Zdechł kanarek

Transkrypt

Zdechł kanarek
Artur Beling & Marek Zgaiński
„Zdechł kanarek”
Osoby:
Aktor
Sufler
Autor I
Autor II
Namiestnik
(Gong, światło. Na scenie stoi, krzesło i, na trójnogu, klatka ze sztucznym
kanarkiem w jaskrawożółtym kolorze. Na scenę wchodzi Aktor we współczesnym
kostiumie)
Aktor: (do kanarka) I czego tak ćwierkasz? Co się tak cieszysz, ty głupku.
Zamknąłbyś na chwilę dziób i pozwolił mi zebrać myśli, (siada przy stole
podpierając głowę rękami) Cholera, przecież mogłem się postawić, powiedzieć, że
to wcale nie ja. Ale zawsze tak jest, że biednemu wiatr w oczy. Oni to się teraz też
pewnie cieszą. Znaleźli frajera. Tak, jestem frajerem, skończonym durniem.
Zamknij dziób, powiedziałem! Ty nie wiesz, co to jest upokorzenie. Nie masz
pojęcia o lojalności, (do siebie) Lojalność...
Czym w naszych czasach jest
lojalność? Funta kłaków niewarta. No bo co z tego teraz mam, że byłem lojalny? Nic nie mam, a oni się pewnie cieszą. Znaleźli lojalnego frajera. Wszyscy się
cieszą, nawet moi przyjaciele. Jacy tam przyjaciele. Przestań ćwierkać. Co ty
możesz wiedzieć o przyjaźni? Gdybyś chociaż był psem... Ale nie jesteś psem. Nie
mam psa i nie mam już przyjaciół. Czym jest przyjaźń? Uciążliwym obyczajem
świadczenia sobie nawzajem grzeczności? Czy może bezinteresownym oddaniem?
Polisą wzajemnego ubezpieczenia, czy altruistyczną ekspansją ego? Nieważne...
Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. (pauza) No i co tak nagle
zamilkłeś? Nie wiesz, co powiedzieć. A co ja mam powiedzieć? Straciłem
wszystko. Do ciebie mówię, ty głupi ptaku. Czy ty w ogóle wiesz o czym mówię?
Czy ty wiesz, co to znaczy wszystko? Dla ciebie wszystko to ta klatka, woda i
trochę ziarna. Co ty możesz wiedzieć o życiu? Dopóki masz to wszystko, o nic nie
musisz się martwić. Chyba jesteś na swój sposób szczęśliwy. A pomyśl sobie tylko,
że nagle przestaję cię karmić. No?! Co wtedy zrobisz? Zdechniesz, ty kupo żółtego
pierza. Albo - jeszcze lepiej - otwieram ci klatkę. I co? Jesteś wolny. Ale co ty
wiesz o wolności. Ty się nawet urodziłeś w sklepie zoologicznym, (odchodzi od
klatki i siada przy stole)
Wolność... Tak, teraz przynajmniej jestem wolny. Nie mam przyjaciół. Nie muszę
być lojalny. Nic mnie z niczym i nikim nie wiąże. Znowu ćwierkasz? (długa
pauza) Nie mam przyjaciół. Nie muszę być lojalny... nic mnie z ni czym i nikim nie
wiąże... jestem wolny.. no cóż.....
(szelest kartek w kulisie. Sufler podpowiada głośnym szeptem)
Sufler: I co mam zrobić...
Aktor: I co mam zrobić z tą wolnością? Nie wiem. Ale skąd niby mam to wiedzieć.
W końcu pierwszy raz jestem wolny. Tak naprawdę zawsze o tym marzyłem.
Każdy marzy o wolności, ale mało kto zdaje sobie sprawę, jakie to gorzkie
doświadczenie. Nie musieć wstawać do roboty, nie być od nikogo zależnym, mieć
cały czas dla siebie i robić to, na co się ma ochotę. Ale na co właściwie ja mam
teraz ochotę.
Wyjdę gdzieś się zabawić! Ee i tak mnie to nigdy nie bawiło.
Może gdzieś
wyjadę... Tylko dokąd? Właściwie wszędzie jest tak samo. No, może tylko trochę
inaczej.
(pauza)
Sufler: Wiem, co zrobię...
