wydanie 99
Transkrypt
wydanie 99
Gazetka Samorządu Uczniowskiego POŻEGNANIE Małgorzata Szkodna, teraz LO nr V NOWE, ALE CZY LEPSZE? Miniony rok „Klika” był dla nas bardzo łaskawy. Mieliśmy przyjemność obsłużyć prasowo Krajową Konferencję Polskiego Towarzystwa Diagnostyki Edukacyjnej, gdzie wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Jak się okazuje praca od rana do nocy to nasza specjalność. Obroniliśmy już po raz kolejny tytuł Platynowego Laureata dla najlepszej szkolnej gazetki w Polsce. Tyle czasu spędzonego we wspólnym gronie. Pisanie artykułów „na wczoraj”. Tyle wydanych gazetek, poprawionych tekstów. Ale teraz trzeba postawić na młodość i świeżość. Rozstania nigdy nie są łatwe. Platynowy Laureat 18 Forum Pismaków 2013 Pałuckie Pióro 2008 Foto: Archiwum „Klika” Trudno jest mi sobie wyobrazić początek roku w innej, nowej szkole. W szkole bez mojej ukochanej gazetki, nauczycieli i przyjaciół. Przez lata widywałam te same twarze, ale teraz wszystko się zmieni, nabierze tempa. Wszystko idzie do przodu, więc my też. Musimy. Nie możemy stać w miejscu i oglądać się tylko za siebie. Jest to trudne i to bardzo. Ciężko jest mi rozstawać się z gazetką, w którą włożyłam tyle serca i pracy. Zawsze będę wspominać znudzone miny Klikowców na zebraniach, gdy nagle ich oświecało, świetny pomysł wpadał im do głowy i znudzenie automatycznie zamieniało się w uśmiech – taki od ucha do ucha. Przecież są wspaniali i zawsze coś wymyślą. Wszystko, co związane z gazetką, przynosi mi Redakcja: Małgorzata Szkodna (red. naczelny), Ola Majkut, Zuzanna Gałecka, Małgosia Mielczarek, Hanna Okupska, Victoria Gnahoui, Kristina Yakshevska, Daniel Jaworski, Urszula Wołoszyn, Kamila Ratajczak, Joanna Spyra, Natalia Lisik, Sandra Giżewska, Natalia Kubik, Adrian Przyborowski Absolwenci: Karolina Klipel, Paweł Iwaniec 36 ▐ KLIK 1/99 2013/2014 nr 1/99 2013/2014 uśmiech na twarz. Ale i łezka kręci się w oku na myśl, że mnie już tu nie będzie. Ale przecież każdy absolwent jest częścią naszej gazetki i redakcji, tworzył historię i przyczynił się do teraźniejszości. Tak będę się pocieszać. Ta gazetka skradła me serce, dlatego tak ciężko mi się jest z nią rozstać. Może za bardzo się przywiązuję i podchodzę do wszystkiego emocjonalnie, ale chyba warto było się zakochać w „Kliku”. Mam nadzieję, że nowe pokolenia tak samo upodobają sobie „Klika” jak ja i tylu innych dotąd redaktorów i dziennikarzy. Mam nadzieję, że i ci nowi będą dawać z siebie nawet to dwieście procent przy tworzeniu nowych, lepszych tekstów. Dziękuję za te wspaniałe 3 lata z gazetką i Klikowcami. Korekta: Ola Majkut Fotografie: Hanna Okupska, Ala Wójcik, archiwum redakcji Opiekun: Zofia Dembska-Pierzchała Adres: Gimnazjum nr 27 im. Ossolineum, ul. Czeska 40, 51-112 Wrocław E-mail: [email protected] www.klik.gimnazjum27.wroc.pl Foto: Z. Dembska-Pierzchała Wszystko ma swój początek i koniec. Pożegnaliśmy rok szkolny, wakacje i powitaliśmy wszystko, co nowe. Byłam przez ten rok naczelną, teraz poraz na kogoś nowego kogoś kto będzie zaczynał od jubileuszowego, setnego numeru. GIMNAZJUM NR 27 im. Ossolineum we Wrocławiu 1/99 2013/2014 KLIK▐ W NOWEJ SZKOLE Z OBU STRON PIÓRA Kristina Yaksevska, dawna 3c Zuzanna Gałecka, dawna 3f ŻYCIE NA NOWO Być nowym w szkole to nie jest taka łatwa sprawa. Nie można tego porównać do jakiejś sytuacji z filmu, jednak nie powiem, bym właśnie moje przyjście na ostatni rok do Gimnazjum nr 27 tak traktowała… Od września 2012 zaczęłam uczęszczać do tego gimnazjum. Początki? To chyba normalne, że trudne. Z początku myślałam, że niełatwo będzie mi się zaaklimatyzować, że nie będę mogła "wbić" się w towarzystwo, że dziewczyny z mojej klasy są zbyt poważne jak dla mnie. Mogę wspomnieć też, że na pierwszy rzut oka Małgorzata Szkodna wydawała się raczej nauczycielką i chciałam powiedzieć jej "dzień dobry", ale zaraz po tym, jak pani Kiełczewska powiedziała, że będę chodziła z Gosią do klasy, jedyne co mi pozostało, to zrobić wielkie oczy i się po ludzku przywitać. Obok Szkodnej stały Paula Pruszkiewicz, Gosia Mielczarek i Aga Małyszewicz. Przywitałam się też z nimi, podając rękę. Wszystkie dłonie były suche, tylko Gosi, nie wiedzieć czemu, wilgotne. Nie pytałam o to. Wchodząc na salę gimnastyczną, poznałam panią Krawiec, która od razu wydała mi się przesympatyczna. Może dlatego że powitała mnie miło w nowej szkole i przytuliła? Na sali Gosia Szkodna zaprowadziła mnie na miejsce obok Dagmary Kuczyńskiej i powiedziała, żebym się z nią trzymała, to nic mi nie będzie. O co chodziło, to do tej pory nie wiem, ale jak powiedziała Gosia, tak zrobiłam i robiłam tak do końca. Koniec roku, a ja i Dagmara dalej trzymamy się razem. Widać myliłam się co do dziewczyn z mojej klasy - nie są aż tak poważne. Łatwo się zaaklimatyzowałam i czułam się z tym dobrze. 2 ▐ KLIK 1/99 2013/2014 Pamiętam, jak powoli poznawałam ludzi ze szkoły, ale najbardziej zapadły mi w pamięć osoby z tych pierwszych dni: Gosia Mielczarek, Nikola Bogucka, Karolina Kruk, Gosia Szkodna, Dagmara Kuczyńska, Paula Pruszkiewicz. Był jeszcze Daniel Jaworski, ale przy naszym pierwszym spotkaniu nie przedstawił mi się, a jego imię poznałam dopiero kilka dni później. Gazetka szkolna to nie jest dobre miejsce na opisywanie tego, co potem między nami było. Na samym początku, czyli przez pierwsze miesiące, trzymaliśmy się w razem: Dagmara, Daniel i ja. Wiele się działo przez te miesiące. Z Gosią Mielczarek (najpiękniejszą i najcudowniejszą dziewczyną w szkole) zaczęłam kolegować się dopiero później, jakoś pod koniec grudnia, potem była Ola Giżewska i to z nimi trzymałam się najdłużej. Najpierw byłam ja i Gosia, potem ja i Ola i dopiero w trzeciej kolejności zaczęłyśmy się trzymać razem. To nocowanie u Gosi, to u mnie, to wypad do Oli. Było bardzo miło. Niestety, nie potrafiłam widocznie docenić tego, co było między mną, Olą i Gosią, bo nasze relacje się potem pogorszyły i to chyba przeze mnie. Mogę je tylko, za to co się stało, jeszcze raz przeprosić, bo zbliża się teraz koniec roku i niewiele już można naprawić. Nawiązałam tu wiele wspaniałych znajomości, które - mam nadzieję - przetrwają. Z niektórymi idę teraz do LO nr X i kontakt się nie zerwie, bo jednak do paru osób się przywiązałam. Ten rok szkolny był wyjątkowo intensywny (kolejny pewnie będzie taki w znacznie większym stopniu). Była nowa szkoła, nowi ludzie, nowi nauczyciele. Wszystko przeżyłam i jestem z tego dumna. Bardzo mi się podobało w Gimnazjum nr 27, a pierwsze, nie najlepsze wrażenie o tej szkole było jak najbardziej błędne. Przekonają się teraz o tym pierwszoklasiści. „PISANIE O PISANIU CZYLI WARSZTATY LITERACKIE DLA POCZĄTKUJĄCYCH” w ujęciu Agnieszki Szady „Do napisania niniejszego eseju skłoniła mnie głównie lektura tekstów umieszczanych przez młodych – niekoniecznie wiekiem, za to na pewno stażem – autorów na rozmaitych forach dyskusyjnych poświęconych fantastyce. (…) Niektóre błędy i niezręczności powtarzają się bardzo często, postanowiłam więc spisać porady, które udało mi się sformułować przy okazji komentowania tych tekstów.” Autorce tego poradnika z pewnością nie można odmówić doświadczenia – jest cenioną eseistką internetowego portalu literackiego Esensja, publikującą również w Polityce (pod pseudonimem) i czasopismach s-f. Jej rady są trafne, łatwo zrozumiałe, dzięki czemu nawet najbardziej oporni uczniowie byliby w stanie bez problemu je stosować w swojej twórczości. Głównym odbiorcą tekstu jest początkujący pisarz, jednak czyż każdy z uczniów nim nie jest? Esej ten z powodzeniem naprowadzi nas na najłatwiejszą i najlepszą drogę do zwycięstwa literatury nad grafomanią (i przy okazji znacznie podwyższy oceny z prac pi- Kristina Yaksevska, dawna 3c IDYLLICZNE PIEKŁO NA WARSZTACIE Można by się spodziewać, że kryminał będzie budził grozę tylko dopóty, dopóki go czytamy (jeśli w ogóle będzie). Czy jednak nie byłoby to za proste? Charlotte Link wkracza na rynek wydawniczy ze swoimi powieściami zawsze, ale to zawsze z przytupem. Czytelnik nie może przejść obojętnie koło jej książki, choćby chciał. A gdy już przeczyta, zwykle nie może zasnąć ze strachu. „Drugie dziecko” to jedna z najlepszych powieści kryminalnych, jakie dane mi było przeczytać. Już sam prolog jest arcydziełem psychologicznym, w którym można zatracić się na o wiele dłuższy czas, niż by wypadało. Reszta książ- semnych z języka polskiego). Portal Esensja dysponuje wieloma tego typu artykułami, co może pomóc uczniom w znalezieniu „tego jedynego”, który przemówi do nich najmocniej. Miejmy tylko nadzieję, że informacja o nim dotrze do dużej grupy trzymającej pióro lub uderzającej w klawiaturę., A jesteśmy nimi wszyscy, zarówno dziennikarze „Klika” jak i każdy z uczniów podejmujący wysiłek zapełnienia białej kartki literkami w zadaniach otwartych i wypracowaniach. Chcecie to robić lepiej? Warto tam zajrzeć. ki również jest zachwycająca, ale to właśnie wstęp jest chyba jej najlepszą częścią. Nie mam zastrzeżeń co do stylu pani Link – przejrzysty i prosty jak zawsze, nie tak wyszukany jak u Stephena Kinga, jednak nadal przyjemny w odbiorze. Widać w jej powieści dojrzały, wypracowany przez lata warsztat pisarski i umiejętność logicznego myślenia – tego drugiego często brakuje współczesnym pisarzom. Ze strony technicznej książka prezentuje się tak samo dobrze, jak powieści chociażby Agathy Christie, więc standard jest naprawdę wysoki. 