Pobierz w pdf - Extrastory
Transkrypt
Pobierz w pdf - Extrastory
Wypadek na lodowisku Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl Autor: roxetka Był piękny, słoneczny zimowy dzień. Per i Marie spacerowali po starówce Halmstad. Czasem gonili się co wyglądało jakby bawili się w berka. Czasem też rzucali się śnieżkami. Kilka razy nawet wylądowali w zaspie albo dzięki swojej wzajemnej „pomocy” albo po prostu tracąc równowagę. - Jesteś niemożliwy – zaśmiała się wstając i otrzepując się ze śniegu – W domu ci nie odpuszczę – dodała nadal roześmiana. - Co ty knujesz…? – spytał lekko wystraszony Per. - Już ja coś wymyślę… - mruknęła, uśmiechając się tajemniczo. - Może wybralibyśmy się na łyżwy? Co ty ma to? – zaproponował Per, kiedy w drodze powrotnej przystanęli przed lodowiskiem ustawionym naprzeciw ratusza. - Przepraszam ale nie… - szepnęła Marie. Była wyraźnie smutna i wystraszona. - Czemu? – Per był niemile zaskoczony, bo liczył, że uda mu się wyciągnąć przyjaciółkę na łyżwy. - Bo… Boję się i… nie potrafię jeździć na łyżwach… - odpowiadając, dziewczyna miała w oczach łzy, dwie z nich zaczęły już spływać powoli po jej policzkach. - To nic, myszko, chodź już do domu, mocno zmarzłaś – powiedział miękko, przytulając dziewczynę do siebie. W tym momencie Marie rozpłakała się na dobre. - Cii… Uspokój się – mówił nadal tak samo miękko i spokojnie. - Ale… widzę jak bardzo zależy ci na tym żeby tam iść – łkała nadal Marie. - Nie będę cię naciskał. Najwyżej wybiorę się tam z Gunillą Mimo, że ton głosu jakim Per wypowiedział ostatnie zdanie był spokojny, Marie nadal czuła się winna. Po powrocie do domu była tak smutna, że już nawet zapomniała o tym, że miała odegrać się na Perze za te śnieżki, zaspy i berka. „Co ja mam zrobić, żeby ją pocieszyć…” – zastanawiał się chłopak, patrząc na wyjątkowo mocno zasmuconą Marie. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby była aż tak smutna. - Uśmiechnij się, proszę… - szepnął, podchodząc do Marie i przytulając ją do siebie. Dziewczyna uśmiechnęła się do Pera bardzo blado i smutno. Potem jednak – znów rozpłakała się, mocno wtulając się w jego ramiona. - Zawiodłam cię… - wyszeptała przez łzy. Strona: 1/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl - Co za bzdury wygadujesz? – spytał Per, delikatnie odsuwając od siebie przyjaciółkę na długość wyciągniętych ramion. - Bardzo liczyłeś na to, że wybierzemy się na te łyżwy razem a ja... odmówiłam ci zamiast się zgodzić, nawet skłamać… - Skłamać? I tak by ci to nie wyszło, bo za dobrze cię znam i gdybyś powiedziała, że umiesz jeździć, że chcesz ze mną iść – zorientowałbym się od razu, że bujasz, - Tak, jesteś w tym wyjątkowo dobry… - zgodziła się Marie. Ton jej głosu i spojrzenie były tak samo smutne jak wcześniej. Przez kilka następnych dni Marie rozważała wszystkie „za” i „przeciw” wypadu z Perem na lodowisko. „Raz kozie śmierć – pomyślała – Najwyżej skręcę sobie kostkę i przez jakiś czas nie będziemy koncertować” – myślała idąc w stronę pokoju Pera i pukając nieśmiało do jego drzwi. - Tak? – odezwał się, słysząc pukanie. Marie weszła do środka. Przez dłuższy czas nie odzywała się. - Stało się coś? – spytał. Wygląd Marie, jej wyraz twarzy sprawiły, że Per wystraszył się. - Nie bój się, nie ma o co – odpowiedziała dziewczyna, widząc strach w oczach przyjaciela. - Więc? – Per zaczął lekko naciskać. - Mogę pójść z tobą na to lodowisko – rzuciła niedbale, widząc jak Per rozpromienia się. - Wiedziałem, że zmienisz zdanie! – zawołał. Cieszył się ale żeby udać, że jest zły na Marie za to jak wcześniej sprytnie go oszukała – zbombardował ją poduszkami i maskotkami, które miał przy sobie. - Wygrałeś, wygrałeś, przestań! – zaczęła wołać Marie, próbując podnieść się z kanapy, na którą upadła pod nawałem maskotek i poduszek. Upadła naprawdę nieszczęśliwie, bo nie dość, że uderzyła bokiem głowy o drewniane wykończenie kanapy, to na dodatek upadła wprost na śpiącego sobie spokojnie Millsa – kota Pera. Zwierzak drasnął pazurkami jej dłoń, prychnął i czmychnął z pokoju. - Zupełnie o nim zapomniałem… - szepnął do siebie chłopak, śmiejąc się – Wszystko w porządku? – zwrócił się z troską do Marie. - Chyba tak… Oprócz tego, że lekko kręci mi się w głowie… Ale – oby to za chwilkę minęło – Marie odpowiadała zupełnie spokojnie. Nie zdawała sobie sprawy, że to niewinne uderzenie było początkiem olbrzymich zmian w jej czaszce i mózgu. - Oby… - mruknął Per – Pokaż tą rękę – powiedział, ujmując delikatnie w swoje dłonie dłoń Marie, na której Mills zostawił ślady swoich pazurków. Dziewczyna lekko skrzywiła się z bólu, czując jak Per przesuwa opuszkami palców po zadrapaniach. - Przepraszam… - szepnął, odsuwając rękę – Zadrapania nie są poważne, są tylko mocno opuchnięte co sprawia ci ból. - Skąd weźmiemy łyżwy dla mnie? – spytała Marie, chcąc zmienić temat. - Poproszę Gunillę żeby pożyczyła ci jedne ze swoich. - Ma dwie pary? Całe szczęście… - Gdyby nie miała – poradzilibyśmy sobie inaczej. - Jak? - Kilka metrów dalej jest wypożyczalnia sprzętu. - No tak… - mruknęła Marie, przypominając sobie niski, szeroki budynek znajdujący się jakieś pięć może dziesięć metrów od lodowiska – Mam nadzieję, że nie trzeba zbyt wiele płacić za wypożyczenie sprzętu… - zastanowiła się. Strona: 2/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl - Z tego co pamiętam to jakieś trzy i pół czy cztery korony za godzinę. - To faktycznie niewiele. W tym momencie usłyszeli dzwonek do drzwi. - Ciekawe kto to może być… - zastanawiał się głośno Per, idąc ze swojego pokoju, gdzie rozmawiał z Marie, w stronę drzwi wejściowych. „To pewnie Gunilla albo Bengt. Tylko oni dobijają się do moich drzwi tak <<specyficznie>>” – pomyślał, stając przed drzwiami i otwierając je. Na szczęście dla Pera – stała przed nimi jego siostra. - Cześć, wejdź – powiedział, przepuszczając siostrę w drzwiach i zamykając je – Masz jeszcze swoje stare łyżwy? – spytał, pomagając jej zdjąć kurtkę i idąc z nią do swojego pokoju gdzie czekała na nich Marie. - Chyba powinny gdzieś jeszcze się plątać, o ile ich komuś nie oddałam – mruknęła z zastanowieniem Gunilla, po tym jak przywitała się z Marie i usiadła obok niej – Czemu o nie pytasz? - Pytam, bo chcemy wybrać się z Marie na lodowisko przed ratuszem. A lepiej używać własnego sprzętu niż wypożyczonego, który na dodatek można źle dobrać. - Zgadzam się – jak tylko znajdę te łyżwy – dam ci znać. Mogę wybrać się z wami? – spytała po krótkiej chwili ciszy Gunilla. - Tak, przydasz się – odpowiedział ze śmiechem Per. - Do czego? – dziewczyna lekko rozzłościła się na brata. - Spokojnie, do asekuracji – wyjaśnił. - Kogo niby mam asekurować? Przecież ty potrafisz jeździć na łyżwach – Gunilla nadal nie mogła połapać się w toku rozumowania Pera. - Czy ty naprawdę nie rozumiesz tego o czym mówimy czy tylko się droczysz? – chłopak robił się coraz bardziej zniecierpliwiony. - To ja potrzebuję asekuracji, bo nie potrafię jeździć na łyżwach… - wyjaśniła Marie. Była tak speszona tą dziwną wymianą zdań między rodzeństwem, że odpowiedź wyrzuciła z siebie niemal jednym tchem, nie patrząc przy tym ani na Pera ani na Gunillę. - Teraz wiesz już wszystko – burknął Per. Był wściekły na siostrę i nie potrafił tego tym razem ukryć choć zwykle mu się to udawało. - Przepraszam, nie wiem co mnie ugryzło… - szepnął kiedy się żegnali. - To nic, zdarza się. Poszukam tych łyżew; jeśli je znajdę – przyjdę z nimi pod lodowisko (w międzyczasie umówili termin spotkania); jeśli jednak nie – odezwę się jeszcze dziś. Przez resztę dnia i cały wieczór Gunilla nie odzywała się co znaczyło, że znalazła łyżwy, które miała pożyczyć Marie. Na lodowisku spotkali się późnym popołudniem dwa dni po odwiedzinach Gunilli. Najbardziej z całej trójki zdenerwowana była Marie. Próbowała to ukryć ale nie udawało się jej. - Może jednak wrócę do domu…? – spytała kiedy strach a raczej przerażenie zupełnie nią zawładnęło – Beze mnie będziecie bawić się lepiej – dodała. Głos zaczynał jej drżeć. - Marie, kotku, nie mów tak. Zobaczysz, zabawa będzie świetna – przekonywał ją wytrwale Per. - No dobrze – zgodziła się wreszcie. Żadne z tej trójki nie zdawało sobie sprawy z tego co stanie się niedługo, że w takim stanie jak teraz, widzą Marie ostatni już raz. Na lodowisku nie było wiele osób. Oprócz nich jeździły jeszcze trzy osoby. Jedna z nich poprosiła o autograf najpierw Pera, który śmigał po lodowisku a potem stojącą przy bandzie, patrzącą na wszystko bardzo niepewnie Marie. Strona: 3/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl - Wejdź na lodowisko, to naprawdę nic trudnego – szepnęła dziewczyna, odbierając autograf od Marie i powoli wprowadzając ją na taflę – Kim jest ta dziewczyna obok Pera? – spytała ich fanka, wskazując na Gunillę. - To jego siostra – odpowiedziała Marie, prawie tracąc równowagę. - Musisz się niestety do tego przyzwyczaić – odpowiedziała Sara (tak miała na imię dziewczyna) utrzymując Marie i nie pozwalając jej upaść – Ale, nie bój się – dodała, widząc strach w jej oczach – Z czasem upadków będzie coraz mniej. - Dzięki za pomoc – powiedział Per, podjeżdżając do Marie i Sary i przejmując przyjaciółkę pod swoje skrzydła. - To nic, miło, że się przydałam – uśmiechnęła się Sara, pomachała im na pożegnanie i zeszła z lodowiska. - Nie czuję się tu zbyt pewnie… - szepnęła Marie. Znów miała łzy w oczach. - Spokojnie, to za chwilę minie. Kiedy oprócz mnie zacznie pomagać ci Gunilla, poczujesz się pewniej. Rób to co ja – dodał na koniec chłopak, pokazując krok jakim Marie powinna się poruszać. - Jestem do niczego – szepnęła zrezygnowana, kiedy trzeci raz musiała być asekurowana przez Pera przed upadkiem. On natomiast nic nie odpowiedział tylko rzucając pełne wściekłości spojrzenie w kierunku siostry pomyślał: „Może ruszyłabyś się wreszcie? Obiecałaś nam coś chyba…” (Przy umawianiu terminu spotkania Gunilla obiecała swoją pomoc). - Nareszcie, szkoda, że nie podjechałaś do nas jeszcze później – mruknął z sarkazmem Per – Co się dzieje? Masz jakieś problemy, kłopoty? – spytał po chwili, już normalnie. - Wszystko jest dobrze. A nie ruszałam się, bo liczyłam, że dojedziecie bezpiecznie, że może nawet spróbujesz puścić Marie… - Zwariowałaś?! – zawołali jednocześnie. Marie patrzyła na Gunillę z przerażeniem natomiast Per powiedział: - Jesteś naprawdę niepoważna. Czasem nawet bardziej niż Bengt. Marie ledwie potrafi utrzymać się i poruszać przy asekuracji jednej osoby a ty mówisz żebym ją puścił, nie asekurował zupełnie. - Faktycznie, mój pomysł nie wypalił… - Gunilla zrozumiała swój błąd. - Kompletna klapa – zgodziła się Marie – No to jak, śmigamy? – spytała, chcąc zmienić temat, rozładować krążące nad nimi złe emocje. - Jasne, lepiej się pospieszmy, bo niedługo zamkną lodowisko – powiedział Per, zerkając na zegarek, biorąc Marie mocno za rękę i odjeżdżając z nią od bandy, przy której rozmawiali. Chwilę później dojechała do nich Gunilla, chwytając Marie tak samo mocno i pewnie za drugą rękę. Krążyli tak sobie spokojnie i wolno przez jakiś czas. Później po wymianie przez rodzeństwo porozumiewawczych spojrzeń – przyspieszyli. Najpierw lekko, prawie dla Marie niewyczuwalnie, po kolejnej chwili jeszcze bardziej. Dziewczyna jednak nie bała się. Wiedziała, że z Perem i jego siostrą jest bezpieczna. - Chwyć mnie za obie dłonie i lekko przykucnij – szepnął w pewnym momencie do Marie. Dziewczyna się lekko wystraszyła. - Będzie fajnie – uśmiechnął się i puścił oczko do przyjaciółki. Dziewczyna przekonana słowami Pera – zrobiła to o co ją prosił. Ciągnął ją tak za sobą najpierw wolno a potem coraz szybciej i szybciej. Po jakimś czasie Marie zaczęła się śmiać, pierwszy raz odkąd tu przyszli. Ta zabawa wyraźnie jej się spodobała. - Mówiłem, że ci się spodoba… W pewnym jednak momencie dłonie Marie wyśliznęły się z dłoni Pera i dziewczyna upadła, dość mocno obijając sobie lędźwi ową część kręgosłupa. - Wszystko w porządku? Dasz radę jeszcze jeździć? – spytał z troską chłopak. Gunilla widząc cały wypadek – od razu pojawiła się przy bracie i jego przyjaciółce. Chciała zrehabilitować się za swoje wcześniejsze zachowanie. Strona: 4/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl - Tak ale odczekajmy aż minie największy ból – padła odpowiedź. - Brawo, jesteś bardzo dzielna – pochwalił przyjaciółkę Per, pomagając jej wstać. Kiedy znów zaczęli jeździć – początek był taki sam jak wcześniej. Wszystko po to żeby nie zaskoczyć, nie wystraszyć Marie. Po pewnym czasie i kolejnej wymianie porozumiewawczych spojrzeń – Per i Gunilla puścili dłonie Marie i popchnęli ją do przodu tak leciutko, że dziewczyna niczego nie poczuła. Szło jej świetnie, była tak bardzo skupiona na tym co robi, że nie zorientowała się, że nie jest przez nikogo asekurowana. Perowi coraz trudniej było ukryć radość kiedy patrzył jak radzi sobie Marie. - Jedziesz już sama! Udało ci się! – zawołał w pewnym momencie. Słysząc jego głos dobiegający z oddali ( lodowisko było bardzo duże) zorientowała się co się stało, wystraszyła się. Zaczęła też tracić równowagę. Próbowała ją odzyskać ale nie udało jej się to, bo jakiś wyrostek, który w międzyczasie wszedł na taflę – zamiast jej pomóc – podciął ją co sprawiło, że dziewczyna najpierw uderzyła o lód częścią głowy, którą wcześniej uderzyła o kanapę (tym razem uderzyła tak mocno, że z rany wypłynęła krew a kości czaszki – jak wydawało się na początku – zostały naruszone) a później z całym impetem uderzyła o taflę kręgosłupem. - Co tam się mogło… - zastanawiał się głośno Per, nie widząc dokładnie wypadku Marie z miejsca, w którym stał – Zaraz, chwila… Boże, Marie, Marie! – zaczął wołać, orientując się we wszystkim i ruszając szybko w stronę przeciwległego końca lodowiska. - Wezwij