Czym jest modlitwa? Z pewnością każdy ma jakieś o niej

Transkrypt

Czym jest modlitwa? Z pewnością każdy ma jakieś o niej
Czym jest modlitwa?
Z pewnością każdy ma jakieś o niej wyobrażenie.
Jednak najpierw chcę powiedzieć, czym modlitwa NIE JEST.
Nie jest żadną techniką, ale relacją- z Żyjącym Osobowym Bogiem.
Często bowiem można się spotkać z dość dziwnym podejściem do modlitwy:
-są tacy, którzy wprowadzają się w dziwne stany psychofizyczne stosując medytacje
transcendentalne, ćwicząc jogę itp. wierząc, że pomoże im to w skupieniu.
Tymczasem skupienie jest darem Bożym i nie chcemy osiągnąć pustki, lecz wejść w kontakt z
Bogiem.
-mamy także listę życzeń, gdzie traktuje się Pana Boga jak chłopca na posyłki;
-mamy złą modlitwę z powodu rozproszeń, których nie chcemy unikać, ani z nimi walczyć, lecz
klepiąc formułki rozglądamy się kto jak jest ubrany, czyli modlimy się bezmyślnie /nie mylić z
kontemplacją :-) / ;
-mamy złą modlitwę z powodu intencji z jaką ją zanosimy (znam kobietę, która latami modliła się
by jej ukochany się z nią ożenił, przy czym ukochany miał już żonę i dzieci);
-mamy zła modlitwę z powodu magicznego jej traktowania (jeśli odmówię to w taki sposób lub tyle
razy- Bóg będzie zmuszony wypełnić moją wolę)
Tymczasem Św. Teresa od Jezusa mówi, że modlitwa , to poufna rozmowa z najlepszym
Przyjacielem, Tym, o którym wiem, że mnie kocha.
Jak dojść do takiej modlitwy?
Trzeba usilnie prosić Jezusa, aby nauczył nas modlić się, przyzywać Ducha św.
Należy to czynić kiedy tylko nam się przypomni, nie tylko zaś wtedy, kiedy przystępujemy do
dłuższej modlitwy.
Św. Teresa mówi, że aby móc wejść na kolejne stopnie głębokiej modlitwy wewnętrznej, należy się
postarać najpierw o modlitwę nieustanną.
Nie znaczy to, że mamy spędzać cały czas na kolanach lub w kościele przed Najświętszym
Sakramentem. Św. Teresa pociesza, że jeśli się postaramy-najdalej po pół roku usiłowań
nabędziemy umiejętności przebywania stale w Obecności Bożej. Na czym polega modlitwa
nieustanna, owo trwanie w Bożej Obecności?
Wyobraźmy sobie siebie w pokoju, w którym jest włączony telewizor. Prasujemy, jemy, ścieramy
kurze- lecz cały czas kątem oka oglądamy program i jesteśmy w „łączności” z jego treścią.
To obraz modlitwy nieustannej. Tyle, że jak chodzi o modlitwę, zamiast telewizora - mamy Jezusa.
Modlitwa nieustanna staje się gruntem do rozwoju modlitwy wewnętrznej: stopniowo, dłuższymi
lub krótszymi okresami będzie się zdarzać ,że będziemy tak bardzo pochłonięci „programem w
naszej telewizji”, że gdy nawet przy tej okazji prasujemy, jemy, ścieramy kurze-to czynimy to jakby
w ogóle tego nie zauważając. Bywa też i tak, że „telewizyjny program” zaabsorbuje nas
niesłychanie w czasie przeznaczonym na modlitwę i wtedy już nic nam nie potrzeba!
Jak jednak zdobyć tą umiejętność, by nieustannie być w Bożej Obecności?
Ważne jest przygotowanie do modlitwy: dalsze i bliższe.