1/99 2013/2014 KLIK▐ 35 Pracownicy Gimnazjum nr 27 im. Ossolineum ROK SZKOLNY 2013-2014 TO ONI DADZĄ NAM SZKOŁĘ Rok w rok szkoła się zmienia. Zmieniają się programy i podręczniki. Odchodzą absolwenci, pojawiają się nowi pierwszoklasiści. Raz jest nas więcej, raz mniej. Teraz znów mniej, bo wciąż mamy skutki niżu demograficznego. Nauczycieli w efekcie też jakby niewielu, więc „starym” gimnazjalistom tylko ich przypominamy, ale dla pierwszaków wszyscy pracownicy szkoły to nowe twarze. Wielu z nich poznają teraz bliżej, z innymi spotkają się nieco później. DYREKCJA Beata KRYWULT-SZCZUDŁO - dyrektor gimnazjum, fizyka Urszula Katarzyna SULIGA - wicedyrektor, biologia NAUCZYCIELE Zofia DEMBSKA-PIERZCHAŁA - j. polski, biblioteka Dagmara KUBICA - logopeda, j. polski Agnieszka HALICKA – religia, j. polski Jadwiga MAMCZUR - j. polski Sylwia MROWIEC-PAŚKO - j. polski Justyna RYTWIŃSKA - j. polski, wychowanie do życia w rodzinie Teresa WIŚNIEWSKA - historia, biblioteka Jarosław JAROSZEWICZ – historia, wiedza o społeczeństwie Dorota CICHA - j. angielski Katarzyna KUBIAK - j. angielski Dagmara TERZIS - j. angielski Małgorzata ZARYCHTA-MASŁOWSKA - j. niemiecki Jolanta PATELSKA-GRECZYŁO – j. niemiecki Elżbieta MIELKO - matematyka Anna MISIEWICZ - matematyka Magdalena PAWŁOWSKA – matematyka, chemia Iwona ZACZEK – chemia Danuta SIWIK - fizyka Maria WRZESIŃSKA - geografia 34 ▐ KLIK 1/99 2013/2014 Alina KRAWIEC - biologia Jolanta SOBCZAK-WOLSKA - zajęcia techniczne, informatyka Iwona BRZOZOWSKA – wychowanie fizyczne Marek CIASZKIEWICZ - wychowanie fizyczne Magdalena JANIA - wychowanie fizyczne Elżbieta KIEŁCZEWSKA - wychowanie fizyczne Piotr MIZERSKI - wychowanie fizyczne Katarzyna GROŃ – wychowanie fizyczne ks. Maciej DĘBOGÓRSKI - religia Mariola MODELSKA – doradca zawodowy Szkolny Ośrodek Kariery Jadwiga NALEPA - pedagog Marek BAWOLSKI - pedagog PRACOWNICY ADMINISTRACJI I OBSŁUGI W NOWYM ROKU SZKOLNYM Beata Krywult-Szczudło Dyrektor PLANY Teresa GŁOWACZ-GOŁUB - kierownik gospodarczy Elżbieta PRUSZKOWSKA - sekretariat Aneta KOWALSKA - kadry Piotr WAWRZYNIAK – informatyk Barbara SALSKA - woźna Halina JAKUBOWSKA - szatniarka Zbigniew GLINKOWSKI - konserwator Maria BURY - intendentka Maria MATUSZ - kucharka Monika GUBAŃSKA – pomoc kuchenna Gabriela DANELSKA - pani sprzątająca Maria SOWIZDRZAŁ - pani sprzątająca Małgorzata SZYMANKIEWICZ - pani sprzątająca Jadwiga WRZESIŃSKA - pani sprzątająca *** A NAS CIEKAWIĄ PIERWSZOKLASIŚCI Ruszamy z pracą nad setnym numerem naszej gazetki! Czy będzie w nim twój artykuł? Redakcja „Klika” czeka na nowych, ambitnych i utalentowanych dziennikarzy, rysowników, fotografów i poetów. Zachęcamy do pracy w redakcji. Zapraszamy wszystkich chętnych, bo może sami siebie nie znacie? Kto wie, jaki talent w was drzemie? Warto spróbować swych sił. Warto zaistnieć, stać się kimś rozpoznawalnym jako osoba twórcza i otwarta, rozwijająca się i gotowa ofiarować innym coś od siebie. Za nami wakacje, które dla wielu były czasem błogiego i wydawałoby się niekończącego odpoczynku. Ufam, że wypoczęliście efektywnie i efektownie. Tegoroczne lato rozpieszczało nas sprzyjającą pogodą. Odpoczywałam na Półwyspie Helskim i jak zwykle czas wypoczynku minął mi tak szybko, że nie wiadomo kiedy. Przed nami nowy, pełen pracy i atrakcji rok szkolny. Mam nadzieję, że Wasze głowy są pełne pomysłów na działania, jakie chcielibyście podjąć w samorządzie uczniowskim, wolontariacie czy też podczas zajęć lekcyjnych i dodatkowych. Podzielcie się swymi pomysłami z nauczycielami. Z pewnością będą Was wspierać w ich realizacji. Nauczyciele też mają plany względem Was. Będą proponować m.in. udział w imprezach szkolnych i pozaszkolnych, w konkursach wiedzy i artystycznych, wyjścia do kina i teatru. Skorzystajcie z nich. Wszystkie te działania mają na celu wasz wszechstronny rozwój. Przedstawią wam też szeroką ofertę pracy metodą projektu, która uczy samodzielności w poszukiwaniu wiedzy, a także kreatywnego myślenia i współpracy w grupie. To bardzo cenne umiejętności, które kształci się latami, a są dziś konieczne, by osiągnąć sukces na rynku pracy. A propos. Już po zakończeniu roku szkolnego dotarła do mnie fantastyczna informacja, że redakcja gazetki „Klik” znów zdobyła nagrodę w konkursie na najlepszą inicjatywę społeczną wśród młodzieży gimnazjalnej Wrocławia. Serdecznie gratuluję p. Zofii Dembskiej–Pierzchale i wszystkim Reaktorom gazetki. Mam nadzieję, że wasze grono powiększy się teraz. Zachęcam was, drodzy uczniowie, do podjęcia wysiłku i pracy w redakcji, która jest także świetną okazją do spojrzenia na szkołę, siebie i otoczenie z innej perspektywy. Serdecznie witam w naszej szkole uczniów klas pierwszych, zapraszając przy okazji do współpracy z redakcją gazetki. Gdy przeczytacie ogłoszenie o spotkaniu redakcji, zdobądźcie się na odwagę i idźcie na nie. Spotkacie tam wielu świetnych rówieśników, którzy są pełni dobrej woli, by i was wciągnąć do zespołu. Ufam, że pierwszoklasiści szybko odnajdą się w nowej szkole, a pomogą im dwa pierwsze dni przeznaczone na integrację. Uczniów klas drugich zachęcam do pilnej i systematycznej nauki - to fundament waszej przyszłości. W tym roku szkolnym będziecie mieli okazję sprawdzić się na egzaminie próbnym, na rok przed prawdziwym egzaminem. Dla uczniów klas trzecich mamy szeroką ofertę dodatkowych godzin zajęć dydaktycznych, które pomogą w jak najlepszym przygotowaniu do kwietniowego egzaminu gimnazjalnego. Już późną jesienią napiszecie drugi próbny egzamin gimnazjalny, którego wyniki dadzą wam i waszym rodzicom informację, co już umiecie, a nad czym musicie popracować. Nauczyciele są gotowi, by dodatkowo was wspierać i pomagać w przezwyciężaniu trudności. Co tydzień czekają na konsultacjach i dodatkowych zajęciach. Zachęcam do korzystania z tej formy pomocy. U progu nowego roku szkolnego życzę wam, drodzy Uczniowie i waszym Rodzicom, wytrwałości w dążeniu do celu, a na koniec satysfakcji z realizacji planów. 1/99 2013/2014 KLIK▐ 3 HALO, WROCŁAW! KRYTYCZNY PRZEGLĄD MŁODYCH MEDIÓW Karolina Klipel, absolwentka 2006 LIST POKOLENIA Drogi Wrocławiu! Po długim czasie nieobecności znowu pojawiłam się u Ciebie. Sporo przez ten czas zmieniło się w Tobie, sporo w moim życiu. Jesteś moim miastem… Znam większość ulic, numery autobusów. Mam w Tobie ulubione bary, swoje miejsca. Wspomnienia, kiedy przechodzę po dzielnicy, na której się wychowałam. Podstawówka, gimnazjum zaraz obok. Pan w kiosku zawsze pytał o drobne, kiedy kupowałam gumy do żucia, a pani w warzywniaku zawsze narzekała na pogodę. Wiele razy opuszczałam Cię i wracałam. Po drodze wydarzyło się za wiele, żeby Ci opowiadać. Byłam za granicą, byłam w wielu miejscach w Polsce. Szukałam. Czy znalazłam, nie wiem. Kilka razy nawet wracałam do Ciebie, pamiętasz? Jesteś dla mnie miastem pełnym sprzeczności. Na pewno bardzo się zmieniasz, tak samo jak zmieniają się ludzie, którzy Cię tworzą. Jest ich zdecydowanie więcej. Z jednej strony oferujesz wiele, dajesz możliwości, otwierasz furtki, które na prowincjach są nie do sforsowania. Jesteś barwny, kolorowy. Z wszystkimi kamienicami, parkami, witrynami sklepowymi coraz bardziej zaczynasz przypominać zachodnie metropolie. Z perspektywy kilku lat widzę wiele. Coraz więcej nowoczesnych wypełniaczy pomiędzy budynka- 4 ▐ KLIK 1/99 2013/2014 mi z duszą. Nowe wplecione w stare. Między Wiedniem, a Amsterdamem. Gdzieś tam bym Cię umiejscowiła. Wrocławiu, z jednej strony Cię kocham, z drugiej bardzo się Ciebie boję. Masz drugie oblicze. Pamiętasz, jak przyjechałam dobrych kilka lat temu? Próbowałam się w Tobie odnaleźć. Wynajęłam pokój, znalazłam pracę. Chciałam do Ciebie wrócić. Ale choć bardzo się starałam, nie znalazłam Cię wtedy. Przemieszczałam się rowerem między osiedlem, na którym mieszkałam, a barem, gdzie spędzałam większość czasu na 12-godzinnych zmianach. Pedałując i rozglądając się dokoła, chciałam Cię poczuć chociaż po drodze, ale byłeś wtedy bardzo obcy. Wypłaty starczało mi akurat na zamknięcie miesiąca, czasem nawet nie. W pewnym momencie poczułam, że się duszę. W sobie, w Tobie. Znowu uciekłam. Po jakimś czasie wróci- łam, próbowałam jeszcze raz. Szukałam pracy prawie pół roku. Nie dałeś mi wtedy szansy. Idę Twoimi ulicami i obserwuję ludzi. Każdy z nich próbuje się w Tobie odnaleźć. Ma nadzieje, plany, brnie w życiu do przodu. Może wyda Ci się to śmieszne, ale pamiętam, kiedy byłam mała, pomiędzy wieżowcami na osiedlu zaczęto stawiać nowe plomby. Z miejsca znienawidziliśmy ludzi, którzy się tam wprowadzili. Ja, moi koledzy z podwórka, sąsiedzi, pan z kiosku i pani z warzywniaka też. Nikt na głos o tym nie mówił, ale czułam, że każdy ma podobne odczucia. To było niesprawiedliwe. Tak po prostu ktoś kupuje sobie nowe, śliczne mieszkanko i parkuje pod blokiem błyszczącym audi, kiedy moja mama jeździ starym polonezem i spłaca pożyczkę mieszkaniową zaciągniętą w zakładzie pracy na małą klitkę www.działasz.pl to portal mnie najbliższy z wszystkich opisywanych w tym artykule. Nie tylko dlatego że należałem do pierwszego składu redaktorów, ale głównie z racji poruszanej w nim tematyki: aktywności młodzieży w Polsce. We wrześniu miną dwa lata od startu serwisu i niestety, wiele od tego czasu się nie zmieniło. Błędy i problemy, które poruszaliśmy podczas kolegiów redakcyjnych, nie zostały rozwiązane. Portal jest rzadko aktualizowany, ma słabe zaplecze w terenie: nie informuje często nawet o najważniejszych i największych projektach realizowanych przez młodzież w Polsce. Więcej można dowiedzieć się o aktywności młodych na stronie matki „Działasza”, ceo.org.pl niż w portalu redagowanym przez młodych aktywistów. Szata graficzna portalu i układ szpalt od samego początku powodował u mnie „drgawki”. Cieszę się jednak, że portal nadal funkcjonuje, mapa liderów (genialny pomysł!) nadal się rozrasta. Mam nadzieję, że zbiory z tegorocznego 1 % na „Działasza” będą obfite i sprawią, że serwis będzie równie aktywny, co młodzież w Polsce! Fundacja Nowe Media to lider i (chyba) monopolista, jeżeli chodzi o rynek mediów młodzieżowych w Polsce. Qmam-y podbiły kilka lat temu wszystkie młodzieżowe redakcje w cały kraju. Liczne warsztaty czy wreszcie coroczne „Forum Pismaków” (konkurs dla młodzieżowych redakcji i ich dziennikarzy) skutecznie nakręcają praktycznie całą „branżę”. Kilka tygodni temu fundacja ruszyła z nowym projektem: serwisem www.napiszesz.pl. „Kurczę! Jakie oni mają genialne pomysły” – myślałem podczas startu serwisu. Dzisiaj, niestety, nie wróżę sukcesu inicjatywie. Zła promocja sprawiła, że „czołówką” na portalu jest tekst z 1 lipca. Serwis posiada kiepską funkcjonalność. Liczę, że fundacja zainwestuje jednak trochę czasu i pieniędzy w rozwój portalu, bo wspólna platforma „blogowa” może okazać się kluczem do sukcesu przy tworzeniu ambitnych mediów młodzieżowych w Polsce. Wyobrażam sobie wszystkie media szkolne zamieszczające swoje najważniejsze artykuły w tym portalu, wzajemną motywację do pisania, interakcję, fun, pazur i wszystko to, co powinny mieć media młodych! Pochylcie się, proszę, nad tym bardziej! Nowe Media wydają także cotygodniowego qmam-a „Outro” (www.outro.pl) i to chyba jedyna redakcja on-line, która ratuje nam tyłek tematyką poruszanych problemów na swoich łamach. Tygodnik czyta się zawsze przyjemnie. Mam wrażenie, że redaktorzy pisma są mi bliscy za sprawą tekstów, jakie piszą. Qutro jest gazetką zdecydowanie bliską nam wszystkim: młodym ludziom. Zalecałbym jednak zmienić formę, w jakiej jest wydawany. Qmam-y były inno- wacyjne kilka lat temu, ale za sprawą braku nowych funkcjonalności wydają się być dzisiaj już „z lekka” przestarzałe. Wszystkie wymienione powyżej media są redagowane przez znanych mi ludzi. Proszę, nie odbierzcie mojego tekstu negatywnie! Ja robię tylko swój wewnętrzny rachunek sumienia, ja poległem: nie udało mi się stworzyć czegokolwiek, co zamieniłoby idee (przecież mamy je wspólne! Wszyscy chcemy dobrych mediów, „na poziomie” dla naszych rówieśników!) w realny czyn. Podziwiam was wszystkich za wytrwałość, z którą u mnie było krucho. Weźmy się jednak wszyscy w garść i dajmy wreszcie coś porządnego naszym czytelnikom! Ja biję się w pierś, a wy? * Do napisania tego krytycznego przewodnika natchnął mnie, znany nam wszystkim, incydent podczas tegorocznego Przystanku Woodstock. Jeżeli chcemy mieć kiedykolwiek ambitne media, musimy edukować społeczeństwo i mieć odpowiednie wzorce za młodu. Media młodzieżowe mogą byś solidną bronią przy edukacji medialnej społeczeństwa! Mogą zakorzenić w nas odpowiednie praktyki i wyczulić na tandetne, głupie treści. 