Europa płonąca stosami, czyli jak zostać czarownicą

Transkrypt

Europa płonąca stosami, czyli jak zostać czarownicą
Europa płonąca stosami, czyli jak zostać czarownicą
Katarzyna Leszczyńska
W XV wieku Kościół Katolicki mocą swojego autorytetu oficjalnie potwierdził istnienie czarownic. Był to
rezultat trwającego kilka stuleci procesu, pierwotnie bowiem wiarę w czary traktowano w
chrześcijaństwie na równi z pogańskimi gusłami. W roku 785, podczas synodu w Padeborn,
postanowiono, że kara śmierci grozi każdemu, kto zwiedziony ciemnym zabobonem utrzymywać
będzie, że czarownice istnieją naprawdę. Do XI wieku stos nie był oficjalnie przewidziany w przypadku
oskarżenia o czary. Dopiero podczas wielkich heretyckich ruchów w XI-XIII wieku nastąpiła zmiana
stanowiska Kościoła. Tomasz z Akwinu potwierdził istnienie czarownic i demonów oraz możliwość
kontaktów płciowych między nimi.
Coraz bardziej zaczynała zacierać się granica między oskarżeniem o herezję i o czary. W roku 1459
ukazało się dzieło Alphonso de Spina Fortalicium fidei, które w równej mierze kierowało się przeciwko
heretykom, Żydom i innym nie chrześcijanom, co przeciwko parającym się czarami kobietom,
skalanym konszachtami z demonami. W roku 1484 Papież oficjalnie poparł procesy czarownic, a za
ich największe przewinienie uznał odbieranie płodności ludziom, zwierzętom i roślinom. Czarownice
przestały być częścią składową pogańskich kultów, stały się realnym zagrożeniem, czyhającym na
ludzi w każdej chwili ich dnia codziennego. Zachowane z owych czasów historie niecnych i budzących
grozę wypadków stanowią dla nas niezwykle cenny obraz lęków i fobii nie tylko ówczesnej kultury
europejskiej.
Oto pewien kucharz nadworny poślubia młodą i godną czci dziewicę, na którą natychmiast rzuca urok
jego dawna kochanka. Młoda żona umiera parę dni po ślubie, co jej tylko na dobre wychodzi, "gdyż
Bóg przeznaczył dla niej w niebie inne wesele." Inny młodzieniec, odmówiwszy, z braku czasu, swojej
kochance spędzenia z nią miłosnej nocy, ściąga na siebie jej przekleństwo, a co za tym idzie, szybką
śmierć. Porzucona przez ukochanego dziewczyna odbiera mu za pomocą sztuczek diabelskich
męskość i dopiero wobec groźby użycia siły zwraca ją nieszczęśnikowi. Jest to jedynie mała próbka
całej serii dramatycznych wypadków opisanych w Malleus maleficarum autorstwa Jakoba Sprengera i
Heinricha Insistorisa, ale wystarczy, by postawić pytanie nierozerwalnie związane z problematyką
procesów czarownic: dlaczego kobiety oskarżano o czary? dlaczego tak duża część ich rzekomych
przewinień dotyczyła sfery seksu? Ta wydana w 1487 roku książka, praktycznie podręcznik
prowadzenia procesów czarownic, udziela oczywiście odpowiedzi na oba pytania. Czarownica, czyli
osoba, która zaparła się Boga, zawarła pakt z diabłem, przypieczętowany aktem seksualnym, w celu
szkodzenia przykładnym chrześcijanom. Uczyniła to w zmowie z innymi czarownicami, z którymi
regularnie spotyka się na sabatach. Czarownica jest zazwyczaj kobietą, albowiem kobieta jest z natury
rzeczy bardziej lekkomyślna i podatna na pokusy cielesne niż mężczyzna. Już samo słowo "femina"
dostarcza autorom materiału dowodowego na poparcie tej tezy. Rozkładają je na części składowe:
fe+minus, gdzie fe oznacza fides, czyli wiarę, minus - mniej - w rezultacie otrzymują definicję kobiety,
jako tej o mniejszej wierze. Kolejnym argumentem koronnym jest fakt, że Chrystus obrał męskie ciało,
aby stać się człowiekiem, tak więc ta płeć lepiej jest strzeżona przed wszelką pokusą i pożądaniem. W
ten sposób zbliżamy się również do odpowiedzi na drugie pytanie: czary obracają się tak często
przeciwko męskiej potencji, gdyż mężczyźni nie chcą zaspokajać żądzy kobiet, która i tak jest nie do
zaspokojenia i popycha je w ramiona diabła. Uniemożliwienie za pomocą czarów stosunku prowadzi
ponadto do uniemożliwienia prokreacji, czyli wypełnienia jednego z przykazów boskich, na które
Kościół od XV wieku kładł szczególny nacisk. Podstawowym uzasadnieniem tak masowych i
