M Drogą Królewską do restauracji Lookier Piekarnia-Cukiernia

Transkrypt

M Drogą Królewską do restauracji Lookier Piekarnia-Cukiernia
Maj 2014 Nr 5 (64)
ISSN 2080 - 4121
Drogą Królewską
do restauracji Lookier
iła i przyjazna
obsługa konsumentów, przyjemna atmosfera,
nowoczesny i spokojny wystrój
wnętrza oraz smakowite dania
i desery. Taka jest nowa restauracja, otwarta niedawno na
parterze historycznej kamieniczki gdańskiej przy ul. Długiej 39. Lokal ten, o nazwie Lookier, prowadzą Karolina i Jakub Pellowscy. Obok niego, w
kamieniczkach przy ul. Długiej
40/42 działa kawiarnia ze sklepem firmy Piekarnia Cukiernia
„Pellowski” Grzegorz Pellowski
w Gdańsku.
- Rozpoczęliśmy działalność
w połowie lutego - opowiada
Jakub Pellowski. - Przy ulicy
Długiej funkcjonuje wiele lokali gastronomicznych, ale dziś
sztukę stanowi dostosowanie
się do otoczenia i istniejących
warunków. Mimo dużej konkurencji i okresu poprzedzającego
sezon letni mamy już wielu gości, a wśród nich - nawet stałych klientów. Uważam, że
mieszkańcom Trójmiasta oraz
M
Restauracja Lookier
Restauracja Lookier
turystom krajowym i zagranicznym należy zaoferować takie menu i atmosferę panującą
w lokalu, żeby zachęcić ich do
jego odwiedzenia restauracji.
Najwięcej gości przychodzi do
nas w weekendy. Są to zarówno
nasi turyści, jak i z Norwegii,
Szwecji czy z Niemiec. Konsumenci zagraniczni lubią nowo-
ści gastronomiczne i chcą dobrze zjeść. Mają też swoje gusty
kulinarne. I tak klienci ze Skandynawii preferują sandwicze, a
z innych krajów – omlety. Należało więc dostosować do tego
nasze manu. Staramy się, aby
każdy znalazł w nim coś dla
siebie.
- Nie chcemy ukierunkowywać naszej oferty kulinarnej na
jedną kuchnię narodową - polską, włoską czy francuską lub
regionalną. Mamy w menu ciepłe i zimne przystawki, zupy,
dania mięsne i rybne, jak halibuta ze szpinakiem. Podczas
ostatniej majówki oferowaliśmy specjalnie przygotowane
potrawy - kaczkę pieczoną, nadziewaną jabłkami z czerwoną
kapustą i z kopytkami, stek wołowy oraz chłodnik. W sezonie
letnim zamierzamy serwować
te dania, które najchętniej zamawiają konsumenci. Zatem
poszerzenie liczby pozycji w
meny niejako wymusili na nas
klienci. Chodzi także o to, że
sztuką nie jest otworzenie lokalu ze stałą kartą dań, a umiejętność wprowadzania w niej
zmian - dodaje Jakub Pellowski.
Jakub Pellowski nie ukrywa,
iż początkowo myśleli z żoną o
otwarciu kawiarni, tym bardziej że lokal nie jest zbyt przestronny. Chcieli jednak uroz-
maicić jej ofertę i w końcu wyszło im 25 dań, i… restauracja.
Między kawiarnią a restauracją
istnieje duża różnica. W tej
pierwszej można oferować gotowe wyroby, a w tej drugiej trzeba przygotowywać je samemu.
W Lookierze przy stolikach
jest 28 miejsc siedzących. Latem przybędzie miejsc, bowiem
przed lokalem zostanie rozstawiony ogródek. Łącznie więc
liczba miejsc wyniesie ponad
60. Zachętę dla konsumentów
stanowi to, że lokal jest czynny
już od godz. 8 rano, a w sezonie
letnim będzie otwarty od godz.
7. W godzinach porannych gościom serwowane są śniadania,
a w późniejszych - lunche, dania obiadowe i kolacje. Można
też przyjść na kawę i ciastka lub
deser oraz na piwo. Nazwa lokalu, wymyślona przez jego
właścicieli, nawiązuje do lukru,
ale w wersji obcojęzycznej,
bliższej turystom zagranicznym, licznie odwiedzającym
Gdańsk. Swoje korzenie ma w
macierzystej firmie piekarniczo
-cukierniczej „Pellowski” Grzegorza Pellowskiego. Chociaż,
jak przyznaje Jakub Pellowski,
w rodzimej piekarni i cukierni
zaopatruje się jedynie w pieczywo oraz sernik i szarlotkę.
Jacek Sieński
Piekarnia-Cukiernia
“Pellowski” poleca
Na komunijny stół: okolicznościowe torty komunijne o
różnych smakach - tradycyjny, okrągły; kielich mszalny, książka, prostokątny i tradycyjny oraz okrągłe chlebki ze znakiem
krzyża.
