Technokracja jako efekt procesu degradacji sfery publicznej

Transkrypt

Technokracja jako efekt procesu degradacji sfery publicznej
Szafowanie postulatami rządu eksperckiego jest obecnie tożsame
z postulatami odpolitycznienia. Ten łatwy, demagogiczny chwyt jest jednak sporym
zagrożeniem. Ludziom wmawia się, że polityka ogranicza się do zbioru zasad skutecznego zarządzania, zaś społeczeństwo redukuje do mas. Postęp ma
usprawiedliwiać wszystko.
SŁOWA-KLUCZE
technokracja, masy, sfera publiczna, demagogia, konsumpcjonizm, postęp
Łukasz Krężołek
Technokracja jako efekt procesu degradacji sfery
publicznej
ABSTRAKT
Rzeczywistość nieustannie się zmienia i komplikuje. Rozwój cywilizacji to
nic innego jak proces różnicowania i specjalizacji. Wraz z nim zawsze następuje
wzrost roli ekspertów. Współcześnie niemożliwym jest skuteczne funkcjonowanie
państwa bez odpowiedniego wsparcia sztabu specjalistów. Czyż sama koncepcja
rządów przedstawicielskich nie jest w jakiejś mierze tego dowodem? Z drugiej
strony, rozrost specyficznie rozumianego aparatu eksperckiego przybiera nieoczekiwane formy i prowadzi do rozwiązań, które niekoniecznie można widzieć jako
pozytywne.
Problem jest więc innej natury. Trzeba się bowiem zastanowić, do jakiego
stopnia udział ekspertów jest nieunikniony, a do jakiego narzucony? Wydaje się,
że społeczeństwo, które samo rezygnuje ze swojej aktywności politycznej, spycha
władzę w ręce ekspertów. Wycofanie się z partycypacji w sferze publicznej do sfery prywatnej rodzi poczucie alienacji i niemożności sprawczej. Przekonanie, że
sprawy polityki są wielce skomplikowane i trudne do objęcia, jest pogłębiane przez
brak obywatelskiej edukacji/praktyki. Ludzie pozbawieni perspektywy realnego
wpływu chętnie odstępują władzę innym. Współcześnie w rolę innych najlepiej
wpisują się eksperci, którzy wypełniają lukę obywatelskiego strachu i rosnących
oczekiwań konsumpcyjnych.
63
„To pech biletu, któryście wyciągnęli, Sajetanie. Raz trzeba to sobie
uświadomić, że żadnej sprawiedliwości nie ma i być nie może – dobrze, że
jest statystyka – i z tego trzeba się cieszyć” (Witkiewicz 2000: 50). Ten cytat to analiza rzeczywistości i jednocześnie proroctwo, jakie na stronach
Szewców Witkacego wypowiedział Hiper-Robociarz. To właśnie z niego
autor uczynił proroka nowej ery, ery rządów technokratycznych. Jak widzimy, nie miał o niej najlepszego zdania, jawiła mu się jako czas, gdzie osąd
moralny zostaje zastąpiony matematycznym rachunkiem. To czas etycznej
atrofiii społecznego rozkładu, na gruncie których możliwe jest zaistnienie
zupełnie nowego systemu. „No, rządźcie ta, rządźcie – my idziemy pracować nad technicznym aparatem, nad aparaturą i strukturą dynamizmu
i równowagi sił tego rządzenia” – stwierdza Hiper-Robociarz w kolejnych
strofach (tamże). Według niego świat powinien być podporządkowany regułom efektywności i sprawności. I są to kryteria jedyne.
Jednak wizja stworzona przez Witkiewicza może się nam, współczesnym, żyjącym już w zupełnie innym świecie, jawić jako nieco
przesadzona. Wszak dominacja techniki i statystki stała się naszą codziennością. Chyba dlatego warto sięgnąć po bardziej umiarkowane rozumienie
technokracji. Encyklopedyczna definicja stanowi, że technokracja „[gr. téchnē ‘rzemiosło’, ‘nauka’, kratéō ‘władam’], to konce-pcja społeczeństwa
(państwa, ustroju) kierowanego przez specjalistów, fachowców (techników,
menedżerów, ekspertów, uczonych)” (Encyklopedia PWN 2010). Jest to
opis zgrabny, sympatyczny oraz neutralny. Po prostu nic szczególnego nie
www.palimpsest.socjologia.uj.edu.pl
nr 2, marzec 2012
Łukasz Krężołek, Technokracja jako efekt procesu degradacji sfery publicznej
można o nim powiedzieć. Jest jednak w postulacie technokracji coś takiego, co sprawia, że rozpala on polityczne emocje i pożądanie. Słowemkluczem są fachowcy. Dajemy się zwieść tezie, że zastąpienia chwiejnej
woli słabo zorientowanego ludu kompetentnymi decyzjami uczonych profesjonalistów pozwoli uzdrowić naszą demokrację (Majcherek 2009).
