Ile władzy powinien mieć lekarz
Transkrypt
Ile władzy powinien mieć lekarz
1 Instytut Matki i Dziecka Université Paris-Est-Marne-la-Vallèe Institut Hannah Arendt-Espaces Éthiques et Politiques Etyka Praktyki Lekarskiej i opieki medycznej Małgorzata Felicka ILE WŁADZY POWINIEN MIEĆ LEKARZ Władza a zaufanie Praca Dyplomowa w ramach studiów z Etyki praktyki lekarskiej i opieki medycznej oraz Éthique medicale et hospitaliere pod kierunkiem prof. Dominique’a FOSCHEIDA, prof. Erica FIATA, prof. Magdaleny RUTKOWSKIEJ i dr Sławomira SZCZEPANIAKA Warszawa 2015 2 Spis treści Wstęp .......................................................................................................................................4 Kryzys zaufania do lekarza – przejawy i konsekwencje .............................................................5 Choroba ....................................................................................................................................8 Choroba jako wyobcowanie i uzależnienie ............................................................................8 Choroba jako lęk i lekcja .......................................................................................................9 Choroba jako poniżenie ....................................................................................................... 10 Choroba jako niedola .......................................................................................................... 11 Oczekiwania pacjenta w stosunku do lekarza .......................................................................... 12 Potrzeby podstawowe.......................................................................................................... 12 Potrzeby wyższego rzędu .................................................................................................... 12 Żądanie nieśmiertelności ..................................................................................................... 14 Nadzieja na miłość .............................................................................................................. 15 Gdy trudno jest sprostać wymaganiom .................................................................................... 17 Brak czasu .......................................................................................................................... 17 Odraza ................................................................................................................................ 18 Panowanie .......................................................................................................................... 18 Odrzucanie wspólnoty niedoli ............................................................................................. 19 Lekarz jako sprawujący władzę ............................................................................................... 21 Formy nadużywania władzy przez lekarza............................................................................... 26 Język rozmowy ................................................................................................................... 26 Czas pacjenta ...................................................................................................................... 27 Przebieg wizyty .................................................................................................................. 28 Zarządzanie informacją ....................................................................................................... 29 Kwestia zgody .................................................................................................................... 29 Nieczułość na nie swój ból .................................................................................................. 30 Kwestia szacunku................................................................................................................ 30 Manipulacja ........................................................................................................................ 31 Wyznaczanie kolejności udzielania pomocy ........................................................................ 31 Decyzje o podejmowaniu i zaprzestaniu terapii ................................................................... 32 Ograniczenia władzy lekarza ................................................................................................... 33 Autonomia pacjenta ............................................................................................................ 35 W trybach systemu opieki zdrowotnej ................................................................................. 36 Hierarchia szpitalna............................................................................................................. 37 3 We władzy techniki ............................................................................................................. 38 Bezpieczeństwo procesu leczenia ............................................................................................ 41 Niezwykły charakter władzy lekarza ....................................................................................... 43 Zamiast nadzorować i karać .................................................................................................... 45 Kształcenie i kształtowanie ................................................................................................. 45 Wsparcie psychologiczne .................................................................................................... 47 Podział ról........................................................................................................................... 48 Część władzy w ręce pacjenta? ............................................................................................ 49 Pacjent empatyczny............................................................................................................. 49 Samoograniczenie ............................................................................................................... 50 Zakończenie............................................................................................................................ 51 Bibliografia cytowana ............................................................................................................. 53 Indeks nazwisk ....................................................................................................................... 54 Streszczenie ............................................................................................................................ 55 Summary ................................................................................................................................ 56 4 Wstęp Podejmuję temat władzy w relacji lekarz-pacjent. Nie oznacza to, że stosunki władzy uważam za najważniejsze dla tej relacji. Z pewnością troska, opieka, pomoc, odpowiedzialność, z jednej strony, a oczekiwanie na pomoc, ulgę w cierpieniu, nadzieja na wyzdrowienie, zaufanie, z drugiej strony, są bardziej fundamentalne. Zajmowanie się władzą jest jednak ciekawe, jeśli zgodzić się, że fakt posiadania władzy przez lekarza oraz sposób jej sprawowania stanowi jedno z głównych źródeł niechęci i nieufności pacjentów. Uzasadnienie takiego stanowiska stanowi właściwy temat pracy. Problem spadku zaufania do medycyny w ogóle i do lekarzy w szczególności, jest szeroko dyskutowany i uważany za jeden z głównych problemów we współczesnym lecznictwie. Niniejsza praca wpisuje się w ten nurt. Ponieważ w rozważaniach przyjęłam punkt widzenia pacjenta, więc - siłą rzeczy - ostrze krytyki kieruje się w stronę lekarza. Jednocześnie przecież jasne pozostaje, że w relacji pacjent-lekarz, to lekarz jest dobroczyńcą, a pacjent jego beneficjentem. Czy uprawnione są uwagi krytyczne wobec ludzi, którym należy się wdzięczność? Mądrość ludowa zna takie postawy i przed nimi przestrzega. Mówi się: „Darowanemu koniowi w zęby się nie patrzy” i „Nie kąsaj ręki, która cię karmi”. W literaturze także odnaleźć można spostrzeżenia, które mogłyby mieć tu zastosowanie. Dramatyczna w swej wymowie jest smutna refleksja Dostojewskiego, gdy jeden z jego bohaterów pyta ze zdumieniem: „Za co on mnie tak nienawidzi, przecież nic dobrego mu nie zrobiłem?” Starałam się i mam nadzieję, że udało mi się uniknąć krzywdzących sformułowań i wniosków. Zarazem chciałam zreferować stan rzeczy, który jest czasem bolesny i trudny do przyjęcia. 5 Kryzys zaufania do lekarza – przejawy i konsekwencje Lekarz od zawsze był kimś, kto stał na szczycie hierarchii społecznej, kto cieszył się szacunkiem i zaufaniem. Czy tak jest jeszcze dzisiaj? W krótkiej nowelce „Kuracjusz” 1 Hermann Hesse opisuje swoją pierwszą wizytę u lekarza w kurorcie, do którego przyjechał na leczenie ischiaszu. Rzecz dzieje się w latach trzydziestych XX wieku. Hesse pisze: „Od lekarza – sam dobrze nie wiem dlaczego – oczekuję resztek owego ducha humanizmu, do którego należy znajomość łaciny i greki oraz pewne filozoficzne obycie, a który nie jest już potrzebny w większości zawodów dzisiejszego świata”. Czy podobne oczekiwania ma współczesny pacjent w stosunku do swojego lekarza? Chyba niezupełnie. Wydaje się, że zaszła tu istotna zmiana i od lekarza nie oczekuje się już tego, żeby należał do kulturalnej elity. Może nie znać greki ani nawet zasad savoir vivre’u. Hesse powiada dalej, że od wyżej wykształconych stanów żąda „pewnego idealizmu, pewnej gotowości do zrozumienia i dialogu, całkiem niezależnie od korzyści materialnych”. Sądzę, że tego nadal jeszcze spodziewamy się po lekarzu. Takiego lekarza chcielibyśmy mieć, ale już nie dziwimy się, gdy jest inaczej. Od dłuższego czasu głośno wypowiadane wymagania wysuwane w stosunku do lekarzy ograniczały się niemal w zupełności do ich kompetencji zawodowych. Wymagało się jedynie, że gdy lekarzowi zabraknie wiedzy, wyśle 1 Hesse, Hermann. Kuracjusz. Tłum. M. Łukasiewicz, Wyd. 1. Wyd. Dolnośląskie Sp. z o.o., Wrocław 1991, ISBN 83-7023-194-2, s.19 6 pacjenta na konsultacje, że nie będzie zapisywał leków na odczepnego, że dobrze się zastanowi zanim skieruje na operację. Jednym słowem, że będzie dobrym fachowcem. Ten kierunek okazuje się błędny. Nie wystarcza nam, gdy lekarz jest dobrym fachowcem. Taki wniosek można wysnuć śledząc doniesienia w mediach i wsłuchując się w opowieści pacjentów o ich osobistych doświadczeniach. Na tej podstawie można odnieść wrażenie, że miejsce szacunku do lekarza zajęła pretensja, a miejsce zaufania – podejrzliwość. Dla pokazania, jaka panuje atmosfera wokół zawodu lekarza przytoczone zostaną w tym miejscu dwa materiały prasowe. W pierwszym poznajemy historię, w której lekarz odgrywa niechlubną rolę. Zlekceważył pacjenta, zachowywał się wobec niego chamsko i brutalnie. To, co się dla niego liczyło, to błahostki, fanaberie (kolor nowego audi był ważny, a wijący się z bólu pacjent nie zasłużył na tomografię, operację ani środki przeciwbólowe) i przez to zmarł człowiek, który mógłby żyć, gdyby lekarz zachował się przyzwoicie. A na dodatek lekarz ten unika odpowiedzialności i napada na prokuratora, który prowadził jego sprawę. Ma pretensję, że prokurator swoją decyzją zepsuł mu wakacje. Jest to portret człowieka niemoralnego, budzącego odrazę. O wydarzeniu opowiada córka zmarłego, która wyraża się o lekarzu per „ten cham”, „ten s…syn” lub „doktor”, przy czym to ostatnie określenie brzmi jak kolejna obelga. Gdy czytelnik – potencjalny pacjent – natyka się na podobne opowieści, zaczyna się obawiać, że i jego, w sytuacji wielkiej potrzeby, gdy jego życiu będzie zagrażało niebezpieczeństwo, może spotkać lekceważąca obojętność, którą może przypłacić życiem. Wytwarza się coś w rodzaju szkodliwej psychozy, w której pacjent traktuje lekarza jak potencjalnego złoczyńcę. Tak twierdzi były wiceminister zdrowia, dr Jarosław Pinkas 2 w wywiadzie: „Jak zamieniliśmy lekarzy na rzeźników w kitlach”. Czytamy: „Znienawidziliśmy medyków tak bardzo, że zapomnieliśmy, że nas leczą. Pacjent, którego lekarze wyrwali ze szponów śmierci, wynosi do domu jedynie wspomnienie że kiedyś jakaś pielęgniarka krzywo na niego spojrzała”. Jednak nie jest to chyba reakcja, o którą można by obwiniać pacjentów. Człowiek w ogóle nastawiony jest na wychwytywanie błędów, a udane interwencje uznaje za coś normalnego. Ale nawet gdy się o tym pamięta, zrozumiałe jest rozżalenie lekarzy, których wysiłki pozostają niezauważone lub zdeprecjonowane. Przykre to i 2 Dziennik GP 30.04-4.V 2014 r., Wywiad Miry Suchodolskiej pt.: „Jak zamieniliśmy lekarzy na rzeźników w kitlach” 7 niesprawiedliwe, że zamiast wdzięczności lekarze spotykają się z zarzutami. Podczas gdy skutkiem doniesień prasowych o błędach i niedoskonałościach opieki zdrowotnej może być dla lekarza zniechęcenie i żal do pacjentów i dziennikarzy, to dla pacjenta skutkiem jest strach przed lekarzem, który może okazać się taki, jak ci opisywani w gazetach: nieudolny i lekceważący. Zrodzona w ten sposób nieufność każe pacjentowi potwierdzać diagnozę i plan terapii u kilku lekarzy, surfować w Internecie i sprawdzać, czy lekarz dobrze zna swój fach, szukać lekarzy „z polecenia” i – jeśli go na to stać – płacić. W takiej atmosferze współczesny pacjent nie ma tego komfortu co dawniej: gdy zgłasza się do lekarza, coraz rzadziej powierza się mu z zaufaniem, a coraz częściej jest przygotowany na to, żeby się bronić. Wydaje się, że lekarz przestał być autorytetem, stał się kimś, komu chory oddaje swój los niechętnie i ze strachem. Można się pocieszać, że podobny upadek dotyczy wszelkich autorytetów, nie tylko lekarzy, i że w związku z tym jest to trend, któremu trudno przeciwdziałać. Jednak ponieważ w grę wchodzi tu zdrowie i życie ludzkie, nie można tak po prostu pogodzić się z tą sytuacją. Powszechne jest przekonanie, że trzeba starać się znaleźć sposoby zaradzenia jej, bowiem pacjent musi mieć wiarę w to, że może bezpiecznie oddać się w ręce lekarza. Dzięki wierze w lekarza, pacjent chętniej współpracuje, poddaje się terapii, spokojniej przyjmuje niekorzystne informacje. Z drugiej strony, lekarz obdarzany zaufaniem może pełniej korzystać ze swojej wiedzy, polegać na swojej intuicji i doświadczeniu, podejmować konieczne ryzyko. Zarówno w interesie pacjenta jak i lekarza jest, aby lekarzowi przywrócić autorytet. Dlaczego zatem pacjenci nie mają zaufania do lekarzy? Przygotowaniem do odpowiedzi na tak zadane pytanie będzie analiza tego, co się wydarza w czasie kontaktu chorego z lekarzem. Wyodrębnione zostaną trzy elementy: po pierwsze, opisany zostanie stan, w którym znajduje się pacjent, a który określa się terminem „choroba”. Powiedziane zostanie, czym jest choroba w życiu człowieka i jak wpływa na pozycję pacjenta wobec lekarza. Następnie pokazane zostanie, czego spodziewa się i na co ma nadzieję chory człowiek, gdy zwraca się o pomoc do lekarza. Poruszona zostanie kwestia, czy te oczekiwania są możliwe do spełnienia. I wreszcie, wymienione zostaną pewne reakcje lekarza, które można by nazwać obronnymi, a których lekarz może doświadczać wobec wielkich oczekiwań pacjenta. 