Wyroby cukiernicze: pączki, faworki (chruściki), bezy,
drożdżowe baby, babki oraz placki ze śliwkami i z kruszonką,
babki piaskowe i włoska panettone, serniki, strucle makowe i
makowce, pączki z różnymi nadzieniami i polewami lub z posypką z cukru, marcepany, pierniczki brukowce gdańskie i inne ciasta piernikowe, torty i bloki tortowe.
Pieczywo: chleb wiejski, wypiekany zgodnie z dawnymi recepturami wiejskimi, w formach lub, na zamówienie, w postaci obłych bochenków; kaszubski, według tradycyjnej receptury z Kaszub; morski, o wydłużonym okresie do spożycia; żytni, trójkątny, wypiekany z ciasta na zakwasie; litewski, wypiekany w oparciu o starą recepturę i technologię piekarzy z Litwy; razowy, razowy na miodzie, graham, wieloziarnisty, musli, oliwski oraz inne gatunki.
Zapraszamy do sklepów firmowych "Pellowski" w Gdańsku przy ulicach: Podwale Staromiejskie 82, Długa 40/42,
Rajska 5, Rajska 10, Długie Ogrody 11, Nowe Ogrody 36, Podwale Grodzkie (tunel do dworca PKP), Łagiewniki 8/9, plac
Dominikański (Hala Targowa) oraz w Gdyni - ul. Wójta
Radtkego 36/40 (Hala Targowa, boks 204)
Przyjmujemy zamówienia na nasze wyroby piekarskie i cukiernicze we wszystkich naszych sklepach. Zamówienia można składać również telefonicznie - tel. nr 58 301 45 20
Piekarnia - Cukiernia "Pellowski" Grzegorz Pellowski
ul. Podwale Staromiejskie 82, 80-844 Gdańsk
tel. 58 301 45 20, fax 58 301 04 24
e-mail: [email protected]
2
maj 2014
Szczerozłota struna
ie było w średniowiecznym grodzie
nad Motławą podobnego traktu. Ze
względu na jego malowniczość
należy od lat do najbardziej
uczęszczanych uliczek Głównego Miasta. Jego przedłużeniem jest Szewska, prowadząca
wprost ku potężnemu masywowi bazyliki Mariackiej. Już
przed wiekami upatrzyli ją sobie tutejsi złotnicy i im to właśnie zawdzięcza ona od blisko
siedmiu wieków nazwę „Złotników”. Chociaż większość z
nich trudniła się obróbką innych, mniej kosztownych metali, przede wszystkim zaś srebra, to przecież wszyscy oni
tworzyli tę gałąź rękodzieła,
która nosi nazwę złotnictwo.
***
Dostąpienie zaszczytnego
tytułu mistrza regulowały srogie przepisy. Trudno było w
tym zawodzie zostać już choćby uczniem. Każdy z nich, poza
zdolnościami artystycznymi i
doskonałym wzrokiem musiał
wykazać się wielką cierpliwością, pamięcią, umiejętnością
wiernego odtwarzania wzorów
naszkicowanych
wcześniej
przez autora. Do wszystkich
tych cech dochodziła jeszcze
obowiązująca tu uczciwość.
Zresztą kierujący ich pracą
sprawdzał za każdym razem
wagę kruszcu i porównywał z
nią ciężar gotowych wyrobów.
Najzdolniejsi ze zdolnych mieli
jednak szansę zająć kiedyś najwyższą pozycję nie tylko w
warsztacie, ale i w tutejszym
cechu. Nagrodą było z reguły
udostępnienie tajników zawodu. Tych zaś strzeżono niczym
źrenicy oka.
Wytwory każdego mistrza
bynajmniej nie pozostawały
anonimowe. Twórcy zostawiali na swoich dziełach własny
odcisk, po którego kształtach i
umieszczonych literkach czy
symbolach można jeszcze dziś
określić, z czyjego wyszły
warsztatu. W taki sposób znakowane były kielichy mszalne,
monstrancje, krzyże procesyjne i ołtarzowe, kadzidła i lichtarze, a także sztućce i puchary.
Te wartościowe przedmioty
trafiały z Gdańska do rozmaitych miast Europy, a nierzadko
też na dwory królewskie. Niektóre naczynia oraz finezyjnie
N
Ulica Złotników
wykonane patery stanowiły
kosztowne dary tutejszych
władz miasta. Poziomem swym
arcydzieła te mogły zaś konkurować z najlepszymi w świecie.
Ta swoista rzeka złota płynęła
wartkim strumieniem, przynosząc miastu dodatkową sławę i
splendor.
***
Zdarzyło się, że jeden z najlepszych w mieście fachowców
w tej dziedzinie – mistrz Joel,
zatrudniał u siebie dwóch
uczniów. Byli rówieśnikami.