1/99 2013/2014 KLIK▐ 33 KRYTYCZNY PRZEGLĄD MŁODYCH MEDIÓW Paweł Iwaniec, absolwent 2012 PRZEMIELMY MEDIA MŁODYCH JESZCZE RAZ Przez dwa lata sterowałem „Klikiem” - najlepszą młodzieżową gazetką papierową w Polsce. Nigdy jednak nie udało mi się stworzyć ambitnego medium młodych w Internecie. Zadanie wydaje się być na pierwszy rzut oka proste. Wcale jednak tak nie jest. Dzisiaj spoglądam na moją ówczesną konkurencję, albo powstałe od tamtego czasu tytuły. I dalej nie ma nic wartego uwagi w Internecie. Jakby młodzi nie mieli nic do powiedzenia, a przecież mają! Do dzisiaj zdumiewająca jest dla mnie potęga gazetki „Klik” z Gimnazjum nr 27 we Wrocławiu. Mojej gazetki, ponieważ miałem przyjemność spędzić w niej trzy lata swojego życia. Gazetki od trzynastu lat (od początku powstania szkoły!) najlepszej w Polsce, z której artykuły nierzadko przedrukowywane są w ogólnopolskiej prasie. Należą się tutaj wielkie brawa dla opiekuna „Klika” Zosi Dembskiej-Pierzchały, która od samego początku nie tylko tworzy ambitne media młodych (szalenie widocznie i znane we Wrocławiu), ale co roku produkuje rzeszę przyszłych dziennikarzy. Wielu absolwentów Klika siedzi w największych ogólnopolskich mediach: Wyborczej, Wrocławskiej, TVN24. (należą mi się baty za brak kontynuacji wersji internetowej Klika) W Polsce, w wielu placówkach oświaty wydawane są gazetki szkolne, w których młodzi trenują swój warsztat dziennikarski. Publikują w nich dobre teksty, poruszające tematy im najbliższe. Mitem stały się 32 ▐ KLIK 1/99 2013/2014 gazetki szkolne z krzyżówkami, rysowankami, opowiadankami i innymi mało interesującymi rzeczami. Dzisiaj to tytuły, gdzie poruszane są ambitne tematy, dobra publicystyka, a niekiedy jeszcze lepszy reportaż. Media te mają jednak jeden poważny minus: za sprawą formy, w jakiej są publikowane – papieru, trafiają do małej grupy odbiorców. W dzisiejszym cyfrowym świecie przyszłością chyba we wszystkich kategoriach jest Internet, dlatego ja, jak i wiele osób w całej Polsce starało się stworzyć ambitne media młodych online. Mnie się nie udało, a jak poszło innym? www.mediaimlodziez.pl biorę na pierwszy rzut. Serwis ruszył parę miesięcy temu. Pokładałem w nim wielkie nadzieje, bo zakładany jest przez wielu moich znajomych, przyjaciół, ludzi, z którymi organizowałem liczne projekty i dla których organizowałem warsztaty. Sądziłem, że wreszcie ktoś podoła wyzwaniu. I niestety wtopa! I to po całości! Serwis zawiera wiele podstawowych błędów, jak np. brak podpisów pod zdjęciami (to łamanie prawa autorskiego!), w artykułach pojawiają się częste błędy stylistyczne. Ale znacznie ważniejszą sprawą, niż kwestia techniczna jest ta merytoryczna. Przejrzałem cały serwis MIM-u, od początku powstania serwisu nie powstał żaden tekst, który poruszałby tak ważne dla młodych tematy jak: edukacja, rynek pracy czy samorozwój. Serwis opisuje siebie, jako „ogólnopolski projekt, którego celem jest tworzenie oraz rozpowszechnianie głosu młodzieży w mediach, poprzez wykorzystanie dostępnych środków masowego przekazu.”, tymczasem wydaje się być portalem młodych ludzi, którzy na siłę próbują poruszać tematy skierowane do codziennych mediów. Poczytamy tam m.in. o związkach zawodowych, nowym królu Belgii czy katastrofie kolejowej w Hiszpanii. Jednym zdaniem: o wszystkim, o czym czytamy wszędzie indziej. NUDA! Zero pazura młodych ludzi! W dodatku autorzy MIM-u zapomnieli o jednej z najbardziej kluczowych zasad mediów: jak najszybszym podaniu newsa czytelnikowi. Z tą tematyką nie mają szans zgromadzić wokół siebie stałych odbiorców, bo nigdy nie uda im się wyprzedzić tradycyjnych mediów. Widocznie autorzy serwisu chcą bardzo szybko wskoczyć w skórę dorosłych (nie tylko zakładając krawaty! – komentarz dla znajomych, założycieli serwisu) poruszając taką tematykę. Wielki plus należy się jednak za funkcjonalność serwisu i brak błędu w kodach strony. Przyjemna szata graficzna i czcionka sprawiły, że przeczytałem dość dużo publikacji na stronie. HALO, WROCŁAW! Foto: A. Wójcik w bloku po hotelu robotniczym. Za duża przepaść. Za bardzo niesprawiedliwe. Teraz mijam się z tymi ludźmi i wiesz co… Szkoda mi ich. Widzę ich zmęczone twarze, kiedy wracają po całym dniu do domu. Rezygnację przy okazji parkowania, bo nowych audi znacznie przybyło, w związku z czym wieczorem miejsca na postawienie samochodu nie uświadczysz. Patrzę na zamknięte blokowisko, okno w okno, drzwi w drzwi. Każdy ma wydzielone kilkadziesiąt metrów podłogi. Jedno podwórko na środku, wszystkie głowy na balkonach skierowane w jego stronę. Setki ludzi na tak małej powierzchni, którzy uczą się koegzystować. Okazuje się, że w takich miejscach przeszkadzasz po prostu byciem sobą. Wychodzę z psem. Na dzień dobry kilka głów z balkonów pozdrawia mnie serdecznie. Opuszczając klatkę schodową, wchodzisz na osiedlową scenę. Macham wszem i wobec woreczkiem foliowym: uwaga, uwaga, proszę państwa, nie będę śmiecić na Waszym podwórku. Zapada cisza, mogę iść dalej. Dowiaduję się, co słychać u znajomych, których tu zostawiłam. Okazuje się, że wbrew pozorom ciężko jest się u Ciebie usamodzielnić. Większość mieszka z rodzicami albo w mieszkaniach przez nich podarowanych. Część coś wynajmuje, też przy większej lub mniejszej pomocy rodziców. Wrocławiu! Ja tak nie chcę! Mam dwie ręce, potrafię ich używać. Mam głowę na karku. Mam chęci. A boję się, że po raz kolejny okaże się to wystarczające co najwyżej na posadę w pizzerii przy stacji benzynowej lub spelunę, gdzie będę stać za barem. Z jednej strony Cię kocham i podziwiam, z drugiej cały czas zastanawiam się, czy znowu sobie w Tobie poradzę. Mam jeszcze trochę czasu, jestem na zwolnieniu lekarskim. Właściwie przyjechałam do Ciebie ze względu na dostępność lekarzy. Troszkę się przeliczyłam. Terminy na NFZ uniemożliwiłyby mi powrót do pracy przez długi czas. Prywatne gabinety kosztują. Lawiruję między tym i zastanawiam się, jak długo dam radę. Sama nie wiem, dlaczego chcę spróbować odnaleźć się w Tobie jeszcze raz. Nie ma sensu zarzekać się, że ostatni, bo jeśli nie wyjdzie, to pewnie i tak się na Ciebie nie obrażę. Nie dam rady. Przechodziłam dzisiaj obok Fredry, powiedziałam mu „Dzień dobry”. Tak samo, jak dawno temu, kiedy mijałam go codziennie, biegnąc jak na skrzydłach do wymarzonego miejsca w redakcji, gdzie dostałam się na staż. Tak samo, kiedy jakiś czas później musiałam robić pod nim wielkie mydlane bańki, żeby mieć za co zrobić zakupy. Mówimy sobie dzień dobry za każdym razem. Tak samo rozmawiam z Parkiem Południowym, kiedy jadę usiąść na mojej ławce. I z wieloma miejscami, o których nigdy nie zapomnę, bo ile czasu nie byłoby mnie u Ciebie i tak dalej mam wrażenie, że są „moje”, tak jak Ty też jesteś mój. Decyzje… Słowo bardzo stanowcze. Mam na szczęście jeszcze trochę czasu. Chyba muszę zmienić podejście. Tym razem zrobimy na odwrót. To ja dam Ci jeszcze jedną szansę i zaoferuję siebie. Mam nadzieję, że skorzystasz. Pozdrawiam serdecznie Karolina 1/99 2013/2014 KLIK▐ 5 ŚWIAT WOKÓŁ NAS O rasizmie… Rasizm nie bierze się ot tak. Wpływa na niego wiele czynników. Miejsce, otoczenie, poglądy innych. Nasze uprzedzenia najczęściej wynikają z obaw, jakie towarzyszą nam w myślach o inności. Ale inność nie jest zła, a wręcz przeciwnie. Inność pozwala nam wyróżniać się z tłumu również w pozytywnym sensie. To monotonia i unifikacja są nudne i prowadzą do stagnacji i wyjałowienia. Jak to jest, że rumuńskie (romskie) dzieci wywołują w nas obrzydzenie (oj, bywa tak, bywa), a małe „murzyniątka” wprawiają w zachwyt? Przecież wyglądają podobnie jak inne dzieci. Może to nie problem rasy ale tego co nazywamy kulturą czy higieną, której oczekujemy od wszystkich. Gdyby romńskie dziecko umyć i ładnie (czyli zgodnie z naszymi upodobaniami?) ubrać, to pewnie byłyby tak samo słodkie. Wszystko zależy od naszego nastawienia i otwartości. Ja uważam się za otwartą osobę, ale przeszkadzają mi Rumuni/ Romowie. Ich niezbyt przyjemny zapach mnie odrzuca (zapach niemytego ciała czy efekt odmiennego odżywiania?), ale są przecież ludźmi, więc ich toleruję. Wielu ludzi wyjeżdża do obcych krajów w poszukiwaniu 6 ▐ KLIK 1/99 2013/2014 pracy i dobrego bytu. Osoba, która przyjeżdża do nas, robi krok do przodu w kierunku porozumienia międzykulturowego. Zebrała w sobie odwagę i ufnie wchodzi pomiędzy nas. Musimy otwarcie ją przyjąć i zaznajomić z naszymi obyczajami. Może wiele z nich wyda się jej dziwne, niezrozumiałe, a nawet odpychające, bo przywykła do innej kultury, innej kuchni, innych zasad współżycia? Może wcale nie zamierza się do nas upodobnić i będzie chciała pozostać w Polsce Chińczykiem, Wietnamczykiem, Hindusem? Najpewniej wyda się jej niemożliwa zmiana religii, tak jak nam trudno jest nawet pomyśleć o zmianie religii, jaką wyznawali nasi przodkowie, którą nam przekazali. Tak przecież dzieje się i z Polakami na obczyźnie, którzy jako obywatele Stanów Zjednoczonych czy Francji dalej czują się Polakami, katolikami… A w głębi duszy? W głębi duszy każdy jest podobny. Różnimy się tylko kolorem skóry, językiem ojczystym, akcentem, kolorem włosów, ale to tylko powierzchowność. Różnimy się dziedzictwem kultury, ale niech jednoczy nas szacunek dla tych różnic, bo one nas wzbogacają. Od innych wymagajmy podobnego szacunku. Musimy patrzeć głębiej, dalej niż sięga nasz wzrok. Nie możemy pozostawać przy tym, co już dobrze znamy. Warto poznawać świat - a świat to ludzie, którzy go tworzą. Ten świat mamy wszyscy wspólny. Określenia typu „asfalt” lub „małpy” na ludzi o ciemnej karnacji, wyrażają jedynie nasz niedostatek inteligencji i nieumiejętność funkcjonowania w normalnym, tak kolorowym świecie. A może nawet strach? Sandra Giżewska, Ala Wójcik, Natalia Kubik, Adrian Przyborowski, 2c OFIARA CZY WOJOWNICZKA? KOBIETA POTRAFI BYĆ P O DS T Ę P NĄ , WRE DNĄ ŻMIJĄ. Umie dopiec zarówno innej kobiecie, jak i dać popalić facetowi. Podstępem wygryzie przeciwniczkę z różnych sfer swojego życia, po trupach dojdzie do celu. Niestety (?) to nie jedyna jej życiowa rola. Jeśli się do niej przygotowujecie, to obyście się nie zdziwiły. Marzy wam się zawodowa kariera, licząca się pozycja w społeczeństwie? O, to będziecie musiały naprawdę powalczyć! Kobieta często pozwala się swemu mężczyźnie zepchnąć na drugi plan. Brak niezależności wymusza nie tylko biologia i rodzenie dzieci. Te, które godzą się z taką sytuacją, przyjmują na siebie rolę tzw. kur domowych. Opieka nad dziećmi, robienie zakupów, gotowanie, pranie, prasowanie, a do tego często także jeszcze zmywanie, wychodzenie z psem, sprzątanie, wynoszenie śmieci, to stałe elementy monotonnej codzienności. Przecież – jak wielu uważa – nie pracują, więc zostają panią domowego ogniska i… służącą, gdy z prawdziwej - bo zarobkowej - pracy wraca zmęczony pan domu, samochodu i pilota od telewizora, który chce odpocząć w domowym zaciszu. Wiele pisze się ostatnio o dążeniach, by zapewnić kobietom równorzędną z mężczyznami pozycję w społeczeństwie, sprawdza się, ile z nich osiąga Foto: Archiwum „Klika” Małgorzata Szkodna, dawna 3f jeszcze naczelna, ale już absolwentka NASZE PROBLEMY kierownicze stanowiska, zastanawia się nad prawnymi przywilejami. A tu co? Okazuje się, że wojowniczkom brak woli walki na własnym, domowym podwórku. Przecież facet też może posprzątać, umyć okna i powiesić pranie! Chyba potrafi? Już dawno wydało się, że niektórzy spryciarze pracowicie udowadniają, że akurat w zmywaniu są zupełnie pozbawieni talentów i kompletnie nie opłaca się ich do tego zaganiać, bo więcej potłuką niż umyją. Tych najlepiej wymienić na nowszy model. Najlepiej talenty manualne i zdolność do działań domowych wcześniej sprawdzić na szkolnych czy przyjacielskich imprezach albo w sprytnie poprowadzonym wywiadzie z jego mamą czy rodzeństwem. No, chyba że już zakochałaś się na śmierć w prawdziwym macho, któremu nikt nie podskoczy. Wtedy i ty nie podskakuj, tylko do garów! 