Dalsze- to nic innego, jak prowadzenie takiego trybu życia, by wyeliminować z niego to wszystko,
CO OD NAS ZALEŻY, a co jest przeszkodą dla modlitwy. Jasne ,że problemów, kłopotów z
dziećmi, pracy zawodowej wyeliminować się nie da. Ale Teresa z Avila mówi, że jeśli wykonujemy
obowiązki stanu i przyjmujemy krzyże w łączności z Jezusem, z pragnieniem bycia z Nim blisko, to
pragnieniem głębokiej modlitwy w tych okolicznościach powoduje w duszy takie same skutki , jak
długie z Nim sam na sam w modlitwie pełnej pociech.
Jednak wiele jest rzeczy, które fundujemy sobie dobrowolnie, zaś one potem przeszkadzają w
modlitwie, powodując rozproszenia, czy też przyciągają nas do siebie tak, że rezygnujemy nawet z
modlitwy, by nimi się zająć: np. oglądanie telewizji, internet, czytanie kolorowej prasy, słuchanie
,czytanie (szczególnie - ZŁYCH) wiadomości , toksyczne znajomości itp.
Tu można łatwo zauważyć konieczność i SENS POSTU, ascezy.
Post nie powinien być wyrzeczeniem dla wyrzeczenia. Nie chodzi bowiem o zadawanie sobie
jakichś cierpień, tylko po to, by je ofiarować Bogu ( można by tu zapytać: czemu ma służyć np.
niejedzenie mięsa w piątek?).
Takie bowiem podejście do ascezy rodzi potrójne niebezpieczeństwo:
-pycha (patrz, panie Boże, jaki jestem dzielny, imponuję Ci, prawda?)
-możemy myśleć, ze o własnych siłach osiągniemy cele, które chcemy uzyskać, że daje nam to
„władzę” nad Bogiem, bo wymusimy tym sposobem coś na Bogu ( Panie Boże, musisz to zrobić
dla mnie, bo ja robię to dla Ciebie)
-frustracja rodząca złość i agresję, bo nie jesteśmy w stanie z miłością poddać się ascezie. Brakuje
nam tych rzeczy których się wyrzekamy, jesteśmy jeszcze do nich zbyt przywiązani. Bóg nie jest
jeszcze dla nas najważniejszy. Bo kiedy Bóg jest najważniejszy- wtedy wszystko można oddać z
łatwością. Tymczasem jeszcze na razie żałujemy, że się wyrzekliśmy tych rzeczy, jest to dla nas
bardzo przykre do zniesienia. Nasze przywiązane serce tęskni za marnością. Jesteśmy wtedy np.
opryskliwi dla bliskich ( na zasadzie: Jak Polak głodny - to zły). Taka asceza z pewnością nie
nauczy nas miłości bliźniego.
Trzeba więc pościć przede wszystkim od takich rzeczy, które przeszkadzają w modlitwie, w
zbliżaniu się do Boga, eliminować je by po prostu nie przeszkadzały. Dotyczy to w pierwszym
rzędzie grzechów.
Lecz weźmy także inne rzeczy - np. ulubiony serial. Jesteśmy tak zaaferowani fikcyjnymi losami
bohaterów, że myśli na ten temat stanowią mocne rozproszenie w modlitwie. Albo jesteśmy tak
przywiązani do internetu, że MUSIMY codziennie siedzieć przed nim, a potem jesteśmy zbyt
zmęczeni, by się pomodlić.
Należy więc praktykować ascezę zgodną z naszymi osobistymi ,wewnętrznymi przeszkodami na
drodze do zjednoczenia z Bogiem.
Do przygotowania dalszego pomocne jest także zwracanie się do Jezusa w różnych momentach
dnia- przy obieraniu ziemniaków czy innych prozaicznych rzeczach - jakimś westchnieniem,
zdaniem, słowem z Biblii, słowem własnym, aktem strzelistym. Dla przypomnienia sobie, by to
czynić można włączyć „przypomnienie” w telefonie komórkowym, porozkładać w domu w różnych
miejscach jakiś obrazek, papierowe serduszko i inne rzeczy. Nie mówiąc już o świętych obrazach
na ścianach naszego domu. (Jakże to rzadki widok w dzisiejszych mieszkaniach). Jak spojrzysz na
to- przypomni Ci się , by zwrócić się choćby spojrzeniem, czułością, samym pragnieniem -do Boga.