Gdy nadszedł czas, by jeden z
nich jako mistrz zajął miejsce
po właścicielu, drugi nadal pozostał czeladnikiem. W pracowni złotnika doszło wówczas
Fot. Christian Samp
do brzemiennego w skutki wydarzenia. Szczegóły znali tylko
nieliczni przyjaciele złotnika, z
którym w przeszłości dzielili
(na przemian) zaszczytną funkcję starszego cechu. Pierwszy z
uczniów Joela – Piotr pochodził
z uznanego w Gdańsku rodu
ludwisarzy, trudniących się
głównie odlewaniem spiżowych dzwonów. Drugi zaś –
Abraham pochodził z rodziny
kaszubskich gburów, czyli majętnych chłopów, którzy ze
sztuką czy rzemiosłem artystycznym, a tym bardziej –
złotnictwem nic nie mieli dotąd wspólnego. O dziwo Piotr,
chociaż bardzo sumienny i
uczciwy, okazał się mniej zdol-
ny od kolegi z Kaszub. O tym,
że pierwszy z nich zajął ostatecznie miejsce starego Joela,
przesądziło zapewne jego nazwisko - potomka wziętych
niegdyś giserów. Abrahamowi
nie pozostało nic innego, jak
zacisnąć zęby i z pokorą przyjąć
taką decyzję. Wkrótce obaj
otrzymali osobliwe zamówienie. Któregoś dnia w ich warsztacie pojawił się sam mistrz Michał, który zaprojektował nowy
główny ołtarz dla Mariackiej
fary. Jego uczniowie wyrzeźbili
w drewnie kilkadziesiąt różnej
wielkości figur, które należało
wykonać teraz w metalu. Miały
one zdobić skrzydła boczne
wielkiego ołtarza. Praca nad ich
wykonaniem trwała wiele miesięcy. Zużyto pokaźną ilość srebra oraz złota. Trzeba też było
dokończyć pracę snycerzy,
związaną z filigranowymi ornamentami o niezliczonej
wręcz ilości. Do pracowni zniesiono więc również bogato złocone, drewniane figurki starców apokaliptycznych, obiegające część centralną ołtarza.
Jedni ukazani zostali podczas
gry na harfach, drudzy z kosztownymi kadzielnicami w dłoniach.
Wkrótce dostarczono odpowiednią ilość srebra i złota niezbędnego do ukończenia projektu mistrza Michała. Praca
nad realizacją ogromnego zamówienia zajęła wiele miesięcy. Często wymagała od obu
złotników spędzania bezsennych nocy. Żadna bodaj z uliczek Głównego Miasta nie była
w owym czasie tak dobrze
strzeżona jak ta, przy której
znajdowały się warsztaty złotnicze. Za wszystko odpowiadał
mistrz Piotr, który nie zważając
na wiele krytycznych uwag
swego rówieśnika – Abrahama,
wykonywał po swojemu powierzone mu dzieło. Co więcej, po
każdym dniu ciężkiej pracy
sprawdzał zgodność wagi
kruszcu z tym, co zostało właśnie przetopione i zamienione
w figurki świętych. Bardzo to
zabolało uczciwego Abrahama.
Z jego też inicjatywy jedna z
harf biblijnego starca została
przyozdobiona strunami ze
szczerego złota. Jego brak w
opancerzonej skrzyni Piotr zauważył dość szybko, lecz nie
śmiał nawet posądzać dawnego
kolegi o grabież. On sam ujawnił wszystko dopiero wówczas,
gdy dzieło mistrza Michała całkowicie ukończono, zdobiąc
nim wnętrze kościoła Mariackiego. Uczynił to nie dla prywaty, lecz na większą chwałę Bożą
oraz patronki największej na
świecie budowli z cegły. Nikt
nie był już w stanie odróżnić,
które struny harfowe są ze złota, a które tylko pozłacane. Rozebranie w tym celu centralnej
części dopiero co poświęconego ołtarza maryjnego uznano
by wówczas zapewne za rodzaj
świętokradztwa.
Niemniej Abraham musiał
na zawsze pożegnać się z marzeniami o karierze złotnika w
królewskim Gdańsku. Przeniósł się stąd podobno do pobliskiego klasztoru sióstr norbertanek w Żukowie, zabierając
własne narzędzia, a przede
wszystkim nabyte w ciągu lat
umiejętności i doświadczenie.
Jego prowizoryczny warsztacik
pozwalał odtąd jedynie na produkcję złotych nici. Zakonne
hafciarki wykorzystywały je
przy wykonywaniu najdroższych szat liturgicznych, takich
jak tkane jedwabiem ornaty,
stuły i kapy, a także zamawiane
tu baldachimy.
