Zwykła dziewczyna w stroju anioła

Transkrypt

Zwykła dziewczyna w stroju anioła
POLUB NAS NA FACEBOOKU
WWW.FACEBOOK.COM/DZIENNIKPOLSKI
KRONIKA KRAKOWSKA | B7
DZIENNIKPOLSKI24.PL
SOBOTA–NIEDZIELA, 7–8 GRUDNIA 2013
DZIENNIK POLSKI
LEKTURA NA WEEKEND
Zwykła dziewczyna w stroju anioła.
Nie lubi mówić o tym, że pomaga.
MajkaLisińska-Kozioł
[email protected]
– Dzisiaj byłam u Gabrysi – mówi Ola na powitanie. – Oczywiście w stroju anioła. Dziewczynka była przejęta, rodzice szczęśliwi, prezenty się podobały
iśmiechubyłoconiemiara.Także w drodze powrotnej, gdy
na stacji benzynowej wysiedliśmy z auta. Święty Mikołaj
i aniołowie jeszcze tam nie tankowali.
Wolontariatem zaraziła ją
wychowawczyni w olkuskim liceum.Razemzkoleżankamiikolegami zbierała żywność dla
biednych, włączyła się w akcję
„Szlachetnapaczka”.–Czasumi
nigdy nie brakowało, bo jestem
umysłem ścisłym. Umiem sobie
zaplanowaćizorganizowaćczas
co do minuty. To jest moim zdaniem ważne, bo gdyby tak każdy z nas przeanalizował swój
dzień,zobaczyłby,ilegodzinprzeciekamuprzezpalce–mówiOla.
A odkąd pomaga w hospicjum, widzi to jeszcze wyraźniej. – Choćby wtedy, gdy wspominam chłopca, któremu zawieźliśmy prezent mikołajowy,
a kilka miesięcy później już go
nie było na ziemi. Człowiek, nawet taki młody jak ja, uświadamia sobie w takich chwilach, jak
kruche jest życie ijak cenna każda minuta.
Wolontariusze są dla hospicjum Alma Spei wielką pomocą
i powodem do dumy. A MałgorzataMusiałowicz,lekarzpediatra i prezes hospicjum zwykła
mówić, że ci młodzi najczęściej
ludziemająkochająceserca.Ich
miłośćjestwstanieprzekraczać
granicecierpienia.Dlatego–tak
po prostu – zdecydowali się być
blisko małego, chorego człowieczka.
Gdy Ola pierwszy raz pojechała do nieuleczalnie chorego
dziecka, nie wiedziała, czy sobie poradzi. Było to podczas
AGH-owskiejakcji„ŚwiętaDzieciom”, kiedy to studenci zebrali
pieniądze dla hospicyjnych pacjentów. – Byłam wtedy u małej
Majeczki, u Maćka, u Michała
i u Danielka. Najczęściej zakładamstrójanioła,więcwtedychybateżprzedzierzgnęłamsięwpomocnicę Świętego Mikołaja.
Ten pierwszy raz okazał się
dla Oli bardziej zaskakujący niż
traumatyczny, choć spodziewała się raczej, że nie będzie łatwo.
Boprzecieżświadomość,żedziecko, które obdarowujemy prezentem, jest ciężko chore, może
przytłaczać.Zwłaszczażehospicjum, jak wielu z nas, kojarzyło
jej się przede wszystkim ze
śmiercią.Atymczasemzobaczyłanawłasneoczy,żetamdbasię
o życie; choćby nawet miało
trwać króciutko. I chodzi w tym
dbaniu o to, żeby życie było fajne. Na ogół tak właśnie się dzieje, bo w hospicjum „Alma Spei”
krążydobraenergia,którąjeden
przekazujedrugiemu. Jejźródłemsączasamilekarze,czasami
pielęgniarki i terapeutki, a czasamirodzicechorychdzieci,którzypotrafiąjekochaćnajbardziej
na świecie.
Doktor Małgorzata Musiałowicz powiedziała kiedyś, że obserwowanie tych relacji jest
piękną lekcją miłości dla każdego, kto jej się przyjrzy z bliska.
Bo te nieuleczalnie chore dzieci,
których los jest na ogół przesądzony, są kochane po prostu
bezgranicznie.
