Do PAU nie tylko na kawę
Transkrypt
Do PAU nie tylko na kawę
50 Postaci AGH we wspomnieniach i anegdotach łem, z którego spokojnie mogłaby po wstać rozprawa habilitacyjna. Mikołaj Dubowicki nigdy jej nie napisał, ale też nie miał z tego powodu komplek sów, etatowy tytuł profesora zupeł nie mu wystarczał. Napisał kilka cen nych prac, nie było ich dużo, ale liczy ła się jakość. Do zajęć ze studenta mi przygotowywał się niezwykle sta rannie, ciągle uzupełniając swoje no tatki nowościami. Jego wykłady były logiczne i przejrzyste. Studenci nazy wali go Carem, może dlatego, że był bardzo wymagający. Po latach jed nak tę surowość umieli docenić. Gdy Profesor obchodził jubileusz siedem dziesięciolecia urodzin, aula AGH pę kała w szwach, nabita jego wycho wankami. Mikołaj Dubowicki dość dawno te mu pracował na Akademii, niezapi sane w porę szczegóły ulatują. Ło wię skąpe informacje o Profesorze, spoglądam na poważną, zasadniczą twarz na zdjęciu, szukając odpowie dzi na różne zagadkowe pytania. Jak sobie radził w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ten wieloletni, bez partyjny dziekan z pierwszymi sekre tarzami partii na uczelni? – Niech pani nie zapomni napisać, że Profesor na zewnątrz bronił jak lew każdego pracownika wydziału – upominają mnie ludzie, z którymi rozmawiam. To wszyscy pamiętają. Albo zdarze nia z czasów wojny: wiadomo, że Pro fesor ratował przed Niemcami ma jątek uczelni. Zaraz po wkroczeniu wojsk sowieckich do Krakowa przeka zał Akademii dokumenty egzamina cyjne, pieczęcie rektorskie i inne cen ne materiały. Zdołał też ukryć blisko 200 kg metali czystych: niklu, chro mu, wolframu, manganu, molibde nu, które tuż przed wojną laboratoria Akademii na Krzemionkach otrzymały od polskiego przemysłu. I jeszcze państwu opowiem kilka mało znanych szczegółów z prywat nego życia Mikołaja Dubowickiego. Wcześnie osierocony, mimo to celują co skończył liceum w Stanisławowie. W trakcie studiów materialnie poma gała mu młodsza siostra, przysyłając połowę nauczycielskiej pensji. W Pol sce szalała wtedy dewaluacja i pie niądze z dnia na dzień traciły na war tości. Na początku każdego miesią ca Profesor kupował kaszę, smalec i chleb, który suszył, i jakoś sobie ra dził. Poznając te fakty, dopiero zrozu miałam podtekst pewnej anegdoty: bliski niegdyś asystent M. Dubowic kiego z sentymentem wspominał nie śmiertelną, mocno sfatygowaną tecz kę szefa i sandały noszące ślady wie lokrotnych interwencji szewca. Późniejszą żonę poznał na balu. Nie umiał wtedy tańczyć niczego po za walcem wiedeńskim, stał, patrzył i długo czekał, aż wreszcie orkiestra go zagra i będzie mógł zaprosić pięk ną pannę do tańca. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Pobrali się po ośmiu latach. Był rok 1938. Ukocha ną zaprosił w podróż poślubną „Ba torym”, zwiedzali norweskie fiordy. W 1939 roku urodziła się starsza cór ka. Wojna zniszczyła spokój domu, teść, prof. Roman Dawidowski, z któ rym się nawzajem lubili i szanowa li, został wywieziony do obozu, rodzi na przymierała głodem. No, ale to, co złe, musiało mieć swój kres. Po 1945 roku zaczął budować od nowa. Pracował bardzo ciężko, bo przez dłuższy czas sam utrzymywał rodzi nę. Troszczył się o wszystko, cały rok odkładał na wakacje. Najpierw przez lata jeździli na Podhale, później nad morze do Jastrzębiej Góry. Wtedy, przez ten miesiąc urlopu, istniał wy łącznie dla rodziny. W ciągu roku cza sem w niedzielę robili sobie wyciecz ki. Blisko, bo do Lasku Wolskiego albo do lasku na Bonarkę. To były praw dziwe całodniowe wyprawy z przy gotowywanymi wcześniej przez ma mę wiktuałami, które ojciec staran nie pakował do swojej czarnej tecz ki, tej, z którą przez