EVANS 228

Transkrypt

EVANS 228
228
EVANS
się uznać, iż sam ten autorytet nie odwołuje się już
do żadnych racji uzasadniających. Jeśli jednak za­
kładamy, że nakaz czy polecenie owego autorytetu
jest racjonalnie uzasadnione, to wyjaśniając rozwa­
żany termin normatywny, należy skupić się na
owym uzasadnieniu, a nie na wyrastających z nie­
go poczynaniach czy postawie autorytetu.
G.B.M.
S.M. Cohen, Socrates on the Definition of Piety, w: G. Vla­
stas (red.), The Philosophy o f Socrates, Garden City,
NY, 1971.
Platon, Uczta, Eutyfron, Obrona Sokratesa, Kriton, Fedon,
wyd. 2, tłum. W. Witwicki, Warszawa 1982.
EVANS GARETH (1946-1980) Evans był jed­
nym z ważnych uczestników bujnie rozwijających
się w Oksfordzie w latach siedemdziesiątych roz­
ważań nad umysłem i językiem (por. także Dummett, McDowell, Peacocke, C. Wright), które zain­
spirowane zostały przez prace Amerykanina,
D. Davidsona. W wydanej pośmiertnie książce The
Varieties o f Reference Evans rozwija ideę McDowella, że takie zdarzenia umysłowe jak myślenie
0 jednostkowych przedmiotach są formami nasze­
go zakorzenienia w otoczeniu. Podejście takie ra­
dykalnie różni się od *kartezjanizmu, wedle które­
go myślenie rozgrywa się w istotnej niezależności
od wpływów naturalnego otoczenia, a nawet od
jego istnienia. W sposób szczególnie inspirujący
Evans podkreślał zależność myślenia od zdolności
cielesnych i kondycji ciała, w czym był kontynua­
torem żywej w Oksfordzie tradycji kantowskiej,
która w ślad za Strawsonem stawia pytanie o wa­
runki obiektywności myślenia. Podobnie jak
w przypadku F. Ramseya, wczesna śmierć Evansa
była wielką stratą dla brytyjskiej filozofii.
G.W.McC.
*odnoszenie się
G. Evans, Przyczynowa teoria nazw, tłum. T. Szubka,
w: B. Stanosz (red.), Filozofia języka, Warszawa 1993.
G. Evans, Collected Papers, Oxford 1985.
EWOLUCJA Ewolucyjna wizja świata, zgodnie
z którą i on w całości, i jego składniki (a zwłaszcza
organizmy) rozwinęły się z bardziej prymitywnych
zalążków. Jest dzieckiem *oświecenia. Do tego cza­
su chrześcijańska opowieść o stworzeniu świata,
połączona z esencjalistyczną myślą grecką nie po­
zwalała problemu początków ująć w taki nie odwo­
łujący się do cudów sposób. Rewolucja naukowa,
która tak wiele zdarzeń potrafiła wyjaśnić, odwołu­
jąc się do prawidłowości przyrody i mechanizmów
przyczynowych, stała się bodźcem dla nadziei
1wiary w postęp, co zrodziło ideologię gwałtownej
odmiany i poprawy losu ludzkiego, ta zaś nieustan­
nie powoływała się na coraz głębszą wiedzę o pro­
cesach przyrodniczych i coraz sprawniejsze nimi
sterowanie. Szczególnie we Francji, ale również
w Wielkiej Brytanii i Niemczech od owej wiary
w *postęp społeczny i kulturalny ludzie bardzo ła­
two przechodzili do analogicznej wiary w postępo­
wy rozwój świata życia, której późniejsze naukowe
udokumentowanie uznaw;ano za potwierdzenie
owych społecznych nadziei!
Najbardziej znanym z pierwszych ewolucjonistów by Francuz Jean Baptiste de Lamarck, który
w pracy Philosophie zoologiąue (1809) po raz
pierwszy całościowo potraktował problem rozwoju
w świecie zwierzęcym. Interesujące, że do przeka­
zywania nabytych cech drogą dziedziczenia (który
to pogląd w sporach ewolucjonistycznych wiąże się
z jego nazwiskiem) sam Lamarck przywiązywał
niewielką wagę, o wiele bardziej zainteresowany
tym, by wizję „wielkiego łańcucha bytu” zastąpić
obrazem nieustannie się wznoszących schodów ru­
chomych. Być może większy jeszcze wpływ ode­
grali niemieccy reprezentanci *Naturphilosophie,
którzy w całej przyrodzie dostrzegali powtarzające
się wzorce przemian, ożywiani przekonaniem o jed­
ności świata organicznego, z czego nie wynika, aby
filozofowie ci czy głośni ich sympatycy (jak J.W.
Goethe) stali się w ścisłym sensie ewolucjonistami,
albowiem zgodnie z duchem tamtych czasów sama
idea wydawała im się ważniejsza od rzeczywistości.
Dlatego też trzeba było poczekać do połowy XIX
stulecia, aby koncepcja wszechogarniającego roz­
woju - nazywanego dziś ewolucją i odróżnianego
od rozwoju jednostkowego - zyskała powszechne
uznanie i znalazła miejsce w świecie szacownej
nauki. Jest to zasługą przede wszystkim angielskie­
go przyrodnika Karola Darwina, który wstępny za­
rys swej koncepcji ewolucji dokonującej się w dro­
dze doboru naturalnego przedstawił w dziele O po­
wstawaniu gatunków (1859). Inspirowany przez
Malthuzjańską wizję walki o byt, Darwin twierdził,
że organizmy, które zwycięsko wychodzą z tej wal­
ki, muszą się różnić od tych, które przegrywają: do­
konywać się musi „naturalny dobór” organizmów
lepiej przystosowanych do wymogów otoczenia, na
przykład faworyzujący żyrafę o dłuższej szyi. Dar­
win był przekonany, że w długim okresie taki pro­
ces doboru utrwalać musi owe bardziej korzystne
cechy, przeświadczenia tego nie mógł jednak po­
przeć odpowiednią teorią dziedziczności. Lukę tę
wypełniła w XX wieku nowa dziedzina biologii,
genetyka, która zresztą początkami swymi też się­
ga w XIX stulecie, gdy działał nie znany Darwino­
wi zakonnik, Gregor Mendel.
Z ewolucją wiążą się nader interesujące i kontro­
wersyjne problemy filozoficzne. Po pierwsze, sąto,
oczywiście, zagadnienia samej tej koncepcji. Czy,
jak twierdzą niektórzy z krytyków, jest to Jedynie
teoria, a nie fakt”? Różne odpowiedzi na to pytanie
wynikają z niejednoznaczności pojęcia *teorii. Je­
śli chodzić miałoby o to, czy ewolucyjny rozwój
jest dobrze potwierdzony obserwacjami, odpo­
wiedź musi być bez wątpienia pozytywna. Paleon­
tologia, biogeografia, embriologia, anatomia i wie-
EZOTERYCZNY
229
le innych dziedzin zgodnie potwierdzają ewolucyj­
ny proces. Natomiast rzeczywiście powstają spory
wokół konkretnych sformułowań koncepcji ewolu­
cji. Darwinowski dobór naturalny odwołuje się fak­
tu dobrego przystosowania organizmów do otocze­
nia. Krytycy albo twierdzą, że darwinizm nie tłu­
maczy wystarczająco tego faktu, albo też powiada­
ją, iż zgodność pomiędzy organizmami a światem
nigdy nie jest tak ścisła, jak sugerują darwiniści.
W każdym z tych przypadków odwołać się trzeba
jeszcze do jakichś innych mechanizmów.
Co najmniej równie istotna jest kwestia, czy my­
ślenie w kategoriach ewolucji może się okazać rów­
nie skuteczne w odniesieniu do tradycyjnych pro­
blemów filozofii, a zwłaszcza epistemologicznych
i etycznych. Tradycyjni filozofowie, a pośród nich
szczególnie Wittgenstein w ostatnich latach życia,
reagowali na taką sugestię jak diabeł na święconą
wodę, z drugiej jednak strony, w dużej mierze za
sprawą entuzjazmu H. Spencera, nigdy nie brako­
wało znawców biologii, którzy z upodobaniem re­
fleksje swe rozciągali na tereny filozoficzne. Trze­
ba natomiast przyznać, że stosunkowo niewielu fi­
lozofów podejrzewało, iżby jakieś niezwykłe zna­
czenie wiązało się z faktem, że my, ludzie, jesteśmy
raczej produktem długiego i powolnego procesu
ewolucyjnego niż cudownym efektem szóstego
dnia twórczych poczynań dobrego Pana Boga.
Ewolucyjna ^epistemologia i ewolucyjna *etyka
nie cieszą się może jeszcze wielkim poważaniem,
niemniej w dużej mierze dzięki myślicielom, którzy
uważają, iż koncepcja ewolucji powinna raczej być
wzbogacona o pomysły i osiągnięcia tradycyjnej
filozofii, niż z nimi rywalizować, obie te dziedziny
dość bujnie rozkwitają, wysuwając nader nowator­
skie propozycje.
M.R.
*darwinizm
R. Richards, The Meaning o f Evolution, Chicago 1991.
M. Ruse, The Darwinian Revolution, Chicago 1979.
- Taking Darwin Seriously: A Naturalistic Approach to
Philosophy, Oxford 1986.
J. Brockman, Trzecia kultura, tłum. zbiór., Warszawa
1996.
R. Dawkins, Ślepy zegarmistrz, tłum. A. Hoffman, War­
szawa 1994.
A. Hoffman, Wokół ewolucji, Warszawa 1997.
F. Jacob, Historia i dziedziczność, tłum. K. Pomian, War­
szawa 1973.
H. Krzanowska, A. Łomnicki (red.), Zarys mechanizmów
ewolucji, Warszawa 1995.
J.M. Smith, Problemy biologii, tłum. A. Bitner, Warszawa
1992.
EZOTERYCZNY „Wewnętrzny”. Pojęcie uku­
te w II wieku na określenie najtrudniejszych tekstów
Arystotelesa, przeciwstawionych tym, które z racji
większej przystępności nazwano *egzoterycznymi.
Niejasność tych pierwszych spowodowała podej­
rzenia, że jest w nich utajona prawdziwa doktryna
Arystotelesa, z którą zapoznawał on jedynie wy­
branych uczniów. Później określenie to w znaczeniu
„tajemniczy” stosowano do prawd objawianych wta­
jemniczonym członkom związku pitagorejskiego.
