wydanie 99

Transkrypt

wydanie 99
Gazetka
Samorządu
Uczniowskiego
POŻEGNANIE
Małgorzata Szkodna,
teraz LO nr V
NOWE,
ALE CZY
LEPSZE?
Miniony rok „Klika” był dla nas
bardzo łaskawy. Mieliśmy przyjemność obsłużyć prasowo
Krajową Konferencję Polskiego
Towarzystwa Diagnostyki Edukacyjnej, gdzie wykonaliśmy
kawał dobrej roboty. Jak się
okazuje praca od rana do nocy
to nasza specjalność. Obroniliśmy już po raz kolejny tytuł
Platynowego Laureata dla
najlepszej szkolnej gazetki
w Polsce.
Tyle czasu spędzonego we
wspólnym gronie. Pisanie artykułów „na wczoraj”. Tyle wydanych gazetek, poprawionych
tekstów. Ale teraz trzeba postawić na młodość i świeżość.
Rozstania nigdy nie są łatwe.
Platynowy Laureat
18 Forum Pismaków 2013
Pałuckie Pióro 2008
Foto: Archiwum „Klika”
Trudno jest mi sobie wyobrazić
początek roku w innej, nowej
szkole. W szkole bez mojej
ukochanej gazetki, nauczycieli
i przyjaciół. Przez lata widywałam te same twarze, ale teraz
wszystko się zmieni, nabierze
tempa. Wszystko idzie do przodu, więc my też. Musimy. Nie
możemy stać w miejscu i oglądać się tylko za siebie. Jest to
trudne i to bardzo.
Ciężko jest mi rozstawać się
z gazetką, w którą włożyłam
tyle serca i pracy. Zawsze
będę wspominać znudzone
miny Klikowców na zebraniach, gdy nagle ich oświecało,
świetny pomysł wpadał im do
głowy i znudzenie automatycznie zamieniało się w uśmiech –
taki od ucha do ucha. Przecież
są wspaniali i zawsze coś
wymyślą. Wszystko, co związane z gazetką, przynosi mi
Redakcja: Małgorzata Szkodna (red. naczelny), Ola Majkut, Zuzanna Gałecka,
Małgosia Mielczarek, Hanna Okupska,
Victoria Gnahoui, Kristina Yakshevska,
Daniel Jaworski, Urszula Wołoszyn, Kamila Ratajczak, Joanna Spyra, Natalia Lisik,
Sandra Giżewska, Natalia Kubik, Adrian
Przyborowski
Absolwenci: Karolina Klipel, Paweł Iwaniec
36 ▐ KLIK 1/99
2013/2014
nr 1/99
2013/2014
uśmiech na twarz. Ale i łezka
kręci się w oku na myśl, że
mnie już tu nie będzie. Ale
przecież każdy absolwent jest
częścią naszej gazetki i redakcji, tworzył historię i przyczynił
się do teraźniejszości. Tak
będę się pocieszać. Ta gazetka skradła me serce, dlatego
tak ciężko mi się jest z nią
rozstać. Może za bardzo się
przywiązuję i podchodzę do
wszystkiego emocjonalnie, ale
chyba warto było się zakochać
w „Kliku”.
Mam nadzieję, że nowe pokolenia tak samo upodobają
sobie „Klika” jak ja i tylu innych
dotąd redaktorów i dziennikarzy. Mam nadzieję, że i ci nowi
będą dawać z siebie nawet to
dwieście procent przy tworzeniu nowych, lepszych tekstów.
Dziękuję za te wspaniałe 3 lata
z gazetką i Klikowcami.
Korekta: Ola Majkut
Fotografie: Hanna Okupska, Ala Wójcik,
archiwum redakcji
Opiekun: Zofia Dembska-Pierzchała
Adres: Gimnazjum nr 27 im. Ossolineum,
ul. Czeska 40, 51-112 Wrocław
E-mail: [email protected]
www.klik.gimnazjum27.wroc.pl
Foto: Z. Dembska-Pierzchała
Wszystko ma swój początek
i koniec. Pożegnaliśmy rok
szkolny, wakacje i powitaliśmy
wszystko, co nowe. Byłam
przez ten rok naczelną, teraz
poraz na kogoś nowego kogoś
kto będzie zaczynał od jubileuszowego, setnego numeru.
GIMNAZJUM NR 27
im. Ossolineum
we Wrocławiu
1/99 2013/2014 KLIK▐
W NOWEJ SZKOLE
Z OBU STRON PIÓRA
Kristina Yaksevska, dawna 3c
Zuzanna Gałecka, dawna 3f
ŻYCIE NA NOWO
Być nowym w szkole to nie jest taka łatwa
sprawa. Nie można tego porównać do jakiejś sytuacji z filmu, jednak nie powiem,
bym właśnie moje przyjście na ostatni rok
do Gimnazjum nr 27 tak traktowała…
Od września 2012 zaczęłam uczęszczać
do tego gimnazjum. Początki? To chyba
normalne, że trudne. Z początku myślałam,
że niełatwo będzie mi się zaaklimatyzować, że nie będę mogła "wbić" się w towarzystwo, że dziewczyny z mojej klasy są
zbyt poważne jak dla mnie. Mogę wspomnieć też, że na pierwszy rzut oka Małgorzata Szkodna wydawała się raczej nauczycielką i chciałam powiedzieć jej "dzień
dobry", ale zaraz po tym, jak pani Kiełczewska powiedziała, że będę chodziła z
Gosią do klasy, jedyne co mi pozostało, to
zrobić wielkie oczy i się po ludzku przywitać.
Obok Szkodnej stały Paula Pruszkiewicz,
Gosia Mielczarek i Aga Małyszewicz. Przywitałam się też z nimi, podając rękę.
Wszystkie dłonie były suche, tylko Gosi,
nie wiedzieć czemu, wilgotne. Nie pytałam
o to. Wchodząc na salę gimnastyczną,
poznałam panią Krawiec, która od razu
wydała mi się przesympatyczna. Może
dlatego że powitała mnie miło w nowej
szkole i przytuliła? Na sali Gosia Szkodna
zaprowadziła mnie na miejsce obok Dagmary Kuczyńskiej i powiedziała, żebym się
z nią trzymała, to nic mi nie będzie. O co
chodziło, to do tej pory nie wiem, ale jak
powiedziała Gosia, tak zrobiłam i robiłam
tak do końca. Koniec roku, a ja i Dagmara
dalej trzymamy się razem. Widać myliłam
się co do dziewczyn z mojej klasy - nie są
aż tak poważne. Łatwo się zaaklimatyzowałam i czułam się z tym dobrze.
2 ▐ KLIK 1/99
2013/2014
Pamiętam, jak powoli poznawałam ludzi ze
szkoły, ale najbardziej zapadły mi w pamięć osoby z tych pierwszych dni: Gosia
Mielczarek, Nikola Bogucka, Karolina Kruk,
Gosia Szkodna, Dagmara Kuczyńska,
Paula Pruszkiewicz. Był jeszcze Daniel
Jaworski, ale przy naszym pierwszym spotkaniu nie przedstawił mi się, a jego imię
poznałam dopiero kilka dni później. Gazetka szkolna to nie jest dobre miejsce na
opisywanie tego, co potem między nami
było. Na samym początku, czyli przez
pierwsze miesiące, trzymaliśmy się w razem: Dagmara, Daniel i ja. Wiele się działo
przez te miesiące.
Z Gosią Mielczarek (najpiękniejszą i najcudowniejszą dziewczyną w szkole) zaczęłam kolegować się dopiero później, jakoś
pod koniec grudnia, potem była Ola Giżewska i to z nimi trzymałam się najdłużej.
Najpierw byłam ja i Gosia, potem ja i Ola i
dopiero w trzeciej kolejności zaczęłyśmy
się trzymać razem. To nocowanie u Gosi,
to u mnie, to wypad do Oli. Było bardzo
miło. Niestety, nie potrafiłam widocznie
docenić tego, co było między mną, Olą i
Gosią, bo nasze relacje się potem pogorszyły i to chyba przeze mnie. Mogę je tylko, za to co się stało, jeszcze raz przeprosić, bo zbliża się teraz koniec roku i niewiele już można naprawić.
Nawiązałam tu wiele wspaniałych znajomości, które - mam nadzieję - przetrwają.
Z niektórymi idę teraz do LO nr X i kontakt
się nie zerwie, bo jednak do paru osób się
przywiązałam.
Ten rok szkolny był wyjątkowo intensywny
(kolejny pewnie będzie taki w znacznie
większym stopniu). Była nowa szkoła, nowi
ludzie, nowi nauczyciele. Wszystko przeżyłam i jestem z tego dumna. Bardzo mi się
podobało w Gimnazjum nr 27, a pierwsze,
nie najlepsze wrażenie o tej szkole było jak
najbardziej błędne. Przekonają się teraz
o tym pierwszoklasiści.
„PISANIE O PISANIU
CZYLI WARSZTATY LITERACKIE
DLA POCZĄTKUJĄCYCH”
w ujęciu Agnieszki Szady
„Do napisania niniejszego
eseju skłoniła mnie głównie
lektura tekstów umieszczanych
przez młodych – niekoniecznie
wiekiem, za to na pewno stażem – autorów na rozmaitych
forach dyskusyjnych poświęconych fantastyce. (…) Niektóre
błędy i niezręczności powtarzają się bardzo często, postanowiłam więc spisać porady,
które udało mi się sformułować
przy okazji komentowania tych
tekstów.”
Autorce tego poradnika z pewnością nie można odmówić
doświadczenia – jest cenioną
eseistką internetowego portalu
literackiego Esensja, publikującą również w Polityce (pod
pseudonimem) i czasopismach
s-f. Jej rady są trafne, łatwo
zrozumiałe, dzięki czemu nawet najbardziej oporni uczniowie byliby w stanie bez problemu je stosować w swojej twórczości.
Głównym odbiorcą tekstu jest
początkujący pisarz, jednak
czyż każdy z uczniów nim nie
jest? Esej ten z powodzeniem
naprowadzi nas na najłatwiejszą i najlepszą drogę do zwycięstwa literatury nad grafomanią (i przy okazji znacznie
podwyższy oceny z prac pi-
Kristina Yaksevska, dawna 3c
IDYLLICZNE PIEKŁO
NA WARSZTACIE
Można by się spodziewać, że kryminał będzie budził grozę tylko
dopóty, dopóki go czytamy (jeśli w ogóle będzie). Czy jednak nie
byłoby to za proste?
Charlotte Link wkracza na
rynek wydawniczy ze swoimi
powieściami zawsze, ale to
zawsze z przytupem. Czytelnik
nie może przejść obojętnie
koło jej książki, choćby chciał.
A gdy już przeczyta, zwykle
nie może zasnąć ze strachu.
„Drugie dziecko” to jedna
z najlepszych powieści kryminalnych, jakie dane mi było
przeczytać. Już sam prolog
jest arcydziełem psychologicznym, w którym można zatracić
się na o wiele dłuższy czas,
niż by wypadało. Reszta książ-
semnych z języka polskiego).
Portal Esensja dysponuje wieloma tego typu artykułami,
co może pomóc uczniom
w znalezieniu „tego jedynego”,
który przemówi do nich najmocniej. Miejmy tylko nadzieję,
że informacja o nim dotrze do
dużej grupy trzymającej pióro
lub uderzającej w klawiaturę.,
A jesteśmy nimi wszyscy, zarówno dziennikarze „Klika” jak
i każdy z uczniów podejmujący
wysiłek zapełnienia białej kartki literkami w zadaniach otwartych i wypracowaniach. Chcecie to robić lepiej? Warto tam
zajrzeć.
ki również jest zachwycająca,
ale to właśnie wstęp jest chyba
jej najlepszą częścią.
Nie mam zastrzeżeń co do
stylu pani Link – przejrzysty
i prosty jak zawsze, nie tak
wyszukany jak u Stephena
Kinga, jednak nadal przyjemny
w odbiorze. Widać w jej powieści dojrzały, wypracowany
przez lata warsztat pisarski
i umiejętność logicznego myślenia – tego drugiego często
brakuje współczesnym pisarzom. Ze strony technicznej
książka prezentuje się tak
samo dobrze, jak powieści
chociażby Agathy Christie,
więc standard jest naprawdę
wysoki.
1/99 2013/2014 KLIK▐
35
Pracownicy Gimnazjum nr 27 im. Ossolineum
ROK SZKOLNY 2013-2014
TO ONI
DADZĄ NAM
SZKOŁĘ
Rok w rok szkoła się zmienia. Zmieniają się
programy i podręczniki. Odchodzą absolwenci,
pojawiają się nowi pierwszoklasiści. Raz jest nas
więcej, raz mniej. Teraz znów mniej, bo wciąż
mamy skutki niżu demograficznego. Nauczycieli
w efekcie też jakby niewielu, więc „starym” gimnazjalistom tylko ich przypominamy, ale dla
pierwszaków wszyscy pracownicy szkoły to
nowe twarze. Wielu z nich poznają teraz bliżej,
z innymi spotkają się nieco później.
