NNr. 2, październik 2006
Transkrypt
NNr. 2, październik 2006
N Nr. 2, październik 2006 Ogólnopolski magazyn uczniowski Witamy ponownie! Trzymacie właśnie w rękach kolejny numer „Edukatorów”. Mimo krótkiej obsuwy czasowej powodowanej problemami technicznymi (a szczerze mówiąc to naszym lenistwem) udało nam się go złożyć. Tym razem będziecie mogli przeczytać o m. in. edukacji seksualnej, szkołach wolnościowych, „wyścigu szczurów”. Okazuje się, że nasza gazetka wzbudziła zainteresowanie wśród wielu uczniów, bardziej lub mniej pozytywnie do nas nastawionych... Zaowocowało to różnymi polemikami, z których jedną zamieszczamy w niniejszym numerze. Jak Wam pewnie wiadomo (lub nie) od pierwszego wydania „Edukatorów” ministerstwo nie próżnowało, w głowie Romana jakiś czas temu zalągł się pomysł usuwania niesłusznych ideologicznie lektur. Na pierwszy ogień poszedł Witold Gombrowicz!!! To działanie jest skandaliczne, zważając na motywy „odstrzału” dzieł pisarza, których poglądów nie może zaakceptować Kłamliwy Romek. Urzędnicy Ministerstwa Edukacji Narodowej, jak mogliśmy się edukatorzy przekonać, nie mają pojęcia jakie powszechne zasady panują w prawie dotyczącym edukacji. Chodzi dokładniej o rozporządzenie Centralnej Komisji Egzaminacyjnej w myśl którego wszelkie zmiany dotyczące egzaminu maturalnego powinny być ogłoszone "nie później niż do dnia 1 września roku szkolnego poprzedzającego rok szkolny, w którym jest przeprowadzany egzamin maturalny" (rozporządzenie z 7 wrzenia 2004 § 58). Tymczasem sfora Romana postanowiła zagrać na nosie tegorocznym maturzystom i niespodziewanie oznajmiła, że zmieniają się zasady przeprowadzania matur. Zapraszamy więc do lektury drugiego numeru magazynu „Edukatorzy”. A w tym numerze: „Taśmy (oczywistej) prawdy” - co nas tak właściwie zaskoczyło? „Porozmawiajmy o seksie” - edukacja seksualna naszym prawem! „Szkoły wolnościowe” - z czym to się je? „100% patriota – made by LPR” polemika czytelnika ;) Wszelkie sugestie, uwagi odnośnie naszego magazynu oraz własne artykuły możecie wysyłać na adres [email protected] Natomiast pytania dotyczące sposobu działania IU wysyłajcie na adres [email protected]. Redakcja e-mail:[email protected] www.edukatorzy.bzzz.net Polityka artystyka str.1 Taśmy (oczywistej) prawdy Czy to przypadek, czy jakieś niezwykłe zrządzenie losu sprawiło, że zobaczyliśmy jak prowadzone są nieoficjalne rozmowy między politykami. I zobaczyliśmy dwie różne reakcje w dwóch różnych krajach. Premier Socjalistycznej Partii Węgier przyznał się przed swoimi współpracownikami, że oszukiwał ludzi. Jego wypowiedź wywołała największe, od powstania w 1956, wyjście ludzi na ulice. Doszło do zamieszek, palenia aut, szturmowania budynków rządowych. Po 10 dniach atmosfera ucichła. W Polsce, jeden z najbliższych współpracowników premiera, podczas rozmowy z Renią Beger, daje jej do zrozumienia, że może opłacić weksle trzymające ją w opozycyjnej partii z publicznych pieniędzy. Wspomina też o swoim koledze, który zgwałcił mu sekretarkę (kolega także jest z partii rządzącej legitymującej się "odnową moralną"). Jego wypowiedź wywołała burzę medialną i protesty młodzieżówek partii opozycyjnych. Według najnowszych sondaży 60% społeczeństwa domaga się dymisji rządu, a poparcie dla partii prawych i sprawiedliwych spadło. Te dwa podobne do siebie wydarzenia we mnie wzbudziły tylko pusty śmiech. Czy ktoś w ogóle wierzy politykom? Wystarczy spytać kogokolwiek na ulicy, a usłyszy się o kłamcach, złodziejach, oszustach i zwykłych skurwielach. Skąd więc się wzięło to święte oburzenie na nasze "elity"? Przecież to co zobaczyliśmy to tylko wierzchołek góry lodowej. Przechodzimy nad tym do szarej codzienności, podobnie jak to miało miejsce na Węgrzech. Poseł prawych i sprawiedliwych zgwałcił sekretarkę? Skurwiel, ale co my możemy zrobić? Ile jeszcze ukradną nasi politycy, żeby ktoś w końcu głośno powiedział: "teraz przegięliście, idę tam do was do sejmu i kopnę was porządnie w dupę"? Dlaczego społeczeństwo czeka, chodź dobrze wie, że to co zobaczyliśmy jest niczym w porównaniu z tym, co na zawsze zostanie tylko w "nieoficjalnych rozmowach"? Platforma (podobno obywatelska) chce ukrócić ten proceder zmieniając ordynację wyborczą. Pasjonujące. Równie dobrze można by próbować powstrzymać morze budując zamki z piasku. Po co naprawiać mechanizm, który i tak nie działał dobrze? Co więc jest alternatywną dla tego bagna (o dziwo nazwanego liberalną demokracją)? Churchill powiedział kiedyś, że demokracja jest najgorszym systemem, ale lepszego nie wymyślono. Wniosek z tego nie jest taki, że demokracja jest najlepsza z najgorszych, tylko że ludzie za mało myślą. Aleksander Pawłowski WYŚCIG SZCZURÓW „Na depresję choruje w Polsce coraz więcej