R.J.H.
*pitagoreizm
I. Diiring, Aristotle in the Ancient Biographical Tradition,
Goteborg 1957.
NARODOWY CHARAKTER
598
powtarzanej mądrości David Hume wystąpił z szo­
kującym stwierdzeniem, że rozum jest i powinien
być niewolnikiem uczuć, nawet namiętności. Ale
już wcześniej, w czasach antyku, zdarzali się pew­
ni „romantycy”, którzy oddawali namiętnościom
sprawiedliwość, jeśli zaś spojrzeć na myślicieli
późniejszych, to Hegel powiadał, iż bez namiętno­
ści nie wydarzyło się w świecie nic wielkiego,
przed nim zaś głosił to nawet Kant. Interesujące
wydaje się zakwestionowanie samego odróżnienia,
co sugerował Nietzsche, powiadając, że każda na­
miętność ma swoją rację i swoją racjonalność.
R.C.SOL.
R.C. Solomon, The Passions, Indianapolis 1993.
NARODOWY CHARAKTER Od czasów
Vica powszechnie przyjmuje się, że *ludzka natura
zmienia się w dziejach, a dominujące w danej gru­
pie ludzkiej wzorce myślenia i zachowań swoiście
odróżniają ją od innych. Co zatem decyduje o jed­
ności charakterystycznego dla grupy języka, kultu­
ry, wspólnego doświadczenia? Wedle Herdera, któ­
remu przypisuje się ukucie terminu „nacjonalizm”,
jest to dusza narodu, do którego należą poszczegól­
ne grupy. W opozycji do liberalistycznego uniwer­
salizmu Herder dowodził, że jednostka może się
duchowo rozwijać jedynie w narodowej wspólno­
cie, chociaż, w przeciwieństwie na przykład do
Fichtego, nie uważał, by któraś z tych wspólnot
miała wyższość nad innymi. Uznanie kulturowego
znaczenia narodowego charakteru i narodowych
dziejów nie musi prowadzić do wniosków military stycznych, imperialistycznych czy rasowych. Jeśli
jednak nie towarzyszy temu odwołanie się do pozaczasowych, uniwersalnych wartości, to łatwo
może prowadzić - czego dobrym przykładem jest
sam Herder - do relatywistycznych tez, iż wartości
różnych kultur są niewspółmierne i mogą być oce­
niane tylko „od wewnątrz”.
wień; (2) nastawienia cechuje specyficzny sposób
wyjaśniania - przez byty racjonalne; jeden rodzaj
takiego wyjaśniania to wyjaśnianie działań, zwy­
kle stosowany wtedy, gdy trzeba przypisać nasta­
wienie, które jest wiarą czy pragnieniem.
J.HORN. [K.Ś.]
*intencjonalność; oznaczeniowa nieprzezroczystość
J.A. Fodor, Propositional Attitudes, „Monist” (1978).
NASTĘPNIKA NEGOWANIE W zdaniu
warunkowym, tj. w zdaniu postaci „Jeśli p, to ą '\
p jest poprzednikiem, a q jest następnikiem. Nego­
wanie następnika polega na tym, że z tego, iż q jest
fałszem, wnosi się, że p jest fałszem; wnioskowa­
nie takie przebiega wedle prawa *?nodus tollens.
Jeśli jakiś człowiek, który oczywiście nie jest Ho­
lendrem, powiada: „Jeśli królowej angielskiej nie
stać na płacenie podatków, to ja jestem Holen­
drem”, to chce nam powiedzieć (przez oczywiste
zanegowanie następnika), że z całą pewnością kró­
lowa jest bardzo bogata. Związane w pewien spo­
sób z negowaniem następnika jest błędne *negowanie poprzednika.
c.w . [K.Ś.]
H.W.B. Joseph, An Introduction to Logic, wyd. 2, Oxford
1916, rozdz. 15.
NASTĘPNIKA POTWIERDZANIE Przy­
kładem tego błędu jest wnioskowanie, że skoro
John przeciwstawia si ^status quo i komuniści prze­
ciwstawiają się status quo, to John jest komunistą.
W tradycyjnej *logice nazw ilustracją tego błędu są
rozumowania przebiegające według schematu: „Je­
śli A jest B, to A jest C; A jest C; zatem: A jest B '\
W rachunku zdań potwierdzenie następnika jest
wnioskowaniem według schematu: „(Jeśli p, to q)\
q; zatem p.
c.w . [K.Ś.j
C.L. Hamblin, Fallacies, London 1970, s. 35-37.
A.O’H.
*konserwatyzm; lud
NATURA Podobnie jak wiele innych ważnych
I. Berlin, Vico and Herder, London 1976.
dla filozofów pojęć, także „natura” jest terminem
o wielu znaczeniach, z których trzy są szczególnie
godne odnotowania.
Po pierwsze, przez „naturę” możemy rozumieć
wszystko, co występuje w fizycznym świecie bar­
dzo szeroko pojętego doświadczenia; mówiąc krót­
ko, wszechświat i wszystko, co się na niego składa.
Przy tym rozumieniu „naturalne” jest wszystko, co
należy do tego świata, za którego cechę charakte­
rystyczną dość powszechnie uznaje się uniwersal­
ne działanie *praw w sensie nie znających wyjąt­
ków prawidłowości. Dla filozofów takich jak Pla­
ton, czy tych, którzy występują w nurcie tradycji
chrześcijańskiej, Stwórca z konieczności jest ze­
wnętrzny względem swego dzieła, aczkolwiek
może poprzez cuda w nie interweniować. Jedną
z dyskusyjnych kwestii, które pojawiają się w tym
NASTAWIENIE SĄDZENIOWE Rodzaj
stanu umysłu; nazwa wprowadzona przez Russella,
która w ostatnich czasach weszła w powszechny
obieg w filozofii języka i umysłu.
Z orzekaniem o stanach umysłu (np. o przekona­
niach, jak w zdaniu: „Ted wierzy, że /?”) ma się do
czynienia, gdy chce się wyrazić relację pomiędzy
jakąś osobą (tu Tedem) i sądem (tu zdaniem gło­
szącym, „że /?”); stany te są właśnie nastawieniami
sądzeniowymi. Często zalicza się tu też chcenie
i pragnienie, choć nie opatruje się na ogół związa­
nych z nimi sądów klauzulą „że”.
Klasa taka jest wyodrębniana przez filozofów
z dwu powodów: (1) zbiór pytań jest podzbiorem
zbioru zdań używanych do przypisywania nasta­
599
kontekście jest problem, czy będąc tworem Bożym,
natura jest z konieczności dobra. Jeśli tak, to jak
jest możliwe, iż napotykamy w świecie jawne przy­
padki zła? Pośród odpowiedzi jest także i taka, któ­
ra odwołuje się do skutków ludzkiej wolności.
Niezbyt łatwo jest zasadnie głosić, że poza tak
szeroko pojętą naturą jest jeszcze inny wymiar ist­
nienia. Aczkolwiek taki świat ponadnaturalny z de­
finicji musi być niepoznawalny, a jeśli ktoś (jak
w tradycji tomistycznej) uzyskać chciałby wiedzę
o nim na zasadzie analogii, pojawi się silna tenden­
cja, aby ześliznąć się w opis zastanawiająco podob­
ny do przedstawienia naszego świata. Dla przykła­
du, chociaż Bóg może wykraczać poza nasze pra­
wa, czy znaczy to, że jest w ogóle poza jakimkol­
wiek prawem? Wielu było myślicieli, którzy na
pytanie takie odpowiadali przecząco, ale wstępo­
wali w ten sposób na bardzo śliską ścieżkę, jak to
pokazuje chociażby *Naturphilosophie, która wy­
chodzi od stwierdzenia, iż Boże wzorce powtarzają
się w świecie organicznym i nieorganicznym, a do­
chodzi do stanowiska bliskiego panteizmowi, któ­
ry utożsamia Boga ze Stworzeniem. Przykładem
konstemujących sytuacji, do jakich dochodzi się
przy takim nastawieniu, może być „naturalny supematuralizm” Thomasa Carlyle’a, który przemia­
nę lodu w wodę uważa za cud.
W drugim znaczeniu można mówić o „naturze”,
mając na myśli przeszły i obecny świat ożywiony,
który przeciwstawia się wtedy nieożywionemu.
W takim sensie używa się tego terminu, kiedy
mowa jest na przykład o muzeum historii natural­
nej. Palącym problemem filozoficznym staje się
wtedy kwestia definicji i demarkacji. Dzisiaj sądzi­
my, że świat organizmów jest produktem *ewolu­
cji, która (na Ziemi) rozpoczęła się około czterech
milionów lat temu. Czy znaczy to, że ssaka może­
my odróżnić od kawałka skały jedynie z uwagi na
ich różne dzieje, czy też istnieje jakiś charaktery­
styczny zespół cech, który klarownie pozwala od­
różnić element natury ożywionej od nieożywionej?
Od czasów Arystotelesa twierdzi się, że organi­
zmy od istności nieożywionych różnią się tym, że
mają swego rodzaju siłę życiową, którą w czasach
znacznie nam bliższych witalista Driesch, nawią­
zując do owych greckich początków, nazwał *entelechią. Chociaż jednak nie ulega wątpliwości, że
organizmy potrafią dokonywać rzeczy zdumiewa­
jących - na przykład utrzymują się przy życiu, po­
bierając energię z otoczenia - niełatwo dojrzeć,
w jaki sposób wyjaśnieniu tych faktów sprzyja od­
wołanie się do niewidzialnych mocy życiowych.
Współcześnie przeważa raczej opinia, że charakte­
rystyczną cechą organizmów jest raczej ich wysoki
stopień organizacji niż jakikolwiek czynnik fizyczny.
Dla darwinisty, jak dla teologa naturalnego,
szczególną własnością owej organizacji będzie do­
konywanie przez nią „adaptacji”, która promuje
cechy organizmów' sprzyjające przetrwaniu i repro­
NATURALISTY CZNY BŁĄD
dukcji. Warto jednak zauważyć, że chociaż czynni­
ki te mogą być wartościowe z punktu widzenia in­
dywidualnego organizmu, w świecie, który wytwo­
rzył wirusa AIDS, nie jest samo przez się oczywi­
ste, że czemuś, co żyje, przysługuje immanentna
wartość. Liczni myśliciele - od Platona wczoraj po
socjobiologów, takich jak Edward O. Wilson, dzi­
siaj - uważają, że świat ożywiony jest nośnikiem
wartości, jako że organizmy pozwalają się uszere­
gować w ciąg charakteryzujący się postępem. Jest
jednak równie wielu zagorzałych przeciwników
tego poglądu, gdyż ów postęp musiałby się wiązać
z ewolucją.
