właścicielem jednej z dwóch wersji Barobota,
a nawet zamówić unikalny egzemplarz
stworzony według własnego projektu.
Jeśli uda się projektowi zebrać środki,
to Barobot powinien być rozsyłany do
klientów po wakacjach.
Teberia 5/2014
11
jm
KREATYWNI
Pirx: Magicy z mnóstwem
szalonych pomysłów
Spółka PIRX 3D założona przez studentów z UJ i AGH wygrała
konkurs na najlepszy studencki start-up, „Odkrycie rynku 2014”.
W konkursie będącym nową inicjatywą w ramach ogólnopolskiego
programu edukacyjnego „Drogowskazy kariery”, który organizuje
Niezależne Zrzeszenie Studentów, wystartowało 40 firm.
T
rzon firmy stanowią: Piotr Lipert absolwent informatyki UJ, Krzysztof Stanik - absolwent fizyki UJ, Kaja
Szymańska - absolwentka oraz studentka
polonistyki i bohemistyki UJ, Jan Fuerst
- absolwent automatyki i robotyki AGH,
Łukasz Jakubowski - były student mechaniki i budowy maszyn AGH.
Zespół jest interdyscyplinarny i łączy
rozmaite kompetencje zaangażowanych
osób. Firma zajmuje się projektowaniem,
produkcją i sprzedażą drukarek 3D -
czyli jedną z najbardziej innowacyjnych
technologii i najszybciej rozwijających
się branży technologicznych. W wywiadzie udzielonym Michał Frączkowi
z Materialination* Piotr Lipert i Krzysiek
Stanik opowiadają o swoich początkach,
a także o perspektywach ich startupu.
Na początek, standardowe pytanie:
powiedzcie coś o swojej firmie. Skąd
się znacie i skąd pomysł na budowę
drukarki 3D?
Teberia 5/2014
12
KREATYWNI
Piotr Lipert: Poznaliśmy się dzięki olimpiadzie fizycznej w liceum, chodziliśmy do krakowskiej piątki. Na studiach
Krzysztof pojechał na staż do Szwajcarii, ale okazało się że jest tam okropnie
nieciekawie, gdzieś zobaczył pierwszą
drukarkę i wrócił z pomysłem budowy.
Od jakiegoś czasu chcieliśmy wspólnie
założyć własną firmę – mieliśmy nawet
jeden software’owy projekt, ale dopiero
druk 3D ze swoimi fantastycznymi możliwościami zainspirował nas do zdecydowanego działania.
Kto jest kim? Przedstawcie swój team:
Krzysiek Stanik jest głównym konstruktorem, człowiekiem którego pierwsza
w życiu przeczytana książka nazywała się
“Jak to działa?”. Budował różne rzeczy od
dzieciństwa, w wolnych od pracy chwilach w początkowej fazie naszego przedsięwzięcia zajmował się dla przykładu
skonstruowaniem podwodnego robota.
Za mechanikę, narzędzia i wykonywanie
części odpowiada Łukasz Jakubowski,
który potrafi obrabiać każdy materiał,
od drewna do tytanu. Jasiek Fuerst programuje software i układy elektroniczne
oraz doskonale zna się na procesie drukowania. Ja zajmuje się sprawami organizacyjnymi i programowaniem.
Zdecydowaliście się na sprzedaż swojej
drukarki w bardzo atrakcyjnej cenie.
Postanowiliście wypowiedzieć konkurencji wojnę cenową? Skąd takie duże
różnice?
W porównaniu do konkurencji, w rozwój naszego biznesu włożyliśmy stosunkowo mało pieniędzy, za to gigantyczną
ilość serca i pracy. Nie potrzebujemy
narzucać nierealnie wysokiej ceny, aby
osiągnąć zadowalające nas wyniki finansowe a miarą naszego sukcesu jest
liczba zadowolonych klientów. Dlatego
obraliśmy nieszablonowy kurs dla naszej
łajby; chcemy uczestniczyć w rewolucji
3d pełną gębą.
Teberia 5/2014
13
KREATYWNI
Marzy nam się, żeby nasza drukarka
stała na każdym biurku. Do tego oczywiście okropnie daleko – ale każda nawet tysiącmilowa podróż zaczyna się
od pierwszego kroku. Jako taki pierwszy krok można potraktować wysiłek,
setki godzin optymalizacji konstrukcji
i kosztów żeby móc sprzedawać Pirxa dla szerszego grona
odbiorców.
Do kogo kierujecie swój produkt?
W pierwszej fazie chcielibyśmy
do siebie przekonać środowiska związane z architekturą, formami
przemysłowymi i designem – generalnie
twórców. Liczymy że nasze urządzenie
znajdzie zastosowanie nie tylko w profesjonalnych biurach zajmujących się projektowaniem, ale także wśród studentów
tego typu kierunków. Docelowo myślimy
oczywiście o masowym odbiorcy.
W bardziej technicznej części rozmowy
standardowo musimy zapytać o jakość
oraz prędkość wydruku. Jak wypadacie na tle konkurencji? Podajcie liczby
które wszyscy kochają porównywać.
Od samego początku za jeden z priorytetów wyznaczyliśmy sobie jakość
wydruków, spędziliśmy sporo czasu na
dopracowaniu kluczowego elementu,
który na jakość ma największy wpływ,
czyli głowicy. Myślę, że aby się przekonać najlepiej zerknąć na zdjęcia, które będziemy sukcesywnie wrzucać na
nasz facebook’owy profil, albo wpaść do
nas w odwiedziny do Krakowa. Realna
prędkość wydruku to około 100mm/s.
Jesteśmy bardzo dumni z tego, że udało
nam się stworzyć urządzenie, które pod
technicznym względem w niczym nie
odbiega od najbardziej znanych drukarek konsumenckich.
Konstrukcja jest zbliżona do Ulitmakera oraz Makerbota, dlaczego zdecydowaliście się na takie rozwiązanie? Uważacie, że jest
najlepsze?
Zanim zabraliśmy się do tworzenia własnego projektu usiedliśmy i porządnie przeanalizowaliśmy wszystkie dostępne na
rynku drukarki pod względem
widocznych rozwiązań technicznych.
Szybko doszliśmy do wniosku że układ,
w którym głowica porusza się w osiach
XY a stół w osi Z jest najbardziej eleganckim rozwiązaniem zapewniającym
najlepszą jakość wydruku przy świetnym
stosunku pola roboczego do gabarytów
urządzenia. Nie wywarzaliśmy otwartych drzwi, zebraliśmy razem wszystkie
(naszym zdaniem) najlepsze pomysły
w jedno urządzenie i tak powstał pierwszy prototyp. Potem dopiero obserwowaliśmy, testowaliśmy i zastanawialiśmy
się co zmienić żeby drukarka była jeszcze
dokładniejsza i prostsza w użytkowaniu.
Z tego co mówiliście konstrukcja drukarki jest Waszego autorstwa: jak długo nad nią pracowaliście?
Na samym początku naszej przygody
z drukarkami 3D bawiliśmy się w składanie RepRap’ów. Były bardzo awaryjne
i uciążliwe w użytkowaniu. Zdecydowaliśmy, że rozwijanie tego projektu jest
pozbawione sensu i postanowiliśmy
Teberia 5/2014
14
KREATYWNI
stworzyć od zera własną konstrukcję
nad którą pracowaliśmy około pół roku,
w trakcie również rozwijaliśmy warsztat
w którym produkujemy kluczowe komponenty naszej drukarki. Włożyliśmy
naprawdę dużo wysiłku w to żeby nasz
produkt był maksymalnie dopracowany.
W naszym sklepiku wylądowało 10 sztuk
drukarki w cenie 2299 zł brutto, czas
oczekiwania to 5-6 tygodni. Co będzie
dalej? Czy w przyszłości chcecie ruszyć
z masową produkcją, zmniejszając tym
samym czas oczekiwania na drukarkę?
Czas oczekiwania jest niestety w tym
momencie nie do ominięcia, nie możemy zamówić potrzebnych do złożenia
urządzeń części ponieważ wszystkie pieniądze jakie mieliśmy wpompowaliśmy
w prototypy, maszyny, narzędzia i pizze.
Mamy nadzieję, że po pierwszym rzucie
Pirxa będziemy w stanie wysyłać nasz
produkt od razu po otrzymaniu płatności. Poświęciliśmy też trochę czasu na zaplecze produkcyjne więc jestem pewien,
że zdołamy obsłużyć nawet bardzo dużą
liczbę zamówień.
Jak planujecie załatwić sprawę gwarancji i wsparcia technicznego?
Przede wszystkim dołożyliśmy starań
aby nasza drukarka była jak najbardziej
bezawaryjna. Jeden z naszych prototy-
pów jest dość intensywnie eksploatowany od 3 miesięcy i pomimo naszej
szczerej woli, nie udało nam się w nim
nic zepsuć. Najczęstszą awarią występującą w drukarkach FDM jest zatkana
głowica, zdarzyć się to może kiedy do
głowicy dostanie się jakieś zabrudzenie
na przykład przez złe magazynowanie
filamentu. Jesteśmy świadomi, że nie jesteśmy w stanie ominąć tego typu problemów w naszej drukarce, dlatego w zestawie z każdą drukarką dajemy jedną
dyszę wymienną na zapas. W przypadku
większych awarii będzie trzeba wysłać
urządzenie do nas do serwisu.
Wybraliście obudowę ze sklejki: to
wybór cenowy czy wzorniczy? Wielu ludziom taki desig kojarzy się to
z innymi, znanymi drukarkami 3D
i projektami Do It Yourself.
Przy wyborze materiału braliśmy pod
uwagę mnóstwo aspektów takich jak
cena, wytrzymałość łatwość produkcji
i później składania. Sklejka okazała się
idealnym kandydatem, jest sztywna, niedroga w produkcji i oferuje duże możliwości w projektowaniu. Udało nam się
z niej wykonać nie tylko konstrukcję
naszego urządzenia ale także wszystkie
wózki, osłonę na elektronikę czy szpulę
na którą nawinięty jest filament. Sam
wygląd jest oczywiście kwestią gustu
ale ku naszej uciesze obserwujemy, że
Teberia 5/2014
15
KREATYWNI
zdecydowanej większości osób, które
przychodzą do nas obejrzeć drukarkę
bardzo się sklejka podoba. Myślę że,
w przypadku tych lepiej obeznanych
w temacie skojarzenia ze sprawdzonymi produktami z zachodu działają na
naszą korzyść.
Jakie macie plany na przyszłość? Kołaczą się Wam w głowach kolejne modele drukarek? Możecie uchylić rąbka
tajemnicy?
Pracujemy aktualnie nad kolejną iteracją
Pirxa, z wieloma nowymi funkcjonalnościami – modułem wifi, dedykowanym
oprogramowaniem i mnóstwem drobnych usprawnień. Równolegle badamy
możliwość produkcji drukarki o konstrukcji stalowej, powoli zaczynamy
się zaznajamiać z możliwościami jakie
oferuje gięcie laserowo wyciętej blachy.
W perspektywie czasu chcielibyśmy dodać do naszej oferty inne domowe narzędzia CNC, jak na przykład frezarkę
– którą bardzo łatwo skonstruować na
bazie projektu, który już mamy. Co dalej?
W naszych głowach rodzi się mnóstwo
szalonych pomysłów: drukarka na żywicę światłoutwardzalną, quadrocoptery,
domowe roboty, megazordy…
Na koniec jesteśmy ciekawi Waszej
opinii na temat przyszłości druku 3D.
Myślicie, że czeka nas prawdziwa rewolucja przemysłowa?