osób. Choroba ta powoduje, że stajemy się inwalidami, nie możemy normalnie żyć. Nieleczenie prowadzi zazwyczaj do samobójstwa ostrzega przewodniczący Zespołu ds. Walki z Depresją przy ministrze zdrowia, psychiatra dr Dariusz Wasilewski. Charakterystyczne objawy depresji to długotrwały smutek i przygnębienie, niemożliwy do racjonalnego wyjaśnienia ciągły niepokój, niechęć do życia, widzenie świata w czarnych barwach. Z powodu depresji cierpi obecnie 10 proc. dorosłych Polaków. Z roku na rok liczba zachorowań wzrasta. To efekt trybu życia, jaki w ostatnich latach prowadzimy - ocenia Wasilewski. W wyniku "wyścigu szczurów", obaw o utratę pracy i pozycji społecznej oraz gonitwy za sukcesem, notorycznie odczuwamy stres. Nie potrafimy sobie z tym stresem radzić-t łumaczą lekarze. Polityka artystyka Na depresję zapadają w Polsce coraz młodsi ludzie, do zachorowań dochodzi często między 20 a 30 rokiem życia. Bardzo często u ludzi w tym wieku zaczyna się odmiana depresji zwana chorobą afektywną dwubiegunową, wcześniej psychozą maniakalno- depresyjną. Objawy depresyjne występują wówczas na przemian z manią" - mówi Wasilewski.” Przyjęte jest, że ludzie rywalizowali ze sobą już od zarania dziejów. Mieli potrzebę sprawdzenia swoich umiejętności. Choć początkowo przynosiło to pozytywne skutki, z czasem obróciło się przeciwko nim i przerodziło w tzw. „wyścig szczurów” - chorą rywalizację, dążenie do celu za wszelką cenę. Obecnie zjawisko to można zaobserwować niemal wszędzie. W pracy, codziennym życiu, a także w szkole. O ile osiąganie kolejnych szczebli kariery to skutek „wyścigu”, o tyle dla młodych, kształtujących swój światopogląd, ludzi jest to przyczyna ciągłych rozczarowań i wielu problemów. W ostatnim czasie popularne jest powtarzanie – „uczysz się dla siebie, nie dla innych”. To bardzo słuszne słowa, jednak nie wprowadzane w życie. Dla większości nauczycieli nie ważny jest człowiek jako samodzielna i myśląca osoba, liczą się tylko jego oceny i wyniki. Staje się on kolejnym stopniem na drodze do sukcesu. Ciągła presja wywierana na uczniach, nacisk na osiągi, powoduje frustrację i problemy. Obserwowany jest wzrost bezsenności, depresji, nerwic, wahań nastroju wśród młodzieży. W niektórych budzi się chora ambicja – nieprzespane noce i godziny stresu nie są dla str.2 nich żadną barierą na drodze do „sukcesu”. „Sukcesu” – bo czy można nazwać tak coś, za co płaci się własnym zdrowiem, samopoczuciem, a także wolnością myśli? Uczeń w błędnym kole w końcu nie jest w stanie myśleć o niczym innym, tylko o nauce. A raczej bezmyślnym wkuwaniu, bez żadnej korzyści. Dopóki tacy ludzie uczą się w szkole, pozornie nie ma problemu. Kto by się przejmował ich stanem psychicznym? Słychać zazwyczaj opinie typu- „mają się uczyć, a nie narzekać, dobrze, że się tyle uczą, przynajmniej coś osiągną”. Co jednak stanie się, gdy opuszczą mury szkoły? Zostaną oni rzeszą młodych karierowiczów, chorych z ambicji, dla których nieważne jest nic oprócz awansu. Będą egoistami, niezdolnymi do myślenia o innych, a tym bardziej do wspierania czy opiekowania się nimi. Tragiczne pokolenie pracoholików, zabijających smutek i stres na różne, nie zawsze dobre, sposoby. Czy taki jest cel obecnego systemu edukacji? Niestety – tak. Bo władza nie lubi ludzi myślących. I zwalcza ich już za młodu. Agnieszka NIELEGALNA MATURA? 8 września 2006 roku minister edukacji podpisał rozporządzenie, dotyczące zmian w sposobie zdawania egzaminu maturalnego. Modyfikacja polega na tym, iż abiturient nie będzie mógł zdawać zarówno poziomu podstawowego jak i rozszerzonego, lecz będzie on musiał, kilka miesięcy wcześniej, zdecydować się na jeden z nich. Uchwała ta wydaje się absurdalna, zwłaszcza że ma objąć uczniów zdających maturę w bieżącym roku szkolnym, nieprzygotowanych na takie niespodziewane zmiany. Poza tym jest niezgodna z prawem! W paragrafie 47 rozporządzenia z 7 stycznia 2003 znajdujemy, iż zdający egzamin musi znać zasady na jakich będzie egzaminowany najpóźniej na 2 lata naprzód tj. "do dnia 1 września roku szkolnego poprzedzającego rok szkolny, w którym przeprowadzany jest egzamin maturalny". Roman Giertych swoją decyzję argumentuje rzekomymi milionowymi oszczędnościami, które ma przynieść owa reforma (ciekawe ile będzie kosztować wydrukowanie nowych informatorów). Nie zwraca on jednak uwagi na fakt iż tegoroczni maturzyści przez cały okres szkoły średniej byli przygotowywani do matury zdawanej na innych zasadach! Skargi możemy wysyłać do Rzecznika Praw Obywatelskich oraz ze strony internetowej www.skarga.er.pl - im więcej wiadomości otrzyma Rzecznik, tym większa szansa iż coś się zmieni! sekcja Kraków Punkt widzenia str.3 Porozmawiajmy o seksie Po co mówić w szkole, że jestem człowiekiem i nic, co ludzkie nie jest mi obce, a potem się tego wypierać? Nasuwa się pytanie czy seks nie jest ludzki?