- 1 - 1. Czy to tylko grzybobranie? Był to pogodny, wrześniowy dzień

Transkrypt

- 1 - 1. Czy to tylko grzybobranie? Był to pogodny, wrześniowy dzień
1. Czy to tylko grzybobranie?
Był to pogodny, wrześniowy dzień. Zza chmur lekko przygrzewało słońce,
a w powietrzu snuły się nitki babiego lata. Powiewał lekki wietrzyk, wprawiając przyrodę
w taniec do rytmu szumiącej w koronach drzew muzyki. Było ciepło i przyjemnie.
AŜ chciało się wyjść na zewnątrz i chłonąć to, co miała nam do zaoferowania tego dnia
przyroda.
Wstałem z łóŜka czując w udach lekki ból, który przypomniał mi wczorajsze zajęcia
WF.
Ech... Zakwasy… kondycja, a raczej jej brak dają się we znaki. – pomyślałem niezadowolony
– Trzeba będzie popracować nad sobą – ta myśl jeszcze bardziej zepsuła mi humor.
Podszedłem do okna, rozchyliłem zasłony i mym oczom ukazał się bardzo przyjemny widok,
który trochę poprawił mi samopoczucie. Stwierdziłem, Ŝe mam weekend, zakwasy się
rozruszają i nie ma co psuć sobie tak pięknego dnia, jakim jest sobota. I w dodatku kiedy jest
taka piękna pogoda! Umyłem się, ubrałem i zbiegłem po schodach na śniadanie.
- Dzień dobry mamuś! – zawołałem do parzącej herbatę mamy – Dostanę jakieś śniadanko? –
dorzuciłem wesołym tonem.
- AleŜ oczywiście! Jakbym mogła Cię nie nakarmić! – odrzekła równie wesoło mama. –
Usiądź przy stole i poczekaj minutkę.
Za chwilkę przyszli tata z bratem i tak tego pięknego sobotniego ranka wspólnie zjedliśmy
śniadanie.
- Bardzo ładna pogoda! MoŜe się okazać, Ŝe to ostatnie takie dni w tym roku, przecieŜ juŜ
wrzesień! Szkoda byłoby je zmarnować. MoŜe wybierzemy się na jakiś spacerek? –
zaproponowała mama.
- O jejuuuu! Ja chcę na basen! – jęknął z niezadowoleniem mój młodszy brat Szymon
- Ale Szymonku, to mogą być naprawdę ostatnie ładne dni. Na basen moŜna będzie jeździć
w zimie – próbował wybić mu ten pomysł z głowy tata – MoŜe pojedziemy do lasu
i zobaczymy, czy są jakieś grzyby. MoŜe znajdziemy coś ciekawego.
Pomysł ten przypadł wszystkim do gustu. (rzeczywiście znalazłem coś ciekawego,
aczkolwiek na pewno nie było to grzybem, o nie!, ale o tym później) Jedziemy!
Wzięliśmy koszyczki, noŜyk, wodę mineralną i wsiedliśmy do samochodu. Za
kilkanaście minut byliśmy u celu. Przed lasem był mały brzozowy zagajnik,
-1-
w którym mieliśmy nadzieję znaleźć jakiegoś kozaka. Drzewka rosły rzadko, pomiędzy nimi
były wydeptane ścieŜki. Wypatrywaliśmy grzybków uwaŜnie, lecz nic nie znaleźliśmy.
Wyglądało na to, Ŝe wielu ludzi było tam przed nami i dla nas juŜ nic nie zostało.
- Chodźcie tutaj, zobaczycie coś! – zawołała mama.
Gdy podbiegłem do niej, wskazała na rosnącą pomiędzy źdźbłami trawy grupkę czerwonych
muchomorów. Były to piękne grzybki na białej nóŜce, wyglądającej niczym smukła, długa
szyjka owinięta na dole chusteczką. Kapelusik był czerwoniutki, jakby został pomalowany.
Na nim widniały białe, troszkę odstające kropki. Wyglądały wręcz baśniowo!
Pod stopami poczułem coś miękkiego, popatrzyłem w dół i ujrzałem dywan złoŜony z setek
malutkich liściastych roślinek.
- Wejdźmy do lasu. Tutaj raczej nic nie znajdziemy. MoŜe tam dopisze nam szczęściezaproponowałem i skierowaliśmy się w stronę lasu.
PrzewaŜały tam drzewa i krzewy liściaste, a przez „gąszcze” wydeptana była ścieŜka.
