Gdy byłam mała, tata często opowiadał mi o Afryce. Razem z mamą

Transkrypt

Gdy byłam mała, tata często opowiadał mi o Afryce. Razem z mamą
Gdy byłam mała, tata często opowiadał mi o Afryce.
Razem z mamą siadałyśmy przy kominku, na czerwonym,ciepłym dywanie, a tata gasił światło i
zasłaniał okna.Potem siadał obok nas i zaczynał opowiadać. Lubiłam wsłuchiwać się w jego
dźwięczny głos. Zawsze dokładnie wyobrażałam sobie krajobrazy,które opisywał.
Imponowały mi rozległe sawanny z pasącymi się stadami zebr i różnych gatunków antylop.
Tata tak dokładnie opisywał każde zwierzę,że wydawało mi się, jakbym widziała fotografię.
Nie mogłam pojąć różnorodności żyjących tam istot. Afryka mnie zachwycała, ale najbardziej
interesowały mnie dzikie koty. Niepojęta była dla mnie inteligencja tych drapieżników. Niektórzy
powiedzieliby zwierzę jak zwierzę, ale dla mnie były one czymś więcej... Gdy tata wyjechał do
pracy,bardzo za nim tęskniłam,ale cieszyłam się,że jest strażnikiem w parku Serengeti,bo
wiedziałam,że jak wróci, będzie miał dla mnie nowe historie.7 lipca 2004 roku, siedziałyśmy z mamą
w salonie i oglądałyśmy wiadomości. Zadzwonił telefon,więc postanowiłam go odebrać.
Jednak,gdybym wiedziała, co się stanie,przeciągałabym ten moment w nieskończoność.To, co
usłyszałam chwilę później wstrząsnęło mną i zmieniło całe moje życie.
-Tak słucham? – Zapytałam z nadzieją,myśląc,że w końcu zadzwonił tata
-Pani Leparmorijo?
-Yyy.. Momencik już podaję mamę – zaskoczył mnie głos obcego mężczyzny,bo spodziewałam się
wesołego głosu taty-mamuś, ktoś do ciebie.
-Kto to? – Zapytała mnie równie zaskoczona jak ja mama.
-Nie wiem... Masz – podałam jej telefon,jednak nie oddalałam się od aparatu,bo koniecznie chciałam
dowiedzieć się, o co chodzi.Uważnie obserwowałam mamę i po chwili zrozumiałam,że coś jest nie
tak. Jej rozpromieniona zazwyczaj twarz bardzo zbladła,uśmiech znikł, oczy zrobiły się wilgotne. Była
dziwnie zdenerwowana, jeszcze nigdy jej takiej nie widziałam. Przestraszona czekałam,aż odłoży
słuchawkę, niepewność mnie przerażała.
Gdy skończyła rozmawiać, poprosiła,abym ją złapała i powoli doszłyśmy do kanapy w salonie.
Popatrzała na mnie takim wzrokiem,że od razu wiedziałam – musiało stać się coś okropnego.
-Cindy...Twój ojciec.. On... On nie żyje – powiedziała,a ja zaczęłam się śmiać... nie wierzyłam, ja nie
chciałam wierzyć ... To niemożliwe... Mój tata? O Boże... On nie żyje?
Nie... to nieprawda .. Kłamiesz! Powiedz,że żartowałaś.. Mamo! Mamo słyszysz? – To sen.. Nie,to
koszmar.. Zaraz się obudzę i zejdę na dół,a tam tata będzie robił śniadanie, to będą omlety.-Cindy
kochanie, chodź do mnie, proszę – Nie, to nie był sen, mama wyciągnęła do mnie ręce i przytuliła
mnie mocno i dopiero teraz dotarło do mnie,że tata nie wróci, że straciłam najważniejszą osobę na
świecie, że zostałyśmy same z mamą. Wybuchnęłam płaczem – Mamo, jak to się stało?!
-Dzisiaj nad ranem, dostał zgłoszenie o grupie kłusowników polujących na słonie. Pojechał tam i
wyszedł z samochodu. Szukał rannego słonia,któremu postrzelili nogę i...-Urwała zanosząc się
płaczem- i lew,to był lew! – Tyle zdążyła mi powiedzieć,ale to wystarczyło. Ta ogromna bestia zabiła
mojego ojca! Nienawidzę Afryki, nienawidzę tych zwierząt!
-Cindy! Złaź,bo spóźnisz się na autobus!
-No już już Mamo...Pani z matmy mówiła coś o jakiejś wycieczce siedmiodniowej. Mogłabym
pojechać? Proooszę! Samantha jedzie! Proszę!
-I ja mam się zgodzić? Przecież ty nawet nie wiesz, dokąd ta wycieczka.
-Ale dowiem się dziś. No prooooszę!
-Zobaczymy. Porozmawiam z twoją panią i wypytam o szczegóły,których się od Ciebie nie
dowiedziałam – no tak.. Moja mama musi wiedzieć wszystko, dosłownie.