8 Choroba Choroba jako wyobcowanie i uzależnienie Jeśli pominąć uczucie, że Bóg się odwrócił, choroba jawi się człowiekowi jako zdrada ze strony ciała. Ciało sprawia zawód, staje się źródłem bólu, wstydu, niemocy. Ciało zawisa gdzieś między tym, do kogo należy, a lekarzem, któremu z konieczności zostaje powierzone. Znajome i oswojone ciało, coś najbardziej własnego jak tylko można sobie wyobrazić, coś, co – jak mówi Lévinas3 - zanim zostało czymś zewnętrznym i nazwane zostało „ciałem”, było po prostu mną i było odczuwane jako coś wewnętrznego i nierozłącznego od życia, ciało które nosiło mnie od urodzenia, podczas choroby oddziela się od „ja”. Nagle okazuje się, że to „głowa mnie boli” – jak mówimy po polsku. Tak jakby głowa przestawała być mną, a stawała się czymś obcym. I oto chory człowiek musi oddać swoje-nieswoje ciało we władanie kogoś, do kogo przychodzi po pomoc - lekarzowi. Musi pokazać swą słabość i prosić o ratunek, a w zamian nie ma nic do zaoferowania. Żebrze o współczucie i uwagę. Ma zarazem nadzieję, że nie zostanie odtrącony ani zlekceważony. Jednak szanse na taką reakcję lekarza, jakiej by sobie życzył są niewielkie. Wynika to z drastycznej nierówności między pacjentem a lekarzem. Co więcej jest to cecha ogólna tej relacji, a nie wynik 3 Lévinas, Emmanuel. Całość i nieskończoność. Esej o zewnętrzności. PWN, Warszawa, 2002. ISBN 8301-12598-5, s.190 . 9 indywidualnych cech pacjenta lub lekarza. Dla pacjenta bowiem w czasie spotkania rozgrywa się sprawa dotycząca jego życia i śmierci, a dla lekarza nie. Jeśli lekarz patrzy na cierpiące ciało pacjenta bez należytej uwagi i współczucia, to jest to dla pacjenta przeżycie wyjątkowo bolesne i upokarzające. Jeśli pacjent nie wierzy, że lekarz będzie traktował jego zdrowie z taką samą powagą jak on sam, to tkwi w ciągłym napięciu, gotów do reakcji obronnej. Niepokoi się, bo nie wie, co sądzić o decyzjach lekarza. Przeważnie nie rozumie, co się z nim dzieje. Nie wie, jakie są implikacje choroby, czego może się spodziewać, jakie są rokowania. Tymczasem lekarz mówi o grożącym mu niebezpieczeństwie jak o czymś codziennym. To, co dla lekarza jest powszednie, dla pacjenta może oznaczać tragedię. W efekcie chory nie pojmuje, dlaczego z samodzielnej, wolnej osoby przeistoczył się w żebraka, o którym decyduje ktoś, kogo – tak to często odbiera - jego życie mało obchodzi. W tej sytuacji pacjent dąży do nawiązania bliskiej relacji z lekarzem. Owo dążenie ma większą siłę od chęci bycia niezależnym. Zależność od innych wpisana jest w ludzki rodzaj egzystencji i sama w sobie nie jest zła: jest pożądana, gdy zwiększa możliwości zaspokojenia potrzeb jednostki. W tym wypadku, chodzi o to, żeby zależność od lekarza prowadziła do wyzdrowienia. Choroba jako lęk i lekcja Poważnie chory człowiek doświadcza dojmującego i wielopłaszczyznowego lęku. Przede wszystkim boi się o swoje życie. Jak pisze Lévinas: „Obecny w życiu głęboki strach świadczy o zawsze możliwym przekształceniu się ciała-pana w ciałoniewolnika, zdrowia w chorobę”4. Choroba jest uderzeniem wyrywającym z uśpienia. Chory może po raz pierwszy namacalnie doświadczać swojej śmiertelności i musi się z tym doświadczeniem uporać. Chory człowiek lęka się bólu. Nieznany a spodziewany ból rodzi pytania: „Czy wytrzymam, czy nie okażę się tchórzem, jak można przed tym uciec?” Źródłem stresu i niepokoju dla chorego jest też to, że przewiduje, iż stanie się ciężarem dla bliskich. Jak zareagują? Czy jego choroba nie zrujnuje im życia? Mimo choroby nadal chciałoby się być samodzielnym i samowystarczalnym. Ale czy to się uda? Doświadcza się lęku, że nie podoła się wymaganiom, jakie stawia życie, że będzie 4 Lévinas, Emmanuel. Całość i nieskończoność. Esej o zewnętrzności. PWN, Warszawa, 2002. ISBN 8301-12598-5, s.190 10 się bezużytecznym, nikomu niepotrzebnym balastem. Ciężkim przeżyciem dla chorego jest uświadomienie sobie, że przestaje być atrakcyjny fizycznie, towarzysko, zawodowo. W ślad za utratą atrakcyjności gwałtownie pogarsza się jego pozycja: spada na dół drabiny, po której latami wspinał się nie szczędząc wysiłku. Choroba często prowadzi do zmiany priorytetów życiowych i zmiany hierarchii wartości. Czasem zmiany są tak wielkie, że stanowią szok. Konfrontacja z różnorodnymi lękami i niepożądanymi zmianami stawia człowieka w sytuacjach, w których pryska pozór, konwenanse i blichtr. Często staje on wobec nowej, głębszej prawdy o sobie i o swoim otoczeniu. To, co chory odkrywa jest niejednokrotnie trudne do zaakceptowania i powiększa rozmiary towarzyszącego chorobie cierpienia. Zarazem, jak to bywa również w przypadku innych trudności życiowych, niekorzystny stan zwany chorobą i związane z nim przeżycia mogą stać się impulsem do walki o siebie i jakość swojego życia oraz prowadzić do przekroczenia barier rozwoju psychicznego i duchowego. Nawet jeśli chory jest na tyle silny by „skorzystać” z choroby, pozostaje słaby w tym sensie, że znajduje się w stanie wyczerpującej walki wewnętrznej. Czyni go to bardzo podatnym na zranienia. Choroba jako poniżenie Gdy człowiek poważnie zachoruje, jego dotychczasowy świat usuwa mu się spod nóg. Nie tylko tracą sens plany, oczekiwania i zwykła aktywność, ale w dodatku choroba wiąże się z uzależnieniem od pomocy innych ludzi, towarzyszy jej ból i cierpienie, poczucie osamotnienia, inności. Choroba jest przeżywana jako stan zmniejszonej wartości własnej. Dlatego chory może nerwowo szukać potwierdzenia, że jest kimś, z kim nadal trzeba się liczyć. Ta reakcja często bywa uciążliwa dla otoczenia. Nawet jeśli chory pilnuje się, żeby nie niepokoić swoimi lękami tych, z którymi się styka i mimo najlepszej woli ze strony innych, nie można zapobiec nieuniknionym i boleśnie przeżywanym konsekwencjom - temu, że choroba jest niemal zawsze odarciem z piękna i mocy. Trudno pogodzić się z faktem, że coś we mnie nie funkcjonuje tak jak należy, coś nie wygląda tak jak powinno, lub że jakaś część ciała wydziela przykry zapach. Jak zachować spokój, gdy czegoś nagle nie wolno robić, na coś nie ma siły, choć jeszcze niedawno nie sprawiało to kłopotu? Jak nie martwić się, gdy mój wygląd budzi w widzu odrazę lub lęk? Są to wyzwania, które odbieramy jako niezasłużone i 11 skierowane przeciwko naszej godności. Dlatego choroba jest poniżeniem. Simone Weil pisała, że „poniżenie jest (…) stanem gwałtownej reakcji każdej istoty cielesnej, która buntuje się przeciwko zniewadze, ale musi się hamować, zmuszona do tego bezsilnością lub strachem.”5 Właśnie bezsilność i strach stanowią dominantę życia psychicznego człowieka, którego dotyka poważna choroba. Choroba jako niedola Według Simone Weil stan długotrwałego poniżenia z czasem przeradza się w niedolę. Niedola to stan ekstremalny. „Niedola jest wykorzenieniem z życia, stanowi w mniejszym lub większym stopniu odpowiednik śmierci, nieuniknienie obecny w duszy przez bezpośrednie zetknięcie z bólem fizycznym lub przez lęk przed nim.”6 W tym stanie człowiek narażony jest na wielkie cierpienia, z których największe jest to, że wydaje się człowiekowi, że nie ma na całym świecie nic takiego, co mogłoby się kochać. Weil pisała, że w stanie niedoli połowa duszy pogrążonego w niej człowieka umiera. Niedola pozbawia nadziei, odbiera siły do walki, wpycha w niemy bezwład, w którym już nie wypowiada się słów i nie posyła spojrzeń z prośbą o współczucie. Przewlekła poważna choroba, zwłaszcza nieuleczalna, jest taką niedolą. Wydawać by się mogło, że człowiek zepchnięty do stanu niedoli powinien użalać się nad sobą, szukać pomocy. Okazuje się jednak, że własna i cudza niedola wyzwalają w nas niespodziewane reakcje. Nie ma miejsca na litość i współczucie. Simone Weil pisała, że ludzie zachowują się wobec niedoli podobnie jak kury, które zadziobują ranną towarzyszkę oraz, że niedola „doprowadza do zatwardziałości i rozpaczy, gdyż jak rozpalone żelazo wyciska w głębi duszy pogardę i niesmak a nawet odrazę do samego siebie, poczucie winy i skażenia, uczucia, które powinno wywoływać tylko przestępstwo.” 7 Ciężko chory to człowiek, którego połowa duszy umarła. 5 Weil, Simone, Dzieła, Miłość Boga a niedola. Wyd. Brama, Poznań 2004, tłum. M. Frankiewicz, ISBN 83-914652-4-1, s.623 6 Tamże, s.623 7 Tamże, s. 625 12 Oczekiwania pacjenta w stosunku do lekarza Potrzeby podstawowe Gdy chory zwraca się do lekarza o pomoc i staje się jego pacjentem, zaczyna mieć wobec niego liczne oczekiwania. Większość z nich uwarunkowana jest kulturowo, chociaż oczywiście potrzeba uzyskania fachowej porady i adekwatnego leczenia wysuwa się na plan pierwszy we wszystkich kulturach. Wśród innych potrzeb można wymienić tę, żeby lekarz zadbał o złagodzenie bólu fizycznego. W naszej kulturze w trakcie kontaktów z lekarzem pacjent wymaga, że poszanowana zostanie jego potrzeba zachowania intymności oraz że wiedza o szczegółach stanu jego zdrowia i inne informacje przekazywane lekarzowi w czasie wizyt nie dostaną się do wiadomości osób trzecich. Co więcej, współczesny pacjent chciałby być traktowany tak, żeby w procesie leczenia uwzględniano jego wolę i żeby nie był czuł się jak przedmiot, który można dowolnie przesuwać z miejsca na miejsce. Wydaje się, że wszystkie dotąd wymienione potrzeby pacjenta są we współczesnej opiece medycznej dobrze rozpoznane. Nie zawsze są spełniane, ale przynajmniej, gdy nie są spełniane, lekarz ma świadomość, że sprawia pacjentowi zawód i nie umie sprostać swojej roli. Potrzeby wyższego rzędu Inaczej rzecz się ma z kolejnymi potrzebami. Wraz z rozwojem wiedzy na temat związku nastawienia psychicznego z odzyskiwaniem zdrowia powszechna staje się świadomość, że - jak dotąd - w trakcie opieki medycznej nie przykłada się należytej wagi do tego, że pacjent ma zwykle bardzo wzmożoną wrażliwość psychiczną, wymagającą od lekarza cech i działań terapeutycznych. Można odnieść wrażenie, że 13 współczesny lekarz celowo ogranicza swoje zainteresowania do stanu fizycznego pacjenta. Przyczyna może leżeć w tym, że lekarz nie umie sobie poradzić z oddziaływaniem na psychikę. Być może nie ma po temu potrzebnych narzędzi: wiedzy, umiejętności i czasu. Nie zmienia to faktu, że to, na co pacjent mniej lub bardziej świadomie liczy, nie mniej niż na prawidłową diagnozę i skuteczną terapię, dotyczy sfery psychiki. Chory chciałby od lekarza usłyszeć przede wszystkim słowa prawdy, ale tak wypowiedzianej, żeby w najgorszych nawet okolicznościach niosły uspokojenie i pocieszenie. Kępiński pisze: „W dawnych czasach lekarz był skazany przede wszystkim na posługiwanie się środkami natury psychologicznej” 8. Czy obecnie jest skazany na nieposługiwanie się nimi? Ponadto bardzo istotną a często zaniedbywaną przez lekarzy potrzebą pacjenta, jest to, że chce on rozumieć, co go spotkało i czego boleśnie doświadcza. Lekarzowi zbyt często wydaje się, że wystarczy, aby on sam wiedział, z czym wiąże się choroba. Wszakże zwłaszcza wykształceni i inteligentni pacjenci uznają, że się ich pomija i lekceważy, jeśli nie objaśnia się im tego, co ich dotyczy, mimo że wyraźnie o to zabiegają. Dla rosnącej grupy pacjentów zrozumienie tego, co się z nimi dzieje pomaga w pozytywnym nastawieniu do proponowanej terapii i uruchamia siły do walki z chorobą. Nie spełniając tego oczekiwania lekarz wybiera łatwiejszą dla siebie drogę, bo niedoinformowany pacjent jest łatwiejszym rozmówcą: nie będzie męczył pytaniami, nie będzie dociekał, jeśli nie będzie wiedział, o co pytać. Niebagatelna jest potrzeba bycia zrozumianym: pacjent chce zostać wysłuchany, nie tylko gdy mówi o swojej chorobie, ale o wszystkich towarzyszących jej implikacjach życiowych. Chce móc wyrazić swój lęk, opowiedzieć o symptomach, o tym jak reagują na jego chorobę jego bliscy, o konsekwencjach społecznych swojej nowej sytuacji. Niedocenianą i niezaspokajaną potrzebą pacjenta jest potrzeba nadania sensu życiu z chorobą. Często trudno jest zaakceptować rysujące się perspektywy bólu, niepełnosprawności, rychłej śmierci. Co zrobić, żeby życie mimo to nadal miało sens? Pacjent patrzy wyczekująco na lekarza. Potrzebne jest mu wsparcie, nadzieja, uspokojenie. W tej kwestii lekarz ma do spełnienia rolę nie do przecenienia. Pacjent nie 8 Kępiński, Antoni. Autoportret człowieka. s.268 14 czeka na tanie pocieszenie, ale na to, żeby lekarz towarzyszył mu w jego poszukiwaniach. Na przykład przez podanie pozytywnych historii innych pacjentów, albo po prostu przez spokojną, życzliwą rozmowę, udzielenie wyjaśnień i pokazanie pacjentowi, że nie jest sam. Współczesny pacjent coraz częściej nie chce być li tylko obiektem działań lekarza. Zależy mu na tym, żeby uczestniczyć w procesie decyzyjnym i żeby mieć poczucie, że coś od niego zależy. Rzadko kto lubi być marionetką, a tak niestety często czuje się pacjent. Na przykład wtedy, gdy rozmowa lekarzy o nim odbywa się ponad jego głową, tak jakby nie miał uszu ani oczu i nie był w stanie mówić ani myśleć. Jak pisze Sołżenicyn: „Człowiek zapłaciłby każde pieniądze, żeby tylko lekarz potraktował go po ludzku, z sercem, a nie ma się do kogo zwrócić: wszędzie plany, normy, przepustowość, następny proszę! (…) Pacjent i lekarz są dla siebie wrogami - co to za medycyna?”9 Sołżenicyn opisuje sytuację, jaka 60 lat temu miała miejsce w totalitarnym Związku Radzieckim, ale pozostaje ona aktualna dla naszych czasów i naszych warunków. Żądanie nieśmiertelności Chory przechodzi przez fazę zdziwienia i pretensji, że został dotknięty chorobą. Jest to poniekąd naturalna reakcja, bo żeby sprawnie funkcjonować i normalnie żyć, człowiek musi mieć przekonanie, że nic złego go nie spotka. Więc gdy spotyka go zło choroby, jest zdziwiony. Mimo, że wiemy, że innych spotykają nieszczęścia, że wszyscy jesteśmy śmiertelni, to zachowujemy się jakbyśmy byli rozpieszczonymi dziećmi, którym należy się tylko samo dobro. W zachodnim świecie od prawie siedemdziesięciu lat żyjemy w epoce uprawnień. Dobrze wiemy co nam się należy. Krótko mówiąc, należy się nam wygodne i przyjemne życie, w którym obowiązek, poświęcenie, wierność i wysiłek to ciężary, które mamy prawo minimalizować. Życie w zdrowiu, sprawności i młodości postrzega się jako jedno z naczelnych dóbr należnych. Dlatego współczesny człowiek, którego zaskakuje choroba, przeżywa wzmożony bunt i rozczarowanie. To nie tak miało być – miało być przyjemnie. Nadal ma być przyjemnie i żeby ten cel osiągnąć trzeba podjąć 9 Sołżenicyn, Aleksander, Oddział chorych na raka, wyd. Mediasat Poland.Kraków. ISBN 83-89651-77-7 s.358 