Słowa są niekonieczne.
Modlić się można wszędzie, nie tylko w kaplicy, czy w swoim modlitewnym kąciku.
Teresa z Avila modliła się tak nawet...w toalecie!!! Jako mistyczka, która "widziała i słyszała", w
tejże toalecie usłyszała więc diabła, który zaczął kpić z niej, jak ona może modlić się w tym
miejscu. Odparła na to: "To, co idzie do góry - to jest dla Boga, to co w dół - to dla ciebie!"
Dobrze jest też przeczytać czasem fragment Ewangelii i w ciągu dnia wyobrażać sobie daną scenę.
Nie mówię już o systematycznej lekturze duchowej, która jest absolutnie konieczna. Czym się
karmimy, tym się stajemy.
Przygotowanie dalsze, praktykowane systematycznie prowadzi wprost do modlitwy nieustannej.
Przygotowanie bliższe – (gdy chodzi o czas przeznaczony na modlitwę, nie zaś o modlitwę
„przygodną”, „w drodze”) obejmuje np. znalezienie sobie miejsca i czasu, gdzie nam nikt nie
będzie przeszkadzał.
Należy wspomnieć w tym miejscu, że jeśli ktoś będzie nam wtedy przeszkadzał w modlitwiemożna grzecznie poprosić o pozostawienie nas w samotności.
Lecz czasem ktoś ma do nas pilną sprawę, lub - np. dzieci- nie rozumieją naszego pragnienia
samotności. Nie wolno się wtedy irytować, lecz należy przerwać modlitwę, by być z Jezusem
obecnym w drugim człowieku.
Należy zostawić Jezusa dla Jezusa. Jeśli uczynimy to z pragnieniem w sercu, by być blisko Niegojak już wspomniałam - to te okoliczności powodują w duszy takie same skutki, jak długie z Nim
sam na sam w modlitwie pełnej pociech. Teresa mówi, że Bóg w głębokiej modlitwie przychodzi do
nas nawet pośród garnków i rondli.
Jeżeli na początku modlitwy mamy huragan myśli i rozproszeń- należy pozwolić sobie, by płynęły
one tak długo, jak to potrzebne naszemu umysłowi , by wreszcie osiągnął jako taki spokój. Należy
tylko WYOBRAZIĆ sobie, że Jezus patrzy na to wszystko- ogląda ten "film" z Tobą. Możesz Mu
powiedzieć wtedy:" Spójrz Jezu, o tu i jeszcze tu..."
Modlitwa jest serdeczną rozmową z najlepszym Przyjacielem, o którym mamy pewność, że nas
kocha i rozumie. Jednak nie zawsze ona musi opierać się na słowach. Czasem- i jest to wręcz ideałjest po prostu wpatrywaniem się z miłością. Skupieniem się na Miłości. Teresa od Jezusa mówi
bowiem, że w modlitwie nie chodzi o to by wiele myśleć, lecz aby wiele kochać.
Nie należy więc spędzać całości czasu przeznaczonego na modlitwę, na recytowaniu formułek,
nawet jeśli wypowiadamy je ze zrozumieniem. Nie należy także spędzać całego czasu na medytacji,
rozmyślaniu. Może się to stać tylko pracą intelektualną, która nie ma właściwie nic wspólnego z
modlitwą. Można to porównać do tego, jakby odwiedził nas ktoś bardzo bliski i kochany, a my na
jego widok recytujemy „Pana Tadeusza”, lub śpiewamy piosenki, zamiast rzucić się mu na szyję.
Nasza modlitwa wygląda wtedy mniej więcej tak: Poczekaj, Panie Jezu, zaraz się Tobą zajmę, tylko
jeszcze się pomodlę.
