Ogólnopolski magazyn uczniowski edukatorzy e
Transkrypt
Ogólnopolski magazyn uczniowski edukatorzy e
Ogólnopolski magazyn uczniowski Właśnie trzymasz pierwszy numer ogólnopolskiego magazynu Inicjatywy Uczniowskiej ''Edukatorzy". Kto by pomyślał, że organizacja, której korzenie sięgają piwnicy starej warszawskiej kamienicy, gdzie na pierwsze spotkania przychodziły 2-3 osoby, tak szybko rozrośnie się do rozmiarów ogólnopolskiego ruchu młodzieżowego. Teraz własna gazetka, a przecież my się dopiero rozkręcamy, dopiero się rozkręcamy. Inicjatywa Uczniowska to nie tylko organizacja uczniów. To także dowód na to, że w tym kraju są ludzie, którzy chcą działać i zmieniać rzeczywistość, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydaje się to mało realne. Nie są to bynajmniej, jak twierdzą nasi przeciwnicy pod przewodnictwem takiego jednego dryblasa, narkomani, łobuzy, bojówkarze lewicy czy marionetki organizacji homoseksualnych. Zwykli uczniowie, z różnych środowisk, którzy reprezentują poglądy wolnościowe - oto kim jesteśmy. Inicjatywy Uczniowskiej nie założyli starzy anarchiści, ale uczniowie, dla uczniów. To właśnie oni tworzą ten magazyn. Czy mamy zamiar kogoś edukować? Cóż przede wszystkim chcemy mówić o instytucji szkoły, edukatorzy A w tym numerze: „100% patriot – made by LPR” – co z tym naszym patriotyzmem? Obowiązek szkolny – czy można kogoś zmusić do nauki? co się nam w niej nie podoba, a co chcemy zmienić. Na łamach Edukatorów będziemy prezentować poglądy i opinie uczniów. Nawet jeśli będą się one różnić od tych, które reprezentują członkowie Inicjatywy Uczniowskiej. Wszelkie sugestie, uwagi odnośnie naszego magazynu oraz własne artykuły możecie wysyłać na adres [email protected] Natomiast pytania dotyczące sposobu działania IU wysyłajcie na adres [email protected]. e-mail Solidarność uczniowska – jak tworzyć „bunt klasowy”? Manifest Inicjatywy Uczniowskiej – o co nam właściwi chodzi? Redakcja [email protected] www.iu.bzzz.net Polityka i obyczaje str.1 „100% patriot – made by LPR” Śpiewa hymn (całe 2 zwrotki i tylko czasem myli tekst) przed każdą szkolną uroczystością. Jak mantrę powtarza trzy słowa „Bóg, Honor, Ojczyzna”, na mszę chodzi co niedziela. Widzi wszystkie straszne niebezpieczeństwa na które narażony jest jego ukochany kraj - Unię, w której wszyscy tylko chcą nas wyrolować, Niemców którzy jeszcze nie odpuścili nam za Grunwald, Układ i Żydów w kraju… Zna historię Polski, widzi w niej jasno jak wszyscy gnębili nas przez lata. Chce swojej Ojczyzny bronić, niszczyć jej wrogów. Po cichu marzy, by zostać bohaterem narodowym. A na tyłku ma dyskretną metkę - „made by LPR”. Ekipa rządząca dziś na każdym rogu chce wieszać polską flagę. Każe w szkołach śpiewać hymn, gdzie tylko może opowiada o polskości , o obronie Polski, o naszej wspaniałej historii. Tego też chce uczyć dzieci - na specjalnych lekcjach. A nazywają to wszystko patriotyzmem. Powstał swoisty monopol PiS, LPR itp. na patriotyzm, forsowane jest rozumienie go jako postawy opisanej powyżej. Słowo to zaczęło się jednoznacznie kojarzyć z narodowcami, prawicowym, konserwatywnym światopoglądem itp. Wyszło z użycia, straciło pierwotne znaczenie. Patriotyzm (łac. patria = ojczyzna) – postawa szacunku, umiłowania i oddania własnej ojczyźnie oraz chęć ponoszenia dla niej ofiar. Charakteryzuje się też przedkładaniem celów ważnych dla ojczyzny nad osobistymi, a często także gotowością do poświęcenia własnego zdrowia lub życia. (Na podst. Wikipedii) Pokutuje przekonanie, że na wojnie patriotę spotkasz tylko w okopach. Bo cywil usiłujący zachować to, co piękne w kraju najwyraźniej na takie określenie nie zasługuje. Z niewiadomych przyczyn wyznajemy patriotyzm militarny - patriotą jest oficer z II W.Św, powstaniec warszawski - ale już nie nauczyciel, który 30 lat pracował za marne pieniądze i uczył dzieci, bo chciał dać ojczyźnie wykształconych ludzi. Nie jest nim urzędnik, który całe życie nie brał łapówek i starał się by administracja lepiej funkcjonowała. A przynajmniej nikt o nich tak nie mówi. Brakuje świadomości, że „postawa oddania własnej ojczyźnie” jest wyrażana w codziennym życiu, nie tylko na froncie. Kolejną cechą patriotyzmu „made by LPR” jest „obrona Polski”. Ze wszystkich stron otaczają nas wrogowie, UE i Niemcy nie mają nic lepszego do roboty, jak tylko nas gnębić. Geje, Żydzi, komuniści, Układ… a czasem nawet masoni. Aż dziw, że jeszcze nas nie zjedli. Wszelkie pytania o sens rozwiewają najróżniejsze teorie spiskowe. PiS posługuje się tą samą retoryką - co chwilę chcą nas przed czymś bronić. Zamiast budować otwarty, cywilizowany kraj, zachowujemy się jak zbity