Co do samego druku 3D jesteśmy zdania
że w ciągu najbliższych kilku lat, dzięki
obniżaniu kosztów i poprawianiu jakości, drukarki 3d staną się tak popularne
jak komputery – każdy będzie miał taką
w domu. Dlatego wierzymy że, rozpoczyna się nowa rewolucja przemysłowa. Dzięki tanim narzędziom CNC oraz
możliwościom komunikacji i współpracy przez internet każdy z nas może być
twórcą, odkrywcą, wynalazcą. Dzięki
dostępności tych narzędzi (tanie plotery CNC, frezarki, drukarki do komórek
i elektroniki) oraz niskich kosztów ich
użytkowania powstanie wiele technologii rodem z filmów science fiction wymyślonych i zaimplementowanych przez
zwykłych ludzi. Niedowiarkom polecam
zerknąć chociażby tutaj – gdzie już powoli dzieje się magia!
źródło: Materialination
*Materialition – krakowska organizacja społeczna
– społeczność największych fanów druku 3D.
O Materialition pisaliśmy w teberii nr. 2/2013 (link
http://www.teberia24.pl/?page_id=2352)
Teberia 5/2014
16
NA CZASIE
Bitcoin
z bankomatu
Pierwszy w kraju bankomat, w którym zakupić można Bitcoiny,
zaczął oficjalnie działać we wtorek 27 maja 2014 roku. Urządzenie
pośredniczy w zakupie waluty z giełdy Bitstamp. Kurs Bitcoin aktualizowany jest w czasie rzeczywistym.
B
itcoin – to pierwsza tak powszechnie używana wirtualna
waluta wprowadzona do obiegu
w internecie w 2009 roku. Jest oparta o
prawa matematyczne, nie posiada banku centralnego, a jej kurs jest ustalany
przez rynek. „Bitmonetami” można płacić na wielu polskich i zagranicznych
stronach.
Bankomat został postawiony w Ambasadzie Bitcoin przy ulicy Kruczej 46.
Docelowo ma funkcjonować całodobowo. Kolejny bankomat z Bitcoinami
ma stanąć w Warszawie jeszcze w tym
tygodniu. W Polsce do końca tego roku
pojawi się w sumie ok. 30 „wpłatomatów” i “bitcoinomatów” - a więc maszyn
sprzedających i kupujących Bitcoiny.
Pierwszy na świecie bankomat wypłacający walutę Bitcoin został uruchomiony
29 października 2013 roku w Vancouver
w Kanadzie.
Teberia 5/2014
17
NA CZASIE
Kolejne pojawiły się w wielu krajach na
świecie, m.in. w USA, Izraelu, na Tajwanie, w Australii, Niemczech, Czechach
i Irlandii.
Wcześniej, 12 maja Warszawie
została otwarta pierwsza w Europie i trzecia na świecie Ambasada Bitcoin, stawiająca sobie
za cel jednoczenie społeczności
entuzjastów Bitcoina w Polsce
i popularyzowanie tej cyfrowej
waluty w naszym kraju.
Projekt został stworzony przez
Macieja Ziółkowskiego i Piotra Hetzig
– autorów pierwszego w Polsce bloga o
Bitcoinie – Satoshi.pl. Spółka ma utrzymywać się dzięki szkoleniom, konferencjom oraz sprzedaży sprzętu do autoryzacji transakcji Bitcoin.
„Ambasada Bitcoin to pierwsze takie innowacyjne przedsięwzięcie w Europie.
Po Montrealu i Tel Awiwie nadszedł czas
na Warszawę.” – komentuje Maciej Ziółkowski, założyciel Ambasady.
Kilka miesięcy wcześniej uruchomiony
został w Polsce system InPay
działający na podobnej zasadzie
jak amerykański system BitPay.
InPay przejmuje na siebie całe
ryzyko związane z kursem.
Oznacza to, że odbiorca płatności nie musi wiedzieć wiele o
samym Bitcoinie. Wystarczy, że
w specjalnej aplikacji zainstalowanej na tablecie albo smartfonie wpisze
kwotę do zapłaty, system automatycznie
obliczy ile Bitcoinów należy wysłać. Kiedy klient prześle je dzięki aplikacji na
swoim smartfonie albo laptopie, odbiorca już po kilku chwilach otrzyma wpłatę,
a po jakimś czasie dostanie wypłatę już
w złotówkach na swoje konto bankowe.
W Bitcoinach mogą płacić ludzie z całego świata, a właściciel lokalu nie musi
płacić sporych opłat które niosą za sobą
systemy Visa czy Mastercard. Otwarcie
systemu InPay oznacza wprowadzenie
Bitcoina do wielu lokali w całym kraju.
jac
Teberia 5/2014
18
NA CZASIE
Grafen z zastrzykiem finansowym
B
ank Gospodarstwa Krajowego
udzielił kredytu polskiej spółce Nano Carbon, która wdraża
opracowaną w Instytucie Technologii
Materiałów Elektronicznych unikalną
polską technologię wytwarzania grafenu.
Dzięki kredytowi z BGK spółka zakupi
urządzenie pozwalające na zwiększenie
skali wytwarzania tego ultranowoczesnego materiału oraz poprawę jego jakości.
Wartość inwestycji, to kilka milionów
złotych.
Jak poinformował BGK, to kolejne
przedsięwzięcie finansowane przez bank
w ramach programu „Inwestycje Polskie”. Wiceprezes Nano Carbon Krzysztof Czuba powiedział, że wartość inwestycji to kilka milionów złotych. BGK
nie ujawnił kwoty kredytu.
„Sfinansowana przez BGK inwestycja
Nano Carbon ma na celu komercjalizację technologii wytwarzania grafenu.
Spółka będzie produkować unikatowe
w skali światowej próbki grafenu o wymiarach 30 x 30 cm do wykorzystania
w różnych ośrodkach badawczych branż
m.in. elektronicznej, wojskowej i lotniczej na całym świecie” - czytamy w komunikacie BGK.
Technologię pozwalającą na produkowanie taniego grafenu i otrzymywanie
materiału o najwyższej jakości opracował i opatentował w 2011 r. zespół pod
kierownictwem dr inż. Włodzimierza
Strupińskiego z Instytutu Technologii
Materiałów Elektronicznych. Produkcją grafenu zajmuje się obecnie firma
utworzona przez Agencję Rozwoju Przemysłu, a także ITME. 51 proc. udziałów
w Nano Carbon ma ARP, a 49 proc. fundusz inwestycyjny KGHM III FIZAN.
Celem programu „Inwestycje Polskie”
jest zapewnienie finansowania długoterminowych i rentownych projektów
infrastrukturalnych. Mają one przyczynić się do wzrostu PKB oraz tworzenia
nowych miejsc pracy.
Teberia 5/2014
19
jm
NAUKOWO
W
Polsce, jak we wszystkich
krajach dynamicznie rozwijających się, zapotrzebowanie na energię elektryczną systematycznie rośnie. W latach 60. XX wieku
na jednego mieszkańca Polski zużycie
wynosiło niecałe 1000 kWh; w 2010 r.
wzrosło do ponad 3700 kWh. Poszukiwaniu nowych źródeł energii i sposobów jej oszczędzania towarzyszą próby
minimalizowania strat powstających na
drodze od producenta do odbiorcy.
A są to ilości niebagatelne - szacuje się,
że na liniach przesyłowych straty ener-
gii sięgają od 8 do 10 procent. W Polsce „wyparowuje” w ten sposób ponad
2 miliardy zł rocznie. Z problemem tym
postanowili zmierzyć się uczeni z Akademii Górniczo-Hutniczej, którzy przystąpili do konkursu ogłoszonego przez
Narodowe Centrum Nauki i Rozwoju.
Prof. dr hab. inż. Tadeusz Knych wraz
z zespołem naukowców z Wydziału Metali Nieżelaznych pracują nad wynalazkiem, który może znacząco zmniejszyć
ubytki energii w liniach elektroenergetycznych.
Teberia 5/2014
20
NAUKOWO
materiał o nowych własnościach elektrycznych), Tele-Foniki (podejmie się
wytwarzania i testowania nowych przewodów elektrycznych) oraz Polskich Sieci Elektroenergetycznych (określą, jakie
cechy mają mieć przewody, aby trafiły
do masowej produkcji).
Prof. dr hab. inż. Tadeusz Knych
Do ich budowy postanowili zastosować
nowy supermateriał, który ma być połączeniem grafenu z tradycyjnymi komponentami przewodów elektrycznych.
– Grafen jest bowiem nie tylko aż dwieście razy bardziej wytrzymały niż stal, ale
także okazuje się doskonałym przewodnikiem, w którym ładunki elektryczne
poruszają się dwieście tysięcy razy szybciej niż w krzemie. Te niezwykłe możliwości grafenu, który można uznać za
jedną z najbardziej szlachetnych postaci
alotropowych węgla, przywiodły nas do
koncepcji dodania go do miedzi lub aluminium, co powinno dać nam materiał
o wyższej przewodności elektrycznej –
mówi prof. Knych.
Pomysł ten naukowcy przedyskutowali
z przedstawicielami przemysłu, na skutek czego powołano konsorcjum naukowo-przemysłowe METGRAF do badań
nad nowym materiałem. Konsorcjum
to składa się z czterech jednostek: Instytutu Technologii Materiałów Elektronicznych, gdzie opatentowano jedną
z technologii produkcji grafenu (ITME
ma dostarczyć grafen), AGH (zadaniem
uczelni jest synteza grafenu z miedzią
i aluminium w taki sposób, aby uzyskać
W wyniku połączenia miedzi lub aluminium z grafenem ma powstać materiał,
który – w opinii zespołu naukowego Wydziału Metali Nieżelaznych współpracującego z prof. Knychem - będzie miał
ogromne znaczenie dla gospodarki kraju.
I nie ma przesady w tym stwierdzeniu,
ponieważ grafen ma ponadprzeciętne
właściwości elektryczne, co przełoży się
na szereg korzyści związanych z przesyłem energii elektrycznej. Po pierwsze:
spowoduje to znaczące ograniczenie
strat energii elektrycznej, do których
dochodzi podczas dostarczania prądu
z elektrowni do odbiorców. Po drugie:
zmniejszy się emisja CO2 do atmosfery.
W Polsce ponad 80 proc. energii elektrycznej produkuje się z węgla. Jeśli więc
straty podczas przesyłu będą mniejsze,
to będzie można również ograniczyć
spalanie węgla. Po trzecie: znacząco
zwiększą się możliwości przesyłu prądu, co jest bardzo istotne, ponieważ dziś
w Polsce przede wszystkim modernizuje
się linie elektroenergetyczne. Po czwarte:
zmniejszy się degradacja napowietrznych linii przesyłowych i wydłuży ich
żywotność.
W jakim stopniu grafen polepszy właściwości miedzi i aluminium - jeszcze nie
wiadomo; na to pytanie mają dopiero
odpowiedzieć badania.
Teberia 5/2014
21
NAUKOWO
Sam grafen w idealnej postaci, czyli zbudowany z jednej płaszczyzny atomów
węgla, ma bardzo wysoką przewodność
elektryczną. Ale jaki grafen uda się uzyskać w masowej produkcji, nie jest łatwo
przewidzieć. Czy jego przewodność będzie dziesięć, czy sto razy większa niż
miedzi, trudno określić. Problemem nie
jest jednak to, czy z połączenia materiałów wyjdzie lepszy produkt, bo co do
tego nie ma wątpliwości, ale to, jak grafen połączyć z innymi materiałami.
i tak spolaryzowany, żeby był właściwy
z punktu widzenia przepływu prądu? Na
tym m.in. będzie polegała nasza praca
– mówi prof. Tadeusz Knych. Z punktu
widzenia elektrycznego grafen jest materiałem anizotropowym, tzn. w płaszczyźnie grafenu przepływ prądu jest znakomity, ale w kierunku prostopadłym
do płaszczyzny grafen jest izolatorem.
Czyli trzeba tak ustawić płytki grafenu
w metalu, aby były zgodne z kierunkiem
przepływu prądu.
