OPIS TRAS – DOLSK MTB MARATON 2014 MINI
Transkrypt
OPIS TRAS – DOLSK MTB MARATON 2014 MINI
Trening czyni Mistrza... czyli jak pokonać Siebie i Innych…. Drogi Maratończyku masz za sobą już kilka startów i zastanawiasz się co zrobić aby być jeszcze lepszym i na następnej imprezie pokonać zawodników którzy dotychczas przyjeżdżają na metę przed tobą. Zaczynasz się więc wertować mądre księgi, przeglądasz internet, słuchasz tego co mówią ,,starzy maratońscy wyjadacze”…. I masz w głowie mętlik co zrobić… Zacznijmy od początku. Sukces rodzi się w głowie i z nią będzie najwięcej problemów., bo ciało jesteśmy w stanie dość szybko doprowadzić do jako takiego stanu używalności. Wszystko zależy od ilości czasu jakim będziemy dysponować. I tutaj zaczynamy dotykać problemu głowy… Mając do dyspozycji 6 godzin tygodniowo na trening, będziesz jeździł na tym poziomie i ani grama więcej ! Na maratonie nie będziesz rywalizował z najlepszymi, ponieważ z reguły są to osobnicy praktycznie ,,zrośnięci” z rowerem dla których każda chwila bez ukochanego sprzętu jest chwilą straconą… Trzeba mieć świadomość że rywalizujemy dwa, trzy miejsca do przodu i tyleż samo do tyłu, nie ma większego znaczenia czy dotyczy to rywalizacji o dziesiąte, trzydzieste , setne czy też o jeszcze dalsze pozycje na liście z wynikami. Rywalizacja zawsze jest tak samo zacięta jak o „pudło” a satysfakcja z pokonania rywala taka sama jak na Mistrzostwach Świat! Nawet jeżeli dotyczy trzeciej lub nawet czwartej strony z wynikami OPEN. Skoro już to ustaliliśmy, to teraz zajmijmy się sposobami na poprawienie naszego miejsca na mecie. Wyścigi XC to nie dla mnie ! Jak dojdę z formą do porządku to wtedy tam wystartuję… Nic bardziej mylnego! Właśnie podczas jednego wyścigu XC dowiadujemy się o sobie i innych więcej niż w trakcie 10 maratonów MTB!!! Jak to możliwe? To proste, prześledźmy tok myślenia „wytrawnego maratończyka” który przygotowuje się do wyścigów XC oraz „debiutanta maratończyka” mającego za sobą kilka startów XC… Wystartowali razem i jadą sobie dzielnie kilometr po kilometrze, aż w pewnym momencie zaczyna się zwykły, ciężki podjazd. Bez żadnych technicznych niespodzianek. Jadą więc sobie razem kierownica w kierownicę zerkając od czasu do czasu na siebie co który może… W pewnym momencie tętno zaczyna dochodzić w okolice maksymalnego, oddech staje się bardzo krótki i w głowie „wytrawnego maratończyka” pojawia się myśl: -Umieram więcej nie mogę !!! I w tej sytuacji ,,wytrawny maratończyk” zaciska ręce na kierownicy i puszcza korby bo dalej się nie da, ON UMIERA … A co robi „debiutant maratończyk” ale po przejściach XC ? On wie doskonale, bo to już przerabiał na wyścigach, że to „UMIERANIE” z reguły może trwać kilkadziesiąt minut ( bo tak się jeździ na wyścigach XC ! ), zaciska ręce na kierownicy, mocniej naciska na pedały ….i odjeżdża w siną dal… A że każda góra kiedyś się kończy, na szczycie dopada innego „wytrawnego maratończyka” który wystartował w sektorze przed nim, doszedł do siebie po „wstępnym umieraniu”. Dalej jadą już zgodnie razem...do następnego zakrętu. Tam dość nagle i niespodziewanie pojawia się podjazd/ścianka…I co się dzieje ? „Wytrawny maratończyk” zaczyna myśleć: -trzeba będzie zmienić przełożenie, ale na jakie? - mała z przodu, średnia z tyłu… - jechać tak jak teraz a potem zmieniać, odpowiednio do prędkości i nastromienia, tak jak pisali w mądrych księgach… Myśli, myśli i z reguły decyzja jest lekko chybiona… I potem trzeba poprawiać, a na podjeździe to nie jest takie proste … W konsekwencji przerzutka chrobocze i nie zmienia , za chwilę klinuje się łańcuch, trzeba zsiadać …koszmar… A „ maratończyk/debiutant” ( ale po kilku wyścigach XC ) po skręceniu w podjazd/ściankę z automatu: pyk, pyk… ma „spięte” to co potrzeba i jedzie dalej … Ale skąd on to wiedział że tak trzeba??? ( o tym później …) A że podjazd był ciężki, to na szczycie dopadł następnego starego wygę maratonowego, który doszedł do siebie po „wstępnym umieraniu”. Niestety, dla niego, zaraz za szczytem, jak to zwykle bywa pojawił się ostry zjazd i „wyga” zaczyna kombinować: jak tu zjechać w jednym kawałku…lewa, prawa, środkiem…ostatecznie schodzi z roweru i sprowadza bezpiecznie siebie i sprzęt … Debiutant ( ale po przejściach w XC ) zjeżdża… Nie dla tego że jest wariatem, i jutro nie musi iść do pracy , tylko dzięki umiejętnością nabytym podczas wyścigów XC !!! I nie chodzi tutaj wbrew pozorom o jakieś super specjalne umiejętności techniczne ! Po prostu potrafi hamować i wie że w razie czego zawsze zdąży wytracić prędkość, gdyby pojawiło się coś bardzo niebezpiecznego na zjeździe, a resztę zjazdu pokonać z buta… Jak to się wszystko dzieję? Odpowiedź jest banalnie prosta. Każda czynność powtarzana wielokrotnie przeradza się w odruch. Podczas zwykłego maratonu mamy do pokonania ok. 30 zakrętów w lewo, o cztery więcej lub mniej w prawo…hamujemy większość razy łagodnie w ilościach podobnych do ilości zakrętów , no może dodatkowo kilkanaście razy więcej bo akurat ktoś zmieniał tor jazdy więc trzeba było trochę zwolnić… Do tego dochodzi kilkanaście podjazdów i zjazdów, czasami bardzie stromych, czasami łagodniejszych ale raczej nic specjalnie trudnego… Bo te trudniejsze zjazdy pokonujemy z „buta” tak samo jak trudniejsze podjazdy, bo tam brakuje sił i umiejętności. I tak naprawdę to jest to opis JEDNEJ RUNDY WYŚCIGU XC !!! A podczas przeciętnego wyścigu XC takich rund jest od 4 do 8 … Wystarczy jeszcze do tego „ dołożyć” możliwość popatrzenia, jak z trudnościami trasy radzą sobie najlepsi zawodnicy ( na co podczas maratonu nie ma szans… na XC można czasami pojechać za takim ,,gościem” kilkadziesiąt metrów…) i mamy jasną sytuację dlaczego „debiutant/maratończyk” już sobie pojechał i najczęściej jest już na mecie a my jeszcze walczymy z trasą…