Dzień w szkole bardzo mi się dłużył. Cały czas myślałam o tym, czy mama puści mnie na
wycieczkę. Bardzo mi na tym zależało, bo chciałam trochę odpocząć od tego wszystkiego.
Nie miałam dziś matematyki, bo pani zachorowała, więc nie zapytałam się o szczegóły.Po powrocie,
mama wydawała się trochę zdenerwowana,ale ostatnio często miewała takie stany.
- Rozmawiałam z panią Swift. Jedź na tę wycieczkę. Dobrze ci to zrobi, odpoczniesz trochę.
- I już? Nie będziesz prawić mi kazania pt.: „ bądź ostrożna „ itd.?
-Cindy, jesteś już odpowiedzialną dziewczyną, mam do ciebie zaufanie i wiem,że będziesz na siebie
uważać.
-Dziękuję! Naprawdę! Będę uważać!
Do wycieczki zostały trzy dni. Nie mogłam się doczekać. Już tydzień przed odlotem spakowałam się
i sprawdziłam ze trzydzieści razy czy na pewno wszystko mam.
Dziwne,bo mama nawet nie chciała mi powiedzieć, dokąd lecimy, powiedziała,że to niespodzianka.
No cóż, nie wnikam, ważne, że będę miała czas wolny.
Samolot miał odlot za czterdzieści minut,więc miałam jeszcze trochę czasu,by pożegnać się z
mamą.
-Uważaj na siebie i obiecaj mi,że będziesz się dobrze bawić.
-Mamo! Obiecuję,obiecuję,obiecuję! Zresztą jak mogłabym się źle bawić na takiej wycieczce?
-Dobrze,ale ja wolę mieć gwarancję. No, leć już, Samantha na ciebie czeka. Kocham cię!
- Ja ciebie też! Pa mamusiu!
Cieszyłam się na tę wycieczkę,ale poczułam dziwny uścisk w żołądku. Czułam się jakbym wyjeżdżała
na zawsze,ale to chyba normalne. Nie wiem, dlaczego,ale moja przyjaciółka cały czas mówiła o
Afryce. Przecież wiedziała, że nienawidzę tego kontynentu.Jednak to nie koniec, bo po wejściu do
samolotu, stewardesa oznajmiła,że w Mombasie będziemy za ok cztery godziny.
- W Mombasie?!
- Fajnie, nie? Zawsze chciałam zobaczyć jak wygląda to miasto! Niemożliwe,że za cztery godziny tam
będziemy!
-Jak to?! To my lecimy do Mombasy? – Nie! To, dlatego mama nie chciała mi powiedzieć, dokąd jest
ta wycieczka! Co ja tu robię?!
-Nie wiedziałaś?!
-Nie. Proszę cię, nie mów do mnie nic!
-No dobra, okey...
To niemożliwe... Jak ona mogła mi to zrobić? Od samego początku wiedziała,że nie chce mieć nic
wspólnego z Afryką. Jedna jeszcze wtedy nie wiedziałam,że niedługo wszystko się zmieni.
Przylecieliśmy. Bardzo bałam się wyjść, bo nie byłam pewna jak na to wszystko zareaguję. Okropnie
bałam się,że powrócą dni , w których wszystko przypominało mi ojca , nie chciałam tego . Jednak
Mombasa okazała się całkiem ładnym miastem, a hotel, w którym spaliśmy był bardzo przytulny.
Nadal jeszcze czułam odrazę do Afryki, a przede wszystkim lwów, przez które straciłam tatę.Kiedy się
rozpakowaliśmy, pani Swift dała nam plan wycieczki.
Na dziś planowane było zwiedzanie miasta, bo była już godzina 16.00 dużo czasu nam nie zostało.
Nagle moje oczy zatrzymały się przy środzie... Wycieczka po parku Serengeti. Nie! Proszę! Nie
zniosę widoku miejsca, w którym zginął mój tata.
Wieczorem,gdy kładłam się do łóżka cały czas myślałam o środzie. Bałam się, okropnie.
Wtorek spędziliśmy na plaży,oglądając ogromne fale. Po zjedzeniu obiadu zaczęliśmy się pakować, bo
do Tanzanii mieliśmy wyjechać o godz. 18.00. Jechaliśmy trzema, landrowerami, bo w parku
mieliśmy jeździć po różnych sawannach, więc potrzebny był napęd na cztery koła. Po drodze z nikim
nie rozmawiałam, byłam zbyt zamyślona. Nagle samochód gwałtownie się zatrzymał i wszyscy
wylądowaliśmy na oparciach przednich siedzeń.
-Co się stało?! – wykrzyczeliśmy chórem.
