Hej, nie spiesz się!

Transkrypt

Hej, nie spiesz się!
zero stresu
– Kiedy widzimy lwa z drugiej
strony wodopoju, nasz mózg
natychmiast wyznacza najlepszą trasę ucieczki i sprawia,
że rzucamy się w jej kierunku
– pisze Carl Honoré w książce
„Bez pośpiechu”.
To właśnie ta książka
sprawiła, że postanowiłam
zastanowić się, jak szybko to
za szybko. Bo uświadomiłam
sobie, że rzadko widuję lwy,
Więc dlaczego uciekam?
– Z lenistwa – Honoré
bezwzględnie wali w moje
ego. – Ludzki mózg dysponuje dwoma podstawowymi
mechanizmami do rozwiązywania problemów.
System 1 (szybki fix) służy
nam w sytuacjach z lwem.
Śmiertelnego zagrożenia.
72
COSMOPOLITAN PAŹDZIERNIK 2015
Hej, nie
spiesz się!
Slow food. Slow sex.
Slow life. Na pewno
o nich słyszałaś. To
teraz pora na slow fix.
Agnieszka Gortatowicz
System 2 (slow fix) wymaga
namysłu, planowania
i krytycznej analizy. I pochłania więcej energii niż ucieczka.
Dlatego czasem rezygnuję
z przymierzalni, nie czytam
SMS-a przed wysłaniem i nie
mówię partnerowi, co mnie
drażni w związku, tylko odcinam się ironią za ironię.
Oczywiście bywa też na
odwrót – zamiast działać
szybko, nadużywam slow fix.
Analizuję menu, aż kelner
traci cierpliwość. A moje buty
do biegania tygodniami umierają z nudów, bo nie mogę się
zdecydować, czy iść na bieżnię
czy do lasu.
Do wielu rutynowych
czynności analiza nie jest nam
potrzebna i możemy działać
na autopilocie. Podobnie, gdy
widzimy lwa, albo samochód,
który nie chce się zatrzymać
przed pasami. Wtedy nie ma
co myśleć, trzeba reagować.
Natomiast inne wyzwania,
jakie stawia przed nami
życie dobrze jest pokonać
z namysłem. W stylu slow fix.
Dlaczego?
co ją spowodowało. Bo
jeśli gwóźdź w krześle, na
którym codziennie siadasz
– jutro będzie powtórka.
myśl, myśl, myśl
Czasem mamy też tak,
że wybieramy pierwszą
opcję, bo tę nam podpowiada intuicja. Czy to dobrze,
że słuchamy wewnętrznego
głosu? Otóż niekoniecznie.
– Intuicja to miecz
obosieczny – uważa Carl
Honoré. – Może zdziałać
cuda albo wskutek emocji
i uprzedzeń prowadzić na
manowce, nawet bez udziału naszej świadomości.
Bo intuicja to coś takiego
jak „cookies”. Ciasteczka,
które przechowują wiedzę
o tym, gdzie lubimy zaglądać i jakie aukcje wygrywamy. Jeśli świeży sok z grejpfrutów ładuje nas energią,
intuicyjnie zamawiamy go
w kawiarni zamiast kawy.
Jeśli kiedyś zdradził nas
facet, który miał tatuaż
z jednorożcem – intuicyjnie
trzymamy się z daleka od
facetów z takim tatuażem.
Nie zawsze słusznie.
– Powinniśmy słuchać
intuicji, ale nie automatycznie i nie do końca – uważa
Honoré. Ma rację?
daj sobie szansę
Kiedy dajesz sobie czas na
zastanowienie – nad kierunkiem studiów, kredytem na
mieszkanie, metodą antykoncepcji itp. – prawdopodobnie
wybierzesz to, co dla ciebie
najlepsze. Kiedy działasz
szybko, szanse na to są
mniejsze. A kiedy wsiądziesz
do niewłaściwego pociągu,
zawracanie z drogi może być
jeszcze bardziej czaso- i energochłonne niż chwila namysłu
na peronie.
Poza tym (tej metafory używa Honoré), nie na każdą ranę
wystarczy plaster. Czasem
trzeba najpierw zatamować
krwawienie, zdezynfekować
ranę albo wręcz przyjrzeć się,
jedz rodzynki
archiwum własne, istockphoto.com
Z
darzyło ci się kiedyś
nacisnąć „wyślij”
o milisekundę za
wcześnie? I potem denerwować, bo to nie ten tekst
miał być, nie do tej osoby i nie
o tej porze dnia (albo nocy)?
Mnie tak. Popełniłam też
inne grzechy niecierpliwości.
Kiedyś na lotnisku w Kolombo
kupiłam bluzkę bez przymierzania (nie zmieściłam się
w nią w Warszawie). Innym
razem, wstąpiłam spontanicznie do fryzjera, obok którego
przechodziłam (nie pytaj
o efekt). A niedawno odpowiedziałam na komentarz, który
powinnam była przemilczeć
(wywiązała się megakłótnia).