karetkę, szybko! – zawołał w tym samym momencie do siostry. Ta jednak nie robiła nic. Bez słowa patrzyła na to jak nieprzytomna Marie wykrwawia się. - Co z tobą?! Rusz się wreszcie, nie słyszałaś o co cię prosiłem?! – wołał coraz bardziej rozwścieczony i wystraszony Per. - To i tak nie pomoże, ona umrze – powiedziała sucho Gunilla, schodząc z tafli. Nie miała pojęcia, że jej słowa są wyrokiem dla Marie. - Jak możesz! Bengt przeciągnął cię na swoją stronę, to pewne! – wołał chłopak w stronę znikającej za rogiem siostry, która w ogóle nie reagowała na jego krzyk. Karetka została wezwana przez jakiegoś chłopaka, rówieśnika Pera, który przechodząc obok lodowiska słyszał kłótnię rodzeństwa a wchodząc na taflę – zobaczył jak cała sprawa wygląda z bliska. - Pomogę wam, wezwę karetkę ze swojej komórki. Twoja jest rozładowana – odezwał się, wybierając numer pogotowia. - Właśnie, cholera, akurat teraz kiedy jest najbardziej potrzebna – Per był tak wściekły i wystraszony, że nie panował nawet nad tym co mówi. Nie czuł też, że po jego policzkach płyną łzy. Łzy przerażenia i niepewności. Zupełnie machinalnie i nieświadomie zrobił też jeszcze coś czego nie powinien był robić: przytulił do siebie Marie po wcześniejszym okryciu jej górnej części ciała kurtką. - Co ja zrobiłem… - wyszeptał kiedy zorientował się jaki błąd popełnił. - Tak, nie powinieneś był jej podnosić – zgodził się chłopak czuwający nadal przy Perze i Marie – Ale teraz musisz wytrzymać tak do przyjazdu karetki czyli jakieś… - zastanowił się chwilkę – Pięć do siedmiu minut – dokończył. „Dla Marie zrobię wszystko” – pomyślał Per, patrząc załzawionymi oczami na twarz przyjaciółki. Był tak zapatrzony w twarz dziewczyny, że nie zwrócił uwagi na to, że lodowisko opustoszało a wokół niego zebrało się mnóstwo gapiów. - Nareszcie, jest karetka. Wytrzymaj jeszcze chwilę. Pokieruję sanitariuszy. Muszą jakoś przecisnąć się przez ten tłum gapiów – powiedział chłopak, odchodząc, przeskakując przez bandę i rozpychając łokciami tłumek przed sobą. -Gapiów? – szepnął do siebie zaskoczony Per, dopiero teraz orientując się ile osób stoi wokół. „Macie z tego świetny ubaw, co?! Walka o życie toczona przez kogoś innego musi być świetną rozrywką, prawda?!” – myślał. Wściekłość znów wracała tym gorzej, że znów – tak jak w przypadku wcześniejszej kłótni z Gunillą – miał ochotę wykrzyczeć tym ludziom wprost co czuje, co myśli. Wiedział jednak, że nie może tego zrobić, że musi się powstrzymać. Większości z tych ludzi nie znał, na ich twarzach widział strach, wsparcie, współczucie a nie jak w przypadku siostry – chłód, cynizm i zimną pewność siebie. Bał się też, że wśród tych ludzi skrywają się jacyś paparazzi z podrzędnych szwedzkich bulwarówek, którzy tylko czekają aż powinie mu się noga. Wtedy cała Szwecja mówiłaby o wpadce lidera Roxette. Im mniejsze miasteczka – tym dłużej, choć tu w Halmstad, też nie miałby spokoju. W końcu to jego rodzinne miasto, wszyscy znają go tu od dziecka. Tymczasem Prowadzeni przez Martina (tak nazywał się chłopak pomagający od początku Perowi) dotarli na lodowisko i zajęli się Marie. Strona: 5/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl - Nie powinien był pan… - chciał powiedzieć jeden z nich. - Tak, wiem już zwracano mi uwagę jeśli o to chodzi – wszedł mu w słowo Per, patrząc przy tym porozumiewawczo na Martina – Czy mogę jechać w karetce? – spytał po chwili, biegnąc za sanitariuszami. - Nie, chyba że jest pan kimś z rodziny. - Jestem jej… przyrodnim bratem – skłamał szybko Per. Wszystko byleby tylko móc jechać w karetce, móc być przy Marie. - Dzięki za pomoc! Odwdzięczę ci się kiedyś! – zawołał w stronę Martina, po czym wskoczył do karetki, która po kilku sekundach zniknęła za zakrętem. „Od teraz jesteśmy przyrodnim rodzeństwem. Niedługo ci to wyjaśnię. Będziesz mi wdzięczna” – myślał Per, patrząc na przyjaciółkę z czułością i delikatnie bawiąc się jej palcami. „Zawsze to lubiłaś… Jaka szkoda, że nie czujesz tego co robię...” – myślał smutny. Po przyjeździe do szpitala Marie niemal od razu trafiła na blok operacyjny. Operacja dziewczyny trwała prawie całą noc. To dlatego, że Marie upadając złamała sobie kręgosłup w dwóch miejscach a kilka odłamków kości czaszki wbiło jej się w opony mózgowe i mózg. Kiedy jeden z lekarzy operujących Marie powiedział mu o wszystkim – chłopak był w szoku. Był tak bardzo zszokowany, że przez długi czas nie był w stanie nic powiedzieć. Kiedy został sam – zaczął rozmyślać. Jego myśli były przerażająco smutne. Czasem tylko przewijało się w nich jakieś zabawne wspomnienie związane z Marie. Przeważały jednak te najgorsze. Zwłaszcza jedna, sformułowana jak pytanie: „Co jeśli Gunilla miała jednak rację…? Co jeśli… jeśli Marie… odejdzie…?” – Per próbował odpędzić od siebie tą myśl ale nie udawało mu się to. Myśl krążyła wokół chłopaka wyjątkowo natrętnie. W pewnym jednak momencie – na szczęście dla Pera – pojawiła się pielęgniarka. Jej pojawienie się i słowa, które zaczęła wypowiadać wyrwały chłopaka z tych paskudnych myśli. - Pana siostra – słysząc to słowo Per chciał zaprotestować ale w porę się powstrzymał, przypomniał sobie, że sam wpadł na pomysł tego oszustwa żeby móc być w drodze do szpitala przy Marie – straciła dużo krwi – znów skupił się na słowach pielęgniarki – Nasze rezerwy już się kończą. Czy macie taką samą grupę krwi? – spytała. - Nie wiem… - mruknął lekko wystraszony chłopak, myśląc: „Oby okazało się, że tak…” – Jesteśmy rodzeństwem przyrodnim więc… - dodał, brnąc dalej w swoje kłamstwo. - Chodźmy to sprawdzić – powiedziała pielęgniarka, prowadząc Pera do gabinetu zabiegowego. Kiedy tam szli, powiedziała w pewnym momencie: - Proszę się nie martwić. Dziewczyna jest silna, walczy. Mówiąc, patrzyła na Pera i używała takiego tonu głosu jak Marie kiedy próbuje go pocieszyć kiedy coś idzie nie po jego myśli. Wyobraźnia spłatała nagle Perowi figla, bo wydało mu się, że widzi i słyszy Marie. Dał się temu ponieść i wypowiedział jej imię. Na swoje szczęście wypowiedział imię dziewczyny bezgłośnie. - Tak ma na imię, prawda? – spytała młoda pielęgniarka, wyczytując z ruchu warg Pera imię jego przyjaciółki. - Tak… tak… - szepnął lekko zdezorientowany kiedy wchodzili do gabinetu – Przez pomyłkę... wziąłem panią za Marie… Przez moment… przez ułamek sekundy miałem wrażenie jakby stała obok – Per mówił tak jakby się usprawiedliwiał. - To normalne. W końcu jesteście rodzeństwem – dziewczyna nie miała pojęcia, że to bujda. Badania grupy krwi trwały kilka minut. Okazało się, że Per może pomóc Marie. Kamień spadł mu z serca. - Jakie szczęście, że mogę jej pomóc – powiedział kiedy był podłączony do aparatury pobierającej krew. - Skąd ten strach, że mogło się nie udać? – chłopakiem nadal opiekowała się ta sama pielęgniarka. - Mamy tego samego ojca ale różne matki – brnął w swoje wymyślone wcześniej nagle, na poczekaniu, kłamstwo – Co jeśli każde z nas miałoby grupy krwi po nich a nie wspólną, po nim? - Tak… - zgodziła się – Kiedy coś zacznie dziać się nie tak lub po prostu poczuje się pan osłabiony – proszę użyć dzwonka – wskazała wzrokiem na przycisk znajdujący się po lewej ręce Pera – Nie wolno panu zasnąć – dodała ostrzegawczo, stojąc już w drzwiach – Czy jest coś co… łączy mnie i… i pana siostrę? – spytała na koniec, odwracając się w progu do Pera. Urwała zadając pytanie, bo mało brakowało a wypowiedziałaby imię Marie choć musiała Strona: 6/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl traktować ją jak zwykłą pacjentkę. Nikogo innego – tylko pacjentkę. - Charakter – odpowiedział praktycznie bez zastanowienia Per, uśmiechając się – Charakter i ta ochota do niesienia pomocy innym. Dziewczyna, słysząc jego słowa – zarumieniła się, uśmiechnęła leciutko i wyszła. Po jakichś dwóch godzinach Per został odłączony od aparatury. W międzyczasie naładował baterię komórki i skontaktował się z Clarence’em i poprosił go o odwiezienie do domu. Był tak osłabiony, że przez dobrą chwilę nie mógł nawet ustać o własnych siłach. - Nie przesadziłeś przypadkiem z tą ilością oddanej krwi? – spytał Clarence. Poważnie bał się o Pera. - To nic takiego, niedługo poczuję się lepiej – powiedział chłopak – Zresztą – teraz ważna jest Marie, nie ja. Ona musi przeżyć. Ja mogę odejść – pierwszą część ostatniego zdania wypowiedział wyjątkowo dobitnie. - Przestań! Nawet tak nie żartuj – Clarence był przerażony. - Mówiłem prawdę, to nie były żarty – głos Pera był tak samo dobitny i stanowczy jak wcześniej. W drodze do domu Per zasnął praktycznie zaraz po tym jak ruszyli. To osłabienie po poborze krwi sprawiło, że usnął. Clarence’owi szkoda było budzić Pera. Na całe szczęście niemu siał tego robić, bo chłopak otworzył oczy praktycznie w momencie kiedy zatrzymali się przed domem. - Dasz sobie radę? – spytał kiedy weszli do salonu. - Tak… - mruknął Per. Nie zdawał sobie sprawy jak ciężka noc go czeka – Dzięki za pomoc – dodał. - To nic, w końcu jesteśmy przyjaciółmi – powiedział ze wsparciem Clarence – Będzie dobrze, wyjdzie z tego – rzucił z nadzieją, będąc już w progu. „Obyś miał rację…” – pomyślał smutno Per, zamykając za nim drzwi. Po zamknięciu ich, nawet nie zdając sobie sprawy – poszedł do pokoju Marie. Usiadł na jej łóżku i wtulił twarz w maskotkę, która stała u wezgłowia łóżka. To była jej ulubiona maskotka – duży brązowy miś, którego dostała od niego jakieś trzy lata temu na gwiazdkę. Pluszak pachniał perfumami, których zawsze używała Marie. Chłopak zaczął myśleć o niej. Znów – tak jak wcześniej – pojawiły się zarówno dobre jak i te najgorsze wspomnienia tamtego dnia. „To niepotrzebne, ona i tak odejdzie” – słowa siostry zaczęły tłuc się po głowie Pera jak owad uwięziony pod szklanką, szukający ucieczki z pułapki. Kiedy tylko próbował zasypiać – ukazywał mu się przed oczami moment upadku Marie, kłótni z Gunillą… Czasem też widział twarz przyjaciółki. Była uśmiechnięta, spokojna, jej spojrzenie zdawało się mówić: „Nie bój się o mnie, zobaczymy się niedługo…”. Ostatnie słowa jednak zamiast go uspokajać – wprowadzały w przerażenie. Dość dużo czasu musiało minąć zanim się uspokoił. W pełni spokojnym snem zasnął dopiero kiedy było już zupełnie jasno. Obudził się późnym popołudniem kiedy za oknami było dość mocno szaro, już prawie ciemno. - Juto muszę do niej pojechać, dziś to już nie ma najmniejszego sensu – powiedział do siebie Per, idąc do kuchni i robiąc sobie kawę. Dopiero kiedy dopił ją do końca i odniósł pusty kubek do kuchni – zorientował się, że pił tą kawę w ulubionym kubku Marie. „Rany, sfiksowałem już chyba zupełnie – najpierw ten kilkugodzinny sen w pokoju Marie, teraz kawa wypita w jej kubku… Coś naprawdę musi być ze mną nie tak…” – myślał zdezorientowany, krążąc po domu. W ogóle nie potrafił sobie znaleźć miejsca. Następnego dnia od razu po szybko zjedzonym śniadaniu pojechał do Marie. Chciał wejść do jej sali, usiąść przy niej ale zabroniono mu tego. - Czemu nie mogę wejść do sali? – spytał rozczarowany. - Jeszcze nie dziś. Musimy zaczekać aż stan dziewczyny się ustabilizuje. Wtedy od razu zostanie przeniesiona na normalną salę – odpowiedział spokojnie lekarz. Per miał wyjątkowe szczęście trafić na normalnego lekarza. Z opowiadań znajomych czy dalszej rodziny wiedział, że zarówno wśród lekarzy jak i pielęgniarek trafiają się wyjątkowi służbiści, którzy traktują pacjentów i odwiedzające ich osoby naprawdę okropnie. - Czemu mówi pan, że jej stan jest niestabilny? Co działo się w nocy? – Per przeraził się. Te dwa pytania wyrzucił z siebie na jednym niemal wydechu. Lekarz patrzył przez chwilę na Pera bez słowa. W jego spojrzeniu głównie dawało się wyczytać strach. Strach przed tym jak chłopak przyjmie to czego dowie się za chwilę. - Dlatego, że… kilka razy w trakcie nocy zdarzyło się, że zanikała akcja serca... Przy jednym z takich zdarzeń koledzy chcieli się poddać ale dziewczyna jednak wróciła do nas. Chyba ma dla kogo żyć… - szepnął wymownie lekarz. Strona: 7/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl - Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Bardzo dobrymi ale tylko przyjaciółmi – zgasił jego zapędy Per. Po tych słowach chłopaka rozstali się. „Boże, kilka razy była już prawie po tamtej stronie…” – myślał. Czuł się jakby dostał czymś ciężkim w głowę. I to nie jeden raz a co najmniej kilka. Podszedł wolnym krokiem do przeszklonej części drzwi i oparł dłonie na szybie. Widok stanu Marie był dla Pera czymś okropnym. Był prawie jak psychiczne tortury. Mimo wszystko chłopak ciągle patrzył, nie spuszczał oczu. Patrzył żeby zapamiętać ją. Zapamiętać jej wygląd. Wierzył, że Marie wyjdzie z tego ale z tyłu w głowie jakiś złośliwy głos zaczął mu podpowiadać: „Twoja siostra miała rację mówiąc, że twoja przyjaciółka nie przeżyje, zostawi cię…” - Bądź cicho – szepnął do siebie Per. Na szczęście szepnął tak cicho, że inni niczego nie usłyszeli. A Marie wyglądała naprawdę okropnie: na głowie kilka opatrunków, kilka drobnych blizn na rękach i twarzy (blizny były spowodowane wbijaniem się w skórę dziewczyny odłamków lodu), kable i rurki łączące dziewczynę z kroplówkami i aparaturą podtrzymującą życie i najgorsze – zagipsowana cała klatka piersiowa. - Ten wypadek to moja wina… Gdybym wtedy zdążył cię złapać… - wypowiadając te słowa Per nie zważał na to czy ktoś go słyszy czy nie. Nie zorientował się też kiedy pojawił się obok niego Clarence i kładąc dłoń na jego ramieniu, szepnął: - Nie obwiniaj się. Musisz wierzyć, że Marie wygra walkę, wróci do nas. - A co jeśli jednak… - Nawet tak nie mów. Nie chciałaby tego – powiedział, zerkając w bok na twarz koleżanki. - Dzięki, że próbujesz mnie pocieszyć ale te myśli są naprawdę natrętne. Strasznie boję się, że Gunilla miała rację. Ton jakim wypowiadała te słowa… - Gunilla? Jakie