Faktycznie, już u Platona odnajdujemy przekonanie, że państwem powinni
rządzić najmądrzejsi obywatele, ale jednocześnie znamy opinie, które w takim myśleniu widzą antycypację totalitaryzmów (Sylwestrzak 1997: 32-24).
Skąd w takim razie podatność na postulaty technokratyczne? Wygląda na
to, że kryzys wartości demokratyczno-liberalnych może stanowić główne
źródło rozlicznych niestabilności, zagrażających ideologicznemu „porządkowi”. Jednym z możliwych kierunków regresji tegoż ładu mógłby być
dyskurs technokratyczny, a w postaci „ideowo zaawansowanej” merytokratyczny (Borgul i Panek 2010).
Twierdzenie, że panaceum na bolączki współczesnej demokracji
jest uczynienie jej bardziej technokratyczną, opiera się na dwóch przekonaniach. Pierwsze stanowi, że polityką obecnie rządzą emocje. Należy
w tym miejscu zauważyć, że takie założenie implikuje dychotomiczne postrzeganie rzeczywistości wedle osi racjonalność–emocje. Wiadomo, że
polityczność bardzo często jest ukazywana w pryzmacie biegunowym, jednak w tym przypadku jej postrzeganie jest równoznaczne z sytuacją, gdzie
racjonalność odpowiada „otwartej dyskusji” i „reformom”, a więc postępowi,
natomiast emocje widziane są jako impuls blokujący. Mamy więc do czynienia ze specyficznym, bardzo powierzchownym traktowaniem racjonalności, nakazującym zerwanie z aksjologią. Implikowana przezeń dychotomia więcej ukrywa niż pokazuje i dobrze wygląda jedynie w dość
uproszczonej, manichejskiej teorii. Podobnie mało wnosi do zrozumienia
rzeczywistości przekonanie o rzekomej neutralności technokracji. Owszem,
należy się cieszyć, że rozeznaliśmy i ujarzmiliśmy negatywny wpływ emocji. Należy radować się, że współcześnie stoimy na polu racjonalnej
refleksji i namysłu. Co więcej, trzeba się cieszyć, że rozwój warunków
64
techni-cznych stworzył nam korzystne okoliczności do realizowania obywatelstwa na poziomie jakościowo wyższym niż to było możliwe kiedykolwiek
wcześniej. Jednak, czy ludzie są Kantowskimi aniołami, by posługiwać się
samą „racjonalnością” i nie wnosić do polityki swoich założeń racjonalnie
umiejscowionych w interesach, środowiskach, narodach, rozpoznawaniu
lub nierozpoznawaniu Boga. Czy to, co stanowi o wyborze konkretnego
stylu życia nie może również określać charakteru i celu polityki w ogóle?
Technokratyczno-neutralny postulat polityczny nie rozwiązuje nadmiaru
emocji w polityce, ponieważ sprowadza pewne grupy do kategorii ludzi nierozumnych i tym samym wyklucza ich z politycznego decydenctwa
(Rowiński 2010).