DYREKCJA
Beata KRYWULT-SZCZUDŁO
- dyrektor gimnazjum, fizyka
Urszula Katarzyna SULIGA
- wicedyrektor, biologia
NAUCZYCIELE
Zofia DEMBSKA-PIERZCHAŁA - j. polski, biblioteka
Dagmara KUBICA - logopeda, j. polski
Agnieszka HALICKA – religia, j. polski
Jadwiga MAMCZUR - j. polski
Sylwia MROWIEC-PAŚKO - j. polski
Justyna RYTWIŃSKA - j. polski, wychowanie do
życia w rodzinie
Teresa WIŚNIEWSKA - historia, biblioteka
Jarosław JAROSZEWICZ – historia, wiedza
o społeczeństwie
Dorota CICHA - j. angielski
Katarzyna KUBIAK - j. angielski
Dagmara TERZIS - j. angielski
Małgorzata ZARYCHTA-MASŁOWSKA - j. niemiecki
Jolanta PATELSKA-GRECZYŁO – j. niemiecki
Elżbieta MIELKO - matematyka
Anna MISIEWICZ - matematyka
Magdalena PAWŁOWSKA – matematyka, chemia
Iwona ZACZEK – chemia
Danuta SIWIK - fizyka
Maria WRZESIŃSKA - geografia
34 ▐ KLIK 1/99
2013/2014
Alina KRAWIEC - biologia
Jolanta SOBCZAK-WOLSKA - zajęcia techniczne, informatyka
Iwona BRZOZOWSKA – wychowanie fizyczne
Marek CIASZKIEWICZ - wychowanie fizyczne
Magdalena JANIA - wychowanie fizyczne
Elżbieta KIEŁCZEWSKA - wychowanie fizyczne
Piotr MIZERSKI - wychowanie fizyczne
Katarzyna GROŃ – wychowanie fizyczne
ks. Maciej DĘBOGÓRSKI - religia
Mariola MODELSKA – doradca zawodowy Szkolny Ośrodek Kariery
Jadwiga NALEPA - pedagog
Marek BAWOLSKI - pedagog
PRACOWNICY
ADMINISTRACJI
I OBSŁUGI
W NOWYM ROKU SZKOLNYM
Beata Krywult-Szczudło
Dyrektor
PLANY
Teresa GŁOWACZ-GOŁUB - kierownik gospodarczy
Elżbieta PRUSZKOWSKA - sekretariat
Aneta KOWALSKA - kadry
Piotr WAWRZYNIAK – informatyk
Barbara SALSKA - woźna
Halina JAKUBOWSKA - szatniarka
Zbigniew GLINKOWSKI - konserwator
Maria BURY - intendentka
Maria MATUSZ - kucharka
Monika GUBAŃSKA – pomoc kuchenna
Gabriela DANELSKA - pani sprzątająca
Maria SOWIZDRZAŁ - pani sprzątająca
Małgorzata SZYMANKIEWICZ - pani sprzątająca
Jadwiga WRZESIŃSKA - pani sprzątająca
***
A NAS CIEKAWIĄ
PIERWSZOKLASIŚCI
Ruszamy z pracą nad setnym numerem naszej
gazetki! Czy będzie w nim twój artykuł?
Redakcja „Klika” czeka na nowych, ambitnych
i utalentowanych dziennikarzy, rysowników,
fotografów i poetów. Zachęcamy do pracy
w redakcji. Zapraszamy wszystkich chętnych, bo
może sami siebie nie znacie? Kto wie, jaki talent
w was drzemie? Warto spróbować swych sił.
Warto zaistnieć, stać się kimś rozpoznawalnym
jako osoba twórcza i otwarta, rozwijająca się
i gotowa ofiarować innym coś od siebie.
Za nami wakacje, które dla
wielu były czasem błogiego
i wydawałoby się niekończącego odpoczynku.
Ufam, że wypoczęliście
efektywnie i efektownie.
Tegoroczne lato rozpieszczało nas sprzyjającą pogodą. Odpoczywałam na
Półwyspie Helskim i jak
zwykle czas wypoczynku
minął mi tak szybko, że nie
wiadomo kiedy.
Przed nami nowy, pełen
pracy i atrakcji rok szkolny.
Mam nadzieję, że Wasze
głowy są pełne pomysłów
na działania, jakie chcielibyście podjąć w samorządzie uczniowskim, wolontariacie czy też podczas zajęć lekcyjnych i dodatkowych. Podzielcie się swymi
pomysłami z nauczycielami. Z pewnością będą Was
wspierać w ich realizacji.
Nauczyciele też mają plany
względem Was. Będą proponować m.in. udział
w imprezach szkolnych
i pozaszkolnych, w konkursach wiedzy i artystycznych, wyjścia do kina i teatru. Skorzystajcie z nich.
Wszystkie te działania mają
na celu wasz wszechstronny rozwój.
Przedstawią wam też szeroką ofertę pracy metodą
projektu, która uczy samodzielności w poszukiwaniu
wiedzy, a także kreatywnego myślenia i współpracy
w grupie. To bardzo cenne
umiejętności, które kształci
się latami, a są dziś konieczne, by osiągnąć sukces na rynku pracy.
A propos. Już po zakończeniu roku szkolnego dotarła do mnie fantastyczna
informacja, że redakcja
gazetki „Klik” znów zdobyła
nagrodę w konkursie na
najlepszą inicjatywę społeczną wśród młodzieży
gimnazjalnej Wrocławia.
Serdecznie
gratuluję
p. Zofii Dembskiej–Pierzchale i wszystkim Reaktorom gazetki. Mam nadzieję,
że wasze grono powiększy
się teraz. Zachęcam was,
drodzy uczniowie, do podjęcia wysiłku i pracy w redakcji, która jest także
świetną okazją do spojrzenia na szkołę, siebie i otoczenie z innej perspektywy.
Serdecznie witam w naszej
szkole uczniów klas pierwszych, zapraszając przy
okazji do współpracy
z redakcją gazetki. Gdy
przeczytacie ogłoszenie
o spotkaniu redakcji, zdobądźcie się na odwagę
i idźcie na nie. Spotkacie
tam wielu świetnych rówieśników, którzy są pełni dobrej woli, by i was wciągnąć
do zespołu.
Ufam, że pierwszoklasiści
szybko odnajdą się w nowej szkole, a pomogą im
dwa pierwsze dni przeznaczone na integrację.
Uczniów klas drugich zachęcam do pilnej i systematycznej nauki - to fundament waszej przyszłości.
W tym roku szkolnym będziecie mieli okazję sprawdzić się na egzaminie próbnym, na rok przed prawdziwym egzaminem.
Dla uczniów klas trzecich
mamy szeroką ofertę dodatkowych godzin zajęć
dydaktycznych, które pomogą w jak najlepszym
przygotowaniu do kwietniowego egzaminu gimnazjalnego. Już późną jesienią
napiszecie drugi próbny
egzamin gimnazjalny, którego wyniki dadzą wam
i waszym rodzicom informację, co już umiecie,
a nad czym musicie popracować.
Nauczyciele są gotowi, by
dodatkowo was wspierać
i pomagać w przezwyciężaniu trudności. Co tydzień
czekają na konsultacjach
i dodatkowych zajęciach.
Zachęcam do korzystania
z tej formy pomocy.
U progu nowego roku
szkolnego życzę wam, drodzy Uczniowie i waszym
Rodzicom, wytrwałości
w dążeniu do celu, a na
koniec satysfakcji z realizacji planów.
1/99 2013/2014 KLIK▐
3
HALO, WROCŁAW!
KRYTYCZNY PRZEGLĄD MŁODYCH MEDIÓW
Karolina Klipel, absolwentka 2006
LIST
POKOLENIA
Drogi Wrocławiu!
Po długim czasie nieobecności
znowu pojawiłam się u Ciebie.
Sporo przez ten czas zmieniło
się w Tobie, sporo w moim
życiu. Jesteś moim miastem…
Znam większość ulic, numery
autobusów. Mam w Tobie
ulubione bary, swoje miejsca.
Wspomnienia, kiedy przechodzę po dzielnicy, na której się
wychowałam. Podstawówka,
gimnazjum zaraz obok. Pan
w kiosku zawsze pytał o drobne, kiedy kupowałam gumy do
żucia, a pani w warzywniaku
zawsze narzekała na pogodę.
Wiele razy opuszczałam Cię
i wracałam. Po drodze wydarzyło się za wiele, żeby Ci
opowiadać. Byłam za granicą,
byłam w wielu miejscach
w Polsce. Szukałam. Czy znalazłam, nie wiem. Kilka razy
nawet wracałam do Ciebie,
pamiętasz?
Jesteś dla mnie miastem pełnym sprzeczności. Na pewno
bardzo się zmieniasz, tak samo jak zmieniają się ludzie,
którzy Cię tworzą. Jest ich
zdecydowanie więcej. Z jednej
strony oferujesz wiele, dajesz
możliwości, otwierasz furtki,
które na prowincjach są nie do
sforsowania. Jesteś barwny,
kolorowy. Z wszystkimi kamienicami, parkami, witrynami
sklepowymi coraz bardziej
zaczynasz przypominać zachodnie metropolie. Z perspektywy kilku lat widzę wiele. Coraz więcej nowoczesnych wypełniaczy pomiędzy budynka-
4 ▐ KLIK 1/99
2013/2014
mi z duszą. Nowe wplecione
w stare. Między Wiedniem,
a Amsterdamem. Gdzieś tam
bym Cię umiejscowiła.
Wrocławiu, z jednej strony Cię
kocham, z drugiej bardzo się
Ciebie boję. Masz drugie oblicze. Pamiętasz, jak przyjechałam dobrych kilka lat temu?
Próbowałam się w Tobie odnaleźć. Wynajęłam pokój, znalazłam pracę. Chciałam do Ciebie wrócić. Ale choć bardzo się
starałam, nie znalazłam Cię
wtedy. Przemieszczałam się
rowerem między osiedlem, na
którym mieszkałam, a barem,
gdzie spędzałam większość
czasu na 12-godzinnych zmianach. Pedałując i rozglądając
się dokoła, chciałam Cię poczuć chociaż po drodze, ale
byłeś wtedy bardzo obcy. Wypłaty starczało mi akurat na
zamknięcie miesiąca, czasem
nawet nie. W pewnym momencie poczułam, że się duszę.
W sobie, w Tobie. Znowu uciekłam. Po jakimś czasie wróci-
łam, próbowałam jeszcze raz.
Szukałam pracy prawie pół
roku. Nie dałeś mi wtedy szansy.
Idę Twoimi ulicami i obserwuję
ludzi. Każdy z nich próbuje się
w Tobie odnaleźć. Ma nadzieje, plany, brnie w życiu do
przodu. Może wyda Ci się to
śmieszne, ale pamiętam, kiedy
byłam mała, pomiędzy wieżowcami na osiedlu zaczęto
stawiać nowe plomby. Z miejsca znienawidziliśmy ludzi,
którzy się tam wprowadzili. Ja,
moi koledzy z podwórka, sąsiedzi, pan z kiosku i pani
z warzywniaka też. Nikt na
głos o tym nie mówił, ale czułam, że każdy ma podobne
odczucia. To było niesprawiedliwe. Tak po prostu ktoś kupuje sobie nowe, śliczne mieszkanko i parkuje pod blokiem
błyszczącym audi, kiedy moja
mama jeździ starym polonezem i spłaca pożyczkę mieszkaniową zaciągniętą w zakładzie pracy na małą klitkę
www.działasz.pl to portal mnie
najbliższy z wszystkich opisywanych w tym artykule. Nie
tylko dlatego że należałem do
pierwszego składu redaktorów,
ale głównie z racji poruszanej
w nim tematyki: aktywności
młodzieży w Polsce. We wrześniu miną dwa lata od startu
serwisu i niestety, wiele od
tego czasu się nie zmieniło.
Błędy i problemy, które poruszaliśmy podczas kolegiów
redakcyjnych, nie zostały rozwiązane. Portal jest rzadko
aktualizowany, ma słabe zaplecze w terenie: nie informuje
często nawet o najważniejszych i największych projektach realizowanych przez młodzież w Polsce. Więcej można
dowiedzieć się o aktywności
młodych na stronie matki
„Działasza”, ceo.org.pl niż
w portalu redagowanym przez
młodych aktywistów. Szata
graficzna portalu i układ szpalt
od samego początku powodował u mnie „drgawki”. Cieszę
się jednak, że portal nadal
funkcjonuje, mapa liderów
(genialny pomysł!) nadal się
rozrasta. Mam nadzieję, że
zbiory z tegorocznego 1 % na
„Działasza” będą obfite i sprawią, że serwis będzie równie
aktywny, co młodzież w Polsce!
Fundacja Nowe Media to lider
i (chyba) monopolista, jeżeli
chodzi o rynek mediów młodzieżowych w Polsce. Qmam-y
podbiły kilka lat temu wszystkie
młodzieżowe redakcje w cały
kraju. Liczne warsztaty czy
wreszcie coroczne „Forum
Pismaków” (konkurs dla młodzieżowych redakcji i ich
dziennikarzy) skutecznie nakręcają
praktycznie
całą
„branżę”. Kilka tygodni temu
fundacja ruszyła z nowym
projektem:
serwisem
www.napiszesz.pl.
„Kurczę!
Jakie oni mają genialne pomysły” – myślałem podczas startu
serwisu. Dzisiaj, niestety, nie
wróżę sukcesu inicjatywie. Zła
promocja
sprawiła,
że
„czołówką” na portalu jest tekst
z 1 lipca. Serwis posiada kiepską funkcjonalność. Liczę, że
fundacja zainwestuje jednak
trochę czasu i pieniędzy
w rozwój portalu, bo wspólna
platforma „blogowa” może
okazać się kluczem do sukcesu przy tworzeniu ambitnych
mediów młodzieżowych w Polsce. Wyobrażam sobie wszystkie media szkolne zamieszczające swoje najważniejsze artykuły w tym portalu, wzajemną
motywację do pisania, interakcję, fun, pazur i wszystko to, co
powinny mieć media młodych!
Pochylcie się, proszę, nad tym
bardziej!
Nowe Media wydają także
cotygodniowego qmam-a „Outro” (www.outro.pl) i to chyba
jedyna redakcja on-line, która
ratuje nam tyłek tematyką
poruszanych problemów na
swoich łamach. Tygodnik czyta
się zawsze przyjemnie. Mam
wrażenie, że redaktorzy pisma
są mi bliscy za sprawą tekstów, jakie piszą. Qutro jest
gazetką zdecydowanie bliską
nam wszystkim: młodym ludziom. Zalecałbym jednak
zmienić formę, w jakiej jest
wydawany. Qmam-y były inno-
wacyjne kilka lat temu, ale za
sprawą braku nowych funkcjonalności wydają się być dzisiaj
już „z lekka” przestarzałe.
Wszystkie wymienione powyżej media są redagowane
przez znanych mi ludzi. Proszę, nie odbierzcie mojego
tekstu negatywnie! Ja robię
tylko swój wewnętrzny rachunek sumienia, ja poległem: nie
udało mi się stworzyć czegokolwiek, co zamieniłoby idee
(przecież mamy je wspólne!