- Chcemy to zrobić na drodze metalurgicznej. Np. do ciekłego metalu wprowadzić grafen, opracować taką technologię
krzepnięcia, żeby grafen ułożył się w pozycjach, które są najwłaściwsze z punktu
widzenia nowego komponentu
pod kątem funkcji przewodzenia prądu elektrycznego. Nie
jest to proste z kilku powodów,
m.in. nie jest poznana natura
wszystkich zjawisk zachodzących podczas tej syntezy. Poza
tym występują duże różnice
w gęstościach łączonych materiałów; aluminium jest blisko trzy razy
cięższe od grafenu. Miedź ma osiem razy
większą masę właściwą niż grafen. Problem wymieszania ich można porównać
do chęci wymieszania styropianowych
kulek z wodą, ale w taki sposób, aby
styropian został na dnie naczynia. To
oczywiście nie jest możliwe. Zawsze będzie wypływał na wierzch. Z grafenem
jest dokładnie tak samo. Grafen jest tym
bardzo lekkim materiałem, a tą przykładową wodą jest miedź, czy aluminium.
Jak go wprowadzić, aby był w całej objętości równomiernie rozmieszczony
Wydział Metali Nieżelaznych posiada
znakomicie wyposażone specjalistyczne
laboratoria metalurgiczne, przetwórstwa
metali, inżynierii i badań materiałowych.
Niemniej do celów projektu zostały zaprojektowane stanowiska badawcze i wkrótce powstanie
laboratoryjna stacja badawcza
do wytwarzania kompozytów,
który ma nazywać się CuGRAF
(połączenie grafenu z miedzią) i ALGRAF (połączenie
z aluminium). Gdy materiał
powstanie, będzie poddawany
klasycznym badaniom przetwórstwa
oraz testom własności elektrycznych,
mechanicznych i technologicznych - aż
do nadania temu wyrobowi cech pożądanych przy masowej produkcji.
Obecnie w Polsce zużywamy około 160
terawatogodzin energii elektrycznej, za
20-30 lat będzie to dwa razy więcej. Taką
ilość nie tylko trzeba wyprodukować –
obojętne czy w elektrowni węglowej,
jądrowej, czy ze źródeł odnawialnych –
lecz także dostarczyć do odbiorcy przy
możliwie najmniejszych stratach.
Teberia 5/2014
22
NAUKOWO
C
elem naukowców z AGH jest
opracowanie takiego materiału,
który będzie gwarantował jak
najbardziej efektywny przesył.
Obecnie grafen jest materiałem drogim,
ale – jak podkreśla prof. Knych – nie możemy czekać, aż jego produkcja stanieje. Jeśli nie chcemy zostać daleko w tyle
za resztą wysoko rozwiniętego świata,
musimy rozpocząć badania już teraz.
Kiedy za jakiś czas dojdzie do tego, że
cena grafenu będzie odpowiednio niska,
wówczas Polska ma szansę mieć gotowe
rozwiązanie, które zostanie szybko wdrożone. W tym wyścigu chodzi także o to,
aby należeć do tych, którzy kreują nowe
rozwiązania, a nie tylko konsumują to,
co wymyślą inni. To ogromne wyzwanie technologiczne, ale również – może
przede wszystkim – cywilizacyjne.
Tekst: Ilona Trębacz / blog naukowy AGH
Teberia 5/2014
23
NA OKŁADCE
Mamy wiele do nadrobienia
– rozmowa z profesorem Andrzejem Jajszczykiem,
dyrektorem Narodowego Centrum Nauki
Aneta Żukowska: Narodowe Centrum
Nauki rozstrzygnęło w maju szóstą edycję konkursów Opus, Preludium i Sonata. 817 projektów naukowych otrzyma
w sumie blisko 280 mln zł na realizację
badań. Granty te dotyczą wyłącznie badań podstawowych.
Andrzej Jajszczyk: Tak, badania podstawowe to takie, które pozwalają nam poznać otaczający nas świat i nas samych,
mechanizmy rządzące szeroko rozumianą naturą. Ta wiedza jest oczywiście potem podstawą do badań stosowanych.
Teberia 5/2014
24
NA OKŁADCE
Generalnie zamysł jest taki, że badamy
nasze otoczenie, żeby potem uzyskaną
wiedzę zastosować. Badania podstawowe nie oznaczają, że są one bezużyteczne, choć czasem trudno sobie wyobrazić
ich bezpośrednie zastosowanie. To się
okazuje z czasem. Na przykład Maxwell
wymyślił równania, które opisują pole
elektromagnetyczne, ale na całkowicie
matematycznych zasadach. Wydawało
się to bardzo teoretycznym odkryciem,
dopiero dużo później Heinrich Hertz
potwierdził, że fale elektromagnetyczne
rzeczywiście istnieją. A potem Marconi
i inni pokazali, że można tych odkryć
użyć. I teraz mamy choćby telefony komórkowe.
Generalnie priorytetem NCN jest wybranie najlepszych pomysłów i ich sfinansowanie. Gdyby się okazało, że jakiś
obszar nauk jest dużo lepszy niż inne,
to pewnie dostałby dużo więcej funduszy. Jeśli chodzi o liczbę grantów, to te
trzy obszary są zbliżone. Natomiast jeśli
chodzi o sumy, które są wydawane na
te trzy grupy – tu zauważymy różnice.
Połowę naszego budżetu zużywają nauki techniczne i ścisłe, a drugą połowę
nauki o życiu i humanistyczne razem,
z czego nauki humanistyczne, społeczne
i o sztuce najmniej. To wynika z kosztów badań w naukach ścisłych i technicznych. W naukach humanistycznych
badania są relatywnie tanie.
Czyli to są te badania, które w wielu
przypadkach będą musiały poczekać
na konkretne zastosowanie w dalekiej
przyszłości?
Jak Pan ocenia poziom zgłoszeń
w konkursach Narodowego Centrum
Nauki?
Tak, to są badania, które nie kończą się
bezpośrednimi aplikacjami. Gdyby ktoś
chciał zgłosić do nas wniosek grantowy
opracowania oprogramowania na iPhone, dzięki któremu osiągnie się jakąś
nową funkcjonalność, to nie będziemy
mogli tego sfinansować, gdyż są to badania stosowane. Natomiast jeśli ktoś na
przykład opracuje nowatorską metodę
tworzenia oprogramowania do smartfonów – to już tak. Nie mówiąc już o jakiś
wyrafinowanych teoriach.
Czy któraś z tych trzech grup: nauki
humanistyczne, społeczne i o sztuce,
nauki o życiu oraz nauki ścisłe i techniczne są przez Was bardziej preferowane?
Jeśli byśmy mieli porównywać poziom
wniosków o finansowanie np. między
naukami ścisłymi a humanistycznymi,
byłoby to bardzo trudne, tak jak porównanie jabłek i pomarańczy. To są inne
owoce. Zresztą w obu przypadkach do
oceny wniosków stosujemy inne kryteria. Natomiast jeśli chodzi o ogólny
poziom zgłaszanych do nas wniosków,
to przez te ponad trzy lata naszej działalności poziom ten systematycznie rośnie.
Co jest dobrym znakiem. Na początku
naszego działania,
patrząc na poziom
wniosków, specjalnie nie żałowałem,
że sporo projektów
odpadało.
>>>
Teberia 5/2014
25
NA OKŁADCE
KONKURSY
NCN
POCZĄTKUJĄCY NAUKOWCY
PRELUDIUM
ETIUDA
osoby bez stopnia naukowego doktora,
otwarcie przewodu doktorskiego
nie jest warunkiem ubiegania się
o finansowanie
stypendium dla osób
z otwartym przewodem doktorskim
NAUKOWCY POSIADAJĄCY STOPIEŃ DOKTORA
SONATA
SONATA BIS
stopień naukowy doktora
uzyskany nie wcześniej niż 5 lat
przed rokiem złożenia wniosku
FUGA
stopień naukowy doktora
uzyskany w okresie od 2 do 12 lat
przed rokiem złożenia wniosku
staż podoktorski,
stopień doktora uzyskany
nie wcześniej niż 5 lat przed
rokiem złożenia wniosku
DOŚWIADCZENI NAUKOWCY
SYMFONIA
MAESTRO
co najmniej stopień naukowy doktora,
realizacja pionierskich badań
naukowych
wybitni naukowcy, realizacja
międzydziedzinowych projektów
badawczych
OTWARTE DLA WSZYSTKICH NAUKOWCÓW
OPUS
HARMONIA
projekty badawcze w tym finansowanie
aparatury naukowo-badawczej
projekty międzynarodowe
PROCES
OCENY
WNIOSKÓW
peer review*
TANGO
wdrażanie wyników uzyskanych
w rezultacie badań podstawowych
I ETAP
SELEKCJA
WNIOSKÓW
OCENA
FORMALNA
ocena indywidualna wniosku
przez dwóch członków
I posiedzenie
Zespołu Ekspertów
Zespołu Ekspertów
odrzucone projekty
odrzucone projekty
Teberia 5/2014
26
ok. 40%
NA OKŁADCE
II ETAP
USTALENIA LISTY
ZAKWALIFIKOWANYCH
ETIUDA, FUGA, SYMFONIA
PROJEKTÓW
OGŁOSZENIE
WYNIKÓW
rozmowa
II posiedzenie
Zespołu Ekspertów
podpisanie
umowy
ok. 23%
PRELUDIUM, OPUS, SONATA,
SONATA BIS, MAESTRO,
HARMONIA, SYMFONIA
ocena indywidualna wniosku
przez ekspertów zewnętrznych
w tym zagranicznych
odrzucone projekty
Były słabsze niż te, które dostawały dofinansowanie. Natomiast w tej chwili ze
względu na liczbę zgłaszanych wniosków w kolejnych konkursach i wzrost
ich poziomu, a przy utrzymaniu stałego
finansowania, musimy odrzucać więcej wniosków, które są dobre. Warto je
sfinansować, ale musimy wybrać tylko
tyle najlepszych projektów, na ile mamy
pieniędzy.
Jakie wnioski, na podstawie tych grantów, można wysnuć o kondycji polskiej
nauki?
W NCN mamy bardzo dobry podgląd
kondycji polskiej nauki, co jest też widoczne w naszych statystykach. Są jednostki, które otrzymują dużo grantów
i dużo pieniędzy. Na tej liście są dwa nasze największe uniwersytety, czyli Uniwersytet Jagielloński i Uniwersytet Warszawski. Trzeci jest Uniwersytet Adama
Mickiewicza w Poznaniu, ale dostaje już
mniej pieniędzy w porównaniu z tymi
dwoma liderami. Akademia GórniczoHutnicza ma mocną pozycję, jeśli chodzi o nauki ścisłe i techniczne. Mamy
wyraźnych liderów, ale są też małe jednostki, które składają po prostu mniej
wniosków, bo mają mało pracowników.
Widać też pewne mocne dyscypliny
w Polsce. Na pewno jest to astronomia,
nieźli są fizycy, niektóre obszary nauk
o życiu, na przykład związane z biologią
molekularną.
A nauki humanistyczne?
Sytuacja tu jest bardziej skomplikowana
i trudniej porównywalna, natomiast wyróżniają się na przykład pewne obszary
psychologii. W humanistyce musieliśmy
przełamywać wiele przyzwyczajeń, nawyków, w szczególności dotyczących
otwarcia polskiej humanistyki na świat.
Teberia 5/2014
27
NA OKŁADCE
Żądamy pełnego opisu wniosków niezależnie od dyscypliny w języku angielskim, co powodowało bardzo duże
opory. Duża część recenzji pochodzi
z zagranicy, ich liczba będzie się zwiększać. Ma to szereg zalet – odrywa proces
oceny wniosków od lokalnych układów,
ktoś z zagranicy patrzy też na polskie
sprawy z dystansem. Poza tym konfrontuje to naszych naukowców z nauką światową. Pokazuje polską naukę
i ułatwia potem kontakty. Historycy płakali: a kogo polska historia interesuje za
granicą? Szalenie interesuje, a poza tym
dlaczego o polskiej historii mają pisać
zamiast nas Rosjanie czy Niemcy?
Nasza humanistyka odstaje od tej światowej?