Można się w tym dopatrywać również drugiego dna i zarzucić projektowi technokratycznemu odmoralnienie polityki. Wcale nie należy się
bać, ani wstydzić (choć jest to współcześnie modne) takich dużych stwierdzeń. Polityka sama w sobie powinna być rozumiana w warunkach dobra,
a więc etycznych. Parafrazując Arystotelesa, można tedy powiedzieć, iż
„dobrem jest to, czego się pragnie i ku czemu dąży podmiot na pożytek
własny lub cudzy” (Nowak i Cern 2008: 19). W takim wypadku polityka to
obieranie jakiegoś kursu, dążenie ku pewnemu celowi, a nie jedynie zarządzanie. Sąd moralny jest tu niezbywalny. Jest również faktem, że obranie
kursu demokratycznego w polityce od czasów rewolucji francuskiej było
podyktowane pewnymi moralnymi przekonaniami (Legutko i Kloczkowski
2002: 164-165). W toku dziejów, od Peryklesa po współczesnych demokratycznych liberałów, nie było większych wątpliwości co do tego, że
polityczna decyzja jest w jakiejś mierze wyborem molarnym, lub przynajmniej się na nim opiera. Nie da się odseparować społeczeństwa od
nawarstwionego tradycyjnie ładu moralnego i choćby dlatego winien on być
uwzględniany przy obieraniu celów politycznych, czy też ich realizacji (Popper 1992: 164-165). Widać zatem jednoznacznie, że decyzja polityczna jest
niemal zawsze decyzją ukonstytuowaną racjonalnie, ale również osadzoną
na konkretnym fundamencie moralnym.
www.palimpsest.socjologia.uj.edu.pl
nr 2, marzec 2012
Łukasz Krężołek, Technokracja jako efekt procesu degradacji sfery publicznej
Dla lepszego zrozumienia warto skupić się na drugim podstawowym przekonaniu twierdzącym, że w technokracji należy upatrywać leku na
wyzwania współczesnej polityki. Opiera się ono na wierze w moc i autorytet
nauki. Stała się ona częścią naszego światopoglądu, który pozyskujemy w
procesie edukacji i który kształtuje nasze widzenie świata. Z nauki uczyniono schemat pojęciowy określający nasze myślenie. Innymi słowy, nauka
nami zawładnęła. Co istotne, straciło rację bytu tradycyjne rozróżnianie nauki i techniki. Nauka stała się techniką, bowiem utraciła swoją starą rolę –
nie jest już źródłem samooświecenia – jej celem jest wspomaganie postępu materialnego (Skolimowski 2005: 31-34). Źródeł takiego przekonania
należy się dopatrywać w tym samym oświeceniu, które z pobudek moralnych zdecydowało się na demokratyczną rewolucję i wyzwolenie człowieka. Było ono bowiem nie tylko czasem upowszechnienia idei rozumu,
nauki i techniki, ale również czasem sekularyzacji. Moralność została zepchnięta do tej samej intymnej strefy, co religijność.
Zajęci kolekcjonowaniem użytecznej wiedzy encyklopedyści nie mięli ani
czasu, ani sił na myślenieo głębszych kwestiach etycznych. Rozprzestrzenianie nauki i techniki traktowali jako ekspansję wolnościi demokracji. Im to
właśnie zawdzięczamy następujący, błędny schemat: technika→postęp→demokracja→wolność. Jest on niepoprawny, choćby dlatego, że
technika skupia się na skuteczności i kontroli, a w konsekwencji na dominacji, podczas gdy demokracja jest społeczną strukturą pomagającą
pojedynczemu człowiekowi pozyskać wolność i duchowe oświecenie wiodące do wyzwolenia. Pomieszanie demokracji z dominacją techniki stało się
jednym z najgorszych momentów naszych czasów (Kilian 2006).
To wszystko nie tłumaczy jednak, dlaczego postulat technokracji
jest taki popularny. Wspomniany został wcześniej pewien kryzys wartości
demokratyczno-liberalnych. Swój szczególny wyraz odnajduje on w atrofii
fundamentalnej instytucji, jaką jest sfera publiczna. Jej degradacja sprawia,
że pojawia się pole, które w łatwy sposób może zostać zagospodarowane
przez technokratów. Tak po stronie rządzonych, jak i rządzących dochodzi
65
do procesów, które owocują patologiami, technokracja zaś jest przedstawiana jako sposób ich wykorzenienia z jednej strony, a ustano-wienia
lepszej sytuacji z drugiej. W takim razie kluczowym dla zrozumienia omawianego tu zagrożenia jest przybliżenie wyzwań przed jakimi stanęła sfera
publiczna i tym samym identyfikacja głównych punktów ryzyka. Ażeby zrozumieć, dlaczego sfera publiczna i jej podstawowe funkcje są zagrożone
przez technokrację, należy najpierw odpowiedzieć sobie na pytanie, czym
ta pierwsza w zasadzie jest. Na potrzeby tej pracy posłużę się definicją zaproponowaną przez Dorotę Pietrzyk-Reeves (2004: 200). Wedle tej autorki,
sferę publiczną rozumiemy jako „(...) przestrzeń, w której może się realizować prawdziwie demokratyczne uczestnictwo obywateli w kształtowaniu
wspólnych norm consensu i porozumienia oraz w formowaniu opinii publicznej, a tym samym wpływania na instytucje systemu”. Ze względu na
omawiany temat zasadne zdaje się dołączenie do powyższej definicji jeszcze kilku elementów. Trzeba zatem wspomnieć o tym, że nowoczesna
sfera publiczna, ze względu na warunki, w jakich funkcjonuje, przyjmuje
specyficzny kształt. By go przybliżyć, warto sięgnąć do zaproponowanej
przez Roberta Dahla koncepcji poliarchii.