W trzecim rozumieniu „naturą” jest wszystko to a zwłaszcza świat organiczny - co przeciwstawione
zostaje ludziom i efektom ich pracy. To znaczenie
zostaje przywołane na przykład wtedy, gdy płatki
śniadaniowe określamy jako „naturalne”, a sednem
związanej z nim kontrowersji filozoficznej jest to,
czy twierdzić należy, iż prawdziwym dobrem jest
natura w jej surowej, dziewiczej postaci, czy też, iż
jej prawdziwa wartość ujawnia się dopiero wtedy,
gdy człowiek zajmie się nią i ją przekształci. Cho­
ciaż działalność wszystkich rzeczników i wytwór­
ców zdrowej żywności odwołuje się do pierwszego
przekonania, to także i drugie ma swoich licznych
zwolenników. Chociażby John Stuart Mili był prze­
konany, że prawdziwym celem ludzkich poczynań
jest przekształcanie i ulepszanie natury.
Najlepszym wyjściem z tych, jak się zdaje, nie­
rozstrzygalnych dylematów jest chyba uznanie, że,
jak to widać w przypadku prób określenia *ludz­
kiej natury, sama próba wytyczania granic staje się
źródłem dyskusji. Aczkolwiek nauka ekologii znaj­
duje się w dość wstępnej fazie rozwojowej, to prze­
cież jest już oczywiste, że ingerencja w jeden frag­
ment natury (w obecnym rozumieniu) może powo­
dować nieoczekiwane i niezamierzone konsekwen­
cje w innym fragmencie, zarazem jednak równie
zgubne może być nieingerowanie, szczególnie przy
takim rozumieniu natury, przy którym należałaby
do niej zwierzęca strona człowieka, a wyłączone
byłyby jedynie nasze zdolności intelektualne, i to
im zakazywałoby się ingerencji.
M.R.
J.S. Mill, Three Essays on Religion, London 1874.
J. Passmore, Man s Responsibility for Nature, London
1974.
NATURALISTYCZNY BŁĄD George E.
Moore dowodził w Zasadach etyki (1903), że nie­
zależnie od tego, jak zdefiniuje się „dobro” (np. jako
to, co zaspokaja pragnienia, maksymalizuje szczę­
ście czy sprzyja ewolucji), zawsze można zapytać,
czy ów czynnik określający dobro jest dobry. W ten
sposób pytanie o dobro nieustannie pozostaje
otwarte, nie staje się tylko czysto werbalne. „Do­
bro” wymyka się wszelkiej definicji czy analizie,
a próby nadania temu terminowi jakiejś konkretnej
NATURALIZM
600
i niezmiennej treści określa Moore mianem „błędu
naturalistycznego”.
Moore utrzymywał, że w sprawie sądów o *do­
bru zachowuje stanowisko obiektywistyczne: sko­
ro nie mogą one odwoływać się do żadnych cech
naturalnych, muszą wskazywać na własności *nie
naturalne. Jest rzeczą sporną to, czy obiektywizm
nieuchronnie wymaga takiego pojęcia, jak też i to,
jak w sytuacji beztreściowości cech naturalnych
zdefiniować to, co nienaturalne.
R.W.H.
*otwarte pytanie
B. Williams, Ethics and the Limits of Philosophy, London
1985.
G.E. Moore, Zasady etyki, tłum. Cz. Znamierowski, War­
szawa 1919.
M. Środa, artykuł o Principia Ethica w Przewodniku po
literaturze filozoficznej XX wieku, t. 1, Warszawa 1994.
NATURALIZM Stanowisko, które głosi, iż
wszystko jest *naturalne, że zatem wszystko nale­
ży do świata *natury, że przeto winno być badane
z użyciem metod właściwych dla tego świata,
a wszelkie pozorne wyjątki dadzą się ostatecznie
wyjaśnić w kategoriach tego świata. W filozofii
termin ów stosowany jest na dwa wyrastające
z tego stanowiska sposoby: ogólny i bardziej
szczegółowy.
Ten drugi sposób to *naturalizm etyczny, który
w sferze swoich rozważań odrzuca wszystkie *nie
naturalne własności i sprzeciwia się temu, jakoby
etyka stanowiła dziedzinę sui generis, gdzie stoso­
wać trzeba specyficzne rodzaje argumentacji.
W ogólniejszym znaczeniu termin ten odnosi się
do filozofii w całości, dotycząc i obiektów, i metod
badawczych, które stosowane są w metafizyce oraz
epistemologii. W metafizyce naturalizm jest naj­
bardziej może zbliżony do ’‘'materializmu, aczkol­
wiek nie musi przybierać postaci materialistycznej.
Obstaje on przy tym, że świat natury winno się trak­
tować jako zamkniętą sferę, bez zakładania ze­
wnętrznych w nią ingerencji ze strony duchów lub
dusz boskich czy ludzkich, a także bez odwoływa­
nia do nienaturalnych wartości czy istniejących sa­
modzielnie abstrakcyjnych *powszechników. Na­
turalizm taki nie musi odrzucać zjawisk świadomo­
ści, ani nawet identyfikować ich ze zjawiskami ma­
terialnymi - jak w przypadku materialisty - jeśli
tylko przyjmie, iż mogą być one badane przez psy­
chologię, którą da się zintegrować z innymi nauka­
mi. Jeden z naturalistów, Hume, nie był nawet do
końca przekonany, czy w ogóle istnieje coś takiego
jak świat materialny, chyba że uznałoby się, iż skła­
dają się na niego treści naszych doznań, czyli im­
presje i idee, jak on to określał. W sferze metafizy­
ki dla naturalisty istotne jest traktowanie natury
jako jedności, która może być poddana jednolite­
mu badaniu, zwanemu wtedy badaniem natury, acz­
kolwiek niełatwo jest w tej sytuacji powiedzieć,
jaki stopień owej jednolitości uznaje się za wystar­
czający. Nie ulega wątpliwości, że istnieją odmien­
ne nauki, które stosują różne do pewnego stopnia
metody, a także badają różne obiekty, dla naturali­
zmu zaś ważne wydaje się to, aby tworzyły jeden
łańcuch, a także podlegały pewnym generalnym
wymogom uważanym za nieodzowne dla nauki
jako takiej, jak na przykład dostarczanie rezultatów,
które można poddać empirycznemu sprawdzeniu.
Do jakichkolwiek istności nauki takie się odwołu­
ją, muszą się one dać wprowadzić w ramy naturali­
zmu, także wtedy, gdy są to istności „teoretyczne”,
których nie można obserwować bezpośrednio,
a które są postulowane, aby wyjaśnić różne zjawi­
ska. Taką istnością będzie na przykład elektron
w fizyce, niezależnie od tego, czy uważa się go za
realny czy tylko za „logiczny konstrukf ’ w pewnej
analogii do tego, jak na podstawie zwykłych ludzi
konstruuje się człowieka przeciętnego.
Sedno naturalizmu najlepiej chyba jednak daje
się ująć z punktu widzenia epistemologicznego.
Przez większą część XX wieku, a także przez
znaczną część wieku XIX uznawano, że epistemo­
logia zastanawia się nad właściwym sposobem,
w jaki dojść możemy do wiedzy o otaczającym nas
świecie czy czymkolwiek w ogóle, przy czym na­
cisk padał tu na słowo „właściwy”. To, jak ludzie
myślą, stało się przedmiotem zainteresowania psy­
chologii empirycznej, a chociaż większości z nas
zdarza się myśleć nader pokrętnie, to jednak, jak
się zdaje, nie ma to znaczenia dla problemu, w jaki
sposób powinniśmy myśleć, aby efektywnie uzy­
skiwać informacje o świecie. Jedno z podstawo­
wych pytań filozofów brzmi: „Skąd wiesz?”,
a można na nie udzielić dwojakiej odpowiedzi.
Można po prostu przedstawić historyczną czy bio­
graficzną opowieść o tym, jak doszliśmy do dane­
go przekonania, a jeśli owo „my” dotyczy nie do­
wolnej jednostki, lecz naukowej wspólnoty, to bę­
dzie to historia danej gałęzi nauki doprowadzona
aż do momentu współczesnego. Odpowiedź taka
może się jednak wydać nieistotna, nie chodziło bo­
wiem o to, jak doszliście do takiego, a nie innego
przeświadczenia, lecz skąd wiecie, że jest ono
słuszne, a w tle majaczy najpewniej pytanie: „Dla­
czego i ja miałbym tak sądzić?” Jeśli jednak tak, to
pytający indaguje o uzasadnienie rozważanego
przeświadczenia. Ale jak historia czyjegoś docho­
dzenia do jakichś przeświadczeń może stanowić ich
uzasadnienie? Na tej samej zasadzie, jeśli w etyce
pytam o uzasadnienie sądu, iż coś jest moralnie złe,
to niewiele mi da opowieść o tym, w jaki sposób
nasze rozróżnienia moralne powstają z dziecięcego
lęku przed władzą rodziców. Ważniejsze może być
najwyżej podanie owego przeświadczenia w wąt­
pliwość i ukazanie jego iluzoryczności (chociaż,
ściśle biorąc, trudno w tej sytuacji o ten drugi efekt,
albowiem z naszej opowieści nie wynika, dlaczego
mielibyśmy swe dotychczasowe przekonania uznać
601
za niewłaściwe). Z tego powodu pod koniec wieku
XIX doszło do ostrych wystąpień przeciw naturali­
zmowi, szczególnie w jego formie epistemologicznej - często zwanej *psychologizmem - ale w pew­
nej mierze także w formie metafizycznej, co na
przykład wyraziło się w słynnym odrzuceniu przez
Moore’a błędu *naturalistycznego w etyce. Moore
uważał, iż wartości, a w szczególności „dobro” sta­
nowią swoistą klasę obiektów, których nie można
zaobserwować empirycznie ani wywnioskować
z danych empirycznych, które jednak dostępne są
dla swoistego wglądu intuicyjnego. Atak na natu­
ralizm w logice dążył do oczyszczenia jej ze wszel­
kich naleciałości psychologicznych, a teksty epistemologiczne takich autorów, jak Locke, Hume
czy J.S. Mili obwiniano o to, iż stawiały niewłaści­
we pytania. (Warto przy tym zauważyć, że sam
Hume był inicjatorem tego, co przybrało w XX wie­
ku formę ataku na jedną z postaci błędu naturalistycznego, aczkolwiek odbył się on raczej na tere­
nie metafizyki, a uderzał w łączenie pewnych po­
jęć etycznych i metafizycznych; Hume chciał odłą­
czyć pojęcia etyczne, aczkolwiek ktoś mógłby
twierdzić, że jedynie po to, aby na inny sposób po­
łączyć je z psychologicznymi).