słowa? O co w ogóle chodzi? – pytał zaskoczony i wystraszony jednocześnie Clarence. W odpowiedzi na pytania kolegi Per opowiedział pokrótce całą historię wypadku i sporu z siostrą, cytując przy tym dokładnie jej słowa. - Paskudne… Jak ona mogła coś takiego powiedzieć...? - Zwłaszcza, że dziewczyny się lubiły. I to nawet bardzo. To Bengt nie tolerował Marie, nawet wręcz nienawidził jej, dając jej to odczuć na każdym niemal kroku. Wreszcie zrobił Gunilli pranie mózgu, przeciągnął ją na swoją stronę – i mamy tego skutki – wzburzenie Pera rosło z każdą chwilą. Nie kontrolował nawet tego, że z oczu płynął mu łzy. - Masz rację… - zgodził się Clarence, przypominając sobie sytuacje, w których był świadkiem jak Bengt ubliża Marie, obraża ją. Na początku Gunilla broniła Marie kiedy słyszała ze strony brata raniące ją słowa. Potem robiła to coraz rzadziej aż wreszcie - zupełnie zmieniła nastawienie do przyjaciółki drugiego z braci. Potem już rozmawiali o innych, lżejszych tematach też oczywiście związanych mniej lub bardziej z Marie. Często zdarzało się też, że chichotali z różnych bardzo zabawnych sytuacji związanych z Marie, które były albo zupełnymi wpadkami albo były od początku do końca dokładnie planowane. Musieli się hamować ale gdyby tylko mogli – niejeden raz buchnęliby głośnym śmiechem. - Pamiętasz jak na jednej z prób chciałem ją „zgotować” różnymi głupimi minami? Śpiewała wtedy chyba „It must have been love”, akompaniując sobie na klawiszach albo fortepianie… - wspominał Clarence, próbując powstrzymać śmiech. - Tak, pamiętam; problem tylko w tym, że ona ci się nie dała. Za to ja nie wytrzymałem i… - Tak, tak, ryknąłeś wtedy takim śmiechem, że nas wystraszyłeś. Zwłaszcza Marie… - powiedział Clarence, chichocząc. Rozmawiali tak do wieczora, nie ruszając się sprzed sali przyjaciółki. Mieli wrażenie, że jest duchem z nimi. Następne tygodnie wyglądały podobnie do poprzedniego dnia. Clarence, Chris, Helena i reszta wiedzieli o wszystkim i byli częstymi gośćmi u Marie ale i tak najczęściej i najdłużej przebywał u niej Per. Nie było dnia żeby nie przebywał w jej sali. Ucieszył się – i to bardzo – kiedy pozwolono mu wejść tam pierwszy raz. Zdarzało się też, że był niestety wypraszany z sali Marie. Czasem delikatnie a czasem – ostro; dochodziło nawet czasem między nim a lekarzem nie tylko do utarczek słownych ale i przepychanek. Wszystko najczęściej łagodziła pielęgniarka, która zajęła się Perem w dniu operacji Marie. Ona jedna potrafiła do niego dotrzeć, rozumiała go. A wszystko dlatego, że jak się potem okazało – jej partner przeszedł podobny wypadek. Miał więcej szczęścia i stanął na nogi. - Z twoją przyjaciółką (Per w zupełnym sekrecie przed innymi zdradził pielęgniarce, że Marie nie jest jego siostrą) Strona: 8/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl będzie dobrze. Wyjdzie z tego tak jak mój partner – powiedziała próbując go pocieszyć. - I znów zachowałaś się jak ona… - szepnął. - Masz mi to za złe? – spytała. Wystraszyła się, jej źrenice mocno się rozszerzyły. - Nie, skąd, nie bój się – uspokoił ją chłopak, biorąc za rękę. - Muszę już iść, ordynator się zbliża – szepnęła, cofając szybko dłoń i odchodząc. Odwracając się jeszcze na chwilę do Pera, rzuciła: - Po dyżurze zapraszam na kawę do bufetu szpitalnego. Gdzie mogę cię szukać? - Będę w sali Marie albo tutaj – odpowiedział; rozmowa toczyła się pod salą dziewczyny. Kilka godzin później Sonia (tak nazywała się pielęgniarka) przyszła po Pera do sali jego przyjaciółki skąd – tak jak się umówili – poszli do bufetu. - Przyda ci się nie tylko kawa ale też coś do zjedzenia – powiedziała patrząc z troską na chłopaka – I nie próbuj wmawiać mi, że się mylę, że dobrze się czujesz – powiedziała trochę bardziej stanowczo ale nadal z troską, kiedy Per chciał wejść jej w słowo, zaprotestować. Kiedy rozmawiali przy kawie – mówili o wszystkim. Sonia opowiedziała Perowi historię znajomości ze swoim partnerem; opowiedziała też historię jego wypadku choć wtedy głos lekko jej się załamał. - Nie mów mi o tym wypadku jeśli nie chcesz – zareagował Per, widząc zaszklone oczy dziewczyny. - To nic, gdybyś poznał mnie wcześniej… Byłam w gorszym stanie psychicznym niż ty. O wiele gorszym… Sonia i Per spędzili na rozmowie kolejne kilka godzin. Dziewczyna często śmiała się słuchając różnych historii Pera. Kilka razy zdarzało się, że płakała ze śmiechu. - Czy jest gdzieś w pobliżu jakiś hotel, w którym mógłbym zanocować? – spytał Per, patrząc w pewnym momencie przez okno a potem na zegarek – O wiele bardziej wolałbym zanocować tutaj, nawet w sali Marie ale wiem, że to niemożliwe – powiedział. Ostatnie zdanie wypowiedział śmiejąc się lekko. - Niestety zanocować tutaj nie możesz ale… dwie ulice stąd jest malutki hotelik, w którym możesz się zatrzymać – powiedziała z zastanowieniem Sonia. Od tamtej pory Per był praktycznie gościem w domu. Można nawet powiedzieć, że przeprowadził się do tego niewielkiego pokoiku hotelowego. Miał tam dosłownie wszystko łącznie nawet z gitarą akustyczną i Harmonijką ustną, z którymi się nie rozstawał. Zwłaszcza teraz. Emocje, które siedziały w jego duszy i sercu zmieniał w nuty, które zapisywał i sprawdzał czy brzmią lepiej grane na gitarze czy na harmonijce ustnej. Do muzyki pisał też oczywiście tekst. „Tekst w razie czego zostanie zmieniony – myślał – Ile razy wersję demo jakiejś piosenki śpiewałem ja a oficjalną jednak Marie?”. Często zdarzało się, że efekty swoich prac kompozytorskich sprawdzał późnym wieczorem kiedy był już w pokoju, u siebie. Grał cicho, delikatnie, tak żeby nie skarżyli się na niego inni mieszkańcy hoteliku. Zresztą – te piosenki z założenia miały być balladami. Chyba, że Marie lub ktoś z zespołu miałby inny pomysł. Per co prawda jest głównym kompozytorem ich piosenek ale to nie znaczy, że jest zamknięty na sugestie, pomysły i namowy innych. Korzysta z nich bardzo często. Po kilku kolejnych tygodniach Marie odzyskała przytomność. W tym momencie był przy niej Per. Kiedy zobaczył, że jego przyjaciółka budzi się – bardzo go to ucieszyło. Chciał coś powiedzieć ale emocje sprawiały, że głos wiązł mu w gardle. Po chwili jednak zebrał się w sobie i szepnął, nadal trzymając dłoń Marie w swojej: - Cieszę się, że… że się obudziłaś, że wróciłaś… Pozostali też na pewno się ucieszą… Jak się czujesz…? – spytał takim samym, drżącym i niepewnym tonem. - Dziwnie i… i boję się tego… - Marie mówiła cicho, jej głos załamywał się a w oczach zaczynały błyszczeć łzy. - Jak dokładnie? Potrafisz to opisać? – zadając pytanie, Per patrzył na przyjaciółkę z przerażeniem. - Nie czuję swojego ciała… Trzymasz mnie za rękę, widzę to ale nie czuję twojego dotyku… Tak bardzo się tego boję… - bardzo niewiele brakowało do tego, żeby Marie rozpłakała się. - Będzie dobrze, wrócę za moment – usłyszała słowa przyjaciela. Ledwie udało mu się zakryć kolejną falę drżenia głosu. Strona: 9/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl - Nie zostawiaj mnie… - szepnęła widząc jak Per puszcza jej rękę, podnosi się i kieruje się w stronę drzwi. Czuła, że łzy spływają po jej policzkach ale nie mogła ich otrzeć. - Wracam dosłownie za moment – odparł miękkim szeptem chłopak, podchodząc i ocierając łzy z policzków Marie. Kiedy to zrobił, pocałował ją delikatnie w czoło i wyszedł, kierując się w stronę pokoju lekarzy. Szedł tam bardzo szybkim krokiem. Nie musiał wchodzić do pokoju, bo kilka metrów od niego zobaczył lekarza prowadzącego Marie. Od razu podszedł do niego i powiedział o wszystkim. Później poszli w stronę sali Marie. Lekarz wszedł i zbadał dziewczynę. Przez cały ten czas Per musiał niestety czekać na zewnątrz. Bardzo się bał diagnozy, zdawał sobie sprawę, że to on będzie musiał powiedzieć Marie o wszystkim a w związku z tym bał się jak ona to przyjmie. Po jakimś czasie wyszedł lekarz. Nie domknął dokładnie drzwi i Per zobaczył przez szparę w nich niepewność i przerażenie jakie malowały się na twarzy Marie. Spojrzał na nią jakby chciał powiedzieć: „Nie bój się, na pewno wszystko będzie dobrze”. Lekarz jednak nie miał dla dwójki przyjaciół dobrych wiadomości. - Co z Marie? Dlaczego ona nie czuje swojego ciała, dotyku innych? Czy to minie? – Per był przerażony, zadawane pytania brzmiały jakby wyrzucał je z siebie. - To, że dziewczyna nie czuje niczego to skutek uderzenia o lód. I jeszcze jedno: na to, że odzyska czucie – szanse są bardzo nikłe… Przykro mi… - szepnął ze szczerym smutkiem w głosie lekarz i odszedł. Po jego słowach Per miał porządny mętlik w głowie, kompletnie nie wiedział co zrobić, jak przekazać Marie to co wie. Jednego był pewien: nie może jej okłamać. Od jego rozstania z lekarzem minęło kilka, może kilkanaście minut. Po upływie tego czasu wszedł do sali Marie. Zrobił to najciszej jak mógł, bo sądził, że Marie śpi. Mylił się jednak, bo dziewczyna słysząc jego kroki – otworzyła oczy. - Co mi jest, czemu nic nie czuję? – spytała prosto z mostu. - To wynik twojego upadku – odparł Per, znów zamykając dłoń Marie w swojej czemu początkowo się opierała a później już nie. - Czy jest jakaś szansa, że odzyskam czucie…? – Marie bardzo niepewnie zadała to pytanie. - Są szanse ale… bardzo małe… - Per odpowiadając nie miał odwagi spojrzeć Marie w oczy. Bał się tego co w nich zobaczy. Przełamał się jednak i kiedy zatrzymał niepewnie wzrok na oczach przyjaciółki – zobaczył w nich pustkę. Przeraźliwą pustkę i smutek. Po bardzo długiej chwili ciszy i pozornego spokoju – Marie zaczęła płakać. Płacząc, powtarzała: - Zostaw mnie, nie zasługujesz na przyjaciółkę taką jak ja, jestem do niczego – i inne podobne słowa. To co mówiła – raniło Pera. I to bardzo. On jednak nie pokazał wtedy swoich prawdziwych emocji. - Jesteś niemądra, prosząc mnie o coś takiego. Nie zostawię cię właśnie dlatego, że jesteś moją przyjaciółką – ostatnie trzy słowa wypowiedział wyjątkowo dobitnie – Przejdziemy przez to razem a ty staniesz na nogi i jeszcze się będziemy ze wszystkiego śmiać na koncertach – dodał, ocierając łzy przyjaciółki. Później rozmawiali o wszystkim i o niczym do zakończenia odwiedzin. Per dopiero wracając do hotelu a później będąc już w pokoju – uwolnił smutek, który był wywołany słowami Marie a który on zarówno dla jej jak i dla swojego dobra musiał ukrywać. Wchodząc do swojego pokoju wziął ich wspólne zdjęcie stojące na komodzie przy drzwiach i ze łzami w oczach zaczął przyglądać się uśmiechającej się na nim beztrosko Marie. „Wszystko będzie dobrze, będzie jak dawniej…” – myślał, próbując się pocieszyć. Nie wyszło mu to jednak, bo najpierw ignorował jeszcze przez jakąś chwilę spływające po policzkach łzy. Potem jednak – poczuł, że smutek i strach biorą nad nim górę. Podszedł do komody, odrzucając prawie na nią zdjęcie. Nie było wtedy ważne dla niego czy uszkodzi ramkę czy też nie. Interesowało go to żeby ulżyć sobie w smutku, uspokoić nerwy, wyładować się. Po jakimś czasie Per zaczął się uspokajać. Był nadal smutny ale teraz był to już „spokojny” smutek. Chłopak długo siedział, wpatrując się w milczeniu w jeden punkt i rozmyślając o tym co stało się dziś, co przyniosą kolejne dni. W końcu, znużony tym smutnym rozmyślaniem – zasnął. Jego sen niestety nie był spokojny. Bardzo często śniła mu się Marie. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że w snach Pera, dziewczyna – wyjątkowo normalnie i spokojnie ale jednak – mówi o odejściu, śmierci. Nie zawsze używa wprost, dokładnie tych słów ale z jej wypowiedzi, które w swoich snach słyszał Per – można było się tego domyślić. Chłopak w swoich snach słyszał: „Już nie mam sił żeby żyć ale spróbuję jeszcze powalczyć. Dla ciebie i fanów” lub podobne mrożące krew w żyłach słowa. Zawsze wtedy budził się zlany zimnym potem. - Jakie szczęście, że to tylko sen… - szeptał do siebie. Strona: 10/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl Przez następne miesiące każdy dzień wyglądał niemal tak samo. Codziennie ktoś z zespołu odwiedzał Marie. Jednak zawsze wszystkich jeśli chodziło o czuwanie przy Marie – bił na głowę Per. To on nie odstępował jej na krok. Pomagał w najdrobniejszych rzeczach. Chciał nawet podpatrywać pielęgniarki żeby wiedzieć jak podać odpowiednią kroplówkę czy cokolwiek co w danym momencie byłoby Marie potrzebne. Niestety nie mógł tego podpatrywać, bo wtedy zawsze był wypraszany z sali. Sonia, pielęgniarka, która pomogła Perowi zaraz po wypadku Marie – też często do nich przychodziła. Zarówno w trakcie dyżurów w tajemnicy przed ordynatorem jak i po pracy – już bez żadnych stresów i obaw, że ktoś może ją tu zauważyć. Pewnego dnia kiedy Sonia przyszła do Marie i Pera po skończonym dyżurze – chłopak zebrał się na odwagę i poprosił: - Czy mogłabyś pokazać mi jak wymienia się kroplówki? Chciałbym to wiedzieć, bo przecież niedługo Marie zostanie wypisana i ktoś musi się nią zająć więc… - No nie wiem… - Sonia bała się, nie była pewna czy Per da sobie z czymś takim radę. Zastanowiła się chwilę i powiedziała: - Niedługo będzie potrzebowała wymiany kroplówki. Tą założę jej ja. Przyglądaj się uważnie, bo z następną zmierzysz się ty. - Dobrze – zgodził się Per – Twoich ostatnich słów można się było nawet wystraszyć… - dodał. - Nie przesadzaj… - mruknęła Sonia, dodając po chwili: - Patrz uważnie na to co robię teraz – i zakładając Marie kolejną kroplówkę. Po kolejnych dwóch godzinach, może nawet dwóch i pół (cały ten czas spędzili na rozmowie, śmiechu, śpiewie) całą operację trzeba było powtórzyć. Tym razem miał to zrobić Per. Bardzo bał się, że coś pójdzie nie tak jak powinno a dłonie bardzo mu się trzęsły. Prawie wszystko zrobił jednak dobrze. Prawie, bo zarówno drobny błąd jaki popełnił jak i późniejsze naprawienie go przez Sonię sprawiłoby Marie sporo bólu gdyby miała czucie. Przyjaciele