Ta jest nową demokratyczną formułą ustrojową funkcjonującą w ramach państwa zapewniającego liberalne swobody. Gdy zaś mowa o państwie, chodzi przede wszystkim o takie, w którym władza demosu jest
sprawowana przedstawicielsko. Przyjęcie owej formy rządzenia ma znaczenie zasadnicze i jest przede wszystkim podyktowane rozmiarem współczesnego państwa. Jednak, konstruując warunki istnienia poliarchii, Dahl
akcentuje jeszcze jedną istotną rzecz. Stwarza nowy wymiar sfery publicznej. Polega on na ustanowieniu modelu relacji społeczności rządzonych do
rządzących przedstawicieli w taki sposób, że obywatelski udział w rządzeniu jest zapośredniczony przez różne instytucje. Najważniejsze z nich to:
„wolność słowa, wolność stowarzyszania się, dostęp do różnorodnych źródeł informacji” (Dahl 2000: 86-88). Innymi słowy, otrzymujemy kontiunnum,
na którego jednym krańcu jest społeczeństwo, zaś na drugim władza. Nie
www.palimpsest.socjologia.uj.edu.pl
nr 2, marzec 2012
Łukasz Krężołek, Technokracja jako efekt procesu degradacji sfery publicznej
powinna między nimi znajdować się przepaść, albowiem wyszczególnione
przez Dahla instytucje oraz te inne, które oferuje parady-gmat liberalnodemokratyczny, powinny dać zwykłym ludziom możliwość uczestniczenia
i wpływania na władzę. Niestety, model ten w zderzeniu z realiami zdaje
się przegrywać. Winą za to można obarczyć kilka czynników. Jednak żeby
je lepiej zrozumieć, warto sięgnąć daleko w przeszłość i powołać się na
mądrość starożytnych.
Na początku trzeba powiedzieć, czym sfera publiczna była w czasach antycznych i w czym jest różna od tej opisanej powyżej. Dla
starożytnych rozróżnienie na prywatną oraz publiczną sferę życia odpowiada podziałowi na dziedzinę gospodarstwa domowego i dziedzinę
polityczną. Co istotne, obie istnieją jako oddzielne byty. Życie w zaciszu
gospodarstwa domowego jest podyktowane koniecznością życia biologicznego, którą postrzegano jako zniewalająca i degradującą. Prawdziwą
wolność człowiek-obywatel zyskuje dopiero poprzez uczestnictwo w rzeczach wspólnych (Arendt 2010: 50). Sfera prywatna, jako podrzędna
wobec publicznej, ma znaczenie tylko o tyle, że umożliwia człowiekowi
funkcjonowanie w znaczącym obszarze społecznej rzeczywistości. Jak zatem widać, jakakolwiek działalność mająca wymiar gospodarczy, czyli
służący podtrzymaniu życia, jest przedpolityczna i stanowi jedynie środek,
a nie cel właściwej aktywności obywatela.
Mało zasadne może się wydać przywoływanie dawnych dziejów dla
rozsądzania spraw współczesnych. Jednak odwołanie się do pewnych
konstytutywnych cech sfery publicznej starożytnego świata pozwala unaocznić braki w jej obecnym odpowiedniku. To właśnie te braki, będące
wynikiem dziejowych procesów, są podstawą do zaszczepienia technokracji. A skoro tak, to w nich należy upatrywać zasadniczej wady i zagrożenia
jednocześnie.