15 energiczne działania. Powrót do zdrowia i sprawności ma zapewnić medycyna i jej przedstawiciel – lekarz. Jeśli mu się to nie udaje, to reakcją chorego jest pretensja a wreszcie agresja. Przestało być przyjemnie, dlatego że lekarz zawiódł. W opowiadaniu Lwa Tołstoja „Śmierć Iwana Ilicza”10 pokazane jest jak zmienia się jego bohater w miarę rozwoju choroby. Poznajemy go jako zajętego zwykłymi sprawami dobrze prosperującego prawnika. Na końcu jest samotnym zrezygnowanym człowiekiem, który jest zdumiony tym, że to nie kto inny, lecz on sam umiera. Fakt własnego umierania z trudem przebija się do jego świadomości. Przecież miało być dobrze, ciepło i miło! To inni umierali i w tym nie było nic dziwnego, ale żeby on sam? Niedowierzanie, zawód i pretensja ma swojego adresata: są nim przed wszystkim leczący go lekarze. Nie dość, że się nie znają na jego chorobie, to jeszcze oszukują go i są na jego sytuację obojętni. Nadzieja na miłość Jak widać oczekiwania pacjenta w stosunku do lekarza są liczne i niełatwe do spełnienia, bo też sytuacja pacjenta jest szczególnie trudna. Zaś najtrudniejszym do spełnienia i najbardziej bodaj dyskomfortowym dla lekarza oczekiwaniem jest nadzieja na miłość. Chorzy często narzekają na bezduszność, obcesowość lekarza, na to, że nie dostali słów otuchy, że lekarz nie poświęcił im dość czasu, że nie przejął się ich sprawą, ich chorobą, ich ciałem. Czy rzeczywiście lekarz zasługuje na taką krytykę? Nawet najcieplejszy, najcierpliwszy i najbardziej empatyczny lekarz nie może w pełni odpowiedzieć na oczekiwania pacjenta, ponieważ pacjent w głębi serca chciałby, aby lekarz się z nim utożsamił, albo przynajmniej go pokochał. Tymczasem nie dostając tego, o co mu chodzi, z rozpaczą lub z buntem czy nawet z agresją zbiera dowody przeciw lekarzowi. Nie może się pogodzić z tym, że ten, od którego wiedzy, decyzji i dobrej woli wszystko zależy nie jest równie zaangażowany w proces jego powrotu do zdrowia jak on sam. Usiłuje przeciągnąć lekarza na swoją stronę. Analizuje każde westchnienie, grymas twarzy, gest lekarza i przechowuje w pamięci wszystkie szczegóły. Jednocześnie pacjent zdaje sobie sprawę z własnej śmieszności: przecież 10 Tołstoj, Lew, Śmierć Iwana Ilicza. In Opowiadania i nowele, Wrocław1985 16 zaraz zamknie za sobą drzwi gabinetu i lekarz o nim zapomni. Będzie dawał chwilę swej uwagi komuś innemu, a za kolejną chwilę, jeszcze komuś innemu. W istocie, w spotkaniu lekarza z pacjentem kryje się wyczuwalne dla obu stron niedopowiedzenie, dwuznaczność, a może nawet fałsz. Oto dwoje ludzi zupełnie sobie obcych styka się ze sobą i bez wstępów wchodzi w głęboką relację. Jej niezwykła głębia bierze się stąd, że dotyczy ona fundamentalnej sfery: zdrowia. Jednocześnie jednak jest to relacja fragmentaryczna: raptownie zaczyna się i równie raptownie kończy. Jest wyrwana z kontekstu życia. Stanowi mieszaninę intymności i obcości, zaangażowania i obojętności, współczucia i odrzucenia, zawierzenia i upokorzenia, nadziei i lęku. Pacjent rozumie, że nie może wymagać od lekarza miłości, ale właśnie miłości, czułości, delikatności całym swoim przerażonym jestestwem pragnie. Chciałby wciągnąć lekarza do swojego świata, chciałby mieć w nim towarzysza niedoli, w którą popadł. A tymczasem dostaje tylko chwilę uwagi, a moment, w którym zostaje ona odebrana, wpędza go w rozpacz i pogłębia upokorzenie. Stosunek lekarza do siebie odczytuje pacjent jako obojętność, a nawet lekceważenie, przez sam fakt, że jest dla niego jednym z wielu. Często pacjent oddałby wszystko, żeby nabrać pewności, że lekarz zajmie się nim wkładając w to maksimum wysiłku i uwagi. Nie może sobie tego zagwarantować, ponieważ nie może sobie zagwarantować miłości. Gdyby lekarz kochał pacjenta, byłby on dla niego kimś wyjątkowym, cennym i nie do zastąpienia. A przecież widać, że jest przeciwnie – jest jednym z setki innych czekających w poczekalni i liczących na to samo. Dla lekarza jest to sytuacja bez wyjścia. Nie może zaspokoić tej najważniejszej potrzeby pacjenta, ponieważ musi działać w interesie tego konkretnego pacjenta, ale jednocześnie musi dbać o potrzeby innych pacjentów i musi znaleźć kompromis między przeciwnymi racjami i interesami. Mimo to, jak pisze Sołżenicyn: „Na krótko wiąże się pacjent z chirurgiem, ale jest to więź silniejsza niż z rodzonym ojcem”11 Nie trzeba przekonywać, że uwaga ta obowiązuje nie tylko w przypadku chirurgów, ale dotyczy lekarzy wszystkich specjalności. 11 Sołżenicyn, Aleksander, Oddział chorych na raka, dz.cyt,. s.261 17 Gdy trudno jest sprostać wymaganiom Skoro nakreślono już sytuację pacjenta, jego emocje i to, jakie ma on w związku ze swoim stanem oczekiwania w stosunku do lekarza, poruszona zostanie obecnie kwestia, jak lekarz na owe oczekiwania odpowiada. Wskazane zostaną jedynie te reakcje, które są dla pacjenta niekorzystne. Nie oznacza to, że nie dostrzega się reakcji pozytywnych takich jak empatia, współczucie, chęć niesienia ulgi, dawania nadziei, wzięcia odpowiedzialności za dobrobyt pacjenta i szereg innych, które umożliwiają ten niezwykły proces, który nazywa się leczeniem. Niesienie pomocy innemu człowiekowi jest postawą, która może jednak ulegać aberracjom, zaś skupienie uwagi na tym, co w niej negatywne, powinno pomóc zidentyfikować problemy. Brak czasu Przedstawiona w poprzednim rozdziale lista wymagań pacjenta jest z pewnością niekompletna, a i tak wydaje się długa. Aby owym wygórowanym wymaganiom sprostać, lekarz – często nieświadomie - stosuje różnorakie wybiegi. Najczęstszym jest stwierdzanie braku czasu. W tej wymówce tkwi ziarno prawdy, ponieważ lekarz w istocie nie ma dla żadnego ze swoich pacjentów tyle czasu, ile każdy z nich od niego oczekuje, bo pacjent chciałby - jeśli nie wyłączności - to chociaż takiego traktowania jakby był kimś specjalnym i nie do zastąpienia. Jak już powiedziano, owo oczekiwanie pacjenta nie może zostać zaspokojone i dlatego jest dla lekarza ciężarem. Być może jest tak, że zasłaniając się brakiem czasu, lekarz dąży do tego, żeby nie musieć wchodzić w głębszą relację z pacjentem. Broni się w ten sposób przed tym, że pacjent stawałby się kimś bliskim. Żeby leczyć wszystkich, którzy 18 przychodzą po pomoc, lekarz nie może wiązać się więzami wyłączności z żadnym z pacjentów. Z punktu widzenia lekarza wyłączność powinna trwać nie dłużej niż czas trwania wizyty. Ponieważ żądanie bliskości powtarza się z każdym pojawiającym się pacjentem, zmęczony tym lekarz może przy kolejnej wizycie reagować znużeniem lub zniecierpliwieniem. Można przypuszczać, że dlatego zawczasu, niemal odruchowo, odpycha od siebie pacjenta, żeby stłumić podobne żądania w zarodku. Opędza się przed pacjentem jak piękna dziewczyna, której miłości pragną niechciani kochankowie. Zachowuje się w taki sposób, żeby z góry przekreślić wszelkie nadzieje pacjenta na to, że będzie dla niego kimś wyjątkowym. Wygląda to tak, jakby swoim zachowaniem lekarz chciał powiedzieć: „Nie jesteś moim bliskim. Nie mam wobec ciebie żadnego obowiązku poza obowiązkiem zawodowym. Leczę cię, ale nie mogę cię kochać.” Im większa jest ze strony pacjenta potrzeba miłości, tym energiczniej musi się lekarz przed nią bronić. Odnotujmy, że mimo to, często zdarza się prawdziwy cud: lekarz, którego uważne spojrzenie, czułość dotyku, poczucie humoru i umiejętność słuchania pozwalają pacjentowi zapomnieć o dystansie, jaki ich dzieli, a doświadczane ciepło i bliskość – przynajmniej na pewien czas - zaspokajają pragnienie miłości. Odraza Chociaż może to być w pierwszym momencie szokujące, to wydaje się, że obserwacje Simone Weil są słuszne i człowiek - nawet nie zdając sobie z tego sprawy i wbrew swym intencjom - odczuwa odrazę i pogardę w zetknięciu z niedolą. Dotyczy to własnej niedoli, wówczas czuje odrazę do siebie, jak i niedoli, która dotyka innego. Simone Weil tłumaczy, że jest to reakcja instynktowna, rozgrywa się na poziomie odruchu właściwego zarówno ludziom jak i zwierzętom. Pisze, że jeśli komuś uda się pokonać tę instynktowną reakcję wstrętu i odrazy na widok niedoli, to tylko za sprawą nadprzyrodzonego światła.12 Jeśli tak, to staje się zrozumiałe, dlaczego pokonanie odrazy jest rzadkim zjawiskiem i dla wielu ludzi poza zasięgiem. Niewielu jest przecież takich, którzy widzą nadprzyrodzone światło. Czy można się dziwić, że omija lekarza? Panowanie Lekarz jest w oczach pacjenta odpowiedzialny za jego zdrowie, co więcej jest winny temu, że pacjent nadal choruje lub nawet – o zgrozo – umiera. Od lekarza 12 Weil, Simone. Dzieła. Miłość Boga a niedola, dz. cyt., s. 625 19 wymaga się, żeby zapewniał powrót do zdrowia. W takiej atmosferze lekarzowi przypisuje się moc równą boskiej: gdy się postara - żyjemy, gdy czegoś zaniedba – umieramy. Ale właściwie często można odnieść wrażenie, że jeśli żyjemy i wszystko z nami jest w porządku, to jest to normalne, tak przecież miało być. Natomiast przyczyną śmierci okazuje się nie choroba, uraz czy starość, lecz nieodpowiednie postępowanie lekarza. Żądanie uzdrowienia i przypisywanie roli cudotwórcy rządzącego życiem i śmiercią stawia lekarza wobec dwu niebezpieczeństw. Po pierwsze, może odpowiedzieć zadufaniem i pyszałkowatością, jeśli w tę swą moc uwierzy. Po drugie, staje się bezradny, jeśli chce uzmysłowić pacjentowi, że nie jest wszechmocny, a pacjent nadal żąda uzdrowienia. Zwłaszcza pokusa uznania własnej wszechmocy, nawet jeśli tylko na użytek kontaktów z pacjentem, wydaje się trudna do opanowania. „Im większa jest bezsilność, tym silniejsze dążenie do władzy”, zauważa Kępiński. 13 Tak czy inaczej, trzeba stwierdzić, że lekarz poddawany jest stałej presji i narażony jest na utratę równowagi psychicznej. Musi obserwować siebie, swoje reakcje i odczucia, aby znaleźć właściwe miejsce między tymi dwiema skrajnościami - wszechmocą i bezradnością. Zauważmy też, że jest to zadanie niemal niewykonalne, jeśli lekarz pozostaje zdany tylko na siebie. Odrzucanie wspólnoty niedoli Z jednej strony, jak pisze S. Weil, niedola „ściera duszę na proch”. A z drugiej „ku naszemu wielkiemu zaskoczeniu, pokazuje, że to nie nasza wola stworzyła świat i zasady postępowania.” 14 Podlegając niedoli doznajemy szoku, że nie jesteśmy wszechmocni i że jesteśmy śmiertelni. Gdy dotyka nas osobiście, jesteśmy na nią nieprzygotowani, gdy widzimy ją u innych, nie umiemy szczerze współczuć. Simone Weil pisze dalej: „To, że jest się stworzonym, niekoniecznie znaczy, że jest się dotkniętym niedolą, ale koniecznie znaczy, że jest się narażonym na niedolę. Tylko nie stworzony jest niezniszczalny” 15. Świadomość tego, że każdy, w tym i ja, narażony jest na niedolę, jest rzadka. Ludzie zwykle ze wszystkich sił odpychają ją od siebie. Trudno wymagać, żeby lekarz był pod tym względem kimś nadzwyczajnym, ale jeśli nie ma tej 13 Kępiński, Antoni. dz. cyt., s. 136 Weil, Simone. Miłość Boga a niedola. w Dzieła.dz. cyt., s.640 15 Tamże, s.640 14 20 świadomości, to – jak się dowiadujemy od S. Weil - nie umie szczerze współczuć. Tymczasem lekarze w istocie różnią się od pacjentów tylko tym, że na razie nie wymagają intensywnego leczenia. Groźba znalezienia się po stronie chorych wisi nad każdym. Gdy lekarz sam zachoruje jego optyka raptownie się zmienia. Bohaterka Sołżenicyna, lekarka Doncowa rozmyśla: „Do dziś wszystkie ludzkie ciała były dokładnie takie same, nie odbiegały od wzorca z atlasu anatomicznego. (…) I nagle w ciągu kilku dni, jej własne ciało okazało się jedynie workiem pełnym narządów – narządów, z których każdy lada chwila mógł zachorować, rozkrzyczeć się z bólu” 16. Jeśli zaś ta świadomość towarzyszy lekarzowi, jeśli ma dość dystansu do siebie i dość wyobraźni i siły, żeby przyznać, że i jego samego może dotknąć choroba, czyli niedola, będziemy wówczas mieli do czynienia z dobrym człowiekiem, który jest lekarzem. 16 Sołżenicyn, Aleksander. Oddział chorych na raka. dz. cyt. s. 373 21 Lekarz jako sprawujący władzę Teza niniejszej pracy brzmi, że jedną z podstawowych przyczyn nieufności, z którą chory przystępuje do spotkania z lekarzem jest to, że lekarz ma nad nim władzę i to władzę podlegającą niedostatecznej kontroli. Jak pokazano, bycie chorym to stan słabości czyniący chorego szczególnie podatnym na nadużycia. Lekarz ma w stosunku do pacjenta przewagę poznawczą i społeczną. To nie on zwraca się o pomoc, tylko do niego przychodzi ktoś w potrzebie. Lekarz ma wiedzę i umiejętności, dostęp do środków leczenia, ma moc, siłę, autorytet i uprawnienia. Te wszystkie atrybuty oraz zgoda społeczna na ich używanie, dają lekarzowi władzę. Hannah Arendt w „Kondycji ludzkiej” pisze: „Być może na przestrzeni naszych dziejów nic nie było tak krótkotrwałe jak zaufanie do władzy, nic nie było trwalsze od platońskiej i chrześcijańskiej nieufności wobec przepychu towarzyszącego owej przestrzeni pojawiania się, a na koniec, w epoce nowożytnej, nic nie było powszechniejsze od przekonania, że „władza demoralizuje”. ”17 W innym miejscu objaśnia, że słowo władza, jego grecki odpowiednik dynamis, podobnie jak łaciński potentia, wskazuje na jej potencjalny charakter. Władza jest zawsze władzą potencjalną, a nie niezmienialnym i mierzalnym bytem, jak siła czy moc. Podczas gdy moc jest naturalną jakością jednostki rozpatrywanej osobno, to władza rodzi się między ludźmi, gdy działają oni razem, i znika w chwili, gdy ulegają rozproszeniu. Władzy nie da się magazynować, mieć w zapasie na wypadek nagłej 17 Arendt, Hannah. Kondycja ludzka. Wyd. Aletheia. Warszawa,2000. ISBN 83-87045-54-3, s.219 22 potrzeby, tak jak można gromadzić narzędzia przemocy, lecz istnieje ona tylko jako urzeczywistniona.18 Hobbes19 i Locke20, pojmowali władzę jako coś, co zwiększa możliwości tych, którzy ją posiadają i w rezultacie zmniejsza wolność tych, którym zostaje ona narzucona. Podobnie w XX wieku Max Weber utożsamiał władzę z „możliwością człowieka lub pewnej liczby ludzi realizowania swej własnej woli, nawet wbrew oporowi pozostałych uczestniczących w działaniu osób.”21 W tradycyjnym społeczeństwie nie przywiązywano wagi do indywidualnej wolności i prawa do samostanowienia jednostki. Znacznie większe znaczenie miało zachowanie hierarchii społecznej. Ponieważ zaś lekarz stał na szczycie tej hierarchii, to zależność pacjenta od lekarza była czymś, czego się nie kwestionowało lecz przyjmowało za naturalne i korzystne. Jeśli wszakże okazywało się niekorzystne, to traktowano to jako zrządzenie losu. Natomiast we współczesnych społeczeństwach zachodnich wiele poczynań lekarza, które dawniej uważano za naturalne, uznawane jest dziś za nie do przyjęcia i może być odbierane na przykład jako aroganckie czy autorytarne. Współcześnie władza lekarza wynika z jego wykształcenia, doświadczenia i roli społecznej, którą pełni. Nie może nie mieć władzy, bo wówczas nie mógłby spełniać tej roli. Chory dobrowolnie zrzeka się decydowania o tym, jakimi sposobami odzyskać zdrowie i powierza to zadanie lekarzom uznając ich przewagę i tym samym rezygnując z części wolności. Chciałby znaleźć w lekarzu opiekuna, życzliwego sprzymierzeńca. Lekarz staje się jego reprezentantem i jako taki ma w jego zastępstwie działać na jego korzyść. Pytanie, jak wygląda realizowanie tego celu i jakie zagrożenia wiążą się w praktyce z sytuacją oddelegowania możliwości decydowania o sobie i powierzenia się lekarzowi. Przed rozpatrzeniem relacji lekarz-pacjent pod kątem wiążącego ich stosunku władzy, opisane zostaną trzy inne sytuacje, w których władza przekazywana jest innej osobie. Pierwsza to lot samolotem. Wsiadamy do samolotu nie mając pojęcia o pilotażu. Czy to źle, że o sposobie kierowania samolotem decyduje pilot? Czy 18 Tamże, s.224 Hobbes, Tomasz. Lewiatan, wyd. PWN, 1954, tłum. Cz. Znamierowski, s. 74. 