- Zabita antylopa. Niedaleko musi być jakiś drapieżnik, bo nie jest jeszcze zjedzona. Po prostu go
wystraszyliśmy.Rozglądajcie się uważnie,może coś zobaczycie – powiedział kierowca, podając nam
latarkę. Niestety nic nie udało nam się zobaczyć.Dalsza droga minęła bez przeszkód. Obudziłam się,
gdy wschodziło słońce. Wszystko wyglądało tak, jak kiedyś opowiadał mi o tym tata. Rozległa
sawanna, gdzieniegdzie pojedyncze drzewa, a z dala trzy żyrafy skubiące liście drzew. Było mi wstyd
przyznać się przed samą sobą, że ten widok mnie urzekł. Samochód znów gwałtownie się zatrzymał.
Obok auta leżała lwica. Miała rozcięty brzuch. Kierowca powiedział,że nie żyje i prawdopodobnie to
sprawka ludzi. Zrobiło mi się żal zwierzęcia, chociaż jeszcze przedwczoraj całym sercem
nienawidziłam tych kotów. Nagle coś przykuło moją uwagę.
Obok ciała martwego zwierzęcia poruszyła się trawa. Potem wyłonił się mały łepek. Było to umazane
krwią lwiątko. Nie czekając na nic, wyskoczyłam z samochodu i podeszłam do niego. Zaraz za mną z
auta wyszedł kierowca ze strzelbą, krzycząc,że jestem nierozważna i mam się nie ruszać, bo niedaleko
mogą czaić się inne drapieżniki. Powoli zbliżył się do mnie i stanął jak wyryty.
- Trzeba zabrać stąd tego kociaka, bo inaczej zginie – powiedział – niedaleko jest sierociniec dla
dzikich zwierząt.
-Mogę go wziąć na ręce?
-Tak,ale bądź ostrożna, przestraszone lwiątko jest bardzo płochliwe, w dodatku ten malec tracił mamę.
Po drodze do sierocińca wszyscy uważnie przyglądaliśmy się zwierzęciu. Nawet pani Swift się nim
zainteresowała, chociaż nie przepada za zwierzętami. Czułam,że muszę pomóc kociakowi i poczułam
dziwną więź między mną, a tym zwierzęciem. Obydwoje straciliśmy kogoś dla nas ważnego: mojego
tatę zabił lew, natomiast jego matka zginęła z ręki człowieka. Dojechaliśmy. Niestety nie mogłam
wejść do środka razem z nim. Gdy kierowca, pan Jon, wyszedł kontynuowaliśmy podróż. Po drodze
mężczyzna dużo opowiadał nam o kłusownikach. Zabijają słonie tylko kości słoniowej (ich kłów, tzw.
ciosów). Bardzo wzruszyła mnie historia małego słoniątka, które trafiło do sierocińca. Malec ten
widział jak zabijali jego, mamę i odrąbywali jej kły.Jon bardzo bał się o słoniątko, ponieważ nie
chciało jeść i było bardzo słabe. Benji w końcu bardzo przywiązał się do naszego kierowcy i traktował
go jak mamę. Teraz to już dorosły słoń, który żyje na wolności w parku. Jadąc, zastanawiałam się nad
tym, co kiedyś powiedziałam. Po śmierci mojego taty, wydawało mi się,że lwy to okropne bestie, ale
słuchając opowieści o kłusownikach i krzywdach, które wyrządzają niewinnym zwierzętom, było mi
wstyd,że jestem człowiekiem.Niemożliwe,że wszystko zmieniło się w ciągu siedmiu dni.Bardzo
przeżywałam rozstanie z tym kontynentem, bo nie wiedziałam, czy tu jeszcze wrócę. Naprawdę
pokochałam Afrykę.
Po powrocie do Chicago,czułam,że łzy spływają mi po policzkach. Po raz drugi utraciłam coś, na
czym naprawdę mi zależało. Po wyjściu z lotniska ujrzałam mamę.Zobaczywszy mnie, podeszła i
uściskała mocno.
- Cieszę się, że już jesteś. Tęskniłam!
- Ja też tęskniłam – i w tym momencie znów się rozpłakałam.
-Co się stało? –spytała mama .
-Ja po prostu za bardzo pokochałam Afrykę!
-Oj mała... Wiedziałam,że tak się to skończy. Jesteś taka sama jak tata,on też kochał przyrodę.Chodź,
porozmawiamy w domu.
- Cindy! Mamy nowego podopiecznego! Ten mały gepard został znaleziony niedaleko stąd. Ma
powierzchowną ranę szyi.
- Już go obejrzę.
Mój tata umarł pięć lat temu. Od tego czasu wiele się zmieniło.Wszystko zaczęło się od wycieczki
szkolnej, a zakończyło przeprowadzką do Nairobi. Tu dostałam pracę w sierocińcu dla dzikich
zwierząt. Nie mogę uwierzyć w to,że jeszcze pięć lat temu uważałam lwy za bestie. Tak naprawdę, są
to bardzo inteligentne zwierzęta. Czasami bestią jest człowiek, kompletnie pozbawiony uczuć. Dla
korzyści finansowych zabija niewinne stworzenia. Cieszę się,że mogę pomagać zwierzętom.Są dla
mnie bardzo ważne i lubię to, co robię. Myślę, że tata byłby ze mnie dumny.

Podobne dokumenty