Aktor: Wiem, co zrobię... (pauza. Aktor nie wie co zrobić) (patrzy w kulisę, gdzie
siedzi Sufler, który podpowiada mu na migi, co ma zrobić. Po chwili podchodzi do
klatki i otwierają)
Sufler: No, jesteś wolny...
Aktor: No jesteś wolny. Ogłuchłeś? Możesz lecieć, gdzie chcesz. Wiesz, nie
doceniałem cię. Nie sądziłem, że zrozumiesz, że wolność to... że wolność......
Sufler: To pojęta konieczność...
Aktor: To pojęta konieczność. Dokonałeś właśnie bardzo ważnego wyboru.
Gdybyś odleciał, wkrótce zjadłby cię kot, albo zadziobały wróble. One nie lubią
takich pstrych piórek, (pauza).
Aktor patrzy ukradkiem w kulisę na Suflera, oczekując podpowiedzi. podchodzi do
stolika i siada podpierając głowę rękami, wciąż, zerka na Suflera)
Sufler: Zazdroszczę ci tego. W końcu cena, którą płacisz za komfort i poczucie
bezpieczeństwa nie jest zbyt wielka.
Aktor: (powtarza zdania podpowiedziane przez Suflera)
Sufler: (podpowiada tekst, a Aktor natychmiast go powtarza)
Ty to masz dobrze. Dokonałeś prostego wyboru. Żadnych stresów. Żadnych
dylematów. Masz to już za sobą. Ja też mam, z tą różnicą, że to nie ja
dokonywałem wyboru. Nie miałem na-wet wpływu na to, kto go za mnie dokona.
Prawdę mówiąc na nic nie miałem wpływu. Robiłem tylko to, co do mnie należało.
Byłem lojalny, przyjacielski. Byłem po prostu głupi.
Aktor: (do publiczności) Przepraszam państwa, (do Suflera)
Co mi pan tu za tekst podaje?!
Sufler: (z kulisy)A co, nie był pan głupi?
Aktor: Ja pytam, co pan wyprawia. Przecież tego nie było w tekście.
Sufler: A skąd pan wie? Przecież pan się nie nauczył tekstu.
Aktor: Pan sobie za wiele pozwala, a poza tym to nie pańska sprawa. Pan jest od
podrzucania tekstu, (do publiczności) Jeszcze raz państwa przepraszam, (do
kanarka) Ty to masz dobrze. Dokonałeś prostego wyboru. Żadnych stresów,
żadnych dylematów. Masz to już za sobą. Ja też mam, z tą różnicą, że to nie ja
dokonywałem wyboru. Nie miałem nawet wpływu na to, kto go za mnie dokona.
Prawdę mówiąc, na nic nie miałem wpływu. Robiłem tylko to, co do mnie należało.
Byłem lojalny, przyjacielski...
Sufler: Jestem głupi...
Aktor: Jestem g... (do Suflera) Co pan sobie do cholery wyobraża. (idzie w kulisę,
gdzie siedzi Sufler) Czy mam zerwać przedstawienie, a pana podać do raportu?
Wyleją pana z pracy!
Sufler: Przecież sam pan powiedział, że kanarek jest mądrzejszy od pana.
Aktor: Niech pan się trzyma wyłącznie tekstu sztuki. To należy do pana
obowiązków!
Sufler: A pańskim obowiązkiem jest nauczenie się tekstu na pamięć.
Aktor: Sugeruje pan, że nie znam tekstu?
Sufler: Nie sugeruję, tylko widzę.
Aktor: Pan jest bezczelny.
Sufler: Ja bezczelny? (wychodzi na scenę i zwraca się do publiczności) Proszę
państwa, gdybym nie siedział tam i nie podrzucał tekstu, to od dobrych kilku minut
ten pan miotałby się między klatką i stolikiem i nie wiedziałby co ma powiedzieć,
(do Aktora) To pan jest bezczelny! Gdyby nie pański brak profesjonalizmu, gdyby
się pan po prostu uczciwie przygotował do spektaklu, moja obecność byłaby tylko
symboliczna.
Aktor: Tego już za wiele. Kim pan właściwie jest, że robi pan tego rodzaju uwagi?
Reżyserem, krytykiem, czy może aktorem? - Nie! Marnym suflerzyną i pana
miejsce jest tam (wskazuje Suflerowi kulisy) Sufler: Dobrze. Proszę bardzo. Mogę
zejść ze sceny, mogę nawet wyjść z tego budynku. Ale ciekawe jak pan to dalej
sam pociągnie?