dowiedzieli się o wszystkim od Sonii dopiero, kiedy ta naprawiła błąd Pera. - Co zrobiłem nie tak? – spytał zupełnie spokojnie chłopak. Zdawał sobie w pełni sprawę z tego, że niemożliwością jest zrobienie czegoś bezbłędnie za pierwszym razem. - Wbiłeś igłę pod złym kątem, poza żyłę. Gdybym tego nie poprawiła – kroplówka dostawałaby się bezpośrednio do organizmu Marie, działałaby jak trucizna. - Jakie szczęście, że to skorygowałaś… Jak zorientowałaś się, że źle wprowadziłem tą nieszczęsną igłę? - Lata praktyki. Zauważyłam po prostu, że igła jest pod nieodpowiednim kątem, zaraz pod skórą choć powinna tkwić głębiej… i parę innych detali, które mi to wskazywały. Ale nie bój się – to jest do opanowania – dodała, widząc smutek, rezygnację i strach malujące się na twarzy Pera. Po kilku tygodniach od zdarzenia z kroplówkami – Marie odzyskała czucie co dla wszystkich – w szczególności dla niej samej - było wielkim zaskoczeniem. W tym momencie przy dziewczynie czuwał Magnus. Pozostali odpoczywali w bufecie znajdującym się o kilka pięter niżej. Marie i Magnus rozmawiali sobie spokojnie o wszystkim i o niczym gdy nagle… - Znów… znów czuję swoje ciało, dotyk innych! – zawołała uradowana Marie, kilka razy ściskając mocniej dłoń kolegi żeby upewnić się, że mózg jej nie oszukuje, że naprawdę znów czuje swoje ciało i dotyk innych na nim. - Świetnie! – Magnus też bardzo się z tego faktu ucieszył – Pędzę po lekarzy a potem do bufetu po Pera i resztę. Bardzo się ucieszą! – zawołał na koniec, wybiegając. Po chwili pojawiło się dwóch lekarzy, którzy dokładnie zbadali Marie. Orzekli po zakończeniu badania, że dziewczyna jest na dobrej drodze do powrotu do pełnej sprawności. Marie kiedy została sama – zaczęła płakać. Ale były to łzy szczęścia. Dziewczynę rozpierała radość kiedy myślała o tym, że jest duża szansa na to, że wszystko będzie tak jak przed wypadkiem. Nie miała zielonego pojęcia o tym, że niestety się myli… Wtedy jednak nie zdawała sobie z tego sprawy. Radość z tego co właśnie się stało rozpierała ją. Pozostałym członkom grupy – szczególnie Perowi – ciężko było uwierzyć, że wszystko będzie jak dawniej. Spędzili tak w szóstkę całą resztę dnia. Rozmowom, żartom i śmiechowi nie było końca. W pewnym momencie Marie poprosiła Pera: - Przytul mnie, proszę… - jej ton głosu i spojrzenie w normalnych warunkach sprawiłoby, że zrobiłby to bez wahania. Teraz jednak, słysząc jej słowa – wystraszył się. - Nie wiem czy… czy powinienem to… robić… - szepnął. Czuł, że rani Marie swoimi słowami ale nie chciał kłamać, udawać, że da sobie radę. Strona: 11/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl - Cóż… Przeczuwałam, że się wystraszysz, że nic z tego nie wyjdzie… - odpowiedziała smutno. Próbowała jednak zamaskować chęć rozpłakania się co niestety jej nie wyszło. Kiedy Per zobaczył zaszklony wzrok dziewczyny – szepnął do Heleny: - Zamknij drzwi i trzymaj kciuki żeby udało mi się unieść Marie bez żadnych problemów. Jeśli zobaczy mnie choćby jeden lekarz – albo nie daj Bóg – jej lekarz prowadzący – będzie ostra draka. - Tak… - zgodziła się dziewczyna, spełniając prośbę Pera. Po zamknięciu drzwi wróciła na swoje miejsce, z którego w napięciu obserwowała co zrobią jej przyjaciele, czy ich plany wypalą. Wszystko udało się bez problemu. Marie co prawda poczuła lekki ból ale nawet nie skrzywiła ust. Per jednak rozpoznał, że coś jest nie w porządku po tym, że oczy dziewczyny znów zaszkliły się. - Jesteś bardzo dzielna – szepnął, całując ją w czoło. Jeszcze przez krótką chwilę trzymał ją tak w ramionach kołysząc ją bardzo delikatnie i powoli. W pewnym momencie dziewczyna szepnęła bardzo sennie: - Nie dam już rady dłużej… - i zamknęła oczy. Per zorientował się od razu, że musi znów ułożyć ją w łóżku. Zrobił to sprawnie ale delikatnie po czym szepnął do przyjaciół: - Wyjdźcie i zaczekajcie na mnie na korytarzu. Zostanę przy niej jeszcze moment aż skończy się jej kroplówka, wezwę pielęgniarkę i kiedy tylko kroplówka zostanie zmieniona – wyjdę do was – Helena, Clarence, Chris i Magnus spełnili prośbę Pera i bez słowa wyszli z sali. Dziewczyna patrząc przelotem w stronę śpiącej już przyjaciółki z zespołu, szepnęła tylko: - Kolorowych snów Marie, widzimy się jutro – i dołączyła do kolegów, którzy opuścili salę wcześniej. Po kilkunastu, maksymalnie może trzydziestu minutach – Per dołączył do czekających na niego przyjaciół. Odwiózł ich do domów a sam jeszcze na krótką chwilę spod domu Heleny, którą odwiózł jako ostatnią – zawrócił w stronę szpitala. Dziewczyna widziała wszystko z okna w salonie, domyśliła się po kierunku jazdy dokąd zmierza Per ale nie zatrzymywała go. Nie miała żadnego zamiaru ani interesu w tym żeby to robić. Myślała: „Jeśli spędzenie przy niej jeszcze choć chwili, nawet jeśli śpi – co po takich przeżyciach jest oczywiste – miałoby mu pomóc – niech do niej jedzie i po spędzonym tam czasie czuje się jak najlepiej”. Per natomiast – tak , czas odwiedzin skończył się, że może zostać wyrzucony z oddziału… Nic takiego jednak nie miało miejsca; Per miał podwójne szczęście. Po pierwsze zostało jeszcze jakieś piętnaście minut na odwiedziny a to w zupełności Perowi wystarczyło a po drugie – dyżur miała Sonia, więc Per mógł być tym bardziej spokojny o ten najbliższy kwadrans. Marie natomiast spała najzupełniej spokojnie. Najprawdopodobniej śniło jej się coś, bo przez sen uśmiechała się. „Wyglądasz tak pięknie” – pomyślał po czym zanucił cicho fragment piosenki „I was so lucky” mówiący: „Przesiedziałem całą noc tylko po to by patrzeć jak uśmiechasz się przez sen”, po czym otarł ukradkiem łzę, posłał Marie całusa i wyszedł. Tej nocy będąc w swoim pokoju hotelowym – Per długo nie mógł zasnąć. Na przeżycia całego dnia zareagował zupełnie inaczej niż Marie. Mimo, że adrenalina była duża – zmęczenie jednak wzięło nad dziewczyną górę. Oprócz tego pomogły jej zasnąć leki, które nadal podawano jej w formie kroplówek. Natomiast chłopak nie miał tyle szczęścia. Najpierw przez jakiś czas krążył bez celu po swoim pokoju. Żeby czymś się zająć – zaczął nawet pakować swoje rzeczy, których wiedział, że już nie będzie używał. Pakował się, bo zdawał sobie sprawę, że Marie zostanie wypisana więc trzeba będzie przygotować dom, szczególnie oczywiście jej pokój. Kiedy skończył pakowanie – wziął zeszyt, w którym zwykle zapisywał pomysły na teksty piosenek lub ich gotowe fragmenty, które potem wystarczyłoby tylko sprytnie i chwytliwie połączyć i zaczął zapisywać to co tylko wpadało mu do głowy. Pisał tak może do drugiej czy nawet trzeciej nad ranem. Był tak bardzo zmęczony, że nawet nie zorientował się kiedy zasnął. Planował zamknąć oczy tylko na krótki moment żeby dać im odpocząć. Zmęczony organizm chłopaka tak bardzo domagał się snu i odpoczynku, że wreszcie dopiął swego. Następnego dnia Marie – jeszcze przed przybyciem pozostałych przyjaciół – dowiedziała się, że za tydzień zostanie wypisana. Bardzo się ucieszyła i tak jak wtedy kiedy odzyskała czucie – zaczęła płakać. Per wszedł do sali Marie jako pierwszy, zaraz za nim weszli Helena i Clarence (pozostali nie mogli przyjechać) a widząc co dzieje się z Marie – wystraszyli się. - Co się dzieje? – pytał przerażony chłopak, niemal jednym susem przybliżając się do Marie – Czemu płaczesz, czy ktoś zrobił ci krzywdę, powiedział coś raniącego? A może… zadanie drugiej części ostatniego pytania było dla Pera szczególnie trudne – A może… twój stan zdrowia pogorszył się…? – dokończył pytanie Per. Helena tymczasem usiadła po drugiej stronie łóżka Marie. Była tak przerażona tym co się dzieje, że bez słowa rzucała pełne przerażenia spojrzenia naprzemiennie na dwójkę przyjaciół. Clarence też bał się tego co usłyszy ale on objawiał to inaczej – patrzeniem w jeden punkt i nerwowym szarpaniem zamka kurtki (tą ostatnią rzecz robił zupełnie bezwiednie). - Nic z tych rzeczy – powiedziała Marie, biorąc Helenę i Pera za ręce i uśmiechając się (wyglądała naprawdę uroczo z lekko zaszklonymi oczami, kilkoma łzami, które zatrzymały się na policzkach i uśmiechem. Szczerym, jasnym Strona: 12/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl uśmiechem, takim jaki towarzyszył jej zawsze kiedy bardzo się z czegoś cieszyła, gdy wiedziała, że – jak w tym przypadku – spełni się jej marzenie). - Więc? – spytali jednocześnie Helena i Per. - Co takiego się stało, czego dowiedziałaś się od tych łapiduchów? – odezwał się milczący dotąd Clarence, u którego ciekawość i zniecierpliwienie powoli pokonywały wcześniejszy strach. - Clarence! – skarcili go jednocześnie dziewczyny i Per, po czym Marie zawołała triumfalnie: - Wypisują mnie! Wychodzę stąd za tydzień! – radość rozpierała dziewczynę. - Świetnie! Cieszę się, nawet nie wiesz jak bardzo. I jeszcze coś – dodał już ciszej trzymając Marie w ramionach – Nie strasz nas już tak, proszę. Naprawdę się przeraziliśmy kiedy… - Wiem, przepraszam… - szepnęła ze wstydem Marie – To było silniejsze ode mnie i… Helena i Clarence też chcieli przytulić do siebie Marie ale wiedzieli, że nie mają na to szans. Zdawali sobie sprawę, że jedyną osobą, która to potrafi jest Per. Widząc natomiast, że Marie dość dużo czasu spędziła na jego rękach – nie chcieli jej forsować. Helena, podchodząc do przyjaciółki, szepnęła: - Już nie mogę doczekać się powrotu zespołu na salę prób, scenę… - głos jej lekko drżał, kiedy wypowiadała te słowa. - W pełni cię rozumiem ale musisz uzbroić się w cierpliwość. To, że odzyskałam czucie to dopiero początek drogi. Muszę stanąć na nogi. Albo przynajmniej z poziomu wózka inwalidzkiego jako tako radzić sobie z życiem. Wtedy będziemy mogły mówić o moim powrocie do Roxette. Helena chciała odpowiedzieć Marie ale Per, do którego prawie w pełni dotarła rozmowa dziewczyn a szczególnie jej dwa ostatnie zdania, ubiegł ją i niemal krzyknął: - Co za bzdury! Nie wolno ci tak ani mówić ani nawet myśleć, Marie! Zdaję sobie sprawę, że nie będzie ci łatwo ale rób wszystko żeby myśleć pozytywnie. Pozytywnie, pamiętaj. - Po takiej reprymendzie na pewno spróbuję – zaśmiała się. Po chwili, Clarence, siadając obok Marie, na wcześniejszym miejscu Pera (chłopak zszedł do bufetu po kawę i coś do zjedzenia), wziął koleżankę za rękę i szepnął ze skruchą: - Przepraszam za tych łapiduchów, naprawdę nie wiem co mi wtedy odbiło… - Nic, po prostu zdenerwowanie i zniecierpliwienie doszły w tobie do głosu – skwitowała najzupełniej spokojnie Marie. - Zazdroszczę wam… - szepnął smutno Clarence. - Czego? – zdziwienie Marie było duże. - Umiejętności podniesienia innych na duchu mimo, że sami jesteście w dołku. Na te słowa Clarence’a Marie niestety nie odpowiedziała, bo została zabrana na badania. Gdyby została w pokoju – też nie wiedziałaby co odpowiedzieć. Ostatni tydzień pobytu w szpitalu mijał Marie bardzo szybko, mimo, że dni wyglądały niemal tak samo. Wszyscy z niecierpliwością odliczali dni do tego tak bardzo przez wszystkich oczekiwanego. Aż wreszcie – przyszedł dzień wyjścia Marie ze szpitala. „To dziś, wreszcie” – pomyślała dziewczyna gdy tylko otworzyła oczy. Jakąś godzinę, może dwie później pojawili się – tak jak tydzień wcześniej – Helena, Per i Clarence. - Jak dobrze widzieć cię uśmiechniętą – powiedział Per po przywitaniu się z przyjaciółką. Nie miał niestety pojęcia, że to ostatnie chwile takiego szczęścia Marie. Nikt – nawet ona sama – nie zdawał sobie z tego sprawy. Przez jakieś kilkanaście minut rozmawiali, żartowali, po czym Per zwrócił się do przyjaciół: - Zacznijcie pakować rzeczy Marie a ja idę po jej wypis i inne papiery i - zmywamy się stąd. Po słowach „zmywamy się stąd” – uśmiechnął się do przyjaciółki. Ona odwzajemniła uśmiech. Był bardzo wyjątkowy, Strona: 13/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl bo oprócz twarzy dziewczyny śmiały się jej oczy a nawet serce. Oczy Marie lśniły tak, że gdyby tylko mogła – podzieliłaby się tym blaskiem z innymi. Rozdałaby go lwiej części ludzi nie ważne czy byliby wiernymi fanami Roxette czy wręcz przeciwnie – zaciekłymi wrogami grupy, których przyjaciele mieli równie wielu jak fanów. Pera nie było jakieś dziesięć, może dwadzieścia minut. W tym czasie Helena i Clarence spakowali rzeczy Marie. Było ich tak niewiele, że zmieściły się w jedną małą torbę podróżną. Per wrócił do czekających na niego przyjaciół z pielęgniarzem, który pomógł mu przenieść Marie z łóżka na wózek. Zgodził się choć dobrze wiedział, że sam też dałby sobie radę. Natomiast już przy przenoszeniu Marie z wózka do samochodu – zrobił to sam z niewielką tylko pomocą Clarence’a. Ogólnie, ustalili przed wyruszeniem w drogę, że dziewczyny zajmą tylną kanapę a oni przód. Po stronie kierowcy usiadł Per i ruszyli. Na początku nie odzywali się, wsłuchując się w pomrukujący cicho silnik. Każde z nich chciało jakoś przełamać tą ciszę, ale nikt nie miał najmniejszego pojęcia co powiedzieć. W pewnym momencie, Marie śpiąc już prawie na kolanach Heleny, szepnęła: - Włączcie coś… Coś delikatnego… Na słowa przyjaciółki Clarence pogrzebał w jednym ze schowków i wyciągnął z niego płytę z największymi balladowymi hitami Roxette. „Mam nadzieję, że dobrze trafiłem…” – myślał, wciskając przycisk „Play” i ustawiając odpowiednią głośność. Helenie i Marie nie potrzeba było wiele czasu żeby zacząć zasypiać. Jedyne co różniło dziewczyny to to, że Marie zasnęła spokojnie już na początku drugiej piosenki, natomiast Helena walczyła zaciekle ze snem, który chciał nią zawładnąć. Dziewczyna chciała czuwać przy przyjaciółce przez całą daleką drogę jaką jeszcze mieli przed sobą. - Śpij spokojnie jeśli chcesz, jeśli tego potrzebujesz a widzę, że tak i to bardzo – powiedział Per do koleżanki z zespołu. Użył takiego samego spokojnego ale stanowczego tonu głosu, jak zawsze kiedy chce cokolwiek