05.08.2013 TOK FM - Pracownia Lingwistyki Migowej
Transkrypt
05.08.2013 TOK FM - Pracownia Lingwistyki Migowej
Transkrypcja audycji z udziałem Anny Żurawskiej i Pawła Rutkowskiego - Radio TOK FM (5 sierpnia 2013 r.). Program prowadził Cezary Łasiczka. CŁ: Cezary Łasiczka program „OffCzarek”. Wczoraj, szanowni państwo, nie wiem, czy ta informacja jakoś się szeroko przebiła, szerokim echem także odbiła, zakończyły się 22 . letnie Igrzyska Olimpijskie Głuchych w Sofii, czyli tak zwane Deaf Olimpics. Polacy wyjechali z czterema krążkami: dwa złote, które zdobył Artur Pióro w stylu dowolnym na 400 i 1500 metrów, srebrny medal powędrował do Elżbiety Zaręby w maratonie, a brązowy do judoczki Natalii Brzykcy w kategorii do 70 kilogramów. Dzisiaj będziemy o osobach głuchych rozmawiać. W studio doktor Paweł Rutkowski - kierownik Pracowni Lingwistyki Migowej, Uniwersytet Warszawski. No właśnie, na początek może wyjaśnienie, bo o Głuchych mówi się głusi, niesłyszący, głuchoniemi, a jaka jest wersja poprawna, taka którą osoby głuche preferują? P.R.: Jak przy każdej kwestii dotyczącej nazewnictwa, tożsamości, nazewnictwa jakiejś grupy społecznej trzeba się po prostu kierować tym, czego sama ta grupa używa i co sama ta grupa preferuje. Zdecydowanie Głusi wolą żeby nazywać ich po prostu głuchymi. Nam słyszącym często wydaje się, że termin „głuchy” jest jakoś niezręczny czy pejoratywny. Sami Głusi zupełnie go tak nie odbierają, dlatego że jest to jedyny termin, który definiuje ich pozytywnie, poprzez to jacy są, a nie jacy nie są, czyli terminy takie jak niesłyszący, głuchoniemy zawsze implikują brak czegoś. Podczas gdy Głusi żadnego braku w swym życiu nie odczuwają. Oni są szczęśliwi tacy jacy są. C.Ł.: Głusi i tego terminu używać będziemy. Niedawno w tygodniku „The Economist” ukazał się także bardzo interesujący artykuł zatytułowany „Listen up”, mówiący o tym że wydawałoby się, że postęp technologii powinien zmienić sytuację Głuchych na lepsze bo oto powstają coraz lepsze, coraz doskonalsze implanty ślimakowe, które pozwalają słyszeć. Albo lepiej słyszeć, albo w ogóle słyszeć. Z punktu widzenia osób, które te technologie tworzą i które przyglądają się, to jest świetna wiadomość bo oto osoby, które do tej pory nie słyszały teraz wreszcie mogą usłyszeć, więc sytuacja zmienia się na dobre, czy na lepsze. Jednak okazuje się, że z punktu widzenia osób głuchych rozwój technologii, który pozwalana doskonalenie technologii implantów ślimakowych wcale dobrą wiadomością nie jest. Nie do końca. P.R.: Na pewno nie jest dobrą wiadomością dla języka migowego. Musimy rozróżnić w tej rozmowie dwie grupy osób. Jedna to są głusi od urodzenia, względnie od bardzo wczesnego dzieciństwa, czyli tacy, którzy nigdy nie mieli szansy nauczyć się języka fonicznego. Druga grupa to ogłuchli, czyli ludzie tacy jak Beethoven na przykład, czyli tacy, którzy już nauczywszy się języka fonicznego stracili słuch. Dla tych drugich implanty są oczywiście świetnym rozwiązaniem, bo pomagają im przywrócić jakąś kompetencję, którą oni zdołali wytworzyć we wczesnym dzieciństwie. Dla Głuchych takich, którzy nigdy polszczyzny na przykład czy innego języka fonicznego nie znali, to że wszczepi się im implant wcale nie oznacza, że będą mogli funkcjonować językowo tak jak każdy z nas. Dla niektórych głuchych jest to fajne rozwiązanie, dla innych nie. Musimy się wsłuchać po prostu w głos samej społeczności. Nawet wśród swoich znajomych mam takich, którzy zostali zaimplantowani i nigdy nie chcą tego implantu używać. Mówią „To jest coś, z czym ja się czuję niekomfortowo. Nie czyni ze mnie słyszącego, za to przestaję być Głuchym.” Są też tacy, dla których to się okazało dobrym rozwiązaniem, którzy mówią „Fajnie, wreszcie mogę usłyszeć dźwięk telefonu.” Są różne przypadki. Na pewno nie jest to złota metoda, która rozwiązuje wszystkie problemy. Przy tego typu sprawach zawsze musimy się wsłuchać w głos samej społeczności. Głusi często byli traktowani patriarchalnie przez słyszących. Tak, że my słyszący wiemy lepiej, co jest dla was dobre, wy Głusi nie doceniacie teg,o jak piękny jest szum liści, jak piękny jest śpiew ptaków o poranku i macie przez to bardzo ubogie życie. Ja zawsze swoim studentom tłumaczę, że to jest tak jakby delfiny opanowały świat i nam ludziom tłumaczyły: macie bardzo ubogie życie, bo nie słyszycie ultradźwięków. Bez ultradźwięków świat jest ułomny, a my tak tego nie odbieramy. Nie znając ultradźwięków i nigdy się z nimi nie stykając, nie odczuwamy braku czegoś takiego. Tak samo Głusi nie odczuwają braku języka, bardzo wielu Głuchych, powiedzmy że to są indywidualne przypadki. C.