1/99 2013/2014 KLIK▐ 31 NASZE PROBLEMY ŚWIAT WOKÓŁ NAS Foto: Archiwum „Klika” ANOREKSJA NA WYBIEGACH Jednym z największych problemów na wybiegach świata mody jest nadal anoreksja. Wychudzone modelki są wzorem dla dziewczyn z XXI wieku. Jest to problem nie tylko w świecie modelingu ale i w tym bardzie zwyczajnym, naszym, realnym świecie. Kobiety odchudzają się, aby wyglądać jak modelki. Sądzą, że będą bardziej pożądane, atrakcyjne. Panuje przekonanie, że ludzie wolą patrzeć na kobiety chude niż grube. Ale czy chude oznacza skrajnie wychudzone anorektyczki? Do świata mody i urody próbuje wkroczyć rozmiar XL. Jest to 30 ▐ KLIK 1/99 2013/2014 przeciwny trend, który próbuje walczyć z chorobami takimi jak anoreksja czy drastycznymi dietami. To radykalna, ale dobra zmiana wprowadzająca element równowagi. A co sądzą media o anoreksyjnych modelkach? Od paru lat na łamach gazet, na pokazach mody i spotkaniach projektantów to jeden z najczęściej poruszanych tematów. Wywołuje on kłótnie, które kończą się urazami do siebie różnych projektantów. W roku 2010 podczas londyńskiego pokazu kolekcji wiosna/ lato znanego projektanta Marka Fasta obok modelek z rozmiarem 0 pojawiła się dziew- czyna z rozmiarem XL. Wzbudziło to wielką sensacje. Goście byli zachwyceni pełnymi kształtami normalnej, pięknej kobiety. W tym roku w Szwecji wybuchł skandal, gdyż agencja modelek poszukuje dziewczyn z anoreksją i nadmiernie wychudzonych. Agenci chodzili do kliniki zaburzenia łaknienia i natarczywie namawiali chore dziewczyny, by zostały modelkami. Szczytem było wręczanie wizytówek dziewczynom tak słabym, że musiały jeździć na wózkach inwalidzkich. To zdarzenie wywołało poruszenie w świecie mody. W tym roku Izrael zabronił wychodzenia na wybieg modelkom z niższym niż 18,5 BMI. W podobnej akcji wzięła udział duża ilość pism. Sprzeciwiają się promowaniu wychudzonych ciał modelek, a amerykański i brytyjski „Vogue” zadeklarował, że nie będzie zatrudniał modelek poniżej 16 roku życia z ewidentnymi zaburzeniami odżywiania. Jednym z wielu przykładów śmierci przez okropną, wyniszczającą organizm chorobę, jaką jest anoreksja, jest Ana Caroline Reston. Miała jedynie 18 lat, gdy zmarła. W świecie mody obracała się od 13 roku życia. Zmarła 7 lat temu, a problem anoreksji wśród młodzieży nadal trwa. Czy jej śmierć nie jest wystarczającym argumentem, by skończyć z nadmiernym odchudzaniem się, a upartym projektantom zaproponować, by do pokazów używali po prostu całkiem bezcielesnych wieszaków, jeśli to ich ideał. Foto: Z. Dembska-Pierzchała Sandra Giżewska, 3c Biali ludzie są tak samo wartościowi jak żółci czy czarni chociaż nikt nie twierdzi, że identyczni. Wszyscy – to nasi bliźni. Przyjrzyjmy się różnicom w naszych klasach, a więc zazwyczaj między białymi. Też są niemałe i też nie zawsze sobie z nimi radzimy. To, jak wyglądamy, nie ma wielkiego wpływu na to, co mamy w środku, a przecież codziennie powtarzamy, że najbardziej liczy się wnętrze. Każdy chirurg stwierdzi, że niezależnie od koloru skóry i tak wszystkie organy wewnętrzne mamy takie same – można dokonywać transfuzji i przeszczepów. Powinnyśmy więc traktować siebie nawzajem na równi. Rasizm to głupota. Głupota i strach, który ogranicza nasze myślenie i nas samych w kontaktach z ludźmi. Rasizm to zamaskowany strach przed innością, ale rasista się do tego nie przyzna, uważając się po prostu za coś lepszego: Bo co? W ostatecznym rozrachunku może wyjdzie, że jesteśmy gorsi? Rasizm może działać w różne strony, ale inni zwykle akceptują nas takimi, jacy jesteśmy, chociaż prawdą jest też, że my nie mamy na rasizm czy nietolerancję religijną monopolu. Pamiętajmy, że rasizm to nie tylko dyskryminacja osób o odmiennym kolorze skóry, lecz ogólna niechęć do inności wśród ludzi. Pogarda dla innych, naśmiewanie się z nich nic dobrego nam nie przyniesie, a na pewno zbuduje kolejne mury na naszej życiowej drodze. Okradnie nas z najcenniejszej części naszego człowieczeństwa, gdy okaże się, że nie potrafimy „kochać bliźniego, jak siebie samego”. 1/99 2013/2014 KLIK▐ 7 Foto: H. Okupska ZWYCZAJNI — NIEZWYKLI Ula Wołoszyn, 3c KIM JESTEM? Udzielenie odpowiedzi na pytania, kim jestem i skąd pochodzę, nie jest takie proste, jak się może wydawać. Spróbuję jednak zmierzyć się z tym zadaniem. Przede wszystkim jestem Polką i wrocławianką. Ziemie, na których mieszkam, były kiedyś niemieckie, lecz po wojnie napłynęli tu z Kresów Wschodnich nowi mieszkańcy. Wśród nich byli moi dziadkowie. Długo czuli się obco i nie całkiem bezpiecznie, ale nowe pokolenie rosło beztrosko już u siebie. Pokolenie, dla których 8 ▐ KLIK 1/99 2013/2014 przeszłość rodziców i dziadków jest tylko historią, pokolenie, do którego należą moi rodzice. I właśnie we Wrocławiu, będącym stolicą Dolnego Śląska i czwartym co do wielkości miastem Polski, w 1998 roku urodziłam się ja. Dlatego uważam siebie za prawowitą Polkę i wrocławiankę. Ważnym wydarzeniem w moim życiu, którego nie pamiętam, ale które znam ze zdjęć, z opowiadań i filmu wideo, był mój chrzest, poprzez który zostałam włączona do społeczności Kościoła katolickiego. Odbył się on w dniu urodzin mojej babci. Otrzymałam na nim imiona Urszula Weronika. Moi rodzice i dziadkowie systematycznie przekazywali mi wiarę. Z pełną świadomością przyjęłam Pana Jezusa do swego serca w dniu Pierwszej Komunii Świętej. Obecnie przygotowuję się do sakramen- tu bierzmowania, aby jeszcze bardziej umocnić się w swojej wierze. Dlatego jestem przekonana, że mogę się nazywać chrześcijanką. Jestem również osobą uczącą się. Ukończyłam drugą klasę w Gimnazjum nr 27, na moim osiedlu. Pomimo niechęci do porannego wstawania, lubię chodzić do szkoły. Często zdarza się w niej coś ciekawego albo śmiesznego. Mam w klasie koleżanki i kolegów, z którymi znamy się od szkoły podstawowej. Uczę się tam historii, geografii, języka polskiego – przedmiotów, które pomagają także znaleźć odpowiedź na tytułowe pytania. Bez wątpienia jestem uczennicą. Jestem córką, siostrą i wnuczką. Mam rodziców, których kocham i z którymi lubię spędzać czas. Mam starszą siostrę, z którą często się sprzeczam, ale nie wyobrażam sobie bycia jedynaczką. Zresztą to właśnie ona wybrała dla mnie imię. Mam dziadków, niestety już nieżyjących, ale ich miłość, opieka, wspólne święta, zabawy, spacery pozostaną zawsze w mojej pamięci. Z całkowitym przekonaniem mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwą piętnastolatką. I na koniec: jestem posiadaczką dwóch drzew genealogicznych – rodziny mamy i rodziny taty, a dzięki dociekliwości mojej siostry mamy spisanych wiele interesujących wydarzeń z życia obu babć i dziadków. Dzieje moich najbliższych to prawie 90 lat, a pradziadkowie – to już wiek XIX! Dzieje moich dziadków i pradziadków to Sankt-Petersburg, Podole, Wilno, Stanisławów, Lwów, rzeszowszczyzna i wreszcie Wrocław. Dlatego mogę powiedzieć, że jestem osobą mającą mocne i rozległe korzenie! TEATRY Hanna Okupska dawna 3a U Goplany Foto: H. Okupska Małgorzata Mielczarek dawna 3f Ekipa z zajęć teatralnych Wszystko zaczęło się od zajęć teatralnych, które w naszym Gimnazjum w pierwszym tygodniu ferii. Całą grupą bardzo się zżyliśmy i nie mogliśmy się rozstać. Stwierdziliśmy, że to wszystko nie może się tak po prostu skończyć. Dzięki wielkiemu zacięciu powstały zajęcia teatralne, pozalekcyjne na których zwartą ekipą poznajemy teatr, uczymy się zachowania na scenie, wcielenia się w sceniczne postaci, a także walki ze stresem. Od pierwszych zajęć ostro wzięliśmy się do roboty tworząc naszą pierwszą sztukę. Był nią KOPCIUSZEK, ale nie taki zwyczajny, jak w książce, był nasz, nowoczesny Kopciuszek. Zaledwie po kilku próbach przedstawiliśmy go w Zakładzie OpiekuńczoLeczniczym na ul. Traugutta, gdzie osoby starsze przyjęły nas z ogromnym ciepłem i z uśmiechem. Po przełamaniu pierwszych lodów wystąpiliśmy też przed szóstoklasistami i ich rodzicami na Dniach Otwartych naszego Gimnazjum. To wszystko jednak, to były początki - przedstawienie było jeszcze świeże i były to dla nas jakby próby generalne. Pierwsze przedstawienie, gdzie spektakl był dopięty na ostatni guzik, odbyło się w Przedszkolu nr 7 im. Króla Maciusia na Osobowicach. Przed rozpoczęciem występu dzieci oczekując na nasze wejście już były zafascynowane i podekscytowane. Gdy pojawiliśmy się na scenie, nasze emocje sięgały zenitu, ale wszystko poszło z górki, oczywiście z wielką pomocą przedszkolaków, którzy towarzyszyli nam uśmiechem, śpiewem i tańcem do samego końca występu. Gdy zaczęli nam dziękować za grę głośnymi oklaskami, miód lał się nam na serce. Uczuciem nie do opisania jest satysfakcja, że taką radość im sprawiliśmy naszym krótkim spektaklem. Przed wyjściem, dzieci w zamian zaprosiły nas do wspólnych zabaw. Bawiliśmy się jak małe dzieciaki i zapomnieliśmy o tym , że nie mamy już po 5 lat. Oczywiście to nie koniec naszych pokazów. Mamy w planach nowe występy i spektakle. Możemy zapewnić, że nie siądziemy na laurach. Wyjście na przedstawienie jak każde inne. Klasy trzecie w ramach powtórki do egzaminu wybrały się na spektakl „Balladyna” w Telewizji Polskiej. Nastrój przytulnego wnętrze budynku psuli tylko rozgadani gimnazjaliści czekający na oddanie kurtek do szatni. Chaos, szum i gwar. Panie szatniarki były dość aroganckie, aż nieprzyjemnie oddawało się im okrycia wierzchnie. Ale cóż zrobisz? Nie zabrakło też zamieszania przy zajmowaniu miejsc. Trudno było się przeciskać i przechodzić z miejsca na miejsce. Miejsca na samym końcu nie zapewniały znośnej widoczności. Jedna z naszych klas miała szczęście i w końcu dostała miejsca na balkonie. Spektakl czas zacząć. Dobrze zagrana postać Goplany wyróżniała się ponad resztę. Zbrodnie Balladyny powinny być chyba szczere i brutalne, ale się przeliczyłam. Nie było nam dane ujrzeć postaci Aliny, był jedynie jej cień. Zawiodłam się troszkę na tym. Spektakl nie porażał mnie niczym szczególnie ciekawym. Mało widziałam ale czytałam dramat i szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś lepszego. Niestety kilka scen sklejonych ze sobą nie powalało na kolana. Setki głów zasłaniało scenę więc po trzydziestominutowym męczeniu się przysnęłam na chwilę, podobnie jak znaczna część oglądających. Tak, niestety, wspominam wyjście na ten spektakl. 