Nie wiadomo, kiedy żony bogatych kaszubskich gburów
upatrzyły sobie piękne hafty, a
przede wszystkim nieznane
dotąd nici służące zakonnicom
z Żukowa, Żarnowca i innych
ośrodków klasztornych do tworzenia ich kunsztownych wyrobów. Kupowały je, nie szczędząc grosza, po to, by na szytych z aksamitu ciemnej barwy
czepcach tkać z nich swoje
własne wzory. Wkrótce moda
na tzw. złotogłowie ogarnęła
znaczną część pomorskiej ziemi.
***
Wracając zaś do głównego
ołtarza świątyni Mariackiej,
dodajmy, że owo dzieło przetrwało ostatnią wojnę. Uszkodzeniu uległy wprawdzie liczne
ornamenty i cała nadstawa,
lecz dzięki żmudnej pracy
gdańskich
konserwatorów,
trwającej niekiedy latami, udało się wiele brakujących elementów odtworzyć. Taki los
spotkał też na szczęście niektórych apokaliptycznych starców
grających na harfach. Ich dzieje
najnowsze zawierają też wątek
"nadprzyrodzony".
Oto w pełni wiarygodna osoba pilnująca którejś nocy wnętrza bazyliki przed złodziejami
opowiadała mi, że przed laty
dobiegły ją nagle jakieś dziwne
dźwięki znad ołtarza. Zbliżała
się północ. Gdańsk pogrążony
był we śnie. Człowiek ten sądził
początkowo, że nieznana mu
dotąd melodia to efekt jakiegoś
sprzężenia elektrycznego w
systemie głośników i mikrofonu umieszczonego na ambonie.
Gdy jednak zbliżył się do ołtarza, wyraźnie usłyszał odgłos
którejś z miniaturowych harf
trzymanych w dłoniach przez
starców okalających część centralną ołtarza. Kto wie, może
niespodziewanie odezwały się
szczerozłote struny Abrahama
rodem z Kaszub?
Czy to tylko przypadek, że
kopię zabytkowej rzeźby otrzymał jako pamiątkę pobytu w
tutejszej bazylice papież Polak
- święty Jan Paweł II, wówczas
gdy właśnie spotkał się w niej
12 czerwca 1987 roku z chorymi. Dar ten można było wcześniej oglądać w jednej z północnych kaplic świątyni. Co stało
się z owym gdańskim "akcentem", i czy struny harfy jeszcze
kiedyś zagrały – to już temat
dla kolejnych badaczy wtajemniczonych w sekrety Mariackiego kolosa z wypalonej gliny.
Jerzy Samp
maj 2014
Wokół Starego Przedmieścia (6)
racamy
na
skrzyżowanie
Toruńskiej z
Żabim
Krukiem, obecnie słabo zabudowanym. Trudno dziś sobie wyobrazić, że przed rokiem 1945
widzielibyśmy tylko kamieniczki po obu stronach ulicy.
Przy Żabim Kruku stało ich 84.
Między nimi do pierwszej wojny kursował tramwaj - od 1886
roku konny, od roku 1896 elektryczny. Trasa łączyła Żabi
Kruk w jedną stronę z Dolnym
Miastem i pierwszym dworcem
przy ul. Toruńskiej, a w drugą przez Słodowników, Ogarną,
Garbary, Kołodziejską, Węglarską, Szeroką, Groblę II - IV i Tobiasza - z Targiem Rybnym. Po
wybudowaniu Dworca Głównego została przedłużona
przez Grodzką, Rycerską, Dyle,
Krosna, Rybaki Górne, Wałową,
Przybramną św. Jakuba (dziś
fragment Wałowej), końcowy
odcinek Korzennej i Targ Kaszubski (przedłużenie Gnilnej)
W
Monumentalne wnętrze po odbudowie
do placu dworcowego, tak że
można nią było pojechać od
starego do nowego dworca. Coś
jednak pozostało bez zmian –
w perspektywie Żabiego Kruka
widnieją kolorowe kamieniczki
Głównego Miasta. Podobnie jak
dawniej nad ulicą góruje potężna bryła kościoła św. Piotra.
***
Kościół św. Piotra pod wieloma względami jest niezwykły!
Początki sięgają XIV wieku: zanotowana w 1385 roku nazwa
uliczki św. Piotra świadczy o
zamiarze budowy, zaczętej w
roku 1393, w wyniku której powstała niska hala (trzy nawy
równej wysokości) i prezbiterium. Po pożarze w 1424 roku
ogłoszono odpusty na odbudowę. Powiększony kościół pod
rozszerzonym wezwaniem św.