Aktor: Taki pan mądry. No, no... To może pan tu stanie za-miast mnie i zagra?
Sufler: O nie, gdzieżbym śmiał. To pan bierze za to pieniądze.
Ja jestem tylko marnym suflerzyną... (wychodzi)
(Aktor za chwilę wychodzi za nim, dialog w kulisie)
Aktor: Przepraszam pana. Uniosłem się. Przecież obaj musimy pracować dla dobra
teatru. Dla dobra sztuki. Jeszcze raz pana przepraszam. Niech pan zostanie.
(Aktor wraca na scenę i siada przy stole, podpiera głowę rękami. po chwili zwraca
się jednak do Suflera)
Aktor: Przepraszam, ale, zanim zacznę, niech mi pan powie dlaczego zmienił pan
tekst?
Sufler: A czy pan czytał tę sztukę? No jasne, że pan czytał, przecież to oczywiste.
Ale czy zastanawiał się pan nad jej sensem?
Aktor: No wie pan...
Sufler: No właśnie nie wiem, bo z tego co pan robił do tej pory wynika, że nie ma
pan o tym bladego pojęcia.
Aktor: Nie chcę się znów z panem kłócić!
Sufler: Ja także nie. Ale w niczym nie ujmując pańskim staraniom, ona jest
potwornie głupia. Pomyślał pan o tym?
Aktor: Nie, jakoś tego nie zauważyłem. Poza tym, jak się można domyślić, dużo w
tej kwestii zależy od autora i reżysera. Mnie osobiście nie wydaje się ona głupia.
Sufler: A weźmy na przykład ten fragment (wertuje egzemplarz) „No, jesteś wolny,
ogłuchłeś, możesz lecieć gdzie chcesz”... a potem to „Wiesz, nie doceniałem cię.
Nie sądziłem, że zrozumiałeś, że wolność to pojęta konieczność. „I tak dalej...
Przecież to zbiór banałów i kompletna bzdura.
Aktor: Dlaczego pan tak sądzi?
Sufler: Przede wszystkim dlatego, że kanarek, do którego pan ciągle się
zwraca jest sztuczny i nie może odlecieć, a poza tym cały czas milczy
jak grób, podczas gdy pan mówi, żeby był cicho.
Aktor: To jest tylko taka konwencja, symbol.
Sufler: Symbol czego?
Aktor: Noo... wolności.
Sufler: Wolności, tak? (podchodzi do klatki) Kanarek ma być symbolem wolności?
(wyjmuje go z klatki i podchodzi z nim do publiczności) Proszę państwa. Ta
plastikowa rurka oklejona farbowanymi, kurzymi piórami ma być symbolem
wolności. No, pięknie!
Aktor: Czepia się pan. A poza tym to nie zależy ode mnie, tylko od autora,
reżysera i scenografa.
Sufler: Więc pan jest tylko bezwolnym wykonawcą ich poleceń?
Aktor: Pan mnie znowu obraża.
Sufler: Nie, broń Boże. Wyciągam tylko logiczne wnioski.
Aktor: I tu się pan pomylił. Sztuka rzadko kiedy rządzi się zasadami logiki. W
sztuce, proszę pana, ważna jest intuicja, impuls, emocja.
Sufler: No chyba mi pan nie powie, że to plastikowe paskudztwo wzbudza w panu,
czy też w publiczności jakieś emocje.
Aktor: Gdyby ta, jak się pan wyraził, plastikowa rurka, oklejona kurzymi piórami
nawet w ogóle nie istniała w rzeczywistości, to i tak istniałaby idea, którą ona
symbolizuje. Na tym polega istota sztuki. I pan, pracując w teatrze powinien o tym
wiedzieć.
Sufler: Niby racja. Problem tylko w tym na ile symbol jest adekwatny do idei.
Moim zdaniem ten akurat nie jest (pokazuje kanarka publiczności). Pan powiedział,
że teatr jest sztuką.