1/99 2013/2014 KLIK▐ 29 POMAGAMY HALO, WROCŁAW! Hanna Okupska, dawna 3a SOS! 101 W OPAŁACH Foto: H. Okupska Wywiad z Kingą działającą w Fundacji „SOS Dalmatyńczyki” Opowiedz, z jaką właściwie Fundacją jesteś obecnie związana? Jestem związana z Fundacją „SOS Dalmatyńczyki” i w jej działania się angażuję, ale nie zamykam się na jedną organizację. We Wrocławiu działa kilka regionalnych fundacji podobnego typu np. Ekostraż, 2plus4, TOZ … A gdzie mieści się siedziba waszej Fundacji? Siedzibą fundacji „SOS Dalmatyńczyki” jest Trzcianka koło Poznania, jednak dzięki swoim wolontariuszom działa ona na terenie całej Polski. Jak to się stało, że do niej trafiłaś? O Fundacji dowiedziałam się z Internetu, przeglądając różne fora niosące pomoc psiakom. Czym zajmują się członkowie twojej Fundacji? Członkowie „SOS Dalmatyńczyki” niosą pomoc w potrzebie dalmatyńczykom i psom w typie tej rasy. Jak sami o sobie piszą, wyszukują chore, skrzywdzone, zaniedbane i cierpiące psy. Walczą o ich życie, umieszczając je w tymczasowych domach, w których piesek bezpiecznie może poczekać na nowego właściciela, czasem 28 ▐ KLIK 1/99 2013/2014 uczy się podstaw psiego dobrego zachowania i dochodzi do siebie. To wszystko poprzedza właściwy cel, którym jest znalezienie dla podopiecznych nowych, odpowiedzialnych opiekunów i domu. Co trzeba zrobić, aby być w tej Fundacji? Aby należeć do Fundacji „SOS Dalmatyńczyki”, potrzebne są jedynie dobre chęci i gotowość do poświęcenie swego czasu dla pokrzywdzonych przez los psów. Istnieje wiele możliwości wolontariatu – zapewnienie domu tymczasowego, robienie ogłoszeń, pomoc w szukaniu domów tymczasowych i domów stałych, organizowanie bazarków, powiadamianie o dalmatyńczykach w potrzebie, pomoc w transporcie piesków… Czy miałaś już jakiegoś swojego podopiecznego? Tak. Przebywała u mnie jak w domu tymczasowym Stella - suczka w typie dalmatyńczyka. Trafiła pod opiekę fundacji ze schroniska. Najpierw przebywała w hoteliku dla psów pod Warszawą. Zdecydowałam się, by została moją podopieczną, bo wiem, że pieski przebywające w domu tymczasowym mają większą szansę na adopcję ze względu na to, że możemy je obserwować i wiemy, jak zachowują się w różnych sytuacjach, co jest istotne dla osób biorących pod uwagę ich adopcję. Czasem boją się wziąć sporego przecież psa, o którym nic nie wiadomo. Jakie warunki trzeba spełnić, aby mieć takiego tymczasowego podopiecznego w swoim mieszkaniu? Aby mieć podopiecznego w domu, należy być pełnoletnim lub mieć zgodę opiekuna na prowadzenie takiego domu. Trzeba zapewnić pieskowi odpowiednie warunki – ciepły kąt, jedzenie. Jako opiekun w domu tymczasowym jest się zobowiązanym do karmienia psa, wychodzenia na spacery, wizyt u weterynarza, przygotowania psa do adopcji. Myślę, że zachęciłam was choć trochę do niesienia pomocy i zainteresowałam fundacją „SOS Dalmatyńczyki”, o której możecie więcej dowiedzieć się ze strony; http://www.sosdalmatynczyki.pl Foto: Archiwum „Klika” Victoria Gnahoui, dawna 3a GŁOS WROCŁAWSKIEJ MŁODZIEŻY Chcesz mieć więcej ławek na twoim osiedlu? Może chciałbyś, aby odnowiono zniszczone boisko, przydałby się nowy park / skatepark? A może twój autobus nie przyjeżdża nie dość często albo masz pomysł na ciekawy konkurs? Mało kto wie, co to jest PMW, a nie powinno tak być. Młodzież realizująca swoje pragnienia, pomysły, walcząca o swoje prawa, wrocławski przedstawiciel młodych obywateli wobec władz miasta - to waśnie jest PMW czyli Parlament Młodzieży Wrocławia. Posłem PMW zostaje się poprzez demokratyczne wybory w szkole. Na każdą szkołę gimnazjalną i ponadgimnazjalną przypada jeden mandat poselski. Kadencja trwa 2 lata. Celem PMW jest kreowanie wśród młodzieży postaw oby- watelskich, koordynowanie ich działalności samorządowej, pośredniczenie w kontaktach z władzami Wrocławia oraz stworzenie młodzieżowego forum wypowiedzi. Na otwarte sesje, które odbywają się w Sali sesyjnej Urzędu Miasta Wrocławia, może przybyć każdy. Widzowie, którzy nie są posłami, po stwierdzonych trzech obecnościach dostają swoją własną kartę wolnego słuchacza. Wszyscy obecni na sali mogą zabrać głos w omawianej sprawie, wyrazić swoje zdanie, przedstawić własny pomysł, inicjatywę. Atmosfera sesji jest niesamowita. Obowiązuje strój galowy i wszyscy zwracają się do siebie pani poseł/panie pośle. Sesje odbywają się w zwykłym czasie zajęć szkolnych (co znacząco komplikuje szansę na zostanie wolnym słuchaczem, chyba że decydujemy się na wagary lub uzyskamy poparcie rodzica lub wychowawcy), ale uczęszczanie nie jest tylko ucieczką od nauki. Bycie posłem i uczestniczenie w sesji jest niesamowitym przeżyciem, z którego można osiągnąć wiele autentycznych korzyści takich jak poznanie nowych ciekawych ludzi czy nabycie się wielu praktycznych w dorosłym życiu sprawności, choćby takich jak wypowiadanie się na poważnym forum. No i niewykluczone, że nasze dyskusje i propozycje staną się początkiem jakichś zmian na lepsze. 1/99 2013/2014 KLIK▐ 9 WROCŁAWSKIE POPOŁUDNIE Z MUZEAMI Foto: A. Wójcik 10 ▐ KLIK 1/99 2013/2014 CZY TRUDNO BYĆ NASTOLATKIEM? gą się uczyć, mają rodziny, które ich kochają. Mieszkają w pięknych mieszkaniach z bieżącą wodą i ogrzewaniem. Mają komputer, Internet, telefon, książki. Mają z kim rozmawiać, mają znajomych i przyjaciół. Czy faktycznie ma się ciężkie życie w bluzie za 200 zł? Czy siedzenie całymi dniami przed komputerem naprawdę jest aż takie męczące? Przecież połowa nastolatków z chęcią nie odchodziłaby w ogóle sprzed ekranu komputera. Nie wiem, czego im jeszcze do życia potrzeba. Gdzie w tym można doszukać się trudów życia? A są przecież dzieciaki, które nie mają choćby jednej z wyżej wymienionych wygód i dóbr, a mimo to żyją i starają się być silni, by móc stawić czoła światu na własną rękę. Chciałabym się czasami przenieść do czasów, gdy dzieci i młodzież całe dnie spędzały na podwórku, skacząc w gumę, grając w klasy albo w nogę. Gdy telefon czy komputer nie były potrzebne do szczęśliwego dzieciństwa, gdy młody człowiek wiedział, że na boisku zawsze jest ktoś chętny do gry. Żałuję, że te czasy mnie ominęły, bo czuję, jakbym straciła możliwość poznania prawdziwego piękna szczenięcych lat. Znam ten świat tylko z opowieści moich rodziców, a szkoda. Wiem, że sama jestem przykładem „polskiej młodzieży XXI wieku”, ale nie lubię się z tym określeniem utożsamiać. Gdy tak mnie ktoś nazywa, czuję pewnego rodzaju wstyd za moich kolegów i koleżanki, za nasze pokolenie. Chciałabym coś zmienić, ale niespecjalnie jest jak. Czuję, jakby było już za późno na ratunek. Pieniądze, nowinki techniczne i moda zawładnęły naszym światem. Dzieci, które dopiero co oderwały się od zabawy lalkami i samochodzikami, nazywa się dorosłymi. Co gorsza, te dzieci same każą tak na siebie mówić... A tak naprawdę, to nic nie wiedzą o dorosłym życiu. Dorosły musi być odpowiedzialny nie tylko za siebie. Musi mieć w głowie trochę rozumu i zdobyć choć trochę ogłady. Musi dostrzegać potrzeby, cierpienia i emocje innych. Nie może kończyć myślenia na poziomie: „Ja chcę”. Zastanawia mnie, co by się stało, gdyby tak zamienić nas z pokoleniem Kolumbów, które z dnia na dzień musiało dorosnąć i dojrzeć do walki o ojczyznę, o wartości. Obawiam się, że w takiej sytuacji Polski nie byłoby dzisiaj na mapie świata. Przecież jednej złamie się paznokieć, druga nie będzie chciała się pobrudzić, a chłopcy próbowaliby pokonać wroga za pomocą PSP. Przykre jest to, że w ten sposób muszę wyrażać się o osobach w moim wieku. A chciałabym napisać: „Tak, jestem dumna, że mogę się z nimi utożsamiać”, ale niestety, to tylko marzenia. Ale jedno jest najgorsze. Zastanawia mnie, kto lub co skłania młodzież do kompletnego braku szacunku dla osób starszych. Jak można użyć przekleństwa czy podnieść głos w rozmowie z nauczycielem, który próbuje podzielić się z nami swoją wiedzą i doświadczeniem? To zawsze było, jest i będzie dla mnie niepojęte. Musimy się przyzwyczaić, że młodzież wszystko wyolbrzymia, że nie umie poradzić sobie z samym sobą. Ale czasami lepiej przytaknąć, niż słuchać znów biadolenia: „Jakie to moje życie jest ciężkie...”. Foto: Archiwum „Klika” NOC MUZEÓW 2013 1/99 2013/2014 KLIK▐ 27 CZY TRUDNO BYĆ NASTOLATKIEM? zrozumieć, a ciągłe wysłuchiwanie tekstu: „My w waszym wieku…” powoduje gwałtowną chęć sprzeciwu. Najgorsze jednak dla nas jest chyba to, jak szybko starsi od nas zapomnieli, jak to jest być nastolatkiem. Dopiero przy okazji różnych rodzinnych spotkań, w trakcie rozmów i wspominania wychodzi na jaw, że nasi rodzice i dziadkowie także nie byli ideałami i jako nastolatki potrafili nieźle dokazywać i dawać w kość swoim rodzicom i opiekunom. Nie zawsze jednak potrafią przyznać się do tego nawet przed samym sobą. Okres buntu to ten czas, w którym sądzimy, że nikt na nas nie zwraca uwagi, że jesteśmy zepchnięci na drugi plan. Chcemy wszystkim dookoła udowodnić, że istniejemy i też coś potrafimy. Manifestując to, zmieniamy swój styl, upodobania. Chcemy być kimś wyjątkowym, a zarazem członkiem swojej społeczności. Zmieniamy w tym czasie grono znajomych i próbujemy dopasować się do dominującej grupy. Zmieniamy się przez to często na gorsze. Eksperymentujemy z wszystkim, co się da. Słuchamy przedstawicieli grup, aby do nich należeć. W tym czasie ważniejsi są dla nas znajomi i bycie w jakiejś grupie aniżeli rodzice i rodzina. Człowiek musi być częścią jakiegoś środowiska. Staramy się dopasować do naszych rówieśników za wszelką cenę, aby tylko nie zostać wykluczonym z grupy, popełniając przy tym mnóstwo błędów. Jednak, jak mówi przysłowie, człowiek uczy się na swoich błędach, najważniejsze jednak jest to, aby z tych błędów wyciągać wnioski na przyszłość i uczyć się jak w dorosłym życiu być wartościowym człowiekiem, a nie pozostać na zawsze rozpuszczonym nastolatkiem. Sądzimy, że rodzice są tymi złymi, którzy nas tylko ograniczają, dopiero po jakimś czasie Małgorzata Szkodna, dawna 3f TAK TRUDNO MIEĆ WSZYSTKO Nastolatki. To zwykle źle się kojarzy. Rozpieszczone i zapatrzone w siebie dzieci z masą problemów. Tak zwykle myśli się o młodzieży. Ale cóż poradzić, kiedy to sama prawda? Problemy nastolatków są zwykle w mediach głośnym