Ogólnopolski magazyn uczniowski edukatorzy e

Transkrypt

Ogólnopolski magazyn uczniowski edukatorzy e
Ogólnopolski magazyn uczniowski
Właśnie
trzymasz pierwszy
numer
ogólnopolskiego
magazynu
Inicjatywy
Uczniowskiej ''Edukatorzy". Kto
by pomyślał, że organizacja,
której korzenie sięgają piwnicy
starej warszawskiej kamienicy,
gdzie na pierwsze spotkania
przychodziły 2-3 osoby, tak
szybko
rozrośnie
się
do
rozmiarów
ogólnopolskiego
ruchu młodzieżowego. Teraz
własna gazetka, a przecież my
się dopiero rozkręcamy, dopiero
się rozkręcamy.
Inicjatywa Uczniowska to nie
tylko organizacja uczniów. To
także dowód na to, że w tym
kraju są ludzie,
którzy chcą
działać i zmieniać rzeczywistość, nawet
jeśli na pierwszy rzut oka wydaje się to
mało realne.
Nie są to bynajmniej, jak twierdzą nasi
przeciwnicy pod przewodnictwem
takiego jednego dryblasa, narkomani,
łobuzy, bojówkarze lewicy czy
marionetki
organizacji
homoseksualnych. Zwykli uczniowie, z
różnych środowisk, którzy reprezentują
poglądy wolnościowe - oto kim
jesteśmy. Inicjatywy Uczniowskiej nie
założyli
starzy
anarchiści,
ale
uczniowie, dla uczniów.
To
właśnie oni tworzą
ten
magazyn. Czy mamy zamiar
kogoś edukować? Cóż przede
wszystkim chcemy mówić o
instytucji szkoły,
edukatorzy
A w tym numerze:
„100% patriot – made
by LPR” – co z tym
naszym
patriotyzmem?
Obowiązek szkolny –
czy można kogoś
zmusić do nauki?
co się
nam w niej
nie
podoba,
a
co
chcemy
zmienić.
Na łamach
Edukatorów
będziemy
prezentować
poglądy i opinie
uczniów.
Nawet jeśli będą się one
różnić
od
tych,
które
reprezentują
członkowie
Inicjatywy
Uczniowskiej.
Wszelkie sugestie, uwagi
odnośnie naszego magazynu
oraz własne artykuły możecie
wysyłać
na
adres
[email protected] Natomiast
pytania dotyczące sposobu
działania IU wysyłajcie na
adres [email protected].
e-mail
Solidarność
uczniowska – jak
tworzyć „bunt
klasowy”?
Manifest Inicjatywy
Uczniowskiej – o co
nam właściwi chodzi?
Redakcja
[email protected]
www.iu.bzzz.net
Polityka i obyczaje
str.1
„100% patriot – made by LPR”
Śpiewa hymn (całe 2 zwrotki i
tylko czasem myli tekst) przed
każdą szkolną uroczystością. Jak
mantrę powtarza trzy słowa
„Bóg, Honor, Ojczyzna”, na mszę
chodzi co
niedziela. Widzi
wszystkie
straszne
niebezpieczeństwa
na
które
narażony jest jego ukochany kraj
- Unię, w której wszyscy tylko
chcą nas wyrolować, Niemców
którzy jeszcze nie odpuścili nam
za Grunwald, Układ i Żydów w
kraju… Zna historię Polski, widzi
w niej jasno jak wszyscy gnębili
nas przez lata. Chce swojej
Ojczyzny bronić, niszczyć jej
wrogów. Po cichu marzy, by
zostać bohaterem narodowym.
A na tyłku ma dyskretną
metkę - „made by LPR”.
Ekipa rządząca dziś na każdym
rogu chce wieszać polską flagę.
Każe w szkołach śpiewać hymn,
gdzie tylko może opowiada o
polskości , o obronie Polski, o
naszej wspaniałej historii. Tego
też chce uczyć dzieci - na
specjalnych lekcjach. A nazywają
to
wszystko
patriotyzmem.
Powstał swoisty monopol PiS,
LPR
itp.
na
patriotyzm,
forsowane jest rozumienie go
jako
postawy
opisanej
powyżej. Słowo to zaczęło się
jednoznacznie
kojarzyć
z
narodowcami, prawicowym,
konserwatywnym
światopoglądem itp. Wyszło z
użycia, straciło pierwotne
znaczenie.
Patriotyzm (łac. patria =
ojczyzna)
–
postawa
szacunku,
umiłowania
i
oddania własnej ojczyźnie
oraz chęć ponoszenia dla niej
ofiar. Charakteryzuje się też
przedkładaniem
celów
ważnych dla ojczyzny nad
osobistymi, a często także
gotowością do poświęcenia
własnego zdrowia lub życia.
(Na podst. Wikipedii)
Pokutuje przekonanie, że na
wojnie patriotę spotkasz tylko
w okopach. Bo cywil usiłujący
zachować to, co piękne w
kraju najwyraźniej na takie
określenie nie zasługuje. Z
niewiadomych
przyczyn
wyznajemy
patriotyzm
militarny - patriotą jest oficer
z II W.Św, powstaniec warszawski
- ale już nie nauczyciel, który 30 lat
pracował za marne pieniądze i
uczył dzieci, bo chciał dać
ojczyźnie
wykształconych
ludzi. Nie jest nim urzędnik,
który całe życie nie brał
łapówek i starał się by
administracja lepiej funkcjonowała.
A przynajmniej nikt o nich tak nie
mówi. Brakuje świadomości, że
„postawa
oddania
własnej
ojczyźnie” jest wyrażana w
codziennym życiu, nie tylko
na froncie.
Kolejną cechą patriotyzmu
„made by LPR” jest „obrona
Polski”. Ze wszystkich stron
otaczają nas wrogowie, UE i
Niemcy nie mają nic lepszego
do roboty, jak tylko nas
gnębić.
Geje,
Żydzi,
komuniści, Układ… a czasem
nawet masoni. Aż dziw, że
jeszcze nas nie zjedli. Wszelkie
pytania o sens rozwiewają
najróżniejsze teorie spiskowe.