wyegzekwować coś od któregokolwiek z członków. - Ale… - chciała zaprotestować. - Zasypiaj spokojnie - odpowiadając, Per użył takiego tonu jak wcześniej. - No dobrze… - skapitulowała i przymknęła oczy – Z tobą nigdy nie można wygrać – dodała bardzo sennie i chwilę później zasnęła, zmęczona. - W końcu jestem liderem grupy – zaśmiał się pod nosem Per, patrząc przez lusterko wsteczne na śpiące dziewczyny. Po około godzinie jazdy stało się coś czego nikt się nie spodziewał. Cała sprawa zaczęła się niewinnie, bo Marie zachowywała się tak jakby coś jej się śniło. Potem jednak ruchy jej ciała stały się szybsze i bardziej niebezpieczne, co obudziło Helenę. - Co się… dzieje…? – szepnęła do siebie zaspana dziewczyna po czym zobaczyła jak Marie szybko otwiera oczy. Ten widok przeraził ją. - Tak bardzo boli… - wyszeptała z olbrzymim trudem Marie, napinając wszystkie mięśnie niemal do granic możliwości. - Co ja mam robić?! – niemal krzyknęła Helena. Mimo, że krzyknęła – jej głos drżał, łamał się. Była bliższa płaczu niż rozzłoszczenia się. - Staraj się ją uspokajać, masować… Oby to pomogło… - mruknął Clarence, zerkając do tyłu na dziewczyny. Był przerażony. Per natomiast rzucił na całą sytuację okiem przez lusterko wsteczne i kiedy dojeżdżali do jakiejś zatoczki dla taksówek – Per powiedział: - Trzymajcie się, zawracam – a ciszej dodał: - Wytrzymaj Marie, proszę… - dopiero przy słowach, które wypowiadał szeptem – głos lekko załamał mu się. - Dasz radę poprowadzić? – spytał z troską i strachem Clarence. - Muszę, nie ma już czasu żebyśmy się zamieniali. Teraz każda minuta i sekunda jest ważna. - Masz rację… - szepnął Clarence. Tymczasem Marie strasznie się męczyła. Ból promieniował od środka kręgosłupa na całe ciało dziewczyny. Helena próbowała pomóc jej dotykiem, masażem co – jak liczyła – ulży jej przyjaciółce w cierpieniu. Niestety wysiłki dziewczyny spełzały na niczym. To co robiła nie przynosiło Marie ulgi. Strona: 14/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl - Jak daleko… jeszcze…? – wyszeptała Marie tak cicho, że Helena ledwie mogła ją dosłyszeć. - Nie wiem niestety… - odpowiedziała jej ze smutkiem dziewczyna, najpierw rozglądając się przerażonym wzrokiem wokół siebie a potem wreszcie pytając Pera: - Jak dużo mamy jeszcze do przejechania? – dziewczyna płakała, pytając. - Jakieś sześć, może siedem kilometrów… - szepnął chłopak, patrząc na tablice drogowe, pojawiające się coraz częściej. - Och nie… Spróbuj jechać szybciej, proszę… Marie jest już na granicy wytrzymałości, bardzo się boję, że… dziewczyna płakała. Tego nie udało jej się powstrzymać. Mówiąc chciała poskarżyć się kolegom z zespołu na swoją niewygodę i ból ale powstrzymała się od tego: „Co ja robię? Przecież to ona męczy się bardziej. Ja nie mam prawa mówić co czuję. Marie jest teraz ważniejsza od nas trojga razem wziętych” – skarciła się w myślach Helena. W pewnym momencie, gdy przyjaciół od szpitala dzieliły jakieś dwa kilometry – Marie nagle jednocześnie bardzo mocno wbiła paznokcie w dłoń Heleny i wygięła ciało w łuk, obracając głowę w stronę siedzeń kierowcy i pasażera. - Boże… - szepnęła przerażona Helena, krzywiąc się przez ból wywołany wbitymi w dłoń paznokciami przyjaciółki. - Co się…? – chciał spytać Clarence. Urwał jednak kiedy zerknął szybko w tył i zobaczył jak męczyły się dziewczyny. - Radziłbym nie patrzeć… - zareagował Clarence gdy zauważył, że wzrok Pera kieruje się w stronę lusterka wstecznego. Na słowa kolegi Per tylko uderzył go wzrokiem i zerknął szybko w lusterko. - Wytrzymajcie, jesteśmy już bardzo blisko – powiedział. Jego słowa były tym bardziej prawdziwe, że budynek szpitala zaczynał wyłaniać się zza wzniesienia, na które wjeżdżali. - Jesteście bardzo dzielne – szepnął. Kiedy dojechali na miejsce, Per zwrócił się do Clarence’a: - Idź po lekarzy, tylko szybko! Chłopak, słysząc prośbę kumpla wyskoczył z samochodu, rzucił krótkie „Zaraz będę” i puścił się pędem w stronę budynku. Tymczasem ból Marie zaczął stopniowo mijać. Mijało też napięcie mięśni dziewczyny, a jej paznokcie zaczęły wysuwać się z ran jakie pozostawiły. - Przepraszam… - szepnęła słabo Marie chcąc zamknąć oczy; była wykończona, chciała zasnąć. - To nic, przecież nie kontrolowałaś tego co działo się z tobą w trakcie największej fali bólu, byłaś bliska utraty przytomności – wyjaśniła Helena, zwracając się po chwili do Pera: - Co z Clarence’em? – dziewczyna denerwowała się – Nie zasypiaj, nie możesz usnąć – zwróciła się do Marie leciutko potrząsając jej ciałem. - Nie mam już sił… chcę zasnąć… - Wiem ale nie możesz tego zrobić, myszko – powiedział Per, odwracając się do Marie i biorąc ją za rękę. Dziewczyna czując, że jej drobna dłoń została bezpiecznie zamknięta w dłoni przyjaciela – poczuła wielką ulgę. Po jakimś czasie jednak – Per rozzłościł się naprawdę mocno, zwłaszcza, że zauważył kolejną – sporo lżejszą falę bólu Marie. - Zaraz będę, tak?! – zawołał zły – Jasna cholera, sam załatwiłbym to szybciej! Po tych słowach wyskoczył z samochodu. - Co chcesz zrobić…? – spytała przerażona Helena – Nie chcę… - „zostać sama”, chciała dodać ale nie zrobiła tego widząc jak Per zabiera ich przyjaciółkę z jej rąk. - Nie bój się, któryś z nas zaraz wróci do ciebie. Zablokuj drzwi od środka żeby czuć się zupełnie bezpiecznie – po tych słowach Per popatrzył na Helenę ze wsparciem. Widział po twarzy dziewczyny, że boi się, potrzebuje przytulenia, Strona: 15/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl wsparcia. - Idź już – szepnęła drżącym głosem. Po wyszeptaniu tych słów dziewczyna zamknęła tylne drzwi, zablokowała zamki i patrzyła przez tylne okno na Pera niosącego na rękach wycieńczoną Marie. Dziewczyna wyglądała okropnie – była blada, sprawiała wrażenie jakby przelewała się chłopakowi przez ręce. Patrzyła tak do momentu aż przyjaciele zniknęli za wzniesieniem. Przez całą drogę Per powtarzał Marie, że nie może zasnąć, że musi być silna. Mimo tego, że szedł szybkim krokiem, musiał bardzo uważać na przyjaciółkę. W końcu wszedł na izbę przyjęć i zaczął rozpychać się wśród ludzi z Marie na rękach. Niestety to co robił – oburzało innych, szczególnie starszych. - Trochę kultury chłopcze – usłyszał od pewnego starszego mężczyzny. - Moja przyjaciółka umiera a pan prosi mnie o kulturę – rzucił z sarkazmem Per, idąc dalej. - Co ty tu robisz? – zapytał wystraszony Clarence, widząc Pera z Marie na rękach. - To o co prosiłem cię już dość dawno temu. Coraz częściej nawalasz – mówiąc, Per stawał się coraz bardziej wściekły - Nie widzisz co tu się dzieje? – bronił się wystraszony Clarence. - Nic mnie to nie obchodzi! – wołał wściekły Per – Jeśli chciałeś odejścia Marie – wystarczyło nie ruszać się z samochodu, zostać z Heleną. A teraz idź do niej, uspokój, zaopiekuj się, odwieź do domu. Kluczyki są w kieszeni mojej kurtki. Po tym jak Clarence wziął kluczyki – rozstali się bez słowa. Idąc do samochodu, Clarence rozmyślał nad słowami Pera: „Ma rację, nawalam… - myślał ze smutkiem – Ale nie chcę żeby Marie odeszła, tu przesadził i to ostro” – przy formułowaniu ostatnich myśli chłopak zdenerwował się. Ale z drugiej strony – pomyślał po chwili – Nie dziwię się jego słowom, temu jaką burę od niego dostałem…”. W międzyczasie doszedł już do samochodu, zastukał do okna tylnych drzwi. Słysząc ten odgłos, Helena w pierwszej chwili wystraszyła się. Strach ustąpił miejsca uldze, radości, że wreszcie dziewczyna widzi kogoś znajomego, bliskiego wręcz. Kiedy zobaczyła Clarence’a, odblokowała drzwi, wyskoczyła z samochodu i rzuciła się chłopakowi na szyję. Przytuliła się do niego tak mocno, że nawet nie zwróciła uwagi na ból zranionej dłoni. Najważniejsze było dla niej, że wreszcie nie jest sama. - Co z Marie…? – spytała nieśmiało, podnosząc powoli głowę z ramienia Clarence’a. - Niestety nie wiem. Teraz jest przy niej Per. Pewnie kiedy dowie się czegoś – da nam znać. Raczej tobie niż mnie… zakończył ze smutkiem Clarence. - Czemu niby, co takiego się stało? – spytała zaskoczona Helena. - Ostro się posprzeczaliśmy… - O co? - Per dał mi ostrą burę za to, że nie wracałem kiedy czekaliście… - Clarence był strasznie zawstydzony. - I bardzo dobrze zrobił. Nawet nie wyobrażasz sobie jak się denerwowaliśmy! Tym bardziej, że Marie miała dwie fale tego dziwacznego bólu… - A co z twoją ręką? – spytał Clarence ujmując delikatnie zranioną dłoń koleżanki. - To ślady po paznokciach Marie – odpowiedziała. Po tej krótkiej rozmowie – wsiedli do samochodu i ruszyli w stronę domu Heleny. Dziewczyna zasnęła niemal od razu. Spała nawet w momencie gdy Clarence zanosił ją do domu. Przebudziła się dopiero kiedy była układana na łóżku i okrywana kocem. - Zostań tu, proszę… - wyszeptała ze łzami w oczach – Przytul mnie, proszę… - szepnęła. Wcześniejsze zdenerwowanie wywołane zachowaniem Clarence’a – odeszło. - Daj mi znać jak tylko odezwie się Per… - szepnęła zasypiając ponownie. - Dobrze – odpowiedział. Strona: 16/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl Po jakichś trzydziestu minutach od tego jak Helena zasnęła – odezwała się komórka dziewczyny a dokładnie sygnał SMSa. Clarence słysząc go chciał przeczytać treść wiadomości ale powstrzymał się. „Co ja robię, przecież to nie mój telefon” – myślał zerkając na ekran żeby sprawdzić od kogo pochodzi SMS. - Nareszcie – szepnął do siebie widząc, że autorem SMSa jest Per. Trzymając komórkę w ręku, Clarence podszedł do łóżka i obudził koleżankę najdelikatniej jak tylko potrafił. - Co się… dzieje…? – spytała zaspana, przecierając oczy zupełnie jak małe dziecko. - Odezwał się Per a prosiłaś żebym dał ci znać więc… - Co pisze? - Nie wiem. Napisał na twój telefon. W ogóle mu się nie dziwię. Kiedy ostro się z kimś zetnie – długo to w sobie trzyma… - Dokładnie tak… - zgodziła się Helena biorąc telefon i wybierając opcję podglądu wiadomości - Rano musisz mnie do nich zawieźć – powiedziała wyjątkowo stanowczo jak na fakt, że była jeszcze dość mocno zaspana. - Dobrze ale dlaczego? – spytał wystraszony Clarence. Był niemal tak samo wystraszony jak wtedy gdy Per krzyczał na niego za to, że ten spóźnia się, nawala. - Posłuchaj co pisze Per a wtedy na pewno domyślisz się – powiedziała Helena, po chwili zaczynając czytać: „Marie jest badana. Wszystko potrwa całą noc. Wrócę do hoteliku, potrzebuję jakichś rzeczy. Przywieźcie te, które miałem tam ostatnio. Nie zdążyłem ich rozpakować”. Wiadomość została zakończona przez Pera uśmieszkiem ale Helena wyczuła – nie myląc się zresztą – że ten symbol był wymuszony, że Per nie czuł się dobrze wpisując go i chciał nim oszukać przyjaciół. Mimo tego, że Helena wyczuła „zamiary” Pera – w pierwszej chwili zrobiło jej się trochę przykro ale potem smutek zastąpiło zrozumienie. „Nic dziwnego, że nawet w takich wiadomościach próbuje żartować. Zawsze, odkąd jestem w zespole – pamiętam, że robił wszystko żeby ukryć swoje problemy przed nami. Ale Marie i tak w końcu wszystko z niego wyciągała hihi” – myślała dziewczyna, znów zasypiając. Tym razem już do rana nie obudziła się. Następnego dnia Helena spełniła prośbę zawartą w SMSie od Pera. Kiedy podjechali z jego rzeczami pod szpital – Clarence bez słowa podał Helenie kluczyki i bez słowa zaczął iść w stronę postoju taksówek. - Co ty robisz? Gdzie idziesz? – dopytywała zaskoczona dziewczyna. - Idę na postój taksówek i jadę do domu. Per nie będzie chciał mnie widzieć – odpowiedział Clarence, nawet na nią nie patrząc; mówił ze smutkiem. - Przestań, nie mów tak. To, że czasem jest porywczy, że długo trzyma w sobie urazę – nie znaczy, że nie przeprasza – przekonywała Helena. Głos jej się załamywał a kiedy mówiła – mocno trzymała Clarence’a za rękę. To go jednak nie przekonało. Szarpnął mocno dłonią i odszedł szybkim krokiem w stronę ostatniej wolnej taksówki na postoju. Dziewczyna przez chwilę patrzyła na oddalającą się sylwetkę kolegi. Potem rozpłakała się na dobre i pobiegła do szpitala. Wbiegła na ten sam oddział, na który wcześniej trafiła Marie ale nie znalazła dziewczyny w sali, w której ostatnio leżała. Na szczęście Per stał na korytarzu, bo złożyło się tak, że akurat nie mógł przebywać w sali Marie. - Helena, tutaj! – zawołał, unosząc rękę w górę kiedy zobaczył dziewczynę a raczej burzę jej rudych loków. Słysząc wołanie Pera – Helena zaczęła biec w jego stronę. Dobiegając do niego bez słowa rzuciła mu się w ramiona, nadal przy tym płacząc. Zrobiła to tak mocno, że Per o mały włos nie stracił równowagi. - Co się stało…? – spytał Per, prowadząc Helenę w kierunku krzeseł i siadając obok niej. - Uspokój się i powiedz mi co się stało, czemu płaczesz – poprosił jeszcze raz Per, tak samo delikatnym tonem jakim wcześniej zadał pytanie. - Próbowałam przekonać Clarence’a żeby przyszedł tutaj ze mną ale on tego nie zrobił. Powiedział, że nie będziesz chciał go widzieć, oddał mi kluczyki twojego samochodu i odszedł na postój taksówek. Strona: 17/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl - Jestem na niego zły to prawda ale nie aż tak. Co najwyżej nie odzywałbym się do niego. To tyle. Przez jakiś czas rozmawiali jeszcze na korytarzu po czym weszli do sali Marie. - Co się stało, czemu płakałaś? – spytała Marie od razu kiedy tylko zauważyła mocno zapuchnięte oczy Heleny. W odpowiedzi na jej pytanie – dziewczyna opowiedziała krótko całą sytuację z Clarence’em. - Co za… - Marie chciała rzucić jakąś inwektywą w stronę Clarence’a ale powstrzymała się i powiedziała tylko: - Jest naprawdę okropny. Dostanie też burę ode mnie, nie martw się – wypowiadając te słowa, wzięła Helenę za rękę i ścisnęła ją lekko. Resztę dnia spędzili na pogaduchach i innych żartach i żarcikach. Wieczorem Per i Helena pożegnali się z Marie. Oni obiecali jej, że będą u nie jutro natomiast ona obiecała Helenie