Ł.: Mamy język migowy i jak właściwie traktować ten język, bo kiedy myślimy o języku migowym, myślę z perspektywy osób słyszących to jest takie trochę inne podejście do języka polskiego. Właściwie to jest język polski, ale wyrażony inaczej. Przecież należało by o tym myśleć jako o odrębnym języku. P.R.: To jest bezsporne. My językoznawcy zajmujący się językami migowymi nie mamy żadnych wątpliwości co do tego, że języki migowe na świecie są zupełnie odrębne od języków fonicznych danych krajów. Jako ciekawostkę mogę podać przykład, który to dobrze ilustruje. W Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych jest zupełnie inny język migowy, są dwa różne języki migowe, mimo że język foniczny, jak wiemy, jest z grubsza ten sam. Dlaczego tak jest? Dlatego że te języki ewoluowały spontanicznie w tych społecznościach, niezależnie od języków fonicznych. Na przykład polski język migowy historycznie powiązany jest z francuskim językiem migowym, mimo że polszczyzna foniczna nie jest powiązana historycznie z francuskim językiem fonicznym. To są zupełnie niezależne języki, które co więcej nie mają nic wspólnego pod względem gramatycznym, struktury, z językami fonicznymi poszczególnych krajów. I z tego punktu widzenia Głusi są po prostu obcojęzyczni, czyli na przykład dla Głuchego polska polszczyzna jest językiem obcym. Dopóki my słyszący tego nie zrozumiemy i nie przystosujemy na przykład systemów edukacyjnych i różnych innych rozwiązań w biurach i tak dalej, do tego faktu że mamy w Polsce olbrzymią mniejszość językową, być może największą mniejszość językową, większą od mniejszości niemieckiej, litewskiej i tak dalej, dla której polszczyzna jest językiem obcym i która nie ma szansy nauczyć się polszczyzny jak my, bo ta polszczyzna jest im niedostępna. C.Ł.: Wspominał Pan, że sporo można na tym polu zrobić, jeśli chodzi o edukację, oznakowanie, pracę. Jak w tej chwili wygląda sytuacja i co można poprawić? Co jest największym problemem? Co jest największą barierą? P.R.: Niestety na dzisiejszy wygląd, czy na dzisiejszy kształt polskiej edukacji dla Głuchych, olbrzymie piętno odciskały wieki całe, czy przynajmniej dekady takiej tradycji oralistycznej. Tu termin oralizm w odniesieniu do głuchych i sytuacji oznacza taką doktrynę w nauczaniu głuchych, która zakłada: język migowy odciąga was od języka fonicznego. Jak będziecie migać, to po co wam czytać z ust, po co wam starać się artykułować dźwięki, których nie słyszycie. Możecie wszystko zamigać między sobą, a my chcemy żebyście byli dostępni komunikacyjnie dla słyszących, bo to do tego się sprowadza. W związku z tym przez sto lat dominowała na całym świecie doktryna oralistyczna, która mówiła: głuchych trzeba przede wszystkim uczyć czytać z ust i uczyć artykulacji dźwięków. Jeżeli język migowy odciąga ich od tego to zabronimy im migać. Dzieciakom głuchym, pewnie Pan w to nie uwierzy, jeszcze niedawno wiązano ręce, żeby nie migały, a język migowy to jedyny język, który jest dla nich naturalnie, od dziecka dostępny. Język foniczny może być ewentualnie w piśmie i być językiem obcym, którego się naucza, kiedy dziecko opanowało już swój język pierwszy, czyli język migowy. My bardzo często myślimy, że jak głośno i wyraźnie powiemy, czy jak napiszemy coś tam na kartce głuchemu to on to zrozumie, a w tej sytuacji jest tak jakbyśmy wyraźnie artykułowali czy napisali coś na kartce Wietnamczykowi, Mongołowi czy Chińczykowi. On tego nie zrozumie, mimo że jest napisane na kartce. Tak samo głuchy Polak. Jeszcze jedną rzecz, jeżeli mogę, zdarzają się do dzisiaj sytuacje, z ostatnich miesięcy dosłownie sprawa którą znam z pierwszej ręki: w warszawskim szpitalu, gdzie w Warszawie naprawdę nie jest trudno znaleźć tłumacza migowego, wykonuje się operację głuchemu chłopakowi i on nie wie, co mu wycięto. Przez tydzień leży w szpitalu i nie wie, po prostu podłożono mu jakieś papiery do podpisania, on ich nie rozumie. Dopiero po tygodniu przychodzą go jacyś głusi odwiedzić, którzy są w stanie się dogadać z personelem szpitala i on się dowiaduje, że wycięto mu wyrostek robaczkowy, ale przez tydzień nie wiedział, co mu się stało. Tego typu sytuacje do dziś się zdarzają i będą się zdarzać dopóki wiedza o tym, że miganie jest innym językiem nie dotrze do szerszych grup społecznych. C.Ł.: Właśnie, bo takie popularne rozumienie jest, że język migowy jest językiem dodatkowym, ale oczywiście każdy Głuchy zna polski, bo dlaczego nie miał by znać polskiego, przynajmniej w piśmie. P.R.: Tak. Z takiego samego powodu nie zna polskiego z jakiego, nie wiem, na przykład Pan nie zna chińskiego. To jest po prostu język dla nich, którego nie doświadczają od dziecka, bo w kontaktach codziennych albo posługują się językiem migowym, albo czasami się zdarza, że są bezjęzyczni aż trafią do szkoły dla głuchych. Takie wypadki też się zdarzają, że przyprowadzają rodzice dziecko siedmioletnie do szkoły dla głuchych. Szkoły dla głuchych są zazwyczaj szkołami internatowymi, czy przynajmniej takimi gdzie większość dzieciaków stanowią głusi i dziecko dopiero tam uczy się migać, a jak przychodzi nie potrafi nic. Oczywiście są takie dzieciaki, dla których implanty są świetnym rozwiązaniem, a na pewno dla większości rodziców to jest świetne rozwiązanie, bo zwalnia rodziców z obowiązku myślenia, co z językiem migowym i co zrobić, żeby te dzieciaki mogły się normalnie rozwijać w swoim naturalnym środowisku komunikacyjnym. Implant będzie czarodziejską sztuczką, która załatwi tę sprawę. I są takie dzieciaki, dla których, tak jak mówię, to się świetnie sprawdza, nie chcę tutaj powiedzieć że implanty nie są dobrym rozwiązaniem, natomiast na świecie przechodzimy zdecydowanie od podejścia „albo implanty albo migowy” z naciskiem na implanty na podejście i „implanty i migowy”, bo nawet jeśli nie jest to bardzo duży odsetek, to część głuchych implantów potem nie toleruje, źle się z nimi czują i jeżeli nie mają języka migowego, zostają zupełnie bezjęzyczni. Po angielsku takie osoby często określa się „oral failures” czyli takie jakby porażki systemu oralistycznego, z którymi nie wiadomo co zrobić, bo dzieciaki na prawdę nie potrafią komunikować się z otoczeniem. C.