pies, najchętniej zamknęlibyśmy się w swoim zaścianku i zachwycali własną historią Właśnie, historia. Pełna bohaterskich zrywów, powstań, rzeczywiście jest ciekawa. Można też na przykład postawić sobie muzeum powstania warszawskiego. Tylko dlaczego w tym muzeum dzieci w ramach zajęć bawią się w powstańcówukładają worki z piasku i strzelają z plastikowych karabinów do Niemców? Czemu powstanie jest tam przedstawiane wyłącznie jako fajna i wspaniała karta naszej historii? Jednoznacznie, prawomyślnie, czarno-biało… Bo po co komu refleksja nad wymordowaniem najlepszych z całego pokolenia, nad kontekstem politycznym powstania? Było fajnie, jak będzie trzeba zrobimy kolejne… Pamiętajmy o historii, ale niech nie przysłoni nam ona przyszłości. Muzea, pomniki, rocznice są ważne, ale nie ważniejsze od problemów teraźniejszości. Czemu nikt nie Polityka i obyczaje zada sobie trudu, by rozwiązać np. problem jakości nauczania j. polskiego obcokrajowców, wspierania zdolnych dzieci z biednych rodzin, ochrony parku Rospudy, czy choćby zaniku architektury regionalnej. Łatwiej zrobić defiladę, niż przeprowadzić projekt dopłat dla osób budujących zgodnie z tradycją mazurską. Ta dziwna wersja patriotyzmu przypomina poruszanie się rakiem - do przodu, ale patrząc w tył. Taki „tylny” patriotyzm. Osobiście skłaniałbym się bardziej do zdefiniowania patrioty jako kogoś, kto dba o przyszłość swojego kraju, działa w celu polepszenie stanu ojczyzny. W tym sensie patriotami są członkami IU - nie zaś ci, którzy o patriotyzmie krzyczą przy każdej okazji. Bo chcemy aby chociaż ten jeden kawałek Polski był lepszy, niż jest. Aby szkoły były wolne, uczyły samoorganizacji. Chcemy, aby uczniom w Polsce żyło się lepiej. Jesteśmy więc patriotami, choć nie zgadzamy się z rządem, nie organizujemy defilad i nie śpiewamy hymnu tak pięknie jak pan premier Kaczyński. Łatwiej wynajdować tematy zastępcze, jak rozdzielenie historii Polski od historii powszechnej, krzyczeć dużo o patriotyzmie. Pomachać flagą, zdobyć punkt w sondażach, albo i dwa. Tyle zostało z określenia patriota w dzisiejszej debacie politycznej. W obliczu obowiązującego, „tylnego” patriotyzmu, osoby myślące konstruktywnie, pragnące z tego kraju zrobić miejsce nieco ładniejsze, bardziej cywilizowane i wolne, są ignorowane. Chyba, że zostają uznane za „zdrajców narodu” jeśli ich wizja nie jest zgodna z rządową. W momencie gdy, dzięki skrajnie prawicowej retoryce, patriotyzm oznacza dziś str.2 konserwatyzm, nacjonalizm i puste gesty…czuję się dumny z bycia „zdrajcą narodu” . Ew. gejów, , chuliganów, dilerów… wystarczy poczytać np. co Romek sądzi o IU. Michał Borowy AMNESTIA?! Ostatnie pomysłem Romana Giertycha, zwanego przez niektórych także Wesołym Romkiem, było ułaskawienie tej części maturzystów, którzy oblali jeden przedmiot. Warunkiem amnestii miała być łączna średnia powyżej 30% ze wszystkich zdawanych egzaminów. Cała sprawa odbiła się szerokim echem w mediach. Nauczyciele byli oburzeni, rektorzy ogłosili bojkot „spadochroniarzy”, maturzyści wściekli się, a ułaskawieni nie wiedzieli o co właściwie chodzi w tym całym zamieszaniu. Może była to próba podzielenia społeczności uczniowskiej? Może chęć podniesienia notowań LPRu przed wyborami samorządowymi? Może minister chciał pomóc mniej zdolnym uczniom, i po prostu mu nie wyszło? Osobiście jednak skłaniam się do teorii, że była to jednak głupota w czystej postaci, nieskażona żadnymi dobrymi ani złymi intencjami. Każdy niech to ocenia wedle własnej miary. Zwócić jednak należy fakt na coś zupełnie innego, coś co z pozoru nie rzuca się w oczy, a w całej tej zabawie Wesołego Romka w ministra, jest najważniejsze. Ową tajemnicą poliszynela jest język jakim posługuje się Roman Giertych, chodź przyznać trzeba, że w obecnej koalicji nie jest on na ten język monopolistą. Teraz opowiem bajeczkę... Jaśnie oświecony władca rzędu młodych dusz, a miłościwie nam panujący Roman Giertych zwany Wesołym, aktem swej nieprzymuszonej woli, z łaski swej wielkiej, ogłasza amnestię dla tych, którzy maturę zdali, chodź nie w pełni. Niech więc będzie wam dana łaska jego, na wieki wieków – amen. Prawda, że pięknie? Mogło się to zdażyć w średniowieczu... czemu nie? Sytuacja w której jakiś absolutny średniowieczny władca, robi co mu się żywnie podoba, była dla temtego okresu niemalże codzienną. Problem jest jednak zasadniczo taki, że nie zdażyło się to w średniowieczu, ale V wieków później. Jak tak patrzę teraz na to, co się dzieje w Polsce, kto piastuje ważne stanowiska, do czego używana jest policja to wcale nie dziwię się, że 2 mln naszych obywateli wyjechało za granicę. Śmiem nawet przypuszczać, że wyjedzie jeszcze więcej. Czasem mam nadzieję, że to wszystko Matrix. Aleksander Pawłowski Punkt widzenia str.3 Prawo czy obowiązek? W art. 70. Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej czytamy: „1. Każdy ma prawo do nauki. Nauka do 18. roku życia jest obowiązkowa”. Co na ten temat sądzą sami zainteresowani, czyli uczniowie? Jako przeciwniczka tzw.: "obowiązku nauki" do polemiki zaprosiłam Ewę, uczennicę 3. klasy LO nie związaną z Inicjatywą Uczniowską. Blanka: Co sądzisz o tzw.: "Obowiązku nauki"? Ewa: Jestem jak najbardziej za. Sądzę, że wprowadzenie takiej powinności jest w wielu przypadkach koniecznością. Często jednak młodzież neguje każdy obowiązek a dopiero poniewczasie przyznaje rację bardziej doświadczonym. To dotyczy wielu aspektów życia, również chodzenia do szkoły. Blanka: No właśnie: ''neguje obowiązek" -mało jest osób, które lubią jak im się rozkazuje. Według mnie, gdyby zniesiono obowiązek nauki mogłoby się okazać, że młodzi ludzie zaczęliby się się efektywniej uczyć, gdyż robiliby to dla siebie. Chodziliby do szkoły, bo tak chcą, a nie dlatego, bo ktoś ich do tego zmusza. Ewa: Owszem, ale to punkt widzenia racjonalnie podchodzącego do życia młodego człowieka, który jest świadomy wielu spraw i wie, że tylko dzięki wykształceniu ma szansę funkcjonować w społeczeństwie tak, jak sobie to wymarzy. Niestety wielu ludzi nie decyduje się na wysiłek z tym związany, a żałuje dopiero potem. Blanka: Dobra, a jak ktoś ma inny pomysł na życie niż praca urzędnika, tłumacza, biznesmana? Jeśli ktoś ma super głos, talent plastyczny i chce go rozwijać na własną rękę to dlaczego państwo ma mu tego zabronić? Dla Ciebie najważniejsze może być wykształcenie, ale dla kogoś innego już nie. Dlaczego mamy komuś narzucać nasz system wartości? Ewa: Nie wmówisz mi, że sam talent wystarczy, by funkcjonować w przyszłości w jakimkolwiek środowisku. Potrzebna jest wiedza ogólna, jakaś świadomość kulturowa, nawet jeśli się kocha malować innym paznokcie. Pewnie, że fryzjerce nie jest do szczęścia potrzebna piątka z arytmetyki, ale powinna umieć swobodnie rozmawiać na dowolne tematy poruszane w swoim zakładzie przez klientki. Poza tym prawda jest taka, że nawet prosty wydawałoby się zawód manicure'rzystki wymaga specjalnych kwalifikacji, kursów. Nie okłamujmy się zatem, że bez szkoły życie jest równie proste. Blanka: Klientki u fryzjerki, kosmetyczki, masażystki, nawet jeśli są nimi pracownice naukowe raczej nie wymieniają się opiniami na temat "Pana Tadeusza" tudzież "Zbrodni i Kary" Dostojewskiego, tylko sobie plotkują o życiu, facetach, ciuchach... Więc, aby rozmawiać na dowolne tematy poruszane w zakładzie kosmetycznym nie trzeba kończyć liceum, wystarczy regularnie czytać kolorowe magazyny i oglądać telewizję. Ewa: Masz rację, jeszcze w żadnym zakładzie fryzjerskim nie miałam okazji porozmawiać o szkolnych lekturach;) Nie zgodzę się jednak na to, że czytanie kolorowych magazynów może je zastąpić. To widać jak na dłoni, czy czyjeś poglądy na życie są płytkie czy nie. Co innego, jeśli moja kosmetyczka porusza tematy np. kulturowe, pytając, czy widziałam może jakąś ciekawą wystawę, e.c.t. Jeśli ma do tego jeszcze bogate słownictwo, które zdobywa się właśnie dzięki czytaniu perełek literatury światowej, na które tak narzekają uczniowie (choć są określanych jako „niezbędny do ogólnego rozwoju kanon lektur obowiązkowych”) to zostaję jej stałą klientką od zaraz! Zgadzam się jednak co do tego, że nikomu nie wolno narzucać własnych poglądów, ale naprawdę nie uważam człowieka 15-sto letniego za dojrzałego w pełni do podejmowania decyzji diametralnie zaważających na jego przyszłości. Jeśli istniałaby możliwość zrezygnowania z nauki już po np. 15. roku życia sądzę, że proporcjonalnie jakaś większa część by z niej skorzystała z czystego lenistwa. A później nie mając przepustki na jakiekolwiek studia czy nawet pracę może tylko marzyć o cofnięciu czasu. Przyznaj, czy pewnego rodzaju obligacja nie mobilizuje do czegokolwiek? Czy mogąc odmówić robienia powiedzmy żmudnych prac domowych większość nie tego zrobi, twierdząc, że to się do niczego nie przydaje? Ci natomiast, którzy ją "odwalili" nierzadko przyznają po jakimś czasie rację zadającemu ją nauczycielowi. Bo na owoce trzeba poczekać. Blanka: Z pracami domowymi najczęściej jest tak, że ci, którym się ich nie chce robić po prostu je przepisują. Zwykle też ten co zrobił sam pracę i ten co ją przepisał dostają taki sam stopień, gdyż nauczyciel nie jest w stanie sprawdzić, kto uczciwie wykonał zadanie domowe, a kto nie. Z drugiej strony zwróć uwagę na to, że gdy nauczyciel ogłasza jakieś prace dodatkowe, nieobowiązkowe