Piotra i Pawła stał się w 1456 roku farą (parafialnym) Starego
Przedmieścia. Z lat 1458 - 1496
mamy informacje o ołtarzach św. Tomasza (tkaczy lnu), Apolonii, Andrzeja (cieśli okrętowych, 1460 rok), 11 Tysięcy
Dziewic, Krzyża św. - i kaplicy
Bożego Ciała, później także o
dalszych kaplicach - św. Jerzego, NMP, św. Anny i Trzech
Króli. W latach 1486 - 1514 podwyższono korpus (prezbiterium pozostało niskie) i dodano wieżę z oryginalnym gotyckim zwieńczeniem, a przy lek-
torium (przegroda między korpusem a prezbiterium) stanął
ołtarz z Pietą lub Madonną
szafkową. W 1516 roku położono sklepienia, w roku 1522 nad
wejściem pod wieżą pojawiły
się pierwsze organy. Po reformacji kościół stał się główną
świątynią gdańskich kalwinów,
którzy zaczęli usuwać dawne
wyposażenie. Co najmniej od
roku 1568 odbywały się tu także nabożeństwa polskie, a w
1583 roku jakiś polski książę
(Radziwiłł?) był współfundatorem nowej kazalnicy.
W latach 1529 - 1642 na wieży zawisło 5 dzwonów, a w sygnaturce na dachu dzwon zegara, który odmierzał godziny
wewnątrz kościoła. W 1769 roku wybudowano na jego miejscu na lektorium wspaniałe 40głosowe organy, których prospekt w dużej mierze się zachował (planuje się odbudowę na
chórze przy południowej nawie). Niezwykle cenne są pamiątki po gdańskich rodzinach
pochodzenia niderlandzkiego,
francuskiego, szkockiego - epitafia i płyty grobowe Uphagenów, Davissonów (Szkoci, osiedleni najpierw w Zamościu,
Daniel Davisson był mężem
prawnuczki Jana Heweliusza),
Forretów (matka Jana Uphagena była z domu Forret), Gourlayów, Moirów, Soermansów
Fot. Andrzej Januszajtis
(m.in. babki Artura Schopenhauera), Gibsonów, Paleske’ów,
Ruyterów, Barstowów, van Almonde’ów i in. W tej świątyni
czuje się oddech szerokiego
świata!
***
W toku powojennej odbudowy do kościoła św. Piotra przeniesiono niektóre zabytki z innych gdańskich kościołów. Jako
pierwszy znalazł się tu XVIIwieczny ołtarz Ecce Homo, jeden z dawnych 15 u św. Brygidy.
Gdy w roku 1958 tworząca się
wspólnota wiernych Starego
Przedmieścia odzyskała od komunistycznych władz zrujnowany kościół św. Piotra, przystosowano do nabożeństw
dawną zakrystię, ustawiono w
niej dolną część tego ołtarza i
umieszczono w nim słynący
cudami obraz Matki Boskiej Łaskawej ze Stanisławowa. Dziś
ołtarz, już w komplecie, stoi w
południowej nawie wspaniale
odbudowanego głównego kościoła, a obraz z Kresów znalazł
miejsce w nowym ołtarzu
głównym, za odsuwaną przy
uroczystych okazjach zasłoną.
Z kościoła św. Brygidy przeniesiono też ozdobne ażury balustrady organów, z dwugłowymi
orłami i monogramem IHS.
Największym skarbem pochodzącym z tego kościoła jest pieczołowicie odrestaurowana kazalnica z 1696 roku. Mistrzowski jest w niej każdy szczegół:
bogata ornamentyka, pełne
rozmachu postacie Ewangelistów na koszu kazalnicy i Ojców Kościoła na balustradzie
schodków. Zachwycają główki
aniołków w dolnej części kosza,
fantazyjne postacie muzykujących aniołów w górnej części
baldachimu i wyrzeźbione lekką ręką girlandy pod baldachimem, na którego szczycie
Chrystus błogosławi świat. Ale
żeby zobaczyć to, co najlepsze,
trzeba przejść za filar, do
drzwiczek wejściowych. Stoją
na nich trzy cudownie piękne
postacie archaniołów z centralnie umieszczonym św. Michałem zabijającym smoka. To niewątpliwie najpiękniejsza barokowa kazalnica w Gdańsku!
Warto stąd przejść do dawnej
zakrystii (na końcu północnej
nawy), by podziwiać zachowane sklepienie, które zdaje się
wyrastać z posadzki – chyba
najbardziej niezwykłe w naszym mieście! W południowej
nawie kościoła zwracają uwagę
stalle z kościoła św. Bartłomieja
– przełożonych kościoła, cechu
bednarzy i tzw. stalle żeglarzy
(w rzeczywistości raczej rybaków „górnych” i „dolnych”
znad Kanału Raduni). Z tego samego kościoła pochodzi również dawny portal do tamtejszej
3
Żabi Kruk na starej pocztówce (J. Bułhak)
Kaplicy Zimowej, przerobiony
na ołtarz (!) św. Klemensa Dworaka w północnej nawie. Na koniec staniemy przed kaplicą na
zachodnim końcu nawy południowej i zajrzymy przez piękną kratę z herbem na odrestaurowany nagrobek zmarłego w
1775 roku „wiernego Bogu, królowi i ojczyźnie” Piotra Uphagena. Spójrzmy jeszcze spod
wieży na główną nawę, by odczuć niezwykłą monumentalność tego wnętrza. Dobre to
miejsce na przypomnienie paru
wydarzeń z różnorodnej przeszłości kościoła. Na początek
mały „skandal” z roku 1518: wikary od św. Piotra Jakub Knade
zakochał się w Annie Rastenberger, pasierbicy kupca z ul.