Tak czy inaczej, chociaż owa purystyczna posta­
wa dominowała przez większość XX wieku, wy­
wołała także niechętne reakcje, płynące głównie
z desperacji. *Empiryzm wykazuje skłonność do ekstremizmu w swych próbach uporania się z wszech­
obecnymi wyzwaniami sceptycyzmu, co, jak się
wydaje, wynika z faktu ustępstw, do których jest
zmuszany. Jak możemy wiedzieć cokolwiek poza
kilkoma rzeczami, które są nam bezpośrednio do­
stępne? W szczególności: W jaki sposób uzasadnić
powszechnie żywione przekonanie o istnieniu na
zewnątrz nas świata zdrowego rozsądku? W tym
punkcie powracamy do Hume’a, który w swego
rodzaju ostatecznej kapitulacji wobec sceptycyzmu
uznał, że uzasadnienia takiego nie sposób podać.
Sądził, że jedyne, co możemy zrobić, to przedsta­
wić niemożliwość - psychologiczną - tego, aby
sceptyka traktować poważnie, kiedy opuszczamy
gabinet filozofa. W tym celu, wychodząc z pozycji
radykalnego empiryzmu, pokazał, w jaki sposób
dochodzimy (czy raczej należałoby powiedzieć:
w jaki sposób sam doszedł, ale dla gładkości wy­
wodu Hume istnienie innych osób uznawał za pew­
ne) do myślenia w kategoriach świata zewnętrzne­
go. Trudno zarzucić coś samemu takiemu przedsię­
wzięciu, jednak kontrowersyjny i niemożliwy do
przyjęcia przez antynaturalistów okazał się pogląd,
jakoby to było wszystko, co przeciwstawić może­
my wątpliwościom sceptyka, czy - co gorsza - iż
miałoby to w jakiś sposób uzasadniać nasze pozna­
nie. Dwudziestowieczne wystąpienia na rzecz na­
turalizmu przybrały w istocie postać ponowienia
dzieła Hume’a, tyle że wykorzystano do tego bar­
dziej współczesną terminologię.
NATURALIZM
Zgodnie z tytułem słynnego artykułu Quine’a
przedsięwzięcie to znane jest dzisiaj jako „epistemo­
logia znaturalizowana”, która wystąpić może w po­
staci skrajnej bądź umiarkowanej. Ta pierwsza i rzadsza - porzuca jakiekolwiek nadzieje na uza­
sadnienie i w istocie prowadzi do koncepcji „wszyst­
ko ujdzie”: cokolwiek robią naukowiec bądź astro­
log, nam pozostaje tylko opis lub analiza ich poczy­
nań i na tym koniec; poza filozofią nauki echem ta­
kiej strategii jest w połowie stulecia filozofia
*lingwistyczna zainicjowana przez Wittgensteina.
Postać umiarkowana nie porzuca wszelkiej na­
dziei na uzasadnienie, głosi jednak, iż historia na­
uki nie jest bez wartości dla jej uzasadnienia. (Dwu­
dziestowieczny naturalizm skłonny jest koncentro­
wać swe zainteresowania na nauce jako tej sferze
ludzkiego rozumowania, w której występuje naj­
większa dyscyplina oraz samoświadomość). Głów­
ną przyczyną owego odwołania się do historii jest
fakt, iż niepodobna uwolnić się od kontekstu, w ja ­
kim pojawiają się nasze myśli. Punktem wyjścia
jest nieuchronnie miejsce, w którym się znajduje­
my. Uznaje się tutaj, iż możemy wprawdzie wyda­
wać osąd jakiejś teorii czy procedury, wszelako
ignorowanie jej kontekstu - tego, co w danej kwe­
stii mogło być wiadome w rozważanym okresie i odwoływanie się do czystej, zaczynającej od zera
myśli, to domaganie się gwiazdki z nieba. Problem
jednak pozostaje otwarty. W jakiej mierze warto
w ogóle zabiegać o tworzenie czystej logiki bada­
nia, jeśli można by ją stosować jedynie w idealnych
sytuacjach, które są dla nas niedostępne? Kwestia
ta wiąże się z *wiarygodnościową teorią uzasad­
niania, powiadającą, że aby stwierdzić, czy dane
przeświadczenie pomnaża naszą wiedzę, pytać na­
leży nie o racje, które wytoczyć może jego wy­
znawca, lecz o metodę, za sprawą której owo prze­
świadczenie zostało osiągnięte, a także o to, czy
w innych przypadkach okazała się ona wiarygod­
na; mówiąc inaczej, pytać należy o rzeczywistą hi­
storię metody i stopień jej powodzenia.
W estetyce termin „naturalizm” odnosi się nie
tyle do pewnej koncepcji, ile do ruchu artystyczne­
go - głównie XIX-wiecznego - który wiąże się
z postawą realizmu. Ruch ten głosił, że zadaniem
sztuk plastycznych i literatury jest przedstawianie
świata takim, jaki jest, przy czym winno to być czy­
nione w taki sposób, aby oddziaływać na naszą
wrażliwość estetyczną albo zwracać uwagę na
aspekty, które skądinąd moglibyśmy przeoczyć.
Nie należy przy tym zniekształcać obrazu świata
w celu uzyskania specjalnych efektów - co Turner
próbował robić ze światłem - czyli odwoływać się
do skodyfikowanych sposobów, na jakie miałoby
się przedstawiać różne elementy (jak w ikonografii
średniowiecznej), wprowadzać własnych konwen­
cji artysty (jak w poezji symbolicznej). Mówiąc
ogólnie, należy świat przedstawiać tak, jak każdy
widziałby go w normalnej sytuacji. Tak rozumiany
NATURALIZM ETYCZNY
602
naturalizm należy też przeciwstawić - co oczywi­
ste - sztuce abstrakcyjnej, na przykład, malarstwu
Mondriana.
A.R.I.
P. Kitcher, The Naturalists Return, „Philosophical Re­
view”, (1992).
T.S. Kuhn, Struktura rewolucji naukowej, tłum. H. Ostromęcka, Warszawa 1968.
G.E. Moore, Zasady etyki, tłum. Cz. Znamierowski, War­
szawa 1919.
L. Nochlin, Realism, Harmondsworth 1971.
W.V. Quine, Epistemologia znaturalizowana, w: Granice
wiedzy i inne eseje filozoficzne, tłum. B. Stanosz, War­
szawa 1986.
NATURALIZM ETYCZNY Pogląd, zgod­
nie z którym (a) terminy etyczne są definiowalne
w terminach nie etycznych, naturalnych; (b) kon­
kluzje etyczne dają się wyprowadzić z nie etycz­
nych przesłanek; (c) właściwości etyczne są wła­
ściwościami naturalnymi. Za termin naturalny uwa­
ża się tutaj taki, który mógłby wystąpić w wyja­
śnieniu przedstawionym przez nauki przyrodnicze,
za właściwość naturalną- taką cechę, do której wy­
jaśnienie takie mogłoby się odwołać. Naturalizm
etyczny w pierwszej wersji został zaatakowany
przez G.E. Moore’a, który zarzucił mu błąd *naturalistyczny. „Dobry” nie może znaczyć, powiedz­
my, „przyjemny”, albowiem otwarta pozostaje
kwestia, czy przyjemność jest dobra. Emotywiści
i postulatywiści odpowiadają na ten zarzut, twier­
dząc, iż terminy etyczne mają pewną nieredukowalną
treść, która odsyła do zachowań (*deskryptywizm).
Wobec wersji drugiej wysunąć można zastrzeżenie
Hume’a, iż z faktu, że coś jest, nie wynika, że być
powinno, zatem powinnościowe konkluzje wyma­
gają przynajmniej jednej powinnościowej przesłan­
ki (*fakty a wartości). Wersja trzecia oskarżana jest
przez takich antynaturalistów jak Wiggins o *scjentyzm, uznaje bowiem, że właściwości powinny
mieć charakter naukowy.
R.CRI.
*postulatywizm
G. Harman, The Nature o f Morality, Oxford 1977.
G.E. Moore, Zasady etyki, tłum. Cz. Znamierowski, War­
szawa 1919.
NATURALNE RODZAJE Łatwiej jest po­
wiedzieć, co znaczy termin „rodzaj naturalny”, niż
stwierdzić, czym są w sensie ontologicznym rodza­
je naturalne. Termin należy do grupy pojęć ogól­
nych, obejmując zarówno rzeczowniki niepoliczal­
ne (złoto, woda), jak i pewne policzalne (tygrys,
jabłko). Łużno można by powiedzieć, że desygnatorami tego terminu są występujące naturalnie ma­
teriały i rzeczy. Zdaniem Kripkego rodzaje natural­
ne są przykładami *sztywnych desygnatorów.
E.J.L.
S.R Schwartz (red.), Naming, Necessity and Natural
Kinds, Ithaca, NY, 1977.
NATURALNE UPRAWNIENIA Ludzkie
uprawnienia ujmowane z punktu widzenia etycz­
nych czy politycznych koncepcji *prawa natural­
nego. Ogromne znaczenie filozoficzne i historycz­
ne ma ciągle jeszcze nieodpowiednio rozumiane ję ­
zykowe i pojęciowe przejście od pierwotnego
(rzymskiego) rozumienia terminu ius (to, co należ­
ne, sprawiedliwe, zgodne z normą) do sensu, jakie­
go ten termin nabywa w późnym średniowieczu
i nowożytności: swoboda, nienaruszalność, wymóg,
a więc słuszna (w ujęciu prawnym) relacja między
osobami, która ujmowana jest przede wszystkim
z punktu widzenia beneficjenta. Ta przemiana w poj­
mowaniu terminu ułatwia zrozumienie, na czym
polega zło wykorzystania jednej osoby przez dru­
gą: jego nierozumność (np. naruszenie *złotej za­
sady, czy też wybór niszczący jedno z podstawo­
wych dóbr człowieka) nie tylko negatywnie wpły­
wa na sprawcę, ale naruszając jedno z naturalnych
uprawnień ofiary, narusza w odniesieniu do niej
zasadniczą równość ludzkiej godności.