PiS posługuje się tą samą
retoryką - co chwilę chcą nas
przed czymś bronić. Zamiast
budować otwarty, cywilizowany
kraj, zachowujemy się jak zbity pies,
najchętniej zamknęlibyśmy się w swoim
zaścianku i zachwycali własną historią
Właśnie,
historia.
Pełna
bohaterskich zrywów, powstań,
rzeczywiście jest ciekawa. Można
też na przykład postawić sobie
muzeum
powstania
warszawskiego. Tylko dlaczego
w tym muzeum dzieci w ramach
zajęć bawią się w powstańcówukładają worki z piasku i
strzelają
z
plastikowych
karabinów do Niemców? Czemu
powstanie
jest
tam
przedstawiane wyłącznie jako
fajna i wspaniała karta naszej
historii?
Jednoznacznie,
prawomyślnie, czarno-biało… Bo
po co komu refleksja nad
wymordowaniem najlepszych z całego
pokolenia,
nad
kontekstem
politycznym powstania? Było
fajnie, jak będzie trzeba zrobimy
kolejne…
Pamiętajmy o historii, ale niech
nie
przysłoni
nam
ona
przyszłości. Muzea, pomniki,
rocznice
są ważne, ale nie
ważniejsze
od
problemów
teraźniejszości. Czemu nikt nie
Polityka i obyczaje
zada sobie trudu, by rozwiązać
np. problem jakości nauczania j.
polskiego
obcokrajowców,
wspierania zdolnych dzieci z
biednych rodzin, ochrony parku
Rospudy, czy choćby zaniku
architektury regionalnej. Łatwiej
zrobić
defiladę,
niż
przeprowadzić projekt dopłat dla
osób budujących zgodnie z
tradycją mazurską. Ta dziwna
wersja patriotyzmu przypomina
poruszanie się rakiem - do
przodu, ale patrząc w tył. Taki
„tylny” patriotyzm.
Osobiście
skłaniałbym
się
bardziej
do
zdefiniowania
patrioty jako kogoś, kto dba o
przyszłość swojego kraju, działa
w
celu
polepszenie
stanu
ojczyzny.
W
tym
sensie
patriotami są członkami IU - nie
zaś ci, którzy o patriotyzmie
krzyczą przy każdej okazji. Bo
chcemy aby chociaż ten jeden
kawałek Polski był lepszy, niż
jest. Aby szkoły były wolne,
uczyły samoorganizacji. Chcemy,
aby uczniom w Polsce żyło się
lepiej. Jesteśmy więc patriotami,
choć nie zgadzamy się z rządem,
nie organizujemy defilad i nie
śpiewamy hymnu tak pięknie jak
pan premier Kaczyński. Łatwiej
wynajdować tematy zastępcze,
jak rozdzielenie historii Polski od
historii powszechnej, krzyczeć
dużo o patriotyzmie. Pomachać
flagą,
zdobyć
punkt
w
sondażach, albo i dwa. Tyle
zostało z określenia patriota w
dzisiejszej debacie politycznej.
W
obliczu
obowiązującego,
„tylnego” patriotyzmu, osoby
myślące
konstruktywnie,
pragnące z tego kraju zrobić
miejsce
nieco
ładniejsze,
bardziej cywilizowane i wolne, są
ignorowane. Chyba, że zostają
uznane za „zdrajców narodu” jeśli ich wizja nie jest zgodna z
rządową.
W momencie gdy, dzięki skrajnie
prawicowej
retoryce,
patriotyzm
oznacza
dziś
str.2
konserwatyzm, nacjonalizm i
puste gesty…czuję się dumny
z bycia „zdrajcą narodu” .
Ew. gejów, , chuliganów,
dilerów… wystarczy poczytać
np. co Romek sądzi o IU.
Michał Borowy
AMNESTIA?!
Ostatnie pomysłem Romana
Giertycha, zwanego przez
niektórych także Wesołym
Romkiem, było ułaskawienie
tej części maturzystów, którzy
oblali
jeden
przedmiot.
Warunkiem amnestii miała
być łączna średnia powyżej
30%
ze
wszystkich
zdawanych egzaminów.
Cała sprawa odbiła się
szerokim echem w mediach.
Nauczyciele byli oburzeni,
rektorzy
ogłosili
bojkot
„spadochroniarzy”, maturzyści
wściekli się, a ułaskawieni nie
wiedzieli o co właściwie
chodzi
w
tym
całym
zamieszaniu. Może była to
próba
podzielenia
społeczności
uczniowskiej?
Może
chęć
podniesienia
notowań
LPRu
przed
wyborami samorządowymi?
Może minister chciał pomóc
mniej zdolnym uczniom, i po
prostu mu nie wyszło?
Osobiście jednak skłaniam się
do teorii, że była to jednak
głupota w czystej postaci,
nieskażona żadnymi dobrymi
ani złymi intencjami. Każdy
niech to ocenia wedle własnej
miary.
Zwócić jednak należy fakt na
coś zupełnie innego, coś co z
pozoru nie rzuca się w oczy, a
w całej tej zabawie Wesołego
Romka w ministra, jest
najważniejsze.
Ową tajemnicą poliszynela
jest język jakim posługuje się
Roman Giertych, chodź przyznać
trzeba, że w obecnej koalicji nie
jest on na ten język monopolistą.
Teraz opowiem bajeczkę...
Jaśnie oświecony władca rzędu
młodych dusz, a miłościwie nam
panujący Roman Giertych zwany
Wesołym,
aktem
swej
nieprzymuszonej woli, z łaski
swej wielkiej, ogłasza amnestię
dla tych, którzy maturę zdali,
chodź nie w pełni. Niech więc
będzie wam dana łaska jego, na
wieki wieków – amen.
Prawda, że pięknie? Mogło się to
zdażyć w średniowieczu... czemu
nie? Sytuacja w której jakiś
absolutny
średniowieczny
władca, robi co mu się żywnie
podoba, była dla temtego okresu
niemalże codzienną. Problem
jest jednak zasadniczo taki, że
nie
zdażyło
się
to
w
średniowieczu, ale V wieków
później.