Wszyscy tak mówią, ale tylko z przyzwyczajenia. Tak
naprawdę teatr sztuką bywa i to rzadko. Współczesny teatr w swojej strukturze jest
niestety tak pomyślany, że uniemożliwia kreację zarówno panu, gdyż jest pan
zależny od autora i reżysera, jak i reżyserowi, bo on z kolei jest zależny od autora i
aktorów z którymi pracuje, a o scenografie to nawet mi się mówić nie chce. Autor,
uwarunkowany swoją wiedzą, życiem i kompleksami pisze także czasami takie
bzdury, jak choćby ta sztuka, którą pan gra i musi się z tym męczyć. Krótko - warto
by się zastanowić, czy w takim teatrze jest w ogóle miejsce na tworzenie rzeczy
wartościowych, na rzeczywistą wolną kreację.
Aktor: Wie pan co, pan się chyba minął z powołaniem. Najpierw podaje mi pan
zły tekst, potem kłóci się pan ze mną o to, jak mam grać a teraz poddaje pan w
wątpliwość kompetencje reżysera, autora, nie mówiąc już o scenografie, ba,
podważa pan zasadność istnienia teatru jako dziedziny sztuki. Skoro jest pan taki
mądry, to niech pan napisze sztukę, wyreżyseruje ją, a potem jeszcze ją zagra, to
pogadamy.
Sufler: O, nie. Ja jestem tylko skromnym suflerem.
Aktor; To niech się pan zajmie swoją robotą. Ja będę grał, reżyser niech
reżyseruje, a autor niech pisze sztuki. Autor I : (z trzeciego rzędu na widowni)
Przepraszam panów.
(do publiczności) Przepraszam, że przerywam na chwilę przedstawienie. (do
Aktora i Suflera) W pewnym sensie mnie panowie do tego sprowokowali swoją
dyskusją. Ja jestem autorem tej sztuki. Przyszedłem, bo byłem ciekaw, jak wygląda
standardowe przedstawienie. Muszę przyznać, że mnie panowie zaskakują. Jest to o
wiele lepsze, niż było na premierze.
Aktor: Jak to? Co znowu?
Autor I: Grają panowie rewelacyjnie. Bez fałszywej skromności. Na przykład pan
(do Aktora) Ta scena w której przekonywał pan kolegę, żeby wrócił, no,
wyśmienita. A pański (do Suflera) monolog rewelacyjny. Uchwycił pan dokładnie
to, o co mi chodziło.
Sufler: Co pan mi... Przecież ja to wymyśliłem.
Autor I: Oczywiście, chylę czoła. Znakomicie obmyślona kreacja.
Sufler: Ale ja mówię o tekście...
Aktor : Panowie, do cholery, wyjaśnijcie mi jedną rzecz. Pan jest autorem tej
sztuki tak? A ja jestem aktorem? No jestem. (do Suflera) I pan mówi, że wymyślił
pan to, co napisał Autor. To w końcu czyj tekst ja gram?
Autor: Mój.
Sufler: Tę pańską chałę o kanarku, to on grał jakieś dwadzieścia minut temu, po
czym zapomniał tekstu, co mnie wcale nie dziwi. Też wolałbym zapomnieć. Od
tego momentu sobie po prostu dyskutujemy.
Autor I: Nie, nie... Panowie wciąż grają moją sztukę. Proszę, mam przy sobie
egzemplarz, (do Suflera) Niech pan spojrzy na szóstą stronę. Pańska kwestia „Tę
pańską chałę, to on grał” i tak dalej...
Sufler: Cholera. Rzeczywiście, (do Aktora) Niech pan sam zobaczy.
Aktor: To się dobrze składa, że pan tu jest, bo chciałem to kiedyś panu powiedzieć.
To ostatnie świństwo, co pan robi. Od pierwszej kwestii robi pan ze mnie durnia i
niedojdę. Co pan chciał tym udowodnić? Że aktorzy nie myślą? Chciał pan ich
ośmieszyć. Od samego początku nie podobała mi się ta sztuka, ale lojalność wobec
teatru, przyjaźń łącząca mnie z kolegami z zespołu przeważyły i wziąłem tę rolę.
Gadałem do tej plastikowej rurki, oblepionej kurzymi piórami. Ale wie pan co?
Powiem to panu prosto w oczy. Mam dość. Rezygnuję. Uwolnię się od tego. Byłem
po prostu głupi!
Sufler: Co pan, przecież za coś takiego wyleją pana z roboty!