tematem. Ciekawe, dlaczego tak właśnie jest? Czy złamany paznokieć albo kolejna kłótnia z rodzicami o byle głupotę pozwala nam mówić, że mamy ciężkie życie? Czy przymus 26 ▐ KLIK 1/99 2013/2014 nauki w szkole to rzeczywiście piekło, czy może szansa na normalne życie? Gdy słyszę od kolejnego rówieśnika o tym, jak to mu jest w życiu źle, to aż mnie w kiszkach skręca. Mam ochotę zacząć krzyczeć i tupać. Trud- zauważamy, że oni też chcą dla nas czegoś dobrego. W okresie buntu jesteśmy osobami trudnymi we współżyciu, nie zawsze specjalnie i na złość innym. Nie potrafimy ogarnąć naszych uczuć i zmian zachodzących w naszych ciałach i umysłach. Z wyglądu już prawie dorośli, a w środku jeszcze dzieci potrzebujące często przytulenia i wiele zrozumienia. Trzeba przyznać, iż punkt widzenia zależy od punktu położenia, czyli bycie nastolatkiem jest i łatwe – dla tych, którzy już tymi nastolatkami nie są, a dla nas nastolatków – trudne, gdyż to my musimy zmierzyć się z tym okresem w naszym życiu, który jest tak burzliwy, zmienny i pełen pułapek. Mam nadzieję, iż ten czas naszego życia będzie jednak dla wielu z nas czasem pięknych wspomnień, wspaniałych przyjaźni i niezapomnianych wrażeń. no mi określić, jakie emocje wtedy mną targają, ale nie jest to gniew ani szczęście. Raczej coś na kształt załamania z powodu czasów, w jakich żyję i współczucia dla marudzących. Tak, współczuję im, bo nie wiedzą, co oznacza to „ciężkie życie”. Sama tego nie wiem, bo mam przecież wszystko. Odnajduję w sobie jednak tyle empatii, że jestem w stanie spojrzeć dalej – nie ogranicza mnie czubek własnego nosa. Jestem w stanie zobaczyć cierpienie innych. Oczywiście czasami i ja marudzę, że mama nie chciała kupić mi setnej już z kolei bluzki, ale uważam, że mam świetne życie. Moi rówieśnicy też są zdrowi, mo- NOC MUZEÓW 2013 Foto: A. Wójcik No jasne, że popołudnie. Co najwyżej wieczór. Na żadne nocne ekscesy w dziwnych miejscach nasi rodzice nie zgodziliby się pod żadnym pozorem. Zresztą na własnej skórze przekonaliśmy się, że spotkania ze sztuką są bardzo wyczerpujące i sami chcieliśmy już wracać do domu. A może to kwestia braku treningu? Początek był całkiem przyjemny. To zdjęcie na okładce, to wcale nie jest obietnica, że teraz zajęcia z historii z panem Jaroszewiczem będą się odbywały na świeżym powietrzu. Po prostu w ogrodzie przy Ossolineum trafiliśmy na przygotowane dla młodzieży i dzieci historyczne gry planszowe, więc uznaliśmy, że należy je wypróbować. Zajęło to nam niemałą chwilę, by od nich się oderwać i wrócić na naszą trasę. Spacer w słoneczny dzień brzegiem Odry - sprawa bardzo miła. Widok na Ostrów Tumski, tak chętnie fotografowany, nam również pozwolił wykazać się talentami artystycznymi, ale cel wycieczki był bardziej ambitny. Postanowiliśmy skorzystać z okazji i zobaczyć kolekcję europejskiego malarstwa ze zbiorów banku Santander, którą udostępniało Muzeum Narodowe. Pod muzeum czekało na nas wolne miejsce na końcu baaardzo długiej kolejki chętnych na spotkanie z dziełami mistrzów. Niezrażeni - stanęliśmy, chłonąc w międzyczasie węchowe pokusy, bo ktoś przedsiębiorczy uznał, że ludziom można skrócić czekanie jedzeniem i ustawił tuż obok swoje wędrowne lokale gastronomiczne.. Sami widzicie, że nie było lekko! Kolejka wolno posuwała się ku wejściu, ale w pewnym momencie zafalowała desperacko. Z ust do ust popłynęła 1/99 2013/2014 KLIK▐ 11 NOC MUZEÓW 2013 wiadomość, że nadeszła pora na przerwę i wietrzenie galeryjnych sal. Tym razem okazało się, że to zbyt wielkie wyzwanie dla naszej cierpliwości. Raczej zadowoleni z decyzji opuściliśmy swoje miejsce w ogonku, nie bez odruchów zachęty tych, którzy dotąd stali za nami, a teraz - mimo przerwy - ”awansowali” o ładnych parę pozycji. Pocieszani informacją, że obrazy na wystawie nie takie znów wspaniałe, weszliśmy do muzeum, by zobaczyć inne 12 ▐ KLIK 1/99 2013/2014 atrakcje. Wraz z wieloma innymi gośćmi dotarliśmy na drugie piętro, gdzie w największej z muzealnych sal można było przyjrzeć się dzieciom…. No, nie zupełnie dzieciom, bo to przecież nie taka znów atrakcja, ale raczej temu, co je otaczało, a zwłaszcza temu, co je otaczało najbliżej, czyli strojom, w jakie były ubierane przez parę ostatnich stuleci. Niektóre pomysły dorosłych sprawiły, że naprawdę współczuliśmy naszym młodszym kolegom i koleżankom sprzed CZY TRUDNO BYĆ NASTOLATKIEM? lat w sztywnych superciuchach. A jak się jeszcze pomyśli, że nie mieli ani komórek, ani komputerów, ani nawet telewizji, to prawie chce się nad nimi płakać. Wśród eksponatów były i obrazy i - dla nieco bliższych nam czasów — fotografie, ale - jak to w muzeum - najważniejsze były autentyczne przedmioty. Sukieneczki i buciki, wózeczki i misie, stroje niby góralskie i niby krakowskie, niby dorosłe i białe, długie koszuliny dla noworodka. Można powie- nym. Przez to życie może stać się trudniejsze i bywa, że nie można sobie z nim poradzić. Staramy się znaleźć kogoś, kto go zrozumie. W efekcie można popaść w jeszcze większe problemy, z których nigdy się nie uda wydostać. Może to być np. alkohol lub palenie papierosów. Sięgając po nie, staramy się znaleźć poparcie i aprobatę wśród rówieśników - udowadniając im swoją „dojrzałość”, niezależność. Następstwem bywa poddawanie się wpływom złego towarzystwa. Ludzie tak określając siebie ,spłycają swą prawdziwą osobowość, by nie czuć potencjalnego zagrożenia. Poznając kogoś nowego, patrzymy na niego powierzchownie, analizując przy tym dogłębnie jego status materialny. Drastycznie zmieniły się priorytety wyboru przyszłego partnera. Idąc po wrocławskim rynku lub spędzając czas ze znajomymi, słyszałem wielokrotnie oburzone nastolatki mówiące: "Wiesz, jest perfekcyjny, ale słucha rocka, więc ten związek nie ma sensu". Człowiek młody zbyt często żyje zgodnie z zasadą, że nieważne jest to, co w głowie, lecz to, co na zewnątrz. Poznając siebie nawzajem, dostrzegamy tylko styl i konwen- cje, a nie wnętrze, co sprawia, że trud bycia nastolatkiem ciągle narasta. Tracimy znajomych, bo sami ich dyskwalifikujemy. Skutkiem są problemy w znalezieniu przyjaciół od serca – przyjaciół, którzy zaakceptują nas takimi, jakimi jesteśmy. Jest coraz mniej osób, z którymi możemy porozmawiać szczerze, osób, którym można się zwierzyć. Rządzi Internet i bywa, że uznajemy, iż możemy polegać tylko na przyjaźniach właśnie z tego, wirtualnego środowiska. Często te dalekie osoby potrafią lepiej zrozumieć i naprawdę pomóc. Nie jest przeszkodą to, czy mieszkasz w Warszawie, czy w Londynie - zawsze znajdziesz kogoś, kto przeżył to, co ty i wzajemna rozmowa wesprze cię na duchu. Ale czy jest to dobre? Czy tracimy zdolność rozmowy bez klawiatury? Mnóstwo osób zatraca się w cyberświecie, odstawiając naukę na drugi plan. Wiadomo. Internet ma szeroki zasięg dostępności do ważnych informacji naukowych i tak dalej, ale ucząc się w ten sposób, nigdy nie dorównamy wiedzy osób, które uczyły się w przeszłości. Problem polega na tym, że dzisiejsza nauka i zdobywanie wiedzy polega na metodzie trzech „z” - zakuć, zaliczyć, zapomnieć. Tym sposobem nigdy - ja oraz pozostali - nie dorównamy encyklopedycznej wiedzy naszych dziadków lub rodziców. Oni żyli w czasach, w których nie było tak rozwiniętych technologii jak telefon komórkowy czy Internet, musieli mieć więcej w głowie. Używamy slangów oraz zapożyczamy słowa (szczególnie z j. angielskiego), by się wzajemnie porozumiewać. Właśnie w ten sposób wynaradawiamy się z własnego języka. Swoje uczucia wyrażamy za pomocą tzw. emotikonów. Dzięki nim wiemy czy ktoś jest zadowolony, smutny, zaskoczony, czy nawet poirytowany. Właśnie to sprawia, że życie nastolatków staje się trudniejsze - nie umiemy przekazywać sobie nawzajem prawdziwych uczuć, bawimy się w maskaradę. Żaden okres w życiu człowieka nie jest łatwy i każdy na swojej drodze spotyka się z masą problemów. Sami powinniśmy umieć odpowiedzieć sobie na pytanie „czy trudno być nastolatkiem”? Wiadomo - odpowiedzi od poszczególnych osób trzeba rozważać indywidualnie, lecz moja opinia jest jednoznaczna - bycie osobą dorastającą jest bardzo trudne. Alicja Wójcik, 2c NASTOLATKI A ŻYCIE Ta sprawa była od zawsze kością niezgody wśród ludzi. Jedni sądzą, że bycie nastolatkiem to jest prosta rzecz: - Takie tam dorastanie! - Co sobie te dzieciaki myślą? Przecież się tylko uczą! Nie muszą pracować. Jak zaczną, to dopiero zobaczą, jakie to jest trudne. Jest też druga grupa, która twierdzi, że jednak my nastolatki nie mamy tak kolorowo. Do pierwszej grupy można zaliczyć rodziców, który od nas dużo wymagają, nie zwracają uwagi, że nam w tym okresie nie jest łatwo. Innymi przedstawicielami pierwszego poglądu jest nasze młodsze rodzeństwo, które sądzi, że my możemy więcej, rodzice na więcej nam pozwalają. Dziadkowie również nie zawsze chcą nas 1/99 2013/2014 KLIK▐ 25 Daniel Jaworski, dawna 3e W POSZUKIWANIU DOSKONAŁOŚCI Czy trudno być nastolatkiem? To pytanie stwarza wiele problemów. Gdybym odpowiedział, że nie, zaprzeczyłbym sam sobie. Bycie nastolatkiem to czas burzliwy. Sami nie wiemy, czego tak naprawdę chcemy. Rządzi burza hormonów. Czasem nie sposób sobie z nią poradzić. Każdy jest inny, ale każdy choć po części chce podążać za najnowszymi trendami. Robimy wszystko, by upodobnić się do naszych idoli lub mówiąc inaczej zbliżyć do pewnych ideałów. Płacimy krocie za nasze ubrania, by nie były brane za przeciętne. Znaczek Convers, Vans lub Nike, 24 ▐ KLIK 1/99 2013/2014 a przede wszystkim Ray-Ban na nosie dopełniony modną fryzurą tworzy ideał nastolatka. Brnąc tym nurtem, nie zważamy na inne sprawy takie jak rozwój osobisty czy konsekwentne podążanie za swoimi marzeniami. Idziemy twardo za nurtem perfekcjonizmu, bo przecież nie chcemy być bezo- Finał V Międzygimnazjalnego Konkursu Dziennikarskiego O Pióro Hugona „Czy trudno być nastolatkie?” rozegrał się we wrocławskim Gimnazjum nr 1. Nasza ekipa dziennikarska złożona z trzech redaktorów „Klika”: Gosi Szkodnej, Ali Wójcik i Daniela Jaworskiego zdobyła III miejsce. W pisaniu byli lepsi niż na scenie, prezentujemy więc w „Kliku” ich prace konkursowe o tym jak widzą siebie i swych rówieśników. sobowi. Chcemy być uznawani za kogoś znanego i lubianego wśród rówieśników. Taka postawa może nie spodobać się innym. Tryb życia, jaki prowadzi taki nastolatek, daje innym poczucie bycia gorszym, co budzi zwykłą zazdrość. Właśnie z jej powodu jest się szykanowanym lub nieakceptowa- NOC MUZEÓW 2013 Foto: Z. Dembska-Pierzchała Foto: Z. Dembska-Pierzchała CZY TRUDNO BYĆ NASTOLATKIEM? O wiele pewniej poczuliśmy się przy wielkiej konstrukcji niemal wypełniającej całkiem spory hol muzeum. Drewniane rusztowanie wspierało coś, co okazało się torem wyścigowym! Jego powierzchnię tworzyły stare i zużyte płyty winylowe, po których poruszały się całkiem spore modele samochodów wyścigowych. To, co widać na zdjęciu, to nie ten samochód, ale stanowisko dla tych, którzy chcieliby się zabawić, korzystając z zaproszenia twórcy tej super zabawki i pokierować zdalnie modelem, który — inaczej niż w komputerowych animacjach - naprawdę pędził i ulegał katastrofom na torze, choć kierowca widział to tylko na wielkim ekranie przed swoim nosem. Okazało się, że bycie rajdowcem wcale nie jest takie łatwe! Większość chętnych do zdobycia Grand Prix niemal od razu gubiła się, nie wiedząc już gdzie góra, gdzie dół i jak to zrobić, by nie jechać w poprzek koryta toru. Prawdziwych rajdowych emocji było więc niewiele, a pozostawała niepewność, czy to nie o to uczucie chodziło autorowi? Lucas Abela i jego „Vinyl Rally” w wielu widzach pozostawił też pytanie o muzykę z tych czarnych, trzeszczących i porysowanych krążków, materialnie zniszczoną przy budowie toru i dalej unicestwianą podczas średnio udanej zabawy. O czym „opowiada” to dzieło, trudno nam jednak rozstrzygnąć. Wiemy natomiast, że była to jedna z licznych, rozproszonych w różnych punktach Wrocławia propozycji dorocznej imprezy pod nazwą dzieć, że wielu z nas oglądało to ze zdziwieniem. Często nie rozumieliśmy, co to też takiego jest? Okazuje się, że można niemal dotknąć przeszłości, ale człowiek wcale nie staje się od tego od razu mądrzejszy. By tak się stało, podobno takie zdziwienie to niezły punkt wyjścia. Jest zdziwienie, będą pytania, a potem już tylko trzeba poszukać odpowiedzi i zaczyna się to i owo rozumieć. Tylko pytanie, czy każdy jest wystarczająco ciekawy tamtego, starego świata? 