Ł.: Czyli na poziomie systemu, na poziomie instytucji państwowych, instytucji kultury, urzędów, biur, ministerstw należy o tym pamiętać, że to jest oddzielny język, może być jedynym językiem, więc nie zależy zakładać, że można napisać coś tam i to od razu będzie zrozumiane. P.R.: Jak najbardziej. Tu dużo się zmieniło w Polsce, bo dwa lata temu przeszła przez polski parlament ustawa dotycząca języka migowego i to jest pierwszy w historii polski akt prawny, który sankcjonuje istnienie polskiego języka migowego, który potwierdza, że coś takiego istnieje. Wcześniej to było tylko jakieś tam machanie rękoma, które z punktu widzenia prawnego może było jakimś środkiem pomocniczym w komunikacji, ale na pewno nie miało statusu języka. Teraz mamy ustawę i ta ustawa daje różnego rodzaju przywilej głuchym, natomiast wiadomo, że ustawa to jedno, a realizacja to drugie. Dużo się musi też zmienić w świadomości słyszących żeby na przykład ktoś w takim szpitalu pomyślał o tym, że głuchemu nie wystarczy napisać, co mu jest i taka świadomość rodzi się, musi się rodzić z czasem. Świetny przykład to to, co się dzieje w Stanach Zjednoczonych. Ja mam tam wielu znajomych, którzy na przykład uczestniczyli w kursach języka migowego, choć z głuchymi nie mają nic wspólnego. Jak sam zacząłem zajmować się językami migowymi jako lingwista napisałem do znajomego lingwisty i on mów: „Wiesz, ja też znam trochę amerykańskiego języka migowego”, ja mówię „skąd, przecież ty nie masz żadnego związku z głuchymi”. W Polsce jest takie myślenie, że jak się ma w rodzinie głuchego, czy jest się nauczycielem głuchych to wtedy ewentualnie powinno się migać. On mówi „Nie, miałem po prostu jako język obcy w szkole.” Teraz wystarczy pomyśleć w jak wielu sytuacjach znajomość języka migowego przez słyszących, nawet taka bardzo podstawowa, mogłaby głuchym ułatwić życie. My uczymy się w szkole wielu rzeczy, nie zawsze wszystkie z nich są super potrzebne natomiast to akurat, nauka języka migowego mogłaby być tym, co bardzo wielu osobom by się przydało. C.Ł.: Do naszej rozmowy dołączyła pani Anna Żurawska prezes Fundacji Kultury bez barier. Pani i pani fundacja jest zaangażowana w różne projekty, które pozwalają osobom głuchym, osobom niewidzącym czy niewidomym, uczestniczyć w kulturze, m.in. projekty teatralne. Jak to w praktyce działa? Jak się przygotowuje? Co to robi i jakie są głosy ze środowisk, które mogą korzystać z tych narzędzi? A.Ż.: Dokładnie tak. Misją naszej fundacji jest, żeby włączyć w rytm życia kulturalnego, społecznego osoby z niepełnosprawnością wzroku i słuchu. Na tym nam zależy i od samego początku dążymy, żeby to się udało zrealizować. Kiedy zaczynaliśmy to tak naprawdę skupiliśmy się na tym, żeby kino udostępnić w pierwszej kolejności, czyli filmy. Wymyśliłam sobie, że chciałabym pokazać film osobom niewidomym, a później zaczęłam się zastanawiać, czy można innych też w to włączyć, też zaprosić na ten sam pokaz. Okazało się, że jak najbardziej, bo audiodeskrypcja idzie do słuchawek dla osób niewidomych, dla osób, które są tym zainteresowane. Nie przeszkadza to osobom słyszącym, czyli osobom pełnosprawnym, natomiast osoby niesłyszące dostają wtedy napisy dla osób niesłyszących. Tak jak pewnie zauważają państwo już w telewizji coraz częściej. Później, po roku, dokładnie wtedy to był 2008 rok, w roku 2010 udało nam się po raz pierwszy wejść do teatru, był to Teatr Narodowy i zrobiliśmy spektakl „Opowiadania dla dzieci” Singera. Dołączyliśmy audiodeskrypcję i nieco później napisy, ponieważ z napisami w teatrze jest jeszcze taki problem, żeby były możliwości techniczne. Nie w każdym miejscu w teatrze jest taka możliwość, że jest ekran albo tak zwana linijka do napisów. Z tego korzystamy, żeby móc wyświetlić napisy, często też jeśli spektakl jest bardzo mocno oświetlony napisy robią się blade i jeśli znamy scenografię wcześniej, a zazwyczaj jesteśmy informowani przez ludzi teatru, no to jest ryzyko, że te napisy nie będą czytelne i też mamy wtedy dylemat czy robimy, czy nie robimy. Zazwyczaj staramy się wówczas wynająć z zewnątrz lepszy projektor, z większą mocą i wyświetlamy napisy. Tam gdzie jest możliwość staramy się również o tłumacza języka migowego dla osób, które mówią w polskim języku migowym i zawsze jest to tłumacz właśnie w PJM, ale nie zawsze w teatrze jest to możliwe z tego względu, że postawić jeszcze dodatkową osobę i ją oświetlić, na to nie zawsze reżyser i scenograf wrażają zgodę. C.Ł.: Jak w praktyce przygotowuje się audiodeskrypcję? Co jest na takiej ścieżce dźwiękowej? A.Ż.: Audiodeskrypcja jest to opis tego czego, my nie widzimy i czego nie widzą osoby niewidome pomiędzy dialogami. Uzupełnieniem dialogów jest właśnie audiodeskrypcja i ona pozwala na to, żeby osoby niewidome wyobraziły sobie cały spektakl, cały film i wychodzą wtedy kompetentne, mogą sobie podyskutować z ludźmi z rodziny, z przyjaciółmi dokładnie o czym był film. Audiodeskrypcja daje im taką możliwość, żeby byli włączeni naprawdę w kulturę. Robi się ją tak, że dostajemy wcześniej materiały, musi być zawsze rejestracja filmowa, jak dostajemy to z teatrów to jest to jakość archiwalna, więc bardzo ciężko jest zobaczyć, czy aby ten rekwizyt jest na pewno zielony, czy osoba, na pewno osoba wychodząca, a zazwyczaj jej cień jest kobietą czy mężczyzną, więc jest nam bardzo trudno. Dlatego potrzebny jest też etap próby, naszej próby, czyli idziemy sobie na spektakl, musimy naczytać audiodeskrypcję na normalnym spektaklu. Najlepiej jeśli jest on grany tuż przed kolejnym, gdzie już my puścimy audiodeskrypcję, dlatego że nawet jeśli spektakl jest wznawiany często jest on troszeczkę inaczej grany i musimy mieć tę najbardziej aktualną wersję. Zdarza się oczywiście, że aktor zapomni kwestii i trzeba spontanicznie reagować albo wręcz improwizować, lektor jest na to przygotowany, bo zawsze specyfika teatru tego wymaga. (C.