np. referaty to zawsze zgłoszą się jacyś chętni, którymi są nie tylko najlepsi uczniowie, ale także i ci słabsi (chcą sobie poprawić oceny, zainteresował ich temat). Jasne, że brak wykształcenia niesie ze sobą pewne konsekwencje. Jednak za swoje wybory musimy ponosić odpowiedzialność, niezależnie od tego czymamy lat 15, czy 28. Punkt widzenia Ewa: Nierozłączna z pojęciem szkolnictwa rywalizacja czy samo kombinowanie związane ze spisywaniem prac domowych już wiąże się z jakąś sztuką radzenia sobie w życiu, kontaktem z rówieśnikami, nie jest gwarancją na obcowanie tylko w kręgu przyjaznych nam znajomych. Dlatego mówi się często o tej placówce jako o "szkole życia”. Nawet, jeśli nie robi się zadań domowych samodzielnie, to nawet po spisywaniu ich coś tam w głowie zostaje. Piszesz o tym, że nie można bronić ludziom podejmowania złych decyzji, że to ich sprawa, jakie poniosą konsekwencje. Niekoniecznie. Osoby rządzące naszym, jak zresztą i każdym państwem, mają obowiązek dbania o dobro jego mieszkańców. Czyż więc dbanie o ich gruntowne wykształcenie to nie troska o ich przyszłość? Nie znam nikogo, kto narzekałby na to, że jest zbyt mądry, czy wie za dużo. Wręcz przeciwnie -wśród moich znajomych aż roi się od tych, którzy narzekają na to, że źle wykorzystywali czas na naukę, bo nikt ich nigdy do niej nie zmuszał i teraz mają luki w wykształceniu. Blanka: Nawet ci co nami rządzą nie mają monopolu na prawdę i na to co słuszne i właściwe. Skąd w takim razie ta pewność, że oni lepiej wiedzą niż Ty jak masz żyć? Kim być: osobą z wykształceniem czy bez. Czy ktoś, w tym przypadku państwo, ma prawo zmuszać kogoś do nauki wbrew jego woli? Zresztą wiedzę zdobywa się także poza szkołą -gdyby moi rodzice pracowali jako reporterzy wolałabym podróżować z nimi, poznawać życie i świat, niż uczyć się geografii w klasie. Poza tym zwróć uwagę na to, że w człowieku siedzi takie coś, co go pcha do poznawania świata, stawiania pytań i szukania odpowiedzi, rozwijania siebie i zdobywania nowych umiejętności. Wiele dzieciaków umie pisać i czytać jeszcze zanim pójdą do szkoły i bynajmniej nie dlatego, że te krasnale są takie super zdolne. Po prostu same z siebie chcą się tego nauczyć i je ciekawi co to w tej kolorowej książeczce jest napisane. A pamiętasz jak się człowiek cieszył idąc pierwszy raz do szkoły? (Inna to rzecz, że gorzkie rozczarowanie przyszło dość szybko...) Więc nie uważam, że gdyby zniesiono obowiązek nauki nagle szkoły by opustoszały. str.4 Ewa: Skoro małe i duże dzieci i tak chcą się uczyć, to dlaczego nie traktować ich chodzenia do szkoły jako czegoś powszechnego i po prostu obowiązkowego? Blanka: Może dlatego, żeby te małe i duże dzieci miały możliwość wyboru. Ewa: Właśnie mi tu nasunęłaś takie malownicze porównanie –to tak, jakby dawać dziecku wybór między przechodzeniem na czerwonym świetle a nieprzechodzeniem. Tyle, że na tłumaczenie „sam podjąłeś tę decyzję kochanie i musisz ponieść tego konsekwencje” może być za późno.. Czasem, kiedy chodzi o jego dobro trzeba je nawet siłą zmusić do tego, by nie ruszało się z chodnika. Wiadomo, że nie chodzi mi o to, by rodzice podejmowali za nas decyzje dotyczące naszej przyszłości ani ciągle mówili, co mamy robić, ale o to, żeby mądrze nakierowywali nas na to, co ważne, a czego być może jeszcze nie dostrzegamy. Szczerze mówiąc nawet nie wyobrażam sobie nauki na własną rękę po ukończeniu 15 roku życia. Bo rozumiem, że skoro później nie trzeba będzie chodzić na każdą lekcję, wszystko staje się płynne, godziny nauki nie unormowane. Całość się rozmywa. Co z odpowiedzialnością za bezpieczeństwo ucznia w godzinach jego nauki, skoro nigdy nie wiadomo, czy przyjdzie na lekcję czy nie? Blanka: Zniesienie czy też ograniczenie obowiązku nauki nie zakłada, że chodzisz do szkoły kiedy chcesz i na jakie lekcje. Chodzi tu bardziej o to czy zapisujesz sie do jakiejś tam szkoły i kontynuujesz naukę czy też masz prawo z niej zrezygnować. To, o czym Ty dalej piszesz to już kwestia tego jak powinna funkcjonować szkoła, czy frekwencja powinna być brana pod uwagę przy wystawianiu ocen itp. Poza tym, jak wszystkie poważne zmiany, tak i ograniczenie obowiązku nauki nie da się wprowadzić z dnia na dzień -musiałaby mu towarzyszyć gruntowna reforma szkolnictwa. Ewa: A co chociażby z podatkami? Wielu oburzałoby się na to, że muszą je płacić na szkoły, chociaż ich dzieci wcale do nich nie chodzą. I co wtedy? Blanka: Może i rzeczywiście by się oburzyli. Z drugiej strony większa część podatków idzie na wojsko, nie na edukacje i nawet jeśli jesteś ortodoksyjnym pacyfistą albo antypatriotą to czy chcesz, czy nie musisz płacić. Ewa: Nie dla wszystkich