20 Locke, John. Dwa traktaty o rządzie, Warszawa, wyd. PWN 21 Weber, Max. Economy and socjety, an outline of interpretative sociology, Berkeley, University of California Press. 1978,s. 926. 19 23 chcielibyśmy mu tę władzę nad maszyną i nad przebiegiem naszej podróży odebrać? Czy powinien się z nami konsultować? Wydaje się oczywiste, że na powyższe pytania odpowiemy przecząco. Jest tak dlatego, że mamy zaufanie do wiedzy pilota i tego, że będzie ją z całkowitą starannością i odpowiedzialnością stosował. Mamy też zaufanie do tego, że poleci w ustalonym kierunku i nie wpadnie mu do głowy, żeby skoczyć po drodze do narzeczonej. Nasze zaufanie z jednej strony opiera się na fakcie, że pilot wiezie również samego siebie, więc będzie starał się o bezpieczeństwo.22 A z drugiej strony kontrola lotów, dyscyplina zawodowa, zależność kariery od posłuszeństwa gwarantuje, że nie wyląduje na polu swojej narzeczonej zamiast na docelowym lotnisku. Czyli, oddajemy władzę fachowcowi, bo sami nie umielibyśmy pilotować, jednak wsiadamy do samolotu wiedząc dokąd ma lecieć i na różne sposoby kontrolujemy poczynania pilota. Nie zdajemy się na jego dobrą wolę, tylko staramy się przy pomocy rozmaitych środków powściągać ewentualne tendencje do nadużywania tej władzy, którą został przez nas obdarzony. Przy czym nie robimy tego osobiście, lecz za pośrednictwem instytucji i przepisów prawnych, które temu celowi służą. Inna jest sytuacja rodzica. Dziecko nie udziela rodzicowi uprawnień do kierowania sobą, więc rodzic sobie tę władzę uzurpuje. Jednak podstawą owej uzurpacji jest to, że dziecko o własnych siłach nie przeżyłoby, więc potrzebuje kogoś, kto będzie się o nie troszczył, karmił i bronił. Zakłada się, że rodzic sprawuje władzę nad dzieckiem do czasu jego usamodzielnienia się i to jest celem jego władzy. A więc jest to władza mająca ograniczenie czasowe. Zakłada się również, że rodzic podejmuje takie decyzje, które są dla dziecka najlepsze, chociaż nie pyta dziecka o zdanie, bo dziecko nie ma potrzebnej zdolności umysłowej, żeby o tym rozstrzygać. Dodatkowo, decydującym argumentem legitymizującym władzę rodzicielską jest to, że rodzic, jak można spodziewać się, kocha swoje dziecko. Jak się niejednokrotnie dowiadujemy, nie zawsze można liczyć na miłość rodzica i dlatego społeczeństwo przygląda się poczynaniom rodziców i w razie zauważonych naruszeń praw dziecka – interweniuje. Dziecko może być odebrane a rodzic ukarany. Tak więc władza rodzicielska może być ograniczona, a społeczeństwo występuje w roli obrońcy dziecka. 22 Makabryczny komentarz do tych rozważań został dopisany w dniu 25 marca 2015 r. przez pilota mordercę i samobójcę, Andreasa Lubitza, który celowo roztrzaskał samolot ze 150 osobami na pokładzie we francuskich Alpach 24 Jeszcze inna jest sytuacja polityka obdarzonego władzą. Jeśli władza pochodzi z wyboru, to wyborcy zastrzegają sobie prawo do oceniania działań polityka i w razie, gdy nie są zadowoleni, mogą go odwołać. Ponieważ polityk żyje na tym samym świecie co wyborcy, to – podobnie jak to było w przypadku pilota lecącego tym samym co my samolotem – mamy zaufanie, że lekkomyślnie nie naciśnie na guzik uruchamiający rakiety z głowicą jądrową. Ale już pomniejsze decyzje, mogące mieć fatalne skutki dla wyborców, na przykład wojna konwencjonalna, być może w ogóle nie dotkną polityka. A nawet polityk może dzięki temu zrobić karierę i przejść do historii. To samo dotyczy przepisów prawa podatkowego: polityk, który je ustanawia, wie najszybciej i najlepiej, jak je obejść i z góry się przed ich skutkami zabezpieczy. Można zaobserwować, że ludzie obdarzeni władzą dążą do takiego ułożenia stosunków z tymi, którzy im ją powierzyli, żeby nie podlegać tym samym przepisom i uwarunkowaniom. Interes sprawującego władzę i podlegającego władzy zaczynają być różne. W przypadku polityka, nasze zaufanie do jego poczynań musi odznaczać się znacznie mniejszym marginesem zaufania niż to było w przypadku pilota i musimy szukać dodatkowych mechanizmów gwarantujących, że udzielona władza nie będzie wykorzystywana dla korzyści tego, który ją sprawuje. Jak to się ma do władzy lekarzy? Z jednej strony, wydaje się, że pozycja lekarza bliższa jest pozycji polityka niż pilota. Pilot jest w tej samej sytuacji, co pasażerowie, bo jeśli się rozbiją, to razem, natomiast lekarz po zastosowaniu niewłaściwej terapii, nie odniesie uszczerbku na zdrowiu. Zarazem jednak lekarz wie lepiej od pacjenta, tak jak rodzic od dziecka, co jest dla niego dobre a co złe. Podobnie w relacji rodzic-dziecko, ukierunkowanej na usamodzielnienie dziecka, lekarz wziął na siebie rolę troszczenia się o chorego w taki sposób, żeby ten ostatni wyzdrowiał i już więcej nie potrzebował opieki. Zatem władza lekarza w pewnych aspektach zbliża się do władzy, jaką ma rodzic. Zwłaszcza widoczne jest to gdy pacjentem jest małe dziecko, pacjent jest nieprzytomny lub ma ograniczone funkcje umysłowe. Ale nawet w pełni świadomy i wykształcony pacjent jest jak dziecko wobec lekarza i jego wiedzy oraz możliwości decydowania o sprawach dla niego najważniejszych. Ze względu na niesymetryczność relacji i podobieństwo do relacji rodzic-dziecko, do określenia tradycyjnego stosunku lekarza do pacjenta używa się określenia „paternalizm”. W epoce zmierzchu autorytetów paternalizm niestety nie kojarzy się z postawą ojcowską, 25 czyli troskliwością i opiekuńczością, ale raczej z niepożądaną dominacją narażającą podopiecznego na nadużycie. Człowiek współczesny nie liczy na opiekę innego, buntuje się przeciw wszelkim ograniczeniom wolności i zdolności do decydowania o sobie, bez względu na to, skąd te ograniczenia pochodzą. Obawia się, że nie mogą być one korzystne, bo odbierają wolność. W rezultacie każda władza zostaje zakwestionowana i każdemu sprawującemu władzę patrzy się na ręce. Nie omija to lekarzy. Nieufność do wszystkich sprawujących władzę sprawiła, że paternalistyczny styl opieki został zastąpiony położeniem nacisku na autonomię pacjenta. Celem było to, by pacjenci nie czuli się tak jak bohater powieści Sołżenicyna „Oddział chorych na raka”, który mówi: „Nikt tu nie raczy zniżyć się do dyskusji ze mną, nikt nie chce widzieć we mnie partnera, a nie zwyczajnego pacjenta. Żeby mieć jasny obraz sytuacji, muszę podsłuchiwać rozmowy lekarzy, domyślać się, dopowiadać sobie to i owo, zaglądać do książek medycznych - a i tak nie bardzo wiem, co dalej.” 23 23 Sołżenicyn, Aleksander, Oddział chorych na raka, dz. cyt., s. 255 26 Formy nadużywania władzy przez lekarza Tam, gdzie mamy do czynienia z nierównością pozycji i mocy, tam gdzie jeden człowiek ma władzę nad drugim, należy się spodziewać, że będą zachodzić nadużycia. Bez względu na liczne okoliczności niezależne od lekarza, na uwikłanie lekarza w sieć zależności od struktury służby zdrowia, od techniki, od zmian cywilizacyjnych, dotyczących stosunku do śmiertelności czy stosunku do autorytetu, to w końcu on sam osobiście jest odpowiedzialny za kształt kontaktów z pacjentem, ponieważ jest to kontakt dwóch osób, z których jedna – pacjent - jest zdecydowanie słabsza. Przypomniane teraz zostaną główne obszary, w jakich może dojść do nadużywania władzy przez lekarza. Język rozmowy Hesse pisze, że najbardziej razi go u lekarzy i że jest szczególnie wyczulony na to, że za „fasadą inteligencji i obycia natknie się na sztywny dogmatyzm, którego pierwsze twierdzenie postuluje, iż poglądy, sposób myślenia i terminologia pacjenta to zjawiska czysto subiektywne, natomiast poglądy, sposób myślenia i terminologia lekarza to wartości ściśle obiektywne.” 24 Inaczej mówiąc, Hessemu nie podoba się u lekarzy poczucie wyższości wynikające z piastowanej funkcji i przejawiające się w operowaniu profesjonalną terminologią. W efekcie wypowiadane w potocznym języku zdanie pacjenta uznaje się za mniej ważne i realizowana jest decyzja lekarza. W istocie terminologia medyczna, stechnicyzowanie medycyny, fragmentaryczne postrzeganie organizmu pacjenta, niezauważanie pozamedycznych aspektów chorowania, wszystko 24 Hesse, Herman. Kuracjusz, dz.cyt., s.20 27 to sprawia, że lekarz i pacjent mówią innymi językami. Co więcej – jak opisała to Kate Toombs 25 - w komunikacji z lekarzem napotyka się na barierę nie do pokonania nie tylko z powodu używania innego języka, ale z powodu zasadniczo odmiennej perspektywy postrzegania choroby przez pacjenta i przez lekarza. Pacjent nawiązujący w swoich wypowiedziach do potrzeby zrozumienia sensu choroby, odnalezienia się na nowo w życiu w zmienionej sytuacji niepełnosprawności, licznych ograniczeń, bólu, traktowany jest przez lekarza z góry. Lekarz często zbywa takie informacje milczeniem albo przerywa i zadaje ściśle medyczne pytanie wytrącające pacjenta z toku jego opowieści. Na podobną rzecz zwraca uwagę Molier w sztuce pt „Monsieur de Pourceaugnac”26. Tu samozadowolenie i poczucie własnej mocy medyków idzie tak daleko, że jeden po drugim wmawiają pacjentowi chorobę, aby dowieść swych medycznych kompetencji. Nie słuchają pacjenta, jego zdanie w ogóle nie jest brane pod uwagę. Celem ich zabiegów nie jest dobro pacjenta, lecz udowodnienie kolegom, że są lepszymi od nich lekarzami. Gdy pacjent, będąc pewny, że nic mu nie dolega, chce się wyzwolić spod ich kurateli, uznają, że jest niespełna rozumu i zamykają go – zdrowego człowieka – w zakładzie psychiatrycznym. Nie może być przecież zdrowy na umyśle ktoś, kto zaprzecza chorobie i nie chce się leczyć! Oto jak, zdaniem Moliera, lekarze przekonani o własnej wyższości i nieomylności wykorzystują swą władzę dla własnych celów. To, na co zwracali uwagę Molier i Hesse pozostaje problemem do dziś. Bywa, że rozmowa z pacjentem sprowadza się do odpowiadania przez pacjenta na specyficzne pytania dotyczące medycznych aspektów choroby bez wyjaśniania, po co te pytania są zadawane i bez reakcji na odpowiedzi, tak że pacjent nie orientuje się w celu rozmowy i nie wie, czy to co mówi świadczy o czymś dla niego pozytywnym czy nie. W ten sposób między lekarzem a pacjentem wznosi się bariera nieufności i rozczarowania. Czas pacjenta Można odnieść wrażenie, że czas pacjenta jest zupełnie inną wielkością niż czas lekarza. Czas pacjenta traktowany jest bowiem jak coś bez wartości. Domyślną i 25 K S. Toombs, The meaning of illness: A Phenomenological Account of the different Perpsectives of Physician and Patient, Dordrecht-Boston, Kluwer Accademic Publishers 1992, 26 Molier, Anatol, Dzieła,. Pan dePourceaugnac. PIW, Warszawa 1988 28 akceptowaną rolą pacjenta jest „cierpliwie” (patiently) i pokornie czekać. Dlatego pewnie nikt nie dziwi się, że musi godzinami wyczekiwać pod gabinetem. W Polsce lekarz rzadko przeprasza pacjenta za spóźnienie. Milcząco zakłada się, że jeśli lekarz się spóźnił, to powody były poważne i nie powinny być przez pacjenta kwestionowane. Aby nie narażać się na ewentualne pretensje, lekarz chowa się za maską wyniosłości i niedostępności. Pewna pacjentka opisywała, jak z poważną dolegliwością pół dnia czekała na przyjęcie przez chirurga. Pisała, że w końcu przyszedł chirurg i ją przeprosił. Zrobiło to na niej takie wrażenie, że aż napisała o tym do gazety. Kończy swoją opowieść w bardzo znamienny sposób: mówi, że miała świadomość, że chirurg był równie bezsilny jak ona sama, bo przecież nie było jego winą, że miał zbyt wielu pacjentów. Chirurg zachował się niestandardowo i spowodowało to niestandardową reakcję: wyrozumiałość i solidarność ze strony pacjentki. Przebieg wizyty Do przykładów nadużywania władzy przez lekarza zaliczyć należy stosunek, który można po prostu i z przykrością nazwać brakiem kultury. Niestety można doświadczyć go w czasie wizyty u lekarza. Poniższy opis jest przerysowany, ale chociaż nie wszystkie elementy występują na raz, podobne wizyty zdarzają się, i to wcale nierzadko. Odbywa się to tak, że od progu pacjent jest strofowany, bo na przykład wszedł bez pukania, albo się spóźnił. Lekarz nie wita się z pacjentem. Nie podnosi nawet głowy. Jeśli w gabinecie jest więcej niż jedno wolne krzesło, to pacjent musi się sam zorientować, gdzie ma usiąść i często domyśla się błędnie. W tym czasie lekarz kończy wypisywanie dokumentacji lub patrzy w monitor komputera. Następnie pada pytanie, z czym pacjent się zgłasza. Wyczuwalny jest brak zainteresowania lekarza. Pacjent odnosi wrażenie, że lekarz go nie słucha. Obojętnym, a może zniecierpliwionym tonem przerywa wypowiedź pacjenta i zadaje ściśle medyczne pytania. Pacjent nabiera przekonania, że zabiera lekarzowi czas i że najlepiej byłoby, gdyby już skończył mówić, wziął receptę i sobie poszedł. Pacjent jeszcze nie daje za wygraną i dalej opowiada o rzeczach dla siebie ważnych. Lekarz nie odpowiada na domysły pacjenta, co mogą oznaczać opisywane przez niego symptomy. Nie tłumaczy swojej diagnozy. Daje skierowanie na badania nie mówiąc, po co właśnie te, a nie inne badania zleca. W efekcie pacjent czuje się odepchnięty, a jego problemy zignorowane. W ten sposób nadszarpywane jest zaufanie do lekarza. 