Wszyscy chcemy dobrych
mediów, „na poziomie” dla
naszych rówieśników!) w realny czyn. Podziwiam was
wszystkich za wytrwałość,
z którą u mnie było krucho.
Weźmy się jednak wszyscy
w garść i dajmy wreszcie coś
porządnego naszym czytelnikom! Ja biję się w pierś, a wy?
*
Do napisania tego krytycznego
przewodnika natchnął mnie,
znany nam wszystkim, incydent podczas tegorocznego
Przystanku Woodstock. Jeżeli
chcemy mieć kiedykolwiek
ambitne media, musimy edukować społeczeństwo i mieć
odpowiednie wzorce za młodu.
Media młodzieżowe mogą byś
solidną bronią przy edukacji
medialnej społeczeństwa!
Mogą zakorzenić w nas odpowiednie praktyki i wyczulić na
tandetne, głupie treści.
1/99 2013/2014 KLIK▐
33
KRYTYCZNY PRZEGLĄD MŁODYCH MEDIÓW
Paweł Iwaniec, absolwent 2012
PRZEMIELMY
MEDIA MŁODYCH
JESZCZE RAZ
Przez dwa lata sterowałem „Klikiem” - najlepszą młodzieżową
gazetką papierową w Polsce. Nigdy jednak nie udało mi się stworzyć ambitnego medium młodych w Internecie. Zadanie wydaje
się być na pierwszy rzut oka proste. Wcale jednak tak nie jest.
Dzisiaj spoglądam na moją ówczesną konkurencję, albo powstałe od tamtego czasu tytuły. I dalej nie ma nic wartego uwagi w
Internecie. Jakby młodzi nie mieli nic do powiedzenia, a przecież
mają!
Do dzisiaj zdumiewająca jest
dla mnie potęga gazetki „Klik”
z Gimnazjum nr 27 we Wrocławiu. Mojej gazetki, ponieważ
miałem przyjemność spędzić
w niej trzy lata swojego życia.
Gazetki od trzynastu lat (od
początku powstania szkoły!)
najlepszej w Polsce, z której
artykuły nierzadko przedrukowywane są w ogólnopolskiej
prasie. Należą się tutaj wielkie
brawa dla opiekuna „Klika”
Zosi
Dembskiej-Pierzchały,
która od samego początku nie
tylko tworzy ambitne media
młodych (szalenie widocznie
i znane we Wrocławiu), ale co
roku produkuje rzeszę przyszłych dziennikarzy. Wielu
absolwentów
Klika
siedzi
w największych ogólnopolskich
mediach: Wyborczej, Wrocławskiej, TVN24. (należą mi się
baty za brak kontynuacji wersji
internetowej Klika)
W Polsce, w wielu placówkach
oświaty wydawane są gazetki
szkolne, w których młodzi
trenują swój warsztat dziennikarski. Publikują w nich dobre
teksty, poruszające tematy im
najbliższe. Mitem stały się
32 ▐ KLIK 1/99
2013/2014
gazetki szkolne z krzyżówkami, rysowankami, opowiadankami i innymi mało interesującymi rzeczami. Dzisiaj to tytuły, gdzie poruszane są ambitne
tematy, dobra publicystyka,
a niekiedy jeszcze lepszy reportaż. Media te mają jednak
jeden poważny minus: za sprawą formy, w jakiej są publikowane – papieru, trafiają do małej grupy odbiorców. W dzisiejszym cyfrowym świecie przyszłością chyba we wszystkich
kategoriach jest Internet, dlatego ja, jak i wiele osób w całej
Polsce starało się stworzyć
ambitne media młodych online. Mnie się nie udało, a jak
poszło innym?
www.mediaimlodziez.pl biorę
na pierwszy rzut. Serwis ruszył
parę miesięcy temu. Pokładałem w nim wielkie nadzieje, bo
zakładany jest przez wielu
moich znajomych, przyjaciół,
ludzi, z którymi organizowałem
liczne projekty i dla których
organizowałem warsztaty. Sądziłem, że wreszcie ktoś podoła wyzwaniu. I niestety wtopa!
I to po całości! Serwis zawiera
wiele podstawowych błędów,
jak np. brak podpisów pod
zdjęciami (to łamanie prawa
autorskiego!), w artykułach
pojawiają się częste błędy
stylistyczne. Ale znacznie
ważniejszą sprawą, niż kwestia techniczna jest ta merytoryczna. Przejrzałem cały serwis MIM-u, od początku powstania serwisu nie powstał
żaden tekst, który poruszałby
tak ważne dla młodych tematy
jak: edukacja, rynek pracy czy
samorozwój. Serwis opisuje
siebie, jako „ogólnopolski projekt, którego celem jest tworzenie oraz rozpowszechnianie
głosu młodzieży w mediach,
poprzez wykorzystanie dostępnych środków masowego przekazu.”, tymczasem wydaje się
być portalem młodych ludzi,
którzy na siłę próbują poruszać
tematy skierowane do codziennych mediów. Poczytamy tam
m.in. o związkach zawodowych, nowym królu Belgii czy
katastrofie kolejowej w Hiszpanii. Jednym zdaniem: o wszystkim, o czym czytamy wszędzie
indziej. NUDA! Zero pazura
młodych ludzi! W dodatku
autorzy MIM-u zapomnieli
o jednej z najbardziej kluczowych zasad mediów: jak najszybszym podaniu newsa
czytelnikowi. Z tą tematyką nie
mają szans zgromadzić wokół
siebie stałych odbiorców, bo
nigdy nie uda im się wyprzedzić tradycyjnych mediów.
Widocznie autorzy serwisu
chcą bardzo szybko wskoczyć
w skórę dorosłych (nie tylko
zakładając krawaty! – komentarz dla znajomych, założycieli
serwisu) poruszając taką tematykę. Wielki plus należy się
jednak za funkcjonalność serwisu i brak błędu w kodach
strony. Przyjemna szata graficzna i czcionka sprawiły, że
przeczytałem dość dużo publikacji na stronie.
HALO, WROCŁAW!
Foto: A. Wójcik
w bloku po hotelu robotniczym.
Za duża przepaść. Za bardzo
niesprawiedliwe.
Teraz mijam się z tymi ludźmi
i wiesz co… Szkoda mi ich.
Widzę ich zmęczone twarze,
kiedy wracają po całym dniu
do domu. Rezygnację przy
okazji parkowania, bo nowych
audi znacznie przybyło,
w związku z czym wieczorem
miejsca na postawienie samochodu nie uświadczysz. Patrzę
na zamknięte blokowisko,
okno w okno, drzwi w drzwi.
Każdy ma wydzielone kilkadziesiąt metrów podłogi. Jedno
podwórko na środku, wszystkie
głowy na balkonach skierowane w jego stronę.
Setki ludzi na tak małej powierzchni, którzy uczą się
koegzystować. Okazuje się, że
w takich miejscach przeszkadzasz po prostu byciem sobą.
Wychodzę z psem. Na dzień
dobry kilka głów z balkonów
pozdrawia mnie serdecznie.
Opuszczając klatkę schodową,
wchodzisz na osiedlową scenę. Macham wszem i wobec
woreczkiem foliowym: uwaga,
uwaga, proszę państwa, nie
będę śmiecić na Waszym
podwórku. Zapada cisza, mogę iść dalej.
Dowiaduję się, co słychać
u znajomych, których tu zostawiłam. Okazuje się, że wbrew
pozorom ciężko jest się u Ciebie usamodzielnić. Większość
mieszka z rodzicami albo
w mieszkaniach przez nich
podarowanych. Część coś
wynajmuje, też przy większej
lub mniejszej pomocy rodziców.
Wrocławiu! Ja tak nie chcę!
Mam dwie ręce, potrafię ich
używać. Mam głowę na karku.
Mam chęci. A boję się, że po
raz kolejny okaże się to wystarczające co najwyżej na
posadę w pizzerii przy stacji
benzynowej lub spelunę, gdzie
będę stać za barem.
Z jednej strony Cię kocham
i podziwiam, z drugiej cały
czas zastanawiam się, czy
znowu sobie w Tobie poradzę.
Mam jeszcze trochę czasu,
jestem na zwolnieniu lekarskim. Właściwie przyjechałam
do Ciebie ze względu na dostępność lekarzy. Troszkę się
przeliczyłam. Terminy na NFZ
uniemożliwiłyby mi powrót do
pracy przez długi czas. Prywatne gabinety kosztują. Lawiruję
między tym i zastanawiam się,
jak długo dam radę.
Sama nie wiem, dlaczego chcę
spróbować odnaleźć się
w Tobie jeszcze raz. Nie ma
sensu zarzekać się, że ostatni,
bo jeśli nie wyjdzie, to pewnie
i tak się na Ciebie nie obrażę.
Nie dam rady.
Przechodziłam dzisiaj obok
Fredry, powiedziałam mu
„Dzień dobry”. Tak samo, jak
dawno temu, kiedy mijałam go
codziennie, biegnąc jak na
skrzydłach do wymarzonego
miejsca w redakcji, gdzie dostałam się na staż. Tak samo,
kiedy jakiś czas później musiałam robić pod nim wielkie mydlane bańki, żeby mieć za co
zrobić zakupy. Mówimy sobie
dzień dobry za każdym razem.
Tak samo rozmawiam z Parkiem Południowym, kiedy jadę
usiąść na mojej ławce.
I z wieloma miejscami, o których nigdy nie zapomnę, bo ile
czasu nie byłoby mnie u Ciebie
i tak dalej mam wrażenie, że
są „moje”, tak jak Ty też jesteś
mój.
Decyzje… Słowo bardzo stanowcze. Mam na szczęście
jeszcze trochę czasu.
Chyba muszę zmienić podejście. Tym razem zrobimy na
odwrót. To ja dam Ci jeszcze
jedną szansę i zaoferuję siebie. Mam nadzieję, że skorzystasz.
Pozdrawiam serdecznie
Karolina
1/99 2013/2014 KLIK▐
5
ŚWIAT WOKÓŁ NAS
O rasizmie…
Rasizm nie bierze się ot tak.
Wpływa na niego wiele czynników. Miejsce, otoczenie, poglądy innych. Nasze uprzedzenia najczęściej wynikają
z obaw, jakie towarzyszą nam
w myślach o inności. Ale inność nie jest zła, a wręcz przeciwnie. Inność pozwala nam
wyróżniać się z tłumu również
w pozytywnym sensie. To
monotonia i unifikacja są nudne i prowadzą do stagnacji
i wyjałowienia.
Jak to jest, że rumuńskie
(romskie) dzieci wywołują
w nas obrzydzenie (oj, bywa
tak, bywa), a małe „murzyniątka” wprawiają w zachwyt?
Przecież wyglądają podobnie
jak inne dzieci. Może to nie
problem rasy ale tego co nazywamy kulturą czy higieną,
której oczekujemy od wszystkich. Gdyby romńskie dziecko
umyć i ładnie (czyli zgodnie
z naszymi upodobaniami?)
ubrać, to pewnie byłyby tak
samo słodkie.
Wszystko zależy od naszego
nastawienia i otwartości. Ja
uważam się za otwartą osobę,
ale przeszkadzają mi Rumuni/
Romowie. Ich niezbyt przyjemny zapach mnie odrzuca
(zapach niemytego ciała czy
efekt odmiennego odżywiania?), ale są przecież ludźmi,
więc ich toleruję.
Wielu ludzi wyjeżdża do obcych krajów w poszukiwaniu
6 ▐ KLIK 1/99
2013/2014
pracy i dobrego bytu. Osoba,
która przyjeżdża do nas, robi
krok do przodu w kierunku
porozumienia międzykulturowego. Zebrała w sobie odwagę
i ufnie wchodzi pomiędzy nas.
Musimy otwarcie ją przyjąć
i zaznajomić z naszymi obyczajami. Może wiele z nich
wyda się jej dziwne, niezrozumiałe, a nawet odpychające,
bo przywykła do innej kultury,
innej kuchni, innych zasad
współżycia? Może wcale nie
zamierza się do nas upodobnić
i będzie chciała pozostać
w Polsce Chińczykiem, Wietnamczykiem, Hindusem? Najpewniej wyda się jej niemożliwa zmiana religii, tak jak nam
trudno jest nawet pomyśleć
o zmianie religii, jaką wyznawali nasi przodkowie, którą
nam przekazali. Tak przecież
dzieje się i z Polakami na obczyźnie, którzy jako obywatele
Stanów Zjednoczonych czy
Francji dalej czują się Polakami, katolikami…
A w głębi duszy? W głębi duszy każdy jest podobny. Różnimy się tylko kolorem skóry,
językiem ojczystym, akcentem,
kolorem włosów, ale to tylko
powierzchowność. Różnimy
się dziedzictwem kultury, ale
niech jednoczy nas szacunek
dla tych różnic, bo one nas
wzbogacają. Od innych wymagajmy podobnego szacunku.
Musimy patrzeć głębiej, dalej
niż sięga nasz wzrok. Nie możemy pozostawać przy tym, co
już dobrze znamy. Warto poznawać świat - a świat to ludzie, którzy go tworzą. Ten
świat mamy wszyscy wspólny.
Określenia typu „asfalt” lub
„małpy” na ludzi o ciemnej
karnacji, wyrażają jedynie nasz
niedostatek inteligencji i nieumiejętność funkcjonowania
w normalnym, tak kolorowym
świecie. A może nawet strach?
Sandra Giżewska, Ala Wójcik, Natalia Kubik, Adrian Przyborowski, 2c
OFIARA CZY WOJOWNICZKA?
KOBIETA POTRAFI BYĆ
P O DS T Ę P NĄ , WRE DNĄ
ŻMIJĄ. Umie dopiec zarówno
innej kobiecie, jak i dać popalić
facetowi. Podstępem wygryzie
przeciwniczkę z różnych sfer
swojego życia, po trupach
dojdzie do celu.
Niestety (?) to nie jedyna jej
życiowa rola. Jeśli się do niej
przygotowujecie, to obyście się
nie zdziwiły. Marzy wam się
zawodowa kariera, licząca się
pozycja w społeczeństwie?