skutecznych ataków czarownic na płodność człowieka (zarówno mężczyzny jak i kobiety) jest jednak
przede wszystkim nieczystość aktu płciowego i seksualności w ogóle, co czyni tę sferę szczególnie
łatwo dostępną dla wszelkich mocy piekielnych: Bóg zezwala im na więcej w przypadku aktu
miłosnego, gdyż powielony zostaje w nim grzech pierworodny. Cała sfera seksualności jest więc
grzeszna, a kobieta jako istota całkowicie w niej uwikłana staje się szczególnie podatna na odegranie
roli diabelskiego instrumentu.
Propagujący te tezy Młot na czarownice dał silne podstawy "nauce" o czarownicach i przyczynił się do
podłożenia ognia pod tysiącami stosów. Książka ta stanowi systematyzację przeróżnych wierzeń
związanych z czarami, popartą autorytetem papieża i teologicznymi argumentami. Jej złowieszczy
wpływ na historię procesów czarownic polega przede wszystkim na wykształceniu i utrwaleniu w
świadomości całych społeczeństw dwóch wyobrażeń: po pierwsze to kobiety parają się czarami i
dlatego cała płeć żeńska jest z natury rzeczy podejrzana, po drugie praktyki czarowskie mają
charakter zorganizowany, istnieje swoista sekta pragnąca zniszczyć religię chrześcijańską. Teorie te
dały podstawę do zaplanowanego na wielką skalę, realnego zwalczania spisku przeciwko
chrześcijaństwu. Prawdy opisane w Młocie na czarownice popularyzowano z wielkim zapałem w
kazaniach oraz poprzez pokazowe procesy i egzekucje, a dowodem na ich znaczenie niech będzie
fakt, że w długiej, bo obejmującej czas od XV do XVIII wieku, historii obłędu czarownic, fale
prześladowań nasilały się prawie zawsze po opublikowaniu tego podręcznika procesów. Także w
Polsce procesy czarownic zaczęły się po przetłumaczeniu i opublikowaniu w 1614 roku Młota na
czarownice.
Wiara w realność czarów i istnienie ludzi mających bezpośredni kontakt ze światem demonów
towarzyszyła oczywiście ludzkości od zarania jej dziejów, znajdując odbicie w mitach, baśniach,
legendach. W kulturze germańskiej, a więc w kulturze kraju, w którym stosów było najwięcej,
czarownik lub czarownica to ktoś, kto w pojedynkę, stojąc poza wspólnotą, usiłował wywierać wpływ
na naturę. Wilhelm Grönbech, w książce Kultura i religia Germanów, stawia ludzi parających się
czarami na jednym poziomie z postacią wykluczonego ze wspólnoty. Czyli jest to Swój zamieniający
się w Obcego: "Jeżeli członek wspólnoty wyłączy się z duchowej komunikacji ze swymi braćmi [..] jego
obecność ciąży niczym koszmar na wszystkich myślach i paraliżuje wolę i siłę. Jego czyny, a nawet
jego myśli są ciągłym zagrożeniem dla szczęścia mieszkańcow. [...] Jego obecność jest zgrzytem w
kosmosie i jest tak samo niszcząca dla duchowej pewności, jak mogłyby być słońce bądź księżyc,
gdyby wyłamały się z przyjaźni z człowiekiem i zeszły na manowce. Aby zachować świat, człowiek
musi zniszczyć i zgładzić wszystkich czarowników z ich domami i całym dobytkiem. [..] Jest
znienawidzony, ponieważ sztukę swą uprawia w duchu ciemności i izolacji, jest obcym, stojącym poza
umocnieniami pokoju." Praktyki czarowskie stanowiły dla Germanów uosobienie czynności złośliwych i
bezsensownych, a wyrządzone szkody przypominały te, o jakie oskarżano potem czarownice podczas
procesów. Siła czarownic i czarowników była tak potężna, a ich zbrodnie tak niewybaczalne, że
Germanie nie ustępowali przedstawicielom poźniejszej kultury w gorliwości wykorzeniania zła: "ludzie
starają się spalić go [czarownika - K.L] na popiół, usypać nad nim kopiec kamieni, przekłuć go
kołkiem, albo utopić daleko od brzegu - środków ostrożności nigdy nie za wiele." Autor, przytaczając
przykłady wiary w rozmaite potwory w ludzkiej skórze, które znieważają bogów i szkodzą ludziom,
stwierdza: "Takie opętanie złem jest oznaką germańskiego niepokoju, być może jego symptomy u
chłopów w XVII i XVIII wieku były regulowane przez nieco zmienione warunki - stały się
chrześcijańskie - rodzaj obłędu pozostał jednak ten sam."