29 Dla kontrastu, posłuchajmy, jak zachowuje się stary lekarz, Orieszczenkow w powieści Sołżenicyna. „W rozmowie oczy Orieszczienkowa nie uciekały w bok, nie szukały czegoś na biurku, w papierach, ani na sekundę nie traciły kontaktu z pacjentem czy z rozmówcą. Oczy były podstawowym narzędziem pracy doktora Orieszczienkowa. Oczami badał pacjentów, oceniał uczniów, oczami przekazywał im swoją wolę i decyzje.”27 Zarządzanie informacją Częstym problemem pacjenta jest to, że dostaje od lekarza zdawkową, lakoniczną informację o chorobie, wyborach terapii i skutkach leczenia. Przyczyn może być wiele. Oczywiście odgrywa tu rolę brak czasu i warunków do skupienia się na pacjencie. Są to przyczyny obiektywne. Ale do tych przyczyn dodać należy pewien wykształcony i powszechnie przyjęty styl komunikacji, który polega na tym, że do lekarza należy decyzja, co i jak przekazać pacjentowi. Z różnych względów często nie jest to rzetelna informacja. Sołżenicyn opisuje jak lekarze w radzieckim szpitalu skrywają przed pacjentami swe prawdziwe reakcje, co czyni z codziennego obchodu przedstawienie teatralne: „Lekarze nie mogli też rozmawiać przy chorym o jego stanie, a co za tym idzie - naradzać się między sobą. Jak powiedzieć wprost, że stan się pogorszył? Najwyżej: ‘wystąpiły drobne komplikacje’. Stosowali więc swoisty szyfr, różne pojęcia umowne i aluzje, mówili półsłówkami albo coś wręcz odwrotnego niż było w istocie.”28 Inaczej niż w latach 50 tych XX wieku, nie dyskutuje się już, czy mówić pacjentowi prawdę o jego stanie czy ją ukrywać. Pacjent ma prawo wiedzieć. Jednak nadal często dowiaduje się za mało, ale boi się pytać, bo czuje, że mógłby lekarza rozdrażnić. Jeśli się mimo to odważy, a jego pytania są zbywane, to jest zmuszony sięgać po wiadomości od innych pacjentów i szukać innych źródeł. Kwestia zgody Odrzucenie paternalistycznego stylu leczenia zaowocowało praktyką pozyskiwania zgody pacjenta na wszystkie elementy leczenia. Niestety podpisywanie zgody to w praktyce dla pacjenta wielce niepokojące zadanie, ponieważ opisy medycznych procedur są niezrozumiałe. Często bywa tak, że podsuwa się mu kilka stron drobnego druku bez dodatkowych objaśnień. Nawet gdy mimo naturalnego 27 28 Sołżenicyn, Aleksander. Oddział chorych na raka., dz. cyt. s. 351 Tamże, s.306 30 zdenerwowania uda mu się skupić i przeczytać dokument, wyczyta z niego głównie wymienione tam możliwe negatywne konsekwencje zabiegu, na który ma się zgodzić. Reasumując, pacjent często nie wie, co podpisuje lub podpisuje, bo nie ma wyboru. Rozumie tylko tyle, że jeśli nie podpisze, nie dostanie pomocy. Wyrażanie zgody przez pacjenta staje się formalnością służącą głównie pracownikom służby zdrowia w charakterze obrony przed ewentualnymi zarzutami. Nieczułość na nie swój ból Lekarz ma do czynienia z ludźmi cierpiącymi. Są wśród nich zarówno dzielni i wytrzymali jak i tacy, którzy domagają się dla siebie specjalnych względów jak tylko poczują dyskomfort. Gdy lekarz ma wielu pacjentów w różnym stopniu dotkniętych chorobą, cierpiących na różnorakie dolegliwości, dostrzega, że jedni skarżą się tam, gdzie inni pokornie i w ciszy znoszą ból. Sympatia jest po stronie tych ostatnich. Natomiast dla pacjenta tylko jego ból się liczy i żadne porównania go nie interesują. Gdy podaje się w wątpliwość sposób, w jaki reaguje, czuje się zraniony i zlekceważony. Jak może udowodnić, że go boli? I kto, jak nie on sam, ma prawo oceniać, czy bardzo go boli? Kwestia szacunku Są sytuacje, kiedy nie bierze się pod uwagę przekonań i preferencji pacjenta. Bohater powieści Sołżenicyna domyśla się, że skutkiem ubocznym stosowanej terapii będzie utrata potencji. Nikt go o tym nie informuje, trzymane jest to w tajemnicy. Buntuje się: „No dobrze, a jeśli za ocalenie życia trzeba zapłacić tym wszystkim, co nadaje mu barwę, zapach, urok? Jeśli to ocalone życie sprowadza się do trawienia, oddychania, czynności mięśni i mózgu - i niczego więcej? Jeśli człowiek staje się jedynie chodzącym układem fizjologicznym? Czy ta cena nie jest zbyt wysoka? Czy to nie ironia losu? Mam ją zapłacić? (…) Mam zatracić zdolność bycia mężczyzną? O nie!”29 Lekarze chcą go wyleczyć, ale on sam tego nie chce, jeśli miałby żyć jako impotent. Czy lekarze powinni uszanować jego wolę i pozwolić mu mrzeć? Czy też należy uznać, że w niektórych przypadkach przemoc jest usprawiedliwiona i powinni go leczyć wbrew jego woli? 29 Tamże, s. 257 31 Spotkać się można i z innymi oznakami braku szacunku: to narażanie na wstyd, gdy na przykład niepotrzebnie eksponowana jest nagość ciała. Dla lekarza badanie to jego praca, w pracy ogląda wiele ciał, które powinien leczyć i tyle. Dla pacjenta, jego ciało to on. Upokorzenie ciała jest równoznaczne z upokorzeniem całej osoby. Jeśli lekarz tego nie dostrzega, pacjent musi przełknąć upokorzenie, bo nie ma żadnych instrumentów obronnych. Głównie dlatego, że nadal, mimo wszystko, liczy na pomoc. Czyż nie jest tak, że innym lekarzom nie wypada zwrócić koledze uwagi? Kto w takim razie może stanąć po stronie pacjenta? Bardzo przykre dla pacjenta może być, gdy w obecności postronnych osób mówi się o intymnych szczegółach jego choroby. Sytuację pogarsza obserwacja, że nikt poza nim się tym nie przejmuje. Tylko jego to boli, a o swoje prawa do dyskrecji nie ma jak się upomnieć. Manipulacja Ten, kto w hierarchii zajmuje wyższą pozycję, może łatwo sterować przebiegiem rozmowy, stosować sformułowania, posługiwać się dobrze dobranymi przykładami i analogiami, używać tonu głosu, mówić część prawdy zamiast całości, przerywać, wszystko to po to, by doprowadzać rozmówcę do takich reakcji i wniosków, na jakich mu zależy. W przypadku lekarza, może być na przykład korzystne, żeby pacjent nie dowiedział się o innych możliwościach terapeutycznych, niż zaproponowane. I to nie dlatego, że te zaproponowane są najlepsze, ale dlatego, że w jakiejś konkretnej placówce na inne możliwości czeka kolejka, albo nie są refundowane przez NFZ, albo ten właśnie lekarz lubi jakąś metodę, bo ją najlepiej poznał. Takie przedstawianie możliwości terapeutycznych i takie naświetlanie sytuacji, które służy osiąganiu przez lekarza jakichś własnych celów, bez względu na dobro pacjenta może być zdemaskowane, a wtedy zaufanie znika. Wyznaczanie kolejności udzielania pomocy Gdy możliwości wykonania zabiegu są ograniczone, o kolejności decydować powinny względy medyczne. W praktyce medycznej obowiązuje silna zasada równego traktowania pacjentów. Jednak ta zasada jest często łamana, na przykład dla tego, że z drugiej strony istnieje poczucie, że należy ratować w pierwszym rzędzie najpierw dzieci i kobiety w ciąży, a na końcu młodych mężczyzn. Wątpliwości 32 rodzą się, gdy mowa jest o tym, czy w pierwszym rzędzie należy ratować lekarza i czy na kolejność ratowania powinien mieć wpływ wiek, płeć i status ratowanego. Z punktu widzenia pacjenta kryteria nie są dość przejrzyste. Myśli, że lekarz może zdecydować o przeskakiwaniu kolejki z innych względów. Na przykład, gdy poprosi go o to inny lekarz, albo gdy w grę wchodzi gratyfikacja materialna. Ponieważ względy te są głęboko skrywane, pacjent może podejrzewać, że po to, by nie spadać na koniec kolejki, musi wkraść się w łaski lekarza. Decyzje o podejmowaniu i zaprzestaniu terapii To chyba najbardziej traumatyczne decyzje, jakie musi podejmować lekarz. Wiążą się bezpośrednio z tym, czy pacjent będzie dalej żył czy umrze, a więc stawiają lekarza w pozycji pana życia i śmierci. Podstawy do podejmowania takich decyzji są często nie do końca określone. Inaczej być nie może, bo każdy przypadek jest inny, ponieważ za każdym razem dotyczy innego człowieka. Lekarz musi każdorazowo wyważyć „za” i „przeciw” opierając się na swoim doświadczeniu, biorąc pod uwagę rokowanie, to czy pacjent cierpi z powodu terapii. Na ocenę, czy podtrzymując życie nadal walczy się o życie czy tylko odsuwa się od siebie odpowiedzialność za zaprzestanie uporczywej terapii, składa się wiele subiektywnych czynników. Na wąskiej ścieżce, którą porusza się lekarz czyha wiele niebezpieczeństw. Niektóre z czynników wpływających na decyzję mogą mieć niewiele wspólnego ze szlachetnym powołaniem lekarza. Wśród tych, o których się dyskutuje, są względy materialne – koszt utrzymywania przy życiu i kalkulacja, czy poniesione wydatki nie byłyby lepiej spożytkowane gdzie indziej, w stosunku do kogoś, komu opieka należy się bardziej, albo tak, że można by uratować większą liczbę osób. Innym budzącym lęk względem podjęcia decyzji o zaprzestaniu leczenia może być dążenie do pozyskania organów do przeszczepów. To, w jaki sposób zapadają decyzje o zaprzestaniu terapii musi chronić zarówno pacjentów przed błędami i nadużyciami jak i lekarzy przed tym, aby na swoje barki nie brali zbyt wielkiej odpowiedzialności. W różnych krajach jest to różnie rozwiązywane. Najlepsze wydaje się powoływanie specjalnych kilkuosobowych komisji składających się z osób bezpośrednio zaangażowanych i takich, które mogą ocenić sytuację z dystansu. O decyzji decyduje głosowanie, a więc odpowiedzialność rozkłada się na te kilka osób. 33 Ograniczenia władzy lekarza Wrzawa wokół niedociągnięć i nadużyć popełnianych przez lekarzy może mieć swe źródło w poczuciu, że władza lekarza w zbyt małym stopniu podlega ograniczeniu. Z uwagi na to, że w naturze ludzkiej tkwi chęć dominacji nad innymi ludźmi i że, jak powiedział wybitny polski psychiatra Antoni Kępiński, „Władza nad drugim człowiekiem jest jedną z najsilniejszych i najniebezpieczniejszych ludzkich żądz”30, wszyscy, którzy sprawują władzę nad innymi powinni podlegać kontroli a ich poczynania powinny być jawne, bezstronnie oceniane i w razie potrzeby hamowane. Wówczas rządzeni czują się bezpiecznie. Tą regułą objęta jest również relacja lekarzpacjent. Wydaje się, że historycznie uwarunkowane wywyższenie lekarzy jako grupy społecznej nie podlegającej nadzorowi nie powinno stanowić obecnie przyczyny, dla której lekarze mieliby zostać wyjęci z ogólnie przyjętej zasady kontrolowania władzy. Zwraca uwagę, że organizacja opieki medycznej i przysługujące lekarzowi uprawnienia tkwią w poprzedniej epoce, a współcześnie drażnią jako anachroniczne. System jest tak skonstruowany, że sprawdza się pod warunkiem, że lekarz jest osobą o wysokim morale i że jego działania będą miały zawsze na celu dobro pacjenta. Jeśli jednak osobiste walory lekarza mają być jedyną gwarancją, to taka sytuacja budzi nieufność. W tradycyjnym, hierarchicznym społeczeństwie taka gwarancja wystarczała. 30 Kępiński Antoni Autoportret człowieka, wyd. Literackie. Kraków 1997, ISBN 83-08-02724-5 s.137 34 Natomiast współczesny pacjent widzi w lekarzu po prostu człowieka, który posiada właściwe ludziom ułomności i podlega wszystkim ludzkim pokusom. Ponieważ posiada władzę i jest człowiekiem, to może jej nadużywać i dlatego – sądzi się i tego się domaga - trzeba go kontrolować. Ta tendencja jest widoczna: Kodeks etyki lekarskiej, komisje etyczne, sądy lekarskie, coraz bardziej dokładne określanie odpowiedzialności zawodowej i karnej za błędy lekarskie, wymaganie uzyskiwania zgody pacjenta na działania terapeutyczne; wszystkie te instytucje służą kontroli. Mimo to opisana na wstępie atmosfera wokół praktyk medyków odzwierciedla społeczne niezadowolenie z układu stosunków pacjent-lekarz i poczucie, że powinno się poszukać lepszych mechanizmów chroniących pacjenta. Jest to poniekąd temat wstydliwy. Przecież lekarz jest powołany do niesienia pomocy i służenia dobru pacjenta. Nie powinno wątpić się w jego motywacje. Tak jak uczciwego klienta boli rewizja jego torby przy wyjściu ze sklepu, tak i w przypadku lekarza już samo zwątpienie w jego morale spotyka się z protestem. Patrząc na tę kwestię realnie, trzeba jednak uznać, że nie dla wszystkich lekarzy troska o innego człowieka stoi na czele pobudek do wykonywania tego zawodu. Dla części ważny jest prestiż albo to, że jest atrakcyjnie wynagradzany. Nie można też wykluczyć, że lekarzem zostanie ktoś o nieodpowiedniej osobowości: w skrajnym przypadku o cechach psychopatycznych lub sadystycznych. 31 W drastycznych przypadkach sprawa trafia do sądu, ale w jaki sposób można dyscyplinować lekarza, jeśli nie popełni wyraźnego i karalnego wykroczenia? Trudno sobie w obecnych warunkach wyobrazić, że postanawiają o tym jego koledzy z pracy, a innej instancji brak. Co więcej, wśród lekarzy traktujących swój zawód jako powołanie, też należy spodziewać się przypadków, w których przemęczenie, wypalenie zawodowe, pokusa sławy lub dobrego zarobku czy jakieś inne zwykłe ludzkie ułomności biorą górę nad powołaniem do niesienia pomocy. Oczywiście za poważne wykroczenia grożą lekarzowi kary zawodowe i sądowe, ale jeśli jest „jedynie” niechlujny, nieuważny czy arogancki, to pacjent jest wobec niego bezbronny. Taki właśnie przypadek był tematem artykułu przytoczonego na początku rozważań. Formalnie pacjent ma wiele praw. Na przykład, 31 Znany jest przypadek domowego doktora z Manchesteru, Harolda Fredericka Shipmana, zwanego też doktorem-śmierć, który przez wiele lat uśmiercał swoich pacjentów wstrzykując im morfinę. Zanim został oskarżony liczba jego ofiar sięgnęła co najmniej 215 osób. Przez tak długi czas chroniła go pozycja lekarza.Skazany w końcu na dożywocie popełnił w celi samobójstwo w 2004 roku. 35 może złożyć zażalenie do szefa swojego lekarza lub zwrócić się do Komisji Praw Pacjenta. Może też zmienić lekarza. Jednak wobec silnego poczucia solidarności grupowej lekarzy i wobec tego, że pacjent jest chory, a więc słaby, te uprawnienia pozostają w sferze teorii a nie praktyki. Autonomia pacjenta Wyjściem wydawało się odejście od „pastoralnego” sprawowania władzy przez lekarzy, czyli takiego, w którym lekarz zajmuje pozycję wyższą od pacjenta i decyduje o tym, co dla niego dobre, a co złe. Doprowadziło to do położenia nacisku na autonomię pacjenta, a w ślad za nią do przesunięcia akcentów z opieki na dotrzymywanie warunków kontraktu zawieranego między pacjentem a lekarzem. Jak zwraca uwagę Paweł Łuków, przestrzeganie zasady autonomii powinno zaczynać się od ustalenia, co jest celem leczenia 32. Nie jest bowiem wcale oczywiste, że lekarz i pacjent mają na ten temat to samo zdanie. Wspomniany Kostogołow z powieści Sołżenicyna, który nie chciał żyć jako impotent, jest tego dobrym przykładem. Jeśli zdanie pacjenta nie zostanie rozpoznane i uwzględnione, nie ma co mówić o jego autonomii mimo zebrania podpisów potwierdzających jego zgodę na wszelkich wymaganych dokumentach. Przestrzeganie autonomii pacjenta wiąże się także z pewnym niekorzystnym skutkiem ubocznym. Po pierwsze, miejsce zaufania w stosunku lekarza z pacjentem zajmuje kontrakt, w miarę możliwości jak najdokładniej spisane prawa i obowiązki lekarza i pacjenta, zakres odpowiedzialności, warunki płatności i ubezpieczenia, wszystkie te warunki, jakie zwykle umieszcza się w kontrakcie handlowym. Efektem takiego zwrotu jest zmiana relacji pacjent-lekarz. Dużą wagę przywiązuje się do przepisów, do tego, żeby zdobyć zgodę pacjenta na dokonywanie operacji i zabiegów, co ma służyć upodmiotowieniu pacjenta, ale przy okazji gdzieś gubi się to, co w relacji lekarza do pacjenta najistotniejsze – postawa zaufania i troski. O potrzebie zaufania, której nie może zastąpić zawieranie kontraktu między leczącymi a leczonymi pisała bardzo ciekawie Noelle Carlin 33. Zwraca ona uwagę na uzupełniający się charakter 32 Łukow, Paweł, Granice zgody: autonomia zasad i dobro pacjenta, wyd. naukowe. Scholar, Warszawa 2005, ISBN 83-7383-122-3 33 Noëlle Carlin Relation de soin,la confiance à l’épreuve du droit, rozprawa doktorska z 2014 r. pod kierunkiem profesora Dominique Folscheida 36 kontraktu i relacji opartej na zaufaniu. Regulacje prawne stosunków międzyludzkich są zdobyczą naszej cywilizacji i ich rolą jest zwłaszcza chronienie najsłabszych – takie