Kramarskiej. Gdy dotarły do
miasta luterańskie „nowinki”,
ks. Knade stał się ich propaga-
Archanioły z kazalnicy
torem. Wkrótce wzięli ślub „z
wielką pompą i rozgłosem w
mieście”. Było to zapewne
pierwsze takie małżeństwo w
Europie. Ukarano ich wygnaniem. Przypomnijmy jednak
coś bardziej budującego: W latach 1751 - 1753 duchownym tego kościoła był wywodzący się
ze szkocko-niemiecko-polskiego rodu przyrodnik Jan Rajnold
Forster (1729 - 1798). Później
przeniósł się do Mokrego Dworu na Żuławach, gdzie urodził
mu się syn Jan Jerzy Adam (1754
- 1794), wpisany do księgi
chrztów kościoła św. Piotra pod
datą 27 listopada 1754 roku. W
latach 1772 - 1773 obaj opłynęli
świat w II wyprawie Jamesa Cooka i opublikowali wspaniały
opis podróży pod tytułem „A
Voyage round the World”.
Andrzej Januszajtis
Fot. Andrzej Januszajtis
4
maj 2014
Jeśli chcesz być silny - biegaj, chcesz być piękny - biegaj, chcesz być mądry – biegaj…
Czy każdy może biegać?
owyższe słowa zostały
wyryte w skale przez
anonimowego autora w
starożytności, na długo przed
rozwojem takich dziedzin wiedzy jak fizjologia wysiłku fizycznego czy medycyna aktywności fizycznej. Jednak w świetle dzisiejszych doniesień naukowych są one wciąż aktualne
i nie tracą nic na swej wartości.
Bowiem regularny trening biegowy wzmacnia układ mięśniowy, w tym mięśnie posturalne, odpowiedzialne za prawidłową postawę i sylwetkę.
Doskonale rozwija wydolność
fizyczną organizmu, poprzez
usprawnienie funkcji krążeniowo-oddechowych, zwiększa jego odporność, a także siłę lokomocyjną, poprawia zdolności
szybkościowe i koordynacyjne,
a także kształtuje cechy charakteru.
Wysiłek fizyczny o umiarkowanej intensywności korzystnie wpływa na układ nerwowy,
zwiększa jego możliwości poznawcze, poprawia potencjał
umysłowy, zapobiega niektórym chorobom degeneracyjnym, a także depresji, jest sposobem na rozładowanie emocji
i radzenie sobie ze stresem. Bieganie jest także doskonałą formą treningu zdrowotnego, zapobiega procesom starzenia,
poprawia ukrwienie skóry,
oczyszcza organizm z toksyn, a
tym samym uatrakcyjnia wygląd, pomaga zredukować nadmierną masę ciała, wymodelować mięśnie oraz kształtować
wysportowaną sylwetkę, pełną
energii i witalności. Zapobiega
chorobom układu sercowo-naczyniowego, nawet niektórym
nowotworom, zaburzeniom
metabolicznym,
cukrzycy,
osteoporozie, nerwicom oraz
innym chorobom cywilizacyjnym. Nie bez powodu w literaturze funkcjonuje pojęcie „terapia biegowa”, gdyż ten rodzaj
aktywności fizycznej może być
i jest doskonałym środkiem terapeutycznym, wszechstronnie
oddziałującym na nasz orga-
P
nizm, zarówno w aspekcie fizycznym, jak i psychicznym.
Poza tym, ten uniwersalny lek,
pomimo niezwykłej siły i skuteczności działania, jest bez recepty… A bieganie jest jedną z
nielicznych form aktywności
fizycznej, którą może podejmować każdy zdrowy człowiek,
niezależnie od wieku, płci, statusu społecznego czy miejsca
zamieszkania. Zwykle biegamy
po to, by poprawić swoją kondycję, stan zdrowia, wzmocnić
charakter, schudnąć, ukształtować sylwetkę lub aktywnie i
przyjemnie spędzić czas na
świeżym powietrzu. To zrównoważony wysiłek fizyczny o
spokojnym i tlenowym charakterze, angażuje do pracy i harmonijnie rozwija niemal
wszystkie główne partie mięśniowe. Gdy biegamy systematycznie, zwiększa się również
nasza masa kostna i stopień jej
mineralizacji, co zapobiega
osteoporozie, którą zagrożone
są głównie kobiety w okresie
menopauzalnym. A zatem znaczący wpływ na długość naszego życia ma nie tylko rozwój
medycyny, ale także regularne
uprawianie sportu, między innymi joggingu. Fizjolodzy i naukowcy oceniają, iż codzienny
trening o umiarkowanej intensywności, trwający 30 min i
więcej, wystarcza do zachowania zdrowia i kondycji fizycznej, niezależnie od płci i wieku.