droga do wykształcenia jest taka prosta. W niektórych skrajnych przypadkach (których niestety jest wciąż sporo) sami rodzice zabraniają „marnować” czas na chodzenie do szkoły dzieciom, które mogą się jakoś przydać np. w gospodarce rolnej, pomóc w domu i obejściu. W przypadku obowiązku nauczania do 18. Punkt widzenia roku życia dziecko ma prawnie zagwarantowaną możliwość edukacji. Poza tym szkoła to dostęp do wielu pomocy naukowych, (takich jak biblioteka niekoniecznie z lekturami obowiazkowymi, multimedia czy chociażby pomoc nauczyciela) oraz warunki do pracy umysłowej (względna cisza, osobne ławki). To ważne udogodnienia dla wielu, nie należy o tym zapominać, nawet jeśli większość z nas już ma w domu komputer z Internetem i bibliotekę za rogiem. Blanka: Sprzeciw ze strony rodziców rzeczywiście może być problemem dlatego nie jestem zwolenniczką całkowitego zniesienia obowiązku nauki, ale ograniczenia go do 14-15 roku życia. Choć z drugiej strony fakt, że niektórzy rodzice woleliby, aby ich dzieci zamiast się uczyć pracowały raczej nie wynika z ich złego nastawienia do edukacji, a raczej trudnej sytuacji ekonomicznej. Niezależnie od tego, czy obowiązek nauki do 18. roku życia zostanie czy też będzie zniesiony, rodziny, których nie stać na wykształcenie swoich dzieci wciąż będą. Więc może osoby, które jak mówisz są odpowiedzialne za gruntowne wykształcenie obywateli zajmą się tym problemem. Ewa: Co do rodzin o trudnej sytuacji finansowej, wiadomo, że zawsze musi być podział na tych bardziej i mniej zamożnych, ale czy szansą na polepszenie takiej sytuacji nie jest właśnie kontynuacja darmowej nauki a potem dostanie się na dzienne –też bezpłatne studia (pomijając rzecz str.5 jasna dodatkowe koszty, związane z podręcznikami, itp.)? Uważam, że jak najbardziej. Blanka: Owszem kontynuacja nauki daję taką możliwość. Tylko, według mnie państwo zamiast zmuszać ludzi do nauki powinno wprowadzać takie przepisy, ustawy dzięki, którym zdobywanie wiedzy, także na poziomie uniwersyteckim nie będzie wciąż tak drogą inwestycją. Bo co innego jeśli ktoś rezygnuje z nauki z czystego lenistwa, a co innego jeżeli powodem są pieniądze. Ewa: A może udałoby się rozwiązać oba te problemy? Polepszyć sytuację tych najbardziej potrzebujących rodzin i jednocześnie umożliwić tanią naukę? Chyba zawsze będą zwolennicy i przeciwnicy zniesienia obowiązku szkolnej edukacji. Jedyne, co można zrobić, aby wszyscy byli zadowoleni to starać się o polepszenie sytuacji już teraz, tak, aby zarówno poziom nauczania, jak i warunki panujące w szkołach coraz silniej przyciągały do niej uczniów i tym samym zachęcały do nauki. Wszystko jedno bowiem czy z wyboru, czy z konieczności, jakieś tam wykształcenie jest każdemu potrzebne. Należy tylko dopilnować, by czas spędzany w szkole nie był stracony, niezależnie od tego, czy będziemy w niej do 15. roku życia czy 18.. Blanka: Akurat tutaj się z Tobą w pełni zgadzam. Dzięki za rozmowę. Ewa: Ja również, moim zdaniem była bardzo interesująca. Szkoła inaczej str.6 Solidarność Uczniowska W dzisiejszych czasach, kiedy na stanowisku ministra edukacji zasiada człowiek o skrajnie prawicowych poglądach, a sytuacja polityczno- społeczna jest bardzo napięta naturalnym jest, że znajdzie to także swoje odzwierciedlenie w miejscu, które powinno od takich problemów być odcięte – szkole. Każdy uczeń wie, a przynajmniej powinien wiedzieć że szkoła z założenia ma być miejscem bezkrytycznego przekazywania wszelkiej wiedzy oraz kształtowania własnych, nienaruszalnych poglądów na temat otaczającego nas świata. Niestety w polskich szkołach nagminnym zjawiskiem jest bezpardonowe łamanie praw ucznia, niesprawiedliwe ocenianie czy też naruszanie godności osobistej ucznia najczęściej przez pedagogów, którzy to powinni go wspierać, pomagać mu w ukształtowaniu własnego, nie narzucanego przez nikogo światopogląd, obiektywnie przekazywać wiedze, czy też udzielić mu po prostu najzwyklejszej ludzkiej pomocy, czy to w nauce czy rozwiązaniu życiowego problemu. Pedagog powinien być dla ucznia nauczycielem, ale także partnerem do rozmowy. W sytuacji gdy nie możemy liczyć na pomoc, a jedynie na bezkarne łamanie naszych praw, trzeba wziąć swoje sprawy w swoje ręce. Lecz niestety, uczeń wystawiony na samodzielną walkę z niesprawiedliwością i tyranią nauczycieli, z góry skazany jest na przegraną. Wiadomo, że na samorządy uczniowskie nie ma co liczyć, ponieważ składają się one z ludzi wybieranych przez nauczycieli, a ich jedynym zadaniem jest organizowanie szkolnych dyskotek. Do samych nauczycieli z wiadomych przyczyn też nie możemy zgłosić się po pomoc (w obu tych przypadkach są wyjątki, jednak