Aktor: A czego mam żałować? Chrzanić to! Przecież sam pan powiedział, że teatr
tylko rzadko bywa sztuką.
Autor: Ja to powiedziałem, to znaczy napisałem, a ten pan tylko to przekazał,
zresztą znakomicie.
Aktor: (do Autora I) Pan niech się lepiej nie odzywa, dobra?!!
Sufler: (do Autora I) Po diabła się pan w ogóle wtrącał? To w końcu nasza sprawa,
żeby doprowadzić przedstawienie do koń-ca. A tak co? Kolega straci pracę. Ja też
się zastanawiam czy tego nie rzucić. W końcu mamy swoją godność i honor. Po co
pan tu w ogóle przylazł? Przecież pańska rola kończy się z chwilą dostarczenia
tekstu sztuki do teatru. Wynocha!!
Aktor: (do Suflera) Dobrze mu pan powiedział.
Autor I: (wychodząc) Skoro panowie tak zgodnie sobie tego życzą, to żegnam.
Autor II: (z czwartego rzędu widowni) Chwileczkę, dokąd pan wychodzi? Tego nie
ma w scenariuszu. Pańskiej ostatniej kwestii także.
Aktor: A pan co za jeden?
Sufler: Właśnie!
Autor II: Jestem autorem tej sztuki.
Autor I: Której sztuki?
Autor II: Tej, którą właśnie panowie grają.
Aktor: To ten autor (wskazuje Autora I) nie jest autorem?
Autor II: Oczywiście, że nie. Ja jestem autorem i wygłaszają panowie napisane
przeze mnie teksty.
Sufler: A takie coś: „Wolność jest twórczością. Twórczość jest wolnością.
Człowiek niesamodzielny nie może tworzyć, może tylko naśladować”, to też pan
napisał?
Autor II: Nie, to Edward Dembowski.
Sufler: A widzi pan!
Autor II: Co, „widzi pan”. Użyłem po prostu tego cytatu, bo mi się spodobał.
Mam do tego prawo.
Aktor: Ja panu nie wierzę.
Autor II: Pan mi nie musi wierzyć. Pan powinien tylko najlepiej jak umie
przekazać tekst, który napisałem. Nawet nie musi pan z nim identyfikować. W
końcu jest pan aktorem.
Autor I: A ja?
Autor II: Po raz drugi zwracam panu uwagę, żeby nie dodawał pan swoich
prywatnych tekstów. Tu nie ma miejsca na improwizację. Czy reżyser panu tego
dostatecznie jasno nie wytłumaczył?
Sufler: (do publiczności) Czy jest na widowni reżyser? Nie ma. (do Autora II) A
widzi pan. Może on mu jednak kazał improwizować. (do Autora I) No, niech pan
coś powie.
Autor I: Co mam powiedzieć?
Autor II: No, nareszcie pan chwycił!
Autor I: Co chwyciłem?
Autor II: Tekstu pan zapomniał? Niech panu sufler podpowie.
Sufler; Zostawiłem egzemplarz za kulisami, (idzie za kulisy i zostaje tam,
podpowiada): „Kanarek istotnie nie jest najlepszym symbolem...
Autor: Kanarek istotnie nie jest najlepszym symbolem, ale wie pan, gołąbek się
nie nadaje, bo chodzi o wolność, a nie o pokój, orzeł jest za duży i głupio by
wyglądał w klatce.
Aktor: Czy nie mógł pan użyć innego symbolu, niekoniecznie zwierzęcego?
Autor I: W teatrze wszystko sprawdza się na scenie. Teraz widzę, że to nie był
najlepszy pomysł. A niech pan spróbuje tak: Podchodzi pan do klatki, do pustej
klatki i mówi pan tak. „No tak... wybrałeś wolność... Niebezpieczną wolność, a ja
ciągle nie mogę się zdobyć na ten krok.
Aktor: (podchodzi do klatki) No tak... wybrałeś wolność... Niebezpieczną wolność,
a ja ciągle nie mogę się zdobyć na ten krok...
Autor I: Dobrze. A teraz tak: „Tkwię tutaj rozdarty pomiędzy pragnieniem, a
rzeczywistością,
nawet
bojąc
się
przyznać,
że
wolność
napawa
mnie
przerażeniem.”