Jak tak patrzę teraz na to, co się
dzieje w Polsce, kto piastuje
ważne stanowiska, do czego
używana jest policja to wcale nie
dziwię się, że 2 mln naszych
obywateli wyjechało za granicę.
Śmiem nawet przypuszczać, że
wyjedzie jeszcze więcej.
Czasem mam nadzieję, że to
wszystko Matrix.
Aleksander Pawłowski
Punkt widzenia
str.3
Prawo czy obowiązek?
W art. 70. Konstytucji Rzeczpospolitej
Polskiej czytamy: „1. Każdy ma prawo do nauki.
Nauka do 18. roku życia jest obowiązkowa”. Co na
ten temat sądzą sami zainteresowani, czyli
uczniowie? Jako przeciwniczka tzw.: "obowiązku
nauki" do polemiki zaprosiłam Ewę, uczennicę 3.
klasy LO nie związaną z Inicjatywą Uczniowską.
Blanka: Co sądzisz o tzw.: "Obowiązku
nauki"?
Ewa: Jestem jak najbardziej za. Sądzę, że
wprowadzenie takiej powinności jest w wielu
przypadkach
koniecznością.
Często
jednak
młodzież neguje każdy obowiązek a dopiero
poniewczasie
przyznaje
rację
bardziej
doświadczonym. To dotyczy wielu aspektów życia,
również chodzenia do szkoły.
Blanka: No właśnie: ''neguje obowiązek"
-mało jest osób, które lubią jak im się rozkazuje.
Według mnie, gdyby zniesiono obowiązek nauki
mogłoby się okazać, że młodzi ludzie zaczęliby się
się efektywniej uczyć, gdyż robiliby to dla siebie.
Chodziliby do szkoły, bo tak chcą, a nie dlatego, bo
ktoś ich do tego zmusza.
Ewa: Owszem, ale to punkt widzenia
racjonalnie podchodzącego do życia młodego
człowieka, który jest świadomy wielu spraw i wie,
że tylko dzięki wykształceniu ma szansę
funkcjonować w społeczeństwie tak, jak sobie to
wymarzy. Niestety wielu ludzi nie decyduje się na
wysiłek z tym związany, a żałuje dopiero potem.
Blanka: Dobra, a jak ktoś ma inny pomysł
na życie niż praca urzędnika, tłumacza,
biznesmana? Jeśli ktoś ma super głos, talent
plastyczny i chce go rozwijać na własną rękę to
dlaczego państwo ma mu tego zabronić? Dla
Ciebie najważniejsze może być wykształcenie, ale
dla kogoś innego już nie. Dlaczego mamy komuś
narzucać nasz system wartości?
Ewa: Nie wmówisz mi, że sam talent
wystarczy, by funkcjonować w przyszłości w
jakimkolwiek środowisku. Potrzebna jest wiedza
ogólna, jakaś świadomość kulturowa, nawet jeśli
się kocha malować innym paznokcie. Pewnie, że
fryzjerce nie jest do szczęścia potrzebna piątka z
arytmetyki, ale powinna umieć swobodnie
rozmawiać na dowolne tematy poruszane w swoim
zakładzie przez klientki. Poza tym prawda jest
taka, że nawet prosty wydawałoby się zawód
manicure'rzystki wymaga specjalnych kwalifikacji,
kursów. Nie okłamujmy się zatem, że bez szkoły
życie jest równie proste.
Blanka: Klientki u fryzjerki, kosmetyczki,
masażystki, nawet jeśli są nimi pracownice
naukowe raczej nie wymieniają się opiniami na
temat "Pana Tadeusza" tudzież "Zbrodni i Kary"
Dostojewskiego, tylko sobie plotkują o życiu,
facetach, ciuchach... Więc, aby rozmawiać na
dowolne
tematy
poruszane
w
zakładzie
kosmetycznym nie trzeba kończyć liceum,
wystarczy regularnie czytać kolorowe magazyny i
oglądać telewizję.
Ewa: Masz rację, jeszcze w żadnym
zakładzie
fryzjerskim
nie
miałam
okazji
porozmawiać o szkolnych lekturach;) Nie zgodzę
się jednak na to, że czytanie kolorowych
magazynów może je zastąpić. To widać jak na
dłoni, czy czyjeś poglądy na życie są płytkie czy
nie. Co innego, jeśli moja kosmetyczka porusza
tematy np. kulturowe, pytając, czy widziałam może
jakąś ciekawą wystawę, e.c.t. Jeśli ma do tego
jeszcze bogate słownictwo, które zdobywa się
właśnie
dzięki
czytaniu
perełek
literatury
światowej, na które tak narzekają uczniowie (choć
są określanych jako „niezbędny do ogólnego
rozwoju kanon lektur obowiązkowych”) to zostaję
jej stałą klientką od zaraz!
Zgadzam się jednak co do tego, że nikomu nie
wolno narzucać własnych poglądów, ale naprawdę
nie uważam człowieka 15-sto letniego za
dojrzałego w pełni do podejmowania decyzji
diametralnie zaważających na jego przyszłości.
Jeśli istniałaby możliwość zrezygnowania z nauki
już po np. 15. roku życia sądzę, że proporcjonalnie
jakaś większa część by z niej skorzystała z
czystego lenistwa. A później nie mając przepustki
na jakiekolwiek studia czy nawet pracę może tylko
marzyć o cofnięciu czasu. Przyznaj, czy pewnego
rodzaju obligacja nie mobilizuje do czegokolwiek?
Czy mogąc odmówić robienia powiedzmy
żmudnych prac domowych większość nie tego
zrobi, twierdząc, że to się do niczego nie przydaje?
Ci natomiast, którzy ją "odwalili" nierzadko
przyznają po jakimś czasie rację zadającemu ją
nauczycielowi. Bo na owoce trzeba poczekać.