jeszcze raz, że Clarence za swoje zachowanie dostanie tęgą burę. Per odwiózł Helenę do domu po czym sam wrócił do hoteliku, który Sonia poleciła mu kiedy Marie trafiła do szpitala pierwszy raz. Można było nawet powiedzieć, że Per miał podwójne szczęście. To dlatego, że ostatnim wolnym pokojem był ten, który chłopak zajmował ostatnio. Kiedy wszedł do pokoju – tylko obrzucił go spojrzeniem; miał mieszane uczucia – z jednej strony cieszył się że to ten sam pokój – wystarczy rozstawić te same zdjęcia w tych samych miejscach – i od razu poczuje się tak jakby Marie była z nim. Z drugiej jednak – bał się, że może wpędzić się w zbyt częste wspominanie lub po prostu myślenie o niej, co nie byłoby dla niego dobre. Per był tak bardzo zmęczony tym co stało się przez cały dzisiejszy dzień, że tylko wsunął się pod koc przykrywający łóżko – i niemal natychmiast usnął. Następnego dnia rano pojechał do Marie. - Czy lekarze mówili ci coś…? – spytał nieśmiało i ze wstydem Per. Bardzo bał się reakcji dziewczyny. Nadmierne wycofanie lub pobudzenie – tego u Marie Per bał się najbardziej. Dziewczyna przez chwilę sprawiała wrażenie lekko wycofanej, wystraszonej ale na szczęście to była tylko krótka chwila; obawy Pera były niepotrzebne. Chłopak odetchnął z ulgą gdy poczuł uścisk dłoni Marie na swojej i usłyszał słowa: - Badania nic nie wykazały. Teraz przez tydzień będę leczona tak jak ostatnio. Jeśli wszystko będzie dobrze – wypuszczą mnie po tych siedmiu dniach, zwłaszcza że święta tuż, tuż. Jeśli jednak nie – zostanę tu na święta i nadal będę badana… Ta niepewność i widmo pozostania tutaj na święta – przerażają mnie… - tu Marie nie wytrzymała, rozpłakała się. Per nie mógł znieść płaczu przyjaciółki. Kilka razy mrugnął szybko powiekami, chcąc zatrzymać napływające łzy po czym uniósł delikatnie górną część ciała Marie, jednocześnie kołysząc się z nią w ramionach na boki i szepcząc: - Nie martw się kotku; wszystko będzie dobrze, wyjdziesz z tego. Wtedy byłaś już bardzo blisko ale teraz uda ci się na pewno – po tych słowach delikatnie ułożył ją w łóżku i pocałował w policzek. - Jesteś kochany, dziękuję – szepnęła Marie. - Za co mi dziękujesz? – Per był mocno zdziwiony słowami przyjaciółki. - Za to, że jesteś, pomagasz mi, ogólnie nam. Równie dobrze mógłbyś teraz kręcić się gdzieś z chłopakami albo flirtować z jakąś dziewczyną. Ale wolisz być tu ze mną za co, za co jeszcze raz bardzo ci dziękuję – głos Marie bardzo drżał kiedy wypowiadała te słowa. „O co może chodzić? Czyżby coś przeczuwała? A może wie o wszystkim tyle, że nie chce mi nic powiedzieć?” – zastanawiał się Per. - Uspokój się i spróbuj zasnąć. A ja po prostu nie miałbym sumienia szlajać się gdzieś z Clarence’em i resztą wiedząc, że ty tutaj walczysz o życie. - Piękne słowa. Spełnię twoją prośbę ale za moment. Poproś tu Clarence’a, muszę z nim pogadać – powiedziała Marie. Słowo „pogadać” wymówiła specyficznie a że Per był świadkiem tego jak Marie składa obietnicę Helenie – wstał z łóżka bez słowa i wychodząc z sali, rzucił do kolegi tylko jedno zdanie: - Marie chce z tobą rozmawiać – i udał się do bufetu na coś konkretniejszego na śniadanie. Clarence, wchodząc nie spodziewał się bury, jaką dostał niemal od progu od Marie. Dziewczyna ostro na niego naskoczyła. Clarence próbował się bronić ale nic dobrego mu z tego nie przychodziło. - Czy wy się zmówiliście? – spytał zaskoczony i zły Clarence Strona: 18/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl - Nie wygaduj takich bzdur i lepiej zejdź mi z oczu! – zawołała Marie, zaciskając dłonie na brzegu kołdry. Po chwili jednak zaczęła się uspokajać, zasypiać. Per po powrocie z bufetu ucieszył się, widząc śpiącą spokojnie przyjaciółkę. „Kolorowych snów” – pomyślał, wchodząc cicho do sali i delikatnie całując dziewczynę w czoło. Po wyjściu z sali chłopak usiadł tuż przed szybą tak żeby widzieć gdyby działo się coś złego lub gdyby dziewczyna po prostu budziła się. Siedząc tak przed salą Marie, Per wpadł w różne rozmyślania, czasem nawet wspomnienia. Wyrwała go z nich Sonia, przychodząc w odwiedziny. - Cześć – zagadała wesoło. - Cześć – odpowiedział jej Per, lekko podskakując w górę – Wystraszyłaś mnie… - mruknął – Masz dziś dyżur? - Nie, mam dzień wolny a w sumie raczej dwa po dyżurze nocnym. A jak tylko dowiedziałam się, że Marie znów trafiła tutaj – pomyślałam, że muszę cię zobaczyć, wesprzeć. A jak to się w ogóle stało? – spytała Sonia, dodając po chwili: Jeśli nie chcesz – nie odpowiadaj, zrozumiem – tymi słowami chciała dać Perowi coś w stylu możliwości odwrotu, wycofania się. Ale chłopak z tego nie skorzystał. - Dziękuję, że o tym pomyślałaś ale opowiem ci o wszystkim. Może poczuję się po tym lepiej, bo nikomu jeszcze nie mówiłem jak to wyglądało, co czułem kiedy praktycznie bezradnie musiałem patrzeć na to co działo się z tyłu… To było okropne… - Czemu mówisz, że musiałeś patrzeć bezradnie? - Bo prowadziłem a na tylnej kanapie przy Marie siedziała Helena. Obie strasznie się męczyły… - po tych słowach Per opowiedział Sonii całą historię. Mówiąc, ciągle patrzył na śpiącą Marie. Sonia w ogóle nie miała mu tego za złe. Kiedy skończył opowiadać – ukrył twarz w dłoniach. - Będzie dobrze, musisz wierzyć. Marie na pewno jest pełna wiary i chciałaby żeby jej przyjaciele też ją mieli w sobie – powiedziała Sonia, obejmując Pera. Chłopak poddał się temu bez słowa, bo bardzo tego potrzebował ale bał się do tego przyznać, bał się, że zostanie wyśmiany. Po chwili, czując wyczekiwany tak długo spokój – szepnął: - Dziękuję za ten gest i za to, że mnie wysłuchałaś. Potrzebowałem tego. Normalnie powiedziałbym o tym Marie albo komuś z zespołu ale ona zaczęłaby się obwiniać a nie wiem też jak zareagowaliby pozostali… - To nic takiego – uśmiechnęła się lekko zawstydzona Sonia. - Może dla ciebie ale dla mnie – wiele – nadal bronił swoich racji Per. Robił to oczywiście stanowczo ale i delikatnie. Podnoszenie głosu, krzyk na Sonię w ogóle nie wchodziły w rachubę. Rozmawiali tak jeszcze jakąś godzinę lub dwie. Sonia po upływie tego czasu miała zbierać się już do domu gdy nagle Per, widząc nietypowe zachowanie Marie – niemal takie samo jak dzień wcześniej w samochodzie – szepnął wystraszony do Sonii: - To znów ten ból. I znów zaczyna się we śnie… Co robić? Boję się o nią… - Idź do Marie, obudź ją i próbuj jakoś ulżyć w bólu do momentu przyjścia lekarzy lub pielęgniarek – odpowiedziała dziewczyna po czym rzuciła się pędem, kilka razy tracąc równowagę przez obcasy w stronę dyżurki pielęgniarek. - Sonia? Co ty tu… - chciała zapytać jedna z koleżanek dziewczyny, zaskoczona jej widokiem w pracy. - To nie ważne, musicie mi pomóc. Jest problem z pacjentką z dwójki. - Tą Fredriksson, która została wypisana i po jakimś czasie wróciła do nas? Nie wierzę w te jej problemy, zgrywa się – powiedziała oschle Ida, najstarsza z pracujących tam pielęgniarek. - Ida, jak możesz! – zawołały jednocześnie Sonia i jej zmienniczka, Astrid, dziewczyna osiem lat młodsza od Marie. Ida nie zareagowała natomiast Sonia i Astrid zabrały się do przygotowywania odpowiedniej kroplówki. - Pomóż mi przy podaniu tej kroplówki, dobrze…? Trochę się boję… Nie wiem co tam zastanę a z drugiej strony – pomoc idolce… - szepnęła niepewnie Astrid. - Dobrze ale ordynatorowi ani słowa OK.? Strona: 19/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl - Masz to jak w banku – odpowiedziała dziewczyna kiedy wyszły w stronę sali Marie z dwiema tak przygotowanymi dla niej kroplówkami. Per natomiast przez cały ten czas próbował na przeróżne sposoby sprawić żeby ból Marie zelżał choć odrobinę. - Bądź silna skarbie, wytrzymaj… - powtarzał często nie zwracając przy tym w ogóle uwagi na to, że zwraca się do niej tak, jakby byli parą co prawdą w ogóle nie było. - Nie daję… rady… - odpowiadała mu z trudem dziewczyna. Jej wzrok był prawie zupełnie nieobecny a ciało wyginało się na wszystkie strony. Per nie nadążał z odpowiednim podtrzymywaniem przyjaciółki. Próbował pomóc jej odpowiednio silnym dotykiem czy masażem. Były momenty kiedy chłopakowi zdawało się, że jego zabiegi przyniosły Marie ulgę. Była to niestety ulga chwilowa. - Ten ból jest… okropny… - dziewczyna wypowiedziała te słowa ledwie słyszalnie. - Wytrzymaj, proszę. Ktoś niedługo na pewno ci pomoże – szepnął Per. Miał łzy w oczach. Były one spowodowane widokiem męczarni jakie przechodziła jego najbliższa przyjaciółka i bólem nadgarstka czego sprawcami były paznokcie Marie, wbijające się w największej fali bólu w tą część ręki chłopaka. Per co prawda czuł ten ból ale strach był tak duży, że nie miał jak okazać tego, że go czuje. Chłopak miał rację. Kilka chwil później usłyszał stukot obcasów butów Sonii i odgłos butów jakiejś innej pielęgniarki (nie wiedział, że to Astrid, nie znał jej). - Kiedy to się… skończy…? – spytała Marie, znów wyginając się z bólu. - Już naprawdę niedługo, ktoś idzie w stronę sali – odpowiedział z nadzieją Per, słysząc coraz głośniejszy odgłos kroków i myśląc: „Nareszcie, czemu to wszystko trwało tak długo?” - Wyjdź przed salę, proszę. Zajmiemy się najpierw Marie a potem tobą – powiedziała delikatnie Sonia. - Nie zróbcie jej krzywdy, proszę… Jest taka delikatna, krucha… - szepnął, wychodząc z sali, powoli, nie spuszczając wzroku z przyjaciółki i pielęgniarek. Kiedy usiadł przed salą, zaczął przyglądać się temu co robią dziewczyny i powoli wracać do rzeczywistości. - Nie ufa mi? Powiedz mi, proszę o co chodzi, masz to szczęście i znasz go; znasz go lepiej niż ja… - szepnęła Astrid, próbując wkłuć wenfon, co nie wychodziło jej. - Nie myśl tak, po prostu Per mocno przeżył to co teraz działo się z Marie. Przeżył bardzo to, że musiał się temu przyglądać i zbyt długo czekać na pomoc. Gdyby nie Ida – nie byłoby tych wszystkich problemów – odpowiedziała Sonia. - Niedługo kroplówka powinna zacząć działać – zwróciła się Sonia do Marie – Będzie dobrze - dodała szeptem i puściła oczko. Wycieńczona dziewczyna odpowiedziała jej tylko słabym uśmiechem; chciała gestem przywołać do siebie Pera. Astrid zabroniła jej tego, mówiąc: - Przekażemy, że chciałaś żeby przyszedł do ciebie. Teraz musi wziąć jakieś przynajmniej najlżejsze leki uspokajające. Musimy też opatrzyć mu nadgarstek. Słysząc ostatnie słowa dziewczyny, Marie posmutniała, bo zdała sobie sprawę, że to ona tak zraniła Pera. - Nie smuć się. Każdy zareagowałby podobnie czy nawet tak samo będąc w twojej sytuacji – powiedziała Astrid, próbując podnieść na duchu zasmuconą dziewczynę. Chciała też jakimś delikatnym gestem pocieszyć Marie ale nie wiedziała jakiego gestu użyć, bała się, że każdy jakiego użyłaby – byłby zbyt natarczywy. Marie wyczuła niepewność i zawstydzenie dziewczyny więc wzięła sprawy w swoje ręce. Wzięła Astrid za rękę i delikatnie pociągając ją w swoją stronę, szepnęła: - Nie musisz się mnie bać. Widzę, że jesteś przy nas speszona jak większość fanów. Jak tylko poczuję się lepiej – pogadamy spokojnie. Może nawet zostawimy ci jakąś niespodziankę…? – mruknęła Marie z zastanowieniem. Cała wypowiedź sprawiła jej sporą trudność. - Byłoby mi bardzo miło ale na nic nie liczę – szepnęła skromnie – Idę teraz zająć się Perem. Odpoczywaj, jak tylko kończę – poproszę go żeby przyszedł do ciebie, przekażę, że to twoja prośba – powiedziała Astrid, po czym wyszła i Strona: 20/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl zabrała Pera do gabinetu zabiegowego. Marie chciała najdłużej jak to tylko możliwe śledzić wzrokiem młodą pielęgniarkę i przyjaciela ale na jej nieszczęście – para szybko zniknęła za zakrętem. Kiedy weszli do gabinetu – Astrid podała Perowi najpierw znieczulenie na miejsca, które wymagały szycia a potem podała mu delikatne leki uspokajające w formie specjalnego płynu. - Co to za ohydztwo? – spytał, próbując odrobiny gęstego, przeraźliwie słodkiego leku. - Nie bój się, to zwykły lek uspokajający. Jest delikatny ale różne organizmy różnie na niego reagują. Najczęstszymi objawami są zawroty głowy i senność. Zdarzają się też wymioty. Jeśli coś takiego zacząłbyś odczuwać – natychmiast jedź do siebie zanim lek nie zadziała w pełni – objaśniała Astrid, jednocześnie zszywając nadgarstek Pera. Chłopak nawet nie zwrócił uwagi na to, że zabieg minął tak szybko – tak bardzo był skupiony na wyjaśnieniach Astrid. - Zabieg skończony – powiedziała po chwili – Jeśli jeszcze czujesz się na siłach – idź do Marie, chciała cię zobaczyć zaraz po napadzie – Astrid przekazała wcześniejszą prośbę dziewczyny - Dobrze, pójdę tam. Jeszcze na razie palma mi nie odbiła – spróbował zażartować Per, chcąc rozładować lekko napiętą atmosferę. Próba udała się, bo zarówno Per jak i Astrid zaczęli się śmiać. Trwało to dość długą chwilę po czym chłopak wyszedł. Liczył, że porozmawia z Marie, podniesie ją na duchu. Niestety nic z tych planów nie wypaliło, bo Per przechodząc obok sali przyjaciółki – zobaczył, że dziewczyna śpi. „Przepraszam, że to trwało tak długo…” – pomyślał ze skruchą. Po chwili wyrwał kartkę z notesu, który zawsze nosił przy sobie i napisał: „Przepraszam, że się mnie nie doczekałaś. Pogadamy jutro; kolorowych snów, będę rano, Per”. Ustawił ją delikatnie na szafce nocnej opierając o lampkę. Przed wyjściem z sali, chłopak delikatnie pocałował dziewczynę tym razem w dłoń. Następnego dnia spełnił obietnicę daną Marie we wczorajszej wiadomości. Był w szpitalu zaraz po obchodzie lekarskim. Wszedł cicho do sali Marie i usiadł obok niej, biorąc ją delikatnie za rękę i myśląc: „Śpij sobie spokojnie, zasnęłaś pewnie zaraz po obchodzie, nie dziwię się…” – kończąc myśl ziewnął lekko i zerknął na zegarek. Było wpół do ósmej. - Nic dziwnego, że śpi, zawsze była śpiochem a ten obchód robiony był pewnie w okolicach szóstej… - szepnął do siebie. Czekał tak jeszcze