Aktor: (powtarza kwestię podaną przez Autora)
Autor: I co, teraz lepiej?
Aktor: Lepiej. Ten tekst mi jakoś lepiej leży.
Autor II: Panowie, dość tego. Co wy wyprawiacie. Gdzie jest kanarek?
Sufler: Ja go mam w kieszeni.
Autor II: To proszę go umieścić w klatce.
Sufler: Nie!
Autor II: Co takiego?
Sufler: To co pan słyszał. Wszyscy jesteśmy zgodni, co do tego, że kanarek nie
może być symbolem wolności, (szuka potwierdzenia u Aktora i Autora I)
Aktor: Tak jest!
Autor I: Prawda.
Autor II: Panowie, zdaje się, nie mają zielonego pojęcia o co w tej sztuce chodzi.
Przecież to ja zanegowałem kanarka, jako symbol wolności i ja zwątpiłem w sens
istnienia teatru, (do Suflera) Przecież sam pan o tym mówił. Nie pamięta pan
kwestii?...
Sufler: Pamiętam, oczywiście, ale...
Autor II: Żadnych „ale”. Podstawową zasadą jest zaufanie do autora.
Aktor: A co z wolnością? Przecież napisał pan, że wolność jest warunkiem
twórczości.
Autor II: To nie ja tylko Edward Dembowski.
Aktor: Nieważne. To jak z tą wolnością?
Autor II: Dociekaniami na temat wolności, to się pan może zajmować po
godzinach pracy. A teraz niech pan wraca do swojej roli.
Aktor: Ma pan szczęście, że nie nauczyłem się tekstu, bo coś bym panu
odpowiedział.
Autor II: Nic by mi pan nie odpowiedział, bo tego nie ma w scenariuszu.
Aktor: To znaczy, że mogę robić i mówić, co mi się podoba? (do Suflera) Niech mi
pan da kanarka.
(Sufler wyjmuje kanarka z kieszeni i podaje Aktorowi. Ten zaczyna pomrukując,
krążyć dookoła Autora II i wyrywa kanarkowi piórko)
Aktor: I co pan na to?
Autor II: Niech pan tego nie robi.
Aktor: A kto mi zabroni? Pan?
(wyrywa kanarkowi drugie piórko)
Autor II: Niech pan przestanie!
Aktor: Bo, co?!!!
Autor II: Bo gdy wyrwie pan już wszystkie piórka ten rekwizyt stanie się
bezużyteczny i co pan wtedy zrobi? Będzie pan musiał coś powiedzieć. A to już jest
znacznie trudniejsze niż takie puste gesty. Pomyślał pan o tym?
Sufler: (do Autora I) Niech mu pan pomoże. W końcu też jest pan autorem.
Autor I: Nie wiem czy potrafię, (waha się) Spróbuję.
(podchodzi do Aktora i podpowiada mu coś na ucho)
Aktor: Cooo?
Autor I: Niech mi pan zaufa. To dobry tekst. Tylko radośnie.
Aktor: (zaczyna głośno skandować tekst, podskakując, do Autora)
Pewien młody kleryk z Ełku
Sztuczną pochwę miał w pudełku
Autor II: Cooo?
Aktor: (kończąc niepewnie)
Lecz go proboszcz wciąż strofował
By jej nigdy nie wyjmował.
Autor II: (stoi oniemiały i patrzy na Aktora)
Sufler: (klaszcząc, do Aktora) Genialnie, znakomicie. Widzi pan? Zamurowało
gnoja... ha...
Aktor: (patrzy na kanarka i uroczystym gestem przekazuje go Autorowi I) Dziękuję
panu. Dziękuję
(kurtyna)
Akt II (scena jak poprzednio, tylko kanarek wisi w klatce głową w dół, wchodzi
Aktor i podchodzi do klatki)
Aktor: No tak, wybrałeś wolność. Niebezpieczną wolność. A ja ciągle nie mogę się
zdobyć na ten krok. Tkwię tutaj, rozdarty pomiędzy pragnieniem, a
rzeczywistością,
nawet
bojąc
się
przyznać,
że
wolność
napawa
mnie
przerażeniem...
Zazdroszczę ci. Też bym tak chciał. Uwolnić się od tego
wszystkiego... Ale przecież każda wolność jest tylko popadaniem w inny rodzaj
niewoli. Nie pamiętam, kto to powiedział. Ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie?