całe lata chodził na uczelnię. Jego dwie córki skończyły AGH, dwóch wnuków również poszło w śla dy dziadka i pradziadka. Rodzina lu dzi techniki. O prof. Mikołaju Dubowickim opo wiedzieli mi: Anna Dubowicka – cór ka, Władysława Kijas – była kierow niczka dziekanatu Wydziału Odlewnic twa, profesorowie Władysław Longa i Jan Lech Lewandowski oraz dr Leo pold Staszczak. Do PAU nie tylko na kawę Z prof. Jerzym Vetulanim rozmawia Anna Woźniakowska Panie Profesorze, przed pięcioma laty, 1 marca 2004 roku, po raz pierwszy krakowianie przyszli do auli Polskiej Akademii Umiejętności, by wysłuchać wykładu w ramach Kawiarni Naukowej. Od tego czasu Kawiarnia Naukowa PAU stała się w Krakowie sławna, ma stałych bywalców. Wydaje mi się, że wiem, co tego typu impreza daje krakowianom, ale co daje Polskiej Akademii Umiejętności i zrzeszonym w niej naukowcom? Sądzę, że przede wszystkim poczu cie spełnienia misji. Polską Akademię Umiejętności tworzy grupa ludzi, któ rzy z jednej strony chcą się wciąż roz wijać mimo osiągniętej już dość wy sokiej pozycji naukowej i – co nieste ty częste – dość podeszłego wieku, z drugiej mają świadomość, że ciągle mogą dać coś innym. To wynika z tra dycji PAU. Gdy przeglądamy dziewięt nastowieczne czasopisma, zauważa my, jak często mówiło się wówczas o działaniach dla dobra ogółu. Słowo „ogół” zniknęło właściwie z języka, zostało zastąpione innymi określenia mi. Dzisiaj najczęściej mówimy o spo łeczeństwie. Ale ten „ogół” wciąż tkwi w świadomości starych, porządnych członków PAU. Wiemy, że nasze życie dobiega do końca, a każdy chciałby coś po sobie pozostawić, coś wybu dować. Otóż uważam, że budowanie pewnej świadomości społecznej jest znacznie pożyteczniejsze niż wysta wienie sobie najwspanialszego gro bowca. To poczucie z pewnością było inspiracją do zorganizowania Kawiar ni Naukowej. To zresztą nie jest nasz Nauka i edukacja 51 wynalazek. Zafascynowała nas warszawska Kawiarnia Nauko wa, którą zainicjowała prof. Magdalena Fikus w autentycz nej kawiarni na Nowym Świe cie. Wykład połączony z ogól ną dyskusją przy kawie, po zwalający na bliższy niż zazwy czaj kontakt uczonych z szero kim gremium słuchaczy wydał się nam bardzo bliski idei PAU. Wprowadziliśmy jedną mody fikację. Otóż postanowiliśmy nie korzystać z kawiarnianych wnętrz, w których zawsze mo gą się znaleźć ludzie niezainte resowani tematem, ale wyko rzystać naszą aulę, zaprosić kra kowian do gmachu PAU i tu poczęsto wać ich nie tylko słowem, ale i kawą. Decyzja okazała się ze wszech miar trafna, bo uczestnicy naszych spotkań mają dzięki temu poczucie odświęt ności, wejścia do świątyni nauki, albo raczej na arenę sporu. Czy w trakcie kawiarnianych spotkań spory zdarzają się często? Tak, i to jest najciekawsze, że je den z uczonych przedstawia jakieś te zy, a drugi występuje z innymi poglą dami na ten sam temat. Słuchacze mogą wówczas zobaczyć, że nauka nie jest skostniała, spetryfikowana, że to ciągle jest pewien proces. W trak cie jednego z ostatnich spotkań prof. Zbigniew Jaworowski wykazał np., że teza, iż grozi nam efekt cieplarniany i możemy jako ludzkość temu prze ciwdziałać, czyli wpływać na klimat naszej planety, ma pseudonaukowe podstawy. Oczywiście, miał również oponentów, a ludzie byli zachwyceni poziomem i temperaturą sporu. Było to też ciekawe z tego względu, że po kazało, ile w nauce jest polityki, ide ologii i po prostu oszustwa, naciąga nia faktów. Nauka to nie jest wieża z kości słoniowej. Czasem naukowiec w najlepszej wierze pewne fakty interpretuje w ten czy inny sposób. Ktoś powiedział, że najcięższym grzechem uczonego jest zakochanie się we własnej hipotezie. Trzeba pa miętać, że każda przyjęta