Konkluzja ta stawia nas przed pytaniem o wyjątkowość procesów czarownic. Oczywiście na pierwszy
rzut oka wyraźne są różnice między tymi dwoma sposobami pojmowania czarów. Organizowanych
masowo procesów czarownic, opartych na systematycznej "nauce" o czarownicach, nie można
utożsamiać z pojedyńczymi przypadkami oskarżeń o czary, jakie znamy z epok wcześniejszych. Była
to akcja podbudowana i ideologicznie, naukowo, teologicznie, prawnie, przez co zbliża się bardziej do
innych znanych z historii prześladowań różnych grup, w których posługiwano się motywem spisku i
uruchamiano mechanizmy konstruowania postaci kozła ofiarnego - mechanizmy, które jednakoż
ludzkość zna od zarania swych dziejów i do których wyzwolenia nie jest niezbędna żadna rzeczywista
wina. Gerhard Schormann stwierdza w swej książce Hexenprozesse in Deutschland, że procesy
czarownic i zagłada Żydów były największymi, nie związanymi z działaniami wojennymi masowymi
mordami w Niemczech. Młot na czarownice porównywany był z Mein Kampf Hitlera. Porównania te, z
całą świadomością istniejących różnic, pod względem podobieństwa pewnych mechanizmów
napędzających akcje represyjne daje się rozciągnąć również na inne przypadki: prześladowanie
pierwszych chrześcijan, wcześniejsze prześladowania heretyków, pogromy Żydów, czystki w ZSSR,
amerykańskie polowanie na czerwone czarownice. Zdumiewająco podobne są oskarżenia wysuwane
przeciwko członkom tych rzekomych "sekt". Do stałego repertuaru wszystkich tych oskarżeń należało
np. bezczeszczenie świętości. W przypadku Żydów były to zarzuty o przekłuwanie hostii, w przypadku
czarownic hostia zmieszana z krwią nieochrzczonego dziecka służyła do sporządzania maści
umożliwiającej latanie. Maść takowa mogła być sporządzana również z tłuszczu nowonarodzonego
dziecka, co jako żywo przypomina rzekome wykorzystywanie przez Żydów krwi dzieci do
sporządzania macy. Zarzuty typu: tajne spotkania nocą w odosobnionych miejscach, rozpusta,
degeneracja, dążenie do zniszczenia lub przejęcia władzy nad światem, pakt z mocami nieczystymi,
negowanie, sprzeniewierzenie się jedynemu prawdziwemu porządkowi mogłyby zostać postawione
każdej z wymienionych grup. Intrygujące również są powiązania konstruowane między nimi bądź to
bezpośrednio, bądź to poprzez podobieństwo stawianych im zarzutów.