Według Amerykańskiego Towarzystwa Medycyny Sportowej, skuteczny trening rozwoju
wydolności osób w wieku 30 60 lat o masie ciała 70 kg to
wysiłek fizyczny o tygodniowym wydatku energetycznym
wynoszącym około 2000 kcal.
Zakładając, że trenujemy 3-4
razy w tygodniu, to podczas
jednego treningu powinniśmy
spalić między 550-650 kcal,
czyli musimy biegać około 70
min. Oprócz czasu biegu ważną
rolę odgrywa jego intensywność. Początkującym biegaczom zaleca się takie tempo,
aby mogli swobodnie oddychać, bez zadyszki i zbytnio
przyspieszonej pracy serca. Z
czasem można zwiększać intensywność biegu i dystans,
aby osiągać wymarzone cele,
poczuć siłę własnego organizmu, odprężenie i dobre samopoczucie. A cele i marzenia
mogą być różne: zrzucenie kilku kilogramów, wystartowanie
w masowym biegu ulicznym na
dystansie 10 km, a może maraton…
Bardzo ważna jest oczywiście
technika biegania. W każdej
dyscyplinie, nie tylko w joggingu, odgrywa priorytetową rolę.
Dzięki odpowiedniemu sposobowi biegania poruszamy się
efektywniej, a organizm nie jest
nadmiernie obciążony, bieg staje się szybszy, oddech równiejszy, koordynacja naszych mięśni stabilniejsza. I choć bieg jest
jednym z naturalnych ruchów,
jakie wykonuje człowiek, to
prawidłowo pod względem
technicznym biegają nieliczni.
Należy uwzględnić: właściwe
ustawienie stóp i kolan, rytm
stawiania kroków, wysokość
odbicia, a także kąt pochylenia
sylwetki, ułożenie głowy i pracę
ramion. Bardzo ważnym elementem prawidłowej techniki
biegowej, na który warto zwrócić uwagę, jest częstotliwość
kroków, czyli tak zwana kadencja. Zaawansowani biegacze
wykonują 180 - 200 kroków na
minutę, podczas gdy początkujący stawiają 150 - 170 kroków.
Zatem aby biegać szybciej, należy zwiększyć częstotliwość stawiania kroków. Znając rytm, w
jakim się biega, możemy wywnioskować, czy nasze kroki
nie są zbyt długie lub za krótkie.
Tego typu wiedza jest bardzo
ważna dla osób aktywnych,
gdyż długość kroków wpływa
na sposób stąpania. Zbyt długi
krok wymusza stawianie stopy
przez piętę, czyli pięta jako
pierwsza dotyka podłoża, następnie ciężar ciała przechodzi
na śródstopie i palce. Specjaliści
z zakresu ortopedii i fizjoterapii
zalecają jednak, by w czasie biegu zwrócić uwagę na to, aby
pierwsze dotykało podłoża
śródstopie, a pięta powinna jedynie delikatnie przechodzić
przez podłoże, kiedy to śródstopie musi nieznacznie ją wyprzedzić. Jeśli pięta jako pierwsza
styka się z podłożem, to cała siła uderzenia przenosi się poprzez staw kolanowy w kierunku biodra oraz odcinka lędźwiowego kręgosłupa. Staw kolanowy w takiej technice biegania
jest niemal wyprostowany, a
tym samym bardzo mocno obciążony. Ponadto rozpoczynanie kroku od stawiania pięty jako pierwszej wyhamowuje bieg,
gdzie przy stawianiu śródstopia
jako pierwszego zyskujemy dodatkowy impet. Ważna jest długość kroku, ustawienie stopy i
poszczególnych stawów, ale
musimy pamiętać, iż to nie same kończyny dolne pracują, ale
całe ciało… A każda jego część
odgrywa określoną rolę i może
pomóc w osiąganiu dobrych
wyników, albo je ograniczyć.
Podczas biegu należy być
wyprostowanym i patrzeć
przed siebie, a nie na swoje buty. Najlepiej skupić wzrok na
przedmiotach oddalonych o
100 m, wtedy to w naturalny
sposób się prostujemy, łatwiej
jest nam oddychać, a nasze
mięśnie oddechowe nie są
przykurczone ani zbyt napięte.
Zgięcie sylwetki w odcinku
piersiowym utrudnia pracę
płucom, a tym samym zmniej-
sza dostawy tlenu do mięśni, a
to przekłada się na mniejszą
ich wydajność. Poprawne ustawienie sylwetki biegacza w czasie joggingu: głowa - podczas
biegu musi być stabilna i nieruchoma względem tułowia. Należy unikać skrętów, pochyleń i
kołysania na boki. Powinna być
ustawiona w pozycji pionowej,
jeśli opada do przodu lub odchyla się do tyłu, oznacza to, że
mięśnie szyi i karku są słabe.