Nie pamiętam... tylu rzeczy... nie pamiętam.
I co dalej...
Sufler: (zza kulisy) A skąd ja mam to wiedzieć.
Aktor: Przecież jest pan suflerem.
Sufler: Suflerem to ja byłem na początku pierwszego aktu. Te-raz jestem tak samo
bezradny, jak pan...
Aktor: (patrzy ze sceny na Autora I, który siedzi na swoim miejscu w III rzędzie)
Autor I: Niech pan tak na mnie nie patrzy. Ja nie mogę panu pomóc. W końcu też
jestem tylko aktorem.
(Sufler wchodzi na scenę i staje obok Aktora. Do Autora I)
Sufler: Potrafi pan coś napisać, jeśli tylko pan zechce. Ten poprzedni tekst był
bardzo dobry.
Autor I: Nie... To była tylko taka piosenka z dzieciństwa. Tak naprawdę, to ja nie
mam nic do powiedzenia o wolności.
Aktor: (do Suflera) A pan?
Sufler: No wie pan... Parę tam takich wyświechtanych... banałów. Za wolność
waszą i naszą, wolność i niepodległość...
Aktor: No, dalej, dalej.
Sufler: Wolność, równość, braterstwo. Nie ma wolności bez solidarności. Wolnoć
Tomku w swoim domku...
Aktor: To ostatnie dobre. „Wolnoć Tomku w swoim domku...Zdechł kanarek.
Autor I: I co?
Aktor: No i tu właśnie jest pies pogrzebany. I co? Autor I: To wszystko nie ma
sensu. To się po prostu kupy nie trzyma.
Sufler: A może to: „Jest li w istocie szlachetniejszą rzeczą
Znosić pociski zawistnego losu
Czy też stawiwszy czoło morzu nędzy
Przez opór wybrnąć z niego? - Umrzeć, zasnąć.” I na tym koniec. A dalej było
jakoś tak, że niby lepiej jest się zabić, niż męczyć i jakby ludzie o tym wiedzieli
to...
Autor: Dobrze, już dobrze, wystarczy.”
Aktor; Dlaczego? To było dobre. „Niech ryczy z bólu ranny łoś...”
Autor II: (ironicznie) Brawo, brawo! Widzę, że radzą sobie panowie znakomicie.
Sufler: A pan, co tu jeszcze robi?
Autor II: Siedzę i oglądam. Zapłaciłem za bilet, więc mam prawo tu być. Chociaż
jak na to wszystko patrzę, to tracę wiarę... no po prostu rzygać mi się chce.
(do publiczności) To przecież żałosne, (do człowieka obok)
De pan zapłacił za bilet?
Aktor: Proszę zostawić widzów w spokoju! To ich pieniądze i mają prawo
wydawać je jak zechcą.
Sufler: W końcu żyjemy w wolnym kraju!
Autor II: Taak. Na widowni siedzą sami wolni ludzie. Dziwi mnie tylko, dlaczego
jeszcze nie skorzystali ze swojej wolności i nie wyszli?
Autor I; A może im się jednak podoba?
Autor II: No co? Podoba się państwu?
Sufler: (do Aktora) Powiedz mu pan coś takiego, żeby go znowu zatkało, bo nie
wytrzymam.
Aktor; (patrzy na Autora I. ten podchodzi do niego i szepcze mu coś do ucha)
Aktor: Eeee
Autor I: Tylko śmiało.
Aktor: (wrzeszczy do Autora II) Zamknij się!!!
(wyczekują)
Sufler: Chyba podziałało.
Aktor: Wracamy na scenę. (Autor II cicho wychodzi z sali)
Autor I: Może niech pan czymś zajmie widownię, a my postaramy się coś
wymyślić, (wychodzi z Suflerem za kulisy)
(Aktor, na różne sposoby interpretując słowo „wolność”, zaczyna ogrywać klatkę.
Otwierają, zamyka, dolewa wody, dosypuje ziarno, czyści klatkę i wyjmuje pokrytą
guanem gazetę. Otrzepuje ją i zaczyna czytać)
Aktor: (krzyczy do Suflera i Autora I) Panowie! Chodźcie tu.
Mam! (Sufler i Autor I wychodzą na scenę)
Autor I: Niech pan pokaże, (bierze od Aktora gazetę) Rewelacyjne. Robimy to.