O, to będziecie musiały naprawdę powalczyć!
Kobieta często pozwala się
swemu mężczyźnie zepchnąć
na drugi plan. Brak niezależności wymusza nie tylko biologia
i rodzenie dzieci. Te, które
godzą się z taką sytuacją,
przyjmują na siebie rolę tzw.
kur domowych. Opieka nad
dziećmi, robienie zakupów,
gotowanie, pranie, prasowanie, a do tego często także
jeszcze zmywanie, wychodzenie z psem, sprzątanie, wynoszenie śmieci, to stałe elementy monotonnej codzienności.
Przecież – jak wielu uważa –
nie pracują, więc zostają panią
domowego ogniska i… służącą,
gdy z prawdziwej - bo zarobkowej - pracy wraca zmęczony
pan domu, samochodu i pilota
od telewizora, który chce odpocząć w domowym zaciszu.
Wiele pisze się ostatnio o dążeniach, by zapewnić kobietom
równorzędną z mężczyznami
pozycję w społeczeństwie,
sprawdza się, ile z nich osiąga
Foto: Archiwum „Klika”
Małgorzata Szkodna,
dawna 3f
jeszcze naczelna,
ale już absolwentka
NASZE PROBLEMY
kierownicze stanowiska, zastanawia się nad prawnymi przywilejami. A tu co? Okazuje się,
że wojowniczkom brak woli
walki na własnym, domowym
podwórku. Przecież facet też
może posprzątać, umyć okna
i powiesić pranie! Chyba potrafi?
Już dawno wydało się, że niektórzy spryciarze pracowicie
udowadniają, że akurat w zmywaniu są zupełnie pozbawieni
talentów i kompletnie nie opłaca się ich do tego zaganiać, bo
więcej potłuką niż umyją. Tych
najlepiej wymienić na nowszy
model.
Najlepiej talenty manualne
i zdolność do działań domowych wcześniej sprawdzić na
szkolnych czy przyjacielskich
imprezach albo w sprytnie
poprowadzonym wywiadzie
z jego mamą czy rodzeństwem. No, chyba że już zakochałaś się na śmierć w prawdziwym macho, któremu nikt
nie podskoczy. Wtedy i ty nie
podskakuj, tylko do garów!
1/99 2013/2014 KLIK▐
31
NASZE PROBLEMY
ŚWIAT WOKÓŁ NAS
Foto: Archiwum „Klika”
ANOREKSJA NA WYBIEGACH
Jednym z największych problemów na wybiegach świata
mody jest nadal anoreksja.
Wychudzone modelki są wzorem dla dziewczyn z XXI wieku. Jest to problem nie tylko
w świecie modelingu ale
i w tym bardzie zwyczajnym,
naszym, realnym świecie.
Kobiety odchudzają się, aby
wyglądać jak modelki. Sądzą,
że będą bardziej pożądane,
atrakcyjne. Panuje przekonanie, że ludzie wolą patrzeć na
kobiety chude niż grube. Ale
czy chude oznacza skrajnie
wychudzone anorektyczki?
Do świata mody i urody próbuje wkroczyć rozmiar XL. Jest to
30 ▐ KLIK 1/99
2013/2014
przeciwny trend, który próbuje
walczyć z chorobami takimi jak
anoreksja czy drastycznymi
dietami. To radykalna, ale
dobra zmiana wprowadzająca
element równowagi.
A co sądzą media o anoreksyjnych modelkach? Od paru lat
na łamach gazet, na pokazach
mody i spotkaniach projektantów to jeden z najczęściej
poruszanych tematów. Wywołuje on kłótnie, które kończą
się urazami do siebie różnych
projektantów.
W roku 2010 podczas londyńskiego pokazu kolekcji wiosna/
lato znanego projektanta Marka Fasta obok modelek z rozmiarem 0 pojawiła się dziew-
czyna z rozmiarem XL. Wzbudziło to wielką sensacje. Goście byli zachwyceni pełnymi
kształtami normalnej, pięknej
kobiety.
W tym roku w Szwecji wybuchł
skandal, gdyż agencja modelek poszukuje dziewczyn
z anoreksją i nadmiernie wychudzonych. Agenci chodzili
do kliniki zaburzenia łaknienia
i natarczywie namawiali chore
dziewczyny, by zostały modelkami. Szczytem było wręczanie wizytówek dziewczynom
tak słabym, że musiały jeździć
na wózkach inwalidzkich. To
zdarzenie wywołało poruszenie w świecie mody.
W tym roku Izrael zabronił
wychodzenia na wybieg modelkom z niższym niż 18,5
BMI. W podobnej akcji wzięła
udział duża ilość pism. Sprzeciwiają się promowaniu wychudzonych ciał modelek, a amerykański i brytyjski „Vogue”
zadeklarował, że nie będzie
zatrudniał modelek poniżej 16
roku życia z ewidentnymi zaburzeniami odżywiania.
Jednym z wielu przykładów
śmierci przez okropną, wyniszczającą organizm chorobę,
jaką jest anoreksja, jest Ana
Caroline Reston. Miała jedynie
18 lat, gdy zmarła. W świecie
mody obracała się od 13 roku
życia. Zmarła 7 lat temu,
a problem anoreksji wśród
młodzieży nadal trwa.
Czy jej śmierć nie jest wystarczającym argumentem, by
skończyć z nadmiernym odchudzaniem się, a upartym
projektantom zaproponować,
by do pokazów używali po
prostu całkiem bezcielesnych
wieszaków, jeśli to ich ideał.
Foto: Z. Dembska-Pierzchała
Sandra Giżewska, 3c
Biali ludzie są tak samo wartościowi jak żółci czy czarni chociaż nikt nie twierdzi, że identyczni. Wszyscy – to nasi bliźni.
Przyjrzyjmy się różnicom
w naszych klasach, a więc
zazwyczaj między białymi. Też
są niemałe i też nie zawsze
sobie z nimi radzimy. To, jak
wyglądamy, nie ma wielkiego
wpływu na to, co mamy
w środku, a przecież codziennie powtarzamy, że najbardziej
liczy się wnętrze. Każdy chirurg stwierdzi, że niezależnie
od koloru skóry i tak wszystkie
organy wewnętrzne mamy
takie same – można dokonywać transfuzji i przeszczepów.
Powinnyśmy więc traktować
siebie nawzajem na równi.
Rasizm to głupota. Głupota
i strach, który ogranicza nasze
myślenie i nas samych w kontaktach z ludźmi. Rasizm to
zamaskowany strach przed
innością, ale rasista się do
tego nie przyzna, uważając się
po prostu za coś lepszego: Bo
co? W ostatecznym rozrachunku może wyjdzie, że jesteśmy
gorsi?
Rasizm może działać w różne
strony, ale inni zwykle akceptują nas takimi, jacy jesteśmy,
chociaż prawdą jest też, że my
nie mamy na rasizm czy nietolerancję religijną monopolu.
Pamiętajmy, że rasizm to nie
tylko dyskryminacja osób
o odmiennym kolorze skóry,
lecz ogólna niechęć do inności
wśród ludzi. Pogarda dla innych, naśmiewanie się z nich
nic dobrego nam nie przyniesie, a na pewno zbuduje kolejne mury na naszej życiowej
drodze. Okradnie nas z najcenniejszej części naszego
człowieczeństwa, gdy okaże
się, że nie potrafimy „kochać
bliźniego, jak siebie samego”.
1/99 2013/2014 KLIK▐
7
Foto: H. Okupska
ZWYCZAJNI — NIEZWYKLI
Ula Wołoszyn, 3c
KIM
JESTEM?
Udzielenie odpowiedzi na
pytania, kim jestem i skąd
pochodzę, nie jest takie proste,
jak się może wydawać. Spróbuję jednak zmierzyć się z tym
zadaniem.
Przede wszystkim jestem Polką i wrocławianką. Ziemie, na
których mieszkam, były kiedyś
niemieckie, lecz po wojnie
napłynęli tu z Kresów Wschodnich nowi mieszkańcy. Wśród
nich byli moi dziadkowie. Długo czuli się obco i nie całkiem
bezpiecznie, ale nowe pokolenie rosło beztrosko już u siebie. Pokolenie, dla których
8 ▐ KLIK 1/99
2013/2014
przeszłość rodziców i dziadków jest tylko historią, pokolenie, do którego należą moi
rodzice. I właśnie we Wrocławiu, będącym stolicą Dolnego
Śląska i czwartym co do wielkości miastem Polski, w 1998
roku urodziłam się ja. Dlatego
uważam siebie za prawowitą
Polkę i wrocławiankę.
Ważnym wydarzeniem w moim
życiu, którego nie pamiętam,
ale które znam ze zdjęć,
z opowiadań i filmu wideo, był
mój chrzest, poprzez który
zostałam włączona do społeczności Kościoła katolickiego.
Odbył się on w dniu urodzin
mojej babci. Otrzymałam na
nim imiona Urszula Weronika.
Moi rodzice i dziadkowie systematycznie przekazywali mi
wiarę. Z pełną świadomością
przyjęłam Pana Jezusa do
swego serca w dniu Pierwszej
Komunii Świętej. Obecnie
przygotowuję się do sakramen-
tu bierzmowania, aby jeszcze
bardziej umocnić się w swojej
wierze. Dlatego jestem przekonana, że mogę się nazywać
chrześcijanką.
Jestem również osobą uczącą
się. Ukończyłam drugą klasę
w Gimnazjum nr 27, na moim
osiedlu. Pomimo niechęci do
porannego wstawania, lubię
chodzić do szkoły. Często
zdarza się w niej coś ciekawego albo śmiesznego. Mam
w klasie koleżanki i kolegów,
z którymi znamy się od szkoły
podstawowej. Uczę się tam
historii, geografii, języka polskiego – przedmiotów, które
pomagają także znaleźć odpowiedź na tytułowe pytania. Bez
wątpienia jestem uczennicą.
Jestem córką, siostrą i wnuczką. Mam rodziców, których
kocham i z którymi lubię spędzać czas. Mam starszą siostrę, z którą często się sprzeczam, ale nie wyobrażam sobie bycia jedynaczką. Zresztą
to właśnie ona wybrała dla
mnie imię. Mam dziadków,
niestety już nieżyjących, ale
ich miłość, opieka, wspólne
święta, zabawy, spacery pozostaną zawsze w mojej pamięci.
Z całkowitym przekonaniem
mogę powiedzieć, że jestem
szczęśliwą piętnastolatką.
I na koniec: jestem posiadaczką dwóch drzew genealogicznych – rodziny mamy i rodziny
taty, a dzięki dociekliwości
mojej siostry mamy spisanych
wiele interesujących wydarzeń
z życia obu babć i dziadków.
Dzieje moich najbliższych to
prawie 90 lat, a pradziadkowie
– to już wiek XIX! Dzieje moich
dziadków i pradziadków to
Sankt-Petersburg, Podole, Wilno, Stanisławów, Lwów, rzeszowszczyzna i wreszcie Wrocław. Dlatego mogę powiedzieć, że jestem osobą mającą
mocne i rozległe korzenie!
TEATRY
Hanna Okupska
dawna 3a
U Goplany
Foto: H. Okupska
Małgorzata Mielczarek
dawna 3f
Ekipa
z zajęć
teatralnych
Wszystko zaczęło się od zajęć
teatralnych, które w naszym
Gimnazjum w pierwszym tygodniu ferii. Całą grupą bardzo
się zżyliśmy i nie mogliśmy się
rozstać. Stwierdziliśmy, że to
wszystko nie może się tak po
prostu skończyć. Dzięki wielkiemu zacięciu powstały zajęcia teatralne, pozalekcyjne na
których zwartą ekipą poznajemy teatr, uczymy się zachowania na scenie, wcielenia się w
sceniczne postaci, a także
walki ze stresem.
Od pierwszych zajęć ostro
wzięliśmy się do roboty tworząc naszą pierwszą sztukę.
Był nią KOPCIUSZEK, ale nie
taki zwyczajny, jak w książce,
był nasz, nowoczesny Kopciuszek. Zaledwie po kilku próbach przedstawiliśmy go
w Zakładzie OpiekuńczoLeczniczym na ul. Traugutta,
gdzie osoby starsze przyjęły
nas z ogromnym ciepłem i z
uśmiechem. Po przełamaniu
pierwszych lodów wystąpiliśmy
też przed szóstoklasistami i ich
rodzicami na Dniach Otwartych naszego Gimnazjum.
To wszystko jednak, to były
początki - przedstawienie było
jeszcze świeże i były to dla nas
jakby próby generalne. Pierwsze przedstawienie, gdzie
spektakl był dopięty na ostatni
guzik, odbyło się w Przedszkolu nr 7 im. Króla Maciusia
na Osobowicach. Przed rozpoczęciem występu dzieci oczekując na nasze wejście już
były zafascynowane i podekscytowane. Gdy pojawiliśmy się
na scenie, nasze emocje sięgały zenitu, ale wszystko poszło z górki, oczywiście z wielką pomocą przedszkolaków,
którzy towarzyszyli nam
uśmiechem, śpiewem i tańcem
do samego końca występu.
Gdy zaczęli nam dziękować
za grę głośnymi oklaskami,
miód lał się nam na serce.
Uczuciem nie do opisania jest
satysfakcja, że taką radość im
sprawiliśmy naszym krótkim
spektaklem. Przed wyjściem,
dzieci w zamian zaprosiły nas
do wspólnych zabaw. Bawiliśmy się jak małe dzieciaki
i zapomnieliśmy o tym , że nie
mamy już po 5 lat.
Oczywiście to nie koniec naszych pokazów. Mamy w planach nowe występy i spektakle. Możemy zapewnić, że nie
siądziemy na laurach.
Wyjście na przedstawienie jak
każde inne. Klasy trzecie
w ramach powtórki do egzaminu wybrały się na spektakl
„Balladyna” w Telewizji Polskiej. Nastrój przytulnego wnętrze budynku psuli tylko rozgadani gimnazjaliści czekający
na oddanie kurtek do szatni.