- odpowiedziała mi Ula, gdy zapytałam się jej czy nie uważa, że szkoła nie jest miejscem, w którym należało poruszać tematy dotyczące sfery seksualnej człowieka, że wiedzę tego typu powinni przekazywać rodzice, nie szkoła. Ula uważa że edukację seksualną należy przeprowadzać w szkołach, zaczynając już w podstawówce zaś według niektórych badań jej opinię podziela 68% nastolatków. Teoretycznie owe 68% nie powinno mieć powodów do narzekania. W szkołach od kilku lat są prowadzone lekcje Przygotowania Do Życia w rodzinie. Ale cóż... PDŻ nader często prowadzą niewykwalifikowani nauczyciele, którzy zamiast przedstawiać konkretne informacje na temat seksualności człowieka narzucają nam swoje poglądy: prezerwatywa jest zła, antykoncepcja jest zła, wolne związki są złe, homoseksualizm jest zły” opowiada Ula. Takoż Kasia, uczennica katolickiego liceum nie zostawia na PDŻ suchej nitki:" Zajęcia całkowicie mijają się z celem, nikt nie słucha. Wszyscy albo śpią albo przepisują lekcje. PDŻ w mojej szkole to tak naprawdę kolejna godzina religii. Nauczycielka mówi tylko o tym, że naturalne metody antykoncepcji są najlepsze, seks przed ślubem to grzech i jak być dobrą żoną" Dziewczyny wiedzą, co mówią niedługo zdają maturę, a PDŻ miały w gimnazjum i w liceum. Zresztą podręcznik: „Wychowanie do życia w rodzinie, książka dla młodzieży” Marii Ryś wydany przez Rubikon jest najlepszym potwierdzeniem słów Uli i Kasi. Dowiedzieć się z niego można, że ”Kiedy mężczyzna wędruje do pracy, ona cały czas o nim myśli. Kobieta w tym czasie sprząta, ustawia kwiaty, uśmiecha się do niego, patrzy jakby jego oczyma: spodoba mu się czy nie. Gdy kupi nowe firanki z drżeniem serca czeka czy je zauważy”, albo ”(...)mężczyzna biorąc pod uwagę predyspozycje wynikające z płci wydaje się być predysponowany do roli przywódcy, głowy rodziny.” Urocze i pewnie panu ministrowi edukacji bardzo pasuje taki model rodziny, w końcu podręcznik otrzymał rekomendacje ministerstwa edukacji. Jednak uczniowie oczekują czegoś innego od zajęć z edukacji seksualnej. Spacerując po Warszawie zastanawiamy się z Ulką jak takowe powinny wyglądać. w końcu pytam ją o sprawę homoseksualizmu. Ulka, wierząca katoliczka stwierdza, że powinno się rozmawiać na ten temat i być może dzięki temu ludzie zmieniliby swój stosunek do homoseksualistów. Ludzi, którzy wyzywają gejów i lesbijki od nienormalnych zboczeńców nazywa ”prymitywami”. 22 września warszawska sekcja Inicjatywy Uczniowskiej zorganizowała wykład na temat edukacji seksualnej w Polsce. W słoneczne wrześniowe popołudnie na czarnych krzesełkach ustawionych przed Ministerstwem Edukacji Narodowej siedzieliśmy i grzecznie dyskutowaliśmy na „te tematy” no wiecie, o które chodzi;) Poniżej przedstawiamy fragmenty tego wykładu. Został on przeprowadzony przez dwie edukatorki, które prowadzą warsztaty z edukacji seksualnej. Ich wypowiedzi zostały pogrubione. Czy edukacja seksualna powinna być obowiązkowa? Mam dylemat, bo z jednej strony uważam, że młody człowiek sam powinien decydować, jakie treści chce przyswajać. Z drugiej strony boje się że, gdyby edukacja seksualna była nieobowiązkowa młodzież mogłaby się o pewnych rzeczach nie dowiedzieć i mogłoby się to przyczynić do jakiś tragedii w ich życiu. Gdyby edukacja seksualna zostałaby wprowadzona jako przedmiot obowiązkowy to co z osobą pochodzącą z rodziny ortodoksyjnych katolików, której światopogląd jest bardzo związany z wiarą? Dlatego nie będzie się chciała uczyć o środkach antykoncepcyjnych, gdyż uważa je za grzeszne i niemoralne. Na siłę ja ciągnąć na takie zajęcia? Wiedza jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Taka osoba być może znajdzie tematy, które ją zaciekawią. Takie lekcje dotyczą nie tylko środków antykoncepcyjnych, ale także całej sfery psychoseksualnej człowieka. Poza tym uważam, że takie zajęcia powinny być wolne od jakiejkolwiek ideologii na przykład jedna metoda antykoncepcji jest faworyzowana inna ignorowana. My jako edukatorki na takich zajęciach przedstawiamy także naturalne metody planowania rodziny. A jakie są wasze doświadczenia jeśli chodzi o edukację? Były prowadzone jakieś zajęcia na ten temat? -Ja miałam PDŻ, na którym pani stwierdziła, że najlepszą metodą antykoncepcji jest abstynencja seksualna. -Ja miałam takie zajęcia w podstawówce, dotyczyły one bardziej dojrzewania. Ja jestem z nich bardzo zadowolona. Część zajęć była prowadzona w grupie koedukacyjnej, ale niektóre tematy były poruszane tylko w obrębie jednej płci. Punkt widzenia Uważasz, że taki podział był dobry? Na poziomie podstawówki tak. Wiesz jak miałam te 11-12 lat łatwiej było mi rozmawiać na temat miesiączki w grupie samych dziewczyn. Chodziło przede wszystkim o to by mieć poczucie swobody w czasie takich rozmów. Rozumiem , choć mam wątpliwości, gdyż takie rozdzielanie trochę już uczy ludzi, że są tematy dostępne tylko dla kobiet i tylko dla mężczyzn. Jeżeli od początku rozmawiamy razem, koedukacyjnie to później, mam na myśli dorosłe życie, łatwiej rozmawiać o sferze seksualnej człowieka. (...) Uważacie, że kiedy edukacja seksualna powinna się rozpocząć? Bo ja uważam, że jak najwcześniej. Najlepiej już w przedszkolu oczywiście w sposób dostosowany do wieku. Ale jak wyobrażacie sobie takie zajęcia z przedszkolakami? W jaki sposób rozmawiałybyście z nimi? Na pewno językiem dostosowanym do ich wieku. Wiesz jak mnie się takie młodsze dzieci raz zapytały skąd się biorą dzieci, to ja im nie opowiadałam o żadnym bocianie i kapuście. Wytłumaczyłam, że mama z tatą muszą się bardzo kochać, przytulać, a potem mamusia nosi dziecko w brzuszku. Jak dziecko jest duże to wychodzi przez pochwę mamusi, wiesz ciebie to śmieszy, ale takie małe dziecko traktuje to w sposób bardzo naturalny: "Aha to stąd się biorą dzieci" Bo taki przedszkolak jeszcze nie wie, ze pewne miejsca są intymne i o nich się nie mówi. Jest taka kapitalna książka, adresowana właśnie dla takich5-6 letnich dzieci. Jej bohaterami jest dziewczynka i chłopiec. Chłopiec wyobraził sobie świat w taki sposób, że wszyscy super ludzie, ci odważni i dzielni mają siusiaki. Poznał dziewczynkę Basię, która była bardzo fajna i dzielna. Chłopiec był pewien, że Basia też ma siusiaka. Oni się przyjaźnili i któregoś dnia postanowili wykąpać się w stawie. Nie mieli ze sobą kąpielówek i w tedy chłopczyk zobaczył, że jego przyjaciółka nie ma siusiaka. "Ty nic nie masz. Coś ci się stało? spytał, a Basia odpowiedziała, ze nie, że ona ma cipcie. Chłopiec wtedy zrozumiał, że nie trzeba mieć siusiaka, żeby być fajnym. Ta książka jest str.4 przykładem jak można z humorem o takich sprawach mówić najmłodszym. (...)Ja chciałabym, żeby na takich zajęciach już przeznaczonych dla gimnazjalistów i licealistów poruszać temat "gwałtu" i "molestowania seksualnego". Niestety poglądy, że zgwałcona kobieta nie jest ofiarą, ale współwinną, że skoro założyła krótką spódniczkę to sama sobie zasłużyła bo sprowokowała faceta, są wciąż powszechne. Oczywiście, że tak. Zwłaszcza, że to jest wciąż praktyka sądownicza, pytanie ofiary gwałtu o to jak była ubrana, czy miała krótką spódniczkę itp. Wedle takich międzynarodowych ustaleń dotyczących edukacji seksualnej jest zapis, że przedmiot ten ma promować właściwe relacje między kobietą, a mężczyzną. Zawiera się w tym temat dotyczący asertywności. Na takich zajęciach tłumaczyłoby się, że nawet jeżeli dziewczyna bardzo kocha swojego chłopaka i on ją też kocha to wcale nie znaczy, że od razu musi z nim iść do łóżka. To bardzo ważne aby uświadomić, że mają prawo zawsze odmówić współżycia seksualnego. Blanka SZKOŁY WOLNOŚCIOWE Czy wyobrażacie sobie szkołę, której uczniowie płaczą, gdy muszą z niej odejść? Albo taką, która pozostawia wolność wyboru przedmiotów i uczestniczenia w zajęciach? Szkołę, w której uczniowie i nauczyciele tworzą samorządna wspólnotę? Zapewne będąc przez kilka lat częścią polskiego systemu oświaty nigdy nie doświadczyliście istnienia takiej instytucji. Działanie tradycyjnej szkoły jest oparte na strachu. Obawiamy się złych ocen, które mogą być powodem represji ze strony rodziców, którzy z kolei boją się o naszą „pozycję” w społeczeństwie, jak również ze strony nauczycieli, którzy pracują pod presją swoich przełożonych. Kończąc szkołę i wchodząc w dorosłe życie sami stajemy się takimi właśnie rodzicami i pracownikami, powiększając schemat zakodowany w dzieciństwie. Lęk stał się w obecnych czasach stałym elementem wychowawczym. Wszyscy chyba doświadczyliśmy konsekwencji z tym związanych. Każdy kiedyś oddał nieswoja prace, ściągał, skłamałby uniknąć kary. Czy dziecko zadowolone z danej mu szansy edukacji, szczęśliwe i radosne, 4 postępuje w ten sposób? Doskonale zdajemy sobie sprawę, że chodzi tylko o cyferkę w dzienniku, a Punkt widzenia nie nasze prawdziwe możliwości. Tymczasem historia uczy nas ze wcale nie musi tak być. Tego dowodzi praca wybitnych pedagogów, na przestrzeni wieków, którzy widząc poważne braki dydaktyczno-wychowawcze w systemie nauczania sami postanowili założyć swoje placówki. Jednym z nich był Paul Geheeb, działacz kręgu pedagogicznego Reformpädagogik, który swą codzienną prace z młodzieżą traktował jako dziejową misję. W 1910 założył Odenwaldschule w pobliżu wsi Ober-Hambach. Jak pisze W. Okoń: „Nauka w tej szkole zmierzała do rozwoju inteligencji młodzieży, stąd zrezygnowano w niej z ćwiczenia pamięci i ze stawiania stopni. Cały wysiłek kierowano natomiast na umysłowy i moralny rozwój młodzieży”. Poprzez istnienie we wspólnocie Geheeb starał się rozbudować sferę społeczno- moralną swych wychowanków. Chociaż najważniejszą dewizą Odenwaldschule była zasada „żyć demokratycznie”. O egzystencji szkoły decydował podczas konferencji Parlament Szkolny, w którego skład wchodzili przedstawiciele uczniów i grona pedagogicznego. Poziom samorządności był tak wysoki, że bez żadnej przesady nazywa się Odenwaldschule wolną szkołą. Z czasem placówka ta doczekała się kompleksu budynków przypominających małe miasteczko. Oprócz miejsc gdzie odbywały się lekcje istniały również domki mieszkalne, gospodarcze, piekarnia. Szkoła była prawie samowystarczalna, wyłączona spod czyjejkolwiek dyrektywy, choć otrzymywała od państwa świadczenia jako szkoła eksperymentalna. Kolejną postacią pedagogiki, która udowodniła słuszność indywidualnego podejścia do dziecka był Celestyn Freinet, który mimo niepowodzeń i wojny wciąż tworzył coraz to nowe szkoły. Jednym z jego założeń było sławne hasło „precz z podręcznikami”. Według niego prawdziwą wartością była nauka przez doświadczenie, prace-zabawę. Freinet chciał zapewnić dziecku „maksymalny rozwój osobowości”. Uważał, że jeśli wychowawca, nauczyciel nie skoncentruje się na dogłębnym poznaniu dziecka, nie będzie mógł w żaden sposób do niego dotrzeć. Freinet utrzymywał harmonijny balans między wychowaniem i samowychowaniem. Charakterystyczny punktem edukacji w tej szkole stała się drukarnia. Dzieci redagowały same swoje prace, gazetkę szkolną czy wreszcie teksty do użytku lekcyjnego. Wychowankowie sami nawzajem poprawiali błędy, składali czcionki, ilustrowali. Dzięki tej metodzie wyrabiali w sobie umiejętność efektywnej pracy w grupie. Z czasem freinetowski model szkoły zaczął str.5 rozprzestrzeniać się we Francji, także w małych miasteczkach gdzie dotąd nie docierała nowa myśl pedagogiczna. Kolejną szkołą, którą można śmiało określić mianem wolnościowej była stworzona w 1924 przez Aleksandra Neila -Summerhill. Neil poprzez swój długoletni staż nauczycielski doświadczył rygoru, jaki panował w ówczesnych szkołach, co doprowadziło do dość zaskakujących wniosków. Przyjął, że dziecko wcale nie potrzebuje być wychowywane w ścisłym podporządkowaniu by nie stoczyć się na dno. Zupełnie odwrotnie- pozostawione wolne o wiele lepiej rozwija się umysłowo i co najważniejsze w kierunku jedynie przez siebie wybranym. Według jego psychologii wychowawczej priorytetem było szczęście i wolność dziecka. To ze szczęścia miała wynikać swobodna kreatywność, twórczość czy poczucie wartości. Jego zdaniem dzieci od najmłodszych lat są w pełni świadomymi istotami i przede wszystkim „ludźmi, którzy maja takie samo prawo głosu, co dorośli, a czasem to, co maja do powiedzenia ma o wiele większą wartość niż długie przemowy uczonych”. Z takiego podejścia wynikała organizacja szkoły, a przede wszystkim samorząd, w którym absolutnie każdy mógł się wypowiedzieć czy wprowadzić, po głosowaniu całości, nowe prawo. Lekcje były prowadzone według planu, czasem mimo braku uczniów. Nauczycieli także nie obowiązywał przymus obecności, lecz zawsze skutkiem tego stawały się ostre sprzeciwy dzieci. Neil uważał, że takie wychowanie należy zaczynać jak najwcześniej „ wtedy dawało najlepsze wyniki, nie zawsze starsze dzieci wychowane w patologii mogły „wyzdrowieć” psychicznie w jego szkole. Podchodził on do każdego ucznia indywidualnie”. Zawsze wolał wychować szczęśliwego zamiatacza ulic niż nieszczęśliwego lekarza. Co najbardziej zadziwiające dzieci, którym pozostawiono dowolność uczęszczania na lekcje czy wyboru przedmiotów nie stawały się wcale „rozwydrzonymi bestiami” lecz zupełnie odwrotnie- stawały się pewne siebie, umiały bronić swych praw czy wreszcie samodzielnie się rozwijać. Szkoła ta jest do dzisiaj jednym z najważniejszych standardów szkół wolnościowych i chyba jak żadna inna nie przekonuje o słuszności ich tworzenia. Czy jest sens porównywania tych placówek do którejkolwiek z tradycyjnych szkół? Sami sobie odpowiedzcie, którą WY byście woleli? Marek i Wiktoria Szkoła inaczej str.6 Warsztaty realnego wpływu Między stacją metra Politechnika a Politechniką właściwą wiedzie ulica Nowowiejska. Przy niej właśnie, na jednym z podwórek, stoi niepozorny budynek, z czterech stron otoczony blokami. Wokół stoją zaparkowane samochody mieszkańców bloków, jest brukowana uliczka. Są też żółte śliwki mirabelki, gnijące beztrosko na tejże uliczce. To tu 12 września zdarzyło się coś, co zdaje się przeczyć wszelkim tradycjom polskiej edukacji. W każdej szkole uczniowie mówią, że to, czy tamto im się nie podoba. To, albo tamto chcą zmienić. A potem kończą szkołę, i przychodzą inni. Im też nie wszystko się podoba. A potem są kolejni. W końcu sformułowano 11 postulatów. Na sali gimnastycznej ponownie zebrała się cała szkoła, zarówno liceum jak i gimnazjum, a przede wszystkim nauczyciele. Pierwszy, najważniejszy postulat dotyczył demokratyzacji szkoły. "Chcemy REALNEGO WPŁYWU na działanie szkoły"głosił wielki, czerwony napis. Potem było między innymi o zaniedbaniu szkolnej reprezentacji piłki nożnej, o niejasnych i krzywdzących zasadach działania Komisji Dyscyplinarnej itd. Ustalano, co jest dla uczniów ważne w funkcjonowaniu szkoły. Trwało to kilka godzin. Pojawiały się wątpliwości, co do podejścia nauczycieli do całej sprawy. Powstały jednak specjalne komisje uczniowskiemiały się zająć przygotowaniem formalnego projektu realizacji postulatów. Patrząc na prozę życia w zwykłej szkole, tego typu podejście do jej organizacji może wydawać się bajką, jakąś romantyczną utopią, niemożliwą do zrealizowania. Tymczasem od ładnych paru lat pojawiają się szkoły, które zdają się zrywać z takim schematem. Pracowano w 10 osobowych grupkach. Powstawały plansze, z wypisanymi pozytywnymi i negatywnymi cechami szkoły, projekty zmian. tego wszystkiego w spokoju, zapewniając, że te propozycje zostaną wzięte na poważnie, i "coś z tego będzie". Część uczniów powoływała się na wcześniejsze doświadczenia z takimi warsztatami- "Żadnych prawdziwych zmian, chyba, że w przeciwnym kierunku niż chcieliśmy." Jednym z rozwiązań mogłoby być wprowadzenie 3 uczniów do rady programowej szkoły- i co dziwniejsze, ta propozycja wyszła od nauczycieli. Dyrekcja zaś konsekwentnie prowadzi szkołę według własnego widzimisię. Tak było od lat, od początków PRL-u, a wcześniej nawet gorzej. I wydawałoby się, że tak już pozostanie. I nawet uczniowie zdawali się być pogodzeni z takim stanem rzeczy. Doskonałym przykładem są warsztaty, jakie zorganizował Zespół Szkół Społecznych "Dwójka". Od jakiegoś czasu widać było wyraźnie, że uczniom coś nie odpowiada w szkole, więc nauczyciele zebrali całe liceum, plus chętne osoby z gimnazjum, i zorganizowali całodzienne warsztaty. tego zrobić."- tak brzmiały wypowiedzi uczniów. A ciało pedagogiczne słuchało Najciekawszym momentem całej imprezy była jednak prezentacja postulatu dotyczącego dyrekcji. Neutralna osoba spoza szkoły odczytała, że dyrektorka zachowuje się, jakby żyła w wieży z kości słoniowej. Nie ma z nią kontaktu, i bardzo często stawia uczniów wobec faktu dokonanego. "Przychodzi pani na lekcję, robi pani wykład na 45 min, jaka to pani jest otwarta, a potem jak chcemy przeprowadzić jakiś pomysł, jakąś inicjatywę- to nigdy nie ma czasu, albo nie da się W publicznych szkołach na drodze do takich rozwiązań stoi odgórnie określony statut szkoły, i konserwatywny "beton" wśród kadry nauczycielskiej. Czasem również bierność i brak zaangażowania uczniów- ale to nie są przeszkody nie do pokonania. Sytuacje takie, jak opisana powyżej, pokazują nam, że można, i warto walczyć o Wolne Szkoły. W wielu miejscach już się to udało. W Warszawie jest, co najmniej kilka placówek funkcjonujących na niemalże demokratycznych zasadach- ze znakomitymi efektami. Chyba, więc można powiedzieć, że... Jest nadzieja. Michał Borowy Plakat str.7 Polemika str.8 A czemu nie patriotyzm? Wyszydzanie. Stary jak świat instrument walki politycznej, zawsze skuteczny i zawsze łatwy w użyciu. A że czuć go demagogią... Grunt, że skuteczny i że szydzić można ze wszystkiego, z moralności, patriotyzmu, rządu, ba, szydzenie stało się narodową modą. Poddał się jej nawet autor artykułu „100% patriota – made by LPR”. Z kogo szydzi pan Borowy? Pośrednio z ekipy rządzącej, bezpośrednio zaś, jak sam tytuł wskazuje, z propagowanego przezeń szeroko pojętego patriotyzmu. Jeśli nie zwracać uwagi na sarkastyczne wyrażenia pana Borowego widać, że najbardziej mu nie w smak hucpa państwa mającego czelność wpajać patriotyzm w szkole. Dlaczego? Nie wiem, chodź autor zapewne wie. Mogę natomiast wytłumaczyć dlaczego państwo musi to robić w szkole. Trzy główne czynniki mają wpływ na kształtowanie młodego człowieka, na to kim będzie w przyszłości. Czynniki te to: rodzice, szkoła, otoczenie. Kiedyś dochodziły do tego książki i kościół, ale dziś każdy inteligentny człowiek ma te relikty „wstecznictwa” w pogardzie. A szkoda. Pozostają trzy pierwsze, które po skompilowaniu dają to, na co wyrośniemy, wykształcają w nas cechy, które będą nam towarzyszyć przez całe życie. Z patriotyzmem włącznie. Rodzice, szkoła i otoczenie. Rolę otoczenia najchętniej pominąłbym milczeniem, wstyd mi bowiem pisać o ludziach, którzy nie wiedzą o kraju nic, prócz tego, że „życia tu nie ma”, lub „że trzeba stąd szybko spie..”. Wstyd mi za tych załamanych życiem nastolatków o mentalności własnych dziadków, wyznających zasadę „ubi patria, ubi bene”. Pan Borowy ma bowiem rację pisząc, że „postawa oddania własnej ojczyźnie jest wyrażana codziennie w życiu”. Ale, żeby móc dla niej pracować, trzeba mieć poczucie przynależności do niej. Nie do świata, nie do Europy bądź Unii. Do Polski. Można pracować np. w parlamencie europejskim, zabiegając o dopłaty dla rolników, ale trzeba pamiętać, że nie chodzi o dopłaty do winogron. Trzeba znać swój kraj. I dlatego trzeba uczyć się historii, trzeba znać jej geografię, znać polską literaturę i mentalność. Stąd ważna rola zajęć WOS i WOK, które mają taką wagę dla człowieka cywilizowanego. Trzeba szanować ludzi, którzy pracowali i ginęli za to, byśmy mogli być Polakami. By praca, o której pisze pan Borowy, była dla Polski, nie dla Niemiec czy ZSRR. Pan Borowy widzi potrzebę starań, ale nie widzi potrzeby tożsamości. Czemuż to mam się nie zachwycać historią mojego kraju? Nie chodzi o to by w klapkach na oczach wpadać w samozachwyt, ale gruntowna znajomość struktur UE, potrzebna mi jako człowiekowi cywilizowanemu, nijak nie wpłynie na moją dumę z kraju, w którym mieszkam. Kraju ze wspaniałą przeszłością, na której zaważy to, jak się teraz wychowam i na kogo wyrosnę. Na koniec chciałem zaapelować nie tylko do pana Borowego, ale do całej Inicjatywy Uczniowskiej: Nie podoba wam się „100% patriot – made by LPR”? Rozumiem. Stwórzcie więc patriotyzm. W swoim gronie, w swoich akcjach, na łamach „Edukatorów”, jak tylko chcecie. Zróbcie to co nie udało się szkołom. Bez sarkania na złych nauczycieli, którzy przeszkadzają, bez nauki historii, hymnu, etc. Mnie nie zależy. Byleby tylko szanował tę ojczyznę. Przemysław Mrówka OPINIE I REDAKCJA Podobają Ci się kamery na szkolnym korytarzu? Napisz o tym. Nie podobają się? Tym bardziej o tym napisz i koniecznie do nas wyślij. My to ocenimy, poprawimy ortografy, napijemy się "coli", i po pozytywnej ocenie - oddamy na skład. I już w następnym miesiącu będziesz mógł/mogła podziwiać swój artykuł w nowym numerze Edukatorów. Masz zacięcie dziennikarskie? Chcesz z nami współpracować? A może marzy ci się własna strona naszym magazynie? Nic łatwiejszego! Wystarczy napisać do jednego numeru więcej i zgłosić chęć zostania naszym redaktorem. Kariera gwarantowana. Marek nie wierzył i przejechał go samochód. Stefek zwlekał i spadło na niego pianino. Nie zwlekaj – zostań naszym redaktorem! [email protected] Informacje str.9 PRAWIE JAK SPRAWIEDLIWOŚĆ Trochę poezji Stojąc na pewnym przystanku autobusowym usłyszałem rozmowę dwóch nieznanych mi wcześniej panów. Jeden z nich opowiadał, jak to widział w telewizji rozentuzjazmowany tłum śpiewający „My chcemy Prawa i Sprawiedliwości”. Jego kolega po dłuższej chwili wahania powiedział, że on też widział ten tłum, tylko nie w telewizji, a na ulicy, i nie rozentuzjazmowany tylko wkurwiony, i nie śpiewali, a krzyczeli, i nie „chcemy Prawa i Sprawiedliwości”, a „chcemy prawa i sprawiedliwości”. Ludowe przysłowie mówi, że diabeł tkwi w szczegółach. I ja myślę, że to prawda, ale działa chyba tylko w jedną stronę. Dlaczego? A bo jak pan premier Kaczyński mówi, że „pod naszym przewodnictwem kraj rozwija się świetnie, władzy zdobytej nie zamierzamy oddać, a atakuje nas szara sieć” to mi się to nieodłącznie kojarzy z I sekretarzem KC PZPR Edwardem Gierkiem i jego niepoprawnym optymizmem. Wszak „bezrobocie nam zmalało”, ale tylko dlatego że 2 mln naszych obywateli wyjechało, „kraj rozwija się świetnie”, ale jakoś tego nie widać po gospodarce, „będziemy walczyć dalej”, ale niedługo nie będzie już z kim walczyć. Na śmierć rewolucjonisty Kiedyś rozmawiałem z panem ministrem Orzechowskim. Zaproponował mi, żeby więcej uczył się historii, a mnie gadał (nie dosłownie oczywiście). Ja mogę nie gadać, ba, mogę nawet się zamknąć i nie pisać już ani słowa. Wystarczy bowiem, że to co myślę mówił pan Eugeniusz Kwiatkowski, twórca Gdyni, minister przemysłu i handlu w międzywojennej Polsce. Zwykł on bowiem mawiać: „Skoro jest tak dobrze to dlaczego jest tak źle?”. Jest znowu Partia AP A z tej celi pustej i chłodnej trzeba będzie niedługo odejść, jeszcze spojrzeć w niebo pogodne, jeszcze spojrzeć za siebie-w młodość. Już za chwilę przyjdą żandarmi, wyprowadzą bez słowa z celi... Trzeba umieć, jak żołnierz armii, iść spokojnie pod mur cytadeli. Ach, umierać nie będzie ciężko, chociaż serce ma lat dwadzieścianie złamane codzienną klęską, dziesięć klęsk, dziesięć kul pomieści! Bo jest życie piękniejsze, nowe, i żyć warto, i umrzeć warto! Trzeba nieść, jak chorągiew, głowę, świecić piersią kulami rozdartą, trzeba umieć umierać pięknie, patrzeć w lufy wzniesione śmiało! Aż się podłe zadziwi i zlęknie, aż umilknie łoskot wystrzałów! Władysław Broniewski przewodnia siła – wróciła Pogwarka Pana Marka, magazyn „Polityka” Był małym zerem, jest wielkim zerem oto co znaczy: zrobić karierę Znalezione w internecie Na zakończenie str.10 Do przyjaciół gówniarzy! Telefon. Odbieram. Głos kumpelki: - Słuchaj Giertych wywalił Gombrowicza z listy lektur -Żartujesz -Nie, a na jego miejsce wsadził jeszcze jednego Sienkiewicza i "Pamięć i Tożsamość" Jana Pawła II Nie wiem, czym kierował się pan minister podejmując taką decyzje. Szczerze mówiąc nawet nie chce mi się szukać w Internecie jej uzasadnienia. Niezależnie od tego jak Roman Giertych będzie się tłumaczyć, niezależnie od argumentów, jakie poda, a raczej, jakie podsunął mu jego doradcy, fakty pozostaną faktami. Usuniecie dzieł Gombrowicza z programu szkolnego jest po prostu głupie. "Walcząc z czymś naprawdę wielkim, sami stajemy się więksi"- niestety panie ministrze, nie w tym przypadku. Próbując zepchnąć na margines twórczość Gombrowicza pańska ignorancja i brak kompetencji, wychodzą z pana jak przysłowiowe szydło z worka. Jednak ja o popularność Gombrowicza jestem spokojna, gdyż dobra i mądra literatura obroni się sama i zawsze będzie na nią popyt. Na czym polega mądrość książek Gombrowicza? Są uniwersalne i zmuszają do myślenia, dla przykładu fragment "TransAtlantyku": "Powiadam, że Gombrowicz. Powiada: -Owszem, owszem, słyszałem, słyszałem... Jakżebym nie słyszał, jeżeli przed tobą Chodzę, Mówię... Trzebaż Panu Dobrodziejowi jako z pomocą przyjść, bo ja obowiązek swój wobec Piśmiennictwa naszego Narodowego znam i jako minister tobie z pomocą przyjść muszę. Owóż, że to pisarzem jesteś ja bym tobie pisanie artykułów do gazet tutejszych wychwalające, wysławiające Wielkich Pisarzów i Geniuszów naszych zlecił, a za to krakowskim targiem 75 pezów na miesiąc zapłacę(...)Kopernika, Szopena lub Mickiewicza ty wychwalać możesz. Bójże się Boga przecież my Swoje wychwalać musimy, bo nas zjedzą." Taaa... Żydzi,unia Europejska, komuniści, masoni i homoseksualiściwszyscy oni tylko czekają na to by zjeść Naszą piękną i wspaniałą kulturę polską:) Gombrowicz nie miał zamiaru nikogo wychwalać, nikomu stawiać pomników. Zwroty typu "tę książkę musi przeczytać każdy prawdziwy Polak" wywoływały u niego mdłości. Na emigracje polską patrzył krytycznie, a o Szopenie pisał tak: "gdy na estradzie pianista bębni Szopena mówicie, że czar szopenowskiej muzyki w kongenialnej interpretacji genialnego pianisty oczarował słuchaczy. Lecz być może, w rzeczywistości żaden ze słuchaczy nie został oczarowany. Nie jest wykluczone, że gdyby im było wiadome, ze Szopen jest wielkim geniuszem, a pianista również, z mniejszym wysłuchaliby żarem tej muzyki.(...) Ba, ba wiadomo ludzkość potrzebuje mitów- ona wybiera sobie tego lub owego ze swoich licznych twórców (któż jednak zdołałby zbadać i wyświetlić drogi tego wyboru?) i oto wynosi go ponad innych, zaczyna się uczyć go na pamięć, w nim odkrywa swoje tajemnice, jemu podporządkowuje uczucieale gdybyśmy z tym samym uporem zabrali się do wywyższania innego artysty, on stałby się naszym Homerem." Nie znaczy to, że Gombrowiczowi nie podoba się Mickiewicz czy Szopen, jego gust tu tak naprawdę nie ma znaczenia. W słynnym okrzyku" Słowacki wielkim poetą był!" nie drwi z twórczości Słowackiego, a z naszego stosunku do niej. Trzeba spojrzeć z dystansem na to co tak zwane "wielkie", "genialne" i "polskie". Zanim zaczniemy głosić wszem i wobec, że Słowacki wielkim poetą był poznajmy go i sprawdźmy dlaczego był wielkim poetą. Jeżeli jego twórczość do nas nie przemawia, jeśli poezja romantyków nam się nie podoba mówmy o tym otwarcie. Tępo powtarzając za nauczycielem, że "Słowacki wielkim poetą był" bezkrytycznie patrząc na wszystko co ma przymiotnik "polskie" i nie starając się wyrobić własnego, niezależnego od "opinii powszechnej" patrzenia na świat stajemy się małymi, śmiesznymi, zarozumiałymi, używając określenia z "Trans-Atlantyku, „gówniarzami”. Ten gówniarz zawsze będzie z człowieka wychodził, nie da się go ukryć ani w teczce, ani pod garniturem panie ministrze. Blanka THE END Napisy końcowe: My ponad podziałami My ponad granicami My przeciw sile nacjonalizmu i przemocy Redakcja: Blanka, Aleksander Pawłowski, Tomek Wyszogrodzki, Filip Młodzież olewa front narodowy bo, młodzież olewa front narodowy Młodzież olewa front narodowy bo, młodzież olewa front, front, front Skład: Żaczek, Laura Artykuły: Agnieszka, Blanka, Michał Borowy, Aleksander Pawłowski, Marek, Wiktoria, Przemysław Mrówka My z góry przekreśleni My dla innych pomyleni My w siłę rośniemy My pięść podniesiemy Kontakt: [email protected] Młodzież olewa front narodowy bo, młodzież olewa front narodowy Młodzież olewa front narodowy bo, młodzież olewa front, front, front „Manifest” Blade Loki edukatorzy e-mail [email protected] www.iu.bzzz.net