i zaakcep towana hipoteza po pewnym cza sie ulega weryfikacji. Wydobywane są fakty, które ją podkopują, nastę puje ścieranie się poglądów i wresz cie tworzy się nowa hipoteza, któ ra, choć różna od poprzedniej, nie gu na z pieniędzy podatników jest dla nich. Przecież w trakcie nie których spotkań nawet aula jest za mała i publiczność zapełnia korytarze. Jak powiedziałem, udział w dyskusjach w Kawiarni biorą członkowie PAU, oni nada ją im ton, a obok nich po prostu krakowianie, których temat za interesował. Prof. dr Jerzy Vetulani, fot. arch. bi tego, co wcześniej zostało opraco wane, oczywiście jeżeli materiał zo stał zebrany uczciwie. To jest w nauce najpiękniejsze! Czasem zresztą zdarza się, że ewentualna manipulacja ma teriałem nie prowadzi do zafałszowa nia prawdy, bo wynika ze słusznej in tuicji uczonego. Tak było np. z prawa mi dziedziczenia Mendla. Później wy kazano, że wyniki badań, na których się opierał, były niemożliwe do osią gnięcia, był tu jakiś fałsz. Ale sformu łowane na ich podstawie prawo oka zało się słuszne. Rolą naszej Kawiarni jest ukazanie różnego oblicza nauki, stymulacja myślowa uczestników na szych zebrań. Kawiarnia Naukowa nie ma być miejscem przekazu informa cji, ale miejscem dzielenia się własną wiedzą i wątpliwościami. To wymaga odpowiedniego doboru prelegentów – muszą oni umieć mówić o trudnych sprawach w prosty sposób. Nad tym czuwa prezes PAU, prof. Andrzej Białas, który był inicjatorem i jest wielkim zwolennikiem Kawiar ni Naukowej, oraz red. Marian Nowy pilnujący jej atrakcyjności i komuni katywności. Wiele zależy też od Rady Kawiarni, która proponuje kandydatu ry wykładowców i tematy dysput. Kto, oprócz uczonych, uczestniczy w spotkaniach Kawiarni Naukowej? Słuchacze są bardzo różni. Ponie waż tematy spotkań odbywających się w ostatni poniedziałek miesiąca są anonsowane w gazetach, przyjść może każdy, a nasza aula mieści bli sko trzysta osób. Dzięki temu krako wianie widzą, że PAU utrzymywa Pan Profesor od kilku lat jest moderatorem kawiarnianych spotkań. Czy także przeciętny słuchacz ma odwagę włączyć się w dyskurs uczonych? Rzadko, co wynika nie tyl ko z braku odpowiedniej wiedzy, ale i naszej nieumiejętności wypowia dania własnych sądów. Nasze szko ły niestety tego nie uczą i to od pod stawowego szczebla do studiów. Pod tym względem odbiegamy bardzo od szkolnictwa zachodniego. Obserwu ję jednak, że powoli coś się zmienia. Co też jest ważne, nigdy przez salę nie przechodzi pomruk świadczący o pro teście wobec wypowiadanych opinii, chyba że zdarzy się ktoś zupełnie nie odpowiedzialny, ale to są jednostkowe przypadki łatwe do opanowania przez prowadzącego. Kawiarnia uczy więc nie tylko przedstawiania swoich opi nii, ale i tolerancji wobec poglądów in nych uczestników. Biorąc pod uwagę, że w każdym spotkaniu bierze udział przeciętnie dwustu, trzystu słuchaczy, wnosić można, iż oddziaływanie na szej Kawiarni jest nie do przecenienia. A czego nowego Pan Profesor dowiedział się dzięki Kawiarni PAU? Ostatnio pięknie mówił prof. Fran ciszek Ziejka o Wigiliach polskich w okresie niewoli. Utkwił mi w pa mięci wykład prof. Henryka Pietrasa Co aniołowie wiedzieli o Bożym Narodzeniu? nie tylko ze względu na te matykę, ale i ciekawą dyskusję, któ ra dotyczyła m.in. upostaciowań anio łów w sztuce, a także eufemizmów w Biblii. Dowiedziałem się, że w daw nych wiekach serafinów pokazywa no z czterema skrzydłami, a w trady cji żydowskiej aniołowie mieli tylko jedną nogę, bo ich powinnością by ło czuwanie, a do przemieszczania się mieli skrzydła. Czego więc najbardziej aniołowie zazdrościli Adamowi? Tego, że mógł się przechadzać z Panem Bo giem po raju. Przecież to urocze.