są to wyjątki niezwykle rzadkie).W takiej sytuacji jedynym wyjściem wydaje się być pomoc kolegów i koleżanek ze szkolnej ławki. Na pewno każdy uczeń choć raz w życiu odczuł na własnej skórze nierówny podział sił na linii uczeń – nauczyciel. A jeśli każdy spotkał się z najmniejszą choćby niesprawiedliwością, powinien zrozumieć drugą osobę, która doświadcza tego, co sam kiedyś przeżył lub cały czas przeżywa. Naturalnym w takiej sytuacji jest, że uczniowie powinni się wzajemnie wspierać. Nie od dziś wiadomo, że co dwie głowy to nie jedna. A co dopiero jeśli takich głów będzie 25! W momencie kiedy dochodzi do łamania podstawowych praw czy to osoby indywidualnej czy też grupy osób, osoby bierne nie powinny pozostawać bierne! Masowe przeciwstawianie się jest jedną z metod walki z niesprawiedliwością. Kiedy któryś z uczniów np. zostaje niesprawiedliwie oceniony przez nauczyciela, cała klasa powinna stawić opór! Nauczyciel który napotyka całą klasę stojącą w obronie pokrzywdzonego ucznia, nie ma żadnych szans. Jest skazany na porażkę. Może oczywiście straszyć wszystkich obniżeniem oceny z zachowania czy też jakimiś innymi konsekwencjami (dodatkowy sprawdzian albo „kartkówka”) ale wtedy można się mu postawić po raz kolejny! Bo niewątpliwie należy stwierdzić że narzucanie kar za obronę poszkodowanego ucznia jest kolejnym praw. łamaniem naszych Innym przykładem jest robienie zbyt dużej ilości sprawdzianów w zbyt krótkim czasie. Jest to zjawisko bardzo częste. Jeśli klasa nie jest solidarna, wiadome jest, że po raz kolejny zostaną naruszone podstawowe prawa ucznia. Opór 2 czy 5 osób zostanie niezauważony, a jeśli będą się upierać w tak nielicznej grupie dostaną ocenę niedostateczną i na tym się skończy. W momencie kiedy cała klasa stawi opór, nauczyciel musi dostosować się do ogólnie przyjętych zasad (nie więcej niż trzy sprawdziany tygodniowo, i nie więcej niż jeden dziennie) Oczywiście nauczyciel może nakazać pisania takiego sprawdzianu, ale wtedy można odmówić, a jeśli cała klasa dostanie „pałę” nie ma ona wtedy wielkiego znaczenia. Jeśli jednak ma, zawsze są odpowiednie instytucje do egzekwowania tych zasad. Nie zależnie od tego czy będzie kara czy też nie i jaki będzie jej wymiar, taki nauczyciel ponosi klęskę. Klęskę nie jako człowiek, który ma przekazywać nam wiedze, ale jako pedagog. Trzeba oczywiście zauważyć też, że takie solidarne działania nie zawsze przyniosą zamierzony rezultat. Nie zmienia to jednak faktu, że to uczniowie z takiego boju wyjdą z tarczą, jako że pokazanie, iż potrafią działać w grupie, stanąć po stronie osoby słabszej i mają odwagę głośno powiedzieć NIE , jest niewątpliwie ogromnym sukcesem i pokazaniem siły współdziałania i solidarności między uczniowskiej. Oczywiście są też inne formy solidarności uczniowskiej, jak Szkoła inaczej str.7 choćby samopomoc uczniowska (udzielanie korepetycji mniej zdolnym uczniom, pomoc finansowa najbiedniejszym, czy też obrona ucznia który jest napastowany fizycznie czy też psychicznie przez kolegów ze szkoły) czy też po prostu zwykła ludzka serdeczność i bezinteresowność, dzięki którym nasza szkoła, a także otaczający nas świat mogą być o wiele lepsze. Trochę poezji W miarę wierny religii, delikatny, tkliwy. Bądź jak ona rozsądny - ale pobłażliwy I, nie topiąc bliźniego, żegluj do przystani. Litość ma zawsze rację, gniew niesłusznie rani. W dniach troski i w dniach nędzy, które śmierć wnet zaćmi. Dzieci jednego Boga, bądźmyż sobie braćmi. Wspomagajmy się wzajem, wszak to samo brzemię Kark nam każe pochylać i wzrok wbijać w ziemię. Iluż wrogów na życie wciąż czyha za progiem. Życie tak przeklinane - a jednak tak drogie! Nasze serce zbłąkane i bez przewodnika Żre żądza albo troska złym mrozem przenika. Pamiętaj! Masz prawo do decydowania o samym sobie. Organizuj się – razem łatwiej Ruma Kto z nas chociaż raz w życiu nie zapłakał głośno? Prawda, że społeczeństwo dłoń daje litosną, Która bóle i troski łagodzi na chwilę Lecz słaba to pociecha, skoro trosk jest tyle! Po cóż chwilom ostatnim przydawać goryczy! PO STRAJKU 13 czerwca 2006, podczas uczniowskiego strajku ostrzegawczego, grupa uczniów dostała się na dziedziniec ministerstwa i została tam zamknięta przez ochroniarzy budynku. Po tym incydencie uczniowie wywiesili na bramie transparent „Wolne szkoły” oraz zarządali spotkania z ministrem. Jednocześnie przed budynkiem odbywała się ok. 200 pikieta. Giertych wysłał na uczniów policję, która w brutalny sposób spacyfikowała demonstrację. Zatrzymanych zostało ponad 18 osób, a 4 z nim zostały postawione zarzuty z Kodeksu Karnego. Sprawy sądowe dopiero się rozpoczynają, ale już teraz możemy