Ł.: Czyli lektor jest na żywo?) W teatrze tak, bo jest taka specyfika teatru, że musi być na żywo, napisy tak samo, bo autorki, które przygotowują napisy wcześniej je sobie opracowują w programie, nadają kolory, z tego się właśnie bardzo cieszymy, bo możemy głównym postaciom dać kolor po to, żeby na przykład jeśli mówi z offu, to żeby osoba głucha wiedziała. kto dokładnie mówi i wówczas jest też komfort odbioru zarówno dla osoby niewidomej, jak i niesłyszącej w teatrze. C.Ł.: A jakie są głosy na przykład ze środowiska Głuchych? Pytam w kontekście wypowiedzi doktora Pawła Rutkowskiego, który mówi że nie zawsze Głusi preferują język pisany, naturalnym językiem dla nich jest język migowy i jak właśnie pogodzić te dwa światy? Pewnie idealnie byłby umieścić i jedno i drugie, ale mamy tu też ograniczenia teatrów czy kin i jakie są głosy ze środowiska Głuchych dotyczące tej wersji, tej opcji? A.Ż.: Do tej pory na nasze działania głos ze środowiska jest bardzo życzliwy, temu co w ogóle robimy, co staramy się wdrażać, ale my wiemy, że jesteśmy, zwłaszcza jeśli chodzi o środowisko Głuchych, na początku drogi, bo to jest pewien proces. Zdobyć zaufanie osób Głuchych myślę, że to jest duże wyzwanie, myślę że tu pan doktor się ze mną zgodzi, bo tym bardziej jeśli nie migamy, my organizatorzy. Waśnie teraz zaczynamy kurs i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa, że będę mogła się sama komunikować z osobami głuchymi, bo bardzo też czekam na ich odpowiedzi, na to jakie będą mieli uwagi. Natomiast te, które chodzą i tym naszym pomostem jest tłumacz języka migowego, wiemy że podobają im się te wydarzenia, które są realizowane. Zazwyczaj naszymi gośćmi są osoby głuche i one przychodzą na seanse filmowe. Zdecydowanie kino cieszy się największym zainteresowaniem, głusi zapełniają miejsca w sali. Gorzej jest w teatrze. Słyszeliśmy takie głosy, że może dlatego, że może i czytają to, co jest napisane w języku polskim, ale nie rozumieją kontekstu i wychodzą rozczarowani i też zdenerwowani, prawda „No bo nie zrozumiałem, co ja z tego wyniosłem. Jeszcze niech mnie ktoś spyta czy mi się podobało czy nie i nie będę wiedział, co odpowiedzieć.” To jest dla nich krępujące, stresujące. Myślę, że tak naprawdę, ponieważ to jest dopiero od kilku lat, to że się pojawiliśmy w teatrze i wyświetlamy napisy, to też jest kwestia przyzwyczajenia, przełamania pewnych barier w osobach głuchych, żeby zechciały przyjść. Teraz już pracujemy nad tym, żeby oprócz spektaklu, na który zapraszaliśmy jednak też proponować warsztaty, czyli przygotowujemy do odbioru. Nie tyle że tłumaczymy spektakl, bo to absolutnie nie o to chodzi, my chcemy, żeby oni byli absolutnie pełnoprawnymi uczestnikami kultury, a nie że będziemy nad kimkolwiek się użalać i tłumaczyć krok po kroku co się dzieje. C.Ł.: W teatrze Studio będą między innymi warsztaty poświęcone „Ożenkowi”. A.Ż.: Tak, tak, właśnie. Rozpoczynamy właśnie, zresztą już od kilku, przynajmniej dwóch miesięcy pracujemy bardzo fajnie z panem dyrektorem Osadnikiem w teatrze Studio i tam rozpoczęliśmy warsztaty teatralne. Była grupa Głuchych z ośrodka na Łuckiej. Fantastycznie grupa pracowała, naprawdę współpracowali z osoba prowadzącą, z instruktorką, sami inicjowali pewne sceny, to było niesamowite i wykorzystywali rekwizyty, nawet gitarę wzięli w rękę i robili muzykę do warsztatów. Tak naprawdę przygotowaliśmy ich wówczas do tematu „Ożenku”, „Flirtu” i „Języka ciała”, w to absolutnie właśnie weszli. Takie rzeczy są naprawdę bardzo potrzebne żeby też odczarować ten teatr, że on jest niezrozumiały, że to jest też troszeczkę ta kultura wyższa i mamy nadzieję, że nam się to uda nie tylko z teatrem studio, ale też z innymi teatrami, które to niedługo będą robić. C.Ł.: W najnowszym sezonie w październiku „Anna Karenina” w listopadzie „Ożenek”, a w grudniu ”Koniec to nie my”. To będą spektakle z napisami i z audiodeskrypcją w teatrze Studio. Panie doktorze, pytam doktora Pawła Rutkowskiego, to o czym mówi pani Anna Żurawska pokazuje, że jednak mamy spore wyzwanie jeżeli chodzi o różne instytucje, ale na przykład właśnie instytucje kultury. Pewnie w świecie idealnym należałoby teraz to wszystko przebudować, zmodyfikować tak żeby każdy mógł mieć dostęp, ale rzeczywistość jest taka jaka jest, czyli czasami lektora być nie może mogą być napisy, czasami nawet napisów być nie może. Pewnie inne problemy też przeszkadzają osobom niewidomym podłączać się czy korzystać ze słuchawek. Jak włączać w kulturę na przykład Głuchych tak, żeby jednak pamiętać o tym, że rzeczywistość jest taka, a jednocześnie pamiętać także o potrzebach osób Głuchych i o tym jak ważny dostęp do kultury jest dla wszystkich. P.R.: Na pewno nie możemy