J.M.F.
J. Finnis, Natural Law and Natural Rights, Oxford 1980.
NATURALNY Należący do świata natury albo
zajmujący się nim, a zatem możliwy do zbadania
przez nauki przyrodnicze. Termin ten może być
przeciwstawiony różnym pojęciom: „sztuczny”,
„nienaturalny”, „ponadnaturalny”, „nie naturalny”.
Pierwsze trzy występują w języku potocznym,
ostatni nasuwa pewien problem w związku z jego
znaczeniem, niemniej jest to termin przyjęty w wy­
wodach filozoficznych i (wraz z pochodnym: „nienaturalistyczny”) przeciwstawiany jest temu, co
w filozofii „naturalne” i „naturalistyczne”. W nie­
ostrym pojęciu termin ten wskazuje na coś, co nie
może być zbadane przez nauki przyrodnicze, czy
też zdefiniowane w kategoriach przez nie używa­
nych, a co z istoty swej jest abstrakcyjne, poza prze­
strzenią i czasem. Znane jest użycie terminu „nie
naturalny” przez G.E. Moore’a, który odniósł go
do dobra, które uważał za niedefmiowalne.
A.R.I.
*naturalistyczny błąd; naturalizm
G.E. Moore, Zasady etyki, tłum. Cz. Znamierowski, War­
szawa 1919.
NATURPHILOSOPHIE
Termin najczęściej
wiązany z niemieckim filozofem, Schellingiem.
Naturphilosophie była podejściem do *natury po­
pularnym w kręgach romantyków niemieckich
(aczkolwiek gdzie indziej niekiedy wyszydzanym).
Rzecznik Naturphilosophie, inspirowany przez
kantowski idealizm z domieszką platonizmu, uzna­
wał, że cała rzeczywistość opiera się na pewnych
podstawowych archetypach, które tym doskonalszy
znajdują wyraz, im wyżej się wznosić w łańcuchu
bytów. W argumentacji istotną rolę odgrywała
nowo powstała teoria elektryczności. Naturphilo-
NAUKA, SZTUKA I RELIGIA
612
niające swój wygląd fizyczny, i które tym samym
nie mogą zostać wyjaśnione wyłącznie w terminach
praw fizycznych.
D.P. [K.Ś.]
*hipotetyczno-dedukcyjna metoda; konieczność nomiczna; nauka, historia filozofii; naukowa metoda; prawo na­
turalne
I. Hacking, Representing and Intervening, Oxford 1983.
C. Hempel, Aspects of Scientific Explanation, New York
1965.
T.S. Kuhn,Struktura rewolucji naukowych, tłum. H. Ostromęcka, Warszawa 1968.
E. Nagel, Struktura nauki, tłum. J. Giedymin, B. Rassalski, H. Eilstein, Warszawa 1970.
K. Popper, Logika odkrycia naukowego, tłum. U. Niklas,
Warszawa 1977.
B. van Fraassen, The Scientific Image, Oxford 1980.
NAUKA, SZTUKA I RELIGIA Teorie na­
ukowe chcą przedstawiać świat w sposób niezależ­
ny od jakiegoś szczególnego punktu widzenia czy
jakiegoś szczególnego typu obserwatora. Chociaż
w praktyce nigdy nie udaje im się całkowicie ab­
strahować od idiosynkratycznych form ludzkiego
spostrzegania i myślenia, ich sukcesy lub porażki
zależą od tego, jaką postawę zajmują wobec natu­
ry, która jest obojętna na nasze uczucia i spostrze­
żenia. *Sztuka natomiast realizuje się w przedsta­
wianiu wizji mających bardzo konkretną formę, do­
stosowaną właśnie do ludzkich władz zmysłowych
i wrażliwości emocjonalnej. Dzieła sztuki ocenia­
ne są w zależności od tego, jak ponad barierami
czasowymi udaje im się wzbudzać reakcje w od­
biorcach.
Religia podobnie jak nauka dąży do przedstawie­
nia świata takiego, jaki on jest sam w sobie, a nie
jaki się nam przedstawia. Odmiennie natomiast od
nauki, a w sposób bliższy dziełu sztuki ukazuje ona
świat jako przeniknięty celem, wolą i osobowością
transcendentnego bytu i wyrażający jego zamiary.
Zakładając istnienie takiego bytu, religia unika
możliwości tego, iż tezy jej zostaną bezpośrednio
zanegowane przez dowody empiiyczne czy nauko­
we. Dla człowieka religijnego nawet fakty istnienia
zła i cierpienia są zazwyczaj - i nie bez racji dla
niego zasadnych - uznawane za zgodne z Boskim
zamiarem, którego my nie jesteśmy w stanie do
końca pojąć. Zarazem jednak, aczkolwiek religia
udziela odpowiedzi na pytania o sens i genezę całe­
go świata, które nauka może wprawdzie stawiać,
ale na które nie potrafi - przynajmniej jak długo
pozostaje w ściśle empirycznych ramach - odpo­
wiedzieć, to z racji odwołania się do transcendencji
nie może też liczyć na żadne bezpośrednie wspar­
cie ze strony empirii. Ściśle rozumiana religia opie­
ra się na takim doświadczeniu sensu i wartości, któ­
rego wyrażeniem i zbadaniem prędzej zająć się
może sztuka niż nauka. Jeśli osoba religijna war­
tość i osobowość widzi wpisane w samą tkaninę
świata w sposób niezależny od naszych chęci bądź
pragnień, to czy jest to tylko efektem jej projekcji
albo myślenia życzeniowego? Rozważając to pyta­
nie, powinniśmy pamiętać, że nauka jako taka nie
może odpowiadać na pytania dotyczące świata
w jego całości, ani też zastanawiać się nad tym, jak
trudno byłoby żyć, gdyby nasze wartości były je ­
dynie jednostkowymi lub kolektywnymi projekcja­
mi ludzkich uczuć.
A.O’H.
Th. Nagel, Widok znikąd, tłum. C. Cieśliński, Warszawa
1997.
A. 0 ’Hear, Science and Religion, „British Journal for the
Philosophy of Science” (1993).
NAUKOWA METODA Aczkolwiek powszech­
nie uważa się, iż pytanie o naukową metodę rozpa­
da się na dwie części - dotyczące odkrycia i uza­
sadnienia - zasadne wydaje się stwierdzenie, że
w sposób charakterystyczny filozofowie znacznie
pewniej czuli się tam, gdzie chodziło o tę drugą
kwestię. Są w rzeczy samej tacy myśliciele (np.
K. Popper), których zdaniem filozofia nie ma nic
wartościowego do powiedzenia na temat odkrycia,
więc kwestię tę trzeba zostawić historykom albo
psychologom.
Z pewnością wydaje się to oczywiste, iż tam,
gdzie chodzi o problem uzasadnienia, łatwiej jest
formułować reguły i kryteria pozwalające określać
i tworzyć najlepszą postać nauki. Tradycyjnie dys­
kusje odnoszą się do ideału systemu aksjomatycznego (*aksjomatyczna metoda), którego pamiętne­
go modelu dostarczyła geometria grecka. Nauce,
wykraczającej poza sferę zdroworozsądkowej wie­
dzy, właściwa jest do pewnego stopnia konieczność
i uniwersalność matematycznych twierdzeń, nie­
mniej jednak od czystego myślenia różni ją chęć
rozumienia doświadczenia empirycznego.
W jaki sposób ustala się prawdy naukowe? Fran­
cis Bacon dowodził, że wiedzę naukową uzyskuje
się i potwierdza w procesie *indukcji. Przedmio­
tem trwałych dyskusji stało się to, w jaki konkret­
nie sposób należy ową indukcję rozumieć i upra­
wiać. Wielu było rzeczników opinii - nie należał
do nich sam Bacon - że indukcja opiera się na pro­
stej enumeracji, w której wylicza się jedynie zda­
rzenia wspierające konkretną hipotezę, atoli zarzu­
towi temu można przeciwstawić dwie co najmniej
racje. Po pierwsze, nikt nie zabiera się do samego
zliczania zdarzeń bez przyjętej na próbę teorii; po
drugie, niezależnie od tego, jak liczyć, ostateczny
efekt zawsze będzie wątpliwy z uwagi na zawsze
istniejącą możliwość kontrprzykładów.
Mając na względzie tę drugą kwestię, liczni filo­
zofowie uczynili z konieczności cnotę, dowodząc,
że nie jest nigdy celem nauki uzyskanie wiedzy
pewnej, a raczej chodzi o to, aby za sprawą intuicji
i wcześniejszych przekonań wysuwać hipotezy,
które następnie testuje się doświadczalnie. Dopóki
wytrzymują tę próbę, dopóty wzbogaca się też wie-
NAZWY
613
dza, ponieważ jednak wszystkie tezy naukowe są
ze swej natury falsyfikowalne (aby użyć terminu
Poppera), zawsze istnieje możliwość niepotwierdzenia, co będzie wymagało zastąpienia starej hi­
potezy nową^ silniejszą.
Ważna część tez naukowych ma charakter przy­
czynowy, co znaczy, że w jakiś sposób tłumaczą
nam, dlaczego rzeczy mają się tak, a nie inaczej.
Początek nowożytnym dyskusjom wokół *przyczy­
no wości dał Newton, powiadając, że najlepszego
wyjaśnienia dostarczają verae causae, co interpre­
towano na różne sposoby. Angielski empirysta,
John Herschel, był zdania, że w każdym przypadku
trzeba zabiegać o analogiczne wsparcie doświad­
czalne, wskazując łatwe do zrozumienia i napotka­
nia w codziennym życiu przykłady. Z kolei angiel­
ski racjonalista, William Whewell, utrzymywał, że
przyczyna powinna się ukazać w ognisku „zgod­
nych indukcji”: wiele różnych doświadczalnych
oczywistości winno wskazywać na jedno jedyne
wyjaśnienie. Stosując analogię detektywistyczną,
można by to ująć tak: o ile wedle Herschela, aby
dowieść podejrzanemu winę, trzeba mieć naoczne­
go świadka, o tyle Whewell pierwszeństwo daje po­
szlakom, które wszystkie wskazują na jedną osobę.