Blanka: Z pracami domowymi najczęściej
jest tak, że ci, którym się ich nie chce robić po
prostu je przepisują. Zwykle też
ten co zrobił
sam pracę i ten co ją przepisał dostają taki sam
stopień, gdyż nauczyciel
nie jest w stanie
sprawdzić, kto uczciwie wykonał zadanie domowe,
a kto nie. Z drugiej strony zwróć uwagę na to, że
gdy nauczyciel ogłasza jakieś prace dodatkowe,
nieobowiązkowe np. referaty to zawsze zgłoszą się
jacyś chętni, którymi
są nie tylko najlepsi
uczniowie, ale także i ci słabsi (chcą sobie
poprawić oceny, zainteresował ich temat). Jasne,
że brak wykształcenia niesie ze sobą pewne
konsekwencje. Jednak za swoje wybory musimy
ponosić odpowiedzialność, niezależnie od tego
czymamy lat 15, czy 28.
Punkt widzenia
Ewa: Nierozłączna z pojęciem szkolnictwa
rywalizacja czy samo kombinowanie związane ze
spisywaniem prac domowych już wiąże się z jakąś
sztuką radzenia sobie w życiu, kontaktem z
rówieśnikami, nie jest gwarancją na obcowanie
tylko w kręgu przyjaznych nam znajomych. Dlatego
mówi się często o tej placówce jako o "szkole
życia”. Nawet, jeśli nie robi się zadań domowych
samodzielnie, to nawet po spisywaniu ich coś tam
w głowie zostaje.
Piszesz o tym, że nie można bronić ludziom
podejmowania złych decyzji, że to ich sprawa,
jakie poniosą konsekwencje. Niekoniecznie. Osoby
rządzące naszym, jak zresztą i każdym państwem,
mają obowiązek dbania o dobro jego mieszkańców.
Czyż więc dbanie o ich gruntowne wykształcenie to
nie troska o ich przyszłość? Nie znam nikogo, kto
narzekałby na to, że jest zbyt mądry, czy wie za
dużo. Wręcz przeciwnie -wśród moich znajomych
aż roi się od tych, którzy narzekają na to, że źle
wykorzystywali czas na naukę, bo nikt ich nigdy do
niej nie zmuszał i teraz mają luki w wykształceniu.
Blanka: Nawet ci co nami rządzą nie mają
monopolu na prawdę i na to co słuszne i właściwe.
Skąd w takim razie ta pewność, że oni lepiej
wiedzą niż Ty jak masz żyć? Kim być: osobą z
wykształceniem czy bez. Czy ktoś, w tym
przypadku państwo, ma prawo zmuszać kogoś do
nauki wbrew jego woli? Zresztą wiedzę zdobywa
się także poza szkołą -gdyby moi rodzice pracowali
jako reporterzy wolałabym podróżować z nimi,
poznawać życie i świat, niż uczyć się geografii w
klasie. Poza tym zwróć uwagę na to, że w
człowieku siedzi takie coś, co go pcha do
poznawania świata, stawiania pytań i szukania
odpowiedzi, rozwijania siebie i zdobywania nowych
umiejętności. Wiele dzieciaków umie pisać i czytać
jeszcze zanim pójdą do szkoły i bynajmniej nie
dlatego, że te krasnale są takie super zdolne. Po
prostu same z siebie chcą się tego nauczyć i je
ciekawi co to w tej kolorowej książeczce jest
napisane. A pamiętasz jak się człowiek cieszył idąc
pierwszy raz do szkoły? (Inna to rzecz, że gorzkie
rozczarowanie przyszło dość szybko...) Więc nie
uważam, że gdyby zniesiono obowiązek nauki
nagle szkoły by opustoszały.
str.4
Ewa: Skoro małe i duże dzieci i tak chcą
się uczyć, to dlaczego nie traktować ich chodzenia
do szkoły jako czegoś powszechnego i po prostu
obowiązkowego?
Blanka: Może dlatego, żeby te małe i
duże dzieci miały możliwość wyboru.
Ewa: Właśnie mi tu nasunęłaś takie
malownicze porównanie –to tak, jakby dawać
dziecku wybór między przechodzeniem na
czerwonym świetle a nieprzechodzeniem. Tyle, że
na tłumaczenie „sam podjąłeś tę decyzję kochanie i
musisz ponieść tego konsekwencje” może być za
późno.. Czasem, kiedy chodzi o jego dobro trzeba
je nawet siłą zmusić do tego, by nie ruszało się z
chodnika. Wiadomo, że nie chodzi mi o to, by
rodzice podejmowali za nas decyzje dotyczące
naszej przyszłości ani ciągle mówili, co mamy
robić, ale o to, żeby mądrze nakierowywali nas na
to, co ważne, a czego być może jeszcze nie
dostrzegamy.
Szczerze mówiąc nawet nie wyobrażam sobie nauki
na własną rękę po ukończeniu 15 roku życia. Bo
rozumiem, że skoro później nie trzeba będzie
chodzić na każdą lekcję, wszystko staje się płynne,
godziny nauki nie unormowane. Całość się
rozmywa.
Co
z
odpowiedzialnością
za
bezpieczeństwo ucznia w godzinach jego nauki,
skoro nigdy nie wiadomo, czy przyjdzie na lekcję
czy nie?
Blanka: Zniesienie czy też ograniczenie
obowiązku nauki nie zakłada, że chodzisz do szkoły
kiedy chcesz i na jakie lekcje. Chodzi tu bardziej o
to czy zapisujesz sie do jakiejś tam szkoły i
kontynuujesz naukę czy też masz prawo z niej
zrezygnować. To, o czym Ty dalej piszesz to już
kwestia tego jak powinna funkcjonować szkoła, czy
frekwencja powinna być brana pod uwagę przy
wystawianiu ocen itp. Poza tym, jak wszystkie
poważne zmiany, tak i ograniczenie obowiązku
nauki nie da się wprowadzić z dnia na dzień
-musiałaby mu towarzyszyć gruntowna reforma
szkolnictwa.
Ewa: A co chociażby z podatkami? Wielu
oburzałoby się na to, że muszą je płacić na szkoły,
chociaż ich dzieci wcale do nich nie chodzą. I co
wtedy?
Blanka: Może i rzeczywiście by się
oburzyli. Z drugiej strony większa część podatków
idzie na wojsko, nie na edukacje i nawet jeśli
jesteś ortodoksyjnym pacyfistą albo antypatriotą to
czy chcesz, czy nie musisz płacić.