Tak, zdecydowanie. Mówimy o statystyce, o dużych liczbach, co oczywiście
nie zmienia postaci rzeczy, że w Polsce
są wspaniałe postaci humanistyki, ale
stosunkowo nieliczne. Natomiast to
zamknięcie się we własnym grajdołku
humanistyki spowodowało, że obecnie
odstajemy. Często w naukach humanistycznych i społecznych albo byliśmy
słabi, bo nie nadążaliśmy za światowymi
trendami albo byliśmy dobrzy, tylko nikt
o tym nie wiedział, bo publikowaliśmy
tylko u siebie.
Teberia 5/2014
28
NA OKŁADCE
Pieniądze, które dajemy na naukę próbują to przełamać i patrząc na liczbę
dobrych wniosków, które napływają do
NCN, poziom w humanistyce wyraźnie
wzrasta.
Jakie dziedziny warto wspierać w polskiej nauce?
Na to pytanie odpowiedź nie jest prosta. Rada Narodowego Centrum Nauki,
czyli dwudziestu czterech wybitnych naukowców, którzy określają zasadnicze
ramy naszego funkcjonowania ma prawo, a nawet obowiązek ustawowy ustalania listy priorytetów. Te priorytety są
w pewien sposób nie wprost wyznaczane
chociażby przez zdefiniowanie paneli,
przez finansowanie przypadające
na poszczególne konkursy. Natomiast de facto rada dotychczas stosowała taką metodę:
szukajmy najlepszych projektów, finansujmy je i zobaczymy co się z tego wykluje. Są
oczywiście w świecie agencje,
które mają bardzo określone
priorytety, na przykład ograniczone do
kilku obszarów. W Republice Irlandzkiej
w ogóle nie finansuje się fizyki z publicznych pieniędzy, a także nauk humanistycznych i społecznych. U nas Rada
tego nie zrobiła, jakkolwiek w pewnym
momencie może to uczynić, jeśli uzna,
że jest to dobre dla polskiej nauki.
Czy są w polskiej nauce zupełnie „białe
plamy”, obszary którymi dopiero powinniśmy się zainteresować?
Nauka jest bardzo szeroka, ale żeby
gdzieś była jakaś luka, którą musieliby-
śmy zapełnić, dorzucając tam pieniądze?
Niczego takiego nie widzę. Naukowcy
powinni szukać ciekawych tematów.
Jak wychodzimy w konfrontacji z zachodem, z zagranicą?
Powiedzmy sobie szczerze, że nasza nauka jako całość jest słaba w stosunku do
krajów najbardziej rozwiniętych. Natomiast są naukowcy, którzy bez kompleksów mogą konkurować z naukowcami na
świecie, ale jako całość nadal odstajemy,
niezależnie od dobrego samopoczucia
wielu uczonych.
W dyskusji na łamach Gazety Wyborczej z profesorem Królem mówił Pan,
że trzeba zacząć od edukacji,
aby coś w Polsce zmienić.
Edukacja jest szalenie ważna,
bo wyedukowane społeczeństwo jest po prostu mądrzejsze.
Dobrze wykształceni ludzie podejmują lepsze decyzje.
Nasza edukacja dotychczas kulała?
Odpowiedź na tekst Marcina Króla pisałem, gdy były wyniki pierwszej PISY, tej
która oceniała formalne umiejętności.
I tam Polska wypadła bardzo dobrze.
Nastał ogólny zachwyt nad polską edukacją. Mimo to napisałem krytycznie,
że chociażby obserwując moich studentów, widzę że nasza edukacja jest słaba
w kwestiach takich jak rozwijanie miękkich umiejętności, kojarzenia faktów,
rozwiązywania problemów, czy pracy
zespołowej.
Teberia 5/2014
29
NA OKŁADCE
To są bardzo ważne zagadnienia we
współczesnych, nowoczesnych społeczeństwach. Potem wyszła druga PISA,
która właśnie te umiejętności oceniała
i tu wypadliśmy fatalnie. Okazało się,
że moje intuicje znalazły potwierdzenie w badaniach. Nadal uważam, że
poziom edukacji powinien być lepszy.
Oczywiście sama edukacja nie rozwiąże
wszelkich problemów, jednak jest ważna.
Chodzi tu o szeroką edukację połączoną
z wychowaniem, żeby ludzie mieli szacunek do innych, byli życzliwi, a także
żeby rozumieli, że pewnych rzeczy nie
da się łatwo zrobić. Mamy wiele do nadrobienia.
Jak? Czy trzeba zmienić system szkolnictwa?
Tak, trzeba zmienić system szkolnictwa wyższego. To nie jest łatwe, nie ma
jednej recepty. To są długie zmiany, bo
dotyczą ludzi, pewnej zastanej sytuacji,
dotyczą także kodów kulturowych,
przyzwyczajeń i nawyków. A to co na
przykład działa w świecie anglosaskim,
nie zawsze działa u nas i na odwrót.
Trzeba to uwzględnić i trzeba dokonać
zmian, niezależnie od pocieszania się
pewnej grupy naukowców czy grup pracowników naukowych, że rankingi nas
krzywdzą, że jesteśmy wspaniali, tylko
Teberia 5/2014
30
NA OKŁADCE
trzeba je inaczej odczytać. Ja się z tym
nie mogę zgodzić. Nie jest dobrze, jeśli
nasze polskie czołowe uczelnie odbiegają
znacznie od czołowych uczelni z krajów,
które nazywamy trzecim światem. Ja się
mogę pogodzić, że chociażby ze względów budżetowych nasze uczelnie nie są
na poziomie uniwersytetu Harvard czy
Oksford, ale możemy mieć uczelnie na
poziomie brazylijskich, chińskich, tajwańskich i tureckich. Jest dużo do zrobienia.
Nie powinniśmy kształcić tak wąsko, bo
potem są problemy ze znalezieniem pracy dla wąskich specjalistów. I remedium
na to zbyt specjalistyczne kształcenie nie
powinno być finansowanie z publicznych pieniędzy drugiego, czy trzeciego
kierunku studiów, tylko po prostu te kierunki powinny być od razu szersze.
Jak Pan podchodzi do ostatnich dyskusji w kwestii rentowności kierunków
studiów, tu w przypadku filozofii?
Byłbym strasznie ostrożny w tej kwestii. Powinniśmy mieć dobrą naukę we
wszystkich obszarach, gdyż to jest ważne
dla kraju i dla narodu, zarówno jeśli chodzi o podkład intelektualny, jak
i praktyczne aspekty nauki, które powodują że kraj może być
innowacyjny i przyciągać biznes. Jesteśmy krajem średniej
wielkości i wiara, że będziemy
krajem najlepszym naukowo
na świecie to naiwność. Ale
powinniśmy być w czołówce, w grupie
krajów, które mają solidną naukę i gdzie
pieniądze podatników idące na badania naukowe są dobrze wykorzystywane.
Nie chodzi o to, żeby każda złotówka
była w stu procentach trafiona, bo istotą
nauki jest jednak pewna niepewność,
poszukiwanie i margines błędu. Chodzi
o to, żeby te ograniczone pieniądze wykorzystać jak najlepiej. I myślę, że NCN
działa w tym kierunku.
Filozofia jest na pewno ważną nauką, jest specyficzna,
elementy filozofii powinny
się znajdować w programach
szkół średnich i w szkołach
wyższych. To nie ulega wątpliwości, natomiast jeśli na kierunek studiów filozofia nie ma
chętnych, to nie można do tego nikogo
zmusić. Uczelnie muszą liczyć pieniądze, to są środki publiczne, a jeśli nie
ma studentów, to nie musi być kierunku
filozofia na każdej uczelni. Przy tej dyskusji jest także mowa o tym, że drugie
kierunki studiów są teraz płatne. Według
mnie to jest patologia, u nas kierunki
studiów są za wąskie. W najlepszych
uczelniach świata kierunki studiów są
na ogół dużo szersze, a wtedy nie ma
w ogóle problemu drugiego kierunku.
Można sobie wybierać przedmioty z szerokiego zakresu międzywydziałowego.
Są pewne ograniczenia, ale studia powinny dawać dużo szerszą podbudowę.
Czy zaryzykował by Pan odpowiedź
na pytanie: kiedy Polska będzie potęgą
naukową?
Teberia 5/2014
31
Rozmawiała: Aneta Żukowska
BIZNES
I biegu przyspiesza?
i gna coraz prędzej…?
– o torach rozwoju kolei
Uwaga! Uwaga! Zawiadamia się, że ze względu na wystawę plakatu
kolejowego „Podróż koleją skraca czas” dworzec będzie nieczynny
do odwołania. Wszystkim podróżnym życzymy przyjemnej podróży.
Ten chwytliwy tytuł wystawy, znanej z komedii Stanisława Barei, już
niedługo może stać się rzeczywistością. A dlaczego?
Teberia 5/2014
32
BIZNES
Oczywiście nie z powodu wernisażu wystawy plakatu kolejowego na dworcu - te
obiekty zresztą coraz częściej „unieczynniane” są z zupełnie innych przyczyn.
Chodzi właśnie o podróż koleją, która
– czy to dzięki nowoczesnym technologiom, czy innym zabiegom - podobno
coraz częściej skraca pasażerom czas.
I chodzi tu – w przeciwieństwie do przywołanego filmu – rzeczywiście o czas
podróży.
- Nowoczesna gospodarka potrzebuje nowoczesnej infrastruktury, rozumianej nie
tylko jako autostrady czy linie kolejowe,
ale takiej, która kreuje zjawiska gospodarcze – powiedział wicepremier, minister
gospodarki Janusz Piechociński podczas
konferencji „Kolej a gospodarka”, która odbyła się w Ministerstwie Gospodarki 26 marca
2014 r., a wtóruje mu minister
Elżbieta Bieńkowska. Podczas
szóstej edycji Europejskiego
Kongresu Gospodarczego, który odbył się w dniach 7-9 maja
br w Katowicach Bieńkowska wskazała
na fakt, iż infrastruktura transportowa
i transport odgrywają kluczową rolę
we współczesnej gospodarce. Aby sprostać potrzebom wynikającym ze wzrostu wymiany towarowej oraz mobilności mieszkańców, a także wykorzystać
w pełni potencjał gospodarczy regionu,
konieczne jest kontynuowanie inwestycji
służących stworzeniu nowoczesnego systemu transportowego – powiedziała. Czy
odpowiedzią na te odgórne zalecenia są
inwestycje w nowoczesne technologie
na kolei?
…I pełno ludzi w każdym wagonie –
jak to w Chinach
Wydaje się, że tak. A przykład gna po
torach aż z samiutkich Chin – i to naprawdę szybko, bo w postaci najszybszego pociągu świata. Jest nim właśnie
chiński CRH380A, przemieszczający się
na trasach łączących ponad 100 miast
Państwa Środka, osiągając prędkość 575
km/h! Co najciekawsze - podróż superszybkim, chińskim pociągiem z Szanghaju do Pekinu, czyli ok. 1,2 tys. km,
trwa… 4 godz. 48 min. To zaledwie 1,5
godz. dłużej, niż trwać będzie – o ile
umowa dojdzie w ogóle do skutku (ale
o tym później) - podróż nowym Pendolino na trasie Warszawa-Centralna
- Wrocław, której długość wynosi zaledwie 350 km.! Sześcioczłonowy chiński
pociąg z zagiętym przodem,
jest najnowszym produktem
serii CRH. Jego maksymalna
moc wynosi 22,8 MW. Jest to
ponad dwukrotnie więcej niż
pobiera pociąg CRH380, kursujący obecnie na linii PekinSzanghaj, który, aby osiągnąć
prędkość 300 km/h potrzebuje 9,6 MW.
Wygląd CRH380A nawiązuje do starożytnego chińskiego miecza - powiedział
Ding Sansan, dyrektor techniczny firmy Sifang Locomotive & Rolling CSR
Co Free, spółki zależnej od CSR Corp.