powiedzieć: skoro jest trudno, skoro są problemy to nic nie będziemy robić. Bo to jest takie podejście, które bardzo często w Polsce było w przeszłości, z Głuchymi tak naprawdę nic się nie da zrobić, mają problemy edukacyjne, trudno załamujemy ręce, mówimy: no cóż, taki jest los. Trzeba patrzeć na wzorce, wszędzie jest trudno i w krajach zachodu też jest trudno, ale trzeba patrzeć na wzorce takie jak nie wiem, sytuacja ASL - amerykańskiego języka migowego w Stanach, sytuacja języków migowych w Skandynawii, sytuacja języków migowych na Wyspach Brytyjskich, w Australii. Tam pewne rozwiązania funkcjonują już od lat. Ostatnio uczestniczyłem na przykład w konferencji w Londynie, która była dostępna na wszystkie możliwe sposoby dla Głuchych. Nie wykluczamy niczego, bo na pewno będą Głusi, którzy wolą czytać, dla których polszczyzna jest na tyle dobrze zrozumiała, że oni chcą mieć dokładny przekaz słowo w słowo, mimo że jest to dla nich język obcy, ale świetnie go znają, tak samo jak wielu z nas świetnie zna angielski nie miałaby problemu z czytaniem po angielsku. Więc dla tych Głuchych ważna jest dokładność i wtedy dajemy im tekst pisany. Inni Głusi wolą patrzeć na tłumacza. Na tej konferencji, na której byłem, stał rząd tłumaczy. Stał tłumacz języka brytyjskiego, francuskiego, amerykańskiego, polskiego i tak dalej. Każdy głuchy patrzy na tego tłumacza, który jest mu potrzebny. Staramy się żeby komunikacja była jak najbardziej dostępna, bo to jest podstawowe prawo ludzkie. Człowiek ma prawo wiedzieć, co się wokół niego dzieje, co jego dotyczy i bardzo często my słyszący mieliśmy takie podejście do Głuchych w przeszłości, że Głuchych trzeba poprowadzić za rączkę, że Głuchemu trzeba dać rybę, zasiłek. Niech on sobie dobrze żyje, no trudno dotknęła go taka przypadłość. Na zachodzie po latach walki środowiska Głuchych o równouprawnienie przede wszystkim językowe, rozumie się że Głuchemu trzeba dać wędkę, a nie rybę, że Głuchy ma te same możliwości intelektualne, zawodowe, wszelkie inne co słyszący o ile zrozumie się jego obcojęzyczność. Współpracuję z takim zespołem w Hamburgu, którego szefem jest Głuchy na Uniwersytecie w Hamburgu. Szefem olbrzymiego, dwudziestokilku osobowego zespołu jest Głuchy, który jest profesorem niemieckim i który w ogóle nie posługuje się językiem fonicznym ani nie czyta z ust, ani nie artykułuje dźwięków. Ma ze sobą po prostu tłumacza i nie ma żadnych problemów, żeby w ten sposób po prostu funkcjonować. W Polsce pojawia się problem już przy najprostszych sprawach, na przykład na uniwersytecie jeżeli Głuchy student chce robić doktorat to w jakim języku ma się odbyć obrona tego doktoratu, bo jeżeli on będzie migał to skąd my, komisja, wiemy, że to, co tłumacz mówi to jest na pewno to, co ta osoba powiedziała. Bardzo często mamy takie przekonanie jak to machaniem rękoma można wyrazić bardzo skomplikowane treści abstrakcyjne. Niedowierzamy w językowość migania. Dopóki to się nie zmieni to oczywiście nie będzie też zmian w dostępie do kultury i tak dalej, bo musimy zrozumieć, że na przykład w teatrze tłumacz to jest bardzo trudna robota. Ten tłumacz musi być bardzo dobrze wykształcony i bardzo dobrze opłacany. Tutaj chociażby Czechy, nie musimy patrzeć na zachód Europy, w Czechach jest bardzo dobra tradycja, szkoła kształcenia tłumaczy w tym tłumaczy artystycznych, bo to nie jest tylko teatr, Głusi na przykład mają tłumaczy na koncertach muzycznych, co nam często wydaje się niezrozumiałe. Na koncercie muzycznym stoi tłumacz i oddaje plastycznością swojego ciała, plastycznością języka migowego jakby atmosferę tej muzyki, która produkowana jest przez muzyków. Takie rzeczy też są możliwe. Ważne jest, żeby mieć wyszkolonych tłumaczy, na przykład w Polsce nie ma kierunku studiów, który by ich szkolił. O to chcemy walczyć, żeby w najbliższych latach powstał kierunek studiów kształcenia tłumaczy języka migowego. Taki kierunek na przykład w Czechach jest już od prawie dwudziestu lat i tego typu drobnymi kroczkami, bo oczywiście nie oczekujemy rewolucji z dnia na dzień, myślę że jesteśmy w stanie popychać tą sprawę w dobrą stronę. A.Ż.: Dokładnie tak. Jeśli jeszcze mogę tylko słowo a propos kompetencji to prowadzimy warsztaty w Zachęcie, gdzie zapraszamy wszystkich zainteresowanych i jest tam fantastyczna grupa Stowarzyszenie Gag, artystów Głuchych i często jest tak, że właśnie tam spotykamy się, omawiamy dzieła poszczególnych uczestników warsztatów i to jak wchodzą w te zajęcia osoby Głuche, jak je komentują, to widać że są już nawet artystycznie o poziom wyżej niż każdy zwykły, przeciętny człowiek. Tak więc naprawdę absolutnie ja też jestem przeciwna temu, żeby mówić, że nie mają prawa wiedzieć tyle co my, bo naprawdę są to osoby, które jeśli tylko uszanuje się to, że mają swój język i przekaże im się wiedzę w tym języku, są w stanie naprawdę być równie wykształceni jak my. P.R.: To nawet nie jest tak, że musimy udostępniać nasz teatr Głuchym, ale Głusi mają swoją tradycję teatralną, to jest jeden z ważnych elementów kultury Głuchych na całym świecie, że Głusi tworzą teatr, ich język w naturalny sposób nadaje się świetnie do takiego medium jak scena, do teatru. C.