Wszystko dlatego, że lubię
szybko. Żeby szybko mieć
z głowy. I rzadko zastanawiam
się, po co mieć coś szybko
z głowy. I co będzie, gdy będę
już to miała z głowy?
No więc teraz postanowiłam się nad tym zastanowić.
I włączyć w trend „slow fix”.
Zabierasz się ze mną?
Nie jestem przekonana,
bo... moda na slow nie
zgadza się z moją intuicją.
Podejrzewam, że ma coś
wspólnego z lenistwem. No
bo jeśli ktoś lobbuje za tym,
by sobie czasem posiedzieć
i pogapić w przestrzeń,
to znaczy, że nie chce mu
się pracować, tak? Niewykluczone, że ma też coś
wspólnego z (nie)równouprawnieniem. Bo jeśli mój
mąż i moja córeczka będą
się gapić w przestrzeń, kto
rozwiesi pranie?
Irytują mnie złote myśli
w duchu „Let it go” i poradniki z ćwiczeniami w stylu:
weź rodzynkę, obejrzyj,
powąchaj, a potem włóż do
ust i przeżuj sto razy. Kto
ma na to czas? Gdybym tak
siedziała cały dzień i żuła
rodzynki, nie zdążyłabym
zrealizować planów. A mam
takie: nauczyć się trzech
języków obcych i prowadzić
bloga. Chodzić codziennie
na jogę i być na bieżąco
w kwestii premier kinowych. Być matką i robić
karierę. Iść czasem na tajski
masaż, do teatru, na szkolenie z inteligencji duchowej
i śniadanie z przyjaciółką
z liceum. Gdybym tak żuła
rodzynki sto razy… no
way… nie dałabym rady.
OK, jeden język obcy mogę
odpuścić, ale nie więcej.
Z drugiej strony, Honoré
kusi, że rozwiązanie
w stylu slow na dłuższą
metę pochłania mniej czasu
niż zaklejanie rany plasterkiem. Postanowiłam
więc spróbować. Powoli.
I umówiłam się sama
ze sobą, że…
1. Czekam z reakcją na
SMS-a, mejla i posta na FB.
Godzinę. Jeśli sprawa jest
pilna – kwadrans. Do tej
pory od razu wystukiwałam
odpowiedź i czasem dawałam się ponieść emocjom,
popełniając literówki
i gorsze błędy (na pewno
widziałaś w sieci te żarty
z tekstów, wysłanych
z „podpowiadaczem słów”
– krążą po FB).
2. Kiedy podoba mi się
w sklepie jakiś ciuch,
przymierzam, odkładam,
wracam następnego dnia.
Albo nie. Prawdopodobień-
stwo, że nagle wszyscy rzucą
się na ten akurat model
dżinsów i wykupią go
w 24 godziny jest małe.
A jeśli nawet? Co z tego?
A tak mam czas zastanowić
się, czy naprawdę tak ich
pragnę, czy może bardziej
zależy mi na dobrej kondycji
mojej karty kredytowej.
Jeśli nie mam czasu czekać
całą dobę (na lotnisku
w Kolombo), idę na chwilę
do sąsiedniego sklepu
i wracam po kwadransie.
3. Gdy ktoś prosi mnie
o przysługę – proszę o czas
do namysłu. I namyślam
się, czy jestem w stanie.
Podobnie traktuję zaproszenia. Nie potwierdzam
od razu.
4. Zanim przystąpię do
działania, zastanawiam się,
czy ktoś mógłby mi pomóc.
Udzielić informacji albo
zrobić część pracy razem ze
mną. Na przykład mąż. Na
przykład rozwiesić pranie.
5. Rozważam opcje. Wybór
szkoły jogi (umowa na rok),
taryfy na internet (umowa
na dwa lata), hotelu (to mój
jedyny urlop w roku…),
ginekologa (to moje jedyne
ciało), zajmuje mi trochę
czasu, ale jest to chyba dobrze zainwestowany czas.
6. Jeśli pracuję, np. piszę
artykuł, dzielę proces na
trzy części. Najpierw myślę
(w tym czasie żuję rodzynki
;-). Potem piszę. Potem
oceniam, co napisałam.
Po co najmniej jednej
przespanej nocy. Stosuję te
zasady od kilku tygodni i...
heloł! Jestem spokojniejsza,
mniej zmęczona, a równie
skuteczna.
Dlatego teraz (patrz punkt
6) zamykam laptopa. Idę
spać. Jutro przeczytam ten
artykuł, wygładzę styl
i wyślę naczelnej. Dobranoc.
REKLAMA
nowa ty
COSMOPOLITAN październik 2015
73