Rozmyślanie (medytacja) jest wstępem do modlitwy, pożywką, tematem do rozmowy, lub
miłosnego zachwytu bez słów nad miłością Boga.
Bardzo ważną rzeczą jest, abyśmy na modlitwie – i w ogóle- pamiętali o pokorze.
Lecz niech nie będzie ona pokorą fałszywą, która podpowiadałaby nam, że z naszą grzesznością nie
jesteśmy godni, by modlić się modlitwą wewnętrzną i liczyć na pogłębienie się tej modlitwy w nas.
Faktycznie - nikt nie jest godny Boga, lecz nie o to chodzi.
Bóg chce nas obdarowywać. Należy się modlić, bo bez tego dusza umiera,
a Bóg pragnie nam dawać swoje Życie, pragnie zjednoczenia z nami.
Nie należy także rozumieć pokory w sposób, że oto jestem nikim, śmieciem, robakiem do zdeptania
- i - pogardzać sobą.
Bóg nas stworzył z miłości. Gdy stwarzał świat - wiedział, że to, co stworzył jest dobre.
Jesteśmy więc umiłowanymi dziećmi Boga. Ale trzeba zdawać sobie sprawę, że bez Niego nic nie
jesteśmy w stanie uczynić - dosłownie niczego, nie tylko niektórych rzeczy. I także, że wszystko, co
posiadamy i czym jesteśmy - to niezasłużony, darmowy dar Jego miłości, a nie nasza zasługa.
Także modlitwa jest Jego darem. Nawet ta oschła jest dla nas darem najodpowiedniejszym w danej
chwili. On tak uznał i należy to z pokorą przyjąć, a nie narzekać na oschłości. Jeśli nie jesteśmy w
stanie wpłynąć na jakość naszej modlitwy w danym momencie- to z pewnością mamy wpływ na
ilość. Nie nauczy się modlitwy ten, kto modli się mało. Św. Teresa z Avila mówi o determinada
determinacion - zdeterminowanej determinacji, dotyczącej tego, że choćby się waliło i paliło, a
natura nasza będzie się buntowała - my za żadną cenę nie zrezygnujemy z modlitwy.
To bardzo ważne.
My mamy robić co tylko możliwe z naszej strony, by przygotować grunt, stworzyć warunki do
przyjęcia Bożego daru , jakim jest modlitwa. Bóg jest hojny. Jeśli zobaczy w nas pragnienie - nie
odmówi nam Siebie.
Modlitwa sama w sobie NIE JEST CELEM. W najmniejszym stopniu celem nie jest bowiem nic,
co nie jest Bogiem. Trzeba to mieć na uwadze, szczególnie gdy tęsknimy za pociechami,
słodyczami na modlitwie. Takie słodkie uczucia mogą bowiem łatwo stać się celem dla naszej
natury w modlitwie, a nie Pan Bóg.
Modlitwa jest jedynie środkiem, by Boga osiągnąć, podobnie jak życie w łasce uświęcającej i
uczynki miłości.
Wszystko to jest NIEZBĘDNE, ale nie jest celem.
Celem jest Bóg sam.
Modlitwa dla każdego będzie najlepsza inna, każdy ma swą drogę, każdy musi WYMYŚLEĆ sobie
własny sposób jak najlepszego DOSTĘPU do Boga w jego sytuacji, wśród aktualnych okoliczności
itp., aby cel osiągnąć- cel, którym jest Bóg. Dlatego nie należy sobie z góry zakładać, że będę
ODMAWIAĆ tyle a tyle takich to a takich modlitw i trzymać się TYLKO tego. I być przez
sfrustrowanym, kiedy nie rozumiem co czytam, co wypowiadam, przerażać się rozproszeniami,
albo brakiem czasu danego dnia. Wtedy mamy bowiem wręcz ochotę , by uciec od modlitwy.