Ł.: W teatrze muzyka, przecież są koncerty rapowe, gdzie raperzy migają. P.R.: Tak, musimy rozróżnić. Muzyka w sensie melodia od muzyka w sensie rytmu. Głusi mają poczucie rytmu, ale oczywiście nie słyszą melodii, więc są na przykład kluby dla Głuchych, gdzie dudni podłoga, basy są nastawione na maksymalne obroty i ta podłoga dudni, Głusi odczuwają przyjemność z odczuwania rytmu taką samą jak słyszący, A.Ż.: Taka anegdota. Ostatnio pan Marek, Głuchy powiedział, że muzykę Madonny bardzo lubi. Waśnie przy niej się potrafi bawić, bo jest ten bit i czuje te drgania. P.R.: Dodatkowo musimy powiedzieć, że głuchota to nie jest wartość zerojedynkowa, że są głusi którzy kompletnie nic nie słyszą, a są tez ludzie, którzy niedosłyszą, no i w ich wypadku oczywiście sytuacja jest zupełnie inna niż ta, o której mówiliśmy na początku naszego spotkania. Oni de facto funkcjonalnie są użytkownikami polszczyzny, tylko ją nie dość dobrze słyszą. Podczas gdy Głuchy jest osobą obcojęzyczną. C.Ł.: W studio pani Anna Żurawska prezes Fundacji Kultury bez barier, pan doktor Paweł Rutkowski - kierownik Pracowni Lingwistyki Migowej, Uniwersytet Warszawski. Na portalu radia TOK FM, na profilu radia na facebooku znajdą państwo także link do artykułu w tygodniku „The Economist” zatytułowanym „Listen up” to jest artykuł dotyczący wyzwań, jakie środowisko osób Głuchych może mieć z nowymi technologiami i jakie te nowe technologie mogą mieć przełożenie na relacje osób Głuchych i osób słyszących. Rozmawialiśmy także o barierach w dostępie do kultury i jak te bariery można znosić. Pan doktor Paweł Rutkowski wspominał, że dobry lektor czy osoba, która dobrze zna język migowy jest bardzo ważna, ale jednocześnie jest to inwestycja. Osoba, która doskonale włada językiem, wyczuwa te niuanse i potrafi oddać przedstawienie teatralne, potrafi także oddać koncert w filharmonii to jest dobra, która jest droga jeśli chodzi o korzystanie z jej usług. Teraz patrząc na to, co się dzieje w kulturze w Polsce mamy cięcia. Więc jeżeli mamy cięcia w kulturze, w teatrach no to teraz myśląc o potrzebach osób głuchych czy osób niesłyszących następuje kolejne pytanie - jeżeli tniemy po wszystkim to dlaczego, czy skąd miałyby się pojawić pieniądze teraz na to żeby znosić barierę w dostępie do kultury? Edukacja, tworzenie specjalnych foteli z wbudowanymi monitorami, czy też z jednym dużym monitorem gdzie można bezpiecznie i w sposób zrozumiały wyświetlać czy może nawet symultaniczne miganie tego co się dzieje, a skoro tak trzeba też na scenie czy w teatrze tak to wszystko zorganizować żeby to nie przeszkadzało jednym, a było zrozumiałe i ciekawe dla drugich. No ale to są pieniądze, skąd te pieniądze brać? AŻ: To ja naprawdę polecam wszystkim współpracę pomiędzy różnymi branżami. My powstaliśmy właśnie po to, bo widzimy lukę, że instytucje kultury i tak z roku na rok mają cięcia i mają przede wszystkim ten cel, żeby dostarczać rozrywki. To, że to co proponowali do tej pory nie było dostępne, to też dużo osób nie wie, co może zrobić dla osób niepełnosprawnych. My co jakiś czas szkolimy muzealników albo ludzi teatru i to nie są osoby zamknięte, niewrażliwe, wręcz takie, które mówią nie, po co mi niepełnosprawni w moim miejscu. Po prostu nie zastanawiali się nad tym. Chcą, ale nie wiedzą jak, a wtedy kiedy już chcą i jakby chcieli to wdrożyć pojawia się problem pieniędzy. Współpraca z fundacją może im to dać, że owszem składają projekt do ministra, bo my stamtąd też bierzemy jakby środki, wygrywamy je bo to jest jednak w konkursie pieniądze na naszą działalność. Oni również, oni wtedy biorą pieniądze na spektakl, na to żeby go zbudować od zera i przedstawić wszystkim, a fundacja z którą współpracują może sią skupić na tym, tak jak my w programie „Teatr poza ciszą i ciemnością” ze środków Ministerstwa Kultury budujemy sobie jakby repertuar naszych wydarzeń, dzięki współpracy z teatrami. My im dajemy te adaptacje, czyli ścieżka audiodeskrypcji, lektora, tłumacza języka migowego, napisy, wyświetlenie tych napisów, wypożyczenie sprzętu do tego, żeby mogła trafić audiodeskrypcja, a teraz w projekcie a propos symultanicznego przekazu tekstowego, to co tutaj pan doktor powiedział, że właśnie tego brakuje w Polsce i nie ma cały czas dobrego programu, który pozwoliłby na ten tekst na żywo, żeby się pojawiał podczas spotkań gdzie jest gość, gdzie jest ciekawa osoba, która się może podzielić wrażeniami. Teraz mamy na przykład spotkanie z podróżnikiem w ramach jednego z projektów, spotkamy się w Zachęcie, będziemy mówić o Antarktydzie. Przy okazji obrazu Herzoga „Spotkania na krańcach świata”. Niezbędne w tej sytuacji żeby mogły osoby w pełni uczestniczyć te, które wolą polszczyznę byłoby wyświetlanie napisów na żywo, ale póki co udało się to na takim poziomie, który byłby zadowalający w sejmie niedawno, bo w kwietniu i testujemy to, próbujemy to doskonalić. Co prawda nie jest to nasza inicjatywa, ale współpracujemy z fundacją „I widzialni I dostępni EU” i chcielibyśmy, żeby to weszło na taki poziom, żeby można było pokazywać to podczas każdego z wydarzeń kulturalnych, które oferujemy. Na to pytanie właśnie współpraca, właśnie współpraca, bo wiemy, że co innego jest priorytetem teatrów, a co innego fundacji, ale w środku akurat teatru Studio jeśli się znajdzie takiego człowieka jakim jest dyrektor, menager Roman Osadnik, ja tu naprawdę będę go chwaliła bardzo, bo po raz pierwszy trafił się taki dyrektor, który sam szuka pieniędzy żeby zrobić u siebie te ścieżki dostępu dla osób zarówno głuchych jak i niewidomych. Pierwszy raz, a ja pracuję z teatrami od 2010 roku. C.