jakieś kilka minut czy Marie obudzi się czy też nie. Na nic takiego się nie zanosiło więc chłopak ze sporym żalem – przykro mu było rozstawać się ze śpiącą przyjaciółką; nie mógł nasycić się jej widokiem, bo wyglądała naprawdę uroczo – wyszedł z sali Marie i skierował się do bufetu. W drodze zetknął się z Idą. Pielęgniarka spojrzała na niego tak jakby był winny jej jakichś porażek. Chłopak poczuł się z tym dziwnie ale minął ją bez słowa. W bufecie zrobił dość duże zakupy jak na nich dwoje. Kiedy wracał – zerknął tylko na wywieszkę dyżurów i widząc na niej napis „Astrid Alatalo” – odetchnął z ulgą. „Uff… już myślałem, że z naszego śniadanka wyjdą jedne wielkie nici” – pomyślał Per, szczególny nacisk kładąc na słowo „naszego”. Zrobił to, bo zdawał sobie sprawę jak okropne są posiłki szpitalne. Kiedy wszedł do sali – Marie nadal spała. „Co się dzieje, czemu ciągle śpi?” – zastanawiał się z coraz większym niepokojem Per. Zaczynał bać się, że coś z dziewczyną może dziać się nie tak, że to nie jest taki sobie zwykły sen. „Ale – nie ma mocnych żeby ten zapach jej nie obudził…” – pomyślał, wystawiając na szafkę nocną jej ulubioną białą kawę i delikatnie uchylając wieczko przykrywające kubek. Plan podziałał, bo dziewczyna po chwili obudziła się. - Mmm… co tak… pachnie...? – spytała zaspana, rozglądając się za źródłami tych nęcących zapachów. - Twoja ulubiona kawa – uśmiechnął się Per, dodając: - Mam też coś do niej. Coś co na pewno będzie ci smakowało – uśmiechnął się i wyciągnął torebkę z szarego papieru. Podając ją Marie powiedział tylko: - Smacznego. - Pączki z czekoladą, dziękuję! – ucieszyła się dziewczyna; uwielbiała tego typu słodkości. Chwilę później jednak – posmutniała i to bardzo. - To wszystko musiało bardzo dużo kosztować a oszczędności nam się kończą, bo nie koncertujemy… Uważaj proszę na wydatki, zwłaszcza teraz, dobrze…? – mówiąc, Marie chciała nawet oddać Perowi pączki, które jeszcze zostały. On jednak zatrzymał jej rękę kiedy tylko zauważył, że ta kieruje się ku niemu. - Co ty robisz? – spytał, łapiąc ją za nadgarstek – Dobrze, zrobię to o co prosisz, bo faktycznie pieniędzy jest coraz mniej ale nie wyrzucę tych pączków. Jeśli jakakolwiek pielęgniarka je zobaczy – jesteśmy ugotowani. - Skąd ta pewność? – spytała zaciekawiona Marie. Ogólnie słowa Pera przekonały ją a ostatnie argumenty zaciekawiły, sprowokowały do zadania pytania. Strona: 21/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl - Stąd, że jest jedna taka, która od początku jest na nas cięta. Kiedy się dziś spotkaliśmy – spojrzała na mnie jakbym coś jej zrobił czy jakbym był winien jakichś jej porażek, strat… Dlatego pewny jestem, że dobrze zrobiłem, powstrzymując cię. - Zgodzę się z tobą, że ta pielęgniarka jest dziwna, na mnie przy obchodzie patrzyła też jakoś dziwacznie… Czułam się strasznie nieswojo. Szkoda, że nie było cię wtedy przy mnie – ten jej wzrok… Per i Marie mieli rację ale niestety niczego nie byli świadomi: po jednym z koncertów w Sztokholmie córka Idy wracając została zaatakowana i zabita. Ida dobrze zapamiętała, że to był koncert Roxette i teraz widząc walczącą o życie Marie i Pera przebywającego przy niej – skojarzyła ich z tamtym wydarzeniem, unikała a kiedy została poproszona o pomoc przy napadzie bólu Marie – zignorowała to, mówiąc, że dziewczyna udaje, zgrywa się. Potem przyjaciele zaczęli rozmawiać „o wszystkim i o niczym”, planować przyszłe koncerty. Per nawet zaczął coś wspominać o piosenkach, które komponował w hoteliku. Po tym jak zaśpiewał Marie kilka z nich – wzruszona dziewczyna szepnęła: - Są… piękne… Zachowaj je dla siebie, na swoją solową płytę. Te teksty to twoje przeżycia związane z moją chorobą, moim wypadkiem… - po tych słowach dziewczyna rozpłakała się, nie miała już sił na powstrzymywanie emocji. Słysząc jej płacz – Per delikatnie przytulił so siebie łkającą Marie. Zobaczyła ich tak Astrid i na początku wystraszyła się, chciała ich rozdzielić ale Per szepnął do niej, robiąc przy tym gest, którym chciał ją zatrzymać co na szczęście się udało: - Nie, poradzę sobie. Zaufaj mi, wiem jak podtrzymywać Marie i jak później ułożyć ją żeby nie sprawić jej bólu, naprawdę nie musisz się bać. - Skoro tak – już mnie tu nie ma. Przepraszam za tą reakcję ale jestem tu nowa, pod opieką Sonii a ona nie wyjaśniła mi waszych sposobów na wzajemną pomoc. Zajrzę za jakiś czas gdy Marie poczuje się lepiej. - Dobrze – zgodził się Per, uśmiechając się do nadal lekko onieśmielonej Astrid. - Kto to był…? – spytała cichutko Marie, lekko unosząc głowę z ramienia przyjaciela. - Spokojnie, to tylko Astrid. Wystraszyła się, kiedy zobaczyła, że cię obejmuję, bo dopóki jej tego nie wyjaśniłem – była przekonana, że nie wolno mi tego robić. I jeszcze coś: te piosenki nagramy jako Roxette, rozumiesz? Ty i ja to Roxette, pamiętaj – mimo, że Per mówił delikatnie – w jego głosie dało się wyczuć stanowczość, z którą Marie nie miała sensu walczyć, wiedziała o tym. Żeby pokazać, że zgadza się z Perem, nie będzie walczyć – uśmiechnęła się delikatnie i skinęła głową, szepcząc: - Zgadzam się. - Świetnie. Jak tylko stąd wyjdziesz – zaczniemy przydzielać sobie piosenki i pracować nad całą tą resztą – powiedział Per, układając delikatnie Marie w łóżku i całując w czoło. Kładł dziewczynę wyjątkowo delikatnie, bo zdawał sobie sprawę, że jest obolała a i mięśnie rąk chłopaka też powoli odmawiały posłuszeństwa; żadne z nich nie chciało przyznać się przed drugim, że czuje ból, dyskomfort. Szczególnie Marie, której tak bardzo potrzebna była bliskość Pera. - Czy masz przy sobie jakąś naszą fotografię i coś do pisania? – spytała Marie, przypominając sobie o obietnicy złożonej Astrid. - Kilka zdjęć powinno się znaleźć ale… z długopisem będzie gorzej… - mruknął Per, dodając po chwili: - Czemu pytasz? - Pamiętasz dzień mojego napadu? - Tak… - mruknął, zerkając na nadgarstek. - Och – machnęła ręką dziewczyna, okazując swoje lekkie zniecierpliwienie czy nawet rozzłoszczenie, po czym ze skruchą wróciła do sedna: - Przepraszam, nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje. Ale – zmierzam do czegoś innego: kiedy po ataku dziewczyna pomagała mi – zakładała kroplówkę – była strasznie speszona, onieśmielona, zupełnie jak fani, którym udaje się spotkać z nami choćby przez chwilę w cztery oczy. Wtedy obiecałam jej niespodziankę od nas. Strona: 22/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl - Autografy byłyby faktycznie niezłym pomysłem – zgodził się Per – Jednak mam długopis przy sobie, całe szczęście… Wypiszesz jakąś dedykację i podpiszesz się pierwsza? – dodał, wyciągając fotografię i długopis i podając je przyjaciółce. - Coś wymyślimy… - mruknęła z zastanowieniem, prosząc: - Podaj mi proszę swój notes, użyję go jako podkładki. - Jasne, nie ma to jak skleroza – zaśmiał się Per, spełniając prośbę przyjaciółki. Marie nie miała pojęcia, że ten autograf jest przedostatnim jaki składa w swoim krótkim, bo zaledwie dwudziestoośmioletnim życiu. Po niej podpisał się Per. Kiedy to zrobił, powiedział: - No, gotowe. A dedykacja jest piękna – uśmiechnął się – Idę jej to zanieść, wstąpię to bufetu po coś słodkiego i wrócę tu. - Czekam niecierpliwie, zarówno na jej reakcję jak i na to co przyniesiesz. Kiedy Per wszedł do dyżurki – na swoje nieszczęście zastał tam Idę a nie Astrid. - Gdzie mógłbym znaleźć Astrid? Mam coś dla niej – odezwał się chcąc, żeby Ida zareagowała, spojrzała na niego. Ona jednak nie odwracając wzroku w stronę chłopaka, powiedziała chłodno i nieprzyjemnie: - Zajmuje się tym czym powinna czyli pracą a nie tak jak pan, ciągłym bezsensownym przesiadywaniem przy tej małej… dziwaczce. Pan też jest dziwaczny – zakończyła z niechęcią, obrzucając Pera krótkim spojrzeniem. - Ta… - chciał zacytować pielęgniarkę ale nie miał sumienia nazwać Marie „dziwaczką”, więc akcentując jej imię – powiedział: - Marie oprócz mnie nie ma nikogo, proszę jej nie obrażać! Po tych słowach ustawił autograf na biurku Astrid a na małej karteczce dopisał: „Mamy nadzieję, że niespodzianka sprawi ci przyjemność, Per i Marie”. Dopisek skończył serduszkiem i uśmieszkiem. - Jeszcze pan tu jest? – usłyszał nagle pytanie Idy. W środku wszystko w nim wrzało ale żeby tego nie pokazać zacisnął pięści praktycznie do bólu i wyszedł w stronę bufetu. „Jak ona mogła tak obrazić Marie? – myślał – Czy my jesteśmy jej coś winni?”. Potem zrobił zakupy a z bufetu wracał okrężną drogą a wszystko dlatego, że nie chciał widzieć Idy. Tu zrobił duży błąd, bo gdyby szedł normalną drogą – zobaczyłby jak Ida niszczy zdjęcie z ich podpisami i karteczkę dołączoną do prezentu przez Pera, Robiła to z wielką satysfakcją. Kiedy usłyszała, że Astrid wraca do dyżurki – przybrała ostry wyraz twarzy i od razu, od progu naskoczyła na to - Posprzątaj ten bajzel na swoim biurku! Tyle razy powtarzam ci żebyś pilnowała porządku a ty co?! Bierz się za te zbędne papiery i to migiem! – wołała Ida. - Ale ja przecież… - próbowała bronić się wystraszona Astrid. - Jeśli chcesz się bronić – rób to głośno a nie mrucząc coś pod nosem! Na te słowa dziewczyna nie odpowiedziała, bo skupiła się na blokowaniu emocji; pojawiły się one, bo Astrid po karteczce napisanej przez Pera – domyśliła się czym był prezent. Próbowała robić wszystko, żeby nie płakać ale nie udało jej się to. Emocje wygrały walkę o palmę pierwszeństwa z rozsądkiem kiedy weszła do sali Marie, którą zostawiła specjalnie na koniec. Młoda pielęgniarka obiecała zresztą Marie, że zajrzy do Marie kiedy ta poczuje się lepiej. - Co się stało, skąd ten smutek? – spytała Marie, widząc Astrid. - Autografy i dedykacja nie podobały ci się? – dorzucił Per. - Nie miałam okazji nawet ich zobaczyć, popatrzcie co z nich zostało – szepnęła, zaczynając płakać i wysypując przy tym kawałki kartki i zdjęcia na łóżko Marie. - Kto to mógł zrobić…? – zastanawiała się głośno wokalistka, biorąc co jakiś czas jakąś odrobinę fotografii lub kartki do ręki. Strona: 23/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl - Ida! – zawołała stanowczo Astrid. - Ida?! – wykrzyknęli jednocześnie zaskoczeni Marie i Per – Chociaż…- mruknął z zastanowieniem, przypominając sobie całą tą historię kiedy zostawiał dziewczynie zdjęcie – Obraziła nas więc nie zdziwiłbym się gdyby to była jednak ona. - Obraziła?! – zawołały jednocześnie dziewczyny – Jak to robiła? – pytały a Marie miała prawie łzy w oczach. - Ciebie nazwała „małą dziwaczką” a o mnie też powiedziała, że jestem dziwaczny. - Jak ona tak mogła! – zawołała wściekła Marie. - Wiem czemu tak jest – powiedziała Astrid po czym opowiedziała dramat Idy. - Rozumiem jej ból po stracie córki, bo ja też traciłam bliskich bardzo wcześnie ale to nie znaczy, że ma się na nas za to wyżywać tylko dlatego, że to stało się po naszym koncercie – skwitowała sprawę Marie a Per powiedział tylko: - W pełni zgadzam się z Marie choć ja na szczęście mam pełną rodzinę, poszerzoną o jedną osobę – tu wymownie spojrzał na przyjaciółkę. Ona od razu wiedziała o co mu chodzi, bo z racji tego, że nie miała ani rodziców ani rodzeństwa – była traktowana przez rodzinę Pera jak jej członek. Po chwili rozmowy przyjaciele podpisali się na kolejnym – takim samym oczywiście – zdjęciu dla Astrid (Marie pamiętała tą dedykację z pierwszego ale dorzuciła do niej coś jeszcze) Tym razem składała swój ostatni w życiu autograf czego żadne z nich nie było świadome a już w szczególności sama Marie. W podziękowaniu uściskała tylko Pera; żałowała, że nie może objąć Marie. Zrekompensowała to sobie delikatnym, nieśmiałym całusem w policzek dziewczyny i cichutkim „Dziękuję”. - To drobiazg. Największą przyjemnością jest dla nas patrzenie w oczy i twarze rozradowanych fanów – powiedziała Marie, uśmiechając się. - Dokładnie tak, serca aż rosną nam wtedy z dumy – Jesteśmy dumni, że docieramy swoimi tekstami i muzyką do tak dużej liczby osób – dodał Per – Często zdarza się, że po koncercie zdarza się, że słyszymy: „Gracie naprawdę pięknie, te piosenki potrafią wyciągnąć z dołka, oby tak dalej” albo: „Utożsamiam się z bohaterką „It must have been love”, bo też dostałam kosza”. Marie często wzrusza się słysząc te wypowiedzi fanów – zakończył chłopak patrząc wymownie na przyjaciółkę. - Och ty… - mruknęła rozglądając się za czymś czym mogłaby rzucić w Pera ale na szczęście dla chłopaka nie znalazła niczego takiego, za to powiedziała: - Tak to prawda, wzruszam się ale nie tylko ja… Bardzo często jest tak, że Per blokuje emocje w trakcie rozdawania autografów ale potem wzruszenie kompletnie bierze nad nim górę, biedaczek… - Zdarza się – mruknął zawstydzony. - Masz rację, nikt nie ma ci tego za złe – powiedziała Astrid. Porozmawiali tak jeszcze jakąś chwilę, po czym Astrid pożegnała się i wyszła, obiecując, że będzie tu zaglądać. Dziewczyna faktycznie kilka razy w ciągu dyżuru zaglądała do Marie. Zarówno wzywana przez dziewczynę dzwonkiem jak i po prostu sama z siebie. Zawsze wtedy rozmawiały czy to same czy też z Perem (zdarzyło się nawet, że przez kilka minut w odwiedzinach u Marie przebywali Magnus i Helena więc Astrid miała okazję poznać kolejnych członków swojego ukochanego zespołu. Była dokładnie tak onieśmielona jak przy pierwszym spotkaniu z Marie i Perem). Kilka dni później stało się coś czego nie spodziewał się nikt. Tym bardziej, że Marie niedługo miała być wypisana do domu. Tego dnia jak zawsze przy dziewczynie czuwał Per. Rozmawiali, żartowali, planowali najbliższe koncerty, spotkania z fanami. W pewnym jednak momencie Marie poczuła nadchodzący ból. Na początku był delikatny i dziewczyna nie dawała po sobie niczego poznać licząc, że wszystko szybko minie. Niestety, po kilku minutach Marie dała za wygraną, bo ból wzrósł bardzo nagle i niespodziewanie. - Czemu nie powiedziałaś, że