Ewa: Nie dla wszystkich droga do
wykształcenia jest taka prosta. W niektórych
skrajnych przypadkach (których niestety jest wciąż
sporo) sami rodzice zabraniają „marnować” czas na
chodzenie do szkoły dzieciom, które mogą się jakoś
przydać np. w gospodarce rolnej, pomóc w domu i
obejściu. W przypadku obowiązku nauczania do 18.
Punkt widzenia
roku życia dziecko ma prawnie zagwarantowaną
możliwość edukacji. Poza tym szkoła to dostęp do
wielu pomocy naukowych, (takich jak biblioteka
niekoniecznie
z
lekturami
obowiazkowymi,
multimedia czy chociażby pomoc nauczyciela) oraz
warunki do pracy umysłowej (względna cisza,
osobne ławki). To ważne udogodnienia dla wielu,
nie należy o tym zapominać, nawet jeśli większość
z nas już ma w domu komputer z Internetem i
bibliotekę za rogiem.
Blanka: Sprzeciw ze strony rodziców
rzeczywiście może być problemem dlatego nie
jestem zwolenniczką całkowitego zniesienia
obowiązku nauki, ale ograniczenia go do 14-15
roku życia. Choć z drugiej strony fakt, że niektórzy
rodzice woleliby, aby ich dzieci zamiast się uczyć
pracowały raczej nie wynika z ich złego
nastawienia do edukacji, a raczej trudnej sytuacji
ekonomicznej. Niezależnie od tego, czy obowiązek
nauki do 18. roku życia zostanie czy też będzie
zniesiony, rodziny, których nie stać na
wykształcenie swoich dzieci wciąż będą. Więc
może osoby, które jak mówisz są odpowiedzialne
za gruntowne wykształcenie obywateli zajmą się
tym problemem.
Ewa: Co do rodzin o trudnej sytuacji
finansowej, wiadomo, że zawsze musi być podział
na tych bardziej i mniej zamożnych, ale czy szansą
na polepszenie takiej sytuacji nie jest właśnie
kontynuacja darmowej nauki a potem dostanie się
na dzienne –też bezpłatne studia (pomijając rzecz
str.5
jasna
dodatkowe
koszty,
związane
z
podręcznikami, itp.)? Uważam, że jak najbardziej.
Blanka: Owszem kontynuacja nauki daję
taką możliwość. Tylko, według mnie państwo
zamiast zmuszać ludzi do nauki powinno
wprowadzać takie przepisy, ustawy dzięki, którym
zdobywanie
wiedzy,
także
na
poziomie
uniwersyteckim nie będzie wciąż tak drogą
inwestycją. Bo co innego jeśli ktoś rezygnuje z
nauki z czystego lenistwa, a co innego jeżeli
powodem są pieniądze.
Ewa: A może udałoby się rozwiązać oba te
problemy? Polepszyć sytuację tych najbardziej
potrzebujących rodzin i jednocześnie umożliwić
tanią naukę? Chyba zawsze będą zwolennicy i
przeciwnicy zniesienia obowiązku szkolnej edukacji.
Jedyne, co można zrobić, aby wszyscy byli
zadowoleni to starać się o polepszenie sytuacji już
teraz, tak, aby zarówno poziom nauczania, jak i
warunki panujące w szkołach coraz silniej
przyciągały do niej uczniów i tym samym zachęcały
do nauki. Wszystko jedno bowiem czy z wyboru,
czy z konieczności, jakieś tam wykształcenie jest
każdemu potrzebne. Należy tylko dopilnować, by
czas spędzany w szkole nie był stracony,
niezależnie od tego, czy będziemy w niej do 15.
roku życia czy 18..
Blanka: Akurat tutaj się z Tobą w pełni
zgadzam. Dzięki za rozmowę.
Ewa: Ja również, moim zdaniem była
bardzo interesująca.
Szkoła inaczej
str.6
Solidarność Uczniowska
W dzisiejszych czasach, kiedy na
stanowisku ministra edukacji
zasiada człowiek o skrajnie
prawicowych
poglądach,
a
sytuacja polityczno- społeczna
jest bardzo napięta naturalnym
jest, że znajdzie to także swoje
odzwierciedlenie
w
miejscu,
które
powinno
od
takich
problemów być odcięte – szkole.
Każdy uczeń wie, a przynajmniej
powinien wiedzieć że szkoła z
założenia ma być miejscem
bezkrytycznego przekazywania
wszelkiej
wiedzy
oraz
kształtowania
własnych,
nienaruszalnych poglądów na
temat otaczającego nas świata.
Niestety w polskich szkołach
nagminnym
zjawiskiem
jest
bezpardonowe łamanie praw
ucznia,
niesprawiedliwe
ocenianie czy też naruszanie
godności
osobistej
ucznia
najczęściej przez pedagogów,
którzy to powinni go wspierać,
pomagać mu w ukształtowaniu
własnego, nie narzucanego przez
nikogo
światopogląd,
obiektywnie
przekazywać
wiedze, czy też udzielić mu po
prostu najzwyklejszej ludzkiej
pomocy, czy to w nauce czy
rozwiązaniu
życiowego
problemu. Pedagog powinien być
dla ucznia nauczycielem, ale
także partnerem do rozmowy. W
sytuacji gdy nie możemy liczyć
na pomoc, a jedynie na bezkarne
łamanie naszych praw, trzeba
wziąć swoje sprawy w swoje
ręce. Lecz niestety, uczeń
wystawiony
na
samodzielną
walkę z niesprawiedliwością i
tyranią nauczycieli, z góry
skazany jest na przegraną.
Wiadomo, że na samorządy
uczniowskie nie ma co liczyć,
ponieważ składają się one z ludzi
wybieranych przez nauczycieli, a
ich jedynym zadaniem jest
organizowanie
szkolnych
dyskotek. Do samych nauczycieli
z wiadomych przyczyn też nie
możemy zgłosić się po pomoc
(w obu tych przypadkach są
wyjątki, jednak są to wyjątki
niezwykle rzadkie).W takiej
sytuacji jedynym wyjściem
wydaje się być pomoc
kolegów i koleżanek ze
szkolnej ławki.
