Prawdziwa cena kryzysu w USA

Transkrypt

Prawdziwa cena kryzysu w USA
Prawdziwa cena kryzysu w USA
Michał Kolanko
Kryzys – słowo które obecnie najczęściej kojarzy się ze spadającymi wskaźnikami
makroekonomicznymi, wzrostem bezrobocia i ponurymi przepowiedniami na przyszłość. W
przypadku USA termin ten zakotwiczył się w świadomości obywateli przede wszystkim pod
postacią miliardów dolarów wydanych przez rząd federalny w celu ratowania zagroŜonych
instytucji finansowych, banków, czy nawet takich symboli amerykańskiej gospodarki jak
General Motors. Kryzys, słowo odmieniane na wszystkie moŜliwe przypadki i we wszystkich
moŜliwych czasach co najmniej od pamiętnego września i października 2008 r. walnie
przyczynił się do poraŜki Republikanów w wyborach prezydenckich i dał Demokratom, a
zwłaszcza prezydentowi Obamie jedyną w swoim rodzaju szansę na przejęcie kontroli nad
amerykańska sceną polityczną. Niektórzy komentatorzy przewidują nawet, Ŝe Obama stanie
się swego rodzaju anty-Reaganem który na kilkanaście lat pchnie politykę w USA na lewo.
Jednak polityczne konsekwencje kryzysu i przede wszystkim pompowania miliardów dolarów
w Wall Street są duŜo bardziej skomplikowane. Są takŜe niebezpieczne nie tylko dla
Demokratów ale takŜe dla stabilności całej amerykańskiej sfery politycznej. Paradoksalnie,
upadek tytanów Wall Street i pomoc rządu USA dla nich zbliŜył do siebie najbardziej skrajne
elementy partii Republikańskiej i Demokratycznej. Teraz okazuje się, Ŝe establishment na
prawicy i lewicy ma przed sobą perspektywę politycznych manewrów wokół coraz bardziej
zradykalizowanych skrzydeł obu partii.
Być moŜe najbardziej przyczynił się do tego TARP (Troubled Asset Relief Program)
wymyślony przez ówczesnego sekretarza skarbu Hanry’ego Paulsona plan ratunkowy dla
całego systemu finansowego. Plan ten został przedstawiony w najbardziej krytycznym dla
całej gospodarki światowej momencie czyli tuŜ po upadku banku Lehman Brothers, w
połowie września 2008 r. Był to teŜ szczytowy moment kampanii wyborczej w USA. Dla
Paulsona i wielu innych 700 miliardów dolarów miało być ceną za ratunek walącej się
wówczas w gruzy Wall Street i pośrednio całej amerykańskiej gospodarki. Plan ten został
odebrany tylko jako ratunek dla wąskiej elity za pieniądze zwykłych podatników i z trudem
zaakceptował go Kongres. JuŜ wtedy jeden z Republikańskich kongresmenów nazwał TARP
„gwoździem do trumny kapitalizmu”. Tymczasem najbardziej lewicowi zwolennicy Obamy
namawiali go publicznie do odrzucenia pomysłu Paulsona i ukarania „złodziei z Wall Street”.
Administracja obecnego prezydenta przejęła program TARP ale sekretarz skarbu Geithner w
Ŝaden sposób nie przyczynił się do rozwiania utartej juŜ opinii. Wręcz przeciwnie, brak
przejrzystości wydatków w ramach TARP umocnił tylko przekonanie duŜej części opinii
publicznej, Ŝe elita uratowała elitę kosztem przysłowiowej „Main Street”.
Niemal równocześnie z TARP podjęta została takŜe decyzja o uratowaniu giganta
ubezpieczeń AIG którego upadek mógł w teorii zagrozić stabilności całego systemu. AIG
stanęło na krawędzi głównie ze względu na lekkomyślność i krótkowzroczność niektórych
jego pracowników, którzy zajmowali się obrotem skomplikowanymi instrumentami
finansowymi w oddziale firmy w Londynie (AIG Financial Products) Miliardy
zainwestowane przez amerykańskiego podatnika w AIG okazały się jeszcze trudniejsze do
przełknięcia gdy wiosną 2009 r. wyszło na jaw Ŝe szefowie i pracownicy AIG otrzymali za
swoją pracę- a w zasadzie sobie wypłacili - bardzo wysokie premie i bonusy. O temperaturze
ówczesnych nastrojów świadczy najlepiej wypowiedź Chucka Grassleya, Republikańskiego
senatora ze stanu Iowa. Grassley stwierdził – zupełnie serio – Ŝe szefowie AIG powinni
zastosować się do japońskiego modelu odpowiedzialności za poraŜki: przeprosiny i
rezygnacja albo samobójstwo.