Pierwsze procesy czarownic pojawiają się w kontekście procesów katarów, w 1320 roku papież Jan
XXII nakazuje dołączyć sprawy o czarostwo do procesów heretyków, w Młocie na czarownice
kilkakrotnie występuje żydowski czarownik, bądź ochrzczona Żydówka, która nakłaniała inne kobiety
do ranienia nożem wizerunku Zbawiciela i szyderstw z czystości dziewicy Marii i niepokalanego
poczęcia. Żyd w Niemczech hitlerowskich to uczestnik nabożeństw wieńczonych zabójstwem dziecka,
lekarz wykorzystujący złą wiedzę przeciw organom rodnym kobiet aryjskich, naukowiec uwodzący do
zdrady natury, syfilityczny uwodziciel z jazz-bandu preferujący perwersyjny seks i demoralizujący
kobietę niemiecką stworzoną do przedłużania istnienia rasy aryjskiej. Michał Komar wspomina książkę
Aleksandra Weissberga-Cybulskiego, komunisty aresztowanego w Charkowie w 1937 roku, Wielka
czystka, noszącej w oryginale tytuł Hexensabbat, a zwrot "polowanie na czarownice" wszedł do mowy
potocznej jako określenie na wyszukiwanie i produkowanie winnych - kozłów ofiarnych. Podobne są
nie tylko oskarżenia, podobne są również mechanizmy represji poczynając od swoistej teatralizacji
rzeczywistości - konstruuje się i rozpowszechnia wizję zagrożenia, która koresponduje z
doświadczeniem społecznym, z popularnymi wierzeniami, przesądami, poprzez nadanie temu
spójności systemu, wyraźne wskazanie źródła zła, zachętę do walki, utworzenie aparatu śledczoprokuratorskiego, sądowniczego, ewentualnie lekarskiego (lekarze zostali uznani w Młocie na
czarownice za specjalistów, którzy bezbłędnie umieją odróżnić sprawki diabelskie od defektów czysto
somatycznych, nazistowscy lekarze tworzyli niepodważalne kryteria rasy), aż po przyswojenie sobie
tych wyobrażeń przez społeczeństwo i wykształcenie się w nim tak silnych struktur posłuszeństwa,
denuncjacji, donosów, że sprawa odpowiedzialności za popełnione zbrodnie, relacja winy między
władzą a poddanymi zaciera się nieuchronnie. Obraz przygotowany odgórnie przy użyciu elementów
wcześniej już istniejących nabiera własnego życia i dynamizmu. Dzieło zaczyna przytłaczać samych
mistrzów. W historii obłędu czarownic prosty lud domagał się czasem procesów tak fanatycznie, że
duchowieństwo i władze świeckie miały problemy z zatamowaniem fali terroru przerastającej ich
oczekiwania. Innym razem to ludzie właśnie dość mieli przelewu krwi i jawnym buntem przeciwko
władzy kładli mu kres.
Czarownice to nie kapłanki pogańskich religii, wyznawczynie kultu płodności, procesy to nie jedynie
forma walki mężczyzn z wiedzą lekarską kobiet, ani kampania przeciwko ich seksualności. Wszystkie
te czynniki odegrały ważną rolę przy kształtowaniu się obrazu czarownicy, ale ustawianie kobiet w
jednoznacznej roli prześladowanych męczennic, bojowniczek o słuszną sprawę nie mieszczących się
w ramach skostniałego patriarchalnego społeczeństwa jest swoistym złagodzeniem przerażenia, jakie
wywołują te procesy, uproszczeniem dokonanym z chęci wyjaśnienia, całkowitego zrozumienia,
obrony przed irracjonalnością: łatwiej pojąć, że te kobiety karane były za coś, że czegoś broniły niż
pogodzić się z całkowitą bezpodstawnością i fikcyjnością aktów oskarżeń. Godząc się na taki punkt
widzenia, próbując uheroicznić śmierć na stosie, przyznajemy w pewien sposób rację prześladowcom,
gdyż potwierdzamy istnienie pewnych czynów o charakterze przestępczym, za którymi podążała kara.
Nie akceptujemy prawomyślności tej kary, obarczamy inkwizytorów, sędziów winą za masowe
zbrodnie i zdejmujemy w ten sposób z siebie obowiązek przeanalizowania kultury, która do takich
zbrodni dopuściła. Sytuacja staje się jasna, nie musimy poszukiwać mechanizmów pozwalających i
dziś jeszcze zamieniać również w nas samych Inność we wrogość.