Na pewno każdy uczeń choć
raz w życiu odczuł na własnej
skórze nierówny podział sił na
linii uczeń – nauczyciel. A jeśli
każdy
spotkał
się
z
najmniejszą
choćby
niesprawiedliwością, powinien
zrozumieć drugą osobę, która
doświadcza tego, co sam
kiedyś przeżył lub cały czas
przeżywa.
Naturalnym
w
takiej
sytuacji
jest,
że
uczniowie
powinni
się
wzajemnie wspierać. Nie od
dziś wiadomo, że co dwie
głowy to nie jedna. A co
dopiero jeśli takich głów
będzie 25! W momencie kiedy
dochodzi
do
łamania
podstawowych praw czy to
osoby indywidualnej czy też
grupy osób, osoby bierne nie
powinny pozostawać bierne!
Masowe przeciwstawianie się
jest jedną z metod walki z
niesprawiedliwością.
Kiedy
któryś z uczniów np. zostaje
niesprawiedliwie
oceniony
przez nauczyciela, cała klasa
powinna
stawić
opór!
Nauczyciel który napotyka
całą klasę stojącą w obronie
pokrzywdzonego ucznia, nie
ma żadnych szans. Jest
skazany na porażkę. Może
oczywiście
straszyć
wszystkich obniżeniem oceny
z zachowania czy też jakimiś
innymi
konsekwencjami
(dodatkowy sprawdzian albo
„kartkówka”)
ale
wtedy
można się mu postawić po
raz kolejny! Bo niewątpliwie
należy
stwierdzić
że
narzucanie kar za obronę
poszkodowanego ucznia jest
kolejnym
praw.
łamaniem
naszych
Innym przykładem jest robienie
zbyt dużej ilości sprawdzianów w
zbyt krótkim czasie. Jest to
zjawisko bardzo częste. Jeśli
klasa nie jest solidarna, wiadome
jest, że po raz kolejny zostaną
naruszone podstawowe prawa
ucznia. Opór 2 czy 5 osób
zostanie niezauważony, a jeśli
będą się upierać w tak nielicznej
grupie
dostaną
ocenę
niedostateczną i na tym się
skończy.
W momencie kiedy cała klasa
stawi opór, nauczyciel musi
dostosować się do ogólnie
przyjętych zasad (nie więcej niż
trzy sprawdziany tygodniowo, i
nie więcej niż jeden dziennie)
Oczywiście
nauczyciel
może
nakazać
pisania
takiego
sprawdzianu, ale wtedy można
odmówić, a jeśli cała klasa
dostanie „pałę” nie ma ona
wtedy wielkiego znaczenia.
Jeśli jednak ma, zawsze są
odpowiednie
instytucje
do
egzekwowania tych zasad.
Nie zależnie od tego czy będzie
kara czy też nie i jaki będzie jej
wymiar, taki nauczyciel ponosi
klęskę. Klęskę nie jako człowiek,
który ma przekazywać nam
wiedze, ale jako pedagog.
Trzeba oczywiście zauważyć też,
że takie solidarne działania nie
zawsze przyniosą zamierzony
rezultat. Nie zmienia to jednak
faktu, że to uczniowie z takiego
boju wyjdą z tarczą, jako że
pokazanie, iż potrafią działać w
grupie, stanąć po stronie osoby
słabszej i mają odwagę głośno
powiedzieć
NIE
,
jest
niewątpliwie
ogromnym
sukcesem i pokazaniem siły
współdziałania i solidarności
między uczniowskiej.
Oczywiście są też inne formy
solidarności uczniowskiej, jak
Szkoła inaczej
str.7
choćby samopomoc uczniowska
(udzielanie korepetycji mniej
zdolnym
uczniom,
pomoc
finansowa najbiedniejszym, czy
też obrona ucznia który jest
napastowany fizycznie czy też
psychicznie przez kolegów ze
szkoły) czy też po prostu zwykła
ludzka
serdeczność
i
bezinteresowność, dzięki którym
nasza szkoła, a także otaczający
nas świat mogą być o wiele
lepsze.
Trochę poezji
W miarę wierny religii, delikatny, tkliwy.
Bądź jak ona rozsądny - ale pobłażliwy
I, nie topiąc bliźniego, żegluj do przystani.
Litość ma zawsze rację, gniew niesłusznie rani.
W dniach troski i w dniach nędzy, które śmierć wnet zaćmi.
Dzieci jednego Boga, bądźmyż sobie braćmi.
Wspomagajmy się wzajem, wszak to samo brzemię
Kark nam każe pochylać i wzrok wbijać w ziemię.
Iluż wrogów na życie wciąż czyha za progiem.
Życie tak przeklinane - a jednak tak drogie!
Nasze serce zbłąkane i bez przewodnika
Żre żądza albo troska złym mrozem przenika.
Pamiętaj!
Masz
prawo
do
decydowania o samym sobie.
Organizuj się – razem łatwiej
Ruma
Kto z nas chociaż raz w życiu nie zapłakał głośno?
Prawda, że społeczeństwo dłoń daje litosną,
Która bóle i troski łagodzi na chwilę Lecz słaba to pociecha, skoro trosk jest tyle!
Po cóż chwilom ostatnim przydawać goryczy!
PO STRAJKU
13 czerwca 2006, podczas
uczniowskiego strajku ostrzegawczego,
grupa
uczniów
dostała się na dziedziniec
ministerstwa i została tam
zamknięta przez ochroniarzy
budynku. Po tym incydencie
uczniowie wywiesili na bramie
transparent „Wolne szkoły” oraz
zarządali spotkania z ministrem.
Jednocześnie przed budynkiem
odbywała się ok. 200 pikieta.
Giertych wysłał na uczniów
policję, która w brutalny sposób
spacyfikowała
demonstrację.
Zatrzymanych zostało ponad 18
osób, a 4 z nim zostały
postawione zarzuty z Kodeksu
Karnego.