Dla Ateńczyków przestrzeń dzieląca „państwo” i „obywateli”, jak argumentował Arystoteles, dzieliła się na trzy człony. Pierwszy, czyli oikos,
zasadniczo odpowiada przytoczonemu wcześniej gospodarstwu domowe-
66
mu i sprowadza się do rzeczy prywatnych. Na drugim biegunie sytuuje się
eklezja – zbiorowość, ogół. W kontekście prowadzonych tu rozważań, najbardziej zasadnicze znaczenie ma człon wiążący dwa wcześniej
przywołane w spójną całość – w polis. Tym jest agora. Właśnie na nią
tłumnie przybywali obywatele, by obradować. Zaś obradowano nad tym,
jak przetłumaczyć interesy prywatne poszczególnych obywateli, z osobna
pojedynczych oikos, na język obowiązków osobistych i zadań obywatelskich. Co więcej, jak zauważa Zygmunt Bauman (Hudzik i Woźniak 2006:
18), nie szło o jednorazowy i raz na zawsze obowiązujący przekład interesów prywatnych na dobro publiczne, ale o ustanowienie procesu ciągłego,
nieustającego. Sprawne, dobrze funkcjonujące państwo wymaga równie
sprawnie funkcjonującej agory. „Państwo ma być stróżem dobra publicznego – ale wszak to na agorze czuwają obywatele nad chwiejną równowagą
swych spraw i obowiązków, która jest treścią dobra publicznego...” (tamże).
Oczywistym jest, że wizja sfery publicznej, jaką mieli starożytni, nie
odpowiada warunkom współczesnych społeczeństw i ich systemów przedstawicielskich. Istotnie, rola sfery publicznej w ustroju przedstawi-cielskim
zasadniczo się zmienia, ustępując często działaniu w sferze prywatnej. Dla
liberałów to właśnie ta druga stanowi miejsce właściwej realizacji obywatelskich i po prostu ludzkich wolności. Jednocześnie, to ona jest przestrzenią
chroniącą obywatela przed zakusami władz. Z drugiej strony (co wiedzieli
starożytni), istnienie interesów publicznych bez poszanowania tych prywatnych – i na odwrót – nie ma sensu. Ani interesom jednostkowym, ani dobru
publicznemu nie wolno się wzajemnie ignorować. Dla obopólnego i własnego dobra muszą ze sobą rozmawiać, albowiem zaniechanie rozmowy
zwiastuje zgubę dla obojga (tamże: 19).
Nie jest to jednak jedyna znacząca różnica. Kolejne są dalszym
efektem rozkładu sfery publicznej i zasadniczo kształtują postawę poszczególnych obywateli, czyniąc ich podatnymi na wpływ różnych ustrojowych patologii. Należy pamiętać, że w ostateczności każdy system polityczny opiera się na swoich obywatelach i to oni są nośnikiem jego
www.palimpsest.socjologia.uj.edu.pl
nr 2, marzec 2012
Łukasz Krężołek, Technokracja jako efekt procesu degradacji sfery publicznej
legitymacji. Odpowiednie ich historyczne ukształtowanie ma niebagatelny
wpływ na to, z czym zmagamy się współcześnie.
Wraz z powstaniem społeczeństwa, czyli wejściem gospodarstwa
domowego/aktywności ekonomicznej w dziedzinę publiczną, wszystko to,
co należało pierwotnie do prywatnej strefy życia rodzinnego, stało się troską kolektywną. Nie ma jednak znaczenia, że „niewidzialna ręka rynku”
przekształcała indywidualny sukces produkcyjny w dobro zbiorowe. Faktem
pozostawało bowiem to, że świat przedsiębiorcy był prywatnym, a nie publicznym (Legutko i Kłoczkowski 2002: 156). W świecie nowożytnym
zatem obie dziedziny zlewają się ze sobą. Wedle Hannah Arendt powstanie społeczeństwa masowego jest możliwe dlatego, że to, co społeczne,
skonsumowało dziedzinę publiczną. W rezultacie nowa dziedzina (tego, co
społeczne) po kilku wiekach rozwoju objęła swym oddziaływaniem i jednocześnie kontrolą wszystkich członków społeczności. Najbardziej dalekosiężnym tego skutkiem było to, że działanie jako główny typ więzi międzyludzkich zostało zastąpione przez zachowanie. I właśnie owo działanie ma tutaj
zasadnicze znaczenia. Dla Greków bycie równym było tożsame z byciem
dopuszczonym do działania pośród sobie równych. Jednocześnie życie
w polis przeniknięte było ostrą rywalizacją, a każdy musiał się wyróżniać.