Ł.: Jeszcze chciałem poruszyć jeden aspekt, cały czas pozostajemy przy tych tematach, o których rozmawiamy, ale aspekt słyszących dzieci głuchych rodziców, bo oczywiście nie wszyscy Głusi mają głuche dzieci, a pewnie nawet jakiś mały odsetek głuchych ma głuche dzieci, wiec mamy osoby które mają dzieci, które są dwujęzyczne. To trochę przypomina sytuację dzieci imigrantów. P.R.: Tak, dokładnie tak jest. Większość, dziewięćdziesiąt kilka procent głuchych dzieciaków rodzi się w rodzinach słyszących i potem ze względu na to że głuchota nie jest przekazywana z pokolenia na pokolenie, w olbrzymiej większości przypadków jest nabyta, a te głuche dzieciaki mają później słyszące dzieci więc bardzo często jest tak, że w rodzinie wielopokoleniowej mamy słyszących dziadków, głuchych rodziców i słyszące dzieci. Te słyszące dzieci jeszcze do niedawna zupełnie były niedostrzegane przez system jako dzieci, które mają bardzo specyficzną sytuację językową. To właśnie jako dzieci, które są naturalnie w środowisku dwujęzycznym. Ze swoimi rodzicami migają, z otoczeniem posługują się językiem fonicznym. Te dzieciaki były niestety przez system, przez rodziców można powiedzieć, ale też przez system zmuszane do tego, żeby funkcjonować jak tłumacze swoich rodziców. Bardzo często. Dochodziło do takich kuriozalnych sytuacji, że na przykład dziecko tłumaczy na rozprawie rozwodowej swoich rodziców, bo sąd nie ma tłumacza. Nie przyszło nikomu w sądzie do głowy, że potrzebny będzie tłumacz kiedy Głusi się rozchodzą albo, że słyszące dziecko tłumaczy swoim rodzicom, że mają jakąś chorobę, nowotwór czy coś takiego, u lekarza. Te słyszące dzieciaki są oczywiście w pełni rodzimymi użytkownikami polszczyzny na takiej samej zasadzie jak dzieci Wietnamczyków czy Chińczyków wychowywane w Polsce. Będą w pełni rodzimymi użytkownikami polszczyzny. Trzeba pamiętać, że przy tego typu sytuacjach trzeba zapewnić takie rozwiązania i taką świadomość w samej społeczności też Głuchych, żeby tych dzieciaków nie obciążać życiem dorosłych, żeby tych dzieciaków nie traktować jako oczywistego podręcznego tłumacza, który jest tu w domu na miejscu, więc na przykład zadzwoni do jakiegoś biura do urzędu załatwi sprawę i tak dalej. O tych dzieciakach często w literaturze międzynarodowej, w tej terminologii międzynarodowej mówi się CODA, od angielskiego Child Of Deaf Adults, ta nazwa CODA funkcjonuje międzynarodowo jak wytrych, jak się spotyka dwóch kodaków, my w Polsce mówimy kodacy, jak dwóch kodaków spotyka się z dwóch krajów to oni tylko na siebie spojrzą i wiedzą, o co chodzi, bo mają podobne doświadczenia życiowe, wszędzie tak było na świecie. Teraz staramy się promować wiele instytucji. tak jak Stowarzyszenie Tłumaczy Polskiego Języka Migowego, stara się promować taką świadomość też, żeby nie nadużywać dzieciństwa tych dzieci do tłumaczenia swoim rodzicom. C.Ł.: A Pracownia Lingwistyki Migowej czym się zajmuje? P.R.: My jesteśmy pierwszą tego typu jednostką w naszej części Europy. Współpracujemy dużo z Zachodem i tam jest masa takich zespołów. Oczywiście wszystko zaczęło się w Stanach, jeszcze w latach pięćdziesiątych. W Europie o wiele później. Natomiast w naszej części Europy, w tej Europie, powiedzmy umownie, postkomunistycznej praktycznie nie ma badań nad lingwistyką migową. Czyli nie ma tych badań, które przywracają, czy dają nadają z punktu widzenia naukowego językom migowym status rzeczywistych języków. My badamy po prostu gramatykę, morfologię, składnię języka migowego, słownik języka migowego, tak jakbyśmy badali polszczyznę. Tak jak językoznawcy poloniści badają polszczyznę, my badamy język migowy. Świetne jest to w naszym zespole, że połowę składu stanowią sami Głusi. Bez nich na pewno my słyszący, ludzie tacy jak ja, nie byliby w stanie badać języka migowego. Sami Głusi jako użytkownicy tego języka analizują, opisują. Żebyśmy mieli co badać musimy mieć świadomość, że nie tekstów Głuchych, że Głusi nie piszą i nie było tradycji zapisu języków Głuchych. Teraz wraz z rozwojem nowych technologii to zapis się staje możliwy dzięki wideo, ale tego jest mało. My musimy mieć skalę, żeby na przykład odpowiedzieć na pytanie jaki jest szyk podstawowy zdania w języku migowym. Musimy mieć skalę dlatego zbieramy cos co nazywamy korpusem języka migowego czyli takim obszernym zbiorem tekstów i już w tym momencie jest to jeden z największych na świecie korpusów tego typu. C.Ł.: Ciekawi mnie jeszcze w odniesieniu do kultury, do tych barier dostępu do kultury. Jak wygląda na przykład sprawa wykorzystania nowych technologii do tworzenia płyt DVD czy innego zapisu wideo gdzie już na spokojnie można sobie, nikomu nie przeszkadzając na przykład, obejrzeć spektakl czy film, ale z drugiej strony mamy cały zestaw praw autorskich, który po pierwsze reguluje, kto to będzie wydawał, w jakiej formie to będzie wydawał, kiedy to będzie wydawał. Z jednej strony mamy tę potrzebę, że skoro coś się dzieje, skoro nie można uczestniczyć, to można uczestniczyć winny sposób, ale mamy też ograniczenia. Prawo autorskie jest bardzo restrykcyjne. A.