NNr. 2, październik 2006

Transkrypt

NNr. 2, październik 2006
N
Nr.
2, październik 2006
Ogólnopolski magazyn uczniowski
Witamy ponownie! Trzymacie
właśnie w rękach kolejny numer
„Edukatorów”. Mimo krótkiej
obsuwy czasowej powodowanej
problemami technicznymi (a
szczerze mówiąc to naszym
lenistwem) udało nam się go
złożyć. Tym razem będziecie
mogli przeczytać o m. in.
edukacji seksualnej, szkołach
wolnościowych,
„wyścigu
szczurów”.
Okazuje się, że nasza gazetka
wzbudziła
zainteresowanie
wśród wielu uczniów, bardziej
lub mniej pozytywnie do nas
nastawionych... Zaowocowało to
różnymi polemikami, z których
jedną
zamieszczamy
w
niniejszym numerze.
Jak Wam pewnie wiadomo (lub
nie) od
pierwszego wydania
„Edukatorów” ministerstwo nie
próżnowało, w głowie Romana
jakiś czas temu zalągł się pomysł
usuwania
niesłusznych
ideologicznie lektur. Na pierwszy
ogień
poszedł
Witold
Gombrowicz!!! To działanie jest
skandaliczne,
zważając
na
motywy „odstrzału” dzieł pisarza,
których poglądów nie może
zaakceptować Kłamliwy Romek.
Urzędnicy Ministerstwa Edukacji
Narodowej, jak mogliśmy się
edukatorzy
przekonać, nie mają pojęcia
jakie powszechne zasady
panują w prawie dotyczącym
edukacji.
Chodzi
dokładniej
o
rozporządzenie
Centralnej
Komisji Egzaminacyjnej w
myśl którego wszelkie zmiany
dotyczące
egzaminu
maturalnego powinny być
ogłoszone "nie później niż do
dnia 1 września
roku
szkolnego
poprzedzającego rok szkolny,
w
którym
jest
przeprowadzany
egzamin
maturalny" (rozporządzenie z
7 wrzenia 2004 § 58).
Tymczasem sfora Romana
postanowiła zagrać na nosie
tegorocznym maturzystom i
niespodziewanie
oznajmiła,
że zmieniają się zasady
przeprowadzania
matur.
Zapraszamy więc do lektury
drugiego numeru magazynu
„Edukatorzy”.
A w tym numerze:
„Taśmy (oczywistej)
prawdy” - co nas tak
właściwie zaskoczyło?
„Porozmawiajmy o
seksie” - edukacja
seksualna naszym
prawem!
„Szkoły wolnościowe”
- z czym to się je?
„100% patriota –
made by LPR” polemika czytelnika ;)
Wszelkie sugestie, uwagi
odnośnie naszego magazynu
oraz własne artykuły możecie
wysyłać
na
adres
[email protected] Natomiast
pytania dotyczące sposobu
działania IU wysyłajcie na
adres [email protected].
Redakcja
e-mail:[email protected]
www.edukatorzy.bzzz.net
Polityka artystyka
str.1
Taśmy (oczywistej) prawdy
Czy to przypadek, czy jakieś
niezwykłe
zrządzenie
losu
sprawiło, że zobaczyliśmy jak
prowadzone
są
nieoficjalne
rozmowy między politykami. I
zobaczyliśmy dwie różne reakcje
w dwóch różnych krajach.
Premier Socjalistycznej Partii
Węgier przyznał się przed
swoimi współpracownikami, że
oszukiwał ludzi. Jego wypowiedź
wywołała
największe,
od
powstania w 1956, wyjście ludzi
na ulice. Doszło do zamieszek,
palenia
aut,
szturmowania
budynków rządowych. Po 10
dniach atmosfera ucichła.
W Polsce, jeden z najbliższych
współpracowników
premiera,
podczas rozmowy z Renią Beger,
daje jej do zrozumienia, że może
opłacić weksle trzymające ją w
opozycyjnej partii z publicznych
pieniędzy. Wspomina też o
swoim koledze, który zgwałcił
mu sekretarkę (kolega także jest
z partii rządzącej legitymującej
się "odnową moralną").
Jego wypowiedź wywołała burzę
medialną
i
protesty
młodzieżówek
partii
opozycyjnych.
Według
najnowszych
sondaży
60%
społeczeństwa
domaga
się
dymisji rządu, a poparcie dla
partii prawych i sprawiedliwych
spadło.
Te dwa podobne do siebie
wydarzenia
we
mnie
wzbudziły tylko pusty śmiech.
Czy ktoś w ogóle wierzy
politykom? Wystarczy spytać
kogokolwiek na ulicy, a
usłyszy się o kłamcach,
złodziejach,
oszustach
i
zwykłych skurwielach.
Skąd więc się wzięło to
święte oburzenie na nasze
"elity"?
Przecież
to
co
zobaczyliśmy
to
tylko
wierzchołek góry lodowej.
Przechodzimy nad tym do
szarej codzienności, podobnie
jak to miało miejsce na
Węgrzech.
Poseł
prawych
i
sprawiedliwych
zgwałcił
sekretarkę? Skurwiel, ale co
my możemy zrobić? Ile
jeszcze ukradną nasi politycy,
żeby ktoś w końcu głośno
powiedział:
"teraz
przegięliście, idę tam do was
do sejmu i kopnę was
porządnie w dupę"? Dlaczego
społeczeństwo czeka, chodź
dobrze wie, że to co
zobaczyliśmy jest niczym w
porównaniu z tym, co na
zawsze zostanie tylko w
"nieoficjalnych rozmowach"?
Platforma
(podobno
obywatelska) chce ukrócić ten
proceder
zmieniając
ordynację
wyborczą.
Pasjonujące. Równie dobrze
można
by
próbować
powstrzymać morze budując
zamki z piasku.
Po co naprawiać mechanizm,
który i tak nie działał dobrze?
Co więc jest alternatywną dla
tego
bagna
(o
dziwo
nazwanego
liberalną
demokracją)?
Churchill
powiedział
kiedyś,
że
demokracja jest najgorszym
systemem, ale lepszego nie
wymyślono. Wniosek z tego nie
jest taki, że demokracja jest
najlepsza z najgorszych, tylko że
ludzie za mało myślą.