Ltd., która zaprojektowała i wyprodukowała ten hipernowoczesny pociąg.
W testowanym pojeździe zastosowano
wiele zaawansowanych technologicznie
materiałów, w tym włókna węglowe, stopy magnezu, a także dźwiękochłonne
materiały izolacyjne.
Tak gwałtowny rozwój chińskiej kolei
związany jest z gigantycznym programem inwestycyjnym w ramach szeroko
Teberia 5/2014
33
BIZNES
zakrojonego planu modernizacji i urbanizacji kraju, która ma przyczynić się
do zmniejszenia skali ubóstwa chińskiej
ludności. Ale nowoczesny tabor, to tylko
wstęp do prawdziwych inwestycji.
Chiński rządowy dziennik „Bejing Times” donosi o planach stworzenia międzykontynentalnych połączeń superszybkich linii kolejowych z Ameryką
i Europą.
Pomysł linii „Chiny-Rosja-KanadaUSA”, która miałaby mieć 13 tysięcy kilometrów, czyli byłaby dłuższa od Kolei
Transsyberyjskiej o 3 tysiące kilometrów,
ze zrozumiałych powodów może budzić
duże emocje. Linia kolejowa miałaby rozpoczynać się w północno-wschodnich
Chinach przebiegać przez Syberię, tunel
o długości 200 kilometrów przeprowadzony pod Cieśniną Beringa, Alaskę, Ka-
nadę aż do kontynentalnej części Stanów
Zjednoczonych. Średnia prędkość pociągu na tej trasie miałaby wynosić 350
kilometrów na godzinę, a cała podróż
z Chin do USA zajmowałaby dwa dni.
Poza stałym połączeniem transportowym
byłaby to okazja dla stworzenia niezwykłej konstrukcji – podobno niezbędna
technologia została już opracowana przy
okazji przygotowań do innego, podobnego w rozmachu przedsięwzięcia: tunelu
łączącego Tajwan z kontynentem.
Osobną sprawą pozostaje, czy podróż
pociągiem, nawet ze średnią prędkością
350km/h, poza pięknymi widokami,
mogłaby obecnie zaoferować więcej niż
przelot samolotem.
Połączenie z USA to jedno z czterech,
o których wspomina zamieszczony
w ”Bejing Times” raport.
Teberia 5/2014
34
BIZNES
Inne mają prowadzić do Londynu, Berlina i Singapuru. Ciekawe z naszego punktu widzenia jest to, że połączenie z Londynem ma prowadzić przez Warszawę.
Niestety, nawet odsuwając na bok aspekt
finansowy tego przedsięwzięcia, nie
sposób nie dostrzec politycznych i administracyjnych problemów, z jakimi
musieliby poradzić sobie realizatorzy
projektu, dotyczącego kilkudziesięciu
państw. Technologiczne wyzwania towarzyszące budowie tunelu pod kanałem
Beringa, czy poprowadzeniu zdolnych
do obsługi nowoczesnych pociągów torów przez Azję i Europę wydają się przy
tym drobnostką.
Czy realizacja planu stanie się faktem
– na razie nie wiadomo. Pewne natomiast jest, że tylko od 2008 roku Państwo Środka zbudowało ponad 9 tys. km.
Torów (część z nich w powietrzu), a także zainwestowało w budowę tysiąca pociągów dużych prędkości. Tym samym
sieć kolejowa w Chinach jest obecnie
prawie dwukrotnie dłuższa niż sieć tras
superszybkich połączeń w Europie i Japonii łącznie.
…W szóstym słoń, niedźwiedź i dwie
żyrafy… – albo chińskie safari
A i to nie koniec chińskiej myśli technicznej i międzynarodowych ambicji,
bo połączenia Azja-Europa-Ameryka
to dopiero początek zabawy. Chińskie
semafory podniosą się wkrótce i w Afryce, a to za sprawą pomysłu połączenia
wszystkich stolic Czarnego Kontynentu siecią kolei wysokich prędkości. Taki
news zaserwował premier Chin Li Keqiang podczas swojej wizyty w Addis
Abebie. W przemówieniu na zjeździe
Unii Afrykańskiej zapewnił, że Chiny
pożyczą Afryce 10 mld dolarów i zainwestują dodatkowe dwa miliardy w chińsko-afrykański fundusz rozwoju. Część
pieniędzy ma trafić do małych i średnich firm, działających na kontynencie.
Li powiedział też, że jego marzeniem
jest połączenie wszystkich afrykańskich
stolic linią szybkiej kolei, co mogłoby
przyspieszyć rozwój kontynentu. Jako że
Państwo Środka dysponuje odpowiednimi technologiami, Li powiedział, że
Chiny są gotowe pracować z Afryką, aby
ten sen się spełnił.
Dobry chiński wujek pragnie przy okazji
zadbać o ochronę afrykańskiej przyrody, wydając na ten cel 10 mln dolarów.
Dlaczego tak?
Teberia 5/2014
35
BIZNES
Może to kwestia wyrzutów sumienia, bo
to m.in. właśnie działalność gospodarcza Państwa Środka doprowadziła kilka
afrykańskich gatunków na skraj wymarcia. Jednak część przedstawicieli Unii
Afrykańskiej broni obecności chińskiego
kapitału jako przeciwwagi dla wpływów
ekonomicznych USA i Europy na kontynencie…
Czy zatem przyszłość świata spoczywa
w chińskich rękach i ogromnym chińskim kapitale? Czy też tę dominację
nadmuchuje i nakręca dalekowschodni
wiatr propagandy? Wszak o planach łączenia Chin z Ameryką i budowy linii
w Afryce słyszało wielu, ale nikt tak naprawdę takich planów nie widział.
A w trzecim siedzą same grubasy… albo koleje sytych
Namacalnie natomiast rozwija się sieć
szybkich kolei w Europie i to już od po-
nad stu lat. 210 km/godz. – taką prędkość uzyskano już w 1903 roku, w Niemczech, na trójfazowej linii próbnej.
W 1955 roku doświadczenie przeprowadzone we Francji, na torze próbnym,
pozwoliło ustalić rekord światowy na
poziomie 331 km/godz. Należy podkreślić, że zarówno tabor, jak i wyposażenie stałe (sieć jezdna, tory itp.) w czasie
próby były urządzeniami klasycznymi
i aktualnie wówczas stosowanymi przez
stowarzyszenie narodowe francuskich
kolei żelaznych (SNCF). Doświadczenie to wskazało na możliwość stosowania dużego marginesu bezpieczeństwa technicznego oraz praktycznej
realizacji szybkich kolei elektrycznych.
Tym niemniej szybkość osiągana praktycznie w regularnej eksploatacji była
wówczas znacznie niższa i dochodziła
do 160 km/godz.
Teberia 5/2014
36
BIZNES
Za faktyczne ojcostwo nowoczesnych
szybkich kolei elektrycznych uznaje się
japońską kolej Shinkansen. Już w czasie
swojej inauguracji w 1964 roku osiągnęła ona na 515-kilometrowej linii Tokio
– Osaka prędkość eksploatacyjną 200
km/godz., a w roku następnym – 210
km/godz. Ten etap historyczny pozostał
w pamięci jako zastosowanie kolei wahadłowej o wielkiej prędkości i największej
na świecie częstotliwości kursowania.
Obecnie jednostki Shinkansen jeżdżą
z prędkością eksploatacyjną 300 km/
godz. i wkrótce będą jeździły jeszcze
szybciej. W 1981 roku Francja uruchomiła swoją pierwszą linię pociągów wielkiej prędkości TGV na linii Paryż – Lyon
o długości 417 km. Od początkowej prędkości maksymalnej
260 km/godz. była ona stopniowo podnoszona, na odcinkach
poziomych, do 320 km/godz.
Sieć kolei wielkiej prędkości we
Francji kontynentalnej (l’Hexagone) wynosi obecnie około 1900 km i jest największa w Europie.
Do roku 2020 przewiduje się osiągnięcie
4000 km. W kwietniu 2007 roku koleje francuskie TGV oraz firma Alstom
ustanowiły wspólnie światowy rekord
prędkości – 575 km/godz. na nowej linii
Strasburg – Paryż.
Hiszpania z kolei stara się prześcignąć
sieć francuskich kolei szybkich pod
względem długości linii. Jej ambicją jest
zapewnienie dla 90% ludności mieszkającej w odległości mniejszej niż 50
kilometrów od dworca dostęp do szybkiej kolei do 2020 roku. Szybkie koleje
hiszpańskie (Alta Velocidad Espaňola)
poruszają się z prędkością maksymalną
350 km/godz. Szybkie koleje elektryczne
są obecnie dostępne w Belgii, Francji,
Niemczech, Włoszech, Wielkiej Brytanii, na Tajwanie, w Japonii, Korei Południowej oraz Stanach Zjednoczonych.
…I choćby nie wiem jak się wytężał
to nie udźwignie? Taki to ciężar...? –
polski smok i polska strzała
No właśnie. Od dawna pokutuje w Polsce opinia, że wszystko, co wynalezione
i wyprodukowane na tzw. Zachodzie jest
lepsze, a wszelkie próby zmierzenia się
z cywilizacyjnymi wzorcami są nie do
udźwignięcia. A jednak nie. Pomocne
okazują się oczywiście fundusze unijne.
Tylko w latach 2012-2013 nauka i innowacyjna gospodarka otrzymały
znaczące wsparcie - Narodowe
Centrum Badań i Rozwoju wypłaciło aż 6 mld złotych beneficjentom wdrażanych programów operacyjnych.
Skorzystał z nich m.in. NEWAG
Gliwice S.A. - jeden z dwóch
największych producentów taboru szynowego w Polsce, niekwestionowany lider na rynku lokomotyw. Firma ta specjalizuje się w produkcji i modernizacji
lokomotyw elektrycznych, posiadając
obecnie ok. 54% udziałów w rynku krajowym. W 2011 r. od podstaw powstała
tu pierwsza od 30 lat, polska sześcioosiowa lokomotywa elektryczna DRAGON.
Również w Newagu zaprojektowano
GRIFFINA, pierwszą polską, czteroosiową lokomotywę wielosystemową, która
może być eksploatowana w całej Europie. Największym atutem tej lokomotywy jest bardzo wysoka siła pociągowa
o wartości do 374 kN, która w połącze-
Teberia 5/2014
37
BIZNES
niu z masą lokomotywy wynoszącą 116 t
oraz indywidualnym napędem na każdą
oś, pozwala na prowadzenie pociągów
o masie do 4000 t. Siła lokomotywy generowana jest przez 6 asynchronicznych
silników trakcyjnych typu STX500-4A
- każdy o mocy 834 kW. DRAGON jest
przeznaczony do prowadzenia ciężkich
pociągów towarowych – pociąg o masie
do 4000 ton może ciągnąc z prędkością
do 120 km/godz (prędkość maksymalna
to 140 km/h). Lokomotywy czteroosiowe dla porównania mogą ciągnąć składy
o masie ok. 3,2 tys. ton, jeżeli lokomotywa jest elektryczna, i 2,6 tys. ton – jeśli
jest spalinowa.
Lokomotywa została stworzona z myślą
o rynku polskim, dlatego zdecydowano
się na konstrukcję sześcioosiową, w której nacisk na każdą oś nie przekracza
20 ton.
Maszynę cechuje napęd asynchroniczny,
na który składa się sześć silników o łącznej mocy 5 MW.
Nowoczesną aparaturę energoelektroniczną opracował Instytutu Elektrotechniki w Warszawie.
Sterowanie oraz diagnostyka lokomo-
tywy odbywa się poprzez sterowniki
mikroprocesorowe oparte o dwie niezależne sieci przesyłu danych, co ma
zapewnić wysoką niezawodność. Tryb
działania lokomotywy dostosowuje się
do zmiennych warunków pracy. Kabina
maszynisty została wyposażona w ergonomiczny pulpit oraz klimatyzację. Zamiast tradycyjnych lusterek zastosowano
aż sześć kamer, z tego dwie zainstalowane są na czołach lokomotywy, ułatwiając
manewrowanie maszyną.