1/99 2013/2014 KLIK▐ 13 NOC MUZEÓW 2013 WRO, która demonstruje dokonania współczesnych artystów (?) sięgających po tzw. nowe media, czyli po to, co przynosi technologiczny postęp. Sporo takich niezwykłych dzieł można było podziwiać w zdewastowanych, mrocznych wnętrzach, czekającego na remont dawnego pałacu Ballestrama z poł. XIX w. przy ulicy Włodkowica, ale tam dotarli nieliczni. Krótka chwila wytchnienia podczas wędrówki przez park i już wchodzimy do gotyckich wnętrz Muzeum Architektury. Podczas zwiedzania coraz wyraźniej przekonujemy się, Foto: A. Wójcik 14 ▐ KLIK 1/99 2013/2014 że muzea to miejsca, gdzie szczególnie wyraźnie przeszłość spotyka się z przyszłością. Tu też, obok liczących po kilka wieków rzeźbionych dekoracji z budowli dawnego Wrocławia czy efektownych makiet ukazujących nasze miasto w XVIII w. albo Halę Stulecia (sprzed stulecia) oglądamy wystawę fotografii i makiety prac współczesnych architektów. I jedno, i drugie ciekawi, chociaż nam bardziej podoba się to, co nowe. Zabytki podziwiamy, a nowe po prostu się podoba. Prawdę mówiąc na kolejne muzeum nie mieliśmy już siły, NASZ BAL ale do Pałacu Królewskiego dzielnie dotarliśmy. Tu jednak było podobnie. Wśród tych portretów osób nieznanych, przed napisami po łacinie, francusku i po niemiecku znów poczuliśmy się nieco zagubieni. Nasza wiedza o dziejach Wrocławia okazała się niewystarczająca, by choć trochę to ogarnąć. I znów łatwiej było na samym końcu, bliżej naszych czasów. Zamęt w głowach pozostał. Może należy muzea przyjmować w mniejszych dawkach? A może częściej? nąć. Dodaliśmy nowe ruchy i tym sposobem odmieniliśmy poloneza, który w naszej szkole, był od zawsze tańczony w jeden sposób. Warto jeszcze wspomnieć poloneza, który był jeszcze próbą generalną. Nikt się tego nie spodziewał, ale zabrakło kogoś albo dodaliśmy o jedną parę za dużo. Nie wiem już jak to z tym było, ale kiedy robiliśmy wężyk, coś wyraźnie nie zagrało - babeczka znalazła się na miejscu faceta. To się musiało zmienić i w rezultacie chyba jedna para nie zatań- redakcja Foto: H. Okupska czyła wcale. (Była to para żeńsko-żeńska, więc żadnej załamki nie było). Wypowiem się jeszcze w sprawie węża. Wyglądało to jakbyśmy mieli po 6 lat i chodzili jak takie dzieci z przedszkola za rączkę. Na domiar złego przypominało to jakieś krzywe kółko graniaste albo taką jeszcze inną zabawę, której nazwy już nie pamiętam, ale też się chodziło tak wężykiem. Po prostu bosko! W końcu jednak udało nam się zatańczyć poloneza w miarę normalnie i podziękowaliśmy naszemu tryskającemu humorem i urodą didżejowi. Zatańczyliśmy „…wręcz wybornie!”jak to określano, a inni dopowiadali, że „Nigdy jeszcze takiego poloneza nie widzieli!” - co też pewnie miało uchodzić za komplement, a na pewno było bliskie prawdy. ZABAWA Potem dali nam jakieś jedzenie — nie pamiętam co, ale nie muszę nawet myśleć co. Standardowo pewnie podali rosół – danie do wszystkiego, no i oczywiście schabowego albo „devolaja”, oczywiście z surówką. Jak już wszyscy zjedli, didżej puścił muzyczkę. Była bardzo fajna, nie powiem. Świetnie się przy niej bawiliśmy, ale niektórzy - także świetnie - przy niej grzali pupami miejsca na krzesłach, bardzo energicznie pijąc jakieś soki. Ja tam bawiłam się cały czas i po piątej piosence zdjęłam szpilki - Uff! I tak długo już w nich tańczyłam! - i włożyłam baleriny. Raz czy dwa zamówiliśmy piosenkę u didżeja. Potem wszystkie klasy zamawiały coś w podziękowaniu dla swoich wychowawców, więc i 3a także to zrobiła. Po jakimś czasie większość wyszła na taki jakby korytarz czy hol, gdzie była duża, czerwona kanapa, a nad nią duże lustro. Tam wszyscy sobie robiliśmy zdjęcia na pamiątkę bo to przecież takie smutne, że się więcej już nie zobaczymy… Trochę się też bawiliśmy przy robieniu tych zdjęć. Niektóre były normalne, a inne… No cóż... I tak tego na pewno nie zapomnę. KOŃCÓWKA Na samym końcu balu puścili smutne piosenki, które wywoływały płacz i łzy. No, oczywiście - to były piosenki bardzo wolne, które się tańczyło w parze. Beczka śmiechu tam była, jak tak z boku patrzyłam, gdy wolnego tańczyły dwie babeczki. Wolny to chyba taniec dla dziewczyny i faceta, no, ale że mamy XXI wiek wszystko jest możliwe. Najpierw tańczyliśmy wolnego, ale potem - przy takiej trzeciej piosence - to zaczęło się robić nudne i rozkręciliśmy trochę imprezkę krakowiakiem czy jakimś tam tańcem ludowym. Hasaliśmy sobie po całej sali, wcale nie w rytm tej wolnej muzyki, tylko w swój własny. Niczym się nie przejmowaliśmy. Cieszyliśmy się chwilą. Potem didżej podziękował uprzejmie i powiedział, że dobrze jest widzieć młodzież, która umie się bawić. Też byłam szczerze zadowolona z tego balu, choć na początku myślałam, że to będzie raczej poważne. Po podziękowaniach wszyscy się przytulali i żegnali, bo na zewnątrz przed wyjściem czekali rodzice. Ja chętnie bawiłabym się dłużej i mimo że bal trwał sporo godzin, wcale nie czułam się zmęczona. 1/99 2013/2014 KLIK▐ 23 NASZ BAL NASZ BAL KOŃCOWY Jak wiadomo coś się kończy, ale i coś się zaczyna - smutny (a może wesoły?) dylemat: płakać, czy może się śmiać? Właśnie w dniu balu gimnazjalnego ludzie podzielili się emocjonalnie. Niektórzy rozumieli , że to już niechybny koniec, ale 22 ▐ KLIK 1/99 2013/2014 trzymali to tylko dla siebie. Inni wszystkim pokazywali, jacy są zapłakani, że już więcej nie zobaczą osób ze szkoły. Tacy jak ja cieszyli się chwilą, cieszyli się balem i cieszyli się, że w końcu wyjdę z gimnazjum i dostanę się do liceum z dala od gimbusowych problemów o tym krótko, żeby nie było, że się wywyższam, bo idę do liceum. Nie. To po prostu takie wesołe uczucie. Już nie jesteś jakimś tam, raz dorosłym raz dzieciakiem. Od etapu licealnego zależy twoja przyszłość To się czuje. Ludzie patrzą na ciebie całkiem inaczej. Nawet w wakacje przed. Uwierzcie mi. POLONEZ Od czego by tu zacząć? Od poloneza oczywiście, który był chyba najszybszym i najbardziej nieplanowanym polonezem. Kosztował panią Kiełczewską dużo zdrowia i nerwów, bo co rusz dodawała nowe kombinacje, które niestety jak dla nas nie były takie oczywiste, jak dla naszej nauczycielki. A jednak jakoś udało nam się tego poloneza ogar- Ala Wójcik, 3c DO BRONI! Wrocławianie mogą od czerwca podziwiać w Muzeum Narodowym dwie nowe wystawy. Każdy znajdzie coś dla siebie, tylko czy każdy pójdzie je zobaczyć? Nowe wystawy to dla muzeum spore przedsięwzięcie. Mimo że zostały one otwarte razem, to bardzo się od siebie różnią. Pierwsza z nich to „Oręż europejski”. Wystawa prezentuje wszelkie militaria już od wczesnego średniowiecza od końca XIX w. Całe sale wypełnione zbrojami, tarczami i mieczami, czyli tym, co mężczyźni lubią najbardziej. My, cywilizowani ludzie, nieposługujący się na co dzień bronią, możemy dowiedzieć się wiele o tym, czego używali nasi przodkowie. Z ekspozycji dowiadujemy się, po co sięgali dawni ludzie, idąc na łowy. Możemy podziwiać bębenki, którymi zagrzewano mężczyzn do walki lub wybijano rytm do dzikich tańców. Na otwarciu pojawiło się bardzo dużo ludzi nie tylko osoby starsze, ale można było też dostrzec naszych rówieśników. Temat rycerstwa oraz szlachectwa budził wielkie zainteresowanie. Wystawa jest jedną z bardziej wyczekiwanych w muzeum. Zbiory pochodzą ze Śląska czyli z terenów, które nie należał tylko do Polski (były też czeskie, habsburskie i pruskie), dlatego można zauważyć nalot różnych kultur w zbrojach jak i w broni. Wystawa trwa do 29 września. Foto: A. Wójcik Hanna Okupska dawna 3a Q JAK KULTURA Drugą z wystaw, która miała równocześnie wernisaż, była (ale jeszcze nadal jest!) wystawa „Sztuka w służbie samurajów”. Poświęcono ją zbrojom, mieczom oraz przedmiotom używanym przez japońskich samurajów w życiu codziennym i przy specjalnych okazjach. Mieści się ona w okazałej sali na drugim piętrze. Otwarciu towarzyszyły dźwięki japońskiej muzyki. Bliski Wschód cieszy się popularnością wśród naszej wrocławskiej publiczności - na tę wystawę przybyło chyba najwięcej osób. Na pierwszy rzut oka w sali dostrzega się wielkie płótno, na którym wyświetlana jest walka samurajów. Ale to nie akcja na ekranie, lecz liczne gabloty z różnymi codziennymi jak i niecodziennymi rzeczami tych wojowników przyciągają uwagę. Moją koleżankę zaciekawiła torba, może to był pojemnik, który przypominał jej torebkę znanego projektanta. Wystawa ta wzbudziła najwięcej emocji. Również ona trwa do września, ale aż do przyszłego roku, a więc wszyscy chętni zdążą ją obejrzeć. Pójdziecie? 1/99 2013/2014 KLIK▐ 15 Q JAK KULTURA NASZ BAL Hanna Okupska, dawna 3a już absolwentka NOWE HORYZONTY Kino „Nowe Horyzonty” to kino, które dzięki wsparciu Stowarzyszenia „Nowe Horyzonty” prowadzi największy w Polsce multipleks prezentujący filmy artystyczne. Kino wrocławskie znajduje się przy ul. Kazimierza Wielkiego (kiedyś był tam „Helios”). Niestety, nie ma tam popcornu ani Coli, jest za to wielki porządek. Jest też oczywiście kafejka podająca pyszną kawę oraz sprzedająca różne kanapki. Specyfiką tego kina jest to, że wyświetla kultowe filmy z całego kontynentu, a są to takie filmy, których na pewno nie obejrzymy w żadnym innym wrocławskim kinie. W „Nowych Horyzontach” często są organizowane różne akcje. 16 marca odbyła się wystawa „Ręki Dzieła Fest” czyli I Edycja Święta Wrocławskich Artystów Rękodzieła. Można było podziwiać odzież ręcznie szytą i malowaną oraz ozdoby do uszu czy na rękę. Nie zabrakło codziennych rzeczy takich jak: poduszki w kształcie zwierząt albo zabawne kubki z wielkimi uszami. Wszystkie te rzeczy były zrobione z materiałów pozyskanych drogą tak zwanego recyklingu. Kino zachęca ofertą cenową oraz różnorodnymi propozycjami np. "Filmowe czwartki dla singli" czy "Seanse z chusteczką", na których wyświetlane są najsłynniejsze melodramaty w historii kina. Nie zabraknie też filmów dla seniorów "Cykl filmowy - Nowe Horyzonty dla seniora". Dla najmłodszych też jest stosowna oferta - poranki rodzinne w soboty i niedziele do godziny 13. Wielbicieli Wrocławskiego serialu "Głęboka Woda" Nowe Horyzonty zapraszają na darmowe dwa pierwsze odcinki nowego sezonu. Prezentację kina „Nowe Horyzonty” zakończę, pisząc po prostu: Warto tam pójść! Dla każdego coś dobrego. P.S. Ja oglądnęłam film pod tytułem "Wesele w Sorrento". Polecam. Foto: H. Okupska Foto: H. Okupska 16.20 i trwała do 22.00 (co mnie nieco zdziwiło – nie była wydłużona – mimo że widziałam, iż kilka osób o to prosiło). Zaczęło się oczywiście tradycyjnym polonezem – moim zdaniem bardzo dobrze wykonanym (duże brawa dla pani Iwony Brzozowskiej, która przygotowała grupę chętnych – w większym lub mniejszym stopniu – do występu). Muzyka była przeróżna. Oprócz „starych hitów”, charakterystycznych zwłaszcza dla polskich wesel czyli m.in. piosenki discopolowej grupy Boys „Jesteś szalo- 16 ▐ KLIK 1/99 2013/2014 na” (dedykowanej specjalnie pani Halickiej, wychowawczyni 3c, od uczniów z jej klasy – „Aby tradycji stało się zadość”), pojawiły się takie utwory jak nieco przerobiona wersja „Thrift Shop” Macklemora, „Danza Kuduro” Don Omara, czy „Hotel Room Service” Pitbulla oraz – kiedy następował czas na odrobinę tańca „w parze” – „Rolling In The Deep” Adele. Jeśli chodzi o ogólny klimat, to sądzę, że nikomu nie można niczego zarzucić. Wszyscy – nawet nauczyciele! – bawili się wyśmienicie. Parkiet zapełnio- ny był prawie przez cały czas, przy stołach słychać było głośne rozmowy, wiele osób robiło sobie wspólne – może ostatnie – pamiątkowe zdjęcia. A co jeśli chodzi o jedzenie? Cóż, było znośne, acz nie przepadam za tradycyjnymi polskimi potrawami, jakimi są na przykład rosół czy podany około 20.30 barszcz czerwony i krokiet (zjadliwy zresztą w stopniu bardzo umiarkowanym…). Jednak muszę jednocześnie przyznać, że dobrym pomysłem było podanie zaraz po rosole piersi z kurczaka ze szpinakiem w środku (o ile mnie pamięć nie myli, był to szpinak) oraz frytek. Po twarzach biesiadników wyraźnie widać było, że to danie naprawdę lubią. Oczywiście były również przystawki na chłodno, ciasta i wiele, wiele napojów (oczywiście bezalkoholowych!). Każdy stolik (czyli każda klasa) miał swój własny ich pakiet, składający się m.in. z soku, wody źródlanej i jakiegoś słodkiego napoju gazowanego. Pani Dagmara Terzis stwierdziła po balu, że była to najlepsza impreza już od wielu lat. Osobiście nie mogę wydać tego typu oświadczenia z jednego, bardzo prostego powodu – nie byłam na żadnym z wcześniejszych balów, jednak, jako absolwentka Gimnazjum nr 27 imienia Ossolineum we Wrocławiu, która wzięła udział w tym balu, mogę napisać jedno – to była naprawdę udana zabawa – taka akurat na zakończenie nauki w tej szkole. I niech mniej miłe wspomnienia z nią związane zostaną przyćmione przez właśnie to jedno, zasadnicze stwierdzenie. 1/99 2013/2014 KLIK▐ 21 NASZ BAL HALO, WROCŁAW! Aleksandra Majkut dawna 3b Najmilsza robocza środa w ciągu wszystkich lat nauki w gimnazjum, czyli Foto: Archiwum „Klika” Victoria Gnahoui dawna 3a WYSPA DYKTATURY O BALU TRZECIOKLASISTY Na ten dzień czekano praktycznie od początku roku w klasie pierwszej gimnazjum, kiedy to każdy z wychowawców, prędzej czy później, opowiedział o tradycji Gimnazjum nr 27 we Wrocławiu – tradycji balu absolwentów. Idea tej imprezy tkwiła w głowach wszystkich przez cały czas nauki w szkole, ale prawdziwa gorączka rozpętała się gdzieś około grudnia 2012 – kiedy do tego nadzwyczajnego dnia zostało zaledwie parę miesięcy. 20 ▐ KLIK 1/99 2013/2014 Spekulacje na temat balu były różne, ale najwięcej dotyczyło pytania, czy w tym roku szkolnym się on w ogóle odbędzie. Szybko bowiem okazało się, że tym razem szkoła nie „uśmiechnęła się” w porę do „Agory”, w której tradycyjnie imprezę co roku organizowano i wszystko stoi pod znakiem zapytania. Na szczęście, już około marca wszystko było jasne. Tegoroczni trzecioklasiści będą się bawić w hotelu JASEK, nieopodal wjazdu do Wrocławia. Zainteresowanych sprawą było wielu. Oczywiście znalazła się i grupa, która kategorycznie powiedziała NIE i która, koniec końców, na balu się nie pojawiła (mowa przede wszystkim o szanownych kolegach z mojej klasy, którzy doszli do wniosku, że za 100 zł [koszt balu] kupić sobie mogą wiele różnych ciekawych rzeczy i że mają inne, ciekawsze, plany na 26 czerwca…), ale ostatecznie bawiło się około 50 uczniów. Kilkunastu rodziców nadzorowało, a wraz z nami bawiło się kilkunastu nauczycieli (obowiązkowo wychowawcy) oraz pan pedagog. Zabawa zaczęła się około Ludzie na Wyspie Słodowej i Wyspie Bielarskiej za dobrze się bawili i urzędnicy postanowili to zmienić. Zieleń miejska, do której zaliczają się obie wyspy, to tereny ogólnodostępne. Pełnią funkcje wypoczynkowe, rekreacyjne, zdrowotne i estetyczne. Wnioskując jednak z ostatnich decyzji, niedługo za wstęp na wyspę będziemy musieli płacić? Kilka lat temu nikt nie miał nic przeciwko temu, aby młodzi ludzie spotykali się na wyspie, urządzali pikniki, grillowali, a nawet siedzieli tam do białego rana. Dziś Wyspa została zamknięta. Od 24.00 do 6.00 wstęp na wyspę jest pilnowany przez ochroniarzy. Będą uniemożliwiać wejście na wyspę na podstawie "uprawnień właścicielskich gminy". Przy zakazie tym nie jest brane pod uwagę, że gmina nie tylko jest właści- cielem gruntów, ale też wspólnotą wszystkich mieszkańców reprezentowanych jedynie przez Radę Miejską i nie powinna wbrew nim decydować, a kto wie, jakie byłoby zdanie większości? Studium zagospodarowania przestrzennego, najważniejszy miejski dokument określający sferę publicznej przestrzeni, przewiduje trasę pieszą i rowerową przez Wyspę Słodową. Zamykanie jej powoduje konieczność okrążania wysp nie tylko w nocy (w efekcie wspomnianej decyzji), ale także podczas imprez organizowanych na niej. Wydłuża to czas drogi ze Starego Miasta i Nadodrza np. do Hali Targowej, muzeów i na Ostrów Tumski. Trasa piesza i rowerowa okazuje się więc co jakiś czas mniej ważna. Przyczyną całego tego zamieszania jest alkohol. Jego picie w miejscach publicznych (takich jak skwery, ulice, podwórka) jest zabronione. Wyspa stała się na jakiś czas azylem. Tłumy młodych ludzi przychodziły tu, przynosząc ze sobą w celach konsumpcyjnych spore ilości butelek i puszek głównie z piwem, które po opróżnieniu były sprzątane pieczołowicie zasadniczo przez osoby pry- watne, zainteresowane tą formą recyklingu i płynącymi z tej działalności profitami. Znacznie mniej szczęśliwi byli natomiast właściciele cumujących przy brzegu pływających lokali z piwem, bo mało kto do nich zaglądał. W lokalu jednak piwo pić wolno, a na łonie miejskiej przyrody – nie. Niektórzy – nie bez racji - uważają, że lepiej jest pić piwo na izolowanej od otoczenia wyspie, niż pod czyimś oknem. Jednak wędrującym przez wyspy turystom czy rodzicom z dziećmi slalom między gęsto skupionymi kręgami piwoszy bez wątpienia niezbyt odpowiada. Remontując wyspę, nie zaplanowano jej jako wielkiego klubu piwnego, czegoś w rodzaju plenerowego klubu studenckiego, w którym - jak to w klubie można by również napić się alkoholu, bez narażania się na interwencję straży miejskiej. A może właśnie tego typu przestrzeń jest potrzebna? Może kiedyś doczekamy się rozwiązania podobnego do paryskiego czy londyńskiego parku, gdzie całkiem legalnie można urządzić sobie grilla, popijając wino i nie przeszkadzając przy tym spacerowiczom? 1/99 2013/2014 KLIK▐ 17 RUSZ SIĘ RUSZ SIĘ Kamila Ratajczak, Joanna Spyra, Natalia Lisik, 1b POKOCHALIŚMY GÓRY Zaczniemy może od tego, że wycieczka w Góry Sowie była najlepszą wycieczką, na jakiej byłyśmy! To znaczy nie skupiała się tylko i wyłącznie na górach, ale i na wielu innych miejscach. Poza tym towarzystwo, z którym tam byliśmy czyli klasy 1c, 1d, także było niesamowite. Pierwsze miejsce to była góra Wielka Sowa, która miała być taka raczej płaska, a okazała się wysoka. Przeszliśmy pierwsze 20 m pod górę i już wszyscy byli zmęczeni - po prostu początek tego podejścia był straszny. Dobrze, że po drodze były przystanki, bo nie wiem, czy byśmy doszły. Znalezienie się na szczycie było dla wszystkich ogromną ulgą. Gdy z niego zeszliśmy, naszym kolejnym celem była sztolnia w Walimiu. Zwiedzaliśmy podziemia, a przewodnik opowiadał nam różne historie na ich temat. Potem wsiedliśmy do autokaru i teraz jechaliśmy już do pensjonatu - szczęśliwi, że to nareszcie, że strasznie zmęczeni wędrowcy będą mogli odpocząć. Dojechaliśmy i czekaliśmy tylko na kluczyki od pokoi. Okazały się całkiem ładne i zadbane. Szkoda nam tylko było, że nie udało się nam mieć pokoi tuż obok siebie, no ale to już nie zależało od nas. Po rozpakowaniu się mieliśmy sporo wolnego czasu, który wykorzystaliśmy śmiejąc się, oglądając zdjęcia, a także zwiedzając ośrodek i pokoje przyjaciół. W pewnym momencie dostrzegliśmy telefony. Byliśmy przeszczęśliwi, bo działały. Kilka osób kąpało się nawet w basenie, bo na terenie ośrodka „Geovita” można było znaleźć wiele atrakcji. Potem nadszedł czas na obiadokolację. Bądźmy szczere - jedzenie było - delikatnie mówiąc bardzo niedobre! Zjadłyśmy mało, ale zjadłyśmy, bo do rana daleko, a kto wie, co czeka nas na śniadanie? Wieczór spędziliśmy wszyscy na dworze. Możliwości spędzanie tam czasu było wiele. Mogłyśmy strzelać z łuku, robić wielkie bańki (Serio! 18 ▐ KLIK 1/99 2013/2014 Foto: Archiwum „Klika” Były naprawdę dużych rozmiarów), grać w siatkę - co właśnie robiłyśmy, a nie brakowało i wielu innych atrakcji. Jak ktoś zgłodniał, mógł podejść do ogniska, bo w końcu co to za wycieczka bez jedzenia kiełbasek, więc mogliśmy sami je sobie upiec. Drugiego dnia wstaliśmy wszyscy bardzo wypoczęci. Zjadłyśmy więcej śniadania niż wczoraj obiadu składającego się z dwóch dań. Spakowałyśmy się i resztę poranka spędziłyśmy wraz z przyjaciółmi na wspólnym sprzątaniu. Z ośrodka wyjechaliśmy przed południem w stronę zamku Grodno, gdzie po pokonaniu niekończących się schodów dotarłyśmy na samą wieżę. Nie obyło się bez zwiedzania sali tortur! Całe szczęście, że nie żyłyśmy w tamtych czasach. Ostatnim punktem naszej wycieczki było Muzeum kolei w Jaworzynie Śląskiej. Zmęczeni staraliśmy się zachwycać zabytkowymi lokomotywami. Potem w autokarze było bardzo zabawnie. Wróciliśmy około godz. 17. Dzięki tej wycieczce możemy śmiało powiedzieć, że pokochałyśmy góry. 1/99 2013/2014 KLIK▐ 19