Innymi słowy, w przeciwieństwie do nowego stanu, dziedzina publiczna zastrzeżona była dla indywidualności (Arendt 2010: 61). Oznacza to, że
cechą prawdziwego obywatela była cnota, którą realizował on poprzez swą
aktywność, tym samym przyczyniając się do rozwoju i utrwalenia obywatelskiego ducha. W porównaniu do starożytnych, człowiek współczesny
w znacznie mniejszym stopniu uważa za zasadne angażowanie się w to,
co przysparza się wspólnemu dobru. Można nawet powiedzieć, że jest mu
to uniemożliwiane, gdyż w wyniku procesów modernizacyjnych i rozrostu
specjalistycznego aparatu admini-stracyjnego państwa pole potencjalnej
działalności zostało znacząco ograniczone. Oczywiste jest, że taka sytuacja musi prowadzić do rozkładu ducha obywatelskiego zaangażowania.
67
W konsekwencji, rozpad podziału na państwo i społeczeństwo
stopniowo urzeczywistniał się wraz z koncentracją kapitału, któremu towarzyszył rosnący interwencjonizm państwowy. Wedle wywodów Jurgena
Habermasa (2007: 339-342) jest to proces, który najdobitniej zaznaczył się
w XIX wieku i obok komercjalizacji mediów był głównym powodem degradacji sfery rzeczy publicznych. Zjawisko to nazywa „uspołecznieniem
państwa i upolitycznieniem społeczeństwa” (tamże: 279-281). Jego bezpośrednim i najbardziej namacalnym efektem było powstanie tego, co dziś
nazywamy państwem socjalnym. Innymi słowy, pojawiła się nowa sfera –
sfera socjalna, która zniosła sferę publiczną w jej najistotniejszej formie.
Oczywiście należy mieć na uwadze, że pojawienie się zabezpieczeń socjalnych w znacznej mierze przyczyniło się do upodmiotowienia szerokich
mas obywateli. Rzecz nie dotyczy tu jednak tego historycznego faktu, ale
specyficznej przemiany, jaka w jego rezultacie nastąpiła. Przełamanie szeroko podzielanej alienacji nie przyniosło ze sobą ducha obywatelskiego
zaangażowania, gdyż nie powstała przestrzeń, która dawałaby możliwość
jego rozwoju. Obywatelom zdjęto ograniczające ich kajdany, ale nie dano
narzędzi, którymi na nowo mogliby zagospodarować sferę publiczną.
Cały ten cykl przemian dotyka też w znaczący sposób sfery prywatnej, która zostaje zredukowana do postaci tzw. sfery intymnej, stanowiącej
jedynie namiastkę swojej poprzedniczki. To właśnie do niej wycofują się
ludzie rozczarowani życiem politycznym. Trzeba tu jednak zwrócić uwagę
na zasadniczą różnicę. Sfera prywatna, jak się zdaje, poprzez wyznaczanie
jednostce konkretnego miejsca na ziemi i stanowienie granicy między tym,
co prywatne, a tym, co publiczne, dawała schronienie, z którego każdorazowo można było powrócić do rzeczy publicznych (Arendt 2010: 82-84).
W porównaniu z nią sfera intymna przede wszystkim izoluje ludzi. Powracając zatem do przedstawionej na początku definicji sfery publicznej,
należy uznać, że de facto zanikła ona jako swoista przestrzeń realizacji
ludzkiej aktywności.
www.palimpsest.socjologia.uj.edu.pl
nr 2, marzec 2012
Łukasz Krężołek, Technokracja jako efekt procesu degradacji sfery publicznej
Wpływ przemian gospodarczych na funkcjonowanie relacji jednostki
względem jej reprezentantów celnie opisał Joseph Schumpeter. Demokracja wedle niego to nic innego jak konkurencyjne zawody dla liderów,
panowanie elit, w którym rola obywateli ogranicza się jedynie do periodycznego głosowania. Wyborcy maja ograniczoną siłę rozpoznawania
faktów i zmniejszoną gotowość do działania na ich podstawie, a tym samym mniejsze poczucie odpowiedzialności. Wygląda na to, iż w swojej
analizie doktryny klasycznej demokracji zwraca Schumpeter uwagę na kilka aspektów, które można uznać za destrukcyjny wynik zaniku sfery
publicznej. Z punktu widzenia analizowanych tu zjawisk, najdonioślejsze
zna-czenie ma teza, iż współcześnie człowiek nie uważa polityki za coś
ważne-go. Wynika to z tego, iż dla przeciętnego obywatela nie ma miejsca
na ukształtowanie się woli politycznej, ani nawet zadania, które pomogłoby
mu ją wykształcić (Schumpeter 1995: 326). Innymi słowy, jednostka nie
skupia się na polityce, gdyż jej własna władza jawi się jako nazbyt iluzoryczna, by czuła chęć albo potrzebę do wnikania głębiej i energicznego
wysuwania własnych wniosków na tematy polityki. Najbardziej dobitnym
efektem takiego stanu rzeczy jest zmniejszenie się u rządzonych poczucia
odpowiedzialności za państwo, które owocuje atrofią ducha obywatelskiego.