Równie ciekawe osiągnięcia, nie tylko na
rodzimym rynku, ma bydgoska PESA.
Ta prawdziwie europejska marka, rozpoznawalna jest zarówno na torach Europy
Zachodniej, jak i tzw. „regionu 1520 mm”.
Pojazdy spalinowe i elektryczne, a także
tramwaje to produkty eksportowe dynamicznie rozwijającej się firmy, które
zostały sprawdzone przez pasażerów
i przewoźników z dziesięciu państw Starego Kontynentu. Czescy przewoźnicy
korzystają z nowoczesnych LINK-ów,
na ukraińskich torach jeździ luksusowy
szynobus-salonka, pojazdy z PESY obsługują również połączenia regionalne
we Włoszech.
Teberia 5/2014
38
BIZNES
Bydgoskie szynobusy kursują także na
Białorusi, w Kazachstanie czy na Litwie.
Z kolei na wybór tramwajów zdecydowały się miasta z Rumunii i Węgier.
Światowe rynki otworzyło dla polskiego producenta podpisanie prestiżowej
umowy na dostawę LINK-ów na potrzeby Deutsche Bahn.
Jednak obecnie największym sukcesem
bydgoskiej firmy jest wygranie przetargu
na dostarczenie nowoczesnych składów
elektrycznych dla narodowego przewoźnika. Mowa o nowoczesnym pociągu
DART, zaprojektowanym przez inżynierów tej firmy. Będzie to pierwszy pociąg
dużych prędkości, którego składy będą
mogły rozpędzać się do 200 km/godz.
Sukces tym większy, że PESA w przetargu pokonała konsorcjum firm STADLER
i NEWAG, zdobywając maksymalną
liczbę punktów i wygrywając nie tylko
ceną, ale również niższą masą
pojazdu i lepszym wskaźnikiem
NPV (wartości zaktualizowanej
netto - miernika, który jest używany do pomiaru efektywności
inwestycji).
Chodzi mianowicie o przetarg
na dostawę 20 elektrycznych zespołów trakcyjnych dla PKP Intercity
o wartości ponad 1,3 mld zł brutto.
Na czym polega nowoczesność pojazdów
generacji DART? To, co widać od razu
- to nowoczesny design, podkreślony
aerodynamiczną linią z zabudowanym
sprzęgiem. Następnie - wyraźnie lżejsza
konstrukcja, wykonana z zaawansowanej technologicznie stali wysokiej wytrzymałości. Co bardzo istotne - pojazd
posiada wszelkie standardy bezpieczeństwa, zgodnie z europejską normą EN
15227/4, dotyczącą scenariuszy zderzeniowych oraz - co ważne dla osób niepełnosprawnych i rodziców z dziećmi
- podłogę na jednej wysokości, windę,
miejsca dla wózków i w pełni przystosowaną toaletę. Konstruktorzy zadbali również o komfort jazdy - siedzenia
i przestrzeń pasażerska nie odbiega od
standardu Intercity, pomyślano także
o barze, a zapracowanym pasażerom
zapewniono komfortowe warunki pracy
w postaci oddzielnego przedziału, a nawet oddzielnej toalety. Pojazd ten zaakceptują też ekolodzy – 80% elementów
konstrukcji podlega recyklingowi. Ponadto DART posiada własne, energooszczędne, opracowane przez inżynierów
PESA, systemy sterowania, dostosowane do oczekiwań przewoźnika. Komfort
jazdy zapewnia także jednakowa średnica kół w całym pojeździe (920 mm)
oraz falownik zamontowany
na dachu, co sprzyja wyciszeniu pojazdu.
DART może poruszać się
z prędkościami znacznie
przekraczającymi 160 km/h,
z zachowaniem najwyższych
standardów bezpieczeństwa
i komfortu. Co bardzo istotne - w produkcji udział będą miały także polskie
firmy - komponenty i podzespoły dostarczać będzie ponad 350 przedsiębiorstw
z naszego kraju, które - podobnie jak
PESA - postawiły na innowację, podnoszenie jakości produkcji i kwalifikacji
swoich załóg. Z polskich firm pochodzą systemy energoelektroniczne, siłami
polskich projektantów powstają układy
sterowania pojazdów, diagnozowania
i zarządzania infrastrukturą.
Teberia 5/2014
39
BIZNES
Zamówienie na pociągi Dart to również szansa na współpracę z PESĄ dla
polskich instytutów badawczych. To
pozwala na nową jakość na polskim
rynku, a produkowane przez PESA pojazdy spełniają europejskie i światowe
normy.
20 nowych elektrycznych zespołów trakcyjnych zostanie przeznaczonych do
obsług relacji: Jelenia Góra - Wrocław Łódź - Warszawa - Białystok/Lublin oraz
Białystok/Lublin - Warszawa - Koluszki Częstochowa - Katowice - Bielsko Biała.
Ponadto producent nowych pociągów
zajmie się ich serwisowaniem w okresie
nie krótszym niż 15 lat.
Jakość bydgoskiego pojazdu i trud polskich projektantów został wynagrodzony w Londynie w marcu br. PESA jako
pierwsza firma z Polski, a nawet z całej
Europy Środkowo-Wschodniej, została
nagrodzona przez „Financial Times”!
Prestiż tym większy, że wśród konkurentów były takie firmy jak Twitter, globalny
system rezerwacji noclegów Airbnb czy
światowy gigant naftowy Continental
Resources.
Była to już szósta edycja konkursu, który
swoim zasięgiem obejmuje Europę, obie
Ameryki, Bliski Wschód oraz rejon Azji
i Pacyfiku. Zwycięzcy są wybierani przez
panel ekspertów, któremu przewodniczy
Lionel Barber, redaktor „Financial Times” - To wielki sukces całej załogi PESA.
Kilkanaście lat temu byliśmy prawie
bankrutem, dzisiaj odbieramy nagrodę
w towarzystwie wielkich światowych firm
w Londynie.
Teberia 5/2014
40
BIZNES
Nagrodę dedykuję pracownikom naszej
firmy - jestem z Was dumny - mówił Tomasz Zaboklicki, prezes PESA.
Dedykacje to tym piękniejsze, że zarówno nagradzana PESA jak i Grupa NEWAG to firmy z polskim kapitałem. Ale
polski przemysł szynowy tworzą także
koncerny światowe - Alstom, Bombardier, Greenbrier, Siemens czy Stadler.
Choć ich zakłady w Polsce produkują
w większości moduły i podzespoły, mają
także liczne więzi z firmami produkcyjnymi i usługowymi z krajowym kapitałem. Szkolą ich przedstawicieli, udostępniają wiedzę i doświadczenie.
Sukcesy PESY i NEWAG-u pojawiły
się w samą porę, bo najprawdopodobniej po polskich torach nie pojedziemy
obiecanym pociągiem ED 250, zwanym
potocznie Pendolino. Jak donosi
„Rynek Kolejowy” Alstom wycofał wniosek o dopuszczenie
pociągu do eksploatacji w Polsce. Według nieoficjalnych informacji, Alstom zwrócił się
do UTK z pismem o wycofanie
złożonego pod koniec marca
wniosku o dopuszczenie do eksploatacji pojazdu ED250 Pendolino. Pierwsze
osiem pojazdów wraz z dopuszczeniem
do eksploatacji producent miał dostarczyć 6 maja. PKP Intercity poinformowało, że od tego dnia rozpoczęło naliczanie kar umownych.
Według Alstomu, producent nie ma
możliwości dostarczenia pojazdów wraz
z wymaganym w kontrakcie systemem
sterowania ERTMS poziom 2. Jego kalibracja jest w Polsce niemożliwa, ponieważ na polskiej infrastrukturze nie ma
jeszcze funkcjonalnego systemu, z któ-
rym można go powiązać. Koncern zapewnia, że wszystkie pozostałe warunki
kontraktu zostały spełnione, co udowodniły wykonane już w listopadzie próby
na Centralnej Magistrali Kolejowej.
Nieco inaczej sytuację tę widzi minister
Janusz Piechociński. Nie ukrywa, że już
w 2009 roku nie był zwolennikiem zakupu pociągów za granicą. - Kierowałbym
się na zakup dużo tańszego taboru krajowego. Dzisiaj i PESA, i NEWAG, i pewnie
inne firmy w Polsce są w stanie przedłożyć
oferty na pojazdy jeżdżące już z większą
prędkością niż 200 km/h.
Wiedzieliśmy, że na odcinkach do Krakowa, Katowic i Gdańska posiadanie
wyższego standardu pociągów to szansa
na pokazanie, że polska kolej potrafi –
dodał.
Para buch? Koła w ruch? –
czyli jedziemy dalej…
A przyszłość rynku kolejowego,
nie tylko w Polsce, jest naprawdę ogromna. Przeprowadzone
badania wykazały, że podróż
pociągiem wytwarza od 3 do
4 razy mniej dwutlenku węgla
niż ta sama trasa pokonana samolotem
lub samochodem. W tych warunkach
pociągi o dużej prędkości skutecznie
konkurują z samolotami na mniejszych
odległościach oraz z transportem samochodowym na większych odległościach.
Europejskie pociągi Eurostar łączące
między innymi Londyn z Paryżem, pokonują kanał La Manche korzystając z Eurotunelu. Spowodowały one, że trasa pod
Kanałem La Manche z Paryża do Londynu jest pokonywana zaledwie w 2 godziny 15 minut, a połączenie to obsługuje
aż 70% ruchu pomiędzy tymi miastami.
Teberia 5/2014
41
BIZNES
W Hiszpanii połączenie Madryt – Barcelona trwa 2 godziny i 30 minut i obsługuje 50% ruchu między tymi miastami.
Niezaprzeczalny sukces osiągają linie
o dużej prędkości na trasach Paryż
– Lyon, Paryż – Bruksela oraz Hamburg – Berlin. Wiele państw na całym
świecie zaczyna poważnie inwestować
w szybkie koleje elektryczne. Budowy są
prowadzone w Chinach, Iranie, Holandii i Turcji. Projekty budowy szybkich
kolei elektrycznych są rozpatrywane
w Argentynie, Brazylii, Indiach, Maroku, Portugalii, Rosji, Arabii Saudyjskiej
oraz – jak wiemy w Polsce. Obliczono,
że w 2009 roku w skali światowej było
blisko 11 000 kilometrów linii szybkich
kolei elektrycznych o prędkości co najmniej 250 km/godz., w eksploatacji było
około 1750 jednostek kolejowych; 13 000
kilometrów linii znajdowało się w budowie, a blisko 18 000 kilometrów linii było
w fazie projektowania. Przewiduje się,
że do 2020 roku długość linii szybkich
kolei elektrycznych na naszym globie
może osiągnąć 400 000 km.
Oby polskie kolejnictwo miało w tym
swój udział.
Bo i tu na szczęście coś drgnęło. Dotąd było, jak było – łączne spóźnienie
wszystkich pociągów w połowie roku
2010 wynosiło… 5 lat i 1 miesiąc! Rok
później, wychodząc zapewne naprzeciw
problemom swoich współobywateli, ówczesny minister transportu, Sławomir
Nowak, zamroził wszelkie prace nad
Koleją Dużych Prędkości - i to do roku
2030. Tymczasem w Japonii pociągi
spóźniają się średnio 4 sekundy na rok
– mniej więcej tyle, ile wszystkie zegarki
(byłego już) pana ministra razem wzięte.
Na szczęście obecny rząd – jak przywołałam na wstępie - zmienia swoje podejście do problemu. Ile w tym prawdziwych deklaracji, ile dobrych chęci, a ile
przedwyborczej kiełbasy – nie wiadomo.
Zwłaszcza, że wciąż jeszcze pozostajemy w klimacie filmów Barei, (a ściślej
w kontekście - pani kierowniczko takie
są odwieczne prawa natury - jest zima
to musi być zimno), ale widać - sorry..
taki właśnie mamy klimat.