Wśród spalonych kobiet było z pewnością wiele Innych, lecz masowe prześladowania mają to do
siebie, że wina nie jest w nich tak naprawdę potrzebna. Dochodzi do nich wtedy, gdy pewien model,
stanowiący wypadkową lęków i zasad kultury staje się powszechnie znany i akceptowany. Gdy obraz
wroga został jasno zarysowany i zaakceptowany możliwe były oskarżenia zarówno
"nieprzystosowanych" jak i Bogu ducha winnych kobiet. Donosy i oskarżenia przejęły rolę wentylu
bezpieczeństwa dla strachu, zawiści, goryczy. Nie podlega dyskusji fakt, że w takiej sytuacji
największe niebezpieczeństwo groziło kobietom samotnym, które nie mieściły się w bezpiecznym i
łatwym do kontrolowania modelu rodziny, że łatwo było oskarżyć kobiety otwarcie przyznające się do
swych pragnień seksualnych, poszukujące szczęścia poza dozwolonymi granicami, gdyż potwierdzały
one prawdziwość zagrażającego porządkowi świata obrazu czarownicy. Były wśród nich kobiety
pragnące wyrwać się z przypisanej im sfery natury, pragnące odegrać role inne niż te im przydzielone.
Nie można jednak zapomnieć, że obok tych Innych na ławie oskarżonych siadały również kobiety nie
łamiące obowiązujących norm, których nazwiska padły przypadkowo podczas tortur, lub które miały
jakiekolwiek kontakty z wcześniej oskarżonymi. Ich jedyną winą był fakt bycia kobietą, a czarownicami
stawały się dopiero podczas procesu.
Funkcja ofiarna tych kobiet nie skończyła się wraz ze śmiercią na stosie. W roku 1935 Himmler
powołał do życia Hexen-Sonderkommando mające zbadać historię procesów czarownic i przygotować
grunt pod planowaną na po wojnie rozprawę z Kościołem katolickim, jako przedstawicielem nie
germańskiego światopoglądu. Trudno nie zadać sobie pytania, jak karkołomnych ideologicznych
operacji należało dokonać, aby masowi mordercy, przybierając pozę oskarżycieli innych masowych
mordów, mogli wykorzystać to oskarżenia dla usprawiedliwienia swych zbrodni? Przecież słowo
"Ausrottung" ma podobną historię jak słowo "extirpatio", używane początkowo wobec heretyków, a
poźniej, poczynając od wieku XVII, oznaczające całkowite wytępienie czarownic. Oba nie
potrzebowały żadnych dodatkowych objaśnień - każdy współczesny wiedział, o jakie "rozwiązanie
ostateczne" chodzi. W jak paradoksalnym świetle jawi się walka Himmlera o godność kobiety, toczona
w państwie rządzonym przez mężczyzn, w którym antyfeminizm działał jak łagodniejsza odmiana
antysemityzmu, a nierówność płci uważana była za równie niepodważalną jak nierówność ras.
Historia największego w dziejach mordu dokonanego na kobietach, mająca posłużyć w zwycięskim
państwie Hitlera do wyprodukowania kolejnych kozłów ofiarnych, chętnie przypominana również i dziś
przez neonazistów, porównujących procesy toczone przeciwko zbrodniarzom hitlerowskim z
procesami czarownic, jest, mówiąc za Michałem Komarem, "częścią europejskiego dziedzictwa. Jako
wzór masowego obłędu. Jako przykład racjonalnej metodologii, która temu obłędowi służy." Nie
stanowi ona z pewnością zamkniętego akapitu naszych dziejów, a zainteresowanie jakim cieszy się
ponownie w ostatnim czasie świadczy o tym, że analiza mechanizmów leżących u podstaw
prześladowań czarownic, sposobów ich ideologicznego wykorzystania, może okazać się niesłychanie
przydatna zarówno przy próbach zrozumienia funkcjonowania różnych aparatów represji, jak i lęków i
fobii kultury, w której żyjemy.
Katarzyna Leszczyńska - germanistka, słuchaczka Szkoły Nauk Społecznych PAN; pisze pracę
doktorską na temat Żydów w literaturze niemieckiej.

Podobne dokumenty