Matt Damon wciela się w astronautę Marka Watneya, który w wyniku

Transkrypt

Matt Damon wciela się w astronautę Marka Watneya, który w wyniku
Z recenzji o filmie „Marsjanin”
Matt Damon wciela się w astronautę Marka Watneya, który w wyniku nieudanej
ekspedycji zostaje sam na Marsie. Kosmiczny Robinson Crusoe nie hamletyzuje, nie
roni łez, tylko zakasa rękawy i bierze się do pracy. Szybko okazuje się, że pomysłów
mógłby mu zazdrościć MacGyver, a znajomości biologii, chemii i fizyki – Walter
White z "Breaking Bad". Powrót do domu cały czas stoi jednak pod znakiem
zapytania. Planeta jest wyjątkowo niegościnna, sprzęt okazuje się zawodny, zaś NASA
pod wodzą Jeffa Danielsa nie kwapi się ze zorganizowaniem misji ratunkowej.
Pierwsze, co zwraca uwagę w nowym dziele Scotta, to ton opowieści. Na przekór
współczesnemu kinu science fiction, które raczy nas alarmującymi wizjami postępu
technologicznego, autor" Prometeusza" nakręcił dowcipny film w duchu Verne'a,
Burroughsa i Wellsa. To opowieść o harcie ducha, potędze rozumu i ludzkiej
solidarności. Tutaj nie ma sytuacji bez wyjścia. Każdy problem da się rozwiązać, a
błąd – naprawić. Wystarczy tylko zacząć myśleć. Jestem za tym, aby 1 września w
każdej szkole inaugurowano seansem "Marsjanina", a nie nudną akademią. Trudno
wyobrazić sobie lepszy sposób na zmotywowanie uczniów, dla których lekcje
przedmiotów ścisłych były do tej pory drogą przez mękę.