Najważniejsze, że - poza deklaracjami
polityków - szczęśliwie mamy jeszcze
otwarte głowy designerów i inżynierów, którzy chcą pracować za złotówki, oczywiście przy wsparciu unijnych
dotacji. Skorzystał z tego już NEWAG,
skorzystała PESA. Skorzystamy w końcu
my wszyscy – pan, pani, społeczeństwo!
I w końcu wszystko zmieni się na lepsze.
Dominika Bara
Źródło: PAP, Reuters, Huffington Post,
tvn24, NEWAG, Gazeta Wyborcza, tech.
wp.pl, onet.pl
Teberia 5/2014
42
BIZNES
Bankowość mobilna
– jeszcze prostsze wydawanie
Ponad dekadę temu Internet zrewolucjonizował usługi bankowe. Klienci banków błyskawicznie przerzucili się z okienek
kasowych na okienka przeglądarki internetowej oszczędzając
czas i zmniejszając kolejki w oddziałach banków. Choć stara
rewolucja jeszcze na dobre nie okrzepła, to w drodze jest już
nowa, która chce przenieść bankowość z komputerów na urządzenia mobilne. Tylko czy to na pewno jest rewolucja?
Bank pod ręką
Na pierwszy rzut oka bankowość mobilna niewiele różni się od bankowości
internetowej: służy do wykonywania
podstawowych usług bankowych we
własnym zakresie, z tym że do jednej
potrzebny jest smartfon, do drugiej zaś
komputer. Banki przez długi czas nie
starały się zmienić tego stanu rzeczy,
z góry zakładając, że urządzenia mobilne będę wykorzystywane przez klientów
co najwyżej w drugiej kolejności, jeśli ci
nie będą mieli akurat dostępu do komputerów.
Teberia 5/2014
43
BIZNES
Ostatnio jednak stopniowe uniezależnianie się bankowości mobilnej od internetowej nabiera tempa, głównie na
skutek zmiany sposobu korzystania
z sieci: w USA i Wielkiej Brytanii już
teraz więcej jest internautów mobilnych
niż stacjonarnych. Przewiduje się, że także w Polsce – choć dopiero w okolicach
roku 2020 – bankowość mobilna prześcignie pod względem ilości transakcji
bankowość internetową.
A nowe usługi, ściśle związane z „mobilnością” tabletów i smartfonów, jeszcze
przyśpieszą ten trend.
IKO od PKO
Na świecie bankowość mobilna rozwija się prężnie i to nie tylko w bogatych
krajach Zachodu, ale również w krajach rozwijających się Afryki czy Azji.
Jeszcze do niedawna banki i firmy telekomunikacyjne w Polsce miały pod
tym względem niewiele do zaoferowania. Dwa lata temu zaledwie co czwarty
bank oferował swoim klientom specjal-
ną aplikację do obsługi konta – pozostałe zadowalały się mobilną wersją
strony internetowej. Dziś poszukuje się
rozwiązań, które w pełni wykorzystałyby potencjał smartfonów: ich mały
rozmiar, możliwość korzystania z geolokalizacji czy połączenie z Internetem.
Wychodząc naprzeciw tym wyzwaniom sześć banków: Alior Bank, Bank
Millennium, Bank Zachodni WBK,
mBank, ING Bank Śląski oraz PKO
Bank Polski, postanowiło połączyć siły
i stworzyć wspólnie Polski Standard
Płatności – wspólny standard, który
pozwoli zmienić telefony w uniwersalne urządzenia płatnicze.
Rdzeniem nowego systemu ma być aplikacja IKO stworzona przez PKO Bank
Polski i działająca na rynku od ponad
roku. Aplikacja IKO jest krokiem w kierunku elektronicznego portfela – umożliwia wypłacanie pieniędzy z bankomatów, wystawianie czeków, dokonywanie
zwykłych przelewów oraz przelewów do
innych użytkowników identyfikowanych
za pomocą ich numerów telefonu czy
płacenie w sklepach.
Teberia 5/2014
44
BIZNES
Ponadto aplikacja może działać jak elektroniczna portmonetka pre-paid – użytkownik może ją zasilić dowolną kwotą
i w jej granicach dokonywać transakcji.
Sercem aplikacji IKO jest kod generowany przez nią co kilkadziesiąt sekund, za
pomocą którego autoryzuje się płatności
i wypłaty z bankomatów. Jest to dosyć
wygodny system, choć pod względem
szybkości obsługi transakcji przegrywa
o kilka sekund zarówno z tradycyjnymi kartami zabezpieczonymi pinem, jak
i z kartami zbliżeniowymi.
Czeki, które stanowią nowość w bankowości mobilnej, są obsługiwane za pomocą odrębnego kodu. Pozwalają one na
upoważnienie innej osoby (lub samego
siebie) do skorzystania z kwoty oznaczonej w czeku przez określony czas, bez
konieczności posiadania przy sobie telefonu. Osoba, której przekazujemy numer
i hasło czeku może dowolnie skorzystać
z oznaczonej w nim kwoty: wypłacić ją
z bankomatu lub zapłacić za jej pomocą
w sklepie. Kwoty niewykorzystane przez
posiadacza czeku wracając do właściciela konta w momencie upływu okresu
ważności czeku.
By płaciło się łatwiej
Banki podkreślają, że rewolucja mobilna
przyniesie korzyści nie tylko klientom
detalicznym, ale również przedsiębiorcom. Jedną z zalet płatności mobilnych,
za pomocą której banki starają się namówić ich do akceptowania płatności
mobilnych jest niższa niż w przypadku
obsługi kart opłata interchange. Obecnie akceptacja kart Visa lub Mastercard
wiąże się z opłatą, którą ponosi akcep-
tant karty, czyli przedsiębiorca posiadający terminal i obsługujący płatności
kartami. Banki proponują system, które
eliminuje pośrednika, co teoretycznie
powinno zmniejszyć opłatę i zwiększyć
zysk przedsiębiorców.
Na jakie zyski z wprowadzenia usług
mobilnych mogą liczyć same banki?
Przede wszystkim wierzą, że uda im
się zwiększyć zaangażowanie klientów,
zredukować koszty transakcji i zmniejszyć ilość placówek, podobnie jak to było
w przypadku bankowości internetowej.
Poza oszczędnościami banki poszukują
też nowych źródeł zysku. Jednym z nich
jest wspominane już wyeliminowanie
pośredników z obrotu bezgotówkowego,
drugim popularyzowanie i ułatwianie
transakcji bezgotówkowych. Według badań przeprowadzonych przez MasterCard Advisors osoby płacące zbliżeniowo w pierwszym roku używania karty
wydają za jej pomocą o 30% więcej niż
ci, którzy posługują się kartą zabezpieczoną pinem. Pod względem potencjału
rozwoju płatności zbliżeniowych polski
rynek ma dobre perspektywy: z jednej
strony płatności bezgotówkowe wciąż
są u nas relatywnie niepopularne (tylko
ok. 1/7 płatności detalicznych odbywa
się bez użycia gotówki), z drugiej Polacy przodują na świecie pod względem
płacenia za pomocą kart zbliżeniowych,
których używanie staje się powoli zasadą, a nie wyjątkiem. Przed bankami
rozwijającymi Polski Standard Płatności
stoi jednak trudne zadanie, bo czy osoby,
które do tej pory nie chciały płacić za
pomocą karty, zdecydują się na bardziej
„technologicznie zaawansowane” płacenie telefonem?
Teberia 5/2014
45
BIZNES
Choć korzyści płynące z bankowości mobilnej wydają się obopólne, to mobilna ofensywa banków ma jeszcze jedną przyczynę.
Otóż rynek płatności mobilnych
to miejsce, w którym konkurują ze sobą nie tylko banki: są już
na nim obecne takie firmy jak
Google, z usługą Google Wallet,
PayPal, a także wiele innych, mniej
znanych firm i startupów. Płatności mobilne są również naturalnym środowiskiem ekspansji dla
firm telekomunikacyjnych, które
dystrybuują telefony i są właścicielami sieci telekomunikacyjnych. Część banków dostrzegło
potencjał łączenia usług telekomunikacyjnych i finansowych
i weszło w sojusze z telekomami.
Tak stało się na przykład w przypadku Aliora i T-Mobile w Polsce.
Na początku maja swoją działalność rozpoczął „bank” T-Mobile
Usługi Bankowe. W tym symbiotycznym związku banki udostępniają swoje know-how w zamian
za ogromną bazę potencjalnych
klientów, dzięki czemu mogą prowadzić ekspansję bez konieczności
inwestowania w drogą infrastrukturę czy marketing. Wprowadzając usługi związane z bankowością
mobilną firmy telekomunikacyjne
mogą zaś poszerzyć swoją ofertę
i silniej związać ze sobą klientów.
Podobne sojusze tworzą pozostałe telekomy: Orange z mBankiem,
a Plus z dawnym Invest-Bankiem.
Teberia 5/2014
46
BIZNES
Lekcja Afrykańska
Miejscem, gdzie rynek płatności
mobilnych zdominowały firmy
telekomunikacyjne są przede
wszystkim kraje rozwijające się.
To właśnie tam, gdzie infrastruktura bankowa jest źle rozwinięta
i gdzie ogromna część populacji
nie może ze względów formalnych posiadać konta w banku,
usługi oferowane przez firmy
telekomunikacyjne cieszą się
wielką popularnością. Według
raportu Half the World is Unbanked sporządzonego w 2009 roku
przez grupę The Financial Access Initiative 80% mieszkańców
Afryki subsaharyjskiej nie korzysta z żadnych usług bankowych
czy parabankowych. Jednocześnie wiele z tych osób posiada
telefon – według raportu PewResearch jest to 95% populacji
w Chinach, 82% w Kenii czy 78%
w Nigerii. Niski współczynnik
ubankowienia wynika z dwóch
przyczyn: w niektórych krajach
są to przeszkody formalne, takie
jak utrudniające zakładanie kont
prawo czy wysokie wymagania
banków, w innych demografia
i geografia. W Indiach, Pakistanie
i w wielu krajach Afryki otwieranie oddziałów banków w trudno
dostępnych, słabo zaludnionych
terenach po prostu się nie opłaca.
>>>
Teberia 5/2014
47
BIZNES
L
iderem bankowości mobilnej
wśród krajów rozwijających się
jest Kenia, gdzie 70% posiadaczy
telefonów komórkowych regularnie dokonuje przelewów lub odbiera pieniądze
za pomocą płatności mobilnych. Miejsce
lidera Kenia zawdzięcza firmie Safaricom, która w 2007 roku wprowadziła
usługę M-Pesa. M-Pesa nie jest aplikacją obsługującą rachunek bankowy, ale
osobną, autonomiczną usługą. Karta
SIM, którą otrzymują klienci Safaricom,
obsługuje dwa konta: środki zgromadzone na jednym mogą być wykorzy-
stywane do prowadzenia rozmów i wysyłania SMS-ów, zaś drugie konto służy
wyłącznie do dokonywania transakcji finansowych. Dzięki temu, że M-Pesa nie
wymaga połączenia z Internetem można
w wygodny sposób płacić i otrzymywać
pieniądze, bez konieczności posiadania
smartfona i utrzymywania połączenia
z Internetem. M-Pesa zgromadziła już
ponad 17 milionów zarejestrowanych
użytkowników (40% populacji Kenii),
a wprowadzona niedawno nowa usługa,
M-Shwari, umożliwia im uzyskiwanie
mikropożyczek czy otwieranie lokat.
Teberia 5/2014
48
BIZNES
Podobne projekty, z różnym skutkiem,
prowadzone są w innych krajach rozwijających się, ale nie tylko tam. Vodafon,
który posiada 40% udziałów w spółce
Safaricom, wprowadził w marcu tego
roku usługę M-Pesa na rynek rumuński, gdzie prawie każdy ma telefon, ale
gdzie ponad jedna trzecia mieszkańców
nie ma dostępu do tradycyjnych usług
bankowych.