Sprawy
sądowe
dopiero się rozpoczynają, ale już
teraz możemy zapewnić:
REPRESJE NAS NIE
POWSTRZYMAJĄ!
To tak, jakby więźniowie na śmiertelnej pryczy
Miast się wspomóc wzajemnie - z rozumu wyzuci Bili się kajdanami, którymi są skuci
z dzieła „O skutkach stronniczości i fanatyzmu” Voltaira,
Przekład W. Lewika
Dzień dobry, cześć i czołem!
Pytacie skąd się wziąłem?!
Jestem Wesoły Romek!
Mam na przedmieściu domek,
a w domku wodę, światło, gaz!
Powtarzam zatem jeszcze raz:
jestem Wesoły Romek! Mam...
z komedii „Miś” (1980) Stanisława Bareja,
jak widać wciąż aktualne
Plakat
str.8
Informacje
CZY WARTO?
Ruch, który narodził się w Polsce
w przeciągu ostatniego pół roku,
jest jednym z większych (jeśli nie
największych) oddolnych ruchów
społecznych, domagających się
zmian polityczno-społecznych po
89 roku. Nie walczymy o
podwyżki,
świadczenia
itd.
Walczymy o idee.
Od kiedy tylko ruszyła fala
demonstracji, pikiet, strajków
uczniowskich, pojawiły się próby
przejęcia (PO) lub choćby
podczepienia się (SLD) pod
uczniowsko-studenckie protesty.
Zjawisko to zaczęło narastać
zwłaszcza teraz, tuż przed
wyborami pod nazwą „GMO”. Nie
jest to bynajmniej skrót od
genetycznie
modyfikowanej
żywności, lecz „kampania” Giertych
Musi
Odejść
utworzona przez porozumienie
kilku
lewicowych
partii
kanapowych,
liczących
na
zaistnienie w telewizji.
Co skłania mnie do tak ostrej
krytyki? Otóż jestem przekonany,
że jeśli komuś naprawdę zależy
na zmianach w systemie oświaty,
to będzie szedł ramię w ramię ze
zwykłymi
uczniami,
a
nie
maszerował pod flagą swojej
partii, w której ma własne
interesy. Zwłaszcza ze względu,
jak wcześniej pisałem, bliskie
wybory samorządowe.
Czy można jednak budować
szeroki ruch społeczny bez
partii politycznych? Można, a
nawet trzeba, ale na bazie
organizacji pozarządowych takich
jak
Krajowe
Porozumienie
Rodziców, nauczycieli np. ze
Związku
Nauczycielstwa
Polskiego, oraz związkowców
zawodowych. I tu brawa należą
się związkowi Sierpień '80, który
jako
jeden
z
pierwszych
związków, nie związanych ze
szkolnictwem, wystąpił przeciw
Romanowi Giertychowi.
Czy warto? Na pewno.
str.9
Nasz "manifest"
Celem Inicjatywy Uczniowskiej jest propagowanie oraz realizowanie
w praktyce idei szkół wolnościowych opartych na samorządzie
uczniów i partnerstwie w stosunkach uczeń-nauczyciel. Inicjatywę
tworzą uczniowie i uczennice, którym nie jest obojętne, w jakich
warunkach się uczą i rozwijają, a przy okazji chcą zmieniać
otaczającą ich rzeczywistość. Wierzymy w możliwość zmiany
dotychczasowego, państwowego systemu nauczania w wolnościową
edukację bez narzuconych zakazów i nakazów, których jedynym
celem jest krępowanie ucznia. Szkoła powinna rozwijać krytycyzm,
zdolność samodzielnego myślenia, a nie wspierać ślepe uleganie
odgórnie narzuconym autorytetom. Opowiadamy się także za
prowadzeniem nauki bez narzucania jakichkolwiek ideologii (w tym
religijnych), gdyż jest to szkodliwe ograniczenie wolności i
samodzielności człowieka, który pragnie się rozwijać w kierunku, jaki
preferuje.
Młodzi ludzie, którzy kształcą się od podstawówki po studia, mają
własne zdanie. Niestety sytuacja jest taka, że często są
dyskryminowani z racji wieku i braku doświadczenia. Jednym z
głównych celów Inicjatywy Uczniowskiej jest budowa solidarności
wśród młodzieży, wspierania się nawzajem w dążeniu do
samostanowienia uczniów w ich własnym środowisku. Podstawową
sprawą, którą Inicjatywa Uczniowska powinna się zająć, jest zmiana
organizacji samorządów w szkołach, które obecnie są obcym ciałem
dla przeciętnego ucznia i w związku z tym bardzo często nie ma on
możliwości wpływania na działanie szkoły.
Chcemy działać w myśl hasła: Szkołę tworzą jej uczniowie.
Naturalnym prawem człowieka jest współdecydowanie bezpośrednie
w sprawach, które dotyczą jego środowiska. W naszym przypadku
szkoły. Ponadto Inicjatywa wspiera działania samopomocowe wśród
uczniów (np. Koła samokształceniowe, pomoc materialną dla
biedniejszych uczniów, itd.).
Sprzeciwiamy się niesprawiedliwości nauczycieli w stosunku do
uczniów. Często nauczyciele unikają konsekwencji za zastraszanie
ucznia. Nie można zaakceptować takiej sytuacji. W mediach
pojawiają się niejednokrotnie wyrwane z kontekstu obrazy o
"narastającej agresji uczniów w szkołach". Pomija się oczywisty fakt,
że agresja w szkole wynika przede wszystkim z sytuacji ekonomicznej
środowiska w jakim wychowują się uczniowie. Bieda i wykluczenie
społeczne przekładają się na wzrost agresji w całym społeczeństwie,
a nie jedynie wśród młodzieży. Bez likwidacji przyczyn tej sytuacji,
bez likwidacji biedy i kapitalistycznej logiki wyzysku i bezwzględnej
konkurencji, nie da się uzdrowić także sytuacji w szkole.
Sprzeciwiamy się również wszelkim przejawom dyskryminacji ze
względu na płeć, orientację seksualną, czy kolor skóry.