zadanie ma spełniać kontrakt. Z drugiej strony, działania człowieka w większości opierają się na zaufaniu, bo współpraca z innymi ludźmi zwiększa jego możliwości i zapewnia, jeśli nie przeżycie, to lepsze i pełniejsze życie. W dodatku, jeśli się nad tym dobrze zastanowić, kontrakt tylko wtedy spełnia swą rolę, jeśli istnieje zaufanie do systemu, w którym powstał. Trzeba mieć bowiem zaufanie, że będzie przestrzegany. Zatem za pośrednictwem kontraktu osobistą i ustną umowę miedzy lekarzem a pacjentem, w której wiele rzeczy rozumiało się samo przez się, zastępuje się obecnie tekstem, którego zapisy można będzie egzekwować przed sądem. Potrzeba spisywania kontraktu świadczy więc o tym, że umowa ustna nie wystarcza. Respektowanie autonomii pacjenta wydaje się dobrym krokiem w kierunku zapewnienia mu możliwości decydowania o sobie i świadomości tego, co go ma spotkać. Jest to niewątpliwy zysk. Nadal wszakże nie ma skutecznych mechanizmów chroniących go w przypadku, jeśli lekarz z jakichś powodów nie działa w jego interesie. Ponadto zachowanie autonomii nie gwarantuje pacjentowi troskliwej i rzetelnej opieki. Jak już zwracaliśmy na to uwagę, czasem odnosi przeciwny skutek: częściowo zwalnia lekarza z odpowiedzialności. Tak więc projekty naprawy relacji pacjent-lekarz nie mogą się ograniczać do przestrzegania zasad autonomii pacjenta, ponieważ nie wystarczy to do budowy zaufania. W trybach systemu opieki zdrowotnej Akcja powieści Aleksandra Sołżenicyna pt. „Oddział chorych na raka” toczy się w 1954 roku, tuż po śmierci Stalina. Sołżenicyn przedstawia stosunki między lekarzami, organizację opieki medycznej i stosunki między lekarzami a pacjentami, stosując pełną analogię do panującego w Związku Radzieckim totalitarnego reżimu. Zarówno lekarze jak i pacjenci tkwią w systemie, wobec którego są bezsilni. Choroba jest widziana jako inny, ale jakoś znajomy, rodzaj opresji. Szpital jako instytucja częściowo tylko służy leczeniu, kopiuje się w nim metody działania panujące w państwie: ubezwłasnowolnienie chorych, oszczędności na lekach i warunkach szpitalnych, podległość polityczną lekarzy, nastawienie na wykonywanie norm i tworzenie statystyk. Lekarze mają całkowitą władzę nad pacjentami, decydują o sposobie i czasie leczenia, dawkach leków, nie informują pacjentów o prawdziwym 37 stanie ich zdrowia, o rokowaniach, o skutkach ubocznych stosowanych terapii. Każdy czuje się ubezwłasnowolniony, zarówno pacjenci, których sytuacja jest jawnie poddana woli innych, jak i - w nie mniejszym stopniu - lekarze, którzy, będąc co prawda panami życia i śmierci pacjentów, sami podlegają ograniczeniom, uwarunkowaniom i naciskom, stawiających ich w sytuacji zależności od potężnych mechanizmów, nad którymi nie mają żadnej kontroli. A więc opresja państwa i choroby nakładają się na siebie i są totalne. Pacjent Kostogłotow zastanawia się, dlaczego jest traktowany w sposób, którego nie akceptuje. Przychodzi mu na myśl, że lekarze muszą się kogoś słuchać, bo wyrzucą ich z pracy, że nie są wolni w tym, co mówią. Może mają jakąś bezduszną instrukcję. Chce dowiedzieć się prawdy, ale nie może. W szpitalu jest zesłańcem tak jak w czasie odbywania kary w łagrze: tu też nikt nie zwraca uwagi na to, na czym mu w życiu zależy. Uważa, że lekarze mają swoje cele – statystykę a nie jego cele – takie życie, które jest warte życia. W innym miejscu „Oddziału chorych na raka” lekarka Doncowa broni się przed zarzutami zgłaszanymi pod adresem lekarzy mówiąc o tym, że musi przyjmować dziewięciu pacjentów na godzinę. Nie ma więc czasu, aby „spokojnie porozmawiać z pacjentem, pomyśleć, zastanowić się”. 34 Zatem to lekarz znajduje się w szponach systemu i jeśli jest winny wobec pacjenta, to tylko w takim stopniu, w jakim sam jest wolny. Pod tym względem sytuacja nie wygląda lepiej niż w 1954 w Sowieckiej Rosji, chociaż formy zniewolenia lekarza znacznie się zmieniły. W Gazecie Wyborczej35 przeczytać można było niedawno zwierzenia lekarki, która opowiadała, że miała około 50 pacjentów dziennie. Postanowiła przejść na emeryturę, gdy usiadł przed nią w gabinecie 18-letni chłopak, któremu musiała powiedzieć, że ma białaczkę i musi iść do szpitala. Chłopak trząsł się ze strachu, a ona wiedziała, że nie może mu poświęcić więcej niż chwilę, bo zaraz wściekły tłum będzie zaglądał do gabinetu w obawie, że ktoś nie zostanie przyjęty. Hierarchia szpitalna Lekarz nie tylko podlega ograniczeniom ze strony systemu opieki zdrowotnej, wtłaczającego go w rolę urzędnika i gryzipiórka. Istnieje bardziej namacalna zależność wynikająca z organizacji placówek zdrowia. Pacjent, który jest 34 35 Sołżenicyn, A. dz.cyt.,s.313 Szyłło Aleksandra 7 minut na chłopaka z białaczką, Gazeta Wyborcza, 22 stycznia 2015, DF , s. 14-15 38 postronnym obserwatorem nie wszystko widzi, ale nawet dla niego jasne jest, kto w szpitalu jest szefem. Stosunki wśród pracowników placówek medycznych przypominają często stosunki na dworze książęcym. Jeśli lekarz podlega władzy swojego przełożonego, który traktuje go jak wasala, będzie skłonny w podobny sposób traktować tych, którzy są jemu podlegli, a wreszcie także pacjenta. „W stosunkach między ludźmi hierarchizacja władzy stanowi wygodny sposób wyładowania agresji, w myśl zasady: bije mnie silniejszy, ja biję słabszego”36 We władzy techniki Michel Foucault pisał o biowładzy37, której zostali poddani współcześni. Pokazał, że władza nad populacją zastąpiła władzę suwerena opartą na umowie społecznej i władzę nad jednostkami, opartą na dozorowaniu i karaniu. Foucault zauważył, że tamte formy władzy zostały zastąpione władzą, która stała się strukturą działań38 prowadzącą do urobienia podległych jej ludzi tak, aby z własnej woli dokonywali wyborów, o które władzy chodzi. Władza stała się kierowaniem kierowaniem. Jednostce tylko wydaje się, że jest autonomiczna. Jej poglądy, decyzje, przekonania, wiedza, a nawet to, co uznaje za prawdę, są produktem oddziaływania władzy. Celem biowładzy jest dobrostan populacji: jej dobrobyt materialny, liczebny wzrost, zdrowie. Obecnie medycyna dostała do spełnienia rolę Lewiatana. W odróżnieniu od tego suwerena, o którym pisał Hobbes, współczesny Lewiatan nie ma twarzy ani imienia. Jest to anonimowa rozproszona siła, rozpędzona machina wymagająca od nas, byśmy poddawali się prewencyjnym szczepieniom, leczyli, ćwiczyli ciała, stosowali dietę, zachowywali sprawność i młodość, przestrzegali higieny i poddawali się okresowym badaniom kontrolnym. Czym jest ta władza, jak to się stało, że poddaliśmy się jej? Czy to możliwe, że w istocie to nie lekarz ma władzę, a że jest jedynie ubezwłasnowolnionym paziem suwerena, którego imię skrywa się za medykalizacją życia, za aparaturą medyczną, statystykami i technikami, o których nie 36 Kępiński Antoni. Autoportret człowieka. dz.cyt. s.138 Foucault, Michel. Bezpieczeństwo, terytorium, populacja, tłum. M. Herer, PWN, Warszawa 2010 i Narodziny biopolityki, tłum. M Herer, PWN, Warszawa 2011. 37 38 Foucault, Michel. (red. Collin Gordon) Power/knowledge.Harvester Brighton 1980. s. 220 (za Hindess, Barry. Filozofie władzy. Od Hobbesa do Foucaulta. PIW. Warszawa-Wrocław, 1999. ISBN 83-0113043-1) 39 śniło się naszym przodkom z epoki, w której lekarz działał głównie swoją wiedzą, intuicją i doświadczeniem i widział w swoim pacjencie człowieka? Medycyna w ciągu ostatniego wieku garściami czerpała ze zdobyczy naukowych. W efekcie możliwości leczenia wzniosły się na poziom dotąd niewyobrażalny, ale też można obserwować inny mniej już zachwycający efekt, taki, że medycyna została zdominowana przez technikę, chemię, biologię molekularną. Aby w pełni korzystać z narzędzi, jakie podsuwa coraz bardziej wyrafinowana technika, pojawiło się wymaganie, by do zjawisk z dziedziny medycyny stosować takie sposoby opisu jak w przypadku wymienionych nauk. Zaczęto do opisu choroby stosować redukcjonistyczny sposób zaczerpnięty z fizyki, to znaczy rozpatrywać poszczególne organy tak, jak by były samodzielne i od siebie odizolowane. I oto błogosławieństwo, jakim jest zastosowanie techniki w leczeniu stało się zarazem przekleństwem zarówno dla lekarza jak i dla pacjenta. Lekarz został wytrącony ze swej roli sztukmistrza, kogoś, kto dzięki ogólnemu wysublimowaniu wszelkich władz i skierowaniu niepodzielnej uwagi na pacjenta, gdzieś w ciszy swojego wnętrza wyławia i umie odczytywać sygnały dla innych niewidzialne i niesłyszalne, dotyczące stanu zdrowia pacjenta.39 Obecnie lekarz zapraszany jest przez wszechobecną technikę, aby uznał sam siebie za inżyniera, albo nawet serwisanta mechanizmu, jakim jest człowiek. Owszem, dysponuje aparaturą, podtrzymującą życie, umie przeszczepić serce i twarz, doszyć obciętą rękę, wymienić inne części zamienne w człowieku na nowe. Ale zarazem zmarkotniał: nie wierzy już w swą intuicję, nie chyli głowy przed naturą i przeznaczeniem, nie stara się prześwietlić pacjenta tajemnym widzeniem. Zamiast tego, rozmawia o organach i objawach, wypisuje skuteczne substancje chemiczne i badania prowadzone przy pomocy aparatury, której zasady działania nie zna. Tym samym lekarz stracił wolność, jego rola uległa przekształceniu: stał się niesamodzielny, został trybem w wielkim przemyśle medycznym, o którego względy przemysł ten bezpardonowo walczy. W tych okolicznościach gubi się centralna dla zabiegów terapeutycznych rola pacjenta. Staje się on czynnikiem wtórnym. Tak to opisuje Sołżenicyn: „Liczyła się etiologia, patogeneza, objawy, przebieg choroby, terapia, rokowania, profilaktyka - zaś opory, wątpliwości, obawy i lęki pacjentów, choć zrozumiałe i godne współczucia jako 39 Szczeklik, Andrzej. Katharsis. O uzdrowicielskiej mocy natury i sztuki. Wyd. Znak, Kraków 2002, ISBN 83-240-0242-1, dz.cyt., s. 61 40 przejawy ludzkiej słabości, nie miały żadnego znaczenia i z punktu widzenia logiki nie mogły być brane pod uwagę.” 40 Skoro niepotrzebne jest, by lekarz przez okno ciała zaglądał do duszy pacjenta i tam szukał przyczyn choroby, możliwe stało się taśmowe lecznictwo, a szpital czy przychodnia bardziej przypominają linię produkcyjną, gdzie każdy członek załogi montuje inny podzespół, nie zadając sobie nawet pytania, co będzie produktem końcowym. Jeśli mowa o taśmie, to znaczenia nabierają statystyki i wydajność. Dlatego dodatkowo wtłacza się lekarza do roli urzędnika, zapisującego przebieg swoich działań dla przyszłych rozliczeń. Tymczasem to nie tak powinno być: tak jak człowiek nie stanie się nigdy maszyną, bo jak pisze dr Szczeklik, „jest miejscem, w którym nakładają się na siebie niezliczone układy nieliniowe, których proste złożenie nie da w efekcie całości, ponieważ istnieje coś znane również w fizyce, co się określa jako nadwyżkę strukturalną”41, tak i medycyna nigdy nie zostanie nauką, taką jak fizyka. Nie będzie umiała określić ilościowo i w sposób niezawodny, co jest przyczyną tego, że pacjent uważa się za chorego. Heidegger w pracy pt. „Pytanie o technikę” 42 zwraca uwagę na istotę problemu: jest nim to, że człowiek zmienił swój stosunek do techniki. Gdy technika stała się narzędziem do poskramiania przyrody i traktowania jej jak zasobu i magazynu energii, a nie metodą odkrywania prawdy i piękna, istniejącego niezależnie od człowieka i udostępniającego się mu pod wpływem pokornie stawianych pytań, wpłynęło to przede wszystkim na samego człowieka. Stał się on narzędziem obsługującym wytwory techniki rozumianej wyłącznie instrumentalnie: jako siła sprawcza. Tymczasem, jak pisał Heidegger, „poznawanie oferuje otwarcie”, do którego nie dochodzi, jeśli człowiek nastawiony jest na eksploatację przyrody. „Leśniczy, który wymierza ścięte drzewo i na pozór tak samo jak jego dziad obchodzi te same leśne drogi, jest dzisiaj - wiedząc o tym lub nie - dostawiony przez przemysł obróbki drewna.”43 W efekcie nastawienia do świata, w którym wszystko jest zasobem człowiek dotarł do miejsca, w którym jest już tylko dostawcą zasobu i jego samego trzeba ujmować tylko jako zasób. Dotyczy to również lekarzy. Powiemy za Heideggerem, że sami stają się zasobami, gdy wydaje im się, że tylko korzystają z zasobów techniki. 40 Sołżenicyn, Aleksander. Oddział chorych na raka. dz. cyt., s 373 Szczeklik, Andrzej. Katharsis. O uzdrowicielskiej mocy natury i sztuki. dz. cyt.,s.62 42 Heidegger, Martin. Pytanie o technikę Odczyty i rozprawy. wyd. Baran i Soszczyński. Kraków, 2002 43 Tamże s. 20 41 41 Bezpieczeństwo procesu leczenia Z dotychczasowych rozważań wyłania się obraz sytuacji, w jakiej działa lekarz. Jest to obraz zagmatwany i niejednoznaczny. Owszem, lekarz ma władzę, ale sam nie jest wolny, tylko podlega pewnej nad-władzy. Jak starano się pokazać, do zmian społecznych wpływających na relację lekarza z pacjentem dochodzi jeszcze wszechobecność zaawansowanej techniki i nowoczesna, czytaj nastawiona na efekt, organizacja służby zdrowia. Lekarz w coraz większym stopniu polegający na technice a nie na własnej intuicji, wprzęgnięty w system opieki medycznej, w której sam jest elementem o bardzo ograniczonej swobodzie ruchów, przestał być przedstawicielem wolnego zawodu, a stał się raczej najemnikiem. Rozliczany jest nie tylko i nie przede wszystkim z tego, jak realizuje swoje powołanie, ale również z czasu pracy, sporządzania dokumentacji, liczby wypisanych recept, zgodności wydawanych przez siebie zaleceń z interesem szpitala i polityką Ministerstwa Zdrowia oraz z wykonywania innych pobocznych obowiązków, które z leczeniem nie mają wiele wspólnego. Stosując terminologię Heideggera, można powiedzieć, że lekarz jest „ustawiony” przez organizację, w której pracuje i przez technikę, którą wykorzystuje, tak, że jako naturalne i pożądane staje się traktowanie pacjenta jak zbiór organów. Gdy kontrakt zastępuje rozmowę i perswazję, naprzeciw pacjenta nie staje człowiek mający za zadanie mu pomóc, lecz urzędnik, trybik olbrzymiej machiny, której działanie jest z góry narzucone i uregulowane, a cel podejrzany. Właśnie ów podejrzany, bo niejasny cel jest źródłem nieufności do lekarzy. 42 Poświęcono sporo słów, aby wyłożyć argumenty za poszerzeniem kontroli nad poczynaniami lekarzy. Mimo, że argumenty te są oczywiste z punktu widzenia zapewnienia pacjentom bezpieczeństwa, gdyby władza miała być nadużyta, to już idea kontrolowania lekarza nie jest oczywista. Jednym z powodów jest to, że interwencja medyczna, rodzaj decyzji terapeutycznej i wszelkie postępowanie mające na celu pokonanie choroby opiera się w dużej mierze na intuicji i prawie zawsze post factum, gdy coś pójdzie nie tak jak to sobie lekarz i pacjent wyobrażali, można spekulować, co by było, gdyby decyzja była inna. Zawsze też można doszukiwać się jakichś uchybień. Sołżenicyn tak to obrazuje: „My, chirurdzy, w każdy wtorek i piątek idziemy na niesłychane ryzyko, na pole minowe! Cała nasza praca opiera się na zaufaniu: matka, która powierza chirurgowi własne dziecko, powinna mu ufać, a nie ciągać po sądach!” 