Mobilny portfel
Bankowość mobilna rozwija się oczywiście nie tylko w Afryce. W zamożnych
krajach, gdzie wskaźnik ubankowienia
jest na wysokim poziomie, szuka się innych możliwości wykorzystania urządzeń mobilnych. Amerykańska firma
Monitise wraz z U.S. Bank pracują nad
elektronicznym portfelem, którego dodatkową funkcją będzie ułatwienie nabywania produktów, których reklamy użytkownik zobaczy w gazecie lub usłyszy
w radiu. Korzystając z fotokodów i technologii rozpoznawania obrazów, przy
użyciu minimalnej liczby kliknięć, aplikacja pozwoli wyszukać dany produkt,
zapłacić za niego i automatycznie prześle
dane konieczne do wysyłki. Firma Isis,
będąca wspólnym przedsięwzięciem
kilku firm telekomunikacyjnych (m.in.
T-Mobile i Verizon) rozwija system płatności mobilnych związanych z technologią near field communication (NFC),
dzięki której telefon działa w taki sam
sposób, jak powszechnie już znane karty
zbliżeniowe. „Mobilny portfel” firmy Isis
ma jednak ambicję sięgnąć poza obsługę
transakcji finansowych – w przyszłości
ma umożliwiać przechowywanie polis
ubezpieczeniowych, prawa jazdy czy
dowodów osobistych i w konsekwencji
całkowicie zastąpić tradycyjny portfel.
Płacenie telefonem zbliżeniowo, za pomocą technologii NFC umożliwia także
Orange. Do skorzystania z usługi NFC
Pass potrzebna jest specjalna karta
SIM, telefon obsługujący tę technologię
oraz konto w banku współpracującym
z Orange lub dedykowana karta prepaid.
Teberia 5/2014
49
BIZNES
W aplikacji można zainstalować dowolną ilość kart i płacić telefonem tak, jak
kartą zbliżeniową. Technologia NFC ma
szansę na wielki sukces w Polsce, bo Polacy, w porównaniu do średniej europejskiej niechętnie korzystający z kart kredytowych, szybko zajęli pozycję lidera
w rankingu ilości kart zbliżeniowych. Co
prawda banki pomogły trochę w uzyskaniu tego wyniku, często nie dając klientom wyboru między kartą zbliżeniową
a tradycyjną, ale Polacy przyzwyczaili
się już do nich i mimo obaw związanych
z bezpieczeństwem chętnie płacą zbliżeniowo, oszczędzając cenne sekundy.
Przymusowa rewolucja
Z ankiety przeprowadzonej przez PewResearch wśród ekspertów z dziedziny
technologii mobilnych wynika, że 65%
z nich wierzy w rychły sukces mobilnych
płatności – rok 2020 ma być początkiem
schyłku gotówki i kart kredytowych.
Być może są to jedynie życzenia i nadzieje osób pracujących na rynku płatności
mobilnych albo badających ten rynek,
jednak nie ulega wątpliwości, że kierunek zmian został wytyczony i niewiele
wskazuje na to, by miał się zmienić. Michael Abbott, prezes zarządu firmy Isis,
porównuje zachodzące obecnie zmiany
do tych, jakie wstrząsnęły przemysłem
muzycznym po pojawieniu się płyt CD.
Tylko czy płatności mobilne faktycznie
są nam w stanie zaoferować jakościową
zmianę? Pieniądze na pewno będzie się
wydawało łatwiej, ale czy ta „rewolucja”
warta jest kilku sekund zaoszczędzonych
przy terminalu czy komfortu płynącego
z pozbycia się portfeli?
Rozwój płatności mobilnych to nie tyle
kwestia technologii, która od dawna jest
już dostępna, co raczej przekonania do
niej użytkowników. Dlatego też większość nowych pomysłów zmierzających
do transformacji telefonu w portfel stawia raczej na prostotę i łatwość obsługi
niż na oryginalność.
Teberia 5/2014
50
BIZNES
Ta wygoda nie jest rzecz jasna przejawem dobroczynności banków i firm telekomunikacyjnych, a raczej wypadkową
ich chęci ekspansji i obawy przed pozostaniem w tyle. Nie ma w tym zresztą nic
dziwnego: celem banków jest zarabianie
pieniędzy, a sukces kart zbliżeniowych
dowiódł, że klienci z chęcią odchodzą od
gotówki i to nawet za cenę prowizji, którą ostatecznie płacą przecież oni sami.
Wydaje się, że „rewolucję” mogłyby
powstrzymać jedynie obawy związane
z bezpieczeństwem. Jedna trzecia respondentów cytowanego wyżej badania
przewiduje, że brak zaufania do technologii NFC będzie stanowił poważną przeszkodę na drodze rozwoju bankowości
mobilnej. Samo korzystanie z kart zbliżeniowych, które są zabezpieczone pinem dopiero powyżej określonej kwoty,
stanowi już pewne zagrożenie. Tak długo
jednak, jak karta funkcjonuje oddzielenie od telefonu można, w przypadku jej
zgubienia lub kradzieży, zablokować ją
dzwoniąc do banku. W przypadku utraty
urządzenia, które spełnia jednocześnie
rolę telefonu i karty płatniczej będzie to
trudniejsze.
Teberia 5/2014
51
BIZNES
Innym problemem, z jakim będą musiały uporać się banki i nowi gracze na
rynku to wypracowanie porozumienia
co do wspólnego standardu dokonywania i przyjmowania płatności. Tworzony
właśnie Polski Standard Płatności jest
krokiem w dobrą stronę, jednak nie będzie obejmował wszystkich systemów
płatności mobilnej, nawet mimo tego,
że niedawno przystąpiło do niego kilka kolejnych banków. Ponadto trzeba
będzie jeszcze ustalić jakiś standard
międzynarodowy, bo za pomocą IKO
nie można płacić za granicą. O ile więc
banki i instytucje nie porozumieją się
w tym zakresie, to podróżnym pozostanie gotówka, albo stare, sprawdzone
karty kredytowe.
Dobrą stroną tej sterowanej nieco odgórnie rewolucji może być zwiększenie
liczby podmiotów na rynku usług bankowych, a co za tym idzie zwiększenie
konkurencyjności i obniżenie kosztów.
Ma to znacznie szczególnie w odniesieniu do duopolu Visy i Mastercarda, które wspólnie kontrolują rynek płatności
bezgotówkowych.
Także kraje słabo ubankowione mogą
skorzystać na rozwoju płatności mobilnych, choć jak na razie nigdzie nie udało
się powtórzyć tak spektakularnego sukcesu, jak ten odniesiony przez system
M-Pesa w Kenii.
Mimo obiecujących perspektyw bankowości mobilnej, wizjonerskie proroctwa
rychłego końca portfeli i portmonetek
wydają się grubo przesadzone. Wiele osób darzy nowinki technologiczne
nieufnością – zwłaszcza jeśli wiążą się
one z ich bezpieczeństwem finansowym.
Poza tym w portfelach nosimy przecież
nie tylko pieniądze – portmonetkom
i portfelom długie życie zapewnią dowody osobisty, prawa jazdy, karty rabatowe czy bilety miesięczne, które swój
prostokątny kształt zawdzięczają kartom
kredytowym.
Teberia 5/2014
52
Piotr Pawlik
PREZENTACJE
Dostarczą paliwo dla
polskiej atomówki?
Kanada, Australia, Kazachstan, a może Namibia? Choć pierwsza elektrownia atomowa w Polsce może powstać nawet za kilkanaście lat, KGHM już
teraz rozgląda się za złożami uranu, który mógłby posłużyć jako paliwo
do reaktorów. Koncern nie chce jednak wydobywać uranu w Polsce.
– Chcemy dostarczać fluorowo-uranowy wkład do prętów. Jeżeli w 2016 r. zapadnie decyzja o budowie elektrowni, to
już patrzymy na świecie, gdzie nam po
drodze z górnictwem uranu – mówi prezes KGHM Herbert Wirth w wywiadzie
udzielonym Gazecie Wyborczej.
Program jądrowy postrzegamy jako
szansę dla KGHM. Firma myśli o przejęciu jakiejś firmy górniczej, której produkcja skoncentrowana byłaby nie tylko
na wydobyciu, lecz także na wytwarzaniu yellowcake, czyli koncentratu fluorowo-uranowego, z którego produkuje się
pręty paliwowe wykorzystywane w reaktorach atomowych.
Pod koniec września ubiegłego roku
PGE oraz Tauron, Enea i KGHM parafowały umowę ws. udziału w programie jądrowym. Umowa przewiduje, że
PGE sprzeda 30 proc. udziałów w PGE
EJ1, a Tauron, Enea i KGHM kupią po
10 proc. Umowa ma stać się wiążąca
w przypadku przyjęcia przez rząd Programu Polskiej Energetyki Jądrowej
(PPEJ) i uzyskania zgody UOKiK.
„KGHM (…) w ramach spółek wchodzących w skład konsorcjum zajmującego się energetyką jądrową upatruje
swoją rolę również jako spółka, która
będzie w stanie zapewnić bezpieczeństwo surowcowe w zakresie dostaw rud
uranu. Dlatego prowadzimy badania nad
możliwością pozyskania złóż rud uranu
na świecie. W szczególności te badania
koncentrujemy wokół krajów, gdzie te
złoża występują najliczniej – czyli Kanada, Australia, Kazachstan i Namibia”
– powiedział Maciej Koński z KGHM na
ubiegłorocznym posiedzeniu sejmowej
nadzwyczajnej komisji ds. energetyki.
Jak wyjaśnił, spółka prowadzi badania
pod kątem zaopatrywania planowanej
w Polsce elektrowni jądrowej.
Teberia 5/2014
53
PREZENTACJE
Zapotrzebowanie na paliwo jądrowe
można by zaspokoić dzięki eksploatacji
krajowych złóż. Ten promieniotwórczy
metal wydobywano w Polsce w latach
1947-1967. Co prawda polskie zasoby
uranu są mało zbadane, ale udokumentowane złoża i tak starczyłyby na 200 lat
pracy planowanych reaktorów. Zasoby
perspektywiczne złoża zlokalizowane
na Podlasiu szacuje się na 88 tys. ton
uranu. KGHM nie chce jednak wydobywać uranu w Polsce z obawy na protesty
społeczne.
Zdaniem ekspertów przy obecnych
cenach uranu nie opłaca się budowa
nowych kopalni. Na korzyść projektu
KGHM przemawiałaby jednak pewność
rynku zbytu surowca w postaci elektrowni atomowej.
KGHM chce zaangażować się w program jądrowy także z uwagi na własne
potrzeby energetyczne.
– Nasze potrzeby energetyczne to ok.
2,5 Twh rocznie [w Polsce produkuje się
rocznie 162 Twh]. Na energię elektryczną wydajemy kilkaset milionów złotych
rocznie.
Są dwie opcje zabezpieczenia firmy przed
nadmiernymi kosztami. Mój pomysł na
energię to wejście w tzw. hedge naturalny, czyli nie szukać wysublimowanych
wzorów matematycznych, ale kupić
tańsze aktywo energetyczne i samemu
produkować prąd. Jeżeli ja wiem, że będę
potrzebował 3 Twh energii, to muszę zabezpieczyć dostawy. Przez turbulencje
sieciowe, braki w dostawach prądu, musimy mieć własne źródła. Na razie aby
się zabezpieczyć, wybudowaliśmy dwa
„kociołki” na gaz po 45 MW. Dlatego
KGHM chciał wejść w alianse, które dadzą dostęp do taniej energii. Projekt jądrowy może to zapewnić. Mam nadzieję,
że po analizach w 2016 r. zapadnie decyzja o budowie elektrowni. Nasz 10-proc.
Wkład w spółkę zajmującą się projektem
atomowym wystarczy na pokrycie tego,
co KGHM będzie zużywał – przekonuje
Herbert Wirth.
źródło: Gazeta Wyborcza
Teberia 5/2014
54
Jm