OlaHaberkaponiemalpięciu
latach obcowania z hospicyjną
rzeczywistością przekonała się
natomiast, że dzieci to po prostu
dzieci, i że trzeba je traktować
serdecznie.–Dlategodajęimmojeserceorazwszystkieciepłemyśli,aone–choćzpozorubezkontaktu – jak to się zwykło mówić
–obdarowująmniewesołymbłyskiemwoku,równymoddechem,
błądzącym po buzi uśmiechem.
I czuję wtedy, że są na swój sposób szczęśliwe.
Tak jak Danielek, chłopczyk,
do którego pewnego dnia pojechała z kolorowym prezentem.
– To było moje pierwsze tak bezpośredniespotkaniezbardzochorym
dzieckiem.
Kasia,
rehabilitantka,dałamichłopczykanaręce.Poczułam,żejestspiętyichybaprzerażony.Usiadłam
z tą malizną na kolanach i z sekundy nasekundę coraz wyraźniejbyłamprzekonana,żegonie
utrzymam, tak bardzo się prężył
iwyginał.Zaczęłammuopowiadać o Świętym Mikołaju, aniołach, reniferach i podarunkach,
któredlaniegoprzywiozłam.Leciutko dotykałam jego główki,
a mój głos brzmiał chyba łagodnie i przyjaźnie, bo dziecko się
uspokajało.Czułam,jakjegona-
FOT.KAROLINA DYLLAG
Sylwetka. JeststudentkąAkademiiGórniczo-Hutniczej,niedługobędziemieć obronępracyinżynierskiej.AleksandraHaberkawłaśniezostała
„WolontariuszkąPięciolecia”hospicjumdomowegodladzieci.Opiekującsięchorymi,zobaczyła,jakbardzomożnakochaćdrugiegoczłowieka.
Ola Haberka i mała Maja czują się w swoim towarzystwie doskonale
TWÓJ 1 PROCENT
DLA ALMA SPEI
Hospicjum dla Dzieci „Alma
Spei” od 2009 roku ma status
Organizacji Pożytku Publicznego. Przekaż 1 procent nieuleczalnie chorym dzieciom.
KRS 0000 237 645
pięciegdzieśodpływa. Danielek
zaczynał akceptować to, że jestem tak blisko. Moje słowa i gesty podziałały naniego jak jakiś
balsam, albo ciepły, mięciutki
pled. To było niezwykłe. Wtedy
tak naprawdę poczułam, że jestemmupotrzebna.Iinnymchorym dzieciom także.
Każdy z nas jest. Wystarczy,
że otworzy im swoje serce. Poza
tym spotkania z ludźmi, a także
zdziećminieuleczalniechorymi
zmieniają nas i hierarchię naszych życiowych priorytetów
orazwartości.Okazujesię,żenajbardziej liczą się proste słowa
i szczere gesty. Dlatego właśnie
najważniejszym zadaniem wolontariuszajestznalezienieprze-
strzeni, w której może się spotkać z chorym człowiekiem.
Aspotkanietonicinnegojak dialog. Rodzajem tego dialogu jest
także obecność i towarzyszenie
drugiej osobie z wyczuciem, delikatnością oraz z miłością.
Ola tę miłość do drugiego,
w jej przypadku małego człowieczka, w sobie co rusz to odnajduje. Na przykład wtedy, gdy
wekspresowym tempie nauczyła się używać ssak. Mama
Danielka pokazała jej, jak go obsługiwać i powiedziała, w którym momencie jego użycie jest
konieczne, żeby dzieciak mógł
oddychać. – Ta pani mi zaufała. Oddała mi pod opiekę chorego synka. Uwierzyłam wtedy, że
robię coś, co jest potrzebne
i ma sens.
Ksiądz profesor Janusz
MastalskizUniwersytetu Papieskiego JPII powiedział kiedyś,
że we współczesnym świecie
człowiek człowieka na ogół używa. Tymczasem człowiekowi
trzeba służyć i warto się każdemupoświęcić. TegonauczałkardynałStefanWyszyńskiipotem
nasz papież Jan Paweł II. Tak
właśnie czuje Ola i podobni
doniejhospicyjniwolontariusze,
którzypomagająprzecieżnietylkodzieckuchoremu,aleteżjego
zdrowemu rodzeństwu, rodzicom. – Bardzo lubię odwiedzać
naprzykładMaję,która–takjak
nasze hospicjum – ma pięć lat
– opowiada Ola. – Mimo że jest
bardzochora,niemówi,booddychaprzezrurkętracheostomijną
– potrafi rozruszać, albo nawet
postawićdopionucałąswojąrodzinę,jestoczkiemwgłowiestarszego brata i dobrym, choć czasami upartym duszkiem domu.