zapewnić: REPRESJE NAS NIE POWSTRZYMAJĄ! To tak, jakby więźniowie na śmiertelnej pryczy Miast się wspomóc wzajemnie - z rozumu wyzuci Bili się kajdanami, którymi są skuci z dzieła „O skutkach stronniczości i fanatyzmu” Voltaira, Przekład W. Lewika Dzień dobry, cześć i czołem! Pytacie skąd się wziąłem?! Jestem Wesoły Romek! Mam na przedmieściu domek, a w domku wodę, światło, gaz! Powtarzam zatem jeszcze raz: jestem Wesoły Romek! Mam... z komedii „Miś” (1980) Stanisława Bareja, jak widać wciąż aktualne Plakat str.8 Informacje CZY WARTO? Ruch, który narodził się w Polsce w przeciągu ostatniego pół roku, jest jednym z większych (jeśli nie największych) oddolnych ruchów społecznych, domagających się zmian polityczno-społecznych po 89 roku. Nie walczymy o podwyżki, świadczenia itd. Walczymy o idee. Od kiedy tylko ruszyła fala demonstracji, pikiet, strajków uczniowskich, pojawiły się próby przejęcia (PO) lub choćby podczepienia się (SLD) pod uczniowsko-studenckie protesty. Zjawisko to zaczęło narastać zwłaszcza teraz, tuż przed wyborami pod nazwą „GMO”. Nie jest to bynajmniej skrót od genetycznie modyfikowanej żywności, lecz „kampania” Giertych Musi Odejść utworzona przez porozumienie kilku lewicowych partii kanapowych, liczących na zaistnienie w telewizji. Co skłania mnie do tak ostrej krytyki? Otóż jestem przekonany, że jeśli komuś naprawdę zależy na zmianach w systemie oświaty, to będzie szedł ramię w ramię ze zwykłymi uczniami, a nie maszerował pod flagą swojej partii, w której ma własne interesy. Zwłaszcza ze względu, jak wcześniej pisałem, bliskie wybory samorządowe. Czy można jednak budować szeroki ruch społeczny bez partii politycznych? Można, a nawet trzeba, ale na bazie organizacji pozarządowych takich jak Krajowe Porozumienie Rodziców, nauczycieli np. ze Związku Nauczycielstwa Polskiego, oraz związkowców zawodowych. I tu brawa należą się związkowi Sierpień '80, który jako jeden z pierwszych związków, nie związanych ze szkolnictwem, wystąpił przeciw Romanowi Giertychowi. Czy warto? Na pewno. str.9 Nasz "manifest" Celem Inicjatywy Uczniowskiej jest propagowanie oraz realizowanie w praktyce idei szkół wolnościowych opartych na samorządzie uczniów i partnerstwie w stosunkach uczeń-nauczyciel. Inicjatywę tworzą uczniowie i uczennice, którym nie jest obojętne, w jakich warunkach się uczą i rozwijają, a przy okazji chcą zmieniać otaczającą ich rzeczywistość. Wierzymy w możliwość zmiany dotychczasowego, państwowego systemu nauczania w wolnościową edukację bez narzuconych zakazów i nakazów, których jedynym celem jest krępowanie ucznia. Szkoła powinna rozwijać krytycyzm, zdolność samodzielnego myślenia, a nie wspierać ślepe uleganie odgórnie narzuconym autorytetom. Opowiadamy się także za prowadzeniem nauki bez narzucania jakichkolwiek ideologii (w tym religijnych), gdyż jest to szkodliwe ograniczenie wolności i samodzielności człowieka, który pragnie się rozwijać w kierunku, jaki preferuje. Młodzi ludzie, którzy kształcą się od podstawówki po studia, mają własne zdanie. Niestety sytuacja jest taka, że często są dyskryminowani z racji wieku i braku doświadczenia. Jednym z głównych celów Inicjatywy Uczniowskiej jest budowa solidarności wśród młodzieży, wspierania się nawzajem w dążeniu do samostanowienia uczniów w ich własnym środowisku. Podstawową sprawą, którą Inicjatywa Uczniowska powinna się zająć, jest zmiana organizacji samorządów w szkołach, które obecnie są obcym ciałem dla przeciętnego ucznia i w związku z tym bardzo często nie ma on możliwości wpływania na działanie szkoły. Chcemy działać w myśl hasła: Szkołę tworzą jej uczniowie. Naturalnym prawem człowieka jest współdecydowanie bezpośrednie w sprawach, które dotyczą jego środowiska. W naszym przypadku szkoły. Ponadto Inicjatywa wspiera działania samopomocowe wśród uczniów (np. Koła samokształceniowe, pomoc materialną dla biedniejszych uczniów, itd.). Sprzeciwiamy się niesprawiedliwości nauczycieli w stosunku do uczniów. Często nauczyciele unikają konsekwencji za zastraszanie ucznia. Nie można zaakceptować takiej sytuacji. W mediach pojawiają się niejednokrotnie wyrwane z kontekstu obrazy o "narastającej agresji uczniów w szkołach". Pomija się oczywisty fakt, że agresja w szkole wynika przede wszystkim z sytuacji ekonomicznej środowiska w jakim wychowują się uczniowie. Bieda i wykluczenie społeczne przekładają się na wzrost agresji w całym społeczeństwie, a nie jedynie wśród młodzieży. Bez likwidacji przyczyn tej sytuacji, bez likwidacji biedy i kapitalistycznej logiki wyzysku i bezwzględnej konkurencji, nie da się uzdrowić także sytuacji w szkole. Sprzeciwiamy się również wszelkim przejawom dyskryminacji ze względu na płeć, orientację seksualną, czy kolor skóry. Każdy uczeń, któremu bliskie są idee niehierarchicznej samorządności, samopomocy i samoorganizacji, pragnący w jakikolwiek sposób wspomóc Inicjatywę, zostanie przyjęty z otwartymi ramionami. Czas już przejąć inicjatywę! Bezpieczeństwo str.10 Szkolny Brat patrzy CZYLI KTO KOGO OBSERWUJE Instalowanie kamer w szkołach jest coraz powszechniejszym zjawi-skiem. Zwykle znajdują się one na korytarzach i przed wejściem, jeszcze nie ma ich w klasach, toaletach, ani w pokoju nauczycielskim. Choć nie każda szkoła może sobie pozwolić na taki wydatek (kilkaset złotych za jedną kamerę + koszty monitorów, uchwytów i innych akcesoriów + instalacja + pensja dla ewentualnego dozorcy – w przypadku planów Lublina ma to być kwota ok. 2 mln złotych), wiele chciałoby posiadać taki atrybut „prestiżu”. „Miasto ma pomysł, jak poprawić bezpieczeństwo w lubelskich szkołach. Aż w 70 z nich chce zamontować kamery”. „W każdej z 70 placówek ma się pojawić od 12 do 16 kamer. Obraz z nich może być obserwowany w szkole, Miejskim Centrum Zarządzania Kryzysowego, a nawet chcemy zrobić tak, by upoważnione osoby mogły oglądać go w telefonie komórkowym” – mówi Grzegorz Hunicz, dyrektor Wydziału Informatyki i Telekomunikacji w Urzędzie Miasta.” Mimo, że dyrekcja zazwyczaj popiera taki pomysł, zdania rodziców i uczniów są podzielone. Trudno znaleźć nam argumenty za, jedyne które przychodzą nam, uczniom, na myśl, to: -ochrona przed przemocą w szkole -ochrona przed kradzieżami -ochrona przed wandalizmem -zapobieganie paleniu w szkole -możliwość znalezienia sprawcy danych wykroczeń Jednak argumentów przeciwko jest o wiele więcej. Szkoła to nie więzienie, a Uczniowie nie są jej więźniami. Nauczyciele to nie dozorcy, ich zadaniem jest przekazywanie wiedzy, a nie tropienie „przes-tępców”. W szkole, w której stosunki między uczniami i nauczycielami zbudowane są na zaufaniu i odpowiedzialności za wspólne dobro, coś takiego jak kamera wydaje się śmiesznym odniesieniem do tele-wizyjnych reality shows. Mogą za to prowokować zachowania agresywne, np. aby okraść kogoś tak, żeby nie zostać zauważonym, uczciwych uczniów i nauczycieli z góry traktować jak podejrzanych. W niektórych miejscach zainstalowane kamery mogą nie tylko frustrować, ale też naruszać prywatność. Są to klasy i toalety. Jako uczniowie, nie wyobrażamy sobie, by ktoś nas podglądał. Jeśli chodzi o palenie papierosów, robi to tak niewiele osób, że wystarczy nadzór woźych ( i własna moralność ). Aby zapobiegać aktom przemocy w szkole należy przede wszystkim pokazywać uczniom, że jeśli dzieje się coś złego, mają się do kogo zwrócić o pomoc. Kamera nie rozdzieli dwóch bijących się osób i nie złamie zapalonego w toalecie papierosa. Nie porozmawia z uczniami o tym, że przyczyną agresji zawsze jest strach i że można go pokonać. Ważna jest także więź, solidarności między uczniami. Wtedy sami będą mieli odwagę zareagować w przypadku wszelkich patologii. To w ich interesie będzie zapewnienie sobie bezpieczeństwa, w końcu spędzają w szkole większość czasu. Pierwszym podejr-zanym w szkole zawsze jest uczeń. Dlaczego nikt nie pomyślał o zainstalowaniu kamer w pokojach nauczy-cielskich? Przecież ma tam miejsce również wiele patologii – mobbing, wymusznie, przemoc. Sądzimy, że nauczyciele też chcą czuć się bezpiecznie, dlaczego więc nie domagają się kamer w swoim otoczeniu? Potajemnym paleniem w toalecie nauczycielskiej czy sekretariacie z pewnością nie dają dobrego przykładu. Czy to, że mają pewną władzę sprawia, że mogą być bezkarni? Oczywiście, nie można wszystkiego zrzucać na szkołę. Wychowanie powinno być priorytetem dla rodziców. Nie można postępować w imię zasady „płacę i wymagam” szkołę tworzą ludzie, a przede wszystkim jej uczniowie. Wszyscy chcą być bezpieczni, ale nikt nie wie jak to zrobić. Na pewno nie kosztem wolności uczniów czy pracowników szkoły. Istnieją programy dotyczące wspólnego działania, zajęcia integrujące, za pomocą których można budować zdrowe stosunki międzyludzkie, nie tylko w szkole, ale i w codziennym życiu. Natalia Agnieszka THE END A już w następnym numerze: Napisy końcowe: Ministerswo Głupich Kroków – co nas jeszcze czeka w tym roku szkolnym? Redakcja: Blanka, Aleksander Pawłowski Skład: Żaczek, Laura, Aleksander Pawłowski, Blanka Idziemy na wojnę czyli jak uniknąć przymusowej służby wojskowej? Artykuły: Natalia, Agnieszka, Blanka, Michał Borowy, Aleksander Pawłowski, Ruma Kontakt: [email protected] Punkt widzenia – szkoła prywatna, społeczna czy państwowa? Wolność słowa – czy ma jakieś granice? edukatorzy e-mail [email protected] www.iu.bzzz.net