Aleksander
Pawłowski
WYŚCIG SZCZURÓW
„Na depresję choruje w Polsce
coraz więcej
osób. Choroba ta powoduje, że
stajemy się inwalidami,
nie możemy normalnie
żyć. Nieleczenie prowadzi
zazwyczaj do samobójstwa ostrzega przewodniczący
Zespołu ds. Walki z Depresją
przy ministrze zdrowia,
psychiatra dr Dariusz Wasilewski.
Charakterystyczne
objawy
depresji to długotrwały smutek i
przygnębienie, niemożliwy do
racjonalnego wyjaśnienia ciągły
niepokój, niechęć do życia,
widzenie świata w czarnych
barwach. Z powodu depresji
cierpi obecnie 10 proc. dorosłych
Polaków. Z roku na rok liczba
zachorowań wzrasta. To efekt
trybu życia, jaki w ostatnich
latach prowadzimy - ocenia
Wasilewski.
W wyniku "wyścigu szczurów",
obaw o utratę pracy i pozycji
społecznej oraz gonitwy za
sukcesem,
notorycznie
odczuwamy stres. Nie potrafimy
sobie z tym stresem radzić-t
łumaczą lekarze.
Polityka artystyka
Na depresję zapadają w Polsce
coraz
młodsi
ludzie,
do
zachorowań dochodzi często
między 20 a 30 rokiem życia.
Bardzo często u ludzi w tym
wieku zaczyna się odmiana
depresji
zwana
chorobą
afektywną
dwubiegunową,
wcześniej
psychozą
maniakalno- depresyjną. Objawy
depresyjne występują wówczas
na przemian z manią" - mówi
Wasilewski.”
Przyjęte
jest,
że
ludzie
rywalizowali ze sobą już od
zarania dziejów. Mieli potrzebę
sprawdzenia
swoich
umiejętności. Choć początkowo
przynosiło to pozytywne skutki, z
czasem obróciło się przeciwko
nim i przerodziło w tzw. „wyścig
szczurów” - chorą rywalizację,
dążenie do celu za wszelką cenę.
Obecnie zjawisko to można
zaobserwować niemal wszędzie.
W pracy, codziennym życiu, a
także w szkole.
O ile osiąganie kolejnych szczebli
kariery to skutek „wyścigu”, o
tyle dla młodych, kształtujących
swój światopogląd, ludzi jest to
przyczyna ciągłych rozczarowań i
wielu problemów. W ostatnim
czasie
popularne
jest
powtarzanie – „uczysz się dla
siebie, nie dla innych”.
To bardzo słuszne słowa, jednak
nie wprowadzane w życie. Dla
większości nauczycieli nie ważny
jest człowiek jako samodzielna i
myśląca osoba, liczą się tylko
jego oceny i wyniki. Staje się on
kolejnym stopniem na drodze do
sukcesu.
Ciągła presja wywierana na
uczniach, nacisk na osiągi,
powoduje frustrację i problemy.
Obserwowany
jest
wzrost
bezsenności, depresji, nerwic,
wahań
nastroju
wśród
młodzieży. W niektórych budzi
się chora ambicja – nieprzespane
noce i godziny stresu nie są dla
str.2
nich żadną barierą na drodze
do „sukcesu”. „Sukcesu” – bo
czy można nazwać tak coś, za
co
płaci
się
własnym
zdrowiem, samopoczuciem, a
także wolnością myśli?
Uczeń w błędnym kole w
końcu nie jest w stanie
myśleć o niczym innym, tylko
o
nauce.
A
raczej
bezmyślnym wkuwaniu, bez
żadnej korzyści. Dopóki tacy
ludzie uczą się w szkole,
pozornie nie ma problemu.
Kto by się przejmował ich
stanem psychicznym? Słychać
zazwyczaj opinie typu- „mają
się uczyć, a nie narzekać,
dobrze, że się tyle uczą,
przynajmniej coś osiągną”.
Co jednak stanie się, gdy
opuszczą
mury
szkoły?
Zostaną oni rzeszą młodych
karierowiczów, chorych z
ambicji, dla których nieważne
jest nic oprócz awansu. Będą
egoistami, niezdolnymi do
myślenia o innych, a tym
bardziej do wspierania czy
opiekowania
się
nimi.
Tragiczne
pokolenie
pracoholików,
zabijających
smutek i stres na różne, nie
zawsze dobre, sposoby. Czy
taki
jest
cel
obecnego
systemu edukacji? Niestety –
tak. Bo władza nie lubi ludzi
myślących. I zwalcza ich już
za młodu.
Agnieszka
NIELEGALNA MATURA?
8
września
2006
roku
minister edukacji podpisał
rozporządzenie,
dotyczące
zmian w sposobie zdawania
egzaminu
maturalnego.
Modyfikacja polega na tym, iż
abiturient nie będzie mógł
zdawać zarówno poziomu
podstawowego
jak
i
rozszerzonego, lecz będzie on
musiał, kilka miesięcy wcześniej,
zdecydować się na jeden z nich.
Uchwała
ta
wydaje
się
absurdalna, zwłaszcza że ma
objąć uczniów zdających maturę
w bieżącym roku szkolnym,
nieprzygotowanych
na
takie
niespodziewane zmiany.
Poza tym jest niezgodna z
prawem! W paragrafie 47
rozporządzenia z 7 stycznia 2003
znajdujemy, iż zdający egzamin
musi znać zasady na jakich
będzie egzaminowany najpóźniej
na 2 lata naprzód tj. "do dnia 1
września
roku
szkolnego
poprzedzającego rok szkolny, w
którym przeprowadzany jest
egzamin maturalny".
Roman Giertych swoją decyzję
argumentuje
rzekomymi
milionowymi
oszczędnościami,
które ma przynieść owa reforma
(ciekawe ile będzie kosztować
wydrukowanie
nowych
informatorów). Nie zwraca on
jednak uwagi na fakt iż
tegoroczni maturzyści przez cały
okres
szkoły
średniej
byli
przygotowywani
do
matury
zdawanej na innych zasadach!
Skargi możemy wysyłać do
Rzecznika Praw Obywatelskich
oraz ze strony internetowej
www.skarga.er.pl - im więcej
wiadomości otrzyma Rzecznik,
tym większa szansa iż coś się
zmieni!
sekcja Kraków
Punkt widzenia
str.3
Porozmawiajmy o seksie
Po co mówić w szkole, że jestem człowiekiem i nic,
co ludzkie nie jest mi obce, a potem się tego
wypierać? Nasuwa się pytanie czy seks nie jest
ludzki?- odpowiedziała mi Ula, gdy zapytałam się
jej czy nie uważa, że szkoła nie jest miejscem, w
którym należało poruszać tematy dotyczące sfery
seksualnej człowieka, że wiedzę tego typu powinni
przekazywać rodzice, nie szkoła.
Ula uważa że edukację seksualną należy
przeprowadzać w szkołach, zaczynając już w
podstawówce zaś według niektórych badań jej
opinię podziela 68% nastolatków. Teoretycznie
owe 68%
nie powinno mieć powodów do
narzekania. W szkołach od kilku lat są prowadzone
lekcje Przygotowania Do Życia w rodzinie. Ale
cóż...
PDŻ
nader
często
prowadzą
niewykwalifikowani nauczyciele, którzy zamiast
przedstawiać konkretne informacje na temat
seksualności człowieka narzucają nam swoje
poglądy: prezerwatywa jest zła, antykoncepcja jest
zła, wolne związki są złe, homoseksualizm jest zły”
opowiada Ula. Takoż Kasia, uczennica katolickiego
liceum nie zostawia na PDŻ suchej nitki:" Zajęcia
całkowicie mijają się z celem, nikt nie słucha.
Wszyscy albo śpią albo przepisują lekcje. PDŻ w
mojej szkole to tak naprawdę kolejna godzina
religii. Nauczycielka mówi tylko o tym, że naturalne
metody antykoncepcji są najlepsze, seks przed
ślubem to grzech i jak być dobrą żoną"
Dziewczyny wiedzą, co mówią niedługo zdają
maturę, a PDŻ miały w gimnazjum i w liceum.
Zresztą podręcznik: „Wychowanie do życia w
rodzinie, książka dla młodzieży” Marii Ryś wydany
przez Rubikon jest najlepszym potwierdzeniem
słów Uli i Kasi. Dowiedzieć się z niego można, że
”Kiedy mężczyzna wędruje do pracy, ona cały czas
o nim myśli. Kobieta w tym czasie sprząta, ustawia
kwiaty, uśmiecha się do niego, patrzy jakby jego
oczyma: spodoba mu się czy nie. Gdy kupi nowe
firanki z drżeniem serca czeka czy je zauważy”,
albo
”(...)mężczyzna
biorąc
pod
uwagę
predyspozycje wynikające z płci wydaje się być
predysponowany do roli przywódcy, głowy
rodziny.” Urocze i pewnie panu ministrowi edukacji
bardzo pasuje taki model rodziny, w końcu
podręcznik otrzymał rekomendacje ministerstwa
edukacji. Jednak uczniowie oczekują czegoś innego
od zajęć z edukacji seksualnej. Spacerując po
Warszawie zastanawiamy się z Ulką jak takowe
powinny wyglądać. w końcu pytam ją o sprawę
homoseksualizmu. Ulka, wierząca katoliczka
stwierdza, że powinno się rozmawiać na ten temat
i być może dzięki temu ludzie zmieniliby swój
stosunek do homoseksualistów. Ludzi, którzy
wyzywają gejów i lesbijki od nienormalnych
zboczeńców nazywa ”prymitywami”. 22 września
warszawska
sekcja
Inicjatywy
Uczniowskiej
zorganizowała
wykład
na
temat
edukacji
seksualnej w Polsce. W słoneczne wrześniowe
popołudnie na czarnych krzesełkach ustawionych
przed
Ministerstwem
Edukacji
Narodowej
siedzieliśmy i grzecznie dyskutowaliśmy na „te
tematy” no wiecie, o które chodzi;)
Poniżej
przedstawiamy fragmenty tego wykładu. Został on
przeprowadzony przez dwie edukatorki, które
prowadzą warsztaty z edukacji seksualnej. Ich
wypowiedzi zostały pogrubione.
Czy edukacja seksualna powinna być
obowiązkowa?
Mam dylemat, bo z jednej strony uważam, że
młody człowiek sam powinien decydować, jakie
treści chce przyswajać. Z drugiej strony boje się że,
gdyby edukacja seksualna była nieobowiązkowa
młodzież mogłaby się o pewnych rzeczach nie
dowiedzieć i mogłoby się to przyczynić do jakiś
tragedii w ich życiu.
Gdyby edukacja seksualna zostałaby wprowadzona
jako przedmiot obowiązkowy to co z osobą
pochodzącą z rodziny ortodoksyjnych katolików,
której światopogląd jest bardzo związany z wiarą?
Dlatego nie będzie się chciała uczyć o środkach
antykoncepcyjnych, gdyż uważa je za grzeszne i
niemoralne. Na siłę ja ciągnąć na takie zajęcia?
Wiedza jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Taka osoba
być może znajdzie tematy, które ją zaciekawią.
Takie lekcje dotyczą nie tylko środków
antykoncepcyjnych, ale także całej sfery psychoseksualnej człowieka. Poza tym uważam, że takie
zajęcia powinny być wolne od jakiejkolwiek
ideologii na przykład jedna metoda antykoncepcji
jest faworyzowana inna ignorowana. My jako
edukatorki na takich zajęciach przedstawiamy
także naturalne metody planowania rodziny.
A jakie są wasze doświadczenia jeśli chodzi o
edukację? Były prowadzone jakieś zajęcia na ten
temat?
-Ja miałam PDŻ, na którym pani
stwierdziła, że najlepszą metodą antykoncepcji jest
abstynencja seksualna.
-Ja miałam takie zajęcia w podstawówce,
dotyczyły one bardziej dojrzewania. Ja jestem z
nich bardzo zadowolona. Część zajęć była
prowadzona w grupie koedukacyjnej, ale niektóre
tematy były poruszane tylko w obrębie jednej płci.
Punkt widzenia
Uważasz, że taki podział był dobry?
Na poziomie podstawówki tak. Wiesz jak miałam te
11-12 lat łatwiej było mi rozmawiać na temat
miesiączki w grupie samych dziewczyn. Chodziło
przede wszystkim o to by mieć poczucie swobody
w czasie takich rozmów.
Rozumiem , choć mam wątpliwości, gdyż takie
rozdzielanie trochę już uczy ludzi, że są tematy
dostępne tylko dla kobiet i tylko dla mężczyzn.
Jeżeli od początku
rozmawiamy razem,
koedukacyjnie to później, mam na myśli dorosłe
życie, łatwiej rozmawiać o sferze seksualnej
człowieka. (...) Uważacie, że kiedy edukacja
seksualna powinna się rozpocząć? Bo ja uważam,
że jak najwcześniej. Najlepiej już w przedszkolu
oczywiście w sposób dostosowany do wieku. Ale
jak
wyobrażacie
sobie
takie
zajęcia
z
przedszkolakami? W jaki sposób rozmawiałybyście
z nimi?
Na pewno językiem dostosowanym do ich wieku.
Wiesz jak mnie się takie młodsze dzieci raz
zapytały skąd się biorą dzieci, to ja im nie
opowiadałam o żadnym bocianie i kapuście.
Wytłumaczyłam, że mama z tatą muszą się bardzo
kochać, przytulać, a potem mamusia nosi dziecko
w brzuszku. Jak dziecko jest duże to wychodzi
przez pochwę mamusi, wiesz ciebie to śmieszy, ale
takie małe dziecko traktuje to w sposób bardzo
naturalny: "Aha to stąd się biorą dzieci" Bo taki
przedszkolak jeszcze nie wie, ze pewne miejsca są
intymne i o nich się nie mówi.
Jest taka kapitalna książka, adresowana właśnie
dla takich5-6 letnich dzieci. Jej bohaterami jest
dziewczynka i chłopiec. Chłopiec wyobraził sobie
świat w taki sposób, że wszyscy super ludzie, ci
odważni i dzielni mają siusiaki. Poznał dziewczynkę
Basię, która była bardzo fajna i dzielna. Chłopiec
był pewien, że Basia też ma siusiaka. Oni się
przyjaźnili i któregoś dnia postanowili wykąpać się
w stawie. Nie mieli ze sobą kąpielówek i w tedy
chłopczyk zobaczył, że jego przyjaciółka nie ma
siusiaka. "Ty nic nie masz. Coś ci się stało? spytał, a Basia odpowiedziała, ze nie, że ona ma
cipcie. Chłopiec wtedy zrozumiał, że nie trzeba
mieć siusiaka, żeby być fajnym. Ta książka jest
str.4
przykładem jak można z humorem o takich
sprawach mówić najmłodszym.
(...)Ja chciałabym, żeby na takich
zajęciach już przeznaczonych dla gimnazjalistów i
licealistów
poruszać
temat
"gwałtu"
i
"molestowania seksualnego". Niestety poglądy, że
zgwałcona kobieta nie jest ofiarą, ale współwinną,
że skoro założyła krótką spódniczkę to sama sobie
zasłużyła bo sprowokowała faceta, są wciąż
powszechne.
Oczywiście, że tak. Zwłaszcza, że to jest wciąż
praktyka sądownicza, pytanie ofiary gwałtu o to jak
była ubrana, czy miała krótką spódniczkę itp.
Wedle takich międzynarodowych ustaleń
dotyczących edukacji seksualnej jest zapis, że
przedmiot ten ma promować właściwe relacje
między kobietą, a mężczyzną. Zawiera się w tym
temat dotyczący asertywności. Na takich zajęciach
tłumaczyłoby się, że nawet jeżeli dziewczyna
bardzo kocha swojego chłopaka i on ją też kocha
to wcale nie znaczy, że od razu musi z nim iść do
łóżka. To bardzo ważne aby uświadomić, że mają
prawo zawsze odmówić współżycia seksualnego.
Blanka
SZKOŁY WOLNOŚCIOWE
Czy wyobrażacie sobie szkołę, której uczniowie
płaczą, gdy muszą z niej odejść? Albo taką, która
pozostawia wolność wyboru przedmiotów i
uczestniczenia w zajęciach? Szkołę, w której
uczniowie i nauczyciele tworzą samorządna
wspólnotę? Zapewne będąc przez kilka lat częścią
polskiego systemu oświaty nigdy nie
doświadczyliście istnienia takiej instytucji.
Działanie tradycyjnej szkoły jest oparte na strachu.
Obawiamy się złych ocen, które mogą być
powodem represji ze strony rodziców, którzy z
kolei boją się o naszą „pozycję” w społeczeństwie,
jak również ze strony nauczycieli, którzy pracują
pod presją swoich przełożonych. Kończąc szkołę i
wchodząc w dorosłe życie sami stajemy się takimi
właśnie rodzicami i pracownikami, powiększając
schemat zakodowany w dzieciństwie. Lęk stał się w
obecnych czasach stałym elementem
wychowawczym. Wszyscy chyba
doświadczyliśmy konsekwencji z tym związanych.
Każdy kiedyś oddał nieswoja prace, ściągał,
skłamałby uniknąć kary. Czy dziecko zadowolone z
danej mu szansy edukacji, szczęśliwe i radosne, 4
postępuje w ten sposób? Doskonale zdajemy sobie
sprawę, że chodzi tylko o cyferkę w dzienniku, a
Punkt widzenia
nie
nasze
prawdziwe
możliwości.
Tymczasem historia uczy nas ze wcale nie musi tak
być. Tego dowodzi praca wybitnych pedagogów,
na przestrzeni wieków, którzy widząc poważne
braki dydaktyczno-wychowawcze w systemie
nauczania sami postanowili założyć swoje placówki.
Jednym z nich był Paul Geheeb, działacz kręgu
pedagogicznego Reformpädagogik, który swą
codzienną prace z młodzieżą traktował jako
dziejową misję. W 1910 założył Odenwaldschule w
pobliżu wsi Ober-Hambach. Jak pisze W. Okoń:
„Nauka
w
tej
szkole
zmierzała do rozwoju inteligencji młodzieży, stąd
zrezygnowano w niej z ćwiczenia pamięci i ze
stawiania stopni. Cały wysiłek kierowano natomiast
na umysłowy i moralny rozwój młodzieży”. Poprzez
istnienie we wspólnocie Geheeb starał się
rozbudować sferę społeczno- moralną swych
wychowanków.
Chociaż najważniejszą dewizą Odenwaldschule
była zasada „żyć demokratycznie”. O egzystencji
szkoły decydował podczas konferencji Parlament
Szkolny, w którego skład wchodzili przedstawiciele
uczniów i grona pedagogicznego. Poziom
samorządności był tak wysoki, że bez żadnej
przesady nazywa się Odenwaldschule wolną
szkołą. Z czasem placówka ta doczekała się
kompleksu budynków przypominających małe
miasteczko.
Oprócz miejsc gdzie odbywały się lekcje istniały
również domki mieszkalne, gospodarcze, piekarnia.
Szkoła była prawie samowystarczalna, wyłączona
spod czyjejkolwiek dyrektywy, choć otrzymywała
od
państwa
świadczenia
jako
szkoła
eksperymentalna. Kolejną postacią pedagogiki,
która udowodniła słuszność indywidualnego
podejścia do dziecka był Celestyn Freinet, który
mimo niepowodzeń i wojny wciąż tworzył coraz to
nowe szkoły. Jednym z jego założeń było sławne
hasło „precz z podręcznikami”. Według niego
prawdziwą
wartością
była
nauka
przez
doświadczenie, prace-zabawę.
Freinet chciał zapewnić dziecku „maksymalny
rozwój osobowości”. Uważał, że jeśli wychowawca,
nauczyciel nie skoncentruje się na dogłębnym
poznaniu dziecka, nie będzie mógł w żaden sposób
do niego dotrzeć. Freinet utrzymywał harmonijny
balans między wychowaniem i samowychowaniem.
Charakterystyczny punktem edukacji w tej szkole
stała się drukarnia. Dzieci redagowały same swoje
prace, gazetkę szkolną czy wreszcie teksty do
użytku
lekcyjnego.
Wychowankowie
sami
nawzajem poprawiali błędy, składali czcionki,
ilustrowali. Dzięki tej metodzie wyrabiali w sobie
umiejętność
efektywnej
pracy
w
grupie.
Z czasem freinetowski model szkoły zaczął
str.5
rozprzestrzeniać się we Francji, także w małych
miasteczkach gdzie dotąd nie docierała nowa myśl
pedagogiczna.
Kolejną szkołą, którą można śmiało określić
mianem wolnościowej była stworzona w 1924
przez Aleksandra Neila -Summerhill. Neil poprzez
swój długoletni staż nauczycielski doświadczył
rygoru, jaki panował w ówczesnych szkołach, co
doprowadziło do dość zaskakujących wniosków.
Przyjął, że dziecko wcale nie potrzebuje być
wychowywane w ścisłym podporządkowaniu by nie
stoczyć się na dno.
Zupełnie odwrotnie- pozostawione wolne o wiele
lepiej rozwija się umysłowo i co najważniejsze w
kierunku jedynie przez siebie wybranym. Według
jego psychologii wychowawczej priorytetem było
szczęście i wolność dziecka. To ze szczęścia miała
wynikać swobodna kreatywność, twórczość czy
poczucie wartości. Jego zdaniem dzieci od
najmłodszych lat są w pełni świadomymi istotami i
przede wszystkim „ludźmi, którzy maja takie samo
prawo głosu, co dorośli, a czasem to, co maja do
powiedzenia ma o wiele większą wartość niż długie
przemowy uczonych”. Z takiego podejścia wynikała
organizacja szkoły, a przede wszystkim samorząd,
w którym absolutnie każdy mógł się wypowiedzieć
czy wprowadzić, po głosowaniu całości, nowe
prawo. Lekcje były prowadzone według planu,
czasem mimo braku uczniów.
Nauczycieli także nie obowiązywał przymus
obecności, lecz zawsze skutkiem tego stawały się
ostre sprzeciwy dzieci. Neil uważał, że takie
wychowanie należy zaczynać jak najwcześniej
„ wtedy dawało najlepsze wyniki, nie zawsze
starsze dzieci wychowane w patologii mogły
„wyzdrowieć” psychicznie w jego szkole. Podchodził
on do każdego ucznia indywidualnie”. Zawsze wolał
wychować szczęśliwego zamiatacza ulic niż
nieszczęśliwego
lekarza.
Co
najbardziej
zadziwiające
dzieci,
którym
pozostawiono
dowolność uczęszczania na lekcje czy wyboru
przedmiotów nie stawały się wcale „rozwydrzonymi
bestiami” lecz zupełnie odwrotnie- stawały się
pewne siebie, umiały bronić swych praw czy
wreszcie samodzielnie się rozwijać. Szkoła ta jest
do dzisiaj jednym z najważniejszych standardów
szkół wolnościowych i chyba jak żadna inna nie
przekonuje
o
słuszności
ich
tworzenia.
Czy jest sens porównywania tych placówek do
którejkolwiek
z
tradycyjnych
szkół?
Sami sobie odpowiedzcie, którą WY byście woleli?
Marek i Wiktoria
Szkoła inaczej
str.6
Warsztaty realnego wpływu
Między stacją metra Politechnika
a Politechniką właściwą wiedzie
ulica Nowowiejska. Przy niej
właśnie, na jednym z podwórek,
stoi niepozorny budynek, z
czterech stron otoczony blokami.
Wokół
stoją
zaparkowane
samochody
mieszkańców
bloków, jest brukowana uliczka.
Są też żółte śliwki mirabelki,
gnijące beztrosko na tejże
uliczce.
To tu 12 września zdarzyło się
coś, co zdaje się przeczyć
wszelkim tradycjom polskiej
edukacji. W każdej szkole
uczniowie mówią, że to, czy
tamto im się nie podoba. To,
albo tamto chcą zmienić. A
potem
kończą
szkołę,
i
przychodzą inni. Im też nie
wszystko się podoba. A potem
są kolejni.
W końcu sformułowano 11
postulatów.
Na
sali
gimnastycznej
ponownie
zebrała się cała szkoła,
zarówno
liceum
jak
i
gimnazjum,
a
przede
wszystkim nauczyciele.
Pierwszy,
najważniejszy
postulat
dotyczył
demokratyzacji
szkoły.
"Chcemy
REALNEGO
WPŁYWU
na
działanie
szkoły"głosił
wielki,
czerwony napis. Potem było
między innymi
o
zaniedbaniu
szkolnej
reprezentacji piłki nożnej, o
niejasnych i krzywdzących
zasadach działania Komisji
Dyscyplinarnej itd.
Ustalano, co jest dla uczniów
ważne w funkcjonowaniu szkoły.
Trwało to kilka godzin.
Pojawiały się wątpliwości, co do
podejścia nauczycieli do całej
sprawy.
Powstały
jednak
specjalne komisje uczniowskiemiały się zająć przygotowaniem
formalnego projektu realizacji
postulatów.
Patrząc na prozę życia w zwykłej
szkole, tego typu podejście do jej
organizacji może wydawać się
bajką, jakąś romantyczną utopią,
niemożliwą do zrealizowania.
Tymczasem od ładnych paru lat
pojawiają się szkoły, które zdają
się zrywać z takim schematem.
Pracowano w 10 osobowych
grupkach. Powstawały plansze, z
wypisanymi
pozytywnymi
i
negatywnymi cechami szkoły,
projekty zmian.
tego wszystkiego w spokoju,
zapewniając, że te propozycje
zostaną wzięte na poważnie, i
"coś z tego będzie".
Część uczniów powoływała się
na wcześniejsze doświadczenia
z takimi warsztatami- "Żadnych
prawdziwych zmian, chyba, że w
przeciwnym
kierunku
niż
chcieliśmy."
Jednym z rozwiązań mogłoby
być wprowadzenie 3 uczniów do
rady programowej szkoły- i co
dziwniejsze,
ta
propozycja
wyszła od nauczycieli.
Dyrekcja zaś konsekwentnie
prowadzi
szkołę
według
własnego widzimisię. Tak było
od lat, od początków PRL-u, a
wcześniej nawet gorzej. I
wydawałoby się, że tak już
pozostanie. I nawet uczniowie
zdawali się być pogodzeni z
takim stanem rzeczy.
Doskonałym
przykładem
są
warsztaty, jakie zorganizował
Zespół
Szkół
Społecznych
"Dwójka". Od jakiegoś czasu
widać było wyraźnie, że uczniom
coś nie odpowiada w szkole,
więc nauczyciele zebrali całe
liceum, plus chętne osoby z
gimnazjum,
i
zorganizowali
całodzienne warsztaty.
tego zrobić."- tak brzmiały
wypowiedzi uczniów. A ciało
pedagogiczne słuchało
Najciekawszym momentem
całej imprezy była jednak
prezentacja
postulatu
dotyczącego
dyrekcji.
Neutralna osoba spoza szkoły
odczytała,
że
dyrektorka
zachowuje się, jakby żyła w
wieży z kości słoniowej.
Nie ma z nią kontaktu, i
bardzo często stawia uczniów
wobec faktu dokonanego.
"Przychodzi pani na lekcję,
robi pani wykład na 45 min,
jaka to pani jest otwarta, a
potem
jak
chcemy
przeprowadzić jakiś pomysł,
jakąś inicjatywę- to nigdy nie
ma czasu, albo nie da się
W publicznych szkołach na
drodze do takich rozwiązań stoi
odgórnie określony statut szkoły,
i konserwatywny "beton" wśród
kadry nauczycielskiej. Czasem
również
bierność
i
brak
zaangażowania uczniów- ale to
nie są przeszkody nie do
pokonania.
Sytuacje takie, jak opisana
powyżej, pokazują nam, że
można, i warto walczyć o Wolne
Szkoły. W wielu miejscach już
się to udało. W Warszawie jest,
co najmniej kilka placówek
funkcjonujących na niemalże
demokratycznych zasadach- ze
znakomitymi efektami.
Chyba, więc można powiedzieć,
że... Jest nadzieja.
Michał Borowy
Plakat
str.7
Polemika
str.8
A czemu nie patriotyzm?
Wyszydzanie. Stary jak świat
instrument walki politycznej,
zawsze skuteczny i zawsze łatwy
w użyciu. A że czuć go
demagogią...
Grunt,
że
skuteczny i że szydzić można ze
wszystkiego,
z
moralności,
patriotyzmu,
rządu,
ba,
szydzenie stało się narodową
modą. Poddał się jej nawet autor
artykułu „100% patriota – made
by LPR”.
Z kogo szydzi pan Borowy?
Pośrednio z ekipy rządzącej,
bezpośrednio zaś, jak sam tytuł
wskazuje, z propagowanego
przezeń
szeroko
pojętego
patriotyzmu. Jeśli nie zwracać
uwagi na sarkastyczne wyrażenia
pana Borowego widać, że
najbardziej mu nie w smak
hucpa
państwa
mającego
czelność wpajać patriotyzm w
szkole. Dlaczego? Nie wiem,
chodź autor zapewne wie. Mogę
natomiast wytłumaczyć dlaczego
państwo musi to robić w szkole.
Trzy główne czynniki mają
wpływ na kształtowanie młodego
człowieka, na to kim będzie w
przyszłości. Czynniki te to:
rodzice,
szkoła,
otoczenie.
Kiedyś dochodziły do tego książki
i kościół, ale dziś każdy
inteligentny człowiek ma te
relikty
„wstecznictwa”
w
pogardzie. A szkoda. Pozostają
trzy
pierwsze,
które
po
skompilowaniu dają to, na co
wyrośniemy, wykształcają w nas
cechy,
które
będą
nam
towarzyszyć przez całe życie. Z
patriotyzmem
włącznie.
Rodzice, szkoła i otoczenie.
Rolę
otoczenia
najchętniej
pominąłbym milczeniem, wstyd
mi bowiem pisać o ludziach,
którzy nie wiedzą o kraju nic,
prócz tego, że „życia tu nie ma”,
lub „że trzeba stąd szybko
spie..”. Wstyd mi za tych
załamanych życiem nastolatków
o
mentalności
własnych
dziadków,
wyznających
zasadę „ubi patria, ubi bene”.
Pan Borowy ma bowiem rację
pisząc, że „postawa oddania
własnej
ojczyźnie
jest
wyrażana
codziennie w
życiu”. Ale, żeby móc dla niej
pracować,
trzeba
mieć
poczucie przynależności do
niej. Nie do świata, nie do
Europy bądź Unii. Do Polski.
Można pracować np. w
parlamencie
europejskim,
zabiegając o dopłaty dla
rolników,
ale
trzeba
pamiętać, że nie chodzi o
dopłaty do winogron. Trzeba
znać swój kraj.
I dlatego trzeba uczyć się
historii, trzeba znać jej
geografię,
znać
polską
literaturę i mentalność. Stąd
ważna rola zajęć WOS i WOK,
które mają taką wagę dla
człowieka
cywilizowanego.
Trzeba szanować ludzi, którzy
pracowali i ginęli za to,
byśmy mogli być Polakami.
By praca, o której pisze pan
Borowy, była dla Polski, nie
dla Niemiec czy ZSRR. Pan
Borowy
widzi
potrzebę
starań, ale nie widzi potrzeby
tożsamości. Czemuż to mam
się nie zachwycać historią
mojego kraju? Nie chodzi o to
by w klapkach na oczach
wpadać w samozachwyt, ale
gruntowna
znajomość
struktur UE, potrzebna mi
jako
człowiekowi
cywilizowanemu, nijak nie
wpłynie na moją dumę z
kraju, w którym mieszkam.
Kraju
ze
wspaniałą
przeszłością,
na
której
zaważy to, jak się teraz
wychowam
i
na
kogo
wyrosnę.
Na
koniec
chciałem
zaapelować nie tylko do pana
Borowego, ale do całej
Inicjatywy Uczniowskiej: Nie
podoba wam się „100% patriot –
made by LPR”? Rozumiem.
Stwórzcie więc patriotyzm. W
swoim gronie, w swoich akcjach,
na łamach „Edukatorów”, jak
tylko chcecie. Zróbcie to co nie
udało się szkołom. Bez sarkania
na złych nauczycieli, którzy
przeszkadzają, bez nauki historii,
hymnu, etc. Mnie nie zależy.
Byleby
tylko
szanował
tę
ojczyznę.
Przemysław Mrówka
OPINIE I REDAKCJA
Podobają Ci się kamery na
szkolnym korytarzu? Napisz o
tym. Nie podobają się? Tym
bardziej o tym napisz i
koniecznie do nas wyślij. My to
ocenimy, poprawimy ortografy,
napijemy się "coli", i po
pozytywnej ocenie - oddamy na
skład. I już w następnym
miesiącu będziesz mógł/mogła
podziwiać swój artykuł w nowym
numerze Edukatorów.
Masz zacięcie dziennikarskie?
Chcesz z nami współpracować?
A może marzy ci się własna
strona naszym magazynie? Nic
łatwiejszego! Wystarczy napisać
do jednego numeru więcej i
zgłosić chęć zostania naszym
redaktorem.
Kariera
gwarantowana.
Marek
nie
wierzył
i
przejechał
go
samochód. Stefek zwlekał i
spadło na niego pianino.
Nie zwlekaj – zostań naszym
redaktorem!
[email protected]
Informacje
str.9
PRAWIE JAK
SPRAWIEDLIWOŚĆ
Trochę poezji
Stojąc na pewnym przystanku
autobusowym
usłyszałem
rozmowę dwóch nieznanych mi
wcześniej panów. Jeden z nich
opowiadał, jak to widział w
telewizji
rozentuzjazmowany
tłum śpiewający „My chcemy
Prawa i Sprawiedliwości”. Jego
kolega
po
dłuższej
chwili
wahania powiedział, że on też
widział ten tłum, tylko nie w
telewizji, a na ulicy, i nie
rozentuzjazmowany
tylko
wkurwiony, i nie śpiewali, a
krzyczeli, i nie „chcemy Prawa i
Sprawiedliwości”, a „chcemy
prawa
i
sprawiedliwości”.
Ludowe przysłowie mówi, że
diabeł tkwi w szczegółach. I ja
myślę, że to prawda, ale działa
chyba tylko w jedną stronę.
Dlaczego? A bo jak pan premier
Kaczyński mówi, że „pod naszym
przewodnictwem kraj rozwija się
świetnie, władzy zdobytej nie
zamierzamy oddać, a atakuje
nas szara sieć” to mi się to
nieodłącznie
kojarzy
z
I
sekretarzem KC PZPR Edwardem
Gierkiem i jego niepoprawnym
optymizmem. Wszak „bezrobocie
nam zmalało”, ale tylko dlatego
że 2 mln naszych obywateli
wyjechało, „kraj rozwija się
świetnie”, ale jakoś tego nie
widać po gospodarce, „będziemy
walczyć dalej”, ale niedługo nie
będzie już z kim walczyć.
Na śmierć rewolucjonisty
Kiedyś rozmawiałem z panem
ministrem
Orzechowskim.
Zaproponował mi, żeby więcej
uczył się historii, a mnie gadał
(nie dosłownie oczywiście). Ja
mogę nie gadać, ba, mogę
nawet się zamknąć i nie pisać już
ani słowa. Wystarczy bowiem, że
to co myślę mówił pan Eugeniusz
Kwiatkowski,
twórca
Gdyni,
minister przemysłu i handlu w
międzywojennej Polsce. Zwykł
on bowiem mawiać: „Skoro jest
tak dobrze to dlaczego jest tak
źle?”.
Jest znowu Partia
AP
A z tej celi pustej i chłodnej
trzeba będzie niedługo odejść,
jeszcze spojrzeć w niebo pogodne,
jeszcze spojrzeć za siebie-w młodość.
Już za chwilę przyjdą żandarmi,
wyprowadzą bez słowa z celi...
Trzeba umieć, jak żołnierz armii,
iść spokojnie pod mur cytadeli.
Ach, umierać nie będzie ciężko,
chociaż serce ma lat dwadzieścianie złamane codzienną klęską,
dziesięć klęsk, dziesięć kul pomieści!
Bo jest życie piękniejsze, nowe,
i żyć warto, i umrzeć warto!
Trzeba nieść, jak chorągiew, głowę,
świecić piersią kulami rozdartą,
trzeba umieć umierać pięknie,
patrzeć w lufy wzniesione śmiało!
Aż się podłe zadziwi i zlęknie,
aż umilknie łoskot wystrzałów!
Władysław Broniewski
przewodnia siła – wróciła
Pogwarka Pana Marka,
magazyn „Polityka”
Był małym zerem, jest wielkim zerem oto co znaczy: zrobić karierę
Znalezione w internecie
Na zakończenie
str.10
Do przyjaciół gówniarzy!
Telefon. Odbieram. Głos
kumpelki:
- Słuchaj Giertych wywalił
Gombrowicza z listy lektur
-Żartujesz
-Nie, a na jego miejsce wsadził
jeszcze jednego Sienkiewicza i
"Pamięć i Tożsamość" Jana
Pawła II
Nie wiem, czym kierował się pan
minister
podejmując
taką
decyzje. Szczerze mówiąc nawet
nie chce mi się szukać w
Internecie
jej
uzasadnienia.
Niezależnie od tego jak Roman
Giertych będzie się tłumaczyć,
niezależnie od argumentów,
jakie poda, a raczej, jakie
podsunął mu jego doradcy, fakty
pozostaną faktami.
Usuniecie dzieł Gombrowicza z
programu szkolnego jest po
prostu głupie. "Walcząc z czymś
naprawdę wielkim, sami stajemy
się więksi"- niestety panie
ministrze, nie w tym przypadku.
Próbując zepchnąć na margines
twórczość Gombrowicza pańska
ignorancja i brak kompetencji,
wychodzą
z
pana
jak
przysłowiowe szydło z worka.
Jednak
ja
o
popularność
Gombrowicza jestem spokojna,
gdyż dobra i mądra literatura
obroni się sama i zawsze będzie
na nią popyt.
Na czym polega mądrość książek
Gombrowicza? Są uniwersalne i
zmuszają do myślenia, dla
przykładu
fragment
"TransAtlantyku":
"Powiadam,
że
Gombrowicz.
Powiada:
-Owszem,
owszem,
słyszałem,
słyszałem...
Jakżebym nie słyszał, jeżeli
przed tobą Chodzę, Mówię...
Trzebaż Panu Dobrodziejowi
jako z pomocą przyjść, bo ja
obowiązek
swój
wobec
Piśmiennictwa
naszego
Narodowego znam i jako
minister tobie z pomocą
przyjść muszę. Owóż, że to
pisarzem jesteś ja bym tobie
pisanie artykułów do gazet
tutejszych
wychwalające,
wysławiające
Wielkich
Pisarzów i Geniuszów naszych
zlecił, a za to krakowskim
targiem 75 pezów na miesiąc
zapłacę(...)Kopernika,
Szopena lub Mickiewicza ty
wychwalać możesz. Bójże się
Boga przecież my Swoje
wychwalać musimy, bo nas
zjedzą." Taaa... Żydzi,unia
Europejska,
komuniści,
masoni i homoseksualiściwszyscy oni tylko czekają na
to by zjeść Naszą piękną i
wspaniałą kulturę polską:)
Gombrowicz nie miał zamiaru
nikogo wychwalać, nikomu
stawiać pomników.
Zwroty typu "tę książkę musi
przeczytać każdy prawdziwy
Polak" wywoływały u niego
mdłości. Na emigracje polską
patrzył krytycznie, a o
Szopenie pisał tak: "gdy na
estradzie
pianista
bębni
Szopena mówicie, że czar
szopenowskiej
muzyki
w
kongenialnej
interpretacji
genialnego pianisty oczarował
słuchaczy. Lecz być może, w
rzeczywistości
żaden
ze
słuchaczy
nie
został
oczarowany.
Nie jest wykluczone, że gdyby
im było wiadome, ze Szopen
jest wielkim geniuszem, a
pianista również, z mniejszym
wysłuchaliby
żarem
tej
muzyki.(...) Ba, ba wiadomo
ludzkość potrzebuje mitów- ona
wybiera sobie tego lub owego ze
swoich licznych twórców (któż
jednak
zdołałby
zbadać
i
wyświetlić drogi tego wyboru?) i
oto wynosi go ponad innych,
zaczyna się uczyć go na pamięć,
w nim odkrywa swoje tajemnice,
jemu podporządkowuje uczucieale gdybyśmy z tym samym
uporem
zabrali
się
do
wywyższania innego artysty, on
stałby się naszym Homerem."
Nie znaczy to, że Gombrowiczowi
nie podoba się Mickiewicz czy
Szopen, jego gust
tu tak
naprawdę nie ma znaczenia. W
słynnym
okrzyku"
Słowacki
wielkim poetą był!" nie drwi z
twórczości Słowackiego, a z
naszego stosunku do niej.
Trzeba spojrzeć z dystansem na
to
co tak zwane "wielkie",
"genialne" i "polskie".
Zanim zaczniemy głosić wszem i
wobec, że Słowacki wielkim
poetą był poznajmy go i
sprawdźmy dlaczego był wielkim
poetą. Jeżeli jego twórczość do
nas nie przemawia, jeśli poezja
romantyków nam się nie podoba
mówmy o tym otwarcie. Tępo
powtarzając za nauczycielem, że
"Słowacki wielkim poetą był"
bezkrytycznie
patrząc
na
wszystko co ma przymiotnik
"polskie" i nie starając się
wyrobić własnego, niezależnego
od
"opinii
powszechnej"
patrzenia na świat stajemy
się
małymi,
śmiesznymi,
zarozumiałymi,
używając
określenia z "Trans-Atlantyku,
„gówniarzami”.
Ten gówniarz zawsze będzie z
człowieka wychodził, nie da się
go ukryć ani w teczce, ani pod
garniturem panie ministrze.
Blanka
THE
END
Napisy końcowe:
My ponad podziałami
My ponad granicami
My przeciw sile
nacjonalizmu i przemocy
Redakcja:
Blanka, Aleksander Pawłowski,
Tomek Wyszogrodzki, Filip
Młodzież olewa front
narodowy
bo, młodzież olewa front
narodowy
Młodzież olewa front
narodowy
bo, młodzież olewa front,
front, front
Skład:
Żaczek, Laura
Artykuły:
Agnieszka, Blanka, Michał
Borowy, Aleksander Pawłowski,
Marek, Wiktoria, Przemysław
Mrówka
My z góry przekreśleni
My dla innych pomyleni
My w siłę rośniemy
My pięść podniesiemy
Kontakt:
[email protected]
Młodzież olewa front
narodowy
bo, młodzież olewa front
narodowy
Młodzież olewa front
narodowy
bo, młodzież olewa front,
front, front
„Manifest” Blade Loki
edukatorzy
e-mail
[email protected]
www.iu.bzzz.net