44 W istocie, aby lekarz mógł wykonywać swój zawód musi mieć poczucie własnego bezpieczeństwa. Nie może być sparaliżowany wizją zarzutów, jakie mogą go ewentualnie spotkać. Dochodzimy w tym miejscu do ważnego wniosku, że zapewnienie bezpieczeństwa pacjentowi napotyka na barierę w postaci bezpieczeństwa lekarza. Dlatego sprawa ta jest złożona i wymaga ostrożnego podejścia i dobrze wyważonych rozwiązań. Z podobną trudnością stykamy się zawsze, gdy mowa jest o władzy specjalistów. Przewaga poznawcza danej grupy zawodowej, która jest celowo wytworzona i społecznie pożądana, wiąże się z niechęcią tej grupy do bycia kontrolowaną z zewnątrz. Po pierwsze dla tego, że jest to dla niej niewygodne, a po drugie dlatego, że problemy, z jakimi dana grupa styka się, są obce dla ludzi z zewnątrz i mogą być przez nich niezrozumiane. 44 Sołżenicyn, Aleksander Oddział chorych na raka, dz. cyt. s. 312 43 Niezwykły charakter władzy lekarza W końcu należy powiedzieć o czymś bardzo ważnym, bez czego obraz relacji lekarza z pacjentem byłby zafałszowany: że władza lekarza jest czymś wyjątkowym. Bowiem choć we wzajemnych kontaktach między ludźmi różnica ich rangi a więc i mocy wynikająca z pozycji społecznej, wieku, płci nie jest czymś niezwykłym, to jest coś, co wyróżnia spotkanie lekarza z pacjentem spośród innych asymetrycznych spotkań. Sytuacja jest nietypowa: oto słaby (chory) domaga się od silnego (lekarza) tego, żeby korzystał ze swej siły nie dla własnej korzyści, lecz w interesie słabego. Lekarz z zasady składa taką obietnicę, co stawia go w jednym szeregu z greckimi herosami. To właśnie w Grecji, skąd pochodzi obowiązująca lekarzy do dziś przysięga Hipokratesa, zauważono, że tam, gdzie panuje nierówność sił kończy się sprawiedliwość a zaczyna przemoc. Ludzi umiejących powstrzymać się od stosowania przemocy wobec słabszych podziwiano i układano o nich pieśni. 45 Zwykle w przypadku spotkania silnego ze słabym, to silny domaga się, by dostać coś cennego od słabego – chce zagarnąć jego siły, jego czas, jego pracę, jego uwagę a nawet jego życie. Po to dąży się do dominacji, aby móc podporządkować sobie słabego i odnieść korzyść z kontaktu z nim. Natomiast w relacji pacjent-lekarz, to pacjent – mimo, że jest słabszy - jest biorcą. Musi być wdzięczny, bo to przecież nie on daje coś lekarzowi, lecz lekarz jemu. Nawet, gdy pacjent płaci, nie staje się przez to 45 Por. Weil, S.. Iliada, czyli poemat siły. W Dzieła. dz. cyt. ss.471-492 44 klientem, czyli kimś, kto ma przewagę nad sprzedającym. W dalszym ciągu lekarz nie sprzedaje, lecz daje pomoc. Jak to już stwierdziliśmy, z reguły między lekarzem a pacjentem nie ma więzi wynikającej z miłości, przyjaźni ani nawet z zażyłości. Na czym więc opiera się korzystny dla słabszego przebieg tej relacji? Mówiąc słowami Weil jest to cud miłości bezinteresownej, prawdziwej agape, której zaistnienie zawdzięczają ludzie działaniu siły nadprzyrodzonej. Można to wyrazić inaczej: zawdzięczają to swojemu wykraczaniu poza świat praw natury, poza biologiczny interes. Człowiek w lekarskim kitlu, który z troską pochyla się nad innym, słabszym człowiekiem zwracającym się do niego o pomoc, przeczy prawom biologii. Człowiek, który rezygnuje z posłużenia się własną siłą dla swojej korzyści odpowiada swoim zachowaniem na apel „nie zabijaj” wysyłany przez twarz człowieka, który się przed nim pojawia. Upokorzony swoją niedolą, czujący pogardę i odrazę do samego siebie chory pokazuje lekarzowi swoją twarz i wzywa go do odpowiedzialności. Lévinas mówi, że tylko wówczas można sprostać temu wezwaniu, gdy odpowiedzialność sięga substytucji46, czyli, kiedy jest się gotowym do wzięcia na swoje barki ciężarów drugiego człowieka i postawieniu się na jego miejscu. Taka postawa staje się możliwa dopiero wówczas, gdy uzna się tego pojawiającego się innego, w jego odrębności i inności nie jako zagrożenie dla siebie, nie jako intruza, którego należy wyeliminować, lecz jako wezwanie do przekroczenia siebie i stanięcia oko w oko z nieskończonością. Owo zaakceptowanie inności drugiego otwiera na nieskończoność. Do tego, żeby pokonać coś, co Weil47 nazywała siłą ciążenia, a co w skrócie mówiąc można nazwać prawami przyrody, objawiającymi się w tym przypadku jako dążenie do dominacji, trzeba osiągnąć pewien stopień wewnętrznej czystości. Jest to – jak powiada Weil - reakcja rzadka, godna podziwu i pochwały. Taką wewnętrzną czystość musi mieć lekarz, jeśli ma sprostać wybranej przez siebie roli. Tak wygląda ideał. Nie można oczekiwać, aby każdy lekarz z samego faktu wykonywania swojego zawodu lub nawet z faktu odpowiadania na zew powołania wznosił się na takie wyżyny ducha. Mając jednak ten ideał przed oczami, można wskazać te momenty, w których praktyka życiowa od niego odbiega. 46 Lévinas, Emmanuel. Inaczej niż być lub ponad istotą. Wyd. Fund. Aletheia, Warszawa 2000.ISBN 8387045-63-2 ss.190-200 47 Weil, Simone. Doświadczanie Boga. W Dzieła. dz.cyt., s.628 45 Zamiast nadzorować i karać Jeśli stosowanie wobec lekarzy różnego typu kontroli, nadzoru, restrykcji, wytaczanie spraw sądowych, sądy koleżeńskie, komisje lekarskie, kary są albo niemożliwe do zastosowania wobec lekarzy albo ich zakres jest zbyt wąski, to co w takim razie można zaproponować w zamian, aby władza lekarza nie rodziła podejrzeń o możliwość jej nadużywania i aby pacjent czuł się bezpiecznie? Poniżej wymienię kilka propozycji poczynionych z punktu widzenia pacjenta. Kształcenie i kształtowanie Michel Geoffroy w książce „Un bon médecin”48 na końcu rozważań, po wymienieniu i obszernym omówieniu najważniejszych cech dobrego lekarza takich jak wiedza, cierpliwość, rozwaga, w końcu odpowiada na pytanie, czy lekarz powinien być mędrcem. Udziela odpowiedzi przeczącej. Dlaczego? Bo mędrzec nie ma dostatecznych kwalifikacji, żeby być lekarzem, gdyż mógłby ze stoickim spokojem przyglądać się cierpieniu innego człowieka i jego mądrość by na tym nie ucierpiała. Mógłby pozostać obojętny na ludzką słabość. Lekarz zaś powinien być zaniepokojony swoim bliźnim, współczuć mu, powinien reagować na wołanie o pomoc, pochylać się nad słabością. Wtedy dopiero jest dobrym lekarzem. 49 Nie ma co prawda patentu na bycie dobrym i naiwnością byłoby sądzić, że można dopracować się systemu, w którym lekarzami 48 Geoffroy, Michel. Un bon médecin. Pour une ethique do soins. La table Ronde, Paris. 2007, ISBN 9782-7103-2911-4 49 Tamże, ss. 215-216 46 zostawaliby wyłącznie dobrzy ludzie, ale można wychowywać pokazując, co się przez bycie dobrym rozumie. Tutaj pierwszorzędną rolę ma uwrażliwianie i rozbudzanie zainteresowania kwestiami etycznymi. Wtedy formowane będą postawy do obdarzania zaufaniem. Zwrot w etyce w kierunku etyki cnoty50, stawiającej w centrum zainteresowania podmiot działania powinien przynieść w tym względzie pozytywny skutek. Obecnie, po epoce fascynacji technicznymi możliwościami medycyny, wraca się do przekonania, że lekarz powinien być nie tylko wykształconym specjalistą, ale też - a może zwłaszcza – humanistą. Dlatego do programu studiów medycznych włącza się ostatnio kursy literatury, psychologii, antropologii, etnografii, historii i etyki. Dostrzega się już, że lekarz z wykształceniem humanistycznym jest lepiej przygotowany do tego, żeby zająć się pacjentem jako osobą. Nadal jednak można obserwować zadziwiające niedopatrzenia w systemie kształcenia: na przykład trudno sobie wyobrazić, że lekarz, którego narzędziem pracy z pacjentem jest rozmowa, nie ma podstawowej wiedzy w zakresie komunikacji, nic mu nie wiadomo o mowie ciała, ani o tym, że ważny jest ton głosu itp. Zapewne również umiejętność rozpoznawania stylu przywiązania5152 właściwego danemu pacjentowi stanowiłaby dla lekarza cenną pomoc. jednak w Polsce lekarz nie jest szkolony, nawet w podstawowym zakresie, jak należy rozmawiać z pacjentem, żeby nie szkodziło to relacji. W książce Pawła Łukowa „Granice zgody” 53 powtarza się wielokrotnie postulat, aby lekarz traktował pacjenta z delikatnością. Obserwując to, jak odnoszą się do siebie ludzie w miejscach publicznych w Polsce, a jak w krajach zachodniej Europy, można się zastanawiać, czy na pewno powszechnie wiadomo u nas, co oznacza bycie delikatnym? Wydaje się, że sztuka grzeczności, uprzejmości, taktu jest czymś, co w Polsce dopiero się odbudowuje po ciemnych dekadach komunizmu. Czy nie należy się wobec tego obawiać, że lekarze, podobnie jak wszyscy inni członkowie naszego społeczeństwa, mają wokół siebie za mało dobrych wzorców, które mogliby 50 MacIntyre, Alasdair. Dziedzictwo cnoty. Studium z teorii moralności.Wyd. PWN,Warszawa, 1996. ISBN 83-01-12098-3 51 Tyszkiewicz-Bandur, Kozińska Beata Relacja lekarz-pacjent w kontekście teorii przywiązania, Roczniki Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecienie 2009, 55,2,90-98 52 Bowlby J. A secure base: clinical application of attachement theory. Tavistock/Routlege, London 1988, 53 Łukow, Paweł. Granice zgody. dz. cyt. 47 naśladować? Dlatego szczególnie ważne byłyby szkolenia pokazujące, jakie formy zachowania i jakie słowa, jak wypowiedziane, oddziałują pozytywnie na pacjenta. Zło może rodzić się z niewiedzy, z powielania wadliwych schematów, a nie ze złej woli. Hannah Arendt54 ukuła twierdzenie o banalności zła. Uważała, że do popełnienia najgorszych zbrodni nie trzeba być potworem. Wystarczy, że zabraknie człowiekowi autorefleksji i zwolni siebie z roli współtwórcy prawa. Będzie się wówczas bezmyślne poddawał hasłom propagandowym. Kształcenie lekarzy powinno zatem zawierać takie przedmioty, które zachęcają do myślenia i samodzielności w formowaniu sądów. Tak aby zapytywali o istotę rzeczy pozwalającą na odkrywanie. „Albowiem zapytywanie jest pobożnością myślenia”55, jest filozofowaniem, zaś żeby być dobrym lekarzem trzeba być filozofem. 56 Wsparcie psychologiczne Wydaje się, że gdyby lekarz miał instytucjonalnie zapewnioną możliwość wypowiedzenia swoich odczuć, lęków i frustracji, byłby lepszym lekarzem. Ma przecież do czynienia z sytuacjami skrajnymi. Na jego oczach umierają powierzeni mu ludzie. Może mieć w związku z tym wątpliwości co do swoich decyzji, umiejętności, fachowości. Z drugiej strony, musi stawić czoła pacjentom i ich rodzinom, którzy chętnie obwiniają go za wszystkie niepowodzenia, bo jest łatwym celem pretensji, spełniając funkcję kozła ofiarnego. Naturalną więc reakcją lekarza jest obrona własnej integralności psychicznej. Jeśli nie będzie miał jak odreagować, jeśli dostanie pomocy na przykład w postaci superwizji57 - tak jak to praktykują psychoterapeuci – to broniąc się zamknie sobie drogę do otwartego spojrzenia na siebie i skutki swojej pracy. I znów nasuwa się pytanie, dlaczego taka potrzeba zrodziła się dopiero teraz. Można spekulować, że jednym z ważnych powodów było to, że dawniej lekarz nie miał aż tylu anonimowych pacjentów dziennie. Miał czas wytchnienia i czas na refleksję. Nie miał też takiej jak dziś mocy, bo techniki medyczne ograniczały się do prostych czynności, których był samodzielnym i jedynym wykonawcą, a więc znacznie mniej od niego oczekiwano. Nie musiał podejmować decyzji o sztucznym podtrzymywaniu życia, bo 54 Arendt, Hannah. Eichmann w Jerozolimie, wyd. Znak, Kraków, 1985. ISBN 83-7006-027-7 Heidegger, Martin. Odczyty i rozprawy. Pytanie o technikę, wyd. Baran i Soszczyński. Kraków, 2002 56 Geoffroy, Michel. Un bon médecin. Pour une éthique do soins. Dz.cyt., s.216 57 Podobna idea przedstawiona była na wykładzie wygłoszonym 13.02.2015 w trakcie Studium przez Zbigniew Kowalski „Relacje pacjent-lekarz: jak rozmawiać z rodzicami oraz dzieckiem przewlekle chorym o poważnym rokowaniu” 55 48 nie było takich możliwości. Gdy pacjent umierał, bo lek nie zadziałał, przyjmowane to było jako naturalny bieg rzeczy. Zaś gdy dręczyły go wyrzuty sumienia – mógł pójść do spowiedzi lub na rozmowę do duchownego. Ponieważ ten kanał oczyszczenia wewnętrznego i poddania się pod osąd zewnętrzny praktycznie przestał we współczesnym świecie funkcjonować, to wygląda na to, że lekarz został sam z problemami nie do udźwignięcia. W przypadkach szczególnej odpowiedzialności, jak na przykład wtedy, gdy trzeba zdecydować o zaprzestaniu terapii, pomocne wydaje się powoływanie komisji etycznych. Wówczas decyzje podejmowane są przez zespół specjalistów i nie obciążają jednego tylko lekarza. Nie wiem, czy gdzieś na członków komisji etycznych powołuje się godnych zaufania laików. Mogliby spełniać funkcję analogiczną do funkcji ławnika w systemie sprawiedliwości. Gdyby nawet mieli ograniczone prawo głosu, wierzę, że takie rozwiązanie sprzyjałoby rozwiewaniu podejrzeń o „korporacyjność” i hermetyczność poczynań środowiska lekarskiego. Podział ról Patrząc na sytuację lekarza z dystansu, widać wyraźnie, że nałożony jest na niego zbyt szeroki zakres obowiązków. Ponieważ od lekarza wymaga się, by był nie tylko dobrym fachowcem, ale też urzędnikiem i psychoterapeutą, pracownikiem i członkiem zespołu, to być może trzeba uznać, że tych ról jest zbyt wiele i że - w szczególności - nie wszyscy lekarze, którzy są świetnymi specjalistami, mają predyspozycje do zaspokajania wszystkich potrzeb pacjenta. Może więc nie wszyscy powinni mieć rolę rozmówców z pacjentami, a jedynie ci spośród lekarzy, którym ta rola odpowiada i są do niej należycie przygotowani. Tak jak w biznesie istnieją specjaliści od PR, to i wśród lekarzy mogłaby wykształcić się specjalność lekarzterapeuta. Byłoby wówczas tak, że niektórzy lekarze zajmowaliby się tylko diagnostyką, wyborem terapii czy przeprowadzaniem operacji, zaś tłumaczenie, uspokajanie, pocieszanie i słuchanie historii życia należałoby tylko do lekarzyterapeutów. Być może powinni istnieć lekarze, którzy nic nie mówią, nie wchodzą w żadną osobową relację z pacjentem. Mogliby to za nich robić inni, oddelegowani do tego i mający odpowiednie predyspozycje lekarze-terapeuci. Takie rozwiązanie może nie pasować do zawodu lekarza, zdaję sobie z tego sprawę. Faktem jest jednak, że naprawdę są tacy lekarze, których kontakt z pacjentem nie wnosi niczego dobrego i nie można udawać, że się nie zauważa, że lepiej, żeby go w ogóle nie było. 49 Część władzy w ręce pacjenta? Podkreślanie zasady autonomii pacjenta nie prowadzi w istocie do dzielenia się z nim władzą. Zresztą nie powinno być, bo do czego mogłaby się przydać ta władza pacjentowi? Cóż więc oznacza autonomia pacjenta? Nie wystarczy pacjenta pytać o zdanie, w sytuacji, gdy jest ono formułowane na podstawie wiadomości przekazanych przez lekarza. W zależności od sposobu przekazania informacji o chorobie i proponowanym leczeniu, pacjent podejmie decyzję, która nawet jemu samemu nie będzie się wydawała autonomiczna. Władza wynikająca z posiadanej wiedzy i umiejętności a także z zajmowanej pozycji i dostępu do środków leczenia pozostanie dokładnie w takim samym