Chaos, szum i gwar. Panie
szatniarki były dość aroganckie, aż nieprzyjemnie oddawało się im okrycia wierzchnie.
Ale cóż zrobisz?
Nie zabrakło też zamieszania
przy zajmowaniu miejsc. Trudno było się przeciskać i przechodzić z miejsca na miejsce.
Miejsca na samym końcu nie
zapewniały znośnej widoczności. Jedna z naszych klas miała szczęście i w końcu dostała
miejsca na balkonie.
Spektakl czas zacząć. Dobrze
zagrana postać Goplany wyróżniała się ponad resztę.
Zbrodnie Balladyny powinny
być chyba szczere i brutalne,
ale się przeliczyłam. Nie było
nam dane ujrzeć postaci Aliny,
był jedynie jej cień. Zawiodłam
się troszkę na tym.
Spektakl nie porażał mnie
niczym szczególnie ciekawym.
Mało widziałam ale czytałam
dramat i szczerze mówiąc
spodziewałam się czegoś
lepszego. Niestety kilka scen
sklejonych ze sobą nie powalało na kolana.
Setki głów zasłaniało scenę
więc po trzydziestominutowym
męczeniu się przysnęłam na
chwilę, podobnie jak znaczna
część oglądających. Tak, niestety, wspominam wyjście na
ten spektakl.
1/99 2013/2014 KLIK▐
29
POMAGAMY
HALO, WROCŁAW!
Hanna Okupska, dawna 3a
SOS!
101 W OPAŁACH
Foto: H. Okupska
Wywiad z Kingą
działającą w Fundacji „SOS Dalmatyńczyki”
Opowiedz, z jaką właściwie Fundacją jesteś
obecnie związana?
Jestem związana z Fundacją „SOS Dalmatyńczyki” i w jej działania się angażuję, ale nie zamykam się na jedną organizację. We Wrocławiu
działa kilka regionalnych fundacji podobnego
typu np. Ekostraż, 2plus4, TOZ …
A gdzie mieści się siedziba waszej Fundacji?
Siedzibą fundacji „SOS Dalmatyńczyki” jest
Trzcianka koło Poznania, jednak dzięki swoim
wolontariuszom działa ona na terenie całej Polski.
Jak to się stało, że do niej trafiłaś?
O Fundacji dowiedziałam się z Internetu, przeglądając różne fora niosące pomoc psiakom.
Czym zajmują się członkowie twojej Fundacji?
Członkowie „SOS Dalmatyńczyki” niosą pomoc
w potrzebie dalmatyńczykom i psom w typie tej
rasy. Jak sami o sobie piszą, wyszukują chore,
skrzywdzone, zaniedbane i cierpiące psy. Walczą o ich życie, umieszczając je w tymczasowych domach, w których piesek bezpiecznie
może poczekać na nowego właściciela, czasem
28 ▐ KLIK 1/99
2013/2014
uczy się podstaw psiego dobrego zachowania
i dochodzi do siebie. To wszystko poprzedza
właściwy cel, którym jest znalezienie dla podopiecznych nowych, odpowiedzialnych opiekunów i domu.
Co trzeba zrobić, aby być w tej Fundacji?
Aby należeć do Fundacji „SOS Dalmatyńczyki”,
potrzebne są jedynie dobre chęci i gotowość do
poświęcenie swego czasu dla pokrzywdzonych
przez los psów. Istnieje wiele możliwości wolontariatu – zapewnienie domu tymczasowego,
robienie ogłoszeń, pomoc w szukaniu domów
tymczasowych i domów stałych, organizowanie
bazarków, powiadamianie o dalmatyńczykach
w potrzebie, pomoc w transporcie piesków…
Czy miałaś już jakiegoś swojego podopiecznego?
Tak. Przebywała u mnie jak w domu tymczasowym Stella - suczka w typie dalmatyńczyka.
Trafiła pod opiekę fundacji ze schroniska. Najpierw przebywała w hoteliku dla psów pod Warszawą. Zdecydowałam się, by została moją
podopieczną, bo wiem, że pieski przebywające
w domu tymczasowym mają większą szansę na
adopcję ze względu na to, że możemy je obserwować i wiemy, jak zachowują się w różnych
sytuacjach, co jest istotne dla osób biorących
pod uwagę ich adopcję. Czasem boją się wziąć
sporego przecież psa, o którym nic nie wiadomo.
Jakie warunki trzeba spełnić, aby mieć takiego
tymczasowego podopiecznego w swoim mieszkaniu?
Aby mieć podopiecznego w domu, należy być
pełnoletnim lub mieć zgodę opiekuna na prowadzenie takiego domu. Trzeba zapewnić pieskowi
odpowiednie warunki – ciepły kąt, jedzenie. Jako
opiekun w domu tymczasowym jest się zobowiązanym do karmienia psa, wychodzenia na spacery, wizyt u weterynarza, przygotowania psa do
adopcji.
Myślę, że zachęciłam was choć trochę do niesienia pomocy i zainteresowałam fundacją „SOS
Dalmatyńczyki”, o której możecie więcej dowiedzieć się ze strony;
http://www.sosdalmatynczyki.pl
Foto: Archiwum „Klika”
Victoria Gnahoui, dawna 3a
GŁOS WROCŁAWSKIEJ
MŁODZIEŻY
Chcesz mieć więcej ławek na twoim osiedlu? Może chciałbyś,
aby odnowiono zniszczone boisko, przydałby się nowy park /
skatepark? A może twój autobus nie przyjeżdża nie dość często albo masz pomysł na ciekawy konkurs?
Mało kto wie, co to jest PMW,
a nie powinno tak być. Młodzież realizująca swoje pragnienia, pomysły, walcząca
o swoje prawa, wrocławski
przedstawiciel młodych obywateli wobec władz miasta - to
waśnie jest PMW czyli Parlament Młodzieży Wrocławia.
Posłem PMW zostaje się poprzez demokratyczne wybory
w szkole. Na każdą szkołę
gimnazjalną i ponadgimnazjalną przypada jeden mandat
poselski. Kadencja trwa 2 lata.
Celem PMW jest kreowanie
wśród młodzieży postaw oby-
watelskich, koordynowanie ich
działalności samorządowej,
pośredniczenie w kontaktach
z władzami Wrocławia oraz
stworzenie młodzieżowego
forum wypowiedzi.
Na otwarte sesje, które odbywają się w Sali sesyjnej Urzędu Miasta Wrocławia, może
przybyć każdy. Widzowie,
którzy nie są posłami, po
stwierdzonych trzech obecnościach dostają swoją własną
kartę wolnego słuchacza.
Wszyscy obecni na sali mogą
zabrać głos w omawianej sprawie, wyrazić swoje zdanie,
przedstawić własny pomysł,
inicjatywę.
Atmosfera sesji jest niesamowita. Obowiązuje strój galowy
i wszyscy zwracają się do
siebie pani poseł/panie pośle.
Sesje odbywają się w zwykłym
czasie zajęć szkolnych (co
znacząco komplikuje szansę
na zostanie wolnym słuchaczem, chyba że decydujemy
się na wagary lub uzyskamy
poparcie rodzica lub wychowawcy), ale uczęszczanie nie
jest tylko ucieczką od nauki.
Bycie posłem i uczestniczenie
w sesji jest niesamowitym
przeżyciem, z którego można
osiągnąć wiele autentycznych
korzyści takich jak poznanie
nowych ciekawych ludzi czy
nabycie się wielu praktycznych
w dorosłym życiu sprawności,
choćby takich jak wypowiadanie się na poważnym forum.
No i niewykluczone, że nasze
dyskusje i propozycje staną się
początkiem jakichś zmian na
lepsze.
1/99 2013/2014 KLIK▐
9
WROCŁAWSKIE
POPOŁUDNIE Z MUZEAMI
Foto: A. Wójcik
10 ▐ KLIK 1/99
2013/2014
CZY TRUDNO BYĆ NASTOLATKIEM?
gą się uczyć, mają rodziny,
które ich kochają. Mieszkają
w
pięknych
mieszkaniach
z bieżącą wodą i ogrzewaniem. Mają komputer, Internet,
telefon, książki. Mają z kim
rozmawiać, mają znajomych
i przyjaciół. Czy faktycznie ma
się ciężkie życie w bluzie za
200 zł? Czy siedzenie całymi
dniami przed komputerem
naprawdę jest aż takie męczące? Przecież połowa nastolatków z chęcią nie odchodziłaby
w ogóle sprzed ekranu komputera. Nie wiem, czego im jeszcze do życia potrzeba. Gdzie
w tym można doszukać się
trudów życia? A są przecież
dzieciaki, które nie mają choćby jednej z wyżej wymienionych wygód i dóbr, a mimo to
żyją i starają się być silni, by
móc stawić czoła światu na
własną rękę.
Chciałabym się czasami przenieść do czasów, gdy dzieci
i młodzież całe dnie spędzały
na podwórku, skacząc w gumę, grając w klasy albo
w nogę. Gdy telefon czy komputer nie były potrzebne do
szczęśliwego dzieciństwa, gdy
młody człowiek wiedział, że na
boisku zawsze jest ktoś chętny
do gry. Żałuję, że te czasy
mnie ominęły, bo czuję, jakbym straciła możliwość poznania
prawdziwego
piękna
szczenięcych lat. Znam ten
świat tylko z opowieści moich
rodziców, a szkoda.
Wiem, że sama jestem przykładem „polskiej młodzieży
XXI wieku”, ale nie lubię się
z tym określeniem utożsamiać.
Gdy tak mnie ktoś nazywa,
czuję pewnego rodzaju wstyd
za moich kolegów i koleżanki,
za nasze pokolenie. Chciałabym coś zmienić, ale niespecjalnie jest jak. Czuję, jakby
było już za późno na ratunek.
Pieniądze, nowinki techniczne
i moda zawładnęły naszym
światem.
Dzieci, które dopiero co oderwały się od zabawy lalkami
i samochodzikami, nazywa się
dorosłymi. Co gorsza, te dzieci
same każą tak na siebie mówić... A tak naprawdę, to nic
nie wiedzą o dorosłym życiu.
Dorosły musi być odpowiedzialny nie tylko za siebie.
Musi mieć w głowie trochę
rozumu i zdobyć choć trochę
ogłady. Musi dostrzegać potrzeby, cierpienia i emocje
innych. Nie może kończyć
myślenia na poziomie: „Ja
chcę”.
Zastanawia mnie, co by się
stało, gdyby tak zamienić nas
z pokoleniem Kolumbów, które
z dnia na dzień musiało dorosnąć i dojrzeć do walki o ojczyznę, o wartości. Obawiam się,
że w takiej sytuacji Polski nie
byłoby dzisiaj na mapie świata.
Przecież jednej złamie się
paznokieć, druga nie będzie
chciała się pobrudzić, a chłopcy próbowaliby pokonać wroga
za pomocą PSP. Przykre jest
to, że w ten sposób muszę
wyrażać się o osobach w moim
wieku. A chciałabym napisać:
„Tak, jestem dumna, że mogę
się z nimi utożsamiać”, ale
niestety, to tylko marzenia.
Ale jedno jest najgorsze. Zastanawia mnie, kto lub co skłania młodzież do kompletnego
braku szacunku dla osób starszych. Jak można użyć przekleństwa czy podnieść głos
w rozmowie z nauczycielem,
który próbuje podzielić się
z nami swoją wiedzą i doświadczeniem? To zawsze
było, jest i będzie dla mnie
niepojęte. Musimy się przyzwyczaić, że młodzież wszystko wyolbrzymia, że nie umie
poradzić sobie z samym sobą.
Ale czasami lepiej przytaknąć,
niż słuchać znów biadolenia:
„Jakie to moje życie jest ciężkie...”.
Foto: Archiwum „Klika”
NOC MUZEÓW 2013
1/99 2013/2014 KLIK▐
27
CZY TRUDNO BYĆ NASTOLATKIEM?
zrozumieć, a ciągłe wysłuchiwanie tekstu: „My w waszym
wieku…” powoduje gwałtowną
chęć sprzeciwu.
Najgorsze jednak dla nas jest
chyba to, jak szybko starsi od
nas zapomnieli, jak to jest być
nastolatkiem. Dopiero przy
okazji różnych rodzinnych
spotkań, w trakcie rozmów
i wspominania wychodzi na
jaw, że nasi rodzice i dziadkowie także nie byli ideałami
i jako nastolatki potrafili nieźle
dokazywać i dawać w kość
swoim rodzicom i opiekunom.
Nie zawsze jednak potrafią
przyznać się do tego nawet
przed samym sobą.
Okres buntu to ten czas,
w którym sądzimy, że nikt na
nas nie zwraca uwagi, że jesteśmy zepchnięci na drugi
plan. Chcemy wszystkim dookoła udowodnić, że istniejemy
i też coś potrafimy. Manifestując to, zmieniamy swój styl,
upodobania. Chcemy być kimś
wyjątkowym, a zarazem członkiem swojej społeczności.
Zmieniamy w tym czasie grono
znajomych i próbujemy dopasować się do dominującej
grupy. Zmieniamy się przez to
często na gorsze. Eksperymentujemy z wszystkim, co się
da. Słuchamy przedstawicieli
grup, aby do nich należeć.
W tym czasie ważniejsi są dla
nas znajomi i bycie w jakiejś
grupie aniżeli rodzice i rodzina.
Człowiek musi być częścią
jakiegoś środowiska. Staramy
się dopasować do naszych
rówieśników za wszelką cenę,
aby tylko nie zostać wykluczonym z grupy, popełniając przy
tym mnóstwo błędów. Jednak,
jak mówi przysłowie, człowiek
uczy się na swoich błędach,
najważniejsze jednak jest to,
aby z tych błędów wyciągać
wnioski na przyszłość i uczyć
się jak w dorosłym życiu być
wartościowym człowiekiem,
a nie pozostać na zawsze
rozpuszczonym nastolatkiem.
Sądzimy, że rodzice są tymi
złymi, którzy nas tylko ograniczają, dopiero po jakimś czasie
Małgorzata Szkodna, dawna 3f
TAK TRUDNO
MIEĆ WSZYSTKO
Nastolatki. To zwykle źle się kojarzy. Rozpieszczone i zapatrzone w siebie dzieci z masą problemów. Tak zwykle myśli się
o młodzieży. Ale cóż poradzić, kiedy to sama prawda?