Poszukiwania zaczęliśmy po prawej stronie. Przez pewien czas nie natrafiliśmy na nic, lecz
niezraŜeni tym szukaliśmy dalej. Ściółka szeleściła pod nogami, mijaliśmy stare, ścięte lub
złamane konary drzew, pokryte mchem, jakby były otulone mięciutkim sweterkiem.
Moja mama zauwaŜyła ogromną hubę, dumnie prezentującą się na leciwym pniu. Była
naprawdę piękna.
Przedzieraliśmy się przez gąszcze dalej i dalej, aŜ natrafiliśmy na ogromny ścięty pień
porośnięty grzybami.
- Opieńki - zawołał mój tata – Ale duŜo opieńków!
Wyciągnął noŜyk i zaczął je zbierać. Odcinał kapelusik od nóŜki i oglądał, czy grzyb jest
zdrowy. Jeśli tak, wrzucał go do koszyczka.
W pobliŜu były jeszcze dwa skupiska naszych „obiektów zainteresowania”.
Szło nam bardzo sprawnie, i niewiele grzybów było robaczywych. Gdy ograbiliśmy owe
miejsca ze skarbów natury, zaczęliśmy się rozglądać za kolejnym celem wyprawy. Nie zajęło
to duŜo czasu, bo po chwili natknęliśmy się na kolejne apetycznie wyglądające miejsce.
Dostęp do pnia, który upatrzyłem sobie za „zdobycz”, bronił kolczasty krzew, lecz dałem
sobie z nim rady bez problemu.
Nasze koszyczki napełniały się w mgnieniu oka. Aby odpocząć podniosłem się na chwilę
z „kucek”, rozglądnąłem się w około i podsumowałem nasze zbiory.
- Mamy juŜ zapełnione wszystkie koszyki! DuŜo tych grzybków, oj duŜo! Pewnie będą
smaczne! – zawołałem – Ale moŜe juŜ wystarczy?
-2-
- To fakt! MoŜe rzeczywiście juŜ wracajmy, przecieŜ czeka nas jeszcze obieranie. –
odpowiedziała mi mama
- Chodźmy do samochodu, zostawmy tam zbiory. Przejdźmy jeszcze tą ścieŜką, moŜe
znajdziemy przypadkiem jakiegoś szlachetniejszego grzyba. – zaproponował tata.
Tak teŜ zrobiliśmy. Zadowoleni wyszliśmy z lasu podziwiając swą „zdobycz”. WłoŜyliśmy ją
do bagaŜnika, odpoczęliśmy chwilkę i napiliśmy się wody mineralnej.
- Co się robi z tych opieniek? – zapytałem.
- Z opieńków- poprawił tata – moŜna zrobić sos grzybowy albo jajecznicę.
- Najlepiej je zamarynować – wyjaśniła mi mama – my z części zrobimy sos, resztę
zamarynujemy.
I tak oto został ustalony dalszy los naszych grzybków.
Udaliśmy się na ścieŜkę. Mój brat wyciągnął z bagaŜnika rower i jechał przed nami. Tata
wszedł w gąszcz w poszukiwaniu prawdziwka, lecz bezowocnie. Ja z mamą szliśmy sobie
powoli, nigdzie się nie spiesząc.
- Jasiek! Chodź tu szybko! Zobaczysz coś fajnego! Szybko! – zawołał Szymon
- Co tam masz? – zapytałem przyspieszając kroku
- No chodź to zobaczysz! – odpowiedział mi brat
Podbiegłem do niego, a on wskazał na małe Ŝółte zwierzątko.
- Co to? – spytałem.
- Jakaś Ŝółta glizda.
- Po pierwsze, nie mówi się „glizda”, tylko „glista”, a po drugie to jest gąsienica. –
sprostowałem – ale jest śliczna! Mamusia! Zobacz!
Stworzonko rzeczywiście było wspaniałe. Miało jaskrawy, Ŝółty kolor. Jego ciało pokryte
było delikatnym, prawie niewidocznym meszkiem, na którym widniały czarne kropeczki.
Z „główki” wyrastały dwa niewielkie czułki. Z tyłu odwłoku wystawało coś, na kształt kolca.
Miało to stosunkowo do reszty gąsieniczki duŜy rozmiar oraz piękny róŜowo – fioletowy
kolor. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego, więc zaciekawiony wziąłem to na rękę.
Przykryłem je dłonią i popatrzyłem. Ku memu zdumieniu zwierzątko fosforyzowało. Świeciło
jasnym, bladoŜółtym blaskiem.
- To fosforyzu… - chciałem zawołać, lecz nie dokończyłem, gdyŜ stało się coś zupełnie
nieoczekiwanego!!!
-3-