Dyskusje nad metodą naukową wysubtelniły się
tak z racji faktu, że obecne stulecie wyszło poza krąg
bezpośrednich oczywistości zmysłowych i wkro­
czyło w mikroświat, jak i za sprawą sukcesów nauk
niefizycznych. Wiele uwagi i wysiłku poświęcono
problemowi, czy istnieje jedna metoda odpowiednia
dla wszystkich nauk. Chociaż Bacon zdecydowanie
sprzeciwiał się wszelkiej teleologii w nauce, to jed­
nak liczni biolodzy utrzymują, że materiał ich nauki
domaga sie wyjaśnień w kategoriach przyczyn celo­
wych, co wcale nie oznacza wprowadzania elemen­
tów teleologicznych, czy też zakładania czynników,
które z przyszłości oddziałują na teraźniejszość, po­
zwala jednak uznać swoistość adaptacyjnej natury
istot żywych. Można tu użyć metafory planu, ale tyl­
ko metafory, albowiem świat organiczny działa
mocą darwinowskiego mechanizmu doboru natural­
nego, a nie za sprawą świadomych intencji, niemniej
jednak sprawia to, że pojawia się konieczność myś­
lenia raczej w kategoriach celów, którym służą ce­
chy organizmów, niż ich materialnych przyczyn.
Jakkolwiek zagadkowa może być droga, którą
dociera się do odkrycia, nie zbrakło jednak takich,
którzy problem ten próbowali ująć filozoficznie.
Byli myśliciele, którzy uważali, iż dobrym punk­
tem wyjścia są tzw. kanony Milla, te bowiem wyli­
czają przepisy, w jaki sposób stwierdzić istnienie
i naturę przyczyn. (Dla przykładu, kanon zgodno­
ści wymaga, aby w przypadku, gdy jest wiele sytua­
cji, w których występuje dany efekt, a które tylko
jeden czynnik mają wspólny, ten właśnie uznać za
przyczynę). Whewell słusznie jednak zwracał uwa­
gę na to, iż o ile kanony wskazane przez Milla mogą
być pomocne, jeśli chodzi o wykrywanie przyczyn,
o tyle nie na wiele się przydadzą tam, gdzie chodzi
0 wstępne ustalenie, jakie zjawiska godne są uwagi
1jakie różne okoliczności do nich prowadzą. Mó­
wiąc inaczej, mają wartość tylko z uwagi na kon­
tekst odkrycia.
W czasach najnowszych podjęto kolejne próby
zmierzenia się z problemem odkrycia naukowego.
Norwood Russell Hanson, inspirowany przez *pragmatyzm, dowodzi, iż potrzebna jest logika *redukcji, pomagająca odsiewać hipotezy prawdopodob­
ne. Innych zaffapowała natura analogii, do której
badacze odwołują się w poszukiwaniu hipotez.
Jeszcze inni mają nadzieje, iż potężniejąca na na­
szych oczach moc komputerów udzieli jakichś
wskazówek, jeśli chodzi o logikę i metodę odkry­
cia naukowego. Trzeba jednak powiedzieć, że cho­
ciaż wiele w ten sposób dowiedziano się w sprawie
natury twórczego myślenia ludzkiego, to jednak
niewiele dalej posunęliśmy się w poszukiwaniu for­
malnych reguł jego metody. Trzeba może uznać, iż
są rzeczy, które wymykają się filozoficznej anali­
zie, a konkluzja Poppera bardziej wyrasta z despe­
racji niż z realizmu. Nie można wykluczyć, że błęd­
ne jest samo odróżnienie kontekstu odkrycia od
kontekstu uzasadnienia, gdyż (z czym zgodziłoby
się wielu historyków i socjologów) sam akt twór­
czości naukowej może się dokonać tylko w ramach
określonej kultury, mając za podstawę gotowe już
i akceptowane przeświadczenia. Stąd też niemożli­
wa byłaby teza naukowa epistemicznie neutralna,
ani też odkrycie, które nie odwoływałoby się do
pewnych z góry poczynionych rozstrzygnięć.
M.R.
*metodologia; scjentyzm
J. Losee, The History of the Philosophy of Science, Oxford
1972.
K. Popper, Logika odkrycia naukowego, tłum. U. Niklas,
Warszawa 1977.
S. Amsterdamski, Między doświadczeniem a metafizyką,
Warszawa 1973.
- Nauka a porządek świata, Warszawa 1983.
-M iędzy doświadczeniem a historią, Warszawa 1985.
NAZWY W najszerszym sensie słowa „nazwa”,
nazwy dzielą się na dwie klasy: nazwy własne (in­
dywidualne) i nazwy generalne, będące odpowied­
nio rodzajem terminów jednostkowych i ogólnych.
Nazwy własne są nazwami dla indywiduów, jak
„Londyn”, „Mars”, „Napoleon”; nazwy generalne
są nazwami dla rodzajów indywiduów, jak „mia­
sto”, „planeta”, „człowiek”. Nie wszystkie terminy
jednostkowe są nazwami własnymi, na przykład
nazwami własnymi nie są zaimki, jak „ja” czy „on”,
podobnie nie są nazwami własnymi nazwowe wy­
rażenia wskazujące, jak „to oto miasto”, „tamten
człowiek”. Deskrypcje określone, jak „stolica Ang­
lii”, często są przeciwstawiane nazwom własnym
(choć Frege traktował je tak, jakby należały one do
tej samej kategorii). Podobnie nie wszystkie termi-
PROKLOS
741
intuicji bezpośrednio. Etyczna koncepcja Pricharda
nawiązuje więc, z jednej strony, do ujęcia przez
Moore’a dobra jako nie poddającego się analizie,
a z drugiej, do Kantowskiego ujęcia obowiązku jako
całkowicie niezależnego od interesu.
budując „teologię procesu”, współcześnie jednak
termin ten raczej został zarzucony na rzecz „zda­
rzenia”, w czym dopatrywać się można wpływu
Einsteina wypierającego sposób myślenia właści­
wy Whiteheadowi, Bergsonowi i innym.
R.P.L.T.
A.R.L.
*procesu filozofia; zdarzenie
PRIESTLEY JOSPEH (1733-1804) Angielski
utylitarysta, naukowiec i nieortodoksyjny teolog.
Jego główne dzieło polityczne to Essay on the First
Principles o f Government [Rozprawa o pierwszych
zasadach rządzenia] (1768), praca interesująca już
chociażby ze względu na to, że to w niej Bentham
natknął się na zarys swej formuły największego
szczęścia dla największej liczby osób. To także Prie­
stley przed Benthamem próbował połączyć zasadę
utylitaryzmu z ideami demokratycznymi. Jego zda­
niem jedność interesów można uzyskać wtedy, gdy
zmusi się rządzących do zabiegania o względy rzą­
dzonych. „Władców takich w ryzach utrzymać może
jedynie nieustanny strach przed buntem wspierają­
cym rywala”. Priestley dokonał wielu ważnych od­
kryć w dziedzinie chemii i fizyki.
R.S.D.
E. Halevy, The Growth of Philosophical Radicalism, Lon­
don 1928.
PROBLEMATYCZNY L Wątpliwy, kwestionowalny. 2. W logice tradycyjnej zdaniami pro­
blematycznymi nazywano te, które oznaczano zna­
kiem *możliwości, szczególnie w związku z modalną sylogistyką Arystotelesowską, np.: „Jest
m o żliw e, że nie wszystkie jaja są z plamkami”,
„Niektórzy ludzie m ogą dotknąć swoich palców
u nóg”. Możliwość może być logiczna, fizyczna,
epistemiczna itd. Zakres możliwości często jest nie­
jasny. 3. Słowo to jest używane niekiedy na wzór
niemiecki jako nazwa dla zbioru problemów lub
sposobu traktowania problemów.
C.A.K. [K.Ś.]
H.W.B. Joseph, An Introduction to Logic, wyd. 2, Oxford
1916.
PROCES Proces to ciąg *zmian, którym towa­
rzyszy pewna jedność czy zasada jedności, a więc
„proces” tak ma się do „zmiany” czy „zdarzenia”
jak „syndrom” do „symptomu”. Jakiego typu jed­
ność może przysługiwać procesowi? Być może
taka oto, iż stwierdza się go dostatecznie często
w przyrodzie, aby zasługiwał na miano „naturalne­
go rodzaju”. W takim przypadku zbieranie w ca­
łość składających się nań zmian byłoby czymś rów­
nie naturalnym jak zbieranie w jedną całość róż­
nych cech krowy. Niemniej i w przypadku krowy,
i procesu niektórzy z filozofów podejrzewali ist­
nienie jakiejś jeszcze głębiej leżącej zasady jedno­
ści, która spaja cechy i zdarzenia.
Z pojęcia procesu szeroko korzystał Whitehead,
A.N. Whitehead, Process and Reality, New York 1929.
PROCESU FILOZOFIA Koncepcja, zgodnie
z którą tym, co istnieje w sposób najbardziej funda­
mentalny, jest *zmiana. Proces to sekwencja zmian.
Wygodnie jest odróżnić filozofię procesu w wer­
sji słabszej i silniejszej. Zgodnie ze słabszą* zmie­
nia się wtedy i tylko wtedy, gdy albo * jest F
w chwili t] i* nie jest F w chwili tv albo * nie jest F
w chwili t]i jest F w chwili a zatem zmiana cze­
goś polega na utracie lub uzyskaniu pewnej wła­
sności. Powiada się czasami (chociaż spójność tej
tezy jest problematyczna), iż każda rzecz zmienia
się pod każdym względem.
Wersja silniejsza stwierdza, że istnieją tylko
zmiany, lub też że istnienie trwałych istności jest
logicznie zależne od zmian i dlatego ontologicznie
mylące są wypowiedzi, które trwałości dają pierw­
szeństwo przed stawaniem się. Jednym z locus classicus silnej koncepcji procesu jest dialog Platona
Teajtet, gdzie Sokrates stanowisko to przypisuje
Protagorasowi, Heraklitowi i Empedoklesowi, dru­
gim - fragmenty z O naturze Heraklita.
Bardziej współcześnie mianem „filozofii proce­
su” opatruje się ontologie *zdarzeń Jamesa, Bergso­
na i Whiteheada (przez tego ostatniego przedstawio­
ną w Process and Reality [Proces i rzeczywistość]).
Można ją odnieść także do neutralnego monizmu
Russella, koncepcji powiadającej, że umysły i obiek­
ty fizyczne są logicznymi konstrukcjami zdarzeń.
Istnienie zmiany będącej logiczną przesłanką
procesu negował Parmenides w swym poemacie
O naturze, F.H. Bradley w pracy Zjawisko a rzeczy­
wistość oraz J.M.E. McTaggart w The Nature o f
Existence [Natura istnienia]. Jeśli niektóre z wysu­
wanych przez nich argumentów są słuszne, to nie
istnieje zmiana i a fortiori nie ma też prawdziwej
filozofii procesu. Przynajmniej jednak na pierwszy
rzut oka wydaje się, iż zmiana jest jedną z naczel­
nych cech tego, co istnieje, a wiele elementów świa­
ta można bez sprzeczności opisać jako procesy.
s.p.
Arystoteles, Fizyka, tłum. K. Leśniak, w: Dzieła wszyst­
kie, t. 2, Warszawa 1990.
J. Bames (red.), Early Greek Philosophy, London 1987.
Platon, Teajtet, tłum. W. Witwicki, Warszawa 1965.
A. W. Whitehead, Process and Reality, New York 1929.
PROKLOS (ok. 410-485) Pogański zwolennik
*neoplatonizmu, który kierował Akademią w Ate­
nach i był ostatnim wielkim systematykiem w an­
tycznej filozofii greckiej. Jego dzieła, których spo-
TEOLOGIA I FILOZOFIA
912
iż wniosek nie może być silniejszy od najsłabszej
z przesłanek), a kończąc na karach za zwodzenie.
Zachowane teksty zawierają rozważania nad ludz­
kimi wadami, fundamentalną pracę z botaniki oraz
krótsze fragmenty - pośród nich z Metafizyki, które
zawierają więcej pytań niż rozwiązań. Uważa się,
że odchodził od stanowiska Arystotelesa w kierun­
ku poglądów bardziej mechanistycznych i materialistycznych, wydaje się jednak, że różnice ocenia­
ne są przesadnie, albowiem Teofrast kontynuował
Arystotelesowską metodę stawiania pytań i kryty­
ki, stosując ją zgodnie z własnymi preferencjami
oraz inklinacjami.
R.W.S.
Teofrast, Pisma wybrane, t. 1, tłum. I. Dąmbska, D. Gromska, J. Schneyder, Warszawa 1963.
W.W. Fortenbaugh i in. (red.), Rutgers University Studies
in Classical Humanities, t. 2, 3, 5, 7, New Brunswick,
NJ, 1985, 1988, 1992, w przygotowaniu.
TEOLOGIA I FILOZOFIA Nie ulega wąt­
pliwości, że zainteresowania obu tych dziedzin czę­
ściowo się pokrywają. System filozoficzny, który
w żaden sposób nie odnosi się do problemu istnie­
nia Boga, zasadnie chyba zostanie uznany za nie­
kompletny, podobnie też stanie się z koncepcją teo­
logiczną, która nawet słowem nie napomknie o od­
miennych wizjach świata albo w ogóle nie zainte­
resuje się ewentualnym filozoficznym wsparciem
dla swych tez.
Spośród innych kwestii, które są istotne i dla fi­
lozofii, i dla teologii, można wymienić na przykład
osobową tożsamość i jej możliwość w przypadku
życia po śmierci ciała, metafizyczne pytania o czas
i wieczność (stosunek Boga do czasu) czy koncep­
cję odkupienia.
Niektórzy teolodzy utrzymują, że stanowisko
filozofii nie ma znaczenia dla tego, co uznają za
system prawd objawionych, ale nie jest to słuszne
stanowisko. Po pierwsze, samo umieszczenie na
wstępie informacji: „Zostało przez Boga objawio­
ne, że...” nie może spójnym uczynić tego, co nie­
spójne, ani nadać prawdziwości temu, co sprzecz­
ne, stąd też logika i filozofia języka ma coś do
powiedzenia w sprawie tez uznanych za objawio­
ne. Po drugie, niezależnie od rozległości owej ob­
jawionej treści nie może ona wyczerpać całości
systemu teistycznego. Treść ta musi być spójnie
powiązana z boskością, która miała ją wyjawić
ludziom, i musi być przekonująco wykazana wyż­
szość jej autorytetu nad tymi instancjami, do któ­
rych odwołują się konkurencyjne religie. To, co
uzna się za istotne cechy owego boskiego źródła,
nie może być samo wyprowadzone z owego obja­
wienia, a zatem i ten zespół kwestii jest właści­
wym tematem dla badania filozoficznego (metafi­
zycznego). Objawiona teologia nieodzownie za­
tem potrzebuje składnika filozoficznego: espistemologii przeświadczeń.
Można, oczywiście, odejść od modelu „treść ob­
jawiona plus metafizyczna ocena jej boskiego źró­
dła”, uznając ową treść po prostu za zespół wyobra­
żeń, opowieści i przypowieści, które regulować
mają ludzkie życie, a którym nie potrzeba żadnego
dalszego uzasadnienia, wtedy jednak zagadkowa
staje się kwestia religijnego znaczenia owych obra­
zów i ich skuteczności.
R.W.H.
*Bóg i filozofowie; religia, historia filozofii
C.F. Delaney, Rationality and Religious Belief, Notre
Dame, Ind., 1979.
J.C.A. Gaskin, The Quest for Eternity, 1984.
R.W. Hepburn, „The Philosophy of Religion”, w: G.H.R.
Parkinson (red.), An Encyclopaedia o f Philosophy,
London 1988.
J. Hick, .4/? Interpretation o f Religion, New Haven, Conn.,
1989.
R. Swinburne, Faith and Reason, Oxford 1981.
E. Gilson, Bóg i filozofia, tłum. M. Kochanowska, War­
szawa 1982.
TEORIA Teoria naukowa jest powiązaniem
w systematyczny sposób wiedzy, którą się posiada
o pewnym szczególnym aspekcie świata doświad­
czalnego. Zadanie polega na uzyskaniu pewnej po­
staci rozumienia tam, gdzie jest to zwykle powią­
zane z mocą wyjaśniającą i płodnością progno­
styczną. Tradycyjna analiza, odwołująca się do sta­
rożytnych Greków, a ostatnio broniona przez takich
pozytywistów logicznych jak Karl Flempel i Ernest
Nagel, traktuje teorie jako systemy hipotetyczno-dedukcyjne, co znaczy, że są to zbiory praw po­
wiązanych wzajemnie więzią dedukcyjną, a więc
że z kilku aksjomatów czy hipotez wyższego rzędu
można wyprowadzić wszystkie pozostałe prawa
jako logiczne konsekwencje tych uznanych za pier­
wotne praw. Tak więc wyjaśnianie polega na poka­
zaniu, w jaki sposób prawa uzasadniają zachodze­
nie jakichś zdarzeń. Przewidywanie polega na
wskazywaniu (na podstawie praw teorii), jakie rze­
czy się zdarzą. Najbardziej istotny jest tu fakt, że
sprawdzone i owocne teorie wiążą informacje
z wielu dotychczas izolowanych dziedzin rzeczy­
wistości empirycznej, więc pokazują to, co filozof
William Whewell określał jako *poświadczenie in­
dukcyjne.
W ostatnich latach ten obraz teorii został istotnie
zakwestionowany. Jakkolwiek dobrze opisuje on
taką teorię jak Newtonowska teoria powszechnego
ciążenia, to coś takiego jak Darwinowska teoria
*ewolucji poprzez dobór naturalny nie wydaje się
tak dobrze zintegrowana dedukcyjnie, jak się za­
kłada. Ponadto, jeśli taka teoria jak teoria Darwina
ma jakąś moc prognostyczną, to trudno powiedzieć,
że na tym polega jej nieodparty urok. Dlatego, opie­
rając się na tradycyjnych usprawiedliwieniach
(„biologia jest w powijakach” itd.), coraz więcej
myślicieli zaczęło popierać te poglądy dotyczące
pojęcia teorii, które (jak uczeni ci utrzymują) kładą
THOMSON
913
większy nacisk na aktualną praktykę nauki. Obroń­
cy takich „semantycznych poglądów” na teorie ar­
gumentują, że teorie nie powinny być ogólnymi
systemami próbującymi objąć swym zasięgiem
wielkie dziedziny doświadczenia. Powinny one
być, mówiąc nieformalnie, zbiorami *modeli teo­
retycznych mających treść empiryczną na tyle tyl­
ko, na ile mogą być bezpośrednio stosowane (se­
mantycznie) do pewnych ograniczonych dziedzin
rzeczywistości empirycznej. Dodatnie strony teo­
rii, jak możliwość wyjaśniania i prognozowania,
nie są przypisane z góry, lecz są funkcją używania
pewnego modelu w czasie.
Debata trwa, ale niewątpliwie został już dokona­
ny przynajmniej podział na starszą filozofię nauki,
która widzi zadanie, które ma spełnić, w określaniu
p o ż ą d a n e j, idealnej postaci nauki, i nowszą filo­
zofię nauki, której wystarcza o p is sposobu, w któ­
ry nauka jest rzeczywiście uprawiana.
M.R. [K.Ś.]
R.B. Braithwaitq, Scientific Explanation, Cambridge 1953.
R. Giere, Explaining Science, Chicago 1988.
TEORIA BŁĘDU WARTOŚCIOWANIA
Nazwa, którą J.L. Mackie nadał głoszonej przez
siebie koncepcji ’“wartości. Powiada ona, że cho­
ciaż sądy moralne mają dotyczyć czegoś obiektyw­
nego, to jednak nie istnieją obiektywne wartości,
dlatego też wszystkie sądy moralne zasadzają się
na błędzie.
R.H.
J.L. Mackie, Ethics, Harmondsworth 1977.
TEOZOFIA W szerokim rozumieniu teozofia
to mistyczne teorie różnych niemieckich myślicie­
li z końca renesansu, a przede wszystkim Jakoba
Boehmego. Utrzymuje ona, że jakiekolwiek po­
znanie Boga jest możliwe jedynie w ramach pew­
nego mistycznego związku. W sensie węższym i mniej poważnym - teozofia była określeniem
dla poczynań dwóch pań, Madame Blavatsky
i Annie Besant, które pod koniec ubiegłego wieku
próbowały oświecić Zachód religią i metafizyką
Wschodu.
A.Q.
TERAŹNIEJSZOŚĆ NIEPUNKTOWA
Termin ten określa ograniczony okres, w którym
następują doświadczenia uchwytywane przez umysł
jako dziejące się „teraz”, a który stanowi granicę
między pamiętaną przeszłością a antycypowaną
przyszłością. Tego, że nie jest to po prostu chwila,
dowodzi spostrzeganie trwających poruszeń. Poję­
cie to jest wprawdzie subiektywne, niemniej jed­
nak „dynamiczne” teorie czasu uznają, że ma ono
swój obiektywny odpowiednik.
E.J.L.
R.M. Gale (red.), The Philosophy o f Time, New York 1967.
TERMIN Słowo lub zwrot odnoszący się do in­
dywiduum lub klasy, albo składnik zdania, który
ma takie odniesienie. Zatem: „Jan jest człowie­
kiem” zawiera dwa terminy: „Jan” i „człowiek”,
odnoszące się odpowiednio do indywiduum i do
klasy. Ogólniej mówiąc, jest to słowo czy zwrot,
który wyznacza to, do czego się odnosi zdanie.
W tym sensie powyższe zdanie zawiera termin
*synkategorymatyczny ,jest”, który nie oznacza
ani indywiduum, ani klasy.
W.A.D. [K.Ś.]
H.W.B. Joseph, An Introduction to Logic, Oxford 1916,
rozdz. 2.
TERMIN ŚREDNI NIEROZŁOŻONY
Jedną z reguł tradycyjnej logiki była reguła wyma­
gająca, by termin średni poprawnego sylogizmu
(tj. termin powtarzający się w przesłankach, a nie
występujący we wniosku) był rozłożony w przy­
najmniej jednej przesłance; niespełnienie tego wy­
magania zwano błędem nierozłożenia terminu
(*rozłożenie terminów). Na tej podstawie sylogizm:
Wszyscy regularnie trenujący mają dobrą kondycję.
Wszyscy atleci-olimpijczycy mają dobrą kondy­
cję.
Zatem wszyscy regularnie trenujący są atletami -olimpijczykami.
nie jest słuszny, ponieważ termin średni („ci, któ­
rzy mają dobrą kondycję”) występuje w obu prze­
słankach jako orzecznik zdania ogólnotwierdzącego, więc nie jest rozłożony (*logika tradycyjna).
Kłopotliwe sformułowanie reguły, która zezwala,
aby termin średni był rozłożony jeden raz czy dwa,
odzwierciedla słabość standardowej doktryny roz­
łożenia terminów.
C.W. [K.Ś.]
J.N. Keynes, Formal Logic, wyd. 4, London 1906, s. 288-294.
Z. Ziembiński, Logika praktyczna, wyd. 21, Warszawa
1998, s. 168-169.
THOMSON JUDITH JARVIS (1929- )
Amerykańska filozof, znana przede wszystkim
z pomysłowych przykładów hipotetycznych, które
mają wspierać intuicje ujawniające strukturę moral­
ności zdroworozsądkowej. Bardzo głośna stała się
jej argumentacja, w której uznaje, iż płód jest osobą,
zarazem jednak opowiada się za dopuszczalnością
*aborcji, odwołując się do analogicznego przypad­
ku, gdy ktoś na przekór swej woli zostaje złączony
z niewinną osobą, a jedynie zabójstwo może go
uwolnić od podtrzymywania jej życia. Thomson jest
przekonana, że prawa - w jej ujęciu: nieabsolutne
ograniczenia w swobodzie postępowania osób, prze­
ciw którym są skierowane - stanowią centralny pro­
blem etyki. Dowodzi na przykład, że samoobrona
ŻYCIE
1030
ktoś umiera, mając za sobą życie szczęśliwe i pełne
sukcesów, wkrótce jednak z racji, których nie mógł
przewidzieć, wszystkie jego osiągnięcia okazują się
bardzo znikome i jego dzieci żyją w strapieniu
i wstydzie. Czy nadal będziemy twierdzić, że był to
szczęśliwy człowiek, który zaznał szczęśliwego
życia? Jeśli nie, to szczęście nie może być stanem
umysłu, a nawet jeśli sensem życia jest zdążanie do
szczęścia, to nie może to oznaczać zmierzania do
określonego stanu umysłu.
A.R.L.
R. Nozick, The Examined Life, New York 1989.
H. Sidgwick, The Methods of Ethics, London 1907.
D. Wiggins, Needs, Values, Truth, London 1987.
T. Czeżowski, Jak rozumieć „sens życia”?, w: M. Środa
(wyb.), O wartościach, normach i problemach moral­
nych, Warszawa 1994.
Z Y C I E Charakterystyczna cecha organizmów za­
kładaj ąca istnienie złożonej organizacji elementów,
która pozwala na korzystanie ze źródeł energii
w celu utrzymania się organizmu przy życiu oraz
reprodukcji. Próby wykrycia swoistej substancji
odpowiedzialnej za życie były tyleż heroiczne, co
płonne. Oczywiste jest jedynie to, że trzeba uznać
i docenić fakt istnienia przypadków granicznych,
takich jak wirusy. Sytuacja taka może być nader
kłopotliwa dla leksykografów, ale liczyć się z nią
każe teoria *ewolucji.
M.R.
*witalizm
J.B.S. Haldane, What is Life?, przedruk w: Ruse, Philoso­
phy o f Biology>, New York 1989.
ŻYCIE I NAUKA Nauka opisuje i wyjaśnia
świat w kategoriach przyczynowych regularności.
Skutki następują po przyczynach po prostu z tego
powodu, że tak już świat jest zorganizowany, nie
zaś dlatego, że jest lepiej, aby istniała jedna rzecz,
a nie druga. Teorie naukowe są ufundowanymi na
matematyce abstrakcjami, które, na ile to możliwe,
nie biorą pod uwagę bardzo wielu elementów istot­
nych dla doświadczania świata przez ludzi (z punk­
tu widzenia określanego przez niektórych fenome­
nologów jakoLebenswelt. W Lebenswelt opisy i wy­
jaśnienie są niezbywalnie normatywne i zabarwio­
ne przez wartości oraz odczucia. Kiedy mówimy
o jakiejś osobie, że jest pełna temperamentu lub
urodziwa, albo o krajobrazie, że jest piękny, w oce­
nach tych zawiera się pochwala i sugestia, iż było­
by gorzej, gdyby nie miały pochwalanych cech.
Począwszy od czasów Kanta, problemem filozofów
stało się to, jak pogodzić wolne od wartościowania
teorie nauki z tym, co myślimy i mówimy w Le­
benswelt. Wydaje się, że najlepiej jest uznać, iż ani
naukowe, ani codzienne ujęcie nie wyczerpuje ca­
łości rzeczywistości, a każde z nich jest ważne we
właściwej mu sferze.
A.O’H.
’•'fenomenologia; nauka, historia filozofii; nauka, proble­
my filozoficzne
A. 0 ’Hear, The Element o f Fire: Science, Art and Human
World, London 1988.
ŻYCIOWE TCHNIENIA W filozofii Descar­
tes’a materialne medium, dzięki któremu impulsy
nerwowe rozchodzą się po ciałach ludzi i zwierząt.
„Wszelkie ruchy mięśni jako też wszelkie wraże­
nia zmysłowe zależą od nerwów, które są jakby
cienkimi nitkami lub drobnymi rurkami, wychodzą­
cymi z mózgu i zawierającymi, tak jak on, pewien
rodzaj powietrza, czyli powiewu bardzo delikatne­
go, zwanego tchnieniami życiowymi” (Namiętno­
ści duszy, s. 34). Związek pomiędzy owymi zdarze­
niami pneumatycznymi a zjawiskami świadomości
zapewniała, zdaniem Descartes’a, szyszynka.
J.COT.
J. Cottingham, Descartes, Oxford 1986.
R, Descartes, Namiętności duszy', tłum. L. Chmaj, Warsza­
wa 1958.
ŻYDOWSKA FILOZOFIA Filozofia ży­
dowska wyrasta z tekstów biblijnych i rabinicznych, a jej krytyczne nastawienie odzwierciedla
starania rabinów, aby reinterpretować owe teksty
i stosować do nieustannie zmieniających się warun­
ków zewnętrznych. W ponawianym od wieków
wysiłku filozofia żydowska ponownie odkrywa
i przyswaja sobie duchowe i moralne wartości
owych tekstów.
Judaizm to kultura pewnego narodu i rasy, a tak­
że istotny składnik tradycji historycznej i religij­
nej, a wszystkie te elementy znajdują odzwiercie­
dlenie w filozofii żydowskiej. Nie zawsze udaje się
je harmonijnie połączyć, nie cały też judaizm ma
charakter filozoficzny. Mistycyzm, obstawanie
przy prawie, a także pewne wątki romantyczne
mogą zdecydowanie sprzeciwiać się filozofii, na­
wet jeśli występują w jej szatach. Fideizm i fun­
damentalizm, dwaj główni przeciwnicy filozofii
w chrześcijaństwie, są znacząco nieobecne w juda­
izmie. Żydowska ortodoksja ma charakter prak­
tyczny i bardziej nastawiona jest na przestrzeganie
rytuałów niż na słuszność formuł słownych. Wiara
w rozumieniu hebrajskiej Biblii to zasadnicza uf­
ność i lojalność, które w połączeniu w biblijnymi
ideami błogosławieństwa, łaski, radości, uczynno­
ści i miłości ucieleśniają wzajemność w relacjach
między Bogiem a ludźmi, co znajduje swe odbicie
w kontaktach międzyludzkich. W wierze wątek
poznawczy nie jest pierwszoplanowy i nie wiąże
się ze zbawieniem. W judaizmie celem życia nie
jest „tamten świat”, lecz spełnianie się tutaj jedno­
stek i wspólnot dzięki wierności „prawom życia”,
które rozum uchwytuje w ogólnikowych zarysach,
a które Pismo i tradycja napełniają w historycznym
procesie bogatą treścią. Z tego wynika brak funda­
mentalizmu. Karaimi, wyznawcy jedynego nurtu,