(do Aktora) Pan będzie siedział tu, przy stole. (do Suflera) Pan stanie tu. (rozgląda
się po scenie i wyjmuje z klatki kanarka podając go Suflerowi) Proszę to będzie
mikro-
fon. (kładzie gazetę na stole. Sufler podsuwa kanarka pod usta Aktorowi)
Aktor: (czyta) Naród, który wybrał takie rozwiązanie, nigdy nie będzie narodem
wolnym. Wolność to nie bezrozumna swoboda i rozpasana chęć użycia. Wolność to
odpowiedzialność.
Odpowiedzialność za siebie i za innych, za historię i za
współczesność, a nade wszystko za przyszłość, (do Suflera) Teraz pańska kwestia.
Sufler: (czyta do kanarka-mikrofonu, cisza)
Autor: No dalej.
Sufler: Ale tu się gówno przy kleiło...
Autor I: To niech pan oderwie i czyta dalej.
(Sufler odrywa gówno wraz z kawałkiem gazety, konsternacja, Sufler stoi bezradny,
w jednej ręce trzymając gazetę, w drugiej to, co od niej oderwał)
Aktor: O, kurwa.
Sufler: (żałośnie) A tak dobrze szło...
Aktor: To co teraz zrobimy?
Autor I: (krzyczy do Autora II na widowni) Hej, jest pan tam?
(cisza)
Sufler: Chyba zasnął.
Autor I: Pójdę sprawdzić, (idzie na widownię do miejsca, gdzie poprzednio
siedział Autor II) Nie ma go, pewnie wyszedł.
(do kogoś na widowni) Czy ten pan wychodził? (do kolegów) Ludzie mówią, że
wyszedł.
Sufler:
Przecież
nie
mógł
nas
tak
zostawić.
W
końcu
wolność
to
odpowiedzialność.
Aktor: Zostawił nas? A pies z nim. Przynajmniej nie doczekał tej satysfakcji, którą
byśmy mu dali, prosząc go o pomoc.
Autor I: Ale co my teraz zrobimy?
Sufler: (patrzy na zegarek) Panowie, nie martwcie się, coś się wymyśli. Zostało już
tylko kilka minut do końca.
Aktor: (do Autora) Zna pan jakiś dowcip?
Sufler: Albo jakąś piosenkę z dzieciństwa, czy wierszyk... obojętnie
Autor I: (przygotowuje się i mówi) Pewnej pani z Tykocina Raz skurczyła...
Namiestnik: (z widowni) Stop!! Przepraszam państwa bardzo. Wprawdzie nie
napisałem tej sztuki, ale mam pisemne pełnomocnictwo od jej prawdziwych
autorów i mogę przerwać to przedstawienie w momencie, który uznam za
stosowny. Ponieważ dysponuję również oryginalnym egzemplarzem tekstu,
zapewniam państwa, że nie ma w nim nic z tego, czego ostatnio byliśmy
świadkami. Żenujące popisy tych panów nie mają nic wspólnego z intencjami
autorów. Wierzcie mi drodzy państwo, że autorzy nigdy nie pozwoliliby sobie na
wykorzystanie jako rekwizytu, a już na pewno źródła tekstu, zaklejonej ptasimi odchodami gazety, czy opublikowanie takich nieprzyzwoitych wierszyków, jakie tu
słyszeliśmy. Sztuka ta jest w rzeczywistości przełożonym na język teatru
filozoficznym dyskursem o wolności, natomiast w wykonaniu tych oto ludzi
przekształciła się ona w żałosne i pozbawione sensu oraz smaku widowisko.
Sufler: A pan coś za jeden?
Aktor: Właśnie!
Autor: Pokaż pan te papiery!
Namiestnik: (schodzi na scenę, podając dokumenty Autorowi I) Autor: No,
rzeczywiście (podając je Suflerowi i Aktorowi. Sufler i Aktor kiwają głowami)
Namiestnik: To właściwie nie moja sprawa, ale widziałem, jak się panowie męczą
i pomyślałem, że przecież mogę panów od tego uwolnić...
(kurtyna)
(po zapadnięciu kurtyny rozlegają się trzy dyskretne strzały z pistoletu z tłumikiem)
KONIEC

Podobne dokumenty