Magiczna lilia
Transkrypt
Magiczna lilia
Magiczna lilia Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma rzekami…A może wcale nie tak dawno i nie tak daleko powstało pewne miasteczko. Jego mieszkańcy wiedli spokojne i dostatnie życie, dlatego nie musieli nigdzie wyjeżdżać i też tego nie czynili. Jednak jedno zdarzenie namieszało trochę w spokojnym życiu mieszkańców… Miasteczko, o którym mowa, powstało wtedy dość niedawno. Do dzisiejszego dnia jednak, nie można dokładnie określić kiedy je założono i gdzie się dokładnie znajdowało. Wiadomo natomiast dużo o jego mieszkańcach. Król osady chociaż był już starszym człowiekiem panował bardzo rozsądnie i sprawiedliwie. Żadnemu jego poddanemu nie dokuczały głód, choroba, bezdomność, czy brak pracy. W mieście znajdowały się wszystkie najważniejsze organizacje : szpital, szkoła, służby bezpieczeństwa czy targ, dlatego mieszkańcy nie opuszczali go. Wiedli spokojne, normalne życie. Ludzie byli bardzo zadowoleni ze swojego władcy. Zyskał nawet od nich nowy przydomek- Radosław, co znaczyło według ich wierzeń ,,troszczyć się’’ lub ,,udzielać rady’’. Król Radosław również był zadowolony ze swojego stanowiska, lecz miał jeden problem. Nie mógł znaleźć odpowiedniej nazwy dla tego grodu. Myślał i myślał, ale nic mu nie przychodziło do głowy. Opowiem Ci teraz nieprawdopodobną historię, która wydarzyła się naprawdę… W tymże miasteczku mieszkała szesnastoletnia dziewczyna o imieniu Łucja. Jej życie nie różniło się prawie niczym od reszty mieszkańców, poza jednym. Dwa lata temu straciła rodziców w tragicznym wypadku. Od tej pory zamknęła się w sobie, musiała zacząć pracować na swoje utrzymanie, a tym samym kontynuować naukę. Nie miała żadnych koleżanek, którym mogłaby się zwierzyć z dręczących ją problemów. Została z tym wszystkim sama, ale dawała sobie dotychczas radę. Pewnego, słonecznego dnia Łucja postanowiła wybrać się na zakupy. Na targu jak zwykle było dużo ludzi. Nagle, oglądającą owoce dziewczynę, zobaczył pewien młodzieniec o imieniu Wojciech. Miał on osiemnaście lat i nie był raczej typem rozbójnika. Mieszkał wraz z rodzicami w małym domku, na samym końcu miasteczka. Kiedy zobaczył Łucję poczuł niesamowite uczucie, z którym się jeszcze nigdy nie spotkał. Nie wiedział, jak ma zwrócić jej uwagę, więc natychmiast do niej podszedł: - Dzień dobry madame. W czym mogę służyć? – nagle przyszedł mu do głowy pomysł udawania sprzedawcy. -Dzień dobry. To pańskie stoisko?-zapytała Łucja. - Nie, niestety nie.- Wojtek przemyślał sprawę i zrezygnował z tego pomysłu. - Aha.- Łucja zaczęła się śmiać, pierwszy raz od wielu miesięcy. - Tak naprawdę to jestem Wojtek- cieszył się, że dziewczyna odebrała to jako żart. - Miło Cię poznać. Mam na imię Łucja. Rozmowa przebiegła w miłej atmosferze. Łucja nie przypominała sobie, żeby dotychczas rozmawiało jej się z kimś lepiej. Jednak musiała iść do pracy. Zdradziła młodzieńcowi swój adres, pożegnała się i pobiegła. Wojciech cieszył się, że udało mu się wyciągnąć tę informację od dziewczyny. Nie mógł zrozumieć, dlaczego akurat ona mu się tak bardzo spodobała, bo przecież nie mógł narzekać na brak zainteresowania ze strony adoratorek. Zawsze jednak odrzucał je. A tutaj było inaczej. To on pierwszy zaczął rozmowę. To było ich pierwsze spotkanie. Od tej pory spotykali się niemal codziennie. Wojtek czuł, jak z dnia na dzień zakochuje się coraz bardziej w dziewczynie. Z resztą ze wzajemnością, jednak nie powiedzieli o tym sobie. Łucja pomimo tego, że już bardzo dobrze znała młodzieńca, nie powiedziała mu, o swojej sytuacji w domu. Pewnego dnia stała się tragedia. Dziewczyna ciężko zachorowała. Początkowo nie chciała nic mówić swojemu ukochanemu, jednak przemyślała to i doszła do wniosku, że i tak by się prędzej, czy później domyślił, więc opowiedziała mu wszystko. - Dlaczego wcześniej nic nie mówiłaś? - Przez te dwa lata nauczyłam się radzić sobie w nawet najtrudniejszych sytuacjach. -Ale przecież nie musiałaś. Chętnie bym Ci pomógł. Od tej pory Wojciech nie odstępował Łucji na krok i starał się jak mógł, aby poczuła się chociaż trochę lepiej. Niestety, z dnia na dzień było coraz gorzej. Żaden lekarz nie wiedział co dokładnie dolega dziewczynie i nie mógł jej pomóc. W końcu znalazła się pewna starsza babcia-zielarka, która znała lekarstwo na tę chorobę. - Do dzisiaj nikt dokładnie nie rozpoznał co to za choroba. Są, jeszcze jednak tacy starzy ludzie jak ja, co wiedzą o pewnej magicznej roślinie- powiedziała kobieta. -Co to za roślina i jaką nazwę nosi?- młodzieniec poczuł z jednej strony ulgę, że jest szansa na poprawę. Z drugiej strony czuł jakąś dziwną obawę, że zdobycie jej nie będzie takie proste. - Jest to bardzo rzadki gatunek lilii. Nosi nazwę ,,Lilia złotogłów’’. Herbata z jej kwiatu ulecza nawet umierających. Jest tylko jeden problem. Na świecie został tylko jeden, ostatni już kwiat- odpowiedziała zielarka. - A wiadomo gdzie ona rośnie? Można byłoby ją jakoś zdobyć? - przeczucia chłopaka się sprawdziły. -Ostatnia ,,Lilia złotogłów’’ rośnie w górach zwanych Bieszczadami. Czy byłbyś w stanie wyruszyć na tak daleką wyprawę, oczywiście nie mając pewności, że z niej wrócisz?- spytała kobieta. -Oczywiście.- powiedział Wojtek bez namysłu. -Widzę, że jesteś bardzo odważny i zdeterminowany. Gratuluję. Z początku Łucja nie chciała się zgodzić, aby chłopak narażał swoje życie dla zdobycia tego kwiatka. Ale Wojciech już postanowił. Zielarka udzieliła mu dokładnych wskazówek, co do wyglądu rośliny. Następnego dnia o świcie wyruszył. Mijały dni, tygodnie, miesiące, a młodzieniec nie wracał. Dziewczyna ciągle zadręczała się myślami, że to przez nią zginął Wojtek. Ale wcale tak nie było. Chłopak żył. Wędrował, wędrował, aż w końcu, po tylu miesiącach wędrówki, znalazł tę piękną krainę zwaną ,,Bieszczady’’. Jechał, a po drodze mijał różne, piękne i fantastyczne rośliny. Tu ,,Czosnek niedźwiedzi’’, tu ,,Wawrzynek wilczełyko’’, ale nigdzie nie było lilii. Wojciech powoli tracił nadzieję na znalezienie jej. I nagle na samym szczycie góry zwanej ,,Tarnicą’’, ujrzał rosnącą w blasku słońca, upragnioną roślinę. I tak po około roku, wrócił do swojej małej ojczyzny z lekarstwem dla Łucji. Po wypiciu przygotowanej z rośliny, herbaty, dziewczyna wstała jak gdyby nie byłaby w ogóle chora. Ot i to cała historia. Łucja i Wojciech zostali, jak się każdy może domyśleć, szczęśliwym małżeństwem, a swoją przyszłą córeczkę nazwali Lilia. Król, kiedy dowiedział się o całej historii, nie mógł w nią uwierzyć. I nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł. ,,A gdyby tak wioskę nazwać ,,Kraj Kwitnącej Lilii’’? Jak pomyślał, tak zrobił. I od tej pory mieszkańcy mieszkali w Kraju Kwitnącej Lilii. I dalej, gdzieś tam w świecie istnieje ten kraj. A mała Lilia z mamą Łucją i tatą Wojciechem chodzi po świecie i rozsiewa roślinę o nazwie ,,Lilia złotogłów’’, aby mogła dalej ratować ludzkie życia. A skąd o tym wszystkim wiem? Ostatnio byli oni, u nas, w Bieszczadach zasiać kolejne okazy i przy okazji mi o tym wszystkim opowiedzieli… A całą tę historię wysłuchała i krótko streściła – Gabriela Bochenek