Bajka Kubuś Świetlik
Transkrypt
Bajka Kubuś Świetlik
Kubuś Świetlik był bardzo miłym robaczkiem. Lubił się bawić, a kiedy się cieszył, zaczynał świecić, bo taki zwyczaj mają świetliki. I wtedy inne robaczki mogły się z nim bawić w nocy, albo pod schodami, i wszystko widziały. Kubuś był o wiele lepszy niż latarka, bo w dodatku latał, i opowiadał kawały, i lubił się śmiać, i był bardzo fajny. I wszystkie robaczki bardzo go lubiły. Ale czasem nawet takie miłe robaczki spotyka coś smutnego. I tak się stało z Kubusiem. Kiedy przyszedł do przedszkola, wszyscy zauważyli, że świeci o wiele słabiej. – Kubuś jest przygaszony, bo jest smutny – wyjaśniła pani. – Bądźcie cierpliwi. Za jakiś czas mu to przejdzie. I robaczki starały się być cierpliwe i bawić się z Kubusiem, ale on nie chciał, bo był smutny. I w końcu nikt już do niego nie podchodził i nie pytał: – Pokopiemy żołędzia? – Dzień dobry, Kubusiu – zagadnął go pewnego razu sąsiad z tego samego piętra, docent doktor niezwykle nadzwyczajny Mól-Książkowy. – Dzień dobry – powiedział Kubuś i wcale nie zaświecił na powitanie. – Widzę, że jesteś smutny – powiedział docent doktor Mól-Książkowy. – Już bym chciał przestać – powiedział Kubuś. – Ale nie mogę. – Nie można przestać się smucić na zawołanie – powiedział docent doktor, który był bardzo mądry, bo całe życie spędził wśród książek. – To tak, jak z katarem. Katar, jak wiadomo, trwa siedem dni. Ale siedem dni minęło, a Kubuś świecił coraz słabiej. W końcu prawie zupełnie zgasł. – Martwisz mnie, Kubusiu – powiedział docent doktor Mól-Książkowy. – Jesteś coraz smutniejszy. – Ja też się martwię – powiedział Kubuś. – A mama martwi się o mnie i też prawie przestała świecić. Niedługo będziemy musieli kupić sobie lampę. – Kubusiu, musimy porozmawiać jak dorosłe owady – powiedział docent doktor Mól-Książkowy. – Powiedziałem ci, że smutek jest jak katar. Ale mówiłem o takim zwyczajnym, małym smutku. Czasem mały smutek rośnie i staje się duży. A duży smutek jest bardziej jak pleśń. Wiesz, co to pleśń? – Kiedyś zapomniałem, że mama dała mi kanapkę i nosiłem ją w plecaku przez tydzień, i kanapka zrobiła się cała zielona – powiedział Kubuś. – A gdybyś jej nie wyrzucił, to cały plecak zrobiłby się zielony i włochaty. Pleśń się strasznie szybko rozrasta i nie zniknie sama, więc trzeba z nią walczyć. Tak jak ze smutkiem. – Nie chcę być zielony i włochaty – przestraszył się Kubuś Świetlik. – Muszę sobie przypomnieć, jak się świeci. I poszedł do przedszkola. – E, chłopaki – powiedział od progu. – Pokopiemy żołędzia? I pod koniec meczu już troszkę świecił. Tydzień później pani Świetlikowa, Kubuś Świetlik i docent doktor niezwykle nadzwyczajny Mól-Książkowy spotkali się w windzie. – Ależ ty świecisz, Kubusiu – powiedział docent doktor. – Strasznie się zapalił do kopania żołędzia – powiedziała pani Świetlikowa. – Ale trochę mnie martwi. Powiedział, że nie chce być zielony i włochaty. Myśli pan, że coś mu dolega? – Ależ skąd, droga pani. To bardzo dobry objaw – powiedział docent doktor. – Najważniejsze, że nie jest ani trochę zielony i włochaty. Bo trochę już był. I docent doktor pożegnał się i poleciał do biblioteki. A pani Świetlikowa długo za nim patrzyła i kręciła głową. – Ci naukowcy – powiedziała w końcu. – Niezwykle nadzwyczajni. Alinka Biedronka była czerwona, okrągła i błyszcząca jak koralik, a w dodatku na skrzydełkach miała czarne kropeczki. – Aleś ty piegowata! – powiedziała Sylwia Szczypawka. Sylwia była najlepszą przyjaciółką Amandy Patyczak i Anity Muchy – z tym że z Anitą Muchą przyjaźniła się trochę mniej – i uważała, że wszystkie trzy są najważniejsze w całym przedszkolu (z tym że Anita Mucha trochę mniej).