Modlitwa jest jak "stół szwedzki". Każdy musi wybrać, co dziś jego dusza ma ochotę "zjeść", by
nie czuć niestrawności. Aczkolwiek są modlitwy, które powinniśmy zachowywać ZAWSZE, bez
względu na okoliczności i nastroje. One są bowiem gwarantem NIE-ODEJŚCIA od Boga w czasie
kryzysu i są jakby rusztowaniem dla życia modlitwy w ogóle. Dobrze jest więc wybrać sobie
ulubioną modlitwę i jej się codziennie trzymać o stałej porze. Nie mówię już o Mszy św.
niedzielnej, bo jest to oczywiste.
Jednak jak chodzi o modlitwę stałą, indywidualną, codzienną- nie należy mieć skrupułów, kiedy ją danym razem- zastąpimy inną, która aktualnie nam bardziej pomaga i przez to zrezygnujemy z
całego różańca i zostawimy sobie tylko dziesiątkę. Nie należy szukać coraz to nowych modlitw, by
zaspokoić intelekt, jego ciekawość, zniwelować nudę. Ważne jest kryterium :CZY ŁATWIEJ MI
JEST TĄ, ALBO TĄ METODĄ DZIŚ NAWIĄZAĆ KONTAKT Z JEZUSEM.
Nie należy też podchodzić do modlitwy z rezerwą, polegającą na przekonaniu, że „co ja będę
zawracać Panu Bogu głowę takimi bzdurami, podczas gdy tylu jest potrzebujących Jego pomocy,
chorych, prześladowanych... Mamy uczucie, że „kradniemy” im Boga. Tymczasem Bóg jest
NIESKOŃCZONY. I nawet jeśli ja wezmę Go dla siebie tyle ile zapragnę, tyle samo może „wziąć”
równocześnie każdy człowiek żyjący aktualnie, w przeszłości i przyszłości. Bóg jest
niewyczerpywalny. Nie ubędzie Go dla innych, jeśli wezmę Go dla siebie tyle ile zapragnę. Jeśli
nasycę się Bogiem - łatwiej będzie mi dzielić się Nim z innymi.
Czasem modlitwa bywa bólem, z powodu problemów, które przewijając się w myślach powodują
rozproszenie i uciekamy od niej w jakąś rozrywkę, szukając tam ulgi, regeneracji psychiki.
Owszem czasem jest to niezbędny zabieg.
Lecz życie w Bożej Obecności ,skupienie na Nim, wpatrywanie się w Niego, sprawi, że zapomnimy
- na czas modlitwy przynajmniej - o problemach. Modlitwa stanie się odpoczynkiem, nie będziemy
od niej uciekać, tylko będziemy za nią tęsknić.
Rozproszeniami wcale nie należy się przejmować- one będą zawsze, dopóki żyjemy. Są jak rój
pszczół, które latają wokół głowy. Należy je zlekceważyć, pozostawić sobie, pominąć, wejść w głąb
morza - tam panuje spokój, pomimo, że na powierzchni są ogromne fale.
Teresa z Avila mówi o rozproszeniach:" ta wariatka wyobraźnia, niech sobie biega, nie zwracaj na
nią uwagi!"
Tylko mistycy w ekstazie są wolni od rozproszeń. Rozproszenia niech będą jakby na odwrocie "tej
kartki". Są obecne - ale z drugiej jej strony. My zaś aktualnie wpatrujemy się w wizerunek Jezusa
na pierwszej stronie kartki.
Tą kartką jest dusza, lub inaczej serce.
Ten wizerunek Jezusa, w który mamy się wpatrywać z miłością i niekoniecznie mówiąc cokolwiekjest w naszym sercu. PRZEDSTAWMY sobie Jezusa tam obecnego , ale nie wyobrażajmy Go sobie
zbyt szczegółowo (On zresztą mieszka faktycznie). Wpatrujmy się w Niego, pragnijmy Go.
Pomocne do tego jest też wybranie sobie materialnego wizerunku Jezusa, który nam najbardziej
odpowiada i używanie go do WPATRYWANIA SIĘ W JEZUSA za pomocą tego obrazka. To bardzo
pomaga w skupieniu.

Podobne dokumenty