coś jest nie tak? – spytał wystraszony Per, widząc jak jego przyjaciółka zaczyna zwijać się z bólu. - Bo nie chciałam cię martwić i… i sądziłam, że… że to za chwilę minie… - wyszeptała z trudem dziewczyna, ściskając przyjaciela z całych sił za rękę. - Bądź silna, wytrzymaj, ktoś za chwilę na pewno ci pomoże – mówił Per, jednocześnie podtrzymując Marie i wciskając Strona: 24/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl wolną ręką przycisk dzwonka. Mimo tego, że chłopak był wystraszony, starał się mówić do przyjaciółki najspokojniej jak to tylko możliwe. Łatwe to niestety nie było, bo nikt nie przychodził mimo, że Per wciskał przycisk dzwonka systematycznie od dobrych kilku minut. Działo się tak dlatego, że w dyżurce pielęgniarek była tylko Ida a ona nie tolerowała dwójki młodych przyjaciół. Po upływie tego czasu rozzłoszczony i wystraszony jednocześnie Per zwolnił przycisk dzwonka, ułożył delikatnie Marie w łóżku i chciał wyjść z sali, żeby sprawdzić co się dzieje, dlaczego nikt nie przychodzi. Dziewczyna przez zamglone dość mocno oczy zobaczyła jednak co się dzieje i zatrzymała chłopaka, łapiąc go mocno za nadgarstek i szepcząc: - Nie zostawiaj mnie… boję się… - Idę po pomoc, będę za moment – odpowiedział również szeptem chłopak. - Proszę, zostań… - Marie prawie płakała. Czuła już, że to jej ostatnie chwile życia. Per posłuchał przyjaciółki. Spełnił jej prośbę, bo też zaczął przeczuwać najgorsze. Przytulił dziewczynę do siebie i zaczął delikatnie masować jej kręgosłup. Liczył, że w ten sposób ulży jej w bólu, sprawi, że jej odejście będzie przynajmniej w jakimś stopniu mniej bolesne. Przez pewien czas chłopak miał wrażenie jakby dopiął swego, bo Marie lekko się uśmiechnęła, sprawiała wrażenie rozluźnionej. „Chyba już po wszystkim, chyba jednak baliśmy się niepotrzebnie” – myślał Per, pozwalając żeby jego czujność lekko „przysnęła”. Niestety, pozorny spokój trwał bardzo krótko, bo po kilku dosłownie minutach Marie znów napięła mięśnie; zrobiła to prawie do granic wytrzymałości. Takie napięcie trwało kolejnych kilkanaście minut. Po upływie tego czasu napięcie minęło. - Ta łąka jest taka jasna, piękna… - szepnęła w pewnym momencie Marie. - Łąka? O czym mówisz? – zdziwił się Per. Nie zorientował się, że dziewczyna opisuje ostatni obraz jaki rejestruje jej mózg. - Do zobaczenia po drugiej stronie… - szepnęła dziewczyna. Zamykając powoli oczy, zaśpiewała bardzo cichutko pierwszą frazę „It must have been love”. - Do zobaczenia… - odpowiedział również szeptem Per, ocierając ukradkiem łzę toczącą się po policzku. Po wyszeptaniu tych słów chłopak znów przytulił przyjaciółkę do siebie i zaczął delikatnie kołysać się z nią w przód i w tył. Nie potrafił dopuścić do siebie wiadomości, że stracił jedyną przyjaciółkę jaką miał. Trzymał ją tak w ramionach do momentu aż wreszcie do sali weszła Sonia. Na początku stojąc w drzwiach przyglądała się tylko dwójce przyjaciół. Potem, gdy weszła głębiej do sali – zobaczyła co się stało, zorientowała się, że Marie nie żyje. Kiedy minęła pierwsza fala szoku, dziewczyna kładąc delikatnie rękę na ramieniu Pera, szepnęła: - Ona… odeszła… Chłopak słysząc jej głos, odwrócił powoli głowę w jej stronę. Przez chwilę patrzył na dziewczynę w ciszy po czym szepnął drżącym głosem: - Daj mi… jeszcze chwilę… proszę… Słysząc jego prośbę dziewczyna skinęła bez słowa głową i cofnęła się o kilka kroków do tyłu, ocierając jednocześnie ukradkiem oczy. Po chwili, kiedy Per znów ułożył ciało Marie w łóżku i odszedł w stronę drzwi – Sonia podeszła najpierw do chłopaka i objęła go żeby pokazać, że wie co czuje po czym podeszła do łóżka Marie i zajęła się odłączaniem dziewczyny od aparatury. - Moja mała Marie… - wyszeptał cicho Per, opierając się o framugę drzwi i przymykając oczy. Kiedy zamknął powieki – niczym film zaczęły mu się przewijać scenki z początku ich znajomości, pierwszych prób, koncertów, prac nad pierwszą płytą. - Tam, po drugiej stronie na pewno będzie szczęśliwa – szepnęła Sonia. Na te słowa dziewczyny Per nie zareagował. Był zbyt mocno zatopiony w swoich myślach. Został z nich wyrwany kiedy usłyszał czyjeś kroki. Okazało się, że to Gunilla, Helena i Clarence. Kiedy Per zobaczył siostrę i dwójkę przyjaciół – szepnął tylko nieswoim głosem, patrząc gdzieś w dal: - Odeszła… Umarła na moich rękach… Strona: 25/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl - Nie bądź taki sentymentalny. I tak od początku, od momentu jej upadku wiedziałam, że umrze – powiedziała lodowato Gunilla. Clarence nie odezwał się, natomiast pomyślał: „Ja też przeczuwałem od początku, że to się tak skończy”. - Jak tak mogłaś! – zawołał Per, policzkując siostrę kiedy dotarł do niego sens jej wcześniejszych słów. Po wymierzeniu siostrze policzka (czego chłopak nie kontrolował) , rzucił się biegiem przed siebie. Helena, widząc całe zajście – zaczęła biec za Perem, wołając: - Zaczekaj! Zaczekaj, proszę! - Nasza naiwna Helenka… Każdemu chce ciągle pomagać, każdemu chciałaby przychylić nieba. Jakie to infantylne… szydził Clarence. Dziewczyna na swoje szczęście nie usłyszała jego słów. Dogoniła Pera i szepnęła: - Nie zwracaj na nią uwagi. Za jakiś czas pewnie zrobi się jej wstyd tego co powiedziała, przeprosi cię i wszystko wróci do normy. - Byłoby cudownie ale nie mam co na to liczyć – szepnął smutno Per, ocierając oczy dłonią – Gunilla nie lubiła Marie. Problem tylko w tym, że nie wiem co spowodowało tą jej niechęć do dziewczyny… Najpierw obrażała i wyśmiewała Marie tylko kiedy byłem z nią sam na sam a potem… Zresztą – nieraz byłaś świadkiem tego jak Gunilla doprowadzała Marie do łez… - Właśnie, przypominam sobie… - szepnęła Helena. - Ona chyba… chyba mnie… kochała… - wyszeptał w pewnym momencie Per, przypominając sobie moment, w którym Marie zaśpiewała początek „It must have been love” i orientując się w znaczeniu słów składających się na zaśpiewaną przez dziewczynę pierwszą frazę piosenki. - Co?! – zdziwiła się dość mocno Helena – Czemu tak myślisz? – spytała kiedy emocje opadły. - Bo zanim jej serce się zatrzymało – zaśpiewała pierwszą frazę „It must have been love”… - szepnął w odpowiedzi chłopak, nadal mając w uszach cichutki śpiew przyjaciółki. - „It must have been love, but it’s over now…” – zaśpiewała delikatnie Helena, po czym powiedziała: - Czasem wspominała mi, że jej się podobasz ale boi się przyznać do tego, bo boi się dostać kosza. - Ech ta jej nieśmiałość… Gdyby się przełamała – nie dostałaby kosza, bylibyśmy razem, z mojej strony nie spotkałoby ją nic złego. Nic… Per mówił cicho, ostatkiem sił próbując powstrzymać napływające do oczu łzy. - Nie powstrzymuj łez, nie warto – szepnęła Helena, obejmując Pera ramieniem – Zostawię cię samego, jeśli chcesz… dodała również szeptem. - Nie, zostań tutaj – poprosił chłopak. Helena na znak zgody skinęła tylko lekko głową. - Dziękuję, że powiedziałaś mi o uczuciach jakie Marie żywiła do mnie – powiedział Per, dochodząc powoli do siebie. - Żałuję tylko, że zrobiłam to dopiero teraz, że musiała odejść żebyś mógł poznać prawdę… - Ważne, że w ogóle ją znam – Per uśmiechnął się blado. Kilka dni później odbył się pogrzeb Marie. Uroczystość była bardzo cicha i skromna. Jedynymi osobami biorącymi w niej udział oprócz pozostałych członków zespołu były pozostałe cztery siostry Marie. Po uroczystości Per został przez jakieś kilka minut przy grobie przyjaciółki. „Czemu to musiało spotkać ciebie…? Żałuję, że tak mocno naciskałem, żebyś wybrała się ze mną na te łyżwy. To wszystko to moja wina” – rozmyślał smutno Per. Kiedy po upływie tych kilku minut chłopak miał już odchodzić – wydało mu się, że słyszy szept Marie. Zdawało mu się, że dziewczyna mówiła: „Nie rozwiązuj Roxette. Pozwól Helenie śpiewać na moim miejscu a na jej miejsce do chórków poszukajcie kogoś”. Chłopak tylko delikatnie skinął głową. Chciał powiedzieć na głos „Dobrze” albo „Zgadzam się” Alle zauważył, że pojawia się Strona: 26/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl coraz więcej osób więc z tego zrezygnował, bo nie chciał żeby wzięto go za wariata. Wracając do domu natknął się na Helenę. - Jak dobrze, że już wracasz. Zaczęłam się o ciebie martwić… - szepnęła lekko wystraszona dziewczyna. Po chwili spytała: - Co teraz będzie z Roxette? Zastanawiałeś się już nad tym…? Przepraszam jeśli zadałam to pytanie zbyt szybko, jeśli cię nim zaskoczyłam – dodała niemal natychmiast, chcąc się usprawiedliwić. - To nic, śmiało mogę powiedzieć, że zadałaś to pytanie zupełnie niepotrzebnie, bo wiem co będzie z zespołem. Roxette będzie koncertować i nagrywać nadal. - Będziemy koncertować nadal? – Helena była w szoku – A co z miejscem po Marie? Kto je zajmie? Przecież… - Tak, wiem co chcesz powiedzieć – wszedł jej w słowo Per – Zgadzam się, że nie ma i nie będzie nikogo drugiego z takim głosem. A miejsce Marie zajmiesz ty – zakończył chłopak, uśmiechając się. - Ja? Ale… - Tak, zajmiesz jej miejsce; nie sprzeciwiaj się, proszę. Zrób to dla Marie. Na pewno chciałaby tego a po drugie znasz dobrze jej piosenki czy jej partie w piosenkach, które śpiewaliśmy razem. I jeszcze coś: lepiej jest – przynajmniej moim zdaniem – kogoś nowego wziąć do chórków niż na miejsce głównego wokalu – wyjaśnił Per. Przez cały czas ani słowem nie wspomniał o swoich omamach słuchowych. Bał się, że zostanie wyśmiany przez dziewczynę. - Gryzie cię coś jeszcze, przyznaj się, nie musisz się bać – powiedziała delikatnie Helena kiedy dochodzili już do domu. - Może lepiej nie… - Perowi było strasznie wstyd przyznać się do tego, że wydawało mu się, że słyszał głos Marie. Slysząc jego sprzeciw, Helena spojrzała na niego tak, że mimo tego, że w spojrzeniu nie było nacisku, czegoś w stylu: „Musisz mi o tym powiedzieć” – chłopak zorientował się, że nie ma sensu już dłużej tego ukrywać. - Przed powrotem z cmentarza wydało mi się, że… że słyszałem głos Marie – Per wypowiedział te słowa niemal na jednym wydechu. - Co mówiła? – spytała Helena. Była lekko zaskoczona ale nie potraktowała Pera jak dziwaka słysząc jego słowa. - Mówiła właśnie o tym co dalej zrobić z zespołem. Prosiła żeby Roxette istniało nadal. - Rozumiem… A skoro taka była jej prośba – zajmę jej miejsce. Chociaż… trochę się tego boję… A co jeśli przez to stracimy fanów…? nadziei. Kilka dni później odbył się pierwszy po wypadku i śmierci Marie koncert Roxette. Wszyscy członkowie zespołu mieli po lewej stronie przypięte do ubrań czarne wstążki. Jeszcze przed koncertem i później po nim fani prosząc o autografy – składali kondolencje Perowi i pozostałym członkom zespołu. Wszyscy oprócz Clarence’a dziękowali za te kondolencje szczerze. Po kilku miesiącach już tylko Per nosił wstążkę przy ubraniu. Magnus, Chris i Helena rozumieli go i nie wytykali mu tego co robi, nie naciskali żeby rozstał się ze wstążką. Tym bardziej nie robiła tego Helena, która poznała ze sobą Marie i Pera, widziała jak niewinna znajomość zmienia się w przyjaźń a potem w miłość, która już niestety rozkwitnąć nie zdążyła. - A ty znów z tą wstążką… - mruknął zdegustowany Clarence pewnego dnia przed próbą w studiu, zauważając kawałek czarnego materiału przypiętego do bluzy dżinsowej, którą Per miał na sobie. - Przeszkadza ci, że ją noszę? – spytał Per. Mało brakowało a wykrzyczałby to pytanie. - Tak – odparł zimno Clarence – Marie nie ma już wśród nas od ponad pół roku a ty nadal nosisz tą wstążkę, mówisz o niej jakby była obok a na koncertach dedykujesz jej piosenki czy prosisz o minutę ciszy. To powoli robi się nudne a nawet denerwujące. - Tak?! Sam przecież wpadłeś na pomysł minuty ciszy na koncertach! – złość zaczynała już powoli brać nad Perem górę. Strona: 27/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl - I teraz tego żałuję – Clarence mówił tak samo chłodno jak wcześniej. - CO?! – zawołał Per – Nie chcę cię tu więcej widzieć! – krzyknął, policzkując Clarence’a – Nie należysz już do Roxette! - I bardzo dobrze! Miałem odejść wcześniej. A o tym, że Marie nie przeżyje wiedziałem od początku. Prawdę powiedziawszy – chciałem żeby umarła. Ostatnie słowa Clarence’a rozwścieczyły Pera tak, że ten pchnął faceta tak, że ten upadł uderzając czołem w dolną część drzwi studia. Kiedy chciał się podnieść – znów stracił równowagę. Stało się tak dlatego, że drzwi zostały otwarte przez Helenę, która chciała wejść do studia jako pierwsza. - Co tu się… stało? – spytała lekko wystraszona, widząc w jakim stanie jest Per. - Zaraz ci wszystko opowiem… - szepnął chłopak, oddychając głęboko żeby spróbować się uspokoić. Kiedy pierwsza fala wściekłości minęła – Per opowiedział pozostałej trójce przyjaciół całe zajście. - Jak on mógł mówić ci takie rzeczy… Zwłaszcza to ostatnie zdanie… - mówiąc, Helena miała łzy w oczach, prawie płakała. - Też się zastanawiam co nim kierowało. Przecież nigdy nie okazywał Marie niechęci… - Właśnie… Tego dnia nie było już żadnych prób. Czas, który normalnie spędziliby na próbie – spędzili na rozmowie, której głównym tematem byłą Marie i wspomnienia z nią związane. Do prób i koncertów wrócili kilka tygodni później kiedy znaleźli kogoś nowego na miejsce Clarence’a. Po całej tej historii cały zespół (łącznie z Bennym, który zajął miejsce Clarence’a) wspominał Marie, przyjaciele odwiedzali grób dziewczyny; zdarzało się nawet, że prosili dziewczynę o radę kiedy zmagali się z jakimś problemem bądź to kilkoro bądź jedno z nich. Natomiast Per przyrzekł sobie, że już zawsze będzie sam, że w nikim się już nie zakocha. Po odejściu Marie chłopak zerwał zupełnie kontakty nie tylko z Clarence’em ale też z Gunillą. Utrzymywał je już tylko z rodzicami, którzy wspierali go od samego początku, kiedy Marie zaczęła walczyć o życie. Strona: 28/28 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl