Jeśli jachtu nie da się uratować, jesteśmy bankrutami
Transkrypt
Jeśli jachtu nie da się uratować, jesteśmy bankrutami
http://wyborcza.pl/1,75248,17700524.html Jeśli jachtu nie da się uratować, jesteśmy bankrutami mm 03.04.2015 07:50 „Magnus Zaremba” w porcie w Bergen (Fot. Konrad Mizerski) Załoga jachtu badawczego „Magnus Zaremba”, który złamał maszt podczas sobotniego sztormu u wybrzeży Norwegii, potrzebuje pomocy. Żeby jacht mógł wrócić do Polski, konieczny jest nowy takielunek, silnik i maszt. – Nigdy sobie nie wyobrażałem, że na starość będę w takiej sytuacji, ale wręcz na kolanach i z głębokim ukłonem przyjmę każdą złotówkę – mówi Eugeniusz Moczydłowski, kapitan jachtu. – Kadłub jest nienaruszony, ale nie ma masztu, a to bardzo kosztowny fragment. Zniszczony jest takielunek [olinowanie wraz z osprzętem – red.] i elektronika pokładowa – mówi syn kapitana Adam Moczydłowski. – Sam maszt to koszt około 150 tysięcy złotych, żeby „Magnus Zaremba”, w pełni sprawny mógł wrócić na wodę, potrzeba 300 tysięcy złotych. – Musi się udać. Wyprawę sfinansowaliśmy sami, każdy członek załogi miał swoje jedzenie i składał się na paliwo – mówi Eugeniusz Moczydłowski. – Największe koszty pochłonęła budowa jachtu. Pomagają nam http://wyborcza.pl/1,75248,17700524.html prywatne osoby, np. przyszedł do mnie Zdzisiu, dał mi kopertę i powiedział „weź, więcej nie mam”, a w środku było dwa tysiące dolarów. Jeżeli jachtu nie uda się przywrócić do życia to ja i cała moja rodzina jesteśmy bankrutami. Plan był taki, że po zakończonej misji sprzedamy jacht i jeszcze nam trochę zostanie – dodaje kapitan. Cała Norwegia pomaga Do szpitala, gdzie cała załoga, po akcji ratunkowej trafiła na kontrolne badania, zgłosił się pan Zbigniew. – Zabrałem rozbitków ze Stavanger, sam jestem żeglarzem i mieszkam w Stavanger, więc chciałem im pomóc, to naturalne – mówi Zbigniew Ostapiuk. – Z jachtu zostali zabrani tak, jak stali, bez rzeczy osobistych, mieli przy sobie jedynie dokumenty, chociaż najmłodszy uczestnik wyprawy musiał jechać do Oslo, bo stracił paszport. W niedzielę próbowałem się zająć kapitanem jak tylko mogłem, bo załoga, wróciła do Polski. To nie była łatwa sytuacja – dodaje pan Zbigniew. W pomoc włączyło się Towarzystwo Polsko-Norweskie w Stavanger. Gdy wiadomo było, że jacht udało się odnaleźć i jest w Bergen, przetransportowali tam kapitana. Towarzystwo kupiło bilet na samolot, pomogło zorganizować transport z lotniska w Bergen i przez media społecznościowe znalazło rodzinę, która zaoferowała dach nad głową. Dodatkowo okazało się, że „Magnus” został zacumowany przy stoczni w Bergen, gdzie pracują Polacy. Od razu zaoferowali swoją pomoc, poszli do swojego pracodawcy i zapytali, czy mogą jednego dnia pracować na tym jachcie, pracodawca się zgodził, a nawet udostępnił urządzenia stoczniowe. We środę uruchomiono konto, na które można wpłacać pieniądze na odbudowę jachtu. „Wszyscy ci, którzy chcą pomóc w doprowadzeniu „Magnusa” do formy oraz w uratowaniu ekspedycji naukowej na Grenlandię, mogą wpłacać pieniądze na konto charytatywne o numerze 923 5251 9725 z dopiskiem „Pomoc dla Magnusa”. Cała kwota zostanie przekazana kapitanowi jednostki Eugeniuszowi Moczydłowskiemu. Akcja trwa do końca kwietnia” – poinformowało na Facebooku Towarzystwo Polsko-Norweskie. – Tata jest przyzwyczajony do samotności, zawsze był sam we wszystkich zmaganiach, więc bardzo go to zaskoczyło i jest niesamowicie wdzięczny. Pomoc ze strony Norwegii ogromna – mówi Adam Moczydłowski. Jacht obrócił się dwa razy „Magnus Zaremba” 25 lutego [2015] wypłynął z Gdańska w rejs do Grenlandii, w drodze powrotnej zaczął szwankować silnik, więc załoga postanowiła zatrzymać się w Norwegii. Jacht trafił w sam środek wyjątkowo niekorzystnej pogody. http://wyborcza.pl/1,75248,17700524.html – Ciężka pogoda, a w tych rejonach cały czas jest zima. Załoga na sztormy jest przygotowana, ale warunki były bardzo trudne. Wiał bardzo silny wiatr, 60 węzłów [ponad 110 km/h, 11 w dwunastostopniowej skali Beauforta – red.], a fala momentami dochodziła do 11 metrów, jacht dwukrotnie obróciło o 360 stopni. System alarmowy uległ zamoczeniu i automatycznie wysłał sygnał do satelity, informacja trafiła do wszystkich służb ratunkowych znajdujących się w pobliżu – mówi Adam Moczydłowski. Polski jacht wezwał pomoc w sobotę [2015-03-28] po godzinie 19, gdy znajdował się około 100 kilometrów na zachód od Bergen. Po godzinie 23 załoga jachtu przyjęła pomoc i została podjęta na pokład śmigłowca ratowniczego. Po godzinie 16 w niedzielę [2015-03-29], po akcji norweskiej straży przybrzeżnej prowadzonej zarówno z wody, jak i z powietrza, udało się odnaleźć jednostkę 40 mil morskich na zachód od Marstein. W poniedziałek [2015-03-30] rano jacht został odholowany do portu w Bergen. Zbudowany tak, żeby przetrwać najcięższe wyprawy W 2009 roku Eugeniusz Moczydłowski, doktor nauk biologicznych, jachtowy kapitan żeglugi wielkiej, zaangażował się w projekt Antarctica-Winter, mający za cel badanie strefy granicznej oceanu i zimowej pokrywy lodowej w jej największym zimowym zasięgu wokół Antarktydy. Program badawczy koordynuje Zakład Biologii Antarktyki PAN. Eugeniusz Moczydłowski powołuje spółkę Megas 56 do budowy „Magnusa”. Specjalistyczny jacht powstał w Gdańsku w 2013 roku. Jednostka została zbudowana tak, żeby przetrwać najcięższe wyprawy. Ma długość 17,3 m, szerokość 5,72 m, zanurzenie 2,83 m, zanurzenie minimalne 0,83 m. Kadłub wykonany z aluminium morskiego, wnętrze z drewna jesionowego, waży 23 tony i na pokład może zabrać ośmioosobową załogę. „Magnus Zaremba” na przełomie października i listopada pomyślnie przeszedł próby morskie na Bałtyku. Zadaniem „Magnusa” było powtórzenie rejsu badawczego z 2014 roku (w którym załoga już brała udział) wzdłuż zimowej granicy od Grenlandii do Spitsbergenu. Wyprawa Winter Polar Sea Ecosystems zakładała oszacowanie zawartości planktonu pelagicznego [znajdującego się z dala od brzegu – red.], jego migracji dobowej i składu gatunkowego. W kolejny rejs załoga miała wypłynąć latem tego roku. W założeniu twórców jednostki, po dwóch latach jacht miał zostać sprzedany, żeby spłacić długi na jego budowę. Mam nadzieję, że będzie miała szansę wziąć udział w przedsięwzięciach, dla których została powołana do życia i nie skończy jak zwykła łódka czarterowa, bo doprawdy na taki los nie zasługuje choćby ze względu na poświęcenie i zaangażowanie jej twórców – napisał w opisie wyprawy Eugeniusz Moczydłowski. http://wyborcza.pl/1,75248,17700524.html http://wyborcza.pl/1,75248,17700524.html