Problemy nastolatków są zwykle w mediach głośnym tematem. Ciekawe, dlaczego tak
właśnie jest? Czy złamany
paznokieć albo kolejna kłótnia
z rodzicami o byle głupotę
pozwala nam mówić, że mamy
ciężkie życie? Czy przymus
26 ▐ KLIK 1/99
2013/2014
nauki w szkole to rzeczywiście
piekło, czy może szansa na
normalne życie?
Gdy słyszę od kolejnego rówieśnika o tym, jak to mu jest
w życiu źle, to aż mnie w kiszkach skręca. Mam ochotę
zacząć krzyczeć i tupać. Trud-
zauważamy, że oni też chcą
dla nas czegoś dobrego.
W okresie buntu jesteśmy
osobami trudnymi we współżyciu, nie zawsze specjalnie i na
złość innym. Nie potrafimy
ogarnąć naszych uczuć
i zmian zachodzących w naszych ciałach i umysłach.
Z wyglądu już prawie dorośli,
a w środku jeszcze dzieci potrzebujące często przytulenia
i wiele zrozumienia.
Trzeba przyznać, iż punkt
widzenia zależy od punktu
położenia, czyli bycie nastolatkiem jest i łatwe – dla tych,
którzy już tymi nastolatkami nie
są, a dla nas nastolatków –
trudne, gdyż to my musimy
zmierzyć się z tym okresem
w naszym życiu, który jest tak
burzliwy, zmienny i pełen pułapek. Mam nadzieję, iż ten czas
naszego życia będzie jednak
dla wielu z nas czasem pięknych wspomnień, wspaniałych
przyjaźni i niezapomnianych
wrażeń.
no mi określić, jakie emocje
wtedy mną targają, ale nie jest
to gniew ani szczęście. Raczej
coś na kształt załamania
z powodu czasów, w jakich
żyję i współczucia dla marudzących.
Tak, współczuję im, bo nie
wiedzą, co oznacza to „ciężkie
życie”. Sama tego nie wiem,
bo mam przecież wszystko.
Odnajduję w sobie jednak tyle
empatii, że jestem w stanie
spojrzeć dalej – nie ogranicza
mnie czubek własnego nosa.
Jestem w stanie zobaczyć
cierpienie innych. Oczywiście czasami i ja marudzę, że mama nie chciała kupić mi setnej
już z kolei bluzki, ale uważam,
że mam świetne życie. Moi
rówieśnicy też są zdrowi, mo-
NOC MUZEÓW 2013
Foto: A. Wójcik
No jasne, że popołudnie. Co
najwyżej wieczór. Na żadne
nocne ekscesy w dziwnych
miejscach nasi rodzice nie
zgodziliby się pod żadnym
pozorem. Zresztą na własnej
skórze przekonaliśmy się, że
spotkania ze sztuką są bardzo
wyczerpujące i sami chcieliśmy już wracać do domu.
A może to kwestia braku treningu?
Początek był całkiem przyjemny. To zdjęcie na okładce, to
wcale nie jest obietnica, że
teraz zajęcia z historii z panem
Jaroszewiczem będą się odbywały na świeżym powietrzu.
Po prostu w ogrodzie przy
Ossolineum trafiliśmy na przygotowane
dla młodzieży
i dzieci historyczne gry planszowe, więc uznaliśmy, że
należy je wypróbować. Zajęło
to nam niemałą chwilę, by od
nich się oderwać i wrócić na
naszą trasę.
Spacer w słoneczny dzień
brzegiem Odry - sprawa bardzo miła. Widok na Ostrów
Tumski, tak chętnie fotografowany, nam również pozwolił
wykazać się talentami artystycznymi, ale cel wycieczki
był bardziej ambitny. Postanowiliśmy skorzystać z okazji
i zobaczyć kolekcję europejskiego malarstwa ze zbiorów
banku Santander, którą udostępniało Muzeum Narodowe.
Pod muzeum czekało na nas
wolne miejsce na końcu baaardzo długiej kolejki chętnych na
spotkanie z dziełami mistrzów.
Niezrażeni - stanęliśmy, chłonąc w międzyczasie węchowe
pokusy, bo ktoś przedsiębiorczy uznał, że ludziom można
skrócić czekanie jedzeniem
i ustawił tuż obok swoje wędrowne lokale gastronomiczne.. Sami widzicie, że nie było
lekko!
Kolejka wolno posuwała się ku
wejściu, ale w pewnym momencie zafalowała desperacko. Z ust do ust popłynęła
1/99 2013/2014 KLIK▐
11
NOC MUZEÓW 2013
wiadomość, że nadeszła pora
na przerwę i wietrzenie galeryjnych sal. Tym razem okazało
się, że to zbyt wielkie wyzwanie dla naszej cierpliwości.
Raczej zadowoleni z decyzji
opuściliśmy swoje miejsce
w ogonku, nie bez odruchów
zachęty tych, którzy dotąd stali
za nami, a teraz - mimo przerwy - ”awansowali” o ładnych
parę pozycji.
Pocieszani informacją, że
obrazy na wystawie nie takie
znów wspaniałe, weszliśmy do
muzeum, by zobaczyć inne
12 ▐ KLIK 1/99
2013/2014
atrakcje. Wraz z wieloma innymi gośćmi dotarliśmy na drugie piętro, gdzie w największej
z muzealnych sal można było
przyjrzeć się dzieciom…. No,
nie zupełnie dzieciom, bo to
przecież nie taka znów atrakcja, ale raczej temu, co je otaczało, a zwłaszcza temu, co je
otaczało najbliżej, czyli strojom, w jakie były ubierane
przez parę ostatnich stuleci.
Niektóre pomysły dorosłych
sprawiły, że naprawdę współczuliśmy naszym młodszym
kolegom i koleżankom sprzed
CZY TRUDNO BYĆ NASTOLATKIEM?
lat w sztywnych superciuchach. A jak się jeszcze pomyśli, że nie mieli ani komórek, ani komputerów, ani nawet telewizji, to prawie chce
się nad nimi płakać.
Wśród eksponatów były i obrazy i - dla nieco bliższych nam
czasów — fotografie, ale - jak
to w muzeum - najważniejsze
były autentyczne przedmioty.
Sukieneczki i buciki, wózeczki
i misie, stroje niby góralskie
i niby krakowskie, niby dorosłe
i białe, długie koszuliny dla
noworodka. Można powie-
nym. Przez to życie może stać
się trudniejsze i bywa, że nie
można sobie z nim poradzić.
Staramy się znaleźć kogoś, kto
go zrozumie. W efekcie można
popaść w jeszcze większe
problemy, z których nigdy się
nie uda wydostać. Może to być
np. alkohol lub palenie papierosów. Sięgając po nie, staramy się znaleźć poparcie i aprobatę wśród rówieśników - udowadniając im swoją „dojrzałość”, niezależność. Następstwem bywa poddawanie się
wpływom złego towarzystwa.
Ludzie tak określając siebie ,spłycają swą prawdziwą
osobowość, by nie czuć potencjalnego zagrożenia.
Poznając kogoś nowego, patrzymy na niego powierzchownie, analizując przy tym dogłębnie jego status materialny.
Drastycznie zmieniły się priorytety wyboru przyszłego partnera. Idąc po wrocławskim rynku
lub spędzając czas ze znajomymi, słyszałem wielokrotnie
oburzone nastolatki mówiące:
"Wiesz, jest perfekcyjny, ale
słucha rocka, więc ten związek
nie ma sensu".
Człowiek młody zbyt często
żyje zgodnie z zasadą, że
nieważne jest to, co w głowie,
lecz to, co na zewnątrz. Poznając siebie nawzajem, dostrzegamy tylko styl i konwen-
cje, a nie wnętrze, co sprawia,
że trud bycia nastolatkiem
ciągle narasta. Tracimy znajomych, bo sami ich dyskwalifikujemy. Skutkiem są problemy
w znalezieniu przyjaciół od
serca – przyjaciół, którzy zaakceptują nas takimi, jakimi jesteśmy. Jest coraz mniej osób,
z którymi możemy porozmawiać szczerze, osób, którym
można się zwierzyć. Rządzi
Internet i bywa, że uznajemy,
iż możemy polegać tylko na
przyjaźniach właśnie z tego,
wirtualnego środowiska. Często te dalekie osoby potrafią
lepiej zrozumieć i naprawdę
pomóc. Nie jest przeszkodą to,
czy mieszkasz w Warszawie,
czy w Londynie - zawsze znajdziesz kogoś, kto przeżył to, co
ty i wzajemna rozmowa wesprze cię na duchu. Ale czy jest
to dobre? Czy tracimy zdolność rozmowy bez klawiatury?
Mnóstwo osób zatraca się
w cyberświecie, odstawiając
naukę na drugi plan. Wiadomo. Internet ma szeroki zasięg
dostępności do ważnych informacji naukowych i tak dalej,
ale ucząc się w ten sposób,
nigdy nie dorównamy wiedzy
osób, które uczyły się w przeszłości. Problem polega na
tym, że dzisiejsza nauka
i zdobywanie wiedzy polega na
metodzie trzech „z” - zakuć,
zaliczyć, zapomnieć. Tym
sposobem nigdy - ja oraz pozostali - nie dorównamy encyklopedycznej wiedzy naszych
dziadków lub rodziców. Oni
żyli w czasach, w których nie
było tak rozwiniętych technologii jak telefon komórkowy czy
Internet, musieli mieć więcej
w głowie.
Używamy slangów oraz zapożyczamy słowa (szczególnie
z j. angielskiego), by się wzajemnie porozumiewać. Właśnie
w ten sposób wynaradawiamy
się z własnego języka. Swoje
uczucia wyrażamy za pomocą
tzw. emotikonów. Dzięki nim
wiemy czy ktoś jest zadowolony, smutny, zaskoczony, czy
nawet poirytowany. Właśnie to
sprawia, że życie nastolatków
staje się trudniejsze - nie umiemy przekazywać sobie nawzajem prawdziwych uczuć, bawimy się w maskaradę.
Żaden okres w życiu człowieka
nie jest łatwy i każdy na swojej
drodze spotyka się z masą
problemów. Sami powinniśmy
umieć odpowiedzieć sobie na
pytanie „czy trudno być nastolatkiem”? Wiadomo - odpowiedzi od poszczególnych osób
trzeba rozważać indywidualnie, lecz moja opinia jest jednoznaczna - bycie osobą dorastającą jest bardzo trudne.
Alicja Wójcik, 2c
NASTOLATKI A ŻYCIE
Ta sprawa była od zawsze kością niezgody wśród ludzi. Jedni
sądzą, że bycie nastolatkiem to jest prosta rzecz:
- Takie tam dorastanie!
- Co sobie te dzieciaki myślą? Przecież się tylko uczą! Nie muszą
pracować. Jak zaczną, to dopiero zobaczą, jakie to jest trudne.
Jest też druga grupa, która twierdzi, że jednak my nastolatki nie
mamy tak kolorowo.
Do pierwszej grupy można
zaliczyć rodziców, który od nas
dużo wymagają, nie zwracają
uwagi, że nam w tym okresie
nie jest łatwo. Innymi przedstawicielami pierwszego poglądu
jest nasze młodsze rodzeństwo, które sądzi, że my możemy więcej, rodzice na więcej
nam pozwalają. Dziadkowie
również nie zawsze chcą nas
1/99 2013/2014 KLIK▐
25
Daniel Jaworski, dawna 3e
W POSZUKIWANIU
DOSKONAŁOŚCI
Czy trudno być nastolatkiem? To pytanie stwarza wiele problemów. Gdybym odpowiedział, że nie, zaprzeczyłbym sam sobie.
Bycie nastolatkiem to czas burzliwy. Sami nie wiemy, czego tak
naprawdę chcemy. Rządzi burza hormonów. Czasem nie sposób
sobie z nią poradzić.
Każdy jest inny, ale każdy
choć po części chce podążać
za najnowszymi trendami. Robimy wszystko, by upodobnić
się do naszych idoli lub mówiąc inaczej zbliżyć do pewnych ideałów. Płacimy krocie
za nasze ubrania, by nie były
brane za przeciętne. Znaczek
Convers, Vans lub Nike,
24 ▐ KLIK 1/99
2013/2014
a przede wszystkim Ray-Ban
na nosie dopełniony modną
fryzurą tworzy ideał nastolatka.
Brnąc tym nurtem, nie zważamy na inne sprawy takie jak
rozwój osobisty czy konsekwentne podążanie za swoimi
marzeniami. Idziemy twardo za
nurtem perfekcjonizmu, bo
przecież nie chcemy być bezo-
Finał V Międzygimnazjalnego
Konkursu Dziennikarskiego
O Pióro Hugona „Czy trudno
być nastolatkie?” rozegrał się
we wrocławskim Gimnazjum
nr 1. Nasza ekipa dziennikarska złożona z trzech redaktorów „Klika”: Gosi Szkodnej, Ali
Wójcik i Daniela Jaworskiego
zdobyła III miejsce.
W pisaniu byli lepsi niż na
scenie, prezentujemy więc
w „Kliku” ich prace konkursowe o tym jak widzą siebie
i swych rówieśników.
sobowi. Chcemy być uznawani
za kogoś znanego i lubianego
wśród rówieśników. Taka postawa może nie spodobać się
innym. Tryb życia, jaki prowadzi taki nastolatek, daje innym
poczucie bycia gorszym, co
budzi zwykłą zazdrość. Właśnie z jej powodu jest się szykanowanym lub nieakceptowa-
NOC MUZEÓW 2013
Foto: Z. Dembska-Pierzchała
Foto: Z. Dembska-Pierzchała
CZY TRUDNO BYĆ NASTOLATKIEM?
O wiele pewniej poczuliśmy się
przy wielkiej konstrukcji niemal
wypełniającej całkiem spory
hol muzeum. Drewniane rusztowanie wspierało coś, co
okazało się torem wyścigowym! Jego powierzchnię tworzyły stare i zużyte płyty winylowe, po których poruszały się
całkiem spore modele samochodów wyścigowych. To, co
widać na zdjęciu, to nie ten
samochód, ale stanowisko dla
tych, którzy chcieliby się zabawić, korzystając z zaproszenia
twórcy tej super zabawki
i pokierować zdalnie modelem,
który — inaczej niż w komputerowych animacjach - naprawdę
pędził i ulegał katastrofom na
torze, choć kierowca widział to
tylko na wielkim ekranie przed
swoim nosem.
Okazało się, że bycie rajdowcem wcale nie jest takie łatwe!
Większość chętnych do zdobycia Grand Prix niemal od razu
gubiła się, nie wiedząc już
gdzie góra, gdzie dół i jak to
zrobić, by nie jechać w poprzek koryta toru. Prawdziwych
rajdowych emocji było więc
niewiele, a pozostawała niepewność, czy to nie o to uczucie chodziło autorowi? Lucas
Abela i jego „Vinyl Rally”
w wielu widzach pozostawił też
pytanie o muzykę z tych czarnych, trzeszczących i porysowanych krążków, materialnie
zniszczoną przy budowie toru
i dalej unicestwianą podczas
średnio udanej zabawy.
O czym „opowiada” to dzieło,
trudno nam jednak rozstrzygnąć. Wiemy natomiast, że
była to jedna z licznych, rozproszonych w różnych punktach Wrocławia propozycji
dorocznej imprezy pod nazwą
dzieć, że wielu z nas oglądało
to ze zdziwieniem. Często nie
rozumieliśmy, co to też takiego
jest? Okazuje się, że można
niemal dotknąć przeszłości, ale
człowiek wcale nie staje się od
tego od razu mądrzejszy. By
tak się stało, podobno takie
zdziwienie to niezły punkt wyjścia. Jest zdziwienie, będą
pytania, a potem już tylko trzeba poszukać odpowiedzi
i zaczyna się to i owo rozumieć. Tylko pytanie, czy każdy
jest wystarczająco ciekawy
tamtego, starego świata?
1/99 2013/2014 KLIK▐
13
NOC MUZEÓW 2013
WRO, która demonstruje dokonania współczesnych artystów
(?) sięgających po tzw. nowe
media, czyli po to, co przynosi
technologiczny postęp.
Sporo takich niezwykłych dzieł
można było podziwiać w zdewastowanych, mrocznych
wnętrzach, czekającego na
remont dawnego pałacu Ballestrama z poł. XIX w. przy ulicy
Włodkowica, ale tam dotarli
nieliczni.
Krótka chwila wytchnienia
podczas wędrówki przez park
i już wchodzimy do gotyckich
wnętrz Muzeum Architektury.
Podczas zwiedzania coraz
wyraźniej przekonujemy się,
Foto: A. Wójcik
14 ▐ KLIK 1/99
2013/2014
że muzea to miejsca, gdzie
szczególnie wyraźnie przeszłość spotyka się z przyszłością. Tu też, obok liczących po
kilka wieków rzeźbionych dekoracji z budowli dawnego
Wrocławia czy efektownych
makiet ukazujących nasze
miasto w XVIII w. albo Halę
Stulecia (sprzed stulecia) oglądamy wystawę fotografii i makiety prac współczesnych
architektów. I jedno, i drugie
ciekawi, chociaż nam bardziej
podoba się to, co nowe. Zabytki podziwiamy, a nowe po
prostu się podoba.
Prawdę mówiąc na kolejne
muzeum nie mieliśmy już siły,
NASZ BAL
ale do Pałacu Królewskiego
dzielnie dotarliśmy. Tu jednak
było podobnie. Wśród tych
portretów osób nieznanych,
przed napisami po łacinie,
francusku i po niemiecku znów
poczuliśmy się nieco zagubieni. Nasza wiedza o dziejach
Wrocławia okazała się niewystarczająca, by choć trochę to
ogarnąć. I znów łatwiej było na
samym końcu, bliżej naszych
czasów.
Zamęt w głowach pozostał.
Może należy muzea przyjmować w mniejszych dawkach?
A może częściej?
nąć. Dodaliśmy nowe ruchy
i tym sposobem odmieniliśmy
poloneza, który w naszej szkole, był od zawsze tańczony
w jeden sposób.
Warto jeszcze wspomnieć
poloneza, który był jeszcze
próbą generalną. Nikt się tego
nie spodziewał, ale zabrakło
kogoś albo dodaliśmy o jedną
parę za dużo. Nie wiem już jak
to z tym było, ale kiedy robiliśmy wężyk, coś wyraźnie nie
zagrało - babeczka znalazła
się na miejscu faceta. To się
musiało zmienić i w rezultacie
chyba jedna para nie zatań-
redakcja
Foto: H. Okupska
czyła wcale. (Była to para
żeńsko-żeńska, więc żadnej
załamki nie było). Wypowiem
się jeszcze w sprawie węża.
Wyglądało to jakbyśmy mieli
po 6 lat i chodzili jak takie
dzieci z przedszkola za rączkę.
Na domiar złego przypominało
to jakieś krzywe kółko graniaste albo taką jeszcze inną
zabawę, której nazwy już nie
pamiętam, ale też się chodziło
tak wężykiem. Po prostu bosko!
W końcu jednak udało nam się
zatańczyć poloneza w miarę
normalnie i podziękowaliśmy
naszemu tryskającemu humorem i urodą didżejowi. Zatańczyliśmy „…wręcz wybornie!”jak to określano, a inni dopowiadali, że „Nigdy jeszcze
takiego poloneza nie widzieli!”
- co też pewnie miało uchodzić
za komplement, a na pewno
było bliskie prawdy.
ZABAWA
Potem dali nam jakieś jedzenie
— nie pamiętam co, ale nie
muszę nawet myśleć co. Standardowo pewnie podali rosół –
danie do wszystkiego, no
i oczywiście schabowego albo
„devolaja”, oczywiście z surówką.
Jak już wszyscy zjedli, didżej
puścił muzyczkę. Była bardzo
fajna, nie powiem. Świetnie się
przy niej bawiliśmy, ale niektórzy - także świetnie - przy niej
grzali pupami miejsca na krzesłach, bardzo energicznie pijąc
jakieś soki. Ja tam bawiłam się
cały czas i po piątej piosence
zdjęłam szpilki - Uff! I tak długo
już w nich tańczyłam! - i włożyłam baleriny. Raz czy dwa
zamówiliśmy piosenkę u didżeja. Potem wszystkie klasy
zamawiały coś w podziękowaniu dla swoich wychowawców,
więc i 3a także to zrobiła.
Po jakimś czasie większość
wyszła na taki jakby korytarz
czy hol, gdzie była duża, czerwona kanapa, a nad nią duże
lustro. Tam wszyscy sobie
robiliśmy zdjęcia na pamiątkę bo to przecież takie smutne, że
się więcej już nie zobaczymy…
Trochę się też bawiliśmy przy
robieniu tych zdjęć. Niektóre
były normalne, a inne… No
cóż...
I tak tego na pewno nie zapomnę.
KOŃCÓWKA
Na samym końcu balu puścili
smutne piosenki, które wywoływały płacz i łzy. No, oczywiście - to były piosenki bardzo
wolne, które się tańczyło
w parze. Beczka śmiechu tam
była, jak tak z boku patrzyłam,
gdy wolnego tańczyły dwie
babeczki. Wolny to chyba
taniec dla dziewczyny i faceta,
no, ale że mamy XXI wiek
wszystko jest możliwe.
Najpierw tańczyliśmy wolnego,
ale potem - przy takiej trzeciej
piosence - to zaczęło się robić
nudne i rozkręciliśmy trochę
imprezkę krakowiakiem czy
jakimś tam tańcem ludowym.
Hasaliśmy sobie po całej sali,
wcale nie w rytm tej wolnej
muzyki, tylko w swój własny.
Niczym się nie przejmowaliśmy. Cieszyliśmy się chwilą.
Potem didżej podziękował
uprzejmie i powiedział, że
dobrze jest widzieć młodzież,
która umie się bawić. Też byłam szczerze zadowolona
z tego balu, choć na początku
myślałam, że to będzie raczej
poważne.
Po podziękowaniach wszyscy
się przytulali i żegnali, bo na
zewnątrz przed wyjściem czekali rodzice. Ja chętnie bawiłabym się dłużej i mimo że bal
trwał sporo godzin, wcale nie
czułam się zmęczona.
1/99 2013/2014 KLIK▐
23
NASZ BAL
NASZ BAL
KOŃCOWY
Jak wiadomo coś się kończy,
ale i coś się zaczyna - smutny
(a może wesoły?) dylemat:
płakać, czy może się śmiać?
Właśnie w dniu balu gimnazjalnego ludzie podzielili się emocjonalnie. Niektórzy rozumieli ,
że to już niechybny koniec, ale
22 ▐ KLIK 1/99
2013/2014
trzymali to tylko dla siebie. Inni
wszystkim pokazywali, jacy są
zapłakani, że już więcej nie
zobaczą osób ze szkoły. Tacy
jak ja cieszyli się chwilą, cieszyli się balem i cieszyli się, że
w końcu wyjdę z gimnazjum
i dostanę się do liceum z dala
od gimbusowych problemów o tym krótko, żeby nie było, że
się wywyższam, bo idę do
liceum. Nie. To po prostu takie
wesołe uczucie. Już nie jesteś
jakimś tam, raz dorosłym raz
dzieciakiem. Od etapu licealnego zależy twoja przyszłość
To się czuje. Ludzie patrzą na
ciebie całkiem inaczej. Nawet
w wakacje przed. Uwierzcie
mi.
POLONEZ
Od czego by tu zacząć? Od
poloneza oczywiście, który był
chyba najszybszym i najbardziej nieplanowanym polonezem. Kosztował panią Kiełczewską dużo zdrowia i nerwów, bo co rusz dodawała
nowe kombinacje, które niestety jak dla nas nie były takie
oczywiste, jak dla naszej nauczycielki. A jednak jakoś udało
nam się tego poloneza ogar-
Ala Wójcik, 3c
DO BRONI!
Wrocławianie mogą od czerwca podziwiać w Muzeum Narodowym dwie nowe wystawy.
Każdy znajdzie coś dla siebie,
tylko czy każdy pójdzie je zobaczyć?
Nowe wystawy to dla muzeum
spore przedsięwzięcie. Mimo
że zostały one otwarte razem,
to bardzo się od siebie różnią.
Pierwsza z nich to „Oręż europejski”. Wystawa prezentuje
wszelkie militaria już od wczesnego średniowiecza od końca
XIX w. Całe sale wypełnione
zbrojami, tarczami i mieczami,
czyli tym, co mężczyźni lubią
najbardziej. My, cywilizowani
ludzie, nieposługujący się na
co dzień bronią, możemy dowiedzieć się wiele o tym, czego używali nasi przodkowie.
Z ekspozycji dowiadujemy się,
po co sięgali dawni ludzie, idąc
na łowy. Możemy podziwiać
bębenki, którymi zagrzewano
mężczyzn do walki lub wybijano rytm do dzikich tańców.
Na otwarciu pojawiło się bardzo dużo ludzi nie tylko osoby
starsze, ale można było też
dostrzec naszych rówieśników.
Temat rycerstwa oraz szlachectwa budził wielkie zainteresowanie.
Wystawa jest jedną z bardziej
wyczekiwanych w muzeum.
Zbiory pochodzą ze Śląska
czyli z terenów, które nie należał tylko do Polski (były też
czeskie, habsburskie i pruskie), dlatego można zauważyć nalot różnych kultur
w zbrojach jak i w broni. Wystawa trwa do 29 września.
Foto: A. Wójcik
Hanna Okupska
dawna 3a
Q JAK KULTURA
Drugą z wystaw, która miała
równocześnie wernisaż, była
(ale jeszcze nadal jest!) wystawa „Sztuka w służbie samurajów”. Poświęcono ją zbrojom, mieczom oraz przedmiotom używanym przez japońskich samurajów w życiu codziennym i przy specjalnych
okazjach. Mieści się ona
w okazałej sali na drugim piętrze. Otwarciu towarzyszyły
dźwięki japońskiej muzyki.
Bliski Wschód cieszy się popularnością wśród naszej wrocławskiej publiczności - na tę
wystawę przybyło chyba najwięcej osób. Na pierwszy rzut
oka w sali dostrzega się wielkie płótno, na którym wyświetlana jest walka samurajów.
Ale to nie akcja na ekranie,
lecz liczne gabloty z różnymi
codziennymi jak i niecodziennymi rzeczami tych wojowników przyciągają uwagę.
Moją koleżankę zaciekawiła
torba, może to był pojemnik,
który przypominał jej torebkę
znanego projektanta.
Wystawa ta wzbudziła najwięcej emocji. Również ona trwa
do września, ale aż do przyszłego roku, a więc wszyscy
chętni zdążą ją obejrzeć.
Pójdziecie?
1/99 2013/2014 KLIK▐
15
Q JAK KULTURA
NASZ BAL
Hanna Okupska, dawna 3a
już absolwentka
NOWE HORYZONTY
Kino „Nowe Horyzonty” to kino, które dzięki wsparciu Stowarzyszenia „Nowe Horyzonty” prowadzi największy w Polsce
multipleks prezentujący filmy artystyczne. Kino wrocławskie
znajduje się przy ul. Kazimierza Wielkiego (kiedyś był tam
„Helios”). Niestety, nie ma tam popcornu ani Coli, jest za to
wielki porządek. Jest też oczywiście kafejka podająca pyszną
kawę oraz sprzedająca różne kanapki.
Specyfiką tego kina jest to, że
wyświetla kultowe filmy z całego kontynentu, a są to takie
filmy, których na pewno nie
obejrzymy w żadnym innym
wrocławskim kinie. W „Nowych
Horyzontach” często są organizowane różne akcje. 16 marca odbyła się wystawa „Ręki
Dzieła Fest” czyli I Edycja
Święta Wrocławskich Artystów
Rękodzieła. Można było podziwiać odzież ręcznie szytą
i malowaną oraz ozdoby do
uszu czy na rękę. Nie zabrakło
codziennych rzeczy takich jak:
poduszki w kształcie zwierząt
albo zabawne kubki z wielkimi
uszami. Wszystkie te rzeczy
były zrobione z materiałów
pozyskanych drogą tak zwanego recyklingu.
Kino zachęca ofertą cenową
oraz różnorodnymi propozycjami np. "Filmowe czwartki dla
singli" czy "Seanse z chusteczką", na których wyświetlane są
najsłynniejsze melodramaty
w historii kina. Nie zabraknie
też filmów dla seniorów "Cykl
filmowy - Nowe Horyzonty dla
seniora". Dla najmłodszych też
jest stosowna oferta - poranki
rodzinne w soboty i niedziele
do godziny 13. Wielbicieli Wrocławskiego serialu "Głęboka
Woda" Nowe Horyzonty zapraszają na darmowe dwa pierwsze odcinki nowego sezonu.
Prezentację kina „Nowe Horyzonty” zakończę, pisząc po
prostu: Warto tam pójść! Dla
każdego coś dobrego.
P.S. Ja oglądnęłam film pod
tytułem "Wesele w Sorrento".
Polecam.
Foto: H. Okupska
Foto: H. Okupska
16.20 i trwała do 22.00 (co
mnie nieco zdziwiło – nie była
wydłużona – mimo że widziałam, iż kilka osób o to prosiło).
Zaczęło się oczywiście tradycyjnym polonezem – moim
zdaniem bardzo dobrze wykonanym (duże brawa dla pani
Iwony Brzozowskiej, która
przygotowała grupę chętnych –
w większym lub mniejszym
stopniu – do występu).
Muzyka była przeróżna.
Oprócz „starych hitów”, charakterystycznych zwłaszcza
dla polskich wesel czyli m.in.
piosenki discopolowej grupy
Boys
„Jesteś
szalo-
16 ▐ KLIK 1/99
2013/2014
na” (dedykowanej specjalnie
pani Halickiej, wychowawczyni
3c, od uczniów z jej klasy –
„Aby tradycji stało się zadość”), pojawiły się takie utwory jak nieco przerobiona wersja
„Thrift Shop” Macklemora,
„Danza Kuduro” Don Omara,
czy „Hotel Room Service”
Pitbulla oraz – kiedy następował czas na odrobinę tańca
„w parze” – „Rolling In The
Deep” Adele.
Jeśli chodzi o ogólny klimat, to
sądzę, że nikomu nie można
niczego zarzucić. Wszyscy –
nawet nauczyciele! – bawili się
wyśmienicie. Parkiet zapełnio-
ny był prawie przez cały czas,
przy stołach słychać było głośne rozmowy, wiele osób robiło sobie wspólne – może ostatnie – pamiątkowe zdjęcia.
A co jeśli chodzi o jedzenie?
Cóż, było znośne, acz nie
przepadam za tradycyjnymi
polskimi potrawami, jakimi są
na przykład rosół czy podany
około 20.30 barszcz czerwony
i krokiet (zjadliwy zresztą
w stopniu bardzo umiarkowanym…). Jednak muszę jednocześnie przyznać, że dobrym
pomysłem było podanie zaraz
po rosole piersi z kurczaka ze
szpinakiem w środku (o ile
mnie pamięć nie myli, był to
szpinak) oraz frytek. Po twarzach biesiadników wyraźnie
widać było, że to danie naprawdę lubią. Oczywiście były
również przystawki na chłodno, ciasta i wiele, wiele napojów (oczywiście bezalkoholowych!). Każdy stolik (czyli
każda klasa) miał swój własny
ich pakiet, składający się m.in.
z soku, wody źródlanej i jakiegoś słodkiego napoju gazowanego.
Pani Dagmara Terzis stwierdziła po balu, że była to najlepsza impreza już od wielu lat.
Osobiście nie mogę wydać
tego typu oświadczenia z jednego, bardzo prostego powodu
– nie byłam na żadnym z wcześniejszych balów, jednak, jako
absolwentka Gimnazjum nr 27
imienia Ossolineum we Wrocławiu, która wzięła udział
w tym balu, mogę napisać
jedno – to była naprawdę udana zabawa – taka akurat na
zakończenie nauki w tej szkole.
I niech mniej miłe wspomnienia z nią związane zostaną
przyćmione przez właśnie to
jedno, zasadnicze stwierdzenie.
1/99 2013/2014 KLIK▐
21
NASZ BAL
HALO, WROCŁAW!
Aleksandra Majkut
dawna 3b
Najmilsza
robocza środa
w ciągu
wszystkich lat
nauki
w gimnazjum,
czyli
Foto: Archiwum „Klika”
Victoria Gnahoui
dawna 3a
WYSPA
DYKTATURY
O BALU
TRZECIOKLASISTY
Na ten dzień czekano praktycznie od początku roku
w klasie pierwszej gimnazjum,
kiedy to każdy z wychowawców, prędzej czy później, opowiedział o tradycji Gimnazjum
nr 27 we Wrocławiu – tradycji
balu absolwentów. Idea tej
imprezy tkwiła w głowach
wszystkich przez cały czas
nauki w szkole, ale prawdziwa
gorączka rozpętała się gdzieś
około grudnia 2012 – kiedy do
tego nadzwyczajnego dnia
zostało zaledwie parę miesięcy.
20 ▐ KLIK 1/99
2013/2014
Spekulacje na temat balu były
różne, ale najwięcej dotyczyło
pytania, czy w tym roku szkolnym się on w ogóle odbędzie.
Szybko bowiem okazało się,
że tym razem szkoła nie
„uśmiechnęła się” w porę do
„Agory”, w której tradycyjnie
imprezę co roku organizowano
i wszystko stoi pod znakiem
zapytania. Na szczęście, już
około marca wszystko było
jasne. Tegoroczni trzecioklasiści będą się bawić w hotelu
JASEK, nieopodal wjazdu do
Wrocławia.
Zainteresowanych sprawą było
wielu. Oczywiście znalazła się
i grupa, która kategorycznie
powiedziała NIE i która, koniec
końców, na balu się nie pojawiła (mowa przede wszystkim
o szanownych kolegach
z mojej klasy, którzy doszli do
wniosku, że za 100 zł [koszt
balu] kupić sobie mogą wiele
różnych ciekawych rzeczy i że
mają inne, ciekawsze, plany
na 26 czerwca…), ale ostatecznie bawiło się około 50
uczniów. Kilkunastu rodziców
nadzorowało, a wraz z nami
bawiło się kilkunastu nauczycieli (obowiązkowo wychowawcy) oraz pan pedagog.
Zabawa zaczęła się około
Ludzie na Wyspie Słodowej
i Wyspie Bielarskiej za dobrze
się bawili i urzędnicy postanowili to zmienić. Zieleń miejska,
do której zaliczają się obie
wyspy, to tereny ogólnodostępne. Pełnią funkcje wypoczynkowe, rekreacyjne, zdrowotne i estetyczne. Wnioskując jednak z ostatnich decyzji,
niedługo za wstęp na wyspę
będziemy musieli płacić?
Kilka lat temu nikt nie miał nic
przeciwko temu, aby młodzi
ludzie spotykali się na wyspie,
urządzali pikniki, grillowali,
a nawet siedzieli tam do białego rana. Dziś Wyspa została
zamknięta. Od 24.00 do 6.00
wstęp na wyspę jest pilnowany
przez ochroniarzy. Będą uniemożliwiać wejście na wyspę na
podstawie "uprawnień właścicielskich gminy". Przy zakazie
tym nie jest brane pod uwagę,
że gmina nie tylko jest właści-
cielem gruntów, ale też wspólnotą wszystkich mieszkańców
reprezentowanych jedynie
przez Radę Miejską i nie powinna wbrew nim decydować,
a kto wie, jakie byłoby zdanie
większości?
Studium zagospodarowania
przestrzennego, najważniejszy
miejski dokument określający
sferę publicznej przestrzeni,
przewiduje trasę pieszą i rowerową przez Wyspę Słodową.
Zamykanie jej powoduje konieczność okrążania wysp nie
tylko w nocy (w efekcie wspomnianej decyzji), ale także
podczas imprez organizowanych na niej. Wydłuża to czas
drogi ze Starego Miasta i Nadodrza np. do Hali Targowej,
muzeów i na Ostrów Tumski.
Trasa piesza i rowerowa okazuje się więc co jakiś czas
mniej ważna.
Przyczyną całego tego zamieszania jest alkohol. Jego picie
w miejscach publicznych (takich jak skwery, ulice, podwórka) jest zabronione. Wyspa
stała się na jakiś czas azylem.
Tłumy młodych ludzi przychodziły tu, przynosząc ze sobą w
celach konsumpcyjnych spore
ilości butelek i puszek głównie
z piwem, które po opróżnieniu
były sprzątane pieczołowicie zasadniczo przez osoby pry-
watne, zainteresowane tą
formą recyklingu i płynącymi
z tej działalności profitami.
Znacznie mniej szczęśliwi byli
natomiast właściciele cumujących przy brzegu pływających
lokali z piwem, bo mało kto do
nich zaglądał. W lokalu jednak
piwo pić wolno, a na łonie
miejskiej przyrody – nie.
Niektórzy – nie bez racji - uważają, że lepiej jest pić piwo na
izolowanej od otoczenia wyspie, niż pod czyimś oknem.
Jednak wędrującym przez
wyspy turystom czy rodzicom
z dziećmi slalom między gęsto
skupionymi kręgami piwoszy
bez wątpienia niezbyt odpowiada.
Remontując wyspę, nie zaplanowano jej jako wielkiego klubu piwnego, czegoś w rodzaju
plenerowego klubu studenckiego, w którym - jak to w klubie można by również napić się
alkoholu, bez narażania się na
interwencję straży miejskiej.
A może właśnie tego typu
przestrzeń jest potrzebna?
Może kiedyś doczekamy się
rozwiązania podobnego do
paryskiego czy londyńskiego
parku, gdzie całkiem legalnie
można urządzić sobie grilla,
popijając wino i nie przeszkadzając przy tym spacerowiczom?
1/99 2013/2014 KLIK▐
17
RUSZ SIĘ
RUSZ SIĘ
Kamila Ratajczak, Joanna Spyra,
Natalia Lisik, 1b
POKOCHALIŚMY
GÓRY
Zaczniemy może od tego, że wycieczka w Góry
Sowie była najlepszą wycieczką, na jakiej byłyśmy! To znaczy nie skupiała się tylko i wyłącznie
na górach, ale i na wielu innych miejscach. Poza
tym towarzystwo, z którym tam byliśmy czyli
klasy 1c, 1d, także było niesamowite.
Pierwsze miejsce to była góra Wielka Sowa,
która miała być taka raczej płaska, a okazała się
wysoka. Przeszliśmy pierwsze 20 m pod górę
i już wszyscy byli zmęczeni - po prostu początek
tego podejścia był straszny. Dobrze, że po drodze były przystanki, bo nie wiem, czy byśmy
doszły. Znalezienie się na szczycie było dla
wszystkich ogromną ulgą. Gdy z niego zeszliśmy, naszym kolejnym celem była sztolnia
w Walimiu. Zwiedzaliśmy podziemia, a przewodnik opowiadał nam różne historie na ich temat.
Potem wsiedliśmy do autokaru i teraz jechaliśmy
już do pensjonatu - szczęśliwi, że to nareszcie,
że strasznie zmęczeni wędrowcy będą mogli
odpocząć. Dojechaliśmy i czekaliśmy tylko na
kluczyki od pokoi. Okazały się całkiem ładne
i zadbane. Szkoda nam tylko było, że nie udało
się nam mieć pokoi tuż obok siebie, no ale to już
nie zależało od nas.
Po rozpakowaniu się mieliśmy sporo wolnego
czasu, który wykorzystaliśmy śmiejąc się, oglądając zdjęcia, a także zwiedzając ośrodek i pokoje przyjaciół. W pewnym momencie dostrzegliśmy telefony. Byliśmy przeszczęśliwi, bo działały. Kilka osób kąpało się nawet w basenie, bo na
terenie ośrodka „Geovita” można było znaleźć
wiele atrakcji.
Potem nadszedł czas na obiadokolację. Bądźmy
szczere - jedzenie było - delikatnie mówiąc bardzo niedobre! Zjadłyśmy mało, ale zjadłyśmy,
bo do rana daleko, a kto wie, co czeka nas na
śniadanie?
Wieczór spędziliśmy wszyscy na dworze. Możliwości spędzanie tam czasu było wiele. Mogłyśmy strzelać z łuku, robić wielkie bańki (Serio!
18 ▐ KLIK 1/99
2013/2014
Foto: Archiwum „Klika”
Były naprawdę dużych rozmiarów), grać w siatkę
- co właśnie robiłyśmy, a nie brakowało i wielu
innych atrakcji. Jak ktoś zgłodniał, mógł podejść
do ogniska, bo w końcu co to za wycieczka bez
jedzenia kiełbasek, więc mogliśmy sami je sobie
upiec.
Drugiego dnia wstaliśmy wszyscy bardzo wypoczęci. Zjadłyśmy więcej śniadania niż wczoraj
obiadu składającego się z dwóch dań. Spakowałyśmy się i resztę poranka spędziłyśmy wraz
z przyjaciółmi na wspólnym sprzątaniu. Z ośrodka wyjechaliśmy przed południem w stronę zamku Grodno, gdzie po pokonaniu niekończących
się schodów dotarłyśmy na samą wieżę. Nie
obyło się bez zwiedzania sali tortur! Całe szczęście, że nie żyłyśmy w tamtych czasach.
Ostatnim punktem naszej wycieczki było Muzeum kolei w Jaworzynie Śląskiej. Zmęczeni
staraliśmy się zachwycać zabytkowymi lokomotywami. Potem w autokarze było bardzo zabawnie. Wróciliśmy około godz. 17. Dzięki tej wycieczce możemy śmiało powiedzieć, że pokochałyśmy góry.
1/99 2013/2014 KLIK▐
19

Podobne dokumenty