Ta mała dziewczynka zwyczajnie mi imponuje, bo wielu zdrowych ludzi nie umie cieszyć się
każdym dniem, aona, choć taka
mała, potrafi to robić doskonale.
Dzięki temu, że Ola poznała
życie hospicyjnych rodzin, przekonała się, że jej zmartwienia
i problemy, które wydawały jej
się ogromne, w rzeczywistości
są malutkie jak ziarnko maku.
Zrozumiałateż,żetaknaprawdę
najważniejsza w życiu jest
po prostu miłość. Bo można kochać drugiego człowieka, mimo
że jest podłączony doaparatury,
czasamifizyczniezniekształcony,
niemówi,niesiedzi,nieumiejeść
samodzielnieinigdysiętegonie
nauczy.
Zauważyła też, że rodzice
zdrowych dzieci często ich prawie nie znają, niektórzy nawet
nie rozumieją. No, a rodzice tych
chorych – umieją odczytać każdy grymas na ich twarzy, każdy ruch powieki, każdy gest.
– To jest wzruszające i piękne
– mówi Ola. – Wydaje mi się, że
wiele osób traktuje chore dzieci, jakby były gorsze. A one są
tylko inne. I szczere. Niczego
nie udają, bo nie potrafią.
Uśmiechają się, gdy jest im dobrze. Płaczą, gdy czują się źle.
Ale potrzebują od nas wszystkich tego samego, co dzieci zdrowe: miłości, troski, zainteresowania.
Niedawno Ola przygotowywała galę z okazji piątej rocznicy powstania Hospicjum dla
Dzieci „Alma Spei”. Podczas
uroczystości przyznano jej tytuł „Wolontariuszki Pięciolecia”. – Do ostatniej chwili udało się tę miłą wiadomość przede mną ukryć. Dostałam kartkę
bez tego punktu programu.
Sprawa się wydała na 10 minut
przed ogłoszeniem wyników.
Byłam zaskoczona i bardzo
szczęśliwa.
W uzasadnieniu podano, że
Ola jest uśmiechnięta, koleżeńska, zorganizowana, a robota jej
się w rękach po prostu pali.
– Nie obnosiłam się z tym, co
robię – mówi laureatka – więc
kumpelki z uczelni miały nawet
o to do mnie pretensje. No to im
opowiedziałam co i jak.
I wtedy okazało się, że Ola
umie dobrem zarażać. Kilka
z jej koleżanek też zostało wolontariuszkami „Alma Spei”.
I są, tak jak Ola, nie tylko radością dla nieuleczalnie chorych
dzieci, ale też znakiem nadziei.
Kimś takim, kto – jak mówi
ksiądz
doktor
Lucjan
Szczepaniak, kapelan w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Prokocimiu – wykonuje
swoją posługę z odruchu serca,
a nie z przymusu. I w dodatku
nie czeka na wdzięczność.
A poza tym Ola Haberka jest
fajną, wesołą dziewczyną. Jeśli
ma ochotę to, jak dziś, maluje
paznokcie srebrnym lakierem
i nosi mini. Uprawia aqua
fitness. Chętnie spotyka się ze
znajomymi, kocha młodszego
brata Grzesia i uwielbia domowe obiady. Lubi podróże oraz
czarną herbatę. No i zwykle stawia na swoim. Czasami marzy,
ale marzeń nie zdradza, bo chce
żeby się spełniły.
ORGANIZACJA
PRZYJAZNA
WOLONTARIUSZOM
Hospicjum „Alma Spei” ponownie
otrzymało Certyfikat Organizacji
Przyjaznej Wolontariuszom, bo
spełnia standardy współpracy
z wolontariuszami określone
w programie „Dobry Wolontariat”
realizowanym przez Centrum Wolontariatu. Ponadto, pięciu
hospicyjnych wolontariuszy zostało wyróżnionych w konkursie
„Barwy Wolontariatu 2013”. Doceniono ich za aktywność i zaangażowanie w pracy na rzecz nieuleczalnie chorych dzieci.
WYRÓŻNIENI WOLONTARIUSZE:
A Aleksandra Haberka
A Anna Ożóg
A Małgorzata Tychoniak
A Oskar Walczak
A Aleksandra Wojdyła

Podobne dokumenty