Każdy uczeń, któremu bliskie są idee niehierarchicznej
samorządności, samopomocy i samoorganizacji, pragnący w
jakikolwiek sposób wspomóc Inicjatywę, zostanie przyjęty z
otwartymi ramionami.
Czas już przejąć inicjatywę!
Bezpieczeństwo
str.10
Szkolny Brat patrzy
CZYLI KTO KOGO
OBSERWUJE
Instalowanie kamer w szkołach
jest coraz powszechniejszym
zjawi-skiem. Zwykle znajdują się
one na korytarzach i przed
wejściem, jeszcze nie ma ich w
klasach, toaletach, ani w pokoju
nauczycielskim. Choć nie każda
szkoła może sobie pozwolić na
taki wydatek (kilkaset złotych za
jedną
kamerę
+
koszty
monitorów, uchwytów i innych
akcesoriów + instalacja + pensja
dla ewentualnego dozorcy – w
przypadku planów Lublina ma to
być kwota ok. 2 mln złotych),
wiele chciałoby posiadać taki
atrybut „prestiżu”.
„Miasto ma pomysł, jak poprawić
bezpieczeństwo w lubelskich
szkołach. Aż w 70 z nich chce
zamontować kamery”.
„W każdej z 70 placówek ma się
pojawić od 12 do 16 kamer. Obraz z nich może być
obserwowany w szkole, Miejskim
Centrum
Zarządzania
Kryzysowego, a nawet chcemy
zrobić tak, by upoważnione
osoby mogły oglądać go w
telefonie komórkowym” – mówi
Grzegorz
Hunicz,
dyrektor
Wydziału
Informatyki
i
Telekomunikacji
w
Urzędzie
Miasta.”
Mimo, że dyrekcja zazwyczaj
popiera taki pomysł, zdania
rodziców
i
uczniów
są
podzielone. Trudno znaleźć nam
argumenty za, jedyne które
przychodzą nam, uczniom, na
myśl, to:
-ochrona przed przemocą w
szkole
-ochrona przed kradzieżami
-ochrona przed wandalizmem
-zapobieganie
paleniu
w
szkole
-możliwość
znalezienia
sprawcy danych wykroczeń
Jednak
argumentów
przeciwko jest o wiele więcej.
Szkoła to nie więzienie, a
Uczniowie
nie
są
jej
więźniami. Nauczyciele to nie
dozorcy, ich zadaniem jest
przekazywanie wiedzy, a nie
tropienie „przes-tępców”. W
szkole, w której stosunki
między
uczniami
i
nauczycielami zbudowane są
na
zaufaniu
i
odpowiedzialności za wspólne
dobro, coś takiego jak
kamera
wydaje
się
śmiesznym odniesieniem do
tele-wizyjnych reality shows.
Mogą za to prowokować
zachowania agresywne, np.
aby okraść kogoś tak, żeby
nie
zostać
zauważonym,
uczciwych
uczniów
i
nauczycieli z góry traktować
jak
podejrzanych.
W
niektórych
miejscach
zainstalowane kamery mogą
nie tylko frustrować, ale też
naruszać prywatność. Są to
klasy
i
toalety.
Jako
uczniowie, nie wyobrażamy
sobie, by ktoś nas podglądał.
Jeśli
chodzi
o
palenie
papierosów, robi to tak
niewiele osób, że wystarczy
nadzór woźych ( i własna
moralność ).
Aby
zapobiegać
aktom
przemocy w szkole należy
przede wszystkim pokazywać
uczniom, że jeśli dzieje się
coś złego, mają się do kogo
zwrócić o pomoc. Kamera nie
rozdzieli dwóch bijących się
osób i nie złamie zapalonego w
toalecie
papierosa.
Nie
porozmawia z uczniami o tym, że
przyczyną agresji zawsze jest
strach i że można go pokonać.
Ważna
jest
także
więź,
solidarności między uczniami.
Wtedy sami będą mieli odwagę
zareagować
w
przypadku
wszelkich patologii. To w ich
interesie będzie zapewnienie
sobie bezpieczeństwa, w końcu
spędzają w szkole większość
czasu. Pierwszym podejr-zanym
w szkole zawsze jest uczeń.
Dlaczego nikt nie pomyślał o
zainstalowaniu
kamer
w
pokojach
nauczy-cielskich?
Przecież ma tam miejsce również
wiele patologii – mobbing,
wymusznie, przemoc.
Sądzimy, że nauczyciele też chcą
czuć się bezpiecznie, dlaczego
więc nie domagają się kamer w
swoim otoczeniu? Potajemnym
paleniem w toalecie nauczycielskiej czy sekretariacie z
pewnością nie dają dobrego
przykładu. Czy to, że mają
pewną władzę sprawia, że mogą
być bezkarni?
Oczywiście,
nie
można
wszystkiego zrzucać na szkołę.
Wychowanie
powinno
być
priorytetem dla rodziców. Nie
można postępować w imię
zasady „płacę i wymagam” szkołę tworzą ludzie, a przede
wszystkim jej uczniowie.
Wszyscy chcą być bezpieczni, ale
nikt nie wie jak to zrobić. Na
pewno nie kosztem wolności
uczniów czy pracowników szkoły.
Istnieją programy dotyczące
wspólnego działania, zajęcia
integrujące, za pomocą których
można budować zdrowe stosunki
międzyludzkie, nie tylko w
szkole, ale i w codziennym życiu.
Natalia
Agnieszka
THE
END
A już w następnym
numerze:
Napisy końcowe:
Ministerswo Głupich
Kroków – co nas
jeszcze czeka w tym
roku szkolnym?
Redakcja:
Blanka, Aleksander Pawłowski
Skład:
Żaczek, Laura, Aleksander
Pawłowski, Blanka
Idziemy na wojnę czyli jak uniknąć
przymusowej służby
wojskowej?
Artykuły:
Natalia, Agnieszka, Blanka,
Michał Borowy, Aleksander
Pawłowski, Ruma
Kontakt:
[email protected]
Punkt widzenia –
szkoła prywatna,
społeczna czy
państwowa?
Wolność słowa – czy
ma jakieś granice?
edukatorzy
e-mail
[email protected]
www.iu.bzzz.net