Barki – muszą być stabilne,
gdyż kołysanie powoduje utratę
energii i prędkości. Podczas
biegu linia łącząca stawy barkowe powinna być prostopadła
do jego kierunku. Ramiona –
ich praca ma olbrzymie znaczenie, może zakłócać rytm biegu i
powodować niepotrzebny wydatek energetyczny, natomiast
jeżeli ruchy ramion są naturalne, to wymuszają odpowiedni
rytm nóg. A zatem im szybciej
pracują ramiona, tym energiczniej pracują nogi. U sprinterów
praca ramion przypomina pracę tłoków, a u długodystansowców wahadło. Ramię musi poruszać się prostopadle do klatki
piersiowej, a dłoń powinna
kontrolować napięcie mięśni.
Dłoń i łokieć w czasie biegu poruszają się wahadłowo - przedramię do poziomu, a łokieć wyraźnie do tyłu. Miednica wskazane jest delikatne pochylenie jej do przodu, co poprawia
efektywność biegu, a w takim
ustawieniu stopa dotykająca
podłoża nie hamuje ruchu do
przodu, a stanowi jedynie
punkt podparcia. Stawy kolanowe - muszą być rozluźnione,
aby w momencie kontaktu stopy z podłożem mogły się ugiąć,
zamortyzować uderzenie i
ochronić staw, stopa w naturalny sposób ląduje bezpośrednio
pod tułowiem na śródstopiu, a
nie na pięcie. Ważna rozgrzewka! Wiele osób zaniedbuje ten
element treningu, twierdząc, że
przecież rozgrzeje się w trakcie
kilkuset pierwszych przebiegniętych metrów. Nic bardziej
mylnego! Prawidłowe rozgrzanie organizmu ma na celu
przede wszystkim podniesienie
temperatury mięśni do optymalnego poziomu, a przygotowany do wysiłku mięsień jest
mniej narażony na urazy i kontuzje, staje się bardziej elastyczny, zdolny do większej i
efektywniejszej pracy.
Wykonując zatem odpowiednie specjalistyczne ćwiczenia
adaptujemy układ nerwowy do
ruchów powtarzających się
podczas treningu. Właśnie z tego powodu inaczej musi wyglądać rozgrzewka sprintera, maratończyka, a inaczej piłkarza
ręcznego czy pływaka. Nie bez
znaczenia jest też jej wpływ na
układ krążenia i oddechowy,
które to decydują o wydolności
organizmu. Na rozgrzewkę należy przeznaczyć minimum 15
minut, z czego 6-7 minut na
trucht, aby podnieść temperaturę ciała i mięśni, usprawnić
funkcjonowanie układu krążenia i termoregulację organizmu. Następnie należy skupić
się na ćwiczeniach ogólnorozwojowych, takich jak: wymachy ramion, skłony, skrętoskłony, wypady z przetrzymaniem,
dynamiczne wyskoki w górę.
Zaczynamy rozgrzewkę od głowy, mięśni szyi, obręczy barkowej, ramion, grzbietu, bioder,
kończyn dolnych. Następnie
przechodzimy do ćwiczeń specjalistycznych i pobudzających
mięśnie, czyli skipy A i C oraz
podskoki i wieloskoki, warto
wykonać również kilka kilkudziesięciometrowych przebieżek. Na zakończenie rozgrzewki zwracamy uwagę na rozluźnienie mięśni i wyregulowanie
oddechu.
Maria Fall-Ławryniuk
SKiP A - polega na truchcie z unoszeniem kolan do wysokości
bioder. Podczas wykonywania skipu A intensywnie pracują również ramiona i przedramiona. Bardzo istotna jest praca stóp, od
momentu oderwania od podłoża do chwili opuszczenia stopa powinna być zadarta. Dopiero tuż przed zetknięciem z podłożem
stopa „atakuje”, to znaczy – dynamicznie opuszczamy palce stopy i odbijamy się z przedniej jej części, nie odchylamy tułowia do
tyłu.
SKiP C - polega na pracy kończyn dolnych tak, aby pięty delikatnie uderzały o pośladki, nie cofamy bioder i nie pochylamy
tułowia. Do przodu przemieszczamy się wolno, natomiast ruch,
pięta – pośladek, jest dynamiczny.
WydaWca: Piekarnia-cukiernia “Pellowski”
Grzegorz Pellowski ul. Podwale Staromiejskie 84, 80-844 Gdańsk
RedaktoR naczelny: Jacek Sieński, tel. kom. 692 005 718
dRuk: drukarnia B3Project 80-216 Gdańsk Wrzeszcz ul. Sobieskiego 14 nakład 1500 egz.
“kuryer Gdański” w internecie na portalu trojmiasto.pl: www.trojmiasto.pl/kuryer-gdanski lub wpisując w wyszukiwarkę Google: kuryer gdański