Truizmem jest stwierdzenie, Ŝe te wszystkie wydarzenia spowodowały iŜ bankier z Wall
Street stał się ulubionym obiektem ataków populistów wszelkiej maści. Ale w przypadku
prawicowego populizmu czyli tzw. ruchu herbacianego (tea party movement) wina przypisana
była nie tyle finansistom, co Waszyngtońskim elitom politycznym. Te elity (Obama i
Demokraci) nie tylko nie dbają o zwykłych obywateli – ale takŜe dąŜą do przekształcenia
USA poprzez finansowe ingerencje w państwową gospodarkę centralnie sterowaną. Prawica
wykorzystała symbolikę tzw. bostońskiego picia herbaty z 1773 r. czyli protestu mieszkańców
Bostonu przeciwko polityce podatkowej Wielkiej Brytanii. Ruch herbaciany zgromadził
przedziwną mieszankę prawicowych radykałów twierdzących, Ŝe Obama nie jest
prezydentem USA gdyŜ urodził się w Kenii i anty-rządowo nastawionych konserwatywnych
dogmatyków fiskalnych, którzy najchętniej rozwiązaliby rząd federalny i znieśli wszelkie
federalne podatki. Ludzie po prawej stronie sceny politycznej których oburzył TARP, pomoc
dla AIG i General Motors i którzy nie ufali Partii Republikańskiej i jej waszyngtońskim
liderom znaleźli wreszcie moŜliwość by wyrazić swój gniew. Dodatkowo, wdzięcznym celem
ataków stał się rządowy program ratunkowy dla gospodarki przyjęty przez Demokratów w
Kongresie i promowany przez Obamę. Ten 787 miliardowy pakiet inwestycji w infrastrukturę
i cięć podatkowych został uznany przez protestujących za wcielenie socjalizmu czy wręcz
komunizmu. W takiej atmosferze oddolnie tworząca się grupa (ale koordynowana na szczeblu
krajowym i silnie promowana przez konserwatywny kanał kablowy Fox News) zebrała setki
tysięcy członków, którzy protestowali 15 kwietnia 2009 r. w całym USA. We wrześniu tego
roku odbył się „marsz na Waszyngton” członków ruchu, który zebrał ok. 75,000 ludzi. Warto
zauwaŜyć, Ŝe to wszystko działo się poza oficjalnymi strukturami Partii Republikańskiej.
Lewicowy bunt ma głównie nieco inny charakter, co wynika głównie z kształtu Partii
Demokratycznej, gdzie od dawna istniały ścierające się frakcje. Teraz o zaprzedanie się Wall
Street oskarŜani są przez tzw. progressives umiarkowani Demokraci w Kongresie. To właśnie
oni są wedle najbardziej lewicowych komentatorów i aktywistów przyczyną dla której
Demokraci pomagają finansowej elicie. Pod bardzo silnym ostrzałem jest takŜe Biały Dom,
zwłaszcza doradcy ekonomiczni prezydenta (w większości ekipa Clintona) i sekretarz stanu
Geithner, uwaŜany za „chłopca na posyłki” Wall Street. Lewica uwaŜa Ŝe re-regulacja
systemu finansowego zapowiadana przez Obamę będzie słuŜyć tylko interesom korporacji i
banków i nie będzie w Ŝaden sposób zapobiegać następnym bańkom giełdowo-finansowym.
RównieŜ w czasie trwającej od wielu miesięcy debaty o reformie ubezpieczeń zdrowotnych
firmy ubezpieczeniowe i zaprzedani im Demokraci przedstawiani są jako główna przeszkoda
na drodze realnej reformy i stworzenia europejskiej wersji systemu KaŜdy kto ma inne zdanie
jest prędzej czy później uznawany za „nieczystego” czy teŜ „niepełnego” Demokratę. Wśród
progressives rośnie gniew na Kongres i Waszyngton. Są to dla nich w coraz większym
stopniu miejsca i partie wykupione przez bankierów, finansistów i wielkie korporacje.
Jednocześnie lewica jest coraz bardziej zniechęcona do samego Obamy, zarzucając mu
odejście od haseł głoszonych w czasie kampanii i wierność korporacyjnym interesom swoich
doradców.