stopniu w rękach lekarza. Zresztą, pacjentowi nie chodzi o to, żeby lekarzowi tę władzę odbierać. Natomiast dzięki konieczności udzielania zgody na różne czynności podejmowane przez lekarzy, mogą stać się one pacjentowi wiadome. (Pod warunkiem, że rzeczywiście zrozumie, co podpisuje.) Dzięki temu będzie mógł skonsultować decyzje jednego lekarza z opinią innego. Żeby poczucie bezpieczeństwa pacjenta było wyższe niż obecnie, ta możliwość zdobycia wiedzy na swój temat, a zwłaszcza możliwość konsultacji u innego, niezależnego fachowca powinna być dostępna rzeczywiście, a nie tylko teoretycznie. Obecnie zasięganie drugiej i trzeciej opinii lekarskiej jest trudne i krępujące. Lekarz, którego diagnozę lub sposób leczenia pacjent chce potwierdzić, traktuje to działanie jako akt nieufności wymierzony w jego kwalifikacje zawodowe lub kwestionujące jego rozwagę czy dobre intencje. Lekarz mający udzielić konsultacji, poproszony o to nie przez swojego kolegę, tylko przez pacjenta, z reguły reaguje nerwowo: albo dyskredytuje kolegę, albo półsłówkami kryjącymi jego prawdziwe stanowisko pokrywa fakt, że ma na sytuację pacjenta inne zdanie. Pacjent odczuwa, że liczy się wtedy bardziej solidarność grupowa niż jego dobro. Pacjent empatyczny Chociaż za jakość relacji z pacjentem odpowiedzialny jest lekarz jako ten, kto dysponuje przewagą i chociaż trudno wymagać od pacjenta, aby w dramatycznej dla siebie sytuacji dbał o coś więcej niż tylko o siebie, to trzeba sprawić, aby do powszechnej świadomości dotarło, że jeśli już zrzuciło się lekarza z piedestału, powinno się zarazem zaakceptować w całej rozciągłości to, że jest on zwykłym człowiekiem. Jeśli zaś jest zwykłym człowiekiem, takim jak każdy potencjalny pacjent, 50 to powinno się mu dać prawo do zmęczenia, zniecierpliwienia, błędów, niewiedzy i wielu jeszcze zwykłych ludzkich słabości. Istotne byłoby, żeby pacjent zrównując się pod wieloma względami z lekarzem, miał odwagę zastanowić się nad tym, jak on sam zachowałby się, gdyby od niego zażądano tego, czego chce od lekarza. A gdyby tak, zanim zostanie pacjentem, spróbował odpowiedzieć na pytanie, w jakim stopniu jego własna aktywność skierowana jest na zajmowanie się innymi? Czy daje swój czas, czy ma cierpliwość? Czy nie doszedłby do wniosku, że żąda od lekarza więcej niż od siebie i więcej niż od innych? A przecież nie chce lekarzowi przyznać szczególnej pozycji. Samopoświęcenie, troska, uważność, współczucie. Czy można tego żądać? Samoograniczenie Jeśli człowiek tak postanowi, może sam z części swej władzy zrezygnować. Przejawia się to w łagodności głosu i spojrzenia i nie wyklucza jednoczesnego zdecydowania i brania na siebie odpowiedzialności za drugiego. Doświadczenie takiej właśnie postawy lekarza jest czymś bardzo wzruszającym i budzącym wdzięczność. Dzięki temu zawiązują się między lekarzem a pacjentem intymne osobiste więzi, których nie zastąpi żaden kontrakt. Wewnętrzny nakaz, aby nie używać więcej władzy niż to konieczne, pozostawiając pacjentowi jak najwięcej wolności i doceniając jego potrzebę samostanowienia jest tym, czego u lekarza szukamy. „Jeśli ma się przewagę w nierównym stosunku sił, nadprzyrodzona cnota sprawiedliwości polega na dokładnie takim postępowaniu, jak gdyby istniała równość.” – pisała Simone Weil.58 Do tego, żeby zauważać u siebie przejawy nieuczciwego wykorzystywania przewagi nad drugim potrzebna jest duża samoświadomość, wrażliwość i uważność na potrzeby drugiego. Świetnie, jeśli te cechy są u kogoś wrodzone, albo wykształcone w dzieciństwie. Może być jednak tak, że dopiero w dorosłym życiu, albo nigdy, nie zetkniemy się z sytuacjami, które wytrącają nas z egoizmu i egocentryzmu. 58 Weil, S. Formy nieuświadomionej miłości Boga. w Dzieła. dz.cyt., s.650 51 Zakończenie Jeśli oczekiwaliśmy prostego remedium na taki układ stosunków, w którym lekarz, jako posiadający władzę, budzi nieufność pacjenta, doznamy rozczarowania. Władza lekarza powinna ze swej natury być władzą niekwestionowaną, a zarazem powinny istnieć skuteczne mechanizmy chroniące pacjenta przed nadużyciami, a więc takie, które tej władzy patrzą na ręce. Trudność polega na tym, że te dwa warunki często stoją ze sobą w sprzeczności. Władza lekarza nie daje się ujarzmić metodami „nadzorować i karać”, ponieważ niezdyscyplinowanie i bezkarność wynikają nie tylko z zaszłości historycznych, kiedy to lekarz tkwił na szczycie drabiny społecznej, ale przede wszystkim ze specyfiki jego roli. Budzi to zniecierpliwienie nieufnej publiczności. Jednak wydaje się, że trudno będzie w zadowalającym stopniu ograniczyć lekarza przez czynniki pochodzące z zewnątrz. Chociaż rola już funkcjonujących sposobów takich jak komisje lekarskie, sądy, ograniczenia wynikające ze skodyfikowanych praw pacjenta jest ważna i będzie nabierać znaczenia, to środki te nie tylko nie są wystarczające, ale też mogą mieć skutek dla pacjenta niekorzystny, bo przeciętny lekarz poczuje się częściowo zwolniony z odpowiedzialności. Z kolei skuteczność sankcji wobec wykroczeń lekarzy z konieczności jest problematyczna, ponieważ mają one działać w obszarze sztuki i intuicji, a te z trudem poddają się obiektywizacji. Co więcej, lekarz, którego intencją jest bezinteresowne niesienie pomocy (i nie umniejsza tego fakt że otrzymuje wynagrodzenie), będzie urażony podejrzeniem, które pojawia się w tle instytucjonalnych restrykcji. Tak więc uznać należy, że muszą znaleźć się inne metody uciszenia nieufności pacjentów. Dozorowanie i karanie nie wystarczy. Locke w „Rozważaniach dotyczących rozumu ludzkiego” mówił o ”prawie opinii, czyli 52 reputacji”, którego sankcje polegają na wyrażaniu aprobaty i dezaprobaty przez współobywateli. Wydaje się, że w rozważanej tu kwestii trzeba właśnie liczyć na trening społeczny, który będzie wyrabiał takie nawyki, aby posiadający władzę, w tym lekarze, byli wewnętrznie zobowiązywani do powstrzymywania się od dążenia do dominacji. Jeśli aprobować się będzie i nagradzać takie zachowania, w których lekarz jak najpełniej odpowiada na wołanie o miłość dobiegające od pacjenta, to istnieje większe prawdopodobieństwo, że jego władza nie będzie nadużywana. Na przykładzie stosunków między lekarzem a pacjentem śledzić możemy ścieranie się w człowieku dwóch tendencji - dążenia do miłości i dążenia do władzy. Mogą się one wydać opozycyjne wobec siebie, a jednak jedno bez drugiego nie istnieje. Dążenie do władzy jest w swej istocie dążeniem do „posiadania” miłości, czyli kochania i bycia kochanym, zaś kochanie i bycie kochanym wiąże się z uzyskiwaniem władzy. Ani władza ani miłość nie są atrybutem pojedynczego człowieka. Obie wymagają bliskiej relacji z drugim. Świadoma rezygnacja z dominacji nad drugim może nastąpić, jeśli człowiek uświadomi sobie, że samo bycie innego, który jest tak samo wolny jak on sam, jest najwyższą wartością stanowiącą o sensie życia. Miłość może powstrzymać przed nastawieniem działań na własną korzyść, kosztem drugiego. Wnioskiem z naszych rozważań jest więc stwierdzenie, że dobra opieka lekarska jest skutkiem „istoczenia się”59 duszy lekarza, wydobywaniem jej na wierzch z pokładów niewiedzy i zwierzęcych instynktów. Wybierając swój zawód lekarz dokonał już zasadniczego opowiedzenia się po stronie solidarności z drugim człowiekiem, swoim pacjentem. Należy go w tym wyborze utwierdzać i uczulać na zagrożenia związane z posiadaną władzą. Wydaje się, że kiedy terenem spotkania jest leczenie i opieka nad chorym, w sposób szczególnie silny mają szansę ujawnić się tendencje sprzyjające poskramianiu żądzy władzy. Nawet najbardziej krytyczni obserwatorzy muszą przyznać, że mimo, iż władza lekarza jest ogromna, jest w przytłaczającej liczbie przypadków wykorzystywana nie dla własnej korzyści, ale po to, by nieść pomoc i ulgę. Z zaangażowaniem, poświęceniem i świadomym samoograniczeniem. Każde zwątpienie w to, że tak właśnie jest, to dramat zarówno dla pacjenta jak i dla lekarza. Dlatego ważne jest, aby szukać sposobów na usuwanie pojawiających się wątpliwości. 59 Używam tu terminu z dzieła Heideggera Pytanie o technikę, dz.cyt. 53 Bibliografia cytowana Arendt, Hannah. Eichmann w Jerozolimie. wyd. Znak, Kraków, 1985. ISBN 83-7006027-7 1.Arendt, Hannah. Kondycja ludzka. wyd. Aletheia. Warszawa, 2000.ISBN 83-8704554-3 2.Bowlby John. A secre base: clinical application of attachement theory. Tavistock/Routlege, London 1988, 3.Carlin, Noëlle Relation de soin,la confiance à l’épreuve du droit, rozprawa doktorska z 2014 r. pod kierunkiem profesora Dominique Folscheida 4.Foucault, Michel. Bezpieczeństwo, terytorium, populacja, tłum. M. Herer, PWN, Warszawa 2010 i Narodziny biopolityki, tłum. M Herer, PWN, Warszawa 2011 5.Geoffroy, Michel. Un bon medecin. Pour une ethique do soins. La table Ronde, Paris. 2007, ISBN 978-2-7103-2911-4 6.Heidegger, Martin. Odczyty i rozprawy. Pytanie o technikę, wyd. Baran i Soszczyński. Kraków, 2002 7. Hesse, Hermann. Kuracjusz. Tłum. M. Łukasiewicz. wyd.1. Wyd. Dolnośląskie Sp. z o.o., Wrocław 1991, ISBN 83-7023-194-2 8. Hindess, Barry. Filozofie władzy. Od Hobbesa do Foucaulta. PIW. WarszawaWrocław, 1999. ISBN 83-01-13043-1 9. Hobbes, Tomasz. Lewiatan, tłum. Cz. Znamierowski, wyd. PWN, Warszawa,1954. 10. Kępiński, Antoni Autoportret człowieka, wyd. Literackie. Kraków 1997, ISBN 8308-02724-5 11. Lévinas, Emmanuel. Całość i nieskończoność. Esej o zewnętrzności. PWN, Warszawa, 2002. ISBN 83-01-12598-5, 12.Lévinas, Emmanuel. Inaczej niż być lub ponad istotą. Wyd. Fund. Aletheia, Warszawa 2000.ISBN 83-87045-63-2 13.Locke, John. Dwa traktaty o rządzie, Warszawa, wyd. PWN 14. Łukow, Paweł. Granice zgody: autonomia zasad i dobro pacjenta. Wyd. Naukowe Scholar, Warszawa 2005, ISBN 83-7383-122-3 15.MacIntyre, Alasdair. Dziedzictwo cnoty. Studium z teorii moralności. Wyd. PWN,Warszawa, 1996. ISBN 83-01-12098-3 54 16.Molier, Anatol. Dzieła. Pan de Pourceaugnac. PIW, Warszawa 1988 17.Sołżenicyn, Aleksander. Oddział chorych na raka. wyd. Mediasat Poland.Kraków. ISBN 83-89651-77-7. 18.Szczeklik, Andrzej. Katharsis. O uzdrowicielskiej mocy natury i sztuki Wyd. Znak, Kraków 2002, ISBN 83-240-0242-1 19.Tołstoj, Lew. Śmierć Iwana Ilicza. In Opowiadania i nowele, Wrocław1985. 20.Toombs, K. S. The meaning of illness: A Phenomenological Account of the different Perpsectives of Physician and Patient. Dordrecht-Boston, Kluwer Accademic Publishers 1992. 21.Tyszkiewicz-Bandur, Kozińska Beata Relacja lekarz-pacjent w kontekście teorii przywiązania, Annales Academiae Medicae Stetinensis. Roczniki Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie 2009, 55,2,90-98 22.Weber, Max. Economy and socjety, an outline of interpretative sociology. Berkeley, University of California Press. 1978. 23.Weil, Simone, Dzieła. Wyd. Brama, Poznań 2004, tłum. M. Frankiewicz, ISBN 83914652-4-1 Indeks nazwisk Arendt, H. 21,47 Solżenicyn, A. 14,15, 16, 29, 30, 37,40, 42 Carlin, N. 35 Szczeklik, A. 39, 40 Foucault, M. 38 Tołstoj, L.14 Geoffroy, M. 45, 47 Weber, M. 22 Heidegger, M. 41, 49 Weil, S. 11,18, 19, 42, 44, 50 Hesse, H. 5, 26 Hobbes, T. 22 Lévinas E. 8,9, 44 Locke, J. 22 Łukow, P. 35,46 Kępiński, A. 13, 18, 33 Molier, A. 27 55 Streszczenie Tematem pracy jest problem władzy w asymetrycznej relacji lekarz-pacjent. Nie oznacza to, że stosunki władzy uważa się za najważniejsze dla tej relacji. Z pewnością troska, opieka, pomoc, odpowiedzialność, z jednej strony, a oczekiwanie na pomoc, ulgę w cierpieniu, nadzieja na wyzdrowienie, zaufanie, z drugiej strony, są bardziej fundamentalne. Zajmowanie się władzą jest jednak ciekawe, jeśli zgodzić się, że fakt posiadania władzy przez lekarza oraz sposób jej sprawowania stanowi jedno z głównych źródeł nieufności pacjentów. Uzasadnienie takiego stanowiska stanowi właściwy temat pracy. Problem spadku zaufania do medycyny w ogóle, i do lekarzy w szczególności, jest szeroko dyskutowany i uważany za jeden z głównych problemów we współczesnym lecznictwie. Niniejsza praca wpisuje się w ten nurt. Omówiony został wpływ choroby na sytuację człowieka. Wskazano na wynikającą z choroby słabość i podatność na nadużycia. Wymieniono główne oczekiwania pacjenta w stosunku do lekarza oraz niektóre wywołane tymi oczekiwaniami reakcje lekarza. Rozważano, na czym polega władza lekarza, podkreślono jej wyjątkowy charakter i rolę w procesie leczenia. Wskazano na możliwości i formy nadużywania władzy przez lekarza. Pokazano, że władza lekarza podlega ograniczeniom ze względu na organizację systemu opieki zdrowotnej i na coraz większą zależność lekarza od techniki stosowanej w medycynie. Dokonano przeglądu sposobów, w jaki usiłuje się kontrolować władzę lekarza. Zasygnalizowane zostało, jakie warunki i jakie kierunki działań sprzyjające odzyskiwaniu zaufania do lekarza mogą być zastosowane zamiast ograniczania jego władzy. Słowa kluczowe: władza, zaufanie, lekarz, pacjent, nadużycie 56 Summary How much power should a doctor have? The subject of this dissertation is the issue of power in an assymetric patient-doctor relationship. I am aware that power is not the key issue in this relationship. Surely more essential are care, reassurance, help, attention and responsibility from the part of the doctor and the expectancy of support, relief in suffering, hope for regaining health and trust from the part of the patient. However the issue of power becomes an interesting one if we realize and agree, that the main source of mistrust of doctors is fact that that they have power and then execute that power in a particular way . To provide evidence in support of the above contention constitutes the main topic of this work. The question of the growing mistrust in medicine in general and in doctors in particular is being widely discussed and is considered to be crucial in contemporary healthcare. This work’s aim is to add a voice to such a discussion. I have presented the impact the illness has on a human being. The vulnerability and weakness of the person who is ill was pointed out. I have described the main expectations of a patient towards his or her doctor and some of the reactions of doctors in response to these expectations. I have analized, what type of power a doctor has and showed that power's unique character together with it’s role in the process of conducting the patient's treatment. Some possible ways in which doctors can abuse and misuse their power were additionally described . I have demonstrated what the limitations of the doctor’s power are resulting from the organisation of the health system and from the growing use of advanced technology in medicine.I have referred to the methods and attempts to control a doctor’s power. I have detailed what further steps can be taken other than institutional control of that power to ensure the increase of trust between patient and doctor. Key words: power, trust, doctor, patient, abuse 57