W tym miejscu warto podsumować to, co dotychczas zostało powiedziane. Sfera publiczna przeszła długą i kompleksową ewolucję od
czasów antycznych do nowożytnych. Dawniej była ona miejscem uzgadniania dobra wspólnego poprzez przekładanie interesów jednostkowych na
język rzeczy publicznych. Dopuszczeni do niej obywatele musieli się odznaczać się nie tylko cnotą, ale również wolą i determinacją do działania.
Wymienialność stanowisk gwarantowała bezpośredni udział w tym, co polityczne. W rezultacie aktywność w wymiarze praktycznym była najlepszą
nauczycielką dbałości o rzeczy publiczne, a przy okazji stanowiła miejsce
wyłaniania się ducha obywatelskiego. Jednak, w rezultacie wchodzenia
sfery gospodarczej na forum publiczne, sytuacja się zmieniła. Naczelną
68
troską ludzi stały się sprawy związane z zyskiem i jego pomnażaniem.
Obawa przed niepowodzeniem popchnęła ich ku państwu socjalnemu.
W rezultacie troska o sprawy polityczne zeszła na dalszy plan i została zagospodarowana przez kasty zawodowe. Obywatele przedłożyli trwanie nad
działanie. Nastąpiło umocnienie granicy między rządzonymi a rządzącymi.
Po stronie obywateli zaowocowało ono alienacją, ograniczeniem do sfery
intymnej i zupełnym wycofaniem się ze spraw publicznych, które zaczęto
traktować jako niewarte uwagi, lub co gorsza takie, których zwykłym umysłem objąć się nie da. Na drugim biegunie, po stronie rządzonych, doszło
do zwulgaryzowania władzy. Ta, po pierwsze, była postrzegana jako sposób zdobywania społecznej pozycji pozwalającej na lepsze korzystanie
z zasobów, po drugie − została zredukowana jedynie do specjalistycznego
zarządzania.
Opisany powyżej stan sfery publicznej pozwala na postawienie kilku
tez. Rozkład tradycyjnie rozumianej polityki (czyli sztuki mądrego rządzenia
na rzecz dobra wspólnego), będącej w coraz większym stopniu narzędziem
w realizacji partykularyzmów rządzących, stanowi pierwszy i zasadniczy
problem współczesności. Dochodzi bowiem do ciągłego powiększania się
przepaści między rządzonymi a rządzącymi. Z drugiej strony, oderwanie
sfery polityki od społeczeństwa oraz brak zaufania do elit politycznych to
kolejne perturbacje, mogące stanowić doskonały grunt dla rozwoju tendencji technokratycznych. Znajdują one oparcie w generalnym zniechęceniu
społeczeństwa do elit politycznych oraz w sukcesywnym zaniku form aktywności obywatelskiej w sferze politycznej (Borgul i Panek 2010).
Obywatele wyuczeni i przyzwyczajeni do interpasywności są niechętni do
podejmowania własnej działalności i partycypowania w tym, co publiczne
(Hudzik i Woźniak 2006: 133-135). Ponadto są oni skłonni do zawierzania
płynącym z mediów przekazom, które krytykując polityków, jednocześnie
lansują ekspertów. Warto przy tym zwrócić uwagę, że najprawdopodobniej
nie jest to efektem rzeczywistej sytuacji, ale raczej mamy do czynienia ze
stanem kreowanym przez media, które w ten sposób próbują odpowiedzieć
na społeczne zapotrzebowanie, zrodzone z rozgoryczenia i rozczarowania
www.palimpsest.socjologia.uj.edu.pl
nr 2, marzec 2012
Łukasz Krężołek, Technokracja jako efekt procesu degradacji sfery publicznej
polityką (McKee 2005: 66). W kontekście tego wszystkiego, jako wyjątkowo
atrakcyjne jawią się postulaty oderwania polityki od establishmentu, widzianego na sposób Schumpeterowski, i przekazanie władzy w ręce specjalistów. Społeczne mniemanie, iż eksperckie metody działania są najlepszym
sposobem radzenia sobie z otaczającą rzeczywistością, sprawia, iż stają
się one „(…) potężnym narzędziem legitymizacji władzy ekspertów (…)”
(Burris 1993: 153).
Niebezpiecznie toksyczny dla demokracji proces legitymizacji
współczesnej elity eksperckiej sprzyja dezawuowaniu polityki, kojarzonej
w coraz większym stopniu z kompromitującym brakiem kompetencji w zakresie zarządzania strukturami państwa. Negatywnie postrzegana polityka
utożsamiona zostaje zarówno z elementami uzasadniającymi niewy-dolne
przejawy zastanej rzeczywistości politycznej, jak i siłami zagrażającymi
tworzeniu się nowej wizji ładu technologicznego (Borgul i Panek 2010).
Bibliografia
Arendt, Hannah. 2010. Kondycja ludzka. Tłum. Anna Łagodzka. Warszawa: Aletheia.
Borgul, Tomasz; Panek Tomasz. 2010. Merytokracja i technokratyzm [online]. Dostęp: http://monde-diplomatique.pl [07.12.2011].
Burris, Bevery H. 1993. Technocracy at Work. Albany: SUNY Press.
Dahl, Robert. 2000. O demokracji. Tłum, Marcin Król, Kraków: Wydawnictwo Znak.
Encyklopedia PWN. Technokracja [online]. Dostęp: http://encyklopedia.pwn.pl/lista.php?co=technokracja [07.12.2011].
Habermas, Jürgen. 2007. Strukturalne przeobrażenia sfery publicznej.
Tłum. Wanda Lipnik, Małgorzata Łukasiewicz. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.
Hudzik, Jan Paweł; Woźniak, Wiesław. 2006. (red.). Sfera publiczna. Kondycja- przejawy- przemiany. Lublin: Wydawnictwo UMCS.
69
Kilian, Krzysztof J. 2006. Kosmokracja kontra technokracja [online]. Dostęp: http://zb.eco.pl [07.12.2011].
Legutko, Ryszard; Kłoczkowski Jacek. 2002. (red.), Oblicza demokracji.
Kraków: Ośrodek Myśli Politycznej.
Majcherek, Janusz. 2009. Piedestał i urna czyli uczeni w polityce [online].
Dostęp: http://www.gazeta.pl [07.12.2011].
McKee, Alan. 2005. The Public Sphere: An Introduction. Cambridge: Cambridge Univeristy Press.
Nowak, Ewa; Cern, Karolina M. 2008. Ethos w życiu publicznym. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.
Pietrzyk-Reeves, Dorota. 2004. Idea społeczeństwa obywatelskiego:
współczesna debata i jej źródła. Wrocław: Wydawnictwo Uniwestytetu
Wrocławkiego.
Popper, Karl. 1992. In search of Better World. Tłum. Laura J. Bennett.
London/New York: Routledge.
Rowiński, Tomasz. 2010. Pomiędzy technokracją, a polityką emocji [online]. Dostęp: http://pismo.christianitas.pl [07.12.2011].
Schumpeter, Joseph. 1995. Kapitalizm, socjalizm, demokracja. Tłum. Michał Rusiński. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.
Skolimowski, Henryk. 2005. Philosophy for a New Civilisation. New Delhi:
Gyan Publishing House.
Sylwestrzak, Andrzej. 1997. Historia doktryn politycznych i prawnych. Warszawa: Wydawnictwo Prawnicze LexisNexis.
Witkiewicz, Stanisław Ignacy. 2000. Szewcy. Naukowa sztuka ze „śpiewkami" w trzech aktach. Gdańsk: Tower Press.
Łukasz Krężołek
Absolwent politologii i student socjologii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Interesuje się zagadnieniami związanymi z teorią i funkcjonowaniem
sfery publicznej oraz kondycją współczesnej demokracji. Entuzjasta festiwali muzycznych i krakowskich knajp.
www.palimpsest.socjologia.uj.edu.pl
nr 2, marzec 2012