Rok od wyborów prezydenckich anty-waszyngtońskie i anty-korporacyjne nastroje w ruchu
konserwatywnym i wśród lewicowych aktywistów sięgnęły najwyŜszego od wielu lat
poziomu. I ma to swoje bezpośrednie przełoŜenie na zbliŜającą się kampanię wyborczą przed
wyborami do Kongresu w 2010 r. Na przykład w wyborach uzupełniających w okręgu NY-23
popierana przez Partię Republikańską „oficjalna” kandydatka, Dede Scozzafava została
zmuszona do rezygnacji z kandydowania, gdy okazało się Ŝe nie ma szans na zwycięstwo z
kandydatem „Conservative Party”, Dougiem Hoffmanem. Hoffman nie był popierany przez
szefów GOP ale miał za sobą energię i pieniądze ruchu konserwatywnego. Szybko został teŜ
poparty przez Sarę Palin i najwaŜniejszych komentatorów Fox News i Rusha Limbaugh,
wpływowego publicystę radiowego. Hoffman miał poparcie tych samych ludzi którzy
rozkręcali i uczestniczyli w protestach „herbacianych” – i to oni, zachęceni teraz swoim
sukcesem nawołują coraz silnej do przeprowadzenia czystki w partii w prawyborach przed
2010 r. „Wszyscy umiarkowani republikanie muszą odejść” napisał Erick Erickson,
wpływowy prawicowy bloger. Co ciekawe, w wyborach 3 listopada w NY-23 Demokrata
Owens zwycięŜył z Hoffmanem. To nie zmienia jednak faktu, Ŝe politycy tacy jak Scozzafava
będą często celem konserwatywnych aktywistów, nawet jeśli w późniejszych wyborach
powszechnych nie będą mieli tak duŜych szans na zwycięstwo. Liczy się czystość poglądów,
co w przypadku NY-23 skończyło się utratą miejsca w Izbie Reprezentantów utrzymywanego
przez Republikanów od czasów wojny secesyjnej. PoniewaŜ prawicowi aktywiści są
napędzani silnymi emocjami, przede wszystkim niechęcią do Obamy, Waszyngtonu i elit
własnej partii, mają duŜe szanse by takie starcia „wygrywać” w tak pyrrusowy sposób, jak to
się stało w NY-23. W dalszej perspektywie moŜe to skończyć się nawet rozpadem partii na
dwie części i trójstronnym wyścigiem wyborczym w 2012 r.
I tak miliardy dolarów wydane na ratowanie gospodarki mogą doprowadzić do kryzysu w
amerykańskiej polityce: w obu stronach w siłę rosną najbardziej radykalne elementy. I po
lewej, i po prawej stronie panuje zgoda: potrzebna jest czystość ideologiczna. Problem polega
na tym, Ŝe w takich warunkach trudne wydaje się zawieranie kompromisów niezbędnych w
normalnym funkcjonowaniu Kongresu. To właśnie takie kompromisy, zawierane między
centrystami z obu partii, przyczyniły się w historycznej perspektywie do wcielenia w Ŝycie
wielu kluczowych ustaw. Teraz jednak negocjacje w sprawie reformy niewydolnego i
skomplikowanego systemu zdrowotnego toczą się tylko w – posiadającej większość w Izbie
Reprezentantów i teoretyczną 60osobową „superwiększość” w Senacie – Partii
Demokratycznej. Jeśli jednak Demokraci w 2010 r. stracą kontrolę nad Kongresem, co jest
bardzo moŜliwe, to wówczas Obama by rządzić będzie musiał iść na ustępstwa na rzecz
Republikanów, którzy będą musieli wykazywać minimum dobrej woli w politycznych
sporach. Co jeśli owe ustępstwa nie będą moŜliwe ze względu na silną radykalizację obu
stron? Amerykański system polityczny moŜe utknąć w wieloletnim klinczu, który
uniemoŜliwi prowadzenie jakiejkolwiek racjonalnej polityki. Obama juŜ teraz ma trudny
orzech do zgryzienia: w sondaŜach traci na popularności wśród wyborców niezaleŜnych. By
ich odzyskać, będzie musiał prowadzić bardziej centrową politykę. Ale to na pewno pogłębi
apatię i zniechęcenie „lewicowej bazy” wobec jego administracji.
Taka jest właśnie prawdziwa cena kryzysu: moŜe on tak zradykalizować obie strony w antywaszyngtońskich nastrojach, Ŝe ulegnie zapomnieniu fakt, iŜ to właśnie w Waszyngtonie, a
nie na blogach i marszach protestacyjnych, ma miejsce tworzenie rozwiązań które mogą
uratować Amerykę przed dalszym słabnięciem. MoŜe się więc okazać, Ŝe wydane przez
administracje Busha i Obama miliardy dolarów będą w dłuŜszej perspektywie kosztować
USA znacznie więcej niŜ wynoszą ich nominały.
O Autorze:
Michał Kolanko – urodzony w 1985 r. w Krakowie, student V roku
prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dziennikarz i bloger, był
Michał Kolanko
m.in. współpracownikiem Newsweek Polska i staŜystą Wiadomości
TVP. Pełnił takŜe funkcje rzecznika prasowego krakowskiego NGO
“Krzyk Wolności”. Publikował w “Pressjach” Klubu Jagiellońskiego
i czasopismach studenckich Plus-Ratio i “Consensus”. Prowadzi
bloga Spin Room (www.spinroom.pl) o mediach i technologii w
amerykańskiej polityce. W wolnych chwilach, których jest bardzo
niewiele, czyta dobre ksiąŜki i ogląda dobre filmy.
Czytaj więcej >>
Artykuły tego Autora:
•
•
•
Nowa Ameryka Obamy?
Purpurowy kompromis, czyli ponadpartyjność w czasach kryzysu
Biorąc ETS powaŜnie
Zobacz wszystkie artykuły tego Autora