Ż.: Dokładnie tak. My jeśli chcemy cokolwiek udostępnić to musimy pytać właścicieli praw autorskich albo pytać kogoś, kto nimi dysponuje. Zazwyczaj są to dystrybutorzy, a w teatrach osoby właściwe, czyli właśnie z dyrekcją rozmawiamy i pytamy, do czego nam pozwolą zrobić napisy, audiodeskrypcję. Jeśli mamy zielone światło to oczywiście wrzucamy wszystko, jeśli jest taka możliwość, a mam nadzieję że niedługo taka będzie, bo staramy się żeby rozpocząć współpracę ze studiem filmowym KADR, żeby filmy, ta klasyka polskiego kina, była na kanale youtube właśnie w wersji z napisami dla osób niesłyszących. Mam nadzieję, że to się wydarzy, bo do tego też zmierzamy. Z kolei, żeby też odpowiedzieć jak wykorzystujemy nowe media, czy to, co tutaj pan doktor powiedział, wideo zapraszając już osoby głuche bardzo mile widziany przez nich jest jednak to jeśli zrobimy wideo, czyli przemigamy zaproszenie i na przykład mamy takie spostrzeżenia, że ten filmik, który pokazaliśmy jako właśnie zwiastun pewnego wydarzenia miał mniej wyświetleń aniżeli ten, który był przemigany. Po prostu bardzo dużo było zapisów właśnie, że użytkownicy skorzystali z tego filmu i tak jest tutaj moja koleżanka, która też pracuje, żeby materiały z kolei polityczne były też z tłumaczeniem na język migowy, też cieszą się dużo większą popularnością niż te bez. To też o czymś świadczy, że naprawdę są ludzie, którzy chcą z tłumaczenia korzystać i dlatego wszystkim, którzy chcą zaprosić osoby Głuche ja naprawdę polecam, bo to też jest wynik rozmów z osobami głuchymi, żeby korzystać z tych dobrodziejstw, które mamy, czyli nagrać tłumacza, zaprosić do swojej instytucji, poinformować, co zastaniemy na miejscu i zaoferować tłumacza, spytać czy w systemie, o którym już mówił doktor, czy właśnie w polskim języku migowym ma migać podczas takiego zwiedzania. P.R.: O systemie jeszcze nie było, ale mogę w dwóch słowach powiedzieć. Nam często wydaje się, że język migowy to będzie pokazanie naszych zdań za pomocą znaków, czyli że bierzemy polskie zdanie w jego szyku, takim jak ma w polszczyźnie i podstawiamy pod kolejne słowa ekwiwalenty znakowe. Z tego wychodzi coś takiego jakbyśmy pod angielski podstawiali polskie słowa, prawda. (C.Ł.: Polacy to robią w Stanach.) Tak i nikt ich nie rozumie. Taka sama jest różnica między PJM a SJM. SJM to jest sztuczny system, który został stworzony do tego żeby ułatwić komunikację słyszących z Głuchymi, czyli żebym ja znając polską gramatykę wystarczy jak się nauczę iluś tam tysięcy znaków i będę podstawiał te znaki pod polskie słowa. Wychodzi z tego taka sieczka, której Głusi nie są wstanie zrozumieć i się zniechęcają. Oni uważają, że to nie jest tłumaczenie. Problem polega na tym, że bardzo często w telewizji jak widzimy tłumacza to jest to tłumacz systemu czyli tłumacz podstawiający znaki pod polskie zdania. (A.Ż.: I w urzędach prawda?) W urzędach bardzo często. (C.Ł.: A konferencje partii politycznych, szczególnie jedna korzysta.) To jest powiedzmy jakaś mieszanka. Zależy po prostu od tłumacza. Niektórzy posługują się taką swoistą hybrydą, to nie jest ścisła polszczyzna tyle że zamigana, są tam elementy mimiki, ruchu ciała i tak dalej. Natomiast nie jest to też język migowy taki jakim Głusi by się posługiwali i chcę uczulić wszystkich, którym ktoś obiecuje, ze ich w miesiąc czy pół roku nauczy języka migowego. Często na przykład w urzędach ostatnio w z w związku z ustawą są przyspieszone kursy języka migowego, tygodniowy kurs, który ma wyszkolić urzędników do posługiwania się językiem migowym. To jest równie prawdopodobne jak to, że ktoś nam powie: tygodniowy kurs chińszczyzny czy tygodniowy kurs japońskiego przygotuje urzędnika do kontaktów z Japończykami. To jest po prostu nierealne. A.Ż.: Ale też w drugą stronę żeby urzędnicy nie wymagali tego, że się w miesiąc nauczą języka migowego, bo z tym się też spotykamy, że bardzo by chcieli jak mówimy, że pierwszy etap to jest te sześćdziesiąt godzin i to jest dopiero jeden z wielu części kursu to mówią: ale jak to, przecież ja tego nie pogodzę, przecież ja i tak już nie mam czasu. Więc też się zniechęcają, ale muszą zrozumieć, że to jest proces i ta praktyka, żeby jednak z tymi native’ami sobie usiąść i porozmawiać. P.R.: To wymaga czasu jak nauka każdego języka dlatego o wiele lepszym rozwiązaniem jest tłumacz niż szkolenie urzędników. A.Ż.: Dokładnie tak. I jeszcze jedna ważna informacja, chociaż mogła paść wcześniej, to to że naprawdę jest duży problem, żeby znaleźć tych tłumaczy dobrze migających w PJM. To, że w PJM, ale jeszcze dobrze migających, jakby akceptowanych przez środowisko, to o czym mówił pan doktor już jak ja byłam, że nie ma osoba Głucha pewności, że ten tłumacz na wykładzie przetłumaczy, że on też wyjdzie też na taką osobę, która piękną polszczyzną się wypowiada, bo to też o to chodzi jak my tłumaczymy osoby Głuche. P.R.: W obie strony, tak. Głuchy nigdy nie ma pewności, co zostało powiedziane przez tłumacza i bardzo często, wielokrotnie na pewno oboje byliśmy świadkami takich sytuacji, że ewidentnie to, co mówi tłumacz nie jest tym, co zamigał Głuchy. Tutaj profesjonalizacja zawodu tłumacza jest niewątpliwie bardzo ważna. A.Ż.: Wtedy będziemy my odbierać też osoby Głuche jak osoby inteligentne, które mają coś do powiedzenia. C.Ł.: Bardzo Państwu dziękuję za wizytę. Pani Anna Żurawska prezes Fundacji Kultury bez Barier i doktor Paweł Rutkowski- kierownik Pracowni Lingwistyki Migowej Uniwersytet Warszawski. Dziękuję serdecznie. [Transkrypcję opracowała Agnieszka Pindor]